ωmega - Oficjalna strona 36 gimnazjum w Krakowie im. św. Brata
Transkrypt
ωmega - Oficjalna strona 36 gimnazjum w Krakowie im. św. Brata
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 ΩMEGA Numer 20 Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie Wrzesień-październik 2003 koszt wydania 1 zł. Ziemia oczami ptaka Ptaki fruwają wysoko nad Ziemią i widzą dużo więcej z góry niż my, ludzie, przygwożdżeni do ulic, chodników i przyziemnych spraw. Myślicie, że nie możecie zobaczyć piękna z góry, bo nie macie skrzydeł, tak jak ptaki? To nieprawda. Możecie! Umożliwia wam to choćby aparat fotograficzny. Skorzystał z tej możliwości jeden człowiek, który zapragnął zobaczyć coś więcej, niż widać z dołu. Wzbił się w powietrze. Oczywiście, nie za pomocą skrzydeł, ale przy pomocy helikoptera. Tym człowiekiem jest Yann ArthusBertrand pochodzący z Francji. Ten francuski fotograf wykonał w 76 krajach świata 123 zdjęcia, spędził w helikopterze 3000 godzin i zorganizował wystawę. Pokazał w niej prawdę o człowieku, czyhające na niego niebezpieczeństwa i to, co może go ocalić. Te piękne, profesjonalnie wykonane zdjęcia obejrzało 10 milionów osób z całego świata, co zostało wpisane do „Księgi rekordów Guinnessa”. Wystawę pokazano już w wielu krajach świata, w tym w Warszawie. Teraz możemy oglądać ją w Krakowie przez całą dobę na Plantach na odcinku od ul. Franciszkańskiej do ul. Podzamcze. Została tam usytuowana w dniu 11 lipca, możecie ją oglądać do 3 listopada. Jeżeli jeszcze jej nie widzieliście, a chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o naszej planecie, to musicie się tam wybrać. Polecam, bo jest co oglądać. Asiek Mucha – Twój wróg W NUMERZE: -Wywiad z Kubą Rogóżem -Karykatury nauczycieli -Wywiad z panią Małgorzatą Czeluśniak -Wspomnienia absolwentek gimnazjum -Ewa Lipska Lubić muchy czy nie lubić? – czy to pytanie nie brzmi podobnie do tego zadanego przez Hamleta w dramacie Szekspira? Jednak tutaj odpowiedź jest o wiele prostsza: NIE LUBIĆ!I trudno się nam ludziom dziwić, że nie kochamy tych zwierząt. Dlaczego? Otóż, muchy są złośliwe. Nie jest to może złośliwość zamierzona, ale... Osobiście, gdy widzę muchę na mojej kanapce, to aż mnie skręca. Przecież to moja kanapka i nie życzę sobie, aby ktokolwiek po niej łaził, a tym bardziej, żeby była to mucha, która należy, mówiąc łagodnie, do stworzeń niehigienicznych. Bo chyba nie trzeba szczegółowo opisywać tego, po czym te małe paskudy chodzą, ponieważ są to wyjątkowo nieapetyczne, żeby nie powiedzieć obrzydliwe rzeczy. Ciąg dalszy na stronie 2 ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 2 INNI Subkultury są grupami społecznymi charakteryzującymi się innością. Istnieje wiele subkultur młodzieżowych min. skejci, punkowcy, hip – hopowcy, metale. Każda z tych grup przyjęła pewne wzorce, zasady i normy zachowań, które odbiegają nie tylko od siebie, ale i od norm przeciętnych obywateli. Jednak fakt, iż osoby należące do subkultur mają inne poglądy, nie musi być zły, bo jeżeli tylko ci ludzie nie stwarzają zagrożenia dla otoczenia, to nic złego się nie dzieje. A poza tym piękno świata polega na jego różnorodności. Subkultury młodzieżowe odróżnia od siebie styl ubierania. Jedni ubierają się luźno, w szerokie spodnie z krokiem w kolanach, szerokie koszulki i sportowe buty, punki noszą obcisłe spodnie i glany. Ale dzięki temu życie jest o wiele ciekawsze, gdyż idąc ulicą, nie widzimy monotonii, lecz różnorodność. Różnice między subkulturami nie kończą się jednak na samych ciuchach, ale i na długości włosów. U jednych można zobaczyć bujne, długie „loki”, a u niektórych nie można ich w ogóle zobaczyć, bo ich po prostu nie ma. Oprócz tego można zaobserwować wiele ciekawych fryzur takich jak irokezy, choć te powoli już przechodzą do przeszłości, bo punków jest coraz mniej. Nie zapominajmy również, iż każda subkultura gustuje w innym rodzaju muzyki, zaczynając od hip – hopu, a kończąc na „metalu”. Jednak wszystkie te gatunki przedstawiają poglądy słuchaczy, gdyż w tekstach piosenek możemy usłyszeć wiele różnych zdań na rozmaite tematy. Na koniec trzeba dodać, że nie możemy mieć do nikogo pretensji, że należy do jednej lub drugiej subkultury, gdyż jego zachowanie zależy przede wszystkim od tego, jakim jest człowiekiem, bo przecież ktoś, kto ma „poukładane w głowie”, nie da się wciągnąć w coś pozostającego w sprzeczności z jego sumieniem, ideałami. Ewka i Aśka Janusz Gąsiorek CZY TO TYLKO LEGENDA? „Stara Baśń”, a właściwie stara waśń okrutnego księcia Popiela i podległych mu chłopów, owiana tajemnicą legendy, na której tle rozgrywa się wiele wątków miłosnych i zawiązuje się wiele przyjaźni. Na jakiś czas muzeum w Biskupinie, bo tam kręcono zdecydowaną większość scen, znowu stało się żywe. Ten film, zresztą jak każdy Jerzego Hoffmana, ogólnie można uznać za udany. Dobrze wybrana obsada, która przedstawia fragment dziejów Polski, sprawiła, że nawet o złych stronach ekranizacji można zapomnieć. W bohaterów książki wcielili się bardzo znani i doświadczeni aktorzy, przez co miałam dokładny obraz charakteru danej postaci. Sceneria biskupińskiej osady w połączeniu ze strojami z tamtej epoki dawała wspaniały obraz odległych czasów. Nawet spinki czy inne ozdoby we włosach i na rękach wyglądały na pochodzące z IX wieku. Nie bez znaczenia była muzyka, która znakomicie oddawała nastrój wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Akcja toczyła się raczej żywo, przenosząc nas szybko w wir nowych zdarzeń, choć niemal wszystko działo się w tej samej scenerii, co mi się bardzo nie podobało. Przesadzono również ze scenami bitew, w których trup kładł się gęsto, a krew lała strumieniami. Język dialogów nie był archaiczny, mimo że powinien naśladować język średniowieczny. Ciąg dalszy ze strony 1 Mucha – Twój wróg Nikt z was nie powie mi, że oglądanie much sprawia mu przyjemność, gdyż nie należą one do najpiękniejszych żyjątek na Ziemi. Nie mają ani kolorowych skrzydełek, ani pięknych oczu. Są za to szare W filmie nie zainteresował mnie główny wątek Popiela i jego żony (byłej niewolnicy), choć był on bardzo pouczający, patrząc z perspektywy całości utworu. Bo morałem brzmi: dobro zawsze zwycięży zło. Jednak ja zwróciłam uwagę na to, że miłość może pokonać najtrudniejsze przeszkody. Z tym wiąże się wątek miłosny Ziemowita i Dziwy, który opowiada o nieszczęśliwej miłości obojga, gdyż kobieta przeznaczona była na kapłankę w świątyni. Lecz zakochała się z wzajemnością, a Ziemowit za wszelką cenę chciał ją wziąć za żonę, nawet jeśli miałby się narazić bogom. W końcu przebłagał ich, więc ostatnim obrazem filmu jest szczęśliwa para płynąca łódką. Kto lubi takie pomyślne zakończenia, niech się wybierze do kina. Baśka i zwykłe – po prostu beznadziejne. Do tego często zacierają łapki, co wielu osobom może kojarzyć się ze złośliwością tych owadów. Pocieranie nóżką o nóżkę wcale jednak nie świadczy o wredności „musiego” rodu, lecz o tym, że się czyszczą, chociaż mucha i czystość jakoś do siebie specjalnie nie pasują. Ciąg dalszy na stronie 4 ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 3 K. R.: Myślę, że nie wystarczy słowna zachęta. Najbardziej człowieka może zainteresować, kiedy zobaczy, jak „to” lata. Ωmega: Wiem, że interesujesz się modelarstwem. Co takiego Bardzo często, kiedy testuję swoje modele, podchodzi do mnie Cię w tym zaciekawiło i co skłoniło właśnie do tego typu ktoś ciekawy tego, jak ten model jest zbudowany. Wtedy zapraszam go właśnie na modelarnię lub, jeżeli ktoś ma zainteresowania? Internet, to podaję adresy stron modelarskich, albo kontakt Kuba Rogóż: Uprawiam modelarstwo od momentu, kiedy tato telefoniczny. dał mi pod choinkę zestaw modelu domu do makiet kolejek. Bardzo mnie to wciągnęło. Później przesiadłem się na plastikowe modele samolotu i wtedy stwierdziłem, że chciałbym zobaczyć, jak to lata. Wiadomo, taki samolot, ze względu na swój ciężar, nie jest w stanie wzbić się w powietrze. Jak już do tego doszedłem, zapytałem brata, czy istnieje coś takiego jak modelarnia. Miałem takie szczęście, że brat miał kolegę w klasie, który parał się modelarstwem – uczęszczał do klubu 303. Postanowiłem się tam zapisać. Wstępną pracę zaczynałem od projektu latawca, a kończyłem na modelu swobodnie latającym, wyrzucanym z ręki lub wyciąganym za pomocą holu. Obecnie zajmuję się modelami RC (zdalnie sterowanymi), napędzanymi silnikiem spalinowym lub elektrycznym. Tworzę także swoje konstrukcje. Wywiad z Kubą Rogóżem, uczniem klasy 2e Ω: Zdobywałeś wiele nagród w różnych konkursach modelarskich. Jaka nagroda jest dla Ciebie najcenniejsza? K. R.: Tak, to prawda, zdobyłem wiele nagród. Większość tych nagród to puchary, ale zdobyłem także kilka cennych nagród rzeczowych, np. zestaw modelu latającego. Zwyciężyłem również w eliminacjach do mistrzostw latawców w Gliwicach. Niestety, tam zająłem 10 miejsce, ale i tak dobrze, jak na taką skalę zawodów. Moim najcenniejszym osiągnięciem jest zdobycie tytułu wicemistrza Aeroklubu Krakowskiego w kategorii modeli halowych F1N (wyrzucanych z ręki), otrzymałem puchar i upominki rzeczowe. Ω: Modelarstwo to trudne zajęcie, wymagające wiele cierpliwości i precyzji. Masz czasami wrażenie, że czegoś nie dasz rady zrobić, że to ponad Twoje możliwości? K. R.: Modelarstwo wymaga bardzo dużo cierpliwości i precyzji. Są momenty załamania, ale w takich sytuacjach robię sobie chwilę przerwy albo zaglądam do Internetu na różne strony modelarskie i wtedy się uspokajam. Mam, ale bardzo rzadko, wrażenie, że mi się coś nie uda, ale najczęściej staram się przezwyciężać tę myśl. Ω: Jak mógłbyś zachęcić ludzi do swojej pasji? Ω: Słyszałam, że ostatnio brałeś udział w zawodach piłki ręcznej. Czy sport to Twoja druga pasja? K. R.: Można by powiedzieć, że sportem interesuję się, odkąd nauczyłem się chodzić. Uczestniczę w różnych zawodach szkolnych, ponieważ mam dobre predyspozycje do uprawiania sportu, a także jest to moja druga pasja. Ω: Twoja mama uczy w szkole, do której Ty chodzisz. Jest to w jakiś sposób uciążliwe? A może są tego dobre strony? K. R.: Praca mojej Mamy w tej samej szkole, do której ja chodzę, jest pewnym ciężarem, ponieważ nauczyciele mogą szybciej Ją poinformować o moich uwagach. Ale to także dla mnie jakaś mobilizacja do bycia coraz lepszym. Nie narzekam, bo kiedy zapomnę z domu, np. podpisu czy pieniędzy mogę zwrócić się do Mamy. Ewka PAMIĘTAMY wspomnienia absolwentek gimnazjum Gimnazjum nr 36…. Pamięć bywa zdradliwa, ale wiem, że NIGDY nie wymaże ona z mojego serca tej szkoły. Nigdy w sercu moim nie zamaże się obraz nauczycieli, moich przyjaciół i tych wszystkich zdarzeń śmiesznych i strasznych, które przeżyłam z tymi ludźmi. Z uśmiechem wspominam wiele z nich. Jedną z takich chwil, która utkwiła mi w pamięci, jest pewnego rodzaju wpadka. Kiedyś mieliśmy z klasą sprawdzian z historii. Do tego, jak pamiętam, dzień ten nie należał do najłatwiejszych, dlatego też niespecjalnie przygotowałam się na tę klasówkę. Lekcje mijały szybko, a ja byłam przerażona, bo nie mogłam pogodzić się z myślą, że z historii dostanę jedynkę i będę musiała ją poprawić. „Kto by się chciał” - myślałam. Zrobiłam więc tak, jak postąpiłby niemal każdy uczeń znajdujący się w takiej sytuacji - zaczęłam pisać ściągę na korytarzu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że przez cały ten czas stała za mną nauczycielka historii. Ale się wtedy najadłam wstydu. Nie dość, że nie umiałam na sprawdzian, to jeszcze pani przyłapała mnie na gorącym uczynku. Ciąg dalszy na stronie 7 ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 4 Wywiad z Panią Małgorzatą Czeluśniak, nauczycielką biologii w gimnazjum. Ωmega: Antropologia to bardzo mało znana nauka, a wiemy, że Pani specjalizowała się w niej. Czy mogłaby Pani coś ciekawego o niej powiedzieć? Pani Czeluśniak: Antropologia zajmuje się człowiekiem jako gatunkiem biologicznym. Przedmiotem jej badań jest więc np. rodowód człowieka, zmiany ewolucyjne, jakim ulegał, cechy charakterystyczne ras ludzkich, genetyka człowieka. Wyborem tej specjalizacji na studiach oznaczał dla mnie wspaniałą przygodę. Otóż, w czasie praktyk studenckich uczestniczyłam w wykopaliskach archeologicznych w okolicy Kazimierza Wielkiego (dawne województwo kieleckie). Pracowaliśmy tam wraz z archeologami PAN na cmentarzysku z kultury mierzanowickiej. Znalezione szczątki ludzkie datowane były na około 1750 lat p.n.e. Zajmowałam się oceną wieku i płci pochowanych tam ludzi. Brałam też udział w ekspertyzach sądowych ustalających ojcostwo - wtedy badania DNA nie były tak rozpowszechnione jak dziś. Ω: Czemu wybrała Pani pracę w szkole, a nie na przykład na wykopaliskach jako antropolog? P. Czeluśniak: W chwili gdy kończyłam studia, nie było możliwości zostania na uczelni w charakterze pracownika naukowego, wybrałam więc pracę w szkole i wcale tego nie żałuję. Lubię dzieci i młodzież, a specyfiką tego zawodu jest przebywanie w towarzystwie ludzi młodych, więc wbrew wiekowi biologicznemu czuję się młodsza duchem... Ω: Wiemy, że lubi Pani teatr, jaką sztukę poleciłaby Pani innym i dlaczego? P. Czeluśniak: Rzeczywiście bardzo lubię teatr, żałuję tylko, że z powodu braku czasu rzadko ostatnio tam bywam. Ogromne wrażenie wywarła na mnie inscenizacja „Dziadów” Adama Mickiewicza w Teatrze Starym. Myślę, że mogłabym polecić wszystkie sztuki w dobrej obsadzie, przygotowane przez zespół tego teatru, który ma wieloletnie tradycje. Ω: Czytanie książek to Pani hobby, co Pani najczęściej czyta? P. Czeluśniak: Lubię czytać i jestem stałym bywalcem biblioteki. Najczęściej wybieram pozycje z klasyki literatury światowej, głównie rosyjskiej i francuskiej. Jednak preferuję naszą rodzimą powieść. Czasami lubię odpocząć przy tomiku dobrej poezji. Ω: Pracuje Pani w szkole, do której uczęszcza córka. Czy nie jest to uciążliwe? P. Czeluśniak: Razem z moja córką, Anią, staramy się, żeby nie było, choć wiele zależy tu od innych. Tak się składa, że mieszkamy w pobliżu naszej szkoły, więc przeniesienie Ani do innej placówki nie miałoby sensu i byłoby dla niej bardziej uciążliwe - ze względu na odległość - niż obecność mamy nauczycielki w tej samej szkole. Ω: Ma Pani dzieci w różnym wieku, więc może Pani ocenić, czy lepszy był system szkolnictwa stary, czy nowy? P. Czeluśniak: Myślę, że zarówno stary jak i nowy system ma swoje dobre i złe strony. Oceniam go oczywiście jako nauczyciel biologii, z punktu widzenia swojego przedmiotu. W dawnym systemie miałam więcej godzin do zrealizowania programu, ale też zakres treści był nadmiernie rozbudowany i zbyt obciążający uczniów. Obecny system daje mi więcej swobody. Sama decyduję, co i w jaki sposób przekazać uczniom, oczywiście trzymając się podstaw programowych. Mogę też wybrać program nauczania i podręcznik. Za to, niestety, ograniczeniu uległa liczba godzin biologii, trzeba więc bardzo się starać, aby zdążyć z realizacją przyjętego programu. Ω: W tym roku dużo dzieci z rejonu wybrało Gimnazjum Salezjanów. Jak może Pani zachęcić uczniów do naszej szkoły? P. Czeluśniak: Miła, życzliwa atmosfera, świetna kadra nauczycieli, którzy często prowadzą zajęcia i w gimnazjum i w liceum, w związku z tym doskonale znają program obu szkół i wiedzą, na co szczególnie zwrócić uwagę, ucząc w gimnazjum. Wyniki egzaminu gimnazjalnego mówią same za siebie ( średnia dla uczniów naszej szkoły jest wyższa od średniej gminy). Ponadto młodzież może rozwijać swoje zdolności i zainteresowania, biorąc udział w różnorodnych konkursach oraz uczestnicząc w zajęciach pozalekcyjnych. Szkoła położona jest z dala od miejskiego hałasu, zewsząd otoczona zielenią. Ω: Dziękujemy za udzielenie nam wywiadu. Wywiad przeprowadziły: Baśka i Karolina D. Ciąg dalszy ze strony 2 Mucha – Twój wróg A poza tym muchy mają to do siebie, że kiedy latają, ich skrzydełka wydają pewien, raczej niemiły, dźwięk – bzyczą. Gdy słyszę, jak taka paskuda lata mi nad uchem, mam ochotę ukatrupić insekta, ale sprawa wbrew pozorom wcale nie jest taka prosta, bo te małe spryciule są szybkie jak diabli. Tutaj nie wystarczy już tylko para rąk i determinacja, lecz potrzebna jest odpowiednia taktyka, do której niektórzy dochodzą dopiero po latach, ale gdy nie mamy na to czasu, możemy zastosować bardziej lub mniej humanitarne sposoby. Otóż, każdy z nas ma w domu dezodorant w sprayu lub lakier do włosów. Wystarczy raz owada prysnąć i po nim. Skrzydełka się sklejają i paskudnik podziela los mitycznego Ikara. Każda mucha jest w pewnym sensie Ikarem: głupia, młoda (lub stara) i niedbająca o swój żywot. Stwierdziłam jednak, że chyba najbardziej much nie lubią zwierzęta wiejskie, takie jak świnie, krowy czy konie, ponieważ te małe stworzenia niemiłosiernie obsiadają je, co naprawdę może być denerwujące, bo, zaznaczmy jeszcze, że tzw. muchy końskie, gryzą. Na nieszczęście dla tych małych krwiożerców większe zwierzaki zostały obdarzone ogonami, którymi, chociaż w małym stopniu, mogą odeprzeć ich atak. Trzeba jednak dodać, że muchy nie lecą do krów, koni, świń, itp. bez powodu. Po prostu, zwierzęta te mają bardzo specyficzny zapach, a dokładniej mówiąc, śmierdzą, co bardzo przyciąga niehigieniczne owady. Podsumowując stwierdzam, że muchy dostają za swoje, bo albo zostają zgniecione ogonem, albo dobite dezodorantem. Ale dobrze im tak – mają za swoje. Nikt im nie kazał denerwować innych. Chociaż na pewno jest jakiś powód, dla którego istnieją. Asia i Ewa ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 5 RATOWANIE ŚWIATA 19 września odbyła się w ZSO nr 14 akcja sprzątania świata. Tego dnia wiele klas z wychowawcami na terenie naszej szkoły zbierało śmieci, które między innymi pozostawiliście Wy, pijąc różnego rodzaju napoje czy jedząc batony. Kilka worków śmieci zebrano przez 1 godzinę lekcyjną pracy. Ludzie, jak można tak niszczyć przyrodę?! Przecież niszczycie w ten sposób samych siebie!!!!!!!!! Wiele osób nie szanuje natury. Wyrzuca śmieci na przykład w lasach, zapominając, że drzewa wchłaniają wiele trujących substancji i dwutlenek węgla, a oddają nam bardzo potrzebny. Niestety, sporo drzew jest także wycinanych. Wy możecie się przyczynić do zwiększenia obszarów leśnych. Nie zanieczyszczajcie lasów! Są na to zbyt piękne i nie zasługują na tortury. Pamiętajcie o specjalnych koszach do segregowania śmieci. Łatwo je rozpoznać, ponieważ są dość spore i kolorowe: -czerwone - na butelki z tworzywa PET -zielone – na szkło -pomarańczowe – na aluminium (puszki, nakrętki po butelkach itp.) -niebieskie – na wszelkiego rodzaju makulaturę Zapamiętajcie te kolory. Na pewno Wam się w bliższej i dalszej przyszłości przydadzą. Kamila POLICJA W SZKOLE!!! Niedawno w naszej szkole odbyło się spotkanie z policją, które miało na celu uświadomienie uczniom, jakie procedury karne dotyczą osób niepełnoletnich oraz przyswojenie podstawowych zasad bezpieczeństwa. Krótką pogadankę w stołówce szkolnej wygłosili policjanci z komisariatu naszego dzielnicy. Uczniowie dowiedzieli się na przykład, kiedy osoba niepełnoletnia odpowiada jako dorosły człowiek; co pod uwagę bierze sędzia, wydając wyrok; jakie przestępstwa są najczęściej karane oraz jakie stosowane są kary. Później przekazano nam kilka zasad bezpieczeństwa. Do niektórych z nich należą: Nie bać się wołać o pomoc. W drodze do szkoły, a także powrotnej, chodzić w większych grupach. Wieczorem uciekać w kierunku światła albo miejsca publicznego. Wołać nie do kilku ludzi, ale do konkretnie wybranej osoby. Ostatnim punktem spotkania były pytania uczniów kierowane do policji. Każdy mógł rozwiać swoje wątpliwości, przedstawić sytuacje, gdy w stosunku do nich służby bezpieczeństwa źle się zachowały oraz poruszyć kontrowersyjne tematy. Niektórzy uczniowie z takiej możliwości skorzystali. Myślę, że takie spotkania są potrzebne i na pewno przynajmniej kilka osób z nich coś wyniosła. Baśka Z ZESZYTÓW UWAG Postanowiliśmy przedstawić Wam kilka autentycznych, niestety negatywnych, uwag, które otrzymali uczniowie naszej szkoły. Oczywiście, wolelibyśmy nie mieć materiału do tej rubryki. Oto najciekawsze „perełki”: -Je śniadanie podczas lekcji. Twierdzi, że ma do tego prawo. Piotr Żądło -Uczeń tresuje pięciogroszówkę na lekcji fizyki. -Nie słucha, robi bałwana ze śniegu podczas lekcji. ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 Artur był już starym gołębiem. Męczył go ciągły ból skrzydeł. Miał słaby wzrok i tępy dziób. Na dodatek mieszkał samotnie na jednym z krakowskich balkoników jako ostatni ptak starego oficera. Wszystko wokół wydawało mu się stare i chylące się ku upadkowi. W poniedziałek, jak zwykle, obudziły go złociste promienie słońca. Gdy tylko poczuł na piórach ich ciepło, powoli otworzył oczy, spojrzał na kratę gołębnika, która przez chwilę wydawała się być pozłacaną i natychmiast podziękował Bogu, że kolejny raz było mu dane otworzyć oczy. Słońce wzeszło i znów zrobiło się szaro od spalin samochodowych. Cieszyło go pogorszenie się słuchu, bo przynajmniej nie musiał się zmagać z miejskim hałasem, ale samochody, które nieustannie pędziły pod jego balkonem, produkowały stanowczo za wiele spalin. Obwiniał kierowców za szare widoki i swój stan zdrowia. Bardziej jednak obawiał się, że zanieczyszczenia zabiją jego właściciela. Gdyby stary oficer umarł, nikt nie zająłby się gołębiem, którego klatka raz dziennie zamienia się w złotą. Zaglądnął do karmnika. Liczył na nową porządną porcję ziarenek, ale zastał jedynie kilka wczorajszych. Zatoczył więc gniewne koło w swym gołębniku i przycupnął zmęczony w kącie. Na dalszą część dnia nie miał żadnych planów. Jak zwykle zresztą. Ponoć na rodzinę można zawsze liczyć. Zapewne dlatego wnuczęta sprawiły mu niespodziankę i niczym różowe kwiatki po zimie, deszcz dla rolnika czy lekarstwo na depresję przybyły w odwiedziny. Takie zaskakujące wizyty obdarowywały go porcją radości na najbliższe kilka dni. Wnosiły też dużo świeżości i nowych tematów do rozmyślań. Przywitawszy się serdecznie z pisklętami, poczuł wstyd za swojego właściciela, że ten nie posprzątał mu klatki. Ponownie zdenerwował się na starego oficera, gdy zorientował się, iż nie ma czym poczęstować gości. Na szczęcie wnuki przyniosły ptasiemu dziadkowi mały prezent w postaci poczęstunku, problem jedzenia został więc rozwiązany. -Dziadku, opowiedz nam coś! Ty tak świetnie opowiadasz bajki. -To nie są bajki... To fakty - wyjaśnił wzniosłym tonem gołąb. Miał wielką ochotę podzielić się z kimś wspomnieniami, dlatego wydawało mu się niezwykle istotne, iż jego historie są prawdziwe. Uznał, że nadszedł czas, aby kolejne pokolenia poznały losy rodu gołębiego. Zaczął od historii swego ojca, najstarszej, jaką znał. -Wasz pradziadek pracował na dworze królewskim dla księżniczki. Podobno była przepiękna. Kochali się w niej wszyscy chłopcy. Ale serduszko księżniczki było już zajęte. Co wieczór wysyłała gołębia z przypiętym do nóżki liścikiem, aby leciał do sąsiedniego zamku, gdzie mieszkał 6 jej ukochany. Pradziadek nigdy jej nie zawiódł. Zawsze dolatywał do celu, zostawiał wyznanie miłosne i wracał do swej właścicielki. Rzetelną pracę wynagradzały mu szczęście księżniczki i złota klatka. Właściwie bardziej to drugie... -Och, jakie to romantyczne!- westchnęła wnuczka krakowskiego gołębia. Ale wnuk rzucił na dziadka znudzone spojrzenie i wolał posłuchać opowieści o krwawych walkach. Ucieszyło to Artura, bo brał udział w II wojnie światowej. -Latałem ponad wszelkimi pociskami. Byłem jak powietrzna błyskawica z tajną informacją. Oficer powierzał mi wiadomości wojskowe wagi państwowej, ode mnie zależały losy wojny. Pamiętam, jak dowództwo stało przed wojskowymi namiotami, obgryzając paznokcie i czekało na mój powrót. Gdybym nie wracał, mieli uznać, że wróg przejął szczegóły sekretnych operacji. -Świetnie dziadku! Byłeś bohaterem! Pochwalę się kolegom w szkole. Gołąb wystraszył się, że mały zrozumie, iż wojna jest dobra. Pamiętał czasy bitew. Nienawidził wszystkich, którzy brali w niej udział, także siebie... Jednocześnie widział dumę, radość i zapał w oczach piskląt, dlatego przeszedł do historii cioci Mony. -To dopiero była gołębica! Nigdy nie widziałem kobiety, która miałaby tyle mocy. Właściwie to tylko ona miała dosyć siły, aby wyzwolić się od ludzi. Opuściła klatkę. Żyła, gdzie chciała. Cieszyła się wolnością. Pamiętam jej opowieść o tym, jak latała z gałązką oliwną z wioski do wioski i głosiła pokój. To było piękne. Ona też byłą piękna. Miała idealnie białe pióra. Gołąb rozmarzył się. Mówił o członkach swojej rodziny, których już nie było. Tęsknił za nimi. Zrozumiał, jak dobrze robi, opowiadając wnukom o przygodach rodu. Liczył, że te historie nie zostaną zapomniane, a tym samym gołębia rodzina będzie dalej istnieć. -A mama opowiadała wam, jak to uczestniczyła w wystawie gołębi? Miała różową wstążeczkę na szyi. Nie mówcie nawet, że nie pokazała wam medalu. Zdobyła zaszczytne drugie miejsce, jako najpiękniejszy ptak. Zdenerwowała się wtedy, że czerwona kokardka przy nagrodzie nie pasuje do jej wstążeczki. Nie chciała, aby robiono jej zdjęcia. To było zabawne... Doskonałe... Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Wnuczęta musiały wracać do domu. Stary gołąb został sam ze swoim szarym widokiem na Kraków i klatką, która raz na dobę wydawała się złota. Ilona HUMOR ZESZYTÓW - Marsjanie to istoty udające ufoludki. - Pancernych było pięciu, w tym jeden pies. - Patrick Bowe robił sobie jaja z Gołoty, więc dostał po nich. - Dwa przeciwległe punkty na Ziemii nazywamy biegunkami. ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 Ciąg dalszy ze strony 3 7 PAMIĘTAMY wspomnienia absolwentek gimnazjum Na szczęście nie wpłynęło to potem na moje relacje z tym nauczycielem oraz na oceny z przedmiotu. To prawda, że kiedy się to stało czułam się okropnie, ale teraz, gdy wracam pamięcią do tego zdarzenia, śmieję się, bo mam, co wspominać. Zawsze będę pamiętać te trzy lata, które spędziłam w gimnazjum. Niestety, nie mogę już wrócić do przeszłości, przeżyć tego wszystkiego jeszcze raz, przeżyć i zapamiętać na nowo. Niestety… Anka Kobus Gimnazjum, ach gimnazjum. Jakże miło jest teraz wspominać szkolne stare mury, te wspaniałe osoby, które się tam zostawiło. Trzy lata, teoretycznie ogrom czasu, a wydaje się, że to była przelotna chwila. Czas płynie bardzo szybko, aż za szybko i nawet nie zdążyłam się obejrzeć. W mgnieniu oka przyszedł czas pisania egzaminów, wyboru liceum, koniec roku... Żegnaj szkoło!!! Teraz jest nowa szkoła, są nowi nauczyciele, nowi, nieznani dotąd, ludzie, wszystko nowe! Nie narzekam, ale tęsknię, tęsknię i myślę, jakie cudowne dni zostawiłam na osiedlu Dywizjonu 303. Oczywiście były dni lepsze i gorsze, ale mimo to okres gimnazjum uważam za miły i pożyteczny. Dlaczego pożyteczny? W liceum jest trudno, nie powiem, trzeba się uczyć, nauczyciele traktują nas jak ludzi dorosłych (może nie wszyscy – przesadzam), ale wymagania są zupełnie inne. Tam albo się uczysz, albo nie – twój problem. Ale dla mnie liceum nie jest takie straszne. Wszystko dzięki odrobinie samozaparcia i dużej pomocy ze strony Gimnazjum nr 36. Nauczyciele przygotowali nas i wypuścili na głębokie wody. Podstawy, które w dalszym kształceniu są bardzo istotne, posiedliśmy. Każdy straszył mnie, że to będzie wielki przeskok, a dla mnie osobiście nie jest on taki spory. Uczyłam się w gimnazjum i uczę się w liceum, i nic w tym dziwnego, skoro tylko chce się osiągnąć jakiś cel w życiu!!! Żadną nowością nie jest codzienne odrabianie zadań z matematyki.... W tym gimnazjum spotkałam wspaniałych nauczycieli. Takich, którzy z sercem troszczyli się o każdego ucznia, wierzyli w niego, zawsze można było liczyć na ich pomoc i serdeczną rozmowę. Nie stwarzali większych barier w relacji: nauczyciel – uczeń, czuło się wiele serdeczności. To były czasy, nigdy chyba takie się nie powtórzą, nigdzie chyba nie będzie tak dobrze, DZIĘKUJĘ!!! Katarzyna Grela Mam bardzo wiele wspomnień związanych z naszym gimnazjum. Jedne są lepsze, inne zaś gorsze, jednak mogę stwierdzić, że szczególnie utkwiły mi w pamięci te lepsze, które teraz wspominam z uśmiechem na twarzy, będąc już w liceum. Doskonale pamiętam ten dzień - 1 września 2000 roku. To wtedy właśnie po raz pierwszy przekroczyłam próg gimnazjum jako jego uczennica. Wydarzenie, które miało miejsce ponad trzy lata temu, dość dobrze utkwiło mi w pamięci. Cieszyłam się, że znam większość mojej klasy, ponieważ przeważająca jej część wybrała Gimnazjum nr 36 zresztą tak jak ja :) Wszystko jednak było dla mnie jeszcze nowe. Z czasem jednak zaaklimatyzowałam się w szkole i udało mi się też nawiązać dobry kontakt z nauczycielami. Teraz, kiedy jestem już w liceum, zastanawiam się, jak szybko minęły te trzy lata. Czas leci bardzo szybko, ludzie się zmieniają oraz świat wokół nich. Trzeba iść naprzód, ale nigdy nie należy zapominać o czymś, co kiedyś było dla nas bardzo ważne. Ja nie zapomnę swojego gimnazjum, miejsca, które zawsze będzie mi się kojarzyć ze wspaniałymi ludźmi, licznymi znajomościami i przyjaźniami, a także z miłą atmosferą. Nie mogłabym zapomnieć o najważniejszym – Gimnazjum nr 36 kojarzyć mi się będzie też zawsze z nauczycielami, dla których nauczanie jest tak samo ważne, jak troska o ucznia i jego bezpieczeństwo. Ktoś może pomyśleć, że ja wcale tak nie sądzę, że piszę to tylko po to, żeby zrobić szkole tanią reklamę. Wcale tak nie jest, gdyż żadnej szkoły nie da się w ten sposób skutecznie zareklamować. Można ją tylko polecić innym w oparciu o własne doświadczenia i wspaniałe chwile w niej spędzone. Mam nadzieję, że wielu absolwentów ma tak samo dobre wspomnienia związane z tą szkołą jak ja. Co mi teraz pozostało? Mogę odwiedzać szkołę, wspominać miłe chwile, ale nigdy to nie będzie to samo. No cóż...Nic nie może wiecznie trwać. Teraz jestem "kotką" w liceum; teraz, jak kiedyś, jestem uczennicą pierwszej klasy, tyle że w nowej szkole. Życzcie mi powodzenia, którego i ja również Wam życzę Drodzy Gimnazjaliści i Licealiści. Magdalena Jaworska ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 8 NA SPORTOWO Od samego początku roku uczniowie naszej szkoły podjęli aktywną rywalizację na krakowskiej arenie sportowej. Szczególnie warte wymienienia są następujące wydarzenia. W Gimnazjum nr 36: * XII Bieg Samorządowy o puchar miasta Krakowa. Uczestniczyło w nim sześciu chłopców i siedem dziewcząt; Dawid Kowalczyk z 3d zajął drugie miejsce w swej kategorii wiekowej; wśród dziewcząt na najwyższej lokacie uplasowała się Anna Stepnik, z 1b, która była dziesiąta * eliminacje do mistrzostw Krakowa w biegu przełajowym; w naszej reprezentacji wystąpiło siedemnastu chłopców i dziesięć dziewcząt; z tej grupy na szczególne wyróżnienie zasługują: Dawid Kowalczyk z 2d (4 miejsce), Oswald Dolot z 1b (5 miejsce), Anna sternik z 1b oraz Joanna Kasprzyk z 2e * zakwalifikowanie się do finału „Gimnazjady” w piłce ręcznej; nasza reprezentacja pokonała młodzież z Gimnazjum nr 44, 48 i Gimnazjum salezjańskiego; najskuteczniejszym piłkarzem naszej drużyny był Rafał Saczka z 2c. W XXX LO: - inauguracja ligi atletycznej w ramach „Licealiady”; w imprezie tej reprezentacja chłopców naszego liceum zajęła dwunaste miejsce, a dziewcząt – dziewiąte; a oto konkurencje: bieg na 100m , 400m, 4x100m , skok w dal chłopców 1500 metrów oraz skok w dal i pchniecie kulą. Według nauczycieli wychowania fizycznego na wyróżnienie zasługuje uczennica klasy Ib, Magdalena Grzegorczyk, która pobiła już kilka rekordów szkoły, ale o tym i innych osiągnięciach sportowych następnym razem. Sroczka Manga Manga to ostatnio bardzo często powtarzane słowo. Chcąc czy nie chcąc, każdemu obiło się o uszy. Ale czy każdy fan zna historię i początki japońskiej Mangi? Moim zdaniem nie i dlatego też ten artykuł... Zacznę od wyjaśnienia, czym jest manga. Manga to sztuka japońskiego rysunku od początku związana z Chinami, od których Japończycy zapożyczyli zwoje płótna jako materiał do rysowania własnych historii. Niestety, ta sztuka była dostępna jedynie dla zamożnych obywateli, a wytwarzanie takich rysunków zajmowało dodatkowo bardzo dużo czasu. Społeczeństwo mogło zaś rysować na specjalnych kawałkach drewna, zwanych Ukiyo-e. Na początku dziewiętnastego wieku japoński artysta, Hokusai, stworzył nowe słowo, określające te dzieła, a mianowicie nazwał je "Mangą", czyli „niepohamowane obrazy”. Manga jest dzisiaj prawdziwą sztuką, znaną na całym świecie, co tydzień w czasopismach z papieru makulaturowego, zwanego "paperbacks ", ukazują się fragmenty serii rysunkowych. Gazeta ta jest dość tania. Następnie historie, cieszące się największą popularnością wśród czytelników, zbierane są w mały format i wkrótce ukazują się jako czarno-białe książeczki, z kolorową okładką. Zależy to również od wydawcy i stopnia popularności danego dzieła. Jeżeli manga odnosi wielki sukces, ukazuje się jej adaptacja w postaci serii TV, odcinków OAV czy pełnometrażowych filmów. Ozzie ŚLUBOWANIE Poniedziałek 13 października 2003 roku nie był zwyczajnym dniem dla uczniów klas pierwszych Gimnazjum nr 36 w Krakowie. Tego dnia, zamiast normalnych lekcji, odbyła się oczekiwana od dawna wycieczka do Lasu Wolskiego, podczas której miało miejsce uroczyste ślubowanie nowych uczniów naszej szkoły. Na miejsce uroczystości wybrany został plac pod kopcem Piłsudskiego. Dlatego tak ważna była „współpraca” ze strony pogody. I pogoda nie zawiodła. Przygotowani na deszcz pierwszoklasiści nie kryli uśmiechu, gdy przed ich ślubowaniem na niebie pojawiło się od dawna niewidziane słońce. O godzinie 9.30 pod Kopcem Piłsudskiego spotkali się uczniowie klas 1a, 1b i 1c. Towarzyszyli im wychowawcy: pani Grażyna Dyląg (1c), pan Zygmunt Ficek (1b) i pan Grzegorz Kiełb (1a) oraz przedstawiciele Rady Rodziców. Ślubowanie odebrała Pani Dyrektor Maria Dobrowolska. Atmosfera miejsca niewątpliwie przyczyniła się do tego, że panował nastrój powagi i skupienia. Pierwszoklasiści byli świadomi, że znajdują się w miejscu ważnym, że stoją przed pomnikiem walki narodu o niepodległość. Dowiedzieli się, że ziemia, z której usypany został kopiec Piłsudskiego, nie jest zwykłą ziemią, ale zroszona jest polską krwią, pochodzi z miejsc martyrologii polskiej: bitew, obozów, grobów. Uczniowie złożyli swe przyrzeczenie zwróceni twarzą ku krzyżowi upamiętniającemu miejsca męczeństwa Polaków od I Wojny Światowej do ostatnich lat PRL-u. Ślubowali m.in. zdobywać wiedzę w miarę swoich sił i możliwości, godnie reprezentować dobre imię Szkoły oraz odpowiedzialnie traktować lata nauki w Gimnazjum jako przygotowanie do dorosłego życia. Uczniowie wysłuchali również przemówienia pana Zygmunta Ficka informującego o historii Kopca Piłsudskiego, o jego usypaniu przez naród w latach 30. oraz o próbie wymazania go z pamięci ludzi w czasach komunizmu. Przemowa Pani Dyrektor Marii Dobrowolskiej miała natomiast bardziej osobisty charakter. Pani Dyrektor wyznała, że jej dziadek i teść uczestniczyli w akcji sypania kopca. Wieźli na furmance ziemię z miejsca bitwy warszawskiej w 1920 roku nazwanej „cudem nad Wisłą”. Pani Dyrektor nawiązała również do jednej z dat umieszczonych na krzyżu – w 1968 roku brała udział w studenckim proteście. Ciąg dalszy na stronie 9 ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 9 Ciąg dalszy ze strony 8 ŚLUBOWANIE Po ślubowaniu pierwszoklasiści weszli na szczyt kopca, gdzie zaskoczył ich rozległy widok na okolice Krakowa i Las Wolski. Żałowali tylko, że pogoda nie jest na tyle dobra, by mogli dojrzeć Tatry. Następnie klasy rozdzieliły się i pod opieką wychowawców udały się na swoje pierwsze wspólne wycieczki. Klasy 1b i 1c wyruszyły w kierunku drugiego krakowskiego kopca – kopca Kościuszki. Natomiast uczniowie klasy 1a odwiedzili klasztor kamedułów na Bielanach. To niezwykłe miejsce, a także sposób życia współczesnych pustelników modlących się w samotności za świat, bardzo ich poruszyło. Tylko dziewczęta były niepocieszone, nie mogąc wejść do wnętrza klasztoru. Postanowiły jednak wrócić tu w jeden z dwunastu dni w roku, kiedy za furtę wpuszczane są kobiety. Ten dzień na pewno pozostanie w pamięci uczniów i nauczycieli, tym bardziej, że uroczystość ta była czymś niezwykłym także w historii szkoły – była pierwszym ślubowaniem, które odbyło się pod gołym niebem. GK Brat Albert przyszłym patronem ZSO nr 14 Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 14, w skład którego wchodzą Gimnazjum nr 36 i XXX Liceum, podjął działania zmierzające do nadania szkole imienia św. Brata Alberta (Adama Chmielowskiego). Po zatwierdzeniu postaci patrona przez organa szkoły: Radę Pedagogiczną, Radę Rodziców i Samorząd Uczniowski odpowiedni wniosek skierowany został do Rady Dzielnicy. Postać św. Brata Alberta jest dobrze znana mieszkańcom osiedli Dywizjonu 303, 2 Pułku Lotniczego, Kościuszkowskiego i Albertyńskiego. Jest on bowiem od wielu lat patronem lokalnej parafii. Rodzice uczniów na pewno pamiętają uroczystość jego beatyfikacji, której dokonał 22 czerwca 1983 roku podczas mszy świętej na Błoniach Krakowskich Jan Paweł II. Pamiętają również jego kanonizację, która odbyła się w Rzymie 12 listopada 1989 roku. Wybór św. Brata Alberta na patrona szkoły pomoże przekazać młodzieży pamięć o tamtych wydarzeniach, a także podkreśli związek między szkołą i parafią. Pozwoli również dokładniej poznać postać świętego, ukazując aspekty jego osobowości oraz epizody jego życia mniej znane lub być może słabiej akcentowane przez parafię. Brat Albert znany jest jako krakowski święty, opiekun najuboższych, założyciel pierwszych domów opieki społecznej oraz nowych zgromadzeń zakonnych. Jest bohaterem dramatu Karola Wojtyły pt. Brat naszego Boga oraz autorem słów: Być dobrym jak chleb. Szkoła w sposób szczególny chce podkreślić inną jego myśl: Czynić to, co doskonalsze. Słowa te były ważne przede wszystkim dla samego Adama Chmielowskiego. Uporczywie powracały w jego notatkach, aż stały się zasadą, według której starał się żyć . Dążenie do doskonałości, nieustanna praca nad kształtowaniem własnego charakteru, wysiłek pokonywania własnych słabości cechowały całe jego życie. Niesłychanie wiele od siebie wymagał. Pisał: Jeżeli poznam, że coś jest doskonalsze – uczynię, i tak właśnie postępował. Najpierw jako 17-letni chłopiec posłuszny nakazowi walki o niepodległość bierze udział w powstaniu styczniowym. W walkach traci nogę. Potem jako adept sztuk pięknych, student i malarz angażuje się całkowicie w służbę piękna i sztuki. Mimo trudności materialnych nie rezygnuje z rozwijania własnego talentu, nie staje się „wyrobnikiem” traktującym malarstwo jak interes. A gdy uznaje, że sztuka nie może być wartością najważniejszą w życiu, że nie można jednocześnie służyć dwóm panom: sztuce i Bogu, nie waha się dokonać trudnego wyboru i poświęca to, co mniej ważne. Szuka swojego miejsca w Kościele i odnajduje je w pomocy najbiedniejszym, którą uznaje za najdoskonalszą formę służby Bogu. Uważa, że wymaga to od niego dzielenia losu swoich podopiecznych, więc wyrzeka się wszelkich dóbr materialnych i decyduje się na życie w radykalnym ubóstwie. Swoim wyborom pozostaje do końca wierny. Do doskonałości zmierzał wytrwale, nieustępliwie, bez kompromisów i jakichkolwiek ustępstw. Postać Adam Chmielowskiego – św. Brata Alberta pokazuje młodym ludziom, że stale należy dążyć do doskonałości, że trzeba nieustannie pogłębiać rozumienie tego, czym ta doskonałość jest, a także „czynić” to, co uznało się za słuszne. Uczy patriotyzmu, umiłowania piękna, poświęcenia innym. Pokazuje, jak być wiernym własnym zasadom, jak pracować nad słabościami i unikać najmniejszej nawet wady czy niedoskonałości. Wskazuje młodemu człowiekowi właściwą postawę życiową i hierarchię wartości, która może być przeciwwagą w świecie uznającym za wartościowe jedynie osobistą karierę i materialny sukces. Słowa Adama Chmielowskiego: Czynić to, co doskonalsze mogą stać się dla wszystkich, a szczególnie dla uczniów i nauczycieli Z.S.O. nr 14, ogólną zasadą wskazującą cel życia, zastępującą bardziej szczegółowe normy i wytyczne. Mogą być także pomocne w sytuacjach konkretnych życiowych wyborów. Również podstawowe zadania szkoły, czyli wychowywanie i nauczanie, kształtowanie pełnej osobowości młodego człowieka, można, w metaforyczny sposób, określić jako czynienie tego, co doskonalsze. GK ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003 10 ZNANA NIEZNANA. Ewa Lipska, znana polska poetka, dla niektórych tylko z podręczników szkolnych. Urodziła się w roku zakończenia drugiej wojny światowej, to jest 1945 w Krakowie, gdzie studiowała na Akademii Sztuk Pięknych. Współredagowała „Pismo”, „Arkę” oraz „Dekadę Literacką”. W latach 1991-1995 przebywała w Wiedniu jako pierwszy sekretarz Ambasady RP i Dyrektor Instytutu Polskiego. Otrzymała między innymi nagrodę miasta Krakowa oraz Pen Clubu. Jak widać, jest bardzo związana z naszym miastem, Krakowem, dlatego też gazetka szkolna ?mega zdobyła jej autograf na Targach Książki w Krakowie. Do nowszych tomików jej wierszy należą: „Wakacje mizantropa”(1993), „Lekcja dla początkujących”(1997), „Życie zastępcze”(1998), „Godziny poza godzinami”(1998), „1999”(1999), „Sklepy zoologiczne”(2001). Utwory jej są przetłumaczone na wiele języków świata. Ewa Lipska pisze wiersze o charakterze refleksyjnym, pełne paradoksu i ironii. W swoich najnowszych tomikach zawarła wszystko, co dla niej ważne, czyli: miłość, dialog, okrucieństwo czasu, konsekwencje nowoczesności i fotografie chwili przeżytej bardzo osobiście. Oto jeden z jej utworów: HUMOR ZESZYTÓW Chłopiec usiadł, spojrzał na zupę i zdjąwszy kurtkę począł ją szybko zjadać. *** Nie zostałem wybitnym mężem stanu. Nie odkryłem żadnego kontynentu. Nie napisałem dzieła które wstrząsnęłoby światem. Nawet nie stać mnie było na wielkie morderstwo. Nie podpaliłem niczyjego domu (to we mnie dom spalono) Dla nikogo nie byłem przykładem. Ani zły. Ani dobry. Niezdolny do miłości i do nienawiści. Z brakiem charakteru przypiętym do klapy. Skazany na przeciętność umieram obojętnie. Mucha która od wielu godzin patrzy na mnie tępo jest pewnie moim, alter ego. Kiedy Mickiewicz zawiódł się na kobiecie wziął się za Pana Tadeusza. Jacek trzymał książkę, by wziąć ją do ręki. Robinson traktował Piętaszka jak rozumnego człowieka, chociaż ten był kanibalem. Baryka zakopał klejnoty, wraz z żoną i synkiem. Chopin od dawna nie żyje, ale jego muzyka nadal prześladuje wielkich pianistów. Sienkiewicz to słuchu nie miał, ale za to Danusia w "Krzyżakach" śpiewała jak słowik. Szkielet jest to człowiek, którego część zewnętrzna jest Baśka na zewnątrz, a którego część wewnętrzna nie istnieje. Zespół redakcyjny: Karolina Dalach, Karolina Florczyk, Joanna Jeziorek, Kamila Kondracka, Augustyn Gabriel, Damian Libor Współpracownicy: Agnieszka Prociak, Michał Sroka Redaktor naczelny: Barbara Grela Zastępcy redaktora naczelnego: Ewa Pis, Joanna Kasprzyk Nauczyciele opiekunowie: Janusz Gąsiorek, Piotr Żądło Kontakt: wymienieni redaktorzy, opiekunowie gazetki