Listopad 2014

Transkrypt

Listopad 2014
Kaszubi w Gdańsku s. 12
Kôrbiónka ze Zbigniewã
Jankòwsczim s. 35
Biég za zdrowim
s. 44
Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego
Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska
W NUMERZE:
3 Opowieść o losach Polski
Krzysztof Korda
I–VIII Najô Ùczba
35 Jô jem kòmédiantã
Ze Zbigniewã Jankòwsczim gôdô Stanisłôw Janke
5 Od konnych omnibusów do Pesa Duo
Sławomir Lewandowski
8 Teatr Szekspirowski z widokiem na gwiazdy
Grażyna Antoniewicz
10 Jubilatka Politechnika
Marta Szagżdowicz
39 Dzień Edukacji, czyli po naszamu Uczby
Maria Pająkowska-Kensik
39 Mirosława Möller
Szkoła
40 „Gdynia” w Holandii
Andrzej Busler
11 Kaszëbizna w stolëcë
kg
12 Kaszubi w Gdańsku. Gdańsk stolicą Kaszub?
– raz jeszcze!
Józef Borzyszkowski
17 Działo się w Gdańsku
Teresa Juńska-Subocz
42 Żyją w niewygasłej pamięci
Kazimierz Ostrowski
42 Żëją w niewëgasłi pamiãcë
Tłóm. Danuta Pioch
44 Biég za zdrowim
Bògùmiła Cërockô
18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert
Tómk Fópka
46 Wiérztą żëcé pisóné
Maya Gielniak, tłóm. Bòżena Ùgòwskô
20 Ożywiają przeszłość
Marek Adamkowicz
48 Zrozumieć Mazury. Pobożność
Waldemar Mierzwa
22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona
Stanisłôw Janke
50 Z drugiej ręki
23 Na zdrowié wejrowsczich szewców
rd
51 Listy
24 Tacewnô pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi
w papiorach bezpieczi (dz. 2)
Słôwk Fòrmella
53 Lektury
57 Pamiętajmy o Żeromskim – piewcy morza
Jerzy Nacel
26 Zapachy mieszane, czyli o Coco Chanel
Stanisław Salmonowicz
59 Pusta noc w Kanadzie
Aleksandra Kurowska-Susdorf
28 Młodokaszuba, żołnierz, starosta (cz. 1)
Marian Hirsz 62 Klëka
30 Na kùńc Eùropë i jesz dali…
Z Tomaszã Plichtã gôdô Dark Majkòwsczi
32 Ùczba 37. Kaszëbsczi króm
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
34 Terpy stworzyły Fryzów
Jacek Borkowicz
66 X Konkurs „Moja pomorska rodzina”
Krzysztof Kowalkowski
67 Po czim pòznac artistã
Tómk Fópka
68 Pëlckòwsczi meloman
Rómk Drzéżdżónk
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Od redaktora
Gdańsk… Jak powiedział ks. Janusz St. Pasierb, odbierając
medal im. Bernarda Chrzanowskiego w 1991 r., „Ziemia spotkań. Wielkich zasiedzeń, ale i wielkich spotkań. Przez wieki
żyli tu ze sobą i obok siebie – jak to znakomicie opisał Günter
Grass – Polacy, Kaszubi, Niemcy, żeby już nie liczyć innych
nacji, różnych nowych czy starych Szkotów”.
W tym numerze „Pomeranii” przyglądamy się m.in. nowym
miejscom, gdzie te spotkania mogą się odbywać. Bez wątpienia do Teatru Szekspirowskiego czy Europejskiego Centrum
Solidarności będą przychodzić mieszkańcy Gdańska niezależnie od pochodzenia
i używanego na co dzień języka. Oby jak najczęściej rozlegał się w ich wnętrzach
zwłaszcza język kaszubski. W ECS już mieliśmy możliwość obejrzenia spektaklu „Remus” przygotowanego przez Teatr Miniatura, a w planach jest multimedialny przewodnik po tym obiekcie w rodny mòwie Kaszubów. To dobrze rokuje na przyszłość.
Cieszy też 143 dzieci uczących się kaszubskiego w gdańskich szkołach podstawowych. Oby był to dobry początek, bo przecież stolicy nie wypada zostawać w tyle
za innymi.
I jeszcze zaproszenie do ciekawej lektury. Instytut Kaszubski wydał książkę zawierającą wspomnienia Franka Meislera. Czytając Zaułkami pamięci. Gdańsk – Londyn
– Jaffa, możemy spojrzeć na dawny Gdańsk z żydowskiego punktu widzenia. Bardzo
pouczające. Szerzej o tej publikacji w dziale lektury.
Dariusz Majkowski
PRENUMERATA
Skry
Ormuzdowe 2014!
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną
dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty
zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto
i uwzględniają 5% VAT.
Do końca listopada można zgłaszać kandydatów do tegorocznej Skry Ormuzdowej. Nagroda
ta jest przyznawana od 1985 r. przez Kolegium
Redakcyjne i zespół redakcyjny „Pomeranii”
– za szerzenie wartości zasługujących na publiczne uznanie, pasje twórcze, propagowanie
kultury kaszubskiej i innej pomorskiej, działania bez rozgłosu, przezwyciężanie trudnych środowiskowych warunków, społeczne inicjatywy
w dziedzinie kultury.
Kandydatów do Skry Ormuzdowej 2014 (z krótkim
uzasadnieniem dokonanego wyboru) można
zgłaszać osobiście w redakcji „Pomeranii”, znajdującej się w siedzibie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, przy ul. Straganiarskiej 20–23
w Gdańsku, oraz mailowo – nasz adres to:
[email protected].
Pomerania z dostawą do domu!
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28
1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP,
ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając
imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16,
58 301 27 31, e-mail: [email protected]
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać
bezpośrednio na stronie www.prenumerata.
ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected]
lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod
numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze
w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy
operatora.
2
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Marika Jelińska (Najô Ùczba)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Stanisław Janke
Wiktor Pepliński
Bogdan Wiśniewski
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Iwona Makurat
Danuta Pioch
Karolina Serkowska
Bożena Ugowska
Tomasz Urbański
FOT. NA OKŁADCE
Sławomir Lewandowski
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
Drukarnia WL
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania i redagowania artykułów
oraz zmiany tytułów.
Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim,
zgodną z obowiązującymi zasadami,
odpowiadają autorzy i tłumacze.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
temat miesiąca – Gdańsk
Opowieść o losach Polski
Krzysztof Korda
Europejskie Centrum Solidarności (ECS)
zostało powołane 8 listopada 2007 roku.
Zanim to nastąpiło – 31 sierpnia 2005
roku, czyli w 25. rocznicę powstania
Niezależnego Samorządnego Związku
Zawodowego „Solidarność” – podpisano
akt erekcyjny; jego sygnatariuszami byli
Lech Wałęsa, szefowie państw i rządów
oraz przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso.
Gmach centrum, stojący w bezpośrednim sąsiedztwie Pomnika Poległych
Stoczniowców i na terenie postoczniowym, w trakcie budowy wzbudzał
ożywione dyskusje, zwłaszcza wśród
gdańszczan. Komentarze wynikały
głównie z formy obiektu, która nie każdemu przypadła do gustu. Wielu niezadowolonych zmieniło jednak zdanie na
temat ECS, kiedy zobaczyło jego wnętrze:
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
jasne przestrzenie wypełnione zielenią.
Budynek ma przypominać statek. Jego
elewacja zewnętrzna została wykonana
ze stali kortenowskiej, materiału o podwyższonej odporności na warunki atmosferyczne (z czasem na powierzchni
tej stali formuje się spowalniająca proces korozji warstwa patyny, której ECS
zawdzięcza swoją dzisiejszą, rdzawą
barwę).
Podróż w czasie
Serce budynku stanowi wystawa stała.
Skierowana jest do wszystkich: zarówno do działaczy Solidarności i pokoleń,
które te czasy pamiętają, jak i do osób
niemogących pamiętać tamtego okresu, a także do turystów. Ekspozycja jest
wielofunkcyjna. Podstawę stanowią
grafiki – wielkoformatowe zdjęcia wraz
z tekstami, towarzyszą im filmy oraz
multimedia. Sale ekspozycyjne są bardzo
zróżnicowane. Autorami scenografii oraz
koncepcji wystawienniczej są dr hab.
Beata Szymańska i dr hab. Jarosław Szymański, wykładowcy w Akademii Sztuk
Pięknych w Gdańsku. Scenariusz wystawy opracował Mirosław Chojecki.
Zwiedzanie ekspozycji rozpoczyna
się od sali B – Siła bezsilnych, ukazującej
kulisy życia w PRL-u, podziemną działalność tworzących się ruchów opozycyjnych, wystąpienia społeczne w Grudniu
1970 czy wybór Karola Wojtyły na papieża. Zwiedzający po wejściu do sali strajkowej (A) – Narodziny Solidarności – odnosi wrażenie, że znalazł się w stoczni,
w której trwa strajk. Widzi przed sobą
suwnicę Anny Walentynowicz, wózek
akumulatorowy, którym poruszano się
po stoczni, tablicę z 21 postulatami strajkujących, a nad sobą – ekspozycję z kasków stoczniowców. W tej sali można
zobaczyć m.in. oświadczenie gdańskich
3
temat miesiąca – Gdańsk
wszędzie wejść, np. do milicyjnego stara, aby obejrzeć w nim film z manifestacji, może wejść do podziemnej drukarni
i wcielić się w rolę podziemnego drukarza. Cofnie się w czasie i pozna trudności (dzisiaj niewyobrażalne), z jakimi
powstawały wówczas publikacje.
Kolejna sala, E – Droga do demokracji, jest poświęcona wydarzeniom lat
1988–1989: przemianom, Okrągłemu
Stołowi z 1989 roku czy wreszcie wyborom z 4 czerwca 1989 roku – w całości
wolnym do Senatu i tylko częściowo wolnym do Sejmu. Na ekspozycji złożonej
z plakatów kandydatów z 1989 roku, na
których niemal każdy kandydat widnieje
na zdjęciu z Lechem Wałęsą, zwiedzający
może odnieść wrażenie, że uczestniczy
w kampanii wyborczej sprzed lat.
Kolejna sala to F – Triumf wolności
– pokazuje obalenie komunizmu w Europie Środowej i Wschodniej, zjednoczenie
Niemiec, powstanie nowych państw.
Zwiedzanie kończy się w sali papieskiej
G – im. Jana Pawła II.
literatów, które przyniósł do stoczni
i odczytał Lech Bądkowski, negocjacje
robotników z władzą i podpisanie porozumień sierpniowych.
Kolejne pomieszczenie ekspozycyjne
poświęcone jest okresowi po podpisaniu
porozumień, to sala C – Solidarność i nadzieja. Widzimy w niej wiele wydarzeń,
które miały miejsce od września 1980
roku do wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Główne punkty w tej części to powstanie Solidarności,
a następnie jej rejestracja przez Sąd oraz
4
I Krajowy Zjazd Delegatów – namiastka
polskiej demokracji. Delegatów wybierali, w każdej wsi i w każdym mieście,
członkowie liczącej wówczas blisko 10
milionów Solidarności.
Opuszczając strefę C, wchodzimy do
kolejnej sali, a w niej natrafiamy na dalszy ciąg opowieści o Polsce – tym razem
są to lata poświęcone stanowi wojennemu, to D – Wojna ze społeczeństwem.
W tej strefie przedstawione są wydarzenia po 13 grudnia 1981, m.in. rozbicie
przez czołg bramy Stoczni Gdańskiej po
wprowadzeniu stanu wojennego, internowanie działaczy, zwolnienia z pracy
oraz masakra w Kopalni Wujek. Uwagę w tej ponurej i smutnej przestrzeni
przyciąga pielgrzymka papieża Jana
Pawła II do Polski w 1983 roku, po której
zniesiono stan wojenny, pomoc z zachodu dla Polski czy przyznanie Pokojowej
Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie w 1983
roku. Autorzy zaprezentowali w tej części m.in. bierny opór różnych środowisk
wobec władzy, w tym również Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
Zwiedzający na wystawie ECS może
niemal wszystkiego dotknąć, niemal
Zachować pamięć o moralnym
przesłaniu Solidarności
Wielu zwiedzających zapewne się zdziwi, zobaczywszy, że w tym obiekcie
znajdują się ogrody – rosną drzewa, rośliny, trawy. Jest naprawdę pięknie. Poza
wystawą w centrum mieści się biblioteka i archiwum. Wkrótce powstanie sala,
w której na czas zwiedzania ECS rodzice
będą mogli zostawić, pod fachową opieką, dzieci do 8. roku życia. W centrum
znajduje się też mediateka, działy: naukowy, edukacyjny, kulturalny i obywatelski. Słowem, jest to bardzo cenna
i potrzebna inicjatywa.
ECS to instytucja, którą warto odwiedzić. To opowieść o losach Polski, a tym
samym Pomorza, to opowieść o tym,
jak w pokojowy sposób rewolucja Solidarności zmieniła kraj i świat. Młodzi
ludzie w większości nie mają pojęcia, jak
wyglądały lata 70. i 80., nie znają postaci nawet kluczowych i oczywistych dla
nas, którzy pamiętamy tamten okres. To
pokazuje, jak ważną rolę będzie odgrywać ECS, dbając o zachowanie pamięci
o moralnym przesłaniu Solidarności,
przekazując jej dziedzictwo przyszłym
pokoleniom oraz wskazując na aktualność i uniwersalizm tego przesłania.
Fot. Jacek Cherek
POMERANIA LISTOPAD 2014
temat miesiąca – Gdańsk
Od konnych omnibusów
do Pesa Duo
Historia komunikacji tramwajowej w Gdańsku sięga XIX wieku. Rozkwit tego rodzaju transportu
trwał przez wiele dekad. W tym czasie rozrastała się tramwajowa infrastruktura – powstawały
nowe linie, przybywało tramwajów, budowano kolejne zajezdnie. Ten stan przerwały działania
wojenne, które miasto bardzo silnie odczuło wiosną 1945 roku. Analizując kolejne lata historii gdańskich tramwajów, trudno byłoby mówić o rozkwicie. Bardziej bowiem pasuje tu słowo
„odbudowa”, choć zdarzały się nowe, a zarazem wielkie otwarcia, jak to z 1977 roku, kiedy
pierwszy tramwaj przejechał z Dolnego Wrzeszcza przez Zaspę i Przymorze. Prawdziwy tramwajowy boom nastąpił jednak niedawno, bo w 2003 roku. Zaczęło się od modernizacji torów
tramwajowych i przystanków, a po kilku latach mieszkańcy Gdańska mogli pojechać nową linią
tramwajową, w całkiem nowym kierunku. No ale po kolei…
SŁAWOMIR LEWANDOWSKI
Wszystko się zaczęło w 1864 roku
Wówczas to firma Thiel, Goldwied und
Hadlich wprowadziła jako pierwszy
środek transportu miejskiego na trasie
Gdańsk – Sopot omnibus konny. W 1873
roku uruchomiono z kolei pierwszą linię
tramwaju konnego z Targu Siennego
przez Wrzeszcz do Oliwy, z zajezdnią
przy dzisiejszym skrzyżowaniu alei
Grunwaldzkiej i ulicy Pomorskiej. Rok
później zawieszono kursowanie tramwaju do Oliwy, na co wpływ miała zarówno znaczna odległość, jak i konkurencja
ze strony kolei. Po tej decyzji tramwaje
dojeżdżały tylko do Wrzeszcza, do dzisiejszej ulicy Partyzantów, gdzie wybudowano nową zajezdnię. Pod koniec XIX wieku gdańska sieć
tramwajowa rozwijała się wokół Śródmieścia oraz w kierunku południowym, w stronę Oruni, gdzie pierwszy
tramwaj dojechał już w 1878 roku.
W 1883 roku otwarto trasę przez Główne Miasto, wzdłuż ulicy Długiej i Długiego Targu w kierunku Bramy Żuławskiej.
W 1886 roku uruchomiono linię tramwajową biegnącą ulicami: Toruńską (obok
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
dawnego dworca kolejowego Kłodno),
Żabi Kruk, Ogarną, Węglarską, Szeroką,
Grobla II/III i Tobiasza, która połączyła
Dolne Miasto z Targiem Rybnym. Rok
później tramwaj dotarł także na Siedlce.
Prawdziwym przełomem w historii
gdańskich tramwajów była jednak decyzja o elektryfikacji linii tramwajowych,
którą podjęto w 1894 roku. Do końca
1896 roku zelektryfikowano wszystkie
linie tramwaju konnego. Pierwszy tramwaj na prąd pojechał ze Śródmieścia
na Siedlce oraz Orunię. W tym samym
roku przedłużono linię z Targu Rybnego, ulicami Grodzką, Rycerską i Wałową
do Podwala Grodzkiego, przy którym
wybudowano nowy dworzec kolejowy.
W 1900 roku połączenie tramwajowe
ze Śródmieściem zyskał Nowy Port.
Tramwaje z Gdańska docierały tam ulicą Wiślaną (dopiero w 1929 roku tramwaj pojechał ulicą Marynarki Polskiej).
Tę nadmorską dzielnicę rok później
połączono z Wrzeszczem. Linia biegła
przez Brzeźno, dalej ulicą Chrobrego do
ulicy Waryńskiego. Tory wybudowano
również w ciągu ulicy Wita Stwosza,
tym samym reaktywowano połączenie
Wrzeszcza z Oliwą. Zrezygnowano przy
tym z torów wzdłuż ulicy Grunwaldzkiej. W Śródmieściu z kolei przedłużono
tory na ulicy Szerokiej, aż do Żurawia.
W związku z rozwojem kąpieliska w Jelitkowie podjęto decyzję o przedłużeniu
linii tramwajowej z Oliwy do Jelitkowa.
Pierwsze pojazdy pojechały wzdłuż ulicy Pomorskiej w 1908 roku. W 1927 roku
oddano do użytku linię tramwajową na
Stogi, które w tamtym czasie, podobnie
jak Jelitkowo, przeżywały najazd letników. W tym czasie zlikwidowano linię
biegnącą przez Targ Rybny w kierunku
ulicy Wałowej oraz linię na ulicy 3 Maja,
która po wybudowaniu wiaduktu Błędnik straciła na znaczeniu.
W tym okresie oddano do użytku
bardzo ważną trasę – z alei Zwycięstwa
przez aleję gen. Hallera i aleję Legionów do skrzyżowania tej ostatniej z ulicą Kościuszki. Tym samym ta część miasta otrzymała bezpośrednie połączenie
ze Śródmieściem, podobnie zresztą jak
pobliskie lotnisko na Zaspie. Po wojnie
Gdańska komunikacja tramwajowa do
1945 roku charakteryzowała się systematyczną rozbudową. Szczególnie
5
temat miesiąca – Gdańsk
Tradycja i nowoczesność
Zajezdnia
bogata siatka połączeń kształtowała się
w rejonie Śródmieścia, gdzie tramwaje
obecne były na wszystkich głównych
ulicach Głównego, Starego i Dolnego
Miasta. Działania wojenne, a właściwie
zagłada miasta wiosną 1945 roku, spowodowały ogromne zniszczenia także
w infrastrukturze tramwajowej. Degradacji uległy prawie wszystkie torowiska
w obrębie Śródmieścia, podobnie zresztą jak same tramwaje, które posłużyły
m.in. za barykady.
Okres powojenny to przede wszystkim odbudowa torowisk i sieci trakcyjnej. Pierwszy tramwaj pojechał ulicami
polskiego już Gdańska w czerwcu 1945
roku, Wielką Aleją w kierunku Wrzeszcza. Jednak nie wszystkie torowiska
doczekały się odbudowy. Nie podjęto
6
bowiem starań, aby przywrócić ruch
tramwajów wzdłuż ulic Toruńskiej, Żabi
Kruk, Ogarnej, Szerokiej czy Korzennej.
Odbudowano za to torowisko w ciągu
ulic Długa, Długi Targ i Stągiewna, jednak użytkowano je tylko do 1959 roku,
kiedy uruchomiono alternatywną trasę
przez Podwale Przedmiejskie.
W 1946 roku tramwaj dojeżdżał aż
do Sopotu, w rejon skrzyżowania ulic
Reja i Niepodległości. Jednak wraz z powstaniem Szybkiej Kolei Miejskiej w 1952
roku ta linia tramwajowa okazała się
niepotrzebna. Na początku lat 60 zdecydowano o rozebraniu torów na odcinku od Oliwy do Sopotu. W tym okresie
zlikwidowano także tory wzdłuż ulicy
Chrobrego (powstała alternatywna trasa
wzdłuż alei gen. Hallera) i Waryńskiego
we Wrzeszczu, a w 1971 roku zlikwidowano połączenie na Orunię.
Zmiany te to efekt dostosowywania
szlaków komunikacyjnych do potrzeb
mieszkańców. Powstawało wówczas
wiele nowych osiedli, np. w miejscu zlikwidowanego lotniska na Zaspie. Stąd
m.in. otwarcie nowego połączenia tramwajowego od pętli Lotnisko (skrzyżowanie ulic Kościuszki i Legionów) wzdłuż
ulicy Rzeczpospolitej i Chłopskiej, przez
dzielnice Zaspa i Przymorze. Tym samym
Dolny Wrzeszcz zyskał bezpośrednie
połączenie tramwajowe z Oliwą i Jelitkowem. Przy okazji powstała pętla na Zaspie. W tym okresie przywrócono ruch
tramwajów na ulicy 3 Maja z przedłużeniem od ulicy Hucisko do ulicy Armii
Krajowej, a także wybudowano tory na
ulicy Klinicznej, które stały się łącznikiem pomiędzy ulicami Marynarki Polskiej i aleją gen. Hallera. W latach 90. oddano do użytku tory
na Podwalu Przedmiejskim, od ulicy Łąkowej do Bramy Żuławskiej. Jednocześnie zlikwidowano torowisko na ulicy
Długie Ogrody i na samej ulicy Łąkowej,
gdzie zamknięto przy okazji zajezdnię.
Kierunek południe
O rozbudowie sieci tramwajowej tak, by
objęła także południowe dzielnice Gdańska, myślano już w latach 70. XX wieku.
Wówczas powstały pierwsze plany trasy
W-Z w kierunku budowanej w tym czasie
Obwodnicy Trójmiasta. Dzięki zapobiegliwości ówczesnych planistów współcześni
projektanci linii tramwajowej na Chełm
nie musieli się głowić, którędy pojedzie
tramwaj, gdyż pomiędzy szerokimi jezdniami „Wuzetki” pozostawiono równie
szeroki pas zieleni. Pierwszy skład dotarł
do pętli Chełm, z Śródmieścia, w grudniu
2007 roku. Nowa linia umożliwiła ponad
45-tysięcznej dzielnicy swobodne i komfortowe dotarcie do centrum miasta.
W maju 2012 roku uruchomiono kolejną
linię tramwajowa – z pętli na Chełmie do
pętli Łostowice/Świętokrzyska na styku
dwóch dzielnic: Orunia Górna i Łostowice. Stamtąd tramwaje jeżdżą w kierunku Oliwy, Jelitkowa i Nowego Portu,
mijając po drodze centrum miasta. To
jeszcze nie koniec tramwajowej ekspansji
w tym kierunku. W planach jest bowiem
przedłużenie linii tramwajowej z pętli
Łostowice/Świętokrzyska wzdłuż tzw.
POMERANIA LISTOPAD 2014
temat miesiąca – Gdańsk
Nowej Świętokrzyskiej w kierunku Kowali i Rębowa. Tory miałyby zostać położone
również na tzw. Nowej Warszawskiej,
a na wysokości Ujeściska łączyłyby się ze
wspomnianą linią Chełm – Łostowice/
Świętokrzyska. To jednak, póki co, tylko
plany.
Tramwaj vis-à-vis pociągu
Nie jest już planem odcinek linii tramwajowej Siedlce – Piecki – Migowo. Od kilku miesięcy trwa tam bowiem budowa.
Podobnie jak w przypadku tramwaju na
Chełm, ten projekt powstał przed kilkoma
dekadami. Jednak dopiero w nowej rzeczywistości doczekał się realizacji. Nowa
linia jest przedłużeniem trasy na Siedlce.
Pierwotnie planowano wybudować linię
tramwajową do ulicy Bulońskiej, jednak
budowa Pomorskiej Kolei Metropolitalnej
niejako wymusiła przedłużenie tej trasy
do stacji PKM Brętowo, a więc niemal kilometr na północ w kierunku Niedźwiednika. Ostatni przystanek na tej trasie, na
wysokości PKM Brętowo, będzie stanowić
nietypowe zwieńczenie linii tramwajowej w postaci torów odstawczych. Po dojechaniu do nich motorniczy przejdzie do
drugiej kabiny na przeciwległym końcu
tramwaju i wróci na główny tor w kierunku Siedlec. Co ciekawe tramwaj będzie
się zatrzymywał tuż obok pociągu, co
pozwoli na szybką wymianę pasażerów.
Najnowsza linia tramwajowa w mieście
będzie miała także odnogę na ulicy Bulońskiej, dzięki czemu więcej mieszkańców będzie miała szybszy dostęp do komunikacji tramwajowej. Warto dodać, że
w przyszłości planuje się przedłużenie tej
trasy w kierunku ulicy Warszawskiej na
styku dzielnic Zakoniczyn i Rębowo (tzw.
ulicą Nową Bulońską).
Przyszłość w tramwajach
Tym, co charakteryzuje transport szynowy w Gdańsku, jest fakt, że składa
się on w dużej mierze z nowych bądź
kompleksowo zmodernizowanych tramwajów. Pierwsze dwa wagony z częścią
niskopodłogową – Konstal 114Na – przyjechały do Gdańska w 1997 roku. Kolejne
cztery – Alstom-Konstal NGd99 z rodziny Citadis 100 – w 1999 roku. W ramach
budowy linii na Chełm zakupiono trzy
Bombardiery NGT6,a w 2011 roku dotarł do Gdańska z kolei ostatni z 35 zamówionych pojazdów typu Pesa Swing.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Swing nocą…
I Swing w świetle dnia
Z powodu pogarszającego się stanu
tramwajów Konstal 105Na (stare wysłużone składy, w większości wyprodukowane w latach 80. XX wieku) gdański
ZKM zakupił w 2009 roku 46 używanych
wagonów typu N8C z niemieckiego Dortmundu, które po modernizacji zostały
oddane do użytku. Kolejnych 14 tego
typu pojazdów miasto Gdańsk zamówiło w tym roku w Kassel. Dodatkowo,
w ramach budowy linii tramwajowej na
Piecki-Migowo, zamówiono 5 dwukierunkowych pojazdów Pesa Duo. Transport szynowy ma przed sobą
wielką przyszłość. Ten rodzaj komunikacji, jak widać na przykładzie Gdańska, doceniają pasażerowie, szczególnie
mieszkańcy dzielnic zmagających się
z problemem zakorkowanych ulic. Tramwaj, poruszając się po wyodrębnionym
torowisku, jest bowiem w stanie dotrzeć
do celu znacznie szybciej niż jadący po
ulicy samochód.
Budowa kolejnych linii tramwajowych wydaje się kwestią czasu, szczególnie, że tego oczekują gdańszczanie.
Patrząc na plany rozbudowy infrastruktury tramwajowej oraz biorąc pod uwagę dużą szansę na uzyskanie unijnego
dofinansowania na ten cel, możemy być
pewni, że w kwestii tramwajów Gdańsk
nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
W tekście zastosowano współczesne nazewnictwo ulic. Fot. S. Lewandowski
7
temat miesiąca – Gdańsk
Teatr Szekspirowski
z widokiem na gwiazdy
W Gdańsku mamy jeden z najpiękniejszych i najbardziej niezwykłych budynków teatralnych
w Polsce. Stoi w miejscu pierwszego gdańskiego teatru, czyli powstałej w 1610 roku Szkoły
Fechtunku – wzorowanej na starszym o 10 lat londyńskim teatrze Fortune.
Grażyna Antoniewicz
Masywny, ceglany obiekt z otwieranym dachem kryje w sobie lekką,
drewnianą konstrukcję nawiązującą
do sceny elżbietańskiej. Renato Rizzi,
autor projektu, nazwał go szkatułką na biżuterię, którą trzeba otwierać, żeby wyciągać z niej klejnoty.
Historia tej niezwykłej budowli zaczęła
się wtedy, gdy profesor Jerzy Limon znalazł dokumenty świadczące o tym, że
na początku XVII wieku, w okresie największego rozkwitu Gdańska, w obrębie
miejskich murów wzniesiono drewniany budynek wzorowany na londyńskim
teatrze Fortune – drugiej po The Globe
scenie elżbietańskiej. Obiekt nosił nazwę
Szkoły Fechtunku. Obok przedstawień
teatralnych odbywały się tam popisy
wędrownych kuglarzy i akrobatów, walki zwierząt, zawody szermiercze. Miejsce
to, wielokrotnie przebudowywane, przetrwało prawdopodobnie dwa stulecia.
Hipotezy prof. Limona znalazły potwierdzenie w badaniach archeologicznych.
Ślady obecności budynku zostały też
utrwalone na litografiach Petera Willera
– nadwornego malarza Władysława IV.
Zafascynowany tym odkryciem profesor Limon w 1991 roku doprowadził
do utworzenia Fundacji Theatrum Gedanense, która za główny cel postawiła
sobie budowę Teatru Szekspirowskiego.
Z niezwykłym uporem i determinacją
profesor Limon zabiegał o zwolenników
tej idei, przyciągał artystów, zarażał
nią sponsorów. Patronat nad przedsięwzięciem objął JKW Książę Walii (który w 1993 roku odwiedził Gdańsk). Cel
8
wyznaczony przez Fundację a urzeczywistniany przez Gdański Teatr Szekspirowski nie zakładał wiernej rekonstrukcji historycznego obiektu widocznego
na rycinie Willera, lecz „rekonstrukcję”
ducha i miejsca, w którym obok Anglików występowały też zespoły teatralne
z różnych krajów.
Konkursowe pretensje
W 2004 roku ogłoszono międzynarodowy konkurs architektoniczny na
projekt budynku teatru. Rozstrzygnięto go pod koniec stycznia 2005 roku.
Zwyciężył włoski architekt Renato
Rizzi, profesor Wydziału Architektury na uniwersytecie w Wenecji (autor
m.in. Pałacu Sportu we włoskim Trento i Muzeum Egipskiego w Kairze).
Został laureatem nagrody specjalnej,
ale choć zaprojektował gmach, który
wszystkich zachwycił, złamał kilka regulaminowych zapisów (m.in. przekroczył wielkość wyznaczonej pod budowę
działki). Pretensje innych uczestników
konkursu rozpatrywał wówczas sąd
arbitrażowy, który uznał konkurs za...
nierozstrzygnięty. Wtedy to inwestorzy postanowili kupić projekt Rizziego
z wolnej ręki – już poza konkursowymi
procedurami. Uznali bowiem, że propozycja włoskiego architekta jest tak dobra,
że trzeba zrobić wszystko, by to właśnie
ona została zrealizowana. To projekt
wybitny, który nie ogląda się na panujące mody i wykracza poza swoją epokę.
Projekt jest niespotykaną wizją wkomponowania teatru w średniowieczną i renesansową zabudowę miasta. „Włoch
wykroczył poza epokę i zaprezentował
coś, czego w architekturze jeszcze nie
było” – pisały wówczas gazety.
Śmiała idea
W 2008 roku Gdański Teatr Szekspirowski (GTS) – nowo powstała instytucja kultury – przejął od Fundacji, zachowując
z nią stałą współpracę, ambitny cel inwestycyjny i artystyczny. Koncepcję budowy wspierały samorządy: miejski i wojewódzki. Oczywiście, na budowę teatru
potrzebne były pieniądze i to niemałe.
Śmiała idea, marzenie prof. Limona, powoli zaczęła się urzeczywistniać, gdy
GTS wygrał konkurs na dofinansowanie
inwestycji z funduszy europejskich ogłoszony przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Po dwudziestu
latach wytrwałych działań 14 września
2009 roku na działce przy ul. Bogusławskiego wmurowano kamień węgielny
(towarzyszył temu wielki happening
na Długim Targu „Aktorzy przyjechali”
wyreżyserowany przez Andrzeja Wajdę).
Rok później, w dniu 448. urodzin Szekspira, zorganizowano Pierwszy Zjazd
Polskich Hamletów w Gdańsku, a na
placu budowy pokazano inscenizację
„Hamlet Transgatunkowy”.
Balet buldożerów
W marcu 2011 roku ruszyła budowa
siedziby Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Przekazaniu placu bu­do­wy generalnemu wykonawcy to­wa­rzyszył performance „Triumf og­nia, ciał i maszyn”
(w reżyserii Roberta Florczaka). Był balet
buldożerów, tańczący łabędź i Makbet-Diva.
Hucznie obchodzono również 450.
Urodziny Szekspira, z okazji których
POMERANIA LISTOPAD 2014
temat miesiąca – Gdańsk
GTS i Fundacja zorganizowały Pierwsze Publiczne Otwarcie Dachu Teatru.
Dzisiaj prawie dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdował się
budynek powstałej w 1635 roku nowej Szkoły Fechtunku, stanął teatr, jakiego
nie ma nigdzie na świecie – zapewnia
prof. Jerzy Limon, dyrektor Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. W budynku zostały uwzględnione elementy charakterystyczne dla dawnego
teatru: scena z otwieranym dachem,
ławy dla widzów siedzących i galerie dla
stojących. Ta „szkatułka” jest jednak wyjątkowo mobilna. Nowoczesne założenia
konstrukcyjne pozwalają w krótkim
czasie przystosować budynek do różnego rodzaju przedstawień. Można więc
stworzyć w nim scenę elżbietańską, która pomieści około 600 widzów, centralną
Teatr znajduje się prawie dokładnie w tym samym miejscu, w którym stał budynek powstałej w 1635 r.
z widownią dla około 700 osób i włoską
nowej Szkoły Fechtunku. Szkoła Fechtunku, mieszcząca się przez ponad 100 lat na skraju Głównego Miasta,
– pudełkową – dla 450 widzów. 160-tojest uznawana za pierwszy publiczny teatr w Rzeczypospolitej. Fot. S. Lewandowski
nowy dach otwiera się w ciągu 3 minut. Dach Gdańskiego Teatru Szekspirowskie- materiały – nawet klapy studzienek ka- małżonkach w reżyserii Jana Englerta. Występują Janusz Gajos, Anna Sego jest jedyną tego typu konstrukcją na nalizacyjnych wykonano z bazaltu.
niuk, Włodzimierz Press. 29 listopa świecie. Jego powierzchnia to blisko
da, godz. 19, i 30 listopada, godz. 17.
400 m2, a waga dwóch połaci dachu to Miesiąc z Narodowym
prawie 90 ton.
W listopadzie czeka nas Miesiąc z Teatrem W marcu przyszłego roku planowany jest
Narodowym w Warszawie. Rozpocznie Tydzień Flamandzki, w maju Tydzień Rugo komedia Fredry „Śluby panieńskie” muński.
Teatralne miasteczko
Bryła teatru przypomina małe miastecz- w reżyserii Jana Englerta i z muzyką
ko z uliczkami, mostami, zaułkami. Leszka Możdżera. Występują: Katarzyna Projekt budowy teatru otrzymał dofinansoZ czasem zapewne stanie się miejscem Gniewkowska, Patrycja Soliman, Kamilla wanie z Unii Europejskiej (z Europejskiego
idealnym na fotograficzne plenery, Baar, Jan Englert, Marcin Hycnar, Grzegorz Funduszu Rozwoju Regionalnego) ponad 51,1
a także romantyczne spacery. Ścieżka Ma­łecki, Czesław Lasota i Dorota Rubin mln zł, a planowany całkowity koszt realizacji
spacerowa długości około 265 metrów (8 listopada, godz. 19, i 9 listopada, to ponad 93,8 mln zł.
biegnie po okalającym budynek murze godz. 17). Natępnie zobaczymy sztukę „Doi znajduje się na wysokości... 6 metrów. wód na istnienie drugiego”. Występują: MoObiekt kryje też wiele zakamarków, któ- nika Dryl, Patrycja Soliman, Kamilla Baar,
Myślę, że nad Gdańskiem musiał kiedyś
re będą wykorzystywane do różnych Grzegorz Kwiecień, Marcin Przybylski, Jan
przelecieć jakiś niezwykłej urody i mocy
działań artystycznych, np. na dziedziń- Englert i Cezary Kosiński. Maciej Wojtyszko
Anioł. A do tego był to na pewno Anioł tecu. Malowniczym miejscem jest taras na zderza Witolda Gombrowicza ze Sławomiatroman. Bo to jest sprawka typowo anieldachu, na którym też mogą się odbywać rem Mrożkiem. To grozi eksplozją. 11 listoska, że doszło do tak niezwykłego wydarzespektakle i koncerty. Budynek jest głów- pada o godz. 19 i 12 listopada o godz. 19.
nia, jakim jest inauguracja budowy Teatru
ną siedzibą Festiwalu Szekspirowskiego Ciekawie zapowiada się „Kotka na gorąSzekspirowskiego. Myślę, że gdyby Szekspir
odbywającego się co roku w Trójmieście. cym blaszanym dachu” w reżyserii Grzeżył w dzisiejszych czasach, fikałby koziołki
Garderoby zaprojektowane są i wypo- gorza Chrapkiewicza, z kostiumami Doze szczęścia, że udało się taką piękną ideę
sażone tak, by spełniały warunki pokoi roty Roqueplo i muzyką Leszka Możdżera.
pchnąć w życie. Bo budowa tego teatru
hotelowych, co obniży koszty sprowa- Występują: Edyta Olszówka, Grzegorz Mato coś niebywałego, zwłaszcza dla aktora
dzanych przedstawień. Intryguje m.in. łecki, Beata Ścibakówna, Ewa Wiśniewska,
w moim wieku. Mam nadzieję, że uda mi się
zbudowane na zasadzie wiszącej skrzyni Janusz Gajos, Marcin Przybylski, Oskar Hajeszcze kiedyś zagrać na tej szekspirowskiej
(bez podpór, przytwierdzone jedynie od merski, Mirosław Konarowski. Sztuka Tengóry) niewielkie drewniane foyer, pomy- nessee Williamsa o milionerze z amerykańscenie jakiś epizod, może właśnie Starego
ślane jako przestrzeń konferencyjna. Na skiego Południa grana będzie 20 listopada
Aktora, którego grałem w „Hamlecie” na
widzów czeka duży bufet w piwnicach. o godz. 19 i 21 listopada o tej samej porze.
scenie Teatru Wybrzeże.
Przy budowie – co szczególnie podkre- Na koniec tragikomedia Hanocha Leaktor Ryszard Ronczewski
śla Jerzy Limon – zadbano o szlachetne vina „Udręka życia” o zmęczonych sobą
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
9
GDAŃSK MNIEJ ZNANY
Jubilatka Politechnika
110 lat temu cesarz Wilhelm II uroczyście otworzył Königliche Preussische Technische Hochschule – Królewsko-Pruską Wyższą Szkołę Techniczną, czyli dzisiejszą Politechnikę Gdańską.
W ramach świętowania rocznicy odkrywamy cztery najstarsze budynki kampusu.
MARTA SZAGŻDOWICZ
Trochę historii…
Kamień węgielny pod budowę obiektu wmurowano 7 czerwca 1900 roku.
Planowano, że studiować ma tu 600
studentów i faktycznie w 1904 roku
było ich… 599. Mogli oni podjąć studia na jednym z sześciu wydziałów:
Architektury, Budownictwa, Budowy
Maszyn i Elektrotechniki, Budowy
Okrętów i Maszyn Okrętowych, Chemii
oraz Nauk Ogólnych. Gdańską uczelnię
zorganizowano na wzór politechniki
w Akwizgranie. Zrezygnowano jedynie
z Wydziału Górnictwa, na miejsce którego otwarto Wydział Budowy Okrętów. Uczelniany kompleks był odbiciem
idei średniowiecznego uniwersytetu.
Na jego terenie wspólnie mieszkać mieli
i profesorowie, i studenci. W 1921 roku
Politechnika Gdańska przejęta została
przez władze Wolnego Miasta Gdańska.
Niemcy stanowili najliczniejszą grupę żaków. Drudzy plasowali się Polacy, w roku
1922/1923 stanowili nawet 36% studentów. Słynnym wykładowcą okresu międzywojennego był biochemik Adolf Butenandt. W 1939 roku został uhonorowany
nagrodą Nobla za badania nad hormonami płciowymi. Po II wojnie światowej na
uczelnię trafili profesorowie z Politechniki Lwowskiej i Warszawskiej oraz wykładowcy z Uniwersytetu Wileńskiego.
Studia podjęło wówczas około 1600 osób.
Dziś jest ich ponad 25 tysięcy, kształcą się
na 9 wydziałach w ponad 40 obiektach.
Gmach Główny
Głównym projektantem i budowniczym
Politechniki Gdańskiej był profesor
10
Albert Carsten. Założył on wybudowanie obiektu nawiązującego do architektury starego Gdańska. Wejście główne
stanowi okazały portal. Łuk ponad kolumnami zdobi pięć płaskorzeźb ukazujących pracujących inżynierów. Nad nimi
widzimy kartusz, w którym pierwotnie
znajdował się wizerunek cesarza Wilhelma II. Wchodzących wita głowa Meduzy,
umieszczona nad drzwiami głównymi.
Symbolizuje strażniczkę wiedzy. Na królewsko-pruskiej szkole wyższej nie mogło
zabraknąć wizerunków największych inżynierów tamtych czasów. I tak z lewej
strony od wejścia zobaczyć możemy wielkiego architekta Karla Friedricha Schinkla
oraz Gotthilfa Heinricha Ludwiga Hagena,
geologa i inżyniera wodnego. Po drugiej
stronie umieszczono Johanna Friedricha
Augusta Borsiga, producenta parowozów. Towarzyszy mu Ferdinand Gottlob
Schichau, konstruktor maszyn parowych
i okrętów, który był właścicielem portów
w Gdańsku i Elblągu. Prócz licznych detali
z kamienia fasada zachwyca miedzianymi rzeźbami. Maszkarony i herosi zdobią
rynny wodne. Budynek wieńczy zrekonstruowana wieża zegarowa z figurą Alegorii Nauki. Ma ona 2,65 metra wysokości
i została pokryta 1250 płatkami złota konserwatorskiego. Gmach Główny uzyskał
to zwieńczenie dopiero w maju 2012 roku,
pierwotną wieżę zniszczono w 1945 roku.
Smok i feniks
Kierując się w lewą stronę, dotrzemy
do zabytkowego gmachu Wydziału
Chemicznego. Możemy przejść przez
budynek na wewnętrzny dziedziniec.
Na szczycie skrzydeł budynku zostały
umieszczone symbole pierwiastków
chemicznych. Są to oznaczenia z przełomu XIX/XX wieku. Wracamy na drugą
stronę Gmachu Głównego, by zobaczyć
budynek Wydziału Elektrotechniki
i Automatyki. Zwróćmy tu uwagę szczególnie na wejście główne. Smok i złote
strzały to symbole elektryczności. Spacer kończymy przy charakterystycznej
wieży Laboratorium Maszynowego.
W budynku mieściła się kiedyś kotłownia parowa, magazyn węgla i chłodnia
kominowo-stalowa. W laboratorium stały maszyny parowe i cieplne. Na szczycie
ściany północnej przycupnął feniks – mityczny ptak, który uchodzi za symbol życia odradzającego się z popiołów.
POMERANIA LISTOPAD 2014
téma miesąca – Gduńsk
Kaszëbizna w stolëcë
W gduńsczich szkòłach téż mòżna sã ùczëc kaszëbsczégò. Zdrzącë na òstatné lata, a òsoblëwie
na ùszłi rok, mòże scwierdzëc, że je corôz to wiãcy dzôtków, jaczi prawie w kaszëbsczi stolëcë pòznôwają naszą rodną mòwã i kùlturã. Łoni w szesc spòdlecznëch szkòłach ùczëło sã
kaszëbsczégò 143 dzecy.
Tak w szkòłach państwòwëch, jak
i priwatnëch direkcje i rodzëce òdmikają
sã na pòznôwanié przez ùczniów nowi
mòwë. Nót je wiedzec, że je to cëzy jãzëk
dlô młodégò pòkòleniô w tim miesce.
Dlô dzecy to je wiôlgô nowòsc, bò nie znają
tegò z dodomù, le baro chùtkò jidze jima ta
nôùka, i to baro ceszi – gôdô Marika Jelińskô, szkólnô, chtërna robi we Gduńskù-Kòwôlach. I jô òglowò baro lubiã robic
z tima dzecama, bò one wiedno są chãtny
do ùczbów, baro wiele rozmieją, jak jem rzekła, chùtkò sa ùczą i są rôd, czedë naùczą sa
czegòs nowégò.
Dlôcze prawie kaszëbsczi, a nié jinszi
jãzëk? Każdemu człowiekowi potrzebne
jest poczucie tożsamości, potrzebuje wiedzieć, kim jest – gôdô Katarzëna Przybył-Tamòwicz, nôleżniczka Radë Zarządzający w Niepùbliczny Spòdleczny Szkòle
dlô Dzéwczãtów Fregata w Òliwie. Język
kaszubski jako język społeczności regionu, w którym działa szkoła dla dziewcząt
Fregata, wspiera model edukacyjny Szkół
Fregata (w szkole dla chłopców jest również
nauczany). Dzięki językowi kaszubskiemu
dzieci poznają region, jego kulturę, niektóre mają szanse na odkrycie zapomnianych
rodzinnych historii. W Niepublicznej Szkole
Podstawowej dla Dziewcząt Fregata uczą
się dziewczynki pochodzące z różnych
regionów Polski, mamy uczennice, które
przyjechały do nas z zagranicy, ale wszyscy
żyjemy na Kaszubach.
Z pòzdrzatkù szkólnégò z chãcą
dzecy ni ma jiwrów. Le jak ùczëc dzôtczi, chtërne nie gôdają doma pò
kaszëbskù? Òdpòwiédz na to pëtanié
dała mie Ana Gùtowskô, absolwentka
pòlonisticzi Gduńsczégò Ùniwersytetu
ze szpecjalnoscą nôùczanié pòlsczégò
i kaszëbsczégò, chtërna ùczi latos kòl sto
sztëk dzecy w klasach 1–3: Dzecë baro
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
chãtno przëswòjiwają wiédzã ò samim regionie. Z jãzëkã to ju rozmajice – są tematë
i słowizna, chtërne jich baro interesëją, np.
spòrt czë zwierzãta. Le nie czekawi jich
ògrodzëzna, robòta w pòlu itp., dlôte że je
to dlô nich cëzé.
W ùczenim kaszëbsczégò w taczim
môlu, jak Gduńsk, gdze starszi nie gôdają doma rodną mòwą, wôżnô je dobrô
zachãcbã ze stronë samëch szkólnëch.
Ùczbë mùszą bëc atrakcyjné, bò jak
gôdô Ana Gùtowskô: Mòje doswiadczenia
pòkazëją, że nôcekawszé ùczbë prowadzoné
są metodama aktiwizëjącyma, w chtërnëch
sã wëkòrzëstiwô rozmajitégò ôrtu mùzykã
i rëch. Ùczniowie nie lëdają kôrtów robòtë,
chtërne są òferowóné w terôczasnëch
ùczbòwnikach, dlôte w wiãkszim dzélu indiwidualno przërëchtowiwùjã materiałë do
nôùczi, co wëmôgô òd mie wiôldżégò zaangażowaniô i kreatiwnoscë.
Jak mòżna jesz zachãcëc do ùczeniô
sã kaszëbsczégò? W jedny z priwatnëch szkòłów w Kòwôlach je to ùdba,
cobë ùczbë òrganizowac nié leno
w szkòłowim bùdinkù. Marika Jelińskô,
szkólnô kaszëbsczégò w ti szkòle, prowadzy prawie taczé weekendowé zajãca: To
wëzdrzi tak, że dzecë przejéżdżają na wies
w sobòtã reno, a òdjéżdżają w niedzelã pò
pôłnim i przez ten czas mają rozmajité
zajimniãca. Jô móm starã, żebë to bëłë téż
ùczbë jãzëka, ale wiedno robimë jaczés
zabawë bùten, przedstôwiómë legendë,
spiéwómë, tańcëjemë. Jô chcã, żebë z jedny
stronë ùczniowie jak nôwiãcy sã naùczëlë,
ale z drëdżi stronë, żebë w tim bëło wiele
smiéchù i zabawë, żebë dzecë chcałë sã
ùczëc, a nié – mùszałë.
Òkróm samégò nôùczaniô jãzëka
wôżné je twòrzenié dobri atmòsferë
wkół sami kaszëbsczi kùlturë i Kaszëbów
– tegò, jak nas widzą we Gduńskù. Wôrt
je tuwò pòwiedzec ò szkólnëch, chtërne
nie ùczą jãzëka kaszëbsczégò, ale chcą
dzejac dlô rozwiju wiédzë ò regionie
Kaszëb i Pòmòrzô. Podstawa programowa
daje ZKP bardzo liczne grono sojuszników
– nauczycieli, którzy zobowiązani są do realizacji treści regionalnych. Ale jest to zadanie
często bardzo trudne i pracochłonne, dlatego
to my, tj. ZKP, powinniśmy pomóc – scwierdzô Barbara Kùrkòwskô z gduńsczégò
partu KPZ. Studia nie przygotowały nauczycieli merytorycznie w tym zakresie, do tego
dochodzi specyfika Gdańska w regionie. To
wyzwanie, ale i doświadczenie z realizacji
treści związanych z naszym miastem i regionem doprowadziło do utworzenia Klubu
Nauczycielek przy zarządzie oddziału gdańskiego ZKP.
No karno szkólnëch regionalistek pòtikô so dosc regùlarno (m.jin.
w SP nr 85 miona ZKP) i dzejô w nim
kòl 10 òsób. Nôleżniczkóm tegò klubù
w ùszłim rokù ùdało sã zrobic kònkùrsë
ò regionie, np. kònkùrs żëwégò słowa (krôsomówczi) „Wielcy tej ziemi”,
w chtërnym dzecë mògłë òpòwiadac
ò pòstacach taczich, jak Damroka, córka Swiãtopôłka Wiôldżégò, Małgòrzata,
córka Sambòra II, czë Heweliusz. Dlôcze
prawie cësk na òratorsczé kònkùrsë?
Barbara Kùrkòwskô tłómaczi to tim, że:
uczniowie mają okazję coś mówić i opowiadać, a nie ciągle tylko pisać testy. Taki
konkurs to przygotowanie w ogóle do wystąpień publicznych. Latos we Gduńskù
téż mdą pòsobné taczé kònkùrsë, m.jin.:
zatitlowóny „Królowie, królowe i książęta w Gdańsku” czë III Wòjewódzczi
Kònkùrs „Baśnie i legendy kaszubskie”,
jaczégò finał mdze 19 strëmiannika 2015
rokù w SP nr 82 w Gduńskù-Klukòwie.
kg
11
TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK
Kaszubi w Gdańsku.
Gdańsk stolicą Kaszub? – raz jeszcze!
W tytule mojego referatu dla niektórych najważniejszy może być znak zapytania. Ktoś inny może
powiedzieć, że na jego miejscu winien się znaleźć wykrzyknik. Każde z tych rozwiązań ma swoje
uzasadnienie. Do każdej sprawy, jaką sygnalizuje tytuł, a których oddzielić generalnie się nie da
i nie powinno, istnieje już wcale znacząca literatura1. Jak zwykle aktualny jest problem zainteresowania, poznania, studiowania, otwartości, dostrzeżenia inności i podmiotowości innych…
J ÓZ E F B O R ZYS Z KO W S K I
Jak1dotąd biografię – historię Gdańska
pisali albo Niemcy, albo Polacy, niekiedy bardzo dalecy od Kaszubów 2.
W sytuacji, gdy także dzieje Gdańska
były elementem wiekowych zmagań
– walki o Pomorze3 – między Polakami
a Niemcami, obecność i rola Kaszubów
w Gdańsku, a tym samym stołeczna
dla nas funkcja miasta nad Motławą
i Bałtykiem, nazbyt często pozostawały
na marginesie lub całkiem poza światem zainteresowań autorów, będących
zwykle aktywnymi uczestnikami owej
rywalizacji i dokumentowania praw
pierwszeństwa jednych czy drugich.
Przyjmując, że każdy z nas ma po
trochu własną wizję biografii Gdańska,
a zarazem świadomość, iż w każdej
biografii autor pewne wątki pomija,
1
Zob. m.in. Cezary Obracht-Prondzyński,
Kaszubi. Między dyskryminacją a regionalną
podmiotowością, Gdańsk 2002. Ponadto: Józef
Borzyszkowski, Kaszubi a Gdańsk. Gdańsk
stolicą Kaszub? „Pomerania”, 1988, nr 5; tenże, Kaszubi a Gdańsk na przestrzeni dziejów,
w: Rozmyślania gdańskie, pr. zbior., Gdańsk
1998; tenże, Gdańsk i Pomorze w XIX i XX wieku, Gdańsk 1999.
2
Z powojennych monografii można przywołać dwie o niemal symbolicznym znaczeniu: najstarszą Mariana Pelczara, Polski Gdańsk,
Gdańsk 1947 i Petera Olivera Loewego, Danzig.
Biographie einer Stadt, München 2011.
3
Zob. F. Znaniecki, Socjologia walki o Pomorze, Toruń 1935 oraz Socjologia polityczna a współczesna polityka, pod red. O. Sochackiego, Gdańsk 1996.
12
uważając je za mniej ważne, można
rzec, że wielu autorom tytułowa obecność Kaszubów w Gdańsku i znaczenie
dla nas tego miasta nie wydawały się
godne uwagi, ani tym bardziej poznania czy uznania! Dotyczy to także
niektórych najnowszych pozycji, czyli
wydanych po tym, kiedy to od lat próbujemy, obok tego, co nas różni, odnajdywać i eksponować to, co wspólne
i uniwersalne. Uniwersalnym zagadnieniem w kontekście tematu niniejszego tekstu jest ukształtowana w toku
dziejów, mniej lub więcej dostrzegana,
wielokulturowość Gdańska i Kaszubów
– reprezentacji światów pogranicza!
Darując Czytelnikom skądinąd ważne i potrzebne rozważania ogólniejszej
natury, proponuję na dziś przyjąć kilka
informacji, jakie mogą być zachętą do
indywidualnych lektur i rozważań. Konieczne wydaje się i dziś przypomnienie, kim są Kaszubi4 (Czym był i jest
Gdańsk – też warto sobie przypomnieć!)
Kim są Kaszubi?
Kaszubi to stara zachodniosłowiańska
wspólnota etniczno-kulturowa, której
najważniejszy wyznacznik stanowi język. Znana jest od wczesnego średniowiecza, a żyje na Wielkim Pomorzu nad
Bałtykiem, dziś na zachód od Wisły,
4
Zob. Kim są Kaszubi? Nowe tendencje w badaniach społecznych, red. C. Obracht-Prondzyński, Gdańsk 2007 oraz tenże, Kaszubi dzisiaj.
Kultura, język, tożsamość, Gdańsk 2007 (toż także w j. kasz., niem. i ang.).
kiedyś także blisko Odry. Reprezentuje
rodzimą ludność tej ziemi – dawnych
Pomorzan. Stanowi pozostałość rodziny
Słowian Nadbałtyckich, swoisty łącznik
między polskimi Lechitami a plemionami połabskimi, których resztki wyginęły
w XVIII wieku. Gros Kaszubów, najczęściej od czasów Kulturkampfu, utożsamia się z polskością. Pomorze – mała czy
wielka ojczyzna Kaszubów – od wczesnego średniowiecza stanowiło przedmiot politycznej rywalizacji silniejszych
sąsiadów: Polski i Niemiec. Można za G.
Grassem powiedzieć, że Kaszubi przez
wieki żyli między sąsiadami niby między
młotem a kowadłem. Może dzięki temu
zostali zahartowani i przetrwali, choć
w XIX wieku pisano o nas jako o resztkach Słowian na południowym wybrzeżu Bałtyku, a na początku XX wieku
wprost: Kaszubi giną5. Nie zginęliśmy!
Przetrwaliśmy też w Gdańsku – kolejne
rządy, epoki, mniej lub bardziej pozytywne i tragiczne doświadczenia. Niektórzy dostrzegli, że Kaszubi są – mogą
być dziś zwornikiem między dawnymi
a współczesnymi laty Gdańska, a także
między Polakami i Niemcami.
5
Zob. Aleksander Hilferding, Resztki Słowian na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego, tłum. Nina Perczyńska, oprac. Jerzy Treder, Gdańsk 1989 oraz Konstanty Kościński,
Kaszubi giną, Poznań 1905. Zob. też Izydor
Gulgowski, Von einem unbekannten Volke in
Deutschland, Berlin 1911 i tenże, O nieznanym
ludzie w Niemczech. Von einem unbekannten
Volke in Deutschland, tłum. Magdalena Darska-Łogin, wstęp J. Borzyszkowski, Gdańsk 2012.
POMERANIA LISTOPAD 2014
TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK
Gdy myślę Gdańsk…
W 1997 r. z okazji gdańskiego millenium
redakcja miesięcznika „Pomerania” opublikowała cykl wypowiedzi – refleksji
kilkudziesięciu osób, przedstawicieli środowisk twórczych, głównie dziennikarsko-literackiego i naukowo-humanistycznego, na temat „Gdy myślę Gdańsk…”.
Wydaliśmy je drukiem w następnym
roku w postaci niemal albumowej z grafikami Ryszarda Stryjca – „gdańskiego Dürera”6. Prawie wszyscy autorzy,
obywatele Polski i Niemiec oraz innych
krajów świata, wspominają o swoim tu
zakorzenieniu. Wielu także opowiada
o fenomenie trwania w Gdańsku Kaszubów, jako pierwszych gospodarzy naszej
wspólnej gdańsko-pomorskiej małej
ojczyzny, wzbogacających współczesny
krajobraz kulturowy miasta i kraju nad
Wisłą. Niejednemu towarzyszy też świadomość, iż „na Gdańsku świat się nie
kończy”. Polecam tę lekturę.
W 2008 r. odbył się w Gdańsku X
Zjazd Kaszubów. Z tej okazji przygotowano w Muzeum Historii Miasta Gdańska
wystawę pt. „Kaszubi a Gdańsk. Kaszubi
w Gdańsku”, udokumentowaną swoistym
katalogiem – albumem pod tym tytułem,
wydanym w następnym roku7. Zawiera
on część pt. „Gdańska droga kaszubska”.
Może to być ciekawe przypomnienie
albo i odkrycie, zwłaszcza dla tych, którzy zaprzeczają obecności kaszubskiej
w dziejach i współczesności Gdańska.
Punktem wyjścia tejże drogi jest Oliwa –
katedra jako „kaszubski Wawel”, miejsce
dla Kaszubów niemal święte, nekropolia
książąt gdańsko-pomorskich, do której od
pokoleń pielgrzymują Kaszubi – zbiorowo
i indywidualnie. W Oliwie Kaszubi w najliczniejszej reprezentacji żyli i działali także w okresie Wolnego Miasta Gdańska,
co udokumentował śp. Franciszek Mamuszka w książce Kaszubi oliwscy8.
Wśród kolejnych stacji owej drogi jest m.in. Matemblewo, Brętowo,
6
Gdy myślę Gdańsk…, wstęp Józef Borzyszkowski i Cezary Obracht-Prondzyński,
Gdańsk 2009.
7
Zob. Józef Borzyszkowski, Katarzyna Kulikowska, Cezary Obracht-Prondzyński, Kaszubi
a Gdańsk. Kaszubi w Gdańsku, Gdańsk 2009.
8
F. Mamuszka, Kaszubi oliwscy. Szkice
z dziejów Polonii oliwskiej od około 1850 do
1945 r., Gdańsk 1980.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Srebrzysko i sam Wrzeszcz, przypisany
także do G. Grassa. (Nie wolno też zapominać o robotniczej Oruni i o Siedlcach). Tam najliczniej mieszkali Kaszubi, mieli swoje domy. Być może jednak
najwięcej śladów obecności Kaszubów
w Gdańsku jest w samym centrum,
gdzie kiedyś wśród licznych targów był
także Targ Kaszubski, a jednym z ważniejszych nadal jest Targ Rybny nad
Motławą w sąsiedztwie dawnego grodu
książąt pomorskich i niedaleko Poczty
Polskiej, wśród której pracowników dominowali gdańscy Kaszubi.
W średniowieczu
i w epoce nowożytnej
Zanim do tego doszło, był Gdańsk średniowiecza, który obok kościoła ojców
dominikanów przypomina pomnik
Świętopełka Wielkiego, czczonego przez
Kaszubów, ufundowany niedawno, choć
postulowany od bardzo dawna, staraniem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. O Świętopełku w średniowiecznym
gdańskim epitafium napisano:
W tysiąc dwieście i sześćdziesiąt sześć
lat po urodzeniu przez Dziewicę Chrystusa
zmarł Świętopełk, książę sławny, miłosierny dla biednych, toteż zażywa losu sprawiedliwych.
Tu w Gdańsku umiera i pochowany jest
w Oliwie. Nie ma równego sobie, nie pojawił
się w Gdańsku jemu podobny (…)”9.
Hieronim Derdowski (1852–1902)
w epopei Ò Panu Czôrlińsczim, co do
Pùcka po sécë jachôł (I wyd. Toruń 1880),
w której zakonnik Leon w kościele
oliwskim objaśnia bohaterowi wiszące
w prezbiterium portrety darczyńców
świątyni, o Świętopełku napisał tak:
Obok widzysz Mszczugasena, ksęca
Swiętopełka,
Chtoren wsześciech Mniemców z Kaszub
wegnoł do zdzebełka.
Męstwo, chytrosc i upartosc, fife i wekręte
Jesz Kaszube do dzys po nim mają
w spodku wzęte.
Jego wiecznie pomniętałe będą nasze dzece,
Bo granice Kaszub rozcyg dalek do Notece10.
Wielu autorów książki „Gdy myślę Gdańsk…” opowiada
o fenomenie trwania w Gdańsku Kaszubów
Nie wszystko w tym utworze odpowiada rzeczywistości historycznej, ale oddaje ówczesną świadomość historyczną Kaszubów i ich więzi ze stołecznym
Gdańskiem.
Nie mniej dobitnie w tradycji i świadomości historycznej Kaszubów zapisany jest ostatni z gdańskich Gryfitów
Mestwin II.
Ks. Franz Manthey (1904–1971),
znany jako wybitny intelektualista,
nie tylko historyk i filozof pelpliński,
znalazłszy się po 1957 r. w RFN, napisał interesujący esej O historii Kaszubów
oraz książkę pt. Heimat an Weichsel und
Ostsee (Hildesheim 1964). W książce tej
rozdz. VI zatytułowany jest „Die Kaschubei und die Kaschuben”. Polecając ten tekst współczesnym polskim
i niemieckim gdańszczanom, jedno
zdanie trzeba tu zacytować. Brzmi
ono: Die Hauptstadt der Kaschuben bzw.
der Wohnsitz ihres Herzogs war Danzig,
ebenso wie für Pommern Stettin zur Residenz des Herzogs von Pommern werde
(Stolicą Kaszubów, czyli siedzibą ich
księcia, był Gdańsk, podobnie jak dla
Pomorzan Szczecin, gdzie rezydował
książę pomorski; op. cit., s. 72). (Także
wspomniany jego esej O historii Kaszubów” godzien naszej uwagi!)11.
9
Zob. Okruchy z oliwskiego scriptorium,
oprac. L. Bądkowski, tłum. A. Siemiginowska i F. Fenikowski, Gdańsk 1982.
10
Ò panu Czôrlińsczim (...), wyd. VI, Gdańsk
1990, s. 126–127.
11
Zob. też F. Manthey, O historii Kaszubów:
prawda i świadectwo, Gdańsk 1997. (Pamiętajmy też o tym, co napisał o gdańskich
książętach Błażej Śliwiński…).
13
TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK
Epokę panowania krzyżackiego
w Gdańsku, obok gotyckich budowli,
przypominają szczególnie kaszubskie
i gdańskie legendy. To też są ważne ślady, fakty kulturowe.
Kulturę duchową Gdańska epoki
Rzeczypospolitej szlacheckiej i następnych można dogłębnie poznać, studiując skarby zgromadzone w Bibliotece
Gdańskiej PAN, gdzie m.in. zachował
się rękopis Tragedii o bogaczu i Łazarzu12,
napisanej w 1643 r., dedykowanej Senatowi Gdańskiemu. W tymże dramacie,
wystawionym po raz pierwszy w Teatrze Wybrzeże po 325 latach, dzięki
adaptacji Róży Ostrowskiej i Tadeusza
Minca, w jego reżyserii i wspaniałej scenografii Mariana Kołodzieja, integralną
częścią są humorystyczne intermedia,
w których występuje Kaszuba Sobieraj,
posługujący się rodzimym językiem kaszubskim, a raczej polskim z licznymi
kaszubizmami.
W wiekach XIX i XX
W Bibliotece Gdańskiej, kierowanej
po II wojnie przez niezapomnianego prof. Mariana Pelczara, pracował
m.in. kaszubski poeta, przed wojną
dziennikarz i redaktor pomorskich
gazet, także polskiej prasy w Wolnym
Mieście Gdańsku, Franciszek Sędzicki
(1882–1957). W czasach PRL udało się
nam ufundować mu i zawiesić w holu
Biblioteki tablicę pamiątkową, która
zawiera jego znamienne słowa: „Ciedë
më chcemë, tej më Polści jesmë”. Podobna tablica, wykonana przez tego
samego rzeźbiarza Franciszka Sychowskiego z Wejherowa, przypomina postać M. Pelczara. Ich kształty i losy są
także znakiem czasu. Znakiem obecności Kaszubów w Gdańsku w minionych
wiekach są również inne tablice i ulice,
którym patronują wybitni przedstawiciele społeczności kaszubskiej – także
obywatele Gdańska.
Nie wchodząc zbyt szeroko w dawne
wieki średniowiecza i epoki nowożytnej, warto zwrócić szczególną uwagę
na obecność i dzieje Kaszubów w Gdańsku niejako wczoraj – w XIX i XX wieku,
decydujących o współczesności. Także
12
Zob. Tragedia o bogaczu i Łazarzu, z ręko­­
pisu odczytał i do druku przygotował J. Tre­der,
Gdańsk – Gdynia 1999.
14
wtedy, do 1939/45 roku, najliczniejszą
reprezentację Kaszubów stanowili robotnicy, zwłaszcza gdańskich stoczni, oraz
żeńska służba domowa, ale nie mniej
widoczna była obecność przedstawicieli
stanu średniego – rzemieślników i kupców, a także inteligencji. Większość tych
osób, utożsamiając się z polskością i Kościołem katolickim, przynależała świadomie do polskiej mniejszości i uczestniczyła w działalności polskich organizacji
i parafii.
Od połowy XIX wieku możemy
mówić o bezpośredniej reprezentacji
Kaszubów w życiu całej społeczności
Prus Zachodnich, o narodzinach i rozwoju ruchu kaszubskiego, a właściwie
kaszubsko-pomorskiego. Jego liderzy za
główny cel stawiali sobie obronę własnej podmiotowości, języka kaszubskiego i kultury – w bliskości lub w ramach
narodowego ruchu ogólnopolskiego.
Tu w Gdańsku ojciec regionalizmu
kaszubskiego Florian Ceynowa (1817–
–1881) drukował swoje dzieła. M.in.
w 1850 r. z drukarni Wedela wyszła
jego Rozmòwa Pòlôcha z Kaszëbą, sygnalizująca skomplikowane relacje między
Kaszubami a starszymi braćmi Polakami, między polską tradycją szlachecką
a ludową kaszubską.
Następcą F. Ceynowy był wspomniany już dziennikarz i poeta Hieronim Derdowski, autor owej słynnej epopei kaszubskiej Ò Panu Czôrlińsczim, co
do Pùcka pò secë jachôł, porównywanej
do polskiego Pana Tadeusza. Akcję kilku
jej rozdziałów zlokalizował w Gdańsku
i Oliwie ze szczególnym przywołaniem
wyjątkowej roli naszego miasta dla całego kaszubskiego świata. Z tego utworu pochodzi tekst hymnu kaszubskiego
(cyt. za wyd. VI):
Tam, gdze Wisła od Krakowa
W polscie morze płynie,
Polsko wiara, polsko mowa
Nigde nie zadzinie.
On bowiem, zgodnie z duchem ówczesnej nauki polskiej, w pełni utożsamiał
kaszubszczyznę z polszczyzną.
Najdobitniej jednak swoją obecność
w Gdańsku i stołeczną rolę naszego
miasta dla ogółu Kaszubów zaakcentowali i udokumentowali na początku
XX wieku młodokaszubi z Aleksandrem
Majkowskim (1876–1938)13 na czele. On
to, będąc stażystą w Marienkrankenhaus i redaktorem „Gazety Gdańskiej”,
w 1905 r. zaczął wydawać do niej dodatek „Drużba. Pismo dlô polscich Kaszubów” z hasłem „Nima Kaszub bez Polonii a bez Kaszub Polści” zamieszczonym
w winiecie. On to w 1908 r. w Kościerzynie zaczął wydawać miesięcznik „Gryf”,
którego redakcję rychło przeniesiono
do Gdańska na ul. Ogarną. Skupieni
wokół „Gryfa” młodokaszubi odbyli tu
w 1912 r. w lokalu nad Motławą swoje
dwa zjazdy i powołali Towarzystwo Młodokaszubów, podkreślając stołeczną rolę
Gdańska. (Ciekawy artykuł na ten temat
ukazał się na łamach „Gryfa”). W 1913 r.
młodokaszubi zorganizowali Muzeum
Kaszubsko-Pomorskie w Sopocie. Ich
owocną działalność, którą narazili się tak
stuprocentowym Polakom, jak i Niemcom – hakatystom, przerwała I wojna
światowa. Po jej zakończeniu włączyli
się w działalność Podkomisariatu Naczelnej Rady Ludowej w Gdańsku i walkę
o przyłączenie Pomorza do Polski. Młodokaszuba dr Franciszek Kręcki (1883–
–1940), gdańszczanin, został szefem
Organizacji Wojskowej Pomorza (zginął
w Stutthofie). Nie wyobrażali sobie, by
Gdańsk pozostał wówczas w Niemczech,
porównując go do Konstantynopola, który nie mógł być częścią Grecji, mimo dominacji w nim Greków…
Gdy powstało Wolne Miasto Gdańsk,
ci, którzy pozostali tutaj, włączyli się
w organizację działalności i życia Polonii, współtworząc m.in. Towarzystwo
Przyjaciół Nauki i Sztuki w Gdańsku,
Dom Polski, polskie parafie itp. Zapłacili za to najwyższą cenę po 1 września
1939 r., ginąc m.in. w Piaśnicy, a zwłaszcza w Stutthofie, zbiorowo w pamiętny
Wielki Piątek 1940 r.
Zanim do tego doszło, jeszcze przed
I wojną powstał humorystyczny wierszyk Maryli Wolskiej (1873–1930),
przedstawicielki Młodej Polski, zaprzyjaźnionej z młodokaszubami, dotyczący
stolicy Kaszub:
13
Zob. m.in. Andrzej Bukowski, Regionalizm
kaszubski. Ruch naukowy, literacki i kulturalny: zarys monografii historycznej, Poznań
1950 oraz J. Borzyszkowski, Aleksander Majkowski (1876–1938). Biografia historyczna,
Gdańsk – Wejherowo 2004.
POMERANIA LISTOPAD 2014
TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK
Siedem miast od dawna kłóci się ze sobą,
Które z nich wszech Kaszub głową:
Gdańsk – miasto liczne, Kartuzy śliczne,
święte Wejrowo. Lębork, Bytowo,
Cna Kościerzyna i Puck – perzyna14.
W kontekście owej siódemki szczególnie istotna może być w niej obecność
wówczas wsi Kartuzy. Skupieni w latach 30. w Kartuzach, już mieście, wokół pisma „Zrzesz Kaszëbskô” działacze,
m.in. ks. Franciszek Grucza, powojenny
proboszcz w Sopocie, opublikowali
wówczas na jej łamach nieco buńczuczny artykuł „Gduńsk, nasz stoleczni
gard”15, co sanacyjne władze, dbające
o poprawne relacje z Niemcami, poczytały im za wykroczenie.
Miasto o (co najmniej)
dwu obliczach
Ciekawe świadectwo dotyczące obecności Kaszubów w Gdańsku i roli Gdańska
dla ogółu naszej wspólnoty także w latach tuż przedwojennych pozostawił
poznański dziennikarz Józef Kisielewski w pomnikowej księdze reportażu
pt. Ziemia gromadzi prochy (1938) – stanowiącej owoc podróży przez północne
Niemcy, a zwłaszcza niemieckie wtedy
Pomorze. Napisał:
Gdańsk posiada dwa oblicza: kupieckie
i kaszubskie. Żywiołem, który w nim niezmiernie ważną rolę odgrywa, są Kaszubi. Dla całych Kaszub Gdańsk to po prostu
„miasto”. Bo przez wiele stuleci on właśnie
był duchową stolicą Kaszub. Tu, do tego
Gdańska zbiegały się wszystkie nerwy
kaszubskiego życia, tu było miejsce sprzedaży produktów, tu targ rybny, tu sklepy,
w których zaopatrywano się na cały rok
w prowianty, tu wreszcie były pamiątki
kaszubskie z kaplicą króla Sobieskiego.
Ów fakt stołeczności Gdańska sprawia, że dziś jeszcze, gdy Kaszuba nastawia radio – przede wszystkim bada, co
nadaje Gdańsk. Przeskakuje później na
inne fale, zatrzymuje się na stacji toruńskiej, wypatruje stacji gdyńskiej, której
14
Zob. Bibliografia literatury polskiej Nowy
Korbut. Literatura pozytywizmu i Młodej Polski, t. 16, s. 214–219; życiorysy innych przywołanych tu postaci zob. Słownik biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego.
15
„Zrzesz Kaszëbskô”, R. 1936, nr 1, s.
1–2.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
nie ma dotąd i nie wiadomo dlaczego, ale
ten pierwszy ruch, to pierwsze otwarcie
aparatu idzie na Gdańsk, bo to po prostu
„miasto”. (…)
Na powstaniu Gdyni wielu Kaszubów
zrobiło olbrzymie majątki. Właściciele
gruntów, którzy umieli wyzyskać koniunkturę, stali się w znaczeniu dosłownym milionerami. (…) Warto było obserwować
pierwsze odruchy tych milionerów. Chcieli
dobrze mieszkać, piękne posiadać meble,
komfortowe, luksusowe. Wybrali się po nie
oczywiście do Gdańska.
Ten Gdańsk daje im piękne meble, ale
nie daje już duchowej podniety, jak było
do czasów wojny. Nie potrafi zaszczepić
w nich wysokich ambicji kulturalnych,
żeby kształcili dzieci na uniwersytetach,
żeby unosili się gestem fundatorskim, jak
ów kupiec w Garczu (niem. Garz, pol.
Grodnica, Gardziec – przyp. red.) na
Rugii, który w Szczecinie majątku się dorobił, a w swym miasteczku rodzinnym
muzeum ufundował.
Takie podniety i duchowe inspiracje
mogą otrzymywać obecnie tylko w Gdyni.
Bo pomału sprawa doznaje zmiany: Gdańsk
prerogatywy stolicy Kaszubszczyzny przenosi na Gdynię. Niełatwo to jest wielosetletnią tradycję zamienić, z konserwatyzmem
ludowym walczyć, upartych przekonać,
a przecież zaczyna się to w naszych oczach
iścić. Razem z koncentrowaniem w Gdyni
spraw gospodarczych całej Kaszubszczyzny poczyna zbiegać się tu i życie duchowe.
Może zresztą tylko na okres przejściowy,
zanim wreszcie nie zostanie usunięty napór germanizacyjny w Gdańsku. Może niebawem będzie miała Kaszubszczyzna dwie
stolice: Gdańsk i Gdynię?
Ale cokolwiek zmienia się w płaszczyźnie duchowej, w płaszczyźnie etnicznej
zmian nie doznaje. (…)
Nie ma na całych Kaszubach rodziny,
która by nie posiadała w Gdańsku krewnych, która by co pewien czas do Gdańska nie musiała w sprawach rodzinnych
przyjeżdżać. W ten sposób Gdańsk jest
silnie złączony węzłami krwi z Kaszubszczyzną. I połączony zostanie długo, tak
długo, póki nadwyżka populacyjna będzie szukała ujścia w zbiorowisku miejskim Gdańska16.
„Nowi Gduńsk”?
Pozostawiając komentarz do przytoczonej wyżej relacji na inną okazję, warto
ją skonfrontować z przepowiednią kaszubskiego dramatopisarza, zawartą
w powstałym w tymże czasie utworze
ks. Bernarda Sychty pt. „Przebudzenie”.
Oto ona:
Kam na kamieniu nie òstanie, balka
na balce. Lëdze z Gduńska bãdą szukalë
Gduńska w Gduńskù, ale gò tam nie nalézą. Kùczer, co pòjedze tądkã, òbrócy
sã w tił, wskôże batigã i rzecze: „Tu rôz
stojało wiôldżé, bògaté miasto, co sã
Gduńsk nazéwało…” – Ale to nie mdze
bawiło długò, nowô Pòlskô wëbùdëje nowi
Gduńsk, wikszi i bògatszi jak przódë…
Już widzã Pòlskã. Stanãła na przeddómkù
nowëch czasów. W mòrzu mëje sobie
głowã, a ò górë sã òpiérô. Widzã, jak
wszëtczé plemiona za progã jidą do
Pòlsczi jak dodóm i w jeden wiôldżi jednoczą sã nôród. Wrocław, Szczecëno, Elbląg
i Gduńsk szerok òdmikają staré brómë
i biegają ji na przódk.
W innym dramacie pt. „Gwiôzdka
ze Gduńska” kaszubski gbur, witając
kolędników, mówi: Czej ta gwiôzdka je
jaż ze Gduńska, tej le niech przińdze. Mòże
më sã jesz dożdżemë, że Gduńsk mdze jesz
rôz nasz17.
16
17
J. Kisielewski, Ziemia gromadzi prochy,
Warszawa 1990, s. 415–416. (Pierwsze po
wojnie wydanie).
Zob. hasło Gdańsk w: B. Sychta, Słownik
gwar kaszubskich na tle kultury ludowej, t. I,
Wrocław i in. 1967, s. 316.
15
TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK
Blaszany bębenek
a sprawa kaszubska
Co było dalej, po 1 września 1939 r.
i 30 marca 1945, wiemy i pamiętamy.
Były też wiosna, lato, jesień i zima –
1945 i 1946 roku. Były ucieczki, wysiedlenia i pożegnania z Gdańskiem
– z rodzinnym miastem niemieckich
gdańszczan, m.in. rodziny G. Grassa.
W Blaszanym bębenku znajdujemy scenę
pożegnania Oskara z Gdańskiem i pozostającą na miejscu babką Anną.
Tak uskarżała się Anna Koljaczkowa,
trzymała się za głowę, głaskała mnie po
rosnącej głowie i wygłosiła przy tym parę
gorzkich myśli:
– Tak to już jest z Kaszubami, Oskarku. Zawsze dostają po głowie. Ale wy teraz wyjedziecie, na zachód wyjedziecie,
tam lepiej wam będzie, i tylko babcia
zostanie tutaj. Bo Kaszubów nie można
przenieść nigdzie, oni zawsze muszą być
tutaj i nadstawić głowy, żeby inni mogli
uderzyć, bo my za mało polscy jesteśmy
i za mało niemieccy, bo jak ktoś jest Kaszubą, nie wystarcza to ani Niemcom, ani
Polakom. Ci zawsze dokładnie chcą wiedzieć, co jest co!18.
Mogę dopowiedzieć, że bywa i tak,
że ani jedni, ani drudzy nie chcą wiedzieć… Wiedzą swoje i to lepiej niby
niż my o sobie sami…
Blaszany bębenek G. Grassa bardzo
wiele zmienił w spojrzeniu na Kaszubów i Gdańsk tak ogółu Niemców, jak
i Polaków. Zanim to nastąpiło, Kaszubi wraz z innymi przeżyli tu trudne
lata rehabilitacji i weryfikacji. Nie wystarczyło, że ich bliscy ginęli w latach
wojny za polskość. Musieli raz jeszcze
ją udowadniać… Niemniej nastąpiło
z czasem „przebudzenie” tak Kaszubów jak i ogółu Polaków, a także Niemców, byłych obywateli W.M. Gdańska,
zwłaszcza o kaszubskim rodowodzie,
którego długo się wypierali. Dziś niekiedy się nim szczycą.
Kaszubi współtwórcami
nowej rzeczywistości
W 1956 r. powstało Zrzeszenie Kaszubskie, od 1964 – Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie z siedzibą w Gdańsku,
skupiające elity różnych środowisk
18
G. Grass, Blaszany bębenek, tłum. S. Blaut,
Gdańsk 1979 (I wyd. pol.).
16
Mściwój II na medalionie Wawrzyńca Sampa
kaszubskich, akcentujących swoją podmiotowość i stołeczność Gdańska dla
całych Kaszub. Świadectwem dokonań
i rozwoju ruchu kaszubsko-pomorskiego po 1945 i 1956 roku, a zarazem stołeczności Gdańska dla Kaszub, jest m.in.
kaszubska i gdańska prasa, a zwłaszcza
dwutygodnik „Kaszëbë” i miesięcznik
„Pomerania”19.
Kaszubi są wśród bohaterów gdańskich miesięcy – ofiar Grudnia 1970
i współtwórców sukcesu Sierpnia
1980 r. (Znamienne, że jeden z sekretarzy wojewódzkich PZPR tzw. „wypadki
grudniowe” w Gdańsku w 1970 r. tłumaczył wówczas tym, iż mieszkają tu
nadal Niemcy i liczni Kaszubi). W kontekście przygotowania fundamentów
pod budowę III RP – Polski samorządnej i suwerennej – na szczególną
pamięć i wdzięczność zasłużył Lech
Bądkowski, reprezentant pokolenia
Kolumbów, lider ruchu kaszubsko-pomorskiego, członek Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i pierwszy rzecznik prasowy „Solidarności”,
zmarły w 1984 roku20.
Kaszubi wraz z innymi Pomorzanami w Gdańsku i na całym Pomorzu są
współtwórcami nowej rzeczywistości
po 1989 roku, nie wolnej od potknięć,
różnic, niekoniecznie pięknych, jak
i dyskusji, także na temat stołecznej
roli Gdańska.
Od ponad 20 lat nowym centralnym punktem spotkań i współdziałania
w gdańskiej stolicy jest Dom Kaszubski
przy ul. Straganiarskiej, obok kościoła św. Jana. To siedziba m.in. Zarządu
Głównego ZKP, zrzeszeniowego wydawnictwa, Klubu Studentów „Pomorania”, redakcji miesięcznika „Pomerania”,
19
Zob. Cezary Obracht-Prondzyński, Zjednoczeni w idei. Pięćdziesiąt lat działalności
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 1956–
2006, Gdańsk 2006.
20
Zob. Pro memoria Lech Bądkowski (1920–
–1984), zebr. i oprac. J. Borzyszkowski, Gdańsk
2005 oraz Paweł Zbierski Na własny rachunek. Rzecz o Lechu Bądkowskim, Gdańsk 2004.
POMERANIA LISTOPAD 2014
TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK
Instytutu Kaszubskiego – stowarzyszenia ludzi nauki związanych z Kaszubami i Pomorzem, rozproszonych w różnych zakątkach kraju i świata, a także
Tawerny Kaszubskiej „Mestwin”.
Stołeczność Gdańska dla całych
Kaszub, akcentowaną na rogatkach
miasta, za co serdeczne dzięki dla
prezydenta Pawła Adamowicza,
neguje dziś niejeden mieszkaniec
Gdańska, ale najgłośniej i najsmutniej miasto Kartuzy – nadal śliczne,
ale nieliczne i dalekie od mitycznych
i realnych stołecznych funkcji, jakich
w Gdańsku mogą nie dostrzegać jedynie ignoranci. Jest wolność i różnie
z niej ludzie korzystają. A przecie tak
dziś, jak wczoraj wszystko się liczy,
nie tylko zaklęcia, słowa. Liczą się
fakty, a w tej materii Gdańsk, skupiający starych i młodych Kaszubów
– pomorskich, polskich, niemieckich
i wileńskich – pozostaje bezkonkurencyjny. Także Gdynia nie pozbawiła go stołeczności, nie siląc się nawet
na udział w duecie.
W ruchu kaszubsko-pomorskim od
pokoleń aktualne są idee samorządności, decentralizacji oraz przekonanie, iż
siła każdej wspólnoty, regionalnej czy
całego państwa tkwi nie tyle w stolicy
czy jednym centrum, ile w mnogości
i różnorodności twórczych podmiotów
i harmonijnej współpracy. Ale o tym nie
tylko uczestników IV Światowego Zjazdu Gdańszczan (podczas tego Zjazdu
publikowany referat został wygłoszony
– przyp. red.) przekonywać nie trzeba.
Zapraszam do Domu Kaszubskiego!
DZIAŁO SIĘ
w Gdańsku
• 5 września – z okazji 75. rocznicy wybuchu
II wojny światowej kapelan Kaszubów ks. dr
Leszek Jażdżewski celebrował w kościele pw.
Opatrzności Bożej na gdańskiej Zaspie mszę
św. w intencji ofiar wojny oraz poprowadził
Drogę Krzyżową na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu. W uroczystościach uczestniczyły poczty
sztandarowe ZKP z Gdańska, Kolbud i Żukowa,
liczni mieszkańcy Gdańska oraz przedstawiciele Stowarzyszenia Civitas Christiana, którzy
przygotowali agapę.
• 11 września – w Tawernie Mestwin odbyła się
promocja książki śp. prof. Brunona Synaka Bezsens i sens choroby nieodwracalnej. Spotkanie,
które miało charakter rodzinny, poprowadził
prezes ZKP Łukasz Grzędzicki. Gośćmi, oprócz
rodziny, byli m.in. Arcybiskup Senior Tadeusz
Gocłowski, prof. Zbigniew Grzonka i prof. Józef
Borzyszkowski. Głęboką refleksją nad książką
podzielił się prof. Cezary Obracht-Prondzyński.
• 17 września – w siedzibie Ośrodka Kultury
Kaszubsko-Pomorskiej w Gdyni, na zaproszenie oddziału gdyńskiego ZKP, mieliśmy możliwość obejrzenia dwóch archiwalnych filmów
udostępnionych przez organizatora Festiwalu
Filmów Kaszubskich Eugeniusza Pryczkowskiego: „Białe miasto nad zatoką” (film dokumentalny z 1961 r., w reż. Mariana Ussorowskiego)
oraz „Kaszëbë” (film fabularny z 1970 r., w reż.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Ryszarda Bera; w filmie występują m.in.: Jan
Piepka, ks. Władysław Szulist i Franciszek Kwidziński – kierownik zespołu Kaszuby z Kartuz,
który był obecny na sali).
• 20 września – w gdańskim Jasieniu, w Szkole
Podstawowej nr 85 im. Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego oraz Gimnazjum nr 48 im.
Lecha Bądkowskiego odbyły się obchody 730.
rocznicy (13.09.1284 r.) pierwszej historycznej
wzmianki o wsi Gnanowo (ówczesna nazwa Jasienia), dotyczącej nadania przez księcia Mściwoja II dóbr Gnanowo rycerzowi pomorskiemu
Piotrowi Glabunie. Od najdawniejszych czasów
Jasień zamieszkiwany był przez Kaszubów.
Dziś jest to dzielnica Gdańska z kaszubskimi
nazwami ulic (Kraśnięta, Polnicy, Damroki,
Stolema, Remusa), którą zamieszkuje 6,5 tys.
osób, w tym ok. 20% Kaszubów. W SP nr
85 odbywa się nauka języka kaszubskiego.
Organizatorem obchodów był Zarząd Dzielnicy i Stowarzyszenie Jasień oraz Jolanta Knitter, członkini Zarządu ZKP Oddział w Gdańsku,
wraz z nauczycielami. ZKP, jako patron szkoły,
przygotowało stoisko książkowe. Otwarcia uroczystości dokonał Prezydent Miasta Gdańska
Paweł Adamowicz.
• 29 września – zmarła Jadwiga Szulta – nestor­
ka oddziału gdańskiego ZKP. Urodziła się w Wolnym Mieście Gdańsku w kaszubskiej rodzinie
Agnieszki i Józefa von Zalewskich. Wychowała
się w środowisku polonijnym: uczęszczała do
placówek edukacyjnych Macierzy Szkolnej, religii uczył ją bł. ks. Bronisław Komorowski, należała do Związku Harcerstwa Polskiego. Wraz z całą
rodziną przeżyła w Gdańsku gehennę wojenną:
szykany, głód, tułaczkę, uwięzienie ojca w Victoria-Schule i w Stutthofie, wyrzucenie z rodzinnego domu przy ul. Migowskiej 12 w Gdańsku-Pieckach, przesiedlenie do Generalnej Guberni,
gdzie trafili do Niepokalanowa pod opiekę dziś
świętego Maksymiliana Marii Kolbego, z którego
rąk przyjęła sakrament ołtarza. Po powrocie do
Gdańska przeżyła koszmar wyzwolenia miasta
przez wojska radzieckie.
• 5 października – w Gdańsku-Klukowie odbyła się uroczystość poświęcona pamięci pomordowanych w Piaśnicy mieszkańców Klukowa,
Matarni, Firogi, Bysewa, Kokoszek oraz obrońców Poczty Polskiej. Obchody rocznicowe,
w asyście sztandaru ZKP Oddział w Gdańsku,
rozpoczęły się w SP nr 82 mszą św. odprawioną
przez ks. proboszcza Jarosława Ropla, złożeniem kwiatów oraz zapaleniem zniczy pod
obeliskiem upamiętniającym 14 pomordowanych mieszkańców okolicznych miejscowości.
Organizatorami byli Klub ZKP w Gdańsku-Matarni oraz SP nr 82.
Teresa Juńska-Subocz
17
téma miesąca – Gduńsk
Pòmión skòwrónka
– Renata Gleinert
Pamiãtóm ten gromicznikòwi, baro smùtny dlô kaszëbsczi mùzyczi, wtórk. Béł jem tam, na
smãtôrzu w Grabòwie Kòscersczim, gdze 24 gromicznika 2009 rokù òstała pòchòwónô Renata
Gleinert, zasłużonô szkólnô i kómpòzytorka kaszëbsczich spiéwów, aùtorka m.jin. kòlãdë „Swiat
przed Tobą klãkł”. I pamiãtóm tã gòdową spiéwã – jak requiem wëkònóną w kòscele òbczas
żałobnégò nôbòżéństwa przez Annã Jurek, z dodomù Bakùn… W òstatny réze towarzëlë wastnie
Gleinert nôblëższi, ùczniowie, drëszë i znajómcë, przedstôwcowie stowôrów i institucji, w tim
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. W miono nôblëższich Niebòszczëcë gôdôł Ji chłop Tadéùsz.
Tómk F ó p ka
Bëła jedną z nié wielnëch
pò­m òr­
­
sczich, gduńsczich kómpòzytorków.
Renata Gleinert – pianistka i szkólnô, pòchòdzącô z mù­zyczny rodzënë
(starszi grelë w Òrkestrze Mùzycznégò
Towarzëstwa w Wòlnym Miesce Gduń­
skù) – pò ùczbie zrzeszëła swòje
war­kòwé żëcé z Pòmòrzã. Pianistka
Państwòwi Òperë Bôłtëcczi, kòre­
petitorka chóru Mediczny Aka­de­mii,
akómpaniatorka w Wòj­­skòwim Liceùm
Mùzycznym a w Aka­demii Fizycznégò
Wëchòwaniô, wëkłôdowcka PWSM we
Gduńskù, pózniészi Mùzyczny Akademii, a téż w Studium Spiéwno-Aktorsczim w Gdini. Instruktorka mùzycznô
w Kòlbùdach i Mòrsczim Dodomie
Kùlturë we Gduńskù-Nowim Pòrce.
Czerowała estradowim karnã Flotylla. Wespółtwòrzëła i przez wiele lat
prowadzëła Gduńsczé Studio Piosenczi.
„Jej dorobek kompozytorski obejmuje ponad 200 piosenek wykonywanych
przez znanych artystów, między innymi
Danę Lerską, Marylę Lerch, Zofię Borcę,
Reginę Pisarek, Krystynę Giżowską, Jacka Labudę, Grażynę Łobaszewską, Piotra
Janczerskiego i Bractwo Kurkowe. Do
najbardziej znanych utworów należą
»Wrzosy«, »Żal mi ptaków«, »Niespokojne oczy«, »Tam gdzie kwiaty«, »Ludzie
morza«. Większość kompozycji Renaty
Gleinert związana jest z morzem i Gdańskiem, gdzie mieszkała większą część
życia” – pòdôwô Wikipedia.
18
W rokù 2003 za zasłëdżi dlô Gduń­
ska, a w całoscë za mùzyczné ùtwó­
rstwò i rozkòscérzanié mùzyczny
kùlturë we Gduńskù, òtrzëmała òd miasta Medal Ksãca Mscëwòja II. Nie bëło to
Ji jediné wëprzédnienié.
Animatorka, „melodystka” i szkólnô
„Była animatorką wielu wybrzeżowych inicjatyw kulturalnych, współtwórczynią sukcesów artystycznych
kilku pokoleń mieszkańców Wybrzeża,
m.in. Grażyny Łobaszewskiej, Mariana
Zacharewicza, Maryli Lerch, Jacka Labudy, Zofii Borcy i wielu innych” – pisôł po
ji smiercë w gazéce „Dziennik Bałtycki”
Tadéùsz Wòzniôk.
Gôdô Jerzi Stachùrsczi: Prowadziła
Gdańskie Studio Piosenki przez wiele lat.
W tym czasie zmieniała się muzyka. Piosenki pani Renaty zawsze „szły z duchem
czasu”. Brzmiały nowocześnie z akompaniamentem fortepianu, zespołu muzycznego a także orkiestry. Należała do grupy
twórców piosenek, których można nazwać
„melodystami”. Jej piosenki wyróżniały
się „wpadającymi w ucho” melodiami.
Zawsze spostrzegałem Ją jako osobę obdarzoną darem umiejętności współpracy
z młodymi solistami. Dla każdego umiała
napisać lub znaleźć odpowiednią piosenkę
innego twórcy.
Na początku lat siedemdziesiątych
razem działaliśmy w Klubie Lastadia przy
ulicy Zakopiańskiej, w Gdańsku-Siedlcach.
Renata Gleinert prowadziła zespół wokalny oraz zajęcia z solistami. Wśród nich
była m.in. Grażyna Łobaszewska. W 1974
roku wystąpiliśmy w Opolu w koncercie debiutów – G. Łobaszewska i zespół Gdańska
Kapela Marynarska. Łobaszewska śpiewała wtedy piosenkę z muzyką R. Gleinert
„Niech się zieleń zazieleni”, a Gdańska
Kapela Marynarska wykonała mój utwór
do słów Gałczyńskiego. Oba wykonania
nagrodzono – dodôwô.
Pamiãc ò Ni żëje téż we wspòm­
nieniach ùczniów. Bògùsława Zawadowicz z Żukòwa pisze: „Byłam jej
uczennicą w studiu wokalnym, które
prowadziła w Ratuszu Staromiejskim.
(…) Pamiętam koncert, na którym
śpiewałam piosenkę »Kierowy król«.
Pamiętam słowa i melodię do dzisiaj.
Pani Renata była bardzo ciepłą i cierpliwą osobą. Bardzo lubiła swoich wychowanków. (…) W późniejszych latach
śpiewałam jej piosenkę »Ludzie morza«
w eliminacjach do Kołobrzegu. Wówczas już byłam solistką zespołu Zielone
Otoki, WOP, czyli obecnej Straży Granicznej”.
Jakno licealistka mùsza jem przez
sztërë miesądze dojéżdżac z Pãpòwa do
Nowégò Pòrtu na zajãca z wastną Renatą. Chòcô nie bëła to letkô sprawa,
wiedno miała jem wiôlgą chãc to robic.
Rëchtowała mie tej na festiwal radzecczi
piesnie a pózni zwerbòwała do Flotillë.
Renata Gleinert bëła baro cepłą, żëczlëwą,
a przede wszëtczim cerplëwą òsobą. Po
latach, czej przëszło mie sami prowadzëc
dzecné karno – rozmiała jem achtnąc ji
robòtã. I tã janielską cerplëwòtã – gôdô
przez słëchùlkã Heléna Adamskô,
z dodomù Biankòwskô.
POMERANIA LISTOPAD 2014
téma miesąca – Gduńsk
Kómpòzytorka
kaszëbsczich spiéwów
Witosława Frankòwskô, òrganizatorka
wejrowsczich „Zetkaniów z mùzyką
Kaszëb”, téż ùczãstniczka òstatnégò
pòżegnaniô w Grabòwie, napisała
ò wastnie Gleinert w cządnikù „Pomerania”: „Pani Renata przykładała wielką wagę do tekstów swoich pieśni, nic
więc dziwnego, że szczególnie upodobała sobie twórczość Jana Piepki. (…)
Obok »Skòwrónka« powstała również
popularna »Kòlëbiónka«, nastrojowe
»Błotkò«. Do perełek kaszubskiej twórczości dziecięcej przynależy mało znany cykl 4 pieśni R. Gleinert powstały
na kanwie wierszy Stanisława Jankego
(»W dodomkù«, »Pùpka«, »Na zybówce«,
»Spik«)”.
Trzë lata chùtczi, 27 łżëkwiata 2006
rok ù, w wejrowsczi m Mùzeù m
Pismie­n iznë i Kaszëbskò-Pòmòrsczi
Mùzyczi prawie te wspòmnióné do­
kazë wëbrzmiałë. Witosława Fran­
kòwskô namówiła do pòspólnégò dzejaniô widzałé karno mùzyków: Èwã
Lalkã, Agnészkã Kòstencką, Môrcëna
Pòmëkałã a Cezarégò Pôcórka. Dało sã
czëc tedë 21 piesniów, w tim téż do słowów Jana Zbrzëcë, Aleksandra Labùdë,
Zygmùnta Narsczégò, Alojzégò Nagla
i Sztefana Bieszka. Stanisłôw Janke w swòji laudacji
do Skrë Òrmùzdowi dlô wastnë Renatë
pisze, że kaszëbizną zajinteresowała
sã za sprawą swégò chłopa Tadéùsza,
wielelatnégò sekretarza Òglowégò Zarządu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Òbedwòje bëlë na przëwòłónym
wëżi kòncerce.
W. Frankòwskô òstôwô przédną
przestojniczką kaszëbsczégò ùtwórstwa
Renatë Gleinert. Miała m.jin. cësk na
to, żebë Ji spiéwë nalazłë sã w programie kòncertu na 50-lecé Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Bôłtëcczi
Filharmónii (w gòdnikù 2006 rokù) czë,
czile lat pózni, w programie pòsobnégò
„Zetkaniô z mùzyką Kaszëb”, wëfù­lo­
wónégó dzecnyma spiéwoma. Òsmë
ùsôdzków je téż w wëdóny latos ksążce Kaszubski śpiewnik domowy. Chiżni
kaszëbsczé dokazë Renatë Gleinert
òstałë wëdrëkòwóné w piesniôkach:
Dalecznosc, Jidze pòzymk, Lëdze gôdają, Kaszëbsczé kòlãdë ë gòdowé spiéwë
a w môłim spiéwniczkù dołączonym
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
do kasétë z gòdowima spiéwama, pt.
„Na Gòdë”.
Frankòwskô pòdôwô w ksążce
Muzyka Kaszub: „Twórczość kaszubska gdańskiej kompozytorki, należąca
do nurtu muzyki popularnej, stanowi
swoisty pomost między zaangażowanymi ideowo pieśniami Jana Trepczyka
a współczesną kaszubską twórczością
regionalną”. Jerzi Stachùrsczi, jaczi je
pò „ti drëdżi stronie pòmòstu”, gôdô:
Pani Renata wkroczyła na obszar muzyki
regionalnej jako osoba ze znaczącym dorobkiem kompozytorskim. Wniosła do jej
zasobów swoją indywidualność, ale także
nowe oczekiwania słuchacza takie, jak:
nowoczesna rytmika, melodyka, barwa
głosu, interpretacja. Jakô je to mùzyka?
„Utwory G. cechuje uroda melodyki,
pozostającej w ścisłym związku z charakterem tekstu literackiego, dbałość
o barwną harmonię, naturalny rytm
narracji, wyrażający się częstym wykorzystywaniem synkop, pauz wyrazowych” – czëtómë dali w pùblikacje
Muzyka Kaszub.
Jerzi Stachùrsczi przëznôwô, że
to òn zaprosył Renatã Gleinert do
kònkùrsu na spiéwã z kaszëbsczim
tekstã a do napisaniô mùzyczi do
gòdowëch wiérztów. Pòstrzód nich bëła
prawie ta, z tekstã Jana Rómpsczégò,
jakô òstała zaspiéwónô 24 gromicznika 2009 rokù na òddzëkòwanié z ji
kómpòzytorką:
Swiat przed Tobą klãkł!
Rozzybóné biją zwònë,
Biją w swiata dôl.
Z głosã jich lëdztwa jidą gónë –
Tam w Betlejem môl.
Zrësził mù serca, dobéł dëszã,
Rozłożił do swòjich nóg.
Jezës naj’ Małi zasôł cëszã –
Òn z dzecka òjc, naj Bóg.
Z żłóbka swą rãczką błogòsławi
I rôczi do se swiat,
Chtëren Mù w klãczkach ùpôdł całi
I z niegò bierze chwat.
Swiat przed Tobą klãkł…
Zdrzódła
Czerwiński Wojciech, Profesor gdańskiego
piosenkarstwa, ZG 1981, nr 137, s. 29–35.
„Dziennik Bałtycki” z 24.02.2009, s. 24.
Encyklopedia Gdańska, pod red. nauk. prof. dr.
hab. Błażeja Śliwińskiego, Fundacja Gdańska, Gdańsk 2012.
Frankowska Witosława, Muzyka Kaszub. Materiały encyklopedyczne, Czec i MPiMK-P,
Gdańsk 2005.
Janke Stanisław, Na swojską nutę, „Pomerania” 1992, nr 1, s. 28.
Promòcyjné materiałë „Pòtkaniów z mù­zyką
Kaszëb”, aùtorstwa Witosławë Fran­kòwsczi
www.wikipedia.org
Znani nieznani 3. Opowieści o gdańszczanach,
red. M. Burczycka-Woźniak, Wydawnictwo PolskaPresse, Gdańsk 2006.
19
TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK
Ożywiają przeszłość
Do widoku wesołej kompanii spacerującej ulicami Gdańska w strojach z XVIII czy XIX w. mieszkańcy chyba już się przyzwyczaili. Dla turystów niezmiennie jest to zaskoczenie, zdecydowanie
miłe, bo pozwalające przenieść się wyobraźnią w dawne czasy. Może się wprawdzie wydawać,
że były one lepsze, bardziej spokojne, jednak to tylko złudzenie. Dwieście, trzysta lat temu nawiedzające Prusy wojny i epidemie nie pozwalały cieszyć się zbyt długim życiem…
M A R E K A DA M KO W I CZ
Popularyzowanie historii
i tradycji, także morskiej
Pokazanie blasków i cieni życia głównie
dawnych gdańszczan (ale nie tylko ich)
postawili sobie za cel uczestnicy Projektu Historycznego Garnizon Gdańsk, którego początki sięgają roku 2005.
Naszym celem jest popularyzowanie
historii i tradycji – mówi Krzysztof Kucharski, lider Garnizonu Gdańsk, a także oficjalny Kaper Gdański. Założyliśmy
sobie, że prowadzone przez nas zajęcia
edukacyjne czy pokazy będą służyły nie
tylko rozrywce, ale też pozwolą na ożywianie przestrzeni publicznej. Chcemy, żeby ludzie zobaczyli, że Gdańsk to nie tylko mury
kościołów i kamienic, ale też bogate tradycje, o których przypominamy. Członkowie
Garnizonu pokazują, jak wyglądały
XVII- i XVIII-wieczne oddziały gdańskie,
wojsko pruskie z czasów wojen napoleońskich czy też mieszczanie z XVIII
i XIX w. Krzysztof Kucharski podkreśla,
że szczególne miejsce w działalności
grupy zajmuje kultura i tradycja morska Gdańska i Rzeczpospolitej. Stąd pomysł na stworzenie załogi kaperskiej,
odtwarzającej realia życia marynarzy
z XVII–XIX w. Do tej pory przedrozbiorowa historia miasta była traktowana po
macoszemu – ocenia Krzysztof Kucharski. Mało się o niej mówiło, słabo jest ona
obecna w świadomości społecznej. My
próbujemy to zmienić. Oczywiście w miarę
naszych skromnych możliwości.
Starania te zauważyły i doceniły
rozmaite gdańskie instytucje. Garnizon
20
Gdańsk nawiązał współpracę m.in.
z Centrum Hewelianum, Miejskim
Ośrodkiem Sportu i Rekreacji, Wojewódzką i Miejską Biblioteką Publiczną, Rosyjskim Centrum Nauki i Kultury czy też Muzeum Historycznym
Miasta Gdańska (MHMG), w którym
rekonstruktorów można spotkać nadzwyczaj często. Nie bez powodu. Ich
obecność jest niezwykle ważnym elementem naszej pracy – wyjaśnia Monika
Kryger, rzeczniczka MHMG. O ile my,
historycy i muzealnicy, w pewnym sensie
przywracamy przeszłość, odzyskujemy
ją dla kolejnych pokoleń, to rekonstruktorzy tę przeszłość ożywiają, czyniąc ją łatwiejszą do zrozumienia i przyswojenia.
Oczywiście nie można zatracić równowagi między narracją a animacją, między
prawdą a interpretacją i wreszcie: między
rzetelnością badawczą a festynowym
bajaniem. Dlatego przy okazji każdego
wspólnego przedsięwzięcia razem budujemy scenariusze wydarzeń, konsultujemy
je. I to właśnie na styku tej współpracy
powstają inscenizacje historyczne, na które tak chętnie przychodzą ludzie w każdym wieku, z każdym wykształceniem
i zawodem.
Jakkolwiek widowiska Garnizonu
Gdańsk są poprzedzone żmudnymi przygotowaniami, to praca ta może sprawiać
frajdę. Bycie rekonstruktorem to najlepszy
sposób na oderwanie się od codzienności
– zapewnia Dariusz Słowik Słowikowski. Po co tracić czas na siedzenie z pilotem
przed telewizorem, skoro można włożyć
mundur z epoki i dobrze się zabawić. Żałuję, że bakcyla rekonstruktorskiego złapałem
dopiero w wieku dojrzałym…
Podobnie o swojej pasji mówią inni
odtwórcy, których w Garnizonie Gdańsk
jest ponad dwudziestu. Kiedy trzeba, jednoczą siły i występują z rekonstruktorami z innych formacji. Często są to miłośnicy średniowiecza z Gdańskiej Roty
Mieszczańskiej czy Grupy Rekonstrukcji
Historycznej Biały Orzeł, prowadzonej
przez Adama Zwoińskiego.
Od Sasa do króla Stasia
Pan Adam jest miłośnikiem wojskowości polskiej z końcowego okresu istnienia I Rzeczypospolitej. To temat niemal
całkowicie zapomniany, a przecież armia
polsko-litewska miała długą, oryginalną
tradycję, która nie ograniczała się do znanych wszystkim husarzy – przypomina.
Fascynacja wiekiem XVIII przyszła
dopiero z czasem. Początkowo Adam
Zwoiński interesował się okresem napoleońskim, zwłaszcza historią 7 Pułku
Księstwa Warszawskiego. Okazjonalnie
do niego wraca, więcej czasu poświęca
na odtwarzanie wojska z czasów saskich czy stanisławowskich. Jeździ na
imprezy plenerowe albo… rusza w plener. Wędrówka w okolicach Stogów,
gdzie mieszka, w mundurze działyńczyka, czyli żołnierza 10 regimentu pieszego koronnego, sprawia mu ogromną
frajdę. Zresztą nie tylko jemu. Podobnych pasjonatów jest w Białym Orle kilku. Razem z nimi Adam Zwoiński wziął
niedawno udział w obchodach 220.
rocznicy powstania kościuszkowskiego. Była to okazja do przypomnienia,
że w 1794 r. wojska Jana Henryka Dąbrowskiego zdobyły Bydgoszcz, bramę
Pomorza Wschodniego.
POMERANIA LISTOPAD 2014
TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK
Panuje powszechne przekonanie, że
w powstaniu Kościuszki udział brali tylko kosynierzy, a to przecież nieprawda!
– podkreśla Adam Zwoiński. Rzeczpospolita miała jeszcze wtedy regularne
wojsko, do którego kosynierzy byli tylko
dodatkiem!
Miłośnicy Royal Navy
Rekonstruktorów można zobaczyć
w Gdańsku na lądzie, ale też na wodzie. W pokazach na różnego rodzaju
jednostkach pływających, chociażby
przy okazji Baltic Sail czy inscenizacji
Bitwy o Twierdzę Wisłoujście, udział
biorą członkowie Garnizonu Gdańsk,
ale nie tylko oni. Podziwiać można także pasjonatów z Kompanii Kaperskiej,
którzy notabene przedstawiają się jako
pionierzy rekonstrukcji morskiej. Ich
zainteresowania są dość rozległe. Wcielają się w kaprów królewskich z XVII w.,
czyli czasów bitwy pod Oliwą, są marynarzami polskiego króla z okresu Wielkiej Wojny Północnej (1700–1721), ale
też pokazują życie ludzi morza w złotej
erze piractwa z przełomu XVII i XVIII w.
oraz brytyjskich żeglarzy z Royal Navy
w czasach wojen napoleońskich. W tym
ostatnim przypadku ulubionym epizodem jest historia HMS Dauntless.
W 1807 roku ten brytyjski okręt próbował przebić się z pomocą do oblężonego
przez Francuzów Gdańska – opowiada
Marcin Pawelski z Kompanii Kaperskiej.
Misja się nie powiodła, a Dauntless został
zdobyty przy wyspie Holm przez... piechotę. Wydarzenie to stało się dla Muzeum
Historycznego Miasta Gdańska inspiracją do organizowania widowiska Bitwa o Twierdzę Wisłoujście, która jest
jedynym tego rodzaju pokazem w kraju.
Udział w nim biorą nie tylko odtwórcy,
ale przede wszystkim okręty stylizowane na żaglowce sprzed wieków, których
„walka” na tle wisłoujskiej fortecy pozwala tysiącom! widzów poczuć ducha
przeszłości.
Choć mało kto o tym pamięta, Royal
Navy wpisała się w dzieje Gdańska – podkreśla Marcin Pawelski. Obecność w mieście nas, jako angielskich marynarzy, nie
jest więc żadnym nieporozumieniem.
Swoistym świętem Kompanii Kaperskiej jest Trafalgar Day (Dzień Trafalgaru), czyli wspomnienie zwycięstwa
admirała Horatio Nelsona nad połączoną flotą francusko-hiszpańską z 21
października 1805 r. Bitwa przesądziła
o trwającej przez następne ponad sto
lat brytyjskiej supremacji na morzu. Do
czasu pierwszej wojny światowej Trafalgar
Day był dla Brytyjczyków wielkim świętem
– mówi Marcin Pawelski. My przypomnieliśmy je przemarszem ulicami Gdańska i zabawą w klubie na Wyspie Spichrzów.
Impreza była okazją do poznania talentów wokalno-aktorskich Daniela Saulskiego. Ten absolwent Akademii Muzycznej w Łodzi, znany m.in. z występów na
scenie Teatru Muzycznego w Gdyni czy ze
śpiewogry „Wesele żuławskie”, także poświęcił się hobby rekonstruktorskiemu.
Towarzyszy rozmaitym grupom albo
występuje na własny rachunek jako Pirat
Daniel Saulski
z Motławy. Jego dumą jest łódka, którą
latem pływa w okolicach gdańskiego
Żurawia. Spacerujący Długim Pobrzeżem
ludzie z zazdrością wodzą za nim wtedy
wzrokiem. I niech ktoś teraz powie, że być
rekonstruktorem to nie jest fajna sprawa.
Fot. M. Adamkowicz
Rekonstrukcyjna mozaika
Gdańsk wraz z okolicami to jeden z najważniejszych ośrodków odtwórstwa historycznego w Polsce. Działające na tym terenie grupy
pokazują wybrane aspekty wojskowości i życia codziennego od starożytności aż po czasy niemal współczesne. Jak podkreślają sami rekonstruktorzy, każdy tu może znaleźć coś dla siebie. W tekście, z konieczności, ograniczono się do pokazania zaledwie kilku formacji. Za
szczególny przykład rekonstrukcji można też uznać zorganizowany w czasie Jarmarku św. Dominika w 2013 i 2014 r. Fischmarkt. Była to
próba pokazania, jak przez wieki, do 1945 r., wyglądał handel na Targu Rybnym w Gdańsku.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
21
Lëteratura
Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona
27 séwnika òdbëło sã zakùńczenié XV Kònkùrsu Prozatorsczégò miona Jana Drzéżdżona. Òn miôł
rozmajité fòrmë, ale ta, chtërna òbòwiązëje od czile lat – wedle mie – je nôlepszô, bò w całoscë
nôbarżi wspiérô rozwij kaszëbsczi lëteraturë.
STA N I S Ł Ô W JA N K E
Z kòżdim rokã żelë jidze ò rówiznã, to je
lepi. Ale trzeba dodac, że wcyg je widzec
dosc wiôlgą różnicã midzë nôlepszima
a nôlëchszima dokazama. W latosym
kònkùrsu, jak i w pòprzédnëch, przewôżô tematika historicznô, a nôbarżi eksploatowónym wątkã wcyg je II
swiatowô wòjna; to òblubienié dzejów
w jaczims dzélu mòże ùznac za chwalebné, kò swiôdczi ò wrazlëwòce na naszą przeszłosc, bùdëje naszą tożsamòsc,
ale na tim stratnô je nasza dzysészëzna,
baro czekawô w wëdarzenia wôrtné
òpisaniô z pòzdrzatkù na zachôdającé
zmianë kùlturowé i spòlëznowé; co
wicy – na nôlepszi czas dlô Kaszëbów,
òdkądka më zwëskelë pòdmiotowòsc.
Ò czim òpòwiôdają nama w latosym kònkùrsu dokazë nienôdgrodzoné i niewëprzédnioné? Wiele w nich
je nieùzasadnionégò patosu, są błãdë
w kònstrukcji, mają niedokùńczoné wątczi, nieszëkòwno zbùdowóné pòstace
przédnëch bòhaterów, sztelowanié sã
na lëterackòsc. Dwa dokazë z tegò ôrtu
nie są jesz, wedle mie, na tëlé dobré,
żebë bëłë wëprzédnioné, ale na gwës
nadôwają sã do drëkù – aùtorstwa
Wòjcecha Mëszka (znak Contestator
Czarzińc) „Czej Truda szła do nieba”
i Hanë Makùrôt (znak PIT007) „Wiatrowô strzélówka”. Wòjcech Mëszk przedstawił przëpòwiôstkã w stilu i klimace
Jana Drzéżdżona a téż kaszëbsczich
òpòwiedniów, gdze głównym wątkã je
rozmòwa ze swiãtim Piotrã. Żele jidze ò
dokôz Hanë Makùrôt, to biôtka z cãżką
jawernotą i zmôganié sã z depresją mô
22
wëmòwã ùniwersalną i tùwò jesz dzejô
sã pòza kaszëbsczima realiama, co nijak
nie je słabòscą tegò dokazu.
Pò òbtaksowanim wszëtczich
pòwiôstków jury doszło do ùdbë, żebë
dac ekstra wëprzédnienié ùsôdzcë,
chtëren swòje dokazë pòdpisywô znakama Bòles/Bòlesłôw, jak sã òkazywô,
tacy sã za nima Bòlesłôw Bòrk, 91-latny
pisôrz rodã ze Zbichòwa, a terô mieszkańc Rekòwa Górnégò. Nôleżi mù sã to
wëprzédnienié òsoblëwò za wielelatną, kònsekwentną ùsôdzczą robòtã ò
Kaszëbach na Lësôkach. Wôrt dodac, że
nôstarszi dzys kaszëbsczi pisôrz zajimô
sã nié le lëteraturą, ale i historią tegò
subregionu.
Jury wëprzédnienié przëznało Rómanowi Drzéżdżonowi (znak Ptôch)
za dokôz „Naju krëwia”. Je to ùdałi
mònologòwi przezérk wòjnowëch dzejów Kaszëbów, z jich tragediama, dramatama i wëbiérkama; dokôz napisôny
snôżą, jidrzną kaszëbizną, z lëteracką
werwą.
Drëdżé równorégòwé wëprzé­
dnienié jury przëznało Jarosławòwi
Kroplewsczémù (hasło Stolôrz) za dokôz
z baro dłudżim nôdpisã, jidącym hewò
tak: „Jak Walerémù pòłowa żëcégò zeszła na to, że zagôrniôł òn swòje dzecë
do grëpë, czejbë kluka kùrczãta do
czipë, a òne sã i tak rozbiegłë pò swiece
i pò zaswiatach, ale jemù w te zaswiatë
przëszło sómno jic”. Ta pòwiôstka òstała
napisónô jakno brawãda, kôrbiónka, baro
letkò i z czekawòscą sã jã czëtô, chòc to
je baro gãstô proza; są w ni wòjnowé
i pòwòjnowé wspòminczi, baro wiele je czekawëch realiów z PRL-u; je téż
– jak kòl Wòjcecha Mëszka – rozmòwa
głównégò bòhatera ze swiãtim Piotrã
z niespòdzajnym zakùńczenim, chtërno
wôrt przeczëtac chòc pôrã razy. W ca­
łoscë to wëzdrzi na widzałi magiczny
realizm, zainspirowóny kaszëbsczima
lëdowima pòwiôdkama.
Trzecy plac dostôł dokôz Kristinë
Lewnë (znak Pòmòrzónka) „Góra”,
pòwiôstka òpiartô leno na rozmòwie
Anë i Jana – w jãzëkù, klimace i stilizacji patrona tegò kònkùrsu Jana Drzéżdżona. Rozmòwa le je pòzdrzatkòwò
ò zwëczajnoscë i codniowòscë. Midzë
wiérztama tacy sã wcyg krëjamnota
ò Górze. Czimże je Góra – przemijanim, naszima kómpleksama, przeszłoscą, przeklëniãcym, bólã jistnieniô,
wszëtczim narôz, a mòże jesz czims
wicy? Góra je téż môlã, jaczi sã parłączi
z placã, pòd chtërnym spi òpòwiedniowé
Spiącé Wòjskò – a je znanką czegòs
wësnionégò a niespełnionégò. Proza ta
szmakô za wicy.
Drëdżi môl jury przëznało Artu­
rowi Jabłońsczémù (znak Zéman)
za pòwiôstkã „Widnica”. Czë to je
pòwiôstka? Mòże równak wëjimk
z wikszi całoscë. Ale mòże bëc jednym i drëdżim. Bòhaterką i narratorką
je schòrzałé dzéwczã Gréta, chtërno
czãsto sedzy przë kòmpùtrze. Realia sã
z Pùcka i òkòlégò. Téż jak Pòmòrzónka
Zéman pisze w jãzëkù i stilistice Jana
Drzéżdżona, ale we wszëtczim zdôwô
mie sã barżi dosłowny i dosadny, téż
w erotice, chtërna tuwò wedle mie
je czëstą pòrnografią. Tu je widzec
warkòwniã dozdrzelałégò ju prozajika,
chtëren jak nôbarżi rozmieje bùdowac
POMERANIA LISTOPAD 2014
Lëteratura
pòwiôstkòwé pòstace. Wszëtkò baro
letkò sã czëtô, chòc je tegò do czëtaniô
dosc wiele – to nôdłëgszi dokôz
przësłóny na kònkùrs.
Pierszą nôdgrodã zwëskôł Grzegórz Jarosłôw Schramke (znak Jages) za
ùsôdzk „W raju”. Pòwiôstka skłôdô sã
z pòzdrzatkòwò lózëch òbrôzków, ale
równak tu je widzec wiôlgą discyplinã
i kùńszt aùtora, chtëren ze swiądą
ùłożił tã mòzajika w jedną, baro logiczną i pasowną całosc. Ò czim je ta
pòwiôstka? To baro aktualny dokôz ò
nônowszi emigracji – tuwò w realiach
Szkòcczi i miasta Burton. Wszëtkò
pòdóné w chùtkòscë i czekawi stilistice kaszëbskò-angelsczi. Aùtor je
bôcznym òbserwatorã (sóm zdôwô
mie sã ùkrëwac pòd jedną z pòstacy)
codniowòscë młodëch emigrantów z Pòlsczi. Są tamò môłé i wikszé
dramatë, ùcemiãdżi, ale w całoscë
pòkazywô sã òbrôz zagùbieniô i sa­mòt­
noscë w nié do kùńca pòznónym swiece z różnicama kùlturowima daleczima
òd naszégò kraju. W całoscë je to dokôz
S. Janke (pierszi z lewi) pòdrechòwùje latosy kònkùrs m. J. Drzéżdżona. Òdj. DM
baro ùniwersalny, a kaszëbizna przë
tim je leno przesélnicą ti lëteraturë, co
je wôrt pòdczorchniãcô.
Całô ta proza nôdgrodzonô, wë­
przédnionô i wskôzónô do drëkù je
zôpòwiescą bëlny ksążczi jakno brzadu
tegò kònkùrsu. To coroczné wëdarzenié
je wôrt kòntinuòwac i wspierac.
Lëteratura kaszëbskô na tim wiele
zwëskô.
Na zdrowié wejrowsczich szewców
W zbiérach Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë
i Mùzyczi w Wejrowie nié le mòże nalezc rozmajité pismiona
czë nótë. Trôfiają sã téż czekawé pamiątczi spòlëznowégò
żëcô z Wejrowa ë òkòlégò. Jedną z nich je cënowi czelich.
Dosc prostô jegò fòrma òbzdobionô je wërznionym na nim
niemiecczim nôdpisã: Der Schuhmacher Brüderschaft zu
Neustadt.
Tak tej przëpijalë nim do se, ju òd 1851 rokù, kò takô data
je na nim widzec, nôleżnicë wejrowsczégò cechù szewców.
Wierã mùszôł òn bëc dosc długò jesz ùżiwóny, bò nalezc na
nim mòże szlachë mòcnëch ùderzeniów.
Tej zdrowié szewców!
rd
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
23
KASZËBI W PRL-U
Tacewnô
pòzwa „Grif ”.
Wòjcech Czedrowsczi
w papiorach bezpieczi
S Ł Ô W K F Ò R M E L L A*
Przëczëną òsoblëwégò nieùbëtkù westrzód fónkcjonariuszów pòliticzny
pòlicje „lëdowi” Pòlsczi bëłë lëstë, chtërne
krążëłë midzë Rómpsczim a nôleżnikama Òrmùzda. Z aktów wëchôdô, że
òstałë òne krëjamno przeczëtóné przez
robòtników esbecczégò Wëdzélu „W”
(wëdzéle ò taczi pòzwie zajimałë sã prawie krëjamnym przezéranim lëstów)
Wòjewódzczi Kòmańdë Òbëwatelsczi
Milicje (WKÒM) w Bëdgòszczë. Pózni
Wëdzél III ti sami kòmańdë, co zajimôł sã prowadzenim sprawë procëm
Rómpsczémù, pòdzelił sã wiadłama, jaczé zwëskôł dzãka tim lëstóm, z Wëdzélã
III bezpieczi w Gduńskù.
Lëst załóżcë Òrmùzda
do Rómpsczégò
Jeden z nëch lëstów napisôł Wòjcech
Czedrowsczi do Jana Rómpsczégò.
Pòchôdôł òn z 19 gromicznika 1959
rokù. Czedrowsczi przeprôszôł w nim
Rómpsczégò za to, że nie napisôł gò pò
kaszëbskù. Dali prosył gò ò przësłanié
skriptu kaszëbsczégò pisënkù i dokazów samégò Rómpsczégò, Jana Trepczika, ksãdza Francëszka Grëczë ë prof.
Sztefana Bieszka. Z tekstu wëchôdô, że
Czedrowsczi chcôł ne dokazë pòwielëc
na widoczëłim papiorze. Z lëstu
Czedrowsczégò wëczëtac jidze téż, że
zetkł sã òn z rozmajitima pòzdrzatkama
24
różnëch lëdzy na swòje dzejanié.
Zagwësnił równak Rómpsczégò, że
nie bãdze to miało niżódnégò cëskù
na jegò robòtã. Dali dejade pòprosył gò
ò to, żebë na zéńdzeniach, na chtërnëch
biwô, nie wspòminôł ò Czedrowsczim
i jegò karnie. Przińdny załóżca òficynë
Czëc pisôł tej: Klub Òrmùzd to sztudérzë,
chtërnëch mëslów nicht bùten klubù jesz
nie znaje. Jesmë wcyg za słabi, żebë jesmë
mòglë czësto òficjalno wëstãpòwac nawetka w taczich sprawach, jaczé mògą sã
zdawac letczé do zrozmieniô. Pò zetkanim
w Kartuzach, jesz rôz, le tim razã na nié
za baro przëjemny ôrt doznôł jem sã, że
lepi mni mówic […] a wiãcy robic (dolmaczenié tegò ë wszëtczich jinëch cytatów
z aktów – SF). Òkróm tegò W. Czedrowsczi wëmieniwôł w swòjim lësce régã
nôzwësków Kaszëbów, co sztudérowelë
na ùniwersytece w Toruniu i zabédowôł,
bë wcygnąc jich do klubù, jaczi założił na
ti ùczbòwnie Rómpsczi.
Rómpsczi ò zmòcniwanim
kaszëbsczich dëszów
W rapòrce ò zaczãcym prowôdzeniégò
òperacjowi sprawë ò kriptonimie
„Smãtk” z 14 lëpińca 1959 r. mòwa je téż
ò lësce Rómpsczégò do Czedrowsczégò
z 24 łżëkwiata tegò rokù. Nen pierszi pisôł w nim, że mùsz je robic nad
zmòcniwanim kaszëbsczich dëszów i że
lepi dzejac cëszi kòta, żebë nie dawac
procëmnikama do rãków argùmeńtów,
(dzél 2)
jaczé mògłëbë przëdac sã jima w biôtce z kaszëbską rësznotą. Pòdsztrichnął,
żebë nie robic kòl se trzôskù, bò nen nie
dô bëlnégò brzadu. Kąsk dali Rómpsczi
bédëje Czedrowsczémù i wierã całémù
klubòwi Òrmùzd, żebë dlô „zwëskaniégò
kaszëbsczich serców”robilë wiãcy na gónie
rozkòscérzaniô spiéwù i kaszëbsczi mòwë.
Kùreszce pisze, że ni ma regionalëzmù, je
kaszëbskô (abò pòmòrskô) rësznota.
Ta slédnô dba nié za baro widza sã
służbie bezpiekù. Pòrucznik Aleksander
Kwasniewsczi, to je aùtor nadczidniãtégò
zdebło wëżi rapòrtu, pisze w nim, że
skùtkã taczégò mësleniô je jistnienié
grëpë, chtërny dejowim przédnikã stôwô sã
Rómpsczi jakno doswiôdczony kaszëbsczi
dzejôrz ë dôwny wespółrobòtnik „Zrzeszë
Kaszëbsczi”. Napisôł téż, że „grëpa”, to je
karno Òrmùzd, nie wëstąpiwô òficjalno
z separatisticznyma pòzdrzatkama, bò
te ju dôwno stałë sã niepòpùlarné westrzód
Kaszëbów. Wedle fónkcjonariusza bezpieczi założony przez W. Czedrowsczégò
klub je pòd wiôldżim cëskã Rómpsczégò
a jegò dbë mają pòliticzny charakter,
chòc ni ma tegò widzec w òficjalnëch
dokùmentach karna. Kwasniewsczi
scwierdzył téż, że Òrmùzd wëzwëskiwô
dowiérnotã wëszëznów i nibë to
rozkòscérzô kaszëbską kùlturã ë fòlklor,
ale tak pò prôwdze zrzeszô młodzëznã
pò to, żebë szérzwic westrzód ni
swiądã nôrodny apartnoscë i żebë sã
nie spòlasza. Esbek pòdczorchnął, że
POMERANIA LISTOPAD 2014
KASZËBI W PRL-U
w chwilë, czej pisôł swój rapòrt, Òrmùzd
nie béł nielegalną òrganizacją, dozdrzôł
òn równak zagrôżbã, że na spòdlim tegò
i jinszich kaszëbsczich młodzëznowëch
karnów pòwstawac mògą w przińdnoce
nielegalné związczi, a tej administracjowé wëszëznë bãdą mùszałë ògrańcziwac
jich dzejanié. Bëlną òrãdzą do wprowadzeniô nëch ògrańczeniów miało bëc
wedle SB to, że dzejanié klubów nie
bëłobë zgódné ze statutã Kaszëbsczégò
Zrzeszeniô, kòl chtërnégò bëłë zaregistrowóné.
W ny sytuacje pòr. Kwasniewsczi
bédowôł w swòjim rapòrce, żebë westrzód lëdzy, co mielë łączbã z dzejarzama Òrmùzda, nalezc krëjamnëch
wespółrobòtników, jaczi bë przënôsziwelë bezpiece wiadła ò karnie. SB szuka
swòjich òsobòwëch zdrzódłów wiadłów
midzë jinszima westrzód sztudérów,
co pòtikelë sã z W. Czedrowsczim,
chtëren mieszkôł w tim czasu w Akademicczim Dodomie. Òkróm te wszëtczé
lëstë ë pòcztowé paczétë, co miałë jic
na adresë W. Czedrowsczégò, Damroczi
Majkòwsczi ë Izabellë Trojanowsczi miałë bëc krëjamno przezéróné.
„Wiadła” òd „Melchiora”
Òsobòwim zdrzódłã wiadłów, chtërno
SB wëzwëska w òdniesenim do W. Cze­
drowsczégò, béł człowiek zatacony
pòd pseùdonimã „Melchior”. Béł òn
wierã sztudérą gduńsczi pòlitechniczi.
Miôł czëté ò klubie Òrmùzd i znôł jegò
załóżcã ë przédnika. Òb czas zetkaniô
z fónkcjonariuszã bezpieczi, jaczé òdbëło
sã 14 czerwińca 1960 r., „Melchior”
krótkò scharakterizowôł Czedrowsczégò.
Wedle niegò béł òn pò prôwdze Kaszëbą,
wszãdze to pòdsztrichiwôł i wiedno
barnił Kaszëbów, ale béł téż cwiardim
procëmnikã Niemców. Wedle „Melchiora” przińdny załóżca òficynë Czec
nie béł tej jesz dozdrzeniałi do tegò,
żebë miec diplom inżiniérë i że bëło
jesz dlô niegò na to za wczas. Wedle
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
wiadłodôwôcza bezpieczi W. Czedrowsczi nie béł człowiekã samòstójnym i felało mù rãdoscë i inteligencje, ale béł òn
za to ùpiarti i wëtrwałi. Òkróm gazétë
„Kaszëbë” nic nie czëtôł, ni miôł téż
jaczichs szerszich zainteresowaniów.
Pòdług „Melchiora” taczé prawie znanczi W. Czedrowsczégò bëłë skùtkã jegò
przeżëców z ùszłotë. Rzekł òn fónkcjonariuszowi SB, że Czedrowsczi wiedno béł
pòpichóny przez swòjegò strijã, ù chtërnégò
pò smiercë starszich sã wëchòwiwôł. Dodôł jesz, że zéńdzeniów w swòji jizbie
rëchtowac wierã ni mógł. Wëchôdało
to z tegò, że mieszkôł tam razã z trzema jinszima personama, z jaczich dwie,
a westrzód nich knôp ò nôzwëskù Klunder, wësmiéwełë sã z niegò jakno Kaseba.
Wedle „Melchiora” nawzôjné òdniesenia
midzë Czedrowsczim a Klunderã bëłë
neùtralné, a tej sej nawetka niedrëszné.
Bò nié ò grónczi i wësziwë tuwò jidze…
Jak jesmë doznelë sã z cytowónégò
wëżi lëstu W. Czedrowsczégò do J.
Rómpsczégò, przédnik Òrmùzda miôł
wiôlgą starã ò to, żebë jak nôwiãcy
dzejaniów swòjégò karna ùtacëc przed
wëszëznama państwa ë rządzący w tim
czasu partie. Miôł swiądã tegò, że czim
mni bãdą wiedzałë, tim mni wierã
mdą przeszkôdzałë i wtrącywałë sã. Tã
samą dbã zamkł òn w lësce, jaczi wësłôł
w 1960 r. do Édmùnda Pùzdrowsczégò,
chtëren béł w nym czasu sztudérą
Ùniwersytetu Mikòłaja Kòpernika w Toruniu. Czedrowsczi bédowôł w nim, żebë
klub, w jaczim dzejôł tedë Pùzdrowsczi,
zbierôł sã cëszi kòta i nieòficjalno, bò tak
cos zagwësniwô to, że robòta bãdze szła
lepi i nicht z bùtna nie bãdze sã wtrącywôł. W lësce tim bëłë téż òkróm te jinszé
rzeczë, jaczé sprôwiałë, że bezpieka nie
dowierza Czedrowsczémù. Pisôł òn tej
do Pùzdrowsczégò jesz tak cos: pòstarôj
sã na zôczątk rôczëc L. Bądkòwsczégò,
pòmòże bëlno zòrganizowac klub, a co
je nôwôżniészé, ùdô mù sã wëdolmaczëc
Wòjcech Czedrowsczi. Òdjimk z archiwùm IPN
niechtërnyma cwëk jistnieniô Kaszëbsczégò
Zrzeszeniégò ë Wajégò Klubù w dzysészich czasach, bò nié ò grónczi i wësziwë
tuwò jidze… Wëchôdô z tegò, że ju
na przełómanim lat piãcdzesątëch ë
szescdzesątëch ùszłégò stalata załóżca
Òrmùzda béł pòd cëskã nié blós Zrzeszińców, ale téż Lecha Bądkòwsczégò,
chtëren pòdług dbë Czedrowsczégò
béł w nym czasu bëlnym òrganizatorã
i dejologã kaszëbsczi rësznotë. Wërazno
widzec téż w tim lësce, że przińdny załóżca òficynë Czec ju na pòczątkù swòji
kaszëbsczi stegnë miôł swiądã tegò,
że bëlnô robòta dlô Kaszëb ni mòże
ògrańcziwac sã leno do starë ò fòlklor
ë lëdowiznã, to je prawie ò grónczi
i wësziwë, ale chòdzy w ni ò „cos wiãcy”.
I prawie to „cos wiãcy” na zycher bëło
jedną z przëczënów nieùbëtkù SB.
* Autor je starszim archiwistą w archiwalnym
dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny
Pamiãcë.
25
GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH
Zapachy mieszane,
czyli o Coco Chanel
STANISŁAW SALMONOWICZ
Mawiamy dziś, że nikt się historią
nie interesuje, a książek i tak nikt nie
czyta. Jest jednak rzeczą ciekawą, że
jak wejdziemy do dużej księgarni, to
oprócz melodramatów wszelakich
oraz powieści sensacyjnych o wampirach i ludziach sporo miejsca zajmują
teksty quasi-biograficzne, autobiografie, opisy życia „celebrytów”, przed
II wojną znane jako „vies romancées”, czyli biografie zbeletryzowane.
Szczególnym powodzeniem cieszą
się „wyznania” bądź biografie aktorów, piosenkarek, gwiazd telewizyjnych. Gabrielle Chanel zwana „Coco”
(1883–1971), głośna dyktatorka mody
francuskiej przed rokiem 1939 i później, głośna także jako właścicielka
światowych marek perfumeryjnych
(Chanel Nr 5!), choć wiele o niej pisano,
to jednak dopiero ostatnio, piórem wybitnego dziennikarza amerykańskiego,
została opisana bez przeinaczeń i taryfy ulgowej.
Perfumy Chanel Nr 5 dla większości
Polek doby PRL, a i dziś – raczej trudno dostępne, może nie do kupienia, ale
o słynnej Coco każdy, kto czytuje pilnie
pisma kobiece (a czytują je także mężczyźni!), dobrze wie, kim była w glorii
26
legend. Książka, którą przedstawiam,
ukazuje obraz Coco Chanel znany dotąd nielicznym, kariery niebywałej osoby, która dbała tylko o swoje interesy,
bez względu na epokę.
Królowa paryskiej mody miała
niewesołą młodość. Rodem z rodziny
chłopskiej w dolinie Loary urodziła
się w przytułku, a po śmierci matki
przebywała w klasztornym sierocińcu.
Wyniosła z tego pobytu nie tyle wiarę katolicką, co niechęć do dyscypliny
i moralizowania, a także nauczono ją
nienawiści do Żydów, która została jej
na całe życie. Jako młoda dziewczyna
chwytała się różnych zajęć, ale głównie będzie wykorzystywać walory swego ciała, temperamentu i ambicji. Nie
jest niestety często prawdą, że osoby,
które wybiły się z biedy do bogactwa,
mają zrozumienie dla tych, którym
się w życiu nie powiodło. Chanel była
przez kilka lat przyjaciółką byłego
oficera kawalerii, mieszkała z nim na
jego zamku koło Paryża. Porzuciła go
na rzecz przyjaciela, który umożliwił
jej karierę w Paryżu: sklep i pracownia
kapeluszy, a potem Dom Mody Chanel,
wkrótce symbol francuskiego stylu
mody. Po I wojnie światowej szła ku
pozycji dyktatorki mody nie tylko dla
Europy, a wylansowanie kolekcji słynnych perfum umożliwiły powiązania
z producentami kosmetyków Werthei­
merami, których w czasie okupacji
niemieckiej jako Żydów w sporej mierze pozbawiła majątku... Nie sposób
opisywać liczne sukcesy komercyjne
i intymne Chanel, jej powodzenie w salonach paryskich. Na czoło wysunęły
się jej związki ze starą arystokracją angielską. Bendor, książę Westminsteru,
późniejszy premier angielski Churchill
i wiele osób ze skrajnej prawicy angielskiej, która będzie w latach trzydziestych pełna podziwu dla Adolfa Hitlera – wśród nich także bliski znajomy
Chanel, były król Edward VIII, który
dla poślubienia słynnej pani Simpson
zrezygnował z tronu. Byli oboje wielbicielami Hitlera, muzyki Wagnera i narodowego socjalizmu.
Lata trzydzieste to szczyty kariery Chanel, wokół której krążą także
aktorzy, pisarze, politycy. Mieszka od
lat w apartamencie głośnego hotelu
Ritz w Paryżu. Polityką generalnie się
nie interesuje i chyba jej nie rozumie,
ale nie cierpi lewicy, strajków i obraca
się w kręgu antysemickich nastrojów,
choć w biznesie jest w sporej mierze
w kontaktach z Wertheimerami. W latach trzydziestych zadomowił się we
Francji elegancki niemiecki baron, oficer Abwehry, Hans Günther von Dinck­
lage, zwany „Spatzem” (po niemiecku
POMERANIA LISTOPAD 2014
GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH
wróbel), który stanie się kolejną wielką
miłością Chanel. W 1940 r. powrócił do
dobrze mu znanego Paryża i wszedł
w zażyłe stosunki z Coco Chanel.
Nie była wyjątkiem w elitach kultury i polityki francuskiej, które generalnie łatwo nawiązały miłe stosunki z okupantem. Obrońcy Chanel
po wojnie wszelkie zarzuty o jej okupacyjnej przeszłości bagatelizowali,
przedstawiając te lata w jej życiorysie
jako skutki romantycznej miłości do
Dincklagego. W rzeczywistości nie tylko w biznesie ściśle spełniała życzenia
okupanta, ale i oddawała cenne usługi
wywiadowi niemieckiemu, a zwłaszcza w próbach realizacji idei, nieobcej
kierowniczym kręgom III Rzeszy, dogadania się z Wielką Brytanią poprzez
wykorzystanie angielskich kół arystokratycznych bliskich nazizmowi. Taki
był także cel lotu Hessa do Wielkiej
Brytanii i temu służyła swoimi znajomościami Chanel. Dzięki tej kwestii,
i wielu innym, korzystała z przywilejów, jakie dawała jej kolaboracja niczym nieukrywana oraz tajne manewry służb specjalnych III Rzeszy. Nadal
mogła mieszkać w Ritzu, generalnie
zastrzeżonym dla ważnych osobistości
niemieckich: „Dla nielicznych uprzywilejowanych, jak Chanel i jej otoczenie,
Paryż czasu wojny nie różnił się tak
naprawdę od miasta w czasie pokoju”
(H. Vaughan).
Pierwsza podróż Chanel w służbie niemieckiej do Madrytu celem nawiązania tajnych kontaktów z Wielką
Brytanią miała miejsce latem 1941 r.
W grudniu 1943 r. była w Berlinie na
zaproszenie władz niemieckich i spotkała się z Walterem Schellenbergiem,
szefem wywiadu SS. Te kręgi III Rzeszy,
które bały się już klęski, szukały nadal
kontaktów z Wielką Brytanią i liczono na znajomość Chanel z premierem
Churchillem. Ostatni raz Chanel była
w Madrycie w tym celu w styczniu
1944 r. i wtedy wysłała także prywatny
list do Churchilla w sprawach, którymi
była zainteresowana osobiście. Ze swej
misji, w sumie nieudanej, złożyła sprawozdanie w Berlinie.
Tak czy inaczej, były to działania
na rzecz tych sił niemieckich (z Himmlerem włącznie), które usiłowały ocalić III Rzeszę, a w każdym razie siebie
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
samych, w obliczu klęski. Te tajne działania III Rzeszy nie uratowały, ale po
wojnie miały uchronić Chanel od odpowiedzialności za kolaborację z Niemcami.
Po 20 lipca 1944 r. przezorny Dinck­
lage uciekł z Paryża do Niemiec.
W sierpniu 1944 r. Chanel opuściła hotel Ritz, chroniąc się w swoim małym
mieszkanku, w którym także ukrywała Serge’a Lifara, twórcę słynnych
baletów również obawiającego się odpowiedzialności za kolaborację z Niemcami. Dwa tygodnie po zajęciu Paryża
przez wojska alianckie Chanel została
aresztowana przez żołnierzy francuskiego ruchu oporu; w całej Francji
odreagowywano lata okupacji i kolaboracji, represjonując nie zawsze tych,
którzy na to zasługiwali... Aresztowana
Chanel broniła się zręcznie i podobno
już wówczas, z miejsca, interweniował w jej sprawie sam Winston Churchill. Ci, którzy ją przesłuchiwali, nie
wiedzieli i tak o jej tajnej współpracy
z Abwehrą i SS. Zwolniona Coco Chanel
jednak wolała nie ryzykować i natychmiast, bez trudu, własnym autem przejechała granicę i znalazła się w neutralnej Szwajcarii. Przypomnę tu krótko,
iż jednak toczyło się w Paryżu przeciw
niej śledztwo, ale w 1946 r. możni protektorzy Chanel i ona sama dołożyli
starań, by sędzia Roger Serre, który
ją przesłuchiwał w Paryżu w sprawie
o szpiegostwo, sprawę umorzył (była
formalnie zarejestrowana jako agentka Abwehry F-7124 pod pseudonimem
Westminster wziętym, jak widać, od
nazwiska jej długoletniego przyjaciela,
księcia Westminsteru). Sędziowie wielu
rzeczy nie wiedzieli i zadowolili się wyjaśnieniami Chanel. Notabene jej akta
sądowe zaginęły. Obciążał ją między innymi pewien francuski agent Abwehry
i jej przyjaciel, ale jego skazano dopiero
w 1949 r. na 6 lat więzienia, a Chanel
nic się nie stało: „Jej czteroletnia kolaboracja nigdy naprawdę nie stała się
sprawą publiczną” (s. 261). Mieszkała
jednak szereg lat nadal w Szwajcarii,
w różny sposob zacierając ślady swej
przeszłości. Nie przeszkodziło to von
Dincklagemu przybyć także po jakimś
czasie do Szwajcarii i nadal pozostawać
w jej kręgu. Chanel niejednokrotnie
przekupywała ludzi, którzy za dużo
o niej wiedzieli, zawarła także korzystną dla siebie umowę co do spraw majątkowych z Wertheimerami. Na stałe
spokojnie wróciła do Paryża w 1953 r.
i ponownie w pewnej mierze stała
się dyktatorką mody, podróżowała do
USA, ubierała żony francuskich prezydentów. Jej biografowie, nieraz przez
nią kontrolowani, pomijali epizody
wojenne dla niej niekorzystne, o najważniejszych raczej nawet nie wiedzieli. Wrociła także do swojego apartamentu w hotelu Ritz i w nim zmarła
10 stycznia 1971 r. Jej fortunę w chwili
śmierci oceniano na ówczesne ponad
10 milionów dolarów (dziś to byłoby
ok. 50 milionów dolarów). Niemal do
swej śmierci w sędziwym wieku miała
kolejnego wielbiciela, młodszego o wiele lat Francois Mironetta, który był
początkowo tylko jej kamerdynerem.
Warto dodać, że stoczył bój z rodziną
Chanel i wywalczył – nieoficjalnie,
żeby uniknąć skandalu – część spadku.
Von Dincklage, który na starość z powrotem przeniósł się do Niemiec, nigdy
na serio nieścigany, zmarł w okolicy
Berchtesgaden (niedaleko słynnej górskiej siedziby Hitlera) w 1976 r. Także
Walter Schellenberg, szef wywiadu
Himmlera, zmarł spokojnie we Włoszech, gdzie zamieszkał, a w chorobie
był w ostatnich latach finansowany
przez Coco Chanel, która się obawiała,
że może wyjawić szczegóły jej współpracy z władzami III Rzeszy!
Całą działalność Chanel w latach
1940–1944 można podsumować w ten
sposob, że w związkach z ludźmi III
Rzeszy Niemieckiej dbała o własne interesy, zarazem wielokrotnie wykonywała polecenia władz niemieckich. W sumie była to niewątpliwie kolaboracja
wysokiej miary i zdrada interesów
kraju. Wielu Francuzów za podobne,
nieraz mniej istotne formy kolaboracji płaciło surowy rachunek od 1944 r.
Pani Chanel po wyzwoleniu Paryża
i Francji nic się jednak nie stało, a po latach wróciła do sławy i bogactwa. Zdaniem Hala Vaughana zadecydowały tu
protekcje angielskie, chęć uchronienia
dobrego imienia Edwarda VIII.
Hal Vaughan, Coco Chanel. Sypiając z wrogiem,
przeł. H. Pawlikowska-Gannon, Wyd. Marginesy, Warszawa 2013.
27
biografie – Leon Kowalski
5 października na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni
uczczono 95. rocznicę powstania 66 Kaszubskiego Pułku
Piechoty im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Spod bramy
cmentarza w stronę grobu twórcy i jednego z dowódców tej formacji – mjr. Leona Kowalskiego – podążyły
zrzeszeniowe poczty sztandarowe z Gdyni i Dębogórza
oraz poczet z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych z Przodkowa. Wśród uczestników uroczystości znaleźli się m.in.
wnukowie mjr. Leona Kowalskiego – Adam i Roman Rozwadowscy, posłanka RP Teresa Hoppe, prezes ZG ZKP Łukasz Grzędzicki i prezes ZKP Gdynia Andrzej Busler. Nad
grobem mjr. Leona Kowalskiego historię pułku przybliżyli
Łukasz Grzędzicki i Marian Hirsz. Uroczystość zakończono
wspólną modlitwą, odśpiewaniem hymnu kaszubskiego
i złożeniem kwiatów.
Młodokaszuba,
żołnierz, starosta
Fot. Ewa Hoppe
część 1
W 1912 roku w Gdańsku powstaje Towarzystwo Młodokaszubów, którego celem jest promowanie wiedzy o Kaszubach oraz budzenie w Kaszubach świadomości etnicznej i włączanie ich
w nurt życia ogólnopolskiego. Młodokaszubi jednak nie tylko działali na polu literackim czy
społecznym, walczyli również o wolność Polski, Kaszub. Nie byłoby zwycięstwa Polski w wojnie
z bolszewikami, gdyby nie ofiarność tysięcy, często anonimowych, żołnierzy i osób cywilnych.
Jednym z takich bohaterów, dziś niesłusznie zapomnianych, jest mjr Leon Kowalski, młodokaszuba, organizator w poznańskich Jeżycach Kaszubskiego Pułku Strzelców Pomorskich. W okresie
międzywojennym starosta kartuski, kościerski oraz świecki.
Marian Hirsz
Filomata i młodokaszuba
z Kociewia
Urodzony 2 października 1882 roku
w Rombarku (ówczesnym pow. starogardzkim, obecnie gm. Pelplin, pow.
Tczew) w rodzinie Walentego Kowalskiego i Anny (z domu Lewicka). Jako
uczeń gimnazjum w Brodnicy w 1899
wstępuje do Towarzystwa Filomatów.
Maturę zdaje 6 lat później. Następnie
rozpoczyna studia na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego,
jednak szybko je rzuca, chce bowiem
zostać dziennikarzem. W 1907 roku
podejmuje pracę w redakcji pelplińskiego „Pielgrzyma” oraz w „Gazecie
28
Grudziądzkiej”. W latach 1910–1914
jest właścicielem drukarni w Starogardzie Gdańskim. W tym czasie prowadzi
działalność na rzecz podtrzymania polskości w zaborze pruskim, m.in wydaje
w Starogardzie Gdańskim polskie patriotyczne pismo „Nasza Gazeta”, w którym przeciwstawia się antypolskiej
propagandzie zaborcy. Ponadto zostaje
bibliotekarzem Towarzystwa Czytelni
Ludowych na powiat starogardzki oraz
jest współzałożycielem i prezesem powołanego w 1913 roku w Starogardzie
Gdańskim Towarzystwa Śpiewaczego
„Lutnia”. W latach 1912–1914 pełni również funkcję prezesa starogardzkiego
Gniazda Towarzystwa Gimnastycznego
„Sokół”. Od 1912 roku działa w Towarzystwie Młodokaszubów.
W wojennej zawierusze
Jako poddany cesarza pruskiego, w 1914
roku zostaje powołany do wojska i wysłany
na front prusko-rosyjski. Rok później trafia
do niewoli rosyjskiej, do obozu jenieckiego
na Krymie. Podczas pobytu w obozie pisze
wiersze. Po kilku latach udaje mu się uciec.
W roku 1919 wraca do Polski. Jako ochotnik
wstępuje do I Kompanii Zachodniopruskiej,
składającej się głównie z Pomorzan i Kaszubów. Kompania zostaje przemianowana
później na 5 Pułk Strzelców Wielkopolskich, a następnie, rozkazem Dowódcy
Wojsk Wielkopolskich gen. piechoty Józefa
Dowbór-Muśnickiego z 30 maja 1919 roku,
na Toruński Pułk Strzelców. Pisze słowa
marszu „Toruński hufiec do boju gotowy”,
który staje się hymnem Toruńskiego Pułku
Strzelców:
POMERANIA LISTOPAD 2014
biografie – Leon Kowalski
Toruński my hufiec do boju gotowy, Gotowe już nasze bagnety, By skruszyć ostatnie krzyżackie okowy I wziąć za ich zbrodnie odwety.
Że polskie są Prusy Zachodnie, Zaświadczym na froncie my godnie, Ołowiem i krwią paragrafy spiszemy, Że z Polską połączyć się chcemy.
Co Prusak zdradziecką zagarnął grabieżą, To odda wolności nam zorza. Granice nam strzelcy bagnetem odmierzą, Nie damy im Gdańska, ni morza.
W sytuacji, gdy na Kaszubach i Pomorzu powstanie nie wybuchło, na teren,
na którym trwało powstanie wielkopolskie, zaczęła przenikać ogromna
ilość kaszubskiej młodzieży, gotowej
walczyć o wolne Pomorze i Kaszuby,
o ich przyłączenie do Polski. Szczególnie wyróżniała się Wojskowa Organizacja Pomorza, która miała być odpowiedzialna za pomorskie powstanie. Z jej
szeregów w powstaniu wielkopolskim
wzięło udział ok. 820 młodych Kaszubów, Pomorzan (dane ze sprawozdania
Komendanta Okręgu Kaszuby Augustyna Szpręgi). Wobec tego faktu rozkazem
dowódcy Dywizji Strzelców Pomorskich
płk. Stanisława Skrzyńskiego, nr 30 z 8
października 1919 roku, z istniejących
pułków toruńskiego oraz grudziądzkiego wydzielono wszystkich ochotników Kaszubów i skierowano ich do
tworzącego się kaszubskiego pułku.
Organizację tego pułku dowódca dywizji powierzył porucznikowi Leonowi
Kowalskiemu.
15 października 1919 roku do Poznania przybywa zatem por. Leon Kowalski wraz z oficerami: ppor. Leonem
Hoffmanem oraz ppor. Józefem Kamińskim. Tworzenie Kaszubskiego Pułku
Strzelców w koszarach poznańskich Jeżyc dzięki zdolnościom organizacyjnym
por. Leona Kowalskiego przebiega bardzo sprawnie. W dniu rozpoczęcia organizacji pułku jego stan wynosił 3 oficerów, 28 podoficerów i 178 szeregowców.
21 października 1919 roku zorganizowane były już cztery kompanie kadrowe: I kompania ppor. Leona Hoffmana,
II kompania chor. Franciszka Knorra,
III kompania sierż. Jana Hirsza oraz
IV kompania sierż. Romana Woykego
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
L. Kowalski z żoną Marianną na spacerze w gdyńskich lasach. Zdjęcie z archiwum rodziny Rozwadowskich
(tę postać przedstawia w „Pomeranii”,
w tegorocznych numerach 7–8, 9 i 10,
Krzysztof Kowalkowski – przyp. red.).
Skład osobowy pułku był jednolity. Służyli w nim sami Kaszubi i to wyłącznie
kawalerowie. Prawie wszyscy żołnierze
pułku swoje wyszkolenie zdobyli na
frontach I wojny światowej oraz podczas szkoleń organizowanych przez Organizację Wojskową Pomorza czy inne
organizacje patriotyczne działające na
Kaszubach i Pomorzu. Jak się niedługo okazało, szkoleni przez por. Leona
Kowalskiego żołnierze w czasie wojny
1920 roku okazali się twardzi, nieustępliwi w boju, pełni inicjatywy i zapału
w natarciu, nigdy nie zawiedli zaufania
swoich dowódców, co było zasługą pracy szkoleniowej por. Leona Kowalskiego
i jego podwładnych dowódców.
Na ziemię pomorską i kaszubską
wprowadził pułk właśnie por. Leon Kowalski. Tak wkroczenie Kaszubskiego
Pułku Strzelców im. Komendanta Józefa Piłsudskiego do Torunia 18 stycznia
1920 roku opisuje jeden z widzów tej
sławnej defilady: Wreszcie defiluje pułk
kaszubski, złożony z dzieci polskiego Pomorza. Zwarte szeregi, surowe twarze,
nacechowane głębokiem skupieniem
i dzielna ich postawa, wywołały silne
wzruszenie wśród tłumów. Tłum faluje
jak łan zboża, wichrem poruszany. Dziwne wzruszenie ogarnia wszystkich. Ludzie
popychają się cisną, biegną naprzód.
A oni maszerują tak zaciekle, że ziemia
zdaje się krzyczeć pod stopami. Wiwat
Kaszubi! – padają huczne okrzyki.
Dokończenie w następnym numerze.
29
lëdze
Na kùńc Eùropë i jesz dali…
W 75 dni przejachôł na kòle 8 tës. km. Wrócył dodóm 26 séwnika i òstôł sztudérą a téż pierszim
w historie starostą kaszëbsczi etnofilologie. Z Tomaszã Plichtã gôdómë ò réze przez 21 krajów
i ò kaszëbiznie.
Jak to sã stało, że przëszło cë do głowë
sadnąc na kòło i wëjachac na 2,5 miesąca?
Łoni, czej jem skùńcził mòjã pierszą
wanogã na kùńc Pòlsczi i kąsk dali – do
Lewòczë, to mie sã to richtich widzało. 3 tës. km na kòle i 500 km piechti
to bëło cos, ale mëslôł jem, że wôrt sobie pòstawic nowi cél. Pierszô mòja
mësla bëła ò Kiszëniowie i òglowò
ò Mòłdawie. Jô tam czedës ju béł, móm
tam drëchów… Równak skòrno pierszi
rôz jem jachôł na kùńc Pòlsczi, tej terô
wëpôdało jachac na kùńc Eùropë, a nié
le do Mòłdawie. I tak jem w swòjich planach dodôwôł: a mòże jesz tam, a mòże
jesz dali.
Przez jaczé kraje jes przejachôł na
swòjim kòle?
Razã bëło jich 21. Midzë jinszima przez
Ùkrajinã, Rumùniã, Bùłgariã, Turcjã,
Grecjã, Macedoniã, Albaniã, Czôrnogórã,
Wãgrë, Słowacjã, Czechë i Niemcë.
Co nôbarżi zapamiãtôsz z ti rézë?
Przede wszëtczim lëdzy, jaczich jem
spòtikôł na drodze. Baro wiele dobrégò
jem òd nich doswiôdcził. Jô nie jem taczim człowiekã, co jezdzy pò swiece,
żebë òbaczëc jak nôwiãcy bùdinków czë
pòmników. Nôwôżniészé są kòntaktë
z jinyma lëdzama.
Jes jesz młodim, dwadzescelatnym,
człowiekã. Skądka miôł jes dëtczi na
swòjã wanogã?
Chcôł jem na niã zarobic òb zëmã. Jô
robił w Wieżëcë w Kòszałkòwie. Latosy sezón nie béł równak za dłudżi i nie
ùdało sã mie zarobic tëli dëtków, co jem
30
chcôł. Pòszedł jem tej do mòjégò szefa i rzekł: Plan je taczi a taczi, jô bëm
brëkòwôł 1600 zł, żebë miec kòl 20 zł na
dzéń. Szef zarô sã zgòdzył, dôł jesz mie
telefón z przistãpã do internetu i mógł
jem sã rëchtowac do wëjazdu. W serwisu téż mie pòmòglë i przëszëkòwelë
kòło darmôk i jesz delë czãscë na
drogã. Nick jem ni mùszôł wëdac ze
swòjich dëtków. Òb drogã téż mie lëdze
pòmôgelë, chòc jô nigdë ò nick nie prosył. Tak pò prôwdze wiãcy pieniãdzy
jem przëwiózł jak wzął ze sobą.
Przeżëc 75 dni za 1600 zł, to wëzwanié
tak samò pòwôżné, jak przejachanié
na kòle 8 tës. km.
Nie bëło jaż tak lëchò. Jôdł jem nôczãscy
chléb z pasztetã. Le w Turcji wszelejaczé
miãsa bëłë za drodżé. Tam za to baro
tóno mòżna kùpic rozmajité batonë,
kùszczi… Tej prawie to jem jôdł.
A gdze jes spôł? Na hòtele gwës nie
sygło…
Në nié. Na szczescé bëło cepło, tej czãsto
jem spôł na trôwie. Miôł jem ze sobą
celt, ale w taczim ceple nawetka nie
chcało sã gò rozkładac. Czasã téż jaczis
lëdze wpùscëlë mie dodóm. Tedë mógł
jem so téż pòrządno ùmëc. A jeżlë nié,
tej òstôwało kąpanié w mòrzu.
A ò kòło jes sã nie bòjôł? Czejbë je
skredlë, gwës bë sã réza skùńczëła.
Kòło jô wiedno miôł kòl se abò pòd
sobą, krótkò przëpiãté abò gdzes nad
głową.
A jak szło dogadiwanié sã? Wiémë,
że chto kaszëbsczi jãzëk znaje, ten
òbjedze wszëtczé kraje, ale wôrt téż
znac jiné jãzëczi. Jak to je z tobą?
Kaszëbsczi czãsto sã przëdôwô, ale
nôwiãcy jem gôdôł pò ruskù. W tëch krajach, przez jaczé jem jachôł, żëje téż wiele
Pòlôchów. Òglowò w słowiańsczich krajach dosc letkò sã jidze dogadac. Anielsczi znajã dosc słabò, tej w jinëch krajach
mùszôł jem sã czasã dogadëwac rãkama,
na midżi. W taczi Albanie wiele lëdzy nie
znało ani rusczégò, ani anielsczégò, ale
téż sã jakòs dało.
Czegò jes miôł strach przed wëja­
chanim?
Nigdë chùdzy jô nie béł na taczich wanogach czësto sóm dłëżi jak dwa tidzenie i bòjôł jem sã, czë to strzimiã. Je to
w kùńcu wiãcy jak dwa miesące sómny
rézë. Gôdôł jem przedtim z jedną białką,
jakô jacha 40 dni, i òna mie rzekła, że
ani dnia dłëżi bë ju nie strzima. Jô miôł
strach, że téż bãdã miôł problem, ale
mijałë dni, a ten psychiczny krizys nie
przëchòdzył. Kòl 40. dnia jem mëslôł,
że mòże terô bãdze gòrzi, ale tak sã nie
stało.
A jak to wëzdrzało òd fizyczny stronë?
Ni miôł jes dosc tegò jachaniô?
Problemã bëło leno słuńce, jaczé pò
prôwdze dosc mòckò mie spôlëło, ale to
sã dało.
A jak jes sã rëchtowôł? Wiele jes przed
tim jezdzył na kòle?
Na kòle jeżdżã pò prôwdze wiele. Prawò
jazdë móm, ale aùtã jeżdżã baro rzôdkò.
Mògã to pòcwierdzëc. Na najã kôr­
biónkã do Dodomù Kaszëbsczégò,
POMERANIA LISTOPAD 2014
lëdze
to je do Gduńska, jes przëjachôł
z Òstrzëców téż na kòle, chòc za òknã
mómë òstri deszcz…
Przed samą rézą pò Eùropie jem nie
béł w dobri fòrmie. Chùdzy, za czasów
szkòlnëch, wiedno wiele jem biegôł,
grôł w kòszikówkã, ale pòtemù rëszôł
jem sã dosc mało. Przed samim startã
jem wzął ùdzél w cwiercmaratonie
w Przedkòwie (III Ćwierćmaraton
Szwajcarii Kaszubskiej z cyklu „Kaszuby Biegają” – dop. red.) i jak jem dobiegł
do metë, to jô so pòmëslôł: w taczi lëchi
fòrmie të jes nigdë nie béł! Ale równak
sã dało przejachac tëch 8 tës. km, bò
nôwôżniészé je to, co w głowie, a nié
to, co w nogach. Jeżlë głowa chce dali
jachac, to nodżi strzimią.
Môsz planë na pòstãpné wanodżi?
Dali mie cygnie do wschòdny Eùropë.
Jaczés planë są, ale nie chcã ò nich terô
za wiele gadac, bò mòże nick z tegò nie
wińc.
Tej chcemë wrócëc z ti rézë na Ka­szë­
bë. Niedôwno zaczął jes sztudia – etno­
filologiã na Gduńsczim Ùniwersytece.
Dlôcze prawie to?
Nie nalôzł jem jinégò czerënkù, jaczi
bë mie tak interesowôł jak prawie ten
(òkróm sztudiów strażacczich, ale tam
baro drãgò je sã dostac). Na dodôwk etnofilologiô nie zdôwô mie sã cãżkô, bò
òdpôdô mie nôùka kaszëbsczégò, jaczi
znajã i w gôdce, i w pismie. A wikszosc
sztudérów z mòjégò rokù mùszi sã gò
dopiérze nôùczëc.
A gdze jes sã ùcził pisac pò kaszëbskù?
W szkòle?
Jô sã w szkòle kaszëbsczégò nie ùcził,
ale mòja mëmka je szkólną tegò przedmiotu i czej jem zdecydowôł, że chcã
napisac maturã z kaszëbsczégò, tej jem
z nią sadnął i sã naùcził.
Jes widzôł pół Eùropë. Nie je tobie żôl,
że mieszkôsz prawie tuwò, a nié gdzes
w Mòłdawie, w Turcje czë Niemcach?
Nié. Prawie przez taczé rézë człowiek
doceniwô swòje stronë. Przódë jô sã
mëslôł ò Mòłdawie, że to taczé môłé
piãkné państwò i jaczé trzeba miec
szczescé, żebë prawie tam sã ùrodzëc.
A terô mëszlã: szczescé to trzeba miec,
żebë sã ùrodzëc na Kaszëbach.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Pòchòdzysz z Òstrzëców i tam rôd
spãdzywôsz wiele czasu, ale jes terô
mieszkańcã Gduńska. Czëjesz, że je to
stolëca Kaszub?
Sami mieszkańcë nie mëslą ò se jakno
ò Kaszëbach, nawetka sztudérowie etnofilologie. Jesz mie sã nie zdarzëło tu
spòtkac lëdzy, co gôdają pò kaszëbskù.
Òdpòwiôdającë na pitanié: historiczno
jak nôbarżi, ale żebë Gduńsk béł stolëcą
terô, trzeba jesz wiele zrobic.
I jesz na kùńc chcã sã spëtac ò twòje
nôzwëskò. Na Kaszëbach czãscy wës­
tãpiwô Plichta jak Plicht…
Jo, to prôwda. Mój òjc sã ùrodzył w 1943 r.
i Niemcë chcelë, żebë jegò nôzwëskò
brzmiało barżi pò niemieckù. Mòjégò
òjca brat, jaczi sã ùrodzył przed wòjną,
je Plichta, a òjc òstôł ju zmieniony na
Plicht.
Gôdôł Dark Majkòwsczi
Òdj. ze zbiérów T. P.
31
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
ÙCZBA 37
Kaszëbsczi króm
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Króm to pò pòlskù sklep. Mòże téż rzec skłôd abò spółdzelniô. Do krómù jidze sã za kùpiszã, jinaczi sprawùnkama,
tj. po zakupy.
Cwiczënk 1
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi.
(Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język
polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).
– Stani!
– Dze?
– Kò tuwò, kòl tegò krómù. Widzysz, tam je wòlny plac do
staniãcô.
– Za czim më tuwò stanãlë? Mómë jic do bëna? Pò co?
– A co sã w krómie robi?
– Në, sprawùnczi.
– Të jes stôri datë. W dzysdniowëch składach të mòżesz
òbéńc wiôldżi dzél òbrëmieniów, rechùnczi zapłacëc,
w lotto zagrac, a nawetka dëtczi wëpłacëc.
– A të co jes bë chcôł prawie w ny spółdzelni zrobic: kùpisz,
wpłatã, wëpłatã? Widzã, że nie dô sã stądka tak letkò z tobą
òdéńc.
– Nié, prawie w nym krómie jô chcã do włôscëcela pòdéńc
i z nim pògadac.
– Pògadac?
– A zdrzij, jakùż nen skłôd sã zwie.
– „Kaszëbsczi króm”. Je to co dzywnégò?
– Mòże nié dzywnégò, ale òsoblëwégò. Kò we wikszoscë kró­
më na Kaszëbach są z pòlska abò anielska nazéwóné. Nëch
z kaszëbska nazwónëch je wiele mni, temù jô jem taczich
składów cekawi i ni mògã tak spòkójno kòl nich przeńc.
– Wiész të co, jô tak pò prôwdze nie chcôł tu przińc, ale jak
më ju tu jesmë, tej jô zarôzka sprawùnczi zrobiã. Cekawé,
czë wôrë téż są pò kaszëbskù pòdpisóné.
– Tej co, chcemë weńc i sprawdzëc?
– Niech bãdze pòchwôlony… Czë mòżemë pòdéńc do włô­
scëcela?
– Eeee…?
– Dobri dzéń. Je miéwca negò krómù?
– Eeee…?
– Słëchôj, nen krómòwi gwës nick nie rozmieje.
32
– Mùszã zeńc z piãtra w dół. Spróbùjã co kùpic. Jô bë chcôł
2 kila wòrztë kùpic a do te jesz mòzdrëch.
– Eeee…?
– Eeee… dôj pòkù. Tu ni ma co. Më sã w tim „Kaszëbsczim kró­­
mie” pò kaszëbskù nijak nie dogôdómë. Chcemë stądka wińc.
– Kò szkòda. A z bùtna nen skłôd tak fëjn wëzdrzôł. Bãdze
nót przeńc do jinszégò. Mòże tam kôrbią pò kaszëbskù.
Cwiczënk 2
Przedolmaczë z pòlsczégò jãzëka na kaszëbsczi
spisënk sprawùnków.
(Przetłumacz z języka polskiego na kaszubski listę
zakupów).
chleb – .................................................................................
kiełbasa –..............................................................................
majonez – ............................................................................
pomidor – ............................................................................
mięso wołowe –...................................................................
jajka –...................................................................................
wafelek –..............................................................................
czekolada – ..........................................................................
drób –...................................................................................
dżem –..................................................................................
oranżada –............................................................................
woda gazowana – ................................................................
ogórek –................................................................................
sałata – ................................................................................
mięso wieprzowe – . ............................................................
pietruszka – .........................................................................
ser –......................................................................................
jogurt –.................................................................................
mleko –.................................................................................
POMERANIA LISTOPAD 2014
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
Cwiczënk 3
Nalézë w internece a wëpiszë kaszëbsczé
pòzwë krómów.
(Znajdź w internecie oraz wypisz ka­szub­
skie nazwy sklepów).
Cwiczënk 4
(Popatrz na pary słów:
1) homonimy – słowa brzmiące tak samo, ale o różnym
znaczeniu;
2) synonimy – słowa bliskoznaczne;
3) h
omofony – identycznie brzmiące, lecz inaczej za­pi­sy­
wane;
4) antonimy – wyrazy o przeciwnym znaczeniu;
5) h
omografy – identycznie zapisywane, ale o różnym
brzmieniu i znaczeniu).
Wëpiszë z tekstu pòdsztrëchniãté słowa, chtërne
sa pòchódnyma czasnika jic. Zapiszë przë nich
jich pòlsczé znaczenia.
(Wypisz z tekstu podkreślone słowa, które sa
pochodnymi czasownika jic [iść]. Zapisz przy nich
ich polskie znaczenia).
Wëmëslë i zapiszë jinszé pôrë słów do kòżdégò
òmówionégò wëżi ôrtu.
(Wymyśl i zapisz inne pary słów do każdego z po­
wyższych przykładów).
Cwiczënk 6
Ùłożë z kòżdim z wëpisónëch słów zdanié.
(Ułóż zdanie z każdym z wypisanych słów).
Czasniczi zakùńczoné na -c są niépersonową pòstacą
czasnika zwóną nieòznacznikã.
(Czasowniki zakończone na -c są nieosobową formą
czasownika zwaną bezokolicznikiem).
Òpiszë króm, jaczi twòjim zdanim bë zasługiwôł
na miono „kaszëbsczégò”.
(Opisz sklep, który twoim zdaniem zasługiwałby
na miano „kaszubskiego”).
Cwiczënk 7
Wëmëslë i zapiszë pò kaszëbskù rozgłos krómù.
(Opracuj i zapisz po kaszubsku reklamę sklepu).
Na spòdlim kaszëbsczégò nieòznacznika mòże pòkazac
znankã zwóną kaszëbienim, bò wszëtczé przërostczi,
chtërne w pòlaszëznie brzmią -ć, w kaszëbiznie òstôwają
ùtwardzoné do -c.
Cwiczënk 5
Zdrzë na taczé pôrë słów:
1) wińc (czasnik) – wińc (jistnik); to są hòmònimë
– słowa, co brzmią tak samò, ale jich znaczenié
je jiné;
2)wińc, wión, winôszk – to synonimë – słowa krótkòznaczné;
3) Wieżëca – Wierzëca; te słowa to hòmòfònë – brzmią tak
samò, ale jinaczi sã je pisze;
4) òdéńc – pòdéńc; te słowa są przëmiarã antonimów – słów
ò procëmnym znaczenim;
5) mierzëc – mierzëc; słowa są przëmiarã hòmògrafów
– tzn. słów, co mają juwerny pisënk, ale brzmienié
i znaczenié różné (mierzëc: mier`zëc).
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
SŁOWÔRZK
Wëpiszë z tekstu pòòstałé czasniczi i dopiszë do
nich jich fòrmë w nieòznacznikù.
(Wypisz z tekstu pozostałe czasowniki i dopisz do
nich ich formy w bezokoliczniku).
dëtczi – pieniądze; miéwca – właściciel; mòzdrëch – musztarda;
òsoblëwi – niezwyczajny, oryginalny; plac – miejsce, plac; rechùnczi
– rachunki; włôscëcél – właściciel; wôrë – towary; z bùtna – z zewnątrz; z pòlska – po polsku
UCZ SIĘ ONLINE
www.skarbnicakaszubska.pl
33
fenomen pomorskości
Terpy stworzyły Fryzów
Jacek Borkowicz
Płaskie wybrzeże Morza Północnego
zmieniało swój kształt w ciągu tysiącleci. Gdy topniały lodowce, wody przybywało, a wtedy morskie fale wdzierały
się daleko w głąb lądu. Mieszkający tam
ludzie wcześnie nauczyli się dawać odpór
atakom morza. Stawiali domy na palach,
by przetrzymać uderzenie przypływu.
A gdy woda się cofała, usypywali wały
z piasku i gliny. Powoli, z roku na rok
i z pokolenia na pokolenie, wały otaczały
pojedyncze domostwa coraz to wyższym
ogrodzeniem. Woda morska oczywiście
i tak przenikała do środka, ale od czego są
śmieci i odpadki? Z biegiem czasu ta naturalna warstwa izolująca wypełniała pustą
przestrzeń pod podłogą, pomiędzy wbitymi w dno palami. W ten sposób w głębi
morza powstawała sztuczna wysepka
– będąca jednocześnie ludzkim mieszkaniem. Ową morską zagrodę nazwano terp,
czyli osada.
Domy mieszkalne i budynki gospodarcze stawiano tu w kwadrat. Więcej
suchego miejsca tam nie wystarczało
– ściany domostw okalane były ściśle
przez wały terpu. Bydło wypędzano na
łąki tylko wtedy, gdy zielona ruń wyłaniała się spod zalewu. Na rachityczne
zbiory zbóż też nie można było liczyć.
Zasadniczym spichlerzem mieszkańców
terpów pozostawało morze.
Woda-matka jest jednak nieustannym zagrożeniem. Niezależnie od zmian
klimatu dno Morza Północnego opada.
Niewidzialnie dla człowieka, lecz dostrzegalnie dla pamięci pokoleń. Terpy
budowano więc coraz wyższe i coraz
rozleglejsze. Pojedyncze zagrody łączyły
się po kilka, czasem kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt. Były to już prawdziwe
morskie wioski. Ludzką wspólnotę tworzyła więc tu nie litera prawa czy wola
feudalnego zasadźcy – jak działo się to
34
Fryzyjskie miasteczko Easthim (niderl. Oesthem). Fot. Jan Dijkstra. Wikimedia Commons
na innych, „suchych” obszarach Europy
– lecz wymuszone koniecznością parcie
ku współpracy. Mieszkańcy terpów nie
znali słowa „demokracja”, lecz instynktownie rozumieli jego najbardziej podstawowy sens.
Powyższy opis, w największym
skrócie, stanowi historię Fryzów, ludu
morza – w najprawdziwszym sensie
tego określenia.
W dobie wielkiej wędrówki ludów
Fryzowie zachowali się wyjątkowo. Inaczej niż ich germańscy sąsiedzi i pobratymcy, kuszeni bogactwem cesarstwa
rzymskiego, nie ruszyli na podboje
w głąb lądu. Zostali na miejscu, choć
wydawało się, że to oni właśnie mają
najwięcej powodów, by porzucić swe
niegościnne ziemie. Nieustanna walka
z morzem nauczyła ich odrębnego sposobu życia. Innego nie znali. Woda, stanowiąca dla nich wyzwanie, była też ich
przeznaczeniem. A także podstawowym
impulsem prospołecznych odruchów. Zostali więc na miejscu, ze swoimi terpami,
archaicznym językiem i obyczajami, ze
swoją nieprzystępnością wobec obcych.
I ze swoim morzem.
Tymczasem w głębi lądu pełną parą
pracowały młyny historii. Germańscy
koledzy Fryzów, zawładnąwszy Europą, potworzyli tam swoje królestwa.
Południowe wybrzeże Morza Północnego, cyklicznie zalewane, nie budziło początkowo zainteresowania możnych tego
świata. Jednak z czasem feudalna cywilizacja i tutaj zapuszczała coraz silniejsze
forpoczty. Najpierw Karol Wielki, potem
hrabiowie Holandii, książęta Burgundii,
wreszcie niemieccy cesarze. Fryzowie
dzielnie się bronili, ale ich sąsiedzkie
wspólnoty nie miały większych szans
w konfrontacji z czołowymi potęgami
Europy. Ustąpić nie mieli gdzie – tuż za
opłotkami ich domostw toczyły się szare
morskie fale. Rozeszli się więc na boki,
wzdłuż wybrzeża. Tam, gdzie nie dotarł
jeszcze żaden komes ani jego poborcy.
I gdzie mogli żyć po staremu. We wczesnym średniowieczu Fryzowie zagospodarowali długi pas pomorza, ciągnący się
od francuskiego Calais po duńską Jutlandię. Oczywiście taki „unik” nie uwolnił
ich od prześladowców, opóźnił jedynie
to, co nieuchronne. Fryzowie wszelako
czuli się ludźmi wolnymi, nie pozwolili
się więc zaprząc w jarzmo poddaństwa.
Straciwszy niepodległość, zachowali autonomię. Z czasem obszar ich etnicznej
kultury skurczył się do granic macierzystej ziemi, z której wyszli. Dziś stanowi
ona prowincję Fryzja w składzie państwa
holenderskiego. Fryzowie, podobnie jak
Kaszubi, zachowali tam własną mowę.
POMERANIA LISTOPAD 2014
NAJE KÔRBIÓNCZI
Jô jem kòmédiantã
Z aktorã i tłómaczã Zbigniewã Jankòwsczim gôdô Stanisłôw Janke.
W 2010 rokù pòjawił sã fabùlarny
film i sztërëdzélëkòwi telewizyjny
serial „Miasto z morza” na spòdlim
lëteracczich dokazów Stanisławë
Fleszarowi-Mùskat. Të òdgriwôł tam
baro charakterową rolã rëbôka Bernata Kònczi i të miôł wpłiw na scenopis tegò filmù – bò jes przetłómacził
niejedne dialodżi na kaszëbsczi. Ten
film pòtkôł sã z dobrim przëjãcym
przëzérôczów i kritików. Jak to sã stało, że prawie të dostôł rolã w tim filmie? Jô bë chcôł sã përznã dowiedzec
o kùlisach pòwstôwaniô tegò filmù,
jaczé bëłë inspiracje reżisera, co të jes
z sebie dôł w tim filmie?
Czejbë nié Kamila Michalskô, òstatnô
białka Staszka Michalsczégò, aktora
i direktora Teatru Wybrzeże nie bëłobë
nas, mie i mòji białczi Fiołë, w tim filmie
i serialu. Kamila tej robiła w pòdjimiznie
Prof ilm w Sopòce, chtërna bëła
producentã tegò filmù i serialu. Jednégò
dnia, bòdôj w 2007 abò 2008 rokù, jô
òtrzimôł òd Kamilë telefòniczną wiédzã,
że Profilm bãdze producentã tegò filmù
i czë jô bë sã zgòdzył przetłómaczëc
niechtërne kwestie na kaszëbsczi
jãzëk… A pózni dostôł jem propòzycjã
zagraniô w nym filmie. Ò inspiracje reżisera – na gwës taczé bëłë, bò chtëżbë
pòswiãcył 10 lat swòjégò żëcô dlô scenariusza – bë nôleżało zapëtac jego
samégò, to je Andrzeja Kòtkòwsczégò.
Żelë jidze ò òstatné pitanié – jô dôł
ze sebie wszëtkò, co bëło mòżebné
i brëkòwné dlô tegò filmù, jakno że
béł to mój pierszi (móm nôdzejã, że nié
òstatny) wiãkszi film i pierszô wiãkszô
rola.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Jô próbùjã so wdarzëc, czedë më sã
pierszi rôz pòtkelë. Gwës to bëło czilenôsce lat temù w Chmielnie, gdze më
co rokù jesmë w jury Recytatorsczégò
Kònkùrsu Kaszëbsczi Lëteraturë „Rodnô Mòwa”…
To ju je, Staszkù, dwadzesce czile lat.
Żił jesz Jón Drzéżdżón, chtëren terô je
patronã biblioteczi w Chmielnie. Żëła
téż Iza Trojanowskô. Òd ni wszëtkò
sã zaczãło. Òna rzekła Brunkòwi
Cërocczémù, że gdzes, w Elblągù, je
jaczis taczi Kaszëba. Skądka òna ò tim
wiedza?...
Në jo. Tej të prawie robił w Elblągù,
tedë to béł Teatr Dramatyczny, ale
chùdzy téż w téatrach: Ziemi Gdańskiej w Gdini, Ziemi Pomorskiej
w Grëdządzu, miona Stefana Jaracza
w Òlsztinie. Jakò bëła twòja droga do
aktorstwa?
Jô wierã ju gdzes czedës kòmùs òd­
pòwiôdôł na taczé pitanié, a mòże jô
pisôł abò téż snił. Starosc… Jô sobie
przëbôcziwóm wiek dzecno-bòrënkòwi:
czej jô béł służką w kòscele, tej jô chcôł
bëc ksãdzã… Narôz, jedny nocë zjawił
sã w naszim dodomù w Rãbòszewie
bracyna mòji mëmë z Francji, wùja Frãc,
chtërnégò jô nie znôł, jak wiele bracynów
i sostrów mòji mëmë, bò rodzëna, nimò
tëch, co ùmerlë w dzeckòwim wiekù,
bëła lëcznô. Pò gòscënie wùjë Frãca
jô chcôł bëc diplomatą… Czedë Aleksander Fòrd nakrącył film „Krzyżacy”
– na chtëren trzeba sã bëło zapisëwac
w pòsobicã na wëprawã do Gduńska,
a chtëren to w kùńcu jô òbezdrzôł
w kinie „Kaszub” w Kartuzach, ju bez
zôpisów – tej w 1963 rokù jô so ùdbôł, że
bãdã aktorã. Terô zadajã sobie, stôrémù
człowiekòwi pitania: pò co? czemù? co
cë z tegò przëszło? Wtenczas, w wiekù
13 lat, jô nie znôł nazwë „kòmédiant”
i jô nie wiedzôł, że jich chòwelë pòd
smãtarnym płotã. Bëła młodosc i rojitwa, ùdba. Przëszedł môj 1967. Córka
mòji półsostrë, chtërna mieszkała
we Warszawie, przëstąpiła do pierszi
Kòmónii. Më bëlë przërôczony na tã
ùroczëstosc. Jô béł prawie przed maturą
i chcôł cos zrobic ze swòją aktorską ùdbą
sprzed lat. Nawetka nie wiém, skądka jô
sã dowiedzôł, że w Państwòwi Wëższi
Szkòle Téatralny (PWST) we Warszawie
òd maja dzejô pòradniô dlô chcącëch sã
dostac na tã ùczbòwniã. Jô wëkòrzistôł
leżnosc, pòszedł i… jô ùczuł òd profesora Aleksandra Michałowsczégò (jak sã
pózni òkôzało, òd impòstacji głosu), że
jô móm jakbë niemiecczi akcent.
Skądka pón pòchòdzy? – spitôł sã. Spòd
Kartuz – jem rzekł. A gdze to je? – profesor tegò pewno nie wiedzôł. Kòl Gduńska – jem òdpòwiedzôł. Na wstãpnëch
egzaminach w 1967 rokù jô przepôdł.
Ale jô ju pòznôł widzałégò aktora Teatru Wybrzeże Jerzégò Kiszkisa (grôł tej
w Sopoce na Kameralny Scenie główną rolã w dramace „Żeglarz” Jerzégò
Szaniawsczégò) i jegò wëmôgającą
i inspirëjącą – jak sã òkôzało pò latach
– białkã Halinã Winiarską. Pózni béł
czerwińc 1968. Przez wnet rok chùdzy
jô zbijôł palétë, a pòtemù narôz jô dostôł
robòtã w Narodowim Bankù Pòlsczim.
Jô dzãkùjã wszëtczim panióm, chtërne
mie tej ùczëłë i ze mną wëtrzëmiwałë!
W tim samim rokù jô sã dostôł na
35
NAJE KÔRBIÓNCZI
sztudia w PWST we Warszawie pò
òdwòłanim, razã z Krziszã Kòlbergerã
i Tómkã Białkòwsczim z Mariacczi
we Gduńskù (òbëdwaji ju nie żëją,
Tómk ùmarł we Francji). Zachcónka sã
wëfùlowała.
I jak Kaszëba z niemiecczim akcentã
radzył sobie na téatralny ùczbòwni?
Czë të w całoscë wtenczas ju miôł
swiądã, że të jes Kaszëbą.
Nie zabôcziwôj, że nënkã jô miôł
Małopòlankã. Dzãka ni jô sã dowiedzôł
ò niechtërnëch sprawach, ò jaczich mòji
rówienicë dowiadiwelë sã w liceùm.
Temù jô kòchóm Wëspiańsczégò
i Majkòwsczégò, a téż (gwësno to je
dzywné) Majakòwsczégò. Czëtac…
Czedës jô baro lubił. Jô wrócã do
czëtaniô na emeriturze!... A na ùczbòwni
jô jakòs sobie radzył, do kùńca. Móm
diplom magistra kùńsztu, smiészné,
pò jaczégò grzëba je mie potrzébny diplom magistra. Kò më, aktorzë, w dalszim cygù jesmë leno kòmédiantama,
z tą różnicą, że ju nas nie chòwią òbò­
wiązkòwò pòd smãtarnym mùrã, ale
westrzódka jinëch lëdzy, co schòdiwają
z tegò padołu, a czasã nawetka w asysce
biskùpa…
Ale, Zbiszkù, të mie jesz nie òdpòwie­
dzôł, czedë të so ùswiądnił, że jes
Kaszëbą?
Abò nié tak pòstawioné pitanié, abò
nig­dë jô nad tim nie rozmiszlôł, bò
mie sã to wëdôwało naturalné… Jô
béł dwa­jãzëcznym Kaszëbą òd dzecka. A do dozdrzeniałi swiądë przed
wszët­czim przëczëniło sã Aleksandra
Maj­kòwsczégò Żëcé i przigòdë Remùsa
przeczëtóné jak kri­minôł, w jednã noc,
na ùstrzechù w Rã­boszewie, w wiekù
trzëdzescë czile lat…
Në, jem zwëczajno Kaszëbą, nô­
leżnikã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Pòdpiarcô nôùkòwégò jô ni
móm, wszëtkò je emòcjonalné, to je wedle mie nôprôwdzëwszé…
Chcemë jesz wrócëc do aktorstwa. Të
miôł téatralną pierszëznã w 1973 rokù
jakò Aleksy Fiedotik w widzawiszczu
„Trzy siostry” Antoniégò Czechòwa
w reżiserii Kazmierza Łastawiecczégò.
Pòza ju wëmienionyma chùdzy przez
mie môlama të robił téż w Teatrze
36
Dramatycznym w Gdini, a òstatno
w Teatrze Miejskim w Gdini. Òd 1974 do
2011 të zagrôł prawie w dwadzesce
fabùlarnëch filmach i telewizyjnëch serialach pòwôżné role drëgòplanowé…
Të zle wëczëtôł, Staszkù, gdzes tam
na internetowëch pòrtalach, że mòją
téatralną pierszëzną (jak to nabùszało
zwãczi) béł Fiedotik ù Czechòwa. Jo, jô
grôł òbëdwù epizodistów z tegò dramatu, ale pózni. Mòją téatralną pierszëzną
w Gdini, w Teatrze Ziemi Gdańskiej,
ò czim przëbôcził mie òstatno pón Róman Tuszińsczi z Kartuz, béł „Czterdziesty pierwszy” w reżiserii swiãti pamiãcë
Kazmierza Łastawiecczégò, gdze jô
grôł z drëchną z rokù Ewą Jabłońską
(z doma Përa). Béł to rok 1972. Pòtemù
béł Teatr Ziemi Pomorskiej w Grëdządzu,
bò nastąpiła wëmiana: Szëmón Pawlicczi do Gdini, a jô do Grëdządza, do
drëcha z Wëdzélu Reżiserii Krësztofa
Roscyszewsczégò, chtëren zabrôł nas
w 1975 rokù do Òlsztina, gdze wiele z nas bëło z nim przez dwa lata,
pòkądka nie zabédowelë jemù Katowic.
Jô, zmùszony wzglãdama merkantilnyma, starôł sã ò wëjôzd do Americzi.
Nie wëszło (pò latach, ju w wòlnym
kraju, w Kartuzach, pòdczas jaczégòs
Kaszëbsczégò Jôrmarkù, pòdszedł
do mie jeden ze spònsorów i spitôł:
Czë pón przëbôcziwô sã mie? Cëszô.
To jô òdmówił panu paszpòrtu w 1977
roku…). I tak jô sã nalôzł w Elblągù,
gdze direktorã téatru béł téż drëch
z Wëdzélu Reżiserii Jack Gruca. Dzysô bë pòwiedzelë – kmòtrzëzna, załôtwianié przez znajomòsc! Nié, to bëło
szukanié swòjégò placu na téatralny
mapie kraju. Òni, direktorzë, wiedzelë,
co chcą wëstawic i szukelë aktorów westrzódka swòjich znajemnëch, bò znelë
jich emploi i mòżlëwòscë. (Dopiérze pò
wiele latach pitanié Jerzégò Jarocczégò:
Za czim pón jedze do Gdini – chtërno òn
mie zadôł, czedë jô gò poprosył ò dwa
dni zwòlnieniô z zajãców przë diplomie,
a jô tłómacził to tim, że jadã do Gdini
załatwiac sobie przińdny môl robòtë, bò
jô sã òżenił w 1971 z gdinianką – docarło do mie w pełni wëdzwãkù… Pò wrócenim z Gdini Jarocczi spitôł mie: I co,
panie Zbiszkù, załatwił pón sobie etat? Jô
òdrzekł: Jo, panie profesorze. Na to Jarocczi: Szkòda, bò jô chcôł panu zabédowac,
żebë zgłosył sã pón do Starégò Téatru
w Krakòwie…). Kawel biwô òkrutny. Ale
jak napisôł Aleksander Majkòwsczi „(…)
co kòmù namienioné, to gò nie minie”.
Jô w to wierzã i tegò sã trzimóm… Jô
jem przërëchtowóny na smierc: fizyczną i pamiãcową. Òsoblëwie pò
przeczëtanim drëdżi niénôùkòwi ksążczi Brunona Synaka Bezsens i sens choroby nieodwracalnej…
Jesz rôz jô wrócã do aktorstwa. Jô zadóm cë përznã módłowé pitanié: w jaczim żiwiole të sã czuł nôlepi: téatralnym czë filmòwim?
Staszkù, jakbë cë to pòwiedzec… jô
móm 64 lata skùńczoné. Jô jem stôri
datë. Stôri datë aktorzë sztôłtowelë
mòjã téatralną òsobòwòsc. Czë jô
mùszã gadac jesz cos wiãcy?... Pò
wrócenim z merkantilny rézë do USA
mòją kaszëbską òsobòwòsc sztôłtowała Iza Trojanowskô, nié-Kaszëbka,
ale kòchającô Kaszëbë i swiądnô jich
etnicznoscë, jak napisôł w swòji bòlący
ksążce Brunon Synak, apartnoscë,
chtërna wedle mie pòwinna bëc normalnoscą przëjãtą przez swiatowé lëdztwò.
Jô wiém, że swiat jidze w przódk,
młodzëzna rozëmùje i widzy wszëtkò jinaczi niżle jô. Je równak gwësnô òpòka:
je nią Bibliô, je kùltura, je lëteratura i je
tradicjô. Wëzbëwającë sã tradicji, to tak
jakbë sã wëzbëc rodzënë, kòrzeni…
òstac nikim?
Dobrze, że të wspòmniôł ò Ameryce,
bò jô prawie chcôł cã ò to zapëtac. Téż
na jednym z internetowëch pòrtali jô
przeczëtôł, że w Zjednoczonëch Stanach të przebiwôł szesc lat – òd kùńca
lat sétmëdzesątëch do 1984 rokù, gdze
të robił jakò aktor w Polskim Teatrze
Dramatycznym i Blackbird Theatre
w Chicagò. Czë tak bëło?
To je nieprôwda. Niecałé piãc i pół. Òd 1
séwnika 1978 do 23 gòdnika 1983 rokù.
Jô nôpierwi przez rok prôcowôł jakò
robòtnik, a pòtemù, w 1980 rokù nastôł prezydent Jimmy Carter, nastąpiła
recesjô i, dzãka Bògù, jô nalôzł robòtã
w synagòdze. Jô béł „zakristianinã” ù
starszich bracynów we wierze. Tam
jô pòznôł żëda, pana Stanisława ze
Stanisławòwa (minãło wiãcy jak 30 lat
i jô czëjã sã zwòlniony z òbòwiązkù
krëjamnotë), chtëren wëjął z pòrtfela
òbrôzk Matczi Bòsczi i rzekł: „Zbiszkù,
POMERANIA LISTOPAD 2014
NAJE KÔRBIÓNCZI
òna ùretała mie żëcé w wòjnã. Leno nie
gadôj ò tim nikòmù. Mòja białka nie wié
ò tim, a tim barżi syn Mikòłôj”. Wtenczas, w kòżdi piątk jô przërëchtowiwôł
zalã na jich cotidzéniowé nôbòżéństwò,
a rôz w miesiącu na Bar micwa (òbrzãd
przëjãcô knôpa, w dzéń jegò 13.
ùrodzënów, do religijny spolecznoscë
dorosłëch żidów – red.) Tak to ze służczi jô sã stôł „niewierzącym” człowiekã
dwùch wëznaniów…
A wrócającë do téatralnëch sprawów: jô miôł taczé jaczés dzywné
szczescé, bò ledwò jô sã pòjawił w tim
„Chicagòwie”, to òd razu, nie wiém
skądka, zjawił sã w mòjim skrómnym
towarzëstwie Kędzierzawy (Tómk
Dankòwsczi, bëłi warszawsczi gazétnik, tak sã przedstôwiôł) i wprowadzył mie do Związku Polskich Akademików, żebë zrobic kabaretowi program.
Pòwstôł kabaretowi i pòéticczi. Tak
jô pòznôł Bògùsława Jerkégò, chtëren
jakò pòwòjnowé dzeckò òbjãté òpieką
Midzënôrodnégò Czerzwionégò Krziża wëchòwiwôł sã w Hòlandzczi
i w sparłãczeniu z tim jakò dorosłi człowiek i aktor mógł w latach 60. wëjachac
na ùpragniony w Pòlsce zgniti Zôchód.
Wëjachôł do Mònachium i robił w Radio
Wolna Europa pòd przédnictwã Jana
Nowaka Jezorańsczégò. W 1978 béł ju
w Chicagò i współdzejôł z rozsélnicą
radiową Głos Ameryki. I tak ju òstało
do jegò emeriturë. Dzysô mieszkô we
Gduńskù. Przez Bògusza jô pòznôł
dwie starszé panie: matkã radnégò
miasta Chicagò, panią Lidiã Pùcyńską,
chtërna miała swój radiowi program,
i aktorkã ze Lwòwa Wandã Zbierzowską-Frydrych, chtërna téż, jak jô, tëlé
że przed II swiatową wòjną, grała
w Grëdządzu. Czej miałë „swiéżégò”
pòd rãką, zdecydowałë sã wëstawic
dramat „Mazepa” Juliusza Słowacczégò.
Na szczescé jô grôł Zbigniewa, a nié
Mazepã, bò jô bë sã spôlił ze sromòtë
przed Markã Kòndratã, chtëren dopié­
rze co przed mòjim wëjazdã do USA
zagrôł tã rolã w Teatrze Telewizji, w reżiserii Gùstawa Hòloùbka. Mark pòjawił
sã w „Chicagòwie” na przełómanim
stëcznika i gromicznika 1982 rokù,
razã z mòjima jinszima drëchama ze
sztudiów: Anią Chòdakòwską, Krziszã
Kòlbergerã, Emilã Kamińsczim, a téż
z paniama Kristiną Prońkò i Haliną
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Z. Jankòwsczi w filmie „Miasto z morza”. Òdj. z archiwùm aktora
Frąckòwiôk. Przëjachelë z widzawiszczã
„Kolęda nocka” Ernesta Brilla. Swiãti
pamiãcë Krzisz Bùkòwsczi, reżiser
tegò widzawiszcza, dojachôł pò czile dniach, bò pierwòszno władze PRL
nie wëdałë mù paszpòrtu. Chùdzy,
przed 13 gòdnika „pamiãtnégò roku”,
przëjachôł do „Chicagòwa” „Pón Profesor” ze Szczecëna Jan Janikòwsczi, òjc
karna Filipinki. To z nim (ùmar w USA)
më stwòrzëlë w restaùracji Pelikan
Catch artisticzną kawnicã U Chochoła. Ale do tegò trzeba jesz bëło czile
òsób: òkróm wspòmnianégò ju Profesora bëlë Jurk Janeczk („Sami swoi”),
Mark Pacuła (Piwnica pod Baranami),
swiãti pamiãcë Róman Marzec (téater w Nowi Hëce), Nina Przëbiłowskô
(Łódz), swiãti pamiãcë Janusz Letkò
(Estrada Szczecin), wspòmnióny ju Kędzierzawy i wiele jinëch. To dzãka nima
w ti artisticzny kawnicë pòwstałë dwa
projektë: „Do kraju tego, gdzie…” i Kabaret „U Chochoła”. Pierszi projekt më
grelë pònad rok, z tim zastrzeżenim, że
Jan Janikòwsczi ni móg nama akómpaniowac żódnégò trzënôstégò – taczi béł
wëmóg pòlsczégò kònsulatu, bò miôł pagartowsczi paszpòrt. Pò czile miesiącach
Jank pòwiedzôł: „A jô jich p..ã”. W tak
zwónym midzëczasu, za sprawą Andrzeja Kòrewicczégò, jegò białczi i Jureka
Janeczka pòwstôł dlô jednégò spektaklu
„Zmiana warty” Polski Teatr Dramatyczny w Chicagò. Jô bë béł niedokładny,
czejbë jô nie wspòmniôł, że wspòmôgelë
nas dëchòwò: Féliks Kònarsczi „Ref-Ren”
z białką, Róbert „Bob” Lewandowsczi, Róża Nowòtarskô, Andrzéj Dusza,
wspòmnióny ju chùdzy Bògùsłôw Jerke,
a nawetka Zbigniew Brzezyńsczi i Stanisłôw Barańczôk. Tej nie dzywòta, że
na spektakle przëchòdzëlë (ò czim jô
sã dowiedzôł dopiérze pózni) panowie
z amerikańsczima abò japòńsczima magnetofónama, ale kasetë miałë nalepczi
Stilon Gorzów…
A co z tim Blackbird Theatre?
Jô nie wiém, jak ò tim òpòwiadac, bò
to wëmôgô wprowadzeniô, abë miało
òdpòwiedny kòntekst. Jô móm starã
skrótowò, ale nie wëchôdô, bò co mësl,
to skòjarzenié… W latach PRL-u pón
37
NAJE KÔRBIÓNCZI
Trzeba bëło za cos żëc (nié za wiele
jô przëwiózł ze sobą), tim barżi, że
założëło sã drëgą rodzënã. Jô tłómacził z angelsczégò przed wszëtczim
zwãkòwé stegnë do filmów scygónëch
z satelitë przez szëkòwnëch lëdzy. Jô nijak nie béł szëkòwny i mòże temù jô jem
biédny. Pòtemù pòjawiłë sã priwatné
wëdôwiznë…
Z. Jankòwsczi z Medalã Stolema, jaczi dostôł w 2010 r. Òdj. R. Drzéżdżón
Bògùsłôw Litwiniec, direktor Teatru Kalambur we Wrocławiu òrganizérowôł
co rokù midzënôrodné festiwale, na
chtërne przez 10 lat przëjéżdżôł midzë
jinszima ze swòjima spektaklama
reżiser Steven Rumbelow z Anglii.
W gòdnikù „pamiãtnégò” rokù Steven
béł w Pòlsce dzesąti rôz. Zachòrzała
aktorka. Władze PRL-u nie zgòdzëłë
sã na ji lékarzenié w Pòlsce. Całé karno wëdalëlë do NRD. I tak pòwstała
ùdba widzawiszcza „Bridal Polonaise”,
z chtërną przëjachôł do Kanadë i gdze
zrealizowôł jã pò rôz pierszi z ùdzélã
mòjich drëchów z rokù PWST – Władisława „Adasza” Mickewicza i Lecha „Michała” Michalsczégò, chtërny
téż bëlë na emigracji. W 1982 rokù
pòjawił sã w Chicagò i rôcził nas, Jureka Janeczka i mie, do zjisceniô tegò
przedsãwzãcô w Blackbird Theatre
przë ùl. Broadway, w bùdinkù, chtëren
béł czedës zajezdnią kóńsczich tramwajów. To bëło widzałé doswiôdczenié,
bò jô pò rôz drëdżi zagrôł z Jurekã i jô
zagrôł dwajãzëkòwò z amerikańsczima
drëchama (westrzódka nich béł jeden
pòlsczégò pòchòdzeniô z aktorsczim
nôzwëskã: Casey Siemaszkò). Ale bëło
38
téż mãczącé, bò przez 20 minut jô wisôł na krziżu, spòd chtërnégò wëléwałë
sã setczi litrów „krwi”, pùblicznosc
przechòdzëła do pòsobnégò mansjonu, a mie nie bëło wòlno wëkònac
niżódnégò rëchù, nawetka pòwieka ni
mògła mie dërgnąc. Tej proszã sobie
wëòbrazëc, jaczi jô béł „nabùzowóny”,
czedë w kùńcu jô schòdzył do tegò
pòsobnégò mansjonu i jô mógł, stojącë
na stole, wëładowac prôwdã prosto
w òczë, w dwùch jãzëkach: pòlsczim
i jich…
Czë prawie tej të naùcził sã tak bëlno
angelsczégò jãzëka?
Na tã témã nie chcemë gadac… to ju
je przeszłosc, chtërnô czasama narôz
òdzywô sã tak, jak w tim rokù, czedë
jô mùszôł rozmawiac z emeritowónym
wòjskòwim attaché Wiôldżi Britanii, ale
wiele mie to kòsztëje…
A równak z angelsczégò, ò chtërnégò
znajemnoscë të nie chcesz gadac, të
tłómacził na pòlsczi jaczés lëteracczé
rzeczë. Czë jô sã milã?
Nié, të sã nie milisz. Bëło cos taczégò
w mòjim żëcym pò wrócenim z USA.
Skòrno më jesmë przë tłómaczënkach.
Czë të wiész, że w tim rokù mijô dokładno 10 lat òd ùkôzaniô sã twòjégò
przełożënkù na kaszëbsczi dokazu
Tryptyk Rzymski Jana Pawła II…
Jo, jô pamiãtóm jak dzysô… Tim barżi
pò wczorajszim dniu czëtaniô ksążczi
Brunona Synaka, bò òn béł wtenczas
przédnikã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô, a jô przez 6 lat béł nôleżnikã
Òglowégò Zarządu za Jegò kadencjów.
W 2003 rokù Brunk, na chtërnyms zéńdzenim rzekł, że më, Kaszëbi, pòwinny
wësłac Òjcu Swiãtémù żëczbë jimieninowé i ùrodzënowé (bëłë ze sobą bliskò
datama) w pòdzãkòwanim za Kaszëbską
Pielgrzimkã do Zemi Swiãti w 2000
rokù. Leno co jemù pòsłac w darënkù?
Dzãka namówienimù ksãdza profesora Jana Walkùsza i profesora Jerzégò
Trédra, chtëren mie ùcwierdzył w tim,
że papieża tekstë téż jidze tłómaczëc,
jô ju miôł zaczãtą robòtã nad „Triptikã
Rzimsczim”. Tej na tim zéńdzenim
jô niesmiało rzekł, że jô zdążił ju
przetłómaczëc na kaszëbsczi jãzëk dwie
trzecé ùsôdzka Tryptyk Rzymski i, czejbë
Òglowi Zarząd wërazył zgòdã, to tã
niespòsobną próbã mòżna bë przesłac
papieżowi w pòdzãkòwanim za jegò słowa do Kaszëbów. Bédënk òstôł przëjãti.
W czile dni jô doprowadzył tłómaczënk
do kùńca, a Fiołka, mòja białka, wëdrëk
na czerpónym papiorze zaniosła do introligatora do òprawë. To béł pierszi
Tryptyk Rzymski pò kaszëbskù zawiozłi
do Watikanu. Rok pózni Brunk Cërocczi
wiózł ju egzemplarze wëdóné przez
Tadéùsza Serocczégò w pelplińsczim
„Bernardinum”, dzãka Genkòwi Stoltmannowi i swiãti pamiãcë Brunkòwi
Lësowi. Dzãka Wama Panowie!
Më wëzwëskelë, jak mëszlã, wszëtczé
wątczi z twòjégò dzejaniô, tej
z czëstim sëmienim mòżemë kùńczëc
tã rozmòwã.
POMERANIA LISTOPAD 2014
z Kociewia
Dzień Edukacji,
czyli po naszamu Uczby
M A R I A PA J Ą KO W S K A -KENSIK
Przez kilkanaście lat poznawałam blaski
i cienie (blasków zdecydowanie więcej)
pracy wiejskiego nauczyciela, czyli po
kociewsku szkólnygo. Praca nauczyciela
akademickiego jest zdecydowanie inna,
też ma dużo blasków, choć ostatnio coraz
więcej cieni, gdyż postanowiono wpisać
polską wyższą edukację w obcy, mocno bezduszny system. Wszechobecna
parametryzacja niszczy różnorodność
i wiele duchowych wartości. Jeśli czegoś
nie można zamienić na punkty, cyfry,
to się nie liczy. Punktowane są artykuły
naukowe wpisane na tzw. „listę bolońską”. Tu naiwnie napiszę, czy óni tam
słiszeli o Kociewiu… Jak umiłowanie tej
krainy pomorskiej wymierzyć, wycenić,
dokładnie punktami określić? Czy badania naukowe muszą być bezosobowe,
bez żadnych emocji? Może dlatego nauczyciele akademiccy nie mają swojego
święta – myślałam, jadąc świętować
Dzień Nauczyciela nie byle gdzie, bo do
Przysierska, gdzie zaprosiła mnie społeczność szkolna, a stanowią ją w dużym
stopniu dzieci moich uczniów, a zdolne
uczennice „z tamtych lat” są świetnymi
nauczycielkami.
Szkoła nosi imię dra Floriana Ceynowy, który na miejscowym cmentarzu
czuwa. Na południowym Kociewiu przez
wiele lat był lekarzem, w powiatowym
mieście – Świeciu nad Wisłą – drukował
swoje prace tak ważne dla Kaszubów.
Kociewie też zauważył. Nie wiem, czy
marzył, aby w pobliskiej szkole powstało
prawdziwe królestwo (dyrektorem szkoły „za moich czasów” był tam Zbigniew
Król…) regionalizmu.
Tak, rzeczywistość przerosła marzenia, moje też. Szkoła od lat przoduje
w edukacji regionalnej. W latach 1996–
–2001 realizowano tu autorski program
„Wychowanie regionalne”, od 2001 roku
rozwinięty w „Edukację regionalną. Dziedzictwo kulturowe”. Odwiedzający szkołę podziwiają urządzoną pieczołowicie
izbę regionalną, w której chciałoby się
pomieszkać. Efekty uczby w przysierskiej
szkole poznawali nauczyciele podczas
Kongresów Kociewskich, słuchacze studiów podyplomowych i piszący prace licencjackie czy też magisterskie z tematyki
regionalnej. Docierają tu goście z Kaszub
„odwiedzający” F. Ceynowę. O samych
konkursach wiedzy o Kociewiu można by
napisać sporo. Atmosfera w szkole, przebieg uroczystości (też dla środowiska),
zaangażowanie nauczycieli – wszystko
to promieniuje na okolicę i oby trwało,
i przynosiło trudny do przecenienia pożytek. Oczywiście nie wszystkim dane
jest to zrozumieć, o czym świadczą słowa
jednego z mieszkańców, skierowane do
długoletniej, dzielnej dyrektorki szkoły:
Jak nie było tu pani, to tu nie było żadnygo
Kociewia… A teraz jest i promieniuje.
Myślałam z wdzięcznością, patrząc na
bardzo sympatyczne, dobre nauczycielki
– kiedyś nasze uczennice. Serce rośnie…
chce się powtórzyć za poetą.
Właśnie w Przysiersku mają w hymnie szkoły słowa: trzeba siać, choć wiatr
rozwiewa ziarna, powtórzone za Marią
Konopnicką. Nie wszystkie rozwieje, część
padnie na dobry grunt, jak uczy nas też Biblia, wystarczy cierpliwe czuwanie, którego życzę wszystkim bliskim mi Szkólnym.
A nauczyciel dobrze jak ma cierpliwość 100
aniołów – jak śpiewano podczas ostatniego święta…
Szkoła
Łukochano szkoło
Łu Ciebia je zawdy wesoło.
Lubim chodzić do cia
Łuczyć sia ji rachunków,
ji ło życiu troszka.
Nasza szkólna łukochana
Łuczy nas łod samygo ryna.
Łopowiada ło przyrodzie,
ło mniyłości, historyji
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Jak tu dawni lólki żyli.
Gzubom łukochana szkoło
Zawdy tutej je wesoło.
Mirosława Möller
Elementarz gwary kociewskiej Gadómy po naszamó, red. Mirosława Möller, Grzegorz Oller,
wyd. II, Kociewskie Stowarzyszenie Edukacji
i Kultury „OGNISKO”, Starogard Gdański
2013, s. 9.
SŁOWÔRZK
gzuby – dzieci
lólki – dziadkowie
rachunki – liczenie, zajęcia z matematyki
szkólna – nauczycielka
zawdy – zawsze
39
historia
„Gdynia” w Holandii
Zespół Pieśni i Tańca „Gdynia” w dniach 18–21 września 2014 roku gościł w holenderskim mieście Axel. Wizyta gdynian wiązała się z 70. rocznicą wyzwolenia Axel przez żołnierzy 1 Polskiej
Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka.
ANDRZEJ BUSLER
Axel jest niewielkim miastem, zamieszkałym przez 8 tys. osób, w południowo-zachodniej części Holandii (Zelandia).
Przechadzając się jego ulicami, natrafimy na liczne polskie ślady. Zauważymy
to w nazewnictwie ulic: Polskiej, gen.
Stanisława Maczka, gen. Władysława
Sikorskiego i płk. Zdzisława Szydłowskiego. Na tutejszym cmentarzu zobaczymy wiele polskich mogił i biało-czerwone flagi, a na przedmieściach
– muzeum, które ma w nazwie słowo
„Gdynia”. Skąd te polskie tropy? Aby
rozwikłać tę zagadkę, trzeba sięgnąć
do historii II wojny światowej.
Axel – ważna „wyspa”
W czerwcu 1944 roku alianci rozpoczęli największą w dziejach wojskowości
inwazję Overlord, atakując okupowane przez Niemców plaże Normandii.
W wyniku tych działań siły niemieckie
zostały zepchnięte ku granicom Belgii
i Holandii, gdzie zorganizowały punkty obrony. Wojska alianckie natrafiały
na kolejne przeszkody powstrzymujące
impet natarcia. Sporym utrudnieniem
dla aliantów było wydłużanie się dróg
zaopatrzeniowych. Koniecznością się
stało złamanie oporu Niemców w rejonie
ujścia rzeki Skaldy i zdobycie dużych portów – Antwerpii, Gandawy i Terneuzen,
by dostarczać zaopatrzenie wojenne tą
drogą. Zgodnie z rozkazem głównodowodzącego siłami alianckimi gen. Dwighta Eisenhowera powstał plan operacji
zdobycia czterech „wysp”, co umożliwiłoby dalszą, sprawną inwazję. Były
to obszary holenderskich miejscowości:
Axel, Breskens, Walcheren i Beveland.
40
Gdynia Bridge w 1944 roku. Fot. z archiwum Tomasza Sawickiego
W ramach tego zadania dowódca 1 Armii Kanadyjskiej gen. Guy Simonds zlecił
zdobycie Axel podległej jego rozkazom
1 Polskiej Dywizji Pancernej dowodzonej
przez gen. Stanisława Maczka. W dniach
16–20 września 1944 roku polska brygada pod dowództwem płk. Franciszka
Skibińskiego wyzwalała Axel w ciężkich
walkach z Niemcami. Polacy uczynili to
samodzielnie, bez wsparcia lotnictwa
i artylerii. Punkt przeprawy budowany
przez polskie wojsko przez kanał Axel
– Hulst, umożliwiający przeprawę
alianckich wojsk i atak na okupowane
przez Niemców miasto, otrzymał wówczas nazwę taktyczną „Gdynia Bridge”.
Axel zostało zdobyte 19 września 1944
roku przez żołnierzy ppłk. Zdzisława
Szydłowskiego. Miasto stało się ważnym
przyczółkiem do opanowania kolejnych
terenów, co zmusiło Niemców do ucieczki przez rozlewisko Skaldy na wyspę
Walcheren.
Pamięć
Do dziś w Axel zachowało się wiele pamiątek po bohaterskich czynach polskich
żołnierzy – nazwy ulic i placów oraz pomniki. Na tutejszym cmentarzu spoczywa 25 polskich dragonów. Znakomitym
działaniem pielęgnującym pamięć o polskich wyzwolicielach jest inicjatywa prywatnego kolekcjonera – Holender Mario
Maas od lat prowadzi na terenie swej posesji Gdynia Museum. Zbiory placówki są
imponujące, znajdziemy tam setki dokumentów i sprzętu wojskowego z czasów
II wojny światowej, w tym niezwykle
cenne elementy dawnego mostu – Gdynia Bridge. Muzeum znajduje się nieopodal miejsca walk, które stoczyli polscy
żołnierze w 1944 roku. Dom rodziny Mario Maasa był wówczas jedynym, który
ocalał w tej okolicy.
Pamięć o bohaterskich polskich żołnierzach jest pielęgnowana przez kolejne pokolenia Holendrów i Polonii. Nie
POMERANIA LISTOPAD 2014
historia
inaczej było w tym roku. Zespół Pieśni
i Tańca „Gdynia” na zaproszenie holenderskiego Urzędu Gminy Terneuzen
i Ambasady RP w Hadze uczestniczył
w wielu uroczystościach upamiętniających 70. rocznicę wyzwolenia Axel.
Głównymi koordynatorami tych działań
byli członkowie tamtejszej Polonii Tomasz Sawicki i Violetta Rumińska oraz
wolontariusze skupieni wokół „Axel
Cultuur-en Muziekstad” – Gerard Hieer­
spink, Jaap Buijze, Johan i Bram Oppeneerowie, Kees Goossen i Machteld Lust-Heerspink. Najważniejszym punktem
corocznych obchodów rocznicy wyzwolenia Axel jest uroczystość w miejscu
pierwszej nieudanej próby przeprawy,
w której 17 września 1944 roku poległo
25 polskich żołnierzy. Pomnik upamiętniający te wydarzenia, w kształcie krzyża, wykonano z elementów budowanego
przez polskich żołnierzy mostu.
W tym roku wśród gości uroczystości znaleźli się m.in. konsul Ambasady
RP w Hadze dr Małgorzata Pacek, szef
sztabu Sojuszniczego Dowództwa Sił
Połączonych NATO w Brunssum generał
broni Janusz Adamczak oraz weteran
1 Polskiej Dywizji Pancernej porucznik
Sylwester Borodziński, radni miasta
Gdyni: Stanisław Borski i Grzegorz Taraszkiewicz oraz wielu przedstawicieli
Polonii z Holandii i Niemiec.
Druga, równie ważna część obchodów rocznicowych odbyła się na
cmentarzu miejskim, gdzie spoczywają
polscy żołnierze. W tej kwestii możemy się wiele nauczyć od Holendrów.
W Polsce niełatwo znaleźć tak znakomicie utrzymane kwatery, w których
pochowano naszych bohaterskich żołnierzy. Należy dodać, że podtrzymywanie pamięci o polskich żołnierzach
to nie są działania na pokaz, czynione
z nadmiarem patosu, wynikające z chęci pozyskiwania korzyści politycznych
czy też organizowane jedynie przez
władze samorządowe lub państwowe.
Spędzając kilka dni w Axel, natrafiliśmy na osoby (Holendrów) pamiętające wyzwolenie miasta przez polskich
żołnierzy. Do dziś z wielką sympatią
i szacunkiem wspominają dragonów
gen. Stanisława Maczka. Hasło „Polska”
otwiera w Axel wiele drzwi i serc. Przeglądając podczas pobytu w tym mieście
tutejszą gazetę, zauważyłem, że historii
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Uroczystości rocznicowe w Axel. Fot. Andrzej Busler
Na cmentarzu żołnierzy polskich w Axel. Fot. Andrzej Busler
z 1944 roku poświęcono jej sporą część.
Na okładce znajdujemy dwa niezwykle
ciekawe zdjęcia. Na pierwszym z nich
widzimy młodą Holenderkę w otoczeniu polskich żołnierzy w 1944 roku, na
drugim – z 2014 roku – tę samą osobę,
starszą panią w otoczeniu cieni. Prawdopodobnie polscy wyzwoliciele odeszli
już do wieczności. Historia nie obeszła
się z nimi łaskawie. Po 1945 roku wielu
nie powróciło do ojczyzny. Ci, którzy
zdecydowali się na ten krok, niejednokrotnie byli represjonowani przez ówczesne komunistyczne władze, a „piętno” żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na
Zachodzie nosili przez wiele lat.
Dowódca 1 Polskiej Dywizji Pancernej gen. Stanisław Maczek został pozbawiony obywatelstwa polskiego w 1946
roku przez Tymczasowy Rząd Jedności
Narodowej. Na przywrócenie obywatelstwa i przeprosiny od państwa polskiego czekał przeszło 40 lat. Pozbawiony
świadczeń przysługujących żołnierzom
alianckim rozpoczął pracę jako sprzedawca, a następnie barman w hotelu
prowadzonym przez polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. Na wniosek
40 tys. mieszkańców Bredy polskiemu
generałowi nadano honorowe obywatelstwo Holandii. Zmarł w wieku 102
lat w Edynburgu, ale pochowano go na
cmentarzu żołnierzy polskich w Bredzie, w Holandii – kraju, który zawsze
go szanował i pamiętał bohaterskość
1 Polskiej Dywizji Pancernej przez niego
dowodzonej.
Autor artykułu składa podziękowania Tomaszowi Sawickiemu za udostępnienie materiałów.
41
Z POŁUDNIA
Żyją w niewygasłej pamięci
KAZIMIERZ OSTROWSKI
Listopad, który zaczyna się od uroczystości Wszystkich zachęcić i dodać odwagi do podjęcia nowego zadania. Nie
Świętych i Dnia Zadusznego, już zawsze będzie skłaniał do zniechęcała się przeszkodami, lecz przeciwnie, zarażała grono współpracowników wiarą
wspominania zmarłych, a już
w pozytywny wynik dziaszczególnie wtedy, gdy niełania i doprowadzała rzecz
dawno odszedł ktoś z bliskiej
Dobrze jest myśleć do
końca. Od dawna nie ma
rodziny albo spośród dobrych
o zmarłych, bo dzięki temu między nami Tadeusza Bolprzyjaciół. Mnie to spotyka coraz częściej, wszak należę do
możemy choć na chwilę duana, szlachetnego człowieka najwyższej próby. Budził
schodzącego pokolenia. Raz po
odwrócić bieg czasu, prze- uznanie mądrością i rozwagą,
raz dowiaduję się, że właśnie
zmarł kolejny towarzysz szkolnieść się do przeszłości, do imponował logiką argumennych bojów, że jakiś czas temu
dawnych sytuacji i zdarzeń, tów, ale również szacunkiem
dla rozmówcy o przeciwnych
niepostrzeżenie usunął się
które stają się na nowo. poglądach i brakiem zacietrzew cień ten i ów równolatek...
wienia. Umiał przekonywać
Więcej już mam znajomych
do swoich racji. A że nieraz
i przyjaciół po tamtej stronie
odciął się celną ripostą? No cóż, takie jest prawo żywego
życia aniżeli wśród stąpających po ziemi.
Myślę o nich. Spośród wielu często przywołuję z zaso- dyskursu. Pod powierzchnią bani ze wspomnieniami mam
bów pamięci przyjaciół z kaszubskiego kręgu, którym tak osobę Janka Piepki, uroczego gawędziarza sypiącego żartadużo zawdzięczam. Wskazywali mi drogę, odcinkami sze- mi i anegdotami, ale też potrafiącego serio i mądrze mówić,
dłem obok nich. Zamyślam się nad graniczną ścianą życia, a przede wszystkim pisać, o sprawach ważnych i trudnych;
która nas rozłączyła i nad powiększającą się przepaścią empatycznego Janka o czułym sercu. Szybko płyną lata od
dzielącego nas czasu. Wkrótce dwadzieścia lat upłynie od niespodziewanego odejścia Wojciecha Kiedrowskiego, z któśmierci Izabelli Trojanowskiej, która jak mało kto potrafiła rym rozumieliśmy się nadzwyczaj, a zdarzająca się niekiedy
Żëją w niewëgasłi pamiãcë
Smùtan, co sã rozpòczinô òd ùroczëznë Wszëtczich Swiãtëch
i Zôdësznégò Dnia, ju wiedno bãdze ùdostôwôł do wdôrziwaniô ùmarłëch, a òsoblëwie tedë, czej swiéżo òdeszedł
chto z blisczi rodzëznë abò spòmidzë dobrëch drëchów. Mie
to sã trôfiô corôz czãscy, bòc słëchóm ju do schôdającégò
pòkòleniô. Co sztërk dostôwóm do wiédzë, że prawie ùmarł
pòsobny drëch szkòłowëch pòbitwów, że jaczis czas w tił
òmëlëcą przeszedł do céni ten czë nen towarzësz w latach…
Wicy ju móm znajemnëch i drëchów pò henetny stronie żëcô
niżlë westrzód chòdzącëch pò zemi.
Móm jich w mëslach. Spòmidzë wielnëch co zamanówszë
przëwòłiwóm z nórcëków pamiãcë drëchów z kaszëbsczégò
krãgù, jaczim tak wiele zawdzãcziwóm. Pòkôzowelë mie
drogã, dzélëkama szedł jem òkòma nich. Zamësliwóm sã nad
grańczną scaną żëcégò, jakô nas rozdzelëła i nad zwikszającą
42
sã przepadnią czasu, jaczi nas dzeli. Wnetka minie dwadzesce
lat òd smiercë Izabelë Trojanowsczi, chtërna jak mało chto
rozmia zachãcëc i dodac òdwôdżi do pòdjimniãcô nowégò
zadaniô. Nie bëłë ji straszné procëmnoscë, prawie òpak, rozmiała zarazëc karno wespółrobiącëch wiarą w pòzytiwné
wińdzënë dzejaniô i doprowadzëc sprawã do kùńca. Òd
dôwna ni ma westrzód nas Tadéùsza Bòlduana, szlachetnégò
człowieka nôwëższi próbë. Miôł ùwôżanié przez swòjã mądrosc i rozwôgã, zadzywiôł logiką argùmentów, ale téż
pòczestnotą dlô rozpòwiôdôcza ò procëmnym pòzdrzatkù
i felënkã zajadłoscë. Rozmiôł przekònëwac do swòjich ùdbów.
A że czasã òdpòwiedzôł kòmù òstro, ale trafno? Në kò cëż,
taczé je prawò żëwi òbgôdczi. Pòd wiéchrzëzną mëslowëch
wspòminków móm pòstac Jónka Piepczi, widzałégò
brawãdnika, co sëpôł szpòrtama i anegdotama, ale téż
POMERANIA LISTOPAD 2014
Z PÔŁNIA
różnica zdań nie budowała tamy w naszych relacjach. Wojtek,
serdeczny i przyjazny wobec ludzi, był szermierzem niezgody
na bezwład i bylejakość w działaniu. Podziwiałem ich wszystkich, szczęśliwy byłem, że spotkaliśmy się w drodze. Gdzież
oni są teraz...
Dobrze jest myśleć o zmarłych, bo dzięki temu możemy
choć na chwilę odwrócić bieg czasu, przenieść się do przeszłości, do dawnych sytuacji i zdarzeń, które stają się na nowo.
Bliscy nam ludzie ożywają, przychodzą nie jako senne widziadła, lecz prawdziwi i mocno osadzeni w pamięci i niewygasłych uczuciach. Co prawda upływające lata zacierają ostrość
obrazu, ale nie są w stanie zniszczyć jego istotnej głębi. Przypominają się słowa, gesty, zachowania, uczynki, rozmowy,
a wszystko razem przywraca przed oczy sylwetkę bliskiej,
bywa, że najbliższej osoby. Człowiek żyje dopóty, dopóki trwa
pamięć o nim, dlatego więcej warte jest wspomnienie, podzielenie się myślami ze zmarłym przyjacielem aniżeli symboliczne światełko i kwiaty na jego grobie. Ale i one są ważne,
jako zewnętrzne oznaki pamięci.
W jesiennej szarudze, w krajobrazie opadających liści
przypływają melancholijne refleksje, lecz nie pozwólmy, by
przytłoczył nas smutek. Myśląc o ludziach, którzy za szybko
odeszli (bo każdy bliski człowiek za wcześnie umiera!), powinniśmy też pomyśleć, jak wiele dobra otrzymaliśmy dzięki
ich obecności w naszym życiu – w rodzinie, w środowisku
zawodowym, w działaniu społecznym. Żal, że tych bliskich
i ważnych dla nas postaci nie możemy już zapytać: co zrobić,
którędy pójść; nieraz zabraknie nam ich mądrego głosu. Ale
nie jest prawdą, że odeszli zupełnie i bezpowrotnie, każdy
bowiem człowiek zostawia tu na ziemi cząstkę siebie, czyli
to, co dobrego uczynił dla bliźnich, a niekiedy także wielkie
dzieła. Cieszmy się tym, co nam zostawili, na potwierdzenie
słów Horacego „Nie wszystek umrę”.
rozmiôł serio i mądrze prawic, a przede wszëtczim pisac,
ò sprawach wôżnëch i drãdżich; empaticznégò Jónka ò mitczim sercu. Chùtkò lecą lata òd niespòdzéwnégò òdéńdzeniô
Wòjcecha Czedrowsczégò, z chtërnym jesmë sã rozmielë
nadzwëkòwò, a zdôrzającé sã tej-sej jinoscë pòzdrzatków nie
bëłë zatôrczëną w naszich kòntaktach. Wòjk, sertny i drëszny
dlô lëdzy, béł biôtkôrzã niezgòdzywaniô sã na nimòc
i bëlejakòsc w dzejanim. Wszëtcë òni bëlë dlô mie wôrtny
pòdzëwieniô, jem béł szczestlëwi, że mòglë jesmë sã pòtkac
w drodze. Dzeż òni terôzka są…
Dobrze je mëslec ò ùmarłëch, bò tim spòsobã mòżemë
chòc na sztót zascygnąc nëk czasu, przeniesc sã w ùszłotã, do
dôwnëch jeleżnosców i zdarzeniów, jaczé stôwają sã z nowa.
Blëzny nóm lëdze òżiwają, przëchôdają nié jakno ùkôzczi
ze spikù, leno prôwdzëwi i mòcno ùgwësniony w pamiãcë
i niewëgasłëch wseczëcach. Prôwdac mijającé lata nikwią
òstrosc òbrazu, ale nie są w sztãdze zniszczëc jegò apartny głãbie. Na wdôr przëchôdają słowa, gestë, zachòwania,
ùczinczi, kôrbë, a wszëtkò razã stôwiô przed òczë pòstac
blësczi, a je i tak, że nôblëższi òsobë. Człowiek żëje tak długò,
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Rycina A. M.
jak długô dérëje ò nim pamiãc, temù wicy je wôrt wspòmink,
dzelenié sã mëslama z ùmarłim drëchã niżlë tradicyjny widk
i kwiatë na jegò grobie. Ale òne téż są wôżné jakno butnowé
znanczi pamiãcë.
W jesénny kòmùdze, w krôjmalënkù spôdającëch lëstów
przepłiwają mãkòlijné rozmëszlania, leno nie dôjmë, żebë naji
przëgniótł smùtk. Mëszlącë ò lëdzach, co za chùtkò òdeszlë
(bò kòżdi blëzny człowiek za chùtkò ùmiérô!), je nóm nót téż
pòmëslec, jak wiele dobra jesmë dostelë za przëczëną jich
bëcô w naszim żëcym – w rodzëznie, w warkòwim strzodowiszczu, w spòlëznowim dzejanim. Żôl, że tëch blisczich
i wôżnëch dlô naji pòstaców ni mòżemë ju spëtac: co zrobic,
kądka jic; nierôz zafelô nóm jich mądrégò głosu. Ale nie je
prôwdą, że òdeszlë na wiedno i beznazôtno, bò kòżdi człowiek òstôwiô tu na zemi dzélëk sebie, to, co dobrégò zrobił
dlô blëznëch, a nierôz téż wiôldżé dokazë. Chcemë sã tej ceszëc tim, co nóm òstawilë, na
pòcwierdzenié słów Hòracégò „Nié wszeden ùmrzã”.
Tłómaczëła Danuta Pioch
43
kùltura
Pòczątk akcje: czerwińc 2012 – I Ćwierćmaraton Szwajcarii Kaszubskiej (11,5 km, w gminie Przedkòwò), dobiwcama òstelë Angelika Cëchòckô z Bòrzëtëchómia (latosô strzébrznô medalistka Halowëch Mésterstwów
Swiata w Sopòce w biegù na 800 m) i Łukôsz Kùjawsczi z Żukòwa; w gromadze nëkało tam 166 biegaczów.
Kaszuby Biegają 2013 – cykl 8 biegów, chtëren zaczął sã 20 łżëkwiata w Piôsznicë (V Bieg Piaśnicki), a skùńcził 26 rujana w Kòlbùdach
(Kolbudzka „10”). Ùczãstnicë mielë przed sobą përznã wiãcy niżlë 100 km trasów, rozmajiti długòscë: òd 10 do wiãcy niż 20 km – w Półmaratonie Stolema, jaczé òstałë wëznaczoné w 7 gminach pòmòrsczégò wòjewództwa (Wejrowò, Stãżëca, Szëmôłd, Przedkòwò,
Kòscérzna, Żukòwò, Kòlbùdë). W całim cyklu wzãło ùdzél kòl 1500 lubòtników bieganiô.
Kaszuby Biegają 2014 – ju 10 biegów w 10 gminach, òd 5 łżëkwiata do 18 rujana: VI Bieg Piaśnicki (gm. Wejrowò), XXIV Bieg Orłów
(gm. Czôrnô Dąbrówka), Bieg Górski na Wieżycę (Szimbark, gm. Stãżëca), Kaszubski Bieg Lesôków (gm. Szëmôłd), III Ćwierćmaraton Szwajcarii Kaszubskiej (gm. Przedkòwò), Pętla Tuszkowska Matka (gm. Lëpùsz), Półmaraton Stolema (Wdzydze, gm. Kòscérzna),
Kolbudzka „10” (gm. Kòlbùdë), Bieg o „Złotą Górę” (gm. Kartuzë), Bieg Przyjaźni. Żukowska „15”, pamięci 66 Kaszubskiego Pułku
Piechoty (Przëjazniô, gm. Żukòwò). Biegało ju kòl 2500 lëdzy, a jich wëniczi (czas, w jaczim docerlë do metë) bëłë òceniwóné w jaż
11 kategóriach chłopsczich i białczënëch zanôleżnëch òd wiekù.
Òrganizator: Kaszëbskô Stowôra Fizyczny Kùlturë (Kaszubskie Stowarzyszenie Kultury Fizycznej) z Żukòwa, czerownik wszëtczich
biegów – Henrik Miotk.
Hònorowi patronat: przédnik Sejmikù Pòmòrsczégò Wòjewództwa Jón Kleinszmidt, direktór Regionalny Direkcje Państwòwëch
Lasów Zbigórz Kaczmarczik i przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Łukôsz Grzãdzëcczi.
Biég za zdrowim
Polska Biega, Pomorze Biega, Kaszuby Biegają. Gwës Pòlôszë, Pòmòrzanie, Kaszëbi rôd biegają
czë òsóbno, czë w miónkach òd lat latecznëch, ale wiôldżé spòlëznowé akcje òrganizowóné, cobë
promòwac „zdrów sztél żëcô” przez zachãtã do bieganiô, zaczãłë sã w najim państwie nié tak
dôwno. Ùdbòdôwcą taczi akcje w naji môłi tatczëznie je chłop z gminë Żukòwò.
B Ò G U M I Ł A C Ë RO C KÔ
Tak, to mój pomysł, natomiast nie jest to nic
odkrywczego, bo skoro powstała moda na
bieganie, a zawsze byłem zwolennikiem tego,
żeby wszyscy się ruszali, biegali i byli bardzo
aktywni, bo to pomaga – czego jesteśmy bardzo dobrym przykładem, właśnie biegając
– pomaga zdrowiu i dobremu samopoczuciu. Skoro robi to świat, robi Europa,
wzorujemy się na Skandynawii, która cała
praktycznie biega i mało kto może sobie
pozwolić na to, żeby siedzieć całymi dniami
przed telewizorem i po prostu marnować
swoje zdrowie…– tak na mòje pitanié, jak
przëszedł na mëslã, cobë wząc sã za drãgą
robòtã przë òrganizowanim cyklu Kaszuby Biegają, òdrzekł Henrik Miotk z Glincza. Përznã stożił, bò òn gôdôł a jô jem nagriwa jegò słowa òbczas „marszobiegù”
wkół żukòwsczégò jezórka, a nié nëkającë
(„właśnie biegając”), co tak pò prôwdze
më bë mielë wtenczas robic…
44
Dzélëk karna Żukowo Biega òbczas treningù w Baninie
POMERANIA LISTOPAD 2014
kùltura
Przińdny kaszëbsczi méstrowie swiata jesz na miónkach Regiolidżi
Kaszuby Biegają
Mieszkańcë gminë Żukòwò są aktiwny. W wiele òbrëmiach, ale tuwò bãdze
leno ò dzejaniach tikającëch sã fizyczny
kùlturë. W 2013 rokù do KRS-u òstało
wpisóné Kaszubskie Stowarzyszenie
Kultury Fizycznej z sedzbą w Żukòwie.
Dlôcze pòwstało prawie tedë? Mést
dlôte, cobë òrganizowac cykle Kaszuby
Biegają, bò jak czëtóm na starnie ti akcje, prawie ta stowôrã sã tim zajimô òd
pierszi edicje w 2013. Cobë sã ùgwësnic,
że tak bëło, pitajã sã ò to direktora
wszëtczich latosëch i łońsczich biegów
Henrika Miotka.
Nie tylko po to. Organizujemy również masę innych rzeczy, także inne biegi, bardzo dużo zawodów baśkowych
robimy, czyli kontynuujemy co najmniej
dwustuletnią tradycję gry w baśkę na
Kaszubach, turnieje piłkarskie, dla dzieci
przede wszystkim, i nie odżegnujemy się
od innych dyscyplin, które Kaszubi po prostu chcieliby uprawiać – prostëje stegnë
mòjégò mëszleniô chłop z Glincza.
Jak wiôldżé karno lëdzy mùszi sã
krëc za tima czësto spòlëznowima,
to je robionyma z dobri wòlë, dzeja­
niama? Chto zajimô sã, wiedno nieletczim, żorganim òd spònsorów
czë samòrządzënów dëtkòw, bez jaczich nie dô sã dzysô zòrganizowac
niżódnëch miónków czë turniérów?
Wiele lëdzy mùszi miec, cobë przë­
szëkòwac trasë dlô biegaczów, bióra
miónków, nôdgrodë dlô młodëch balôrzów czë czelichë (pùcharë!) dlô kąsk
starszich baszkarzów? (A wiém, jak
wiele to kòsztô czasu i robòtë, bò dowiedza jem sã, kùli lëdzy warkòwò, na
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Dobiwcowie biegù w Przëjaznie z kategórie nôwczasni ùrodzonëch
całi etat i za dëtczi, zajimô sã taczima
sprawama w rozmajitëch òstrzódkach
spòrtu i rekreacje). Tegò zortu pitania
pòstawia jem Miotkòwi.
To jest praca wielu osób, którym jestem
za to bardzo wdzięczny, także mojej rodziny, która bardzo mi pomaga – tëli jem òd
niegò ùczëła. Tak tej sama mùszã duńc
do prôwdë, skądka sã bierzą lëdze,
chtërny chcą cos robic za darmôka – pò­
mëslała jem. Ji dzél, jak sã òkôzało, béł
baro bliskò, drawòwôł wkół jezórka: Dawid i Sebastión – 12- i 18-latny sënowie
Henrika. Spita jem sã, czë tatk jich
mùszi do pòmòcë.
Sebastión: W życiu! To czysta przyjemność. Dawid: Dla nas jest wielką miłością robić takie rzeczy. Na przykład jak nie
mamy tych biegów, to w domu siedzimy
i normalnie już nam w głowie buzuje, że
nic nie robimy. I naprawdę taki dzień bez
biegów jest dniem straconym (òstatné
zdanié rzeklë razã!).
Jeżlëbëm nie zna tëch knôpów, to
bëm przëszła do swiądë, że so szpòrtëją.
Ale nim doszło do ti kôrbiónczi, biega
jem z nima ju òd dwùch miesąców.
W taczich jeleżnoscach dobrze sã
pòznôwô człowieka, tej jem gwësnô, że
òni prawie tak mëszlą, kòchają i bieganié, i przed wszëtczim robienié czegòs
dlô jinëch lëdzy. Zada jem jima jesz jedno pitanié: dlôcze w pòzwie cyklu biegów, w chtërnëch szëkòwanim tak rôd
pòmôgają, je pòzwa „Kaszuby”. Dawid
òdpòwiedzôł natëchstopach: Bo to jest
coś oryginalnego. I wtedy ludzie się cieszą,
że akurat ten bieg jest dla nich: Kaszubi
i ludzie z Pomorza. Pewno prawie tak je,
na przëmiôr dozna jem sã òd biegaczów
(w Przëjaznie, òbczas slédnégò biegù
z latosy edicje), że chãtno òblôkają
kòszulczi z pòzwą „Kaszuby Biegają”.
I nié leno tej, czej bierzą ùdzél w najich
kaszëbsczich miónkach, czadzą w nich
téż pò trasach bùtenpòmòrsczich. Wedle direktora biegów: to świadczy o tym,
że ludzie chcą się utożsamiać z miejscem,
w którym mieszkają, i chcą być z tego
dumni. Cos w tim mùszi bëc…
Żukowo Biega
A terô ju je czas, cobë rzec, co w tim artiklu robi aùtorka. Na pòczątkù séwnika
zaczã jem biegùlkac, pòmału, òstróżno
i nié za wiele, z karnã Żukowo Biega. To
je z lëdzama, jaczi ju dosc długò bierzą
ùdzél w miónkach i w nich dobiwają –
abò z jinyma miónkarzama, abò ze sobą
– i z taczima, chtërny dopiérkù zaczinają swòjã przigòdã z bieganim. Ta „amatorska drużyna sportowa”, tak sã przedstôwiô na swòjim profilu na Facebookù,
pòwsta niedôwno, czedë sã òkôzało, że
w akcje Kaszuby Biegają ùczãstniczi kòl
30 lëdzy z naji gminë. Spòtikómë sã we
wtórk i czwiôrtk wieczór w Żukòwie,
a w sobòtã reno w Baninie, m.jin.
z Henrikã Miotkã i jegò dwùma sënama
(trzecy, Karól, téż czasã je z nama, ale
nôchùdzy jidze gò pòtkac na turniérach
baszczi, w jaczich òrganizowanim
pòmôgô Mirekòwi Ùgòwsczémù). Na­jim
trenerã je Łukôsz Kùjawsczi, chtëren
w tim rokù dobéł w òglowi klasyfikacje
cyklu Kaszubi Biegają.
Pita jem sã mòjich nowëch drëchów,
za czim biegają, nôczascy czëła jem: Za
zdrowim!
Òdjimczi Sebastian Miotk/FotoSeba.eu
45
lëdze
Wiérztą żëcé pisóné
Z jegò drëchów to mało chtëren wié, że òn znaje na pamiãc wnet całą epòpejã Pan Tadeusz
i dłudżé wëjimczi z dramatu Faust. Że czëtiwô pòézjã. Że mô mało spòtikóny i nié letczi dar
– òsoblëwą wrazlëwòtã. Widzącë wkół se i snôżotã, i jiscënczi, òd razu òblôkô je w słowa. We wiérztë.
Wszëtcë, co pòznelë jegò dokazë, ju lata lateczné òchlą gò, cobë kùreszce pòkôzôł je swiatu.
M aya G ielniak
Leszk Krôwc (Leszek Krawiec) przeszło 30 lat robił za szkółkarza lesnégò
w nadlesyństwie Lëpùsz. Mieszkô
niedalek Sëlëczëna, w Nowim Pòlu.
Czejbë pòzebrac wszëtczé wiérztë, jaczé w swòjim żëcym napisôł, dałobë
tegò pôrã bëlnëch zbiérów. Le wej, pisóné w chwilë czëcowégò ùnieseniô,
òczarzeniô czims, rozdôwôł, rozsyłôł,
a sobie nawet òdpisczi nie òstawił.
Mie sã zdôwô, że jô zdrzã na swiat
czësto jinaczi jak reszta lëdzy – pòwiôdô
Leszk Krôwc. Niejedne sprawë są dlô jinszich taczé prosté, codniowé, wezmë chòcbë
ùschłi lëst. Jô widzã całą jegò historiã – jak
na zymkù rozpùszczôł sã z pączka, jak sã
swiécył zelonoscą òb lato, jak w jeseni napôłniwôł sã farwama, cobë na kùńc z zemią sã
spòtkac. W lesniczówce, gdze mieszkô, na
pòlëcach òkróm fachòwi lëteraturë stoją
dokazë Kòchanowsczégò, Krasëcczégò,
Schillera, Mickewicza, Słowacczégò,
Norwida, Tuwima, Gałczińsczégò. Tak
pò prôwdze to nié stoją leno. Leszk mô
wszëtczé przeczëtóné, niejedne z nich
nié jeden rôz, chòc przëznôwô, że czasã
nie je letkò zrozmiôc ùdbë pòétë. Jô dejade nigdë nie òdstawił rozpòczãti ksążczi,
nawetka jeżlë drãgò mie szło czëtanié. Jô
sã zmógł i wiedno doczëtôł do kùńca. Za
to bez nijaczi drãgòtë zapamiãtiwô to,
co przeczëtô. W kôrbiónce „same ze se”
przëchôdają mù na mëslã cytatë, co pasowno splôtają sã z jeleżnoscama.
Zwënéga w technikùm
Je sënã lesnégò, w lesniczówce sã
wëchòwiwôł. Ò tim, że wiérztë pisywôł téż òjc Leszka, nie wiedza nawetka
nôblëższô rodzëna, a òn sóm doznôł sã
ò tim pò latach. Stądka i pòezjã, i las miôł
we krwi. Ni mògło bëc jinaczi, rozpòczął
nôùkã w technikùm dlô lesnëch. Wëbrôł
Warcëno. To tam, czej przëcësnãła gò
46
teskniączka za dodomã, zaczął pisac. Tedë
ju dosc mòcno béł rozczëtóny w pòézji.
Mickewiczã òczarzony. Kąsk niebiwałô zajimnota, jak na technikalnégò
szkòłownika, tak tej drëchòwie pò­czą­
tkòwò dosc mù doskôcelë. Òprzestelë, czej
dobéł I môl w wòjewódzczim kònkùrsu
na fraszkã ò szkòle.
To bëło w 1972 rokù w Kòszalënie
– przëbôcziwô so. – Kòżdi szkòłownik miôł
sóm wërecytowac ùłożoną fraszkã. A z nerwów jô czësto blãk zabôcził tekst.Terô to
je kùńc, jô so mëslôł, i jakô sromòta. Całô
szkòła przëjacha, cobë mie wspòmagac, a jô
móm pùsto w głowie! Në cëż, tak abò tak! Jô
wëstąpił na binã, z taszë wëcygnął kôrtkã
i przeczëtôł:
Uczeń i nieuk to obraz sprzeczności
Jako pies z kotem – nie mają zbieżności
A ten dylemat tak trzeba rozwiązać
Aby nieuka z nauką powiązać
I jô dobéł! Pózni we wszëtczich szkòłach
ti mòji fraszczi na pamiãc mùszelë sã
wëùczëc!
Zrobilë gò redaktorã szkòłowi gazétczi. Wszëtczé wëdarzenia òpisywôł wiérz­
tą, pisywôł satirë i fraszczi ò swòjich
drëchach, czasã pòwôżné dokazë jeleżnoscowé. Czedë bëło nót cos wpisac do
pamiątkòwi ksãdżi abò ò czim wôżnym
napisac, wiedno Leszk béł wòłóny. A òn
na pòstojenim, bez ùcemiãdżi, wiedno
nalôzł pasowné słowa.
Zabawa i miłota
Mòją lubòtą je zabôwianié sã słowama.
Témë jô nalôżóm wszãdze. Jaczé le drzewò,
blóna, ptôch, wszëtkò mòże bëc natchnienim. Czej blós sadnã i pierszą linkã zapiszã,
dali ju reszta sama mie sã letkò skłôdô,
jaż czãsto rãka nie zdążiwô za mëslą.
Zdôrzô sã, że jem w lese i przëchôdô jaczis
pòdskôcënk, a ni móm jak zapisac, tej chòc
w móbilce piszã. A zarô kòmù wësyłóm.
Dôwni, jak nie bëło taczich mòżlëwòtów,
tej jô mùszôł spamiãtac, co do mie przëszło.
Chòcbë hewò to:
Gdzie piękniej na naszej ziemi
Gdy las zielony w swej czerni
Purpurą zachodu się mieni
Czy na to piękno możemy być bierni?
Jigrë ze słowã nie są jediną zajimnotą
Leszka. Jegò lubòtą je téż malowanié
akwarelą czë òlejã. A drëgą żłobienié i kùńsztarzenié, jak to sóm zwie,
kòrzenioplastika. Nalôżóm w lese kòrzéń,
a òn mie dorazu za czims szlachùje: za
òrzłã, kòtã, głową jelenia, lëdzką pòstacją
czë skarnią. Sygnie le kąsk nożã òbczochrac,
përzinkã pòòbcënac, cobë zòbrazëc to, co jô
w nim ùwidzôł.
Pòdskôcënk do malowaniô przë­
chôdô niespòdzajno i w rozmajitëch
môlach. Doma to mô i płótna, i papiór,
i farbë. Ale jak so pòradzëc, czej prawie
nic pòd rãką ni ma?
Czedës kaczczi lecałë nad szkółką. Jô czuł, że mùszã to namalowac.
Natëchstopach! Ale tu ani papiora, ani
farbów, dëcht nick! Rãce to jaż sã rwią do
malowaniô. A jô czëjã, że to je TA chwila.
Cëż tu zrobic? Jô wëcygnął zeza szafë stôrą
planszã z wizerënkama lesnëch szkódników. Tej ùcął brzozową wietewkã, kùńc
sklepôł młotkã, równo przëstrzigł. Na kùńc
wzął biksã z tintã i tak miôł ju czim i na
czim malowac! Na slédny stronie tôblëcë
pòlecałë dzëczé kaczczi!
Trzeba sã zabawiac. Gôdają, że nié temù
przestôwómë sã bawic, bò sã starzejemë,
leno starzejemë sã, bò przestôwómë sã
bawic!
Jô móm ju dôwno skùńczoné piãcdzesąt
lat, ale serce i dëszã móm wcyg młodé.
Białka Teréza mie doskôcô, że le ò miłoce
jô bë pisôł. Czim bë równak béł swiat bez
miłotë?To je to nôwôżniészé i nôpiãkniészé,
co sã mòże człowiekòwi przëtrafic.
POMERANIA LISTOPAD 2014
lëdze
Miłoce swégò żëcégò tak długò naprzikrzôł sã miłosnyma wiérztama, jaż
òna sã zgòdzëła òstac jegò białką. Trza
dodac, że z pòczątkù nijak nie wierzëła, że
sóm je pisôł, mia pòmëszlenié, że je skądka przepisywôł abò mù chto pòmôgôł..
Skrómnota
Leszk nie lëdô, czedë zwią gò pòétą.
Cwierdzy, że to je za wiôldżé słowò. Że
òn to leno pisze wiérztë. Pisze, czedë mù
je kòmùdno, teskno, czej gò cos òczarzi,
wzrëszi, abò czej chce kògò rozwieselëc.
Ceszi gò, jak widzy sã òdbiércóm to, co
napisze, namalëje, wëżłobi. Nikòmù
nie pòtrafi òdmówic. I je szczestlëwi,
czej kòmù dokazë kùńsztu jegò rãków
przënôszają redotã. Tim spòsobã letką rãką wëzbéł sã bezmała wszëtczich
swòjich żłobiznów i samémù na­ma­
lowónëch òbrazów. Całé szczescé, że
wiérztóm mòże zrobic òdpiskã. Na pewno nie złote i nie szare
Musi być życie poety w lesie
Gdy myśl zakwita w głowie starej
A wiatr do ludzi ją niesie…
A czë jô wëzdrzã na pòétã? – pitô. – Nie jem
nijak wëchùdłim, bladim, natchnionym, forsz
bëńlã w òkùlôrach. Dëcht procëmno. Ale nick
na to ni mògã pòradzëc, że swiat przemôwiô
do mie wiérztą. Jô jã leno zapisywóm.
Tłómaczëła Bòżena Ùgòwskô
Òdjimk L. Krôwca zrobia Małgorzata Gielniak
Remusowa Kara 2014
Kaszubski na każdy dzień roku – wydanie płyty
mp3 z 365 lekcjami języka kaszubskiego
 Wydanie publikacji Bibliô dlô dzecy
 Wydanie Vademecum Kaszubskiego
 Programy TV: Klëka, Na gòscënie, Gôdómë pò kaszëbskù
 Kaszubski na cały głos – festiwal piosenki kaszubskiej
 II Przegląd teatrów kaszubskich
 Cudowny świat kaszubskiego przedszkolaka
 Działalność Akademii Bajki Kaszubskiej w 2014 roku




POMERANIA LËSTOPADNIK 2014




Działalność bieżąca ZKP w 2014 roku
Działalność Rady Języka Kaszubskiego w 2014 roku
– wydanie publikacji
Język kaszubski w Pomeranii – wydawanie czasopisma
ze stronami kaszubskojęzycznymi oraz dodatków
kaszubskojęzycznych Najô Ùczba i Stegna
Organizacja konferencji pt. Język kaszubski w XXI
wieku – nowoczesny, przyjazny, perspektywiczny
Skarbnica Kaszubska – kaszubski portal edukacyjny
Spotkania piszących po kaszubsku w 2014 roku
47
ZROZUMIEĆ MAZURY
Pobożność
WA L D E M A R M I E R Z WA
Kościół ewangelicki na Mazurach był
dwujęzyczny, nabożeństwa odprawiano i po polsku, i po niemiecku, podobnie sprawa się miała z posługami. Ze
względu na brak wystarczającej liczby
pastorów władających językiem polskim, którzy mogliby zapewnić wiernym właściwą opiekę duszpasterską,
w pierwszym okresie po 1525 r. chętnie
przyjmowano i osadzano w mazurskich parafiach księży – zwolenników
reformacji z Polski. Sytuację poprawiło
powstanie w 1544 r. królewieckiego
uniwersytetu. Sam książę Albrecht
ufundował 7 stypendiów dla studentów dobrze władających językiem
polskim, zalecał przy tym władzom
uczelni takich kandydatów „tym usilniej wyszukiwać i przyjmować, gdyż
takich pastorów i sług kościoła i szkoły
ziemie pruskie szczególnie potrzebują”.
W 1546 r. Jan i Hieronim Małeccy założyli w Ełku Akademię Mazurską, szkołę
przygotowującą młodzież do studiów
w Królewcu celem wykonywania przez
nią zawodu duchownego w ewangelickich parafiach Mazur. Działania te zaczęły przynosić pożądane skutki – pod
koniec XVI w. w protokołach wizytacyjnych odnotowano tu 94 parafie, 69
pastorów i 25 diakonów.
Niewiele wiemy o sytuacji Kościoła
ewangelickiego na Mazurach w XVII
i XVIII w. Spowodowane jest to przede
wszystkim wojenną utratą archiwaliów
konsystorza królewieckiego oraz brakiem publikacji wizytacji kościelnych.
Trzeba jednak w tym miejscu zauważyć, że położenie Mazur na kresach państwa prusko-brandenburskiego oraz ich
językowa i kulturowa odmienność powodowały, że aż do połowy XIX w. tutejszy Kościół pozostawał na marginesie
48
zainteresowań władz państwowych
i kościelnych. Zaledwie symbolicznie
została powiększona sieć parafialna na
Mazurach, która uzupełniona w okresie
poreformacyjnym (XVI w.), powstała
przecież jeszcze w czasach krzyżackich.
W XVII i XVIII w. założono tu tylko trzy
parafie. Także prowadzone w naukowych kręgach dysputy o konieczności
nowej jakości życia religijnego, pojawiające się w łonie Kościoła tendencje
synkretyczne (XVII w.) czy pietyzm
(XVIII w.) były ważne zapewne dla uniwersyteckich elit, ale w żaden sposób
nie dotknęły mazurskich mas wiernych.
W konsekwencji w Prusach Wschodnich
Kościół luterański przetrwał właściwie
w niezmienionej postaci do 1817 r., czyli
do unii z ewangelikami reformowanymi i powstania Ewangelickiego Kościoła
Unijnego.
Oczywiście i to ostatnie wydarzenie
nie miało żadnego poważnego wpływu
na religijne życie Mazurów. Niemieccy
badacze zgadzali się, że „chrześcijaństwo i wyznawana przez Mazurów religia” nie były zbyt głęboko zakorzenione
w ich sercach. Max P. Toeppen zauważał
w Historii Mazur, że „z przyzwyczajenia
trwają oni wprawdzie chętnie przy
dawnym, ale jeśli ktoś tylko potrafi ożywić ich wyobraźnię, okazują się skorzy
do zmiany także w sprawach wiary.
Silnie działają na nich procesje oraz
wystawność katolickich obrzędów i łatwo wkradają się tu sekty”. Toeppen dostrzegał też, że Mazurzy „znają główne
zasady wiary (…). Kościół jest im miły
i drogi, jednakże jeśli słowa kaznodziei
sprzeciwiają się ich uporowi, surowo
go krytykują: On jest wyznaczony do
mówienia, my słuchamy, ale przecież
nie musimy mu być posłuszni”. Rzeczywiście czasami trudno było tu o zrozumienie stron: Mazurzy nie uznawali np.
za kradzież wywozu drewna z czyjegoś
lasu czy łowienia ryb w nie swoim jeziorze…
Uważano, że dla zrozumienia istoty
pobożności Mazurów należało brać pod
uwagę charakter narodowy ludności
polskiej oraz jej odizolowanie od wielkich ośrodków cywilizacyjnych. Praprzyczyny ciemnych stron mazurskiej
religijności upatrywano w niższym od
ich niemieckich sąsiadów poziomie
życia umysłowego, w którym główną
rolę odgrywają „fantazja i marzycielstwo”, co stanowić miało „słabą podporę dla wiary chrześcijańskiej i nie
uzbraja bynajmniej w szczególną siłę
moralną”. W Wierzeniach mazurskich
Toeppen napisze za Hintzem, że „Mazurowi, zarówno jak Polakowi, szczególnie właściwe jest żywe, zewnętrzne
okazywanie tego, co odczuwa, a także
zewnętrzne okazywanie swojej nabożności”. Za takie objawy uzna on m.in.
całowanie śpiewnika, częste pochylanie głowy, przyklękanie, żegnanie się,
bicie w piersi. Są to, zdaniem Toeppena, wprawdzie rzeczy podrzędne, niemogące świadczyć o religijności człowieka, ale „u Mazurów wszakże mają
one cechę wielce podejrzaną, gdyż
wiąże się z nimi wyobrażenie szczególnej ich skuteczności”.
Słabość organizacyjna Kościoła unijnego na Mazurach oraz coraz częstsza
krytyka jakości życia duchowego ich
mieszkańców doprowadziły w połowie
XIX w. do zainteresowania się sprawą
także przez władze centralne. Friedrich
Salomo Oldenberg, kaznodzieja z Berlina, pracownik Centralnego Komitetu
do Spraw Misji Wewnętrznej Niemieckiego Kościoła Ewangelickiego, odbył
w 1865 r. na zlecenie władz długą podróż po Mazurach. Po powrocie złożył
obszerne sprawozdanie, stanowiące
POMERANIA LISTOPAD 2014
ZROZUMIEĆ MAZURY
jeden z najpełniejszych i najciekawszych opisów tej krainy i jej ludu w XIX
w. Trzeba podkreślić, że podróż duchownego miała miejsce tuż przed
rozpoczęciem procesów germanizacyjnych i cywilizacyjnego skoku, jaki
stał się udziałem Mazur w ostatnich
trzydziestu latach XIX w. Stołecznemu
kaznodziei przyszło więc zetknąć się ze
światem, którego istnienia nie mógł sobie w Berlinie nawet wyobrazić.
Wydaje się, że Oldenberg, wschodnioprusak z urodzenia, dobrze przygotował podróż. Zaczął od rodzinnego
Królewca, gdzie doszedł do przekonania, że właściwie nikomu nie zależy na
życiu religijnym Mazurów, a następnie
przez Gąbin dotarł do wielu mazurskich
miasteczek i wsi. Przejechał „po części
tragicznymi drogami, ponad 90 mil
wozem pocztowym i około 20 wynajętą
furmanką”. Jego towarzyszem podróży
i tłumaczem był mazurski nauczyciel
Karol Sembrzycki, ojciec Jana Karola,
znanego później wydawcy, etnografa
i historyka Mazur.
Mazurskie powiaty Prus Wschodnich zamieszkiwało w czasach jego
podróży ok. 400 tys. osób, wśród nich
ponad 282 tys. ewangelików polskojęzycznych. Ponieważ w wielu parafiach dominowali, nabożeństwa po
niemiecku, aż do 1860 r., odbywały się
jedynie raz w miesiącu. Dopiero wówczas konsystorz królewiecki zarządził,
by we wszystkich parafiach nabożeństwa w języku niemieckim miały miejsce przynajmniej raz w tygodniu. Od
wszystkich pracujących tu duchownych
nadal wymagano znajomości polskiego.
Księży spełniających ten warunek ciągle jednak brakowało.
Oldenberg musiał się zgodzić
z konstatacjami przedstawicieli konsystorza, którzy w 1855 r. nie kryli, że
„gminy na Mazurach wyróżniają się
silną zewnętrzną postawą kościelną
i surowym przestrzeganiem pobożnych
obyczajów, ale bez jasnej świadomości
o podstawach ewangelickiej prawdy
o zbawieniu”, a Mazurzy, którzy „przyjęli wyznanie ewangelickie bez wojen
(…), kochają je bardziej z przywiązania niż z wewnętrznej skłonności (…)
ustrzegli się dotychczas racjonalizmu,
a to dzięki osamotnieniu, w którym po
większej części żyją, dzięki swojemu
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
językowi, dzięki naturalnemu sposobowi życia, a szczególnie z powodu
nieufności do wszystkiego, co niemieckie. Lecz te same powody, które przynoszą te pomyślne rezultaty, powodują
stan kościelnego zastoju i zatrzymania
ożywczego działania wiary”.
Sam napisze w sprawozdaniu, że
„pobożność Mazura jest przeważnie
niedojrzała lub też zatrzymała się w początkowym stadium rozwoju. Składają
się na nią raczej na pół prymitywne
pojęcia i instynkty niż jasne doświadczenie. (…) Życie Mazura rozszczepione
jest między poszukiwaniem zbawienia
duszy i władzą zmysłowych, surowych
mocy natury, które wciąż trzymają się
go, przywiązane niczym niewolniczym
łańcuchem. Do dzisiaj ani Kościół, ani
szkoła nie uwolniły go od ich uroku”.
Kościoły mazurskie zastał Oldenbeg
„przeważnie mizerne, odpowiadające
biedzie i prostocie krainy”. Z zadowoleniem stwierdzał jednak, że „Mazur
z reguły często i z ochotą chodzi do
kościoła, nawet przy niesprzyjającej
pogodzie”. Radował go widok wypełniającej się świątyni, w której „zanim
jeszcze zaczną grać organy, rozbrzmiewa śpiew. Mazur lubi śpiewać dużo
i głośno. Śpiewa on z wewnętrznym
zaangażowaniem”, oburzał zaś widok
szynków otaczających świątynię, od
rana serwujących gorzałkę, „obraz
dla Mazur charakterystyczny, którego
nigdzie indziej się nie spotyka”. Jako
duchownego musiało go boleć, że „od
kazań Mazur nie wymaga wiele, jeśli
tylko głos kaznodziei jest odpowiednio
silny i właściwie ożywiona gestykulacja”. Rozczarowany zauważał, że „gromadne uczęszczanie do kościoła, stosunkowo duża liczba konfirmantów za
łatwo łudzi (mazurskich duchownych)
zwodniczym snem, że mają religijnie
ożywione i umocnione wiarą gminy”.
Ze zdumieniem opisywał Oldenberg
pełen zabobonów świat Mazurów, część
z nich wywodząc jeszcze z pogaństwa,
pozostałe z wrogiego katolicyzmu.
Dał Oldenberg w swym sprawozdaniu przenikliwy, dla wielu zaś wstrząsający obraz nie tylko mazurskiego Kościoła, ale w ogóle Mazur połowy XIX w.
Zwrócił uwagę na ubóstwo Kościoła,
słabość duchownych i powierzchowność wiary, ale także na wszechobecne
tu pijaństwo, zacofanie cywilizacyjne,
niski poziom oświaty i rolnictwa, dramatyczny stan dróg, lichwę i wysokie
podatki.
Jak zauważył Grzegorz Jasiński
w pracy Kościół ewangelicki na Mazurach w XIX wieku (1817–1914), trudno
jednoznacznie ocenić skutki misji Oldenberga, który w zasadzie nie chciał
akceptować odmienności mazurskiego
Kościoła i jego zwyczajów, głównego
wroga dostrzegając w katolicyzmie,
a odpowiedzialność za błędy próbując
przerzucić na konkurencyjne wyznanie. Trzeba jednak podkreślić, że podróż
berlińskiego duchownego uruchomiła
wiele działań zmierzających do poprawy sytuacji Mazur i ich mieszkańców.
Zmiany były naprawdę poważne
i nastąpiły szybko, przyspieszyła je wojna francusko-pruska lat 1870–1871.
Friedrich Salomo Oldenberg ubolewał, że umiejętności oratorskie kaznodziei były
dla Mazura ważniejsze od treści kazania. XIX-wieczna rycina ze zbiorów autora
49
Ò kaszëbsczi lëteraturze
TVP Gdańsk, Wiedno Kaszëbë, 8.10.2014
[Anna Cupa-Dzemińskô] Dzesątczi, setczi,
tësące ksążków pisónëch ò Kaszëbach
i pò kaszëbskù, z rokù na rok corôz
wiãcy. A jakô je tegò niwizna? [Jeżlë
w programie chtos gôdô pò kaszëbskù,
to na ekranie pòjôwiô sã pasyk
z pòlsczim tłómaczënkã]
[ACD czëtô zdanié, jaczé je widzec
na ekranie] „W literaturze kaszubskiej
powstaje wiele rzeczy przypadkowych,
akademijnych, naiwnych i słabych
artystycznie – prof. Daniel Kalinowski”. (…) Kriticzi rëchli pùblikòwóny
w cządnikù „Pomerania” profesor zebróné mô w wëdónym prawie „Raptularzu kaszëbsczim”.
[prof. Daniel Kalinowski, krytyk literacki, Akademia Pomorska w Słupsku]
Miałem wrażenie, właśnie jako człowiek z boku, że środowisko literatów
kaszubskich jest bardzo zadowolone
z faktu, że istnieje, natomiast niekoniecznie chce to środowisko dyskutować o tym, co napisało. Tak, jakbyśmy
godzili się na to, że sam fakt napisania
czegoś w języku kaszubskim już nas
uprawomocnia do tego, żeby występować jako literat (…)
[ACD] Fùnkcjô, znaczënk, rola
lëteraturë jak w kòżdim nôrodze zmieniwô sã razã z czasama. Òbzérô to dzejôrz Édmùnd Kamińsczi, jaczi niedôwno fejrowôł jëbleùsz 65 lat dzejaniégò
w kaszëbsczi rësznoce.
[Édmùnd Kamińsczi] (…) dzys je ta
demokracjô i wòlnota wszësczégò, to
(…) normalnie je za wiele tegò, człowiek nie nadążi przezdrzec. A jesz, to
nie są wôrtné rzeczë niejedne… (…)
pòwtôrzané (…) leno përzinkã zmienioné w titule, żebë komercjã załatwic,
tasze napchac detkoma. I téż sã nie robi
le dlô deje, le wszëskò dlô interesu…
50
[ACD] Dlôte pòtrzébnô je kritika,
na jaką Kaszëbi żdelë òd dôwna, chòc
niejedny tegò nie chcą. Fùl òbrażonëch
pisało ò tim do „Pòmeranie”.
[Dariusz Majkowski, redaktor naczelny miesięcznika „Pomerania”] Reakcje
są rozmajité (…) i téż do mie dochôdają (…) lëstë czë mejle, że lëdze są baro
rozgòrzony, że to sã jima nie widzy. Ale
(…) mëszlã, że to je normalné, i to nie je
blós chòrosc kaszëbsczi lëteraturë, to je
cos òglowòlëdzczégò. A mëszlã, że takô
kritika, jak profesora Kalinowsczégò to
je wôżny krok w stronã normalnoscë.
I móm nôdzejã, że to nie bãdze jedurny
piszący taczé słowa. I ju widzã téż (…),
że to, że profesor Kalinowsczi tak pisze,
to téż taczi òdwôdżi dodôwô pewno
jinszim.
[ACD] Wielëna kaszëbsczich czë­
tińców wcyg rosce, wicy jak 17 tësący
dzecy ùczi sã kaszëbsczégò w szkòle.
Czë w kònkùrencje z lëteraturą anielską, pòlską (…) wëbierzą czedës tã ka­
szëbską?
[Karolina Keller, nauczycielka języka kaszubskiego w szkole podstawowej
w Słupsku] Jô mëszlã, że terô to je rola
szkólnëch przed wszëtczim w tim,
wiôl­gô rola, żebë pòwstôwała corôz
lepszô lëteraturã kaszëbskô i żebë
ji bëło corôz wiãcy. A jeżlë ji bãdze
corôz wiãcy, to mëszlã, że czedë
dzecë, chtërne terô są w drëdżi klase
spòdlowi szkòłë, bãdą dozdrzeniałima
lëdzama, téż bãdą mògłë sobie wëbrac:
czë czëtac anielską lëteraturã, czë
mòże ju kaszëbską.
[ACD] Szkólny do kaszëbiznë
przëcygają téż na corôz mòderniészi ôrt,
nie ùczą leno ò tim, co bëło, ale i ò tim,
co je, chòc nie òbéńdze sã wcyg bez
Kaszëbsczich Nótów.
[Ùczniowie ze Słëpska spiéwią Nótë,
a pòtemù widzymë ju zalã w wejrowsczim mùzeùm, dwòje lëdzy, chtërny
spiéwią pò anielskù, słëchińców i jesz
Rómana Drzéżdżona przezérającégò
swòjã nônowszą ksążkã To je krótczé,
to je dłudżé… Wędrówki szlakiem obrazkowych nut] Stereotip Kaszëbsczich Nótów łómie nônôwszą ksążką ùtwórca
Róman Drzéżdżón.
[Roman Drzeżdżon, pisarz] Nie­
chtërny bëlë zaszokòwóny, że tëli je
taczich znanków, że to nie je ka­szëb­
sczé, że to przëszlo do naji, przëszlo
na Eùropã, bò tak mòżemë rzec,
z zôpadnëch Niemców. Rozeszlë sã
taczé baro szlachòwné wëliczanczi
òbrazkòwé pò Węgrach, Słowacje, Czechach, Skandinawie, Flamandie, në
i trafilë téż na Kaszëbë i tu òstalë tak
przerobioné fejn i tak wëzwëskóné, że
më mòżemë bëc bùszny, że jesmë dzélã
ti òbrazkòwò-wëliczankòwi kùlturë
eùropejsczi.
(…)
[Mateusz Meyer, poeta] Mëszlã, że
kòżden ceni swòje dokazë, to, co i jak
pisze, jak nôlepi, to jemù sã mòże widzy nôbarżi. Ale mëszlã, że mùszimë
bëc kriticzny dlô se, cobë przińdnota
ti lëteraturë bëła bëlnô, a nié, żebësmë
schôdalë prawie gdzes na wiżawë
skansenów i czëtaniô Kaszëbsczich
Nótów.
[ACD] (…) Òryginalné zaòstałoscë,
cziledzesąt tësący tomów ksążków
gromadzy Mùzeùm Pismieniznë
ë Kaszëbskò-Pòmòrsczi Mùzyczi w Wejrowie.
[Édmùnd Kamińsczi] Tu są pò
prôwdze skarbë baro wiôldżé. Nawet w nôùkòwëch placówkach,
jak w Toruniu czë w Gduńskù nié
wszëtczé òne są, mómë je leno ù nas.
Szło ò to, że më dzys mòżemë bëc
bùszny, pòkazac: më jednak mómë
cos wôrtnégò w dzejach, co je wôrt
i w midzënôrodny, i eùropejsczi,
i swiatowi kùlturze.
[ACD] Do naji klasyków przënôleżą
Aleksander Majkòwsczi i Jón Drzéżdżón.
Są wcyg niedoscygniony. Lëteratów, co
pùblikùją w òstatnëch latach, profesor Kalinowsczi dzeli na szterë karna:
kòmbatańtów, słowiarzów, epigonów
i dramaturgów.
[Daniél Kalinowsczi] Ta najbardziej
taka denerwująca (…) odbiorcę to jest
grupa artystów, którzy uważają (…),
że wystarczy coś napisać po kaszubsku, już jest dobrze (…) i przy kùchù
i tasce kawy będziemy sobie mówić,
jacy to jesteśmy wspaniali i cudowni.
Jeśli tak by miała wyglądać literatura
kaszubska obecnie i w przyszłości, to
wróży jej śmierć (…). Dlatego bardziej
mnie interesuje ta grupa słowiarzy,
czyli tych, którzy wiedzą, na czym
polega literatura (…) i ciężko pracują
nad wierszem czy nad epiką, czy nad
dramatem. (…).
POMERANIA LISTOPAD 2014
Koszalin w przestrzeni.
Przestrzeń w Koszalinie
Konferencja naukowa inaugurująca obchody 750-lecia Koszalina rozpoczęła
się w południe 16 października jednoczesnym otwarciem aż trzech wystaw:
tytułowej o rozwoju przestrzennym
miasta, „Z kaszubsko-słowiańskich
i polskich losów Pomorza Zachodniego”
oraz „Cassubiana w zasobie Archiwum
Państwowego w Koszalinie”. Szczupłość
miejsca w holu budynku koszalińskiego
Archiwum Państwowego i w sali tzw.
domku spowodowała, że część plansz
trzeba było umieścić także na zewnątrz
budynku. Otwarcia ekspozycji dokonali
gospodarze konferencji i organizatorzy
wystaw: prezydent Koszalina Piotr Jedliński, dyrektor Archiwum Państwowego Joanna Chojecka, dyrektor Koszalińskiej Biblioteki Publicznej Andrzej
Ziemiński oraz prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Szczecinie dr Ryszard Stoltmann. Konferencję zaszczycili swoją obecnością m.in.:
wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego Andrzej Jakubowski,
senator Gabriela Cwojdzińska, biskup
diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej
Krzysztof Zadarko i wiceprezes Zarządu
Głównego ZKP Edmund Zmuda Trzebiatowski. Frekwencja przerosła wszelkie
oczekiwania, w niewielkiej salce zrobiło
się tłoczno. Z tego też powodu referaty
naukowe wygłaszane były w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej, choć i tam
w pierwszym dniu zabrakło miejsc siedzących. Ze wszystkich wygłoszonych
na konferencji referatów najtrafniej
rolę Kaszubów w dziejach Pomorza
przedstawił dr hab. Paweł Gut z Archiwum Państwowego w Szczecinie, poczynając od zasiedlenia Pomorza w VI
wieku naszej ery aż po czasy współczesne. Główne tezy wystąpienia poparte
były prezentowanymi na wystawie
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Od lewej: Andrzej Ziemiński, Piotr Jedliński, Ryszard Stoltmann, Joanna Chojecka i wicemarszałek
Andrzej Jakubowski (który jest także członkiem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego). Fot. Dorota Jóźków
dokumentami, z którymi raczej dyskutować się nie da.
Po prezentacji wystawy „Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów
Pomorza Zachodniego” zawiązała się
grupa inicjatywna, której celem jest
doprowadzenie do reaktywowania
oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Koszalinie. W skład zespołu
weszły następujące osoby: Grażyna
Kościerzyńska-Siekan – prezes Klubu
Przewodników PTTK w Koszalinie, Piotr
Kłobuch – sołtys Węgorzewa Koszalińskiego, Zygfryd Pałubicki – członek
dawnego koszalińskiego oddziału ZKP,
oraz Wacław Nowicki ze Stowarzyszenia Przyjaciół Koszalina. Należy nadmienić, że w Zrzeszeniu jest miejsce
nie tylko dla osób o kaszubskich korzeniach, ale również dla tych wszystkich,
którzy utożsamiają się z Pomorzem,
jego przeszłością, teraźniejszością
i przyszłością, inaczej mówiąc ze swoją
Małą Ojczyzną.
Aby móc formalnie reaktywować
oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Koszalinie, zaplanowano na 18
listopada spotkanie, na które organizatorzy wszystkich chętnych i zainteresowanych tą problematyką serdecznie zapraszają do siedziby PTTK w Koszalinie
przy ul. Dworcowej 4/4 na godzinę 17.
W mojej ocenie wiedza o przeszłości naszego regionu, która wchodzi
w zakres edukacji regionalnej, wciąż
jest niewystarczająca. Choć przedstawiciele samorządów lokalnych akceptują
treści zawarte w moich przewodnikach
i różnych opracowaniach krajoznawczych, jednak wciąż się spotykam z uwagami krytycznymi wynikającymi z braku wiedzy w tym zakresie. Przytaczam
stwierdzenia niektórych odpowiedzialnych za promocję swoich miast urzędników: „nie pójdę do burmistrza po
akceptację informacji, że był u nas gród
pomorski (kaszubski), bo mnie wyśmieje”, „nie kupimy takiego tekstu, u nas
nigdy nie mieszkali Kaszubi, lecz Wendowie, a od XVIII wieku Słowińcy”. Znamienne jest, że działo się to na ziemiach
położonych na wschód od Parsęty, czyli
na terenie, co do którego kaszubskiej
przeszłości zgodni są wszyscy historycy.
Podkreślić tutaj należy, że w samym Koszalinie takich problemów nie miałem.
Dobrze się stało, że wystawa „Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów
Pomorza Zachodniego”, przygotowana wspólnie przez szczeciński oddział
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego,
Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie i tamtejsze Archiwum Państwowe,
wreszcie trafiła do Koszalina. Zasoby
cassubianów w koszalińskich odpowiednikach tych instytucji są skromne,
a dotyczą głównie dokumentów historycznych z ziemi lęborskiej i ziemi bytowskiej.
Wacław Nowicki
51
LISTY
Szlachã kaszëbsczich/słowiańsczich
Pòmòrzanów
Nôleżnicë redzczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô wespół
z lubòtnikama 27 séwnika rëgnãlë na
wanogã, m.jin. do Swòłowa, Darłowa i Jómna. Najim prowadnikã, i to ju
òbczas przejazdu, béł przédnik partu
Bògùsłôw Breza.
Pierszim célã naji rézë bëła wies
Swòłowò, jakô leżi 15 km òd Słëpska.
Jak jesmë sã przekònelë, wastëją
w ni mieszkalné i gòspòdarczé
bùdinczi ò szkeletowi kònstrukcji.
Òdbùdowóné i wëremòntowóné XIXwiekòwé zabëtczi mają dzysô fónkcje
wëstôwkòwé, edukacyjné i kùlturalné,
twòrzącë Mùzeùm Lëdowi Kùlturë
Pòmòrzô w Swòłowie (part Mùzeùm
Westrzédnégò Pòmòrzô/Muzeum
Pomorza Środkowego w Słëpskù),
w chtër ny m zw iedzając y mògą
brac ùdzél m.jin. w młocym zbòżô,
òpòrządkù zwierzãtów abò warzenim piwa. W centrum wsë, krótkò
błotka, jesmë òbezdrzelë téż niedôwno òdnowiony kòscółk zbùdowóny
kòl 1400 rokù. Nają prowadniczką pò
Swòłowie – Eùropejsczi Wsë Kùlturowi
Spôdkòwiznë, zwónym téż stolëcą
Krôjnë w Krôtã – bëła robòtnica
mùzeùm pòchôdającô z Lëzëna.
Pózni jesmë rëszëlë do Darłowa, miasta, jaczé ùchòwało strzédnowiekòwi
ùrbanisticzny ùkłôd. Më zwiedzëlë
zómk i starówkã, przed zabëtkòwą
radnicą jesmë pòdzëwielë wòdownicã
z 1919 rokù ze sztaturą rëbôka. Jesmë
téż bëlë w lapidarium, jaczé je wkół
gòticczégò kòscoła Nôswiãtszi Mariji
Pannë. We wschòdnym dzélu lapidarium òstôł pòstawiony misyjny krziż,
z nôdpisama pò pòlskù: Mój Bóg i wszystko moje i pò kaszëbskù: Boeże przezegnyj
Pomoranuo.
Pò òbëdwùch stronach krziża stoją wiôldżé kamë. Na jednym z nich je
wëkùmóny stojący grif – herb Pòmòrzô,
na drëdżim dzélëk tekstu wiérztë Aleksandra Majkòwsczégò „Pomorzanie”:
Ludu mój pomorski, niemy, wykuwany jak
pomnik przeddziejowy z skandynawskich
głazów, piorunami dziejowej burzy poorany. W Mariacczim kòscele jesmë widzelë
m.jin. sarkòfadżi pòmòrsczich ksążãtów:
Erika I (króla Duńsczi, Szwédzczi
52
Ùczãstnicë wanodżi w Darłowie
i Norwesczi), Elżbiétë (duńsczi królewiónczi), Jadwidżi (córczi ksãca Henrika Brun­
szwicczégò i Elżbiétë Duńsczi).
Slédny dzél naji wanodżi to Jómno,
dzysdnia nordowi part Kòszalëna. Do
zwiedzaniô kòscoła Matczi Bòsczi Różańcowi rôcził nas przédnik Jómneńsczi Spòlëznowò-Kùlturalny Stowôrë
Kònrad Pluto-Prądzyńsczi. Jesmë sã
doznelë, że jaż do pòłowë XIX w. Jómno
òstôwało wnetka w całowny kùlturowi
izolacje. Familijné czë zwëkòwé parłãcze
rzeszëłë jómneńczików leno z mieszkańcama sąsedny wsë Łabùsz. W Jómnie mieszkelë Słowianowie, le do jich
kùlturë przemikałë téż òb lata niderlandzczé (òlãdersczé i frizyjsczé) i niemiecczé elementë. Pò II swiatowi wòjnie
wnetka wszëtcë mieszkańcowie òstelë
wënëkóny. Krótkò kòscoła, w Jómneńsczi Jizbie, jesmë òbzérelë wëpòsażenié
jóm neń sc zégò dodomù i zbiér
òbiektów materialny kùlturë, zachów
sparłãczonëch z òbrzãdama i dokazów
kùńsztu. Wszëtczé te przibiorë, m.jin.
jómneńsczé lëdowé ruchna (pòdóbno
noszoné do 1920 r.) i pòlichromòwóné
méble, są ùnikatowé, bò òkróm tegò, że
pëszné, bëłë ùżiwóné blós przez tã môłą
spòlëznã.
27 séwnika wiodro bëło bëlné, kòl
18o C. I programa wanodżi, i towarzącô
ji redosnô, lubnô atmòsfera zagwësniłë
nama niezabôczoné przeżëca.
Òbrobienié i òdjimczi: Andrzej Krauze
POMERANIA LISTOPAD 2014
Lektura dla gdańszczanina,
dla Kaszuby
Metal to ulubione tworzywo Franka
Meislera. W Gdańsku, skąd pochodzi,
jedna z jego prac stoi przed dworcem
głównym. To pomnik upamiętniający
kindertransporty. Ciekawe, ilu z tych,
którzy koło niego przechodzą, ma świadomość, że jego autor sprawnie posługuje się również piórem, a na dodatek
pisze bardzo ciekawie o przedwojennym Gdańsku.
Przyznam, że się wahałem, czy
wziąć się za recenzję jego książki Zaułkami pamięci. Żaden ze mnie krytyk
literacki, żaden gdańszczanin. No i nie
lubię brać na warsztat prac z kręgu tematów poprawnych politycznie, obawiając się, że dla wielu twórców owa
poprawność stanowi tarczę, która ich
bezguście, głupotę czy miałkość skutecznie broni przed zasłużoną krytyką.
Tym razem jednak wystarczyło ledwie
kilka kartek, by wątpliwości uleciały,
a lektura pochłonęła, sprawiając prawdziwą przyjemność. Odkrywanie świata przedwojennych gdańskich Żydów,
głównie dzięki rodzinie Bossów, to pasjonująca opowieść, uzupełniająca to, co
o mieście nad Motławą już w powieściowej konwencji pisali Grass (Niemiec) czy
Huelle (Polak). Momentami zapomina
się wręcz, że to nie literacka fikcja, tylko wspomnienia, tzn. opowieść, której
autor stara się opierać na prawdziwych
wydarzeniach, wykorzystywać rzeczywiste daty i miejsca oraz postaci historyczne.
Stary Franz, poważany gdański
przedsiębiorca, dziadek autora, pradziadek Louis, który dorobił się na
handlu końmi m.in. z Kaszubami,
czy wuj Artur, huzar, właściciel stajni
i też handlarz, jawią się nam jak ludzie z krwi i kości, pełni życia, a więc
również przywar. Autorowi wcale one
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
nie przeszkadzają, nie kryje się z podziwem dla krewnych i nie może być
inaczej. Stanowią najważniejsze figury
jego dzieciństwa, wiąże z nimi najciekawsze, ciepłe wspomnienia, niejako
konstytuujące podstawę, na której zbudował swoją rodzinną i gdańską świadomość.
Ale też, jak to zazwyczaj ze wspomnieniami bywa, są one subiektywnie zabarwione. To wcale nie słabość
książki F. Meislera. Wręcz przeciwnie,
dzięki temu możemy spojrzeć na dawny Gdańsk z żydowskiego punktu widzenia. Z jednej strony bywa to miłe,
np. kiedy idealizuje Kaszubów, nawet
ponad to, jak sami siebie widzimy.
Z drugiej jako Polak doświadczam zażenowania, wstydu, pytam, czy tak rzeczywiście zachowywali się moi rodacy?
Lektura zmusza nas do zastanowienia
się nad własnymi mitami o polskiej tolerancji i otwartości na innych. Rzecz
jasna najczarniejszą owcą jawią się tu
Niemcy, choć nietrudno wyczuć żal do
nich, że przecież przed dojściem Hitlera
do władzy było inaczej... Wszystko to
bardzo pouczające.
W książce odnajdziemy także zróżnicowania wewnątrzżydowskie, powielające, jak się wydaje, przedwojenne
stereotypy niemiecko-polskie. Związek
Mety, matki autora, i jego ojca Michała,
pochodzącego z ówczesnej Polski, Bossowie (rodzina Mety) odbierają jako
mezalians. Frank Meisler jest jego owocem targanym pomiędzy dwiema różnymi tradycjami: bogatych gdańskich
(niemieckich) Żydów i ich raczej biednych polskich pobratymców. No i ten
brat Michała, Fimek, chciałoby się rzec
rasowy warszawski cwaniak. Los lubi
jednak drwić ze stereotypów, przecież
to właśnie jednemu z polskich Żydów Hermannowi Segallowi niejedno
gdańskie dziecko zawdzięcza ocalenie
z Holokaustu. To on był głównym organizatorem tzw. kindertransportów.
Znalazł sposób, by pokonać nieludzką hitlerowską ideologię, poddając jej
głosicieli próbie żądzy pieniądza. Zwyciężał. Frank Meisler dzięki Segallowi
uniknął tragicznych losów większości swojej rodziny, a zaprojektowany
przez niego pomnik przed gdańskim
dworcem głównym upamiętnia te wydarzenia.
Co ciekawe, dla omawianej książki
część o kindertransporcie stanowi cezurę. Do tego momentu jej lektura zaskakuje, emanuje emocjami, wciąga. Po niej
wspomnienia płyną co prawda wartko,
ale ma się wrażenie, że to, co autor chciał
nam naprawdę opowiedzieć, zawarł już
wcześniej, że to tylko coś technicznie
koniecznego, by spiąć całość, wymagane
kompozycją zakończenie. A może kryje
się w tym coś więcej?
***
Niezbędnym dopowiedzeniem do krótkiego omówienia polskiej edycji tej
ciekawej książki powinien być ukłon
w stronę Miłosławy Borzyszkowskiej-Szewczyk, która tę publikację opracowała, oraz tłumaczy – Andrzeja
Szewczyka i Agaty Teperek, która przetłumaczyła większą część książki. Miłka, która od lat stara się odnajdywać
żydowskie ślady na Kaszubach, może na
swoje konto dopisać kolejną wartościową pozycję, translatorom zaś wypada
podziękować za piękny przekład. Uznanie należy się też Instytutowi Kaszubskiemu za porządne wydanie.
P.D.
Frank Meisler, Zaułkami pamięci. Gdańsk
– Londyn – Jaffa, tłum. Agata Teperek, Andrzej
Szewczyk, opr. Miłosława Borzyszkowska, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2014.
53
LEKTURY
Środkowopomorskie Sławno doczekało
się bardzo potrzebnej publikacji, do której lektury zaprosić warto Czytelników
„Pomeranii”. Redaktorzy wydawnictwa
planują przygotowanie kolejnych zbiorów biogramów (zob. s. 5), warto byłoby
jednak w przyszłości pomyśleć o atrakcyjniejszej szacie graficznej.
Sławieński słownik biograficzny
Do prężnych animatorów regionalnego
życia kulturalnego i naukowego na Pomorzu Środkowym należy bezspornie
sławieńska Fundacja „Dziedzictwo”. Powstała ona w 1991 r. w celu ochrony zabytków archeologicznych i krajobrazu
kulturowego Ziemi Sławieńskiej. Fundacja organizuje konferencje naukowe,
warsztaty, wystawy, konkursy, festyny,
wydaje też pożyteczne publikacje, np.
jedenaście tomów Historii i kultury Ziemi
Sławieńskiej czy wspomnienia osadników i dawnych mieszkańców. Ostatnim
osiągnięciem ambitnych regionalistów
ze Sławna jest przygotowanie projektu
badawczego związanego z teledetekcją
grodzisk wczesnośredniowiecznych we
Wrześnicy, Starym Krakowie, Ostrowcu i Sławsku. Archeologiczne badania
o charakterze nieinwazyjnym zostaną
przeprowadzone za pomocą naziemnego skanera laserowego.
Latem br. staraniem członków fundacji, przy wsparciu finansowym miejskiego samorządu, ukazała się książka
Sławnianie znani i nieznani. W publikacji
zawarte zostały sylwetki osób, które
urodziły się w Sławnie bądź mieszkały,
dłużej lub krócej, w tym pomorskim
mieście. Redaktorzy wyróżnili dwie
części opracowania: najpierw ukazali
dokonania i losy ludzi związanych z niemieckim Schlawe, a następnie nakreślili
portrety zasłużonych sławnian w okresie powojennym. Ze wstępu dowiadujemy się, że na wybór postaci wpłynęła
również dostępność źródeł, ponieważ
„wiele dawnych instytucji już nie istnieje, a nawet w tych, które nadal działają,
archiwa zostały przetrzebione” (s. 5).
Poczet otwiera, co może zaintrygować czytelników, Otto von Bismarck,
który otrzymał w 1895 r. (w 80. rocznicę
urodzin) pierwszy dyplom honorowego
obywatela Sławna. Autor jego biogramu
w omawianej publikacji podkreślił, iż był
to „jeden z najwybitniejszych polityków
XIX wieku (...) i twórca państwa opiekuńczego” (s. 10–11). „Żelazny Kanclerz”
sporo czasu spędził w swoim majątku
w Warcinie, do którego podróżował
z Berlina przez Sławno. W gronie innych osób związanych z miastem przed
1945 r. i przedstawionych w książce
54
Kazimierz Jaruszewski
Sławnianie znani i nieznani, pod red. Jana Sroki
i Marii Poprawskiej, wyd. Fundacja „Dziedzictwo”, Sławno 2014.
Uciec z piekła
znaleźli się m.in. urodzeni w Sławnie:
Hermann Kuhn – pruski minister finansów, Hans Bredow – jeden z pionierów
niemieckiego radia, Wilhelm Gross
– rzeźbiarz i grafik, Franz Mehring – filozof i historyk, Hans Martin Majewski
– znany w Europie kompozytor muzyki
filmowej (współpracował m.in. z Ingmarem Bergmanem; s. 32).
Znacznie dłuższa jest lista powojennych mieszkańców Sławna, których
biogramy pomieszczono w publikacji.
Wszyscy z nich zasłużyli się dla lokalnej społeczności. Byli urzędnikami, lekarzami, nauczycielami, inżynierami,
rzemieślnikami, artystami, działaczami społecznymi, samorządowcami...
Tych sylwetek zgromadzono 67 (przy 18
przedwojennych). A wśród nich Lucjan
Kozaczek, przewodniczący Prezydium
Miejskiej Rady Narodowej (odpowiednik obecnego burmistrza) w latach
1963–1968. Jak napisał S. Zawada: „był
takim gospodarzem miasta, który rano
wychodził z domu zawsze o jedną godzinę przed rozpoczęciem pracy urzędu. I prawie zawsze zmierzał do ratusza
(...) inną trasą. Obserwował i oceniał,
rozmawiał ze spotkanymi mieszkańcami, wysłuchiwał ich rad i oczekiwań”
(s. 128). Przeżył niespełna 42 lata, do
dziś (czterdzieści lat po śmierci) wspominany jest w Sławnie jako jeden z najlepszych naczelników miasta.
Każda miejscowość ma swoją historię, którą współtworzyły wartościowe, ponadprzeciętne jednostki.
Na wielką historię, taką, o której uczymy się później w szkole, składają się nie
tylko opisy bitew, dyplomatycznych
zmagań, tajnych układów, wielkich odkryć, ale również losy zwykłych ludzi.
Gdybyśmy chcieli się dowiedzieć, jak
żyli ci przeciętni, typowi, wystarczy
zajrzeć do gazet i dokumentów z danej
epoki. Jednak losy niezwykłe, szczególnie takie, o których się z różnych powodów nie mówiło, trzeba często powoli
i z uporem rekonstruować z fragmentów, wydobywać z zakamarków pamięci, często nawet odczytywać z popiołów. O takich właśnie losach opowiada
książka Edmunda Szczesiaka pt. Wyrwana z piekła.
Jest to historia Gertrudy Jutrzenki-Trzebiatowskiej urodzonej w Borowym
Młynie, na terenach przygranicznych.
Z jednej strony to historia niezwykła,
przerażająca i nietypowa. Z drugiej
może stanowić symbol losów ludności
kaszubskiej i pomorskiej w 1945 roku
po wejściu Armii Czerwonej. To, co dla
jednych było niewątpliwym wyzwoleniem, dla innych okazywało się często
początkiem zniewolenia. O tym, co się
wtedy działo, książka Szczesiaka nie
mówi zbyt wiele, bo jej bohaterem nie
jest zbiorowość, ale konkretna kobieta,
Kaszubka pochodząca z Gochów. To
dzięki jej opowiadaniu, a często także
milczeniu, dowiadujemy się o złu, jakie
nastało po II wojnie światowej. To ciągle jeszcze biała, a właściwie krwawa
plama. To także historia przemilczenia, smutku i przypominania. Sobie
i innym. Dlatego Wyrwana z piekła to
również książka o przypominaniu sobie
POMERANIA LISTOPAD 2014
LEKTURY
własnej, zapomnianej i skrywanej, tożsamości. Tak jakby bohaterka stawiała
sobie pytanie: Kim właściwie jesteśmy
i skąd o tym tak naprawdę wiemy? Innymi słowy: Skąd nasza świadomość
i skąd nasz ród? Gertruda nie tylko
nie mogła powiedzieć o sobie „jestem
Polką, jestem z Kaszub”, ale także bała
się mówić lub pisać po polsku do rodziny. Wszelkie takie kontakty mogły się
skończyć jeszcze gorzej niż nóż, który
wbił jej rosyjski mąż podczas rodzinnej
kłótni. Potem, kiedy ma opowiedzieć
o tym, jak było źle i ciężko, woli milczeć.
Częściowo uciekając w niepamięć. Woli
zapomnieć o najgorszym, aby przeżyć.
Zresztą sama postawa pani Gertrudy
jest niezwykła. Nie dzieli ona świata
i ludzi na swoich i obcych, Kaszubów,
Polaków, Ruskich czy Niemców. Ludzie
dla niej są dobrzy lub źli. W swoim rozumieniu świata kieruje się i kierowała
miłością oraz prostotą. Nie chciała zrozumieć cynizmu historii. Wolała zachować własną moralną siłę. Może właśnie
dzięki takiej postawie udało się jej przetrwać i w końcu powrócić do ojczystej
ziemi, do rodzinnych krajobrazów.
Gertruda jako branka, jeniec historii. Tej historii, która przez nasze ziemie
przechodziła. Przechodziła przez Pomorze, Gochy, przez Borowy Młyn. W 1945
roku przeszła jako front. Najpierw byli
uciekający Niemcy, a potem atakujący
żołnierze radzieccy. Ta historia zostawiła swoje znaki. Zostawiła za sobą
także prawdziwe piekło kobiet. Unaocznił je bardzo dobrze w swoim filmie
pt. „Róża” Wojciech Smarzowski. Pokazując tam masowe gwałty dokonywane
przez Rosjan. Można napisać, że Gertruda przeszła coś, co właściwie okazało
się jeszcze gorsze. Gwałty na pewno
były, ale obok tego nastąpiła utrata własnego życia, własnej tożsamości. Jej losy
to symbol losów wielu kobiet w czasie
II wojny światowej. Mężczyźni walczyli,
biorąc, co popadnie, biorąc także odwet
na kobietach mieszkających na terytorium wroga. Tak np. było z Armią Czerwoną na Pomorzu. Sowieci uważali,
że tutaj są Niemcy. W związku z tym
traktowali te tereny jako zdobyczne.
Wszystko, co znaleźli, łącznie z ludnością cywilną, uznawali za łup wojenny.
Losy Gertrudy to także symbol
swego rodzaju wydziedziczenia tych
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Ojczyzny łono”. Autor tej książki chciał
opisać również, jak trudno jej było, już
tu w wolnej Polsce, odzyskać własne
skradzione obywatelstwo. Jak trudno było, po tych wielu latach tułaczki
i niewoli, powrócić do swego Borowego Młyna. Tej własnej, najprawdziwszej
i chyba najważniejszej ojczyzny.
Andrzej Mestwin Fac
Edmund Szczesiak, Wyrwana z piekła, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2014.
Kaszëbsczi tragiczny heroja?
Pomorzan, którzy na zawsze zostawili
swoje kości na dalekich syberyjskich
przestrzeniach. Tytułowe piekło to nie
tylko chłód dalekiego wschodu, krótkie
lata, niezwykle mroźne zimy, niewygody tułaczki po tej nieogarnionej i „nieludzkiej ziemi”. To także, a może przede
wszystkim wieczny strach, a także niepamięć, w którą zepchnięto Gertrudę.
Najpierw została skazana na los branki,
a potem cudzoziemki ukrywającej swoje prawdziwe pochodzenie. Prawie całe
swoje dorosłe życie musiała mieszkać
wśród obcych. W dodatku bez kontaktu
z bliskimi, z rodziną i dodatkowo w ciągłym strachu przed zdemaskowaniem.
Na taki los ją skazano i taką „przebodli
ją ojczyzną”. To właśnie było prawdziwym piekłem dla bohaterki książki.
Niemożność i strach. Zapomnienie
i wykorzenienie. Jak się jednak okazało,
przyszło także ocalenie, a raczej bardzo
późne wyzwolenie.
Z wielką cierpliwością Szczesiak śledzi losy Gertrudy. Jest autorem niezwykle doświadczonym i rozumiejącym.
Nie stara się być za wszelką cenę na
pierwszym planie. Nie chce także zdobywać sensacyjnych informacji. Nie o to
w tej książce chodzi. Autor tego reportażu szanuje to, co Gertruda przeżyła.
Szanuje także swoją bohaterkę. Dlatego
książka nie szokuje. Nie ma opisywać,
jak to źle na Syberii było. Jest to jak najbardziej całościowy opis losów kobiety,
która przeżyła porwanie, upodlenie,
zapomnienie, aby potem wrócić „na
Smùgã Artura Jabłońsczégò to dokôz, co òstôł nôwëżi nôdgrodzony
w wróconym w 2013 rokù Prozatorsczim
Kònkùrsu m. Jana Drzéżdżona we Wejrowie. To wërazné pòkôzanié ze stronë
òbsądzëcelów, że aùtór tegò romana
wcygnął sã na ôrt grzëpów kaszëbsczi
lëteraturë. Wëdowizna Region Jarosława Éllwarta dała Smùgã szerszémù
krãgòwi czëtińców, pùblikùjącë dłëgszą
i përznã jinaczi skómpònowóną wersjã
òpòwiescë niżlë ta z kònkùrsu. Razã
z rëchli wëdónym Namerkônym zaczinô sã twòrzëc w gdińsczi òficynie
seria nônowszi kaszëbsczi prozë, jakô
mô ambicje doscygac krokã rozmajitim bédënkóm eùropejsczi lëteraturë.
Jaż sã prosy, cobë i pòstãpné nôlepszé
kònkursowé ùsôdzczi bëłë na nen ôrt
wëdôwóné: artisticzno dorobioné, cekawé graficzno (brawa dlô pòstãpnégò
graficznégò bédënku Gracjanë Pòtrëkùs),
w twardi òbkłôdce, w sprôwdzony promòcyjny i kòlpòrtażowi sécë
wëdowiznë.
Smùgã Artura Jabłońsczégò tikô
terôczasnotë. Widzymë nordowi dzél
Kaszëb (Wiôlgô Wies), jaczi stôwô
sã areną kriminalno-spòlëznowëch
wëdarzënków. Dokładno gôdającë, jidze
ò dzewiãcdzesąté lata ùszłégò stalata, czej
nowé decydencczé strzo­dowiska zdążëłë
ju zajistniec w lokalny pòlitice, dostającë
stanowiszcza i wpłiwë. Nié wszëtkò
rozgriwô sã jednakò w biznesowëch
i pòliticznëch karierach widno; Ùrząd
Òchrónë Państwa mòckò sã przëzérô co
wiãkszim ekònomicznym rozgriwkóm
na Kaszëbach. W lëteracczim swiece
55
LEKTURY
Jabłońsczégò panëje niedowiérnota,
króm te kùlisowé ùkładë i pòdpłôcanié.
Nié do kùńca chwalebną, jeżlë nié negatiwną, rolã spełniwô w tëch relacjach
pòlskô administracjô teritorialnô.
W taczi jeleżnoscë pòjôwiô sã ka­
szëbsczi tragiczny heroja – główny bòh­a­
ter dokazu – Gerat. Je òn ka­szëbsczim
idealistą, dlôsebnikã i aktiwistą, chtëren
przechôdô apartny rozwij juwernotë: òd
môłi zôzdroscë do wiôldżi niegòdzëwòtë,
pózni òd niegòdzëwòtë do eskapisticzny
zmianë nôzwëska, robòtë i môla mieszkaniô, jesz pózni òd pòbiéżny wiédzë
ò domôcy kùlturowi tożsamòce do
głãbòczégò przeżiwaniô kaszëbsczich
kùlturowëch òpòwiedniów. Na zôczątkù
widzymë Gerata jakno niezjisconégò
w żëcym bëńla, jaczi żëje na egzystencjalny falë, robiącégò samòrzutné i nié
wiedno ùdałé wëbiérczi. Pózni żëcowé
niezjiscenié rodzy w nim żôlbã, wchôdô
do ÙÒP-ù, chce wënôdgrodzëc sobie
lëché szczescé i zbùdowac pòczëcé
gwôsny wôrtnotë. Robienié jakno
przesłëchòwny nie robi jednakò Gerata szczestlëwim. Corôz barżi je
w pògòrzënkù ze samim sobą, bò
przëchôdô mù donaszac na znajemnëch
i drëchów. Swòje rozdzercé topi we
wielënie sznapsu i w narkózënach,
kù reszce nogùje z môla mieszkaniô w pòmiészanim i rozpaczë. Tak
wëzdrzało psychiczné i mòralné kùlanié
sã bòhatera w toniô złégò.
Drëdżi dzél romana Jabłońsczégò
pòkazywô nowégò Gerata. Przédny
56
heroja wëtuszowôł swòjã juwernotã
i pò nowémù zbùdowôł swòje żëcé,
pòdpòrządkòwiwającë je bùdowaniémù
samòswiądnotë i pòddôwającë sã
pòzytiwnémù pòczëcémù miłotë.
Nôprzód jedze z Pòmòrsczi, pòzni
z Pòlsczi, kù reszce z òddaleniô
zôpadny Eùropë pòdskôcô internetowi wiadłowi pòrtal tikający Kaszëb.
Jednakò dostanié dërchnégò szczescô
nie je jemù dóné. Òficérowie ÙÒP-ù,
bòjącë sã, że Gerat wëdô państwòwé
krëjamnotë, gònią gò i kù reszce zabijają. Przédny heroja dostôł miłotã,
wësztôłcył kaszëbską samòswiądnotã,
ale zdżinął przez zaprzësëgã sëłów
złégò, jaczim jesz òstatno służił. Tak to
céchùje sã wnetka tragicznô sytuacjô:
protagònista, wcąg równo dążącë do
fùlny samòswiądnotë, mùszi przeńc
krãdżi egzystencjalnégò piekła. Chcącë
bëc czësto ùswiądnionym i wòlnym
człowiekã, mùszi miec stratwã bez
lëchò zrobiony terôczasny swiat,
w jaczim dëtk i materialisticzné céle są
nôwëższima wôrtnotama.
Króm sensacyjno-kriminalny
fabùłë Smùgã mô dzéle, jaczé nadôwają ji lëteracczi głãbie. Dzeje sã to dzãka
narracjowim dzélóm przëcygającym
swiat tradicje. Dôwné kaszëbsczé
wôrtnotë są w òniricznëch sztëczkach
dokazu, w snach, mëkceniach, ùwidach
herojów, swiôdczącë ò tim, że nie są
òni leno wcygniãti bez pragmatizm
i spòlëznowé fónkcjonowanié, ale szukają głãbòczëznë w swòjim żëcym. Czegòs
taczégò dos­wiôdcziwô prawie Gerat,
chtëren, chòc je òficérã bezpieczi, mô
téż wizjã, w jaczi rozpòznôwô bòżënã
Jastrã i òdkriwô sebie jakno bòga Gòska.
Dôwô mù to pòmëszlenié, że nimò zła,
jaczé robi, jednakò sedzy w nim téż dobré, czekającé blós na pasowny sztót,
cobë pełno zaswiecëc. Szlachòwné
tożsamòscowé wseczëca mô téż przédnô białczënô pòstacjô romana – Truda.
Chcącë zrozmiec pòbùdczi dzejaniô Gerata, rozczëtiwô sã w etnograficznëch
tekstach ò Kaszëbach, domôcëch
wëòbrażeniach smiercë, wampirach,
złëch mòcach, ale téż bóżkach dobra,
redotë i nôdzeje. Kù reszce òdkriwô sebie jakno jednostkã, bez chtërną dzejają wëżilëdzczé sëłë i energie. Kùńcowé
dzéle romana parłączą biografiã Gerata
i Trudë z jich nôgłãbszima mëkceniama
i wseczëcama. Prôwdzëwi miłosny
związk tëch dwòje stôwô sã realizacją
archetipiczny relacje chłopa i białczi,
bòga i bòżënë, Gòska i Jastrë.
Smùgã Artura Jabłońsczégò to dokôz,
jaczi krëjamno przedostôwô juwernotowé dzéle w nowòczasny fòrmie kriminalno-miticzny historie. Sensacyjnosc cygniony òpòwiescë dozwòliwô aùtorowi
czarowac czëtińca fòrmą. Są tu doch
dzéle realisticzny narracje, pòjôwiają sã
téż basniowé wizje ò inicjacyjny fónkcje. Jidze téż nalezc dzéle ùrzãdowégò
stilu. Jabłońsczi dosc jednoznaczno
angażëje sã w òcenienié terôczasny
spòlëznowi kòndicje, òpisywającë skandale z łapòwizną, céchùjącë smùtny
òbrôzk samòrządowców i dzejarzów na
Kaszëbach. Te pasusë wëpôdają jednakò
dosc gazétowò, përznã jednostronno i za
baro przëczënkarskò. Nôcekawszé za
to w romanie są dzéle òbëczajowé. Dlô
òdbiorcë rëchlészi prozë Jabłońsczégò nie
są to mòże rzeczë czësto nieznóné, ale
dlô normalnégò kaszëbskòjãzëkòwégò
czëtińca òdkrëcym bãdą smiałë eroticzné sztëczczi, a do dërżeniô mògą dostac
òpisënczi masturbacje czë triolizmù.
Wôżné je tuwò, żebë przëùważëc, że
Smùgã to niżódnô pòrnografiô, jak
niechtërny z procëmników jegò pisaniô głoszą, ale wërazné, dobitné
i co nôwôżniészé, célné artisticzné
staranié, bëlno grającé z nótą dekadencje, jakô towarzi herojóm dokazu. Sparłączonëch ze sobą mòtiwów
kùńcowòscë i libertinizmù nie je mòże ù
Jabłońsczégò baro wiele, ale przëwòłanié
amerikańsczi ikònë kòntrkùlturë (The
Doors z animalisticzno-diabòlicznym
Jimem Mòrrisonem) i pòlsczi òdmianë
subkùlturë pòppersów (Repùblika
z maniericzno-artistowsczim Grégòrã
Cechòwsczim) przënôszô kaszëbsczi
lëteraturze nowé témë i mòtiwë.
Kù reszce jesmë z tekstã, w jaczim
kaszëbsczi herojowie pòkazywają
swòje ògrańczenia, fele i stracënczi.
Kù reszce nie szukô sã dlô jich pòczëcô
nimòcë i gestów niecerplëwòtë zdrzódła
w germanizacyjny pòlitice czë w sanacyjny pòlonizacje, le prosto w lëdzczi
kalécznoscë. W kùńcu erotika i seksualnota nie je wstidnym przëdatkã, jakąs
zamazóną drobizną narracje, a wërazno
pòkôzónym elemeńtã żëcô kòżdégò
człowieka, jaczi bez sromòtë pòkazywô
POMERANIA LISTOPAD 2014
LEKTURY/ROCZNICE
swòjã płcowòsc i bez ògrańczeniô chce
zaspòkòjeniégò téż i ti brëkòwnotë.
Smùgã to òd genologiczny starnë
amalgamat detektiwisticznégò, òbë­
czajowégò i inicjalnégò romana. Na kùńc
dostôwómë òpòwiésc kąsk eklekticzną,
próbùjącą zadowòlëc mòżlëwie wiele czëtińców, co doch nie je mòżebné.
Jednakò za wôrtné respektu (abò dającé
ùsmiéwk niedowierzaniégò) ùwôżóm
wëdobiwanié kaszëbsczi témë w realiach
XXI stalata i przedstôwianié ji w nowi
fòrmie, cobë wëdostac fakt, że nie je òna
bënômni piesnią ùszłotë, le dzejnikã zôs
òrganizującym swiądã terôczasnëch
lëdzy. Jabłońsczi wëkôzywô sã òdwôgą,
kreùjącë jednoczasno wiôldżégò i môłégò
w swòjich żëcowëch wëbiérkach Gerata. To dzysdniowi pół-heros, cwierc-Prometeùsz, jaczi je wizjonérą i pragmatistą, teòretikã i wëkònôwcą. To chtos, chto
pòrządkùje kaszëbską tradicjã, żądającë
òd se i jinszich Kaszëbów głãbòczi
kònwersje na nôrodné, spòlëznowé i familiowé wôrtnotë. Pòstace Jabłońsczégò
zbiérają doswiôdczenia w system
zachòwaniów, przekònaniów i regùlacje,
chtërne bùdëją tresc przédno jich gwôsny
egzystencje, ale jednoczasno dôwô sã
òddczëc ze starnë narracje, że mają to bëc
drogòwskazë dlô nowëch pòkòleniów
Kaszëbów. Gerat i Truda nie są jesz
skùńczonyma w juwernotowi drodze
lëdzama. Mô sã w tim ùsôdzkù pôrã razów wrażenié, że slizelë sã leno bez niejedne deje swòjich pòprzédców, a specyfika prôwdzëwëch sytuacjów i faktów,
jaczé wëdarzëłë sã w jich juwernoce,
nie dozwôlô jima jesz na hòrizontalné
wezdrzenié. Mòże jednakò pòstãpny
roman Jabłońsczégò pòkôże dalszą
stegnã ùwewnãtrziwaniô kaszëbskòscë.
Mòże bëc, że nie bãdze w ni jaczégòs
pòspiéwaniô i bòjeniô sã psychòlogiczny
analizë czë żëwiołu wëòbraznie, jaczé wëczuwô sã w Smùgã. Sprawa je
òdemkłô i pewno wnetka sã doznómë,
w jaką rëmiã zôs rëgnął pisôrz. Doch
w kònkùrsu m. Jana Drzéżdżona w 2014
rokù drëdżi môl dostôł pòstãpny dokôz
Artura Jabłońsczégò.
Daniel Kalinowski
Tłómaczëła Iwóna Makùrôt
Artur Jablonsczi, Smùgã, Wydawnictwo Region, Gdynia 2013.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Pamiętajmy o Żeromskim
14 października minęła 150. rocznica urodzin polskiego prozaika, publicysty i dramaturga, pierwszego prezesa polskiego
PEN Clubu, „sumienia polskiej literatury” – Stefana Żeromskiego. Urodził się na ziemi kieleckiej, którą uwiecznił w swojej
twórczości. Jest autorem takich powieści, jak: Popioły, Ludzie
bezdomni czy Przedwiośnie. Kiedy zmarł 20 listopada 1925 roku,
nasz noblista Władysław Reymont napisał: „Strata to polskiej
literatury niezastąpiona”.
J er z y Nac el
Pod koniec swojego twórczego życia był
ściśle związany z polskim wybrzeżem,
z tym skrawkiem kaszubsko-pomorskiej
ziemi, której poświęcił wiele pięknych
kart swojej bogatej twórczości, zwłaszcza w powieści Wiatr od morza. Interesował się życiem tutejszych mieszkańców
oraz tych, którzy budowali miasto Gdynię i gdyński port. Żyjąc wśród Kaszubów, walczył o to, by zachowali swoją
tożsamość. Myślał nawet o tym, by osiedlić się nad Bałtykiem. Zaprzyjaźniony
z autorem przewodnika Na kaszubskim
brzegu Bernardem Chrzanowskim, uczył
się dziejów naszego regionu. Sięgał do
roczników „Gryfa”, do książek Floriana
Ceynowy oraz różnych słowników gwarowych. Córka Żeromskiego Monika napisała: „Ojciec zbierał materiały, uczył się
historii tych ziem, ich poezji, odmienności języka, legend tutejszych; wiedza o tej
krainie była przygotowana, opracowana
głęboko i ściśle”. Wędrował po wioskach,
rozmawiał z rybakami kaszubskimi. Pisał: „Smętek nie jest ani co do nazwy,
ani co do samej figury moim wymysłem,
lecz (…) w całości zapożyczyłem go od
Derdowskiego”. Od starców starał się rozumieć mowę H. Derdowskiego. Od nich
dowiadywał się o stolemach, królewiankach i zatopionych miastach. W liście do
Bernarda Chrzanowskiego napisanym
w 1919 roku wyznał, iż od dawna pragnął poznać gruntownie wybrzeże morskie z jego rdzenną kaszubską ludnością
tej słowiańskiej ziemi. Ubolewał nad odwiecznym błędem Polaków polegającym
na zwracaniu się twarzą na wschód,
kosztem lekceważenia naszego rzeczywistego okna na świat, jakim jest Bałtyk.
Żeromski przyjaźnił się z Marianem
Mokwą. Spotykał się z nim w jego domu
Villa Rosa w Sopocie, gdzie bywał też młodokaszuba Franciszek Sędzicki. W tym
czasie powstawały w pracowni artysty
jego akwarelowe szkice do wielkiego
historycznego cyklu pod tytułem „Apoteoza Polski Morskiej”. Poznanie Mokwy,
a zwłaszcza obejrzenie kilkudziesięciu
szkiców miały niewątpliwy wpływ na pomysł i kompozycję planowanego utworu,
jakim miał być Wiatr od morza.
S. Żeromski spotykał się także z prof.
Kazimierzem Nitschem, wybitnym językoznawcą. Rozmawiali o języku kaszubskim, który został wykorzystany przez
pisarza w jego prozie marynistycznej.
Wiatr od morza ukazał się w 1922 roku.
Dedykował go córce. Napisał: „Ofiaruję
ten utwór Monice z gorącym życzeniem,
ażeby gdy dorośnie, nie znalazła już
śladów Smętka na ulubionym jej wybrzeżu”. Wiatr od morza stanowi zapis
dziejów Polski od czasów plemion słowiańskich do współczesności. W wielu
wątkach autor posługuje się kaszubszczyzną. Bardzo szczególną postacią przewijającą się przez powieść jest Smętek
z mitologii kaszubskiej.
Żeromski lubił spacery nad morzem.
Często przebywał na Oksywiu i na ukochanej Polance Redłowskiej. Lubił też
spacery do latarni w Rozewiu. Po latach
umieszczono tam tablicę pamiątkową,
na której napisano: „W 25 rocznicę zgonu Stefana Żeromskiego wielkiego pisarza, piewcy morza, pamięć jego imienia,
w miejscu przez niego ulubionym uwiecznia Polska Ludowa, Listopad 1950 roku”.
57
LEKTURY
widzałé radio na Kaszëbach
800 000 słëchińców na Pòmòrzim
dzéń w dzéń wôżné wiadła
twòja òblubionô mùzyka
pòzdrówczi ë kònkùrsë
kultura
Pusta noc w Kanadzie
W 2014 roku Kaszubi kanadyjscy odtworzyli rytuał pustej nocy, dając tym samym wyraz swojej
ogromnej miłości i szacunku do kultury przodków.
A leksandra
Kurowska- S usdorf
Pierwsi kaszubscy emigranci przybyli do
Kanady w roku 1858. Pochodzili głównie
z południa Kaszub: z Lipusza, Wiela, Leśna, Parchowa. Kiedy przybyli do portu
w Quebecu, agenci kolonii brytyjskich
wysłali ich na zachód od Canadian Pacific Railway, niedaleko Renfrew. Większość emigrantów osiedliła się wzdłuż
nowo wytyczonego traktu Opeongo.
W 1864 roku znaczna grupa Kaszubów
zamieszkała w Barry’s Bay – okolice Wilna (dawniej nazywanego Princetown).
Zaoferowano im w puszczy, w trudno
dostępnym, kamienistym terenie, darmowe działki leśne o powierzchni 100 akrów
(40 ha), które sami musieli wykarczować.
W następnych latach napływały kolejne
fale osadników z Pomorza i innych regionów Polski, przede wszystkim z Galicji,
ulegając często kaszubizacji1. Według J.L.
Perkowskiego ostatni emigranci kaszubscy przybyli w 1898 roku i osiedlili się
w Webster (Massachusetts), lecz 40 rodzin spośród nich przeniosło się do Paugh
Lake, na północ od Barry’s Bay2.
Noc śpiewanej modlitwy
Codzienne życie pierwszych osadników
skupiało się na walce z przyrodą, na
utrzymaniu zasiewów na wydartych
pierwotnej puszczy działkach. W tych
skrajnie niesprzyjających warunkach
Kaszubi nie zarzucili swoich zwyczajów
i obyczajów przywiezionych ze Starego
Lądu.
Życie duchowe kaszubskich emigrantów koncentrowało się, tak jak tam, skąd
przybyli, wokół Kościoła katolickiego3. Na
ziemi kanadyjskiej podtrzymywali także
rodzimą tradycję pustych nocy. W historii diecezji katolickiej Pembroke możemy
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
odnaleźć krótki opis tej tradycji z 1964
roku, autorstwa Williama O’Dwyera.
Określa on pustą noc jako: noc śpiewanej
modlitwy (…). O zachodzie słońca grupa
młodych i starych gromadziła się wokół
posłania zmarłego, śpiewając hymny ze
Śpiewnika Ludowego. Następnie odmawiano różaniec oraz wypominki za zmarłego
i jego przodków. Liderem pustonocnych
modlitw był Chapiewski. O wschodzie słońca, po skromnym śniadaniu, zgromadzeni
ruszali w długą drogę (8 mil). Sześciu młodych mężczyzn niosło trumnę. Tak opisano
pierwsze dziesięć lat rytuału pustej nocy
wśród imigrantów4.
William Makowski, w książce z 1967
roku History and Integration of Poles in Canada, przedstawia rytuał pustej nocy następująco: w przypadku śmierci członkowie
rodziny, krewni i członkowie społeczności
gromadzili się przy łożu nieboszczyka, żeby
odprawić pustą noc. Te modlitwy często
trwały całą noc, aż do pogrzebu5. Rytuał
ten był celebrowany w domu zmarłego
lub w domu któregoś z krewnych.
Opisując pustą noc kultywowaną
wśród Kaszubów kanadyjskich, wspomnieć należy o roli lidera i śpiewaków,
organizacji przestrzeni, długości trwania rytuału oraz artefaktach z nią związanych takich, jak: wieniec, śpiewnik,
poczęstunek.
Lider i śpiewacy
John Michael Glofcheskie w pracy na
temat muzyki ludowej również opisuje
omawiany rytuał (ang. the wake/barren
night), trwający jeden wieczór. Zwraca
szczególną uwagę na niepodważalną
rolę lidera: społeczny charakter spotkania oraz konwencja rytuału nie mogły
być podważane ani ignorowane przez
innych członków wspólnoty lokalnej.
Śpiewacy gromadzili się w domu nieboszczyka około godziny 19. Kolejność
pieśni wybierana była przez lidera, który prowadził pustą noc. Podawał również melodię innym śpiewakom. Siadał
w centralnym miejscu. Wśród znanych
liderów autor wymienia takie osoby, jak:
Augustyn Turzyński i Valentine Chapeski, wspomina również nazwiska: Pick,
Burant, Palubicki, Glofcheskie, Bleskie.
Augustyn Turzyński według relacji autora publikacji miał prosić przyjaciół,
aby nie śpiewali po jego śmierci, wierzył
bowiem, że zmarli, którym śpiewał na
pustych nocach, odprawią mu ten rytuał. Inna anegdota opowiada o powadze
rytuału pustej nocy. Valentine Chapeski
w czasie pustej nocy wieszał kapelusz na
gwoździu za swoim krzesłem. Podczas
jego krótkiej nieobecności jeden z młodych mężczyzn usiadł na jego krześle
i kontynuował śpiewanie pieśni. Chapeski wrócił na miejsce, zdjął kapelusz
i zarzucił śpiewakom, że w ten sposób
zniszczyli cały rytuał pustej nocy6.
Śpiewac y siadali przy stole,
a śpiewniki kładziono przed nimi. Lider rozpoczynał śpiew. Mężczyźni i kobiety śpiewali naprzemiennie, powtarzając ostatnie dwie linie każdej zwrotki.
Pierwszym hymnem była pieśń „Kto się
w opiekę podda Panu swemu”7. Po jednej
stronie stołu siedziały kobiety, po drugiej
mężczyźni, współdzieląc obowiązki pustonocnych śpiewaków. Wynikało to
prawdopodobnie z niewystarczającej
ilości mężczyzn, czyli działo się to inaczej niż na Kaszubach (Pomorze), gdzie
prym w śpiewaniu wiedli mężczyźni,
natomiast kobiety tylko się włączały
w śpiewy.
Śpiewniki
J.M. Glofcheskie8, opisując śpiewniki,
zwraca szczególną uwagę na ich wielką
wartość. Na pustą noc przynoszono cenne śpiewniki zapakowane w brązowe,
59
kultura
Około godziny 5–6 rano kończono
rytuał odmówieniem modlitwy Anioł
Pański. Śpiewami odprowadzano nieboszczyka na cmentarz, gdzie w trakcie
pochówku intonowano pieśń „Witaj, Królowo Nieba”. Glofcheskie, prowadzący badania w 1973 roku w Renfrew, podaje, że
rytuał pustej nocy nie jest tam już praktykowany. Jego zdaniem rytuał pustej
nocy był kultywowany do lat pięćdziesiątych XX wieku. Respondenci z Wilna
wspominają o roku 1965 (Peter Glofcheskie, David Shulist, Edmund Chippior).
W roku 1965 w Barry’s Bay zbudowano
dom pogrzebowy O’Reilly Funeral Home,
który przejął organizację rytuałów
okołopogrzebowych.
Shirley Mask-Connolly (z prawej), kurator muzeum, ze zdjęciem zmarłej babci, oraz Aleksandra Kurowska-Susdorf.
Fot. David Shulist
papierowe torby. Zbiór Pieśni Nabożnych
Katolickich zawierał repertuar ponad
tysiąca pieśni, pogrupowanych w zależności od okresu liturgicznego. Kilka
śpiewników przywieźli z sobą pierwsi
emigranci, a inne zostały dodrukowane
w Stanach Zjednoczonych. Zbiory pieśni
przechodziły z pokolenia na pokolenie,
niektóre z nich są w posiadaniu rodzin
od ponad 100 lat. Śpiewniki używane
podczas pustej nocy zawierały tylko
słowa, natomiast melodie przekazywano ustnie, tak że w różnych rodzinach
znane były różne wersje melodyczne.
Lider pustonocnych śpiewów rozpoczynał pieśń tak, aby inni kontynuowali tę
samą melodię. Autor wspomina również, że niektóre pieśni spisywano odręcznie na dodatkowych kartkach.
Organizacja przestrzeni
Pamiętnik Elizabeth Catherine Shalla
(1890–1978) dokumentuje organizację
przestrzeni w czasie trwania pustej
nocy. Z zapisków Elizabeth Catherine
wynika, że na środku pomieszczenia
ustawiano długi stół, przykryty białym
obrusem, na którym stały przekąski:
miętówki oraz goździki, ssane w czasie śpiewów. Przy ścianie, w rogu tego
samego pomieszczenia, stała trumna.
Zewnętrzną część trumny pokrywano
czarnym materiałem, natomiast środek
wyściełano białym. Na dwudzielnym
wieku umieszczano krucyfiks, na wysokości złożonych rąk nieboszczyka.
60
Czas trwania rytuału i poczęstunek
W pracy na temat genealogii rodziny
Dombrowski, której autorkami są Margaret Biernaskie i Barbara Dombrowskie,
odnaleźć można informację o pustych
nocach trwających dwa dni. Autorki
wspominają, że zanim powstały domy
pogrzebowe, kilku mężczyzn ze społeczności lokalnej przygotowywało nieboszczyka przed złożeniem go do trumny.
Badaczki podają również informację, że:
na zewnętrznych drzwiach domu nieboszczyka był wieszany ciemny, bordowy lub
purpurowy wieniec wykonany z aksamitu.
Ksiądz oraz inni odwiedzający okazywali
szacunek zmarłemu poprzez modlitwę,
podczas gdy mężczyźni i kobiety, siedząc
w długim rzędzie w kuchni, śpiewali polskie
pieśni nabożne. Śpiewy odbywały się popołudniem i trwały do późnej nocy przez dwa
dni. W czasie krótkich przerw śpiewacy spożywali napoje i przekąski (…)9.
Poza miętówkami i goździkami, które ukoić miały gardła śpiewaków, do picia podawano wymieszaną z wodą czerwoną maść10 o nieprzyjemnym smaku,
która działała jak środek przeciwbólowy,
wzmacniający wokal nosowy. J.M. Glofcheskie podaje również, że śpiewacy po
śpiewach trwających około półtorej godziny robili krótką przerwę i pod pretekstem korzystania z toalety raczyli się
napojami alkoholowymi. Krótko przed
północą serwowano większy posiłek
składający się z pieczonej fasoli, wieprzowiny i suszonych śliwek.
Rekonstrukcja rytuału
Polish Kashub Heritage Museum11
(PKHM) 17 sierpnia 2014 roku dokonało
rekonstrukcji rytuału pustej nocy, tak jak
pamięta to piąte pokolenie emigrantów.
Na szczególną uwagę zasługuje zaangażowanie kaszubskiej społeczności.
Margaret i Ziggy Biernaskie sprawili,
że kilkuosobowa grupa przygotowała
i przećwiczyła pieśni pogrzebowe ze
śpiewników. Próby trwały kilka miesięcy i wiązały się z wysiłkiem wielu
osób. Shirley Mask Connolly na tydzień
przeniosła swoją ekspozycję na piętro
budynku muzealnego, udostępniając
uczestnikom rekonstrukcji oraz gościom główne pomieszczenie, dawną
izbę mieszkalną chaty zaadaptowanej
na muzeum. W głównym pomieszczeniu Polish Kashub Heritage Museum
umieszczono czasową wystawę o pustych nocach: zdjęcia, stół, śpiewniki
oraz trumnę. W tym samym pomieszczeniu odbyła się rekonstrukcja pustej
nocy. Margaret Biernaskie przygotowała tradycyjny wieniec z ciemnego aksamitu, który wieszało się niegdyś na
drzwiach domu zmarłego. Specjalnie
do celów rekonstrukcji Peter i Beverly
Glofcheskie zbudowali trumnę (kierując
się wskazówkami zawartymi we wspomnieniach Elizabeth Catherine Shalla),
którą ustawiono pod ścianą tak, że jeden bok całkowicie do niej przylegał.
Niektórzy uczestnicy rytuału znacząco
przyczynili się do powstania wystawy,
m.in. udostępniając fotografie przedstawiające pustonocnych śpiewaków i nieboszczyka w momencie wynoszenia
POMERANIA LISTOPAD 2014
kultura
Śpiewacy. Fot. Aleksandra Kurowska-Susdorf
trumny z domu oraz zdjęcia z pogrzebów swoich przodków (Esther Yantha,
Shirley Mask-Connolly, Margaret Biernaskie oraz Peter Glofcheskie).
Rekonstrukcja zaczęła się od pukania do udekorowanych wieńcem drzwi
chaty (czyli budynku PKHM). Do chaty wszedł członek lokalnej wspólnoty
i przywitał obecnych słowami „Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Następnie Peter Glofcheskie, prezes Wilno
Heritage Society, wygłosił referat omawiający powagę i celebrację pustej nocy
wśród Kaszubów kanadyjskich. Przywołał wspomnienia swojej babci – Elizabeth Catherine Shalla (Szola) z domu
Etmanska (1890–1978). Odczytał fragment jej notatek opisujący pustonocne
tradycje. Zacytował również prace swojego brata Johna Michaela Glofcheskie,
badacza ludowych pieśni.
Przemówienie Petera Glofcheskie
było wprowadzeniem do celebrowania
rytuału pustej nocy. Na przykrytym białym obrusem stole, przy którym zasiedli śpiewacy, położono stare śpiewniki
oraz miętówki i goździki. Śpiewacy to
sześć kobiet: Clementine Brotton, Rita
Coulas, Barbara Dombroskie, Margaret
Biernaskie, Frances Coulas i Veronica
Bialy, oraz czterej mężczyźni: Donald
Recoskie, Ed Chippior, Peter Glofcheskie
i lider śpiewów Andy Wielgosz. Do celów
rekonstrukcji wybrano 4 pieśni, zaśpiewano po 2 zwrotki z każdej z nich12. Po
śpiewach Margaret Biernaskie odmówiła
w języku polskim modlitwy i różaniec.
Następnie, po zakończeniu śpiewów
i modlitw, podano poczęstunek: suszone śliwki13.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Badania, prezentacja i film
Po rekonstrukcji rytuału kilka osób –
Aloisius Smaglinskie, Maxine Luckasavitch, Margaret Biernaskie, Clementine
Brotton, Esther Yantha i David Shulist
– wzięło udział w badaniach fokusowych,
opowiadając o swoich doświadczeniach
związanych z udziałem w pustych nocach. Badania te, prowadzone przez autorkę artykułu, doktorantkę z Uniwersytetu Gdańskiego, dotyczą edukacyjnego
wymiaru rytuałów okołopogrzebowych,
a szczególnie dziecięcych wspomnień
z partycypacji w pustej nocy.
Na zakończenie spotkania autorka
opowiedziała o pustonocnych tradycjach
na Kaszubach, które przetrwały do dnia
dzisiejszego. W prezentacji pojawiły
się porównania rytuału pustej nocy na
Kaszubach w Polsce oraz w Kanadzie
związane z artefaktami, organizacją
przestrzeni i samym przebiegiem rytuałem. Ponadto obecni obejrzeli fragment
dokumentu o pustej nocy, która miała
miejsce w Luzinie w 2013 roku, odsłuchali śpiewów lidera Antoniego Kleiny
(Luzino) oraz obejrzeli fragment nagrania z modlitw Duszpasterstwa Dobrej
Śmierci (Luzino).
***
Rekonstrukcja pustej nocy, a przede
wszystkim wysiłek i serce, jakie włożyli
w swoją pracę kanadyjscy Kaszubi, zasługują na ogromny szacunek i podziw.
W tym miejscu pragnęłabym serdecznie
podziękować wszystkim wymienionym
osobom oraz ich rodzinom za gościnność i przede wszystkim za wyjątkową
atmosferę. Gość w dom, Bóg w dom jest
żywe na Kaszubach w Kanadzie!
Bibliografia
Biernaskie M.R., Dombroskie B.A., Dombroskie
Genealogy, Gilmour Doculink, Killaloe 2013.
Borzyszkowski J., Kurowska J., O Kaszubach
w Kanadzie (1858–2008), Instytut Kaszubski
i MPiMKP, Gdańsk – Wejherowo 2008.
Glofcheskie J., Folk Music of Canada’s Oldest
Polish Community, Canadian Centre for Folk
Culture Studies, Ottawa 1980.
Makowski W.B., History of Integration of Poles in
Canada, The Canadian Polish Congress, Niagara
Peninsula 1967.
Notatki z pamiętnika nauczycielki Elizabeth
Catherine Shalla (Szola) z domu Etmanska
(1890–1978), urodzonej w Kanadzie, córki Johna
Etmanskiego, jednego z pierwszych emigrantów przybyłych w 1858 r., babci Petera Glofcheskie, prezesa Wilno Heritage Society.
O’Dwyer Rev. W.C., Highways of Destiny. A History of the Diocese of Pembroke, Ottawa Valley,
Canada, Ottawa 1964.
Perkowski J.L., Vampires, Dwarves, and Witches
among the Ontario Kashubs, Canadian Centre for
Folk Culture Studies, Ottawa 1972.
Przypisy
1
Borzyszkowski J., Kurowska J., O Kaszubach
w Kanadzie (1858–2008), Gdańsk – Wejherowo
2008, s. 9.
2 Perkowski J.L., Vampires, Dwarves, and Witches
among the Ontario Kashubs, Ottawa 1972, s. 12.
3 Tamże, s. 13.
4 O’Dwyer Rev. W.C., Highways of Destiny. A History of the Diocese of Pembroke, Ottawa Valley, Canada, Ottawa 1964, s. 163–166.
5 Makowski W.B., History of Integration of Poles
in Canada, Niagara Peninsula 1967.
6 Glofcheskie J., Folk Music of Canada’s Oldest
Polish Community, Ottawa 1980.
7 Więcej na temat kolejności i tytułów pieśni
w: Glofcheskie J., dz. cyt.
8 Glofcheskie J., dz. cyt., s. 35–48.
9 Biernaskie M.R., Dombroskie B.A., Dombroskie Genealogy, Killaloe 2013, s.104.
10 „Watkins Red Liniment” 1868 r. – maść
przeciwbólowa zawierająca kamforę, czerwony
pieprz i olej świerkowy.
11 Wilno Heritage Society (WHS) powołane do
życia w 1997 r. przez potomków pierwszych osadników, pierwszym prezesem tego stowarzyszenia
był David Shulist. Z inicjatywy WHS w 2002 roku
powstało Polish Kashub Heritage Museum (Park
Kaszubsko-Polskiego Dziedzictwa), Borzyszkowski J., Kurowska J., dz. cyt., s. 10.
12 Pieśni z rekonstrukcji: „Dzień ostateczny”,
„Serdeczna Matko”, „Zmarły człowiecze z Tobą
się żegnamy”, ostatnią pieśnią była „Witaj, Królowo nieba”.
13 Prunes – suszone śliwki odstawia się na noc
do lodówki, skropione niewielką ilością wody
i posypane cukrem. Przed podaniem gotuje się
je tak, by stały się miękkie.
61
KLËKA
Wejrowò. Pòznôj Kaszëbsczé nótë
Ksążka aùtorstwa Rómana Drzéżdżona To
je krótczé, to je dłudżé… Wędrówki szlakiem
obrazkowych nut bëła promòwónô 3 rujana w Mùzeùm Ka­szëbskò-Pòmòrsczi
Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie.
Pòtkanié zaczãło sã òd wielejãzëkòwi
deklamacji w wëkònanim Adama Hébla,
aktora Teatru Zymk. Gòsce słëchalë téż
schnitzelbankòwëch klawirowëch wariacji Roberta Scottiégò. Praktikancë
Studia Spiéwù Reda dzejającégò
przë Krézowi Zrzeszë Pòùczënowò-Wëchòwawczich Môlów [Studio Wokalu Reda przy Powiatowym Zespole
Placówek Oświatowo-Wychowawczych]
wëkònelë pòd czerënkã Wéróniczi
Kòrthals-Tartas „A faragószék nótája”
– wãgierską wersjã Kaszëbsczich nót.
Ksążkã wëdało Mùzeùm razã z Wëdowizną Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô dzãka dëtkòwi pòmòcë gardu
Wejrowò.
Tegò dnia òtemkniãti béł téż pòkôzk
z rozmajitima zortama przedstôwianiô
ti znóny na Kaszëbach spiéwë.
Red., tłóm. KS
Praktikancë Studia Spiéwù Reda. Òdj. DM
Bòrzestowò. Wieczór z cządnikã „Pomerania”
Remùsowi Krąg gòscył 2 rujana
przédnégò redaktora „Pòmeranii” Dariusza Majkòwsczégò i téż ùczennicã
I Òglowòsztôłcącégò Liceùm w Kòs­
cérznie Wiktorã Kòzykòwską, aùtorkã
artikla „Mały Siegi”, chtëren ùkôzôł
sã w séwnikòwim numrze naszégò
miesãcznika. Bëtnicë Remùsowégò
Krãgù dzãkòwelë ji za wzrëszający tekst
i gôdelë ò nôdzeji na to, że artikel òpiarti
na przeżëcach ji familii nie béł slédnym
ji aùtorstwa. Na pòtkanié przëszła téż
szkólnô Wiktorë – Wanda Czedrowskô,
chtërna òpòwiôdała m.jin. ò swòji robòce
w kòscersczim liceùm.
Jak òb czas kòżdégò pòtkaniô bò­
rzestowsczi pòspólnotë nie felało spié­
wów i dobri atmòsferë.
Red., tłóm. KS
Òdj. z archiwùm Remùsowégò Krãgù
Katowice, Pòznań. Białczi ze Zgòrzałégo nie próżnëją
Z leżnoscë 149. roczëznë gardu Katowice òb czas wiôldżégò Ùrodzëznowégò
Jôrmarkù nôleżniczczi Stowôrë Białków
Zgòrzałégò (Stowarzyszenie Kobiet Zgorzałego) promòwałë w dniach 14–21
séwnika bògactwò kaszëbsczi kùlturë.
Naszã kaszëbską kùchniã katowiczanie
pòznôwalë, szmakùjącë kùchë, chléb ze
szmôłtã, malënowé soczi i naléwczi (specjalnosc zgòrzałków!).
Pózni białczi z ti stowôrë swòje kù­­char­
sczé dokazë pòkazywałë òb czas tôrgów
Smaki Regionów w Pò­znaniu (27–30 séwnika). Jich stojisz­cze przëcygało przédno
daniama z rë­bów z Reduńsczégò Jezora.
Szmaczi Pòmòrzégò bëłë téż w wërobach
(m.jin. z wãdzonégò miãsa) Brigitë i Andrzeja Kąkòlów, firmë Fungopol z Brus
i stowôrë Kościerska Chata, w sërach
z kòzégò mléka z Kôrsëna i w napitkù,
co sã zwie Piwo StaroGdańskie.
Red., tłóm. KS
Òdj. ze zbiérów Stowôrë Białków Zgòrzałégò
www.kaszubi.pl
62
POMERANIA LISTOPAD 2014
KLËKA
Bólszewò. Kaszëbsczi wieczór
W Pùbliczny Bibliotece Gminë Wejrowò
m. Aleksandra Labùdë w Bólszewie
24 séwnika bëło kaszëbsczé zéńdzenié,
na jaczim prezentowóné bëłë dwa
pòkôzczi: „Haft kaszubski”, aùtorstwa
nôleżniczków Karna Kaszëbsczégò
Wësziwkù „Tulipan” przë Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim w Wejrowie,
i „Piewca Kaszub – ks. dr Leon Heyke 1855–1939” aùtorstwa Sławòmira
Chòlchë.
Białczi z karna „Tulipan” mògą sã
bùsznic wiele dobiwkama. Jich wësziwczi pòkazywóné bëłë òb czas kònkùrsów
i wëstôwków wësziwkù m.jin. w Lëni,
Wiérzchùcënie, Chònicach, Somòninie,
Zakòpónym.
Leżnotą do pòkôzaniô materiałów
ò ùtwórstwie i żëcym ks. dr. Léóna
Heykégò je 75. roczëzna jegò smiercë.
Na wëstôwkù w Bólszewie bëłë m.jin.
rãkòpisë dokazów i lëstë tegò pòétë.
Wieczór skùńcził wëstãp Dãty Òr­
kestrë „Zdzich Kapela”, chtërna wë­
kònała czile tradicyjnëch kaszëbsczich
spiéwów, m.jin. „Hej tu u nas na Kaszubach” czë „Polka kaszubska”.
Red., tłóm. KS
Òdj. ze zbiérów PBGW
m. Aleksandra Labùdë w Bólszewie
Gduńsk. Niematerialnô spôdkòwizna tematã debatë
Trzecé zéńdzenié drëdżi edicji Pòmòrsczi
Debatë ò Kùlturze miało tituł „Niematerialne dziedzictwo kulturowe Pomorza”. Òdbëło sã 9 rujana w Kòlumnowi
Zalë Nôrodnégò Mùzeùm we Gduńskù
(ul. Toruńskô 1). Nôpierwi bëło podpisanié intencyjnégò lëstu w sprawie
wespółrobòtë w dokùmentowanim
i badérowanim niematerialny kùl­
turowi spôdkòwiznë Pòmòrzô i téż
w ùpòwszédnianim wiédzë ò ni. Òb czas
zetkaniô przedstawiony òstôł referat ò
znaczenim ùdzélu państwa i Nôrodnégò
Institutu Spôdkòwiznë [Narodowy
Instytut Dziedzictwa] w òchronie niematerialny spôdkòwiznë. Mòżna bëło
òbaczëc prezentacjã na temat stanu
ùtrzëmaniô i pòpùlarizacji niematerialny
kùlturowi spôdkòwiznë Pòmòrzô i badawczich jiwrów z nią sparłãczonëch.
Red., tłóm. KS
Gduńsk. Nôlepszi pòmòrsczi artiscë
Gduńsczé Biennale Kùńsztu [Gdańskie
Biennale Sztuki] trzecy rôz zebrało pò­
kô­zk z nôcekawszich prôców pò­mòr­
sczich artistów. Wëdarzenié je cyklicznym bédënkã Gduńsczi Gardowi Galerii
[Gdańska Galeria Miejska]. Òkróm òrga­
nizacji przekrojowégò wëstôwkù, jegò
célã je òżëwienié i zespòliwanié kùl­
turalny sferë Pòmòrzô. Pòkazywóné
prôce bëłë wëbróné na spòdlim kòn­­kùr­su,
w nastãpnëch etapach nô­le­­żnicë bãdą
biôtkòwac ò nôdgrodë: pù­bliczi, gduńsczi ASP (Akademia Sztuk Pięknych)
i przédną nôdgrodã – chtërny dobiwca
pòkôże sã na indiwidualnym wëstôwkù
w przińdnym rokù. Biennale òtemkniãté
bëło 9 rujana. Wëstôwk òbzerac jidze do
23 lëstopadnika.
Red., tłóm. KS
Òdj. A.M.
Łubianô. Pòtkanié z aùtorã i promòcjô
kaszëbsczégò jãzëka
Part KPZ w Łubianie 18 rujana gòscył
kaszëbsczégò pisôrza, pòétã, tłomacza
i gazétnika Stanisława Jankegò. Zéńdzenié z Jankem bëło pòłączoné z promòcją
jegò ksążczi Żôłti kam, bëło téż leżnotą do
gôdków ò kaszëbsczi lëteraturze.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Tegò dnia òstôł ùroczësto òtemkłi
môl na pòtkania dlô stowôrów
z szôłtëstwa Łubianô. Ùczniowie Zrzeszë Szkòłów w Łubianie przërëchtowelë artisticzny wëstãp, a Karolëna Kùlas,
dobiwczëni kònkùrsu Éwë i Grzegòrza
Szalewsczich dlô nôlepszich maturańtów z kaszëbsczégò jãzëka w 2013 rokù,
zaprezentowała swój maturalny pòkôzk.
Red., tłóm. KS
63
KLËKA
Rëbno. Na tczã pòległëch
W trzecą niedzelã séwnika na Smã­
tôrzu Òfiarów „Marszu Smiercë” w Rë­
bnie bëła ùroczëstosc na tczã wnet 800
spòczëwającëch tam òfiarów i wszë­tczich
sôdzowników, chtërnym hit­lerówcë
pòd kùńc stëcznika kôzelë przeńc
z kòncentracyjnégò lagru Stutthof.
Pò złożenim meldënkù ò chãcë
do zaczãcô ùroczëznë, przë zwãkach
nôrodnégò himnu, òdegrónégò przez
Gminną Dãtą Òrkestrã pòd przédnictwã
Waldémara Szczipiora, wcygniãtô
òsta na maszt stanica. Na ùroczëstosc
przëszlë mieszkańcowie, przedstôwcowie wëszëznów gminë Gniewino
i gòsce, a westrzód nich bëtnicë „Marszu
Smiercë” i przedstôwcowie Kómbatancczi
Radzëznë, sekretôrz krézu Wejrowò Mark
Panka i kùstosz Mùzeùm Stutthof Elżbiéta Grot. Pò przëwitanim głos zabrała
Mariô Kruszińskô, córka hm. Benedikta
Porożińsczégò, kòmendanta Mòrsczégò
Rejonu Harcerzów w Gdini, pózniészégò
sôdzownika Stutthofu, ùmarłégò òb czas
„Marszu Smiercë”. Pò ni wspòminkama
pòdzelił sã Sztefón Lewandowsczi, ùszłi
sôdzownik.
Pò apelu pòległëch prowôdzonym
przez kpt. Mariusza Jarosa i hònoro­
wim strzélu, òddónym trzë razë przez
kóm­paniã z Centrum Teleinfòrma­
ticznégò Wspiercô i Dowòdzeniô Wòjenny Marinarczi m. płk. K. Pruszkòwsczégò
w Wejrowie, delegacje kómbatantów,
samòrządôrzów, szôłtëstwów, mło­
dzëznë, òrganizacji i pòdjimiznów
zło­żëłë kwiatë pòd pòmnikã òfiarów.
Pòtemù ùczniowie Zrzeszë Szkòłów
w Kòstkòwie zaprezentowelë krótczi
program artisticzny.
Pò patrioticznym dzélu bëła mszô
swiãtô w intencji òfiarów „Marszu
Smiercë”, żëjącëch kómbatantów
i òjczëznë.
Red., tłóm. KS
Gduńsk. Nowi zôczątk – razã dlô Pòmòrzô
Pò wakacjowi przerwie nôleżnicë Karna Sztudérów Pòmòraniô pòtkelë sã,
bë zacząc nowi cząd dzejalnotë klubù,
co dzejô przë Kaszëbskò-Pòmòrsczim
Zrzeszenim. Òd wiãcy jak piãcdzesąt
lat prôcëjemë na rzecz rozkòscérzaniô
kaszëbskò-pòmòrsczi tradicje i kùlturë,
i téż spãdzywómë czas na pòtkaniach
i dobri zabawie.
8 rujana bëło walné zéńdzenié spra­
wòzdawczo-welacyjné Pòmòranie.
Më przedstawilë na nim swòjã dzeja­
lnotã w ùszłim akademicczim rokù
i jesz òbgôdelë ôrtë promòcje klubù
i òrganizacjã najich nôwôżniészich rozegracjów w nowim rokù. Równak przede
wszëtczim më wëbrelë swòje wëszëznë.
Przédnikã, jak łoni, je Magdaléna Bigùs.
Do zarządu weszlë: Matéùsz Łącczi
(wiceprzédnik), Katarzëna Bigùs (skôrbniczka), Przemësłôw Kilian (sekretôrz),
Adrión Rudnik i Anna Selke (gòspòdarze
Chëczë). Móm nôdzejã, że zarząd i nôleżnicë mdą robilë jakno karno, żebë ùdokaznic
statutowé céle klubù – pòdsztrichnãła pò
welacje przédniczka Magdaléna Bigùs.
Pòmòraniô rôczi wszëtczich sztudérów, co chcą dzejac w klubie, na pòt­
kania, co latos mdą w kòżdą strzodã
ò szósti pò pôłnim w sedzbie KPZ przë
szas. Straganiarsczi 20–23 we Gduńskù.
Adrian Watkowski, tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi
Òdj. ze zbiérów Pòmòranie
Bytonia. Ludowe Talenty 2014
W dniach 26–28 września odbywała się
7. edycja Pleneru i Konkursu „Ludowe
Talenty” organizowanego przez gdański oddział ZKP. W tym roku, dzięki
uprzejmości dyrektora Zespołu Szkół Publicznych w Bytoni Tomasza Damaszka,
64
uczestnicy pleneru mieszkali i tworzyli
w tamtejszej, pięknie położonej szkole.
W zajęciach wzięło udział 26 uczniów
oraz 5 nauczycieli, którzy przez 3 dni,
pod okiem doświadczonych instruktorów – członków Stowarzyszenia Twórców Ludowych Oddział w Gdańsku Reginy Białk i Edmunda Zielińskiego oraz
Krzysztofa Bagorskiego – zgłębiali tajniki
plecionkarstwa, malarstwa na szkle oraz
malowania pastelami. Ponadto uczestnicy pojechali na wycieczkę do ogrodu
dendrologicznego w Wirtach oraz zwiedzili Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim.
Ostatniego dnia pobytu zorganizowano konkurs wykonanych prac.
Barbara Maciejewska z Oddziału Etnograficznego Muzeum Narodowego
w Gdańsku oraz Barbara Kurkowska,
przedstawicielka organizatora, dokonały przeglądu i klasyfikacji prac. Przyznały 14 równorzędnych nagród. Pierwsze
miejsca zajęły: Emilia Wawrzyniak ze
SP nr 82 w Gdańsku-Klukowie za koszyk, Marta Czapska z ZSP w Bytoni za
pastele i Alicja Czermińska ze SP w Baninie za malarstwo na szkle. Wszyscy
uczestnicy pleneru otrzymali dyplomy
i płyty CD z bajkami kaszubskimi, a osoby nagrodzone dodatkowo otrzymały
książki.
Red., fot. Krzysztof Bagorski
POMERANIA LISTOPAD 2014
KLËKA
Wejrowò. Festiwal Wanoga
Lubòtnicë przigòdów, rézownicë
i ti, co snią ò wiôldżich rézach, mielë
mòżlëwòsc pòtkaniô sã w Wejrowie
w dniach 2–5 rujana, bò wej prawie
tedë dérowôł tam 3 Festiwal Przygody
„Wanoga”. W jizbach Kaszëbsczi Filharmónii mòżna bëło pògadac z rézownikama, np. z Aną Jaklewicz, antropò­
l­ogã i archeòlogã, chtërna òdkrëwała
przed bëtnikama festiwalu krëjamnotë zadżinionëch cywilizacji. Béł téż
Krësztof Starnawsczi, ekstremalny
spòrtówc i płetwonurk, specjalizëjący
sã w nurkòwanim w grotach. Wiele
òbzérników z niecerplëwòtą żdało na
seriã prezentacjów rézowëch filmów ze
wszëtczich kòntinentów. Dzélã festiwalu
béł téż czôłnowi spłiw rzéką Redą, rajd
na òrientacjã i wspinaczkòwé zajãca.
Red., tłóm. KS
Gduńsk. Promòcjô raptularzów
15 rujana w Dodomù Kaszëbsczim we
Gduńskù Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Kaszëbsczi Institut zòrganizowałë
promòcjã dwùch wëdónëch latos ksążków: Daniela Kalinowsczégò Raptularz
kaszubski i Tadéùsza Jabłońsczégò Raptularzyk z początku XXI wieku. Dokazë
zaprezentowôł ùczãstnikóm promòcji
prof. Andrzéj Cenôwa. Pòdczorchiwôł,
że òbëdwie są zapisënkã robionym „na
gòrąco”, bez dłëgszégò czasowégò òd­
daleniô, dzãka czemù wiele je w nich
aùtenticznoscë i prosto wërzekłëch
pòzdrzatków aùtorów.
Red.
Òdj. DM
Bùdzëszëno (Niemieckô). Kaszëbi – wczora i dzysô
W Serbsczim Mùzeùm (Serbski Muzej
Budyšin) 12 rujana òstôł òtemkłi wëstôwk
„Kaszëbi – wczora i dzysô”. Ekspònatë
ùprzistãpniłë mùzea z Wejrowa, Pùcka,
Wdzydz i Bëtowa, a kòòrdinatorã projektu
béł Radosłôw Kamińsczi. Na wëstôwkù,
jaczi mòżna òbzérac do gromicznika, je prezentowóny m.jin. kaszëbsczi lëdowi kùńszt,
lëteratura, bùdowizna i rëbaczenié.
Òb czas òficjalnégò òtemkniãcô re­
ferat ò Kaszëbach mia wëgłoszoné dr
Magdaléna Sacha z Gduńsczégò Ùni­wer­
sytetu. Kaszëbskô Familijnô Kapela BAS
ze Serakòjc zagrała kòncert z prezentacją kaszëbsczich nótów, diôbelsczich
skrzëpiców i pòkôzkã młocô i zażiwaniô
tobaczi.
Przedstôwcama Kaszëbów w Bù­­­dzë­­­
szë­nie bëlë téż: dr Tomôsz Sie­­­miń­sczi,
Te­r éza Tréder, Macéj Kwaśkiewicz
z Zô­p adnokaszëbsczégò Mù­z e­ù m
w Bë­­towie, Mirosłôw Kùklik z Mù­ze­ùm
Pùcczi Zemi, Janina Kùrowskô i Ró­man
Drzéżdżón z Mùzeùm Ka­szëb­skò-Pò­
mòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie, a téż Radosłôw Kamińsczi. Dzél
wëstôwkù tikający sã kaszëbsczi bù­
dowiznë przërëchtowôł Tadéùsz Sa­
d­kòwsczi z Mùzeùm – Kaszëbsczégò
Etnograficznégò Parkù we Wdzydzach.
Wëstôwk òstôł sfinancowóny m.jin.
ze strzodków mùzeów i dotacji Marszôłka Pòmòrsczégò Wòjewództwa.
Red.
Òdj. Kapela Bas przed Serbsczim
Mùzeùm. Òdj ze zbiérów kapelë BAS
Szimbark. Promòcjô nowi ksążczi dlô dzecy
Moja pierwsza Biblia. Stary Testament
w obrazkach aùtorstwa Aleksandrë
Majkòwsczi i Dariusza Majkòwsczégò
je nônowszą ksążką wëdóną przez
Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Pierszô promòcjô pùblikacji bëła 16 rujana
w Pùbliczny Bibliotece w Szimbarkù.
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
Òbrôzczi do kaszëbsczi Biblii dlô dzecy
zrobiła Magdaléna Niebùdek, graficzka
z tigòdnika „Niedziela” i pismiona dlô
dzecy „Tęcza”.
Red., tłóm. KS
Òdj. A.M
65
KLËKA / KOMUNIKAT
Rëmiô. 10 lat spiéwô chùr „Rumianie”
Chòc chùr miono mô pòlsczé i téż nié-Kaszëbką je dirigent Marzena Graczyk, dlô
wszëtczich to je kaszëbsczi chùr. Czemù?
Bò czej koncertëje, chùrziscë są òblokłi
we farwné kaszëbsczé ruchna, a chùr
mô w repertuarze wiele piesni kaszëbsczich, tëch starszich, ale téż nowëch.
Dzél z nich òpracowa na trzë głosë sama
wastnô dirigent.
Chùr pòwstôł 10 lat temù, jesenią
2004 rokù, czej do nowégò zarządu
rëmsczégò partu béł wëbróny Eùgeniusz
Zwara. Na zéńdzeniach czãsto më czëlë,
żebë part doch cos zrobił i òdnowił
w Rëmi kaszëbsczé spiewanié. E. Zwara
wiele lat nôleżôł do „Chùru sw. Cëcylii”
przë parafii w Stôri Rëmi, le w młodoscë
zaczinôł spiewac w téż rëmsczim „Ka­
szëbsczim Zwònie” (dzejôł w latach 1957–
–1961). I tak sã stało, że E. Zwara skrziknął
chãtnëch, Ludwik Bach – dir. Miesczégò
Dodómù Kùlturë i tej wiceprzédnik
partu – nalôzł w bùdżece MDK dëtczi
(bùrméster Elżbiéta Rogala-Kończak
tak samò bëła baro „za”!), a M. Graczyk
chãtno wzãła na se warkòwné prowadzenié, bò ju rëchli przez piãc lat prowadza
rëmsczi chùr „Lira”. Dwa razë w tidzéniu
w sali MDK chùrziscë zaczãlë sã zbierac
na próbë, a białczi, chùrzistczi, samë
robiłë kaszëbsczé ruchna. Ju w gòdnikù
2004 r. zaspiéwelë nama kaszëbsczé
kòlãdë na òpłatkòwim zéńdzenim.
Przez ùszłé 10 lat „Rumianie” spié­
welë ledzóm ju kòl tësąca razy! W Pòlsce
i za grańcą (Wilno, Berlin). Wiele razy
w kòscołach i na òdpùstach (nôleżą
do Radzëznë Kaszëbsczich Chùrów),
ale téż na kònkùrsach, festiwalach,
przezdrzënkach, jôrmarkach. Wëdelë
swòjã platkã. Wëstãpòwelë w TV
„Trwam” na całi swiat i mają swòj ùdzél
we filmie ò Gdini – „Miasto z morza”.
19 rujana w kòscele na Zôgòrzim
òdbëłë sã jubileùszowé ùroczëstoscë.
Chùrziscë słowama a piesniama òddelë
swòje 10-latné dzejanié. Słëchińcama bëlë
gòscë z Rëmi i z bùtna: bùrméster E. Rogala-Kończak, prezes Radzëznë Kaszëbsczich
Chùrów – T. Fopke, zarząd partu razã
z prezesã L. Bachã, delegacje jinëch
chùrów z Rëmi, Czelna, Chwaszczëna,
Kòsôkòwa, Lëzëna, Nadola, Wejrowa,
Żelëstrzewa i Żukòwa. I bëła òwacja na
stojąco, a tej gratulacje, żëczbë, kwiatë,
darënczi i „Plurimos annos” a „Życzymy, życzymy...”. Kòżdi chùrzista dostôł
diplóm-dzãkczinné pismiôno, ksążczi
– II t. „Historii Rumi” i „Rumia pachnąca rumiankiem” – zôs ti, co spiéwią
w chùrze òd pòczątkù, pamiątkòwą
statuetkã. Pózni ju w parafialny swietlicë
òdbéł sã dzél towarzësczi przë bògato
zastawionëch stołach. Żôl, że tegò nie dożdôł sp. Gienek Zwara (ùmarł w 2011 r.).
Chcemë żëczëc „Rumianóm” jesz wiele
pësznych dokazów!
J. H.
Òdj. T. Dominik
X Konkurs
„Moja pomorska rodzina”
Zarząd Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku zaprasza uczniów
gdańskich szkół podstawowych i gimnazjalnych na X edycję konkursu „Moja pomorska rodzina”. Współorganizatorami
konkursu są Urząd Miejski w Gdańsku,
Gimnazjum nr 1 w Gdańsku, Stowarzyszenie Archiwistów Polskich Oddział Gdańsk
oraz Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne. W dotychczasowych edycjach
uczestniczyli uczniowie z ponad 60 szkół
podstawowych i gimnazjów. Honorowy
patronat nad konkursem objął Prezydent
Miasta Gdańska Paweł Adamowicz.
Organizacja konkursu ma na celu zachęcenie jego uczestników do poznania
przeszłości swoich przodków oraz dziejów dużej i małej Ojczyzny z perspektywy
losów rodziny. Konkurs pozwoli także na
66
utrwalenie w rodzinie pamięci o przodkach oraz zaprezentowanie ich historii
w szerszym gronie. Szukając informacji,
które służą do stworzenia zaprezentowanych podczas konkursu drzew genealogicznych, korzeni – wywodu przodków,
czy też opisując rodzinne historie w albumach lub prezentacjach multimedialnych,
uczniowie odtwarzają pamięć o swoich
przodkach, o ich życiu i o panującej w rodzinie tradycji.
Zapraszamy młodzież do uczestnictwa
w konkursie, a nauczycieli do podjęcia się
roli opiekunów uczniów przygotowujących prace konkursowe. Prace te należy
składać w Gimnazjum nr 1 w Gdańsku od
poniedziałku do piątku w godz. 8–14 (tel./
fax 58 341 09 29). Termin składania prac
konkursowych upływa 10 kwietnia
2015 roku. Prace z jednej szkoły należy
składać razem zgodnie z zasadami określonymi w regulaminie. Szkoły biorące
udział w konkursie zostaną powiadomione
o terminie oficjalnego ogłoszenia wyników
konkursu oraz terminie wręczenia nagród
i zorganizowania wystawy najlepszych
prac (wstępny termin 29 maja 2015 roku).
Wszelkich informacji i wyjaśnień w imieniu organizatora udziela Joanna Niwińska
z Gimnazjum nr 1 w Gdańsku (tel. 58 341 09
29, e-mail: [email protected]) lub
Krzysztof Kowalkowski (e-mail: zkpgdansk@
wp.pl). Regulamin jest opublikowany na
stronie www.kaszubi.pl/komunikaty.
W imieniu organizatorów konkursu
Krzysztof Kowalkowski, ZKP
Oddział w Gdańsku
POMERANIA LISTOPAD 2014
SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ
Po czim pòznac artistã
TÓMK FÓPKA
Są midzë nama. Wësoczi i czësto letkò òd zemi òdrosłi. Z głową w całoscë nôpasowniészé dlô artistë – chłopa. Takô białka
w blónach abò wëżi nich. Pewno barżi zmiarti jak pãkati. A kòżdi z pòrządnym warkã. Dôjmë na to: zãberwajka. Dobrze przë­
zarôbiô a czej ju wszëtczé nasze dzénné zãbiska wëlékarzi
z nich jinaczi sã òd drëdżich. Bò chce bëc jiny. Bò je ARTISTĄ.
Po czim taczégò pòznac? Po jinoscë prawie. I colemało – scygô swój biôłi szërtuch i wpłiwô na òbrôz. Dobrze je, czejbë
mòckò chce, żebë na niegò zdrzec, słëchac a òpasowac. Artista chùtczi swòjémù malôrzowi jaką zupkã ùwarza, cobë miôł
żëje pro publico bono. Dlô lëdzy. Bez nich nick nie znaczi, jak nen mòc nen pãdzel trzëmac. Taczémù żłobiarzowi téż lżi je glënã
miãgòlëc, czej mù niasta jaczégò
chłop z kaszëbsczi rzeklënë, co
klopsa do warkòwnie przëniese
to nie tobaczi. Wëszczérzôta sã,
Artistã jidze pòznac pò a nôlepi przëpilëje, cobë gò do
że pro i tak dali jesc mù nie dô?
gãbë włożił, pògrizł a pòłknął. Bò
Prôwdzëwi artista nie mësli ò
tim, że biwô. to
biwô rozmajice, z artistama.
czims tak mało znaczącym, jak
W gazétach, w radio, Zabôczliwcë z nich są. Do sprajedzenié, picé, spanié itd. Òn
wów prostëch prosto ni mają
przemiszlô ò swim kùńszce,
w telewizji, głowë.
Tak jak ùczałi. Zabôczia całô reszta je mni wôrtnô jak
në i w internece. wają. Jidze taczi wczas reno, kòl
mëszé bòbczi w kòmòrze. A ardzesąti, ùmëc grëzajczi a wësłac
tista wiele mësli. Ò tim a nym,
paczkã niedrëchoma – narôz
czasã ò nym a tim, czej ni mô
głowë do mëszleniô. Wszëtkò mòże gò pòdskacëc do ùtwórstwa. cos gò natchnie, sôdô i pisze. Kòl dwanôsti mô ju parôt piãc
Wezmë pòétã. Jidze przez ùrzmã lësców, wpadnie na zatacony piesniów na głos z fòrtepianã. Tej czëtô ksążkã, płitów słëchô,
cos nócy w jaczims dzywnym jãzëkù, z dzecoma sã pògòni,
kam – pòwstôwô wiérzta ò dekadencczi farwie, cos na ôrt:
pòchimkô i pòachô do białczi na wôżny temat, napisze felietón
do „Pòmeranie” a ju cknie za wieczerzą, bò to ju je kòl szósti
Do pòdlëscowégò kama
wieczór. I zôs jidze do kąpnicë, bò tak pò prôwdze sã tam òd
Ach, czemùs na drodze mi stanął?!
rena baro spiesził…
Dlôcze jes żëcé mie zmienił?!
Zdôrzô sã, że dirigeńt òblecze bótë nié do pôrë, ò czim mù
I terô za takô nômianą
żëczlëwi chórziscë doniesą – pò pôrã latach. Tenże sóm artista,
Móm dali jic nieszczestlëwi?!
szëkùjącë sã do sadniãcô w żuri, zabôczi, że w nocë czas béł
Czejbë mù òbczas czurpaniô przez lëscowé mòrze przesëniãti do przódkù i baro sã dzëwi, że zwònią do niegò
przënëkała przez drogã jakô òrzesznica, bëłabë z te gwësno tak wczas i pitają, dze òn je? Mògą sã téż artisce-spiéwôkòwi
kaszëbsczé himnë pòmilëc…
miłosnô wiérzta:
Czej mô za co – to sã artista òblôkô. Kluczã do pòznaniô
artistë pòdług òbleczënkù je głowa. A to kapelińder jaczi,
(…)
chùstka, cos farwnégò z nëbą. Ga są włosë, mòże z nima téż
Twój płómk z miłotë òdżinka
co artisticznégò zrobic. Ùfarwic, pòstawic, prostkã wëproscëc,
W serce mie wlôł nôdzejã
zaplesc, skwitnąc, przëplesknąc abò ògòlëc na łëso a tej so na
Kąsk z ce le je i përzinka
glacy tatuaża dac wëdłëbac. Wôżné, cobë gò lëdze widzelë.
– A ter’s ju wiém, że żëjã…
Artistã jidze pòznac pò tim, że biwô. W gazétach, w radio,
w telewizji, në i w internece. Że téż gò gãbiskò nie bòli òd tëch
A jakbë i jedno, i drëdżé sã stało narôz?
wielnëch ùsmiéwków!? A na wszëtczim sã taczi znaje. Wnetkã
Z cyklu „Jidã bez”:
jak pòliticë, gazétnicë, ksãża abò szkólny. W całoscë kaszëbsczi
artista. Ruscë wzãlë Krim – i ju ò krémie gôdô. Etnofilologiô
Òdjimk trzecy
w kaszëbsczi stolëcy? – dawac artistã! Pòd Bëtowã kòtka mô
Blôsk! Trzôsk! Wlôzł!
40 młodëch – co na to kaszëbskô kùltura? Znowù są Jastrë abò
Pôdł na nos.
Gòdë – kònieczno trzeba cos ò stôrëch zwëkach i że ju jich ni
ma. Artiscë òglowò są dobri w mediach do sztopaniô wszeleZawiewórcził jem sã
jaczich dzurów. Czedë nie leje sã krew, sejm je na wczasach
W lësco-rumie…
– szukô sã artistów. Mòże prawie taczi co mądrégò pòwié. Są
Pòdobno mają chòcle malôrz, żłobiôrz a ùsôdca mùzyczi. Pòtkô téż celebricë i… artistczi. Ti pierszi są znóny z tegò, że… są
taczi malôrz snôżą białkã i ju jã cygnie, cobë aktë pãdzlowac. znóny, a ò artistkach to bë sã òsóbny articzel napisac przëdało.
A prôwdzëwëch artistów rozpòznôwô sã pò jich dokazach.
Czasã to òna gò cygnie. Jakno jegò mùza i dobrzińcka. To je
POMERANIA LËSTOPADNIK 2014
67
z bùtna
Pëlckòwsczi
meloman
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
– Włączë zdrzélnik, Éwelina w „Voice of Poland” mdze
Nie ùwierzita, ale lëdze ò naju z brifką gôdają, że ma dwaji
jesma za sobą! Jo, jo, jô wiém, że më w ti lilapëtlëwi Ùnie je- dzysô spiéwała. Mùszimë jã pòsłëchac.
– Tej mòże jô kôwkã zrobiã, abò arbatã, a mòże co
smë, ne wszëtczé genderë i cos tam tegò ten, ale rôz a dobrze
rzekã: NIÉ! To nie je prôwda. Kò jô na niegò łaszczëwim òkã mòcniészégò? – zabédowôł jem drëchòwi.
– Nié – òdrzekł cwiardo, a zdrzącë na mie z òstrzégą, donie zdrzã, a òn do mie nijak nie cknie.
Nie ùwierzita, ale tuwò, w nym najim barabónowatim dôł: – Jô niżódnégò trzôskù niechc czëc.
Tej dobrze. Sôdł jem òpòcuszkù na zófie a sztël sedzôł.
Pëlckòwie, żëją téż snôżé ë pëszné białczi a dzéwczãta. Na
Éwelina spiéwa, brifka jak
nie jo, na nie ma z brifką rôd
sã przëzdrzimë – na szasym,
Brifka je najima spiéwôczkama za­­czarzony słëchôł, a jem cëszi
w krómie czë w zdrzélnikù.
czësto zaczarzony. Co jô gôdôjã, kòta, jakbë mie nie bëło, pòdzérôł
Òsoblëwie slédnym czasã
òn je zakòchóny! Czej czëje rôz na zdrzélnik, rôz na brifkã.
Czej programa sã skùńcza,
nëch najich pëlckòwsczich
spiéw taczi, chcemë za régą
rzekł
jem szpòrtowno, jak to
dzéwczãtków je w telewizorze
wëmienic leno trzë, Wéróniczi
mie
starkòwie
mielë przódë
corôzka wicy widzec. A jak òne
z Pôlczëna, Natalie z Parchòwa
lat
naùczoné:
spiéwają!
czë Éwelinë z Lëzëna, tedë òn le
– Në jo, kùńc mùzyczi, tatk
Brifka je najima spiéwôczwzdichô „och”, „ach”, „ech” (…)
je dzywny, biôjta lëdze dodóm
kama czësto zaczarzony. Co jô
– a zasmiôł jem sã.
gôdôjã, òn je zakòchóny! Czej
Brifka wezdrzôł nó miã bôczlëwie a bez zãbë wëcësnął:
czëje spiéw taczi, chcemë za régą wëmienic leno trzë, Wéró– Cebie sã co nie widzy? Gôdôsz, że Éwelinka lëchò
niczi z Pôlczëna, Natalie z Parchòwa czë Éwelinë z Lëzëna,
tedë òn le wzdichô „och”, „ach”, „ech”, wznôszô òczë do nieba spiéwa? Të pùrtkù të, të mackù natrzasłi! Kò cebie elefant na
a miodnym głosã pòwiôdô, nié to do mie, nié do se, nié do ùchò stąpił, a të chcesz kritikòwac?!
– Jô doch nick taczégò nie rzekł – wëjikôł jem ùrzasłi.
blónów:
– Të sã nick na mùzyce nie znajesz. Rozmiejesz të co za– Aniółczi mòje!
Biéda, żebë òbczas słëchaniô spiéwaniégò najich spiewac?
Nie sfórtowôł jem nick òdrzec, a nen dali grzëmiôł.
dzéwczãtów do niegò co rzec. Tedë to dôwô grzëmòt a łi– Të môsz ùszë zasztopóné! Jãzëk zapëzglony! Knérã zaskawice:
– Sztël bądzë! Jes të czësto òbarchniałi! Prawie terô tkóną! Zãbë krzëwé! Z taką gãbą të niżódnégò zwãkù nie
jes w sztãdze ze se wëdac. Jô ce bratkù czuł, jak të spiéwôsz.
mùszisz plestac?
Rôz czedës jem zabéł, że brifce-melomanowi ni mòże Jo, jo, no twòje „gloria” w kòscele na Gòdë za rikanim òsła
w słëchanim wadzëc. Jô tedë nawetka nick nie rzekł, le czich- szlachòwa. Zdrzijta le, kùńc mùzyczi, tatk je dzywny. Tej donął pò ti jegò swójsczi tobace (gwës ny z pieprzã, co nią let- brze! „Biôjta lëdze dodóm” pòwiôdôsz. Kò jidã! Leno pamiãtôj
ników czestëje), a nen rozgòrzony bez dwie niedzele ze mną – w ne chëczë brifka ju nie zazdrzi!
Tak gôdając, zerwôł sã z zesla jak òparzony kùr, dôł bez
nie gôdôł. Pòchwôlony nie rzekł a lëstë ë gazétë pòd dwiérze
szmërgôł. Jô tam jegò znajã, temù mie to nick nie robiło, kò jizbã dwa stolemné szrëtë, trzasł dwiérzama a do dzysô dnia
jem jegò ni miôł widzóné. A minãłë ju trzë niedzele. Ną razą
wiedzôł jem, że kùreszce brifka sã òbdô.
Ë sã òbdôł. Przëszedł w mòje chëcze, ë jak to w jegò òbdô sã naj brifka? Kò pewno jo. Timczasã nowi rekòrd mô
ju ò trzë dni pòbité.
zwëkù bëło, sôdł w zeslu, a mie nic tobie nic, rozkôzôł:
68
POMERANIA LISTOPAD 2014
WËDARZENIA
Tôrdżi Ksążczi w Krakòwie
W dniach 23–26 rujana 2014 r. Ka­
szëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i mia­
sto Gduńsk pòstãpny rôz brało ùdzél
w Midzënôrodnëch Tôrgach Ksążczi
w Krakòwie. W bòkadny programie 18.
edicji krakòwsczi rozegracji nie zafe­
lowało pòtkaniô z kaszëbską kùlturą.
Ju w przédnym hòlu nowi sedzbë
òrganizatora Tôrgów gòscy witôł za­
chtny wëstôwk ksążków nôrodnëch
i etnicznëch mniészëznów, gdze nalazłë
sã téż nônowszé dokazë przërëchtowóné
przez Wëdôwiznã KPZ i Kaszëbsczi Insti­
tut. W òbrëmienim „Kaszëbsczich baja­
niów” jesmë zòrganizowelë warkòwnie
dlô nômłodszich, òbczas chtërnëch môłi
ùczãstnicë wëdarzeniô pòznelë wiele
czekawòstków sparłãczonëch z najim
regionã. Bëłë téż ùczbë słów, słëchanié
bôjków czëtónëch pò kaszëbskù i pla­
sticzné zajimniãca. Kòżdé dzeckò dostało
m.jin. platkã „Najpiękniejsze bajki i ba­
śnie kaszubskie” dz. 4.
Drëdżégò dnia Tôrgów òdbëła sã
promòcjô ksążczi Zaułkami pamięci.
Gdańsk – Londyn – Jaffa Franka Meisle­
ra przërëchtowóny przez Miłosławã
Bòrzëszkòwską-Szewczik, a wëdóny
przez Kaszëbsczi Institut w wespółrobòce
z Miastã Gduńsk. Ò pùblikacji, jakô
òpòwiôdô m.jin. ò kawlach gduńczanów
i kindertranspòrtach, gôdała redaktorka
ksążczi wespół z prof. Danielã Kalinow­
sczim.
Nen òstatny kôrbił w trzecym dniu ro­
zegracji ò stojiznie nônowszi kaszëbsczi
lëteraturë. W jegò wëstąpienim wie­
le bëło ò zjawiszczach w dzysdniowi
kaszëbiznie i nôbarżi znónëch aùtorach
twòrzącëch pò kaszëbskù. Òb całi czas
waraniô Tôrgów w halë Wisła òtemkłé
bëło stojiszcze Wëdôwiznë Zrzeszeniô
i najich partnérów: Institutu Miejsczi
Kùlturë i Gduńsczi Òficynë. Wiele lëdzy,
chtërny nawiedzëlë naji stojiszcze,
wspòminało łońską edicjã, czedë jesmë
bëlë gòspòdôrzama Salonu Môłëch
Òjczëznów – Kaszëbë i Gduńsk. Wiele
bëtników krakòwsczi rozegracji bëło rôd,
że i latos mòglë nas nalezc òbczas Tôrgów.
Ana Dunst
Òdj. ze zbiérów KPZ
Ùdzél w 18. Midzënôrodnëch Tôrgach Ksążczi béł mòżlëwi dzãka
wespółrobòce Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô z Miastã Gduńsk
OKLADKA_KWIECIEN_2013.indd 3
2013-03-26 19:03:46

Podobne dokumenty

Czerwiec 2014

Czerwiec 2014 ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka

Bardziej szczegółowo