diamentowa-gora-na-u..
Transkrypt
diamentowa-gora-na-u..
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma morzami na wysokiej górze spowitej gęstą roślinnością żył samotny król. Samotność monarchy była tym straszliwsza, że do jego zamku od wieków nie zawitało żadne żywe stworzenie: ani człowiek, ani zwierzę, ani ptak, ani choćby maleńki robaczek. Wielkie kamienne mury przeszywała bezdenna cisza. Stary król siadał co dzień na swym tronie, przegryzał korzonki, czy leśne owoce i patrzył przed siebie, w ogromne otwarte na gościniec wrota sali, jakby kogoś wyczekując. Jego biała broda była tak bujna, że wokół królewskiego siedziska tworzył się z niej piękny, puszysty dywan. Nikt jednak nie mógł tego podziwiać, a sam władca już dawno przestał zwracać uwagę na cokolwiek poza wpatrywaniem się w pustkę gościńca… nikt nie nadjeżdżał. Cała ta sytuacja była wynikiem zdarzeń jakie miały miejsce wiele wieków temu, dokładnie w roku 1001. Ów zamek, o którym była mowa nie był wówczas opustoszałą twierdzą, ale tętniącym życiem dworem, zasobnym w złoto i srebro. Dziś spowita zielskiem góra lśniła niegdyś blaskiem diamentów, a u jej podnóża rozpościerał się gród obfity w bogactwa. Wszyscy mieszkańcy królestwa żyli w zgodzie i dostatku. Każdy mógł odwiedzać zamkowe komnaty i porozmawiać z królem, a ten zawsze starał się zaradzić problemom swoich poddanych. Król Karol Dobry był niezwykle pogodnym człowiekiem, uwielbiał śpiew, taniec, muzykę i teatr. Zapraszał do swych komnat wędrownych grajków, sztukmistrzów i trupy teatralne przynosząc tym wielką radość wszystkim mieszkańcom. Zdarzało się nawet, że czasem sam się przebierał w kostiumy aktorów i wielkim talentem odgrywał role przed niczego nie świadomym ludem. Również wszelkie magiczne stworzenia, jak elfy, wróżki, czarodzieje, gobliny i krasnoludy chętnie odwiedzały zamek. Zawsze było tam gwarno, wesoło i śpiewnie, ponieważ niemal każdy wyśpiewywał pod niebiosy swoje piosenki. Nikomu to nie przeszkadzało. Czas jednak mijał nieubłaganie, aż nadszedł dzień, w którym dobry król umarł. Całe królestwo opłakiwało go rzewnymi łzami, a na tronie zasiadł jego syn Karol II. Młody król był zupełnym przeciwieństwem swego ojca: złośliwy, arogancki i niemiły. Jakież było zdziwienie poddanych, gdy po zakończeniu żałoby nowy władca ogłosił swój pierwszy dekret. Na dziedziniec wyszedł herold i donośnym głosem obwieścił co następuje: Ja, Karol II, z bożej łaski władca Królestwa Diamentowej Góry, Wielki Książę ziem ościennych etc., etc. Ustanawiam, że od dziś w całym państwie wprowadzony zostaje całkowity zakaz muzykowania, śpiewania i gry aktorskiej. Wszelkie instrumenty muzyczne, rekwizyty i zapisy nutowe mają być zniszczone. Obowiązuje bezwzględna cisza. Kto by ów nakaz złamał zostanie zamknięty w lochach. Na mieszkańców Królestwa Diamentowej góry padł blady strach, niedowierzanie plątało się z rozpaczą: - Jak to możliwe? Jak można żyć bez muzyki? – pytali jedni. - To nie może być prawda! – krzyczały dzieci. - Król postradał zmysły! – szeptali inni. Jednak kiedy wojsko zaczęło niszczyć wszelkie instrumenty najgorszy scenariusz właśnie został odegrany. W królestwie zapanowała ponura cisza i wielki smutek... T