Bytomik 3/2009 - przewodnicy.bytom.pttk.pl

Transkrypt

Bytomik 3/2009 - przewodnicy.bytom.pttk.pl
Kwartalnik
Bytom — 26 Września 2009 — BYTOMIK NR 3/09 (Numer 15)
NOWINY — INFORMACJE — ZAPROSZENIA — KOMENTARZE
W Numerze między innymi:
PĘKSOWE BRZYZKO
MOJE ALPY
Wieczny spokój pod Giewontem
Kartki z pamiętnika...
Strona 2
NIEBEZPIECZNA
PSYCHIKA
Strona 5
PO PROSTU GERLACH
DROGA KRIŠŠAK – OROLIN
Strona 8
LISTA ZMARŁYCH
PRZEWODNIKÓW
Środa, 29 lipca 2009 r.
Dzisiaj atakujemy lodowiec, mój pierwszy lodowiec! Nie wiem jak inni,
ale ja jestem podekscytowana. Z Passo del Tonale
(1883 m. n.p.m.) podjeżdżamy kolejką linową na
Passo del Paradiso (2573
m. n.p.m.), a następnie
wyciągiem krzesełkowym
do Rifugio Capanna Presena (2738 m. n.p.m.).
(Ciąg dalszy na stronie 6)
Strona 10
KALENDARZ IMPREZ
SAMORZĄD PRZEWODNIKÓW
Strona 12
KATOWICKIE RONDO
Ks. Jerzego Pawlika
Strona 12
NOWINKI KOŁOWE
Strona 12
Nowa atrakcja
Bielska
Pomnik Reksia
DARIUSZ
SOWIŃSKI
W
sierpniu ubiegłego roku dotarła do nas smutna,
przygnębiająca wiadomość o śmierci naszego
kolegi przewodnika 34 letniego Dariusza Sowińskiego.
Darek zginął w dniu 12 sierpnia 2008 r. podczas samotnej wędrówki po Tatrach Bielskich na Słowacji. Jego
celem było zdobycie szczytu Murania i Nowego Wierchu. Po czterodniowej akcji poszukiwawczej, w której
uczestniczyli ratownicy słowackiej Horske Zachranne
Slużby jego ciało zostało odnalezione w północnej ścianie Murania. Zdaniem ratowników prawdopodobną
przyczyną tragedii było poślizgnięcie i upadek z wysokości około 200 metrów.
(Ciąg dalszy na stronie 4)
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 2
WIECZNY SPOKÓJ POD GIEWONTEM
Cmentarz Zasłużonych na Pęksowym
Brzyzku w Zakopanem (nazywany też
starym cmentarzem) to pierwszy zakopiański cmentarz - założony został ok. 1850
roku na gruncie ofiarowanym parafii
przez właściciela okolicznego terenu Jana Pęksy, staraniem pierwszego zakopiańskiego proboszcza, Józefa Stolarczyka.
Nazwa cmentarza pochodzi od nazwiska
darczyńcy ziemi, na której jest zlokalizowany, Jana Pęksy oraz od położenia cmentarza,
usytuowanego na wysokim brzegu nad Cichą Wodą.. W gwarze góralskiej brzyz
(brzeg, brzyzek) znaczy stromo poderwany
teren nad potokiem, rzeką czy drogą.
Pęksowy Brzyzek jest miejscem szczególnym w historii Zakopanego. Zanim jednak
tak się stało to nakłonienie zakopiańczyków
w owym czasie do korzystania z cmentarza
przy ul. Kościeliskiej nie było sprawą prostą: wielowiekowe przyzwyczajenie do grzebania zwłok w Chochołowie (wcześniej - w
Czarnym Dunajcu) i Białym Dunajcu, gdzie
były wcześniej założone parafie, było bardzo silne. Nadto pochówek w sąsiednich
wioskach był tańszy niż w nowo założonej,
pozostającej na dorobku parafii zakopiańskiej. Ksiądz Józef Stolarczyk usilnie zabiegał o zmianę tego nastawienia, dbał o wy-
gląd cmentarza, nawet sam - co skwapliwie
odnotował w "Kronice parafii zakopiańskiej" - sadził piękne modrzewie, ocieniające bramę wejściową. Był także pomysłodawcą muru cmentarnego, wybudowanego
na wzór widzianego przezeń jakiegoś cmentarza w Italii.
Na początku cmentarz był zwykłym wiejskim cmentarzykiem, na którym sporadycznie chowano taterników, czy zmarłych na
gruźlicę gości.
(Ciąg dalszy na stronie 3)
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 3
Dopiero kiedy pochowany został Tytus
Chałbiński - lekarz, miłośnik Tatr i Podhala,
opiekun i przyjaciel górali, powstała tradycja chowania tutaj osób zasłużonych dla Tatr
i polskiej kultury. Niejednokrotnie na stary
cmentarz przenoszono prochy osób z innych
cmentarzy.
Spoczywają tu wielcy zasłużeni dla Zakopanego i Tatr, jak Sabała (Jan Krzeptowski) zakopiański bajarz, dzięki któremu zachowały się podhalańskie legendy, gen. Mariusz
Zaruski - twórca TOPR-u czy tatrzański
kurier - Stanisław Marusarz.
W 1908 r. cmentarz został zamknięty na
okres 7 lat, a wszystkich zmarłych chowano
na nowopowstałym cmentarzu położonym
przy ul. Nowotarkiej.
W 1931 r. z inicjatywy dyrektora Muzeum
Tatrzańskiego
Juliusza
Zborowskiego,
z wniosku Wojewódzkiego Konserwatora
Zabytków, wojewoda krakowski uznał Pęksowy Brzyzek za cmentarz zabytkowy.
Od tamtej pory o pochówku decydował
proboszcz parafii św. Rodziny.
Podczas okupacji hitlerowskiej ze względu
na budowę drogi do stacji na Gubałówkę,
zmniejszono teren cmentarza o 1/4 po-
wierzchni, przesuwając groby i grobowce na
inne miejsca w środkowej lub zachodniej
części cmentarza
Na Pęksowym Brzyzku znajduje się około
500 grobów, w tym 250 osób zasłużonych.
Na cmentarzu znajdują się również symboliczne mogiły.
Cmentarz otacza kamienny mur. Nagrobki
są niepowtarzalnymi dziełami sztuki; wykonanymi w drewnie, metalu lub kamieniu
kapliczkami, góralskimi krzyżami, rzeźbionymi w motywy podhalańskie, malowanymi
na szkle.
Dzisiaj na tym wyjątkowym cmentarzu mogą być pochowani członkowie rodzin spoczywających na cmentarzu, do grobów już
istniejących oraz osoby zasłużone dla miasta
i regionu. Formalnie opiekę nad cmentarzem
pełnią siostry felicjanki.
Prace techniczne wykonują uczniowie i
nauczyciele zakopiańskich szkół.
Krzysztof Mikucki
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 4
DARIUSZ
SOWIŃSKI
(Ciąg dalszy ze strony 1)
Darek był skromnym, uczynnym, przyjaznym, nie lubiącym rozgłosu ale jakże twórczym i konsekwentnym w tym co robił. Był
dla wielu wzorem zachowania i umiejętności, które to cechy zjednywały Mu przyjaciół wśród braci turystycznej. Posiadał
ogromną wiedzę topograficzną Karpat i
Sudetów. W szczególności jednak ukochał
Tatry.
Posiadał jako jedna z niewielu osób w Polsce uprawnienia przewodnika tatrzańskiego,
przewodnika beskidzkiego i przewodnika
sudeckiego. Związany był z kołami przewodnickimi: Tatrzańskim im. Tadeusza
Szczerby w Gliwicach, Beskidzkim w Katowicach im. Bogusława Ryborza i Turystycznym „Rzepiór” we Wrocławiu. W tych kołach uczestniczył w szkoleniach przewodnickich.
Był współautorem wydawnictwa dla przewodników pt. „Tablice Sudeckie”. Był
również zdobywcą „Korony Gór Polski”,
czyli 28 najwyższych szczytów wszystkich
pasm górskich naszego kraju.
Osiągnął duże sukcesy sportowe. Był trzynastokrotnym Mistrzem Polski w trójboju
siłowym, Mistrzem Europy i Świata juniorów do lat 19, brązowym medalistą Mistrzostw Europy i Świata do lat 23. Startował w barwach Akademickiego Klubu Sportowego Akademii Ekonomicznej w Katowicach, której był absolwentem oraz Klubu
Sportowego „Tęcza Społem” w Kielcach.
Uznano go jednym z najlepszych zawodników akademickich w trójboju w latach 90tych XX wieku. W późniejszym okresie
podjął się społecznie pracy trenerskiej. Jego
wychowankowie również zdobywali laury
na arenie światowej, w tej dyscyplinie sportowej.
Ukończył Akademię Ekonomiczną w Katowicach oraz podyplomowe studia z zakresu
controlingu.
1 września 1999 r. rozpoczął pracę na Poczcie Polskiej na stanowisku specjalisty ds.
analiz ekonomicznych w Dziale Rachunkowości Zarządczej Dyrekcji Okręgu Poczty
Polskiej w Katowicach. W krótkim czasie
dał się poznać jako bardzo dobry pracownik.
Sukcesy w pracy zaowocowały objęciem
stanowiska kierowniczego – najpierw od 1
sierpnia 2005 r. Pełnił obowiązki kierownika Działu Rachunkowości Zarządczej w
DOP w Katowicach, a następnie kierownika
tego działu w strukturze CP Oddział Regionalny w Katowicach.
Był doskonałym organizatorem i komandorem corocznego Ogólnopolskiego Beskidzkiego Rajdu Pocztowców. Potrafił u ludzi
zaszczepić zamiłowanie do gór.
PAMIĘCI DARKA
W dniu 16 sierpnia 2009 r. w rocznicę jego
śmierci na szczycie Okrąglicy 1239 m
n.p.m. w Beskidzie Żywieckim w Kaplicy
Matki Bożej Opiekunki Turystów odprawiona została w jego intencji msza św. Mszę
celebrował ks. Piotr Wenzel – kapelan środowiska śląskich przewodników. Po mszy
św. uroczyście została odsłonięta pamiątkowa tablica upamiętniająca osobę Darka.
Odsłonięcia dokonał jego syn Maciek. Górna, lewa część tablicy przedstawia sylwetki
szczytów Murania i Nowego Wierchu, które
tego dnia były celem Jego ostatniej wędrówki. Tablicę ufundował sponsor, chcący pozostać anonimowym. W mszy św. i uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej wzięła
udział rodzina, przyjaciele, turyści i oczywiście liczna rzesza przewodników.
Darek był gościem jednego z Naszych spotkań szkoleniowych. W dniu 18 stycznia
2007 r. prowadził szkolenie na temat
„Korony Gór Polskich i Korony Sudetów”.
Darku - będziemy cię poszukiwać, wyglądać
na tatrzańskich ścieżkach.
Krzysztof Mikucki
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 5
NIEBEZPIECZNA
PSYCHIKA
B
Krzysztof
Kukliński
yło to już parę ładnych lat temu. Pojechaliśmy na wymarzony urlop rodzinny z zamiarem aktywnego poznawania Beskidu Żywieckiego. Rzeczywiście kilka
pierwszych dni było niezwykle intensywnych, aż przyszedł moment przesilenia i
rodzina postanowiła sobie odpocząć od wędrówek górskich. Kiedy zaproponowałem
wycieczkę na Wielką Raczę usłyszałem jęk
dezaprobaty dla mojej propozycji i stało się
jasne – w góry pójdę sam. Nie zmartwiłem
się zbyt mocno tłumacząc sobie, iż będę
miał czas tylko dla siebie, czyli maksymalny
relaks. Dzień był piękny a podejście niezbyt
trudne. Bardzo szybko znalazłem się w
schronisku pod Wielką Raczą. Kolejny etap
wycieczki – Przegibek. Aby uatrakcyjnić
sobie ten dość nudny odcinek postanowiłem
pójść szlakiem niebieski – słowackim, który
wiedzie granią. Zrelaksowany, ruszyłem
przed siebie na wybrany szlak. Ścieżka była
szeroka i wygodna, więc mogłem oddać się
rozmyślaniom na temat różnych projektów,
które zaprzątały moją głowę od pewnego
czasu. Po dość długiej chwili dotarło do
mojej świadomości, że nie widzę znaków
mojego, niebieskiego szlaku. A ścieżka,
którą idę zmieniła się, nie wiedzieć kiedy, w
perć. Jakież było moje zdziwienie, gdy spotkałem trójkę Słowaków, od których dowiedziałem się, że zboczyłem ze szlaku i jestem
w znacznej odległości od granicy. Teraz
trzeba było wrócić z powrotem na szlak i
kontynuować moją eskapadę. Łatwo powiedzieć, trudno wykonać. Ta niefrasobliwość,
choć niezbyt groźna w potencjalnych skutkach sprawiła, że nerwy towarzyszące takiemu obrotowi sprawy zredukowały moje
możliwości fizyczne o 50%. Z dużym trudem znalazłem drogę powrotną a przejście,
na Przegibek, które normalnie jest trywialnie
proste, teraz stało się nie lada wyzwaniem.
Wielokrotnie na różnych wyprawach górskich przeżywałem takie momenty, kiedy
nieoczekiwane lub nieprzewidywalne okoliczności prowadziły do sytuacji stresowych,
a wtedy wydolność fizyczna radykalnie
spadała. Tak było podczas wyprawy na
Gross Glocknera w Austrii, kiedy partner
idący przede mną szarpnął nagle linę i przeżyłem spory lot, tak było podczas zimowego
wejścia na Rysy, gdy lód w partii podszczytowej postawił przed nami ekstremalne wymagania oraz tak było w przypadku opisanej
wcześniej, „łatwej” wycieczki na Wielką
Raczę. Okazuje się, że stres może pojawić
się w najmniej oczekiwanym momencie i
wcale nie musi to być ekstremalna wspinaczka. Niekiedy wystarczy niefrasobliwość
i zbyt duże zaufanie we własne umiejętności, innym razem będzie to splot nieprzewidywalnych wydarzeń, a kiedy indziej da o
sobie znać zmienność pogody w górach. I
nie ważne, który z czynników pojawi się na
naszej wycieczce lub wyprawie, skutek zazwyczaj jest bardzo podobny.
Warto więc podczas planowania kolejnego
wypadu w góry pomyśleć również o tej
sferze naszego organizmu i przygotować się
mentalnie na okoliczność nieprzewidzianych
zdarzeń. Rozważenie kilku, najczęściej hipotetycznych, niebezpiecznych sytuacji,
które mogą się wydarzyć w górach daje nam
pewien komfort psychiczny, a w sytuacji
rzeczywistego zagrożenia pozwala z większą swobodą podejmować właściwe działania podczas takiego zdarzenia. Trudne sytuacje w górach są rzeczą normalną, sztuką
jest jednak właściwie się w nich odnaleźć i
zdać pozytywnie egzamin na prawdziwego
turystę, podróżnika, człowieka gór.
Moje wieloletnie doświadczenie podpowiada, że warto mieć w plecaku na taką okoliczność tabliczkę gorzkiej czekolady, która
jest znakomitym źródłem energii oraz magnezu, w takich sytuacjach niezbędnych.
Tak przygotowani, ruszajmy na górskie
szlaki okraszone paletą jesiennych barw, bo
przecież nie ma piękniejszej pory roku na
górskie wędrówki — jak właśnie jesień.
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 6
MOJE ALPY
Kartki z pamiętnika...
(Ciąg dalszy ze strony 1)
Wydaje się nam, że skoro idziemy na lodowiec musimy grubo się ubrać, niektórzy
zakładają kurtki, ochraniacze, rękawiczki,
nie minie nawet kwadrans, a wszyscy będą
się rozbierać. Słońce grzeje niemiłosiernie;
jeszcze nie wiemy, ale większość z nas wróci dziś do hotelu z pamiątką – opryszczką.
Na razie podziwiamy ogromny płat śniegu i
grupę, która już zaczęła podchodzenie na
przełęcz pod Cima Presena. Patrzę na idących po śniegu i myślę sobie jak mały jest
człowiek w świetle majestatu gór. Pora ruszać na szlak. Idziemy wolno, trawersem,
głęboko wbijając się w śnieg. Widoki są tak
piękne, że z zachwytu odbiera mowę. Chcę
zatrzymać tę chwilę i zrobić kilka pamiątkowych fotografii, ale aparat ześlizguje się w
dół. Na szczęście ci, co idą za mną, wykazują się refleksem.
Wkrótce osiągamy szczyt (3069 m. n.p.m.) i
to bez większego wysiłku. Jesteśmy na skałach, ponad chmurami i śniegiem, przychodzi mi do głowy, że jestem w niebie... Krajobraz wciąż się zmienia, chmury wędrują
odsłaniając nowe wierzchołki, a przysłaniając te, które wcześniej były widoczne.
Uczuć, które towarzyszą takim chwilom, nie
sposób wyrazić słowami... Na szczycie robi
się tłoczno, oprócz nas weszła również dość
duża grupa hałaśliwych włoskich dzieciaków, postanawiamy więc ruszyć w drogę
powrotną. Pierwsze metry pokonujemy
ostrożnie, jest dość stromo, a śliskie skały i
mokry śnieg nie ułatwiają wędrówki. Później prawdziwa gratka – włoscy przewodnicy dzielą jabłuszkami, przygotowujemy się
do wielkiego ślizgu w dół. Jabłuszek jest
zbyt mało, więc niektórzy decydują się na
reklamówki. Jest cudownie! Stok bardzo
stromy, śnieg lekko zmrożony, parę muld na
trasie zjazdu... słowem zabawa przednia!
Kilka osób pasuje po pierwszym odcinku,
odważniejsi jadą dalej. Śnieg wbija się
wszędzie we włosy, usta, nos, ubranie, nawet okulary słoneczne są całe oszronione.
Gubię jabłuszko, ale przyjeżdża do mnie
samo; gubię kijek, ale ktoś mi go przynosi...
Przy schronisku oglądamy nasze mokre
spodnie i poranione ręce (jakie to niemądre
zjeżdżać w bluzce z krótkim rękawem!).
Przewodnicy decydują, że do hotelu wracamy na własną rękę, większość rozkłada się
więc przy schronisku, by wysuszyć mokre
ubrania. Czas płynie leniwie... Czuję dziś
niedosyt gór i rezygnuję z wyciągu krzesełkowego, by pierwszy odcinek trasy pokonać
pieszo. Surowy teren ukształtowany przez
lodowiec Adamello odsłania inną, nieznaną
mi dotąd barwę alpejskiego krajobrazu. Tu
znajduję chyba wszystkie możliwe odcienie
szarości, a pośrodku skał perełka – przepiękne błękitne jeziorko. Myślę sobie, że to
mój najpiękniejszy dzień w Alpach Retyckich…
(Ciąg dalszy na stronie 7)
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 7
Czwartek. 30 lipca 2009 r.
Wiemy już, że dzisiejszy dzień będzie najtrudniejszy ze wszystkich, w końcu zdobycie Monte Vioz (3645 m. n.p.m.) jest prawdziwym wyzwaniem dla wielu z nas. Staram
się nadrabiać miną, ale tak naprawdę, to
boję się jak będzie funkcjonował mój organizm powyżej 3200 m. n.p.m. Pełna obaw
wsiadam do autokaru, którym podjeżdżamy
do miejscowości Peio, by najpierw kolejką
linową, a później wyciągiem krzesełkowym
dotrzeć do Rifugio Dos del Cembri (2300 m.
n.p.m.). Tu rozpoczynamy nasz szlak. Od
pierwszych metrów ścieżka pnie się ostro
pod górę i tak już będzie do samego Rifugio
Mantowa del Vioz (3535 m. n.p.m.), które
jest najwyżej położonym schroniskiem w
centralnych i wschodnich Alpach. Idziemy
zwartą grupą, równym tempem. Widać
wszyscy wzięli sobie do serca przestrogi
Sylwka, by w tym dniu nie robić zdjęć na
szlaku, ani też niepotrzebnie nie przystawać.
Przed nami podwójna trudność, bo musimy
nie tylko pokonać 1354 m różnicy wzniesień, ale dodatkowo powinniśmy to zrobić w
stosunkowo krótkim czasie, inaczej nie zdążymy na ostatnią kolejkę linową i nasz
szlak wydłuży się o następne 1000 m zej-
ścia. Staram się utrzymywać w czołówce, co
nie jest najtrudniejszym zadaniem, bo tempo
marszu bardzo mi odpowiada.
Jak należało się spodziewać, wkrótce grupa
rozwleka się. Nie przejmujemy się tymi,
którzy odstają, jest z nimi Mauro, my podążamy do celu zatrzymując się jedynie na
dwa krótkie odpoczynki. Po drugim z nich,
czuję, że oddycha mi się ciężej, w głowie
zaczyna łupać. Wolę nie patrzeć w dół, bo
ziemia lekko ucieka spod moich stóp. To
znak, że przekroczyliśmy magiczną wysokość 3200 m. n.p.m. Idę dalej, choć jest już
trudniej, kiedy widzę schronisko
odczuwam ulgę; boję się, że
zaraz upadnę, dlatego wchodzę
bez ociągania do środka, siadam
i ostatkiem sił wypijam całą
colę. Zawsze w górach kofeina
działa na mnie kojąco. Po chwili
ktoś odczytuje ciśnienie atmosferyczne: 600 hPa, a ja – meteoropatka już wiem co na tej
wysokości nie podoba się mojemu organizmowi. Mobilizuję się
jednak, bo nie po to doszłam do
schroniska, by teraz, kiedy jest
już tak blisko celu, poddawać
się. Nie waham się ani chwili,
idę na szczyt! Ten ostatni odcinek pokonuję znacznie wolniej niż większość grupy, ale nie jest to dla mnie źródło
kompleksów, cieszę się, że pomimo własnych słabości daję radę. Wkrótce niczym
posłaniec księciu Jeremiemu mogę obwieścić światu: Monte Vioz wzięty!
Wracamy tą samą drogą, schodzenie rozpoczynam najszybciej jak się da, no cóż pewniej i bezpieczniej czuję się na znacznie
niższych wysokościach. Szlak wydaje się
nie mieć końca, droga dłuży się, a ja walcząc z bólem głowy i ogólnym zmęczeniem,
myślę sobie, że dzisiejszy dzień nie przysporzył mi żadnej radości... Mam nadzieję, że
satysfakcja i duma przyjdą w chwili, kiedy
odejdzie zmęczenie…
Anita Jarominek
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 8
PO PROSTU
GERLACH
I
leż to razy myślałem o wejściu na Gerlach? Niestety zawsze coś stawało na
przeszkodzie i tym samym plan ten wydawał się coraz bardziej odległy. Teraz miało
być inaczej…
Z głębokiego snu wyrwał mnie nieprzyjemny dźwięk budzika. Spojrzałem zaspanym
wzrokiem na tarczę zegara, była godzina
trzecia nad ranem – pomyślałem, dobry czas
aby zacząć realizować swoje od lat skrywane marzenie. Szybkie pakowanie potrzebnego sprzętu, później spotkanie z moim wspinaczkowym partnerem i ruszamy do Słowacji. Przy stacji „Elektriczki” Vyšne Hagy
jesteśmy o godzinie 8:30. Podział sprzętu i
zaczynamy podchodzenie żółtym szlakiem
do Batyżowieckiego Stawu. Miejsce przepiękne a sceneria otaczających, najwyższych
szczytów Tatr sprawia, że staje się ono
wręcz magiczne. Słońce, które teraz przygrzewa coraz mocniej każe nam zrobić sobie
dłuższą przerwę na posiłek. Trzy kwadranse
leniuchowania wystarczą. Ruszamy dalej w
głąb Doliny Batyżowieckiej. U podnóża
Gerlacha szukamy miejsca na naszą bazę
wypadową. Po półgodzinnym przeszukiwaniu rozległego rumowiska skalnego znajdujemy wreszcie „apartament” – potężny głaz
pod którym są dwie sporych rozmiarów
wnęki, nasze miejsca noclegowe.
Krzysztof
Kukliński
Teraz trzeba tylko zostawić nadmiar bagażu
i ruszamy w kierunku Batyżowieckiego
Szczytu – cel popołudniowego wspinania w
tym dniu. Pod ścianą zakładamy uprzęże,
obwieszamy się kilogramami „szpeju", klarujemy liny i w górę. Wspinamy się drogą
Kutty, która wiedzie przez charakterystyczne potężne płyty. Poza kilkoma miejscami,
w których droga ma charakter rajbungowy i
wymaga dość dużej odporności psychicznej,
pozostała część oferuje piękne wspinanie z
możliwością, prawie bezproblemowego,
osadzania kości i friendów. Pomimo sprawnej asekuracji i dobrego tempa wspinaczki,
ze szczytu udaje nam się zjechać dopiero po
godzinie 19. Na światłach wracamy do naszej koliby o godzinie 21.
Niestety wieczór przyniósł zachmurzone
niebo i mgły a prognozy na następny dzień
wyglądają bardzo nieciekawie. Przy kolacji
omawiamy strategię na następny dzień,
która w obliczu nowej sytuacji musiała zostać diametralnie przebudowana; krótko
mówiąc, plan poprowadzenia drogi na Gerlach stanął pod dużym znakiem zapytania.
Pobudka następnego dnia rano o 5:45. Na
szczęście po wczorajszych chmurach i mgle
nie ma nawet śladu. Pogoda wybitnie nastrajała do ataku na Gerlach.
Ogarnięcie całego tego "bajzlu" z poprzedniego dnia, przyniesienie wody, spakowanie
śpiworów i innych niepotrzebnych rzeczy,
przygotowanie śniadania, sklarowanie lin,
podział „szpeju” itd. zajęło nam sporo czasu.
Wyszliśmy po 8-ej, aby znaleźć się pod
ścianą o 9:30. "Rozczytanie" ściany w przypadku Gerlacha to czynność wyjątkowo
żmudna i wyczerpująca. Na szczęście udaje
nam się podejść pod drogę za pierwszym
strzałem. Wybór padł na drogę "Kriššak –
Orolin" - kawał solidnego wspinania w pionowym i lekko połogim granicie.
(Ciąg dalszy na stronie 9)
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 9
Pierwszy wyciąg okazał się niezwykle wymagający, biegnąc w wąskim kominie, który
wychodzi pod niewielką przewieszkę. Niestety później było równie trudno, ale właśnie
dlatego takie drogi zostają na długo w pamięci. Kolejne metry, dosłownie wydzieramy nieprzychylnej nam skale. Wspinamy się
coraz wyżej, ale od pewnego momentu góruje nade mną ogromny nawis skalny do
którego nieuchronnie się zbliżam. Im jestem
bliżej tego miejsca tym coraz bardziej
utwierdzam się w przekonaniu, że nie będzie
to łatwy problem do pokonania. Jedyne
rozwiązanie to próba obejścia tego „dachu”,
który jest nad nami. Zadanie to okazuje się
dużym wyzwaniem ponieważ trzeba zrobić
trawers po słynnych płytach Kriššaka, które
miejscami są na tyle gładkie, że nie można
założyć żadnej asekuracji. Kiedy już udaje
nam się pokonać to miejsce a kolejny wyciąg nie nastręcza większych problemów
dochodzimy znowu do punktu gdzie skała
staje się zupełnie pionowa a jej rzeźba nie-
zwykle uboga. W tym momencie przypomniały mi się słowa jednego ze słowackich
przewodników, który rano przechodził obok
nas z trzyosobową czeladką turystów, kiedy
spożywaliśmy śniadanie. Dowiedziawszy
się, że chcemy robić drogę Kriššaka, skrzywił twarz i powiedział beznamiętnie – trudna cesta. Teraz i my o tym już wiedzieliśmy.
Pojawiające się coraz to nowe trudności w
jakiś przedziwny sposób mobilizują nas do
coraz większej koncentracji i wykrzesywania z siebie ukrytych pokładów energii.
Wchodzimy w następną drogę, drogę Galfy’ego, która jest równie „atrakcyjna” jak ta
pierwsza.
Jakby mało było problemów, teraz jeszcze
zaczęła się załamywać pogoda. Ściany wokół nas i cała dolina na przemian zasnuwają
się mgłą, aby za chwilę pokazać w pełnej
krasie ogrom skał na które przyszło nam się
wspinać. Po sześciu godzinach wspinaczki
docieramy pod grań Gerlacha. Widoczność
spadła do kilkunastu metrów. Pokonanie
grani do szczytu zajmuje nam jeszcze ok.
godziny. Tuż przed 17-tą wreszcie go widzę
– słynny krzyż z niebieskim okiem na wysokości 2655mnpm. Teraz już wiem, że moje
wieloletnie marzenie się spełni – nie przypuszczałem jednak, że z taką nawiązką.
Na szczycie kilka pamiątkowych fotek i
trzeba szybko zacząć schodzić w dół ponieważ pogoda coraz marniejsza a przed nami
800 m w pionie do zejścia, w trudnym terenie. Na szczęście pogoda jakimś cudem się
utrzymuje się, tzn. nie pada deszcz.
Do naszej bazy docieramy o godzinie 19:30.
Zapada decyzja, że pakujemy wszystko i
schodzimy na światłach w dół. Związane to
było z ewidentnie pogarszającą się pogodą.
Jak się później okazało decyzja była ze
wszech miar słuszna ponieważ na 200 metrów(!) przed samochodem zaczął kropić
deszcz, który w czasie drogi powrotnej zamienił się w ulewę. Do domu dotarliśmy o
godzinie 2 nad ranem.
PODSUMOWA3IE
Gerlach jest piękną i potężną górą. Niezwykle skomplikowana topografia ścian powoduje, że jest niezwykle wymagający. Natomiast droga turystyczna przez Batyżowiecką
Próbę dostarczy każdemu niezapomnianych
wrażeń, zwłaszcza w tej chwili, kiedy zostało usuniętych sporo stałych ułatwień w postaci klamer i łańcuchów. Wejście turystyczne na Gerlach jest możliwe jedynie w towarzystwie uprawnionego przewodnika.
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 10
LISTA ZMARŁYCH CZŁONKÓW KOŁA PRZEWODNIKÓW
im. Antoniego Mizi w BYTOMIU
LUDZIE śYJĄ, PÓKI PAMIĘĆ O NICH śYJE
L.p.
3azwisko Imię
Miejsce pochowania
Data śmierci
1.
Belke Teodor
06.07.1971 r.
Zawiercie
2.
Bober Stanisław
07.12.1976 r.
Piekary Śl. – Brzozowice Kamień
3.
Bochenek Jan
4.
Bojarski Franciszek
5.
Breguła Tadeusz
2006 r.
6.
Byczek Rajmund
21.09.1972 r.
Bytom - Łagiewniki
7.
Czwaczka Jan
8.
Dobrzańska Maria
9.
Gerliński Henryk
27.09.1994 r.
Bytom
10.
Gerlińska Kazimiera
31.03.1993 r.
Bytom – ul. Kraszewskiego
11.
Gola Henryk
20.06.1985 r.
Bytom – Mater Dolorosa
12.
Kalita Jerzy
2003 r.
13.
Kiser Antoni
27.01.2006 r.
Bytom – Mater Dolorosa
14.
Kleszczyński Zygmunt
19.07.1986 r.
Ruda Śląska – Wirek
15.
Klimza Ludwik
20.04.2007 r.
Łagiewniki Wielkie
16.
Konopka Maria
1960 r.
17.
Kozak Czesław
02.07.1978 r.
Kraków – cmentarz Rakowicki
18.
Krupiński Władysław
16.02.1981 r.
Bytom – kom., ul. Piekarska
19.
Lachowicz Ignacy
1983 r.
Bytom – ul. Kraszewskiego
20.
Lachowicz Stefan
23.10.1984 r.
21.
Marciniak Feliks
1999 r.
22.
Matuszewska Janina
1983 r.
23.
Michalewicz Czesława
1990 r.
24.
Mizia Antoni
1992 r.
Bytom – Mater Dolorosa
Strzybnica
02.07.2003 r.
Chorzów - Batory
Bytom - Karb
Bytom – Mater Dolorosa
Katowice – kom. ul. Murckowska
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 11
25.
Nikiel Władysław
26.
Nowara Eugeniusz
1983 r.
Wilamowice
Bytom – Łagiewniki
27.
Olbrychtowicz Wojciech
1992 r.
Bytom – ul. Powstańców Śl.
28.
Pawełko Kazimierz
29.
ks. Pawlik Jerzy
01.03.2009 r.
Katowice - Józefowiec
30.
Październiok Serafin
27.04.1994 r.
Bytom – ul. Spokojna
31.
Piecuch Józef
20.12.1960 r.
Bytom – Łagiewniki
32.
Pluta Jan
33.
Poloczek Edward
05.11.1967 r.
Ruda Śląska
34.
Poloczek Stefan
18.09.1998 r.
Ruda Śląska
35.
Siwczyk Kondrad
2003 r.
Bytom – Szombierki
36.
Skocki Józef
2002 r.
Bytom – kom., ul. Piekarska
37.
Skorupa Wiktor
31.10.1989 r.
Piekary Śląskie
38.
Szlagor Edward
06.06.1980 r.
Bytom – ul. Kraszewskiego
39.
Śleziona Dariusz
22.05.2009 r.
Chorzów – ul. Dąbrowskiego
40.
Ślęzak Władysława
24.01.2000 r.
Sosnowiec – Zagórze
41.
Świerczyna Urszula
42.
Topolnicki Jerzy
43.
Tymowicz Kazimierz
44.
Wojna Irena
45.
Woźniak Jerzy
46.
Wrodarczyk Ryszard
47.
Wrona Henryk
48.
Wróblewski Henryk
49.
Zdasień Henryk
1988 r.
2004 r.
Bytom
25.09.1976 r.
Bytom – kom., ul. Piekarska
Bytom – Mater Dolorosa
Bytom – Mater Dolorosa
28.06.2001 r.
Radzionków – ul. Cmentarna
Piekary Śląskie –Brzeziny
25.09.1976 r.
Święto Wszystkich Świętych stanie się dla
wielu z nas okazją do odwiedzenia najbliższych na cmentarzach w różnych zakątkach
Śląska i całego kraju. Będziemy też na
miejscach ostatniego spoczynku tych, z
którymi łączyła nas wspólna pasja przewodnicka i miłość do gór. Zapalając świeczkę
na grobach przewodników, którzy odeszli
połączmy się w wspólnej pamięci o nich.
Krzysztof Mikucki
Bytom – kom., ul. Piekarska
Biuletyn
Przewodników
Redaguje kolegium:
Krzysztof Mikucki: Prezes Koła Przewodników
Turystycznych w Bytomiu. Tel.: 0 602556976
Krzysztof Kukliński: Redakcja i skład komputerowy. Tel.: 0 793618719, Email: [email protected]
Redakcja zastrzega sobie prawo do adiustacji i
skracania tekstów. Materiały prosimy kierować
na wyżej wymieniony adres Email
BYTOMIK NR 3/2009
Strona 12
W
dniu 31 maja 2009 r. członkowie
Naszego Koła Przewodników Eugeniusz Gnacik, Sławomir Hanc, Krzysztof
Mikucki wzięli udział w szkoleniu na licencję Gorczańskiego Parku Narodowego.
Szkolenie odbyło się w siedzibie dyrekcji
GPN w Niedźwiedziu.
W
dniu 16 sierpnia 2009 r. na Okrąglicy w Beskidzie Żywieckim odbyła
się msza św., a następnie uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej tragicznie zmarłemu w ubiegłym roku Darkowi Sowińskiemu.
W
dniu 7 września 2009 r. w siedzibie
dniu 12 czerwca 2009 r. w DzienniOddziału PTTK Bytom miała miejku Zachodnim ukazał się artykuł pt. sce inauguracja nowego szkolenia na prze„Lato to w naszym regionie dobry czas na wodnika beskidzkiego. W szkoleniu bierze
nowy kurs”. Artykuł dotyczy tematu szkoleń udział 12 osób.
na przewodnika beskidzkiego, organizowanych przez tutejszy Oddział PTTK.
W
SAMORZĄD PRZEWODNIKÓW TURYSTYCZNYCH PTTK WOJ. ŚLĄSKIEGO
Z KALENDARZA IMPREZ NA IV KWARTAŁ 2009 ROKU
10-11.X – WARSZTATY PRZEWODNICKIE- Twórcy kultury w Beskidach /inf. E.
Kaniewski/
14-15.XI — Miscellanea Przewodnickie w
Cieszynie + KONFERENCJA SPRAWOZDAWCZO- WYBORCZA SAMORZĄDU I
wybór delegatów na KNAP
LISTOPAD
GRUDZIEŃ
PAŹDZIER3IK
4 – 6.XII — KRAJOWA NARADA AK7.XI — Pielgrzymka środowiska śląskiego
do Piekar Śląskich - Matka Boska Piekarska TYWU PRZEWODNICKIEGO
8.XI – „Spotkanie Przy Miedzy” – Chrzanów /inf. R. Ziernicki/
w Katowicach u zbiegu ulic Le Ronda,
Wiertniczej, Siemianowickiej
i Leopolda.
§ 2.
Wykonanie uchwały powierzyć PrezydentoRady Miasta Katowice
wi Miasta Katowice.
z dnia 27 lipca 2009r.
§ 3.
w sprawie nadania nazwy placowi położonemu na terenie miasta Katowice
Uchwała wchodzi w życie po upływie 14
dni od dnia ogłoszenia w Dzienniku
(Rondo ks. Jerzego Pawlika).
Urzędowym Województwa Śląskiego.
Rada Miasta Katowice uchwala:
§ 1.
Przewodniczący
Nadać nazwę „Rondo ks. Jerzego Pawlika”
Rady Miasta Katowice
placowi położonemu
Jerzy Forajter
Rondo w Katowicach
ks. Jerzego Pawlika
BYTOMIK NR 3/2009