Profesor Tutka o telewizji

Transkrypt

Profesor Tutka o telewizji
C.8
10/17/07 3:46 AM
Page 12
(Black plate)
Za∏àcznik 1. Teksty do zadania 2 i 3
C.8
Profesor Tutka o telewizji
Ja: „czy mia∏ pan prawo zatrzymaç swój obiektyw tak d∏ugo na postaci tej pani?”
On: „chcia∏em pokazaç reakcj´ t∏umu, a poniewa˝ twarz ta wyda∏a mi si´ charakterystyczna,
wi´c jà d∏u˝ej filmowa∏em”. Ja: „t´ kobiet´ pan skrzywdzi∏; przedstawi∏ jà pan w Êwietle niekorzystnym, zeszpeci∏, oÊmieszy∏”. On: „mo˝e; jestem nie tylko technikiem, ale i artystà, wi´c mam
prawo nawet do obna˝ania, do ukazania «kobiety nagiej» ”. Ja: „przypuszczam, ˝e ma pan na
myÊli obna˝enie kobiety z szat konwenansu, ze zwyk∏ych obyczajów towarzyskich, i ukazanie
jej jako „prawdziwej” czy „nagiej” w chwili silnych podniet, nieÊwiadomych odruchów, a jak
w tym wypadku – prawdziwego gniewu. OczywiÊcie, wolno to artyÊcie pokazaç, ale wówczas,
gdy to b´dzie jakaÊ nie okreÊlona bli˝ej „Ewa”; nie kobieta, majàca swój dowód osobisty,
metryk´, imi´ i nazwisko; da∏ pan jej podobizn´ podst´pnie, bez pozwolenia; a poza tym – przedstawi∏ pan jà fa∏szywie”. On: „fa∏szywie? Obiektyw nie mo˝e przedstawiç fa∏szywie”. Ja: „mo˝e;
pan w pewnej chwili twarz t´ powi´kszy∏ do nienaturalnych rozmiarów; twarz tak powi´kszona
nie jest prawdziwa; poza tym powi´kszy∏ jà pan i przez to, ˝e wyodr´bni∏ t´ postaç, nale˝àcà
w tej chwili do t∏umu, miotanà nami´tnoÊcià zbiorowà, nami´tnoÊcià t∏umu – pan pokaza∏ jà
jako indywidualnoÊç, a to, w tym wypadku, by∏o ukazaniem fa∏szywym; s∏owem, nie mia∏ pan
prawa tak tej kobiety przedstawiaç”.
Jerzy Szaniawski, Profesor Tutka, Kraków–Wroc∏aw, Wydawnictwo Literackie, 1985, s.167–170.
s. 12
U21107
Pewnego dnia nadawano audycj´ pod tytu∏em: Czy znasz dobrze nasze miasto? Pokazywano
tam fragmenty ma∏o znanych uliczek. Kto zgadnie – znaczy, ˝e zna dobrze nasze miasto. ˚ona,
patrzàc, nie próbowa∏a odgadnàç – zdrzemn´∏a si´. Mà˝ tak˝e zwiesi∏ g∏ow´ i przymknà∏ oczy.
Naraz dzieci, patrzàc na ma∏o znane fragmenty uliczek, zacz´∏y krzyczeç z radoÊcià: „O! tata,
tata!” ˚ona ockn´∏a si´ i widzi swego m´˝a, idàcego pod r´k´ z m∏odà kole˝ankà biurowà.
Zauwa˝y∏a nawet, ˝e uÊmiecha∏ si´ do niej i z o˝ywieniem coÊ jej opowiada∏, a w domu jest milczàcy i ponury. Jak widzimy, operator z telewizji, poszukujàc ciekawych fragmentów miasta,
uchwyci∏ i tych dwoje, bez ich wiedzy. No có˝, panowie, to po prostu wypadek: pan z telewizji
nie przypuszcza∏ nawet, ˝e zmàci spokój domowy.
Ale druga rzecz w zwiàzku z telewizorem jest ciekawsza i dajàca wi´cej do myÊlenia.
Otó˝ znajome ma∏˝eƒstwo, spotkawszy mnie na ulicy, zaproponowa∏o, abym poszed∏ z nimi
na stadion popatrzeç na ciekawe zawody. Zgodzi∏em si´, zaj´liÊmy miejsca. Mà˝ i ja spoglàdaliÊmy doÊç oboj´tnie na zawodników, omawiajàc ostatnie wypadki polityczne. W pewnej chwili
przerwaliÊmy rozmow´, us∏yszeliÊmy niesamowity krzyk, rozdzierajàce uszy gwizdania. SpojrzeliÊmy na panià: zerwa∏a si´ z miejsca, twarz jej sta∏a si´ straszna i pani, stojàc, zacz´∏a wygra˝aç
i rzucaç raz po raz s∏owem obel˝ywym w s´dziego. Obel˝ywym, bo krzycza∏a: „kalosz”. To by∏o
nawet zastanawiajàce, jak ta ∏agodna, mi∏a, a nawet dystyngowana pani zmieni∏a si´ nagle w furi´;
mo˝na by jà porównaç tak˝e do wybuchajàcego wulkanu o nazwie geograficznej „Megiera”.
Uspokojono si´ po kilku minutach, zawody wkrótce ukoƒczono, a my opuÊciliÊmy stadion. Pani
z uprzejmym uÊmiechem zaprosi∏a mnie na jutrzejszy obiad.
Obiad by∏ smaczny. Na kaw´ przeszliÊmy do pokoju, w którym sta∏ telewizor. Po chwili
zapowiedziano, ˝e zobaczymy wczorajsze zawody na stadionie. Pani domu ucieszy∏a si´. Nie
wiedzia∏a, ˝e ujrzy tam i siebie: oto b´dàcy blisko nas operator z kamerà podczas wybuchu
gniewu na s´dziego skierowa∏ obiektyw na publicznoÊç. ZobaczyliÊmy na ekranie twarz pe∏nà
gniewu, wyrzucajàcà z siebie s∏owa obel˝ywe. W pewnej chwili operator twarz t´ powi´kszy∏,
zbli˝y∏ do widza i ukaza∏ strasznà maszkar´. Zauwa˝y∏em teraz, ˝e pani posmutnia∏a. Wyczu∏em,
˝e jest tym pokazaniem siebie g∏´boko dotkni´ta i m´˝owi jej równie˝ jest przykro.
A wi´c, panowie, da∏em dwa przyk∏ady. W pierwszym wypadku trudno doszukaç si´ winy pana
z telewizji: to po prostu z∏oÊliwy zbieg okolicznoÊci. Inaczej wyglàda sprawa w wypadku drugim.