Sawczukowie i Melaniukowie w bie??e??stwie

Transkrypt

Sawczukowie i Melaniukowie w bie??e??stwie
Moi prapradziadkowie i pradziadkowie byli w bieżeństwie. A ja i kilkudziesięciu ich
potomków, wnuków, prawnuków, praprawnuków jesteśmy, bo wrócili. Nie mam
dokumentów. Nie znam szczegółów. Nie znam miejsc, ani dat. Nie mogę odtworzyć tej
historii. Z tego okresu mam jedną fotografię pradziadków. I ikonę od prababki Pelagii.
Pelagia i Łukasz Sawczukowie. I ich najstarsza córka Natalia, wówczas może
czteroletnia dziewczynka. Dumnie pozują do fotografii. Tam. W Imperium Rosyjskim.
Nie wyglądają na biednych chłopów. Nie wyglądają na małżeństwo z szóstką dzieci. Są tak
daleko od nadbużańskich Nowosiółek, położonych w cieniu jabłeczyńskiego monasteru.
Nie wiedzą jeszcze, co przyniosą kolejne lata, czy wrócą kiedykolwiek na swoją ojcowiznę,
jak będą tam głodować, jak przeżyją kolejną wojnę, że młodo pochowają jednego z synów…
Tam, gdzie zrobiono im to zdjęcie wyglądają na zdrowych i spokojnych. Ta straszna
droga uchodźców, o której czytam w historycznych źródłach, jest już za nimi. Przeżyli.
Może mieszkają w mieście. A może w jakiejś mniejszej miejscowości. Mogli też właściwie
wybrać się ze wsi do miasta, przy jakiejś większej okazji i robić sobie pamiątkowe zdjęcie.
Ale są dobrze ubrani. Stać ich na fotografa. Łukasz nosi mundur, w którym wygląda tak
dostojnie. Pelagia – ładnie skrojoną bluzkę. Natasza ma odświętny kostiumik. Mają się
dobrze. Może on pracuje w administracji tego miasta, może ona jest krawcową. Pewnie mała
Natasza bawi się z miejscowymi dziećmi. Na pewno chodzą do cerkwi. Na pewno spotkali
życzliwych ludzi, bo żyją i są na tym zdjęciu. Może mieli szczęście. Może żarliwie się modlili.
Jak komunikują się z miejscowymi? Jak odnajdują się w totalnie obcej rzeczywistości? A może
dodatkowo – miejskiej, a nie wiejskiej. Nie wiem, czy są tam tylko oni troje, czy mają
przy sobie też rodzinę z Nowosiółek. Wędrówka bieżeńców mogła równie dobrze rozdzielić
ich z bliskimi, z którymi w strachu opuszczali ojcowiznę. I może spotkali się z tymi,
co przetrwali dopiero po kilku latach w rodzinnych stronach. A może niektórych stracili
na zawsze…
1
2
Nie wiem, gdzie została wykonana ta fotografia. Nadruki na odwrocie kartonowej
podkładki, na którą naklejone jest zdjęcie, jasno wskazują, że to rosyjska robota. Brak
jednak szczegółowego tropu. Daty, nazwy miejscowości, czy zakładu. Napis „Cabinet
portrait” okazuje się nazwą modnego na przełomie XIX i XX wieku sposobu wykonywania
fotografii. Format gabinetowy miał właśnie formę odbitki naklejonej na nieco większy
karton, tworzący ramkę. Na odwrocie reklamował się zakład fotograficzny, w którym
wykonano zdjęcie. Jakim wspaniałym dokumentem mogłaby się okazać ta fotografia, gdyby
właściciel zakładu, w którym pozowali Łukasz, Pelagia i Natalia nie nakleiłby odbitki
na kartonik masowej produkcji, pozbawiony danych identyfikujących zakład.
Wyobrażam sobie, że byli w Kursku. I stamtąd przywieźli cenną ikonę. To piękne
przedstawienie Matki Bożej z Dzieciątkiem, otoczonej wizerunkami świętych i proroków.
Ikona jest podpisana jako Kursko-Korzenna „Znak”. Może Łukasz i Pelagia zabrali w drogę
ikonę lokalnie czczoną w miejscu, gdzie spędzili okres uchodźctwa? Na pamiątkę miejsca,
na pamiątkę ocalenia, z intencją szczęśliwego powrotu…
Nie wiem, jak pradziadkowie wrócili z tej rosyjskiej fotografii w rodzinne strony.
Doczekali się kolejnych dzieci. Może z resztą, któreś urodziło się w bieżeństwie. Nie wiem.
Nie mam dokumentów. Nie znam szczegółów, miejsc, ani dat. Po Nataszy na świat przyszli:
Łukasz, Aleksandra, Andrzej, Mikołaj i Michał, mój dziadek. Dziadek zmarł przed moimi
narodzinami.
Jedynym źródłem informacji są teraz opowieści mojej babci Olgi. Sawczukowie byli
jej sąsiadami. Teściami zostali dopiero w latach 50. Babcia wspomina, że rodzina Łukasza
i Pelagii była wśród miejscowych znana z religijności. W ich chatce w Nowosiółkach w kąciku
z ikoną zawsze paliła się lampka. Sawczukowie żyli bardzo skromnie. Babci zapadło
w pamięć powiedzonko, obrazujące niedostatek wielodzietnej rodziny.
Мишка, Гришка
3
и Лука, ходите суп кушать, а як зачерпнувся дна, только кропучка одна.
– pewnie
powtarzały to dzieci bawiące się we wsi…
Ze skrawków wspomnień babci tworzę sobie wyobrażenie o pradziadku Łukaszu.
Zastanawiam się, jak musiało go zmienić przeżycie bieżeństwa. Podobno odznaczał się
czysto rosyjskim akcentem. Był człowiekiem bardzo honorowym i pobożnym. Zmarł
w okresie okupacji, nieświadomy tego, że mieszkańców Nowosiółek czeka kolejna tułaczka…
Prababcia
Pelagia
dożywała
w domu
wybudowanym
przez moich
dziadków
w Nowosiółkach tuż obok starej chatki. Pilnowała wnuków. Czasem ukradkiem płakała,
rozmyślając nad tym, jaki mają oni dostatek, a jak to było kiedyś. W domu Michała i Olgi
pozostawiła też ze swoim matczynym błogosławieństwem ikonę przywiezioną z Rosji…
Ikona Matki Bożej Kursko-Korzenna „Znak”, przywieziona przez pradziadków
Sawczuków z Rosji. W setną rocznicę bieżeństwa nasza rodzina oddała ikonę do
konserwacji, aby przywrócić jej dawny blask.
4
Łukasz, Pelagia, Łukasz, Aleksandra, Andrzej, Mikołaj i Michał. Nie wiem o nich
prawie nic. Wszyscy spoczywają na cmentarzu w Jabłecznej, oprócz Nataszy, dziewczynki
ze zdjęcia... Nigdy nie spotkałam Natalii, bo historia lubi się powtarzać. Tak, jak jej rodzice
jako młode małżeństwo zostali nagle rzuceni w daleki, obcy świat, tak i ona musiała
po II wojnie światowej przymusowo wyruszyć w nieznane. Wysiedlona została z mężem
na Ziemie Odzyskane w ramach akcji „Wisła”. Swoje życie spędziła na Warmii, we wsi Zięby.
Gdy tylko mogła, przyjeżdżała jednak w rodzinne strony. Na święto Jabłczyńskiego
monasteru. Spotkać się z bliskimi, powspominać, pooddychać nadbużańskim powietrzem
i pomodlić się do świętego Onufrego. Bóg wynagrodził Nataszy jej niepokoje dwukrotnej
tułaczki. Dożyła prawie stu lat.
Pelagia – wówczas już wdowa – i pozostała część rodziny uniknęła wysiedlenia.
Synowie Sawczuków walczyli w Wojsku Polskim, więc władze przeprowadzające akcję
wysiedleńczą zakwalifikowały ich jako Polaków. Mogli pozostać w Nowosiółkach, gdy cała
wieś się wyludniała. Psy wyły, zostały puste domostwa, prawie nikt nie przychodził na służby
do monasteru. Szczęście w nieszczęściu… Lata 50. Były już szczęśliwsze. Andrzej, Mikołaj
i Michał założyli rodziny, rodziły się dzieci. Obok starego domostwa Sawczuków powstały
jeszcze dwa domy. Rodzina została blisko siebie w jednej wsi, wspierając się w dobrych
i złych chwilach.
5
* **
Paulina i Michał Melaniukowie opuszczali Nowosiółki jako młode małżeństwo.
Tuż przed bieżeństwem, w 1915 r. na świat przyszedł ich pierworodny syn, Piotr. W drogę
wyruszyli wszyscy domownicy, rodzice Michała – Wasilij i Fiekła1 oraz jego siostry – Ksenia
i Pelagia, zwana Pułaszką. Nie ma pewności co do tego, czy rodzice Pauliny – Grigorij
i Anastasija2 z sąsiedniej Lisznej, też zdecydowali się na podróż.
O bieżeństwie pradziadków Melaniuków, rodziców babci Olgi mam tylko skrawki
informacji. Babcia wie, że dotarli do guberni tambowskiej. Rodzice chyba nie opowiadali jej
dużo o tamtych przeżyciach, a może czas zatarł w pamięci jakieś zasłyszane dawno temu
historie. Olga była najmłodszą córką spośród piątki dzieci, urodziła się w 1925 r. W dziesięć
lat od wydarzeń związanych z wielką ucieczką.
Skojarzenia związane z wyjazdem w głąb Imperium Rosyjskiego… Dlaczego
wyjeżdżali? Nie wiadomo dokładnie, wszyscy jechali, bali się wojny, wszyscy zbierali się
do ucieczki. Jak było w drodze? Cudem musieli przeżyć tą drogę. Jechali pociągami. Ludzie
umierali z głodu. Zostało dużo sierot, zabierali je do ochronek. Musiało to być straszne
wszystko, ale modlili się, trzymali się razem i przeżyli.
Dotarli do tambowskiej guberni. Tam byli dobrzy ludzie, pomagali przyjezdnym. Była
dla bieżeńców praca. (Jak czytam obwód tambowski to region bogaty w surowce mineralne).
Tak, były kopalnie, szachty. Ojciec pracował końmi. Wywozili węgiel do jakiegoś składu.
Zarabiali na życie. A jak wracali? W którym roku nie wiadomo, ale pewnie przed rewolucją.
1
2
Bazyli i Tekla
Jerzy i Anastazja
6
Później tam był już głód, wywózki na Sybir. Przyjechali to przywieźli ze sobą trochę
pieniędzy, czerwońców. Ale tutaj nic nie było, mama opowiadała, że gotowali zupę z lebiody,
bo nie było co jeść. Dopiero z czasem wszystko wróciło do normy. Waśka, drugi brat urodził
się w 17-tym roku, to może jeszcze w Rosji. A siostry Mania i Natala3 już w Nowosiółkach.
Czy dzięki temu wyjazdowi poprawiła się pozycja społeczna Melaniuków?
Czy rzeczywiście życie stało się łatwiejsze dzięki przywiezionym czerwońcom? Tak to sobie
wyobrażam… Po powrocie prapradziadek Wasilij został „starszym” – prawdopodobnie
wójtem – w Domaczewie. Tak Melaniukowie zyskali w Nowosiółkach przezwisko Галалы4.
Podobno Wasilij po powrocie z miasteczka rozporządzał – donośnym głosem –
mieszkańcami Nowosiółek, co do jakichś wart, czy innych obowiązków w czynie
społecznym.
Babcia nie jest pewna, czy siostry ojca wyjeżdżały w bieżeństwo jako panny,
czy już zamężne kobiety. Bo ich mężowie byli nietutejsi, miastowi. Rozmawiali w języku
czysto rosyjskim, a nie w gwarze ukraińskiej, jakiej używano w Nowosiółkach. Obie ciotki
mieszkały w Brześciu. Może więc poznały swoich wybraków w Rosji i przeprowadziły się
z nimi do miasta blisko rodzinnej wsi. Ksenia, najmłodsza córka otrzymała prawdopodobnie
w posagu przywiezione czerwońce. Może też wyszła bogato za mąż. W okresie
międzywojennym Ksenia i Paweł Iwaniccy założyli bowiem w Brześciu Hotel Poznański.
Oferowali noclegi i obiady. Musiało im się wieść całkiem dobrze. Przypomina jeszcze o tym
stary nagrobek Wasilja i Fiekły na cmentarzu w Jabłecznej. Prawdopodobnie ufundowała
go córka z Brześcia, grawerując dedykację
от дочери Ксении.
Szczęście Iwanickich
nie trwało jednak długo. W czasie okupacji niemieckiej musieli uciekać z Brześcia przez Bug,
zostawiając cały swój poukładany świat. Stracili wszystko. Nie mieli już rosyjskich
3
4
Rodzeństwo babci: Bazyli, Maria (Kiryluk), Natalia (Radzowinowicz)
Od ros. глаголать
7
czerwońców, tylko zapamiętane przez babcię дубы, banknoty z dębowym drzewkiem. Cały
worek pieniędzy, które straciły wartość… Zatrzymali się w domu Melaniuków na kolonii
w Nowosiółkach. Później zaś przeprowadzili się do Białej Podlaskiej. Tam też spoczywają
na cmentarzu przy cerkwi…
A Paulina i Michał, wraz z dziećmi, a nawet już wnukami musieli przeżyć w 1947 r.
kolejną przymusową tułaczkę. Na Zachód. (Tak wśród wysiedleńców utarło się nazywanie
Ziem Odzyskanych). Spędzili kilka lat w Ziębach na Warmii. A gdy tylko już pozwolono
na taką ewentualność – wrócili na swoją ojcowiznę, płacąc odstępne za swój własny dom,
zajęty przez obcych ludzi. Wspominam o tym, co wydarzyło się trzy dekady po bieżeństwie,
bo w przypadku mojej rodziny, słowa: jestem, bo wrócili, należy opatrzyć nawiasem: jestem,
bo wrócili (dwukrotnie).
* **
Historie obu opisanych rodzin scala osoba mojej babci Olgi. Dzięki niej mam pamięć
rodzinną. Dzięki niej wiem, skąd pochodzę i kim jestem. Wiem, jak duża jest moja rodzina,
choć całej może osobiście nie znam. Mam groby i opowieści, a nawet trochę fotografii. Mam
też przywiązanie do prawosławnej wiary. I wciąż istnieje jeszcze najstarsze pokolenie mojej
rodziny. Olga, Nina i Maria – trzy synowe Pelagii i Łukasza Sawczuków. Mieszkają w trzech
sąsiadujących ze sobą domach w Nowosiółkach. Spotykają się na ławce w sadku
i rozmawiają po swojemu.
Niedawno świętowaliśmy dziewięćdziesiąte urodziny babci Olgi. Następną
uroczystością, jakiej sobie babcia życzy jest wesele wnuczki.
8
Paulina i Michał Melaniukowie (Fotomontaż, lata 50.)
9
Poświęcenie odnowionego krzyża, postawionego w podziękowaniu
za ocalenie w czasie II wojny światowej.
W miejscu, gdzie stał dom Pauliny i Michała Melaniuków. Maj 2014 r.
10
Z babcią Olgą, która jest skarbnicą rodzinnych historii.
Promocja książki „Dwie godziny”, której również jest bohaterką.
Jabłeczna, sierpień 2014 r.
11