Tylko dla doroslych

Transkrypt

Tylko dla doroslych
16-19 tdd_auguscik:edek
2012-02-27
12:01
Page 16
ale jazz
AUGUŚCIK?
SKĄD ONA SIĘ WZIĘŁA?
Na pierwszym recitalu w Bostonie zaśpiewałam po polsku
„Dwa serduszka, cztery oczy”. I zaczął się szał.
Ludzie popłynęli, łamali sobie języki, rytm ich wciągnął
JOANNA DERKACZEW: Publiczność pamięta blondynkę,
na scenę wchodzi szatynka. Miał być jazz, są Beatlesi
albo Chopin. Po pani to nie wiadomo, czego się spodziewać.
GRAŻYNA AUGUŚCIK: Tomójznakszczególny.Szybkosięnu-
dzę, potrzebuję częstych zmian wyglądu i stylu. Jak zaczynałamkarieręwPolsceiśpiewałamzwyczajnie,jazzowo,po
bożemu, słyszałam dziwne zarzuty. Kazimierz Czyż prorokowałw„JazzForum”,żeczarnowidzimojąprzyszłość,bo
nie można mnie zaszufladkować.
I jak poszło z tą przyszłością?
– Moja kariera trwa od ponad 20 lat, a ja ciągle „dobrze
się zapowiadam”. Co chwilę ktoś mnie odkrywa. Częściej
zresztą tutaj niż w Stanach. Amerykańskie rozgłośnie już
się ze mną oswoiły. Gdy kilka lat temu wydałam „Past Forward”,albumzpolskąmuzykąludową,radiagrałypiosenki
śpiewane po polsku. I nikt się nie dziwił, dostawałam bardzo dobre recenzje. W Polsce co chwilę słyszę: „Auguścik?
A skąd ona się wzięła?”.
Została pani w Stanach, bo tam panią lepiej rozumieją?
– Raczej dlatego, że ciągle się tu czegoś uczę. Gdy w 1988
roku wyjechałam na studia do Berklee College of Music,
miałam spore doświadczenie estradowe. Oczywiście chciałam się doskonalić.
Czego więc panią nauczyła Ameryka?
– Że wszystko jest możliwe, jeśli nie przestajesz nad sobą pracować. Ameryka jest inspirująca, ale i wymagająca.
Nie można poprzestać na jednym udanym projekcie.
Wszystkojestwruchu.Ogwiazdachwylansowanych wjednymsezonieszybkosięzapomina.Stareprzebojesąwobiegu dlatego, że sięga po nie ktoś nowy. Kolejne pokolenia odczytują w nich własne emocje i dopisują nowe konteksty.
To chyba męczące.
– Ten wymóg kreatywności bardzo mi odpowiada. Nie
potrafiłabym trzymać się jednego nurtu. Ciągle spotykam
nowych artystów, którzy przynoszą własne światy. Ktoś pożyczy mi płytę, zaprosi na koncert zespołu, którego nie
znam, ktoś zanuci melodię, a ja już wiem, że przepadłam,
że muszę spróbować w to wejść.
Takie próby kończą się często brutalną konfrontacją
z rzeczywistością.
16
tylkodladorosłych
– Nie dążę do rzeczy nie do zdobycia. Nawet do Stanów
nie wyruszałam „na podbój”. Dokładnie wiedziałam, po co
mi to doświadczenie, nie miałam wizji eldorado zbudowanej z obrazków w kolorowych gazetach.
Właściwie nie wyjechałam do Ameryki, tylko do szkoły,
która była zamkniętym światem. Nauka i praca całkowicie
wypełniały mi życie, nie było czasu na podróże. W Berklee
Collegeuczyłosięok.2,5tys.osóbzcałegoświata.Wielunie
znało dobrze języka, ale nasze kontakty były niezwykle intensywne. Pomagaliśmy sobie przy przeprowadzkach,
współpracowaliśmy przy koncertach, które każdy musiał
przygotowywać w ramach zaliczenia. Ja nie byłam nowicjuszem, w Polsce koncertowałam, nagrałam płytę przed
wyjazdem.Nauczycielkaśpiewupowtarzała,żetomójatut.
„Sporoprzeżyłaśiwidziałaś,budziszciekawośćwkolegach,
którzy wszystko przeżywają po raz pierwszy”.
Opowiada pani o tych czasach jak o jakimś „złotym
wieku”. Sentyment?
– Jeśli którykolwiek okres mojego życia miałabym opisać
jako „ważny”, to chyba ten, choć nie należał do łatwych. Musiałamzarobićnaszkołęiprzetrwanie.Zajmowałamsięstarszymi ludźmi, kelnerowałam, wykonywałam różne prace fizyczne, bo w Bostonie – konserwatywnym, staroangielskim
miasteczku akademickim – nie dało się utrzymać z muzykowania.Brałamnocnezmiany,potempędziłamnazajęcia.Ale
to był szczególny wysiłek, raczej wzmacniał, niż wycieńczał.
I wybrała pani ciche Chicago zamiast buzującego od
wydarzeń i wyzwań Nowego Jorku?
– Większość kolegów po szkole ruszyła do Nowego Jorku, jedynego w swoim rodzaju miasta-państwa. Ja byłam
od nich dziesięć lat starsza, miałam trzydziestkę. Czułam,
że mam ograniczone zasoby energetyczne. Inne potrzeby.
Młody człowiek może mieszkać z dziesięcioma osobami.
Ja marzyłam o własnym miejscu. Poza tym do Nowego Jorku przyjeżdżają wszyscy i o pracę nie jest łatwo. Musiałbym szukać kompromisowych sposobów na zdobycie pieniędzy, pracować w biurze od 9 do 17 albo dorabiać po nocach jako kelnerka. Nie uśmiechała mi się ta perspektywa
Moja kariera trwa
od ponad 20 lat,
a ja ciągle
„dobrze się zapowiadam”.
Co chwilę ktoś mnie
odkrywa
Dokończenie na s. 18
tylkodladorosłych
17
16-19 tdd_auguscik:edek
2012-02-27
12:01
Page 18
ale jazz
ale jazz
Dokończenie ze s. 16
– kolejne lata w stanie przejściowym. Nie chciałam dłużej odraczać
prawdziwego startu. Wyjechałam do Stanów, by śpiewać.
W Chicago łatwiej zacząć?
– Pojechałam tam po pierwszym roku zarabiać na kolejny semestr. Pierwszewrażenie – fatalne.Po 24 godzinach w pociąguwjeżdżałam do miasta od strony południowej. Mijałam fabryki, stalownie, całą tę industrialną ohydę. W porównaniu z zadbanym Bostonem – brzydko, brudno i pusto. Bary w śródmieściu zamykano o 17,
gdy ludzie kończyli pracę. Ale Chicago miało zalety: życie było tańsze, a konkurencja nie tak potężna i bezwzględna. Spędziłam tam
lato. Poznałam środowisko jazzowe, zagrałam koncerty. Gdy kończyłam studia, miałam do czego wracać. Zaczęłam współpracę
z Green Mill – najlepszym klubem jazzowym na świecie.
Dziś miasto wypiękniało, jest dynamiczne i artystyczne. Od początku czerwca do końca września są koncerty i festiwale. Prawie
wszystkiedarmowe.Ludziespędzajączaspozadomem –wparkach,
na trawie, w centrum miasta. Słuchają muzyki i piknikują. Jest dla
kogo grać. Chicago pozwala mi robić to, co najbardziej kocham.
Mam swoją publiczność i prasa mnie lubi.
Za co?
– Może za ten pierwiastek nieprzewidywalności i autentyzmu?
Autentyzmu, czyli polskości?
– Raczej przekonania do swoich projektów. Polskość w muzyce
odkryłam później, dopiero w college’u. Przyjechałam tam zafascynowana amerykańską muzyką.
Gdy studiowałam w Bostonie, zazdrościłam kolegom z Argentyny czy Brazylii, że są tak zanurzeni w swojej muzyce. Śpiewają
przy każdej okazji. Bałam się, że i mnie poproszą: „Pokaż nam coś
swojego”. Znałam jakieś piosenki ludowe, ale często tylko jedną
zwrotkę. Postanowiłam nadrobić ten brak tożsamości.
Na pierwszym recitalu zaśpiewałam „Dwa serduszka, cztery
oczy” z repertuaru Mazowsza. Do dziś to śpiewam [piosenkę w wykonaniu Grażyny Auguścik i Urszuli Dudziak znajdziesz na YouTube.com]. I zaczął się szał. Ludzie popłynęli, łamali sobie język, dali
się wciągnąć tym rytmom. Miałam w zespole gitarzystę z Kamerunu, Amerykanina, Szwajcara, kogoś z Ameryki Południowej i z Izraela. Dla wszystkich stałam się ciekawa jako artystka, gdy sięgnęłam
do korzeni. To niezwykle ważne rozpoznanie. Gdy biorę się do projektów z innych kręgów kulturowych, wkładam w nie słowiańską
energię. Zostawiam własny ślad. Czasem korci mnie, by zrobić coś
naprawdę wielkiego. Jak koncert chopinowski na otwartym powietrzu dla kilkunastu tysięcy ludzi.
I co pani robi, gdy przychodzą?
– Realizuję. W Chicago jest przepiękny park Milenijny zaprojektowanyprzezFrankaGehry’ego.Wcentrum,nakilkuhektarach,oddanydoużytkuw2004r.Mieściamfiteatrdla12tys.osób,dwateatry.
Jest zarazem rzeźbą, ogrodem i miejscem koncertowym. Wiedziałam,żemuszętamcośzorganizować.Potrzebowałam40tys.dol.Nie
dostałam pieniędzy z polskich funduszy na Rok Chopina, ale wspomógł mnie konsulat w Chicago. Urządziłam zbiórkę przez internet.
Ludziewpłacaliod10do500dol.Dopięliśmyfinanse.Koncertniebył
biletowany.Nascenie14muzyków.Wszyscywybitni.JarekBesterna
akordeonie, Matt Ulery na basie, Howard Levy – harmonijka ustna,
Paulinho Garcia na gitarze, Ian Maksin – wiolonczela, Ronnie Malley
–ude,ChicagoInternationalTromboneQuartet,czylipuzoniści.Trio
Andrzeja Jagodzińskiego. Nie proponowaliśmy wydarzenia piknikowego „cała Polska tańczy i śpiewa”, ale nowoczesne interpretacje
Chopina. Muzykę rozpoznawalną, ale przedsięwzięcie ryzykowne
zpowoduinnychinterpretacji.Wielkiewyzwanie–zorganizować,zadbać o każdy szczegół koncertu, próby, hotele itd. Dwa dni przed
koncertem się pochorowałam, na scenę wyszłam tylko dzięki adre18
tylkodladorosłych
Sesja
w Katherina Jazz Club
i na moście w Chicago
FOTO:
Magda Marczewska
MAKIJAŻ:
Sylwia Delon
FRYZURA:
Agnieszka Podczaszy
lentowanych, inspirujących. Wykluczam negatywne relacje. To strata czasu.
Wszyscy słyszeliśmy te historie o karierach, które rozbłysły, bo
ktoś oprócz talentu miał szczęście. Był w odpowiednim miejscu,
o właściwej porze. Młodziutka Mariah Carey usiadła na przyjęciu
obok producenta słynnego studia nagrań. Gdyby nie miała przy sobie kasety, gdyby on jej nie przesłuchał, to kto wie. Może nie byłoby
Carey, jaką znamy. Pojawiłaby się pewnie dużo później i inaczej.
Ja nigdy nie doświadczyłam tego magicznego elementu szczęścia, który okazuje się niezbędny do sukcesu. Być może ktoś inny
nie wytrzymałby tej presji. Wiecznego czekania, przypominania
o sobie publiczności i sponsorom, wypatrywania finalnego sukcesu, który zrekompensuje wszystko. Ale mnie ta mozolna droga
wzmocniła. To właśnie mój sukces – wiecznie jestem w procesie
twórczym, w drodze, w rozwoju. Kiedy patrzę na siebie i na swoich rówieśników z branży, wydaje mi się, że jestem od nich młodsza o 30 lat. Mam marzenia debiutanta, coś nowego do zaproponowania. Czuję, ile jeszcze przede mną. Nie martwię się: „czy wyjdzie?”.
To znaczy, że nie zabezpiecza się pani na przyszłość?
JEST DLA
KOGO GRAĆ
Chicago pozwala
mi robić to,
co najbardziej
kocham
Przyzwyczaiłam się do myśli, że wszystko,
co chcę osiągnąć, muszę wypracować.
NIE MARNUJĘ CZASU NA SKREŚLANIE
NUMERÓW TOTOLOTKA
nalinie i sterydom. Nie miałam tremy, nic nie czułam. Wiedziałam, że nie mam wyjścia, muszę zaśpiewać.
– Zawsze mam jakiś plan awaryjny. Nie stawiam wszystkiego na
jedną kartę, bez przesady. Często zgłaszają się do mnie młodzi artyści z pytaniem o lekcje śpiewu.
Ciągle się pani tak testuje?
To chyba najpewniejszy sposób na kryzys?
–Jeślicośmnienaprawdępociąga,wierzę,żejestemwstanieto
zrobić. Ta świadomość daje niezwykły spokój. Na jednej z płyt autorstwa świetnego wiolonczelisty Adama Olesia śpiewam w sześciu językach. Może nie perfekcyjnie, ale porządnie, zrozumiale.
Dwa lata temu zrobiłam wspomniany projekt z muzyką Chopina.
Chybanajtrudniejszy,zjakimsięwżyciuzmierzyłam.Muzykafortepianowa, instrumentalna. Musiałam śpiewać dynamicznie, niemalklasycznie,wzupełnienienaturalnychdlamnietonacjach.Praca nad tym była ćwiczeniem ekwilibrystycznym. Ale po pół roku
z zaskoczeniem stwierdziłam, że śpiewam inaczej. Inaczej kontrolujęoddechisiłędźwięku.Tobyłofascynująceodkrycie,zwłaszcza dla kogoś, kto myślał: „Doskonale już znam swój potencjał,
wiem,doczegojestemzdolna”.Przekonałamsię,żegłosludzkima
nieograniczone możliwości rozwoju, i to na każdym etapie życia.
Nigdyniemyślę,żemożesięnieudać.Artystyczniemizawszewychodzi.
– Mam w Tokio przyjaciółkę śpiewaczkę, do której po trzęsieniu
ziemi zaczęło zgłaszać się więcej uczniów niż kiedykolwiek. Ludzie
szukali ukojenia, odreagowania, zapomnienia.
Tylko że ja nie nauczam. Może jakieś „master classes” od czasu
do czasu. Ale nie podjęłabym się regularnych zajęć. Póki koncertuję, odwoływałabym zajęcia albo próbowała upchnąć cały wielomiesięczny kurs w tydzień. To byłoby nie fair wobec studentów. Odpowiadam więc, że „nie potrafię” lub że „nie znalazłam metody”.
Może kiedyś się złamię, ale to byłby plan C.
Ale...?
– Gorzej wypadam finansowo. Brakowało mi zawsze partnera biznesowego czy mecenasa. Kogoś, kto by powiedział: „Masz
tu milion dolarów, zajmiemy się wszystkim, a ty produkuj te swoje wariactwa”.
Ma pani pecha do ludzi?
– Do ludzi mam szczególne szczęście. Muzycy są moimi przyjaciółmi. Spotykam ludzi fantastycznych: zaangażowanych, uta-
A plan B?
– Produkcja płyt, organizowanie festiwali, pisanie muzyki do
większych rzeczy. Trudno mi sobie wyobrazić, że miałabym osiąść
w jednym miejscu, porzucić trasy koncertowe. Koncerty to praca
na emocjach, ogromna ilość energii i koncentracji. Nieudane odchorowuję, ale większość daje mi napęd i siłę, bez której nie potrafięfunkcjonować.Touzależnia.Mampotrzebękonfrontowaniaefektów swojej pracy z publicznością. To ona mnie mobilizuje. Czekam
z dreszczem niepewności, czy
dziś się pojawi. I zapełni salę.
GRAŻYNA AUGUŚCIK
wokalistka jazzowa, aranżerka, kompozytorka, producentka. Od 1988
r. w USA. Wydała kilkanaście płyt,
m.in. „Kolędy polskie” (z Urszulą
Dudziak), „Pastels” (z Bogdanem
Hołownią), „The Beatles Nova” (z
Paulinho Garcią).
Płyta radosna, relaksująca. Piosenki The
Beatles zagrane w
„brazylijskich klimatach”.
tylkodladorosłych
19

Podobne dokumenty