Kolejny rok
Transkrypt
Kolejny rok
www.koniniana.netstrefa.com.pl DWUMIESIĘCZNIK Towarzystwa Przyjaciół Konina styczeń 2016 r. Nr 1 (145) Najmilsi, najwierniejsi Czytelnicy, wreszcie i „Koniniana” mogą dołączyć do składających życzenia noworoczne (choć to już właściwie ostatni dzwonek). Witam więc Czytel- ników nowym 2016 rokiem, będącym jednocześnie trzynastym rokiem naszego istnienia na rynku wydawniczym Konina. (Nie odpukujemy, bo od pewnego czasu redaktor prowadzący przestał mieć złe skojarzenia z trzynastką.) Błąkamy się również od 10 lat w Internecie, przemierzając naprawdę (sic!) Kolejny rok godzinie siódmej czterdzieści jeden. Słońce budzi nas do życia swoim złotym blaskiem, ale zanim zacznie się wspinać na nieboskłon, jeszcze zaspane, ziewające, tworzy przepiękne zorze. Nie jesteśmy pewni, czy by istniało słońce gdyby nie było Konina. Chyba nie. Bo do kogo mogłoby kierować swoje promienie, jak nie do Warty, dębów parkowych i domów miasta po obu brzegach rzeki wyrosłych. Słońce i ratuszowy zegar odmierzają nam godziny nocy i dni. Jeszcze niedawno, bo w grudniu, żyliśmy w niepokoju, co nowy rok wniesie do naszego życia. Czas nieco nadgryzł dni kalendarzowych. Część z nas się uspokoiła, ale są i tacy, których dręczy nadal niepewność o swoje losy. Redagujący „Koniniana” nie są wróżbitami i nie umieją przepowiadać przyszłości z szumu igieł sosnowych i plusku fal Warty. Mogą natomiast z pełną odpowiedzialnością dowieść, że słońce jest zawsze przyjazne dla mieszkańców Konina – tych co mieszkają po lewej i tych co po prawej stronie Warty. Redaktorzy mogą też oświadczyć, że miłują swój nadwarciański ziemi konińskiej” (tom II) wyjaśniającą sens powstania – koniecznie do przeczytania. Zresztą tak się składa, że cały numer jest do absolutnego zaliczenia. Ania Dragan przypomina nazwiska pierwszych działaczy Polskiej Organizacji Harcerskiej. Przypomina, że w Koninie działało Liceum Harcerskie. Autorka dedykuje artykuł 30. rocznicy powstania POH oraz filmowi Andrzeja Mosia „Harcerzen zawsze”. Piotr Rybczyński odkupuje swoje winy aż dwiema częściami rozprawki na temat alkoholu, temat przede wszystkim dla dorosłych, ale przyda się i młodzieży (teraz już wiem, że młodzi zaczną od tego artykułu). Jagoda Naskręcka trzyma rękę na pulsie (vide Białowieża) tym razem o pięknym drzewie rosnącym na Starówce (choć nie wykluczam, że w cieniu tego drzewa kryje się jakaś romantyczna historia). Szczęściarz Gienio Dziardziel przyłapał, gdzie odpoczywa Przemysł, stojący na co dzień przed nowo pobudowanym budynkiem przy ulicy Szarych Szeregów. Noworoczne serdeczności Stanisław Sroczyński PS Janka Sznajdra zapytałem, czy nie za długą kolejkę ustawił przed kioskiem, ale mi odpowiedział, że nie będzie sobie na starość żałował (ale mi starość!!!) gród – prastare królewskie miasto i darząc je wielką sympatią, pamiętają o styczniowych wydarzeniach sprzed lat. Oto kilka przykładów: 1919 r. Przekształcenie szkoły handlowej w ośmioklasowe gimnazjum humanistyczne. 1927 r. Poświęcenie nowo wzniesionej szkoły powszechnej (obecnie podstawowej) przy ulicy Kolskiej. 1928 r. Otwarcie gimnazjum i liceum. 1945 r. Wyzwolenie Konina spod okupacji niemieckiej. 1947 r. Przekształcenie biblioteki ludowej w powiatową bibliotekę publiczną. 1955 r. Wydanie pierwszego numeru gazety zakładowej Kopalni Węgla Brunatnego Konin – „Głos Górnika”. 1963 r. Intensywne opady śniegu paraliżujące komunikację. 1966 r. Utworzenie Przedsiębiorstwa Budowy Elektrowni „Energoblok”. 1970 r. Ostre mrozy. Temperatura dzienna poniżej minus 20 stopni. 1976 r. Włączenie do Konina sołectw: Gosławice, Grójec, Laskówiec, Łężyn, Maliniec, Międzylesie, Pątnów. 1982 r. Powódź na obrzeżach miasta. Oto tylko trochę przypomnień z wydarzeń, o których prowadzący „Koniniana” i my prości żurnaliści pamiętamy. Jeśli chodzi o mnie, czyli Zygmuncie K., to najbardziej zapamiętałem styczeń 1945 roku. Duży mróz, głęboki śnieg, kolumny uciekających Niemców. Nie litowaliśmy się, bo my też tak uciekaliśmy z Konina we wrześniu 1939 r. Zapamiętałem olbrzymie dwa huki wysadzanych przez niemieckich żołnierzy mostów na Warcie i jej zalewie. Mimo upływu czasu pamiętam łoskot gąsienic czołgów radzieckich. Nadal wzruszam się przypominając sobie dźwięki „Mazurka Dąbrowskiego” odegranego na placu Wolności w styczniu 1945 roku. Utrwalił się w moim nosie zapach chleba pieczonego w radzieckich wojskowych samochodowych piekarniach. Po latach niemieckiej okupacji, okresie niedostatku i głodu, do naszych dziecięcych nosów wdzierała się najmilsza woń ze wszystkich zapachów świata. Pieczony chleb. Żołnierze nie skąpili dzieciom bochenków. Ci co takowy gorący skarb dostali pędzili do domów, niosąc go na czapce, rękawiczkach lub szaliku. Czas biegnie szybko, razem z nim na walec wspomnień nawijają się wydarzenia ludzi wiekowych i tych najmłodszych. Tych, co swoje życie zapoczątkowali w dwudziestym pierwszym wieku. Wszystkim życzmy, aby z roku na rok, w nieustanne piękniejącym Koninie, z dumą o nim mówili: – „To moje kochane miasto”. Zygmunt Kowalczykiewicz (st) zdj. – StS Jeśli już kolejny, to na pewno w kalendarzach zapisany jako 2016. Mieszkańcy Konina żyć w zdrowiu będą, a wraz z nimi na łamach „Przeglądu Konińskiego”, drukowane zostaną „Koniniana” – wkładki dwumiesięczne redagowane przez prowadzącego, bo tak o sobie mówi – Stanisława Sroczyńskiego. Jeśli już o nim mowa, to w tym roku obchodzić będzie osiemdziesiątą rocznicę urodzin. Gratuluję redaktorze, przyjacielu tylko kilka miesięcy starszy ode mnie. Koniec gadania o starcach, bowiem Konin jest bardziej od nich wiekowy. Według słownika języka polskiego – rok, to kalendarzowy miernik czasu. Czyli rachuby okresowych zjawisk przyrody. Wiemy, że przyrodą na Ziemi steruje Słońce. Oświetlając jej kulę nie omija Konina. I jeśli zawistne chmury nie przysłaniają jego blasków, to pierwszego stycznia witamy je o przestrzenie od bieguna do bieguna, jak również wzdłuż równika dookoła kuli ziemskiej. (Jak łatwo pisać o rzeczach, których tak do końca nie można sprawdzić). W dzisiejszym wydaniu udało mi się zebrać sporo wypowiedzi Ojców Założycieli „Koninianów”, może uda się ich trochę zdyscyplinować w 2016 r. To przecież ich teksty przyczyniły się do zwycięskiego marszu „pisemka” wśród społeczeństwa Konina i jednoczenia go wokół idei „jesteśmy dumni z naszego miasta” (cokolwiek by się w nim nie działo, a na szczęście dzieje się nieźle). Ponieważ Zygmunt Kowalczykiewicz (st.) zagalopował się trochę i zdradził najpilniej strzeżoną tajemnicę dot. wieku prowadzącego – ja przekażę nie tylko jemu, pewien tajemniczy list do redakcji, ujawniający niesamowity spisek. Przekazuję go również do wiadomości Czytelników, może to ostrzeże i zjednoczy określoną grupę rówieśników. (List przesłał na moje ręce Przyjaciel ze Szkoły Orląt z Dęblina, Romek K. – nie uzgodniłem z nim, czy chciałby się ujawnić, przecież młode wilki tylko czekają…!!! Stąd tylko pierwsza litera nazwiska). Natomiast już pleno titulo Janusz Gulczyński rekomenduje i opisuje mądrą książkę „Z dziejów powstania styczniowego na Panowie, byle do wiosny str. 17 (str. I) Tom II „Z dziejów powstania styczniowego na ziemi konińskiej” Jesienią ubiegłego roku ukazał się tom II wydawnictwa „Z dziejów powstania styczniowego na ziemi konińskiej. Wybór zagadnień”. 14 grudnia 2015 r. w konińskim muzeum odbyła się promocja książki, która stanowi kontynuację wydawnictwa (tomu I) z 2013 r. Myślę, że warto choć w kilku słowach (na ile pozwalają rozmiary szpalt „Koninianów”) napisać o tomie II „Z dziejów powstania”… Wydawnictwo ukazało się staraniem Stowarzyszenia Współpracy Polska-Wschód i Muzeum Okręgowego w Koninie. Zespół redakcyjny stanowili: Artur Kijas, Zdzisław Jacaszek, Krzysztof Gorczyca, Krzysztof Płachciński. Prof. Kijas napisał też omawiający całość pracy i otwierający książkę „Wstęp”, a wśród autorów znaleźli się: Maciej Grzeszczak z kilkoma tekstami, Krzysztof Płachciński, również z kilkoma tekstami, m.in. ze szczególnie interesującym artykułem „Chłopi wobec powstania styczniowego.” Sławomir Józefiak z dwoma tekstami odnoszącymi się do bitwy pod Brdowem, Aleksandra Brzęcka pisząca o bitwie pod Myszakówkem i Marta Leszczyńska. Szczególnie cenną publikacją wydaje się być prezentacja tekstu źródłowego, dotyczącego bitwy pod Ignacewem (opracowanie M. Grzeszczaka i K. Płachcińskiego zatytułowane: „Raport generała majora Nikołaja Aleksandrowicza Krasnokutskiego o przebiegu bitwy pod Ignacewem z 8 maja 1863 roku”; oryginał dokumentu złożony w zasobie Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie). Zawartość merytoryczna książki, jak widać z powyższej informacji, jest obszerna i nie sposób w prasowym felietonie odnieść się do wszystkich tekstów. Osobiście pisałem o tradycjach powstania z okresu II Rzeczypospolitej i temu tematowi poświęcę trochę więcej miejsca. * Do etosu powstania, jego wielorakich wartości odwoływano się w kolejnych latach po upadku insurekcji, ale szczególnie nowe okoliczności dla większego upamiętnienia tego największego, a jednocześnie i najtragiczniejszego dziewiętnastowiecznego zrywu niepodległościowego zaistniały w wolnej już Polsce po 1918 r., w dużym stopniu za sprawą marszałka Józefa Piłsudskiego, apologety powstania, wychowanego w jego duchu, badacza i dziejopisa zwłaszcza militarnych str. 18 (str. II) odsłon insurekcji. W pierwszą rocznicę wybuchu insurekcji w 1919 r. J. Piłsudski wydał specjalny rozkaz, według którego zaliczył do szeregów Wojska Polskiego wszystkich weteranów 1863 r. z prawem noszenia munduru wojsk polskich w dni uroczyste. W kolejnym roku określono wzór umundurowania dla weteranów. Mieli oni nosić granatowe czamary do kolan (z czasem zastąpiono je surdutami), spodnie o kroju cy- podobna liczba oscyluje wokół 3,5 tysiąca. Z roku na rok wykruszała się ta „armia”; u schyłku II Rzeczypospolitej żyło już tylko 53 weteranów, najdłużej żyjącym był prawdopodobnie Feliks Bartczuk, który zmarł 9 marca 1946 r., w wieku ponad 100 lat. Byli wśród nich weterani, którzy brali udział w walkach na terenie ziemi konińskiej, w bitwach pod Bieniszewem, Olszowym Młynem, Brdowem, Pyzdrami, cy jestem zafrapowany osobą A. Krajewskiego. W Zaduszki ubiegłego roku obszedłem cmentarz przy Kolskiej wzdłuż i wszerz (jak to czyniłem już w przeszłości wielokrotnie). Niestety: nie odnalazłem grobu/mogiły. Mówi się często, że cmentarze są szczególnym źródłem wiedzy historycznej. Ale jednocześnie unowocześnia się nekropolie i zdarza się, że najstarsze kwatery są likwidowane. Nijak obecnym nekropoliom do ich wyrazu z XIX w., nawet z okresu międzywojennego dwudziestolecia. Żywię nadzieję, że Czytelnicy „Koninianów” sięgną po oba tomy „Z dziejów powstania styczniowego na ziemi konińskiej”. Także pochylą się na artykułem o powstańczych tradycjach. Czynimy w nim drobne historiograficzne zapiski, piszemy o pamiętnikarstwie, obchodach ważnych rocznic związanych z wydarzeniami na ziemi konińskiej. Relacjonujemy za „Głosem” marsze powstańcze szlakiem Taczanowskiego, jakie odbywały się w latach 1933-1939 (z wyjątkiem roku 1935, na znak żałoby po marszałku) na trasie Słupca-Konin, organizowane przez miejscowe organizacje paramilitarne, m.in. Związek Strzelecki czy Przysposobienie Wojskowe. Przytaczamy też odwołujące się do etosu i legendy powstania utwory poetyckie, dla przykładu sonety pióra duszpasterza brdowskiego z okresu międzywojnia, księdza Józefa Markowskiego, jak również teksty wierszopisów rodem z Konina i Koła. W podsumowaniu należy stwierdzić, że dziedzictwo powstania mające już przeszło 150 lat jest nadal żywe. Inspiruje nie tylko historyków, ale, co godne podkreślenia, szerokie rzesze zaprawionego patriotycznie społeczeństwa. Byliśmy pod wrażeniem rekonstrukcji bitwy ignacewskiej z 9 czerwca 2013 r., jej rozmiarem, kolorytem, fachowością przygotowania. Ale mało kto pewnie wie, że już w II Rzeczypospolitej w wielu miejscowościach ziemi konińskiej odbywały się (oczywiście drobniejsze niźli ta z 2013 r.) inscenizacje starć powstańczych z Moskalami. Prezentowane były parateatralne widowiska, recytacje patriotycznej poezji i patriotyczne śpiewy. Janusz Gulczyński Stare drzewo na Starówce Mogłoby być poliglotą słyszało język nie tylko ojczysty ale niemiecki rosyjski jidysz cygański pijacki nowomodny młodzieżowy ale ono nie mówi i też nie powie czy znalazło się z przypadku czy z zamysłu człowieka wilnym, sukienne płaszcze oraz czapki rogatywki z granatowym otokiem i orzełkiem wojskowym z wytłoczoną datą „1863”; takąż naszywkę z datą nosili na naramiennikach. Nadano weteranom pierwszy stopień oficerski podporucznika, a będących już oficerami awansowano o stopień wyżej. Wielu weteranów korzystało ze świadczeń pieniężnych, wielu otrzymywało dożywotnią stałą pensję. Uhonorowani zostali wojskowymi i cywilnymi orderami i odznaczeniami, przede wszystkim Orderem Wojennym Virtuti Militari (w okresie dwudziestolecia międzywojennego 59 uczestników powstania), Krzyżem Walecznych, Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Krzyżem Niepodległości oraz Medalem Niepodległości. Trudno ustalić ilu byłych powstańców doczekało niepodległości w 1918 r. Panują w tej mierze badawcze kontrowersje, ale najbardziej prawdo- Ignacewem… Niemalże każda miejscowość miała swoich bohaterów, dla przykładu Słupca – Mateusza Melanda, Kłodawa – Rocha Szurgocińskiego, Konin – Aleksandra Krajewskiego. Było wielu innych. Lokalna prasa („Głos Koniński”, „Gazeta Kolska”, „Echo Tureckie”) pisała o pomnikach: w Ignacewie, Brdowie, Kole, o Krzyżu Tarejwy. Odnotowywała zgony weteranów i relacjonowała urastające do patriotycznych manifestacji pogrzeby. Dla przykładu: „Dnia 28 listopada 1924 r. rozszedł się z tym światem […] podporucznik Aleksander Krajewski. Kondukt pogrzebowy wyruszył z domu żałoby na cmentarz parafialny w Koninie, dnia 30 list. przy udziale wojska, straży ogniowej z orkiestrą, cechów oraz licznego udziału publiczności. […] Po złożeniu trumny do grobu, wojsko oddało zwłokom ostatnie honory kilkakrotnemi salwami. Cześć Jego pamięci”. Przytoczyłem ten fragment, ponieważ od trzech miesię- dobrze mu tam* żyć w złocisto-srebrzystych kąpielach słoneczno-księżycowych i wodnych niebieskich wyrosło dorodne okazałe choć samotne w tej ulicznej przestrzeni może dlatego rozkłada szeroko liściaste ramiona nad przechodniami by dać im chłodny dzień a ptakom schronienie swym przeszło stuletnim istnieniem przyjaźnie wtapia się w historię miasta śmiało mogłoby awansować do roli „pomnika przyrody” i pozbyć się nieustającego lęku że kiedyś… komuś… może przeszkadzać jego obecność! * stare piękne drzewo (jesion) rośnie na skrzyżowaniu ulicy Wodnej z ulicą Śliską w Koninie Jadwiga Naskręcka „Harcerzem zawsze” Waszczyńskiego, Krzysztofa Dobreckiego, siostry Rut, Romualda Bąka, Michała Gościniaka, Anny Karbowej, Ewy Johnson, Witolda Szady, Marii Zaleskiej-Jaskot, Roberta i Anny Zawadzińskich i zdj. – M. Oliński Socjalizm utrzyW latach swojego istnienia: 1985mywał w Polsce aurę 1998, Polska Organizacja Harcerska zrzestrachu. Mimo tego szała około dwóch i pół tysięcy druhów, opór stale się poja- m.in. w Koninie, a także w Siedlcach, wiał. Jak w 1985 roku Włocławku, Lublinie, Gdańsku, oraz w niezwykła Polska Organizacja Harcerska w Koninie, działająca jawnie, choć nieoficjalnie. Maria Zaleska-Jaskot opowiada, że nazwano w szkole uczestników mszy za Ojczyznę „niegodnymi miana polskiego harcerza”. W odpowiedzi ks. prałat Stanisław Waszczyński, proboszcz parafii św. Wojciecha, powierzył działaczom podziemnej „Solidarności” opiekę nad młodzieżą usuniętą z ZHP. Alternatywnej Polskiej Organizacji Harcerskiej ton nadawali: Krzysztof Dobrecki – współzałożyciel i pierwszy Naczelnik POH, Ryszard Stachowiak, Wojciech Zaleski i inni wychowawcy. Podczas gdy oficjalne ZHP kładło nacisk na aktywność w głoszeniu „politycznie słusz- Michał Gościniak, kadr z filmu „Harcerzem zawsze” nych” haseł, POH budziła w młodzieży poczucie godności. Nawią- żeńskiej drużynie, która powstała w Wilzując do skautingu, opartego na wierze nie (wówczas ZSRR). w Boga, miłości Ojczyzny i jej historii W Koninie stworzono Liceum Harcer– uczyła odpowiedzialności, braterstwa, skie, z uczniami w mundurach. W 1991 odwagi, zaradności, sprawności, a także roku zarejestrowano POH w sądzie, wytrąodporności na stałą inwigilację ze strony cając argument służbom bezpieczeństwa. agentów bezpieczeństwa. W czasach koW 30. rocznicę powstania Polskiej Ormunistycznych takie „niematerialistycz- ganizacji Harcerskiej, 14 listopada 2015 ne” podejście do młodych było czymś w konińskim Kinie Studyjnym „Centrum” unikatowo szlachetnym, co na zawsze ich odbyła się premiera filmu Andrzeja Monaznaczyło, stwarzając precedens dla ca- sia „Harcerzem zawsze”. Utrwalono na łego pokolenia. nim wspomnienia ks. prałata Stanisława innych. Na projekcję zaprosiło Muzeum Okręgowe w Koninie, będące producentem obrazu, który powstał w ramach projektu „Polska Organizacja Harcerska. Niepokorni i niezależni”. Projekt ten jest częścią obszerniejszego programu muzealnego „Patriotyzm Jutra 2015”. Przemawiał Lech Stefaniak, dyrektor muzeum, działacz niepodległościowy. W placówce tej powstała stała ekspozycja poświęcona POH, a również Archiwum „Solidarności” naszego regionu, z oko- ło tysiącem pozycji. Bohaterom filmu Andrzeja Mosia wręczono płyty z ich udziałem. Spotkanie rozpoczęło się od modlitwy za zmarłego Michała Gościniaka, którą poprowadził kapelan POH – ks. Dariusz Kaliński. Michał był podporą organizacji. Jako jeden z jej pierwszych i najmłodszych wychowanków, stale się rozwijał. Przenosił daną mu charyzmę na kolejnych zuchów również wtedy, gdy POH zakończyła misję. Jego działalność ilustruje zasadę: „harcerzem jest się zawsze”. Ostatni komendant szczepu konińskiego, w latach 1995-97 drużynowy III Męskiej Drużyny Harcerskiej „Nietykalni”, był komendantem Związku Drużyn „Baszta” Wielkopolskiej Chorągwi Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Działał jako radny koniński i wiceprzewodniczący Rady Miasta. Historyk poznańskiego IPN, dr Przemysław Zwiernik wygłosił wykład na temat niezależnych ruchów młodzieżowych byłego województwa konińskiego. Tak wypłynęła sprawa pracy „naukowej” ze Szkoły Oficerów MSW im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie. Autor zajął się POH, wypisując kłamstwa na temat pozyskiwania młodych atrakcyjnymi prezentami. Krzysztof Dobrecki dodał, że autorowi zdarzyło się napisać, iż członków POH cechuje duma z tej przynależności. Na sali i w kuluarach panowała niepowtarzalna atmosfera. Witano się po latach z pełną zrozumienia serdecznością, oglądano dawne fotografie, śpiewano harcerskie piosenki. Anna Dragan Nasze lektury Kilka uwag na temat dwóch książek o Kossakach W 2015 roku ukazały się dwie książki o rodzinie Kossaków, a mianowicie: „Kobiety Kossaków” – autorka Joanna Jurgała–Jureczka (PWN W-wa-2015) i „Simona – opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak” – autorstwa Anny Kamińskiej (Wyd. Literackie Kraków – 2015). Obie bardzo starannie wydane z wieloma fotografiami, z wykazem opracowań i dokumentów, w tym listy rodzinne, z indeksem nazwisk i przypisami. Tom „Kobiety Kossaków” zawiera losy poszczególnych kobiet tego rodu opracowane według wyżej wymienionych materiałów. Poznajemy założycielkę rodu Anielę z Kuratowskich – Gałczyńską z Siąszyc koło Konina, jej córkę Zofię – późniejszą Juliuszową Kossakową i jej córkę Zofię z Kossaków zamężną Romańską oraz drugą córkę Jadwigę z Kossaków zamężną Unrużynę – matkę Jadwigi z Unrugów zamężną Witkiewiczową (żonę ekscentryka malarza Stanisława Witkiewicza – Witkacego). Poznajemy też portret Marii z Kisielnickich ziemianki z majątku Stawiska w Łomżyńskim – Wojciechowej Kossakowej zwanej w domu rodzinnym „Mamidło”– matki „trzech geniuszy” tj. Jerzego Kossaka (malarza), Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (poetki) i Magdaleny Samozwaniec (satyryczki). Przedstawiony jest również portret Anny z Kisielnickich, ziemianki z majątku Korzeniste w Łomżyńskim – Tadeuszowej Kossakowej – matki Zofii Kossak-SzczuckiejSzatkowskiej. Jest również bardzo ciekawy, choć krótki, szkic sylwetki matki Juliusza Kossaka – Antoniny z Sobolewskich żony Michała Kossaka – zubożałego szlachcica – radcy sądowego w Wiśniczu koło Stanisławowa, gdzie ta rodzina mieszkała. Autorka przedstawia te kobiety jako matki, żony, które swym działaniem podtrzymywały znaczenie rodziny. Potrafiły też być żonami artystów, wielkich ludzi, stwarzając im warunki do pracy, ważnej tak dla rodziny jak dla społeczeństwa. Ich domy utrzymywały kontakty towarzyskie z elitą kulturalną Krakowa. W razie potrzeby ratowały finansowo upadające fortuny swych rodów. Były bowiem majętne i dobrze urodzone. Mężowie zaś byli ubodzyw gotówkę, ale bogaci w talenty i fantazję twórczą. W książce można znaleźć kilka przykładów, że młoda generacja rodu nie przykładała znaczenia do rodzinnych korzeni. Dzieci Wojciecha Kossaka widziały tylko wielkość i ważność ojca. Nie znały czy nie pamiętały podstawy – tego pierwszego materialnego wsparcia udzielanego w ciągu pięciu lat przez rodzinę Gałczyńskich z Siąszyc młodym Kossakom w Paryżu, gdzie Juliusz pogłębiał swoje umiejętności malarskie, dzięki którym zawdzięczał swoje artystyczne „być”. Nie doceniały w pełni zasług Zofii Juliszowej, która urządziła mężowi pracownię i wspaniale prowadziła dom zwany Kossakówką. Dbała też o przepiękny park i ogród wokół domu. Tradycję rodzinnego domu kontynuowała późniejsza pani na Kossakówce Maria Wojciechowa Kossakowa – „Mamidło”. Druga książka „Simona…” zawiera drzewo genealogiczne rodziny Jerzego Kossaka, zatrzymując się szczególnie na Simonie. Simona (30.V.1943-15.III.2007) była drugą córką Jerzego z drugiego małżeństwa (z Elżbietą Dzięciołowską-Śmiełowską). Niekochana przez matkę, bo nie była czwartym malującym Kossakiem. Wychowywana przez nią bardzo rygorystycznie, po studiach na UJ w Krakowie (biologia), niedoceniana przez rodzinę opuszcza w 1971 roku Kos- sakówkę-Jerzówkę i resztę życia spędza w Puszczy Białowieskiej w leśniczówce, bez wody i prądu zwanej Dziedzinką niedaleko Białowieży, w otoczeniu ukochanych zwierząt, zielonej przyrody i przyjaciela. Pracowała w Zakładzie Badania Ssaków PAN w Białowieży. Zrobiła doktorat, habilitację, otrzymała naukowy tytuł profesora z czego była bardzo dumna. Autorka na podstawie dostępnych jej materiałów, dokumentów, rozmów ze znajomymi Simony z pracy i z prywatnych kontaktów w bardzo interesujący sposób przedstawiła postać Simony. Jej życie, pasje twórcze, naukowe, umiłowanie przyrody białowieskiej i jej obronę, kontakty z rodziną krakowską i rodziną babki Wojciechowej Kossakowej „Mamidło” z majątku Stawiska w Łomżyńskim. Simona swym życiem wykazywała kossakowskie zamiłowanie do pracy, odwagę i hart ducha. Warto zapoznać się z tymi dwoma pozycjami wydawniczymi, poszerzającymi wiedzę o tej rodzinie, zwłaszcza że początek tegoż rodu po kądzieli wywodzi się właśnie z naszego terenu – Aniela i Wojciech Gałczyńscy z Siąszyc to protoplaści Kossaków, o czym od dawna wiadomo, choćby z lektury „Dziedzictwa” Zofii Kossak-Szczuckiej. Jadwiga Naskręcka str. 23 (str. III) O składzie napojów alkoholowych, który z czasem został szpitalem (I) Pozostało już niewiele śladów po dawnym szpitalu powiatowym mieszczącym się przy ulicy Szpitalnej w Koninie. Tylko dwa budynki zostały wyremontowane i w zmienionej formie są częścią nowego szpitala, z tego zaledwie jeden pamięta koniec XIX w. Pozostała zabudowa sukcesywnie zanikała na przestrzeni lat i prawdopodobnie przestanie istnieć w najbliższej przyszłości. W świadomości coraz mniejszej liczby mieszkańców jest ona także kojarzona ze szpitalem, a jeszcze mniejsza liczba osób wie, że nie powstała bynajmniej z myślą o leczeniu chorych. Miała służyć zupełnie innym celom, które ze zdrowiem niewiele miały wspólnego. Przez kilkanaście lat mieściły się tutaj całkiem spore zapasy spirytusu oraz wytwórnia i rozlewnia wódki. Napoje wyskokowe zawsze były idealnym przedmiotem opodatkowania i źródłem dochodów skarbowych. Zmieniała się jedynie forma poboru oraz naliczania opłat i podatków. Jak w wielu innych dziedzinach to era narodzin przemysłu przyniosła zmiany i rozwiązania, które w bardziej lub mniej zmienionej formie znane są i współcześnie. Postęp techniczny w XIX w. przyczynił się do rozwoju gorzelnictwa i wzrostu produkcji, a skutki tego były wielorakie. Wzrastało spożycie wódki, a co za tym idzie plaga pijaństwa. Pewien uważny obserwator doliczył się w 1876 r. w Koninie (liczącym w tym czasie nie więcej niż 7.500 mieszkańców) 25 szynków wódczanych oraz 5 składów spirytusu i okowity. Dodawszy do tego szynki piwne, handle win, cukiernie, hotele i zajazdy, doszedł do wniosku, że w Koninie „na 117 głów jeden zakład sprzedaży cząstkowej trunków stanowi pokaźną liczbę”. Problem stał się na tyle poważny, że zmusił w końcu do działania ówczesne władze, ale z drugiej strony produkcja i sprzedaż alkoholu zapewniały gigantyczne dochody skarbowi państwa, a co za tym idzie głoszona od czasu do czasu walka z pijaństwem przynosiła dość mierne rezultaty. Ponadto sprzedaż trunków obłożona była również dodatkowymi lokalnymi opłatami wynikającymi z dawnego prawa do propinacji, z których korzystali mieszkańcy miast. W Koninie przez 30 lat żaden właściciel nieruchomości, o ile był chrześcijaninem, nie płacił podatków i opłat od nieruchomości, gdyż takowe kasa miejska pokrywała bezpośrednio z dochodów tzw. Funduszu Propinacyjnego. Gorzelnictwo stało się intratną i ważną dziedziną gospodarki. Dla właścicieli majątków ziemskich założenie lub rozbudowa wcześniej istniejącej gorzelni było najbardziej efektywnym sposobem zwiększenia dochodów, szczególnie w dobie po uwłaszczeniu chłopów, które zapoczątkowało głębokie zmiany dotychczasowej sytuacji gospodarczej. W najbliższej okolicy Konina istniały pod koniec XIX w. przemysłowe gorzelnie m.in. w: Gosławicach, Brzeźnie, Żychlinie, Biskupicach, Golinie, Licheniu. Produkcja spirytusu obłożona była w Królestwie Polskim od 1844 r. podatkiem akcyzowym, który utrzymano także po unifikacji systemu skarbowego z Rosją w 1866 r. Akcyzę płacili właściciele gorzelni, wkalkulowując w cenę towaru, a zatem był to podatek pośredni płacony ostatecznie przez konsumentów. Natomiast sami właściciele, jak też właściciele zakładów sprzedaży trunków, płacili odrębny podatek w postaci tzw. patentów. Podatkiem akcyzowym obłożona była również produkcja wódek, piwa wszelkiego rodzaju i miodu, a także drożdży prasowanych. Zresztą nie tylko trunki podlegały akcyzie, gdyż pobierana była również od tytoniu, cygar, papierosów, bibułki i gilz do papierosów, cukru, zapałek, wszelkich wyrobów z nafty służących do oświetlenia oraz zapałek. Pobór podatków akcyzowych wymagał odpowiednio rozbudowanej administracji skarbowej. Nad ich poborem czuwały gubernialne zarządy akcyzowe oraz zarządy okręgowe. Konin był siedzibą II zarządu okręgowego (dla powiatu słupeckiego i części powiatu konińskiego, gdyż południowa część tegoż powiatu podlegała I zarządowi okręgowemu w Kaliszu). Początkowo zarząd gubernialny obejmował tylko gubernię kaliską, ale później istniał wspólny zarząd dla dwóch ówczesnych guberni: kaliskiej i piotrkowskiej. Zarządem okręgowym kierował urzędnik z tytułem „nadzorcy”, mając do pomocy tzw. pomocników, kontrolerów i dozorców oraz referenta. Zgodnie z przepisami przy każdej gorzelni i cukrowni w trakcie kampanii miał stale zamieszkiwać jeden z urzędników. Zarządzający gorzelniami, cukrowniami i fabrykami zapałek zobowiązani byli każdemu kontrolerowi i dozorcy tychże zakładów zapewnić bezpłatnie lokal na mieszkanie z opałem i meblami oraz kuchnię do gotowania. Zasadnicza zmiana w systemie kontroli nad produkcją alkoholu nastąpiła w 1898 r., kiedy ostatecznie w Cesarstwie Rosyjskim wprowadzono monopol państwowy. Monopol ten objął w praktyce jedynie handel spirytusem i wódką (łącznie z przygotowaniem wódki zwyczajnej ze spirytusu). Produkcję spirytusu pozostawiono w rękach prywatnych, podobnie jak też wódek gatunkowych. Jednakże producenci wódek gatunkowych musieli nabywać niezbędny spirytus wyłącznie od państwa po cenach ustalanych przez ministra finansów. Tym sposobem państwo stało się regulatorem wielkości produkcji i cen na rynku wysokoprocentowych trunków. Miało to teoretycznie ograniczyć ich spożycie, ale nie uszczuplając, a wręcz zwiększając dochody skarbu państwa. W systemie tym to władze ustalały limit (tzw. kontyngens) produkcji dla każdej ubiegającej się o taki przydział gorzelni, a ich produkcja była odkupywana przez państwo po ustalonych administracyjnie cenach. Następnie sprzedawana także po urzędowych cenach. Towarzyszyły temu również zmiany w sposobie detalicznej sprzedaży wódki. Odtąd wódka miała być sprzedawana wyłącznie w wyznaczonych sklepach i lokalach, które musiały spełniać określone wymogi. Były to prywatne zakłady, ale właściciele musieli uzyskać rodzaj licencji na sprzedaż napojów alkoholowych i podlegali dość drobiazgowej kontroli. Zmniejszono tym samym radykalnie liczbę punktów handlu alkoholem, którą w istocie ustalały władze. Stąd zresztą pochodzi funkcjonujące po dziś dzień określenie „monopolowy”, odnoszące się do sklepu z alkoholami. Monopol wprowadzono w 1898 r., ale ogłoszono w 1896 r., gdyż wymagało to odpowiednich przygotowań. Przede wszystkim stworzenia tzw. składów napojów alkoholowych, czyli skarbowych magazynów alkoholu, przede wszystkim spirytusu. W składach tych miano równocześnie produkować zwykłą wódkę, czyli mieszać spirytus z wodą i rozlewać do szklanych opakowań. W tymże 1896 r. ogłoszono, że w guberni kaliskiej powstaną trzy składy napojów alkoholowych. W Kaliszu na 150 tys. wiader oraz w Koninie i Łęczycy (ostatecznie powstał w Sieradzu) na 100 tys. wiader każdy. Mowa tutaj o występującej w ówczesnym rosyjskim systemie miar jednostce pojemności, która obejmowało ok. 12,30 litra. Koniński skład miał zatem pomieścić ponad 1,2 miliona litrów. Wcześniej należało go jednak zbudować, ale o tym w następnej części w kolejnym numerze „Koninianów”. Piotr Rybczyński LISTY DO REDAKCJI Koledzy, Drodzy Rówieśnicy! Grozi nam spisek ! To dzieje się TU i TERAZ, w naszym kraju!!! Czy zauważyliście, że każdego dnia schody stają się bardziej strome? Codzienne zakupy są coraz cięższe i odległości do pokonania coraz dłuższe? Wczoraj rano, jak zwykle wyszedłem z domu po bułki i zdumiałem się jak wydłużyła się moja ulica. Grawitacja ziemska też uległa zmianie w ostatnich 30 latach, czuję to szczególnie podczas wstawania. A i ludzie ostatnio mają mniej szacunku, szczególnie ci młodzi, którzy cały czas coś szepcą. Jak ich prosisz, aby mówili głośniej, to szeroko poruszają ustami. Co oni sobie myślą! Że czytam z ust? Oni są, jak oceniam, znacznie ode mnie młodsi, ale z drugiej strony ludzie w moim wieku wyglądają znacznie starzej. Niedawno spotkałem znajomego, który znacznie bardziej niż ja postarzał się, gdyż w ogóle mnie nie poznał. Ja przecież sam nadal mogę swoje odbicie rozpoznać w lustrze. W każdym razie i lustra to już nie te co były kiedyś. Także producenci odzieży nie są obecnie już poważni, dlaczego rozmiary 36 lub 38 oznaczają jako 48 lub 50? Myślą, że tego nikt nie zauważy? Niedawno chciałem o tym wszystkim kogoś powiadomić i stwierdziłem, że Telekomunikacja też uczestniczy w tym wielkim spisku, wydali książkę telefoniczną z tak małym pismem, że nikt nie znajdzie numeru telefonu! Wszystko co mogę w tej sprawie zrobić to wysłać to ostrzeżenie: Wszyscy jesteśmy zagrożeni!!! Proszę Staszku wyślij to ostrzeżenie przez Wasze „Koniniana”, aby jak najwięcej znajomych ostrzec, abyśmy mogli zatrzymać ten spisek!!! PS wysyłam to w większej czcionce, ponieważ z pismem w moim komputerze też coś się pokićkało – jest mniejsze niż kiedyś. O czym ze smutkiem powiadamiam... RomKa (StS) Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych, zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania ADRES REDAKCJI: 62-510 Konin, ul. Przemys³owa 9, tel. 63-243-77-00, 63-243-77-03 ISSN 0138-0893 Rzeźba Eugeniusza Dziardziela – „Dobrze jest odpocząć pod słupem milowym” str. 24 (str. IV) [email protected] Redaktor prowadzący – Stanisław Sroczyński, Zespół redakcyjny – Piotr Rybczyński, Zygmunt Kowalczykiewicz (st), Jan Sznajder, Janusz Gulczyński, Włodzimierz Kowalczykiewicz (mł), (Internet)