O autoryzacji i Cezarym Pazurze – Magdalena

Transkrypt

O autoryzacji i Cezarym Pazurze – Magdalena
O autoryzacji i Cezarym Pazurze – Magdalena Rigamonti
Proszę sobie wyobrazić taką oto sytuację. Popularny aktor zostaje zaproszony do studia telewizyjnego. Ma być jedynym
gościem godzinnego programu. Najpierw się waha, czy przyjąć zaproszenie, bo wie, że rozmowa może być dla niego
trudna - dotyczyć ma skomplikowanego wydarzenia z jego życia prywatnego. Po kilkudniowym namyśle godzi się.
Kamera poszła. Aktor odpowiada na każde pytanie. Wie, co mówi. Jest 51-letnim dojrzałym, mądrym, odpowiedzialnym
za każde słowo mężczyzną. Program zostaje nagrany i następnego dnia wyemitowany. Echa programu rozgrzewają
opinię publiczną jeszcze przez co najmniej tydzień, bo aktor pierwszy raz publicznie opowiedział o tym, co go spotkało.
Koniec. Proste? Proste.
Czym się różni wywiad telewizyjny czy radiowy od prasowego? Otóż prawie niczym. Popularny aktor został poproszony o
wywiad. Najpierw się wahał, czy przyjąć zaproszenie, bo wiedział, że rozmowa może być dla niego trudna. Po
kilkudniowym namyśle zgodził się. Dyktafon włączony. Aktor odpowiada na każde pytanie, wyjaśnia, próbuje analizować.
Wydaje się, że wie, co mówi. Jest przecież 51-letnim dojrzałym, mądrym, odpowiedzialnym za każde słowo mężczyzną.
Po rozmowie uczestniczy w sesji zdjęciowej, żeby wywiad można było zilustrować stosowną fotografią. Wywiad zostaje
nagrany, spisany, bo ma się ukazać w prasie i wysłany do autoryzacji. Aktor czyta, czyta i pisze list do autorki wywiadu,
z którego jasno wynika, że przez ponad godzinę jednak nie wiedział, co mówi. Następnie dzwoni i stwierdza, że pytania,
które autorka mu zadawała są trudne, podchwytliwe, ostre, stawiające go w złym świetle. Nie chce słuchać, że przecież
dzień wcześniej bez żadnych problemów na nie odpowiadał. Mówi, że ma prawo do autoryzacji, i że ma prawo tej
autoryzacji odmówić.
I tu jest pies pogrzebany.
Nie mam nic przeciwko prawu do autoryzacji. Zawsze przyjmuję, że moi rozmówcy wiedzą, co mówią, są dorośli,
odpowiedzialni za swoje wypowiedzi i dobrowolnie zgodzili się ze mną rozmawiać. Wysyłam im wywiady do autoryzacji,
bo takie jest prawo. Prawo to rozumiem prosto - rozmówca poprawia błędy merytoryczne, niezręczności stylistyczne,
pomyłki w nazwiskach i datach. I większość moich rozmówców to prawo właśnie tak rozumie. Cezary Pazura niestety do
nich nie należy.
Uszanowałam życzenie aktora i wywiad nie poszedł do druku. W sobotę rano, kiedy Wprost, w którym zamiast wywiadu
z aktorem był tekst o nim, był już w drukarni, dostałam sms: „Pani Magdo, czy jak autoryzuję dziś do końca dnia to
będzie dobrze? Żona mnie ciśnie, że jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Czy spotykamy się po Nowym Roku na
spokojnie? C. Pazura.” I już myślałam, że pan Cezary zaczął rozumieć prawo podobnie jak ja. Teraz czytam wypowiedzi
pani Pazurowej, która jest agentką swojego męża, że: Mąż nie życzył sobie, aby ta rozmowa ukazała się w jakiejkolwiek
formie. Rozważamy złożenie pozwu do sądu ws. naruszenia dóbr osobistych. Czytam, że zmarnowałam rodzinie Pazurów
„magiczne święta”, choć artykuł o aktorze ukazał się po Bożym Narodzeniu. Czytam że Rigamonti "zachowywała się
dziwnie i sugerowała mu kuriozalne rzeczy". Ba, czytam też, że zainteresowanie mediów sekstaśmą z rzekomym
udziałem Pazury, za nieupublicznianie której aktor zapłacił szantażyście 8 tysięcy złotych jest dowodem prześladowania
go za wiarę.
Czytam to wszystko i myślę, że to może jakiś żart. Cezary Pazura nie powiedziałby czegoś takiego serio. Jest w końcu
51-letnim dojrzałym, mądrym, odpowiedzialnym za każde słowo mężczyzną.
Platforma Mediowa Point Group SA
Blue Office, 02-222 Warszawa, Al. Jerozolimskie 179
tel. (+48 22) 347 50 00, fax (+48 22) 347 50 01, www.point-group.pl
NIP: 521-00-88-831, REGON: 010768408, KRS: 0000051017, Kapitał zakładowy: 103 897 325 zł