JNBT FAQ 13.11.2012 Wiadomość od uytkownika Klaudia Wysłano
Transkrypt
JNBT FAQ 13.11.2012 Wiadomość od uytkownika Klaudia Wysłano
JNBT FAQ 13.11.2012 Wiadomość od użytkownika Klaudia Wysłano dnia 13.11.2012 o godzinie 19:49 Witam, mam pewien mały problem, wydaje mi się, że trochę innego typu. W każdym razie w większości dotyczy to ludzi, a nie koni. Jeżdżę konno od 2 lat i właściwie od samego początku kierowałam się naturalem, choć wiadomo, że z czasem dopiero zdobyłam doświadczenie i trochę większą wiedzę. Od zawsze jednak jestem osobą raczej tchórzliwą, bojącą się wielu rzeczy. Dlatego zdarzają się momenty, w których zastanawiam się, czy konie są dla mnie. I tu nasuwa mi się pytanie, czy jest podział na ludzi, którzy się do tego nadają, a którzy nie? Najbardziej podłamuję się w momentach, kiedy mi nie wychodzi albo kiedy staję się niecierpliwa wobec konia. Mimo że trwa nawet to parę sekund, ale kiedy zdenerwuję się na konia, od razu chcę od niego wyjść, a czasem nawet w ogóle nie podchodzić do żadnego z koni. Również bardzo ciężkie są dla mnie momenty, w których pojawiają się jakieś konie, na których mogę pojeździć. I w takich chwilach często po prostu tchórzę, bo koń np. "odpala" przy wsiadaniu galopem albo po prostu boję się, że będzie brykał. Wtedy myślę, że po prostu jestem złym jeźdźcem, bo przecież powinnam wsiąść. Ale czy tak jest naprawdę? Bardzo zastanawia mnie to, czy to we mnie jest aż taki problem (bo jakiś jest na pewno), czy to raczej problem z wychowaniem koni. Na szczęście jestem w stajni, w której nikt nie zmusi mnie do wejścia i są bardzo wyrozumiali. Mam też problem z tym, że nie galopuję, ponieważ również nie jestem w stanie się przełamać. Miałam to samo rok temu, a powodem tego była śmierć mojej ulubionej kobyłki. Tym razem jest to odejście kilku najważniejszych dla mnie osób ze stajni. Bardzo chciałabym wiązać swoją przyszłość z końmi, ale czy w takich wypadkach to ma sens? Rozumiem, że konie to nie tylko jazda konna i nie tylko wokół tego się to kręci. Ale często z ziemi też mam problemy, szczególnie właśnie z zachowaniem cierpliwości. Oczywiście staram się jak najbardziej to poprawiać. Jednak mimo że konie są dla mnie sensem życia, to jeśli mam coś robić ich kosztem to wolę z tego całkiem zrezygnować, nawet jeśli miałabym być załamana. Dla nich zrobię wszystko. Najgorsze jest to, że zawsze musi się stać również coś miłego, gdy mam już ochotę odejść. Choćby rżący za mną koń, czy moja ukochana kobyłka oddająca zad tylko od samego wzroku z obu stron... Właśnie przy wielu koniach się niecierpliwie i jestem dość nerwowa, co oczywiście się na nie mniej lub bardziej przekłada. Jedynym wyjątkiem jest moja ulubiona klaczka, z którą jestem od 11 miesięcy, a najwięcej pracowałam w wakacje, w które jednak była kontuzjowana i miała "areszt boksowy". To mnie nauczyło jak samo spędzanie czasu i nic nierobienie daje wspaniałe efekty. Wiele mi również pomógł kurs JNBT PMK. Każdy moment to była wspaniała lekcja, każde zachowanie konia, każdy ruch człowieka. I oczywiście praca Pana J. Sawki z Vibrante. Nauczyłam się przede wszystkim, że aby zmieniać konie, musimy najpierw zmieniać siebie. Po kursie byłam kimś innym, miałam wspaniałe nastawienie, pełno celów. Po tym jedna osoba powiedziała mi, że podoba się jej moje podejście do życia. Inna zaś powiedziała, że jestem jej mistrzem, jeśli chodzi o podejście do koni, to że stawiam ich szczęście na pierwszym miejscu. Jednak po pewnym czasie to wygasło. Chyba było za dużo złych momentów, odejście dwóch koni, które właśnie zaczynałam odkrywać... Naprawdę nie chciałabym, żeby jakiś koń ucierpiał przez moje postępowanie. Dlatego zastanawia mnie, czy nie powinnam zrezygnować z koni swoim kosztem i niestety zmienić całe plany na przyszłość, które z nimi wiązałam. Przepraszam, jeśli pytanie być może nie na miejscu i może po części napisałam zbędne rzeczy, ale mimo wszystko dziękuję za przeczytanie i z góry dziękuję za każdą, nawet krótką odpowiedź. Pozdrawiam, Klaudia Droga Klaudio, Twoje pytanie jest bardzo szczere a tym samym niezwykle odważne. Nie jesteś więc tchórzem, za jakiego niesłusznie się podajesz. Wielu ludzi, nie tylko dziewczyn, ale i mężczyzn, też się boi koni. Często panicznie. Ale się do tego nie przyznają. Żołnierz, który z saperką atakuje przeważające siły uzbrojonego po zęby wroga jest idiotą, nie bohaterem. Odwaga polega na przełamywaniu strachu. I Ty to robisz. Sama piszesz, że są konie, z którymi masz relacje. Moim zdaniem to wystarczy, żeby czerpać przyjemność z obcowania z tymi zwierzętami. To przecież nie jest Twoja praca, lecz sposób spędzania czasu wolnego. Nie odmawiaj sobie przyjemności tylko dlatego, że nie do końca wierzysz w siebie. Owszem, konie odczytują ludzki strach, ale gdy pytasz, czy to główna przyczyna Twoich niepowodzeń w siodle, czy może wina jest po stronie stajni, która akurat ma tak ułożone konie, to w ciemno Ci odpowiem - po stronie stajni. Oczywiście nie mam na myśli stajni, w której jesteś, bo jej nie znam. Mówię o zasadzie. Dzisiaj trzymanie na potrzeby rekreacji koni gwałtownych jest napraszaniem się o nieszczęśliwy wypadek. Obowiązkiem instruktora jest dopasowanie konia pod potrzeby klienta. Konie ponoszące, brykające, kopiące czy gryzące nie mają prawa pracować z amatorami jazdy konnej. Nimi niech zajmują się fachowcy (sportowcy, instruktorzy, doświadczeni jeźdźcy, trenerzy). Baw się z tymi końmi, które lubisz i z którymi czujesz się bezpiecznie. To tak samo jak w świecie ludzi. Nie ma żadnego obowiązku, żebyś przyjaźniła się z kimś, kogo się boisz, komu nie ufasz lub kogo nie rozumiesz. Świat jest wielki, każdy znajdzie w nim bratnią duszę. Tylko ok. 23 proc. koni chce dominować, reszta chętnie poddaje się ich przywództwu. To znaczy, że zapanowanie nad nimi nie jest takim problemem, jak nam się wydaje. Cesar Millan, zaklinacz psów, radzi swoim klientkom z aktorskiego świata, żeby odgrywały przed swoimi pupilami role królowych. Efekty są niesamowite, bo rozkapryszone psiaki w try miga przedzierzgają się w posłusznych i oddanych przyjaciół. Uczymy też tego na kursach JNBT, gdzie dominacja, szacunek i zaufanie muszą tworzyć zrównoważony układ. Jak się uda nam dobrze odczytać konia i te trzy elementy relacji mu wyraźnie zaoferować, pokazać tudzież wyegzekwować, to sukces w zasadzie jest murowany. Klaudio, wybacz mocniejsze słowo, ale Twoja deklaracja - że dla dobra koni Ty, żeby im nie zrobić im swoim zachowaniem krzywdy, zrezygnujesz z pasji - jest bez sensu. Ty akurat im nic złego nie jesteś w stanie uczynić. One wobec siebie są po tysiąckroć brutalniejsze. Głowa do góry. A zagalopujesz, jak przyjdzie odpowiednia chwila. Każdy koń ma swój czas i każdy jeździec. Przeczytaj opowieść o Sang Jangu, folblucie który nienawidził jeźdźców, a jak zrozumiał, że nic mu z ich strony nie grozi, to z radości wygrał swoją debiutancką gonitwę. Jest o nim na stronie jnbt.pl i moim blogu dziennikarzizaklinacze.blox.pl Jemu trzeba było dać po prostu czas. Daj czas sobie. Pozdrawiam Jerzy Sawka JNBT TEAM PS. Rok temu miałem studentkę, która drżała ze strachu - na swoim własnym koniu - jak osika. Dzisiaj cieszy się swobodnymi galopami po lesie. Jest szczęśliwa.