Opracowała: Stanisława Kiewel

Transkrypt

Opracowała: Stanisława Kiewel
Opracowała: Stanisława Kiewel-Witkowska hm.
Członek Ogólnopolskiego Klubu Autorów i Dokumentalistów Opracowań Historii Harcerstwa.
Opracowanie techniczne: Stanisław Tryczyński hm.
Wstęp
W zeszycie historycznym Związku Harcerstwa Polskiego Komendy Hufca - Lublin, z października 1987 r. został opublikowany (do użytku wewnętrznego), materiał, pt. „Z działalności lubelskich harcerek w okresie okupacji”, opracowany przez Stanisławę KiewelWitkowską. Materiał ten, wydany z okazji III Zjazdu Lubelskich Szarych Szeregów, był powielonym maszynopisem niezbyt wyraźnie odbitym i słabo czytelnym. Nie zachęcał do lektury. Mimo to, wiele osób dziś o ten materiał prosi. Zwiększyło się zainteresowanie szkół i drużyn harcerskich działalnością okupacyjną dziewcząt spod znaku lilijki. Dlatego przekazujemy
nową wersję podobnych materiałów, nieco rozszerzoną i uzupełnioną.
Krąg Seniorów i Instruktorów ZHP im. Aleksandra Kamińskiego w Lublinie upowszechnia wiedzę o udziale młodzieży harcerskiej w wydarzeniach lat 1939- 1945. Niech ten materiał będzie w tym pomocny. Niech stanie się przyczynkiem i impulsem do dalszych pełniej-
szych opracowań historii tamtych lat. Dziewczęta i chłopcy z Szarych Szeregów zdawali wtedy trudny egzamin ze służby Bogu i Polsce - niemal każdego dnia dawali świadectwo swego
patriotyzmu i oddania Ojczyźnie.
Nie wolno o nich i ich służbach zapomnieć.
hm. Jadwiga Kowalska
Komendantka Kręgu
Lublin, czerwiec 2003 r.
I.
Informacje ogólne.
Związek Harcerstwa Polskiego przed 1939 r. składał się z Organizacji Harcerek, Organizacji Harcerzy i Organizacji Przyjaciół Harcerstwa. Wspólnymi były: Zjazd Walny i wybierana
przez Zjazd Naczelna Rada Harcerska. Pracą Organizacji Harcerek kierowała Naczelniczka
Harcerek przy pomocy Głównej Kwatery Harcerek, a pracą Organizacji Harcerzy analogicznie - Naczelnik i Główna Kwatera Harcerzy.
Dlatego też wiele opracowań ukazuje oddzielnie działalność żeńskich i męskich organizacji w okresie przedwojennym, w czasie okupacji i w latach 1945-49. Według danych Głównej
Kwatery -Chorągiew Lubelska Harcerek na początku 1939 roku liczyła 5455 harcerek, 818
zuchów, 23 hufce, 39 gromad, 237 drużyn, 355 instruktorek i 4 zrzeszenia starszoharcerskie.
Komendantką Chorągwi była hm. Róża Błeszyńska.
II.
Rok szkolny 1938/39
Działalność wszystkich ogniw ZHP w tym roku szkolnym była ukierunkowana rozkazem
Naczelniczki Harcerek z dnia 24 września 1938 r. ogłaszającym stan Pogotowia Harcerek,
swoistą formę służby na wypadek wojny lub klęski żywiołowej w warunkach wymagających
większej niż zazwyczaj czujności, gotowości i ofiarności.
Komendantką Pogotowia w województwie lubelskim została hm Maria Świtalska. We
wszystkich hufcach i drużynach nasilono prace szkoleniowe i ćwiczenia specjalistyczne.
Przeprowadzono rejestracje harcerek w wieku powyżej 15- tu lat, pod kątem ich przydatności
do konkretnej służby. Utworzono drużyny międzyszkolne - specjalistyczne. Dziewczęta zdobywały niezbędne umiejętności w zakresie służby sanitarnej, łączności, terenoznawstwa, gospodarczej, obrony przeciwlotniczej i przeciwgazowej oraz opiekuńczej, zwłaszcza nad
dzieckiem.
Dnia 21 czerwca 1939 roku odbył się w Lublinie przegląd gotowości międzyszkolnych
drużyn specjalistycznych i ich defilada ulicą Krakowskie Przedmieście. Zdjęcie ukazuje
fragment tej defilady.
Na zdjęciu przy noszach Jolanta Strawińska z Stanisławą Kiewelówną,
za nią Helena Dudówna.
Lipiec 1939 r. Zastęp V „Drwali” – godło „Toporki” na obozie. Dziewczęta z IV LDHŻ od lewej:
Luśka Zagórska (zastępowa), Maria Różańska, Stanisława Kiewelówna i Helena Dominko.
Siedzi Olga Chyciuk. Brak na zdjęciu Marii Olszewskiej i Janiny Ponikowskiej.
W miesiącach wakacyjnych wszystkie chorągwie zorganizowały obozy służby, rozmieszczone na pograniczu niemieckim. Program każdego obozu obejmował, m. in. kontakty z ludnością przygraniczną, narodowościowo zróżnicowaną jej obywatelskie uświadomienie, przygotowanie do samoobrony - w tym też szkolenie sanitarne, obrona przeciwlotnicza i przeciwgazowa. Lubelski obóz dziewcząt był zlokalizowany we wsi Żabiny k. Rybna Pomorskiego
na pograniczu dawnych Prus Wschodnich. Komendantką była hm Henryka Żórawska, oboźną
phm. Janina Łotocka, a w komendzie obozu były m.in. Wanda „Duśka” Wojtasik drużynowa
z IV Lubelskiej Drużyny Harcerskiej Żeńskiej i Magdalena Czerwińska z tej samej drużyny.
Zadania wyznaczone harcerkom na obozie służby zostały wykonane pomyślnie. W praktycznym działaniu wykorzystywałyśmy wiadomości i sprawności zdobyte na zbiórkach w roku
szkolnym. Kontakty z ludnością nawiązywałyśmy za pośrednictwem dzieci, z którymi miałyśmy zajęcia, gdy rodzice pracowali w polu. Smutne zatroskane twarze mieszkańców zaczynały się rozjaśniać na nasz widok. Działo się to i dlatego, że harcerki za darmo opatrywały zranienia, radziły, w wielu dolegliwościach - zostawiały lekarstwa na określone schorzenia, a
przy tym sprzątały mieszkania, gotowały obiady, a nawet pomagały przy żniwach. Te nasze
usługi i wspólne prace ośmielały ludzi. Wtedy padało wiele pytań, a wśród nich i takie: „To
wy naprawdę z Polski?”, „Jaka jest Polska?”, „Obronimy się przed Niemcami?”.
Dużą rolę w zjednywaniu ludności i jej uświadamianiu spełniały często organizowane
ogniska. Początkowo przychodzili na nie nieliczni, zabraniano nawet dzieciom - później były
to niemal masowe uroczystości o treściach patriotycznych i rozrywkowych.
I I I . Wrzesień 1939 r.
Wrzesień zastał lubelskie harcerki przygotowane do służb cywilnych i wojskowych. Od
połowy sierpnia przez ponad cały miesiąc, czyli do zdezorganizowania życia w mieście działaniami wojennymi czynny był w Lublinie, przy ul. Zielonej punkt Pogotowia Harcerek zorganizowany i prowadzony przez hm. Marię Walciszewską, Różę Błeszyńską, Marię Świtalską
i Antoninę Łopatyńską. Punkt ten czynny przez całą dobę - przydzielał na zapotrzebowanie
władz wojskowych i cywilnych dziewczęta: telefonistki i gońców oraz zastępy i drużyny do
kopania rowów przeciwlotniczych i innych prac pomocniczych.
Harcerki przez ponad 10 dni pełniły służbę przy łącznicach w centralach telefonicznych
urzędów cywilnych i wojskowych. W Komendzie Miasta i Garnizonu dyżury pełniły m in.:
Wanda Stefaniak, Wanda (Duśka) Wojtasik, Magda Czerwińska, Zofia i Janina Łotockie i
Barbara Krankowska. Od 29 sierpnia harcerki pełniły też dyżury na dworcach kolejowych. Z
chwilą mobilizacji uruchomiono na nich - zgodnie z rozkazem Komendy Głównej Pogotowia
- kuchnie, w których przygotowywano i wydawano (przez całą dobę) posiłki jadącym na front
żołnierzom. Kuchnie prowadzone były w Lublinie, Białej Podlaskiej, Lubartowie, Hrubieszowie, w Puławach i Zamościu. W Lublinie dyżury pełniły m.in.: Helena Dudówna, Irena
Kamińska i Stanisława Kiewelówna z IV LDHŻ. W mieście, przy ul. Krakowskie Przedmieście i przy ul. Lipowej funkcjonowały także kuchnie dla uchodźców. I tu dyżury przez ponad
2 tygodnie pełniły zastępy harcerskie. Każdy dzień września przynosił nowe, historyczne dziś
już wydarzenia.
1 IX - nad ranem wojska niemieckie przekroczyły granice Polski.... Wojna.
2 IX - bomby spadły na Lublin. Bombardowano głównie Lubelską Fabrykę Samolotów,
ale sporo bomb spadło na domy mieszkalne. Zginęło 58 osób.
3 IX - niemal radosnym był dla nas ten dzień, gdy radio podawało kolejne komunikaty o
wypowiedzeniu Niemcom wojny przez
Anglię, a w kilka godzin później przez Francję. Nastrój w społeczeństwie był podniosły,
entuzjazm powszechny. Sojusznicy nie zawiedli...
Codziennie nad miastem krążyły samoloty budzące lęk i niepokój. Zmasowany nalot niemieckiego lotnictwa bombowego na Lublin nastąpił 9 IX. Było dużo ofiar i strat. Część miasta spłonęła. Naloty, chociaż nie takie intensywne powtarzały się. Każdy dzień zmieniał sytuację w kraju i na naszym terenie.... „Lublin będzie się bronił do ostatka”.... Takie tytuły pra-
sowe już w drugim tygodniu wojny może i mobilizowały, ale przede wszystkim przerażały.
Czy to możliwe, że Niemcy są pod Lublinem?.
A jednak to była prawda. Lublin bronił się dzielnie, ale ogromna przewaga wojsk niemieckich i brak dostatecznych sił i środków do kontynuowania obrony zmusiły nasze oddziały do
wycofania się.
Z chwilą napływu rannych starsze dziewczęta, mające odpowiednie przygotowanie były
przydzielane do szpitali i punktów sanitarnych. Brały też udział w zorganizowaniu prowizorycznego szpitala wojskowego (lazaretu) w budynku szkolnym im. Unii Lubelskiej, mieszczącym się wówczas przy ul. Narutowicza 12. Bardzo pomocne były tu m.in.: Wanda Stefaniak, Danuta Januszajtis i Janina Łotocka. Przy ul. 3-go Maja 20, w budynku Izby Rzemieślniczej, harcerki prowadziły punkt niesienia pomocy żołnierzom i uchodźcom, którym trzeba
było udzielać pomocy m. in. poprzez dostarczanie cywilnego ubrania. Punktem tym kierowała
hm. Hanna Bulewska.
IV. Lata okupacji
18 września rano Niemcy weszli do Lublina. Dzień ten rozpoczął w naszym mieście okupację, która trwała 4 lata i ponad 10 miesięcy.
Po klęsce wrześniowej harcerki nie zaprzestały pełnienia służb. Podejmowały je w warunkach konspiracyjnych na wielu odcinkach - były wszędzie tam, gdzie kierował rozkaz lub
zachodziła potrzeba.
Pod koniec września, a w niektórych przypadkach na początku października Niemcy zezwolili na otwarcie szkół średnich. Ułatwiło to harcerkom nawiązanie kontaktów. Niemal
spontanicznie odradzało się życie zastępów i drużyn sprzed września. Zaczynały one prace
samorzutnie, zanim jeszcze dotarły zarządzenia centralnych, konspiracyjnych władz harcerskich.
Byłam w IV LDHŻ im. Orląt Lwowskich w Gimnazjum ss. Urszulanek. Drużynową moją
była wspaniała Dziewczyna - Duśka -Wanda Wojtasik, świetny organizator. Już w październiku kolportowałyśmy prasę konspiracyjną ulotki, odbywałyśmy zbiórki. Byłyśmy zorganizowane w warunkach rozpoczętej okupacji. Od mojej drużynowej Duśki otrzymywałam tajne
biuletyny informacyjne. Często czytałam je na lekcjach historii za zgodą nauczycielki tego
przedmiotu Zofii Kramarzówny. Musiałam jednak tego zaniechać ze względu na bezpieczeństwo szkoły, nie tylko moje.
11 listopada na ulicach Lublina Niemcy przeprowadzili kontrole i rewizje.
W dniu tym nastąpiły też kolejne aresztowania, zamknięto nam szkoły.
Organizacja harcerek w całym kraju weszła w życie Polski Podziemnej przyjmując kolejne
kryptonimy: w latach 1939-40 OH (Organizacja Harcerska); w latach 1940-43 ZK (Związek
Koniczyn). Liść koniczyny był międzynarodową odznaką skautingu żeńskiego;
w latach 1943 - do końca okupacji kryptonim BG (Bądź Gotów).
Natomiast w wojsku SZP (Służba Zwycięstwu Polski), potem ZWZ (Związek Walki
Zbrojnej) i AK (Armii Krajowej), obie organizacje harcerskie męską i żeńską obejmowano
wspólną nazwą Szare Szeregi.
W społeczeństwie przyjęła się nazwa Szare Szeregi dla całego harcerstwa konspiracyjnego
lat 1939-1945.
Harcerki przez całą okupację pełniły służby wojskowe pomocnicze oraz służby cywilne w
różnych formach pomocy społecznej. Zgodnie ze złożonym przyrzeczeniem niosły pomoc
bliźnim.
Pomoc wysiedlonym i uchodźcom.
Po zajęciu Lublina przez Niemców we wrześniu 1939 roku do naszego miasta zaczęli napływać uchodźcy a potem wysiedlani. Polacy z Poznańskiego i Pomorza. Pilną stawała się
potrzeba udzielenia im pomocy, zaopiekowania się dziećmi. We współpracy z PCK w punktach dla wysiedlonych uruchamiano świetlice dla dzieci.
W pomieszczeniach zatłoczonych różnym sprzętem, zamieszkałych przez kilka lub kilkanaście rodzin odbywały się codzienne zajęcia. W ramach zajęć świetlicowych organizowane
były wieczorki literackie, o treściach patriotycznych, konkursy piosenek, głośne czytanie
książek, gry i zabawy. Bardzo często do zajęć włączali się dorośli, tym bardziej, że byli wśród
nich nauczyciele. Dorosłym harcerki dostarczały systematycznie prasę konspiracyjną, co podtrzymywało ich na duchu i ułatwiało przetrwanie trudnego okresu.
Dzieci otrzymywały codziennie podwieczorek w postaci czarnej słodkiej zbożowej kawy i
chleba z marmoladą lub margaryną. Miało to ogromne znaczenie, gdyż wysiedlonym brakowało żywności i możliwości jej kupienia. O jednej z takich świetlic zlokalizowanej przy ul.
Zamojskiej pisze hm Małgorzata Szewczykówna w swoich wspomnieniach zatytułowanych
„Ku pokrzepieniu serc” (Harcerki 1939-1945 - relacje, pamiętniki - str. 454).
W świetlicach dla dzieci wysiedlonych pracowały m.in.: hm. Anna Krzymowska, hm. Lucyna Górska, phm. Janina Łotocka i jej siostra Zofia oraz harcerki z IV LDHŻ - Irena Kamińska, Helena Dudówna, Stanisława Kiewelówna. Akcją tą z ramienia PCK kierowała phm.
Janina Łotocka, która była jednocześnie kierowniczką świetlicy przy ul. Krakowskie Przemieście 55 w pomieszczeniach szkoły. Pracowałam w tej świetlicy od ostatnich dni września
do października, a potem w świetlicy przy ul. Kochanowskiego 1, do której skierowała mnie
Janka.
W roku 1940 świetlice zostały przekształcone w placówki opiekuńczo-wychowawcze, w
tzw. Ochronki, które łączyły funkcje przedszkola, świetlicy a nawet szkoły. Obejmowały
dzieci od lat 4 do 14-tu, początkowo z rodzin wysiedlonych, a potem i aresztowanych, rozstrzelanych, z rodzin wywiezionych i znajdujących się w trudnych warunkach materialnych.
Liczba dzieci wzrastała od 375 w roku 1940 do 1283 w roku 1943.
Personel wychowawczy ochronek w Lublinie w 90 % stanowiły harcerki. Uczyniły one te
placówki małymi oazami polskości w okupowanym mieście. Tu śpiewało się patriotyczne,
harcerskie i wojskowe piosenki, obchodziło rocznice świąt państwowych, organizowało
przedstawienia o zaangażowanych treściach, a w niektórych placówkach prowadziło się też
tajne nauczanie historii, geografii Polski i ojczystej literatury.
W niektórych ochronkach utworzono, także z pośród wychowanków, drużyny harcerskie i
gromady zuchowe zachowując wszelkie środki ostrożności i pełną konspiracje. Harcerki starały się stworzyć dzieciom drugi dom i atmosferę wolną od zagrożeń, strachu i smutku, jakie
niosła okupacja.
W Lublinie było 7 ochronek, 2 były w Mirczu, po jednej w Bełżcu, Bezwoli, Międzyrzecu,
Michałowie, Zawalowie, Zwierzyńcu i Zamościu.
Warto tu zaznaczyć, że poza dystryktem lubelskim, ochronki funkcjonowały w dystryktach: galicyjskim, krakowskim i radomskim, że było ich dużo, np. w Krakowie - 35, w Częstochowie - 33, we Lwowie - 21, a w Rzeszowie 13.
W Lublinie ochronki funkcjonowały do końca okupacji niemieckiej pod egidą PCK, potem
Polskiej Pomocy Społecznej i Rady Głównej Opiekuńczej (RGO). Dziewczęta pracowały w
nich początkowo, podobnie jak w świetlicach całkowicie społecznie, później za niewielkim,
symbolicznym wynagrodzeniem (np. w 1943 r. otrzymywały 135 zł miesięcznie, gdy cena
rynkowa np. masła wynosiła 165 zł).
Wykaz lubelskich ochronek:
Nr 1 - ul. Narutowicza 8, w pomieszczeniach klasztoru ss. Urszulanek;
Nr 2 - ul. Podwale 11, w pomieszczeniach klasztoru ss. Kanoniczek;
Nr 3 - ul. Kochanowskiego 1, w budynku przedwojennego przedszkola;
Nr 4 - ul. Sieroca 11, po przejęciu lokalu od Lubelskiego Towarzystwa Dobroczynności;
Nr 5 - ul. Krakowskie Przedmieście 50;
Nr 6 - ul. Drobna 3
Nr 7 - ul. Leśna 13, w prywatnych pomieszczeniach.
Władze niemieckie utrudniały rozwój akcji opiekuńczej i tworzenie nowych placówek,
ograniczały też, a nawet chciały całkowicie zlikwidować przydziały żywności. Organizacja
ochronek jak pisze hm. Antonina Łopatyńska, leżała wyłącznie na barkach harcerek i przez
nie wykonywana. Wykorzystywano tez cały dawny sprzęt harcerski. Antoszka, bo tak powszechnie była przez nas nazywana, jako kierownik referatu opieki nad dzieckiem i referatu
żywienia RGO przez całą okupację pokonywała wiele trudności i przeciwieństw.
Wymagająca, a jednocześnie serdeczna, opiekowała się harcerkami, dbała o dzieci wymagające pomocy i o wychowawczynie. Ona wiedziała, że większość z nich pełni służby cywilne i wojskowe.
Służby cywilne harcerek w czasie okupacji - oprócz opieki nad dziećmi - to pomoc wysiedlonym, pomoc więźniom Majdanka, Zamku Lubelskiego i przejściowego obozu w szkole,
przy ul. Krochmalnej, pomoc jeńcom wojennym, rodzinom osób aresztowanych, rozstrzelanych, wywiezionych do Niemiec, opieka nad ludźmi starymi i inwalidami. Potrzeba szerokiej
pomocy i ratownictwa wystąpiła w okresie pacyfikacji Zamojszczyzny. Wysiedlenia z tego
terenu trwały z przerwami od listopada 1941 do sierpnia 1943. Wysiedlenia te przeszły do
historii, jako przykład szczególnej bezwzględności i okrucieństwa. Akcję wysiedleńczą łączono tu z pacyfikacją niektórych wsi rozstrzeliwując m.in. kobiety i dzieci.
Żywa i spontaniczna była reakcja polskiego społeczeństwa. Mimo utrudnień ze strony
okupanta i czyhających niebezpieczeństw na ludzi przychodzących z pomocą można mnożyć
przykłady graniczące z bohaterstwem. Podam tylko jeden z naszego terenu. W okresie największych represji wyjeżdżały z Lublina na teren pacyfikowany harcerki: phm. Janina Łotocka i Janina Guzowska. Były tam dwukrotnie. Uratowały 30 dzieci w wieku od 4 do 9 lat z
miejscowości Szewnia gm. Adamów. Wyciągały je z dopalających się chat, budynków gospodarczych i dołów ziemnych. Kryły się głodne, wystraszone, po wstrząsających niekiedy
przeżyciach egzekucji rodziców, czy bliskich.
Z narażeniem własnego życia, bo Niemcy wciąż jeszcze wyszukiwali żyjących, z zachowaniem największych środków ostrożności - rozdzielone dzieci po wielu wagonach i przedziałach zostały przewiezione do Lublina. Harcerki umieściły je w Ochronce nr 6 przy ul.
Drobnej 3. Potem rozdzielono je po innych ochronkach. Wiele z nich trafiło do rodzin zastępczych.
Pomocnicze służby wojskowe
Już w 1940 r. starsze harcerki zostały włączone do służb wojskowych Związku Walki
Zbrojnej, a potem Wojskowej Służby Kobiet Armii Krajowej. Ze sprawozdania komendantki
Chorągwi wynika, że w 1944 r. w województwie naszym pracowały w Wojskowej Służbie
303 harcerki, w tym 43 instruktorki. Marzeniem każdej z młodszych dziewcząt było jak najszybsze ukończenie 17 lat i znalezienie się w szeregach wojskowych, a tym samym wejście
do armii podziemnej, jako harcerka - żołnierz. W wojsku byłyśmy głównie łącznikami, kurierkami, telefonistkami i sanitariuszkami.
Chorągiew nasza już przed wojną była wyspecjalizowana w służbie łączności. Jej instruktorki uczestniczyły m.in. w kursach Głównej Kwatery odbywających się najczęściej w Wojskowym Centrum Wyszkolenia Łączności w Zegrzu oraz w I Pułku Radiotelegraficznym w
Warszawie.
W latach okupacji umiejętności tam zdobyte były bardzo przydatne w służbie wojskowej.
Nasze instruktorki pełniły funkcje kierownicze i szkoliły dziewczęta nawet spoza Organizacji
- nie tylko harcerki.
Każda z nas - kurierka miała przydzielony teren, choć nieraz rozkaz kierował i do innych
miejscowości, niż we własnym obwodzie. Zdarzały się sytuacje wymagające zmian lub zastąpienia innej osoby.
Przewoziłyśmy i przenosiłyśmy rozkazy, meldunki, korespondencję, prasę konspiracyjną
środki sanitarne, broń i amunicję. Bywało, że gdy któraś z nas znalazła się w oddziale partyzanckim musiała pełnić jednocześnie i inne służby np. sanitariuszki czy radiotelegrafistki, a
nawet zastępować rannych kolegów w walce. Stąd i szkolenie dziewcząt miało charakter
wszechstronny. Pogotowie Harcerek Chorągwi Lubelskiej przekazywało każdego roku do
Wojskowej Służby Kobiet AK nowe zespoły dziewcząt, np. w 1943 - 7 instruktorek i 106
harcerek, w 1944 dalszych 68.
Przez cały okres okupacji trwało intensywne uzupełnianie kadry instruktorskiej w tej dziedzinie i szkolenie łączniczek, kurierek, gońców, szyfrantem oraz tele i radiotelegrafistek. Spośród lubelskich instruktorek, które pełniły funkcje kierownicze w służbie łączności wymienić
należy m.in.:
- Hm. Marię Walciszewską ps. „Jadwiga” - komendantkę Lubelskiej Chorągwi przed wojną szefa łączności konspiracyjnej Okręgu Lubelskiego Związku Walki Zbrojnej od grudnia
1939 r. do śmierci „Pod Zegarem” - 18 lutego 194l r. Odebrała sobie życie, aby przerwać
śledztwo, uchronić aresztowane harcerki i przyjąć na siebie odpowiedzialność za ich służby
konspiracyjne.
- Hm. Marię Świtalską ps. „Skalska" - kierowniczkę łączności operacyjnej kobiet w
Związku Walki Zbrojnej, a potem w AK od początku konspiracji do wiosny 1943 r., czyli do
momentu mianowania jej komendantką Lubelskiej Chorągwi. W listopadzie 1943 r. została
zatrzymana przez Niemców z materiałami obciążającymi na trasie Warszawa - Lublin. Pragnąc uniemożliwić prowadzenie śledztwa odebrała sobie życie w areszcie w Dęblinie.
- Phm. Wandę Stefaniak ps. „Wika" i „Wirecka", która po śmierci hm. Marii Świtalskiej
została kierownikiem łączności operacyjnej Wojskowej Służby Kobiet AK w Lublinie i była
nim do końca okupacji. Nie uniknęła ona represji ze strony okupanta. W nocy z 31 stycznia
na 1 lutego 1941 r. została aresztowana w Warszawie podczas służbowego wyjazdu do Komendy Głównej AK. Uwięziona na Pawiaku przebywała w nim do 21 czerwca tegoż roku.
Miała wiele szczęścia. Po licznych przesłuchaniach, o których mówiła, że był to koszmar, z
utratą zdrowia została zwolniona.
Spośród łączniczek i kurierek wymienić należy przede wszystkim te, których nazwiska
powinny być na trwałe wpisane w historię harcerstwa Lubelszczyzny:
- Phm. Janinę Łotocką- przed wojną przyboczną drużynowej XXVI LDHŻ w Gimnazjum
im. Unii Lubelskiej (były tu dwie drużyny XIII i XXVI z uwagi na dużą ilość chętnych
dziewcząt). W okresie okupacji pełniła wiele funkcji cywilnych i wojskowych. Organizowała
opiekę nad wysiedlonymi. Uratowała 30 dzieci Zamojszczyzny. Była łączniczką, kurierką,
radiotelegrafistką i sanitariuszką. Uczestniczka Powstania Warszawskiego i jeniec obozu Stallag IV „B" Milberg nad Łabą.
- Phm. Wandę Wojtasik - młodszą od Janki, powszechnie zwaną Duśką - drużynową IV
LDHŻ im. Orląt Lwowskich w Gimnazjum i Liceum ss. Urszulanek, łączniczkę i kurierkę
Związku Walki Zbrojnej. Współpracowała z hm. Marią Walciszewską. Aresztowana 17 lutego 1941 r., więziona „Pod Zegarem" i na Lubelskim Zamku, skazana na karę śmierci. Więźniarka obozu w Ravensbriick od końca 1941 r. do maja 1945 r. W obozie poddawana była
eksperymentom pseudo medycznym.
Hm. Krystynę Czyżównę - łączniczkę Związku Walki Zbrojnej, drużynową Żeńskiej Drużyny Harcerskiej Pogotowia w latach 1939-1941. Aresztowana 4 marca 1941 r. więziona na
Lubelskim Zamku, a potem w obozie w Ravensbruck do maja 1945 r. Poddawana eksperymentalnym doświadczeniom medycznym. Współautorka listów pisanych z obozu atramentem sympatycznym m. in. o bestialskich metodach lekarskich na młodych dziewczętach.
Jej matka - referentka WSK AK na Okręg Lubelski przekazała tę wiadomość władzom Armii
Krajowej, które przesłały ją do Londynu. W ten sposób dowiedział się o tym cały świat. Być
może uratowało to życie „królikom doświadczalnym”.
- Alinę Blaszyńską - harcerkę z IV LDHŻ im. Orląt Lwowskich w Gimnazjum ss. Urszulanek w Lublinie, łączniczkę i kurierkę ZWZ, a potem Wojskowej Służby Kobiet Armii Krajowej, która współpracowała z partyzanckimi leśnymi oddziałami bojowymi w rejonie Siedlec, Łukowa, Chełma, Hrubieszowa i Sandomierza. Ranna w oddziale kpt. „Szarego" (dr.
Mieczysława Pazderskiego) w 1944 r., zmarła wskutek odniesionych ran w szpitalu w Lublinie, pod nazwiskiem Gródecka.
- Romualdę Sekułę - harcerkę z XIII LDHŻ w Gimnazjum im. Unii Lubelskiej. Aresztowana w czasie rozrzucania ulotek wśród żołnierzy niemieckich w 1941 r., więźniarka Lubelskiego Zamku i obozu koncentracyjnego w Ravensbriick. Rozstrzelana 18 kwietnia 1942 r.
Wśród innych harcerek - kurierek i łączniczek były, m. in. Barbara Krankowska oraz wędrowniczki harcersko-wojskowego zastępu, którego zastępową była phm. Lucyna Górska ps.
„Lucy", a w zastępie: phm. Justyna Żurakowska-Tarka, ps. „Tosia", Helena Brzostowicz ps.
„Basia", Helena Dudówna ps. Danka", Irena Kamińska ps. „Krysia", Stanisława Kiewelówna
ps. „Kazia", Henryka Menchówna ps. „Maria", Halina Skraińska ps. „Sabina" i Zofia Słupczyńska ps. „Stefa".
Wśród młodszych dziewcząt były m.in.: Alicja Morawiecka ps. „Ina", Maria Bodzak ps.
„Rita" i Wanda Pazur ps. „Diana". Nie wszystkie zapamiętane, nie wszystkie dziewczęta
przeżyły, a dziś pozostają bezimienne. Tak pięknie na cześć łączniczek napisał wiersz Jerzy
Jurandot autor znakomitych tekstów i kompozycji.
Wiersz - piosenkę skomponował w 1944 r. i poświęcił swojej jedynej siostrze Zofii - harcerce-żołnierzowi ZWZ i AK, uczestniczce Powstania Warszawskiego, ps. „Ziółkowska" i
„Zawadzka", która zginęła na Starym Mieście:
„Żołnierzu - panienko...
Dziewczyno nieznana,
Żołnierzu panienko,
Twój pomnik wznosimy
Piosenką.
Berecik na bakier
I stuk obcasików,
Na piersi gazetki,
Granaty w koszyku,
Wprost w śmierć czekającą
Na rogu uliczki
Szły kręcąc kuperkiem
Dziewczyny - łączniczki.
Jak z chłopcem na spacer,
Jak z teczką do szkoły
Stąpały przez piekło
Podziemne anioły,
Z rozkazem, z meldunkiem,
Na kontakt na zwiad.
Po wielu, po wielu
Nie ostał się ślad.
Dziewczyny - łączniczki,
Bez nazwisk dziewczyny.
Po prostu Danuty, Barbary, Krystyny
W swych ładnych sukienkach
Tak miło dziewczęce,
Ze szminką na ustach
Ze śmiercią w torebce.
I takie powabne,
I takie dziewczęce
Samotnie szły przeciw
Niemieckiej potędze.
Robiły, co mogły,
By wygrać swa grę
Czasami wracały
Czasami zaś - nie.
Dziewczyny są po to,
By żyć w pełnym słońcu
Jak kwiaty rozkwitać
I cieszyć wzrok chłopców.
Nie po to, by wojną Zatrute jak śmiercią
Oddawać jej pierwszą
Swą miłość dziewczęcą.
Nie po to, by kroków
Na schodach w noc słuchać
I gnić na Pawiaku
I konać na Szucha.
A tyle ich było
W katowniach SS,
Młodziutkich, bez jutra,
Milczących po kres.
Dziewczyno nieznana
Żołnierzu - panienko
Twój pomnik wznosimy
Piosenką.
W czasie okupacji systematycznie rozprowadzałyśmy prasę konspiracyjną. By zwiększyć
jej nakład harcerki często niektóre partie w tym wiersze i piosenki, przepisywały na bibułkach
przez kalkę. Kierownikiem kolportażu prasy Wojskowej Służby Kobiet AK, była hm. Maria
Nowicka, powszechnie zwana Maniutą. Sieć kolportażu rozciągała się na Lublin, Chełm, Zamość, Krasnystaw, Białą Podlaskę i Puławy.
Służbę sanitarną pełniły harcerki już od września 1939 r. Początkowo jawnie, potem półoficjalnie, a następnie w warunkach konspiracyjnych w formie pomocy partyzantom, rannym
żołnierzom Polski podziemnej, przy organizowaniu i prowadzeniu punktów sanitarnych i
szpitalików oraz dyżurów w szpitalach. Przez całą okupację prowadzone było szkolenie sanitarne z włączaniem każdego roku nowych zespołów młodszych dziewcząt.
Szkolenie miało charakter nie tylko teoretyczny. Było połączone z praktyką szpitalną, która trwała od 2 - 3 tygodni do 3 - 4 miesięcy. Pisze o tym m.in. Helena Brzostowicz w swych
wspomnieniach, a często wspominała swą praktykę w szpitalu podczas okupacji, późniejszy
lekarz – hm. Wanda Stefaniak. Lekarze wysoko cenili godną uznania postawę harcerek, które
mimo młodego wieku pracowały bardzo ofiarnie. Pomagali im i otaczali je opieką. Wśród
lekarzy, którzy na wspomnienie zasługują wymienić należy m.in.: dr hm. Zofię Wojciechowską dr hm. Józefę Wąsowską dr Kazimierę Litwiniukową dr. Feliksa Skubiszewskiego, dr.
Juliana Branickiego, dr. Teodora Lipeckiego, dr. Adama Żurakowskiego, dr. Romualda Reicherta i wielu innych.
Szkolenie obejmowało nie tylko sanitariuszki, ale i inne grupy harcerek. Pamiętam nasze
kurierskie kursy z tego zakresu, teoretyczne i praktyczne. Odbywały się one najczęściej w
mieszkaniu pp. Łotockich przy ul. Zamojskiej 21, a prowadziła je ich córka Janka, późniejszy
lekarz.
Ileż poduszek podziurawiłyśmy podczas ćwiczeń medycznych, „dając im zastrzyki !!!". O
służbie sanitarnej w czasie okupacji pisze w swych wspomnieniach m.in. Stanisława Tkaczyk.
Jej zastęp to:
Aleksandra Jaszczuk, Irena Jaszczuk, Genowefa Lipska i Zofia Rojek. Otoczone były
opieką lekarską dr hm. Zofii Wojciechowskiej i dr Jadwigi Scholcowej. Zajęcia odbywały się
w mieszkaniu zastępowej Oleńki - Aleksandry Jaszczuk przy ul. Narutowicz 55. Po teoretycznym szkoleniu dh. Stanisława Tkaczyk odbyła praktykę w Szpitalu p.w. Jana Bożego na
oddziale chirurgicznym, u dr. Bolesława Kuźmy. W późniejszym okresie dziewczęta tego
zastępu szyły własnoręcznie torby apteczne z przeznaczeniem „do lasu"1.
W województwie lubelskim była gęsta sieć harcerskich 5-osobowych patroli i punktów sanitarnych odpowiednio zaopatrzonych tak, by mogły się one w każdej chwili przekształcić w
małe szpitaliki.
Mobilizacja wysiłków i przygotowań do zabezpieczenia pomocy rannym nastąpiła w 1944
r. i na przełomie lat 1944 - 1945, w okresie zbliżającego się frontu wschodniego. Wyszukiwano pomieszczenia na punkty sanitarne, ambulatoria lub lazarety. Nawet niektóre ochronki
Rady Głównej Opiekuńczej były przygotowywane do tego celu. Tak było np. w przypadku
Ochronki nr 3 w Lublinie, przy ul. Kochanowskiego 1. Na kierowniczkę tego punktu wyznaczono dh. Helenę Brzostowicz. Miał jej pomagać personel wychowawczy, wcześniej do tego
celu przygotowany. Zgromadzono odpowiedni sprzęt i środki. Opiekę lekarską sprawowała dr
Kazimiera Litwiniukowa.
Zastępcą szefa służby sanitarnej Okręgu Lubelskiego Związku Walki Zbrojnej, a potem
Wojskowej Służby Kobiet Armii Krajowej była nauczycielka hm. Małgorzata Szewczykówna, ps. „Gosia". W swej krótkiej relacji z tamtego okresu napisała m.in. „...robotę zaczęłam
nie z rozkazu WSK - raczej z poczucia przynależności do gromady instruktorskiej i obowiązku ratowania, kogo tylko można...". Pełniła wiele służb. Z hm. Szewczykówną ściśle współpracowała hm. Hanna Bulewska - instruktor służby sanitarnej Pogotowia Lubelskiej Chorągwi Harcerek, ps. „Skała", Komendantka Chorągwi w latach 1945-1947.
Obok służby łączności i sanitarnej ważne miejsce zajmowała pomocnicza wojskowa służba
gospodarcza. Nie było zbyt wiele chętnych do niej dziewcząt, choć przed wojną traktowano ją
na równi z przygotowaniami do innych służb. Na obozach w 1939 r. harcerki musiały nie tylko same posiadać określone wiadomości i doświadczenia, ale również dzielić się nimi z ludnością, prowadzić zajęcia np. pogadanki dla kobiet i pokazy z zakresu gospodarstwa domowego. W czasie kampanii wrześniowej kopały rowy przeciwlotnicze, przygotowywały i wydawały posiłki żołnierzom, uchodźcom i wysiedlonym, pracowały w kuchni, sprzątały, szorowały itp.
Służba ta, choć zaszeregowana do pomocniczych wojskowych - w praktyce stawała się
także służbą cywilną w rożnych sytuacjach, wymagających niesienia pomocy potrzebującym.
W czasie okupacji harcerki wykonywały różne funkcje gospodarcze dla oddziałów partyzanckich: szyły chlebaki, reperowały odzież i bieliznę, robiły szaliki i rękawice, magazynowały zaopatrzenie itp. Do ich obowiązków należało także gromadzenie suchego prowiantu,
rozplanowanie i zorganizowanie sieci punktów gospodarczych i kuchni w okresie działań
bojowych. Często zacierały się granice między łączniczkami, sanitariuszkami czy kwatermi1
Jedną z takich toreb posiadała dh. Stanisława w swoich zbiorach pamiątkowych (przyp. SD).
strzyniami. W wojsku dziewczęta pełniły wszystkie służby, jakie były konieczne w określonych warunkach, w określonym miejscu i sytuacji. W pamięci mojej, jako kierujące służbą
gospodarczą - zachowały się hm. Zofia Pawłowska i hm. Zofia Maziowa.
Od lipca 1940 r. do lipca 1944 r. byłam w harcersko - wojskowym zastępie ZWZ, a potem
Wojskowej Służby Kobiet AK. Byłyśmy łączniczkami i kurierkami przeszkolonymi też do
służby sanitarnej i gospodarczej. Oficjalnie pracowałyśmy, jako wychowawczynie placówki
opiekuńczo - wychowawczej dla dzieci z rodzin wysiedlonych, aresztowanych, rozstrzelanych
czy wywiezionych na roboty do Niemiec (pod egidą PCK, potem Polskiej Pomocy i RGO).
Początkowo w ochronkach nie było zatrudnionych służb pomocniczych - brakowało na to
środków finansowych. Harcerki były nie tylko wychowawczyniami, ale i kucharkami. Przygotowywały posiłki, dbały o czystość pomieszczeń i otoczenia, paliły w piecach. Pełniły też
funkcje administracyjne - intendentek, księgowych, magazynierek. Wiele wysiłków wkładały
także w zdobywanie żywności, gdyż jej przydziały nie były wystarczające.
Jako wędrowniczki, a więc starsze harcerki, nie musiałyśmy czekać na rozkazy. Podejmowałyśmy wszystkie zadania, jakie dyktowało życie. Pomagałyśmy m.in. więźniom Lubelskiego Zamku i Majdanka, korespondowałyśmy z jeńcami wojennymi przebywającymi w stalagach.
Dh. Zofia Słupczyńska posiadała 36 listów od jeńca, którego nie znała ani przed wojną, ani
po wojnie. Zaginął. A skompletowane listy to historia życia człowieka, losy jeńca, jego przeżycia, tęsknoty za Ojczyzną, za bliskimi - tęsknota za wolnością.
PS.
O pracach i służbach zastępu w łatach 1940-1944 napisałam (we współpracy z dh. Zofią
Słupczyńską - Orską) w oddzielnej broszurce „Był taki zastęp...", wydanej przez Krąg Instruktorów i Seniorów Lubelskiej Komendy Chorągwi ZHP w sierpniu 200l r.