ciało nigdy nie kłamie

Transkrypt

ciało nigdy nie kłamie
CIAèO NIGDY NIE KèAMIE
(tøumaczenie z francuskiego: M. M. Zamøy ska)
Cho wszystkie moje ksi ki wzbudzaøy bardzo skrajne reakcje, to, co uderza najbardziej, je li chodzi o moj ostatni
ksi k to intensywno emocji, które wywoøaøa jej tre , zarówno w sensie pozytywnej oceny jak krytyki. Mam wra enie,
ze w sposób po redni intensywno ta pokazuje czy czytelnik jest w bliskim kontakcie ze sob i swoimi uczuciami, czynie.
Gdy ukazaøo si „Notre corps ne ment jamais”, w marcu 2004, (ksi ka uka e si niebawem nakøadem Media Rodzina of
Pozna pod polskim tytuøem Bunt ciaøa) wielu czytelników pisaøo do mnie by podzieli si tym, jak bardzo s szcz liwi nie
musz c døu ej narzuca sobie uczu , których nie czuj naprawd i e nie musz zabrania sobie odczuwa tego, co si w
nich rodzi, ci gle od nowa. Lecz niektóre reakcje, szczególnie w prasie, wskazuj na podstawowy brak zrozumienia, do
którego sama si przyczyniøam u ywaj c søowa maltretowanie w sensie du o szerszym, ni ono zazwyczaj oznacza.
Sens tego søowa jest zazwyczaj kojarzony z obrazem um czonego dzieci cego ciaøa w si cach. To, o czym pisz w mojej
ksi ce i co nazywam maltretowaniem to równie , pocz tkowo niewidoczne, krzywdy psychiczne zaznane przez dziecko.
Ich lady b d widoczne dopiero dziesi tki lat pó niej, i nawet wtedy ich zwi zek ze zranieniami zaznanymi w
dzieci stwie rzadko b dzie odszyfrowany i potraktowany z powag . Osoby, których to dotyka, podobnie jak
spoøecze stwo (lekarze, prawnicy, nauczyciele i, niestety, liczni terapeuci), nie chc nic wiedzie o przyczynach swoich
zaburze ani o niektórych „dziwnych zachowaniach”, wymagaj cych zagl dania w dzieci stwo.
Kiedy niewidoczne rany nazywam maltretowaniem, spotykam si najcz ciej z oporem i otwartym oburzeniem. Mog
doskonale zrozumie te uczucia gdy døugo sama je podzielaøam. Niegdy zaprotestowaøabym gwaøtownie gdyby kto mi
powiedziaø, e byøam maltretowana. Dopiero teraz, dzi ki moim snom, mojemu malarstwu i oczywi cie dzi ki sygnaøom z
ciaøa wiem z pewno ci , e musiaøam jako dziecko prze y ci kie zranienia psychiczne, jakich, jako dorosøa, døugo nie
chciaøam sobie u wiadomi . Jak wiele innych osób, mówiøam sobie: Ja? Ale ja nigdy nie byøam bita. Te kilka klapsów,
jakie dostaøam nie miaøo adnego znaczenia. Poza tym moja matka robiøa wszystko, co mogøa i zadaøa sobie wiele trudu
by mnie wychowa .
Lecz oczywi cie nie nale y zapomina , e powa ne lady wczesnych zranie wynikaj z minimalizacji dzieci cego
cierpienia i odmowy uznania ich søuszno ci. Ka dy dorosøy mo e sobie z øatwo ci wyobrazi trwog i upokorzenie, jakie z
pewno ci by poczuø b d c nagle zaatakowany przez osiem razy wi kszego olbrzyma. Lecz gdy chodzi o maøe dziecko
uwa amy, e ono nie odczuwa tak samo jak dorosøy, cho jeste my w stanie podziwia to, w jakim stopniu jest ono
rozwini te i jak trafne bywaj jego reakcje i odpowiedzi na dania otoczenia. Rodzice uwa aj , e klapsy nie przynosz
adnej szkody, e s jedynie sposobem przekazywania okre lonych warto ci dzieciom, i e wychodzi im to na dobre.
Pewna terapeutka, która przeczytaøa dokøadnie i zrozumiaøa moj ksi k , opowiedziaøa mi o oporze, jaki spotyka u
wi kszo ci klientów, kiedy próbuje, teraz du o wyra niej ni niegdy , uzmysøowi im zranienia zaznane od rodziców.
Zapytaøa mnie czy Czwarte Przykazanie mo e by gøównym wytøumaczeniem siøy tego przywi zania do idei
wyidealizowanych rodziców.
My l , e Czwarte Przykazanie mo e odegra jak rol w sytuacji, gdy dziecko jest ju dorosøe. Nie mo na wytøumaczy
wysokiego progu tolerancji (czasem zaledwie wyobra alnego dla osób trzecich) bez cofni cia si do najwcze niejszego
okresu dzieci stwa. Dzieje si tak, dlatego, e ka de male kie dziecko nauczyøo si ju tøumi ból, którego nie zauwa aj
rodzice, wstydzi si go, obarcza win lub, jak pokazaøam wy ej, kpi i naigrawa si ze swego cierpienia. Pó niej ofiara
równie nie musi odczuwa , e byøa ofiar . W ten sposób, w terapii, klient od pocz tku nie jest w stanie okre li
prawdziwego winowajcy. Nawet, je li støumione emocje docieraj na powierzchni b d miaøy trudno by przebi si
przez wcze niej wyuczone mechanizmy. Dzieje si tak gdy søu yøy one od dawna by tøumi ból i rzekomo, uwolni si od
niego. Zaprzesta tego dziaøania oznacza pøyn pod pr d, nie tylko napawa to strachem, lecz równie sprawia, e rodzi
si na pocz tki poczucie ogromnego osamotnienia. Wystawiamy si wtedy na zarzut u alania si nad sob . Jednak e
wøa nie w tym miejscu zaczyna si droga, która wiedzie do odnalezienia dojrzaøo ci.
Pacjent, który od pocz tku terapii wie i mo e potraktowa powa nie pewno , e rodzice go gø boko skrzywdzili stanowi
przypadek niezwykle rzadki. Kobiety i m czy ni, których rodzice od pocz tku potraktowali powa nie uczucia dziecka nie
maj potem tyle køopotów by wzi na powa nie swoje ycie i swoje cierpienie. W wi kszo ci przypadków wcze nie
nabyte mechanizmy obronne pozostaj aktywne, co oznacza, e osoby te staraj si za wszelk cen minimalizowa
swoje cierpienie, nawet w trakcie terapii. W ten sposób mog pozosta wierni duchowi czarnej pedagogiki i
spoøecze stwa, w którym yj , lecz b d c najcz ciej bardzo oddaleni od samych siebie. Moim zdaniem udana terapia to
taka, która pozwala zmniejszy ten dystans.
Warto zauwa y , e nadal wielu terapeutów, na szcz cie nie wszyscy, robi, co mo e by odwróci uwag klienta od jego
dzieci stwa. W mojej ksi ce opisuj dokøadnie, dlaczego i jak si to dzieje, cho nie wiem, jaki stanowi oni procent
rodowiska psychoterapeutycznego, nie ma statystyk dotycz cych tego zagadnienia. Na podstawie moich opisów czytelnik
b dzie mógø sam si zorientowa czy na swojej drodze spotkaø raczej kogo , kto mu towarzyszyø czy raczej oddalaø go od
dzieci stwa i prawdy. Niestety, raczej to ostatnie jest powszechne i najcz ciej spotykane.
Pewien bardzo powa any w rodowiskach psychoanalitycznych autor posuwa si w swojej ksi ce nawet do twierdzenia,
e nie istnieje nic w rodzaju „prawdziwego ja” i mówienie o czym takim musi prowadzi na manowce.
W jaki sposób osoba dorosøa, która otrzymuje wsparcie terapeutyczne tego rodzaju mo e mie dost p do rzeczywisto ci
dziecka, jakim niegdy byøa? W jaki sposób ma odnale stan bezradno ci i niemocy, jaki wtedy prze ywaøa? Brak nadziei
rósø w miar jak zranienia latami si powtarzaøy i nie wolno byøo dostrzega rzeczywisto ci, tego, co si dziaøaøo, gdy nie
byøo nikogo, kto pomógøby dostrzec i wyodr bni prawd . Tamtemu dziecku nie pozostawaøo nic innego jak tylko znale
samemu swoje wybawienie, szukaj c schronienia w pomieszaniu, szale stwie lub w drwinie i wy miewaniu.
Je li pó niej dorosøemu nie uda si pozby tego pomieszania w trakcie takich terapii, które nie blokuj dost pu do
prawdziwych, zapomnianych uczu to dorosøy ten pozostanie wi niem tego samoo mieszania.
Lecz je li uda mu si u y dzisiejszych swoich uczu jako klucza do pot nych i uzasadnionych pierwotnych emocji
maøego dziecka, i przyj je jako zrozumiaøe reakcje na okrucie stwa (intencjonalne lub nie) rodziców lub opiekunów,
ochota do miechu szybko by mu min øa. Cynizm i autoironia znikn . Znikn równie , zazwyczaj na ko cu, symptomy,
jakimi przypøacaø ten luksus wy miewania si z wøasnego cierpienia. Dopiero wtedy jego prawdziwe Ja, czyli autentyczne
uczucia i potrzeby b d mogøy by prze ywane. Kiedy patrz wstecz na moje ycie jestem zdumiona determinacj ,
wytrzymaøo ci i niewzruszono ci , z jak moje prawdziwe Ja pokonywaøo wszystkie wewn trzne i zewn trzne opory. I
jeszcze dzi kontynuuje t drog bez pomocy terapeuty gdy staøam si swoim wøasnym, O wieconym Terapeut .
Nie wystarczy, oczywi cie, zrezygnowa z cynizmu i autoironii, by znikn øy lady okrucie stwa zaznanego w dzieci stwie.
Lecz jest to warunek niezb dny i konieczny. Kogo , kto stosuje technik o mieszania samego siebie, nawet du a ilo
ró nych terapii nie posunie do przodu, gdy jego uczucia nadal pozostan zamkni te, a razem z nimi empatia dla dziecka,
jakim niegdy byø. Pøacimy wtedy (sami lub z polisy) za taki rodzaj terapeutycznej opieki, który pomaga jedynie uciec
przed wøasn rzeczywisto ci . Na takiej podstawie nie mo emy spodziewa si jakiejkolwiek zmiany na lepsze.
Ponad 100 lat temu, oskar aj c dziecko a chroni c rodziców, Zygmunt Freud poddaø si , bez zastrze e , dominuj cej
postawie moralnej, przerzucaj c win na dziecko i wybielaj c rodziców. Podobnie byøo z jego nast pcami. W moich trzech
ostatnich ksi kach poøo yøam akcent na to, e chocia psychoanaliza bardziej si otworzyøa na fakty okrucie stwa i
nadu y seksualnych wobec dzieci, i e usiøuje ona zintegrowa te dane w swoich teoretycznych opracowaniach, to próby
te s nadal w olbrzymim stopniu hamowane przez Czwarte Przykazanie. I tak jak dawniej, rola rodziców w rozwijaniu si
symptomatologii u dzieci nadal jest w sposób aktywny wyciszana i bø dnie interpretowana. Nie mog wiedzie czy owo
tzw. poszerzanie horyzontów naprawd przemieniøo wi kszo terapeutów, ale na podstawie publikacji mam wra enie, e
jednak tradycyjna moralno wci ich ogranicza.
Nadal chronione s zachowania rodziców zarówno w podej ciu praktycznym jak i teoretycznym, co uprzytomniøa mi
ksi ka Eli Zaretsky’ego ("Secrets of the Soul", Knopf 2004), ze szczegóøow histori psychoanalizy, a po nasze dni,
która nie dotyka w ogóle kwestii Czwartego Przykazania. Oto dlaczego, w mojej ksi ce "Notre corps ne ment jamais"
(Bunt ciaøa), po wi cam psychoanalizie znikom uwag .
Czytelnicy, którzy nie znaj innych moich ksi ek, mog zapewne nie rozumie , na czym polega ró nica mi dzy tym, o
czym pisz , a teoriami psychoanalitycznymi. Analitycy równie po wi cili sporo uwagi kwestii dzieci stwa i coraz wi cej
miejsca daj problemom wczesnodzieci cych urazów i ich wpøywowi na dalsze ycie, lecz pomijaj cz sto kwesti zranie ,
za które odpowiedzialni s rodzice. W ród najcz ciej cytowanych urazów znale mo na mier rodzica, ci kie choroby,
rozwody, katastrofy naturalne, wojny, itd. W takich przypadkach pacjent rzeczywi cie czuje, e nie jest pozostawiony sam
sobie i analityk nie ma adnej trudno ci by wczu si w jego sytuacj i mo e pomóc, jako bezstronny wiadek, w
pokonaniu dzieci cego cierpienia niemaj cego nic wspólnego z jego wøasnym cierpieniem. Jest caøkiem inaczej, gdy
chodzi o cierpienia, na jakie nara ona jest wi kszo ludzi, gdy chodzi o dostrze enie nienawi ci wøasnych rodziców a
pó niej, wrogo ci dorosøych wobec wøasnych dzieci.
Zasøu ona ksi ka Martina Dornes’a ("Psychanalyse et psychologie du premier âge", PUF), pokazuje, moim zdaniem w
sposób jasny, jak trudno jest pogodzi tradycyjne koncepcje analityków z rezultatami najnowszych bada dotycz cych
noworodków, cho autor robi wszystko by przekona czytelnika, i jest odwrotnie. Istnieje wiele przyczyn tego zjawiska,
wspominam o nich w moich ksi kach, lecz s dz , e gøówna przyczyna le y w blokadach mentalnych (voir AM "Libres de
savoir", pp. 113-135), które ø cz si z Czwartym Przykazaniem by odwróci nasz uwag od dzieci cej rzeczywisto ci.
Ju Zygmunt Freud, lecz jeszcze bardziej Melanie Klein, Otto Kernberg i ich nast pcy, podobnie jak Heinz Hartmann ze
swoja psychologi Ego oderwanego od rzeczywisto ci, wszyscy oni obarczyli noworodka ci arem tego, co dyktowaøo im
ich wøasne wychowanie w duchu czarnej pedagogiki - prze wiadczenie, e dziecko jest z natury swej zøe i „polimorficznie
perwersyjne”.
Wszystko to niewiele ma wspólnego z rzeczywisto ci dziecka, a jeszcze mniej z rzeczywisto ci zranionego i cierpi cego
dziecka, co dotyczy zapewne wi kszo ci z nas, w ka dym razie tak døugo jak kary cielesne i inne metody psychicznego
okrucie stwa b d uznawane za uzasadnione rodki wychowawcze
Tacy analitycy jak Ferenci, Bowlbly, Kohut i inni, którzy poszli w tym kierunku, zostali zepchni ci na margines
psychoanalizy gdy ich prace zaprzeczaøy otwarcie teorii instynktów. Jednak e aden z nich, z tego, co wiem, nie odszedø
z l'API (Association Psychanalytique Internationale). Dlaczego? Poniewa wszyscy mieli prawdopodobnie nadziej , jak
wielu innych zachowuje do dzi , e psychoanaliza nie pozostanie systemem dogmatycznym i zamkni tym, lecz, e b dzie
w stanie integrowa wyniki najnowszych bada . Nie chc zamyka takiej mo liwo ci na przyszøo , lecz my l , e zanim
si to zmieni to najpierw trzeba dopu ci wolno postrzegania rzeczywisto ci psychicznych zranie , maltretowania
noworodków i przyzna , e rodzice minimalizuj dzieci ce cierpienia. B dzie to mo liwe dopiero, gdy praca nad emocjami
zostanie podj ta przez praktyk psychoanalityczn a siøa emocji przestanie przera a i b dzie wykorzystana do rozwoju,
co nie oznacza konieczno ci post powania w ten sam sposób jak w terapii pierwotnej. Ofiara, która prze yøa, b dzie
mogøa skonfrontowa si ze swoimi cierpieniami pierwotnymi i znale drog do swoich ródeø, do Ja prawdziwego, dzi ki
bezstronnemu wiadkowi i dzi ki sygnaøom z ciaøa. Z tego, co mi wiadomo nie wydarzyøo si to jeszcze w rodowisku
psychoanalitycznym.
W ksi ce "Libres de savoir" (2001), przedstawiøam swoj krytyk psychoanalizy wspieraj c si konkretnym przykøadem.
Pokazaøam, e nawet Winnicott, którego bardzo powa am jako czøowieka, nie mógø pomóc swemu koledze Harry
Guntrip’owi, w analizie, gdy nie byø w stanie zobaczy nienawi ci matki wobec maøego Harry’ego. Ten przykøad pokazuje
dobitnie ograniczenia psychoanalizy, które mnie w swoim czasie doprowadziøy do odej cia z Towarzystwa
Psychoanalitycznego i szukania mojej wøasnej drogi, co na zawsze mnie ustawiøo w pozycji odrzuconej heretyczki. Nie ma
nic przyjemnego w byciu odrzucon i niezrozumian , lecz z drugiej strony, pozycja heretyczki przyniosøa mi wielkie
korzy ci.
Ta nowa wolno pozwoliøa mi, mi dzy innymi, przesta chroni rodziców, którzy burz przyszøo swoich dzieci.
Pozwalaj c sobie na odczucie tego, przekroczyøam wielkie tabu. To “wykroczenie przeciw” jest obj te tabu nie tylko w
psychoanalizie, lecz równie w dzisiejszym spoøecze stwie ci gle w takim samym stopniu jak niegdy , co sprawia, e w
adnym wypadku nie wolno upatrywa ródøa przemocy i gwaøtu w rodzinie ani w instytucji “rodzicielskiej”. Obawa, e ta
wiadomo „czym ” zaowocuje jest øatwo widoczna w wi kszo ci programów telewizyjnych dotycz cych przemocy.
Dane statystyczne na temat zøego traktowania dzieci oraz spora ilo informacji od klientów b d cych w terapii
przyczyniøy si do uznania nowych form terapii, które id dalej ni analiza, koncentruj c si na pracy nad urazami, i s
praktykowane w wielu o rodkach. Lecz i w tych terapiach (nawet tam gdzie akcent jest poøo ony na empatyczne wsparcie
terapeuty), autentyczne uczucia osoby i prawdziwy charakter rodziców mog by ukryte a wiczenia umysøowe
(poznawcze i wyobra eniowe) lub pocieszanie duchowe mog temu ukrywaniu søu y .
Te domniemane interwencje terapeutyczne odwracaj pacjenta od prawdziwych uczu i prze ywanej niegdy przez
dziecko rzeczywisto ci. Pacjent potrzebuje obu rzeczy (dost pu do uczu i poprzez nie dost pu do tego, co prze ywaø
naprawd ) by mie dost p do prawdy i uwolni si od depresji. Nawet, je li symptomy emocjonalne znikn mog si
pojawi ponownie pod postaci choroby fizycznej i trwa tak døugo jak rzeczywisto pierwotna dziecka jest ignorowana.
Ta rzeczywisto mo e równie by pomijana w terapiach ciaøa, szczególnie, gdy terapeuta obawia si swoich rodziców i
nadal ich idealizuje.
Dost pnych jest wiele wiadectw matek i ojców [na forum “ourchildhood" – nasze dzieci stwo, którzy szczerze i otwarcie
dziel si do wiadczeniami, w jaki sposób to, co prze yli w dzieci stwie, uniemo liwiaøo im dawanie miøo ci ich wøasnym
dzieciom. Je li skorzystamy z tego ródøa wiedzy i nauki, zrozumiemy, do czego prowadzi idealizacja rodziców i nic nas
ju nie skøoni do tego, by noworodka nazywa pøacz cym potworem. Zamiast tego zaczniemy rozumie jego wiat
wewn trzny, bra pod uwag samotno i niemoc male kiego dziecka, które wzrastaøo obok rodziców, odmawiaj cych
mu wspieraj cej i kochaj cej komunikacji.
B dziemy mogli zobaczy wtedy w pøaczu noworodka uzasadnion i logiczn reakcj na okrutn postaw jego rodziców najcz ciej nieu wiadomione, lecz prawdziwe i daj ce si skonstatowa w faktach okrucie stwo, którego istnienia
spoøecze stwo nadal nie chce uzna . Nie przejawia si ono jedynie poprzez bicie (cho okoøo 85% populacji wiata
zaznaøo bicia w dzieci stwie). Wyra a si równie poprzez brak uwagi i komunikacji, przez ignorowanie dzieci cych
potrzeb i psychicznych cierpie , poprzez pozbawione sensu i perwersyjne kary, poprzez nadu ycia seksualne,
wykorzystywanie bezinteresownej miøo ci dziecka, poprzez szanta emocjonalny, zburzenie wiary w jego wøasne zdolno ci
i poprzez rozliczne formy nadu ywania wøadzy. Ta lista nie ma ko ca.
I najgorsze jest to, e dziecko musi nauczy si uwa a to wszystko za zachowania normalne gdy nie zna nic innego.
Pomimo tego wszystkiego kocha ono swoich rodziców bezwarunkowo, cokolwiek by mu nie zrobili.
Konrad Lorenz, etolog, z du doz wra liwo ci opisaø uczucie miøo ci, jakie w jednej z jego g si wzbudzaø jego but, który
byø pierwsz rzecz , jaka zobaczyøa ona po przyj ciu na wiat. Tego rodzaju przywi zanie jest dyktowane instynktem.
Je li ludzkie zachowanie byøoby zdeterminowane na caøe ycie przez wdrukowanie instynktu naturalnego (niezb dnego w
najwcze niejszym okresie), pozostaliby my na zawsze grzecznymi dzie mi niezdolnymi do korzystania z dorosøo ci, do
której zalicza si wiadomo wøasnego dziaøania, wolna wola, dost p do swoich uczu i zdolno porównywania.
Jest powszechnie wiadomo, e ko cioøom i rz dom zale y na hamowaniu rozwoju ludzkiego i utrzymywaniu jednostek w
zale no ci od rodzicielskich postaw. Mniej natomiast wiadomo na temat ceny, jak ludzkie ciaøo pøaci za ten stan rzeczy.
Dok d mogliby my doj gdyby my zechcieli obna y wyst pki rodziców? I czym staøyby si ich postacie gdyby ich
wøadza nie mogøa by døu ej sprawowana?
Dlatego te rodzice jako instytucja ciesz si nadal totaln nietykalno ci . Je li kiedykolwiek si to zmieni (co jest
postulatem zawartym w mojej ksi ce) b dziemy w stanie poczu , co nam uczyniøo rodzicielskie maltretowanie. Wtedy
lepiej zrozumiemy sygnaøy, jakie wysyøa nam nasze ciaøo i b dziemy mogli y w zgodzie z nim – nie jako kochane dzieci,
którymi nigdy nie byli my i nigdy si nie staniemy, lecz jako otwarci, wiadomi i by mo e kochaj cy doro li, którzy nie
boj si ju swojej wøasnej historii, gdy poznali j w caøo ci.
In the responses to my book I have also come across other misunderstandings, two of which I should like to take up
here. They are related to the question of distance over and against cruel parents in cases of severe depression, and to
my own personal biography.
W reakcjach na moj ksi k zetkn øam si z wieloma punktami niezrozumienia, lecz chciaøabym wspomnie tu jedynie o
dwóch z nich. Punkty te wi
si z pytaniem o zbudowanie dystansu wobec okrutnych rodziców w sytuacjach powa nej
depresji, i z drugiej strony z moj osobist histori .
Przed wszystkim podkre lam, e w mojej ksi ce mówi caøy czas o rodzicach „projektowanych”. A rzadko o rodzicach
rzeczywistych i nigdy o rodzicach „zøych”. Nawet w przypadku Hänsel i Gretel nie udzielam rad by uciekøy od okrutnych
rodziców, lecz optuj za tym by potraktowa powa nie prawdziwe, tøumione od dzieci stwa uczucia. Mo na zaøo y , e
czytelnicy nieposiadaj cy adnej psychologicznej wiedzy nic z tego nie zrozumiej i pomy l naiwnie, e buntuj ich
przeciwko ich rodzicom. Mam jednak nadziej , e søowo „projektowanych” nie umknie osobom nieco bardziej wiadomym
ycia wewn trznego.
Chciaøabym, oczywi cie, by to, co przytaczam z mojego dzieci stwa mogøo by czytane z wyczuciem a nie dosøownie. Od
kiedy po wi ciøam si pracy nad maltretowaniem dzieci, ci, którzy mnie krytykuj zarzucaj mi, e wsz dzie widz
maltretowanie, bo sama byøam jego ofiar . Pierwsz moj reakcj byøo zdziwienie, gdy w owym czasie niewiele jeszcze
wiedziaøam o mojej osobistej historii. Dzi jestem oczywi cie w stanie rozumie , e wøa nie odrzucenie cierpienia
popchn øo mnie w kierunku tej pracy. Lecz gdy zaczynaøam badania to odnajdywaøam nie wøasne przeznaczenie, lecz
przede wszystkim los innych osób. Tak naprawd to oni mnie prowadzili, ich historie sprawiøy, e topniaøy moje
mechanizmy obronne, mogøam spojrze wokóø by uzmysøowi sobie powszechn i upart negacj dzieci cego cierpienia,
mogøam wyci gn z tego wnioski, które sprawiøy, e dotarøa do mnie rzeczywisto . I dlatego wøa nie jestem im gø boko
wdzi czna

Podobne dokumenty