Kolejny rok

Transkrypt

Kolejny rok
www.koniniana.netstrefa.com.pl
DWUMIESIĘCZNIK Towarzystwa Przyjaciół Konina
styczeń 2016 r.
Nr 1 (145)
Najmilsi, najwierniejsi Czytelnicy,
wreszcie i „Koniniana” mogą dołączyć do składających
życzenia noworoczne
(choć to już właściwie ostatni dzwonek).
Witam więc Czytel-
ników nowym 2016 rokiem, będącym jednocześnie trzynastym rokiem naszego istnienia na rynku wydawniczym Konina. (Nie
odpukujemy, bo od pewnego czasu redaktor
prowadzący przestał mieć złe skojarzenia z
trzynastką.) Błąkamy się również od 10 lat
w Internecie, przemierzając naprawdę (sic!)
Kolejny rok
godzinie siódmej czterdzieści jeden. Słońce
budzi nas do życia swoim złotym blaskiem,
ale zanim zacznie się wspinać na nieboskłon,
jeszcze zaspane, ziewające, tworzy przepiękne zorze. Nie jesteśmy pewni, czy by istniało
słońce gdyby nie było Konina. Chyba nie. Bo
do kogo mogłoby kierować swoje promienie,
jak nie do Warty, dębów parkowych i domów
miasta po obu brzegach rzeki wyrosłych.
Słońce i ratuszowy zegar odmierzają nam
godziny nocy i dni. Jeszcze niedawno, bo w
grudniu, żyliśmy w niepokoju, co nowy rok
wniesie do naszego życia. Czas nieco nadgryzł dni kalendarzowych. Część z nas się
uspokoiła, ale są i tacy, których dręczy nadal
niepewność o swoje losy. Redagujący „Koniniana” nie są wróżbitami i nie umieją przepowiadać przyszłości z szumu igieł sosnowych
i plusku fal Warty. Mogą natomiast z pełną
odpowiedzialnością dowieść, że słońce jest
zawsze przyjazne dla mieszkańców Konina
– tych co mieszkają po lewej i tych co po
prawej stronie Warty. Redaktorzy mogą też
oświadczyć, że miłują swój nadwarciański
ziemi konińskiej” (tom II) wyjaśniającą sens
powstania – koniecznie do przeczytania.
Zresztą tak się składa, że cały numer
jest do absolutnego zaliczenia. Ania Dragan
przypomina nazwiska pierwszych działaczy
Polskiej Organizacji Harcerskiej. Przypomina, że w Koninie działało Liceum Harcerskie. Autorka dedykuje artykuł 30. rocznicy
powstania POH oraz filmowi Andrzeja Mosia „Harcerzen zawsze”.
Piotr Rybczyński odkupuje swoje winy
aż dwiema częściami rozprawki na temat
alkoholu, temat przede wszystkim dla dorosłych, ale przyda się i młodzieży (teraz już
wiem, że młodzi zaczną od tego artykułu).
Jagoda Naskręcka trzyma rękę na pulsie (vide Białowieża) tym razem o pięknym
drzewie rosnącym na Starówce (choć nie
wykluczam, że w cieniu tego drzewa kryje
się jakaś romantyczna historia).
Szczęściarz Gienio Dziardziel przyłapał, gdzie odpoczywa Przemysł, stojący na
co dzień przed nowo pobudowanym budynkiem przy ulicy Szarych Szeregów.
Noworoczne serdeczności
Stanisław Sroczyński
PS Janka Sznajdra zapytałem, czy nie
za długą kolejkę ustawił przed kioskiem, ale
mi odpowiedział, że nie będzie sobie na starość żałował (ale mi starość!!!)
gród – prastare królewskie miasto i darząc je
wielką sympatią, pamiętają o styczniowych
wydarzeniach sprzed lat. Oto kilka przykładów: 1919 r. Przekształcenie szkoły handlowej
w ośmioklasowe gimnazjum humanistyczne.
1927 r. Poświęcenie nowo wzniesionej
szkoły powszechnej (obecnie podstawowej)
przy ulicy Kolskiej.
1928 r. Otwarcie gimnazjum i liceum. 1945
r. Wyzwolenie Konina spod okupacji niemieckiej. 1947 r. Przekształcenie biblioteki ludowej
w powiatową bibliotekę publiczną. 1955 r. Wydanie pierwszego numeru gazety zakładowej
Kopalni Węgla Brunatnego Konin – „Głos Górnika”. 1963 r. Intensywne opady śniegu paraliżujące komunikację. 1966 r. Utworzenie Przedsiębiorstwa Budowy Elektrowni „Energoblok”.
1970 r. Ostre mrozy. Temperatura dzienna poniżej minus 20 stopni.
1976 r. Włączenie do Konina sołectw:
Gosławice, Grójec, Laskówiec, Łężyn, Maliniec, Międzylesie, Pątnów. 1982 r. Powódź
na obrzeżach miasta. Oto tylko trochę przypomnień z wydarzeń, o których prowadzący
„Koniniana” i my prości żurnaliści pamiętamy. Jeśli chodzi o mnie, czyli Zygmuncie K.,
to najbardziej zapamiętałem styczeń 1945
roku. Duży mróz, głęboki śnieg, kolumny
uciekających Niemców. Nie litowaliśmy
się, bo my też tak uciekaliśmy z Konina we
wrześniu 1939 r. Zapamiętałem olbrzymie
dwa huki wysadzanych przez niemieckich
żołnierzy mostów na Warcie i jej zalewie.
Mimo upływu czasu pamiętam łoskot gąsienic czołgów radzieckich. Nadal wzruszam
się przypominając sobie dźwięki „Mazurka
Dąbrowskiego” odegranego na placu Wolności w styczniu 1945 roku. Utrwalił się w
moim nosie zapach chleba pieczonego w
radzieckich wojskowych samochodowych
piekarniach. Po latach niemieckiej okupacji,
okresie niedostatku i głodu, do naszych dziecięcych nosów wdzierała się najmilsza woń
ze wszystkich zapachów świata. Pieczony
chleb. Żołnierze nie skąpili dzieciom bochenków. Ci co takowy gorący skarb dostali
pędzili do domów, niosąc go na czapce, rękawiczkach lub szaliku. Czas biegnie szybko,
razem z nim na walec wspomnień nawijają
się wydarzenia ludzi wiekowych i tych najmłodszych. Tych, co swoje życie zapoczątkowali w dwudziestym pierwszym wieku.
Wszystkim życzmy, aby z roku na rok, w
nieustanne piękniejącym Koninie, z dumą o
nim mówili: – „To moje kochane miasto”.
Zygmunt Kowalczykiewicz (st)
zdj. – StS
Jeśli już kolejny,
to na pewno w kalendarzach zapisany jako
2016. Mieszkańcy Konina żyć w zdrowiu
będą, a wraz z nimi na
łamach „Przeglądu Konińskiego”, drukowane
zostaną „Koniniana”
– wkładki dwumiesięczne redagowane przez prowadzącego, bo
tak o sobie mówi – Stanisława Sroczyńskiego.
Jeśli już o nim mowa, to w tym roku obchodzić będzie osiemdziesiątą rocznicę urodzin.
Gratuluję redaktorze, przyjacielu tylko kilka
miesięcy starszy ode mnie. Koniec gadania
o starcach, bowiem Konin jest bardziej od
nich wiekowy. Według słownika języka polskiego – rok, to kalendarzowy miernik czasu.
Czyli rachuby okresowych zjawisk przyrody.
Wiemy, że przyrodą na Ziemi steruje Słońce. Oświetlając jej kulę nie omija Konina. I
jeśli zawistne chmury nie przysłaniają jego
blasków, to pierwszego stycznia witamy je o
przestrzenie od bieguna do bieguna, jak
również wzdłuż równika dookoła kuli ziemskiej. (Jak łatwo pisać o rzeczach, których
tak do końca nie można sprawdzić).
W dzisiejszym wydaniu udało mi się zebrać sporo wypowiedzi Ojców Założycieli
„Koninianów”, może uda się ich trochę zdyscyplinować w 2016 r. To przecież ich teksty przyczyniły się do zwycięskiego marszu
„pisemka” wśród społeczeństwa Konina i
jednoczenia go wokół idei „jesteśmy dumni
z naszego miasta” (cokolwiek by się w nim
nie działo, a na szczęście dzieje się nieźle).
Ponieważ Zygmunt Kowalczykiewicz
(st.) zagalopował się trochę i zdradził najpilniej strzeżoną tajemnicę dot. wieku prowadzącego – ja przekażę nie tylko jemu,
pewien tajemniczy list do redakcji, ujawniający niesamowity spisek. Przekazuję
go również do wiadomości Czytelników,
może to ostrzeże i zjednoczy określoną
grupę rówieśników. (List przesłał na moje
ręce Przyjaciel ze Szkoły Orląt z Dęblina,
Romek K. – nie uzgodniłem z nim, czy
chciałby się ujawnić, przecież młode wilki
tylko czekają…!!! Stąd tylko pierwsza litera nazwiska).
Natomiast już pleno titulo Janusz Gulczyński rekomenduje i opisuje mądrą książkę „Z dziejów powstania styczniowego na
Panowie, byle do wiosny
str. 17 (str. I)
Tom II „Z dziejów powstania
styczniowego na ziemi konińskiej”
Jesienią
ubiegłego roku
ukazał
się
tom II wydawnictwa
„Z dziejów
powstania
styczniowego na ziemi
konińskiej. Wybór zagadnień”. 14
grudnia 2015 r. w konińskim muzeum odbyła się promocja książki, która stanowi kontynuację
wydawnictwa (tomu I) z 2013 r.
Myślę, że warto choć w kilku słowach (na ile pozwalają rozmiary
szpalt „Koninianów”) napisać o
tomie II „Z dziejów powstania”…
Wydawnictwo ukazało się staraniem Stowarzyszenia Współpracy Polska-Wschód i Muzeum
Okręgowego w Koninie. Zespół
redakcyjny stanowili: Artur Kijas, Zdzisław Jacaszek, Krzysztof
Gorczyca, Krzysztof Płachciński. Prof. Kijas napisał też omawiający całość pracy i otwierający książkę „Wstęp”, a wśród
autorów znaleźli się: Maciej
Grzeszczak z kilkoma tekstami,
Krzysztof Płachciński, również z
kilkoma tekstami, m.in. ze szczególnie interesującym artykułem
„Chłopi wobec powstania styczniowego.” Sławomir Józefiak z
dwoma tekstami odnoszącymi się
do bitwy pod Brdowem, Aleksandra Brzęcka pisząca o bitwie pod
Myszakówkem i Marta Leszczyńska. Szczególnie cenną publikacją
wydaje się być prezentacja tekstu
źródłowego, dotyczącego bitwy
pod Ignacewem (opracowanie M.
Grzeszczaka i K. Płachcińskiego
zatytułowane: „Raport generała
majora Nikołaja Aleksandrowicza Krasnokutskiego o przebiegu
bitwy pod Ignacewem z 8 maja
1863 roku”; oryginał dokumentu złożony w zasobie Archiwum
Głównego Akt Dawnych w Warszawie).
Zawartość
merytoryczna
książki, jak widać z powyższej
informacji, jest obszerna i nie
sposób w prasowym felietonie
odnieść się do wszystkich tekstów. Osobiście pisałem o tradycjach powstania z okresu II Rzeczypospolitej i temu tematowi
poświęcę trochę więcej miejsca.
*
Do etosu powstania, jego wielorakich wartości odwoływano
się w kolejnych latach po upadku
insurekcji, ale szczególnie nowe
okoliczności dla większego upamiętnienia tego największego,
a jednocześnie i najtragiczniejszego
dziewiętnastowiecznego
zrywu niepodległościowego zaistniały w wolnej już Polsce po
1918 r., w dużym stopniu za sprawą marszałka Józefa Piłsudskiego, apologety powstania, wychowanego w jego duchu, badacza i
dziejopisa zwłaszcza militarnych
str. 18 (str. II)
odsłon insurekcji. W pierwszą
rocznicę wybuchu insurekcji w
1919 r. J. Piłsudski wydał specjalny rozkaz, według którego zaliczył do szeregów Wojska Polskiego wszystkich weteranów 1863
r. z prawem noszenia munduru
wojsk polskich w dni uroczyste.
W kolejnym roku określono wzór
umundurowania dla weteranów.
Mieli oni nosić granatowe czamary do kolan (z czasem zastąpiono
je surdutami), spodnie o kroju cy-
podobna liczba oscyluje wokół
3,5 tysiąca. Z roku na rok wykruszała się ta „armia”; u schyłku II
Rzeczypospolitej żyło już tylko
53 weteranów, najdłużej żyjącym był prawdopodobnie Feliks
Bartczuk, który zmarł 9 marca
1946 r., w wieku ponad 100 lat.
Byli wśród nich weterani, którzy
brali udział w walkach na terenie ziemi konińskiej, w bitwach
pod Bieniszewem, Olszowym
Młynem, Brdowem, Pyzdrami,
cy jestem zafrapowany osobą A.
Krajewskiego. W Zaduszki ubiegłego roku obszedłem cmentarz
przy Kolskiej wzdłuż i wszerz
(jak to czyniłem już w przeszłości
wielokrotnie). Niestety: nie odnalazłem grobu/mogiły. Mówi się
często, że cmentarze są szczególnym źródłem wiedzy historycznej. Ale jednocześnie unowocześnia się nekropolie i zdarza się, że
najstarsze kwatery są likwidowane. Nijak obecnym nekropoliom
do ich wyrazu z XIX w., nawet
z okresu międzywojennego dwudziestolecia.
Żywię nadzieję, że Czytelnicy
„Koninianów” sięgną po oba tomy
„Z dziejów powstania styczniowego na ziemi konińskiej”. Także pochylą się na artykułem o powstańczych tradycjach. Czynimy w nim
drobne historiograficzne zapiski,
piszemy o pamiętnikarstwie, obchodach ważnych rocznic związanych z wydarzeniami na ziemi
konińskiej. Relacjonujemy za
„Głosem” marsze powstańcze
szlakiem Taczanowskiego, jakie
odbywały się w latach 1933-1939
(z wyjątkiem roku 1935, na znak
żałoby po marszałku) na trasie
Słupca-Konin,
organizowane
przez miejscowe organizacje paramilitarne, m.in. Związek Strzelecki czy Przysposobienie Wojskowe. Przytaczamy też odwołujące
się do etosu i legendy powstania
utwory poetyckie, dla przykładu
sonety pióra duszpasterza brdowskiego z okresu międzywojnia,
księdza Józefa Markowskiego, jak
również teksty wierszopisów rodem z Konina i Koła.
W podsumowaniu należy
stwierdzić, że dziedzictwo powstania mające już przeszło 150
lat jest nadal żywe. Inspiruje nie
tylko historyków, ale, co godne podkreślenia, szerokie rzesze
zaprawionego patriotycznie społeczeństwa. Byliśmy pod wrażeniem rekonstrukcji bitwy ignacewskiej z 9 czerwca 2013 r., jej
rozmiarem, kolorytem, fachowością przygotowania. Ale mało kto
pewnie wie, że już w II Rzeczypospolitej w wielu miejscowościach ziemi konińskiej odbywały
się (oczywiście drobniejsze niźli
ta z 2013 r.) inscenizacje starć
powstańczych z Moskalami. Prezentowane były parateatralne widowiska, recytacje patriotycznej
poezji i patriotyczne śpiewy.
Janusz Gulczyński
Stare drzewo na Starówce
Mogłoby być poliglotą
słyszało język nie tylko ojczysty
ale niemiecki rosyjski jidysz
cygański pijacki nowomodny
młodzieżowy
ale ono nie mówi
i też nie powie czy znalazło się
z przypadku czy z zamysłu człowieka
wilnym, sukienne płaszcze oraz
czapki rogatywki z granatowym
otokiem i orzełkiem wojskowym
z wytłoczoną datą „1863”; takąż
naszywkę z datą nosili na naramiennikach. Nadano weteranom
pierwszy stopień oficerski podporucznika, a będących już oficerami awansowano o stopień
wyżej. Wielu weteranów korzystało ze świadczeń pieniężnych,
wielu otrzymywało dożywotnią
stałą pensję. Uhonorowani zostali wojskowymi i cywilnymi
orderami i odznaczeniami, przede
wszystkim Orderem Wojennym
Virtuti Militari (w okresie dwudziestolecia
międzywojennego 59 uczestników powstania),
Krzyżem Walecznych, Krzyżem
Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Krzyżem
Niepodległości oraz Medalem
Niepodległości. Trudno ustalić
ilu byłych powstańców doczekało
niepodległości w 1918 r. Panują
w tej mierze badawcze kontrowersje, ale najbardziej prawdo-
Ignacewem… Niemalże każda
miejscowość miała swoich bohaterów, dla przykładu Słupca
– Mateusza Melanda, Kłodawa
– Rocha Szurgocińskiego, Konin – Aleksandra Krajewskiego. Było wielu innych. Lokalna
prasa („Głos Koniński”, „Gazeta
Kolska”, „Echo Tureckie”) pisała o pomnikach: w Ignacewie,
Brdowie, Kole, o Krzyżu Tarejwy. Odnotowywała zgony weteranów i relacjonowała urastające
do patriotycznych manifestacji
pogrzeby. Dla przykładu: „Dnia
28 listopada 1924 r. rozszedł się
z tym światem […] podporucznik
Aleksander Krajewski. Kondukt
pogrzebowy wyruszył z domu
żałoby na cmentarz parafialny w
Koninie, dnia 30 list. przy udziale
wojska, straży ogniowej z orkiestrą, cechów oraz licznego udziału publiczności. […] Po złożeniu
trumny do grobu, wojsko oddało
zwłokom ostatnie honory kilkakrotnemi salwami. Cześć Jego
pamięci”. Przytoczyłem ten fragment, ponieważ od trzech miesię-
dobrze mu tam* żyć
w złocisto-srebrzystych kąpielach
słoneczno-księżycowych
i wodnych niebieskich
wyrosło dorodne okazałe
choć samotne w tej ulicznej przestrzeni
może dlatego rozkłada szeroko
liściaste ramiona nad przechodniami
by dać im chłodny dzień
a ptakom schronienie
swym przeszło stuletnim istnieniem
przyjaźnie wtapia się w historię miasta
śmiało mogłoby awansować
do roli „pomnika przyrody”
i pozbyć się nieustającego lęku
że kiedyś… komuś…
może przeszkadzać jego obecność!
* stare piękne drzewo (jesion)
rośnie na skrzyżowaniu ulicy
Wodnej z ulicą Śliską w Koninie
Jadwiga Naskręcka
„Harcerzem zawsze”
Waszczyńskiego, Krzysztofa Dobreckiego, siostry Rut, Romualda Bąka, Michała
Gościniaka, Anny Karbowej, Ewy Johnson, Witolda Szady, Marii Zaleskiej-Jaskot, Roberta i Anny Zawadzińskich i
zdj. – M. Oliński
Socjalizm utrzyW latach swojego istnienia: 1985mywał w Polsce aurę 1998, Polska Organizacja Harcerska zrzestrachu. Mimo tego szała około dwóch i pół tysięcy druhów,
opór stale się poja- m.in. w Koninie, a także w Siedlcach,
wiał. Jak w 1985 roku Włocławku, Lublinie, Gdańsku, oraz w
niezwykła
Polska Organizacja
Harcerska
w Koninie, działająca jawnie, choć
nieoficjalnie.
Maria Zaleska-Jaskot opowiada, że nazwano w szkole
uczestników mszy za Ojczyznę
„niegodnymi miana polskiego
harcerza”. W odpowiedzi ks.
prałat Stanisław Waszczyński,
proboszcz parafii św. Wojciecha, powierzył działaczom
podziemnej
„Solidarności”
opiekę nad młodzieżą usuniętą
z ZHP. Alternatywnej Polskiej
Organizacji Harcerskiej ton
nadawali: Krzysztof Dobrecki
– współzałożyciel i pierwszy
Naczelnik POH, Ryszard Stachowiak, Wojciech Zaleski i
inni wychowawcy.
Podczas gdy oficjalne ZHP
kładło nacisk na aktywność w
głoszeniu „politycznie słusz- Michał Gościniak, kadr z filmu „Harcerzem zawsze”
nych” haseł, POH budziła w
młodzieży poczucie godności. Nawią- żeńskiej drużynie, która powstała w Wilzując do skautingu, opartego na wierze nie (wówczas ZSRR).
w Boga, miłości Ojczyzny i jej historii
W Koninie stworzono Liceum Harcer– uczyła odpowiedzialności, braterstwa, skie, z uczniami w mundurach. W 1991
odwagi, zaradności, sprawności, a także roku zarejestrowano POH w sądzie, wytrąodporności na stałą inwigilację ze strony cając argument służbom bezpieczeństwa.
agentów bezpieczeństwa. W czasach koW 30. rocznicę powstania Polskiej Ormunistycznych takie „niematerialistycz- ganizacji Harcerskiej, 14 listopada 2015
ne” podejście do młodych było czymś w konińskim Kinie Studyjnym „Centrum”
unikatowo szlachetnym, co na zawsze ich odbyła się premiera filmu Andrzeja Monaznaczyło, stwarzając precedens dla ca- sia „Harcerzem zawsze”. Utrwalono na
łego pokolenia.
nim wspomnienia ks. prałata Stanisława
innych. Na projekcję zaprosiło Muzeum
Okręgowe w Koninie, będące producentem obrazu, który powstał w ramach
projektu „Polska Organizacja Harcerska.
Niepokorni i niezależni”. Projekt ten jest
częścią obszerniejszego programu muzealnego „Patriotyzm Jutra 2015”.
Przemawiał Lech Stefaniak, dyrektor
muzeum, działacz niepodległościowy. W
placówce tej powstała stała ekspozycja
poświęcona POH, a również Archiwum
„Solidarności” naszego regionu, z oko-
ło tysiącem pozycji. Bohaterom filmu
Andrzeja Mosia wręczono płyty z ich
udziałem. Spotkanie rozpoczęło się od
modlitwy za zmarłego Michała Gościniaka, którą poprowadził kapelan POH – ks.
Dariusz Kaliński. Michał był
podporą organizacji. Jako jeden z jej pierwszych i najmłodszych wychowanków, stale się
rozwijał. Przenosił daną mu
charyzmę na kolejnych zuchów również wtedy, gdy POH
zakończyła misję. Jego działalność ilustruje zasadę: „harcerzem jest się zawsze”. Ostatni
komendant szczepu konińskiego, w latach 1995-97 drużynowy III Męskiej Drużyny Harcerskiej „Nietykalni”, był
komendantem Związku Drużyn „Baszta” Wielkopolskiej
Chorągwi Związku Harcerstwa
Rzeczypospolitej. Działał jako
radny koniński i wiceprzewodniczący Rady Miasta.
Historyk
poznańskiego
IPN, dr Przemysław Zwiernik wygłosił wykład na temat
niezależnych ruchów młodzieżowych byłego województwa
konińskiego. Tak wypłynęła
sprawa pracy „naukowej” ze
Szkoły Oficerów MSW im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie. Autor zajął się POH, wypisując kłamstwa na
temat pozyskiwania młodych atrakcyjnymi prezentami. Krzysztof Dobrecki dodał,
że autorowi zdarzyło się napisać, iż członków POH cechuje duma z tej przynależności. Na sali i w kuluarach panowała
niepowtarzalna atmosfera. Witano się po
latach z pełną zrozumienia serdecznością,
oglądano dawne fotografie, śpiewano harcerskie piosenki.
Anna Dragan
Nasze lektury
Kilka uwag na temat dwóch książek o Kossakach
W 2015 roku ukazały się dwie książki
o rodzinie Kossaków, a mianowicie:
„Kobiety Kossaków”
– autorka Joanna Jurgała–Jureczka (PWN
W-wa-2015) i „Simona – opowieść o
niezwyczajnym życiu
Simony Kossak” – autorstwa Anny Kamińskiej (Wyd. Literackie Kraków – 2015).
Obie bardzo starannie wydane z wieloma
fotografiami, z wykazem opracowań i dokumentów, w tym listy rodzinne, z indeksem nazwisk i przypisami.
Tom „Kobiety Kossaków” zawiera
losy poszczególnych kobiet tego rodu
opracowane według wyżej wymienionych
materiałów. Poznajemy założycielkę rodu
Anielę z Kuratowskich – Gałczyńską z
Siąszyc koło Konina, jej córkę Zofię –
późniejszą Juliuszową Kossakową i jej
córkę Zofię z Kossaków zamężną Romańską oraz drugą córkę Jadwigę z Kossaków
zamężną Unrużynę – matkę Jadwigi z
Unrugów zamężną Witkiewiczową (żonę
ekscentryka malarza Stanisława Witkiewicza – Witkacego).
Poznajemy też portret Marii z Kisielnickich ziemianki z majątku Stawiska w Łomżyńskim – Wojciechowej Kossakowej zwanej w domu rodzinnym „Mamidło”– matki
„trzech geniuszy” tj. Jerzego Kossaka (malarza), Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej
(poetki) i Magdaleny Samozwaniec (satyryczki).
Przedstawiony jest również portret Anny
z Kisielnickich, ziemianki z majątku Korzeniste w Łomżyńskim – Tadeuszowej Kossakowej – matki Zofii Kossak-SzczuckiejSzatkowskiej. Jest również bardzo ciekawy,
choć krótki, szkic sylwetki matki Juliusza
Kossaka – Antoniny z Sobolewskich żony
Michała Kossaka – zubożałego szlachcica –
radcy sądowego w Wiśniczu koło Stanisławowa, gdzie ta rodzina mieszkała.
Autorka przedstawia te kobiety jako matki, żony, które swym działaniem podtrzymywały znaczenie rodziny. Potrafiły też być
żonami artystów, wielkich ludzi, stwarzając
im warunki do pracy, ważnej tak dla rodziny
jak dla społeczeństwa. Ich domy utrzymywały kontakty towarzyskie z elitą kulturalną
Krakowa. W razie potrzeby ratowały finansowo upadające fortuny swych rodów. Były
bowiem majętne i dobrze urodzone. Mężowie zaś byli ubodzyw gotówkę, ale bogaci w
talenty i fantazję twórczą. W książce można
znaleźć kilka przykładów, że młoda generacja
rodu nie przykładała znaczenia do rodzinnych
korzeni. Dzieci Wojciecha Kossaka widziały
tylko wielkość i ważność ojca. Nie znały czy
nie pamiętały podstawy – tego pierwszego
materialnego wsparcia udzielanego w ciągu
pięciu lat przez rodzinę Gałczyńskich z Siąszyc młodym Kossakom w Paryżu, gdzie Juliusz pogłębiał swoje umiejętności malarskie,
dzięki którym zawdzięczał swoje artystyczne
„być”. Nie doceniały w pełni zasług Zofii Juliszowej, która urządziła mężowi pracownię i
wspaniale prowadziła dom zwany Kossakówką. Dbała też o przepiękny park i ogród wokół
domu. Tradycję rodzinnego domu kontynuowała późniejsza pani na Kossakówce Maria
Wojciechowa Kossakowa – „Mamidło”.
Druga książka „Simona…” zawiera drzewo genealogiczne rodziny Jerzego Kossaka,
zatrzymując się szczególnie na Simonie.
Simona (30.V.1943-15.III.2007) była drugą córką Jerzego z drugiego małżeństwa (z
Elżbietą Dzięciołowską-Śmiełowską). Niekochana przez matkę, bo nie była czwartym malującym Kossakiem. Wychowywana
przez nią bardzo rygorystycznie, po studiach
na UJ w Krakowie (biologia), niedoceniana
przez rodzinę opuszcza w 1971 roku Kos-
sakówkę-Jerzówkę i resztę życia spędza w
Puszczy Białowieskiej w leśniczówce, bez
wody i prądu zwanej Dziedzinką niedaleko
Białowieży, w otoczeniu ukochanych zwierząt, zielonej przyrody i przyjaciela. Pracowała w Zakładzie Badania Ssaków PAN w
Białowieży. Zrobiła doktorat, habilitację,
otrzymała naukowy tytuł profesora z czego
była bardzo dumna. Autorka na podstawie
dostępnych jej materiałów, dokumentów,
rozmów ze znajomymi Simony z pracy i z
prywatnych kontaktów w bardzo interesujący sposób przedstawiła postać Simony. Jej
życie, pasje twórcze, naukowe, umiłowanie
przyrody białowieskiej i jej obronę, kontakty
z rodziną krakowską i rodziną babki Wojciechowej Kossakowej „Mamidło” z majątku
Stawiska w Łomżyńskim. Simona swym życiem wykazywała kossakowskie zamiłowanie do pracy, odwagę i hart ducha.
Warto zapoznać się z tymi dwoma pozycjami wydawniczymi, poszerzającymi
wiedzę o tej rodzinie, zwłaszcza że początek
tegoż rodu po kądzieli wywodzi się właśnie
z naszego terenu – Aniela i Wojciech Gałczyńscy z Siąszyc to protoplaści Kossaków,
o czym od dawna wiadomo, choćby z lektury
„Dziedzictwa” Zofii Kossak-Szczuckiej.
Jadwiga Naskręcka
str. 23 (str. III)
O składzie napojów alkoholowych,
który z czasem został szpitalem (I)
Pozostało już niewiele śladów po dawnym szpitalu powiatowym mieszczącym
się przy ulicy Szpitalnej w Koninie. Tylko
dwa budynki zostały
wyremontowane i w
zmienionej formie są
częścią nowego szpitala, z tego zaledwie jeden pamięta koniec
XIX w. Pozostała zabudowa sukcesywnie
zanikała na przestrzeni lat i prawdopodobnie
przestanie istnieć w najbliższej przyszłości. W świadomości coraz mniejszej liczby
mieszkańców jest ona także kojarzona ze
szpitalem, a jeszcze mniejsza liczba osób
wie, że nie powstała bynajmniej z myślą o
leczeniu chorych. Miała służyć zupełnie innym celom, które ze zdrowiem niewiele miały wspólnego. Przez kilkanaście lat mieściły
się tutaj całkiem spore zapasy spirytusu oraz
wytwórnia i rozlewnia wódki.
Napoje wyskokowe zawsze były idealnym przedmiotem opodatkowania i źródłem dochodów skarbowych. Zmieniała się
jedynie forma poboru oraz naliczania opłat
i podatków. Jak w wielu innych dziedzinach
to era narodzin przemysłu przyniosła zmiany i rozwiązania, które w bardziej lub mniej
zmienionej formie znane są i współcześnie.
Postęp techniczny w XIX w. przyczynił się
do rozwoju gorzelnictwa i wzrostu produkcji, a skutki tego były wielorakie. Wzrastało
spożycie wódki, a co za tym idzie plaga pijaństwa. Pewien uważny obserwator doliczył
się w 1876 r. w Koninie (liczącym w tym
czasie nie więcej niż 7.500 mieszkańców)
25 szynków wódczanych oraz 5 składów spirytusu i okowity. Dodawszy do tego szynki
piwne, handle win, cukiernie, hotele i zajazdy, doszedł do wniosku, że w Koninie „na
117 głów jeden zakład sprzedaży cząstkowej
trunków stanowi pokaźną liczbę”.
Problem stał się na tyle poważny, że
zmusił w końcu do działania ówczesne władze, ale z drugiej strony produkcja i sprzedaż
alkoholu zapewniały gigantyczne dochody
skarbowi państwa, a co za tym idzie głoszona od czasu do czasu walka z pijaństwem
przynosiła dość mierne rezultaty. Ponadto
sprzedaż trunków obłożona była również dodatkowymi lokalnymi opłatami wynikającymi z dawnego prawa do propinacji, z których
korzystali mieszkańcy miast. W Koninie
przez 30 lat żaden właściciel nieruchomości,
o ile był chrześcijaninem, nie płacił podatków i opłat od nieruchomości, gdyż takowe
kasa miejska pokrywała bezpośrednio z dochodów tzw. Funduszu Propinacyjnego.
Gorzelnictwo stało się intratną i ważną
dziedziną gospodarki. Dla właścicieli majątków ziemskich założenie lub rozbudowa
wcześniej istniejącej gorzelni było najbardziej efektywnym sposobem zwiększenia dochodów, szczególnie w dobie po uwłaszczeniu chłopów, które zapoczątkowało głębokie
zmiany dotychczasowej sytuacji gospodarczej. W najbliższej okolicy Konina istniały
pod koniec XIX w. przemysłowe gorzelnie
m.in. w: Gosławicach, Brzeźnie, Żychlinie,
Biskupicach, Golinie, Licheniu.
Produkcja spirytusu obłożona była w
Królestwie Polskim od 1844 r. podatkiem
akcyzowym, który utrzymano także po unifikacji systemu skarbowego z Rosją w 1866
r. Akcyzę płacili właściciele gorzelni, wkalkulowując w cenę towaru, a zatem był to
podatek pośredni płacony ostatecznie przez
konsumentów. Natomiast sami właściciele, jak też właściciele zakładów sprzedaży
trunków, płacili odrębny podatek w postaci
tzw. patentów. Podatkiem akcyzowym obłożona była również produkcja wódek, piwa
wszelkiego rodzaju i miodu, a także drożdży
prasowanych. Zresztą nie tylko trunki podlegały akcyzie, gdyż pobierana była również
od tytoniu, cygar, papierosów, bibułki i gilz
do papierosów, cukru, zapałek, wszelkich
wyrobów z nafty służących do oświetlenia
oraz zapałek.
Pobór podatków akcyzowych wymagał
odpowiednio rozbudowanej administracji
skarbowej. Nad ich poborem czuwały gubernialne zarządy akcyzowe oraz zarządy
okręgowe. Konin był siedzibą II zarządu
okręgowego (dla powiatu słupeckiego i części powiatu konińskiego, gdyż południowa
część tegoż powiatu podlegała I zarządowi
okręgowemu w Kaliszu). Początkowo zarząd gubernialny obejmował tylko gubernię
kaliską, ale później istniał wspólny zarząd
dla dwóch ówczesnych guberni: kaliskiej i
piotrkowskiej. Zarządem okręgowym kierował urzędnik z tytułem „nadzorcy”, mając do
pomocy tzw. pomocników, kontrolerów i dozorców oraz referenta. Zgodnie z przepisami
przy każdej gorzelni i cukrowni w trakcie
kampanii miał stale zamieszkiwać jeden z
urzędników. Zarządzający gorzelniami, cukrowniami i fabrykami zapałek zobowiązani
byli każdemu kontrolerowi i dozorcy tychże zakładów zapewnić bezpłatnie lokal na
mieszkanie z opałem i meblami oraz kuchnię
do gotowania.
Zasadnicza zmiana w systemie kontroli
nad produkcją alkoholu nastąpiła w 1898 r.,
kiedy ostatecznie w Cesarstwie Rosyjskim
wprowadzono monopol państwowy. Monopol ten objął w praktyce jedynie handel spirytusem i wódką (łącznie z przygotowaniem
wódki zwyczajnej ze spirytusu). Produkcję
spirytusu pozostawiono w rękach prywatnych, podobnie jak też wódek gatunkowych.
Jednakże producenci wódek gatunkowych
musieli nabywać niezbędny spirytus wyłącznie od państwa po cenach ustalanych przez
ministra finansów.
Tym sposobem państwo stało się regulatorem wielkości produkcji i cen na rynku wysokoprocentowych trunków. Miało
to teoretycznie ograniczyć ich spożycie,
ale nie uszczuplając, a wręcz zwiększając
dochody skarbu państwa. W systemie tym
to władze ustalały limit (tzw. kontyngens)
produkcji dla każdej ubiegającej się o taki
przydział gorzelni, a ich produkcja była
odkupywana przez państwo po ustalonych
administracyjnie cenach. Następnie sprzedawana także po urzędowych cenach. Towarzyszyły temu również zmiany w sposobie detalicznej sprzedaży wódki. Odtąd
wódka miała być sprzedawana wyłącznie
w wyznaczonych sklepach i lokalach, które
musiały spełniać określone wymogi. Były
to prywatne zakłady, ale właściciele musieli
uzyskać rodzaj licencji na sprzedaż napojów alkoholowych i podlegali dość drobiazgowej kontroli. Zmniejszono tym samym
radykalnie liczbę punktów handlu alkoholem, którą w istocie ustalały władze. Stąd
zresztą pochodzi funkcjonujące po dziś
dzień określenie „monopolowy”, odnoszące
się do sklepu z alkoholami.
Monopol wprowadzono w 1898 r., ale
ogłoszono w 1896 r., gdyż wymagało to odpowiednich przygotowań. Przede wszystkim
stworzenia tzw. składów napojów alkoholowych, czyli skarbowych magazynów alkoholu, przede wszystkim spirytusu. W składach
tych miano równocześnie produkować zwykłą wódkę, czyli mieszać spirytus z wodą i
rozlewać do szklanych opakowań. W tymże
1896 r. ogłoszono, że w guberni kaliskiej powstaną trzy składy napojów alkoholowych.
W Kaliszu na 150 tys. wiader oraz w Koninie
i Łęczycy (ostatecznie powstał w Sieradzu)
na 100 tys. wiader każdy. Mowa tutaj o występującej w ówczesnym rosyjskim systemie
miar jednostce pojemności, która obejmowało ok. 12,30 litra. Koniński skład miał zatem
pomieścić ponad 1,2 miliona litrów. Wcześniej należało go jednak zbudować, ale o
tym w następnej części w kolejnym numerze
„Koninianów”.
Piotr Rybczyński
LISTY DO REDAKCJI
Koledzy, Drodzy Rówieśnicy!
Grozi nam spisek ! To dzieje się TU i TERAZ, w naszym kraju!!! Czy zauważyliście,
że każdego dnia schody stają się bardziej strome? Codzienne zakupy są coraz cięższe i
odległości do pokonania coraz dłuższe?
Wczoraj rano, jak zwykle wyszedłem z domu po bułki i zdumiałem się jak wydłużyła się
moja ulica. Grawitacja ziemska też uległa zmianie w ostatnich 30 latach, czuję to szczególnie podczas wstawania. A i ludzie ostatnio mają mniej szacunku, szczególnie ci młodzi, którzy cały czas coś szepcą. Jak ich prosisz, aby mówili głośniej, to szeroko poruszają ustami.
Co oni sobie myślą! Że czytam z ust? Oni są, jak oceniam, znacznie ode mnie młodsi, ale z
drugiej strony ludzie w moim wieku wyglądają znacznie starzej. Niedawno spotkałem znajomego, który znacznie bardziej niż ja postarzał się, gdyż w ogóle mnie nie poznał. Ja przecież
sam nadal mogę swoje odbicie rozpoznać w lustrze. W każdym razie i lustra to już nie te
co były kiedyś. Także producenci odzieży nie są obecnie już poważni, dlaczego rozmiary 36
lub 38 oznaczają jako 48 lub 50? Myślą, że tego nikt nie zauważy? Niedawno chciałem o
tym wszystkim kogoś powiadomić i stwierdziłem, że Telekomunikacja też uczestniczy w tym
wielkim spisku, wydali książkę telefoniczną z tak małym pismem, że nikt nie znajdzie numeru
telefonu! Wszystko co mogę w tej sprawie zrobić to wysłać to ostrzeżenie: Wszyscy jesteśmy
zagrożeni!!! Proszę Staszku wyślij to ostrzeżenie przez Wasze „Koniniana”, aby jak najwięcej znajomych ostrzec, abyśmy mogli zatrzymać ten spisek!!!
PS wysyłam to w większej czcionce, ponieważ z pismem w moim komputerze też coś się
pokićkało – jest mniejsze niż kiedyś.
O czym ze smutkiem powiadamiam...
RomKa (StS)
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych, zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania
ADRES REDAKCJI:
62-510 Konin, ul. Przemys³owa 9,
tel. 63-243-77-00, 63-243-77-03
ISSN 0138-0893
Rzeźba Eugeniusza Dziardziela – „Dobrze jest odpocząć pod słupem milowym”
str. 24 (str. IV)
[email protected]
Redaktor prowadzący – Stanisław Sroczyński, Zespół redakcyjny – Piotr Rybczyński, Zygmunt Kowalczykiewicz (st),
Jan Sznajder, Janusz Gulczyński, Włodzimierz Kowalczykiewicz (mł), (Internet)