Piękno może widzieć tylko osoba, która kocha!
Transkrypt
Piękno może widzieć tylko osoba, która kocha!
yjemy w czasach nowoczesności. Świat rozwija się w bardzo szybkim tempie. Kościół już dwudziesty pierwszy wiek głosi ciągle tę samą Ewangelię. Epoka, w której przyszło nam żyć jest pełna przepychu, w którym niejednokrotnie brakuje miejsca dla Tego, który przyszedł, aby zbawić człowieka i który nadaje sens ludzkiemu istnieniu – Jezusa Chrystusa. Dlatego niniejsze wydanie czasopisma Vitis pragniemy poświęcić przede wszystkim temu, jak wygląda sytuacja Kościoła w obecnych czasach. Świat potrzebuje modlitwy. Wielu jest takich, którzy ofiarowują Panu Bogu swoją samotność, zamykając się za klauzurą klasztorów kontemplacyjnych i tam oddają się rozmowie z Bogiem. Niektórzy ludzie uważają, że taki styl życia jest szaleństwem. Czy tak naprawdę jest? Czym jest prawdziwa samotność? Czym jest szeroko pojęte piękno dla dzisiejszego człowieka? Na te i inne pytania nasi klerycy starali się dawać jak najbardziej wyczerpujące odpowiedzi. W naszym Seminarium mamy po raz pierwszy tzw. rok propedeutyczny. Odpowiemy, zatem na pytanie, czym ten rok jest i w jakim celu został ustanowiony. W obecnym numerze Vitis oprócz wielu artykułów znalazł się także szczególny wywiad. Otóż Pasterz naszej diecezji w tym roku obchodził jubileusz sześćdziesiątych urodzin. Z tej okazji zamieszczamy obszerną rozmowę z ks. bp Andrzejem F. Dziubą, w której min. opowie o swojej młodości, współpracy z Prymasem Polski, planach na przyszłość; odniesie się także do bieżącej sytuacji Kościoła. Oddajemy, więc w Wasze ręce jedenaste już wydanie czasopisma Vitis, głęboko ufając, iż będzie ono dla Was pożyteczną lekturą oraz elementem przybliżającym Was w stronę Stworzyciela. 1 Tytułem wstępu 1 Redakcja Okres propedeutyczny 3 Rafał Kaczmarek Rozsiewać woń piękna Boga w świecie 8 Paweł Olszewski 10 Piotr Miazek 12 Dominik Napora 15 Robert Błaszczyk 60 urodziny Biskupa Łowickiego 19 Piotr Jarota Michał Szkupiński Skąd, po co i dla kogo fundacja CARITAS 31 Sebastian Antosik Sekty zgubą człowieka 34 Paweł Pawlak Tomasz Gawarecki Samotność w nie samotności 36 Rafał Nawrocki Czy służba w Kościele tylko dla duchownych? 39 Maciej Białkowski Komercjalizacja Świąt Bożego Narodzenia 44 Jakub Świerczyński Mateusz Podkowiński Kronika seminaryjna 46 Łukasz Gawrzydek Godne uwagi INFORMACJE diecezji łowickiej 48 Redakcja Życie w zakonach kontemplacyjnych – szaleństwo czy błogosławieństwo Rok św. Jakuba - tradycja pielgrzymowania do Santiago de Compostela Kobieta - ksiądz Dlaczego kościół mówi nie? ul. Seminaryjna 6 99-400 Łowicz tel.: 46 837-60-16 e-mail: [email protected] Zakład Poligraficzny Halina Puchalska ul. Oporowska 14 99-300 Kutno tel.: 24 254-25-00 2 WYDANIA: Łukasz Lesiak, Tomasz Stępniak Stępniak OPIEKUN WYDANIA: Ks. Dariusz Kuźmiński TECHNICZNY/OKŁADKA: Tomasz Wszelki postęp oraz zmiany cywilizacyjne zobowiązują, aby zmieniła się choć trochę metoda przygotowania kandydatów do kapłaństwa. Jednym z owoców refleksji Kościoła nad formacją przyszłych kapłanów był postulat sformułowany przez Synod Biskupów z 1990 roku, aby właściwą formację alumnów w seminarium poprzedzał odpowiedni okres przygotowawczy. Dwa lata później, w roku 1992 kwestię okresu propedeutycznego w seminariach duchownych poruszył Jan Paweł II w adhortacji „Pastores dabo Vobis”. Ponad rok temu, 2 maja 2009 roku na Jasnej Górze miały miejsce obrady Rady Stałej i biskupów diecezjalnych, na których zostało poruszone zagadnienie wprowadzenia tzw. okresu propedeutycznego w zwyczajny cykl formacji seminaryjnej. Sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski bp Stanisław Budzik tłumaczył, że okres propedeutyczny jest czymś istotnym, bowiem przygotowuje do wejścia na drogę radykalnie odmienną od dotychczasowej’’. Okres propedeutyczny to przede wszystkim czas, który obejmuję formację duchową, ułatwiającą rozeznanie powołania, pozwala także na uzupełnienie braków w formacji intelektualnej, religijnej i kulturowej kandydata. Zdecydowanie jest to pomocne w rozwoju duchowym, ponieważ kandydaci przychodzą z miast i terenów wiejskich. Okres propedeutyczny to również czas, aby zewnętrzna pobożność młodego człowieka przerodziła się w autentyczne życie wiarą. Po raz pierwszy okres propedeutyczny został rozpoczęty wraz z nowym rokiem akademickim 2010. Czas trwania tegoż okresu i sposób jego przeprowadzania zależy tylko i wyłącznie od biskupa danej diecezji. W seminarium łowickim jest to okres jednego roku. To czas ubogacający pobyt czterech kleryków roku pierwszego. Celem okresu propedeutycznego w łowickim seminarium jest wprowadzenie kleryka w życie duchowe prowadzące do spotkania z Bogiem. Odkrycie mocy Słowa Bożego i życie liturgią. Stąd też klerycy 3 pierwszego roku mają trzy razy w tygodniu lekturę Pisma Świętego w Oratorium w obecności Najświętszego Sakramentu. Okres ten ma pomóc w zdobywaniu dojrzałości ludzkiej i integracji osobowej w oparciu o klasyczną kulturę humanistyczną. Część zajęć jest wykładami dodatkowymi, które już są, np. kultura łacińska kultura hebrajska i archeologia biblijna, spotkania z polonistami na temat literatury polskiej w aspekcie religijnym, spotkania na temat kultury języka polskiego oraz wiele innych zagadnień: tj. podstawowe zagadnienia z duchowości i moralności chrześcijańskiej. Klerycy I roku mają raz w miesiącu oddzielną Mszę Świętą. Innymi elementami, które były i w dalszym ciągu są praktykowane to wspólna lektura duchowa i co miesięczne rozmowy z ojcem duchownym a także spotkania z panią psycholog, księdzem Rektorem oraz Vice-rektorem w ramach legesu. Kolejnym celem jest doświadczenie Kościoła partykularnego, chociażby przez różnorakie wyjazdy do miejsc historycznych diecezji łowickiej. Aby wszystkie te cele mogły być osiągnięte przez kleryków przechodzących okres propedeutyczny mają do dyspozycji jedno piętro w seminarium 4 wraz z Oratorium, a także osobne pokoje. Istnieje jeszcze wiele innych planów i propozycji, ale wszystko to stopniowo i w swoim czasie. Nasuwa się zatem wniosek, że okres propedeutyczny jest jak najbardziej dobry. Zresztą każda metoda formacji seminaryjnej będzie taka jeśli tylko w życiu kleryka modlitwa i zaangażowanie w życie duchowe przy pomocy łaski Bożej będzie rzeczą najważniejszą. Chiara Badano - dziś już błogosławiona wypowiedziała piękne słowa: często człowiek nie przeżywa swojego życia, bo zanurzony jest w czasie, który nie istnieje: we wspomnieniach lub żalach. Człowiek mógłby nadać sens każdej rzeczy, gdyby wyszedł ze swego egoizmu i odkrył wartość każdego swojego działania na rzecz innych. Czas formacji w seminarium jest dla każdego kleryka sprawdzeniem tego, jak przeżywa swoje życie. Będzie ono piękne, jeśli zanurzymy się w nieskończonej miłości Boga i będziemy nią sami żyli. To prawdziwa miłość wypiera egoizm. Wtedy nie tylko nadajemy sens swojemu życiu, ale nadajemy go rzeczom, które nas otaczają, a jeszcze mocniej nadajemy sens innym ludziom, bo stajemy się świadkami Tego, który nas wybiera i posyła… Patryk Czarnecki Pochodzę z parafii p. w. św. ap. Piotra i Pawła w Żychlinie. Interesuję się fotografią cyfrową. Uwielbiam pisać, szczególnie teksty publicystyczne, to jest moją życiową pasją. Do seminarium przyszedłem, aby rozeznać, czy kapłaństwo jest drogą mojego życia. cd. str 6-7 Krzysztof Wardęcki Pochodzę z parafii p.w. św. Wawrzyńca w Sochaczewie. Ukończyłem KLO Oo. Franciszkanów i 2 lata studiów teologicznych (specjalność/nauczycielsko katechetyczną) na UKSW w Warszawie. Wstępując do Seminarium chciałem odpowiedzieć sobie na pytanie „Czego pragnie ode mnie Pan Bóg?” oraz przeżyć jedyne w swoim rodzaju rekolekcje gdzie rozeznam moje życiowe powołanie. Łukasz Majer Pochodzę z parafii p.w. św. Małgorzaty w Kiernozi. Obecnie mam 19 lat. Historia mojego powołania zaczęła się 2005 roku od dnia bierzmowania. Wtedy to poczułem w swoim sercu chęć służenia Panu Bogu jako kapłan. Pisząc te słowa uważam, że znalazłem się w odpowiednim miejscu, dzięki któremu odnajdę drogę jaka Pan mi przygotował. Mateusz Wojtczak Pochodzę z parafii p.w. św. Katarzyny w Witoni. Jestem absolwentem III LO im. Stanisława Staszica w Kutnie. Jako 19 letni chłopak wstąpiłem do WSD w Łowiczu, aby rozeznać drogę swojego życia, którą przygotował dla mnie Pan Bóg. Jestem zwyczajnym młodym człowiekiem, który poszukuje celu w życiu. Interesuję się sportem, a zwłaszcza piłką nożną i boksem. 5 Powiadają, że niezbadane są Boskie wyroki. Święta prawda! Wszystko zaczęło się od bierzmowania. To był moment mojego nawrócenia i tak naprawdę pierwszego spotkania z Chrystusem. Może się to wydawać śmieszne… ale wcześniej w kościele się mnie raczej nie widywało. Zasadniczo wychodziłem z założenia, że to ja jestem PANEM. Nie chciałem, aby ktoś wchodził z buciorami w moje życie. Nadszedł jednak moment, w którym potrzebowałem papierka z adnotacją, że jestem bierzmowany – to poszedłem. Kto by pomyślał, że w jednej chwili człowiek może się tak diametralnie zmienić. Hm… oprócz tego, że wcześniej nie uczestniczyłem w ogóle w życiu Kościoła, to jeszcze z Nim walczyłem. To był taki okres buntu. A tutaj niesamowite zaskoczenie. W jednej chwili zmiana myślenia, zmiana znajomych, zmiana bycia. Pierwsze świadome wejście do wspólnoty. Na początku raczkowanie. Później rozwój, który trwa wciąż i wciąż. Pierwsza myśl o powołaniu pojawiła się, sam nie pamiętam kiedy, chyba jakieś dwa lata temu. Nie byłem wtedy gotowy. Nie chciałem. Przecież to ja byłem panem sytuacji. Odrzuciłem tę myśl… ale gdzieś głęboko w podświadomości ona ciągle była. Co jakiś czas wracała… to na modlitwie, to podczas medytacji… to jakieś inne życiowe sytuacje układały się w pewien schemat… ale nie dawałem wygrać tej myśli. Walczyłem za wszelką cenę. Miałem przecież swój plan na życie. Wydawało się, że dużo lepszy, bo mój własny. Zeszłoroczne wakacje. Pamiętam to jak dziś. Dostaję telefon, że brakuje animatorów na Święcie Dzieci w Miasteczku Krwi Chrystusa… że odjazd za trzy godziny. Długo nie myśląc – pakuję najpotrzebniejsze rzeczy i jadę. Ech… to były ciężkie rekolekcje… szczególnie dla mnie. W nocy, dla animatorów, była adoracja Najświętszego Sakramentu. Coś wspaniałego, 6 gdyby nie fakt, że tam odbyła się największa duchowa walka w moim życiu. Poszedłem całkowicie nieświadomy. Była godzina trzecia w nocy. Wszedłem i uklęknąłem. I zacząłem… gadać. Oj, dużo mówiłem. I przyszło Słowo Życia, z dnia, w którym zaczynały się rekolekcje - „Milcz, ucisz się!”. Pomyślałem – zaczyna się robić ciekawie. Zamilkłem i przyszło kolejne słowo – „służyć”. Zacząłem rozmyślać… co to w ogóle znaczy? Czym jest służba? I znów wróciła myśl o powołaniu. Odrzuciłem ją. Postanowiłem poczytać Pismo Święte. Otwieram i widzę perykopę „powołaniu pierwszych uczniów”. Pomyślałem, że to nie jest fragment dla mnie. Więc otworzyłem inny fragment Ewangelii. I jeszcze raz – znów powołaniu uczniów. Panie Boże, tak nie będzie! – pomyślałem. Otwieram i znajduję powołanie Mojżesza. Następny fragment – powołanie Jeremiasza. Nie wytrzymałem zamknąłem Pismo Święte. Leżała w kaplicy jakaś książka, nie pamiętam co to było. Otworzyłem ją i pierwsze co widzę, to słowa Jezusa – „Ja jestem i Drogą, i Prawdą, i Życiem”. (J 14, 6) No wreszcie coś normalnego – pomyślałem. A jednak komentarz do tego tekstu nawiązywał do powołania. Tego było dla mnie za dużo. Przyszła kolejna osoba. I wyszedłem. Kolejnego dnia postanowiłem nie iść. Chciałem uciec. Poszedłem dopiero ostatniej nocy. I znów otrzymałem tekst o powołaniu. I znów walka. Pytania: dlaczego ja? Po co?. Wyrzuty w kierunku Boga, że chce za mnie decydować, że mam swój plan – najlepszy plan. Minuty leciały a ja przedstawiałem całą swoją litanię. Nie jestem chyba asertywny. Poddałem się. Powiedziałem, że jeżeli taka jest wola Boga to niech tak będzie. Ja przyjmę to, co przygotował. Pójdę, rozeznam - jeśli chce, żebym był kapłanem – będę, jeśli nie – to znajdę inna drogę. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz popłakałem się. Nie wiem już sam co było powodem. Nie były to raczej łzy radości. Raczej niepewności, raczej strachu przed nieznanym. Przeczytałem, że łaski mi wystarczy, zaufałem. Wiele słyszałem o życiu w seminarium. Nie były to same pozytywy, gdyż jeden głos niosący negatywne przesłanie, odbija się echem dużo bardziej niż dziesiątki przedstawiających to miejsce w pozytywnym świetle. Mimo to nie miałem wątpliwości - głosy sprzeciwu, wybuchy śmiechu, czy inne tym podobne nie miały dla mnie większego znaczenia. Liczył się Jezus. Największym problemem dla mnie jest to, że jestem idealistą. Dla mnie wszystko musi być perfekcyjne i doskonałe. Nie ma dla mnie miejsca na marną imitację. Nie znoszę obłudy… dlatego każdy jej objaw doprowadza mnie do szału, a że spotkałem na swej drodze różnych pasterzy, to już sam nie wiedziałem, czy ta właśnie droga jest mi pisana. Fakt, byli kapłani, w których widać było działanie Ducha Świętego, którzy swoim życiem dawali czytelne świadectwo…, ale byli również tacy, którzy jedno mówili, a drugie czynili. W kościele byli święci i nieskalani, poza nim – pozostawię bez komentarza. Jezus jednak mówi o faryzeuszach, aby słuchać ich nauki, ale czynów nie naśladować. Tak też starałem się czynić. Podjęcie decyzji o wstąpieniu do seminarium nie było łatwe. Wiele wyrzeczeń, wiele krzywych spojrzeń, wiele godzin spędzonych na modlitwie. Wierzyłem, i nadal wierzę, że to nie był zbieg okoliczności, że Jezus chciał mi coś pokazać. Przychodząc tutaj tak naprawdę nie wiedziałem co mnie czeka. To była jedna wielka niewiadoma. Oczywiście, byłem całkowicie świadomy swojej decyzji. Wiedziałem o całym aspekcie naukowoformacyjnym. Wiedziałem, że to nie zabawa… że to poważna decyzja, która niesie za sobą wiele konsekwencji. A jednak, mimo wszystko, mimo tej całej nieskończonej zagadki, nie miałem większych wątpliwości. Rzuciłem się w morze… za Jezusem. Nie wnikałem jakoś bardzo w plan dnia kleryków. Uznałem to wszystko za marność, wychodząc z założenia –„ jakoś to będzie”. „Jakoś” nie oznacza niestety dobrze… albo raczej w moim przypadku nie oznaczało. Początki podobno zawsze są trudne. Ale nie wiedziałem, że aż tak. Zderzenie z nową rzeczywistością było straszne. Czułem się zamknięty, osaczony. Czułem się dziwnie, chociaż nie jestem przekonany, czy to słowo w pełni nakreśla całą dramaturgię i powagę sytuacji. Jeden dzień wystarczył, żebym miał dość. Już nie miałem siły. Z jeden strony chciałem uciec, z drugiej czułem, że tutaj, mimo wszystko, będę szczęśliwy i do tej pory tak jest. Daję się prowadzić Jezusowi i rozeznaję. Zobaczymy co Bóg da. Niech się dzieje Jego wola. Z prądem płyną tylko zdechłe ryby! Dzisiaj, po tych kilku tygodniach czuję się lepiej. Powoli zaczynam egzystować tym zupełnie nowym życiem. I powiem szczerze – czuję się bardzo dobrze. Mogę obecnie stwierdzić całkowicie świadomie – uwiodłeś mnie Panie miłością, a ja, dałem się uwieść! (Jr 20, 7) Chwała Panu! 7 Kiedy słyszymy wyrażenie „dzisiejszy świat”, zaraz przychodzi nam na myśl cały negatywny obraz współczesnego ziemi. Spory pomiędzy narodami, konflikty międzyludzkie, brak tolerancji, nieuprzejmość, aż wreszcie bałagan na ulicach miast i sterty śmieci, które powoli nas przykrywają! Tak, takie obrazy przeplatają się w naszych głowach i budują potężną warownię, której człowiek nie będzie w stanie pokonać. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: w walce bokserskiej między człowiekiem, a negatywnymi myślami dotyczącymi dzisiejszego świata – można śmiało powiedzieć – zwodnik o imieniu ludzkość jest zapędzany w narożnik i nokautowany. Ale już tu na wstępie nie ma podstaw, aby wpadać w panikę, ponieważ między upadkiem na deski a rozstrzygnięciem wyniku jest 10 sekund na podjecie decyzji: walczę dalej lub się poddaję! My wybraliśmy: WALCZĘ! Nie możemy poddawać się zjawiskom patologicznym, które próbują wylansować sobie stanowisko rzeczywistości normalnych. Trzeba nam w myśl słów Apostoła Pawła, wszystko badać, to, co szlachetne zachowywać; unikać natomiast wszystkiego, co ma choćby pozór zła (por.1Tes5, 21-22). A zatem przechodzimy ponad stereotypowym stwierdzeniem, że dzisiejszy świat jest całkowicie niedobry! Mało tego każdy z nas (w każdym są pierwiastki dobra i piękna) żyje w dzisiejszym świecie i powołany jest do „czynienia dzisiejszego świata” (por. Rodz1,28), bo jak Pan Bóg przy stwarzaniu świata widział go dobrym, tak chce go widzieć również i dziś. 8 Czym jest piękno dzisiaj? Trudne pytanie, mamy odpowiedzieć na nie znienacka i gdy trzeba zapytać tysiące ludzi o ich widzenie piękna. Kopalnią informacji, która jest kształtowana przez społeczeństwo jest internet, ale badając to źródło nie doszukałem się interesującej mnie wiedzy. Spotkałem tam jedynie encyklopedyczno - filozoficzne regułki, które nie oddają ŻYCIA. Skoro wirtualne środowisko nie przyniosło żądanego efektu, trzeba było rozejrzeć się wokół siebie i to był strzał w dziesiątkę! Piękno w dzisiejszym świecie? Ono jest i to całkiem blisko każdego z nas (czasem nawet trzeba uważać, aby się o to piękno nie potknąć)! W formację seminaryjną włączona jest opieka nad chorymi. Przez dwa lata chodziłem do Osoby, która będąc na wózku inwalidzkim rzadko wychodziła z domu. Lecz kiedy wychodziliśmy na spacery często szukaliśmy miejsc, które są bogatsze w przyrodę niż miejskie osiedle. Wielokrotnie idąc drogą zatrzymywaliśmy się przy jakimś drzewie, krzaku, czy kawałku łąki. Dlaczego? Bo ta Osoba chłonęła przyrodę jak gąbka wodę. Na początku trudno mi było zrozumieć:, co pięknego można zobaczyć w jakimś polnym kwiatku, który jest podobny do stu innych po- lnych kwiatków. Ale po wielu rozmowach (i spacerach) nauczyłem się, że piękno jest w tym, do czego tęskni nasze serce! Piękno może widzieć tylko osoba, która kocha! Ktoś, komu choćby przez chorobę została odebrana wolność swobodnego poruszania się, tęskni za niezależnością i potrafi korzystać z chwili, która trwa. Później i ja w zwykłym krzaku widziałem i staram się nadal dostrzegać arcydzieło Pana Boga. Analogicznie możemy przenieść to na inne rzeczywistości. Jakiś artysta powie, że pięknem dla niego jest muzyka, rzeźba, wiersz. Mąż powie, że pięknem jest dla niego żona. Dla rodziców pięknem absolutnym będą dzieci. I dla każdego człowieka pięknem będzie zupełnie co innego, ale to piękno musi rodzić dobro w człowieku! Musi karmić jego serce pozytywami, które pobudzają go do osiągania wyższych wartości. Trzeba na każdym kroku, w swoim środowisku, bardzo mocno podkreślać, że we współczesnym świecie JEST takie AKURATNE... Piękno jest dla mnie odbiciem w duszy Oblicza Bożego... Człowiek jest piękny, gdy staje w prawdzie przed Bogiem... Człowiek piękny... świat piękny... coś, mówię, że jest piękne, gdy jest pełne Boga... a On tylko może dać ład, harmonię, porządek… czystość, miłość...”. Przyglądając się tym wypowiedziom, jasno możemy stwierdzić, że piękno ma swoje korzenie w Bogu, który sam jest Pięknem. Jezus powiedział kiedyś: „Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.” (Mt 5,13). Można, zatem powiedzieć, że konkretnym zadaniem każdego z nas, jako ludzi, jest: Rozsiewać woń piękna Boga w świecie! Warto zastanowić się nad pojęciem piękna w swoim życiu i ubogacaniem dzisiejszego świata swoją osobą, swoimi czynami, które służą ukazywaniu Oblicza Boga Stwórcy. PIĘKNO! Rozważając temat piękna w świecie rozmawiałem także z Osobami, które w sposób szczególny oddały swoje życie Panu Bogu. Chciałem poznać, jak z perspektywy osoby konsekrowanej widzi się piękno; i otrzymałem takie odpowiedzi: „Piękno to westchnienie Boga w Tobie. To wewnętrzna wrażliwość na Bożą obecność w stworzeniach. To zdolność patrzenia na wszystko wokół przez czyste okulary” oraz: „Gdy myślę o PIĘKNIE widzę harmonię... ład, porządek... wszystko na swoim miejscu, pasujące do siebie... 9 Coraz częściej wielu ludzi poddaje w wątpliwość potrzebę istnienia zakonów zamkniętych we współczesnych czasach, w których osłabła wrażliwość na wartości duchowe. Czy w migotliwym, pstrokatym świecie zlaicyzowanej popkultury jest jeszcze miejsce na autorefleksję i zamyślenie? Czy życie w izolacji od świata oznacza jego negację? Czy osoba realizująca drogę powołania zakonnego stanowi wzór życia chrześcijańskiego, czy wręcz przeciwnie… ukrywając się za murami klasztoru realizuje swoje „szaleńcze”, utopijne, pragnienie bycia wyalienowaną jednostką? A może krytycy życia mniszego deprecjonując jego wartość mają rację, zwracając uwagę na aktualne wielkie potrzeby działań ewangelizacyjnych? Warto na wstępie jednak zwrócić uwagę, na fakt istnienia w historii, we wszystkich religiach i cywilizacjach ludzi, którzy z dala od świata, praktykując ascezę i oddając się kontemplacji, pragnęli osiągać doskonałość niedostępną dla przeciętnego człowieka. Aby można było w pełni rozwinąć temat zakonów kontemplacyjnych niezbędnym wydaje się wyjaśnienie zagadnienia chrześcijańskiej kontemplacji. Łacińskie contemplare oznacza wpatrywać się, oglądać, rozważać, co w praktyce chrześcijan identyfikuje się z nieustającym podziwem dla Boga i Jego dzieł oraz niegasną- 10 cym pragnieniem wpatrywania się w Jego tajemnice, obcowanie z Nim wyłącznie dla Niego samego. Niesłuszne są zarzuty o ucieczce przed światem i wyrzeknięciu się go. Każdy piłkarz dla zachowania kondycji trenuje, a badacz potrzebuje pilności i cierpliwości, aby osiągnąć wyniki. Dojście do zamierzonych celów z zachowaniem wierności obranym wartościom wymaga zaangażowania i działania nie połowicznego. Doświadczenie przekonuje nas jednak, że człowiek ma skłonności do nieporządku i wygodnictwa. Im właśnie świadomie i systematycznie przeciwdziała asceza. Dyscyplina względem samego siebie, wyrzeczenie i ofiara, „same w sobie” nie mają wartości, lecz nabierają ją, gdy stają się środkami do osiągnięcia celu. Cel najwyższy i ostateczny dla każdego chrześcijanina stanowi zbawienie, zdobyte na drodze miłości Boga i bliźniego, a przecież prawdziwa miłość nie cofa się przed ofiarą i nie boi się wyrzeczeń. Na podstawie tego możemy wysnuć wniosek, iż szczególnie nam – ludziom współczesnym potrzebni są inni zdolni do poświęcenia się wyłącznie Bogu. Tak… właśnie nam wszystkim! Jak stwierdził Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej Vita consecrata: „Kościół potrzebuje osób konsekrowanych, którzy będą ukazywać ojcowskie oblicze Boga i macierzyńskie oblicze Kościoła, którzy będą umieli zaryzykować własne życie, aby inni mieli życie i nadzieje.” Człowiek kroczący drogą kontemplacji poszerza swoje horyzonty poznania, widzi, jak w przedziwny sposób Bóg zamieszkuje w nim. Zauważa również wszechobecność Boga i Jego działanie we wszystkich Bożych stworzeniach, bo przecież całe stworzenie mówi coś o swoim Stwórcy. W tym świetle zasada życia zakonnego nabiera szczególnej wartości współcześnie, kiedy reguły życia wyznaczają liberalna demokracja i rynek. Stan zakonny staję się czytelnym znakiem Królestwa Bożego już tu na ziemi. Kościół, prowadzony przez Ducha Świętego, zawsze uważał życie zakonne za szczególną formę naśladowania Chrystusa, który będąc pokorny sercem, cichy i ubogi zechciał nas swoim ubóstwem ubogacić, a przez posłuszeństwo aż do śmierci krzyżowej odkupić upadłą ludzkość. Zakonnicy pobudzeni i ożywieni miłością Bożą, ślubują Panu życie w czystości, szukając Jego woli w posłuszeństwie i przyjmując dla Niego ubóstwo, by osiągnąć prawdziwą wolność dzieci Bożych. Niewątpliwie ten jeden z owoców życia przenikniętego żarem kontemplacji, jakim jest wzrost wrażliwości człowieka, wydaje mi się szczególnie wart podkreślenia. W ciszy, spokoju i skupieniu człowiek lepiej odczuwa wszelkie odcienie wewnętrznych poruszeń i staje się przez to bardziej wrażliwy na duchową doskonałość w sobie, u innych ludzi i w otaczającej go naturze, a przez to żyje obficiej, głębiej, piękniej. Kontemplacja Najwyższego w Jego słowie, postaciach eucharystycznych oraz drugim człowieku nie wyczerpuje oczywiście tego, co stanowi życie mnicha czy mniszki. Owocem takiego życia przepełnionego modlitwą musi być otwarcie się na drugiego człowieka. Kontemplacja nie zamyka na innych, a wręcz przeciwnie jest przeniknięta gotowością spieszenia z pomocą i otwarciem na służbę. Modlitwa nie jest niezbywalnym przywilejem „arystokracji kontemplatorów”, ale czynnością mogącą przybrać formę służby braterskiej dla spełnienia najniższych posług potrzebnych dla domu. Reasumując, kroczenie po drodze radykalizmu ewangelicznego, stanowi szczególne błogosławieństwo i dar zarówno dla ludzi powołanych, jak również całego świata. To dobrodziejstwo pobudzane i podtrzymywane przez łaskę Bożą, staje się tym owocniejsze im bardziej zgłębia odwiecznego Boga i szuka Jego dróg. Dlatego również w każdym z nas powinna być szczególna troska i modlitewna pamięć o zakonach z wyjątkowo rozwiniętym wymiarem kontemplacyjnym, tak, aby te miejsca intensywnej modlitwy, poprzez pokorę oraz wyrzeczenia stawały się dla nas szkołą miłości, prostoty i wzrostu duchowego. Poprzez uwydatnienie żaru kontemplacji i ascezy miejsca te mogą okazać się środkiem zaradczym na problemy naszych trudnych czasów, a dla nas wierzących stać się drogą wiodącą do krainy wiecznej kontemplacji Oblicza Odwiecznego. Bibliografia: Krenzer F., Taka jest nasza wiara, Paryż 1981. Łuczak H., Wierność dziedzictwu, Lublin 1985. Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium Dekret o przystosowanej odnowie życia zakonnego Perfectae caritatis Adhortacja apostolska Jana Pawła II Vita consecrata 11 W Kościele Katolickim przeżywamy obecnie Rok św. Jakuba Apostoła. W Santiago de Compostela – mieście położonym na północy Hiszpanii, gdzie według tradycji znajduje się grób tegoż patrona, jest to już 119 Jubileuszowy Rok Święty. Dokładnie zainaugurowano go 1 stycznia 2010 r. otwarciem tzw. Świętych Drzwi, czyli Drzwi Przebaczenia (Puerta del Perdón) w katedrze w Santiago. Rok św. Jakuba (Ano Santo Jacobeo) obchodzi się zawsze wtedy, gdy święto Apostoła Jakuba Starszego, tj. 25 lipca, przypada w niedzielę. Pierwszy taki Jubileusz ogłoszony został w 1120 r. przez papieża Kaliksta II. Początki kultu św. Jakuba w Europie sięgają jednak IX wieku. Według legendy ciało apostoła przywiezione zostało łodzią na teren północnej Hiszpanii i pochowane w miejscu, gdzie obecnie znajduje się Santiago de Compostela. Hiszpanie, którzy przez wieki bronili Półwyspu Iberyjskiego walcząc z muzułmanami uważali, iż wspierało ich wstawiennictwo samego św. Jakuba. Nadali mu oni przydomek „Matamoros” – pogromca Maurów. Dzięki temu św. Jakub od IX wieku jest patronem Hiszpanii oraz Portugalii. 12 Nuta historii Kult wiąże się z licznymi pielgrzymkami do Santiago de Compostela, na miejsce pochówku świętego, który w średniowieczu stał się bardzo popularny. Przybycie do Hiszpanii pierwszego pielgrzyma, francuskiego biskupa Le Puy Godescalco, datuje się na rok 950. Największe nasilenie ruchów pielgrzymkowych przypada na czas od XI do XIV wieku. Ślady pielgrzymek znajdują się nawet na monetach Karola Wielkiego. W XII wieku akt papieski uznał miasto Compostelę za święte miejsce chrześcijaństwa – trzecie w kolejności po Jerozolimie i Rzymie. Tym samym Santiago stało się obok nich jednym z najważniejszych miejsc pielgrzymowania. Wędrówka miała przede wszystkim charakter religijny. W wiekach średnich pielgrzymowano dla umocnienia wiary, odbycia pokuty, spełnienia ślubowania lub z prośbą o uzdrowienie czy też w celach dziękczynnych. Drogę – „Camino de Santiago” - przemierzali przedstawiciele wszystkich stanów, w tym wiele znanych postaci, takich jak Karol Wielki, św. Franciszek z Asyżu, św. Elżbieta Portugalska, św. Brygida Szwedzka, Izabela Kastylijska, św. Ignacy Loyola, Jan Dantyszek czy papież Jan XXIII. Znaleźli się na niej również sławni Polacy, m.in. Jerzy i Stanisław Radziwiłłowie, którzy dotarli do grobu Apostoła w 1579 r.; oraz w 1611 r. Jakub Sobieski, ojciec króla Jana III Sobieskiego. W szczytowym okresie popularności szlaku, przypadającym na XIV wiek, każdego roku przemierzało tą trasę ponad milion osób. Średniowieczni chrześcijanie odnosili się z wielkim entuzjazmem do pielgrzymek. Motywowane było to nie tylko ich głęboką wiarą religijną ale również ciekawością ukrytego za horyzontem świata oraz zamiłowanie do przygód. Ciekawą rzeczą, o której warto wspomnieć, jest to, iż nie wszyscy kończyli swoją wędrówkę w Santiago de Compostela. Przemierzając kilkadziesiąt kilometrów dalej, czyli trzy dni drogi od Santiago, docierali nad wybrzeże Oceanu Atlantyckiego, do Przylądka Finisterre (od łacińskich słów „finis terrae” – tj. "koniec ziemi"), który bywa błędnie uważany za najdalej na zachodzie wysunięty punkt kontynentalnej Europy. W starożytności i średniowieczu uważano Finisterre za prawdziwy koniec świata, poza którym ciągnie się tylko nieprzebyte morze. Tradycją po dotarciu do przylądka stało się palenie pielgrzymiej szaty i obmywanie się w wodach oceanu. Był to znak pozostawienia za sobą dotychczasowego grzesznego życia i rozpoczęcia nowego. Docierający nad ocean wędrowcy zabierali ze sobą muszle jako dowód przebytej drogi. To właśnie z Finisterre wzięła się bardzo znana i powszechna muszla jako symbol „Camino de Santiago”. Nawiązując do tego faktu, pielgrzymów do grobu Apostoła nazywano kokijardami - od francuskiej nazwy muszli: „la coquille”. Znaczenie pielgrzymek w Europie ogromnie spadło wraz z nadejściem rewolucji francuskiej. Popularność wędrówki po Drodze św. Jakuba ponownie zaczęła wzrastać w latach osiemdziesiątych XX wieku za sprawą Jana Pawła II. W czasach swojego pontyfikatu odwiedził on Santiago de Compostela dwa razy – w 1982 r., pokonując niewielki odcinek pielgrzymiego szlaku oraz w 1989 r. w ramach IV Światowych Dni Młodzieży. Pielgrzymki papieża spowodowały odrodzenie się zapomnianej dawno pątniczej trasy. Ojciec Święty apelował wówczas: Europo, odnajdź siebie samą! Bądź sobą! Tchnij życie w swoje korzenie!. Charakter pielgrzymowania Według tradycji do grobu św. Jakuba należy dotrzeć pieszo, rowerem lub konno. W odróżnieniu od innych pielgrzymek, takich jak te dobrze znane nam na Jasną Górę lub Kalwarię, Camino pokonuje się indywidualnie bądź w niewielkich grupach. Droga zaprasza wszystkich, którzy chcą doświadczyć wewnętrznej ciszy i duchowej przemiany, bez względu na wyznanie czy też narodowość. Do dyspozycji wędrowców przeznaczone są nie tylko znajdujące się po drodze kościoły i kaplice, ale także miejsca noclegowe w schroniskach dla pielgrzymów, prowadzonych przez lokalne społeczności: parafie, stowarzyszenia, schroniska młodzieżowe czy też przez osoby prywatne w gospodarstwach agroturystycznych. Aby pielgrzymka była ważna trzeba pokonać przynajmniej 150 km, choć pierwotny zwyczaj nakazuje rozpocząć wędrówkę spod drzwi własnego domu. W biurach obsługi pielgrzymów należy wypełnić ankietę. Znajduje się w niej punkt pt. „cel wędrówki: religijny, duchowy, turystyczny”, który jest ostatnią okazją do zastanowienia się nad swoim zamiarem pieszej podróży. Po wykonanych formalnościach dostaje się tzw. credencial, czyli zaświadczenie o byciu pielgrzymem. Credencial jest warunkiem otrzymania „composteli” – końcowego dokumentu potwierdzającego przebycie drogi. Charakterystycznymi atrybutami na Camino de Santiago są także laska, kapelusz, peleryna, zbiorniczek na wodę i jakubowa muszla przymocowana na wierzchu ubrania bądź plecaka. Camino de Santiago – Camino Europeo Zważywszy, że do Composteli zdążają ludzie niemal z całego świata, Droga św. Jakuba nie ma jednolitej trasy lecz stanowi sieć dróg w całej Europie, które kształtowały się przez wieki. Prócz Hiszpanii swoje szlaki posiadają m.in. Portugalia (Camino Portuques), Niemcy (Jakobswege) i Francja (Camino Frances). Na tym ostatnim szlaku swoją wędrówkę zaczyna większość pielgrzymów. Od miasta Saint-Jean-Pied-dePort mijają oni postrzępione szczyty francuskich Pirenejów, bezkresne winnice Rioji i złote pola słoneczników, spalone słońcem łąki Kastylii i León. W Polsce, gdzie tradycja 13 pielgrzymowania do Santiago została niemal zapomniana, trwa praca nad odtworzeniem starego, pątniczego szlaku – Camino Polaco, prowadzącego od granicy z Litwą przez Ogrodniki, Olsztyn, Toruń, Gniezno i Poznań do Słubic na granicy z Niemcami. Znaczenie kultu świętego Jakuba „Camino de Santiago”, będąca darem chrześcijan dla Starego Kontynentu, stanowi dzisiaj ważny element europejskiej tożsamości. W roku 1982 po wizycie Jana Pawła II w Santiago de Compostela Rada Europy uznała Drogę św. Jakuba za drogę o szczególnym znaczeniu dla kultury kontynentu i zaapelowała do wielu władz państwowych, a także organizacji pozarządowych o odtwarzanie i utrzymywanie dawnych szlaków pątniczych. Apel ten doczekał się wyraźnej, pozytywnej odpowiedzi ze strony Europejczyków. W 1987 r. szlak ten został ogłoszony pierwszym Europejskim Szlakiem Kulturowym, a w 1993 r. wpisano go na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. O ogromnej roli pielgrzymek po Camino świadczą słowa Johanna Wolfganga von Goethe ‘go, który pisał, iż: "drogi św. Jakuba ukształtowały Europę". Szlak Camino Frances przemierzał także popularny w ostatnich latach pisarz Paulo Coelho, czemu poświęcił swoją pierwszą napisaną książkę pt. „Pielgrzym”. Droga św. Jakuba jest nie tylko dziedzictwem kulturowym Europy, ale w szczególny sposób stanowi dla nas skarb duchowy. W czasach pustoszejących kościołów na Starym Kontynencie, Rok Jubileuszowy poprzez „Camino de Santiago” wskazuje na chrześcijański fundament Europy. Ojciec Święty Benedykt XVI w swym liście do pielgrzymów pisze: „Do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela zdążają ludzie zwłaszcza z najróżniejszych regionów Europy, by odnowić i umocnić swą wiarę. Droga ta, usiana tak licznymi świadectwami gorliwości, pokuty, gościnności, sztuki i kultury, opowiada wymownie o duchowych korzeniach Starego Kontynentu”. Dla większości dzisiejszych uczestników pielgrzymka do Santiago nie stanowi charakteru reli- 14 gijnego, lecz jest raczej wyzwaniem pokonania szlaku trekkingowego. Obserwujący wszystko Hiszpanie swoim powiedzeniem często zaznaczają, iż wielu rozpoczyna Camino jako turyści, a kończy jako pielgrzymi. Potwierdzeniem tych słów jest świadectwo Andrzeja Kołaczkowskiego-Bochenka, nawróconego z ateizmu po kilkudziesięciu latach w czasie szukania przygód na drodze do Composteli. Oby coraz więcej osób, wyruszających na najstarszą pielgrzymkową drogę Europy, doświadczało podobnej przemiany serca jak wyżej wspomniany autor książki pt. „Nie idź tam człowieku”. Poprzedni Rok św. Jakuba obchodzony był w Kościele w 2004 roku. Następny – 120 Jubileusz pod patronatem Apostoła odbędzie się w roku 2021. Wszystkim podążającym po „Camino de Santiago” życzymy Buen Camino! – Dobrej Drogi! Źródła: www.swjozef.com; www.info.wiara.pl; www.santiago.defi.pl; www.wikipedia.pl Tygodnik katolicki GOŚĆ NIEDZIELNY 4lipca 2010 nr 26 rok LXXXVII Kościół Katolicki uznawany jest przez wielu jako konserwatywny. Raz po raz słychać głosy wzywające do tego, aby Kościół poszedł z duchem czasu, podejmując konkretne działania. Takie propozycje z reguły budzą wiele kontrowersji. Tak też ma się rzecz z kapłaństwem kobiet. Faktem jest, że są one powołane do kapłaństwa powszechnego, które dotyczy każdego wierzącego w Chrystusa. Co jednak jeżeli chodzi o kapłaństwo służebne? Powszechnie jest wiadome, że Kościół Katolicki jest przeciwny udzielaniu kobietom święceń kapłańskich. Jednak wśród świeckich można zauważyć opinie, które jak się wydaje mają na celu doprowadzenie do zmiany stanowiska Kościoła w tej kwestii. W sposób szczególny głosy te nasiliły się, gdy w niektórych odłamach protestantyzmu zaczęły pojawiać się kobiety przewodniczące zgromadzeniom wiernych i pełniące funkcje, które odpowiadają funkcji kapłana w kościele Rzymskokatolickim. Zdarza się nawet, że są podejmowane polemiki wskazujące swoją argumentacją, że Kościół wiele traci w wymiarze duszpasterskim nie udzielając kobietom święceń kapłańskich. Dlatego spróbujemy się przyjrzeć stanowisku Kościoła na ten temat. Zanim jednak to zrobimy poszukajmy podstaw kapłaństwa sakramentalnego w Piśmie Świętym. Przyglądając się poszczególnym księgom Pisma Świętego, zauważymy, że pierwsza wzmianka o kapłanie znajduje się w Księdze Rodzaju, gdzie jest mowa o Melchizedeku, który łączył w sobie dwie funkcje: króla i „kapłana Boga Najwyższego” (por. Rdz 14,18). Pojęcie „Bóg Najwyższy” w ustach Melchizedeka może oznaczać Boga Izraela, jednak należy pamiętać, że w tym czasie jeszcze nie ma Izraela jako narodu. Dlatego równie dobrze można przyjąć, że sformułowanie to odnosi się do bogów pogańskich. Jest to ważne, gdyż Melchizedek reprezentuje religie pogańskie, które wg opisu biblijnego były obecne na terenie Bliskiego Wschodu zanim powstał naród Izraelski i zanim usankcjonowano religię judaistyczną, a wraz z nią kapłaństwo. Kolejną postacią kapłana, którą przedstawia Pismo Święte jest teść Mojżesza, który był kapłanem madianickim (por. Wj 3,1). Daje nam to już pewien obraz kapłaństwa widzianego oczyma autora natchnionego. Można 15 by rzec, że jest to dowód na to, że w ówczesnym świecie była ważna instytucja kapłana - mężczyzny. Należy wziąć pod uwagę to, że pisarz natchniony mógł uwypuklić kapłaństwo mężczyzn wśród narodów ościennych, aby wskazać na pewien wzór kapłaństwa, który nie jest wymysłem tylko religii izraelskiej, ale ma on odniesienie w innych religiach. Być może wtedy kobiety chciały pełnić funkcję kapłana w Izraelu. Ważnym momentem w życiu Izraela jako narodu wybranego było wyjście z niewoli egipskiej i następujące po nim Przymierze na górze Synaj. Wtedy Bóg, który przekazał Mojżeszowi przykazania, nakazał mu ustanowić najwyższym kapłanem jego brata Aarona, a jego synów kapłanami, którzy mieli za zadanie składać ofiary Bogu i pilnować, aby kult był właściwy (por. Kpł 8,1). Jest tu mowa o ustanowieniu kapłanów i ich funkcji w sprawowaniu kultu. Co jednak z tego wynika dla kapłaństwa, które jest obecne w chrześcijaństwie, a dokładnie w religii rzymskokatolickiej? Chrześcijaństwo wywodzi się od Jezusa Chrystusa, który jest Głową Kościoła. On też jest Tym, który ustanowił sakramenty Eucharystii i kapłaństwa na Ostatniej Wieczerzy (Mk 14,22-26). Stąd Kościół Rzymskokatolicki mówiąc o kapłaństwie zauważa, że nasz Pan Jezus Chrystus do grona apostołów powołał samych mężczyzn, którzy też byli obecni na Ostatniej Wieczerzy (Łk 6,12-16). Można by argumentować jednak, że Jezus powołał do grona apostołów tylko mężczyzn, bo w ówczesnym społeczeństwie inna sytuacja byłaby nie do przyjęcia. Papież Jan Paweł II o powołaniu apostołów pisze: Powołując samych mężczyzn na swych Apostołów, Chrystus uczynił to w sposób całko- 16 wicie wolny i suwerenny. Uczynił to z taką samą wolnością, z jaką w całym swoim postępowaniu uwydatniał godność i powołanie kobiety, nie dostosowując się do panującego obyczaju i tradycji usankcjonowanej ówczesnym ustawodawstwem. Tak więc hipoteza, że powołał jako Apostołów mężczyzn, stosując się do mentalności swoich czasów, wcale nie odpowiada sposobowi działania Chrystusa (Mulieris dignitatem, 26). Kobieta miała być poddana swojemu mężowi, dzięki któremu nie musiała się martwić o podstawowe środki do życia. Takie były realia, jednak nie można zapominać o tym, że pomimo wyraźnej dyskryminacji kobiety w tamtym społeczeństwie, Jezus w opowiadaniach Ewangelistów wielokrotnie łamie zwyczaje żydowskie, mówiące o tym, że mężczyzna nie powinien publicznie rozmawiać z kobietą. Co więcej On sam rozpoczyna rozmowę (por. Łk 13,1017). Jezus też bywa w gościnie u Marty i Marii (Łk 10,38), uzdrawia wiele kobiet, w tym np. teściową Piotra (Mk 1,29-31) i pozwala grzesznej kobiecie, aby ona całowała Mu stopy i włosami je wycierała (Łk 7,37-38). Dodatkowo Chrystus mówiąc w przypowieściach posługuje się przykładem kobiet np. mówiąc o zagubionej drachmie (Łk 15,8-10), czy o dziesięciu pannach (Mt 25,1-12). Jezus łamie wszystkie panujące zwyczaje, kiedy przy studni Jakuba rozmawia z Samarytanką, gdyż Żydzi i Samarytanie żyli w nieprzyjaźni (J 4,1-26). Wydaje się jednak, że wychodzenie Zbawiciela ponad powszechnie przyjęte zwyczaje w stosunku do kobiet można próbować zrozumieć w kontekście Jego całej ziemskiej działalności. Jezus nie zachowywał szabatu tak, jak to rozumieli Żydzi. Zezwalał też uczniom, spożywać zakazane pokarmy w czasie postu. Bardzo ważnym tekstem mówiącym o wyjątkowej roli i znaczeniu kobiet we wspólnocie, jest fragment mówiący o zmartwychwstaniu Jezusa. W Ewangelii Mateusza, Marka i Jana jest wyraźnie zaznaczone, że Chrystus po zmartwychwstaniu jako pierwszym ukazał się kobietom. Warto zauważyć też, że Jezus wyniósł Matkę ponad wszystkich ludzi na Ziemi. Maryja została obdarowana przez Boga w większym stopniu niż wszyscy apostołowie razem wzięci a jednak nie rościła sobie żadnych praw do udziału w hierarchii Kościoła. Z drugiej strony faktem jest, że Matka Boża jest ukazana w Piśmie Świętym jako pokorna Służebnica Pana. Jednak pomimo zaakcentowania wielkiej godności kobiety przez Jezusa, o czym wyżej wspomniałem trzeba zauważyć, że Jezus na Ostatnią Wieczerzę nie zabrał żadnej z nich, a byli tam sami uczniowie, którym Pan nakazał czynić to na Jego pamiątkę (Łk 22,19). Wydaje się jednak, że powoływanie się na to, co dyktowała ówczesna mentalność kłóci się z faktami historycznymi. Trzeba tu zauważyć, że w czasach starożytnych w Azji Mniejszej, w Grecji i Italii, powszechnie obecne były kapłanki. Nie jest to bez znaczenia, gdyż na tych terenach rozwijało się w początkowej fazie chrześcijaństwo. Dlaczego więc chrześcijanie, którzy zaczęli przejmować od ludów pogańskich pewne zwyczaje nie przejęli także ustanawiania kapłanek? Może miało to odróżniać chrześcijaństwo od innych religii… Idąc dalej trzeba zwrócić uwagę na to, że apostołowie nakładali ręce na mężczyzn, aby stali się oni prezbiterami, czy też biskupami (Dz 13,2). Oczywiście ręce nałożono też na siedmiu diakonów, jednak należy odróżnić ich posługę obsługiwania stołów i zajmowania się wdowami (por. Dz 6, 1-6) od misji prezbiterów i biskupów, których zadaniem było głoszenie Dobrej Nowiny. Kongregacja Wiary w dokumencie Inter Insigniores z 1976 r. zwraca uwagę, że w Eucharystii Jezus uobecnia się we wspólnocie w sposób sakramentalny dlatego nie byłoby tego podobieństwa naturalnego, jakie powinno być między Chrystusem i Jego kapłanem, gdyby nie był on mężczyzną; w takiej sytuacji trudno byłoby dostrzec w kapłanie obraz Chrystusa. Chrystus bowiem był i pozostanie mężczyzną (Inter insigniores, 5). W tym miejscu trzeba podkreślić, że św. Paweł w Liście do Rzymian mówi o pewnej kobiecie imieniem Feba, która wg starszych przekładów miałaby pełnić funkcję diakonisy (por. Rz 16,1). Mogłoby to być związane z treścią Pierwszego Listu do Tymoteusza, który wskazuje na zadania kobiet we wspólnocie, odpowiadające zwyczajom wtedy panującym. Jednak w stosunku do Feby bardziej prawdopodobne wydaje się, że pełniła ona pewną posługę we wspólnocie, która jest nam bliżej nieznana. Gdyby nawet jej posługa odpowiadała funkcji diakona, to nie wiązałoby się to z głoszeniem Słowa Bożego. Przez kolejne wieki chrześcijaństwa ukształtowała się tradycja, że kapłanami i biskupami byli mężczyźni. Tak też ma się rzecz z diakonami. Tradycja ta utrzymuje się niezmiennie. Niczego nowego nie wnoszą głosy mówiące, o tym, że powinno się wprowadzić kapłaństwo kobiet. Ojciec Jacek Salij zauważa, że ksiądz sprawuje Eucharystie nie dlatego, że wyznaczyła go do tego wspólnota wiernych, ale on został wyznaczony przez wybór z góry w momencie udzielania mu sakramentu święceń. Wróćmy jeszcze na moment do faktu, że niektórzy określają Kościół jako zacofany. Trzeba tu zauważyć, że po Soborze Watykańskim II w Kościele Kato- 17 lickim zaszły rewolucyjne zmiany. Tak też jest z rolą kobiet. Przykładowo jeszcze w XIX w. zabraniano kobietom śpiewu w chórze kościelnym, gdyż było to zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Podobnie rzecz się ma z czytaniem Słowa Bożego podczas liturgii. Przed Soborem było niedopuszczalne, aby jakakolwiek świecka osoba znalazła się w prezbiterium w czasie liturgii - wyjątek stanowiła służba liturgiczna - a całkowicie niedopuszczalne było, aby Słowo Boże czytała kobieta. Dziś kobiety mogą bez żadnych problemów śpiewać w chórze kościelnym, mogą też czytać Słowo Boże, choć z wyjątkiem tych fragmentów, które są zarezerwowane dla osoby duchownej. Kościół otwiera się jeszcze bardziej na osoby świeckie. Mogą oni pełnić posługę nadzwyczajnego szafarza Eucharystii. Nie przypisuje się pojęcia „świecki”, tylko do mężczyzny. Można spotkać także - choć niekoniecznie w Polsce – kobiety udzielające Komunii Świętej w czasie liturgii. Wedle Kodeksu Prawa Kanonicznego kapłani są jedynymi szafarzami sakramentu Eucharystii, pokuty i pojednania, oraz namaszczenia chorych (por. KPK Kan. 900. 965. 1003). Tutaj warto się przyjrzeć naturze kobiety. Jak wiadomo, w życiu kobiet wielką role odgrywa sfera emocji i uczuć. U mężczyzn ta sfera schodzi na dalszy plan. Stąd kobiety sprawujące Eucharystie, czy też sakrament pokuty i pojednania mogłyby zbyt uczuciowo i emocjonalnie to czynić. Oczywiście jeżeli chodzi o posługę w konfesjonale, to ktoś mógłby powiedzieć, że kobiety rozumiałyby bardziej penitenta. Być może, tylko prawdopodobnie trudniej by było kobiecie podchodzić z dystansem do problemów penitentów poza konfesjonałem. Mężczyźni są nato- 18 miast osobami racjonalnymi. Emocje i uczucia schodzą u nich na dalszy plan. Ma to duże znaczenie, gdyż dzięki temu potrafią oni zachować dystans w wielu trudnych sprawach. Tak więc w mojej opinii mężczyźni ze swej natury mają o wiele większe predyspozycje do sprawowania funkcji kapłana w Kościele Rzymskokatolickim niż kobiety. Podsumowując zauważmy, że przyznanie mężczyźnie roli kapłana w Kościele Katolickim i fakt niewyświęcania kobiet nie jest wyrazem jakiejś wyższości mężczyzn względem kobiet. Kto w ten sposób myśli jest w błędzie. Ma to swoje podstawy w dużym stopniu w Piśmie Świętym oraz tradycji Kościoła, która nie wprowadziła urzędu kapłanki, choć w religiach pogańskich taki urząd był znany. Tradycja jest potwierdzona i aktualizowana co jakiś czas przez papieży, dlatego na zakończenie warto przytoczyć fragment listu apostolskiego Jana Pawła II Ordinatio sacerdotalis z 22 maja 1994 roku: Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22,32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne. (Ordinatio sacerdotalis, 4). Skoro Mistyczne Ciało Jezusa, czyli Kościół nie ma władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom, więc my jako uczniowie wierni nauce naszego Pana nie próbujmy tego zmieniać.