Dozgonna świeżość - Cukrzyca a Zdrowie

Transkrypt

Dozgonna świeżość - Cukrzyca a Zdrowie
Czy posmarowałbyś grzankę roztopionym plastikiem? Nie?
Przecież robisz to codziennie!
Babeczki kupione w supermarkecie
są złociste, pachnące, z gwarancją,
że w tym stanie dotrwają pół roku.
Pewien chicagowski specjalista do
spraw żywie­nia pokazywał w telewizji
22-letnie ciast­ko, które ciągle wyglądało, jakby właśnie wyjęto je z pieca. Tę
cudowną trwałość przemysł spożywczy
zawdzięcza specjalnemu rodzajowi
tłuszczów zwanych trans (mó­wiąc
fachowo, to izomery kwasów tłuszczowych trans). Powstają one jako produkt
uboczny przy wyrobie tłuszczów
spożywczych, np. margaryny. Zjadamy je m.in. w zup­kach w proszku, fast
foodach, mrożonych frytkach, słonych
przekąskach, margarynie, batonikach.
Kłopot polega na tym, że są szkodliwe, bo w przeciwieństwie do innych
tłuszczów nasz organizm nie potrafi
ich rozłożyć. Zalegają zatem w żyłach
jak niezniszczalne złogi plastikowych
butelek na wysypiskach śmieci.
Dozgonna
świeżość
Od mydła do margaryny
Jeszcze pod koniec XIX wieku odkryto,
jak płynne oleje przerobić na użyteczne
smarowidła i kostki – wystarczy dodać
do nich wodoru pod wysokim ciśnie­niem.
Utwardzone w ten sposób tłusz­cze nadawały się do wyrobu różnych produktów,
począwszy od mydła aż po smary do kół.
W 1911 roku firma Proc­ter & Gamble, wówczas zajmująca się wytwarzaniem mydła
i świec, wpadła na to, jak wykorzystać
ten proces uwo­dornienia do utwardzania
olejów spo­żywczych. Wypuściła na rynek
tłuszcz roślinny Crisco z nasion bawełny
(używając do tego nasion pozostałych jako
odpady w przędzalniach). Puszki Crisco
weszły przebojem do amery­kańskich
gospodarstw domowych. Ten tłuszcz był
tańszy niż smalec, a przy tym miał większą
trwałość. Można go było przechowywać
w pokojowej temperaturze nawet przez
dwa lata. Wkrótce opracowano kolejny
produkt, który miał zastępować masło:
margarynę uwodornioną w taki sposób, aby
nie rozpuszczała się w temperaturze pokojowej, a jednocześnie topniała w ustach.
Tak utwardzone oleje z powodze­
niem zastąpiły tłuszcz wieprzowy
i wołowy, stosowano je do potraw
wege­tariańskich i koszernych. Niezależnie od tego, czy produkowano
je z oleju palmo­wego, sojowego czy
rzepakowego, były niezwykle tanie
(12 proc. ceny masła). Kiedy przemysł spożywczy znalazł tę żyłę złota,
zrobił wszystko, żeby przeko­nać do
niej klientów. Panie domu porzu­ciły
masło i smalec na rzecz margaryny.
W latach 60. XX wieku w Ameryce
już 60 proc. olejów roślinnych stosowanych produktach żywnościowych
było częściowo uwodornionych.
Nie przejmowano się wówczas tym,
że znaczna część przerabianych
olejów podczas reakcji z wodorem
zmienia się w tłuszcze trans (przy pro­
dukcji margaryny – nawet 45 proc).
A jednak tłuszcze trans to zabójcy.
Osadzają się w naszym organizmie
jak kamień w starym czajniku.
Zwiększają ryzyko wystąpienia różnych zaburzeń, od choroby Alzheimera po autyzm. Mogą podnieść poziom
cholesterolu, zwiększają ilość płytek
miażdżycowych w tętnicach, prowadząc w niektórych przypadkach do
zawału. Dlaczego? Nasze organizmy
nie potrafią rozłożyć uwodornionych
olejów. Hasło jednej z kampanii
przeciw ich spożywaniu głosi: „Czy
posmarowałbyś grzankę roztopionym
plastikiem?” Brytyjska Agencja ds.
27
Stan­dardów Żywności stwierdza jednoznacznie: „Tłuszcze trans zawarte
w produktach żywnościo­wych, do wyrobu których użyto uwodornionych
olejów roślinnych, są szkodliwe i nie
mają żadnych wartości odżywczych”.
Alex Richardson jest pracowni­
kiem naukowym wydziału fizjologii
Uniwersytetu Oksfordzkiego i dyrek­
torką organizacji Food and Behaviour
Research (Badania nad żywieniem
i zachowaniem). Uważa, że Wielka
Bryta­nia powinna pójść za przykładem Danii, która w roku 2003 prawnie ograniczyła zawartość tłuszczów
trans w produktach żywnościowych.
– Nie można znaleźć niczego na ich
obronę. Wygląda na to, że są produktami sztucznymi, toksycznymi. Nie
rozumiem, dlaczego nie mielibyśmy ich
usunąć ze swojej diety. Nasza służba
zdrowia zmaga się z coraz częstszymi
zachorowaniami na cukrzycę i choroby serca, a wyeliminowanie jednego ze szkodliwych tłuszczów byłoby
krokiem we właściwym kierunku.
W Wielkiej Brytanii, w przeci­wieństwie
do Stanów Zjednoczonych, tłuszcze trans
są przez producentów starannie ukrywane. Na etykietkach większości wyrobów
w najlepszym razie wymienia się je między
dany­mi o całkowitej zawartości tłuszczu i procentowej zawartości tłuszczów
wielonienasyconych, jednonienasyconych
i nasyconych. O ile w ogóle się je wymienia
(w Polsce nie ma obowiązku ujawniania
ich na etykietach – przyp. „Forum”). Jeśli
nie wybieracie się na zakupy uzbrojeni
w kalkulator i szkło powiększające, nie
będziecie w stanie sprawdzić, jakie ich
ilości spożywacie w postaci różnych „zdrowych” substytu­tów masła, w ciastkach,
herbatnikach, płatkach śniadaniowych,
batonikach, pizzy, pączkach, lodach,
gotowej żyw­ności wegetariańskiej i w
produktach smażonych w głębokim oleju.
Chore małpy
Do czerwca tego roku wielu ludzi
nigdy nawet nie dyszało o „transach”.
Ostat­nio jednak pojawiło się na ich
temat mnóstwo informacji. Prestiżowe
28
pismo „New Scientist” opisało wyniki
ekspery­mentu prowadzonego przez
siedem lat w Karolinie Północnej. 51
koczkodanów karmionych tłuszczami trans przybrało na wadze, tyjąc
w sposób groźny dla zdrowia. Małpy
wykazywały wczesne oznaki cukrzycy i były w znacznie gorszej formie
niż ich kuzynki z grupy kontrolnej.
Pod koniec lipca „British Medical
Journal” podsumował wyniki wielu
innych badań. Wynika z nich, że spożywanie około pięciu gramów tłuszczów trans dziennie „ma bezpośredni
związek z 23-procentowym wzrostem
liczby zachorowań na choroby wieńcowe”. Działają niekorzystnie, nawet
jeśli są spożywane w tak niewielkich
ilościach jak kilka gramów dziennie.
A porcja smażonego kurczaka z frytkami w KFC zawiera – według jednego
z wcześniejszych artykułów z „New
England Journal of Medicine” z tego
roku – 4,4 grama „transów” pochodzących przede wszystkim z oleju użytego do smażenia (co prawda w maśle
znajdziemy ich od zera do trzech
gramów, ale te naturalnie pochodzące
od zwierząt są mniej szkod­liwe niż powstające podczas chemicznej obróbki).
„British Medical Journal” wezwał
brytyjski rząd do wprowadzenia
przepisów ograniczających zawartość
tłuszczów trans w produktach żywnościowych poniżej dwóch procent
(podobnie jak w Danii) i nakazujących
producentom podawanie dokładnych
informacji na etykietach. Taki przepis
wprowadzono w tym roku w USA.
Amerykańscy lekarze postawili na
swoim i jednogłośnie wezwali do zakazu i ich stosowania. Wyeliminowanie
szkodliwych transów pozwoliłoby
uratować życie 30 tys. osób rocznie,
jak w 1994 roku stwierdzili naukowcy
z Harvard School of Public Health.
Kampania odniosła sukces w Stanach
Zjednoczo­nych: w zeszłym roku sieć
McDonald’s musiała przyznać, że nie
dotrzymała obietnicy złożonej w 2002
roku (zobowiązała się do zmniejszenia
zawartości tłuszczów trans w oleju
używanym do smażenia). Za karę
McDonald’s musiał zapłacić siedem
milionów dolarów w postaci dotacji
na rzecz American Heart Association.
Niedawno białą flagę wywiesiła sieć
KFC, również w jej przypadku chodzi
o olej stosowa­ny do smażenia. Od
stycznia 2006 roku wszyscy producenci
żywności w USA są zobowiązani do
podawania na opakowaniu zawartości
tłuszczów trans w swoich wyrobach.
W Wielkiej Brytanii ten rodzaj kwa­sów
tłuszczowych ma zniknąć z pro­duktów
firmowanych przez sieci super­marketów
Tesco, Sainsbury’s i Co-op. Najważniejsze
firmy: Kellogg’s, United Biscuits, Nestlé
i Cadbury Schweppes zobowiązały się do
zmniejszenia ich zawartości lub całkowitego wyelimino­wania ze swych wyrobów.
Jak tak dalej pójdzie, brytyjskie supermarkety mają szansę dogonić amerykańskie, gdzie na stoiskach z przekąskami
i słodyczami coraz częściej można zobaczyć
infor­mację: „Teraz bez tłuszczów trans!”
Niektórzy twierdzą, że takie ogłoszenia
często prowadzą do zwiększenia sprze­daży.
– Ludzie myślą, że to oznacza „bez
tłuszczu” – mówi pewien lobbysta.
– Na tym właśnie polega problem z etykietkami – tłumaczy Tom
Sanders, dietetyk z King’s College
w Londynie. – Czytają je nie ci, co
powinni. Głównie dbający o swoje
zdrowie przedstawiciele klasy średniej. Tymczasem to ludzie z uboższych warstw pochłaniają codziennie
ogromne ilości transów. Opisywanie
składu produktu na opa­kowaniu
nie przynosi pożądanych efektów.
– Bardzo trudno jest przekonać ludzi,
którzy jedzą najwięcej smażonych
produktów i tanich ciastek, prowadzą
niezbyt zdrowy tryb życia, aby tego nie
robili – twierdzi Richardson. – A to
całe gadanie, że producenci sami mają
pilnować przestrzegania norm, nie
zdaje egzaminu. Nie ma co się łudzić.
Produ­centów interesują jedynie zyski.
Tłuszcze trans kosztują niewiele.
Pozornie. Bo do ich ceny trzeba doliczyć kosztowne ratowanie zdrowia.
Z materiałów „Forum” 48/2006