Tego nauczył mnie Bóg - SolaFide

Transkrypt

Tego nauczył mnie Bóg - SolaFide
Tego nauczył mnie Bóg
W moim życiu Bóg okazywał przede wszystkim swą moc, ratując mnie wielokrotnie. Przychodził jako
Pan panów, by mnie chronić i wyzwalać. Oczywiście było to związane z trudnymi i nietypowymi
okolicznościami, w jakich się znalazłam.
Zanim raczyłam na Niego zwrócić uwagę, i tak panował nad moim życiem, choć pozwalał mi ponosić
konsekwencje własnych wyborów. Wydawało się, że Go nie ma, ale On, mądry i cierpliwy Ojciec, czekał,
aż będę umęczona własnym życiem do granic możliwości, by w nie wkroczyć. Wiedział, że tylko w ten
ekstremalny sposób może mnie zyskać. Wielka mądrość.
W okultystycznej pętli
Nauczył mnie nie
liczyć na innych i siebie, tylko na Niego. Ale i okoliczności były niezwyczajne. Zacieśniała się bowiem
wokół mnie okultystyczna pętla, dusiłam się w świecie, którego nie rozumiałam i nie znałam. Ja, człowiek
racjonalny do bólu, a teraz skulony w zetknięciu z groźną i już wcale nie fascynującą siłą. Zawieszony
między tajemnicą zaświatów a obłędem. Noc w noc spotkania z istotami, których nikt przecież nie
zapraszał. Ciężki bój staczany co dzień — fizyczny, psychiczny, duchowy. Aż moja wytrzymałość
zaczęła pękać. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by prosić Go o pomoc. Szukałam jej wszędzie, w
najgroźniejszych rejonach. Wahadło, numerologia, tarot... Tajemnica za tajemnicą, a zlekceważyłam tę
Największą... A On się nie obraził — tak jak wtedy gdy wołał, że trzeba przebaczyć, bo nie wiedzą,
co czynią. Też nie wiedziałam... Wzgardziłam pomocą, bo nie wiedziałam, że tu mam jej szukać. Bóg,
choć jeszcze wtedy nie mój, nie odwrócił się, lecz posłał anioła. Tak, anioła, swego posłańca w ludzkiej
skórze. I w ten sposób zaczął mi o sobie opowiadać. Ale najpierw objawił się inaczej: uwolnił mnie!
Pokazał twarz Boga wszechmocnego i dobrego. I wtedy mnie zafascynował. Postąpił tak samo jak dwa
tysiąclecia wcześniej nad Jeziorem Galilejskim, gdzie najpierw karmił, a potem uczył. Jezus Chrystus
— wczoraj, dziś, ten sam na wieki... Ta sama troska i czułość. Nic się nie zmieniło. I tego właśnie
mnie nauczył — najpierw się zatroszcz o drugiego człowieka, a potem karm Go teologią; mów o
ratunku we Mnie, ale oprócz słowa życia miej uczynki miłosierdzia; daj odzienie i chleb powszedni,
czynem okazując swą wiarę. Ach, jaka trudna czasem to szkoła dla niecierpliwego człowieka...
Życie to
nie zupa z proszku
No właśnie, ta niecierpliwość... Nauczona życia niczym zupy w proszku — od
razu, natychmiast, decyzja i efekt, czyn i sukces, szybko, bez straty energii — musiałam nauczyć
się czekać. Na rezultat, na drugiego człowieka, na jego dojrzałość... Ha, wciąż się uczę, to takie trudne
dla kogoś wciąż pędzącego, zajętego. Nauczyć się zwolnić, widzieć bratnią duszę, ludzką potrzebę,
cierpienie i ból bliźniego, a nie tylko zadanie do wykonania, misję, choćby najważniejszą. Nauczyć się
rozumieć, że mój czas to nie czas drugiego człowieka, że mój rytm to nie rytm innych ludzi, że są wśród
nich wolniejsi, słabsi, nieufni. Albo... nauczyć się akceptować, że inni mnie przegonią w podróży z
Bogiem. To też trudne — widzieć jak uczeń wyprzedza nauczyciela. Nawet w wędrówce z Bogiem
chcemy być pierwsi, zajmować czołowe pozycje, być najbliżej. Jak Jan i Jakub. Człowiek —
wczoraj, dziś, ten sam na wieki... Nasza ułomna natura się nie zmienia. I wcale niełatwo nam pogodzić
się z tym naczelnym zadaniem, by być sługą, dawać, nie chcąc nic w zamian, nie oczekując wdzięczności,
szacunku, podziwu. To niemal niewykonalne! Jak długo musi szlifować nas Bóg, byśmy zdołali nie myśleć
przede wszystkim o sobie. Ile porażek poniosłam na tym polu! To „ja” cały czas krzyczy
gdzieś wewnątrz. Ale Bóg się nie zniechęca. Wciąż uczy mnie pokory ten niezłomny Nauczyciel.
Ból
potrzebny jak tlen
Trudno dziś wyobrazić sobie życie bez proszków przeciwbólowych. Człowiek
przyzwyczajony do natychmiastowego działania tabletek już nie umie radzić sobie z bólem. A ból czasem
jest niezbędny — tego też uczy mnie Bóg. Dając zadanie miłowania nieprzyjaciół, chce uczynić z
nas obywateli nieba. Ale przecież obywatel ziemi z tym poradzić sobie nie może... I ja, tak jak napisał
pewien ksiądz, nie radzę sobie z czynieniem dobra tym, których kocham, a co dopiero z miłowaniem
nieprzyjaciół! To wyzwanie jest jak łańcuch Himalajów — porażająco piękne i nie do zdobycia. Nie
do zdobycia samemu, ale w towarzystwie najlepszego Himalaisty zapewne i ten szczyt można osiągnąć.
Bóg uczy, by się nie zniechęcać. Czasem nakłada jarzmo bolesne, ciężkie, tak jak na mnie ostatnio.
Chodzę w nim od kilku lat i wsłuchuję się w Jego słowa, że to jarzmo jest lekkie... Tylko dlaczego tak
uwiera? Ale i Paweł wołał do Boga, by usunął z jego boku cierń. Jaką dostał odpowiedź? Dość masz łaski
mojej! Musiał żyć z cierniem. Czy ja muszę też z nim żyć? Być może. Usilnie więc staram się zrozumieć,
jakiej tym razem nauki udziela mi Bóg. Może tej, by za wszelką cenę nie dochodzić swego? Może tej, by
ustąpić miejsca innym, właśnie tym postrzeganym jako rywale? A może tej, by po prostu mocniej
szanować ludzi, nie pozwalać sobie na szczerość, która rani? Tak, chyba o to chodzi... Życie i śmierć są w
mocy języka. A mój był bardzo śmiercionośny. Wyrzucał z mego wnętrza niczym ze śmieciarki —
truciznę za trucizną. Nie zyskałam nim przyjaciela, lecz straciłam. Mój język nie był łagodny, więc nie stał
się dla tej przyjaźni drzewem życia. Utraciłam cenny dar i tyle przez to się zmieniło... A ten język nadal
chłoszcze! Boże, jak trudnym uczniem jestem... Miej nade mną litość. Anna
http://solafide.dei.pl - SolaFide - Jedna Wiara | przykazania Boże, prawdziwy
Powered
kościół
by Mambo
Jezusa, powrót Jezusa, Boża łaska, sens życia
Generated: 7 March, 2017, 08:56

Podobne dokumenty