Poznań Tomasza „Titusa” Pukackiego
Transkrypt
Poznań Tomasza „Titusa” Pukackiego
1/2015 Poznań Tomasza „Titusa” Pukackiego Erika Witsoe spojrzenie na miasto Nowe oblicze Śródki Historycznie o koziołkach „Zuch” pisze i rysuje W NUMERZE Kalendarium wydarzeń 7 Zapowiedzi 11 Recenzje: Ikar dał mi swoje marzenia, Syzyf ciężki głaz – wiersze Nikosa Chadzinikolau 14 Felieton: O uważności 16 Komiks: Noworoczne postanowienia 17 Młody Poznań: Poznań dzieciom inaczej 18 Poznański gwiazdozbiór: „Nikt nie wygnałby mnie z Poznania. Wrosłem tu” – wywiad z Tomaszem „Titusem” Pukackim 20 Poznańskie symbole: Pyrek i Tyrek – kozie opowieści 24 Miejskie zakamarki: Spotkajmy się pośrodku 26 Nasze rekomendacje: Wszyscy goście są u nas mile widziani. SPOT. 28 Poznańska blogosfera: Kreatywność w sieci po poznańsku 31 Poznańska blogosfera: Zuch pisze i Zuch rysuje 34 Osobowość miesiąca: „Przygoda mojego życia” – wywiad z Erikiem Witsoe 36 4 1/2015 Charytatywny Poznań: Szczęśliwe kocie oczy 40 Miasto i styl: Co z tą neonizacją? 44 Rowerowy Poznań: Zimą na rowerze 46 Sportowy Poznań: Kobiety biegają 48 Sztuka i biznes: Z miłości do sztuki – wywiad z Anną i Michałem Woźniakami 50 Felieton: Wyznania Redaktor naczelna: Joanna Swędrzyńska Redakcja: Marta Sankiewicz (sekretarz reakcji), Aleksandra Noszczyńska (z-ca redaktor naczelnej), Arleta Wojtczak Felietony: Agnieszka Kaluga, Joanna Radosz Współpraca: Maria Banach, Piotr Dubiel, Marcin Grześkowiak, Hubert Hyżyk, Karolina Karpe, Michał Krueger, Dorota Pajszczyk Projekt, skład: Anna Woźniak, Michał Woźniak, Studio Graficzne Ornatus Okładka: Erik Witsoe, facebook.com/ErikWitsoePhotography przypadkowej poznanianki 52 Nasze patronaty: Gramy razem 53 Z przewodnikiem po Poznaniu: Port rzeczny w Poznaniu 54 Smaczny Poznań: Przepis miesiąca – cebulowe gaty 56 Nowe miejsca: 58-59 Nowe sklepy: 60 Amerykanin w Poznaniu: Fleeting Thoughts Guided by Inner Voices 62 Zielone zakamarki: Zimowa magia Parku Sołackiego 64 e-mail: [email protected] www.pulspoznania.pl Wydawca: Joanna Swędrzyńska, tel. +48 665 543 144 adres redakcji: Os. Powstań Narodowych 53/10, 61-216 Poznań dział sprzedaży: [email protected], tel. +48 724 322 783 Druk: TransDruk Zastrzegamy sobie prawo do redagowania listów, materiałów niezamówionych nie zwracamy. Redakcja nie odpowiada za treść reklam. Kwestionariusz Pulsu Poznania: Andrzej Sikorski 66 Materiały reklamowe na stronach: 2, 3, 5, 58, 59, 60, 61, 67 Miejsca dystrybucji magazynu na stronie www.pulspoznania.pl K OD REDAKCJI iedy piętnaście lat temu pierwszy raz przyjechałam do Poznania, była zima, mróz. Na ulicach leżały brudnobiałe czapki ze śniegu, ludzie spieszyli się, tramwaje grzmiały na zakrętach, a ja czułam ogromne wzruszenie pomieszane z ciekawością. Szłam od dworca PKP w kierunku Nowowiejskiego ulicą Roosevelta, przystanęłam pod kamienicą numer 5 i odwróciłam się w stronę tętniącego Poznania. Wydał mi się dziwnie bliski, choć miasto znałam jedynie z książek Małgorzaty Musierowicz. Poczułam się dobrze, swojsko. Już tego pierwszego dnia wiedziałam, że mogę tu żyć, mieszkać, pracować i będzie to moje miejsce, mój nowy dom. 8 stycznia Do 18 stycznia Bruno Coli Anioł dziwnych przypadków Teatr Wielki, godz. 19:30 Bilet: 10 zł Igor Omulecki, Kosmos Galeria Fotografii PF wstęp wolny Od 19 stycznia „...bo mamy obchodzić święto Pana” (Wj 10,9) – wystawa przygotowana w ramach Dni Judaizmu w Poznaniu Biblioteka Raczyńskich, Galeria Edwarda I tak się stało. Poznań był dla mnie cudowną ruchomą konstrukcją Poznań Tomasza „Titusa” Pukackiego złożoną z tysięcy elementów, a ja jedynie wskoczyłam do środka Erika Witsoe spojrzenie na miasto zamieniając się dość szybko w jeden z nich. Poznałam tu Miłość Nowe oblicze Śródki Historycznie o koziołkach „Zuch” pisze i rysuje Swojego Życia, przyjaciół, dostałam pierwszą po studiach pracę. Co tu dużo mówić – kocham to miasto, nawet z jego wadami i tym ciemniejszym obliczem. I jak każdy, kto kocha – chcę widzieć tylko to, co dobre, jasne, twórcze. Chciałabym też, aby inni widzieli więcej zalet naszego miasta, by czuli dumę ze swojego fyrtla, z porzomnych ludzi, którzy tutaj mieszkają, tworzą i działają. Aby także wiedzieli, jak wiele ciekawych i wartościowych rzeczy dzieje się w Poznaniu i że warto w tym wszystkim uczestniczyć. Od 20 stycznia do 28 lutego Paweł Napierał, Widoki – wystawa malarstwa Rezerwat Archeologiczny Genius Loci Fot. Erik Witsoe Barbara Wilińska, Akwarele i kaligrafie Galeria Centralne Oko Do 31 stycznia Dusza dziecka – wystawa ilustracji Bogusławy (Bogny) Chmielewskiej Galeria Taśma przy Kinie Bułgarska 19 Targi, kupcy i płacidła – wystawa z cyklu „Bliskie spotkania z…” Muzeum Archeologiczne w Poznaniu 1/2015 10 stycznia Agata Biziuk, Agnieszka Makowska, PiniA: DR@CULA Teatr Polski Galeria, godz. 17:00 Bilety: 30 zł/25 zł Marek Zgaiński, Rokendrol albo mów mi teściu Mój Teatr, godz. 20:00 Bilety: 25 zł, 26 zł/20 zł Do 8 lutego 6 Sławomir Mrożek Krawiec Teatr Polski Duża Scena, godz. 19:00 Bilety: 40 zł, 45 zł/30 zł, 35zł Od 21 stycznia do 1marca Od 27 stycznia N A S Z E PAT R O N AT Y 9 stycznia 11 stycznia Do 24 stycznia Zapraszam do lektury! Piotr Rowicki Oblężenie Teatr Polski Malarnia, godz. 19:00 Bilety: 40 zł/30 zł Wokół książki – wystawa prac studentów Wydziału Edukacji Artystycznej Politechniki Poznańskiej Muzeum Literackie Henryka Sienkiewicza O WŁOS! CK ZAMEK Sala Wystaw Wernisaż: 20 stycznia godz. 19:00 bilety: 5 zł, 7 zł Z Nowym Rokiem oddaję w Wasze ręce Puls Poznania, a w nim dowód mojej miłości i przywiązania do tego miasta. Od 15 stycznia do 1 lutego Andrzej Bobrowski, Arkadiusz Marcinkowski, Grzegorz Nowicki MBA Gra – wystawa grafiki Galeria Sztuki Współczesnej Profil Wernisaż: 14 stycznia, godz. 18:00 wstęp wolny 1/2015 Spektakle Marek Zgaiński, Mucha nie siada Mój Teatr, godz. 17:00 Bilety: 25 zł, 26 zł/20 zł 12 stycznia 14 stycznia Tennessee Williams, Kotka na rozpalonym blaszanym dachu Teatr Polski Malarnia, godz. 19:00 Bilety: 40 zł/30 zł 17 stycznia 31 stycznia 21 stycznia Nick Payne, Konstelacje premiera Teatr Polski Malarnia, godz. 19.00 Jan Czapliński, Piotr Rowicki, Piszczyk Teatr Polski Duża Scena, godz. 19:30 Bilety: 40 zł, 45 zł/30 zł, 35zł Piotr Czajkowski, Jezioro łabędzie Teatr Wielki, godz. 11:00 Bilety: od 15 zł do 130 zł 22 stycznia Jens Raschke, Czy ryby śpią? Teatr Polski Galeria, godz. 18:00 Bilety: 25 zł/20 zł 23 stycznia Zofia Nałkowska, Granica Teatr Polski, Duża Scena godz. 18:00 Bilety: 35 zł, 40 zł/25 zł, 30zł Roman Sikora, Spowiedź masochisty Studio Teatralne Próby, CK ZAMEK Scena Nowa, godz. 19:05 Wstęp wolny Pietro Mascagni, Cavalleria rusticana, Ruggiero Leoncavallo, Pagliacci premiera Teatr Wielki, godz. 19:00 Kino 5 stycznia Polski Teatr Tańca, Architektura światła MP2 Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 19:00 Przegląd filmów ze zbiorów Festiwalu OFF CINEMA: Mój dom, Niebo, Samotny Samarytanin – Klub Krótkiego Kina CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 19:00 Bilety: 5 zł pokaz, 10 zł karnet 17 stycznia 8 stycznia 16 stycznia Polski Teatr Tańca, Czterdzieści MP2 Międzynarodowe Targi Poznańskie, godz. 19:00 23 stycznia HALO?! – śpiewodram Bartka Figaja Studio Teatralne Próby, CK ZAMEK sala 218 , godz. 19:05 Wstęp wolny Do utraty tchu i Osiem i pół – Akademia 50 + CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 13:00 Bilety: 10 zł, karnet: 25 zł 12 stycznia Krzysztof Meyer, Cyberiada Teatr Wielki, godz. 19:00 Bilety: od 6 zł do 90 zł Walerij Szergin, Dzieci Zony premiera Teatr Nowy w Poznaniu Scena Nowa, godz. 19:30 Przegląd filmów ze zbiorów Festiwalu OFF CINEMA: Niepokorni kochankowie; Mama, babcia i ja; Dzisiaj w Warszawie, jutro gdzieś w świecie – Klub Krótkiego Kina CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 19:00 Bilety: 5 zł pokaz, 10 zł karnet 15 stycznia 25 stycznia 13 stycznia Marek Zgaiński, Faceci na wybiegu Mój Teatr, godz. 20:00 Bilety: 25 zł, 26 zł/20 zł 16 stycznia Marek Zgaiński, Randka w ciemno Mój Teatr, godz. 20:00 Bilety: 25 zł, 26 zł/20 zł Sławomir Mrożek, Striptease Studio Teatralne Próby, CK ZAMEK sala 322a, godz. 19:05 Wstęp wolny 24 stycznia Marek Zgaiński, Związek partnerski premiera Mój Teatr, godz. 19:00 Bilety: 25 zł, 26 zł/20 zł 30 stycznia Perturbatio personalitatis – śpiewodram Izy Kaczmarek Studio Teatralne Próby CK ZAMEK sala 218, godz. 19:05 Wstęp wolny Szukając Vivian Maier – Kino wokół fotografii CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 19:15 Bilety: 11 zł, 2 zł dla uczestników zamkowych pracowni: Fotografii i Filmu 17 stycznia Franz Lehár, Wesoła Wdówka – The Metropolitan Opera LIVE IN HD CK ZAMEK Sala Kinowa godz. 18:40 Bilety: 50 zł/40 zł, karnety: 450 zł/360 zł 1/2015 7 KALENDARIUM WYDARZEŃ Wystawy Spotkania z dokumentem: Dear Albert – Klub Krótkiego Kina CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 19:00 Bilety: 5 zł pokaz, 10 zł karnet KALENDARIUM WYDARZEŃ 22 stycznia Popiół i diament i Nóż w wodzie – Akademia 50 + CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 13:00 Bilety: 10 zł, karnet: 25 zł 26 stycznia Replika Festiwalu Sputnik 2014: Szczęśliwi ludzie – Klub Krótkiego Kina CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 19:00 Bilety: 5 zł pokaz, 10 zł karnet 26 stycznia-1 lutego Replika 8. Festiwalu Sputnik nad Polską CK ZAMEK Sala Kinowa Bilety: 11 zł, karnet na 7 filmów: 50 zł Koncerty 7 stycznia Undertape Good Time Radio Café & Lunch, godz. 21:00 Wstęp wolny 8 stycznia F.O.U.R.S. COLLECTIVE Klubokawiarnia Meskalina, godz. 19:00 bilety: 15 zł przedsprzedaż, 20 zł w dniu koncertu 9 stycznia Pomau Good Time Radio Café & Lunch, godz. 21:00 Bilety: 10 zł 14 stycznia The Ghist Good Time Radio Café & Lunch, godz. 21:00 Wstęp wolny 8 1/2015 16 stycznia XX-lecie zespołu Akurat CK ZAMEK Sala Wielka, godz. 19:30 Bilety: 30 zł przedsprzedaż, 40 zł w dniu koncertu Brzóska Good Time Radio Café & Lunch, godz. 21:30 Wstęp wolny 17 stycznia Zmaza, Wojtek Hoffmann & Project Hendrix, Elevator CK ZAMEK Sala Wielka, godz. 19:00 Bilety: 15 zł przedsprzedaż, 20 zł w dniu koncertu B.O.K – Labirynt Babel Tour Eskulap, godz. 20:00 Bilety: 30 zł/35 zł Semantyka Trochę Kultury, godz. 21:00 Bilety: 10 zł 18 stycznia Chór Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu – koncert charytatywny w ramach studenckiej akcji Doktor Miś Dzieciom Kościół pw. św. Wawrzyńca, godz. 20:00 Chór Dziewczęcy „Skowronki”, Skowronki w karnawałowej odsłonie – koncert inaugurujący obchody Jubileuszu 65-lecia chóru CK ZAMEK Sala Wielka, godz. 18:00 Wstęp wolny 19 Wiosen Cinema Natura Tournee (support: Emmanuele Gattuso) Trochę Kultury 21 stycznia Yuma Good Time Radio Café & Lunch, godz. 21:00 Wstęp wolny 22 stycznia Wieczór portugalski: Fado, Kinga Rataj Good Time Radio Café & Lunch, godz. 21:00 Bilety: 25 zł, 35 zł CeZik & KlejNuty (support: Sasha Boole) Klubokawiarnia Meskalina, godz. 19:00 Bilety: 40 zł przedsprzedaż, 50 zł w dniu koncertu 24 stycznia Koncert Karnawałowy w wykonaniu chóru Fermata Muzeum Archidiecezjalne, godz. 18:00 Baran, Zygma, Ciupiński Trochę Kultury, godz. 20:00 Wstęp wolny 25 stycznia Koncert Jubileuszowy z okazji 60-lecia działalności Orkiestry Miasta Poznania Aula UAM w Poznaniu, godz. 16:00 Hanna Banaszak & Inspiro Ensemble, Samba życia piosenki Hanny Banaszak a cappella CK ZAMEK Sala Wielka, godz. 18:00 Bilety: 30 zł przedsprzedaż, 40 zł w dniu koncertu Maya Good Time Radio Café & Lunch, godz. 21:30 Bilety: 10 zł Imprezy 10 stycznia HOT Saturday LIVE ACT MC NICK SINKLER HaH Art&Music Club, godz. 22:00 24 stycznia Discodromo Nowa Sytuacja, godz. 22:00 31 stycznia The Jillionaire SQ Club, ul. Półwiejska 42, godz. 22:00-5:00 Inne wydarzenia 13 stycznia Delikatni Cafe Dylemat, godz. 20:00 Wykład Prof. dr. hab. Macieja Jabłońskiego z Katedry Muzykologii Wydziału Historycznego UAM Narodziny świata z porządku muzyki – Uniwersyteckie wykłady na Zamku CK ZAMEK Hol Balkonowy, godz. 18:00 Wstęp wolny 28 stycznia 14 stycznia 26 stycznia Marian Kouba in memoriam Bazar Poznański, godz. 19:00 Bilety: 20 zł 27 stycznia The Open Windows Good Time Radio Café & Lunch, godz. 21:00 Wstęp wolny 29 stycznia Plug&Play Klubokawiarnia Meskalina, godz. 19:00 Bilety: 15 zł przedsprzedaż, 20 zł w dniu koncertu 30 stycznia Ceti - promocja płyty Brutus Syndrome (support: Mismatched) CK ZAMEK Sala Wielka, godz. 20:00 Bilety: 30 zł przedsprzedaż, 40 zł w dniu koncertu Wykłady w kinie: Emocjonalne i neutralne: nowe i najnowsze kino niemieckie Niemiecki film dla dzieci, mgr Patrycja Rojek CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 11:30 Bezpłatne wejściówki 15 stycznia Czwartek o sztuce: Poznańscy architekci. Roger Sławski, wykład Macieja Szymaniaka CK ZAMEK Hol Balkonowy, godz. 18:30 Wstęp wolny 16 stycznia Nocne zwiedzanie Zamku CK ZAMEK Hol Wielki, godz. 21:00 Bilety: 15 zł 20 stycznia Spotkanie z Hanną Krall – Zamek reporterów CK ZAMEK Sala Wielka, godz. 18:00 Wstęp wolny 21 stycznia Wykłady w kinie: Emocjonalne i neutralne: nowe i najnowsze kino niemieckie Twórczość Haruna Farockiego, mgr Anna Granatowska CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 11:30 Bezpłatne wejściówki Wykład naukowy dr. Henryka Panera (Muzeum Archeologiczne w Gdańsku) 20 lat w Sudanie. Badania Ekspedycji Muzeum Archeologicznego w Gdańsku (GAME) Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, godz. 11:00 Wstęp wolny 22 STYCZNIA GEEK GIRLS CARROTS CK ZAMEK Sala pod Zegarem, godz. 18:00 Wstęp wolny Czwartek o sztuce: Architektura poznańskich Winograd, wykład Agaty Miatkowskiej-Gołdyn CK ZAMEK Hol Balkonowy, godz. 18:30 Wstęp wolny 24 stycznia Razem w Muzeum – warsztaty dla dzieci i rodziców Muzeum Archidiecezjalne, godz. 12:00 Bilety: 5 zł 25 stycznia Gamesroom na Zamku CK ZAMEK Sala pod Zegarem, godz. 13:00 Wstęp wolny Niedziela na Zamku – Wykład poświęcony historii zamku CK ZAMEK Hol Balkonowy, godz. 11:15 Wstęp wolny 28 stycznia Wykłady w kinie: Emocjonalne i neutralne: nowe i najnowsze kino niemieckie Niemiecki dokument w XX wieku, dr Piotr Pławuszewski CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 11:30 Bezpłatne wejściówki 29 stycznia Czwartek o sztuce: Historia Pomnika Wdzięczności, wykład Marii Fenrych CK ZAMEK Hol Balkonowy, godz. 18:30 Wstęp wolny 31 stycznia Pięć stopni wtajemniczenia – Warsztaty fotograficzne dla dorosłych Pierwszy stopień wtajemniczenia CK ZAMEK sala 8 (Pracownia Fotografii), godz. 11:00 Bilety: 10 zł, karnety na 5 zajęć: 35 zł Razem w Muzeum – warsztaty dla dzieci i rodziców Muzeum Archidiecezjalne, godz. 12:00 Bilety: 5 zł Codziennie Pokazy przygotowania rogali świętomarcińskich okraszone poznańską gwarą Rogalowe Muzeum Poznania, godz. 11:10, 12:30, 13:45 i 15:00 Wskazana wcześniejsza rezerwacja Dla dzieci 4, 11, 18, 25 stycznia Poranki dla dzieci CK ZAMEK Sala Kinowa, godz. 11:00 Bilety: 10 zł 10 stycznia Strefa zabawy (warsztaty dla dzieci 3-5 lat) Legenda o pięknej królowej Tamar – warsztaty plastyczne, prowadzenie: Anna Konieczna CK ZAMEK Bawialnia, godz. 11:00-11:45 Bilety: 10 zł 15 stycznia Daria Anfelli, Kto się boi wysokiego „c”? Teatr Wielki Sala im. W. Drabowicza, godz. 12:00 Bilety: 15 zł 17 stycznia Zwiedzanie zamku dla dzieci CK ZAMEK Hol Wielki, godz. 12:00 Bilety: 5 zł Strefa zabawy (warsztaty dla dzieci 3-5 lat) My się zimy nie boimy i wesoło zatańczymy – warsztaty taneczno-muzyczne, prowadzenie: Anna Bogusławska CK ZAMEK Bawialnia, godz. 11:00-11:45 Bilety: 10 zł 18 stycznia 24 stycznia Strefa zabawy (warsztaty dla dzieci 3-5 lat) Hip-hopowe fantazje ruchowe – warsztaty taneczne, prowadzenie: Katarzyna Markiewicz, Marta Dorna CK ZAMEK Bawialnia, godz. 11:00-11:45 Bilety: 10 zł 25 stycznia Niedziela na Zamku – Zwiedzanie zamku dla dzieci CK ZAMEK Hol Wielki, godz. 12:00 Wstęp wolny Studio Teatralne Blum Ty i ja – spektakl dla dzieci w wieku 0 do 5 lat Concordia Design, godz. 10:00, 11:30 Bilety: rodzinny 35 zł Teatr Atofri Ślady CK ZAMEK Scena Nowa, godz. 10:30, 12:00 Bilety: 12 zł Sergiusz Prokofiew, Piotruś i wilki Teatr Wielki, godz. 12:00 Bilety: 27 zł i 45 zł 31 stycznia Strefa zabawy (warsztaty dla dzieci 3-5 lat) Kosmiczna podróż – warsztaty taneczne, prowadzenie: Anna Bogusławska CK ZAMEK Bawialnia, godz. 11:00-11:45 Bilety: 10 zł Studio Teatralne Blum Gra – spektakl dla dzieci w wieku 1 do 6 lat Concordia Design, godz. 10:00, 11:30 Bilety: rodzinny 35 zł Aula UAM w Poznaniu, ul. Wieniawskiego 1; Bazar Poznański, ul Paderewskiego 7; Biblioteka Raczyńskich, pl. Wolności 19; Cafe Dylemat, ul. Mickiewicza 27; CK ZAMEK, ul. św. Marcin 80/82; Concordia Design, ul. Zwierzyniecka 3; Eskulap Akademickie Centrum Kultury, ul. Przybyszewskiego 39; Galeria Centralne Oko, ul. Garbary 30/41; Galeria Fotografii PF, CK ZAMEK ul. śww. Marcin 80/82; Galeria Sztuki Współczesnej Profil, CK ZAMEK ul. św. Marcin 80/82; Galeria Taśma przy Kinie Bułgarska 19, ul. Bułgarska 19; Good Time Radio Cafe & Lunch, ul. Paderewskiego 10; HaH Art&Music Club, ul. Małe Garbary 6; Klubokawiarnia Meskalina, Stary Rynek 6; Kościół pw. św. Wawrzyńca, ul. Przybyszewskiego 30; MP2, Międzynarodowe Targi Poznańskie, ul. Głogowska 14; Mój Teatr, ul. Gorczyczewskiego 2; Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, Pałac Górków, ul. Wodna 27; Muzeum Archidiecezjalne, ul. Lubrańskiego 1; Muzeum Literackie Henryka Sienkiewicza, Stary Rynek 84; Nowa Sytuacja, ul. Wielka 18; Rezerwat Archeologiczny Genius Loci, ul. ks. I. Posadzego 3; Rogalowe Muzeum Poznania, Stary Rynek 41/2 (wejście od ul. Klasztornej 23); SQ Club, ul. Półwiejska 42; Studio Teatralne Próby, CK ZAMEK ul. śww. Marcin 80/82; Teatr Nowy w Poznaniu, ul. Dąbrowskiego 5; Teatr Polski w Poznaniu, ul. 27 grudnia 8/10; Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, ul. Fredry 9; Trochę Kultury, ul. Dominikańska 7a 1/2015 9 KALENDARIUM WYDARZEŃ 19 stycznia Powiększenie, olej na płótnie Wojciech Gorączniak Materializacje G aleria Łazienna serdecznie zaprasza na wystawę prac Wojciecha Gorączniaka. Ekspozycja jest ostatnią wystawą z poznańskiego cyklu Poza, który w 2014 roku zainaugurował działalność Fundacji Łazienna. Artysta jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych, który karierę zawodową związał z poznańskim Uniwersytetem Artystycznym. Obecnie pracuje jako adiunkt w IV Pracowni Malarstwa prof. Andrzeja Zdanowicza. Zajmuje się malarstwem i rysunkiem. Gorączniak, działający również w Radzie Programowej Fundacji, w październiku 2014 roku wystąpił w roli kuratora wystawy Dom Gry, prezentującej twórczość Andrzeja Zdanowicza. O twórczości Artysty w katalogu do wystawy pisze Adam Nowaczyk: „Niespieszne obrazowanie Wojciecha Gorączniaka poddaje rzeczywistość przenikliwej obserwacji. Wydaje się, że jest to w istocie kontemplacja zarówno rzeczywistości, jak i procesu tworzenia. Będące na granicy zmysłowości i utopii abstrakcyjno-figuratywne wyobrażenia twórcy, zdają się zarówno projekcją porządku światów idealnych, jak i dyskretną, refleksyjną obserwacją a także rejestracją ciągłej przemiany substancji świata, jego przedmiotów i podmiotów”. Galeria Łazienna, ul. Łazienna 4, 61-857 Poznań Wernisaż: 9 stycznia, godz. 18:00 Od 12 do 30 stycznia, godz. 9:00-17:00 10 1/2015 Andrzej Wróblewski, René Daniëls, Luc Tuymans DE. FI. CIEN. CY A rt Stations Foundation by Grażyna Kulczyk ma zaszczyt zaprezentować wystawę DE. FI. CIEN. CY (Ułomność), na której pokazany zostanie szeroki wybór prac Andrzeja Wróblewskiego, René Daniëlsa i Luca Tuymansa. Dzieła wypożyczono z kolekcji prywatnych i państwowych z Polski, Belgii, Holandii, Francji, Niemiec i Szwajcarii. Ponadto Luc Tuymans specjalnie na wystawę wykona w galerii rysunek ścienny w dużym formacie. Wszyscy trzej twórcy mieli ogromny wpływ na sztukę współczesną i zaliczani są do najważniejszych artystów XX wieku. To pierwsza wystawa, na której ich dzieła zostały ze sobą zestawione. DE. FI. CIEN. CY odwołuje się do hipotezy mówiącej o tym, że pomimo różnych kontekstów społeczno-politycznych, kulturowych i pokoleniowych, na prace pozornie niezwiązanych ze sobą artystów można spojrzeć tak, żeby odkryć w nich niespodziewane zbieżności. Stanowią one nie tyle obiektywne fakty, co wyniki pewnej szczególnej perspektywy widza, którą określa współczesny kryzys obrazu. W twórczości każdego z trzech malarzy obraz prezentuje się jako wybrakowany. Wystawa DE. FI. CIEN. CY przygląda się temu, w jaki sposób w twórczości Artystów widoczne fiasko obrazu staje się podstawowym warunkiem tworzenia malarstwa przekraczającego reprezentację i dającego obrazom siłę sprawczą. Galeria Art Stations, Stary Browar, ul. Półwiejska 42, 61-888 Poznań Do 28 lutego Wstęp wolny Uszebti królewskie z Sudanu, VII w. p.n.e. Verba volant, scripta manent. Dawne formy zapisu W ystawa jest próbą ukazania najdawniejszych systemów utrwalania informacji na podstawie unikatowych zabytków archeologicznych pochodzących z terenów Mezopotamii, Egiptu, Grecji i Imperium Rzymskiego. Celem wystawy jest uzmysłowienie odbiorcom, że jeden z największych wynalazków kultury ludzkiej jakim jest pismo powstawał niezależnie w różnych kręgach kulturowych, przy jednoczesnej różnorodności form i metod przekazu. Łacińska maksyma zawarta w tytule wystawy: Verba volant, scripta manent (Słowa ulatują, pismo pozostaje) ma również podkreślić znaczenie pisma jako istotnego nośnika wiedzy, historii i kultury. Na wystawie znajduje się blisko 100 eksponatów pochodzących ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego w Poznaniu, Muzeum Archeologicznego w Krakowie, Uniwersytetu Jagiellońskiego i Muzeum Archeologicznego w Poznaniu. Ekspozycja adresowana jest dla wszystkich osób zainteresowanych najdawniejszą historią pisma. Dla dzieci oraz młodzieży szkolnej prezentowany temat będzie doskonałym uzupełnieniem procesu nauczania. Przy okazji wystawy przygotowano lekcje muzealne, które w przystępny i wnikliwy sposób wprowadzą uczestników w tajniki najstarszych systemów zapisu. Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, Pałac Górków, ul. Wodna 27, 61-781 Poznań Do 22 marca Bilety: 8 zł/4 zł, rodzinny 20 zł Marek Zgaiński Usta Angeliny Mieczysław Wajnberg Portret L ibretto opery autorstwa Aleksandra Miedwiediewa oparte jest na motywach opowiadania Nikołaja Gogola. Jego bohaterem jest Czartkow, młody utalentowany malarz, który wchodzi w posiadanie portretu o magicznych właściwościach. Opera opowiada przejmującą historię o życiu zmarnowanym w pogoni za sławą i bogactwem. Morał uczy, że najważniejsze nie stracić szacunku do samego siebie. Spektakl w reżyserii Davida Pountney’a został uhonorowany Teatralną Nagrodą Muzyczną im. Jana Kiepury 2014 w kategorii Najlepszy Spektakl oraz uznany został Hitem Roku 2013 przez Rzeczpospolitą. Był także nominowany do nagrody Koryfeusze Muzyki Polskiej. Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki, ul. Fredry 9, 61-701 Poznań 11 stycznia, godz. 18:00 Bilety: od 6 zł do 90 zł O dpowiedź na pytanie jak być piękną i młodą jeszcze nigdy nie była tak prosta. Udzielają jej codziennie niezliczone reklamówki kosmetyków, można ją znaleźć w salonach odnowy, klinikach chirurgii plastycznej... Tylko po co być piękną i młodą? Dla lepszego samopoczucia, bo tego oczekują mężczyźni, czy w końcu, bo taka panuje moda... Bohaterki sztuki kreowane przez Agnieszkę Różańską i Katarzynę Terlecką w ironiczny i zabawny sposób rozprawiają się z presją „kultu młodości”, przy okazji nie oszczędzając też mężczyzn, którym po nocach śnią się usta Angeliny. Mój Teatr, ul. Gorczyczewskiego 2/1A, 60-554 Poznań 18 stycznia, godz. 19:00 Bilety: 26 zł, 25 zł/20 zł Polski Teatr Tańca Desert S pektakl inspirowany „Małym Księciem” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Projekt „Desert” jest próbą spojrzenia na tę poetycką opowieść z perspektywy osoby dorosłej. Wyobrażenie książkowych postaci i ich wzajemnych relacji staje się bardziej złożone i niejednoznaczne. Poszczególne wątki spotkań łączy metaforyczne miejsce przestrzeni i umysłu – Pustynia, która stawia bohaterów i widza przed konfrontacją z Samotnością. MP2 Międzynarodowe Targi Poznańskie, ul. Głogowska 14, 60-734 Poznań 15 stycznia, godz. 13:00 Bilety: 30 zł/15 zł 1/2015 11 ZAPOWIEDZI Fot. Cezary Adamski Fot. M. Jórdeczka ZAPOWIEDZI © Fundacja Andrzeja Wróblewskiego Andrzej Wróblewski, (Zampano V), gwasz na papierze, Muzeum Narodowe w Poznaniu ZAPOWIEDZI ZAPOWIEDZI Minerals Z Pożar w burdelu Z espół teatralno-kabaretowy „Pożar w burdelu” to artyści związani początkowo z Klubem Komediowym Chłodna, następnie z Barem Studio, Teatrem WARSawy i Nowym Teatrem. Pod kierownictwem Michała Walczaka i Macieja Łubieńskiego stworzyli szaloną BurdelTrupę, pokazującą co miesiąc życie miasta w krzywym zwierciadle. Stali się jednym z najgłośniejszych, najmodniejszych i najciekawszych zjawisk warszawskiej sceny niezależnej. W ZAMKU pożar wybuchnie już po raz drugi (po fantastycznym występie w sierpniu 2014 roku z „Gorączką powstańczej nocy”). Tym razem zobaczymy absolutnie premierowy program! Centrum Kultury ZAMEK, Sala Wielka ul. Św. Marcin 80/82, 61-809 Poznań 28 stycznia, godz. 20:00 Bilety: 60 12 1/2015 Bałkański Prawosławny Sylwester S tary kalendarz juliański daje okazję do ponownego świętowania nadejścia Nowego Roku. Tym razem w bałkańskim stylu. Bedzie hucznie! Muzyka na żywo, balkan party, korowody, rakija, bałkańska kuchnia, konkursy z nagrodami i inne atrakcje. Muzycznym gospodarzem wieczoru będzie grupa BALKAN SEVDAH. Artyści dzielą się na scenie swoją pasją związaną z tradycyjną muzyką Półwyspu Bałkańskiego, której esencję starają się uchwycić. Efektem ich poszukiwań jest muzyka melodyjna, dynamiczna, czasem refleksyjna, momentami dzika, pełna temperamentu i nastroju charakterystycznego dla południowo-wschodniego krańca Europy. Bałkańskie Party rozkręci DJ EMPE. Specjalenie na Bałkański Sylwester szykuje selekcję balkanbeatu, elektro tzigane, bułgarskiej czałgi, rumuńskiego manele i innych stylów z bałkańskiego kotła. Do tego wszystkiego dołoży klasyczne tematy folk i pop ubrane w klubowe szaty plus hity polskiego etno. Dla zainteresowanych poznaniem tradycyjnych bałkańskich tańców atrakcją będzie obecność Anny Trąbały, której największą fascynacją są tańce w kręgu z Grecji i Bałkanów. Do dziś udało się jej zgromadzić około 2500 tańców, ciągle podnosi swoje kwalifikacje biorąc udział w międzynarodowych warsztatach tańca w Grecji, Serbii, Macedonii, Bułgarii, Rumunii i Turcji. Klub U Bazyla, ul. św. Wojciech 28, 61-749 Poznań 10 stycznia, godz. 20:00 Bilety: 20 zł espół Minerals powstał w 2009 roku. W 2012 roku wydał debiutancki album „White Tones”, który został bardzo dobrze przyjęty przez dziennikarzy muzycznych w kraju i za granicą. Zespół został zaproszony na jeden z największych i najważniejszych festiwali na świecie SXSW w Austin, w Teksasie. Zagrał również na dwóch najważniejszych festiwalach w Polsce: Opener Festival oraz OFF Festival. Miał okazję wystąpić w studiu im. Agnieszki Osieckiej w radiowej Trójce, gdzie został zaproszony przez Piotra Stelmacha. Obecnie Minerals kończy przygotowywanie materiału na drugą płytę, który w ich opinii jest bardziej dojrzały, ale ma w sobie pewną naiwność i siłę, która towarzyszyła im przy tworzeniu nowych utworów. Wspominając o nowym materiale zespół mówi o inspiracjach takimi zespołami jak Foals, U2, Wild Beasts czy Real Estate. Muzycznie Minerals to ciepły i charakterystyczny wokal, mocna, motoryczna sekcja oraz melodyjne gitary tworzące przestrzenną ścianę dźwięku. Zespół łączy takie gatunki muzyczne jak new wave, indie, noise rock oraz elementy popowe. Klubokawiarnia Meskalina, Stary Rynek 6, 61-772 Poznań 15 stycznia, godz. 19:00 Bilety: 15 zł, 20 zł w dniu koncertu Wovoka Kasia Moś Z G espół Wovoka to muzyczny hołd złożony zapomnianym kulturom transowym. Założony w 2012 roku, nazwę zaczerpnął od wielkiego Indianina, mistyka i twórcy „Ghost Dance”. Źródłem twórczości zespołu jest znalezienie łącznika pomiędzy typowym składem rock’n’rollowym a praźródłem tej muzyki. Stylistycznie miesza się tu blues z muzyką Indian, muzyka psychodeliczna z muzyką Papui Nowej Gwinei. Wierząc w jeden korzeń łączący całą zaangażowaną muzykę, zespół zwraca się do kultur pierwotnych z pytaniem o muzykę współczesną. W 2013 roku ukazała się pierwsza płyta „Trees Against The Sky”. Podczas koncertu usłyszymy materiał z kolejnego albumu, który ukaże się w styczniu 2015 r. Centrum Kultury ZAMEK, Sala Wielka ul. Św. Marcin 80/82, 61-809 Poznań 23 stycznia, g. 20:00 Bilety: 20 zł, 30 zł w dniu koncertu ood Time Radio zaprasza na koncert znakomitej wokalistki Kasi Moś. Jest ona finalistką III edycji programu „Must be the music”. Wystąpiła także m.in. w „The Pussycat Dolls Burlesque Review”, u boku takich gwiazd jak Kelly Osborne, Mya i Carmen Electra. Good Time Radio, ul. Paderewskiego 10, 61-770 Poznań 23 stycznia, godz. 22:00 Bilety: 10 zł Teatr Atofri Grajkółko G rajkółko to spektakl dla dzieci od 1 do 5 lat, zrealizowany w ramach projektu Muzeowanie – Teatr Atofri – Scena Muzeum, dzięki zaangażowaniu Poznańskiej Fundacji Artystycznej, Miasta Poznań, CK ZAMEK, Muzeum Narodowego i Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu. Co to gra? Czy to melodia ognia czy ziemi? Wody, metalu czy drzewa? Podczas przedstawienia odkrywane dźwięki żywiołów łączą się ze słowem i akompaniamentem fletu poprzecznego. Na scenie powstaje konstrukcja z kółek, która jednoczy wszystkie elementy. Centrum Kultury ZAMEK, Scena Nowa, ul. Św. Marcin 80/82, 61-809 Poznań 18 stycznia, godz. 10:30, 12:00 Bilety: 12 zł Studio Teatralne Blum Blumowe piosenki B lumowe piosenki to koncert dla dzieci w wieku od 2 lat, oparty na 10 autorskich piosenkach Studia Teatralnego Blum (wydanych na płycie CD pod tym samym tytułem). Piosenki są pretekstem do wspólnej zabawy ale też wprowadzają dzieci w świat teatru. Muzyka przeplatana jest działaniami z dziećmi wykorzystującymi nie tylko dźwięk, ale także ruch a przede wszystkim emocje i wyobraźnię. Studio Teatralne Blum to nieinstytucjonalny zawodowy teatr istniejący od 2001 r. W swoich działaniach łączy doświadczenia artystyczne i pedagogiczne. Specjalizuje się w spektaklach dla dzieci najmłodszych (od 0 do 5. roku życia) i jest pierwszym polskim teatrem tworzącym dla tej grupy wiekowej. Teatr istnieje również na arenie międzynarodowej, uczestnicząc w projektach teatralnych i artystycznych oraz festiwalach. Od momentu założenia przygotował 16 autorskich przedstawień oraz brał udział w realizacji kilku międzynarodowych projektów teatralnych. Laureat Nagrody Korczak 2007 oraz Specjalnej Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa 2014. Spektakle mają kameralny charakter i bierze w nich udział nie więcej niż 30 małych widzów. Po każdym przedstawieniu następuje zabawa, podczas której dzieci z odbiorców zamieniają się w twórców. Concordia Design, ul. Zwierzyniecka 3, Poznań 11 stycznia, godz. 10:00, 11:30 Bilety: rodzinny 35 zł (dziecko i 2 opiekunów) 1/2015 13 Tom poezji Nikosa Chadzinikolau „Wiersze zebrane” daje drobiazgowy obraz twórczych fascynacji poety, jego wierzeń i obsesji. Daje też świadectwo artystycznej ewolucji reakcji i doznań, jaką przebył ongiś piętnastoletni chłopak wysiadający na brzeg obcej, północnej krainy, a dziś znany poeta, ceniony przez krytykę i czytelników i to w obu swoich ojczyznach: Grecji i Polsce. Jego światłoczuła wyobraźnia wydobywa kompozycje, barwy, ku którym pcha nas siła marzeń. P unkt wyjścia związany z liryką Nikosa Chadzinikolau kryje się w tym oto powtarzanym określeniu: poeta dwu kultur, poeta dwu ojczyzn. I tej kwestii pominąć się nie da. Tak jak Polska dała Anglii Conrada, jak Anglia dała Grecji Byrona, tak Grecja dała nam Nikosa Chadzinikolau. W tak osobliwym obiegu zawsze uzewnętrznia się ciekawy paradoks: zderzenie dwu kultur uświadamia istniejące pomiędzy nimi różnice przy równoczesnym ujawnianiu wspólnoty i integracji śródziemnomorskiego imaginarium, jakie roztacza się przez wieki od Hellady po Albion. Dialog kultur służy procesowi uniwersalizacji ludzkich doświadczeń egzystencjalnych. Tradycja dialogu kultur i wykorzystywania motywów hellenistycznych w polskiej literaturze niezwykle mocno ukształtowała znaki poetyckiej wyobraźni, wiodąc swe meandry od Kochanowskiego po Herberta. Kostium antyczny Nikosa nie jest tu jednak ani przebraniem, ani poszukiwaniem zastępczych metafor, ani tym bardziej próbą kamuflażu. Rzecz naturalna: ten poeta nie zakłada artystycznych masek, on po prostu nie wyrzeka się własnego dziedzictwa kulturowego i w nowym dla siebie języku sprawdza i konfrontuje, dokonując próby połączenia dwu ojczyzn w jedność, co w jego biograficznym i literackim doświadczeniu okazało się realne i spełnione. Podejrzewam, że to pierwsze doświadczenie bardziej nasycone jest polskimi niż greckimi treściami, ale pielęgnacja korzeni, podsycanie kulturowej genealogii doprowadziły do artystycznej osmozy i symbiozy, której wymowa stała się specyficzną własnością tych i tylko tych wierszy. Specyfika ta bowiem wynika stąd, że jakkolwiek będziemy rozumieć kulturofilię poezji Nikosa Chadzinikolau, jest ona zawsze wyrazem jego emocji patriotycznych, podczas gdy my przyzwyczajeni jesteśmy do kulturofilii o proweniencji 14 1/2015 kosmopolitycznej, nawet jeśli nie zabarwiamy kosmopolityzmu odcieniami pejoratywnymi. Rzecz jasna, wykorzystywane w tej poezji dziedzictwo kulturowe wywołuje jeszcze inny, chyba najważniejszy problem: otóż jest to liryka prowokująca konfrontację konkretu z mitem. Mit, symbol, archetyp to język świadomości zbiorowej i ponadczasowej, w którym utrwalone zostały niezmienne i uniwersalne mechanizmy i paradoksy ludzkiego losu. Usytuowanie na tym tle własnych, niepowtarzalnych i realnych doświadczeń to jak gdyby próba poszukiwania nadrzędnej reguły dla przypadku, próba odnajdywania trwałości w przemijaniu. Warto oddzielnie prześledzić, w jaki sposób Chadzinikolau adoptuje dla swych potrzeb całą tę skarbnicę, bo udowodnił ich nieśmiertelną żywotność, ich uniwersalny sens, semantyczną pojemność i paraboliczną siłę przesłań. Miał ku temu szczególny i osobliwy mandat poznawczo-moralny i wykorzystał go z rzadką ekspresją poetycką. To rodzaj alternatywy atystyczno-aksjologicznej i stoickiej wiary w ład prawdy. Jego sukces bierze się z wielkiej wagi faktu, iż liryka Nikosa Chadzinikolau nie jest teoretyczną czy konceptualną rozprawą nad światem, nie jest tez procesem abstrakcyjnego stawiania pytań ani akademickiego Autor nie unikając gorzkich prawd, przedkłada konstatację nad donkiszoterię i efekciarskie prowokacje. Poszukuje alternatywy i przeciwwagi, nie zapomina o wyspach szczęśliwych, usłonecznia mrok. Jest męski w rachowaniu bliskich i dalekich klęsk, ale nie rezygnuje z tęsknoty za spełnieniem. Jego solarna energia życia odradza się po każdej nocy, by stać się wiecznością. (…) Patrzy na świat oczami malarza, tworzy światłoczułe obrazy, równocześnie intelektualizując swoje pejzaże przemieniając je w zjawiska natury refleksyjnej. Ten kreacjonizm osiągnął tu wyjątkowo proste formy wyrazu, przekonywujące swą naturalnością i autentyzmem. To wyjątkowa umiejętność artystyczna, dzięki której skomplikowany obraz przeżywania świata przez poetę toruje sobie sugestywną i zapadającą w pamięć drogę do czytelnika. Jego wędrówka pomiędzy wieloma społecznościami i meandrami losu zapewne zadowoliłaby Mojry czuwające nad narodzinami, życiem i śmiercią. W naszej podróży rzadko kiedy spotykamy wojażerów tak bardzo świadomych radości i bólu istnienia. Leszek Żuliński Nikos Chadzinikolau Wiersze zebrane 1961-2009 Biała i Kolorowa Seria Poetycka „Poeticon” pod redakcją Aresa Chadzinikolau. ISBN 978-83-61335-12-2 Nikos Chadzinikolau Stary Rynek RECENZJE RECENZJE Ikar dał mi swoje marzenia, Syzyf ciężki głaz konstruowania odpowiedzi. Autor przetwarza realne i wiarygodne doświadczenia. Jednym z głównych źródeł i inspiracji tej twórczości jest biografizm, to swoisty Exodus. Być może to lapidarne motto: „Ikar dał mi swoje marzenia, Syzyf ciężki głaz” najtrafniej daje granice poetyckich dylematów autora, a jego słoneczne światło jest życiodajnym żywiołem, za którym tak tęsknili jońscy filozofowi. Słońce rozprasza mroki, sączy się poprzez czas i przestrzeń życia, rozgrzewając chłodną galaktykę. Może dlatego ta poezja tak bardzo broni wzruszenia estetycznego. Nie wyobrażam sobie tego autora jako turpisty lub zgorzkniałego obrazoburcy. Jego światłoczuła wyobraźnia wydobywa kompozycje, barwy, ku którym pcha nas siła marzeń. W takiej scenerii może padnie obietnica spełnienia i azylu, spokoju i ukojenia. Taki świat odradza się nieustannie i ową wiarą w odrodzenie inkrustowana jest tarcza poety, która broni go przed eschatologicznym nihilizmem. O zachodzie niebo płowieje ze starości dnia. Koziołki już nie próbują swoich sił. Kamieniczki układają grafitowe cienie do modlitwy jak dziewczyny, które wtulają się szeptem serca do skrzydeł swoich aniołów. Prozerpina tańczy wokół fontanny, a bamberka podnosi stągwie z poznańskim słońcem. Mnie spieszno do ulicy Woźnej, gdzie Nowakowie dzielą świeży chleb na strofy. Skałka w Poznaniu Jest takie wzgórze w poznaniu jak ułożone dłonie matki w oczekiwaniu na świt. Spokój tu jak w stągwiach z zapomnianym niebem. Nad grobem Żupańskiego czarny krzyż. A tyle on miał jasnych dni, tyle gestów podobnych do ptaków i słów zdjętych z warg słońca. Tom wierszy Nikosa Chadzinikolau do nabycia jedynie poprzez kontakt z synem poety: [email protected] 1/2015 15 O uważności Co to znaczy „żyj uważnie” – kolejny slogan, modne hasło bez znaczenia? J estem uważna, bo słucham, gdy ktoś do mnie mówi, rozglądam się na przejściu dla pieszych, uważam na wykładach, szkoleniach czy w pracy? Uważność to nade wszystko samoświadomość i obecność – bez wartościowania, osądzania, bez wybiegania w przyszłość i ucieczek do przeszłości. To bycie tu i teraz, w życiu takim, jakie w danej chwili jest. Niby proste. Pierwsze doświadczenie z uważnością przydarzyło mi się latem. Przeczytałam o zajęciach jogi prowadzonych przy fontannie, chciałam spróbować. W samochodzie pojawiło się jednak sporo myśli: powinnam mieć bardziej umięśnione ciało, lepsze legginsy, kondycję, kilka kilo mniej; pojawiło się też sto scenariuszy tego, co nastąpi. W trakcie ćwiczeń jednak nikt mi się nie przyglądał, to raczej ja zerkałam na innych. Niektóre pozycje wychodziły, inne nie. Skupiałam się na ruchu i swoim oddechu – nagle to, co myśleli inni, straciło na znaczeniu. Żaden z wymyślonych w aucie scenariuszy nie rozegrał się w rzeczywistości. Do domu wróciłam spokojna i pełna energii. Jesienią trafiłam na warsztaty uważności. Zajęcia związane z redukcją 16 1/2015 Autorka bloga ZORKOWNIA nagrodzonego trzema statuetkami w konkursie Blog Roku, redaktorka, wykładowczyni, prelegentka i pisarka. Autorka książek „Zorkownia” (Wyd. Znak) i „Chorowitek”, terapeutycznej bajki dla dzieci (Wyd. Muza). Od kilku lat jest wolontariuszką w Hospicjum Palium. KOMIKS Ilustracja: Michał Woźniak Ilustracja: Hubert Hyżyk FELIETON Agnieszka Kaluga stresu, żadnej dopisanej do tego filozofii czy religii. Ciepło, kameralnie i serdecznie – od razu miałam poczucie, że jestem w dobrym miejscu, że robię coś dla siebie. Nie działo się na pozór nic wielkiego. Siedzieliśmy, oddychaliśmy, rozmawialiśmy. Czasem jedliśmy, czasem spacerowaliśmy – tylko znacznie uważniej. Pamiętam dwudziestominutowe jedzenie rodzynki. Dotykanie jej, wąchanie, ściskanie w palcach i przykładanie do ucha (wiecie, jaki dźwięk wydaje rodzynka?), trzymanie na języku, rozgryzanie, wreszcie eksplozja smaku. Kto by się spodziewał tylu atrakcji ze strony jednej rodzynki, skoro do tej pory zjadało się ich całą garstkę. Największa praca odbyła się jednak pomiędzy spotkaniami. Zaczęłam uważniej przyglądać się temu, co jem i jak jem. Nie zmieniłam nawyków, po prostu obserwowałam, gdzie jestem myślami w trakcie posiłków, czy jem w biegu, czy też delektuję się każdym kęsem. Zaczęłam zauważać subtelne reakcje mojego ciała. Jak oddycham, kiedy się denerwuję, gdzie czuję napięcie, kiedy ono puszcza. Jak myślę o sobie i ludziach, jakie filtry nakładam na rzeczywistość. Skutki warsztatów okazały się być długofalowe. Codziennie, wożąc do szkoły dziecko, utykam w korkach. Nie mam wpływu na korki, ale mogę wybrać, jak spędzę ten czas. Mogę, nerwowo patrząc na zegarek, poganiać auta przede mną. Mogę też skupić się na oddechu i wyciszyć, spokojnie poobserwować świat wokół. Widzę wtedy kształt gałęzi, łupiny po kasztanach i błoto, jakiś ptak rozgrzebuje stare liście, szuka pożywienia. W aucie przede mną uśmiechnięta pani zdejmuje dziecku czapkę, za mną młody chłopak – dłubie w nosie, myśląc że nikt go nie widzi. Korek przestaje być miejscem do wyminięcia, czas w drodze staje się nagle czymś na kształt prezentu, złapaną chwilą. Oddycham więc, miewam się całkiem dobrze. Jestem zdrowa, przede mną droga i chwila, w której jestem. Stres gdzieś wyparował, wracam do domu spokojna. Uważność mocno wiąże się dla mnie z wdzięcznością. Nagle okazuje się, że jak się dobrze rozejrzeć, mamy tak wiele. Coraz częściej wyłączam w samochodzie radio – nie dlatego, że jestem gorszym kierowcą, gdy słucham muzyki. Dlatego, że chcę pobyć w tym, w czym jestem. Nie zagłuszać, nie wymijać, po prostu być. Słyszę silnik i inne auta obok, moje dziecko, które opowiada o szkole. Okazuje się, że potrzebuję znacznie mniej, niż mi się wydaje. Mniej hałasu, zakupów, mówienia, jedzenia i pędu dokądkolwiek. Z radością się temu przyglądam. I oddycham. 1/2015 17 MŁODY POZNAŃ Fot. 3x Magdalena Berny MŁODY POZNAŃ Agnieszka Idziak z ilustratorką książeczki Sylwią Mają Bartkowską Poznań dzieciom inaczej Dzieci na miejskich wycieczkach historycznych bardzo często są pomijane przez większość przewodników, którzy uważają, że niezwykle trudnym zadaniem jest przekazanie najmłodszym informacji o miejscach i zabytkach w taki sposób, by do nich trafiły, a jednocześnie były ciekawe i nie zajmowały zbyt dużo czasu. Pani Agnieszka Idziak nie tylko nie boi się pracy z dziećmi, ale specjalnie dla nich stworzyła rok temu interaktywny przewodnik po Poznaniu „Cztery żywioły i dwa koziołki”. Książka otrzymała cztery ogólnopolskie nagrody, a w zeszłym roku tę najbardziej prestiżową, Nagrodę Magellana, dla najlepszego przewodnika dla dzieci w Polsce. 18 1/2015 J est to książeczka z autorskimi trasami stworzonymi z myślą o dzieciach od trzeciego roku życia. Same koziołki – jako nierozerwalny symbol Poznania – występują na wszystkich stronach przewodnika. Maluchy przeglądając książeczkę, szukają tych dwóch sympatycznych stworzonek, bo czasem są one poukrywane. Szkraby mogą nie tylko kolorować obrazki, ale także mają możliwość dorysowania różnych wersji wydarzeń. W ten sposób zapoznają się z różnymi miejscami i symbolami, jakie możemy spotkać w okolicach Starego Rynku. Książka zaczyna się przy Fontannie Prozerpiny, ponieważ Autorka uważa, że jest to jeden z najciekawszych zabytków na Starym Rynku, a bardzo mało się o niej tak naprawdę mówi. Prozerpina opiekuje się czterema żywiołami, które mieszkają wokół fontanny. Dzieci na początku wycieczki mogą zdecydować, czy chcą iść trasą wody, ognia, ziemi, czy powietrza. – Zwracam zawsze dzieciom uwagę, że Prozerpina owszem, mieszka na rynku w Poznaniu, ale nie tylko tam, bo można ją znaleźć w wielu różnych miejscach na świecie. Podobnie jest z innymi rzeczami, które tu w Poznaniu się znajdują – podkreśla pani Agnieszka. Na końcu książeczki zaś znajduje się mapka z czterema trasami, dzięki której mali odkrywcy mogą sami ruszyć na odkrywanie tajemnic Starego Rynku i okolic. Są cztery pacynki: Pan Płomyk, który opowiada dzieciom, jak to było z ogniem tutaj w Poznaniu i na świecie, jak sobie ludzie dawniej z nim radzili, do czego był wykorzystywany. – Pokazujemy zarówno pozytywne aspekty, jak i te negatywne, ponieważ każdy żywioł ma swoją jasną i ciemną stronę – zauważa pani Agnieszka. – Pan Płomyk opowiada dzieciom również o murach miejskich, przez kogo i w jaki sposób były bronione i jak gaszono pożary. Poznajemy po drodze przyjaciół Płomyka, na przykład drzewo, które ognia się nie boi. Dzieci wtedy otrzymują od nas liście suszone. Mówimy co możemy z nimi zrobić, jakie właściwości mają, jakie ma właściwości zakładka, którą możemy zrobić z tych liści oraz co oznacza, gdy taki liść komuś ofiarujemy. Na końcu trasy dzieci docierają do strażaków, którzy opowiadają im, jak pracują dziś, a jak oddziały straży pożarnej pracowały kiedyś. Na zakończenie każdy uczestnik otrzymuje pieczątkę za przejście szlaku oraz nagrody – opowiada przewodniczka. Na maluchy czeka również Pani Chmurka, która prowadzi szlakiem powietrza, Ziemek zabierający w trasę Ziemi oraz Pan Kropla, z którym dzieci mogą popłynąć szlakiem wodnym. Każda trasa jest inna i na każdej czeka moc atrakcji, symboli i tajemnic. Dzieci mają okazję spędzić ciekawy i pełen wrażeń dzień w otoczeniu poznańskich zabytków, pomników, ciekawych budynków i miejsc. – Przy okazji chodzi nam też o to, by pokazać dzieciom, w jaki sposób oglądać zabytki Poznania i że w ten sam sposób mogą zwiedzać inne miasta. Jeśli pojadą do Krakowa, Warszawy, czy do jakiegokolwiek innego miasta na świecie, będą mogły według podobnego klucza oglądać tamtejsze zabytki i ciekawe miejsca – zapewnia pani Agnieszka. Jesteśmy przekonani, że także wielu dorosłych chętnie udałoby się na zwiedzanie jednym ze szlaków. Autorka programu zachęca, by razem z dziećmi ruszyli po przygody. Więcej informacji o wycieczkach można uzyskać na stronie internetowej www.poznandladzieci.pl Ogłaszamy Konkurs! Gdzie – poza okolicami Starego Rynku – można odnaleźć ślady czterech żywiołów (dowolnie można przesłać zdjęcia, rysunki, opisy). W konkursie mogą brać udział dzieci do lat 14. Na odpowiedzi czekamy do 25 stycznia. Na autorów trzech najlepszych prac czekają książki „Cztery żywioły i dwa koziołki”. Prace konkursowe można nadsyłać drogą elektroniczną na adres: [email protected] lub pocztą tradycyjną na adres: Puls Poznania, Os. Powstań Narodowych 53/10, 61-216 Poznań 1/2015 19 Tomasz „Titus” Pukacki. Jedni go uwielbiają, drudzy się boją. Słynie z niepokornej muzyki oraz szczerych, bezkompromisowych wypowiedzi. Poznaniak z urodzenia i wyboru. Od 25 lat związany z Acid Drinkers, na każdym kroku podkreśla swoją identyfikację z zespołem. Niekwestionowany mroczny symbol miasta. Jego ostatnia płyta „25 cents for a riff” potwierdza tezę, że dobry muzyk jest jak wino – im dojrzalszy, tym lepszy. Swoją karierę zaczynałeś niemal trzy dekady temu. Dla wielu Twoich fanów to czasy, których nie pamiętają. Czy tamten Poznań lat osiemdziesiątych był rockowy? Poznań od zawsze był bardzo rockowy. Pamiętam, kiedy około 1983 roku staliśmy sobie z Litzą w bramie na Łazarzu i nagle przybiega kumpel i mówi: „Chodźcie zobaczyć pod piwiarnię na Głogowskiej, jacy tam „heviusy” stoją”. Rzeczywiście, mieli dżinsowe kurtki bez rękawów, a na plecach wymalowane nazwy zespołów. Strasznie mi się to podobało. W Poznaniu zawsze coś grało. Największą imprezą była Rock Arena – mnóstwo koncertów. Właśnie tam poszedłem na ten pierwszy, jaki pamiętam. To był Maanam, rok 1981 lub 1982 i zupełnie inne czasy. Kora z zespołem grała cztery koncerty pod rząd. Wszystkie bilety wyprzedane, tak więc owszem, Poznań był absolutnie rockowy. Istniało mnóstwo załóg rockowych i heavy-metalowych. Najmocniejsze pod względem siły przebicia, bójek i chuligaństwa były te z Rataj, mocne z Winogradów, no i nasza, łazarska. One wszystkie razem wzięte z powodzeniem potrafiły stawić czoła w bójce ze szczecińskim Niebuszewem, największej załodze w Polsce. Działało bardzo dużo zespołów, w drugiej połowie lat osiemdziesiątych powstał Wilczy Pająk, Turbo. Potem już zespół Acid zaczynał muzykowanie, a dalej Non Iron, jeśli wymienimy tych najbardziej znanych. Poznań był nie tylko rockowy, ale i zdecydowanie heavy. Następnym takim regionem w Polsce o podobnym charakterze jest według mnie dopiero Śląsk. Pamiętasz swój pierwszy koncert w Poznaniu? Tak. To był chyba mój drugi koncert w życiu. Odbył się na – jak to mówią poznaniacy – Piasten Platz, czyli na Osiedlu Piastowskim. Mały dom kultury, taki klub osiedlowy w zasadzie. W okolicy stała chyba knajpa 20 1/2015 Kasztelańska. Było to coś w rodzaju przeglądu, grało kilka składów. My wchodziliśmy na scenę jako przedostatni. Pamiętam, że miałem straszną tremę, a spod barierek rzeczywiście odezwało się kilka głosów: „No, jesteście całkiem nieźli!” Kiedy to było? Wiosną, to mógł być marzec 90. Tak, bo pierwszy koncert graliśmy we wrześniu 89 roku we Wrocławiu na wyspie Młyńskiej. W Poznaniu nadal jest tak rockowo? Myślę, że jest nieźle. Od siedmiu lat mieszkam pod Poznaniem, więc nie kręcę się po miejskich knajpach jak dawniej, zwłaszcza, że mam mnóstwo zajęć z racji działalności Acid Drinkers. Ale myślę, że Poznań na rocku nie stracił, na pewno. Działa kilka dobrych składów. Może nie tak wyróżniających się jak kiedyś, ale też i teraz jest chyba trudniej się wybić. Poza tym z tego co wiem, to Turbo też swoje gra. Ze starych składów sprzed ćwierćwiecza niedawno reaktywował się Wilczy Pająk. Są Strachy Na Lachy, Pidżama Porno – to wszystko rock! Te zespoły sprzedają tysiące płyt i grają setki koncertów. No i my. Gramy koncerty przynajmniej raz do roku i klub zawsze jest pełny. Najczęściej słychać nas w Eskulapie. A dwa lata temu mieliśmy okazję grać na „Pyrlandii”, 25 tysięcy ludzi ni stąd, ni zowąd. Większość życia spędziłeś w centrum miasta. Musisz mieć jakieś swoje ulubione miejsca. I tu jest problem. Kiedy tylko mam czas, przyjeżdżam na próby i stwierdzam, że nie mam swojego ulubionego miejsca. Siedzę w samochodzie i myślę, gdzie by tu pojechać. Kiedyś moim zdecydowanie ulubionym miejscem była knajpa na Kościuszki – Emma, prowadzona przez żonę naszego gitarzysty, ale od dwóch lat nie ma już tego miejsca w dawnym kształcie. Tę knajpę na naszą rozmowę wybrałem, bo byłem tu kiedyś na whisky i lubię to wnętrze. Pochodzę z Łazarza, niedaleko był park Kasprzaka, zwany obecnie parkiem Wilsona i kiedyś lubiłem się tam przejść, walnąć setę albo piwo. W ogóle lubię poznańskie parki, Cytadelę. Lubiliśmy tam sobie skoczyć, pochuliganić, wypić wino, spotkać z dziewczynami i takie rzeczy. Trzeba było jedynie wiedzieć, z której strony wjeżdża policja albo straż miejska, żeby z gołym tyłkiem cię nie złapała. Nie byłem tam od roku, ale zawsze kiedy tam się pojawiam, to kontroluję stan amfiteatru. Moim marzeniem od młodych lat było zagranie koncertu na Cytadeli. I mówię sobie, że kiedyś to zrealizuję. Ostatnio ten amfiteatr był zdewastowany, nie było nic. Jest szansa na rewitalizację tego miejsca? Wierz mi, że gdybym znalazł dwa miliony złotych, to byłoby genialne, absolutnie genialne miejsce na poznański amfiteatr teatralny. Nie wiem czy jeszcze gdzieś jest jakiś punkt na poznańskiej mapie amfiteatralnej, gdzie gra się na żywo, na świeżym powietrzu? Juwenalia są na stadionie AZS, 1/2015 21 POZNAŃSKI GWIAZDOZBIÓR POZNAŃSKI GWIAZDOZBIÓR Nikt nie wygnałby mnie z Poznania. Wrosłem tu. Które zakątki Poznania jeszcze dobrze wspominasz? POZNAŃSKI GWIAZDOZBIÓR Dawno temu jako młody militarysta lubiłem bawić się w wojsko. Mieliśmy swoją bandę, nawet nieźle uzbrojoną i umundurowaną, z którą biegaliśmy właśnie po Cytadeli. Do bunkrów nie zaglądaliśmy, bo wiedzieliśmy już wtedy, że jest to niebezpieczne. Po samych fortach też nie chodziliśmy, bo nie znaliśmy ich i nie chcieliśmy wpaść w jakąś dziurę. Ale pamiętam, że kiedyś poszliśmy na Cytadelę w poszukiwaniu mordercy zbiegłego z więzienia. Nie pamiętam, jak się nazywał. On zarżnął parę osób i poszła plotka po Poznaniu, że ukrywa się na Cytadeli. Mieliśmy po 15, 16 lat, uzbrojeni w siekierki i noże. Nie znaleźliśmy. Na szczęście. Co myślisz o stereotypie poznaniaka, jest w ogóle coś takiego? Z tymi charakterystycznymi cechami poznaniaka to bym nie przesadzał. Może kiedyś tak było. Pierwszą cechą, jaka u mnie nagle wylazła, była niemożność dogadania się ze Ślązakami, czyli nasza gwara. Jest wspaniała i żałuję, że coraz mniej osób ją zna. Ja zresztą też. Mógłbym co prawda sklecić zaledwie ze dwa, trzy zdania, ale to wszystko. A swego czasu potrafiłem całe „Blubry Starego Marycha” Juliusza Kubla wyrecytować na jakichś spotkaniach towarzyskich poza Poznaniem i wszyscy zrywali boki. Drugą cechą, która mi się podoba to pragmatyzm i nie wiem, czy ja to wyniosłem z domu, czy mam to w genach. Poza tym - nie wiem czy jest to cecha typowo poznańska – ale cenię też zamiłowanie do pewnego rodzaju ordnungu. Zabrzmiało tak, jakby poznaniacy nie mieli wad. Nie widzę jakichś cech, które by były jednoznacznie negatywne. Nie zauważam też tych poznańsko-szkockich konotacji. Co sądzisz o poznańskich „słoikach”, czyli przyjeżdżających tu i osiedlających się młodych ludzi, wygłodniałych kariery i pieniędzy? To chyba normalne zjawisko. Chińczycy opanowali pół świata, a ilu naszych wyjechało z kraju? Po powstaniu styczniowym tylu nie uciekło (śmiech). Musiała się zrobić jakaś taka straszna niewidzialna zawierucha. O słoikach nigdy nie słyszałem. Nie wiem, nie siedzę w korpo i mainstream jest mi obcy. Widzimy, jak bardzo zmieniło się miasto. Z ludźmi według Ciebie jest podobnie? Może w obecnej sytuacji lepiej byłoby zamieszkać tam, gdzie kręci się cały show-business? Nie mam takiego kontaktu z ludźmi, żeby wiedzieć, czy się zmienili, czy nie. Nie bywam w knajpach, klubach. Teraz mieszkam poza miastem, a nawet jakbym bywał, to i tak nie mógłbym poznać ich dobrze, bo przecież siedzę za kółkiem (śmiech). Jeśli z poznaniakami mam relacje czysto przyjacielskie i towarzyskie, to z warszawiakami na przykład zwykle te kontakty są biznesowe i profesjonalne. A dlaczego nie Warszawa? Bo cholera, jak się stoi koło tygla, to można sobie tyłek oparzyć, a ja lubię, jak jest dobry przepływ. Dlatego kiedy mam ochotę na wysoką temperaturę, to jestem w Warszawie, co ostatnio zresztą często mi się zdarzało, bo przez trzy dni w tygodniu, brałem udział w programie telewizyjnym „Superstarcie”. 22 1/2015 Lubisz Warszawę? Uwielbiam stolicę, jest to prawdziwe europejskie miasto. Lubię tam połazić i powiem ci trochę drobnomieszczańsko, lubię pałętać się po Łazienkach. Aczkolwiek wystarczyło mi tego przez trzy dni w tygodniu przez ostatnich parę miesięcy. Jeździłem między Woronicza, hotelem, miejscami spotkań i wywiadów. Po powrocie, w moim azylu pod Poznaniem rzeczywiście mogę odpocząć. Fajnie jest mieć taką alternatywę, że najpierw wskakujesz w gorące, energetyczne miejsce, a później rodzinne strony mogą ładnie cię przewietrzyć i odświeżyć. Wspomniałeś o programie. Znany jesteś z tego, że nie boisz się robić rzeczy, na które środowisko alternatywne często krzywo patrzy. Skąd to się bierze? Bo inni często zapominają, że działają w szeroko rozumianej rozrywce. Rock jest jej częścią, a ja decydując się na „Superstarcie” czułem, że to Cenię u poznaniaków zamiłowanie do pewnego rodzaju ordnungu. Nie zauważam tych poznańsko-szkockich konotacji. będzie świetna zabawa. Nie spodziewałem się jednak, że aż tak fajna, ale wymagająca jednocześnie ogromnego nakładu pracy. Nie wiedziałem również, że będzie tak zgrana ekipa i tak dobrze będzie mi się z nią współpracowało. Ryj miałem uśmiechnięty przez większość czasu. Wracając do rocka - chciałem przypomnieć wszystkim, że robienie muzyki rockowej, to nie jest tylko i wyłącznie granie numerów na 4/4. Rock to wolność i robienie tego, co nam się żywnie podoba. To łamanie konwenansów, przełamywanie pewnych schematów. I jeśli mam ochotę zagrać z Nataszą Urbańską, to po prostu to robię. Po pierwsze dlatego, że mam na to ochotę, a po drugie, że to jest świetna laska. A poza tym ja nie współpracuję z gwiazdami popu – jestem z nimi w jednym programie. Ja współpracuję sam ze sobą, rozumiesz? Oczywiście był również duet z Rafałem Brzozowskim, który jest u nas nazywany księciuniem popu. No i dobrze, ja jestem księciuniem ciemności czyli jest nas dwóch. Zresztą Rafał jest bardzo sympatycznym facetem. Myślisz, że ci krytykanci unikają wyzwań? Nawet nie tyle unikają, co się ich boją, bo trzeba się w tym wszystkim wyrabiać, a to nie jest takie proste, jakie się wydaje. Pamiętajmy, że nie jestem typowym wokalistą, nie mam szkoły wokalu. Świetnie się wyrabiam za to, jeśli chodzi o rocka. W programie stanąłem przed sporym wyzwaniem i nie bałem się. Stwierdziłem, że po prostu najwyżej miliony ludzi przed telewizorami będą miały niezły ubaw z tego, jak się wywalam na numerach. I dlaczego nie? To jest tylko rozrywka. Twoje występy to też niezapomniane interpretacje. Mam tu na myśli już nie tylko sam program, ale i Twoje wcześniejsze płyty: Fish Dick, Fish Dick Zwei, na których śpiewasz covery. Wszystkie piosenki powinno się śpiewać inaczej niż oryginał, bo po co robić to tak samo? Pamiętaj, że ja wywodzę się z Acid, a jeśli oni zabierają się za czyjąś twórczość, to zawsze starają się ją postawić do góry nogami. W repertuarze popowym Acidów czuję się świetnie – w końcu sam go dobierałem. Byłoby inaczej, gdyby mi ktoś coś narzucił. I podobnie było z programem, mieliśmy dziesięć piosenek do wyboru i sam sobie dobierałem repertuar. Tam nikt nam niczego nie narzucał. Miałem jedynie problem z hip-hopem i wziąłem pierwszą z brzegu rzecz, którą mi zaproponowano. Jak spędzacie czas, kiedy wracasz do domu, do bliskich? Jesteśmy dość rockową rodziną, bo u nas wszyscy grają. Żona z wykształcenia jest pianistką, teraz studiuje jeszcze pedagogikę. Starszy syn Maxx Alexx dołączył do Iggy’ego Gvadery – właśnie komponują pierwszy album. Można powiedzieć, że wskoczył na moje miejsce. Ma 21 lat i jest basistą rockowym. Trochę przypomina mi Duffa McKagana z Guns’n’Roses, tylko przerósł mnie o półtorej głowy. Z kolei młodszy syn Iggy [nie Gvadera] ma dwa razy dłuższe włosy niż ja, bo już sięgają mu prawie do pasa. Ma 9 lat i gra na pianinie, jest w trzeciej klasie szkoły podstawowej i trzeci rok wali w klawisze. Nawet podchodzi powoli do Elizy Beethovena, a widzę, że zaczyna grać Scotta Joplina. Słyszałem! Jako ojciec jestem pod dużym wrażeniem. Muzykująca rodzina. O tak. Cała famuła Pukackich gra na jakimś instrumencie – jest dwóch basistów i dwóch pianistów. Do zespołu przydałby się bębniarz. Żyjesz tutaj i deklarujesz, że nie odczuwasz potrzeby zmiany miejsca. Dlaczego warto tu żyć? Odpowiedź można ująć w dobrej broszurze albo nawet i w książce. Tak w dwóch zdaniach to trudno coś powiedzieć. Tu się urodziłem i tu się świetnie czuję. Rodzina od strony ojca jest z dziada pradziada w Poznaniu. Zdaje się, że mój dziadek miał na Krańcowej pierwszą fabrykę giętych szyb samochodowych – jeszcze przed wojną. Mam możliwość jako muzyk koncertować w innych miastach i państwach. Odwiedziłem takie miejsca jak Nowy Jork, Londyn, Budapeszt i tak dalej. Mogę w pewnym sensie mieszkać w różnych miejscach na świecie, bo przecież rock nie ma granic. Ale nikt nie wygnałby mnie z Poznania, bo tutaj mi się najlepiej mieszka. A przecież widziałem wiele miejsc, moja robota mi to umożliwia. Jednak stąd bym się nie ruszył. I wcale nie przez to, że gdzie indziej jest mi źle. Po prostu wrosłem tu i bardzo mi się tu podoba. rozmawiała Arleta Wojtczak Fot. Kobaru.pl 1/2015 23 POZNAŃSKI GWIAZDOZBIÓR drugi malutki amfiteatr był w parku przy Novotelu. Też zdewastowany, bo specjalnie sprawdzałem kilkanaście lat temu, czy moglibyśmy tam zrobić koncert. Wszystko rozpieprzone, a przecież to miejsce genialne do grania nie tylko rocka, ale wszelkiego rodzaju sztuk teatralnych, eventów. Tam chcę zakończyć karierę i zdechnąć na scenie. dania. Powstrzymał go jednak śmiech zebranych na uczcie gości, którzy przez okna spoglądali na dwa koziołki, radośnie bodące się przy zegarze. Kuchcikowi się upiekło, a na pamiątkę tego wydarzenia polecono mistrzowi Baltazarowi przyozdobić ratuszowy zegar figurkami koziołków. Pyrek i Tyrek – kozie opowieści Poznańskie koziołki. Zna je każdy. Dla Poznania są tym, czym Syrenka jest dla Warszawy, a pierniki dla Torunia. Wszyscy wiedzą, o której godzinie trzeba stanąć pod Ratuszem, by móc obejrzeć poruszające się figury zwierząt. Jednak czy wszyscy mają świadomość, skąd się tam wzięły i jaka jest historia tej poznańskiej atrakcji? Przeprowadziliśmy małe dziennikarskie śledztwo. O tym, że koziołki cieszą się szczególną sympatią mieszkańców miasta, nie trzeba nikogo przekonywać. Przypomnijmy sobie 1997 rok, kiedy podczas zwyczajowej prezentacji jednemu z koziołków odpadła przednia łapka, którą natychmiast chwycił jeden ze świadków i zamierzał z nią zbiec. Obecni na poznańskim rynku strażnicy miejscy rzucili się w pościg i choć początkowo nie udało się odebrać zguby, to dzięki sprawnej akcji, rogata figurka odzyskała brakującą kończynę. Podczas plebiscytu jednej z komercyjnych stacji radiowych mieszkańcy Poznania obdarzyli koziołki imionami: Pyrek i Tyrek, a sam konkurs cieszył się ogromną popularnością. Dowodów sympatii jest znacznie więcej. W czasie trwających - między innymi w Poznaniu rozgrywek Euro 2012 koziołki otrzymały stylowe ubranka, a 6 grudnia i w czasie świąt Bożego Narodzenia - na głowach zwierzaków pojawiają się mikołajowe czapeczki. Czy koziołki, które obecnie widzimy i pamiętamy, zawsze tak wyglądały? Jak było kiedyś? O to zapytaliśmy Magdalenę Mrugalską-Banaszak, autorkę publikacji dotyczących miasta oraz kustosza w Muzeum Historii 24 1/2015 Zespół inżynierów i konstruktorów Miasta Poznania: – Dokładnie nie wiemy, jak wyglądały pierwsze koziołki. Obecne są wzorowane na tych zaproponowanych przez pruskich restauratorów w 1913 roku. Wygląd następców to ich kopie. Oczywiście poza pracami typowo konserwatorskimi nic istotnego w konstrukcji samych figur się nie zmienia. Najpierw był pożar Skąd w ogóle wzięły się koziołki na wieży? Wiedzieliśmy, że znalezienie dokładnej i potwierdzonej historycznie prawdy może być trudne do zrealizowania. Historia tej dwójki maluchów sięga całe wieki wstecz do czasów tak odległych, że fakty mieszają się z legendami. Oficjalna wersja mówi o wielkim pożarze na Starym Rynku w 1536 roku. Odbudowa trwała wiele lat, ale pierwszy konkretny ślad wskazujący na początek istnienia koziołków mówi o roku 1550. Wówczas to zamówiono u mistrza ślusarskiego Bartłomieja Wolfa nowy zegar, który posiadał trzy pełne tarcze oraz jedną półtarczę. Co najważniejsze, w zamówieniu istniał zapis o tajemniczym „urządzeniu błazeńskim”, czyli właśnie o naszych koziołkach. Sprawa wydaje się o tyle nietypowa, że choć w ówczesnej Europie na miejskich zegarach montowano podobne mechanizmy, to zazwyczaj figurki przedstawiały wizerunki świętych, aniołów lub sceny biblijne. Warto przypomnieć, że w naszej kulturze postać kozła związana jest raczej z siłami zła, a nawet szatana, rozpusty. Może być symbolem ofiary za grzechy, a także męskich sił witalnych. Jak do tego mają się dwa radosne koziołki z wieży? Zdania są podzielone. Historycy mówią, że rajcy miejscy chcieli sprawić radość mieszkańcom miasta. Dawno, dawno temu… Inną legendę przytacza prof. Krzysztof Kwaśniewski w książce „Poznańskie legendy i nie tylko”. Według opowieści, do których dotarł, koziołki zawdzięczają swoje miejsce gapowatemu kuchcikowi oraz pewnej uczcie, podczas której burmistrz podejmował znamienitych gości. Przez nieuwagę chłopak przypalił na ruszcie sarninę mającą być ozdobą stołu. W tej sytuacji nie miał już nic do stracenia. Schował przypalone mięso i wybrał się na poszukiwania czegoś, co mogłoby je udawać na stole. Wybór padł na pasące się przed Ratuszem dwa małe koziołki. Być może podstęp by się udał, jednak niedoszłym ofiarom udało się zbiec. Kuchmistrz w imieniu swojego podwładnego zmuszony został do przeprosin za brak głównego W 1675 roku uderzenie pioruna po raz kolejny zniszczyło ratuszową wieżę i choć zegar powrócił na jej szczyt, to słuch o koziołkach zaginął na prawie 240 lat. Pod koniec XIX wieku do akcji wkroczyli wcześniej wspomniani pruscy konserwatorzy. W trakcie prac dotarli do dokumentów mówiących o naszych zaginionych koziołkach i to dzięki ich staraniom w 1913 roku figury wróciły na swoje miejsce. Od tamtej pory, aż do wybuchu II wojny światowej, w samo południe przypominały mieszkańcom miasta o swojej obecności. Nie bez problemów oczywiście, bo choć udało się zrekonstruować samych bohaterów, to nowy – elektryczny mechanizm regularnie się psuł. Wówczas z pomocą musiał ruszać woźny Ratusza, który siłą własnych mięśni wprawiał koziołki w ruch. POZNAŃSKIE SYMBOLE POZNAŃSKIE SYMBOLE Ocalić od zapomnienia Kontekst polityczny Działania wojenne na terenie miasta nie oszczędziły też naszych małych rogaczy. Niecałą dekadę po zakończeniu wojny ówczesne władze miasta postanowiły z wielką pompą uczcić 10-lecie Polski Ludowej i przy okazji przywrócić koziołki na wieżę. Do tego zadania zatrudniono specjalistów z wielu dziedzin, o których w Expressie Poznańskim z tamtych lat czytamy: „(...) takich, co to jak wezmą się do jakieś roboty – to musi być ona wykonana na mur”. I rzeczywiście, 22 lipca 1954 roku koziołki znów pokłoniły się mieszkańcom z ratuszowej wieży. O sytuacji sprzed sześćdziesięciu lat opowiedział nam Jacek Nowicki, zegarmistrz ze Smochowic, rekonstruktor m.in. zegarów z zamku w Rogalinie oraz syn jednego z ówczesnych konstruktorów koziołków, Mariana Nowickiego. – Skomplikowany, składający się z siedmiuset części mechanizm składany był przy ulicy Kącik, najkrótszej ulicy Poznania, która znajduje się na Łazarzu. Tam właśnie mój ojciec, mistrz ślusarski i traserski, wynajął prywatną pracownię rzemieślniczą. I tam zwożono kolejne części mechanizmu z fabryki Cegielskiego. Pamiętam, że towarzyszyliśmy ojcu często przy pracy, tocząc z rodzeństwem walki na poduszki. Dziwiły nas też zaglądające tam regularnie wycieczki poznańskich rzemieślników, podglądających, z naszego punktu widzenia, zwykłą pracę. Choć nie chwaliliśmy się tym, dorastaliśmy razem z koziołkami. To w okresie dzieciństwa zakiełkowało też we mnie zamiłowanie do mechanizmów zegarowych. Dziś przywracam świetność tym najsłynniejszym w Wielkopolsce, które przez lata opierały się próbie czasu i żywiołów, ale obecnie wymagają opieki. Misja bodyguard W 1993 roku po raz ostatni wymieniono mechanizm. Koziołki zyskały też osobistą obstawę. – Dbamy, by jedna z wizytówek naszego miasta zawsze mogła cieszyć mieszkańców oraz turystów. By zapobiec przykrym niespodziankom, codziennie, za pięć dwunasta specjalnie wytypowany wartownik sprawdza ich stan i reaguje w razie wątpliwości. Dzięki temu, każdy turysta odwiedzający Poznań może pochwalić się, że przybył, zobaczył i podziwiał – zapewniła Magdalena Mrugalska-Banaszak. Bo o koziołkach opowiadają nie tylko zwykli turyści, ale też i poeci, Rodzina Nowickich z koziołkami pisarze, artyści. W 2011 roku na Warsaw Film Festival miała swój pokaz krótkometrażowa, zrealizowana dwa lata wcześniej animacja „Poznańskie koziołki”. Jej twórcami są poznaniacy: Jacek Adamczak i Janusz Gałązkowski. Wcześniej jednak temat podjęła Wanda Chotomska – tak zauroczona małymi rogaczami, że poświęciła im jedną ze swoich bajek: „Koziołki Pana Zegarmistrza”. „Ballada o dwóch capach”, to już z kolei dzieło Jana Sztaudyngera. Treść jest o tyle ciekawa, że kiedy u Chotomskiej koziołki są słodkimi maleństwami, u poety powstaje teza, że prawdziwy pojedynek zaczyna się dopiero po zmroku. Poznański pragmatyzm Wprawny obserwator zauważy, że od pewnego czasu koziołki wcale się nie trykają, a jedynie kłaniają się sobie. Być może więc rzeczywiście prawdziwa walka zaczyna się wówczas, kiedy miasto już śpi. Prawda jest jednak nieco bardziej prozaiczna. W obawie przed szybkim zużyciem materiału, nasze maluchy muszą uważać na swoje cenne części ciała i dlatego trykanie odbywa się symbolicznie. Arleta Wojtczak Zdjęcia: archiwum rodzinne Państwa Nowickich Źródła: www.czasatrakcji.pl; www.wff.pl; sport.wp.pl; poznanskiehistorie. blogspot.com; www.fotoeskapada.pl; www.polskieszlaki.pl; pl.wikipedia.org; poznanski.przewodnikliteracki.pl 1/2015 25 O dwiedzając modną ostatnio Śródkę, podziwiać można zmiany, które zaszły w tym miejscu w ostatnich latach. Najbardziej rzucają się w oczy duże inwestycje: bardzo lubiany przez poznaniaków Most Biskupa Jordana i nowoczesny budynek Bramy Poznania. Przejście mostem, który po niemal 40 latach połączył ponownie Śródkę z Ostrowem Tumskim, nie grozi już wejściem do zaniedbanej i trochę zapomnianej dzielnicy, która przez lata leżała na uboczu, odizolowana od reszty miasta. Dziś Śródka powoli odzyskuje swój blask, a lokalni mieszkańcy znów mogą być dumni ze swojego fyrtla. Historia Jak na tak niewielką część dużego miasta Śródka ma zadziwiającą historię. Jej znaczenie od zawsze wypływało w głównej mierze z lokalizacji na szlakach handlowych i przy przeprawie przez Wartę i Cybinę. W średniowieczu była osadą targową z prawem do handlu w środy. Od tego może pochodzić jej nazwa, ale również może być ona związana z położeniem tej dzielnicy niemal pośrodku drogi z Ostrowa Tumskiego do Komandorii św. Jana. W XIII wieku posiadała już prawa miejskie, wcześniej niż Poznań ulokowany na lewym brzegu Warty. Między Śródką a Cybiną znajdował się osobny organizm miejski, Ostrówek, którego śladem jest dzisiejsza ulica o tej nazwie. Stopniowo granica między obydwoma ośrodkami się zatarła. Śródka bardzo długo funkcjonowała na zasadach przedmieścia, do Poznania została włączona dopiero w 1800 roku. Charakter kwitnącej dotąd dzielnicy zaczął się zmieniać w latach 19601970 w związku z rozpoczęciem budowy części I ramy komunikacyjnej Poznania – ulicy Wyszyńskiego i demontażem ówczesnego Mostu Cybińskiego. Nowa trasa na Warszawę, której budowa zniszczyła Rynek Śródecki, mający do tej pory większą powierzchnię niż Stary Rynek, spowodowała izolację Śródki. Odtąd przestała ona być miejskim węzłem komunikacyjnym i znalazła się na uboczu. Zaczęła stopniowo popadać w ruinę i zapomnienie. Lech Podbrez, Kierownik Oddziału Rewitalizacji Urzędu Miasta Poznania, podkreśla jak duże znaczenie miała Śródka już w średniowieczu. – Wzmianki zachowane w źródłach z tamtych czasów wspominają o Śródce jako o poznańskim Starym Mieście. Tak naprawdę to tam jest nasza Starówka! Rewitalizacja W 2006 roku miasto objęło Śródkę specjalnym programem rewitalizacyjnym. Jak można przeczytać na stronie internetowej Miejskiego Programu Rewitalizacji, głównym celem działań jest wyprowadzenie danego obszaru ze stanu kryzysowego poprzez usunięcie zjawisk, które spowodowały jego degradację. Miejsce, które ma być objęte takim programem, zostaje wybrane na podstawie analizy danych dotyczących 26 1/2015 między innymi stopnia bezpieczeństwa, bezrobocia, ubóstwa i stanu infrastruktury. Rewitalizacja obejmuje bowiem różne obszary, dotyczy nie tylko remontów, modernizacji czy konserwacji, ale też stara się zapobiegać patologiom społecznym, tworzyć nowe miejsca pracy oraz aktywizować mieszkańców gospodarczo i społecznie. – Według badań z 2005 roku, zjawiskami kryzysowymi było objęte całe Śródmieście. Na wyborze Śródki na obszar pilotażowy naszych działań zaważyła intensywność inicjatyw społeczności lokalnej – mówi Podbrez. W myśl zasady „Pomagamy tym, którzy sami sobie pomagają” Urząd Miasta docenił 18 pomysłów zgłoszonych w magistracie w tamtym czasie przez mieszkańców Śródki. – Główny cel rewitalizacji ze strony Urzędu Miasta to inwestycje i wspieranie społeczności lokalnych. Intensyfikacja działań społecznych przypadła na lata 2007-2010 – podkreśla Podbrez. – Po tym czasie, zgodnie z założeniami magistrat oddał pole działań i odtąd inicjatywa należy do mieszkańców dzielnicy. Uporządkowane tereny nadrzeczne i Brama Poznania prezentująca w nowoczesny sposób historię Ostrowa Tumskiego sprawiły, że dzisiaj jest mnóstwo powodów, by przekraczać Most Jordana. Poręcze zabytkowego przęsła spinającego oba brzegi Cybiny, obwieszone są kłódkami z wyrazami uczuć przypinanymi tam przez poznaniaków, a zagłębiając się w uliczki Śródki, możemy zajrzeć do coraz liczniejszych lokali gastronomicznych. Dodatkowo mamy możliwość wizyty na boisku Młodzieżowego Ośrodka Sportowego, a także okazję do podziwiania odnowionych zabytków dzielnicy – między innymi dawnego klasztoru filipinów i kościoła św. Małgorzaty. Zagłębiając się w uliczki Śródki, możemy zajrzeć do coraz liczniejszych lokali gastronomicznych. Jednym z nich jest Vine Bridge, najmniejsza restauracja w Polsce, składająca się tylko z trzech stolików. Lokal słynie między innymi z różnych akcji kulinarnych, chętnie wprowadza nowości. Na przykład jako pierwsza restauracja w Polsce Vine Bridge zaczęła serwować owady, a jako druga w Europie wykorzystywała kuchnie solarne do gotowania dań, promując ten ekologiczny sposób gotowania, gdzie źródłem energii jest słońce. Dodatkowo lokal popularyzuje podejście proekologiczne, prozdrowotne i antykonsumpcyjne. Restauracja aktywnie uczestniczy w wydarzeniach aktywizujących i artystycznych organizowanych na Śródce. Jest partnerem lub organizatorem Poznańskiego Festiwalu Bab, Poznańskiego Biegu Kelnerów, Przechadzek po Śródce, licznych wystaw i konkursów. Vine Bridge w 2012 roku otrzymała nagrodę Hermesa przyznaną przez Kapitułę Poradnika Restauratora, która doceniła kreatywność, nowatorstwo i wykorzystywanie produktów regionalnych, a w 2013 roku restauracja otrzymała rekomendację CNN Travel. Vine Bridge bez wątpienia jest jednym z powodów, dla których warto odwiedzić Śródkę, choćby po to, żeby spróbować „Łapy niedźwiedzia” albo „Mięsa w glinie”. Aktywizacja Społeczność lokalna na Śródce jest wyjątkowo prężna. Wspólne działanie na zasadach partnerstwa różnych podmiotów odgrywa w tej dzielnicy szczególną rolę. – Przy organizacji wydarzeń każdy robi to, co najlepiej potrafi. Wszystkie podmioty się uzupełniają. Mogę nawet powiedzieć, że pod względem aktywności Śródka jest wyjątkowa w skali całego kraju – chwali Kierownik Oddziału Rewitalizacji. Animatorem śródeckiego partnerstwa jest Stowarzyszenie Przyjaciół Śródki i Okolic „Śródeja”. Powstało w 2012 roku i zrzesza mieszkańców oraz miłośników tej dzielnicy. Ideę partnerstwa na Śródce tłumaczy Marcin Sadowski, wiceprezes stowarzyszenia. – Dyrektorzy szkół, przedsiębiorcy, rada osiedla i inni członkowie spotykają się co miesiąc lub dwa. Ustalają wspólny kalendarz wydarzeń i każdy od razu deklaruje, co może zrobić sam i jak może pomóc w ich organizacji. Na Śródce każdego roku odbywają się trzy duże wydarzenia: Targ Średniowieczny, Wigilia i Dzień Sąsiada. – Oczywiście są jeszcze inne, pomniejsze aktywności – dopowiada Sadowski. – Projekty związane ze sprzątaniem Śródki, aktywizacją seniorów, organizowane są też imprezy pod nazwą „A w niedzielę po sumie na moście…” oraz koncerty śródeckie. Repertuar atrakcji na Śródce jest naprawdę bogaty, imprezy o różnym charakterze przyciągają w to miejsce mieszkańców Poznania z innych dzielnic. Pozostaje tylko śledzić aktualności i zapowiedzi, a bez wątpienia każdy znajdzie coś dla siebie i zostanie ciepło powitany na Śródce. Przyszłość Mimo zmian, nadal widoczne są problemy Śródki. Najbardziej aktualny z nich to wzmożony ruch samochodowy. Poznaniacy i przyjezdni dzięki skrótowi przez Rynek Śródecki omijają ruchliwe rondo i chętnie parkują na obszarze nieobjętym strefą płatnego postoju. Mimo pojawienia się Mostu Jordana ulica Wyszyńskiego nadal oddziela Śródkę i Ostrów Tumski od Chwaliszewa i Starego Miasta. – Jest to szczególnie problem dla pieszych i rowerzystów. Idealnie byłoby zorganizować wygodne połączenie od Starego Rynku do Jeziora Maltańskiego – komentuje Sadowski. – Najlepiej jakby udało się odzyskać teren dawnego Rynku Śródeckiego, który znajduje się pod tą ulicą. Zdaniem Podbreza Śródka nie będzie już taka jak kiedyś. – Tutaj zawsze było wielu rzemieślników, wytwórców, usług, ale te czasy już nie wrócą. Wygląd Śródki się poprawi, ale ona będzie pełnić nową funkcję w dzisiejszym mieście, będzie dzielnicą turystyczną. Sytuacja geograficzna tej części Poznania zmieniła się bezpowrotnie. Są jednak też pozytywne spostrzeżenia. – Śródka to wyjątkowa dzielnica. Jest łatwa do zorganizowania, ponieważ to jest zaledwie kilkanaście kamienic, a całość ma wyraźne granice. Kilka lat temu na Śródce działo się gorzej. Teraz widać, że to miejsce ma potencjał, jest ważne historycznie, poza tym świetnie ulokowane: nad rzeką, w pobliżu Malty, Ostrowa Tumskiego i Starego Miasta – podkreśla Sadowski. Uważa też, że należy łączyć tradycję z nowoczesnością i na przykładzie Śródki świetnie to się sprawdza. – Bieżące inwestycje i Brama Poznania to nowa jakość, która nie jest widziana jako coś negatywnego. Nikt nie jest przez nas wykluczany, wszyscy – i starzy, i nowi to mieszkańcy Śródki. Oddział Rewitalizacji i Stowarzyszenie „Śródeja” doceniają nawzajem swoje działania i zgodnie mówią o obopólnym zaufaniu. Miasto pomaga w organizacji imprez, zapewniając transport lub nagłośnienie, „Śródeja” natomiast aktywizuje lokalną społeczność do działań. Spotykanie się więc w połowie drogi, pośrodku, przyjmuje w tym miejscu szczególne znaczenie. Marta Sankiewicz Fot. Dorota Pajszczyk, dorotanna.wordpress.com 1/2015 27 MIEJSKIE ZAKAMARKI MIEJSKIE ZAKAMARKI Spotkajmy się pośrodku NASZE REKOMENDACJE Sztuka, design, literatura, moda, stylizacja i przede wszystkim jedzenie – połączenie wszystkich tych rzeczy możemy odnaleźć na ulicy Dolna Wilda 87. W budynku z czerwonej cegły, dawnej elektrowni wildeckiej, od 2008 roku mieści się SPOT. Managerem tego miejsca jest pan Łukasz Pluta, z którym mieliśmy przyjemność porozmawiać. Jakim miejscem jest SPOT.? Jest to na pewno miejsce wyjątkowe ze względu na swoją ofertę i wizerunek. Zostało stworzone tak, by poznaniacy mogli w sposób twórczy spędzać czas, poznawać, doświadczać, smakować, odkrywać, uczyć się, a wszystko to podczas warsztatów, degustacji, wykładów, wystaw i koncertów. Skąd pomysł i kto stworzył to miejsce? Tak naprawdę autorkami są dwie właścicielki: Agnieszka Bulić i Monika Sadowska. Po stworzeniu koncepcji i uzyskaniu niezbędnych pozwoleń w 2007 roku rozpoczęły gruntowny remont, który trwał ponad rok. Ponieważ budynek wpisany jest do rejestru zabytków, jego rewitalizacja wymagała ścisłej współpracy z konserwatorem zabytków. są u nas mile widziani. SPOT. miejscach naszego ogrodu. Za każde poprawnie rozwiązane zadanie otrzymuje się literkę. Jeśli dzieciom uda się z literek ułożyć hasło, to w nagrodę otrzymują w prezencie lody. Chodziło nam o to, by wciągnąć dzieci w interakcję. Nie chcieliśmy dawać im zwykłej kolorowanki. Zależało nam na tym, by aktywnie spędzały czas poznając SPOT. A co z okresem zimowym? Zimą dzieci już nie bawią się na dworze, bo warunki na to nie pozwalają. Ale na ten czas również mamy przygotowaną książeczkę wypełnioną łamigłówkami, dzięki czemu nasi najmłodsi goście z pewnością się nie nudzą. W SPOT. tworzona jest również moda. Na antresoli znajduje się pracownia, w której młodzi poznańscy projektanci tworzą niepowtarzalne i oryginalne kolekcje. Właśnie BUTIK został stworzony z myślą o osobach, które mają dosyć odzieży z sieciówek. U nas ubrania tworzone są jako pojedyncze egzemplarze, dlatego mamy pewność, że dzięki nim można się wyróżnić. Oprócz możliwości zakupienia ubrań organizowane są również spotkania z projektantami, stylistami, pokazy, warsztaty i wiele innych wydarzeń związanych z modą. Czy prowadzone są zajęcia dla osób, które chciałyby nauczyć się szyć lub projektować? Oprócz warsztatów dla dzieci prowadzą państwo jeszcze zajęcia dla dorosłych. Co znajdą w waszej ofercie osoby starsze? W SPOT. chcemy dać możliwość kreatywnego spędzania czasu przy jednoczesnym doskonaleniu swoich umiejętności i uczeniu się czegoś nowego. Dla dorosłych również prowadzimy warsztaty kulinarne – kuchnia europejska, azjatycka, są warsztaty robienia sushi. Jest to gotowanie bardziej dla hobbystów, pasjonatów, dla własnej przyjemności. To nie są kursy, po których osoby biorące w nich udział, będą mogły pochwalić się certyfikatem. Czy osoba, która nie ma zielonego pojęcia o gotowaniu, może wziąć udział w takich zajęciach? Zdecydowanie tak, bo warsztaty prowadzone są od podstaw. Zapewniamy profesjonalnych kucharzy, takie też narzędzia i składniki najwyższej jakości. To zajęcia dla osób, które kochają gotować albo dopiero chcą poznać tajniki gotowania. A po pichceniu odbywa się wielka uczta? Zazwyczaj podczas warsztatów osoby biorące w nich udział wspólnie jedzą to, co ugotowały. A niekiedy zabierają potrawy do domu, aby pochwalić się bliskim. Warsztaty kulinarne dla dorosłych i dzieci, a co poza tym? Raczej nie, jednak nasi modowi specjaliści swoją wiedzę i doświadczenie przekazują przygotowując warsztaty dla dzieci z projektowania koszulek czy robienia zabawek i pluszaków. Jest to bardzo fajna forma nauki przez zabawę. Mamy tutaj również znakomitego sommeliera, który nie tylko dobrał nam wina do naszej karty, ale również prowadzi warsztaty ze znajomości wina. Zajęcia odbywają się co jakiś czas, dlatego najlepiej śledzić naszą stronę internetową. Interesująca lokalizacja. Dlaczego wybór padł na ten budynek? Kiedyś była KSIĘGARĘKA, co ją zastąpiło? Wygląda na to, że każdy znajdzie coś dla siebie w waszej restauracji. Właścicielki z Wildą związane są od bardzo dawna. Przez kilka lat mijały ten budynek i obserwowały jego powolną degradację. Długo zastanawiały się, co zrobić, aby go uratować. AKADEMIA KULINARNA, w której dorośli mogą uczyć się od profesjonalnych kucharzy, a dzieci od pasjonatów gotowania. Takie dziecięce warsztaty trwają około dwóch godzin, podczas których najmłodsi bawiąc się, poznają techniki kucharskie, produkty i ich zastosowanie. Nic skomplikowanego. Jednak chcemy, by poznały nowe smaki, aromaty i chcemy im pokazać, jak od początku do końca powstają poszczególne potrawy. Myślę, że tak. Wachlarz smaków zaczyna się od kuchni europejskiej, poprzez polską, aż po kuchnię azjatycką. Od roku proponujemy również specjalną selekcję dań FIT dla osób zwracających szczególną uwagę na swoją dietę. Czym wyróżnia się SPOT. na tle innych miejsc w Poznaniu? Na pewno połączeniem klimatów, o którym wspomniałem wcześniej, a oprócz tego wyróżnia nas świetna karta win i dań. Magazyn „Wino” uznał nasz wybór win za najlepszy w Polsce. A nie tak dawno, bo na początku grudnia renomowany przewodnik kulinarny po restauracjach, Gault&Millau dostrzegł naszą restaurację i wyróżnił, z czego się bardzo cieszymy. Dzieci też znajdą coś dla siebie? Oczywiście. Szef kuchni opracował specjalne menu dla maluchów. Jest ono delikatne i bez zbyt dużej ilości przypraw. Dania są pełnowartościowe i przygotowywane z najwyższej jakości składników. Dla jakich ludzi powstał SPOT.? Nie mamy jakiegoś wybranego segmentu, do którego kierujemy naszą ofertę. Chcielibyśmy, by przychodzili do nas wszyscy ci, którzy lubią dobrze zjeść i napić się dobrego wina, którzy cenią sobie różnorodność, otwartość i są gotowi na nowe doznania. Wszyscy goście są u nas mile widziani. Również rodziny z dziećmi? Zdecydowanie tak. Między innymi dlatego stworzyliśmy plażę z miejscem zabaw i interaktywną grę, w którą dzieci mogą bawić się w naszym ogrodzie w okresie letnim. Na czym polega ta gra? Wszystko zaczyna się od książeczki zaprojektowanej i wydrukowanej przez nas, w której znajdują się zadania do wykonania w różnych 28 1/2015 1/2015 29 NASZE REKOMENDACJE Wszyscy goście Zdaje się, że i miłośnicy Hiszpanii znajdą tu coś dla siebie. Jednym z punktów SPOT. znajdującym się przy restauracji, jest VIÑOLA. Ma ona w swoim asortymencie szeroki wybór win hiszpańskich. Możemy się tam też zaopatrzyć w inne produkty pochodzące z tamtego regionu, jak na przykład szynkę czy oliwki. Właściciel VIÑOLI, Inigo Cordon Moreno dba o najwyższą jakość towarów. NASZE REKOMENDACJE Czy wina z VIÑOLI znajdziemy w waszej karcie win? Nasza karta win zawiera około 70 etykiet, a oprócz tego klienci restauracji mogą wybrać dowolne wino z półek VIÑOLI. To naprawdę olbrzymi wybór, którym niewiele miejsc może się pochwalić. Małgorzata Opala i Adam Żolik również należą do rodziny SPOT. Małgorzata robi dla nas zdjęcia i prowadzi swoje studio fotograficzne FOTOAKTYWNE. Natomiast Adam Żolik szefuje pracowni fryzjerskiej CZESANKA. Jest jeszcze REGENERACJA. Odnowa dla ciała i duszy? W skład SPOT. wchodzi również spa, które mieści się pod restauracją. W minimalistycznym wnętrzu nasi goście mogą przenieść się do świata pełnego orientalnych aromatów, które pozwolą zapomnieć o codziennych problemach. Bardzo szeroka i różnorodna oferta, można pogratulować pomysłowości w organizowaniu wolnego czasu poznaniaków. Ale jest jeszcze Fundacja SPOT. Czym się zajmuje? Czy w menu znajdziemy potrawy wykorzystujące sezonowe produkty? Naturalnie. Oczywiście, nie wymieniamy nigdy całego menu, a jedynie poszczególne rzeczy, które faktycznie pasują na daną porę roku. Są dania, które możemy zamówić przez cały rok, bo poza tym, że mamy dostęp do składników, to w dodatku cieszą się popularnością wśród klientów. Z sezonowych potraw w okresie letnim zazwyczaj króluje sałatka z arbuza i cykorii, a w okresie jesiennym krem ze świeżych podgrzybków. Dana pora roku skłania nas do zmiany menu choćby częściowo. Co cieszy się największą popularnością wśród potraw? Na pewno zupa z owoców morza, stek z miecznika z zielonym puree z groszku z dodatkiem mięty lub stek z polskiej polędwicy wołowej. Także desery mają powodzenie. Myślę, że nasze potrawy są świetne głównie dlatego, że wszystko przygotowujemy sami, od podstaw. Nie zamawiamy gotowych półproduktów. Kucharze przychodzą na kilka 30 1/2015 Celem Fundacji jest szeroko rozumiana edukacja w obszarze sztuk designu i nowych zjawisk miejskich. Organizuje ona warsztaty, kursy, wykłady, wystawy i inne wydarzenia, które łączą różne dziedziny sztuki. Działa też aktywnie na rzecz rewitalizacji najbliższej okolicy. W projekcie Nowa Wspólna Wilda w centrum zainteresowania znalazł się Park Jana Pawła II oraz indywidualna pamięć jako część historycznej dzielnicy. W Parku wytyczona została Literacka Trasa Biegowa. Wspólnie z mieszkańcami zjedliśmy śniadanie po Wildeckim Biegu Śniadaniowym, a potem przeprowadzony został konkurs na uatrakcyjnienie Parku Jana Pawła II. Mieszkańcy mogli także wziąć udział w niecodziennym wernisażu odbywającym się w kilku miejscach na Wildzie (Hurtownia Papierów Agol, Introligator, McDonald’s), gdzie pokazane zostały fotografie z okresu PRL. W 2014 roku Fundacja zrealizowała także projekt neoWILDA, w którym udało się odrestaurować część neonu znajdującą się na dawnym Kinie Wilda. Jego rozświetlenie połączone było ze spotkaniem mieszkańców Wildy i pasjonatów neonów przy muzyce filmowej w wykonaniu Orkiestry Dętej. A co jest duszą SPOT.? Nie spodziewałem się takiego pytania (śmiech). Zastanówmy się. Wydaje mi się, że duszą są ludzie, którzy tutaj pracują. To oni tak naprawdę tworzą atmosferę tego miejsca. Swoim zaangażowaniem i pozytywnym nastawieniem sprawiają, że te dobre emocje przenoszą się również na gości, co z pewnością jest jednym z powodów, dlaczego większość z nich do nas wraca. Muszę powiedzieć, że mam szczęście, że mogę być częścią tego zespołu. rozmawiała Aleksandra Noszczyńska Fot. Małgorzata Opala Kreatywność w sieci po poznańsku Sympatyczna rodzinka 2+2 i jej świat, czyli blog o kreatywnych sposobach na dziecko. O publikowaniu w sieci, pomysłowości i planach na przyszłość rozmawiamy z twórczynią bloga, panią Agnieszką Puk. W jednym z pierwszych postów na blogu pisała pani o tym, że w każdym z nas drzemią pokłady kreatywności. Czy przez ponad dwa lata tworzenia bloga wydarzyło się coś, co zmieniło pani pogląd w tej kwestii? Nie, w tej kwestii nic się nie zmieniło, wręcz przeciwnie – dzięki działaniom związanym z blogiem utwierdziłam się w przekonaniu, że tak właśnie jest. Nie każdy jednak zdaje sobie z tego sprawę, a szkoda. Pisała pani także o tym, że kiedy jesteśmy dziećmi, jesteśmy bardziej kreatywni. Nadajemy dziwne kolory przedmiotom, które w rzeczywistości wyglądają zupełnie inaczej, a świat naszej wyobraźni rządzi się swoimi prawami. A potem przychodzi ten moment, kiedy zaczynamy odróżniać rzeczywistość od świata wyobraźni i co wtedy z tą naszą dziecięcą kreatywnością? współpracownicy. Jeśli wspominane osoby są osobami otwartymi, kreatywnymi, działającymi nieszablonowo najprawdopodobniej w myśl powiedzenia „z kim przystajesz, takim się stajesz” i my owe sposoby myślenia, nawyki przyjmiemy. Jeśli zaś całe życie owo otoczenie dawało nam odczuć, że nie mamy żadnego talentu bądź jakiejś szczególnej umiejętności, trudno będzie nam uwierzyć w to, że jest inaczej. Może wystarczy retrospekcja i próba obiektywnego spojrzenia na powód naszego przekonania o braku zdolności, może przydać się też odrobina świeżości w życiu. Celowo nie mówię co to za świeżość, bo dla jednego będzie to nowy przyjaciel, dla kogoś innego zmiana otoczenia, dla jeszcze kogoś znalezienie chwili na kreatywne hobby. Jednej, jedynej recepty nie ma i nie odważyłabym się też jej podać. Najważniejsze to przełamać się i spróbować. Myślę, że cała reszta przyjdzie sama. Wychowywanie bliźniąt to macierzyńska wyższa szkoła jazdy. Skąd siła, energia i czas na dodatkowy obowiązek, jakim jest prowadzenie bloga? Przecież dobry blog musi być prowadzony spójnie, systematycznie i taki jest właśnie Kreatywnik. Dziękuję bardzo za dobre słowo. Nie traktuję bloga jako obowiązku, może właśnie w tym tkwi ta moc. Moje szkraby pojawiły się na świecie blisko o 3 miesiące za wcześnie. Pierwsze chwile naszego wspólnego życia wypełniały więc szpitale, później rehabilitacja Nie tyle dziwne kolory, co różniące się od tych rzeczywistych. Co wtedy z naszą dziecięcą kreatywnością? Dobre pytanie. Pewnie w niektórych z nas zostaje uśpiona i przesypia resztę życia bohatera, u innych nie poddaje się tak łatwo i od czasu do czasu – albo i częściej – uwalnia swoje możliwości. Jakie czynniki wpływają na to, że zaczynamy myśleć schematycznie i jak powstrzymać ten proces? Jest to w ogóle możliwe? Myślę, że jest to możliwe, choć nie jest łatwe. Największy wpływ na sposób myślenia ma nasze najbliższe otoczenie – rodzina, przyjaciele, koledzy i koleżanki, czy też 1/2015 31 POZNAŃSKA BLOGOSFERA godzin przed otwarciem i rozpoczynają produkcję. Wszystko, włącznie z makaronami, powstaje na miejscu. Każda potrawa jest świeża, przyrządzana w danym dniu. Od września wróciłam do pracy na etat w jednym z poznańskich przedszkoli, dlatego w tej chwili trudniej mi o zorganizowanie odrobiny wolnego czasu, by przygotować kolejne warsztatowe spotkania. Nie wykluczam jednak, że już niebawem uda mi się zaprosić rodziców i dzieci na kolejne spotkania zabawowo-kreatywne. Podobno połączyło was zamiłowanie do motoryzacji. Znajdujecie państwo jeszcze czas i na tę pasję? Jaką ofertę dla rodziców z dziećmi ma Poznań? Oferta Poznania przeznaczona dla rodzin jest całkiem bogata. Mamy zoo, piękne parki, sporo zieleni, całą masę muzeów i miejsc związanych ze sztuką, mnóstwo placów i sal zabaw, kilka dobrych miejsc, w których przeprowadza się warsztaty dla dzieci i rodzin, a także coraz więcej restauracji czy kawiarni, których oferta skierowana jest właśnie dla rodzin z dziećmi. Myślę jednak, że wciąż brakuje propozycji atrakcyjnych cenowo, szczególnie dla rodzin, gdzie dzieci jest więcej niż jedno. Prowadzi pani bezpłatne warsztaty z kreatywności dla dzieci i ich mam. Jakie jest zainteresowanie tego typu spotkaniami w Poznaniu? Naprawdę spore. Na warsztaty zgłaszał się komplet rodziców i dzieci, a lista rezerwowych miejsc zawsze miała kilka, kilkanaście pozycji. 32 1/2015 Blog powstał, by dać upust moim kreatywnym zapędom, które jak się okazało ku mojej wielkiej radości, podzielają również moje szkraby. Tak właśnie było i jest nadal. Jeszcze nie tak dawno pełniłam funkcję szefowej jednego z największych klubów motoryzacyjnych pewnej marki w Polsce. To właśnie na jednym z klubowych spotkań poznaliśmy się z partnerem. W chwili obecnej na działania motoryzacyjne mamy nieco mniej czasu, jednak kontakty z poznanymi w klubie ludźmi nadal utrzymujemy. Raz do roku obowiązkowo też uczestniczymy razem z dziećmi w zlocie klubowym. To chwile pełne uśmiechu, dobrej zabawy, chwile spędzone w gronie przyjaciół. Gdyby miała pani podsumować te kilkadziesiąt miesięcy istnienia bloga za pomocą listy korzyści i strat, to po której stronie byłoby więcej wpisów? Zdecydowanie po stronie plusów. W tej chwili żadem minus nie przychodzi mi do głowy, no może poza kilkoma nocami, które zarwałam, bo to właśnie późnymi wieczorami, kiedy dzieci pójdą już spać, jestem w stanie przygotować kolejny wpis, Przeniesienie części swojego rodzinnego życia do internetu czasem spotyka się ze sprzeciwem ze strony rodziny lub niezrozumieniem znajomych. Może jednak też zaowocować nowymi przyjaźniami, o więzi często silniejszej, niż te inicjowane w tzw. realu. Jak to było u was? To co pokazuję na blogu to zaledwie maleńki procent tego, jak wygląda nasze życie. Poza tym, zawsze zaznaczam, że to co czytelnik może zobaczyć, zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Jeśli więc komuś wydaje się, że na podstawie tego co czyta na blogu, zna całe nasze życie doskonale – to niestety, to tak nie działa. W naszym przypadku najbliżsi wspierają nasze działania. Dzieciaki i ich tata chętnie włączają się w majsterkowanie i pozostałe działania. Bliższa i dalsza rodzina czyta bloga. Mieszkamy ponad 400 km od siebie, jest to więc też pewna forma bycia na bieżąco, z tym co u nas. Dzięki Kreatywnikowi poznałam całe mnóstwo mam, o bardzo podobnych przejściach, z którymi na co dzień utrzymuję kontakt. Myślę, że gdyby nie blogi nie byłoby nam dane się poznać, a właściwie to odnaleźć. Z kilkoma mamami-blogerkami poznałyśmy się osobiście i myślę, że część z tych znajomości to właśnie początek przyjaźni. A kto wie, może i takiej na resztę życia? Czy są jakieś blogi, które szczególnie panią inspirują i motywują do kolejnych wpisów na Kreatywniku? Zaprzyjaźnionym z nami blogiem jest Strefa Dzieci, uwielbiamy do nich zaglądać. Jeśli zaś chodzi o inspirację i motywację to ta najczęściej przychodzi sama, gdy obserwuję swoje dzieciaki, czasami pomagają mi w tym również blogi zagranicznych mam. Forma prowadzenia kreatywnego bloga zagranicą jest o wiele popularniejszą formą niż w Polsce. Jakie macie najbliższe plany w związku z Kreatywnikiem? Część z nich to niespodzianka, więc nie chciałabym ich zdradzać. Na pewno jednak już niebawem na Kreatywniku pojawi się kolekcja, choć jest to może jeszcze za duże słowo, moich uszytków, którymi chciałabym zainteresować rodziców. Wkrótce na blogu pojawi się również konkurs z atrakcyjnymi nagrodami. Zapraszamy! rozmawiała Joanna Swędrzyńska 1/2015 33 POZNAŃSKA BLOGOSFERA POZNAŃSKA BLOGOSFERA i całe mnóstwo wizyt u lekarzy specjalistów. Myślę, że tamta monotonia dnia dawała się nam wszystkim bardzo we znaki. Blog powstał, by dać upust moim kreatywnym zapędom, które jak się okazało ku mojej wielkiej radości, podzielają również moje szkraby. A także i po to, by uporządkować galimatias związany z pojawieniem się na świecie dzieciaków, jednocześnie tworząc kronikę naszych bardziej lub mniej twórczych poczynań. Po to też, by podzielić się naszymi pomysłami z innymi, a także by udowodnić przede wszystkim sobie i innym, że kreatywność stanowić może element terapii przynoszący zadziwiające rezultaty, czego doskonałym przykładem jest mój syn, u którego zdiagnozowano Mózgowe Porażenie Dziecięce, a który wbrew wszelkim lekarskim diagnozom rozwija się praktycznie tak, jak jego rówieśnicy. Oczywiście problemy w tym względzie nas nie omijają, ale i z nimi mamy zamiar sobie poradzić. Gdy połączyć wspomniane „powody” wychodzi na to, że Kreatywnik to taka moja, a właściwie to nasza, odskocznia od szarości i trudów dnia codziennego. To także poczucie, że możemy zainspirować kogoś do działania, pokazać, że nie warto się poddawać. Niezwykle miłe jest, kiedy któraś z czytelniczek napisze, że dzięki naszym inspiracjom znów chce jej się działać z dzieckiem, że nasze propozycje pomogły urozmaicić domową terapię dziecka. A zdarza się to coraz częściej. Zuch pisze i Zuch rysuje Maciek Mazurek. Jak sam o sobie pisze: mąż, tata, bloger, miłośnik kawy, yerby, projektowania po nocach oraz Pink Floyd. Obecnie głównie grafik o całkiem niezłych osiągnięciach. Prowadzi własne studio graficzne. Zaprojektował okładki dla wszystkich albumów zespołu Luxtorpeda i odpowiadał za warstwę graficzną między innymi ostatnich Poznańskich Targów Piwnych. D alej w swoim opisie dodaje nieco kokieteryjnie, że od 2009 roku próbuje rysować. Jako Zuch. Można śmiało powiedzieć, że to „próbowanie” osiągnęło już w pewnym stopniu poziom mistrzostwa. Do tego dodajmy charakterystyczną kreskę, poczucie humoru, równe i spójne spojrzenie na świat i wartości, a będziemy mieli obraz niemal pełny. 34 1/2015 Niemal, bo aby poznać lepiej osobowość tego blogera, należałoby poświęcić kilka zimowych wieczorów na lekturę jego dwóch blogów: ZUCHPISZE.pl i ZUCHRYSUJE.pl. Nie wiem, czy nie należałoby poznawać zawartości obu tych miejsc naprzemiennie, ponieważ wielokrotnie można odnieść wrażenie, że jest tu jakaś niepisana zasada, jaką kieruje się Autor. A mianowicie: czego Zuch nie dopisze, to dorysuje. I odwrotnie. Dzięki temu ma się do czynienia z konsekwentnym wizerunkiem Zucha, bez względu na to, w jakiej formie kontestuje świat. Szczególnie interesujące wpisy na blogu to te poświęcone ojcostwu. Felietony i refleksje na temat bycia mądrym i dobrym ojcem, przy jednoczesnej szczerości i bezradności wobec własnych wad i spraw nieuchronnych, jak na przykład dorastanie dzieci, stwarza w Autorze człowieka prawdziwego, bez udawania czy nakładania fałszywej maski zawsze akuratnego faceta, który nie popełnia błędów, a do tego jeszcze za nic nie przyzna się do jakichkolwiek uczuć. W jednym ze swoich wpisów Mazurek pisze tak: „W momencie kiedy zostałem tatą, dostałem w pakiecie z wrzeszczącym noworodkiem coś jeszcze. Dostałem możliwość bycia kimś najlepszym na świecie. Możliwość otrzymania bezwarunkowej miłości i nieskończonego podziwu. Możliwość bycia superbohaterem, przywódcą, pionierem, generałem, admirałem, … <- tu możesz wpisać dowolne, najwspanialsze epitety. Jedna szansa. Jest jedna taka szansa i trzeba się szybko zabrać do odgruzowania własnego wnętrza. Trzeba poukładać w głowie i sercu wiele spraw. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej na tym wyjdziemy. Czas płynie nieubłaganie i jest naszym największym przeciwnikiem. Później, później, prokrastynacja w rodzicielstwie (przypadłość najbliższa ojcom), to zabójca relacji. W rodzicielstwie nie ma „później”. Jest tylko teraz.” W dziale bloga „Tata Zuch” poza rozważaniami na temat ojcostwa, znajdziemy też sposoby na kreatywną zabawę, recenzje książek i produktów dla dzieci, a także sporo odniesień do dzieciństwa Autora. Poza tym na blogu można znaleźć recenzje filmów i książek, a także ciekawy cykl 3 po 3 (recenzje książkowe, muzyczne i filmowe) tworzony przez zaproszonych przez Autora gości. Na blogu Zucha rysującego znajdziemy sporą dawkę humoru, choć może w wielu miejscach dość hermetycznego. Rzeczywistość korporacyjna wraz z jej rozbudowaną hierarchią i wzajemnym, ciągłym delegowaniem zadań na mniej asertwynych pracowników, trochę biurowego absurdu i szereg charakterystycznych sylwetek to szczere spojrzenie na pracę grafika w dużej firmie. Pisząc o sieciowej (i już nie tylko sieciowej) działalności Macieja Mazurka, nie można zapomnieć o kreacji całkiem odmiennej od innych, mianowicie o postaci Pleśniaczka, który to wyrósł w kubku ze spleśniałymi resztkami kawy i odtąd towarzyszy Zuchowi przy korporacyjnych zmaganiach. Pleśniaczek dorobił się nawet własnego fanpage’a, gdzie skupia ponad dwa tysiące fanów. Poza kreatywną częścią swojej aktywności w sieci Maciej Mazurek zajmuje się także organizacją spotkań poznańskich blogerów na kolejnych edycjach Blogteja, a także współtworzy grupę na jednym z portali społecznościowych, o nazwie Blogosfera Poznań. Dzięki temu możemy zapoznać się z innymi poznańskimi blogerami, którzy postanowili dzielić się z użytkownikami sieci swoimi pasjami, życiem, twórczością. JoSa 1/2015 35 POZNAŃSKA BLOGOSFERA POZNAŃSKA BLOGOSFERA J eśli ktoś lubi mniej lub bardziej oczywisty humor biurowy, narzekał chociaż raz w życiu na szefa, denerwował się na współpracowników, miał dosyć wszechwiedzącego klienta i przynajmniej raz natknął się na strzępki pleśni w biurowym kubku, to na pewno uśmiechnie się nie raz przy lekturze książki Macieja Mazurka „Król biurowej klasy średniej”. Okładkę zaprojektował sam autor, on również zajął się składem, co na pewno miało duży wpływ na wysoką jakość graficzną wydawnictwa. Komiksy przemieszane z krótkimi wpisami z Twittera, pojedyncze rysunki, fragmenty korespondencji mailowej i wpisy blogowego głównego bohatera składnie łączą się w całość i stanowią codzienną rzeczywistość książkowego Zucha. Od rana do wieczora trochę jakby uwikłany w social media, a wręcz uzależniony od kontaktowania się ze światem za pośrednictwem krótkich wpisów, Zuch dzieli się z nami swoim życiem, rozterkami, problemami, zabawnymi historiami. Gdzieś brakuje czasu na prawdziwe życie, ale konwencja ta nie zgrzyta. Taka jest obecnie rzeczywistość i każdy, kto choć na trochę zaistniał w wirtualnym świecie, wie, że obecnie trudno mu by było się bez niego obejść. Maciej Mazurek, „Król biurowej klasy średniej”, Helion, 2015 r. OSOBOWOŚĆ MIESIĄCA OSOBOWOŚĆ MIESIĄCA Przygoda mojego życia Erik Witsoe. Jesteśmy dumni, że zdjęcia jego autorstwa będą zdobiły okładki naszego magazynu. Urodził się w Seattle, z wykształcenia jest artystągrafikiem. Prowadzi kawiarnię Bigfoot w Pasażu Apollo, tam też spotykamy się na rozmowę i kubek mlecznej kawy. W swoim środowisku Erik czuje się bardzo swobodnie, słowa płyną same, a moje pytania zdają się jedynie przeszkadzać. O co jesteś najczęściej pytany? Zdecydowanie najczęściej słyszę: „Dlaczego w ogóle przyjechałeś do Polski?” Ludzie nie mogą zrozumieć mojej decyzji o porzuceniu z własnej woli życia w Ameryce i przeniesieniu się do waszego kraju. Ponad 14 tysięcy osób śledzi twój profil na Facebooku. Czy zauważasz jakieś przejawy swojej popularności? Tak, to zabawne. Ostatnio zwróciłem uwagę, że kobiety zaczęły pozować przed moim aparatem. Ustawiają się z lepszego profilu, przyjmują pozy. Wystarczy, że zobaczą mnie idącego ulicą. Poznań jest na tyle małym miastem, że często spotykam podczas moich wędrówek osoby, które znam z kawiarni. Czy jakieś miejsce w Poznaniu jest twoim zdaniem niefotogeniczne? Nie miałem nigdy intencji zostać fotografem ulicznym, tak się po prostu stało. 36 1/2015 Nigdy nie będę robił zdjęć w okolicy dworca głównego. Dla mnie jest to miejsce bez tożsamości, po prostu budynki i światła, które mogłyby stać w jakimkolwiek mieście. W Poznaniu cenię sobie ciągłość historii, urok i specyficzny klimat. Zdarza się, że ktoś próbuje zwrócić moją uwagę na nowy budynek i mówi, że powinienem go sfotografować, ale mi to nie pasuje. Oczywiście, progres jest dobry, powinny powstawać nowe miejsca, ale magia i duch jest w tych starszych. Tylko je chętnie uwieczniam. Czy planujesz swoje zdjęcia, czy zdajesz się na przypadek? Działam spontanicznie, szukam tego jednego momentu, szczególnej kombinacji światła. Pozwalam rzeczom się dziać, inspiracja musi pojawić się sama, nie można jej wymusić. Zawsze chodzę z aparatem i czekam na tę jedną chwilę, na światło, które wydobędzie coś godnego sfotografowania. Jakie elementy musi zawierać dobre zdjęcie? Przede wszystkim atmosferę i kompozycję. Ja sam nie zmierzam do perfekcji, więc nie przywiązuję wielkiej wagi do ustawień technicznych. Można zgubić moment przez przesadne skupianie się na technice. Zdjęcie ma opowiedzieć historię, jej część i to w taki sposób, żeby człowiek patrząc na nie, chciał się dowiedzieć reszty. Po prostu opowiadam fotografiami to, co widzę i jak to widzę. Szukam tego czegoś, co spowoduje, że spojrzysz na zdjęcie dwa razy. A zdarza się, że stracisz moment? Często. Pocieszam się wtedy, że wrócę, poszukam i poczekam. Bywam nawet krytykowany za to, że powtarzam miejsca i tematy. Ludzie piszą mi takie komentarze pod zdjęciami. Ale dla mnie to nie są żadne powtórki. W Polsce są przecież cztery pory roku, które bardzo się od siebie różnią. Zdjęcie zrobione w tym samym miejscu za każdym razem będzie inne, zmienia się światło. Nie przejmuję się tą krytyką. Robię zdjęcia dla siebie, nie dla kogoś. Jest to dla mnie sposób na łagodzenie tęsknoty za domem. Jestem szczęśliwy, kiedy widzę po włączeniu komputera, że mój tata już polubił moją ostatnią fotografię. To jest tak, jakby rodzina z Ameryki towarzyszyła mi na każdym kroku. Mogę pokazać im, gdzie mieszkam, jak wygląda moja droga do pracy itd. Są dzięki temu nadal częścią mojego życia. 1/2015 37 Codziennie oglądam i podziwiam setki zdjęć w serwisach internetowych. Dobre zdjęcie, którym mogę się zachwycać, to to z dobrą kompozycją i to, które opowiada ciekawą historię. W internecie szukam nowych inspiracji, nie chcę utknąć we własnych pomysłach, wtedy bym się nie rozwijał. Z fotografów, których prace szanuję, tak od razu mogę wymienić Vivian Maier, która fotografowała ludzi po prostu tak, jak wyglądają i przy zwykłych czynnościach. Ja sam nie miałem nigdy intencji zostać fotografem ulicznym, tak się po prostu stało. Czy kilka lat temu widziałeś siebie żyjącego w Polsce? Nigdy wcześniej o tym nie myślałem ani nie planowałem tego. Tak naprawdę w ciągu roku zmienił się nasz pomysł na życie. Jak pojawiła się myśl o zamieszkaniu w Polsce, to poddaliśmy się temu, a decyzję podjęliśmy w ciągu tygodnia. W pewnym momencie po prostu sprzedaliśmy wszystkie swoje rzeczy, spakowaliśmy się i przyjechaliśmy do Polski. Wiążąc się z Polką, zawsze gdzieś miałem w głowie taką możliwość. Dla mnie - dopóki jesteśmy razem, jest dobrze. Gdziekolwiek będziemy mieszkać. OSOBOWOŚĆ MIESIĄCA OSOBOWOŚĆ MIESIĄCA Inspirujesz się innymi fotografami i ich pracami? Nie skupiam się na frustracjach. Mam je, ale je ignoruję. Moja rada dla wszystkich: rozwiąż albo odpuść. Zmień, ale nie buduj nienawiści. na przykład wygrał na loterii i właśnie idzie kupić samochód, a Polak opowie o problemach. Nie, na co dzień nie tęsknię. Są takie momenty czy okresy w roku jak na przykład święta, które są dla mnie trudne, ale zazwyczaj nie dopuszczam do siebie tęsknoty. Jestem cały czas w kontakcie z rodziną. Brakuje mi nieraz pewnych rzeczy, które są w Stanach, ale mam świadomość, że tutaj jest po prostu inne życie. Ani lepsze, ani gorsze, po prostu inne. Wiele osób wierzy w powiedzenie „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Oczywiście, że coś mnie frustruje w życiu w Polsce, ale dobrze wiem, że w Ameryce też by tak było. magia, a nie tylko sama kawiarnia. Dla mnie to mały kawałek mojej ojczyzny w Polsce. Znajduję tu równowagę. Lubię myśleć, że to mała kawiarnia z dużym sercem. Powody otworzenia lokalu były tak naprawdę egoistyczne: miałem w końcu coś do robienia. Ale okazało się, że tyle samo co dla mnie, ta kawiarnia zrobiła dla innych ludzi. Każdy dzień w Bigfoot mnie zaskakuje. Odwiedzający to nie goście tylko rodzina, mała społeczność. Na początku myślałem, że dzięki takiej pracy w trzy miesiące nauczę się mówić po polsku. Okazało się jednak, że klienci przychodzą, żeby porozmawiać ze mną po angielsku. Zawsze staram się każdą wchodzącą osobę pozdrowić i przywitać po polsku, w waszym języku odbieram też zamówienie. Potem następuje chwila w rozmowie, kiedy muszę wrócić do angielskiego (śmiech). Ale polski to bardzo piękny język, przyjemny do słuchania. Czy taka zmiana była dla ciebie czymś wielkim? Jesteś teraz bardziej artystą czy biznesmenem? Nie bałem się zmian, potraktowałem je jako wyzwanie. Żyję tu i teraz, niczego nie rozpamiętuję. Na początku nie wiedzieliśmy, co będę tu robił i jak będę zarabiał na życie. Najbardziej oczywistym pomysłem było udzielanie lekcji angielskiego, ale ja nie byłbym dobrym nauczycielem tylko z tego powodu, że angielski to mój ojczysty język. W Stanach pracowałem w branży hotelarskiej i gastronomicznej, stąd pomysł, żeby otworzyć kawiarnię. Moim plusem było spore doświadczenie, bo nie jest to łatwy biznes. Teraz mogę powiedzieć, że moje życie tutaj nie byłoby tak wartościowe bez Bigfoot. Spotykam tu świetnych ludzi, jest tu jakaś I tym, i tym. Mam doświadczenie w obsłudze klienta, praca w kawiarni sprawia mi przyjemność, ale poszukuję też kreatywności. Nie jest trudne, żeby ktoś zajrzał do lokalu, ludzie są ciekawi, przychodzą. Sztuką jest ich zatrzymać, przywiązać do miejsca, sprawić, że będą wracać. Kawiarnia ma amerykański styl, wszyscy się witają, przedstawiają, rozmawiają ze sobą. Polska filozofia jest inna. Polacy są bardzo gościnni w swoich domach, od wejścia częstują jedzeniem i piciem. Ja chętnie zagaduję ludzi, pytam jak się mają i nieraz, chcąc nie chcąc, usłyszę odpowiedź (śmiech). Amerykanin w takiej sytuacji powie o dobrych rzeczach, że Tęsknisz za domem? 38 1/2015 Amerykanie są pozytywni i optymistyczni, nieraz nawet bardziej niż wymagałaby tego sytuacja. Polacy patrzą bardziej negatywnie, ale to jest wasz urok, jesteście bardziej świadomi, przesiąknięci historią. Amerykanie skupiają się na przyszłości. Skoro przeszłości nie mogą zmienić, kształtują dni, które nadejdą. Nie mógłbym żyć i w każdej sekundzie walczyć z Polską, więc akceptuję różnice. Nie skupiam się na frustracjach. Mam je, ale je ignoruję. Moja rada dla wszystkich: rozwiąż albo odpuść. Zmień, ale nie buduj nienawiści. albo o tym pomyśleć, rozgryźć to. Wciąż zadziwiające są dla mnie pory roku, tak bardzo od siebie różne. Zupełnie inaczej jest w Seattle, tam nawet wschód słońca jest inny, późniejszy. Moim zadaniem jest opowiadanie zdjęciami mojej historii w Polsce. W Ameryce nudziłem się, musiałem jeździć i szukać inspiracji, tutaj wystarczy, że wyjdę z domu i pójdę do sklepu. Kupię coś, czego etykiety nie potrafię przeczytać i potem w domu próbuję coś z tego ugotować. Wybieram przypadkowe ulice, wysiadam na innym przystanku, sprawdzam, gdzie dojadę i odkrywam miasto. Na nikim nie polegam, nikt nie prowadzi mnie za rękę, nie mogę w każdej chwili dzwonić do kogoś i prosić o pomoc. Potrafię trochę mówić po polsku, jestem też dość ekspresyjny i pomagam sobie mimiką. Doszedłem do wniosku, że jeśli nie potrafię powiedzieć czegoś po polsku, to znaczy, że nie potrzebuję tego. Jak się czujesz mieszkając w Polsce? Co sądzisz o naszym miesięczniku? Trudno wyobrazić mi sobie lepsze miejsce, w którym mogłem się znaleźć. Moim zdaniem w Polsce jest dobra jakość życia, łatwo się tu żyje. Różni ludzie próbowali udowadniać mi, że będzie tu źle, ale ja się z tym nie zgodzę. Widzę, że wszystko się zmienia, polepsza, tylko Polacy tego nie widzą. To jest taka cecha Polaków, że widzą wiele rzeczy w czarnych barwach. Poza tym w Polsce o wiele łatwiej robi mi się zdjęcia. Szybko znalazłem tutaj to, czego szukałem w Stanach. Chodząc poznańskimi ulicami, patrzę na nie inaczej niż mieszkańcy, ja muszę czytać, sprawdzać. Patrzę bardziej szczegółowo niż osoba, która idzie tą ulicą tysięczny raz i w dodatku śpieszy się do pracy. Wciąż zdarza się, że coś mnie zaskoczy, muszę to wtedy albo sfotografować, Podoba mi się wasz pomysł, doceniam wagę miejskiego informatora, który mówi mi, gdzie warto iść i co zobaczyć. Macie też dobrą, wymowną nazwę. Taki magazyn pomoże odkryć miasto i da szansę dowiedzenia się o niektórych wydarzeniach, zanim będzie za późno. Czy zauważyłeś jakieś różnice mentalne między Polakami a Amerykanami? Na koniec, widząc, że zamykam notes, Erik dodaje: „Koniecznie napisz też, że życie w Polsce to przygoda mojego życia, mój najlepszy okres”. rozmawiała Marta Sankiewicz Fot. archiwum własne Erika Witsoe 1/2015 39 Wszyscy wiemy, jak wygląda stereotypowa kociara. Przed oczami pojawia się obraz zaniedbanej starszej pani, w której mieszkaniu, oprócz wątpliwej jakości zapachów, rządzi kilkadziesiąt miauczących potworów. Takie rzeczy pewnie się zdarzają, ale nie w Poznaniu! L udzie, którzy tu mieszkają, kochają, mają swoje pasje, tworzą, ale też i pomagają. Ci ostatni oddają część siebie potrzebującym osobom i zwierzętom. Utarł się stereotyp, że aby skutecznie pomagać, trzeba wstrząsać, epatować negatywnymi emocjami, smutkiem i drastycznymi zdjęciami. Kasia Widera i Ania Połomska, dwie młode kobiety na co dzień pomagające bezdomnym kotom, obalają ten stereotyp. Miejmy nadzieję, że raz na zawsze. Z dziewczynami spotykamy się w mieszkaniu Kasi. I tu pojawia się już pierwsze zaskoczenie. Zamiast spodziewanych zniszczonych, zapuszczonych mebli, można zobaczyć zadbane, ciepłe pomieszczenie. Niewielkie mieszkanko wypełnia zapach świeżo upieczonego, zachęcającego do skosztowania ciasta. Między przepastnymi fotelami, dumnie przechadza się trójka przedstawicieli kociego rodu. Zostajemy sobie przedstawieni: Maksymilian, Michalina, Melania. Po chwili dołącza do nas spóźniona Ania, drobna, wyraźnie zaziębiona dziewczyna z wielką torbą na ramieniu. – W środku jest transporter. Nigdy nie wiadomo, kiedy znajdzie się potrzebujący kot – tłumaczy. Jesteśmy w komplecie, możemy zaczynać. Przyznam szczerze, że idąc na spotkanie z wami, zastanawiałam się, czy spotkam dwie zwariowane starsze panie, czy też trafię na młodociane wyznawczynie bliżej nieokreślonej ideologii. Jakie są tak naprawdę współczesne kociary? AP: Całkiem zwyczajne. Oprócz torby raczej nie wyróżniam się z tłumu. KW: Kochamy koty, ale pamiętamy, że w życiu ważna jest też rodzina, praca i pasje. Te wszystkie elementy jednej układanki składają się na nasze życie i nie muszą wzajemnie się wykluczać. Wprost przeciwnie, obracając się 40 1/2015 C H A R Y TAT Y W N Y P O Z N A Ń C H A R Y TAT Y W N Y P O Z N A Ń Szczęśliwe kocie oczy w różnych środowiskach mamy okazję zrobić więcej, niż gdyby pochłaniały nas jedynie koty. To też pozwala nabrać zdrowego dystansu do wielu spraw. W takim razie, co jeszcze Was pochłania? KW: Życie. Razem z mężem uwielbiamy stare, piękne przedmioty. Ich poszukiwania dają nam wiele radości i nieważne, czy to szafa, czy maszyna do pisania, mój mąż jest „złotą rączką” i potrafi przywrócić im dawną świetność. Pod wieloma względami jestem też bardzo stereotypową panią domu. Uwielbiam piec ciasta, przyglądam się najnowszym trendom w modzie. No i oczywiście namiętnie zbieram kocie gadżety, co zresztą chyba widać po mieszkaniu (śmiech). To wszystko sprawia mi przyjemność. AP: U mnie jest nieco inaczej. Kilka lat temu wyprowadziłam się z Poznania do jednej z podmiejskich miejscowości. Lubię chadzać własnymi ścieżkami, a to umożliwiają mi podróże. Niestety nie mam na nie zbyt wiele czasu, a poza tym i tak zawsze nawet w trasie zdarzą się jakieś kocie sprawy. Na przykład podczas wycieczki do Grecji, zamiast jak wszyscy leżeć na plaży, zaangażowałam się w akcję sterylizacji tamtejszych kotów. Z wycieczki w góry wróciłam z kolejnym miauczącym nieszczęściem. Przestałam się już łudzić, że kiedyś będę zwyczajną turystką i staram się pamiętać, by w każdą podróż zabierać transporter. A na mieście „bywacie”? KW: Raczej nie, bo jednak trochę brakuje na to czasu. Uwielbiam za to oglądać filmy, a swój prywatny repertuar dobieram zależnie od nastroju. Jeśli odczuwam potrzebę zrelaksowania się, stawiam najczęściej na kino sensacyjne. Bardzo też lubię coś, co nazywam polskim kinem 1/2015 41 C H A R Y TAT Y W N Y P O Z N A Ń C H A R Y TAT Y W N Y P O Z N A Ń depresyjnym, czyli na przykład „Z odzysku” Sławomira Fabickiego, ale też cenię sobie takich twórców jak Kieślowski, Holland czy Bareja. AP: Obie uwielbiamy Bareję i potrafimy go cytować na wyrywki. Z kolei jeśli czytam, to głównie pozycje z zakresu psychologii, a jeśli kino, to głównie Almodovar. Z waszych słów wynika, że macie skrajnie różne charaktery. KW: Zgadza się. Ja jestem typem osoby, której wszędzie pełno. Cały czas muszę mieć zajęcie i dlatego bardziej zajmuję się stroną organizacyjną. Ania z kolei jest dużo bardziej spokojna, ma też w sobie więcej cierpliwości. To ona najczęściej znajduje zwierzęta, którym trzeba pomóc. Ma z nimi niesamowity kontakt. Obie jednak, jeśli sytuacja tego wymaga, potrafimy wyciągnąć pazurki. Wiele osób decyduje się samodzielnie dokarmiać zwierzęta, bądź też współpracuje z powołanymi ku temu instytucjami. Skąd pomysł na duet? Z przyjaźni? Wyglądacie na bardzo zżyte. AP: Najpierw były koty. Wcześniej trochę mijałyśmy się w tym środowisku. Później pojawił się wspólny cel. Po pierwszym spotkaniu okazało się, że nadajemy na tych samych falach i znajomość przerodziła się w przyjaźń. To taki miły skutek uboczny pomagania. KW: Wspólnie też można o wiele więcej zdziałać niż w pojedynkę. Różnica charakterów pozwala nam skupić się na różnych polach działań, w których dobrze się czujemy. Niezmiernie ważne jest wzajemne zaufanie, które procentuje u szczęściu mruczących przyjaciół. 42 1/2015 Musiał być jednak jakiś początek. Co was przekonało do tego, by pomagać? KW: Może trudno w to uwierzyć, ale w moim przypadku zaczęło się od męża. Pewnego dnia po prostu przyszedł do domu z młodym kocurkiem. To było w czasach, kiedy jeszcze działał targ Na Sielance. Powiedział, że tam przechodził i postanowił dać szansę na godne życie choć jednemu zwierzakowi. Później było już jak w tym powiedzeniu: „Koty są jak piwo. Na jednym nigdy się nie kończy”. AP: Mnie pierwszy kot właściwie sam upolował. Zaraz po wyprowadzce z Poznania znalazłam pod krzakiem malucha potrzebującego pomocy weterynarza. I tak razem zostaliśmy. Teraz na stałe mam pięć kotów. Opierając się na waszym doświadczeniu, jak oceniacie poznaniaków w kontekście pomocy zwierzakom? KW: Poznaniacy kochają zwierzęta i starają się o nie dbać najlepiej, jak potrafią. Niekiedy potrzebują jedynie impulsu, pokazania, że to wcale nie wymaga wielkiego nakładu. Jesienią razem z dziećmi ze szkoły podstawowej, w której pracuję, budowaliśmy kocie budki na zimę. Zrobiliśmy ich około pięćdziesięciu. Teraz stoją w różnych miejscach miasta i dają schronienie bezdomnym zwierzętom. AP: Z wielu stron spotykamy się ze wsparciem i życzliwością innych ludzi. Od fundacji otrzymujemy regularnie bony na sterylizację. Są osoby, które przynoszą nam karmę, podkłady oraz inne drobiazgi. KW: A pamiętasz, co się działo kiedy szukałyśmy nowej piwnicy? Naprawdę wiele osób okazało nam życzliwość. Powtórzę jeszcze raz, to nieprawda, że ludzie nie chcą pomagać. Robią to i okazują wiele serca. Podobnie jest z odzewem na nasze „bazarki”. adopcji. Powoli modne staje się posiadanie przyjaciela bez rodowodu i to daje się zauważyć. AP: Mam nadzieję, że takich ludzi będzie coraz więcej. „Bazarki”? Co to takiego? Dużo mówicie o pomaganiu, jednak zastanawia mnie, co tak naprawdę daje wam to zajęcie? KW: Tak, staramy się trzymać zasady, że nie przyjmujemy pieniędzy. Kilka razy w roku jednak organizujemy w sieci „bazarki”, na których licytujemy różne drobiazgi. Każda taka akcja ma swoje hasło przewodnie. AP: Na przykład: „Przyszłem, gdyż nie wiedziałem, co robić” imienia Stanisława Palucha – oczywiście inspiracją był Bareja. Kota, którego tak nazwałyśmy znalazłyśmy w składzie węgla i była to prawdziwa miłość od pierwszego spojrzenia. Zresztą, żaden zwierzak, który do nas trafia, nie pozostaje bezimienny. To też rodzaj szacunku, jaki im okazujemy. Są jeszcze jakieś inne możliwości działania? KW: Oprócz prac typowo interwencyjnych na każdym kroku staramy się edukować ludzi, że działania, które podejmujemy my, nam podobni oraz wszelkie fundacje, mają na celu zapanowanie nad populacją dzikich zwierząt w mieście. Szukamy im domów stałych i tymczasowych. KW: Najbardziej cieszy mnie widok szczęśliwych kocich oczu. Nie potrzebuję nic więcej. AP: Podpisuję się pod tym obiema rękoma! Na koniec pozostaje mi więc zapytać, czego wam życzyć? AP: Samych szczęśliwych kocich spojrzeń. rozmawiała Arleta Wojtczak Fot. Paweł Będziński Jeśli chcesz wesprzeć działalność Ani i Kasi lub jesteś zainteresowany stworzeniem domu dla kociaka, napisz na redakcyjnego maila. Dziewczyny przyjmują jedynie pomoc rzeczową, przydadzą się stare koce, ręczniki, podkłady, karma, kocie zabawki. [email protected] Dużo osób zgłasza się do was po zwierzaka? KW: Zawsze za mało. Na pewno cieszy nas to, że bezdomne koty i psy coraz częściej trafiają do 1/2015 43 dotarłem do ulicy Alfreda Lampego. Tutaj kolejna uczta dla oczu, feeria kolorów: Bar Fregata, Kawiarnia Gwarna, a po drugiej stronie ulicy Krowa z mrugającym okiem należąca do sklepu spółdzielni mleczarskiej. Na końcu doskonałe ukoronowanie tej neonowej drogi – poznański PeDeT z neonową szachownicą. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Idąc ulicą Św. Marcin w kierunku biurowców Alfa, mijam po mojej lewej stronie zadaszenie będące ostatnim pomnikiem neonowej kiedyś świetności tego miejsca. Z prawej strony minąłem Bar kawowy „Kociak”, niestety również już bez neonu. Na pięciu wysokościowcach projektu Liśniewicza można jeszcze zauważyć jakieś marne, zapomniane neonowe resztki. Mijam witryny banków na przemian z powierzchniami użytkowymi z napisem „do wynajęcia”. Dalej jest tylko gorzej – skręcając w ulicę Gwarną otrzymuję dowód spektakularnego neonowego upadku z gołębimi odchodami w tle. Ulica Św. Marcin (do 1989 roku Armii Czerwonej) oraz ulica Gwarna (do 1990 roku Alfreda Lampego) kiedyś i dziś, to dwa różne światy, MIASTO I STYL Fot. Stanisław Wiktor, www.cyryl.poznan.pl, MIASTO I STYL Jest. Poznań, 2014 rok. Neony sklepowe na budynkach przy ul. Armii Czerwonej, 1973 rok Było. Poznań, 1975 rok. 44 1/2015 Ulica Alfreda Lampego, 1969 r. Powszechny Dom Towarowy, 1967 r. Fot. Autor Marcin, mojeneony.blogspot.com Na ulicy Armii Czerwonej nie jest już tak tłoczno jak w ciągu dnia, ale nadal sporo ludzi zmierza w sobie tylko znanym kierunku. Zmrok eksponuje smukłe i finezyjne rurki świecące neonowym gazem. Prawdziwa uczta dla wzroku! Za plecami zostawiam mój ulubiony kawałek tej ulicy, zaczynający się animowanym neonem z wachlarzykami, które na przemian to rozkładają się i składają (niespotykana reklama perfumerii). Dalej idąc wzdłuż neonowego zadaszenia z tysiącami rurek mijam neony dodatków krawieckich, Baru Tempo (gdzie od czasu do czasu warto wpaść na kieliszek wódki), Prząśniczki i Nastolatki. Wszystkie animowane, wszystkie barwne. Przez chwilę zawahałem się, czy nie wejść do Kociaka znajdującego się po drugiej stronie ulicy, ale bałem się, że nie zdążę do PeDeTu – spojrzałem tylko tęsknym wzrokiem w kierunku neonowego kota i pognałem przed siebie. Z mojej prawej strony dumnie zamajaczyły domy Centrum z rzędem neonów znajdujących się w dolnej partii budynku oraz na dachu – akurat trwały Międzynarodowe Targi Poznańskie, więc wszystkie okna są obowiązkowo rozświetlone (podobno odpowiedzialny za to jest jeden centralny włącznik). Po mojej lewej stronie zerknąłem tylko na niebiesko-czerwony neon „Radia Telewizory” na dachu nowego fikuśnego budynku z charakterystycznymi wykuszami i już Fot. P. Krassowsk i Fot. P. Krassowski Co z tą neonizacją? które dzieli przepaść. Dzisiejsze wszechobecne reklamy kasetonowe tworzą w większości osoby przypadkowe, często bez doświadczenia, bez wykształcenia plastycznego. Na dodatek pojawiają się one wszędzie, bez ładu i porządku. Kiedyś neony projektowane były przez artystów. Duże projekty realizowano nawet przez kilka lat, a każdy z nich musiał być dodatkowo zatwierdzany przez specjalną komórkę w Urzędzie Miasta. Neony otrzymywały całe ciągi ulic – proces ten nazywano neonizacją miasta Poznania. Jest jakiś urok i tajemnica w napisach reklamowych, które powstały w czasach PRL – miały duszę. Na sesjach Rady Narodowej poruszane były między innymi postulaty upiększania miasta. Paradoksalnie, to władzom tamtych czasów zawdzięczamy pięknie rozświetlone kiedyś ulice. Szarość i siermiężną rzeczywistość dnia codziennego próbowano zakamuflować za pomocą finezyjnie powykręcanych rurek z gazem. Odnoszę wrażenie, że dzisiaj jedynie społecznicy zainteresowani są tematem wyglądu przestrzeni miejskiej i dużo dobrego dzieje się dzięki temu w Poznaniu. Nadzieja również w nadchodzącej wystawie neonowej organizowanej przez Muzeum Historii Miasta Poznania. W wystawę, oprócz pracowników muzeum z Panią dr Magdaleną Mrugalską-Banaszak na czele, zaangażowana jest grupka neonowych fanów z moją osobą włącznie. Wystawa przypomni poznaniakom jak nasze miasto kiedyś wyglądało. Może skłoni ich do refleksji i będzie początkiem kolejnych pozytywnych zmian w Poznaniu? Będzie? Poznań, 2018 rok. Zmierzam bimbą w kierunku centrum Poznania – dużo dobrego ostatnio się wydarzyło. Otwarto muzeum neonów! Na ulicy, w miejscu gdzie neony żyły i funkcjonowały – powróciły do swojego naturalnego środowiska, znowu cieszą oko. Cała ulica w neonach! Marcin Grześkowiak 1/2015 45 ROWEROWY POZNAŃ W co się ubrać? Zimą na rowerze Ilustracja: Piotr Dubiel Pomimo rosnącej popularności rowerów jako codziennego środka transportu, zimową porą ścieżki rowerowe świecą pustkami. Jedynie nieliczni nie porzucają swoich bicykli i konsekwentnie jeżdżą przez cały rok. Czy możliwe jest całoroczne poruszanie się po Poznaniu rowerem? Jeśli tak, jak się za to zabrać? 46 1/2015 Czy warto? Na początku trzeba sobie odpowiedzieć na jedno pytanie: po co jeździć na rowerze zimą? W pierwszym momencie zastąpienie samochodu czy komunikacji miejskiej dwoma kółkami nie wydaje się najlepszym pomysłem: niskie temperatury, wilgoć i słaba widoczność nie są zachęcające. Wizja odgrodzenia się od czynników atmosferycznych podczas pokonywania dystansu może być bardzo kusząca i skutecznie odwodzić od wybrania roweru. Mimo to warto przyjrzeć się korzyściom, jakie płyną z takiego sposobu poruszania się po mieście. Korzystanie z roweru jako środka transportu wiąże się z dawką ruchu na świeżym powietrzu, o który trudno jest w zimowych miesiącach. Oszczędzamy sobie skrobania szyb w samochodzie i problemów z jego uruchomieniem na mrozie. Nie musimy marznąć na przystanku w oczekiwaniu na spóźnione Naprawdę nie potrzebujemy obcisłych spodenek z lycry ani profesjonalnej kurtki. Normalne, codzienne ubrania w zupełności wystarczą, choć jazda na rowerze w minispódniczce, garniturze czy butach na wysokim obcasie może stanowić duże wyzwanie dla początkujących. Co wyciągnąć z szafy, żeby zimą na rowerze czuć się wygodnie? Najważniejszymi elementami są okrycia wierzchnie i rękawiczki. Dobrze sprawdzają się dłuższe kurtki i płaszcze średniej długości, chronią one dolną część pleców i uda przed przewianiem i śniegiem. Dodatkowo, jeśli zostawiamy rower na zewnątrz, dłuższy fason odzieży ochroni nas od siadania na mokrym lub ośnieżonym siodełku. Ocieplane rękawiczki zabezpieczą dłonie przed przemarznięciem i pozwolą na sprawne manipulowanie przerzutkami czy hamulcem. Dobrym rozwiązaniem są rękawice odpowiednie do sportów zimowych, na przykład narciarskie. Poza szczególnie wietrznymi czy wilgotnymi dniami nie ma konieczności ubierania się cieplej niż zwykle przy danej temperaturze. Już po kilku pierwszych przejazdach będziemy wiedzieć, jaki strój jest najbardziej odpowiedni do naszego stylu jazdy i panujących warunków. Czy nasz rower to przetrwa? Zanim wyruszymy w drogę pierwszy raz, warto dokonać małego przeglądu. Szczególnie ważne jest sprawdzenie hamulców ze względu na mniej przyjazną nawierzchnię. Kiedy jest mokro, woda pomiędzy kołem a zaciskiem hamulców zewnętrznych może obniżyć efektywność hamowania, lepiej wiec korzystać z hamulca typu kontra - jeśli oczywiście rower jest w niego wyposażony. Choć od niedawna dozwolone jest korzystanie z opon rowerowych z kolcami, podczas jazdy miejskiej nie mają one raczej zastosowania. Wystarczającym środkiem zwiększającym przyczepność kół do podłoża jest delikatne spuszczenie powietrza z opon. Przypomnij sobie, jak mało widzisz w czasie chociaż słabego śniegu lub szarego, zimowego wieczoru. Ze względu na bezpieczeństwo zadbajmy o dobre oświetlenie roweru i korzystajmy z niego przez cały dzień. Udogodnienia, które sprawiają, że jazda będzie łatwiejsza, to błotniki, osłona tylnego koła oraz pokrowiec na siodełko. Błotniki stanowią wybranej trasy i warunki. Jeśli jednak nie wieje silny wiatr i nie można spodziewać się dużych opadów, można wyruszać. Technikę jazdy należy dopasować do aktualnych warunków. Pokryte śniegiem, lodem lub wodą ulice zmuszają do wolniejszej i spokojniejszej jazdy. Gwałtowne manewry mogą zakończyć się upadkiem i groźnymi skutkami. Szczególnie Pokryte śniegiem, lodem lub wodą ulice zmuszają do wolniejszej i spokojniejszej jazdy. Gwałtowne manewry mogą zakończyć się upadkiem i groźnymi skutkami. Szczególnie warto uważać na oblodzone szyny tramwajowe. niezbędne minimum chroniące nas przed ochlapaniem wodą spod koła. W przypadku osób jeżdżących w dłuższych płaszczach lub spódnicach osłona tylnego koła lepiej chroni te części garderoby przez przemoczeniem i wkręceniem się tkaniny pomiędzy szprychy. A jeśli zdarza nam się zostawiać rower na zewnątrz, na przykład pod sklepem czy miejscem pracy, warto pomyśleć o pokrowcu na siodełko. Zapewnia on ochronę przed zmoczeniem i zniszczeniem przez śnieg czy deszcz. Skuteczną i tanią, choć nie tak stylową alternatywą jest po prostu reklamówka. Po powrocie do domu warto wykonać niezbędne czynności konserwacyjne. Przetrzyjmy zabrudzone części ramy, ponieważ sól i wilgoć mają zły wpływ na stan naszego roweru. Z tego powodu również zimą lepiej sprawdzą się przerzutki w piaście, do których nie mogą dostać się zabrudzenia i woda. Jeśli nasz rower ma przerzutki zewnętrzne, zadbaj o dobrą konserwację w okresie zimowym. I co dalej? Jeśli mamy skompletowany zestaw ubrań dostosowany do każdych warunków, a nasz rower jest wyposażony we wszystkie niezbędne akcesoria – to co dalej? Czas sprawdzić prognozę pogody. Nawet najlepiej przygotowany sprzęt i najcieplejsze ubrania nie sprawią, że podróż w zamieci będzie przyjemna i bezpieczna. Realistycznie oceńmy swoje możliwości, a także spodziewaną przejezdność warto uważać na oblodzone szyny tramwajowe – najlepiej pokonywać je pod kątem prostym. Zamarznięte kałuże natomiast, zwłaszcza te ukryte pod śniegiem, są pułapkami dosłownie wytrącającymi z równowagi. Rozsądne jest też spokojne korzystanie z hamulców i unikanie hamowania wyłącznie przednim. Pamiętajmy też, że w niekorzystnych warunkach pogodowych, na przykład przy opadach śniegu czy we mgle - można legalnie poruszać się rowerem po chodniku. Warto wspomnieć przy okazji o prawie pierwszeństwa pieszych i ostrożnym przeprowadzaniu pojazdu przez pasy. Przy dużych opadach śniegu, kiedy na drodze tworzą się koleiny, a ścieżki pozostają nieodśnieżone, poruszanie się po chodniku jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Nie bójmy się! Jazda na rowerze zimą jest możliwa i może być przyjemną alternatywą – zwłaszcza w zakorkowanym Poznaniu. Pozostaje tylko pamiętać, że należy zabrać się za to rozsądnie, a wtedy rozpoczynanie dnia przejażdżką poprawi nie tylko kondycję i budżet, ale także nasz samopoczucie. Karolina Karpe Drogi Czytelniku! Jeśli przejeździłeś już niejedną zimę i masz rady dla nowicjuszy, którymi chcesz się podzielić, napisz na adres redakcji, opublikujemy je w lutowym numerze Pulsu Poznania. 1/2015 47 ROWEROWY POZNAŃ przez śnieg tramwaje, a potem podróżować w tłumie. Poznańskie korki płynnie ominiemy wybierając mniej uczęszczane ulice. Nawet jeśli rower nie stanie się głównym środkiem transportu na zimę, przejażdżki od czasu do czasu pozwolą na zaoszczędzenie pieniędzy i czasu oraz poprawienie kondycji. Od kiedy biegacie? Magda: Moja przygoda z bieganiem rozpoczęła się już w szkole podstawowej. A na poważnie, czyli na długie dystanse i z pewną regularnością zaczęłam biegać cztery lata temu. Zosia: Dla mnie wszystko zaczęło się od Facebooka. To tam poznałam „Kobiety biegają” i Magdę. Najpierw było komentowanie jej wpisów, potem wspólny bieg nad Maltą, aż w końcu moja gościnna relacja na blogu z maratonu w Barcelonie i od maja 2012 dołączyłam już na dobre. „Kobiety biegają” to przede wszystkim przyjaźń? Zosia: „Kobiety biegają” łączy ludzi i my jesteśmy najlepszym tego przykładem. Pamiętam pierwszy wspólny bieg nad Maltą. Tego dnia było naprawdę mroźno, ale mimo wszystko między nami „zaiskrzyło” i tak już zostało. W 2012 roku otrzymałyście tytuł bloga roku. Magdo, zakładając bloga spodziewałaś się, że osiągniesz taki sukces? Magda: Blog był studenckim projektem i kiedy zaczęłam go tworzyć, nie sądziłam, że stanie się bardzo ważną częścią mojego życia. Wtedy blogów o tematyce biegowej było bardzo mało, a bieganie wśród kobiet nie było zbyt popularne. Tytuł Bloga Roku w kategorii Pasje i zainteresowania był przypieczętowaniem pracy włożonej w pisanie bloga i stał się ważnym krokiem dla jego rozwoju. Zosia: Będąc na gali wśród pozostałych nominowanych, nie spodziewałyśmy się, że to właśnie my wygramy. Kiedy zostałyśmy wywołane na scenę, czułam, jak uginają mi się nogi. To był dla nas zaszczyt oraz znak, że to co robimy, podoba się ludziom i że w ogóle mamy czytelników. Pytanie tendencyjne - za co kochacie Poznań? Zosia: Czasami sama zadaję sobie to pytanie, ale Poznań ma w sobie coś, co po prostu lubię. Może to dlatego, że tutaj się urodziłam i mam tutaj wielu znajomych? To duże miasto, ale nie za duże. Lubię Poznań szczególnie latem, kiedy dni są długie i kiedy dużo się dzieje. Poza tym mamy tu wiele miejsc do biegania, a to też się liczy 48 1/2015 Ulubione miejsca w Poznaniu do biegania? Magda: Zdecydowanie Malta, gdzie zawsze można spotkać innych biegaczy. Zosia: Ja bardzo lubię leśne ścieżki nad Rusałką i Strzeszynkiem – tutaj robię dłuższe, weekendowe biegi. A jeżeli wybieram się na miejskie bieganie, to kieruję się na Cytadelę i do Parku Sołackiego. Jest tam zielono, ale mimo wszystko bezpiecznie i wieczorami ścieżki są oświetlone, w dodatku roi się na nich od innych biegaczy. Co sprawia wam największą radość? Samo bieganie czy pokonywanie jakichś swoich barier? Zosia: Jedno i drugie. Czasami pokonaniem bariery jest po prostu wyjście z domu, gdy za oknem zimno i kiedy naprawdę nic się nie chce, a czasami chodzi o poprawienie wyniku. Myślę, że blogując też pokonujemy niektóre bariery i to wszystko razem wzięte sprawia nam ogromną radość. Magda: Dla mnie liczy się sam fakt biegania. Naturalnie, cieszą mnie postępy, bo one świadczą o rozwoju, ale osiąganie kolejnych rekordów nie jest dla mnie celem samym w sobie. Waszym zdaniem każdy może biegać? Zosia: Jeżeli nie ma żadnych przeciwwskazań od lekarza, to biegać może każdy i jak najbardziej powinien, bo bieganie to zdrowie! Trzeba tylko wysiłek dostosować do siebie i pamiętać o tym, aby zacząć biegać z głową. Nie rzucać się od razu na zawody pięciokilometrowe, a spróbować od marszobiegu. Poza tym jestem zdania, że biegać można naprawdę w każdym wieku i nigdy nie jest za późno na ten sport. Magda: To prawda, to sport dla każdego, bez względu na wiek, ale przed rozpoczęciem przygody z bieganiem, najlepiej udać się do lekarza na podstawowe badania serca, na przykład EKG. W co każda początkująca osoba powinna się wyposażyć, by bieganie stało się pasją, a nie udręką? Zosia: Moim zdaniem na samym początku najważniejsze są buty. Nie muszą to być od razu najdroższe, z najnowszej kolekcji, ale warto, aby były zaprojektowane do biegania. Chodzi o to, aby nie zrobić sobie krzywdy, a niewłaściwe obuwie, na przykład trampki, mogą się do tego przyczynić. Strój powinien być jak najwygodniejszy, na początku można śmiało wyruszyć w zwykłym dresie. Stopniowo pojawi się coraz większa ochota na bardziej biegową garderobę. Magda: W przypadku kobiet równie ważny jest właściwie dobrany biustonosz sportowy. Zosia: W okresie zimowym, kiedy na dworze panują bardzo niskie temperatury, warto pomyśleć o rozgrzewce już w domu. Dobrze sprawdzają się krążenia ramionami, kilka „pajacyków”. Ja rozgrzewam zawsze też kolana. Przyznaję jednak, że najlepszą dla mnie rozgrzewką jest bardzo wolny trucht. Dopiero po kilometrze czy dwóch przyspieszam i wtedy zaczynam właściwy trening. Zdecydowanie więcej uwagi i czasu poświęcam na rozciąganie mięśni po treningu. Spotykacie się w weekendy z innymi kobietami i razem z nimi biegacie. Łatwo się zaraża bieganiem? Zosia: Chyba tak. Wydaje mi się, że dzięki „KB” zaraziłyśmy już sporo dziewczyn, ja namówiłam do biegania sporo moich znajomych. Nie zapomnę, kiedy przyjaciel moich rodziców zobaczył mnie, kiedy wróciłam z treningu. Powiedział, że radość na mojej twarzy sprawiła, że tydzień później i on zaczął. To było dwa lata temu, dziś ma już parę maratonów na swoim koncie. Co najczęściej motywuje kobiety do biegania? Trzeba je długo namawiać? Zosia: Nie, wydaje mi się, że kobiet nie trzeba długo namawiać, zresztą najlepiej pozwolić, aby same spróbowały, a nie czuły się „zmuszone”. Po prostu muszą uwierzyć w siebie, nie bać się i ruszyć przed siebie. Rozpocząć trening od marszobiegu i nie przejmować się tym, że ktoś jest szybszy, dłużej biega. Każdy kiedyś zaczynał i robił to w ten sam sposób. Warto też umawiać się na wspólne treningi, bo w grupie zawsze raźniej. Magda: Zgadzam się, kobiety są bardzo ambitne. Motywacje są różne. Dla jednych bieganie jest sposobem na zrzucenie dodatkowych kilogramów, dla innych jest to pasja, a jeszcze inne lubią w nim element sportowej rywalizacji. Mamy teraz tendencję wzrostową jeśli chodzi o zainteresowanie bieganiem. Nie tylko wśród kobiet, ale również dotyczy to panów. Jak myślicie z czego to wynika? Zosia: Bieganie stało się ostatnio bardzo modne, ale w tym pozytywnym słowa znaczeniu. I dobrze! Wydaje mi się, że po prostu coraz więcej osób odnalazło ten sport. Teraz już nikt nie patrzy ze zdziwieniem, że ktoś biega po parku. A dobrze pamiętam, że jakieś dziesięć lat temu byłam prawie jedyną osobą biegającą w publicznym miejscu i naprawdę ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Poza tym jest coraz więcej imprez związanych z bieganiem, coraz więcej osób po prostu odkrywa jaki to piękny sport. Magda: Ogromną rolę odgrywa tutaj także wzrost świadomości Polaków związany ze zdrowym stylem życia. Który z maratonów sprawił wam największą radość, a który był największym wyzwaniem? Zosia: Każdy maraton to ogromne wyzwanie i każdy maraton to nowe wyzwanie. Miałam przyjemność biec już w dziesięciu i naprawdę trudno powiedzieć, który sprawił mi największą radość, bo każdy - i to dosłownie każdy - miał w sobie coś cudnego. Debiut w Poznaniu był piękny, bo był debiutem. Maraton w Berlinie zapamiętałam szczególnie, bo biegłyśmy go z Magdą od startu do mety razem. Ten w Paryżu był niesamowity ze względu na widoki i tak mogłabym opisać każdy. Największym wyzwaniem była chyba dla mnie Barcelona, bo wtedy zobaczyłam, że maraton też może boleć. To tam walczyłam od 23. kilometra, byle tylko dobiec do mety. Ale udało się i satysfakcja dziś jest wielka. Magda: Mnie też każdy maraton sprawił ogromną radość i satysfakcję. Szczególnie dobrze wspominam francuski Marathon du Medoc, w czasie którego degustuje się wyśmienite wina z regionu Bordeaux. Ciepło wspominam także maraton w Berlinie, który przebiegłam z Zosią na miesiąc przed zajściem w ciążę. Co sądzicie o poznańskich maratonach? Zosia: Do tych biegów mam szczególny sentyment. Oczywiście głównie dlatego, że biegniemy w naszym mieście. Na trasie spotyka się mnóstwo znajomych i to nie tylko biegaczy, ale i kibiców. Zawsze będę wiązała z Poznaniem początek mojej maratońskiej przygody, bo to tutaj w 2010 roku miałam mój debiut. Poza tym uważam, że zarówno maraton, jak i półmaraton w Poznaniu są naprawdę świetnie zorganizowane. Tegoroczny bieg miał w sobie coś niesamowitego – nie miałam żadnych zastrzeżeń i jestem dumna z tego, że to właśnie ta impreza jest drugą największą w Polsce. To są naprawdę świetne wydarzenia sportowe, które w przyszłości przyciągną jeszcze więcej zagranicznych biegaczy. Magda: To prawda, poznański maraton oraz półmaraton są bardzo dobrze zorganizowane i co roku przyciągają tysiące biegaczy z całej Polski. To prawdziwe święto biegowe w naszym mieście. Magdo, czy jako przyszła mama musiałaś zrezygnować z biegania? Czy kobiety w ciąży muszą zrezygnować z zajęć sportowych, takich jak bieganie? Magda: Na początku ciąży biegałam, choć ze znacznie mniejszą intensywnością. Dolegliwości ciążowe sprawiły jednak, że bieganie zastąpiłam długimi, codziennymi spacerami. Kobiety w ciąży nie muszą rezygnować z aktywności fizycznej, jest wiele zajęć zaprojektowanych z myślą o przyszłych mamach, na przykład joga, basen. Jednak o tym, czy kobieta może ćwiczyć, powinien zadecydować lekarz prowadzący jej ciążę. Udaje ci się łączyć macierzyństwo z pasją? Zosia: Do biegania wróciłam dwa miesiące po porodzie. Na razie jest to tylko rozgrzewka, do poważniejszych treningów planuję powrócić w styczniu. Mam zamiar biegać z dzieckiem w specjalnym wózku, tzw. joggerze. Na razie synek ma cztery miesiące i jest jeszcze jednak za mały, by móc siedzieć w takim wózku. Jakie są wasze plany na przyszłość? Macie jakieś marzenia związane z „Kobiety biegają”? Jakiś maraton, w którym koniecznie chciałybyście wziąć udział? Zosia: Planów mamy tak dużo, że nie wystarczyłoby czasu i miejsca, aby o nich opowiedzieć. Poza tym nie możemy wszystkiego zdradzać, w końcu chcemy mieć niespodzianki dla naszych czytelników. Codziennie pracujemy ciężko nad realizacją wszystkich planów i mamy nadzieję, że efekty będą widoczne już wkrótce. A wymarzony maraton? Jest ich wiele, ale – i nie będzie to raczej oryginalne - bardzo chciałabym pewnego dnia wystartować w biegu w Nowym Jorku. Marzenia są po to, aby je spełniać, dlatego jestem przekonana, że wspólnie z Magdą tam pobiegniemy. Niech Nowy Jork zobaczy, jak kobiety biegają! Magda: A moim marzeniem jest przebiegnięcie wszystkich największych europejskich maratonów. Później będę myśleć o Nowym Jorku i Tokio. Bieganie to miłość na całe życie? Zosia: Zdecydowanie tak. Drugiej tak silnej miłości raczej nie będzie. Magda: Mam taką nadzieję. Chciałabym, aby zdrowie mi na to pozwoliło. Zdecydowanie jednak wierzę, że jeśli złapie się biegowego bakcyla, to może być to miłość na całe życie. rozmawiała Aleksandra Noszczyńska 1/2015 49 SPORTOWY POZNAŃ Magda i Zosia. Blogerki, które połączyła przyjaźń i wspólna pasja. W życiu stosują zasadę slow, a przyspieszają tylko wtedy, gdy zaczynają biegać. Opowiadają o tym, co jest dla nich ważne i radzą, jak zacząć przygodę z bieganiem. fot. Małgorzata Opala SPORTOWY POZNAŃ Kobiety biegają Jak się przygotować przed rozpoczęciem biegania? Jakieś złote rady dotyczące rozgrzewki? Anna i Michał Woźniakowie są właścicielami Wydawnictwa ORNATUS, agencji BRAND KREATOR i galerii TARGISZTUKI.pl mieszczącej się na ulicy Prądzyńskiego 49b, w której spotykamy się na rozmowie. Anna Woźniak, „Teleobecni”, technika własna, 2013 r. Michał Woźniak, „Zasłona”, technika własna, 2013 r. Jak się zaczęła wasza przygoda ze sztuką? Czy dużo prac czeka na dokończenie? A hobby? Co przynosi więcej satysfakcji, tworzenie brandingu czy rebranding? AW: Oboje jesteśmy po liceach plastycznych. To było tak dawno temu... Później tu w Poznaniu ukończyliśmy studia na Wyższej Szkole Sztuki Stosowanej Schola Posnaniensis. AW: Oj, zdecydowanie tak. Jest dużo takich, które gdzieś tam są zarejestrowane jako pomysły. Czekają na odpowiedni moment, by zrealizować jakiś kolejny etap. Przeszkodą jest ogromny deficyt czasu, ciągle go brak. Poznaliście się na studiach? Jesteśmy w galerii. Czy to było spełnienie marzenia? MW: Gra na gitarze. To dzięki synowi wróciłem do instrumentu. Udało mi się go zainteresować graniem. Jako prezent pojawiła się w domu nowa gitara, którą zacząłem bardzo często pożyczać. Zwłaszcza muzyka flamenco mnie pochłonęła. MW: Tak! (śmiech). Potwierdzamy. To duży plus tamtej szkoły. AW: Zdarzyło się, że mogliśmy podzielić swoją aktywność na dwie dziedziny, dzięki czemu mamy możliwość prezentacji naszych prac. Nie zabiegamy jednak o to, by być na jakichś wystawach. Tylko czasem gdzieś się pojawimy. MW: Samo tworzenie jest wspaniałą sprawą. Jednak czasem łatwiej jest kreować coś, gdy mamy ograniczenia. Dlatego rebranding może być łatwiejszy, bo nie wymyślamy od nowa, a tylko odświeżamy, zachowując pewną ciągłość. AW: Myślę, że w odniesieniu do biznesowych rzeczy, ograniczenia są plusem, ponieważ mają określonego odbiorcę. Dlatego wpisanie się z danym projektem, pomysłem da na pewno większą satysfakcję niż tworzenie od zera. Interesujesz się też kulturą japońską. Jest to trudne? MW: Mnie też jak widać inspiruje człowiek, tylko trochę w innym aspekcie. MW: Tak naprawdę zajmuje mnie estetyka japońska, ona przemawia do mnie najbardziej. Jest to kultura, która powstała z niedoboru, z zamknięcia. Ograniczony zasób surowców, oszczędność, dzięki czemu powstają tam najlepsze rzeczy. Poza tym kultura samurajów. AW: Muszę wyznać, że u nas wyświetlane są tylko filmy albo o samurajach, albo utwory flamenco. MW: Marzy mi się nauka gry na shamisen. Mam nadzieję, że uda mi się gdzieś taki instrument zdobyć i spróbować swoich sił. AW: Skoro działa to prawie 20 lat, to chyba niekoniecznie. Natomiast oczywiście są gdzieś po drodze spięcia. MW: Mamy takie czasy, że relacji międzyludzkich się nie ceni i nie pielęgnuje. Gdybyśmy chcieli być modnym małżeństwem, to bylibyśmy już po trzech rozwodach i czterech ślubach. Natomiast na pewno udaje się nam zachować pewien indywidualizm. AW: Najcenniejsze jest to, że możemy być ze sobą przez większość dnia. Jeśli pary myślą o tym, by być ze sobą razem, a zajmują się zupełnie innymi dziedzinami, to spotykają się rano i wieczorem i tylko wtedy, gdy mają odrobinę szczęścia. Dla mnie to najbardziej druzgocący i przygnębiający aspekt współczesnego życia. Ludzie mogą być razem, ale jeśli się nie widują często i nie rozmawiają ze sobą, to tak naprawdę się nie znają. Trudno, żeby coś ich łączyło. Ciągle ostatnio słyszymy o rozwodach wśród naszych znajomych. Dobre relacje z ludźmi są podstawą. Nad czym teraz pracujecie? Czyli cenisz japoński minimalizm? AW: Pracuję nad tematem „Las, człowiek i czas”. W styczniu będzie wystawa na Uniwersytecie Przyrodniczym. To jest taki punkt w roku, który mnie mobilizuje – nie ma to jak deadline. Powracam także do „Teleobecnych”. MW: Jestem skupiony na sztuce użytkowej, przez co dla innego rodzaju działalności artystycznej trudno mi znaleźć czas. Obecnie pracuję nad tematem maski. Chciałbym połączyć wyobrażenia obrzędowe i rytualne z emocjami ludzkimi, za ich pomocą pokazać człowieka: co myśli i czuje. MW: Zgadza się. Interesuje mnie architektura w niewielkich przestrzeniach, która jest funkcjonalna i zawiera wszystkie potrzebne do życia elementy. W kulturze zachodniej przestrzeń jest bardzo często niewykorzystana, marnuje się. Często nie zastanawiamy się nawet, co tak właściwie jest nam potrzebne. Artyści przeważnie są indywidualistami. Jakie trudności może napotkać para artystów, którzy tworzą ze sobą związek? AW: Młodzi ludzie zazwyczaj noszą w sobie jakiś obraz partnera, z którym chcieliby być i trudno powiedzieć, że obraz Michała to był ten, który nosiłam w sobie. Nigdy bym nie przypuszczała, że będę mogła żyć i pracować z bliską osobą 24 godziny na dobę i że będzie to w ogóle funkcjonować. Wróćmy do sztuki, którą tworzycie. Jakie są wasze ulubione techniki tworzenia? AW: Mieszane. Eksperymentujemy w obszarze jednej pracowni. Trochę rysuję pędzlem. Nigdy nie myślałam, by ograniczać się jedną techniką. Najlepiej czuję się w malarstwie. MW: Ja cały czas poszukuję. Od pędzla do technik, które pozwalają odejść od dwóch wymiarów, również w przestrzeni cyfrowej. 50 1/2015 Co jest najczęstszym tematem prac? AW: Człowiek, widziany w różnej perspektywie. Głównie jego emocje. Jest to niekończąca się inspiracja, wręcz nieodkryta kopalnia. U ciebie zauważyłam, że motywem przewodnim jest kobieta. Czy oprócz miłości do sztuki macie jeszcze jakieś wspólne zainteresowania? MW: Akurat zainteresowania pozaartystyczne mamy różne. AW: Ale sposób patrzenia na życie, na to co jest w nim ważne, jest ten sam. To spaja nasz związek. Jeśli chodzi o moje hobby, to jeżdżę konno, zajmuję się też jogą. Właśnie skończyłam kurs, jestem przed egzaminami na instruktora. Od dawna ćwiczysz jogę? AW: Zaczynałam bardzo dawno temu, gdy joga dopiero stawała się popularna. Potem był długi okres sporadycznych ćwiczeń. Jednak tego się nie zapomina, ciało pamięta. Joga pomagała zharmonizować pewne obszary mojego życia. Natomiast do aktywnego praktykowania powróciłam dwa lata temu. Co jest najbardziej inspirujące? AW: Są tematy, które ciągną się latami. Miałam serie związane z brzegiem morza. Widok z okna to niby banał, ale zawsze skłaniał nas do poszukiwania formy i środków wyrazu, które byłyby w jakiś sposób indywidualne i dla nas nowe. Nowe media, to jest też taki obszar, który nas inspiruje. Czy dokładniej - człowiek w zderzeniu z nowymi mediami. Ciekawy temat. Zatem jak ten człowiek wygląda w połączeniu z nowymi mediami? AW: Raczej smutne są nasze wnioski. Choć staramy się też zawsze znaleźć pozytywne spostrzeżenia, na przykład niewątpliwą łatwość w komunikowaniu. Macie dwie firmy, które zajmują się tworzeniem wizerunków dla firm, posługując się właśnie nowymi mediami. Czy tworzenie marki od podstaw jest dużym wyzwaniem? MW: Na pewno tak. To dla mnie jeden z najciekawszych obszarów komunikacji wizualnej. Jakie miejsca w Poznaniu zasługują na większą uwagę? AW: Na pewno okolice Rynku Wildeckiego. Poza tym niezły jest też widok na panoramę miasta od strony Winogradów. Zwłaszcza przy słonecznym dniu, gdy ta panorama jest taka rozmyta. Bardzo lubię ulicę Półwiejską, tam można przynajmniej spotkać ludzi. I Abakany na Cytadeli, miejsce refleksji i wspomnień (rzeźba „Nierozpoznani” Magdaleny Abakanowicz). MW: Wilda jest taką małą wioską. Cały czas pracujemy tu, tutaj chodzą do przedszkola nasze dzieci. Jakoś nie umiemy zerwać pępowiny łączącej nas z tym miejscem. Wcześniej mieliśmy biuro na ulicy Wieniawskiego, stąd bardzo lubię Dzielnicę Cesarską, fontannę przed Operą. Dzieci z kolei uwielbiają Stary Browar. Czy takie czasopismo jak nasze, jest Poznaniowi potrzebne? AW: Myślę, że tak. Mówienie o pewnych aspektach, obszarach aktywności, pokazywanie miasta, w którym żyją różni ludzie zawsze jest cenne i jeśli to jeszcze przejdzie przez ręce osób, które się w to angażują i chcą spojrzeć na pewne rzeczy inaczej, czy pokazać wielowątkowość, dialog, to jest to bardzo cenne. MW: Inny kanał komunikacji, w dodatku analogowy, to jest według mnie nieocenione. Nie może być tak, że sukces ma zapewnić tylko pozycjonowanie. Jest wiele ciekawych, wartościowych rzeczy, które w tym świecie cyfrowym nie będą dobrze funkcjonować. Dlatego cenne są takie inicjatywy, a im będzie ich więcej, tym lepiej. Bo docierają do człowieka, a nie konsumenta. Ludzie lubią mieć kontakt fizyczny z przedmiotami i uważam, że warto wspierać formy komunikacji bliskie człowiekowi. rozmawiała Aleksandra Noszczyńska 1/2015 51 SZTUKA I BIZNES SZTUKA I BIZNES Z miłości do sztuki Joanna Radosz Wyznania przypadkowej poznanianki N awet jeżeli nasze podróżowanie ogranicza się do spaceru przez najbliższy skwerek, ewentualnie raz na jakiś czas kończy się wyprawą po zakupy do hipermarketu, prawdopodobnie chociaż raz słyszeliście słowa: „daj pani na bilet!”. Na przystankach autobusowych, dworcach kolejowych, niekiedy w samych pociągach stojących na peronie często można spotkać ludzi, którym „zabrakło do biletu”. Grosza, dziesięciu groszy, dziesięciu złotych. Nie mają za co wrócić do domu, przynajmniej tak mówią. Wierzycie im? Dorzucicie kilka groszy na bilet? Niedawno koleżanka poinstruowała mnie, że ludziom proszącym o bejmy, nigdy się ich nie daje. Jedzenie dać można, pieniędzy absolutnie nie, ponieważ człowiek prawdziwie potrzebujący nigdy o pieniądze nie poprosi. Podobno. I tego się trzymałam. Starałam się, aby prośby o wsparcie finansowe ignorować, a na podróżnych, którym nie wystarczy na bilet, patrzeć podejrzliwie. Ale w pewnym momencie te wytyczne okazały się niewiele warte. Bowiem pewnego dnia to mnie zabrakło do biletu. Do Poznania dojeżdżam z Wrześni. Styczeń o poranku to najgorsza pora na pakowanie torby na uczelnię. O wielu ważnych rzeczach można zapomnieć, na przykład o portfelu z dokumentami, kartą, biletem miesięcznym oraz, niestety, żywą gotówką. W efekcie w Poznaniu wylądowałam z jedną monetą w kieszeni, która wystarczyłaby akurat na odrobinę wody dla ugaszenia pragnienia rozbicia głowy o coś twardego. I to w trybie natychmiastowym. Nie miałam za co wrócić do domu, a co gorsza, nie miałam też za co dojechać do ludzi, którzy mogliby mi pożyczyć pieniądze na 52 1/2015 przeżycie tego dnia w mieście. Po długiej i męczącej tułaczce odnalazłam biletomat, z którego i tak nie mogłam skorzystać. Z moich doświadczeń wynika, że po okolicy Dworca Głównego lepiej nie jeździć komunikacją miejską na gapę, więc szybko zarzuciłam ten pomysł. Tylko za co kupić bilet, skoro mam przy sobie jedynie zeszyty, przypinki na torbie, przeklęty komputer, a nie mam nawet złotówki. Chociaż złotówka i tak by tu niewiele pomogła. Czułam się trochę jak socjolog przeprowadzający eksperyment społeczny – krążyłam między ludźmi stojącymi na przystanku i pytałam, czy użyczyliby kilku monet o niskim nominale, bo… I tu następowała cała rozdzierająca serce historia o mojej własnej głupocie, o braku dokumentów i o tym, że mogę te pieniądze oddać nawet teraz-zaraz. Włączę komputer, który mam w torbie, zrobię przelew i już! I ludzie, wyobraźcie sobie, dawali. Nie chcieli przelewu, ani przypinek, które w akcie desperacji chciałam sprzedawać po złotówce, byle tylko mieć na bilet tramwajowy i dojechać do tych, którzy wspomogą mnie pożyczką. Okazało się, że albo znieczulica Poznania nie obejmuje, albo ludzie odróżniają cwaniaków od tych, którym faktycznie zabrakło na powrót do domu. Jedno i drugie zresztą tylko dobrze świadczy o mieszkańcach Poznania. A ja teraz będę dokładnie się przyglądać tym, którzy proszą mnie o złotówkę na bilet. W końcu ludzie roztargnieni powinni trzymać się razem. „Dla podtrzymania wysokich standardów leczenia dzieci na oddziałach pediatrycznych i onkologicznych oraz dla godnej opieki medycznej seniorów” – pod takim hasłem 11 stycznia zagra XXIII Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. O wyborze celu zbiórki na 2015 rok mówi Jerzy Owsiak, Prezes Zarządu Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy: “Każdego roku temat Finału jest w gronie członków Fundacji pieczołowicie omawiany, a jego wybór uzależniony jest od aktualnych potrzeb w polskiej medycynie. Prowadzimy analizy i rozmowy z lekarzami różnych specjalności, z wybitnymi autorytetami w swoich dziedzinach, ale także z praktykami, którzy na co dzień pracują z pacjentami w szpitalach w całej Polsce. W tym roku postanowiliśmy ponownie zainteresować się oddziałami pediatrycznymi oraz onkologicznymi, aby podtrzymać wysokie standardy opieki medycznej, które udało się, m.in. dzięki wcześniejszym zakupom WOŚP, wypracować. Nie zapominamy oczywiście o seniorach. Już po raz trzeci pochylamy się nad geriatrią, aby także i ludzie starsi mogli dochodzić do zdrowia w godnych warunkach”. Tradycją jest, że poznaniacy aktywnie przyłączają się do wielkiego kwestowania. Do ostatniej chwili w miejskich sztabach trwają gorączkowe przygotowania ciekawych atrakcji, gromadzenia cennych pamiątek do licytacji oraz organizacja działań wolontariuszy zbierających do swoich puszek większe i mniejsze sumy pieniędzy. Można liczyć też na mieszkańców miasta, którzy zawsze tłumnie wychodzą na ulice Poznania, by wspólnie wspierać działania Fundacji Jurka Owsiaka oraz cieszyć się przygotowanymi na ten dzień atrakcjami. W tym roku po raz pierwszy do akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy włącza się Puls Poznania oraz obejmuje swoim patronatem sztab przy Politechnice Poznańskiej. Cieszymy się z okazanego nam zaufania i z przyjemnością przyłączamy się do promowania tej idei. Jesteśmy z Wami! Na terenie miasta już teraz działa 11 sztabów, które bardzo aktywnie przygotowują się do Wielkiego Finału. Skala działań każdego z nich jest nieco inna - od kwestowania, po organizację koncertów. Wolontariusze zebrani wokół sztabów wkładają całe swoje serca, by tegoroczny Finał wypadł 1/2015 53 N A S Z E PAT R O N AT Y Ilustracja: Hubert Hyżyk FELIETON Gramy razem jak najlepiej. Przygotowaliśmy dla Was mały przegląd tego, co będziecie mogli zobaczyć na ulicach miasta już 11 stycznia. Najwięcej atrakcji tradycyjnie przygotowuje Samorząd Studentów Politechniki Poznańskiej wraz z Centrum Kultury Zamek. W programie nie zabraknie prezentacji służb mundurowych na scenie plenerowej przy Placu Mickiewicza. Oczywiście będą tam też koncerty. Spragnieni muzyki znajdą coś dla siebie w Sali Wielkiej, zagrają tam takie zespoły jak: Second Child, Wowa z Charkowa, Dret, Yelram, Swing Suicide. W Sali Wystaw Centrum Kultury Zamek każdy chętny dorosły będzie mógł oddać krew, a w Atrium znajdzie się kącik promocji zdrowia. W godzinach 16:00-21:00 w Holu Wielkim trwać będą różnego rodzaju licytacje. Planowany jest też „Bieg policz się z cukrzycą” oraz maraton zumby. O godzinie 11:00 z ulicy Wieniawskiego (na wysokości Placu Mickiewicza) wyruszy maraton rowerowy organizowany przez Zgrupkę z Lubonia. Trasa będzie obejmować ulice Poznania i aglomeracji, a przewidywana długość trasy ma wynosić aż 108 km. Każdy uczestnik będzie mógł wesprzeć Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy poprzez wpłacenie do specjalnej puszeczki kwoty 23 groszy za każdy przejechany kilometr. Jak zawsze o godzinie 20:00 Poznań wyśle Światełko Do Nieba i każdy mieszkaniec miasta będzie mógł podziwiać spektakularny pokaz zimnych ogni. Nie zabraknie też atrakcji organizowanych przez mniejsze sztaby na terenie całego Poznania. Ten przy Szkole Podstawowej nr 45 zaprasza na odbywające się w godzinach od 8:00 do 13:00 rozgrywki sportowe w piłce nożnej, a także pokazy taekwondo. W ramach programu artystycznego odbędzie się show „Prezentujemy nasze talenty”, dyskoteka i tradycyjne już Światełko Do Nieba. Szkoła Podstawowa nr 71 zaprasza na Festyn, który będzie trwać od 10:00 do 16:00. Wystąpią zespoły: Hajdasz, Koło Jana, Englishits oraz grupa specjalizująca się w tańcu hawajskim. Dzieci ze szkoły zaprezentują własną wersję „Bitwy na głosy”. Odbędą się również warsztaty florystyczne, „Papierowe cuda” - warsztaty dla dzieci, przedstawienie jasełkowe i doświadczenia przyrodnicze. Dla głodnych uczestników Wielkiego Finału nie zabraknie pysznej, gorącej grochówki, ciast i innych smakowitych przyjemności. Każdy, kto będzie chciał spędzić ciekawie ten dzień, będzie miał w czym wybierać. Fakt ten cieszy tym bardziej, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy daje radość nie tylko tym, którzy uczestniczą w zabawie, ale przede wszystkim tym, którzy potrzebują pomocy. W zeszłym roku w całym kraju zebrano w sumie 52.448.765,49 PLN. W tym roku licytujemy jeszcze więcej. Czy uda się pobić rekord zebranej kwoty? Poznaniacy, do dzieła! Bądźmy tam razem! Spacerując dziś ulicą Estkowskiego w kierunku Ostrowa Tumskiego warto zwrócić uwagę na pozostałości dawnego poznańskiego portu rzecznego. Przez dziesiątki lat był ważnym punktem przeładunkowym, ośrodkiem transportu rzecznego, kolejowego i drogowego oraz miejscem magazynowania towarów. W kontekście aktualnej dyskusji o „powrocie Poznania nad Wartę”, znajomość najważniejszych faktów dotyczących wykorzystania rzeki w przeszłości może pomóc w wyrobieniu sobie zdania o tej inicjatywie. Fot. Michał Krueger Nabrzeże dawnego portu i zasypane stare koryto Warty współcześnie W stolicy Wielkopolski udało się na razie doprowadzić do powstania sezonowej „Mariny Poznań”, ale ambicje środowiska wodniackiego są dużo większe. Należy mieć nadzieję, że Poznań powróci do swych chlubnych tradycji i wzorem wielu dynamicznie rozwijających się miast Europy, zainwestuje w rozwój nie tylko turystyki wodnej, lecz również transportu śródlądowego. Miasto cieszące się mianem jednego z zamożniejszych i dynamiczniejszych ośrodków Polski, przez dziesięciolecia nie potrafiło upomnieć się o potencjał żeglugowy Warty, dostrzeżony już w średniowieczu i intensywnie wykorzystywany od XIX wieku. W Poznaniu zapomniano o rzece do tego stopnia, że jego środkiem przepływa obecnie zamulony ściek, dla którego określenie „niewykorzystany szlak żeglugowy” jest daleko idącym eufemizmem. Michał Krueger Barki w porcie rzecznym przy ul. Szyperskiej, 1975 rok W arta od początków istnienia Poznania odgrywała kluczową rolę w jego życiu gospodarczym. W średniowieczu spełniała wielorakie funkcje, przede wszystkim związane z produkcją, transportem i obroną. W XIX wieku dominował spław drewna głównie do Szczecina i do Berlina. Powstanie linii kolejowych i wprowadzenie parowych holowników spowodowało zahamowanie tej działalności. Najpopularniejszymi jednostkami poruszającymi się po Warcie w pierwszej połowie XIX wieku były tzw. berlinki, czyli ożaglowane łodzie o ładowności do 38 ton, potem prym wiodły statki parowe. Poznań 54 1/2015 dotkliwie odczuwał wówczas brak profesjonalnego nabrzeża wraz z urządzeniami portowymi i magazynami. Do końca stulecia miasto posiadało jedynie miejsca składowe i nabrzeża przeładunkowe, przede wszystkim na lewym brzegu Warty w okolicach dzisiejszej ul. Szyperskiej i dalej na północ. Na prawym brzegu w pobliżu Tamy Berdychowskiej istniał drewniany pomost z żurawiem oraz spichlerze. Owe udogodnienia, w obliczu rozwijającej się dzięki parowcom żegludze, okazały się zupełnie niewystarczające. Konsorcjum polskich towarzystw gospodarczych wspomagane kapitałem Banku Rolniczo-Przemysłowego Kwilecki, Potocki i Ska opracowało w latach 1887-1889 projekt budowy portu handlowego Ilustracja: Michał Woźniak Port rzeczny w Poznaniu 1/2015 55 Z PRZEWODNIKIEM PO POZNANIU Z PRZEWODNIKIEM PO POZNANIU Fot. Stanisław Wiktor, www.cyryl.poznan.pl w Poznaniu. Został on usytuowany na lewym brzegu Warty, między mostem kolejowym na Garbarach a mostem Chwaliszewskim. Budowę portu rozpoczęto dopiero na początku XX wieku. Powstało wówczas kilkusetmetrowe nabrzeże z pięcioma żurawiami oraz urządzenia do przeładunku zboża, węgla i cukru. Pierwsza wojna światowa znacznie obniżyła udział przywozów i wywozów w poznańskim porcie. Przez kolejnych kilka lat jego działalność uległa zamarciu na skutek hiperinflacji. Mimo słabych obrotów okres międzywojenny upłynął pod znakiem konsekwentnie realizowanych usprawnień związanych z transportem towarów masowych. Po II wojnie światowej nastąpił wzrost obrotów przede wszystkim za sprawą dynamicznie wzrastających przywozów. Port pracował dla zaspokojenia potrzeb poznaniaków i odradzającego się przemysłu. Transportowano drobnicę oraz surowce, płody rolne i nawozy sztuczne, a transport odbywał się nie tylko pomiędzy Poznaniem a Szczecinem, lecz również z portami Trójmiasta. Niestety, żegluga śródlądowa cechująca się konkurencyjnymi cenami za usługi i skutecznie odciążająca transport drogowy, nie rozwinęła się w znaczącym stopniu, a jedynie spełniała funkcję doraźnego przewoźnika towarów masowych. Kres działalności poznańskiego portu przyniosło zasypanie tzw. zakola chwaliszewskiego i jego przedłużeń. Na początku XXI wieku zostały wyburzone budynki związane z funkcjonowaniem portu, a na jego terenie powstało osiedle mieszkaniowe. Zmiana ustroju przyniosła załamanie żeglugi na Warcie. Obecnie rejsy organizowane są wyjątkowo, głównie na potrzeby przetransportowania wielkogabarytowych elementów na potrzeby Stoczni Szczecińskiej, jednak po jej upadku, nawet ta rachityczna działalność zamarła. Podobny, smutny los spotkał żeglugę pasażerską. Niegdyś statkami wycieczkowymi można było popłynąć do Puszczykowa czy Owińsk, jednak w ostatnich latach tego typu rejsy ustały niemal całkowicie, a na rzece pozostali jedynie kajakarze i wioślarze. Optymizm budzi aktywna działalność wielu nadwarciańskich miast i gmin, na terenie których jak grzyby po deszczu powstają przystanie rzeczne z prawdziwego zdarzenia. SMACZNY POZNAŃ Cześć! Mam na imię Marysia. Być może znacie mnie z mojego bloga – gruszkazfartuszka.pl, a jeśli nie, to koniecznie tam zajrzyjcie! Kocham gotować oraz eksperymentować, dlatego raz w miesiącu pokażę Wam moje wariacje na temat kuchni poznańskiej. Czasami bardziej tradycyjne, czasami mniej, ale z całą pewnością zawsze pyszne! Smacznego! N 56 1/2015 ie samą pyrą poznaniak żyje. Choć niewątpliwie jest to warzywo przez nas kochane miłością szczerą i czystą, czasami pozwalamy sobie na mały romans z innymi – modrą kapustą, szparagami, grochem. Trochę na przekór więc postanowiłam, że to nie ziemniak będzie grał pierwsze skrzypce w pierwszym odcinku tego kulinarnego cyklu – on i tak żyje na poznańskiej scenie w świetle reflektorów. Tym razem cześć postanowiłam oddać skromnej i często niedocenianej cebuli. Grzyby zalewamy gorącą wodą i odstawiamy na około 20 minut, aż zmiękną. Następnie odcedzamy je, ale nie wylewamy wody, w której się moczyły – przyda się później. Cebula w kuchni pojawia się bardzo często, jednak zazwyczaj gra role drugoplanowe. Rzadko zdarza się, że jest ona głównym, podstawowym składnikiem dania. Tymczasem w kuchni wielkopolskiej popularnym dawniej daniem była potrawa zwana cebulowe gaty. Były to cebule faszerowane na różne sposoby – najczęściej grzybami, kapustą lub grochem. Ja dziś podzielę się z Wami pomysłem na gaty z farszem w odrobinę innej formie – równie prostej w przygotowaniu, lecz bogatszej w smaku i aromacie. Tradycja to przecież nie powód, by odmawiać swemu podniebieniu tego, co najlepsze! Boczek kroimy w drobną kostkę. Wrzucamy na rozgrzany na patelni olej (około 2 łyżek) i rumienimy. Do boczku dodajemy posiekane śliwki i pokrojone drobno grzyby. Następnie wrzucamy posiekane zioła i całość razem podsmażamy. Farsz zdejmujemy z patelni i przekładamy do miseczki. ӀӀ 4 duże lub 6 małych słodkich, żółtych cebul ӀӀ 100 g wędzonego boczku ӀӀ 5 suszonych śliwek ӀӀ 15 g suszonych grzybów ӀӀ 1 gałązka świeżego rozmarynu ӀӀ 1 łyżka listków świeżego tymianku ӀӀ 2 kromki dobrego pieczywa na zakwasie ӀӀ 100 ml białego wina ӀӀ sól ӀӀ pieprz ӀӀ 5 łyżek oleju Na patelnię ponownie dodajemy odłożony wcześniej farsz. Całość podlewamy wodą (około 100 ml), w której wcześniej moczyły się grzyby i dokładnie mieszamy. Tak przygotowanym farszem nadziewamy wnętrza wydrążonych cebul. Cebule obieramy z łupinek. Odcinamy czubek, ostrożnie ścinamy końcówki (tylko tyle, żeby cebule stabilnie stały) i wydrążamy kilka wewnętrznych warstw, zostawiając ścianki o grubości około dwóch warstw cebuli. Z chleba odcinamy skórkę, miąższ kroimy w drobną kostkę. Tak pokrojony chleb wrzucamy na patelnię, na której wcześniej smażył się farsz. Dodajemy pozostały olej i mieszając, rumienimy chleb. Cebule układamy w naczyniu żaroodpornym. Wierzch cebul polewamy winem, resztę wlewamy na dno naczynia. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i pieczemy około 30 minut, aż cebule się zarumienią. Podczas pieczenia zbieramy z dna naczynia sos z wina i polewamy nim wierzch potrawy. Podajemy na gorąco. 1/2015 57 SMACZNY POZNAŃ Cebulowe gaty Biurcoo coworking Good Time Radio W Poznaniu biur coworkingowych jest co najmniej kilka, nie ma jednak drugiego takiego jak to. Biurcoo to przyczółek dla tych, którzy z własnym biznesem dopiero startują lub wręcz przeciwnie – prowadzą go od lat, jednak do biurka zasiadają sporadycznie. Czym wyróżnia się Biurcoo? By się tego dowiedzieć, najlepiej tu przyjść, usiąść w wygodnym fotelu i chwilę porozmawiać przy dobrej kawie, w otoczeniu oryginalnego designu. Od razu czuje się przyjacielskie nastawienie, otwartość i pozytywne fluidy. W dużej mierze to zasługa Fernando – Hiszpana z Puertollano, który mieszka w Poznaniu od kilku lat. Jednak Biurcoo to efekt wkładu pracy wielu osób – znajomych i przyjaciół. Niemały wpływ na powstanie Biurcoo miało zamiłowanie do wspólnego spędzenia czasu, wzajemnego dzielenia się i otwartości na pomoc. Wszystko, nawet w wystroju wnętrza, było dokładnie przemyślane – od najmniejszego detalu, jak lampka na biurko, aż po projekt mebli, które są dziełem Fernanda i aranżację wnętrza. Biurcoo, w zamyśle twórców, to nie 58 1/2015 zwykły lokal coworkingowy, lecz miejsce, do którego przychodzi się spotkać, porozmawiać, zainspirować i wspólnie popracować. Biurcoo to rozszerzenie pojęcia coworkingu, poprzez nawiązanie do idei „banku godzin”. Coworkerzy mają możliwość wymiany doświadczeń nie tylko dla ich obopólnej korzyści. Biurcoo wspiera taką otwartą i nastawioną na drugiego człowieka postawę, dlatego osoby, które zdecydują się uczestniczyć w programie wymiany doświadczeń, nagradzane są rabatami. Serdecznie zapraszamy na ul. 27 Grudnia 9/7, nie tylko do pracy w Biurcoo, ale także licznych spotkań „po godzinach”, które się tam odbywają. W końcu nie samą pracą żyje człowiek. Fot. Redondo Bueno Fot. Jagoda Wa 1/2015 59 NOWE MIEJSCA NOWE MIEJSCA G ood Time Radio to wyjątkowo oryginalna inicjatywa i jedyne takie miejsce w Polsce. Jest to radio internetowe, a prowadzących audycje można podglądać w akwarium, które jest częścią kameralnego klubu muzycznego. Na radiowej scenie odbywają się koncerty na żywo, nawet sześć razy w tygodniu, a występują na niej artyści reprezentujący różne gatunki muzyki: między innymi Natu, Kuba Badach, Kari, Dirty Loops, Sofa, Rust. Taka jest filozofia muzyczna radia: dobra muzyka ponad podziałami. Playlisty radiowe są komponowane ze szczególną starannością, aby prezentować to, co w muzyce najświeższe, nowoczesne i czego nie znajdzie się nigdzie indziej. Jedną z najważniejszych misji twórców Good Time Radio jest promocja młodych, zdolnych zespołów, które grają na światowym poziomie, a takich w Polsce nie brakuje. Dlatego radio przyciąga odkrywców i fanów nowych, ambitnych brzmień. Najlepszą muzykę, informacje ze świata muzycznego i zapowiedzi wydarzeń można znaleźć na profilu radiowym na Facebooku i na www. goodtimeradio.pl. Uzupełnieniem radiowego pomysłu jest Good Time Radio Cafe&Lunch. Audycji i koncertów można słuchać w towarzystwie pysznych dań i napojów przygotowywanych przez świetną ekipę młodych kucharzy i barmanów. Oferta Cafe&Lunchu jest najtańsza na całej ulicy Paderewskiego i jest jedną z bardziej atrakcyjnych cenowo na całym Starym Rynku. Wszystkie szczegóły na temat nowości w menu pojawiają się na facebookowym profilu lokalu. Zachęcamy, odkryjcie to wyjątkowe miejsce przy ulicy Paderewskiego 10. NOWE SKLEPY NOWE SKLEPY KoneSER K oneSER powstał w maju 2014 roku na poznańskich Jeżycach i jest pierwszym specjalistycznym sklepem z serami farmerskimi w Poznaniu. Ta rodzinna, lokalna inicjatywa zdecydowanie wyrasta poza słowo „sklep”. W przytulnym, urządzonym ze smakiem miejscu wszystko obraca się wokół prawdziwych serów i dodatków do nich. Oferowane tam unikalne produkty kozie, krowie i owcze powstają w małych lokalnych serowarniach. Wszystkie są wytwarzane w tradycyjny sposób zgodnie z rytmem natury, bez sztucznych dodatków. Każdy pojawiający się w sklepie ser podlega wcześniej ścisłej selekcji pod kątem jakości. Za każdym z nich stoi konkretny wytwórca wkładający w swoją pracę pasję oraz zaangażowanie, dzięki czemu wszystkie zachwycają unikalnym smakiem i zapachem. W KoneSERZE można spróbować każdego rodzaju sera, jest ich blisko 40 gatunków, w tym także pochodzących od znanych polskich serowarów. Obsługa sklepu chętnie pomaga w zestawieniu deski serów i doborze dodatków oraz opowiada o wyrobach i ich twórcach. Można więc 60 1/2015 Sklep z serami KoneSER Poznań, ul. Rynek Jeżycki 3/2b w w w.konesersera.pl www.fb.com/Konesersera tutaj znaleźć: kaszar blue, mazuriano, ermlander, kozią chałwę, myster Wańczyka, owczy blue i wiele innych. Myli się jednak ten, kto myśli, że znajdzie tu jedynie nabiał. Sklep oferuje również całą masę smacznych dodatków. Są więc oliwki, przetwory, spory wybór win, cydr, prawdziwe czekolady i słodycze z manufaktur. Znaleźć tu można nawet unikalne kosmetyki z mleka klaczy. Uczta smaków oferowana przez właścicieli jest odbiciem ich przekonania, że jedzenie to zmysłowa przyjemność, pochwała wolnego smakowania życia. I jak mówią o sobie: „Chcemy dzielić się z innymi naszymi kulinarnymi odkryciami oraz produktami, które pieszczą zmysły i sprawiają, że życie toczy się wolniej, pełniej, lepiej”. Właściciele dokładają starań, by KoneSER był miejscem spotkań ludzi pozytywnie zakręconych na punkcie jedzenia, lubiących odkrywać nowe smaki, ale też otwartych na poznawanie innych, wymianę poglądów. Wychodząc ku ich potrzebom często gospodarze zapraszają do siebie serowarów, którzy na oczach widzów nie tylko warzą sery, ale też ciekawie o nich opowiadają. Na koniec następuje oczywiście obowiązkowa degustacja. Organizowane również są różnego rodzaju eventy mające na celu przybliżenie serowarskich tradycji oraz integrację lokalnej społeczności. Do odwiedzin zachęca samo miejsce, zaaranżowane z wielkim smakiem i wyczuciem. Jest więc też i na co popatrzeć, szczególnie, że na ścianach prezentowane są cykle fotografii wykonanych przez klientów KoneSERA. 1/2015 61 I t is often hard to pinpoint one detail or segment of my journey here in Poland that encapsulates all of the feelings and emotions that I go through on a seemingly daily basis. I am often asked many questions about my life here and I am more than happy to answer all of them when I can or given the chance, believe me I am not very shy when it comes to talking. Well, most of the time anyway. Often though, I ask myself questions that I am constantly seeking answers to. One of the questions that I find difficult to answer and is often baffling to me is “Why does this all feel so familiar?”. And indeed, it is something that I am often asking myself as I wander down the street, swayed by the morning light and following it to where it leads me. It seems that in recent weeks, the topic of conversation is one that tends to lean towards nostalgia. Perhaps not exactly nostalgia per se, but there seems to be a link and often a very clear one. The term nostalgia describes a sentimentality for the past, typically for a period or place with happy personal associations. That seems to be an accurate description and conveys a lot of the thoughts that I hear spoken by those surrounding 62 1/2015 me. Perhaps it is the Holiday season gearing up that spurs most of this on or perhaps I have developed an ear for better hearing it. Either way, this reverie has been nothing short of interesting for me, often driving me into my own nostalgic episodes that I gleefully entertain. I own and operate a small coffee shop here in Poznan, in the Pasaz Apollo, close to the city center. This is possibly the greatest “job” that I have ever held and to be honest, creating Bigfoot Coffee Shop has been one of the most rewarding experiences of my life. I spend much of my day preparing coffee, chatting with guests, greeting all kinds of people from so many different backgrounds and cultures from all over the world (literally). In between all of this, I wander the streets of Poznan and Poland seeking that which inspires me and doing my best to capture it with my trusty Nikon so that I can convey it back to you, the viewer, in much the same manner that it revealed itself to my mind’s eye. Often, it is the “mundane” that captures my eye and beckons a second look as I wander. In so doing, I have the opportunity to connect with my new home Poznan, how it makes me feel, the deep will play an important part in this endeavor. Fog is one of those types of weather that really sparks something deep inside of me. If you follow my work, then you already know the images that move me. The heavy fog that rolls into the city from time to time is pure magic for me. It adds a layer of mystery to what I see and plays with depth as what is hidden in the mist slowly emerges or reveals itself to me. Some of my favorite moments come in the form of hearing footsteps echoing on the pavement or cobblestones and I have yet to see the visitor…and when she or he arrives I am ready to capture the moment! In my work as an artist and photographer, I find myself drawn to these images and ideas of nostalgia, incorporating them into my work and often getting frustrated when I cannot quite grasp what drew me in the first place, while understanding that it is my responsibility as an artist to do my best to convey those thoughts and feelings back to you, the viewer. What began as an unintentional progression has blossomed into the idea behind much of my work as of late. I often will incorporate a lone figure walking in the distance, going about their daily business whatever it may be, yet somehow this protagonist becomes a reflection of how I see myself wandering these streets here, going about my daily business. And in the end, these ideas move me, and my attachment to this city becomes stronger, the conviction of having lived here for three years worthy of the memory of it. And here we are at one of the most nostalgic periods of the year, at least for me, Christmas. I adore this time of the year, when I can become the little boy again that waits patiently to be let out to play. During this time, the ease with which I access my past astonishes me as memories boil to the surface and I am again struck with déjà-vu like feelings. I embrace this time and relish every second of it as old memories emerge and new ones are created. I really love being here in Poland and I am constantly reminded and amazed by how remarkable, challenging, beautiful, wonderful, invigorating and inspiring it truly is here. In the last three years, I have learned more about myself here than I have in the last ten in the states. I wish each and every one of you a wonderful 2015. See you soon, cześć! tekst i zdjęcia Erik Witsoe 1/2015 63 AMERYKANIN W POZNANIU AMERYKANIN W POZNANIU Fleeting Thoughts Guided by Inner Voices sense of history that I am surrounded by and often reveals itself to me in unique ways. Sometimes, the conversations that occur in Bigfoot, are often heavily laced with tones of nostalgia, something that I have a natural draw too, as the storytelling begins to become somewhat sentimental in nature. Listening intently, often a story or recollection unfolds romanticizing a portion of the past, a particular time or place and sometimes a significant occurrence in one’s personal history all of which allow me to see the world around me in a slightly different light. Thoughts of nostalgia often surface in emails or comments on my photos that I post describing my photographic work as “you have managed to capture the Poznan from my childhood, thank you” or “your images bring me right back to how I remember these streets” or from afar “I miss my Poznan, thank you for capturing it in a way that matches my memory for it”….and so many more. Admittedly, I wasn’t fully aware nor did I understand how much this sentimentality or nostalgia played such an important role in this wonderful culture. As I stated before, I have a natural draw as well to nostalgia and will frequently reread books that I have enjoyed, revisit films that I love over and over again, daydream about special moments, places or people that are in my past conjuring up memories that can produce a smile. And for some reason, I do this even more here and often find myself with thoughts of déjà-vu like strength, as feelings of familiarity and having been here before emerge, especially when I walk streets that carry a familiar light inevitably spurring a memory long forgotten back into the front again allowing for a kind of comfort to settle over me. I allow and welcome these thoughts, sometimes drawing inspiration from the very moment that it occurs, as if I am almost trying to photograph a portion of my past. I do not “set up” my shots although I may wait for someone to cross the street if I am drawn to it, instead I try to let the initial feeling guide me when in a particular area. I often chase the light and allow it to lead me to the beauty waiting to be revealed, just as my memory is also jarred by it. Very often, it is the little things that happen to me as I am wandering to work early in the morning that propel my thoughts and focus my imagination. Sometimes it is light driven or lack of and other times the weather ZIELONE ZAKAMARKI ZIELONE ZAKAMARKI Zimowa magia Parku Sołackiego Położony w dolinie Bogdanki Park Sołacki uznawany jest przez wielu za jeden z najbardziej urokliwych zakątków Poznania. S zczególna estyma otaczała go już od momentu założenia w 1908 roku. Park powstał jako centralna część dzielnicy willowej, w momencie budowy przeznaczonej w głównej mierze na miejsce zamieszkania niemieckich urzędników. Całe założenie opierało się na terenie wcześniejszej osady młyńskiej, od której pochodzi nazwa dzielnicy: staropolskie słowa sol, sołek oznaczały bowiem spichlerz lub spiżarnię. Zawirowania historii sprawiły, że w czasie okupacji niemieckiej Park Sołacki nazywał się Kuhndorfpark, a po wojnie nosił imię Józefa Stalina. Park zaprojektował Hermann Kübe, nadając mu romantyczny, angielski styl. Dzięki doskonałemu wykorzystaniu naturalnego ukształtowania terenu w rozlewiskach Bogdanki, park sprawia wrażenie dzieła przyrody. 64 1/2015 Rzeka płynąca zakolami przez środek kompleksu została dodatkowo spiętrzona, tworząc przewężony pośrodku staw, dodający malowniczości całemu projektowi. Park Sołacki ma lub miał swoje symbole. W przeszłości była to wieża do skoków spadochronowych, znaczną atrakcją były też łódki, których historia na wodach stawu sięga 1913 roku. Zabytkową pozostałością oryginalnej trasy tramwajowej łączącej Sołacz ze śródmieściem jest znajdujący się na obrzeżach parku unikatowy na skalę kraju budynek drewnianej poczekalni dla pasażerów. Do dziś natomiast utrzymuje się tradycja restauracji umiejscowionej na półwyspie nad „Wielkim Stawem”. Park Sołacki dzięki swojej magii ma stałe miejsce w sercach poznaniaków. Może wciąż przepełniać dumą jako obiekt oszczędzony przez dziejowe zawieruchy oraz większe ingerencje w jego oryginalny projekt. Marta Sankiewicz fot. Erik Witsoe Na podstawie: J. Pazder (red.), Poznań. Przewodnik po zabytkach i historii, Poznań 2010, Wydawnictwo Miejskie. 1/2015 65 KWESTIONARIUSZ PULSU POZNANIA Kwestionariusz „Pulsu Poznania” wypełnia Andrzej Sikorski Lubię Poznań, bo „tutaj wszystko się zaczęło”: i państwo, i chrześcijaństwo. I mamy szczęście, że najwspanialsze „kawałki” z tej przeszłości mamy na wyciągnięcie ręki (no, czasem na głębokość łopaty archeologicznej). W poznaniakach cenię Symbolem Poznania jest dla mnie katedra, Matka kościołów polskich, z podziemną nekropolią Pierwszych Piastów. Brakuje mi w mieście zieleni pomimo, że MPK na co dzień zazielenia ulice i tramwaje pomykają po trawie wzdłuż ul. Stawnej. akuratność! Nie lubię, kiedy poznaniacy podkreślają kilkupokoleniową poznańskość. Dawniej mówiło się o Poznańczykach – teraz wiele się wymieszało. Poznań w kilku słowach: „To miasto cichsze niż stąpanie konia” – jak napisał przed laty w jednym z wierszy Andrzej Babiński, ostatni romantyk tego miasta (zapominany, niestety). Czas wolny w Poznaniu spędzam na zapleczu Apteki „Pod Złotym Lwem”, przy Starym Rynku, u gościnnych Państwa Konstancji i Jana Majewskich i Anny M. Kielak. Lubię zapach i klimat tej wyjątkowej placówki, w której dzieje się tyle, że… Zmieniłbym w mieście siebie! Turyście, który nigdy nie był w Poznaniu, najpierw pokazałbym Ostrów Tumski i cudowne podwórko na zapleczu Hotelu Bazar, ze schodami ku ul. Koziej. Ulubione słowo w gwarze poznańskiej kejter – ulubione słowo prof. Jana Żaka, archeologa, który wprowadzał studentów spoza Wielkiej Polski „do poznańskiego” na jednych z pierwszych zajęć na UAM. Gdyby podano mi wszystkie popularne wielkopolskie dania, najpierw sięgnąłbym po skosztowałbym wszystkiego, a co! 66 1/2015 Andrzej Sikorski (61 l.), ur. w Gdańsku, poeta, prozaik, redaktor, krytyk literacki, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (od 1989). Autor 21 publikacji książkowych, w tym 10 tomików poetyckich, książeczki dla dzieci i 2 wywiady-rzeki z P. Kępińskim. Współpracuje z radiem i publikatorami prasowymi. Archeolog, absolwent UAM, badacz przeszłości Ostrowa Tumskiego w Poznaniu, wychowawca i przyjaciel wielu pokoleń poznańskich archeologów. Wyjątkowa reklama na łamach Pulsu Poznania [email protected] www.pulspoznania.pl +48 724 322 783 +48 665 543 144