Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
w 1938 roku już się tu na stałe przeprowadziłem i zacząłem uczęszczać na Uniwersytet Jagielloński. Kraków, właśnie ten Kraków Uniwersytetu i kultury, należy ściśle do
mojego życiorysu4. Zawsze ta nazwa: Uniwersytet Jagielloński − wywołuje na całym
świecie skojarzenia najwyższej rangi5.
K. M.: My też czujemy bliski związek
z tym dziedzictwem, dlatego właśnie prowadzimy rozmowy z wybitnymi osobistościami krakowskiego życia intelektualnego.
Zanim jednak przejdziemy do wspomnień
z czasów uniwersyteckich, chcielibyśmy zatrzymać się na młodości Waszej Świątobliwości. Miał Ojciec szczęśliwe dzieciństwo?
Sztambuch
byłego krakowianina
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą, Ojcem Świętym Janem
Pawłem II, błogosławionym Kościoła katolickiego
o książkach, uniwersytecie i obalaniu komunizmu rozmawiają
Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
Krzysztof Mazur: Jak Wasza Świątobliwość czuje się jako błogosławiony?
Paweł Rojek: Nie tęskni Ojciec Święty
do Krakowa?
Jan Paweł II: Pierwsze dni były okresem
adaptacji, teraz już czuję się całkiem dobrze. Pogoda tutaj jest piękna. Zajęć dużo,
więc dni szybko się przesuwają. Bóg zapłać
za modlitwy1.
Patrzę na Kraków. Mój Kraków, miasto
mojego życia. Miasto naszych dziejów2. Kraków jest miastem ogromnie bogatym. Całe
dzieje przeszły przez to miasto i chciały
w nim pozostać3. Uważałem za wielki
dzień w moim życiu, kiedy po zdaniu matury
172
Pressje Teka XXIV Klubu Jagiellońskiego
Moje lata dziecięce i chłopięce zostały
naznaczone utratą osób najbliższych. Naprzód Matki, która nie doczekała dnia mojej
Pierwszej Komunii Świętej. Po jej śmierci,
a następnie po śmierci mojego starszego brata, zostaliśmy w dwójkę z Ojcem.
Ten Kraków Uniwersytetu i kultury, należy ściśle do mojego
życiorysu
Ona chciała mieć dwóch synów: lekarza
i księdza; mój brat był lekarzem, a ja mimo
wszystko zostałem księdzem. Siostry, która
urodziła się na kilka lat przed moim przyjściem na świat, nie znałem, zmarła bowiem
wkrótce po urodzeniu. Mój brat, Edmund,
zmarł u progu samodzielności zawodowej,
zaraziwszy się, jako młody lekarz, ostrym
wypadkiem szkarlatyny, co wówczas (1932
rok), przy nieznajomości antybiotyków, było
zakażeniem śmiertelnym. Tak więc stosunkowo szybko stałem się częściowym sierotą
i „jedynakiem”6.
K. M.: Więc był Wasza Świątobliwość
wychowywany przez samotnego ojca?
Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą
się przede wszystkim z postacią Ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiło. Patrzyłem
z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał
od siebie wymagać, widziałem, jak klękał
do modlitwy. To było najważniejsze w tych
latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka. Ten mój Ojciec,
którego uważam za niezwykłego człowieka,
zmarł − prawie nagle − podczas drugiej wojny światowej i okupacji, zanim ukończyłem
dwudziesty pierwszy rok życia7.
P. R.: Ojciec Święty, podobnie jak prawie
wszyscy sławni krakowianie, nie pochodzi
z Krakowa. Ma Wasza Świątobliwość wyjątkowo bliski stosunek do swojego rodzinnego miasta…
Miasto mego dzieciństwa, przez
wzgląd na dom – na rodzinny dom i na dom
Pana – będę się modlił o dobro dla ciebie!
(Ps 122: 9)8. Wiele wspomnień. W każdym razie tu, w tym mieście, w Wadowicach,
wszystko się zaczęło, i szkoła się zaczęła,
studia się zaczęły, i teatr się zaczął. I kapłaństwo się zaczęło9.
P. R.: Teatr też już wtedy się zaczął?
Na scenie wadowickiej sięgaliśmy po
największe utwory klasyków. Kiedy byliśmy
w piątej gimnazjalnej, graliśmy Antygonę Sofoklesa. Antygona − Halina, Ismena − Kazia,
mój Boże! Ja grałem Hajmona. „O ukochana
siostro ma, Ismeno, czy ty nie widzisz, że
z klęsk Edypowych żadnej na świecie los
nam nie oszczędza?” (Sofokles 1969: 101).
Pamiętam do dziś10.
P. R.: Kto w Wadowicach wpłynął na
formację duchową i intelektualną Ojca
Świętego?
Sztambuch byłego krakowianina
173
Ogromnie wiele zawdzięczam kapłanom,
zwłaszcza jednemu. W ciągu tych wszystkich
lat moim spowiednikiem i bezpośrednim
kierownikiem duchowym był ks. Kazimierz
Figlewicz. Dzięki niemu zbliżyłem się do parafii, zostałem ministrantem. Pamiętam, że
w piątej klasie gimnazjum zaprosił mnie do
Krakowa, abym mógł uczestniczyć w Triduum Sacrum, poczynając od Ciemnej Jutrzni
w Wielką Środę. To uczestnictwo było dla
mnie wielkim przeżyciem11.
K. M.: W Wadowicach mieszkało wielu
Żydów. Dziś wspólne dzieje Polaków i Żydów poddawane są niebezpiecznym próbom redefinicji. Czy z doświadczenia Ojca
Świętego rzeczywiście wynika, że te dwie
grupy żywiły do siebie niechęć?
Pamiętam, że co najmniej jedna trzeci
moich kolegów z klasy w szkole powszechnej w Wadowicach to byli Żydzi. W gimnazjum było ich trochę mniej. Z niektórymi
się przyjaźniłem. A to, co u niektórych mnie
uderzało, to był ich polski patriotyzm12.
Dzieje polsko-żydowskie są wciąż bardzo
realnie obecne w życiu zarówno Żydów, jak
i Polaków. Lud, który żył z nami przez wiele
pokoleń, pozostał z nami po tej straszliwej
śmierci milionów swych synów i córek. O tej
wspólnej przeszłości mówią również cmentarze żydowskie, których jest wiele na polskiej ziemi. Są to miejsca o szczególnie głębokiej wymowie duchowej, eschatologicznej
i historycznej zarazem. Niech te miejsca łączą Polaków i Żydów, bo przecież wspólnie
czekamy dnia Sądu i zmartwychwstania13.
K. M.: Czy już wtedy myślał Ojciec Święty o kapłaństwie?
Myśl o kapłaństwie raczej dość zdecydowanie odsuwałem14. Kiedy byłem w gimnazjum, książę Adam Stefan Sapieha, arcy-
174
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
biskup metropolita krakowski, wizytował
naszą parafię w Wadowicach. Mój katecheta, ksiądz Edward Zacher, zlecił mi zadanie
przywitania Księcia Metropolity15.
P. R.: Pewnie miał Ojciec Święty tremę!
Miałem po raz pierwszy w życiu sposobność, ażeby stanąć przed tym człowiekiem, którego wszyscy otaczali wielką czcią.
Wiem, że po moim przemówieniu Arcybiskup
zapytał katechetę, na jaki kierunek studiów
wybieram się po maturze. Ksiądz Zacher
odpowiedział: „Idzie na polonistykę”. Na co
arcybiskup miał odpowiedzieć: „Szkoda, że
nie na teologię” (śmiech)16.
K. M.: Dlaczego właściwie nie chciał iść
Ojciec Święty na księdza? Musi paść to pytanie − czy chodziło o kobietę?
Miałem w szkole wiele koleżanek i kolegów, byłem związany z pracą w szkolnym
teatrze amatorskim, ale nie to było decydujące. W tamtym okresie decydujące wydawało mi się nade wszystko zamiłowanie do
literatury, a w szczególności zamiłowanie
do literatury dramatycznej i do teatru17. Rozpocząłem studia na filologii polskiej18.
P. R.: Literatura zwyciężyła z teologią…
W związku ze studiami pragnę podkreślić, że mój wybór polonistyki był umotywowany wyraźnym nastawieniem na
studiowanie literatury. Jednakże już pierwszy rok studiów skierował moją uwagę
w stronę języka. Studiowaliśmy gramatykę
opisową współczesnej polszczyzny, z kolei
gramatykę historyczną, ze szczególnym
uwzględnieniem języka starosłowiańskiego. To wprowadziło mnie w zupełnie nowe
wymiary, żeby nie powiedzieć, w misterium
słowa19.
K. M.: Pamięta Ojciec Święty swoje koleżanki i kolegów z polonistyki? Jakie były
ich losy?
Na moim roczniku studiowało bardzo
wielu czynnych literatów, poetów. Niektórzy
są doskonale znani20. Spośród moich kolegów, koleżanek wiele osób osiągnęło też
ostrogi pracowników nauki, profesorów uniwersytetu. Ja, gdybym się lepiej sprawował,
może bym też był do czegoś doszedł. Cóż
zrobić? (śmiech)21.
P. R.: Bez przesady! Zrobił Wasza Świątobliwość doktorat, habilitację, a wreszcie
w 1983 roku został doktorem honoris causa
naszego uniwersytetu. Całkiem nieźle się
więc Ojciec Święty sprawował!
W listopadzie 1953 roku dane mi było
jeszcze habilitować się w zakresie teologii
moralnej22. Była to ostatnia habilitacja na
Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego przed jego likwidacją przez
komunistów23, przed wyłączeniem tegoż
Wydziału – po blisko sześciu wiekach – z organizmu uniwersytetu24.
P. R.: Jest Ojciec Święty nie tylko naukowcem, lecz także poetą. Widział Ojciec
swój nekrolog w „Lampie”, napisany przez
Pawła Dunin-Wąsowicza? „2.04.2005 roku
zmarł Jan Paweł II − poeta, papież”! Długo
ukrywał się Wasza Świątobliwość, publikując wiersze pod pseudonimami: Andrzej
Jawień, Stanisław Andrzej Gruda, Piotr Jasień…
Byłem nieco zakonspirowany i zostałem
zakonspirowany właściwie do dnia wyboru na papieża. Natomiast z tym dniem zostałem zdekonspirowany nie tylko przed
Polską, ale i przed całym światem. Już nie
wiem, co z tym mam robić. Po prostu niech
„leci”. Ciekawa rzecz, że niektórzy uważają,
że to coś warte. A ja podejrzewam, że nie
Zostałem zdekonspirowany nie
tylko przed Polską, ale i przed
całym światem
uważaliby tak, gdyby się nie stało tak, jak
się stało. Ale dajmy temu spokój!25 Zrobił się
z tego jakiś sztambuch byłego krakowianina, byłego studenta uniwersytetu krakowskiego, byłego także naukowca!26
K. M.: Kto najbardziej wpłynął w czasie studiów na Ojca Świętego? Miał Wasza
Świątobliwość jakichś mistrzów intelektualnych?
Wielką rolę odgrywali w moim życiu
wielcy profesorowie, których miałem szczęście poznać: ludzie, którzy wielkością swego ducha ubogacali mnie i nadal ubogacają.
Nie mogę się oprzeć potrzebie serca, aby
przynajmniej niektórych z nich wymienić po
nazwisku: profesorowie Stanisław Pigoń,
Stefan Kołaczkowski, Kazimierz Wyka, Kazimierz Nitsch, Zenon Klemensiewicz – to ci
z polonistyki. A do nich dołączają profesorowie Wydziału Teologicznego: ks. Konstanty
Michalski, Jan Salamucha, Marian Michalski, Ignacy Różycki, Władysław Wicher, Kazimierz Kłósak, Aleksy Klawek. Jak wiele
treści i jak wiele osób kryje się w tym określeniu: Alma Mater! Uniwersytet ma w sobie
podobieństwo do matki, do macierzyństwa.
Ja osobiście, po latach, widzę coraz lepiej,
jak wiele uniwersytetowi zawdzięczam: zamiłowanie do prawdy, wskazanie dróg jej
poszukiwania27.
K. M.: Długo Ojciec Święty nie postudiował na polonistyce. Zajęcia w roku
akademickim 1939/1940 trwały tylko do
6 listopada. Wtedy właśnie Niemcy zwabili
Sztambuch byłego krakowianina
175
profesorów UJ do auli Collegium Novum
i wywieźli ich do obozu koncentracyjnego…
Zdołałem ukończyć tylko pierwszy rok
studiów28. Nie mogę nie dodać pewnego
szczegółu, który trudno zapomnieć. Tego
samego dnia znalazłem się na Gołębiej, to
znaczy w naszym zakładzie. Jeszcze rozmawiałem z profesorami – z profesorem
Nitschem – którzy spieszyli na spotkanie
zarządzone przez władze okupacyjne29.
P. R.: Musiał Ojciec Święty − miłośnik
słowa i początkujący poeta − rozpocząć
pracę fizyczną, najpierw w kamieniołomach, a potem w fabryce sody. Jak to doświadczenie wpłynęło na Waszą Świątobliwość?
Owo doświadczenie życia robotniczego, jego wszystkich aspektów pozytywnych i całej nędzy, pozostawiło głęboki ślad
w moim życiu30. Niektórzy wskazują, że moje
orędzia i encykliki koncentrują się bardzo
na człowieku. Myślę, że bierze się to w dużej
mierze z mego doświadczenia jako robotnika, z moich kontaktów ze światem pracy31.
Od tamtego czasu tajemnica człowieka weszła w pole moich refleksji i poczułem się
nieodparcie zobowiązany do tego, żeby bronić godności każdego człowieka32.
K. M.: Jak traktowali Waszą Świątobliwość robotnicy? Czy jako student, młody
inteligent, nie był dla nich Ojciec Święty
kimś obcym?
Osobiście doznałem od nich wiele życzliwości. Wiedzieli, że jestem studentem,
i wiedzieli, że jeżeli tylko na to okoliczności
pozwolą, wrócę do studiów. Nigdy jednak
nie doznałem z tego powodu nieżyczliwości.
Nie drażniło ich to, że do pracy przynosiłem
książki. Mówili: „My tu przypilnujemy, a pan
176
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
niech sobie poczyta”33. Odpowiedzialni za
kamieniołom, którzy byli Polakami, starali
się nas, studentów, ochraniać od najcięższych prac. Tak więc, na przykład, przydzielono mnie do pomocy tak zwanemu strzałowemu. Nazywał się on Franciszek Łabuś.
Wspominam go dlatego, że nieraz tak się do
mnie odzywał: „Karolu, wy to byście poszli
na księdza. Dobrze byście śpiewali, bo macie ładny głos, i byłoby wam dobrze…”. Mó-
Spotkania Teatru Słowa odbywały się
w wąskim gronie znajomych, zaproszonych gości szczególnie zainteresowanych
literaturą i równocześnie „wtajemniczonych”. Zachowanie atmosfery tajności wokół
tych teatralnych spotkań było nieodzowne,
w przeciwnym razie groziły nam wszystkim
surowe kary ze strony władz okupacyjnych −
najprawdopodobniej wywózka do obozu koncentracyjnego36.
Karolu, wy to byście poszli na
księdza, byłoby wam dobrze…
K. M.: Ojciec Święty należał do „pokolenia
Kolumbów”, które przeszło do polskiej historii dzięki udziałowi w walce zbrojnej. Wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego Wasza
Świątobliwość, osoba o tak patriotycznym
usposobieniu, nie przeszedł tej drogi? Dlaczego wybrał Ojciec raczej konspiracyjny
teatr niż konspiracyjną podchorążówkę?
wił to z całą poczciwością, dając wyraz dość
rozpowszechnionym w społeczeństwie
poglądom na temat stanu kapłańskiego.
Te słowa starego robotnika zachowały się
w mojej pamięci34.
P. R.: Pamięta Ojciec Święty jakieś swoje przyjaźnie z tego okresu?
Z Juliuszem Kydryńskim spotkaliśmy
się przed wojną na pierwszym roku polonistyki. W czasie wojny te więzi przyjaźni
bardzo się zacieśniły. Poznałem jego matkę – wdowę, siostrę i młodszego brata.
Pracowaliśmy wspólnie w kamieniołomie,
a potem w fabryce Solvay. Do tej grupy robotników-studentów należał też Wojciech
Żukrowski35.
K. M.: Kydryński został potem pisarzem
i wybitnym tłumaczem, ale dziś bardziej
znany jest z tego, że był stryjem Marcina
Kydryńskiego, męża Anny Marii Jopek.
Z kolei Żukrowski został znanym pisarzem,
napisał między innymi Lotną, na podstawie
której Andrzej Wajda nakręcił sławny film.
Wróćmy jednak do czasów okupacji. Nie
porzucił Ojciec Święty swoich pasji i brał
udział w pracach konspiracyjnego Teatru
Słowa.
Powstanie warszawskie w roku 1944 było
jakimś straceńczym zrywem pokolenia moich rówieśników, którzy nie oszczędzali siebie. Swoje młode życie rzucali na stos, który
płonął. Chcieli potwierdzić, że dorastają do
wielkiego i trudnego dziedzictwa, jakie otrzymali. Ja też należę do tego pokolenia i myślę,
że heroizm moich rówieśników dopomógł mi
w określeniu swojego własnego powołania37.
Nieraz nawet zapytywałem samego siebie:
tylu moich rówieśników ginęło, a dlaczego nie
ja? Dziś wiem, że nie był to przypadek. W kontekście tego wielkiego zła, jakim była wojna, w
moim życiu osobistym jakoś wszystko działało w kierunku dobra, jakim było powołanie38.
K. M.: Powołanie kapłańskie Waszej
Świątobliwości pojawiło się dopiero w kontekście wojny. Proszę opowiedzieć jego historię.
Historia mojego powołania kapłańskiego? Historia ta znana jest przede wszystkim
Bogu samemu. Każde powołanie kapłańskie
w swej najgłębszej warstwie jest wielką
tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka. Każdy z nas, kapłanów, doświadcza tego bardzo wyraźnie
w całym swoim życiu. Wobec wielkości tego
daru czujemy, jak bardzo do niego nie dorastamy39. Ludzkie słowa nie są w stanie
udźwignąć ciężaru tajemnicy, jaką kapłaństwo w sobie niesie40.
K. M.: Czy był jakiś jeden szczególny
moment, w którym poczuł Ojciec Święty
powołanie?
Na skutek wybuchu wojny zostałem
oderwany od studiów i od środowiska uniwersyteckiego. Wszystko to stanowiło także
w znaczeniu obiektywnym jakiś proces odrywania od poprzednich własnych zamierzeń, poniekąd wyrywania z gleby, na której
dotychczas rosło moje człowieczeństwo.
Jednakże nie był to tylko proces negatywny.
Równocześnie bowiem coraz bardziej jawiło
się w mojej świadomości światło: Bóg chce,
ażebym został kapłanem. Pewnego dnia zobaczyłem to bardzo wyraźnie: był to rodzaj
jakiegoś wewnętrznego olśnienia. To olśnienie niosło w sobie radość i pewność mojego
powołania. I ta świadomość napełniła mnie
jakimś wielkim wewnętrznym spokojem41.
P. R.: Jesienią 1942 roku wstąpił Ojciec
Święty do konspiracyjnego seminarium
duchownego.
Fakt ten miał pozostać w najściślejszej
tajemnicy, nawet wobec osób najbliższych.
Pracując fizycznie jako robotnik w Solvayu,
rozpocząłem studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, który
także działał w konspiracji,42.
P. R.: Kto był wówczas Ojca mistrzem
duchowym?
Sztambuch byłego krakowianina
177
W całej naszej formacji i przygotowaniu
do kapłaństwa w szczególny sposób zaznaczyła się wielka postać księcia metropolity,
późniejszego kardynała Adama Stefana Sapiehy, którego wspominam ze wzruszeniem
i wdzięcznością. Jego wpływ był tym większy, że w okresie przejściowym, zanim udało się powrócić do budynku seminaryjnego,
Książę Niezłomny… a ja mam
jeszcze w pamięci jego twarz,
jego rysy, jego powiedzenia
mieszkaliśmy w jego rezydencji i spotykaliśmy się z nim na co dzień43. Wciąż jeszcze
przemawia do nas z portretów czy fotografii
ten jedyny w swej wyrazistości profil: orli
nos, wysokie czoło, broda, usta wyrażające
stanowczość i siłę charakteru44. Książę Niezłomny… a ja mam jeszcze w pamięci jego
twarz, jego rysy, jego powiedzenia: „Nie gadaj głupstw”, „Co wy tam robicie” − tak mówił45. Pamiętam ten dzień, kiedy Arcybiskup
wrócił z Rzymu z świeżo otrzymanym kapeluszem kardynalskim. Studenci wzięli na
barki jego samochód i przenieśli do kościoła
Mariackiego46.
K. M.: Podobną manifestacją był także
jego pogrzeb w lipcu 1951 roku.
To było niesłychane wydarzenie w latach
stalinowskich: szedł wielki pochód z ulicy
Franciszkańskiej na Wawel – zwarte szeregi
księży, zakonnic, ludzi świeckich. Szły, szły,
a władze nie potrafiły przeszkodzić. Były
wobec tego, co się działo, bezsilne. Może
dlatego wymyślono potem proces Kurii
Krakowskiej – pośmiertny proces przeciw
Sapieże. Za życia komuniści nie śmieli go
tknąć. Nie odważyli się47.
P. R.: Chciałbym przy okazji poruszyć
pewien wątek dotyczący mojej rodziny.
178
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
Czy pamięta Ojciec Święty Jerzego Zachutę, swojego kolegę z tajnego seminarium,
z którym często służył Wasza Świątobliwość do porannej mszy świętej w kaplicy
księcia metropolity?
Pamiętam. Pewnego dnia nie przyszedł.
Kiedy po mszy świętej zaszedłem do jego
mieszkania na Ludwinowie (sąsiedztwo
Dębnik), dowiedziałem się, że w nocy został
zabrany przez gestapo. Wkrótce potem jego
nazwisko znalazło się na liście Polaków
przeznaczonych do rozstrzelania48. Przyjmując święcenia kapłańskie w tej samej kaplicy, nie mogłem nie pamiętać tego mojego
brata w powołaniu kapłańskim49.
P. R.: Jak pewnie Ojciec Święty pamięta, Andrzej Zachuta, młodszy brat Jerzego,
poszedł jego w ślady i został księdzem.
Był potem proboszczem w Bolesławcu
nad Prosną, rodzinnej miejscowości moich
dziadków (Rojkowie 2007: 105). Odwiedził
go tam Ojciec Święty w 1971 roku jako biskup krakowski. Czy Wasza Świątobliwość
wie, że kilka lat temu w kościele w Bolesławcu wmurowano tablicę upamiętniającą pobyt przyszłego papieża.
Ach tak…50
K. M.: Takich tablic jest w Polsce dużo
więcej. Czasem pojawiają się nawet
w miejscach, nad którymi Ojciec Święty tylko przelatywał. Wróćmy jednak do czasów
seminaryjnych. Kończył Ojciec studia na
Wydziale Teologicznym UJ już po wojnie?
Jako alumn Krakowskiego Seminarium
Duchownego mogłem w tych pierwszych
latach powojennych uczestniczyć w życiu
społeczności akademickiej Uniwersytetu,
byłem nawet przez pewien czas wiceprezesem Bratniej Pomocy Studentów Uniwersy-
tetu Jagiellońskiego, czyli, jak to się powinno mówić, Bratniaka51.
K. M.: Wiceprezesem Bratniaka! To zaszczytna funkcja! Dziś Bratniak, choć nie
Bratnia Pomoc Akademicka, lecz Fundacja
Bratniak, pomaga finansowo w wydawaniu
„Pressji”.
Tak trzeba52.
P. R.: Jak Ojciec Święty wspomina
pierwsze miesiące po wkroczeniu Armii
Czerwonej do Krakowa?
Nie zapomnę nigdy, jakie wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z żołnierzem radzieckim. Żołnierz zapukał do furty seminarium
duchownego w Krakowie, które wtedy pozostawało jeszcze na poły w ruinie. Zapytałem,
o co mu chodzi, a kiedy zadał pytanie, czy
mógłby wstąpić do seminarium, podjąłem
z nim rozmowę, która trwała kilka godzin.
Wprawdzie do seminarium nie wstąpił (miał
zresztą bardzo dziwne pojęcie na temat
tego, czego można się tam nauczyć), ale
podczas tej długiej rozmowy dowiedziałem
się ogromnie wiele o tym, jak Bóg wpisuje się w ludzki umysł w warunkach systematycznej negacji jako prawda, której nie można wymazać. Mój rozmówca nigdy nie był
w cerkwi, stale słyszał w szkole i pracy, że
Boga nie ma… „Ale ja i tak – powtarzał wielokrotnie – wiedziałem zawsze, że Bóg jest.
I teraz chciałbym się jeszcze więcej o Nim
dowiedzieć”53.
fii bytu. Zacząłem studiować ten podręcznik
i natychmiast natrafiłem na olbrzymie opory. Moje humanistyczne, filozoficzno-literackie myślenie nie było w żaden sposób
przygotowane do przyjęcia owego tekstu:
twierdzeń i sformułowań, z których ten podręcznik metafizyki (scholastycznej) składał
się od początku do końca. Musiałem się więc
przedzierać przez jakiś gąszcz zdań, rozumowań, koncepcji, dość długo nie mogąc
zidentyfikować terenu, po jakim się poru-
Moje humanistyczne myślenie
nie było w żaden sposób przygotowane do przyjęcia owego
tekstu
szam. Trwało to około dwóch miesięcy. Po
dwóch miesiącach zgłosiłem się do egzaminu, który zdałem. Po egzaminie powiedziałem profesorowi, że ważniejsze od noty, jaką
otrzymuję, jest nowe zrozumienie świata,
które z tego samodzielnego zmagania się
z podręcznikiem metafizyki wyniosłem. Tak
jest. Nie przesadzę, jeśli powiem, że świat,
którym żyłem dotąd w sposób intuicyjny,
a także emocjonalny, został od tego czasu
potwierdzony i uzasadniony na gruncie racji najgłębszych i zarazem najprostszych54.
P. R.: Jakie książki wpłynęły na rozwój
intelektualny Ojca Świętego?
P. R.: Wiemy, czym jest zachwyt nad
metafizyką, obaj jesteśmy filozofami!
W czasach studiów Ojca Świętego nie było
jeszcze kultowej książki Stefana Swieżawskiego Byt (1999). Wygląda więc na to, że
musiał się Ojciec Święty męczyć z podręcznikiem ks. Kazimierza Waisa (1926). Jakie
jeszcze książki zrobiły na Waszej Świątobliwości wrażenie?
Wielkim intelektualnym przeżyciem,
prawie ze wstrząsem, było dla mnie w czasach studiów pierwsze zetknięcie ze zwykłym podręcznikiem metafizyki, czyli filozo-
Książeczka św. Ludwika Marii Grignion
de Montfort, nosząca tytuł: Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi
Panny (2011)55. Lektura tej książki stała się
Sztambuch byłego krakowianina
179
dla mnie momentem przełomowym. Pamiętam, że chodziłem z nią długo, zabierałem
ze sobą nawet do pracy w fabryce sody
(tak że piękna okładka została poplamiona
wapnem) − i z różnych stron wracałem do
poszczególnych jej fragmentów56. Traktat
św. Ludwika Marii Grignion de Montfort
może razić swoim przesadnym i barokowym
stylem, ale sam rdzeń prawd teologicznych,
które w tym traktacie się zawierają, jest bezcenny. Autor jest teologiem wielkiej klasy57.
wyznanie jakiejś całkowitej gotowości do
podjęcia służby, jaka zostaje mu powierzona. Ceremonia ta pozostawiła głęboki ślad
w moim życiu kapłańskim60.
P. R.: Doprawdy, zadziwiający zestaw:
podręcznik do metafizyki i maryjne medytacje! Św. Ludwik czytany w fabryce sody
wpłynął na Waszą Świątobliwość tak bardzo, że wziął Ojciec Święty od niego hasło
swojego pontyfikatu: Totus Tuus!
Zanim poszedłem do seminarium, spotkałem człowieka świeckiego, Jana Tyranowskiego, który był prawdziwym mistykiem61. Był on z zawodu urzędnikiem,
chociaż wybrał pracę w zakładzie krawieckim swojego ojca. Twierdził, że to ułatwia
życie wewnętrzne62. Człowiek ten, którego
osobiście uważam za świętego, wprowadził
mnie na trop wielkiej mistyki hiszpańskiej,
a zwłaszcza św. Jana od Krzyża. Jeszcze
przed wstąpieniem do tajnego seminarium
czytałem dzieła tego mistyka, zwłaszcza poezje. W tym celu nauczyłem się też języka
hiszpańskiego, aby móc czytać dzieła św.
Jana w oryginale. To był bardzo ważny etap
w moim życiu63.
Jest ono właściwie skrótem pełniejszej
formuły zawierzenia Matce Bożej, która
brzmi: Totus Tuus ego sum et omnia mea Tua
sunt. Accipio Te in mea omna. Preabe mihi cor
Tuum, Maria („Cały Twój jestem i wszystko
moje jest Twoje. Daj mi serce Twoje, Maryjo”)58. Formuła ta nie ma tylko charakteru
pobożnościowego, nie jest wyrazem tylko dewocji, lecz jest czymś więcej. Dzięki
Ludwikowi Grignion de Montfort nauczyłem się na nowo maryjności i ten dojrzały
kształt nabożeństwa do Matki Bożej idzie ze
mną od lat59.
K. M.: W jednym z wierszy tak opisał Ojciec Święty moment święceń kapłańskich:
„To Ty Piotrze. Chcesz być tutaj Posadzką, by
po Tobie przechodzili / […], by szli tam, gdzie
prowadzisz ich stopy” (Wojtyła 1979: 63).
Czy to ślad własnego doświadczenia Waszej
Świątobliwości?
Mający otrzymać święcenia pada na
twarz, całym ciałem, czołem dotyka posadzki świątyni, a w tej postawie zawiera się
180
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
P. R.: W Rzymie, na Papieskim Uniwersytecie Angelicum, napisał Ojciec Święty
po łacinie doktorat z teologii św. Jana od
Krzyża (Wojtyła 1950). Co zadecydowało
o wyborze takiego tematu, kto na ten wybór wpłynął?
pomocny w kształtowaniu teologii moralnej64. Recenzentami rozprawy byli ksiądz
Aleksander Rusowicz, Stefan Swieżawski
i teologi ksiądz Władysław Wicher65. Tej
pracy osobiście bardzo dużo zawdzięczam.
Na gruncie mojej wcześniejszej formacji
arystotelesowsko-tomistycznej została teraz zaszczepiona metoda fenomenologiczna. Pozwoliło mi to podjąć szereg twórczych prób w tym zakresie. W ten sposób
włączyłem się w nurt współczesnego personalizmu filozoficznego. Mam tu na myśli przede wszystkim książkę Osoba i czyn
(Wojtyła 1994)66.
P. R.: Czy ta książka była − jak się czasem uważa − polemiką z marksistowską
antropologią? Czy młody Wojtyła był odpowiedzią na młodego Marksa?
Moje zainteresowanie osobą i czynem
wcale nie zrodziło się na gruncie polemiki
z marksizmem, a przynajmniej nie miało tej
polemice służyć. Człowiek interesował mnie
od zawsze: naprzód – na studiach polonistycznych − jako twórca języka, jako temat
literacki, a z kolei gdy odkryłem drogę powołania kapłańskiego, zaczął mnie interesować jako centralny temat duszpasterski67.
K. M.: Po powrocie do Polski został Ojciec Święty wysłany na wiejską parafię
w Niegowici. Szybko jednak władza duchowna zmieniła zdanie.
P. R.: A więc teoretyczne zainteresowania Ojca Świętego miały ostatecznie na
celu zastosowania praktyczne?
Ksiądz arcybiskup Eugeniusz Baziak
skierował mnie do pracy naukowej. Miałem
przygotować habilitację z etyki i teologii
moralnej. Miałem zajmować się nauką jako
wykładowca i profesor etyki na Wydziale
Teologicznym w Krakowie i na Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim. Owocem tych
studiów była habilitacja na temat myśli
Maxa Schelera, to znaczy, na ile jego fenomenologiczny system etyczny może być
Tak, genealogia moich prac skoncentrowanych na człowieku, na osobie ludzkiej, jest przede wszystkim duszpasterska.
Właśnie z perspektywy duszpasterskiej
sformułowałem w książce Miłość i odpowiedzialność (Wojtyła 2001) koncepcję normy
personalistycznej. Człowiek najpełniej afirmuje się, dając siebie. To jest równocześnie
pełna prawda o człowieku, której Chrystus
nauczył nas swoim życiem68.
P. R.: Zaraz, zaraz − sformułowania te
są uderzająco podobne do tego, co później
zapisał Sobór Watykański II (GS: 24)! Miłość i odpowiedzialność ukazała się jednak
w 1960 roku, a Gaudium et spes w 1965…
Zdaje się, że miał Ojciec udział w powstaniu tego dokumentu.
Rozpoczynałem swe uczestnictwo w soborze jako młody biskup. Pamiętam, że moje
miejsce było najpierw bliżej wejścia do Bazyliki Świętego Piotra, a od trzeciej sesji,
odkąd zostałem mianowany arcybiskupem
krakowskim, przeniosłem się bliżej ołtarza
Odkąd zostałem mianowany arcybiskupem krakowskim, przeniosłem się bliżej ołtarza
(śmiech). Stopniowo doszedłem do dojrzalszej i bardziej twórczej formy uczestnictwa
w soborze. Tak więc już podczas trzeciej
sesji znalazłem się w zespole przygotowującym tak zwany Schemat XIII, późniejszą
konstytucję pastoralną Gaudium et spes,
i mogłem uczestniczyć w niezwykle ciekawych pracach tego zespołu69.
K. M.: Swoją drogą słyszeliśmy, że
wkrótce Centrum Myśli Jana Pawła II ma
wydać zbiór soborowych przemówień Ojca
Świętego. W Polsce jednak bardziej niż
z działalności naukowej jest Ojciec Święty
znany z wprowadzenia nowatorskich form
duszpasterstwa. Skąd wzięły się te legendarne już kajaki?
Zacząłem jako kapłan, i to kapłan pracujący naukowo (ta okoliczność jest ważna), uprawiać turystykę dla wypoczynku.
Wkrótce jednak zorientowałem się, że wypoczynek ten można wykorzystać jeżeli nie
bardziej po kapłańsku, to z pewnością bardziej po duszpastersku. Oto istnieją młodzi
Sztambuch byłego krakowianina
181
ludzie, którzy nie tylko jeżdżą na nartach,
wędrują po górach i szosach (rowery) i pływają kajakami, ale również uczestniczą we
mszy świętej. Ludzie ci – dodajmy – przyciągają się wzajemnie i nawet mimo woli
szukają podobnych do siebie (w grę wchodzą dziewczęta i chłopcy − ci młodzi ludzie
myślą bowiem o zakładaniu rodzin w perspektywie kilku lat)70. Dzisiaj to jest prawda
powszechnie znana, dzisiaj ten styl życia
i styl działalności duszpasterstwa akademickiego jest powszechnie przyjęty. Ale
wtedy to były początki71.
P. R.: To chyba właśnie podczas wyprawy kajakowej otrzymał Ojciec Święty pewien bardzo ważny telegram…
Zostałem wezwany z łodzi. Zostałem
wezwany, żeby zostać biskupem, w czasie
kiedy byłem na kajakach, można by powiedzieć – na łodziach. I wcale nie było łatwe
to wezwanie, bo wypadło w samym środku
wędrówki po bardzo trudnej trasie72.
K. M.: To prawie tak jak w ulubionej pieśni Ojca Świętego (razem): „Swoją baaarkę
pozostawiam na brzegu, razem z Tooobą
nowy zacznę dziś łów!” (śmiech).
Chcę powiedzieć, że właśnie ta oazowa
pieśń wyprowadziła mnie z Ojczyzny. Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok
konklawe. Z nią, z oazową pieśnią, nie rozstawałem się przez wszystkie te lata. Była
jakimś ukrytym tchnieniem Ojczyzny73. Nie
rozstawałem się z tą pieśnią w ciągu całego
pontyfikatu. Zresztą stale mi ją przypominano, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach
świata74.
K. M.: Właśnie! Dlatego dziś Barka
stała się niestety zasadniczym elementem dziedzictwa Ojca Świętego. Podobnie
182
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
jak kremówki… Jak Ojciec Święty to wytrzymuje?
Żeśmy to wszystko wytrzymali, te kremówki… (śmiech)75.
K. M.: Wróćmy do momentu nominacji
biskupiej, gdy został Ojciec Święty wezwany z łodzi do Warszawy. Decyzję oznajmił prymas Stefan Wyszyński. Jak Wasza
Świątobliwość zareagował?
Kiedy wszedłem do gabinetu Księdza Prymasa, usłyszałem od niego, że Ojciec Święty
mianował mnie biskupem pomocniczym arcybiskupa Krakowa. Powiedziałem: „Eminencjo,
ja jestem za młody, mam dopiero 38 lat”. Ale
Prymas na to: „To jest taka słabość, z której
się szybko leczymy. Proszę się nie sprzeciwiać woli Ojca Świętego” (śmiech). Więc powiedziałem jedno słowo: „Przyjmuję”. „No to
pójdziemy na obiad” – zakończył Prymas76.
słowa prorocze (śmiech). Mówię do księdza
arcybiskupa, że pragnę wrócić na Mazury.
Odpowiedział: „To już chyba nie wypada”. Dosyć tym zmartwiony poszedłem do kościoła
Franciszkanów i odprawiłem drogę krzyżową. Potem jeszcze raz wróciłem do arcybiskupa Baziaka, ponawiając swoją prośbę.
Tym razem odpowiedział: „Bardzo proszę,
bardzo proszę. Ale – dorzucił z uśmiechem –
proszę wrócić na konsekrację”77.
K. M.: Trzeba przyznać, że był Ojciec
Święty niezwykle aktywnym biskupem.
Słynął Wasza Świątobliwość z wizytacji
duszpasterskich parafii.
P. R.: Wrócił Ojciec Święty na kajaki jako
biskup?
Bardzo je lubiłem, gdyż dawały mi one
możliwość bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Przychodzili do mnie kapłani i świeccy,
przychodziły rodziny, młodzi i starzy, zdrowi
i chorzy; przychodzili wszyscy ze wszystkim. To było życie (śmiech). Nie zdążyłem
zwizytować wszystkich parafii, których było
ponad trzysta. Choć byłem dwadzieścia lat
biskupem w Krakowie, nie zdążyłem78.
Po zakończeniu tej tak ważnej w moim
życiu audiencji zrozumiałem, że nie mogę
w tej chwili wracać do przyjaciół na kajaki;
musiałem naprzód pojechać do Krakowa
i zawiadomić księdza arcybiskupa Eugeniusza Baziaka. Następnego dnia zgłosiłem się
K. M.: W tej działalności można dostrzegać zapowiedź przyszłego stylu pontyfikatu Ojca Świętego. „Papież pielgrzym” był
wcześniej „biskupem pielgrzymem”. Jako
biskup dużo uwagi poświęcał Ojciec Święty
także seminarium.
Mówię, że pragnę wrócić na Mazury. Odpowiedział: „To już chyba nie wypada”
zatem do księdza arcybiskupa na ulicę Franciszkańską 3 i wręczyłem mu list od Księdza
Prymasa. Pamiętam jak dziś, że Arcybiskup
wziął mnie pod rękę i wyprowadził do poczekalni, gdzie siedzieli księża, i powiedział:
Habemus papam. W świetle późniejszych
wydarzeń można powiedzieć, że były to
Seminarium to jest pupilla oculi – źrenica
oka biskupa. Gdy byłem biskupem krakowskim, starałem się w sposób szczególny
troszczyć o powołania. Kiedy przychodził
koniec czerwca, zawsze pytałem, ilu kandydatów zgłosiło się na rok następny. Potem,
gdy już byli w seminarium, spotykałem się
z każdym z osobna, rozmawiałem, zasięgałem wiadomości o rodzinie i razem ocenialiśmy prawdziwość powołania. Zapraszałem też kleryków na poranną mszę świętą
w mojej kaplicy, a potem na śniadanie. To
była bardzo dobra okazja, aby ich poznawać.
Również wigilię Bożego Narodzenia spędzałem w seminarium albo zapraszałem kleryków do siebie na ulicę Franciszkańską79.
P. R.: W jednych z ostatnich tek „Pressji”
dziennikarz Maciej Gawlikowski opublikował ciekawy Przewodnik po podziemnym
Krakowie (2010). Wspomina tam o dwóch
sławnych kościołach, które stały się bastionem opozycji: o Arce Pana w Nowej Hucie i o świątyni w Mistrzejowicach…
Pamiętam do dnia dzisiejszego dramatyczne wprost zmagania z władzami państwowymi o jej powstanie. Pamiętam, jak
wielką ilością ofiar i poświęceń zostało ono
okupione ze strony duszpasterzy i wiernych.
Budowałem się wówczas ich wiarą i ich postawą. O miejsce dla Boga w życiu narodu
trzeba było wtedy walczyć, gdyż tego prawa
ówczesne władze państwowe Bogu systematycznie odmawiały80. Zgodnie z założeniem
władz Nowa Huta miała być wzorowo „socjalistyczna”, czyli pozbawiona jakichkolwiek
związków z Kościołem. Nie można było jednak zapomnieć, że ci ludzie, którzy przybyli
tu w poszukiwaniu pracy, nie mieli zamiaru
wyrzec się swoich katolickich korzeni81.
P. R.: Ponoć w walce o kościół w Hucie
wziął udział papież Paweł VI…
Ojciec Święty bardzo interesował się
sprawą kościoła w Nowej Hucie. Pamiętam, gdy opowiadałem mu, w jakich warunkach tamtejsi parafianie uczestniczą we
mszy świętej: pod gołym niebem, i to nieraz
w deszczu czy na mrozie. Mój rozmówca, słuchając tego, co mówiłem po włosku,
przerwał, mówiąc po polsku: „Mróz, tak, to
pamiętam z czasów, kiedy jeszcze lepiej
znałem wasz język”. Finał tych rozmów był
Sztambuch byłego krakowianina
183
taki, że Paweł VI osobiście pobłogosławił kamień węgielny dla kościoła w Nowej Hucie,
a kamień pochodził ze starej, konstantyniańskiej bazyliki św. Piotra, i złożył szczodrą ofiarę na budowę tego kościoła82.
K. M.: W tym czasie dalej rozwijały się
także filozoficzne zainteresowania Ojca
Świętego.
Biskup powinien mieć żywy kontakt
z całym życiem akademickim: czytać, spotykać się, dyskutować, dowiadywać się, co się
dzieje w tym środowisku. W Krakowie starałem się mieć kontakt z filozofami: Romanem
Ingardenem, Władysławem Stróżewskim,
Andrzejem Półtawskim, a także z księżmi
filozofami: Kazimierzem Kłósakiem, Józefem Tischnerem i Józefem Życińskim.
K. M.: Pałac Biskupi przy Franciszkańskiej stał się prawdziwym krakowskim salonem…
Dom ten, można powiedzieć, tętnił życiem83. Przychodzili do mnie redaktorzy,
uczeni, lekarze, artyści... Czasami wchodzili
po kryjomu, gdyż były to czasy dyktatury
komunistycznej. Organizowało się też różne sympozja – dom był zawsze zajęty, pełen
życia. A siostry sercanki musiały wszystkich
wyżywić (śmiech)84.
K. M.: Dziś wielu wiernych narzeka na
brak kontaktu ze swoimi pasterzami. Dla
wielu z nas biskup jest osobą anonimową, którą widzi się tylko na bierzmowaniu
i czasem w telewizji. Jak Ojciec widzi powołanie biskupa w dzisiejszym świecie?
Powołanie biskupa z pewnością jest
wielkim wyróżnieniem. Biskup zostaje wyróżniony przez to, że jego powołaniem jest
stanąć pośrodku Kościoła i być pierwszym
184
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
w wierze, pierwszym w miłości, pierwszym
w wierności i pierwszym w służbie. Jeżeli
ktoś widzi w biskupstwie tylko wyróżnienie
dla siebie samego, nie zdoła dobrze wypełnić swojego biskupiego powołania85. Biskup
jest pasterzem. Właśnie dlatego ma być
z ludźmi, być dla ludzi, służyć ludziom86.
„Służyć!” – jakże cenię to słowo! Kapłaństwo
„służebne”, zadziwiająca nazwa…87.
P. R.: Domyślamy się, że Ojciec Święty
opowiadał to już tysiące razy, ale prosimy
jeszcze raz: co czuł Ojciec w chwili wyboru
na papieża?
Myślę, że wynik konklawe w dniu 16 października 1978 roku był zaskoczeniem nie
tylko dla mnie! Wszystko, co mogłem wówczas pomyśleć, wyraziło się właściwie w odpowiedzi, jaką dałem na pytanie kardynała
Villota, który wedle regulaminu konklawe
miał stwierdzić, czy elekt przyjmuje wybór.
Kiedy zadano mi patynie: „Czy przyjmujesz?”,
odpowiedziałem: „W posłuszeństwie wiary
wobec Chrystusa, mojego Pana, zawierzając Matce Chrystusa i Kościoła − świadom
wielkich trudności − przyjmuję”88.
K. M.: W tym momencie cała historia życia Ojca Świętego, wszystko to, o czym dotąd rozmawialiśmy, nabrała nowej głębi…
Skąd mogłem wiedzieć, że wszystkie lata
mojego życia, studiów, kapłaństwa, biskupstwa przygotują mnie do tego wezwania?
A jednak z perspektywy tego dnia muszę
raz jeszcze popatrzeć na wszystkich, którzy
mnie do tego przygotowali − z pewnością nie
wiedząc o tym. A więc ukochani Rodzice, od
dawna nieżyjący, i moja parafia wadowicka,
i szkoły podstawowe i średnie, i Uniwersytet
Jagielloński, i Wydział Teologiczny, i Seminarium Duchowne. A cóż powiedzieć o księciu
kardynale Adamie Stefanie Sapieże, arcy-
biskupie Eugeniuszu Baziaku, o biskupach,
kapłanach, o tylu żarliwych duszpasterzach,
znakomitych profesorach, wzorowych zakonnikach i zakonnicach? A cóż powiedzieć
o tylu spotkanych przeze mnie w życiu ludziach świeckich z różnych środowisk,
o kolegach z ławy szkolnej, z lat uniwersyteckich i seminaryjnych, o robotnikach
z Solvayu, o intelektualistach, pisarzach, artystach, ludziach różnych zawodów, o tylu
małżeństwach, o młodzieży studiującej,
o środowiskach oazowych, o tylu chłopcach
i dziewczętach? Wszystko to noszę w sercu
i niejako zabieram ze sobą: cały mój umiłowany Kościół krakowski. Kraków stary −
i Kraków nowy, nowe dzielnice, nowych ludzi,
nowe osiedla, Nową Hutę, staranie o nowe
kościoły i nowe parafie. To wszystko jakoś
wraz ze mną zostało powołane na Stolicę
Świętego Piotra. To wszystko stanowi jakąś
niepozbywalną warstwę mojej duszy, mojego
doświadczenia, mojej wiary i mojej miłości89.
P. R.: Zawsze podkreślał Ojciec Święty
ścisły związek człowieka z jego kulturą.
Czy można powiedzieć, że w momencie
wyboru Papieża Polaka polskość została
wyniesiona do powszechności?
Stale jestem świadomy tego, ile zawdzięczam temu dziedzictwu wiary, kultury i historii, jakie wyniosłem z mojej ojczystej ziemi.
Zabrałem ze sobą całą polską historię, kul-
Czuję tę solidarność polską,
solidarność wszystkich moich
braci i moich sióstr
turę, polskie doświadczenie, polski język90.
Jest to przede wszystkim dzieło Opatrzności,
która przygotowała nasz naród, przez różne
doświadczenia do tego momentu, w którym
właśnie Polak będzie najlepiej przygotowany,
nawet przez wielkie cierpienia swojego na-
rodu, do tego, ażeby zrozumieć współczesny
moment świata. Ja tego nie mówię w poczuciu
żadnym innym, jak tylko w poczuciu wdzięczności i dla Opatrzności, i dla mojego narodu −
dla historii tego narodu, dla jego duchowych
dziejów, dla jego wielkich cierpień, ponieważ
czuję się synem i dziedzicem tego wszystkiego91. Czuję tę solidarność polską, solidarność
wszystkich moich braci i moich sióstr mówiących tym samym językiem i noszących w sobie to samo historyczne doświadczenie92.
K. M.: Znamiennym tego dowodem była
zwłaszcza encyklika Redemptor hominis.
Pierwsza encyklika o Odkupicielu człowieka – Redemptor hominis – pojawiła się
parę miesięcy po moim wyborze. Znaczy
to, że jej treść przyniosłem właśnie z sobą.
Musiałem tylko niejako przepisać z pamięci i doświadczenia to, czym żyłem u progu
pontyfikatu. Podkreślam to, ponieważ encyklika ta stanowi potwierdzenie z jednej strony tradycji szkół teologicznych, z których
wyszedłem, z drugiej zaś, stylu duszpasterstwa, do którego się odwołuję93.
K. M.: Potem nastał wyjątkowy czas Solidarności. Jak Ojciec odbierał wydarzenia
w Polsce?
Decydującym czynnikiem, który dał początek zmianom, było niewątpliwie pogwałcenie praw pracowniczych. Nie można zapominać, że zasadniczy kryzys ustrojów, które
chcą uchodzić za formę rządów, czy wręcz
za dyktaturę robotników, rozpoczął się wielką akcją protestu, podjętą w Polsce w imię
solidarności. Rzesze robotników pozbawiły
prawomocności ideologię, która chce przemawiać w ich imieniu, a czerpiąc z własnego
trudnego doświadczenia pracy i ucisku, odnalazły czy niejako odkryły na nowo pojęcia
i zasady nauki społecznej Kościoła94.
Sztambuch byłego krakowianina
185
K. M.: Robotnicy pozbawiający władzę
ideologicznej prawomocności musieli także zaskakiwać swoją rozwagą i umiarkowaniem.
Zasługuje na podkreślenie fakt, że do
upadku tego „bloku” doprowadza walka
pokojowa, która posługuje się jedynie bronią prawdy i sprawiedliwości. Podczas gdy
marksizm uważał, że jedynie zaostrzając
sprzeczności społeczne, można je rozwiązać poprzez gwałtowne starcie, to walka,
która doprowadziła do upadku marksizmu,
poszukuje wytrwale wszelkich dróg pertraktacji i dialogu. Wydawało się, że porządkiem europejskim, który wyłonił się z drugiej
wojny światowej i został usankcjonowany
przez układy jałtańskie, mogła wstrząsnąć
jedynie kolejna wojna. Tymczasem został on
przezwyciężony wysiłkiem ludzi, którzy nie
uciekali się do przemocy. Taka postawa rozbroiła przeciwnika95.
P. R.: Jedną z ostatnich tek „Pressji”
poświęciliśmy analizie Solidarności. Czy
zdaniem Ojca Solidarność jest fenomenem
wartym dalszych badań?
Solidarność otworzyła bramy wolności
w krajach zniewolonych systemem totalitarnym, zburzyła mur berliński i przyczyniła
się do zjednoczenia Europy. Nie wolno nam
Nie wolno nam nigdy tego zatrzeć w pamięci. To wydarzenie
należy do naszego dziedzictwa
narodowego
nigdy tego zatrzeć w pamięci. To wydarzenie należy do naszego dziedzictwa narodowego96.
K. M.: Historycy zgodnie przyznają, że
w tym procesie pokojowych przemian miał
186
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
Ojciec Święty swój bardzo ważny udział
(Weigel 1995). Czy czuje się Ojciec Święty
„papieżem, który obalił komunizm”?
Działanie Boga stało się jakby widzialne
w dziejach naszego stulecia poprzez upadek komunizmu. Może również na to został
wezwany z dalekiego kraju ten Papież, ażeby to wszystko stało się bardziej przejrzyste
i zrozumiałe, ażeby głos Boga mówiącego
poprzez dzieje człowieka w znakach czasu
mógł być łatwiej słyszany i łatwiej zrozumiany? Byłoby uproszczeniem powiedzieć,
że Opatrzność Boża obaliła komunizm. Komunizm jako system upadł w pewnym sensie sam, z własnej immanentnej słabości97.
K. M.: Cóż, skromność jest cechą każdego świętego! Z tymi wydarzeniami wiąże
się jeszcze jedno niezwykle dramatyczne
zdarzenie – zamach z 13 maja 1981 roku.
W dniu zamachu Opatrzność Boża w sposób cudowny ocaliła mnie od śmierci. Ten,
który jest jedynym Panem Życia i śmierci,
sam mi to życie przedłużył, niejako podarował na nowo. Odtąd ono jeszcze bardziej do
niego należy98. Ağca wiedział, jak strzelać,
i strzelał z pewnością bezbłędnie. Tylko że
jakby „ktoś” tę kulę prowadził…99.
K. M.: Wierni bardzo przeżywali ciężki
stan Ojca Świętego. A jak to Wasza Świątobliwość wspomina?
Chciałbym wyrazić moją wdzięczność za
dar cierpienia. Zrozumiałem, że ten dar był
potrzebny. Papież musiał znaleźć się w Poliklinice Gemelli, musiał cierpieć. Raz jeszcze przemyślałem, rozważyłem to wszystko podczas mego pobytu w szpitalu. „Jeśli
Bóg cię powołał, masz wprowadzić Kościół
w trzecie tysiąclecie” − tak mi powiedział
kardynał Wyszyński. Zrozumiałem wtedy,
że mam wprowadzić Kościół Chrystusowy
w trzecie tysiąclecie przez modlitwę i wieloraką działalność, ale przekonałem się później, że to nie wystarcza: trzeba było wprowadzić go przez cierpienie100.
P. R.: Udało się Waszej Świątobliwości
wprowadzić Kościół w nowe tysiąclecie.
W tym trzecim tysiącleciu w Łagiewnikach
powstaje centrum Jana Pawła II. Co Ojciec
Święty o nim myśli?
Wiele moich osobistych wspomnień wiąże się z tym miejscem. Przychodziłem tutaj
zwłaszcza w czasie okupacji, gdy pracowałem w pobliskim Solvayu. Do dzisiaj pamiętam tę drogę, która prowadziła z Borku
Fałęckiego na Dębniki, którą odbywałem
codziennie w drewnianych butach. Takie się
wtedy nosiło. Jak można sobie było wyobrazić, że ten człowiek w drewniakach kiedyś
będzie konsekrował bazylikę Miłosierdzia
Bożego w krakowskich Łagiewnikach…?101.
P. R.: Jeszcze trudniej sobie wyobrazić,
że obok stanie wielkie centrum poświęcone
temu człowiekowi w drewniakach, a w jego
środku − świątynia pod jego wezwaniem!
Właśnie .
102
K. M.: W 20. tece „Pressji” postawiliśmy tezę, że czeka nas powrót do tradycyjnych wartości, choć będą one realizowane
w zupełnie nowych formach kultury. Ta idea
została skrytykowana przez tradycjonalistyczne środowiska katolickie, które patrzą
na współczesną epokę dużo bardziej pesymistycznie.
Gdy patrzymy na dzisiejszy świat powierzchownie, uderzają nas liczne fakty
negatywne i możemy popaść w pokusę
pesymizmu. Jest to jednak wrażenie nie-
uzasadnione. Na progu trzeciego tysiąclecia Odkupienia Bóg przygotowuje wielką
wiosnę chrześcijaństwa, której początek
można już dostrzec. Rzeczywiście, zarówno w świecie niechrześcijańskim, jak i tam,
gdzie chrześcijaństwo istnieje od dawna,
dokonuje się stopniowe zbliżenie ludów do
ideałów i wartości ewangelicznych, którym
Bóg przygotowuje wielką wiosnę chrześcijaństwa, której początek można już dostrzec
Kościół pragnie służyć. Dzisiaj faktycznie
zaznacza się nowa zgodność ludów w kwestii tych wartości: odrzucenie przemocy
i wojny, poszanowanie dla osoby, ludzkiej i jej
praw, pragnienie wolności, sprawiedliwości
i braterstwa, dążność do przezwyciężenia
rasizmów i nacjonalizmów, wzrost poczucia godności i dowartościowanie kobiety103.
Naprawdę, nie ma powodu do defetyzmu. Jeżeli świat nie jest wyznaniowo katolicki, to
z pewnością jest bardzo głęboko przeniknięty Ewangelią. Można nawet powiedzieć,
że jest w nim obecna w sposób niewidzialny
tajemnica Kościoła, Ciała Chrystusa104.
K. M.: Przekażemy słowa Ojca Świętego kolegom z „Christianitas”! Z kolei
w ostatniej tece „Pressji” sformułowaliśmy pojęcie „polskości ejdetycznej”. Na
czym według Ojca Świętego polega istota
polskości?
Historycznie polskość ma za sobą bardzo
ciekawą ewolucję. Takiej ewolucji nie przeszła prawdopodobnie żadna inna narodowość
w Europie. Naprzód, w okresie zrastania się
plemion Polan, Wiślan i innych, to polskość
piastowska była elementem jednoczącym:
rzec by można, była to polskość „czysta”. Potem przez pięć wieków była to polskość epoki
jagiellońskiej: pozwoliła ona na utworzenie
Sztambuch byłego krakowianina
187
Rzeczypospolitej wielu narodów, wielu
kultur, wielu religii. Wszyscy Polacy nosili
w sobie tę religijną i narodową różnorodność.
Nawet i tu, w Małopolsce – może w Krakowie
bardziej niż gdziekolwiek – czuło się bliskość
Wilna, Lwowa i Wschodu. A więc polskość to
w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie
ciasnota i zamknięcie105. Tradycja ta sprawiła
i chyba nadal sprawia, że właściwa umysłowości Polaków jest raczej tolerancja i otwartość na ludzi inaczej myślących, mówiących
innymi językami, czy też inaczej wierzących
i inaczej modlących się, inaczej sprawujących te same tajemnice wiary106. Wydaje się
jednak, że ten jagielloński wymiar polskości,
o którym wspomniałem, przestał być, niestety, w naszych czasach czymś oczywistym107.
K. M.: Czasem zarzuca się „Pressjom”,
że szukując nowego języka do interpretacji
rzeczywistości i wyrażania tradycyjnych
wartości, popadamy w „efekciarstwo”, że
chcemy tylko „odcisnąć się w zbiorowej
pamięci” tanią „oryginalnością pomysłu”
(Wildstein 2010: 2). Niektórzy twierdzą
wręcz, że to jest niebezpieczne, bo w ten
sposób odcinamy się od korzeni.
Wierność korzeniom nie oznacza mechanicznego kopiowania wzorów z przeszłości.
Wierność korzeniom jest zawsze twórcza, gotowa do pójścia w głąb, otwarta na nowe wyzwania, wrażliwa na znaki czasu. Wierność korzeniom oznacza nade wszystko umiejętność
budowania organicznej więzi między odwiecznymi wartościami, które tyle razy sprawdziły
się w historii, a wyzwaniami świata współczesnego108. Wy macie przenieść ku przyszłości to całe olbrzymie doświadczenie dziejów,
któremu na imię „Polska”. Jest to doświadczenie trudne. Tego trudu się nie lękajcie109.
P. R.: Chyba Ojciec przecenia możliwości takich środowisk, jak Klub Jagiel-
188
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
loński i „Pressje”. Pewnie nawet w niebie
słyszano o ostatnich kłopotach finansowych polskich konserwatywnych czasopism.
Ile spraw materialnych można załatwić,
gdy się zaczyna od ufnej modlitwy!110
K. M.: A więc zdaniem Ojca Świętego
angażowanie się w działalność społeczną
w takich organizacjach społecznych jak
Klub Jagielloński ma sens?
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś
wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić.
Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można
nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność,
od której nie można się uchylić. Nie można
„zdezerterować”. Wreszcie – jakiś porządek
prawd i wartości, które trzeba „utrzymać”
i „obronić”, tak jak to Westerplatte, w sobie
i wokół siebie. Tak, obronić – dla siebie i dla
innych111.
K. M.: Na zakończenie chcielibyśmy
spytać, czy forma naszego wywiadu odpowiadała Waszej Świątobliwości?
Z młodymi należy żartować. Ale trzeba
też być i bardzo poważnym, i bardzo wymagającym112.
P. R.: Czy chciałby Ojciec Święty przekazać coś jeszcze twórcom i czytelnikom
„Pressji”?
Środowisko wasze powstało w Krakowie, gdzie śpiewamy często: Gaude, Mater Polonia, prole fecunda nobili. Każemy
się Polsce cieszyć z potomstwa, z tego, co
się w niej rodzi. Co się rodzi w znaczeniu
fizycznym, cielesnym, i duchowym zarazem. Otóż chciałbym życzyć wam właśnie
tego potomstwa, tego wzrastania w nowe
pokolenia naszej inteligencji i naszego
Przyznam się wam, że to zawsze była moja najgłębsza troska o „Tygodnik Powszechny”
i „Znak”, żeby byli następcy
społeczeństwa katolickiego: życzyć wam
również powołań pisarskich, publicystycznych, społecznych. Przyznam się wam, że to
zawsze była moja najgłębsza troska o „Tygodnik Powszechny” i „Znak”, żeby byli następcy113.
Karol Wojtyła (1920–2005): filozof i teolog, poeta, kapłan, arcybiskup krakowski,
kardynał, papież Jan Paweł II, błogosławiony
Kościoła katolickiego. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, w czasie wojny wstąpił do tajnego Seminarium
Duchownego w Krakowie a następnie na
konspiracyjny Wydział Teologii UJ. W 1946
otrzymał święcenia kapłańskie z rąk księcia
kardynała Adama Stefana Sapiehy. Studia
doktoranckie ukończył w 1948 roku w rzymskim Angelicum, przygotowując pod kierunkiem o. Reginalda Garrigou-Lagrange’a OP
rozprawę Questio de fide apud sanctum Ioannem de Cruce (Wojtyła 1950). Tytuł doktora
uzyskał na UJ w 1948 roku. W 1953 na Wydziale Teologicznym UJ odbyło się jego kolokwium habilitacyjne na podstawie pracy
Ocena możliwości zbudowania etyki chrześcijańskiej przy założeniach systemu Maxa
Schelera (Wojtyła 1991: 11–128). Wykładał
w krakowskich seminariach duchownych
i na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Zajmował się teologią moralną, etyką i historią filozofii. Opublikował m.in. Osobę
i czyn (1994), Miłość i odpowiedzialność (2001),
Mężczyzną i niewiastą stworzył ich (2008),
zbiory pism Aby Chrystus się nami posługiwał
K. M.: Bardzo dziękujemy za te życzenia. To dla nas wielki zaszczyt.
Pozwólcie − że zanim odejdę − popatrzę
jeszcze stąd na Kraków, na ten Kraków, w którym każdy kamień i każda cegła jest mi droga −
i popatrzę stąd na Polskę. I dlatego − zanim
stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię „Polska”,
raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością114. Niech wam Bóg błogosławi. To jest jedno, co mogę wam dać: błogosławieństwo115.
Kraków, 1 maja 2011 roku
(1979c) i Zagadnienie podmiotu moralności
(1991) oraz − jako Jan Paweł II − Przekroczyć
próg nadziei (1994), Dar i Tajemnica (1996),
Wstańcie, chodźmy! (2004), Pamięć i tożsamość (2005). Jego utwory poetyckie, dramaty i teksty krytyczne zostały zebrane w tomie
Poezje i dramaty (Wojtyła 1979a), prócz tego
osobno ukazał się młodzieńczy Renesansowy psałterz (Wojtyła 1999) i późniejszy Tryptyk rzymski (Jan Paweł II 2003). Publikował
w „Znaku” i „Tygodniku Powszechnym”. Jako
papież wydał szereg encyklik, w tym Redemptor hominis (1979), Laborem exercens
(1981), Sollicitudo rei socialis (1987), Redemptoris missio (1990), Centesimus annus
(1991), Veritatis splendor (1993), Evangelium
vitae (1995) i Fides et ratio (1998). Promotor
prac doktorskich s. Marii Kasperkiewicz,
ks. Tadeusza Stycznia, Stanisława Grygiela,
s. Hildegardy A. Szymeczko i Jerzego Gałkowskiego. Konsekrował m.in. biskupów
Albina Małysiaka, Franciszka Macharskiego,
Tadeusza Rakoczego, Tadeusza Pieronka
i Stanisława Dziwisza. Doktor honoris causa
m.in. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Spoczywa w Bazylice św. Piotra na Watykanie.
Sztambuch byłego krakowianina
189
Portret Karola Wojtyły, który publikujemy dzięki uprzejmości Domu Fotografii i Malarstwa Bielec, wykonał w 1939 roku Paweł
Bielec, nestor krakowskiej fotografii. Zdjęcie
zostało zrobione na szklanej kliszy do tableau Konfraterni Teatralnej „Studio Dramatyczne 39”. Gdy w 1993 roku Jan Paweł II otrzymał od delegacji władz Krakowa reprodukcję
swojego portretu, powiedział ucieszony: „taki
byłem, coście ze mną zrobili?!”. Ojciec Święty
doskonale pamiętał okoliczności powstania
zdjęcia i wesołego bruneta z czarnymi wąsami, który je zrobił. Papież pamiętał o nim
także później i wysłał Pawłowi Bielcowi list
gratulacyjny w stulecie urodzin. W archiwum
Domu Fotografii i Malarstwa Bielec znajduje
się ponad milion bezcennych klisz, między
innymi z czasów przedwojennych i okupacji.
Portret młodego Karola Wojtyły jest niewątpliwie najbardziej znanym dziełem zakładu.
Przypisy:
1. Półtawska 2009: 175.
2. Jan Paweł II 2005b: 438.
3. Tamże: 166.
4. Jan Paweł II 2003a: 69.
5. Jan Paweł II 2005b: 166.
6. Frossard 1982: 14–15.
7. Tamże: 15.
8. Jan Paweł II 2005b: 1179.
9. Tamże: 1182.
10. Tamże: 1185.
11. Jan Paweł II 1996: 15.
12. Jan Paweł II 2005a: 92.
13. Jan Paweł II 2005b: 931.
14. Frossard 1982: 16.
15. Jan Paweł II 1996: 8.
16. Tamże: 9.
17. Tamże.
18. Tamże: 10.
19. Tamże: 10-11.
20. Jan Paweł II 2005b: 168.
21. Tamże: 169.
22. Tamże: 338.
23. Jan Paweł II 2004: 78.
24. Jan Paweł II 2005b: 338.
25. Tamże: 168.
26. Tamże: 170.
27. Tamże: 986.
28. Jan Paweł II 1996: 10.
29. Jan Paweł II 2005b: 989.
30. Jan Paweł II 2003a: 27.
31. Tamże: 28.
32. Tamże: 27.
33. Jan Paweł II 1996: 21.
34. Tamże: 13.
35. Tamże: 39–40.
36. Tamże: 14.
37. Jan Paweł II 1994: 100.
38. Jan Paweł II 1996: 36.
39. Tamże: 7–8.
40. Tamże: 8.
41. Tamże: 34-35.
42. Tamże: 15.
43. Tamże: 19-20.
44. Jan Paweł II 2003a: 35.
45. Tamże: 36.
46. Jan Paweł II 1996: 20.
47. Jan Paweł II 2004: 106.
48. Jan Paweł II 1996: 42.
49. Tamże: 43.
50. Wojtyła 1979a: 209.
51. Jan Paweł II 2005b: 338.
52. Wojtyła 1979a: 188.
53. Wojtyła 1995: 27–28.
54. Frossard 1982: 18–19, 63.
55. Jan Paweł II 1996: 29.
56. Frossard 1982: 20–21.
57. Jan Paweł II 1996: 30.
58. Jan Paweł II 2003a: 43.
59. Jan Paweł II 1994: 157.
60. Jan Paweł II 1996: 44.
61. Jan Paweł II 1994: 115.
190
Z ks. prof. Karolem Wojtyłą
rozmawiają Krzysztof Mazur i Paweł Rojek
62. Jan Paweł II 1996: 25.
63. Jan Paweł II 1994: 115.
64. Jan Paweł II 1996: 90–91.
65. Jan Paweł II 2004: 78.
66. Jan Paweł II 1996: 90–91.
67. Jan Paweł II 1994: 149.
68. Tamże: 149–150.
69. Tamże: 124.
70. Jan Paweł II 2003a: 74–75.
71. Jan Paweł II 2005b: 172.
72. Tamże: 172.
73. Tamże: 1220.
74. Jan Paweł II 2004: 81.
75. Jan Paweł II 2005b: 1182.
76. Jan Paweł II 2004: 14.
77. Tamże: 15–16.
78. Tamże: 63.
79. Tamże: 100.
80. Jan Paweł II 2005b: 853.
81. Jan Paweł II 2004: 67.
82. Jan Paweł II 2003a: 114–115.
83. Jan Paweł II 2004: 104.
84. Tamże: 93.
85. Tamże: 41.
86. Tamże: 104.
87. Tamże: 44.
88. Frossard 1982: 28–29.
89. Jan Paweł II 2003a: 119–120.
90. Tamże: 125.
91. Tamże.
92. Tamże: 124.
93. Jan Paweł II 1994: 54.
94. CA: 23.
95. Tamże.
96. Jan Paweł II 2005b: 1019.
97. Jan Paweł II 1994: 108–109.
98. Jan Paweł II 2009: 92.
99. Jan Paweł II 2005a: 163.
100. Lecomte 2006: 341.
101. Jan Paweł II 2005b: 1208.
102. Wojtyła 1979a: 162.
103. RM: 86.
104. Jan Paweł II 1994: 96.
105. Jan Paweł II 2005a: 91.
106. Jan Paweł II 1994: 116.
107. Jan Paweł II 2005a: 91–92.
108. Jan Paweł II 2005b: 1009.
109. Tamże: 179.
110. Jan Paweł II 2004: 87.
111. Jan Paweł II 2005b: 481.
112. Jan Paweł II 2003a: 163.
113. Jan Paweł II 1979b: 476.
114. Jan Paweł II 2005b: 205.
115. Jan Paweł II 2003a: 135.
Co dalej?
Krakowski Kredens to seria wywiadów, którym towarzyszą zdjęcia wykonane przez
Dom Fotografii i Malarstwa Bielec. Rozmawialiśmy już z Ryszardem Legutką, o. Janem
Andrzejem Kłoczowskim OP i Bronisławem
Łagowskim. W kolejnej tece o lewicy zapowiadany już prof. Hieronim Kubiak.
191