ciało nigdy nie kłamie
Transkrypt
ciało nigdy nie kłamie
CIAèO NIGDY NIE KèAMIE (tøumaczenie z francuskiego: M. M. Zamøy ska) Cho wszystkie moje ksi ki wzbudzaøy bardzo skrajne reakcje, to, co uderza najbardziej, je li chodzi o moj ostatni ksi k to intensywno emocji, które wywoøaøa jej tre , zarówno w sensie pozytywnej oceny jak krytyki. Mam wra enie, ze w sposób po redni intensywno ta pokazuje czy czytelnik jest w bliskim kontakcie ze sob i swoimi uczuciami, czynie. Gdy ukazaøo si „Notre corps ne ment jamais”, w marcu 2004, (ksi ka uka e si niebawem nakøadem Media Rodzina of Pozna pod polskim tytuøem Bunt ciaøa) wielu czytelników pisaøo do mnie by podzieli si tym, jak bardzo s szcz liwi nie musz c døu ej narzuca sobie uczu , których nie czuj naprawd i e nie musz zabrania sobie odczuwa tego, co si w nich rodzi, ci gle od nowa. Lecz niektóre reakcje, szczególnie w prasie, wskazuj na podstawowy brak zrozumienia, do którego sama si przyczyniøam u ywaj c søowa maltretowanie w sensie du o szerszym, ni ono zazwyczaj oznacza. Sens tego søowa jest zazwyczaj kojarzony z obrazem um czonego dzieci cego ciaøa w si cach. To, o czym pisz w mojej ksi ce i co nazywam maltretowaniem to równie , pocz tkowo niewidoczne, krzywdy psychiczne zaznane przez dziecko. Ich lady b d widoczne dopiero dziesi tki lat pó niej, i nawet wtedy ich zwi zek ze zranieniami zaznanymi w dzieci stwie rzadko b dzie odszyfrowany i potraktowany z powag . Osoby, których to dotyka, podobnie jak spoøecze stwo (lekarze, prawnicy, nauczyciele i, niestety, liczni terapeuci), nie chc nic wiedzie o przyczynach swoich zaburze ani o niektórych „dziwnych zachowaniach”, wymagaj cych zagl dania w dzieci stwo. Kiedy niewidoczne rany nazywam maltretowaniem, spotykam si najcz ciej z oporem i otwartym oburzeniem. Mog doskonale zrozumie te uczucia gdy døugo sama je podzielaøam. Niegdy zaprotestowaøabym gwaøtownie gdyby kto mi powiedziaø, e byøam maltretowana. Dopiero teraz, dzi ki moim snom, mojemu malarstwu i oczywi cie dzi ki sygnaøom z ciaøa wiem z pewno ci , e musiaøam jako dziecko prze y ci kie zranienia psychiczne, jakich, jako dorosøa, døugo nie chciaøam sobie u wiadomi . Jak wiele innych osób, mówiøam sobie: Ja? Ale ja nigdy nie byøam bita. Te kilka klapsów, jakie dostaøam nie miaøo adnego znaczenia. Poza tym moja matka robiøa wszystko, co mogøa i zadaøa sobie wiele trudu by mnie wychowa . Lecz oczywi cie nie nale y zapomina , e powa ne lady wczesnych zranie wynikaj z minimalizacji dzieci cego cierpienia i odmowy uznania ich søuszno ci. Ka dy dorosøy mo e sobie z øatwo ci wyobrazi trwog i upokorzenie, jakie z pewno ci by poczuø b d c nagle zaatakowany przez osiem razy wi kszego olbrzyma. Lecz gdy chodzi o maøe dziecko uwa amy, e ono nie odczuwa tak samo jak dorosøy, cho jeste my w stanie podziwia to, w jakim stopniu jest ono rozwini te i jak trafne bywaj jego reakcje i odpowiedzi na dania otoczenia. Rodzice uwa aj , e klapsy nie przynosz adnej szkody, e s jedynie sposobem przekazywania okre lonych warto ci dzieciom, i e wychodzi im to na dobre. Pewna terapeutka, która przeczytaøa dokøadnie i zrozumiaøa moj ksi k , opowiedziaøa mi o oporze, jaki spotyka u wi kszo ci klientów, kiedy próbuje, teraz du o wyra niej ni niegdy , uzmysøowi im zranienia zaznane od rodziców. Zapytaøa mnie czy Czwarte Przykazanie mo e by gøównym wytøumaczeniem siøy tego przywi zania do idei wyidealizowanych rodziców. My l , e Czwarte Przykazanie mo e odegra jak rol w sytuacji, gdy dziecko jest ju dorosøe. Nie mo na wytøumaczy wysokiego progu tolerancji (czasem zaledwie wyobra alnego dla osób trzecich) bez cofni cia si do najwcze niejszego okresu dzieci stwa. Dzieje si tak, dlatego, e ka de male kie dziecko nauczyøo si ju tøumi ból, którego nie zauwa aj rodzice, wstydzi si go, obarcza win lub, jak pokazaøam wy ej, kpi i naigrawa si ze swego cierpienia. Pó niej ofiara równie nie musi odczuwa , e byøa ofiar . W ten sposób, w terapii, klient od pocz tku nie jest w stanie okre li prawdziwego winowajcy. Nawet, je li støumione emocje docieraj na powierzchni b d miaøy trudno by przebi si przez wcze niej wyuczone mechanizmy. Dzieje si tak gdy søu yøy one od dawna by tøumi ból i rzekomo, uwolni si od niego. Zaprzesta tego dziaøania oznacza pøyn pod pr d, nie tylko napawa to strachem, lecz równie sprawia, e rodzi si na pocz tki poczucie ogromnego osamotnienia. Wystawiamy si wtedy na zarzut u alania si nad sob . Jednak e wøa nie w tym miejscu zaczyna si droga, która wiedzie do odnalezienia dojrzaøo ci. Pacjent, który od pocz tku terapii wie i mo e potraktowa powa nie pewno , e rodzice go gø boko skrzywdzili stanowi przypadek niezwykle rzadki. Kobiety i m czy ni, których rodzice od pocz tku potraktowali powa nie uczucia dziecka nie maj potem tyle køopotów by wzi na powa nie swoje ycie i swoje cierpienie. W wi kszo ci przypadków wcze nie nabyte mechanizmy obronne pozostaj aktywne, co oznacza, e osoby te staraj si za wszelk cen minimalizowa swoje cierpienie, nawet w trakcie terapii. W ten sposób mog pozosta wierni duchowi czarnej pedagogiki i spoøecze stwa, w którym yj , lecz b d c najcz ciej bardzo oddaleni od samych siebie. Moim zdaniem udana terapia to taka, która pozwala zmniejszy ten dystans. Warto zauwa y , e nadal wielu terapeutów, na szcz cie nie wszyscy, robi, co mo e by odwróci uwag klienta od jego dzieci stwa. W mojej ksi ce opisuj dokøadnie, dlaczego i jak si to dzieje, cho nie wiem, jaki stanowi oni procent rodowiska psychoterapeutycznego, nie ma statystyk dotycz cych tego zagadnienia. Na podstawie moich opisów czytelnik b dzie mógø sam si zorientowa czy na swojej drodze spotkaø raczej kogo , kto mu towarzyszyø czy raczej oddalaø go od dzieci stwa i prawdy. Niestety, raczej to ostatnie jest powszechne i najcz ciej spotykane. Pewien bardzo powa any w rodowiskach psychoanalitycznych autor posuwa si w swojej ksi ce nawet do twierdzenia, e nie istnieje nic w rodzaju „prawdziwego ja” i mówienie o czym takim musi prowadzi na manowce. W jaki sposób osoba dorosøa, która otrzymuje wsparcie terapeutyczne tego rodzaju mo e mie dost p do rzeczywisto ci dziecka, jakim niegdy byøa? W jaki sposób ma odnale stan bezradno ci i niemocy, jaki wtedy prze ywaøa? Brak nadziei rósø w miar jak zranienia latami si powtarzaøy i nie wolno byøo dostrzega rzeczywisto ci, tego, co si dziaøaøo, gdy nie byøo nikogo, kto pomógøby dostrzec i wyodr bni prawd . Tamtemu dziecku nie pozostawaøo nic innego jak tylko znale samemu swoje wybawienie, szukaj c schronienia w pomieszaniu, szale stwie lub w drwinie i wy miewaniu. Je li pó niej dorosøemu nie uda si pozby tego pomieszania w trakcie takich terapii, które nie blokuj dost pu do prawdziwych, zapomnianych uczu to dorosøy ten pozostanie wi niem tego samoo mieszania. Lecz je li uda mu si u y dzisiejszych swoich uczu jako klucza do pot nych i uzasadnionych pierwotnych emocji maøego dziecka, i przyj je jako zrozumiaøe reakcje na okrucie stwa (intencjonalne lub nie) rodziców lub opiekunów, ochota do miechu szybko by mu min øa. Cynizm i autoironia znikn . Znikn równie , zazwyczaj na ko cu, symptomy, jakimi przypøacaø ten luksus wy miewania si z wøasnego cierpienia. Dopiero wtedy jego prawdziwe Ja, czyli autentyczne uczucia i potrzeby b d mogøy by prze ywane. Kiedy patrz wstecz na moje ycie jestem zdumiona determinacj , wytrzymaøo ci i niewzruszono ci , z jak moje prawdziwe Ja pokonywaøo wszystkie wewn trzne i zewn trzne opory. I jeszcze dzi kontynuuje t drog bez pomocy terapeuty gdy staøam si swoim wøasnym, O wieconym Terapeut . Nie wystarczy, oczywi cie, zrezygnowa z cynizmu i autoironii, by znikn øy lady okrucie stwa zaznanego w dzieci stwie. Lecz jest to warunek niezb dny i konieczny. Kogo , kto stosuje technik o mieszania samego siebie, nawet du a ilo ró nych terapii nie posunie do przodu, gdy jego uczucia nadal pozostan zamkni te, a razem z nimi empatia dla dziecka, jakim niegdy byø. Pøacimy wtedy (sami lub z polisy) za taki rodzaj terapeutycznej opieki, który pomaga jedynie uciec przed wøasn rzeczywisto ci . Na takiej podstawie nie mo emy spodziewa si jakiejkolwiek zmiany na lepsze. Ponad 100 lat temu, oskar aj c dziecko a chroni c rodziców, Zygmunt Freud poddaø si , bez zastrze e , dominuj cej postawie moralnej, przerzucaj c win na dziecko i wybielaj c rodziców. Podobnie byøo z jego nast pcami. W moich trzech ostatnich ksi kach poøo yøam akcent na to, e chocia psychoanaliza bardziej si otworzyøa na fakty okrucie stwa i nadu y seksualnych wobec dzieci, i e usiøuje ona zintegrowa te dane w swoich teoretycznych opracowaniach, to próby te s nadal w olbrzymim stopniu hamowane przez Czwarte Przykazanie. I tak jak dawniej, rola rodziców w rozwijaniu si symptomatologii u dzieci nadal jest w sposób aktywny wyciszana i bø dnie interpretowana. Nie mog wiedzie czy owo tzw. poszerzanie horyzontów naprawd przemieniøo wi kszo terapeutów, ale na podstawie publikacji mam wra enie, e jednak tradycyjna moralno wci ich ogranicza. Nadal chronione s zachowania rodziców zarówno w podej ciu praktycznym jak i teoretycznym, co uprzytomniøa mi ksi ka Eli Zaretsky’ego ("Secrets of the Soul", Knopf 2004), ze szczegóøow histori psychoanalizy, a po nasze dni, która nie dotyka w ogóle kwestii Czwartego Przykazania. Oto dlaczego, w mojej ksi ce "Notre corps ne ment jamais" (Bunt ciaøa), po wi cam psychoanalizie znikom uwag . Czytelnicy, którzy nie znaj innych moich ksi ek, mog zapewne nie rozumie , na czym polega ró nica mi dzy tym, o czym pisz , a teoriami psychoanalitycznymi. Analitycy równie po wi cili sporo uwagi kwestii dzieci stwa i coraz wi cej miejsca daj problemom wczesnodzieci cych urazów i ich wpøywowi na dalsze ycie, lecz pomijaj cz sto kwesti zranie , za które odpowiedzialni s rodzice. W ród najcz ciej cytowanych urazów znale mo na mier rodzica, ci kie choroby, rozwody, katastrofy naturalne, wojny, itd. W takich przypadkach pacjent rzeczywi cie czuje, e nie jest pozostawiony sam sobie i analityk nie ma adnej trudno ci by wczu si w jego sytuacj i mo e pomóc, jako bezstronny wiadek, w pokonaniu dzieci cego cierpienia niemaj cego nic wspólnego z jego wøasnym cierpieniem. Jest caøkiem inaczej, gdy chodzi o cierpienia, na jakie nara ona jest wi kszo ludzi, gdy chodzi o dostrze enie nienawi ci wøasnych rodziców a pó niej, wrogo ci dorosøych wobec wøasnych dzieci. Zasøu ona ksi ka Martina Dornes’a ("Psychanalyse et psychologie du premier âge", PUF), pokazuje, moim zdaniem w sposób jasny, jak trudno jest pogodzi tradycyjne koncepcje analityków z rezultatami najnowszych bada dotycz cych noworodków, cho autor robi wszystko by przekona czytelnika, i jest odwrotnie. Istnieje wiele przyczyn tego zjawiska, wspominam o nich w moich ksi kach, lecz s dz , e gøówna przyczyna le y w blokadach mentalnych (voir AM "Libres de savoir", pp. 113-135), które ø cz si z Czwartym Przykazaniem by odwróci nasz uwag od dzieci cej rzeczywisto ci. Ju Zygmunt Freud, lecz jeszcze bardziej Melanie Klein, Otto Kernberg i ich nast pcy, podobnie jak Heinz Hartmann ze swoja psychologi Ego oderwanego od rzeczywisto ci, wszyscy oni obarczyli noworodka ci arem tego, co dyktowaøo im ich wøasne wychowanie w duchu czarnej pedagogiki - prze wiadczenie, e dziecko jest z natury swej zøe i „polimorficznie perwersyjne”. Wszystko to niewiele ma wspólnego z rzeczywisto ci dziecka, a jeszcze mniej z rzeczywisto ci zranionego i cierpi cego dziecka, co dotyczy zapewne wi kszo ci z nas, w ka dym razie tak døugo jak kary cielesne i inne metody psychicznego okrucie stwa b d uznawane za uzasadnione rodki wychowawcze Tacy analitycy jak Ferenci, Bowlbly, Kohut i inni, którzy poszli w tym kierunku, zostali zepchni ci na margines psychoanalizy gdy ich prace zaprzeczaøy otwarcie teorii instynktów. Jednak e aden z nich, z tego, co wiem, nie odszedø z l'API (Association Psychanalytique Internationale). Dlaczego? Poniewa wszyscy mieli prawdopodobnie nadziej , jak wielu innych zachowuje do dzi , e psychoanaliza nie pozostanie systemem dogmatycznym i zamkni tym, lecz, e b dzie w stanie integrowa wyniki najnowszych bada . Nie chc zamyka takiej mo liwo ci na przyszøo , lecz my l , e zanim si to zmieni to najpierw trzeba dopu ci wolno postrzegania rzeczywisto ci psychicznych zranie , maltretowania noworodków i przyzna , e rodzice minimalizuj dzieci ce cierpienia. B dzie to mo liwe dopiero, gdy praca nad emocjami zostanie podj ta przez praktyk psychoanalityczn a siøa emocji przestanie przera a i b dzie wykorzystana do rozwoju, co nie oznacza konieczno ci post powania w ten sam sposób jak w terapii pierwotnej. Ofiara, która prze yøa, b dzie mogøa skonfrontowa si ze swoimi cierpieniami pierwotnymi i znale drog do swoich ródeø, do Ja prawdziwego, dzi ki bezstronnemu wiadkowi i dzi ki sygnaøom z ciaøa. Z tego, co mi wiadomo nie wydarzyøo si to jeszcze w rodowisku psychoanalitycznym. W ksi ce "Libres de savoir" (2001), przedstawiøam swoj krytyk psychoanalizy wspieraj c si konkretnym przykøadem. Pokazaøam, e nawet Winnicott, którego bardzo powa am jako czøowieka, nie mógø pomóc swemu koledze Harry Guntrip’owi, w analizie, gdy nie byø w stanie zobaczy nienawi ci matki wobec maøego Harry’ego. Ten przykøad pokazuje dobitnie ograniczenia psychoanalizy, które mnie w swoim czasie doprowadziøy do odej cia z Towarzystwa Psychoanalitycznego i szukania mojej wøasnej drogi, co na zawsze mnie ustawiøo w pozycji odrzuconej heretyczki. Nie ma nic przyjemnego w byciu odrzucon i niezrozumian , lecz z drugiej strony, pozycja heretyczki przyniosøa mi wielkie korzy ci. Ta nowa wolno pozwoliøa mi, mi dzy innymi, przesta chroni rodziców, którzy burz przyszøo swoich dzieci. Pozwalaj c sobie na odczucie tego, przekroczyøam wielkie tabu. To “wykroczenie przeciw” jest obj te tabu nie tylko w psychoanalizie, lecz równie w dzisiejszym spoøecze stwie ci gle w takim samym stopniu jak niegdy , co sprawia, e w adnym wypadku nie wolno upatrywa ródøa przemocy i gwaøtu w rodzinie ani w instytucji “rodzicielskiej”. Obawa, e ta wiadomo „czym ” zaowocuje jest øatwo widoczna w wi kszo ci programów telewizyjnych dotycz cych przemocy. Dane statystyczne na temat zøego traktowania dzieci oraz spora ilo informacji od klientów b d cych w terapii przyczyniøy si do uznania nowych form terapii, które id dalej ni analiza, koncentruj c si na pracy nad urazami, i s praktykowane w wielu o rodkach. Lecz i w tych terapiach (nawet tam gdzie akcent jest poøo ony na empatyczne wsparcie terapeuty), autentyczne uczucia osoby i prawdziwy charakter rodziców mog by ukryte a wiczenia umysøowe (poznawcze i wyobra eniowe) lub pocieszanie duchowe mog temu ukrywaniu søu y . Te domniemane interwencje terapeutyczne odwracaj pacjenta od prawdziwych uczu i prze ywanej niegdy przez dziecko rzeczywisto ci. Pacjent potrzebuje obu rzeczy (dost pu do uczu i poprzez nie dost pu do tego, co prze ywaø naprawd ) by mie dost p do prawdy i uwolni si od depresji. Nawet, je li symptomy emocjonalne znikn mog si pojawi ponownie pod postaci choroby fizycznej i trwa tak døugo jak rzeczywisto pierwotna dziecka jest ignorowana. Ta rzeczywisto mo e równie by pomijana w terapiach ciaøa, szczególnie, gdy terapeuta obawia si swoich rodziców i nadal ich idealizuje. Dost pnych jest wiele wiadectw matek i ojców [na forum “ourchildhood" – nasze dzieci stwo, którzy szczerze i otwarcie dziel si do wiadczeniami, w jaki sposób to, co prze yli w dzieci stwie, uniemo liwiaøo im dawanie miøo ci ich wøasnym dzieciom. Je li skorzystamy z tego ródøa wiedzy i nauki, zrozumiemy, do czego prowadzi idealizacja rodziców i nic nas ju nie skøoni do tego, by noworodka nazywa pøacz cym potworem. Zamiast tego zaczniemy rozumie jego wiat wewn trzny, bra pod uwag samotno i niemoc male kiego dziecka, które wzrastaøo obok rodziców, odmawiaj cych mu wspieraj cej i kochaj cej komunikacji. B dziemy mogli zobaczy wtedy w pøaczu noworodka uzasadnion i logiczn reakcj na okrutn postaw jego rodziców najcz ciej nieu wiadomione, lecz prawdziwe i daj ce si skonstatowa w faktach okrucie stwo, którego istnienia spoøecze stwo nadal nie chce uzna . Nie przejawia si ono jedynie poprzez bicie (cho okoøo 85% populacji wiata zaznaøo bicia w dzieci stwie). Wyra a si równie poprzez brak uwagi i komunikacji, przez ignorowanie dzieci cych potrzeb i psychicznych cierpie , poprzez pozbawione sensu i perwersyjne kary, poprzez nadu ycia seksualne, wykorzystywanie bezinteresownej miøo ci dziecka, poprzez szanta emocjonalny, zburzenie wiary w jego wøasne zdolno ci i poprzez rozliczne formy nadu ywania wøadzy. Ta lista nie ma ko ca. I najgorsze jest to, e dziecko musi nauczy si uwa a to wszystko za zachowania normalne gdy nie zna nic innego. Pomimo tego wszystkiego kocha ono swoich rodziców bezwarunkowo, cokolwiek by mu nie zrobili. Konrad Lorenz, etolog, z du doz wra liwo ci opisaø uczucie miøo ci, jakie w jednej z jego g si wzbudzaø jego but, który byø pierwsz rzecz , jaka zobaczyøa ona po przyj ciu na wiat. Tego rodzaju przywi zanie jest dyktowane instynktem. Je li ludzkie zachowanie byøoby zdeterminowane na caøe ycie przez wdrukowanie instynktu naturalnego (niezb dnego w najwcze niejszym okresie), pozostaliby my na zawsze grzecznymi dzie mi niezdolnymi do korzystania z dorosøo ci, do której zalicza si wiadomo wøasnego dziaøania, wolna wola, dost p do swoich uczu i zdolno porównywania. Jest powszechnie wiadomo, e ko cioøom i rz dom zale y na hamowaniu rozwoju ludzkiego i utrzymywaniu jednostek w zale no ci od rodzicielskich postaw. Mniej natomiast wiadomo na temat ceny, jak ludzkie ciaøo pøaci za ten stan rzeczy. Dok d mogliby my doj gdyby my zechcieli obna y wyst pki rodziców? I czym staøyby si ich postacie gdyby ich wøadza nie mogøa by døu ej sprawowana? Dlatego te rodzice jako instytucja ciesz si nadal totaln nietykalno ci . Je li kiedykolwiek si to zmieni (co jest postulatem zawartym w mojej ksi ce) b dziemy w stanie poczu , co nam uczyniøo rodzicielskie maltretowanie. Wtedy lepiej zrozumiemy sygnaøy, jakie wysyøa nam nasze ciaøo i b dziemy mogli y w zgodzie z nim – nie jako kochane dzieci, którymi nigdy nie byli my i nigdy si nie staniemy, lecz jako otwarci, wiadomi i by mo e kochaj cy doro li, którzy nie boj si ju swojej wøasnej historii, gdy poznali j w caøo ci. In the responses to my book I have also come across other misunderstandings, two of which I should like to take up here. They are related to the question of distance over and against cruel parents in cases of severe depression, and to my own personal biography. W reakcjach na moj ksi k zetkn øam si z wieloma punktami niezrozumienia, lecz chciaøabym wspomnie tu jedynie o dwóch z nich. Punkty te wi si z pytaniem o zbudowanie dystansu wobec okrutnych rodziców w sytuacjach powa nej depresji, i z drugiej strony z moj osobist histori . Przed wszystkim podkre lam, e w mojej ksi ce mówi caøy czas o rodzicach „projektowanych”. A rzadko o rodzicach rzeczywistych i nigdy o rodzicach „zøych”. Nawet w przypadku Hänsel i Gretel nie udzielam rad by uciekøy od okrutnych rodziców, lecz optuj za tym by potraktowa powa nie prawdziwe, tøumione od dzieci stwa uczucia. Mo na zaøo y , e czytelnicy nieposiadaj cy adnej psychologicznej wiedzy nic z tego nie zrozumiej i pomy l naiwnie, e buntuj ich przeciwko ich rodzicom. Mam jednak nadziej , e søowo „projektowanych” nie umknie osobom nieco bardziej wiadomym ycia wewn trznego. Chciaøabym, oczywi cie, by to, co przytaczam z mojego dzieci stwa mogøo by czytane z wyczuciem a nie dosøownie. Od kiedy po wi ciøam si pracy nad maltretowaniem dzieci, ci, którzy mnie krytykuj zarzucaj mi, e wsz dzie widz maltretowanie, bo sama byøam jego ofiar . Pierwsz moj reakcj byøo zdziwienie, gdy w owym czasie niewiele jeszcze wiedziaøam o mojej osobistej historii. Dzi jestem oczywi cie w stanie rozumie , e wøa nie odrzucenie cierpienia popchn øo mnie w kierunku tej pracy. Lecz gdy zaczynaøam badania to odnajdywaøam nie wøasne przeznaczenie, lecz przede wszystkim los innych osób. Tak naprawd to oni mnie prowadzili, ich historie sprawiøy, e topniaøy moje mechanizmy obronne, mogøam spojrze wokóø by uzmysøowi sobie powszechn i upart negacj dzieci cego cierpienia, mogøam wyci gn z tego wnioski, które sprawiøy, e dotarøa do mnie rzeczywisto . I dlatego wøa nie jestem im gø boko wdzi czna