ωmega - Oficjalna strona 36 gimnazjum w Krakowie im. św. Brata

Transkrypt

ωmega - Oficjalna strona 36 gimnazjum w Krakowie im. św. Brata
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie
wrzesień-październik 2003
ΩMEGA
Numer 20
Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w
Krakowie
Wrzesień-październik 2003
koszt wydania 1 zł.
Ziemia oczami ptaka
Ptaki fruwają wysoko nad Ziemią i widzą dużo
więcej z góry niż my, ludzie, przygwożdżeni do ulic,
chodników i przyziemnych spraw. Myślicie, że nie możecie
zobaczyć piękna z góry, bo nie macie skrzydeł, tak jak ptaki?
To nieprawda. Możecie! Umożliwia wam to choćby aparat
fotograficzny.
Skorzystał z tej możliwości jeden człowiek, który
zapragnął zobaczyć coś więcej, niż widać z dołu. Wzbił się
w powietrze. Oczywiście, nie za pomocą skrzydeł, ale przy
pomocy helikoptera. Tym człowiekiem jest Yann ArthusBertrand pochodzący z Francji. Ten francuski fotograf
wykonał w 76 krajach świata 123 zdjęcia, spędził
w helikopterze 3000 godzin i zorganizował wystawę. Pokazał
w niej prawdę o człowieku, czyhające na niego
niebezpieczeństwa i to, co może go ocalić. Te piękne,
profesjonalnie wykonane zdjęcia obejrzało 10 milionów osób
z całego świata, co zostało wpisane do „Księgi rekordów
Guinnessa”.
Wystawę pokazano już w wielu krajach świata,
w tym w Warszawie. Teraz możemy oglądać ją w Krakowie
przez całą dobę na Plantach na odcinku od
ul. Franciszkańskiej do ul. Podzamcze. Została tam usytuowana w dniu 11 lipca, możecie ją oglądać do 3 listopada.
Jeżeli jeszcze jej nie widzieliście, a chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o naszej planecie, to musicie się tam wybrać.
Polecam, bo jest co oglądać.
Asiek
Mucha – Twój wróg
W NUMERZE:
-Wywiad z Kubą Rogóżem
-Karykatury nauczycieli
-Wywiad z panią Małgorzatą
Czeluśniak
-Wspomnienia absolwentek
gimnazjum
-Ewa Lipska
Lubić muchy czy nie lubić? – czy to pytanie nie
brzmi podobnie do tego zadanego przez Hamleta
w dramacie Szekspira? Jednak tutaj odpowiedź jest o wiele
prostsza: NIE LUBIĆ!I trudno się nam ludziom dziwić, że
nie kochamy tych zwierząt. Dlaczego?
Otóż, muchy są złośliwe. Nie jest to może
złośliwość zamierzona, ale... Osobiście, gdy widzę muchę
na mojej kanapce, to aż mnie skręca. Przecież to moja
kanapka i nie życzę sobie, aby ktokolwiek po niej łaził,
a tym bardziej, żeby była to mucha, która należy, mówiąc
łagodnie, do stworzeń niehigienicznych. Bo chyba nie
trzeba szczegółowo opisywać tego, po czym te małe paskudy
chodzą, ponieważ są to wyjątkowo nieapetyczne, żeby nie
powiedzieć obrzydliwe rzeczy.
Ciąg dalszy na stronie 2
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
2
INNI
Subkultury są grupami społecznymi charakteryzującymi się innością.
Istnieje wiele subkultur młodzieżowych min. skejci, punkowcy, hip – hopowcy,
metale. Każda z tych grup przyjęła pewne wzorce, zasady i normy zachowań, które
odbiegają nie tylko od siebie, ale
i od norm przeciętnych obywateli. Jednak fakt,
iż osoby należące do subkultur mają inne poglądy, nie musi być zły, bo jeżeli tylko ci
ludzie nie stwarzają zagrożenia dla otoczenia, to nic złego się nie dzieje. A poza tym
piękno świata polega na jego różnorodności.
Subkultury młodzieżowe odróżnia od siebie styl ubierania. Jedni ubierają
się luźno, w szerokie spodnie z krokiem w kolanach, szerokie koszulki i sportowe
buty, punki noszą obcisłe spodnie i glany. Ale dzięki temu życie jest o wiele
ciekawsze, gdyż idąc ulicą, nie widzimy monotonii, lecz różnorodność.
Różnice między subkulturami nie kończą się jednak na samych ciuchach,
ale i na długości włosów. U jednych można zobaczyć bujne, długie „loki”, a u
niektórych nie można ich w ogóle zobaczyć, bo ich po prostu nie ma. Oprócz tego
można zaobserwować wiele ciekawych fryzur takich jak irokezy, choć te powoli już
przechodzą do przeszłości, bo punków jest coraz mniej.
Nie zapominajmy również, iż każda subkultura gustuje w innym rodzaju
muzyki, zaczynając od hip – hopu, a kończąc na „metalu”. Jednak wszystkie te
gatunki przedstawiają poglądy słuchaczy, gdyż w tekstach piosenek możemy usłyszeć
wiele różnych zdań na rozmaite tematy.
Na koniec trzeba dodać, że nie możemy mieć do nikogo pretensji, że należy
do jednej lub drugiej subkultury, gdyż jego zachowanie zależy przede wszystkim od
tego, jakim jest człowiekiem, bo przecież ktoś, kto ma „poukładane w głowie”, nie
da się wciągnąć w coś pozostającego w sprzeczności z jego sumieniem, ideałami.
Ewka i Aśka
Janusz Gąsiorek
CZY TO TYLKO LEGENDA?
„Stara Baśń”, a właściwie stara
waśń okrutnego księcia Popiela i
podległych mu chłopów, owiana
tajemnicą legendy, na której tle
rozgrywa się wiele wątków miłosnych i
zawiązuje się wiele przyjaźni. Na jakiś
czas muzeum
w Biskupinie, bo
tam kręcono zdecydowaną większość
scen, znowu stało się żywe.
Ten film, zresztą jak każdy
Jerzego Hoffmana, ogólnie można
uznać za udany. Dobrze wybrana
obsada, która przedstawia fragment
dziejów Polski, sprawiła, że nawet o
złych stronach ekranizacji można
zapomnieć. W bohaterów książki
wcielili
się
bardzo
znani
i doświadczeni aktorzy, przez co
miałam dokładny obraz charakteru
danej postaci. Sceneria biskupińskiej
osady w połączeniu ze strojami z
tamtej epoki dawała wspaniały obraz
odległych czasów. Nawet spinki czy
inne ozdoby we włosach i na rękach
wyglądały na pochodzące
z IX
wieku. Nie bez znaczenia była
muzyka, która znakomicie oddawała
nastrój wydarzeń rozgrywających się
na ekranie. Akcja toczyła się raczej
żywo,
przenosząc
nas
szybko
w wir nowych zdarzeń, choć niemal
wszystko działo się w tej samej
scenerii, co mi się bardzo nie
podobało. Przesadzono również ze
scenami bitew, w których trup kładł
się gęsto, a krew lała strumieniami.
Język dialogów nie był archaiczny,
mimo że powinien naśladować język
średniowieczny.
Ciąg dalszy ze strony 1
Mucha – Twój wróg
Nikt z was nie powie mi, że oglądanie much
sprawia mu przyjemność, gdyż nie należą one do
najpiękniejszych żyjątek na Ziemi. Nie mają ani
kolorowych skrzydełek, ani pięknych oczu. Są za to szare
W filmie nie zainteresował mnie
główny wątek Popiela i jego żony (byłej
niewolnicy), choć był on bardzo
pouczający, patrząc z perspektywy
całości utworu. Bo morałem brzmi:
dobro zawsze zwycięży zło. Jednak ja
zwróciłam uwagę na to, że miłość
może
pokonać
najtrudniejsze
przeszkody. Z tym wiąże się wątek
miłosny Ziemowita i Dziwy, który
opowiada o nieszczęśliwej miłości
obojga, gdyż kobieta przeznaczona była
na kapłankę w świątyni. Lecz
zakochała
się
z
wzajemnością,
a Ziemowit za wszelką cenę chciał ją
wziąć za żonę, nawet jeśli miałby się
narazić bogom. W końcu przebłagał
ich, więc ostatnim obrazem filmu jest
szczęśliwa para płynąca łódką. Kto lubi
takie pomyślne zakończenia, niech się
wybierze do kina.
Baśka
i zwykłe – po prostu beznadziejne. Do tego często zacierają
łapki, co wielu osobom może kojarzyć się ze złośliwością
tych owadów. Pocieranie nóżką o nóżkę wcale jednak nie
świadczy o wredności „musiego” rodu, lecz o tym, że się
czyszczą, chociaż mucha i czystość jakoś do siebie
specjalnie nie pasują.
Ciąg dalszy na stronie 4
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
3
K. R.: Myślę, że nie wystarczy słowna zachęta. Najbardziej
człowieka może zainteresować, kiedy zobaczy, jak „to” lata.
Ωmega: Wiem, że interesujesz się modelarstwem. Co takiego Bardzo często, kiedy testuję swoje modele, podchodzi do mnie
Cię w tym zaciekawiło i co skłoniło właśnie do tego typu ktoś ciekawy tego, jak ten model jest zbudowany. Wtedy
zapraszam go właśnie na modelarnię lub, jeżeli ktoś ma
zainteresowania?
Internet, to podaję adresy stron modelarskich, albo kontakt
Kuba Rogóż: Uprawiam modelarstwo od momentu, kiedy tato telefoniczny.
dał mi pod choinkę zestaw modelu domu do makiet kolejek.
Bardzo mnie to wciągnęło. Później przesiadłem się na
plastikowe modele samolotu i wtedy stwierdziłem, że chciałbym
zobaczyć, jak to lata. Wiadomo, taki samolot, ze względu na
swój ciężar, nie jest w stanie wzbić się w powietrze. Jak już do
tego doszedłem, zapytałem brata, czy istnieje coś takiego jak
modelarnia. Miałem takie szczęście, że brat miał kolegę
w klasie, który parał się modelarstwem – uczęszczał do klubu
303. Postanowiłem się tam zapisać. Wstępną pracę zaczynałem
od projektu latawca, a kończyłem na modelu swobodnie
latającym, wyrzucanym z ręki lub wyciąganym za pomocą holu.
Obecnie zajmuję się modelami RC (zdalnie sterowanymi),
napędzanymi silnikiem spalinowym lub elektrycznym. Tworzę
także swoje konstrukcje.
Wywiad z Kubą Rogóżem, uczniem klasy 2e
Ω: Zdobywałeś wiele nagród w różnych konkursach
modelarskich. Jaka nagroda jest dla Ciebie najcenniejsza?
K. R.: Tak, to prawda, zdobyłem wiele nagród. Większość tych
nagród to puchary, ale zdobyłem także kilka cennych nagród
rzeczowych, np. zestaw modelu latającego. Zwyciężyłem
również w eliminacjach do mistrzostw latawców w Gliwicach.
Niestety, tam zająłem 10 miejsce, ale i tak dobrze, jak na taką
skalę zawodów. Moim najcenniejszym osiągnięciem jest
zdobycie tytułu wicemistrza Aeroklubu Krakowskiego
w kategorii modeli halowych F1N (wyrzucanych z ręki),
otrzymałem puchar i upominki rzeczowe.
Ω: Modelarstwo to trudne zajęcie, wymagające wiele
cierpliwości i precyzji. Masz czasami wrażenie, że czegoś nie
dasz rady zrobić, że to ponad Twoje możliwości?
K. R.: Modelarstwo wymaga bardzo dużo cierpliwości
i precyzji. Są momenty załamania, ale w takich sytuacjach robię
sobie chwilę przerwy albo zaglądam do Internetu na różne
strony modelarskie i wtedy się uspokajam. Mam, ale bardzo
rzadko, wrażenie, że mi się coś nie uda, ale najczęściej staram
się przezwyciężać tę myśl.
Ω: Jak mógłbyś zachęcić ludzi do swojej pasji?
Ω: Słyszałam, że ostatnio brałeś udział w zawodach piłki
ręcznej. Czy sport to Twoja druga pasja?
K. R.: Można by powiedzieć, że sportem interesuję się, odkąd
nauczyłem się chodzić. Uczestniczę w różnych zawodach
szkolnych, ponieważ mam dobre predyspozycje do uprawiania
sportu, a także jest to moja druga pasja.
Ω: Twoja mama uczy w szkole, do której Ty chodzisz. Jest to
w jakiś sposób uciążliwe? A może są tego dobre strony?
K. R.: Praca mojej Mamy w tej samej szkole, do której ja
chodzę, jest pewnym ciężarem, ponieważ nauczyciele mogą
szybciej Ją poinformować o moich uwagach. Ale to także dla
mnie jakaś mobilizacja do bycia coraz lepszym. Nie narzekam,
bo kiedy zapomnę z domu, np. podpisu czy pieniędzy mogę
zwrócić się do Mamy.
Ewka
PAMIĘTAMY
wspomnienia absolwentek gimnazjum
Gimnazjum nr 36…. Pamięć bywa zdradliwa, ale wiem, że NIGDY nie wymaże ona
z mojego serca tej szkoły. Nigdy w sercu moim nie zamaże się obraz nauczycieli, moich przyjaciół
i tych wszystkich zdarzeń śmiesznych i strasznych, które przeżyłam z tymi ludźmi. Z uśmiechem
wspominam wiele z nich. Jedną z takich chwil, która utkwiła mi w pamięci, jest pewnego rodzaju
wpadka.
Kiedyś mieliśmy z klasą sprawdzian z historii. Do tego, jak pamiętam, dzień ten nie należał
do najłatwiejszych, dlatego też niespecjalnie przygotowałam się na tę klasówkę. Lekcje mijały
szybko, a ja byłam przerażona, bo nie mogłam pogodzić się z myślą, że z historii dostanę jedynkę
i będę musiała ją poprawić. „Kto by się chciał” - myślałam. Zrobiłam więc tak, jak postąpiłby niemal
każdy uczeń znajdujący się w takiej sytuacji - zaczęłam pisać ściągę na korytarzu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt,
że przez cały ten czas stała za mną nauczycielka historii. Ale się wtedy najadłam wstydu. Nie dość, że nie umiałam na sprawdzian,
to jeszcze pani przyłapała mnie na gorącym uczynku.
Ciąg dalszy na stronie 7
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
4
Wywiad z Panią Małgorzatą Czeluśniak,
nauczycielką biologii w gimnazjum.
Ωmega: Antropologia to bardzo mało znana nauka, a wiemy, że Pani specjalizowała się w niej. Czy mogłaby Pani coś ciekawego
o niej powiedzieć?
Pani Czeluśniak: Antropologia zajmuje się człowiekiem jako gatunkiem biologicznym. Przedmiotem jej badań jest więc np.
rodowód człowieka, zmiany ewolucyjne, jakim ulegał, cechy charakterystyczne ras ludzkich, genetyka człowieka. Wyborem tej
specjalizacji na studiach oznaczał dla mnie wspaniałą przygodę. Otóż, w czasie praktyk studenckich uczestniczyłam
w wykopaliskach archeologicznych w okolicy Kazimierza Wielkiego (dawne województwo kieleckie). Pracowaliśmy tam wraz
z archeologami PAN na cmentarzysku z kultury mierzanowickiej. Znalezione szczątki ludzkie datowane były na około 1750 lat
p.n.e. Zajmowałam się oceną wieku i płci pochowanych tam ludzi. Brałam też udział w ekspertyzach sądowych ustalających
ojcostwo - wtedy badania DNA nie były tak rozpowszechnione jak dziś.
Ω: Czemu wybrała Pani pracę w szkole, a nie na przykład na wykopaliskach jako antropolog?
P. Czeluśniak: W chwili gdy kończyłam studia, nie było możliwości zostania na uczelni w charakterze pracownika naukowego,
wybrałam więc pracę w szkole i wcale tego nie żałuję. Lubię dzieci i młodzież, a specyfiką tego zawodu jest przebywanie
w towarzystwie ludzi młodych, więc wbrew wiekowi biologicznemu czuję się młodsza duchem...
Ω: Wiemy, że lubi Pani teatr, jaką sztukę poleciłaby Pani innym i dlaczego?
P. Czeluśniak: Rzeczywiście bardzo lubię teatr, żałuję tylko, że z powodu braku czasu rzadko ostatnio tam bywam. Ogromne
wrażenie wywarła na mnie inscenizacja „Dziadów” Adama Mickiewicza w Teatrze Starym. Myślę, że mogłabym polecić
wszystkie sztuki w dobrej obsadzie, przygotowane przez zespół tego teatru, który ma wieloletnie tradycje.
Ω: Czytanie książek to Pani hobby, co Pani najczęściej czyta?
P. Czeluśniak: Lubię czytać i jestem stałym bywalcem biblioteki. Najczęściej wybieram pozycje z klasyki literatury światowej,
głównie rosyjskiej i francuskiej. Jednak preferuję naszą rodzimą powieść. Czasami lubię odpocząć przy tomiku dobrej poezji.
Ω: Pracuje Pani w szkole, do której uczęszcza córka. Czy nie jest to uciążliwe?
P. Czeluśniak: Razem z moja córką, Anią, staramy się, żeby nie było, choć wiele zależy tu od innych. Tak się składa, że
mieszkamy w pobliżu naszej szkoły, więc przeniesienie Ani do innej placówki nie miałoby sensu i byłoby dla niej bardziej
uciążliwe - ze względu na odległość - niż obecność mamy nauczycielki w tej samej szkole.
Ω: Ma Pani dzieci w różnym wieku, więc może Pani ocenić, czy lepszy był system szkolnictwa stary, czy
nowy?
P. Czeluśniak: Myślę, że zarówno stary jak i nowy system ma swoje dobre i złe strony. Oceniam go oczywiście jako nauczyciel
biologii, z punktu widzenia swojego przedmiotu. W dawnym systemie miałam więcej godzin do zrealizowania programu, ale też
zakres treści był nadmiernie rozbudowany i zbyt obciążający uczniów. Obecny system daje mi więcej swobody. Sama decyduję, co
i w jaki sposób przekazać uczniom, oczywiście trzymając się podstaw programowych. Mogę też wybrać program nauczania
i podręcznik. Za to, niestety, ograniczeniu uległa liczba godzin biologii, trzeba więc bardzo się starać, aby zdążyć z realizacją
przyjętego programu.
Ω: W tym roku dużo dzieci z rejonu wybrało Gimnazjum Salezjanów. Jak może Pani zachęcić uczniów do naszej szkoły?
P. Czeluśniak: Miła, życzliwa atmosfera, świetna kadra nauczycieli, którzy często prowadzą zajęcia i w gimnazjum i w liceum,
w związku z tym doskonale znają program obu szkół i wiedzą, na co szczególnie zwrócić uwagę, ucząc w gimnazjum. Wyniki
egzaminu gimnazjalnego mówią same za siebie ( średnia dla uczniów naszej szkoły jest wyższa od średniej gminy). Ponadto
młodzież może rozwijać swoje zdolności i zainteresowania, biorąc udział w różnorodnych konkursach oraz uczestnicząc
w zajęciach pozalekcyjnych. Szkoła położona jest z dala od miejskiego hałasu, zewsząd otoczona zielenią.
Ω: Dziękujemy za udzielenie nam wywiadu.
Wywiad przeprowadziły: Baśka i Karolina D.
Ciąg dalszy ze strony 2
Mucha – Twój wróg
A poza tym muchy mają to do siebie, że kiedy latają,
ich skrzydełka wydają pewien, raczej niemiły, dźwięk – bzyczą.
Gdy słyszę, jak taka paskuda lata mi nad uchem, mam ochotę
ukatrupić insekta, ale sprawa wbrew pozorom wcale nie jest
taka prosta, bo te małe spryciule są szybkie jak diabli. Tutaj nie
wystarczy już tylko para rąk i determinacja, lecz potrzebna jest
odpowiednia taktyka, do której niektórzy dochodzą dopiero po
latach, ale gdy nie mamy na to czasu, możemy zastosować
bardziej lub mniej humanitarne sposoby. Otóż, każdy z nas ma
w domu dezodorant w sprayu lub lakier do włosów. Wystarczy
raz owada prysnąć i po nim. Skrzydełka się sklejają i paskudnik
podziela los mitycznego Ikara. Każda mucha jest w pewnym
sensie Ikarem: głupia, młoda (lub stara) i niedbająca o swój
żywot.
Stwierdziłam jednak, że chyba najbardziej much nie
lubią zwierzęta wiejskie, takie jak świnie, krowy czy konie,
ponieważ te małe stworzenia niemiłosiernie obsiadają je, co
naprawdę może być denerwujące, bo, zaznaczmy jeszcze, że
tzw. muchy końskie, gryzą. Na nieszczęście dla tych małych
krwiożerców większe zwierzaki zostały obdarzone ogonami,
którymi, chociaż w małym stopniu, mogą odeprzeć ich atak.
Trzeba jednak dodać, że muchy nie lecą do krów, koni, świń,
itp. bez powodu. Po prostu, zwierzęta te mają bardzo
specyficzny zapach, a dokładniej mówiąc, śmierdzą, co bardzo
przyciąga niehigieniczne owady.
Podsumowując stwierdzam, że muchy dostają za
swoje, bo albo zostają zgniecione ogonem, albo dobite
dezodorantem. Ale dobrze im tak – mają za swoje. Nikt im nie
kazał denerwować innych. Chociaż na pewno jest jakiś powód,
dla którego istnieją.
Asia i Ewa
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
5
RATOWANIE ŚWIATA
19 września odbyła się
w ZSO nr 14 akcja sprzątania
świata. Tego dnia wiele klas
z wychowawcami na terenie naszej
szkoły zbierało śmieci, które między
innymi pozostawiliście Wy, pijąc
różnego rodzaju napoje czy jedząc
batony. Kilka worków śmieci
zebrano przez 1 godzinę lekcyjną
pracy. Ludzie, jak można tak
niszczyć
przyrodę?!
Przecież
niszczycie w ten sposób samych
siebie!!!!!!!!! Wiele osób nie szanuje
natury. Wyrzuca śmieci na przykład
w lasach, zapominając, że drzewa
wchłaniają
wiele
trujących
substancji i dwutlenek węgla,
a oddają nam bardzo potrzebny.
Niestety, sporo drzew jest także wycinanych. Wy możecie się przyczynić do zwiększenia obszarów leśnych. Nie
zanieczyszczajcie lasów! Są na to zbyt piękne i nie zasługują na tortury. Pamiętajcie o specjalnych koszach do
segregowania śmieci. Łatwo je rozpoznać, ponieważ są dość spore i kolorowe:
-czerwone - na butelki z tworzywa PET
-zielone – na szkło
-pomarańczowe – na aluminium (puszki, nakrętki po butelkach itp.)
-niebieskie – na wszelkiego rodzaju makulaturę
Zapamiętajcie te kolory. Na pewno Wam się w bliższej i dalszej przyszłości przydadzą.
Kamila
POLICJA W SZKOLE!!!
Niedawno w naszej szkole odbyło się spotkanie z policją, które miało na celu
uświadomienie uczniom, jakie procedury karne dotyczą osób niepełnoletnich oraz
przyswojenie podstawowych zasad bezpieczeństwa. Krótką pogadankę w stołówce
szkolnej wygłosili policjanci z komisariatu naszego dzielnicy.
Uczniowie dowiedzieli się na przykład, kiedy osoba niepełnoletnia odpowiada
jako dorosły człowiek; co pod uwagę bierze sędzia, wydając wyrok; jakie
przestępstwa są najczęściej karane oraz jakie stosowane są kary. Później przekazano
nam kilka zasad bezpieczeństwa. Do niektórych z nich należą: Nie bać się wołać
o pomoc. W drodze do szkoły, a także powrotnej, chodzić w większych grupach.
Wieczorem uciekać w kierunku światła albo miejsca publicznego. Wołać nie do
kilku ludzi, ale do konkretnie wybranej osoby.
Ostatnim punktem spotkania były pytania uczniów kierowane do policji.
Każdy mógł rozwiać swoje wątpliwości, przedstawić sytuacje, gdy w stosunku do
nich służby bezpieczeństwa źle się zachowały oraz poruszyć kontrowersyjne tematy.
Niektórzy uczniowie z takiej możliwości skorzystali.
Myślę, że takie spotkania są potrzebne i na pewno przynajmniej kilka osób
z nich coś wyniosła.
Baśka
Z ZESZYTÓW UWAG
Postanowiliśmy przedstawić Wam kilka autentycznych, niestety negatywnych,
uwag, które otrzymali uczniowie naszej szkoły. Oczywiście, wolelibyśmy nie mieć
materiału do tej rubryki. Oto najciekawsze „perełki”:
-Je śniadanie podczas lekcji. Twierdzi, że ma do tego prawo.
Piotr Żądło
-Uczeń tresuje pięciogroszówkę na lekcji fizyki.
-Nie słucha, robi bałwana ze śniegu podczas lekcji.
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
Artur był już starym gołębiem. Męczył go ciągły
ból skrzydeł. Miał słaby wzrok i tępy dziób. Na dodatek
mieszkał samotnie na jednym z krakowskich balkoników
jako ostatni ptak starego oficera. Wszystko wokół
wydawało mu się stare i chylące się ku upadkowi.
W poniedziałek, jak zwykle, obudziły go złociste
promienie słońca. Gdy tylko poczuł na piórach ich ciepło,
powoli otworzył oczy, spojrzał na kratę gołębnika, która
przez chwilę wydawała się być pozłacaną i natychmiast
podziękował Bogu, że kolejny raz było mu dane otworzyć
oczy. Słońce wzeszło i znów zrobiło się szaro od spalin
samochodowych. Cieszyło go pogorszenie się słuchu, bo
przynajmniej nie musiał się zmagać z miejskim hałasem,
ale samochody, które nieustannie pędziły pod jego
balkonem, produkowały stanowczo za wiele spalin.
Obwiniał kierowców za szare widoki i swój stan zdrowia.
Bardziej jednak obawiał się, że zanieczyszczenia zabiją
jego właściciela. Gdyby stary oficer umarł, nikt nie zająłby
się gołębiem, którego klatka raz dziennie zamienia się
w złotą.
Zaglądnął do karmnika. Liczył na nową porządną
porcję ziarenek, ale zastał jedynie kilka wczorajszych.
Zatoczył więc gniewne koło w swym gołębniku
i przycupnął zmęczony w kącie. Na dalszą część dnia nie
miał żadnych planów. Jak zwykle zresztą.
Ponoć na rodzinę można zawsze liczyć. Zapewne
dlatego wnuczęta sprawiły mu niespodziankę i niczym
różowe kwiatki po zimie, deszcz dla rolnika czy lekarstwo
na depresję przybyły w odwiedziny. Takie zaskakujące
wizyty obdarowywały go porcją radości na najbliższe kilka
dni. Wnosiły też dużo świeżości i nowych tematów do
rozmyślań. Przywitawszy się serdecznie z pisklętami,
poczuł wstyd za swojego właściciela, że ten nie posprzątał
mu klatki. Ponownie zdenerwował się na starego oficera,
gdy zorientował się, iż nie ma czym poczęstować gości. Na
szczęcie wnuki przyniosły ptasiemu dziadkowi mały
prezent w postaci poczęstunku, problem jedzenia został
więc rozwiązany.
-Dziadku, opowiedz nam coś! Ty tak świetnie opowiadasz
bajki.
-To nie są bajki... To fakty - wyjaśnił wzniosłym tonem
gołąb.
Miał wielką ochotę podzielić się z kimś
wspomnieniami, dlatego wydawało mu się niezwykle
istotne, iż jego historie są prawdziwe. Uznał, że nadszedł
czas, aby kolejne pokolenia poznały losy rodu gołębiego.
Zaczął od historii swego ojca, najstarszej, jaką znał.
-Wasz pradziadek pracował na dworze królewskim dla
księżniczki. Podobno była przepiękna. Kochali się w niej
wszyscy chłopcy. Ale serduszko księżniczki było już zajęte.
Co wieczór wysyłała gołębia z przypiętym do nóżki
liścikiem, aby leciał do sąsiedniego zamku, gdzie mieszkał
6
jej ukochany. Pradziadek nigdy jej nie zawiódł. Zawsze
dolatywał do celu, zostawiał wyznanie miłosne i wracał do
swej właścicielki. Rzetelną pracę wynagradzały mu
szczęście księżniczki i złota klatka. Właściwie bardziej to
drugie...
-Och, jakie to romantyczne!- westchnęła wnuczka
krakowskiego gołębia.
Ale wnuk rzucił na dziadka znudzone spojrzenie
i wolał posłuchać opowieści o krwawych walkach.
Ucieszyło to Artura, bo brał udział w II wojnie światowej.
-Latałem ponad wszelkimi pociskami. Byłem jak
powietrzna błyskawica z tajną informacją. Oficer powierzał
mi wiadomości wojskowe wagi państwowej, ode mnie
zależały losy wojny. Pamiętam, jak dowództwo stało przed
wojskowymi namiotami, obgryzając paznokcie i czekało na
mój powrót. Gdybym nie wracał, mieli uznać, że wróg
przejął szczegóły sekretnych operacji.
-Świetnie dziadku! Byłeś bohaterem! Pochwalę się kolegom
w szkole.
Gołąb wystraszył się, że mały zrozumie, iż wojna
jest dobra. Pamiętał czasy bitew. Nienawidził wszystkich,
którzy brali w niej udział, także siebie... Jednocześnie
widział dumę, radość i zapał w oczach piskląt, dlatego
przeszedł do historii cioci Mony.
-To dopiero była gołębica! Nigdy nie widziałem kobiety,
która miałaby tyle mocy. Właściwie to tylko ona miała
dosyć siły, aby wyzwolić się od ludzi. Opuściła klatkę.
Żyła, gdzie chciała. Cieszyła się wolnością. Pamiętam jej
opowieść o tym, jak latała z gałązką oliwną z wioski do
wioski i głosiła pokój. To było piękne. Ona też byłą piękna.
Miała idealnie białe pióra.
Gołąb rozmarzył się. Mówił o członkach swojej
rodziny, których już nie było. Tęsknił za nimi. Zrozumiał,
jak dobrze robi, opowiadając wnukom o przygodach rodu.
Liczył, że te historie nie zostaną zapomniane, a tym samym
gołębia rodzina będzie dalej istnieć.
-A mama opowiadała wam, jak to uczestniczyła
w wystawie gołębi? Miała różową wstążeczkę na szyi. Nie
mówcie nawet, że nie pokazała wam medalu. Zdobyła
zaszczytne drugie miejsce, jako najpiękniejszy ptak.
Zdenerwowała się wtedy, że czerwona kokardka przy
nagrodzie nie pasuje do jej wstążeczki. Nie chciała, aby
robiono jej zdjęcia. To było zabawne... Doskonałe...
Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Wnuczęta musiały
wracać do domu. Stary gołąb został sam ze swoim szarym
widokiem na Kraków i klatką, która raz na dobę wydawała
się złota.
Ilona
HUMOR ZESZYTÓW
- Marsjanie to istoty udające ufoludki.
- Pancernych było pięciu, w tym jeden pies.
- Patrick Bowe robił sobie jaja z Gołoty, więc dostał
po nich.
- Dwa przeciwległe punkty na Ziemii nazywamy
biegunkami.
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
Ciąg dalszy ze strony 3
7
PAMIĘTAMY
wspomnienia absolwentek gimnazjum
Na szczęście nie wpłynęło to potem na moje relacje z tym nauczycielem oraz na oceny z przedmiotu. To prawda,
że kiedy się to stało czułam się okropnie, ale teraz, gdy wracam pamięcią do tego zdarzenia, śmieję się, bo mam, co
wspominać.
Zawsze będę pamiętać te trzy lata, które spędziłam w gimnazjum. Niestety, nie mogę już wrócić do przeszłości,
przeżyć tego wszystkiego jeszcze raz, przeżyć i zapamiętać na nowo. Niestety…
Anka Kobus
Gimnazjum, ach gimnazjum. Jakże miło jest teraz
wspominać szkolne stare mury, te wspaniałe osoby, które się tam zostawiło. Trzy lata,
teoretycznie ogrom czasu, a wydaje się, że to była przelotna chwila. Czas płynie bardzo szybko,
aż za szybko i nawet nie zdążyłam się obejrzeć. W mgnieniu oka przyszedł czas pisania
egzaminów, wyboru liceum, koniec roku... Żegnaj szkoło!!!
Teraz jest nowa szkoła, są nowi nauczyciele, nowi, nieznani dotąd, ludzie, wszystko
nowe! Nie narzekam, ale tęsknię, tęsknię i myślę, jakie cudowne dni zostawiłam na osiedlu
Dywizjonu 303. Oczywiście były dni lepsze i gorsze, ale mimo to okres gimnazjum uważam za
miły i pożyteczny. Dlaczego pożyteczny?
W liceum jest trudno, nie powiem, trzeba się uczyć, nauczyciele traktują nas jak ludzi
dorosłych (może nie wszyscy – przesadzam), ale wymagania są zupełnie inne. Tam albo się
uczysz, albo nie – twój problem. Ale dla mnie liceum nie jest takie straszne. Wszystko dzięki
odrobinie samozaparcia i dużej pomocy ze strony Gimnazjum nr 36. Nauczyciele przygotowali
nas i wypuścili na głębokie wody. Podstawy, które w dalszym kształceniu są bardzo istotne, posiedliśmy. Każdy straszył
mnie, że to będzie wielki przeskok, a dla mnie osobiście nie jest on taki spory. Uczyłam się
w gimnazjum i uczę się
w liceum, i nic w tym dziwnego, skoro tylko chce się osiągnąć jakiś cel w życiu!!! Żadną nowością nie jest codzienne
odrabianie zadań z matematyki....
W tym gimnazjum spotkałam wspaniałych nauczycieli. Takich, którzy z sercem troszczyli się o każdego ucznia,
wierzyli w niego, zawsze można było liczyć na ich pomoc i serdeczną rozmowę. Nie stwarzali większych barier w relacji:
nauczyciel – uczeń, czuło się wiele serdeczności.
To były czasy, nigdy chyba takie się nie powtórzą, nigdzie chyba nie będzie tak dobrze, DZIĘKUJĘ!!!
Katarzyna Grela
Mam bardzo wiele wspomnień związanych z naszym gimnazjum. Jedne są lepsze, inne zaś gorsze, jednak mogę
stwierdzić, że szczególnie utkwiły mi w pamięci te lepsze, które teraz wspominam z uśmiechem na twarzy, będąc już
w liceum.
Doskonale pamiętam ten dzień - 1 września 2000 roku. To wtedy właśnie po raz pierwszy przekroczyłam próg
gimnazjum jako jego uczennica. Wydarzenie, które miało miejsce ponad trzy lata temu, dość dobrze utkwiło mi
w pamięci. Cieszyłam się, że znam większość mojej klasy, ponieważ przeważająca jej część wybrała Gimnazjum nr 36 zresztą tak jak ja :) Wszystko jednak było dla mnie jeszcze nowe. Z czasem jednak
zaaklimatyzowałam się w szkole i udało mi się też nawiązać dobry kontakt z nauczycielami.
Teraz, kiedy jestem już w liceum, zastanawiam się, jak szybko minęły te trzy lata.
Czas leci bardzo szybko, ludzie się zmieniają oraz świat wokół nich. Trzeba iść
naprzód, ale nigdy nie należy zapominać o czymś, co kiedyś było dla nas bardzo ważne. Ja
nie zapomnę swojego gimnazjum, miejsca, które zawsze będzie mi się kojarzyć ze
wspaniałymi ludźmi, licznymi znajomościami i przyjaźniami, a także z miłą atmosferą. Nie
mogłabym zapomnieć o najważniejszym – Gimnazjum nr 36 kojarzyć mi się będzie też
zawsze z nauczycielami, dla których nauczanie jest tak samo ważne, jak troska o ucznia
i jego bezpieczeństwo. Ktoś może pomyśleć, że ja wcale tak nie sądzę, że piszę to tylko po to,
żeby zrobić szkole tanią reklamę. Wcale tak nie jest, gdyż żadnej szkoły nie da się w ten
sposób skutecznie zareklamować. Można ją tylko polecić innym w oparciu o własne
doświadczenia i wspaniałe chwile w niej spędzone.
Mam nadzieję, że wielu absolwentów ma tak samo dobre wspomnienia związane z tą
szkołą jak ja. Co mi teraz pozostało? Mogę odwiedzać szkołę, wspominać miłe chwile, ale nigdy to nie będzie to samo.
No cóż...Nic nie może wiecznie trwać. Teraz jestem "kotką" w liceum; teraz, jak kiedyś, jestem uczennicą pierwszej klasy,
tyle że w nowej szkole. Życzcie mi powodzenia, którego i ja również Wam życzę Drodzy Gimnazjaliści i Licealiści.
Magdalena Jaworska
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
8
NA SPORTOWO
Od samego początku roku uczniowie naszej szkoły podjęli aktywną rywalizację na krakowskiej arenie sportowej.
Szczególnie warte wymienienia są następujące wydarzenia.
W Gimnazjum nr 36:
* XII Bieg Samorządowy o puchar miasta Krakowa. Uczestniczyło w nim sześciu chłopców i siedem dziewcząt; Dawid
Kowalczyk z 3d zajął drugie miejsce w swej kategorii wiekowej; wśród dziewcząt na najwyższej lokacie uplasowała się
Anna Stepnik, z 1b, która była dziesiąta
* eliminacje do mistrzostw Krakowa w biegu przełajowym; w naszej reprezentacji wystąpiło siedemnastu chłopców i
dziesięć dziewcząt; z tej grupy na szczególne wyróżnienie zasługują: Dawid Kowalczyk z 2d (4 miejsce), Oswald Dolot z
1b (5 miejsce), Anna sternik z 1b oraz Joanna Kasprzyk z 2e
* zakwalifikowanie się do finału „Gimnazjady” w piłce ręcznej; nasza reprezentacja pokonała młodzież z Gimnazjum nr
44, 48 i Gimnazjum salezjańskiego; najskuteczniejszym piłkarzem naszej drużyny był Rafał Saczka z 2c.
W XXX LO:
- inauguracja ligi atletycznej w ramach „Licealiady”; w imprezie tej reprezentacja chłopców naszego liceum zajęła
dwunaste miejsce, a dziewcząt – dziewiąte; a oto konkurencje: bieg na 100m , 400m, 4x100m , skok w dal chłopców 1500
metrów oraz skok w dal i pchniecie kulą.
Według nauczycieli wychowania fizycznego na wyróżnienie zasługuje uczennica klasy Ib, Magdalena
Grzegorczyk, która pobiła już kilka rekordów szkoły, ale o tym i innych osiągnięciach sportowych następnym razem.
Sroczka
Manga
Manga to ostatnio bardzo często powtarzane słowo. Chcąc czy nie chcąc, każdemu obiło się o uszy. Ale czy każdy fan
zna historię i początki japońskiej Mangi? Moim zdaniem nie i dlatego też ten artykuł... Zacznę od wyjaśnienia, czym jest manga.
Manga to sztuka japońskiego rysunku od początku związana z Chinami, od których Japończycy zapożyczyli zwoje
płótna jako materiał do rysowania własnych historii. Niestety, ta sztuka była dostępna jedynie dla zamożnych obywateli,
a wytwarzanie takich rysunków zajmowało dodatkowo bardzo dużo czasu. Społeczeństwo mogło zaś rysować na specjalnych
kawałkach drewna, zwanych Ukiyo-e. Na początku dziewiętnastego wieku japoński artysta, Hokusai, stworzył nowe słowo,
określające te dzieła, a mianowicie nazwał je "Mangą", czyli „niepohamowane obrazy”.
Manga jest dzisiaj prawdziwą sztuką, znaną na całym świecie, co tydzień w czasopismach z papieru makulaturowego, zwanego
"paperbacks ", ukazują się fragmenty serii rysunkowych. Gazeta ta jest dość tania. Następnie historie, cieszące się największą
popularnością wśród czytelników, zbierane są w mały format i wkrótce ukazują się jako czarno-białe książeczki, z kolorową
okładką. Zależy to również od wydawcy i stopnia popularności danego dzieła. Jeżeli manga odnosi wielki sukces, ukazuje się jej
adaptacja w postaci serii TV, odcinków OAV czy pełnometrażowych filmów.
Ozzie
ŚLUBOWANIE
Poniedziałek 13 października 2003 roku nie był
zwyczajnym dniem dla uczniów klas pierwszych Gimnazjum nr 36
w Krakowie. Tego dnia, zamiast normalnych lekcji, odbyła się
oczekiwana od dawna wycieczka do Lasu Wolskiego, podczas
której miało miejsce uroczyste ślubowanie nowych uczniów naszej
szkoły. Na miejsce uroczystości wybrany został plac pod kopcem
Piłsudskiego. Dlatego tak ważna była „współpraca” ze strony
pogody. I pogoda nie zawiodła. Przygotowani na deszcz
pierwszoklasiści nie kryli uśmiechu, gdy przed ich ślubowaniem
na niebie pojawiło się od dawna niewidziane słońce.
O godzinie 9.30 pod Kopcem Piłsudskiego spotkali się
uczniowie klas 1a, 1b i 1c. Towarzyszyli im wychowawcy: pani
Grażyna Dyląg (1c), pan Zygmunt Ficek (1b) i pan Grzegorz Kiełb
(1a) oraz przedstawiciele Rady Rodziców. Ślubowanie odebrała
Pani Dyrektor Maria Dobrowolska.
Atmosfera miejsca niewątpliwie przyczyniła się do tego,
że panował nastrój powagi i skupienia. Pierwszoklasiści byli
świadomi, że znajdują się w miejscu ważnym, że stoją przed
pomnikiem walki narodu o niepodległość. Dowiedzieli się, że
ziemia, z której usypany został kopiec Piłsudskiego, nie jest
zwykłą ziemią, ale zroszona jest polską krwią, pochodzi z miejsc
martyrologii polskiej: bitew, obozów, grobów.
Uczniowie złożyli swe przyrzeczenie zwróceni twarzą ku
krzyżowi upamiętniającemu miejsca męczeństwa Polaków od
I Wojny Światowej do ostatnich lat PRL-u. Ślubowali m.in.
zdobywać wiedzę w miarę swoich sił i możliwości, godnie
reprezentować dobre imię Szkoły oraz odpowiedzialnie traktować
lata nauki w Gimnazjum jako przygotowanie do dorosłego życia.
Uczniowie wysłuchali również przemówienia pana
Zygmunta Ficka informującego o historii Kopca Piłsudskiego,
o jego usypaniu przez naród w latach 30. oraz o próbie wymazania
go z pamięci ludzi w czasach komunizmu. Przemowa Pani
Dyrektor Marii Dobrowolskiej miała natomiast bardziej osobisty
charakter. Pani Dyrektor wyznała, że jej dziadek i teść
uczestniczyli w akcji sypania kopca. Wieźli na furmance ziemię
z miejsca bitwy warszawskiej w 1920 roku nazwanej „cudem nad
Wisłą”. Pani Dyrektor nawiązała również do jednej z dat
umieszczonych na krzyżu – w 1968 roku brała udział
w studenckim proteście.
Ciąg dalszy na stronie 9
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
9
Ciąg dalszy ze strony 8
ŚLUBOWANIE
Po ślubowaniu pierwszoklasiści weszli na szczyt kopca, gdzie zaskoczył ich rozległy widok na okolice
Krakowa i Las Wolski. Żałowali tylko, że pogoda nie jest na tyle dobra, by mogli dojrzeć Tatry. Następnie klasy
rozdzieliły się i pod opieką wychowawców udały się na swoje pierwsze wspólne wycieczki. Klasy 1b i 1c
wyruszyły w kierunku drugiego krakowskiego kopca – kopca Kościuszki. Natomiast uczniowie klasy 1a
odwiedzili klasztor kamedułów na Bielanach. To niezwykłe miejsce, a także sposób życia współczesnych
pustelników modlących się w samotności za świat, bardzo ich poruszyło. Tylko dziewczęta były niepocieszone,
nie mogąc wejść do wnętrza klasztoru. Postanowiły jednak wrócić tu w jeden z dwunastu dni w roku, kiedy za
furtę wpuszczane są kobiety.
Ten dzień na pewno pozostanie w pamięci uczniów i nauczycieli, tym bardziej, że uroczystość ta była
czymś niezwykłym także w historii szkoły – była pierwszym ślubowaniem, które odbyło się pod gołym niebem.
GK
Brat Albert przyszłym patronem ZSO nr 14
Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 14, w skład
którego wchodzą Gimnazjum nr 36 i XXX Liceum, podjął
działania zmierzające do nadania szkole imienia św. Brata
Alberta (Adama Chmielowskiego). Po zatwierdzeniu
postaci patrona przez organa szkoły: Radę Pedagogiczną,
Radę Rodziców i Samorząd Uczniowski odpowiedni
wniosek skierowany został do Rady Dzielnicy.
Postać św. Brata Alberta jest dobrze znana
mieszkańcom osiedli Dywizjonu 303, 2 Pułku Lotniczego,
Kościuszkowskiego i Albertyńskiego. Jest on bowiem od
wielu lat patronem lokalnej parafii. Rodzice uczniów na
pewno pamiętają uroczystość jego beatyfikacji, której
dokonał 22 czerwca 1983 roku podczas mszy świętej na
Błoniach Krakowskich Jan Paweł II. Pamiętają również
jego kanonizację, która odbyła się w Rzymie 12 listopada
1989 roku.
Wybór św. Brata Alberta na patrona szkoły
pomoże przekazać młodzieży pamięć o tamtych
wydarzeniach, a także podkreśli związek między szkołą
i parafią. Pozwoli również dokładniej poznać postać
świętego, ukazując aspekty jego osobowości oraz epizody
jego życia mniej znane lub być może słabiej akcentowane
przez parafię.
Brat Albert znany jest jako krakowski święty,
opiekun najuboższych, założyciel pierwszych domów
opieki społecznej oraz nowych zgromadzeń zakonnych.
Jest bohaterem dramatu Karola Wojtyły pt. Brat naszego
Boga oraz autorem słów: Być dobrym jak chleb.
Szkoła w sposób szczególny chce podkreślić inną
jego myśl: Czynić to, co doskonalsze. Słowa te były ważne
przede wszystkim dla samego Adama Chmielowskiego.
Uporczywie powracały w jego notatkach, aż stały się
zasadą, według której starał się żyć .
Dążenie do doskonałości, nieustanna praca nad
kształtowaniem
własnego
charakteru,
wysiłek
pokonywania własnych słabości cechowały całe jego życie.
Niesłychanie wiele od siebie wymagał. Pisał: Jeżeli
poznam, że coś jest doskonalsze – uczynię, i tak właśnie
postępował.
Najpierw jako 17-letni chłopiec posłuszny
nakazowi walki o niepodległość bierze udział w powstaniu
styczniowym. W walkach traci nogę. Potem jako adept
sztuk pięknych, student i malarz angażuje się całkowicie
w służbę piękna i sztuki. Mimo trudności materialnych nie
rezygnuje z rozwijania własnego talentu, nie staje się
„wyrobnikiem” traktującym malarstwo jak interes. A gdy
uznaje, że sztuka nie może być wartością najważniejszą
w życiu, że nie można jednocześnie służyć dwóm panom:
sztuce i Bogu, nie waha się dokonać trudnego wyboru
i poświęca to, co mniej ważne. Szuka swojego miejsca
w Kościele i odnajduje je w pomocy najbiedniejszym, którą
uznaje za najdoskonalszą formę służby Bogu. Uważa, że
wymaga to od niego dzielenia losu swoich podopiecznych,
więc wyrzeka się wszelkich dóbr materialnych i decyduje
się na życie w radykalnym ubóstwie. Swoim wyborom
pozostaje do końca wierny. Do doskonałości zmierzał
wytrwale, nieustępliwie, bez kompromisów i jakichkolwiek
ustępstw.
Postać Adam Chmielowskiego – św. Brata Alberta
pokazuje młodym ludziom, że stale należy dążyć do
doskonałości, że trzeba nieustannie pogłębiać rozumienie
tego, czym ta doskonałość jest, a także „czynić” to, co
uznało się za słuszne. Uczy patriotyzmu, umiłowania
piękna, poświęcenia innym. Pokazuje, jak być wiernym
własnym zasadom, jak pracować nad słabościami i unikać
najmniejszej nawet wady czy niedoskonałości. Wskazuje
młodemu człowiekowi właściwą postawę życiową
i hierarchię wartości, która może być przeciwwagą
w świecie uznającym za wartościowe jedynie osobistą
karierę i materialny sukces.
Słowa Adama Chmielowskiego: Czynić to, co
doskonalsze mogą stać się dla wszystkich, a szczególnie
dla uczniów i nauczycieli Z.S.O. nr 14, ogólną zasadą
wskazującą cel życia, zastępującą bardziej szczegółowe
normy i wytyczne. Mogą być także pomocne w sytuacjach
konkretnych życiowych wyborów. Również podstawowe
zadania szkoły, czyli wychowywanie i nauczanie,
kształtowanie pełnej osobowości młodego człowieka,
można, w metaforyczny sposób, określić jako czynienie
tego, co doskonalsze.
GK
ΩMEGA - Dwumiesięcznik uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 14 w Krakowie wrzesień-październik 2003
10
ZNANA NIEZNANA.
Ewa Lipska, znana polska poetka, dla niektórych
tylko z podręczników szkolnych. Urodziła się w roku
zakończenia drugiej wojny światowej, to jest 1945
w Krakowie, gdzie studiowała na Akademii Sztuk
Pięknych. Współredagowała „Pismo”, „Arkę” oraz
„Dekadę Literacką”. W latach 1991-1995 przebywała
w Wiedniu jako pierwszy sekretarz Ambasady RP
i Dyrektor Instytutu Polskiego. Otrzymała między innymi
nagrodę miasta Krakowa oraz Pen Clubu. Jak widać, jest
bardzo związana z naszym miastem, Krakowem, dlatego też
gazetka szkolna ?mega zdobyła jej autograf na Targach
Książki w Krakowie. Do nowszych tomików jej wierszy
należą:
„Wakacje
mizantropa”(1993),
„Lekcja
dla
początkujących”(1997),
„Życie
zastępcze”(1998),
„Godziny poza godzinami”(1998), „1999”(1999), „Sklepy
zoologiczne”(2001). Utwory jej są przetłumaczone na wiele
języków świata. Ewa Lipska pisze wiersze o charakterze
refleksyjnym, pełne paradoksu i ironii. W swoich
najnowszych tomikach zawarła wszystko, co dla niej
ważne, czyli: miłość, dialog, okrucieństwo czasu,
konsekwencje nowoczesności i fotografie chwili przeżytej
bardzo osobiście. Oto jeden z jej utworów:
HUMOR ZESZYTÓW
Chłopiec usiadł, spojrzał na zupę i zdjąwszy kurtkę
począł ją szybko zjadać.
***
Nie zostałem wybitnym mężem stanu.
Nie odkryłem żadnego kontynentu.
Nie napisałem dzieła które wstrząsnęłoby światem.
Nawet nie stać mnie było na wielkie morderstwo.
Nie podpaliłem niczyjego domu
(to we mnie dom spalono)
Dla nikogo nie byłem przykładem.
Ani zły. Ani dobry.
Niezdolny do miłości i do nienawiści.
Z brakiem charakteru
przypiętym do klapy.
Skazany na przeciętność
umieram obojętnie.
Mucha
która od wielu godzin
patrzy na mnie tępo
jest pewnie moim,
alter ego.
Kiedy Mickiewicz zawiódł się na kobiecie wziął się za
Pana Tadeusza.
Jacek trzymał książkę, by wziąć ją do ręki.
Robinson traktował Piętaszka jak rozumnego człowieka,
chociaż ten był kanibalem.
Baryka zakopał klejnoty, wraz z żoną i synkiem.
Chopin od dawna nie żyje, ale jego muzyka nadal
prześladuje wielkich pianistów.
Sienkiewicz to słuchu nie miał, ale za to Danusia
w "Krzyżakach" śpiewała jak słowik.
Szkielet jest to człowiek, którego część zewnętrzna jest
Baśka na zewnątrz, a którego część wewnętrzna nie istnieje.
Zespół redakcyjny: Karolina Dalach, Karolina Florczyk, Joanna
Jeziorek, Kamila Kondracka, Augustyn Gabriel,
Damian Libor
Współpracownicy: Agnieszka Prociak, Michał Sroka
Redaktor naczelny: Barbara Grela
Zastępcy redaktora naczelnego: Ewa Pis, Joanna Kasprzyk
Nauczyciele opiekunowie: Janusz Gąsiorek, Piotr Żądło
Kontakt: wymienieni redaktorzy, opiekunowie gazetki