Po wypadku chwycił za aparat

Transkrypt

Po wypadku chwycił za aparat
Po wypadku chwycił za aparat
Utworzono: czwartek, 24 sierpnia 2006
Po wypadku chwycił za aparat
Zdjęcia robi od niedawna, ale zdążył już zebrać kilka nagród konkursowych. Fascynuje go przyroda, szyby kopalń i... hałdy.
Przygoda Waldemara Brzustowskiego z fotografią rozpoczęła się niespełna cztery lata temu. Obecnie stanowi jego największą
pasję. - W młodości niewiele fotografowałem. Tak jakoś, od okazji do okazji. Miałem zwykły aparat i nigdy nie myślałem, że
przyjdzie taki dzień, kiedy to hobby pochłonie mnie bez reszty – wspomina Waldemar.
Zanim jednak to się stało, górnik-elektryk z Knurowa przeżył w pracy wypadek, którego skutki zmieniły nieco jego życie. Sześć
miesięcy spędzonych na zwolnieniu lekarskim ciągnęło się niczym wieczność. Jak sam powiada, musiał wymyślić coś, co
pomogłoby mu przetrwać trudny okres. Na początek wydobył z szafy swój stary aparat fotograficzny i wybrał się w góry. Z czasem
fotografowanie stało się dla Waldemara Brzustowskiego tak wielką przyjemnością, że praktycznie każdego dnia znikał z domu
przynajmniej na jedną, dwie godziny, by robić zdjęcia.
– Bardzo lubiłem czaić się gdzieś w wysokiej trawie i czekać, aż na kwiatku lub źdźble trawy usiądzie jakiś owad i da się
sfotografować. Jak już usiadł i udało mi się go nie spłoszyć, fotografowałem go z rozmaitych ujęć. Nie mogłem doczekać się, kiedy
wrócę do domu i przegram zdjęcia z aparatu do komputera. Niektóre były doprawdy wspaniałe. Już nie tylko ja, ale cała rodzina
była zafascynowana. Wszystkim oczy wychodziły na wierzch, gdy na ekranie monitora pojawiały się najrozmaitsze owady. Nie
brakowało wśród nich wdzięcznych pszczółek, ale również budzących wręcz strach swym wyglądem bazyliszków i pająków. Dla
mnie to one właśnie były najpiękniejsze – śmieje się fotograf z Knurowa.
W końcu też przyszło mu podjąć ważną decyzję. – Kupuję profesjonalny aparat. Ale nieistotne, jaka to marka i za ile model. Aparat
jest tylko narzędziem w ręku fotografa. To on musi umieć gołym okiem rozróżnić, co warte jest sfotografowania, z czego można
wydobyć piękno i jak się z aparatem ustawić. Ja przyznam się, że czasami czuję się jak jakiś myśliwy, który czai się w leśnej
gęstwinie, by ustrzelić najlepszą sztukę – wyjawia tajniki swego hobby Brzustowski.
Po pszczółkach i pająkach górnik-elektryk z Knurowa zabrał się za fotografowanie zabudowań postindustrialnych, kopalnianych
szybów i wszystkiego, co związane jest z górnictwem. Wielu pukało się w czoło, gdy on z aparatem przewieszonym przez ramię
wybierał się po szychcie na hałdy. Śmiali się, że idzie robić zdjęcia „staremu żelastwu”. Lecz on, nie zważając na złośliwe przycinki,
zapuszczał się w najodleglejsze miejsca w poszukiwaniu kolejnych tematów swych prac.
– Szczygłowickie hałdy bardzo mnie zafascynowały. Nie miałem pojęcia, ile tu żyje ptactwa. A w tle strzelały w niebo szyby, które w
blasku zachodzącego słońca prezentowały się wręcz dumnie – przekonuje i dorzuca z żalem: – Szkoda, że nie mogę zjechać na
dół kopalni z moim aparatem. To bym dopiero fotki przywiózł.
W ciągu minionych czterech lat Waldemar Brzustowski wykonał kilka tysięcy zdjęć. Wiele zaprezentował na konkursach. Ma na
swym koncie kilka nagród i wyróżnień. Ostatnio zajął drugie miejsce w konkursie Trybuny Górniczej i Vattenfalla „Randka z
drzewem”.
Co radzi tym wszystkim, którzy chcieliby na dobre poświęcić się temu hobby? – Fotografia to coś wspaniałego. To sposób na życie.
Bądźcie więc wytrwali i cierpliwi. Zanim coś sfotografujecie, dwa razy się zastanówcie jak to zrobić. I miejcie oczy szeroko otwarte
– radzi Brzustowski.
Kajetan Berezowski

Podobne dokumenty