Blogito dziś najszybsze źródło informacji w internecie

Transkrypt

Blogito dziś najszybsze źródło informacji w internecie
Metro
BLOX
Blogi to dziś najszybsze źródło informacji w internecie.
Oddajemy w Wasze ręce wyjątkowe wydanie „Metra”
– w całości napisane i zredagowane przez blogerów ;)
ŚRODA 5 Grudnia 2007
2
Metro
BLOX
ŚRODA 5 Grudnia 2007
AFP
Foto!
Internauci owczym
pędem
AFP
Na Lavira.pl już 23 tys.
internautów przeprosiło
prezydenta. To odpowiedź na żądanie przeprosin Lecha Kaczyńskiego od Donalda Tuska.
Łatwo nakręcić takie wydarzenia w internecie, bo
działa instynkt stadny:
„Jak wszyscy, to ja też”.
Im więcej osób podpisze
petycję czy zagłosuje na
dany event, tym mniej
zastanowienia wymaga
poparcie kolejnych osób.
Przykład działania społeczeństwa obywatelskiego? A może potwierdzenie tezy, że w grupie inteligencja się dzieli, a nie
dodaje.
Paweł Lipiec
Polskiblogger.p
Nasze Euro, nasz prezydent
Polski watchdog
– piąta władza
Z bash.org.pl:
AFP
<Rz> kochanie, czy nie
uważasz, że za 20 lat
słowa „kocham cię” będą
brzmieć jak kanapka
z serem?
<M> kanapka z serem
<Rz> ja ciebie też kanapka z serem
AFP
blogpowszechny.pl
AFP
Premier Donald Tusk wiele mówi o chęci korzystania autorytetu Lecha Wałęsy. Ale do kierowania komitetem organizacyjnym Euro 2012 szykuje b. premiera Marcinkiewicza. A były prezydent, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, pogromca komunizmu, jest dziś jednym z ojców polskiej demokracji. Wałęsa jest w dobrej formie, jego czas się jeszcze nie skończył. A siła
jego autorytetu to atut Polski. Wałęsa to też stateczny symbol, a mistrzostwa potrzebują właśnie symbolu.
Podpisz petycję na: http://url.ceplus.pl/walesa/ Jakub Halcewicz-Pleskaczewski www.blogpowszechny.pl
Ostatnio głośno
o HGW-Watch (www.hgw-watch.pl), który skrupulatnie śledzi poczynania
prezydent Warszawy.
Swoim natręctwem naraził się urzędnikom
i wzbudził podejrzenia,
czy przypadkiem za całym przedsięwzięciem
nie stoi PiS. W zachodnich demokracjach tzw.
watchdogs, czyli osoby
kontrolujące polityków
i urzędy (ale też np. producentów szamponów!),
mają się świetnie. Społeczeństwo obywatelskie
to takie, które m.in. patrzy władzy na ręce.
Inne watchdogs:
www.tuskwatch.pl,
nellyrokita.blox.pl
Andrzej Figas
AFP
Kuba,
Andrzej
Politycy nie umieją blogować
Płatny cud
Cuda, cuda ogłaszają
Michał Piotr Pręgowski w Instytucie
Dziennikarstwa UW prowadzi zajęcia „blog w pracy dziennikarza”:
Politycy nie nauczyli się korzystać
z tego nowego i taniego narzędzia,
jakim są blogi. Większość prowadzi
je raczej z myślą o autoprezentacji,
a nie jako rodzaj dyżuru poselskiego
połączonego z poszukiwaniem dialogu z wyborcami, zwłaszcza z tymi
niezdecydowanymi. Pominąwszy
nieliczne wyjątki, blog jest dla nich
jedynie rozciągliwą ulotką. Tymczasem w USA blog służy politykowi
do komunikowania się z wyborcami.
Jakub Halcewicz-Pleskaczewski
Przed wyborami Donald Tusk zapowiadał, że gdy zostanie premierem,
stanie się cud. Teraz już wiemy, kto
za ten cud zapłaci. Z ministerialnej
propozycji wynika, że za cud w pierwszej kolejności zapłacą studenci.
Rząd chce bowiem płatnych studiów
dziennych, rzekomo w celu wyrównania szans. W zamian będą łatwe
kredyty na studia. Okazuje się więc,
że cud będzie cudem, ale dla banków. A jak już da się wprowadzić
płatne studia, następnym krokiem
będzie płatna edukacja w liceach.
Andrzej Mandel
zapiskizoblezonegomiasta.blox.pl
PO z nieśmiertelnym Panem Donaldem przebąkuje coś o Irlandii. Super! Pewnie chodzi o to, by kebab
można było kupić na każdym rogu,
a budowę społeczeństwa obywatelskiego stymulować koniecznością
tworzenia samoobrony przed imigrantami ze Wschodu. Jeśli tak, to ja
za Irlandię dziękuję. Zresztą,
w przedszkolu obiecywali mi już drugą Japonię. Potem był kryzys singapurski, ogólnoświatowy. Całe szczęście, że nic z tego nie wyszło,
bo bylibyśmy umoczeni!
Maciej Gnyszka
maciejgnyszka.blogspot.com
1 RP
3
Metro
BLOX
ŚRODA 5 Grudnia 2007
Nowe Technologie/Nowe media/Gospodarka
Aula Polska
Bloger
na sprzedaż?
Co dwa tygodnie w warszawskiej siedzibie Novel
spotykają się ludzie zainteresowani nowymi technologiami, internetem,
nauką, sztuką… Spotkania odbywają się w formie krótkich, 5-minutowych prelekcji, po których jest czas na rozmo-
wy z prelegentami oraz
innymi uczestnikami.
Już jutro (6 grudnia) odbędzie się specjalna edycja Auli, na której prelegenci przedstawią najciekawsze z dotychczasowych prezentacji. Spotkanie w siedzibie telewizji TVN (Warszawa,
ul. Wiertnicza 166) będzie
transmitowane przez
Onet.tv.
Więcej na:
www.aulapolska.pl
Barcamp
AFP
Maciej
Budzich:
blog.mediafun.pl
blog o mediach,
reklamie
i marketingu
1 RP
M
inęły już czasy, kiedy wszystkie blogi
wrzucało się do jednego worka – pamiętnik. Teraz prywatne opowieści blogerów to tylko jedna z wielu odmian blogów i nie są one
wcale domeną nastolatek. Oprócz nich
funkcjonują w blogosferze wideoblogi, fotoblogi, blogi specjalistyczne, blogi firmowe (coraz częściej pojawiają
się fałszywe blogi – flogi). Autorzy popularnych blogów są cytowani w mediach, wydają książki, patronują wydarzeniom branżowym – opisują i komentują wszystkie dziedziny życia.
Coraz częściej blogerzy swoją aktywnością doskonale uzupełniają tradycyjne media, tematy, które poruszają,
stają się inspiracją dla profesjonalnych
dziennikarzy. To, co jest w tym interesujące, to fakt, że blogi nie są zarezerwowane tylko dla gwiazd show-biznesu czy popularnych polityków. Nikomu nieznany wcześniej autor może
stać się w krótkim czasie znanym ekspertem w swojej dziedzinie. Ten mechanizm działa w dwie strony. Tematyczny blog skupia wokół autora osoby o podobnych zainteresowaniach,
pozwala wymieniać się doświadczeniami i nawiązywać kontakty.
Coraz bardziej popularne są wpisy
sponsorowane. Zarówno w przypadku
„prezentów” (przesyłanych do testowania produktów), jak i otrzymywania wynagrodzenia za wpis, ważne są
dwie rzeczy – wybieranie produktów
związanych tematycznie z blogiem
i obiektywizm. Wraz z powstaniem serwisu Krytycy.pl na blogach pojawiło
się wiele wpisów sponsorowanych. Takie działania skutecznie rujnują zaufanie do autora bloga.
Najgorszą z punktu widzenia pozycji
marki formą promocji są flogi. To blogi prowadzone przez firmę ukrywającą się pod przykrywką „zwykłego użytkownika”. Autor bloga wychwala produkowany przez firmę produkt lub
świadczoną usługę, przedstawiając się
jako zachwycony firmą konsument. Internauci i czytelnicy blogów są jednak
bardzo czujni i prawda prędzej czy później wychodzi na jaw, a marka flogującej firmy traci swoją pozycję i zaufanie potencjalnych konsumentów.
Przeciwieństwem flogów są blogi firmowe. Mechanizm bloga pozwala na
szybszą interakcję z klientami, pozwala prezentować firmę i jej produkty. Siłą blogów firmowych jest możliwość
przedstawienia firmy jako eksperta
– dzielenie się z czytelnikami wiedzą
z danej dziedziny, udzielanie porad,
rozwiązywanie ich problemów.
Niezależnie od wybranej przez firmę
formy promocji, blogi mają w sobie duży potencjał i tylko od blogerów zależy, czy zdecydują się na taką współpracę, która nie zniszczy ich pozycji jako
osób obiektywnych. Na tym powinno
zależeć również firmom – bez tego zaufania czytelników blogi stracą swój
potencjał promocyjny.
Fakt, że blogerzy stają się coraz bardziej dostrzegalnym i coraz bardziej
wpływowym medium, wielu blogerów
decyduje się na „zawodowe” blogowanie, a co za tym idzie szukają sposobów
na zarabianie czy wręcz utrzymywanie się z blogowania.
Po pierwsze, autor bloga może zostać
zasponsorowany przez firmę z branży,
o której bloger pisze. Oczywiście może pojawić się pytanie o wiarygodność
pojawiających się wpisów, ale mądry
autor bloga będzie umiał wybrnąć z takiej pułapki.
Po drugie, na bloga można zawsze zamieścić reklamy bądź system reklamowy (np. Google Adsense) zawiadujący
i serwujący reklamy tekstowe bądź
graficzne czytelnikom naszego bloga.
Po trzecie, dzięki prowadzeniu swojego bloga można sprzedawać przeróżne
produkty i usługi. Internauci uwielbiają zbierać opinię na temat towarów
i usług od innych internautów, więc jeśli nasz blog jest poczytny i cieszy się
zaufaniem czytelników, mamy szansę
na efektywne nakłonienie do skorzystania i zakupu naszych produktów.
Kolejną kategorią, dzięki której można zarabiać godziwe pieniądze, pisząc
bloga, jest zdobycie statusu „specjalisty” bądź „znanego blogera”. W przypadku blogów jest podobnie jak
w świecie mediów – często blogerzy są
znani z tego, że są znani. Gwarantuje
to takim ekspertom darmowy wstęp
na liczne imprezy, oferty wykładów
i prowadzenia imprez branżowych
oraz udzielanie wywiadów i pisanie
tekstów (np. dla „Metra”).
Irena Magierska
(www.zjadamyreklamy.blox.p)
Artur Kurasiński
(www.blog.kurasinski.com)
Maciej Budzich
(www.blog.mediafun.pl)
Paweł Lipiec
(www.polskiblogger.pl)
To szeroka formuła,
w której odbywają się
ciekawe imprezy blogerów w Krakowie (GrillIT),
Wrocławiu (GrillIT) czy na
Pomorzu (Netcamp).
Najbliższy Barcamp
odbędzie się w Poznaniu
– 8 grudnia.
Szczegóły:
www.barcamp.pl
Yulbiz Warszawa
Yulbiz jest nieformalnym
klubem blogerów. Raz
w miesiącu blogerzy spotykają się w jednej z warszawskich restauracji,
spędzając wieczór na dyskusjach o rozwoju sieci,
możliwościach zarabiania
w internecie czy o nowych serwisach. Spotkania mają charakter koleżeńskich spotkań, na które może przyjść każdy,
nie tylko bloger.
Informacje o najbliższych spotkaniach na
stronie Yulbiz:
www.yulbizwarszawa.wetpaint.com
4
Metro
BLOX
Praca
ŚRODA 5 Grudnia 2007
Nie taka
Anglia straszna
PRACA 0-800
Dzień 1.
Może to i jest dobra praca, ale co z tego, skoro
nie da się tej informacji
sprzedać rodzinie. Bo jak
wytłumaczyć babci, co to
jest korporacja, już o call
center nie wspominając.
Oczywiście zawsze moż-
AFP
Z
na powiedzieć, że się
pracuje na centrali, ale
raczej nie uznają tego za
sukces.
Dzień 5.
Jako człowiek, który już
za średniego Jaruzelskiego zaprzyjaźnił się
z komputerem Commodore 64, nie spodziewałam się, że pierwszy cios
zdradziecko zada mi
technologia. Poległam na
przyciskach. Wbrew pozorom F1 – rozmowa
z klientem, F2 – oczekiwanie na rozmowę
z klientem, F3 – raport
z rozmowy z klientem
bardzo łatwo pomylić
z F9 – wyjście do toalety.
więcej: pocieszka.blox.pl
Uważaj w pracy!
AFP
Nie spodziewajcie się poradnika pod tytułem
„Okiem socjologa”. Nic
z tych rzeczy. Bo co oni
wiedzą, wymyślając poradniki w zaciszu swoich
gabinetów, podczas gdy
w firmie wszędzie czai
się jakaś gafa?
Pamiętaj: pierwsze wrażenie można zrobić tylko
raz!
A kiedy robimy owo
PIERWSZE WRAŻENIE?
Oczywiście, że podczas
rozmowy kwalifikacyjnej.
Twój przyszły pracodawca będzie chciał sprawdzić twoją wiedzę o firmie i dziale, który to temat daje ci duże pole do
wazeliniarskich popisów.
mały R
AFP
ciezkiedni.blox.pl
Kiedy już się na dobre
rozkręcisz i twój słowotok
zatrzymać mógłby jedynie alarm – uważaj! Może
bowiem paść pytanie np.
o ocenę jakiejś procedury.
Nie krytykujcie wtedy za
bardzo, bo możecie usłyszeć: „No cóż, kiedy PISAŁEM tę instrukcję…”.
Jedyną myślą, która powinna wam teraz kołatać
w głowie, to myśl o kolejnej rozmowie… najlepiej
w innej firmie.
gafy autorki: gafa.blox.pl
AFP
ajęcia najlepiej szukać
przez jedną z agencji pośrednictwa pracy. Po roku,
a dokładniej po 12 miesiącach pobytu i 11 przepracowanych w Anglii, można się starać
o tzw. rezydencję. Niewiele to zmienia
nasz status, ale jest pierwszym krokiem
w kierunku zdobycia obywatelstwa.
Oficjalnie zaś oznacza tyle, że należy
nas traktować na równi z pozostałymi
pracownikami. W teorii jednak od początku powinno się nas tak traktować,
ale w praktyce większość moich znajomych zgadza się co do tego, że od nas
pracodawcy wymagają jednak więcej.
Tak naprawdę jesteśmy po prostu płatnymi niewolnikami. Ale przynajmniej
dobrze płatnymi.
Kiedy przez 6 miesięcy po studiach nie
udało mi się w Polsce znaleźć mojej wymarzonej pracy, pomyślałam, że tzw.
biurwą to już wolę być w Anglii, za trzy
razy tyle. Pracuję więc na uniwersytecie i w college’u i widzę, jakie są skutki pobierania pieniędzy za naukę. Student zamienia się w klienta. A państwo
próbuje namówić do studiowania młodych ludzi, którzy wolą w wieku 16 lat
pójść do pracy i zarabiać.
Szukanie pracy w Anglii to czysta przyjemność. Każdy wakat musi być ogłoszony w prasie. Interview, czyli rozmowa o pracę, to już połowa sukcesu. Komisja, czyli tzw. panel, składa się zwykle z trzech osób, z przynajmniej jednym przedstawicielem obu płci, żeby
uniknąć seksizmu. Współpracownicy
są bardzo mili. Czasem dziękują za wykonanie rzeczy, które należą do naszych
obowiązków. W środku dnia przysługuje nam godzina na lunch, w czasie której można wyjść z pracy i coś zjeść albo pozałatwiać własne sprawy.
Kiedy się zachoruje, należy o tym powiadomić pracodawcę, najlepiej telefonicznie, ale można też mailem. Do
trzech dni to wystarcza. Powyżej
trzech, do pięciu włącznie, należy podpisać tzw. Self Certificate potwierdzający, że było się chorym i niezdolnym
do pracy. Dopiero powyżej pięciu dni
należy mieć zwolnienie od lekarza, który wcześniej zresztą i tak go nie wyda.
Jeżeli coś się zepsuje, należy wezwać
specjalistę i nie wolno niczego samemu
naprawiać. Czasem wygląda to tak jak
w kawale o tym, ilu potrzeba Anglików,
żeby wkręcić żarówkę. Szczerze mówiąc, nie wiem ilu, to zależy, ale z pewnością muszą być w tym celu wcześniej
przeszkoleni. Anglicy mają zupełnie inną mentalność niż my. Jeżeli coś jest zapisane, to tak musi być. A jeżeli coś nie
jest zapisane, to tego nie ma. Są rzeczy,
których się nie przeskoczy. Dlatego trzeba podchodzić do wszystkiego z poczuciem humoru i przymrużeniem oka,
inaczej można się nabawić wrzodów,
nerwicy lub zejść na zawał.
Zanim jednak podejmie się decyzję
o wyjeździe, trzeba mieć pewność, że
się tego chce. Inaczej oprócz szoku kulturowego czeka na nas syndrom bycia
homesick – depresja, nostalgia i tęsknota. Na szczęście w dobie telefonów
komórkowych, komunikatorów i Skype’a dużo łatwiej sobie z tym poradzić.
Annad9.blox.pl
1 RP
5
Metro
BLOX
Kultura
ŚRODA 5 Grudnia 2007
Fiction z Avalonu
C
Ania,
Agnieszka,
Magda,
fusy.blox.pl
zy oglądając „Beowulfa”, można myśleć
o „Pulp Fiction”? „Beowulfa” czytałem na studiach w Walii. Wówczas
nie przypuszczałem, że może mieć coś
wspólnego z „Pulp Fiction”. Tymczasem dwóch amerykańskich profesorów – Dan Terkla oraz Thomas L. Reed jr – już w roku 1997 zastanawiało
się, na ile „Pulp Fiction” jest filmem
inspirowanym średniowieczem. Zawodowo zajmując się tymi odległymi
czasami, są oni przekonani, że światem w „Pulp Fiction” rządzi przemoc
i odwet rodem z opowieści o Beowulfie oraz seks prosto z legendy o Lancelocie. Są zarazem świadomi, że Tarantino więcej czasu spędził w sklepach z kasetami wideo niż uniwersyteckich bibliotekach.
Tyle że gangsterski szef Marsellus tak
samo spaja poszczególne wątki „Pulp
Fiction”, jak postać króla Artura łączyła wszystkie wątki literatury arturiańskiej. Ponadto i Artur, i Marsellus (oraz
ich chwała i wielkość) nie są stale obecni na scenie, stanowiąc jedynie punkt
odniesienia i zasadę organizującą
świat, w którym rządzą. Terkla i Reed
używają na tę sytuację określenia „feudalny superglue”.
Drobnych rycerskich analogii jest
w „Pulp Fiction” dużo, łącznie z porównaniem między samochodem a koniem, którego według reguł nie wolno
atakować. Vincent jest wściekły, że ktoś
porysował mu samochód, łamiąc tę zasadę. Przede wszystkim jednak rzecz
w „homosocjalnej lojalności”, czyli
w spoiwie średniowiecznej męskiej
społeczności rycerskiej.
Vincent Vega i Jules Winfield, lojalni
i dojrzali wasale Marsellusa, odbierają własność swojego seniora (walizkę
będącą czymś w rodzaju Graala) nie-
rzetelnym współpracownikom i wymierzają sprawiedliwość. Zabijając zarówno w imieniu swojego pana, jak
i boskim, cytują Biblię.
Równie ciekawa jest zwłaszcza sekwencja, w której Vincent po miłym
wieczorze odprowadza żonę szefa do
domu i wszystko wskazuje na to, że
„girl, you’ll be a woman soon”. Vincent
wpada jednak w nastrój refleksyjny
i tłumaczy sobie, że postawienie go
w takiej sytuacji to test lojalności wobec szefa. „Bo bycie lojalnym – powiada sobie z pełnym przekonaniem Vincent – jest bardzo ważne”.
Jako że każdy był kiedyś w takiej sytuacji, nad tym wątkiem rozwodzić
się nie warto. Grunt, że dzięki dylematom tarantinowski gangster Vincent Vega może być współczesnym
wcieleniem rycerza Lancelota, który
kilkaset lat wcześniej stał przed podobnym wyborem: między lojalnością wobec króla a romansem z królewską żoną. I mimo że Vincent oparł
się urokowi dziewczyny, to sytuacja
rozwinęła się w ten sposób, że i tak
mają coś wspólnie do ukrycia.
Tak też było z Lancelotem. Choć – jak
złośliwie podkreślają wspomniani profesorowie – Tarantino niekoniecznie
wie, kto to jest Lancelot. Złośliwość
nieuzasadniona, bo panowie przeoczyli w swoich rozważaniach Rogera Avary’ego, który razem z Tarantino pisał
scenariusz do „Pulp Fiction”. Ostatnio napisał scenariusz do ekranizacji
„Beowulfa”, którą możemy oglądać teraz w kinach. Skoro zna Beowulfa, to
może dotrwał do końca semestru i zna
Lancelota? I może nawet opowiedział
rzecz w skrócie Quentinowi Tarantino, a kojarzenie Vincenta z Lancelotem ma więcej sensu, niż by się pierwotnie wydawało?
PiotrToczyski.blox.pl
SPINKA
1 RP
Jak pogrywa z nami „Wiedźmin”
Eddie Vedder odzyskany
W stronę nowego brzmienia
„Wiedźmin” – któż w ostatnich tygodniach nie obserwował lawiny
recenzji w sieci i prasie. Na rynku ukazała się wreszcie oczekiwana od lat, największa i najdroższa polska produkcja z dziedziny
gier komputerowych. Dziś już wiemy, że odniosła także największy w historii sukces. Praktycznie wszyscy recenzenci zachwycają
się „Wiedźminem”, nie zważając na wady tego „dzieła”. Jakie? W
grze nacisk jest położony na wcielanie się w bohatera – mamy
wpływ na jego umiejętności, światopogląd, stosunki z innymi postaciami. W praktyce postać Geralta mocno ogranicza wybór.
W dialogach praktycznie wybieramy tylko to, o czym chcemy mówić (bohater prowadzi rozmowę sam), a większość zadań jest liniowa. W dialogach brakuje synchronizacji ruchu ust z wypowiedziami. Do tego gestykulacja jest w dużej części losowa – wystarczy odczekać po zakończeniu wypowiedzi, a zobaczymy, jak zaangażowany Geralt macha rękami i nic nie mówi.
więcej na www.pawelopydo.com
Malkontenci narzekali, że muzycy
ostatnio spuścili z tonu. Tymczasem
pojawił się debiutancki solowy album Eddiego Veddera „Into the
Wild” zawierający soundtrack do filmu Seana Penna pod tym samym
tytułem. Into the wild – czyli w głąb
dziczy, tutaj oznacza przeżywanie
siebie i świata. Płyta Veddera, na
której Eddie sam zaaranżował i zagrał wszystkie utwory. Jest w tym
muzykowaniu oszczędność środków
wyrazu jakby krok do tyłu w stosunku do tego, co prezentuje Vedder jako frontman Pearl Jam.
jurodiwy-pietruch.blog.pl
Lata 80. ubiegłego wieku przyniosły
muzyczną rewolucję prosto z Detroit. Z kosmopolitycznych ulic Londynu rozprzestrzeniło się na cały świat
nowe zjawisko zwane dubstep. Zmutowane brzmienia składające się
z przerażających, poskręcanych linii
basowych oraz mrocznej energii rytmów jungle stały się synonimem dekadenckiej wizji stolicy Wielkiej Brytanii. Autorami tej hybrydy stali się
przedstawiciele sceny garage z południowego Londynu. Wielu z nich
było przekonanych, że będzie to jedynie podwórkowe zjawisko.
joilet.blox.pl
6
Metro
BLOX
ŚRODA 5 Grudnia 2007
Turystyka
Nawigacja w aucie
Atrakcje
zimowych
podróży
BB/AG
Człowiek tak szybko się
przyzwyczaja do luksusu,
że po tygodniu jazdy
z nawigacją ciężko bez
niej odebrać dziecko
z przedszkola! Znacie
pewnie to podenerwowanie, gdy urządzenie nie
chce połączyć się z satelitą, a wy spieszycie się
rano do pracy? Co z tego,
że pracujecie tam od
3 lat? Bez nawigacji jesteście tak bezradni, bezbronni i podatni na wszelkie objazdy.
Już za kilka lat nawigacja
w autach będzie tak samo naturalnym wyposażeniem jak dziś bagnet
kontroli oleju.
Sprawdźcie na pda.pl,
co można mieć już dziś!
AFP
Odpoczynek
na bagnach
L
etnie wyjazdy to przeżytek. Na wakacje najlepiej
wyruszać, gdy na dworze
trzyma siarczysty mróz.
4 lata temu noworoczne
święta spędzaliśmy w Szczyrku. Wieczorem, gdy wracaliśmy ze Skrzycznego z deskami przypiętymi na dachu,
coś nagle chrupnęło.
– Zapisz się, Pios, na masaż – zażartowałem.
– Sam się zapisz. Albo lepiej na jogging,
bo twoja deska się zsunęła.
Hamowanie na lodzie ukrytym pod
śniegiem to łatwizna, więc... już 64 m
dalej auto stało do połowy zakopane
w przydrożnej zaspie, a ja asekuranckim i antypoślizgowym truchtem biegłem w kierunku upadłego snowboardu. Na miejsce dotarłem natychmiast,
ale deski już nie było. Był jej ślad wygnieciony w śniegu, były odciski licznych butów i ledwo słyszalny chichot
z pobliskich krzaków.
– Uciekaj, to trolle! – krzyknął Pios.
Uciekłem. I już sobie potem nie pojeździłem. Oby w tym roku to się nie powtórzyło...
3 lata temu przez całe noworoczne
święta samochód stał na hotelowym
parkingu pod Pilskiem, totalnie zasypany śniegiem. Tak bardzo był tym
śniegiem zasypany, że najpierw przez
pomyłkę odśnieżyłem słup, mechanizm i fragment bramy, później zestaw
ekologicznych segregatorów na śmieci, by w końcu za trzecim podejściem
odnaleźć almerę w pewnej niepozornej muldzie. Pierwotnie myślałem, że
pod tymi zwałami śniegu kryje się zapas drewna – szczególnie, że niewiel-
ki brykiecik spod śniegu wystawał
– ale ostatecznie było tam moje auto.
Z tym brykiecikiem elegancko na dachu leżącym. Odśnieżanie poszło gładko, gorzej z odlodzeniem. Z szyb zdejmowałem lód jeszcze kulturalnie i z
czuciem, ale jak przyszło do świateł,
to... rąbnąłem krawędzią szczotki i...
lód odpadł. Lód, kawałek reflektora
i połać czarnego lakieru ze zderzaka
wielkości dłoni. Oby w tym roku to się
nie powtórzyło...
2 lata temu z kolei wpadłem oboma prawymi kołami w dziurę taką, że obie
prawe opony z bólu się skurczyły, zmełły, a jedna nawet z felgi na półośkę częściowo zeszła. Pan wulkanizator był
miły, acz powolny... i już 4 godziny później byliśmy znów w trasie. Po lewej
stronie zimówki, po prawej używane
opony letnie – trochę cieńsze i z bąblami. Ale te drobne niedogodności
kompensowane były przez atrakcje
podczas ostrego hamowania na śniegu – auto tak uroczo kręciło bączki!
Prawdy nie znam, bo przy 5G zemdlałem, lecz Ryba twierdzi, że wirówka doszła do 7G, kiedy to brutalnie zatrzymała nas miękka mulda. Atrakcji co
niemiara, jednak w tym roku wolałbym, by to się już nie powtórzyło...
Rok temu na wąskiej i kompletnie zaśnieżonej drodze we wsi Ząb grzałem
z Rybą 60 km/godz. z kwaterki do pobliskiego sklepu. Kto mógł przypuszczać, że w chwili gdy przednie prawe
koło wypadnie poza niewidoczny spod
śniegu asfalt, to już się go nie da (tego
koła i całego auta) na drogę ponownie
wciągnąć. Kto mógł również przypuszczać, że wytracenie prędkości
z 60 km/godz. w kopnym śniegu potrwa tak krótko (zdecydowanie za krótko, byśmy zdążyli odstawić kawę do
cup holderów, więc odstawiła się sama
na nasze kolana). A już na pewno nikt
nie mógł przewidzieć tego, że ilość
śniegu, która podczas tego śniegowania (?) zasypie auto, nie pozwoli nam
się z niego normalnie wydostać. Koniec końców, z odsieczą przybyli współlokatorzy w daewoo tico. Związaliśmy
przedni amortyzator tico z tylnym zaczepem holowniczym almery. Tico
niespecjalnie sobie radziło, więc jego
kierowca postanowił szarpać. Używszy całej brutalnej siły 41 koni mechanicznych, z rozpędu szarpnął na
wstecznym... i pojechał lekko skrzywiony, zostawiając na śniegu swój
przedni amortyzator. Ostatecznie pomógł nam kierowca pługa – fajny chłop
– szkoda tylko, że przyjechał, gdy już
dniało... Oby w tym roku to się nie powtórzyło...
Czy istnieje coś takiego jak limit nieoczekiwanych zdarzeń? Czy złe fatum
kiedyś się kończy?
– Masz ubezpieczenie na Francję?
– tym pytaniem Ryba przerwała mi
wewnętrzne dywagacje.
– Mam.
– Dobrze. Bo w tym roku do Trzech Dolin uderzamy.
Super, ale potrzebuję słownik polsko-francuski. Przecież sam nie wymyślę,
jak po francusku zapytać: „Czy mógłby pan, przy użyciu tego pługa, pomóc
mi odnaleźć pakunki, które podczas
poślizgu na tej alpejskiej serpentynie
prawdopodobnie spadły w tamtą przepaść?”.
Blogomotive.pl
Może autostopem
Dziewczyna nie pęka i po
świecie autostopem jeździ. Pełen szacunek.
I niezła lektura:
autostop.blox.pl
AFP
blogomotive.pl
Niektórzy, by oderwać
się od morderczej pracy
i choć na dwa tygodnie
wysiąść ze służbowego
auta, muszą kilka razy
w roku (o ile firma
i finanse na to pozwolą)
z biurem podróży w pogoni za amebą po świecie
jeździć. Są jednak i tacy,
którzy z błyskotliwej kariery rezygnują na rzecz
nie mniej błyskotliwej
telepracy. Mieszkają
na bagiennym odosobnieniu, sami konserwują
gnijący szalunek chałupy,
a drogę dojazdową
na posesję muszą
własnoręcznie
karczować. Ale wierzcie
mi – czasami taka codzienna sielanka może
wzbudzić zazdrość!
Sprawdźcie sami, co
u Leniucha słychać.
więcej: leniuch.blox.pl
1 RP
7
Metro
BLOX
ŚRODA 5 Grudnia 2007
Lifestyle
AFP
Nie tylko dla bogów
W
paulina
ulicewarszawy.pl
Polsce kultura
picia wina znajduje się w powijakach, a przyczyn tego stanu
rzeczy jest co najmniej kilka. Zwalanie wszystkiego na naszą trudną
historię to zbytnie uproszczenie.
Nie jest też rozstrzygający argument, że Polska nie należy do grupy krajów tradycyjnie winiarskich,
co właściwie też jest dyskusyjne, bo
przez wieki byliśmy w końcu krajem jak najbardziej winiarskim. Jeśli porównamy się np. z Holandią
lub Wielką Brytanią, różnica w spożyciu wina na głowę mieszkańca
będzie... ponaddziesięciokrotna!
Przeciętny Anglik czy Holender
wypija około 30 litrów wina stołowego na głowę rocznie, przeciętny
Polak – około dwóch. Jednym z odkryć, jakie poczyniłem, mieszkając
w USA, jest niesłychany kontrast
między Polską i Stanami Zjednoczonymi, jeśli chodzi o podejście
przeciętnego konsumenta do prostej czynności, jaką jest picie wina.
W Polsce wciąż obowiązuje przeświadczenie, że wino jest napojem
bogów, podczas gdy w Ameryce
uważa się, że jest to napój dla zwykłych ludzi.
Co właściwie znaczy: traktowanie
wina jako napitku dla ludzi, a nie
bogów? Sprawa jest prosta – dopóki winopijcy w Polsce będą dzielić
się na grupę snobów licytujących
się, kto ostatnio wypił droższe wino, i resztę traktującą je jako atrybut świąteczności, taki sam jak
karp w galarecie albo rzeżucha, dopóty wino otaczać będzie nimb boskości i ekskluzywności. Człowiek,
który nie interesuje się winem, stając przed półką sklepową, czuje się
na ogół kompletnie zagubiony. Jego doradcą bywa najczęściej sprzedawca zainteresowany, by sprzedać
towar, i zasłyszane gdzieś tam obiegowe sądy o wyższości win argentyńskich nad nowozelandzkimi
(lub na odwrót). Nic dziwnego, że
po kilkakrotnym wydaniu kilkudziesięciu złotych na butelkę niesmacznego trunku, a wybierając
na oślep, nie da się takich doświadczeń uniknąć, przeciętny
konsument zakłada, że wszystkie
te zachwyty nad bukietem i nutami smakowymi to najczystszej wody snobizm i udawanie.
Brakuje też miejsc, gdzie można zapytać o radę, czy po prostu dowiedzieć się czegoś o winie. Trudno pojąć, że właściwie żadna większa gazeta ani tygodnik w Polsce nie ma
działu ani dodatku dotyczącego wina i kultury jego picia, chociaż każda obowiązkowo posiada sekcję dotyczącą kuchni i gotowania. Partyzantka sieciowa, którą uprawiam
wraz z kilkoma przyjaciółmi, siłą
rzeczy dociera do niewielu osób.
Państwo i jego instytucje również
czynią wszystko, by wino postrzegane było jako dobro luksusowe,
traktowane na równi z innymi alkoholami. Absurdalnie wysoka akcyza, zakaz reklamy, zakaz wprowadzania do obrotu wina wyprodukowanego przez zainteresowanych tematem rolników (zapewniam, że w Polsce możliwe jest pro-
AJ/AG
1 RP
dukowanie przyzwoitego wina stołowego) nie przyczyniają się do popularyzacji tego napoju. A szkoda,
bo zgodnie ze słowami Thomasa
Jeffersona: „Nigdy nie jest pijanym
naród, który może raczyć się winem
na co dzień”.
Czas więc może na trochę optymizmu. Posiadam głęboką wiarę, że dla
ludzi lubiących wino nadchodzą
lepsze czasy. Przybywa importerów
sprowadzających wina w akceptowalnej cenie i osób rozumiejących,
że czasem lepiej kupić jedno wino
za 50 niż dwa za 25 złotych.
Jeszcze trochę i doczekamy się dekadenckich czasów, w których GUS
wydzieli osobną kategorię pod tytułem „wina jakościowe” i przestanie traktować je na równi z „siarami”, serwisy zaś, donosząc o spotkaniu lidera Ważnej Partii z Prezydentem, zwrócą uwagę nie tylko na
to, ile butelek wypito podczas rozmów, ale również czego. Warto będzie czekać na te piękne czasy...
Adam Paweł Wawrzyński
więcej: vitisvinifera.blox.p
AFP
AFP
Szafa po katastrofie
Kopiując Schiaparelli
Moda kocha rowery
Gdy oglądałam odcinek „Gotowych na wszystko”, w którym woda
z pękniętej rury całkowicie niszczy garderobę jednej z bohaterek ,
pomyślałam, że dla mnie byłby to największy koszmar. Ale budowanie garderoby może być niezłym wyzwaniem. Niezależnie od
stylu, w jakim się ubieramy, zawsze warto mieć: klasyczny trencz,
czarną marynarkę, dżinsy, białą koszulę, wełniany sweter, kilka topów i sukienkę. Każdy ma swój styl, który zależy nie tylko od gustu, ale i od trybu życia czy pracy. Jeśli chodzi o balans między
odwagą a zdrowym rozsądkiem, trzeba znaleźć zasady, których
potem będziemy się trzymać. Osobiście wolę wybrać trencz, który ma uniwersalny kolor i kształt i potem „doprawiać go” dodatkami w zależności od nastroju czy pory roku, niż kupić płaszcz
w ostrym zielonym kolorze, na który po tygodniu nie będę mogła
patrzeć. Dodatki mają niezwykłą moc i podstawową zaletę: potrafią zmienić cały strój, nie rujnując naszego portfela.
harel, więcej na harel.blox.pl
Lista rzeczy, które Elsa Schiaparelli
jako pierwsza wprowadziła w życie,
jest długa: koturny, kostiumy kąpielowe z odkrytymi plecami, przezroczyste płaszcze przeciwdeszczowe,
napisy jako wzór na tkaninie, ubranie z papieru. To jej zawdzięczamy
sukienki z suwakami z tyłu. To ona
wymyśliła kreacje z mocno zaznaczonymi ramionami, sukienki kopertowe, dziś znak Diane von Furstenberg, flakon jej perfum, którego
kształt odwzorowywał ciało Mae
West, skopiował Jean Paul Gaultier.
Jagna Jaworowska
Więcej: banana.blox.pl
Scott Schuman, autor strony TheSartorialist.com, poświęca im specjalną sekcję swojego bloga. W sieci
są też blogi o rowerowej modzie
– Copenhagen Cycle Chick (copenhagengirlsonbikes.blogspot.com). Rower często bywa traktowany jako
element świadomie kreowanego własnego stylu i spełnia wyznaczone
modą kryteria estetyczne. Pojawia
się także takie kuriozum jak rower
Channel stanowiący część kolekcji
na wiosnę – lato 2008, dobrze wpisuje się w tradycję tego domu mody,
bo sama Coco Chanel lubiła sport.
Więcej na: persikka.blox.pl
8
Metro
BLOX
ŚRODA 5 Grudnia 2007
AFP
Sport
Śląski
wykopany
Czas na e-zakupy
AFP
Dobry sprzęt to spory wydatek. Na
szczęście za pomocą aukcji internetowych, wyprzedaży, porównywarek
cen i e-sklepów możemy komfortowo uprawiać sport, nie narażając się
na kredyty i jedzenie ziemniaków
z solą. Korzystajmy z sezonowości
sportów. Sprzedaż rowerów zaczyna
się wiosną, a kończy jesienią. Rower
kosztujący w maju 3000 zł można
kupić na początku września już za
ok. 1000 zł mniej. Za połowę ceny
zaopatrzymy się też w rękawiczki,
kask czy oświetlenie. W kieszeni zostanie nam 1400-1500 zł. Sprzęt zimowy najlepiej jest nabywać wczesną wiosną. Narty, deski i odpowiednie ciuchy kupione wcześniej to spory zastrzyk gotówki, za którą można
wyjechać nawet na tygodniowy urlop w Alpy.
więcej: narower.blox.pl
S
Mery
AFP
narower.blox.pl
Złam sobie nos
Nie mazgaj się, bierz się w garść.
Chcesz poboksować, pokopać?
ZRÓB TO. Nawet jeśli ostatni raz
ćwiczyłeś coś na wuefie w liceum, to
zacznij powoli. Fajki oczywiście out.
Najważniejsza jest systematyczność, np. szybki marsz lub trucht
500 m czy 1000 m – ale CODZIENNIE. Daj sobie parę miesięcy, zwiększaj obciążenia. Bądź cierpliwy. Polecam boks lub kick boxing. Nie będziesz się martwił zapamiętywaniem
japońskich czy chińskich nazw setek
technik albo wstydził, że znów zamiast sensei powiedziałeś sensor.
Masz się nauczyć bić, wyszaleć się,
a jak byś miał mówić po japońsku
czy chińsku, to Bóg dałby ci żółtą
skórę i skośne oczy. Kup sobie rękawice, ochraniacz na szczękę, owijki,
może kask. Myślisz, że się wymądrzam? OK, masz prawo, ale zajrzyj
do mnie na bloga. Zobaczysz, jak
długo zbierałem się, aby w końcu
pójść na trening. Za kilka miesięcy
wystartuję w zawodach.
więcej: zlamanynos.blox.pl
Narodziny Stadionu
Narodowego będą
jednocześnie
pogrzebem Stadionu
Śląskiego. To wiadomo
na pewno. Nie
wiadomo za to, czy
Narodowy jest
w ogóle potrzebny
tadion Narodowy zaprojektuje polsko-niemieckie
konsorcjum firm JSK Architekci, GMP International GmbH i Schlaich Bergermann und Partner. Wciąż jednak
nie padła odpowiedź na pytanie, po co
nam właściwie taki obiekt? Argument
za jego budową jest w zasadzie tylko jeden. Problem w tym, że odpowiedź „na
Euro” jest głęboko niesatysfakcjonująca i w gruncie rzeczy mało rozsądna.
Trudno też dostrzec w niej jakiekolwiek ślady perspektywicznego, wykraczającego daleko poza 2012 rok myślenia. Entuzjaści budowy przekonują
wprawdzie, że po mistrzostwach Europy na Narodowym będzie grać piłkarska reprezentacja Polski, więc obiekt
będzie w pewnym stopniu wykorzystany. To kiepski argument. Warto bowiem pamiętać, że w tym roku biało-czerwoni zagrali w naszym kraju ledwie cztery spotkania. W kolejnych latach ta liczba radykalnie się nie zwiększy. W dodatku nie zawsze jest święto
i mecze z rywalami z europejskiej czołówki. Czasami trzeba też strawić spotkania z zespołami klasy San Marino
czy Kazachstanu. Można też żyć nadzieją, że po wybudowaniu nowego stadionu Warszawa otrzyma finał Ligi Mistrzów lub Pucharu UEFA, ale to też
wydarzenie jednostkowe.
Być może dobrym pomysłem byłaby
w tej sytuacji budowa stadionu z bieżnią. Znacznie odbiłoby się to na atmosferze podczas nielicznych spotkań piłkarskich, ale umożliwiłoby organizację zawodów lekkoatletycznych. Problem w tym, że tak naprawdę nie wiadomo, jak dużą gromadziłyby widownię.Tłumy na pewno mogłyby zgromadzić wielkie koncerty i wielce prawdopodobne, że za kilka lat na Stadionie
Narodowym w Warszawie równie czę-
sto jak piłkarze będą grały gwiazdy
światowej muzyki.
To jednak wciąż trochę zbyt mało. Warszawa zyska piękny obiekt architektoniczny, ale chyba niewiele zyska polski
sport. Można nawet pokusić się
o stwierdzenie, że budowa takiego
obiektu to zbędny luksus . Grube miliony, które popłyną na budowę Narodowego z państwowej kasy, można by
wydać dużo bardziej efektywnie. Taki
wniosek nasuwa się, gdy zlustruje się
sportową infrastrukturę w Polsce.
Teraz te wątpliwości schodzą na plan
dalszy – klamka zapadła, Stadion Narodowy kiedyś powstanie. Nie wiadomo jeszcze, jak będzie wyglądał, ile będzie kosztował, w momencie pisania
tego tekstu trudno było nawet odgadnąć, gdzie ostatecznie zostanie wybudowany. Pewne jest tylko jedno – wraz
z przecięciem wstęgi na Narodowym
żywota dokona legendarny Stadion
Śląski. Narodziny Stadionu Narodowego będą jednocześnie pogrzebem Stadionu Śląskiego. Piękne zwycięstwa reprezentacji w „kotle czarownic” będzie
można oglądać już tylko na kasetach
wideo – biało-czerwoni grać będą już
tylko na nowiutkim obiekcie w Warszawie. Nie zagości na nim pewnie też
rodzima liga. Tegoroczne mecze Polonii Bytom oraz Ruchu Chorzów to jedynie epizody powodujące u klubowych księgowych palpitacje i smutek
u kibiców patrzących na ponad 40 tysięcy pustych i wyblakłych fotelików.
Pozostają – a jakże – koncerty. O wielkich sportowych wydarzeniach na chorzowskim gigancie będzie można powspominać podczas marginalnych zawodów. Choćby takich jak ubiegłoroczne otwarte mistrzostwa Chorzowa
w biatlonie na nartorolkach.
bartoszewsky
więcej: zpierwszejpilki.blox.pl
1 RP

Podobne dokumenty