Dojrzałem ja i publiczność

Transkrypt

Dojrzałem ja i publiczność
Dojrzałem ja i publiczność
Z Januszem Radkiem rozmawiamy o autorskich projektach, muzyce przeszłości i o tym, jak ważny w
każdej piosence jest również tekst.
Czy "Popołudniowe przejażdżki", bo tak nazywa się Pana nowy album, to muzyka relaksacyjna?
- Nie, nie jest to muzyka naśladująca naturę, choć powstała w zupełnie naturalny sposób, a piosenki
mogą faktycznie relaksować, odrywać od codziennego pośpiechu. Tak zresztą tworzona była ta płytanie spieszyłem się, sam chciałem wszystko najpierw przeżyć. Pisząc materiał na "Popołudniowe
Przejażdżki", analizowałem to, co działo się wokół mnie. Nie chodziło mi o pozorne doświadczenia
czy wrażenia, które w pośpiechu czasem tracą znaczenie, ale o ten moment, w którym na chwilę się
zatrzymujemy i dostrzegamy zdecydowanie więcej.
Skąd pomysł właśnie na nagrania, przy których można odpocząć?
- To nie był plan czy konkretny pomysł, to bardziej wypadkowa tego wszystkiego, co działo się przez
ostatnie 3 lata w moim życiu zawodowym i prywatnym. To nawet nie chodzi o odpoczynek, tylko o
czas, moment na refleksję. Odpoczynkiem w znaczeniu, o które pan pyta, może być zapewnienie
sobie komfortu na poznanie, tak tej płyty, jak i świata wokół siebie. O tym chciałem opowiedzieć
swoją muzyką i tekstami. Bo choć koncertowo nie zwalniałem tempa, to przy tworzeniu materiału na
płytę dałem sobie właśnie czas na taką refleksję, na dopatrywanie się szczegółów. Przejechałem w
tym czasie tysiące kilometrów przez Polskę i gdybym patrzył na wszystko tylko przez pryzmat
szybkości i szyby samochodu, widziałbym zdecydowanie mniej. To tak, jak w kontakcie z ludźmi - gdy
patrzymy na nich powierzchownie, z daleka, często nie wydają nam się atrakcyjni, a wystarczy
spojrzeć w oczy i dostrzec więcej, wówczas stają się bardziej interesujący pod każdym względem.
To kolejny autorski projekt z Pana muzyką i tekstami.
- Tak, to moja kolejna autorska płyta, inna o tyle od pozostałych, że trudno w niej znaleźć jakieś
konkretne odniesienie gatunkowe czy stylistyczne. Kiedyś sięgałem po gatunki sceniczne jako środek
wyrazu, chociaż wówczas także nie chodziło o to, żeby określać się stylistycznie. Tym razem
napisałem muzykę, która nie jest oczywista, nie jest odwołaniem do jakiegoś gatunku muzycznego.
Napisałem ją dla siebie, a jednocześnie dla tych, którzy chodzą na moje koncerty, podobnie się
ubierają czy podobnie postrzegają świat. Odczuwam potrzebę komunikowania się z ludźmi piosenką,
która nie jest kreacją, a prostą rozmową ze słuchaczem przy pomocy słowa i melodii. To autorstwo
bardzo zobowiązuje, nie chowam się za niczyimi plecami, mówię teraźniejszym tekstem do
prawdziwych ludzi. Mówię na płycie, na koncertach, bo oczywiście projekt "Popołudniowe
Przejażdżki" będzie zarazem nowym programem koncertowym.
Są Pana projekty autorskie, ale były też projekty, gdzie sięga Pan po twórczość innych. Myślę tutaj
o Czesławie Niemenie czy Piwnicy pod Baranami. Kim był dla Pana Czesław Niemen?
- Ja traktuję przeszłość, szczególnie tę muzyczną, jako rzecz nieprzemijalną, uniwersalną wartość
sceniczną, która w całości zamyka się w pojęciu muzyki dobrej. Wyrastałem na takiej muzyce i
naturalnie po nią sięgałem, ale to nie znaczy, że muszę być cały czas taki sam. Od dawna komponuję
sam i sam piszę teksty. Teraz w zapożyczeniach sięgam czasem do poezji. Najchętniej wracam do
Haliny Poświatowskiej. I mimo że zdarza mi się wykonywać jeszcze utwory innych artystów,
najbezpieczniej czuję się w swojej muzyce. Dojrzałem do tego sam i dojrzała do tego moja
publiczność.
W Poznaniu słuchaliśmy ostatnio Pana na festiwalu "Frazy. Słowo w piosence" na koncercie
piosenek Jacka Kaczmarskiego "Krajobraz po uczcie". A jakie miejsce zajmuje Kaczmarski w Pana
twórczości? Kim był dla Pana?
- Dla mnie Kaczmarski był przedstawicielem swoich czasów. Widziałem go kilka razy jeszcze jako
bardzo młody chłopak. Kiedy pierwszy raz usłyszałem w telewizji "Obławę", wywarła na mnie duże
wrażenie. Poszedłem potem na jego koncert w Kościele i zobaczyłem Artystę, na którym wszyscy byli
potwornie skupieni. Ta energia i siła wyrazu czyniła jego samego i cały występ ogromnie
wiarygodnym, a jego pełen pewności przekaz był doskonale odczytywany przez słuchaczy. Tak sobie
myślę, że to są w ogóle idealne relacje między słuchaczem a Artystą.
Festiwal nazywa się "Frazy. Słowo w piosence". Jest Pan autorem muzyki i tekstów. Jakie
znaczenie ma dla Pana słowo w piosence?
- Integralne. Wyśpiewywane słowa nie mogą być tylko częścią aranżacji, powinny mieć sens. Boli
mnie wszystko, co jest przypadkowe. Dziś, niestety, pisze się teksty niechlujne, często pozbawione
sensu. Wrzuca się wszystkie słowa do worka, a potem skleja to, co się z niego wysypie. Oczywiście
nie jestem za tym, aby w tekście były same wyrafinowane zwroty, a zdania wielokrotnie złożone, ale
całość powinna mieć swoją lekkość i ciekawość, logikę i znaczenie. Dobrze też, gdyby tekst piosenki
był pisany językiem współczesnym, bez silenia się na poezję, ale też bez strachu, że są słowa, których
użyć nie można. Piosenka powinna nas oczarować i poruszać tak tekstem, jak i muzyką.
Rozmawiał Marek Zaradniak
Polska Głos Wielkopolski
23.11.2015