Tak więc nadszedł 9 lutego 1982r. Buk – mała podpoznańska

Transkrypt

Tak więc nadszedł 9 lutego 1982r. Buk – mała podpoznańska
Tak więc nadszedł 9 lutego 1982r. Buk – mała podpoznańska miejscowość na trasie do
Nowego Tomyśla, na zachód od Poznania. Tego dnia o godzinie 21.00 w komisariacie w
Buku zjawił się mężczyzna i zgłosił zaginięcie ośmioletniej córki Ilony, uczennicy klasy II
Szkoły Podstawowej w Buku. Ze słów ojca wynikało, że córka 9 lutego wyszła z domu około
godziny 13.15 i miała pójść na lekcję religii. Z domu do salki parafialnej miała około 400
metrów, przy czym cały ten odcinek znajdował się w terenie zabudowanym. Miejscowa
milicja, wsparta trzema kompaniami ZOMO, podjęła działania poszukiwawcze. Sprawdzono
kontakty rodzinne, dokonano wywiadów na drodze dojścia dziewczynki z domu do salki
parafialnej. W nocy działania przerwano, aby kontynuować 10 lutego od godzin
wczesnorannych. Efektów pracy nie było jednak żadnych, nie ustalono żadnej osoby, która
widziałaby dziecko.
Około godziny 10.15, 10 lutego nastąpił przełom. Na opuszczonym placu targowym w Buku
przy ulicy Dobieżynskiej, w znajdującej się tam latrynie, znaleziono zwłoki dziewczynki. Już
pierwsze wrażenie nie pozostawiało wątpliwości – dziecko zostało okrutnie zamordowane.
Miejscowa jednostka milicji powiadomiła Komendę Wojewódzką. Na miejsce pojechała
grupa operacyjno-śledcza pod kierownictwem ówczesnego zastępcy naczelnika Wydziału
Kryminalnego, majora Mariana Kuleszy. Na miejsce przybył szef Prokuratury Rejonowej w
Nowym Tomyślu, Lech Tuchocki. Nasz wydział reprezentowali Andrzej Przywieczerski,
Marian Lipiński i ja jako młody podporucznik milicji. Kiedy wyjeżdżaliśmy do Buku, major
Smolarek powiedział do nas:
- Jedźcie tam i bez tego gnojka nie wracajcie.
Na miejsce dotarliśmy około południa 10 lutego. Od tego momentu naszą bazą miał się stać
komisariat w Buku. Naszą grupę wspierali też milicjanci z komendy w Nowym Tomyślu,
albowiem Buk podlegał właśnie tej jednostce.
Kapitan Marian Lipiński został wyznaczony do przeprowadzenia oględzin miejsca znalezienia
zwłok. Marian był niezwykle drobiazgowym oficerem śledczym. Prowadził czynności
niezwykle skrupulatnie.
Oględziny to trudna czynność śledcza. To praca w terenie na miejscu przestępstwa, często w
trudnych warunkach atmosferycznych, wymagająca od prowadzącego wiedzy nie tylko
prawniczej , ale głównie
z zakresu kryminalistyki. Po pierwsze, należy niezwykle sumiennie opisać zastany obraz
przestępstwa, ale także ujawnić, opisać i fachowo udokumentować wszelkie ślady
kryminalistyczne. Oczywiście oficer prowadzący oględziny korzysta z pomocy ekspertów
wydziału kryminalistyki, biegłego medycyny sądowej, ale to on jest osobą wiodącą przy
oględzinach, to on odpowiada za prawidłowo zebrany
i udokumentowany materiał dowodowy. Kiedy później rozmawiałem
z Marianem na temat tych oględzin, nie mógł powstrzymać emocji. To były trudne oględziny,
gdyż z jednej strony cały czas miał przed oczyma zmasakrowane zwłoki dziecka, a z drugiej
strony wiedział, że od jego pracy tam na miejscu zabójstwa być może zależeć będzie sukces
wykrywczy w tej sprawie. Prawidłowy opis śladów na ciele dziecka mógł bowiem wiele
powiedzieć na temat działania sprawcy, jego motywów, jego ewentualnych zaburzeń
psychofizycznych, mógł jednym słowem być niezwykle przydatny do typowania sprawcy.
Marianowi pomagał biegły z Zakładu Medycyny Sądowej, doktor Marian Stochaj. Rolą
biegłego było rozpoznanie mechanizmu śmierci, ujawnienie śladów na ciele ofiary, które
zadał sprawca, określenie sposobu ich zadania, użytego narzędzia, podanie przybliżonego
czasu śmierci. Bardziej dokładne badania przeprowadzano już w Zakładzie Medycyny
Sądowej Akademii Medycznej w Poznaniu, podczas sekcji zwłok. Czynności prowadzone na
miejscu zabójstwa doprowadziły do konkluzji, że zgon dziecka nastąpił w wyniku rozległych
urazów czaszkowo-mózgowych. Zabezpieczono płytę krawężnikową z betonu, która służyła
do zamykania drzwi latryny od zewnątrz. Na płycie tej widoczne były ślady krwi i włosy. W
trakcie oględzin ujawniono też dwa guziki, paznokieć, tornister szkolny i czapkę z włóczki.
Nie ulegało wątpliwości, że dziewczynka została najpierw uduszona, a później sprawca
zmasakrował jej głowę rzucając na nią płytę krawężnikową. Pies tropiący podjął ślad, ale
stracił go po 700 metrach na ulicy Poznańskiej w Buku.

Podobne dokumenty