Emocje do kwadratu i prawdziwe rezultaty

Transkrypt

Emocje do kwadratu i prawdziwe rezultaty
ul. Emilii Plater 25, 00-688 Warszawa
tel. (48 22) 646 52 67, 646 52 68
Fax (28 22) 646 52 58
www.csm.org.pl
Emocje do kwadratu i prawdziwe rezultaty
(Uwagi po spotkaniu Rady Europejskiej)
Jerzy Kranz
1.
Kompromis osiągnięty na posiedzeniu Rady Europejskiej (21-22.06.2007) jest sukcesem
wszystkich uczestników, gdyż pozwala odblokować proces reform i dopasować wewnętrzną
organizację Unii Europejskiej do nowych wyzwań.
Spór o system głosowania nabrał przy tej okazji nieproporcjonalnych rozmiarów kosztem głębszej
refleksji instytucjonalnej. Najistotniejszym osiągnięciem Rady Europejskiej jest zaakceptowanie
prawie całego Traktatu konstytucyjnego (TK), chociaż z pewnymi korektami, niektórymi o raczej
kosmetycznym charakterze. Innymi słowy, zapowiedzi o śmierci Traktatu konstytucyjnego okazały
się całkowicie przedwczesne. Formuła tzw. podwójnej większości została utrzymana, choć jej wejście
w życie opóźnione. Poległa natomiast formuła pierwiastkowa.
2. Z przebiegu Rady Europejskiej wynika, że uzgodniono praktycznie wszystkie sporne kwestie, a
jednocześnie państwom nie udało się przeforsować wielu postulatów (najwięcej w tym sensie
uzyskała Polska oraz Wielka Brytania).
W załącznikach do tzw. Konkluzji prezydencji znajdują się dokładne wskazówki co do przeniesienia
przeważającej części Traktatu konstytucyjnego do nowych regulacji traktatowych. Na podstawie tych
załączników w drugiej połowie 2007 r. zostanie ostatecznie zredagowany tzw. Traktat reformujący,
którego treść sprowadzać się będzie do tego, że do dwóch istniejących obecnie Traktatów
wprowadza się rozwiązania figurujące w TK, uwzględniając korekty uzgodnione podczas posiedzenia
Rady Europejskiej. W rezultacie utrzymane będzie obowiązywanie Traktatu o Unii Europejskiej
(TUE) oraz Traktatu o Wspólnocie Europejskiej, przy czym ten ostatni zmieni nazwę i zostanie
zastąpiony Traktatem o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (zlikwidowana zostaje nazwa
„Wspólnota”). W gruncie rzeczy jest to kompromis polityczny, ponieważ od strony prawnej nic nie
stało na przeszkodzie, by oba Traktaty połączyć w jeden. W konsekwencji, na podstawie Traktatu
reformującego trzeba będzie sporządzić teksty ujednolicone obu Traktatów.
1
Uzgodnione zmiany instytucjonalne nie są rewolucyjne i polegają głównie na pewnej kosmetyce
nazewniczej (tzw. dekonstytucjonalizacja TK). Znikają takie słowa jak konstytucja (pozostają dwa
Traktaty), minister spraw zagranicznych (powstaje jednak Wysoki Przedstawiciel Unii ds. Polityki
Zagranicznej i Bezpieczeństwa), ustawa europejska oraz europejska ustawa ramowa (pozostają
rozporządzenia, dyrektywy, decyzje). Unia nie będzie formalnie miała własnej flagi i hymnu, ale Unia
posiadać będzie osobowość prawną (posiadała ją już de iure obecna Wspólnota, a de facto również
obecna Unia). Karta Praw Podstawowych nie będzie częścią nowych Traktatów, będą one jednak do
niej odsyłać jako tekstu prawnie wiążącego. Nieznacznie wzmocniona zostaje kontrola parlamentów
narodowych w kontekście przestrzegania przez instytucje Unii zasady subsydiarności – jednak bez
możliwości blokady. Dążenie do ograniczenia zakresu stosowania reguły większości kwalifikowanej
nie powiodło się: Traktat reformujący wprowadzi większość kwalifikowaną w 40. nowych
przypadkach.
Rada Europejska zdecydowała, iż art. I-6 TK zostanie usunięty, a Konferencja międzyrządowa
przyjmie następującą deklarację: „Konferencja przypomina, iż zgodnie ze stałym orzecznictwem
Trybunału Sprawiedliwości UE, Traktaty oraz prawo uchwalone przez Unię na ich podstawie mają
pierwszeństwo [stosowania – JK] przed prawem państw członkowskich na warunkach określonych
przez to orzecznictwo”. Kwestia nie jest problematyczna w odniesieniu do ustaw krajowych (również
Konstytucja RP przewiduje takie pierwszeństwo) a trudne do rozwiązania, choć wyjątkowe sytuacje
dotyczą ewentualnej sprzeczności prawa wspólnotowego z normami konstytucji krajowych.
Zgodnie z TK nowa formuła głosowania (tzw. podwójna większość) miała wejść w życie od 2009 r.,
lecz początek jej obowiązywania ustalono podczas Rady Europejskiej na 1 listopada 2014 r. (do tego
czasu stosowana będzie obecna formuła z Traktatu nicejskiego). W okresie przejściowym między
1.11.2014 r. a 31.3.2017 r. każde państwo będzie mogło zażądać, by do danej decyzji przyjmowanej w
trybie większości kwalifikowanej zastosować formułę nicejską. Nie należy się w tym kontekście
spodziewać rewolucyjnych skutków, albowiem formuła ta nie paraliżuje obecnego procesu
decyzyjnego.
Dodatkowy mechanizm, dopuszczający opóźnienie podjęcia decyzji (przyjęty po raz pierwszy w tzw.
kompromisie z Joaniny, którego wariant polskiej delegacji udało się wynegocjować już w 2004 r. w
formie dodatkowej deklaracji nr 5 do Aktu końcowego TK), wydaje się mieć znaczenie pomocnicze i
będzie stosowany raczej w sytuacjach wyjątkowych (kompromis z Joaniny, datujący się z połowy lat
1990-tych, nie znalazł zastosowania w praktyce). Obniżenie począwszy od 1 kwietnia 2017 r. progu
2
głosów potrzebnych dla zastosowania tego mechanizmu (z 75% do 55% liczby państw lub liczby
głosów niezbędnych dla utworzenia mniejszości blokującej) jest nowością. Należy mieć jednak na
uwadze, że z mechanizmu tego korzystać będą mogły wszystkie państwa – czy zawsze jednak z
dobrym dla Polski skutkiem?
Sprawa głosowania stać się może obiektem przetargu w 2014 r. w związku z ograniczeniem liczby
członków Komisji i zasadą ich rotacji, wówczas bowiem niektóre tzw. duże państwa nie mogłyby
przez pewien czas proponować komisarza (tzn. nie byłoby komisarza proponowanego np. przez
Francję). W tym sensie przedłużone stosowanie formuły nicejskiej prowadzić może z czasem do
kolejnych kontrowersji.
W zakresie podziału kompetencji między państwami członkowskimi a UE uzgodniono pewne
doprecyzowania, jednak zmiany te nie mają charakteru fundamentalnego i co do zasady sprowadzają
się do przejęcia reguł uzgodnionych w Traktacie konstytucyjnym (szczegóły figurują w aneksach do
Konkluzji prezydencji).
3. Wcześniejsze formuły ważenia głosów w Radzie (Ministrów) opierały się na niesformalizowanej
zasadzie swoistej równowagi między grupami państw, przy czym kryteria ważenia nie były wyraźnie
sprecyzowane i wynikały z politycznego kompromisu, prowadzącego do spłaszczenia relacji między
liczbą głosów państw dużych, średnich i mniejszych (w pierwotnym składzie Europejskiej Wspólnoty
Gospodarczej Niemcy, Francja i Włochy dysponowały każde 4 głosami, Belgia i Niderlandy każde 2
głosami, a Luksemburg jednym). Czynnik demograficzny przebił się pomocniczo dopiero w wersji
nicejskiej Traktatu o Wspólnocie Europejskiej (TWE), znajdując następnie swój pełny wyraz w
Traktacie konstytucyjnym. Uprzednio stosowane formuły polityczne ważenia głosów, trudne
wprawdzie w adaptacji przy kolejnych rozszerzeniach, nie były jednak – wbrew pozorom – mniej
sprawiedliwe i mniej demokratyczne.
Dla podejmowania w Radzie decyzji w trybie większości kwalifikowanej TK przewiduje tzw.
podwójną większość, określoną progiem liczby państw (55 %) oraz wynikającym z kryterium
ludnościowego progiem liczby głosów (65 %); TK przewiduje jednocześnie próg minimalnej liczby
państw tworzących tzw. mniejszość blokującą (co najmniej 4 państwa). Tym samym, element
demograficzny nie jest jedynym kryterium.
3
Polska propozycja zmiany formuły głosowania (tzw. pierwiastkowa) miała dwa warianty: pierwszy to
przyznanie zróżnicowanej liczby (wagi) głosów metodą pierwiastka kwadratowego z liczby ludności
oraz wyznaczenie progu dla podjęcia decyzji większością kwalifikowaną na poziomie 61,6 % ogólnej
liczby głosów; drugi, nieco zmodyfikowany, polegał na powtórzeniu pierwszego wariantu dodając, że
w skład koalicji większościowej wchodzić musi co najmniej 50 % liczby państw członkowskich.
Polska
nie
kwestionowała
więc
zasady
podwójnej
większości,
a
zwłaszcza
kryterium
demograficznego, dążąc jedynie do innego sposobu podziału głosów według kryterium
ludnościowego. Zarówno w formule TK, jak i w formule pierwiastkowej Niemcy posiadać miały
największą liczbę głosów, aczkolwiek z uwzględnieniem spłaszczenia liczby głosów między
państwami w formule pierwiastkowej.
Przewidzianą w TK formułę ważenia głosów oraz propozycję polską uznać można za uprawnione,
podobnie jak inne kryteria (np. produkt narodowy brutto). Nie jest prawdziwe, ani też potwierdzone
przez praktykę innych organizacji, iż najwyższym dowodem demokracji jest przyznanie państwom
członkowskim liczby głosów wprost proporcjonalnie do liczby ludności. Jest to wyraz specyficznej
ideologii propagowanej pod hasłem ograniczania tzw. deficytu demokracji, zapominając o tym, że
demokracja w relacjach międzynarodowych nie jest identyczna z jej pojmowaniem w ramach
poszczególnych państw. W tym kontekście formuła pierwiastkowa nie była bynajmniej nieracjonalna,
pytanie tylko czy jej forsowanie było rozsądne i realistyczne?
Można się zastanawiać, czy bezpośrednie kryterium ludnościowe jest dla podejmowania decyzji w
Radzie rozwiązaniem najlepszym. Pytanie to jawi się zwłaszcza dlatego, że kryterium takie stosowane
jest już dla określenia liczby przedstawicieli państw członkowskich w Parlamencie Europejskim (PE)
z tym jednak zastrzeżeniem, iż występuje w mocno spłaszczonej, skorygowanej względami
politycznymi formie (degresywna proporcjonalność). Formuła proponowana dla Rady w Traktacie
konstytucyjnym stanowiła powtórzenie tego kryterium, lecz bez uwzględnienia mechanizmu
spłaszczającego. Idąc tropem logiki demograficznej wydawałoby się wręcz bardziej wskazane dążenie
do określenia liczby posłów do PE przy pomocy w miarę bezpośredniego kryterium
demograficznego, w Radzie natomiast zastosowanie kryterium bardziej złożonego i politycznego.
4.
W polityce i w organizacjach międzynarodowych prosta arytmetyka nie zawsze odpowiada
imponderabiliom politycznym. W organizacjach spełniających funkcje operacyjne lub prawodawcze
zasada jedno państwo – jeden głos nie ma racji bytu. Kryteria ważenia głosów (różna liczba głosów)
4
lub specjalnej siły głosu (np. każdy członek Rady Bezpieczeństwa dysponuje jednym głosem, lecz
każdy z pięciu stałych członków może zablokować podjęcie decyzji – prawo weta) nie są z reguły
tylko prostym przełożeniem elementów obiektywnych, lecz wynikają z politycznego kompromisu. W
wielu organizacjach międzynarodowych pojawia się zjawisko potwierdzonej w liczbie lub sile głosu
swoistej dominacji partnerów najsilniejszych, nie słychać jednak w tym kontekście protestów, chociaż
sporne bywają same kryteria przydziału głosów. W tym sensie sytuacja w Unii nie jest wyjątkiem.
Państwa dysponują faktycznie w UE większym wpływem niżby to wynikało z elementów
formalnych, zarówno małe, występujące niekiedy w roli języczka u wagi, jak i duże. Nie da się tego
zmienić tylko przez formuły matematyczne. Czy Niemcy lub Francja będą mniej wpływowe mając
mniejszą liczbę głosów? Pytanie to wydaje się retoryczne. Uproszczone jest zatem przekonanie, iż o
pozycji danego państwa członkowskiego UE rozstrzyga podział głosów. Grają tu również rolę inne
czynniki, składające się na całość procesu decyzyjnego, jak np. równowaga instytucjonalna organów,
liczba i rola komisarzy, rola Parlamentu Europejskiego, praktyka podejmowania decyzji, zakres
dziedzin, na które rozciąga się głosowanie większością kwalifikowaną. W unijnym procesie
decyzyjnym państwa duże nie są w stanie narzucać automatycznie decyzji innym państwom, a bywają
niekiedy przegłosowane. Rada podejmuje decyzje zazwyczaj w drodze konsensu, to znaczy bez
głosowania i odnotowując brak sprzeciwu.
Typowa procedura uchwalania prawa europejskiego polega na współudziale trzech organów
(wniosek Komisji, uchwalenie aktu przez Radę i Parlament Europejski) oraz kontroli przez
Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Dodajmy, iż niektóre samodzielne decyzje wykonawcze
Komisji wymagają najczęściej akceptacji ze strony komitetów doradczych, złożonych z
przedstawicieli państw (w procesie decyzyjnym tych komitetów stosuje się identyczne reguły jak w
głosowaniu w Radzie). Tzw. wspólnotowa metoda podejmowania decyzji jest więc bardziej
zrównoważona i bardziej demokratyczna niż czysta metoda międzyrządowa (stosowana na przykład,
choć nie bez powodu, w dziedzinie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa – tzw. drugi
filar). Głosowanie w Radzie jest zatem tylko jednym z elementów procesu prawodawczego.
5. Formuła TK stanowiła kompromis – być może nie dla wszystkich najbardziej udany. Jego
elementem było między innymi ograniczenie do jednego liczby komisarzy dla każdego z dużych
państw członkowskich (i to z zasadą rotacji), kompromisowy podział mandatów w PE oraz
propozycje dotyczące rozszerzenia zakresu stosowania większości kwalifikowanej. Gdyby formuła ta
5
wydawała się aż tak niesprawiedliwa, to wyraźny byłby sprzeciw wielu innych państw. Tymczasem
mało kto chciał ponownego otwarcia tego rozdziału negocjacyjnego.
Argument o akceptacji przez zdecydowaną większość państw formuły z TK (tzw. podwójna
większość) nie musi być najbardziej przekonujący, trudno z nim jednak walczyć z pozycji jedynego
oponenta. Z wcześniejszych konsultacji międzypaństwowych wynikało, że nie było żadnej szansy
uzyskania zgody nie tylko na formułę pierwiastkową, lecz również na przedłużenie dyskusji na ten
temat. Formuła pierwiastkowa nie miała więc żadnych szans powodzenia, a wycofanie się z niej w
trakcie rokowań i poszukiwanie innych rozwiązań trudno uznać za błąd negocjacyjny.
Według opartych na teorii gier obliczeń siły głosu (wpływu), formuła pierwiastkowa osłabiała
pozycję Niemiec (i trzech innych dużych państw) w porównaniu z TK, chociaż umacniała ją w
porównaniu z formułą zastosowaną w Traktacie nicejskim. Formuła ta osłabiała jednocześnie
pozycję Polski w porównaniu z Traktatem nicejskim, a wzmacniała w porównaniu z TK. Te
teoretyczne szacunki nie odzwierciedlają jednak złożonych motywacji zachowań rządów w
głosowaniu w Radzie. Nie uwzględniają one również trójczłonowości wspólnotowego procesu
prawodawczego (metoda wspólnotowa).
Uwzględniając fakt, iż w UE nie istnieją trwałe i stałe koalicje państw, poszczególne formuły
głosowania różnią się marginalnie. Można zawsze walczyć o formułę nieco lepszą, lecz ryzykowne
wydaje się traktować tę walkę jako być albo nie być. W gruncie rzeczy spór dotyczył tego, czy dla
powstania niezbędnej większości lub mniejszości (blokującej) potrzeba będzie jednego lub dwóch
państw więcej (lub mniej). Formuła nicejska nie prowadziła dotąd do blokad decyzyjnych, również
po rozszerzeniu o 10 nowych państw, mimo że zgodnie z symulacjami matematycznymi w
najniższym stopniu (wśród innych wariantów) zapewnia skuteczność procesu decyzyjnego w Radzie.
Można sądzić, że zarówno w formule nicejskiej, formule pierwiastka i w (ew. lekko zmodyfikowanej)
formule TK sprawność procesu decyzyjnego nie byłaby zagrożona, nie zależy ona bowiem tylko od
liczby i siły głosów poszczególnych państw. Dodajmy, iż w systemie nicejskim liczba głosów Polski
była nadproporcjonalna, jednak z tego powodu Hiszpania i państwa mniejsze nie zamierzały
„umierać dla pierwiastka”.
Upór w forsowaniu stanowiska polskiego, jak i nieugiętość innych krajów co do formuły TK miały w
sobie elementy demagogii, w pewnym stopniu bez związku z rzeczywistym funkcjonowaniem
procesu decyzyjnego. Nie mamy tu bowiem do czynienia z sytuacją, w której – przykładowo – jakieś
państwo zostaje pozbawione przysługującego mu uprzednio prawa weta. Nie jest też prawdą, iż w
6
wersji TK rola Polski byłaby drugorzędna, a Niemiec pierwszoplanowa, która to relacja miałaby
zostać radykalnie naprawiona propozycją pierwiastkową. Żaden z tych systemów nie zapewnia
hegemonii jednego lub dwu państw, ani też nie spycha kogokolwiek na margines. Tym samym
fałszywa jest perspektywa, iż zachowując system nicejski Polska „uciekła spod gilotyny”.
6. Polityka polska wobec integracji europejskiej wydaje się obecnie mało koncepcyjna, defensywna, a
jednocześnie mało spójna, zwłaszcza wobec wyzwań globalizacyjnych oraz zagrożeń bezpieczeństwa.
Ponadto, przez swe niezręczności Polska ułatwia innym ustawienie jej na pozycji chłopca do bicia (w
efekcie w cieniu pozostają niektóre inne państw, domagające się zmian traktatowych). Zagraniczny
obraz Polski i polityki polskiej jest w ostatnim czasie bardzo negatywny, co bez wątpienia nie jest
tylko wynikiem zewnętrznej zmowy (amunicji dostarczają zupełnie nierozsądnie polskie władze).
Chodzi przy tym nie tylko o treść, lecz również styl polskiej polityki zagranicznej, który pozostawia
wiele do życzenia – ważne jest bowiem nie tylko co, lecz również jak.
O ile poprzedni rząd wykazywał się pragmatyzmem działania (przy braku pogłębionej refleksji nad
przyszłością WE/UE), to nowy rząd wykazuje pewną dozę eurosceptycyzmu i etatyzmu przy wielu
niejasnościach co do jego wizji integracji. Co więcej, niezależnie od naturalnych różnic poglądów w
konkretnych i bieżących kwestiach polityki unijnej, rząd ten sprawia wrażenie, iż ma pewne problemy
mentalne z zaakceptowaniem rozwijającej się integracji europejskiej i zmieniającego się świata.
Polska zaniedbała też (nie po raz pierwszy) pracę informacyjną, gdyż – nawet kanałami pośrednimi –
nie przedstawiła szerokiej publiczności symulacji ewentualnych długofalowych strat lub korzyści
związanych z poszczególnymi formułami głosowania. Ponadto, w porównaniu z innymi krajami
widać słabość zinstytucjonalizowanego zaplecza eksperckiego (rządowego i pozarządowego) – są
wprawdzie specjaliści, brakuje jednak gruntownie i koncepcyjnie pracujących think-tanków. Nie ma
się więc co dziwić, iż zadaniem polskich negocjatorów – jak stwierdzili to sami – było uniknięcie
izolacji Polski.
W tej sytuacji zdecydowanie na czoło wysunęły się wypowiedzi kół oficjalnych, w których dostrzec
można było, że jeśli nie głównym, to na pewno jednym z głównych motywów polskiego rządu jest
dążenie do relatywnego osłabienia Niemiec w procesie decyzyjnym. Pozycja demokratycznych i
zintegrowanych z UE i NATO Niemiec jest faktem, na który nie sposób się obrażać, a tym bardziej
straszyć niemiecką hegemonią. Publiczne propagowanie antyniemieckich emocji, z drugiej zaś strony
7
zatrważająca niekiedy niewiedza i nieumiejętność oceny polityki niemieckiej i współpracy z
Niemcami nie są dobrym prognostykiem dla polskiej polityki zagranicznej.
Jeszcze przed spotkaniem Rady Europejskiej władzom polskim (a także mediom niemieckim) „udało
się” uczynić ze sporu o głosowanie konflikt polsko-niemiecki. Ustawianie Niemiec jako strony
stałego polsko-niemieckiego konfliktu może się okazać znaczącym błędem. Władze polskie
odkrywają wprawdzie solidarność z nowym prezydentem Francji, odchodzącym premierem Wielkiej
Brytanii lub niedługo odchodzącym prezydentem USA. Zdają się jednak nie wiedzieć, że w
przypadku konkretnych negocjacji z tymi sojusznikami wiele się może wkrótce zmienić. Nauka
doświadczeń musi w polityce zagranicznej trochę potrwać. Czy nie tracimy jednak czasu?
Wzrost napięcia w stosunkach polsko-niemieckich (nie tylko zresztą na tle unijnym) trwa już od kilka
lat, przy czym nawet jeśli przyczyniają się do tego obie strony, to w ostatnich dwóch latach wkład
Polski wydaje się zdecydowanie większy. Tej niekorzystnej dla obu państw i dla Europy sytuacji nie
zmieniłby nawet pierwiastek z 66 milionów. Trzeba czasu, aby się przekonać, w jakim stopniu odbije
się to na pozycji zagranicznej Polski. Na razie w Europie odnotowano sukces Angeli Merkel.
7. Pojawia się w konkluzji pytanie: co zyskała Polska? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa,
ponieważ nie do końca wiadomo, jakie postulaty Polska formalnie przedstawiała prezydencji
niemieckiej. Wbrew zapowiedziom, stanowisko Polski co do treści niezbędnych zmian w TK nie
było do końca jasne i publicznie znane (poza postulatem dotyczącym głosowania w Radzie).
Najogólniej sądzić można (uwzględniając niektóre oficjalne lub półoficjalne polskie wypowiedzi
prasowe), że najważniejszym osiągnięciem jest przedłużeniem stosowania obowiązującego obecnie
tzw. nicejskiego systemu głosowania w Radzie. Na tle wspomnianych wypowiedzi odnotujmy, iż
Unia posiadać będzie osobowość prawną, ministra spraw zagranicznych (choć pod inną nazwą),
przewodniczącego Rady Europejskiej (2,5 letnia kadencja), a parlamenty narodowe nie będą mogły
zablokować swymi uchwałami unijnego procesu decyzyjnego. Tzw. klauzula solidarności w
dziedzinie energetycznej przybrała ogólnikową formę, aczkolwiek wywalczoną skutecznie mimo
obiekcji niemieckich („Bez uszczerbku dla jakichkolwiek procedur przewidzianych w Traktatach
(unijnych – JK), w duchu solidarności państw członkowskich, Rada, na wniosek Komisji, może
uchwalić środki dotyczące sytuacji ekonomicznej, zwłaszcza jeśli pojawią się poważne trudności w
zakresie podaży niektórych towarów, w szczególności w obszarze energii”). W praktyce oznacza to,
8
że niezbędna będzie wola polityczna państw, ale także wniosek Komisji (a nie tylko pojedynczego
państwa), aby zadecydować o odpowiednim działaniu.
Co do Karty Praw Podstawowych (Wielka Brytania wynegocjowała w tej dziedzinie znaczące
wyłączenia) stanowisko polskie nie było dokładnie znane. Podczas posiedzenia Rady Europejskiej
Polska zgłosiła jednostronną deklarację, mającą znaczenie polityczne: „Karta nie narusza w
jakikolwiek sposób praw państw członkowskich w zakresie prawodawstwa w sferze moralności
publicznej, prawa rodzinnego oraz ochrony godności ludzkiej i respektowania integralności fizycznej
i moralnej człowieka”.
8. W najbliższych miesiącach i w drugim półroczu prezydencja portugalska doprowadzić ma do
zakończenia prac Konferencji międzyrządowej, podczas której zredagowany zostanie tekst Traktatu
reformującego. Znaczące i dość dokładne wskazówki, a nawet konkretne sformułowania, zawierają w
tym względzie aneksy do Konkluzji prezydencji. Ratyfikacja nowego traktatu rewizyjnego powinna
zostać zakończona w 2009 r., przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Życie toczy się jednak
dalej i niezależnie od prac traktatowych Unia rozwiązywać musi bieżące problemy (np. polityka
energetyczna, budżet).
Skończył się spektakl Rady Europejskiej. Jak wypadną recenzje i jakie będą skutki dla Unii i dla
Polski? W każdym razie, odbudowanie pozycji Polski zależeć będzie od pozytywnej aktywności
polskiej dyplomacji na scenie europejskiej.
Warszawa, 25 czerwca 2007 r.
dr hab. Jerzy Kranz, profesor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa
Tischnera w Krakowie. B. podsekretarz stanu w MSZ i b. ambasador RP w Niemczech.
9