"Nowości" z 16 stycznia 2010
Transkrypt
"Nowości" z 16 stycznia 2010
10 Album rodzinny 16 stycznia 2010 krótko Dawnych dancingów czar Zapraszamy na zabawę do „Kolorowej”. Gitara basowa i wokal - nasz Czytelnik, pan Jan Kalinowski W starym kinie Zapraszamy do kina „Mars” przy ul. Warszawskiej na obraz „Sonata Księżycowa”. W roli głównej wystąpił, mając 76 lat, grający samego siebie Ignacy Paderewski. Przedwojenne programy filmowe wzbogacają naszą wystawę, którą do końca stycznia można oglądać w Muzeum Etnograficznym. ze starych gazet Katastrofa samochodowa Chełmno. 14 grudnia zdarzyła się nad Wisłą katastrofa samochodowa, która o mały włos nie pociągnęłaby za sobą zatonięcie 21 osób. W tym dniu, jak codziennie samochód półciężarowy należący do Związku Elektryfikacyjnego wiózł robotników od pracy z Gródka. W chwili gdy samochód wjeżdżał na prom, prawdopodobnie wskutek defektu hamulców, szofer nie zdołał samochodu zatrzymać, przejechał on przez prom, uderzył całą siłą w drąg zamykający drogę od strony Wisły i zawisł nad wodą, zatrzymany jedynie przez łańcuchy promowe. Samochód zaczął tonąć i tylko dzięki przytomności i zimnej krwi robotników wszyscy w krytycznej chwili zdołali się wyratować. Gdy robotnicy wraz z szoferem znaleźli się na bezpiecznym promie, samochód runął do wody. Podziękowanie Pan inżynier Stefan Dażwański, opuszczając Toruń i nie mając możliwości z powodu braku czasu pożegnać wszystkich znajomych, złożył z tego powodu na moje ręce 50 zł na Pomorski Oddział Ligi Obrony Powietrznej Państwa i 50 zł na okręt Pomorze. Ofiarodawcy składam podziękowanie. Prezydent miasta. „Słowo Pomorskie”, 20 grudnia 1929 r. kontakt „Album rodzinny” redaguje Roman Such, Redakcja „Nowości”, ul. Podmurna 31, 87-100 Toruń. Tel. (tylko w piątki) 56-611-81-09, e-mail: [email protected]. „Chałupy oniemiały, golasy ztekstylniały. Do Turcji po kożuchy ruszyły już spryciuchy, a na Krupówkach tłum” - piosenki takie jak „Szał by night” królowały niegdyś na potańcówkach. na parkiecie przeważały małżeństwa. Napiwki stanowiły spory dodatek do naszych, niezbyt wysokich pensji. Nie było na co narzekać. Na dobre granie na dancingach rozpocząłem 1 marca 1976 roku w restauracji „Polonia” na rogu ulicy Pułaskiego i Świerczewskiego (dzisiaj - Legionów). Wówczas w Grudziądzu zapraszały trzy lokale dancingowe: „Nowoczesna” w dzielnicy Tarpno, „Kolorowa” na Starym Rynku i wspomniana „Polonia”. Było również kilkanaście klubów, w których w każdą sobotę organizowano zabawy, a miejsca rezerwowano wiele dni wcześniej. Z tamtego okresu wywodzi się plejada grudziądzkich muzyków. Pierwsze trzy tygodnie w „Polonii” były dla mnie prawdziwą „klezmerską” szkołą. Pan Edek - pianista - wybierał losowo z półki trzy utwory (tyle grało się za jednym podejściem) i wręczał panu Zbyszkowi - sonatina, saksofon, Jasiowi - perkusja i mnie zaaranżowane nutki i po wejściu na scenkę (mieściła się w kącie sali, a jej rozmiary były minimalne) odliczał. I tak zaczynaliśmy swój numer. Podczas godziny „dawaliśmy” od 3 do 4 bloków muzycznych. Celowo robiono dosyć duże przerwy, aby bufet i kuchnia wypracowały utarg. Na Zachodzie, o czym przekonałem się w późniejszych latach, gra się inaczej - czterdzieści pięć minut muzyki i piętnaście minut przerwy. „Polonia”, z uwagi na jej usytuowanie na parterze kamienic, i protesty mieszkańców wkrótce została zamknięta. Wielokrotnie dochodziło do zabawnych momentów. Każda restauracja miała obowiązek dezynsekcji i deratyzacji. Zajmowało to dwa, trzy dni. Po jednym z takich zabiegów podczas grania pierwszego utworu zauważyliśmy, jak spod sceny w stronę okna podąża sznurek myszy w liczbie około trzydziestu. Przecieraliśmy oczy, tym bardziej na trzeźwo. Okna „Kolorowej” wychodziły na ulicę Szewską. W latach siedemdziesiątych lokale nocne były jedynym miejscem, gdzie można było kupić butelkę wieczorową porą. Jeden z moich kolegów miał pecha, chcąc pomóc spragnionym, którzy pukali do okna przy scenie, wychylił się i w tym momencie oberwał parasolką. Pewnego letniego wieczoru przez otwarte okno przy scenie wtargnęła grupa spragnionych tańca i - jak było do przewidzenia - nie obyło się bez interwencji milicji. Następnego dnia kolegium orzekające powołało nasz zespół w charakterze świadków. Nic jednak nie mogliśmy powiedzieć, bo pod zasłonami widzieliśmy tylko buty intruzów, a po samych butach trudno poznać człowieka. W 1978 roku PSS „Społem” przeniosło restaurację do nowego pawilonu na osiedlu Kopernika. Ponieważ nazwy ulic nawiązywały do astronomii, nowy lokal został „Orionem”. Otrzymaliśmy nowe instrumenty, nową aparaturę nagłaśniającą i miesiąc na przygotowanie repertuaru. Byliśmy tak dobrzy, że wygraliśmy w Ciechocinku przegląd zespołów rozrywkowych z województw: bydgoskiego, toruńskiego, pilskiego i włocławskiego. Po koncercie laureatów w muszli Parku Zdrojowego wypiliśmy po kilka herbat z rumem. Podczas powrotu nyską do domu, herbatki zatrzymały nas w lesie. Pech sprawił, że pan Zbyszek - pianista - poszedł w kierunku odwrotnym, aż trafił na kolejną drogę i wrócił do Grudziądza... traktorem. Zespół powstał w jeden dzień Po moim kilkutygodniowym bezrobociu, szef restauracji „Kolorowa” znajdującej się w samym centrum grudziądzkiej starówki zaproponował mi granie u siebie. Nie miałem wówczas pod ręką żadnego wolnego muzyka, a na dodatek pracowałem i jeździłem do Średniej Szkoły Muzycznej w Toruniu. Na zbudowanie zespołu miałem zaledwie dzień. W spadku po poprzednim zespole pozostała piosenkarka, która miała dobrze opracowany repertuar. Udało się znaleźć klawiszowca i bębniarza. W kilka godzin przygotowaliśmy około trzydziestu utworów i wieczorem rozpoczęliśmy dancing. Z każdym dniem rozbudowywaliśmy repertuar i po dwóch tygodniach mogliśmy zagrać dwa dancingi, nie powtarzając żadnego kawałka i, co najważniejsze, opanowaliśmy kilka hitów z list przebojów. „Kolorowa” była zdecydowanie większa od „Polonii” i stąd więcej gości. Do dzisiaj pamiętam przeraźliwy krzyk bileterki strofującej napierających klientów. Dancingi były bardzo popularne, nie stanowiły zbyt dużego obciążenia dla kieszeni. Bawili się wszyscy, a przede wszystkim kierowcy, badylarze, rolnicy i damy do towarzystwa. W soboty i niedziele 1976/1977 Wypłoszyliśmy myszy Siostra Straussa Przypomina mi się też taka sytuacja. Konsument podchodzi do pana Zbyszka i pyta, czy zna Straussa. Na co klawiszowiec ze stoickim spokojem odpowiada Straussa nie, ale jego siostrę. Później trafiła się okazja na wyjazd do Niemiec, a następnie na pierwszy kontrakt do Norwegii, dokąd jeździłem przez kolejne lata. W 1985 roku powróciłem do Grudziądza, gdzie na osiedlu Kopernika otwarto, istniejącą do dzisiaj restaurację „Zodiak” . I w niej zakończyłem moje granie. W lutym 1989 roku zostałem dyrektorem domu kultury w gminie Dragacz, gdzie przepracowałem dwadzieścia lat, czyli do emerytury... Jan Kalinowski, Grudziądz Sylwester 1976/1977 w restauracji „Kolorowa” - od lewej : Eugeniusz Klinger - saksofon, gitara basowa, Renata Hinz - wokal, Jan Kalinowski - gitary, wokal i Zbigniew Szukay - instr. klawiszowe, niewidoczny Ryszard Ślusarski - perkusja 1978 My na scenie Parku Zdrojowego w Ciechocinku, skąd wróciliśmy niezwyciężeni 1980 Gramy w „Orionie”. Od lewej: Renata Hinz - wokal, Ryszard Ślusarski - perkusja, Jan Kalinowski - bas, wokal, Ryszard Romel - instr. klawiszowe 1986 Nasz skład z „Zodiaku”. Od lewej: Ali Salewski - perkusja, wokal, Jan Kalinowski - gitara basowa, wokal i Czesław Zalewski - instrumenty klawiszowe