Pobierz w pdf - Extrastory

Transkrypt

Pobierz w pdf - Extrastory
Działy bioliteratury-część pierwsza.
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
trawa1965
Paleobioliteratura.
Dlaczego właśnie tak?
Z mojego utworu „ Podstawy bioliteratury” wiemy, że przyroda nie lubi dzielenia bioliteratury.
Ale ja nie piszę tego utworu dla przyrody, ale dla ludzi, dla których sam pomysł bioliteratury może oznaczać rewolucję w dotychczasowej teorii literatury. Dlatego wszystko muszę
wyjaśnić w sposób „ klasyczny”.
Paleobioliteratura to jedyna gałąź bioliteratury, w której każdy organizm może tworzyć tak,
że jest to oryginalne. Tylko w tej jednej dziedzinie bioliteratury przyroda zrównuje wszystkie organizmy w prawach. Tylko poprzez paleobioliteraturę każdy organizm, nawet najbardziej banalny i nie posiadający w ciągu swojego życia żadnych zdolności bioliterackich,
może zostać członkiem Związku Bioliteratów Polskich.
Dlaczego tak się dzieje?
Odpowiem krótko: leży to w żywotnym interesie przyrody! Bez paleobioliteratury przyroda
nie miałaby żadnej własnej tożsamości historycznej. Nie wiedziałaby, skąd pochodzi i nie
umiałaby przewidzieć własnej przyszłości. Dlatego nie potrafiłaby udowodnić swojej wartości przed nikim z zewnątrz, na przykład przed ludźmi. W związku z tym bez paleobioliteratury nie wyobrażam sobie dziś istnienia parków narodowych i rezerwatów w Polsce i na
świecie.
To właśnie paleobioliteratura, a nie wiara w jakiegoś Boga, stanowi niepodważalny dowód
istnienia życia po śmierci. Jej nośnikiem są skały- nawet te, które nie zostały stworzone
przez organizmy żywe. Ale wcale nie trzeba zagłębiać się w strukturę skał, by dowieść istnienia paleobioliteratury! Równie dobrze możemy popatrzeć na wiatrołomy czy torfowiska.
W paleobioliteraturze najważniejszym pojęciem jest czas. Przyroda, w przeciwieństwie do
ludzi, zna niezliczone jego odmiany.To tak jak z językiem Eskimosów, którzy znają kilkadziesiąt słów dotyczących określenia „ śnieg”.
Spróbujemy zdefiniować kilka podstawowych i przetłumaczyć je na język ludzki. W tym celu
muszę użyć neologizmów logicznych.
Strona: 1/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
1. CZAS PONADCZASOWY to podstawowa jednostka czasu paleobioliterackiego. Gdyby
przetłumaczyć ten termin na język ludzki, byłby on zbliżony do pojęcia ewolucji. Zbliżony to
jednak nie znaczy, że z nim tożsamy. Czas ponadczasowy w przyrodniczym rozumieniu to
NIESKOŃCZONY CZAS LINIOWY. Dzieli się on na dwa „ podczasy”.
1 a. CZAS ŻYWY to faktyczny czas istnienia przyrody na Ziemi. Ma on swój początek i koniec. Paleobioliteratura dokładnie wie, od którego momentu należy czas ten liczyć, natomiast w żaden sposób nie potrafi podać daty BIOSĄDU OSTATECZNEGO.
1 .b. CZAS MARTWY. Jego początkiem jest moment powstania ziemi. W momencie pojawienia się życia przechodzi on w postać utajoną. Wtedy ściśle współpracuje z przyrodą w
tworzeniu bioliteratury. Swoją drugą młodość- wieczną młodość- przeżywa w chwili ustania
życia na Ziemi.
2.CZAS KOŁOWY. Czas ten jest odpowiednikiem czasu teraźniejszego i trwa średnio kilkadziesiąt- kilkaset lat. W ramach tego czasu widzimy współczesną przyrodę- złotą polską
jesień, różne oblicza zimy, wiosnę lub od razu lato. W momencie zmian klimatycznych przechodzi on w CZAS PALEOKOŁOWY.
3. CZAS SEZONOWY, zwany także CZASEM MIKROKOŁOWYM. Trwa on dokładnie jeden rok.
To jedyny typ czasu paleobioliterackiego, który możemy obserwować gołym okiem i aktywnie go współtworzyć na różne sposoby.
4. CZAS PLAMKOWY lub, jak kto woli, CZAS W CZASIE. Jest to czas życia danego osobnika.
Trwa on od kilku godzin do kilkudziesięciu tysięcy lat w przypadku rureczników i koralowców. Czas ten jest, używając terminów matematycznych, WPISANY w czas ponadczasowy, lecz jest autonomiczny w stosunku do niego. W rzeczywistości jest to cała sekwencja
mikroczasów często zupełnie niezależnych od siebie.
5. CZAS SPRZĘŻONY lub, jak kto woli, CZAS INTERAKCYJNY. Jest to czas należący do grupy
CZASÓW W CZASIE. Opisuje on czas życia dwóch lub więcej organizmów powiązanych ze
sobą łańcuchem pokarmowym zwanym troficznym. Jest to obecnie jedyny powszechnie
znany czas paleobioliteracki. Znamy go z licznych filmów przyrodniczych.
Małopolska stolica paleobioliteratury.
Krzeszowice to duża wieś na zachodzie Małopolski. Polakom kojarzy się przede wszystkim
jako „ stolica” dawnego prywatnego imperium rodu Potockich. W rzeczywistości jest to
główny ośrodek badawczy paleoprzyrody ziemi krakowskiej.
Paleoimperium Krzeszowickie rozciąga się od Rudna na południu po Dolinki Podkrakowskie
na północy. Wchodzi ono w całości w skład Nadleśnictwa Krzeszowice. Nagromadzenie paleoartefaktów na tej stosunkowo niewielkiej przestrzeni przekracza wprost granice wyobraźni. Wydaje się, że przyroda urządziła tu sobie wieczny wieczorek paleobioliteracki, na
który zaprosiła najwybitniejszych z wybitnych paleobioliteratów oraz bioliteratów współczesnych.
Po raz pierwszy odwiedziłem ten obszar prawie dwadzieścia pięć lat temu z zapalonym paleobiologiem- amatorem, który był moim kolegą. Pojechaliśmy do Lasów Tenczyńskich,
które aż do wybuchu drugiej wojny światowej stanowiły integralną część prywatnego państwa Potockich. Chciał on mi udowodnić, że jeszcze sześćdziesiąt pięć milionów lat temu
grasowały tu dinozaury.
Strona: 2/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Po krótkim spacerze ze stacji kolejowej przekroczyliśmy dawną granicę prywatnego imperium Potockich, która w tych czasach nie prezentowała się zbyt okazale. Były to po prostu
resztki bramy, na której jednak zachował się herb rodu Potockich tak, że każdy turysta od
razu wiedział, gdzie się znajduje. Tuż za bramą leżał kamieniołom diabazu- skały pochodzenia wulkanicznego. W tym właśnie momencie, jeszcze o tym nie wiedząc- olśnienie przyszło po latach- nawiązałem pierwszy kontakt z paleobioliteraturą.
Czarny i obecnie aż do bólu martwy diabaz żył krótko w permie w momencie, gdy wybuch
potężnego wulkanu wyrzucił go z wnętrza Ziemi. Żył do czasu aż był gorący i wtedy ostatecznie ukształtował się jego nekrocharakter taki, jaki znamy dziś. Wiemy, że już w chwili
gdy jeszcze żył, przewidywał swoją samotność. Za żadną cenę nie chciał do niej dopuścić,
ale co sam mógł zrobić? Jego rodzimy wulkan pozbył się go, ponieważ był egoistą. A poza
wulkanem diabaz dotąd nie wyobrażał sobie życia.
Długo- nieznośnie długo- musiał czekać na „ zemstę „. Ale w końcu przyszła, gdy wulkan
się zestarzał i nie miał już siły stawić oporu nacierającemu nań morzu. Po egoistycznym
wulkanie nie pozostał nawet najmniejszy ślad w krajobrazie. Ale o tym jeszcze wspomnę.
A w morzu żyły przyszłe wapienie. One to, gdy wreszcie się zmaterializowały, wyciągnęły
do diabazu „pomocną dłoń”. To nieważne, że akurat leżało to w ich interesie, że nie chciały po prostu być jednolicie białe, gdyż biel uważały za synonim biośmierci. Postawiły diabaz na nogi, ocierając z kurzu dotychczasowej bolesnej nekrohistorii. Pozwoliły mu wpisać
się w swoje ciała-w języku nauki nazywa się to konkrecją lub intruzją. I w takiej postaci podziwiałem go wtedy.
Ale gdzie żyły dinozaury?
Odpowiedź jest prosta- związały się z wapieniodiabazem. W jego cieniu chroniły się przed
palącymi promieniami równikowego słońca- przyszła Polska leżała wtedy na równiku, przynajmniej zgodnie z teorią dryfu kontynentalnego Wegenera-, pod jego osłoną obmyślały
taktykę polowań i tu chroniły się przed większymi od nich drapieżnikami. Świadczyło to o
tym, jak potężny był dawniej wapieniodiabaz. Pozostały dziś po nim tylko romboidalne,
osamotnione skałki. A po dinozaurach- pojedyncze kości rozrzucone po lesie. Ale pozostały
i gdyby nie my, turyści, dalej trwałaby ich paleobiohistioria.
Drodzy Czytelnicy! Ja dobrze zdaję sobie sprawę, że możecie uznać moje wywody za baśń
science- fiction. Bo przecież nikt z nas, łącznie ze mną, nie widział tego diabazowo- wapiennego muru. Ale pamiętajmy, czytając ten tekst, że paleobioliteratura nie ma z literaturą ludzką nic wspólnego, choćby ze względu na zupełną niekompatybilność paleobioliterackiego czasu z historią ludzką.
Dlatego spokojnie posłuchajcie dalszego ciągu mojej opowieści. Potraktujcie ją na razie tak,
jak legendę o złotym pociągu, którego nikt na własne oczy jeszcze nie widział, lecz liczne
dowody pośrednie wskazują na to, że istnieje. Na krzeszowickiej ziemi istnieje duża liczba
dowodów pośrednich na to, że wapieniodiabazowy mur rzeczywiście istniał.
***
Każdy turysta, który jest zakochany w Jurze Krakowskiej tak jak ja, doskonale wie o tym,
że wapienie nienawidzą śmierci. Chcą żyć nawet w nekrożyciu. Dlatego malują się manganem. Po tej czynności już nigdy nie są białe, ale najczęściej szaroczarne. Nietrudno się
domyślić, że wszelkie konkrecjointruzje też są przez nie mile widziane. Niestety dotyczy to
skał wyłącznie JURAJSKICH.
Strona: 3/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Co więc mają zrobić wapienie pochodzenia karbońskiego? Malowanie się manganem nic w
tym przypadku nie daje, gdyż mangan po tak długim czasie ulega wyblaknięciu. Wapienie
jednak są zdeterminowane, by chociaż paleożyć, a to rodzi nietypowe pomysły.
Trzeba zaprosić kogoś do paleotańca. Ale kogo? Kto jest na tyle wytrzymały, aby pisać historię życia od karbonu aż do czasów współczesnych? Na dinozaury trudno liczyć- to wygodnickie pieczeniarze. Chcą tylko korzystać z gościny wapieni, ale jak przyjdzie co do
czego, wolą zakopać się w jurajskich rędzinach. Tu zresztą prędzej czy później dopada ich
śmierć, na którą są najczęściej zupełnie nieprzygotowane. I dopiero taki wariat jak ja przychodzi z łopatką do lasu, by odkopać ich żałosne resztki...
Jedynymi odważnymi organizmami, które podejmują się trudu zapisania historii aż od karbonu, są globigeryny. To małe organizmy egzystujące na pograniczu świata roślin i zwierząt- takie sobie paleoeugleny. Jest dowiedzione od dawna, że małym organizmom bardziej zależy na życiu niż dużym, gdyż to właśnie te organizmy mają największe powody do
obaw o to, czy pozostanie po nich w przyszłości jakikolwiek ślad.
Globigeryny bez wahania odpowiadają na apel zamierających karbońskich wapieni. Odtąd
będą dzielić z nimi wszystkie trudy nekrożycia- na dobre i na złe. W przyszłości- czyli obecnie- ich życie można będzie prześledzić godzina po godzinie, a nawet... wyciągać wnioski
co do ich charakteru!
Mam gdzieś tam, pod grubą stertą codziennego kurzu, wyblakłą fotografię wapieni karbońskich z utrwalonymi na nich śladami po globigerynach. Jak na dawne eugleny były to
prawdziwe olbrzymy. Dziury po nich są jednak nieregularne i niejednolite, a odstępy pomiędzy poszczególnymi grupami osobników niekiedy bardzo duże. Świadczy to o tym, że
dzieliły się one na nieprzyjazne obozy lub nawet na parapolityczne stronnictwa. Ale równie
prawdopodobne jest stwierdzenie-upływ czasu wybitnie sprzyja rozwojowi wyobraźni-, że po
prostu organizmom tym czasem nudziło się życie w jednej kolonii, a poszczególne osobniki
chciały najzwyczajniej w świecie odpocząć od siebie...
Najpiękniejszym miejscem Krzeszowickiego Paleoimperium i najciekawszym z punktu widzenia paleobioliteratury jest niewątpliwie Dolina Karniowicka. Jest to jedyne w Polsce miejsce o westernowym krajobrazie. Majestatyczne jurajskie wapienie istnieją tu w „ czystej „
postaci- są niemal pozbawione roślinnej nadbudowy. Oczami wyobraźni można tu zobaczyć dyliżanse z napadającymi na nie Indianami lub też słynne arizońskie mesy, na tle
których Apacze i kowboje ostrzeliwali się nawzajem...
Nas jednak przede wszystkim interesuje paleobioliteratura tego miejsca. A pod tym względem Dolina Karniowicka bije wszelkie rekordy. Jest ona poprzecinana gęstą siecią poników.
To największa tego typu struktura na Jurze.
Poniki to jurajskie strumyki, które poraził majestat Doliny Karniowickiej. Poraził je tak bardzo, że odczuły własną małość i ze wstydu zapadły się pod ziemię. Stały się niewolnikami
karniowickich skał. W sumie wydaje się to dziwne, ponieważ bez nich Doliny Karniowickiej
po prostu by nie było.
Tak, drodzy Czytelnicy! W pewnym momencie musiało to jednak nastąpić. Poniki po prostu
zrobiły to, co do nich należało i musiały odejść, aby nic nie zakłócało właściwego spojrzenia na „ ich’ skały. Przecież od pierwszej chwili wiadomo było, że to one na „plecach „ poników mają kształtować oblicze paleobioliteratury.
Rażąca niesprawiedliwość dziejowa? Ależ skąd! No bo skąd w ogóle wiemy, że westernowe
Strona: 4/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
skały zostały ukształtowane właśnie przez poniki? Ano stąd, że poniki zachowały i zachowują nadal własną tożsamość. Tu i ówdzie-najczęściej w najmniej oczekiwanym momenciewychylają się one spod ziemi, choć tylko na krótkich odcinkach. Gdyby nie to, nikt by nie
wiedział, że poniki w ogóle istnieją i każdy miałby pełne prawo posądzić mnie o fantazjowanie...
Jednak wyjątkowość Doliny Karniowickiej nie kończy się na fakcie istnienia poników i westernowych skał.
Potężne siły, które ostatecznie ukształtowały oblicze oświęcimskiej Doliny Karpia, zwanej
przeze mnie Pojezierzem Łączańskim, musiały w swoim marszu na południe przejść przez
Dolinę Karniowicką oraz przez całe Krzeszowickie Paleobioliterackie Imperium. Był to lodowiec najstarszego znanego na ziemiach polskich zlodowacenia. O jego wpływie na paleobioliterackość całej krzeszowickiej ziemi opowiem później.
Podczas najazdu lodowca Dolina Karniowicka była już w pełni dojrzała zarówno pod względem paleobioliterackim jak i biokulturowym. Z całą pewnością jej wygląd nie odbiegał już
od wyglądu obecnego. Czasy, kiedy pławiła się w równikowych luksusach, dawno minęły.
Wspomnienia o nich także już stopniowo się zacierały. Ale Dolina Karniowicka posiadała to,
co najcenniejsze- honor w postaci nekro. Dlatego nie dała się zdominować najeźdźcom.
Owszem, Dolina Karniowicka musiała przepuścić najeźdźców przez swoje terytorium, gdyż
nie miała sił i środków na prowadzenie wojny. Musiała też przystać na okupację swojego terytorium. To jednak był koniec jej ustępstw. Uzbrojona w moralną broń, której na imię
Cierpliwość, doczekała atmosferycznej kontrofensywy, podczas której Pojezierze Łączańskie zostało wyzwolone. I właśnie wtedy pokazała lodowcowi, na co ją stać.
Wszyscy wiemy choćby z podręczników, że nacierający lodowiec nie jest groźny dla zastanego krajobrazu. Ale gdy silniejsi od niego zawiązują przeciw niemu koalicję, dostaje
amoku. Przegrywając starcie stosuje taktykę spalonej ziemi i niszczy wszystko po drodze.
Ofiarą jego gniewu padła cała południowa część Krzeszowickiego Paleoimperium. Zostało
ono doszczętnie zniszczone. W tych czasach ostatecznie przestał istnieć wapieniodiabazowy
wał oraz krzemowa dolina obok rudniańskiego zamku. Skały na terenie dzisiejszej Puszczy
Skał Kmity zostały rozbite na małe fragmenty. Na terenie Lasów Tenczyńskich oraz Puszczy
Dulowskiej powstały bagna, które jedynie łosie oraz bobry potrafią dziś przemierzyć.
I wtedy to Dolina Karniowicka wystawiła słony rachunek zaborcom. Po prostu kazała im się
spakować i wynosić. Teraz dopiero lodowiec odczuł to boleśnie, gdyż przy całej swojej potędze okazał się krótkowzroczny i mało przewidujący. Zupełnie nie pomyślał o tym, że trzeba będzie się wycofywać, pnąc się do góry. A atmosfera nie zamierzała czekać na marudera...
- „ Ja nie jestem pierwszym lepszym wapieniem jak moje sąsiadki bez honoru. Skoro nie
chcesz wyjechać stąd po dobroci, nie wyjdziesz stąd dopóty, dopóki się nie uspokoisz i nie
zabierzesz do pracy „- oświadczyła Dolina Karniowicka. – „ Będziesz pracował dopóty, dopóki nie dokończysz tu swego żywota”.I tak się stało. Wreszcie lodowiec zrobił coś pożytecznego. Po jego pobycie pozostał różowy kamień- rodzaj głazu narzutowego. Pozostał oczywiście tak, by rzucał się w oczy, ale
by nie mógł zdominować najmniejszej nawet wapiennej skały. Został całkowicie odizoloStrona: 5/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
wany od otoczenia. Stał się samotnym literatem piszącym pięknie, ale choć wychodził z
siebie, nigdy nie dostał się na paleobioliteracki Parnas.
Jak już wspomniałem, największą ofiarą gniewu lodowca stał się południowy kraniec Paleoimperium Tenczyńskiego, a szczególnie wygasły wulkan. Lodowiec zamienił go w jeden
wielki śmietnik. Ale czy mogło stać się inaczej, skoro lawie po okrzepnięciu odechciało się
żyć?
Zanim to jednak się stało, śmierć postanowiła sobie urządzić balangę, dokonując niezwykłych przekształceń w zastygłej lawie.Po upływie setek milionów lat pozostały po tym wydarzeniu czytelne ślady w postaci kamieni szlachetnych. Ich symbolem stała się Czarka. Gdy
wygrzebałem ją ze śmietnika, od razu uznałem ją za główną nekrobohaterkę mojej opowieści.
Czarka, powleczona wapiennym lukrem, była w swej zasadniczej masie krzemieniem, dlatego mimo swoich raczej przeciętnych rozmiarów ważyła co najmniej kilogram. Masa krzemienna była bardzo gruba i jednolita. Nie to jednak świadczyło o jej wartości, ale to, co z
jej wnętrza osadziło się na jej brzegach.
Pod wpływem wieloletniego działania atmosfery wnętrze talerza zmieniło barwę na tą przypominającą kość słoniową. W środkowej części wnętrza powstały liczne dziury wypełnione
powietrzem, które z upływem czasu zamieniły się w koliste obręcze. Z nich na powierzchnię talerza wytrącił się kwarc, który na swych górnych końcach zamienił się na fioletowy,
półszlachetny ametyst. Tłumacząc wszystko na język kulinarny możemy powiedzieć, że
właśnie to było głównym daniem podanym do stołu.
Nie wiem, ile bym zarobił, sprzedając Czarkę. Może kilkaset złotych. Ale myśl o jej sprzedaży szybko odrzuciłem. Dla mnie liczyło się to. że będę mógł nasycić oczy jej niepowtarzalnym pięknem. I że po jakimś czasie stanie się ona moją nekroprzyjaciółką.
O Czarko moja kochana! Gdybyś wiedziała, ile Ci zawdzięczam. To dzięki Tobie na dobre
zainteresowałem się geologią. To Ty prowadziłaś mnie coraz dalej- aż do momentu, w którym ostatecznie zrozumiałem, że istnieje bioliteratura. I teraz, moja Gwiazdo, serdecznie
Ci za to dziękuję.
Paleobioliteratura kosmiczna.
Drodzy Czytelnicy!
Jeśli przeczytaliście uważnie to, co do tej pory napisałem, z „Podstawami bioliteratury „
włącznie, oznacza to, że wspólnie przebyliśmy długą drogę. Jesteście więc gotowi na zrzucenie ostatnich barier krępujących Wasz umysł. Dlatego zapraszam Was tam, gdzie ani ja,
ani nikt z Was jeszcze nie był. W podróż poza Ziemię.
To co za chwilę napiszę, nie wykracza na razie poza ramy filozoficznych spekulacji. NA
RAZIE.
Czy Księżyc musi koniecznie nazywać się " Księżyc"? Wcale nie! Nawet NIE POWINIEN. Bo tą
samą nazwę używamy w stosunku do innych satelitów.
Nazwy paleobioliterackie, podobnie jak nazwy bioliterackie, tworzy sama przyroda. Czyni
Strona: 6/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
to na podstawie zachowań danych organizmów bez względu na to, czy są ożywione czy też
nie. Aby więc próbować dojść do zrozumienia wszechświata, trzeba najpierw nadać temu
ciału niebieskiemu imię- ewentualnie przydomek- po wcześniejszym zastanowieniu się , co
go wyróżnia na tle innych paleoorganizmów. I zrobić to z punktu widzenia SAMEGO CIAŁA
NIEBIESKIEGO. Ono zawsze powie ci prawdę, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że jest
reprezentantem swojego otoczenia, które posiada określoną tożsamość.
Otóż ten tajemniczy, pozornie martwy księżyc potrafi na Ziemi porządnie namieszać. Decyduje on, na przykład, o kierunkach naszej twórczości literackiej. On jest panem
zachowań wielu organizmów żywych. Gdyby nie on, bioliteratura ziemska byłaby niepełna.
Wniosek z tego może być tylko jeden- Księżyc jest dyktatorem o politycznych ambicjach!
Posiada nawet ludzką twarz, co wiemy, gdy go uważnie obserwujemy. Nie może więc być
żadnym przypadkiem, że w wielu kulturach był i jest Bogiem. Tak zresztą dzieje się też z
dyktatorami ziemskimi, którzy nawet po swojej śmierci mają swój boski kult.
Księżyc jest dyktatorem szczególnym, bo jego dyktatura wynika z... cierpienia. Jest zły, że
musi być wiecznym niewolnikiem słońca i dlatego całą swoją złość wyładowuje na ziemskich
ludziach i zwierzętach. Jest zły, że Słońce odebrało mu bioliteracką tożsamość i zredukowało ją do paleobioliteratury. Bo przecież posiada on nadal wszelkie warunki do rozwoju
bioliteratury na swoim terytorium. Ze względu na ukształtowanie powierzchni i znikomą odległość od ziemi jego bioliteratura wcale nie musiałaby zbytnio odbiegać od bioliteratury
karpackiej.
Ponieważ jednak o Księżycu tak niewiele wiemy, wcale bym się nie zdziwił, gdyby pod koniec mego życia okazało się, że w tajemnicy przed Słońcem ukrył on swoje bioliterackie
skarby w niedostępnych szczelinach skał.
A więc jak w końcu go nazwać? Czytelnik już się domyśla. To Paleowichrzyciel.
Wenus to planeta, która po zachodzie Słońca ukazuje się nam pod postacią Tłustej Gwiaździochy. Nazwa ta może być nadana przez organizmy ziemskie, które widzą jej skłonności
do efekciarstwa. Ponieważ skłonności te muszą być niejako "konsultowane " z samą przyrodą, dla której liczy się autentyzm i dawanie świadectwa, mnie nazwa ta w żaden sposób
nie dziwi. Wcale to jednak nie wyklucza możliwości napisania przez Wenus własnej bioliteratury, bo planeta ta nie jest pod jurysdykcją Ziemi. Mamy na to pośrednie dowody na naszej planecie w postaci organizmów geotermalnych.
Czy Księżyc musi koniecznie nazywać się " Księżyc"? Wcale nie! Nawet NIE POWINIEN. Bo tą
samą nazwę używamy w stosunku do innych satelitów.
Nazwy paleobioliterackie, podobnie jak nazwy bioliterackie, tworzy sama przyroda. Czyni
to na podstawie zachowań danych organizmów bez względu na to, czy są ożywione czy też
nie. Aby więc próbować dojść do zrozumienia wszechświata, trzeba najpierw nadać temu
ciału niebieskiemu imię- ewentualnie przydomek- po wcześniejszym zastanowieniu się , co
go wyróżnia na tle innych paleoorganizmów. I zrobić to z punktu widzenia SAMEGO CIAŁA
NIEBIESKIEGO. Ono zawsze powie ci prawdę, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że jest
reprezentantem swojego otoczenia, które posiada określoną tożsamość.
Strona: 7/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Otóż ten tajemniczy, pozornie martwy księżyc potrafi na Ziemi porządnie
namieszać. Decyduje on, na przykład, o kierunkach naszej twórczości literackiej. On jest
panem zachowań wielu organizmów żywych. Gdyby nie on, bioliteratura ziemska byłaby
niepełna.
Wniosek z tego może być tylko jeden- Księżyc jest dyktatorem o politycznych ambicjach!
Posiada nawet ludzką twarz, co wiemy, gdy go uważnie obserwujemy. Nie może więc być
żadnym przypadkiem, że w wielu kulturach był i jest Bogiem. Tak zresztą dzieje się też z
dyktatorami ziemskimi, którzy nawet po swojej śmierci mają swój boski kult.
Księżyc jest dyktatorem szczególnym, bo jego dyktatura wynika z... cierpienia. Jest zły, że
musi być wiecznym niewolnikiem słońca i dlatego całą swoją złość wyładowuje na ziemskich
ludziach i zwierzętach. Jest zły, że Słońce odebrało mu bioliteracką tożsamość i
zredukowało ją do paleobioliteratury. Bo przecież posiada on nadal wszelkie warunki do
rozwoju bioliteratury na swoim terytorium. Ze względu na ukształtowanie powierzchni i
znikomą odległość od ziemi jego bioliteratura wcale nie musiałaby zbytnio odbiegać od
bioliteratury karpackiej.
Ponieważ jednak o Księżycu tak niewiele wiemy, wcale bym się nie zdziwił, gdyby pod
koniec mego życia okazało się, że w tajemnicy przed Słońcem ukrył on swoje bioliterackie
skarby w niedostępnych szczelinach skał.
A więc jak w końcu go nazwać? Czytelnik już się domyśla. To Paleowichrzyciel.
Ale na Wenus temperatura jest jeszcze wyższa od tej, która panuje w bezpośrednim sąsiedztwie podmorskich kominów wulkanicznych. Oznacza to, że organizmy, które żyły bądź żyją
na tej planecie, muszą mieć zupełnie inną strukturę białka od organizmów ziemskich, a
może nawet wcale nie są zbudowane z białek! Mogą nawet nie być zbudowane z komórek i
nie posiadać DNA. Dlatego przyszli eksploratorzy kosmosu mogą mieć bardzo utrudnione
zadanie. Bo jak czytać paleobioliteraturę lub bioliteraturę czegoś, co ziemska technologia
może nawet nie zauważyć?
Załóżmy jednak, że się to uda, bo przy obecnym rozwoju technologii już nie można powiedzieć nigdy. Wtedy może okazać się, że nieaktualny staje się nie tylko tradycyjny podział
literatury na lirykę, epikę i dramat. Może być nawet niewystarczające dodanie do tego zestawu sugerowanego przeze mnie w „Odkryciach po przemyśleniach” nowego rodzaju literackiego o zbiorowej nazwie Naukowa Literatura Piękna. Nawet pojęcie bioliteratury nie
obejmowałoby wszystkiego! Wtedy nad wszystkim górowałaby literatura wszechświata,
której częścią byłoby wszystko, co do tej pory sugerowałem...
Paleobioliteratura ludzka.
Na zakończenie zastanówmy się, czy człowiek odgrywa w paleobioliteraturze jakąś rolę.
Według mnie odgrywa- i to poważną.
Załóżmy, że cmentarze są specyficznym rodzajem skał. Od prawdziwych skał różnią się tym,
Strona: 8/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
że są obrobione REGULARNIE I BEZ UDZIAŁU PRZYPADKU. A to oznacza, że nie wszystkie
ludzkie szczątki mają wartość dla paleobioliteratury.
To czy szczątki ludzkie mają wartość dla paleobioliteratury czy też nie, zupełnie nie zależy
ani od wyglądu grobowca, ani od statusu materialnego nieboszczyków, ale od WYGLĄDU
SAMYCH KOŚCI. Zależy też od miejsca, gdzie kości się znajdują.
Oto przykład.
Stoimy na terenie równym jak stół. Na horyzoncie nie widać żadnych pagórków. Około pół
kilometra od nas znajduje się mały lasek. Mały, ale to wystarczy, żeby oprócz jego krawędzi nie widzieć nic innego po drugiej stronie horyzontu. A przecież wiemy doskonale, że
po tamtej stronie leży duże miasto.
Tak bardzo płasko jest dookoła.
Oglądamy się za siebie i nagle stwierdzamy, że z ziemi coś wystaje. Podchodzimy bliżej i
zauważamy ze zdumieniem, że to ludzka kość. Czyżby została podczas powodzi wypłukana
z cmentarza przez rzekę? Ależ skąd- tu są tylko piachy. Najbliższa rzeka płynie w odległości
kilkudziesięciu kilometrów stąd, więc mimo płaskiego terenu żadna powódź nigdy w te rejony nie dotrze.
Ponieważ narasta w nas ciekawość, podchodzimy bliżej i co widzimy? Ziemia cała zryta
przez dziki tak, że nie ma wokół źdźbła trawy. Czego one tu szukały? Aha, bukwi- tuż
obok rośnie potężny buk. Przystajemy, by kopać, i rozkopujemy... podziemne cmentarzysko.
Ile tu ludzkich szczątków! Kilkadziesiąt, może kilkaset. Wszystkie z ranami postrzałowymi.
Kiedyś popełniono tu najwyraźniej okropne przestępstwo. I nikt o tym nie wiedział!
Przybyła policja, wszystko zbadano. I ta przerażająca konkluzja- wszystko działo się kilkadziesiąt lat temu. Potworna zbrodnia dawno się przedawniła.
Przejrzano archiwa i przeczytano w nich, że kilkadziesiąt lat temu w mieście X zaginęła
grupa ludzi. I teraz dopiero wszystko ułożyło się w logiczną całość.
Przestępcy zostali ujęci i powieszeni.
Z ludzkiego punktu widzenia była to zbrodnia doskonała. Przestępcy na miejsce zbrodni
wybrali kompletne odludzie.
Ale z punktu widzenia paleobioliteratury nie ma zbrodni doskonałej. Przestępcy popełnili
zasadniczy błąd. Zupełnie nie przyszło im na myśl, że drzewo może być świadkiem przestępstwa.
Gdy drzewo dojrzało, wiatr zrzucił z niego nasiona akurat pod grobem. Resztę już znacie...
Jarosław Roman.
Ukończono : 2 grudzień 2015 r.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Strona: 9/9
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl