Pobierz pdf - Prószyński i S-ka

Transkrypt

Pobierz pdf - Prószyński i S-ka
WYŚCIG Z CZASEM
OHLSSON
kristina
OHLSSON
WYŚCIG Z CZASEM
Przełożył
Wojciech Łygaś
kristina
Tytuł oryginału
PARADISOFFER
Copyright © Kristina Ohlsson 2012
Published by agreement with Salomonsson Agency
All rights reserved
Projekt serii
Joanna Szułczyńska
Opracowanie graficzne okładki
Wojciech Wawoczny
Zdjęcie na okładce
© Benjamin Harte/Arcangel Images
Redaktor prowadzący
Katarzyna Rudzka
Redakcja
Renata Bubrowiecka
Korekta
Małgorzata Denys
Łamanie
Ewa Wójcik
ISBN 978-83-7839-726-7
Warszawa 2014
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Druk i oprawa
Drukarnia POZKAL Spółka z o.o.
88-100 Inowrocław, ul. Cegielna 10-12
Waszyngton
Kiedy samolot rejsowy numer 573 rozpoczął lot do USA, był jeszcze wczesny wieczór. Bruce Johnson stał
przy wieży kontrolnej, mając przed sobą niekończące się
pasy startowe. W pomieszczeniach panowała tak głęboka
cisza, że nawet nie zauważył, jak zaczął wstrzymywać
oddech. Na razie nie dotarła do nich żadna wiadomość.
Jeszcze nie wiedzieli, czy samolot wyląduje.
Stał nieruchomo, obserwując policyjne auta, karetki pogotowia, wozy strażackie i inne pojazdy czekające
wzdłuż pasów. Mnóstwo ich tam było.
Nikt nie wiedział, jak ten dramat się zakończy. Może
jedną wielką katastrofą... Nigdzie nie było widać ubranych na czarno członków brygady antyterrorystycznej,
ale on i tak miał świadomość, że czekają w ciemnościach
z bronią przygotowaną do strzału. Nagle naszła go pewna
myśl: Zastrzelimy zakładnika. To zasada numer jeden.
Sam nie wiedział, skąd przyszło mu to do głowy. Przecież nigdy nie kierowali się taką zasadą. Żaden agent
FBI nawet by nie dopuścił do siebie takiej myśli. Zasada
numer jeden bowiem brzmiała inaczej: nigdy, za żadną
5
cenę i pod żadnym pozorem nie wolno negocjować z terrorystami.
Oni też tego nie zrobią. Bezkompromisowość kierowała ich postępowaniem od chwili, gdy samolot wystartował
z lotniska Arlanda pod Sztokholmem. Od dawna chciał
odwiedzić stolicę Szwecji, ale sam już nie wiedział, czy
kiedykolwiek ją zobaczy. Po co ktoś taki jak on miałby
jechać do Szwecji?
Jumbo jet wyprodukowany w 1989 roku. Na jego pokładzie znajduje się ponad czterystu pasażerów. Właśnie
kończy mu się paliwo i kapitan poprosił o zgodę na lądowanie. A on nie wie, co ma dalej robić. Czeka na kolejne
instrukcje od przełożonych. W Szwecji jest już prawie
wpół do dwunastej w nocy. Wie, co zmęczenie potrafi
zrobić z człowiekiem, i dlatego bardzo się pilnuje. Jego
koledzy w Sztokholmie mają na ten temat z pewnością
podobne zdanie, ale nie ma innego wyjścia. Sprawa jest
zbyt poważna, żeby ktoś ich nagle zastąpił. Kiedyś słyszał
od kogoś, że latem słońce zostaje tam na niebie dłużej
i dlatego Szwedzi przesypiają mniej godzin, nawet jeśli
jest jesień, tak jak teraz. Może to prawda?
W przestrzeni powietrznej nad lotniskiem nie ma w tej
chwili innych samolotów. Wszystkie lądujące maszyny
skierowano do innych miast, a wszystkie oczekujące
na start odlecą z opóźnieniem. Z lotniska wyproszono
przedstawicieli mediów, ale wiadomo, że i tak tam są.
Stoją za barierkami i mają teleobiektywy, którymi mogliby
sięgnąć aż do Chin. Robią całą serię niewyraźnych zdjęć,
jedno po drugim.
Drgnął na dźwięk telefonu. Dowódca.
–W końcu się zdecydowali. Wybrali to, co najgorsze.
6
Wyrok zapadł – samolot nie doleci do celu.
Wybrali zasadę, która nie istnieje. Zakładnicy muszą
umrzeć.
Johnson odłożył telefon i sięgnął po drugi. Przez krótką chwilę trzymał go w dłoni, a potem wystukał znany
mu na pamięć numer. Czekał, aż zgłosi się Eden.
Dzień wcześniej
Poniedziałek,
10 października 2011
1
Sztokholm, godzina 12.27
Szwecja straciła dziewictwo i już go nie odzyska.
Już tyle razy o tym myślał. Wszystko zaczęło się od
samobójczej próby w pobliżu ulicy Drottninggatan,
w samym centrum Sztokholmu, gdy wszyscy byli zajęci
robieniem zakupów przed Bożym Narodzeniem. Szwecja
ma więc już na koncie pierwszego samobójcę, a społeczeństwo przeżyło szok. Co jeszcze się zdarzy? Czy dołączą do krajów, w których obywatele boją się wychodzić
z domu w obawie przed zamachami bombowymi?
Nikt nie był tą sprawą przejęty bardziej niż premier
rządu. „Czy nauczymy się z tym żyć? Jak?”, zapytał pewnego dnia. Było już późno, a oni raczyli się szklaneczką
koniaku w dzielnicy rządowej Rosenbad. Światła w budynku były już wygaszone.
Jak na to odpowiedzieć? Konsekwencje są tragiczne.
I nie chodzi o konsekwencje materialne, bo wszystko
można zawsze naprawić i odbudować. O wiele gorsze jest
to, że system moralny rozpadł się jak domek z kart. Nowy
11
minister sprawiedliwości ze zdziwieniem wsłuchiwał się
w głosy wzburzonych ludzi. Domagali się nowego prawa,
dzięki któremu społeczeństwo będzie bezpieczniejsze.
Jedna z partii, której przedstawiciele zasiadają w parlamencie i mają wrogi stosunek do imigrantów, chwyciła
wiatr w żagle i przy każdej okazji prezentowała swoje
stanowisko w tej sprawie. „Musimy się zabrać do rozwiązania problemu terroryzmu w sposób zdecydowany”,
powiedziała pani minister spraw zagranicznych na jednym z pierwszych posiedzeń rządu, które zwołano po
zamachu. Jakby tylko ona jedna to rozumiała.
W tym samym momencie wszyscy zerknęli na nowego ministra sprawiedliwości, który objął tekę zaledwie
kilka tygodni po zamachu w Sztokholmie. Muhammad
Haddad.
Czasem się zastanawiał, czy oni naprawdę rozumieją,
co tu się dzieje, i czy właśnie dlatego mianowali go na
to stanowisko. Jakby miał się stać ich alibi. Jakby był
jedyną osobą, która musi zrobić to co trzeba, i to w taki
sposób, żeby nikt nie nazwał go przy tym rasistą. Jest
pierwszym w historii Szwecji muzułmańskim ministrem
sprawiedliwości. Całkiem nową postacią w swojej partii.
I w jego krótkiej karierze wszyscy na razie ustępowali.
Czasem wywoływało to w nim obrzydzenie. Wiedział, że
ze względu na swoje etniczne pochodzenie i wyznanie
ma pewne przywileje. I nie chodzi o to, że nie zasłużył
na sukces. Jest błyskotliwym prawnikiem i dość wcześnie
doszedł do wniosku, że chciałby się zajmować sprawami karnymi. Jego klienci nazywali go cudotwórcą. Nie
satysfakcjonowało go samo zwycięstwo – domagał się
także zadośćuczynienia. Do Szwecji przyjechał w wieku
12
piętnastu lat. Teraz ma czterdzieści pięć i wie, że nigdy
nie wróci do swojego ojczystego kraju – Libanu.
Jego sekretarka zapukała do drzwi i wsunęła głowę
do środka.
–Dzwonili z Säpo, policji bezpieczeństwa. Będą tu
za pół godziny.
Spodziewał się tej rozmowy. Säpo chce przedyskutować pewne sprawy związane z bezpieczeństwem państwa,
a on dał im do zrozumienia, że chciałby w tym spotkaniu
wziąć udział, chociaż nie było tego w zwyczaju.
–Ilu ich będzie?
–Trzech.
–Eden Lundell też?
–Tak. Ona też przyjdzie.
Od razu poczuł się raźniej.
–Proszę ich zaprowadzić do dużej sali konferencyjnej,
a pozostałym osobom przekazać, że spotkamy się tam
pięć minut wcześniej.
2
Godzina 12.32
– Muszę już iść. Spieszę się na ważne spotkanie.
Fredrika Bergman spojrzała najpierw na zegarek,
a potem na swojego byłego szefa, który siedział po drugiej stronie stołu. Alex Recht wzruszył ramionami.
–Nie ma sprawy. Spotkamy się innego dnia, na dłużej.
Fredrika uśmiechnęła się do niego ciepło.
–Bardzo chętnie.
Jedną z uciążliwości związanych z tym, że już nie
pracowała w komendzie policji na Kungsholmen, był brak
dobrych lokali, w których mogłaby zjeść lunch. Dlatego
przyszli do średniej klasy azjatyckiej restauracji na Drott­
ninggatan. Miejsce wybrał Alex.
–Następnym razem sama zdecydujesz, gdzie się
spotkamy – powiedział, jakby potrafił czytać w jej
myślach.
Bo faktycznie potrafił. Fredrika rzadko potrafiła ukryć
przed nim swoje uczucia.
–Wybór nie jest aż tak duży.
14
Odsunęła talerz. Spotkanie zaczynało się za pół godziny, więc powinna wrócić kwadrans wcześniej. Próbowała
zrozumieć ciszę, która zaległa nad ich stolikiem. Może
już omówili wszystko, co mieli do omówienia? Proste
sprawy, które nie prowadzą do niepotrzebnych bolesnych
dyskusji. Rozmawiali o nowej pracy Alexa w Centralnym
Urzędzie Śledczym, o jej zastępstwie w Ministerstwie
Sprawiedliwości i o urlopie macierzyńskim po urodzeniu drugiego dziecka. Tym razem był to syn, któremu
dali na imię Isak. Chłopiec przyszedł na świat w Nowym
Jorku, gdzie jej mąż, Spencer, rozpoczął pracę jako naukowiec.
–Powinnaś była powiedzieć, że zamierzacie się pobrać. Wszyscy przyszlibyśmy na ślub. – Alex powtórzył
to zdanie po raz trzeci w czasie tego lunchu.
Fredrika się skrzywiła.
–Wzięliśmy cichy ślub. Nawet moich rodziców nie
zapraszałam.
Jej mama do dzisiaj jej tego nie wybaczyła.
–Nie próbowali cię tam zwerbować? – spytał Alex
i lekko się uśmiechnął.
–Kto taki? Nowojorska policja?
Skinął głową.
–Niestety nie. To by dopiero było wyzwanie.
–Kiedyś byłem tam na kursie. Ci Jankesi są zupełnie
inni od nas. W niektórych sprawach są naprawdę dobrzy,
ale za to w innych idzie im gorzej.
Fredrika nie miała na ten temat zdania. W czasie pobytu w Nowym Jorku nie przepracowała nawet jednej
godziny. Skupiła się na dwójce dzieci i na tym, żeby Spencera postawić na nogi. Po tym, jak dwa lata wcześniej
15
pewna studentka oskarżyła go o gwałt, nic już nie było
takie jak dawniej. Kiedy mu powiedziała, że znowu jest
w ciąży, zdecydowali się na aborcję.
–Nie poradzimy sobie z jeszcze jednym dzieckiem
– powiedział Spencer.
–To nie jest najlepszy czas na rodzenie – dodała.
Potem długo patrzyli na siebie.
–Mimo to uważam, że powinnaś je urodzić – stwierdził Spencer.
–Ja też tak uważam.
Alex zgniótł kubek po kawie.
–Myślałem, że wrócisz do zawodu – powiedział.
–Po pobycie w Nowym Jorku?
–Tak.
Nagle poczuła, że hałas dobiegający od innych stolików wywołuje w niej stres. „Wybacz”, chciała powiedzieć.
„Przepraszam, że kazałam ci czekać, chociaż wiedziałam,
że nie wrócę do pracy w policji”. Niestety nie była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
–Rozumiem jednak, że nie potrafiłaś odmówić, gdy
zaproponowano ci pracę w ministerstwie – kontynuował
Alex. – Taka okazja nie trafia się codziennie.
To nie była okazja. Ja się po prostu starałam o tę robotę, bo wiedziałam, że się zmarnuję, jeśli wrócę na komendę, pomyślała Fredrika i odrzuciła z twarzy kosmyk
włosów.
–Rzeczywiście, masz rację – powiedziała tylko.
No bo co innego mogła zrobić? Po śledztwie w sprawie
niemej pisarki i grobu w Midsommarkransen, które Alex
prowadził ze swoją grupą dochodzeniową wiosną 2009
roku, wszystko zaczęło się nagle sypać. Kiedy szefowa
16
działu kadr Margareta Berlin wezwała go do swojego
biura i zakomunikowała mu, że zespół, na którego czele
stał przez ostatnie lata, zostaje rozwiązany, nie było to
dla nikogo z nich zaskoczeniem. Pracowali na zwolnionych obrotach: Alex skupiał całą swoją energię na nowej
miłości, którą była Diana Trolle, a ona zaszła w ciążę.
–Czy Peder się do ciebie odzywał? – spytała.
Alex wzruszył ramionami.
–Nie. A do ciebie?
Fredrika pokręciła głową i zrobiła zatroskaną minę.
–Od dnia, w którym zabrałeś ze swojego pokoju kartony z rzeczami, nie słyszałam o nim. Ale doszły mnie
słuchy, że… nie wiedzie mu się najlepiej.
–Ja też o tym słyszałem. W zeszłym tygodniu wpadłem
na Ylvę, jego żonę. Opowiedziała mi pokrótce, co u nich.
Fredrika próbowała sobie wyobrazić piekło, w jakim
żyje Peder, ale nie potrafiła. Tyle razy próbowała, lecz
za każdym razem kończyło się tak samo. Niektórych
ran nie da się zaleczyć bez względu na to, jak bardzo
o to walczymy. Choć wiedziała, że Alex ma inny pogląd na tę sprawę. Uważał, że Peder powinien wziąć
się w garść i żyć dalej. I dlatego nie rozmawiała z nim
o tym wcześniej.
–Powinien przestać się zachowywać tak, jakby to on
miał monopol na żałobę – powiedział Alex. Użył tych
samych słów, co zawsze, gdy rozmawiali o tej sprawie.
– Peder nie jest jedynym człowiekiem na świecie, który
stracił kogoś bliskiego.
Alex stracił żonę. Zmarła na raka, a on dobrze poznał
najgłębsze zakamarki smutku i żałoby. Fredrika jednak
uważała, że to wielka różnica, czy bliska osoba umiera
17
na raka, czy też ginie zamordowana przez bezwzględnego
mordercę.
–Nie sądzę, żeby Peder był zdolny do oceny własnego
samopoczucia – stwierdziła, dobierając ostrożnie słowa.
– Żałoba zamieniła się u niego w chorobę.
–Przecież zwrócił się o pomoc i ktoś mu jej udzielił.
Mimo to nadal nie ma poprawy.
Zapadła cisza. Nie chciało im się kontynuować tej
dyskusji. Gdyby to zrobili, rozmowa skończyłaby się tak
jak zwykle: kłótnią.
–Muszę już iść.
Fredrika zaczęła zbierać swoje rzeczy: torebkę, szalik,
kurtkę...
–Wiesz, że zawsze czeka na ciebie biurko?
Zatrzymała się. Nie wiedziała o tym.
–Dzięki.
–Należałaś do najlepszych.
Poczuła, jak oblewa się rumieńcem. Przez chwilę widziała jak przez mgłę.
Alex zrobił taką minę, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu na to, wstając od stołu.
Wyszli z restauracji i przez pewien czas szli razem ulicą.
W końcu Alex rozłożył ramiona i przycisnął ją do siebie.
–Mnie też ciebie brakuje – szepnęła.
Potem rozstali się bez słów.
Komisarz policji kryminalnej Alex Recht miał już
za sobą wiele lat pracy w policji i liczne sukcesy. Ich ukoronowaniem było powierzenie mu w 2007 roku śledztwa
poprzedzonego utworzeniem specjalnej grupy dochodzeniowej. Zaprosił do niej niewiele osób, ale każda z nich
18
była specem w swoim fachu. Zapewniono go, że jeśli
będzie potrzebował dodatkowych środków, nie zrobią mu
problemu. Najpierw zwrócił się z propozycją do młodego,
ale rzutkiego Pedera Rydha. Chłopak miał talent i był
zdolnym śledczym, ale miał też krewkie usposobienie
i zdarzało mu się, że nie potrafił dokonać właściwej oceny
sytuacji. Już po wszystkim Alex zastanawiał się, czy on
sam nie ponosi częściowej winy za tragedię, do jakiej
doszło w czasie tamtego śledztwa, po którym Peder stracił
policyjną odznakę. Nie podobało mu się to. To była potwornie trudna sprawa i każdy z członków jego zespołu
zapłacił wysoką cenę. Najwyższą – brat Pedera, Jimmy.
Alex wiedział, że nie powinien po raz kolejny wałkować sprawy, która tak dużo go kosztowała. Wystarczyło,
że Peder odszedł z zespołu, a wszystko potoczyło się
w szybkim tempie. Fredrika Bergman – jedyny członek
zespołu, którego sam nie wybrał – całkowicie straciła
energię, a gdy niedługo później zaszła w ciążę, uznał, że
na zawsze odeszła z jego świata.
Na początku jej nie lubił. Fredrika miała wyższe wykształcenie i była tak zwanym cywilnym śledczym. Uważał, że nie wykazuje zainteresowania swoją pracą ani nie
ma do niej powołania. Długo próbował ją pomijać albo
przydzielał jej najprostsze sprawy. I nagle któregoś dnia
doszedł do wniosku, że nie miał racji. Okazało się, że
wbrew temu, co myślał, Fredrika naprawdę ma powołanie
do tej roboty. Gorzej było z zainteresowaniem. Zauważył,
że nie najlepiej odnajduje się w policji, a jemu trudno było
to zmienić. Musiała sama się postarać, żeby wszystko
w końcu zaskoczyło. I rzeczywiście, któregoś dnia tak
się właśnie stało: kiedy na jego biurko trafiły pierwsze
19
akta w sprawie poćwiartowanych zwłok Rebecki Trolle,
Fredrika przerwała urlop macierzyński i wróciła do pracy.
Tamtej wiosny ich zespół wzniósł się na wyżyny. Nigdy
przedtem ani nigdy potem nie było już lepiej.
Alex wziął swój kubek i poszedł do pokoju socjalnego, żeby dolać sobie kawy. W Centralnym Urzędzie
Śledczym, takim szwedzkim FBI, pracował od niedawna.
Dobra robota w dobrym zespole. Same ciekawe sprawy
związane ze zorganizowaną przestępczością. Mimo to
strasznie brakowało mu dawnego życia, które prowadził,
zanim wszystko się zawaliło. Lunch z Fredriką tylko mu
przypomniał o tym, co stracił.
Dobrze wiedział, że starała się o pracę w ministerstwie, bo chciała odejść z policji. I trudno ją za to krytykować. To zdolna dziewczyna, a takie nigdy nie usiedzą
w jednym miejscu. Właściwie to nawet nie wiedział, czym
się tam zajmuje. Domyślał się, że jest w kontakcie z policją bezpieczeństwa, ale nie zagłębiał się zbytnio w te
kwestie. Miał inne problemy.
„Nie wolno ci rozpamiętywać wszystkiego w tak dogłębny sposób”, powiedziała mu niedawno Diana. „Musisz zapomnieć o sprawach, które nie zależą od ciebie”.
Diana Trolle. Bez niej zupełnie by się pogubił. Diana wie
równie dobrze, jak on, co to smutek i żałoba, a także
prawdziwy ból. Czasem nie jest pewien, czy zakochaliby
się w sobie, gdyby nie rozpacz, która ich połączyła.
Żal. Tęsknota. Ból. Wcześniej też wiedział, że takie
uczucia istnieją, że trzeba je wkalkulować w życie. Czasem bywa tak, że człowiek pada przygnieciony jakimś
ciężarem. A może nie? Przypomniał mu się Peder i znowu
poczuł zniecierpliwienie. Cholera! Że też facet nie potrafi
20
wziąć się w garść, wyjść z szoku, zamiast wiecznie unieszczęśliwiać siebie. Gdyby pokonał ból, nadal mógłby pracować w policji z nim i Fredriką. Bo przecież na tym polegał
problem: stracił bliskiego kolegę z pracy, z którym dobrze
się dogadywał. I nadal nie umiał mu tego wybaczyć, chociaż wiedział, że to niesprawiedliwe.
W tym momencie w drzwiach stanął jego szef.
–Alarm bombowy – powiedział. – Przed chwilą dzwonili.
–Biorę tę sprawę – odparł Alex, wstając z krzesła.
Alarm bombowy. Budynki, które wylatują w powietrze, i ludzie rozrywani na strzępy – zły uczynek w najczystszej postaci.
Chwilę później zagłębił się w nową sprawę. Okazało
się, że nie chodzi o jedną, ale o cztery bomby podłożone
w czterech miejscach na terenie Sztokholmu. Między
innymi w budynkach rządowych w Rosenbadzie.
Nic z tego nie rozumiał. Cztery bomby? O co tu,
do cholery, chodzi?

Podobne dokumenty