NIEMAL W DOMU

Transkrypt

NIEMAL W DOMU
NIEMAL W DOMU
Życiorys Ernesta Fandlera
ROZDZIAŁ I – MŁODOŚĆ
Wielokrotnie proszono mnie, abym napisał swój życiorys,
ponieważ nieraz stawiałem czoła różnym trudnościom.
Kiedy pewnego razu leciałem nad Atlantykiem i rozmyślałem o mojej przeszłości, zdecydowałem, że to uczynię.
Urodziłem się w Szwajcarii, jako czwarte dziecko w bardzo biednej rodzinie, gdzie było siedmiu chłopców i trzy
dziewczyny. Mając dwanaście lat, opuściłem dom, żeby po móc utrzymać rodzinę. Pamiętam, jak w tym czasie chodzi łem sam do lasu i zastanawiałem się, czy życia nie da się
w jakiś sposób ułatwić. Moje serce tęskniło za czymś lep szym – choćby miało się to spełnić za milion lat. Dziękuję
Bogu za to, że mogłem znaleźć lepsze życie, a teraz mam
okazję napisać o tym.
Pomagałem utrzymywać naszą rodzinę przez wiele lat,
ale nie widziałem w tym żadnej przyszłości. Czułem, że
muszę pójść gdzieś, gdzie za swoją pracę będę lepiej wynagradzany. Zastanawiałem się i zadecydowałem, że dla
mnie moją ziemią obiecaną jest Kalifornia.
Mój wujek Eisenhut pożyczył mi pieniądze na bilety na
statek i pociąg i za niedługo byłem w podróży do Kalifor nii. Na wyspie Ellis, która była punktem kontrolnym dla
cudzoziemców przyjeżdżających do Stanów Zjednoczonych, powiedziano mi, że z powodu mojego kiepskiego
stanu zdrowia i zbyt małej ilości pieniędzy, których żądano
od obcokrajowców chcących tam osiąść, muszę wrócić do
Szwajcarii. Umieszczono mnie w sporej grupie ciemnoskórych imigrantów i nie wiedziałem co robić, bo wszyscy pła kali. Gdy zapytałem o powód, odpowiedziano mi, że wszyscy dostaniemy zakaz wjazdu do Stanów Zjednoczonych i
2
musimy wrócić do swoich domów. Następnego dnia rano
zażądali, żebym wraz z tłumaczem stanął przed sędzią.
„Czym chcesz się zajmować w Kalifornii?” – zapytał. „Chcę
pracować na farmie” – odpowiedziałem. Więc sędzia zapytał: „Co zrobisz z pieniędzmi?”. „Chcę kupić gospodarstwo
rolne” – powiedziałem. Lecz w moim sercu miałem zamiar,
żeby kupić gospodarstwo w Szwajcarii.
Moja odpowiedź widocznie była właściwa, gdyż tłumacz
przekazał mi: „Możesz kontynuować swoją podróż do Kalifornii”.
Pierwszą pracą, którą znalazłem po przypłynięciu do Kalifornii, było ręczne dojenie trzydziestu krów dwa razy
dziennie. Oszczędzałem każdą monetę, żeby móc wrócić
do Szwajcarii i kupić gospodarstwo. Inwestowałem swój
dorobek w papiery wartościowe. Po upływie około dwóch
lat zaoszczędziłem kilka tysięcy dolarów.
Później nastąpił krach na giełdzie. Mnóstwo ludzi straciło swoje oszczędności – byłem wśród nich. Gazety były
przepełnione wiadomościami o samobójstwach. Sam nie
wiedziałem, co robić – straciłem cały swój majątek i rów nież pracę. Nie byłem w stanie myśleć rozsądnie.
Miałem przepuklinę i pomyślałem, że byłoby dobrze poddać się operacji. W szpitalu zgodziłem się, żeby robili na
moim ciele doświadczenia – stwierdziłem, że w razie niepowodzenia nic nie stracę.
Systematycznie wysyłałem pieniądze do domu, więc wysłałem moje ostatnie dwadzieścia dolarów i na krótko
przed Świętami Bożego Narodzenia 1929 roku zgłosiłem
się do miejskiego szpitala w San Francisco. Zapytali, kogo
mają powiadomić w razie niepowodzenia. Odpowiedziałem: „Nikogo”.
Tego wieczora spotkałem leżącego na łóżku obok mnie
Szwajcara – jednego z moich rodaków. Miał nieuleczalną
chorobę i był bez pieniędzy. Podobnie jak ja. Zaczęliśmy
3
wspominać dawne czasy. Kiedy rozmawialiśmy, do pokoju
weszła pielęgniarka, mówiąc, że mój przyjaciel musi być
przeniesiony do pokoju 335. Wkrótce przyszli i odwieźli
go. „Dobrze, odchodzę chętnie. Już więcej się nie zoba czymy.” I tak naprawdę było. Mój przyjaciel wiedział, że
jeżeli ktoś zostanie przewieziony do pokoju 335, to znaczy
jego koniec i nie ma żadnej, albo tylko mała nadzieja, że
wróci stamtąd żywy.
Drugiego dnia rano, ponieważ zgodziłem się na eksperymenty, pięciu studentów medycyny przywiązało mnie i
przewiozło na wózku do sali operacyjnej. Jeden ze studentów dał mi zastrzyk w kręgosłup. Lekarz prowadzący upomniał go, że zrobił to niewłaściwie, wtedy podszedł inny
student i dostałem kolejny zastrzyk. Widocznie było tego
za dużo, ponieważ zupełnie straciłem wzrok. Potem przeprowadzili operację przepukliny i wydawało im się, że zro bili dobrą robotę.
Dalej kontynuowali swoje doświadczenia i otworzyli mój
bok. Nagle zauważyli, że coś jest nie w porządku – może
mój wzrok. Powiedzieli: „Szybko go zszyjcie!”. Kiedy mnie
zaszyli, powiedzieli: „Co z nim zrobimy?”. Jeden z nich
wpadł na świetny pomysł. Dał propozycję: „Zabierzcie go
do pokoju 335”. Wiedzieli, że nie mogą wypisać mnie ze
szpitala ślepego, szykowali się wysłać mnie do pokoju 335.
Jeden ze studentów medycyny nie był zadowolony z
tego pomysłu. Odszedł i przyprowadził innego mężczy znę. Lekarz zapytał: „Czy widzisz tego człowieka?”. „Tak”
– odpowiedziałem, choć nie mogłem dostrzec nawet
światła. „To ten, który przywiózł mnie na wózku” – powie działem. Później się dziwiłem, co spowodowało, że wypo wiedziałem te właściwe słowa, ale teraz, po wielu niezwy kłych doświadczeniach, już wiem.
Później mój wzrok wrócił do normalnego stanu i aż do
wiosny byłem przewożony z miejsca na miejsce. A w
4
maju, kiedy opuściłem szpital, prosiłem kilku moich przyjaciół, żeby pojechali ze mną na Alaskę, by poświęcić się
poszukiwaniu złota. Jeden z nich ostrzegał nas: „Jeżeli nie
napadną na was Indianie, to na pewno niedźwiedzie”.
Wkrótce potem o włos uniknąłem śmierci, kiedy zaatakował mnie wielki jeleń. Pół godziny toczyliśmy bój na
śmierć i życie. Powalił mnie swoimi ostrymi kopytami na
ziemię i swoimi rogami starał się rozpruć mój brzuch. W
czasie, kiedy włóczył mnie po polu bitwy, nie miałem innego wyjścia, niż uchwycić się jego potężnych rogów. Obaj
byliśmy wyczerpani, kiedy w końcu udało mi się z tego
wybrnąć.
Miałem na sprzedaż stary samochód marki Essex. Za
uzyskane pieniądze udało mi się dostać na Alaskę, aż do
Juneau. Byłem bez jakichkolwiek środków do życia i przez
kilka dni żyłem w opuszczonym domku, śpiąc na podłodze.
Potem udało mi się, szczęśliwym trafem, znaleźć na krótki
czas pracę. Za uzyskane pieniądze dotarłem do Fairbanks.
W Fairbanks poznałem starego poszukiwacza złota, który
posiadał zaprzęg siedmiu psów z saniami oraz zapasy żywności na jeden rok. Na początku wiosny wyjechałem z
nim, jego zaprzęgiem, na pustkowie. Po tygodniu podróży
dotarliśmy do jego drewnianego szałasu.
Najpierw musieliśmy zacząć polować, żeby mieć mięso
dla nas i naszych psów. Jeżeli chodzi o mięso, byliśmy zależni tylko od zwierzyny. Potem zabraliśmy się za kopanie
złota. Wykopaliśmy dół o głębokości 25 metrów do miejsca, gdzie natrafiliśmy na skałę. Potem zaczęliśmy kopać
tunel o długości 50 metrów z każdej strony. Używaliśmy
kilofa z kołowrotem, liny i wiadra do wyciągania żwiru.
Lecz zanim cokolwiek mogliśmy uczynić, musieliśmy rozgrzać żwir. Poszukiwanie złota było uciążliwą i niebezpieczną pracą, zwłaszcza dla niedoświadczonych.
5
Pewnego razu rozmroziło się nade mną zbyt wiele żwiru
naraz i przysypało mnie. Byłem pogrzebany w tunelu na
głębokości 25 metrów. Mój wspólnik nie był w stanie mi
pomóc, ponieważ, żeby dostać się do tunelu, musieliśmy
opuszczać jeden drugiego po linie. W jakiś sposób udało
mi się wykopać z tego więzienia. Myślałem wtedy, że to
już mój koniec.
ROZDZIAŁ II – PUSTKOWIA ALASKI
Jesienią, po wielu dniach przekopywania piasku i gliny i
przepłukiwaniu ich w korytach w poszukiwaniu złota,
stwierdziliśmy, że zarobiliśmy po 30 dolarów na osobę.
Zdecydowaliśmy, że podejmiemy dwudniową wędrówkę w
górski rejon, w nadziei, że uda nam się upolować jakiegoś
muflona. Ceny żywności były tu bardzo wysokie, a my po trzebowaliśmy pieniędzy, żeby zrobić zapasy jedzenia na
następny rok. Zatrzymaliśmy się w małej chatce, którą
zbudował jakiś poszukiwacz złota w okresie gorączki złota.
Tego poranka, kiedy tam dotarliśmy, opuściłem szałas i
upolowałem muflona. Wracając, zarzuciłem go sobie na
ramiona. Wkrótce zorientowałem się, że zabłądziłem.
Zrzuciłem muflona na ziemię. Widocznie przez jakiś czas
szedłem w niewłaściwym kierunku. Wszędzie wokół mnie
znajdowały się góry pokryte śniegiem i wszystkie wydawały mi się identyczne. Była późna jesień i o godzinie trzeciej
po południu zaczynało się ściemniać. Temperatura wynosi ła około 37 stopni Celsjusza poniżej zera. Musiałem zejść
trochę niżej, do porośniętej lasem doliny, gdzie wiatr nie
był tak silny. Całe popołudnie i całą długą noc byłem w ruchu, żeby nie zamarznąć. Uświadamiałem sobie, że każdy
kierunek, którego bym nie obrał, jest oddalony setki kilo metrów od cywilizacji – byłem w beznadziejnej sytuacji –
6
była tu tylko ta mała chatka, a odnaleźć ją równało się odnalezieniu igły w stogu siana.
Po dwudziestu czterech godzinach marszu i nieustające go ruchu, czułem nieodpartą potrzebę położenia się w
tym głębokim, miękkim śniegu. Byłem głodny i zmęczony.
Najłatwiej byłoby zasnąć i już nigdy się nie obudzić, ale
szedłem przed siebie i o godzinie piątej rano stanąłem na
progu szałasu. Mój wspólnik był zaskoczony, kiedy mnie
zobaczył. Powiedział mi, że wystrzelił w powietrze całą
swoją amunicję, żeby pomóc mi znaleźć drogę do szałasu,
ale ja nie słyszałem ani jednego wystrzału – musiałem znajdować się zbyt daleko.
Biblia mówi, że gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, Bóg
nas miłował. Musiała być tutaj znowu obecna jakaś nadprzyrodzona dłoń, która pomogła mi i wyprowadziła mnie
z ciemności z powrotem do szałasu. Zrozumiałem, że jeszcze nie nadszedł czas mojej śmierci.
Wielki kryzys ekonomiczny pogłębiał się i kiedy przyby łem do miasta, nie można było znaleźć żadnej pracy, i
zdecydowałem, że znowu wyruszę z tym starym poszukiwaczem złota. Po jakimś czasie słupek rtęci opadł do 51
stopni Celsjusza poniżej zera, a kiedy później trochę się
ociepliło, wyruszyliśmy znowu do głuszy. Pod koniec lata
stwierdziłem, że nie zarobiłem o nic więcej niż ubiegłego
roku. Powiedziałem mojemu wspólnikowi, że nie mogę tutaj zmarnować swojego życia. Powiedziałem: „Idę do miasta”. Odpowiedział: „Musisz poczekać do zimy, aż wszystko zamarznie – nikt nie może się teraz stąd wydostać”.
Byłem zdecydowany odejść. Zabrałem trochę jedzenia,
strzelbę i wyruszyłem. Odprowadzała mnie chmara komarów. W czasie wędrówki dotarłem do miejsca, gdzie cała
powierzchnia ziemi zdawała się być miękka. Był to ruchomy piasek! Słyszałem, jak ludzie mówili, że zginął tam pewien mężczyzna ze swoim koniem. Grzązłem coraz głębiej
7
i głębiej w tym piaszczystym błocie. W końcu nie byłem w
stanie wyciągnąć z niego moich nóg. Na szczęście miałem
buty. Leżąc na plecach, wyjąłem z nich nogi i pełzłem do
tyłu. W końcu udało mi się wstać, lecz byłem cały przemo czony, a na dodatek straciłem buty. I tak przez pozostałe
160 km szedłem przez góry boso.
Od tego momentu moja sytuacja zaczęła się poprawiać.
Pewien farmer zatrudnił mnie na tydzień, ale potem zdecydował się zatrudnić mnie na stałe i przez kolejne dwa
lata mogłem coś zaoszczędzić. Znowu byłem w stanie pomóc moim ludziom w Szwajcarii.
Ponownie przybyłem do Fairbanks. Fairbanks było wtedy
na granicy cywilizacji z dziczą i żyło hazardem. Oczywiście
nie byłem w stanie się temu oprzeć, lecz szybko stwierdzi łem, że siedzę po niewłaściwej stronie stołu. W związku z
tym poszedłem do banku i wziąłem pożyczkę na zakup kasyna. Dobrałem sobie klientów, którzy przynosili zysk
mnie, zamiast ja im. Później zbudowałem basen z ogrzewaną wodą, który był czynny tylko w okresie letnim. Aby
mieć zajęcie zimą, kupiłem ciężarówkę i każdej zimy robiłem kilka kursów, przewożąc mięso autostradą z Edmonton, a nawet ze Stanów Zjednoczonych. Zaczęło mi się powodzić! Znalazłem się na drodze do sukcesu. Ale nasze
plany nie zawsze idą w parze z Bożymi planami. Mateusz
16, 26 mówi: „Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby
cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł?”.
ROZDZIAŁ III – POCZĄTEK CUDÓW
Dzięki Bożej łasce i jego miłosierdziu rozpocząłem nowe
życie. W czasie kolejnej podróży do Edmonton zauważyłem
w Grand Praire ogłoszenie informujące zgromadzeniach, na
którym przeczytałem: „Ślepi widzą, głusi słyszą, chromi
chodzą”. Pobudziło to moją ciekawość, ale jak zwykle nie
chciałem marnować czasu na coś, co nie przyniesie zysku.
8
Jednak po dotarciu do Edmonton, jakoś nie mogłem zapo mnieć o tym plakacie. Czułem nacisk, aby powrócić, więc
wsiadłem do samolotu i leciałem z powrotem tych około
650 kilometrów.
Udałem się na zgromadzenie i zobaczyłem zupełnie ślepą kobietę, która otrzymała wzrok. Widziałem kalekich ludzi, którzy wstawali ze swoich wózków. W tym zgromadzeniu wiele osób zostało uzdrowionych z różnych chorób.
Jednak największe wrażenie wywarł na mnie ten pokorny,
niepozorny mężczyzna, który prowadził zgromadzenie i był
w stanie powiedzieć zebranym imiona, adresy i tajemnice
ich serc. Oczywiście, Biblia mówi, że Słowo Boże jest
ostrzejsze niż miecz obosieczny i rozsądzające ludzkie serca. W tym czasie nie wiedziałem o tym i byłem trochę po dejrzliwy wobec tego męża, który modlił się za chorych.
Więc tego wieczora powiedziałem do dwóch Indian, których spotkałem, żeby na drugi dzień przyszli na zgromadzenie. Chciałem coś sprawdzić. Zaproponowałem tym Indianom, że zapłacę im za ich trud. Następnego dnia po
przybyciu poszli wprost na podium. William Branham, ten
ewangelista, przywitał ich, powiedział, co było w ich sercach oraz jakie mieli choroby – gruźlica i choroba serca. Ci
dwaj ludzie uświadamiali sobie, że oprócz tego niewielkiego mężczyzny jest tam obecny jeszcze ktoś inny. William
Branham powiedział: „Jesteście dla mnie obcy. Nie znam
was, ale jest tutaj obecny ktoś, kto was zna”. Na te słowa
obaj zaczęli płakać. Kiedy opuszczali podium, znów odezwał się do nich: „Wiecie, dlaczego tu jesteście? Odwrócił
się i patrząc wprost na mnie, powiedział: „Ten niewysoki
mężczyzna wczoraj podał wam rękę”. Potem powtórzył im
dokładnie to, co im wtedy powiedziałem.
To zadziałało! Pobiegłem do mojego pokoju hotelowego
i gorzko płakałem. Prosiłem Pana o wybaczenie mojej nie wiary i wszystkich moich grzechów. Powiedziałem: „Wiem,
że jesteś Bogiem, że jesteś żywy i znasz każdą osobę”.
9
Psalm 139 mówi: „Panie, zbadałeś mnie i znasz. Ty wiesz,
kiedy siedzę i kiedy wstaję. Rozumiesz myśl moją z daleka”.
Kiedy powstałem z moich kolan, wiedziałem, że moich
grzechów już nie ma. I ty się o tym przekonasz, jeżeli
dasz Bogu okazję. Była tam taka błoga obecność. Powiedziałem Panu: „Teraz chcę o coś zapytać. Ludzie mówią:
„Bądź czujny i módl się stale, żebyś był gotowy na przyjście Pańskie, a dla mnie nie jest to prostą sprawą”. Usły szałem wewnętrzny głos: „Weź Biblię”. Powiedziałem: „Nie
mam Biblii”. Głos powiedział: „Tak – masz ją w szufladzie.
Otwórz ją”. I naprawdę była tam Biblia. Otworzyłem ją i
przeczytałem: „Ja jestem drzwiami: Jeśli kto przeze mnie
wejdzie, zbawiony będzie i wejdzie i wyjdzie, i pastwisko
znajdzie”.
Pan chciał mi pokazać, że od chwili, kiedy moje imię zostało zapisane w Jego Księdze Życia, mogę pracować, spać,
modlić się, a gdyby On przyszedł, nie mam się co martwić –
skoro wszedłem przez Niego, te drzwi.
A potem, żeby mnie upewnić w tym, że to nie był czysty
przypadek, ten głos powiedział: „Nie zapomnij tego – Jan”
i pokazał mi dwie podniesione ręce z dziesięcioma palca mi, a potem dwie ręce z wyprostowanymi dziewięcioma
palcami. Nie zrozumiałem tego, dopóki nie przemówił do
mnie i nie pokazał mi tego trzykrotnie. Potem zrozumia łem, że te słowa można znaleźć w 10 rozdziale ewangelii
Jana, dziewiątym wierszu. Odkrywałem, że Jezus Chrystus
jest tym samym wczoraj, dziś i na wieki.
Zrozumiałem również, że On czuwa nad nami – niezależnie czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie. Następnego
dnia, kiedy szedłem do motelu, zaatakowały mnie dwa
duże, wściekłe psy. Byłem śmiertelnie przerażony. Miałem
wrażenie, że rozszarpią mnie na strzępy. Kiedy zbliżyły się
do mnie, powiedziałem: „Połóżcie się”. Ten większy pies
10
natychmiast się położył i patrzył na mnie tak pokornie, że
zrobiło mi się go żal. Drugi pies zaszczekał i uciekł ile sił w
nogach. Pomyślałem, że to, co się właśnie stało, jest trochę zaskakujące. Zdecydowałem, że lepiej wrócę do mote lu i poczekam do wieczornego nabożeństwa.
Później to się powtórzyło. Musiałem tylko wypowiedzieć
słowo i stało się. Byłem na górnym piętrze i patrzyłem z
okna. Na dworze zobaczyłem mężczyznę, który oparł drabinę o drogowskaz i przygotowywał się, by go zdjąć. Jednak z jakiegoś powodu nie udawało mu się to. Zatrzymał
się i spojrzał w górę i w dół, i wydawało mi się to zabawne, nie potrafił tego zrobić. Potem przez dłuższą chwilę
kręcił się wokół tego. Za każdym razem, kiedy patrzył w
moim kierunku, cofałem się, żeby mnie nie zauważył.
Śmiałem się, było to zabawne. Nagle, kiedy patrzył w odwrotnym kierunku, szybko się odwrócił i zobaczył, że go
obserwuję. Potem powiedziałem – on mnie oczywiście nie
słyszał – „Idź i dokończ swoją pracę” – i udało mu się to.
Wszystkie te rzeczy miały mi pokazać, że chrześcijanie
będą mogli odnieść zwycięstwo w nadchodzących trudnych
czasach i niebezpiecznych sytuacjach.
Był to dla mnie zadziwiający tydzień. Od pierwszego
dnia, kiedy przyjąłem Jezusa Chrystusa, jako swojego
Zbawiciela, wszystko, co wypowiedziałem, stało się, nawet to, o czym pomyślałem. W moim umyśle nie miałem
więcej wątpliwości, że Bóg jest rzeczywisty.
Kiedy szykowałem się do powrotu do Edmonton, na
miejsce gdzie zostawiłem moją ciężarówkę, zamówiłem
taksówkę na lotnisko. Oprócz kierowcy byli w niej jeszcze
trzej inni mężczyźni; byli w wyśmienitych humorach, prze klinali i wypowiadali wulgarne słowa. Siedziałem niezauważony w rogu, na tylnym siedzeniu. Pomyślałem sobie:
„Panie, czy muszę słuchać tych rzeczy przez następne pół
godziny?”. I ten mężczyzna, który właśnie mówił, nawet
11
nie dokończył zdania i nikt z obecnych nie wypowiedział
już ani słowa przez następnej pół godziny, potrzebnej, by
dotrzeć na lotnisko. W taksówce zapanowała zupełna cisza.
Nie ma w tym nic wyjątkowego ani zadziwiającego, ponieważ Jezus powiedział: „Zanim poprosicie, odpowiem”. A w
Biblii jest obietnica: „Większy jest Ten, który jest w was, niż
ten, który jest na świecie”.
Kiedy zbliżał się koniec tej wielkiej kampanii przebudzeniowej z Williamem Branhamem w Kanadzie, dręczyła mnie
myśl, żeby się z nim spotkać. Pomyślałem:
„Jestem zwykłym kierowcą ciężarówki, a on jest sław nym ewangelistą; nie widzę z jakiego powodu” – i już sobie tym więcej nie zawracałem głowy. Ostatecznie posta nowiłem skontaktować się z tym ewangelistą. Poszedłem
do hotelu z zamiarem, że zadzwonię do pastora, żeby podał mi adres Williama Branhama. Stałem już obok telefo nu i wciąż się wahałem. Stałem tam już dłuższą chwilę i
w końcu zdecydowałem, że nie zadzwonię. Ale miałem
wrażenie, że telefon zbliża się do mnie, cały się chwieje i
obraca. By zadzwonić, potrzebna była pięciocentowa moneta – i właśnie taka nagle sama wypadła z aparatu, z
miejsca, gdzie wydaje resztę. Rozejrzałem się wokół siebie, żeby się upewnić, czy jest obecny jakiś świadek tego
zdarzenia, czy jestem tam sam. Na kanapie siedział star szy mężczyzna. Oczy i usta miał szeroko otwarte – za uważył to również. Byłem zaszokowany! Stało się to w
tym momencie, kiedy zdecydowałem, że nie zadzwonię.
Potem przemówił do mnie wyraźny, jasny głos: „Dlaczego
się wahasz? W jakim celu dałem ci tę monetę?”. Powiedziałem: „Oj, ojej”. Potem usłyszałem za sobą uderzenie.
Ten mężczyzna upadł na podłogę, ponieważ stracił przy tomność. Była tam taka szczególna obecność! Powiem
wam, że potem byłem już posłuszny!
12
Wiem, że może to się wydawać mało prawdopodobne,
ale w Biblii (Mateusz 17,27) widzimy, że Jezus musiał
stworzyć monetę i włożyć w pyszczek ryby, którą Piotr
złowił, by móc zapłacić podatek. Dlatego monetę, którą
On mi dał, wykorzystałem na rozmowę, w czasie której
miałem nadzieję otrzymać adres Williama Branhama. Owszem, to wszystko miało swój cel. Bóg wiedział, co czyni.
Przez cały tydzień miałem wrażenie, że znajduję się w
niebieskich miejscach, ale musiałem zejść z powrotem na
ziemię i wrócić do pracy. Kupiłem kolejną ciężarówkę i
wraz z innym kierowcą podróżowaliśmy ze Stanów, jak
również z Edmonton, do Fairbanks. Później kupiłem działkę i wraz z trzema wspólnikami, rozpocząłem przygotowania do budowy piętnastopokojowego motelu – zdecydowałem, że muszę się wreszcie wzbogacić. Biblia mówi:
„Nie będziesz miał innych bogów przede mną”. Pieniądze
same w sobie nie są złe, ale miłość do nich tak. Wydaje
mi się, że zbyt miłowałem pieniądze. W tym czasie, kiedy
zabrałem się do zrealizowania tego projektu, który zabrał
mi lata mojego życia, znowu straciłem wszystkie moje
oszczędności.
Po tym ryzykownym przedsięwzięciu znalazłem pracę w
odlewni. Musiałem ciężko pracować. Obecnie jestem emerytem, i żeby zapewnić sobie ruch, jestem właścicielem
małego gospodarstwa w pobliżu Wisconsin. Jestem z tego
zupełnie zadowolony. Biblia mówi, że Bóg zatroszczy się o
wszystkie nasze potrzeby – nie o wszystkie pragnienia. A
w gruncie rzeczy jestem jednym z najbogatszych ludzi na
całym świecie, ponieważ mój Ojciec Niebieski jest właścicielem wszystkiego, a jego dzieci są jego dziedzicami! Do
niego należy bydło na tysiącach pagórków i wszystko po zostałe również należy do niego.
Moje duchowe życie oraz przeżycia zaczęły się, kiedy po
trzynastu latach spędzonych na Alasce, po raz pierwszy
13
spotkałem się na zachodnim wybrzeżu z moją żoną. Ellen
zapytała mnie: „Do jakiego kościoła należysz?”. Odpowiedziałem: „Do żadnego, nie byłem w kościele od ponad
dwudziestu lat”. Odpowiedziała: „Ja jestem zielonoświątkowcem”.
Nie chciałem zdradzić mojej niewiedzy, dlatego później
zapytałem pewnego kolegę, co znaczy słowo „zielonoświątkowiec”. Zaczęli się z tego naśmiewać, a jeden z nich
powiedział: „Och, ci ludzie głoszą stając na rogach ulic, nie
chodzą do teatru ani do klubów nocnych”. Pomyślałem sobie: „Hm, to brzmi dobrze. W takim razie moja żona nie
będzie tracić pieniędzy na takie rzeczy. A jeżeli chodzi o
kościół, postaram się ją przekonać”. Za każdym razem, kiedy otwierano kaplicę, byłem obecny. Czułem, że muszę dowiedzieć się, o czym właściwie będę ją przekonywać. Jednak ci ludzie byli przyjaźni i pełni radości. Miałem miłe
uczucie, słuchając śpiewu pieśni i pięknej muzyki. Przychodziłem tam szukać błędów, a nie mogłem ich znaleźć.
Pobraliśmy się i zaraz po ślubie wyjechałem z moją świeżo
poślubioną żoną do Fairbanks. I tam wpadłem w kłopoty.
Mój kumpel od butelki, z którym zawsze chodziłem do
kasyna, szybko zauważył, że chodzę do zboru zielono świątkowego w Fairbanks. Naśmiewał się ze mnie i
drwiąc, zapytał: „Więc ty chodzisz do tych świętoszków?”.
Powiedziałem: „Niezupełnie. Zabieram tam tylko moją
żonę”. Więc za każdym razem, kiedy ludzie się rozchodzili,
musiałem bardzo uważać, żeby nie zauważył mnie żaden
z moich starych kolegów. A zawsze, gdy wychodziłem z
baru lub kasyna, byłem w niebezpieczeństwie, że spotkam ludzi ze zboru.
Ale chwała Bogu, że Biblia znów się sprawdziła! W Dziejach 1,8 jest napisane: „Ale weźmiecie moc Duch Świętego, kiedy zstąpi na was”. To znaczyło, że mam przyjąć
moc do świadectwa. Biblia mówi, że jeżeli odczuwacie
14
głód i pragnienie Boga, On was napełni. I w czasie tego
tygodnia, kiedy uczestniczyłem w zgromadzeniach Willia ma Branhama, zostałem ochrzczony Duchem Świętym i
ogniem! Od tej pory już nie wstydziłem się ewangelii –
byłem z niej dumny!
Nowa praca spowodowała, że podróżowałem po całych
Stanach Zjednoczonych: to mi dało częste okazje do rozmowy o Jezusie Chrystusie z wieloma ludźmi. Obrałem sposób,
którego unika wielu ludzi – zabierałem wszystkich autostopowiczów, dopóki samochód nie był pełny.
Pewnej nocy, jadąc przez niezamieszkany rejon Dakoty
samochodem wypełnionym autostopowiczami, opowiadałem im, że Bóg jest rzeczywisty i że jest najpewniejszą
pomocą w utrapieniach. Ledwie wypowiedziałem te słowa, samochód zaczęło ściągać w prawą stronę. W oponie
nie było powietrza. Minęła północ. W pobliżu nie było stacji benzynowej i nie miałem zapasowego koła.
Wysiedliśmy z samochodu. Zobaczyłem, że koło jest przebite. Słyszeliśmy, jak powietrze ucieka z opony. W moim sercu powiedziałem: „Panie, przytrafiło się to w niewłaściwej
chwili. Właśnie mówiłem tym ludziom, że Pismo mówi w
Psalmie 46,1“Bóg jest pomocą w utrapieniach najpewniejszą”.
Coś nagle do mnie przemówiło: „Wsiądź do auta i jedź
dalej”.
Pomyślałem sobie: „Co mi to da, że posunę się tych
marnych pięćdziesiąt metrów?”. Mimo wszystko usłuchałem tego cichego głosu. Powiedziałem chłopakom, żeby
wsiedli do samochodu. Ruszyliśmy. Jakże byliśmy zdziwieni! Bóg zakleił oponę! Umieścił w niej powietrze i jechaliśmy dalej. Tego nie uczyniła moja wiara – w tej sytuacji
nie posiadałem żadnej wiary – był to Bóg, który stanął za
swoim Słowem! Jego Słowo jest prawdą i życiem. Kiedy
mówi: „Kto wierzy we mnie, nie zginie, ale będzie miał
15
żywot wieczny”, w ten sposób to działa. Powiem wam, że
po takim doświadczeniu było mi łatwo rozmawiać z tymi
ludźmi o Panu. Nie mieli nic przeciwko temu, żebym
chwalił Pana.
ROZDZIAŁ IV – BÓG ODPOWIADA NA MODLITWY
Kolejnym razem, gdy zabierałem autostopowiczów,
wszyscy czterej chcieli wysiąść w Calgary. Jechałem jeszcze 325 kilometrów dalej, do Edmonton. W niedzielę udałem się do zboru. Nagle wszedł do kościoła około trzydziestoletni mężczyzna i skierował się wprost do ołtarza.
Powiedział do kaznodziei, że chce zostać zbawiony ze
swoich grzechów i przyjąć Jezusa Chrystusa. Kiedy się odwrócił, poznałem, że to jeden z autostopowiczów, którzy
dzień wcześniej wysiedli w Calgary. Chciał ze mną znów
porozmawiać. Powiedziałem: „Skąd wiedziałeś, że znajdu ję się właśnie tutaj?”. Przecież w Edmonton było kilka ko ściołów zielonoświątkowych. Powiedział: „Bóg mi pokazał,
że jesteś na tym miejscu”.
Ten gość miał niewielką wadę wymowy. Powiedział, że
szuka pracy. Powiedziałem: „Jesienią nie ma tutaj pracy.
Raczej zwalniają ludzi. Jest już około tysiąca bezrobotnych”.
Mimo wszystko pomodliliśmy się. Następnego dnia przyszedł do mnie z szerokim uśmiechem, mówiąc: „Znalazłem
pracę!”. Bóg odpowiada na modlitwy.
To mi przypomina, jak Bóg w cudowny sposób odpowiedział na modlitwy pewnej starszej pary. Podróżowałem z
Edmonton do Wisconsin. Nagle dwa duże cienie, wyglądające jak skrzydła, ukazały się przed moim samochodem.
Machały i łopotały jak flaga, chcąc mnie zatrzymać. Było
około godziny trzeciej po południu. Chciałem zdążyć na
ósmą do centrum przebudzeniowego w Mineapolis i spie szyłem się. Ale te dwa skrzydła jak obłoki – czy nazwijcie
16
to jak chcecie – nie poddawały się i byłem zmuszony się
zatrzymać. Byłem bezradny. Cóż to mogło być i co oznaczało? Potem spostrzegłem w aucie rozłożoną mapę i zorientowałem się, że jadę w złym kierunku. Gdybym dalej
jechał w tym kierunku, nie dotarłbym do Mineapolis przed
dziesiątą wieczorem.
A dzięki temu dojechałem do centrum przebudzeniowego przed ósmą. Coś powiedziało do mnie: „To nie tutaj”.
Pomyślałem sobie: „Co tu nie gra? Mają tu przecież dobrego ewangelistę”. Zdziwiony odszedłem i mijając wiele
budynków, dotarłem do Skid Row. W okolicy znajdowało
się wiele misji. Przechodziłem od jednej do drugiej, ale za
każdym razem ten wewnętrzny głos mówił: „To nie tu”.
Kiedy w końcu dotarłem do małej misji zielonoświątkowej, poczułem, że trafiłem na właściwe miejsce, wstąpiłem do środka, lecz nie spodobało mi się tam. Było tam
zaledwie osiem osób. W tej misji każdy z przychodzących
otrzymywał zupę i kanapkę oraz duchową pomoc, jednak
zastanawiałem się: „Dlaczego tak późno w nocy, przed
Świętami Bożego Narodzenia, marnuję na tym miejscu
swój czas?”.
Ponieważ jednak rozpoznałem, że było to miejsce, na które miałem przybyć, usiadłem, czekając na zakończenie wieczornego nabożeństwa.
Później zauważyłem siedzącą z boku jakąś starszą parę
– wyglądali na smutnych i zatroskanych. Zapytałem siedzącego obok mnie, co robią tutaj ci ludzie. Powiedział, że
są to właściciele tej misji. Powiedziałem: „Daj im to”. I
podałem mu dwudziestodolarowy banknot. Na widok tych
pieniędzy ich twarze się rozjaśniły, podeszli i klękając
przede mną, zaczęli mówić w niebiańskim języku i pła cząc, mówili, że brakowało im pieniędzy na kanapki dla
biednych i nie byli w stanie kupić nic na święta, ani dla
siebie, ani dla innych. Modlili się całą poprzednią noc,
17
prosząc Boga, by posłał jakiegoś człowieka, który by im
pomógł. Płakałem razem z nimi. Czułem się taki mały!
Myślałem o wszechmocnym Bogu, Stworzycielu nieba i
ziemi, który pamięta o nas i troszczy się o każdego z
osobna. Dałem im jeszcze jeden prezent, żeby mogli zaspokoić swoje potrzeby w czasie świąt. Biblia mówi, że
Bóg czyni rzeczy dziwne i piękne, czyniąc swoje cuda.
Bóg zdecydował już po południu, że się mną posłuży i
kiedy zobaczył, że jestem na niewłaściwej drodze, zatrzymał mnie, posyłając te dwa machające na mnie, podobne
do skrzydeł cienie. Spowodował również otwarcie mapy w
samochodzie i przyciągnął moją uwagę, żebym zrozumiał,
dlaczego zostałem zatrzymany. Na koniec doprowadził
mnie do tego biednego małżeństwa, odpowiadając na
jego modlitwy.
Czyż to nie jest zdumiewająca łaska? Bóg jest naprawdę
rzeczywisty! Jeżeli był zainteresowany ich cielesnymi po trzebami, o ileż więcej troszczy się o nasze duchowe po trzeby – przelał za nie swoją krew, abyśmy mogli żyć
wiecznie. Chwała Bogu, możemy powiedzieć razem z Jobem (19, 25-26): „Lecz ja wiem, że Odkupiciel mój żyje i
że w ciele moim będę oglądał Boga”, ponieważ wskazuje
nam, że choć nasze ciało znów obróci się w proch, otrzymamy je ponownie. Boże Słowo nigdy nie zawodzi! Skoro
dał nam to ciało, w którym teraz przebywamy, o którym
Biblia mówi, że stworzone zostało cudownie i zdumiewająco (Psalm 139,14); On da nam je ponownie, tak jak obiecał.
Biblia mówi, że Abraham i Sara byli w podeszłym wieku
(I Mojż. 18,11), a On przywrócił im młodość. Sara była tak
piękna, że król chciał ją poślubić.
Również na górze przemienienia Piotr, Jakub i Jan widząc
Mojżesza i Eliasza, rozpoznali ich, choć Mojżesza i Eliasza nie
było na ziemi już tysiąc lat.
18
Tak, dla chrześcijanina nastanie już wkrótce prawdziwe
życie. Czy wiesz o tym, że Jezus miał ciebie i mnie w swej
myśli, kiedy poszedł na krzyż, żeby zapłacić tak wysoką
cenę twego zbawienia? Także w tym ziemskim życiu troszczy się o nas i wie, w jakim jesteśmy stanie.
To przypomina mi inne moje przeżycie. W Chicago oglądałem chrześcijański film pod tytułem: „Czarne złoto”. W
tym filmie zobaczyłem czarownika, który rozcinał skórę
przepięknych, czarnoskórych dzieci. Tej nocy ciągle prześladowały mnie te piękne, duże, przerażone oczy. Czułem
się chory i nie mogłem powstrzymać płaczu. Biblia mówi
w liście do Żydów, że Jezus Chrystus „współczuje z naszymi słabościami”.
Około drugiej w nocy zadzwonił telefon. Już miałem powiedzieć: „To pomyłka”, bo przecież któż mógłby znaleźć
mnie tutaj w Chicago, w jakimś hotelu, skoro w tym mieście
są ich setki? Wtedy usłyszałem głos, który powiedział: „Z
tej strony brat Branham. Bóg usłyszał twój płacz. Możesz
teraz spokojnie zasnąć." Zasnąłem natychmiast. Żywo
przypomniałem sobie Hebrajczyków 4,15: „Współczuje z
naszymi słabościami”.
Grzeszniku, gdy tylko poprosisz go, by okazał ci łaskę,
On usłyszy twój płacz. W tej samej chwili, w której podejmiesz najważniejszą decyzję i zaprosisz Go do swego ży cia, przejdziesz z wiecznej śmierci do wiecznego życia.
Życzyłbym sobie ujrzeć was wszystkich po tamtej stronie
– gdzie będziemy razem w wieczności. Będziemy mówić
jeden do drugiego: „Chwała Bogu, osiągnęliśmy to!”. Dla
niektórych jest trudną rzeczą upokorzyć się i pokutować.
Chętnie zrobiłbym to za was, ale Bóg dał każdemu z nas
prawo własnej, osobistej decyzji.
Kiedy Bóg usłyszał mój płacz w pokoju hotelowym, On z
pewnością obudził brata Branhama, pokazał mu numer telefonu i powiedział, co ma mi przekazać. Było to podobnie
19
jak w Biblii, kiedy Bóg polecił prorokowi Izajaszowi udać
się do króla Hiskiasza z poselstwem, by uporządkował
swój dom, „...albowiem umrze i nie będzie żył” (Iz. 38,1).
Prorok pański William Branham umarł, ale Jezus Chrystus
jest wciąż tutaj. On wie, gdzie się znajdujesz – zna każdą
twoją myśl (Psalm 139,2). Bożym życzeniem jest, żebyś
uporządkował swój dom, zanim umrzesz. Nie zabieraj
swoich grzechów ze sobą do grobu. Widziałem dwóch
mężczyzn, którzy to uczynili i był to okropny widok.
Jednym z tych, których śmierć oglądałem, był mój dobry
przyjaciel mieszkający w Fairbanks na Alasce. Pochodził
również ze Szwajcarii. Często próbowałem nawiązać z nim
rozmowę o Biblii, ale on nie chciał mieć nic wspólnego z
tą sprawą. Później ciężko zachorował. Nie mógł jeść ani
spać, a lekarz nie był w stanie mu pomóc. Wtedy pozwo lił, bym się za niego pomodlił. Następnego dnia powiedział: „Wiesz, twoja modlitwa mi pomogła. Przespałem
całą noc i teraz czuję się dobrze”.
W niedzielę, jadąc do kościoła, spotkałem go na ulicy.
Powiedziałem: „Czy nie zechciałbyś pójść ze mną do zboru
i podziękować Jezusowi za uzdrowienie?”. On oczywiście
wiedział, albo myślał, że wie, jak wygląda kościół, ale nie
był tym zainteresowany. Roześmiał się i powiedział: „Nie,
nie!”. Po dwóch dniach odwieźliśmy go do szpitala. Zmarł
wieczorem. Nigdy nie zapomnę tych wytrzeszczonych oczu
i przerażenia malującego się na jego twarzy. Objawienie
20,12-15 wyjaśnia, że każdy, kto bierze swoje grzechy ze
sobą do grobu, będzie osądzony według swoich uczynków. Pismo mówi: „Chodźcie więc, a będziemy się prawować – mówi Pan! Choć wasze grzechy będą czerwone jak
szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna...” (Iz. 1,18). CO ZA
OBIETNICA!
20
Kiedyś, wracając do domu, byłem przepełniony radością, więc w pewnej chwili zamknąłem oczy i wypuściłem
z rąk kierownicę; samochód jechał z prędkością około 90
– 100km/h. Z rękami podniesionymi do góry, chwaliłem
Go i dziękowałem Mu za to, że przeprowadził mnie przez
pustkowie i wiele trudnych sytuacji. Nagle usłyszałem jakiś głos: „Patrz, samochód jedzie prosto do rowu”.
Powiedziałem: „Będę Go chwalić w tym rowie!”. Wydaje
mi się, że miałem takie samo uczucie jak trzej młodzieńcy
w piecu ognistym lub Daniel w lwiej jamie – nie troszczy łem się o nic, co się wokół działo. Po chwili zobaczyłem,
że auto znowu jedzie prawą stroną jezdni jak przedtem.
Ponownie zamknąłem oczy i uwielbiałem Go, mając ręce
stale podniesione do góry. Myślę, że Pan miał upodobanie
w takiego rodzaju uwielbianiu. Pismo mówi, że Pan przebywa w chwałach swojego ludu; coś w tym naprawdę
było!
Głos odezwał się po raz drugi: „Spójrz, i tym razem sa mochód zjeżdża do rowu”. Powiedziałem: „Jeżeli wyjechał
za pierwszym razem, wyjedzie i za drugim” i tak się stało;
jechał dokładnie tam, gdzie miał jechać. Nie wiem, jak
długo jechałem w ten sposób, ale ten głos przemówił po
raz trzeci.
Głośno odpowiedziałem: „Wyjechał dwa razy, wyjedzie i
tym razem”. Nie wiem, ile kilometrów pozwolił mi w ten
sposób Go wielbić. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi nie
uwierzy temu świadectwu, ale byłem ciekawy, czy brat
Branham w to uwierzy, ponieważ wiedziałem, że Pan odkrywa mu tajemnice ludzkich serc. A więc zapytałem, co
on o tym sądzi. Powiedział: „Oczywiście! To cię spotkało
trzykrotnie, nieprawda? To było potwierdzeniem”.
21
ROZDZIAŁ V – PAN DZIAŁA W CUDOWNY SPOSÓB
Powiedziałem raz do mojego pastora: „Czuję się prowadzony do tego, by zaprosić Williama Branhama, żeby
przyjechał na kilka nabożeństw do Shawano”. On powiedział: „Brat Branham jest znanym na cały świat ewangeli stą – tysiące i dziesiątki tysięcy przychodzą na jego nabo żeństwa. Nie mamy żadnych szans, żeby przyjechał do ta kiego małego miasta”.
Jednak, gdy brat Branham przyjechał na zgromadzenia
do Chicago, zadecydowałem, że tak czy owak zapytam go.
Niestety, już w czasie pierwszego wieczora kampanii jego
menedżer ogłosił, żeby nikt nie przeszkadzał bratu Bran hamowi, nie dowiadywał się o miejscu jego pobytu ani nie
żądał osobistych rozmów.
„Świetnie” – powiedziałem. „Nici z moich planów. Nawet
nie mogę się z nim zobaczyć”. Jednak Jezus znowu przy szedł na scenę i objawił bratu Branhamowi, że przyjechałem do Chicago z pragnieniem by się z nim spotkać i pro sić o kilka zgromadzeń, jak również to, że menedżer kam panii uniemożliwił mi to spotkanie. Brat Branham polecił
temu menedżerowi, żeby mnie wywołał i przekazał mi, że
chce się ze mną zobaczyć. To było coś innego!
Następnego dnia przez głośniki oznajmiono, żeby Ernest
Fandler zgłosił się do menedżera. Podał mi nazwę hotelu i
poinformował, pod jakim numerem mieszka brat Branham.
Przyszedłem do pokoju brata Branhama, a on już wiedział czego chciałem i powiedział, że chętnie urządzi kilka
nabożeństw w Shawano. Skoro on był gotów przyjechać,
ja starałem się zrobić wszystko, co mogłem i poświęciłem
setki dolarów na ogłoszenia mówiące: „Ślepi widzą, głusi
słyszą” i w ogóle nie obawiałem się tego rozgłaszać.
Wiele osób zostało zbawionych i uzdrowionych w czasie
tych nabożeństw. Podczas ostatniego zgromadzenia ktoś
przyprowadził do kolejki modlitwy niewidomą kobietę. Kie-
22
dy tam stała, przechodząc spojrzałem na jej oczy. Nie miała gałek ocznych. Jej oczy były przymknięte i było w nich
coś białego. Była ostatnia w kolejce modlitwy i wyglądało
na to, że nabożeństwo zakończy się, zanim przyjdzie kolej,
by się za nią pomodlono, a ja rozgłosiłem, że ślepi odzy skają wzrok, lecz czegoś takiego się nie spodziewałem.
Kiedy zbliżyliśmy się do brata Branhama, powiedział: „Jest
tutaj jeszcze jedna niewidoma kobieta, skłońcie wszyscy
swoje głowy”.
Potem z płaczem modlił się: „Jezu, ślepy Bartymeusz przyszedł do Ciebie, a Ty przywróciłeś mu wzrok. Ty jesteś wczoraj i dziś, ten sam i na wieki. Ta biedna kobieta jest czterdzieści lat zupełnie ślepa. Proszę, żebyś dał jej wzrok”.
Potem powiedział: „Szatanie, zostałeś zdemaskowany,
dłużej nie możesz się ukrywać. Zaklinam cię, duchu ślepo ty, opuścić ją w imieniu Jezusa Chrystusa”. Potem zwrócił
się do niej: „Jesteś uzdrowiona, ale jeszcze się nie rozglą daj”. Po chwili polecił: „Dotknij mojego nosa”. Kiedy dotknęła jego nosa, rozejrzała się dookoła i zaczęła krzyczeć.
Zauważyłem, że była zupełnie w porządku, a on powiedział, żeby podeszła do krzesła i usiadła na chwilę.
Następnego dnia zaproponowałem bratu Branhamowi,
żeby zjadł z nami obiad. Przyjął zaproszenie i z uśmie chem powiedział, że rok wcześniej Bóg pokazał mu, że
będzie spożywać posiłek w moim domu. Nic dziwnego, że
działy się tak niezwykłe rzeczy owego dnia w Kanadzie,
kiedy wahałem się, czy zadzwonić do brata Branhama,
podczas kiedy Bóg życzył sobie, abym się z nim spotkał.
Miałem stary magnetofon, na którym lubiłem słuchać kazań brata Branhama i miałem nagrane również cuda, które
działy się w jego zgromadzeniach. Kiedyś znalazłem się w
małym zgromadzeniu, gdzie misjonarz prosił obecnych,
żeby modlili się o potrzebny mu magnetofon, więc wszyscy zaczęli się modlić. Potem odezwał się ten cichy głos,
23
mówiąc: „Daj ten swój”, lecz nie chciałem tego usłuchać.
Nie powodziło mi się najlepiej w tym czasie, a magnetofon
był dla mnie najmilszą rzeczą, jaką posiadałem. Potem
przypomniało mi się miejsce Pisma, które mówi, że jeżeli
ktoś poprosi cię o coś, a ty to posiadasz, nie módl się za
niego, lecz daj mu to. Kiedy zakończyli modlitwę, powiedziałem: „Mam magnetofon, możesz go sobie wziąć”.
Wszyscy chwalili Boga i dziękowali Mu oprócz mnie – straciłem przecież swój magnetofon!
Po jakimś czasie odwiedziłem brata Branhama w Jeffersonville. Pierwszą rzeczą, którą uczynił, było to, że poda rował mi piękny magnetofon, o wiele wartościowszy niż
ten mój stary. Pan mu pewnie powiedział, że już nie mam
magnetofonu. On jest tak cudowny, że brak słów, by wyrazić Jego dobroć, a ja chcę Mu być posłuszny, przestrze gając Jego przykazań i odpuszczając każdemu, jak i nam
Bóg przebaczył.
Ktoś może się ze mną nie zgadzać, to jest w porządku,
ale nie żywmy wtedy nieprzyjemnych uczuć. Kiedy pracowałem w odlewni, za każdym razem, kiedy świadczyłem
ludziom o Panu, pewien mężczyzna przychodził i przeszkadzał mi. „Kościół katolicki jest jedynym kościołem
głoszącym prawdę” – mawiał zawsze i za każdym razem
zamykał mi usta. Wiele razy mnie zdenerwował. Pewnego
dnia ktoś powiedział mi, że dziesięcioletni chłopiec tego
katolika umiera w szpitalu. Powiedział mi, że jedna nerka
przestała całkowicie funkcjonować, a druga jest już bardzo słaba. Normalnie pewnie bym powiedział: „Zobacz, co
cię spotkało za to, że przeciwstawiałeś się Bogu”, lecz po czułem współczucie wobec tego człowieka i jego synka.
Następnego dnia poszedłem do szpitala katolickiego odwiedzić tego chłopca. Leżał na łóżku i wyglądał na zupełnie wycieńczonego. Zapytałem jego matkę, czy nie będzie
miała nic przeciwko temu, żebym się za niego pomodlił.
24
Odpowiedziała: „Właśnie modliło się za niego kilku księży.
Jego stan jest zupełnie beznadziejny, ale w porządku, możesz się pomodlić”.
Po krótkiej modlitwie powiedziałem: „Będzie miał dwie
nowe nerki”.
Jakieś dwa tygodnie później ten mężczyzna przyszedł i
przed wszystkimi wyznał, co się wydarzyło. Powiedział:
„To dzięki modlitwie Ernesta. Mój syn ma dwie nowe nerki, a lekarze nie potrafią tego zrozumieć. Teraz już może
grać w piłkę z innymi chłopakami”. Potem prosił mnie, że bym pomodlił się również za niego.
Wierzę, że Bóg uhonorował moją modlitwę, ponieważ
przebaczyłem temu człowiekowi, mimo, iż on tak postępował wobec mnie. Modlitwa Pańska mówi: „I odpuœæ
nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Nie możemy pozwolić, żeby cokolwiek stanęło nam
w drodze i stało się przeszkodą w przebaczaniu.
W dużej auli w Houstonie w Texasie wywiązał się spór
wokół tego, czy Bóg wciąż jeszcze uzdrawia ludzi. William
Branham miał tam urządzić wielką kampanię przebudzeniowo-uzdrowieniową. Niektórzy kaznodzieje sprzeciwiali
się temu i ogłosili w gazetach, że mają zamiar wyzwać
William Branhama na debatę. Chcieli w czasie niej udowodnić, że dziś Bóg już nie uzdrawia, ale brat Branham
powiedział: „To nie jest sprawa do dyskusji, tylko do wiary”.
Później ten menedżer zrobił wezwanie, kiedy brat Branham siedział z tyłu audytorium. Kiedy ci kaznodzieje, któ rzy byli przeciwko uzdrowieniu, uświadomili sobie, że w
tej debacie zaczynają przegrywać, biorąc pod uwagę to,
co o tym mówi Słowo Boże, jeden z nich zażądał: „Niech
ten uzdrowiciel tu przyjdzie i kogoś uzdrowi”.
Menedżer kampanii Branhama powiedział: „On nie jest
uzdrowicielem z tego powodu, że głosi Boskie uzdrowie-
25
nie, tak samo, jak nie jest Zbawicielem ten, kto głosi zba wienie”.
Widocznie w tej chwili Duch Święty zstąpił na brata
Branhama, pobudzając go by zszedł na podium. Ktoś
przyniósł na podwyższenie chłopca, który nigdy nie chodził – cierpiał na paraliż dziecięcy.
Brat Branham wziął go na ręce. Kończyny tego chłopca
zwisały bezwładnie. W czasie modlitwy brata Branhama
fotograf zrobił zdjęcie jemu i temu chłopcu. Nagle pojawił
się nad głową brata Branhama Słup Ognia, udowadniając,
że On jest po stronie Williama Branhama. Kiedy film zo stał wywołany, tysiące osób mogło na własne oczy zoba czyć jasną aureolę, która ukazała się nad głową brata
Branhama. Kiedy ten fotograf, który był niewierzący, zobaczył to nadprzyrodzone zjawisko, powiedział: „Boże,
bądź mi miłościw!”.
Dokładnie w tej samej chwili, kiedy zostało zrobione
zdjęcie, pokazała się ta Światłość, a ten mały chłopiec
wypadł z objęć brata Branhama i zaczął chodzić po po dium. Dziewczyna grająca na pianinie pieśń: „Najlepszy
Lekarz zbliża się – miłości pełen Jezus", widząc tego ma łego chłopca, chodzącego po raz pierwszy w życiu, zaczę ła krzyczeć. Odbiegła od pianina, nie kończąc pieśni, a
ono samo dalej grało melodię. Chyba pięćset osób, widząc ogromne dzieła Boże, podbiegło do ołtarza, by przy jąć Jezusa Chrystusa za swego Zbawiciela. [Chodzi tu o
dwa wydarzenia, które autor złączył przez pomyłkę. –
uw.tł.]
Zaprosiłem na te nabożeństwa wielu ludzi. Później, kiedy pytałem, dlaczego ich nie było, zwykle odpowiadali:
„Jesteśmy katolikami”; „Jesteśmy protestantami” lub wymieniali inną nazwę denominacji, do której się przyłączyli.
Jaka szkoda. To prawda, że musicie należeć do jakiejś
społeczności, jeżeli chcecie dostąpić życia wiecznego, ale
26
nie możecie się do niej przyłączyć, musicie się do niej na rodzić. Nazywa się Ciałem Chrystusa, a Chrystus jest jej
głową.
Jezus powiedział: „ Musicie się na nowo narodzić!”. Radzę
każdemu, żeby chodził do takiego kościoła, w którym ludzie wiedzą czym jest znowuzrodzenie. Możesz być za to
trochę prześladowany, ale za tysiąc lat nawet o tym nie
wspomnisz. Pismo mówi w drugim liście do Tymoteusza 3,
5: „Którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; również tych się wystrzegaj”. Zgromadzaj się z tymi, którzy wierzą pełnej
ewangelii, zwłaszcza teraz, gdy Dzień Pański się przybliża
(Hebr. 10,25). Wiemy, że czas końca jest blisko. Wszystkie
znaki wskazują, że to już długo nie potrwa. Susza, na wielu miejscach trzęsienia ziemi, jak Jezus powiedział, że będzie w czasie ostatecznym, wszystko się wypełnia. Według
Bożego Słowa zbliża się niebezpieczny czas i serca ludzkie
omdlewają ze strachu.
Piotr już dawno, zanim ludzie cokolwiek wiedzieli o bom bie atomowej, powiedział, że żywioły rozpalone rozpłyną
się. Teraz może się to wypełnić w każdej chwili. Naukowcy
mówią, że w 1982 roku dziewięć planet ustawi się w rzę dzie, powodując takie napięcie, że ziemia dosłownie się
zachwieje. Biblia mówi, że ziemia będzie się chwiać. Objawienie 16,18 mówi: „I nastąpiły błyskawice i donośne
grzmoty, i wielkie trzęsienie ziemi, jakiego nie było, odkąd
człowiek istnieje na ziemi; tak potężne było to trzęsienie”.
Wiemy, że koniec jest blisko, ponieważ dzieje się wiele
rzeczy, które Biblia zapowiedziała przed drugim przyjściem
Jezusa Chrystusa na ziemię.
Uczniowie zapytali Jezusa: „Kiedy nastanie koniec?”. Jezus powiedział im, że pokolenie będące tutaj w czasie, gdy
drzewo figowe zacznie wypuszczać pąki, nie przeminie,
dopóki to wszystko się nie wypełni. No cóż, wypuściło pąki
27
w 1948 roku, kiedy po upływie 2500 lat Izrael stał się narodem, a według ostatnich wierszy księgi Joba generacja
trwa średnio trzydzieści pięć lat. Tak więc 1948 i 35 równa
się 1983. Jezus powiedział, że nikt nie zna dnia ani godzi ny, ale powiedział także, że Dzień Pański nie zaskoczy nas
niespodziewanie. Będziemy znać czas. Jezus powiedział:
„Kto przyjdzie do mnie, tego nie wyrzucę precz”. On jest
oddalony tylko na odległość modlitwy.
Pewnego razu wsiadłem w Chicago do pociągu jadącego
do Los Angeles, by załatwić tam interesy handlowe. Prze bywał tam właśnie William Branham i odbywały się nabożeństwa. Chciałem go powiadomić, że przyjadę i modliłem
się, siedząc w pociągu w Chicago, oddalony o 3 000 kilometrów. Bóg w tej właśnie chwili pokazał bratu Branha mowi, że przyjadę. On powiedział o tym, że spotka się ze
mną w sobotę rano Demosowi Shakarianowi i Minorowi
Arganbrightowi oraz niektórym z innych biznesmenów pełnej ewangelii. W czasie śniadania połączonego z usługą
brat Branham przedstawił mnie tym mężom, a oni powiedzieli, że przyszli się ze mną przywitać, bo wiedzieli o
moim przyjeździe. Powiedziałem: „Nikt nie wiedział o tym,
że przyjadę. Jestem tutaj obcy i nikogo nie znam”.
Powiedzieli: „Czy nie byłeś umówiony na spotkanie z
bratem Branhamem?”. Potem przypomniałem sobie moją
modlitwę w Chicago. Została wysłuchana w ten sposób.
Kilka miesięcy później brat Branham urządzał zgromadzenia w Zurychu w Szwajcarii. Jego syn Billy Paul zadzwonił do mnie pewnej nocy i zaprosił do pokoju hotelo wego. Powiedział do mnie: „Ojciec chce z tobą rozmawiać”. Potem brat Branham powiedział mi, jak Bóg poka zał mu moją modlitwę w Chicago. Powiedział, że widział
mnie siedzącego w pociągu z Biblią w ręce, słońce świeci ło na zachodzie, a ja modliłem się do Boga, żeby powia domił go o moim przyjeździe do Los Angeles. Jak mógł-
28
bym jeszcze kiedykolwiek wątpić, skoro Bóg jest tak rze czywisty? Biblia mówi: „Czego oko nie widziało i ucho nie
słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”.
Lubię pieśń: „Potrzebny był cud, żeby umieścić gwiazdy
w przestrzeni. Potrzebny był cud, żeby umieścić księżyc na
jego miejscu. Ale kiedy zbawił moją duszę”– mówią dalej
te słowa – „był to cud największy ze wszystkich”.
Głupiec mówi, że nie ma Boga. Naprawdę potrzebny był
Boski Architekt, żeby uformować człowieka. On stworzył
nas na swoje podobieństwo w pewnym celu – byśmy mogli być z Nim przez całą wieczność i miłować Go; On nie
ma względu na osoby. Biblia mówi: „Błogosławieni są ci,
którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Stwierdzam z przykrością,
że należę do tych, którzy muszą najpierw zobaczyć, a po tem dopiero wierzą.
Pewnej nocy w Chicago, zanim zaczęło się nabożeństwo,
dwaj ludzie chcieli sprawić, bym zwątpił w posiadanie Ducha Świętego. Czułem się zniechęcony i usiadłem w tyl nym rzędzie. Rozpoczynając kolejkę modlitwy, brat Branham powiedział: „Nie mogę nic uczynić, dopóki nie przyjdzie Anioł Pański”. Potem powiedział: „On jest teraz tutaj”
i jak za każdym razem, wśród zgromadzonych zapanowała
święta cisza. Potem powiedział: „Duch Święty jest właśnie
teraz nad zebranymi”. Następnie zwrócił się do kilku cho rych osób znajdujących się w różnych miejscach zgromadzenia, tak, jak wskazał mu Anioł Pański. Każdemu powiedział na co jest chory, a niektórym, żeby wzmocnić ich
wiarę, także imię, adres oraz dlaczego i jak długo chorowali.
Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Brat Branham powiedział: „Niewielki człowieku, tam w tyle, powstań”. Nie
miałem zamiaru wstawać, ponieważ myślałem, że jest to
29
skierowane tylko do chorych. Lecz on mówił dalej: „Ty
szukałeś Ducha Świętego”.
Wstałem. „Ty go posiadasz” – powiedział i w tej chwili
straciłem przytomność. Nigdy wcześniej nie straciłem
przytomności, choć wiele razy byłem ciężko ranny, na
przykład w tym tunelu na Alasce, w którym zostałem zasypany. Spadłem wtedy na głowę do znajdującego się na
głębokości 10 metrów zbiornika, próbując wyciągnąć wielką bryłę węgla, blokującą kanał do transportu piasku. Mia łem zwichnięte ramię i przez dwa lata nie potrafiłem podnieść ręki ponad głowę. Później uczestniczyłem w moim
pierwszym zgromadzeniu z Williamem Branhamem. Już
pierwszego wieczoru brat Branham powiedział ludziom:
„Nie musicie przychodzić na podium; Bóg może was
uzdrowić nawet tam, gdzie jesteście” – i moje ramię wsko czyło na swoje miejsce, i od tej chwili było w porządku.
Kiedy straciłem przytomność na tym zgromadzeniu w
Chicago, przeniesiono mnie przejściem na drugą stronę.
Wydarzyło się to tak szybko, że nikt tego nie zauważył.
Ludzie później powiedzieli mi, że potoczyło się to tak
szybko, jak gdybym runął i upadł między ławki na drugą
stronę, że było to jak błyskawica.
W czasie kiedy tam leżałem, brat Branham powiedział
(miałem możliwość usłyszeć to później na taśmie): „Ten
człowiek pochodzi ze Szwajcarii a wszystko, co o mnie po wiedział, było prawdą”.
Kiedy odzyskałem przytomność, nie wiedziałem, gdzie
jestem i skąd się tu wziąłem. Wróciłem z powrotem na
swoje miejsce, a mężczyzna siedzący obok mnie wyjąkał:
„Ty...ty po prostu zniknąłeś”.
Biblia mówi w liście do Rzymian 8,11: „A jeśli Duch
tego, który Jezusa wzbudził z martwych, mieszka w was,
tedy Ten, który Jezusa Chrystusa z martwych wzbudził,
ożywi i wasze śmiertelne ciała przez Duch swego, który
30
mieszka w was”. Po pochwyceniu kościoła nasze śmiertelne ciała otrzymają nowe życie. Chwała Bogu, wierzę, że
nastanie to już wkrótce dla tych, którzy naprawdę miłują
Boga. Jestem tym poruszony, ponieważ Słowo Boże jest
niezawodne!
U Mateusza 11,29 Jezus mówi: „Uczcie się ode mnie, że
jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla
dusz waszych”. Pewien autostopowicz znalazł ukojenie.
Zabrałem go kiedyś w środku nocy, gdzieś na północ od
Milwaukee. Zadałem mu kilka pytań, ale on się nie odzywał. Po jakimś czasie wyjął z kieszeni duży nóż i zapytał:
„Wiesz, po co to mam?”. Nie potrafiłem otworzyć ust – by łem wstrząśnięty! Przyszło mi do głowy, że zabrałem nie właściwego człowieka. On mamrotał dalej: „Nienawidzę
policjantów, nienawidzę policjantów!”. Powiedział: „Prze siedziałem wiele lat w więzieniu w Nowym Jorku, wbiję to
pierwszemu policjantowi, który wejdzie mi w drogę”.
Kiedy doszedłem do siebie, powiedziałem: „To się dla
ciebie źle skończy”.
Powiedział: „Jest mi wszystko jedno, co się ze mną stanie”. Nienawidził Boga i wszystkiego dookoła i powiedział,
że nie chce żyć, choć był jeszcze młodym człowiekiem.
„Dokąd zmierzasz?” – zapytałem.
„Do Appleton, do domu – ale rodzicom również na mnie
nie zależy. Popatrz na mnie!”.
Wyglądał nędznie. Powiedział: „Komu zależałoby na
mnie, skoro tak wyglądam?”. Powiedziałem mu, że gdy
byłem w jego wieku, czułem się tak samo. Również nie
zależało mi na życiu, ale odkryłem, że Bóg nie chce, by
ktokolwiek zginął, ale aby miał żywot wieczny...
Zanim dojechaliśmy do Appleton, chciał wiedzieć, do jakiego kościoła chodzę. Powiedział, że chciałby chodzić do tego
samego.
31
„Teraz mogę wrócić do mamy i taty” – powiedział. „Jestem
inny”, dodał radośnie. „A co zrobisz teraz z tym nożem?” –
zapytałem.
„Dam go mamie do krojenia chleba”, odpowiedział. Ten
człowiek odnalazł pokój dla swojej zmęczonej duszy, ponieważ poznał Jezusa.
Jezus powiedział, że gdy będzie podniesiony z tej ziemi,
wszystkich pociągnie do siebie. On jest dla mnie wszyst kim, Lilią z doliny, Gwiazdą poranną, wielkim Ja Jestem.
W Objawieniu 1,8 mówi: „Jam jest alfa i omega, początek
i koniec, mówi Pan, Bóg, Ten, który jest i który był, i któ ry ma przyjść, Wszechmogący”.
Do Kolosan 3,17 mówi: „I wszystko cokolwiek czynicie
w słowie lub w uczynku, wszystko czyńcie w imieniu Pana
Jezusa”. Do Kolosan 2,9-10 mówi: „Gdyż w nim (Jezusie)
mieszka cieleśnie cała pełnia boskości”. I dlatego właśnie
myślę, że kiedy Jezus powiedział w Mateuszu 28,19:
„Chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, Piotr
i Paweł przez objawienie po prostu to czynili (Dzieje 19,5
i 2,38), wiedząc, że Ojciec, Syn i Duch Święty jest pełnią
Bóstwa w Jezusie Chrystusie, w Nim mamy pełność.
To musiała być naprawdę właściwa formuła – 3 tysiące
dusz zostało przyłączonych do kościoła (ciała Chrystusa),
kiedy Piotr to głosił. Na przełomie Nowego Testamentu aż
do roku 325 nadal chrzcili w ten sposób. Dzieje kościoła
pokazują, że potem, po soborze nicejskim kościół rzymskokatolicki stał się organizacją. Później zaczęli chrzcić
niemowlęta i używać tytułów Ojca, Syna i Ducha Świętego
zamiast imienia Jezusa Chrystusa.
Powiem wam coś jeszcze o Williamie Branhamie i dlaczego wierzę, że on pokazał się na scenie, a Bóg tak wyjątkowo nakłaniał mnie, bym się z nim spotkał. Niektórzy ludzie
mówią, że Branham pod koniec swojej usługi zszedł nieco
z właściwej ścieżki. Jednak ja wierzę, że jeżeli Bóg mógł
32
mu objawiać tajemnice ludzkich serc, mógł mu również
objawiać Swoje Słowo. Jego Słowo rozeznaje serca ludzkie.
Kiedy William Branham się urodził, do tej starej chatki,
w której przyszedł na świat, zstąpiło nadprzyrodzone
światło. Jego matka i położna przestraszyły się tego dziwnego zjawiska. Już w dzieciństwie przepowiadał wydarzenia, a także oglądał wiele widzeń, które się wypełniły. Uro dził się prorokiem. Chciałbym wskazać wam na Malachiasza 3 i 4, abyście przekonali się, że tam jest jego miejsce.
Malachiasz 3 ukazuje ducha Eliasza przejawiającego się w
Janie Chrzcicielu, który poprzedzał pierwsze przyjście Jezusa. Uczniowie pytali Jezusa: „Myśleliśmy, że najpierw
przyjdzie Eliasz?”. Jezus rzekł: „On już przyszedł (myślał o
Janie Chrzcicielu), a nie poznali go” (Mat.17,12). Ale u
Mateusza 17,11 Jezus powiedział: „Eliasz przyjdzie (w
czasie przyszłym) i wszystko odnowi”, a miał przez to na
myśli według mnie Malachiasza 4,5. Jezus powiedział im,
że tym Eliaszem, o którym mówił, był Jan Chrzciciel.
Malachiasz 4,5 mówi: „Oto Ja wam poślę Eliasza proroka,
pierwej niż przyjdzie on wielki i straszny Dzień Pański”. Ten
prorok, o którym tu jest mowa, miałby przyjść przed okresem ucisku, to znaczy wielkim i strasznym Dniem Pańskim.
Oglądamy, że według Biblii żyjemy w ostatnim wieku kościoła, czy inaczej – w laodycejskim wieku kościoła, a on
ma mieć swojego posłańca. Kim on jest? To ma być pro rok. Ten prorok lub też posłaniec nie powinien być związany z żadną denominacją, ponieważ jego poselstwo będzie
dla wszystkich. Kto może zająć miejsce Malachiasza 4,5?
On musi nawrócić serca dzieci, czyli nas, z powrotem do
oryginału zielonoświątkowych ojców. William Branham to
udowodnił – całemu światu i także mnie.
Kolejny wiersz mówi: „ I zwróci serca ojców ku synom”.
Według Łukasza 1,17 to uczynił duch Eliasza w Janie
33
Chrzcicielu, który zwrócił serca ojców ku dzieciom, jak
czytamy w Łukaszu 1,17: „On to pójdzie przed nim (Jezusem) w duchu i mocy Eliaszowej, by zwrócić serca ojców
ku dzieciom...”. Piotr, Paweł i reszta uczniów przyszli później, a to znaczy, że byli tymi dziećmi.
Wierzę całym sercem, że Bóg pragnie, byśmy poznali,
że Jego Słowo z Malachiasza 4,5 wypełniło się również w
tym czasie w osobie Williama Branhama, w tym celu, by
pokazać jak blisko jest zakończenie tego czasu. On posłał
go z wielkimi znamionami i cudami, abyśmy mogli uwierzyć. Nie odważyłbym się temu nie wierzyć.
ROZDZIAŁ VI – JEST PÓŹNIEJ NIŻ MYŚLIMY
Ludzie zawsze mówią o tym, co Bóg uczynił dawno
temu lub co będzie czynił w przyszłości, lecz często unika
ich uwadze to, co czyni właśnie w naszym czasie! Jest
później niż myślimy! Na koniec chciałbym wspomnieć o
tym, jak niemal nie było mi dane napisać tej broszurki.
Przed jakimś czasem, wracając z pracy do swojego małego mieszkania, które wynajmowałem przez jakiś czas,
spotkałem byłego więźnia. Skazano go za napad z kradzieżą. Nie miał gdzie spać, więc zaprosiłem go do siebie.
Przygotowałem mu coś do jedzenia i rozmawiałem z nim
o zbawieniu przez Chrystusa. Około drugiej nad ranem
ten wielki Indianin, mający około dwudziestu pięciu lat,
zaczął się bardzo dziwnie zachowywać, a w jego oczach
ukazał się tajemniczy błysk. Sięgnął po leżący na stole
duży nóż i ruszył w moim kierunku. Złapałem go za rękę,
przytrzymując tak, że nóż zawisł powietrzu. On był wyż szy ode mnie o prawie pół metra i było oczywiste, że nie
jestem dla niego odpowiednim przeciwnikiem, więc było
to poniekąd zabawne. On walczył ze wszystkich sił i starał
się przesunąć rękę w dół by zadać cios, a mi przez dłuż -
34
szy czas bez żadnego wysiłku udawało się go powstrzymać.
W końcu pomyślałem: „Przecież nie będziemy tak
sterczeć do rana” i postanowiłem uciec przez sypialnię,
pokój gościnny, z powrotem do kuchni. Kiedy puściłem
jego rękę, rzucił się na mnie. Odwróciłem się gwałtownie,
mówiąc: „Zabierz to!”. On się tak przeraził, że łapiąc za ko niec ostrza, podał mi nóż. Potem podniósł swoje ręce do
góry i patrząc na mnie, przestraszony powiedział: „Módl
się za mnie”.
Z tego wynika, że jeszcze nie nadszedł mój czas, najwyraźniej miałem najpierw napisać tę książeczkę. Tutaj moż na rozpoznać, co Biblia ma na myśli, mówiąc: „Większy
jest ten, który jest w was, niż ten, który jest na świecie”.
Aż dotąd opowiadałem wam tylko o tych dobrych rzeczach. Nie chcę opowiadać o tym, jak wielokrotnie zasmucałem Pana, czego się wstydzę – lecz on mi wybaczał raz
za razem. Jest to Jego cudowna łaska. Ufam tej łasce i
wiem, że w Jezusie jestem szczęśliwy.
Jeżeli wierzycie, że to ziemskie życie jest tym „prawdziwym”, życzyłbym wam, żebyście mogli zakosztować choć
odrobinę życia wiecznego. Raz było mi dane cząstkę tego
oglądać w widzeniu. Najlepsze w tym jest to, że możesz
to otrzymać choćby zaraz. Przyjmij tylko Dawcę Życia, Je zusa Chrystusa, a będziesz mógł powiedzieć wraz z Paw łem, jak w 1. Kor. 15,55: „Gdzież jest, o śmierci, zwycięstwo twoje? Gdzież jest, o śmierci, żądło twoje? Ale Bogu
niech będą dzięki, który dał nam zwycięstwo przez Pana
naszego Jezusa Chrystusa”.
Śmierć będzie tylko fascynującym przeżyciem. Wierzę w
to. „Jestem niemal w domu!”. Jeżeli odejdę wcześniej,
będę czekać na ciebie na tamtym brzegu – gdzie róże już
nie więdną.

Podobne dokumenty