Sprawozdanie z wyjazdu na konferencję międzynarodową BIMUN

Transkrypt

Sprawozdanie z wyjazdu na konferencję międzynarodową BIMUN
Sprawozdanie z wyjazdu na konferencję
międzynarodową BIMUN 2010
Tak jak w większości spraw na tym świecie, najpierw pojawia się idea a następnie dopiero powoli
rodzi się wykonanie. Z czasem natomiast „owo wykonanie” przemienia się w doświadczenie życiowe,
które rzutuje na naszą przyszłość. Zdarza się nierzadko, że sama już idea jest szalona i wydaje się
nierealna na pierwszy rzut oka, podczas gdy dopiero po chwili zastanowienia, analizując krok po
kroku, czego tak naprawdę można dokonać, człowiek zaczyna widzieć pewne perspektywy będące
rozwiązaniem.
Było nas dwóch, którzy postanowili spróbować; obaj wiedzieliśmy, że studiując stosunki
międzynarodowe trzeba się angażować, praktykować i próbować swych sił w różnych środowiskach
akademickich. Starając się realizować tę myśl szukaliśmy przeróżnych konferencji aż w końcu
znaleźliśmy taką, która odpowiadała nam zarówno pod względem miejsca organizacji jak i czasu. Był
to Belgrade International Model United Nations (BIMUN) organizowany w dniach 18-21 marca 2010
roku przez komórkę Organizacji Narodów Zjednoczonych w Serbii.
Już na samym początku napotkaliśmy na problemy organizacyjne. Gdy już byliśmy
zdecydowani co do wyjazdu i zaczęliśmy rozglądać się za transportem na Bałkany, okazało się, że o
ile Polska ma stosunkowo dobre połączenia komunikacyjne ze wschodnimi sąsiadami i bardzo dobre
połączenia z Zachodem o tyle w kierunku południowym jeździ bardzo mało a lata właściwie nic.
Mając ograniczony budżet kluczyliśmy pomiędzy firmami by znaleźć coś w miarę taniego.
Wybawienie nie przyszło z czyjejkolwiek strony, nie znaleźliśmy bowiem żadnej taniej firmy
przewozowej do Serbii (włączając tanie linie lotnicze). Wyjściem okazało się nasze położenie na
mapie Polski i Europy. Mając blisko z Wrocławia do Berlina, Bratysławy, Pragi czy Wiednia
mieliśmy dużo większe pole manewru. Zdecydowaliśmy się dotransportować do Berlina i stamtąd
polecieć do Belgradu z przesiadką w Pradze (co paradoksalnie było rozwiązaniem tańszym niż lot
bezpośrednio ze stolicy Czech). Gdy dotarliśmy na lotnisko w Niemczech i już po odprawie
paszportowej ujrzeliśmy samolot którym mieliśmy lecieć – zwątpiliśmy... Był to stary turbośmigłowy
samolot czeskich linii lotniczych wielkości autobusu szkolnego. Później okazało się jednak, że w
przestworzach dawał sobie całkiem dobrze radę.
Gdy dotarliśmy na miejsce ujrzeliśmy miasto inne niż to, które sobie wyobrażaliśmy. Belgrad
objawił się jako piękne miasto z wieloma zabytkami niezniszczonymi przez wojny. Po kilku
godzinach lakonicznych kontaktów z Serbami doszliśmy do wniosku, że właściwie komunikowanie
się z ludźmi po polsku nie sprawia większego problemu, a czasami jest bardziej efektywne niż
rozmowa po angielsku. Będąc już tak pozytywnie zaskoczonymi nabraliśmy przekonanie, że będzie to
świetny czas. Poza tym, ogrom miasta nie przytłaczał, było ono dobrze oświetlone, z dobrą siecią
komunikacyjną, a człowiek czuł się naprawdę bezpieczny. Nie tracąc czasu wymieniliśmy więc
pieniądze, znaleźliśmy zarezerwowany hotel i resztę dnia spędziliśmy szykując się na pierwszy dzień
obrad.
Konferencja rozpoczynała się od uroczystości inauguracyjnej w czwartek. Po przybyciu na nią i
zapoznaniu się z będącymi tam osobami szybko zorientowaliśmy się, iż około siedemdziesiąt procent
uczestników stanowią Serbowie, przeważnie z Belgradu. Ceremonia otwarcia konferencji była
zorganizowana niezwykle oficjalnie (łącznie z reporterami) w budynku, który jak się później
dowiedzieliśmy za czasów Josipa Tito był miejscem obrad rządu Jugosławii. Następnie
przeprowadzaliśmy tak zwaną próbną symulację w celu sprawdzenia czy wszyscy znają i rozumieją
zasady funkcjonowania swojej rady. Kolejnym krokiem w tym dniu była pierwsza sesja, zajęła ona
ok. półtorej godziny i polegała na zaprezentowaniu stanowisk poszczególnych krajów przez delegacje
oraz na rozpoczęciu dyskusji nad poszczególnymi kwestiami. Reszta dnia była przeznaczona na
orientację w nowym środowisku i zapoznanie ludzi. Dzień kończył się na oficjalnym, powitalnym
posiłku i przyjęciu podczas to którego (właściwie po raz pierwszy) był czas wolny by porozmawiać ze
świeżo zapoznanymi znajomymi na inne tematy niż rezolucja.
Drugiego dnia poszczególne rady i komitety podjęły się debaty generalnej co zajęło cały ranek i
popołudnie. Dopiero pod koniec dnia Serbowie zaprosili nas na zwiedzanie miasta co z czasem
przerodziło się w lobbowanie i szkicowanie końcowej rezolucji - tyle tylko, że tym razem w formie
nieoficjalnych spotkań w kuluarach. Dzień kończyło tzw. „BIMUN World” czyli prezentacje delegacji
z każdego kraju na temat swojego państwa i jego kultury.
Trzeciego dnia, w sobotę, gdy emocje powoli opadały i wszyscy się już znali nasze negocjacje
okazały się być najbardziej efektywne. Był to jednocześnie ostatni dzień negocjacji co wywierało też
presję na wszystkich by znaleźć konsensus. Większość czasu pochłonęło dopracowywanie rezolucji i
usuwanie czy też dodawanie poszczególnych artykułów przy których poszczególne delegacje
obstawały. Około godziny osiemnastej, po lobbingu i uzgodnieniu wszystkich szczegółów następuje
ostateczne głosowanie i zakończenie pracy we wszystkich komisjach. Zaplanowany na wieczór przez
organizatorów pożegnalny obiad i czas wolny w połączeniu z ciepłą, gwieździstą nocą, tworzyło
idealną atmosferę do zwiedzania miasta.
W niedzielę wszyscy mają poczucie tego, że czas nieubłaganie płynie i tego dnia będziemy
wracać do domu i codziennych obowiązków. Przedtem jednak czekało nas jeszcze uczestnictwo w
ostatniej sesji plenarnej w równie okazałym jak poprzednie rządowym budynku (pamiętajmy, że
jesteśmy w stolicy kraju gdzie znajdują się wszelkie instytucje, ambasady, et cetera). W czasie sesji
bacznie nasłuchiwaliśmy wykładowców, a następnie robiliśmy pamiątkowe zdjęcia wszystkich
delegacji. Tam też okazuje się, że wśród najlepszych delegacji za ciężką walkę w czasie negocjacji
wyróżniony został, mój towarzysz podróży reprezentujący Stany Zjednoczone, Andrzej Świdziński –
czego mu wszyscy serdecznie gratulowaliśmy. Cała uroczystość kończy się wręczeniem dyplomów,
podziękowaniami, wymianą wrażeń i pożegnaniem ze znajomymi.
Patrząc na pewne rzeczy z perspektywy czasu człowiek zaczyna je wspominać jeszcze milej niż
mogłoby się to wydawać na początku. Niewątpliwie przykładem tego pozostanie w naszej pamięci
konferencja BIMUN z 2010 roku. Oprócz początkowych problemów z transportem, wszystkie
późniejsze zdarzenia były trafne i miłe. Szczególnie miło wspominamy Serbów, którzy dali się poznać
jako niepospolici i bardzo mili ludzie zwłaszcza wobec obcokrajowców. Ponadto, jako badacze
stosunków międzynarodowych z prawdziwą ciekawością oglądaliśmy Bałkany jako przedmiot badań.
Rozmawialiśmy także z rodzimą ludnością, która zaskoczyła nas swą otwartością w
ustosunkowywaniu się do przeszłych reżimów i sytuacji kraju w ostatnich dwóch dekadach.
Wielokrotnie też podczas dyskusji okazywało się, że nasze kraje są podobne i mamy wiele cech
wspólnych co sprawiało, że patrzyliśmy na Serbię jeszcze przychylniejszym okiem. Trywialne już
stwierdzenie, że podróże kształcą ma podwójną moc w odniesieniu do politologów, gdyż podróże te
pozwalają im porównać ich wiedzę, wizję pewnych prawidłowości i idee ze stanem faktycznym. Jest
to konieczna korekta w budowaniu adekwatnej do rzeczywistości percepcji świata. Każdy pryzmat
przez który staram się patrzeć na tego rodzaju wydarzenia, każe mi powtarzać raz jeszcze, że
naprawdę warto uczestniczyć, poznawać ludzi i uczyć się świata. W końcu figlarna historia nie zawsze
pozwala na taką swobodę...
Uczestnicy konferencji
Andrzej Świdziński i Wojciech Zakrzewski