Piękno może widzieć tylko osoba, która kocha!

Transkrypt

Piękno może widzieć tylko osoba, która kocha!
yjemy w czasach nowoczesności. Świat rozwija się w
bardzo szybkim tempie. Kościół już dwudziesty pierwszy wiek głosi ciągle tę samą Ewangelię. Epoka, w której przyszło nam żyć jest
pełna przepychu, w którym niejednokrotnie brakuje miejsca dla
Tego, który przyszedł, aby zbawić człowieka i który nadaje sens
ludzkiemu istnieniu – Jezusa Chrystusa. Dlatego niniejsze wydanie
czasopisma Vitis pragniemy poświęcić przede wszystkim temu, jak
wygląda sytuacja Kościoła w obecnych czasach.
Świat potrzebuje modlitwy. Wielu jest takich, którzy ofiarowują Panu Bogu swoją samotność, zamykając się za klauzurą klasztorów kontemplacyjnych i tam oddają się rozmowie z Bogiem. Niektórzy ludzie uważają, że taki styl życia jest szaleństwem. Czy tak
naprawdę jest? Czym jest prawdziwa samotność? Czym jest szeroko pojęte piękno dla dzisiejszego człowieka? Na te i inne pytania
nasi klerycy starali się dawać jak najbardziej wyczerpujące odpowiedzi. W naszym Seminarium mamy po raz pierwszy tzw. rok
propedeutyczny. Odpowiemy, zatem na pytanie, czym ten rok jest
i w jakim celu został ustanowiony.
W obecnym numerze Vitis oprócz wielu artykułów znalazł się także
szczególny wywiad. Otóż Pasterz naszej diecezji w tym roku
obchodził jubileusz sześćdziesiątych urodzin. Z tej okazji zamieszczamy obszerną rozmowę z ks. bp Andrzejem F. Dziubą, w której
min. opowie o swojej młodości, współpracy z Prymasem Polski,
planach na przyszłość; odniesie się także do bieżącej sytuacji Kościoła.
Oddajemy, więc w Wasze ręce jedenaste już wydanie czasopisma Vitis, głęboko ufając, iż będzie ono dla Was pożyteczną
lekturą oraz elementem przybliżającym Was w stronę Stworzyciela.
1
Tytułem wstępu
1
Redakcja
Okres propedeutyczny
3
Rafał Kaczmarek
Rozsiewać woń piękna Boga w świecie
8
Paweł Olszewski
10
Piotr Miazek
12
Dominik Napora
15
Robert Błaszczyk
60 urodziny Biskupa Łowickiego
19
Piotr Jarota
Michał Szkupiński
Skąd, po co i dla kogo fundacja CARITAS
31
Sebastian Antosik
Sekty zgubą człowieka
34
Paweł Pawlak
Tomasz Gawarecki
Samotność w nie samotności
36
Rafał Nawrocki
Czy służba w Kościele tylko dla duchownych?
39
Maciej Białkowski
Komercjalizacja Świąt Bożego Narodzenia
44
Jakub Świerczyński
Mateusz Podkowiński
Kronika seminaryjna
46
Łukasz Gawrzydek
Godne uwagi INFORMACJE diecezji łowickiej
48
Redakcja
Życie w zakonach kontemplacyjnych
– szaleństwo czy błogosławieństwo
Rok św. Jakuba - tradycja pielgrzymowania
do Santiago de Compostela
Kobieta - ksiądz
Dlaczego kościół mówi nie?
ul. Seminaryjna 6
99-400 Łowicz
tel.: 46 837-60-16
e-mail: [email protected]
Zakład Poligraficzny Halina Puchalska
ul. Oporowska 14
99-300 Kutno
tel.: 24 254-25-00
2
WYDANIA: Łukasz
Lesiak, Tomasz Stępniak
Stępniak
OPIEKUN WYDANIA: Ks. Dariusz Kuźmiński
TECHNICZNY/OKŁADKA: Tomasz
Wszelki postęp oraz zmiany cywilizacyjne zobowiązują, aby zmieniła się choć
trochę metoda przygotowania kandydatów do kapłaństwa.
Jednym z owoców refleksji Kościoła
nad formacją przyszłych kapłanów był
postulat sformułowany przez Synod Biskupów z 1990 roku, aby właściwą formację alumnów w seminarium poprzedzał
odpowiedni okres przygotowawczy. Dwa
lata później, w roku 1992 kwestię okresu
propedeutycznego w seminariach duchownych poruszył Jan Paweł II w adhortacji „Pastores dabo Vobis”. Ponad rok temu, 2 maja 2009 roku na Jasnej Górze
miały miejsce obrady Rady Stałej i biskupów diecezjalnych, na których zostało
poruszone zagadnienie wprowadzenia
tzw. okresu propedeutycznego w zwyczajny cykl formacji seminaryjnej. Sekretarz
generalny Konferencji Episkopatu Polski
bp Stanisław Budzik tłumaczył, że okres
propedeutyczny jest czymś istotnym, bowiem przygotowuje do wejścia na drogę
radykalnie odmienną od dotychczasowej’’.
Okres
propedeutyczny to przede
wszystkim czas, który obejmuję formację
duchową, ułatwiającą rozeznanie powołania, pozwala także na uzupełnienie braków
w formacji intelektualnej, religijnej i kulturowej kandydata. Zdecydowanie jest to
pomocne w rozwoju duchowym, ponieważ kandydaci przychodzą z miast i terenów wiejskich. Okres propedeutyczny to
również czas, aby zewnętrzna pobożność
młodego człowieka przerodziła się w autentyczne życie wiarą.
Po raz pierwszy okres propedeutyczny
został rozpoczęty wraz z nowym rokiem
akademickim 2010. Czas trwania tegoż
okresu i sposób jego przeprowadzania
zależy tylko i wyłącznie od biskupa danej
diecezji. W seminarium łowickim jest to
okres jednego roku. To czas ubogacający
pobyt czterech kleryków roku pierwszego.
Celem okresu propedeutycznego w
łowickim seminarium jest wprowadzenie
kleryka w życie duchowe prowadzące do
spotkania z Bogiem. Odkrycie mocy Słowa Bożego i życie liturgią. Stąd też klerycy
3
pierwszego roku mają trzy razy w tygodniu lekturę Pisma Świętego w Oratorium
w obecności Najświętszego Sakramentu.
Okres ten ma pomóc w zdobywaniu dojrzałości ludzkiej i integracji osobowej w
oparciu o klasyczną kulturę humanistyczną. Część zajęć jest wykładami dodatkowymi, które już są, np. kultura łacińska
kultura hebrajska i archeologia biblijna,
spotkania z polonistami na temat literatury polskiej w aspekcie religijnym, spotkania na temat kultury języka polskiego
oraz wiele innych zagadnień: tj. podstawowe zagadnienia z duchowości i moralności
chrześcijańskiej. Klerycy I roku mają raz
w miesiącu oddzielną Mszę Świętą. Innymi elementami, które były i w dalszym
ciągu są praktykowane to wspólna lektura
duchowa i co miesięczne rozmowy z ojcem duchownym a także spotkania z panią psycholog, księdzem Rektorem oraz
Vice-rektorem w ramach legesu. Kolejnym celem jest doświadczenie Kościoła
partykularnego, chociażby przez różnorakie wyjazdy do miejsc historycznych diecezji łowickiej. Aby wszystkie te cele mogły być osiągnięte przez kleryków przechodzących okres propedeutyczny mają
do dyspozycji jedno piętro w seminarium
4
wraz z Oratorium, a także osobne pokoje.
Istnieje jeszcze wiele innych planów i propozycji, ale wszystko to stopniowo i w
swoim czasie.
Nasuwa się zatem wniosek, że okres
propedeutyczny jest jak najbardziej dobry.
Zresztą każda metoda formacji seminaryjnej będzie taka jeśli tylko w życiu kleryka
modlitwa i zaangażowanie w życie duchowe przy pomocy łaski Bożej będzie rzeczą
najważniejszą. Chiara Badano - dziś już
błogosławiona wypowiedziała piękne słowa: często człowiek nie przeżywa swojego życia,
bo zanurzony jest w czasie, który nie istnieje: we
wspomnieniach lub żalach. Człowiek mógłby
nadać sens każdej rzeczy, gdyby wyszedł ze swego
egoizmu i odkrył wartość każdego swojego działania na rzecz innych.
Czas formacji w seminarium jest dla
każdego kleryka sprawdzeniem tego, jak
przeżywa swoje życie. Będzie ono piękne,
jeśli zanurzymy się w nieskończonej miłości Boga i będziemy nią sami żyli.
To prawdziwa miłość wypiera egoizm.
Wtedy nie tylko nadajemy sens swojemu
życiu, ale nadajemy go rzeczom, które nas
otaczają, a jeszcze mocniej nadajemy sens
innym ludziom, bo stajemy się świadkami
Tego, który nas wybiera i posyła…
Patryk Czarnecki
Pochodzę z parafii p. w. św. ap. Piotra
i Pawła w Żychlinie. Interesuję się fotografią
cyfrową. Uwielbiam pisać, szczególnie teksty
publicystyczne, to jest moją życiową pasją.
Do seminarium przyszedłem, aby rozeznać,
czy kapłaństwo jest drogą mojego życia.
cd. str 6-7
Krzysztof Wardęcki
Pochodzę z parafii p.w. św. Wawrzyńca
w Sochaczewie. Ukończyłem KLO Oo. Franciszkanów i 2 lata studiów teologicznych
(specjalność/nauczycielsko katechetyczną) na
UKSW w Warszawie. Wstępując do Seminarium chciałem odpowiedzieć sobie na pytanie
„Czego pragnie ode mnie Pan Bóg?” oraz
przeżyć jedyne w swoim rodzaju rekolekcje
gdzie rozeznam moje życiowe powołanie.
Łukasz Majer
Pochodzę z parafii p.w. św. Małgorzaty
w Kiernozi. Obecnie mam 19 lat. Historia
mojego powołania zaczęła się 2005 roku
od dnia bierzmowania. Wtedy to poczułem
w swoim sercu chęć służenia Panu Bogu jako
kapłan. Pisząc te słowa uważam, że znalazłem się w odpowiednim miejscu, dzięki
któremu odnajdę drogę jaka Pan mi przygotował.
Mateusz Wojtczak
Pochodzę z parafii p.w. św. Katarzyny
w Witoni. Jestem absolwentem III LO
im. Stanisława Staszica w Kutnie. Jako 19
letni chłopak wstąpiłem do WSD w Łowiczu, aby rozeznać drogę swojego życia, którą
przygotował dla mnie Pan Bóg. Jestem
zwyczajnym młodym człowiekiem, który
poszukuje celu w życiu. Interesuję się sportem, a zwłaszcza piłką nożną i boksem.
5
Powiadają, że niezbadane są Boskie
wyroki. Święta prawda! Wszystko zaczęło
się od bierzmowania. To był moment mojego nawrócenia i tak naprawdę pierwszego spotkania z Chrystusem. Może się to
wydawać śmieszne… ale wcześniej w kościele się mnie raczej nie widywało. Zasadniczo wychodziłem z założenia, że to ja
jestem PANEM. Nie chciałem, aby ktoś
wchodził z buciorami w moje życie. Nadszedł jednak moment, w którym potrzebowałem papierka z adnotacją, że jestem
bierzmowany – to poszedłem. Kto by
pomyślał, że w jednej chwili człowiek może się tak diametralnie zmienić. Hm…
oprócz tego, że wcześniej nie uczestniczyłem w ogóle w życiu Kościoła, to jeszcze
z Nim walczyłem. To był taki okres buntu. A tutaj niesamowite zaskoczenie.
W jednej chwili zmiana myślenia, zmiana
znajomych, zmiana bycia. Pierwsze świadome wejście do wspólnoty. Na początku
raczkowanie. Później rozwój, który trwa
wciąż i wciąż.
Pierwsza myśl o powołaniu pojawiła
się, sam nie pamiętam kiedy, chyba jakieś
dwa lata temu. Nie byłem wtedy gotowy.
Nie chciałem. Przecież to ja byłem panem
sytuacji. Odrzuciłem tę myśl… ale gdzieś
głęboko w podświadomości ona ciągle
była. Co jakiś czas wracała… to na modlitwie, to podczas medytacji… to jakieś inne
życiowe sytuacje układały się w pewien
schemat… ale nie dawałem wygrać tej
myśli. Walczyłem za wszelką cenę. Miałem
przecież swój plan na życie. Wydawało się,
że dużo lepszy, bo mój własny.
Zeszłoroczne wakacje. Pamiętam to
jak dziś. Dostaję telefon, że brakuje animatorów na Święcie Dzieci w Miasteczku
Krwi Chrystusa… że odjazd za trzy godziny. Długo nie myśląc – pakuję najpotrzebniejsze rzeczy i jadę. Ech… to były ciężkie
rekolekcje… szczególnie dla mnie. W nocy, dla animatorów, była adoracja Najświętszego Sakramentu. Coś wspaniałego,
6
gdyby nie fakt, że tam odbyła się największa duchowa walka w moim życiu.
Poszedłem całkowicie nieświadomy.
Była godzina trzecia w nocy. Wszedłem
i uklęknąłem. I zacząłem… gadać. Oj, dużo mówiłem. I przyszło Słowo Życia,
z dnia, w którym zaczynały się rekolekcje
- „Milcz, ucisz się!”. Pomyślałem – zaczyna
się robić ciekawie. Zamilkłem i przyszło
kolejne słowo – „służyć”. Zacząłem rozmyślać… co to w ogóle znaczy? Czym jest
służba? I znów wróciła myśl o powołaniu.
Odrzuciłem ją. Postanowiłem poczytać
Pismo Święte. Otwieram i widzę perykopę
„powołaniu pierwszych uczniów”. Pomyślałem, że to nie jest fragment dla mnie.
Więc otworzyłem inny fragment Ewangelii. I jeszcze raz – znów powołaniu
uczniów. Panie Boże, tak nie będzie! – pomyślałem. Otwieram i znajduję powołanie
Mojżesza. Następny fragment – powołanie
Jeremiasza. Nie wytrzymałem zamknąłem
Pismo Święte. Leżała w kaplicy jakaś książka, nie pamiętam co to było. Otworzyłem
ją i pierwsze co widzę, to słowa Jezusa
– „Ja jestem i Drogą, i Prawdą, i Życiem”.
(J 14, 6) No wreszcie coś normalnego
– pomyślałem. A jednak komentarz do
tego tekstu nawiązywał do powołania.
Tego było dla mnie za dużo. Przyszła kolejna osoba. I wyszedłem.
Kolejnego dnia postanowiłem nie iść.
Chciałem uciec. Poszedłem dopiero ostatniej nocy. I znów otrzymałem tekst o powołaniu. I znów walka. Pytania: dlaczego
ja? Po co?. Wyrzuty w kierunku Boga, że
chce za mnie decydować, że mam swój
plan – najlepszy plan. Minuty leciały a ja
przedstawiałem całą swoją litanię. Nie jestem chyba asertywny. Poddałem się.
Powiedziałem, że jeżeli taka jest wola Boga
to niech tak będzie. Ja przyjmę to, co przygotował. Pójdę, rozeznam - jeśli chce, żebym był kapłanem – będę, jeśli nie – to
znajdę inna drogę. Pamiętam, że wtedy
pierwszy raz popłakałem się. Nie wiem już
sam co było powodem. Nie były to raczej
łzy radości. Raczej niepewności, raczej
strachu przed nieznanym. Przeczytałem,
że łaski mi wystarczy, zaufałem.
Wiele słyszałem o życiu w seminarium.
Nie były to same pozytywy, gdyż jeden
głos niosący negatywne przesłanie, odbija
się echem dużo bardziej niż dziesiątki
przedstawiających to miejsce w pozytywnym świetle. Mimo to nie miałem wątpliwości - głosy sprzeciwu, wybuchy śmiechu, czy inne tym podobne nie miały dla
mnie większego znaczenia. Liczył się
Jezus.
Największym problemem dla mnie jest
to, że jestem idealistą. Dla mnie wszystko
musi być perfekcyjne i doskonałe. Nie ma
dla mnie miejsca na marną imitację.
Nie znoszę obłudy… dlatego każdy jej
objaw doprowadza mnie do szału, a że
spotkałem na swej drodze różnych pasterzy, to już sam nie wiedziałem, czy ta właśnie droga jest mi pisana. Fakt, byli kapłani, w których widać było działanie Ducha
Świętego, którzy swoim życiem dawali
czytelne świadectwo…, ale byli również
tacy, którzy jedno mówili, a drugie czynili.
W kościele byli święci i nieskalani, poza
nim – pozostawię bez komentarza. Jezus
jednak mówi o faryzeuszach, aby słuchać
ich nauki, ale czynów nie naśladować.
Tak też starałem się czynić.
Podjęcie decyzji o wstąpieniu do seminarium nie było łatwe. Wiele wyrzeczeń,
wiele krzywych spojrzeń, wiele godzin
spędzonych na modlitwie. Wierzyłem,
i nadal wierzę, że to nie był zbieg okoliczności, że Jezus chciał mi coś pokazać.
Przychodząc tutaj tak naprawdę nie wiedziałem co mnie czeka. To była jedna
wielka niewiadoma. Oczywiście, byłem
całkowicie świadomy swojej decyzji.
Wiedziałem o całym aspekcie naukowoformacyjnym. Wiedziałem, że to nie zabawa… że to poważna decyzja, która niesie
za sobą wiele konsekwencji. A jednak,
mimo wszystko, mimo tej całej nieskończonej zagadki, nie miałem większych
wątpliwości. Rzuciłem się w morze… za
Jezusem. Nie wnikałem jakoś bardzo
w plan dnia kleryków. Uznałem to
wszystko za marność, wychodząc z założenia –„ jakoś to będzie”.
„Jakoś” nie oznacza niestety dobrze…
albo raczej w moim przypadku nie oznaczało. Początki podobno zawsze są trudne. Ale nie wiedziałem, że aż tak. Zderzenie z nową rzeczywistością było straszne.
Czułem się zamknięty, osaczony. Czułem
się dziwnie, chociaż nie jestem przekonany, czy to słowo w pełni nakreśla całą
dramaturgię i powagę sytuacji.
Jeden dzień wystarczył, żebym miał
dość. Już nie miałem siły. Z jeden strony
chciałem uciec, z drugiej czułem, że tutaj,
mimo wszystko, będę szczęśliwy i do tej
pory tak jest. Daję się prowadzić Jezusowi
i rozeznaję. Zobaczymy co Bóg da. Niech
się dzieje Jego wola. Z prądem płyną
tylko zdechłe ryby!
Dzisiaj, po tych kilku tygodniach czuję
się lepiej. Powoli zaczynam egzystować
tym zupełnie nowym życiem. I powiem
szczerze – czuję się bardzo dobrze. Mogę
obecnie stwierdzić całkowicie świadomie
– uwiodłeś mnie Panie miłością, a ja,
dałem się uwieść! (Jr 20, 7)
Chwała Panu!
7
Kiedy słyszymy wyrażenie „dzisiejszy
świat”, zaraz przychodzi nam na myśl cały
negatywny obraz współczesnego ziemi.
Spory pomiędzy narodami, konflikty międzyludzkie, brak tolerancji, nieuprzejmość,
aż wreszcie bałagan na ulicach miast i sterty
śmieci, które powoli nas przykrywają!
Tak, takie obrazy przeplatają się w naszych
głowach i budują potężną warownię, której
człowiek nie będzie w stanie pokonać.
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: w walce
bokserskiej między człowiekiem, a negatywnymi myślami dotyczącymi dzisiejszego
świata – można śmiało powiedzieć – zwodnik o imieniu ludzkość jest zapędzany
w narożnik i nokautowany. Ale już tu na
wstępie nie ma podstaw, aby wpadać w panikę, ponieważ między upadkiem na deski
a rozstrzygnięciem wyniku jest 10 sekund
na podjecie decyzji: walczę dalej lub się
poddaję!
My wybraliśmy: WALCZĘ! Nie możemy poddawać się zjawiskom patologicznym, które próbują wylansować sobie stanowisko rzeczywistości normalnych. Trzeba nam w myśl słów Apostoła Pawła,
wszystko badać, to, co szlachetne zachowywać; unikać natomiast wszystkiego, co ma
choćby pozór zła (por.1Tes5, 21-22).
A zatem przechodzimy ponad stereotypowym stwierdzeniem, że dzisiejszy świat jest
całkowicie niedobry! Mało tego każdy z nas
(w każdym są pierwiastki dobra i piękna)
żyje w dzisiejszym świecie i powołany jest
do „czynienia dzisiejszego świata” (por.
Rodz1,28), bo jak Pan Bóg przy stwarzaniu
świata widział go dobrym, tak chce go
widzieć również i dziś.
8
Czym jest piękno dzisiaj?
Trudne pytanie, mamy odpowiedzieć na nie znienacka i gdy
trzeba zapytać tysiące ludzi o ich
widzenie piękna.
Kopalnią informacji, która jest kształtowana przez społeczeństwo jest internet,
ale badając to źródło nie doszukałem się
interesującej mnie wiedzy. Spotkałem tam
jedynie encyklopedyczno - filozoficzne
regułki, które nie oddają ŻYCIA.
Skoro wirtualne środowisko nie przyniosło żądanego efektu, trzeba było
rozejrzeć się wokół siebie i to był strzał
w dziesiątkę!
Piękno w dzisiejszym świecie? Ono
jest i to całkiem blisko każdego z nas
(czasem nawet trzeba uważać, aby się o to
piękno nie potknąć)!
W formację seminaryjną włączona jest
opieka nad chorymi. Przez dwa lata chodziłem do Osoby, która będąc na wózku
inwalidzkim rzadko wychodziła z domu.
Lecz kiedy wychodziliśmy na spacery często szukaliśmy miejsc, które są bogatsze
w przyrodę niż miejskie osiedle. Wielokrotnie idąc drogą zatrzymywaliśmy się
przy jakimś drzewie, krzaku, czy kawałku
łąki. Dlaczego? Bo ta Osoba chłonęła
przyrodę jak gąbka wodę. Na początku
trudno mi było zrozumieć:, co pięknego
można zobaczyć w jakimś polnym kwiatku, który jest podobny do stu innych po-
lnych kwiatków. Ale po wielu rozmowach
(i spacerach) nauczyłem się, że piękno jest
w tym, do czego tęskni nasze serce!
Piękno może widzieć tylko
osoba, która kocha!
Ktoś, komu choćby przez chorobę
została odebrana wolność swobodnego
poruszania się, tęskni za niezależnością
i potrafi korzystać z chwili, która trwa.
Później i ja w zwykłym krzaku widziałem
i staram się nadal dostrzegać arcydzieło
Pana Boga.
Analogicznie możemy przenieść to na
inne rzeczywistości. Jakiś artysta powie,
że pięknem dla niego jest muzyka, rzeźba,
wiersz. Mąż powie, że pięknem jest dla
niego żona. Dla rodziców pięknem absolutnym będą dzieci. I dla każdego człowieka pięknem będzie zupełnie co innego,
ale to piękno musi rodzić dobro w człowieku! Musi karmić jego serce pozytywami, które pobudzają go do osiągania wyższych wartości. Trzeba na każdym kroku,
w swoim środowisku, bardzo mocno podkreślać, że we współczesnym świecie JEST
takie AKURATNE... Piękno jest dla mnie
odbiciem w duszy Oblicza Bożego...
Człowiek jest piękny, gdy staje w prawdzie
przed Bogiem... Człowiek piękny... świat
piękny... coś, mówię, że jest piękne, gdy
jest pełne Boga... a On tylko może dać
ład, harmonię, porządek… czystość,
miłość...”.
Przyglądając się tym wypowiedziom,
jasno możemy stwierdzić, że piękno ma
swoje korzenie w Bogu, który sam jest
Pięknem. Jezus powiedział kiedyś:
„Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól
utraci swój smak, czymże ją posolić?
Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.” (Mt 5,13).
Można, zatem powiedzieć, że konkretnym
zadaniem każdego z nas, jako ludzi, jest:
Rozsiewać woń piękna Boga w świecie!
Warto zastanowić się nad pojęciem
piękna w swoim życiu i ubogacaniem
dzisiejszego świata swoją osobą, swoimi
czynami, które służą ukazywaniu Oblicza
Boga Stwórcy.
PIĘKNO!
Rozważając temat piękna w świecie
rozmawiałem także z Osobami, które
w sposób szczególny oddały swoje życie
Panu Bogu. Chciałem poznać, jak z perspektywy osoby konsekrowanej widzi się
piękno; i otrzymałem takie odpowiedzi:
„Piękno to westchnienie Boga w Tobie.
To wewnętrzna wrażliwość na Bożą obecność
w stworzeniach. To
zdolność patrzenia
na wszystko wokół przez czyste
okulary”
oraz:
„Gdy myślę o PIĘKNIE
widzę harmonię... ład, porządek... wszystko na swoim
miejscu, pasujące do siebie...
9
Coraz częściej wielu ludzi poddaje
w wątpliwość potrzebę istnienia zakonów
zamkniętych we współczesnych czasach,
w których osłabła wrażliwość na wartości
duchowe. Czy w migotliwym, pstrokatym
świecie zlaicyzowanej popkultury jest jeszcze miejsce na autorefleksję i zamyślenie?
Czy życie w izolacji od świata oznacza
jego negację? Czy osoba realizująca drogę
powołania zakonnego stanowi wzór życia
chrześcijańskiego, czy wręcz przeciwnie…
ukrywając się za murami klasztoru realizuje swoje „szaleńcze”, utopijne, pragnienie
bycia wyalienowaną jednostką? A może
krytycy życia mniszego deprecjonując jego
wartość mają rację, zwracając uwagę na
aktualne wielkie potrzeby działań ewangelizacyjnych?
Warto na wstępie jednak zwrócić uwagę, na fakt istnienia w historii, we wszystkich religiach i cywilizacjach ludzi, którzy
z dala od świata, praktykując ascezę i oddając się kontemplacji, pragnęli osiągać
doskonałość niedostępną dla przeciętnego
człowieka.
Aby można było w pełni rozwinąć
temat zakonów kontemplacyjnych niezbędnym wydaje się wyjaśnienie zagadnienia chrześcijańskiej kontemplacji. Łacińskie contemplare oznacza wpatrywać się,
oglądać, rozważać, co w praktyce chrześcijan identyfikuje się z nieustającym podziwem dla Boga i Jego dzieł oraz niegasną-
10
cym pragnieniem wpatrywania się w Jego
tajemnice, obcowanie z Nim wyłącznie dla
Niego samego. Niesłuszne są zarzuty o
ucieczce przed światem i wyrzeknięciu się
go. Każdy piłkarz dla zachowania kondycji
trenuje, a badacz potrzebuje pilności i cierpliwości, aby osiągnąć wyniki. Dojście do
zamierzonych celów z zachowaniem wierności obranym wartościom wymaga zaangażowania i działania nie połowicznego.
Doświadczenie przekonuje nas jednak,
że człowiek ma skłonności do nieporządku
i wygodnictwa. Im właśnie świadomie
i systematycznie przeciwdziała asceza.
Dyscyplina względem samego siebie, wyrzeczenie i ofiara, „same w sobie” nie mają
wartości, lecz nabierają ją, gdy stają się
środkami do osiągnięcia celu. Cel najwyższy i ostateczny dla każdego chrześcijanina
stanowi zbawienie, zdobyte na drodze miłości Boga i bliźniego, a przecież prawdziwa miłość nie cofa się przed ofiarą i nie
boi się wyrzeczeń. Na podstawie tego możemy wysnuć wniosek, iż szczególnie nam
– ludziom współczesnym potrzebni są inni
zdolni do poświęcenia się wyłącznie Bogu.
Tak… właśnie nam wszystkim! Jak stwierdził Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej
Vita consecrata: „Kościół potrzebuje osób
konsekrowanych, którzy będą ukazywać
ojcowskie oblicze Boga i macierzyńskie
oblicze Kościoła, którzy będą umieli
zaryzykować własne życie, aby inni mieli
życie i nadzieje.”
Człowiek kroczący drogą kontemplacji
poszerza swoje horyzonty poznania, widzi,
jak w przedziwny sposób Bóg zamieszkuje
w nim. Zauważa również wszechobecność
Boga i Jego działanie we wszystkich Bożych stworzeniach, bo przecież całe stworzenie mówi coś o swoim Stwórcy. W tym
świetle zasada życia zakonnego nabiera
szczególnej wartości współcześnie, kiedy
reguły życia wyznaczają liberalna demokracja i rynek. Stan zakonny staję się czytelnym znakiem Królestwa Bożego już tu na
ziemi.
Kościół, prowadzony przez Ducha
Świętego, zawsze uważał życie zakonne
za szczególną formę naśladowania Chrystusa, który będąc pokorny sercem, cichy
i ubogi zechciał nas swoim ubóstwem ubogacić, a przez posłuszeństwo aż do śmierci
krzyżowej odkupić upadłą ludzkość.
Zakonnicy pobudzeni i ożywieni miłością
Bożą, ślubują Panu życie w czystości, szukając Jego woli w posłuszeństwie i przyjmując dla Niego ubóstwo, by osiągnąć
prawdziwą wolność dzieci Bożych. Niewątpliwie ten jeden z owoców życia przenikniętego żarem kontemplacji, jakim jest
wzrost wrażliwości człowieka, wydaje mi
się szczególnie wart podkreślenia. W ciszy,
spokoju i skupieniu człowiek lepiej odczuwa wszelkie odcienie wewnętrznych poruszeń i staje się przez to bardziej wrażliwy
na duchową doskonałość w sobie, u innych ludzi i w otaczającej go naturze,
a przez to żyje obficiej, głębiej, piękniej.
Kontemplacja Najwyższego w Jego
słowie, postaciach eucharystycznych oraz
drugim człowieku nie wyczerpuje oczywiście tego, co stanowi życie mnicha czy
mniszki. Owocem takiego życia przepełnionego modlitwą musi być otwarcie się na
drugiego człowieka. Kontemplacja nie zamyka na innych, a wręcz przeciwnie jest
przeniknięta gotowością spieszenia z pomocą i otwarciem na służbę. Modlitwa nie
jest niezbywalnym przywilejem „arystokracji kontemplatorów”, ale czynnością
mogącą przybrać formę służby braterskiej
dla spełnienia najniższych posług potrzebnych dla domu.
Reasumując, kroczenie po drodze radykalizmu ewangelicznego, stanowi szczególne błogosławieństwo i dar zarówno dla
ludzi powołanych, jak również całego
świata.
To dobrodziejstwo pobudzane i podtrzymywane przez łaskę Bożą, staje się tym
owocniejsze im bardziej zgłębia odwiecznego Boga i szuka Jego dróg. Dlatego również w każdym z nas powinna być szczególna troska i modlitewna pamięć o zakonach z wyjątkowo rozwiniętym wymiarem
kontemplacyjnym, tak, aby te miejsca intensywnej modlitwy, poprzez pokorę oraz
wyrzeczenia stawały się dla nas szkołą miłości, prostoty i wzrostu duchowego.
Poprzez uwydatnienie żaru kontemplacji
i ascezy miejsca te mogą okazać się środkiem zaradczym na problemy naszych
trudnych czasów, a dla nas wierzących stać
się drogą wiodącą do krainy wiecznej kontemplacji Oblicza Odwiecznego.
Bibliografia:
Krenzer F., Taka jest nasza wiara, Paryż 1981.
Łuczak H., Wierność dziedzictwu, Lublin 1985.
Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium
Dekret o przystosowanej odnowie życia zakonnego Perfectae caritatis
Adhortacja apostolska Jana Pawła II Vita consecrata
11
W Kościele Katolickim przeżywamy
obecnie Rok św. Jakuba Apostoła.
W Santiago de Compostela – mieście położonym na północy Hiszpanii, gdzie według
tradycji znajduje się grób tegoż patrona, jest
to już 119 Jubileuszowy Rok Święty.
Dokładnie zainaugurowano go 1 stycznia
2010 r. otwarciem tzw. Świętych Drzwi,
czyli Drzwi Przebaczenia (Puerta del Perdón) w katedrze w Santiago. Rok św. Jakuba
(Ano Santo Jacobeo) obchodzi się zawsze
wtedy, gdy święto Apostoła Jakuba Starszego, tj. 25 lipca, przypada w niedzielę. Pierwszy taki Jubileusz ogłoszony został w 1120 r.
przez papieża Kaliksta II. Początki kultu św.
Jakuba w Europie sięgają jednak IX wieku.
Według legendy ciało apostoła przywiezione
zostało łodzią na teren północnej Hiszpanii
i pochowane w miejscu, gdzie obecnie znajduje się Santiago de Compostela. Hiszpanie,
którzy przez wieki bronili Półwyspu Iberyjskiego walcząc z muzułmanami uważali, iż
wspierało ich wstawiennictwo samego św.
Jakuba. Nadali mu oni przydomek
„Matamoros” – pogromca Maurów. Dzięki
temu św. Jakub od IX wieku jest patronem
Hiszpanii oraz Portugalii.
12
Nuta historii
Kult wiąże się z licznymi pielgrzymkami do
Santiago de Compostela, na miejsce pochówku świętego, który w średniowieczu
stał się bardzo popularny. Przybycie do
Hiszpanii pierwszego pielgrzyma, francuskiego biskupa Le Puy Godescalco, datuje
się na rok 950. Największe nasilenie ruchów
pielgrzymkowych przypada na czas od XI
do XIV wieku. Ślady pielgrzymek znajdują
się nawet na monetach Karola Wielkiego.
W XII wieku akt papieski uznał miasto
Compostelę za święte miejsce chrześcijaństwa – trzecie w kolejności po Jerozolimie i
Rzymie. Tym samym Santiago stało się
obok nich jednym z najważniejszych miejsc
pielgrzymowania. Wędrówka miała przede
wszystkim charakter religijny. W wiekach
średnich pielgrzymowano dla umocnienia
wiary, odbycia pokuty, spełnienia ślubowania lub z prośbą o uzdrowienie czy też w
celach dziękczynnych. Drogę – „Camino de
Santiago” - przemierzali przedstawiciele
wszystkich stanów, w tym wiele znanych
postaci, takich jak Karol Wielki, św. Franciszek z Asyżu, św. Elżbieta Portugalska, św.
Brygida Szwedzka, Izabela Kastylijska, św.
Ignacy Loyola, Jan Dantyszek czy papież Jan
XXIII. Znaleźli się na niej również sławni
Polacy, m.in. Jerzy i Stanisław Radziwiłłowie, którzy dotarli do grobu Apostoła w
1579 r.; oraz w 1611 r. Jakub Sobieski, ojciec króla Jana III Sobieskiego. W szczytowym okresie popularności szlaku, przypadającym na XIV wiek, każdego roku przemierzało tą trasę ponad milion osób. Średniowieczni chrześcijanie odnosili się z wielkim
entuzjazmem do pielgrzymek. Motywowane
było to nie tylko ich głęboką wiarą religijną
ale również ciekawością ukrytego za horyzontem świata oraz zamiłowanie do przygód. Ciekawą rzeczą, o której warto wspomnieć, jest to, iż nie wszyscy kończyli swoją
wędrówkę w Santiago de Compostela. Przemierzając kilkadziesiąt kilometrów dalej,
czyli trzy dni drogi od Santiago, docierali
nad wybrzeże Oceanu Atlantyckiego, do
Przylądka Finisterre (od łacińskich słów
„finis terrae” – tj. "koniec ziemi"), który
bywa błędnie uważany za najdalej na zachodzie wysunięty punkt kontynentalnej Europy. W starożytności i średniowieczu uważano Finisterre za prawdziwy koniec świata,
poza którym ciągnie się tylko nieprzebyte
morze. Tradycją po dotarciu do przylądka
stało się palenie pielgrzymiej szaty i obmywanie się w wodach oceanu. Był to znak
pozostawienia za sobą dotychczasowego
grzesznego życia i rozpoczęcia nowego.
Docierający nad ocean wędrowcy zabierali
ze sobą muszle jako dowód przebytej drogi.
To właśnie z Finisterre wzięła się bardzo
znana i powszechna muszla jako symbol
„Camino de Santiago”. Nawiązując do tego
faktu, pielgrzymów do grobu Apostoła nazywano kokijardami - od francuskiej nazwy
muszli: „la coquille”. Znaczenie pielgrzymek
w Europie ogromnie spadło wraz z nadejściem rewolucji francuskiej. Popularność
wędrówki po Drodze św. Jakuba ponownie
zaczęła wzrastać w latach osiemdziesiątych
XX wieku za sprawą Jana Pawła II. W czasach swojego pontyfikatu odwiedził on Santiago de Compostela dwa razy – w 1982 r.,
pokonując niewielki odcinek pielgrzymiego
szlaku oraz w 1989 r. w ramach IV Światowych Dni Młodzieży. Pielgrzymki papieża
spowodowały odrodzenie się zapomnianej
dawno pątniczej trasy. Ojciec Święty apelował wówczas: Europo, odnajdź siebie samą!
Bądź sobą! Tchnij życie w swoje korzenie!.
Charakter pielgrzymowania
Według tradycji do grobu św. Jakuba należy
dotrzeć pieszo, rowerem lub konno.
W odróżnieniu od innych pielgrzymek,
takich jak te dobrze znane nam na Jasną
Górę lub Kalwarię, Camino pokonuje się
indywidualnie bądź w niewielkich grupach.
Droga zaprasza wszystkich, którzy chcą
doświadczyć wewnętrznej ciszy i duchowej
przemiany, bez względu na wyznanie czy też
narodowość. Do dyspozycji wędrowców
przeznaczone są nie tylko znajdujące się po
drodze kościoły i kaplice, ale także miejsca
noclegowe w schroniskach dla pielgrzymów,
prowadzonych przez lokalne społeczności:
parafie, stowarzyszenia, schroniska młodzieżowe czy też przez osoby prywatne w gospodarstwach agroturystycznych.
Aby pielgrzymka była ważna trzeba pokonać przynajmniej 150 km, choć pierwotny
zwyczaj nakazuje rozpocząć wędrówkę spod
drzwi własnego domu. W biurach obsługi
pielgrzymów należy wypełnić ankietę. Znajduje się w niej punkt pt. „cel wędrówki: religijny, duchowy, turystyczny”, który jest
ostatnią okazją do zastanowienia się nad
swoim zamiarem pieszej podróży. Po wykonanych formalnościach dostaje się tzw. credencial, czyli zaświadczenie o byciu pielgrzymem. Credencial jest warunkiem otrzymania
„composteli” – końcowego dokumentu potwierdzającego przebycie drogi. Charakterystycznymi atrybutami na Camino de Santiago są także laska, kapelusz, peleryna, zbiorniczek na wodę i jakubowa muszla przymocowana na wierzchu ubrania bądź plecaka.
Camino de Santiago – Camino Europeo
Zważywszy, że do Composteli zdążają
ludzie niemal z całego świata, Droga św.
Jakuba nie ma jednolitej trasy lecz stanowi
sieć dróg w całej Europie, które kształtowały się przez wieki. Prócz Hiszpanii swoje
szlaki posiadają m.in. Portugalia (Camino
Portuques), Niemcy (Jakobswege) i Francja
(Camino Frances). Na tym ostatnim szlaku
swoją wędrówkę zaczyna większość pielgrzymów. Od miasta Saint-Jean-Pied-dePort mijają oni postrzępione szczyty francuskich Pirenejów, bezkresne winnice Rioji
i złote pola słoneczników, spalone słońcem
łąki Kastylii i León. W Polsce, gdzie tradycja
13
pielgrzymowania do Santiago została niemal
zapomniana, trwa praca nad odtworzeniem
starego, pątniczego szlaku – Camino Polaco,
prowadzącego od granicy z Litwą przez
Ogrodniki, Olsztyn, Toruń, Gniezno i Poznań do Słubic na granicy z Niemcami.
Znaczenie kultu świętego Jakuba
„Camino de Santiago”, będąca darem chrześcijan dla Starego Kontynentu, stanowi dzisiaj ważny element europejskiej tożsamości.
W roku 1982 po wizycie Jana Pawła II
w Santiago de Compostela Rada Europy
uznała Drogę św. Jakuba za drogę o szczególnym znaczeniu dla kultury kontynentu
i zaapelowała do wielu władz państwowych,
a także organizacji pozarządowych o odtwarzanie i utrzymywanie dawnych szlaków
pątniczych. Apel ten doczekał się wyraźnej,
pozytywnej odpowiedzi ze strony Europejczyków. W 1987 r. szlak ten został ogłoszony pierwszym Europejskim Szlakiem Kulturowym, a w 1993 r. wpisano go na Listę
światowego dziedzictwa UNESCO.
O ogromnej roli pielgrzymek po Camino
świadczą słowa Johanna Wolfganga von
Goethe ‘go, który pisał, iż: "drogi św. Jakuba
ukształtowały Europę". Szlak Camino Frances
przemierzał także popularny w ostatnich
latach pisarz Paulo Coelho, czemu poświęcił
swoją pierwszą napisaną książkę pt.
„Pielgrzym”. Droga św. Jakuba jest nie tylko
dziedzictwem kulturowym Europy, ale w
szczególny sposób stanowi dla nas skarb
duchowy. W czasach pustoszejących kościołów na Starym Kontynencie, Rok Jubileuszowy poprzez „Camino de Santiago”
wskazuje na chrześcijański fundament Europy. Ojciec Święty Benedykt XVI w swym
liście do pielgrzymów pisze: „Do grobu św.
Jakuba w Santiago de Compostela zdążają ludzie
zwłaszcza z najróżniejszych regionów Europy, by
odnowić i umocnić swą wiarę. Droga ta, usiana tak
licznymi świadectwami gorliwości, pokuty, gościnności, sztuki i kultury, opowiada wymownie o duchowych korzeniach Starego Kontynentu”. Dla większości dzisiejszych uczestników pielgrzymka do Santiago nie stanowi charakteru reli-
14
gijnego, lecz jest raczej wyzwaniem pokonania
szlaku trekkingowego. Obserwujący wszystko
Hiszpanie swoim powiedzeniem często zaznaczają, iż wielu rozpoczyna Camino jako turyści, a kończy jako pielgrzymi. Potwierdzeniem
tych słów jest świadectwo Andrzeja Kołaczkowskiego-Bochenka, nawróconego z ateizmu
po kilkudziesięciu latach w czasie szukania
przygód na drodze do Composteli. Oby coraz
więcej osób, wyruszających na najstarszą pielgrzymkową drogę Europy, doświadczało podobnej przemiany serca jak wyżej wspomniany autor książki pt. „Nie idź tam człowieku”.
Poprzedni Rok św. Jakuba obchodzony był
w Kościele w 2004 roku. Następny – 120 Jubileusz pod patronatem Apostoła odbędzie
się w roku 2021. Wszystkim podążającym po
„Camino de Santiago” życzymy Buen Camino! – Dobrej Drogi!
Źródła:
www.swjozef.com; www.info.wiara.pl;
www.santiago.defi.pl; www.wikipedia.pl
Tygodnik katolicki GOŚĆ NIEDZIELNY
4lipca 2010 nr 26 rok LXXXVII
Kościół Katolicki uznawany jest
przez wielu jako konserwatywny. Raz po
raz słychać głosy wzywające do tego, aby
Kościół poszedł z duchem czasu, podejmując konkretne działania. Takie propozycje z reguły budzą wiele kontrowersji.
Tak też ma się rzecz z kapłaństwem kobiet. Faktem jest, że są one powołane do
kapłaństwa powszechnego, które dotyczy
każdego wierzącego w Chrystusa. Co jednak jeżeli chodzi o kapłaństwo służebne?
Powszechnie jest wiadome, że Kościół
Katolicki jest przeciwny udzielaniu kobietom święceń kapłańskich. Jednak wśród
świeckich można zauważyć opinie, które
jak się wydaje mają na celu doprowadzenie do zmiany stanowiska Kościoła w tej
kwestii. W sposób szczególny głosy te
nasiliły się, gdy w niektórych odłamach
protestantyzmu zaczęły pojawiać się kobiety przewodniczące zgromadzeniom
wiernych i pełniące funkcje, które odpowiadają funkcji kapłana w kościele Rzymskokatolickim. Zdarza się nawet, że są
podejmowane polemiki wskazujące swoją
argumentacją, że Kościół wiele traci w
wymiarze duszpasterskim nie udzielając
kobietom święceń kapłańskich. Dlatego
spróbujemy się przyjrzeć stanowisku Kościoła na ten temat. Zanim jednak to zrobimy poszukajmy podstaw kapłaństwa
sakramentalnego w Piśmie Świętym.
Przyglądając się poszczególnym
księgom Pisma Świętego, zauważymy, że
pierwsza wzmianka o kapłanie znajduje się
w Księdze Rodzaju, gdzie jest mowa o
Melchizedeku, który łączył w sobie dwie
funkcje: króla i „kapłana Boga Najwyższego” (por. Rdz 14,18). Pojęcie „Bóg Najwyższy” w ustach Melchizedeka może
oznaczać Boga Izraela, jednak należy pamiętać, że w tym czasie jeszcze nie ma
Izraela jako narodu. Dlatego równie dobrze można przyjąć, że sformułowanie to
odnosi się do bogów pogańskich. Jest to
ważne, gdyż Melchizedek reprezentuje
religie pogańskie, które wg opisu biblijnego były obecne na terenie Bliskiego
Wschodu zanim powstał naród Izraelski i
zanim usankcjonowano religię judaistyczną, a wraz z nią kapłaństwo. Kolejną postacią kapłana, którą przedstawia Pismo
Święte jest teść Mojżesza, który był kapłanem madianickim (por. Wj 3,1). Daje nam
to już pewien obraz kapłaństwa widzianego oczyma autora natchnionego. Można
15
by rzec, że jest to dowód na to, że w ówczesnym świecie była ważna instytucja
kapłana - mężczyzny. Należy wziąć pod
uwagę to, że pisarz natchniony mógł uwypuklić kapłaństwo mężczyzn wśród narodów ościennych, aby wskazać na pewien
wzór kapłaństwa, który nie jest wymysłem
tylko religii izraelskiej, ale ma on odniesienie w innych religiach. Być może wtedy
kobiety chciały pełnić funkcję kapłana w
Izraelu.
Ważnym momentem w życiu Izraela jako narodu wybranego było wyjście z
niewoli egipskiej i następujące po nim
Przymierze na górze Synaj. Wtedy Bóg,
który przekazał Mojżeszowi przykazania,
nakazał mu ustanowić najwyższym kapłanem jego brata Aarona, a jego synów kapłanami, którzy mieli za zadanie składać
ofiary Bogu i pilnować, aby kult był właściwy (por. Kpł 8,1). Jest tu mowa o ustanowieniu kapłanów i ich funkcji w sprawowaniu kultu. Co jednak z tego wynika
dla kapłaństwa, które jest obecne w chrześcijaństwie, a dokładnie w religii rzymskokatolickiej? Chrześcijaństwo wywodzi się
od Jezusa Chrystusa, który jest Głową
Kościoła. On też jest Tym, który ustanowił sakramenty Eucharystii i kapłaństwa
na Ostatniej Wieczerzy (Mk 14,22-26).
Stąd Kościół Rzymskokatolicki mówiąc o
kapłaństwie zauważa, że nasz Pan Jezus
Chrystus do grona apostołów powołał
samych mężczyzn, którzy też byli obecni
na Ostatniej Wieczerzy (Łk 6,12-16).
Można by argumentować jednak, że Jezus
powołał do grona apostołów tylko mężczyzn, bo w ówczesnym społeczeństwie
inna sytuacja byłaby nie do przyjęcia. Papież Jan Paweł II o powołaniu apostołów
pisze: Powołując samych mężczyzn na swych
Apostołów, Chrystus uczynił to w sposób całko-
16
wicie wolny i suwerenny. Uczynił to z taką samą
wolnością, z jaką w całym swoim postępowaniu
uwydatniał godność i powołanie kobiety, nie dostosowując się do panującego obyczaju i tradycji
usankcjonowanej ówczesnym ustawodawstwem.
Tak więc hipoteza, że powołał jako Apostołów
mężczyzn, stosując się do mentalności swoich
czasów, wcale nie odpowiada sposobowi działania
Chrystusa (Mulieris dignitatem, 26). Kobieta
miała być poddana swojemu mężowi,
dzięki któremu nie musiała się martwić o
podstawowe środki do życia. Takie były
realia, jednak nie można zapominać o tym,
że pomimo wyraźnej dyskryminacji kobiety w tamtym społeczeństwie, Jezus w opowiadaniach Ewangelistów wielokrotnie
łamie zwyczaje żydowskie, mówiące o
tym, że mężczyzna nie powinien publicznie rozmawiać z kobietą. Co więcej On
sam rozpoczyna rozmowę (por. Łk 13,1017). Jezus też bywa w gościnie u Marty i
Marii (Łk 10,38), uzdrawia wiele kobiet, w
tym np. teściową Piotra (Mk 1,29-31) i
pozwala grzesznej kobiecie, aby ona całowała Mu stopy i włosami je wycierała (Łk
7,37-38). Dodatkowo Chrystus mówiąc w
przypowieściach posługuje się przykładem
kobiet np. mówiąc o zagubionej drachmie
(Łk 15,8-10), czy o dziesięciu pannach (Mt
25,1-12). Jezus łamie wszystkie panujące
zwyczaje, kiedy przy studni Jakuba rozmawia z Samarytanką, gdyż Żydzi i Samarytanie żyli w nieprzyjaźni (J 4,1-26). Wydaje
się jednak, że wychodzenie Zbawiciela
ponad powszechnie przyjęte zwyczaje w
stosunku do kobiet można próbować
zrozumieć w kontekście Jego całej ziemskiej działalności. Jezus nie zachowywał
szabatu tak, jak to rozumieli Żydzi. Zezwalał też uczniom, spożywać zakazane
pokarmy w czasie postu. Bardzo ważnym
tekstem mówiącym o wyjątkowej roli i
znaczeniu kobiet we wspólnocie, jest fragment mówiący o zmartwychwstaniu Jezusa. W Ewangelii Mateusza, Marka i Jana
jest wyraźnie zaznaczone, że Chrystus po
zmartwychwstaniu jako pierwszym ukazał
się kobietom. Warto zauważyć też, że Jezus wyniósł Matkę ponad wszystkich ludzi
na Ziemi. Maryja została obdarowana
przez Boga w większym stopniu niż wszyscy apostołowie razem wzięci a jednak nie
rościła sobie żadnych praw do udziału w
hierarchii Kościoła. Z drugiej strony faktem jest, że Matka Boża jest ukazana w
Piśmie Świętym jako pokorna Służebnica
Pana. Jednak pomimo zaakcentowania
wielkiej godności kobiety przez Jezusa, o
czym wyżej wspomniałem trzeba zauważyć, że Jezus na Ostatnią Wieczerzę nie
zabrał żadnej z nich, a byli tam sami
uczniowie, którym Pan nakazał czynić to
na Jego pamiątkę (Łk 22,19). Wydaje się
jednak, że powoływanie się na to, co dyktowała ówczesna mentalność kłóci się z
faktami historycznymi. Trzeba tu zauważyć, że w czasach starożytnych w Azji
Mniejszej, w Grecji i Italii, powszechnie
obecne były kapłanki. Nie jest to bez znaczenia, gdyż na tych terenach rozwijało się
w początkowej fazie chrześcijaństwo. Dlaczego więc chrześcijanie, którzy zaczęli
przejmować od ludów pogańskich pewne
zwyczaje nie przejęli także ustanawiania
kapłanek? Może miało to odróżniać
chrześcijaństwo od innych religii…
Idąc dalej trzeba zwrócić uwagę na
to, że apostołowie nakładali ręce na mężczyzn, aby stali się oni prezbiterami, czy
też biskupami (Dz 13,2). Oczywiście ręce
nałożono też na siedmiu diakonów, jednak należy odróżnić ich posługę obsługiwania stołów i zajmowania się wdowami
(por. Dz 6, 1-6) od misji prezbiterów i
biskupów, których zadaniem było głoszenie Dobrej Nowiny. Kongregacja Wiary w
dokumencie Inter Insigniores z 1976 r. zwraca uwagę, że w Eucharystii Jezus uobecnia
się we wspólnocie w sposób sakramentalny dlatego nie byłoby tego podobieństwa naturalnego, jakie powinno być między Chrystusem i
Jego kapłanem, gdyby nie był on mężczyzną; w
takiej sytuacji trudno byłoby dostrzec w kapłanie
obraz Chrystusa. Chrystus bowiem był i pozostanie mężczyzną (Inter insigniores, 5). W tym
miejscu trzeba podkreślić, że św. Paweł w
Liście do Rzymian mówi o pewnej kobiecie imieniem Feba, która wg starszych
przekładów miałaby pełnić funkcję diakonisy (por. Rz 16,1). Mogłoby to być związane z treścią Pierwszego Listu do Tymoteusza, który wskazuje na zadania kobiet
we wspólnocie, odpowiadające zwyczajom
wtedy panującym. Jednak w stosunku do
Feby bardziej prawdopodobne wydaje się,
że pełniła ona pewną posługę we wspólnocie, która jest nam bliżej nieznana.
Gdyby nawet jej posługa odpowiadała
funkcji diakona, to nie wiązałoby się to z
głoszeniem Słowa Bożego. Przez kolejne
wieki chrześcijaństwa ukształtowała się
tradycja, że kapłanami i biskupami byli
mężczyźni. Tak też ma się rzecz z diakonami. Tradycja ta utrzymuje się niezmiennie. Niczego nowego nie wnoszą głosy
mówiące, o tym, że powinno się wprowadzić kapłaństwo kobiet. Ojciec Jacek Salij
zauważa, że ksiądz sprawuje Eucharystie nie
dlatego, że wyznaczyła go do tego wspólnota wiernych, ale on został wyznaczony przez wybór z
góry w momencie udzielania mu sakramentu
święceń.
Wróćmy jeszcze na moment do
faktu, że niektórzy określają Kościół jako
zacofany. Trzeba tu zauważyć, że po Soborze Watykańskim II w Kościele Kato-
17
lickim zaszły rewolucyjne zmiany. Tak też
jest z rolą kobiet. Przykładowo jeszcze w
XIX w. zabraniano kobietom śpiewu w
chórze kościelnym, gdyż było to zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Podobnie rzecz się ma z czytaniem Słowa Bożego podczas liturgii. Przed Soborem było
niedopuszczalne, aby jakakolwiek świecka
osoba znalazła się w prezbiterium w czasie liturgii - wyjątek stanowiła służba liturgiczna - a całkowicie niedopuszczalne
było, aby Słowo Boże czytała kobieta.
Dziś kobiety mogą bez żadnych problemów śpiewać w chórze kościelnym, mogą
też czytać Słowo Boże, choć z wyjątkiem
tych fragmentów, które są zarezerwowane
dla osoby duchownej. Kościół otwiera się
jeszcze bardziej na osoby świeckie. Mogą
oni pełnić posługę nadzwyczajnego szafarza Eucharystii. Nie przypisuje się pojęcia
„świecki”, tylko do mężczyzny. Można
spotkać także - choć niekoniecznie w Polsce – kobiety udzielające Komunii Świętej
w czasie liturgii. Wedle Kodeksu Prawa
Kanonicznego kapłani są jedynymi szafarzami sakramentu Eucharystii, pokuty i
pojednania, oraz namaszczenia chorych
(por. KPK Kan. 900. 965. 1003).
Tutaj warto się przyjrzeć naturze
kobiety. Jak wiadomo, w życiu kobiet
wielką role odgrywa sfera emocji i uczuć.
U mężczyzn ta sfera schodzi na dalszy
plan. Stąd kobiety sprawujące Eucharystie,
czy też sakrament pokuty i pojednania
mogłyby zbyt uczuciowo i emocjonalnie
to czynić. Oczywiście jeżeli chodzi o posługę w konfesjonale, to ktoś mógłby powiedzieć, że kobiety rozumiałyby bardziej
penitenta. Być może, tylko prawdopodobnie trudniej by było kobiecie podchodzić
z dystansem do problemów penitentów
poza konfesjonałem. Mężczyźni są nato-
18
miast osobami racjonalnymi. Emocje i
uczucia schodzą u nich na dalszy plan. Ma
to duże znaczenie, gdyż dzięki temu potrafią oni zachować dystans w wielu trudnych sprawach. Tak więc w mojej opinii
mężczyźni ze swej natury mają o wiele
większe predyspozycje do sprawowania
funkcji kapłana w Kościele Rzymskokatolickim niż kobiety.
Podsumowując zauważmy, że przyznanie mężczyźnie roli kapłana w Kościele Katolickim i fakt niewyświęcania kobiet
nie jest wyrazem jakiejś wyższości mężczyzn względem kobiet. Kto w ten sposób myśli jest w błędzie. Ma to swoje
podstawy w dużym stopniu w Piśmie
Świętym oraz tradycji Kościoła, która nie
wprowadziła urzędu kapłanki, choć w
religiach pogańskich taki urząd był znany.
Tradycja jest potwierdzona i aktualizowana co jakiś czas przez papieży, dlatego na
zakończenie warto przytoczyć fragment
listu apostolskiego Jana Pawła II Ordinatio
sacerdotalis z 22 maja 1994 roku:
Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w
sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego
Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego
urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22,32)
oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy
udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz
że orzeczenie to powinno być przez wszystkich
wiernych Kościoła uznane za ostateczne.
(Ordinatio sacerdotalis, 4).
Skoro Mistyczne Ciało Jezusa, czyli
Kościół nie ma władzy udzielania święceń
kapłańskich kobietom, więc my jako
uczniowie wierni nauce naszego Pana nie
próbujmy tego zmieniać.

Podobne dokumenty