Listopad 2014
Transkrypt
Listopad 2014
Kaszubi w Gdańsku s. 12 Kôrbiónka ze Zbigniewã Jankòwsczim s. 35 Biég za zdrowim s. 44 Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska W NUMERZE: 3 Opowieść o losach Polski Krzysztof Korda I–VIII Najô Ùczba 35 Jô jem kòmédiantã Ze Zbigniewã Jankòwsczim gôdô Stanisłôw Janke 5 Od konnych omnibusów do Pesa Duo Sławomir Lewandowski 8 Teatr Szekspirowski z widokiem na gwiazdy Grażyna Antoniewicz 10 Jubilatka Politechnika Marta Szagżdowicz 39 Dzień Edukacji, czyli po naszamu Uczby Maria Pająkowska-Kensik 39 Mirosława Möller Szkoła 40 „Gdynia” w Holandii Andrzej Busler 11 Kaszëbizna w stolëcë kg 12 Kaszubi w Gdańsku. Gdańsk stolicą Kaszub? – raz jeszcze! Józef Borzyszkowski 17 Działo się w Gdańsku Teresa Juńska-Subocz 42 Żyją w niewygasłej pamięci Kazimierz Ostrowski 42 Żëją w niewëgasłi pamiãcë Tłóm. Danuta Pioch 44 Biég za zdrowim Bògùmiła Cërockô 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 46 Wiérztą żëcé pisóné Maya Gielniak, tłóm. Bòżena Ùgòwskô 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 48 Zrozumieć Mazury. Pobożność Waldemar Mierzwa 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona Stanisłôw Janke 50 Z drugiej ręki 23 Na zdrowié wejrowsczich szewców rd 51 Listy 24 Tacewnô pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi w papiorach bezpieczi (dz. 2) Słôwk Fòrmella 53 Lektury 57 Pamiętajmy o Żeromskim – piewcy morza Jerzy Nacel 26 Zapachy mieszane, czyli o Coco Chanel Stanisław Salmonowicz 59 Pusta noc w Kanadzie Aleksandra Kurowska-Susdorf 28 Młodokaszuba, żołnierz, starosta (cz. 1) Marian Hirsz 62 Klëka 30 Na kùńc Eùropë i jesz dali… Z Tomaszã Plichtã gôdô Dark Majkòwsczi 32 Ùczba 37. Kaszëbsczi króm Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 34 Terpy stworzyły Fryzów Jacek Borkowicz 66 X Konkurs „Moja pomorska rodzina” Krzysztof Kowalkowski 67 Po czim pòznac artistã Tómk Fópka 68 Pëlckòwsczi meloman Rómk Drzéżdżónk POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Od redaktora Gdańsk… Jak powiedział ks. Janusz St. Pasierb, odbierając medal im. Bernarda Chrzanowskiego w 1991 r., „Ziemia spotkań. Wielkich zasiedzeń, ale i wielkich spotkań. Przez wieki żyli tu ze sobą i obok siebie – jak to znakomicie opisał Günter Grass – Polacy, Kaszubi, Niemcy, żeby już nie liczyć innych nacji, różnych nowych czy starych Szkotów”. W tym numerze „Pomeranii” przyglądamy się m.in. nowym miejscom, gdzie te spotkania mogą się odbywać. Bez wątpienia do Teatru Szekspirowskiego czy Europejskiego Centrum Solidarności będą przychodzić mieszkańcy Gdańska niezależnie od pochodzenia i używanego na co dzień języka. Oby jak najczęściej rozlegał się w ich wnętrzach zwłaszcza język kaszubski. W ECS już mieliśmy możliwość obejrzenia spektaklu „Remus” przygotowanego przez Teatr Miniatura, a w planach jest multimedialny przewodnik po tym obiekcie w rodny mòwie Kaszubów. To dobrze rokuje na przyszłość. Cieszy też 143 dzieci uczących się kaszubskiego w gdańskich szkołach podstawowych. Oby był to dobry początek, bo przecież stolicy nie wypada zostawać w tyle za innymi. I jeszcze zaproszenie do ciekawej lektury. Instytut Kaszubski wydał książkę zawierającą wspomnienia Franka Meislera. Czytając Zaułkami pamięci. Gdańsk – Londyn – Jaffa, możemy spojrzeć na dawny Gdańsk z żydowskiego punktu widzenia. Bardzo pouczające. Szerzej o tej publikacji w dziale lektury. Dariusz Majkowski PRENUMERATA Skry Ormuzdowe 2014! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Do końca listopada można zgłaszać kandydatów do tegorocznej Skry Ormuzdowej. Nagroda ta jest przyznawana od 1985 r. przez Kolegium Redakcyjne i zespół redakcyjny „Pomeranii” – za szerzenie wartości zasługujących na publiczne uznanie, pasje twórcze, propagowanie kultury kaszubskiej i innej pomorskiej, działania bez rozgłosu, przezwyciężanie trudnych środowiskowych warunków, społeczne inicjatywy w dziedzinie kultury. Kandydatów do Skry Ormuzdowej 2014 (z krótkim uzasadnieniem dokonanego wyboru) można zgłaszać osobiście w redakcji „Pomeranii”, znajdującej się w siedzibie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, przy ul. Straganiarskiej 20–23 w Gdańsku, oraz mailowo – nasz adres to: [email protected]. Pomerania z dostawą do domu! Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata. ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 2 ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Marika Jelińska (Najô Ùczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Stanisław Janke Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Iwona Makurat Danuta Pioch Karolina Serkowska Bożena Ugowska Tomasz Urbański FOT. NA OKŁADCE Sławomir Lewandowski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK Drukarnia WL Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim, zgodną z obowiązującymi zasadami, odpowiadają autorzy i tłumacze. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 temat miesiąca – Gdańsk Opowieść o losach Polski Krzysztof Korda Europejskie Centrum Solidarności (ECS) zostało powołane 8 listopada 2007 roku. Zanim to nastąpiło – 31 sierpnia 2005 roku, czyli w 25. rocznicę powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” – podpisano akt erekcyjny; jego sygnatariuszami byli Lech Wałęsa, szefowie państw i rządów oraz przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso. Gmach centrum, stojący w bezpośrednim sąsiedztwie Pomnika Poległych Stoczniowców i na terenie postoczniowym, w trakcie budowy wzbudzał ożywione dyskusje, zwłaszcza wśród gdańszczan. Komentarze wynikały głównie z formy obiektu, która nie każdemu przypadła do gustu. Wielu niezadowolonych zmieniło jednak zdanie na temat ECS, kiedy zobaczyło jego wnętrze: POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 jasne przestrzenie wypełnione zielenią. Budynek ma przypominać statek. Jego elewacja zewnętrzna została wykonana ze stali kortenowskiej, materiału o podwyższonej odporności na warunki atmosferyczne (z czasem na powierzchni tej stali formuje się spowalniająca proces korozji warstwa patyny, której ECS zawdzięcza swoją dzisiejszą, rdzawą barwę). Podróż w czasie Serce budynku stanowi wystawa stała. Skierowana jest do wszystkich: zarówno do działaczy Solidarności i pokoleń, które te czasy pamiętają, jak i do osób niemogących pamiętać tamtego okresu, a także do turystów. Ekspozycja jest wielofunkcyjna. Podstawę stanowią grafiki – wielkoformatowe zdjęcia wraz z tekstami, towarzyszą im filmy oraz multimedia. Sale ekspozycyjne są bardzo zróżnicowane. Autorami scenografii oraz koncepcji wystawienniczej są dr hab. Beata Szymańska i dr hab. Jarosław Szymański, wykładowcy w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Scenariusz wystawy opracował Mirosław Chojecki. Zwiedzanie ekspozycji rozpoczyna się od sali B – Siła bezsilnych, ukazującej kulisy życia w PRL-u, podziemną działalność tworzących się ruchów opozycyjnych, wystąpienia społeczne w Grudniu 1970 czy wybór Karola Wojtyły na papieża. Zwiedzający po wejściu do sali strajkowej (A) – Narodziny Solidarności – odnosi wrażenie, że znalazł się w stoczni, w której trwa strajk. Widzi przed sobą suwnicę Anny Walentynowicz, wózek akumulatorowy, którym poruszano się po stoczni, tablicę z 21 postulatami strajkujących, a nad sobą – ekspozycję z kasków stoczniowców. W tej sali można zobaczyć m.in. oświadczenie gdańskich 3 temat miesiąca – Gdańsk wszędzie wejść, np. do milicyjnego stara, aby obejrzeć w nim film z manifestacji, może wejść do podziemnej drukarni i wcielić się w rolę podziemnego drukarza. Cofnie się w czasie i pozna trudności (dzisiaj niewyobrażalne), z jakimi powstawały wówczas publikacje. Kolejna sala, E – Droga do demokracji, jest poświęcona wydarzeniom lat 1988–1989: przemianom, Okrągłemu Stołowi z 1989 roku czy wreszcie wyborom z 4 czerwca 1989 roku – w całości wolnym do Senatu i tylko częściowo wolnym do Sejmu. Na ekspozycji złożonej z plakatów kandydatów z 1989 roku, na których niemal każdy kandydat widnieje na zdjęciu z Lechem Wałęsą, zwiedzający może odnieść wrażenie, że uczestniczy w kampanii wyborczej sprzed lat. Kolejna sala to F – Triumf wolności – pokazuje obalenie komunizmu w Europie Środowej i Wschodniej, zjednoczenie Niemiec, powstanie nowych państw. Zwiedzanie kończy się w sali papieskiej G – im. Jana Pawła II. literatów, które przyniósł do stoczni i odczytał Lech Bądkowski, negocjacje robotników z władzą i podpisanie porozumień sierpniowych. Kolejne pomieszczenie ekspozycyjne poświęcone jest okresowi po podpisaniu porozumień, to sala C – Solidarność i nadzieja. Widzimy w niej wiele wydarzeń, które miały miejsce od września 1980 roku do wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Główne punkty w tej części to powstanie Solidarności, a następnie jej rejestracja przez Sąd oraz 4 I Krajowy Zjazd Delegatów – namiastka polskiej demokracji. Delegatów wybierali, w każdej wsi i w każdym mieście, członkowie liczącej wówczas blisko 10 milionów Solidarności. Opuszczając strefę C, wchodzimy do kolejnej sali, a w niej natrafiamy na dalszy ciąg opowieści o Polsce – tym razem są to lata poświęcone stanowi wojennemu, to D – Wojna ze społeczeństwem. W tej strefie przedstawione są wydarzenia po 13 grudnia 1981, m.in. rozbicie przez czołg bramy Stoczni Gdańskiej po wprowadzeniu stanu wojennego, internowanie działaczy, zwolnienia z pracy oraz masakra w Kopalni Wujek. Uwagę w tej ponurej i smutnej przestrzeni przyciąga pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski w 1983 roku, po której zniesiono stan wojenny, pomoc z zachodu dla Polski czy przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie w 1983 roku. Autorzy zaprezentowali w tej części m.in. bierny opór różnych środowisk wobec władzy, w tym również Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Zwiedzający na wystawie ECS może niemal wszystkiego dotknąć, niemal Zachować pamięć o moralnym przesłaniu Solidarności Wielu zwiedzających zapewne się zdziwi, zobaczywszy, że w tym obiekcie znajdują się ogrody – rosną drzewa, rośliny, trawy. Jest naprawdę pięknie. Poza wystawą w centrum mieści się biblioteka i archiwum. Wkrótce powstanie sala, w której na czas zwiedzania ECS rodzice będą mogli zostawić, pod fachową opieką, dzieci do 8. roku życia. W centrum znajduje się też mediateka, działy: naukowy, edukacyjny, kulturalny i obywatelski. Słowem, jest to bardzo cenna i potrzebna inicjatywa. ECS to instytucja, którą warto odwiedzić. To opowieść o losach Polski, a tym samym Pomorza, to opowieść o tym, jak w pokojowy sposób rewolucja Solidarności zmieniła kraj i świat. Młodzi ludzie w większości nie mają pojęcia, jak wyglądały lata 70. i 80., nie znają postaci nawet kluczowych i oczywistych dla nas, którzy pamiętamy tamten okres. To pokazuje, jak ważną rolę będzie odgrywać ECS, dbając o zachowanie pamięci o moralnym przesłaniu Solidarności, przekazując jej dziedzictwo przyszłym pokoleniom oraz wskazując na aktualność i uniwersalizm tego przesłania. Fot. Jacek Cherek POMERANIA LISTOPAD 2014 temat miesiąca – Gdańsk Od konnych omnibusów do Pesa Duo Historia komunikacji tramwajowej w Gdańsku sięga XIX wieku. Rozkwit tego rodzaju transportu trwał przez wiele dekad. W tym czasie rozrastała się tramwajowa infrastruktura – powstawały nowe linie, przybywało tramwajów, budowano kolejne zajezdnie. Ten stan przerwały działania wojenne, które miasto bardzo silnie odczuło wiosną 1945 roku. Analizując kolejne lata historii gdańskich tramwajów, trudno byłoby mówić o rozkwicie. Bardziej bowiem pasuje tu słowo „odbudowa”, choć zdarzały się nowe, a zarazem wielkie otwarcia, jak to z 1977 roku, kiedy pierwszy tramwaj przejechał z Dolnego Wrzeszcza przez Zaspę i Przymorze. Prawdziwy tramwajowy boom nastąpił jednak niedawno, bo w 2003 roku. Zaczęło się od modernizacji torów tramwajowych i przystanków, a po kilku latach mieszkańcy Gdańska mogli pojechać nową linią tramwajową, w całkiem nowym kierunku. No ale po kolei… SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Wszystko się zaczęło w 1864 roku Wówczas to firma Thiel, Goldwied und Hadlich wprowadziła jako pierwszy środek transportu miejskiego na trasie Gdańsk – Sopot omnibus konny. W 1873 roku uruchomiono z kolei pierwszą linię tramwaju konnego z Targu Siennego przez Wrzeszcz do Oliwy, z zajezdnią przy dzisiejszym skrzyżowaniu alei Grunwaldzkiej i ulicy Pomorskiej. Rok później zawieszono kursowanie tramwaju do Oliwy, na co wpływ miała zarówno znaczna odległość, jak i konkurencja ze strony kolei. Po tej decyzji tramwaje dojeżdżały tylko do Wrzeszcza, do dzisiejszej ulicy Partyzantów, gdzie wybudowano nową zajezdnię. Pod koniec XIX wieku gdańska sieć tramwajowa rozwijała się wokół Śródmieścia oraz w kierunku południowym, w stronę Oruni, gdzie pierwszy tramwaj dojechał już w 1878 roku. W 1883 roku otwarto trasę przez Główne Miasto, wzdłuż ulicy Długiej i Długiego Targu w kierunku Bramy Żuławskiej. W 1886 roku uruchomiono linię tramwajową biegnącą ulicami: Toruńską (obok POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 dawnego dworca kolejowego Kłodno), Żabi Kruk, Ogarną, Węglarską, Szeroką, Grobla II/III i Tobiasza, która połączyła Dolne Miasto z Targiem Rybnym. Rok później tramwaj dotarł także na Siedlce. Prawdziwym przełomem w historii gdańskich tramwajów była jednak decyzja o elektryfikacji linii tramwajowych, którą podjęto w 1894 roku. Do końca 1896 roku zelektryfikowano wszystkie linie tramwaju konnego. Pierwszy tramwaj na prąd pojechał ze Śródmieścia na Siedlce oraz Orunię. W tym samym roku przedłużono linię z Targu Rybnego, ulicami Grodzką, Rycerską i Wałową do Podwala Grodzkiego, przy którym wybudowano nowy dworzec kolejowy. W 1900 roku połączenie tramwajowe ze Śródmieściem zyskał Nowy Port. Tramwaje z Gdańska docierały tam ulicą Wiślaną (dopiero w 1929 roku tramwaj pojechał ulicą Marynarki Polskiej). Tę nadmorską dzielnicę rok później połączono z Wrzeszczem. Linia biegła przez Brzeźno, dalej ulicą Chrobrego do ulicy Waryńskiego. Tory wybudowano również w ciągu ulicy Wita Stwosza, tym samym reaktywowano połączenie Wrzeszcza z Oliwą. Zrezygnowano przy tym z torów wzdłuż ulicy Grunwaldzkiej. W Śródmieściu z kolei przedłużono tory na ulicy Szerokiej, aż do Żurawia. W związku z rozwojem kąpieliska w Jelitkowie podjęto decyzję o przedłużeniu linii tramwajowej z Oliwy do Jelitkowa. Pierwsze pojazdy pojechały wzdłuż ulicy Pomorskiej w 1908 roku. W 1927 roku oddano do użytku linię tramwajową na Stogi, które w tamtym czasie, podobnie jak Jelitkowo, przeżywały najazd letników. W tym czasie zlikwidowano linię biegnącą przez Targ Rybny w kierunku ulicy Wałowej oraz linię na ulicy 3 Maja, która po wybudowaniu wiaduktu Błędnik straciła na znaczeniu. W tym okresie oddano do użytku bardzo ważną trasę – z alei Zwycięstwa przez aleję gen. Hallera i aleję Legionów do skrzyżowania tej ostatniej z ulicą Kościuszki. Tym samym ta część miasta otrzymała bezpośrednie połączenie ze Śródmieściem, podobnie zresztą jak pobliskie lotnisko na Zaspie. Po wojnie Gdańska komunikacja tramwajowa do 1945 roku charakteryzowała się systematyczną rozbudową. Szczególnie 5 temat miesiąca – Gdańsk Tradycja i nowoczesność Zajezdnia bogata siatka połączeń kształtowała się w rejonie Śródmieścia, gdzie tramwaje obecne były na wszystkich głównych ulicach Głównego, Starego i Dolnego Miasta. Działania wojenne, a właściwie zagłada miasta wiosną 1945 roku, spowodowały ogromne zniszczenia także w infrastrukturze tramwajowej. Degradacji uległy prawie wszystkie torowiska w obrębie Śródmieścia, podobnie zresztą jak same tramwaje, które posłużyły m.in. za barykady. Okres powojenny to przede wszystkim odbudowa torowisk i sieci trakcyjnej. Pierwszy tramwaj pojechał ulicami polskiego już Gdańska w czerwcu 1945 roku, Wielką Aleją w kierunku Wrzeszcza. Jednak nie wszystkie torowiska doczekały się odbudowy. Nie podjęto 6 bowiem starań, aby przywrócić ruch tramwajów wzdłuż ulic Toruńskiej, Żabi Kruk, Ogarnej, Szerokiej czy Korzennej. Odbudowano za to torowisko w ciągu ulic Długa, Długi Targ i Stągiewna, jednak użytkowano je tylko do 1959 roku, kiedy uruchomiono alternatywną trasę przez Podwale Przedmiejskie. W 1946 roku tramwaj dojeżdżał aż do Sopotu, w rejon skrzyżowania ulic Reja i Niepodległości. Jednak wraz z powstaniem Szybkiej Kolei Miejskiej w 1952 roku ta linia tramwajowa okazała się niepotrzebna. Na początku lat 60 zdecydowano o rozebraniu torów na odcinku od Oliwy do Sopotu. W tym okresie zlikwidowano także tory wzdłuż ulicy Chrobrego (powstała alternatywna trasa wzdłuż alei gen. Hallera) i Waryńskiego we Wrzeszczu, a w 1971 roku zlikwidowano połączenie na Orunię. Zmiany te to efekt dostosowywania szlaków komunikacyjnych do potrzeb mieszkańców. Powstawało wówczas wiele nowych osiedli, np. w miejscu zlikwidowanego lotniska na Zaspie. Stąd m.in. otwarcie nowego połączenia tramwajowego od pętli Lotnisko (skrzyżowanie ulic Kościuszki i Legionów) wzdłuż ulicy Rzeczpospolitej i Chłopskiej, przez dzielnice Zaspa i Przymorze. Tym samym Dolny Wrzeszcz zyskał bezpośrednie połączenie tramwajowe z Oliwą i Jelitkowem. Przy okazji powstała pętla na Zaspie. W tym okresie przywrócono ruch tramwajów na ulicy 3 Maja z przedłużeniem od ulicy Hucisko do ulicy Armii Krajowej, a także wybudowano tory na ulicy Klinicznej, które stały się łącznikiem pomiędzy ulicami Marynarki Polskiej i aleją gen. Hallera. W latach 90. oddano do użytku tory na Podwalu Przedmiejskim, od ulicy Łąkowej do Bramy Żuławskiej. Jednocześnie zlikwidowano torowisko na ulicy Długie Ogrody i na samej ulicy Łąkowej, gdzie zamknięto przy okazji zajezdnię. Kierunek południe O rozbudowie sieci tramwajowej tak, by objęła także południowe dzielnice Gdańska, myślano już w latach 70. XX wieku. Wówczas powstały pierwsze plany trasy W-Z w kierunku budowanej w tym czasie Obwodnicy Trójmiasta. Dzięki zapobiegliwości ówczesnych planistów współcześni projektanci linii tramwajowej na Chełm nie musieli się głowić, którędy pojedzie tramwaj, gdyż pomiędzy szerokimi jezdniami „Wuzetki” pozostawiono równie szeroki pas zieleni. Pierwszy skład dotarł do pętli Chełm, z Śródmieścia, w grudniu 2007 roku. Nowa linia umożliwiła ponad 45-tysięcznej dzielnicy swobodne i komfortowe dotarcie do centrum miasta. W maju 2012 roku uruchomiono kolejną linię tramwajowa – z pętli na Chełmie do pętli Łostowice/Świętokrzyska na styku dwóch dzielnic: Orunia Górna i Łostowice. Stamtąd tramwaje jeżdżą w kierunku Oliwy, Jelitkowa i Nowego Portu, mijając po drodze centrum miasta. To jeszcze nie koniec tramwajowej ekspansji w tym kierunku. W planach jest bowiem przedłużenie linii tramwajowej z pętli Łostowice/Świętokrzyska wzdłuż tzw. POMERANIA LISTOPAD 2014 temat miesiąca – Gdańsk Nowej Świętokrzyskiej w kierunku Kowali i Rębowa. Tory miałyby zostać położone również na tzw. Nowej Warszawskiej, a na wysokości Ujeściska łączyłyby się ze wspomnianą linią Chełm – Łostowice/ Świętokrzyska. To jednak, póki co, tylko plany. Tramwaj vis-à-vis pociągu Nie jest już planem odcinek linii tramwajowej Siedlce – Piecki – Migowo. Od kilku miesięcy trwa tam bowiem budowa. Podobnie jak w przypadku tramwaju na Chełm, ten projekt powstał przed kilkoma dekadami. Jednak dopiero w nowej rzeczywistości doczekał się realizacji. Nowa linia jest przedłużeniem trasy na Siedlce. Pierwotnie planowano wybudować linię tramwajową do ulicy Bulońskiej, jednak budowa Pomorskiej Kolei Metropolitalnej niejako wymusiła przedłużenie tej trasy do stacji PKM Brętowo, a więc niemal kilometr na północ w kierunku Niedźwiednika. Ostatni przystanek na tej trasie, na wysokości PKM Brętowo, będzie stanowić nietypowe zwieńczenie linii tramwajowej w postaci torów odstawczych. Po dojechaniu do nich motorniczy przejdzie do drugiej kabiny na przeciwległym końcu tramwaju i wróci na główny tor w kierunku Siedlec. Co ciekawe tramwaj będzie się zatrzymywał tuż obok pociągu, co pozwoli na szybką wymianę pasażerów. Najnowsza linia tramwajowa w mieście będzie miała także odnogę na ulicy Bulońskiej, dzięki czemu więcej mieszkańców będzie miała szybszy dostęp do komunikacji tramwajowej. Warto dodać, że w przyszłości planuje się przedłużenie tej trasy w kierunku ulicy Warszawskiej na styku dzielnic Zakoniczyn i Rębowo (tzw. ulicą Nową Bulońską). Przyszłość w tramwajach Tym, co charakteryzuje transport szynowy w Gdańsku, jest fakt, że składa się on w dużej mierze z nowych bądź kompleksowo zmodernizowanych tramwajów. Pierwsze dwa wagony z częścią niskopodłogową – Konstal 114Na – przyjechały do Gdańska w 1997 roku. Kolejne cztery – Alstom-Konstal NGd99 z rodziny Citadis 100 – w 1999 roku. W ramach budowy linii na Chełm zakupiono trzy Bombardiery NGT6,a w 2011 roku dotarł do Gdańska z kolei ostatni z 35 zamówionych pojazdów typu Pesa Swing. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Swing nocą… I Swing w świetle dnia Z powodu pogarszającego się stanu tramwajów Konstal 105Na (stare wysłużone składy, w większości wyprodukowane w latach 80. XX wieku) gdański ZKM zakupił w 2009 roku 46 używanych wagonów typu N8C z niemieckiego Dortmundu, które po modernizacji zostały oddane do użytku. Kolejnych 14 tego typu pojazdów miasto Gdańsk zamówiło w tym roku w Kassel. Dodatkowo, w ramach budowy linii tramwajowej na Piecki-Migowo, zamówiono 5 dwukierunkowych pojazdów Pesa Duo. Transport szynowy ma przed sobą wielką przyszłość. Ten rodzaj komunikacji, jak widać na przykładzie Gdańska, doceniają pasażerowie, szczególnie mieszkańcy dzielnic zmagających się z problemem zakorkowanych ulic. Tramwaj, poruszając się po wyodrębnionym torowisku, jest bowiem w stanie dotrzeć do celu znacznie szybciej niż jadący po ulicy samochód. Budowa kolejnych linii tramwajowych wydaje się kwestią czasu, szczególnie, że tego oczekują gdańszczanie. Patrząc na plany rozbudowy infrastruktury tramwajowej oraz biorąc pod uwagę dużą szansę na uzyskanie unijnego dofinansowania na ten cel, możemy być pewni, że w kwestii tramwajów Gdańsk nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W tekście zastosowano współczesne nazewnictwo ulic. Fot. S. Lewandowski 7 temat miesiąca – Gdańsk Teatr Szekspirowski z widokiem na gwiazdy W Gdańsku mamy jeden z najpiękniejszych i najbardziej niezwykłych budynków teatralnych w Polsce. Stoi w miejscu pierwszego gdańskiego teatru, czyli powstałej w 1610 roku Szkoły Fechtunku – wzorowanej na starszym o 10 lat londyńskim teatrze Fortune. Grażyna Antoniewicz Masywny, ceglany obiekt z otwieranym dachem kryje w sobie lekką, drewnianą konstrukcję nawiązującą do sceny elżbietańskiej. Renato Rizzi, autor projektu, nazwał go szkatułką na biżuterię, którą trzeba otwierać, żeby wyciągać z niej klejnoty. Historia tej niezwykłej budowli zaczęła się wtedy, gdy profesor Jerzy Limon znalazł dokumenty świadczące o tym, że na początku XVII wieku, w okresie największego rozkwitu Gdańska, w obrębie miejskich murów wzniesiono drewniany budynek wzorowany na londyńskim teatrze Fortune – drugiej po The Globe scenie elżbietańskiej. Obiekt nosił nazwę Szkoły Fechtunku. Obok przedstawień teatralnych odbywały się tam popisy wędrownych kuglarzy i akrobatów, walki zwierząt, zawody szermiercze. Miejsce to, wielokrotnie przebudowywane, przetrwało prawdopodobnie dwa stulecia. Hipotezy prof. Limona znalazły potwierdzenie w badaniach archeologicznych. Ślady obecności budynku zostały też utrwalone na litografiach Petera Willera – nadwornego malarza Władysława IV. Zafascynowany tym odkryciem profesor Limon w 1991 roku doprowadził do utworzenia Fundacji Theatrum Gedanense, która za główny cel postawiła sobie budowę Teatru Szekspirowskiego. Z niezwykłym uporem i determinacją profesor Limon zabiegał o zwolenników tej idei, przyciągał artystów, zarażał nią sponsorów. Patronat nad przedsięwzięciem objął JKW Książę Walii (który w 1993 roku odwiedził Gdańsk). Cel 8 wyznaczony przez Fundację a urzeczywistniany przez Gdański Teatr Szekspirowski nie zakładał wiernej rekonstrukcji historycznego obiektu widocznego na rycinie Willera, lecz „rekonstrukcję” ducha i miejsca, w którym obok Anglików występowały też zespoły teatralne z różnych krajów. Konkursowe pretensje W 2004 roku ogłoszono międzynarodowy konkurs architektoniczny na projekt budynku teatru. Rozstrzygnięto go pod koniec stycznia 2005 roku. Zwyciężył włoski architekt Renato Rizzi, profesor Wydziału Architektury na uniwersytecie w Wenecji (autor m.in. Pałacu Sportu we włoskim Trento i Muzeum Egipskiego w Kairze). Został laureatem nagrody specjalnej, ale choć zaprojektował gmach, który wszystkich zachwycił, złamał kilka regulaminowych zapisów (m.in. przekroczył wielkość wyznaczonej pod budowę działki). Pretensje innych uczestników konkursu rozpatrywał wówczas sąd arbitrażowy, który uznał konkurs za... nierozstrzygnięty. Wtedy to inwestorzy postanowili kupić projekt Rizziego z wolnej ręki – już poza konkursowymi procedurami. Uznali bowiem, że propozycja włoskiego architekta jest tak dobra, że trzeba zrobić wszystko, by to właśnie ona została zrealizowana. To projekt wybitny, który nie ogląda się na panujące mody i wykracza poza swoją epokę. Projekt jest niespotykaną wizją wkomponowania teatru w średniowieczną i renesansową zabudowę miasta. „Włoch wykroczył poza epokę i zaprezentował coś, czego w architekturze jeszcze nie było” – pisały wówczas gazety. Śmiała idea W 2008 roku Gdański Teatr Szekspirowski (GTS) – nowo powstała instytucja kultury – przejął od Fundacji, zachowując z nią stałą współpracę, ambitny cel inwestycyjny i artystyczny. Koncepcję budowy wspierały samorządy: miejski i wojewódzki. Oczywiście, na budowę teatru potrzebne były pieniądze i to niemałe. Śmiała idea, marzenie prof. Limona, powoli zaczęła się urzeczywistniać, gdy GTS wygrał konkurs na dofinansowanie inwestycji z funduszy europejskich ogłoszony przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Po dwudziestu latach wytrwałych działań 14 września 2009 roku na działce przy ul. Bogusławskiego wmurowano kamień węgielny (towarzyszył temu wielki happening na Długim Targu „Aktorzy przyjechali” wyreżyserowany przez Andrzeja Wajdę). Rok później, w dniu 448. urodzin Szekspira, zorganizowano Pierwszy Zjazd Polskich Hamletów w Gdańsku, a na placu budowy pokazano inscenizację „Hamlet Transgatunkowy”. Balet buldożerów W marcu 2011 roku ruszyła budowa siedziby Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Przekazaniu placu budowy generalnemu wykonawcy towarzyszył performance „Triumf ognia, ciał i maszyn” (w reżyserii Roberta Florczaka). Był balet buldożerów, tańczący łabędź i Makbet-Diva. Hucznie obchodzono również 450. Urodziny Szekspira, z okazji których POMERANIA LISTOPAD 2014 temat miesiąca – Gdańsk GTS i Fundacja zorganizowały Pierwsze Publiczne Otwarcie Dachu Teatru. Dzisiaj prawie dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdował się budynek powstałej w 1635 roku nowej Szkoły Fechtunku, stanął teatr, jakiego nie ma nigdzie na świecie – zapewnia prof. Jerzy Limon, dyrektor Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. W budynku zostały uwzględnione elementy charakterystyczne dla dawnego teatru: scena z otwieranym dachem, ławy dla widzów siedzących i galerie dla stojących. Ta „szkatułka” jest jednak wyjątkowo mobilna. Nowoczesne założenia konstrukcyjne pozwalają w krótkim czasie przystosować budynek do różnego rodzaju przedstawień. Można więc stworzyć w nim scenę elżbietańską, która pomieści około 600 widzów, centralną Teatr znajduje się prawie dokładnie w tym samym miejscu, w którym stał budynek powstałej w 1635 r. z widownią dla około 700 osób i włoską nowej Szkoły Fechtunku. Szkoła Fechtunku, mieszcząca się przez ponad 100 lat na skraju Głównego Miasta, – pudełkową – dla 450 widzów. 160-tojest uznawana za pierwszy publiczny teatr w Rzeczypospolitej. Fot. S. Lewandowski nowy dach otwiera się w ciągu 3 minut. Dach Gdańskiego Teatru Szekspirowskie- materiały – nawet klapy studzienek ka- małżonkach w reżyserii Jana Englerta. Występują Janusz Gajos, Anna Sego jest jedyną tego typu konstrukcją na nalizacyjnych wykonano z bazaltu. niuk, Włodzimierz Press. 29 listopa świecie. Jego powierzchnia to blisko da, godz. 19, i 30 listopada, godz. 17. 400 m2, a waga dwóch połaci dachu to Miesiąc z Narodowym prawie 90 ton. W listopadzie czeka nas Miesiąc z Teatrem W marcu przyszłego roku planowany jest Narodowym w Warszawie. Rozpocznie Tydzień Flamandzki, w maju Tydzień Rugo komedia Fredry „Śluby panieńskie” muński. Teatralne miasteczko Bryła teatru przypomina małe miastecz- w reżyserii Jana Englerta i z muzyką ko z uliczkami, mostami, zaułkami. Leszka Możdżera. Występują: Katarzyna Projekt budowy teatru otrzymał dofinansoZ czasem zapewne stanie się miejscem Gniewkowska, Patrycja Soliman, Kamilla wanie z Unii Europejskiej (z Europejskiego idealnym na fotograficzne plenery, Baar, Jan Englert, Marcin Hycnar, Grzegorz Funduszu Rozwoju Regionalnego) ponad 51,1 a także romantyczne spacery. Ścieżka Małecki, Czesław Lasota i Dorota Rubin mln zł, a planowany całkowity koszt realizacji spacerowa długości około 265 metrów (8 listopada, godz. 19, i 9 listopada, to ponad 93,8 mln zł. biegnie po okalającym budynek murze godz. 17). Natępnie zobaczymy sztukę „Doi znajduje się na wysokości... 6 metrów. wód na istnienie drugiego”. Występują: MoObiekt kryje też wiele zakamarków, któ- nika Dryl, Patrycja Soliman, Kamilla Baar, Myślę, że nad Gdańskiem musiał kiedyś re będą wykorzystywane do różnych Grzegorz Kwiecień, Marcin Przybylski, Jan przelecieć jakiś niezwykłej urody i mocy działań artystycznych, np. na dziedziń- Englert i Cezary Kosiński. Maciej Wojtyszko Anioł. A do tego był to na pewno Anioł tecu. Malowniczym miejscem jest taras na zderza Witolda Gombrowicza ze Sławomiatroman. Bo to jest sprawka typowo anieldachu, na którym też mogą się odbywać rem Mrożkiem. To grozi eksplozją. 11 listoska, że doszło do tak niezwykłego wydarzespektakle i koncerty. Budynek jest głów- pada o godz. 19 i 12 listopada o godz. 19. nia, jakim jest inauguracja budowy Teatru ną siedzibą Festiwalu Szekspirowskiego Ciekawie zapowiada się „Kotka na gorąSzekspirowskiego. Myślę, że gdyby Szekspir odbywającego się co roku w Trójmieście. cym blaszanym dachu” w reżyserii Grzeżył w dzisiejszych czasach, fikałby koziołki Garderoby zaprojektowane są i wypo- gorza Chrapkiewicza, z kostiumami Doze szczęścia, że udało się taką piękną ideę sażone tak, by spełniały warunki pokoi roty Roqueplo i muzyką Leszka Możdżera. pchnąć w życie. Bo budowa tego teatru hotelowych, co obniży koszty sprowa- Występują: Edyta Olszówka, Grzegorz Mato coś niebywałego, zwłaszcza dla aktora dzanych przedstawień. Intryguje m.in. łecki, Beata Ścibakówna, Ewa Wiśniewska, w moim wieku. Mam nadzieję, że uda mi się zbudowane na zasadzie wiszącej skrzyni Janusz Gajos, Marcin Przybylski, Oskar Hajeszcze kiedyś zagrać na tej szekspirowskiej (bez podpór, przytwierdzone jedynie od merski, Mirosław Konarowski. Sztuka Tengóry) niewielkie drewniane foyer, pomy- nessee Williamsa o milionerze z amerykańscenie jakiś epizod, może właśnie Starego ślane jako przestrzeń konferencyjna. Na skiego Południa grana będzie 20 listopada Aktora, którego grałem w „Hamlecie” na widzów czeka duży bufet w piwnicach. o godz. 19 i 21 listopada o tej samej porze. scenie Teatru Wybrzeże. Przy budowie – co szczególnie podkre- Na koniec tragikomedia Hanocha Leaktor Ryszard Ronczewski śla Jerzy Limon – zadbano o szlachetne vina „Udręka życia” o zmęczonych sobą POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 9 GDAŃSK MNIEJ ZNANY Jubilatka Politechnika 110 lat temu cesarz Wilhelm II uroczyście otworzył Königliche Preussische Technische Hochschule – Królewsko-Pruską Wyższą Szkołę Techniczną, czyli dzisiejszą Politechnikę Gdańską. W ramach świętowania rocznicy odkrywamy cztery najstarsze budynki kampusu. MARTA SZAGŻDOWICZ Trochę historii… Kamień węgielny pod budowę obiektu wmurowano 7 czerwca 1900 roku. Planowano, że studiować ma tu 600 studentów i faktycznie w 1904 roku było ich… 599. Mogli oni podjąć studia na jednym z sześciu wydziałów: Architektury, Budownictwa, Budowy Maszyn i Elektrotechniki, Budowy Okrętów i Maszyn Okrętowych, Chemii oraz Nauk Ogólnych. Gdańską uczelnię zorganizowano na wzór politechniki w Akwizgranie. Zrezygnowano jedynie z Wydziału Górnictwa, na miejsce którego otwarto Wydział Budowy Okrętów. Uczelniany kompleks był odbiciem idei średniowiecznego uniwersytetu. Na jego terenie wspólnie mieszkać mieli i profesorowie, i studenci. W 1921 roku Politechnika Gdańska przejęta została przez władze Wolnego Miasta Gdańska. Niemcy stanowili najliczniejszą grupę żaków. Drudzy plasowali się Polacy, w roku 1922/1923 stanowili nawet 36% studentów. Słynnym wykładowcą okresu międzywojennego był biochemik Adolf Butenandt. W 1939 roku został uhonorowany nagrodą Nobla za badania nad hormonami płciowymi. Po II wojnie światowej na uczelnię trafili profesorowie z Politechniki Lwowskiej i Warszawskiej oraz wykładowcy z Uniwersytetu Wileńskiego. Studia podjęło wówczas około 1600 osób. Dziś jest ich ponad 25 tysięcy, kształcą się na 9 wydziałach w ponad 40 obiektach. Gmach Główny Głównym projektantem i budowniczym Politechniki Gdańskiej był profesor 10 Albert Carsten. Założył on wybudowanie obiektu nawiązującego do architektury starego Gdańska. Wejście główne stanowi okazały portal. Łuk ponad kolumnami zdobi pięć płaskorzeźb ukazujących pracujących inżynierów. Nad nimi widzimy kartusz, w którym pierwotnie znajdował się wizerunek cesarza Wilhelma II. Wchodzących wita głowa Meduzy, umieszczona nad drzwiami głównymi. Symbolizuje strażniczkę wiedzy. Na królewsko-pruskiej szkole wyższej nie mogło zabraknąć wizerunków największych inżynierów tamtych czasów. I tak z lewej strony od wejścia zobaczyć możemy wielkiego architekta Karla Friedricha Schinkla oraz Gotthilfa Heinricha Ludwiga Hagena, geologa i inżyniera wodnego. Po drugiej stronie umieszczono Johanna Friedricha Augusta Borsiga, producenta parowozów. Towarzyszy mu Ferdinand Gottlob Schichau, konstruktor maszyn parowych i okrętów, który był właścicielem portów w Gdańsku i Elblągu. Prócz licznych detali z kamienia fasada zachwyca miedzianymi rzeźbami. Maszkarony i herosi zdobią rynny wodne. Budynek wieńczy zrekonstruowana wieża zegarowa z figurą Alegorii Nauki. Ma ona 2,65 metra wysokości i została pokryta 1250 płatkami złota konserwatorskiego. Gmach Główny uzyskał to zwieńczenie dopiero w maju 2012 roku, pierwotną wieżę zniszczono w 1945 roku. Smok i feniks Kierując się w lewą stronę, dotrzemy do zabytkowego gmachu Wydziału Chemicznego. Możemy przejść przez budynek na wewnętrzny dziedziniec. Na szczycie skrzydeł budynku zostały umieszczone symbole pierwiastków chemicznych. Są to oznaczenia z przełomu XIX/XX wieku. Wracamy na drugą stronę Gmachu Głównego, by zobaczyć budynek Wydziału Elektrotechniki i Automatyki. Zwróćmy tu uwagę szczególnie na wejście główne. Smok i złote strzały to symbole elektryczności. Spacer kończymy przy charakterystycznej wieży Laboratorium Maszynowego. W budynku mieściła się kiedyś kotłownia parowa, magazyn węgla i chłodnia kominowo-stalowa. W laboratorium stały maszyny parowe i cieplne. Na szczycie ściany północnej przycupnął feniks – mityczny ptak, który uchodzi za symbol życia odradzającego się z popiołów. POMERANIA LISTOPAD 2014 téma miesąca – Gduńsk Kaszëbizna w stolëcë W gduńsczich szkòłach téż mòżna sã ùczëc kaszëbsczégò. Zdrzącë na òstatné lata, a òsoblëwie na ùszłi rok, mòże scwierdzëc, że je corôz to wiãcy dzôtków, jaczi prawie w kaszëbsczi stolëcë pòznôwają naszą rodną mòwã i kùlturã. Łoni w szesc spòdlecznëch szkòłach ùczëło sã kaszëbsczégò 143 dzecy. Tak w szkòłach państwòwëch, jak i priwatnëch direkcje i rodzëce òdmikają sã na pòznôwanié przez ùczniów nowi mòwë. Nót je wiedzec, że je to cëzy jãzëk dlô młodégò pòkòleniô w tim miesce. Dlô dzecy to je wiôlgô nowòsc, bò nie znają tegò z dodomù, le baro chùtkò jidze jima ta nôùka, i to baro ceszi – gôdô Marika Jelińskô, szkólnô, chtërna robi we Gduńskù-Kòwôlach. I jô òglowò baro lubiã robic z tima dzecama, bò one wiedno są chãtny do ùczbów, baro wiele rozmieją, jak jem rzekła, chùtkò sa ùczą i są rôd, czedë naùczą sa czegòs nowégò. Dlôcze prawie kaszëbsczi, a nié jinszi jãzëk? Każdemu człowiekowi potrzebne jest poczucie tożsamości, potrzebuje wiedzieć, kim jest – gôdô Katarzëna Przybył-Tamòwicz, nôleżniczka Radë Zarządzający w Niepùbliczny Spòdleczny Szkòle dlô Dzéwczãtów Fregata w Òliwie. Język kaszubski jako język społeczności regionu, w którym działa szkoła dla dziewcząt Fregata, wspiera model edukacyjny Szkół Fregata (w szkole dla chłopców jest również nauczany). Dzięki językowi kaszubskiemu dzieci poznają region, jego kulturę, niektóre mają szanse na odkrycie zapomnianych rodzinnych historii. W Niepublicznej Szkole Podstawowej dla Dziewcząt Fregata uczą się dziewczynki pochodzące z różnych regionów Polski, mamy uczennice, które przyjechały do nas z zagranicy, ale wszyscy żyjemy na Kaszubach. Z pòzdrzatkù szkólnégò z chãcą dzecy ni ma jiwrów. Le jak ùczëc dzôtczi, chtërne nie gôdają doma pò kaszëbskù? Òdpòwiédz na to pëtanié dała mie Ana Gùtowskô, absolwentka pòlonisticzi Gduńsczégò Ùniwersytetu ze szpecjalnoscą nôùczanié pòlsczégò i kaszëbsczégò, chtërna ùczi latos kòl sto sztëk dzecy w klasach 1–3: Dzecë baro POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 chãtno przëswòjiwają wiédzã ò samim regionie. Z jãzëkã to ju rozmajice – są tematë i słowizna, chtërne jich baro interesëją, np. spòrt czë zwierzãta. Le nie czekawi jich ògrodzëzna, robòta w pòlu itp., dlôte że je to dlô nich cëzé. W ùczenim kaszëbsczégò w taczim môlu, jak Gduńsk, gdze starszi nie gôdają doma rodną mòwą, wôżnô je dobrô zachãcbã ze stronë samëch szkólnëch. Ùczbë mùszą bëc atrakcyjné, bò jak gôdô Ana Gùtowskô: Mòje doswiadczenia pòkazëją, że nôcekawszé ùczbë prowadzoné są metodama aktiwizëjącyma, w chtërnëch sã wëkòrzëstiwô rozmajitégò ôrtu mùzykã i rëch. Ùczniowie nie lëdają kôrtów robòtë, chtërne są òferowóné w terôczasnëch ùczbòwnikach, dlôte w wiãkszim dzélu indiwidualno przërëchtowiwùjã materiałë do nôùczi, co wëmôgô òd mie wiôldżégò zaangażowaniô i kreatiwnoscë. Jak mòżna jesz zachãcëc do ùczeniô sã kaszëbsczégò? W jedny z priwatnëch szkòłów w Kòwôlach je to ùdba, cobë ùczbë òrganizowac nié leno w szkòłowim bùdinkù. Marika Jelińskô, szkólnô kaszëbsczégò w ti szkòle, prowadzy prawie taczé weekendowé zajãca: To wëzdrzi tak, że dzecë przejéżdżają na wies w sobòtã reno, a òdjéżdżają w niedzelã pò pôłnim i przez ten czas mają rozmajité zajimniãca. Jô móm starã, żebë to bëłë téż ùczbë jãzëka, ale wiedno robimë jaczés zabawë bùten, przedstôwiómë legendë, spiéwómë, tańcëjemë. Jô chcã, żebë z jedny stronë ùczniowie jak nôwiãcy sã naùczëlë, ale z drëdżi stronë, żebë w tim bëło wiele smiéchù i zabawë, żebë dzecë chcałë sã ùczëc, a nié – mùszałë. Òkróm samégò nôùczaniô jãzëka wôżné je twòrzenié dobri atmòsferë wkół sami kaszëbsczi kùlturë i Kaszëbów – tegò, jak nas widzą we Gduńskù. Wôrt je tuwò pòwiedzec ò szkólnëch, chtërne nie ùczą jãzëka kaszëbsczégò, ale chcą dzejac dlô rozwiju wiédzë ò regionie Kaszëb i Pòmòrzô. Podstawa programowa daje ZKP bardzo liczne grono sojuszników – nauczycieli, którzy zobowiązani są do realizacji treści regionalnych. Ale jest to zadanie często bardzo trudne i pracochłonne, dlatego to my, tj. ZKP, powinniśmy pomóc – scwierdzô Barbara Kùrkòwskô z gduńsczégò partu KPZ. Studia nie przygotowały nauczycieli merytorycznie w tym zakresie, do tego dochodzi specyfika Gdańska w regionie. To wyzwanie, ale i doświadczenie z realizacji treści związanych z naszym miastem i regionem doprowadziło do utworzenia Klubu Nauczycielek przy zarządzie oddziału gdańskiego ZKP. No karno szkólnëch regionalistek pòtikô so dosc regùlarno (m.jin. w SP nr 85 miona ZKP) i dzejô w nim kòl 10 òsób. Nôleżniczkóm tegò klubù w ùszłim rokù ùdało sã zrobic kònkùrsë ò regionie, np. kònkùrs żëwégò słowa (krôsomówczi) „Wielcy tej ziemi”, w chtërnym dzecë mògłë òpòwiadac ò pòstacach taczich, jak Damroka, córka Swiãtopôłka Wiôldżégò, Małgòrzata, córka Sambòra II, czë Heweliusz. Dlôcze prawie cësk na òratorsczé kònkùrsë? Barbara Kùrkòwskô tłómaczi to tim, że: uczniowie mają okazję coś mówić i opowiadać, a nie ciągle tylko pisać testy. Taki konkurs to przygotowanie w ogóle do wystąpień publicznych. Latos we Gduńskù téż mdą pòsobné taczé kònkùrsë, m.jin.: zatitlowóny „Królowie, królowe i książęta w Gdańsku” czë III Wòjewódzczi Kònkùrs „Baśnie i legendy kaszubskie”, jaczégò finał mdze 19 strëmiannika 2015 rokù w SP nr 82 w Gduńskù-Klukòwie. kg 11 TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK Kaszubi w Gdańsku. Gdańsk stolicą Kaszub? – raz jeszcze! W tytule mojego referatu dla niektórych najważniejszy może być znak zapytania. Ktoś inny może powiedzieć, że na jego miejscu winien się znaleźć wykrzyknik. Każde z tych rozwiązań ma swoje uzasadnienie. Do każdej sprawy, jaką sygnalizuje tytuł, a których oddzielić generalnie się nie da i nie powinno, istnieje już wcale znacząca literatura1. Jak zwykle aktualny jest problem zainteresowania, poznania, studiowania, otwartości, dostrzeżenia inności i podmiotowości innych… J ÓZ E F B O R ZYS Z KO W S K I Jak1dotąd biografię – historię Gdańska pisali albo Niemcy, albo Polacy, niekiedy bardzo dalecy od Kaszubów 2. W sytuacji, gdy także dzieje Gdańska były elementem wiekowych zmagań – walki o Pomorze3 – między Polakami a Niemcami, obecność i rola Kaszubów w Gdańsku, a tym samym stołeczna dla nas funkcja miasta nad Motławą i Bałtykiem, nazbyt często pozostawały na marginesie lub całkiem poza światem zainteresowań autorów, będących zwykle aktywnymi uczestnikami owej rywalizacji i dokumentowania praw pierwszeństwa jednych czy drugich. Przyjmując, że każdy z nas ma po trochu własną wizję biografii Gdańska, a zarazem świadomość, iż w każdej biografii autor pewne wątki pomija, 1 Zob. m.in. Cezary Obracht-Prondzyński, Kaszubi. Między dyskryminacją a regionalną podmiotowością, Gdańsk 2002. Ponadto: Józef Borzyszkowski, Kaszubi a Gdańsk. Gdańsk stolicą Kaszub? „Pomerania”, 1988, nr 5; tenże, Kaszubi a Gdańsk na przestrzeni dziejów, w: Rozmyślania gdańskie, pr. zbior., Gdańsk 1998; tenże, Gdańsk i Pomorze w XIX i XX wieku, Gdańsk 1999. 2 Z powojennych monografii można przywołać dwie o niemal symbolicznym znaczeniu: najstarszą Mariana Pelczara, Polski Gdańsk, Gdańsk 1947 i Petera Olivera Loewego, Danzig. Biographie einer Stadt, München 2011. 3 Zob. F. Znaniecki, Socjologia walki o Pomorze, Toruń 1935 oraz Socjologia polityczna a współczesna polityka, pod red. O. Sochackiego, Gdańsk 1996. 12 uważając je za mniej ważne, można rzec, że wielu autorom tytułowa obecność Kaszubów w Gdańsku i znaczenie dla nas tego miasta nie wydawały się godne uwagi, ani tym bardziej poznania czy uznania! Dotyczy to także niektórych najnowszych pozycji, czyli wydanych po tym, kiedy to od lat próbujemy, obok tego, co nas różni, odnajdywać i eksponować to, co wspólne i uniwersalne. Uniwersalnym zagadnieniem w kontekście tematu niniejszego tekstu jest ukształtowana w toku dziejów, mniej lub więcej dostrzegana, wielokulturowość Gdańska i Kaszubów – reprezentacji światów pogranicza! Darując Czytelnikom skądinąd ważne i potrzebne rozważania ogólniejszej natury, proponuję na dziś przyjąć kilka informacji, jakie mogą być zachętą do indywidualnych lektur i rozważań. Konieczne wydaje się i dziś przypomnienie, kim są Kaszubi4 (Czym był i jest Gdańsk – też warto sobie przypomnieć!) Kim są Kaszubi? Kaszubi to stara zachodniosłowiańska wspólnota etniczno-kulturowa, której najważniejszy wyznacznik stanowi język. Znana jest od wczesnego średniowiecza, a żyje na Wielkim Pomorzu nad Bałtykiem, dziś na zachód od Wisły, 4 Zob. Kim są Kaszubi? Nowe tendencje w badaniach społecznych, red. C. Obracht-Prondzyński, Gdańsk 2007 oraz tenże, Kaszubi dzisiaj. Kultura, język, tożsamość, Gdańsk 2007 (toż także w j. kasz., niem. i ang.). kiedyś także blisko Odry. Reprezentuje rodzimą ludność tej ziemi – dawnych Pomorzan. Stanowi pozostałość rodziny Słowian Nadbałtyckich, swoisty łącznik między polskimi Lechitami a plemionami połabskimi, których resztki wyginęły w XVIII wieku. Gros Kaszubów, najczęściej od czasów Kulturkampfu, utożsamia się z polskością. Pomorze – mała czy wielka ojczyzna Kaszubów – od wczesnego średniowiecza stanowiło przedmiot politycznej rywalizacji silniejszych sąsiadów: Polski i Niemiec. Można za G. Grassem powiedzieć, że Kaszubi przez wieki żyli między sąsiadami niby między młotem a kowadłem. Może dzięki temu zostali zahartowani i przetrwali, choć w XIX wieku pisano o nas jako o resztkach Słowian na południowym wybrzeżu Bałtyku, a na początku XX wieku wprost: Kaszubi giną5. Nie zginęliśmy! Przetrwaliśmy też w Gdańsku – kolejne rządy, epoki, mniej lub bardziej pozytywne i tragiczne doświadczenia. Niektórzy dostrzegli, że Kaszubi są – mogą być dziś zwornikiem między dawnymi a współczesnymi laty Gdańska, a także między Polakami i Niemcami. 5 Zob. Aleksander Hilferding, Resztki Słowian na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego, tłum. Nina Perczyńska, oprac. Jerzy Treder, Gdańsk 1989 oraz Konstanty Kościński, Kaszubi giną, Poznań 1905. Zob. też Izydor Gulgowski, Von einem unbekannten Volke in Deutschland, Berlin 1911 i tenże, O nieznanym ludzie w Niemczech. Von einem unbekannten Volke in Deutschland, tłum. Magdalena Darska-Łogin, wstęp J. Borzyszkowski, Gdańsk 2012. POMERANIA LISTOPAD 2014 TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK Gdy myślę Gdańsk… W 1997 r. z okazji gdańskiego millenium redakcja miesięcznika „Pomerania” opublikowała cykl wypowiedzi – refleksji kilkudziesięciu osób, przedstawicieli środowisk twórczych, głównie dziennikarsko-literackiego i naukowo-humanistycznego, na temat „Gdy myślę Gdańsk…”. Wydaliśmy je drukiem w następnym roku w postaci niemal albumowej z grafikami Ryszarda Stryjca – „gdańskiego Dürera”6. Prawie wszyscy autorzy, obywatele Polski i Niemiec oraz innych krajów świata, wspominają o swoim tu zakorzenieniu. Wielu także opowiada o fenomenie trwania w Gdańsku Kaszubów, jako pierwszych gospodarzy naszej wspólnej gdańsko-pomorskiej małej ojczyzny, wzbogacających współczesny krajobraz kulturowy miasta i kraju nad Wisłą. Niejednemu towarzyszy też świadomość, iż „na Gdańsku świat się nie kończy”. Polecam tę lekturę. W 2008 r. odbył się w Gdańsku X Zjazd Kaszubów. Z tej okazji przygotowano w Muzeum Historii Miasta Gdańska wystawę pt. „Kaszubi a Gdańsk. Kaszubi w Gdańsku”, udokumentowaną swoistym katalogiem – albumem pod tym tytułem, wydanym w następnym roku7. Zawiera on część pt. „Gdańska droga kaszubska”. Może to być ciekawe przypomnienie albo i odkrycie, zwłaszcza dla tych, którzy zaprzeczają obecności kaszubskiej w dziejach i współczesności Gdańska. Punktem wyjścia tejże drogi jest Oliwa – katedra jako „kaszubski Wawel”, miejsce dla Kaszubów niemal święte, nekropolia książąt gdańsko-pomorskich, do której od pokoleń pielgrzymują Kaszubi – zbiorowo i indywidualnie. W Oliwie Kaszubi w najliczniejszej reprezentacji żyli i działali także w okresie Wolnego Miasta Gdańska, co udokumentował śp. Franciszek Mamuszka w książce Kaszubi oliwscy8. Wśród kolejnych stacji owej drogi jest m.in. Matemblewo, Brętowo, 6 Gdy myślę Gdańsk…, wstęp Józef Borzyszkowski i Cezary Obracht-Prondzyński, Gdańsk 2009. 7 Zob. Józef Borzyszkowski, Katarzyna Kulikowska, Cezary Obracht-Prondzyński, Kaszubi a Gdańsk. Kaszubi w Gdańsku, Gdańsk 2009. 8 F. Mamuszka, Kaszubi oliwscy. Szkice z dziejów Polonii oliwskiej od około 1850 do 1945 r., Gdańsk 1980. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Srebrzysko i sam Wrzeszcz, przypisany także do G. Grassa. (Nie wolno też zapominać o robotniczej Oruni i o Siedlcach). Tam najliczniej mieszkali Kaszubi, mieli swoje domy. Być może jednak najwięcej śladów obecności Kaszubów w Gdańsku jest w samym centrum, gdzie kiedyś wśród licznych targów był także Targ Kaszubski, a jednym z ważniejszych nadal jest Targ Rybny nad Motławą w sąsiedztwie dawnego grodu książąt pomorskich i niedaleko Poczty Polskiej, wśród której pracowników dominowali gdańscy Kaszubi. W średniowieczu i w epoce nowożytnej Zanim do tego doszło, był Gdańsk średniowiecza, który obok kościoła ojców dominikanów przypomina pomnik Świętopełka Wielkiego, czczonego przez Kaszubów, ufundowany niedawno, choć postulowany od bardzo dawna, staraniem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. O Świętopełku w średniowiecznym gdańskim epitafium napisano: W tysiąc dwieście i sześćdziesiąt sześć lat po urodzeniu przez Dziewicę Chrystusa zmarł Świętopełk, książę sławny, miłosierny dla biednych, toteż zażywa losu sprawiedliwych. Tu w Gdańsku umiera i pochowany jest w Oliwie. Nie ma równego sobie, nie pojawił się w Gdańsku jemu podobny (…)”9. Hieronim Derdowski (1852–1902) w epopei Ò Panu Czôrlińsczim, co do Pùcka po sécë jachôł (I wyd. Toruń 1880), w której zakonnik Leon w kościele oliwskim objaśnia bohaterowi wiszące w prezbiterium portrety darczyńców świątyni, o Świętopełku napisał tak: Obok widzysz Mszczugasena, ksęca Swiętopełka, Chtoren wsześciech Mniemców z Kaszub wegnoł do zdzebełka. Męstwo, chytrosc i upartosc, fife i wekręte Jesz Kaszube do dzys po nim mają w spodku wzęte. Jego wiecznie pomniętałe będą nasze dzece, Bo granice Kaszub rozcyg dalek do Notece10. Wielu autorów książki „Gdy myślę Gdańsk…” opowiada o fenomenie trwania w Gdańsku Kaszubów Nie wszystko w tym utworze odpowiada rzeczywistości historycznej, ale oddaje ówczesną świadomość historyczną Kaszubów i ich więzi ze stołecznym Gdańskiem. Nie mniej dobitnie w tradycji i świadomości historycznej Kaszubów zapisany jest ostatni z gdańskich Gryfitów Mestwin II. Ks. Franz Manthey (1904–1971), znany jako wybitny intelektualista, nie tylko historyk i filozof pelpliński, znalazłszy się po 1957 r. w RFN, napisał interesujący esej O historii Kaszubów oraz książkę pt. Heimat an Weichsel und Ostsee (Hildesheim 1964). W książce tej rozdz. VI zatytułowany jest „Die Kaschubei und die Kaschuben”. Polecając ten tekst współczesnym polskim i niemieckim gdańszczanom, jedno zdanie trzeba tu zacytować. Brzmi ono: Die Hauptstadt der Kaschuben bzw. der Wohnsitz ihres Herzogs war Danzig, ebenso wie für Pommern Stettin zur Residenz des Herzogs von Pommern werde (Stolicą Kaszubów, czyli siedzibą ich księcia, był Gdańsk, podobnie jak dla Pomorzan Szczecin, gdzie rezydował książę pomorski; op. cit., s. 72). (Także wspomniany jego esej O historii Kaszubów” godzien naszej uwagi!)11. 9 Zob. Okruchy z oliwskiego scriptorium, oprac. L. Bądkowski, tłum. A. Siemiginowska i F. Fenikowski, Gdańsk 1982. 10 Ò panu Czôrlińsczim (...), wyd. VI, Gdańsk 1990, s. 126–127. 11 Zob. też F. Manthey, O historii Kaszubów: prawda i świadectwo, Gdańsk 1997. (Pamiętajmy też o tym, co napisał o gdańskich książętach Błażej Śliwiński…). 13 TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK Epokę panowania krzyżackiego w Gdańsku, obok gotyckich budowli, przypominają szczególnie kaszubskie i gdańskie legendy. To też są ważne ślady, fakty kulturowe. Kulturę duchową Gdańska epoki Rzeczypospolitej szlacheckiej i następnych można dogłębnie poznać, studiując skarby zgromadzone w Bibliotece Gdańskiej PAN, gdzie m.in. zachował się rękopis Tragedii o bogaczu i Łazarzu12, napisanej w 1643 r., dedykowanej Senatowi Gdańskiemu. W tymże dramacie, wystawionym po raz pierwszy w Teatrze Wybrzeże po 325 latach, dzięki adaptacji Róży Ostrowskiej i Tadeusza Minca, w jego reżyserii i wspaniałej scenografii Mariana Kołodzieja, integralną częścią są humorystyczne intermedia, w których występuje Kaszuba Sobieraj, posługujący się rodzimym językiem kaszubskim, a raczej polskim z licznymi kaszubizmami. W wiekach XIX i XX W Bibliotece Gdańskiej, kierowanej po II wojnie przez niezapomnianego prof. Mariana Pelczara, pracował m.in. kaszubski poeta, przed wojną dziennikarz i redaktor pomorskich gazet, także polskiej prasy w Wolnym Mieście Gdańsku, Franciszek Sędzicki (1882–1957). W czasach PRL udało się nam ufundować mu i zawiesić w holu Biblioteki tablicę pamiątkową, która zawiera jego znamienne słowa: „Ciedë më chcemë, tej më Polści jesmë”. Podobna tablica, wykonana przez tego samego rzeźbiarza Franciszka Sychowskiego z Wejherowa, przypomina postać M. Pelczara. Ich kształty i losy są także znakiem czasu. Znakiem obecności Kaszubów w Gdańsku w minionych wiekach są również inne tablice i ulice, którym patronują wybitni przedstawiciele społeczności kaszubskiej – także obywatele Gdańska. Nie wchodząc zbyt szeroko w dawne wieki średniowiecza i epoki nowożytnej, warto zwrócić szczególną uwagę na obecność i dzieje Kaszubów w Gdańsku niejako wczoraj – w XIX i XX wieku, decydujących o współczesności. Także 12 Zob. Tragedia o bogaczu i Łazarzu, z ręko pisu odczytał i do druku przygotował J. Treder, Gdańsk – Gdynia 1999. 14 wtedy, do 1939/45 roku, najliczniejszą reprezentację Kaszubów stanowili robotnicy, zwłaszcza gdańskich stoczni, oraz żeńska służba domowa, ale nie mniej widoczna była obecność przedstawicieli stanu średniego – rzemieślników i kupców, a także inteligencji. Większość tych osób, utożsamiając się z polskością i Kościołem katolickim, przynależała świadomie do polskiej mniejszości i uczestniczyła w działalności polskich organizacji i parafii. Od połowy XIX wieku możemy mówić o bezpośredniej reprezentacji Kaszubów w życiu całej społeczności Prus Zachodnich, o narodzinach i rozwoju ruchu kaszubskiego, a właściwie kaszubsko-pomorskiego. Jego liderzy za główny cel stawiali sobie obronę własnej podmiotowości, języka kaszubskiego i kultury – w bliskości lub w ramach narodowego ruchu ogólnopolskiego. Tu w Gdańsku ojciec regionalizmu kaszubskiego Florian Ceynowa (1817– –1881) drukował swoje dzieła. M.in. w 1850 r. z drukarni Wedela wyszła jego Rozmòwa Pòlôcha z Kaszëbą, sygnalizująca skomplikowane relacje między Kaszubami a starszymi braćmi Polakami, między polską tradycją szlachecką a ludową kaszubską. Następcą F. Ceynowy był wspomniany już dziennikarz i poeta Hieronim Derdowski, autor owej słynnej epopei kaszubskiej Ò Panu Czôrlińsczim, co do Pùcka pò secë jachôł, porównywanej do polskiego Pana Tadeusza. Akcję kilku jej rozdziałów zlokalizował w Gdańsku i Oliwie ze szczególnym przywołaniem wyjątkowej roli naszego miasta dla całego kaszubskiego świata. Z tego utworu pochodzi tekst hymnu kaszubskiego (cyt. za wyd. VI): Tam, gdze Wisła od Krakowa W polscie morze płynie, Polsko wiara, polsko mowa Nigde nie zadzinie. On bowiem, zgodnie z duchem ówczesnej nauki polskiej, w pełni utożsamiał kaszubszczyznę z polszczyzną. Najdobitniej jednak swoją obecność w Gdańsku i stołeczną rolę naszego miasta dla ogółu Kaszubów zaakcentowali i udokumentowali na początku XX wieku młodokaszubi z Aleksandrem Majkowskim (1876–1938)13 na czele. On to, będąc stażystą w Marienkrankenhaus i redaktorem „Gazety Gdańskiej”, w 1905 r. zaczął wydawać do niej dodatek „Drużba. Pismo dlô polscich Kaszubów” z hasłem „Nima Kaszub bez Polonii a bez Kaszub Polści” zamieszczonym w winiecie. On to w 1908 r. w Kościerzynie zaczął wydawać miesięcznik „Gryf”, którego redakcję rychło przeniesiono do Gdańska na ul. Ogarną. Skupieni wokół „Gryfa” młodokaszubi odbyli tu w 1912 r. w lokalu nad Motławą swoje dwa zjazdy i powołali Towarzystwo Młodokaszubów, podkreślając stołeczną rolę Gdańska. (Ciekawy artykuł na ten temat ukazał się na łamach „Gryfa”). W 1913 r. młodokaszubi zorganizowali Muzeum Kaszubsko-Pomorskie w Sopocie. Ich owocną działalność, którą narazili się tak stuprocentowym Polakom, jak i Niemcom – hakatystom, przerwała I wojna światowa. Po jej zakończeniu włączyli się w działalność Podkomisariatu Naczelnej Rady Ludowej w Gdańsku i walkę o przyłączenie Pomorza do Polski. Młodokaszuba dr Franciszek Kręcki (1883– –1940), gdańszczanin, został szefem Organizacji Wojskowej Pomorza (zginął w Stutthofie). Nie wyobrażali sobie, by Gdańsk pozostał wówczas w Niemczech, porównując go do Konstantynopola, który nie mógł być częścią Grecji, mimo dominacji w nim Greków… Gdy powstało Wolne Miasto Gdańsk, ci, którzy pozostali tutaj, włączyli się w organizację działalności i życia Polonii, współtworząc m.in. Towarzystwo Przyjaciół Nauki i Sztuki w Gdańsku, Dom Polski, polskie parafie itp. Zapłacili za to najwyższą cenę po 1 września 1939 r., ginąc m.in. w Piaśnicy, a zwłaszcza w Stutthofie, zbiorowo w pamiętny Wielki Piątek 1940 r. Zanim do tego doszło, jeszcze przed I wojną powstał humorystyczny wierszyk Maryli Wolskiej (1873–1930), przedstawicielki Młodej Polski, zaprzyjaźnionej z młodokaszubami, dotyczący stolicy Kaszub: 13 Zob. m.in. Andrzej Bukowski, Regionalizm kaszubski. Ruch naukowy, literacki i kulturalny: zarys monografii historycznej, Poznań 1950 oraz J. Borzyszkowski, Aleksander Majkowski (1876–1938). Biografia historyczna, Gdańsk – Wejherowo 2004. POMERANIA LISTOPAD 2014 TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK Siedem miast od dawna kłóci się ze sobą, Które z nich wszech Kaszub głową: Gdańsk – miasto liczne, Kartuzy śliczne, święte Wejrowo. Lębork, Bytowo, Cna Kościerzyna i Puck – perzyna14. W kontekście owej siódemki szczególnie istotna może być w niej obecność wówczas wsi Kartuzy. Skupieni w latach 30. w Kartuzach, już mieście, wokół pisma „Zrzesz Kaszëbskô” działacze, m.in. ks. Franciszek Grucza, powojenny proboszcz w Sopocie, opublikowali wówczas na jej łamach nieco buńczuczny artykuł „Gduńsk, nasz stoleczni gard”15, co sanacyjne władze, dbające o poprawne relacje z Niemcami, poczytały im za wykroczenie. Miasto o (co najmniej) dwu obliczach Ciekawe świadectwo dotyczące obecności Kaszubów w Gdańsku i roli Gdańska dla ogółu naszej wspólnoty także w latach tuż przedwojennych pozostawił poznański dziennikarz Józef Kisielewski w pomnikowej księdze reportażu pt. Ziemia gromadzi prochy (1938) – stanowiącej owoc podróży przez północne Niemcy, a zwłaszcza niemieckie wtedy Pomorze. Napisał: Gdańsk posiada dwa oblicza: kupieckie i kaszubskie. Żywiołem, który w nim niezmiernie ważną rolę odgrywa, są Kaszubi. Dla całych Kaszub Gdańsk to po prostu „miasto”. Bo przez wiele stuleci on właśnie był duchową stolicą Kaszub. Tu, do tego Gdańska zbiegały się wszystkie nerwy kaszubskiego życia, tu było miejsce sprzedaży produktów, tu targ rybny, tu sklepy, w których zaopatrywano się na cały rok w prowianty, tu wreszcie były pamiątki kaszubskie z kaplicą króla Sobieskiego. Ów fakt stołeczności Gdańska sprawia, że dziś jeszcze, gdy Kaszuba nastawia radio – przede wszystkim bada, co nadaje Gdańsk. Przeskakuje później na inne fale, zatrzymuje się na stacji toruńskiej, wypatruje stacji gdyńskiej, której 14 Zob. Bibliografia literatury polskiej Nowy Korbut. Literatura pozytywizmu i Młodej Polski, t. 16, s. 214–219; życiorysy innych przywołanych tu postaci zob. Słownik biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego. 15 „Zrzesz Kaszëbskô”, R. 1936, nr 1, s. 1–2. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 nie ma dotąd i nie wiadomo dlaczego, ale ten pierwszy ruch, to pierwsze otwarcie aparatu idzie na Gdańsk, bo to po prostu „miasto”. (…) Na powstaniu Gdyni wielu Kaszubów zrobiło olbrzymie majątki. Właściciele gruntów, którzy umieli wyzyskać koniunkturę, stali się w znaczeniu dosłownym milionerami. (…) Warto było obserwować pierwsze odruchy tych milionerów. Chcieli dobrze mieszkać, piękne posiadać meble, komfortowe, luksusowe. Wybrali się po nie oczywiście do Gdańska. Ten Gdańsk daje im piękne meble, ale nie daje już duchowej podniety, jak było do czasów wojny. Nie potrafi zaszczepić w nich wysokich ambicji kulturalnych, żeby kształcili dzieci na uniwersytetach, żeby unosili się gestem fundatorskim, jak ów kupiec w Garczu (niem. Garz, pol. Grodnica, Gardziec – przyp. red.) na Rugii, który w Szczecinie majątku się dorobił, a w swym miasteczku rodzinnym muzeum ufundował. Takie podniety i duchowe inspiracje mogą otrzymywać obecnie tylko w Gdyni. Bo pomału sprawa doznaje zmiany: Gdańsk prerogatywy stolicy Kaszubszczyzny przenosi na Gdynię. Niełatwo to jest wielosetletnią tradycję zamienić, z konserwatyzmem ludowym walczyć, upartych przekonać, a przecież zaczyna się to w naszych oczach iścić. Razem z koncentrowaniem w Gdyni spraw gospodarczych całej Kaszubszczyzny poczyna zbiegać się tu i życie duchowe. Może zresztą tylko na okres przejściowy, zanim wreszcie nie zostanie usunięty napór germanizacyjny w Gdańsku. Może niebawem będzie miała Kaszubszczyzna dwie stolice: Gdańsk i Gdynię? Ale cokolwiek zmienia się w płaszczyźnie duchowej, w płaszczyźnie etnicznej zmian nie doznaje. (…) Nie ma na całych Kaszubach rodziny, która by nie posiadała w Gdańsku krewnych, która by co pewien czas do Gdańska nie musiała w sprawach rodzinnych przyjeżdżać. W ten sposób Gdańsk jest silnie złączony węzłami krwi z Kaszubszczyzną. I połączony zostanie długo, tak długo, póki nadwyżka populacyjna będzie szukała ujścia w zbiorowisku miejskim Gdańska16. „Nowi Gduńsk”? Pozostawiając komentarz do przytoczonej wyżej relacji na inną okazję, warto ją skonfrontować z przepowiednią kaszubskiego dramatopisarza, zawartą w powstałym w tymże czasie utworze ks. Bernarda Sychty pt. „Przebudzenie”. Oto ona: Kam na kamieniu nie òstanie, balka na balce. Lëdze z Gduńska bãdą szukalë Gduńska w Gduńskù, ale gò tam nie nalézą. Kùczer, co pòjedze tądkã, òbrócy sã w tił, wskôże batigã i rzecze: „Tu rôz stojało wiôldżé, bògaté miasto, co sã Gduńsk nazéwało…” – Ale to nie mdze bawiło długò, nowô Pòlskô wëbùdëje nowi Gduńsk, wikszi i bògatszi jak przódë… Już widzã Pòlskã. Stanãła na przeddómkù nowëch czasów. W mòrzu mëje sobie głowã, a ò górë sã òpiérô. Widzã, jak wszëtczé plemiona za progã jidą do Pòlsczi jak dodóm i w jeden wiôldżi jednoczą sã nôród. Wrocław, Szczecëno, Elbląg i Gduńsk szerok òdmikają staré brómë i biegają ji na przódk. W innym dramacie pt. „Gwiôzdka ze Gduńska” kaszubski gbur, witając kolędników, mówi: Czej ta gwiôzdka je jaż ze Gduńska, tej le niech przińdze. Mòże më sã jesz dożdżemë, że Gduńsk mdze jesz rôz nasz17. 16 17 J. Kisielewski, Ziemia gromadzi prochy, Warszawa 1990, s. 415–416. (Pierwsze po wojnie wydanie). Zob. hasło Gdańsk w: B. Sychta, Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej, t. I, Wrocław i in. 1967, s. 316. 15 TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK Blaszany bębenek a sprawa kaszubska Co było dalej, po 1 września 1939 r. i 30 marca 1945, wiemy i pamiętamy. Były też wiosna, lato, jesień i zima – 1945 i 1946 roku. Były ucieczki, wysiedlenia i pożegnania z Gdańskiem – z rodzinnym miastem niemieckich gdańszczan, m.in. rodziny G. Grassa. W Blaszanym bębenku znajdujemy scenę pożegnania Oskara z Gdańskiem i pozostającą na miejscu babką Anną. Tak uskarżała się Anna Koljaczkowa, trzymała się za głowę, głaskała mnie po rosnącej głowie i wygłosiła przy tym parę gorzkich myśli: – Tak to już jest z Kaszubami, Oskarku. Zawsze dostają po głowie. Ale wy teraz wyjedziecie, na zachód wyjedziecie, tam lepiej wam będzie, i tylko babcia zostanie tutaj. Bo Kaszubów nie można przenieść nigdzie, oni zawsze muszą być tutaj i nadstawić głowy, żeby inni mogli uderzyć, bo my za mało polscy jesteśmy i za mało niemieccy, bo jak ktoś jest Kaszubą, nie wystarcza to ani Niemcom, ani Polakom. Ci zawsze dokładnie chcą wiedzieć, co jest co!18. Mogę dopowiedzieć, że bywa i tak, że ani jedni, ani drudzy nie chcą wiedzieć… Wiedzą swoje i to lepiej niby niż my o sobie sami… Blaszany bębenek G. Grassa bardzo wiele zmienił w spojrzeniu na Kaszubów i Gdańsk tak ogółu Niemców, jak i Polaków. Zanim to nastąpiło, Kaszubi wraz z innymi przeżyli tu trudne lata rehabilitacji i weryfikacji. Nie wystarczyło, że ich bliscy ginęli w latach wojny za polskość. Musieli raz jeszcze ją udowadniać… Niemniej nastąpiło z czasem „przebudzenie” tak Kaszubów jak i ogółu Polaków, a także Niemców, byłych obywateli W.M. Gdańska, zwłaszcza o kaszubskim rodowodzie, którego długo się wypierali. Dziś niekiedy się nim szczycą. Kaszubi współtwórcami nowej rzeczywistości W 1956 r. powstało Zrzeszenie Kaszubskie, od 1964 – Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie z siedzibą w Gdańsku, skupiające elity różnych środowisk 18 G. Grass, Blaszany bębenek, tłum. S. Blaut, Gdańsk 1979 (I wyd. pol.). 16 Mściwój II na medalionie Wawrzyńca Sampa kaszubskich, akcentujących swoją podmiotowość i stołeczność Gdańska dla całych Kaszub. Świadectwem dokonań i rozwoju ruchu kaszubsko-pomorskiego po 1945 i 1956 roku, a zarazem stołeczności Gdańska dla Kaszub, jest m.in. kaszubska i gdańska prasa, a zwłaszcza dwutygodnik „Kaszëbë” i miesięcznik „Pomerania”19. Kaszubi są wśród bohaterów gdańskich miesięcy – ofiar Grudnia 1970 i współtwórców sukcesu Sierpnia 1980 r. (Znamienne, że jeden z sekretarzy wojewódzkich PZPR tzw. „wypadki grudniowe” w Gdańsku w 1970 r. tłumaczył wówczas tym, iż mieszkają tu nadal Niemcy i liczni Kaszubi). W kontekście przygotowania fundamentów pod budowę III RP – Polski samorządnej i suwerennej – na szczególną pamięć i wdzięczność zasłużył Lech Bądkowski, reprezentant pokolenia Kolumbów, lider ruchu kaszubsko-pomorskiego, członek Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i pierwszy rzecznik prasowy „Solidarności”, zmarły w 1984 roku20. Kaszubi wraz z innymi Pomorzanami w Gdańsku i na całym Pomorzu są współtwórcami nowej rzeczywistości po 1989 roku, nie wolnej od potknięć, różnic, niekoniecznie pięknych, jak i dyskusji, także na temat stołecznej roli Gdańska. Od ponad 20 lat nowym centralnym punktem spotkań i współdziałania w gdańskiej stolicy jest Dom Kaszubski przy ul. Straganiarskiej, obok kościoła św. Jana. To siedziba m.in. Zarządu Głównego ZKP, zrzeszeniowego wydawnictwa, Klubu Studentów „Pomorania”, redakcji miesięcznika „Pomerania”, 19 Zob. Cezary Obracht-Prondzyński, Zjednoczeni w idei. Pięćdziesiąt lat działalności Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 1956– 2006, Gdańsk 2006. 20 Zob. Pro memoria Lech Bądkowski (1920– –1984), zebr. i oprac. J. Borzyszkowski, Gdańsk 2005 oraz Paweł Zbierski Na własny rachunek. Rzecz o Lechu Bądkowskim, Gdańsk 2004. POMERANIA LISTOPAD 2014 TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK Instytutu Kaszubskiego – stowarzyszenia ludzi nauki związanych z Kaszubami i Pomorzem, rozproszonych w różnych zakątkach kraju i świata, a także Tawerny Kaszubskiej „Mestwin”. Stołeczność Gdańska dla całych Kaszub, akcentowaną na rogatkach miasta, za co serdeczne dzięki dla prezydenta Pawła Adamowicza, neguje dziś niejeden mieszkaniec Gdańska, ale najgłośniej i najsmutniej miasto Kartuzy – nadal śliczne, ale nieliczne i dalekie od mitycznych i realnych stołecznych funkcji, jakich w Gdańsku mogą nie dostrzegać jedynie ignoranci. Jest wolność i różnie z niej ludzie korzystają. A przecie tak dziś, jak wczoraj wszystko się liczy, nie tylko zaklęcia, słowa. Liczą się fakty, a w tej materii Gdańsk, skupiający starych i młodych Kaszubów – pomorskich, polskich, niemieckich i wileńskich – pozostaje bezkonkurencyjny. Także Gdynia nie pozbawiła go stołeczności, nie siląc się nawet na udział w duecie. W ruchu kaszubsko-pomorskim od pokoleń aktualne są idee samorządności, decentralizacji oraz przekonanie, iż siła każdej wspólnoty, regionalnej czy całego państwa tkwi nie tyle w stolicy czy jednym centrum, ile w mnogości i różnorodności twórczych podmiotów i harmonijnej współpracy. Ale o tym nie tylko uczestników IV Światowego Zjazdu Gdańszczan (podczas tego Zjazdu publikowany referat został wygłoszony – przyp. red.) przekonywać nie trzeba. Zapraszam do Domu Kaszubskiego! DZIAŁO SIĘ w Gdańsku • 5 września – z okazji 75. rocznicy wybuchu II wojny światowej kapelan Kaszubów ks. dr Leszek Jażdżewski celebrował w kościele pw. Opatrzności Bożej na gdańskiej Zaspie mszę św. w intencji ofiar wojny oraz poprowadził Drogę Krzyżową na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu. W uroczystościach uczestniczyły poczty sztandarowe ZKP z Gdańska, Kolbud i Żukowa, liczni mieszkańcy Gdańska oraz przedstawiciele Stowarzyszenia Civitas Christiana, którzy przygotowali agapę. • 11 września – w Tawernie Mestwin odbyła się promocja książki śp. prof. Brunona Synaka Bezsens i sens choroby nieodwracalnej. Spotkanie, które miało charakter rodzinny, poprowadził prezes ZKP Łukasz Grzędzicki. Gośćmi, oprócz rodziny, byli m.in. Arcybiskup Senior Tadeusz Gocłowski, prof. Zbigniew Grzonka i prof. Józef Borzyszkowski. Głęboką refleksją nad książką podzielił się prof. Cezary Obracht-Prondzyński. • 17 września – w siedzibie Ośrodka Kultury Kaszubsko-Pomorskiej w Gdyni, na zaproszenie oddziału gdyńskiego ZKP, mieliśmy możliwość obejrzenia dwóch archiwalnych filmów udostępnionych przez organizatora Festiwalu Filmów Kaszubskich Eugeniusza Pryczkowskiego: „Białe miasto nad zatoką” (film dokumentalny z 1961 r., w reż. Mariana Ussorowskiego) oraz „Kaszëbë” (film fabularny z 1970 r., w reż. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Ryszarda Bera; w filmie występują m.in.: Jan Piepka, ks. Władysław Szulist i Franciszek Kwidziński – kierownik zespołu Kaszuby z Kartuz, który był obecny na sali). • 20 września – w gdańskim Jasieniu, w Szkole Podstawowej nr 85 im. Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego oraz Gimnazjum nr 48 im. Lecha Bądkowskiego odbyły się obchody 730. rocznicy (13.09.1284 r.) pierwszej historycznej wzmianki o wsi Gnanowo (ówczesna nazwa Jasienia), dotyczącej nadania przez księcia Mściwoja II dóbr Gnanowo rycerzowi pomorskiemu Piotrowi Glabunie. Od najdawniejszych czasów Jasień zamieszkiwany był przez Kaszubów. Dziś jest to dzielnica Gdańska z kaszubskimi nazwami ulic (Kraśnięta, Polnicy, Damroki, Stolema, Remusa), którą zamieszkuje 6,5 tys. osób, w tym ok. 20% Kaszubów. W SP nr 85 odbywa się nauka języka kaszubskiego. Organizatorem obchodów był Zarząd Dzielnicy i Stowarzyszenie Jasień oraz Jolanta Knitter, członkini Zarządu ZKP Oddział w Gdańsku, wraz z nauczycielami. ZKP, jako patron szkoły, przygotowało stoisko książkowe. Otwarcia uroczystości dokonał Prezydent Miasta Gdańska Paweł Adamowicz. • 29 września – zmarła Jadwiga Szulta – nestor ka oddziału gdańskiego ZKP. Urodziła się w Wolnym Mieście Gdańsku w kaszubskiej rodzinie Agnieszki i Józefa von Zalewskich. Wychowała się w środowisku polonijnym: uczęszczała do placówek edukacyjnych Macierzy Szkolnej, religii uczył ją bł. ks. Bronisław Komorowski, należała do Związku Harcerstwa Polskiego. Wraz z całą rodziną przeżyła w Gdańsku gehennę wojenną: szykany, głód, tułaczkę, uwięzienie ojca w Victoria-Schule i w Stutthofie, wyrzucenie z rodzinnego domu przy ul. Migowskiej 12 w Gdańsku-Pieckach, przesiedlenie do Generalnej Guberni, gdzie trafili do Niepokalanowa pod opiekę dziś świętego Maksymiliana Marii Kolbego, z którego rąk przyjęła sakrament ołtarza. Po powrocie do Gdańska przeżyła koszmar wyzwolenia miasta przez wojska radzieckie. • 5 października – w Gdańsku-Klukowie odbyła się uroczystość poświęcona pamięci pomordowanych w Piaśnicy mieszkańców Klukowa, Matarni, Firogi, Bysewa, Kokoszek oraz obrońców Poczty Polskiej. Obchody rocznicowe, w asyście sztandaru ZKP Oddział w Gdańsku, rozpoczęły się w SP nr 82 mszą św. odprawioną przez ks. proboszcza Jarosława Ropla, złożeniem kwiatów oraz zapaleniem zniczy pod obeliskiem upamiętniającym 14 pomordowanych mieszkańców okolicznych miejscowości. Organizatorami byli Klub ZKP w Gdańsku-Matarni oraz SP nr 82. Teresa Juńska-Subocz 17 téma miesąca – Gduńsk Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Pamiãtóm ten gromicznikòwi, baro smùtny dlô kaszëbsczi mùzyczi, wtórk. Béł jem tam, na smãtôrzu w Grabòwie Kòscersczim, gdze 24 gromicznika 2009 rokù òstała pòchòwónô Renata Gleinert, zasłużonô szkólnô i kómpòzytorka kaszëbsczich spiéwów, aùtorka m.jin. kòlãdë „Swiat przed Tobą klãkł”. I pamiãtóm tã gòdową spiéwã – jak requiem wëkònóną w kòscele òbczas żałobnégò nôbòżéństwa przez Annã Jurek, z dodomù Bakùn… W òstatny réze towarzëlë wastnie Gleinert nôblëższi, ùczniowie, drëszë i znajómcë, przedstôwcowie stowôrów i institucji, w tim Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. W miono nôblëższich Niebòszczëcë gôdôł Ji chłop Tadéùsz. Tómk F ó p ka Bëła jedną z nié wielnëch pòm òr sczich, gduńsczich kómpòzytorków. Renata Gleinert – pianistka i szkólnô, pòchòdzącô z mùzyczny rodzënë (starszi grelë w Òrkestrze Mùzycznégò Towarzëstwa w Wòlnym Miesce Gduń skù) – pò ùczbie zrzeszëła swòje warkòwé żëcé z Pòmòrzã. Pianistka Państwòwi Òperë Bôłtëcczi, kòre petitorka chóru Mediczny Akademii, akómpaniatorka w Wòjskòwim Liceùm Mùzycznym a w Akademii Fizycznégò Wëchòwaniô, wëkłôdowcka PWSM we Gduńskù, pózniészi Mùzyczny Akademii, a téż w Studium Spiéwno-Aktorsczim w Gdini. Instruktorka mùzycznô w Kòlbùdach i Mòrsczim Dodomie Kùlturë we Gduńskù-Nowim Pòrce. Czerowała estradowim karnã Flotylla. Wespółtwòrzëła i przez wiele lat prowadzëła Gduńsczé Studio Piosenczi. „Jej dorobek kompozytorski obejmuje ponad 200 piosenek wykonywanych przez znanych artystów, między innymi Danę Lerską, Marylę Lerch, Zofię Borcę, Reginę Pisarek, Krystynę Giżowską, Jacka Labudę, Grażynę Łobaszewską, Piotra Janczerskiego i Bractwo Kurkowe. Do najbardziej znanych utworów należą »Wrzosy«, »Żal mi ptaków«, »Niespokojne oczy«, »Tam gdzie kwiaty«, »Ludzie morza«. Większość kompozycji Renaty Gleinert związana jest z morzem i Gdańskiem, gdzie mieszkała większą część życia” – pòdôwô Wikipedia. 18 W rokù 2003 za zasłëdżi dlô Gduń ska, a w całoscë za mùzyczné ùtwó rstwò i rozkòscérzanié mùzyczny kùlturë we Gduńskù, òtrzëmała òd miasta Medal Ksãca Mscëwòja II. Nie bëło to Ji jediné wëprzédnienié. Animatorka, „melodystka” i szkólnô „Była animatorką wielu wybrzeżowych inicjatyw kulturalnych, współtwórczynią sukcesów artystycznych kilku pokoleń mieszkańców Wybrzeża, m.in. Grażyny Łobaszewskiej, Mariana Zacharewicza, Maryli Lerch, Jacka Labudy, Zofii Borcy i wielu innych” – pisôł po ji smiercë w gazéce „Dziennik Bałtycki” Tadéùsz Wòzniôk. Gôdô Jerzi Stachùrsczi: Prowadziła Gdańskie Studio Piosenki przez wiele lat. W tym czasie zmieniała się muzyka. Piosenki pani Renaty zawsze „szły z duchem czasu”. Brzmiały nowocześnie z akompaniamentem fortepianu, zespołu muzycznego a także orkiestry. Należała do grupy twórców piosenek, których można nazwać „melodystami”. Jej piosenki wyróżniały się „wpadającymi w ucho” melodiami. Zawsze spostrzegałem Ją jako osobę obdarzoną darem umiejętności współpracy z młodymi solistami. Dla każdego umiała napisać lub znaleźć odpowiednią piosenkę innego twórcy. Na początku lat siedemdziesiątych razem działaliśmy w Klubie Lastadia przy ulicy Zakopiańskiej, w Gdańsku-Siedlcach. Renata Gleinert prowadziła zespół wokalny oraz zajęcia z solistami. Wśród nich była m.in. Grażyna Łobaszewska. W 1974 roku wystąpiliśmy w Opolu w koncercie debiutów – G. Łobaszewska i zespół Gdańska Kapela Marynarska. Łobaszewska śpiewała wtedy piosenkę z muzyką R. Gleinert „Niech się zieleń zazieleni”, a Gdańska Kapela Marynarska wykonała mój utwór do słów Gałczyńskiego. Oba wykonania nagrodzono – dodôwô. Pamiãc ò Ni żëje téż we wspòm nieniach ùczniów. Bògùsława Zawadowicz z Żukòwa pisze: „Byłam jej uczennicą w studiu wokalnym, które prowadziła w Ratuszu Staromiejskim. (…) Pamiętam koncert, na którym śpiewałam piosenkę »Kierowy król«. Pamiętam słowa i melodię do dzisiaj. Pani Renata była bardzo ciepłą i cierpliwą osobą. Bardzo lubiła swoich wychowanków. (…) W późniejszych latach śpiewałam jej piosenkę »Ludzie morza« w eliminacjach do Kołobrzegu. Wówczas już byłam solistką zespołu Zielone Otoki, WOP, czyli obecnej Straży Granicznej”. Jakno licealistka mùsza jem przez sztërë miesądze dojéżdżac z Pãpòwa do Nowégò Pòrtu na zajãca z wastną Renatą. Chòcô nie bëła to letkô sprawa, wiedno miała jem wiôlgą chãc to robic. Rëchtowała mie tej na festiwal radzecczi piesnie a pózni zwerbòwała do Flotillë. Renata Gleinert bëła baro cepłą, żëczlëwą, a przede wszëtczim cerplëwą òsobą. Po latach, czej przëszło mie sami prowadzëc dzecné karno – rozmiała jem achtnąc ji robòtã. I tã janielską cerplëwòtã – gôdô przez słëchùlkã Heléna Adamskô, z dodomù Biankòwskô. POMERANIA LISTOPAD 2014 téma miesąca – Gduńsk Kómpòzytorka kaszëbsczich spiéwów Witosława Frankòwskô, òrganizatorka wejrowsczich „Zetkaniów z mùzyką Kaszëb”, téż ùczãstniczka òstatnégò pòżegnaniô w Grabòwie, napisała ò wastnie Gleinert w cządnikù „Pomerania”: „Pani Renata przykładała wielką wagę do tekstów swoich pieśni, nic więc dziwnego, że szczególnie upodobała sobie twórczość Jana Piepki. (…) Obok »Skòwrónka« powstała również popularna »Kòlëbiónka«, nastrojowe »Błotkò«. Do perełek kaszubskiej twórczości dziecięcej przynależy mało znany cykl 4 pieśni R. Gleinert powstały na kanwie wierszy Stanisława Jankego (»W dodomkù«, »Pùpka«, »Na zybówce«, »Spik«)”. Trzë lata chùtczi, 27 łżëkwiata 2006 rok ù, w wejrowsczi m Mùzeù m Pismien iznë i Kaszëbskò-Pòmòrsczi Mùzyczi prawie te wspòmnióné do kazë wëbrzmiałë. Witosława Fran kòwskô namówiła do pòspólnégò dzejaniô widzałé karno mùzyków: Èwã Lalkã, Agnészkã Kòstencką, Môrcëna Pòmëkałã a Cezarégò Pôcórka. Dało sã czëc tedë 21 piesniów, w tim téż do słowów Jana Zbrzëcë, Aleksandra Labùdë, Zygmùnta Narsczégò, Alojzégò Nagla i Sztefana Bieszka. Stanisłôw Janke w swòji laudacji do Skrë Òrmùzdowi dlô wastnë Renatë pisze, że kaszëbizną zajinteresowała sã za sprawą swégò chłopa Tadéùsza, wielelatnégò sekretarza Òglowégò Zarządu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Òbedwòje bëlë na przëwòłónym wëżi kòncerce. W. Frankòwskô òstôwô przédną przestojniczką kaszëbsczégò ùtwórstwa Renatë Gleinert. Miała m.jin. cësk na to, żebë Ji spiéwë nalazłë sã w programie kòncertu na 50-lecé Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Bôłtëcczi Filharmónii (w gòdnikù 2006 rokù) czë, czile lat pózni, w programie pòsobnégò „Zetkaniô z mùzyką Kaszëb”, wëfùlo wónégó dzecnyma spiéwoma. Òsmë ùsôdzków je téż w wëdóny latos ksążce Kaszubski śpiewnik domowy. Chiżni kaszëbsczé dokazë Renatë Gleinert òstałë wëdrëkòwóné w piesniôkach: Dalecznosc, Jidze pòzymk, Lëdze gôdają, Kaszëbsczé kòlãdë ë gòdowé spiéwë a w môłim spiéwniczkù dołączonym POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 do kasétë z gòdowima spiéwama, pt. „Na Gòdë”. Frankòwskô pòdôwô w ksążce Muzyka Kaszub: „Twórczość kaszubska gdańskiej kompozytorki, należąca do nurtu muzyki popularnej, stanowi swoisty pomost między zaangażowanymi ideowo pieśniami Jana Trepczyka a współczesną kaszubską twórczością regionalną”. Jerzi Stachùrsczi, jaczi je pò „ti drëdżi stronie pòmòstu”, gôdô: Pani Renata wkroczyła na obszar muzyki regionalnej jako osoba ze znaczącym dorobkiem kompozytorskim. Wniosła do jej zasobów swoją indywidualność, ale także nowe oczekiwania słuchacza takie, jak: nowoczesna rytmika, melodyka, barwa głosu, interpretacja. Jakô je to mùzyka? „Utwory G. cechuje uroda melodyki, pozostającej w ścisłym związku z charakterem tekstu literackiego, dbałość o barwną harmonię, naturalny rytm narracji, wyrażający się częstym wykorzystywaniem synkop, pauz wyrazowych” – czëtómë dali w pùblikacje Muzyka Kaszub. Jerzi Stachùrsczi przëznôwô, że to òn zaprosył Renatã Gleinert do kònkùrsu na spiéwã z kaszëbsczim tekstã a do napisaniô mùzyczi do gòdowëch wiérztów. Pòstrzód nich bëła prawie ta, z tekstã Jana Rómpsczégò, jakô òstała zaspiéwónô 24 gromicznika 2009 rokù na òddzëkòwanié z ji kómpòzytorką: Swiat przed Tobą klãkł! Rozzybóné biją zwònë, Biją w swiata dôl. Z głosã jich lëdztwa jidą gónë – Tam w Betlejem môl. Zrësził mù serca, dobéł dëszã, Rozłożił do swòjich nóg. Jezës naj’ Małi zasôł cëszã – Òn z dzecka òjc, naj Bóg. Z żłóbka swą rãczką błogòsławi I rôczi do se swiat, Chtëren Mù w klãczkach ùpôdł całi I z niegò bierze chwat. Swiat przed Tobą klãkł… Zdrzódła Czerwiński Wojciech, Profesor gdańskiego piosenkarstwa, ZG 1981, nr 137, s. 29–35. „Dziennik Bałtycki” z 24.02.2009, s. 24. Encyklopedia Gdańska, pod red. nauk. prof. dr. hab. Błażeja Śliwińskiego, Fundacja Gdańska, Gdańsk 2012. Frankowska Witosława, Muzyka Kaszub. Materiały encyklopedyczne, Czec i MPiMK-P, Gdańsk 2005. Janke Stanisław, Na swojską nutę, „Pomerania” 1992, nr 1, s. 28. Promòcyjné materiałë „Pòtkaniów z mùzyką Kaszëb”, aùtorstwa Witosławë Frankòwsczi www.wikipedia.org Znani nieznani 3. Opowieści o gdańszczanach, red. M. Burczycka-Woźniak, Wydawnictwo PolskaPresse, Gdańsk 2006. 19 TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK Ożywiają przeszłość Do widoku wesołej kompanii spacerującej ulicami Gdańska w strojach z XVIII czy XIX w. mieszkańcy chyba już się przyzwyczaili. Dla turystów niezmiennie jest to zaskoczenie, zdecydowanie miłe, bo pozwalające przenieść się wyobraźnią w dawne czasy. Może się wprawdzie wydawać, że były one lepsze, bardziej spokojne, jednak to tylko złudzenie. Dwieście, trzysta lat temu nawiedzające Prusy wojny i epidemie nie pozwalały cieszyć się zbyt długim życiem… M A R E K A DA M KO W I CZ Popularyzowanie historii i tradycji, także morskiej Pokazanie blasków i cieni życia głównie dawnych gdańszczan (ale nie tylko ich) postawili sobie za cel uczestnicy Projektu Historycznego Garnizon Gdańsk, którego początki sięgają roku 2005. Naszym celem jest popularyzowanie historii i tradycji – mówi Krzysztof Kucharski, lider Garnizonu Gdańsk, a także oficjalny Kaper Gdański. Założyliśmy sobie, że prowadzone przez nas zajęcia edukacyjne czy pokazy będą służyły nie tylko rozrywce, ale też pozwolą na ożywianie przestrzeni publicznej. Chcemy, żeby ludzie zobaczyli, że Gdańsk to nie tylko mury kościołów i kamienic, ale też bogate tradycje, o których przypominamy. Członkowie Garnizonu pokazują, jak wyglądały XVII- i XVIII-wieczne oddziały gdańskie, wojsko pruskie z czasów wojen napoleońskich czy też mieszczanie z XVIII i XIX w. Krzysztof Kucharski podkreśla, że szczególne miejsce w działalności grupy zajmuje kultura i tradycja morska Gdańska i Rzeczpospolitej. Stąd pomysł na stworzenie załogi kaperskiej, odtwarzającej realia życia marynarzy z XVII–XIX w. Do tej pory przedrozbiorowa historia miasta była traktowana po macoszemu – ocenia Krzysztof Kucharski. Mało się o niej mówiło, słabo jest ona obecna w świadomości społecznej. My próbujemy to zmienić. Oczywiście w miarę naszych skromnych możliwości. Starania te zauważyły i doceniły rozmaite gdańskie instytucje. Garnizon 20 Gdańsk nawiązał współpracę m.in. z Centrum Hewelianum, Miejskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji, Wojewódzką i Miejską Biblioteką Publiczną, Rosyjskim Centrum Nauki i Kultury czy też Muzeum Historycznym Miasta Gdańska (MHMG), w którym rekonstruktorów można spotkać nadzwyczaj często. Nie bez powodu. Ich obecność jest niezwykle ważnym elementem naszej pracy – wyjaśnia Monika Kryger, rzeczniczka MHMG. O ile my, historycy i muzealnicy, w pewnym sensie przywracamy przeszłość, odzyskujemy ją dla kolejnych pokoleń, to rekonstruktorzy tę przeszłość ożywiają, czyniąc ją łatwiejszą do zrozumienia i przyswojenia. Oczywiście nie można zatracić równowagi między narracją a animacją, między prawdą a interpretacją i wreszcie: między rzetelnością badawczą a festynowym bajaniem. Dlatego przy okazji każdego wspólnego przedsięwzięcia razem budujemy scenariusze wydarzeń, konsultujemy je. I to właśnie na styku tej współpracy powstają inscenizacje historyczne, na które tak chętnie przychodzą ludzie w każdym wieku, z każdym wykształceniem i zawodem. Jakkolwiek widowiska Garnizonu Gdańsk są poprzedzone żmudnymi przygotowaniami, to praca ta może sprawiać frajdę. Bycie rekonstruktorem to najlepszy sposób na oderwanie się od codzienności – zapewnia Dariusz Słowik Słowikowski. Po co tracić czas na siedzenie z pilotem przed telewizorem, skoro można włożyć mundur z epoki i dobrze się zabawić. Żałuję, że bakcyla rekonstruktorskiego złapałem dopiero w wieku dojrzałym… Podobnie o swojej pasji mówią inni odtwórcy, których w Garnizonie Gdańsk jest ponad dwudziestu. Kiedy trzeba, jednoczą siły i występują z rekonstruktorami z innych formacji. Często są to miłośnicy średniowiecza z Gdańskiej Roty Mieszczańskiej czy Grupy Rekonstrukcji Historycznej Biały Orzeł, prowadzonej przez Adama Zwoińskiego. Od Sasa do króla Stasia Pan Adam jest miłośnikiem wojskowości polskiej z końcowego okresu istnienia I Rzeczypospolitej. To temat niemal całkowicie zapomniany, a przecież armia polsko-litewska miała długą, oryginalną tradycję, która nie ograniczała się do znanych wszystkim husarzy – przypomina. Fascynacja wiekiem XVIII przyszła dopiero z czasem. Początkowo Adam Zwoiński interesował się okresem napoleońskim, zwłaszcza historią 7 Pułku Księstwa Warszawskiego. Okazjonalnie do niego wraca, więcej czasu poświęca na odtwarzanie wojska z czasów saskich czy stanisławowskich. Jeździ na imprezy plenerowe albo… rusza w plener. Wędrówka w okolicach Stogów, gdzie mieszka, w mundurze działyńczyka, czyli żołnierza 10 regimentu pieszego koronnego, sprawia mu ogromną frajdę. Zresztą nie tylko jemu. Podobnych pasjonatów jest w Białym Orle kilku. Razem z nimi Adam Zwoiński wziął niedawno udział w obchodach 220. rocznicy powstania kościuszkowskiego. Była to okazja do przypomnienia, że w 1794 r. wojska Jana Henryka Dąbrowskiego zdobyły Bydgoszcz, bramę Pomorza Wschodniego. POMERANIA LISTOPAD 2014 TEMAT MIESIĄCA – GDAŃSK Panuje powszechne przekonanie, że w powstaniu Kościuszki udział brali tylko kosynierzy, a to przecież nieprawda! – podkreśla Adam Zwoiński. Rzeczpospolita miała jeszcze wtedy regularne wojsko, do którego kosynierzy byli tylko dodatkiem! Miłośnicy Royal Navy Rekonstruktorów można zobaczyć w Gdańsku na lądzie, ale też na wodzie. W pokazach na różnego rodzaju jednostkach pływających, chociażby przy okazji Baltic Sail czy inscenizacji Bitwy o Twierdzę Wisłoujście, udział biorą członkowie Garnizonu Gdańsk, ale nie tylko oni. Podziwiać można także pasjonatów z Kompanii Kaperskiej, którzy notabene przedstawiają się jako pionierzy rekonstrukcji morskiej. Ich zainteresowania są dość rozległe. Wcielają się w kaprów królewskich z XVII w., czyli czasów bitwy pod Oliwą, są marynarzami polskiego króla z okresu Wielkiej Wojny Północnej (1700–1721), ale też pokazują życie ludzi morza w złotej erze piractwa z przełomu XVII i XVIII w. oraz brytyjskich żeglarzy z Royal Navy w czasach wojen napoleońskich. W tym ostatnim przypadku ulubionym epizodem jest historia HMS Dauntless. W 1807 roku ten brytyjski okręt próbował przebić się z pomocą do oblężonego przez Francuzów Gdańska – opowiada Marcin Pawelski z Kompanii Kaperskiej. Misja się nie powiodła, a Dauntless został zdobyty przy wyspie Holm przez... piechotę. Wydarzenie to stało się dla Muzeum Historycznego Miasta Gdańska inspiracją do organizowania widowiska Bitwa o Twierdzę Wisłoujście, która jest jedynym tego rodzaju pokazem w kraju. Udział w nim biorą nie tylko odtwórcy, ale przede wszystkim okręty stylizowane na żaglowce sprzed wieków, których „walka” na tle wisłoujskiej fortecy pozwala tysiącom! widzów poczuć ducha przeszłości. Choć mało kto o tym pamięta, Royal Navy wpisała się w dzieje Gdańska – podkreśla Marcin Pawelski. Obecność w mieście nas, jako angielskich marynarzy, nie jest więc żadnym nieporozumieniem. Swoistym świętem Kompanii Kaperskiej jest Trafalgar Day (Dzień Trafalgaru), czyli wspomnienie zwycięstwa admirała Horatio Nelsona nad połączoną flotą francusko-hiszpańską z 21 października 1805 r. Bitwa przesądziła o trwającej przez następne ponad sto lat brytyjskiej supremacji na morzu. Do czasu pierwszej wojny światowej Trafalgar Day był dla Brytyjczyków wielkim świętem – mówi Marcin Pawelski. My przypomnieliśmy je przemarszem ulicami Gdańska i zabawą w klubie na Wyspie Spichrzów. Impreza była okazją do poznania talentów wokalno-aktorskich Daniela Saulskiego. Ten absolwent Akademii Muzycznej w Łodzi, znany m.in. z występów na scenie Teatru Muzycznego w Gdyni czy ze śpiewogry „Wesele żuławskie”, także poświęcił się hobby rekonstruktorskiemu. Towarzyszy rozmaitym grupom albo występuje na własny rachunek jako Pirat Daniel Saulski z Motławy. Jego dumą jest łódka, którą latem pływa w okolicach gdańskiego Żurawia. Spacerujący Długim Pobrzeżem ludzie z zazdrością wodzą za nim wtedy wzrokiem. I niech ktoś teraz powie, że być rekonstruktorem to nie jest fajna sprawa. Fot. M. Adamkowicz Rekonstrukcyjna mozaika Gdańsk wraz z okolicami to jeden z najważniejszych ośrodków odtwórstwa historycznego w Polsce. Działające na tym terenie grupy pokazują wybrane aspekty wojskowości i życia codziennego od starożytności aż po czasy niemal współczesne. Jak podkreślają sami rekonstruktorzy, każdy tu może znaleźć coś dla siebie. W tekście, z konieczności, ograniczono się do pokazania zaledwie kilku formacji. Za szczególny przykład rekonstrukcji można też uznać zorganizowany w czasie Jarmarku św. Dominika w 2013 i 2014 r. Fischmarkt. Była to próba pokazania, jak przez wieki, do 1945 r., wyglądał handel na Targu Rybnym w Gdańsku. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 21 Lëteratura Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona 27 séwnika òdbëło sã zakùńczenié XV Kònkùrsu Prozatorsczégò miona Jana Drzéżdżona. Òn miôł rozmajité fòrmë, ale ta, chtërna òbòwiązëje od czile lat – wedle mie – je nôlepszô, bò w całoscë nôbarżi wspiérô rozwij kaszëbsczi lëteraturë. STA N I S Ł Ô W JA N K E Z kòżdim rokã żelë jidze ò rówiznã, to je lepi. Ale trzeba dodac, że wcyg je widzec dosc wiôlgą różnicã midzë nôlepszima a nôlëchszima dokazama. W latosym kònkùrsu, jak i w pòprzédnëch, przewôżô tematika historicznô, a nôbarżi eksploatowónym wątkã wcyg je II swiatowô wòjna; to òblubienié dzejów w jaczims dzélu mòże ùznac za chwalebné, kò swiôdczi ò wrazlëwòce na naszą przeszłosc, bùdëje naszą tożsamòsc, ale na tim stratnô je nasza dzysészëzna, baro czekawô w wëdarzenia wôrtné òpisaniô z pòzdrzatkù na zachôdającé zmianë kùlturowé i spòlëznowé; co wicy – na nôlepszi czas dlô Kaszëbów, òdkądka më zwëskelë pòdmiotowòsc. Ò czim òpòwiôdają nama w latosym kònkùrsu dokazë nienôdgrodzoné i niewëprzédnioné? Wiele w nich je nieùzasadnionégò patosu, są błãdë w kònstrukcji, mają niedokùńczoné wątczi, nieszëkòwno zbùdowóné pòstace przédnëch bòhaterów, sztelowanié sã na lëterackòsc. Dwa dokazë z tegò ôrtu nie są jesz, wedle mie, na tëlé dobré, żebë bëłë wëprzédnioné, ale na gwës nadôwają sã do drëkù – aùtorstwa Wòjcecha Mëszka (znak Contestator Czarzińc) „Czej Truda szła do nieba” i Hanë Makùrôt (znak PIT007) „Wiatrowô strzélówka”. Wòjcech Mëszk przedstawił przëpòwiôstkã w stilu i klimace Jana Drzéżdżona a téż kaszëbsczich òpòwiedniów, gdze głównym wątkã je rozmòwa ze swiãtim Piotrã. Żele jidze ò dokôz Hanë Makùrôt, to biôtka z cãżką jawernotą i zmôganié sã z depresją mô 22 wëmòwã ùniwersalną i tùwò jesz dzejô sã pòza kaszëbsczima realiama, co nijak nie je słabòscą tegò dokazu. Pò òbtaksowanim wszëtczich pòwiôstków jury doszło do ùdbë, żebë dac ekstra wëprzédnienié ùsôdzcë, chtëren swòje dokazë pòdpisywô znakama Bòles/Bòlesłôw, jak sã òkazywô, tacy sã za nima Bòlesłôw Bòrk, 91-latny pisôrz rodã ze Zbichòwa, a terô mieszkańc Rekòwa Górnégò. Nôleżi mù sã to wëprzédnienié òsoblëwò za wielelatną, kònsekwentną ùsôdzczą robòtã ò Kaszëbach na Lësôkach. Wôrt dodac, że nôstarszi dzys kaszëbsczi pisôrz zajimô sã nié le lëteraturą, ale i historią tegò subregionu. Jury wëprzédnienié przëznało Rómanowi Drzéżdżonowi (znak Ptôch) za dokôz „Naju krëwia”. Je to ùdałi mònologòwi przezérk wòjnowëch dzejów Kaszëbów, z jich tragediama, dramatama i wëbiérkama; dokôz napisôny snôżą, jidrzną kaszëbizną, z lëteracką werwą. Drëdżé równorégòwé wëprzé dnienié jury przëznało Jarosławòwi Kroplewsczémù (hasło Stolôrz) za dokôz z baro dłudżim nôdpisã, jidącym hewò tak: „Jak Walerémù pòłowa żëcégò zeszła na to, że zagôrniôł òn swòje dzecë do grëpë, czejbë kluka kùrczãta do czipë, a òne sã i tak rozbiegłë pò swiece i pò zaswiatach, ale jemù w te zaswiatë przëszło sómno jic”. Ta pòwiôstka òstała napisónô jakno brawãda, kôrbiónka, baro letkò i z czekawòscą sã jã czëtô, chòc to je baro gãstô proza; są w ni wòjnowé i pòwòjnowé wspòminczi, baro wiele je czekawëch realiów z PRL-u; je téż – jak kòl Wòjcecha Mëszka – rozmòwa głównégò bòhatera ze swiãtim Piotrã z niespòdzajnym zakùńczenim, chtërno wôrt przeczëtac chòc pôrã razy. W ca łoscë to wëzdrzi na widzałi magiczny realizm, zainspirowóny kaszëbsczima lëdowima pòwiôdkama. Trzecy plac dostôł dokôz Kristinë Lewnë (znak Pòmòrzónka) „Góra”, pòwiôstka òpiartô leno na rozmòwie Anë i Jana – w jãzëkù, klimace i stilizacji patrona tegò kònkùrsu Jana Drzéżdżona. Rozmòwa le je pòzdrzatkòwò ò zwëczajnoscë i codniowòscë. Midzë wiérztama tacy sã wcyg krëjamnota ò Górze. Czimże je Góra – przemijanim, naszima kómpleksama, przeszłoscą, przeklëniãcym, bólã jistnieniô, wszëtczim narôz, a mòże jesz czims wicy? Góra je téż môlã, jaczi sã parłączi z placã, pòd chtërnym spi òpòwiedniowé Spiącé Wòjskò – a je znanką czegòs wësnionégò a niespełnionégò. Proza ta szmakô za wicy. Drëdżi môl jury przëznało Artu rowi Jabłońsczémù (znak Zéman) za pòwiôstkã „Widnica”. Czë to je pòwiôstka? Mòże równak wëjimk z wikszi całoscë. Ale mòże bëc jednym i drëdżim. Bòhaterką i narratorką je schòrzałé dzéwczã Gréta, chtërno czãsto sedzy przë kòmpùtrze. Realia sã z Pùcka i òkòlégò. Téż jak Pòmòrzónka Zéman pisze w jãzëkù i stilistice Jana Drzéżdżona, ale we wszëtczim zdôwô mie sã barżi dosłowny i dosadny, téż w erotice, chtërna tuwò wedle mie je czëstą pòrnografią. Tu je widzec warkòwniã dozdrzelałégò ju prozajika, chtëren jak nôbarżi rozmieje bùdowac POMERANIA LISTOPAD 2014 Lëteratura pòwiôstkòwé pòstace. Wszëtkò baro letkò sã czëtô, chòc je tegò do czëtaniô dosc wiele – to nôdłëgszi dokôz przësłóny na kònkùrs. Pierszą nôdgrodã zwëskôł Grzegórz Jarosłôw Schramke (znak Jages) za ùsôdzk „W raju”. Pòwiôstka skłôdô sã z pòzdrzatkòwò lózëch òbrôzków, ale równak tu je widzec wiôlgą discyplinã i kùńszt aùtora, chtëren ze swiądą ùłożił tã mòzajika w jedną, baro logiczną i pasowną całosc. Ò czim je ta pòwiôstka? To baro aktualny dokôz ò nônowszi emigracji – tuwò w realiach Szkòcczi i miasta Burton. Wszëtkò pòdóné w chùtkòscë i czekawi stilistice kaszëbskò-angelsczi. Aùtor je bôcznym òbserwatorã (sóm zdôwô mie sã ùkrëwac pòd jedną z pòstacy) codniowòscë młodëch emigrantów z Pòlsczi. Są tamò môłé i wikszé dramatë, ùcemiãdżi, ale w całoscë pòkazywô sã òbrôz zagùbieniô i samòt noscë w nié do kùńca pòznónym swiece z różnicama kùlturowima daleczima òd naszégò kraju. W całoscë je to dokôz S. Janke (pierszi z lewi) pòdrechòwùje latosy kònkùrs m. J. Drzéżdżona. Òdj. DM baro ùniwersalny, a kaszëbizna przë tim je leno przesélnicą ti lëteraturë, co je wôrt pòdczorchniãcô. Całô ta proza nôdgrodzonô, wë przédnionô i wskôzónô do drëkù je zôpòwiescą bëlny ksążczi jakno brzadu tegò kònkùrsu. To coroczné wëdarzenié je wôrt kòntinuòwac i wspierac. Lëteratura kaszëbskô na tim wiele zwëskô. Na zdrowié wejrowsczich szewców W zbiérach Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie nié le mòże nalezc rozmajité pismiona czë nótë. Trôfiają sã téż czekawé pamiątczi spòlëznowégò żëcô z Wejrowa ë òkòlégò. Jedną z nich je cënowi czelich. Dosc prostô jegò fòrma òbzdobionô je wërznionym na nim niemiecczim nôdpisã: Der Schuhmacher Brüderschaft zu Neustadt. Tak tej przëpijalë nim do se, ju òd 1851 rokù, kò takô data je na nim widzec, nôleżnicë wejrowsczégò cechù szewców. Wierã mùszôł òn bëc dosc długò jesz ùżiwóny, bò nalezc na nim mòże szlachë mòcnëch ùderzeniów. Tej zdrowié szewców! rd POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 23 KASZËBI W PRL-U Tacewnô pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi w papiorach bezpieczi S Ł Ô W K F Ò R M E L L A* Przëczëną òsoblëwégò nieùbëtkù westrzód fónkcjonariuszów pòliticzny pòlicje „lëdowi” Pòlsczi bëłë lëstë, chtërne krążëłë midzë Rómpsczim a nôleżnikama Òrmùzda. Z aktów wëchôdô, że òstałë òne krëjamno przeczëtóné przez robòtników esbecczégò Wëdzélu „W” (wëdzéle ò taczi pòzwie zajimałë sã prawie krëjamnym przezéranim lëstów) Wòjewódzczi Kòmańdë Òbëwatelsczi Milicje (WKÒM) w Bëdgòszczë. Pózni Wëdzél III ti sami kòmańdë, co zajimôł sã prowadzenim sprawë procëm Rómpsczémù, pòdzelił sã wiadłama, jaczé zwëskôł dzãka tim lëstóm, z Wëdzélã III bezpieczi w Gduńskù. Lëst załóżcë Òrmùzda do Rómpsczégò Jeden z nëch lëstów napisôł Wòjcech Czedrowsczi do Jana Rómpsczégò. Pòchôdôł òn z 19 gromicznika 1959 rokù. Czedrowsczi przeprôszôł w nim Rómpsczégò za to, że nie napisôł gò pò kaszëbskù. Dali prosył gò ò przësłanié skriptu kaszëbsczégò pisënkù i dokazów samégò Rómpsczégò, Jana Trepczika, ksãdza Francëszka Grëczë ë prof. Sztefana Bieszka. Z tekstu wëchôdô, że Czedrowsczi chcôł ne dokazë pòwielëc na widoczëłim papiorze. Z lëstu Czedrowsczégò wëczëtac jidze téż, że zetkł sã òn z rozmajitima pòzdrzatkama 24 różnëch lëdzy na swòje dzejanié. Zagwësnił równak Rómpsczégò, że nie bãdze to miało niżódnégò cëskù na jegò robòtã. Dali dejade pòprosył gò ò to, żebë na zéńdzeniach, na chtërnëch biwô, nie wspòminôł ò Czedrowsczim i jegò karnie. Przińdny załóżca òficynë Czëc pisôł tej: Klub Òrmùzd to sztudérzë, chtërnëch mëslów nicht bùten klubù jesz nie znaje. Jesmë wcyg za słabi, żebë jesmë mòglë czësto òficjalno wëstãpòwac nawetka w taczich sprawach, jaczé mògą sã zdawac letczé do zrozmieniô. Pò zetkanim w Kartuzach, jesz rôz, le tim razã na nié za baro przëjemny ôrt doznôł jem sã, że lepi mni mówic […] a wiãcy robic (dolmaczenié tegò ë wszëtczich jinëch cytatów z aktów – SF). Òkróm tegò W. Czedrowsczi wëmieniwôł w swòjim lësce régã nôzwësków Kaszëbów, co sztudérowelë na ùniwersytece w Toruniu i zabédowôł, bë wcygnąc jich do klubù, jaczi założił na ti ùczbòwnie Rómpsczi. Rómpsczi ò zmòcniwanim kaszëbsczich dëszów W rapòrce ò zaczãcym prowôdzeniégò òperacjowi sprawë ò kriptonimie „Smãtk” z 14 lëpińca 1959 r. mòwa je téż ò lësce Rómpsczégò do Czedrowsczégò z 24 łżëkwiata tegò rokù. Nen pierszi pisôł w nim, że mùsz je robic nad zmòcniwanim kaszëbsczich dëszów i że lepi dzejac cëszi kòta, żebë nie dawac procëmnikama do rãków argùmeńtów, (dzél 2) jaczé mògłëbë przëdac sã jima w biôtce z kaszëbską rësznotą. Pòdsztrichnął, żebë nie robic kòl se trzôskù, bò nen nie dô bëlnégò brzadu. Kąsk dali Rómpsczi bédëje Czedrowsczémù i wierã całémù klubòwi Òrmùzd, żebë dlô „zwëskaniégò kaszëbsczich serców”robilë wiãcy na gónie rozkòscérzaniô spiéwù i kaszëbsczi mòwë. Kùreszce pisze, że ni ma regionalëzmù, je kaszëbskô (abò pòmòrskô) rësznota. Ta slédnô dba nié za baro widza sã służbie bezpiekù. Pòrucznik Aleksander Kwasniewsczi, to je aùtor nadczidniãtégò zdebło wëżi rapòrtu, pisze w nim, że skùtkã taczégò mësleniô je jistnienié grëpë, chtërny dejowim przédnikã stôwô sã Rómpsczi jakno doswiôdczony kaszëbsczi dzejôrz ë dôwny wespółrobòtnik „Zrzeszë Kaszëbsczi”. Napisôł téż, że „grëpa”, to je karno Òrmùzd, nie wëstąpiwô òficjalno z separatisticznyma pòzdrzatkama, bò te ju dôwno stałë sã niepòpùlarné westrzód Kaszëbów. Wedle fónkcjonariusza bezpieczi założony przez W. Czedrowsczégò klub je pòd wiôldżim cëskã Rómpsczégò a jegò dbë mają pòliticzny charakter, chòc ni ma tegò widzec w òficjalnëch dokùmentach karna. Kwasniewsczi scwierdzył téż, że Òrmùzd wëzwëskiwô dowiérnotã wëszëznów i nibë to rozkòscérzô kaszëbską kùlturã ë fòlklor, ale tak pò prôwdze zrzeszô młodzëznã pò to, żebë szérzwic westrzód ni swiądã nôrodny apartnoscë i żebë sã nie spòlasza. Esbek pòdczorchnął, że POMERANIA LISTOPAD 2014 KASZËBI W PRL-U w chwilë, czej pisôł swój rapòrt, Òrmùzd nie béł nielegalną òrganizacją, dozdrzôł òn równak zagrôżbã, że na spòdlim tegò i jinszich kaszëbsczich młodzëznowëch karnów pòwstawac mògą w przińdnoce nielegalné związczi, a tej administracjowé wëszëznë bãdą mùszałë ògrańcziwac jich dzejanié. Bëlną òrãdzą do wprowadzeniô nëch ògrańczeniów miało bëc wedle SB to, że dzejanié klubów nie bëłobë zgódné ze statutã Kaszëbsczégò Zrzeszeniô, kòl chtërnégò bëłë zaregistrowóné. W ny sytuacje pòr. Kwasniewsczi bédowôł w swòjim rapòrce, żebë westrzód lëdzy, co mielë łączbã z dzejarzama Òrmùzda, nalezc krëjamnëch wespółrobòtników, jaczi bë przënôsziwelë bezpiece wiadła ò karnie. SB szuka swòjich òsobòwëch zdrzódłów wiadłów midzë jinszima westrzód sztudérów, co pòtikelë sã z W. Czedrowsczim, chtëren mieszkôł w tim czasu w Akademicczim Dodomie. Òkróm te wszëtczé lëstë ë pòcztowé paczétë, co miałë jic na adresë W. Czedrowsczégò, Damroczi Majkòwsczi ë Izabellë Trojanowsczi miałë bëc krëjamno przezéróné. „Wiadła” òd „Melchiora” Òsobòwim zdrzódłã wiadłów, chtërno SB wëzwëska w òdniesenim do W. Cze drowsczégò, béł człowiek zatacony pòd pseùdonimã „Melchior”. Béł òn wierã sztudérą gduńsczi pòlitechniczi. Miôł czëté ò klubie Òrmùzd i znôł jegò załóżcã ë przédnika. Òb czas zetkaniô z fónkcjonariuszã bezpieczi, jaczé òdbëło sã 14 czerwińca 1960 r., „Melchior” krótkò scharakterizowôł Czedrowsczégò. Wedle niegò béł òn pò prôwdze Kaszëbą, wszãdze to pòdsztrichiwôł i wiedno barnił Kaszëbów, ale béł téż cwiardim procëmnikã Niemców. Wedle „Melchiora” przińdny załóżca òficynë Czec nie béł tej jesz dozdrzeniałi do tegò, żebë miec diplom inżiniérë i że bëło jesz dlô niegò na to za wczas. Wedle POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 wiadłodôwôcza bezpieczi W. Czedrowsczi nie béł człowiekã samòstójnym i felało mù rãdoscë i inteligencje, ale béł òn za to ùpiarti i wëtrwałi. Òkróm gazétë „Kaszëbë” nic nie czëtôł, ni miôł téż jaczichs szerszich zainteresowaniów. Pòdług „Melchiora” taczé prawie znanczi W. Czedrowsczégò bëłë skùtkã jegò przeżëców z ùszłotë. Rzekł òn fónkcjonariuszowi SB, że Czedrowsczi wiedno béł pòpichóny przez swòjegò strijã, ù chtërnégò pò smiercë starszich sã wëchòwiwôł. Dodôł jesz, że zéńdzeniów w swòji jizbie rëchtowac wierã ni mógł. Wëchôdało to z tegò, że mieszkôł tam razã z trzema jinszima personama, z jaczich dwie, a westrzód nich knôp ò nôzwëskù Klunder, wësmiéwełë sã z niegò jakno Kaseba. Wedle „Melchiora” nawzôjné òdniesenia midzë Czedrowsczim a Klunderã bëłë neùtralné, a tej sej nawetka niedrëszné. Bò nié ò grónczi i wësziwë tuwò jidze… Jak jesmë doznelë sã z cytowónégò wëżi lëstu W. Czedrowsczégò do J. Rómpsczégò, przédnik Òrmùzda miôł wiôlgą starã ò to, żebë jak nôwiãcy dzejaniów swòjégò karna ùtacëc przed wëszëznama państwa ë rządzący w tim czasu partie. Miôł swiądã tegò, że czim mni bãdą wiedzałë, tim mni wierã mdą przeszkôdzałë i wtrącywałë sã. Tã samą dbã zamkł òn w lësce, jaczi wësłôł w 1960 r. do Édmùnda Pùzdrowsczégò, chtëren béł w nym czasu sztudérą Ùniwersytetu Mikòłaja Kòpernika w Toruniu. Czedrowsczi bédowôł w nim, żebë klub, w jaczim dzejôł tedë Pùzdrowsczi, zbierôł sã cëszi kòta i nieòficjalno, bò tak cos zagwësniwô to, że robòta bãdze szła lepi i nicht z bùtna nie bãdze sã wtrącywôł. W lësce tim bëłë téż òkróm te jinszé rzeczë, jaczé sprôwiałë, że bezpieka nie dowierza Czedrowsczémù. Pisôł òn tej do Pùzdrowsczégò jesz tak cos: pòstarôj sã na zôczątk rôczëc L. Bądkòwsczégò, pòmòże bëlno zòrganizowac klub, a co je nôwôżniészé, ùdô mù sã wëdolmaczëc Wòjcech Czedrowsczi. Òdjimk z archiwùm IPN niechtërnyma cwëk jistnieniô Kaszëbsczégò Zrzeszeniégò ë Wajégò Klubù w dzysészich czasach, bò nié ò grónczi i wësziwë tuwò jidze… Wëchôdô z tegò, że ju na przełómanim lat piãcdzesątëch ë szescdzesątëch ùszłégò stalata załóżca Òrmùzda béł pòd cëskã nié blós Zrzeszińców, ale téż Lecha Bądkòwsczégò, chtëren pòdług dbë Czedrowsczégò béł w nym czasu bëlnym òrganizatorã i dejologã kaszëbsczi rësznotë. Wërazno widzec téż w tim lësce, że przińdny załóżca òficynë Czec ju na pòczątkù swòji kaszëbsczi stegnë miôł swiądã tegò, że bëlnô robòta dlô Kaszëb ni mòże ògrańcziwac sã leno do starë ò fòlklor ë lëdowiznã, to je prawie ò grónczi i wësziwë, ale chòdzy w ni ò „cos wiãcy”. I prawie to „cos wiãcy” na zycher bëło jedną z przëczënów nieùbëtkù SB. * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë. 25 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH Zapachy mieszane, czyli o Coco Chanel STANISŁAW SALMONOWICZ Mawiamy dziś, że nikt się historią nie interesuje, a książek i tak nikt nie czyta. Jest jednak rzeczą ciekawą, że jak wejdziemy do dużej księgarni, to oprócz melodramatów wszelakich oraz powieści sensacyjnych o wampirach i ludziach sporo miejsca zajmują teksty quasi-biograficzne, autobiografie, opisy życia „celebrytów”, przed II wojną znane jako „vies romancées”, czyli biografie zbeletryzowane. Szczególnym powodzeniem cieszą się „wyznania” bądź biografie aktorów, piosenkarek, gwiazd telewizyjnych. Gabrielle Chanel zwana „Coco” (1883–1971), głośna dyktatorka mody francuskiej przed rokiem 1939 i później, głośna także jako właścicielka światowych marek perfumeryjnych (Chanel Nr 5!), choć wiele o niej pisano, to jednak dopiero ostatnio, piórem wybitnego dziennikarza amerykańskiego, została opisana bez przeinaczeń i taryfy ulgowej. Perfumy Chanel Nr 5 dla większości Polek doby PRL, a i dziś – raczej trudno dostępne, może nie do kupienia, ale o słynnej Coco każdy, kto czytuje pilnie pisma kobiece (a czytują je także mężczyźni!), dobrze wie, kim była w glorii 26 legend. Książka, którą przedstawiam, ukazuje obraz Coco Chanel znany dotąd nielicznym, kariery niebywałej osoby, która dbała tylko o swoje interesy, bez względu na epokę. Królowa paryskiej mody miała niewesołą młodość. Rodem z rodziny chłopskiej w dolinie Loary urodziła się w przytułku, a po śmierci matki przebywała w klasztornym sierocińcu. Wyniosła z tego pobytu nie tyle wiarę katolicką, co niechęć do dyscypliny i moralizowania, a także nauczono ją nienawiści do Żydów, która została jej na całe życie. Jako młoda dziewczyna chwytała się różnych zajęć, ale głównie będzie wykorzystywać walory swego ciała, temperamentu i ambicji. Nie jest niestety często prawdą, że osoby, które wybiły się z biedy do bogactwa, mają zrozumienie dla tych, którym się w życiu nie powiodło. Chanel była przez kilka lat przyjaciółką byłego oficera kawalerii, mieszkała z nim na jego zamku koło Paryża. Porzuciła go na rzecz przyjaciela, który umożliwił jej karierę w Paryżu: sklep i pracownia kapeluszy, a potem Dom Mody Chanel, wkrótce symbol francuskiego stylu mody. Po I wojnie światowej szła ku pozycji dyktatorki mody nie tylko dla Europy, a wylansowanie kolekcji słynnych perfum umożliwiły powiązania z producentami kosmetyków Werthei merami, których w czasie okupacji niemieckiej jako Żydów w sporej mierze pozbawiła majątku... Nie sposób opisywać liczne sukcesy komercyjne i intymne Chanel, jej powodzenie w salonach paryskich. Na czoło wysunęły się jej związki ze starą arystokracją angielską. Bendor, książę Westminsteru, późniejszy premier angielski Churchill i wiele osób ze skrajnej prawicy angielskiej, która będzie w latach trzydziestych pełna podziwu dla Adolfa Hitlera – wśród nich także bliski znajomy Chanel, były król Edward VIII, który dla poślubienia słynnej pani Simpson zrezygnował z tronu. Byli oboje wielbicielami Hitlera, muzyki Wagnera i narodowego socjalizmu. Lata trzydzieste to szczyty kariery Chanel, wokół której krążą także aktorzy, pisarze, politycy. Mieszka od lat w apartamencie głośnego hotelu Ritz w Paryżu. Polityką generalnie się nie interesuje i chyba jej nie rozumie, ale nie cierpi lewicy, strajków i obraca się w kręgu antysemickich nastrojów, choć w biznesie jest w sporej mierze w kontaktach z Wertheimerami. W latach trzydziestych zadomowił się we Francji elegancki niemiecki baron, oficer Abwehry, Hans Günther von Dinck lage, zwany „Spatzem” (po niemiecku POMERANIA LISTOPAD 2014 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH wróbel), który stanie się kolejną wielką miłością Chanel. W 1940 r. powrócił do dobrze mu znanego Paryża i wszedł w zażyłe stosunki z Coco Chanel. Nie była wyjątkiem w elitach kultury i polityki francuskiej, które generalnie łatwo nawiązały miłe stosunki z okupantem. Obrońcy Chanel po wojnie wszelkie zarzuty o jej okupacyjnej przeszłości bagatelizowali, przedstawiając te lata w jej życiorysie jako skutki romantycznej miłości do Dincklagego. W rzeczywistości nie tylko w biznesie ściśle spełniała życzenia okupanta, ale i oddawała cenne usługi wywiadowi niemieckiemu, a zwłaszcza w próbach realizacji idei, nieobcej kierowniczym kręgom III Rzeszy, dogadania się z Wielką Brytanią poprzez wykorzystanie angielskich kół arystokratycznych bliskich nazizmowi. Taki był także cel lotu Hessa do Wielkiej Brytanii i temu służyła swoimi znajomościami Chanel. Dzięki tej kwestii, i wielu innym, korzystała z przywilejów, jakie dawała jej kolaboracja niczym nieukrywana oraz tajne manewry służb specjalnych III Rzeszy. Nadal mogła mieszkać w Ritzu, generalnie zastrzeżonym dla ważnych osobistości niemieckich: „Dla nielicznych uprzywilejowanych, jak Chanel i jej otoczenie, Paryż czasu wojny nie różnił się tak naprawdę od miasta w czasie pokoju” (H. Vaughan). Pierwsza podróż Chanel w służbie niemieckiej do Madrytu celem nawiązania tajnych kontaktów z Wielką Brytanią miała miejsce latem 1941 r. W grudniu 1943 r. była w Berlinie na zaproszenie władz niemieckich i spotkała się z Walterem Schellenbergiem, szefem wywiadu SS. Te kręgi III Rzeszy, które bały się już klęski, szukały nadal kontaktów z Wielką Brytanią i liczono na znajomość Chanel z premierem Churchillem. Ostatni raz Chanel była w Madrycie w tym celu w styczniu 1944 r. i wtedy wysłała także prywatny list do Churchilla w sprawach, którymi była zainteresowana osobiście. Ze swej misji, w sumie nieudanej, złożyła sprawozdanie w Berlinie. Tak czy inaczej, były to działania na rzecz tych sił niemieckich (z Himmlerem włącznie), które usiłowały ocalić III Rzeszę, a w każdym razie siebie POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 samych, w obliczu klęski. Te tajne działania III Rzeszy nie uratowały, ale po wojnie miały uchronić Chanel od odpowiedzialności za kolaborację z Niemcami. Po 20 lipca 1944 r. przezorny Dinck lage uciekł z Paryża do Niemiec. W sierpniu 1944 r. Chanel opuściła hotel Ritz, chroniąc się w swoim małym mieszkanku, w którym także ukrywała Serge’a Lifara, twórcę słynnych baletów również obawiającego się odpowiedzialności za kolaborację z Niemcami. Dwa tygodnie po zajęciu Paryża przez wojska alianckie Chanel została aresztowana przez żołnierzy francuskiego ruchu oporu; w całej Francji odreagowywano lata okupacji i kolaboracji, represjonując nie zawsze tych, którzy na to zasługiwali... Aresztowana Chanel broniła się zręcznie i podobno już wówczas, z miejsca, interweniował w jej sprawie sam Winston Churchill. Ci, którzy ją przesłuchiwali, nie wiedzieli i tak o jej tajnej współpracy z Abwehrą i SS. Zwolniona Coco Chanel jednak wolała nie ryzykować i natychmiast, bez trudu, własnym autem przejechała granicę i znalazła się w neutralnej Szwajcarii. Przypomnę tu krótko, iż jednak toczyło się w Paryżu przeciw niej śledztwo, ale w 1946 r. możni protektorzy Chanel i ona sama dołożyli starań, by sędzia Roger Serre, który ją przesłuchiwał w Paryżu w sprawie o szpiegostwo, sprawę umorzył (była formalnie zarejestrowana jako agentka Abwehry F-7124 pod pseudonimem Westminster wziętym, jak widać, od nazwiska jej długoletniego przyjaciela, księcia Westminsteru). Sędziowie wielu rzeczy nie wiedzieli i zadowolili się wyjaśnieniami Chanel. Notabene jej akta sądowe zaginęły. Obciążał ją między innymi pewien francuski agent Abwehry i jej przyjaciel, ale jego skazano dopiero w 1949 r. na 6 lat więzienia, a Chanel nic się nie stało: „Jej czteroletnia kolaboracja nigdy naprawdę nie stała się sprawą publiczną” (s. 261). Mieszkała jednak szereg lat nadal w Szwajcarii, w różny sposob zacierając ślady swej przeszłości. Nie przeszkodziło to von Dincklagemu przybyć także po jakimś czasie do Szwajcarii i nadal pozostawać w jej kręgu. Chanel niejednokrotnie przekupywała ludzi, którzy za dużo o niej wiedzieli, zawarła także korzystną dla siebie umowę co do spraw majątkowych z Wertheimerami. Na stałe spokojnie wróciła do Paryża w 1953 r. i ponownie w pewnej mierze stała się dyktatorką mody, podróżowała do USA, ubierała żony francuskich prezydentów. Jej biografowie, nieraz przez nią kontrolowani, pomijali epizody wojenne dla niej niekorzystne, o najważniejszych raczej nawet nie wiedzieli. Wrociła także do swojego apartamentu w hotelu Ritz i w nim zmarła 10 stycznia 1971 r. Jej fortunę w chwili śmierci oceniano na ówczesne ponad 10 milionów dolarów (dziś to byłoby ok. 50 milionów dolarów). Niemal do swej śmierci w sędziwym wieku miała kolejnego wielbiciela, młodszego o wiele lat Francois Mironetta, który był początkowo tylko jej kamerdynerem. Warto dodać, że stoczył bój z rodziną Chanel i wywalczył – nieoficjalnie, żeby uniknąć skandalu – część spadku. Von Dincklage, który na starość z powrotem przeniósł się do Niemiec, nigdy na serio nieścigany, zmarł w okolicy Berchtesgaden (niedaleko słynnej górskiej siedziby Hitlera) w 1976 r. Także Walter Schellenberg, szef wywiadu Himmlera, zmarł spokojnie we Włoszech, gdzie zamieszkał, a w chorobie był w ostatnich latach finansowany przez Coco Chanel, która się obawiała, że może wyjawić szczegóły jej współpracy z władzami III Rzeszy! Całą działalność Chanel w latach 1940–1944 można podsumować w ten sposob, że w związkach z ludźmi III Rzeszy Niemieckiej dbała o własne interesy, zarazem wielokrotnie wykonywała polecenia władz niemieckich. W sumie była to niewątpliwie kolaboracja wysokiej miary i zdrada interesów kraju. Wielu Francuzów za podobne, nieraz mniej istotne formy kolaboracji płaciło surowy rachunek od 1944 r. Pani Chanel po wyzwoleniu Paryża i Francji nic się jednak nie stało, a po latach wróciła do sławy i bogactwa. Zdaniem Hala Vaughana zadecydowały tu protekcje angielskie, chęć uchronienia dobrego imienia Edwarda VIII. Hal Vaughan, Coco Chanel. Sypiając z wrogiem, przeł. H. Pawlikowska-Gannon, Wyd. Marginesy, Warszawa 2013. 27 biografie – Leon Kowalski 5 października na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni uczczono 95. rocznicę powstania 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Spod bramy cmentarza w stronę grobu twórcy i jednego z dowódców tej formacji – mjr. Leona Kowalskiego – podążyły zrzeszeniowe poczty sztandarowe z Gdyni i Dębogórza oraz poczet z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych z Przodkowa. Wśród uczestników uroczystości znaleźli się m.in. wnukowie mjr. Leona Kowalskiego – Adam i Roman Rozwadowscy, posłanka RP Teresa Hoppe, prezes ZG ZKP Łukasz Grzędzicki i prezes ZKP Gdynia Andrzej Busler. Nad grobem mjr. Leona Kowalskiego historię pułku przybliżyli Łukasz Grzędzicki i Marian Hirsz. Uroczystość zakończono wspólną modlitwą, odśpiewaniem hymnu kaszubskiego i złożeniem kwiatów. Młodokaszuba, żołnierz, starosta Fot. Ewa Hoppe część 1 W 1912 roku w Gdańsku powstaje Towarzystwo Młodokaszubów, którego celem jest promowanie wiedzy o Kaszubach oraz budzenie w Kaszubach świadomości etnicznej i włączanie ich w nurt życia ogólnopolskiego. Młodokaszubi jednak nie tylko działali na polu literackim czy społecznym, walczyli również o wolność Polski, Kaszub. Nie byłoby zwycięstwa Polski w wojnie z bolszewikami, gdyby nie ofiarność tysięcy, często anonimowych, żołnierzy i osób cywilnych. Jednym z takich bohaterów, dziś niesłusznie zapomnianych, jest mjr Leon Kowalski, młodokaszuba, organizator w poznańskich Jeżycach Kaszubskiego Pułku Strzelców Pomorskich. W okresie międzywojennym starosta kartuski, kościerski oraz świecki. Marian Hirsz Filomata i młodokaszuba z Kociewia Urodzony 2 października 1882 roku w Rombarku (ówczesnym pow. starogardzkim, obecnie gm. Pelplin, pow. Tczew) w rodzinie Walentego Kowalskiego i Anny (z domu Lewicka). Jako uczeń gimnazjum w Brodnicy w 1899 wstępuje do Towarzystwa Filomatów. Maturę zdaje 6 lat później. Następnie rozpoczyna studia na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, jednak szybko je rzuca, chce bowiem zostać dziennikarzem. W 1907 roku podejmuje pracę w redakcji pelplińskiego „Pielgrzyma” oraz w „Gazecie 28 Grudziądzkiej”. W latach 1910–1914 jest właścicielem drukarni w Starogardzie Gdańskim. W tym czasie prowadzi działalność na rzecz podtrzymania polskości w zaborze pruskim, m.in wydaje w Starogardzie Gdańskim polskie patriotyczne pismo „Nasza Gazeta”, w którym przeciwstawia się antypolskiej propagandzie zaborcy. Ponadto zostaje bibliotekarzem Towarzystwa Czytelni Ludowych na powiat starogardzki oraz jest współzałożycielem i prezesem powołanego w 1913 roku w Starogardzie Gdańskim Towarzystwa Śpiewaczego „Lutnia”. W latach 1912–1914 pełni również funkcję prezesa starogardzkiego Gniazda Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Od 1912 roku działa w Towarzystwie Młodokaszubów. W wojennej zawierusze Jako poddany cesarza pruskiego, w 1914 roku zostaje powołany do wojska i wysłany na front prusko-rosyjski. Rok później trafia do niewoli rosyjskiej, do obozu jenieckiego na Krymie. Podczas pobytu w obozie pisze wiersze. Po kilku latach udaje mu się uciec. W roku 1919 wraca do Polski. Jako ochotnik wstępuje do I Kompanii Zachodniopruskiej, składającej się głównie z Pomorzan i Kaszubów. Kompania zostaje przemianowana później na 5 Pułk Strzelców Wielkopolskich, a następnie, rozkazem Dowódcy Wojsk Wielkopolskich gen. piechoty Józefa Dowbór-Muśnickiego z 30 maja 1919 roku, na Toruński Pułk Strzelców. Pisze słowa marszu „Toruński hufiec do boju gotowy”, który staje się hymnem Toruńskiego Pułku Strzelców: POMERANIA LISTOPAD 2014 biografie – Leon Kowalski Toruński my hufiec do boju gotowy, Gotowe już nasze bagnety, By skruszyć ostatnie krzyżackie okowy I wziąć za ich zbrodnie odwety. Że polskie są Prusy Zachodnie, Zaświadczym na froncie my godnie, Ołowiem i krwią paragrafy spiszemy, Że z Polską połączyć się chcemy. Co Prusak zdradziecką zagarnął grabieżą, To odda wolności nam zorza. Granice nam strzelcy bagnetem odmierzą, Nie damy im Gdańska, ni morza. W sytuacji, gdy na Kaszubach i Pomorzu powstanie nie wybuchło, na teren, na którym trwało powstanie wielkopolskie, zaczęła przenikać ogromna ilość kaszubskiej młodzieży, gotowej walczyć o wolne Pomorze i Kaszuby, o ich przyłączenie do Polski. Szczególnie wyróżniała się Wojskowa Organizacja Pomorza, która miała być odpowiedzialna za pomorskie powstanie. Z jej szeregów w powstaniu wielkopolskim wzięło udział ok. 820 młodych Kaszubów, Pomorzan (dane ze sprawozdania Komendanta Okręgu Kaszuby Augustyna Szpręgi). Wobec tego faktu rozkazem dowódcy Dywizji Strzelców Pomorskich płk. Stanisława Skrzyńskiego, nr 30 z 8 października 1919 roku, z istniejących pułków toruńskiego oraz grudziądzkiego wydzielono wszystkich ochotników Kaszubów i skierowano ich do tworzącego się kaszubskiego pułku. Organizację tego pułku dowódca dywizji powierzył porucznikowi Leonowi Kowalskiemu. 15 października 1919 roku do Poznania przybywa zatem por. Leon Kowalski wraz z oficerami: ppor. Leonem Hoffmanem oraz ppor. Józefem Kamińskim. Tworzenie Kaszubskiego Pułku Strzelców w koszarach poznańskich Jeżyc dzięki zdolnościom organizacyjnym por. Leona Kowalskiego przebiega bardzo sprawnie. W dniu rozpoczęcia organizacji pułku jego stan wynosił 3 oficerów, 28 podoficerów i 178 szeregowców. 21 października 1919 roku zorganizowane były już cztery kompanie kadrowe: I kompania ppor. Leona Hoffmana, II kompania chor. Franciszka Knorra, III kompania sierż. Jana Hirsza oraz IV kompania sierż. Romana Woykego POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 L. Kowalski z żoną Marianną na spacerze w gdyńskich lasach. Zdjęcie z archiwum rodziny Rozwadowskich (tę postać przedstawia w „Pomeranii”, w tegorocznych numerach 7–8, 9 i 10, Krzysztof Kowalkowski – przyp. red.). Skład osobowy pułku był jednolity. Służyli w nim sami Kaszubi i to wyłącznie kawalerowie. Prawie wszyscy żołnierze pułku swoje wyszkolenie zdobyli na frontach I wojny światowej oraz podczas szkoleń organizowanych przez Organizację Wojskową Pomorza czy inne organizacje patriotyczne działające na Kaszubach i Pomorzu. Jak się niedługo okazało, szkoleni przez por. Leona Kowalskiego żołnierze w czasie wojny 1920 roku okazali się twardzi, nieustępliwi w boju, pełni inicjatywy i zapału w natarciu, nigdy nie zawiedli zaufania swoich dowódców, co było zasługą pracy szkoleniowej por. Leona Kowalskiego i jego podwładnych dowódców. Na ziemię pomorską i kaszubską wprowadził pułk właśnie por. Leon Kowalski. Tak wkroczenie Kaszubskiego Pułku Strzelców im. Komendanta Józefa Piłsudskiego do Torunia 18 stycznia 1920 roku opisuje jeden z widzów tej sławnej defilady: Wreszcie defiluje pułk kaszubski, złożony z dzieci polskiego Pomorza. Zwarte szeregi, surowe twarze, nacechowane głębokiem skupieniem i dzielna ich postawa, wywołały silne wzruszenie wśród tłumów. Tłum faluje jak łan zboża, wichrem poruszany. Dziwne wzruszenie ogarnia wszystkich. Ludzie popychają się cisną, biegną naprzód. A oni maszerują tak zaciekle, że ziemia zdaje się krzyczeć pod stopami. Wiwat Kaszubi! – padają huczne okrzyki. Dokończenie w następnym numerze. 29 lëdze Na kùńc Eùropë i jesz dali… W 75 dni przejachôł na kòle 8 tës. km. Wrócył dodóm 26 séwnika i òstôł sztudérą a téż pierszim w historie starostą kaszëbsczi etnofilologie. Z Tomaszã Plichtã gôdómë ò réze przez 21 krajów i ò kaszëbiznie. Jak to sã stało, że przëszło cë do głowë sadnąc na kòło i wëjachac na 2,5 miesąca? Łoni, czej jem skùńcził mòjã pierszą wanogã na kùńc Pòlsczi i kąsk dali – do Lewòczë, to mie sã to richtich widzało. 3 tës. km na kòle i 500 km piechti to bëło cos, ale mëslôł jem, że wôrt sobie pòstawic nowi cél. Pierszô mòja mësla bëła ò Kiszëniowie i òglowò ò Mòłdawie. Jô tam czedës ju béł, móm tam drëchów… Równak skòrno pierszi rôz jem jachôł na kùńc Pòlsczi, tej terô wëpôdało jachac na kùńc Eùropë, a nié le do Mòłdawie. I tak jem w swòjich planach dodôwôł: a mòże jesz tam, a mòże jesz dali. Przez jaczé kraje jes przejachôł na swòjim kòle? Razã bëło jich 21. Midzë jinszima przez Ùkrajinã, Rumùniã, Bùłgariã, Turcjã, Grecjã, Macedoniã, Albaniã, Czôrnogórã, Wãgrë, Słowacjã, Czechë i Niemcë. Co nôbarżi zapamiãtôsz z ti rézë? Przede wszëtczim lëdzy, jaczich jem spòtikôł na drodze. Baro wiele dobrégò jem òd nich doswiôdcził. Jô nie jem taczim człowiekã, co jezdzy pò swiece, żebë òbaczëc jak nôwiãcy bùdinków czë pòmników. Nôwôżniészé są kòntaktë z jinyma lëdzama. Jes jesz młodim, dwadzescelatnym, człowiekã. Skądka miôł jes dëtczi na swòjã wanogã? Chcôł jem na niã zarobic òb zëmã. Jô robił w Wieżëcë w Kòszałkòwie. Latosy sezón nie béł równak za dłudżi i nie ùdało sã mie zarobic tëli dëtków, co jem 30 chcôł. Pòszedł jem tej do mòjégò szefa i rzekł: Plan je taczi a taczi, jô bëm brëkòwôł 1600 zł, żebë miec kòl 20 zł na dzéń. Szef zarô sã zgòdzył, dôł jesz mie telefón z przistãpã do internetu i mógł jem sã rëchtowac do wëjazdu. W serwisu téż mie pòmòglë i przëszëkòwelë kòło darmôk i jesz delë czãscë na drogã. Nick jem ni mùszôł wëdac ze swòjich dëtków. Òb drogã téż mie lëdze pòmôgelë, chòc jô nigdë ò nick nie prosył. Tak pò prôwdze wiãcy pieniãdzy jem przëwiózł jak wzął ze sobą. Przeżëc 75 dni za 1600 zł, to wëzwanié tak samò pòwôżné, jak przejachanié na kòle 8 tës. km. Nie bëło jaż tak lëchò. Jôdł jem nôczãscy chléb z pasztetã. Le w Turcji wszelejaczé miãsa bëłë za drodżé. Tam za to baro tóno mòżna kùpic rozmajité batonë, kùszczi… Tej prawie to jem jôdł. A gdze jes spôł? Na hòtele gwës nie sygło… Në nié. Na szczescé bëło cepło, tej czãsto jem spôł na trôwie. Miôł jem ze sobą celt, ale w taczim ceple nawetka nie chcało sã gò rozkładac. Czasã téż jaczis lëdze wpùscëlë mie dodóm. Tedë mógł jem so téż pòrządno ùmëc. A jeżlë nié, tej òstôwało kąpanié w mòrzu. A ò kòło jes sã nie bòjôł? Czejbë je skredlë, gwës bë sã réza skùńczëła. Kòło jô wiedno miôł kòl se abò pòd sobą, krótkò przëpiãté abò gdzes nad głową. A jak szło dogadiwanié sã? Wiémë, że chto kaszëbsczi jãzëk znaje, ten òbjedze wszëtczé kraje, ale wôrt téż znac jiné jãzëczi. Jak to je z tobą? Kaszëbsczi czãsto sã przëdôwô, ale nôwiãcy jem gôdôł pò ruskù. W tëch krajach, przez jaczé jem jachôł, żëje téż wiele Pòlôchów. Òglowò w słowiańsczich krajach dosc letkò sã jidze dogadac. Anielsczi znajã dosc słabò, tej w jinëch krajach mùszôł jem sã czasã dogadëwac rãkama, na midżi. W taczi Albanie wiele lëdzy nie znało ani rusczégò, ani anielsczégò, ale téż sã jakòs dało. Czegò jes miôł strach przed wëja chanim? Nigdë chùdzy jô nie béł na taczich wanogach czësto sóm dłëżi jak dwa tidzenie i bòjôł jem sã, czë to strzimiã. Je to w kùńcu wiãcy jak dwa miesące sómny rézë. Gôdôł jem przedtim z jedną białką, jakô jacha 40 dni, i òna mie rzekła, że ani dnia dłëżi bë ju nie strzima. Jô miôł strach, że téż bãdã miôł problem, ale mijałë dni, a ten psychiczny krizys nie przëchòdzył. Kòl 40. dnia jem mëslôł, że mòże terô bãdze gòrzi, ale tak sã nie stało. A jak to wëzdrzało òd fizyczny stronë? Ni miôł jes dosc tegò jachaniô? Problemã bëło leno słuńce, jaczé pò prôwdze dosc mòckò mie spôlëło, ale to sã dało. A jak jes sã rëchtowôł? Wiele jes przed tim jezdzył na kòle? Na kòle jeżdżã pò prôwdze wiele. Prawò jazdë móm, ale aùtã jeżdżã baro rzôdkò. Mògã to pòcwierdzëc. Na najã kôr biónkã do Dodomù Kaszëbsczégò, POMERANIA LISTOPAD 2014 lëdze to je do Gduńska, jes przëjachôł z Òstrzëców téż na kòle, chòc za òknã mómë òstri deszcz… Przed samą rézą pò Eùropie jem nie béł w dobri fòrmie. Chùdzy, za czasów szkòlnëch, wiedno wiele jem biegôł, grôł w kòszikówkã, ale pòtemù rëszôł jem sã dosc mało. Przed samim startã jem wzął ùdzél w cwiercmaratonie w Przedkòwie (III Ćwierćmaraton Szwajcarii Kaszubskiej z cyklu „Kaszuby Biegają” – dop. red.) i jak jem dobiegł do metë, to jô so pòmëslôł: w taczi lëchi fòrmie të jes nigdë nie béł! Ale równak sã dało przejachac tëch 8 tës. km, bò nôwôżniészé je to, co w głowie, a nié to, co w nogach. Jeżlë głowa chce dali jachac, to nodżi strzimią. Môsz planë na pòstãpné wanodżi? Dali mie cygnie do wschòdny Eùropë. Jaczés planë są, ale nie chcã ò nich terô za wiele gadac, bò mòże nick z tegò nie wińc. Tej chcemë wrócëc z ti rézë na Kaszë bë. Niedôwno zaczął jes sztudia – etno filologiã na Gduńsczim Ùniwersytece. Dlôcze prawie to? Nie nalôzł jem jinégò czerënkù, jaczi bë mie tak interesowôł jak prawie ten (òkróm sztudiów strażacczich, ale tam baro drãgò je sã dostac). Na dodôwk etnofilologiô nie zdôwô mie sã cãżkô, bò òdpôdô mie nôùka kaszëbsczégò, jaczi znajã i w gôdce, i w pismie. A wikszosc sztudérów z mòjégò rokù mùszi sã gò dopiérze nôùczëc. A gdze jes sã ùcził pisac pò kaszëbskù? W szkòle? Jô sã w szkòle kaszëbsczégò nie ùcził, ale mòja mëmka je szkólną tegò przedmiotu i czej jem zdecydowôł, że chcã napisac maturã z kaszëbsczégò, tej jem z nią sadnął i sã naùcził. Jes widzôł pół Eùropë. Nie je tobie żôl, że mieszkôsz prawie tuwò, a nié gdzes w Mòłdawie, w Turcje czë Niemcach? Nié. Prawie przez taczé rézë człowiek doceniwô swòje stronë. Przódë jô sã mëslôł ò Mòłdawie, że to taczé môłé piãkné państwò i jaczé trzeba miec szczescé, żebë prawie tam sã ùrodzëc. A terô mëszlã: szczescé to trzeba miec, żebë sã ùrodzëc na Kaszëbach. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Pòchòdzysz z Òstrzëców i tam rôd spãdzywôsz wiele czasu, ale jes terô mieszkańcã Gduńska. Czëjesz, że je to stolëca Kaszub? Sami mieszkańcë nie mëslą ò se jakno ò Kaszëbach, nawetka sztudérowie etnofilologie. Jesz mie sã nie zdarzëło tu spòtkac lëdzy, co gôdają pò kaszëbskù. Òdpòwiôdającë na pitanié: historiczno jak nôbarżi, ale żebë Gduńsk béł stolëcą terô, trzeba jesz wiele zrobic. I jesz na kùńc chcã sã spëtac ò twòje nôzwëskò. Na Kaszëbach czãscy wës tãpiwô Plichta jak Plicht… Jo, to prôwda. Mój òjc sã ùrodzył w 1943 r. i Niemcë chcelë, żebë jegò nôzwëskò brzmiało barżi pò niemieckù. Mòjégò òjca brat, jaczi sã ùrodzył przed wòjną, je Plichta, a òjc òstôł ju zmieniony na Plicht. Gôdôł Dark Majkòwsczi Òdj. ze zbiérów T. P. 31 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH ÙCZBA 37 Kaszëbsczi króm RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Króm to pò pòlskù sklep. Mòże téż rzec skłôd abò spółdzelniô. Do krómù jidze sã za kùpiszã, jinaczi sprawùnkama, tj. po zakupy. Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). – Stani! – Dze? – Kò tuwò, kòl tegò krómù. Widzysz, tam je wòlny plac do staniãcô. – Za czim më tuwò stanãlë? Mómë jic do bëna? Pò co? – A co sã w krómie robi? – Në, sprawùnczi. – Të jes stôri datë. W dzysdniowëch składach të mòżesz òbéńc wiôldżi dzél òbrëmieniów, rechùnczi zapłacëc, w lotto zagrac, a nawetka dëtczi wëpłacëc. – A të co jes bë chcôł prawie w ny spółdzelni zrobic: kùpisz, wpłatã, wëpłatã? Widzã, że nie dô sã stądka tak letkò z tobą òdéńc. – Nié, prawie w nym krómie jô chcã do włôscëcela pòdéńc i z nim pògadac. – Pògadac? – A zdrzij, jakùż nen skłôd sã zwie. – „Kaszëbsczi króm”. Je to co dzywnégò? – Mòże nié dzywnégò, ale òsoblëwégò. Kò we wikszoscë kró më na Kaszëbach są z pòlska abò anielska nazéwóné. Nëch z kaszëbska nazwónëch je wiele mni, temù jô jem taczich składów cekawi i ni mògã tak spòkójno kòl nich przeńc. – Wiész të co, jô tak pò prôwdze nie chcôł tu przińc, ale jak më ju tu jesmë, tej jô zarôzka sprawùnczi zrobiã. Cekawé, czë wôrë téż są pò kaszëbskù pòdpisóné. – Tej co, chcemë weńc i sprawdzëc? – Niech bãdze pòchwôlony… Czë mòżemë pòdéńc do włô scëcela? – Eeee…? – Dobri dzéń. Je miéwca negò krómù? – Eeee…? – Słëchôj, nen krómòwi gwës nick nie rozmieje. 32 – Mùszã zeńc z piãtra w dół. Spróbùjã co kùpic. Jô bë chcôł 2 kila wòrztë kùpic a do te jesz mòzdrëch. – Eeee…? – Eeee… dôj pòkù. Tu ni ma co. Më sã w tim „Kaszëbsczim kró mie” pò kaszëbskù nijak nie dogôdómë. Chcemë stądka wińc. – Kò szkòda. A z bùtna nen skłôd tak fëjn wëzdrzôł. Bãdze nót przeńc do jinszégò. Mòże tam kôrbią pò kaszëbskù. Cwiczënk 2 Przedolmaczë z pòlsczégò jãzëka na kaszëbsczi spisënk sprawùnków. (Przetłumacz z języka polskiego na kaszubski listę zakupów). chleb – ................................................................................. kiełbasa –.............................................................................. majonez – ............................................................................ pomidor – ............................................................................ mięso wołowe –................................................................... jajka –................................................................................... wafelek –.............................................................................. czekolada – .......................................................................... drób –................................................................................... dżem –.................................................................................. oranżada –............................................................................ woda gazowana – ................................................................ ogórek –................................................................................ sałata – ................................................................................ mięso wieprzowe – . ............................................................ pietruszka – ......................................................................... ser –...................................................................................... jogurt –................................................................................. mleko –................................................................................. POMERANIA LISTOPAD 2014 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH Cwiczënk 3 Nalézë w internece a wëpiszë kaszëbsczé pòzwë krómów. (Znajdź w internecie oraz wypisz kaszub skie nazwy sklepów). Cwiczënk 4 (Popatrz na pary słów: 1) homonimy – słowa brzmiące tak samo, ale o różnym znaczeniu; 2) synonimy – słowa bliskoznaczne; 3) h omofony – identycznie brzmiące, lecz inaczej zapisy wane; 4) antonimy – wyrazy o przeciwnym znaczeniu; 5) h omografy – identycznie zapisywane, ale o różnym brzmieniu i znaczeniu). Wëpiszë z tekstu pòdsztrëchniãté słowa, chtërne sa pòchódnyma czasnika jic. Zapiszë przë nich jich pòlsczé znaczenia. (Wypisz z tekstu podkreślone słowa, które sa pochodnymi czasownika jic [iść]. Zapisz przy nich ich polskie znaczenia). Wëmëslë i zapiszë jinszé pôrë słów do kòżdégò òmówionégò wëżi ôrtu. (Wymyśl i zapisz inne pary słów do każdego z po wyższych przykładów). Cwiczënk 6 Ùłożë z kòżdim z wëpisónëch słów zdanié. (Ułóż zdanie z każdym z wypisanych słów). Czasniczi zakùńczoné na -c są niépersonową pòstacą czasnika zwóną nieòznacznikã. (Czasowniki zakończone na -c są nieosobową formą czasownika zwaną bezokolicznikiem). Òpiszë króm, jaczi twòjim zdanim bë zasługiwôł na miono „kaszëbsczégò”. (Opisz sklep, który twoim zdaniem zasługiwałby na miano „kaszubskiego”). Cwiczënk 7 Wëmëslë i zapiszë pò kaszëbskù rozgłos krómù. (Opracuj i zapisz po kaszubsku reklamę sklepu). Na spòdlim kaszëbsczégò nieòznacznika mòże pòkazac znankã zwóną kaszëbienim, bò wszëtczé przërostczi, chtërne w pòlaszëznie brzmią -ć, w kaszëbiznie òstôwają ùtwardzoné do -c. Cwiczënk 5 Zdrzë na taczé pôrë słów: 1) wińc (czasnik) – wińc (jistnik); to są hòmònimë – słowa, co brzmią tak samò, ale jich znaczenié je jiné; 2)wińc, wión, winôszk – to synonimë – słowa krótkòznaczné; 3) Wieżëca – Wierzëca; te słowa to hòmòfònë – brzmią tak samò, ale jinaczi sã je pisze; 4) òdéńc – pòdéńc; te słowa są przëmiarã antonimów – słów ò procëmnym znaczenim; 5) mierzëc – mierzëc; słowa są przëmiarã hòmògrafów – tzn. słów, co mają juwerny pisënk, ale brzmienié i znaczenié różné (mierzëc: mier`zëc). POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 SŁOWÔRZK Wëpiszë z tekstu pòòstałé czasniczi i dopiszë do nich jich fòrmë w nieòznacznikù. (Wypisz z tekstu pozostałe czasowniki i dopisz do nich ich formy w bezokoliczniku). dëtczi – pieniądze; miéwca – właściciel; mòzdrëch – musztarda; òsoblëwi – niezwyczajny, oryginalny; plac – miejsce, plac; rechùnczi – rachunki; włôscëcél – właściciel; wôrë – towary; z bùtna – z zewnątrz; z pòlska – po polsku UCZ SIĘ ONLINE www.skarbnicakaszubska.pl 33 fenomen pomorskości Terpy stworzyły Fryzów Jacek Borkowicz Płaskie wybrzeże Morza Północnego zmieniało swój kształt w ciągu tysiącleci. Gdy topniały lodowce, wody przybywało, a wtedy morskie fale wdzierały się daleko w głąb lądu. Mieszkający tam ludzie wcześnie nauczyli się dawać odpór atakom morza. Stawiali domy na palach, by przetrzymać uderzenie przypływu. A gdy woda się cofała, usypywali wały z piasku i gliny. Powoli, z roku na rok i z pokolenia na pokolenie, wały otaczały pojedyncze domostwa coraz to wyższym ogrodzeniem. Woda morska oczywiście i tak przenikała do środka, ale od czego są śmieci i odpadki? Z biegiem czasu ta naturalna warstwa izolująca wypełniała pustą przestrzeń pod podłogą, pomiędzy wbitymi w dno palami. W ten sposób w głębi morza powstawała sztuczna wysepka – będąca jednocześnie ludzkim mieszkaniem. Ową morską zagrodę nazwano terp, czyli osada. Domy mieszkalne i budynki gospodarcze stawiano tu w kwadrat. Więcej suchego miejsca tam nie wystarczało – ściany domostw okalane były ściśle przez wały terpu. Bydło wypędzano na łąki tylko wtedy, gdy zielona ruń wyłaniała się spod zalewu. Na rachityczne zbiory zbóż też nie można było liczyć. Zasadniczym spichlerzem mieszkańców terpów pozostawało morze. Woda-matka jest jednak nieustannym zagrożeniem. Niezależnie od zmian klimatu dno Morza Północnego opada. Niewidzialnie dla człowieka, lecz dostrzegalnie dla pamięci pokoleń. Terpy budowano więc coraz wyższe i coraz rozleglejsze. Pojedyncze zagrody łączyły się po kilka, czasem kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt. Były to już prawdziwe morskie wioski. Ludzką wspólnotę tworzyła więc tu nie litera prawa czy wola feudalnego zasadźcy – jak działo się to 34 Fryzyjskie miasteczko Easthim (niderl. Oesthem). Fot. Jan Dijkstra. Wikimedia Commons na innych, „suchych” obszarach Europy – lecz wymuszone koniecznością parcie ku współpracy. Mieszkańcy terpów nie znali słowa „demokracja”, lecz instynktownie rozumieli jego najbardziej podstawowy sens. Powyższy opis, w największym skrócie, stanowi historię Fryzów, ludu morza – w najprawdziwszym sensie tego określenia. W dobie wielkiej wędrówki ludów Fryzowie zachowali się wyjątkowo. Inaczej niż ich germańscy sąsiedzi i pobratymcy, kuszeni bogactwem cesarstwa rzymskiego, nie ruszyli na podboje w głąb lądu. Zostali na miejscu, choć wydawało się, że to oni właśnie mają najwięcej powodów, by porzucić swe niegościnne ziemie. Nieustanna walka z morzem nauczyła ich odrębnego sposobu życia. Innego nie znali. Woda, stanowiąca dla nich wyzwanie, była też ich przeznaczeniem. A także podstawowym impulsem prospołecznych odruchów. Zostali więc na miejscu, ze swoimi terpami, archaicznym językiem i obyczajami, ze swoją nieprzystępnością wobec obcych. I ze swoim morzem. Tymczasem w głębi lądu pełną parą pracowały młyny historii. Germańscy koledzy Fryzów, zawładnąwszy Europą, potworzyli tam swoje królestwa. Południowe wybrzeże Morza Północnego, cyklicznie zalewane, nie budziło początkowo zainteresowania możnych tego świata. Jednak z czasem feudalna cywilizacja i tutaj zapuszczała coraz silniejsze forpoczty. Najpierw Karol Wielki, potem hrabiowie Holandii, książęta Burgundii, wreszcie niemieccy cesarze. Fryzowie dzielnie się bronili, ale ich sąsiedzkie wspólnoty nie miały większych szans w konfrontacji z czołowymi potęgami Europy. Ustąpić nie mieli gdzie – tuż za opłotkami ich domostw toczyły się szare morskie fale. Rozeszli się więc na boki, wzdłuż wybrzeża. Tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden komes ani jego poborcy. I gdzie mogli żyć po staremu. We wczesnym średniowieczu Fryzowie zagospodarowali długi pas pomorza, ciągnący się od francuskiego Calais po duńską Jutlandię. Oczywiście taki „unik” nie uwolnił ich od prześladowców, opóźnił jedynie to, co nieuchronne. Fryzowie wszelako czuli się ludźmi wolnymi, nie pozwolili się więc zaprząc w jarzmo poddaństwa. Straciwszy niepodległość, zachowali autonomię. Z czasem obszar ich etnicznej kultury skurczył się do granic macierzystej ziemi, z której wyszli. Dziś stanowi ona prowincję Fryzja w składzie państwa holenderskiego. Fryzowie, podobnie jak Kaszubi, zachowali tam własną mowę. POMERANIA LISTOPAD 2014 NAJE KÔRBIÓNCZI Jô jem kòmédiantã Z aktorã i tłómaczã Zbigniewã Jankòwsczim gôdô Stanisłôw Janke. W 2010 rokù pòjawił sã fabùlarny film i sztërëdzélëkòwi telewizyjny serial „Miasto z morza” na spòdlim lëteracczich dokazów Stanisławë Fleszarowi-Mùskat. Të òdgriwôł tam baro charakterową rolã rëbôka Bernata Kònczi i të miôł wpłiw na scenopis tegò filmù – bò jes przetłómacził niejedne dialodżi na kaszëbsczi. Ten film pòtkôł sã z dobrim przëjãcym przëzérôczów i kritików. Jak to sã stało, że prawie të dostôł rolã w tim filmie? Jô bë chcôł sã përznã dowiedzec o kùlisach pòwstôwaniô tegò filmù, jaczé bëłë inspiracje reżisera, co të jes z sebie dôł w tim filmie? Czejbë nié Kamila Michalskô, òstatnô białka Staszka Michalsczégò, aktora i direktora Teatru Wybrzeże nie bëłobë nas, mie i mòji białczi Fiołë, w tim filmie i serialu. Kamila tej robiła w pòdjimiznie Prof ilm w Sopòce, chtërna bëła producentã tegò filmù i serialu. Jednégò dnia, bòdôj w 2007 abò 2008 rokù, jô òtrzimôł òd Kamilë telefòniczną wiédzã, że Profilm bãdze producentã tegò filmù i czë jô bë sã zgòdzył przetłómaczëc niechtërne kwestie na kaszëbsczi jãzëk… A pózni dostôł jem propòzycjã zagraniô w nym filmie. Ò inspiracje reżisera – na gwës taczé bëłë, bò chtëżbë pòswiãcył 10 lat swòjégò żëcô dlô scenariusza – bë nôleżało zapëtac jego samégò, to je Andrzeja Kòtkòwsczégò. Żelë jidze ò òstatné pitanié – jô dôł ze sebie wszëtkò, co bëło mòżebné i brëkòwné dlô tegò filmù, jakno że béł to mój pierszi (móm nôdzejã, że nié òstatny) wiãkszi film i pierszô wiãkszô rola. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Jô próbùjã so wdarzëc, czedë më sã pierszi rôz pòtkelë. Gwës to bëło czilenôsce lat temù w Chmielnie, gdze më co rokù jesmë w jury Recytatorsczégò Kònkùrsu Kaszëbsczi Lëteraturë „Rodnô Mòwa”… To ju je, Staszkù, dwadzesce czile lat. Żił jesz Jón Drzéżdżón, chtëren terô je patronã biblioteczi w Chmielnie. Żëła téż Iza Trojanowskô. Òd ni wszëtkò sã zaczãło. Òna rzekła Brunkòwi Cërocczémù, że gdzes, w Elblągù, je jaczis taczi Kaszëba. Skądka òna ò tim wiedza?... Në jo. Tej të prawie robił w Elblągù, tedë to béł Teatr Dramatyczny, ale chùdzy téż w téatrach: Ziemi Gdańskiej w Gdini, Ziemi Pomorskiej w Grëdządzu, miona Stefana Jaracza w Òlsztinie. Jakò bëła twòja droga do aktorstwa? Jô wierã ju gdzes czedës kòmùs òd pòwiôdôł na taczé pitanié, a mòże jô pisôł abò téż snił. Starosc… Jô sobie przëbôcziwóm wiek dzecno-bòrënkòwi: czej jô béł służką w kòscele, tej jô chcôł bëc ksãdzã… Narôz, jedny nocë zjawił sã w naszim dodomù w Rãbòszewie bracyna mòji mëmë z Francji, wùja Frãc, chtërnégò jô nie znôł, jak wiele bracynów i sostrów mòji mëmë, bò rodzëna, nimò tëch, co ùmerlë w dzeckòwim wiekù, bëła lëcznô. Pò gòscënie wùjë Frãca jô chcôł bëc diplomatą… Czedë Aleksander Fòrd nakrącył film „Krzyżacy” – na chtëren trzeba sã bëło zapisëwac w pòsobicã na wëprawã do Gduńska, a chtëren to w kùńcu jô òbezdrzôł w kinie „Kaszub” w Kartuzach, ju bez zôpisów – tej w 1963 rokù jô so ùdbôł, że bãdã aktorã. Terô zadajã sobie, stôrémù człowiekòwi pitania: pò co? czemù? co cë z tegò przëszło? Wtenczas, w wiekù 13 lat, jô nie znôł nazwë „kòmédiant” i jô nie wiedzôł, że jich chòwelë pòd smãtarnym płotã. Bëła młodosc i rojitwa, ùdba. Przëszedł môj 1967. Córka mòji półsostrë, chtërna mieszkała we Warszawie, przëstąpiła do pierszi Kòmónii. Më bëlë przërôczony na tã ùroczëstosc. Jô béł prawie przed maturą i chcôł cos zrobic ze swòją aktorską ùdbą sprzed lat. Nawetka nie wiém, skądka jô sã dowiedzôł, że w Państwòwi Wëższi Szkòle Téatralny (PWST) we Warszawie òd maja dzejô pòradniô dlô chcącëch sã dostac na tã ùczbòwniã. Jô wëkòrzistôł leżnosc, pòszedł i… jô ùczuł òd profesora Aleksandra Michałowsczégò (jak sã pózni òkôzało, òd impòstacji głosu), że jô móm jakbë niemiecczi akcent. Skądka pón pòchòdzy? – spitôł sã. Spòd Kartuz – jem rzekł. A gdze to je? – profesor tegò pewno nie wiedzôł. Kòl Gduńska – jem òdpòwiedzôł. Na wstãpnëch egzaminach w 1967 rokù jô przepôdł. Ale jô ju pòznôł widzałégò aktora Teatru Wybrzeże Jerzégò Kiszkisa (grôł tej w Sopoce na Kameralny Scenie główną rolã w dramace „Żeglarz” Jerzégò Szaniawsczégò) i jegò wëmôgającą i inspirëjącą – jak sã òkôzało pò latach – białkã Halinã Winiarską. Pózni béł czerwińc 1968. Przez wnet rok chùdzy jô zbijôł palétë, a pòtemù narôz jô dostôł robòtã w Narodowim Bankù Pòlsczim. Jô dzãkùjã wszëtczim panióm, chtërne mie tej ùczëłë i ze mną wëtrzëmiwałë! W tim samim rokù jô sã dostôł na 35 NAJE KÔRBIÓNCZI sztudia w PWST we Warszawie pò òdwòłanim, razã z Krziszã Kòlbergerã i Tómkã Białkòwsczim z Mariacczi we Gduńskù (òbëdwaji ju nie żëją, Tómk ùmarł we Francji). Zachcónka sã wëfùlowała. I jak Kaszëba z niemiecczim akcentã radzył sobie na téatralny ùczbòwni? Czë të w całoscë wtenczas ju miôł swiądã, że të jes Kaszëbą. Nie zabôcziwôj, że nënkã jô miôł Małopòlankã. Dzãka ni jô sã dowiedzôł ò niechtërnëch sprawach, ò jaczich mòji rówienicë dowiadiwelë sã w liceùm. Temù jô kòchóm Wëspiańsczégò i Majkòwsczégò, a téż (gwësno to je dzywné) Majakòwsczégò. Czëtac… Czedës jô baro lubił. Jô wrócã do czëtaniô na emeriturze!... A na ùczbòwni jô jakòs sobie radzył, do kùńca. Móm diplom magistra kùńsztu, smiészné, pò jaczégò grzëba je mie potrzébny diplom magistra. Kò më, aktorzë, w dalszim cygù jesmë leno kòmédiantama, z tą różnicą, że ju nas nie chòwią òbò wiązkòwò pòd smãtarnym mùrã, ale westrzódka jinëch lëdzy, co schòdiwają z tegò padołu, a czasã nawetka w asysce biskùpa… Ale, Zbiszkù, të mie jesz nie òdpòwie dzôł, czedë të so ùswiądnił, że jes Kaszëbą? Abò nié tak pòstawioné pitanié, abò nigdë jô nad tim nie rozmiszlôł, bò mie sã to wëdôwało naturalné… Jô béł dwajãzëcznym Kaszëbą òd dzecka. A do dozdrzeniałi swiądë przed wszëtczim przëczëniło sã Aleksandra Majkòwsczégò Żëcé i przigòdë Remùsa przeczëtóné jak kriminôł, w jednã noc, na ùstrzechù w Rãboszewie, w wiekù trzëdzescë czile lat… Në, jem zwëczajno Kaszëbą, nô leżnikã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Pòdpiarcô nôùkòwégò jô ni móm, wszëtkò je emòcjonalné, to je wedle mie nôprôwdzëwszé… Chcemë jesz wrócëc do aktorstwa. Të miôł téatralną pierszëznã w 1973 rokù jakò Aleksy Fiedotik w widzawiszczu „Trzy siostry” Antoniégò Czechòwa w reżiserii Kazmierza Łastawiecczégò. Pòza ju wëmienionyma chùdzy przez mie môlama të robił téż w Teatrze 36 Dramatycznym w Gdini, a òstatno w Teatrze Miejskim w Gdini. Òd 1974 do 2011 të zagrôł prawie w dwadzesce fabùlarnëch filmach i telewizyjnëch serialach pòwôżné role drëgòplanowé… Të zle wëczëtôł, Staszkù, gdzes tam na internetowëch pòrtalach, że mòją téatralną pierszëzną (jak to nabùszało zwãczi) béł Fiedotik ù Czechòwa. Jo, jô grôł òbëdwù epizodistów z tegò dramatu, ale pózni. Mòją téatralną pierszëzną w Gdini, w Teatrze Ziemi Gdańskiej, ò czim przëbôcził mie òstatno pón Róman Tuszińsczi z Kartuz, béł „Czterdziesty pierwszy” w reżiserii swiãti pamiãcë Kazmierza Łastawiecczégò, gdze jô grôł z drëchną z rokù Ewą Jabłońską (z doma Përa). Béł to rok 1972. Pòtemù béł Teatr Ziemi Pomorskiej w Grëdządzu, bò nastąpiła wëmiana: Szëmón Pawlicczi do Gdini, a jô do Grëdządza, do drëcha z Wëdzélu Reżiserii Krësztofa Roscyszewsczégò, chtëren zabrôł nas w 1975 rokù do Òlsztina, gdze wiele z nas bëło z nim przez dwa lata, pòkądka nie zabédowelë jemù Katowic. Jô, zmùszony wzglãdama merkantilnyma, starôł sã ò wëjôzd do Americzi. Nie wëszło (pò latach, ju w wòlnym kraju, w Kartuzach, pòdczas jaczégòs Kaszëbsczégò Jôrmarkù, pòdszedł do mie jeden ze spònsorów i spitôł: Czë pón przëbôcziwô sã mie? Cëszô. To jô òdmówił panu paszpòrtu w 1977 roku…). I tak jô sã nalôzł w Elblągù, gdze direktorã téatru béł téż drëch z Wëdzélu Reżiserii Jack Gruca. Dzysô bë pòwiedzelë – kmòtrzëzna, załôtwianié przez znajomòsc! Nié, to bëło szukanié swòjégò placu na téatralny mapie kraju. Òni, direktorzë, wiedzelë, co chcą wëstawic i szukelë aktorów westrzódka swòjich znajemnëch, bò znelë jich emploi i mòżlëwòscë. (Dopiérze pò wiele latach pitanié Jerzégò Jarocczégò: Za czim pón jedze do Gdini – chtërno òn mie zadôł, czedë jô gò poprosył ò dwa dni zwòlnieniô z zajãców przë diplomie, a jô tłómacził to tim, że jadã do Gdini załatwiac sobie przińdny môl robòtë, bò jô sã òżenił w 1971 z gdinianką – docarło do mie w pełni wëdzwãkù… Pò wrócenim z Gdini Jarocczi spitôł mie: I co, panie Zbiszkù, załatwił pón sobie etat? Jô òdrzekł: Jo, panie profesorze. Na to Jarocczi: Szkòda, bò jô chcôł panu zabédowac, żebë zgłosył sã pón do Starégò Téatru w Krakòwie…). Kawel biwô òkrutny. Ale jak napisôł Aleksander Majkòwsczi „(…) co kòmù namienioné, to gò nie minie”. Jô w to wierzã i tegò sã trzimóm… Jô jem przërëchtowóny na smierc: fizyczną i pamiãcową. Òsoblëwie pò przeczëtanim drëdżi niénôùkòwi ksążczi Brunona Synaka Bezsens i sens choroby nieodwracalnej… Jesz rôz jô wrócã do aktorstwa. Jô zadóm cë përznã módłowé pitanié: w jaczim żiwiole të sã czuł nôlepi: téatralnym czë filmòwim? Staszkù, jakbë cë to pòwiedzec… jô móm 64 lata skùńczoné. Jô jem stôri datë. Stôri datë aktorzë sztôłtowelë mòjã téatralną òsobòwòsc. Czë jô mùszã gadac jesz cos wiãcy?... Pò wrócenim z merkantilny rézë do USA mòją kaszëbską òsobòwòsc sztôłtowała Iza Trojanowskô, nié-Kaszëbka, ale kòchającô Kaszëbë i swiądnô jich etnicznoscë, jak napisôł w swòji bòlący ksążce Brunon Synak, apartnoscë, chtërna wedle mie pòwinna bëc normalnoscą przëjãtą przez swiatowé lëdztwò. Jô wiém, że swiat jidze w przódk, młodzëzna rozëmùje i widzy wszëtkò jinaczi niżle jô. Je równak gwësnô òpòka: je nią Bibliô, je kùltura, je lëteratura i je tradicjô. Wëzbëwającë sã tradicji, to tak jakbë sã wëzbëc rodzënë, kòrzeni… òstac nikim? Dobrze, że të wspòmniôł ò Ameryce, bò jô prawie chcôł cã ò to zapëtac. Téż na jednym z internetowëch pòrtali jô przeczëtôł, że w Zjednoczonëch Stanach të przebiwôł szesc lat – òd kùńca lat sétmëdzesątëch do 1984 rokù, gdze të robił jakò aktor w Polskim Teatrze Dramatycznym i Blackbird Theatre w Chicagò. Czë tak bëło? To je nieprôwda. Niecałé piãc i pół. Òd 1 séwnika 1978 do 23 gòdnika 1983 rokù. Jô nôpierwi przez rok prôcowôł jakò robòtnik, a pòtemù, w 1980 rokù nastôł prezydent Jimmy Carter, nastąpiła recesjô i, dzãka Bògù, jô nalôzł robòtã w synagòdze. Jô béł „zakristianinã” ù starszich bracynów we wierze. Tam jô pòznôł żëda, pana Stanisława ze Stanisławòwa (minãło wiãcy jak 30 lat i jô czëjã sã zwòlniony z òbòwiązkù krëjamnotë), chtëren wëjął z pòrtfela òbrôzk Matczi Bòsczi i rzekł: „Zbiszkù, POMERANIA LISTOPAD 2014 NAJE KÔRBIÓNCZI òna ùretała mie żëcé w wòjnã. Leno nie gadôj ò tim nikòmù. Mòja białka nie wié ò tim, a tim barżi syn Mikòłôj”. Wtenczas, w kòżdi piątk jô przërëchtowiwôł zalã na jich cotidzéniowé nôbòżéństwò, a rôz w miesiącu na Bar micwa (òbrzãd przëjãcô knôpa, w dzéń jegò 13. ùrodzënów, do religijny spolecznoscë dorosłëch żidów – red.) Tak to ze służczi jô sã stôł „niewierzącym” człowiekã dwùch wëznaniów… A wrócającë do téatralnëch sprawów: jô miôł taczé jaczés dzywné szczescé, bò ledwò jô sã pòjawił w tim „Chicagòwie”, to òd razu, nie wiém skądka, zjawił sã w mòjim skrómnym towarzëstwie Kędzierzawy (Tómk Dankòwsczi, bëłi warszawsczi gazétnik, tak sã przedstôwiôł) i wprowadzył mie do Związku Polskich Akademików, żebë zrobic kabaretowi program. Pòwstôł kabaretowi i pòéticczi. Tak jô pòznôł Bògùsława Jerkégò, chtëren jakò pòwòjnowé dzeckò òbjãté òpieką Midzënôrodnégò Czerzwionégò Krziża wëchòwiwôł sã w Hòlandzczi i w sparłãczeniu z tim jakò dorosłi człowiek i aktor mógł w latach 60. wëjachac na ùpragniony w Pòlsce zgniti Zôchód. Wëjachôł do Mònachium i robił w Radio Wolna Europa pòd przédnictwã Jana Nowaka Jezorańsczégò. W 1978 béł ju w Chicagò i współdzejôł z rozsélnicą radiową Głos Ameryki. I tak ju òstało do jegò emeriturë. Dzysô mieszkô we Gduńskù. Przez Bògusza jô pòznôł dwie starszé panie: matkã radnégò miasta Chicagò, panią Lidiã Pùcyńską, chtërna miała swój radiowi program, i aktorkã ze Lwòwa Wandã Zbierzowską-Frydrych, chtërna téż, jak jô, tëlé że przed II swiatową wòjną, grała w Grëdządzu. Czej miałë „swiéżégò” pòd rãką, zdecydowałë sã wëstawic dramat „Mazepa” Juliusza Słowacczégò. Na szczescé jô grôł Zbigniewa, a nié Mazepã, bò jô bë sã spôlił ze sromòtë przed Markã Kòndratã, chtëren dopié rze co przed mòjim wëjazdã do USA zagrôł tã rolã w Teatrze Telewizji, w reżiserii Gùstawa Hòloùbka. Mark pòjawił sã w „Chicagòwie” na przełómanim stëcznika i gromicznika 1982 rokù, razã z mòjima jinszima drëchama ze sztudiów: Anią Chòdakòwską, Krziszã Kòlbergerã, Emilã Kamińsczim, a téż z paniama Kristiną Prońkò i Haliną POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Z. Jankòwsczi w filmie „Miasto z morza”. Òdj. z archiwùm aktora Frąckòwiôk. Przëjachelë z widzawiszczã „Kolęda nocka” Ernesta Brilla. Swiãti pamiãcë Krzisz Bùkòwsczi, reżiser tegò widzawiszcza, dojachôł pò czile dniach, bò pierwòszno władze PRL nie wëdałë mù paszpòrtu. Chùdzy, przed 13 gòdnika „pamiãtnégò roku”, przëjachôł do „Chicagòwa” „Pón Profesor” ze Szczecëna Jan Janikòwsczi, òjc karna Filipinki. To z nim (ùmar w USA) më stwòrzëlë w restaùracji Pelikan Catch artisticzną kawnicã U Chochoła. Ale do tegò trzeba jesz bëło czile òsób: òkróm wspòmnianégò ju Profesora bëlë Jurk Janeczk („Sami swoi”), Mark Pacuła (Piwnica pod Baranami), swiãti pamiãcë Róman Marzec (téater w Nowi Hëce), Nina Przëbiłowskô (Łódz), swiãti pamiãcë Janusz Letkò (Estrada Szczecin), wspòmnióny ju Kędzierzawy i wiele jinëch. To dzãka nima w ti artisticzny kawnicë pòwstałë dwa projektë: „Do kraju tego, gdzie…” i Kabaret „U Chochoła”. Pierszi projekt më grelë pònad rok, z tim zastrzeżenim, że Jan Janikòwsczi ni móg nama akómpaniowac żódnégò trzënôstégò – taczi béł wëmóg pòlsczégò kònsulatu, bò miôł pagartowsczi paszpòrt. Pò czile miesiącach Jank pòwiedzôł: „A jô jich p..ã”. W tak zwónym midzëczasu, za sprawą Andrzeja Kòrewicczégò, jegò białczi i Jureka Janeczka pòwstôł dlô jednégò spektaklu „Zmiana warty” Polski Teatr Dramatyczny w Chicagò. Jô bë béł niedokładny, czejbë jô nie wspòmniôł, że wspòmôgelë nas dëchòwò: Féliks Kònarsczi „Ref-Ren” z białką, Róbert „Bob” Lewandowsczi, Róża Nowòtarskô, Andrzéj Dusza, wspòmnióny ju chùdzy Bògùsłôw Jerke, a nawetka Zbigniew Brzezyńsczi i Stanisłôw Barańczôk. Tej nie dzywòta, że na spektakle przëchòdzëlë (ò czim jô sã dowiedzôł dopiérze pózni) panowie z amerikańsczima abò japòńsczima magnetofónama, ale kasetë miałë nalepczi Stilon Gorzów… A co z tim Blackbird Theatre? Jô nie wiém, jak ò tim òpòwiadac, bò to wëmôgô wprowadzeniô, abë miało òdpòwiedny kòntekst. Jô móm starã skrótowò, ale nie wëchôdô, bò co mësl, to skòjarzenié… W latach PRL-u pón 37 NAJE KÔRBIÓNCZI Trzeba bëło za cos żëc (nié za wiele jô przëwiózł ze sobą), tim barżi, że założëło sã drëgą rodzënã. Jô tłómacził z angelsczégò przed wszëtczim zwãkòwé stegnë do filmów scygónëch z satelitë przez szëkòwnëch lëdzy. Jô nijak nie béł szëkòwny i mòże temù jô jem biédny. Pòtemù pòjawiłë sã priwatné wëdôwiznë… Z. Jankòwsczi z Medalã Stolema, jaczi dostôł w 2010 r. Òdj. R. Drzéżdżón Bògùsłôw Litwiniec, direktor Teatru Kalambur we Wrocławiu òrganizérowôł co rokù midzënôrodné festiwale, na chtërne przez 10 lat przëjéżdżôł midzë jinszima ze swòjima spektaklama reżiser Steven Rumbelow z Anglii. W gòdnikù „pamiãtnégò” rokù Steven béł w Pòlsce dzesąti rôz. Zachòrzała aktorka. Władze PRL-u nie zgòdzëłë sã na ji lékarzenié w Pòlsce. Całé karno wëdalëlë do NRD. I tak pòwstała ùdba widzawiszcza „Bridal Polonaise”, z chtërną przëjachôł do Kanadë i gdze zrealizowôł jã pò rôz pierszi z ùdzélã mòjich drëchów z rokù PWST – Władisława „Adasza” Mickewicza i Lecha „Michała” Michalsczégò, chtërny téż bëlë na emigracji. W 1982 rokù pòjawił sã w Chicagò i rôcził nas, Jureka Janeczka i mie, do zjisceniô tegò przedsãwzãcô w Blackbird Theatre przë ùl. Broadway, w bùdinkù, chtëren béł czedës zajezdnią kóńsczich tramwajów. To bëło widzałé doswiôdczenié, bò jô pò rôz drëdżi zagrôł z Jurekã i jô zagrôł dwajãzëkòwò z amerikańsczima drëchama (westrzódka nich béł jeden pòlsczégò pòchòdzeniô z aktorsczim nôzwëskã: Casey Siemaszkò). Ale bëło 38 téż mãczącé, bò przez 20 minut jô wisôł na krziżu, spòd chtërnégò wëléwałë sã setczi litrów „krwi”, pùblicznosc przechòdzëła do pòsobnégò mansjonu, a mie nie bëło wòlno wëkònac niżódnégò rëchù, nawetka pòwieka ni mògła mie dërgnąc. Tej proszã sobie wëòbrazëc, jaczi jô béł „nabùzowóny”, czedë w kùńcu jô schòdzył do tegò pòsobnégò mansjonu i jô mógł, stojącë na stole, wëładowac prôwdã prosto w òczë, w dwùch jãzëkach: pòlsczim i jich… Czë prawie tej të naùcził sã tak bëlno angelsczégò jãzëka? Na tã témã nie chcemë gadac… to ju je przeszłosc, chtërnô czasama narôz òdzywô sã tak, jak w tim rokù, czedë jô mùszôł rozmawiac z emeritowónym wòjskòwim attaché Wiôldżi Britanii, ale wiele mie to kòsztëje… A równak z angelsczégò, ò chtërnégò znajemnoscë të nie chcesz gadac, të tłómacził na pòlsczi jaczés lëteracczé rzeczë. Czë jô sã milã? Nié, të sã nie milisz. Bëło cos taczégò w mòjim żëcym pò wrócenim z USA. Skòrno më jesmë przë tłómaczënkach. Czë të wiész, że w tim rokù mijô dokładno 10 lat òd ùkôzaniô sã twòjégò przełożënkù na kaszëbsczi dokazu Tryptyk Rzymski Jana Pawła II… Jo, jô pamiãtóm jak dzysô… Tim barżi pò wczorajszim dniu czëtaniô ksążczi Brunona Synaka, bò òn béł wtenczas przédnikã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, a jô przez 6 lat béł nôleżnikã Òglowégò Zarządu za Jegò kadencjów. W 2003 rokù Brunk, na chtërnyms zéńdzenim rzekł, że më, Kaszëbi, pòwinny wësłac Òjcu Swiãtémù żëczbë jimieninowé i ùrodzënowé (bëłë ze sobą bliskò datama) w pòdzãkòwanim za Kaszëbską Pielgrzimkã do Zemi Swiãti w 2000 rokù. Leno co jemù pòsłac w darënkù? Dzãka namówienimù ksãdza profesora Jana Walkùsza i profesora Jerzégò Trédra, chtëren mie ùcwierdzył w tim, że papieża tekstë téż jidze tłómaczëc, jô ju miôł zaczãtą robòtã nad „Triptikã Rzimsczim”. Tej na tim zéńdzenim jô niesmiało rzekł, że jô zdążił ju przetłómaczëc na kaszëbsczi jãzëk dwie trzecé ùsôdzka Tryptyk Rzymski i, czejbë Òglowi Zarząd wërazył zgòdã, to tã niespòsobną próbã mòżna bë przesłac papieżowi w pòdzãkòwanim za jegò słowa do Kaszëbów. Bédënk òstôł przëjãti. W czile dni jô doprowadzył tłómaczënk do kùńca, a Fiołka, mòja białka, wëdrëk na czerpónym papiorze zaniosła do introligatora do òprawë. To béł pierszi Tryptyk Rzymski pò kaszëbskù zawiozłi do Watikanu. Rok pózni Brunk Cërocczi wiózł ju egzemplarze wëdóné przez Tadéùsza Serocczégò w pelplińsczim „Bernardinum”, dzãka Genkòwi Stoltmannowi i swiãti pamiãcë Brunkòwi Lësowi. Dzãka Wama Panowie! Më wëzwëskelë, jak mëszlã, wszëtczé wątczi z twòjégò dzejaniô, tej z czëstim sëmienim mòżemë kùńczëc tã rozmòwã. POMERANIA LISTOPAD 2014 z Kociewia Dzień Edukacji, czyli po naszamu Uczby M A R I A PA J Ą KO W S K A -KENSIK Przez kilkanaście lat poznawałam blaski i cienie (blasków zdecydowanie więcej) pracy wiejskiego nauczyciela, czyli po kociewsku szkólnygo. Praca nauczyciela akademickiego jest zdecydowanie inna, też ma dużo blasków, choć ostatnio coraz więcej cieni, gdyż postanowiono wpisać polską wyższą edukację w obcy, mocno bezduszny system. Wszechobecna parametryzacja niszczy różnorodność i wiele duchowych wartości. Jeśli czegoś nie można zamienić na punkty, cyfry, to się nie liczy. Punktowane są artykuły naukowe wpisane na tzw. „listę bolońską”. Tu naiwnie napiszę, czy óni tam słiszeli o Kociewiu… Jak umiłowanie tej krainy pomorskiej wymierzyć, wycenić, dokładnie punktami określić? Czy badania naukowe muszą być bezosobowe, bez żadnych emocji? Może dlatego nauczyciele akademiccy nie mają swojego święta – myślałam, jadąc świętować Dzień Nauczyciela nie byle gdzie, bo do Przysierska, gdzie zaprosiła mnie społeczność szkolna, a stanowią ją w dużym stopniu dzieci moich uczniów, a zdolne uczennice „z tamtych lat” są świetnymi nauczycielkami. Szkoła nosi imię dra Floriana Ceynowy, który na miejscowym cmentarzu czuwa. Na południowym Kociewiu przez wiele lat był lekarzem, w powiatowym mieście – Świeciu nad Wisłą – drukował swoje prace tak ważne dla Kaszubów. Kociewie też zauważył. Nie wiem, czy marzył, aby w pobliskiej szkole powstało prawdziwe królestwo (dyrektorem szkoły „za moich czasów” był tam Zbigniew Król…) regionalizmu. Tak, rzeczywistość przerosła marzenia, moje też. Szkoła od lat przoduje w edukacji regionalnej. W latach 1996– –2001 realizowano tu autorski program „Wychowanie regionalne”, od 2001 roku rozwinięty w „Edukację regionalną. Dziedzictwo kulturowe”. Odwiedzający szkołę podziwiają urządzoną pieczołowicie izbę regionalną, w której chciałoby się pomieszkać. Efekty uczby w przysierskiej szkole poznawali nauczyciele podczas Kongresów Kociewskich, słuchacze studiów podyplomowych i piszący prace licencjackie czy też magisterskie z tematyki regionalnej. Docierają tu goście z Kaszub „odwiedzający” F. Ceynowę. O samych konkursach wiedzy o Kociewiu można by napisać sporo. Atmosfera w szkole, przebieg uroczystości (też dla środowiska), zaangażowanie nauczycieli – wszystko to promieniuje na okolicę i oby trwało, i przynosiło trudny do przecenienia pożytek. Oczywiście nie wszystkim dane jest to zrozumieć, o czym świadczą słowa jednego z mieszkańców, skierowane do długoletniej, dzielnej dyrektorki szkoły: Jak nie było tu pani, to tu nie było żadnygo Kociewia… A teraz jest i promieniuje. Myślałam z wdzięcznością, patrząc na bardzo sympatyczne, dobre nauczycielki – kiedyś nasze uczennice. Serce rośnie… chce się powtórzyć za poetą. Właśnie w Przysiersku mają w hymnie szkoły słowa: trzeba siać, choć wiatr rozwiewa ziarna, powtórzone za Marią Konopnicką. Nie wszystkie rozwieje, część padnie na dobry grunt, jak uczy nas też Biblia, wystarczy cierpliwe czuwanie, którego życzę wszystkim bliskim mi Szkólnym. A nauczyciel dobrze jak ma cierpliwość 100 aniołów – jak śpiewano podczas ostatniego święta… Szkoła Łukochano szkoło Łu Ciebia je zawdy wesoło. Lubim chodzić do cia Łuczyć sia ji rachunków, ji ło życiu troszka. Nasza szkólna łukochana Łuczy nas łod samygo ryna. Łopowiada ło przyrodzie, ło mniyłości, historyji POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Jak tu dawni lólki żyli. Gzubom łukochana szkoło Zawdy tutej je wesoło. Mirosława Möller Elementarz gwary kociewskiej Gadómy po naszamó, red. Mirosława Möller, Grzegorz Oller, wyd. II, Kociewskie Stowarzyszenie Edukacji i Kultury „OGNISKO”, Starogard Gdański 2013, s. 9. SŁOWÔRZK gzuby – dzieci lólki – dziadkowie rachunki – liczenie, zajęcia z matematyki szkólna – nauczycielka zawdy – zawsze 39 historia „Gdynia” w Holandii Zespół Pieśni i Tańca „Gdynia” w dniach 18–21 września 2014 roku gościł w holenderskim mieście Axel. Wizyta gdynian wiązała się z 70. rocznicą wyzwolenia Axel przez żołnierzy 1 Polskiej Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. ANDRZEJ BUSLER Axel jest niewielkim miastem, zamieszkałym przez 8 tys. osób, w południowo-zachodniej części Holandii (Zelandia). Przechadzając się jego ulicami, natrafimy na liczne polskie ślady. Zauważymy to w nazewnictwie ulic: Polskiej, gen. Stanisława Maczka, gen. Władysława Sikorskiego i płk. Zdzisława Szydłowskiego. Na tutejszym cmentarzu zobaczymy wiele polskich mogił i biało-czerwone flagi, a na przedmieściach – muzeum, które ma w nazwie słowo „Gdynia”. Skąd te polskie tropy? Aby rozwikłać tę zagadkę, trzeba sięgnąć do historii II wojny światowej. Axel – ważna „wyspa” W czerwcu 1944 roku alianci rozpoczęli największą w dziejach wojskowości inwazję Overlord, atakując okupowane przez Niemców plaże Normandii. W wyniku tych działań siły niemieckie zostały zepchnięte ku granicom Belgii i Holandii, gdzie zorganizowały punkty obrony. Wojska alianckie natrafiały na kolejne przeszkody powstrzymujące impet natarcia. Sporym utrudnieniem dla aliantów było wydłużanie się dróg zaopatrzeniowych. Koniecznością się stało złamanie oporu Niemców w rejonie ujścia rzeki Skaldy i zdobycie dużych portów – Antwerpii, Gandawy i Terneuzen, by dostarczać zaopatrzenie wojenne tą drogą. Zgodnie z rozkazem głównodowodzącego siłami alianckimi gen. Dwighta Eisenhowera powstał plan operacji zdobycia czterech „wysp”, co umożliwiłoby dalszą, sprawną inwazję. Były to obszary holenderskich miejscowości: Axel, Breskens, Walcheren i Beveland. 40 Gdynia Bridge w 1944 roku. Fot. z archiwum Tomasza Sawickiego W ramach tego zadania dowódca 1 Armii Kanadyjskiej gen. Guy Simonds zlecił zdobycie Axel podległej jego rozkazom 1 Polskiej Dywizji Pancernej dowodzonej przez gen. Stanisława Maczka. W dniach 16–20 września 1944 roku polska brygada pod dowództwem płk. Franciszka Skibińskiego wyzwalała Axel w ciężkich walkach z Niemcami. Polacy uczynili to samodzielnie, bez wsparcia lotnictwa i artylerii. Punkt przeprawy budowany przez polskie wojsko przez kanał Axel – Hulst, umożliwiający przeprawę alianckich wojsk i atak na okupowane przez Niemców miasto, otrzymał wówczas nazwę taktyczną „Gdynia Bridge”. Axel zostało zdobyte 19 września 1944 roku przez żołnierzy ppłk. Zdzisława Szydłowskiego. Miasto stało się ważnym przyczółkiem do opanowania kolejnych terenów, co zmusiło Niemców do ucieczki przez rozlewisko Skaldy na wyspę Walcheren. Pamięć Do dziś w Axel zachowało się wiele pamiątek po bohaterskich czynach polskich żołnierzy – nazwy ulic i placów oraz pomniki. Na tutejszym cmentarzu spoczywa 25 polskich dragonów. Znakomitym działaniem pielęgnującym pamięć o polskich wyzwolicielach jest inicjatywa prywatnego kolekcjonera – Holender Mario Maas od lat prowadzi na terenie swej posesji Gdynia Museum. Zbiory placówki są imponujące, znajdziemy tam setki dokumentów i sprzętu wojskowego z czasów II wojny światowej, w tym niezwykle cenne elementy dawnego mostu – Gdynia Bridge. Muzeum znajduje się nieopodal miejsca walk, które stoczyli polscy żołnierze w 1944 roku. Dom rodziny Mario Maasa był wówczas jedynym, który ocalał w tej okolicy. Pamięć o bohaterskich polskich żołnierzach jest pielęgnowana przez kolejne pokolenia Holendrów i Polonii. Nie POMERANIA LISTOPAD 2014 historia inaczej było w tym roku. Zespół Pieśni i Tańca „Gdynia” na zaproszenie holenderskiego Urzędu Gminy Terneuzen i Ambasady RP w Hadze uczestniczył w wielu uroczystościach upamiętniających 70. rocznicę wyzwolenia Axel. Głównymi koordynatorami tych działań byli członkowie tamtejszej Polonii Tomasz Sawicki i Violetta Rumińska oraz wolontariusze skupieni wokół „Axel Cultuur-en Muziekstad” – Gerard Hieer spink, Jaap Buijze, Johan i Bram Oppeneerowie, Kees Goossen i Machteld Lust-Heerspink. Najważniejszym punktem corocznych obchodów rocznicy wyzwolenia Axel jest uroczystość w miejscu pierwszej nieudanej próby przeprawy, w której 17 września 1944 roku poległo 25 polskich żołnierzy. Pomnik upamiętniający te wydarzenia, w kształcie krzyża, wykonano z elementów budowanego przez polskich żołnierzy mostu. W tym roku wśród gości uroczystości znaleźli się m.in. konsul Ambasady RP w Hadze dr Małgorzata Pacek, szef sztabu Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych NATO w Brunssum generał broni Janusz Adamczak oraz weteran 1 Polskiej Dywizji Pancernej porucznik Sylwester Borodziński, radni miasta Gdyni: Stanisław Borski i Grzegorz Taraszkiewicz oraz wielu przedstawicieli Polonii z Holandii i Niemiec. Druga, równie ważna część obchodów rocznicowych odbyła się na cmentarzu miejskim, gdzie spoczywają polscy żołnierze. W tej kwestii możemy się wiele nauczyć od Holendrów. W Polsce niełatwo znaleźć tak znakomicie utrzymane kwatery, w których pochowano naszych bohaterskich żołnierzy. Należy dodać, że podtrzymywanie pamięci o polskich żołnierzach to nie są działania na pokaz, czynione z nadmiarem patosu, wynikające z chęci pozyskiwania korzyści politycznych czy też organizowane jedynie przez władze samorządowe lub państwowe. Spędzając kilka dni w Axel, natrafiliśmy na osoby (Holendrów) pamiętające wyzwolenie miasta przez polskich żołnierzy. Do dziś z wielką sympatią i szacunkiem wspominają dragonów gen. Stanisława Maczka. Hasło „Polska” otwiera w Axel wiele drzwi i serc. Przeglądając podczas pobytu w tym mieście tutejszą gazetę, zauważyłem, że historii POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Uroczystości rocznicowe w Axel. Fot. Andrzej Busler Na cmentarzu żołnierzy polskich w Axel. Fot. Andrzej Busler z 1944 roku poświęcono jej sporą część. Na okładce znajdujemy dwa niezwykle ciekawe zdjęcia. Na pierwszym z nich widzimy młodą Holenderkę w otoczeniu polskich żołnierzy w 1944 roku, na drugim – z 2014 roku – tę samą osobę, starszą panią w otoczeniu cieni. Prawdopodobnie polscy wyzwoliciele odeszli już do wieczności. Historia nie obeszła się z nimi łaskawie. Po 1945 roku wielu nie powróciło do ojczyzny. Ci, którzy zdecydowali się na ten krok, niejednokrotnie byli represjonowani przez ówczesne komunistyczne władze, a „piętno” żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nosili przez wiele lat. Dowódca 1 Polskiej Dywizji Pancernej gen. Stanisław Maczek został pozbawiony obywatelstwa polskiego w 1946 roku przez Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. Na przywrócenie obywatelstwa i przeprosiny od państwa polskiego czekał przeszło 40 lat. Pozbawiony świadczeń przysługujących żołnierzom alianckim rozpoczął pracę jako sprzedawca, a następnie barman w hotelu prowadzonym przez polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. Na wniosek 40 tys. mieszkańców Bredy polskiemu generałowi nadano honorowe obywatelstwo Holandii. Zmarł w wieku 102 lat w Edynburgu, ale pochowano go na cmentarzu żołnierzy polskich w Bredzie, w Holandii – kraju, który zawsze go szanował i pamiętał bohaterskość 1 Polskiej Dywizji Pancernej przez niego dowodzonej. Autor artykułu składa podziękowania Tomaszowi Sawickiemu za udostępnienie materiałów. 41 Z POŁUDNIA Żyją w niewygasłej pamięci KAZIMIERZ OSTROWSKI Listopad, który zaczyna się od uroczystości Wszystkich zachęcić i dodać odwagi do podjęcia nowego zadania. Nie Świętych i Dnia Zadusznego, już zawsze będzie skłaniał do zniechęcała się przeszkodami, lecz przeciwnie, zarażała grono współpracowników wiarą wspominania zmarłych, a już w pozytywny wynik dziaszczególnie wtedy, gdy niełania i doprowadzała rzecz dawno odszedł ktoś z bliskiej Dobrze jest myśleć do końca. Od dawna nie ma rodziny albo spośród dobrych o zmarłych, bo dzięki temu między nami Tadeusza Bolprzyjaciół. Mnie to spotyka coraz częściej, wszak należę do możemy choć na chwilę duana, szlachetnego człowieka najwyższej próby. Budził schodzącego pokolenia. Raz po odwrócić bieg czasu, prze- uznanie mądrością i rozwagą, raz dowiaduję się, że właśnie zmarł kolejny towarzysz szkolnieść się do przeszłości, do imponował logiką argumennych bojów, że jakiś czas temu dawnych sytuacji i zdarzeń, tów, ale również szacunkiem dla rozmówcy o przeciwnych niepostrzeżenie usunął się które stają się na nowo. poglądach i brakiem zacietrzew cień ten i ów równolatek... wienia. Umiał przekonywać Więcej już mam znajomych do swoich racji. A że nieraz i przyjaciół po tamtej stronie odciął się celną ripostą? No cóż, takie jest prawo żywego życia aniżeli wśród stąpających po ziemi. Myślę o nich. Spośród wielu często przywołuję z zaso- dyskursu. Pod powierzchnią bani ze wspomnieniami mam bów pamięci przyjaciół z kaszubskiego kręgu, którym tak osobę Janka Piepki, uroczego gawędziarza sypiącego żartadużo zawdzięczam. Wskazywali mi drogę, odcinkami sze- mi i anegdotami, ale też potrafiącego serio i mądrze mówić, dłem obok nich. Zamyślam się nad graniczną ścianą życia, a przede wszystkim pisać, o sprawach ważnych i trudnych; która nas rozłączyła i nad powiększającą się przepaścią empatycznego Janka o czułym sercu. Szybko płyną lata od dzielącego nas czasu. Wkrótce dwadzieścia lat upłynie od niespodziewanego odejścia Wojciecha Kiedrowskiego, z któśmierci Izabelli Trojanowskiej, która jak mało kto potrafiła rym rozumieliśmy się nadzwyczaj, a zdarzająca się niekiedy Żëją w niewëgasłi pamiãcë Smùtan, co sã rozpòczinô òd ùroczëznë Wszëtczich Swiãtëch i Zôdësznégò Dnia, ju wiedno bãdze ùdostôwôł do wdôrziwaniô ùmarłëch, a òsoblëwie tedë, czej swiéżo òdeszedł chto z blisczi rodzëznë abò spòmidzë dobrëch drëchów. Mie to sã trôfiô corôz czãscy, bòc słëchóm ju do schôdającégò pòkòleniô. Co sztërk dostôwóm do wiédzë, że prawie ùmarł pòsobny drëch szkòłowëch pòbitwów, że jaczis czas w tił òmëlëcą przeszedł do céni ten czë nen towarzësz w latach… Wicy ju móm znajemnëch i drëchów pò henetny stronie żëcô niżlë westrzód chòdzącëch pò zemi. Móm jich w mëslach. Spòmidzë wielnëch co zamanówszë przëwòłiwóm z nórcëków pamiãcë drëchów z kaszëbsczégò krãgù, jaczim tak wiele zawdzãcziwóm. Pòkôzowelë mie drogã, dzélëkama szedł jem òkòma nich. Zamësliwóm sã nad grańczną scaną żëcégò, jakô nas rozdzelëła i nad zwikszającą 42 sã przepadnią czasu, jaczi nas dzeli. Wnetka minie dwadzesce lat òd smiercë Izabelë Trojanowsczi, chtërna jak mało chto rozmia zachãcëc i dodac òdwôdżi do pòdjimniãcô nowégò zadaniô. Nie bëłë ji straszné procëmnoscë, prawie òpak, rozmiała zarazëc karno wespółrobiącëch wiarą w pòzytiwné wińdzënë dzejaniô i doprowadzëc sprawã do kùńca. Òd dôwna ni ma westrzód nas Tadéùsza Bòlduana, szlachetnégò człowieka nôwëższi próbë. Miôł ùwôżanié przez swòjã mądrosc i rozwôgã, zadzywiôł logiką argùmentów, ale téż pòczestnotą dlô rozpòwiôdôcza ò procëmnym pòzdrzatkù i felënkã zajadłoscë. Rozmiôł przekònëwac do swòjich ùdbów. A że czasã òdpòwiedzôł kòmù òstro, ale trafno? Në kò cëż, taczé je prawò żëwi òbgôdczi. Pòd wiéchrzëzną mëslowëch wspòminków móm pòstac Jónka Piepczi, widzałégò brawãdnika, co sëpôł szpòrtama i anegdotama, ale téż POMERANIA LISTOPAD 2014 Z PÔŁNIA różnica zdań nie budowała tamy w naszych relacjach. Wojtek, serdeczny i przyjazny wobec ludzi, był szermierzem niezgody na bezwład i bylejakość w działaniu. Podziwiałem ich wszystkich, szczęśliwy byłem, że spotkaliśmy się w drodze. Gdzież oni są teraz... Dobrze jest myśleć o zmarłych, bo dzięki temu możemy choć na chwilę odwrócić bieg czasu, przenieść się do przeszłości, do dawnych sytuacji i zdarzeń, które stają się na nowo. Bliscy nam ludzie ożywają, przychodzą nie jako senne widziadła, lecz prawdziwi i mocno osadzeni w pamięci i niewygasłych uczuciach. Co prawda upływające lata zacierają ostrość obrazu, ale nie są w stanie zniszczyć jego istotnej głębi. Przypominają się słowa, gesty, zachowania, uczynki, rozmowy, a wszystko razem przywraca przed oczy sylwetkę bliskiej, bywa, że najbliższej osoby. Człowiek żyje dopóty, dopóki trwa pamięć o nim, dlatego więcej warte jest wspomnienie, podzielenie się myślami ze zmarłym przyjacielem aniżeli symboliczne światełko i kwiaty na jego grobie. Ale i one są ważne, jako zewnętrzne oznaki pamięci. W jesiennej szarudze, w krajobrazie opadających liści przypływają melancholijne refleksje, lecz nie pozwólmy, by przytłoczył nas smutek. Myśląc o ludziach, którzy za szybko odeszli (bo każdy bliski człowiek za wcześnie umiera!), powinniśmy też pomyśleć, jak wiele dobra otrzymaliśmy dzięki ich obecności w naszym życiu – w rodzinie, w środowisku zawodowym, w działaniu społecznym. Żal, że tych bliskich i ważnych dla nas postaci nie możemy już zapytać: co zrobić, którędy pójść; nieraz zabraknie nam ich mądrego głosu. Ale nie jest prawdą, że odeszli zupełnie i bezpowrotnie, każdy bowiem człowiek zostawia tu na ziemi cząstkę siebie, czyli to, co dobrego uczynił dla bliźnich, a niekiedy także wielkie dzieła. Cieszmy się tym, co nam zostawili, na potwierdzenie słów Horacego „Nie wszystek umrę”. rozmiôł serio i mądrze prawic, a przede wszëtczim pisac, ò sprawach wôżnëch i drãdżich; empaticznégò Jónka ò mitczim sercu. Chùtkò lecą lata òd niespòdzéwnégò òdéńdzeniô Wòjcecha Czedrowsczégò, z chtërnym jesmë sã rozmielë nadzwëkòwò, a zdôrzającé sã tej-sej jinoscë pòzdrzatków nie bëłë zatôrczëną w naszich kòntaktach. Wòjk, sertny i drëszny dlô lëdzy, béł biôtkôrzã niezgòdzywaniô sã na nimòc i bëlejakòsc w dzejanim. Wszëtcë òni bëlë dlô mie wôrtny pòdzëwieniô, jem béł szczestlëwi, że mòglë jesmë sã pòtkac w drodze. Dzeż òni terôzka są… Dobrze je mëslec ò ùmarłëch, bò tim spòsobã mòżemë chòc na sztót zascygnąc nëk czasu, przeniesc sã w ùszłotã, do dôwnëch jeleżnosców i zdarzeniów, jaczé stôwają sã z nowa. Blëzny nóm lëdze òżiwają, przëchôdają nié jakno ùkôzczi ze spikù, leno prôwdzëwi i mòcno ùgwësniony w pamiãcë i niewëgasłëch wseczëcach. Prôwdac mijającé lata nikwią òstrosc òbrazu, ale nie są w sztãdze zniszczëc jegò apartny głãbie. Na wdôr przëchôdają słowa, gestë, zachòwania, ùczinczi, kôrbë, a wszëtkò razã stôwiô przed òczë pòstac blësczi, a je i tak, że nôblëższi òsobë. Człowiek żëje tak długò, POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Rycina A. M. jak długô dérëje ò nim pamiãc, temù wicy je wôrt wspòmink, dzelenié sã mëslama z ùmarłim drëchã niżlë tradicyjny widk i kwiatë na jegò grobie. Ale òne téż są wôżné jakno butnowé znanczi pamiãcë. W jesénny kòmùdze, w krôjmalënkù spôdającëch lëstów przepłiwają mãkòlijné rozmëszlania, leno nie dôjmë, żebë naji przëgniótł smùtk. Mëszlącë ò lëdzach, co za chùtkò òdeszlë (bò kòżdi blëzny człowiek za chùtkò ùmiérô!), je nóm nót téż pòmëslec, jak wiele dobra jesmë dostelë za przëczëną jich bëcô w naszim żëcym – w rodzëznie, w warkòwim strzodowiszczu, w spòlëznowim dzejanim. Żôl, że tëch blisczich i wôżnëch dlô naji pòstaców ni mòżemë ju spëtac: co zrobic, kądka jic; nierôz zafelô nóm jich mądrégò głosu. Ale nie je prôwdą, że òdeszlë na wiedno i beznazôtno, bò kòżdi człowiek òstôwiô tu na zemi dzélëk sebie, to, co dobrégò zrobił dlô blëznëch, a nierôz téż wiôldżé dokazë. Chcemë sã tej ceszëc tim, co nóm òstawilë, na pòcwierdzenié słów Hòracégò „Nié wszeden ùmrzã”. Tłómaczëła Danuta Pioch 43 kùltura Pòczątk akcje: czerwińc 2012 – I Ćwierćmaraton Szwajcarii Kaszubskiej (11,5 km, w gminie Przedkòwò), dobiwcama òstelë Angelika Cëchòckô z Bòrzëtëchómia (latosô strzébrznô medalistka Halowëch Mésterstwów Swiata w Sopòce w biegù na 800 m) i Łukôsz Kùjawsczi z Żukòwa; w gromadze nëkało tam 166 biegaczów. Kaszuby Biegają 2013 – cykl 8 biegów, chtëren zaczął sã 20 łżëkwiata w Piôsznicë (V Bieg Piaśnicki), a skùńcził 26 rujana w Kòlbùdach (Kolbudzka „10”). Ùczãstnicë mielë przed sobą përznã wiãcy niżlë 100 km trasów, rozmajiti długòscë: òd 10 do wiãcy niż 20 km – w Półmaratonie Stolema, jaczé òstałë wëznaczoné w 7 gminach pòmòrsczégò wòjewództwa (Wejrowò, Stãżëca, Szëmôłd, Przedkòwò, Kòscérzna, Żukòwò, Kòlbùdë). W całim cyklu wzãło ùdzél kòl 1500 lubòtników bieganiô. Kaszuby Biegają 2014 – ju 10 biegów w 10 gminach, òd 5 łżëkwiata do 18 rujana: VI Bieg Piaśnicki (gm. Wejrowò), XXIV Bieg Orłów (gm. Czôrnô Dąbrówka), Bieg Górski na Wieżycę (Szimbark, gm. Stãżëca), Kaszubski Bieg Lesôków (gm. Szëmôłd), III Ćwierćmaraton Szwajcarii Kaszubskiej (gm. Przedkòwò), Pętla Tuszkowska Matka (gm. Lëpùsz), Półmaraton Stolema (Wdzydze, gm. Kòscérzna), Kolbudzka „10” (gm. Kòlbùdë), Bieg o „Złotą Górę” (gm. Kartuzë), Bieg Przyjaźni. Żukowska „15”, pamięci 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty (Przëjazniô, gm. Żukòwò). Biegało ju kòl 2500 lëdzy, a jich wëniczi (czas, w jaczim docerlë do metë) bëłë òceniwóné w jaż 11 kategóriach chłopsczich i białczënëch zanôleżnëch òd wiekù. Òrganizator: Kaszëbskô Stowôra Fizyczny Kùlturë (Kaszubskie Stowarzyszenie Kultury Fizycznej) z Żukòwa, czerownik wszëtczich biegów – Henrik Miotk. Hònorowi patronat: przédnik Sejmikù Pòmòrsczégò Wòjewództwa Jón Kleinszmidt, direktór Regionalny Direkcje Państwòwëch Lasów Zbigórz Kaczmarczik i przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Łukôsz Grzãdzëcczi. Biég za zdrowim Polska Biega, Pomorze Biega, Kaszuby Biegają. Gwës Pòlôszë, Pòmòrzanie, Kaszëbi rôd biegają czë òsóbno, czë w miónkach òd lat latecznëch, ale wiôldżé spòlëznowé akcje òrganizowóné, cobë promòwac „zdrów sztél żëcô” przez zachãtã do bieganiô, zaczãłë sã w najim państwie nié tak dôwno. Ùdbòdôwcą taczi akcje w naji môłi tatczëznie je chłop z gminë Żukòwò. B Ò G U M I Ł A C Ë RO C KÔ Tak, to mój pomysł, natomiast nie jest to nic odkrywczego, bo skoro powstała moda na bieganie, a zawsze byłem zwolennikiem tego, żeby wszyscy się ruszali, biegali i byli bardzo aktywni, bo to pomaga – czego jesteśmy bardzo dobrym przykładem, właśnie biegając – pomaga zdrowiu i dobremu samopoczuciu. Skoro robi to świat, robi Europa, wzorujemy się na Skandynawii, która cała praktycznie biega i mało kto może sobie pozwolić na to, żeby siedzieć całymi dniami przed telewizorem i po prostu marnować swoje zdrowie…– tak na mòje pitanié, jak przëszedł na mëslã, cobë wząc sã za drãgą robòtã przë òrganizowanim cyklu Kaszuby Biegają, òdrzekł Henrik Miotk z Glincza. Përznã stożił, bò òn gôdôł a jô jem nagriwa jegò słowa òbczas „marszobiegù” wkół żukòwsczégò jezórka, a nié nëkającë („właśnie biegając”), co tak pò prôwdze më bë mielë wtenczas robic… 44 Dzélëk karna Żukowo Biega òbczas treningù w Baninie POMERANIA LISTOPAD 2014 kùltura Przińdny kaszëbsczi méstrowie swiata jesz na miónkach Regiolidżi Kaszuby Biegają Mieszkańcë gminë Żukòwò są aktiwny. W wiele òbrëmiach, ale tuwò bãdze leno ò dzejaniach tikającëch sã fizyczny kùlturë. W 2013 rokù do KRS-u òstało wpisóné Kaszubskie Stowarzyszenie Kultury Fizycznej z sedzbą w Żukòwie. Dlôcze pòwstało prawie tedë? Mést dlôte, cobë òrganizowac cykle Kaszuby Biegają, bò jak czëtóm na starnie ti akcje, prawie ta stowôrã sã tim zajimô òd pierszi edicje w 2013. Cobë sã ùgwësnic, że tak bëło, pitajã sã ò to direktora wszëtczich latosëch i łońsczich biegów Henrika Miotka. Nie tylko po to. Organizujemy również masę innych rzeczy, także inne biegi, bardzo dużo zawodów baśkowych robimy, czyli kontynuujemy co najmniej dwustuletnią tradycję gry w baśkę na Kaszubach, turnieje piłkarskie, dla dzieci przede wszystkim, i nie odżegnujemy się od innych dyscyplin, które Kaszubi po prostu chcieliby uprawiać – prostëje stegnë mòjégò mëszleniô chłop z Glincza. Jak wiôldżé karno lëdzy mùszi sã krëc za tima czësto spòlëznowima, to je robionyma z dobri wòlë, dzeja niama? Chto zajimô sã, wiedno nieletczim, żorganim òd spònsorów czë samòrządzënów dëtkòw, bez jaczich nie dô sã dzysô zòrganizowac niżódnëch miónków czë turniérów? Wiele lëdzy mùszi miec, cobë przë szëkòwac trasë dlô biegaczów, bióra miónków, nôdgrodë dlô młodëch balôrzów czë czelichë (pùcharë!) dlô kąsk starszich baszkarzów? (A wiém, jak wiele to kòsztô czasu i robòtë, bò dowiedza jem sã, kùli lëdzy warkòwò, na POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Dobiwcowie biegù w Przëjaznie z kategórie nôwczasni ùrodzonëch całi etat i za dëtczi, zajimô sã taczima sprawama w rozmajitëch òstrzódkach spòrtu i rekreacje). Tegò zortu pitania pòstawia jem Miotkòwi. To jest praca wielu osób, którym jestem za to bardzo wdzięczny, także mojej rodziny, która bardzo mi pomaga – tëli jem òd niegò ùczëła. Tak tej sama mùszã duńc do prôwdë, skądka sã bierzą lëdze, chtërny chcą cos robic za darmôka – pò mëslała jem. Ji dzél, jak sã òkôzało, béł baro bliskò, drawòwôł wkół jezórka: Dawid i Sebastión – 12- i 18-latny sënowie Henrika. Spita jem sã, czë tatk jich mùszi do pòmòcë. Sebastión: W życiu! To czysta przyjemność. Dawid: Dla nas jest wielką miłością robić takie rzeczy. Na przykład jak nie mamy tych biegów, to w domu siedzimy i normalnie już nam w głowie buzuje, że nic nie robimy. I naprawdę taki dzień bez biegów jest dniem straconym (òstatné zdanié rzeklë razã!). Jeżlëbëm nie zna tëch knôpów, to bëm przëszła do swiądë, że so szpòrtëją. Ale nim doszło do ti kôrbiónczi, biega jem z nima ju òd dwùch miesąców. W taczich jeleżnoscach dobrze sã pòznôwô człowieka, tej jem gwësnô, że òni prawie tak mëszlą, kòchają i bieganié, i przed wszëtczim robienié czegòs dlô jinëch lëdzy. Zada jem jima jesz jedno pitanié: dlôcze w pòzwie cyklu biegów, w chtërnëch szëkòwanim tak rôd pòmôgają, je pòzwa „Kaszuby”. Dawid òdpòwiedzôł natëchstopach: Bo to jest coś oryginalnego. I wtedy ludzie się cieszą, że akurat ten bieg jest dla nich: Kaszubi i ludzie z Pomorza. Pewno prawie tak je, na przëmiôr dozna jem sã òd biegaczów (w Przëjaznie, òbczas slédnégò biegù z latosy edicje), że chãtno òblôkają kòszulczi z pòzwą „Kaszuby Biegają”. I nié leno tej, czej bierzą ùdzél w najich kaszëbsczich miónkach, czadzą w nich téż pò trasach bùtenpòmòrsczich. Wedle direktora biegów: to świadczy o tym, że ludzie chcą się utożsamiać z miejscem, w którym mieszkają, i chcą być z tego dumni. Cos w tim mùszi bëc… Żukowo Biega A terô ju je czas, cobë rzec, co w tim artiklu robi aùtorka. Na pòczątkù séwnika zaczã jem biegùlkac, pòmału, òstróżno i nié za wiele, z karnã Żukowo Biega. To je z lëdzama, jaczi ju dosc długò bierzą ùdzél w miónkach i w nich dobiwają – abò z jinyma miónkarzama, abò ze sobą – i z taczima, chtërny dopiérkù zaczinają swòjã przigòdã z bieganim. Ta „amatorska drużyna sportowa”, tak sã przedstôwiô na swòjim profilu na Facebookù, pòwsta niedôwno, czedë sã òkôzało, że w akcje Kaszuby Biegają ùczãstniczi kòl 30 lëdzy z naji gminë. Spòtikómë sã we wtórk i czwiôrtk wieczór w Żukòwie, a w sobòtã reno w Baninie, m.jin. z Henrikã Miotkã i jegò dwùma sënama (trzecy, Karól, téż czasã je z nama, ale nôchùdzy jidze gò pòtkac na turniérach baszczi, w jaczich òrganizowanim pòmôgô Mirekòwi Ùgòwsczémù). Najim trenerã je Łukôsz Kùjawsczi, chtëren w tim rokù dobéł w òglowi klasyfikacje cyklu Kaszubi Biegają. Pita jem sã mòjich nowëch drëchów, za czim biegają, nôczascy czëła jem: Za zdrowim! Òdjimczi Sebastian Miotk/FotoSeba.eu 45 lëdze Wiérztą żëcé pisóné Z jegò drëchów to mało chtëren wié, że òn znaje na pamiãc wnet całą epòpejã Pan Tadeusz i dłudżé wëjimczi z dramatu Faust. Że czëtiwô pòézjã. Że mô mało spòtikóny i nié letczi dar – òsoblëwą wrazlëwòtã. Widzącë wkół se i snôżotã, i jiscënczi, òd razu òblôkô je w słowa. We wiérztë. Wszëtcë, co pòznelë jegò dokazë, ju lata lateczné òchlą gò, cobë kùreszce pòkôzôł je swiatu. M aya G ielniak Leszk Krôwc (Leszek Krawiec) przeszło 30 lat robił za szkółkarza lesnégò w nadlesyństwie Lëpùsz. Mieszkô niedalek Sëlëczëna, w Nowim Pòlu. Czejbë pòzebrac wszëtczé wiérztë, jaczé w swòjim żëcym napisôł, dałobë tegò pôrã bëlnëch zbiérów. Le wej, pisóné w chwilë czëcowégò ùnieseniô, òczarzeniô czims, rozdôwôł, rozsyłôł, a sobie nawet òdpisczi nie òstawił. Mie sã zdôwô, że jô zdrzã na swiat czësto jinaczi jak reszta lëdzy – pòwiôdô Leszk Krôwc. Niejedne sprawë są dlô jinszich taczé prosté, codniowé, wezmë chòcbë ùschłi lëst. Jô widzã całą jegò historiã – jak na zymkù rozpùszczôł sã z pączka, jak sã swiécył zelonoscą òb lato, jak w jeseni napôłniwôł sã farwama, cobë na kùńc z zemią sã spòtkac. W lesniczówce, gdze mieszkô, na pòlëcach òkróm fachòwi lëteraturë stoją dokazë Kòchanowsczégò, Krasëcczégò, Schillera, Mickewicza, Słowacczégò, Norwida, Tuwima, Gałczińsczégò. Tak pò prôwdze to nié stoją leno. Leszk mô wszëtczé przeczëtóné, niejedne z nich nié jeden rôz, chòc przëznôwô, że czasã nie je letkò zrozmiôc ùdbë pòétë. Jô dejade nigdë nie òdstawił rozpòczãti ksążczi, nawetka jeżlë drãgò mie szło czëtanié. Jô sã zmógł i wiedno doczëtôł do kùńca. Za to bez nijaczi drãgòtë zapamiãtiwô to, co przeczëtô. W kôrbiónce „same ze se” przëchôdają mù na mëslã cytatë, co pasowno splôtają sã z jeleżnoscama. Zwënéga w technikùm Je sënã lesnégò, w lesniczówce sã wëchòwiwôł. Ò tim, że wiérztë pisywôł téż òjc Leszka, nie wiedza nawetka nôblëższô rodzëna, a òn sóm doznôł sã ò tim pò latach. Stądka i pòezjã, i las miôł we krwi. Ni mògło bëc jinaczi, rozpòczął nôùkã w technikùm dlô lesnëch. Wëbrôł Warcëno. To tam, czej przëcësnãła gò 46 teskniączka za dodomã, zaczął pisac. Tedë ju dosc mòcno béł rozczëtóny w pòézji. Mickewiczã òczarzony. Kąsk niebiwałô zajimnota, jak na technikalnégò szkòłownika, tak tej drëchòwie pòczą tkòwò dosc mù doskôcelë. Òprzestelë, czej dobéł I môl w wòjewódzczim kònkùrsu na fraszkã ò szkòle. To bëło w 1972 rokù w Kòszalënie – przëbôcziwô so. – Kòżdi szkòłownik miôł sóm wërecytowac ùłożoną fraszkã. A z nerwów jô czësto blãk zabôcził tekst.Terô to je kùńc, jô so mëslôł, i jakô sromòta. Całô szkòła przëjacha, cobë mie wspòmagac, a jô móm pùsto w głowie! Në cëż, tak abò tak! Jô wëstąpił na binã, z taszë wëcygnął kôrtkã i przeczëtôł: Uczeń i nieuk to obraz sprzeczności Jako pies z kotem – nie mają zbieżności A ten dylemat tak trzeba rozwiązać Aby nieuka z nauką powiązać I jô dobéł! Pózni we wszëtczich szkòłach ti mòji fraszczi na pamiãc mùszelë sã wëùczëc! Zrobilë gò redaktorã szkòłowi gazétczi. Wszëtczé wëdarzenia òpisywôł wiérz tą, pisywôł satirë i fraszczi ò swòjich drëchach, czasã pòwôżné dokazë jeleżnoscowé. Czedë bëło nót cos wpisac do pamiątkòwi ksãdżi abò ò czim wôżnym napisac, wiedno Leszk béł wòłóny. A òn na pòstojenim, bez ùcemiãdżi, wiedno nalôzł pasowné słowa. Zabawa i miłota Mòją lubòtą je zabôwianié sã słowama. Témë jô nalôżóm wszãdze. Jaczé le drzewò, blóna, ptôch, wszëtkò mòże bëc natchnienim. Czej blós sadnã i pierszą linkã zapiszã, dali ju reszta sama mie sã letkò skłôdô, jaż czãsto rãka nie zdążiwô za mëslą. Zdôrzô sã, że jem w lese i przëchôdô jaczis pòdskôcënk, a ni móm jak zapisac, tej chòc w móbilce piszã. A zarô kòmù wësyłóm. Dôwni, jak nie bëło taczich mòżlëwòtów, tej jô mùszôł spamiãtac, co do mie przëszło. Chòcbë hewò to: Gdzie piękniej na naszej ziemi Gdy las zielony w swej czerni Purpurą zachodu się mieni Czy na to piękno możemy być bierni? Jigrë ze słowã nie są jediną zajimnotą Leszka. Jegò lubòtą je téż malowanié akwarelą czë òlejã. A drëgą żłobienié i kùńsztarzenié, jak to sóm zwie, kòrzenioplastika. Nalôżóm w lese kòrzéń, a òn mie dorazu za czims szlachùje: za òrzłã, kòtã, głową jelenia, lëdzką pòstacją czë skarnią. Sygnie le kąsk nożã òbczochrac, përzinkã pòòbcënac, cobë zòbrazëc to, co jô w nim ùwidzôł. Pòdskôcënk do malowaniô przë chôdô niespòdzajno i w rozmajitëch môlach. Doma to mô i płótna, i papiór, i farbë. Ale jak so pòradzëc, czej prawie nic pòd rãką ni ma? Czedës kaczczi lecałë nad szkółką. Jô czuł, że mùszã to namalowac. Natëchstopach! Ale tu ani papiora, ani farbów, dëcht nick! Rãce to jaż sã rwią do malowaniô. A jô czëjã, że to je TA chwila. Cëż tu zrobic? Jô wëcygnął zeza szafë stôrą planszã z wizerënkama lesnëch szkódników. Tej ùcął brzozową wietewkã, kùńc sklepôł młotkã, równo przëstrzigł. Na kùńc wzął biksã z tintã i tak miôł ju czim i na czim malowac! Na slédny stronie tôblëcë pòlecałë dzëczé kaczczi! Trzeba sã zabawiac. Gôdają, że nié temù przestôwómë sã bawic, bò sã starzejemë, leno starzejemë sã, bò przestôwómë sã bawic! Jô móm ju dôwno skùńczoné piãcdzesąt lat, ale serce i dëszã móm wcyg młodé. Białka Teréza mie doskôcô, że le ò miłoce jô bë pisôł. Czim bë równak béł swiat bez miłotë?To je to nôwôżniészé i nôpiãkniészé, co sã mòże człowiekòwi przëtrafic. POMERANIA LISTOPAD 2014 lëdze Miłoce swégò żëcégò tak długò naprzikrzôł sã miłosnyma wiérztama, jaż òna sã zgòdzëła òstac jegò białką. Trza dodac, że z pòczątkù nijak nie wierzëła, że sóm je pisôł, mia pòmëszlenié, że je skądka przepisywôł abò mù chto pòmôgôł.. Skrómnota Leszk nie lëdô, czedë zwią gò pòétą. Cwierdzy, że to je za wiôldżé słowò. Że òn to leno pisze wiérztë. Pisze, czedë mù je kòmùdno, teskno, czej gò cos òczarzi, wzrëszi, abò czej chce kògò rozwieselëc. Ceszi gò, jak widzy sã òdbiércóm to, co napisze, namalëje, wëżłobi. Nikòmù nie pòtrafi òdmówic. I je szczestlëwi, czej kòmù dokazë kùńsztu jegò rãków przënôszają redotã. Tim spòsobã letką rãką wëzbéł sã bezmała wszëtczich swòjich żłobiznów i samémù nama lowónëch òbrazów. Całé szczescé, że wiérztóm mòże zrobic òdpiskã. Na pewno nie złote i nie szare Musi być życie poety w lesie Gdy myśl zakwita w głowie starej A wiatr do ludzi ją niesie… A czë jô wëzdrzã na pòétã? – pitô. – Nie jem nijak wëchùdłim, bladim, natchnionym, forsz bëńlã w òkùlôrach. Dëcht procëmno. Ale nick na to ni mògã pòradzëc, że swiat przemôwiô do mie wiérztą. Jô jã leno zapisywóm. Tłómaczëła Bòżena Ùgòwskô Òdjimk L. Krôwca zrobia Małgorzata Gielniak Remusowa Kara 2014 Kaszubski na każdy dzień roku – wydanie płyty mp3 z 365 lekcjami języka kaszubskiego Wydanie publikacji Bibliô dlô dzecy Wydanie Vademecum Kaszubskiego Programy TV: Klëka, Na gòscënie, Gôdómë pò kaszëbskù Kaszubski na cały głos – festiwal piosenki kaszubskiej II Przegląd teatrów kaszubskich Cudowny świat kaszubskiego przedszkolaka Działalność Akademii Bajki Kaszubskiej w 2014 roku POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Działalność bieżąca ZKP w 2014 roku Działalność Rady Języka Kaszubskiego w 2014 roku – wydanie publikacji Język kaszubski w Pomeranii – wydawanie czasopisma ze stronami kaszubskojęzycznymi oraz dodatków kaszubskojęzycznych Najô Ùczba i Stegna Organizacja konferencji pt. Język kaszubski w XXI wieku – nowoczesny, przyjazny, perspektywiczny Skarbnica Kaszubska – kaszubski portal edukacyjny Spotkania piszących po kaszubsku w 2014 roku 47 ZROZUMIEĆ MAZURY Pobożność WA L D E M A R M I E R Z WA Kościół ewangelicki na Mazurach był dwujęzyczny, nabożeństwa odprawiano i po polsku, i po niemiecku, podobnie sprawa się miała z posługami. Ze względu na brak wystarczającej liczby pastorów władających językiem polskim, którzy mogliby zapewnić wiernym właściwą opiekę duszpasterską, w pierwszym okresie po 1525 r. chętnie przyjmowano i osadzano w mazurskich parafiach księży – zwolenników reformacji z Polski. Sytuację poprawiło powstanie w 1544 r. królewieckiego uniwersytetu. Sam książę Albrecht ufundował 7 stypendiów dla studentów dobrze władających językiem polskim, zalecał przy tym władzom uczelni takich kandydatów „tym usilniej wyszukiwać i przyjmować, gdyż takich pastorów i sług kościoła i szkoły ziemie pruskie szczególnie potrzebują”. W 1546 r. Jan i Hieronim Małeccy założyli w Ełku Akademię Mazurską, szkołę przygotowującą młodzież do studiów w Królewcu celem wykonywania przez nią zawodu duchownego w ewangelickich parafiach Mazur. Działania te zaczęły przynosić pożądane skutki – pod koniec XVI w. w protokołach wizytacyjnych odnotowano tu 94 parafie, 69 pastorów i 25 diakonów. Niewiele wiemy o sytuacji Kościoła ewangelickiego na Mazurach w XVII i XVIII w. Spowodowane jest to przede wszystkim wojenną utratą archiwaliów konsystorza królewieckiego oraz brakiem publikacji wizytacji kościelnych. Trzeba jednak w tym miejscu zauważyć, że położenie Mazur na kresach państwa prusko-brandenburskiego oraz ich językowa i kulturowa odmienność powodowały, że aż do połowy XIX w. tutejszy Kościół pozostawał na marginesie 48 zainteresowań władz państwowych i kościelnych. Zaledwie symbolicznie została powiększona sieć parafialna na Mazurach, która uzupełniona w okresie poreformacyjnym (XVI w.), powstała przecież jeszcze w czasach krzyżackich. W XVII i XVIII w. założono tu tylko trzy parafie. Także prowadzone w naukowych kręgach dysputy o konieczności nowej jakości życia religijnego, pojawiające się w łonie Kościoła tendencje synkretyczne (XVII w.) czy pietyzm (XVIII w.) były ważne zapewne dla uniwersyteckich elit, ale w żaden sposób nie dotknęły mazurskich mas wiernych. W konsekwencji w Prusach Wschodnich Kościół luterański przetrwał właściwie w niezmienionej postaci do 1817 r., czyli do unii z ewangelikami reformowanymi i powstania Ewangelickiego Kościoła Unijnego. Oczywiście i to ostatnie wydarzenie nie miało żadnego poważnego wpływu na religijne życie Mazurów. Niemieccy badacze zgadzali się, że „chrześcijaństwo i wyznawana przez Mazurów religia” nie były zbyt głęboko zakorzenione w ich sercach. Max P. Toeppen zauważał w Historii Mazur, że „z przyzwyczajenia trwają oni wprawdzie chętnie przy dawnym, ale jeśli ktoś tylko potrafi ożywić ich wyobraźnię, okazują się skorzy do zmiany także w sprawach wiary. Silnie działają na nich procesje oraz wystawność katolickich obrzędów i łatwo wkradają się tu sekty”. Toeppen dostrzegał też, że Mazurzy „znają główne zasady wiary (…). Kościół jest im miły i drogi, jednakże jeśli słowa kaznodziei sprzeciwiają się ich uporowi, surowo go krytykują: On jest wyznaczony do mówienia, my słuchamy, ale przecież nie musimy mu być posłuszni”. Rzeczywiście czasami trudno było tu o zrozumienie stron: Mazurzy nie uznawali np. za kradzież wywozu drewna z czyjegoś lasu czy łowienia ryb w nie swoim jeziorze… Uważano, że dla zrozumienia istoty pobożności Mazurów należało brać pod uwagę charakter narodowy ludności polskiej oraz jej odizolowanie od wielkich ośrodków cywilizacyjnych. Praprzyczyny ciemnych stron mazurskiej religijności upatrywano w niższym od ich niemieckich sąsiadów poziomie życia umysłowego, w którym główną rolę odgrywają „fantazja i marzycielstwo”, co stanowić miało „słabą podporę dla wiary chrześcijańskiej i nie uzbraja bynajmniej w szczególną siłę moralną”. W Wierzeniach mazurskich Toeppen napisze za Hintzem, że „Mazurowi, zarówno jak Polakowi, szczególnie właściwe jest żywe, zewnętrzne okazywanie tego, co odczuwa, a także zewnętrzne okazywanie swojej nabożności”. Za takie objawy uzna on m.in. całowanie śpiewnika, częste pochylanie głowy, przyklękanie, żegnanie się, bicie w piersi. Są to, zdaniem Toeppena, wprawdzie rzeczy podrzędne, niemogące świadczyć o religijności człowieka, ale „u Mazurów wszakże mają one cechę wielce podejrzaną, gdyż wiąże się z nimi wyobrażenie szczególnej ich skuteczności”. Słabość organizacyjna Kościoła unijnego na Mazurach oraz coraz częstsza krytyka jakości życia duchowego ich mieszkańców doprowadziły w połowie XIX w. do zainteresowania się sprawą także przez władze centralne. Friedrich Salomo Oldenberg, kaznodzieja z Berlina, pracownik Centralnego Komitetu do Spraw Misji Wewnętrznej Niemieckiego Kościoła Ewangelickiego, odbył w 1865 r. na zlecenie władz długą podróż po Mazurach. Po powrocie złożył obszerne sprawozdanie, stanowiące POMERANIA LISTOPAD 2014 ZROZUMIEĆ MAZURY jeden z najpełniejszych i najciekawszych opisów tej krainy i jej ludu w XIX w. Trzeba podkreślić, że podróż duchownego miała miejsce tuż przed rozpoczęciem procesów germanizacyjnych i cywilizacyjnego skoku, jaki stał się udziałem Mazur w ostatnich trzydziestu latach XIX w. Stołecznemu kaznodziei przyszło więc zetknąć się ze światem, którego istnienia nie mógł sobie w Berlinie nawet wyobrazić. Wydaje się, że Oldenberg, wschodnioprusak z urodzenia, dobrze przygotował podróż. Zaczął od rodzinnego Królewca, gdzie doszedł do przekonania, że właściwie nikomu nie zależy na życiu religijnym Mazurów, a następnie przez Gąbin dotarł do wielu mazurskich miasteczek i wsi. Przejechał „po części tragicznymi drogami, ponad 90 mil wozem pocztowym i około 20 wynajętą furmanką”. Jego towarzyszem podróży i tłumaczem był mazurski nauczyciel Karol Sembrzycki, ojciec Jana Karola, znanego później wydawcy, etnografa i historyka Mazur. Mazurskie powiaty Prus Wschodnich zamieszkiwało w czasach jego podróży ok. 400 tys. osób, wśród nich ponad 282 tys. ewangelików polskojęzycznych. Ponieważ w wielu parafiach dominowali, nabożeństwa po niemiecku, aż do 1860 r., odbywały się jedynie raz w miesiącu. Dopiero wówczas konsystorz królewiecki zarządził, by we wszystkich parafiach nabożeństwa w języku niemieckim miały miejsce przynajmniej raz w tygodniu. Od wszystkich pracujących tu duchownych nadal wymagano znajomości polskiego. Księży spełniających ten warunek ciągle jednak brakowało. Oldenberg musiał się zgodzić z konstatacjami przedstawicieli konsystorza, którzy w 1855 r. nie kryli, że „gminy na Mazurach wyróżniają się silną zewnętrzną postawą kościelną i surowym przestrzeganiem pobożnych obyczajów, ale bez jasnej świadomości o podstawach ewangelickiej prawdy o zbawieniu”, a Mazurzy, którzy „przyjęli wyznanie ewangelickie bez wojen (…), kochają je bardziej z przywiązania niż z wewnętrznej skłonności (…) ustrzegli się dotychczas racjonalizmu, a to dzięki osamotnieniu, w którym po większej części żyją, dzięki swojemu POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 językowi, dzięki naturalnemu sposobowi życia, a szczególnie z powodu nieufności do wszystkiego, co niemieckie. Lecz te same powody, które przynoszą te pomyślne rezultaty, powodują stan kościelnego zastoju i zatrzymania ożywczego działania wiary”. Sam napisze w sprawozdaniu, że „pobożność Mazura jest przeważnie niedojrzała lub też zatrzymała się w początkowym stadium rozwoju. Składają się na nią raczej na pół prymitywne pojęcia i instynkty niż jasne doświadczenie. (…) Życie Mazura rozszczepione jest między poszukiwaniem zbawienia duszy i władzą zmysłowych, surowych mocy natury, które wciąż trzymają się go, przywiązane niczym niewolniczym łańcuchem. Do dzisiaj ani Kościół, ani szkoła nie uwolniły go od ich uroku”. Kościoły mazurskie zastał Oldenbeg „przeważnie mizerne, odpowiadające biedzie i prostocie krainy”. Z zadowoleniem stwierdzał jednak, że „Mazur z reguły często i z ochotą chodzi do kościoła, nawet przy niesprzyjającej pogodzie”. Radował go widok wypełniającej się świątyni, w której „zanim jeszcze zaczną grać organy, rozbrzmiewa śpiew. Mazur lubi śpiewać dużo i głośno. Śpiewa on z wewnętrznym zaangażowaniem”, oburzał zaś widok szynków otaczających świątynię, od rana serwujących gorzałkę, „obraz dla Mazur charakterystyczny, którego nigdzie indziej się nie spotyka”. Jako duchownego musiało go boleć, że „od kazań Mazur nie wymaga wiele, jeśli tylko głos kaznodziei jest odpowiednio silny i właściwie ożywiona gestykulacja”. Rozczarowany zauważał, że „gromadne uczęszczanie do kościoła, stosunkowo duża liczba konfirmantów za łatwo łudzi (mazurskich duchownych) zwodniczym snem, że mają religijnie ożywione i umocnione wiarą gminy”. Ze zdumieniem opisywał Oldenberg pełen zabobonów świat Mazurów, część z nich wywodząc jeszcze z pogaństwa, pozostałe z wrogiego katolicyzmu. Dał Oldenberg w swym sprawozdaniu przenikliwy, dla wielu zaś wstrząsający obraz nie tylko mazurskiego Kościoła, ale w ogóle Mazur połowy XIX w. Zwrócił uwagę na ubóstwo Kościoła, słabość duchownych i powierzchowność wiary, ale także na wszechobecne tu pijaństwo, zacofanie cywilizacyjne, niski poziom oświaty i rolnictwa, dramatyczny stan dróg, lichwę i wysokie podatki. Jak zauważył Grzegorz Jasiński w pracy Kościół ewangelicki na Mazurach w XIX wieku (1817–1914), trudno jednoznacznie ocenić skutki misji Oldenberga, który w zasadzie nie chciał akceptować odmienności mazurskiego Kościoła i jego zwyczajów, głównego wroga dostrzegając w katolicyzmie, a odpowiedzialność za błędy próbując przerzucić na konkurencyjne wyznanie. Trzeba jednak podkreślić, że podróż berlińskiego duchownego uruchomiła wiele działań zmierzających do poprawy sytuacji Mazur i ich mieszkańców. Zmiany były naprawdę poważne i nastąpiły szybko, przyspieszyła je wojna francusko-pruska lat 1870–1871. Friedrich Salomo Oldenberg ubolewał, że umiejętności oratorskie kaznodziei były dla Mazura ważniejsze od treści kazania. XIX-wieczna rycina ze zbiorów autora 49 Ò kaszëbsczi lëteraturze TVP Gdańsk, Wiedno Kaszëbë, 8.10.2014 [Anna Cupa-Dzemińskô] Dzesątczi, setczi, tësące ksążków pisónëch ò Kaszëbach i pò kaszëbskù, z rokù na rok corôz wiãcy. A jakô je tegò niwizna? [Jeżlë w programie chtos gôdô pò kaszëbskù, to na ekranie pòjôwiô sã pasyk z pòlsczim tłómaczënkã] [ACD czëtô zdanié, jaczé je widzec na ekranie] „W literaturze kaszubskiej powstaje wiele rzeczy przypadkowych, akademijnych, naiwnych i słabych artystycznie – prof. Daniel Kalinowski”. (…) Kriticzi rëchli pùblikòwóny w cządnikù „Pomerania” profesor zebróné mô w wëdónym prawie „Raptularzu kaszëbsczim”. [prof. Daniel Kalinowski, krytyk literacki, Akademia Pomorska w Słupsku] Miałem wrażenie, właśnie jako człowiek z boku, że środowisko literatów kaszubskich jest bardzo zadowolone z faktu, że istnieje, natomiast niekoniecznie chce to środowisko dyskutować o tym, co napisało. Tak, jakbyśmy godzili się na to, że sam fakt napisania czegoś w języku kaszubskim już nas uprawomocnia do tego, żeby występować jako literat (…) [ACD] Fùnkcjô, znaczënk, rola lëteraturë jak w kòżdim nôrodze zmieniwô sã razã z czasama. Òbzérô to dzejôrz Édmùnd Kamińsczi, jaczi niedôwno fejrowôł jëbleùsz 65 lat dzejaniégò w kaszëbsczi rësznoce. [Édmùnd Kamińsczi] (…) dzys je ta demokracjô i wòlnota wszësczégò, to (…) normalnie je za wiele tegò, człowiek nie nadążi przezdrzec. A jesz, to nie są wôrtné rzeczë niejedne… (…) pòwtôrzané (…) leno përzinkã zmienioné w titule, żebë komercjã załatwic, tasze napchac detkoma. I téż sã nie robi le dlô deje, le wszëskò dlô interesu… 50 [ACD] Dlôte pòtrzébnô je kritika, na jaką Kaszëbi żdelë òd dôwna, chòc niejedny tegò nie chcą. Fùl òbrażonëch pisało ò tim do „Pòmeranie”. [Dariusz Majkowski, redaktor naczelny miesięcznika „Pomerania”] Reakcje są rozmajité (…) i téż do mie dochôdają (…) lëstë czë mejle, że lëdze są baro rozgòrzony, że to sã jima nie widzy. Ale (…) mëszlã, że to je normalné, i to nie je blós chòrosc kaszëbsczi lëteraturë, to je cos òglowòlëdzczégò. A mëszlã, że takô kritika, jak profesora Kalinowsczégò to je wôżny krok w stronã normalnoscë. I móm nôdzejã, że to nie bãdze jedurny piszący taczé słowa. I ju widzã téż (…), że to, że profesor Kalinowsczi tak pisze, to téż taczi òdwôdżi dodôwô pewno jinszim. [ACD] Wielëna kaszëbsczich czë tińców wcyg rosce, wicy jak 17 tësący dzecy ùczi sã kaszëbsczégò w szkòle. Czë w kònkùrencje z lëteraturą anielską, pòlską (…) wëbierzą czedës tã ka szëbską? [Karolina Keller, nauczycielka języka kaszubskiego w szkole podstawowej w Słupsku] Jô mëszlã, że terô to je rola szkólnëch przed wszëtczim w tim, wiôlgô rola, żebë pòwstôwała corôz lepszô lëteraturã kaszëbskô i żebë ji bëło corôz wiãcy. A jeżlë ji bãdze corôz wiãcy, to mëszlã, że czedë dzecë, chtërne terô są w drëdżi klase spòdlowi szkòłë, bãdą dozdrzeniałima lëdzama, téż bãdą mògłë sobie wëbrac: czë czëtac anielską lëteraturã, czë mòże ju kaszëbską. [ACD] Szkólny do kaszëbiznë przëcygają téż na corôz mòderniészi ôrt, nie ùczą leno ò tim, co bëło, ale i ò tim, co je, chòc nie òbéńdze sã wcyg bez Kaszëbsczich Nótów. [Ùczniowie ze Słëpska spiéwią Nótë, a pòtemù widzymë ju zalã w wejrowsczim mùzeùm, dwòje lëdzy, chtërny spiéwią pò anielskù, słëchińców i jesz Rómana Drzéżdżona przezérającégò swòjã nônowszą ksążkã To je krótczé, to je dłudżé… Wędrówki szlakiem obrazkowych nut] Stereotip Kaszëbsczich Nótów łómie nônôwszą ksążką ùtwórca Róman Drzéżdżón. [Roman Drzeżdżon, pisarz] Nie chtërny bëlë zaszokòwóny, że tëli je taczich znanków, że to nie je kaszëb sczé, że to przëszlo do naji, przëszlo na Eùropã, bò tak mòżemë rzec, z zôpadnëch Niemców. Rozeszlë sã taczé baro szlachòwné wëliczanczi òbrazkòwé pò Węgrach, Słowacje, Czechach, Skandinawie, Flamandie, në i trafilë téż na Kaszëbë i tu òstalë tak przerobioné fejn i tak wëzwëskóné, że më mòżemë bëc bùszny, że jesmë dzélã ti òbrazkòwò-wëliczankòwi kùlturë eùropejsczi. (…) [Mateusz Meyer, poeta] Mëszlã, że kòżden ceni swòje dokazë, to, co i jak pisze, jak nôlepi, to jemù sã mòże widzy nôbarżi. Ale mëszlã, że mùszimë bëc kriticzny dlô se, cobë przińdnota ti lëteraturë bëła bëlnô, a nié, żebësmë schôdalë prawie gdzes na wiżawë skansenów i czëtaniô Kaszëbsczich Nótów. [ACD] (…) Òryginalné zaòstałoscë, cziledzesąt tësący tomów ksążków gromadzy Mùzeùm Pismieniznë ë Kaszëbskò-Pòmòrsczi Mùzyczi w Wejrowie. [Édmùnd Kamińsczi] Tu są pò prôwdze skarbë baro wiôldżé. Nawet w nôùkòwëch placówkach, jak w Toruniu czë w Gduńskù nié wszëtczé òne są, mómë je leno ù nas. Szło ò to, że më dzys mòżemë bëc bùszny, pòkazac: më jednak mómë cos wôrtnégò w dzejach, co je wôrt i w midzënôrodny, i eùropejsczi, i swiatowi kùlturze. [ACD] Do naji klasyków przënôleżą Aleksander Majkòwsczi i Jón Drzéżdżón. Są wcyg niedoscygniony. Lëteratów, co pùblikùją w òstatnëch latach, profesor Kalinowsczi dzeli na szterë karna: kòmbatańtów, słowiarzów, epigonów i dramaturgów. [Daniél Kalinowsczi] Ta najbardziej taka denerwująca (…) odbiorcę to jest grupa artystów, którzy uważają (…), że wystarczy coś napisać po kaszubsku, już jest dobrze (…) i przy kùchù i tasce kawy będziemy sobie mówić, jacy to jesteśmy wspaniali i cudowni. Jeśli tak by miała wyglądać literatura kaszubska obecnie i w przyszłości, to wróży jej śmierć (…). Dlatego bardziej mnie interesuje ta grupa słowiarzy, czyli tych, którzy wiedzą, na czym polega literatura (…) i ciężko pracują nad wierszem czy nad epiką, czy nad dramatem. (…). POMERANIA LISTOPAD 2014 Koszalin w przestrzeni. Przestrzeń w Koszalinie Konferencja naukowa inaugurująca obchody 750-lecia Koszalina rozpoczęła się w południe 16 października jednoczesnym otwarciem aż trzech wystaw: tytułowej o rozwoju przestrzennym miasta, „Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego” oraz „Cassubiana w zasobie Archiwum Państwowego w Koszalinie”. Szczupłość miejsca w holu budynku koszalińskiego Archiwum Państwowego i w sali tzw. domku spowodowała, że część plansz trzeba było umieścić także na zewnątrz budynku. Otwarcia ekspozycji dokonali gospodarze konferencji i organizatorzy wystaw: prezydent Koszalina Piotr Jedliński, dyrektor Archiwum Państwowego Joanna Chojecka, dyrektor Koszalińskiej Biblioteki Publicznej Andrzej Ziemiński oraz prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Szczecinie dr Ryszard Stoltmann. Konferencję zaszczycili swoją obecnością m.in.: wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego Andrzej Jakubowski, senator Gabriela Cwojdzińska, biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Krzysztof Zadarko i wiceprezes Zarządu Głównego ZKP Edmund Zmuda Trzebiatowski. Frekwencja przerosła wszelkie oczekiwania, w niewielkiej salce zrobiło się tłoczno. Z tego też powodu referaty naukowe wygłaszane były w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej, choć i tam w pierwszym dniu zabrakło miejsc siedzących. Ze wszystkich wygłoszonych na konferencji referatów najtrafniej rolę Kaszubów w dziejach Pomorza przedstawił dr hab. Paweł Gut z Archiwum Państwowego w Szczecinie, poczynając od zasiedlenia Pomorza w VI wieku naszej ery aż po czasy współczesne. Główne tezy wystąpienia poparte były prezentowanymi na wystawie POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Od lewej: Andrzej Ziemiński, Piotr Jedliński, Ryszard Stoltmann, Joanna Chojecka i wicemarszałek Andrzej Jakubowski (który jest także członkiem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego). Fot. Dorota Jóźków dokumentami, z którymi raczej dyskutować się nie da. Po prezentacji wystawy „Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego” zawiązała się grupa inicjatywna, której celem jest doprowadzenie do reaktywowania oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Koszalinie. W skład zespołu weszły następujące osoby: Grażyna Kościerzyńska-Siekan – prezes Klubu Przewodników PTTK w Koszalinie, Piotr Kłobuch – sołtys Węgorzewa Koszalińskiego, Zygfryd Pałubicki – członek dawnego koszalińskiego oddziału ZKP, oraz Wacław Nowicki ze Stowarzyszenia Przyjaciół Koszalina. Należy nadmienić, że w Zrzeszeniu jest miejsce nie tylko dla osób o kaszubskich korzeniach, ale również dla tych wszystkich, którzy utożsamiają się z Pomorzem, jego przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, inaczej mówiąc ze swoją Małą Ojczyzną. Aby móc formalnie reaktywować oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Koszalinie, zaplanowano na 18 listopada spotkanie, na które organizatorzy wszystkich chętnych i zainteresowanych tą problematyką serdecznie zapraszają do siedziby PTTK w Koszalinie przy ul. Dworcowej 4/4 na godzinę 17. W mojej ocenie wiedza o przeszłości naszego regionu, która wchodzi w zakres edukacji regionalnej, wciąż jest niewystarczająca. Choć przedstawiciele samorządów lokalnych akceptują treści zawarte w moich przewodnikach i różnych opracowaniach krajoznawczych, jednak wciąż się spotykam z uwagami krytycznymi wynikającymi z braku wiedzy w tym zakresie. Przytaczam stwierdzenia niektórych odpowiedzialnych za promocję swoich miast urzędników: „nie pójdę do burmistrza po akceptację informacji, że był u nas gród pomorski (kaszubski), bo mnie wyśmieje”, „nie kupimy takiego tekstu, u nas nigdy nie mieszkali Kaszubi, lecz Wendowie, a od XVIII wieku Słowińcy”. Znamienne jest, że działo się to na ziemiach położonych na wschód od Parsęty, czyli na terenie, co do którego kaszubskiej przeszłości zgodni są wszyscy historycy. Podkreślić tutaj należy, że w samym Koszalinie takich problemów nie miałem. Dobrze się stało, że wystawa „Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego”, przygotowana wspólnie przez szczeciński oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie i tamtejsze Archiwum Państwowe, wreszcie trafiła do Koszalina. Zasoby cassubianów w koszalińskich odpowiednikach tych instytucji są skromne, a dotyczą głównie dokumentów historycznych z ziemi lęborskiej i ziemi bytowskiej. Wacław Nowicki 51 LISTY Szlachã kaszëbsczich/słowiańsczich Pòmòrzanów Nôleżnicë redzczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô wespół z lubòtnikama 27 séwnika rëgnãlë na wanogã, m.jin. do Swòłowa, Darłowa i Jómna. Najim prowadnikã, i to ju òbczas przejazdu, béł przédnik partu Bògùsłôw Breza. Pierszim célã naji rézë bëła wies Swòłowò, jakô leżi 15 km òd Słëpska. Jak jesmë sã przekònelë, wastëją w ni mieszkalné i gòspòdarczé bùdinczi ò szkeletowi kònstrukcji. Òdbùdowóné i wëremòntowóné XIXwiekòwé zabëtczi mają dzysô fónkcje wëstôwkòwé, edukacyjné i kùlturalné, twòrzącë Mùzeùm Lëdowi Kùlturë Pòmòrzô w Swòłowie (part Mùzeùm Westrzédnégò Pòmòrzô/Muzeum Pomorza Środkowego w Słëpskù), w chtër ny m zw iedzając y mògą brac ùdzél m.jin. w młocym zbòżô, òpòrządkù zwierzãtów abò warzenim piwa. W centrum wsë, krótkò błotka, jesmë òbezdrzelë téż niedôwno òdnowiony kòscółk zbùdowóny kòl 1400 rokù. Nają prowadniczką pò Swòłowie – Eùropejsczi Wsë Kùlturowi Spôdkòwiznë, zwónym téż stolëcą Krôjnë w Krôtã – bëła robòtnica mùzeùm pòchôdającô z Lëzëna. Pózni jesmë rëszëlë do Darłowa, miasta, jaczé ùchòwało strzédnowiekòwi ùrbanisticzny ùkłôd. Më zwiedzëlë zómk i starówkã, przed zabëtkòwą radnicą jesmë pòdzëwielë wòdownicã z 1919 rokù ze sztaturą rëbôka. Jesmë téż bëlë w lapidarium, jaczé je wkół gòticczégò kòscoła Nôswiãtszi Mariji Pannë. We wschòdnym dzélu lapidarium òstôł pòstawiony misyjny krziż, z nôdpisama pò pòlskù: Mój Bóg i wszystko moje i pò kaszëbskù: Boeże przezegnyj Pomoranuo. Pò òbëdwùch stronach krziża stoją wiôldżé kamë. Na jednym z nich je wëkùmóny stojący grif – herb Pòmòrzô, na drëdżim dzélëk tekstu wiérztë Aleksandra Majkòwsczégò „Pomorzanie”: Ludu mój pomorski, niemy, wykuwany jak pomnik przeddziejowy z skandynawskich głazów, piorunami dziejowej burzy poorany. W Mariacczim kòscele jesmë widzelë m.jin. sarkòfadżi pòmòrsczich ksążãtów: Erika I (króla Duńsczi, Szwédzczi 52 Ùczãstnicë wanodżi w Darłowie i Norwesczi), Elżbiétë (duńsczi królewiónczi), Jadwidżi (córczi ksãca Henrika Brun szwicczégò i Elżbiétë Duńsczi). Slédny dzél naji wanodżi to Jómno, dzysdnia nordowi part Kòszalëna. Do zwiedzaniô kòscoła Matczi Bòsczi Różańcowi rôcził nas przédnik Jómneńsczi Spòlëznowò-Kùlturalny Stowôrë Kònrad Pluto-Prądzyńsczi. Jesmë sã doznelë, że jaż do pòłowë XIX w. Jómno òstôwało wnetka w całowny kùlturowi izolacje. Familijné czë zwëkòwé parłãcze rzeszëłë jómneńczików leno z mieszkańcama sąsedny wsë Łabùsz. W Jómnie mieszkelë Słowianowie, le do jich kùlturë przemikałë téż òb lata niderlandzczé (òlãdersczé i frizyjsczé) i niemiecczé elementë. Pò II swiatowi wòjnie wnetka wszëtcë mieszkańcowie òstelë wënëkóny. Krótkò kòscoła, w Jómneńsczi Jizbie, jesmë òbzérelë wëpòsażenié jóm neń sc zégò dodomù i zbiér òbiektów materialny kùlturë, zachów sparłãczonëch z òbrzãdama i dokazów kùńsztu. Wszëtczé te przibiorë, m.jin. jómneńsczé lëdowé ruchna (pòdóbno noszoné do 1920 r.) i pòlichromòwóné méble, są ùnikatowé, bò òkróm tegò, że pëszné, bëłë ùżiwóné blós przez tã môłą spòlëznã. 27 séwnika wiodro bëło bëlné, kòl 18o C. I programa wanodżi, i towarzącô ji redosnô, lubnô atmòsfera zagwësniłë nama niezabôczoné przeżëca. Òbrobienié i òdjimczi: Andrzej Krauze POMERANIA LISTOPAD 2014 Lektura dla gdańszczanina, dla Kaszuby Metal to ulubione tworzywo Franka Meislera. W Gdańsku, skąd pochodzi, jedna z jego prac stoi przed dworcem głównym. To pomnik upamiętniający kindertransporty. Ciekawe, ilu z tych, którzy koło niego przechodzą, ma świadomość, że jego autor sprawnie posługuje się również piórem, a na dodatek pisze bardzo ciekawie o przedwojennym Gdańsku. Przyznam, że się wahałem, czy wziąć się za recenzję jego książki Zaułkami pamięci. Żaden ze mnie krytyk literacki, żaden gdańszczanin. No i nie lubię brać na warsztat prac z kręgu tematów poprawnych politycznie, obawiając się, że dla wielu twórców owa poprawność stanowi tarczę, która ich bezguście, głupotę czy miałkość skutecznie broni przed zasłużoną krytyką. Tym razem jednak wystarczyło ledwie kilka kartek, by wątpliwości uleciały, a lektura pochłonęła, sprawiając prawdziwą przyjemność. Odkrywanie świata przedwojennych gdańskich Żydów, głównie dzięki rodzinie Bossów, to pasjonująca opowieść, uzupełniająca to, co o mieście nad Motławą już w powieściowej konwencji pisali Grass (Niemiec) czy Huelle (Polak). Momentami zapomina się wręcz, że to nie literacka fikcja, tylko wspomnienia, tzn. opowieść, której autor stara się opierać na prawdziwych wydarzeniach, wykorzystywać rzeczywiste daty i miejsca oraz postaci historyczne. Stary Franz, poważany gdański przedsiębiorca, dziadek autora, pradziadek Louis, który dorobił się na handlu końmi m.in. z Kaszubami, czy wuj Artur, huzar, właściciel stajni i też handlarz, jawią się nam jak ludzie z krwi i kości, pełni życia, a więc również przywar. Autorowi wcale one POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 nie przeszkadzają, nie kryje się z podziwem dla krewnych i nie może być inaczej. Stanowią najważniejsze figury jego dzieciństwa, wiąże z nimi najciekawsze, ciepłe wspomnienia, niejako konstytuujące podstawę, na której zbudował swoją rodzinną i gdańską świadomość. Ale też, jak to zazwyczaj ze wspomnieniami bywa, są one subiektywnie zabarwione. To wcale nie słabość książki F. Meislera. Wręcz przeciwnie, dzięki temu możemy spojrzeć na dawny Gdańsk z żydowskiego punktu widzenia. Z jednej strony bywa to miłe, np. kiedy idealizuje Kaszubów, nawet ponad to, jak sami siebie widzimy. Z drugiej jako Polak doświadczam zażenowania, wstydu, pytam, czy tak rzeczywiście zachowywali się moi rodacy? Lektura zmusza nas do zastanowienia się nad własnymi mitami o polskiej tolerancji i otwartości na innych. Rzecz jasna najczarniejszą owcą jawią się tu Niemcy, choć nietrudno wyczuć żal do nich, że przecież przed dojściem Hitlera do władzy było inaczej... Wszystko to bardzo pouczające. W książce odnajdziemy także zróżnicowania wewnątrzżydowskie, powielające, jak się wydaje, przedwojenne stereotypy niemiecko-polskie. Związek Mety, matki autora, i jego ojca Michała, pochodzącego z ówczesnej Polski, Bossowie (rodzina Mety) odbierają jako mezalians. Frank Meisler jest jego owocem targanym pomiędzy dwiema różnymi tradycjami: bogatych gdańskich (niemieckich) Żydów i ich raczej biednych polskich pobratymców. No i ten brat Michała, Fimek, chciałoby się rzec rasowy warszawski cwaniak. Los lubi jednak drwić ze stereotypów, przecież to właśnie jednemu z polskich Żydów Hermannowi Segallowi niejedno gdańskie dziecko zawdzięcza ocalenie z Holokaustu. To on był głównym organizatorem tzw. kindertransportów. Znalazł sposób, by pokonać nieludzką hitlerowską ideologię, poddając jej głosicieli próbie żądzy pieniądza. Zwyciężał. Frank Meisler dzięki Segallowi uniknął tragicznych losów większości swojej rodziny, a zaprojektowany przez niego pomnik przed gdańskim dworcem głównym upamiętnia te wydarzenia. Co ciekawe, dla omawianej książki część o kindertransporcie stanowi cezurę. Do tego momentu jej lektura zaskakuje, emanuje emocjami, wciąga. Po niej wspomnienia płyną co prawda wartko, ale ma się wrażenie, że to, co autor chciał nam naprawdę opowiedzieć, zawarł już wcześniej, że to tylko coś technicznie koniecznego, by spiąć całość, wymagane kompozycją zakończenie. A może kryje się w tym coś więcej? *** Niezbędnym dopowiedzeniem do krótkiego omówienia polskiej edycji tej ciekawej książki powinien być ukłon w stronę Miłosławy Borzyszkowskiej-Szewczyk, która tę publikację opracowała, oraz tłumaczy – Andrzeja Szewczyka i Agaty Teperek, która przetłumaczyła większą część książki. Miłka, która od lat stara się odnajdywać żydowskie ślady na Kaszubach, może na swoje konto dopisać kolejną wartościową pozycję, translatorom zaś wypada podziękować za piękny przekład. Uznanie należy się też Instytutowi Kaszubskiemu za porządne wydanie. P.D. Frank Meisler, Zaułkami pamięci. Gdańsk – Londyn – Jaffa, tłum. Agata Teperek, Andrzej Szewczyk, opr. Miłosława Borzyszkowska, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2014. 53 LEKTURY Środkowopomorskie Sławno doczekało się bardzo potrzebnej publikacji, do której lektury zaprosić warto Czytelników „Pomeranii”. Redaktorzy wydawnictwa planują przygotowanie kolejnych zbiorów biogramów (zob. s. 5), warto byłoby jednak w przyszłości pomyśleć o atrakcyjniejszej szacie graficznej. Sławieński słownik biograficzny Do prężnych animatorów regionalnego życia kulturalnego i naukowego na Pomorzu Środkowym należy bezspornie sławieńska Fundacja „Dziedzictwo”. Powstała ona w 1991 r. w celu ochrony zabytków archeologicznych i krajobrazu kulturowego Ziemi Sławieńskiej. Fundacja organizuje konferencje naukowe, warsztaty, wystawy, konkursy, festyny, wydaje też pożyteczne publikacje, np. jedenaście tomów Historii i kultury Ziemi Sławieńskiej czy wspomnienia osadników i dawnych mieszkańców. Ostatnim osiągnięciem ambitnych regionalistów ze Sławna jest przygotowanie projektu badawczego związanego z teledetekcją grodzisk wczesnośredniowiecznych we Wrześnicy, Starym Krakowie, Ostrowcu i Sławsku. Archeologiczne badania o charakterze nieinwazyjnym zostaną przeprowadzone za pomocą naziemnego skanera laserowego. Latem br. staraniem członków fundacji, przy wsparciu finansowym miejskiego samorządu, ukazała się książka Sławnianie znani i nieznani. W publikacji zawarte zostały sylwetki osób, które urodziły się w Sławnie bądź mieszkały, dłużej lub krócej, w tym pomorskim mieście. Redaktorzy wyróżnili dwie części opracowania: najpierw ukazali dokonania i losy ludzi związanych z niemieckim Schlawe, a następnie nakreślili portrety zasłużonych sławnian w okresie powojennym. Ze wstępu dowiadujemy się, że na wybór postaci wpłynęła również dostępność źródeł, ponieważ „wiele dawnych instytucji już nie istnieje, a nawet w tych, które nadal działają, archiwa zostały przetrzebione” (s. 5). Poczet otwiera, co może zaintrygować czytelników, Otto von Bismarck, który otrzymał w 1895 r. (w 80. rocznicę urodzin) pierwszy dyplom honorowego obywatela Sławna. Autor jego biogramu w omawianej publikacji podkreślił, iż był to „jeden z najwybitniejszych polityków XIX wieku (...) i twórca państwa opiekuńczego” (s. 10–11). „Żelazny Kanclerz” sporo czasu spędził w swoim majątku w Warcinie, do którego podróżował z Berlina przez Sławno. W gronie innych osób związanych z miastem przed 1945 r. i przedstawionych w książce 54 Kazimierz Jaruszewski Sławnianie znani i nieznani, pod red. Jana Sroki i Marii Poprawskiej, wyd. Fundacja „Dziedzictwo”, Sławno 2014. Uciec z piekła znaleźli się m.in. urodzeni w Sławnie: Hermann Kuhn – pruski minister finansów, Hans Bredow – jeden z pionierów niemieckiego radia, Wilhelm Gross – rzeźbiarz i grafik, Franz Mehring – filozof i historyk, Hans Martin Majewski – znany w Europie kompozytor muzyki filmowej (współpracował m.in. z Ingmarem Bergmanem; s. 32). Znacznie dłuższa jest lista powojennych mieszkańców Sławna, których biogramy pomieszczono w publikacji. Wszyscy z nich zasłużyli się dla lokalnej społeczności. Byli urzędnikami, lekarzami, nauczycielami, inżynierami, rzemieślnikami, artystami, działaczami społecznymi, samorządowcami... Tych sylwetek zgromadzono 67 (przy 18 przedwojennych). A wśród nich Lucjan Kozaczek, przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (odpowiednik obecnego burmistrza) w latach 1963–1968. Jak napisał S. Zawada: „był takim gospodarzem miasta, który rano wychodził z domu zawsze o jedną godzinę przed rozpoczęciem pracy urzędu. I prawie zawsze zmierzał do ratusza (...) inną trasą. Obserwował i oceniał, rozmawiał ze spotkanymi mieszkańcami, wysłuchiwał ich rad i oczekiwań” (s. 128). Przeżył niespełna 42 lata, do dziś (czterdzieści lat po śmierci) wspominany jest w Sławnie jako jeden z najlepszych naczelników miasta. Każda miejscowość ma swoją historię, którą współtworzyły wartościowe, ponadprzeciętne jednostki. Na wielką historię, taką, o której uczymy się później w szkole, składają się nie tylko opisy bitew, dyplomatycznych zmagań, tajnych układów, wielkich odkryć, ale również losy zwykłych ludzi. Gdybyśmy chcieli się dowiedzieć, jak żyli ci przeciętni, typowi, wystarczy zajrzeć do gazet i dokumentów z danej epoki. Jednak losy niezwykłe, szczególnie takie, o których się z różnych powodów nie mówiło, trzeba często powoli i z uporem rekonstruować z fragmentów, wydobywać z zakamarków pamięci, często nawet odczytywać z popiołów. O takich właśnie losach opowiada książka Edmunda Szczesiaka pt. Wyrwana z piekła. Jest to historia Gertrudy Jutrzenki-Trzebiatowskiej urodzonej w Borowym Młynie, na terenach przygranicznych. Z jednej strony to historia niezwykła, przerażająca i nietypowa. Z drugiej może stanowić symbol losów ludności kaszubskiej i pomorskiej w 1945 roku po wejściu Armii Czerwonej. To, co dla jednych było niewątpliwym wyzwoleniem, dla innych okazywało się często początkiem zniewolenia. O tym, co się wtedy działo, książka Szczesiaka nie mówi zbyt wiele, bo jej bohaterem nie jest zbiorowość, ale konkretna kobieta, Kaszubka pochodząca z Gochów. To dzięki jej opowiadaniu, a często także milczeniu, dowiadujemy się o złu, jakie nastało po II wojnie światowej. To ciągle jeszcze biała, a właściwie krwawa plama. To także historia przemilczenia, smutku i przypominania. Sobie i innym. Dlatego Wyrwana z piekła to również książka o przypominaniu sobie POMERANIA LISTOPAD 2014 LEKTURY własnej, zapomnianej i skrywanej, tożsamości. Tak jakby bohaterka stawiała sobie pytanie: Kim właściwie jesteśmy i skąd o tym tak naprawdę wiemy? Innymi słowy: Skąd nasza świadomość i skąd nasz ród? Gertruda nie tylko nie mogła powiedzieć o sobie „jestem Polką, jestem z Kaszub”, ale także bała się mówić lub pisać po polsku do rodziny. Wszelkie takie kontakty mogły się skończyć jeszcze gorzej niż nóż, który wbił jej rosyjski mąż podczas rodzinnej kłótni. Potem, kiedy ma opowiedzieć o tym, jak było źle i ciężko, woli milczeć. Częściowo uciekając w niepamięć. Woli zapomnieć o najgorszym, aby przeżyć. Zresztą sama postawa pani Gertrudy jest niezwykła. Nie dzieli ona świata i ludzi na swoich i obcych, Kaszubów, Polaków, Ruskich czy Niemców. Ludzie dla niej są dobrzy lub źli. W swoim rozumieniu świata kieruje się i kierowała miłością oraz prostotą. Nie chciała zrozumieć cynizmu historii. Wolała zachować własną moralną siłę. Może właśnie dzięki takiej postawie udało się jej przetrwać i w końcu powrócić do ojczystej ziemi, do rodzinnych krajobrazów. Gertruda jako branka, jeniec historii. Tej historii, która przez nasze ziemie przechodziła. Przechodziła przez Pomorze, Gochy, przez Borowy Młyn. W 1945 roku przeszła jako front. Najpierw byli uciekający Niemcy, a potem atakujący żołnierze radzieccy. Ta historia zostawiła swoje znaki. Zostawiła za sobą także prawdziwe piekło kobiet. Unaocznił je bardzo dobrze w swoim filmie pt. „Róża” Wojciech Smarzowski. Pokazując tam masowe gwałty dokonywane przez Rosjan. Można napisać, że Gertruda przeszła coś, co właściwie okazało się jeszcze gorsze. Gwałty na pewno były, ale obok tego nastąpiła utrata własnego życia, własnej tożsamości. Jej losy to symbol losów wielu kobiet w czasie II wojny światowej. Mężczyźni walczyli, biorąc, co popadnie, biorąc także odwet na kobietach mieszkających na terytorium wroga. Tak np. było z Armią Czerwoną na Pomorzu. Sowieci uważali, że tutaj są Niemcy. W związku z tym traktowali te tereny jako zdobyczne. Wszystko, co znaleźli, łącznie z ludnością cywilną, uznawali za łup wojenny. Losy Gertrudy to także symbol swego rodzaju wydziedziczenia tych POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Ojczyzny łono”. Autor tej książki chciał opisać również, jak trudno jej było, już tu w wolnej Polsce, odzyskać własne skradzione obywatelstwo. Jak trudno było, po tych wielu latach tułaczki i niewoli, powrócić do swego Borowego Młyna. Tej własnej, najprawdziwszej i chyba najważniejszej ojczyzny. Andrzej Mestwin Fac Edmund Szczesiak, Wyrwana z piekła, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2014. Kaszëbsczi tragiczny heroja? Pomorzan, którzy na zawsze zostawili swoje kości na dalekich syberyjskich przestrzeniach. Tytułowe piekło to nie tylko chłód dalekiego wschodu, krótkie lata, niezwykle mroźne zimy, niewygody tułaczki po tej nieogarnionej i „nieludzkiej ziemi”. To także, a może przede wszystkim wieczny strach, a także niepamięć, w którą zepchnięto Gertrudę. Najpierw została skazana na los branki, a potem cudzoziemki ukrywającej swoje prawdziwe pochodzenie. Prawie całe swoje dorosłe życie musiała mieszkać wśród obcych. W dodatku bez kontaktu z bliskimi, z rodziną i dodatkowo w ciągłym strachu przed zdemaskowaniem. Na taki los ją skazano i taką „przebodli ją ojczyzną”. To właśnie było prawdziwym piekłem dla bohaterki książki. Niemożność i strach. Zapomnienie i wykorzenienie. Jak się jednak okazało, przyszło także ocalenie, a raczej bardzo późne wyzwolenie. Z wielką cierpliwością Szczesiak śledzi losy Gertrudy. Jest autorem niezwykle doświadczonym i rozumiejącym. Nie stara się być za wszelką cenę na pierwszym planie. Nie chce także zdobywać sensacyjnych informacji. Nie o to w tej książce chodzi. Autor tego reportażu szanuje to, co Gertruda przeżyła. Szanuje także swoją bohaterkę. Dlatego książka nie szokuje. Nie ma opisywać, jak to źle na Syberii było. Jest to jak najbardziej całościowy opis losów kobiety, która przeżyła porwanie, upodlenie, zapomnienie, aby potem wrócić „na Smùgã Artura Jabłońsczégò to dokôz, co òstôł nôwëżi nôdgrodzony w wróconym w 2013 rokù Prozatorsczim Kònkùrsu m. Jana Drzéżdżona we Wejrowie. To wërazné pòkôzanié ze stronë òbsądzëcelów, że aùtór tegò romana wcygnął sã na ôrt grzëpów kaszëbsczi lëteraturë. Wëdowizna Region Jarosława Éllwarta dała Smùgã szerszémù krãgòwi czëtińców, pùblikùjącë dłëgszą i përznã jinaczi skómpònowóną wersjã òpòwiescë niżlë ta z kònkùrsu. Razã z rëchli wëdónym Namerkônym zaczinô sã twòrzëc w gdińsczi òficynie seria nônowszi kaszëbsczi prozë, jakô mô ambicje doscygac krokã rozmajitim bédënkóm eùropejsczi lëteraturë. Jaż sã prosy, cobë i pòstãpné nôlepszé kònkursowé ùsôdzczi bëłë na nen ôrt wëdôwóné: artisticzno dorobioné, cekawé graficzno (brawa dlô pòstãpnégò graficznégò bédënku Gracjanë Pòtrëkùs), w twardi òbkłôdce, w sprôwdzony promòcyjny i kòlpòrtażowi sécë wëdowiznë. Smùgã Artura Jabłońsczégò tikô terôczasnotë. Widzymë nordowi dzél Kaszëb (Wiôlgô Wies), jaczi stôwô sã areną kriminalno-spòlëznowëch wëdarzënków. Dokładno gôdającë, jidze ò dzewiãcdzesąté lata ùszłégò stalata, czej nowé decydencczé strzodowiska zdążëłë ju zajistniec w lokalny pòlitice, dostającë stanowiszcza i wpłiwë. Nié wszëtkò rozgriwô sã jednakò w biznesowëch i pòliticznëch karierach widno; Ùrząd Òchrónë Państwa mòckò sã przëzérô co wiãkszim ekònomicznym rozgriwkóm na Kaszëbach. W lëteracczim swiece 55 LEKTURY Jabłońsczégò panëje niedowiérnota, króm te kùlisowé ùkładë i pòdpłôcanié. Nié do kùńca chwalebną, jeżlë nié negatiwną, rolã spełniwô w tëch relacjach pòlskô administracjô teritorialnô. W taczi jeleżnoscë pòjôwiô sã ka szëbsczi tragiczny heroja – główny bòha ter dokazu – Gerat. Je òn kaszëbsczim idealistą, dlôsebnikã i aktiwistą, chtëren przechôdô apartny rozwij juwernotë: òd môłi zôzdroscë do wiôldżi niegòdzëwòtë, pózni òd niegòdzëwòtë do eskapisticzny zmianë nôzwëska, robòtë i môla mieszkaniô, jesz pózni òd pòbiéżny wiédzë ò domôcy kùlturowi tożsamòce do głãbòczégò przeżiwaniô kaszëbsczich kùlturowëch òpòwiedniów. Na zôczątkù widzymë Gerata jakno niezjisconégò w żëcym bëńla, jaczi żëje na egzystencjalny falë, robiącégò samòrzutné i nié wiedno ùdałé wëbiérczi. Pózni żëcowé niezjiscenié rodzy w nim żôlbã, wchôdô do ÙÒP-ù, chce wënôdgrodzëc sobie lëché szczescé i zbùdowac pòczëcé gwôsny wôrtnotë. Robienié jakno przesłëchòwny nie robi jednakò Gerata szczestlëwim. Corôz barżi je w pògòrzënkù ze samim sobą, bò przëchôdô mù donaszac na znajemnëch i drëchów. Swòje rozdzercé topi we wielënie sznapsu i w narkózënach, kù reszce nogùje z môla mieszkaniô w pòmiészanim i rozpaczë. Tak wëzdrzało psychiczné i mòralné kùlanié sã bòhatera w toniô złégò. Drëdżi dzél romana Jabłońsczégò pòkazywô nowégò Gerata. Przédny 56 heroja wëtuszowôł swòjã juwernotã i pò nowémù zbùdowôł swòje żëcé, pòdpòrządkòwiwającë je bùdowaniémù samòswiądnotë i pòddôwającë sã pòzytiwnémù pòczëcémù miłotë. Nôprzód jedze z Pòmòrsczi, pòzni z Pòlsczi, kù reszce z òddaleniô zôpadny Eùropë pòdskôcô internetowi wiadłowi pòrtal tikający Kaszëb. Jednakò dostanié dërchnégò szczescô nie je jemù dóné. Òficérowie ÙÒP-ù, bòjącë sã, że Gerat wëdô państwòwé krëjamnotë, gònią gò i kù reszce zabijają. Przédny heroja dostôł miłotã, wësztôłcył kaszëbską samòswiądnotã, ale zdżinął przez zaprzësëgã sëłów złégò, jaczim jesz òstatno służił. Tak to céchùje sã wnetka tragicznô sytuacjô: protagònista, wcąg równo dążącë do fùlny samòswiądnotë, mùszi przeńc krãdżi egzystencjalnégò piekła. Chcącë bëc czësto ùswiądnionym i wòlnym człowiekã, mùszi miec stratwã bez lëchò zrobiony terôczasny swiat, w jaczim dëtk i materialisticzné céle są nôwëższima wôrtnotama. Króm sensacyjno-kriminalny fabùłë Smùgã mô dzéle, jaczé nadôwają ji lëteracczi głãbie. Dzeje sã to dzãka narracjowim dzélóm przëcygającym swiat tradicje. Dôwné kaszëbsczé wôrtnotë są w òniricznëch sztëczkach dokazu, w snach, mëkceniach, ùwidach herojów, swiôdczącë ò tim, że nie są òni leno wcygniãti bez pragmatizm i spòlëznowé fónkcjonowanié, ale szukają głãbòczëznë w swòjim żëcym. Czegòs taczégò doswiôdcziwô prawie Gerat, chtëren, chòc je òficérã bezpieczi, mô téż wizjã, w jaczi rozpòznôwô bòżënã Jastrã i òdkriwô sebie jakno bòga Gòska. Dôwô mù to pòmëszlenié, że nimò zła, jaczé robi, jednakò sedzy w nim téż dobré, czekającé blós na pasowny sztót, cobë pełno zaswiecëc. Szlachòwné tożsamòscowé wseczëca mô téż przédnô białczënô pòstacjô romana – Truda. Chcącë zrozmiec pòbùdczi dzejaniô Gerata, rozczëtiwô sã w etnograficznëch tekstach ò Kaszëbach, domôcëch wëòbrażeniach smiercë, wampirach, złëch mòcach, ale téż bóżkach dobra, redotë i nôdzeje. Kù reszce òdkriwô sebie jakno jednostkã, bez chtërną dzejają wëżilëdzczé sëłë i energie. Kùńcowé dzéle romana parłączą biografiã Gerata i Trudë z jich nôgłãbszima mëkceniama i wseczëcama. Prôwdzëwi miłosny związk tëch dwòje stôwô sã realizacją archetipiczny relacje chłopa i białczi, bòga i bòżënë, Gòska i Jastrë. Smùgã Artura Jabłońsczégò to dokôz, jaczi krëjamno przedostôwô juwernotowé dzéle w nowòczasny fòrmie kriminalno-miticzny historie. Sensacyjnosc cygniony òpòwiescë dozwòliwô aùtorowi czarowac czëtińca fòrmą. Są tu doch dzéle realisticzny narracje, pòjôwiają sã téż basniowé wizje ò inicjacyjny fónkcje. Jidze téż nalezc dzéle ùrzãdowégò stilu. Jabłońsczi dosc jednoznaczno angażëje sã w òcenienié terôczasny spòlëznowi kòndicje, òpisywającë skandale z łapòwizną, céchùjącë smùtny òbrôzk samòrządowców i dzejarzów na Kaszëbach. Te pasusë wëpôdają jednakò dosc gazétowò, përznã jednostronno i za baro przëczënkarskò. Nôcekawszé za to w romanie są dzéle òbëczajowé. Dlô òdbiorcë rëchlészi prozë Jabłońsczégò nie są to mòże rzeczë czësto nieznóné, ale dlô normalnégò kaszëbskòjãzëkòwégò czëtińca òdkrëcym bãdą smiałë eroticzné sztëczczi, a do dërżeniô mògą dostac òpisënczi masturbacje czë triolizmù. Wôżné je tuwò, żebë przëùważëc, że Smùgã to niżódnô pòrnografiô, jak niechtërny z procëmników jegò pisaniô głoszą, ale wërazné, dobitné i co nôwôżniészé, célné artisticzné staranié, bëlno grającé z nótą dekadencje, jakô towarzi herojóm dokazu. Sparłączonëch ze sobą mòtiwów kùńcowòscë i libertinizmù nie je mòże ù Jabłońsczégò baro wiele, ale przëwòłanié amerikańsczi ikònë kòntrkùlturë (The Doors z animalisticzno-diabòlicznym Jimem Mòrrisonem) i pòlsczi òdmianë subkùlturë pòppersów (Repùblika z maniericzno-artistowsczim Grégòrã Cechòwsczim) przënôszô kaszëbsczi lëteraturze nowé témë i mòtiwë. Kù reszce jesmë z tekstã, w jaczim kaszëbsczi herojowie pòkazywają swòje ògrańczenia, fele i stracënczi. Kù reszce nie szukô sã dlô jich pòczëcô nimòcë i gestów niecerplëwòtë zdrzódła w germanizacyjny pòlitice czë w sanacyjny pòlonizacje, le prosto w lëdzczi kalécznoscë. W kùńcu erotika i seksualnota nie je wstidnym przëdatkã, jakąs zamazóną drobizną narracje, a wërazno pòkôzónym elemeńtã żëcô kòżdégò człowieka, jaczi bez sromòtë pòkazywô POMERANIA LISTOPAD 2014 LEKTURY/ROCZNICE swòjã płcowòsc i bez ògrańczeniô chce zaspòkòjeniégò téż i ti brëkòwnotë. Smùgã to òd genologiczny starnë amalgamat detektiwisticznégò, òbë czajowégò i inicjalnégò romana. Na kùńc dostôwómë òpòwiésc kąsk eklekticzną, próbùjącą zadowòlëc mòżlëwie wiele czëtińców, co doch nie je mòżebné. Jednakò za wôrtné respektu (abò dającé ùsmiéwk niedowierzaniégò) ùwôżóm wëdobiwanié kaszëbsczi témë w realiach XXI stalata i przedstôwianié ji w nowi fòrmie, cobë wëdostac fakt, że nie je òna bënômni piesnią ùszłotë, le dzejnikã zôs òrganizującym swiądã terôczasnëch lëdzy. Jabłońsczi wëkôzywô sã òdwôgą, kreùjącë jednoczasno wiôldżégò i môłégò w swòjich żëcowëch wëbiérkach Gerata. To dzysdniowi pół-heros, cwierc-Prometeùsz, jaczi je wizjonérą i pragmatistą, teòretikã i wëkònôwcą. To chtos, chto pòrządkùje kaszëbską tradicjã, żądającë òd se i jinszich Kaszëbów głãbòczi kònwersje na nôrodné, spòlëznowé i familiowé wôrtnotë. Pòstace Jabłońsczégò zbiérają doswiôdczenia w system zachòwaniów, przekònaniów i regùlacje, chtërne bùdëją tresc przédno jich gwôsny egzystencje, ale jednoczasno dôwô sã òddczëc ze starnë narracje, że mają to bëc drogòwskazë dlô nowëch pòkòleniów Kaszëbów. Gerat i Truda nie są jesz skùńczonyma w juwernotowi drodze lëdzama. Mô sã w tim ùsôdzkù pôrã razów wrażenié, że slizelë sã leno bez niejedne deje swòjich pòprzédców, a specyfika prôwdzëwëch sytuacjów i faktów, jaczé wëdarzëłë sã w jich juwernoce, nie dozwôlô jima jesz na hòrizontalné wezdrzenié. Mòże jednakò pòstãpny roman Jabłońsczégò pòkôże dalszą stegnã ùwewnãtrziwaniô kaszëbskòscë. Mòże bëc, że nie bãdze w ni jaczégòs pòspiéwaniô i bòjeniô sã psychòlogiczny analizë czë żëwiołu wëòbraznie, jaczé wëczuwô sã w Smùgã. Sprawa je òdemkłô i pewno wnetka sã doznómë, w jaką rëmiã zôs rëgnął pisôrz. Doch w kònkùrsu m. Jana Drzéżdżona w 2014 rokù drëdżi môl dostôł pòstãpny dokôz Artura Jabłońsczégò. Daniel Kalinowski Tłómaczëła Iwóna Makùrôt Artur Jablonsczi, Smùgã, Wydawnictwo Region, Gdynia 2013. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Pamiętajmy o Żeromskim 14 października minęła 150. rocznica urodzin polskiego prozaika, publicysty i dramaturga, pierwszego prezesa polskiego PEN Clubu, „sumienia polskiej literatury” – Stefana Żeromskiego. Urodził się na ziemi kieleckiej, którą uwiecznił w swojej twórczości. Jest autorem takich powieści, jak: Popioły, Ludzie bezdomni czy Przedwiośnie. Kiedy zmarł 20 listopada 1925 roku, nasz noblista Władysław Reymont napisał: „Strata to polskiej literatury niezastąpiona”. J er z y Nac el Pod koniec swojego twórczego życia był ściśle związany z polskim wybrzeżem, z tym skrawkiem kaszubsko-pomorskiej ziemi, której poświęcił wiele pięknych kart swojej bogatej twórczości, zwłaszcza w powieści Wiatr od morza. Interesował się życiem tutejszych mieszkańców oraz tych, którzy budowali miasto Gdynię i gdyński port. Żyjąc wśród Kaszubów, walczył o to, by zachowali swoją tożsamość. Myślał nawet o tym, by osiedlić się nad Bałtykiem. Zaprzyjaźniony z autorem przewodnika Na kaszubskim brzegu Bernardem Chrzanowskim, uczył się dziejów naszego regionu. Sięgał do roczników „Gryfa”, do książek Floriana Ceynowy oraz różnych słowników gwarowych. Córka Żeromskiego Monika napisała: „Ojciec zbierał materiały, uczył się historii tych ziem, ich poezji, odmienności języka, legend tutejszych; wiedza o tej krainie była przygotowana, opracowana głęboko i ściśle”. Wędrował po wioskach, rozmawiał z rybakami kaszubskimi. Pisał: „Smętek nie jest ani co do nazwy, ani co do samej figury moim wymysłem, lecz (…) w całości zapożyczyłem go od Derdowskiego”. Od starców starał się rozumieć mowę H. Derdowskiego. Od nich dowiadywał się o stolemach, królewiankach i zatopionych miastach. W liście do Bernarda Chrzanowskiego napisanym w 1919 roku wyznał, iż od dawna pragnął poznać gruntownie wybrzeże morskie z jego rdzenną kaszubską ludnością tej słowiańskiej ziemi. Ubolewał nad odwiecznym błędem Polaków polegającym na zwracaniu się twarzą na wschód, kosztem lekceważenia naszego rzeczywistego okna na świat, jakim jest Bałtyk. Żeromski przyjaźnił się z Marianem Mokwą. Spotykał się z nim w jego domu Villa Rosa w Sopocie, gdzie bywał też młodokaszuba Franciszek Sędzicki. W tym czasie powstawały w pracowni artysty jego akwarelowe szkice do wielkiego historycznego cyklu pod tytułem „Apoteoza Polski Morskiej”. Poznanie Mokwy, a zwłaszcza obejrzenie kilkudziesięciu szkiców miały niewątpliwy wpływ na pomysł i kompozycję planowanego utworu, jakim miał być Wiatr od morza. S. Żeromski spotykał się także z prof. Kazimierzem Nitschem, wybitnym językoznawcą. Rozmawiali o języku kaszubskim, który został wykorzystany przez pisarza w jego prozie marynistycznej. Wiatr od morza ukazał się w 1922 roku. Dedykował go córce. Napisał: „Ofiaruję ten utwór Monice z gorącym życzeniem, ażeby gdy dorośnie, nie znalazła już śladów Smętka na ulubionym jej wybrzeżu”. Wiatr od morza stanowi zapis dziejów Polski od czasów plemion słowiańskich do współczesności. W wielu wątkach autor posługuje się kaszubszczyzną. Bardzo szczególną postacią przewijającą się przez powieść jest Smętek z mitologii kaszubskiej. Żeromski lubił spacery nad morzem. Często przebywał na Oksywiu i na ukochanej Polance Redłowskiej. Lubił też spacery do latarni w Rozewiu. Po latach umieszczono tam tablicę pamiątkową, na której napisano: „W 25 rocznicę zgonu Stefana Żeromskiego wielkiego pisarza, piewcy morza, pamięć jego imienia, w miejscu przez niego ulubionym uwiecznia Polska Ludowa, Listopad 1950 roku”. 57 LEKTURY widzałé radio na Kaszëbach 800 000 słëchińców na Pòmòrzim dzéń w dzéń wôżné wiadła twòja òblubionô mùzyka pòzdrówczi ë kònkùrsë kultura Pusta noc w Kanadzie W 2014 roku Kaszubi kanadyjscy odtworzyli rytuał pustej nocy, dając tym samym wyraz swojej ogromnej miłości i szacunku do kultury przodków. A leksandra Kurowska- S usdorf Pierwsi kaszubscy emigranci przybyli do Kanady w roku 1858. Pochodzili głównie z południa Kaszub: z Lipusza, Wiela, Leśna, Parchowa. Kiedy przybyli do portu w Quebecu, agenci kolonii brytyjskich wysłali ich na zachód od Canadian Pacific Railway, niedaleko Renfrew. Większość emigrantów osiedliła się wzdłuż nowo wytyczonego traktu Opeongo. W 1864 roku znaczna grupa Kaszubów zamieszkała w Barry’s Bay – okolice Wilna (dawniej nazywanego Princetown). Zaoferowano im w puszczy, w trudno dostępnym, kamienistym terenie, darmowe działki leśne o powierzchni 100 akrów (40 ha), które sami musieli wykarczować. W następnych latach napływały kolejne fale osadników z Pomorza i innych regionów Polski, przede wszystkim z Galicji, ulegając często kaszubizacji1. Według J.L. Perkowskiego ostatni emigranci kaszubscy przybyli w 1898 roku i osiedlili się w Webster (Massachusetts), lecz 40 rodzin spośród nich przeniosło się do Paugh Lake, na północ od Barry’s Bay2. Noc śpiewanej modlitwy Codzienne życie pierwszych osadników skupiało się na walce z przyrodą, na utrzymaniu zasiewów na wydartych pierwotnej puszczy działkach. W tych skrajnie niesprzyjających warunkach Kaszubi nie zarzucili swoich zwyczajów i obyczajów przywiezionych ze Starego Lądu. Życie duchowe kaszubskich emigrantów koncentrowało się, tak jak tam, skąd przybyli, wokół Kościoła katolickiego3. Na ziemi kanadyjskiej podtrzymywali także rodzimą tradycję pustych nocy. W historii diecezji katolickiej Pembroke możemy POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 odnaleźć krótki opis tej tradycji z 1964 roku, autorstwa Williama O’Dwyera. Określa on pustą noc jako: noc śpiewanej modlitwy (…). O zachodzie słońca grupa młodych i starych gromadziła się wokół posłania zmarłego, śpiewając hymny ze Śpiewnika Ludowego. Następnie odmawiano różaniec oraz wypominki za zmarłego i jego przodków. Liderem pustonocnych modlitw był Chapiewski. O wschodzie słońca, po skromnym śniadaniu, zgromadzeni ruszali w długą drogę (8 mil). Sześciu młodych mężczyzn niosło trumnę. Tak opisano pierwsze dziesięć lat rytuału pustej nocy wśród imigrantów4. William Makowski, w książce z 1967 roku History and Integration of Poles in Canada, przedstawia rytuał pustej nocy następująco: w przypadku śmierci członkowie rodziny, krewni i członkowie społeczności gromadzili się przy łożu nieboszczyka, żeby odprawić pustą noc. Te modlitwy często trwały całą noc, aż do pogrzebu5. Rytuał ten był celebrowany w domu zmarłego lub w domu któregoś z krewnych. Opisując pustą noc kultywowaną wśród Kaszubów kanadyjskich, wspomnieć należy o roli lidera i śpiewaków, organizacji przestrzeni, długości trwania rytuału oraz artefaktach z nią związanych takich, jak: wieniec, śpiewnik, poczęstunek. Lider i śpiewacy John Michael Glofcheskie w pracy na temat muzyki ludowej również opisuje omawiany rytuał (ang. the wake/barren night), trwający jeden wieczór. Zwraca szczególną uwagę na niepodważalną rolę lidera: społeczny charakter spotkania oraz konwencja rytuału nie mogły być podważane ani ignorowane przez innych członków wspólnoty lokalnej. Śpiewacy gromadzili się w domu nieboszczyka około godziny 19. Kolejność pieśni wybierana była przez lidera, który prowadził pustą noc. Podawał również melodię innym śpiewakom. Siadał w centralnym miejscu. Wśród znanych liderów autor wymienia takie osoby, jak: Augustyn Turzyński i Valentine Chapeski, wspomina również nazwiska: Pick, Burant, Palubicki, Glofcheskie, Bleskie. Augustyn Turzyński według relacji autora publikacji miał prosić przyjaciół, aby nie śpiewali po jego śmierci, wierzył bowiem, że zmarli, którym śpiewał na pustych nocach, odprawią mu ten rytuał. Inna anegdota opowiada o powadze rytuału pustej nocy. Valentine Chapeski w czasie pustej nocy wieszał kapelusz na gwoździu za swoim krzesłem. Podczas jego krótkiej nieobecności jeden z młodych mężczyzn usiadł na jego krześle i kontynuował śpiewanie pieśni. Chapeski wrócił na miejsce, zdjął kapelusz i zarzucił śpiewakom, że w ten sposób zniszczyli cały rytuał pustej nocy6. Śpiewac y siadali przy stole, a śpiewniki kładziono przed nimi. Lider rozpoczynał śpiew. Mężczyźni i kobiety śpiewali naprzemiennie, powtarzając ostatnie dwie linie każdej zwrotki. Pierwszym hymnem była pieśń „Kto się w opiekę podda Panu swemu”7. Po jednej stronie stołu siedziały kobiety, po drugiej mężczyźni, współdzieląc obowiązki pustonocnych śpiewaków. Wynikało to prawdopodobnie z niewystarczającej ilości mężczyzn, czyli działo się to inaczej niż na Kaszubach (Pomorze), gdzie prym w śpiewaniu wiedli mężczyźni, natomiast kobiety tylko się włączały w śpiewy. Śpiewniki J.M. Glofcheskie8, opisując śpiewniki, zwraca szczególną uwagę na ich wielką wartość. Na pustą noc przynoszono cenne śpiewniki zapakowane w brązowe, 59 kultura Około godziny 5–6 rano kończono rytuał odmówieniem modlitwy Anioł Pański. Śpiewami odprowadzano nieboszczyka na cmentarz, gdzie w trakcie pochówku intonowano pieśń „Witaj, Królowo Nieba”. Glofcheskie, prowadzący badania w 1973 roku w Renfrew, podaje, że rytuał pustej nocy nie jest tam już praktykowany. Jego zdaniem rytuał pustej nocy był kultywowany do lat pięćdziesiątych XX wieku. Respondenci z Wilna wspominają o roku 1965 (Peter Glofcheskie, David Shulist, Edmund Chippior). W roku 1965 w Barry’s Bay zbudowano dom pogrzebowy O’Reilly Funeral Home, który przejął organizację rytuałów okołopogrzebowych. Shirley Mask-Connolly (z prawej), kurator muzeum, ze zdjęciem zmarłej babci, oraz Aleksandra Kurowska-Susdorf. Fot. David Shulist papierowe torby. Zbiór Pieśni Nabożnych Katolickich zawierał repertuar ponad tysiąca pieśni, pogrupowanych w zależności od okresu liturgicznego. Kilka śpiewników przywieźli z sobą pierwsi emigranci, a inne zostały dodrukowane w Stanach Zjednoczonych. Zbiory pieśni przechodziły z pokolenia na pokolenie, niektóre z nich są w posiadaniu rodzin od ponad 100 lat. Śpiewniki używane podczas pustej nocy zawierały tylko słowa, natomiast melodie przekazywano ustnie, tak że w różnych rodzinach znane były różne wersje melodyczne. Lider pustonocnych śpiewów rozpoczynał pieśń tak, aby inni kontynuowali tę samą melodię. Autor wspomina również, że niektóre pieśni spisywano odręcznie na dodatkowych kartkach. Organizacja przestrzeni Pamiętnik Elizabeth Catherine Shalla (1890–1978) dokumentuje organizację przestrzeni w czasie trwania pustej nocy. Z zapisków Elizabeth Catherine wynika, że na środku pomieszczenia ustawiano długi stół, przykryty białym obrusem, na którym stały przekąski: miętówki oraz goździki, ssane w czasie śpiewów. Przy ścianie, w rogu tego samego pomieszczenia, stała trumna. Zewnętrzną część trumny pokrywano czarnym materiałem, natomiast środek wyściełano białym. Na dwudzielnym wieku umieszczano krucyfiks, na wysokości złożonych rąk nieboszczyka. 60 Czas trwania rytuału i poczęstunek W pracy na temat genealogii rodziny Dombrowski, której autorkami są Margaret Biernaskie i Barbara Dombrowskie, odnaleźć można informację o pustych nocach trwających dwa dni. Autorki wspominają, że zanim powstały domy pogrzebowe, kilku mężczyzn ze społeczności lokalnej przygotowywało nieboszczyka przed złożeniem go do trumny. Badaczki podają również informację, że: na zewnętrznych drzwiach domu nieboszczyka był wieszany ciemny, bordowy lub purpurowy wieniec wykonany z aksamitu. Ksiądz oraz inni odwiedzający okazywali szacunek zmarłemu poprzez modlitwę, podczas gdy mężczyźni i kobiety, siedząc w długim rzędzie w kuchni, śpiewali polskie pieśni nabożne. Śpiewy odbywały się popołudniem i trwały do późnej nocy przez dwa dni. W czasie krótkich przerw śpiewacy spożywali napoje i przekąski (…)9. Poza miętówkami i goździkami, które ukoić miały gardła śpiewaków, do picia podawano wymieszaną z wodą czerwoną maść10 o nieprzyjemnym smaku, która działała jak środek przeciwbólowy, wzmacniający wokal nosowy. J.M. Glofcheskie podaje również, że śpiewacy po śpiewach trwających około półtorej godziny robili krótką przerwę i pod pretekstem korzystania z toalety raczyli się napojami alkoholowymi. Krótko przed północą serwowano większy posiłek składający się z pieczonej fasoli, wieprzowiny i suszonych śliwek. Rekonstrukcja rytuału Polish Kashub Heritage Museum11 (PKHM) 17 sierpnia 2014 roku dokonało rekonstrukcji rytuału pustej nocy, tak jak pamięta to piąte pokolenie emigrantów. Na szczególną uwagę zasługuje zaangażowanie kaszubskiej społeczności. Margaret i Ziggy Biernaskie sprawili, że kilkuosobowa grupa przygotowała i przećwiczyła pieśni pogrzebowe ze śpiewników. Próby trwały kilka miesięcy i wiązały się z wysiłkiem wielu osób. Shirley Mask Connolly na tydzień przeniosła swoją ekspozycję na piętro budynku muzealnego, udostępniając uczestnikom rekonstrukcji oraz gościom główne pomieszczenie, dawną izbę mieszkalną chaty zaadaptowanej na muzeum. W głównym pomieszczeniu Polish Kashub Heritage Museum umieszczono czasową wystawę o pustych nocach: zdjęcia, stół, śpiewniki oraz trumnę. W tym samym pomieszczeniu odbyła się rekonstrukcja pustej nocy. Margaret Biernaskie przygotowała tradycyjny wieniec z ciemnego aksamitu, który wieszało się niegdyś na drzwiach domu zmarłego. Specjalnie do celów rekonstrukcji Peter i Beverly Glofcheskie zbudowali trumnę (kierując się wskazówkami zawartymi we wspomnieniach Elizabeth Catherine Shalla), którą ustawiono pod ścianą tak, że jeden bok całkowicie do niej przylegał. Niektórzy uczestnicy rytuału znacząco przyczynili się do powstania wystawy, m.in. udostępniając fotografie przedstawiające pustonocnych śpiewaków i nieboszczyka w momencie wynoszenia POMERANIA LISTOPAD 2014 kultura Śpiewacy. Fot. Aleksandra Kurowska-Susdorf trumny z domu oraz zdjęcia z pogrzebów swoich przodków (Esther Yantha, Shirley Mask-Connolly, Margaret Biernaskie oraz Peter Glofcheskie). Rekonstrukcja zaczęła się od pukania do udekorowanych wieńcem drzwi chaty (czyli budynku PKHM). Do chaty wszedł członek lokalnej wspólnoty i przywitał obecnych słowami „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Następnie Peter Glofcheskie, prezes Wilno Heritage Society, wygłosił referat omawiający powagę i celebrację pustej nocy wśród Kaszubów kanadyjskich. Przywołał wspomnienia swojej babci – Elizabeth Catherine Shalla (Szola) z domu Etmanska (1890–1978). Odczytał fragment jej notatek opisujący pustonocne tradycje. Zacytował również prace swojego brata Johna Michaela Glofcheskie, badacza ludowych pieśni. Przemówienie Petera Glofcheskie było wprowadzeniem do celebrowania rytuału pustej nocy. Na przykrytym białym obrusem stole, przy którym zasiedli śpiewacy, położono stare śpiewniki oraz miętówki i goździki. Śpiewacy to sześć kobiet: Clementine Brotton, Rita Coulas, Barbara Dombroskie, Margaret Biernaskie, Frances Coulas i Veronica Bialy, oraz czterej mężczyźni: Donald Recoskie, Ed Chippior, Peter Glofcheskie i lider śpiewów Andy Wielgosz. Do celów rekonstrukcji wybrano 4 pieśni, zaśpiewano po 2 zwrotki z każdej z nich12. Po śpiewach Margaret Biernaskie odmówiła w języku polskim modlitwy i różaniec. Następnie, po zakończeniu śpiewów i modlitw, podano poczęstunek: suszone śliwki13. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Badania, prezentacja i film Po rekonstrukcji rytuału kilka osób – Aloisius Smaglinskie, Maxine Luckasavitch, Margaret Biernaskie, Clementine Brotton, Esther Yantha i David Shulist – wzięło udział w badaniach fokusowych, opowiadając o swoich doświadczeniach związanych z udziałem w pustych nocach. Badania te, prowadzone przez autorkę artykułu, doktorantkę z Uniwersytetu Gdańskiego, dotyczą edukacyjnego wymiaru rytuałów okołopogrzebowych, a szczególnie dziecięcych wspomnień z partycypacji w pustej nocy. Na zakończenie spotkania autorka opowiedziała o pustonocnych tradycjach na Kaszubach, które przetrwały do dnia dzisiejszego. W prezentacji pojawiły się porównania rytuału pustej nocy na Kaszubach w Polsce oraz w Kanadzie związane z artefaktami, organizacją przestrzeni i samym przebiegiem rytuałem. Ponadto obecni obejrzeli fragment dokumentu o pustej nocy, która miała miejsce w Luzinie w 2013 roku, odsłuchali śpiewów lidera Antoniego Kleiny (Luzino) oraz obejrzeli fragment nagrania z modlitw Duszpasterstwa Dobrej Śmierci (Luzino). *** Rekonstrukcja pustej nocy, a przede wszystkim wysiłek i serce, jakie włożyli w swoją pracę kanadyjscy Kaszubi, zasługują na ogromny szacunek i podziw. W tym miejscu pragnęłabym serdecznie podziękować wszystkim wymienionym osobom oraz ich rodzinom za gościnność i przede wszystkim za wyjątkową atmosferę. Gość w dom, Bóg w dom jest żywe na Kaszubach w Kanadzie! Bibliografia Biernaskie M.R., Dombroskie B.A., Dombroskie Genealogy, Gilmour Doculink, Killaloe 2013. Borzyszkowski J., Kurowska J., O Kaszubach w Kanadzie (1858–2008), Instytut Kaszubski i MPiMKP, Gdańsk – Wejherowo 2008. Glofcheskie J., Folk Music of Canada’s Oldest Polish Community, Canadian Centre for Folk Culture Studies, Ottawa 1980. Makowski W.B., History of Integration of Poles in Canada, The Canadian Polish Congress, Niagara Peninsula 1967. Notatki z pamiętnika nauczycielki Elizabeth Catherine Shalla (Szola) z domu Etmanska (1890–1978), urodzonej w Kanadzie, córki Johna Etmanskiego, jednego z pierwszych emigrantów przybyłych w 1858 r., babci Petera Glofcheskie, prezesa Wilno Heritage Society. O’Dwyer Rev. W.C., Highways of Destiny. A History of the Diocese of Pembroke, Ottawa Valley, Canada, Ottawa 1964. Perkowski J.L., Vampires, Dwarves, and Witches among the Ontario Kashubs, Canadian Centre for Folk Culture Studies, Ottawa 1972. Przypisy 1 Borzyszkowski J., Kurowska J., O Kaszubach w Kanadzie (1858–2008), Gdańsk – Wejherowo 2008, s. 9. 2 Perkowski J.L., Vampires, Dwarves, and Witches among the Ontario Kashubs, Ottawa 1972, s. 12. 3 Tamże, s. 13. 4 O’Dwyer Rev. W.C., Highways of Destiny. A History of the Diocese of Pembroke, Ottawa Valley, Canada, Ottawa 1964, s. 163–166. 5 Makowski W.B., History of Integration of Poles in Canada, Niagara Peninsula 1967. 6 Glofcheskie J., Folk Music of Canada’s Oldest Polish Community, Ottawa 1980. 7 Więcej na temat kolejności i tytułów pieśni w: Glofcheskie J., dz. cyt. 8 Glofcheskie J., dz. cyt., s. 35–48. 9 Biernaskie M.R., Dombroskie B.A., Dombroskie Genealogy, Killaloe 2013, s.104. 10 „Watkins Red Liniment” 1868 r. – maść przeciwbólowa zawierająca kamforę, czerwony pieprz i olej świerkowy. 11 Wilno Heritage Society (WHS) powołane do życia w 1997 r. przez potomków pierwszych osadników, pierwszym prezesem tego stowarzyszenia był David Shulist. Z inicjatywy WHS w 2002 roku powstało Polish Kashub Heritage Museum (Park Kaszubsko-Polskiego Dziedzictwa), Borzyszkowski J., Kurowska J., dz. cyt., s. 10. 12 Pieśni z rekonstrukcji: „Dzień ostateczny”, „Serdeczna Matko”, „Zmarły człowiecze z Tobą się żegnamy”, ostatnią pieśnią była „Witaj, Królowo nieba”. 13 Prunes – suszone śliwki odstawia się na noc do lodówki, skropione niewielką ilością wody i posypane cukrem. Przed podaniem gotuje się je tak, by stały się miękkie. 61 KLËKA Wejrowò. Pòznôj Kaszëbsczé nótë Ksążka aùtorstwa Rómana Drzéżdżona To je krótczé, to je dłudżé… Wędrówki szlakiem obrazkowych nut bëła promòwónô 3 rujana w Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie. Pòtkanié zaczãło sã òd wielejãzëkòwi deklamacji w wëkònanim Adama Hébla, aktora Teatru Zymk. Gòsce słëchalë téż schnitzelbankòwëch klawirowëch wariacji Roberta Scottiégò. Praktikancë Studia Spiéwù Reda dzejającégò przë Krézowi Zrzeszë Pòùczënowò-Wëchòwawczich Môlów [Studio Wokalu Reda przy Powiatowym Zespole Placówek Oświatowo-Wychowawczych] wëkònelë pòd czerënkã Wéróniczi Kòrthals-Tartas „A faragószék nótája” – wãgierską wersjã Kaszëbsczich nót. Ksążkã wëdało Mùzeùm razã z Wëdowizną Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô dzãka dëtkòwi pòmòcë gardu Wejrowò. Tegò dnia òtemkniãti béł téż pòkôzk z rozmajitima zortama przedstôwianiô ti znóny na Kaszëbach spiéwë. Red., tłóm. KS Praktikancë Studia Spiéwù Reda. Òdj. DM Bòrzestowò. Wieczór z cządnikã „Pomerania” Remùsowi Krąg gòscył 2 rujana przédnégò redaktora „Pòmeranii” Dariusza Majkòwsczégò i téż ùczennicã I Òglowòsztôłcącégò Liceùm w Kòs cérznie Wiktorã Kòzykòwską, aùtorkã artikla „Mały Siegi”, chtëren ùkôzôł sã w séwnikòwim numrze naszégò miesãcznika. Bëtnicë Remùsowégò Krãgù dzãkòwelë ji za wzrëszający tekst i gôdelë ò nôdzeji na to, że artikel òpiarti na przeżëcach ji familii nie béł slédnym ji aùtorstwa. Na pòtkanié przëszła téż szkólnô Wiktorë – Wanda Czedrowskô, chtërna òpòwiôdała m.jin. ò swòji robòce w kòscersczim liceùm. Jak òb czas kòżdégò pòtkaniô bò rzestowsczi pòspólnotë nie felało spié wów i dobri atmòsferë. Red., tłóm. KS Òdj. z archiwùm Remùsowégò Krãgù Katowice, Pòznań. Białczi ze Zgòrzałégo nie próżnëją Z leżnoscë 149. roczëznë gardu Katowice òb czas wiôldżégò Ùrodzëznowégò Jôrmarkù nôleżniczczi Stowôrë Białków Zgòrzałégò (Stowarzyszenie Kobiet Zgorzałego) promòwałë w dniach 14–21 séwnika bògactwò kaszëbsczi kùlturë. Naszã kaszëbską kùchniã katowiczanie pòznôwalë, szmakùjącë kùchë, chléb ze szmôłtã, malënowé soczi i naléwczi (specjalnosc zgòrzałków!). Pózni białczi z ti stowôrë swòje kùchar sczé dokazë pòkazywałë òb czas tôrgów Smaki Regionów w Pòznaniu (27–30 séwnika). Jich stojiszcze przëcygało przédno daniama z rëbów z Reduńsczégò Jezora. Szmaczi Pòmòrzégò bëłë téż w wërobach (m.jin. z wãdzonégò miãsa) Brigitë i Andrzeja Kąkòlów, firmë Fungopol z Brus i stowôrë Kościerska Chata, w sërach z kòzégò mléka z Kôrsëna i w napitkù, co sã zwie Piwo StaroGdańskie. Red., tłóm. KS Òdj. ze zbiérów Stowôrë Białków Zgòrzałégò www.kaszubi.pl 62 POMERANIA LISTOPAD 2014 KLËKA Bólszewò. Kaszëbsczi wieczór W Pùbliczny Bibliotece Gminë Wejrowò m. Aleksandra Labùdë w Bólszewie 24 séwnika bëło kaszëbsczé zéńdzenié, na jaczim prezentowóné bëłë dwa pòkôzczi: „Haft kaszubski”, aùtorstwa nôleżniczków Karna Kaszëbsczégò Wësziwkù „Tulipan” przë Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim w Wejrowie, i „Piewca Kaszub – ks. dr Leon Heyke 1855–1939” aùtorstwa Sławòmira Chòlchë. Białczi z karna „Tulipan” mògą sã bùsznic wiele dobiwkama. Jich wësziwczi pòkazywóné bëłë òb czas kònkùrsów i wëstôwków wësziwkù m.jin. w Lëni, Wiérzchùcënie, Chònicach, Somòninie, Zakòpónym. Leżnotą do pòkôzaniô materiałów ò ùtwórstwie i żëcym ks. dr. Léóna Heykégò je 75. roczëzna jegò smiercë. Na wëstôwkù w Bólszewie bëłë m.jin. rãkòpisë dokazów i lëstë tegò pòétë. Wieczór skùńcził wëstãp Dãty Òr kestrë „Zdzich Kapela”, chtërna wë kònała czile tradicyjnëch kaszëbsczich spiéwów, m.jin. „Hej tu u nas na Kaszubach” czë „Polka kaszubska”. Red., tłóm. KS Òdj. ze zbiérów PBGW m. Aleksandra Labùdë w Bólszewie Gduńsk. Niematerialnô spôdkòwizna tematã debatë Trzecé zéńdzenié drëdżi edicji Pòmòrsczi Debatë ò Kùlturze miało tituł „Niematerialne dziedzictwo kulturowe Pomorza”. Òdbëło sã 9 rujana w Kòlumnowi Zalë Nôrodnégò Mùzeùm we Gduńskù (ul. Toruńskô 1). Nôpierwi bëło podpisanié intencyjnégò lëstu w sprawie wespółrobòtë w dokùmentowanim i badérowanim niematerialny kùl turowi spôdkòwiznë Pòmòrzô i téż w ùpòwszédnianim wiédzë ò ni. Òb czas zetkaniô przedstawiony òstôł referat ò znaczenim ùdzélu państwa i Nôrodnégò Institutu Spôdkòwiznë [Narodowy Instytut Dziedzictwa] w òchronie niematerialny spôdkòwiznë. Mòżna bëło òbaczëc prezentacjã na temat stanu ùtrzëmaniô i pòpùlarizacji niematerialny kùlturowi spôdkòwiznë Pòmòrzô i badawczich jiwrów z nią sparłãczonëch. Red., tłóm. KS Gduńsk. Nôlepszi pòmòrsczi artiscë Gduńsczé Biennale Kùńsztu [Gdańskie Biennale Sztuki] trzecy rôz zebrało pò kôzk z nôcekawszich prôców pòmòr sczich artistów. Wëdarzenié je cyklicznym bédënkã Gduńsczi Gardowi Galerii [Gdańska Galeria Miejska]. Òkróm òrga nizacji przekrojowégò wëstôwkù, jegò célã je òżëwienié i zespòliwanié kùl turalny sferë Pòmòrzô. Pòkazywóné prôce bëłë wëbróné na spòdlim kònkùrsu, w nastãpnëch etapach nôleżnicë bãdą biôtkòwac ò nôdgrodë: pùbliczi, gduńsczi ASP (Akademia Sztuk Pięknych) i przédną nôdgrodã – chtërny dobiwca pòkôże sã na indiwidualnym wëstôwkù w przińdnym rokù. Biennale òtemkniãté bëło 9 rujana. Wëstôwk òbzerac jidze do 23 lëstopadnika. Red., tłóm. KS Òdj. A.M. Łubianô. Pòtkanié z aùtorã i promòcjô kaszëbsczégò jãzëka Part KPZ w Łubianie 18 rujana gòscył kaszëbsczégò pisôrza, pòétã, tłomacza i gazétnika Stanisława Jankegò. Zéńdzenié z Jankem bëło pòłączoné z promòcją jegò ksążczi Żôłti kam, bëło téż leżnotą do gôdków ò kaszëbsczi lëteraturze. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Tegò dnia òstôł ùroczësto òtemkłi môl na pòtkania dlô stowôrów z szôłtëstwa Łubianô. Ùczniowie Zrzeszë Szkòłów w Łubianie przërëchtowelë artisticzny wëstãp, a Karolëna Kùlas, dobiwczëni kònkùrsu Éwë i Grzegòrza Szalewsczich dlô nôlepszich maturańtów z kaszëbsczégò jãzëka w 2013 rokù, zaprezentowała swój maturalny pòkôzk. Red., tłóm. KS 63 KLËKA Rëbno. Na tczã pòległëch W trzecą niedzelã séwnika na Smã tôrzu Òfiarów „Marszu Smiercë” w Rë bnie bëła ùroczëstosc na tczã wnet 800 spòczëwającëch tam òfiarów i wszëtczich sôdzowników, chtërnym hitlerówcë pòd kùńc stëcznika kôzelë przeńc z kòncentracyjnégò lagru Stutthof. Pò złożenim meldënkù ò chãcë do zaczãcô ùroczëznë, przë zwãkach nôrodnégò himnu, òdegrónégò przez Gminną Dãtą Òrkestrã pòd przédnictwã Waldémara Szczipiora, wcygniãtô òsta na maszt stanica. Na ùroczëstosc przëszlë mieszkańcowie, przedstôwcowie wëszëznów gminë Gniewino i gòsce, a westrzód nich bëtnicë „Marszu Smiercë” i przedstôwcowie Kómbatancczi Radzëznë, sekretôrz krézu Wejrowò Mark Panka i kùstosz Mùzeùm Stutthof Elżbiéta Grot. Pò przëwitanim głos zabrała Mariô Kruszińskô, córka hm. Benedikta Porożińsczégò, kòmendanta Mòrsczégò Rejonu Harcerzów w Gdini, pózniészégò sôdzownika Stutthofu, ùmarłégò òb czas „Marszu Smiercë”. Pò ni wspòminkama pòdzelił sã Sztefón Lewandowsczi, ùszłi sôdzownik. Pò apelu pòległëch prowôdzonym przez kpt. Mariusza Jarosa i hònoro wim strzélu, òddónym trzë razë przez kómpaniã z Centrum Teleinfòrma ticznégò Wspiercô i Dowòdzeniô Wòjenny Marinarczi m. płk. K. Pruszkòwsczégò w Wejrowie, delegacje kómbatantów, samòrządôrzów, szôłtëstwów, mło dzëznë, òrganizacji i pòdjimiznów złożëłë kwiatë pòd pòmnikã òfiarów. Pòtemù ùczniowie Zrzeszë Szkòłów w Kòstkòwie zaprezentowelë krótczi program artisticzny. Pò patrioticznym dzélu bëła mszô swiãtô w intencji òfiarów „Marszu Smiercë”, żëjącëch kómbatantów i òjczëznë. Red., tłóm. KS Gduńsk. Nowi zôczątk – razã dlô Pòmòrzô Pò wakacjowi przerwie nôleżnicë Karna Sztudérów Pòmòraniô pòtkelë sã, bë zacząc nowi cząd dzejalnotë klubù, co dzejô przë Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim. Òd wiãcy jak piãcdzesąt lat prôcëjemë na rzecz rozkòscérzaniô kaszëbskò-pòmòrsczi tradicje i kùlturë, i téż spãdzywómë czas na pòtkaniach i dobri zabawie. 8 rujana bëło walné zéńdzenié spra wòzdawczo-welacyjné Pòmòranie. Më przedstawilë na nim swòjã dzeja lnotã w ùszłim akademicczim rokù i jesz òbgôdelë ôrtë promòcje klubù i òrganizacjã najich nôwôżniészich rozegracjów w nowim rokù. Równak przede wszëtczim më wëbrelë swòje wëszëznë. Przédnikã, jak łoni, je Magdaléna Bigùs. Do zarządu weszlë: Matéùsz Łącczi (wiceprzédnik), Katarzëna Bigùs (skôrbniczka), Przemësłôw Kilian (sekretôrz), Adrión Rudnik i Anna Selke (gòspòdarze Chëczë). Móm nôdzejã, że zarząd i nôleżnicë mdą robilë jakno karno, żebë ùdokaznic statutowé céle klubù – pòdsztrichnãła pò welacje przédniczka Magdaléna Bigùs. Pòmòraniô rôczi wszëtczich sztudérów, co chcą dzejac w klubie, na pòt kania, co latos mdą w kòżdą strzodã ò szósti pò pôłnim w sedzbie KPZ przë szas. Straganiarsczi 20–23 we Gduńskù. Adrian Watkowski, tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi Òdj. ze zbiérów Pòmòranie Bytonia. Ludowe Talenty 2014 W dniach 26–28 września odbywała się 7. edycja Pleneru i Konkursu „Ludowe Talenty” organizowanego przez gdański oddział ZKP. W tym roku, dzięki uprzejmości dyrektora Zespołu Szkół Publicznych w Bytoni Tomasza Damaszka, 64 uczestnicy pleneru mieszkali i tworzyli w tamtejszej, pięknie położonej szkole. W zajęciach wzięło udział 26 uczniów oraz 5 nauczycieli, którzy przez 3 dni, pod okiem doświadczonych instruktorów – członków Stowarzyszenia Twórców Ludowych Oddział w Gdańsku Reginy Białk i Edmunda Zielińskiego oraz Krzysztofa Bagorskiego – zgłębiali tajniki plecionkarstwa, malarstwa na szkle oraz malowania pastelami. Ponadto uczestnicy pojechali na wycieczkę do ogrodu dendrologicznego w Wirtach oraz zwiedzili Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Ostatniego dnia pobytu zorganizowano konkurs wykonanych prac. Barbara Maciejewska z Oddziału Etnograficznego Muzeum Narodowego w Gdańsku oraz Barbara Kurkowska, przedstawicielka organizatora, dokonały przeglądu i klasyfikacji prac. Przyznały 14 równorzędnych nagród. Pierwsze miejsca zajęły: Emilia Wawrzyniak ze SP nr 82 w Gdańsku-Klukowie za koszyk, Marta Czapska z ZSP w Bytoni za pastele i Alicja Czermińska ze SP w Baninie za malarstwo na szkle. Wszyscy uczestnicy pleneru otrzymali dyplomy i płyty CD z bajkami kaszubskimi, a osoby nagrodzone dodatkowo otrzymały książki. Red., fot. Krzysztof Bagorski POMERANIA LISTOPAD 2014 KLËKA Wejrowò. Festiwal Wanoga Lubòtnicë przigòdów, rézownicë i ti, co snią ò wiôldżich rézach, mielë mòżlëwòsc pòtkaniô sã w Wejrowie w dniach 2–5 rujana, bò wej prawie tedë dérowôł tam 3 Festiwal Przygody „Wanoga”. W jizbach Kaszëbsczi Filharmónii mòżna bëło pògadac z rézownikama, np. z Aną Jaklewicz, antropò logã i archeòlogã, chtërna òdkrëwała przed bëtnikama festiwalu krëjamnotë zadżinionëch cywilizacji. Béł téż Krësztof Starnawsczi, ekstremalny spòrtówc i płetwonurk, specjalizëjący sã w nurkòwanim w grotach. Wiele òbzérników z niecerplëwòtą żdało na seriã prezentacjów rézowëch filmów ze wszëtczich kòntinentów. Dzélã festiwalu béł téż czôłnowi spłiw rzéką Redą, rajd na òrientacjã i wspinaczkòwé zajãca. Red., tłóm. KS Gduńsk. Promòcjô raptularzów 15 rujana w Dodomù Kaszëbsczim we Gduńskù Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Kaszëbsczi Institut zòrganizowałë promòcjã dwùch wëdónëch latos ksążków: Daniela Kalinowsczégò Raptularz kaszubski i Tadéùsza Jabłońsczégò Raptularzyk z początku XXI wieku. Dokazë zaprezentowôł ùczãstnikóm promòcji prof. Andrzéj Cenôwa. Pòdczorchiwôł, że òbëdwie są zapisënkã robionym „na gòrąco”, bez dłëgszégò czasowégò òd daleniô, dzãka czemù wiele je w nich aùtenticznoscë i prosto wërzekłëch pòzdrzatków aùtorów. Red. Òdj. DM Bùdzëszëno (Niemieckô). Kaszëbi – wczora i dzysô W Serbsczim Mùzeùm (Serbski Muzej Budyšin) 12 rujana òstôł òtemkłi wëstôwk „Kaszëbi – wczora i dzysô”. Ekspònatë ùprzistãpniłë mùzea z Wejrowa, Pùcka, Wdzydz i Bëtowa, a kòòrdinatorã projektu béł Radosłôw Kamińsczi. Na wëstôwkù, jaczi mòżna òbzérac do gromicznika, je prezentowóny m.jin. kaszëbsczi lëdowi kùńszt, lëteratura, bùdowizna i rëbaczenié. Òb czas òficjalnégò òtemkniãcô re ferat ò Kaszëbach mia wëgłoszoné dr Magdaléna Sacha z Gduńsczégò Ùniwer sytetu. Kaszëbskô Familijnô Kapela BAS ze Serakòjc zagrała kòncert z prezentacją kaszëbsczich nótów, diôbelsczich skrzëpiców i pòkôzkã młocô i zażiwaniô tobaczi. Przedstôwcama Kaszëbów w Bùdzë szënie bëlë téż: dr Tomôsz Siemińsczi, Ter éza Tréder, Macéj Kwaśkiewicz z Zôp adnokaszëbsczégò Mùz eù m w Bëtowie, Mirosłôw Kùklik z Mùzeùm Pùcczi Zemi, Janina Kùrowskô i Róman Drzéżdżón z Mùzeùm Kaszëbskò-Pò mòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie, a téż Radosłôw Kamińsczi. Dzél wëstôwkù tikający sã kaszëbsczi bù dowiznë przërëchtowôł Tadéùsz Sa dkòwsczi z Mùzeùm – Kaszëbsczégò Etnograficznégò Parkù we Wdzydzach. Wëstôwk òstôł sfinancowóny m.jin. ze strzodków mùzeów i dotacji Marszôłka Pòmòrsczégò Wòjewództwa. Red. Òdj. Kapela Bas przed Serbsczim Mùzeùm. Òdj ze zbiérów kapelë BAS Szimbark. Promòcjô nowi ksążczi dlô dzecy Moja pierwsza Biblia. Stary Testament w obrazkach aùtorstwa Aleksandrë Majkòwsczi i Dariusza Majkòwsczégò je nônowszą ksążką wëdóną przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Pierszô promòcjô pùblikacji bëła 16 rujana w Pùbliczny Bibliotece w Szimbarkù. POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Òbrôzczi do kaszëbsczi Biblii dlô dzecy zrobiła Magdaléna Niebùdek, graficzka z tigòdnika „Niedziela” i pismiona dlô dzecy „Tęcza”. Red., tłóm. KS Òdj. A.M 65 KLËKA / KOMUNIKAT Rëmiô. 10 lat spiéwô chùr „Rumianie” Chòc chùr miono mô pòlsczé i téż nié-Kaszëbką je dirigent Marzena Graczyk, dlô wszëtczich to je kaszëbsczi chùr. Czemù? Bò czej koncertëje, chùrziscë są òblokłi we farwné kaszëbsczé ruchna, a chùr mô w repertuarze wiele piesni kaszëbsczich, tëch starszich, ale téż nowëch. Dzél z nich òpracowa na trzë głosë sama wastnô dirigent. Chùr pòwstôł 10 lat temù, jesenią 2004 rokù, czej do nowégò zarządu rëmsczégò partu béł wëbróny Eùgeniusz Zwara. Na zéńdzeniach czãsto më czëlë, żebë part doch cos zrobił i òdnowił w Rëmi kaszëbsczé spiewanié. E. Zwara wiele lat nôleżôł do „Chùru sw. Cëcylii” przë parafii w Stôri Rëmi, le w młodoscë zaczinôł spiewac w téż rëmsczim „Ka szëbsczim Zwònie” (dzejôł w latach 1957– –1961). I tak sã stało, że E. Zwara skrziknął chãtnëch, Ludwik Bach – dir. Miesczégò Dodómù Kùlturë i tej wiceprzédnik partu – nalôzł w bùdżece MDK dëtczi (bùrméster Elżbiéta Rogala-Kończak tak samò bëła baro „za”!), a M. Graczyk chãtno wzãła na se warkòwné prowadzenié, bò ju rëchli przez piãc lat prowadza rëmsczi chùr „Lira”. Dwa razë w tidzéniu w sali MDK chùrziscë zaczãlë sã zbierac na próbë, a białczi, chùrzistczi, samë robiłë kaszëbsczé ruchna. Ju w gòdnikù 2004 r. zaspiéwelë nama kaszëbsczé kòlãdë na òpłatkòwim zéńdzenim. Przez ùszłé 10 lat „Rumianie” spié welë ledzóm ju kòl tësąca razy! W Pòlsce i za grańcą (Wilno, Berlin). Wiele razy w kòscołach i na òdpùstach (nôleżą do Radzëznë Kaszëbsczich Chùrów), ale téż na kònkùrsach, festiwalach, przezdrzënkach, jôrmarkach. Wëdelë swòjã platkã. Wëstãpòwelë w TV „Trwam” na całi swiat i mają swòj ùdzél we filmie ò Gdini – „Miasto z morza”. 19 rujana w kòscele na Zôgòrzim òdbëłë sã jubileùszowé ùroczëstoscë. Chùrziscë słowama a piesniama òddelë swòje 10-latné dzejanié. Słëchińcama bëlë gòscë z Rëmi i z bùtna: bùrméster E. Rogala-Kończak, prezes Radzëznë Kaszëbsczich Chùrów – T. Fopke, zarząd partu razã z prezesã L. Bachã, delegacje jinëch chùrów z Rëmi, Czelna, Chwaszczëna, Kòsôkòwa, Lëzëna, Nadola, Wejrowa, Żelëstrzewa i Żukòwa. I bëła òwacja na stojąco, a tej gratulacje, żëczbë, kwiatë, darënczi i „Plurimos annos” a „Życzymy, życzymy...”. Kòżdi chùrzista dostôł diplóm-dzãkczinné pismiôno, ksążczi – II t. „Historii Rumi” i „Rumia pachnąca rumiankiem” – zôs ti, co spiéwią w chùrze òd pòczątkù, pamiątkòwą statuetkã. Pózni ju w parafialny swietlicë òdbéł sã dzél towarzësczi przë bògato zastawionëch stołach. Żôl, że tegò nie dożdôł sp. Gienek Zwara (ùmarł w 2011 r.). Chcemë żëczëc „Rumianóm” jesz wiele pësznych dokazów! J. H. Òdj. T. Dominik X Konkurs „Moja pomorska rodzina” Zarząd Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku zaprasza uczniów gdańskich szkół podstawowych i gimnazjalnych na X edycję konkursu „Moja pomorska rodzina”. Współorganizatorami konkursu są Urząd Miejski w Gdańsku, Gimnazjum nr 1 w Gdańsku, Stowarzyszenie Archiwistów Polskich Oddział Gdańsk oraz Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne. W dotychczasowych edycjach uczestniczyli uczniowie z ponad 60 szkół podstawowych i gimnazjów. Honorowy patronat nad konkursem objął Prezydent Miasta Gdańska Paweł Adamowicz. Organizacja konkursu ma na celu zachęcenie jego uczestników do poznania przeszłości swoich przodków oraz dziejów dużej i małej Ojczyzny z perspektywy losów rodziny. Konkurs pozwoli także na 66 utrwalenie w rodzinie pamięci o przodkach oraz zaprezentowanie ich historii w szerszym gronie. Szukając informacji, które służą do stworzenia zaprezentowanych podczas konkursu drzew genealogicznych, korzeni – wywodu przodków, czy też opisując rodzinne historie w albumach lub prezentacjach multimedialnych, uczniowie odtwarzają pamięć o swoich przodkach, o ich życiu i o panującej w rodzinie tradycji. Zapraszamy młodzież do uczestnictwa w konkursie, a nauczycieli do podjęcia się roli opiekunów uczniów przygotowujących prace konkursowe. Prace te należy składać w Gimnazjum nr 1 w Gdańsku od poniedziałku do piątku w godz. 8–14 (tel./ fax 58 341 09 29). Termin składania prac konkursowych upływa 10 kwietnia 2015 roku. Prace z jednej szkoły należy składać razem zgodnie z zasadami określonymi w regulaminie. Szkoły biorące udział w konkursie zostaną powiadomione o terminie oficjalnego ogłoszenia wyników konkursu oraz terminie wręczenia nagród i zorganizowania wystawy najlepszych prac (wstępny termin 29 maja 2015 roku). Wszelkich informacji i wyjaśnień w imieniu organizatora udziela Joanna Niwińska z Gimnazjum nr 1 w Gdańsku (tel. 58 341 09 29, e-mail: [email protected]) lub Krzysztof Kowalkowski (e-mail: zkpgdansk@ wp.pl). Regulamin jest opublikowany na stronie www.kaszubi.pl/komunikaty. W imieniu organizatorów konkursu Krzysztof Kowalkowski, ZKP Oddział w Gdańsku POMERANIA LISTOPAD 2014 SËCHIM PÃKà ÙSZŁÉ Po czim pòznac artistã TÓMK FÓPKA Są midzë nama. Wësoczi i czësto letkò òd zemi òdrosłi. Z głową w całoscë nôpasowniészé dlô artistë – chłopa. Takô białka w blónach abò wëżi nich. Pewno barżi zmiarti jak pãkati. A kòżdi z pòrządnym warkã. Dôjmë na to: zãberwajka. Dobrze przë zarôbiô a czej ju wszëtczé nasze dzénné zãbiska wëlékarzi z nich jinaczi sã òd drëdżich. Bò chce bëc jiny. Bò je ARTISTĄ. Po czim taczégò pòznac? Po jinoscë prawie. I colemało – scygô swój biôłi szërtuch i wpłiwô na òbrôz. Dobrze je, czejbë mòckò chce, żebë na niegò zdrzec, słëchac a òpasowac. Artista chùtczi swòjémù malôrzowi jaką zupkã ùwarza, cobë miôł żëje pro publico bono. Dlô lëdzy. Bez nich nick nie znaczi, jak nen mòc nen pãdzel trzëmac. Taczémù żłobiarzowi téż lżi je glënã miãgòlëc, czej mù niasta jaczégò chłop z kaszëbsczi rzeklënë, co klopsa do warkòwnie przëniese to nie tobaczi. Wëszczérzôta sã, Artistã jidze pòznac pò a nôlepi przëpilëje, cobë gò do że pro i tak dali jesc mù nie dô? gãbë włożił, pògrizł a pòłknął. Bò Prôwdzëwi artista nie mësli ò tim, że biwô. to biwô rozmajice, z artistama. czims tak mało znaczącym, jak W gazétach, w radio, Zabôczliwcë z nich są. Do sprajedzenié, picé, spanié itd. Òn wów prostëch prosto ni mają przemiszlô ò swim kùńszce, w telewizji, głowë. Tak jak ùczałi. Zabôczia całô reszta je mni wôrtnô jak në i w internece. wają. Jidze taczi wczas reno, kòl mëszé bòbczi w kòmòrze. A ardzesąti, ùmëc grëzajczi a wësłac tista wiele mësli. Ò tim a nym, paczkã niedrëchoma – narôz czasã ò nym a tim, czej ni mô głowë do mëszleniô. Wszëtkò mòże gò pòdskacëc do ùtwórstwa. cos gò natchnie, sôdô i pisze. Kòl dwanôsti mô ju parôt piãc Wezmë pòétã. Jidze przez ùrzmã lësców, wpadnie na zatacony piesniów na głos z fòrtepianã. Tej czëtô ksążkã, płitów słëchô, cos nócy w jaczims dzywnym jãzëkù, z dzecoma sã pògòni, kam – pòwstôwô wiérzta ò dekadencczi farwie, cos na ôrt: pòchimkô i pòachô do białczi na wôżny temat, napisze felietón do „Pòmeranie” a ju cknie za wieczerzą, bò to ju je kòl szósti Do pòdlëscowégò kama wieczór. I zôs jidze do kąpnicë, bò tak pò prôwdze sã tam òd Ach, czemùs na drodze mi stanął?! rena baro spiesził… Dlôcze jes żëcé mie zmienił?! Zdôrzô sã, że dirigeńt òblecze bótë nié do pôrë, ò czim mù I terô za takô nômianą żëczlëwi chórziscë doniesą – pò pôrã latach. Tenże sóm artista, Móm dali jic nieszczestlëwi?! szëkùjącë sã do sadniãcô w żuri, zabôczi, że w nocë czas béł Czejbë mù òbczas czurpaniô przez lëscowé mòrze przesëniãti do przódkù i baro sã dzëwi, że zwònią do niegò przënëkała przez drogã jakô òrzesznica, bëłabë z te gwësno tak wczas i pitają, dze òn je? Mògą sã téż artisce-spiéwôkòwi kaszëbsczé himnë pòmilëc… miłosnô wiérzta: Czej mô za co – to sã artista òblôkô. Kluczã do pòznaniô artistë pòdług òbleczënkù je głowa. A to kapelińder jaczi, (…) chùstka, cos farwnégò z nëbą. Ga są włosë, mòże z nima téż Twój płómk z miłotë òdżinka co artisticznégò zrobic. Ùfarwic, pòstawic, prostkã wëproscëc, W serce mie wlôł nôdzejã zaplesc, skwitnąc, przëplesknąc abò ògòlëc na łëso a tej so na Kąsk z ce le je i përzinka glacy tatuaża dac wëdłëbac. Wôżné, cobë gò lëdze widzelë. – A ter’s ju wiém, że żëjã… Artistã jidze pòznac pò tim, że biwô. W gazétach, w radio, w telewizji, në i w internece. Że téż gò gãbiskò nie bòli òd tëch A jakbë i jedno, i drëdżé sã stało narôz? wielnëch ùsmiéwków!? A na wszëtczim sã taczi znaje. Wnetkã Z cyklu „Jidã bez”: jak pòliticë, gazétnicë, ksãża abò szkólny. W całoscë kaszëbsczi artista. Ruscë wzãlë Krim – i ju ò krémie gôdô. Etnofilologiô Òdjimk trzecy w kaszëbsczi stolëcy? – dawac artistã! Pòd Bëtowã kòtka mô Blôsk! Trzôsk! Wlôzł! 40 młodëch – co na to kaszëbskô kùltura? Znowù są Jastrë abò Pôdł na nos. Gòdë – kònieczno trzeba cos ò stôrëch zwëkach i że ju jich ni ma. Artiscë òglowò są dobri w mediach do sztopaniô wszeleZawiewórcził jem sã jaczich dzurów. Czedë nie leje sã krew, sejm je na wczasach W lësco-rumie… – szukô sã artistów. Mòże prawie taczi co mądrégò pòwié. Są Pòdobno mają chòcle malôrz, żłobiôrz a ùsôdca mùzyczi. Pòtkô téż celebricë i… artistczi. Ti pierszi są znóny z tegò, że… są taczi malôrz snôżą białkã i ju jã cygnie, cobë aktë pãdzlowac. znóny, a ò artistkach to bë sã òsóbny articzel napisac przëdało. A prôwdzëwëch artistów rozpòznôwô sã pò jich dokazach. Czasã to òna gò cygnie. Jakno jegò mùza i dobrzińcka. To je POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 67 z bùtna Pëlckòwsczi meloman RÓMK DRZÉŻDŻÓNK – Włączë zdrzélnik, Éwelina w „Voice of Poland” mdze Nie ùwierzita, ale lëdze ò naju z brifką gôdają, że ma dwaji jesma za sobą! Jo, jo, jô wiém, że më w ti lilapëtlëwi Ùnie je- dzysô spiéwała. Mùszimë jã pòsłëchac. – Tej mòże jô kôwkã zrobiã, abò arbatã, a mòże co smë, ne wszëtczé genderë i cos tam tegò ten, ale rôz a dobrze rzekã: NIÉ! To nie je prôwda. Kò jô na niegò łaszczëwim òkã mòcniészégò? – zabédowôł jem drëchòwi. – Nié – òdrzekł cwiardo, a zdrzącë na mie z òstrzégą, donie zdrzã, a òn do mie nijak nie cknie. Nie ùwierzita, ale tuwò, w nym najim barabónowatim dôł: – Jô niżódnégò trzôskù niechc czëc. Tej dobrze. Sôdł jem òpòcuszkù na zófie a sztël sedzôł. Pëlckòwie, żëją téż snôżé ë pëszné białczi a dzéwczãta. Na Éwelina spiéwa, brifka jak nie jo, na nie ma z brifką rôd sã przëzdrzimë – na szasym, Brifka je najima spiéwôczkama zaczarzony słëchôł, a jem cëszi w krómie czë w zdrzélnikù. czësto zaczarzony. Co jô gôdôjã, kòta, jakbë mie nie bëło, pòdzérôł Òsoblëwie slédnym czasã òn je zakòchóny! Czej czëje rôz na zdrzélnik, rôz na brifkã. Czej programa sã skùńcza, nëch najich pëlckòwsczich spiéw taczi, chcemë za régą rzekł jem szpòrtowno, jak to dzéwczãtków je w telewizorze wëmienic leno trzë, Wéróniczi mie starkòwie mielë przódë corôzka wicy widzec. A jak òne z Pôlczëna, Natalie z Parchòwa lat naùczoné: spiéwają! czë Éwelinë z Lëzëna, tedë òn le – Në jo, kùńc mùzyczi, tatk Brifka je najima spiéwôczwzdichô „och”, „ach”, „ech” (…) je dzywny, biôjta lëdze dodóm kama czësto zaczarzony. Co jô – a zasmiôł jem sã. gôdôjã, òn je zakòchóny! Czej Brifka wezdrzôł nó miã bôczlëwie a bez zãbë wëcësnął: czëje spiéw taczi, chcemë za régą wëmienic leno trzë, Wéró– Cebie sã co nie widzy? Gôdôsz, że Éwelinka lëchò niczi z Pôlczëna, Natalie z Parchòwa czë Éwelinë z Lëzëna, tedë òn le wzdichô „och”, „ach”, „ech”, wznôszô òczë do nieba spiéwa? Të pùrtkù të, të mackù natrzasłi! Kò cebie elefant na a miodnym głosã pòwiôdô, nié to do mie, nié do se, nié do ùchò stąpił, a të chcesz kritikòwac?! – Jô doch nick taczégò nie rzekł – wëjikôł jem ùrzasłi. blónów: – Të sã nick na mùzyce nie znajesz. Rozmiejesz të co za– Aniółczi mòje! Biéda, żebë òbczas słëchaniô spiéwaniégò najich spiewac? Nie sfórtowôł jem nick òdrzec, a nen dali grzëmiôł. dzéwczãtów do niegò co rzec. Tedë to dôwô grzëmòt a łi– Të môsz ùszë zasztopóné! Jãzëk zapëzglony! Knérã zaskawice: – Sztël bądzë! Jes të czësto òbarchniałi! Prawie terô tkóną! Zãbë krzëwé! Z taką gãbą të niżódnégò zwãkù nie jes w sztãdze ze se wëdac. Jô ce bratkù czuł, jak të spiéwôsz. mùszisz plestac? Rôz czedës jem zabéł, że brifce-melomanowi ni mòże Jo, jo, no twòje „gloria” w kòscele na Gòdë za rikanim òsła w słëchanim wadzëc. Jô tedë nawetka nick nie rzekł, le czich- szlachòwa. Zdrzijta le, kùńc mùzyczi, tatk je dzywny. Tej donął pò ti jegò swójsczi tobace (gwës ny z pieprzã, co nią let- brze! „Biôjta lëdze dodóm” pòwiôdôsz. Kò jidã! Leno pamiãtôj ników czestëje), a nen rozgòrzony bez dwie niedzele ze mną – w ne chëczë brifka ju nie zazdrzi! Tak gôdając, zerwôł sã z zesla jak òparzony kùr, dôł bez nie gôdôł. Pòchwôlony nie rzekł a lëstë ë gazétë pòd dwiérze szmërgôł. Jô tam jegò znajã, temù mie to nick nie robiło, kò jizbã dwa stolemné szrëtë, trzasł dwiérzama a do dzysô dnia jem jegò ni miôł widzóné. A minãłë ju trzë niedzele. Ną razą wiedzôł jem, że kùreszce brifka sã òbdô. Ë sã òbdôł. Przëszedł w mòje chëcze, ë jak to w jegò òbdô sã naj brifka? Kò pewno jo. Timczasã nowi rekòrd mô ju ò trzë dni pòbité. zwëkù bëło, sôdł w zeslu, a mie nic tobie nic, rozkôzôł: 68 POMERANIA LISTOPAD 2014 WËDARZENIA Tôrdżi Ksążczi w Krakòwie W dniach 23–26 rujana 2014 r. Ka szëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i mia sto Gduńsk pòstãpny rôz brało ùdzél w Midzënôrodnëch Tôrgach Ksążczi w Krakòwie. W bòkadny programie 18. edicji krakòwsczi rozegracji nie zafe lowało pòtkaniô z kaszëbską kùlturą. Ju w przédnym hòlu nowi sedzbë òrganizatora Tôrgów gòscy witôł za chtny wëstôwk ksążków nôrodnëch i etnicznëch mniészëznów, gdze nalazłë sã téż nônowszé dokazë przërëchtowóné przez Wëdôwiznã KPZ i Kaszëbsczi Insti tut. W òbrëmienim „Kaszëbsczich baja niów” jesmë zòrganizowelë warkòwnie dlô nômłodszich, òbczas chtërnëch môłi ùczãstnicë wëdarzeniô pòznelë wiele czekawòstków sparłãczonëch z najim regionã. Bëłë téż ùczbë słów, słëchanié bôjków czëtónëch pò kaszëbskù i pla sticzné zajimniãca. Kòżdé dzeckò dostało m.jin. platkã „Najpiękniejsze bajki i ba śnie kaszubskie” dz. 4. Drëdżégò dnia Tôrgów òdbëła sã promòcjô ksążczi Zaułkami pamięci. Gdańsk – Londyn – Jaffa Franka Meisle ra przërëchtowóny przez Miłosławã Bòrzëszkòwską-Szewczik, a wëdóny przez Kaszëbsczi Institut w wespółrobòce z Miastã Gduńsk. Ò pùblikacji, jakô òpòwiôdô m.jin. ò kawlach gduńczanów i kindertranspòrtach, gôdała redaktorka ksążczi wespół z prof. Danielã Kalinow sczim. Nen òstatny kôrbił w trzecym dniu ro zegracji ò stojiznie nônowszi kaszëbsczi lëteraturë. W jegò wëstąpienim wie le bëło ò zjawiszczach w dzysdniowi kaszëbiznie i nôbarżi znónëch aùtorach twòrzącëch pò kaszëbskù. Òb całi czas waraniô Tôrgów w halë Wisła òtemkłé bëło stojiszcze Wëdôwiznë Zrzeszeniô i najich partnérów: Institutu Miejsczi Kùlturë i Gduńsczi Òficynë. Wiele lëdzy, chtërny nawiedzëlë naji stojiszcze, wspòminało łońską edicjã, czedë jesmë bëlë gòspòdôrzama Salonu Môłëch Òjczëznów – Kaszëbë i Gduńsk. Wiele bëtników krakòwsczi rozegracji bëło rôd, że i latos mòglë nas nalezc òbczas Tôrgów. Ana Dunst Òdj. ze zbiérów KPZ Ùdzél w 18. Midzënôrodnëch Tôrgach Ksążczi béł mòżlëwi dzãka wespółrobòce Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô z Miastã Gduńsk OKLADKA_KWIECIEN_2013.indd 3 2013-03-26 19:03:46