Po reformie tylko 20 proc. Polaków będzie stać na leczenie
Transkrypt
Po reformie tylko 20 proc. Polaków będzie stać na leczenie
Po reformie tylko 20 proc. Polaków będzie stać na leczenie KONIEC DARMOWEJ OCHRONY ZDROWIA Â Str. 11 INDEKS 356441 http://www.faktyimity.pl ISSN 1509-460X Nr 23 (692) 13 CZERWCA 2013 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT) Â Str. 13 Nowy gabinet generała za 2,5 mln zł, odprawy dla komendantów po 90 tys. zł i aspirant notujący zeznania na maszynie do pisania lub na… odwrocie kalendarza. A do tego plaga afer od Komendy Głównej aż po posterunkowe doły. Oto ciemne strony polskiej policji. Â Str. 5, 9 Â Str. 20 ISSN 1509-460X Â Str. 21 2 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. KSIĄDZ NAWRÓCONY KOMENTARZ NACZELNEGO FAKTY Poseł Roman Kotliński w imieniu Parlamentarnego Zespołu ds. Świeckiego Państwa i poseł Leszek Miller w imieniu SLD złożyli publiczne protesty przeciwko wywieraniu przez biskupów katolickich presji na proces stanowienia prawa w Polsce (patrz. str. 19). Ruch Palikota zaapelował także do premiera Donalda Tuska o wypowiedzenie przez Polskę konkordatu. Powodem wypowiedzenia jest fakt, że konkordat (uchwalony nielegalnie!) nakłada obowiązki wyłącznie na państwo polskie, a przywileje zapewnia Watykanowi i jego miejscowym urzędnikom. Prezydent Komorowski nie obejmie patronatem warszawskiej Parady Równości. Kancelaria odmówiła organizatorom, nie podając powodu. Prezydent RP nie lubi najwyraźniej manifestacji na cześć praw człowieka i równości. Za to na klerykalnych spędach młodzieży – np. w Lednicy – gdzie celebruje się nierówność i odmawianie praw niektórym kategoriom ludzi, prezydent nawet zatańczył oraz zaśpiewał. Minął się z powołaniem? Może o biskupstwo powinien się ubiegać, a nie o prezydenturę w demokratycznym kraju? Skrajnie liberalny poseł Przemysław Wipler opuścił PiS. Ma ponoć współtworzyć nową, konserwatywno-liberalną partię razem z gowinistami. Tak się składa, że niespodziewane odejście Wiplera nastąpiło wkrótce po naszej publikacji na temat promowania przez niego samego i jego zwolenników likwidacji podatku dochodowego („FiM” 22/2013). Czyżby Kaczyński „pomógł” Wiplerowi odejść po tym, jak zorientował się, że ten wkrótce rozsadzi mu swoim antyspołecznym awanturnictwem PiS? Polska Federacja Ruchów Obrońców Życia, czyli aktywiści katoliccy, domagają się od premiera Donalda Tuska wydania zakazu leczenia bezpłodności przy pomocy in vitro. Zdaniem „obrońców” procedura in vitro „powołuje do życia istoty ludzkie, których prawo do życia jest gwałcone”. Konstrukcja myślowa godna Watykanu, bo też stamtąd „Obrońcy” czerpią natchnienie. Wojciech Fibak, dawna gwiazda tenisa, a obecnie znany przedsiębiorca i wieloletni mieszkaniec luksusowego księstewka Monako, według tygodnika „Wprost” zajmował się organizowaniem prostytucji. Według innych mediów już w 1997 r. miał z tego powodu kłopoty z francuskim wymiarem sprawiedliwości – był zamieszany w oferowanie usług seksualnych młodych kobiet zamożnym klientom. Musiał się bardzo pogorszyć standard życia w rajach podatkowych, jeśli ich rezydenci imają się takiej roboty. Dziennik „Super Express” po raz kolejny opublikował „uzdrawiający portret Jana Pawła II”. Trzeba go przyłożyć do chorego miejsca i po problemie. A co będzie, jeśli ludzie przyłożą go sobie do głowy? Czy to nie spowoduje spadku czytelnictwa klerykalnych gazet? Posucha w Łodzi. W tym roku wyświęcono zaledwie trzech nowych księży w archidiecezji łódzkiej, jednej z największych pod względem liczby ludności. W kolejnych latach zapowiada się nieco więcej księżego narybku, bo nabór był już w latach kryzysowych. Na razie księżom bezrobocie nie grozi. Na razie… W tej samej Łodzi wyfrunął na ulice człowiek motyl. Paweł Hajncel, który 2 lata temu fruwał w bożocielnej procesji, w tym roku w przebraniu księdza reklamował na trasie przemarszu katolików darmowe msze i chrzciny w ramach kryzysowej solidarności Kościoła z wiernymi. Ponoć nikt nie uwierzył. Żaden duchowny nie złoży też raczej na Hajncla doniesienia o przestępstwie... Drugi policzek postanowił nadstawić brytyjskim nacjonalistom meczet w Yorku. Do manifestujących przeciw obecności islamu na Wyspach Brytyjskich muzułmanie wyszli z… herbatą i ciastkami. Mało tego – zaprosili ich do zagrania wspólnego meczu piłki nożnej. To się nazywa marketing! Nie tylko w Polsce część ludności ekscytuje się resztkami po świętych – krwią Jana Pawła II lub jego owłosieniem. We wsi Sadowoje w Kazachstanie pewna pobożna kobieta była w posiadaniu brakującego kawałka brody proroka Mahometa. Tę cudowną relikwię (z certyfikatami!) posłała do uczonych mężów w Arabii Saudyjskiej. Czekamy na pojedynek: włosy po Wojtyle kontra włosy po Mahomecie – które sprawią więcej cudów? Izba niższa parlamentu Nigerii pracuje nad ustawą o tytule „Zamknijmy wszystkich gejów!”. Zgodnie z nowym prawem karalne będzie nie tylko bycie gejem lub lesbijką, ale nawet brak donosu na homoseksualistów (5 lat więzienia) oraz uczestniczenie we wszelkiej aktywności na rzecz mniejszości seksualnych – na przykład udział w symbolicznym ślubie lub innym spotkaniu (10 lat więzienia). To drakońskie i paranoiczne prawo już przeszło dwa głosowania, a po trzecim ma trafić do senatu. W Turcji wybuchły masowe protesty przeciwko arogancji rządzących islamistów oraz powolnej klerykalizacji kraju. Protesty dotyczą m.in. zakazu handlu alkoholem po zapadnięciu zmroku. A „polska wieś spokojna”, choć nasi religijni politycy też chcą ograniczyć handel. Sąd Najwyższy Salwadoru kazał młodej, ciężko chorej kobiecie urodzić dziecko, które nie miało części mózgu i nie ma szans na życie. Aborcja mogła zwiększyć szanse przeżycia matki, która już wcześniej urodziła zdrowe dziecko, jednak inspirowane katolicyzmem prawo Salwadoru zabrania aborcji pod jakąkolwiek postacią. Grozi za nią 50 lat (sic!) więzienia dla kobiety i 12 lat – dla lekarza. Czyli może być jeszcze gorzej… Unio, ratuj! B iskupi tradycyjnie z okazji tzw. Bożego Ciała wygłosili swoje non possumus. Tym razem oprócz polityków, którzy smarują im dupska miodem, oberwały pary, którym zachciało się dziecka „wbrew woli bożej”. Rząd zaś – zamiast zatrzymywać przestępców (por. protest str. 19) za podburzanie do łamania prawa – zaczął się tłumaczyć, dlaczego chce pomóc bezdzietnym i że w ogóle rozważa jakieś finansowanie in vitro. Profesor Jan Hartman określa, że poważna część (większość!) elit politycznych naszego państwa nie ma kultury konstytucyjnej. Ja bym od siebie dodał, że nie ma też jąder. Wciąż nie dociera do rządzących, że nie jest rolą państwa wysługiwanie się duchownym. Tę pustkę intelektualną, jaka panuje wśród polskich klerykalnych polityków, mogliśmy zaobserwować podczas dyskusji poświęconej projektowi zakazu pracy dużych sklepów w niedzielę. Głównym i jedynym argumentem na rzecz jego wprowadzenia była kwestia religijnego świętowania niedzieli, która dla katolików jest najważniejszym dniem tygodnia. Politycy klerykalnej koalicji nie są w stanie zrozumieć, że Polska była, jest i będzie coraz bardziej państwem wieloreligijnym i wieloświatopoglądowym. Mają gdzieś swoje ślubowanie stania na straży Konstytucji RP. Nie znajdziemy w niej ani słowa o tym, że państwo polskie jest tożsame z Kościołem, że prawa wymyślone przez papieży są jednocześnie prawami państwa. Dla nich ważniejsze są instrukcje Kongregacji Nauki Wiary Kościoła katolickiego, która orzekła w 2004 roku, że prawa świeckie, które Kościół uznaje za niegodziwe moralnie, nie mogą być wprowadzane w życie. Szef Kongregacji kardynał Ratzinger zapewniał, że zakaz wprowadzania niegodziwych według Kościoła praw jest bezwzględny i nie może być żadnych wyjątków. Szkoda tylko, że sam Kościół i papieże mnożą te wyjątki, popierając lub wprost współpracując z prawicowymi dyktaturami, których prawem są tortury, zabójstwa polityczne i pacyfikacje. To dla hierarchów są zachowania godziwe, bo mają na celu walkę z lewicą i prawami człowieka. A poza tym dyktatorzy, na przykład Mussolini w 1929 roku (traktaty laterańskie), słono płacą za legitymizowanie swoich brutalnych rządów. Ale dajmy spokój biskupom. Jerzy Dolnicki pisze w swoim artykule, że w końcu te stare strzygi zrażą do siebie wszystkich i nie będą się miały do kogo umizgiwać. Tak więc w sumie należy się cieszyć z każdego przejawu klerobezczelności, który skraca nam czas oczekiwania na koniec ich rządów. A wtedy, kto wie… Być może zatęsknimy do takiego folkloru, jaki zapewnia nam obecnie poseł Krystyna Pawłowicz; ostatnio – w wywiadzie, jakiego udzieliła „Rzeczpospolitej”. Jest ona jedną z trzech osób, które w PiS odpowiadają za program europejski, co przy prowadzeniu tej partii w sondażach i zawsze skłonnym do ożenku PSL-u może zrodzić kariery podobne do tych z lat 30. zza naszej zachodniej granicy. W wywiadzie twierdzi ona: „PiS było za wejściem Polski do Unii, ale takiej, która rządziła się starymi zasadami. Tymczasem Unia ewoluuje w kierunku, który nam się nie podoba. Chcemy Unii suwerennych państw, a nie federacji. A ja osobiście w ogóle nie akceptuję naszego członkostwa w UE, o czym prezes Kaczyński wie i co zaaprobował. Traktat akcesyjny narusza naszą konstytucję, a wyrok Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie był polityczny. Wraz z wejściem do UE zmieniliśmy suwerena. Nie jest nim już naród – jak stanowi konstytucja – tylko Unia Europejska, skoro w 70–90 proc. spraw gospodarczych decyzje podejmuje Bruksela”. Pokazuje to, jak zacofani są liderzy PiS. Klepiąc różańce i litanie na nabożeństwach, nie zauważyli, że świat wokół nich się zmienił. Proces integracji obejmuje już nie tylko Europę, ale cały glob. Z doświadczeń UE korzysta dzisiaj z powodzeniem Afryka Środkowa, Azja Południowo-Wschodnia, Ameryka Łacińska. Wszędzie tam powstają regionalne organizacje, których zadaniem jest unifikacja gospodarek, systemów zarządzania czy polityk społecznych. Zmiany klimatu, kryzys gospodarczy, demografia, bieda, spekulacje, przestępczość zorganizowana – to wyzwania, z którymi nie poradzi sobie w pojedynkę żadne państwo świata, nawet najbardziej zamożne. Europa pokazała, że można pokojowo rozwiązywać wszelkie spory, a przy okazji bogacić się i oszczędzać – na przykład taniej wspólnie kupować surowce. Czy zatrzymamy się w drodze do jedności, czy też pójdziemy w stronę ugrupowania federalnego i będziemy mieli m.in. wspólną, europejską armię, która według obliczeń oznaczałaby dla państw UE 300 mld euro rocznie mniej wydatków na zbrojenia? Jak na to pytanie odpowiada poseł Pawłowicz, czyli partia PiS? Otóż jest ona z gruntu przeciwna Unii. Czeka i – jak sama przyznaje – modli się, żeby to wszystko szlag trafił. A takie niebezpieczeństwo jest całkiem realne, i to już wkrótce po ogłoszeniu przez Grecję niewypłacalności. Na fali kryzysu nacjonaliści mogą niedługo znaleźć się w rządach państw UE. Oni również, w podobny sposób jak Pawłowicz, wyjaśniają, skąd wziął się kryzys i jakim złem jest Unia. Polska posłanka mówi o tym tak: „UE w obecnym kształcie nie przynosi nam nic dobrego. Zniszczyła tylko nasz język prawa. Weźmy pojęcie wolności gospodarczej, które jest fundamentalne. Unia zupełnie go nie respektuje. Jest gorsza od komunizmu, wszystko chce kontrolować, ma policzoną każdą krowę, kozę i kurę. Nawet cukier w spiżarce zważy. To jest system totalny, w którym uczestniczymy za względnie niewielkie pieniądze pomocowe. Tyle że to nie jest żadna pomoc, tylko pułapka kredytowa, o czym się przekonała Grecja, która najpierw wydawała unijne pieniądze, a dziś ma długi do spłacenia”. Jest to brednia, bowiem kryzys grecki został wywołany przez nieodpowiedzialne działanie greckiego rządu, masowe oszustwa podatkowe obywateli Grecji oraz gry amerykańskich prywatnych agencji wyceniających obligacje rządowe. Winy Brukseli tutaj nie było. Zdaniem Pawłowicz wspólnota nie daje żadnych korzyści, gdyż zlikwidowano polski przemysł, wzrosło za to zadłużenie państwa i samorządów, „ponieważ Unia, dając pieniądze, wymaga wkładów własnych, a więc musimy pożyczać, żeby te środki wykorzystać”. No tak, najlepiej – jak mawiał klasyk – żeby nic nie było: ani nowych dróg, ani firm, ani wyremontowanych… kościołów, na które to remonty akurat księża nie muszą się zadłużać, bo dostają wkład własny od ludzi lub od gminy. A niech Pawłowicz powie takim na przykład mieszkańcom Uniejowa, że ich burmistrz zrobił głupotę, zadłużając gminę, żeby zbudować Termy Uniejów… Głównym złem jest natomiast, zdaniem wykładowczyni prawa wspólnotowego, „utrata poczucia tożsamości narodowej” i co za tym idzie – „koniec Polski”, a „Polacy są wykorzeniani, niszczony jest polski Kościół. Została tylko nazwa”. Niestety, tu również poseł Pawłowicz się myli. Kwestia relacji państwo–Kościół została w Unii pozostawiona w gestii poszczególnych państw. I to jest autentyczne zło, którego efekt jest taki, że z Polski – państwa prawa – została tylko nazwa. Zdaniem biskupów bowiem, a także obecnej, prawicowej większości sejmowej, w naszym kraju panować ma prawo kościelne, quasi-biblijne – zafałszowane według wykładni katolickiej. W ten sposób państwo zjada samo siebie na kościelnym ołtarzu, a takie „szmaty” jak Pawłowicz mogą jeszcze śpiewać przy tym swoje „Gorzkie żale”. JONASZ Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. GORĄCE TEMATY Ojciec Marek Ł., jeden z wybitniejszych przedstawicieli młodego pokolenia zakonu paulinów, został w trybie awaryjnym wycofany przez przełożonych z „Amerykańskiej Częstochowy” i sprowadzony do polskiej. Skrwawiony paulin Amerykańskie media informują, że przyczyną nagłej ewakuacji mnicha z sanktuarium w Doylestown (USA) jest oskarżenie o zgwałcenie żarliwej katoliczki, matki kilkorga dzieci. Aby ukryć jej tożsamość, w aktach procesowych występuje ona jako Jane Doe. Według relacji domniemanej ofiary do zdarzenia doszło w pomieszczeniu klasztornym, gdzie kapłan miał dopuścić się gwałtu z użyciem „siły fizycznej oraz przemocy emocjonalnej i psychicznej”. Kobieta twierdzi, że poznała napastnika podczas rekolekcji organizowanych przez paulinów, w których uczestniczyła wraz z mężem dla uczczenia rocznicy ślubu. Ojciec Marek był podobno przeuroczy, częstował alkoholem, zachęcał do zwierzeń, proponował pomoc duszpasterską. S Opowiedziała mu o swoim życiu, w tym również o wciąż tkwiącej w duszy zadrze pozostawionej przez doświadczoną w dzieciństwie przemoc seksualną, przebyte poronienia i kłopoty z pożyciem seksualnym. Kilka dni później zatelefonował, zapraszając ją na indywidualną konsultację poprzez złożenie szczegółowej relacji dotyczącej wydarzeń z dzieciństwa i wspólną modlitwę. Przebieg „terapii” zdecydowanie odbiegał od zapowiedzi. „Najpierw zalecał się i uwodził, aż wreszcie zaatakował. Próbowała perswazji, ale bezskutecznie. Gdy wychodziła, Marek Ł. miał rozmazaną na twarzy jej krew menstruacyjną” – ujawnili prawnicy reprezentujący Jane Doe w powództwie przeciwko archidiecezji filadelfijskiej. ą takie miejsca w naszym kraju, gdzie nawet przy paskudnej pogodzie można się poczuć jak na słonecznej Sycylii… Kleszczów (woj. łódzkie) słynie w Polsce jako najbogatsza gmina pod względem dochodów na głowę mieszkańca. Zawdzięcza swą pozycję podatkom inkasowanym od zlokalizowanych na jej terytorium kopalni węgla brunatnego i Elektrowni Bełchatów. Do wielkich pieniędzy kleją się różne grupy interesów, dla których lipcowe przedterminowe wybory nowego wójta (w miejsce pozbawionej mandatu oraz dobrego imienia Kazimiery T.) przesądzą o utrzymaniu się na powierzchni, zaś w niektórych przypadkach – na wolności... Od kilku lat „grupą trzymającą władzę” i kasę jest Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Gminy Kleszczów (zwane przez miejscowych „Rozwojem”) z prezesem Andrzejem Szczepockim. Ten były wojewoda piotrkowski o niezbyt chlubnej przeszłości, której przypominać nie będziemy (skazanie uległo zatarciu) dowodzi też Fundacją Rozwoju Gminy Kleszczów powołaną przez samorząd do rozporządzania ogromnym majątkiem publicznym, załatwiania inwestycji oraz finansowania najróżniejszych przedsięwzięć prywatnych i społecznych. Dodajmy, że w wąskim kierownictwie „Rozwoju” i Fundacji znajdują się – obok prezesa – dokładnie ci sami ludzie, co wydaje się układem wyjątkowo niezdrowym, a przez wielu obywateli porównywanym nawet do mafijnego. – Jeśli ujawnicie moją tożsamość, będę musiała karmić się odpadkami z koszy na śmieci – zastrzegła pewna urzędniczka, zanim zilustrowała nam klimaty zgoła sycylijskie. Oto przykład najświeższy... W piątek 24 maja o godz. 18 w leśnej altanie rekreacyjnej „Grzybek” nieopodal Kleszczowa rozpoczęło się spotkanie członków i sympatyków „Rozwoju”, zwołane w celu formalnego namaszczenia kandydata wytypowanego przez kierownictwo na posadę wójta. Przybyło kilkadziesiąt Sprawa znajduje się obecnie na ścieżce cywilnej, bowiem prokuratura umorzyła postępowanie karne z braku dowodów winy. Kobieta najpierw zgłosiła problem kurii metropolitalnej, a zanim kościelna centrala zawiadomiła władze świeckie, było już za późno, żeby zabezpieczyć ewentualne ślady DNA. Śledczy rozważali możliwość przeprowadzenia przez Jane Doe kontrolowanej rozmowy telefonicznej z o. Markiem, jednak pomysł upadł, ponieważ nazbyt porywczy mąż niewiasty zdążył obiecać mnichowi zgnicie w kryminale, co było dlań aż nazbyt wyraźnym sygnałem, że złożyli doniesienie o przestępstwie. Gdy policjanci odwiedzili sanktuarium, o. Marek zasłonił się tajemnicą spowiedzi i odmówił udzielenia informacji o „poradach” udzielanych osób, a wśród nich ks. Andrzej Pękalski, proboszcz parafii NMP Anielskiej (na zdjęciu z lewej, obok prezesa). Po jednogłośnym przyklepaniu nominacji wójt in spe Renaty Skalskiej (aktualnie radna powiatowa Bełchatowa i żona Romana, wiceprezesa Fundacji) przystąpiono do konsumpcji potraw z grilla. Było dosyć chłodno, więc część uczestników rozgrzewała się alkoholem. Nie wiemy dokładnie, czym raczył się duchowny, w każdym razie odtransportowano go w połowie imprezy, choć nie miał już tego dnia żadnych obowiązków duszpasterskich. Jane Doe. Twardo jednak zaprzeczył, jakoby podczas jej odwiedzin w klasztorze doszło między nimi do kontaktu seksualnego. Niedługo później zniknął, dlatego też pozwaną jest archidiecezja. Prawnicy powódki podkreślają, że choć przełożeni zakonnika doskonale wiedzieli o jego temperamencie, to nie uczynili nic, aby „wdrożyć stosowne środki bezpieczeństwa” dla pań stykających się z nim na gruncie duszpasterskim. Silnie też akcentują fakt uniemożliwienia postawienia sprawcy przed sądem poprzez zorganizowanie mu ucieczki do Polski. Ojciec Marek Ł. zbudował sobie w zakonie silną pozycję. Był przez kilka lat sekretarzem szefa amerykańskiej prowincji paulinów o. Józefa Olczaka, ostatnio zajmował się tam werbunkiem nowych kadr, czyli tzw. powołaniami. W ojczyźnie włos mu z głowy nie spadł. Po krótkiej kwarantannie występował publicznie, prowadząc rekolekcje wielkopostne na Jasnej Górze, 3 maja obsługiwał jeden z punktów programu (różaniec) centralnych uroczystości z udziałem Episkopatu. Dopiero gdy wieści zza oceanu dotarły do innych mnichów i rozmazana na twarzy krew menstruacyjna stała się tematem niewybrednych dowcipów, generał zakonu o. Izydor 3 Matuszewski przydzielił go do załogi klasztoru w Błotnicy koło Radomia. Zatelefonowaliśmy tam, żeby umożliwić oskarżonemu skomentowanie zarzutów. Słuchawkę podniósł przeor o. Jan Poteralski. – Nic nie powiem, bo nie wolno mi udzielać o nim żadnych informacji – zastrzegł, gdy grzecznie zwróciliśmy się (bez ujawniania profesji) o przekierowanie połączenia lub poproszenie o. Marka do aparatu. – Informacji?! Mam prywatną sprawę i chcę tylko zamienić kilka słów z ojcem. Goszczę rodaków z Ameryki, którzy pragną się z nim spotkać – łgał nasz dziennikarz. – Mam zakaz, a poza tym jego u nas nie ma – łgał zakonnik. „Wszystko się dzisiaj zaczyna. Weszliśmy w pełnię kapłaństwa, którą Kościół daje, aby pomagać innym w zbawieniu” – powiedział najszczerszą prawdę o. Marek chwilę po tym, jak przed siedmioma laty został paulinem pełną gębą... ANNA TARCZYŃSKA PS Reportaż stacji telewizyjnej CBS o skandalu w Doylestown można obejrzeć w internecie pod adresem: http://philadelphia.cbslocal.com /2013/04/03/woman-sues-phila-archdiocese-bucks-da-over-alleged-priest-sex-assault-at-shrine/ uwijała się (mimo soboty) ekipa remontowa znanego „FiM” przedsiębiorcy. Koparka przeniosła wyrwany z ziemi głaz, sprzątnięto rozbite szkło, poprawiono zrujnowane kwiatki, zabetonowano fundament Ksiądz pod krzyżem Około godz. 22 ks. Andrzej postanowił wrócić pod „Grzybek”. Na upartego mógłby pójść tam na piechotę (od plebanii zaledwie 3,5 km), ale zdecydował się wsiąść do auta. Tuż przed metą rajdu zły los postawił mu na drodze cokół z metalowym krzyżem, usytuowany na chodniku za rozwidleniem wiejskiej arterii wiodącej z Łuszczanowic do Chorzenic. Zamiast skręcić w lewo, kapłan pojechał prosto i precyzyjnie trafił w ów obiekt, przewracając ozdobny głaz oraz urywając krzyż, skutkiem czego zawieszony na nim Jezus Chrystus stracił prawą rękę. Przypadkowy świadek incydentu chciał wezwać pogotowie oraz policję, ale proboszcz oświadczył, żeby tego pod żadnym pozorem nie czynić i tylko (cyt.) „zawiadomić prezesa, który wszystko załatwi”. Wyrażał się z pewnym trudem, ale – przyznajmy – w szoku powypadkowym nawet abstynenta może dopaść podobny kłopot, więc z bełkotliwej mowy kapłana nie wyciągamy pochopnych wniosków. Jakiś tajemniczy ośrodek decyzyjny sprawił, że nazajutrz od bladego świtu przy cokole i przygotowano podłoże do ułożenia kostki brukowej. W poniedziałek zatarto ostatnie ślady po kolizji, ale... my byliśmy tam w niedzielę. Gdy zapytaliśmy później proboszcza, czy aby nic mu się nie stało oraz czy zawiadomił policję, a jeśli nie, to dlaczego „wszystko załatwiono” tak szybko i dyskretnie, rozmowa przypominała pertraktacje głuchego z niewidomym. Oszołomiony przeciekiem duchowny przez kilka minut kluczył i kombinował, żeby ewidentnie nie skłamać (chapeau bas!), a na każde trudne pytanie odpowiadał, że nie rozumie, o co chodzi. – Przecież kapliczka nie ma żadnych zniszczeń – zatriumfował ks. Andrzej, gdy wreszcie pozbierał myśli. – Mamy zdjęcia sprzed zatarcia śladów – ostudził go nasz dziennikarz. – Z całym szacunkiem, ale ja nie jestem rzecznikiem w tej sprawie i nie rozumiem, po co pan mnie pyta, skoro ma wiadomości spod „Grzybka”. Nie wiem, czy to był akurat wypadek, nie rozumiem, o czym pan mówi – wrócił do wcześniejszej konwencji proboszcz. Prezes nie odpowiedział na pytania „FiM” o koszt bankietu pod „Grzybkiem” i osobiste zaangażowanie w akcję ratowania świątobliwego tyłka. MARCIN KOS PS Do kleszczowskich klimatów jeszcze wrócimy, bo warto im poświęcić odrębny artykuł. 4 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. z notatnika heretyka pOLKA POTRAFI Małe, a cieszy Za nami Dzień Dziecka. Dzieci rodzi się coraz mniej, ale na te, które są, wydajemy coraz więcej. To rynek wart miliardy. Ci, którzy sprzedają zabawki, jedzenie i kosmetyki dla dzieci, zarabiają nawet w osławionym kryzysie. Socjologowie twierdzą, że chodzi w tym wszystkim o samopoczucie kupującego – jestem osobą, która daje swojemu dziecku to, co najlepsze. Zresztą taki komunikat często serwują reklamy. Na Zachodzie widać to jeszcze bardziej wyraźnie. Tam matki deklarują, że dzieciątko musi być ubrane zgodnie z obowiązującymi trendami. Czyli drogo. Kiedy robiono ankiety z matkami Brytyjkami, okazało się, że większość z nich na ubrania swoich dzieci wydaje więcej niż na własne. I tak jak kiedyś to dzieciom bardziej zależało na tym, żeby wyglądać w szkole na tyle dobrze, żeby nie odstawać od reszty, tak teraz bardziej zależy na tym ich rodzicielom. Sonja Lyubomirsky, profesor psychologii z Kalifornii, badała satysfakcję życiową rodziców. Przepytała tysiące Amerykanów. I wyszło jej, że to starsi rodzice są bardziej zadowoleni zarówno z życia, jak i z faktu, że się rozmnożyli. Chodzi także o to, że mają więcej pieniędzy, które można wydać na efekty tego rozmnożenia. Podobnie wyszły badania w Niemczech. U nas powstają takie miejsca jak „Pan Krokodyl” – warszawska przychodnia stomatologiczna dla dzieci. Każdy mały pacjent przechodzi tam „kurs zaczarowania ząbków”. Przed zabiegiem dostaje czarodziejską różdżkę, żeby sobie nią pomerdać przed buzią, wyszeptać zaklęcie, żeby nie bolało, a w tym czasie dentysta wstrzykuje środek przeciwbólowy. Można sobie jeszcze wybrać plombę ze specjalnym wzorkiem (z szachownicą na przykład) albo smak żelu znieczulającego. Jest kolorowo i luksusowo. Wiadomo, że drożej niż gdzie indziej. Powstają salony fryzjerskie dla dzieci, gdzie klienta obsługują dwie osoby – pierwsza strzyże, a druga zabawia. Na koniec jest prezent dla dziecka – „za dzielność”. Jak już „młode” jest stomatologicznie wyleczone i ładnie ostrzyżone, może pójść na sesję fotograficzną. To też coraz intratniejszy dziecięcy biznes. Prawie każda mama uważa, że jej dziecko jest najpiękniejsze. A taka mama nowoczesna i bogata może sobie dodatkowo ubzdurać, że jej pociecha lada moment zostanie gwiazdą, tylko najpierw trzeba jej zrobić odpowiednie zdjęcia. W naszej stolicy popularne jest jeszcze malarskie przyozdabianie ścian dziecięcych pokojów – jakieś 200 zł za metr kwadratowy. No i do kompletu – jeszcze coś dla rodziców podróżników i zdobywców górskich szczytów, którzy po pojawieniu się potomka nie chcą rezygnować ze swoich pasji. W specjalnie stworzonych serwisach internetowych można kupić plecaki turystyczne albo uprząż do wspinaczki dla kilkulatków. Rodzic wie, że przepłacił, ale jakoś tak lepiej się z tym czuje. JUSTYNA CIEŚLAK Prow inc jałk i Na samochodową przejażdżkę zabrała swego synka mieszkanka Zabrza. Podczas wycieczki uszkodziła trzy samochody, a swoim własnym autem wjechała na drzewo. Przy okazji zapewniła robotę strażakom, bo wychodząc z domu, nie zdjęła zupy z gazu. Roztargnieniu nie ma się co dziwić, bowiem we krwi miała mateńka ponad 2 promile. Dzień dziecka 17- i 20-letni mieszkańcy Nowogardu przyszli do kościoła, na zakrystii przyodziali szaty liturgiczne i zasiedli w konfesjonałach. Spowiadali w najlepsze do czasu, aż przy kolejnym rozgrzeszeniu nie udało im się powstrzymać śmiechu – tak przynajmniej donosi policja. Bez rozgrzeszenia Pokłócili się małżonkowie z Lubartowa. Ona wsiadła za kierownicę i pojechała w nieznane. On zadzwonił na policję poinformować, że żona wsiadła za kółko „pod wpływem”. Policjanci z drogówki połowicę znaleźli. Za prowadzenie po alkoholu grozi jej do 2 lat więzienia. Aby byli jedno… Siedmioosobowa grupa obrabowała lodziarnię w Gołdapi. Lody i cukierki zjedli na miejscu. Potem wzięli z kasy 600 złotych i poszli kupić hamburgery i papierosy. To, co zostało, rozdzielili między sobą. Sprawcy mieli od 9 do 13 lat. Skok na lody Upodobał sobie Matkę Boską młodzieniec z Lublina. Jej gipsowe wcielenie niósł pod pachą, gdy zatrzymał go policyjny patrol. Tłumaczenia, że figurkę wcisnęli mu w ręce przypadkowi przechodnie, a on postanowił się nią godnie zaopiekować, nie przekonały stróżów prawa. Teraz ustalają motywy kradzieży. Opracowała WZ Kult maryjny myśli niedokończone Prawdy nie ustala się poprzez głosowanie. (kard. Stanisław Dziwisz) Żyjemy w świecie zróżnicowanym i nie ma jednego prawa Bożego. (prezydent Bolesław Komorowski) Czy to nie jest dziwne, że organizacja, która ciągle mówi, że należy się „sprzeciwiać popędom ciała”, czyli naturze, cały czas powołuje się na wyższość jakiegoś prawa naturalnego? Dziwny to „naturyzm”. Maj i jego okolice to coś w rodzaju okresu godowego polskich biskupów. W tym czasie przypadają święta: 1 Maja, 3 Maja, a także – zwykle – Zielone Świątki, Wniebowstąpienie, a czasem również – jak w tym roku – Boże Ciało. Z okazji nabożeństw i procesji w tych dniach pasterze Kościoła mają swoje dni tokowania. Napinają się, jeszcze bardziej niż zwykle czerwienieją na twarzach, mają nabrzmiałe żyły na grubych karkach. A przede wszystkim głośno gulgoczą – mówią, krzyczą, pomstują. Kogo właściwie chcą uwieść tymi swoimi nieco brutalnymi zalotami? Nie zwykłych wiernych przecież, bo tych i tak mają już okręconych wokół palca. Swoją siłę, determinację i arogancję prezentują politykom. To specyficzny rodzaj zalotów, charakterystyczny dla samców o autorytarnych skłonnościach, obliczony na kapitulację ofiary – oblubienicy, która też jest przecież ze swej natury autorytarna i nastawiona na dominację lub na… kapitulację przed silniejszym. Potencjalnymi ofiarami są właśnie politycy – obok biskupów – sam kwiat polskiego autorytaryzmu. Tuż przed Bożym Ciałem Episkopat głosem arcybiskupa Józefa Michalika dał do zrozumienia, że Kościół chce porozumienia w sprawie in vitro i że gotów jest przystać na kompromis. Zwróćmy uwagę na absurdalność tej wypowiedzi. Biskupi Kościoła katolickiego stawiają się w roli strony w procesie legalizacji sztucznego zapłodnienia w Polsce. Dlaczego? Jakim prawem? Czyżby mieli jakąś szczególną wiedzę w tej sprawie? Sami jako środowisko borykają się z problemem bezpłodności? Reprezentują jakąś istotną grupę społeczną? Nic z tych rzeczy! Biskupi reprezentują tylko i wyłącznie Kościół rzymskokatolicki, czyli de facto papieża. Jeśli papież ma problem z bezpłodnością, to może podjąć leczenie w Watykanie, w Argentynie albo gdzie tylko zechce. Nic mu do polskich rozwiązań prawnych w tej kwestii. Biskupi na tak postawiony problem odpowiedzą, że są specjalistami od spraw etycznych, dlatego mają prawo i obowiązek zajmować się tymi kwestiami. Problem w tym, że specjalistami są tylko i wyłącznie we własnym mniemaniu – nie mają żadnych dokumentów, które by to potwierdzały, nie reprezentują żadnej organizacji, która byłaby bardziej etyczna od innych. Wręcz przeciwnie – reprezentują instytucję moralnie już dawno skompromitowaną, której nie szanują nawet sami jej członkowie! Nie są zatem stroną przy regulowaniu kwestii sztucznego zapłodnienia albo jakiejkolwiek innej problematyki medycznej. Michalik twierdzi, że „musimy być wierni prawom natury”, a wtóruje mu abp Henryk Hoser, który wyrokuje, że to prawo naturalne, czyli „prawo Boże stoi ponad wszelkim prawem”. Tymczasem nikt nie wie, co to jest „prawo naturalne”, i nic takiego obiektywnie nie istnieje. Prawem jest to, co my sami jako ludzka społeczność za prawo uznajemy. Odwołujący się do jakiejś „natury” biskupi są znacznie mniej poważni niż naturyści, którzy twierdzą, że naturalnie znaczy nago. Dlaczego nie? Naturalny jest też w pewnym sensie kanibalizm, a niedawno obchodziliśmy nawet święto będące jego dalekim echem – Boże Ciało. Powoływanie się na naturę w kwestiach prawnych do niczego mądrego nas nie doprowadzi. ADAM CIOCH Rzeczy pospolite Pobożni naturyści Poczęcie człowieka w probówce jest związane z grzechem złamania prawa natury. Tysiące dzieci znajduje się w płynnym azocie. (abp Józef Michalik) Dojście do władzy PiS oznacza wielkie polowanie na niewinnych. Bo chociaż zamachu nie było, to będzie musiał być wykryty. Tego żąda religia smoleńska. Ona wymaga stosów, bo inaczej jej pierwszy kapłan okaże się zdrajcą. (Waldemar Kuczyński, ekonomista) Kiedy brytyjscy konserwatyści pod przewodnictwem premiera Davida Camerona legalizują małżeństwa homoseksualne, polska prawica jest na etapie walki o zarodki i blokowania metody in vitro. (dr Piotr Żuk, socjolog, publicysta) Po nawróceniu w moim życiu zaczęły się dziać cuda. Wiele razy ktoś przychodził do mnie z kopertą z pieniędzmi. (poseł John Godson, PO) Papież Jan XXIII żyje. Dziś więc jest 50 rocznica jego narodzin dla Nieba, dla każdego z nas. Jeśli chcesz, napisz list do papieża Jana. Wystarczy podać miejscowość: Sotto il Monte. Poczta doręczy. A papież przeczyta na swój sposób. Potem abp Capovilla, jak co roku, spali listy w rocznicę urodzin i śmierci swojego towarzysza. Polecą prosto do nieba. (Joanna Bątkiewicz-Brożek, tygodnik katolicki „Gość Niedzielny”) Gdy widzę to wszystko, co się dzieje i działo na świecie, po prostu nie znajduję tam miejsca na Boga.(Kazik Staszewski, muzyk i wokalista zespołu Kult) Wybrałam dla dzieci dobrą szkołę dwujęzyczną, która im pokaże, że świat jest wielokulturowy, wielowymiarowy i wielorasowy. Jest to szkoła świecka, niezdominowana przez katechezę. Nie chcę, aby moje dzieci słuchały komentarzy. Wystarczy, że ja się nasłuchałam. W podstawówce – „Żydówka” albo „Cyganka”. Niektóre koleżanki katoliczki straszyły mnie piekłem. Mówiły, że jeśli wsiądę do windy, to ona właśnie tam mnie zawiezie. Wspominam to wszystko wyjątkowo źle. (Maja Ostaszewska, aktorka teatralna i filmowa, buddystka) Wybrali: AC, SH i PPr Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. na klęczkach Święty na lawecie Stolica w dość makabryczny sposób celebrowała Święto Dziękczynienia. Przez miasto przeszła okolicznościowa pielgrzymka, a na lawecie armatniej wleczono relikwie św. Andrzeja Boboli. Zawleczono je aż na sam koniec miasta – do Świątyni Opatrzności Bożej. Prezydent Bronisław Komorowski wygłosił z tej okazji kilka okolicznościowych słów o tym, że „chrześcijaństwo daje optymizm i nadzieję do działania”. Czyżby chodziło o to, że Bobola uczestniczył w nawracaniu prawosławnych siłą na katolicyzm? MZB Miejskie sanktuarium więc po raz pierwszy w historii pomnik muzułmanina ukrzyżowanego po katolicku. ASz Młodzi za Ruchem Po owocach… SLD ma pomysł na walkę z biedą, zwłaszcza tę uderzającą w dzieci. Ma nadzieję walczyć z umowami śmieciowymi, tworzyć popłatne miejsca pracy, zwiększać płacę minimalną i budować tanie mieszkania. A to wszystko dzięki funduszom pozyskanym przez wprowadzenie stawki podatkowej dla najbogatszych oraz podatków od transakcji finansowych dla banków i instytucji finansowych. Trzymamy kciuki! Warto jednak wspomnieć, że kiedy SLD ostatnio rządziło, to akurat obniżało podatki i cięło wydatki. MZB Oszczędza, ale swoje Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO), prezydent Warszawy, robi co może, by zdenerwować warszawiaków. Nie dość, że ostentacyjnie wychwala objazd stworzony po zawaleniu się tunelu Wisłostrady (efekt nieudolności budowniczych metra), to jeszcze daje publiczne dowody skąpstwa. Pani prezydent próbowała wbić się na gapę do ogrodów wilanowskich. Plan ten został udaremniony przez strażnika, który zażądał od gapowiczki biletu. Waltz podobno zrobiła mu karczemną awanturę i groziła, że będzie dochodzić swych racji u samego dyrektora parku. Warto wspomnieć, że bilet kosztował całe 5 zł! MZB Krzyżują wszystko Po latach zaniedbywania władze Siedlec postanowiły, ku uciesze lokalnej społeczności, wyremontować niszczejący pomnik gen. Józefa Bema. Prace trwały rok, a ich efekt zaskoczył niemal wszystkich. Ze starego monumentu ostała się tylko mosiężna płaskorzeźba z wizerunkiem generała, którą tym razem zamiast – jak było pierwotnie – umieścić na kamieniu, zawieszono na katolickim krzyżu. W naszym kraju może to nikogo nie dziwić, ale akurat gen. Józef Bem był gorącym wyznawcą… Allaha. Mamy duszpasterskich, które pełnił od 9 lat na Dominikanie. Powodem zawieszenia są oskarżenia o seksualne wykorzystywanie nieletnich. Policja znalazła w jego domu materiały pornograficzne z dziećmi. Wojciech G. przez lata pracował z nastolatkami. Był proboszczem w górskiej wiosce Juncalito, gdzie prowadził internat dla chłopców i dziewcząt. Duchowny jest podejrzany o molestowanie co najmniej 14 nastolatków. Obecnie zbiegł do Polski, więc śledczy nie wykluczają złożenia wniosku o ekstradycję. Do sprawy wrócimy za tydzień. ASz Ponownie niewinny W przeprowadzonym ostatnio badaniu sondażowym SMG/KRC ponownie wśród partii politycznych prym wiedzie PiS z 30-procentowym poparciem. Następne są: PO – 26 proc., SLD – 13 proc. i Ruch Palikota – 10 proc. Wyniki wyglądają zupełnie inaczej, kiedy weźmiemy pod uwagę wiek badanych. Wśród Polaków między 18 a 24 rokiem życia zdecydowanie prowadzi RP z 28-procentowym poparciem, wyprzedzając o 3 proc. PO, o 13 proc. – PiS i aż o 19 proc. – SLD. A w młodych siła! ASz Program to pikuś Posłanka PO Ligia Krajewska wyśmiała głośno program wyborczy własnej partii. W rozmowie z dziennikarzem „Rzeczpospolitej” wykpiwała go punkt za punktem, bo była przekonana, że ocenia… propozycje PiS! Śmiała się do czasu, aż dowiedziała się, że dziennikarz czyta program wyborczy Platformy z 2007 r. Jak widać, obie prawicowe partie niczym się od siebie nie różnią. Przynajmniej programowo i umysłowo. MZB Mapa hańby Wystartowała strona www.pedofile.info, czyli polska baza pedofilów. Serwis to mapa naszego kraju z zaznaczonymi czarnymi punktami, gdzie ostatnio był widziany lub złapany seksualny przestępca. Portalowi od początku patronują „Fakty i Mity”, dostarczając zebrane przez lata materiały. Mamy nadzieję, że będzie to kolejne użyteczne narzędzie w trudnej walce z pedofilią w Polsce. ASz Misja pedofilska? 36-letni ks. Wojciech G. został zawieszony w swoich obowiązkach Adam „Nergal” Darski, lider grupy Behemoth, został ponownie uniewinniony w procesie o obrazę uczuć religijnych. Chodzi o sprawę z 2007 r., kiedy podczas swojego koncertu podarł Biblię i powiedział do fanów m.in.: „Żryjcie to gów**”. Obrażonymi oskarżycielami byli działacze PiS, których na wspomnianym koncercie oczywiście nie było. Sąd uznał, że „oskarżony działał w zamiarze ewentualnym znieważenia uczuć religijnych osób, ale tylko tych obecnych na koncercie, nie zaś pokrzywdzonych występujących w tej sprawie” Urażony wyrokiem poczuł się natomiast pastor ewangelicki Jan Byrt ze Szczyrku. W liście protestacyjnym stwierdził, że taki wyrok, to nie jest sprawiedliwość. No tak, sprawiedliwość „zawsze musi być po naszej stronie”. ASz Rzeź „gazetopolska” Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, felietonista „Gazety Polskiej Codziennie”, obraził się na innych redaktorów „GPC”, bowiem ci mieli zablokować artykuł prof. Bogusława Pazia traktujący o rzezi wołyńskiej. Paź polemizował w nim z zarzutami postawionymi przez dra Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, jakoby przyjęcie uchwały sejmowej nazywającej rzeź wołyńską ludobójstwem było sprzeczne z polskimi interesami. Isakowicz-Zaleski uznał, że gazeta zablokowała ten tekst z powodów ideologicznych. Powiedział również, że guru redaktorów „GPC”, czyli Lech Kaczyński, wszedł w sojusz z nacjonalistami ukraińskimi gloryfikującymi morderców Polaków. Ksiądz Zaleski najpierw kłócił się z „komuną”, potem z Rydzykiem, następnie z Dziwiszem, a teraz z PiS-em. Mógłby wreszcie zrzucić sutannę i zacząć normalne życie… ASz W Ursusie proboszcz Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej chce zmienić nazwę przystanku komunikacji miejskiej z „Zagłoby” na „Sanktuarium MB Fatimskiej” właśnie. Twierdzi, że ułatwi to życie pielgrzymom. Na tym tle doszło już nawet do konfliktu pomiędzy księdzem a radnym PO Rafałem Włodarczykiem, który nie chce poprzeć jego postulatów lansowanych przez PiS. Proboszcz już załatwił sobie w mieście odpowiednie drogowskazy, ale ma jeszcze chrapkę na przystanek. MaK Ręka, noga… Jeden z bernardynów w Łęczycy wykręcił 12-letniemu chłopcu rękę tak silnie, że potrzebna była interwencja lekarza. Ksiądz twierdzi, że musiał tak działać, aby… pomóc chłopcu, bo ten rzekomo chciał rzucić się przez okno. Duchowny zapomniał, że w oknach klasy są kraty… MaK MaksyMila Rozmaite instytucje samorządowe, państwowe i franciszkańskie patronują pierwszemu biegowi poświęconemu świętemu Maksymilianowi Kolbemu, który odbędzie się 15 czerwca 2013 r. w okolicy Niepokalanowa (pod Sochaczewem). Biegacze będą musieli pokonać 16 kilometrów 670 metrów. Dlaczego akurat tyle? Ponieważ Kolbe nosił w Auschwitz numer obozowy 16 670. To dosyć makabryczny sposób upamiętnienia człowieka. To trochę tak, jakby na pamiątkę kogoś zamordowanego przez powieszenie urządzić bieg z powrozami na szyi. Cóż, taka to już jest kościelna cywilizacja życia. MaK Goło i wesoło Założona przez konserwatywnych katolików Fundacja Mamy i Taty ruszyła z akcją reklamową „Pomyśl o dziecku! Im nas więcej, tym weselej”. Chodzi o zachęcanie małżeństw do „poczynania” kolejnych dzieci, zwłaszcza w rodzinach, gdzie jest tylko jedno. 5 Tymczasem dane statystyczne są w Polsce nieubłagane – pomoc publiczna dla rodziny działa na tyle źle, że większa liczba potomstwa oznacza po prostu ubóstwo. Im więcej, tym biedniej. Ale może o to chodzi – aby było goło i wesoło. MaK Trwam w kłamstwie W jednym z ubiegłorocznych programów „TV Trwam”, zapro szeni goście rozmawiali o proble mach Gdańska. Jeden z ekspertów oznajmił, że „w wyniku antyspo łecznej polityki miasta sześć osób popełniło samobójstwo”. Urząd Miejski natychmiast pozwał tele wizję Rydzyka, a sąd nakazał sta cji sprostowanie tych informacji. I pom yś leć, że to wszystk o w mieście, gdzie platformerski pre zydent Paweł Adamowicz wier nie służy Kościołowi, chociażby poprzez oddawanie mu działek, na przykład na hodowlę danieli. ASz Śmieci poświęcone Rada Miejska w Bytowie przy jęł a spos ób rozl ic zan ia odb ior u odpadów komunalnych na pod stawie faktycznego zużycia wody. Nie dotyczy to jednak użytkowni ków „wody święconej”, czyli by towskich kościołów, które przez burm is trza Byt ow a Rys zard a Sylkę zostały zwolnione z opłat za wywóz śmieci, ponieważ... nie zamieszkują w nich mieszkańcy. W przyjętej uchwale „po polsku” zap is an o: „Zwaln ia się z opła ty za gospodarowanie odpadami komunalnymi właścicieli nierucho mości, na których nie zamieszkują mieszkańcy, a powstają odpady ko munalne, przeznaczonych na ce le kultu religijnego”. Tymczasem „niezamieszkane” kościoły produ kują prawdziwe góry śmieci, or ganizując w ciągu roku mnóstwo hucznych i bogato dekorowanych imprez (odpusty, szopki, procesje i drogi krzyżowe, różnego rodza ju nawiedzenia, festyny parafialne itp.). Ignorując ten fakt, władze Bytowa uwolniły kult religijny nie tylko od obowiązku opłaty podatku śmieciowego, lecz także posiadania pojemników na odpady! AK 6 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE Rządowa rzeźnia Pod koniec maja Sejm debatował nad rządowym projektem ustawy legalizującej ubój zwierząt bez ich wcześniejszego ogłuszania. Mimo okrucieństwa, z jakim wiąże się ta metoda zabijania, plany Platformy Obywatelskiej spotkały się z zaskakującą przychylnością posłów. O odrzucenie projektu apelował Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt oraz Ruch Palikota, ale to stanowczo za mało, żeby cokolwiek w tej sprawie zdziałać. W dzień debaty na Wiejskiej pojawiło się wiele organizacji i stowarzyszeń sprzeciwiających się ubojowi rytualnemu. Poza nimi swoją obecność zaznaczyli także biznesmeni, którzy na zabijaniu zwierząt i eksporcie mięsa do krajów arabskich dorobili się olbrzymich majątków. O nich właśnie bije się Platforma, bowiem jej katoliccy posłowie wspierają głównie najbogatszych. Mniejszości religijne (żydzi i muzułmanie) żyjące w Polsce i korzystające z produkowanego w „rytualnych rzeźniach” mięsa nie są dla rządu żadną grupą docelową. W grę wchodzą wielkie pieniądze. W całej Europie dyskutuje się na temat uboju rytualnego, a w Szwecji, Norwegii, Szwajcarii, Słowenii i Islandii jest on już teraz nielegalny. N W Belgii i Holandii, gdzie ludność muzułmańska jest liczna, od dawna pracuje się nad zakazem uboju. Proces legislacyjny jest w tych państwach już na końcowym etapie. „Wykorzystanie odstępstwa od obowiązku ogłuszania na potrzeby eksportu jest nadużyciem prawa i jest sprzeczne z celem rozporządzenia unijnego. Powyższe potwierdza stanowisko Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Projekt w tym kształcie jest sprzeczny z prawem unijnym i pociąga za sobą duże zagrożenie. Jako że likwiduje obowiązek ogłuszenia zwierząt i nie precyzuje, do zamknięcia 15 rzeźni bydła oraz 12 rzeźni drobiu zajmujących się tym procederem, a co za tym idzie – ich Bardzo możliwe, że w Polsce już niedługo będzie można legalnie torturować i zabijać z okrucieństwem bezbronne zwierzęta. kiedy i na jakich warunkach można od tego obowiązku odstąpić, istnieje ryzyko, że właściciele ubojni nie będą inwestować w urządzenia do ogłuszania zwierząt, gdyż zawsze będą mogli stwierdzić, że dokonali uboju zgodnego z bliżej nieokreślonym obrzędem religijnym” – czytamy w oświadczeniu Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt. Rządzący tłumaczą, że całkowity zakaz uboju rytualnego doprowadzi a polski rynek trafiła niezwykła książka o wierze i niewierze. Wywraca do góry nogami wiele ustalonych pojęć i poszerza wyobraźnię. „Rozmowy o Bogu i człowieku” (Wydawnictwo Literackie) to wspólna praca, dialog dwóch znamienitych autorów – Stanisława Obirka i Zygmunta Baumana. Pierwszy – były jezuita, teolog, filozof i antropolog kultury – jest doskonale znany chyba wszystkim czytelnikom „FiM” (wywiad: „FiM” 10/2013). Drugi to filozof i socjolog o światowym oddziaływaniu, jeden z twórców postmodernizmu, polsko-brytyjski krytyk współczesnej kultury i życia społecznego. Prawdopodobnie to obecnie najbardziej znany i czytany Polak na świecie. Wystarczy zresztą sprawdzić, w ilu językach występują hasła poświęcone mu w Wikipedii. Obaj panowie napisali wspólną książkę, która wywraca wiele pojęć i prowadzi rozważania o człowieku, Bogu oraz o życiu daleko poza utarte szlaki. Nic też dziwnego, że autorzy są znienawidzeni przez tzw. prawdziwych Polaków, o czym świadczy m.in. niechętna recenzja tej książki, która ukazała się w prawicowym „Do Rzeczy”. Sam początek „Rozmowy” już zaskakuje. W pierwszym zdaniu Stanisław Obirek, pracownicy wylądują na bezrobociu. To skrajnie obłudne tłumaczenie. Przecież posłowie PO, PiS, SP i PSL, kierując się religijnymi przesłankami, chcą pozamykać sklepy w niedzielę, tłumacząc, że ten czas każdy powinien spędzić z rodziną, a nie przy kasie w supermarkecie. Ten szalony pomysł prawicy może doprowadzić do zniknięcia ponad 50 tys. miejsc pracy! W tym wypadku wzrost bezrobocia jest dla konserwatystów w końcu teolog, uprawiający wprawdzie tzw. teologię otwartą, ale jednak przecież „naukę o Bogu”, przyznaje się do… agnostycyzmu. Bauman zresztą też, ale to drugie nie jest szczególną niespodzianką. Pierwsze zdziwienie agnostycyzmem Obirka ustępuje kolejnym – ten agnostycyzm nie jest typowy. To „nie jest – jak wyjaśnia Bauman – antyteza religii ani nawet Kościoła, to antyteza zupełnie nieistotny. Nie biorą go w ogóle pod uwagę. A torturowanie zwierząt, które głosu nie mają, po prostu się opłaca. Minister rolnictwa Stanisław Kalemba (PSL) twierdzi, że wartość sprzedaży mięsa z uboju rytualnego wynosi około 1,2 mld zł. Nawet jeśli traktować te dane poważnie, to połowę podobnej kwoty rząd wydaje na służbowe telefony, delegacje, utrzymanie i kupowanie samochodów oraz inne rozmaite urzędnicze nagrody, więc mówienie o jakichś niebotycznych zyskach jest idiotyczne. Szczytem obłudy popisał się poseł Jan Ardanowski z PiS. Jego zdaniem politycy popierający aborcję i eutanazję w ogóle nie powinni się odzywać na temat szkodliwości uboju rytualnego... Ardanowski gorliwie wierzącym cytatu z Dostojewskiego: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno”. Twierdzenie Baumana jest przeciwstawne i nie mniej prowokacyjne: „Skoro jest tylko jeden bóg/wódz/prawda/idea, to wszystko może się wydarzyć”. W domyśle – raczej wszystko, co straszne, niż to, co dobre. Cóż, takie przekonanie wynika być może także z doświadczeń życiowych obydwu autorów. Wyznania agnostyków monoteizmu i Kościoła zamkniętego”. Ale także i monoteizm nie występuje tu w tzw. normalnym znaczeniu. Chodzi nie tyle o niemożność poznania jedynego Boga, ile raczej jedynej prawdy o świecie – czy będzie to owo bóstwo, czy też polityczna ideologia, czy „religia wolnorynkowa”. Ufff… Dlaczego ów monoteizm jest taki podejrzany? Bauman wyjaśnia: „Jeśli mój Bóg jest jeden, to człowiekowi, który jest o tym przeświadczony, wolno pozwolić sobie na wszystko wobec tych, którym owego przeświadczenia zabrakło”. To stwierdzenie jest echem drogiego wielu Jeden jest po osobistych trudnych doświadczeniach z komunizmem, a drugi – z katolicyzmem. Bauman musiał opuścić Polskę po 1968 roku, Obirka próbowano kneblować jako duchownego i teologa. Obaj stali się w pewnym sensie wygnańcami, ale wyszli z tego doświadczenia z bardzo pozytywnym efektem – jako że zarówno Bauman, jak i Obirek obrali nową drogę życia – tak dla siebie, jak i dla swoich studentów oraz czytelników. Obaj autorzy zdają się być zwolennikami „współistnienia różnych sposobów bycia wątpi również, czy zabijanie zwierząt bez ich wcześniejszego ogłuszania zadaje im więcej bólu niż zabijanie z ogłuszaniem. Nie bierze pod uwagę zdania naukowców, którzy zgodnie twierdzą, że cierpienie i ból zwierząt poddawanych wykrwawianiu bez uprzedniego ogłuszenia są przez nie odczuwane długo i boleśnie. Zoolog prof. Andrzej Elżanowski mówi, że „krowa, której poderżnięto gardło, jest przytomna co najmniej minutę, w trakcie której cierpi z powodu nagłego spadku ciśnienia, bólu z rany i dlatego, że się dusi i dławi: ma przeciętą krtań, do której wlewa się krew”. Po burzliwej debacie posłowie skierowali projekt do komisji rolnictwa, która będzie dalej pracować nad tą ustawą. ARIEL KOWALCZYK człowiekiem” i sprzeciwiają się wszelkim próbom narzucania rozwiązań „jedynie prawdziwych”. Nazywają swoją postawę politeizmem lub polifonią. To ostanie słowo pochodzi z muzycznego świata pojęć i oznacza wielogłosowość. Na tym m.in. polega ich agnostycyzm właśnie, że różne głosy na temat świata, człowieka i Boga uważają za w pełni uprawnione. O tym, że obaj autorzy są uważani za niebezpiecznych dla polskiego klerykalnego grajdołu, niech świadczy garść cytatów wyzwisk ze wspomnianego tekstu katolickiego publicysty Andrzeja Horubały. Dla niego Obirek to „dezerter”, „zbiegły jezuita” (a więc zakon to jest jednak rodzaj więzienia!) i „zawodowy wróg tradycyjnego Kościoła”. Ma za złe byłemu księdzu, że ukazuje kult maryjny jako odmianę politeizmu. A czym niby innym jest kult Dziewicy, jak nie kalką czci oddawanej pogańskim boginiom? Horubała nazywa autorów „kapłanami współczesnego ateizmu”. Zdaje się, że ich książki chyba nie przeczytał. Bo dla obydwu ateistyczna deklaracja byłaby jednak czymś w rodzaju owego „monoteizmu” – zbyt jednoznacznym wyznaniem, jak na ciągle deklarowaną potrzebę agnostycznych niedopowiedzeń. ADAM CIOCH Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. P rzed Sądem Rejonowym w Skarżysku-Kamiennej toczy się proces Stanisława Cz., działacza PiS sprawującego funkcję radnego powiatowego i sołtysa wsi Kierz Niedźwiedzi. Jest on oskarżony o kierowanie samochodem w stanie upojenia alkoholowego. Do inkryminowanego zdarzenia doszło 25 czerwca 2012 r. podczas policyjnej akcji „Trzeźwy poranek”. Na widok radiowozu Cz. zatrzymał swoje renault i szybko przesiadł się do jadącego za nim busa. Gdy spostrzegł, że funkcjonariusze ruszyli w pościg, wyskoczył z pojazdu i uciekł do pobliskiego domu zamieszkiwanego przez małżonków U. Sierżant Katarzyna Erbil nie odpuściła. Wyrwała ze snu właścicielkę gospodarstwa, a gdy ta zrobiła okrągłe oczy, że pod jej dachem schronił się jakiś opryszek, zaczęły razem przeszukiwać pomieszczenia budynku. Łazienka na poddaszu była zamknięta od środka, nikt nie odpowiadał na kołatanie do drzwi. Pani domu zgrabnie je otworzyła przyniesionym z kuchni nożem. Na deklu zakrywającym muszlę klozetową siedział Stanisław Cz. Kobieta uspokoiła policjantkę: „Znam go. To nasz radny i sołtys”. Na pytanie, co tu robi, oświadczył, że kupę. Dziwnym trafem miał zapięte spodnie... Sierżant Katarzyna i wspierający ją posterunkowy Wojciech Przysiężniak przystąpili do rutynowych czynności, ale działacz stawiał opór. Nie chciał ujawnić swoich personaliów ani dmuchnąć w alkotest – twierdził, że nie jechał żadnym samochodem, tylko szedł do sklepu po chleb i nagle go przycisnęło, więc wszedł do zupełnie przypadkowo mijanego akurat domu, żeby się wypróżnić. Gdy wreszcie poddał się badaniu, urządzenie wykazało prawie 0,9 promila. Policjanci odwieźli Stanisława Cz. do domu i zastosowali środek zapobiegawczy w postaci zatrzymania prawa jazdy, a prokuratura oskarżyła go o popełnienie przestępstwa prowadzenia pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości podlegającego grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Proces ruszył 11 grudnia. Na wstępie radny wygłosił oświadczenie, że „bardzo żałuje”, drugi raz „czegoś podobnego” nie zrobi, poprosił o „danie szansy”. Oznajmił, iż korzysta z prawa do odmowy składania wyjaśnień i nie będzie odpowiadał na pytania. Sąd przesłuchał policjantów i kobietę z nożem. Wszyscy zgodnie potwierdzili przebieg wydarzeń, nie dając się złapać na żadną sztuczkę obrońcy. Podczas drugiej rozprawy (8 lutego) zeznawał mąż kobiety towarzyszącej sierż. Katarzynie podczas komisyjnego otwarcia łazienki. Twierdził, że nic nie pamięta, ponieważ był jeszcze pijany po festynie odbywającym się w przeddzień zdarzenia na terenie szkoły w Kierzu. Zapytany o czasy, gdy był jeszcze trzeźwy, odpowiedział, że zna działacza PiS „od podstawówki”, ale nigdy nie PATRZYMY IM NA RĘCE zdarzyło się, aby wpadł mu do domu bez zaproszenia w celu zrobienia siku, nie mówiąc już o kupie. Dla sądu sprawa była jasna, ale procedura wymagała zapytania stron, czy zgłaszają jakieś wnioski dowodowe. Prokurator nie miał żadnych, natomiast adwokat działacza zażądał przesłuchania kierowcy busa oraz odtworzenie nagrania z policyjnej kamery rejestrującej przebieg „Trzeźwego poranka”. Także Stanisław Cz. zmienił zdanie i postanowił złożyć wyjaśnienia. Z mapą w ręku przekonywał, że owszem – jechał autem, ale z zupełnie innego kierunku, policjantów nie widział, ponieważ schowali się w krzakach, zaś do busa wskoczył, bo pragnął porozmawiać ze znajomym 7 Stanisław Cz. z Zubą, w tle Bętkowski Kupa PiS-oowianka kierowcą Ryszardem L. o zleceniu mu usługi remontowo-budowlanej. Dopytywany przez sąd o powód niezapowiedzianej wizyty w domu U. zdradził, że gdy trochę się zdenerwuje, to zaraz dostaje rozwolnienia, i tak właśnie było owego fatalnego poranka. Pamiętał rozkład (aktualnego jeszcze nie opublikowano) wynika, że zarabia co najmniej 73 tys. zł rocznie: 51,5 tys. zł na kierowniczym stanowisku w spółce komunalnej; 19 tys. zł diety radnego powiatowego; 2,5 tys. zł za sołtysowanie w Kierzu. Gdy sąd nie zgodził się, żeby koszty tej farsy przerzucić Partia Jarosława Kaczyńskiego przełknie każdy idiotyzm swojego człowieka, ale nigdy nie wybaczy mu kontaktów z wrogiem... pomieszczeń budynku, ponieważ bywał u tych ludzi przy okazji poboru podatków. Wybrał łazienkę na najwyższej kondygnacji, żeby nie obudzić gospodarzy prykaniem. Również rozwiązanie zagadki zapiętych spodni okazało się bardzo proste. „Załatwiłem się i właśnie wstawałem z sedesu” – wyjaśnił radny. Przyznał, że mógł być lekko „wczorajszy”, ponieważ wieczorem 24 czerwca wypił na szkolnym festynie „kilka piw i chyba kieliszek czegoś mocniejszego”, ale wierzył głęboko, że promile już z niego wyparowały. „Z samego rana musiałem pojechać po leki dla 87letniej matki, a dopiero później dowiedziałem się, że w moim wieku wątroba rozkłada alkohol wolniej niż kiedyś” – tłumaczył. Trzecia rozprawa (19 marca) trwała bardzo krótko, ponieważ działacz udał się na pilną hospitalizację do szpitala w Iłży. Zaplanowane na ten dzień przesłuchania kierowcy busa i sierż. Katarzyny (powtórne) oraz odtworzenie nagrania wideo z próby zatrzymania Stanisława Cz. sąd musiał odłożyć na kolejny termin. Na czwartą rozprawę (23 kwietnia) stawili się świadkowie oraz oskarżony, ale zabrakło jego dotychczasowego obrońcy. „Udzielone mu przeze mnie pełnomocnictwo wygasło. Proszę o odroczenie rozprawy i wyznaczenie mi obrońcy z urzędu, bo mam bardzo trudną sytuację materialną” – łkał działacz PiS. Z jego oświadczenia majątkowego za rok 2011 na podatników, radny poprosił o przerwę na znalezienie obrońcy. Gdzieś zatelefonował i... znalazł znakomitość: Piotra Nasiołkowskiego. Prawnik poprosił oczywiście o czas (możliwie najdłuższy) celem zapoznania się z aktami tej jakże skomplikowanej sprawy. Piąty akt spektaklu zagrano 7 maja. Oskarżony nie przybył do sądu, zaś adwokat złożył wniosek o wyłączenie jawności, bo przyczyny i okoliczności wypróżniania się są dla każdego obywatela kwestią prywatną, a gdy działacz widzi na sali dziennikarza, to zaraz się denerwuje, czego dramatyczne konsekwencje już znamy... Po kwadransie namysłu sąd postanowił, że będzie jak dotychczas, na co mec. Nasiołkowski powziął „uzasadnioną wątpliwość co do bezstronności” sędzi przewodniczącej Haliny Gromskiej i wniósł o wyłączenie jej z dalszego orzekania w sprawie. Ponieważ nie było akurat pod ręką odpowiedniego składu mogącego taki wniosek rozpoznać, przewodnicząca odłożyła temat na później i zastosowała tryb „czynności niecierpiących zwłoki” wobec wezwanych po raz trzeci świadków. Kierowca busa zeznał, że radny Cz. porozmawiał z nim chwilę w samochodzie, pytając o wolny termin na docieplenie swojego domu, po czym wysiadł, tłumacząc, że „musi iść w krzaki”. Auto stało wówczas pod samym domem Ryszarda L., ale nie śmiał on zaprosić tak wybitnego działacza do środka, bo remontuje łazienkę i „sedes jeszcze nie jest przykręcony”, a poza tym „nie pytał, czy może skorzystać”. Świadek sierżant podtrzymała wcześniejsze zeznania i zdecydowanie odrzuciła wersję Stanisława Cz., zaś policyjne nagranie wideo niczego nowego nie wniosło, bo kamera zarejestrowała jedynie moment, jak radny wybiega zza busa. Na tym rozprawę zakończono, a sąd wyznaczył kolejny termin na 16 czerwca. Według planu głos zabierze Stanisław Cz., który ma punkt po punkcie obalić wszystkie materiały obciążające. ~ ~ ~ Przez 11 miesięcy żaden z właściwych terytorialnie organów PiS (zarząd okręgowy w Kielcach z posłem Krzysztofem Lipcem na czele oraz powiatowy w Skarżysku dowodzony przez starostę Michała Jędrysa) nie zabrał publicznie głosu w sprawie pijaństwa tudzież późniejszych wygłupów swojaka ustawionego na samorządowym świeczniku. Nikomu nie przeszkadzało, że radny Cz. występuje publicznie w towarzystwie posłów PiS (Marii Zuby, Andrzeja Bętkowskiego oraz wspomnianego Lipca) i dopiero gdy zmienił obrońcę, partia zawyła z bólu. 8 maja, czyli nazajutrz po ostatniej rozprawie, na posiedzeniu zarządu okręgowego zgłoszono wniosek (będzie głosowany w terminie jeszcze nieokreślonym) o wyrzucenie Stanisława Cz. z szeregów partii. „Jest rzeczą kuriozalną, że broni go mecenas Nasiołkowski, który opluwa Prawo i Sprawiedliwość i prezesa Jarosława Kaczyńskiego” – grzmiał działacz Grzegorz Małkus, wiceprezydent Skarżyska. W czym tkwi problem? Okazuje się, że ów obrońca jest niedopuszczalnie wnikliwym i aktywnym komentatorem życia politycznego w Skarżysku. Gdy 21 kwietnia miasto nawiedził prezes PiS w towarzystwie agenta Tomka, Nasiołkowski napisał na forum lokalnego serwisu informacyjnego TSK24: „Zjechał Główny Egzorcysta i zaklinacz mózgów. Przerażający sabat upiorów. To widać po twarzach tego upiornego audytorium zebranego w patio. Perfekcyjna kompromitacja polskiego życia publicznego”. Również na swoim Facebooku zamieszcza spostrzeżenia, których partia i Kościół nigdy mu nie wybaczą. Dla ilustracji: ~ „Jak powszechnie wiadomo Prezes Kaczyński nie opowiada o sprawach zmuszających do myślenia. Stąd na jego mityngach te tłumy, te twarze myśleniem nieskalane” (wpis z 4 maja); ~ „Pierwszym Obywatelem [Skarżyska] nie jest bynajmniej Prezydent Miasta (Roman Wojcieszek – dop. red.), lecz Przewodniczący Rady Parafialnej w Ostrej Bramie. Rzecz w tym, że Dobrodziej (ks. Jerzy Karbownik, proboszcz parafii Matki Bożej Ostrobramskiej – dop. red.) nie jest skłonny płacić za sprawowanie tej funkcji, zatem by swemu pupilowi zapewnić dochody – używając wpływów na parafian zadbał o to, by Przewodniczący został Prezydentem. To jest ewidentne powielenie modelu totalitarnego: rząd rządzi, partia kieruje! Prezydent rządzi – parafia kieruje!” (12 maja); ~ „Skarżysko-Kamienna jest miastem wasalnym w stosunku do Parafii [Matki Bożej Ostrobramskiej] na ul. Wileńskiej. Przewodniczącemu Rady Parafialnej z urzędu automatycznie przysługuje urząd Prezydenta sprawowany w szeroko rozumianym interesie parafii oraz jej administratora. Dlatego ratunkiem dla umierającego miasta jest zmiana proboszcza oraz jednoczesne wprowadzenie zarządu komisarycznego sprawowanego przez kogoś spoza Skarżyska. Wtedy skończą się sitwy i koneksje oraz nieformalne wpływy parafii, co doprowadziło do bezprecedensowej degradacji naszego miasta” (19 maja). I jak tu kibicować, żeby jednak prawo ze sprawiedliwością przez małe „s” zwyciężyły... ANNA TARCZYŃSKA 8 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE Diabli Tekieli W dobie powszechnej laicyzacji Kościół na wiele sposobów próbuje zatrzymać wiernych między swoimi zatęchłymi murami. Zatrzymać to w tym wypadku dobre słowo, ponieważ o sprowadzeniu nowych owieczek hierarchowie od lat mogą tylko marzyć. Kościelni agitatorzy uważają, że najlepszym wiernym będzie ten, który się boi, a straszenie to stała domena Krk. Rozmaite diabły, demony, złe duchy i inne zjawy wracają ze średniowiecznych legend do książek wydawanych w XXI wieku. W „FiM” 20/2013 opisaliśmy jezuitę Aleksandra Posackiego, gwiazdę polskich egzorcystów, który diabła rozpozna z kilometra, potem wygoni, a na koniec to opisze i swoje zarobi. Tym razem do walki piórem z rogatymi sąsiadami Hadesu przystąpił Robert Tekieli. To zafascynowany średniowieczem prawicowy dziennikarz, który ze swoimi skrajnymi poglądami może spokojnie figurować obok Tomasza Terlikowskiego w kanonie polskiej konserwy. Jest publicystą „Gazety Polskiej” oraz autorem wielu książek z tematyki ultrakatolickiej (np. „Leksykon zagrożeń duchowych” czy „Techno, aikido, amulety”). Tym razem postanowił przysłużyć się sprawie oddiablania świata i spłodził dzieło „Egzorcyzmy i opętania”, będące zbiorem „28 prawdziwych historii” diabelskich igraszek. Książka – wydana pod patronatem klerykalnego tabloidu „Fakt” – jest zestawieniem jego tekstów, które ukazały się w „Gazecie Polskiej” oraz „Gazecie Polskiej Codziennie”. Zawiera wiele ostrzeżeń, których każdy wierzący katolik powinien przestrzegać. Ot, na przykład historia niejakiego Adama udowadnia, że są ludzie, którzy tańcem potrafią wywoływać deszcz, choć cena za tę umiejętność jest piekielnie wysoka. Ale zacznijmy od początku, czyli od demona. Kim jest? „Zimną nienawiścią. Pustką. Kilkakrotnie patrzyłem mu w oczy. Najbliżej, gdy po dwugodzinnej rozmowie z Justyną nie potrafiłem znaleźć momentu w jej historii, w którym wpuściła złego ducha w swoje życie. Zrezygnowałem i zaczęliśmy się modlić. Nagle Justyna przestała powtarzać słowa modlitwy. Stół, przy którym siedzieliśmy, zaczął dygotać, jej ręka na krucyfiksie wpadła w dziwne wibracje”. Ten cytat jest przez autora wyszczególniony na okładce. Ma zjeżyć włos na głowie i oczywiście zachęcić do dalszej lektury, a tam pojawiają się takie oto dziwy: „Ludzie, którzy wierzą w możliwość przepowiadania przyszłości, otwierają się równolegle na inne przesądy i zabobony. Na przykład na wiarę w nadprzyrodzoną moc przedmiotów. Ta wiara w amulety również kaleczy. Już wcześniej pisałem o młodym człowieku, który trafił do jednego z francuskich egzorcystów z 7-letnią depresją. Skuteczne egzorcyzmy nad nim były możliwe dopiero, gdy spalił on trzymane dotąd w domu afrykańskie maski służące do pogańskiego kultu. I właśnie dlatego do dziś rytuał Kościoła katolickiego zawiera egzorcyzmy osób, miejsc i przedmiotów”. Biada więc tym, którzy z egzotycznych wypraw przywożą maski czarowników rzeźbione przez tamtejszą biedotę. Kolejna historia przedstawia tajemniczą Beatę, która „była osobą twardo chodzącą po ziemi. Kiedy w swoim mieszkaniu zaczęła widzieć dwie bezcielesne postaci, doszła do wniosku, że po prostu zwariowała”. Wspomniana Beata w czasie tego „twardego chodzenia” stawiała znajomym tarota i według autora to właśnie te „sataniczne karty” miały sprowadzić do jej domu dwa duchy, w konsekwencji widziane nawet przez jej dzieci. Zatroskany mąż podobno wyrzucił nikczemne akcesoria żony tarocistki wprost w wiślane głębiny, jednak to nie pomogło. Do naprawienia Beaty wzięli się w końcu egzorcyści, ale choć minęło już 6 lat, kobieta „dalej nie jest właścicielką całej swojej woli i wyobraźni”. Warto zauważyć, że nad ewidentnie chorą kobietą w żadnym momencie nie pochylili się lekarze specjaliści… Tekieli nawet nie udaje, że jego książka ma być reklamą jedynie słusznego Kościoła, bo jak się okazuje, istnieją katolicy, którzy mimo coniedzielnej obecności na mszach myślą inaczej: „Ojciec Święty Paweł VI stwierdził krótko: szatan istnieje. Jan Paweł II dokonywał egzorcyzmów. Również publicznie. Mimo jasnego stanowiska Magisterium Kościoła są jednak teologowie, którzy kwestionują istnienie aniołów i diabłów, choć o ich istnieniu zaświadczają oficjalne dokumenty kościelne. Ksiądz Aleksander Posacki, demonolog, mówi, że tyleż naiwne, co nieuczciwe bagatelizowanie istnienia i wpływu szatana przez niektórych katolików, nie wykluczając duchownych (zwłaszcza z kręgu »Tygodnika Powszechnego« i innych »katolickich« dodatków do »Gazety Wyborczej«), jest prywatną i do tego arbitralną opinią tych osób”. Jak widać, każdy moment jest dobry, aby przywalić konkurencji, choć jest ziarnko prawdy w tym, że publicyści „Tygodnika Powszechnego” w porównaniu z katolickimi diabłologami są dużo bardziej liberalni w swojej wierze. Opisane przez autora demony to – jak się okazuje – bardzo przebiegłe istoty. Bliżej nieopisane potrafią się nami „zaopiekować” przez najróżniejsze rzeczy. Książka informuje, że w relacje ze „złym duchem” może wejść każdy, kto korzysta z usług jasnowidza, zakłada w domu odpromienniki, które rzekomo chronią przez żyłami wodnymi, pisze SMS-y z prośbą o wróżby, ogląda satelitarne kanały telewizyjne z usługami tarocistów, ćwiczy poczciwą capoeirę, tai-chi albo aikido. Swoją drogą Kościół ma jakąś fiksację związaną ze sztukami walki. Niedawno w jednej z audycji Radia Maryja pseudoeksperci debatowali na temat szkodliwości ćwiczeń karate. Choć może to nic dziwnego, bo Krk przez lata swojej działalności wskazał jedynie słuszną sztukę walki, a mianowicie – ogień i miecz… Tekieli zwraca także uwagę na rzekomo szatańskie działania bioenergoterapeutów. Oczywiście daje pełną wiarę w ich możliwości i opowiada historię kobiety, która poprzez bioenergoterapię rozpoznawała rozmaite choroby, leczyła ludzi z guzów, przekazywała im jakieś tajemne moce, potrafiła nawet całkowicie wyleczyć. W pewnym momencie tej uzdrowicielskiej sielanki zachorowała jednak sama wiedźma. Źle sypiała, straciła na wadze, była podenerwowana. Zamiast pójść do lekarza, udała się do egzorcysty, który zaczął ją spowiadać, a później odprawił specjalną mszę, podczas której chora kobieta nie była w stanie powtórzyć zdania: „Jezus jest moim Panem”. Jak widać, siedzący w niej demon jest silniejszy od samego Syna Bożego, ale… nie taki diabeł straszny, kiedy ma do czynienia z Maryją, bowiem – jak relacjonuje autor – dopiero modlitwa do Najświętszej Panienki „pomogła te słowa wypowiedzieć”. Autor zaznacza, że w przypadkach opętania świeccy egzorcyści nie pomogą, są oszustami. „Tylko następcom apostołów, czyli biskupom, Jezus dał władzę na demonami” – czytamy. Ciekawe, jak dają sobie z nimi radę zwykli księża egzorcyści, ci bez biskupich święceń, bo takich przecież jest większość… Wszystkie opisane historie mają gwarancje prawdziwości daną przez autora. Ponoć każda z ofiar diabła sama do niego przyszła albo Tekieli spotkał ją na swojej zaczadzonej kościelnymi zabobonami drodze. Strach się bać. ARIEL KOWALCZYK Pomazaniec nadszedł Polska prawica ma swojego mesjasza. A nawet jeśli nie mesjasza, to człowieka iskrę Bożą. Roberta Tekielego właśnie. Tygodnik „Do Rzeczy” pisze o nim, że ponoć sam Jerzy Giedroyć, szef paryskiej „Kultury”, widział w nim swego następcę, „lidera duchowego inteligencji”. Tekieli nie zaprzecza i precyzuje, że Giedroyć go „namaścił”, a wstrętny Adam Michnik wygryzł z dominującej pozycji. Ale Tekieli pomazaniec nie dał się zmarginalizować. Teraz – jak zapewnia – tworzy „język, jakim będzie mówiła inteligencja prawdziwa, która przyjdzie ukształtowana nie przez oświecenie, ale przez chrześcijański uniwersalizm”. I cała ta nowa światowa inteligencja będzie mówiła językiem pojęć stworzonych przez polskiego pomazańca! I pójdą misjonarze Tekielego „do Chin i dalej”. Nasz mesjasz o światowej randze współpracuje zresztą z Tomaszem Wenclem, ekscentrycznym poetą katolickim, który głosi wprost mesjański sens katastrofy smoleńskiej. Jeśli religia smoleńska jest rodzajem Kościoła, Kaczyński – jego papieżem, a Macierewicz – głównym ewangelistą, to Wencel jest tam pierwszym prorokiem. Tekieli zapewnia, że to sama święta Faustyna Kowalska dała nadzieję na impuls, „który wyjdzie z Polski”. Ze swoją misją mesjańską nasz „skromny” bohater wybiera się także do Nowego Jorku. Nietrudno zgadnąć, że to on się ma za tę proroczą „iskrę, która wyjdzie z Polski”. Czy jest geniuszem? Może mesjaszem? Jak każdy mesjasz zachowuje jednak odrobinę skromności: „Nie jestem mesjaszem, ale nędznym człowiekiem, pełnym słabości i pychy”. Cóż za wzruszająca publiczna skromność, godna nieprzeciętnego megalomana! MaK Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. POLSKA PARAFIALNA Miękkie lądowanie Biskup z Torunia urządza sobie kpiny z ofiar księdza pedofila. Duchowny, znany powszechnie ze swych skłonności, nadal odprawia msze i spowiada. Minęły zaledwie dwa miesiące od chwili, gdy ksiądz Andrzej S., (na zdjęciu) proboszcz parafii w Mszanie, zniknął. Kuria odwołała go w trybie natychmiastowym po tym, jak w TV przyznał się do molestowania swoich ministrantów. W Wielką Sobotę pojawił się w parafii ksiądz administrator. Nam o swoich perypetiach z ks. S. opowiedział jeden z byłych ministrantów („FiM” 17/2013). Mówił o dniu, w którym poszedł pomóc księdzu Andrzejowi w układaniu książek. Miał wtedy 13 lat. Ksiądz zostawił go samego. Po chwili wrócił. Ubrany był w szlafrok. Usiadł na łóżku i kazał mu podejść. Powiedział, żeby się w ogóle nie bał. – Miał na sobie słuchawki. Takie lekarskie. Powiedział, że jestem w wieku dorastania i że najwyższy czas, aby on mnie zbadał. Poza tym skończył kursy, zna się na wahadełku i zobaczy przy okazji, czy się dobrze rozwijam. Stałem jak sparaliżowany, zabetonowany. Przyciągnął mnie do siebie, zaczął rozbierać, badać słuchawkami po ciele. W końcu oświadczył, że dla pełnego obrazu muszę zdjąć majtki. Tylko na chwilę. Zaproponował, że jeśli się wstydzę, on może zdjąć pierwszy. Zobaczę przy okazji, jak to wygląda u dorosłych facetów. Opierałem się na tyle mocno, że w końcu spasował. Zapowiedział tylko, żebym nikomu nie mówił, bo jego intencje na pewno będą źle zrozumiane przez ludzi. Mówił, że i tak nikt mi nie uwierzy, zrobię z siebie pośmiewisko, a przecież on chciał dobrze. Później zawsze zaznaczał, że jeśli wszystko się wyda, to co ludzie pomyślą o moich rodzicach. Mówił, że to, co on robi, jest normalne. Dla mnie to był szok, strach. Milczałem. Milczeli (i milczą do dziś, bo nikt oficjalnie przeciwko księdzu nie wystąpił, a prokuratura nie wszczęła śledztwa z urzędu) także inni. Nie tylko dzieci, ale również dorośli. Dopiero po naszej publikacji w redakcji rozdzwonił się telefon. Nikt nie stanął w obronie księdza. Ludzie dzwonili po to, aby dołożyć kamyczek do ogródka, w którym z ulgą grzebali pamięć o swoim byłym proboszczu. – My tu robimy wszystko, żeby wiedzieć, gdzie tego gnoja dadzą Dramat dzieci wykorzystywanych przez kler w Polsce trwa od dawna, a te „wyłącznie pojedyncze przypadki”, o których obecnie mówi hierarchia, to nic innego jak kościelna propaganda. Ofiar księży są tysiące. Jan Ż. ma niewiele ponad 60 lat. Dzieciństwa nie wspomina jako sielanki. Matka zmarła. Z ojcem nie miał dobrych relacji. Tato uważał, że synowi nie jest potrzebna ani edukacja, ani praca. Ale Jan chciał się uczyć i to był od zawsze punkt zapalny w jego relacjach z rodzicielem. Ksiądz P. był wicedziekanem w diecezji, a w małej miejscowości (L., diec. zielonogórsko-gorzowska) Jana – proboszczem. Człowiekiem przez ludzi szanowanym, hołubionym. Pierwszym po Bogu. Kiedy chłopak znalazł się na życiowym zakręcie, naturalną koleją rzeczy postanowił pójść właśnie do kapłana. Prosić o pomoc, radę, no ale przede wszystkim – o wsparcie. Przyjechał na plebanię. Proboszcz go przyjął, wysłuchał, obiecał, że pomoże dostać się na studia, ugościł, a w końcu, gdy zrobiło się późno, położył spać. Jan nie protestował. Nie miał ochoty wracać do domu. Tego, że ksiądz go w nocy odwiedzi, pod uwagę nie brał. A jednak obudziło go obmacywanie. Później kapłan posadził swego gościa na krześle i zaczął się onanizować. – Nie trwało to długo, w końcu mnie puścił. Fizycznej krzywdy mi nie zrobił. Psychicznie – latami nie mogłem się otrząsnąć – opowiada. Wtedy jednak na plebanii został. – Byłem młody, naiwny. Zależało mi na jego pomocy. Wtedy nie miałem znikąd wsparcia – tłumaczy. – mówi mi społeczniczka, mieszkanka regionu. Wszyscy wiedzą, co to za człowiek – dodaje. Skoro wszyscy wiedzą, dlaczego tak długo milczeli? – pytam innego rozmówcę. – To mała, wiejska społeczność. Zjedliby mnie, gdybym wystąpił przeciwko księdzu – taką odpowiedź usłyszałam z ust szanowanego mieszkańca nieodległych Małek. – Szacunek i pokorę w stosunku do księży wysysamy z mlekiem matki. Na wizytę biskupa kobiety kupują sobie nowe sukienki. Są dobierani odpowiedni ludzie, którzy mogą wręczyć biskupowi kwiaty. W takiej małej społeczności proboszcz to najważniejsza osoba, nawet ważniejsza od wójta – tak z kolei swoje milczenie tłumaczy ofiara ks. Andrzeja. Niektórzy obstawiali, że spokojną przystań znajdzie ks. S. w Niemczech. W parafii, do której jako proboszcz często jeździł, także wraz ze swoimi ministrantami. Jak na razie ksiądz Andrzej jest jednak na polskim gruncie – we wsi N., niespełna 40 km od Mszany. Zamieszkał u swojej starej znajomej. W luźnych roboczych ubraniach wykonuje przeróżne prace ogrodowe i domowe. Gotuje dla swojej gospodyni, modli się, no i dużo czasu spędza przed Ksiądz P. już nie żyje. Jan mieszka w małym miasteczku w woj. lubuskim. Nie założył rodziny. Długo się leczył. – Nie chciałbym, aby inni ludzie przez to przechodzili. To są rzeczy obrzydliwe. Nie ma komu o tym powiedzieć. Dla mnie długo stanowiło to problem psychologiczny. Starałem się mimo wszystko przeżyć i funkcjonować. Dopiero po latach wszystko się ustabilizowało. Zrozumiałem, że to było jego łajdactwo. Ja go poprosiłem o pomoc, a on mnie wykorzystał – mówi. Gdy był dzieciakiem, wybrał milczenie. Jako dojrzały już mężczyzna zgłosił sprawę o odszkodowanie. Za późno. Przedawnienie. – Oni komputerem. Nie przeoczył pewnie zażartych dyskusji, które toczą na jego temat byli parafianie. „On jest chory, jak każdy zbok. Winę ponoszą hierarchowie kościelni, którzy tuszują pedofilskie wyczyny i chronią księży z pedofilskimi skłonnościami. Chodzi mi o to, by swoich wyrafinowanych metod na uwodzenie 13-, 14-, 15-latków i ich molestowanie już nigdy więcej nie mógł stosować. Jeśli władze kościelne chcą, żeby był księdzem, to niech nim będzie, ale trzeba zrobić „porządek” z jajami. Jak się okazuje, księdzu one przeszkadzają” – pisze na lokalnym forum gość o nicku „z_innej_parafii” – Ten pedofil z Mszany myśli, że Pana Boga w ciulki zrobi. Nikt tu nie pluje mu w twarz chyba tylko przez grzeczność – mówi poirytowany Jan (imię zmienione). moimi genitaliami. Jako dziecko nie rozumiałem tego, co ze mną robił. Mimo wszystko ten ksiądz był dla mnie wzorem. Szantażem zmuszał mnie do milczenia o tym, co ze mną wyprawia. Mówił, że jeśli komuś zdradzę, ujawnię, to on mnie zniszczy, oskarży o kradzież pieniędzy i innych rzeczy kościelnych. Straszył mnie milicją, sądem, zakładem poprawczym, wykluczeniem ze szkoły i społeczeństwa – opowiada pan Robert. Żeby podnieść rangę swoich słów, ksiądz proboszcz co jakiś czas podsuwał chłopakowi krzyż i kazał przysięgać na rany Chrystusa, że nikomu nic nie powie. W potrzasku uważają, że było, minęło. A że jakiś człowiek ma złamane życie, to nikogo nie interesuje – mówi rozgoryczony mężczyzna. Kilka razy pisał do kurii. Chciał jakiegoś wytłumaczenia, może nawet przeprosin od Kościoła. Odpowiedzi nie dostał. ~ ~ ~ – Wykorzystywanie seksualne, bicie, straszenie, szantażowanie, zmuszanie do milczenia to odwieczne metody kościelnych przestępców – uważa Robert G. Obecnie mieszka w Lublinie. Tam właśnie w latach 60. jako 14-letni wówczas ministrant był gwałcony przez księdza proboszcza. – Jak tylko miał sposobność, brał mnie na kolana i bawił się – Jako dziecko nieśmiałe i z biednej, wielodzietnej rodziny byłem osaczony, zaszczuty, żyłem w ciągłym strachu. A ksiądz mówił, że wszyscy tak robią, że tak jest dobrze – mówi Robert. W końcu opuścił się w nauce, a ze stresu on, nastolatek, zaczął się moczyć w nocy. Znosił tę sytuację niemal przez rok, wyzwoleniem okazał się koniec podstawówki oraz fakt, że wyjechał do szkoły średniej do innej miejscowości. ~ ~ ~ Jerzy W. dziś dobiega siedemdziesiątki. Z „tamtych” dni pamięta wszystko tak, jakby działo się wczoraj. I nie potrafi o tym mówić spokojnie. Mieszkał wtedy w niewielkiej wsi 9 On często widzi, jak ksiądz Andrzej swoim srebrnym autem zajeżdża do domu pani M. Mówi, że miejscowi na razie nie podnosili larum. Doszli do wniosku, że skoro kuria i tak zapewne nic z księdzem pedofilem nie zrobi, lepiej, żeby grabił ogródek, zamiast krzywdzić dzieci. Ale mają go na oku. I wypatrzyli, że ks. S. znów stanął przed ołtarzem. Najpierw próbował szczęścia w Bratianie, ale tamtejszy ksiądz udaremnił te wysiłki. Księdza Andrzeja przygarnął pod swoje skrzydła ks. kanonik Zenon Żmijewski, wicedziekan dekanatu Brodnica, a zarazem proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Pokrzydowie (powiat brodnicki, gmina Zbiczno). Właśnie tam, w niedzielę 26 maja, oczom zdumionych ludzi ukazał się ks. S. jako odprawiający mszę z okazji Pierwszej Komunii Świętej. Później zaczął przyjeżdżać regularnie. Odprawia msze, spowiada, udziela komunii. – Pomaga – przyznaje ks. Żmijewski i ubolewa nad ciężką dolą kolegi. Zapytaliśmy ks. prałata Andrzeja Nowickiego, rzecznika toruńskiej kurii, czy ks. Andrzej dostał do Pokrzydowa oficjalny przydział od biskupa i czy tam pozostanie. Do czasu oddania tego numeru „FiM” do druku nie odpowiedział. OKSANA HAŁATYN-BURDA [email protected] w Wielkopolsce. Ksiądz proboszcz wyróżniał go spośród innych ministrantów i nie krył swej sympatii przed rodzicami chłopca. Mama małego Jerzyka była zachwycona i pod różnymi pretekstami wysyłała syna na plebanię, byle tylko ksiądz proboszcz o chłopcu nie zapomniał. Mamie się Jerzy nie dziwi. Dla niej to była nobilitacja, że ksiądz proboszcz spojrzał łaskawym okiem właśnie na jej jedynego syna. Nie miała nawet nic przeciwko temu, aby chłopiec nocował na plebanii, kiedy ksiądz o to poprosił. Miał mały Jerzy posługiwać przy masowaniu schorowanych jakoby proboszczowskich pleców. Tylko że pleców chłopak nie masował. Dostał do masowania księże prącie. Rano posługiwał do mszy. Taki scenariusz powtórzył się jeszcze wiele razy. Mama pakowała swojemu synowi piżamę i odprawiała go na plebanię. Była w takiej euforii, że nie zauważyła przerażenia i apatii u swojego dziecka. On milczał. Bał się, bo ksiądz straszył piekłem, zapowiadał, że nikt mu nie uwierzy. Jerzy do dziś widzi tę spakowaną torbę ustawianą wieczorami przez matkę przy drzwiach rodzinnego domu. Pamięta całus w czoło na pożegnanie. I pamięta, jak modlił się o to, aby jego życie zakończyło się, zanim dojdzie na plebanię. – W tym przypadku czas nie goi ran. Oni mówią o grzechu i nawołują do przestrzegania przykazań. A ja nie mogę tego słuchać, bo od dziecka napatrzyłem się na ich obłudę. On mnie wykorzystywał, oni głoszą ewangelię i mają czelność ludzi nawracać – mówi dziś z goryczą. WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] 10 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. POD PARAGRAFEM CO W PRAWIE PISZCZY Nachalność starej strzygi Posłowie różnych ugrupowań prawicowych wnieśli do laski marszałkowskiej projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks pracy, zakładający wprowadzenie zakazu pracy w niedziele i święta w placówkach handlowych. Polską prawicę – zbieraninę ludzi, których kwalifikacje moralne korespondują z intelektualnymi – cechuje przekonanie, że „przypadkowe społeczeństwo” (jak to kiedyś określiła zawodowa katoliczka posłanka Konopczyna) nie ma prawa decydować samo o sobie, skoro lepiej zrobią to specjaliści od życia rodzinnego, seksu i gospodarki, tj. Kościół katolicki. Wiemy, że zamknięcie sklepów w niedzielę jest pomysłem zaprojektowanym przez ową instytucję. Kler przypomina bowiem więdnącą starą pannę, która mniema, że jeśli zamknie się w komórce sam na sam z nadobnym kawalerem, połknąwszy uprzednio klucz, to kawaler w końcu zapała do niej uczuciem. Mylne to przekonanie, gdyż kawaler prędzej przegryzie mury, aby wydostać się na zewnątrz, względnie przegryzie brzuch starej potworze, aby wydobyć klucz ze środka, niźli zapała uczuciem do pomarszczonej strzygi. Kościół katolicki nie jest w stanie zrozumieć tej prawidłowości, w rezultacie czego jego namolne próby przymusowego rozkochania w sobie społeczeństwa stają się coraz bardziej groteskowe. Biskupi katoliccy sądzą, że jeśli odbiorą społeczeństwu rytuał niedzielnych zakupów, to ludzie rzucą się do świątyń, aby na przykład wielbić wizualne i intelektualne walory abp. Głódzia. Biskupi nie zauważyli, że społeczeństwo raczej wybierze zakupy przez internet. Czyżby chcieli następnie zakazać również internetu? Uzasadnienie projektu kościelnej ustawy jest demonstracją cynizmu i pogardy wobec społeczeństwa. Rozpoczyna się jakimś absurdalnym i gołosłownym (ale czego wymagać od formacji ludzi propagujących wiarę w zapłodnienie za pomocą pobożności?) twierdzeniem, że większość społeczeństwa negatywnie ocenia pracę w niedzielę w placówkach handlowych. Nie wiem, skąd się bierze ten pogląd, ale trudno go zrozumieć, stojąc w niedzielę w kolejce do parkingu w galerii handlowej. Wydaje się, że społeczeństwo jest raczej zadowolone, że może spokojnie zrobić zakupy po ciężkiej pracy przez cały tydzień – byłaby ona o wiele lżejsza, gdyby nie konieczność utrzymywania bandy tłustych katabasów. Po pierwszym idiotycznym stwierdzeniu następuje kolejne – że oto zmiana proponowana przez kler (i działających na jego zlecenie politruków) przyniesie „bardzo korzystne skutki społeczne”. Będą one polegać – zdaniem autorów projektu – na tym, że pojawi się „nowa jakość życia dla rodzin”, zwłaszcza tych zatrudnionych w sektorze handlu. Rzeczywiste następstwa wydają się inne. Owa „nowa jakość życia” będzie bowiem polegać na tym, że kilkanaście procent pracowników sieci handlowych (kilkadziesiąt tysięcy ludzi) trafi na bezrobocie. Ich nowa jakość życia będzie więc polegać na tym, że zakupy w Biedronce zamienią na chude zupki z pomocy społecznej lub prostytuowanie się i kryminalizację. Dalej czytamy, że nowy zakaz uratuje również Polaków „zapędzonych w szaleńczą chęć kupowania niekoniecznie z potrzeby”. Logika podpowiada, że raczej udadzą się oni na zakupy w soboty, kosztem swoich obowiązków zawodowych i dochodów. Spadnie więc dochód narodowy. Kolejni Polacy (tym razem zatrudnieni w produkcji i usługach) stracą pracę. Powiększy się obszar biedy. Rację mają posłowie wnioskodawcy, że zmieni się „cała kultura obchodzenia dnia wolnego od pracy”. Bezrobotni zajmą się bowiem zbieraniem szczawiu i mirabelek, a takoż drobnymi kradzieżami oraz masową prostytucją. Nie zapełnią się kościoły, lecz więzienia i przytułki. Te ostatnie to zresztą lepsze miejsca dla poprawy moralności niźli pałace katolickich mułłów. Posłowie piszą, że „zacieśnią się więzy rodzinne”. Istotnie, nic tak nie zacieśnia więzów, jak wspólne polowanie na szczura. W rzeczywistości rodzinom mogłoby pomóc podniesienie płacy minimalnej i stawek za pracę w godzinach nadliczbowych oraz w niedziele, a także w święta, ale posłowie służą nie społeczeństwu, lecz klerowi. W końcówce uzasadnienia czytamy, że odebranie Polakom ich ulubionej niedzielnej rozrywki przyczyni się do „poprawy sytuacji finansowej małych rodzinnych sklepów, które od lat borykają się z nierówną konkurencją z dużymi placówkami handlowymi”. Posłowie oczywiście świetnie wiedzą, że Polacy nie odwiedzają w niedzielę galerii handlowych w celu zakupienia pietruszki i rzodkiewki, zatem małe sklepy nie są w tym względzie żadną konkurencją. W uzasadnieniu napisano więc brednie, ale do patologicznego zakłamania polskiej prawicy (co pokazuje przykład tzw. kompromisu aborcyjnego) zdążyliśmy się przyzwyczaić. Rzecz jednak w czym innym. Skoro intencją wnioskodawców jest wspomożenie rodzimych przedsiębiorców kosztem wielkich sieci handlowych z innych państw członkowskich UE (a przypomnijmy, że wszystkie wielkie sieci operujące w Polsce to spółki córki koncernów niemieckich, brytyjskich i francuskich), to ta szczera deklaracja uzasadnienia jest koronnym dowodem na niezgodność projektowanej ustawy z prawem Unii Europejskiej, które takiego wspomożenia i preferowania w którąkolwiek ze stron zabrania. Szybko więc pożegnamy się z tą ustawą, nawet jeśli nasz ustawodawca ją uchwali (a biorąc pod uwagę stopień debilizmu projektu – są na to duże szanse). Organy administracji nie będą też mogły jej egzekwować jako niezgodnej z prawem UE. Kościół katolicki rękami swoich poselskich pomagierów postanowił rozkochać w sobie społeczeństwo na siłę. Jak zwykle w tego rodzaju przypadkach skończy się to jedynie ogromną nienawiścią do narzucanego oblubieńca. Dlatego witam z radością ten projekt i życzę mu powodzenia. JERZY DOLNICKI Odpowiedź na sprostowanie W ubiegłym tygodniu zamieściliśmy sprostowanie, w którym dowódca Marynarki Wojennej admirał floty Tomasz Mathea koryguje dwie informacje zawarte w artykule „Głódź na umór” („FiM” 17/2013), będące jego zdaniem „nieprawdziwe i nieścisłe”: 1. Podaliśmy w tekście błędny stopień wojskowy, bowiem jest on „admirałem floty”, a nie „admirałem”. Fakt bezsporny. Doskonale znamy szarże najwyższych rangą dowódców Sił Zbrojnych RP i wiemy, że admirał to szczebel wyżej niż admirał floty, podobnie jak generał w stosunku do generała broni. Skromność Pana admirała floty wydaje się grubo przesadzona, bowiem stosowanie podobnych skrótów jest zjawiskiem tak powszechnym, że występuje nawet na łamach specjalistycznej prasy wojskowej i komunikatach MON. Jeśli Pan admirał floty Mathea wyrazi życzenie, dostarczymy mu całą stertę wycinków. Będzie co prostować. 2. Użyliśmy sformułowania „karnie stawił się na imprezę” z udziałem abp. Głódzia (msza i poświęcenie tablicy we wsi Luzino), podczas gdy „takie stwierdzenie dotyczy czynności wykonywanej na rozkaz”, a Panu admirałowi floty nikt nie wydawał żadnego polecenia, bowiem stawił się na mszy „z poczucia patriotycznej powinności oddania hołdu Żołnierzom Wyklętym”. W artykule nie twierdziliśmy, że Pan admirał floty Mathea otrzymał od dostojnika kościelnego rozkaz, a według słownika języka polskiego karne zachowanie nie oznacza wyłącznie trzaskania obcasami, lecz na przykład także dobrowolne „podporządkowanie się obowiązującym regułom”. Przy okazji warto dodać, iż do zrealizowania jakże osobistego „poczucia” Pan admirał floty zabrał ze sobą do Głódzia orkiestrę i kompanię reprezentacyjną. Redakcja PS Cieszy nas niezmiernie fakt, iż Pan admirał floty Mathea nie sprostował innych informacji z „Głódzia na umór”, a zwłaszcza tej o wystawnym bankiecie (mimo Wielkiego Postu) po mszy w Luzinie. Admirał floty i arcybiskup mają fascynująco zbieżne „poczucia powinności”... Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. CO BY TU JESZCZE SPIEPRZYĆ M można oszacować, że na wykupienie dodatkowych polis będzie stać nie więcej niż 20 proc. Polek i Polaków. Reszta zmuszona zostanie do opłacania niezbędnych badań i zabiegów – nierefundowanych już przez NFZ – z własnej kieszeni. Warto wspomnieć, że wydatki na komercyjne polisy będzie można odliczyć od podatku. Oznacza to, że państwo pośrednio zacznie dotować prywatnych ubezpieczycieli. Będzie przez to mieć mniej pieniędzy na bezpośrednie finansowanie z budżetu kosztownych terapii wielu chorób – w tym nowotworowych. inisterstwo Zdrowia przygotowuje prawdziwą rewolucję prawną, ekonomiczną i organizacyjną. Koszty jej wdrożenia będą dla państwa, czyli obywateli, wysokie. Zyski trafią do kieszeni wąskiej grupy finansistów. Szefowie resortu zdrowia tłumaczą, że jest to światowy trend. To nieprawda, gdyż państwa, które kiedyś sprywatyzowały instytucje ubezpieczenia zdrowotnego, obecnie je nacjonalizują lub reorganizują. I tak jesienią 2008 roku chadecko-liberalny rząd Niemiec, przy pełnym poparciu ze strony lewicy, połączył osiem regionalnych funduszy zdrowotnych w jeden wielki państwowy podmiot. Pierwsze pozytywne efekty zmian pojawiły się już Niepotrzebne leki Polisą w pacjenta Rząd chce naprawiać ochronę zdrowia. W tym celu rozbija NFZ, ogranicza koszyk badań, zabiegów oraz operacji gwarantowanych przez państwo i uprzywilejowuje komercyjnych, prywatnych ubezpieczycieli. w połowie 2009 r. Nową instytucję, przy tym samym poziomie składek, stać było na zwiększenie liczby opłacanych badań, zabiegów i nowoczesnych terapii, spadły bowiem wydatki na administrację. Andrzej Włodarczyk, współpracujący z Ruchem Palikota były wiceminister zdrowia z PO, zauważył, że nowo powstały niemiecki fundusz wymusił na producentach drogich innowacyjnych leków (stosowanych między innymi w leczeniu nowotworów) znaczącą obniżę ich cen dla szpitali. Lecznice za Odrą płacą za nie nawet o połowę mniej niż nasze placówki! Inaczej było w USA. To na starych, amerykańskich rozwiązaniach wzoruje się ekipa ministra Bartosza Arłukowicza. Tyle że od stycznia 2014 r. zostanie wdrożona przez administrację Baracka Obamy reforma systemu ochrony zdrowia. Dotąd nawet 100 milionów Amerykanów pozbawionych jest dostępu do nieodpłatnych porad niektórych specjalistów oraz finansowania wielu zabiegów, które w Europie są standardem. Z tej grupy ponad 47 milionów nie stać na zakup jakiejkolwiek polisy. Wielu wykupuje tylko najtańsze ubezpieczenia. Firmy ubezpieczeniowe w ich ramach oferują niski zakres usług. Znaczną część zebranych środków przeznaczają bowiem na koszty swojego utrzymania (administracja, biura, prawnicy, reklama) i wypłatę dywidend akcjonariuszom. Według szacunków ekspertów Uniwersytetu Oksfordzkiego na przełomie XX i XXI wieku w USA rocznie ponad 45 tys. osób traciło życie przez spóźnione lub niekompletne leczenie. Na reformie Obamy jednak polska 11 ekipa nie chce się wzorować. Woli kopiować zabójczy, stary system. Dziurawy koszyk Profesor Kazimierz Ryć z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego zwrócił uwagę, że NFZ znajduje się de facto poza kontrolą płacących składki zdrowotne. Nadzór nad nim sprawuje koalicja polityków, przedstawicieli pracodawców, biurokratów ze związków zawodowych oraz wybranych środowisk medycznych. Interes pacjentów jest w tym najmniej istotny. Rząd ani myśli dopuścić obywateli do kontrolowania wydatków NFZ. Planuje za to podział Funduszu pomiędzy województwa i chce znacząco ograniczyć wykaz świadczeń dostępnych za publiczne pieniądze. Pomysł nosi oficjalną nazwę koszyka świadczeń gwarantowanych i zobowiązuje NFZ do wykupienia w przychodniach, gabinetach specjalistów, szpitalach, sanatoriach, laboratoriach określonych porad, operacji oraz badań. Prace nad nim rozpoczął na początku 1997 r. profesor Jacek Żochowski, ówczesny lewicowy minister zdrowia. Zapytał naukowców zrzeszonych w organizacjach medycznych o to, jakie badania, operacje i zabiegi rehabilitacyjne powinny być ich zdaniem standardem przy diagnostyce, leczeniu i opiece nad pacjentami. Bez tego oszacowanie kosztów operacji jest niemożliwe. Niestety, w trakcie analiz zebranych dokumentów profesor Żochowski zmarł. Jego następcy nie mieli czasu, aby powrócić do zebranych opracowań. W końcu ich komplet gdzieś… zaginął. Ministrom zdrowia, szefom kas chorych, a potem NFZ nie przeszkadzało to w sporządzaniu kolejnych wersji koszyka świadczeń gwarantowanych oraz wycen badań i operacji. Wspomniany już Andrzej Włodarczyk oceniał, że był to – i nadal jest – chaotyczny zbiór. Nie wiemy, dlaczego jakiś zabieg znalazł się w koszyku, a inny nie. Wiele zależało od siły przetargowej danych specjalistów. Jednymi z najsłabszych byli lekarze zajmujący się diagnozą i leczeniem gruźlicy płuc. Na początku XXI wieku z koszyka wypadły obowiązkowe prześwietlenia. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Od 2000 r. liczba chorych na gruźlicę zaczęła rosnąć. Wielu z nich zgłasza się do lekarza z bardzo zaawansowaną chorobą. Ich szanse na pełny powrót do zdrowia są zdecydowanie mniejsze. Wysokie ceny leków powodują, że spora grupa chorych na gruźlicę szybko przerywa terapię. Koszt jej wznowienia w skrajnych przypadkach może sięgać nawet kilkuset tysięcy złotych na osobę. Specjaliści zwracają uwagę, że przypadki gruźlicy odnotowano także w środowiskach, w których nie występowała już ani w II RP, ani w PRL! Obecnie chorują na nią młodzi, dobrze wykształceni mieszkańcy dużych miast. Zdaniem epidemiologów jednym z powodów zwiększenia liczby zachorowań wśród młodych mieszkańców metropolii może być niezdiagnozowany AIDS – chorzy na nabyty brak odporności bardzo często zapadają na gruźlicę. Na powagę sytuacji zwracała uwagę Światowa Organizacja Zdrowia. Według jej raportów Polska od 2002 r. zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby nowych zachorowań na gruźlicę. Na jej zwalczanie brakuje środków. Resort zdrowia jedyne wyjście z tej sytuacji widzi w… znaczącym ograniczeniu badań, operacji i zabiegów opłacanych przez NFZ! Doktor Adam Ostolski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego zauważył, że z koszyka może zniknąć m.in. większość badań diagnostycznych i nowoczesnych metod leczenia pacjentów z rakiem prostaty. Ten ostatni przypadek jest szczególnie zastanawiający, gdyż polskie społeczeństwo się starzeje. Jedną z częstych przypadłości seniorów płci męskiej są zaś kłopoty z gruczołem krokowym. Prywatne polisy Cięciu koszyka gwarantowanego towarzyszyć ma rozbicie Narodowego Funduszu Zdrowia na oddziały obejmujące województwo lub ich grupę. Zwiększą się przez to koszty funkcjonowania systemu. Każdy oddział będzie bowiem samodzielnie zamawiać i rozliczać specjalistyczne badania oraz zabiegi. Dzisiaj robi to jego centrala. Warto pamiętać, że NFZ w dotychczasowej formule był najtańszą tego typu instytucją w Europie. Wraz z podziałem Funduszu mają wejść w życie komercyjne prywatne ubezpieczenia zdrowotne na leczenie w publicznych placówkach. Na czym polega niebezpieczeństwo tego pomysłu? Grozi to zwiększeniem kosztów administracji w ochronie zdrowia. Szpitale i przychodnie będą musiały wdrożyć odrębne systemy rozliczeń z każdym z ubezpieczycieli. Reforma przełamie także zasadę solidaryzmu społecznego, w myśl której zamożni składali się na leczenie uboższych, ludzie zdrowsi – na leczenie pacjentów z chorobami przewlekłymi. Zdrowie staje się sprawą prywatną każdego z nas. Dobre leczenie stanie się dostępne dla wybranych. Na podstawie badań zespołu profesora psychologii społecznej Janusza Czapińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego Znacznie mniej uwagi niż firmom ubezpieczeniowym urzędnicy MZ poświęcają rozwiązaniu problemów polskiego sektora farmaceutycznego produkującego leki generyczne. A szkoda! Pod tą nazwą kryją się dobre specyfiki, do których wygasły prawa patentowe. Polscy producenci takich medykamentów dają pracę 22 tysiącom ludzi. Wpłacają rocznie do budżetu państwa 2,2 miliardy złotych z tytułu podatków (VAT i CIT). Polscy naukowcy dostają od naszych firm farmaceutycznych setki milionów złotych rocznie na badania. Leki, które produkują, sprzedawane są po bardzo niskich cenach. To eldorado może się jednak niedługo skończyć. Powody są dwa. W przyszłym roku wygasają decyzje refundacyjne, a ich odnowienie jest kosztowne i czasochłonne. Jeżeli resort zdrowia i posłowie nie zdążą z odpowiednimi poprawkami do ustawy refundacyjnej, od stycznia 2014 r. wszystkie leki mogą być pełnopłatne. Drugi powód to europejska dyrektywa dotycząca ochrony przed fałszowaniem leków. Zakłada ona między innymi obowiązek znakowana każdego opakowania medykamentów z osobna. Szacuje się, że producenci leków generycznych w Europie będą musieli wydać jednorazowo na zakup specjalnych maszyn (pakowarki, drukarki) ponad 1,8 miliarda euro. Rząd polski wzorem innych państw UE (np. Niemiec, Francji, a nawet wstępującej do wspólnoty latem tego roku Chorwacji) może te koszty obniżyć poprzez odpowiednią, bardziej liberalną interpretację owych wymogów. Niestety, od lata 2012 r. ministrowie Donalda Tuska nie potrafią dojść do porozumienia w tej sprawie. Jeśli impasu nie uda się przełamać, będziemy zmuszeni do przyjęcia dyrektywy w jej najbardziej restrykcyjnej interpretacji. Dla naszych firm farmaceutycznych może się to okazać bardzo drogie. W górę pójdą ceny dobrych krajowych leków. Zapłacą za to pacjenci i budżet państwa. MC W tekście wykorzystano fragmenty debat V Europejskiego Kongresu Gospodarczego. 12 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. ZAMIAST SPOWIEDZI „FiM”: – Ulicami Warszawy przeszedł kolejny duży Marsz Wyzwolenia Konopi. I wciąż jest to samo trudne pytanie: legalizować czy depenalizować, czyli odchodzić od karania? Kamil Sipowicz: – Naszym celem strategicznym jest to, by marihuana została zalegalizowana, natomiast zdajemy sobie sprawę, że w Polsce to nie może się stać tak od razu. Dlatego pierwszym celem jest nie tyle depenalizacja, co dekryminalizacja – żeby posiadanie określonych niewielkich ilości marihuany nie było przestępstwem. Większe szanse są chyba jednak na legalizację marihuany w celach leczniczych, tak jak stało się to niedawno w Czechach. Cały świat idzie już w tym kierunku i zaczyna stosować substancje zawierające cannabis jako lekarstwa. Mam nadzieję, że i w Polsce będzie to pierwszym przełamaniem barier w podchodzeniu do marihuany. – Dziś za posiadanie niewielkiej ilości marihuany można trafić za kraty na 3 lata, a za podawanie jej innym – nawet na 10 lat. Pan mówi o dekryminalizacji… – W Polsce mamy jedną z najbardziej restrykcyjnych polityk dotyczących substancji odurzających. Posiadanie niewielkiej ilości na przykład marihuany to przestępstwo karne, za które można iść do więzienia jak za pobicie, kradzież czy morderstwo. My uważamy, że to jest absolutnie bez sensu, ponieważ wielu ludzi używa marihuany w celach rekreacyjnych, natomiast ci, którzy są uzależnieni, powinni być leczeni, a nie karani więzieniem. – Osoby leczące z uzależnień wciąż jednak podkreślają, i to bardzo stanowczo, że marihuana jest narkotykiem, który prowadzi do uzależnienia, do używania mocniejszych substancji, a w konsekwencji – nawet do śmierci. Nie można przechodzić obok tego obojętnie. – Jest to opinia tak zwanych wrót, gdzie marihuana prowadzi na przykład do heroiny. Ona została naukowo i statystycznie obalona. Wystarczy spojrzeć na prowadzone na całym świecie badania. Politycy, którzy to powtarzają, nie interesują się tym problemem, nie czytali żadnych obiektywnych naukowych publikacji, tylko powtarzają to, co gdzieś zasłyszeli. Spotykając się z politykami, ciągle muszę im powtarzać, że ta opinia została zdyskredytowana, bo najczęściej nie dzieje się tak, że ktoś zaczyna od marihuany i kończy na heroinie. Bardzo często ktoś zaczyna od alkoholu i, nie paląc marihuany, kończy na heroinie. Tak było w latach 80., kiedy mieliśmy ogromną liczbę osób uzależnionych od heroiny, a marihuany w Polsce nie było. Politycy bezmyślnie powtarzają takie opinie po to, by zastraszyć społeczeństwo. – Można przechodzić obojętnie obok matki wpadającej w panikę, że jej dziecko rośnie na narkomana, bo sięga po marihuanę? – Jak pije piwo, też może zostać narkomanem, a nawet jak nic nie Nie jesteśmy przestępcami! Na świecie odchodzi się od karania za posiadanie marihuany, a u nas jest to przestępstwo, za które wsadza się do więzień. Politycy chcą zastraszać społeczeństwo, by mieć władzę – mówi w rozmowie z „FiM” Kamil Sipowicz, filozof, artysta, autor książek o marihuanie, a prywatnie partner piosenkarki Kory. pije. Powtarzają to ludzie, którym nie zależy na poprawieniu kondycji polskiego społeczeństwa, tylko na ugruntowywaniu lub zdobywaniu władzy. To jest stara metoda stalinowska – trzeba zastraszać społeczeństwo, żeby zdobyć władzę. Za komuny straszono nas rewizjonistami niemieckimi, a teraz tacy panowie jak Błaszczak, Poncyljusz i inni straszą nas, że marihuana to śmierć, a to kompletny idiotyzm, bo śmiercią jest na pewno w o wiele większym stopniu alkohol. Ale panu Błaszczakowi brak odwagi, żeby powiedzieć, że po 30 tysięcy ludzi rocznie umiera w Polsce od alkoholu. Ci ludzie lubią straszyć, a przy tym wykazują się niechęcią do wiedzy i skromną – moim zdaniem – inteligencją. – Napisał Pan niedawno o Wielkiej Polsko-Filipińskiej Koalicji właśnie w kontekście niedostrzegania problemu alkoholu i demonizowania marihuany, ale dlaczego włącza Pan w to obok partii prawicowych także SLD? – Bo SLD tak samo myśli, o czym świadczyła niedawna akcja rozdawania książek z naklejkami: „Lepiej czytać, niż palić”. Oni w SLD są chyba większymi specjalistami od picia alkoholu, bo to jest taki komunistyczny narkotyk. Jeżeli chcą uzdrawiać społeczeństwo czytaniem drugorzędnych książek, niech lepiej napiszą: „Lepiej czytać, niż pić”. Po co się zajmują marihuaną, na której się kompletnie nie znają? – Miał Pan bliskie spotkania z rozdającym książki Leszkiem Millerem. Pan rozdawał swoją – o marihuanie. Czyje cieszyły się większym wzięciem? – Moja książka spotkała się z dużym zainteresowaniem, natomiast pan Miller, jak mu ją dałem, rzucił nią później. Pan Miller ma wiele wspólnego z panami Błaszczakiem i Ziobrą, o czym może nawet nie wie. To przykre, bo wiązałem z SLD nadzieje. Tym bardziej że związany z SLD były minister Marek Balicki ma bardzo rozsądne podejście. Nie wszyscy w tej partii mają tak negatywne opinie o marihuanie. Pan Miller nie ma o tym zielonego pojęcia i – co przykre – nie chce mieć. – A może to po prostu próba odróżnienia się od Ruchu Palikota? Może to nic innego, jak tylko czysta polityka? – Głupie to jest ze strony Leszka Millera. SLD mogłoby mieć do tego rozsądny stosunek, jest przecież partią lewicową. Ale ważniejsze jest to, by przykopać Palikotowi, niż żeby obiektywnie podejść do problemu, a to świadczy tylko o małostkowości. To mnie martwi. Wiem, że Miller i Czarzasty nie znoszą Palikota, ale pan Czarzasty to człowiek rozsądny. Wracając do Polski komunistycznej, paradoksalnie wtedy przepisy dotyczące narkomanii były bardzo obiektywne i dobre, bo koncentrowały się na redukcji szkód, a zepsuto je, niestety, w Polsce kapitalistycznej, niby wolnej. – Najnowszy pomysł Ruchu Palikota to kluby konopne. Zgodnie z nim miałyby powstać zarejestrowane grupy ludzi, które w określonym miejscu mogłyby posiadać i palić marihuanę. Tylko czy nie byłaby to próba tworzenia enklaw? – Jest to jakaś próba rozwiązania problemu. Grupy będą kontrolowane, ludzie zarejestrowani, więc władza będzie ich znała. W tej chwili w Polsce jest dużo lewej marihuany, pojawiła się nawet syntetyczna, potwornie mocna. Ja ją nazywam metylową marihuaną. Ludzie ją kupują, sądząc, że to zwykła marihuana, a potem lądują po niej w szpitalu. Nikt tego nie kontroluje, a dilerzy robią swoje. Nawet mimo to rząd wkłada głowę w piasek jak struś i stara się nie widzieć problemu. – Policja często chwali się zatrzymaniami dilerów marihuany i likwidacją plantacji, ale okazuje się, że w sądach aż roi się od osób, które trafiają tam za posiadanie niewielkich ilości. Rocznie skazywanych jest od kilku do kilkunastu tysięcy ludzi. Ma Pan kontakt z takimi osobami? – Spotykam się czasem z takimi osobami. Mówią, że policja bywa bardzo brutalna. Są kopani w brzuch, bici, a później zamykani na dołku za posiadanie jointa. Ile to kosztuje państwo polskie? Zatrzymania, przesłuchania, policja, potem sądy… Miliardy złotych na to idą. Od tego już dawno odchodzi się na świecie, a nawet jak się nie legalizuje, to wymierza się karę administracyjną. Tak jest w Nowym Jorku, Wielkiej Brytanii czy Niemczech, gdzie za posiadanie marihuany ktoś płaci karę pieniężną. Widocznie rząd ma za dużo pieniędzy, bo nie widać, aby takie procedury jak u nas zmniejszały popyt na rynku. Wystarczy spojrzeć na Czechy czy Portugalię, gdzie ogromny sukces odniosła polityka dekryminalizacji. Jest mniej osób chorych na HIV, mniej uzależnionych od heroiny, a sama Portugalia jest krajem, gdzie jest jedna z najmniejszych konsumpcji marihuany. I nie ma tam całkowicie legalnej marihuany. – A jak Pan ocenia dość zaskakującą sytuację Andrzeja Dołeckiego ze Stowarzyszenia Wolne Konopie? Trafił do aresztu na 3 miesiące, bo dwie osoby powiedziały policji, że… mają dla niego marihuanę. Niedawno sprawę umorzono. – Najlepsze jest to, że przez 3 miesiące prokuratura nawet nie zajrzała do jego sprawy. Prokuratura i służby skarbowe zastąpiły służby bezpieczeństwa. Mogą każdego zniszczyć i są właściwie poza kontrolą. Znając Andrzeja Dołeckiego, mogę powiedzieć, że on nie popuści i skorzysta z dobrych prawników – nie tylko po to, by państwo dało mu bardzo wysokie odszkodowanie, ale żeby ten prokurator też poszedł siedzieć, bo gdyby posiedział 3 miesiące w pierdlu, to zobaczyłby, co to jest. Zresztą Dołecki mówi, że w tym więzieniu można było kupić wszystko, łącznie z marihuaną i heroiną, tylko pięć razy drożej niż na wolności. – Wcześniej głośno było o innej sprawie – Kory i jej psa, Ramony. Jak to się skończyło, bo rok temu zarówno większość mediów, jak i śledczy ochoczo informowali o tym, że do Waszego domu weszła policja, były przeszukania i zarzuty? – Są dwie sprawy. Sprawa przesyłki została już umorzona. – To ta o przesyłkę z 60 gramami marihuany, która zaadresowana była na „Ramonę Sipowicz”, czyli psa Kory. Śledczy podejrzewali, że to dla samej Kory. Druga sprawa dotyczy znalezienia w domu Kory 3 gramów marihuany, i co z nią? – Druga, o posiadanie niewielkiej ilości marihuany, czeka na swój finał. Najprawdopodobniej 26 czerwca też zostanie umorzona, pod jakimś warunkiem. Uważam, że jedną z największych polskich artystek szykanuje się z powodu maleńkiej ilości niegroźnej substancji, która jest tysiąc razy mniej szkodliwa niż alkohol. Na to wydaje się publiczne pieniądze i próbuje zniszczyć jej karierę; cała sprawa miała ogromny wpływ między innymi na koncerty. Kora przeżyła to bardzo mocno, bo w domu była policja, kilkanaście osób chodziło, rewidowało, przerzucano wszystko. Policja nie pozwoliła nam nawet zadzwonić do prawnika. To nie było przyjemne. Teraz emocje już trochę opadły. Żyjemy w takim kraju, w jakim żyjemy. Jeżeli tak jest za Platformy, to możemy sobie tylko wyobrazić, co będzie za PiS-u. – A wiele wskazuje na to, że PiS może wrócić do władzy. Boi się Pan? – Bardzo się boję. Dla mnie to będzie przerażające, jeżeli do władzy dojdą tacy ludzie jak Błaszczak czy Kaczyński. Zdobyliśmy wolność w 1989 roku, a teraz zakładamy sobie w bardzo wielu sprawach kajdany obyczajowe. IV RP może wrócić, bo Platforma jest słaba, nie ma dynamiki, nie ma pomysłu, jest tchórzowska, serwilistyczna, a przecież jakieś nadzieje wiązało się przede wszystkim z Tuskiem. Mówię o sprawach wolności obyczajowej, bo jeśli chodzi o gospodarkę czy autostrady, to jakiś sukces mają. Ciepła woda w kranie jest. Choć ciepła woda i w więzieniu czasem jest. Rozmawiał DANIEL PTASZEK Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. Policyjne graffiti Taśmy z intymnymi rozmowami komendanta opolskiej policji i jego podwładnej obnażyły nie tylko prymitywizm wysokich rangą oficerów, ale również prawdę o tym, że w formacji równości nie ma. Osoba 1: komendant wojewódzki Leszek Marzec. Wziął ponad 80 tys. zł odprawy (gdyby komendant główny podjął starania w celu wyjaśnienia, czy Marzec naruszył dyscyplinę lub etykę zawodową, nie tylko miałby podstawy, aby zwolnić go dyscyplinarnie, ale również wypłacić połowę odprawy – uważają związkowcy), dodatkowo co miesiąc na jego konto wpłynie ponad 10 tys. zł. Jego raport z prośbą o przejście na emeryturę szefostwo przekazało ministrowi błyskawicznie. A ten sprawę równie szybko klepnął. Osoba 2: naczelnik wydziału komunikacji społecznej, a zarazem bohaterka intymnego nagrania z gabinetu generała Marca. Nie może mówić o podobnym szczęściu: została w służbie zawieszona na trzy miesiące, oprócz tego rozważa się jej dyscyplinarne zwolnienie za złamanie etyki zawodowej. Dostaje obecnie połowę dotychczasowego wynagrodzenia do czasu wyjaśnienia sprawy. Dysonans między losami bohaterów słynnych już taśm komendanta zauważył między innymi związek zawodowy opolskich policjantów. Jego przewodniczący złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez parę oficerów. „Komendant główny miał na rozpatrzenie raportu 90 dni, a zrobił to od razu. Uważamy, że zanim pozwolił odejść byłemu komendantowi na emeryturę, powinien wszcząć wobec niego postępowanie dyscyplinarne za złamanie etyki zawodowej i czekać na jego wyniki” – mówi Benedykt Nowak, przewodniczący zarządu wojewódzkiego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów w Opolu. W cieniu seksafery pozostają inne wydarzenia z udziałem stróżów prawa. Gdy przyjrzeć się tylko tym z kilku ostatnich miesięcy, okazuje się, że formacja, której ufa niemal 60 proc. Polaków, wcale nie jest kryształowa: ~ Zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy Maciej Załucki został odwołany z pełnionej funkcji po tym, jak – wraz z kolegami po fachu – awanturował się w jednym z miejscowych lokali; panowie byli tam prywatnie, w czasie wolnym od służby. Poszło podobno o to, że obsługa lokalu nie chciała upojonym i uciążliwym funkcjonariuszom podawać więcej alkoholu. Praca w policji to nie jest łatwy kawałek chleba. Toteż niektórzy mundurowi ją odreagowują… ~ Krakowska prokuratura prowadzi śledztwo, które ma wyjaśnić, czy policjanci z Biura Śledczego w Gdańsku dorabiali sobie do pensji, ściągając haracze od pomorskich przedsiębiorców w zamian za obietnicę nietykalności. ~ Dowodzący policją gen. Marek Działoszyński zaplanował także kosztowną przebudowę swego gabinetu (organizację nowej komnaty wraz z sekretariatem i salą odpraw wyceniono nawet na 2,5 mln zł), mimo że z powodu oszczędności hurtowo likwiduje się biedujące posterunki. – W jednostkach terenowych nie ma papieru toaletowego, a co dopiero kartek do pracy, tonerów, drukarek, komputerów, nawet długopisów, nie mówiąc o drukach urzędowych; niedawno pisałem zeznania na odwrocie kalendarza... Przełożonych to nie obchodzi i zmuszają postępowaniami dyscyplinarnymi, zabieraniem dodatków służbowych itd. do tego, aby policjanci z własnej kasy wykładali na niezbędny do pracy sprzęt. Ludzie mają tego wszystkiego dość, lecz boją się stracić pracę. Pracujemy na komisariatach pamiętających głęboką komunę, w pomieszczeniach nieogrzewanych, zagrzybionych, na starych maszynach do pisania. Rozumiemy, że trzeba zaciskać pasa, bo oszczędności, lecz one dotyczą tylko nas, maluczkich. Ogarnia mnie bezradność, gdy widzę niegospodarność 13 PATRZYMY IM NA RĘCE i kolesiostwo we władzach policji. Im przecież wszystko można, bo kto ich rozliczy – mówi jeden z podwładnych generała Działoszyńskiego. ~ Zarzuty korupcji i przekroczenia uprawnień usłyszało pięciu funkcjonariuszy komendy w Ostrzeszowie. Panowie za odstąpienie od mandatu za wykroczenia drogowe brali od kierowców do ręki po 50–100 zł. ~ Młodszy inspektor Rafał Łysakowski, dyrektor Biura Międzynarodowej Współpracy Policji KGP, zakupił luksusowe auto. Traf chciał, że w firmie Autoremo z Podhala, której właściciel jest przy okazji współwłaścicielem luksusowego hotelu Bukovina, gdzie zorganizowano m.in. prestiżową konferencję zarządu Europolu (spotkanie szefów policji 27 krajów UE) prowadzoną właśnie przez inspektora Łysakowskiego („FiM” 21/2013). Czy wart ponad 100 tys. zł samochód był podarunkiem od wdzięcznego właściciela hotelu? Sprawę bada prokuratura oraz NIK. ~ Antyterrorysta ze Szczecina poszedł do mediów, żeby opowiedzieć o tym, co dzieje się w jego jednostce (m.in. mobbing i pijaństwo). Zrobił to – jak twierdzi – dlatego, że zwracanie uwagi przełożonych na różnorodne patologie nie skutkowało. A że przed kamerą nie przebierał w słowach, został przez sąd (sprawę założyli koledzy z oddziału) uznany za winnego zniesławienia oddziału. Wówczas zareagowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka i w ramach prac programu „Obserwatorium wolności mediów w Polsce” skierowała sprawę do rzecznika praw obywatelskich. Sąd Najwyższy uznał ostatnio, że funkcjonariusz miał prawo do obrony, a za jego ograniczanie przyznał mu odszkodowanie i zadośćuczynienie. ~ Radomska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez aspiranta z komisariatu w Czerniewicach, który został nagrany podczas utaczania paliwa z radiowozu. ~ Ponad 3 promile alkoholu miał we krwi 32-letni policjant z Inowrocławia, który mimo wszystko zdecydował się wsiąść za kierownicę. Na drodze do celu stanął mu jednak sygnalizator. Z kolei komendant policji z Karczewa wjechał po pijaku na znak drogowy. Został odwołany. ~ Trzy kolizje drogowe ma na swoim koncie Paweł J., funkcjonariusz wydziału prewencji komendy w Augustowie, który mimo wszystko wciąż zasila szeregi lokalnej policji. Dziwi to mieszkańców, którzy wyliczają, że stróż prawa swoim prywatnym autem najpierw skasował barierki, kilka miesięcy później, gdy wyprzedzał sznur pojazdów, uderzył w nadjeżdżający z przeciwka samochód, a później staranował skrzynkę energetyczną. Za każdym razem policjant uciekał z miejsca wypadku. Przeciwko Pawłowi J. toczy się postępowanie dyscyplinarne, które zawieszono do czasu ogłoszenia wyroku sądu. ~ Detektyw Henryk S. z komendy wojewódzkiej w Lublinie odpowie za współudział, a konkretnie – asystowanie w pobiciu, którego dopuścił się jego teść. Policjant do winy się nie przyznaje. Podobnie jak trzej funkcjonariusze z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Oni dostali zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej i znieważenia funkcjonariuszy policji. Cała trójka awanturowała się przed jednym z lubelskich lokali. ~ Były komendant z Krościenka, 37-letni Artur S., w ciągu półtora roku śmiertelnie potrącił dwie osoby. Ofiary to 9-latek i 62-latka. Czy były to tylko nieszczęśliwe wypadki – ustala sąd. ~ Dwie osoby (55-letnia kobieta oraz 5-letnie dziecko) zostały ranne w wypadku, który spowodował 34-letni pijany funkcjonariusz z Białegostoku. W policji już nie pracuje. ~ Trzej policjanci z oddziału prewencji w Bierutowie zostali zatrzymani pod zarzutem korupcji. Prokuratura prowadzi w tej sprawie czynności wyjaśniające. OKSANA HAŁATYN-BURDA [email protected] REKLAMA NOW OŚĆ! „Sensacyjna monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn Zamówienia: Telefonicznie i przez internet 14 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. RODZINA NIEWIARĄ SILNA STREFA LAICKIEGO RODZICA Ceremonia Rozkwitu Chociaż nie patrzy na nas żaden Bóg, patrzą na nas nasze dzieci. Shannon i Matthew Cherry Co zrobić w sytuacji, gdy nie widzimy powodów do posyłania dziecka do Pierwszej Komunii Świętej? Oto jak sobie, drodzy Rodzice, radzicie. – Mój starszy syn, który obecnie jest uczniem II klasy szkoły podstawowej, zapytany na przykład o uczestnictwo w komunii, otwarcie mówi, iż nasza rodzina nie wierzy w boga. Nie stanowiło to dla niego problemu, mimo że wszystkie pozostałe dzieci z jego klasy uczestniczyły w takim sakramencie. Zapewne powodem tego, że łatwiej mu było zaakceptować fakt, iż coś go omija, jest nasza obietnica zorganizowania rodzinnego obiadu połączonego z wręczeniem prezentów „z okazji nieuczestniczenia w komunii świętej” – mówi Dorota Wójcik, współzałożycielka Fundacji Wolność od Religii. „Ja swego dziecka kaleczyć jakąkolwiek ideologią nie byłem w stanie. Nie rozumiem dogmatów Krk i póki nie znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie mi to wytłumaczyć, nie zamierzam wierzyć w to, co sławi Krk. Z Mateuszem i Mamą (Żoną) w czas komunii pojechaliśmy zwiedzać Egipt i Turcję” – napisał Edmund. Co można zaoferować dzieciom poza podróżami? Na przykład postrzyżyny. Rytualnie to obcięcie włosów chłopcom w wieku 7–10 lat. Zgodnie z tradycją do tego wieku chłopak pozostawał pod opieką matki i był traktowany jak dziecko. Po postrzyżynach przechodził pod ojcowski nadzór i zaczynał poznawać A prace oraz ceremonie typowe dla mężczyzn. To właśnie od chwili postrzyżyn ojciec oficjalnie uznawał chłopca za syna. Ceremonia ta wiązała się z poczęstunkiem lub ucztą dla gości. Tę właśnie tradycję wykorzystali rodzice Marcela. W weekend majowy zabrali syna w okolice regionu kociewskiego. – Nasz syn nie chodzi na religię jako jedyne dziecko w klasie – oczywiście nie ma dla niego zajęć z etyki, ponieważ jest za mało chętnych dzieci. Na fali komunijnego szaleństwa przeżywanego przez inne rodziny postanowiliśmy dać naszemu synkowi alternatywę. Ustaliliśmy, że będzie to rytuał postrzyżyn – tłumaczy Ada, mama Marcela. Zaczerpnęli nieco z obyczajów słowiańskich, ale postanowili nie zamykać się na inne kultury. Przez trzy dni Marcel uczestniczył w zabawach i konkurencjach, podczas których pod okiem rodziców musiał wykazać się umiejętnościami, takimi jak: zbieranie drewna i rozpalanie ogniska (część oswajania żywiołu ognia), pływanie kajakiem (część oswajania żywiołu wody), jazda konna, zdobywanie pożywienia, orientacja w terenie, strzelanie z łuku oraz wiatrówki (część oswajania żywiołu wiatru), sadzenie drzew (część oswajania żywiołu ziemi) itp. – Wieczorami paliliśmy ognisko, piekliśmy podpłomyki, ziemniaki i kiełbaski, przygrywając na tam-tamiku, aby było bardziej klimatycznie – opowiadają rodzice chłopca. Na starym pogańskim cmentarzysku ndrea Tufoni, włoski myśliciel humanistyczny, poddaje rodzicom i dzieciom kilka pomysłów, jak tłumaczyć nieuczestniczenie w kościelnym rytuale komunii i jak nie żałować jego braku. W nieznanej w Polsce książce Tufoniego „Mały podręcznik humanizmu ateistycznego” jeden z rozdziałów zatytułowany jest „Do czego służy pierwsza komunia?”. Tufoni zaczyna od wyjaśnień – komunia to drugi (po chrzcie) kontrakt z Krk. To tak, jakby przyjść i powiedzieć: „Drodzy księża, jestem tu znowu, żeby powiedzieć, że tak bardzo wierzę w tego Boga, że chcę się z nim »połączyć« (…)”. Prosty sposób, żeby wytłumaczyć, maluchowi i rodzinie, dlaczego nie posyłamy go do komunii albo dlaczego nie robi tego niewierzący kolega. Dalej jest jeszcze bardziej racjonalistycznie – autor obrazowo odmalowuje istotę dopełnili „rytuału”. Marcelowi ścięli kosmyk włosów, zakopali sekretnik i nadali mu symboliczne nowe imię – Mojmir (mój pokój, moje dobro). Otrzymał swój amulet i został oficjalnie uznany za młodzieńca. W niedzielę wyprawili uroczysty obiad dla najbliższej rodziny. – Na koniec każdy, ile mógł, zrzucił się na nowy rower dla Młodego i to był prezent od nas wszystkich. Cała impreza była wyjątkowo tania, a wrażenia – niezapomniane. Kiedy podzieliłam się tym z kolegami z pracy, prawie płakali ze wzruszenia i wielu deklarowało, że bardzo by chcieli mieć taką „komunię” jako dzieci – opowiada Ada. ~ ~ ~ „Dlaczego organizujemy tę ceremonię, mimo że nie robili tego nasi sąsiedzi? Dlatego, że mamy głębokie przekonanie, że każdy człowiek jest wyjątkowy. Dlatego, że tego pragniemy. Dlatego, że uznajemy ważność uroczystego podkreślenia i funkcję komunii: „Opłatek to mąka. W środku nie ma nawet soli, a co dopiero mówić o Bogu”. Hostia ma oczyścić z dawnych grzechów i jakby „zaszczepić” przed nowymi. Chyba nie do końca jest skuteczna – autor rozbraja kościelne argumenty ważnych i przełomowych momentów w życiu człowieka. Dlatego wreszcie, że mamy przekonanie, że każdy jest na tyle wyjątkową osobą, że zasługuje na święto niekonwencjonalne. Uroczyste i świadome powitanie we wspólnocie społecznej oraz rodzinnej. Uroczyste uznanie prawa głosu w sprawach bezpośrednio jej dotyczących” – tymi słowami celebrant Paweł Gliński witał gości podczas Ceremonii Rozkwitu Sandry. Mamy w sobie wrodzoną potrzebę rytuałów. Jacek Tabisz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, mówi, że człowiek nie składa się tylko z logicznego myślenia, ale również z emocji. Jeśli pragniecie dać dziecku coś więcej niż prezent z okazji nieprzystąpienia do komunii, możecie, drodzy Rodzice, zorganizować właśnie Ceremonię Rozkwitu. Jest to uroczystość bardzo popularna w Niemczech, uczestniczą w niej całe grupy szkolnej młodzieży. A co z największym dla dzieci problemem – prezentami? Atrakcją nie jest już wspólne świętowanie, ale podarunki. Z roku na rok coraz wymyślniejsze i „wypasione”. I na to ma włoski filozof odpowiedź – czy trzeba uciekać się do wiary, żeby pierwszoklasistów czy licealistów, a otrzymanie wówczas pierwszego słownika czy laptopa będzie znacznie bardziej na temat niż zegarek czy motorynka na komunię! Czyż wspólnie wymyślone i rodzinnie kultywowane święta nie są przyjemniejsze dla wszystkich? I bardziej oryginalne. Autor podkreśla, że nie trzeba czekać na religijną okazję, żeby poczuć się bohaterem dnia i dostać wymarzone prezenty. Pozostawmy komunię wierzącym i sami bawmy się dobrze. Więcej (tłumaczenie rozdziału) na http://robila.overblog.com i http://iwoman.pl /na-serio/reportaze-i-wywiady/ (artykuł z tagiem „komunia”) oraz oryginał książki (czeka na życzliwego wydawcę w Polsce!) – http://www.pmua.it. AGNIESZKA ABÉMONTI-ŚWIRNIAK [email protected] Komunia ateistów – skoro nadal grzeszymy i biegamy do spowiedzi. Jakiś „Bóg na raty?”. A do tego, skoro Bóg jest wszędzie, to po co go przyjmować dożołądkowo? Tufoni nie odmawia rodzicom prawa do dopełnienia katolickiego obyczaju i apeluje o poszanowanie tych, którzy to robią. Propaguje jednak wolność wyboru młodego człowieka i rozwijanie w nim możliwości osobistej oceny. dostać coś w prezencie? Jak i u nas, przesiąknięta katolicyzmem włoska kultura podsunęła tamtejszym niewierzącym pomysły na święta humanistyczne. Wszak to nie katolicyzm wprowadził do kultury tzw. rytuały przejścia. Tufoni proponuje powrót do życia rodzinnego – cóż jest przyjemniejszego, niż znaleźć się w centrum zainteresowania najbliższych z okazji wstąpienia w szeregi Na polskim gruncie te obrzędy dopiero raczkują. – Wzorzec dopiero się tworzy, ale podstawą każdej ceremonii humanistycznej jest radość, afirmacja, podkreślenie humanizmu oraz wolności jednostki – mówi Tabisz. Przedział wiekowy jest dość luźny (można zorganizować ceremonię dla dzieci mających zarówno 9, jak i 18 lat), ważne tylko, aby główny bohater był świadomy tego, co się dzieje, żeby miał szanse zrozumieć przekazywane mu treści humanistyczne. Reszta zależy od kreatywności i pomysłowości – można wykorzystać motywy i stroje ludowe czy baśniowe, można sadzić drzewo, aby podkreślić element rozwoju, puszczać latawce jako symbol uwolnienia młodej osoby. Prowadzącego taką ceremonię oraz wszelkie potrzebne wsparcie znajdziecie na stronie www.ceremoniehumanistyczne.pl. OKSANA HAŁATYN-BURDA [email protected] Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE Handel niedzielą Ogarnięta bezgranicznym lizusostwem polska konserwa postanowiła podjąć próbę zakazania handlu w niedzielę, po to tylko, aby w coraz bardziej opustoszałych kościołach pojawiło się więcej ludzi. – Pokazujemy, w jaki sposób możemy myśleć przede wszystkim też o naszych rodzinach, o tym, żeby rodzina była rodziną, żeby mogła spędzić swój wolny czas chociażby w kinie z dzieckiem – powiedziała posłanka PiS Izabela Kloc. To zdanie pokazuje, jak prawicowi posłowie na chama i obłudnie „dbają” o rodziny ludzi pracujących w niedzielę. No, chyba że w kinach pracują roboty… Uzasadnienie projektu ustawy o wspomnianym zakazie handlu jest – zresztą jak sama ustawa – kuriozalne i pełne kłamliwych argumentów. W poselskim uzasadnieniu czytamy, że praca w niedzielę w placówkach handlowych – zwłaszcza kobiet, które stanowią większość zatrudnionych w handlu, a jednocześnie pełnią odpowiedzialne funkcje w życiu rodzinnym i wychowywaniu dzieci – jest przez „znaczną część społeczeństwa” oceniana negatywnie. Nie wiadomo do końca, co politycy rozumieją przez znaczną część społeczeństwa, ponieważ w ubiegłą niedzielę w największych miastach Polski działacze Ruchu Palikota manifestowali przy dużych centrach handlowych, rozdając ulotki i rozmawiając z przechodniami o tym nowym pomyśle konserwatystów. Przeważająca większość osób nie chciała nawet słyszeć o zamykaniu sklepów w niedzielę. Duże sieci i centra handlowe oferują dziś znacznie więcej niż tylko sprzedaż rozmaitych półkowych produktów. Olbrzymie place zabaw, restauracje, kawiarnie, kina itd. są niemal nieodłączną częścią handlowych molochów. Oczywiście wszystko jest robione po to, aby przyciągnąć klienta i nakłonić go do wydania jak największej sumy, ale czy to coś złego? Wygląda na to, że politycy PO, PiS, PSL i SP o zakazie handlu w niedzielę rozmawiali tylko z biskupami, bo Polacy wolą raczej sami decydować, gdzie i kiedy będą robili zakupy. Odgórne zakazy mogą tylko zaszkodzić. – To bez sensu. Jest mnóstwo osób, które specjalnie biorą dodatkowe godziny pracy w niedzielę. Zawsze można zarobić parę groszy więcej. Dlaczego ten cały PiS zabrania pracować normalnym ludziom, a taki Adam Hofman czy inny mu podobny od rana w niedzielę biega po stacjach radiowych i telewizjach? Co, on może pracować, a ja nie? – mówiła Anna, nie ukrywając, że chętnie pracowałaby w niedzielę, gdyby tylko… miała pracę. Posłowie i politycy Ruchu Palikota poświęcili całą ubiegłą niedzielę na sprawdzenie, co ludzie myślą o tym projekcie. Mimo wielu sondaży twierdzących, że zdanie Polaków jest w tej sprawie rzekomo podzielone, działacze donoszą, że większość osób, z którymi rozmawiali, chce kupować w niedzielę albo chociaż chce mieć taką możliwość. Prawica zdaje się również nie brać pod uwagę konsekwencji gospodarczych, jakie niesie za sobą jej pomysł. – Zakaz handlu w niedzielę spowoduje zwiększenie i tak bardzo już dużego bezrobocia. W Polsce ponad 2 miliony osób nie ma zatrudnienia, a kolejne 2 miliony wyjechały w jego poszukiwaniu. Wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę spowoduje zniknięcie od 50 do 70 tysięcy miejsc pracy. Kolejną sprawą jest spadek wpływów do budżetu. Ci ludzie nie będą płacić podatku PIT, nie będą płacić składek do ZUS, a część z nich pójdzie na zasiłek. Spadną też wpływy z VAT, ponieważ im mniejsza konsumpcja, tym niższe wpływy z tego podatku. Według ostrożnych szacunków z 2010 r. zakaz handlu w niedzielę to około miliarda złotych mniej w budżecie państwa – wylicza 15 poseł Łukasz Gibała z Ruchu Palikota. Wtórował mu partyjny kolega Artur Dębski, którego zdaniem ten pomysł to wina kościelnych agitatorów. – Ci posłowie, którzy podpisali się pod tym projektem, działali na zlecenie korporacji watykańskiej. Twierdzą oni, że im mniej ludzi w niedzielę w sklepach, tym więcej na mszach i więcej składek na tacę. Nie tędy droga. Ludzie mają chcieć dawać na tacę. Nie można ich do tego zmuszać. Jeśli Polacy mają ochotę robić zakupy w niedzielę, to mają mieć do tego prawo! Nikt ich do tego nie zmusza – mówił polityk RP. Oczywiście katoliccy dygnitarze i publicyści najchętniej pozamykaliby wszystkich w kościołach. Redaktor Tomasz Terlikowski argumentuje, że w Niemczech istnieje zakaz handlu w niedzielę i świat im się na głowy nie zawalił. Naczelny ultraprawicowego portalu Fronda. pl nie dodaje, że świat naszych zachodnich sąsiadów nie zawalił się także po legalizacji in vitro i aborcji. Warto też zauważyć, że Niemcy mieszkający przy granicy – z powodu zakazu u siebie – robią zakupy w Polsce. Tylko Ruch Palikota i SLD nie chcą zakazywania niedzielnego handlu. Niestety, ich głos może być w tej sprawie niewystarczający… ŁUKASZ LIPIŃSKI Straż antyobywatelska W Lublinie nie można krytykować Platformy – grozi za to interwencja straży miejskiej! Na własnej skórze przekonał się o tym Janusz Palikot oraz posłowie Michał Kabaciński i Zofia Popiołek, którzy zorganizowali pod miejscowym magistratem wiec. Palikot przedstawił założenia programowe i skrytykował prezydenta miasta Krzysztofa Żuka z PO (tego od wspierania moherowego Marszu Życia). – Przepraszam lublinian za prezydenta Żuka, bo to był mój kandydat – powiedział Palikot. Mówił też o potrzebie likwidacji straży miejskiej. Ta się po chwili zjawiła i spisała parlamentarzystów. Zarzuciła im, że nie mieli zgody ratusza na ustawienie małej scenki pod magistratem. Tym samym, którego kierownictwo było właśnie punktowane za nieróbstwo i psucie wizerunku miasta. – Lublin stał się symbolem postfaszystowskich kiboli, którym sprzyja Krzysztof Żuk! – dodał Palikot. Kabaciński wyjaśnił, że odpowiedni wniosek został złożony w urzędzie miasta kilka tygodni wcześniej, lecz do chwili wiecu nie przysłano żadnej decyzji. Straż wmawiała słuchaczom, że RP otrzymał odmowę. – Mandaty jednak się nie posypią, bo – jak mówił przedstawiciel straży, wicekomendant Paweł Bakiera – organizatorzy są posłami… I wybuchła awantura. – To kłamstwo, nikt z nas nie zasłonił się immunitetem poselskim! – odpowiedział Kabaciński. Palikot zaś zażądał wezwania policji. Ta przyjechała, popatrzyła, posłuchała, jak strażnicy dyskutują z posłami, sama sobie z obecnymi pogawędziła – i na tym się skończyło. W trakcie wiecu zbierano podpisy za inicjatywami legislacyjnymi RP. Byli chętni, mimo chmary wyrosłych nagle jak spod ziemi innych funkcjonariuszy straży miejskiej. – Lubelska straż miejska łamie prawa obywatelskie w Lublinie – skwitował Palikot. TI Fot. Autor W trakcie spotkania jeden z mieszkańców zapytał Janusza Palikota, co sądzi o pomyśle postawienia pomnika królowi Władysławowi Łokietkowi (wiec miał miejsce na placu imienia władcy). Poseł odpowiedział, że pomników w Polsce jest już dość. – Ale jeśli już, to lepiej Łokietkowi niż Kaczyńskiemu – dodał. TI 16 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. ZE ŚWIATA ŚWIECKOŚĆ GÓRĄ! Bolończycy nie dadzą swojej kasy prywatnym katolickim przedszkolom. Więcej – zabiorą dotacje, które istniały do dziś, i rozdadzą publicznym placówkom. Ku wściekłości Kościoła katolickiego większością 59 proc. głosów bolończycy wybrali w referendum („FiM” 21/2013) „opcję A” – milion euro przekazano dla placówek państwowych zamiast dla katolickich. Argumenty typu „państwowe przedszkola mają za mało miejsc” okazały się niewystarczające. Wszyscy znają niebotyczne ceny tych prywatnych, w tym głównie katolickich (nawet 600 euro/miesiąc), i niezajęte w nich ławki. Teraz burmistrz zapowiedział, że zostaną stworzone nowe, publiczne miejsca nauki i pracy dla świeckich nauczycieli. Do urn poszło niecałe 30 proc. uprawnionych do głosowania. Według dziennika „Repubblica” jest to nieoczekiwanie wysoka liczba, gdyż samych zainteresowanych problemami przedszkoli jest znacznie mniej! To oznacza, że część mieszkańców oddała swój głos po prostu na rzecz idei świeckości. Agnieszka Abémonti-Świrniak DINOZAURY WIEDZY Część amerykańskich fundamentalistów naucza swe dzieci, że ludzie przyjaźnili się z dinozaurami, a Ziemia ma mniej niż 10 tys. lat. Niedawno jednak część z nich przejrzała na oczy i zaczęła te absurdy krytykować. I tak dzieci mogą się na przykład dowiedzieć, że pierwsi ludzie żyli w przyjaźni z dinozaurami. W książce „Dinozaury z Edenu” zamieszczono nawet rysunek, na którym Adam i Ewa… zakładają siodło na grzbiet dinozaura. Z kolei w innym podręczniku opisane są naukowe teorie powstania Księżyca, przy czym autorka książki informuje dziesięcioletnich uczniów, że „są to tylko zgadywanki, a chrześcijanie nie muszą zgadywać, jak wszystko się zaczęło (…), bo wiedzą, że Bóg stworzył wszystko z niczego”. Ten sam podręcznik opisuje Wielki Kanion jako pozostałość po biblijnym potopie. I pomyśleć, że wydawca informuje, iż tekst powstał w zgodzie z akademickimi standardami! Na szczęście nawet wśród samych fundamentalistów znaleźli się odważni, którzy przerwali zmowę milczenia i zaczęli otwarcie krytykować treści zawarte w książkach kierowanych do dzieci uczących się w trybie domowym. Erinn Warton – konserwatywna chrześcijanka, ale i naukowiec, która naucza troje swych dzieci w domu – była przerażona, gdy przeczytała opis, jak Adam i Ewa okiełznują dinozaura. Podobnych opinii można usłyszeć coraz więcej. Naprzeciw tym komentarzom wyszło Christian Schools International, jedno z chrześcijańskich wydawnictw, które stara się pogodzić zupełnie przeciwne punkty widzenia – kreacjonizm i ewolucjonizm – twierdząc, iż „CSI proponuje prezentowanie wiedzy naukowej z chrześcijańskiej perspektywy, ale w żadnym razie nie dyskredytuje teorii ewolucji”. AmerG. KOLONIA APOSTATÓW W wielu stanach USA rodzice mają prawo odstąpić od posyłania swych dzieci do szkół, w zamian organizując im edukację domową. Zatem wielu religijnych gorliwców rezygnuje z publicznej edukacji swych latorośli w celu indoktrynowania ich fundamentalistycznymi treściami. W USA założono specjalne wydawnictwa, które dostarczają podręczniki do domowego nauczania napisane zgodnie z „biblijnymi” doktrynami. Ocenia się, że nawet 75 proc. amerykańskich dzieci nauczanych w domu to potomstwo fundamentalistów chrześcijańskich. 500 katolików z Kolonii postanowiło wystąpić z Kościoła w proteście przeciw katolickim klinikom, które odmówiły pomocy zgwałconej kobiecie. Sprawa zaczęła się w połowie stycznia bieżącego roku, gdy do szpitala w Kolonii zgłosiła się 25latka podejrzewająca, że ktoś zaaplikował jej tabletki gwałtu, a następnie zgwałcił. Jednak katolickie szpitale – św. Ducha i św. Wincenta nie przyjęły poszkodowanej, gdyż zdaniem dyrekcji udzielenie jej pomocy godziłoby w etykę chrześcijańską. Wywołało to ogólnokrajowy skandal i zmianę stosunku biskupów do tabletki antykoncepcyjnej „dzień po”. Rośnie liczba Niemców dokonujących apostazji. Marcus Strunk z kolońskiego Sądu Rejonowego powiedział, że osoby składające taki wniosek nie muszą podawać powodów swojej decyzji. Zaznaczył jednak, że wielu z nich wspominało o skandalicznym postępowaniu katolickich klinik, o stosunku Kościoła do życia seksualnego, kobiet czy homoseksualistów, a także do osób rozwiedzionych czy chrześcijan innych wyznań. MZ ZAPACH BOGA W ostatnich miesiącach za oceanem triumfy święci specyficzny dział literatury sensacyjnej – relacje z wizyt w niebie. „Anesthesia & Alalgesia” badania 500 pacjentów po narkozie. 11 proc. doświadczyło barwnych halucynacji. Ostatnie badania przeprowadzone przez naukowców z John Hopkins School of Medicine pokazały też, że „do nieba zagląda” 94 proc. badanych, którym zaaplikowano grzybki halucynogenne. „Króliki doświadczalne” twierdzą, że były to najlepsze doznania zmysłowe, jakich kiedykolwiek doświadczyli. Tak oto relacje z wizyty w niebie przerabia się na majaczenie po prochach... ZW cierpią na cukrzycę, bo „maryśka” wpływa pozytywnie na metabolizm węglowodorów. American Medical Association w oparciu o wynik badań wystąpiło do rządu i Kongresu USA o usunięcie marihuany z listy najbardziej szkodliwych narkotyków, takich jak kokaina i LSD. Stwierdzono, że zakaz uniemożliwia badania nad jej leczniczymi właściwościami. Odpowiedź była odmowna. Mimo niezmiennie negatywnego stanowiska władz federalnych, 18 stanów USA aprobuje używanie marihuany do celów medycznych. PZ MARYŚKA NA ZDROWIE Specjalne uznanie należy się amerykańskiemu neurochirurgowi Ebenowi Alexandrowi, który z talentem opowiedział o swoich przeżyciach doświadczanych w stanie śpiączki. I napisał książkę pt. „Dowód istnienia nieba: Podróż neurochirurga w życie pośmiertne”. Zagościł też w studiu ultraprawicowej telewizji FOX. W programie „Fox & Friends” ze swadą opowiadał, że 20 dzieci zabitych w szkole w Newtown zapamięta swą śmierć, ale bez żadnego bólu. W kwietniu jego miejsce w tym programie zajęła Crystal McVea, oddająca się sugestywnej promocji swej książki pt. „Obudzić się w niebie: Prawdziwa historia załamania, nieba i ponownego życia”. „Widziałam intensywną jasność” – McVea rozpoczyna może niezbyt oryginalnie, ale zaraz wzbija się na wyższy poziom: „Jasność, którą czułam, dotykałam, słyszałam, wąchałam, która mnie przepełniała. Jakbym nie miała 5 zmysłów, ale 500”. Ekscytujące doznania zawdzięcza anestezjologowi: rąbnął się, wstrzykując jej zbyt dużą porcję leku usypiającego. W efekcie zastopował jej akcję serca. Autorka utrzymuje, że czuła zapach Boga, ale, niestety, nie zdradza, czy była to woń fiołków, kadzidła czy może nieskończoności. Mówi za to, że konwersowała z nim, czyli z samym Bogiem, i to bez słów. Treści pogawędki nie pamięta. Nie można wątpić, że stan konta pani McVae szybko wzrośnie, a jej dzieło doczeka się następnych wydań. Gdy ktoś odkryje żyłę złota, zawsze pojawią się psuje. Opisy wizyt na progu nieba kwestionują naukowcy. Czynią to perfidnie: nie przez dezawuowanie zawartości książek, co można by zbyć pogardą wobec niedowiarków. Naukowcy nie poważają tych opowieści, podobnie zresztą postępują w przypadku snów: przyśniły się rzeczywiście, lecz nie miały nic wspólnego z rzeczywistością... Powołują się na przedstawione w periodyku Lekarze kolejny raz informują o leczniczych właściwościach marihuany. Przedstawiono wnioski płynące z 11-letnich badań, dowodzące, że cannabis redukuje zagrożenie zachorowania na raka pęcherza. Okazuje się, że palacze „maryśki” znacznie rzadziej zapadają na ten dosyć powszechny i groźny nowotwór. W ich przypadku ryzyko zachorowania jest o 45 proc. niższe. Palacze tytoniu zapadają na tę chorobę o 52 proc. częściej. Dobroczynne skutki palenia nie dotyczą jednak tych, którzy sięgają po „trawkę” sporadycznie. Przypuszcza się, że w pęcherzu moczowym są receptory komponentu marihuany (nie tego wywołującego efekt narkotyczny), które zapobiegają szkodliwym mutacjom komórek. Inne badania wykazały, że ludzie, którzy za młodu palili marihuanę, a potem przestali, są narażeni na nieco wyższe ryzyko zapadnięcia na raka jądra. Nie występuje ono u tych, którzy nie rzucili nałogu. W studium z 2007 r. stwierdzono, że palenie marihuany hamuje aktywność genów wywołujących nowotwory piersi. Badania prowadzone w California Pacific Medical Center w San Francisco pokazały, że składnik marihuany powstrzymuje przerzuty najbardziej agresywnych rodzajów raka: piersi, mózgu i prostaty. Donald Tashkin, pulmonolog i badacz ze szkoły medycznej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, zajmuje się marihuaną od 30 lat. We wcześniejszych pracach stwierdził, że jej dym zawiera substancje rakotwórcze co najmniej tak samo szkodliwe jak te zawarte w tytoniu. Potem jednak odkrył, że zawarta w marihuanie substancja THC zabija stare komórki, uniemożliwiając ich mutacje i rakowacenie. Na podstawie wyników kompleksowego studium badawczego dr Tashkin oznajmił, że nawet osoby, które intensywnie palą „zioło”, nie chorują częściej na raka płuc ani na trzy inne częste rodzaje nowotworów. Trzy różne studia badawcze, w tym ostatnio przeprowadzone w szkole medycznej Uniwersytetu Harvarda, pokazują, że palacze cannabisu są mniej otyli i rzadziej BHP GRILLOWANIA Inaugurację sezonu na grilla mamy już za sobą, ale nie od rzeczy będzie przypomnienie kilku istotnych porad zdrowotnych dotyczących pieczenia mięsa na otwartym ogniu. American Institute for Cancer Research przestrzega przed przesadą w spożywaniu grillowanego mięsa – najbardziej niebezpieczne jest mięso czerwone (wołowina, wieprzowina, baranina), ale trzeba uważać także na białe (kurczak, indyk). W trakcie grillowania wytwarzają się niebezpieczne dla zdrowia rakotwórcze substancje podwyższające ryzyko zachorowania na nowotwór jelita grubego. Sposobem na zredukowanie zagrożenia jest marynowanie mięsa przez co najmniej 30 minut przed położeniem go na ruszt. Marynata na bazie octu winnego lub soku cytrynowego, ziół i przypraw częściowo neutralizuje rakogenne aromatyczne węglowodory PAHs. Warto skrócić czas ekspozycji mięsa na wysoką temperaturę i dym przez wstępne podgrzanie go w kuchence mikrofalowej. Wskazane jest także unikanie bardzo wysokiej temperatury – rozżarzone węgle trzeba odsunąć na bok, a mięso ułożyć w środku. Warto okroić mięso z tłuszczu i osuszyć z nadmiaru soków, bo kapiąc na płomienie, powodują dym, którego wdychanie jest szkodliwe dla zdrowia. Niekorzystne wpływy grillowania częściowo mogą anulować warzywa i owoce zawierające antyrakowe komponenty. Są one obecne w cebuli, papryce, cukinii i pomidorach. TN Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. W argentyńskim więzieniu zmarł odsiadujący dożywocie za zbrodnie przeciw ludzkości 89-letni dyktator Jorge Videla (na zdjęciu). Wielce zasłużony dla Kościoła. Nie tylko z tego powodu odżyły komentarze o roli hierarchów argentyńskiego Kościoła katolickiego w prawicowym puczu wojskowym. Analizuje ją Emilio Mignone, KOŚCIÓŁ POWSZEDNI na ręce dyktatora memorandum z zapytaniami. Odpowiedział na nie jednym zdaniem: „Rząd nie może być pociągany do odpowiedzialności za to, co wywrotowcy rozgłaszają, by zdyskredytować proces narodowej reorganizacji”. Trudno odnaleźć jakikolwiek dokument Episkopatu, w którym duchowni wyrażaliby zatroskanie dlaczego te pytania o partyzantów i terroryzm wciąż się pojawiają. Przecież to było tak dawno temu”. Videla i jego następcy ustawicznie posługiwali się straszakiem partyzantów organizujących zamachy terrorystyczne, co określane było jako „ataki na chrześcijańską cywilizację”. Kościół był traktowany przez autorów puczu jak sojusznik. W lutym Diabelski pakt aktywista organizacji Human Rights, w swej książce pt. „Świadkowie prawdy”. Od samego początku krwawego zamachu stanu liderzy Kościoła byli totumfackimi puczystów. W noc poprzedzającą pucz, 24 marca 1976 r., generał Jorge Videla i admirał Emilio Massera zaprosili purpuratów argentyńskich i powiadomili ich o planowanym przewrocie, co spotkało się z pełnym zrozumieniem. Mignone i inni komentatorzy podkreślają, że junta Videli była w „bliskim sojuszu” z Kościołem, którego liderów traktowano jako „zaufanych”. Współpraca polegała głównie na tym, że Videla dyktował, jak hierarchowie mogą pomagać, a oni bez sprzeciwów przyjmowali to do wiadomości. Rozbieżności stanowisk były niewielkie – biskupi adresowali je w sposób delikatny i oględny. W 1977 r. trzech purpuratów odważyło się skierować 17 Lekarzu, lecz się sam! I nstytut św. Łukasza w stanie Maryland to ośrodek prowadzony przez Kościół, do którego trafiają księża pedofile. Placówką kierował Edward Arsenault, wpływowy prałat z diecezji Manchester. Właśnie stracił stanowisko prezesa, musiał podać się do dymisji i został zawieszony w funkcjach księdza. Powodem są oskarżenia nie tylko o przekręty finansowe, ale i o przestępstwa seksualne... – To dla nas bardzo ciężka wiadomość – komentuje nowinę członek kierownictwa instytutu. JF Kościół to mafia oktor Bryan Keon-Cohen, prezes organizacji lobbującej na rzecz pociągania księży do odpowiedzialności za ich zbrodnie, porównał ludzi Kościoła do członków zorganizowanych grup przestępczych. D losem tysięcy „zaginionych” bądź domagali się od puczystów przestrzegania praw człowieka. Mówiono tylko o pokoju, pojednaniu i wybaczeniu. Arcybiskup Juan Carlos Aramburu – zapytany w wywiadzie w 1982 r. o masowe groby odkryte na cmentarzu Grand Bourg w prowincji Buenos Aires – wyraził zniecierpliwienie: „Nie rozumiem, 1977 r. Videla rozszerzył przywileje ekonomiczne Kościoła, hierarchowie otrzymali lukratywne pakiety emerytalne od rządu. Tak więc współpraca się opłaciła. W Argentynie za czasów puczu Videli w latach 1976–1983 zostało zamordowanych (często bestialsko) według różnych szacunków 10–30 tys. ludzi. PZ „Zachowują się jak członkowie gangów motocyklowych, mafia, kartele narkotykowe lub handlarze żywym towarem. Usiłują zastępować proces postępowania sądowego i prawo kryminalne swymi wewnętrznymi przepisami kościelnymi. Twierdząc, że nie uznawali przemocy seksualnej za przestępstwo, a nawet nie rozpatrywali jej w kategoriach grzechu, usiłują stawiać katolicką doktrynę przed prawem państwa” – Keon-Cohen mówił na konferencji prawników australijskich w połowie maja. Keon-Cohen nie jest pierwszym, któremu narzuciło się takie porównanie. Przed kilku laty Kościół do mafii porównał Frank Keating, były gubernator stanu Oklahoma i funkcjonariusz FBI, były katolicki aktywista, wybrany przez amerykańskich hierarchów na przewodniczącego kościelnej komisji rewizyjnej, mającej nadzorować walkę z pedofilią. Keating po próbach autentycznego działania podał się demonstracyjnie do dymisji, oskarżając władze kościelne o blokowanie reform, hamowanie śledztw i chronienie przestępców. TN Z brudnymi rękami Zmienił się lokator watykańskiego stolca, ale obsesja hierarchów katolickich na punkcie aborcji i praw gejów pozostaje niezmienna. Nowojorski kardynał Timothy Dolan ma status prymasa, to najwyższa ranga hierarchy Krk w USA. Niedawno publicznie porównał katolików homoseksualistów oraz tych, którzy popierają ich prawo do zakładania rodzin, do „ludzi o brudnych rękach”, którzy nie powinni przychodzić do kościoła. Wypowiedź ta przeczy jego własnej deklaracji sprzed kilku tygodni: „Wszyscy są mile widziani”. Metafora Dolana sprowokowała grupę gejów katolików do przybycia na nabożeństwo do nowojorskiej katedry św. Patryka z umazanymi na czarno rękoma. Już w miejscu spotkania czekały na nią 4 auta policyjne i 10 funkcjonariuszy. Demonstranci zostali poinformowani, że z powodu brudnych rąk nie zostaną wpuszczeni do katedry. Mimo to nie zmienili planów. Wygasanie zapału religijnego nie ogranicza się do Europy. Ameryka Północna idzie w ślady Starego Kontynentu. Coraz więcej osób rezygnuje z praktyk religijnych – nawet w USA, uchodzących do niedawna za bastion pobożności. Najszybciej rozwijają się tam ateizm i agnostycyzm. Antyreligijnością zaraziła się Kanada, choć warto wspomnieć, że Kanadyjczycy i tak od dawna nie mieli przesadnych skłonności do padania na kolana. W progu świątyni czekał na nich jej pracownik i nie kryjąc wrogości, oświadczył, że jeśli spróbują wejść do środka, nie umywszy rąk, zostaną aresztowani. „Traktowałem katedrę jako swój dom – pisze organizator akcji Joseph Amodeo. – Jak można zabraniać mi wejścia do mego domu? Zdałem sobie sprawę, że jestem duchowo bezdomny”. Wkrótce potem kardynał Dolan zaczął wygrażać Andrewowi Cuomo, gubernatorowi stanu Nowy Jork, zapowiadającemu złagodzenie przepisów aborcyjnych. Kardynał oznajmił, że jeśli polityk odważy się zrealizować swój plan, narazi się na „gniew biskupów”. Zasugerował, że jeśli Cuomo ośmieli się postąpić wbrew woli hierarchów, przestanie być uważany za katolika. Przy okazji dostało się ojcu polityka, Mario Cuomo, byłemu gubernatorowi stanu, który wygłosił ongiś słynne przemówienie o różnicach katolickiego i świeckiego podejścia do kwestii przerywania ciąży. CS Ameryka wychodzi z Kościoła Dobra (dla kleru) wieść jest taka, że katolicy w Kanadzie wciąż stanowią największą grupę religijną – 38 proc. populacji podpisuje się pod tym wyznaniem. Potem długo, długo nic i mamy United Church z 6 proc. wyznawców. Co czwarty Kanadyjczyk w rubryce wyznanie pisze: „Bez”. To wielki wzrost: w roku 2001 bezwyznaniowców było 16 proc., a w 1991 r. – 12 proc. W USA bezwyznaniowców jest nieco mniej niż 20 proc. Nie wszystkie religie kanadyjskie się zwijają – islam przeżywa burzliwy wzrost za sprawą imigrantów. Mahometan jest w Kanadzie o 60 proc. więcej niż w 2001 roku. TN Gwałt na rozumie abio Castilla, arcybiskup z meksykańskiej prowincji Chiapas, zapewnił sobie wśród wkurzonych wiernych spory rozgłos, ale chyba nie taki, jakiego pragnął. F Podczas homilii w katedrze San Marcos hierarcha oświadczył: „Kiedy dzieci są molestowane seksualnie przez księży, ich przyszłość umiera. Ale nie można tego porównać z aborcją, która jest morderstwem. Jakościowo przerwanie ciąży jest czymś znacznie poważniejszym od zgwałcenia dziecka przez duchownego”. Meksykański biskup nie ukrywa swego antyaborcyjnego zapału, rozciągającego się również na antykoncepcję – niedawno gromił kondomy. Jednocześnie przepełniony jest wyrozumiałością wobec kolegów pedofilów: wyraził rozżalenie, że tylko na nich skupiają się media, a także aparat ścigania, który powinien przecież wziąć na celownik wszystkich – nauczycieli, polityków, doktorów… Oczywiście Castilli włos z głowy nie spadł – ze strony kolegów i papieża także nie spotkała go żadna nieprzyjemność. Tymczasem na jego kolegę z Brazylii, ks. Roberta Francisca Daniela, konsekwencje spadły z prędkością błyskawicy, gdy zrezygnował ze stanowiska w proteście przeciw stosunkowi Kościoła do homoseksualistów. Został natychmiast ekskomunikowany. ST 18 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. NIECH NAS ZOBACZĄ granat beżowa melanż 10 czarna 40 cm Do podanych cen należy doliczyć koszty wysyłki według cennika Poczty Polskiej w zależności od sumarycznej wagi zamówienia. Przykładowe wagi gadżetów: - koszulki M - 0,14 kg, - koszulki L - 0,15 kg, - koszulki XL - 0,16 kg, - koszulki XXL - 0,17 kg, - kubek 1 sztuka - 0,336 kg, - czapka - 0,076 kg, - pudełko paczki - 0,071 kg. 1. Ceny listów i paczek przy przedpłacie (płatność przed wysyłką) na terenie Polski: 35 cm EKOLOGICZNA TORBA NA ZAKUPY TYLKO Zamówienia zagraniczne i krajowe płatne z góry realizujemy po wcześniejszym kontakcie i uzgodnieniu całkowitej ceny wysyłki. Przesyłka listowa polecona ekonomiczna (wysyłka mniejszych zamówień: do 4 koszulek, czapeczki): - do 0,35 kg = 5,95 zł, - ponad 0,35 kg do 1,00 kg = 6,95 zł, - ponad 1,00 kg do 2,00 kg = 9,50 zł. Paczki pocztowe ekonomiczne (wysyłka cięższych zamówień od 5 koszulek): - do 1 kg = 9,50 zł, - ponad 1 kg do 2 kg = 11 zł. - ponad 2 kg do 5 kg = 13 zł 2. Ceny paczek pobraniowych ekonomicznych (płatność przy odbiorze wysyłki) na terenie Polski: - do 2 kg = 15 zł, - ponad 2 kg do 5 kg = 18 zł, - ponad 5 kg do 20 kg = 33 zł. Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. LISTY PROTEST PARLAMENTARNY ZESPÓŁ ŚWIECKIEGO PAŃSTWA stanowczo protestuje przeciwko wypowiedziom biskupów Kościoła rzymskokatolickiego podczas ostatniej uroczystości kościelnej tzw. Bożego Ciała 30 czerwca br. W szczególności arcybiskupi Henryk Hoser i Józef Michalik oraz kardynał Stanisław Dziwisz podważyli wartość i moc prawa stanowionego przez państwo, mówiąc publicznie o jego podrzędności względem prawa boskiego. W domyśle zatem osoby te wzywają do łamania prawa państwowego, jeśli – ich zdaniem – stoi ono w kolizji z prawem boskim. Sprowadza się to de facto do nawoływania do obalenia porządku demokratycznego w Polsce. Zaznaczyć trzeba, że osoby te samowolnie i arbitralnie czynią się ekspertami oraz wyroczniami w tym ewentualnym konflikcie obu praw. To oni mają decydować o tym, jakiego prawa mają przestrzegać obywatele. Wypowiedzi hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego mogą wyczerpywać znamiona następujących przestępstw: 1. Znieważanie Rzeczypospolitej Polskiej, czyli czyn określony w art. 133 Kodeksu karnego. Przewiduje on, że ten, kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. 2. Wpływanie za pomocą przemocy (także słownej) lub groźby karalnej na funkcjonowanie organów RP, czyli czyn określony w art. 128 par. 3 Kodeksu karnego. Przewiduje on, że ten, kto przemocą lub groźbą bezprawną wywiera wpływ na czynności urzędowe konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. 3. Można także rozważyć, czy w grę nie wchodzi podżeganie do obalenia demokratycznego ustroju RP, czyli o czyn opisany w art. 127 par. 1 Kodeksu karnego. Przewiduje on, że ten, kto mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności. Zgodnie z art. 18 par. 1 Kodeksu karnego ten, kto chcąc, aby inna osoba dokonała czynu zabronionego, nakłania ją do tego, odpowiada za podżeganie. Przewodniczący Parlamentarnego Zespołu Świeckiego Państwa Poseł Roman Kotliński Non possumus Podczas obchodów święta Bożego Ciała nasi biskupi w swoim pierdolamento-(homilii) w osobach Dziwisza, Nycza czy Michalika zanegowali porządek prawny obowiązujący w naszym kraju. Ich zdaniem (mówią to wprost) prawo boskie jest ponad prawem konstytucyjnym, stanowionym w parlamencie. Nasi hierarchowie pokazali swoje prawdziwe oblicze, jaki jest cel, do którego dążą, a tym celem jest państwo wyznaniowe, bo tylko w takim państwie prawo stanowione opiera się na prawie religijnym – casus Iran. Podoba mi się stanowisko SLD i samego Millera w tej kwestii, poddające ostrej krytyce opinie wyżej wymienionych hierarchów. Partia wystosowała nawet pismo w tej sprawie do prezydenta Komorowskiego jako strażnika Konstytucji RP. Dobrze byłoby, żeby do głosu sprzeciwu w tej sprawie przyłączyli się inni o lewicowych poglądach, którzy świeckość państwa uważają za sprawę nadrzędną. Dotyczy to takich partii jak Ruch Palikota, Europa Plus czy organizacji pozarządowych walczących o świeckość naszego kraju. Uległość wobec kleru skutkuje tym, że dając im palec, zaraz żądają całej ręki, a gdy i ją skonsumują, to od razu zaczynają pożerać nas całych. Jest to także jeden z powodów ku temu, żeby lewica zaczęła ze sobą współpracować, żeby to ona stała się alternatywą dla PO, a nie PiS. Ci ostatni, gdyby doszli do władzy, niechybnie zaczną realizować to, czego biskupi będą od nich żądali. Gdyby jeszcze prawica zdobyła większość konstytucyjną, a przy mizerii lewicy jest to wysoce prawdopodobne, zamiast słowami: „Dzień dobry” będziemy się witać słowami: „Niech będzie pochwalony”. Dajmy teraz odpór głosowi Krk, bo za chwilę może być za późno. Józef Frąszczak SZKIEŁKO I OKO Nadzieja w „FiM” To, co usłyszałem w mediach w dniu Bożego Ciała, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Głoszeniem przez władnych w sukienkach, że prawo boże jest nad prawem stanowionym w kraju, czarna stonka sama pokazała, co jest ważne: ich i tylko ich stanowione prawo, dogmaty, a co za tym idzie – władza. Nie dziwię się reakcji Millera w tej kwestii, ale dziwię się części naszego narodu, że tak licznie uczestniczy w tym praniu mózgów. Przecież to, co ogłosił purpurat Dziwisz, uwłacza nam jako Polakom. Przecież te wypowiedzi winny natychmiast spowodować reakcję naszych władz z uwagi na namawianie narodu do nieprzestrzegania prawa obwiązującego w naszym kraju, tylko do przestrzegania jakichś wymysłów, i to stanowionych przez obce państwo, jakim jest Watykan. Gdzie jest nasza suwerenność, gdzie jest nasza Polska? Mam nadzieję, że dzięki Wam jako redakcji uda się zmienić mentalność narodu i wprowadzić go na drogę prawdziwego oświecenia. Wiem, że już to widać, ale Krk do tej bitwy wyciągnął już najcięższą broń – ingerencję (a wręcz olewanie) naszego prawa i konstytucji – oczywiście wszystko w ramach „miłosierdzia bożego i miłości do bliźniego”. Tą wypowiedzią czarni jasno określili się w kwestii poszanowania naszego prawa. W każdym waszym numerze jest wiele przykładów, jak księża jawnie ignorują normy prawne obowiązujące w naszym kraju. Żywię również głęboką nadzieję, że pan Roman Kotliński jako poseł nadal będzie robił tyle, co robi. Życzę wam jako redakcji wielu sukcesów – robicie wspaniałą robotę. A panu Kotlińskiemu – jeszcze większego zacięcia w walce z klerykalizmem, oczywiście w zgodzie z prawem. Krzysztof C. z Włocławka Tylko w niedzielę! Minione właśnie święto Bożego Ciała – z procesjami paraliżującymi całe ulice – skłoniło mnie do refleksji, że powinno się również rozwiązać problem innych świąt katolickich, które wypadają w tygodniu i przyczyniają się do rozkładania kraju. Takie święta powinny być przeniesione na niedzielę, podobnie jak zrobił to Krk z niektórymi świętami biblijnymi, fałszując je i przenosząc właśnie na niedzielę. Niech zrobi podobnie ze swoimi wynalazkami, bałwochwalczymi świętami, i przeniesie je na niedzielę. Ewentualnie w katolickie dni świąteczne wypadające w tygodniu w kalendarzach powinna być czarna kartka, podobnie jak jest w przypadku świąt żydowskich. Żydzi świętują swoje święta bez czerwonej kartki, która widnieje w polskim kalendarzu, i nie zakłócają normalnego życia w kraju. I ci katolicy, którzy chcą swoje wynalazki świętować w tygodniu, niech sobie świętują, proszę bardzo, ale po pracy, ewentualnie niech sobie na ten czas biorą bezpłatne urlopy. W tygodniu kraj powinien być wolny od guślarskich eksperymentów i blokad. Święta katolickie powinny mieć czerwoną kartkę w Watykanie i tylko w Watykanie. Kazimierz Serafin, były gorliwy katolik Chamstwo sług Bożych Duchowni rzymskokatoliccy – głoszący na co dzień miłość bliźniego, tolerancję, prawdomówność, pokorę, a nawet nakazujący miłować swoich wrogów – są zwykłymi hipokrytami i obłudnikami. Przykładem są bernardyni w Rzeszowie, właściciele przejętego od miasta pomnika Walk Rewolucyjnych. Pomnik ten spędza sen z powiek pobożnym braciszkom zakonnym. Robią wszystko, aby został wyburzony i nie szpecił im widoku, przesłaniając kościół. Pojawiła się nawet pogłoska, żeby go przekształcić w niespotykanej wielkości figurę Jezusa. Nie liczą się z wolą mieszkańców, których kilkadziesiąt tysięcy podpisało się w internecie w jego obronie. Dowodem tego jest wydanie zezwolenia na zamontowanie na nim banerów, na których był napis WUZ (wierzyć, uwierzyć, zawierzyć), mający reklamować jakiś Festiwal Wiary (dotychczas myślałem, że są tylko festiwale piosenki). 19 Zamontowania dokonała rzekomo spontaniczna grupa młodych ludzi nigdzie niezrzeszonych, którzy chcieli wzbudzić zainteresowanie mieszkańców. Ciekawe tylko, skąd pochodziły fundusze na to wszystko (podnośnik, wykonanie banerów i ich umocowanie) i ile to kosztowało. Czyżby ci młodzi ludzie wyłożyli na to pieniądze z własnej kieszeni? Nikt nie raczył tego wyjaśnić. Oczywiście odbyło to się w nocy – tak jak powieszenie krzyża w Sejmie. Jest to świadoma profanacja pomnika, a wydania zezwolenia przez bernardynów na jego zniszczenie nie można nazwać nieprzyzwoitością, tylko zwykłym chamstwem, jak to u sług Bożych. Ivo Marzenie Czytelnika Oto treść przesłania, z jakim hierarchowie kościelni powinni wyjść do swoich owieczek: „Państwo i rząd są przedstawicielami całego społeczeństwa, powinni pracować dla dobra wszystkich, bez względu na ich wyznanie. My jako Kościół katolicki nie wchodzimy w kompetencje państwa, które ma obowiązek uchwalić prawo dostępne dla wszystkich, także prawo do in vitro, aborcji, związków partnerskich, etc. Prosimy jednak naszych wyznawców o niestosowanie się do tych procedur, bowiem są one grzeszne, niezgodne z naszymi naukami i z boskim przesłaniem. Kto jest katolikiem, powinien odrzucić owe procedury, lecz ci, którzy przestrzegają innych wartości, powinni mieć do nich prawo, bo my nie wkraczamy w sumienia inne niż katolickie. Każdy ma wolną wolę. Kościół będzie się modlił za grzeszników, lecz grzeszenie jest indywidualnym wyborem każdego człowieka, i to on w swoim sumieniu będzie się z tego rozliczać przed Bogiem. My, katolicy, żyjmy według boskich przykazań, odrzucajmy to, co grzeszne. Polecajmy Bogu nasze sumienia i módlmy się za tych, którzy obrali sobie inną drogę – Bóg z nimi – Amen”. Przypuszczam, że z takim przesłaniem Kościół zaskarbiłby sobie więcej zwolenników, niż kiedy bazuje na nakazach, zakazach i groźbach… J.F. Kochani! Wszystkich zainteresowanych II terminem corocznego zlotu Czytelników „Faktów i Mitów” w dniach 13–15 września 2013 r. informujemy, że są jeszcze wolne miejsca! Szczegóły pod numerem telefonu: 042 630 70 65. Wpłaty za uczestnictwo w imprezie (zarówno na I, jak i na II termin zlotu) należy dokonać do 20 sierpnia na wskazane numery rachunków bankowych: z „RELAX NAD BIAŁYM” Sp. z o.o., Gorzewo 72 B, 09-504 Lucień, gm. Gostynin Numer konta: 65 1050 1461 1000 0090 3009 9296; tytuł przelewu: opłata za wyżywienie z Fundacja „W człowieku widzieć brata”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź Numer konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; tytuł przelewu: hipoterapia 20 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. bez dogmatów D o niedawna patrzono na nich jak na zboczeńców, dewiantów, którzy dla osiągnięcia orgazmu torturują oraz poniżają partnera. No bo jak inaczej postrzegać kogoś, kto otwarcie przyznaje, że pociąga go BDSM, czyli wiązanie i dyscyplina, dominacja i uległość, sadyzm i masochizm? Obecnie ten trend się zmienia. Szalona popularność trylogii poświeconej erotycznym, sadomasochistycznym przygodom Christiana Greya oraz internetowej pornografii sprawiły, że Polacy coraz chętniej przekraczają łóżkowe granice. Z badań przeprowadzonych przy okazji promocji książki „Chuć” Ewy Wanat oraz seksuologa dra Andrzeja Depki wynika, że blisko 80 proc. rodaków traktuje zabawy z pejczykiem i ostrą tresurę jako absolutną normalkę. Zaledwie 19 proc. respondentów uważa sadomasochizm za zachowanie perwersyjne (dla porównania: dla 18 proc. perwersyjny jest ekshibicjonizm). – Ludzie coraz częściej widzą takie zachowania w internecie. Oglądają filmy, w których występują przeciętni Kowalscy, dostrzegają ilość wyświetleń strony. Zdają sobie sprawę, że wiele osób zabawia się w podobny sposób, więc mają ochotę sami spróbować – powiedział „Faktom i Mitom” amerykański filmowiec Richard Kern, autor kultowych filmów o przekraczaniu granic oraz o ostrym seksie. Zaczyna się od dziecka Polacy coraz częściej próbują kochać się w kajdankach, choć trudno powiedzieć, jaki dokładnie jest to odsetek społeczeństwa. Z badań przeprowadzonych kilka lat temu przez firmę Durex wynikało, że aż 16 proc. rodaków przyznało się do używania masek, przepasek i krępowania podczas stosunku. – Liczbę osób uprawiającą różne formy BDSM trudno jest oszacować; większość nie przyznaje się do tego lub nie czuje potrzeby dzielenia się swoimi doświadczeniami, nawet wirtualnie. Ludzi aktywnych w internecie może być nawet kilkanaście tysięcy, natomiast regularnie spotykamy na naszych imprezach i spotkaniach kilkaset osób i liczba ta cały czas rośnie, bez przerwy pojawia się ktoś nowy – tłumaczył „FiM” Draekus z sinclub.org, guru środowiska, lider grupy składającej się z fetyszystów oraz miłośników praktyk BDSM. Większość członków tej społeczności to single, ale istnieje też wiele innych układów – od małżeństw, przez trójkąty, po poliamorię, czyli „wielomiłość” (uprawiana z wieloma partnerami). Zdarzają się także osoby przekraczające granice seksualne poza swoim związkiem. Wśród zwolenników BDSM są mieszkańcy metropolii oraz małych miasteczek Zwiąż mnie! – homo-, bi- i heteroseksualiści. Postawy aktywne, czyli sadystyczne, nie są związane z płcią. Wbrew pozorom bardzo często dominują kobiety, tzw. dominy, które stosują całą gamę praktyk – od asymetrii obnażania (kiedy to pani zmusza nagiego mężczyznę np. do ćwiczeń), po „gwałt” za pomocą sztucznego penisa. Dominy kochają się nie tylko z panami, ale także z przedstawicielkami własnej płci. partnera wzajemności w przypadku sadomasochizmu – opowiadał Draekus. Pierwszy raz Właśnie z tego powodu największym problemem sadomasochisty jest poznanie tej drugiej połówki. „Jak przychodzi co do czego, to w realu nikt nie rozumie moich upodobań. Szukałem na różnych Co najmniej kilkanaście tysięcy Polaków bawi się w sypialni pejczem i kajdankami, nie mając pojęcia, że te igraszki mają religijny podtekst. Lekarze debatują, czy są one zaburzeniem, czy raczej hobby. Szwedzi już wykreślili sadomasochizm z listy chorób. Większość BDSM-owców odkrywa własne ciągotki już w dzieciństwie. Internauta „Nowy.26” dostrzegł je w podstawówce, a „Zehn” w chwili, gdy budziła się jego świadomość seksualna. „Mama kupiła mi wspaniałe skórzane spodnie i… mimowolnie się w nie, że tak kolokwialnie określę, spuszczałem. Pokochałem skórzaną odzież, dalej samo się potoczyło” – tak opisywał swe doświadczenia. Zdarza się, że apetyt na ostry seks rośnie w miarę jedzenia. W takich przypadkach zaczyna się od klapsów i różowych puchowych kajdanek, a potem jest coraz ostrzej – kochankowie testują na przykład wiązanie, kaleczenie, upokarzanie. – Każdy odkrywa to na swój sposób. Fakt, w jaki sposób przyjmuje to do wiadomości, zależy od otoczenia i własnych przekonań. Natomiast bardzo często spotyka się to z niezrozumieniem partnera. Niestety, potrzeby te są dość silne i brak ich zaspokojenia nierzadko prowadzi do rozpadu związku, zwłaszcza że trudno wymagać od portalach społecznościowych, forach i nic z tego póki co” – narzekał internauta „onnowy”. Poszukiwał ich za pomocą anglojęzycznego FetLife. com – Facebooka dla „kinksterów”, czyli „świntuszków” – oraz krajowego Forum BDSM. Zapoznanie innego „lubieżnego” wymaga czasu, cierpliwości oraz podjęcia całej masy środków ostrożności – nie tylko ze względu na ochronę prywatności, ale też na kwestię własnego bezpieczeństwa. Najbardziej niebezpieczny jest „ten pierwszy raz” z nowym partnerem, ponieważ nie brakuje prawdziwych świrów i trudno przewidzieć rozwój wypadków. Właśnie dlatego w tej społeczności standardy bezpieczeństwa są szczegółowo ustalone, a nawet spisane w nieformalny kodeks bezpieczeństwa, rozsądku i zgody stron. Potencjalni partnerzy wypełniają specjalne ankiety. Powinni powiadomić kogoś o planowanej dacie spotkania, poprosić o telefon kontrolny, a także ustalić niepozorne hasło alarmowe. Za pierwszym razem należy zawsze spotykać się w hotelach oraz wyraźnie ustalić granice i omówić zasady bezpieczeństwa podczas łóżkowych igraszek. Kolejne spotkania są o wiele prostsze, bo partnerzy zdają sobie sprawę z tego, czego mogą się spodziewać. Bawią się w hotelach albo w domach. – Zdecydowana większość umawia się prywatnie, poza tym są w kraju organizowane – głównie przez SinClub – imprezy i spotkania. Takie jak Sinprezy – lajtowe niezobowiązujące, organizowane w pubach otwarte spotkania, tematyczne imprezy zamknięte i PlayParty – Sinteractions – stwierdził Draekus. W co się na nich bawią? Z internetowego rankingu top 10 tortur BDSM wynika, że największą popularnością cieszą się: chłosta, wiązanie oraz kneblowanie i polewanie gorącym woskiem. Do tego dochodzi na przykład trampling, czyli deptanie. Wbrew pozorom to bardzo niebezpieczna gra, bo trzeba umieć po kimś chodzić w taki sposób, by nie zrobić mu krzywdy. – A uszkodzić można bardzo łatwo – niestety, żebra są łamliwe, tym bardziej pod naciskiem wagi i twardych obcasów oraz podeszew – tłumaczyła forumowiczka „Grzeczna”. Właśnie dlatego w przypadku stosunków sadomasochistycznych ważne jest doświadczenie oraz konkretne umiejętności, na przykład wiązanie wymaga znajomości węzłów oraz krępowania w taki sposób, by nie ograniczać nadmiernie przepływu krwi i nie doprowadzić do zatoru. Wrażliwi sadyści Sadomasochizm jest więc sztuką, i to znaną od wielu stuleci. „W historii możemy spotkać wiele reprezentacji okrucieństwa, które nawet jeśli powstawały bez świadomości ich seksualnego potencjału, to i tak przez wielu były traktowane jako namiastka pornografii BDSM. Dotyczy to także wielu obrazów religijnych ukazujących męczeństwo świętych czy praktyki różnych ruchów społecznych, np. biczowników” – pisał dr Lech Nikolski, socjolog, w książce pt. „Pornografia. Historia, znaczenie, gatunki”. Wspomniał w niej, że przed laty sadomasochistyczne praktyki były na porządku dziennym. Często uprawiano je na forum publicznym, na przykład w starożytnym Rzymie pan domu mógł wychłostać niewolnika, gdzie chciał i kiedy chciał. W średniowieczu często wymierzano kwalifikowaną karę śmierci, czyli taką poprzedzaną torturami. Z lubością przyglądali się temu gapie. W późniejszych wiekach wraz z postępem cywilizacji okrutne kary zostały złagodzone. Nowy system odchodził od publicznych kaźni na rzecz więzienia. W tym procesie praktyki karania usuwano ze sfery publicznej do prywatnej, czyli do domu, lub do strefy ukrytej, tj. więzienia. Dodatkowo w XVIII w. okrucieństwo zaczęło być stygmatyzowane jako barbarzyństwo. „To, co kiedyś było normalną praktyką, nagle stało się moralnie podejrzane, ukrywane i zabronione” – pisał Nikolski. Nie bez powodu taka postać jak markiz Donatien de Sade (to właśnie od jego nazwiska pochodzi słowo sadyzm) pojawiła się dopiero w drugiej połowie XVIII w. (pierwotnie zasłynął tym, że w 1757 r. brał udział w słynnej orgii, ciągnącej się przez 120 dni; opisał ją w książce pt. „120 dni sodomy, czyli szkoła libertynizmu”). Arystokrata przedstawiał przemoc jako źródło przeżyć o charakterze seksualnym. W swojej książce opisywał igraszki 4 libertynów, którzy przez cztery miesiące oddawali się orgiom seksualnym – na przykład każdemu rodzajowi sodomii, czyli praktyki zakazanej przez Kościół. Pokonywali tym samym kolejne ograniczenia: Boga, Naturę, Innego oraz własne zahamowania. Jeszcze na początku XX w. dzieła de Sade’a postrzegane były jako książki dla szalonych zboczeńców. W 20-leciu międzywojennym wizerunek ten zmienił się dzięki francuskiemu filozofowi i pisarzowi Georgesowi Bataille’owi, uchodzącemu za prekursora postmodernizmu. „Uważam, że dla kogoś, kto pytając o człowieka, chce dotrzeć do samych podstaw, lektura Sade’a jest nie tylko godna polecenia, ale absolutnie konieczna” – pisał Bataille, który dostrzegł, że francuski markiz lubił szokować i zadawać ból, ale nie skazywał swych partnerów na cierpienia, tylko dążył do absolutnej wolności – na przykład od Boga. Rady tej posłuchało wielu wybitnych artystów, m.in. japoński fotograf Nobuyoshi Araki, chętnie fotografujący skrępowane dziewczyny, czy włoski reżyser Pier Paolo Pasolini, autor filmu „Salò, czyli 120 dni Sodomy”, będącego krytyką totalitaryzmu. Zyskali oni opinię tych, którzy potrafią wejrzeć w ludzką duszę. Być może dlatego, że nic, co ludzkie, nie jest im obce. MAŁGORZATA BORKOWSKA Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. W Ewangelii Mateusza czytamy: „A to wszystko się stało, aby się spełniło słowo Pańskie, wypowiedziane przez proroka: Oto panna pocznie i porodzi syna, i nadadzą mu imię Immanuel, co się wykłada: Bóg z nami” (1. 22–23). Tekst Izajasza mówi zaś: „Dlatego sam Pan da wam znak: Oto panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Immanuel” (Iz 7. 14). Na powyższe wersety powołuje się dogmatyka katolicka, twierdząc, że już Izajasz prorokował o dziewiczym poczęciu Marii i dziewiczym urodzeniu przez nią syna. Czy teksty te jednak to potwierdzają? Nawet jeśli przyjmiemy, że pew ne proroctwa mają charakter me sjaniczny, a więc mają podwójne znaczenie, to jednak tekst z Księgi Izajasza, którym posłużył się Ma teusz, nie mówi o wiecznym dzie wictwie Maryi. Mariologiczna in terpretacja tego wersetu bierze się stąd, że mimo znajomości kontekstu historycznego pomija się go i nadaje się tym słowom znaczenie, którego one nie zawierają, co łatwo zresztą zauważyć i wykazać. O czym zatem mówi i co zawiera tekst Izajasza? Niedokładne tłumaczenie Po pierwsze – zapowiedź Iza jasza dotyczyła narodzin Ezechia sza (Hiskiasz), syna Achaza i Abi ji, jego żony (por. 2 Krn 29. 1; 2 Krl 18. 1–2). Mateusz zaś odniósł te słowa do Marii i urodzenia Jezusa. Po drugie – według Mateusza Jezusowi „nadadzą” imię Imma nuel, natomiast według Izajasza to panna „nazwie go” tym imieniem. Imię Ezechiasz po hebr. oznacza „Bóg umacnia”, zaś imię Jehoszua tłumaczy się jako „JHWH zbawia”. Po trzecie – żona Achaza poczę ła i porodziła w sposób naturalny, natomiast Mateusz odniósł te słowa do poczęcia nadprzyrodzonego; Ko ściół rzymskokatolicki poszedł jesz cze dalej, bo twierdzi, że Maria nie tylko poczęła w sposób nadprzyro dzony, ale także urodziła w sposób nadprzyrodzony, zachowując w dal szym ciągu dziewictwo. Po czwarte – w tekście Izajasza w odniesieniu do panny użyto he brajskiego słowa almah, oznaczają cego młodą kobietę. Natomiast Ma teusz za Septuagintą użył greckiego słowa parthenos, które tłumaczy się słowem „dziewica”. Jak widać, pomiędzy przytoczo nymi wersetami występują znaczne różnice, o których ks. prof. Walde mar Chrostowski – mimo że pró buje je zminimalizować – pisze tak: „Dochodzimy do bardzo zło żonych zagadnień, ponieważ w grę wchod zi star ann e i drob iaz gow e porównywanie ze sobą hebrajskiego i greckiego tekstu ksiąg świętych (…). Na pierwszym planie należy umieścić dynamizm mesjański, który w wie lu przypadkach nie był tak wyraźnie widoczny w tekście hebrajskim. Naj bardziej znanym i charakterystycz nym przykładem jest Księga Izajasza (7, 14). W tekście hebrajskim czy tamy: »Oto młoda kobieta poczęła i wydaje na świat syna«. Użyty tutaj rzeczownik hebrajski almah ozna cza »młodą kobietę zamężną, nie będącą jeszcze matką«. Został użyty w odniesieniu do konkretnej mężatki, prawdopodobnie żony Ezechiasza, co do której prorok zapewnia, że wła śnie stała się brzemienna, a więc król okiem biblisty powiła syna” (1. 25). Oznacza to, że Józef nie współżył z Marią jedynie do czasu, „dopóki nie powiła syna” (inne przekłady mówią: „aż poro dziła syna swego”). Co więcej, o tym, że Jezus miał rzeczywistych braci i siostry, świad czą dwa inne fragmenty Ewange lii Mateusza, które wymieniają ich za każdym razem z Marią, matką Jezusa. Czytamy: „Oto matka twoja i bracia twoi” (Mt 12. 47) oraz: „Czyż nie jest to syn cieśli? Czyż matce jego nie jest na imię Maria, a braciom jego Jakub, Józef, Szymon i Juda? A sio stry jego, czyż nie są wszystkie u nas?” (Mt 13. 55–56). Skąd zatem wywodzi się katolicka koncepcja wiecznego dziewictwa Marii? Ewangelie dzieciństwa Pojęcie Marii jako dziewicy przed, w trakcie i po urodzeniu Jezusa opar te jest głównie na starożytnych wie rzeniach pogańskich oraz tradycji, jest dla mnie dzień dzisiejszy, gdyż ujrzałam ten niezwykły cud«. I wy szła położna z jaskini, i spotkała ją Salome. I [położna] rzekła do niej: »Salome, Salome, mam ci do opo wied zen ia cud niez wyk ły: dziew i ca por od ził a, do czeg o z nat ur y jest niez doln a«. I rzek ła Sal om e: »Na Boga żywego, jeśli nie włożę palca mojego i nie zobaczę jej przy rodzenia, nie uwierzę, że dziewica porodziła«. I weszła położna [do ja skini], i rzekła: »Maryjo, ułóż się odpowiednio, niemały bowiem spór toczy się w twojej sprawie«. I Ma ryja, usłyszawszy to, ułożyła się od powiednio, i włożyła Salome palec w jej przyrodzenie. I Salome wydała okrzyk i rzekła: »Biada mi, bezboż nej i niewiernej, bom kusiła Boga żywego. Oto ręka moja palona og niem odpada ode mnie«. I padła Sal om e na kol an a przed Pan em wszechwładnym, mówiąc: »O Boże ojców naszych, wspomnij na mnie, bom i ja jest potomkiem Abrahama pod red. ks. Marka Starowiey skiego, Kraków 2003, s. 284–286). Legendy o cudownym narodze niu Pańskim oraz dzieworództwie Maryi zawierają również pozostałe apokryficzne Ewangelie Dzieciń stwa. Oto dwa inne opisy. W Ewangelii Pseudo-Mateusza czytamy: „A kiedy Maryja pozwoli ła się zbadać, położna na cały głos wykrzyknęła: »Panie potężny, zmiłuj się! Nigdy dotąd nie słyszano, ani nikomu na myśl nie przyszło, żeby piersi były pełne mleka i żeby na rodzony chłopiec nie naruszył dzie wictwa swej matki. Żadnego upływu krwi nie było przy połogu, żaden ból nie pojawił się u rodzącej. Dziewica poczęła, dziewica porodziła, dziewica nadal pozostała«” (tamże, s. 309). Z kolei Księga o narodzeniu Zbawiciela, o Maryi i o położnej mówi o tym tak: „I kazał [Józef] położnej podejść i stanąć przed Maryją. A kiedy po [kil ku] godzinach Maryja poz wol ił a O Marii, matce Jezusa PYTANIA CZYTELNIKÓW będzie miał upragnionego potomka, który w tamtych okolicznościach sta nowił także potwierdzenie wierności Boga swoim obietnicom. W przekła dzie Septuaginty hebrajskie almah zostało oddane za pomocą greckie go parthenos, »dziewica«, a ponadto cały nacisk wypowiedzi został prze niesiony na przyszłość: »Oto dziewi ca pocznie i porodzi syna, i nazwą go imieniem Emmanuel«. Mamy więc nie tylko zogniskowanie uwa gi na dziewictwie, ale także mocno podkreślony wymiar przyszłości, który tej wypowiedzi Izajasza nadaje cha rakter proroctwa” („Bóg. Biblia. Me sjasz”, Wydanie II, s. 332). A oto jak inny teolog katolic ki, Hans Küng, skomentował tekst z Księgi Izajasza: „W greckim tłumaczeniu Biblii Hebrajskiej almah oddano błędnie – przez parthenos – jako dziewica, i w ten sposób cytat ten przywędrował do Nowego Testamentu jako starote stamentowy »dowód« na dziewictwo Matki Mesjasza” (tamże, s. 333). Krótko mówiąc, Mateusz od niósł tekst Izajasza w brzmieniu Septuaginty do Marii i Jezusa, pod czas gdy zapowiedź ta dotyczyła narodzin Ezechiasza, syna Achaza i Abiji, jego żony. Tekst z Księgi Iza jasza (7. 14) nabrał więc znaczenia mesjańskiego dopiero w Ewangelii Mateusza, i tylko w tej Ewangelii. Oczywiście Mateusz nie uczy o wieczn ym dziew ict wie Mar yi. Przeciwnie, nauce tej sprzeciwia ją się bow iem poz os tał e teks ty Ewangelii Mateusza. Już pierwszy z nich, przedstawiający związek Jó zefa z Marią, wyraźnie stwierdza, że Józef „nie obcował z nią, dopóki nie w tym na apokryficznych Ewang el iach dziec ińs twa, głównie na Protoewange lii Jakuba, która pochodzi z II wieku po Chrystusie. Oto jak św. Józ ef opo wiada w tej księdze o tym wydarzeniu: „I ujr zał em kob iet ę zstępującą z góry, i rzekła do mnie: »Człowieku, do kąd idziesz?«. I rzek łem: »Szuk am poł ożn ej, [któ ra był ab y] z Heb rajc zy ków«. I odpowiadając, po wiedziała do mnie: »Czy ty jesteś Izraelitą?«. I rzekłem do niej: »Tak«. Ona wtedy powiedziała: »A kimże jest ta, która porodziła w jaski ni?«. I rzekłem: »Jest mi za ślubiona«. I rzekła do mnie: »Nie jest twoją żoną?«. I rze kłem do niej: »To jest Mary ja, która została wychowana w świątyni Pańskiej, i została mi wyznaczona losem jako żona, i nie jest moją żoną, ale owoc jej łona jest z Ducha Świętego«. I rzekła położna: »Jestże to prawdą?«. I rzekł do niej Józef: »Wejdź i zobacz!«. I weszła z nim, i stanęła wewnątrz jaski ni. I była [tam] ciemna chmura, która ocieniła jaskinie. I rzekła po łożna: »Dziś dusza moja została wy wyższona, bo moje oczy ujrzały dziś rzeczy przekraczające wszelkie poję cia, ponieważ zbawienie narodziło się dla Izraela«. I natychmiast chmura poczęła znikać z jaskini, aż ukaza ło się dziecię i zbliżyło się, i zaczęło ssać pierś swej matki. I położna wy dała okrzyk i rzekła: »Jakże wielkim i Izaaka, i Jakuba (…)«. I oto anioł Pański stanął i rzekł do niej: »Sa lom e, Sal om e, Pan wszechw ład ny wysłuchał twą modlitwę. Zbliż twą rękę do dziecięcia i obejmij je, i stanie się twoim zbawieniem i ra doś cią«. Przej ęt a rad oś cią zbliż y ła się do dziewicy i objęła je, mó wiąc: »Uwielb iam Go, pon iew aż ten jest, który narodził się królem Izraela«. I natychmiast Salome zo stała uzdrowiona, i wyszła z jaski ni usprawiedliwiona” („Apokryfy Now eg o Tes tam ent u”, część 1, 21 (3) położnej zbadać się, ta głośno zawołała: »Panie Boże wielki, zmiłuj się, bo tego jeszcze nikt nigdy nie słyszał, ani nie wi dział, ani też nawet nie przy puszczał, by piersi dziewicy były pełne mleka, a narodzony syn świadczył o tym, że ta dziewica jest jego matką. Krew w naj mniejszym nawet stopniu nie skalała noworodka, a rodząca nie cierpiała bólu. Jako dziewi ca poczęła, jako dziewica po rodziła i po zrodzeniu dziewi ca pozostała«” (tamże, s. 321). Oto na jak iej pods ta wie Kościół rzymskokatolicki przyjmuje, że Maria jest za wsze dziewicą – przed naro dzeniem, w czasie narodzenia i po narodzeniu. Dodajmy, że te same Ewangelie apokryficz ne – podobnie jak Ewangelie Mateusza i Łukasza – opo wiadają o rozterkach Józe fa, o przybyciu magów i pa sterzach, a nawet o ucieczce do Egiptu. Jedno zatem jest pewn e – kat ol ick a nau ka o dzieworództwie Maryi nie jest oparta na świadectwie aposto łów i ewangelistów, ale na litera turze apokryficznej, która główną uwagę skupia na narodzeniu i dzie ciństwie Maryi oraz na narodzeniu i dzieciństwie Jezusa. Warto dodać, że w wielu tych utworach to nie Jezus jest najważniejszą postacią, lecz Maria, Józef, a nawet mago wie. I podobnie jest w katolicyzmie, a wszechobecny i dominujący kult maryjny jest tego najlepszym do wodem. Cdn. BOLESŁAW PARMA 22 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. okiem sceptyka Polak niekatolik (46) Wszyscy jesteśmy równi Grzegorz Paweł z Brzezin był jednym z najbardziej lewicowych braci polskich i najgłośniejszych ariańskich antytrynitarzy. Urodził się około 1525 r. w Brze zinach niedaleko Łodzi, w rodzinie mieszczanina o przezwisku Zagro beln y. Pierws ze nau ki pob ier ał w szkole przy kościele św. Krzyża, a w latach 1540–1547 odbył studia na Akademii Krakowskiej i zdobył tytuł magistra nauk wyzwolonych. Następnie przez dwa lata studiował filologię i teologię na uniwersyte cie w Królewcu, gdzie zetknął się z ideami luteranizmu i kalwinizmu. Po powrocie do Polski został rekto rem szkoły przy katolickim kościele św. Marii Magdaleny w Poznaniu, lecz już w 1550 r. porzucił tę funkcję i przystał do wyznania kalwińskiego. Został kierownikiem zboru w ro dzinnych Brzezinach, pisał polskie i łacińskie dzieła polemiczne, dys kutował z braćmi czeskimi. Miano wano go ministrem zboru w Pełszni cy, a w sierpniu 1557 r. na synodzie w Pińczowie wybrano go na mini stra słowa Bożego zboru w Krakowie i kaznodzieję krakowskiego. Poglą dy Grzegorza Pawła ulegały rady kalizacji, zaś bezpośrednio po syno dzie pińczowskim w kwietniu 1562 r. zerwał z kalwinizmem i przystąpił do antytrynitarzy. Niedługo potem zetknął się z włoskim antytrynita rzem Giorgiem Blandratą oraz Franciszkiem Lismaninem, anty trynitarzem pochodzenia greckiego, i został liderem radykalnego skrzydła ariańskiego. K Jako jeden z najbardziej lewico wych pastorów na synodzie w Iwiu (20–26 stycznia 1568 r.) ogłosił: „Wiernemu nie godzi się mieć pod danych, a daleko mniej niewolników i niewolnice, gdyż jest to rzecz pogań ska panować nad swoim bratem, po tu jego albo raczej krwi używać; ono Pismo św. jawnie świadczy, że Bóg z jednej krwi uczynił wszystek rodzaj człowieczy, wedle tego wszyscy jeste śmy sobie równi, bo jeśli my wszyscy jesteśmy z jednej krwi, wtedy wszyscy jesteśmy sobie braćmi”. W licznych pismach i wystąpie niach kryt yk ow ał teol og ię kat o licką oraz kalwińską. Uważał się za rac jon al is tę, a jedn oc ześ nie wier zył w aut or yt et Bib lii. Wy znawał jedność Boga, wierzył, że Bóg Ojciec jest jedynym Bogiem, i odrzucał w ten sposób dogmat o Trójcy Świętej. Według Grzego rza Pawła Jezus był człowiekiem doskonałym, cudownie zrodzonym dla zbawienia ludzkości, natomiast Duch Święty to uosobienie „mo cy Bożej”. Grzegorz Paweł zerwał również z kościelnym dogmatem nieśmiertelności duszy, twierdząc, że nie istnieje ona samodzielnie poza ciałem. Warto zwrócić uwagę na jego pracę z 1568 r. pt. „O prawdziwej śmierci, zmartwychwstaniu i żywocie wiecznym”. Grzegorz zaprze czył w niej istnieniu duszy odrębnej westie religijne i światopoglądowe są tak nieprofesjonalnie podejmowane przez polskie media, że trudno się połapać w tym, co dzieje się na świecie. Mieliśmy ostatnio kolejny publiczny przejaw działania bardzo głębokiej wiary – pobożni ludzie zamordowali na ulicach Londynu żołnierza w cywilu i wydają się być z tego bardzo dumni. Fakt ten wykorzystali do swoich własnych celów brytyjscy nacjonaliści, rozpętując demonstracje przeciwko „obcym”. Nietrudno zauważyć, że ich antyislamskość jest podszyta rasizmem. I jakoś nie mam ochoty śpiewać z nimi w jednym chórze proroków „zderzenia cywilizacji”. Zresztą sama idea zderzenia, konfrontacji chrześcijańsko-islamskiej budzi wątpliwości. Bo nie bardzo wiadomo, kto z kim miałby się „zderzać”. Wielu Arabów czy Turków myśli po świecku i jest niereligijnych. I to oni mieliby się „zderzać” na przykład z nami, świeckimi humanistami? Jestem pewien, że więcej mnie łączy z nimi niż z Tomaszem Terlikowskim. Na te wątpliwości zwrócił uwagę ostatnio jeden z najciekawszych lewicowych i antyklerykalnych dziennikarzy od ciała ludzkiego. Jego zdaniem dusza i duch człowieka są „tchnie niem żywota, które to tchnienie nie jest żadną osobną osobą w człowie ku”, lecz siłą, która pozwala funk cjonować ciału ludzkiemu – „albo wiem taki jest żywot nasz: parą jest, która się na mały czas okazuje, a po tem niszczeje”. Nie tylko niszczeje ciało, ale i „duch człowieczy nisz czeje” – dusza zatem jest ducho wym składnikiem człowieka. Grze gorz Paweł zaprzeczał życiu dusz po śmierci. Nie szczędził iro nii i krytyki teologom katolickim i prote stanckim – twierdził, że zarówno Stary, jak i Now y Tes tam ent stoją na stanowisku tzw. kondycjonalizmu biblijnego, który wyklu cza dualistyczny podział człowieka na nieśmier telną duszę i śmiertel ne ciało oraz warun kuje nieśmiertelność człowieka posłu szeńs twem wo bec nak az ów Bożych. Kry tykował wia rę w wędrów kę dusz i myśl, że dus ze mog ą „wcielić się znowu”. Pisał o fatalnych społecznych skutkach kościelnej na uki o nieśmiertel nych dus zach: „A tak Kościół młodego pokolenia Piotr Szumlewicz (Superstacja, „Bez Dogmatu”), który zapytał o to, co to w ogóle jest cywilizacja i czy aby na pewno on sam i poseł PiS Krystyna Pawłowicz należą do tego samego kręgu kulturowego. Media pełne są nieporozumień w tych sprawach. Ze smutkiem obserwuję na przykład wzmożenie antyarabskiej propagandy nabudował kościołów, kaplic, ołta rzów na każdym miejscu, strasząc lud wymysłami swymi i jawnymi zdrada mi, dojąc tak głupi a zniewolony lud i tym czyśćcem, wyczyszczając obory, mieszki i kalety ubogich ludków”. Jego krytyka uświęconych do gmatów była bardzo postępowa. Rewolucyjna myśl teologiczno-filo zoficzna Grzegorza Pawła łączyła się z jego radykali zmem społecz nym. Głosił Arabów. Rzekomo w ramach walki z antysemityzmem. Nie bardzo rozumiem, co to ma wspólnego z humanistycznym i racjonalistycznym oglądem świata? A także ze zwykłym, ludzkim poczuciem sprawiedliwości. A nie potrafię wyobrazić sobie humanizmu bez troski o sprawiedliwość. Ta zaś nakazuje widzieć i starać się zrozumieć na przykład racje zarówno Izraelczyków, jak i Palestyńczyków, bez ŻYCIE PO RELIGII W informacyjnej mgle w jednym z najchętniej czytanych przez ateistów i agnostyków polskich portali. Świadomie nie przytoczę jego nazwy, bo nie chcę rozpętywać wojenki w naszym środowisku. My tu, w Polsce, i tak mamy zbyt dużo skłonności do wzajemnego zwalczania się. Nie chcę walczyć z ludźmi, lecz z niekorzystnymi zjawiskami społecznymi i chybionymi ideami. Otóż tenże portal także nasila ostatnio publikowanie treści wspierających politykę izraelską wobec europejskiej arogancji i pobieżnej krytyki islamu, którą czasem trudno odróżnić od prawicowej, rasistowskiej fobii. A poza wszystkim… Warto czasem pamiętać, że na przykład zamieszkana w większości przez muzułmanów Turcja jest państwem dosyć konsekwentnie świeckim, podczas gdy zaludniony przez ludzi na ogół mało religijnych Izrael jest dosyć typowym krajem wyznaniowym. Świat jest pełen czasem zaskakujących on idee określone mianem socjali zmu utopijnego, czyli zniesienie wła sności prywatnej jako źródła wyzysku i zamianę dotychczasowych stosun ków na wspólnotę dóbr oraz rów ność wszystkich obywateli. Wzywał do zniesienia pańszczyzny i propa gował ideę pracy dla wszystkich. Twierdził, że prawdziwi chrześcijanie i obywatele, czyli bracia polscy, nie potrzebują istnienia państwa, które stworzono tylko dla ludzi złych, by ich kontrolować i karać. Mimo że podkreślał konieczność podporząd kowania się władzom świeckim, to uważał, że „prawdziwi chrześcijanie i obywatele” nie powinni brać udzia łu w rządzeniu państwem ani roz strzygać sporów przed sądami. Jak większość braci polskich był bezwa runkowym pacyfistą. Grzegorz Paweł był autorem jed nych z pierwszych dzieł teologicz nych w języku polskim i wniósł spory wkład w rozwój literac kiej polszczyzny. Przetłumaczył na język polski m.in. dzieła włoskiego humanisty i teologa Fausta Socyna. W 1564 r. Zygmunt August na sku tek interwencji kalwi nis tów pol ec ił spal ić na rynku warszawskim traktat Grzegorza Pawła o Trójcy Świętej („Tabu la de Trinitate”), pro pagujący zasady anty tryn it ar yz mu, któr y tak bard zo daw ał się ewangelikom we znak i. Był a to jed na z pierwszych „eg zek uc ji lit er ack ich” w Pols ce. Grzeg orz Paw eł wciel ał swoj e ideały w życie w gmi nie rakowskiej. Zmarł w 1591 r. w Pińczowie. ARTUR CECUŁA niuansów i warto starać się je wszystkie dostrzegać. W innym wypadku pozostanie nam życie w niewoli stereotypów i uprzedzeń. Szkoda, że polskie media – zamiast je usuwać – jeszcze je czasem pogłębiają. Wielu ludzi niereligijnych nie potrafi, niestety, ocenić, kto jest sprzymierzeńcem, a kto wrogiem świeckości i wolności światopoglądowej. Mam znajomych ateistów, którzy odrzucają kogoś tylko dlatego, że jest duchownym jakiegoś wyznania albo człowiekiem wierzącym, nie wdając się w ocenę jego poglądów. Tymczasem, gdy czytam teksty księdza Wojciecha Lemańskiego albo byłego jezuity Stanisława Obirka, katolika przecież, to widzę w nich bliższych „współbraci w humanistycznej wierze” niż na przykład wyprany z wszelkich idei Alek sander Kwaśniewski, ponoć ateista, czy Adam Michnik, człowiek rzekomo niewierzący, który nie wyobraża sobie jednak polskości bez katolicyzmu. Bo prawdziwe różnice cywilizacyjne biegną przez serca i umysły, czasem w poprzek podziałów religijnych i światopoglądowych. Błogosławieni ci, którzy to dostrzegają. MAREK KRAK Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. W 1914 r. już jedna trzecia rdzennych mieszkańców Afryki Południowej deklarowała religię chrześcijańską. Wielu Afrykanów przyjmowało chrześcijaństwo w duchu synkretyzmu, starając się przyswoić te jego aspekty, które mogły realnie spowodować poprawę ich życia. „Czarni chrześcijanie po prostu wybierali w prezentowanym im chrześcijaństwie te elementy, które były dla nich zrozumiałe i korzystne, i pomijali całą resztę” – napisał pewien badacz. Z biegiem czasu synkretyzm ukształtował wzorce ludowej duchowości, które były zarówno chrześcijańskie, jak i rdzennie afrykańskie w charakterze, chociaż spędzały sen z powiek najgorliwszym wyznawcom i konwertytom. Szczególną cechą afrykańskiego chrześcijaństwa stały się kościoły autonomiczne, które wyłamały się spod kurateli białych misjonarzy. Pierwsze takie organizacje religijne zakładano od lat 80. XIX wieku w Lagos oraz w Afryce Południowej. Ruch na rzecz utworzenia lokalnych kościołów afrochrześcijańskich, niezależnych od kościołów amerykańskich i europejskich, nabrał w Afryce Południowej szczególnego rozmachu. Separatystyczne kościoły stanowiły dla kościołów misyjnych oraz władz kolonialnych jednocześnie wymiar niebezpiecznie wywrotowy. Przykładowo: w 1857 roku, w okresie ekspansji białych, chrześcijańska idea zmartwychwstania zainspirowała czarnych proroków do zachęcenia plemion Kosa do wybijania bydła i porzucania roli, ponieważ – jak wierzono – ich przodkowie powrócą z lepszym bydłem i przepędzą Europejczyków za morze. W rezultacie trzecia część ludności Kosa zmarła z głodu, a rząd Kolonii Przylądkowej wykorzystał tę sytuację do wyniszczenia ich społeczeństwa. W latach 1878–1879 brytyjskie władze imperialne podbiły ludy Pedi, Zulu i niedobitki Kosa, ostatecznie zaprowadzając w całej Afryce Południowej władzę białego człowieka. Rasizm utrwaliło odkrycie złóż diamentów w 1876 r. w Kimberley na północnym pograniczu Kolonii Przylądkowej. Odkrycie to wywołało lawinowy napływ drobnych kopaczy i robotników najemnych. Jednak w miarę pogłębiania się wyrobisk najlepiej prosperujący połączyli swoje interesy, a biali kopacze przepędzili czarnych. Ostatni afrykański kopacz, wielebny Gwayi Tyamzashe, zakończył działalność w 1883 r. Całe pole diamentonośne w Kimberley przeszło pod kontrolę spółki De Beers, utworzonej przez europejskich finansistów, z rodziną Rothschildów na czele, oraz Cecila Rhodesa (na zdjęciu) i Alfreda Beita. Biali zmonopolizowali stanowiska pracy uznane za kierownicze lub wymagające kwalifikacji. Narzucono ściślejszą segregację, której domagali się biali wyborcy. W szpitalach, więzieniach, obiektach sportowych oraz 23 przemilczana historia licznych szkołach i miejscach kultu religijnego zaostrzono segregację. Katastrofalna była ustawa z 1913 r. o władaniu ziemią, na mocy której Afrykanom nie wolno było posiadać ziemi poza granicami rezerwatów. W rezerwatach tych wytworzył się straszliwy niedostatek ziemi. Z kolei ustawy z 1923 r. i 1930 r. wprowadziły zakaz swobodnej imigracji do miast; w miastach Afrykanie – jeśli nawet udało im się dostać pracę – musieli gnieździć się w slumsach. W ten sposób pozbawiano ludność afrykańską możliwości posiadania własnych gospodarstw rolnych oraz odebrano im prawo do mieszkania na ziemi przodków. Ustawą z 1911 r. zakazano strajków czarnym robotnikom. Walkę o równouprawnienie ograniczała chrystianizacja Jak chrzczono Afrykę (22) Afrochrześcijańskie kościoły autonomiczne stały się szczególną cechą miejscowej religijności. Powstawały na ogół w wyniku sporów o zwierzchnictwo kościelne oraz animozji rasistowskich. prowadzona w duchu wpajania pokory wobec Europejczyków i uznawania ich wyższości. Ideologię tę wpajano przy pomocy afrykańskich pomocników, dlatego w głębi kraju utworzono punkty misyjne, które były obsługiwane przez czarnych duchownych. Nędza materialna zespalała się z wyczerpaniem nerwowo-psychicznym, spadkiem sił i zobojętnieniem, a także z poczuciem zagubienia w świecie. Z racji bardzo ograniczonych praw krajowców pierwsze ruchy wolnościowe w Afryce były w rzeczywistości ruchami religijnymi. W epoce kolonialnej jedynie na odcinku życia kościelnego Afrykanie mogli działać w znacznym stopniu samodzielnie. Angielski pisarz Edward Roux, autor książki na temat walki Murzynów o wolność, stwierdził: „Odnotować należy taki oto znamienny fakt. Pierwszy masowy ruch Afrykanów Bantu o rzeczywiście narodowym charakterze był ruchem religijnym (…). Tubylcy próbowali stworzyć własne kościoły niezależne od białych. Większość tych kościołów nosiła charakter plemienny i lokalny, ale niektóre z nich apelowały do wszystkich czarnych chrześcijan i usiłowały zjednoczyć Afrykanów wszystkich plemion (…). Walka zaczęła się od protestu, od buntu czarnych chrześcijan przeciwko kościołom misyjnym”. Bunt zrodził się we wschodniej części Kolonii Kapskiej, gdzie od dawna pod władzą kolonizatorów znajdowały się plemiona Bantu. Pogląd, że kościół powinien być autonomiczny i winien być obsługiwany przez duchowieństwo afrykańskie, zyskał sobie poparcie zwłaszcza w Zululandzie. W 1870 r. ordynację uzyskał pierwszy Zulus, a w 1873 r. było już 6 czarnych duchownych. Pierwszy przypadek utworzenia samodzielnej gminy afrochrześcijańskiej miał miejsce już w 1872 r. w Basutolandzie. Dokonała się tam secesja grupy wiernych przy jednej z misji Société des Missions Évangéliques de Paris. Jednakże już w tym samym roku położono kres secesji. Donioślejsze wydarzenia rozegrały się w latach 80. Buntowników poprowadził pastor Nehemiah Tile z plemienia Tembu w Kolonii Kapskiej. Godność pastora uzyskał on w 1880 r., a swój urząd kościelny wykorzystywał do obrony praw współplemieńców. Przyczyną secesji był sprzeciw wobec kontroli ze strony misji. Tile pragnął „lepiej krzewić słowo Boże i dostosować je do tradycji plemienia Tembu”. Duchownego oskarżono o „uczucia nacjonalistyczne”, wobec czego opuścił on Wesleyan Mission Church i utworzył w 1884 r. Kościół Tembu, którego głową został wódz plemienia Tembu. Analogiczne secesje miały miejsce w 1885 r. w Beczuanalandzie, a w 1889 r. – w plemieniu Bepedi. Także w 1889 r. Khenyane Napo, pastor anglikański w Pretorii, zorganizował odrębny kościół afrykański – African Church. W Zululandzie warunki do secesji dojrzały w 1896 r., kiedy to powstał niezależny Kościół – Zulu Congregational Church, bowiem czarni członkowie gminy doszli do wniosku, że misjonarze mają zamiar pozbawić ich praw do utworzenia własnej kongregacji, i postanowili wyzwolić się spod kontroli białych. Wszystkie te próby secesji miały charakter sporadyczny i izolowany. Secesja nabrała rozmachu w związku z rozwojem kopalń złota w Witwatersrand. W ośrodku tym eksploatowano tysiące Afrykanów, prowadzono również intensywną działalność misyjną. W 1892 r. w konferencji duchownych Kościoła metodystów wzięła udział liczna grupa Afrykanów, zaś władze zwierzchnie zadecydowały, by… „czarni bracia” obradowali oddzielnie. Pastor Mangena Mata Mokone uznał to za jawną dyskryminację rasową wewnątrz Kościoła. Skupił on innych czarnych opozycjonistów i porzucił gminę metodystów. W 1892 r. utworzył w Pretorii nową organizację religijną, która przyjęła nazwę Kościoła etiopskiego. Wziął od niego swoją nazwę pewien rodzaj organizacji, zachowującej doktryny i obrządek macierzystej misji, lecz odrzucającej jej zwierzchnictwo. Nazwę zapożyczono z Psalmu 68, wersetu 32, w tłumaczeniu: „Etiopska ziemia pospieszy wyciągnąć ręce swe do Boga”. Mokone zinterpretował ten werset, jak i temu podobne, jako proroctwo zapowiadające rozpowszechnienie się chrześcijaństwa na całym obszarze Afryki oraz powstanie niezależnego Kościoła afrochrześcijańskiego. W ten sposób ruch na rzecz utworzenia zjednoczonego Kościoła afrykańskiego z własnym czarnym duchowieństwem przybrał nazwę ruchu etiopskiego. Za oręż w działalności antysystemowej służyła również umiejętność czytania i pisania. Chrześcijaństwo zainspirowało między innymi duże powstanie, które wybuchło w 1915 r., wszczęte przez robotników plantacyjnych w południowej części Niasa. Jego przywódcą był John Chilembwe, afrykański duchowny wykształcony w Stanach Zjednoczonych. Jego zwolennicy hołdowali ideom tysiącletniego Królestwa Bożego na ziemi i zgotowali krwawą rozprawę swoim prześladowcom. Nie zdołali jednak uzyskać szerszego poparcia, bowiem chrześcijanie wciąż stanowili nieliczną grupę. Zwolennicy Johna Chilembwe, podobnie jak wielu chrześcijan przed nimi i po nich, wszczęli bunt zainspirowani lekturą Pisma Świętego – w większości języków afrykańskich Biblia była bowiem na ogół pierwszą książką drukowaną. Afrykanie rozpoczęli własną działalność wydawniczą. Do pierwszych poważnych afrykańskich czasopism na południe od Sahary – poza Liberią – należały „Głosy Afrykanów” („ImvoZabantsunde”), wydawane w Afryce Południowej od 1884 r., oraz działające od 1891 r. „Lagos WeeklyRecord”. Inni czytali broszury Towarzystwa Biblijnego i Traktatowego – poprzednika świadków Jehowy – od 1908 r. inspirującego mieszkańców Afryki Południowej, często wędrownych robotników najemnych, do tworzenia odrębnych wspólnot. Oczekiwały one nadejścia tysiącletniego panowania Królestwa Bożego na ziemi i uznawały za szatańskie zarówno porządek afrykański, jaki i europejski. ARTUR CECUŁA 24 Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. grunt to zdrowie N a początek trochę statystyki z rodzimego podwórka. Zakład Epidemiologii i Prewencji Nowotworów na swoich stronach internetowych publikuje badania, z których wynika, że „bezwzględna liczba nowotworów złośliwych w Polsce stale rośnie. W 1963 r. umarło nań 34 tys. 500 osób, a w 2001 r. – już 86 tys. 443 osoby. Wzrost jest znacznie szybszy u mężczyzn. W 1963 r. zmarło około 17 tys. panów (14 proc. ogółu zgonów u mężczyzn) i 17 tys. 500 pań (odpowiednio 16 proc.). W 2001 r. liczba zgonów mężczyzn (49 230 – 26 proc. ogółu zgonów) znacznie przewyższyła analogiczną liczbę wśród kobiet (37 213 – 22 proc. ogółu). Generalnie nowotwory złośliwe charakteryzuje bardzo długi okres inkubacji, co oznacza, że od rozpoczęcia ekspozycji na czynnik rakotwórczy do wystąpienia objawów choroby upływa zwykle wiele lat. W efekcie należą one do grupy schorzeń występujących przede wszystkim w starszym wieku – dotyczą głównie osób po 65 roku życia. Pod koniec lat 90. polską populację – inaczej niż tę zamieszkującą kraje rozwinięte – charakteryzowała jedna z najwyższych na świecie liczba złośliwych odmian raka, zdiagnozowanych u osób w średnim wieku. W rezultacie to one odpowiadają za zgony aż 37 proc. mężczyzn i 41 proc. kobiet umierających przed 65 rokiem życia. W Polsce (i na Węgrzech) zachorowalność i umieralność z powodu nowotworów złośliwych na początku lat 90. osiągnęły u mężczyzn w średnim wieku (45–64 lat) najwyższy, nigdy w Europie nieobserwowany poziom”. Przytoczone dane nie nastrajają optymistycznie. Jednak jeśli dokładnie im się przyjrzeć, można z nich wysnuć pewne wnioski. Dlaczego na przykład w Szwecji widać niską umieralność na nowotwory złośliwe wśród osób przed 65 rokiem życia? Czyżby byli na tę chorobę odporniejsi od nas? Czy mają jakiś „cudowny lek”? Warto wspomnieć, że w Skandynawii walka z rakiem rozpoczyna się na wiele lat przed faktem pojawienia się pierwszych zmian nowotworowych. Olbrzymie znaczenie mają tutaj tryb życia oraz dieta – chodzi nie tylko o polski wstręt do jakiejkolwiek regularnej formy aktywności fizycznej, ale także o skłonności do używek, takich jak papierosy i alkohol. Te dwie trucizny osłabiają powoli nasz organizm – otępiają układ odpornościowy oraz upośledzają pracę narządów wewnętrznych. To bomba z opóźnionym zapłonem. Dodatkowo brak ruchu i siedzący tryb życia dobijają nasz układ krwionośny, czego skutkiem jest plaga chorób kardiologicznych oraz nowotworowych. Gołym okiem widać tu żelazną konsekwencję przyczynowo-skutkową – te dwie grupy dolegliwości to obecnie najczęstsze przyczyny przedwczesnych zgonów. Według najnowszych badań aż około 90 proc. nowotworów ma związek z czynnikami Pokonać raka środowiskowymi – zanieczyszczeniami, z którymi codziennie się stykamy, nieprawidłową, źle zbilansowaną dietą, toksycznym pożywieniem oraz wspomnianym fatalnym trybem życia. Wróćmy jednak do Szwecji. Dlaczego jest tam lepiej? Łatwo się – jest na 128 pozycji, a Ukraina – na 119. Dlaczego? Przecież to „niedźwiedzie”! Zwykło się je tak określać. Ale nawet najsilniejszy grizzly, pojony codziennie alkoholem, w szybkim tempie z władcy kniei przeistoczy się w żałosnego pluszaka, żyjącego Od wielu lat badania nad skutecznymi lekami na nowotwory pochłaniają miliony dolarów. Z jakim skutkiem? Wprawdzie większość z nich wykryta we wczesnym stadium rozwoju jest uleczalna, jednak chorych przybywa w zastraszającym tempie. już chyba domyślić. W krajach skandynawskich zdrowy tryb życia jest normą społeczną. Dbanie o siebie i o przyrodę jest tam „oczywistą oczywistością”. Przeważająca większość Skandynawów uprawia regularnie sport, i to niezależnie od wieku. Popularny ostatnimi czasy także w Polsce nordic walking, czyli północne maszerowanie – forma aktywności przeznaczona głównie dla osób starszych – to letnia odmiana narciarstwa biegowego, będącego jednym z najpopularniejszych sportów północnej Europy. Oprócz tego Szwecja – podobnie jak wszystkie inne kraje posiadające długą linię brzegową – charakteryzuje się dużym spożyciem świeżych ryb morskich. Zauważmy, że z przytoczonych wcześniej badań Zakładu Badań i Prewencji Nowotworów wynika, że także w Wielkiej Brytanii odsetek chorych, którzy umierają na raka poniżej 65 roku życia, jest niski. Jeszcze lepiej widać to na przykładzie Japonii, gdzie ryby morskie stanowią podstawę codziennego menu, a średnia długość życia plasuje się w ścisłej światowej czołówce. Polska zajmuje w tym rankingu aż 54 miejsce. Pocieszmy się, że nasz potężny wschodni sąsiad – Rosja średnio 59 lat. Warto wspomnieć, że średnia długość życia Rosjanek wynosi 73 lata. Różnica – 14 lat – jest wyraźna tak bardzo jak różnica w ilości spożywanego przez obydwie płcie alkoholu. I choć panie wszelkich narodowości żyją dłużej, to jednak dysproporcja w krajach słowiańskich jest największa. Japończycy żyją długo i zdrowo dzięki właściwej diecie oraz zamiłowaniu do ćwiczeń fizycznych. Wiedzą, że organizm człowieka jest niezwykłym tworem, który sam potrafi się oczyszczać i odnawiać, ale trzeba mu w tym pomóc – szczególnie w dzisiejszym zanieczyszczonym świecie. Kluczowym zadaniem jest wyeliminowanie z naszego najbliższego otoczenia oraz z organizmu toksyn, a także wzmocnienie układu immunologicznego. Osiągniemy to na kilka sposobów: spożywając zdrową żywność, dbając o właściwy dobór menu, zażywając preparaty i kuracje wzmacniające naszą odpowiedź immunologiczną na substancje kancerogenne oraz prowadząc tryb życia adekwatny do naszej natury – bądź co bądź zwierzęcia, które do właściwego funkcjonowania potrzebuje codziennej aktywności fizycznej. Ideałem jest codziennie się spocić przy wysiłku (1) fizycznym, co w sposób naturalny oczyszcza organizm. W kolejnych artykułach chciałbym przedstawić naturalne metody walki z rakiem, czerpane z medycyny naturalnej, bazującej na wielowiekowej wiedzy ludzi, blisko związanych z przyrodą i otaczającym nas światem. Jeżeli chcemy je wypróbować, musimy zasięgnąć opinii lekarza specjalisty. Terapia naturalna różni się od medycyny tradycyjnej, skoncentrowanej na likwidacji guzków i komórek nowotworowych za pomocą chemioterapii oraz naświetlań. Ta terapia nie zwalcza przyczyn raka. Ma ona też wielu przeciwników ze względu na skutki uboczne. Chciałbym jednak podkreślić, że nigdy nie wolno na własną rękę rzucać zaleconej nam przez lekarza formy terapii. Osoby, które chorują na nowotwór, a boją się leczenia, powinny porozmawiać o swoich lękach z fachowcem. Istotą działania terapii radiologicznej i tzw. chemii, czyli podawania leków cytostatycznych, jest całkowite wyniszczenie komórek nowotworowych w ciele chorego. Niestety, leki te nie działają selektywnie i niszczą wszystko – zarówno komórki patologiczne, jak i te zdrowe. Szczególnie wyniszczające są próby leczenia białaczki. W leczeniu tego nowotworu wykorzystuje się szpik kostny. Nie wszyscy wiedzą jednak tak naprawdę, do czego jest on potrzebny. W przypadku ostrych postaci białaczki leczenie polega na wprowadzeniu do organizmu kilkakrotnie, a nawet kilkunastokrotnie większej dawki chemii niż przy terapii innych postaci raka. Doprowadza to do mieloablacji, czyli do całkowitego zniszczenia hematopoezy (proces tworzenia się krwi) osoby chorej. Po takiej terapii organizm jest wypalony jak po bombie atomowej. Szpik kostny potrzebny jest do powtórnego uruchomienia procesów hematopoezy. Zanim to nastąpi, pacjenta zabić może nawet katar. Dodajmy, że nie zawsze przeszczep się udaje. Nie stosuje się też ich u osób powyżej 60 roku życia, które nie przeżyłyby znacznego zniszczenia organizmu spowodowanego chemioterapią. Jest to zatem rozwiązanie tylko dla ludzi stosunkowo młodych, mających silne organizmy. Warto podkreślić, że wiele osób odniosło korzyści z takich metod leczenia, i jest to fakt niezaprzeczalny. Pojawia się jednak coraz więcej głosów, że w niektórych przypadkach chemioterapia nie tylko nie pomaga, ale wręcz szkodzi. Do takiego wniosku doszli amerykańcy naukowcy – dr Peter Nelson i jego współpracownicy z Fred Hutchinson Cancer Research Center w Seattle. Podczas badań nad mechanizmem zatrzymywania się procesów nowotworowych w organizmie osób poddawanych tradycyjnemu leczeniu cytostatykami odkryli, że stosowany powszechnie rodzaj chemioterapii – zamiast osłabiać komórki rakowe – pobudza je do wzrostu. Naukowcy analizowali tkankę pobraną od pacjenta cierpiącego na raka prostaty. Poddając ją chemioterapii, zaobserwowali fakt nadmiernej produkcji w zdrowych komórkach specyficznego białka o nazwie WNT16b. Problem w tym, że pobudzało ono do wzrostu i aktywności sąsiadujące z nim komórki nowotworowe. Było to dla zespołu badaczy kompletne zaskoczenie. Powtórzyli oni analogiczne badanie na tkance nowotworowej piersi oraz jajnika i za każdym razem uzyskali podobny efekt. Rezultaty badań zostały zaś opublikowane w amerykańskim periodyku medycznym „Nature Medicine”. Wynikało z nich, że białka WNT16b zostają wyprodukowane w fibroblastach – licznych komórkach tkanki łącznej – w odpowiedzi na uszkodzenie DNA komórkowego spowodowanego lekami stosowanymi w chemioterapii. Według badaczy jedynym sposobem na powstrzymanie tego fatalnego w skutkach procesu jest zablokowanie aktywności fibroblastów w trakcie chemioterapii. Wiąże się to jednak ze znacznym ryzykiem, gdyż nie wiadomo, jakie mogą być konsekwencje takiego działania. Wyniki tych badań nie dziwią osób, które do organizmu człowieka podchodzą holistycznie, traktując go jako całość, bo te podchodzą inaczej do problemu chorób nowotworowych. Zamiast wypalać nas od wewnątrz „chemicznym ogniem” i na gruzach organizmu próbować odbudować lub przeszczepić nowe tkanki, proponują aktywizację naszych nadwątlonych sił wewnętrznych, tak aby dały sobie radę z niepożądanym „obcym”. Należy jednak konsultować tę aktywizację ze specjalistą. ZENON ABRACHAMOWICZ www.onkologia.org.pl www.nature.com Wikipedia.pl Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. TRZECIA STRONA MEDALU FILOZOFIA STOSOWANA Kłopot z marychą Z narkotykami sprawa nie jest prosta. Jeszcze sto lat temu ich zażywanie było jeśli nie dozwolone, to w każdym razie tolerowane. Egzotyczne substancje z opium na czele traktowane były jako inspiracja duchowa dla artystów i ekscentryków – być może nieco ryzykowna dla zdrowia, lecz warta grzechu. Malarze, pisarze i muzycy w epoce fin de siècle nie stronili od narkotyków i nie wstydzili się nawet postępującego od nich uzależnienia. Również zwykli mieszczanie mieli z nimi czasami do czynienia, bo opiaty hojnie podawane były przez lekarzy dla uśmierzania bólu. Dopiero gdy okazało się, że handel narkotykami staje się gangsterską branżą, rodzącą fortuny i siejącą śmierć, rządy po obu stronach Atlantyku zdecydowały się nałożyć restrykcje na obrót środkami odurzającymi. Tymczasem jednak światowe wojny XX wieku z jednej strony, a liberalizacja obyczajów z drugiej spowodowały gwałtowny wzrost popytu na „dragi”. Apogeum proces ten osiągnął w epoce hipisów, a więc po rewoltach studenckich lat 1967–1968. Wtedy też przyjęto C w świecie surową politykę narkotykową, opartą na szczelnej kontroli i wysokich karach za produkcję i handel, trwającą do dziś. Niestety, skutki wielkich kampanii antynarkotykowych są raczej mizerne. Narkomanów nie ubywa, a plantacje koki i innego świństwa w różnych częściach świata mają się jak najlepiej. Paradoksalnie, narkotyki zażywa dziś na Zachodzie nieporównanie więcej ludzi niż w czasach, gdy obrót nimi nie był jeszcze ścigany przez prawo. Czyżby więc lepiej było odstąpić od zakazów i potraktować narkotyki jak papierosy albo alkohol? Pytanie to stawiane jest bardzo serio, przynajmniej w odniesieniu do tzw. miękkich narkotyków, a głównie marihuany i haszyszu. Destrukcyjne „twarde” narkotyki są bowiem na tyle niebezpieczne, że trwale chyba daliśmy sobie prawo bronienia naszych dzieci przed nimi samymi, zakazując im robienia czegoś, co mogłoby je zabić. Z marihuaną sprawa nie jest już jednak oczywista. Miliony ludzi palą ją „bezkarnie”, to znaczy bez szkody dla swego życia większej niż taka, którą wyrządza palenie tytoniu, a tym oraz częściej myśląc o przemianie społecznej, jak wolę nazywać rewolucję, łapie się na tym, że coraz mniej lubię polskie społeczeństwo. Mam wrażenie, że przez ostatnie 20 z górą lat… zdziczeliśmy. Zdumiewające, jak łatwo udało się ludziom zaszczepić wartości, które przeczą humanizmowi, człowieczeństwu, wspólnocie i na piedestał wynoszą panoszącego się gangstera, cwaniaka, polityka liberała. W świecie, w którym sukces materialny jest przepustką do sławy oraz do powszechnego szacunku i nikt nikogo nie pyta, ilu ludzi, ile fabryk, a także społeczności lokalnych zniszczył, aby wspiąć się na szczyt, trudno nawet o nadzieję na radykalne zmiany. Hamulcem moralnym dla bogacenia się kosztem ogółu nie jest nawet instytucja, która moralność ma na sztandarach, bo przecież Kościół katolicki niesłychanie się na powszechnej prywatyzacji i reprywatyzacji obłowił. Symbolem nowych czasów jest „człowiek sukcesu” w drogim aucie, który wymusza na innych uczestnikach ruchu, żeby zjechali mu z drogi po to, żeby on mógł swobodnie łamać ograniczenia prędkości. Nie lubię tych, którzy się rozpychają, ani tych, którzy z pokorą uznają wyższość silniejszego i posłusznie ustępują. W tym ustępowaniu na każdym kroku jest bowiem zgoda na nowe, dzikie reguły gry, kiedy to zwycięzca bierze wszystko, a ostatnich gryzą psy. Prawdziwa rewolucja, będąca warunkiem postępu, polega bowiem nie na graniu w grę przeciwnika, ale na zaprzeczeniu jej regułom. Feministka, która domaga się jedynie, aby kobiety dostawały równą liczbę stanowisk kierowniczych w korporacyjnej hierarchii dziobania, niczego tak bardziej picie alkoholu. Przecież ci, którzy popadają w ciężkie uzależnienie od marihuany i z tego powodu rujnują swoje zdrowie fizyczne i psychiczne, nie znajdują się w gorszym położeniu niż alkoholicy i nikotyniści. Nie jest ich również statystycznie więcej. Z tezą tą można się spierać, niemniej jednak z grubsza panuje zgoda, że marihuana nie jest istotnie bardziej niebezpieczna ani destrukcyjna niż wódka. Nie jest niewinna, jak się wydaje niektórym, ale też jest czymś zupełnie innym niż, dajmy na to, heroina. O co więc chodzi? Dlaczego rządy tak się opierają i wzbraniają przed jej legalizacją? Przecież w wolnym kraju każdemu wolno robić co chce, jeśli tylko nie wyrządza tym szkody innym ludziom! Wydaje się, że istnieją dwa powody uporu naszych rządów. Pierwszy jest taki, że są one z biegiem lat coraz bardziej wyczulone na kwestie związane ze zdrowiem, wdrażając rozmaite restrykcje zmniejszające ryzyko chorób. Jako że naprawdę nie zmienia, bo nie kwestionuje mechanizmu wyzysku i dominacji. Niczego nie osiągniemy, odsuwając od władzy Donalda Tuska i Platformę Obywatelską, jeżeli władza nie zostanie naprawdę przekazana w dół, do rządzonych. Mechanizm odrastania hydry jest bowiem prosty: kiedy tylko jakieś ugrupowanie wydaje się zyskiwać sympatię wyborców, natychmiast pojawiają się pieniądze pomagające wygrać wybory i zobowiązania zdrowie stało się jakiś czas temu najwyższą bodajże wartością współczesnych społeczeństw, podlegając w konsekwencji skrupulatnemu nadzorowi rządu, wykazuje on naturalną skłonność do ograniczania naszej wolności „dla naszego zdrowia”. A że tak czy inaczej palić trawkę jest mniej zdrowo, niż nie palić, żaden rząd nie chce wziąć na siebie poluzowania obowiązujących zakazów. Trend jest odwrotny – walka z paleniem tytoniu i z piciem alkoholu. Klimatu dla legalizacji miękkich narkotyków – brak. i bezbronnego przed brutalnością najbliższych krewnych, wyrzucających taką osobę na bruk. Przegrany częściej budzi pogardę i drwiny niż współczucie, co więcej – otrzymuje też piętno nieudacznika. Mój przyjaciel, budowlaniec Waldek, wystawiał faktury VAT-owskie za swe usługi, ale nie otrzymywał zapłaty. Kiedy nie dostawał przelewu za roboty, brał przed świętami pożyczkę w Providencie, żeby wypłacić pensje swojej brygadzie. Żona GŁOS OBURZONYCH Rewolucja moralna wobec sponsorów, które czynią to zwycięstwo całkowicie daremnym dla tych, którzy głosowali z nadzieją na zmiany. Pewien biznesmen w Suwałkach na początku transformacji sfinansował wszystkie startujące w wyborach samorządowych komitety wyborcze. Nie mógł przegrać i to on wygrywał potem wszystkie przetargi. To, że skorumpowany system polityczny jest nie do ruszenia, wynika z całkowitej nieobecności zasad i kryteriów moralnych w życiu publicznym oraz z zaniku tych zasad w życiu prywatnym. Ludzie biorą udział w wyścigu szczurów do sukcesu, bo ten usprawiedliwia i uniewinnia z każdego łajdactwa. Nazywają to wolną konkurencją. Pęd do pieniędzy niszczy nie tylko tkankę społeczną, więzi sąsiedzkie, koleżeńskie, ale i rodzinne. Niepokojąca jest dla mnie liczba przypadków, w których muszę bronić kogoś słabego nazywała go ofiarą losu i drwiła z jego nieudolności. Dziś mieszka w Norwegii. Kiedy ma przerwę śniadaniową i idzie do sklepu w stroju roboczym, ludzie ustępują mu miejsca w kolejce, bo to idzie człowiek pracy. Do kraju nie wróci. Nie chce być znowu „robolem”. Jeżeli wiedza, pracowitość, prawość i szlachetność nic nie znaczą w starciu z cudzymi pieniędzmi oraz pazernością, społeczeństwo jako całość cofa się do epoki kamiennej. Tu duży faktycznie może więcej. Konkurencja zamiast współpracy sprawia, że prywatne firmy, które dominują w naszej gospodarce, zatrudniają w większości (96 proc.) do 9 osób i znikają z rynku równie szybko, jak powstają. Naszym problemem jest brak pozytywnej wizji społeczeństwa i państwa, która dawałaby szanse na sukces wspólnotom, masom, a nie tylko wybranym, bezwzględnym jednostkom. Póki rządzący liberałowie dzierżyć będą rząd 25 Bardziej ponury jest wszelako drugi powód. Otóż władza dopóty jest władzą, dopóki może się komunikować z obywatelem. Dopóki może mu skutecznie rozkazywać. Tymczasem człowiek pod silnym wpływem marihuany jest nie tylko mniej komunikatywny niż ktoś mocno pijany (zdolny wrócić nieco do przytomności na widok policji), ale na dobitkę nie boi się władzy. A władza nie cierpi tych, którzy się jej nie boją. W tym tkwi bodajże tajemnica głębokiej niechęci organów ścigania, a w rezultacie całego państwa do „napalonych”. I to jest również powód, dla którego legalizacja marihuany dla wielu ludzi stała się symboliczna w ich walce o liberalne społeczeństwo i państwo. Wojna o marihuanę prędzej czy później doprowadzi do jakiegoś kompromisu. Trzymanie w więzieniach osób, u których znaleziono „skręta”, jest nonsensem i jawną niesprawiedliwością. To się musi skończyć. A jednak nie życzymy sobie żyć w świecie, w którym uczeń na przerwie albo pracownik pali sobie trawkę. Używanie środków bardzo silnie zaburzających percepcję, mowę i zachowanie człowieka musi podlegać ścisłym ograniczeniom. Bylebyśmy pamiętali, że ograniczenia to nie to samo, co całkowity zakaz. JAN HARTMAN dusz, a strajkujący kolejarze, górnicy czy pielęgniarki nie będą mogli liczyć na wsparcie większości społeczeństwa, bo każdy myśli tylko o sobie, to ludzie żyjący z pracy własnej, a nie cudzej, czyli większość, będą skazani na porażkę wyrażoną w malejącym udziale płac w rosnącym dochodzie narodowym. Agresja sfrustrowanych i pokrzywdzonych jest umiejętnie kierowana przeciwko państwu i jego demokratycznym instytucjom, a nie przeciwko tym, którzy na wycofywaniu się państwa z obrony sfery publicznej oraz dobra ogółu najbardziej korzystają. Nikt jakoś nie rzuca gromów na milionerów spokojnie transferujących swe dochody do rajów podatkowych, za to urządza się seanse nienawiści w sprawie uposażeń poselskich, które od bardzo dawna pozostają na tym samym poziomie. Politycy, którzy pełnią w istocie rolę kelnerów na usługach bogaczy, są znienawidzeni. Jednak ci, którzy urządzili sobie z państwa maszynkę do bogacenia się kosztem ogółu, pozostają autorytetami i ulubieńcami mediów. Na jeden występ związkowca w mediach przypada 100 rozmów z przedstawicielami biznesu. A nie brak przecież w Polsce ludzi, którzy pamiętają o wspólnocie zwanej społeczeństwem i chcą Polski solidarnej, wspólnotowej, harmonijnie rozwijającej się z korzyścią dla większości. Dlaczego ich głos nigdzie nie dociera? Bo zdominowane przez oligarchię (rządzących nowobogackich i korporacje) media ucinają w zarodku wszystkie głosy mówiące o alternatywie. Przestrzeń publicznej debaty została nam odebrana i poza nielicznymi pismami, takimi jak „Fakty i Mity”, został nam już tylko internet. Ale czy „tylko”? Może „aż”. PIOTR IKONOWICZ 26 RACJONALIŚCI Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. KATEDRA PROFESOR JOANNY S. List otwarty Prawo Boże Szanowny Panie Premierze, zwracam się do Pana z apelem, aby Rada Ministrów podjęła działania mające na celu wypowiedzenie konkordatu między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską. Koronnym argumentem przemawiającym za podjęciem wyżej wymienionych działań jest okoliczność, iż konkordat narusza zasadę wzajemności i partnerstwa, bowiem zakłada wyłącznie obowiązki ze strony państwa, a nie nakłada żadnych obowiązków ze strony Kościoła rzymskokatolickiego. W związku z powyższym obowiązkiem władz Rzeczypospolitej Polskiej jest przeciwdziałanie niekorzystnemu ukształtowaniu stosunków wzajemnych, łączących nasze państwo z innymi podmiotami, w tym przypadku z Watykanem. W ostatnim czasie obserwuję także niepokojące tendencje w postawie Episkopatu Polskiego i hierarchów kościelnych, które polegają na: dążeniu do ciągłego nadzoru nad działaniami władz państwowych i uzurpowaniu sobie prawa do aktywnego udziału w rządzeniu państwem, podważaniu autorytetu demokratycznie wybranych władz, dyskredytowaniu polskiego porządku prawnego. Za przykład mogą tu posłużyć: 1) słowa prominentnych duchownych wygłaszane z ambony w trakcie tegorocznych obchodów święta Bożego Ciała; 2) listy i odezwy do parlamentarzystów, na przykład grożące ekskomuniką posłom popierającym in vitro; 3) podważanie przez Episkopat decyzji KRRiT o nieprzyznaniu koncesji cyfrowej dla TV Trwam; 4) kwestionowanie zapowiedzi rządu o podpisaniu przez Polskę konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet; 5) publiczne wzywanie przez biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza do rozwiązania Sejmu. Do eskalacji tego typu nadużyć przyczynił się niewątpliwie oportunizm decydentów politycznych zabiegających o poparcie albo przynajmniej o neutralność Kościoła katolickiego oraz nierzadkie kunktatorstwo ze strony wymiaru sprawiedliwości w sprawach dotyczących „podejrzanych” spraw finansowych Kościoła i duchownych łamiących prawo. W rzeczywistości w Polsce mamy nie trzy, ale cztery władze: ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą i kościelną. Za wypowiedzeniem konkordatu przemawia także fakt, iż stanowi on pogwałcenie zasady świeckości państwa i niedyskryminacji innych kościołów oraz związków wyznaniowych występujących na terenie naszego państwa. Negatywnym skutkiem jego obowiązywania jest: 1) zapisywanie na lekcje religii katolickiej lub rekolekcje całych klas bez pytania o zgodę poszczególnych uczniów; 2) stygmatyzacja mentalna uczniów niechodzących na religię; 3) umieszczanie oceny z religii na świadectwie; 4) wliczanie oceny z katechezy do średniej; 5) polityczno-kościelne układy przy obsadzaniu stanowisk kościelnych (przykład ingerencji z 2006 r. u papieża przez ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego przy podejmowaniu decyzji o powołaniu nowego metropolity warszawskiego). 30 maja, w święto Bożego Ciała, urzędnicy Pana Boga zajmowali się, jak zwykle, wszystkim, co jest związane z niewymownymi dla katolików częściami ciała. Bynajmniej nie Najświętszego Ciała Chrystusa, na co wskazywałaby data, a ludzkiego. Ponieważ uroczystości odbywały się publicznie, zaangażowanie duchownych miało na szczęście charakter jedynie werbalny. Nie wzbudziliby oburzenia i polemiki, gdyby ograniczyli się wyłącznie do troski o czynności wiernych zlokalizowane poniżej pasa, czyli seks i jego konsekwencje. Do ginekologiczno-bioetycznych pouczeń wszyscy już się bowiem przyzwyczaili i na nikim nie robią one wrażenia. Wyjątek stanowią jedynie takie wykwity katolskiego intelektu jak „dodatkowe bruzdy” ks. de Bériera czy ważniejsze niż pedofilia sprawy bp. Pieronka. Jednak najwyraźniej zły duch opętał sutannowych, bo tym razem sięgnęli także powyżej pasa – do serc i sumień wiernych. W dodatku nie jedynie po to, by wyłudzić kolejne pieniądze, ale by przypomnieć „o nadrzędności prawa Bożego nad prawem stanowionym przez prawodawcze instytucje” – tak ujął to metropolita krakowski kard. Dziwisz. I dodał: „Wierność prawdzie obowiązuje wszystkich, również prawodawców. Prawdy nie ustala się przez głosowanie, dlatego nawet parlament nie jest powołany do tworzenia odrębnego porządku moralnego niż ten, który jest wpisany głęboko w serce człowieka, w jego sumienie”. Niewątpliwie był to wynik wcześniejszych uzgodnień w Episkopacie, bo bp Nitkiewicz sprzeciwiał się w Sandomierzu „propagowaniu postaw sprzecznych z Bożym prawem”, a bp Rakoczy grzmiał w Bielsku-Białej, że „żaden rząd ani parlament nie jest upoważniony do stanowienia prawa, które ułatwia demontaż i rozpad rodziny”. Nawet niekoniecznie świętej. Jak do tych górnolotnych nauk ma się pedofilia księży, jej ukrywanie przed wymiarem sprawiedliwości i odmowa płacenia odszkodowań ofiarom kościelnych zboczeńców – żaden z biskupów nawet się nie zająknął. Wypowiedzi hierarchów o nadrzędności prawa Bożego naruszają zagwarantowany Konstytucją RP i konkordatem rozdział Kościoła i państwa oraz zagrażają wolności sumienia obywateli RP. Leszek Miller przypomniał o tym, zwracając się do prezydenta W mojej ocenie należy nie tylko wypowiedzieć konkordat, ale także dokonać stosownej rewizji przepisów Konstytucji RP z 1997 r., zmierzającej do wprowadzenia w Polsce rzeczywistej zasady równouprawnienia oraz niezależności i autonomii kościołów i związków wyznaniowych, którą zakłóca jej art. 25 ust. 4. Stosunki między Rzecząpospolitą Polską a Kościołem katolickim powinny być uregulowane tak jak w przypadku innych kościołów oraz związków wyznaniowych, tj. w trybie przewidzianym w art. 25 ust. 5 Konstytucji RP. Ze Stolicą Apostolską Polska powinna utrzymywać jedynie stosunki dyplomatyczne na zasadzie analogii z innymi państwami. I nie będzie to poniżenie, lecz wyróżnienie dla Watykanu, który jest jedynym państwem świata niemającym narodu. Państwa są po to, aby reprezentować narody. A Watykan reprezentuje tylko międzynarodową korporację. Nie ma powodów, aby utrzymywać nadzwyczajne, regulowane specjalnym konkordatem stosunki dyplomatyczne z takim tworem. Potrzeba wypowiedzenia konkordatu jest także pilna chociażby z uwagi na możliwe odbarczenie budżetu państwa z niebagatelnych kosztów z nim związanych, ponoszonych przez obywateli. Dalsze utrzymywanie przez państwo w obliczu kryzysu gospodarczego i pogłębiającej się biedy polskiego społeczeństwa: 1) rzeszy księży i katechetów uczących religii w szkołach; 2) „armii” kapelanów zatrudnionych w wojsku, policji i innych służbach mundurowych; 3) wydziałów teologicznych na państwowych uczelniach – uważam za krzywdzenie narodu polskiego. Przy okazji należałoby także solidnie zlustrować majątek i finanse kościelne. Oburzające jest to, że mimo upływu 15 lat od obowiązywania konkordatu nie powołano przewidzianej w nim komisji rządowo-kościelnej, która zajęłaby się sprawami finansowymi Kościoła. Istniejąca obecnie kościelna komisja konkordatowa działa bez podstawy prawnej. Powołał ją w 1998 r. Jan Paweł II, stawiając rząd przed faktem dokonanym. Ponadto przypominam, że konkordat został przegłosowany przez Sejm z naruszeniem obowiązujących reguł, które wymagają 2/3 głosów posłów obecnych na sali do ratyfikowania umowy międzynarodowej. Ten warunek nie został w przypadku konkordatu spełniony. W związku powyższym wzywam rząd do walki o przywrócenie autonomii naszego państwa, do obrony polskiego społeczeństwa przed grabieżą finansową ze strony Kościoła katolickiego oraz do przywrócenia w Polsce poczucia poszanowania wolności światopoglądowej. Oczekuję ustosunkowania się Pana Premiera do niniejszego listu i przedstawienia opinii publicznej stanowiska rządu w przedmiotowej sprawie. Z poważaniem JANUSZ PALIKOT Komorowskiego, jako strażnika Konstytucji RP, z apelem „o obronę autonomii Rzeczypospolitej Polskiej i stanowczy sprzeciw wobec nacisków hierarchii kościelnej na władze naszego państwa oraz przypomnienie Konferencji Episkopatu Polski o obowiązku przestrzegania konstytucyjnych i konkordatowych zapisów dotyczących poszanowania autonomii państwa i jego niezależności od Kościoła”. Przewodniczący SLD zwrócił uwagę, że „cele religijne Kościół powinien osiągać siłą własnego przekonywania, mocą przesłania moralnego, a nie poprzez odwoływanie się do przymusu państwowego”. W odpowiedzi odezwali się urzędnicy z Kancelarii Prezydenta: Joanna Trzaska-Wieczorek, Jan Lityński, Tomasz Nałęcz. Jak jeden mąż uznali, że biskupi mają prawo wygłaszać każdą opinię, zwłaszcza tak, ich zdaniem, oczywistą i prawdziwą, jak ta o wyższości prawa Bożego nad stanowionym, a Leszek Miller nie powinien w ogóle zabierać głosu. Prezydent przezornie milczy, bo w Wikipedii nie ma odpowiedzi, a inne źródła są zbyt trudne do ogarnięcia. Głos biskupów jest bezczelny, ale na szczęście bardziej szkodliwy dla samego Kościoła niż dla świeckości państwa. Wszak tylko prawa sprzeczne z Bożym pozwalają wypróbować wierność naukom Kościoła. Nie przerywać ciąży, kiedy to dozwolone, nie dać się skusić na in vitro finansowane przez państwo, nie zawrzeć związku partnerskiego – choć prawo takie rozwiązanie sankcjonuje i obdarza różnorakimi przywilejami – to dopiero są prawdziwe akty wiary. Pasterze niepotrzebnie boją się wystawiać swoje owieczki na pokuszenie. Najwyraźniej biskupi zapomnieli, że fundamentem Kościoła jest grzech. Gdyby ludzie byli bezgrzeszni, Kościół straciłby rację bytu. Skruszony grzesznik ma i tę zaletę, że nie domaga się rozliczania kościelnych pieniędzy, romansów ani pedofilii. Skoro sam nie jest bez winy, nie rzuca kamieniem, tylko więcej na tacę. Liberalizacja przepisów, tworząc więcej grzeszników, napędza amatorów spowiedzi i odpustów. Nierozważne apele podcinają gałąź, na której kler wymościł sobie wygodne gniazdko. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.eu Fundacja „FiM”! Fundacja „W człowieku widzieć brata” ma za zadanie nieść wszelką pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej. Ponieważ ma ona status organizacji pożytku publicznego, podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691 www.bratbratu.pl, e-mail: [email protected] Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. 27 ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Trzech gości popiło i postanowili się zabawić. Poszli do agencji. Na wejściu „szefowa” mówi: – Dzisiaj taki ruch, jak nigdy... Niestety, mam tylko dwie panie. Goście myślą: – Dobra, to my sobie weźmiemy po jednej, a dla Staśka zamówimy dmuchaną lalkę. On jest tak pijany, że pewnie nawet nie zauważy. Mija jakiś czas. Podczas kolejnego spotkania oczywiście pada pytanie, jak było… Jeden mówi: – No, moja była niezła. Drugi: – Moja rewelacyjna, full serwis po prostu. A twoja, Stasiek? – Kurde, ledwo zdążyłem ugryźć ją w cycka, a ta zasyczała i wyleciała przez okno! 1 8 S M A Poziomo: 1) u spódnicy baletnicy, 5) na palecie ją znajdziecie, 8) częściej niż czasami latają za samicami, 10) dziewczyna z liną, 11) jeden z zygzaków na szlaku, 14) lecą na to spotkanie czarujące panie, 15) boskie dziewczyny, 16) na wojskową nutę, 18) utrzymuje służących, 19) u tego wojownika masa jest na pierwszym miejscu, 21) pomaga trafić jelenia, 22) syn Robaka, 23) pieści uszy kapelana, 25) złe typy, 26) zrzęda, ględa, 29) wszystko w porządku, 30) w nim ma pijany, 32) co się od mety zaczyna u poety?, 33) to polecenie trzeba wykonać, 34) na pamiątkę się stawia, 35) lęk przed Agorą, 40) o jednorękich bandytach nauka, 45) cukier dla diabetyka – innego nie tyka, 46) raz po raz wozi gaz, 47) swojska filologia, 52) żuk jak bóg, 57) przy Wiejskiej uprawiana, 59) pełna kultura w salonie, 61) trzy po trzy, 62) premier z Pułtuska, 63) instrument Apollina z monetą rzymianina, 64) super, dodatek, 68) złota w Moguncji, 69) kolorowe życzenia urodzinowe, 72) całkiem nieźle żyje z renty, 73) gargulec, czyli inny koniec rynny, 74) woreczek złotóweczek, 75) ta roślina w kremie drzemie, 76) do wieszania prania, 77) jest jak najdalej od frontu, 78) plecie w robocie, 79) ten sprzęt słychać, 80) znane skupisko arabów w Polsce, 81) gra, że ha, ha, 82) honorowa na piersi, 83) najważniejszy demokrata nowego świata. Pionowo: 1) wydawana (?) przez barmana, 2) małe ciasteczko, a w nim... beczka, 3) piernik na katar, 4) co ląduje w garnku z kniaziem?, 5) wszystko zrobić skora dla ojca dyrektora, 6) sposób z medium, 7) co druhna czasem wyznacza kompasem?, 8) sikoreczka Naszej Basi Kochanej, 9) wynalazca – w telegraficznym skrócie, 12) zawsze myśli o nim Szkot, 13) miasto nad Marychą, 17) opaska z paska, 20) co czeka przyszłego sędziego?, 23) na sutannie, cała biała, 24) po co komu taki dziedziniec w domu?, 27) służą do łatwego zapinania ubrania, 28) o kociętach swych pamięta, 29) prawie jak milicja, 31) dzieciaczek, niemowlaczek, 36) wszędzie ma z górki lub pod górkę, 37) jeden z dwóch w koszuli, 38) płomyk w ogródku, 39) książę Leszek, jak śnieg cały, 41) barwny i duży łuk po burzy, 42) tajna w transmisji, 43) w parze z morelami, 44) jest niski, ale nie mały, 47) lodowe sztylety, 48) książka pełna legend, 49) ubija się dla pieniędzy, 50) muzyczne dobre wychowanie, 51) bezpieczna kuracja, 52) rzemiosło z kitem, 53) papierowa paczka, 54) zimą i w lecie myśli o mecie, 55) strój twój, 56) ćma w oku, 58) ten lekarz na pewno spyta cię, co słychać?, 60) rzecz wtórna przypominająca pochodnię, 61) właściciel słynnego wozu, 65) udaje człowieka z krwi i kości, 66) moda w modzie, 67) szukał miliona na ekranie, 69) Polka dla Kozaka, 70) wyspa jak stwierdzę, 71) otwieracz do wody. M A K 15 24 A P O M E T Ż 67 A 45 F T E L A G K O R Ę 5 R U S 54 48 A O 57 P 71 L 64 E 68 T I K S U R 72 R 74 K I Ł 79 T A E 14 U 42 Z K I 34 Z A U T 51 L S E 19 S E N R A L 56 E C 80 O J G I P I Y 53 A R J 57 O A Z Ó 36 A R A K Ł 70 O 32 B R A C 76 S Z T E M N T K 44 Y K A R 7 N A U 55 U 56 S Z 23 B W I A Ę 13 Ć 63 Ó 17 70 U Z 4 R M 71 K U 43 R A O A U 58 N 9 26 O E Z K 35 K P E A 28 24 O 45 43 B L C Y E G 81 A 27 M 54 I 27 N I G A 20 J L 69 M W 83 69 48 Z T A 52 Y S T 25 Z Z 73 78 N A A E D 8 I R 41 D 64 L T A R Y K E A S J 61 63 C H 75 L 60 O U O E M K 68 53 K Z I Z 59 66 O 82 52 A S U M Z K S R 31 74 U Y N 42 O S E S B C A I B 39 41 A 60 31 K A U O 13 O 10 O 26 M 40 S T E 47 K 20 T U 46 D 12 T 33 Z 40 75 M Ę 58 A 77 D I Y 67 A C 12 A Y 19 I 30 A F 51 Y 21 Z D 62 T S K A 16 A 62 N N 65 Y E A 11 M I T E 66 29 N A T 55 R 44 A E 22 A 33 B 50 N I I I 1 A T 7 B 72 E Ł S 30 I N B R A N 46 6 A 15 M Y 73 N 2 K 11 O 49 37 A 65 O R Z A F E 61 25 39 K W L A L 50 T O R I R M A L E 22 K F L A C 5 Z T 18 O 38 A K A Z O 4 K A E 59 3 10 B 29 F 37 A U U E A 49 Z A B Z S A 47 S 6 2 28 3 S 17 I 36 Ó E 14 A 32 35 R 21 B 23 C O 16 Ą 18 9 A 34 R E M I K 38 A Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie scenki. Córka pyta mamę tuż po wysłuchaniu bajki: – Mamusiu, czy wszystkie bajki zaczynają się od: „Dawno, dawno temu…”? N 1 I 2 E 3 , C Z A C Z K O C H Z O S T 20 38 58 21 39 59 22 40 60 23 41 61 Ó R Y N A J A N I E A Ć 4 24 42 62 5 25 43 63 6 26 44 E 7 27 45 D 64 C 8 Z 9 Ą 65 29 O , I Ę 11 30 M U S Z U Ż E J 46 Ł 10 S 28 , K 66 47 67 48 68 N 12 69 13 O 31 49 I 32 Ę E 14 W 70 T Ó R S Ł Ó W : Z I S I J P R A C 15 D 33 D 50 K 51 16 34 52 71 53 72 17 35 54 73 18 E 36 55 74 19 37 A 56 Y 57 75 Rozwiązanie krzyżówki z numeru 21/2013: „A mój to Koziorożec”. Nagrody otrzymują: Jan Kusiak z Legionowa, Szczepan Dobosiewicz z Bogdańca, Stanisław Foltyn z Cieszyna. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn , Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna – cena 52 za III kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 za III kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 28 ŚWIĘTUSZENIE Rys. Tomasz Kapuściński Nr 23 (692) 7–13 VI 2013 r. JAJA JAK BIRETY A stronauta też człowiek. Do wzniosłej – dosłownie – pracy zabiera swoje ziemskie „śmieci”. ~ W 1967 r. astronauci misji Apollo 12 wzięli na pokład zdjęcie gołej pani, wyrwane z ówczesnego „Playboya”. Ukryli je w schowku z podpisem: „Mapa niebiańskiego ciała”. Jakieś 2 lata temu fotka trafiła na aukcję i okazała się warta 10 tys. funtów. ~ Walter Schirr, który dowodził misją Sigma 7 (też w latach 60.), przemycił whisky i papierosy. Wieść niesie, że na Ziemię wrócił kompletnie pijany. Skonfiskowane pety także trafiły na aukcję. „Wystrzelenie się małą rakietą w kosmos to jak zamknięcie w trumnie. Jeśli chce się to przeżyć, trzeba się znieczulić!” – usprawiedliwiał wtedy „pijaka” Bobby Livingstone, właściciel domu aukcyjnego RR Auctions. ~ Z kolei na misję Apollo 14 „załapał się” kij golfowy i kilka piłek. Na pomysł, żeby zagrać na Księżycu, wpadł astronauta Alan Shepard. No i udało się – piłeczka pofrunęła hen daleko! Niska grawitacja sprawiła, że mogła ona przelecieć nawet parę kilometrów. CUDA-WIANKI Kosmiczny śmietnik ~ Na Księżycu był też Charles Duke. I zostawił po sobie pamiątkę – zdjęcie swojej rodziny. Odpowiednio podpisane dla przyszłych pokoleń kosmonautów: „Oto rodzina astronauty Duke’a z planety Ziemia, który wylądował na Księżycu w kwietniu 1972 roku”. ~ W 2008 r. Garrett Reisman, astronauta i wielki fan Jankesów, na misję STS-123 wziął piasek ze stadionu, na którym grają. I kilka gadżetów związanych z tą drużyną. Tak docenieni bejsboliści też się wykazali. Podczas jednego z meczów połączono się z Międzynarodową Stacją Kosmiczną, a na telebimie wystąpił Garrett – w przestworzach i z tym swoim piaseczkiem... ~ Niedawno NASA wystrzeliła w niebo sondę Juno, która leci w kierunku Jowisza. Na pokładzie – poza całym oprzyrządowaniem – znalazły się też... ludziki z klocków lego. Takie nieprzypadkowe. Jeden z nich przedstawia najważniejszego rzymskiego boga – Jupitera, drugi – jego żonę, Junonę, a trzeci – Galileusza, słynnego włoskiego astronoma. A to wszystko dlatego, że NASA nawiązała współpracę z tym znanym producentem klocków. Teoretycznie chodzi o to, żeby amerykańskie dzieci zainteresowały się kosmosem. ~ To niejedyna uhonorowana zabawka. Na pokładzie promu Discovery (misja STS-124) znalazła się figurka postaci z filmu animowanego „Toy Story” – astronauty imieniem Buzz Lightyear. Jej obecność także była wynikiem edukacyjnej współpracy – tym razem pomiędzy NASA a studiami filmowym Disney i Pixar. Figurce robiono zdjęcia i informowano o przebiegu misji kosmicznej tak, jakby była członkiem załogi. ~ Kilka lat temu NASA składała też hołd George’owi Lukasowi, twórcy „Gwiezdnych wojen”. W tym celu we wszechświat poleciał oryginalny miecz świetlny, którym Luke Skywalker posługiwał się w „Powrocie Jedi”. JC