Layout 2 - Print Partner

Transkrypt

Layout 2 - Print Partner
62 Wokół poligrafii
Chińska miska ryżu
i szczypta poligrafii
Kiedy 15 lat temu analitycy finansowi
zaczynali oswajać polski rynek z ekspansją handlową krajów azjatyckich,
nikt nie przypuszczał, że stawiane
wtedy hipotezy okażą się tak brzemienne w skutkach.
Niewidzialna potęga
W połowie lat 90. handlujących na warszawskim Stadionie X-lecia kupców z Wietnamu czy
Chin żartobliwie nazywano „piątą kolumną” Azji.
Jak się okazuje, ta uszczypliwość znalazła potwierdzenie w sferze ekonomii.
Oswajanie klienta z towarem o niemal identycznych właściwościach jak zachodnie produkty,
a tańszym niekiedy o trzy czwarte rynkowej ceny,
doprowadziło do powstania modelu określającego
produkty azjatyckie jako najtańsze. Co prawda
„ekonomiczna piąta kolumna” jest tylko mikroprzykładem i z pewnością działaniem zupełnie nieświadomym, ale dzięki temu ekspansja chińskich
produktów na rynek polski była i jest zdecydowanie łatwiejsza. Obecnie coraz częściej słychać głosy, że Chiny są Państwem Środka, za którym płyną
filozofie Konfucjusza. Biorąc pod uwagę aspekty
społeczno-polityczne, jest to co najmniej przewrotne stwierdzenie, niemniej wielu psychologów społecznych, socjologów, a także ekonomistów zauważa, iż przez wzrost gospodarczy zaczynają się
wzbogacać sami Chińczycy, co stwarza warunki
do powolnej, aczkolwiek widocznej demokratyzacji
kraju. Dotychczas jednym z głównych kontrargumentów w kwestii otwartości na współpracę gospodarczą Europy czy Ameryki stanowił ustrój polityczny, tymczasem wspomniane wcześniej komentarze skutecznie niwelują zły wizerunek mocarstwa. W dalszym ciągu inne kontynenty w obawie przed coraz większym zalewem produktów
chcą być nastawione bardziej na eksport niż import
(co zresztą patrząc na ekonomikę zysków i strat
jest zrozumiałe), lecz widać wyraźnie, że zachodnie
rynki przegrywają ze wschodnią matematyką. Nieustanne próby zwiększenia dochodów poprzez
oszczędności nakazują zachodnim korporacjom
przemysłowym uruchamianie taśm produkcyjnych
POLIGRAFIKA 2/2009
właśnie w Chinach (ale nie tylko), gdzie nie grożą
im związki zawodowe ani strajkujący pracownicy
domagający się większych pensji. Śmieszą zatem
wznoszone przez demokratyczne podmioty gospodarcze okrzyki o niewolniczej pracy, braku warunków socjalnych itp.To właśnie one przenoszą swoje patenty technologiczne do Azji i czerpią zyski
z tych, których określają w ten sposób.
Dziś Chiny to PetroChina – największa spółka
świata (ostatnio swoją kapitalizacją przekroczyła
poziom amerykańskiego Exxona), to Cnooc, Bank
of China czy Baosteel. To nie tylko tanie ciuchy, finanse, inwestycje w wydobycie rud metalu czy
uranu. To buty Reebok, Brillance (pierwsza marka w Europie), samochody Geely, które stanowią
olbrzymie zagrożenia dla VW Polo czy chociażby
Rover, o którym już mówi się, że będzie chińską
marką. Nic więc dziwnego, że Ameryka i stary kontynent starają się wszelkimi możliwymi metodami
zablokować swobodne funkcjonowanie Chińczyków na ich rynkach. Problem jednak w tym, że
omawianym rynkom, przez używanie argumentów
pod postacią prawa, znikł z listy ostatni argument,
który miałby skutecznie odstraszyć konsumenta
od chińskich zakupów: jakość! Czy wielkie zachodnie korporacje lobbowałyby za ograniczeniem importu z Azji wiedząc, że mogą swobodnie konkurować z kiepską jakością produktu konkurencji?
Skośnooka poligrafia nad Wisłą
Do niedawna polski rynek poligraficzny sceptycznie podchodził do azjatyckich nowości. Winę
za tę nieufność ponosi jakość produktów spoza
drukarskiego asortymentu, oferowanych przez
Chińczyków. Polacy potrzebowali wielu lat, aby
przekonać się, że urządzenia „made in China” są
wartościowym narzędziem w ich pracy. Natomiast
wśród chińskich producentów wykształciła się
świadomość, że stojąca na wysokim poziomie polska poligrafia nie idzie na kompromisy w kwestiach związanych z mało efektywną jakością pracy. Nasz rynek zalewany jest falą bubli, gigantyczną ilością sprzętu, którego jakość pozostawia wiele do życzenia. Problem jednak w tym, że to nie
Chińczycy są odpowiedzialni za taki stan rzeczy,
a my sami, Polacy. Wielokrotnie mieliśmy do czynie-
Wokół poligrafii 63
nia z przypadkami, kiedy firma kupowała azjatycki
sprzęt zupełnie anonimowy, niespełniający jakichkolwiek norm jakościowych, bardzo tani, ale bez
możliwości serwisowania, naprawy gwarancyjnej itp.
Sprowadzone urządzenie sprzedawane było dalej –
polskim drukarniom. Nie sposób zliczyć przypadków, w których zwracano się do nas później z prośbą o pomoc – mówi Radosław Fryczkowski, prezes firmy Print Partner. – Obecnie polskie podmioty należą do najbardziej szanujących się klientów
azjatyckich firm. Dzięki stale podnoszonym przez
nas wymaganiom w rodzimych drukarniach znajdują się urządzenia wysokiej klasy, w cenach dostosowanych do kieszeni polskiego poligrafa. Tym samym
chcąc nie chcąc należy odnotować, że z roku na rok
coraz więcej polskich firm kupuje chińskie urządzenia. Coraz częściej polskie drukarnie decydują
się na wymianę wyeksploatowanych części z zachodnich maszyn na azjatyckie. Od wielu lat wzrasta liczba wystawiających się na polskich targach
branżowych producentów z Chin. Polscy przedsiębiorcy rynku poligraficznego systematycznie pielgrzymują do źródeł i oglądają coraz to bardziej innowacyjne maszyny. W naszym kraju niespotykaną dotychczas popularnością cieszą się urządzenia
introligatorskie, które zyskały miano maszyn światowego formatu. Skośnooka poligrafia nad Wisłą to
Purlux, JMD, Guowei, Founder Electronics i wiele
innych znakomitych marek. Szacuje się, że do 2020
roku może pojawić się kilkadziesiąt gigantycznych
przedsiębiorstw, chińskich marek, które będą zaopatrywać polskiego drukarza.
Na koniec warto jeszcze przytoczyć słowa prezesa radomskiej firmy Print Partner: Ekonomia nie
zna się na patriotyzmie, a istotą naszej poligrafii jest
jedno: wysoka jakość! Dotyczy to zarówno urządzeń,
efektów pracy, jak i finalnego produktu. Problem
jednak w tym, że trzeba wiedzieć, komu można zaufać w kwestii wyboru, zakupu i importu azjatyckiego sprzętu. Nasza praca pozwoliła nam prześwietlić
na wylot chiński rynek poligraficzny. Wiemy doskonale, co stanowi dla Polaków optymalny asortyment,
a co jest dla nich zagrożeniem. Wiele podmiotów poligraficznych wpada w sidła niemających jakiejkolwiek wiedzy co do produktu, niekompetentnych importerów czy pseudoznawców azjatyckiej technologii. Należy jednak pamiętać, że jeżeli zdecydujemy
się nabyć urządzenie z Chin, to z całą pewnością nie
takie, które jest marką anonimową, a jego eksploatacja będzie tak samo niska jak cena. Zakupy zarówno
w przypadku maszyn, jak i części należy zlecać profesjonalistom.
Opracowano na podstawie materiałów firmy
Print Partner