Po reformie tylko 20 proc. Polaków będzie stać na leczenie

Transkrypt

Po reformie tylko 20 proc. Polaków będzie stać na leczenie
Po reformie tylko 20 proc. Polaków będzie stać na leczenie
KONIEC DARMOWEJ OCHRONY ZDROWIA
 Str. 11
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 23 (692) 13 CZERWCA 2013 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
 Str. 13
Nowy gabinet generała za 2,5 mln zł,
odprawy dla komendantów po 90 tys. zł
i aspirant notujący zeznania na
maszynie do pisania lub na… odwrocie
kalendarza. A do tego plaga afer od
Komendy Głównej aż po posterunkowe
doły. Oto ciemne strony polskiej policji.
 Str. 5, 9
 Str. 20
ISSN 1509-460X
 Str. 21
2
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY
Poseł Roman Kotliński w imieniu Parlamentarnego Zespołu
ds. Świeckiego Państwa i poseł Leszek Miller w imieniu SLD
złożyli publiczne protesty przeciwko wywieraniu przez biskupów katolickich presji na proces stanowienia prawa w Polsce
(patrz. str. 19). Ruch Palikota zaapelował także do premiera
Donalda Tuska o wypowiedzenie przez Polskę konkordatu. Powodem wypowiedzenia jest fakt, że konkordat (uchwalony nielegalnie!) nakłada obowiązki wyłącznie na państwo polskie, a przywileje zapewnia Watykanowi i jego miejscowym urzędnikom.
Prezydent Komorowski nie obejmie patronatem warszawskiej
Parady Równości. Kancelaria odmówiła organizatorom, nie podając powodu. Prezydent RP nie lubi najwyraźniej manifestacji na cześć praw człowieka i równości. Za to na klerykalnych
spędach młodzieży – np. w Lednicy – gdzie celebruje się nierówność i odmawianie praw niektórym kategoriom ludzi, prezydent nawet zatańczył oraz zaśpiewał. Minął się z powołaniem?
Może o biskupstwo powinien się ubiegać, a nie o prezydenturę w demokratycznym kraju?
Skrajnie liberalny poseł Przemysław Wipler opuścił PiS. Ma ponoć współtworzyć nową, konserwatywno-liberalną partię razem
z gowinistami. Tak się składa, że niespodziewane odejście Wiplera nastąpiło wkrótce po naszej publikacji na temat promowania przez niego samego i jego zwolenników likwidacji podatku
dochodowego („FiM” 22/2013). Czyżby Kaczyński „pomógł” Wiplerowi odejść po tym, jak zorientował się, że ten wkrótce rozsadzi mu swoim antyspołecznym awanturnictwem PiS?
Polska Federacja Ruchów Obrońców Życia, czyli aktywiści katoliccy, domagają się od premiera Donalda Tuska wydania zakazu leczenia bezpłodności przy pomocy in vitro. Zdaniem „obrońców” procedura in vitro „powołuje do życia istoty ludzkie, których prawo do życia jest gwałcone”. Konstrukcja myślowa godna Watykanu, bo też stamtąd „Obrońcy” czerpią natchnienie.
Wojciech Fibak, dawna gwiazda tenisa, a obecnie znany przedsiębiorca i wieloletni mieszkaniec luksusowego księstewka Monako, według tygodnika „Wprost” zajmował się organizowaniem prostytucji. Według innych mediów już w 1997 r. miał
z tego powodu kłopoty z francuskim wymiarem sprawiedliwości – był zamieszany w oferowanie usług seksualnych młodych
kobiet zamożnym klientom. Musiał się bardzo pogorszyć standard życia w rajach podatkowych, jeśli ich rezydenci imają się
takiej roboty.
Dziennik „Super Express” po raz kolejny opublikował „uzdrawiający portret Jana Pawła II”. Trzeba go przyłożyć do chorego miejsca i po problemie. A co będzie, jeśli ludzie przyłożą
go sobie do głowy? Czy to nie spowoduje spadku czytelnictwa
klerykalnych gazet?
Posucha w Łodzi. W tym roku wyświęcono zaledwie trzech nowych księży w archidiecezji łódzkiej, jednej z największych
pod względem liczby ludności. W kolejnych latach zapowiada
się nieco więcej księżego narybku, bo nabór był już w latach
kryzysowych. Na razie księżom bezrobocie nie grozi. Na razie…
W tej samej Łodzi wyfrunął na ulice człowiek motyl. Paweł Hajncel, który 2 lata temu fruwał w bożocielnej procesji, w tym roku w przebraniu księdza reklamował na trasie przemarszu katolików darmowe msze i chrzciny w ramach kryzysowej solidarności Kościoła z wiernymi. Ponoć nikt nie uwierzył. Żaden duchowny nie złoży też raczej na Hajncla doniesienia o przestępstwie...
Drugi policzek postanowił nadstawić brytyjskim nacjonalistom
meczet w Yorku. Do manifestujących przeciw obecności islamu na Wyspach Brytyjskich muzułmanie wyszli z… herbatą
i ciastkami. Mało tego – zaprosili ich do zagrania wspólnego
meczu piłki nożnej. To się nazywa marketing!
Nie tylko w Polsce część ludności ekscytuje się resztkami po świętych – krwią Jana Pawła II lub jego owłosieniem. We wsi Sadowoje w Kazachstanie pewna pobożna kobieta była w posiadaniu brakującego kawałka brody proroka Mahometa. Tę cudowną relikwię (z certyfikatami!) posłała do uczonych mężów
w Arabii Saudyjskiej. Czekamy na pojedynek: włosy po Wojtyle kontra włosy po Mahomecie – które sprawią więcej cudów?
Izba niższa parlamentu Nigerii pracuje nad ustawą o tytule „Zamknijmy wszystkich gejów!”. Zgodnie z nowym prawem karalne będzie nie tylko bycie gejem lub lesbijką, ale nawet brak
donosu na homoseksualistów (5 lat więzienia) oraz uczestniczenie we wszelkiej aktywności na rzecz mniejszości seksualnych
– na przykład udział w symbolicznym ślubie lub innym spotkaniu (10 lat więzienia). To drakońskie i paranoiczne prawo już
przeszło dwa głosowania, a po trzecim ma trafić do senatu.
W Turcji wybuchły masowe protesty przeciwko arogancji rządzących islamistów oraz powolnej klerykalizacji kraju. Protesty
dotyczą m.in. zakazu handlu alkoholem po zapadnięciu zmroku. A „polska wieś spokojna”, choć nasi religijni politycy też
chcą ograniczyć handel.
Sąd Najwyższy Salwadoru kazał młodej, ciężko chorej kobiecie
urodzić dziecko, które nie miało części mózgu i nie ma szans
na życie. Aborcja mogła zwiększyć szanse przeżycia matki, która już wcześniej urodziła zdrowe dziecko, jednak inspirowane
katolicyzmem prawo Salwadoru zabrania aborcji pod jakąkolwiek postacią. Grozi za nią 50 lat (sic!) więzienia dla kobiety
i 12 lat – dla lekarza. Czyli może być jeszcze gorzej…
Unio, ratuj!
B
iskupi tradycyjnie z okazji tzw. Bożego Ciała wygłosili
swoje non possumus. Tym razem oprócz polityków, którzy smarują im dupska miodem, oberwały pary, którym zachciało się dziecka „wbrew woli bożej”. Rząd zaś – zamiast
zatrzymywać przestępców (por. protest str. 19) za podburzanie do łamania prawa – zaczął się tłumaczyć, dlaczego chce
pomóc bezdzietnym i że w ogóle rozważa jakieś finansowanie in vitro. Profesor Jan Hartman określa, że poważna część
(większość!) elit politycznych naszego państwa nie ma kultury konstytucyjnej. Ja bym od siebie dodał, że nie ma też
jąder. Wciąż nie dociera do rządzących, że nie jest rolą państwa wysługiwanie się duchownym. Tę pustkę intelektualną, jaka panuje wśród polskich klerykalnych polityków, mogliśmy zaobserwować podczas dyskusji poświęconej projektowi zakazu pracy dużych sklepów w niedzielę.
Głównym i jedynym argumentem na rzecz jego
wprowadzenia była kwestia religijnego
świętowania niedzieli, która dla katolików jest najważniejszym dniem tygodnia. Politycy klerykalnej koalicji nie
są w stanie zrozumieć, że Polska była,
jest i będzie coraz bardziej państwem wieloreligijnym i wieloświatopoglądowym.
Mają gdzieś swoje ślubowanie stania na straży Konstytucji RP. Nie znajdziemy w niej ani
słowa o tym, że państwo polskie jest tożsame z Kościołem, że prawa wymyślone przez
papieży są jednocześnie prawami państwa.
Dla nich ważniejsze są instrukcje Kongregacji Nauki Wiary Kościoła katolickiego,
która orzekła w 2004 roku, że prawa świeckie,
które Kościół uznaje za niegodziwe moralnie, nie mogą być wprowadzane w życie. Szef Kongregacji kardynał
Ratzinger zapewniał, że zakaz wprowadzania niegodziwych
według Kościoła praw jest bezwzględny i nie może być
żadnych wyjątków. Szkoda tylko, że sam Kościół i papieże
mnożą te wyjątki, popierając lub wprost współpracując
z prawicowymi dyktaturami, których prawem są tortury, zabójstwa polityczne i pacyfikacje. To dla hierarchów są zachowania godziwe, bo mają na celu walkę z lewicą i prawami człowieka. A poza tym dyktatorzy, na przykład Mussolini
w 1929 roku (traktaty laterańskie), słono płacą za legitymizowanie swoich brutalnych rządów.
Ale dajmy spokój biskupom. Jerzy Dolnicki pisze w swoim artykule, że w końcu te stare strzygi zrażą do siebie
wszystkich i nie będą się miały do kogo umizgiwać. Tak
więc w sumie należy się cieszyć z każdego przejawu klerobezczelności, który skraca nam czas oczekiwania na koniec
ich rządów.
A wtedy, kto wie… Być może zatęsknimy do takiego
folkloru, jaki zapewnia nam obecnie poseł Krystyna Pawłowicz; ostatnio – w wywiadzie, jakiego udzieliła „Rzeczpospolitej”. Jest ona jedną z trzech osób, które w PiS odpowiadają za program europejski, co przy prowadzeniu tej partii w sondażach i zawsze skłonnym do ożenku PSL-u może
zrodzić kariery podobne do tych z lat 30. zza naszej zachodniej granicy. W wywiadzie twierdzi ona: „PiS było za wejściem Polski do Unii, ale takiej, która rządziła się starymi zasadami. Tymczasem Unia ewoluuje w kierunku, który nam
się nie podoba. Chcemy Unii suwerennych państw, a nie federacji. A ja osobiście w ogóle nie akceptuję naszego członkostwa w UE, o czym prezes Kaczyński wie i co zaaprobował. Traktat akcesyjny narusza naszą konstytucję, a wyrok
Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie był polityczny. Wraz
z wejściem do UE zmieniliśmy suwerena. Nie jest nim już
naród – jak stanowi konstytucja – tylko Unia Europejska, skoro w 70–90 proc. spraw gospodarczych decyzje podejmuje
Bruksela”. Pokazuje to, jak zacofani są liderzy PiS. Klepiąc
różańce i litanie na nabożeństwach, nie zauważyli, że świat
wokół nich się zmienił. Proces integracji obejmuje już nie
tylko Europę, ale cały glob. Z doświadczeń UE korzysta dzisiaj z powodzeniem Afryka Środkowa, Azja Południowo-Wschodnia, Ameryka Łacińska. Wszędzie tam powstają regionalne organizacje, których zadaniem jest unifikacja gospodarek, systemów zarządzania czy polityk społecznych. Zmiany klimatu, kryzys gospodarczy, demografia, bieda, spekulacje, przestępczość zorganizowana – to wyzwania, z którymi
nie poradzi sobie w pojedynkę żadne państwo świata, nawet najbardziej zamożne. Europa pokazała, że można pokojowo rozwiązywać wszelkie spory, a przy okazji bogacić się
i oszczędzać – na przykład taniej wspólnie kupować surowce. Czy zatrzymamy się w drodze do jedności, czy też pójdziemy w stronę ugrupowania federalnego i będziemy mieli m.in. wspólną, europejską armię, która według obliczeń
oznaczałaby dla państw UE 300 mld euro rocznie
mniej wydatków na zbrojenia? Jak na to pytanie odpowiada poseł Pawłowicz, czyli partia PiS? Otóż jest
ona z gruntu przeciwna Unii. Czeka i – jak sama przyznaje – modli się, żeby to wszystko szlag trafił.
A takie niebezpieczeństwo jest całkiem realne,
i to już wkrótce po ogłoszeniu przez Grecję
niewypłacalności. Na fali kryzysu nacjonaliści mogą niedługo znaleźć się w rządach państw UE. Oni również, w podobny sposób jak Pawłowicz, wyjaśniają, skąd wziął się kryzys i jakim złem
jest Unia. Polska posłanka mówi
o tym tak: „UE w obecnym kształcie nie przynosi nam nic dobrego.
Zniszczyła tylko nasz język prawa.
Weźmy pojęcie wolności gospodarczej,
które jest fundamentalne. Unia zupełnie go nie respektuje.
Jest gorsza od komunizmu, wszystko chce kontrolować, ma
policzoną każdą krowę, kozę i kurę. Nawet cukier w spiżarce zważy. To jest system totalny, w którym uczestniczymy
za względnie niewielkie pieniądze pomocowe. Tyle że to nie
jest żadna pomoc, tylko pułapka kredytowa, o czym się
przekonała Grecja, która najpierw wydawała unijne pieniądze, a dziś ma długi do spłacenia”.
Jest to brednia, bowiem kryzys grecki został wywołany
przez nieodpowiedzialne działanie greckiego rządu, masowe
oszustwa podatkowe obywateli Grecji oraz gry amerykańskich prywatnych agencji wyceniających obligacje rządowe. Winy Brukseli tutaj nie było. Zdaniem Pawłowicz wspólnota nie daje żadnych korzyści, gdyż zlikwidowano polski
przemysł, wzrosło za to zadłużenie państwa i samorządów,
„ponieważ Unia, dając pieniądze, wymaga wkładów własnych, a więc musimy pożyczać, żeby te środki wykorzystać”. No tak, najlepiej – jak mawiał klasyk – żeby nic nie
było: ani nowych dróg, ani firm, ani wyremontowanych…
kościołów, na które to remonty akurat księża nie muszą się
zadłużać, bo dostają wkład własny od ludzi lub od gminy.
A niech Pawłowicz powie takim na przykład mieszkańcom
Uniejowa, że ich burmistrz zrobił głupotę, zadłużając gminę,
żeby zbudować Termy Uniejów…
Głównym złem jest natomiast, zdaniem wykładowczyni prawa wspólnotowego, „utrata poczucia tożsamości narodowej” i co za tym idzie – „koniec Polski”, a „Polacy są
wykorzeniani, niszczony jest polski Kościół. Została tylko
nazwa”. Niestety, tu również poseł Pawłowicz się myli.
Kwestia relacji państwo–Kościół została w Unii pozostawiona w gestii poszczególnych państw. I to jest autentyczne zło, którego efekt jest taki, że z Polski – państwa
prawa – została tylko nazwa. Zdaniem biskupów bowiem,
a także obecnej, prawicowej większości sejmowej, w naszym kraju panować ma prawo kościelne, quasi-biblijne
– zafałszowane według wykładni katolickiej. W ten sposób państwo zjada samo siebie na kościelnym ołtarzu, a takie „szmaty” jak Pawłowicz mogą jeszcze śpiewać przy tym
swoje „Gorzkie żale”.
JONASZ
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
GORĄCE TEMATY
Ojciec Marek Ł., jeden z wybitniejszych
przedstawicieli młodego pokolenia zakonu
paulinów, został w trybie awaryjnym wycofany
przez przełożonych z „Amerykańskiej
Częstochowy” i sprowadzony do polskiej.
Skrwawiony paulin
Amerykańskie media informują, że przyczyną nagłej ewakuacji mnicha z sanktuarium w Doylestown
(USA) jest oskarżenie o zgwałcenie
żarliwej katoliczki, matki kilkorga
dzieci. Aby ukryć jej tożsamość, w aktach procesowych występuje ona jako Jane Doe. Według relacji domniemanej ofiary do zdarzenia doszło w pomieszczeniu klasztornym,
gdzie kapłan miał dopuścić się gwałtu z użyciem „siły fizycznej oraz przemocy emocjonalnej i psychicznej”.
Kobieta twierdzi, że poznała napastnika podczas rekolekcji organizowanych przez paulinów, w których
uczestniczyła wraz z mężem dla
uczczenia rocznicy ślubu. Ojciec Marek był podobno przeuroczy, częstował alkoholem, zachęcał do zwierzeń,
proponował pomoc duszpasterską.
S
Opowiedziała mu o swoim życiu,
w tym również o wciąż tkwiącej
w duszy zadrze pozostawionej przez
doświadczoną w dzieciństwie przemoc seksualną, przebyte poronienia
i kłopoty z pożyciem seksualnym.
Kilka dni później zatelefonował, zapraszając ją na indywidualną konsultację poprzez złożenie szczegółowej relacji dotyczącej wydarzeń
z dzieciństwa i wspólną modlitwę.
Przebieg „terapii” zdecydowanie odbiegał od zapowiedzi. „Najpierw zalecał się i uwodził, aż wreszcie zaatakował. Próbowała perswazji, ale bezskutecznie. Gdy wychodziła, Marek
Ł. miał rozmazaną na twarzy jej
krew menstruacyjną” – ujawnili
prawnicy reprezentujący Jane Doe
w powództwie przeciwko archidiecezji filadelfijskiej.
ą takie miejsca w naszym kraju, gdzie
nawet przy paskudnej pogodzie można się poczuć jak na słonecznej Sycylii…
Kleszczów (woj. łódzkie) słynie w Polsce
jako najbogatsza gmina pod względem dochodów na głowę mieszkańca. Zawdzięcza swą
pozycję podatkom inkasowanym od zlokalizowanych na jej terytorium kopalni węgla brunatnego i Elektrowni Bełchatów. Do wielkich pieniędzy kleją się różne grupy interesów, dla których lipcowe przedterminowe wybory nowego wójta (w miejsce pozbawionej
mandatu oraz dobrego imienia Kazimiery T.)
przesądzą o utrzymaniu się na powierzchni,
zaś w niektórych przypadkach – na wolności...
Od kilku lat „grupą trzymającą władzę”
i kasę jest Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju
Gminy Kleszczów (zwane przez miejscowych
„Rozwojem”) z prezesem Andrzejem Szczepockim. Ten były wojewoda piotrkowski o niezbyt chlubnej przeszłości, której przypominać
nie będziemy (skazanie uległo zatarciu) dowodzi też Fundacją Rozwoju Gminy Kleszczów powołaną przez samorząd do rozporządzania ogromnym majątkiem publicznym,
załatwiania inwestycji oraz finansowania najróżniejszych przedsięwzięć prywatnych i społecznych. Dodajmy, że w wąskim kierownictwie „Rozwoju” i Fundacji znajdują się – obok
prezesa – dokładnie ci sami ludzie, co wydaje się układem wyjątkowo niezdrowym, a przez
wielu obywateli porównywanym nawet do mafijnego. – Jeśli ujawnicie moją tożsamość, będę musiała karmić się odpadkami z koszy
na śmieci – zastrzegła pewna urzędniczka, zanim zilustrowała nam klimaty zgoła sycylijskie. Oto przykład najświeższy...
W piątek 24 maja o godz. 18 w leśnej altanie
rekreacyjnej „Grzybek” nieopodal Kleszczowa
rozpoczęło się spotkanie członków i sympatyków
„Rozwoju”, zwołane w celu formalnego namaszczenia kandydata wytypowanego przez kierownictwo na posadę wójta. Przybyło kilkadziesiąt
Sprawa znajduje się obecnie
na ścieżce cywilnej, bowiem prokuratura umorzyła postępowanie karne
z braku dowodów winy. Kobieta najpierw zgłosiła problem kurii metropolitalnej, a zanim kościelna centrala zawiadomiła władze świeckie, było już za późno, żeby zabezpieczyć
ewentualne ślady DNA. Śledczy rozważali możliwość przeprowadzenia
przez Jane Doe kontrolowanej rozmowy telefonicznej z o. Markiem, jednak pomysł upadł, ponieważ nazbyt
porywczy mąż niewiasty zdążył obiecać mnichowi zgnicie w kryminale, co
było dlań aż nazbyt wyraźnym sygnałem, że złożyli doniesienie o przestępstwie. Gdy policjanci odwiedzili sanktuarium, o. Marek zasłonił się tajemnicą spowiedzi i odmówił udzielenia
informacji o „poradach” udzielanych
osób, a wśród nich ks. Andrzej Pękalski, proboszcz parafii NMP Anielskiej (na zdjęciu z lewej, obok prezesa). Po jednogłośnym przyklepaniu nominacji wójt in spe Renaty Skalskiej
(aktualnie radna powiatowa Bełchatowa i żona
Romana, wiceprezesa Fundacji) przystąpiono
do konsumpcji potraw z grilla. Było dosyć chłodno, więc część uczestników rozgrzewała się alkoholem. Nie wiemy dokładnie, czym raczył się
duchowny, w każdym razie odtransportowano
go w połowie imprezy, choć nie miał już tego
dnia żadnych obowiązków duszpasterskich.
Jane Doe. Twardo jednak zaprzeczył,
jakoby podczas jej odwiedzin w klasztorze doszło między nimi do kontaktu seksualnego. Niedługo później zniknął, dlatego też pozwaną jest
archidiecezja. Prawnicy powódki podkreślają, że choć przełożeni zakonnika doskonale wiedzieli o jego temperamencie, to nie uczynili nic, aby
„wdrożyć stosowne środki bezpieczeństwa” dla pań stykających się
z nim na gruncie duszpasterskim. Silnie też akcentują fakt uniemożliwienia postawienia sprawcy przed sądem poprzez zorganizowanie mu
ucieczki do Polski.
Ojciec Marek Ł. zbudował sobie w zakonie silną pozycję. Był
przez kilka lat sekretarzem szefa
amerykańskiej prowincji paulinów
o. Józefa Olczaka, ostatnio zajmował się tam werbunkiem nowych
kadr, czyli tzw. powołaniami.
W ojczyźnie włos mu z głowy nie
spadł. Po krótkiej kwarantannie występował publicznie, prowadząc rekolekcje wielkopostne na Jasnej Górze, 3 maja obsługiwał jeden z punktów programu (różaniec) centralnych
uroczystości z udziałem Episkopatu.
Dopiero gdy wieści zza oceanu dotarły do innych mnichów i rozmazana na twarzy krew menstruacyjna
stała się tematem niewybrednych
dowcipów, generał zakonu o. Izydor
3
Matuszewski przydzielił go do załogi klasztoru w Błotnicy koło Radomia. Zatelefonowaliśmy tam, żeby umożliwić oskarżonemu skomentowanie zarzutów. Słuchawkę podniósł przeor o. Jan Poteralski.
– Nic nie powiem, bo nie wolno mi udzielać o nim żadnych informacji – zastrzegł, gdy grzecznie zwróciliśmy się (bez ujawniania profesji) o przekierowanie połączenia lub poproszenie o. Marka do aparatu.
– Informacji?! Mam prywatną
sprawę i chcę tylko zamienić kilka
słów z ojcem. Goszczę rodaków
z Ameryki, którzy pragną się z nim
spotkać – łgał nasz dziennikarz.
– Mam zakaz, a poza tym jego
u nas nie ma – łgał zakonnik.
„Wszystko się dzisiaj zaczyna.
Weszliśmy w pełnię kapłaństwa, którą Kościół daje, aby pomagać innym
w zbawieniu” – powiedział najszczerszą prawdę o. Marek chwilę po tym,
jak przed siedmioma laty został paulinem pełną gębą...
ANNA TARCZYŃSKA
PS Reportaż stacji telewizyjnej
CBS o skandalu w Doylestown można obejrzeć w internecie pod adresem: http://philadelphia.cbslocal.com
/2013/04/03/woman-sues-phila-archdiocese-bucks-da-over-alleged-priest-sex-assault-at-shrine/
uwijała się (mimo
soboty) ekipa remontowa znanego
„FiM” przedsiębiorcy. Koparka
przeniosła wyrwany z ziemi głaz,
sprzątnięto rozbite szkło, poprawiono zrujnowane
kwiatki, zabetonowano fundament
Ksiądz pod krzyżem
Około godz. 22 ks. Andrzej postanowił
wrócić pod „Grzybek”. Na upartego mógłby
pójść tam na piechotę (od plebanii zaledwie 3,5 km), ale zdecydował się wsiąść do auta. Tuż przed metą rajdu zły los postawił mu
na drodze cokół z metalowym krzyżem, usytuowany na chodniku za rozwidleniem wiejskiej arterii wiodącej z Łuszczanowic do Chorzenic. Zamiast skręcić w lewo, kapłan pojechał prosto i precyzyjnie trafił w ów obiekt,
przewracając ozdobny głaz oraz urywając
krzyż, skutkiem czego zawieszony na nim Jezus Chrystus stracił prawą rękę.
Przypadkowy świadek incydentu chciał wezwać pogotowie oraz policję, ale proboszcz
oświadczył, żeby tego pod żadnym pozorem
nie czynić i tylko (cyt.) „zawiadomić prezesa,
który wszystko załatwi”. Wyrażał się z pewnym trudem, ale – przyznajmy – w szoku powypadkowym nawet abstynenta może dopaść
podobny kłopot, więc z bełkotliwej mowy kapłana nie wyciągamy pochopnych wniosków.
Jakiś tajemniczy ośrodek decyzyjny sprawił,
że nazajutrz od bladego świtu przy cokole
i przygotowano podłoże do ułożenia kostki
brukowej. W poniedziałek zatarto ostatnie
ślady po kolizji, ale... my byliśmy tam w niedzielę. Gdy zapytaliśmy później proboszcza,
czy aby nic mu się nie stało oraz czy zawiadomił policję, a jeśli nie, to dlaczego „wszystko załatwiono” tak szybko i dyskretnie, rozmowa przypominała pertraktacje głuchego
z niewidomym. Oszołomiony przeciekiem duchowny przez kilka minut kluczył i kombinował, żeby ewidentnie nie skłamać (chapeau
bas!), a na każde trudne pytanie odpowiadał, że nie rozumie, o co chodzi.
– Przecież kapliczka nie ma żadnych zniszczeń – zatriumfował ks. Andrzej, gdy wreszcie pozbierał myśli.
– Mamy zdjęcia sprzed zatarcia śladów
– ostudził go nasz dziennikarz.
– Z całym szacunkiem, ale ja nie jestem
rzecznikiem w tej sprawie i nie rozumiem,
po co pan mnie pyta, skoro ma wiadomości
spod „Grzybka”. Nie wiem, czy to był akurat
wypadek, nie rozumiem, o czym pan mówi
– wrócił do wcześniejszej konwencji proboszcz.
Prezes nie odpowiedział na pytania „FiM”
o koszt bankietu pod „Grzybkiem” i osobiste zaangażowanie w akcję ratowania świątobliwego tyłka.
MARCIN KOS
PS Do kleszczowskich klimatów jeszcze wrócimy, bo warto im poświęcić odrębny artykuł.
4
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
z notatnika heretyka
pOLKA POTRAFI
Małe, a cieszy
Za nami Dzień Dziecka. Dzieci
rodzi się coraz mniej, ale na te,
które są, wydajemy coraz więcej.
To rynek wart miliardy. Ci,
którzy sprzedają zabawki, jedzenie
i kosmetyki dla dzieci, zarabiają nawet w osławionym kryzysie. Socjologowie twierdzą, że chodzi w tym
wszystkim o samopoczucie kupującego – jestem osobą, która daje
swojemu dziecku to, co najlepsze.
Zresztą taki komunikat często serwują reklamy.
Na Zachodzie widać to jeszcze bardziej wyraźnie. Tam matki
deklarują, że dzieciątko musi być
ubrane zgodnie z obowiązującymi
trendami. Czyli drogo. Kiedy robiono ankiety z matkami Brytyjkami,
okazało się, że większość z nich na
ubrania swoich dzieci wydaje więcej niż na własne. I tak jak kiedyś
to dzieciom bardziej zależało na
tym, żeby wyglądać w szkole na
tyle dobrze, żeby nie odstawać
od reszty, tak teraz bardziej
zależy na tym ich rodzicielom.
Sonja Lyubomirsky, profesor psychologii z Kalifornii,
badała satysfakcję życiową rodziców. Przepytała tysiące Amerykanów. I wyszło jej, że to starsi
rodzice są bardziej zadowoleni zarówno z życia, jak i z faktu, że się
rozmnożyli. Chodzi także o to, że
mają więcej pieniędzy, które można wydać na efekty tego rozmnożenia. Podobnie wyszły badania
w Niemczech. U nas powstają takie miejsca jak
„Pan Krokodyl” – warszawska przychodnia stomatologiczna dla dzieci. Każdy mały pacjent przechodzi
tam „kurs zaczarowania ząbków”.
Przed zabiegiem dostaje czarodziejską różdżkę,
żeby sobie nią pomerdać przed buzią, wyszeptać zaklęcie, żeby nie
bolało, a w tym czasie dentysta
wstrzykuje środek przeciwbólowy.
Można sobie jeszcze wybrać plombę ze specjalnym wzorkiem (z szachownicą na przykład) albo smak
żelu znieczulającego. Jest kolorowo
i luksusowo. Wiadomo, że drożej
niż gdzie indziej. Powstają salony
fryzjerskie dla dzieci, gdzie klienta obsługują dwie osoby – pierwsza strzyże, a druga zabawia. Na
koniec jest prezent dla dziecka –
„za dzielność”. Jak już „młode” jest
stomatologicznie wyleczone i ładnie ostrzyżone, może pójść na sesję fotograficzną. To też coraz intratniejszy dziecięcy biznes. Prawie
każda mama uważa, że jej dziecko
jest najpiękniejsze. A taka mama
nowoczesna i bogata może sobie
dodatkowo ubzdurać, że jej pociecha lada moment zostanie gwiazdą, tylko najpierw trzeba jej zrobić odpowiednie zdjęcia. W naszej
stolicy popularne jest jeszcze malarskie przyozdabianie ścian dziecięcych pokojów – jakieś 200 zł za
metr kwadratowy. No i do kompletu
– jeszcze coś dla rodziców podróżników i zdobywców górskich szczytów,
którzy po pojawieniu się potomka
nie chcą rezygnować ze swoich pasji. W specjalnie stworzonych serwisach internetowych można kupić
plecaki turystyczne albo uprząż do
wspinaczki dla kilkulatków. Rodzic
wie, że przepłacił, ale jakoś tak lepiej się z tym czuje.
JUSTYNA CIEŚLAK
Pro­w in­c jał­k i
Na samochodową przejażdżkę zabrała
swego synka mieszkanka Zabrza. Podczas
wycieczki uszkodziła trzy samochody, a swoim własnym autem wjechała
na drzewo. Przy okazji zapewniła robotę strażakom, bo wychodząc z domu,
nie zdjęła zupy z gazu. Roztargnieniu nie ma się co dziwić, bowiem we krwi
miała mateńka ponad 2 promile.
Dzień dziecka
17- i 20-letni mieszkańcy Nowogardu
przyszli do kościoła, na zakrystii przyodziali
szaty liturgiczne i zasiedli w konfesjonałach. Spowiadali w najlepsze do
czasu, aż przy kolejnym rozgrzeszeniu nie udało im się powstrzymać śmiechu
– tak przynajmniej donosi policja.
Bez rozgrzeszenia
Pokłócili się małżonkowie z Lubartowa. Ona
wsiadła za kierownicę i pojechała
w nieznane. On zadzwonił na policję poinformować, że żona wsiadła za kółko
„pod wpływem”. Policjanci z drogówki połowicę znaleźli. Za prowadzenie po
alkoholu grozi jej do 2 lat więzienia.
Aby byli jedno…
Siedmioosobowa grupa obrabowała lodziarnię
w Gołdapi. Lody i cukierki zjedli na miejscu.
Potem wzięli z kasy 600 złotych i poszli kupić hamburgery i papierosy. To, co
zostało, rozdzielili między sobą. Sprawcy mieli od 9 do 13 lat.
Skok na lody
Upodobał sobie Matkę Boską młodzieniec
z Lublina. Jej gipsowe wcielenie niósł pod
pachą, gdy zatrzymał go policyjny patrol. Tłumaczenia, że figurkę wcisnęli
mu w ręce przypadkowi przechodnie, a on postanowił się nią godnie
zaopiekować, nie przekonały stróżów prawa. Teraz ustalają motywy kradzieży.
Opracowała WZ
Kult maryjny
myśli niedokończone
Prawdy nie ustala się poprzez głosowanie.
(kard. Stanisław Dziwisz)

Żyjemy w świecie zróżnicowanym i nie ma jednego prawa Bożego.
(prezydent Bolesław Komorowski)
Czy to nie jest dziwne, że organizacja, która ciągle
mówi, że należy się „sprzeciwiać popędom ciała”,
czyli naturze, cały czas powołuje się na wyższość
jakiegoś prawa naturalnego? Dziwny to „naturyzm”.
Maj i jego okolice to coś w rodzaju okresu godowego polskich biskupów. W tym czasie przypadają święta:
1 Maja, 3 Maja, a także – zwykle – Zielone Świątki,
Wniebowstąpienie, a czasem również – jak w tym roku
– Boże Ciało. Z okazji
nabożeństw i procesji
w tych dniach pasterze
Kościoła mają swoje
dni tokowania. Napinają się, jeszcze bardziej niż zwykle czerwienieją na twarzach, mają nabrzmiałe żyły na grubych
karkach. A przede wszystkim głośno gulgoczą – mówią,
krzyczą, pomstują. Kogo właściwie chcą uwieść tymi
swoimi nieco brutalnymi zalotami? Nie zwykłych wiernych przecież, bo tych i tak mają już okręconych wokół
palca. Swoją siłę, determinację i arogancję prezentują
politykom. To specyficzny rodzaj zalotów, charakterystyczny dla samców o autorytarnych skłonnościach,
obliczony na kapitulację ofiary – oblubienicy, która też
jest przecież ze swej natury autorytarna i nastawiona
na dominację lub na… kapitulację przed silniejszym.
Potencjalnymi ofiarami są właśnie politycy – obok biskupów – sam kwiat polskiego autorytaryzmu.
Tuż przed Bożym Ciałem Episkopat głosem arcybiskupa Józefa Michalika dał do zrozumienia, że Kościół
chce porozumienia w sprawie in vitro i że gotów jest
przystać na kompromis. Zwróćmy uwagę na absurdalność
tej wypowiedzi. Biskupi Kościoła katolickiego stawiają
się w roli strony w procesie legalizacji sztucznego zapłodnienia w Polsce. Dlaczego? Jakim prawem? Czyżby
mieli jakąś szczególną wiedzę w tej sprawie? Sami jako
środowisko borykają się z problemem bezpłodności?
Reprezentują jakąś istotną grupę społeczną? Nic z tych
rzeczy! Biskupi reprezentują tylko i wyłącznie Kościół
rzymskokatolicki, czyli de facto papieża. Jeśli papież
ma problem z bezpłodnością, to może podjąć leczenie
w Watykanie, w Argentynie albo gdzie tylko zechce.
Nic mu do polskich rozwiązań prawnych w tej kwestii.
Biskupi na tak postawiony problem odpowiedzą, że
są specjalistami od spraw etycznych, dlatego mają prawo i obowiązek zajmować się tymi kwestiami. Problem w tym, że
specjalistami są tylko
i wyłącznie we własnym mniemaniu – nie
mają żadnych dokumentów, które by to potwierdzały, nie reprezentują
żadnej organizacji, która byłaby bardziej etyczna od
innych. Wręcz przeciwnie – reprezentują instytucję moralnie już dawno skompromitowaną, której nie szanują
nawet sami jej członkowie! Nie są zatem stroną przy
regulowaniu kwestii sztucznego zapłodnienia albo jakiejkolwiek innej problematyki medycznej. Michalik twierdzi, że „musimy być wierni prawom
natury”, a wtóruje mu abp Henryk Hoser, który wyrokuje, że to prawo naturalne, czyli „prawo Boże stoi
ponad wszelkim prawem”. Tymczasem nikt nie wie, co
to jest „prawo naturalne”, i nic takiego obiektywnie
nie istnieje. Prawem jest to, co my sami jako ludzka
społeczność za prawo uznajemy. Odwołujący się do
jakiejś „natury” biskupi są znacznie mniej poważni niż
naturyści, którzy twierdzą, że naturalnie znaczy nago.
Dlaczego nie? Naturalny jest też w pewnym sensie
kanibalizm, a niedawno obchodziliśmy nawet święto
będące jego dalekim echem – Boże Ciało. Powoływanie się na naturę w kwestiach prawnych do niczego
mądrego nas nie doprowadzi.
ADAM CIOCH
Rze­czy po­spo­li­te
Pobożni naturyści

Poczęcie człowieka w probówce jest związane z grzechem złamania prawa
natury. Tysiące dzieci znajduje się w płynnym azocie. (abp Józef Michalik)

Dojście do władzy PiS oznacza wielkie polowanie na niewinnych. Bo
chociaż zamachu nie było, to będzie musiał być wykryty. Tego żąda religia
smoleńska. Ona wymaga stosów, bo inaczej jej pierwszy kapłan okaże się
zdrajcą.
(Waldemar Kuczyński, ekonomista)

Kiedy brytyjscy konserwatyści pod przewodnictwem premiera Davida
Camerona legalizują małżeństwa homoseksualne, polska prawica jest na
etapie walki o zarodki i blokowania metody in vitro.
(dr Piotr Żuk, socjolog, publicysta)

Po nawróceniu w moim życiu zaczęły się dziać cuda. Wiele razy ktoś
przychodził do mnie z kopertą z pieniędzmi. (poseł John Godson, PO)

Papież Jan XXIII żyje. Dziś więc jest 50 rocznica jego narodzin dla Nieba,
dla każdego z nas. Jeśli chcesz, napisz list do papieża Jana. Wystarczy
podać miejscowość: Sotto il Monte. Poczta doręczy. A papież przeczyta
na swój sposób. Potem abp Capovilla, jak co roku, spali listy w rocznicę
urodzin i śmierci swojego towarzysza. Polecą prosto do nieba.
(Joanna Bątkiewicz-Brożek, tygodnik katolicki „Gość Niedzielny”)

Gdy widzę to wszystko, co się dzieje i działo na świecie, po prostu nie znajduję
tam miejsca na Boga.(Kazik Staszewski, muzyk i wokalista zespołu Kult)

Wybrałam dla dzieci dobrą szkołę dwujęzyczną, która im pokaże, że świat
jest wielokulturowy, wielowymiarowy i wielorasowy. Jest to szkoła świecka,
niezdominowana przez katechezę. Nie chcę, aby moje dzieci słuchały
komentarzy. Wystarczy, że ja się nasłuchałam. W podstawówce – „Żydówka”
albo „Cyganka”. Niektóre koleżanki katoliczki straszyły mnie piekłem.
Mówiły, że jeśli wsiądę do windy, to ona właśnie tam mnie zawiezie.
Wspominam to wszystko wyjątkowo źle.
(Maja Ostaszewska, aktorka teatralna i filmowa, buddystka)
Wybrali: AC, SH i PPr
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
na klęczkach
Święty na lawecie
Stolica w dość makabryczny sposób celebrowała Święto
Dziękczynienia. Przez miasto przeszła okolicznościowa pielgrzymka,
a na lawecie armatniej wleczono
relikwie św. Andrzeja Boboli.
Zawleczono je aż na sam koniec
miasta – do Świątyni Opatrzności
Bożej. Prezydent Bronisław Komorowski wygłosił z tej okazji kilka okolicznościowych słów o tym,
że „chrześcijaństwo daje optymizm
i nadzieję do działania”. Czyżby
chodziło o to, że Bobola uczestniczył w nawracaniu prawosławnych
siłą na katolicyzm? MZB
Miejskie
sanktuarium
więc po raz pierwszy w historii pomnik muzułmanina ukrzyżowanego
po katolicku. ASz
Młodzi za Ruchem
Po owocach…
SLD ma pomysł na walkę
z biedą, zwłaszcza tę uderzającą w dzieci. Ma nadzieję walczyć
z umowami śmieciowymi, tworzyć
popłatne miejsca pracy, zwiększać
płacę minimalną i budować tanie
mieszkania. A to wszystko dzięki funduszom pozyskanym przez
wprowadzenie stawki podatkowej dla najbogatszych oraz podatków od transakcji finansowych dla
banków i instytucji finansowych.
Trzymamy kciuki! Warto jednak
wspomnieć, że kiedy SLD ostatnio rządziło, to akurat obniżało
podatki i cięło wydatki. MZB
Oszczędza,
ale swoje
Hanna Gronkiewicz-Waltz
(PO), prezydent Warszawy, robi co
może, by zdenerwować warszawiaków. Nie dość, że ostentacyjnie wychwala objazd stworzony po zawaleniu się tunelu Wisłostrady (efekt
nieudolności budowniczych metra),
to jeszcze daje publiczne dowody
skąpstwa. Pani prezydent próbowała wbić się na gapę do ogrodów
wilanowskich. Plan ten został udaremniony przez strażnika, który zażądał od gapowiczki biletu. Waltz
podobno zrobiła mu karczemną
awanturę i groziła, że będzie dochodzić swych racji u samego dyrektora parku. Warto wspomnieć,
że bilet kosztował całe 5 zł! MZB
Krzyżują
wszystko
Po latach zaniedbywania władze Siedlec postanowiły, ku uciesze
lokalnej społeczności, wyremontować niszczejący pomnik gen. Józefa Bema. Prace trwały rok, a ich
efekt zaskoczył niemal wszystkich.
Ze starego monumentu ostała się
tylko mosiężna płaskorzeźba z wizerunkiem generała, którą tym razem zamiast – jak było pierwotnie
– umieścić na kamieniu, zawieszono na katolickim krzyżu. W naszym
kraju może to nikogo nie dziwić,
ale akurat gen. Józef Bem był gorącym wyznawcą… Allaha. Mamy
duszpasterskich, które pełnił od
9 lat na Dominikanie. Powodem
zawieszenia są oskarżenia o seksualne wykorzystywanie nieletnich.
Policja znalazła w jego domu materiały pornograficzne z dziećmi.
Wojciech G. przez lata pracował
z nastolatkami. Był proboszczem
w górskiej wiosce Juncalito, gdzie
prowadził internat dla chłopców
i dziewcząt. Duchowny jest podejrzany o molestowanie co najmniej
14 nastolatków. Obecnie zbiegł do
Polski, więc śledczy nie wykluczają złożenia wniosku o ekstradycję. Do sprawy wrócimy za tydzień.
ASz
Ponownie
niewinny
W przeprowadzonym ostatnio
badaniu sondażowym SMG/KRC
ponownie wśród partii politycznych
prym wiedzie PiS z 30-procentowym poparciem. Następne są: PO
– 26 proc., SLD – 13 proc. i Ruch
Palikota – 10 proc. Wyniki wyglądają zupełnie inaczej, kiedy weźmiemy pod uwagę wiek badanych.
Wśród Polaków między 18 a 24 rokiem życia zdecydowanie prowadzi
RP z 28-procentowym poparciem,
wyprzedzając o 3 proc. PO, o 13
proc. – PiS i aż o 19 proc. – SLD.
A w młodych siła! ASz
Program to pikuś
Posłanka PO Ligia Krajewska wyśmiała głośno program wyborczy własnej partii. W rozmowie
z dziennikarzem „Rzeczpospolitej” wykpiwała go punkt za punktem, bo była przekonana, że ocenia… propozycje PiS! Śmiała się
do czasu, aż dowiedziała się, że
dziennikarz czyta program wyborczy Platformy z 2007 r. Jak widać,
obie prawicowe partie niczym się
od siebie nie różnią. Przynajmniej
programowo i umysłowo. MZB
Mapa hańby
Wystartowała strona www.pedofile.info, czyli polska baza pedofilów. Serwis to mapa naszego
kraju z zaznaczonymi czarnymi
punktami, gdzie ostatnio był widziany lub złapany seksualny przestępca. Portalowi od początku
patronują „Fakty i Mity”, dostarczając zebrane przez lata materiały.
Mamy nadzieję, że będzie to kolejne użyteczne narzędzie w trudnej
walce z pedofilią w Polsce. ASz
Misja pedofilska?
36-letni ks. Wojciech G. został
zawieszony w swoich obowiązkach
Adam „Nergal” Darski, lider
grupy Behemoth, został ponownie
uniewinniony w procesie o obrazę
uczuć religijnych. Chodzi o sprawę
z 2007 r., kiedy podczas swojego
koncertu podarł Biblię i powiedział do fanów m.in.: „Żryjcie to
gów**”. Obrażonymi oskarżycielami byli działacze PiS, których na
wspomnianym koncercie oczywiście nie było. Sąd uznał, że „oskarżony działał w zamiarze ewentualnym znieważenia uczuć religijnych
osób, ale tylko tych obecnych na
koncercie, nie zaś pokrzywdzonych
występujących w tej sprawie”
Urażony wyrokiem poczuł się
natomiast pastor ewangelicki Jan
Byrt ze Szczyrku. W liście protestacyjnym stwierdził, że taki wyrok,
to nie jest sprawiedliwość. No tak,
sprawiedliwość „zawsze musi być
po naszej stronie”. ASz
Rzeź
„gazetopolska”
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, felietonista „Gazety
Polskiej Codziennie”, obraził się
na innych redaktorów „GPC”, bowiem ci mieli zablokować artykuł
prof. Bogusława Pazia traktujący o rzezi wołyńskiej. Paź polemizował w nim z zarzutami postawionymi przez dra Przemysława
Żurawskiego vel Grajewskiego,
jakoby przyjęcie uchwały sejmowej
nazywającej rzeź wołyńską ludobójstwem było sprzeczne z polskimi interesami. Isakowicz-Zaleski
uznał, że gazeta zablokowała ten
tekst z powodów ideologicznych.
Powiedział również, że guru redaktorów „GPC”, czyli Lech Kaczyński, wszedł w sojusz z nacjonalistami ukraińskimi gloryfikującymi
morderców Polaków. Ksiądz Zaleski najpierw kłócił się z „komuną”, potem z Rydzykiem, następnie z Dziwiszem, a teraz z PiS-em.
Mógłby wreszcie zrzucić sutannę
i zacząć normalne życie… ASz
W Ursusie proboszcz Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej
chce zmienić nazwę przystanku
komunikacji miejskiej z „Zagłoby” na „Sanktuarium MB Fatimskiej” właśnie. Twierdzi, że ułatwi
to życie pielgrzymom. Na tym tle
doszło już nawet do konfliktu pomiędzy księdzem a radnym PO
Rafałem Włodarczykiem, który
nie chce poprzeć jego postulatów
lansowanych przez PiS. Proboszcz
już załatwił sobie w mieście odpowiednie drogowskazy, ale ma jeszcze chrapkę na przystanek. MaK
Ręka, noga…
Jeden z bernardynów w Łęczycy wykręcił 12-letniemu chłopcu
rękę tak silnie, że potrzebna była
interwencja lekarza. Ksiądz twierdzi, że musiał tak działać, aby…
pomóc chłopcu, bo ten rzekomo
chciał rzucić się przez okno. Duchowny zapomniał, że w oknach
klasy są kraty… MaK
MaksyMila
Rozmaite instytucje samorządowe, państwowe i franciszkańskie
patronują pierwszemu biegowi poświęconemu świętemu Maksymilianowi Kolbemu, który odbędzie
się 15 czerwca 2013 r. w okolicy
Niepokalanowa (pod Sochaczewem). Biegacze będą musieli pokonać 16 kilometrów 670 metrów.
Dlaczego akurat tyle? Ponieważ
Kolbe nosił w Auschwitz numer
obozowy 16 670. To dosyć makabryczny sposób upamiętnienia
człowieka. To trochę tak, jakby na
pamiątkę kogoś zamordowanego
przez powieszenie urządzić bieg
z powrozami na szyi. Cóż, taka to
już jest kościelna cywilizacja życia.
MaK
Goło i wesoło
Założona przez konserwatywnych katolików Fundacja Mamy
i Taty ruszyła z akcją reklamową
„Pomyśl o dziecku! Im nas więcej,
tym weselej”. Chodzi o zachęcanie małżeństw do „poczynania”
kolejnych dzieci, zwłaszcza w rodzinach, gdzie jest tylko jedno.
5
Tymczasem dane statystyczne są
w Polsce nieubłagane – pomoc
publiczna dla rodziny działa na
tyle źle, że większa liczba potomstwa oznacza po prostu ubóstwo.
Im więcej, tym biedniej. Ale może
o to chodzi – aby było goło i wesoło. MaK
Trwam
w kłam­stwie
W jed­nym z ubie­gło­rocz­nych
pro­gra­mów „TV Trwam”, za­pro­
sze­ni go­ście roz­ma­wia­li o pro­ble­
mach Gdań­ska. Je­den z eks­per­tów
oznaj­mił, że „w wy­ni­ku an­ty­spo­
łecz­nej po­li­ty­ki mia­sta sześć osób
po­peł­ni­ło sa­mo­bój­stwo”. Urząd
Miej­ski na­tych­miast po­zwał te­le­
wi­zję Ry­dzy­ka, a sąd na­ka­zał sta­
cji spro­sto­wa­nie tych in­for­ma­cji.
I po­m y­ś leć, że to wszyst­k o
w mie­ście, gdzie plat­for­mer­ski pre­
zy­dent Pa­weł Ada­mo­wicz wier­
nie słu­ży Ko­ścio­ło­wi, cho­ciaż­by
po­przez od­da­wa­nie mu dzia­łek,
na przy­kład na ho­dow­lę da­nie­li.
ASz
Śmie­ci po­świę­co­ne
Ra­da Miej­ska w By­to­wie przy­
ję­ł a spo­s ób roz­l i­c za­n ia od­b io­r u
od­pa­dów ko­mu­nal­nych na pod­
sta­wie fak­tycz­ne­go zu­ży­cia wo­dy.
Nie do­ty­czy to jed­nak użyt­kow­ni­
ków „wo­dy świę­co­nej”, czy­li by­
tow­skich ko­ścio­łów, któ­re przez
bur­m i­s trza By­t o­w a Ry­s zar­d a
Syl­kę zo­sta­ły zwol­nio­ne z opłat
za wy­wóz śmie­ci, po­nie­waż... nie
za­miesz­ku­ją w nich miesz­kań­cy.
W przy­ję­tej uchwa­le „po pol­sku”
za­p i­s a­n o: „Zwal­n ia się z opła­
ty za go­spo­da­ro­wa­nie od­pa­da­mi
ko­mu­nal­ny­mi wła­ści­cie­li nie­ru­cho­
mo­ści, na któ­rych nie za­miesz­ku­ją
miesz­kań­cy, a po­wsta­ją od­pa­dy ko­
mu­nal­ne, prze­zna­czo­nych na ce­
le kul­tu re­li­gij­ne­go”. Tym­cza­sem
„nie­za­miesz­ka­ne” ko­ścio­ły pro­du­
ku­ją praw­dzi­we gó­ry śmie­ci, or­
ga­ni­zu­jąc w cią­gu ro­ku mnó­stwo
hucz­nych i bo­ga­to de­ko­ro­wa­nych
im­prez (od­pu­sty, szop­ki, pro­ce­sje
i dro­gi krzy­żo­we, róż­ne­go ro­dza­
ju na­wie­dze­nia, fe­sty­ny pa­ra­fial­ne
itp.). Igno­ru­jąc ten fakt, wła­dze
By­to­wa uwol­ni­ły kult re­li­gij­ny nie
tyl­ko od obo­wiąz­ku opła­ty po­dat­ku
śmie­cio­we­go, lecz tak­że po­sia­da­nia
po­jem­ni­ków na od­pa­dy!
AK
6
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Rządowa
rzeźnia
Pod koniec maja Sejm debatował nad rządowym projektem ustawy legalizującej ubój zwierząt bez
ich wcześniejszego ogłuszania. Mimo okrucieństwa, z jakim wiąże się
ta metoda zabijania, plany Platformy Obywatelskiej spotkały się z zaskakującą przychylnością posłów.
O odrzucenie projektu apelował
Parlamentarny Zespół Przyjaciół
Zwierząt oraz Ruch Palikota, ale to
stanowczo za mało, żeby cokolwiek
w tej sprawie zdziałać. W dzień debaty na Wiejskiej pojawiło się wiele organizacji i stowarzyszeń sprzeciwiających się ubojowi rytualnemu.
Poza nimi swoją obecność zaznaczyli także biznesmeni, którzy na zabijaniu zwierząt i eksporcie mięsa
do krajów arabskich dorobili się
olbrzymich majątków. O nich właśnie bije się Platforma, bowiem jej
katoliccy posłowie wspierają głównie najbogatszych. Mniejszości religijne (żydzi i muzułmanie) żyjące
w Polsce i korzystające z produkowanego w „rytualnych rzeźniach”
mięsa nie są dla rządu żadną grupą docelową. W grę wchodzą wielkie pieniądze.
W całej Europie dyskutuje się
na temat uboju rytualnego, a w Szwecji, Norwegii, Szwajcarii, Słowenii
i Islandii jest on już teraz nielegalny.
N
W Belgii i Holandii, gdzie ludność
muzułmańska jest liczna, od dawna
pracuje się nad zakazem uboju. Proces legislacyjny jest w tych państwach
już na końcowym etapie.
„Wykorzystanie odstępstwa od
obowiązku ogłuszania na potrzeby
eksportu jest nadużyciem prawa i jest
sprzeczne z celem rozporządzenia
unijnego. Powyższe potwierdza stanowisko Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Projekt w tym
kształcie jest sprzeczny z prawem unijnym i pociąga za sobą duże zagrożenie. Jako że likwiduje obowiązek
ogłuszenia zwierząt i nie precyzuje,
do zamknięcia 15 rzeźni bydła oraz 12
rzeźni drobiu zajmujących się tym
procederem, a co za tym idzie – ich
Bardzo możliwe, że w Polsce już niedługo
będzie można legalnie torturować i zabijać
z okrucieństwem bezbronne zwierzęta.
kiedy i na jakich warunkach można
od tego obowiązku odstąpić, istnieje ryzyko, że właściciele ubojni nie
będą inwestować w urządzenia
do ogłuszania zwierząt, gdyż zawsze
będą mogli stwierdzić, że dokonali
uboju zgodnego z bliżej nieokreślonym obrzędem religijnym” – czytamy w oświadczeniu Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt.
Rządzący tłumaczą, że całkowity
zakaz uboju rytualnego doprowadzi
a polski rynek trafiła niezwykła książka o wierze i niewierze. Wywraca
do góry nogami wiele ustalonych pojęć
i poszerza wyobraźnię.
„Rozmowy o Bogu i człowieku” (Wydawnictwo Literackie) to wspólna praca, dialog
dwóch znamienitych autorów – Stanisława
Obirka i Zygmunta Baumana. Pierwszy
– były jezuita, teolog, filozof i antropolog
kultury – jest doskonale znany chyba wszystkim czytelnikom „FiM” (wywiad: „FiM”
10/2013). Drugi to filozof i socjolog o światowym oddziaływaniu, jeden z twórców postmodernizmu, polsko-brytyjski krytyk współczesnej kultury i życia społecznego. Prawdopodobnie to obecnie najbardziej znany
i czytany Polak na świecie. Wystarczy zresztą sprawdzić, w ilu językach występują hasła
poświęcone mu w Wikipedii. Obaj panowie
napisali wspólną książkę, która wywraca wiele pojęć i prowadzi rozważania o człowieku,
Bogu oraz o życiu daleko poza utarte szlaki. Nic też dziwnego, że autorzy są znienawidzeni przez tzw. prawdziwych Polaków,
o czym świadczy m.in. niechętna recenzja
tej książki, która ukazała się w prawicowym
„Do Rzeczy”.
Sam początek „Rozmowy” już zaskakuje. W pierwszym zdaniu Stanisław Obirek,
pracownicy wylądują na bezrobociu.
To skrajnie obłudne tłumaczenie.
Przecież posłowie PO, PiS, SP i PSL,
kierując się religijnymi przesłankami, chcą pozamykać sklepy w niedzielę, tłumacząc, że ten czas każdy powinien spędzić z rodziną, a nie
przy kasie w supermarkecie. Ten szalony pomysł prawicy może doprowadzić do zniknięcia ponad 50 tys.
miejsc pracy! W tym wypadku wzrost
bezrobocia jest dla konserwatystów
w końcu teolog, uprawiający wprawdzie tzw.
teologię otwartą, ale jednak przecież „naukę o Bogu”, przyznaje się do… agnostycyzmu. Bauman zresztą też, ale to drugie nie
jest szczególną niespodzianką. Pierwsze zdziwienie agnostycyzmem Obirka ustępuje kolejnym – ten agnostycyzm nie jest typowy.
To „nie jest – jak wyjaśnia Bauman – antyteza religii ani nawet Kościoła, to antyteza
zupełnie nieistotny. Nie biorą go
w ogóle pod uwagę.
A torturowanie zwierząt, które
głosu nie mają, po prostu się opłaca. Minister rolnictwa Stanisław Kalemba (PSL) twierdzi, że wartość
sprzedaży mięsa z uboju rytualnego
wynosi około 1,2 mld zł. Nawet jeśli
traktować te dane poważnie, to połowę podobnej kwoty rząd wydaje
na służbowe telefony, delegacje, utrzymanie i kupowanie samochodów oraz
inne rozmaite urzędnicze nagrody,
więc mówienie o jakichś niebotycznych zyskach jest idiotyczne.
Szczytem obłudy popisał się poseł Jan Ardanowski z PiS. Jego
zdaniem politycy popierający aborcję i eutanazję w ogóle nie powinni się odzywać na temat szkodliwości uboju rytualnego... Ardanowski
gorliwie wierzącym cytatu z Dostojewskiego: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno”.
Twierdzenie Baumana jest przeciwstawne
i nie mniej prowokacyjne: „Skoro jest tylko
jeden bóg/wódz/prawda/idea, to wszystko może się wydarzyć”. W domyśle – raczej wszystko, co straszne, niż to, co dobre. Cóż, takie przekonanie wynika być może także
z doświadczeń życiowych obydwu autorów.
Wyznania agnostyków
monoteizmu i Kościoła zamkniętego”. Ale
także i monoteizm nie występuje tu w tzw.
normalnym znaczeniu. Chodzi nie tyle o niemożność poznania jedynego Boga, ile raczej
jedynej prawdy o świecie – czy będzie to owo
bóstwo, czy też polityczna ideologia, czy „religia wolnorynkowa”. Ufff… Dlaczego ów
monoteizm jest taki podejrzany? Bauman
wyjaśnia: „Jeśli mój Bóg jest jeden, to człowiekowi, który jest o tym przeświadczony, wolno pozwolić sobie na wszystko wobec tych,
którym owego przeświadczenia zabrakło”.
To stwierdzenie jest echem drogiego wielu
Jeden jest po osobistych trudnych doświadczeniach z komunizmem, a drugi – z katolicyzmem. Bauman musiał opuścić Polskę
po 1968 roku, Obirka próbowano kneblować jako duchownego i teologa. Obaj stali
się w pewnym sensie wygnańcami, ale wyszli z tego doświadczenia z bardzo pozytywnym efektem – jako że zarówno Bauman,
jak i Obirek obrali nową drogę życia – tak
dla siebie, jak i dla swoich studentów oraz
czytelników.
Obaj autorzy zdają się być zwolennikami „współistnienia różnych sposobów bycia
wątpi również, czy zabijanie zwierząt
bez ich wcześniejszego ogłuszania zadaje im więcej bólu niż zabijanie
z ogłuszaniem. Nie bierze pod uwagę zdania naukowców, którzy zgodnie twierdzą, że cierpienie i ból zwierząt poddawanych wykrwawianiu bez
uprzedniego ogłuszenia są przez nie
odczuwane długo i boleśnie. Zoolog
prof. Andrzej Elżanowski mówi, że
„krowa, której poderżnięto gardło,
jest przytomna co najmniej minutę,
w trakcie której cierpi z powodu nagłego spadku ciśnienia, bólu z rany
i dlatego, że się dusi i dławi: ma przeciętą krtań, do której wlewa się krew”.
Po burzliwej debacie posłowie
skierowali projekt do komisji rolnictwa, która będzie dalej pracować
nad tą ustawą.
ARIEL KOWALCZYK
człowiekiem” i sprzeciwiają się wszelkim próbom narzucania rozwiązań „jedynie prawdziwych”. Nazywają swoją postawę politeizmem
lub polifonią. To ostanie słowo pochodzi
z muzycznego świata pojęć i oznacza wielogłosowość. Na tym m.in. polega ich agnostycyzm właśnie, że różne głosy na temat
świata, człowieka i Boga uważają za w pełni uprawnione.
O tym, że obaj autorzy są uważani za niebezpiecznych dla polskiego klerykalnego grajdołu, niech świadczy garść cytatów wyzwisk
ze wspomnianego tekstu katolickiego publicysty Andrzeja Horubały. Dla niego Obirek to „dezerter”, „zbiegły jezuita” (a więc
zakon to jest jednak rodzaj więzienia!) i „zawodowy wróg tradycyjnego Kościoła”. Ma
za złe byłemu księdzu, że ukazuje kult maryjny jako odmianę politeizmu. A czym niby innym jest kult Dziewicy, jak nie kalką
czci oddawanej pogańskim boginiom? Horubała nazywa autorów „kapłanami współczesnego ateizmu”. Zdaje się, że ich książki chyba nie przeczytał. Bo dla obydwu ateistyczna deklaracja byłaby jednak czymś w rodzaju owego „monoteizmu” – zbyt jednoznacznym wyznaniem, jak na ciągle deklarowaną
potrzebę agnostycznych niedopowiedzeń.
ADAM CIOCH
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
P
rzed Sądem Rejonowym
w Skarżysku-Kamiennej toczy się proces Stanisława
Cz., działacza PiS sprawującego funkcję radnego powiatowego i sołtysa wsi Kierz Niedźwiedzi.
Jest on oskarżony o kierowanie samochodem w stanie upojenia alkoholowego. Do inkryminowanego zdarzenia doszło 25 czerwca 2012 r. podczas policyjnej akcji „Trzeźwy poranek”. Na widok radiowozu Cz. zatrzymał swoje renault i szybko przesiadł się do jadącego za nim busa.
Gdy spostrzegł, że funkcjonariusze
ruszyli w pościg, wyskoczył z pojazdu i uciekł do pobliskiego domu zamieszkiwanego przez małżonków U.
Sierżant Katarzyna Erbil nie odpuściła. Wyrwała ze snu właścicielkę gospodarstwa, a gdy ta zrobiła
okrągłe oczy, że pod jej dachem
schronił się jakiś opryszek, zaczęły
razem przeszukiwać pomieszczenia
budynku. Łazienka na poddaszu była zamknięta od środka, nikt nie
odpowiadał na kołatanie do drzwi.
Pani domu zgrabnie je otworzyła
przyniesionym z kuchni nożem.
Na deklu zakrywającym muszlę klozetową siedział Stanisław Cz. Kobieta uspokoiła policjantkę: „Znam go.
To nasz radny i sołtys”. Na pytanie,
co tu robi, oświadczył, że kupę. Dziwnym trafem miał zapięte spodnie...
Sierżant Katarzyna i wspierający
ją posterunkowy Wojciech Przysiężniak przystąpili do rutynowych czynności, ale działacz stawiał opór. Nie
chciał ujawnić swoich personaliów ani
dmuchnąć w alkotest – twierdził, że
nie jechał żadnym samochodem, tylko szedł do sklepu po chleb i nagle
go przycisnęło, więc wszedł do zupełnie przypadkowo mijanego akurat domu, żeby się wypróżnić. Gdy wreszcie poddał się badaniu, urządzenie
wykazało prawie 0,9 promila. Policjanci odwieźli Stanisława Cz. do domu i zastosowali środek zapobiegawczy w postaci zatrzymania prawa jazdy, a prokuratura oskarżyła go o popełnienie przestępstwa prowadzenia
pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości podlegającego grzywnie,
karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Proces ruszył 11 grudnia. Na
wstępie radny wygłosił oświadczenie,
że „bardzo żałuje”, drugi raz „czegoś podobnego” nie zrobi, poprosił
o „danie szansy”. Oznajmił, iż korzysta z prawa do odmowy składania wyjaśnień i nie będzie odpowiadał na pytania. Sąd przesłuchał policjantów i kobietę z nożem. Wszyscy zgodnie potwierdzili przebieg wydarzeń, nie dając się złapać na żadną sztuczkę obrońcy.
Podczas drugiej rozprawy (8 lutego) zeznawał mąż kobiety towarzyszącej sierż. Katarzynie podczas komisyjnego otwarcia łazienki. Twierdził, że nic nie pamięta, ponieważ
był jeszcze pijany po festynie odbywającym się w przeddzień zdarzenia na terenie szkoły w Kierzu. Zapytany o czasy, gdy był jeszcze trzeźwy, odpowiedział, że zna działacza
PiS „od podstawówki”, ale nigdy nie
PATRZYMY IM NA RĘCE
zdarzyło się, aby wpadł mu do domu bez zaproszenia w celu zrobienia
siku, nie mówiąc już o kupie. Dla
sądu sprawa była jasna, ale procedura wymagała zapytania stron, czy
zgłaszają jakieś wnioski dowodowe.
Prokurator nie miał żadnych, natomiast adwokat działacza zażądał przesłuchania kierowcy busa oraz odtworzenie nagrania z policyjnej kamery
rejestrującej przebieg „Trzeźwego poranka”. Także Stanisław Cz. zmienił
zdanie i postanowił złożyć wyjaśnienia. Z mapą w ręku przekonywał, że
owszem – jechał autem, ale z zupełnie innego kierunku, policjantów
nie widział, ponieważ schowali się
w krzakach, zaś do busa wskoczył, bo
pragnął porozmawiać ze znajomym
7
Stanisław Cz. z Zubą, w tle Bętkowski
Kupa PiS-oowianka
kierowcą Ryszardem L. o zleceniu
mu usługi remontowo-budowlanej.
Dopytywany przez sąd o powód
niezapowiedzianej wizyty w domu U.
zdradził, że gdy trochę się zdenerwuje, to zaraz dostaje rozwolnienia, i tak właśnie było owego fatalnego poranka. Pamiętał rozkład
(aktualnego jeszcze nie opublikowano) wynika, że zarabia co najmniej 73
tys. zł rocznie: 51,5 tys. zł na kierowniczym stanowisku w spółce komunalnej; 19 tys. zł diety radnego powiatowego; 2,5 tys. zł za sołtysowanie w Kierzu. Gdy sąd nie zgodził
się, żeby koszty tej farsy przerzucić
Partia Jarosława Kaczyńskiego przełknie każdy
idiotyzm swojego człowieka, ale nigdy nie
wybaczy mu kontaktów z wrogiem...
pomieszczeń budynku, ponieważ bywał u tych ludzi przy okazji poboru
podatków. Wybrał łazienkę na najwyższej kondygnacji, żeby nie obudzić gospodarzy prykaniem. Również
rozwiązanie zagadki zapiętych spodni
okazało się bardzo proste. „Załatwiłem się i właśnie wstawałem z sedesu” – wyjaśnił radny. Przyznał, że
mógł być lekko „wczorajszy”, ponieważ wieczorem 24 czerwca wypił
na szkolnym festynie „kilka piw i chyba kieliszek czegoś mocniejszego”,
ale wierzył głęboko, że promile już
z niego wyparowały. „Z samego rana musiałem pojechać po leki dla 87letniej matki, a dopiero później dowiedziałem się, że w moim wieku wątroba rozkłada alkohol wolniej niż
kiedyś” – tłumaczył.
Trzecia rozprawa (19 marca) trwała bardzo krótko, ponieważ działacz
udał się na pilną hospitalizację do szpitala w Iłży. Zaplanowane na ten dzień
przesłuchania kierowcy busa i sierż.
Katarzyny (powtórne) oraz odtworzenie nagrania wideo z próby zatrzymania Stanisława Cz. sąd musiał odłożyć na kolejny termin.
Na czwartą rozprawę (23 kwietnia) stawili się świadkowie oraz oskarżony, ale zabrakło jego dotychczasowego obrońcy. „Udzielone mu przeze mnie pełnomocnictwo wygasło.
Proszę o odroczenie rozprawy i wyznaczenie mi obrońcy z urzędu, bo
mam bardzo trudną sytuację materialną” – łkał działacz PiS. Z jego oświadczenia majątkowego za rok 2011
na podatników, radny poprosił
o przerwę na znalezienie obrońcy.
Gdzieś zatelefonował i... znalazł znakomitość: Piotra Nasiołkowskiego.
Prawnik poprosił oczywiście o czas
(możliwie najdłuższy) celem zapoznania się z aktami tej jakże skomplikowanej sprawy.
Piąty akt spektaklu zagrano 7 maja. Oskarżony nie przybył do sądu,
zaś adwokat złożył wniosek o wyłączenie jawności, bo przyczyny i okoliczności wypróżniania się są dla każdego obywatela kwestią prywatną,
a gdy działacz widzi na sali dziennikarza, to zaraz się denerwuje, czego
dramatyczne konsekwencje już znamy... Po kwadransie namysłu sąd postanowił, że będzie jak dotychczas,
na co mec. Nasiołkowski powziął
„uzasadnioną wątpliwość co do bezstronności” sędzi przewodniczącej
Haliny Gromskiej i wniósł o wyłączenie jej z dalszego orzekania
w sprawie. Ponieważ nie było akurat pod ręką odpowiedniego składu
mogącego taki wniosek rozpoznać,
przewodnicząca odłożyła temat
na później i zastosowała tryb „czynności niecierpiących zwłoki” wobec
wezwanych po raz trzeci świadków.
Kierowca busa zeznał, że radny
Cz. porozmawiał z nim chwilę w samochodzie, pytając o wolny termin
na docieplenie swojego domu,
po czym wysiadł, tłumacząc, że „musi iść w krzaki”. Auto stało wówczas
pod samym domem Ryszarda L., ale
nie śmiał on zaprosić tak wybitnego
działacza do środka, bo remontuje
łazienkę i „sedes jeszcze nie jest przykręcony”, a poza tym „nie pytał, czy
może skorzystać”. Świadek sierżant
podtrzymała wcześniejsze zeznania
i zdecydowanie odrzuciła wersję Stanisława Cz., zaś policyjne nagranie
wideo niczego nowego nie wniosło,
bo kamera zarejestrowała jedynie moment, jak radny wybiega zza busa.
Na tym rozprawę zakończono,
a sąd wyznaczył kolejny termin na 16
czerwca. Według planu głos zabierze Stanisław Cz., który ma punkt
po punkcie obalić wszystkie materiały obciążające.
~ ~ ~
Przez 11 miesięcy żaden z właściwych terytorialnie organów PiS
(zarząd okręgowy w Kielcach z posłem Krzysztofem Lipcem na czele oraz powiatowy w Skarżysku dowodzony przez starostę Michała Jędrysa) nie zabrał publicznie głosu
w sprawie pijaństwa tudzież późniejszych wygłupów swojaka ustawionego na samorządowym świeczniku. Nikomu nie przeszkadzało, że radny
Cz. występuje publicznie w towarzystwie posłów PiS (Marii Zuby, Andrzeja Bętkowskiego oraz wspomnianego Lipca) i dopiero gdy zmienił obrońcę, partia zawyła z bólu. 8 maja, czyli nazajutrz po ostatniej rozprawie, na posiedzeniu zarządu okręgowego zgłoszono wniosek (będzie głosowany w terminie
jeszcze nieokreślonym) o wyrzucenie Stanisława Cz. z szeregów partii. „Jest rzeczą kuriozalną, że broni go mecenas Nasiołkowski, który
opluwa Prawo i Sprawiedliwość i prezesa Jarosława Kaczyńskiego”
– grzmiał działacz Grzegorz Małkus, wiceprezydent Skarżyska.
W czym tkwi problem? Okazuje się, że ów obrońca jest niedopuszczalnie wnikliwym i aktywnym komentatorem życia politycznego
w Skarżysku. Gdy 21 kwietnia miasto nawiedził prezes PiS w towarzystwie agenta Tomka, Nasiołkowski
napisał na forum lokalnego serwisu
informacyjnego TSK24: „Zjechał
Główny Egzorcysta i zaklinacz mózgów. Przerażający sabat upiorów. To
widać po twarzach tego upiornego audytorium zebranego w patio. Perfekcyjna kompromitacja polskiego życia
publicznego”. Również na swoim Facebooku zamieszcza spostrzeżenia,
których partia i Kościół nigdy mu nie
wybaczą. Dla ilustracji:
~ „Jak powszechnie wiadomo Prezes Kaczyński nie opowiada o sprawach
zmuszających do myślenia. Stąd na jego mityngach te tłumy, te twarze myśleniem nieskalane” (wpis z 4 maja);
~ „Pierwszym Obywatelem [Skarżyska] nie jest bynajmniej Prezydent
Miasta (Roman Wojcieszek – dop.
red.), lecz Przewodniczący Rady Parafialnej w Ostrej Bramie. Rzecz w tym,
że Dobrodziej (ks. Jerzy Karbownik, proboszcz parafii Matki Bożej
Ostrobramskiej – dop. red.) nie jest
skłonny płacić za sprawowanie tej
funkcji, zatem by swemu pupilowi zapewnić dochody – używając wpływów
na parafian zadbał o to, by Przewodniczący został Prezydentem. To jest
ewidentne powielenie modelu totalitarnego: rząd rządzi, partia kieruje!
Prezydent rządzi – parafia kieruje!”
(12 maja);
~ „Skarżysko-Kamienna jest miastem wasalnym w stosunku do Parafii [Matki Bożej Ostrobramskiej]
na ul. Wileńskiej. Przewodniczącemu
Rady Parafialnej z urzędu automatycznie przysługuje urząd Prezydenta
sprawowany w szeroko rozumianym
interesie parafii oraz jej administratora. Dlatego ratunkiem dla umierającego miasta jest zmiana proboszcza
oraz jednoczesne wprowadzenie zarządu komisarycznego sprawowanego
przez kogoś spoza Skarżyska. Wtedy
skończą się sitwy i koneksje oraz nieformalne wpływy parafii, co doprowadziło do bezprecedensowej degradacji
naszego miasta” (19 maja).
I jak tu kibicować, żeby jednak
prawo ze sprawiedliwością przez małe „s” zwyciężyły...
ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Diabli Tekieli
W dobie powszechnej laicyzacji Kościół
na wiele sposobów próbuje zatrzymać wiernych
między swoimi zatęchłymi murami.
Zatrzymać to w tym wypadku dobre słowo,
ponieważ o sprowadzeniu nowych owieczek
hierarchowie od lat mogą tylko marzyć.
Kościelni agitatorzy uważają, że
najlepszym wiernym będzie ten, który się boi, a straszenie to stała domena Krk. Rozmaite diabły, demony, złe duchy i inne zjawy wracają ze średniowiecznych legend
do książek wydawanych w XXI wieku. W „FiM” 20/2013 opisaliśmy jezuitę Aleksandra Posackiego,
gwiazdę polskich egzorcystów, który diabła rozpozna z kilometra, potem wygoni, a na koniec to opisze
i swoje zarobi. Tym razem do walki piórem z rogatymi sąsiadami Hadesu przystąpił Robert Tekieli. To
zafascynowany średniowieczem prawicowy dziennikarz, który ze swoimi skrajnymi poglądami może spokojnie figurować obok Tomasza
Terlikowskiego w kanonie polskiej
konserwy. Jest publicystą „Gazety
Polskiej” oraz autorem wielu książek z tematyki ultrakatolickiej (np.
„Leksykon zagrożeń duchowych”
czy „Techno, aikido, amulety”).
Tym razem postanowił przysłużyć się sprawie oddiablania świata
i spłodził dzieło „Egzorcyzmy i opętania”, będące zbiorem „28 prawdziwych historii” diabelskich igraszek. Książka – wydana pod patronatem klerykalnego tabloidu „Fakt”
– jest zestawieniem jego tekstów,
które ukazały się w „Gazecie Polskiej” oraz „Gazecie Polskiej Codziennie”. Zawiera wiele ostrzeżeń,
których każdy wierzący katolik powinien przestrzegać.
Ot, na przykład historia niejakiego Adama udowadnia, że są ludzie,
którzy tańcem potrafią wywoływać
deszcz, choć cena za tę umiejętność
jest piekielnie wysoka. Ale zacznijmy od początku, czyli od demona.
Kim jest? „Zimną nienawiścią. Pustką. Kilkakrotnie patrzyłem mu w oczy.
Najbliżej, gdy po dwugodzinnej rozmowie z Justyną nie potrafiłem znaleźć momentu w jej historii, w którym wpuściła złego ducha w swoje
życie. Zrezygnowałem i zaczęliśmy się
modlić. Nagle Justyna przestała powtarzać słowa modlitwy. Stół,
przy którym siedzieliśmy, zaczął dygotać, jej ręka na krucyfiksie wpadła w dziwne wibracje”. Ten cytat
jest przez autora wyszczególniony
na okładce. Ma zjeżyć włos na głowie i oczywiście zachęcić do dalszej lektury, a tam pojawiają się takie oto dziwy: „Ludzie, którzy wierzą w możliwość przepowiadania przyszłości, otwierają się równolegle na inne przesądy i zabobony. Na przykład na wiarę w nadprzyrodzoną moc
przedmiotów. Ta wiara w amulety
również kaleczy. Już wcześniej pisałem o młodym człowieku, który trafił do jednego z francuskich egzorcystów z 7-letnią depresją. Skuteczne
egzorcyzmy nad nim były możliwe dopiero, gdy spalił on trzymane dotąd
w domu afrykańskie maski służące
do pogańskiego kultu. I właśnie dlatego do dziś rytuał Kościoła katolickiego zawiera egzorcyzmy osób, miejsc
i przedmiotów”. Biada więc tym, którzy z egzotycznych wypraw przywożą maski czarowników rzeźbione
przez tamtejszą biedotę.
Kolejna historia przedstawia tajemniczą Beatę, która „była osobą
twardo chodzącą po ziemi. Kiedy
w swoim mieszkaniu zaczęła widzieć
dwie bezcielesne postaci, doszła
do wniosku, że po prostu zwariowała”. Wspomniana Beata w czasie tego „twardego chodzenia” stawiała
znajomym tarota i według autora to
właśnie te „sataniczne karty” miały sprowadzić do jej domu dwa duchy, w konsekwencji widziane nawet przez jej dzieci. Zatroskany mąż
podobno wyrzucił nikczemne akcesoria żony tarocistki wprost w wiślane głębiny, jednak to nie pomogło. Do naprawienia Beaty wzięli
się w końcu egzorcyści, ale choć minęło już 6 lat, kobieta „dalej nie
jest właścicielką całej swojej woli i wyobraźni”. Warto zauważyć, że
nad ewidentnie chorą kobietą w żadnym momencie nie pochylili się lekarze specjaliści…
Tekieli nawet nie udaje, że jego książka ma być reklamą jedynie
słusznego Kościoła, bo jak się okazuje, istnieją katolicy, którzy mimo
coniedzielnej obecności na mszach
myślą inaczej: „Ojciec Święty Paweł VI stwierdził krótko: szatan istnieje. Jan Paweł II dokonywał egzorcyzmów. Również publicznie. Mimo
jasnego stanowiska Magisterium Kościoła są jednak teologowie, którzy
kwestionują istnienie aniołów i diabłów, choć o ich istnieniu zaświadczają oficjalne dokumenty kościelne.
Ksiądz Aleksander Posacki, demonolog, mówi, że tyleż naiwne, co nieuczciwe bagatelizowanie istnienia
i wpływu szatana przez niektórych
katolików, nie wykluczając duchownych (zwłaszcza z kręgu »Tygodnika
Powszechnego« i innych »katolickich«
dodatków do »Gazety Wyborczej«),
jest prywatną i do tego arbitralną opinią tych osób”. Jak widać, każdy moment jest dobry, aby przywalić konkurencji, choć jest ziarnko prawdy
w tym, że publicyści „Tygodnika Powszechnego” w porównaniu z katolickimi diabłologami są dużo bardziej liberalni w swojej wierze.
Opisane przez autora demony to
– jak się okazuje – bardzo przebiegłe istoty. Bliżej nieopisane potrafią
się nami „zaopiekować” przez najróżniejsze rzeczy. Książka informuje,
że w relacje ze „złym duchem” może wejść każdy, kto korzysta z usług
jasnowidza, zakłada w domu odpromienniki, które rzekomo chronią
przez żyłami wodnymi, pisze SMS-y
z prośbą o wróżby, ogląda satelitarne kanały telewizyjne z usługami tarocistów, ćwiczy poczciwą capoeirę,
tai-chi albo aikido. Swoją drogą Kościół ma jakąś fiksację związaną ze
sztukami walki. Niedawno w jednej
z audycji Radia Maryja pseudoeksperci debatowali na temat szkodliwości ćwiczeń karate. Choć może to
nic dziwnego, bo Krk przez lata swojej działalności wskazał jedynie słuszną sztukę walki, a mianowicie – ogień
i miecz…
Tekieli zwraca także uwagę
na rzekomo szatańskie działania bioenergoterapeutów. Oczywiście daje pełną wiarę w ich możliwości
i opowiada historię kobiety, która
poprzez bioenergoterapię rozpoznawała rozmaite choroby, leczyła ludzi z guzów, przekazywała im jakieś
tajemne moce, potrafiła nawet całkowicie wyleczyć. W pewnym momencie tej uzdrowicielskiej sielanki zachorowała jednak sama wiedźma. Źle sypiała, straciła na wadze,
była podenerwowana. Zamiast pójść
do lekarza, udała się do egzorcysty, który zaczął ją spowiadać, a później odprawił specjalną mszę, podczas której chora kobieta nie była
w stanie powtórzyć zdania: „Jezus
jest moim Panem”. Jak widać, siedzący w niej demon jest silniejszy
od samego Syna Bożego, ale… nie
taki diabeł straszny, kiedy ma do czynienia z Maryją, bowiem – jak relacjonuje autor – dopiero modlitwa do Najświętszej Panienki „pomogła te słowa wypowiedzieć”.
Autor zaznacza, że w przypadkach opętania świeccy egzorcyści nie
pomogą, są oszustami. „Tylko następcom apostołów, czyli biskupom,
Jezus dał władzę na demonami”
– czytamy. Ciekawe, jak dają sobie
z nimi radę zwykli księża egzorcyści, ci bez biskupich święceń, bo takich przecież jest większość…
Wszystkie opisane historie mają gwarancje prawdziwości daną
przez autora. Ponoć każda z ofiar
diabła sama do niego przyszła albo
Tekieli spotkał ją na swojej zaczadzonej kościelnymi zabobonami drodze. Strach się bać.
ARIEL KOWALCZYK
Pomazaniec nadszedł
Polska prawica ma swojego mesjasza. A nawet jeśli nie mesjasza, to
człowieka iskrę Bożą. Roberta Tekielego właśnie. Tygodnik „Do Rzeczy” pisze o nim, że ponoć sam Jerzy Giedroyć, szef paryskiej „Kultury”, widział w nim swego następcę, „lidera duchowego inteligencji”.
Tekieli nie zaprzecza i precyzuje, że Giedroyć go „namaścił”, a wstrętny Adam Michnik wygryzł z dominującej pozycji. Ale Tekieli pomazaniec nie dał się zmarginalizować. Teraz – jak zapewnia – tworzy „język, jakim będzie mówiła inteligencja prawdziwa, która przyjdzie ukształtowana nie przez oświecenie, ale przez chrześcijański uniwersalizm”.
I cała ta nowa światowa inteligencja będzie mówiła językiem pojęć
stworzonych przez polskiego pomazańca! I pójdą misjonarze Tekielego „do Chin i dalej”. Nasz mesjasz o światowej randze współpracuje
zresztą z Tomaszem Wenclem, ekscentrycznym poetą katolickim, który głosi wprost mesjański sens katastrofy smoleńskiej. Jeśli religia
smoleńska jest rodzajem Kościoła, Kaczyński – jego papieżem, a Macierewicz – głównym ewangelistą, to Wencel jest tam pierwszym prorokiem. Tekieli zapewnia, że to sama święta Faustyna Kowalska dała nadzieję na impuls, „który wyjdzie z Polski”. Ze swoją misją mesjańską nasz „skromny” bohater wybiera się także do Nowego Jorku.
Nietrudno zgadnąć, że to on się ma za tę proroczą „iskrę, która wyjdzie z Polski”. Czy jest geniuszem? Może mesjaszem? Jak każdy mesjasz zachowuje jednak odrobinę skromności: „Nie jestem mesjaszem, ale nędznym człowiekiem, pełnym słabości i pychy”. Cóż za wzruszająca publiczna skromność, godna nieprzeciętnego megalomana!
MaK
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
POLSKA PARAFIALNA
Miękkie lądowanie
Biskup z Torunia urządza sobie kpiny
z ofiar księdza pedofila. Duchowny,
znany powszechnie ze swych skłonności,
nadal odprawia msze i spowiada.
Minęły zaledwie dwa miesiące
od chwili, gdy ksiądz Andrzej S.,
(na zdjęciu) proboszcz parafii
w Mszanie, zniknął. Kuria odwołała go w trybie natychmiastowym
po tym, jak w TV przyznał się
do molestowania swoich ministrantów. W Wielką Sobotę pojawił się
w parafii ksiądz administrator. Nam
o swoich perypetiach z ks. S. opowiedział jeden z byłych ministrantów („FiM” 17/2013). Mówił o dniu,
w którym poszedł pomóc księdzu
Andrzejowi w układaniu książek.
Miał wtedy 13 lat. Ksiądz zostawił
go samego. Po chwili wrócił. Ubrany był w szlafrok. Usiadł na łóżku
i kazał mu podejść. Powiedział, żeby się w ogóle nie bał. – Miał na sobie słuchawki. Takie lekarskie. Powiedział, że jestem w wieku dorastania i że najwyższy czas, aby on
mnie zbadał. Poza tym skończył kursy, zna się na wahadełku i zobaczy
przy okazji, czy się dobrze rozwijam. Stałem jak sparaliżowany, zabetonowany. Przyciągnął mnie
do siebie, zaczął rozbierać, badać
słuchawkami po ciele. W końcu
oświadczył, że dla pełnego obrazu
muszę zdjąć majtki. Tylko na chwilę.
Zaproponował, że jeśli się wstydzę,
on może zdjąć pierwszy. Zobaczę
przy okazji, jak to wygląda u dorosłych facetów. Opierałem się na tyle mocno, że w końcu spasował. Zapowiedział tylko, żebym nikomu nie
mówił, bo jego intencje na pewno
będą źle zrozumiane przez ludzi.
Mówił, że i tak nikt mi nie uwierzy, zrobię z siebie pośmiewisko,
a przecież on chciał dobrze. Później
zawsze zaznaczał, że jeśli wszystko
się wyda, to co ludzie pomyślą o moich rodzicach. Mówił, że to, co on
robi, jest normalne. Dla mnie to był
szok, strach. Milczałem.
Milczeli (i milczą do dziś, bo nikt
oficjalnie przeciwko księdzu nie wystąpił, a prokuratura nie wszczęła
śledztwa z urzędu) także inni. Nie tylko dzieci, ale również dorośli. Dopiero po naszej publikacji w redakcji rozdzwonił się telefon. Nikt nie stanął
w obronie księdza. Ludzie dzwonili
po to, aby dołożyć kamyczek do
ogródka, w którym z ulgą grzebali pamięć o swoim byłym proboszczu.
– My tu robimy wszystko, żeby
wiedzieć, gdzie tego gnoja dadzą
Dramat dzieci wykorzystywanych przez kler
w Polsce trwa od dawna, a te „wyłącznie
pojedyncze przypadki”, o których obecnie
mówi hierarchia, to nic innego jak kościelna propaganda. Ofiar księży są tysiące.
Jan Ż. ma niewiele ponad 60 lat. Dzieciństwa nie wspomina jako sielanki. Matka
zmarła. Z ojcem nie miał dobrych relacji. Tato uważał, że synowi nie jest potrzebna ani
edukacja, ani praca. Ale Jan chciał się uczyć
i to był od zawsze punkt zapalny w jego relacjach z rodzicielem. Ksiądz P. był wicedziekanem w diecezji, a w małej miejscowości (L.,
diec. zielonogórsko-gorzowska) Jana – proboszczem. Człowiekiem przez ludzi szanowanym, hołubionym. Pierwszym po Bogu. Kiedy
chłopak znalazł się na życiowym zakręcie, naturalną koleją rzeczy postanowił pójść właśnie do kapłana. Prosić o pomoc, radę, no ale
przede wszystkim – o wsparcie.
Przyjechał na plebanię. Proboszcz go przyjął, wysłuchał, obiecał, że pomoże dostać się
na studia, ugościł, a w końcu, gdy zrobiło się
późno, położył spać. Jan nie protestował. Nie
miał ochoty wracać do domu. Tego, że ksiądz
go w nocy odwiedzi, pod uwagę nie brał. A jednak obudziło go obmacywanie. Później kapłan
posadził swego gościa na krześle i zaczął się
onanizować. – Nie trwało to długo, w końcu
mnie puścił. Fizycznej krzywdy mi nie zrobił.
Psychicznie – latami nie mogłem się otrząsnąć – opowiada.
Wtedy jednak na plebanii został. – Byłem
młody, naiwny. Zależało mi na jego pomocy.
Wtedy nie miałem znikąd wsparcia – tłumaczy.
– mówi mi społeczniczka, mieszkanka regionu. Wszyscy wiedzą, co to
za człowiek – dodaje.
Skoro wszyscy wiedzą, dlaczego
tak długo milczeli? – pytam innego
rozmówcę.
– To mała, wiejska społeczność.
Zjedliby mnie, gdybym wystąpił
przeciwko księdzu – taką odpowiedź
usłyszałam z ust szanowanego mieszkańca nieodległych Małek.
– Szacunek i pokorę w stosunku
do księży wysysamy z mlekiem matki. Na wizytę biskupa kobiety kupują sobie nowe sukienki. Są dobierani odpowiedni ludzie, którzy mogą
wręczyć biskupowi kwiaty. W takiej
małej społeczności proboszcz to najważniejsza osoba, nawet ważniejsza
od wójta – tak z kolei swoje milczenie tłumaczy ofiara ks. Andrzeja.
Niektórzy obstawiali, że spokojną przystań znajdzie ks. S. w Niemczech. W parafii, do której jako proboszcz często jeździł, także wraz ze
swoimi ministrantami. Jak na razie ksiądz Andrzej jest jednak
na polskim gruncie – we wsi
N., niespełna 40 km od Mszany. Zamieszkał u swojej starej znajomej. W luźnych roboczych ubraniach wykonuje
przeróżne prace ogrodowe
i domowe. Gotuje dla swojej gospodyni, modli się, no
i dużo czasu spędza przed
Ksiądz P. już nie żyje. Jan mieszka w małym miasteczku w woj. lubuskim. Nie założył
rodziny. Długo się leczył. – Nie chciałbym, aby
inni ludzie przez to przechodzili. To są rzeczy
obrzydliwe. Nie ma komu o tym powiedzieć.
Dla mnie długo stanowiło to problem psychologiczny. Starałem się mimo wszystko przeżyć
i funkcjonować. Dopiero po latach wszystko
się ustabilizowało. Zrozumiałem, że to było jego łajdactwo. Ja go poprosiłem o pomoc, a on
mnie wykorzystał – mówi.
Gdy był dzieciakiem, wybrał milczenie. Jako dojrzały już mężczyzna zgłosił sprawę o odszkodowanie. Za późno. Przedawnienie. – Oni
komputerem. Nie przeoczył pewnie
zażartych dyskusji, które toczą na jego temat byli parafianie. „On jest chory, jak każdy zbok. Winę ponoszą hierarchowie kościelni, którzy tuszują pedofilskie wyczyny i chronią księży z pedofilskimi skłonnościami. Chodzi mi
o to, by swoich wyrafinowanych metod na uwodzenie 13-, 14-, 15-latków
i ich molestowanie już nigdy więcej nie
mógł stosować. Jeśli władze kościelne
chcą, żeby był księdzem, to niech nim
będzie, ale trzeba zrobić „porządek”
z jajami. Jak się okazuje, księdzu one
przeszkadzają” – pisze na lokalnym
forum gość o nicku „z_innej_parafii”
– Ten pedofil z Mszany myśli,
że Pana Boga w ciulki zrobi. Nikt
tu nie pluje mu w twarz chyba tylko przez grzeczność – mówi poirytowany Jan (imię
zmienione).
moimi genitaliami. Jako dziecko nie rozumiałem tego, co ze mną robił. Mimo wszystko
ten ksiądz był dla mnie wzorem. Szantażem
zmuszał mnie do milczenia o tym, co ze mną
wyprawia. Mówił, że jeśli komuś zdradzę, ujawnię, to on mnie zniszczy, oskarży o kradzież
pieniędzy i innych rzeczy kościelnych. Straszył mnie milicją, sądem, zakładem poprawczym, wykluczeniem ze szkoły i społeczeństwa
– opowiada pan Robert.
Żeby podnieść rangę swoich słów, ksiądz
proboszcz co jakiś czas podsuwał chłopakowi
krzyż i kazał przysięgać na rany Chrystusa, że
nikomu nic nie powie.
W potrzasku
uważają, że było, minęło. A że jakiś człowiek
ma złamane życie, to nikogo nie interesuje
– mówi rozgoryczony mężczyzna. Kilka razy
pisał do kurii. Chciał jakiegoś wytłumaczenia,
może nawet przeprosin od Kościoła. Odpowiedzi nie dostał.
~ ~ ~
– Wykorzystywanie seksualne, bicie, straszenie, szantażowanie, zmuszanie do milczenia to odwieczne metody kościelnych przestępców – uważa Robert G. Obecnie mieszka w Lublinie. Tam właśnie w latach 60. jako 14-letni wówczas ministrant był gwałcony
przez księdza proboszcza. – Jak tylko miał
sposobność, brał mnie na kolana i bawił się
– Jako dziecko nieśmiałe i z biednej, wielodzietnej rodziny byłem osaczony, zaszczuty,
żyłem w ciągłym strachu. A ksiądz mówił, że
wszyscy tak robią, że tak jest dobrze – mówi
Robert. W końcu opuścił się w nauce, a ze stresu on, nastolatek, zaczął się moczyć w nocy.
Znosił tę sytuację niemal przez rok, wyzwoleniem okazał się koniec podstawówki oraz
fakt, że wyjechał do szkoły średniej do innej
miejscowości.
~ ~ ~
Jerzy W. dziś dobiega siedemdziesiątki.
Z „tamtych” dni pamięta wszystko tak, jakby
działo się wczoraj. I nie potrafi o tym mówić
spokojnie. Mieszkał wtedy w niewielkiej wsi
9
On często widzi, jak ksiądz Andrzej
swoim srebrnym autem zajeżdża
do domu pani M.
Mówi, że miejscowi na razie nie
podnosili larum. Doszli do wniosku,
że skoro kuria i tak zapewne nic
z księdzem pedofilem nie zrobi, lepiej, żeby grabił ogródek, zamiast
krzywdzić dzieci. Ale mają go na oku.
I wypatrzyli, że ks. S. znów stanął przed ołtarzem. Najpierw próbował szczęścia w Bratianie, ale tamtejszy ksiądz udaremnił te wysiłki.
Księdza Andrzeja przygarnął pod
swoje skrzydła ks. kanonik Zenon
Żmijewski, wicedziekan dekanatu
Brodnica, a zarazem proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Pokrzydowie (powiat brodnicki, gmina
Zbiczno). Właśnie tam, w niedzielę 26 maja, oczom zdumionych ludzi ukazał się ks. S. jako odprawiający mszę z okazji Pierwszej Komunii Świętej. Później zaczął przyjeżdżać regularnie. Odprawia msze,
spowiada, udziela komunii.
– Pomaga – przyznaje ks. Żmijewski i ubolewa nad ciężką
dolą kolegi.
Zapytaliśmy ks. prałata
Andrzeja Nowickiego,
rzecznika toruńskiej kurii, czy ks. Andrzej dostał
do Pokrzydowa oficjalny
przydział od biskupa
i czy tam pozostanie.
Do czasu oddania tego
numeru „FiM” do druku
nie odpowiedział.
OKSANA
HAŁATYN-BURDA
[email protected]
w Wielkopolsce. Ksiądz proboszcz wyróżniał
go spośród innych ministrantów i nie krył swej
sympatii przed rodzicami chłopca. Mama małego Jerzyka była zachwycona i pod różnymi
pretekstami wysyłała syna na plebanię, byle tylko ksiądz proboszcz o chłopcu nie zapomniał.
Mamie się Jerzy nie dziwi. Dla niej to była nobilitacja, że ksiądz proboszcz spojrzał łaskawym okiem właśnie na jej jedynego syna.
Nie miała nawet nic przeciwko temu, aby chłopiec nocował na plebanii, kiedy ksiądz o to
poprosił. Miał mały Jerzy posługiwać przy masowaniu schorowanych jakoby proboszczowskich pleców. Tylko że pleców chłopak nie masował. Dostał do masowania księże prącie. Rano posługiwał do mszy. Taki scenariusz powtórzył się jeszcze wiele razy. Mama pakowała swojemu synowi piżamę i odprawiała go na plebanię. Była w takiej euforii, że nie zauważyła przerażenia i apatii u swojego dziecka. On milczał.
Bał się, bo ksiądz straszył piekłem, zapowiadał, że nikt mu nie uwierzy. Jerzy do dziś widzi tę spakowaną torbę ustawianą wieczorami
przez matkę przy drzwiach rodzinnego domu.
Pamięta całus w czoło na pożegnanie. I pamięta, jak modlił się o to, aby jego życie zakończyło się, zanim dojdzie na plebanię.
– W tym przypadku czas nie goi ran. Oni
mówią o grzechu i nawołują do przestrzegania
przykazań. A ja nie mogę tego słuchać, bo
od dziecka napatrzyłem się na ich obłudę. On
mnie wykorzystywał, oni głoszą ewangelię i mają
czelność ludzi nawracać – mówi dziś z goryczą.
WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
10
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
POD PARAGRAFEM
CO W PRAWIE PISZCZY
Nachalność starej strzygi
Posłowie różnych ugrupowań prawicowych
wnieśli do laski marszałkowskiej projekt ustawy
o zmianie ustawy – Kodeks pracy, zakładający
wprowadzenie zakazu pracy w niedziele i święta
w placówkach handlowych.
Polską prawicę – zbieraninę ludzi, których kwalifikacje moralne
korespondują z intelektualnymi
– cechuje przekonanie, że „przypadkowe społeczeństwo” (jak to
kiedyś określiła zawodowa katoliczka posłanka Konopczyna) nie
ma prawa decydować samo o sobie, skoro lepiej zrobią to specjaliści od życia rodzinnego, seksu
i gospodarki, tj. Kościół katolicki.
Wiemy, że zamknięcie sklepów
w niedzielę jest pomysłem zaprojektowanym przez ową instytucję.
Kler przypomina bowiem więdnącą starą pannę, która mniema,
że jeśli zamknie się w komórce
sam na sam z nadobnym kawalerem, połknąwszy uprzednio klucz,
to kawaler w końcu zapała do niej
uczuciem. Mylne to przekonanie,
gdyż kawaler prędzej przegryzie
mury, aby wydostać się na zewnątrz, względnie przegryzie
brzuch starej potworze, aby wydobyć klucz ze środka, niźli zapała
uczuciem do pomarszczonej strzygi. Kościół katolicki nie jest w stanie zrozumieć tej prawidłowości,
w rezultacie czego jego namolne
próby przymusowego rozkochania
w sobie społeczeństwa stają się coraz bardziej groteskowe.
Biskupi katoliccy sądzą, że jeśli odbiorą społeczeństwu rytuał
niedzielnych zakupów, to ludzie
rzucą się do świątyń, aby na przykład wielbić wizualne i intelektualne walory abp. Głódzia. Biskupi nie zauważyli, że społeczeństwo
raczej wybierze zakupy przez internet. Czyżby chcieli następnie zakazać również internetu?
Uzasadnienie projektu kościelnej ustawy jest demonstracją cynizmu i pogardy wobec społeczeństwa. Rozpoczyna się jakimś absurdalnym i gołosłownym (ale czego wymagać od formacji ludzi propagujących wiarę w zapłodnienie
za pomocą pobożności?) twierdzeniem, że większość społeczeństwa
negatywnie ocenia pracę w niedzielę w placówkach handlowych. Nie
wiem, skąd się bierze ten pogląd,
ale trudno go zrozumieć, stojąc
w niedzielę w kolejce do parkingu
w galerii handlowej. Wydaje się,
że społeczeństwo jest raczej zadowolone, że może spokojnie zrobić
zakupy po ciężkiej pracy przez cały tydzień – byłaby ona o wiele lżejsza, gdyby nie konieczność utrzymywania bandy tłustych katabasów.
Po pierwszym idiotycznym
stwierdzeniu następuje kolejne – że
oto zmiana proponowana przez
kler (i działających na jego zlecenie politruków) przyniesie „bardzo
korzystne skutki społeczne”. Będą one polegać – zdaniem autorów projektu – na tym, że pojawi
się „nowa jakość życia dla rodzin”,
zwłaszcza tych zatrudnionych
w sektorze handlu. Rzeczywiste następstwa wydają się inne. Owa „nowa jakość życia” będzie bowiem
polegać na tym, że kilkanaście procent pracowników sieci handlowych
(kilkadziesiąt tysięcy ludzi) trafi
na bezrobocie. Ich nowa jakość życia będzie więc polegać na tym,
że zakupy w Biedronce zamienią
na chude zupki z pomocy społecznej lub prostytuowanie się i kryminalizację.
Dalej czytamy, że nowy zakaz
uratuje również Polaków „zapędzonych w szaleńczą chęć kupowania
niekoniecznie z potrzeby”. Logika
podpowiada, że raczej udadzą się
oni na zakupy w soboty, kosztem
swoich obowiązków zawodowych
i dochodów. Spadnie więc dochód
narodowy. Kolejni Polacy (tym razem zatrudnieni w produkcji i usługach) stracą pracę. Powiększy się
obszar biedy. Rację mają posłowie wnioskodawcy, że zmieni się
„cała kultura obchodzenia dnia wolnego od pracy”. Bezrobotni zajmą
się bowiem zbieraniem szczawiu
i mirabelek, a takoż drobnymi kradzieżami oraz masową prostytucją.
Nie zapełnią się kościoły, lecz więzienia i przytułki. Te ostatnie to
zresztą lepsze miejsca dla poprawy
moralności niźli pałace katolickich
mułłów. Posłowie piszą, że „zacieśnią się więzy rodzinne”. Istotnie,
nic tak nie zacieśnia więzów, jak
wspólne polowanie na szczura.
W rzeczywistości rodzinom mogłoby pomóc podniesienie płacy
minimalnej i stawek za pracę
w godzinach nadliczbowych oraz
w niedziele, a także w święta, ale
posłowie służą nie społeczeństwu, lecz klerowi.
W końcówce uzasadnienia czytamy, że odebranie Polakom ich
ulubionej niedzielnej rozrywki przyczyni się do „poprawy sytuacji finansowej małych rodzinnych sklepów, które od lat borykają się z nierówną konkurencją z dużymi placówkami handlowymi”. Posłowie
oczywiście świetnie wiedzą, że Polacy nie odwiedzają w niedzielę galerii handlowych w celu zakupienia
pietruszki i rzodkiewki, zatem małe sklepy nie są w tym względzie
żadną konkurencją. W uzasadnieniu napisano więc brednie, ale do
patologicznego zakłamania polskiej
prawicy (co pokazuje przykład tzw.
kompromisu aborcyjnego) zdążyliśmy się przyzwyczaić. Rzecz jednak w czym innym. Skoro intencją
wnioskodawców jest wspomożenie
rodzimych przedsiębiorców kosztem wielkich sieci handlowych z innych państw członkowskich UE
(a przypomnijmy, że wszystkie wielkie sieci operujące w Polsce to spółki córki koncernów niemieckich,
brytyjskich i francuskich), to ta
szczera deklaracja uzasadnienia jest
koronnym dowodem na niezgodność projektowanej ustawy z prawem Unii Europejskiej, które takiego wspomożenia i preferowania
w którąkolwiek ze stron zabrania.
Szybko więc pożegnamy się z tą
ustawą, nawet jeśli nasz ustawodawca ją uchwali (a biorąc pod
uwagę stopień debilizmu projektu
– są na to duże szanse). Organy administracji nie będą też mogły jej
egzekwować jako niezgodnej z prawem UE.
Kościół katolicki rękami swoich poselskich pomagierów postanowił rozkochać w sobie społeczeństwo na siłę. Jak zwykle w tego rodzaju przypadkach skończy się to
jedynie ogromną nienawiścią do narzucanego oblubieńca. Dlatego witam z radością ten projekt i życzę
mu powodzenia.
JERZY DOLNICKI
Odpowiedź na sprostowanie
W ubiegłym tygodniu zamieściliśmy sprostowanie, w którym dowódca Marynarki Wojennej admirał floty Tomasz Mathea koryguje dwie informacje zawarte w artykule „Głódź na umór” („FiM” 17/2013), będące jego zdaniem
„nieprawdziwe i nieścisłe”:
1. Podaliśmy w tekście błędny stopień wojskowy, bowiem jest on „admirałem floty”, a nie „admirałem”.
Fakt bezsporny. Doskonale znamy szarże najwyższych rangą dowódców
Sił Zbrojnych RP i wiemy, że admirał to szczebel wyżej niż admirał floty, podobnie jak generał w stosunku do generała broni. Skromność Pana admirała
floty wydaje się grubo przesadzona, bowiem stosowanie podobnych skrótów
jest zjawiskiem tak powszechnym, że występuje nawet na łamach specjalistycznej prasy wojskowej i komunikatach MON. Jeśli Pan admirał floty Mathea
wyrazi życzenie, dostarczymy mu całą stertę wycinków. Będzie co prostować.
2. Użyliśmy sformułowania „karnie stawił się na imprezę” z udziałem abp.
Głódzia (msza i poświęcenie tablicy we wsi Luzino), podczas gdy „takie stwierdzenie dotyczy czynności wykonywanej na rozkaz”, a Panu admirałowi floty
nikt nie wydawał żadnego polecenia, bowiem stawił się na mszy „z poczucia
patriotycznej powinności oddania hołdu Żołnierzom Wyklętym”.
W artykule nie twierdziliśmy, że Pan admirał floty Mathea otrzymał od dostojnika kościelnego rozkaz, a według słownika języka polskiego karne zachowanie nie oznacza wyłącznie trzaskania obcasami, lecz na przykład także
dobrowolne „podporządkowanie się obowiązującym regułom”. Przy okazji
warto dodać, iż do zrealizowania jakże osobistego „poczucia” Pan admirał
floty zabrał ze sobą do Głódzia orkiestrę i kompanię reprezentacyjną.
Redakcja
PS Cieszy nas niezmiernie fakt, iż Pan admirał floty Mathea nie sprostował innych informacji z „Głódzia na umór”, a zwłaszcza tej o wystawnym bankiecie (mimo Wielkiego Postu) po mszy w Luzinie.
Admirał floty i arcybiskup
mają fascynująco zbieżne „poczucia powinności”...
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
CO BY TU JESZCZE SPIEPRZYĆ
M
można oszacować, że na wykupienie dodatkowych polis będzie
stać nie więcej niż 20 proc. Polek i Polaków. Reszta zmuszona
zostanie do opłacania niezbędnych badań i zabiegów – nierefundowanych już przez NFZ
– z własnej kieszeni. Warto wspomnieć, że wydatki na komercyjne
polisy będzie można odliczyć od podatku. Oznacza to, że państwo pośrednio zacznie dotować prywatnych
ubezpieczycieli. Będzie przez to mieć
mniej pieniędzy na bezpośrednie finansowanie z budżetu kosztownych
terapii wielu chorób – w tym nowotworowych.
inisterstwo Zdrowia
przygotowuje prawdziwą rewolucję prawną, ekonomiczną i organizacyjną. Koszty jej wdrożenia będą dla państwa, czyli obywateli, wysokie. Zyski trafią do kieszeni wąskiej grupy finansistów. Szefowie resortu zdrowia tłumaczą, że jest to
światowy trend. To nieprawda, gdyż
państwa, które kiedyś sprywatyzowały instytucje ubezpieczenia zdrowotnego, obecnie je nacjonalizują lub
reorganizują. I tak jesienią 2008 roku chadecko-liberalny rząd Niemiec,
przy pełnym poparciu ze strony lewicy, połączył osiem regionalnych funduszy zdrowotnych w jeden wielki
państwowy podmiot. Pierwsze pozytywne efekty zmian pojawiły się już
Niepotrzebne leki
Polisą w pacjenta
Rząd chce naprawiać ochronę zdrowia.
W tym celu rozbija NFZ, ogranicza koszyk badań,
zabiegów oraz operacji gwarantowanych przez
państwo i uprzywilejowuje komercyjnych,
prywatnych ubezpieczycieli.
w połowie 2009 r. Nową instytucję,
przy tym samym poziomie składek,
stać było na zwiększenie liczby opłacanych badań, zabiegów i nowoczesnych terapii, spadły bowiem wydatki na administrację. Andrzej Włodarczyk, współpracujący z Ruchem
Palikota były wiceminister zdrowia
z PO, zauważył, że nowo powstały
niemiecki fundusz wymusił na producentach drogich innowacyjnych leków (stosowanych między innymi
w leczeniu nowotworów) znaczącą
obniżę ich cen dla szpitali. Lecznice
za Odrą płacą za nie nawet o połowę mniej niż nasze placówki!
Inaczej było w USA. To na starych, amerykańskich rozwiązaniach
wzoruje się ekipa ministra Bartosza
Arłukowicza. Tyle że od stycznia 2014 r. zostanie wdrożona przez
administrację Baracka Obamy reforma systemu ochrony zdrowia. Dotąd nawet 100 milionów Amerykanów pozbawionych jest dostępu
do nieodpłatnych porad niektórych
specjalistów oraz finansowania wielu zabiegów, które w Europie są standardem. Z tej grupy ponad 47 milionów nie stać na zakup jakiejkolwiek polisy. Wielu wykupuje tylko
najtańsze ubezpieczenia. Firmy ubezpieczeniowe w ich ramach oferują
niski zakres usług. Znaczną część zebranych środków przeznaczają bowiem na koszty swojego utrzymania
(administracja, biura, prawnicy, reklama) i wypłatę dywidend akcjonariuszom. Według szacunków ekspertów Uniwersytetu Oksfordzkiego na przełomie XX i XXI wieku w USA rocznie ponad 45 tys.
osób traciło życie przez spóźnione lub niekompletne leczenie.
Na reformie Obamy jednak polska
11
ekipa nie chce się wzorować. Woli
kopiować zabójczy, stary system.
Dziurawy koszyk
Profesor Kazimierz Ryć z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu
Warszawskiego zwrócił uwagę, że
NFZ znajduje się de facto poza kontrolą płacących składki zdrowotne.
Nadzór nad nim sprawuje koalicja
polityków, przedstawicieli pracodawców, biurokratów ze związków zawodowych oraz wybranych środowisk medycznych.
Interes pacjentów jest w tym najmniej istotny. Rząd ani myśli dopuścić obywateli do kontrolowania wydatków NFZ. Planuje za to podział
Funduszu pomiędzy województwa
i chce znacząco ograniczyć wykaz
świadczeń dostępnych za publiczne
pieniądze. Pomysł nosi oficjalną nazwę koszyka świadczeń gwarantowanych i zobowiązuje NFZ do wykupienia w przychodniach, gabinetach
specjalistów, szpitalach, sanatoriach,
laboratoriach określonych porad,
operacji oraz badań. Prace nad nim
rozpoczął na początku 1997 r. profesor Jacek Żochowski, ówczesny
lewicowy minister zdrowia. Zapytał
naukowców zrzeszonych w organizacjach medycznych o to, jakie badania, operacje i zabiegi rehabilitacyjne powinny być ich zdaniem standardem przy diagnostyce, leczeniu
i opiece nad pacjentami. Bez tego
oszacowanie kosztów operacji jest
niemożliwe. Niestety, w trakcie analiz zebranych dokumentów profesor
Żochowski zmarł. Jego następcy nie
mieli czasu, aby powrócić do zebranych opracowań. W końcu ich komplet gdzieś… zaginął.
Ministrom zdrowia, szefom kas
chorych, a potem NFZ nie przeszkadzało to w sporządzaniu kolejnych wersji koszyka świadczeń gwarantowanych oraz wycen badań
i operacji. Wspomniany już Andrzej
Włodarczyk oceniał, że był to
– i nadal jest – chaotyczny zbiór.
Nie wiemy, dlaczego jakiś zabieg
znalazł się w koszyku, a inny nie.
Wiele zależało od siły przetargowej danych specjalistów. Jednymi
z najsłabszych byli lekarze zajmujący się diagnozą i leczeniem gruźlicy płuc. Na początku XXI wieku
z koszyka wypadły obowiązkowe
prześwietlenia. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Od 2000 r.
liczba chorych na gruźlicę zaczęła
rosnąć. Wielu z nich zgłasza się
do lekarza z bardzo zaawansowaną chorobą. Ich szanse na pełny
powrót do zdrowia są zdecydowanie mniejsze. Wysokie ceny leków
powodują, że spora grupa chorych
na gruźlicę szybko przerywa terapię. Koszt jej wznowienia w skrajnych przypadkach może sięgać nawet kilkuset tysięcy złotych na osobę. Specjaliści zwracają uwagę, że
przypadki gruźlicy odnotowano także w środowiskach, w których nie
występowała już ani w II RP, ani
w PRL! Obecnie chorują na nią
młodzi, dobrze wykształceni mieszkańcy dużych miast. Zdaniem epidemiologów jednym z powodów
zwiększenia liczby zachorowań
wśród młodych mieszkańców metropolii może być niezdiagnozowany AIDS – chorzy na nabyty brak
odporności bardzo często zapadają na gruźlicę. Na powagę sytuacji
zwracała uwagę Światowa Organizacja Zdrowia. Według jej raportów Polska od 2002 r. zajmuje
pierwsze miejsce w Europie pod
względem liczby nowych zachorowań na gruźlicę. Na jej zwalczanie
brakuje środków.
Resort zdrowia jedyne wyjście
z tej sytuacji widzi w… znaczącym
ograniczeniu badań, operacji i zabiegów opłacanych przez NFZ!
Doktor Adam Ostolski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego
zauważył, że z koszyka może zniknąć m.in. większość badań diagnostycznych i nowoczesnych metod leczenia pacjentów z rakiem prostaty. Ten ostatni przypadek jest szczególnie zastanawiający, gdyż polskie
społeczeństwo się starzeje. Jedną
z częstych przypadłości seniorów płci
męskiej są zaś kłopoty z gruczołem
krokowym.
Prywatne polisy
Cięciu koszyka gwarantowanego towarzyszyć ma rozbicie Narodowego Funduszu Zdrowia na oddziały obejmujące województwo lub
ich grupę. Zwiększą się przez to
koszty funkcjonowania systemu.
Każdy oddział będzie bowiem samodzielnie zamawiać i rozliczać specjalistyczne badania oraz zabiegi.
Dzisiaj robi to jego centrala. Warto pamiętać, że NFZ w dotychczasowej formule był najtańszą tego typu instytucją w Europie. Wraz z podziałem Funduszu mają wejść w życie komercyjne prywatne ubezpieczenia zdrowotne na leczenie w publicznych placówkach. Na czym polega niebezpieczeństwo tego pomysłu? Grozi to zwiększeniem kosztów administracji w ochronie zdrowia. Szpitale i przychodnie będą musiały wdrożyć odrębne systemy rozliczeń z każdym z ubezpieczycieli.
Reforma przełamie także zasadę solidaryzmu społecznego, w myśl
której zamożni składali się na leczenie uboższych, ludzie zdrowsi
– na leczenie pacjentów z chorobami przewlekłymi. Zdrowie staje się
sprawą prywatną każdego z nas. Dobre leczenie stanie się dostępne dla
wybranych. Na podstawie badań
zespołu profesora psychologii
społecznej Janusza Czapińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego
Znacznie mniej uwagi niż firmom ubezpieczeniowym urzędnicy
MZ poświęcają rozwiązaniu problemów polskiego sektora farmaceutycznego produkującego leki generyczne. A szkoda! Pod tą nazwą kryją się dobre specyfiki, do których
wygasły prawa patentowe. Polscy
producenci takich medykamentów
dają pracę 22 tysiącom ludzi. Wpłacają rocznie do budżetu państwa 2,2
miliardy złotych z tytułu podatków
(VAT i CIT). Polscy naukowcy dostają od naszych firm farmaceutycznych setki milionów złotych rocznie
na badania. Leki, które produkują,
sprzedawane są po bardzo niskich
cenach. To eldorado może się jednak niedługo skończyć. Powody są
dwa. W przyszłym roku wygasają decyzje refundacyjne, a ich odnowienie jest kosztowne i czasochłonne.
Jeżeli resort zdrowia i posłowie nie
zdążą z odpowiednimi poprawkami do ustawy refundacyjnej, od
stycznia 2014 r. wszystkie leki mogą być pełnopłatne.
Drugi powód to europejska dyrektywa dotycząca ochrony przed
fałszowaniem leków. Zakłada ona
między innymi obowiązek znakowana każdego opakowania medykamentów z osobna. Szacuje się,
że producenci leków generycznych
w Europie będą musieli wydać jednorazowo na zakup specjalnych maszyn (pakowarki, drukarki) ponad 1,8 miliarda euro. Rząd polski wzorem innych państw UE (np.
Niemiec, Francji, a nawet wstępującej do wspólnoty latem tego roku Chorwacji) może te koszty obniżyć poprzez odpowiednią, bardziej liberalną interpretację owych
wymogów. Niestety, od lata 2012 r.
ministrowie Donalda Tuska nie
potrafią dojść do porozumienia
w tej sprawie. Jeśli impasu nie uda
się przełamać, będziemy zmuszeni
do przyjęcia dyrektywy w jej najbardziej restrykcyjnej interpretacji.
Dla naszych firm farmaceutycznych
może się to okazać bardzo drogie.
W górę pójdą ceny dobrych krajowych leków. Zapłacą za to pacjenci i budżet państwa.
MC
W tekście wykorzystano fragmenty debat V Europejskiego Kongresu
Gospodarczego.
12
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
„FiM”: – Ulicami Warszawy
przeszedł kolejny duży Marsz Wyzwolenia Konopi. I wciąż jest to
samo trudne pytanie: legalizować
czy depenalizować, czyli odchodzić
od karania?
Kamil Sipowicz: – Naszym celem strategicznym jest to, by marihuana została zalegalizowana, natomiast zdajemy sobie sprawę, że w Polsce to nie może się stać tak od razu.
Dlatego pierwszym celem jest nie tyle depenalizacja, co dekryminalizacja – żeby posiadanie określonych
niewielkich ilości marihuany nie było przestępstwem. Większe szanse są
chyba jednak na legalizację marihuany w celach leczniczych, tak jak
stało się to niedawno w Czechach.
Cały świat idzie już w tym kierunku
i zaczyna stosować substancje zawierające cannabis jako lekarstwa.
Mam nadzieję, że i w Polsce będzie
to pierwszym przełamaniem barier
w podchodzeniu do marihuany.
– Dziś za posiadanie niewielkiej ilości marihuany można trafić za kraty na 3 lata, a za podawanie jej innym – nawet na 10 lat.
Pan mówi o dekryminalizacji…
– W Polsce mamy jedną z najbardziej restrykcyjnych polityk dotyczących substancji odurzających. Posiadanie niewielkiej ilości na przykład marihuany to przestępstwo karne, za które można iść do więzienia
jak za pobicie, kradzież czy morderstwo. My uważamy, że to jest absolutnie bez sensu, ponieważ wielu ludzi używa marihuany w celach rekreacyjnych, natomiast ci, którzy są uzależnieni, powinni być leczeni, a nie
karani więzieniem.
– Osoby leczące z uzależnień
wciąż jednak podkreślają, i to bardzo stanowczo, że marihuana jest
narkotykiem, który prowadzi do
uzależnienia, do używania mocniejszych substancji, a w konsekwencji – nawet do śmierci. Nie można
przechodzić obok tego obojętnie.
– Jest to opinia tak zwanych wrót,
gdzie marihuana prowadzi na przykład do heroiny. Ona została naukowo i statystycznie obalona. Wystarczy
spojrzeć na prowadzone na całym
świecie badania. Politycy, którzy to
powtarzają, nie interesują się tym problemem, nie czytali żadnych obiektywnych naukowych publikacji, tylko
powtarzają to, co gdzieś zasłyszeli.
Spotykając się z politykami, ciągle
muszę im powtarzać, że ta opinia
została zdyskredytowana, bo najczęściej nie dzieje się tak, że ktoś zaczyna od marihuany i kończy na heroinie. Bardzo często ktoś zaczyna od alkoholu i, nie paląc marihuany, kończy na heroinie. Tak było w latach 80.,
kiedy mieliśmy ogromną liczbę osób
uzależnionych od heroiny, a marihuany w Polsce nie było. Politycy bezmyślnie powtarzają takie opinie po to,
by zastraszyć społeczeństwo.
– Można przechodzić obojętnie obok matki wpadającej w panikę, że jej dziecko rośnie na narkomana, bo sięga po marihuanę?
– Jak pije piwo, też może zostać
narkomanem, a nawet jak nic nie
Nie jesteśmy przestępcami!
Na świecie odchodzi się od karania za posiadanie
marihuany, a u nas jest to przestępstwo, za które
wsadza się do więzień. Politycy chcą zastraszać
społeczeństwo, by mieć władzę – mówi
w rozmowie z „FiM” Kamil Sipowicz, filozof,
artysta, autor książek o marihuanie, a prywatnie
partner piosenkarki Kory.
pije. Powtarzają to ludzie, którym nie
zależy na poprawieniu kondycji polskiego społeczeństwa, tylko na ugruntowywaniu lub zdobywaniu władzy.
To jest stara metoda stalinowska
– trzeba zastraszać społeczeństwo,
żeby zdobyć władzę. Za komuny straszono nas rewizjonistami niemieckimi, a teraz tacy panowie jak Błaszczak, Poncyljusz i inni straszą nas,
że marihuana to śmierć, a to kompletny idiotyzm, bo śmiercią jest
na pewno w o wiele większym stopniu alkohol. Ale panu Błaszczakowi
brak odwagi, żeby powiedzieć, że
po 30 tysięcy ludzi rocznie umiera
w Polsce od alkoholu. Ci ludzie lubią straszyć, a przy tym wykazują się
niechęcią do wiedzy i skromną – moim zdaniem – inteligencją.
– Napisał Pan niedawno
o Wielkiej Polsko-Filipińskiej Koalicji właśnie w kontekście niedostrzegania problemu alkoholu
i demonizowania marihuany, ale
dlaczego włącza Pan w to obok
partii prawicowych także SLD?
– Bo SLD tak samo myśli, o czym
świadczyła niedawna akcja rozdawania książek z naklejkami: „Lepiej czytać, niż palić”. Oni w SLD są chyba
większymi specjalistami od picia alkoholu, bo to jest taki komunistyczny narkotyk. Jeżeli chcą uzdrawiać
społeczeństwo czytaniem drugorzędnych książek, niech lepiej napiszą:
„Lepiej czytać, niż pić”. Po co się zajmują marihuaną, na której się kompletnie nie znają?
– Miał Pan bliskie spotkania
z rozdającym książki Leszkiem
Millerem. Pan rozdawał swoją
– o marihuanie. Czyje cieszyły się
większym wzięciem?
– Moja książka spotkała się z dużym zainteresowaniem, natomiast pan
Miller, jak mu ją dałem, rzucił nią
później. Pan Miller ma wiele wspólnego z panami Błaszczakiem i Ziobrą, o czym może nawet nie wie. To
przykre, bo wiązałem z SLD nadzieje. Tym bardziej że związany z SLD
były minister Marek Balicki ma bardzo rozsądne podejście. Nie wszyscy
w tej partii mają tak negatywne opinie o marihuanie. Pan Miller nie
ma o tym zielonego pojęcia i – co
przykre – nie chce mieć.
– A może to po prostu próba
odróżnienia się od Ruchu Palikota? Może to nic innego, jak tylko czysta polityka?
– Głupie to jest ze strony Leszka
Millera. SLD mogłoby mieć do tego
rozsądny stosunek, jest przecież partią lewicową. Ale ważniejsze jest to,
by przykopać Palikotowi, niż żeby
obiektywnie podejść do problemu, a to
świadczy tylko o małostkowości. To
mnie martwi. Wiem, że Miller i Czarzasty nie znoszą Palikota, ale pan
Czarzasty to człowiek rozsądny. Wracając do Polski komunistycznej, paradoksalnie wtedy przepisy dotyczące
narkomanii były bardzo obiektywne
i dobre, bo koncentrowały się na redukcji szkód, a zepsuto je, niestety,
w Polsce kapitalistycznej, niby wolnej.
– Najnowszy pomysł Ruchu
Palikota to kluby konopne. Zgodnie z nim miałyby powstać zarejestrowane grupy ludzi, które
w określonym miejscu mogłyby
posiadać i palić marihuanę. Tylko czy nie byłaby to próba tworzenia enklaw?
– Jest to jakaś próba rozwiązania
problemu. Grupy będą kontrolowane,
ludzie zarejestrowani, więc władza
będzie ich znała. W tej chwili w Polsce
jest dużo lewej marihuany, pojawiła
się nawet syntetyczna, potwornie mocna. Ja ją nazywam metylową marihuaną. Ludzie ją kupują, sądząc, że to
zwykła marihuana, a potem lądują po
niej w szpitalu. Nikt tego nie kontroluje, a dilerzy robią swoje. Nawet mimo
to rząd wkłada głowę w piasek jak
struś i stara się nie widzieć problemu.
– Policja często chwali się zatrzymaniami dilerów marihuany
i likwidacją plantacji, ale okazuje się, że w sądach aż roi się
od osób, które trafiają tam za posiadanie niewielkich ilości. Rocznie skazywanych jest od kilku
do kilkunastu tysięcy ludzi. Ma
Pan kontakt z takimi osobami?
– Spotykam się czasem z takimi
osobami. Mówią, że policja bywa bardzo brutalna. Są kopani w brzuch,
bici, a później zamykani na dołku
za posiadanie jointa. Ile to kosztuje
państwo polskie? Zatrzymania, przesłuchania, policja, potem sądy… Miliardy złotych na to idą. Od tego już
dawno odchodzi się na świecie, a nawet jak się nie legalizuje, to wymierza się karę administracyjną. Tak jest
w Nowym Jorku, Wielkiej Brytanii
czy Niemczech, gdzie za posiadanie
marihuany ktoś płaci karę pieniężną.
Widocznie rząd ma za dużo pieniędzy, bo nie widać, aby takie procedury jak u nas zmniejszały popyt
na rynku. Wystarczy spojrzeć na Czechy czy Portugalię, gdzie ogromny
sukces odniosła polityka dekryminalizacji. Jest mniej osób chorych
na HIV, mniej uzależnionych od heroiny, a sama Portugalia jest krajem, gdzie jest jedna z najmniejszych
konsumpcji marihuany. I nie ma tam
całkowicie legalnej marihuany.
– A jak Pan ocenia dość zaskakującą sytuację Andrzeja Dołeckiego ze Stowarzyszenia Wolne Konopie? Trafił do aresztu
na 3 miesiące, bo dwie osoby powiedziały policji, że… mają dla
niego marihuanę. Niedawno sprawę umorzono.
– Najlepsze jest to, że przez 3 miesiące prokuratura nawet nie zajrzała do jego sprawy. Prokuratura i służby skarbowe zastąpiły służby bezpieczeństwa. Mogą każdego zniszczyć
i są właściwie poza kontrolą. Znając
Andrzeja Dołeckiego, mogę powiedzieć, że on nie popuści i skorzysta
z dobrych prawników – nie tylko
po to, by państwo dało mu bardzo
wysokie odszkodowanie, ale żeby ten
prokurator też poszedł siedzieć, bo
gdyby posiedział 3 miesiące w pierdlu, to zobaczyłby, co to jest. Zresztą Dołecki mówi, że w tym więzieniu można było kupić wszystko, łącznie z marihuaną i heroiną, tylko pięć
razy drożej niż na wolności.
– Wcześniej głośno było o innej sprawie – Kory i jej psa, Ramony. Jak to się skończyło, bo rok
temu zarówno większość mediów,
jak i śledczy ochoczo informowali o tym, że do Waszego domu
weszła policja, były przeszukania
i zarzuty?
– Są dwie sprawy. Sprawa przesyłki została już umorzona.
– To ta o przesyłkę z 60 gramami marihuany, która zaadresowana była na „Ramonę Sipowicz”, czyli psa Kory. Śledczy podejrzewali, że to dla samej Kory.
Druga sprawa dotyczy znalezienia
w domu Kory 3 gramów marihuany, i co z nią?
– Druga, o posiadanie niewielkiej ilości marihuany, czeka na swój
finał. Najprawdopodobniej 26 czerwca też zostanie umorzona, pod jakimś
warunkiem. Uważam, że jedną z największych polskich artystek szykanuje się z powodu maleńkiej ilości niegroźnej substancji, która jest tysiąc
razy mniej szkodliwa niż alkohol.
Na to wydaje się publiczne pieniądze i próbuje zniszczyć jej karierę;
cała sprawa miała ogromny wpływ
między innymi na koncerty. Kora
przeżyła to bardzo mocno, bo w domu była policja, kilkanaście osób chodziło, rewidowało, przerzucano
wszystko. Policja nie pozwoliła nam
nawet zadzwonić do prawnika. To
nie było przyjemne. Teraz emocje już
trochę opadły. Żyjemy w takim kraju, w jakim żyjemy. Jeżeli tak jest
za Platformy, to możemy sobie tylko wyobrazić, co będzie za PiS-u.
– A wiele wskazuje na to, że
PiS może wrócić do władzy. Boi
się Pan?
– Bardzo się boję. Dla mnie to
będzie przerażające, jeżeli do władzy
dojdą tacy ludzie jak Błaszczak czy
Kaczyński. Zdobyliśmy wolność
w 1989 roku, a teraz zakładamy sobie w bardzo wielu sprawach kajdany obyczajowe. IV RP może wrócić,
bo Platforma jest słaba, nie ma dynamiki, nie ma pomysłu, jest tchórzowska, serwilistyczna, a przecież jakieś nadzieje wiązało się przede
wszystkim z Tuskiem. Mówię o sprawach wolności obyczajowej, bo jeśli
chodzi o gospodarkę czy autostrady,
to jakiś sukces mają. Ciepła woda
w kranie jest. Choć ciepła woda
i w więzieniu czasem jest.
Rozmawiał DANIEL PTASZEK
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
Policyjne graffiti
Taśmy z intymnymi rozmowami
komendanta opolskiej policji i jego
podwładnej obnażyły nie tylko prymitywizm wysokich rangą oficerów,
ale również prawdę o tym, że w formacji równości nie ma.
Osoba 1: komendant wojewódzki Leszek Marzec. Wziął ponad
80 tys. zł odprawy (gdyby komendant główny podjął starania w celu wyjaśnienia, czy Marzec naruszył
dyscyplinę lub etykę zawodową, nie
tylko miałby podstawy, aby zwolnić go dyscyplinarnie, ale również
wypłacić połowę odprawy – uważają związkowcy), dodatkowo co
miesiąc na jego konto wpłynie ponad 10 tys. zł. Jego raport z prośbą o przejście na emeryturę szefostwo przekazało ministrowi błyskawicznie. A ten sprawę równie szybko klepnął.
Osoba 2: naczelnik wydziału komunikacji społecznej, a zarazem bohaterka intymnego nagrania z gabinetu generała Marca. Nie może
mówić o podobnym szczęściu: została w służbie zawieszona na trzy
miesiące, oprócz tego rozważa się
jej dyscyplinarne zwolnienie za złamanie etyki zawodowej. Dostaje
obecnie połowę dotychczasowego
wynagrodzenia do czasu wyjaśnienia sprawy.
Dysonans między losami bohaterów słynnych już taśm komendanta zauważył między innymi związek
zawodowy opolskich policjantów.
Jego przewodniczący złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez
parę oficerów. „Komendant główny miał na rozpatrzenie raportu 90
dni, a zrobił to od razu. Uważamy,
że zanim pozwolił odejść byłemu
komendantowi na emeryturę, powinien wszcząć wobec niego postępowanie dyscyplinarne za złamanie etyki zawodowej i czekać na jego wyniki” – mówi Benedykt Nowak, przewodniczący zarządu wojewódzkiego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego
Policjantów w Opolu.
W cieniu seksafery pozostają inne wydarzenia z udziałem stróżów
prawa. Gdy przyjrzeć się tylko tym
z kilku ostatnich miesięcy, okazuje
się, że formacja, której ufa niemal 60 proc. Polaków, wcale nie
jest kryształowa:
~ Zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy
Maciej Załucki został odwołany
z pełnionej funkcji po tym, jak
– wraz z kolegami po fachu – awanturował się w jednym z miejscowych
lokali; panowie byli tam prywatnie, w czasie wolnym od służby. Poszło podobno o to, że obsługa lokalu nie chciała upojonym i uciążliwym funkcjonariuszom podawać
więcej alkoholu.
Praca w policji to nie
jest łatwy kawałek
chleba. Toteż
niektórzy mundurowi
ją odreagowują…
~ Krakowska prokuratura prowadzi śledztwo, które ma wyjaśnić,
czy policjanci z Biura Śledczego
w Gdańsku dorabiali sobie do pensji, ściągając haracze od pomorskich
przedsiębiorców w zamian za obietnicę nietykalności.
~ Dowodzący policją gen. Marek Działoszyński zaplanował także kosztowną przebudowę swego gabinetu (organizację nowej komnaty wraz z sekretariatem i salą odpraw wyceniono nawet na 2,5 mln
zł), mimo że z powodu oszczędności hurtowo likwiduje się biedujące
posterunki.
– W jednostkach terenowych nie
ma papieru toaletowego, a co dopiero kartek do pracy, tonerów, drukarek, komputerów, nawet długopisów, nie mówiąc o drukach urzędowych; niedawno pisałem zeznania na odwrocie kalendarza... Przełożonych to nie obchodzi i zmuszają postępowaniami dyscyplinarnymi,
zabieraniem dodatków służbowych
itd. do tego, aby policjanci z własnej kasy wykładali na niezbędny
do pracy sprzęt. Ludzie mają tego
wszystkiego dość, lecz boją się stracić pracę. Pracujemy na komisariatach pamiętających głęboką komunę, w pomieszczeniach nieogrzewanych, zagrzybionych, na starych maszynach do pisania. Rozumiemy,
że trzeba zaciskać pasa, bo oszczędności, lecz one dotyczą tylko nas,
maluczkich. Ogarnia mnie bezradność, gdy widzę niegospodarność
13
PATRZYMY IM NA RĘCE
i kolesiostwo we władzach policji.
Im przecież wszystko można, bo
kto ich rozliczy – mówi jeden
z podwładnych generała Działoszyńskiego.
~ Zarzuty korupcji i przekroczenia uprawnień usłyszało pięciu
funkcjonariuszy komendy w Ostrzeszowie. Panowie za odstąpienie
od mandatu za wykroczenia drogowe brali od kierowców do ręki
po 50–100 zł.
~ Młodszy inspektor Rafał Łysakowski, dyrektor Biura Międzynarodowej Współpracy Policji KGP,
zakupił luksusowe auto. Traf chciał,
że w firmie Autoremo z Podhala,
której właściciel jest przy okazji
współwłaścicielem luksusowego hotelu Bukovina, gdzie zorganizowano m.in. prestiżową konferencję zarządu Europolu (spotkanie szefów
policji 27 krajów UE) prowadzoną
właśnie przez inspektora Łysakowskiego („FiM” 21/2013). Czy wart
ponad 100 tys. zł samochód był podarunkiem od wdzięcznego właściciela hotelu? Sprawę bada prokuratura oraz NIK.
~ Antyterrorysta ze Szczecina
poszedł do mediów, żeby opowiedzieć o tym, co dzieje się w jego
jednostce (m.in. mobbing i pijaństwo). Zrobił to – jak twierdzi – dlatego, że zwracanie uwagi przełożonych na różnorodne patologie nie
skutkowało. A że przed kamerą nie
przebierał w słowach, został przez
sąd (sprawę założyli koledzy z oddziału) uznany za winnego zniesławienia oddziału. Wówczas zareagowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka i w ramach prac programu
„Obserwatorium wolności mediów
w Polsce” skierowała sprawę
do rzecznika praw obywatelskich.
Sąd Najwyższy uznał ostatnio, że
funkcjonariusz miał prawo do
obrony, a za jego ograniczanie
przyznał mu odszkodowanie i zadośćuczynienie.
~ Radomska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez aspiranta
z komisariatu w Czerniewicach, który został nagrany podczas utaczania
paliwa z radiowozu.
~ Ponad 3 promile alkoholu
miał we krwi 32-letni policjant z Inowrocławia, który mimo wszystko zdecydował się wsiąść za kierownicę.
Na drodze do celu stanął mu jednak sygnalizator. Z kolei komendant policji z Karczewa wjechał
po pijaku na znak drogowy. Został
odwołany.
~ Trzy kolizje drogowe ma
na swoim koncie Paweł J., funkcjonariusz wydziału prewencji komendy
w Augustowie, który mimo wszystko wciąż zasila szeregi lokalnej policji. Dziwi to mieszkańców, którzy
wyliczają, że stróż prawa swoim prywatnym autem najpierw skasował
barierki, kilka miesięcy później, gdy
wyprzedzał sznur pojazdów, uderzył
w nadjeżdżający z przeciwka samochód, a później staranował skrzynkę energetyczną. Za każdym razem
policjant uciekał z miejsca wypadku. Przeciwko Pawłowi J. toczy się
postępowanie dyscyplinarne, które
zawieszono do czasu ogłoszenia wyroku sądu.
~ Detektyw Henryk S. z komendy wojewódzkiej w Lublinie odpowie za współudział, a konkretnie – asystowanie w pobiciu, którego dopuścił się jego teść. Policjant do winy się nie przyznaje. Podobnie jak trzej funkcjonariusze
z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy
Miejskiej Policji w Lublinie. Oni
dostali zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej i znieważenia funkcjonariuszy policji. Cała trójka
awanturowała się przed jednym
z lubelskich lokali.
~ Były komendant z Krościenka, 37-letni Artur S., w ciągu półtora roku śmiertelnie potrącił dwie
osoby. Ofiary to 9-latek i 62-latka.
Czy były to tylko nieszczęśliwe wypadki – ustala sąd.
~ Dwie osoby (55-letnia kobieta oraz 5-letnie dziecko) zostały
ranne w wypadku, który spowodował 34-letni pijany funkcjonariusz
z Białegostoku. W policji już nie
pracuje.
~ Trzej policjanci z oddziału
prewencji w Bierutowie zostali zatrzymani pod zarzutem korupcji.
Prokuratura prowadzi w tej sprawie
czynności wyjaśniające.
OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
REKLAMA
NOW
OŚĆ!
„Sensacyjna
monografia
Marka Szenborna
»Czarownice i heretycy.
Tortury, procesy, stosy« burzy
miłe, ułatwiające życie przekonanie
o dobroci i szlachetności ludzkiej
natury.
To literatura faktu,
a raczej faktów
niewygodnych
dla Kościoła”
– prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia:
Telefonicznie
i przez internet
14
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
RODZINA NIEWIARĄ SILNA
STREFA LAICKIEGO RODZICA
Ceremonia Rozkwitu
Chociaż nie patrzy na nas żaden Bóg, patrzą
na nas nasze dzieci.
Shannon i Matthew Cherry
Co zrobić w sytuacji, gdy nie widzimy powodów do posyłania dziecka do Pierwszej Komunii Świętej?
Oto jak sobie, drodzy Rodzice, radzicie.
– Mój starszy syn, który obecnie
jest uczniem II klasy szkoły podstawowej, zapytany na przykład
o uczestnictwo w komunii, otwarcie
mówi, iż nasza rodzina nie wierzy
w boga. Nie stanowiło to dla niego
problemu, mimo że wszystkie pozostałe dzieci z jego klasy uczestniczyły w takim sakramencie. Zapewne
powodem tego, że łatwiej mu było
zaakceptować fakt, iż coś go omija,
jest nasza obietnica zorganizowania
rodzinnego obiadu połączonego
z wręczeniem prezentów „z okazji
nieuczestniczenia w komunii świętej” – mówi Dorota Wójcik, współzałożycielka Fundacji Wolność
od Religii.
„Ja swego dziecka kaleczyć jakąkolwiek ideologią nie byłem w stanie. Nie rozumiem dogmatów Krk
i póki nie znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie mi to wytłumaczyć, nie
zamierzam wierzyć w to, co sławi Krk.
Z Mateuszem i Mamą (Żoną) w czas
komunii pojechaliśmy zwiedzać Egipt
i Turcję” – napisał Edmund.
Co można zaoferować dzieciom
poza podróżami? Na przykład postrzyżyny. Rytualnie to obcięcie włosów chłopcom w wieku 7–10 lat.
Zgodnie z tradycją do tego wieku
chłopak pozostawał pod opieką matki i był traktowany jak dziecko.
Po postrzyżynach przechodził pod ojcowski nadzór i zaczynał poznawać
A
prace oraz ceremonie typowe dla
mężczyzn. To właśnie od chwili postrzyżyn ojciec oficjalnie uznawał
chłopca za syna. Ceremonia ta wiązała się z poczęstunkiem lub ucztą
dla gości. Tę właśnie tradycję wykorzystali rodzice Marcela. W weekend majowy zabrali syna w okolice
regionu kociewskiego. – Nasz syn
nie chodzi na religię jako jedyne
dziecko w klasie – oczywiście nie ma
dla niego zajęć z etyki, ponieważ jest
za mało chętnych dzieci. Na fali komunijnego szaleństwa przeżywanego przez inne rodziny postanowiliśmy dać naszemu synkowi alternatywę. Ustaliliśmy, że będzie to rytuał postrzyżyn – tłumaczy Ada, mama Marcela.
Zaczerpnęli nieco z obyczajów
słowiańskich, ale postanowili nie zamykać się na inne kultury. Przez trzy
dni Marcel uczestniczył w zabawach
i konkurencjach, podczas których
pod okiem rodziców musiał wykazać się umiejętnościami, takimi jak:
zbieranie drewna i rozpalanie ogniska (część oswajania żywiołu ognia),
pływanie kajakiem (część oswajania
żywiołu wody), jazda konna, zdobywanie pożywienia, orientacja w terenie, strzelanie z łuku oraz wiatrówki (część oswajania żywiołu wiatru), sadzenie drzew (część oswajania żywiołu ziemi) itp.
– Wieczorami paliliśmy ognisko,
piekliśmy podpłomyki, ziemniaki
i kiełbaski, przygrywając na tam-tamiku, aby było bardziej klimatycznie – opowiadają rodzice chłopca.
Na starym pogańskim cmentarzysku
ndrea Tufoni, włoski myśliciel humanistyczny, poddaje rodzicom i dzieciom kilka pomysłów, jak tłumaczyć nieuczestniczenie w kościelnym rytuale komunii i jak nie żałować jego braku.
W nieznanej w Polsce książce Tufoniego „Mały podręcznik humanizmu
ateistycznego” jeden z rozdziałów
zatytułowany jest „Do czego służy pierwsza komunia?”. Tufoni zaczyna od wyjaśnień – komunia to
drugi (po chrzcie) kontrakt z Krk.
To tak, jakby przyjść i powiedzieć: „Drodzy księża, jestem tu znowu, żeby powiedzieć, że tak bardzo wierzę w tego Boga,
że chcę się z nim »połączyć« (…)”. Prosty
sposób, żeby wytłumaczyć, maluchowi i rodzinie, dlaczego nie posyłamy go do komunii albo dlaczego nie robi tego niewierzący
kolega.
Dalej jest jeszcze bardziej racjonalistycznie – autor obrazowo odmalowuje istotę
dopełnili „rytuału”. Marcelowi ścięli kosmyk włosów, zakopali sekretnik i nadali mu symboliczne nowe
imię – Mojmir (mój pokój, moje dobro). Otrzymał swój amulet i został
oficjalnie uznany za młodzieńca.
W niedzielę wyprawili uroczysty
obiad dla najbliższej rodziny.
– Na koniec każdy, ile mógł, zrzucił się na nowy rower dla Młodego
i to był prezent od nas wszystkich.
Cała impreza była wyjątkowo tania,
a wrażenia – niezapomniane. Kiedy
podzieliłam się tym z kolegami z pracy, prawie płakali ze wzruszenia
i wielu deklarowało, że bardzo by
chcieli mieć taką „komunię” jako
dzieci – opowiada Ada.
~ ~ ~
„Dlaczego organizujemy tę ceremonię, mimo że nie robili tego nasi sąsiedzi? Dlatego, że mamy głębokie przekonanie, że każdy człowiek jest wyjątkowy. Dlatego, że tego pragniemy. Dlatego, że uznajemy
ważność uroczystego podkreślenia
i funkcję komunii: „Opłatek to mąka.
W środku nie ma nawet soli, a co dopiero
mówić o Bogu”. Hostia ma oczyścić z dawnych grzechów i jakby „zaszczepić” przed nowymi. Chyba nie do końca jest skuteczna – autor rozbraja kościelne argumenty
ważnych i przełomowych momentów w życiu człowieka. Dlatego
wreszcie, że mamy przekonanie, że
każdy jest na tyle wyjątkową osobą, że zasługuje na święto niekonwencjonalne. Uroczyste i świadome
powitanie we wspólnocie społecznej oraz rodzinnej. Uroczyste uznanie prawa głosu w sprawach bezpośrednio jej dotyczących” – tymi
słowami celebrant Paweł Gliński
witał gości podczas Ceremonii Rozkwitu Sandry.
Mamy w sobie wrodzoną potrzebę rytuałów. Jacek Tabisz, prezes
Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, mówi, że człowiek nie składa się tylko z logicznego myślenia,
ale również z emocji. Jeśli pragniecie dać dziecku coś więcej niż prezent z okazji nieprzystąpienia do komunii, możecie, drodzy Rodzice, zorganizować właśnie Ceremonię Rozkwitu. Jest to uroczystość bardzo popularna w Niemczech, uczestniczą
w niej całe grupy szkolnej młodzieży.
A co z największym dla dzieci problemem – prezentami? Atrakcją nie jest już
wspólne świętowanie, ale podarunki. Z roku na rok coraz wymyślniejsze i „wypasione”. I na to ma włoski filozof odpowiedź
– czy trzeba uciekać się do wiary, żeby
pierwszoklasistów czy licealistów, a otrzymanie wówczas pierwszego słownika czy
laptopa będzie znacznie bardziej na temat niż zegarek czy motorynka na komunię! Czyż wspólnie wymyślone i rodzinnie
kultywowane święta nie są przyjemniejsze
dla wszystkich? I bardziej oryginalne.
Autor podkreśla, że nie trzeba czekać na religijną okazję, żeby poczuć się bohaterem dnia i dostać wymarzone prezenty. Pozostawmy komunię wierzącym i sami bawmy
się dobrze.
Więcej (tłumaczenie rozdziału) na
http://robila.overblog.com i http://iwoman.pl
/na-serio/reportaze-i-wywiady/ (artykuł z tagiem „komunia”) oraz oryginał książki (czeka na życzliwego wydawcę w Polsce!)
– http://www.pmua.it.
AGNIESZKA ABÉMONTI-ŚWIRNIAK
[email protected]
Komunia ateistów
– skoro nadal grzeszymy i biegamy do spowiedzi. Jakiś „Bóg na raty?”. A do tego,
skoro Bóg jest wszędzie, to po co go przyjmować dożołądkowo?
Tufoni nie odmawia rodzicom prawa
do dopełnienia katolickiego obyczaju i apeluje o poszanowanie tych, którzy to robią.
Propaguje jednak wolność wyboru młodego
człowieka i rozwijanie w nim możliwości osobistej oceny.
dostać coś w prezencie? Jak i u nas, przesiąknięta katolicyzmem włoska kultura podsunęła tamtejszym niewierzącym pomysły
na święta humanistyczne. Wszak to nie katolicyzm wprowadził do kultury tzw. rytuały przejścia.
Tufoni proponuje powrót do życia rodzinnego – cóż jest przyjemniejszego, niż
znaleźć się w centrum zainteresowania najbliższych z okazji wstąpienia w szeregi
Na polskim gruncie te obrzędy dopiero raczkują. – Wzorzec dopiero
się tworzy, ale podstawą każdej ceremonii humanistycznej jest radość,
afirmacja, podkreślenie humanizmu
oraz wolności jednostki – mówi Tabisz. Przedział wiekowy jest dość
luźny (można zorganizować ceremonię dla dzieci mających zarówno 9, jak i 18 lat), ważne tylko, aby
główny bohater był świadomy tego,
co się dzieje, żeby miał szanse zrozumieć przekazywane mu treści humanistyczne. Reszta zależy od kreatywności i pomysłowości – można
wykorzystać motywy i stroje ludowe czy baśniowe, można sadzić drzewo, aby podkreślić element rozwoju, puszczać latawce jako symbol
uwolnienia młodej osoby. Prowadzącego taką ceremonię oraz wszelkie potrzebne wsparcie znajdziecie
na stronie www.ceremoniehumanistyczne.pl.
OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Handel
niedzielą
Ogarnięta bezgranicznym lizusostwem polska
konserwa postanowiła podjąć próbę zakazania
handlu w niedzielę, po to tylko, aby w coraz
bardziej opustoszałych kościołach pojawiło się
więcej ludzi.
– Pokazujemy, w jaki sposób możemy myśleć przede wszystkim też
o naszych rodzinach, o tym, żeby
rodzina była rodziną, żeby mogła
spędzić swój wolny czas chociażby
w kinie z dzieckiem – powiedziała
posłanka PiS Izabela Kloc. To zdanie pokazuje, jak prawicowi posłowie na chama i obłudnie „dbają”
o rodziny ludzi pracujących w niedzielę. No, chyba że w kinach pracują roboty… Uzasadnienie projektu ustawy o wspomnianym zakazie
handlu jest – zresztą jak sama ustawa – kuriozalne i pełne kłamliwych
argumentów. W poselskim uzasadnieniu czytamy, że praca w niedzielę w placówkach handlowych
– zwłaszcza kobiet, które stanowią
większość zatrudnionych w handlu,
a jednocześnie pełnią odpowiedzialne funkcje w życiu rodzinnym i wychowywaniu dzieci – jest przez
„znaczną część społeczeństwa” oceniana negatywnie.
Nie wiadomo do końca, co politycy rozumieją przez znaczną część
społeczeństwa, ponieważ w ubiegłą
niedzielę w największych miastach
Polski działacze Ruchu Palikota manifestowali przy dużych centrach
handlowych, rozdając ulotki i rozmawiając z przechodniami o tym
nowym pomyśle konserwatystów.
Przeważająca większość osób nie
chciała nawet słyszeć o zamykaniu
sklepów w niedzielę. Duże sieci
i centra handlowe oferują dziś znacznie więcej niż tylko sprzedaż rozmaitych półkowych produktów. Olbrzymie place zabaw, restauracje,
kawiarnie, kina itd. są niemal nieodłączną częścią handlowych molochów. Oczywiście wszystko jest robione po to, aby przyciągnąć klienta i nakłonić go do wydania jak największej sumy, ale czy to coś złego?
Wygląda na to, że politycy PO,
PiS, PSL i SP o zakazie handlu
w niedzielę rozmawiali tylko z biskupami, bo Polacy wolą raczej sami decydować, gdzie i kiedy będą
robili zakupy. Odgórne zakazy mogą tylko zaszkodzić.
– To bez sensu. Jest mnóstwo
osób, które specjalnie biorą dodatkowe godziny pracy w niedzielę. Zawsze można zarobić parę groszy więcej. Dlaczego ten cały PiS zabrania
pracować normalnym ludziom, a taki Adam Hofman czy inny mu podobny od rana w niedzielę biega
po stacjach radiowych i telewizjach? Co, on może pracować,
a ja nie? – mówiła Anna, nie
ukrywając, że chętnie pracowałaby w niedzielę, gdyby tylko…
miała pracę.
Posłowie i politycy Ruchu Palikota poświęcili całą ubiegłą niedzielę na sprawdzenie, co ludzie
myślą o tym projekcie. Mimo
wielu sondaży twierdzących, że
zdanie Polaków jest w tej sprawie rzekomo podzielone, działacze donoszą, że większość osób,
z którymi rozmawiali, chce kupować w niedzielę albo chociaż
chce mieć taką możliwość. Prawica zdaje się również nie brać
pod uwagę konsekwencji gospodarczych, jakie niesie za sobą
jej pomysł.
– Zakaz handlu w niedzielę spowoduje zwiększenie i tak bardzo już
dużego bezrobocia. W Polsce ponad 2 miliony osób nie ma zatrudnienia, a kolejne 2 miliony wyjechały w jego poszukiwaniu. Wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę
spowoduje zniknięcie od 50 do 70
tysięcy miejsc pracy. Kolejną sprawą jest spadek wpływów do budżetu.
Ci ludzie nie będą płacić podatku
PIT, nie będą płacić składek
do ZUS, a część z nich pójdzie
na zasiłek. Spadną też wpływy
z VAT, ponieważ im mniejsza konsumpcja, tym niższe wpływy z tego
podatku. Według ostrożnych szacunków z 2010 r. zakaz handlu
w niedzielę to około miliarda złotych
mniej w budżecie państwa – wylicza
15
poseł Łukasz Gibała
z Ruchu Palikota.
Wtórował mu partyjny kolega Artur Dębski, którego zdaniem
ten pomysł to wina kościelnych agitatorów.
– Ci posłowie,
którzy podpisali się
pod tym projektem,
działali na zlecenie
korporacji watykańskiej. Twierdzą oni, że
im mniej ludzi w niedzielę w sklepach, tym
więcej na mszach i więcej składek na tacę.
Nie tędy droga. Ludzie
mają chcieć dawać
na tacę. Nie można ich
do tego zmuszać. Jeśli
Polacy mają ochotę robić zakupy w niedzielę, to mają mieć do tego prawo! Nikt ich
do tego nie zmusza
– mówił polityk RP.
Oczywiście katoliccy dygnitarze i publicyści najchętniej pozamykaliby wszystkich
w kościołach. Redaktor Tomasz Terlikowski argumentuje, że
w Niemczech istnieje
zakaz handlu w niedzielę i świat im się
na głowy nie zawalił.
Naczelny ultraprawicowego portalu Fronda.
pl nie dodaje, że świat
naszych zachodnich sąsiadów nie zawalił się także po legalizacji in vitro i aborcji. Warto też
zauważyć, że Niemcy mieszkający
przy granicy – z powodu zakazu u siebie – robią zakupy w Polsce.
Tylko Ruch Palikota i SLD nie
chcą zakazywania niedzielnego handlu. Niestety, ich głos może być w tej
sprawie niewystarczający…
ŁUKASZ LIPIŃSKI
Straż antyobywatelska
W Lublinie nie można krytykować Platformy – grozi za to interwencja straży
miejskiej!
Na własnej skórze przekonał się o tym Janusz Palikot oraz posłowie Michał Kabaciński i Zofia Popiołek, którzy zorganizowali pod miejscowym magistratem wiec. Palikot przedstawił założenia programowe i skrytykował prezydenta miasta Krzysztofa Żuka z PO (tego od wspierania moherowego
Marszu Życia).
– Przepraszam lublinian za prezydenta Żuka, bo to był mój kandydat – powiedział Palikot. Mówił też o potrzebie likwidacji straży
miejskiej. Ta się po chwili zjawiła i spisała parlamentarzystów. Zarzuciła im, że nie mieli zgody ratusza na ustawienie małej scenki pod magistratem. Tym samym, którego kierownictwo
było właśnie punktowane za nieróbstwo i psucie wizerunku miasta. – Lublin stał się symbolem postfaszystowskich kiboli, którym sprzyja Krzysztof Żuk! – dodał Palikot.
Kabaciński wyjaśnił, że odpowiedni wniosek został złożony w urzędzie miasta kilka
tygodni wcześniej, lecz do chwili wiecu nie
przysłano żadnej decyzji. Straż wmawiała słuchaczom, że RP otrzymał odmowę. – Mandaty jednak się nie posypią, bo – jak mówił
przedstawiciel straży, wicekomendant Paweł
Bakiera – organizatorzy są posłami… I wybuchła awantura.
– To kłamstwo, nikt z nas nie zasłonił
się immunitetem poselskim! – odpowiedział
Kabaciński. Palikot zaś zażądał wezwania policji. Ta przyjechała, popatrzyła, posłuchała,
jak strażnicy dyskutują z posłami, sama sobie z obecnymi pogawędziła – i na tym się
skończyło.
W trakcie wiecu zbierano podpisy za inicjatywami legislacyjnymi RP. Byli chętni, mimo chmary wyrosłych nagle jak spod ziemi
innych funkcjonariuszy straży miejskiej. – Lubelska straż miejska łamie prawa obywatelskie w Lublinie – skwitował Palikot.
TI
Fot. Autor
W trakcie spotkania jeden z mieszkańców zapytał Janusza Palikota, co sądzi o pomyśle postawienia pomnika królowi Władysławowi Łokietkowi (wiec miał miejsce na placu imienia władcy). Poseł odpowiedział, że pomników w Polsce jest już dość. – Ale
jeśli już, to lepiej Łokietkowi niż Kaczyńskiemu – dodał.
TI
16
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
ZE ŚWIATA
ŚWIECKOŚĆ GÓRĄ!
Bolończycy nie dadzą swojej kasy prywatnym katolickim przedszkolom. Więcej – zabiorą dotacje, które istniały do dziś, i rozdadzą publicznym placówkom.
Ku wściekłości Kościoła katolickiego większością 59 proc. głosów bolończycy wybrali w referendum („FiM” 21/2013) „opcję A”
– milion euro przekazano dla placówek państwowych zamiast dla katolickich. Argumenty typu „państwowe przedszkola mają za mało
miejsc” okazały się niewystarczające. Wszyscy znają niebotyczne ceny tych prywatnych, w tym głównie katolickich (nawet 600 euro/miesiąc), i niezajęte w nich ławki. Teraz burmistrz zapowiedział,
że zostaną stworzone nowe, publiczne miejsca nauki i pracy dla świeckich nauczycieli.
Do urn poszło niecałe 30 proc.
uprawnionych do głosowania. Według dziennika „Repubblica” jest
to nieoczekiwanie wysoka liczba,
gdyż samych zainteresowanych problemami przedszkoli jest znacznie
mniej! To oznacza, że część mieszkańców oddała swój głos po prostu na rzecz idei świeckości.
Agnieszka Abémonti-Świrniak
DINOZAURY WIEDZY
Część amerykańskich fundamentalistów naucza swe dzieci, że
ludzie przyjaźnili się z dinozaurami, a Ziemia ma mniej niż 10
tys. lat. Niedawno jednak część
z nich przejrzała na oczy i zaczęła te absurdy krytykować.
I tak dzieci mogą się na przykład dowiedzieć, że pierwsi ludzie żyli w przyjaźni z dinozaurami. W książce „Dinozaury z Edenu” zamieszczono nawet rysunek,
na którym Adam i Ewa… zakładają siodło na grzbiet dinozaura.
Z kolei w innym podręczniku opisane są naukowe teorie powstania
Księżyca, przy czym autorka książki informuje dziesięcioletnich
uczniów, że „są to tylko zgadywanki, a chrześcijanie nie muszą zgadywać, jak wszystko się zaczęło
(…), bo wiedzą, że Bóg stworzył
wszystko z niczego”. Ten sam podręcznik opisuje Wielki Kanion jako pozostałość po biblijnym potopie. I pomyśleć, że wydawca
informuje, iż tekst powstał w zgodzie z akademickimi standardami!
Na szczęście nawet wśród samych fundamentalistów znaleźli się
odważni, którzy przerwali zmowę
milczenia i zaczęli otwarcie krytykować treści zawarte w książkach
kierowanych do dzieci uczących się
w trybie domowym. Erinn Warton – konserwatywna chrześcijanka, ale i naukowiec, która naucza
troje swych dzieci w domu – była
przerażona, gdy przeczytała opis,
jak Adam i Ewa okiełznują dinozaura. Podobnych opinii można usłyszeć coraz więcej.
Naprzeciw tym komentarzom
wyszło Christian Schools International, jedno z chrześcijańskich wydawnictw, które stara się pogodzić
zupełnie przeciwne punkty widzenia – kreacjonizm i ewolucjonizm
– twierdząc, iż „CSI proponuje prezentowanie wiedzy naukowej
z chrześcijańskiej perspektywy, ale
w żadnym razie nie dyskredytuje
teorii ewolucji”.
AmerG.
KOLONIA APOSTATÓW
W wielu stanach USA rodzice
mają prawo odstąpić od posyłania
swych dzieci do szkół, w zamian
organizując im edukację domową.
Zatem wielu religijnych gorliwców
rezygnuje z publicznej edukacji
swych latorośli w celu indoktrynowania ich fundamentalistycznymi
treściami. W USA założono specjalne wydawnictwa, które dostarczają podręczniki do domowego
nauczania napisane zgodnie z „biblijnymi” doktrynami. Ocenia się,
że nawet 75 proc. amerykańskich
dzieci nauczanych w domu to potomstwo fundamentalistów chrześcijańskich.
500 katolików z Kolonii postanowiło wystąpić z Kościoła w proteście przeciw katolickim klinikom, które odmówiły pomocy
zgwałconej kobiecie.
Sprawa zaczęła się w połowie
stycznia bieżącego roku, gdy
do szpitala w Kolonii zgłosiła się 25latka podejrzewająca, że ktoś zaaplikował jej tabletki gwałtu, a następnie zgwałcił. Jednak katolickie szpitale – św. Ducha i św. Wincenta nie przyjęły poszkodowanej,
gdyż zdaniem dyrekcji udzielenie
jej pomocy godziłoby w etykę chrześcijańską. Wywołało to ogólnokrajowy skandal i zmianę stosunku biskupów do tabletki antykoncepcyjnej „dzień po”.
Rośnie liczba Niemców dokonujących apostazji. Marcus Strunk
z kolońskiego Sądu Rejonowego
powiedział, że osoby składające taki wniosek nie muszą podawać powodów swojej decyzji. Zaznaczył
jednak, że wielu z nich wspominało o skandalicznym postępowaniu
katolickich klinik, o stosunku Kościoła do życia seksualnego, kobiet czy homoseksualistów, a także
do osób rozwiedzionych czy chrześcijan innych wyznań.
MZ
ZAPACH BOGA
W ostatnich miesiącach za oceanem triumfy święci specyficzny dział literatury sensacyjnej
– relacje z wizyt w niebie.
„Anesthesia & Alalgesia” badania 500 pacjentów po narkozie. 11
proc. doświadczyło barwnych halucynacji. Ostatnie badania przeprowadzone przez naukowców z John
Hopkins School of Medicine pokazały też, że „do nieba zagląda” 94
proc. badanych, którym zaaplikowano grzybki halucynogenne. „Króliki doświadczalne” twierdzą, że były to najlepsze doznania zmysłowe,
jakich kiedykolwiek doświadczyli.
Tak oto relacje z wizyty w niebie
przerabia się na majaczenie po prochach...
ZW
cierpią na cukrzycę, bo „maryśka” wpływa pozytywnie na metabolizm węglowodorów.
American Medical Association
w oparciu o wynik badań wystąpiło do rządu i Kongresu USA o usunięcie marihuany z listy najbardziej
szkodliwych narkotyków, takich jak
kokaina i LSD. Stwierdzono, że zakaz uniemożliwia badania nad jej
leczniczymi właściwościami. Odpowiedź była odmowna. Mimo niezmiennie negatywnego stanowiska
władz federalnych, 18 stanów USA
aprobuje używanie marihuany
do celów medycznych.
PZ
MARYŚKA NA ZDROWIE
Specjalne uznanie należy się
amerykańskiemu neurochirurgowi
Ebenowi Alexandrowi, który z talentem opowiedział o swoich przeżyciach doświadczanych w stanie
śpiączki. I napisał książkę pt. „Dowód istnienia nieba: Podróż neurochirurga w życie pośmiertne”. Zagościł też w studiu ultraprawicowej
telewizji FOX. W programie „Fox
& Friends” ze swadą opowiadał,
że 20 dzieci zabitych w szkole
w Newtown zapamięta swą śmierć,
ale bez żadnego bólu.
W kwietniu jego miejsce w tym
programie zajęła Crystal McVea,
oddająca się sugestywnej promocji
swej książki pt. „Obudzić się w niebie: Prawdziwa historia załamania,
nieba i ponownego życia”. „Widziałam intensywną jasność” – McVea
rozpoczyna może niezbyt oryginalnie, ale zaraz wzbija się na wyższy
poziom: „Jasność, którą czułam, dotykałam, słyszałam, wąchałam, która mnie przepełniała. Jakbym nie
miała 5 zmysłów, ale 500”. Ekscytujące doznania zawdzięcza anestezjologowi: rąbnął się, wstrzykując
jej zbyt dużą porcję leku usypiającego. W efekcie zastopował jej akcję serca. Autorka utrzymuje, że
czuła zapach Boga, ale, niestety,
nie zdradza, czy była to woń fiołków, kadzidła czy może nieskończoności. Mówi za to, że konwersowała z nim, czyli z samym Bogiem, i to bez słów. Treści pogawędki nie pamięta. Nie można wątpić, że stan konta pani McVae szybko wzrośnie, a jej dzieło doczeka
się następnych wydań.
Gdy ktoś odkryje żyłę złota, zawsze pojawią się psuje. Opisy wizyt na progu nieba kwestionują naukowcy. Czynią to perfidnie: nie
przez dezawuowanie zawartości
książek, co można by zbyć pogardą wobec niedowiarków. Naukowcy nie poważają tych opowieści, podobnie zresztą postępują w przypadku snów: przyśniły się rzeczywiście, lecz nie miały nic wspólnego z rzeczywistością... Powołują się
na przedstawione w periodyku
Lekarze kolejny raz informują
o leczniczych właściwościach
marihuany. Przedstawiono wnioski płynące z 11-letnich badań,
dowodzące, że cannabis redukuje zagrożenie zachorowania na raka pęcherza.
Okazuje się, że palacze „maryśki” znacznie rzadziej zapadają
na ten dosyć powszechny i groźny
nowotwór. W ich przypadku ryzyko zachorowania jest o 45 proc. niższe. Palacze tytoniu zapadają na tę
chorobę o 52 proc. częściej. Dobroczynne skutki palenia nie dotyczą jednak tych, którzy sięgają
po „trawkę” sporadycznie.
Przypuszcza się, że w pęcherzu
moczowym są receptory komponentu marihuany (nie tego wywołującego efekt narkotyczny), które
zapobiegają szkodliwym mutacjom
komórek. Inne badania wykazały,
że ludzie, którzy za młodu palili
marihuanę, a potem przestali, są
narażeni na nieco wyższe ryzyko
zapadnięcia na raka jądra. Nie występuje ono u tych, którzy nie rzucili nałogu. W studium z 2007 r.
stwierdzono, że palenie marihuany
hamuje aktywność genów wywołujących nowotwory piersi. Badania
prowadzone w California Pacific
Medical Center w San Francisco
pokazały, że składnik marihuany
powstrzymuje przerzuty najbardziej
agresywnych rodzajów raka: piersi, mózgu i prostaty.
Donald Tashkin, pulmonolog i badacz ze szkoły medycznej
Uniwersytetu Kalifornijskiego
w Los Angeles, zajmuje się marihuaną od 30 lat. We wcześniejszych
pracach stwierdził, że jej dym zawiera substancje rakotwórcze co
najmniej tak samo szkodliwe jak te
zawarte w tytoniu. Potem jednak
odkrył, że zawarta w marihuanie
substancja THC zabija stare komórki, uniemożliwiając ich mutacje i rakowacenie. Na podstawie
wyników kompleksowego studium
badawczego dr Tashkin oznajmił,
że nawet osoby, które intensywnie
palą „zioło”, nie chorują częściej
na raka płuc ani na trzy inne częste rodzaje nowotworów.
Trzy różne studia badawcze,
w tym ostatnio przeprowadzone
w szkole medycznej Uniwersytetu
Harvarda, pokazują, że palacze
cannabisu są mniej otyli i rzadziej
BHP GRILLOWANIA
Inaugurację sezonu na grilla mamy już za sobą, ale nie od rzeczy
będzie przypomnienie kilku istotnych porad zdrowotnych dotyczących pieczenia mięsa na otwartym ogniu.
American Institute for Cancer
Research przestrzega przed przesadą w spożywaniu grillowanego
mięsa – najbardziej niebezpieczne
jest mięso czerwone (wołowina,
wieprzowina, baranina), ale trzeba uważać także na białe (kurczak,
indyk).
W trakcie grillowania wytwarzają się niebezpieczne dla zdrowia
rakotwórcze substancje podwyższające ryzyko zachorowania na nowotwór jelita grubego. Sposobem
na zredukowanie zagrożenia jest
marynowanie mięsa przez co najmniej 30 minut przed położeniem
go na ruszt. Marynata na bazie octu
winnego lub soku cytrynowego, ziół
i przypraw częściowo neutralizuje
rakogenne aromatyczne węglowodory PAHs. Warto skrócić czas ekspozycji mięsa na wysoką temperaturę i dym przez wstępne podgrzanie go w kuchence mikrofalowej.
Wskazane jest także unikanie bardzo wysokiej temperatury – rozżarzone węgle trzeba odsunąć na bok,
a mięso ułożyć w środku. Warto
okroić mięso z tłuszczu i osuszyć
z nadmiaru soków, bo kapiąc
na płomienie, powodują dym, którego wdychanie jest szkodliwe dla
zdrowia.
Niekorzystne wpływy grillowania częściowo mogą anulować warzywa i owoce zawierające antyrakowe komponenty. Są one obecne
w cebuli, papryce, cukinii i pomidorach.
TN
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
W argentyńskim więzieniu zmarł
odsiadujący dożywocie za zbrodnie przeciw ludzkości 89-letni dyktator Jorge Videla (na zdjęciu).
Wielce zasłużony dla Kościoła.
Nie tylko z tego powodu odżyły komentarze o roli hierarchów argentyńskiego Kościoła katolickiego w prawicowym puczu wojskowym. Analizuje ją Emilio Mignone,
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
na ręce dyktatora memorandum
z zapytaniami. Odpowiedział na nie
jednym zdaniem: „Rząd nie może
być pociągany do odpowiedzialności za to, co wywrotowcy rozgłaszają, by zdyskredytować proces narodowej reorganizacji”.
Trudno odnaleźć jakikolwiek
dokument Episkopatu, w którym
duchowni wyrażaliby zatroskanie
dlaczego te pytania o partyzantów
i terroryzm wciąż się pojawiają.
Przecież to było tak dawno temu”.
Videla i jego następcy ustawicznie
posługiwali się straszakiem partyzantów organizujących zamachy terrorystyczne, co określane było jako „ataki na chrześcijańską cywilizację”. Kościół był traktowany przez
autorów puczu jak sojusznik. W lutym
Diabelski pakt
aktywista organizacji Human Rights, w swej książce pt. „Świadkowie prawdy”.
Od samego początku krwawego
zamachu stanu liderzy Kościoła byli totumfackimi puczystów. W noc
poprzedzającą pucz, 24 marca 1976 r.,
generał Jorge Videla i admirał Emilio Massera zaprosili purpuratów
argentyńskich i powiadomili ich
o planowanym przewrocie, co spotkało się z pełnym zrozumieniem.
Mignone i inni komentatorzy podkreślają, że junta Videli była w „bliskim sojuszu” z Kościołem, którego liderów traktowano jako „zaufanych”. Współpraca polegała
głównie na tym, że Videla dyktował, jak hierarchowie mogą pomagać, a oni bez sprzeciwów przyjmowali to do wiadomości. Rozbieżności stanowisk były niewielkie – biskupi adresowali je w sposób delikatny i oględny. W 1977 r. trzech
purpuratów odważyło się skierować
17
Lekarzu, lecz się sam!
I
nstytut św. Łukasza w stanie Maryland to ośrodek prowadzony przez Kościół, do którego trafiają księża pedofile.
Placówką kierował Edward
Arsenault, wpływowy prałat z diecezji Manchester. Właśnie stracił
stanowisko prezesa, musiał podać
się do dymisji i został zawieszony
w funkcjach księdza. Powodem są
oskarżenia nie tylko o przekręty
finansowe, ale i o przestępstwa seksualne... – To dla nas bardzo ciężka wiadomość – komentuje nowinę członek kierownictwa instytutu.
JF
Kościół to mafia
oktor Bryan Keon-Cohen, prezes organizacji lobbującej na rzecz
pociągania księży do odpowiedzialności za ich zbrodnie, porównał ludzi Kościoła do członków zorganizowanych grup przestępczych.
D
losem tysięcy „zaginionych” bądź
domagali się od puczystów przestrzegania praw człowieka. Mówiono tylko o pokoju, pojednaniu i wybaczeniu. Arcybiskup Juan Carlos
Aramburu – zapytany w wywiadzie
w 1982 r. o masowe groby odkryte na cmentarzu Grand Bourg
w prowincji Buenos Aires – wyraził
zniecierpliwienie: „Nie rozumiem,
1977 r. Videla rozszerzył przywileje ekonomiczne Kościoła, hierarchowie otrzymali lukratywne pakiety emerytalne od rządu. Tak więc
współpraca się opłaciła. W Argentynie za czasów puczu Videli w latach 1976–1983 zostało zamordowanych (często bestialsko) według różnych szacunków 10–30 tys. ludzi.
PZ
„Zachowują się jak członkowie gangów motocyklowych, mafia, kartele narkotykowe lub handlarze żywym towarem. Usiłują
zastępować proces postępowania
sądowego i prawo kryminalne swymi wewnętrznymi przepisami kościelnymi. Twierdząc, że nie uznawali przemocy seksualnej za przestępstwo, a nawet nie rozpatrywali jej w kategoriach grzechu, usiłują stawiać katolicką doktrynę
przed prawem państwa” – Keon-Cohen mówił na konferencji
prawników australijskich w połowie maja.
Keon-Cohen nie jest pierwszym, któremu narzuciło się takie
porównanie. Przed kilku laty Kościół do mafii porównał Frank Keating, były gubernator stanu Oklahoma i funkcjonariusz FBI, były
katolicki aktywista, wybrany przez
amerykańskich hierarchów na przewodniczącego kościelnej komisji rewizyjnej, mającej nadzorować walkę z pedofilią. Keating po próbach
autentycznego działania podał się
demonstracyjnie do dymisji, oskarżając władze kościelne o blokowanie reform, hamowanie śledztw
i chronienie przestępców.
TN
Z brudnymi rękami
Zmienił się lokator watykańskiego stolca, ale obsesja hierarchów katolickich na punkcie aborcji
i praw gejów pozostaje niezmienna.
Nowojorski kardynał Timothy Dolan ma status
prymasa, to najwyższa ranga hierarchy Krk w USA.
Niedawno publicznie porównał katolików homoseksualistów oraz tych, którzy popierają ich prawo do zakładania rodzin, do „ludzi o brudnych rękach”, którzy nie
powinni przychodzić do kościoła. Wypowiedź ta przeczy jego własnej deklaracji sprzed kilku tygodni: „Wszyscy są mile widziani”.
Metafora Dolana sprowokowała grupę gejów katolików do przybycia na nabożeństwo do nowojorskiej
katedry św. Patryka z umazanymi na czarno rękoma.
Już w miejscu spotkania czekały na nią 4 auta policyjne i 10 funkcjonariuszy. Demonstranci zostali poinformowani, że z powodu brudnych rąk nie zostaną
wpuszczeni do katedry. Mimo to nie zmienili planów.
Wygasanie zapału religijnego nie
ogranicza się do Europy. Ameryka Północna idzie w ślady Starego Kontynentu.
Coraz więcej osób rezygnuje
z praktyk religijnych – nawet w USA,
uchodzących do niedawna za bastion
pobożności. Najszybciej rozwijają się
tam ateizm i agnostycyzm. Antyreligijnością zaraziła się Kanada, choć
warto wspomnieć, że Kanadyjczycy
i tak od dawna nie mieli przesadnych
skłonności do padania na kolana.
W progu świątyni czekał na nich jej pracownik i nie
kryjąc wrogości, oświadczył, że jeśli spróbują wejść
do środka, nie umywszy rąk, zostaną aresztowani. „Traktowałem katedrę jako swój dom – pisze organizator akcji Joseph Amodeo. – Jak można zabraniać mi wejścia do mego domu? Zdałem sobie sprawę, że jestem duchowo bezdomny”.
Wkrótce potem kardynał Dolan zaczął wygrażać
Andrewowi Cuomo, gubernatorowi stanu Nowy Jork,
zapowiadającemu złagodzenie przepisów aborcyjnych.
Kardynał oznajmił, że jeśli polityk odważy się zrealizować swój plan, narazi się na „gniew biskupów”. Zasugerował, że jeśli Cuomo ośmieli się postąpić wbrew
woli hierarchów, przestanie być uważany za katolika.
Przy okazji dostało się ojcu polityka, Mario Cuomo,
byłemu gubernatorowi stanu, który wygłosił ongiś słynne przemówienie o różnicach katolickiego i świeckiego podejścia do kwestii przerywania ciąży.
CS
Ameryka wychodzi z Kościoła
Dobra (dla kleru) wieść jest taka,
że katolicy w Kanadzie wciąż stanowią największą grupę religijną – 38
proc. populacji podpisuje się pod tym
wyznaniem. Potem długo, długo nic
i mamy United Church z 6 proc.
wyznawców. Co czwarty Kanadyjczyk w rubryce wyznanie pisze:
„Bez”. To wielki wzrost: w roku 2001
bezwyznaniowców było 16 proc.,
a w 1991 r. – 12 proc. W USA bezwyznaniowców jest nieco mniej
niż 20 proc. Nie wszystkie religie
kanadyjskie się zwijają – islam przeżywa burzliwy wzrost za sprawą imigrantów. Mahometan jest w Kanadzie o 60 proc. więcej niż w 2001
roku.
TN
Gwałt na rozumie
abio Castilla, arcybiskup z meksykańskiej prowincji Chiapas,
zapewnił sobie wśród wkurzonych wiernych spory rozgłos, ale
chyba nie taki, jakiego pragnął.
F
Podczas homilii w katedrze San
Marcos hierarcha oświadczył: „Kiedy dzieci są molestowane seksualnie przez księży, ich przyszłość
umiera. Ale nie można tego porównać z aborcją, która jest morderstwem. Jakościowo przerwanie ciąży jest czymś znacznie poważniejszym od zgwałcenia dziecka przez duchownego”.
Meksykański biskup nie ukrywa swego antyaborcyjnego zapału,
rozciągającego się również na antykoncepcję – niedawno gromił kondomy. Jednocześnie przepełniony
jest wyrozumiałością wobec kolegów pedofilów: wyraził rozżalenie,
że tylko na nich skupiają się media, a także aparat ścigania, który
powinien przecież wziąć na celownik wszystkich – nauczycieli, polityków, doktorów…
Oczywiście Castilli włos z głowy nie spadł – ze strony kolegów
i papieża także nie spotkała go żadna nieprzyjemność. Tymczasem
na jego kolegę z Brazylii, ks. Roberta Francisca Daniela, konsekwencje spadły z prędkością błyskawicy, gdy zrezygnował ze stanowiska w proteście przeciw stosunkowi Kościoła do homoseksualistów. Został natychmiast ekskomunikowany.
ST
18
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
NIECH NAS ZOBACZĄ
granat
beżowa
melanż
10
czarna
40 cm
Do podanych cen należy doliczyć koszty wysyłki według
cennika Poczty Polskiej w zależności od sumarycznej
wagi zamówienia.
Przykładowe wagi gadżetów:
- koszulki M - 0,14 kg,
- koszulki L - 0,15 kg,
- koszulki XL - 0,16 kg,
- koszulki XXL - 0,17 kg,
- kubek 1 sztuka - 0,336 kg,
- czapka - 0,076 kg,
- pudełko paczki - 0,071 kg.
1. Ceny listów i paczek przy przedpłacie
(płatność przed wysyłką) na terenie Polski:
35 cm
EKOLOGICZNA
TORBA
NA ZAKUPY
TYLKO
Zamówienia zagraniczne i krajowe płatne z góry realizujemy po wcześniejszym kontakcie i uzgodnieniu całkowitej ceny wysyłki.
Przesyłka listowa polecona ekonomiczna
(wysyłka mniejszych zamówień: do 4 koszulek, czapeczki):
- do 0,35 kg = 5,95 zł,
- ponad 0,35 kg do 1,00 kg = 6,95 zł,
- ponad 1,00 kg do 2,00 kg = 9,50 zł.
Paczki pocztowe ekonomiczne
(wysyłka cięższych zamówień od 5 koszulek):
- do 1 kg = 9,50 zł,
- ponad 1 kg do 2 kg = 11 zł.
- ponad 2 kg do 5 kg = 13 zł
2. Ceny paczek pobraniowych ekonomicznych
(płatność przy odbiorze wysyłki)
na terenie Polski:
- do 2 kg = 15 zł,
- ponad 2 kg do 5 kg = 18 zł,
- ponad 5 kg do 20 kg = 33 zł.
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
LISTY
PROTEST
PARLAMENTARNY ZESPÓŁ
ŚWIECKIEGO PAŃSTWA stanowczo protestuje przeciwko wypowiedziom biskupów Kościoła
rzymskokatolickiego podczas ostatniej uroczystości kościelnej tzw. Bożego Ciała 30 czerwca br. W szczególności arcybiskupi Henryk Hoser
i Józef Michalik oraz kardynał Stanisław Dziwisz podważyli wartość
i moc prawa stanowionego przez
państwo, mówiąc publicznie o jego podrzędności względem prawa
boskiego. W domyśle zatem osoby
te wzywają do łamania prawa państwowego, jeśli – ich zdaniem – stoi
ono w kolizji z prawem boskim.
Sprowadza się to de facto do nawoływania do obalenia porządku
demokratycznego w Polsce. Zaznaczyć trzeba, że osoby te samowolnie i arbitralnie czynią się ekspertami oraz wyroczniami w tym ewentualnym konflikcie obu praw. To
oni mają decydować o tym, jakiego prawa mają przestrzegać obywatele.
Wypowiedzi hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego mogą wyczerpywać znamiona następujących przestępstw:
1. Znieważanie Rzeczypospolitej Polskiej, czyli czyn
określony w art. 133 Kodeksu
karnego. Przewiduje on, że ten,
kto publicznie znieważa Naród
lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
2. Wpływanie za pomocą
przemocy (także słownej) lub
groźby karalnej na funkcjonowanie organów RP, czyli czyn
określony w art. 128 par. 3 Kodeksu karnego. Przewiduje on,
że ten, kto przemocą lub groźbą bezprawną wywiera wpływ
na czynności urzędowe konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku
do lat 10.
3. Można także rozważyć, czy
w grę nie wchodzi podżeganie
do obalenia demokratycznego
ustroju RP, czyli o czyn opisany w art. 127 par. 1 Kodeksu
karnego. Przewiduje on, że ten,
kto mając na celu pozbawienie
niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi
osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze
pozbawienia wolności na czas
nie krótszy od lat 10, karze 25
lat pozbawienia wolności albo
karze dożywotniego pozbawienia wolności. Zgodnie z art. 18
par. 1 Kodeksu karnego ten, kto
chcąc, aby inna osoba dokonała
czynu zabronionego, nakłania
ją do tego, odpowiada za podżeganie.
Przewodniczący Parlamentarnego
Zespołu Świeckiego Państwa
Poseł Roman Kotliński
Non possumus
Podczas obchodów święta Bożego Ciała nasi biskupi w swoim
pierdolamento-(homilii) w osobach
Dziwisza, Nycza czy Michalika zanegowali porządek prawny obowiązujący w naszym kraju. Ich zdaniem
(mówią to wprost) prawo boskie jest
ponad prawem konstytucyjnym, stanowionym w parlamencie. Nasi hierarchowie pokazali swoje prawdziwe oblicze, jaki jest cel, do którego dążą, a tym celem jest państwo
wyznaniowe, bo tylko w takim państwie prawo stanowione opiera się
na prawie religijnym – casus Iran.
Podoba mi się stanowisko SLD
i samego Millera w tej kwestii, poddające ostrej krytyce opinie wyżej
wymienionych hierarchów. Partia
wystosowała nawet pismo w tej
sprawie do prezydenta Komorowskiego jako strażnika Konstytucji
RP. Dobrze byłoby, żeby do głosu
sprzeciwu w tej sprawie przyłączyli się inni o lewicowych poglądach,
którzy świeckość państwa uważają
za sprawę nadrzędną. Dotyczy to
takich partii jak Ruch Palikota, Europa Plus czy organizacji pozarządowych walczących o świeckość naszego kraju. Uległość wobec kleru
skutkuje tym, że dając im palec, zaraz żądają całej ręki, a gdy i ją skonsumują, to od razu zaczynają pożerać nas całych. Jest to także jeden z powodów ku temu, żeby lewica zaczęła ze sobą współpracować, żeby to ona stała się alternatywą dla PO, a nie PiS. Ci ostatni, gdyby doszli do władzy, niechybnie zaczną realizować to, czego biskupi będą od nich żądali. Gdyby
jeszcze prawica zdobyła większość
konstytucyjną, a przy mizerii lewicy jest to wysoce prawdopodobne,
zamiast słowami: „Dzień dobry”
będziemy się witać słowami: „Niech
będzie pochwalony”. Dajmy teraz
odpór głosowi Krk, bo za chwilę
może być za późno.
Józef Frąszczak
SZKIEŁKO I OKO
Nadzieja w „FiM”
To, co usłyszałem w mediach
w dniu Bożego Ciała, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Głoszeniem przez władnych w sukienkach,
że prawo boże jest nad prawem stanowionym w kraju, czarna stonka
sama pokazała, co jest ważne: ich
i tylko ich stanowione prawo, dogmaty, a co za tym idzie – władza.
Nie dziwię się reakcji Millera
w tej kwestii, ale dziwię się części
naszego narodu, że tak licznie uczestniczy w tym praniu mózgów. Przecież to, co ogłosił purpurat Dziwisz,
uwłacza nam jako Polakom. Przecież te wypowiedzi winny natychmiast spowodować reakcję naszych
władz z uwagi na namawianie narodu do nieprzestrzegania prawa obwiązującego w naszym kraju, tylko
do przestrzegania jakichś wymysłów,
i to stanowionych przez obce państwo, jakim jest Watykan. Gdzie jest
nasza suwerenność, gdzie jest nasza
Polska?
Mam nadzieję, że dzięki Wam
jako redakcji uda się zmienić mentalność narodu i wprowadzić go
na drogę prawdziwego oświecenia.
Wiem, że już to widać, ale Krk do tej
bitwy wyciągnął już najcięższą broń
– ingerencję (a wręcz olewanie) naszego prawa i konstytucji – oczywiście wszystko w ramach „miłosierdzia bożego i miłości do bliźniego”.
Tą wypowiedzią czarni jasno określili się w kwestii poszanowania naszego prawa. W każdym waszym numerze jest wiele przykładów, jak księża jawnie ignorują normy prawne
obowiązujące w naszym kraju. Żywię również głęboką nadzieję, że pan
Roman Kotliński jako poseł nadal
będzie robił tyle, co robi.
Życzę wam jako redakcji wielu
sukcesów – robicie wspaniałą robotę. A panu Kotlińskiemu – jeszcze większego zacięcia w walce z klerykalizmem, oczywiście w zgodzie
z prawem.
Krzysztof C. z Włocławka
Tylko w niedzielę!
Minione właśnie święto Bożego Ciała – z procesjami paraliżującymi całe ulice – skłoniło mnie
do refleksji, że powinno się również
rozwiązać problem innych świąt katolickich, które wypadają w tygodniu i przyczyniają się do rozkładania kraju.
Takie święta powinny być przeniesione na niedzielę, podobnie jak
zrobił to Krk z niektórymi świętami biblijnymi, fałszując je i przenosząc właśnie na niedzielę.
Niech zrobi podobnie ze swoimi
wynalazkami, bałwochwalczymi świętami, i przeniesie je na niedzielę.
Ewentualnie w katolickie dni
świąteczne wypadające w tygodniu
w kalendarzach powinna być czarna kartka, podobnie jak jest w przypadku świąt żydowskich. Żydzi świętują swoje święta bez czerwonej kartki, która widnieje w polskim kalendarzu, i nie zakłócają normalnego życia w kraju. I ci katolicy, którzy chcą
swoje wynalazki świętować w tygodniu, niech sobie świętują, proszę bardzo, ale po pracy, ewentualnie niech
sobie na ten czas biorą bezpłatne
urlopy. W tygodniu kraj powinien być
wolny od guślarskich eksperymentów
i blokad. Święta katolickie powinny
mieć czerwoną kartkę w Watykanie
i tylko w Watykanie.
Kazimierz Serafin,
były gorliwy katolik
Chamstwo sług Bożych
Duchowni rzymskokatoliccy
– głoszący na co dzień miłość bliźniego, tolerancję, prawdomówność,
pokorę, a nawet nakazujący miłować
swoich wrogów – są zwykłymi hipokrytami i obłudnikami. Przykładem
są bernardyni w Rzeszowie, właściciele przejętego od miasta pomnika
Walk Rewolucyjnych. Pomnik ten
spędza sen z powiek pobożnym braciszkom zakonnym. Robią wszystko,
aby został wyburzony i nie szpecił im
widoku, przesłaniając kościół. Pojawiła się nawet pogłoska, żeby go przekształcić w niespotykanej wielkości
figurę Jezusa. Nie liczą się z wolą
mieszkańców, których kilkadziesiąt
tysięcy podpisało się w internecie
w jego obronie. Dowodem tego jest
wydanie zezwolenia na zamontowanie na nim banerów, na których był
napis WUZ (wierzyć, uwierzyć, zawierzyć), mający reklamować jakiś
Festiwal Wiary (dotychczas myślałem, że są tylko festiwale piosenki).
19
Zamontowania dokonała rzekomo
spontaniczna grupa młodych ludzi
nigdzie niezrzeszonych, którzy chcieli wzbudzić zainteresowanie mieszkańców. Ciekawe tylko, skąd pochodziły fundusze na to wszystko (podnośnik, wykonanie banerów i ich
umocowanie) i ile to kosztowało.
Czyżby ci młodzi ludzie wyłożyli
na to pieniądze z własnej kieszeni?
Nikt nie raczył tego wyjaśnić. Oczywiście odbyło to się w nocy – tak
jak powieszenie krzyża w Sejmie.
Jest to świadoma profanacja pomnika, a wydania zezwolenia przez bernardynów na jego zniszczenie nie
można nazwać nieprzyzwoitością,
tylko zwykłym chamstwem, jak to
u sług Bożych.
Ivo
Marzenie Czytelnika
Oto treść przesłania, z jakim hierarchowie kościelni powinni wyjść
do swoich owieczek: „Państwo i rząd
są przedstawicielami całego społeczeństwa, powinni pracować dla dobra wszystkich, bez względu na ich
wyznanie. My jako Kościół katolicki
nie wchodzimy w kompetencje państwa, które ma obowiązek uchwalić
prawo dostępne dla wszystkich, także prawo do in vitro, aborcji, związków partnerskich, etc. Prosimy jednak naszych wyznawców o niestosowanie się do tych procedur, bowiem
są one grzeszne, niezgodne z naszymi naukami i z boskim przesłaniem.
Kto jest katolikiem, powinien odrzucić owe procedury, lecz ci, którzy
przestrzegają innych wartości, powinni mieć do nich prawo, bo my nie
wkraczamy w sumienia inne niż katolickie. Każdy ma wolną wolę. Kościół będzie się modlił za grzeszników, lecz grzeszenie jest indywidualnym wyborem każdego człowieka,
i to on w swoim sumieniu będzie się
z tego rozliczać przed Bogiem.
My, katolicy, żyjmy według boskich przykazań, odrzucajmy to, co
grzeszne. Polecajmy Bogu nasze sumienia i módlmy się za tych, którzy obrali sobie inną drogę – Bóg
z nimi – Amen”.
Przypuszczam, że z takim przesłaniem Kościół zaskarbiłby sobie więcej zwolenników, niż kiedy bazuje
na nakazach, zakazach i groźbach…
J.F.
Kochani!
Wszystkich zainteresowanych II terminem corocznego zlotu
Czytelników „Faktów i Mitów” w dniach 13–15 września 2013 r.
informujemy, że są jeszcze wolne miejsca!
Szczegóły pod numerem telefonu: 042 630 70 65.
Wpłaty za uczestnictwo w imprezie (zarówno na I, jak i na II termin
zlotu) należy dokonać do 20 sierpnia na wskazane numery
rachunków bankowych:
z „RELAX NAD BIAŁYM” Sp. z o.o.,
Gorzewo 72 B, 09-504 Lucień, gm. Gostynin
Numer konta: 65 1050 1461 1000 0090 3009 9296;
tytuł przelewu: opłata za wyżywienie
z Fundacja „W człowieku widzieć brata”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź
Numer konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291;
tytuł przelewu: hipoterapia
20
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
bez dogmatów
D
o niedawna patrzono
na nich jak na zboczeńców, dewiantów, którzy
dla osiągnięcia orgazmu torturują oraz poniżają partnera. No bo jak inaczej postrzegać
kogoś, kto otwarcie przyznaje, że
pociąga go BDSM, czyli wiązanie
i dyscyplina, dominacja i uległość,
sadyzm i masochizm? Obecnie ten
trend się zmienia. Szalona popularność trylogii poświeconej erotycznym, sadomasochistycznym przygodom Christiana Greya oraz
internetowej pornografii sprawiły,
że Polacy coraz chętniej przekraczają łóżkowe granice. Z badań przeprowadzonych przy okazji promocji
książki „Chuć” Ewy Wanat oraz
seksuologa dra Andrzeja Depki
wynika, że blisko 80 proc. rodaków
traktuje zabawy z pejczykiem i ostrą
tresurę jako absolutną normalkę.
Zaledwie 19 proc. respondentów
uważa sadomasochizm za zachowanie perwersyjne (dla porównania: dla 18 proc. perwersyjny jest
ekshibicjonizm).
– Ludzie coraz częściej widzą
takie zachowania w internecie.
Oglądają filmy, w których występują przeciętni Kowalscy, dostrzegają ilość wyświetleń strony. Zdają
sobie sprawę, że wiele osób zabawia się w podobny sposób, więc
mają ochotę sami spróbować – powiedział „Faktom i Mitom” amerykański filmowiec Richard Kern,
autor kultowych filmów o przekraczaniu granic oraz o ostrym seksie.
Zaczyna się od dziecka
Polacy coraz częściej próbują kochać się w kajdankach, choć
trudno powiedzieć, jaki dokładnie jest to odsetek społeczeństwa.
Z badań przeprowadzonych kilka
lat temu przez firmę Durex wynikało, że aż 16 proc. rodaków
przyznało się do używania masek,
przepasek i krępowania podczas
stosunku. – Liczbę osób uprawiającą różne formy BDSM trudno jest oszacować; większość nie
przyznaje się do tego lub nie czuje potrzeby dzielenia się swoimi
doświadczeniami, nawet wirtualnie. Ludzi aktywnych w internecie
może być nawet kilkanaście tysięcy, natomiast regularnie spotykamy na naszych imprezach i spotkaniach kilkaset osób i liczba ta cały
czas rośnie, bez przerwy pojawia
się ktoś nowy – tłumaczył „FiM”
Draekus z sinclub.org, guru środowiska, lider grupy składającej
się z fetyszystów oraz miłośników
praktyk BDSM.
Większość członków tej społeczności to single, ale istnieje też
wiele innych układów – od małżeństw, przez trójkąty, po poliamorię, czyli „wielomiłość” (uprawiana z wieloma partnerami).
Zdarzają się także osoby przekraczające granice seksualne poza
swoim związkiem. Wśród zwolenników BDSM są mieszkańcy metropolii oraz małych miasteczek
Zwiąż mnie!
– homo-, bi- i heteroseksualiści.
Postawy aktywne, czyli sadystyczne, nie są związane z płcią. Wbrew
pozorom bardzo często dominują
kobiety, tzw. dominy, które stosują całą gamę praktyk – od asymetrii obnażania (kiedy to pani
zmusza nagiego mężczyznę np. do
ćwiczeń), po „gwałt” za pomocą
sztucznego penisa. Dominy kochają się nie tylko z panami, ale także
z przedstawicielkami własnej płci.
partnera wzajemności w przypadku sadomasochizmu – opowiadał
Draekus.
Pierwszy raz
Właśnie z tego powodu największym problemem sadomasochisty jest poznanie tej drugiej połówki. „Jak przychodzi co do czego,
to w realu nikt nie rozumie moich
upodobań. Szukałem na różnych
Co najmniej kilkanaście tysięcy Polaków bawi
się w sypialni pejczem i kajdankami, nie mając
pojęcia, że te igraszki mają religijny podtekst.
Lekarze debatują, czy są one zaburzeniem,
czy raczej hobby. Szwedzi już wykreślili
sadomasochizm z listy chorób.
Większość BDSM-owców odkrywa własne ciągotki już w dzieciństwie. Internauta „Nowy.26”
dostrzegł je w podstawówce,
a „Zehn” w chwili, gdy budziła
się jego świadomość seksualna.
„Mama kupiła mi wspaniałe skórzane spodnie i… mimowolnie się
w nie, że tak kolokwialnie określę,
spuszczałem. Pokochałem skórzaną
odzież, dalej samo się potoczyło” –
tak opisywał swe doświadczenia.
Zdarza się, że apetyt na ostry seks
rośnie w miarę jedzenia. W takich
przypadkach zaczyna się od klapsów i różowych puchowych kajdanek, a potem jest coraz ostrzej –
kochankowie testują na przykład
wiązanie, kaleczenie, upokarzanie.
– Każdy odkrywa to na swój sposób. Fakt, w jaki sposób przyjmuje
to do wiadomości, zależy od otoczenia i własnych przekonań. Natomiast bardzo często spotyka się
to z niezrozumieniem partnera.
Niestety, potrzeby te są dość silne i brak ich zaspokojenia nierzadko prowadzi do rozpadu związku,
zwłaszcza że trudno wymagać od
portalach społecznościowych, forach
i nic z tego póki co” – narzekał internauta „onnowy”. Poszukiwał ich
za pomocą anglojęzycznego FetLife.
com – Facebooka dla „kinksterów”,
czyli „świntuszków” – oraz krajowego Forum BDSM. Zapoznanie
innego „lubieżnego” wymaga czasu, cierpliwości oraz podjęcia całej
masy środków ostrożności – nie tylko ze względu na ochronę prywatności, ale też na kwestię własnego
bezpieczeństwa.
Najbardziej niebezpieczny jest
„ten pierwszy raz” z nowym partnerem, ponieważ nie brakuje prawdziwych świrów i trudno przewidzieć
rozwój wypadków. Właśnie dlatego
w tej społeczności standardy bezpieczeństwa są szczegółowo ustalone, a nawet spisane w nieformalny
kodeks bezpieczeństwa, rozsądku
i zgody stron. Potencjalni partnerzy wypełniają specjalne ankiety.
Powinni powiadomić kogoś o planowanej dacie spotkania, poprosić
o telefon kontrolny, a także ustalić niepozorne hasło alarmowe. Za
pierwszym razem należy zawsze
spotykać się w hotelach oraz wyraźnie ustalić granice i omówić zasady
bezpieczeństwa podczas łóżkowych
igraszek. Kolejne spotkania są o wiele prostsze, bo partnerzy zdają sobie
sprawę z tego, czego mogą się spodziewać. Bawią się w hotelach albo
w domach. – Zdecydowana większość
umawia się prywatnie, poza tym są
w kraju organizowane – głównie
przez SinClub – imprezy i spotkania.
Takie jak Sinprezy – lajtowe niezobowiązujące, organizowane w pubach
otwarte spotkania, tematyczne imprezy zamknięte i PlayParty – Sinteractions – stwierdził Draekus.
W co się na nich bawią? Z internetowego rankingu top 10 tortur
BDSM wynika, że największą popularnością cieszą się: chłosta, wiązanie
oraz kneblowanie i polewanie gorącym woskiem. Do tego dochodzi na
przykład trampling, czyli deptanie.
Wbrew pozorom to bardzo niebezpieczna gra, bo trzeba umieć po
kimś chodzić w taki sposób, by nie
zrobić mu krzywdy. – A uszkodzić
można bardzo łatwo – niestety, żebra
są łamliwe, tym bardziej pod naciskiem wagi i twardych obcasów oraz
podeszew – tłumaczyła forumowiczka
„Grzeczna”. Właśnie dlatego w przypadku stosunków sadomasochistycznych ważne jest doświadczenie oraz
konkretne umiejętności, na przykład
wiązanie wymaga znajomości węzłów
oraz krępowania w taki sposób, by
nie ograniczać nadmiernie przepływu krwi i nie doprowadzić do zatoru.
Wrażliwi sadyści
Sadomasochizm jest więc sztuką,
i to znaną od wielu stuleci. „W historii możemy spotkać wiele reprezentacji okrucieństwa, które nawet jeśli
powstawały bez świadomości ich seksualnego potencjału, to i tak przez
wielu były traktowane jako namiastka
pornografii BDSM. Dotyczy to także
wielu obrazów religijnych ukazujących
męczeństwo świętych czy praktyki różnych ruchów społecznych, np. biczowników” – pisał dr Lech Nikolski,
socjolog, w książce pt. „Pornografia. Historia, znaczenie, gatunki”.
Wspomniał w niej, że przed laty sadomasochistyczne praktyki były na
porządku dziennym. Często uprawiano je na forum publicznym, na
przykład w starożytnym Rzymie pan
domu mógł wychłostać niewolnika,
gdzie chciał i kiedy chciał. W średniowieczu często wymierzano kwalifikowaną karę śmierci, czyli taką
poprzedzaną torturami. Z lubością
przyglądali się temu gapie.
W późniejszych wiekach wraz
z postępem cywilizacji okrutne kary
zostały złagodzone. Nowy system
odchodził od publicznych kaźni na
rzecz więzienia. W tym procesie
praktyki karania usuwano ze sfery publicznej do prywatnej, czyli
do domu, lub do strefy ukrytej, tj.
więzienia. Dodatkowo w XVIII w.
okrucieństwo zaczęło być stygmatyzowane jako barbarzyństwo. „To, co
kiedyś było normalną praktyką, nagle
stało się moralnie podejrzane, ukrywane i zabronione” – pisał Nikolski.
Nie bez powodu taka postać
jak markiz Donatien de Sade (to
właśnie od jego nazwiska pochodzi
słowo sadyzm) pojawiła się dopiero
w drugiej połowie XVIII w. (pierwotnie zasłynął tym, że w 1757 r.
brał udział w słynnej orgii, ciągnącej
się przez 120 dni; opisał ją w książce pt. „120 dni sodomy, czyli szkoła
libertynizmu”). Arystokrata przedstawiał przemoc jako źródło przeżyć
o charakterze seksualnym. W swojej książce opisywał igraszki 4 libertynów, którzy przez cztery miesiące
oddawali się orgiom seksualnym – na
przykład każdemu rodzajowi sodomii,
czyli praktyki zakazanej przez Kościół. Pokonywali tym samym kolejne
ograniczenia: Boga, Naturę, Innego
oraz własne zahamowania. Jeszcze na
początku XX w. dzieła de Sade’a postrzegane były jako książki dla szalonych zboczeńców. W 20-leciu międzywojennym wizerunek ten zmienił się
dzięki francuskiemu filozofowi i pisarzowi Georgesowi Bataille’owi,
uchodzącemu za prekursora postmodernizmu. „Uważam, że dla kogoś, kto
pytając o człowieka, chce dotrzeć do
samych podstaw, lektura Sade’a jest
nie tylko godna polecenia, ale absolutnie konieczna” – pisał Bataille, który
dostrzegł, że francuski markiz lubił
szokować i zadawać ból, ale nie skazywał swych partnerów na cierpienia,
tylko dążył do absolutnej wolności –
na przykład od Boga.
Rady tej posłuchało wielu wybitnych artystów, m.in. japoński fotograf Nobuyoshi Araki, chętnie
fotografujący skrępowane dziewczyny, czy włoski reżyser Pier Paolo
Pasolini, autor filmu „Salò, czyli
120 dni Sodomy”, będącego krytyką
totalitaryzmu.
Zyskali oni opinię tych, którzy
potrafią wejrzeć w ludzką duszę.
Być może dlatego, że nic, co ludzkie, nie jest im obce.
MAŁGORZATA BORKOWSKA
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
W Ewan­ge­lii Ma­te­usza czy­ta­my: „A to wszyst­ko się sta­ło,
aby się speł­ni­ło sło­wo Pań­skie, wy­po­wie­dzia­ne przez
pro­ro­ka: Oto pan­na po­cznie i po­ro­dzi sy­na, i nada­dzą
mu imię Im­ma­nu­el, co się wy­kła­da: Bóg z na­mi”
(1. 22–23). Tekst Iza­ja­sza mó­wi zaś: „Dla­te­go sam Pan
da wam znak: Oto pan­na po­cznie i po­ro­dzi sy­na,
i na­zwie go imie­niem Im­ma­nu­el” (Iz 7. 14).
Na po­wyższe wer­se­ty po­wo­łu­je się do­gma­ty­ka ka­to­lic­ka,
twier­dząc, że już Iza­jasz pro­ro­ko­wał o dzie­wi­czym
po­czę­ciu Ma­rii i dzie­wi­czym uro­dze­niu przez nią sy­na.
Czy tek­sty te jed­nak to po­twier­dza­ją?
Na­wet je­śli przyj­mie­my, że pew­
ne pro­roc­twa ma­ją cha­rak­ter me­
sja­nicz­ny, a więc ma­ją po­dwój­ne
zna­cze­nie, to jed­nak tekst z Księ­gi
Iza­ja­sza, któ­rym po­słu­żył się Ma­
te­usz, nie mó­wi o wiecz­nym dzie­
wic­twie Ma­ryi. Ma­rio­lo­gicz­na in­
ter­pre­ta­cja te­go wer­se­tu bie­rze się
stąd, że mi­mo zna­jo­mo­ści kon­tek­stu
hi­sto­rycz­ne­go po­mi­ja się go i na­da­je
się tym sło­wom zna­cze­nie, któ­re­go
one nie za­wie­ra­ją, co ła­two zresz­tą
za­uwa­żyć i wy­ka­zać. O czym za­tem
mó­wi i co za­wie­ra tekst Iza­ja­sza?
Nie­do­kład­ne
tłumaczenie
Po pierw­sze – za­po­wiedź Iza­
ja­sza do­ty­czy­ła na­ro­dzin Eze­chia­
sza (Hi­skiasz), sy­na Acha­za i Abi­
ji, je­go żo­ny (por. 2 Krn 29. 1; 2
Krl 18. 1–2). Ma­te­usz zaś od­niósł te
sło­wa do Ma­rii i uro­dze­nia Je­zu­sa.
Po dru­gie – we­dług Ma­te­usza
Je­zu­so­wi „nada­dzą” imię Im­ma­
nu­el, na­to­miast we­dług Iza­ja­sza to
pan­na „na­zwie go” tym imie­niem.
Imię Eze­chiasz po hebr. ozna­cza
„Bóg umac­nia”, zaś imię Je­ho­szua
tłu­ma­czy się jako „JHWH zba­wia”.
Po trze­cie – żo­na Acha­za po­czę­
ła i po­ro­dzi­ła w spo­sób na­tu­ral­ny,
na­to­miast Ma­te­usz od­niósł te sło­wa
do po­czę­cia nad­przy­ro­dzo­ne­go; Ko­
ściół rzym­sko­ka­to­lic­ki po­szedł jesz­
cze da­lej, bo twier­dzi, że Ma­ria nie
tyl­ko po­czę­ła w spo­sób nad­przy­ro­
dzo­ny, ale tak­że uro­dzi­ła w spo­sób
nad­przy­ro­dzo­ny, za­cho­wu­jąc w dal­
szym cią­gu dzie­wic­two.
Po czwar­te – w tek­ście Iza­ja­sza
w od­nie­sie­niu do pan­ny uży­to he­
braj­skie­go sło­wa al­mah, ozna­cza­ją­
ce­go mło­dą ko­bie­tę. Na­to­miast Ma­
te­usz za Sep­tu­agin­tą użył grec­kie­go
sło­wa par­the­nos, któ­re tłu­ma­czy się
sło­wem „dzie­wi­ca”.
Jak wi­dać, po­mię­dzy przy­to­czo­
ny­mi wer­se­ta­mi wy­stę­pu­ją znacz­ne
róż­ni­ce, o któ­rych ks. prof. Wal­de­
mar Chro­stow­ski – mi­mo że pró­
bu­je je zmi­ni­ma­li­zo­wać – pi­sze tak:
„Do­cho­dzi­my do bar­dzo zło­
żo­nych za­gad­nień, po­nie­waż w grę
wcho­d zi sta­r an­n e i dro­b ia­z go­w e
po­rów­ny­wa­nie ze so­bą he­braj­skie­go
i grec­kie­go tek­stu ksiąg świę­tych (…).
Na pierw­szym pla­nie na­le­ży umie­ścić
dy­na­mizm me­sjań­ski, któ­ry w wie­
lu przy­pad­kach nie był tak wy­raź­nie
wi­docz­ny w tek­ście he­braj­skim. Naj­
bar­dziej zna­nym i cha­rak­te­ry­stycz­
nym przy­kła­dem jest Księ­ga Iza­ja­sza
(7, 14). W tek­ście he­braj­skim czy­
ta­my: »Oto mło­da ko­bie­ta po­czę­ła
i wy­da­je na świat sy­na«. Uży­ty tu­taj
rze­czow­nik he­braj­ski al­mah ozna­
cza »mło­dą ko­bie­tę za­męż­ną, nie­
bę­dą­cą jesz­cze mat­ką«. Zo­stał uży­ty
w od­nie­sie­niu do kon­kret­nej mę­żat­ki,
praw­do­po­dob­nie żo­ny Eze­chia­sza, co
do któ­rej pro­rok za­pew­nia, że wła­
śnie sta­ła się brze­mien­na, a więc król
okiem biblisty
po­wi­ła sy­na” (1. 25). Ozna­cza to, że
Jó­zef nie współ­żył z Ma­rią je­dy­nie
do cza­su, „do­pó­ki nie po­wi­ła sy­na”
(in­ne prze­kła­dy mó­wią: „aż po­ro­
dzi­ła sy­na swe­go”).
Co wię­cej, o tym, że Je­zus miał
rze­czy­wi­stych bra­ci i sio­stry, świad­
czą dwa in­ne frag­men­ty Ewan­ge­
lii Ma­te­usza, któ­re wy­mie­nia­ją ich
za każ­dym ra­zem z Ma­rią, mat­ką
Je­zu­sa. Czy­ta­my: „Oto mat­ka two­ja
i bra­cia twoi” (Mt 12. 47) oraz: „Czyż
nie jest to syn cie­śli? Czyż mat­ce je­go
nie jest na imię Ma­ria, a bra­ciom je­go
Ja­kub, Jó­zef, Szy­mon i Ju­da? A sio­
stry je­go, czyż nie są wszyst­kie u nas?”
(Mt 13. 55–56). Skąd za­tem wy­wo­dzi
się ka­to­lic­ka kon­cep­cja wiecz­ne­go
dzie­wic­twa Ma­rii?
Ewan­ge­lie dzie­ciń­stwa
Po­ję­cie Ma­rii ja­ko dzie­wi­cy przed,
w trak­cie i po uro­dze­niu Je­zu­sa opar­
te jest głów­nie na sta­ro­żyt­nych wie­
rze­niach po­gań­skich oraz tra­dy­cji,
jest dla mnie dzień dzi­siej­szy, gdyż
uj­rza­łam ten nie­zwy­kły cud«. I wy­
szła po­łoż­na z ja­ski­ni, i spo­tka­ła ją
Sa­lo­me. I [po­łoż­na] rze­kła do niej:
»Sa­lo­me, Sa­lo­me, mam ci do opo­
wie­d ze­n ia cud nie­z wy­k ły: dzie­w i­
ca po­r o­d zi­ł a, do cze­g o z na­t u­r y
jest nie­z dol­n a«. I rze­k ła Sa­l o­m e:
»Na Bo­ga ży­we­go, je­śli nie wło­żę
pal­ca mo­je­go i nie zo­ba­czę jej przy­
ro­dze­nia, nie uwie­rzę, że dzie­wi­ca
po­ro­dzi­ła«. I we­szła po­łoż­na [do ja­
ski­ni], i rze­kła: »Ma­ry­jo, ułóż się
od­po­wied­nio, nie­ma­ły bo­wiem spór
to­czy się w two­jej spra­wie«. I Ma­
ry­ja, usły­szaw­szy to, uło­ży­ła się od­
po­wied­nio, i wło­ży­ła Sa­lo­me pa­lec
w jej przy­ro­dze­nie. I Sa­lo­me wy­da­ła
okrzyk i rze­kła: »Bia­da mi, bez­boż­
nej i nie­wier­nej, bom ku­si­ła Bo­ga
ży­we­go. Oto rę­ka mo­ja pa­lo­na og­
niem od­pa­da ode mnie«. I pa­dła
Sa­l o­m e na ko­l a­n a przed Pa­n em
wszech­wład­nym, mó­wiąc: »O Bo­że
oj­ców na­szych, wspo­mnij na mnie,
bom i ja jest po­tom­kiem Abra­hama
pod red. ks. Mar­ka Sta­ro­wiey­
skie­go, Kra­ków 2003, s. 284–286).
Le­gen­dy o cu­dow­nym na­ro­dze­
niu Pań­skim oraz dzie­wo­ródz­twie
Ma­ryi za­wie­ra­ją rów­nież po­zo­sta­łe
apo­kry­ficz­ne Ewan­ge­lie Dzie­ciń­
stwa. Oto dwa in­ne opi­sy.
W Ewan­ge­lii Pseu­do­-Ma­te­usza
czy­ta­my: „A kie­dy Ma­ry­ja po­zwo­li­
ła się zba­dać, po­łoż­na na ca­ły głos
wy­krzyk­nę­ła: »Pa­nie po­tęż­ny, zmi­łuj
się! Ni­gdy do­tąd nie sły­sza­no, ani
ni­ko­mu na myśl nie przy­szło, że­by
pier­si by­ły peł­ne mle­ka i że­by na­
ro­dzo­ny chło­piec nie na­ru­szył dzie­
wic­twa swej mat­ki. Żad­ne­go upły­wu
krwi nie by­ło przy po­ło­gu, ża­den ból
nie po­ja­wił się u ro­dzą­cej. Dzie­wi­ca
po­czę­ła, dzie­wi­ca po­ro­dzi­ła, dzie­wi­ca
na­dal po­zo­sta­ła«” (tam­że, s. 309).
Z ko­lei Księ­ga o na­ro­dze­niu
Zba­wi­cie­la, o Ma­ryi i o po­łoż­nej
mó­wi o tym tak:
„I ka­zał [Jó­zef] po­łoż­nej podejść
i sta­nąć przed Ma­ry­ją. A kiedy po [kil­
ku] go­dzi­nach Ma­ry­ja po­z wo­l i­ł a
O Ma­rii, mat­ce Je­zu­sa
PY­TA­NIA CZY­TEL­NI­KÓW
bę­dzie miał upra­gnio­ne­go po­tom­ka,
któ­ry w tam­tych oko­licz­no­ściach sta­
no­wił tak­że po­twier­dze­nie wier­no­ści
Bo­ga swo­im obiet­ni­com. W prze­kła­
dzie Sep­tu­agin­ty he­braj­skie al­mah
zo­sta­ło od­da­ne za po­mo­cą grec­kie­
go par­the­nos, »dzie­wi­ca«, a po­nad­to
ca­ły na­cisk wy­po­wie­dzi zo­stał prze­
nie­sio­ny na przy­szłość: »Oto dzie­wi­
ca po­cznie i po­ro­dzi sy­na, i na­zwą
go imie­niem Em­ma­nu­el«. Ma­my
więc nie tyl­ko zo­gni­sko­wa­nie uwa­
gi na dzie­wic­twie, ale tak­że moc­no
pod­kre­ślo­ny wy­miar przy­szło­ści, któ­ry
tej wy­po­wie­dzi Iza­ja­sza na­da­je cha­
rak­ter pro­roc­twa” („Bóg. Bi­blia. Me­
sjasz”, Wy­da­nie II, s. 332).
A oto jak in­ny teo­log ka­to­lic­
ki, Hans Küng, sko­men­to­wał tekst
z Księ­gi Iza­ja­sza:
„W grec­kim tłu­ma­cze­niu Bi­blii
He­braj­skiej al­mah od­da­no błęd­nie
– przez par­the­nos – ja­ko dzie­wi­ca,
i w ten spo­sób cy­tat ten przy­wę­dro­wał
do No­we­go Te­sta­men­tu ja­ko sta­ro­te­
sta­men­to­wy »do­wód« na dzie­wic­two
Mat­ki Me­sja­sza” (tam­że, s. 333).
Krót­ko mó­wiąc, Ma­te­usz od­
niósł tekst Iza­ja­sza w brzmie­niu
Sep­tu­agin­ty do Ma­rii i Je­zu­sa, pod­
czas gdy za­po­wiedź ta do­ty­czy­ła
na­ro­dzin Eze­chia­sza, sy­na Acha­za
i Abi­ji, je­go żo­ny. Tekst z Księ­gi Iza­
ja­sza (7. 14) na­brał więc zna­cze­nia
me­sjań­skie­go do­pie­ro w Ewan­ge­lii
Ma­te­usza, i tyl­ko w tej Ewan­ge­lii.
Oczy­wi­ście Ma­te­usz nie uczy
o wiecz­n ym dzie­w ic­t wie Ma­r yi.
Prze­ciw­nie, na­uce tej sprze­ci­wia­
ją się bo­w iem po­z o­s ta­ł e tek­s ty
Ewan­ge­lii Ma­te­usza. Już pierw­szy
z nich, przed­sta­wia­ją­cy zwią­zek Jó­
ze­fa z Ma­rią, wy­raź­nie stwier­dza, że
Jó­zef „nie ob­co­wał z nią, do­pó­ki nie
w tym na apo­kry­ficz­nych
Ewan­g e­l iach dzie­c iń­s twa,
głów­nie na Pro­to­ewan­ge­
lii Ja­ku­ba, któ­ra po­cho­dzi
z II wie­ku po Chry­stu­sie.
Oto jak św. Jó­z ef opo­
wia­da w tej księ­dze o tym
wy­da­rze­niu:
„I uj­r za­ł em ko­b ie­t ę
zstę­pu­ją­cą z gó­ry, i rze­kła
do mnie: »Czło­wie­ku, do­
kąd idziesz?«. I rze­k łem:
»Szu­k am po­ł oż­n ej, [któ­
ra by­ł a­b y] z He­b raj­c zy­
ków«. I od­po­wia­da­jąc, po­
wie­dzia­ła do mnie: »Czy ty
je­steś Izra­eli­tą?«. I rze­kłem
do niej: »Tak«. Ona wte­dy
po­wie­dzia­ła: »A kim­że jest
ta, któ­ra po­ro­dzi­ła w ja­ski­
ni?«. I rze­kłem: »Jest mi za­
ślu­bio­na«. I rze­kła do mnie:
»Nie jest two­ją żo­ną?«. I rze­
kłem do niej: »To jest Ma­ry­
ja, któ­ra zo­sta­ła wy­cho­wa­na
w świą­ty­ni Pań­skiej, i zo­sta­ła
mi wy­zna­czo­na lo­sem ja­ko
żo­na, i nie jest mo­ją żo­ną, ale
owoc jej ło­na jest z Du­cha
Świę­te­go«. I rze­kła po­łoż­na:
»Je­st­że to praw­dą?«. I rzekł do niej
Jó­zef: »Wejdź i zo­bacz!«. I we­szła
z nim, i sta­nę­ła we­wnątrz ja­ski­
ni. I by­ła [tam] ciem­na chmu­ra,
któ­ra ocie­ni­ła ja­ski­nie. I rze­kła po­
łoż­na: »Dziś du­sza mo­ja zo­sta­ła wy­
wyż­szo­na, bo mo­je oczy uj­rza­ły dziś
rze­czy prze­kra­cza­ją­ce wszel­kie po­ję­
cia, po­nie­waż zba­wie­nie na­ro­dzi­ło się
dla Izra­ela«. I na­tych­miast chmu­ra
po­czę­ła zni­kać z ja­ski­ni, aż uka­za­
ło się dzie­cię i zbli­ży­ło się, i za­czę­ło
ssać pierś swej mat­ki. I po­łoż­na wy­
da­ła okrzyk i rze­kła: »Jakże wiel­kim
i Iza­aka, i Ja­ku­ba (…)«. I oto anioł
Pań­ski sta­nął i rzekł do niej: »Sa­
lo­m e, Sa­l o­m e, Pan wszech­w ład­
ny wy­słu­chał twą mo­dli­twę. Zbliż
twą rę­kę do dzie­cię­cia i obej­mij je,
i sta­nie się two­im zba­wie­niem i ra­
do­ś cią«. Prze­j ę­t a ra­d o­ś cią zbli­ż y­
ła się do dzie­wi­cy i ob­ję­ła je, mó­
wiąc: »Uwiel­b iam Go, po­n ie­w aż
ten jest, któ­ry na­ro­dził się kró­lem
Izra­ela«. I na­tych­miast Sa­lo­me zo­
sta­ła uzdro­wio­na, i wy­szła z ja­ski­
ni uspra­wie­dli­wio­na” („Apo­kry­fy
No­w e­g o Te­s ta­m en­t u”, część 1,
21
(3)
położ­nej zba­dać się, ta gło­śno
za­wo­ła­ła: »Pa­nie Bo­że wiel­ki,
zmi­łuj się, bo te­go jesz­cze nikt
ni­gdy nie sły­szał, ani nie wi­
dział, ani też na­wet nie przy­
pusz­czał, by pier­si dzie­wi­cy by­ły
peł­ne mle­ka, a na­ro­dzo­ny syn
świad­czył o tym, że ta dzie­wi­ca
jest je­go mat­ką. Krew w naj­
mniej­szym na­wet stop­niu nie
ska­la­ła no­wo­rod­ka, a ro­dzą­ca
nie cier­pia­ła bó­lu. Ja­ko dzie­wi­
ca po­czę­ła, ja­ko dzie­wi­ca po­
ro­dzi­ła i po zro­dze­niu dzie­wi­
ca po­zo­sta­ła«” (tam­że, s. 321).
Oto na ja­k iej pod­s ta­
wie Ko­ściół rzym­sko­ka­to­lic­ki
przyj­mu­je, że Ma­ria jest za­
wsze dzie­wi­cą – przed na­ro­
dze­niem, w cza­sie na­ro­dze­nia
i po na­ro­dze­niu. Do­daj­my, że
te sa­me Ewan­ge­lie apo­kry­ficz­
ne – po­dob­nie jak Ewan­ge­lie
Ma­te­usza i Łu­ka­sza – opo­
wia­da­ją o roz­ter­kach Jó­ze­
fa, o przy­by­ciu ma­gów i pa­
ster­zach, a na­wet o uciecz­ce
do Egip­tu. Jed­no za­tem jest
pew­n e – ka­t o­l ic­k a na­u ka
o dzie­wo­ródz­twie Ma­ryi nie
jest opar­ta na świa­dec­twie apo­sto­
łów i ewan­ge­li­stów, ale na li­te­ra­
tu­rze apo­kry­ficz­nej, któ­ra głów­ną
uwa­gę sku­pia na na­ro­dze­niu i dzie­
ciń­stwie Ma­ryi oraz na na­ro­dze­niu
i dzie­ciń­stwie Je­zu­sa. War­to do­dać,
że w wie­lu tych utwo­rach to nie
Je­zus jest naj­waż­niej­szą po­sta­cią,
lecz Ma­ria, Jó­zef, a na­wet ma­go­
wie. I po­dob­nie jest w ka­to­li­cy­zmie,
a wszech­obec­ny i do­mi­nu­ją­cy kult
ma­ryj­ny jest te­go naj­lep­szym do­
wo­dem. Cdn.
BO­LE­SŁAW PAR­MA
22
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
okiem sceptyka
Po­lak nie­ka­to­lik (46)
Wszy­scy je­ste­śmy rów­ni
Grze­gorz Pa­weł z Brze­zin był jed­nym z naj­bar­dziej
le­wi­co­wych bra­ci pol­skich i naj­gło­śniej­szych
ariań­skich an­ty­try­ni­ta­rzy.
Uro­dził się oko­ło 1525 r. w Brze­
zi­nach nie­da­le­ko Ło­dzi, w ro­dzi­nie
miesz­cza­ni­na o prze­zwi­sku Za­gro­
bel­n y. Pierw­s ze na­u ki po­b ie­r ał
w szko­le przy ko­ście­le św. Krzy­ża,
a w la­tach 1540–1547 od­był stu­dia
na Aka­de­mii Kra­kow­skiej i zdo­był
ty­tuł ma­gi­stra na­uk wy­zwo­lo­nych.
Na­stęp­nie przez dwa la­ta stu­dio­wał
fi­lo­lo­gię i teo­lo­gię na uni­wer­sy­te­
cie w Kró­lew­cu, gdzie ze­tknął się
z ide­ami lu­te­ra­ni­zmu i kal­wi­ni­zmu.
Po po­wro­cie do Pol­ski zo­stał rek­to­
rem szko­ły przy ka­to­lic­kim ko­ście­le
św. Ma­rii Mag­da­le­ny w Po­zna­niu,
lecz już w 1550 r. po­rzu­cił tę funk­cję
i przy­stał do wy­zna­nia kal­wiń­skie­go.
Zo­stał kie­row­ni­kiem zbo­ru w ro­
dzin­nych Brze­zi­nach, pi­sał pol­skie
i ła­ciń­skie dzie­ła po­le­micz­ne, dys­
ku­to­wał z brać­mi cze­ski­mi. Mia­no­
wa­no go mi­ni­strem zbo­ru w Pełsz­ni­
cy, a w sierp­niu 1557 r. na sy­no­dzie
w Piń­czo­wie wy­bra­no go na mi­ni­
stra sło­wa Bo­że­go zbo­ru w Kra­ko­wie
i ka­zno­dzie­ję kra­kow­skiego. Po­glą­
dy Grze­go­rza Paw­ła ule­ga­ły ra­dy­
ka­li­za­cji, zaś bez­po­śred­nio po sy­no­
dzie piń­czow­skim w kwiet­niu 1562 r.
ze­rwał z kal­wi­ni­zmem i przy­stą­pił
do an­ty­try­ni­ta­rzy. Niedługo po­tem
ze­tknął się z wło­skim an­ty­try­ni­ta­
rzem Gior­giem Blan­dra­tą oraz
Fran­cisz­kiem Li­sma­ni­nem, an­ty­
try­ni­ta­rzem po­cho­dze­nia grec­kie­go,
i zo­stał li­de­rem ra­dy­kal­ne­go skrzy­dła
ariań­skie­go.
K
Ja­ko je­den z naj­bar­dziej le­wi­co­
wych pa­sto­rów na sy­no­dzie w Iwiu
(20–26 stycz­nia 1568 r.) ogło­sił:
„Wier­ne­mu nie go­dzi się mieć pod­
da­nych, a da­le­ko mniej nie­wol­ni­ków
i nie­wol­ni­ce, gdyż jest to rzecz po­gań­
ska pa­no­wać nad swo­im bra­tem, po­
tu je­go al­bo ra­czej krwi uży­wać; ono
Pi­smo św. jaw­nie świad­czy, że Bóg
z jed­nej krwi uczy­nił wszy­stek ro­dzaj
czło­wie­czy, we­dle te­go wszy­scy je­ste­
śmy so­bie rów­ni, bo je­śli my wszy­scy
je­ste­śmy z jed­nej krwi, wte­dy wszy­scy
je­ste­śmy so­bie brać­mi”.
W licz­nych pi­smach i wy­stą­pie­
niach kry­t y­k o­w ał teo­l o­g ię ka­t o­
lic­ką oraz kal­wiń­ską. Uwa­żał się
za ra­c jo­n a­l i­s tę, a jed­n o­c ze­ś nie
wie­r zył w au­t o­r y­t et Bi­b lii. Wy­
zna­wał jed­ność Bo­ga, wie­rzył, że
Bóg Oj­ciec jest je­dy­nym Bo­giem,
i od­rzu­cał w ten spo­sób do­gmat
o Trój­cy Świę­tej. We­dług Grze­go­
rza Paw­ła Je­zus był czło­wie­kiem
do­sko­na­łym, cu­dow­nie zro­dzo­nym
dla zba­wie­nia ludz­ko­ści, na­to­miast
Duch Świę­ty to uoso­bie­nie „mo­
cy Bo­żej”. Grze­gorz Pa­weł ze­rwał
rów­nież z ko­ściel­nym do­gma­tem
nie­śmier­tel­no­ści du­szy, twier­dząc,
że nie ist­nie­je ona sa­mo­dziel­nie
po­za cia­łem.
War­to zwró­cić uwa­gę na je­go
pra­cę z 1568 r. pt. „O praw­dzi­wej
śmier­ci, zmar­twych­wsta­niu i żywocie wiecz­nym”. Grze­gorz za­prze­
czył w niej ist­nie­niu du­szy od­ręb­nej
westie religijne i światopoglądowe
są tak nieprofesjonalnie podejmowane przez polskie media, że
trudno się połapać w tym, co dzieje się
na świecie.
Mieliśmy ostatnio kolejny publiczny przejaw działania bardzo głębokiej wiary – pobożni ludzie zamordowali na ulicach Londynu
żołnierza w cywilu i wydają się być z tego bardzo dumni. Fakt ten wykorzystali do swoich
własnych celów brytyjscy nacjonaliści, rozpętując demonstracje przeciwko „obcym”. Nietrudno zauważyć, że ich antyislamskość jest
podszyta rasizmem. I jakoś nie mam ochoty
śpiewać z nimi w jednym chórze proroków
„zderzenia cywilizacji”.
Zresztą sama idea zderzenia, konfrontacji chrześcijańsko-islamskiej budzi wątpliwości. Bo nie bardzo wiadomo, kto z kim miałby się „zderzać”. Wielu Arabów czy Turków
myśli po świecku i jest niereligijnych. I to oni
mieliby się „zderzać” na przykład z nami,
świeckimi humanistami? Jestem pewien, że
więcej mnie łączy z nimi niż z Tomaszem
Terlikowskim. Na te wątpliwości zwrócił
uwagę ostatnio jeden z najciekawszych lewicowych i antyklerykalnych dziennikarzy
od cia­ła ludz­kie­go. Je­go zda­niem
du­sza i duch czło­wie­ka są „tchnie­
niem ży­wo­ta, któ­re to tchnie­nie nie
jest żad­ną osob­ną oso­bą w czło­wie­
ku”, lecz si­łą, któ­ra po­zwa­la funk­
cjo­no­wać cia­łu ludz­kie­mu – „al­bo­
wiem ta­ki jest ży­wot nasz: pa­rą jest,
któ­ra się na ma­ły czas oka­zu­je, a po­
tem nisz­cze­je”. Nie tyl­ko nisz­cze­je
cia­ło, ale i „duch czło­wie­czy nisz­
cze­je” – du­sza za­tem jest du­cho­
wym skład­ni­kiem czło­wie­ka. Grze­
gorz Pa­weł za­prze­czał ży­ciu dusz
po śmier­ci.
Nie szczę­dził iro­
nii i kry­ty­ki teo­lo­gom
ka­to­lic­kim i pro­te­
stanc­kim – twier­dził,
że za­rów­no Sta­ry, jak
i No­w y Te­s ta­m ent
sto­ją na sta­no­wi­sku
tzw. kon­dy­cjo­na­li­zmu
bi­blij­ne­go, któ­ry wy­klu­
cza du­ali­stycz­ny po­dział
czło­wie­ka na nie­śmier­
tel­ną du­szę i śmier­tel­
ne cia­ło oraz wa­run­
ku­je nie­śmier­tel­ność
czło­wie­ka po­słu­
szeń­s twem wo­
bec na­k a­z ów
Bo­żych. Kry­
ty­ko­wał wia­
rę w wę­drów­
kę dusz i myśl,
że du­s ze mo­g ą
„wcie­lić się zno­wu”. Pi­sał
o fa­tal­nych spo­łecz­nych
skut­kach ko­ściel­nej na­
uki o nie­śmier­tel­
nych du­s zach:
„A tak Ko­ściół
młodego pokolenia Piotr Szumlewicz (Superstacja, „Bez Dogmatu”), który zapytał
o to, co to w ogóle jest cywilizacja i czy
aby na pewno on sam i poseł PiS Krystyna
Pawłowicz należą do tego samego kręgu
kulturowego.
Media pełne są nieporozumień w tych
sprawach. Ze smutkiem obserwuję na przykład wzmożenie antyarabskiej propagandy
na­bu­do­wał ko­ścio­łów, ka­plic, oł­ta­
rzów na każ­dym miej­scu, stra­sząc lud
wy­my­sła­mi swy­mi i jaw­ny­mi zdra­da­
mi, do­jąc tak głu­pi a znie­wo­lo­ny lud
i tym czyść­cem, wy­czysz­cza­jąc obo­ry,
miesz­ki i ka­le­ty ubo­gich lud­ków”.
Je­go kry­ty­ka uświę­co­nych do­
gma­tów by­ła bar­dzo po­stę­po­wa.
Re­wo­lu­cyj­na myśl teo­lo­gicz­no­-fi­lo­
zo­ficz­na Grze­go­rza Paw­ła łą­czy­ła
się z je­go ra­dy­ka­li­
zmem spo­łecz­
nym. Gło­sił
Arabów. Rzekomo w ramach walki z antysemityzmem. Nie bardzo rozumiem, co to ma
wspólnego z humanistycznym i racjonalistycznym oglądem świata? A także ze zwykłym,
ludzkim poczuciem sprawiedliwości. A nie
potrafię wyobrazić sobie humanizmu bez troski o sprawiedliwość. Ta zaś nakazuje widzieć
i starać się zrozumieć na przykład racje zarówno Izraelczyków, jak i Palestyńczyków, bez
ŻYCIE PO RELIGII
W informacyjnej mgle
w jednym z najchętniej czytanych przez ateistów i agnostyków polskich portali. Świadomie
nie przytoczę jego nazwy, bo nie chcę rozpętywać wojenki w naszym środowisku. My tu,
w Polsce, i tak mamy zbyt dużo skłonności
do wzajemnego zwalczania się. Nie chcę walczyć z ludźmi, lecz z niekorzystnymi zjawiskami
społecznymi i chybionymi ideami. Otóż tenże portal także nasila ostatnio publikowanie
treści wspierających politykę izraelską wobec
europejskiej arogancji i pobieżnej krytyki islamu, którą czasem trudno odróżnić od prawicowej, rasistowskiej fobii.
A poza wszystkim… Warto czasem pamiętać, że na przykład zamieszkana w większości
przez muzułmanów Turcja jest państwem dosyć konsekwentnie świeckim, podczas gdy zaludniony przez ludzi na ogół mało religijnych
Izrael jest dosyć typowym krajem wyznaniowym. Świat jest pełen czasem zaskakujących
on idee okre­ślo­ne mia­nem so­cja­li­
zmu uto­pij­ne­go, czy­li znie­sie­nie wła­
sno­ści pry­wat­nej ja­ko źró­dła wy­zy­sku
i za­mia­nę do­tych­cza­so­wych sto­sun­
ków na wspól­no­tę dóbr oraz rów­
ność wszyst­kich oby­wa­te­li. Wzy­wał
do znie­sie­nia pańsz­czy­zny i pro­pa­
go­wał ideę pra­cy dla wszyst­kich.
Twier­dził, że praw­dzi­wi chrze­ści­ja­nie
i oby­wa­te­le, czy­li bra­cia pol­scy, nie
po­trze­bu­ją ist­nie­nia pań­stwa, któ­re
stwo­rzo­no tyl­ko dla lu­dzi złych, by
ich kon­tro­lo­wać i ka­rać. Mi­mo że
pod­kre­ślał ko­niecz­ność pod­po­rząd­
ko­wa­nia się wła­dzom świec­kim, to
uwa­żał, że „praw­dzi­wi chrze­ści­ja­nie
i oby­wa­te­le” nie po­win­ni brać udzia­
łu w rzą­dze­niu pań­stwem ani roz­
strzy­gać spo­rów przed są­da­mi. Jak
więk­szość bra­ci pol­skich był bez­wa­
run­ko­wym pa­cy­fi­stą.
Grze­gorz Pa­weł był au­to­rem jed­
nych z pierw­szych dzieł teo­lo­gicz­
nych w ję­zy­ku pol­skim i wniósł
spo­ry wkład w roz­wój li­te­rac­
kiej pol­sz­czy­zny. Prze­tłu­ma­czył
na ję­zyk pol­ski m.in. dzie­ła
wło­skie­go hu­ma­ni­sty i teo­lo­ga
Fau­sta So­cy­na. W 1564 r.
Zyg­munt Au­gust na sku­
tek in­ter­wen­cji kal­wi­
ni­s tów po­l e­c ił spa­l ić
na ryn­ku war­szaw­skim
trak­tat Grze­go­rza Paw­ła
o Trój­cy Świę­tej („Ta­bu­
la de Tri­ni­ta­te”), pro­
pa­gu­ją­cy za­sa­dy an­ty­
try­n i­t a­r y­z mu, któ­r y
tak bar­d zo da­w ał
się ewan­ge­li­kom we
zna­k i. By­ł a to jed­
na z pierw­szych „eg­
ze­k u­c ji li­t e­r ac­k ich”
w Pol­s ce. Grze­g orz
Pa­w eł wcie­l ał swo­j e
ide­ały w ży­cie w gmi­
nie ra­kow­skiej. Zmarł
w 1591 r. w Piń­czo­wie.
AR­TUR
CE­CU­ŁA
niuansów i warto starać się je wszystkie dostrzegać. W innym wypadku pozostanie nam
życie w niewoli stereotypów i uprzedzeń.
Szkoda, że polskie media – zamiast je usuwać – jeszcze je czasem pogłębiają.
Wielu ludzi niereligijnych nie potrafi,
niestety, ocenić, kto jest sprzymierzeńcem,
a kto wrogiem świeckości i wolności światopoglądowej. Mam znajomych ateistów, którzy odrzucają kogoś tylko dlatego, że jest
duchownym jakiegoś wyznania albo człowiekiem wierzącym, nie wdając się w ocenę jego poglądów. Tymczasem, gdy czytam
teksty księdza Wojciecha Lemańskiego
albo byłego jezuity Stanisława Obirka,
katolika przecież, to widzę w nich bliższych
„współbraci w humanistycznej wierze” niż
na przykład wyprany z wszelkich idei Alek­
sander Kwaśniewski, ponoć ateista, czy
Adam Michnik, człowiek rzekomo niewierzący, który nie wyobraża sobie jednak
polskości bez katolicyzmu. Bo prawdziwe
różnice cywilizacyjne biegną przez serca
i umysły, czasem w poprzek podziałów religijnych i światopoglądowych. Błogosławieni
ci, którzy to dostrzegają.
MAREK KRAK
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
W
1914 r. już jedna trzecia rdzennych mieszkańców Afryki Południowej deklarowała
religię chrześcijańską. Wielu Afrykanów przyjmowało chrześcijaństwo
w duchu synkretyzmu, starając się
przyswoić te jego aspekty, które mogły realnie spowodować poprawę
ich życia. „Czarni chrześcijanie po
prostu wybierali w prezentowanym
im chrześcijaństwie te elementy, które
były dla nich zrozumiałe i korzystne,
i pomijali całą resztę” – napisał pewien badacz. Z biegiem czasu synkretyzm ukształtował wzorce ludowej duchowości, które były zarówno
chrześcijańskie, jak i rdzennie afrykańskie w charakterze, chociaż spędzały sen z powiek najgorliwszym
wyznawcom i konwertytom.
Szczególną cechą afrykańskiego
chrześcijaństwa stały się kościoły autonomiczne, które wyłamały się spod
kurateli białych misjonarzy. Pierwsze
takie organizacje religijne zakładano od lat 80. XIX wieku w Lagos
oraz w Afryce Południowej. Ruch
na rzecz utworzenia lokalnych kościołów afrochrześcijańskich, niezależnych od kościołów amerykańskich
i europejskich, nabrał w Afryce Południowej szczególnego rozmachu.
Separatystyczne kościoły stanowiły
dla kościołów misyjnych oraz władz
kolonialnych jednocześnie wymiar
niebezpiecznie wywrotowy.
Przykładowo: w 1857 roku,
w okresie ekspansji białych, chrześcijańska idea zmartwychwstania zainspirowała czarnych proroków do
zachęcenia plemion Kosa do wybijania bydła i porzucania roli, ponieważ – jak wierzono – ich przodkowie powrócą z lepszym bydłem
i przepędzą Europejczyków za morze. W rezultacie trzecia część ludności Kosa zmarła z głodu, a rząd
Kolonii Przylądkowej wykorzystał tę
sytuację do wyniszczenia ich społeczeństwa. W latach 1878–1879 brytyjskie władze imperialne podbiły
ludy Pedi, Zulu i niedobitki Kosa,
ostatecznie zaprowadzając w całej
Afryce Południowej władzę białego człowieka.
Rasizm utrwaliło odkrycie złóż
diamentów w 1876 r. w Kimberley na północnym pograniczu Kolonii Przylądkowej. Odkrycie to
wywołało lawinowy napływ drobnych kopaczy i robotników najemnych. Jednak w miarę pogłębiania
się wyrobisk najlepiej prosperujący
połączyli swoje interesy, a biali kopacze przepędzili czarnych. Ostatni
afrykański kopacz, wielebny Gwayi
Tyamzashe, zakończył działalność
w 1883 r. Całe pole diamentonośne
w Kimberley przeszło pod kontrolę
spółki De Beers, utworzonej przez
europejskich finansistów, z rodziną
Rothschildów na czele, oraz Cecila
Rhodesa (na zdjęciu) i Alfreda Beita. Biali zmonopolizowali stanowiska pracy uznane za kierownicze lub
wymagające kwalifikacji. Narzucono
ściślejszą segregację, której domagali
się biali wyborcy. W szpitalach, więzieniach, obiektach sportowych oraz
23
przemilczana historia
licznych szkołach i miejscach kultu
religijnego zaostrzono segregację.
Katastrofalna była ustawa z 1913 r.
o władaniu ziemią, na mocy której
Afrykanom nie wolno było posiadać
ziemi poza granicami rezerwatów.
W rezerwatach tych wytworzył się
straszliwy niedostatek ziemi. Z kolei
ustawy z 1923 r. i 1930 r. wprowadziły zakaz swobodnej imigracji do
miast; w miastach Afrykanie – jeśli nawet udało im się dostać pracę
– musieli gnieździć się w slumsach.
W ten sposób pozbawiano ludność
afrykańską możliwości posiadania
własnych gospodarstw rolnych oraz
odebrano im prawo do mieszkania
na ziemi przodków. Ustawą z 1911 r.
zakazano strajków czarnym robotnikom. Walkę o równouprawnienie ograniczała chrystianizacja
Jak chrzczono Afrykę
(22)
Afrochrześcijańskie kościoły autonomiczne stały się
szczególną cechą miejscowej religijności.
Powstawały na ogół w wyniku sporów o zwierzchnictwo
kościelne oraz animozji rasistowskich.
prowadzona w duchu wpajania pokory wobec Europejczyków i uznawania ich wyższości.
Ideologię tę wpajano przy pomocy
afrykańskich pomocników, dlatego
w głębi kraju utworzono punkty misyjne, które były obsługiwane przez
czarnych duchownych.
Nędza materialna zespalała się
z wyczerpaniem nerwowo-psychicznym, spadkiem sił i zobojętnieniem,
a także z poczuciem zagubienia
w świecie. Z racji bardzo ograniczonych praw krajowców pierwsze ruchy
wolnościowe w Afryce były w rzeczywistości ruchami religijnymi. W epoce
kolonialnej jedynie na odcinku życia
kościelnego Afrykanie mogli działać
w znacznym stopniu samodzielnie.
Angielski pisarz Edward Roux, autor książki na temat walki Murzynów
o wolność, stwierdził: „Odnotować
należy taki oto znamienny fakt. Pierwszy masowy ruch Afrykanów Bantu
o rzeczywiście narodowym charakterze był ruchem religijnym (…). Tubylcy próbowali stworzyć własne kościoły
niezależne od białych. Większość tych
kościołów nosiła charakter plemienny
i lokalny, ale niektóre z nich apelowały do wszystkich czarnych chrześcijan i usiłowały zjednoczyć Afrykanów
wszystkich plemion (…). Walka zaczęła się od protestu, od buntu czarnych chrześcijan przeciwko kościołom misyjnym”. Bunt zrodził się we
wschodniej części Kolonii Kapskiej,
gdzie od dawna pod władzą kolonizatorów znajdowały się plemiona Bantu. Pogląd, że kościół powinien być autonomiczny i winien być
obsługiwany przez duchowieństwo
afrykańskie, zyskał sobie poparcie
zwłaszcza w Zululandzie. W 1870 r.
ordynację uzyskał pierwszy Zulus,
a w 1873 r. było już 6 czarnych
duchownych.
Pierwszy przypadek utworzenia
samodzielnej gminy afrochrześcijańskiej miał miejsce już w 1872 r.
w Basutolandzie. Dokonała się
tam secesja grupy wiernych przy
jednej z misji Société des Missions
Évangéliques de Paris. Jednakże
już w tym samym roku położono
kres secesji. Donioślejsze wydarzenia rozegrały się w latach 80.
Buntowników poprowadził pastor
Nehemiah Tile z plemienia Tembu
w Kolonii Kapskiej. Godność pastora
uzyskał on w 1880 r., a swój urząd
kościelny wykorzystywał do obrony
praw współplemieńców. Przyczyną
secesji był sprzeciw wobec kontroli
ze strony misji. Tile pragnął „lepiej
krzewić słowo Boże i dostosować je
do tradycji plemienia Tembu”. Duchownego oskarżono o „uczucia nacjonalistyczne”, wobec czego opuścił
on Wesleyan Mission Church i utworzył w 1884 r. Kościół Tembu, którego
głową został wódz plemienia Tembu. Analogiczne secesje miały miejsce w 1885 r. w Beczuanalandzie, a w
1889 r. – w plemieniu Bepedi. Także
w 1889 r. Khenyane Napo, pastor
anglikański w Pretorii, zorganizował
odrębny kościół afrykański – African
Church. W Zululandzie warunki do
secesji dojrzały w 1896 r., kiedy to powstał niezależny Kościół – Zulu Congregational Church, bowiem czarni
członkowie gminy doszli do wniosku,
że misjonarze mają zamiar pozbawić
ich praw do utworzenia własnej kongregacji, i postanowili wyzwolić się
spod kontroli białych.
Wszystkie te próby secesji miały charakter sporadyczny i izolowany. Secesja nabrała rozmachu
w związku z rozwojem kopalń złota w Witwatersrand. W ośrodku tym
eksploatowano tysiące Afrykanów,
prowadzono również intensywną działalność misyjną. W 1892 r.
w konferencji duchownych Kościoła metodystów wzięła udział liczna grupa Afrykanów, zaś władze
zwierzchnie zadecydowały, by…
„czarni bracia” obradowali oddzielnie. Pastor Mangena Mata Mokone uznał to za jawną dyskryminację
rasową wewnątrz Kościoła. Skupił
on innych czarnych opozycjonistów i porzucił gminę metodystów.
W 1892 r. utworzył w Pretorii nową
organizację religijną, która przyjęła
nazwę Kościoła etiopskiego. Wziął
od niego swoją nazwę pewien rodzaj
organizacji, zachowującej doktryny
i obrządek macierzystej misji, lecz
odrzucającej jej zwierzchnictwo.
Nazwę zapożyczono z Psalmu 68,
wersetu 32, w tłumaczeniu: „Etiopska ziemia pospieszy wyciągnąć ręce
swe do Boga”. Mokone zinterpretował ten werset, jak i temu podobne,
jako proroctwo zapowiadające rozpowszechnienie się chrześcijaństwa
na całym obszarze Afryki oraz powstanie niezależnego Kościoła afrochrześcijańskiego. W ten sposób
ruch na rzecz utworzenia zjednoczonego Kościoła afrykańskiego z własnym czarnym duchowieństwem przybrał nazwę ruchu
etiopskiego.
Za oręż w działalności antysystemowej służyła również
umiejętność czytania i pisania.
Chrześcijaństwo zainspirowało
między innymi duże powstanie,
które wybuchło w 1915 r., wszczęte przez robotników plantacyjnych w południowej części Niasa.
Jego przywódcą był John Chilembwe, afrykański duchowny
wykształcony w Stanach Zjednoczonych. Jego zwolennicy hołdowali ideom tysiącletniego Królestwa Bożego na ziemi i zgotowali
krwawą rozprawę swoim prześladowcom. Nie zdołali jednak uzyskać szerszego poparcia, bowiem
chrześcijanie wciąż stanowili nieliczną grupę. Zwolennicy Johna Chilembwe, podobnie jak wielu chrześcijan przed nimi i po nich, wszczęli
bunt zainspirowani lekturą Pisma
Świętego – w większości języków
afrykańskich Biblia była bowiem na
ogół pierwszą książką drukowaną.
Afrykanie rozpoczęli własną
działalność wydawniczą. Do pierwszych poważnych afrykańskich czasopism na południe od Sahary – poza
Liberią – należały „Głosy Afrykanów” („ImvoZabantsunde”), wydawane w Afryce Południowej od 1884
r., oraz działające od 1891 r. „Lagos
WeeklyRecord”. Inni czytali broszury Towarzystwa Biblijnego i Traktatowego – poprzednika świadków
Jehowy – od 1908 r. inspirującego
mieszkańców Afryki Południowej,
często wędrownych robotników najemnych, do tworzenia odrębnych
wspólnot. Oczekiwały one nadejścia
tysiącletniego panowania Królestwa
Bożego na ziemi i uznawały za szatańskie zarówno porządek afrykański, jaki i europejski.
ARTUR CECUŁA
24
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
grunt to zdrowie
N
a początek trochę statystyki z rodzimego podwórka. Zakład Epidemiologii i Prewencji
Nowotworów na swoich stronach
internetowych publikuje badania,
z których wynika, że „bezwzględna
liczba nowotworów złośliwych w Polsce stale rośnie. W 1963 r. umarło
nań 34 tys. 500 osób, a w 2001 r. – już
86 tys. 443 osoby. Wzrost jest znacznie
szybszy u mężczyzn. W 1963 r. zmarło
około 17 tys. panów (14 proc. ogółu
zgonów u mężczyzn) i 17 tys. 500 pań
(odpowiednio 16 proc.). W 2001 r.
liczba zgonów mężczyzn (49 230 – 26
proc. ogółu zgonów) znacznie przewyższyła analogiczną liczbę wśród
kobiet (37 213 – 22 proc. ogółu).
Generalnie nowotwory złośliwe charakteryzuje bardzo długi okres inkubacji, co oznacza, że od rozpoczęcia
ekspozycji na czynnik rakotwórczy do
wystąpienia objawów choroby upływa zwykle wiele lat. W efekcie należą
one do grupy schorzeń występujących
przede wszystkim w starszym wieku –
dotyczą głównie osób po 65 roku życia. Pod koniec lat 90. polską populację – inaczej niż tę zamieszkującą
kraje rozwinięte – charakteryzowała
jedna z najwyższych na świecie liczba złośliwych odmian raka, zdiagnozowanych u osób w średnim wieku.
W rezultacie to one odpowiadają
za zgony aż 37 proc. mężczyzn i 41
proc. kobiet umierających przed 65
rokiem życia. W Polsce (i na Węgrzech) zachorowalność i umieralność z powodu nowotworów złośliwych na początku lat 90. osiągnęły
u mężczyzn w średnim wieku (45–64
lat) najwyższy, nigdy w Europie nieobserwowany poziom”.
Przytoczone dane nie nastrajają
optymistycznie. Jednak jeśli dokładnie im się przyjrzeć, można z nich
wysnuć pewne wnioski. Dlaczego
na przykład w Szwecji widać niską
umieralność na nowotwory złośliwe
wśród osób przed 65 rokiem życia?
Czyżby byli na tę chorobę odporniejsi od nas? Czy mają jakiś „cudowny lek”?
Warto wspomnieć, że w Skandynawii walka z rakiem rozpoczyna się
na wiele lat przed faktem pojawienia się pierwszych zmian nowotworowych. Olbrzymie znaczenie mają
tutaj tryb życia oraz dieta – chodzi
nie tylko o polski wstręt do jakiejkolwiek regularnej formy aktywności
fizycznej, ale także o skłonności do
używek, takich jak papierosy i alkohol. Te dwie trucizny osłabiają powoli nasz organizm – otępiają układ odpornościowy oraz upośledzają pracę
narządów wewnętrznych. To bomba
z opóźnionym zapłonem. Dodatkowo brak ruchu i siedzący tryb życia dobijają nasz układ krwionośny,
czego skutkiem jest plaga chorób
kardiologicznych oraz nowotworowych. Gołym okiem widać tu żelazną
konsekwencję przyczynowo-skutkową – te dwie grupy dolegliwości to
obecnie najczęstsze przyczyny przedwczesnych zgonów. Według najnowszych badań aż około 90 proc. nowotworów ma związek z czynnikami
Pokonać raka
środowiskowymi – zanieczyszczeniami, z którymi codziennie się stykamy, nieprawidłową, źle zbilansowaną dietą, toksycznym pożywieniem
oraz wspomnianym fatalnym trybem
życia. Wróćmy jednak do Szwecji.
Dlaczego jest tam lepiej? Łatwo się
– jest na 128 pozycji, a Ukraina – na
119. Dlaczego? Przecież to „niedźwiedzie”! Zwykło się je tak określać.
Ale nawet najsilniejszy grizzly, pojony codziennie alkoholem, w szybkim
tempie z władcy kniei przeistoczy
się w żałosnego pluszaka, żyjącego
Od wielu lat badania nad skutecznymi lekami
na nowotwory pochłaniają miliony dolarów.
Z jakim skutkiem? Wprawdzie większość z nich
wykryta we wczesnym stadium rozwoju jest uleczalna,
jednak chorych przybywa w zastraszającym tempie.
już chyba domyślić. W krajach skandynawskich zdrowy tryb życia jest
normą społeczną. Dbanie o siebie i o
przyrodę jest tam „oczywistą oczywistością”. Przeważająca większość
Skandynawów uprawia regularnie
sport, i to niezależnie od wieku. Popularny ostatnimi czasy także w Polsce nordic walking, czyli północne
maszerowanie – forma aktywności
przeznaczona głównie dla osób starszych – to letnia odmiana narciarstwa biegowego, będącego jednym
z najpopularniejszych sportów północnej Europy.
Oprócz tego Szwecja – podobnie jak wszystkie inne kraje posiadające długą linię brzegową – charakteryzuje się dużym spożyciem
świeżych ryb morskich. Zauważmy, że z przytoczonych wcześniej
badań Zakładu Badań i Prewencji Nowotworów wynika, że także
w Wielkiej Brytanii odsetek chorych, którzy umierają na raka poniżej 65 roku życia, jest niski. Jeszcze lepiej widać to na przykładzie
Japonii, gdzie ryby morskie stanowią podstawę codziennego menu,
a średnia długość życia plasuje
się w ścisłej światowej czołówce.
Polska zajmuje w tym rankingu aż
54 miejsce. Pocieszmy się, że nasz
potężny wschodni sąsiad – Rosja
średnio 59 lat. Warto wspomnieć,
że średnia długość życia Rosjanek
wynosi 73 lata. Różnica – 14 lat –
jest wyraźna tak bardzo jak różnica
w ilości spożywanego przez obydwie
płcie alkoholu. I choć panie wszelkich narodowości żyją dłużej, to jednak dysproporcja w krajach słowiańskich jest największa.
Japończycy żyją długo i zdrowo dzięki właściwej diecie oraz zamiłowaniu do ćwiczeń fizycznych.
Wiedzą, że organizm człowieka jest
niezwykłym tworem, który sam potrafi się oczyszczać i odnawiać, ale
trzeba mu w tym pomóc – szczególnie w dzisiejszym zanieczyszczonym
świecie. Kluczowym zadaniem jest
wyeliminowanie z naszego najbliższego otoczenia oraz z organizmu
toksyn, a także wzmocnienie układu immunologicznego. Osiągniemy
to na kilka sposobów: spożywając
zdrową żywność, dbając o właściwy
dobór menu, zażywając preparaty
i kuracje wzmacniające naszą odpowiedź immunologiczną na substancje kancerogenne oraz prowadząc tryb życia adekwatny do
naszej natury – bądź co bądź zwierzęcia, które do właściwego funkcjonowania potrzebuje codziennej
aktywności fizycznej. Ideałem jest
codziennie się spocić przy wysiłku
(1)
fizycznym, co w sposób naturalny
oczyszcza organizm.
W kolejnych artykułach chciałbym przedstawić naturalne metody walki z rakiem, czerpane
z medycyny naturalnej, bazującej
na wielowiekowej wiedzy ludzi, blisko związanych z przyrodą i otaczającym nas światem. Jeżeli chcemy
je wypróbować, musimy zasięgnąć
opinii lekarza specjalisty. Terapia
naturalna różni się od medycyny
tradycyjnej, skoncentrowanej na likwidacji guzków i komórek nowotworowych za pomocą chemioterapii oraz naświetlań. Ta terapia nie
zwalcza przyczyn raka. Ma ona też
wielu przeciwników ze względu na
skutki uboczne. Chciałbym jednak
podkreślić, że nigdy nie wolno na
własną rękę rzucać zaleconej nam
przez lekarza formy terapii. Osoby,
które chorują na nowotwór, a boją
się leczenia, powinny porozmawiać
o swoich lękach z fachowcem.
Istotą działania terapii radiologicznej i tzw. chemii, czyli podawania leków cytostatycznych, jest
całkowite wyniszczenie komórek
nowotworowych w ciele chorego.
Niestety, leki te nie działają selektywnie i niszczą wszystko – zarówno
komórki patologiczne, jak i te zdrowe. Szczególnie wyniszczające są
próby leczenia białaczki. W leczeniu tego nowotworu wykorzystuje
się szpik kostny. Nie wszyscy wiedzą
jednak tak naprawdę, do czego jest
on potrzebny. W przypadku ostrych
postaci białaczki leczenie polega na
wprowadzeniu do organizmu kilkakrotnie, a nawet kilkunastokrotnie
większej dawki chemii niż przy terapii innych postaci raka. Doprowadza to do mieloablacji, czyli do
całkowitego zniszczenia hematopoezy (proces tworzenia się krwi)
osoby chorej. Po takiej terapii organizm jest wypalony jak po bombie
atomowej. Szpik kostny potrzebny
jest do powtórnego uruchomienia
procesów hematopoezy. Zanim to
nastąpi, pacjenta zabić może nawet katar. Dodajmy, że nie zawsze
przeszczep się udaje. Nie stosuje
się też ich u osób powyżej 60 roku
życia, które nie przeżyłyby znacznego zniszczenia organizmu spowodowanego chemioterapią. Jest to
zatem rozwiązanie tylko dla ludzi
stosunkowo młodych, mających silne organizmy. Warto podkreślić, że
wiele osób odniosło korzyści z takich metod leczenia, i jest to fakt
niezaprzeczalny.
Pojawia się jednak coraz więcej
głosów, że w niektórych przypadkach chemioterapia nie tylko nie
pomaga, ale wręcz szkodzi. Do takiego wniosku doszli amerykańcy
naukowcy – dr Peter Nelson i jego
współpracownicy z Fred Hutchinson
Cancer Research Center w Seattle.
Podczas badań nad mechanizmem
zatrzymywania się procesów nowotworowych w organizmie osób poddawanych tradycyjnemu leczeniu cytostatykami odkryli, że stosowany
powszechnie rodzaj chemioterapii
– zamiast osłabiać komórki rakowe
– pobudza je do wzrostu. Naukowcy
analizowali tkankę pobraną od pacjenta cierpiącego na raka prostaty.
Poddając ją chemioterapii, zaobserwowali fakt nadmiernej produkcji
w zdrowych komórkach specyficznego białka o nazwie WNT16b.
Problem w tym, że pobudzało
ono do wzrostu i aktywności sąsiadujące z nim komórki nowotworowe.
Było to dla zespołu badaczy kompletne zaskoczenie. Powtórzyli oni analogiczne badanie na tkance nowotworowej piersi oraz jajnika i za każdym
razem uzyskali podobny efekt. Rezultaty badań zostały zaś opublikowane
w amerykańskim periodyku medycznym „Nature Medicine”. Wynikało
z nich, że białka WNT16b zostają wyprodukowane w fibroblastach
– licznych komórkach tkanki łącznej – w odpowiedzi na uszkodzenie
DNA komórkowego spowodowanego
lekami stosowanymi w chemioterapii.
Według badaczy jedynym sposobem
na powstrzymanie tego fatalnego
w skutkach procesu jest zablokowanie aktywności fibroblastów w trakcie
chemioterapii. Wiąże się to jednak
ze znacznym ryzykiem, gdyż nie wiadomo, jakie mogą być konsekwencje
takiego działania.
Wyniki tych badań nie dziwią
osób, które do organizmu człowieka podchodzą holistycznie, traktując
go jako całość, bo te podchodzą inaczej do problemu chorób nowotworowych. Zamiast wypalać nas od wewnątrz „chemicznym ogniem” i na
gruzach organizmu próbować odbudować lub przeszczepić nowe tkanki, proponują aktywizację naszych
nadwątlonych sił wewnętrznych, tak
aby dały sobie radę z niepożądanym
„obcym”. Należy jednak konsultować tę aktywizację ze specjalistą.
ZENON ABRACHAMOWICZ
www.onkologia.org.pl
www.nature.com
Wikipedia.pl
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Kłopot z marychą
Z narkotykami sprawa nie jest
prosta. Jeszcze sto lat temu ich
zażywanie było jeśli nie dozwolone, to w każdym razie tolerowane.
Egzotyczne substancje z opium
na czele traktowane były jako inspiracja duchowa dla artystów i ekscentryków – być może nieco ryzykowna dla zdrowia, lecz warta grzechu. Malarze, pisarze i muzycy
w epoce fin de siècle nie stronili
od narkotyków i nie wstydzili się nawet postępującego od nich uzależnienia. Również zwykli mieszczanie
mieli z nimi czasami do czynienia,
bo opiaty hojnie podawane były
przez lekarzy dla uśmierzania bólu. Dopiero gdy okazało się, że handel narkotykami staje się gangsterską branżą, rodzącą fortuny i siejącą śmierć, rządy po obu stronach
Atlantyku zdecydowały się nałożyć
restrykcje na obrót środkami odurzającymi. Tymczasem jednak światowe wojny XX wieku z jednej strony, a liberalizacja obyczajów z drugiej spowodowały gwałtowny wzrost
popytu na „dragi”. Apogeum proces ten osiągnął w epoce hipisów,
a więc po rewoltach studenckich
lat 1967–1968. Wtedy też przyjęto
C
w świecie surową politykę narkotykową, opartą na szczelnej kontroli
i wysokich karach za produkcję
i handel, trwającą do dziś. Niestety, skutki wielkich kampanii antynarkotykowych są raczej mizerne.
Narkomanów nie ubywa, a plantacje koki i innego świństwa w różnych częściach świata mają się jak
najlepiej. Paradoksalnie, narkotyki
zażywa dziś na Zachodzie nieporównanie więcej ludzi niż w czasach,
gdy obrót nimi nie był jeszcze ścigany przez prawo. Czyżby więc lepiej było odstąpić od zakazów i potraktować narkotyki jak papierosy
albo alkohol?
Pytanie to stawiane jest bardzo
serio, przynajmniej w odniesieniu
do tzw. miękkich narkotyków,
a głównie marihuany i haszyszu. Destrukcyjne „twarde” narkotyki są bowiem na tyle niebezpieczne, że trwale chyba daliśmy sobie prawo bronienia naszych dzieci przed nimi samymi, zakazując im robienia czegoś, co mogłoby je zabić. Z marihuaną sprawa nie jest już jednak
oczywista. Miliony ludzi palą ją „bezkarnie”, to znaczy bez szkody dla
swego życia większej niż taka, którą wyrządza palenie tytoniu, a tym
oraz częściej myśląc o przemianie społecznej, jak wolę nazywać rewolucję,
łapie się na tym, że coraz mniej lubię polskie społeczeństwo. Mam wrażenie, że
przez ostatnie 20 z górą lat… zdziczeliśmy.
Zdumiewające, jak łatwo udało się ludziom zaszczepić wartości, które przeczą humanizmowi, człowieczeństwu, wspólnocie
i na piedestał wynoszą panoszącego się gangstera, cwaniaka, polityka liberała. W świecie,
w którym sukces materialny jest przepustką
do sławy oraz do powszechnego szacunku
i nikt nikogo nie pyta, ilu ludzi, ile fabryk,
a także społeczności lokalnych zniszczył, aby
wspiąć się na szczyt, trudno nawet o nadzieję na radykalne zmiany. Hamulcem moralnym dla bogacenia się kosztem ogółu nie
jest nawet instytucja, która moralność ma
na sztandarach, bo przecież Kościół katolicki niesłychanie się na powszechnej prywatyzacji i reprywatyzacji obłowił.
Symbolem nowych czasów jest „człowiek
sukcesu” w drogim aucie, który wymusza na innych uczestnikach ruchu, żeby zjechali mu
z drogi po to, żeby on mógł swobodnie łamać ograniczenia prędkości. Nie lubię tych,
którzy się rozpychają, ani tych, którzy z pokorą uznają wyższość silniejszego i posłusznie ustępują. W tym ustępowaniu na każdym
kroku jest bowiem zgoda na nowe, dzikie reguły gry, kiedy to zwycięzca bierze wszystko,
a ostatnich gryzą psy. Prawdziwa rewolucja,
będąca warunkiem postępu, polega bowiem
nie na graniu w grę przeciwnika, ale na zaprzeczeniu jej regułom. Feministka, która domaga się jedynie, aby kobiety dostawały równą liczbę stanowisk kierowniczych w korporacyjnej hierarchii dziobania, niczego tak
bardziej picie alkoholu. Przecież
ci, którzy popadają w ciężkie uzależnienie od marihuany i z tego powodu rujnują swoje zdrowie fizyczne i psychiczne, nie znajdują się
w gorszym położeniu niż alkoholicy i nikotyniści. Nie jest ich również
statystycznie więcej. Z tezą tą można się spierać, niemniej jednak
z grubsza panuje zgoda, że marihuana nie jest istotnie bardziej niebezpieczna ani destrukcyjna niż
wódka. Nie jest niewinna, jak
się wydaje niektórym, ale też
jest czymś zupełnie innym niż,
dajmy na to, heroina. O co
więc chodzi? Dlaczego rządy tak się opierają i wzbraniają przed jej legalizacją? Przecież w wolnym kraju każdemu
wolno robić co chce, jeśli tylko nie wyrządza tym szkody innym ludziom!
Wydaje się, że istnieją dwa
powody uporu naszych rządów.
Pierwszy jest taki, że są one
z biegiem lat coraz bardziej
wyczulone na kwestie
związane ze zdrowiem,
wdrażając rozmaite restrykcje zmniejszające
ryzyko chorób. Jako że
naprawdę nie zmienia, bo nie kwestionuje mechanizmu wyzysku i dominacji. Niczego nie
osiągniemy, odsuwając od władzy Donalda
Tuska i Platformę Obywatelską, jeżeli władza nie zostanie naprawdę przekazana w dół,
do rządzonych. Mechanizm odrastania hydry
jest bowiem prosty: kiedy tylko jakieś ugrupowanie wydaje się zyskiwać sympatię wyborców, natychmiast pojawiają się pieniądze
pomagające wygrać wybory i zobowiązania
zdrowie stało się jakiś czas temu najwyższą bodajże wartością współczesnych społeczeństw, podlegając
w konsekwencji skrupulatnemu nadzorowi rządu, wykazuje on naturalną skłonność do ograniczania naszej wolności „dla naszego zdrowia”.
A że tak czy inaczej palić trawkę
jest mniej zdrowo, niż nie palić, żaden rząd nie chce wziąć na siebie
poluzowania obowiązujących zakazów. Trend jest odwrotny – walka
z paleniem tytoniu i z piciem alkoholu. Klimatu dla legalizacji miękkich narkotyków – brak.
i bezbronnego przed brutalnością najbliższych
krewnych, wyrzucających taką osobę na bruk.
Przegrany częściej budzi pogardę i drwiny niż współczucie, co więcej – otrzymuje też
piętno nieudacznika. Mój przyjaciel, budowlaniec Waldek, wystawiał faktury VAT-owskie
za swe usługi, ale nie otrzymywał zapłaty. Kiedy nie dostawał przelewu za roboty, brał
przed świętami pożyczkę w Providencie, żeby wypłacić pensje swojej brygadzie. Żona
GŁOS OBURZONYCH
Rewolucja moralna
wobec sponsorów, które czynią to zwycięstwo
całkowicie daremnym dla tych, którzy głosowali z nadzieją na zmiany. Pewien biznesmen
w Suwałkach na początku transformacji sfinansował wszystkie startujące w wyborach
samorządowych komitety wyborcze. Nie mógł
przegrać i to on wygrywał potem wszystkie
przetargi.
To, że skorumpowany system polityczny
jest nie do ruszenia, wynika z całkowitej nieobecności zasad i kryteriów moralnych w życiu publicznym oraz z zaniku tych zasad w życiu prywatnym. Ludzie biorą udział w wyścigu szczurów do sukcesu, bo ten usprawiedliwia i uniewinnia z każdego łajdactwa. Nazywają to wolną konkurencją. Pęd do pieniędzy niszczy nie tylko tkankę społeczną, więzi sąsiedzkie, koleżeńskie, ale i rodzinne.
Niepokojąca jest dla mnie liczba przypadków, w których muszę bronić kogoś słabego
nazywała go ofiarą losu i drwiła z jego nieudolności. Dziś mieszka w Norwegii. Kiedy ma
przerwę śniadaniową i idzie do sklepu w stroju roboczym, ludzie ustępują mu miejsca w kolejce, bo to idzie człowiek pracy. Do kraju nie
wróci. Nie chce być znowu „robolem”.
Jeżeli wiedza, pracowitość, prawość i szlachetność nic nie znaczą w starciu z cudzymi
pieniędzmi oraz pazernością, społeczeństwo
jako całość cofa się do epoki kamiennej. Tu
duży faktycznie może więcej. Konkurencja zamiast współpracy sprawia, że prywatne firmy,
które dominują w naszej gospodarce, zatrudniają w większości (96 proc.) do 9 osób i znikają z rynku równie szybko, jak powstają.
Naszym problemem jest brak pozytywnej
wizji społeczeństwa i państwa, która dawałaby szanse na sukces wspólnotom, masom, a nie
tylko wybranym, bezwzględnym jednostkom.
Póki rządzący liberałowie dzierżyć będą rząd
25
Bardziej ponury jest wszelako
drugi powód. Otóż władza dopóty
jest władzą, dopóki może się komunikować z obywatelem. Dopóki może mu skutecznie rozkazywać. Tymczasem człowiek pod silnym wpływem marihuany jest nie tylko mniej
komunikatywny niż ktoś mocno pijany (zdolny wrócić nieco do przytomności na widok policji), ale na dobitkę nie boi się władzy. A władza
nie cierpi tych, którzy się jej nie boją. W tym tkwi bodajże tajemnica
głębokiej niechęci organów ścigania,
a w rezultacie całego państwa do „napalonych”. I to jest również powód, dla którego legalizacja
marihuany dla wielu ludzi
stała się symboliczna
w ich walce o liberalne
społeczeństwo i państwo.
Wojna o marihuanę
prędzej czy później doprowadzi do jakiegoś kompromisu. Trzymanie w więzieniach osób,
u których znaleziono „skręta”, jest
nonsensem i jawną niesprawiedliwością. To się musi skończyć.
A jednak nie życzymy sobie żyć
w świecie, w którym uczeń na przerwie albo pracownik pali sobie trawkę. Używanie środków bardzo silnie zaburzających percepcję,
mowę i zachowanie człowieka musi podlegać ścisłym
ograniczeniom. Bylebyśmy pamiętali, że ograniczenia to nie to samo, co całkowity zakaz.
JAN HARTMAN
dusz, a strajkujący kolejarze, górnicy czy pielęgniarki nie będą mogli liczyć na wsparcie
większości społeczeństwa, bo każdy myśli tylko o sobie, to ludzie żyjący z pracy własnej,
a nie cudzej, czyli większość, będą skazani
na porażkę wyrażoną w malejącym udziale
płac w rosnącym dochodzie narodowym. Agresja sfrustrowanych i pokrzywdzonych jest umiejętnie kierowana przeciwko państwu i jego demokratycznym instytucjom, a nie przeciwko
tym, którzy na wycofywaniu się państwa z obrony sfery publicznej oraz dobra ogółu najbardziej korzystają. Nikt jakoś nie rzuca gromów na milionerów spokojnie transferujących
swe dochody do rajów podatkowych, za to
urządza się seanse nienawiści w sprawie uposażeń poselskich, które od bardzo dawna pozostają na tym samym poziomie. Politycy, którzy pełnią w istocie rolę kelnerów na usługach
bogaczy, są znienawidzeni. Jednak ci, którzy
urządzili sobie z państwa maszynkę do bogacenia się kosztem ogółu, pozostają autorytetami i ulubieńcami mediów. Na jeden występ
związkowca w mediach przypada 100 rozmów z przedstawicielami biznesu.
A nie brak przecież w Polsce ludzi, którzy pamiętają o wspólnocie zwanej społeczeństwem i chcą Polski solidarnej, wspólnotowej,
harmonijnie rozwijającej się z korzyścią dla
większości. Dlaczego ich głos nigdzie nie dociera? Bo zdominowane przez oligarchię (rządzących nowobogackich i korporacje) media
ucinają w zarodku wszystkie głosy mówiące
o alternatywie. Przestrzeń publicznej debaty
została nam odebrana i poza nielicznymi pismami, takimi jak „Fakty i Mity”, został nam
już tylko internet. Ale czy „tylko”? Może „aż”.
PIOTR IKONOWICZ
26
RACJONALIŚCI
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
List otwarty
Prawo Boże
Szanowny Panie Premierze, zwracam się
do Pana z apelem, aby Rada Ministrów podjęła działania mające na celu wypowiedzenie konkordatu między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską.
Koronnym argumentem przemawiającym
za podjęciem wyżej wymienionych działań
jest okoliczność, iż konkordat narusza zasadę
wzajemności i partnerstwa, bowiem zakłada
wyłącznie obowiązki ze strony państwa, a nie
nakłada żadnych obowiązków ze strony Kościoła rzymskokatolickiego. W związku z powyższym obowiązkiem władz Rzeczypospolitej Polskiej jest przeciwdziałanie
niekorzystnemu ukształtowaniu
stosunków wzajemnych, łączących nasze państwo z innymi podmiotami, w tym przypadku z Watykanem.
W ostatnim czasie obserwuję także niepokojące tendencje w postawie Episkopatu Polskiego i hierarchów kościelnych, które polegają
na: dążeniu do ciągłego
nadzoru nad działaniami
władz państwowych i uzurpowaniu sobie prawa do aktywnego udziału w rządzeniu państwem, podważaniu autorytetu demokratycznie wybranych
władz, dyskredytowaniu polskiego porządku
prawnego. Za przykład mogą tu posłużyć: 1) słowa prominentnych duchownych wygłaszane
z ambony w trakcie tegorocznych obchodów
święta Bożego Ciała; 2) listy i odezwy do parlamentarzystów, na przykład grożące ekskomuniką posłom popierającym in vitro; 3) podważanie przez Episkopat decyzji KRRiT o nieprzyznaniu koncesji cyfrowej dla TV Trwam;
4) kwestionowanie zapowiedzi rządu o podpisaniu przez Polskę konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet; 5) publiczne wzywanie przez
biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza
do rozwiązania Sejmu. Do eskalacji tego typu
nadużyć przyczynił się niewątpliwie oportunizm
decydentów politycznych zabiegających o poparcie albo przynajmniej o neutralność Kościoła katolickiego oraz nierzadkie kunktatorstwo ze strony wymiaru sprawiedliwości w sprawach dotyczących „podejrzanych” spraw finansowych Kościoła i duchownych łamiących prawo. W rzeczywistości w Polsce mamy nie
trzy, ale cztery władze: ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą i kościelną.
Za wypowiedzeniem konkordatu przemawia także fakt, iż stanowi on pogwałcenie zasady świeckości państwa i niedyskryminacji
innych kościołów oraz związków wyznaniowych
występujących na terenie naszego państwa. Negatywnym skutkiem jego obowiązywania jest:
1) zapisywanie na lekcje religii katolickiej lub
rekolekcje całych klas bez pytania o zgodę
poszczególnych uczniów; 2) stygmatyzacja mentalna uczniów niechodzących na religię;
3) umieszczanie oceny z religii na świadectwie; 4) wliczanie oceny z katechezy do średniej; 5) polityczno-kościelne układy przy obsadzaniu stanowisk kościelnych (przykład ingerencji z 2006 r. u papieża przez ówczesnego
premiera Jarosława Kaczyńskiego przy podejmowaniu decyzji o powołaniu nowego metropolity warszawskiego).
30 maja, w święto Bożego Ciała, urzędnicy Pana Boga zajmowali się, jak zwykle,
wszystkim, co jest związane z niewymownymi dla katolików częściami ciała. Bynajmniej nie Najświętszego Ciała Chrystusa,
na co wskazywałaby data, a ludzkiego.
Ponieważ uroczystości odbywały się publicznie, zaangażowanie duchownych miało
na szczęście charakter jedynie werbalny. Nie
wzbudziliby oburzenia i polemiki, gdyby ograniczyli się wyłącznie do troski o czynności
wiernych zlokalizowane poniżej pasa, czyli
seks i jego konsekwencje. Do ginekologiczno-bioetycznych pouczeń wszyscy już się bowiem przyzwyczaili i na nikim nie robią one
wrażenia. Wyjątek stanowią jedynie takie
wykwity katolskiego intelektu jak „dodatkowe bruzdy” ks. de Bériera czy ważniejsze
niż pedofilia sprawy bp. Pieronka.
Jednak najwyraźniej zły duch opętał sutannowych, bo tym razem sięgnęli także powyżej pasa – do serc i sumień wiernych. W dodatku nie jedynie po to, by wyłudzić kolejne
pieniądze, ale by przypomnieć „o nadrzędności prawa Bożego nad prawem stanowionym
przez prawodawcze instytucje” – tak ujął to
metropolita krakowski kard. Dziwisz. I dodał: „Wierność prawdzie obowiązuje wszystkich, również prawodawców. Prawdy nie ustala się przez głosowanie, dlatego nawet parlament nie jest powołany do tworzenia odrębnego porządku moralnego niż ten, który jest
wpisany głęboko w serce człowieka, w jego
sumienie”. Niewątpliwie był to wynik wcześniejszych uzgodnień w Episkopacie, bo bp
Nitkiewicz sprzeciwiał się w Sandomierzu
„propagowaniu postaw sprzecznych z Bożym
prawem”, a bp Rakoczy grzmiał w Bielsku-Białej, że „żaden rząd ani parlament nie
jest upoważniony do stanowienia prawa, które ułatwia demontaż i rozpad rodziny”. Nawet niekoniecznie świętej. Jak do tych górnolotnych nauk ma się pedofilia księży, jej
ukrywanie przed wymiarem sprawiedliwości
i odmowa płacenia odszkodowań ofiarom kościelnych zboczeńców – żaden z biskupów nawet się nie zająknął.
Wypowiedzi hierarchów o nadrzędności
prawa Bożego naruszają zagwarantowany
Konstytucją RP i konkordatem rozdział Kościoła i państwa oraz zagrażają wolności sumienia obywateli RP. Leszek Miller przypomniał o tym, zwracając się do prezydenta
W mojej ocenie należy nie tylko wypowiedzieć konkordat, ale także dokonać stosownej
rewizji przepisów Konstytucji RP z 1997 r.,
zmierzającej do wprowadzenia w Polsce rzeczywistej zasady równouprawnienia oraz niezależności i autonomii kościołów i związków
wyznaniowych, którą zakłóca jej art. 25 ust. 4.
Stosunki między Rzecząpospolitą Polską
a Kościołem katolickim powinny być uregulowane tak jak w przypadku innych kościołów oraz związków wyznaniowych, tj. w trybie przewidzianym w art. 25 ust. 5 Konstytucji RP. Ze Stolicą Apostolską
Polska powinna utrzymywać jedynie stosunki dyplomatyczne
na zasadzie analogii z innymi państwami. I nie będzie to poniżenie, lecz wyróżnienie dla Watykanu,
który jest jedynym
państwem świata
niemającym narodu. Państwa są po to,
aby reprezentować narody. A Watykan reprezentuje tylko międzynarodową korporację. Nie ma powodów,
aby utrzymywać nadzwyczajne, regulowane
specjalnym konkordatem stosunki dyplomatyczne z takim tworem.
Potrzeba wypowiedzenia konkordatu jest
także pilna chociażby z uwagi na możliwe odbarczenie budżetu państwa z niebagatelnych
kosztów z nim związanych, ponoszonych przez
obywateli. Dalsze utrzymywanie przez państwo
w obliczu kryzysu gospodarczego i pogłębiającej się biedy polskiego społeczeństwa: 1) rzeszy księży i katechetów uczących religii w szkołach; 2) „armii” kapelanów zatrudnionych
w wojsku, policji i innych służbach mundurowych; 3) wydziałów teologicznych na państwowych uczelniach – uważam za krzywdzenie narodu polskiego.
Przy okazji należałoby także solidnie zlustrować majątek i finanse kościelne. Oburzające jest to, że mimo upływu 15 lat od obowiązywania konkordatu nie powołano przewidzianej w nim komisji rządowo-kościelnej, która zajęłaby się sprawami finansowymi Kościoła. Istniejąca obecnie kościelna komisja konkordatowa działa bez podstawy prawnej. Powołał ją w 1998 r. Jan Paweł II, stawiając rząd
przed faktem dokonanym.
Ponadto przypominam, że konkordat został przegłosowany przez Sejm z naruszeniem
obowiązujących reguł, które wymagają 2/3 głosów posłów obecnych na sali do ratyfikowania
umowy międzynarodowej. Ten warunek nie
został w przypadku konkordatu spełniony.
W związku powyższym wzywam rząd do walki o przywrócenie autonomii naszego państwa,
do obrony polskiego społeczeństwa przed grabieżą finansową ze strony Kościoła katolickiego oraz do przywrócenia w Polsce poczucia
poszanowania wolności światopoglądowej.
Oczekuję ustosunkowania się Pana Premiera do niniejszego listu i przedstawienia opinii publicznej stanowiska rządu w przedmiotowej sprawie.
Z poważaniem
JANUSZ PALIKOT
Komorowskiego, jako strażnika Konstytucji RP, z apelem „o obronę autonomii Rzeczypospolitej Polskiej i stanowczy sprzeciw
wobec nacisków hierarchii kościelnej na władze naszego państwa oraz przypomnienie
Konferencji Episkopatu Polski o obowiązku
przestrzegania konstytucyjnych i konkordatowych zapisów dotyczących poszanowania
autonomii państwa i jego niezależności od Kościoła”. Przewodniczący SLD zwrócił uwagę, że „cele religijne Kościół powinien osiągać siłą własnego przekonywania, mocą przesłania moralnego, a nie poprzez odwoływanie się do przymusu państwowego”.
W odpowiedzi odezwali się urzędnicy
z Kancelarii Prezydenta: Joanna Trzaska-Wieczorek, Jan Lityński, Tomasz Nałęcz.
Jak jeden mąż uznali, że biskupi mają prawo
wygłaszać każdą opinię, zwłaszcza tak, ich zdaniem, oczywistą i prawdziwą, jak ta o wyższości prawa Bożego nad stanowionym, a Leszek Miller nie powinien w ogóle zabierać
głosu. Prezydent przezornie milczy, bo w Wikipedii nie ma odpowiedzi, a inne źródła są
zbyt trudne do ogarnięcia.
Głos biskupów jest bezczelny, ale na szczęście bardziej szkodliwy dla samego Kościoła
niż dla świeckości państwa. Wszak tylko prawa sprzeczne z Bożym pozwalają wypróbować wierność naukom Kościoła. Nie przerywać ciąży, kiedy to dozwolone, nie dać się
skusić na in vitro finansowane przez państwo,
nie zawrzeć związku partnerskiego – choć prawo takie rozwiązanie sankcjonuje i obdarza
różnorakimi przywilejami – to dopiero są prawdziwe akty wiary.
Pasterze niepotrzebnie boją się wystawiać swoje owieczki na pokuszenie. Najwyraźniej biskupi zapomnieli, że fundamentem
Kościoła jest grzech. Gdyby ludzie byli bezgrzeszni, Kościół straciłby rację bytu. Skruszony grzesznik ma i tę zaletę, że nie domaga się rozliczania kościelnych pieniędzy,
romansów ani pedofilii. Skoro sam nie jest
bez winy, nie rzuca kamieniem, tylko więcej na tacę. Liberalizacja przepisów, tworząc
więcej grzeszników, napędza amatorów spowiedzi i odpustów. Nierozważne apele podcinają gałąź, na której kler wymościł sobie
wygodne gniazdko.
JOANNA SENYSZYN
senyszyn.blog.onet.pl
senyszyn.eu
Fundacja „FiM”!
Fundacja „W człowieku widzieć brata” ma za zadanie nieść wszelką pomoc ludziom
znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej. Ponieważ ma ona status organizacji
pożytku publicznego, podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też
kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy
„Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne
i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących.
Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość
odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim
jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć
naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane:
Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź
ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691
www.bratbratu.pl, e-mail: [email protected]
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Trzech gości popiło i postanowili się zabawić. Poszli do agencji. Na wejściu „szefowa” mówi:
– Dzisiaj taki ruch, jak nigdy... Niestety, mam tylko dwie panie.
Goście myślą:
– Dobra, to my sobie weźmiemy po jednej, a dla Staśka zamówimy dmuchaną lalkę. On jest tak
pijany, że pewnie nawet nie zauważy.
Mija jakiś czas. Podczas kolejnego spotkania oczywiście pada pytanie, jak było…
Jeden mówi:
– No, moja była niezła.
Drugi:
– Moja rewelacyjna, full serwis po prostu. A twoja, Stasiek?
– Kurde, ledwo zdążyłem ugryźć ją w cycka, a ta zasyczała i wyleciała przez okno!
1
8
S
M
A
Poziomo:
1) u spódnicy baletnicy, 5) na palecie ją znajdziecie, 8) częściej niż czasami latają za samicami, 10) dziewczyna z liną, 11)
jeden z zygzaków na szlaku, 14) lecą na to spotkanie czarujące panie, 15) boskie dziewczyny, 16) na wojskową nutę, 18)
utrzymuje służących, 19) u tego wojownika masa jest na pierwszym miejscu, 21) pomaga trafić jelenia, 22) syn Robaka, 23)
pieści uszy kapelana, 25) złe typy, 26) zrzęda, ględa, 29) wszystko w porządku, 30) w nim ma pijany, 32) co się od mety zaczyna u poety?, 33) to polecenie trzeba wykonać, 34) na pamiątkę się stawia, 35) lęk przed Agorą, 40) o jednorękich bandytach nauka, 45) cukier dla diabetyka – innego nie tyka, 46)
raz po raz wozi gaz, 47) swojska filologia, 52) żuk jak bóg, 57)
przy Wiejskiej uprawiana, 59) pełna kultura w salonie, 61) trzy
po trzy, 62) premier z Pułtuska, 63) instrument Apollina z monetą rzymianina, 64) super, dodatek, 68) złota w Moguncji, 69) kolorowe życzenia urodzinowe, 72) całkiem nieźle żyje z renty, 73) gargulec, czyli inny koniec rynny, 74) woreczek
złotóweczek, 75) ta roślina w kremie drzemie, 76) do wieszania prania, 77) jest jak najdalej od frontu, 78) plecie w robocie, 79) ten sprzęt słychać, 80) znane skupisko arabów w Polsce, 81) gra, że ha, ha, 82) honorowa na piersi, 83) najważniejszy demokrata nowego świata.
Pionowo:
1) wydawana (?) przez barmana, 2) małe ciasteczko, a w nim...
beczka, 3) piernik na katar, 4) co ląduje w garnku z kniaziem?, 5)
wszystko zrobić skora dla ojca dyrektora, 6) sposób z medium, 7) co druhna czasem wyznacza kompasem?, 8) sikoreczka Naszej Basi Kochanej, 9) wynalazca – w telegraficznym
skrócie, 12) zawsze myśli o nim Szkot, 13) miasto nad Marychą, 17) opaska z paska, 20) co czeka przyszłego sędziego?, 23)
na sutannie, cała biała, 24) po co komu taki dziedziniec w domu?, 27) służą do łatwego zapinania ubrania, 28) o kociętach
swych pamięta, 29) prawie jak milicja, 31) dzieciaczek, niemowlaczek, 36) wszędzie ma z górki lub pod górkę, 37) jeden
z dwóch w koszuli, 38) płomyk w ogródku, 39) książę Leszek,
jak śnieg cały, 41) barwny i duży łuk po burzy, 42) tajna w transmisji, 43) w parze z morelami, 44) jest niski, ale nie mały, 47)
lodowe sztylety, 48) książka pełna legend, 49) ubija się dla
pieniędzy, 50) muzyczne dobre wychowanie, 51) bezpieczna
kuracja, 52) rzemiosło z kitem, 53) papierowa paczka, 54) zimą i w lecie myśli o mecie, 55) strój twój, 56) ćma w oku, 58)
ten lekarz na pewno spyta cię, co słychać?, 60) rzecz wtórna
przypominająca pochodnię, 61) właściciel słynnego wozu, 65)
udaje człowieka z krwi i kości, 66) moda w modzie, 67) szukał miliona na ekranie, 69) Polka dla Kozaka, 70) wyspa jak
stwierdzę, 71) otwieracz do wody.
M
A
K
15
24
A
P
O
M
E
T
Ż
67
A
45
F
T
E
L
A
G
K
O
R
Ę
5
R
U
S
54
48
A
O
57
P
71
L
64
E
68
T
I
K
S
U
R
72
R
74
K
I
Ł
79
T
A
E
14
U
42
Z
K
I
34
Z
A
U
T
51
L
S
E
19
S
E
N
R
A
L
56
E
C
80
O
J
G
I
P
I
Y
53
A
R
J
57
O
A
Z
Ó
36
A
R
A
K
Ł
70
O
32
B
R
A
C
76
S
Z
T
E
M
N
T
K
44
Y
K
A
R
7
N
A
U
55
U
56
S
Z
23
B
W
I
A
Ę
13
Ć
63
Ó
17
70
U
Z
4
R
M
71
K
U
43
R
A
O
A
U
58
N
9
26
O
E
Z
K
35
K
P
E
A
28
24
O
45
43
B
L
C
Y
E
G
81
A
27
M
54
I
27
N
I
G
A
20
J
L
69
M
W
83
69
48
Z
T
A
52
Y
S
T
25
Z
Z
73
78
N
A
A
E
D
8
I
R
41
D
64
L
T
A
R
Y
K
E
A
S
J
61
63
C
H
75
L
60
O
U
O
E
M
K
68
53
K
Z
I
Z
59
66
O
82
52
A
S
U
M
Z
K
S
R
31
74
U
Y
N
42
O
S
E
S
B
C
A
I
B
39
41
A
60
31
K
A
U
O
13
O
10
O
26
M
40
S
T
E
47
K
20
T
U
46
D
12
T
33
Z
40
75
M
Ę
58
A
77
D
I
Y
67
A
C
12
A
Y
19
I
30
A
F
51
Y
21
Z
D
62
T
S
K
A
16
A
62
N
N
65
Y
E
A
11
M
I
T
E
66
29
N
A
T
55
R
44
A
E
22
A
33
B
50
N
I
I
I
1
A
T
7
B
72
E
Ł
S
30
I
N
B
R
A
N
46
6
A
15
M
Y
73
N
2
K
11
O
49
37
A
65
O
R
Z
A
F
E
61
25
39
K
W
L
A
L
50
T
O
R
I
R
M
A
L
E
22
K
F
L
A
C
5
Z
T
18
O
38
A
K
A
Z
O
4
K
A
E
59
3
10
B
29
F
37
A
U
U
E
A
49
Z
A
B
Z
S
A
47
S
6
2
28
3
S
17
I
36
Ó
E
14
A
32
35
R
21
B
23
C
O
16
Ą
18
9
A
34
R
E
M
I
K
38
A
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie scenki.
Córka pyta mamę tuż po wysłuchaniu bajki:
– Mamusiu, czy wszystkie bajki zaczynają się od: „Dawno, dawno temu…”?
N
1
I
2
E
3
,
C
Z
A
C
Z
K
O
C
H
Z
O
S
T
20
38
58
21
39
59
22
40
60
23
41
61
Ó
R
Y
N
A
J
A
N
I
E
A
Ć
4
24
42
62
5
25
43
63
6
26
44
E
7
27
45
D
64
C
8
Z
9
Ą
65
29
O
,
I
Ę
11
30
M
U
S
Z
U
Ż
E
J
46
Ł
10
S
28
,
K
66
47
67
48
68
N
12
69
13
O
31
49
I
32
Ę
E
14
W
70
T
Ó
R
S
Ł
Ó W
:
Z
I
S
I
J
P
R
A
C
15
D
33
D
50
K
51
16
34
52
71
53
72
17
35
54
73
18
E
36
55
74
19
37
A
56
Y
57
75
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 21/2013: „A mój to Koziorożec”. Nagrody otrzymują: Jan Kusiak z Legionowa, Szczepan Dobosiewicz z Bogdańca, Stanisław Foltyn z Cieszyna. Aby wziąć
udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] lub pocztą na adres redakcji
podany w stopce.
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn , Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek;
Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy:
tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.;
Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna – cena 52 za III kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy
ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 za III kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania
można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00.
Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do
wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution
Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r.
JAJA JAK BIRETY
A
stronauta też człowiek.
Do wzniosłej – dosłownie
– pracy zabiera swoje ziemskie
„śmieci”.
~ W 1967 r. astronauci misji
Apollo 12 wzięli na pokład zdjęcie
gołej pani, wyrwane z ówczesnego
„Playboya”. Ukryli je w schowku
z podpisem: „Mapa niebiańskiego
ciała”. Jakieś 2 lata temu fotka trafiła na aukcję i okazała się warta 10 tys. funtów.
~ Walter Schirr, który dowodził misją Sigma 7 (też w latach 60.),
przemycił whisky i papierosy. Wieść
niesie, że na Ziemię wrócił kompletnie pijany. Skonfiskowane pety także trafiły na aukcję. „Wystrzelenie
się małą rakietą w kosmos to jak zamknięcie w trumnie. Jeśli chce się
to przeżyć, trzeba się znieczulić!”
– usprawiedliwiał wtedy „pijaka”
Bobby Livingstone,
właściciel domu aukcyjnego RR Auctions.
~ Z kolei na misję
Apollo 14 „załapał się”
kij golfowy i kilka piłek.
Na pomysł, żeby zagrać
na Księżycu, wpadł
astronauta Alan
Shepard. No i udało
się – piłeczka pofrunęła hen daleko! Niska
grawitacja sprawiła, że
mogła ona przelecieć nawet parę kilometrów.
CUDA-WIANKI
Kosmiczny śmietnik
~ Na Księżycu był też Charles Duke. I zostawił po sobie pamiątkę – zdjęcie swojej rodziny. Odpowiednio podpisane dla przyszłych
pokoleń kosmonautów: „Oto rodzina astronauty Duke’a z planety Ziemia, który wylądował na Księżycu
w kwietniu 1972 roku”.
~ W 2008 r. Garrett Reisman,
astronauta i wielki fan Jankesów,
na misję STS-123 wziął piasek ze stadionu, na którym grają. I kilka gadżetów związanych z tą drużyną. Tak
docenieni bejsboliści też się wykazali. Podczas jednego z meczów połączono się z Międzynarodową Stacją Kosmiczną, a na telebimie
wystąpił Garrett
– w przestworzach
i z tym swoim piaseczkiem...
~ Niedawno
NASA wystrzeliła w niebo sondę Juno, która leci w kierunku Jowisza. Na pokładzie
– poza całym oprzyrządowaniem – znalazły się
też... ludziki z klocków lego. Takie
nieprzypadkowe. Jeden z nich przedstawia najważniejszego rzymskiego
boga – Jupitera, drugi – jego żonę,
Junonę, a trzeci – Galileusza, słynnego włoskiego astronoma. A to
wszystko dlatego, że NASA nawiązała współpracę z tym znanym producentem klocków. Teoretycznie chodzi o to, żeby amerykańskie dzieci
zainteresowały się kosmosem.
~ To niejedyna uhonorowana zabawka. Na pokładzie promu Discovery (misja STS-124) znalazła się figurka postaci z filmu animowanego
„Toy Story” – astronauty imieniem
Buzz Lightyear. Jej obecność także
była wynikiem edukacyjnej współpracy – tym razem pomiędzy NASA
a studiami filmowym Disney i Pixar.
Figurce robiono zdjęcia i informowano o przebiegu misji kosmicznej tak,
jakby była członkiem załogi.
~ Kilka lat temu NASA składała też hołd George’owi Lukasowi, twórcy „Gwiezdnych wojen”.
W tym celu we wszechświat poleciał oryginalny miecz świetlny, którym Luke Skywalker posługiwał się
w „Powrocie Jedi”.
JC

Podobne dokumenty