Policyjne metody i wielkie sumy - Portal Muskie.Pl
Transkrypt
Policyjne metody i wielkie sumy - Portal Muskie.Pl
Portal Muskie.Pl Policyjne metody i wielkie sumy Autor: Jacek Jóźwiak O wielkich sumach łowionych w cofce Zalewu Krzemieńczuckiego na Dnieprze. O nocy, kwoku i "zestawach" hybrydalnych, czyli pomieszaniu tradycyjnych metod wędkarskich z nowoczesnym sprzętem. Wyprawa, której nie zapomnę do końca życia. Dniepr przed wejściem do Zalewu Krzemieńczuckiego jest niewyobrażalnie szeroki. - Imperialna rzeka śmieje się Dmytryj i sadza mnie na wysokiej burcie... Dopytuje się o Wisłę... Czy też jest tak potężna, czy darzy rybą, czy walczy o własną czystość... Dopytuje, bo o królowej polskich rzek słyszał od ludzi bywałych. Handlowi rezydenci z Kijowa od lat siedzący w Warszawie opowiadali Dmytrowi o wiślanych sumach. A sum to ryba, której Ukrainiec poświęcił całe swoje wędkarskie życie. - Dniepr brudzi się w każdym, dużym mieście - snuje swoją opowieść - ale to rzeka potężna jak dzik. Więc wyciera się na każdym zakręcie, przełomie, porohu. Piachy, iły, podwodna roślinność, korzenie łozin żywią się chemią zrzucaną przez ludzi. Sowiecka mania kaskadowania rzek przecież nie Dnieprowi pomogła, każdy zbiornik wykorzystywany jest przez rzek jako ogromny osadnik, w którym trwa biologiczna przeróbka zanieczyszczeń Są dzięki naturalnej sile wielkiej rzeki odcinki na Dnieprze, gdzie kąpać się można bez strachu, wodę brać dla bydła i gdzie ryba wyłącznie ryba pachnie, niczym innym. *** Słońce już nisko, wiatr cichnie. W koronie potężnej topoli rozsadzającej korzeniami starą ostrogę trwa godowy taniec guniaków, czerwcowych chrabąszczy. Za główką rzeka wymyła kilkumetrową głębię, wydarła piach i glinę aż po skalne rumowisko. Dmytryj znalazł to miejsce kilka lat temu, podczas jednego ze swoich licznych sumowych rekonesansów. Twierdzi, że takie zwiadowcze wyprawy są podstawą w życiu sumiarza, że tylko one - bez wędki niekiedy, czasem z mocnym spinningiem - dają szanse na Wielką Rybę. - Wpatruję się pilnie w mapę i wybieram kilkukilometrowy odcinek brzegu. Najlepiej po zewnętrznym łuku rzeki, tam, gdzie nurt napiera na burty. Biorę ze sobą lornetkę, mocny spining, kilka wielkich płytko schodzących woblerów z grzechotką i idę śledzić sumy. Interesuje mnie każdy dół śródrzeczny, każde ploso w zatoczkach, w pobliżu którego znaleźć można wypłycenie, blat, przykosę, przemiał. I właśnie ten blat, rzeczne spowolnienie, nad którym powoli przelewa się półtora, dwa metry wody, może być sumowym żerowiskiem. *** Dmytryj spogląda na zegarek... - Zaraz się ruszą, zaraz usłyszysz - szepce - i potem słyszeć będziesz do późnej nocy. Sumy za dnia najczęściej siedzą w głębinie, wśród kamieni i zatopionych pni. Czasem tylko, gdy ciśnienie ruszy w górę lub raptownie spadnie na burzę, zaczynają zachowywać się jak piskorze i histerycznie ganiać od dna ku powierzchni. Dziś dzień zwyczajny, więc czekają wieczora. Na blacie zbierają się ogromne stada drobnicy po ruchliwym dniu. Zaraz usłyszysz, poczekaj tylko. Usłyszałem. Najpierw paniczne "rra-szszszuu" wyskakującego na powierzchnię drobiazgu i głośne "ppa" znamionujące atak drapieżcy. - Rapa - prychnąłem lekceważąco posługując się mazowieckim określeniem bolenia. Kazał mi się zamknąć i pilnie podsłuchiwać... Na Dnieprze, podobnie jak nad każdą polską rzeką, w której żyją duże sumy, uważny obserwator bez trudu odnajdzie sumowe żerowiska. Trzeba tylko w ciągu dnia znaleźć wzdłuż brzegu kilka miejsc, które opisał Dmytro, a następnie, już z wieczora i wczesną nocą, posiedzieć bez ruchu przy każdym z nich i czekać na sumowe "kwokanie". Żerujący drapieżca odrywa się od dna i przez kilka godzin poluje na ryby trzymające się powierzchni. "Kwokanie" jest dla sumów ważną informacją: oto jego pobratymcy znaleźli wielkie zgromadzenie drobnicy i żrą na potęgę. *** Dmytryj, jak każdy rasowy i lekko szpanujący sumiarz, do wabienia sumów używa klasycznego kwoka. Wyrżnął go własnoręcznie z osikowego drewna wedle tradycyjnych wzorów znad wielkich rzek syberyjskich. Przez lata opanował do perfekcji posługiwanie się tym wabikiem. Różni się nieco od tych znad Dunaju - ma większy "tłuczek" i jest nieco inaczej wyprofilowany. Wprowadzając go do wody pod odpowiednim kątem i z właściwą prędkością do złudzenia imituje odgłos sumowego żerowania na drobnicy. Najpierw słychać szelest ratującej się drobnicy, a w chwilę potem potężne cmoknięcie. http://muskie.home.pl Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 11:49 Portal Muskie.Pl Niekiedy Dmytryj uderza o wodę drugą stroną szerokiego tłoka. Mocno, z całej siły. I wówczas słychać to, co można usłyszeć na sumowych żerowiskach całego świata - jakby ktoś na płask wrzucił do wody płytę chodnikową. Sumiarze wiedzą, co to znaczy - oto wielki drapieżnik rozpoczął intensywny żer... Sumy, nawet z wielkich odległości słyszą i to kwokanie, i wywalenie się na powierzchnię. A gdzie pożywi się jeden, znajdzie się żarcie dla kolejnego... Ale "kwok" nie jest niezbędny, choć zastąpić go trudno. Kwok wprawnemu ędkarzowi pozwala wabić dumy i przez cała noc. Tak jest zbudowany, tak jest wygięty i wyprofilowany, że można go całkiem nieźle zastąpić zwykłym słoikiem - na przykład litrowym twistem. Wystarczy trzymać go do góry dnem i otworem naczynia uderzać niezbyt mocno o powierzchnię wody. Kilkunastominutowa praktyka wystarczy do tego, by dobrze opanować sztukę "kwokania". A później trzeba serię "kwoknięć" powtarzać co kilka minut. I choć to nie to samo, co kwok syberyjski czy dunajski, to i on może wabić czarnych drapieżców. *** - Nie ma siły - zapewnia Dmytryj. - Jeśli sumy są w pobliżu, nadciągną bardzo szybko. I pozostaną przez kilka godzin, jeśli na blacie nocują ukleje, krąpie i płoteczki. Tylko łowić, łowić, łowić... Machnia podaje przynętę na głębokości 40-60 cm zależnie od intensywności żerowania drapieżników: im jest aktywniejsze, tym przynęta płycej. Najlepszym żywcem, zdaniem Dmytryja, jest duży kiełb. To rybka wytrzymała, a co najważniejsze "dołuje", zmierza do dna, co znakomicie chroni zestaw przed splątaniem. Nie zawsze jednak można złowić kiełbia, więc Machnia zakłada na hak także ukleje i całkiem spore karaski. Aby zapobiec "górowaniu", obciążenie umieszcza tuż nad hakiem. Do ruchliwości przynęty ukraińscy sumiarze nie przywiązują szczególnej wagi, często zakładają na hak rybki martwe, nawet kupowane w sklepie rybnym kilki, czarnomorski i kaspijski odpowiednik szprota. Niektórzy za najlepszą przynętę uważają żabę, żywą bądź zabitą, inni godzinami chodzą po czarnoziemnych polach w poszukiwaniu turkuci podjadków i zakładają ich na hak cały pęczek... Zaprzysięgłym spiningistom Dmytryj doradza stosowanie "amerykanów", pływających lub bardzo płytko schodzących woblerów średniej wielkości. W sprzętowych i technicznych nowinkach Dmytryj był na bieżąco od lat. Jest dziennikarzem, zna kilka języków, jeszcze za ZSRR bywał w Stanach, skąd przywoził nowoczesny sprzęt. Jego obsesją są "techniki hybrydalne" - skrzyżowanie ukraińskiej i rosyjskiej tradycji z najnowocześniejszymi metodami wędkowania. Potrafi na przykład na wielką odległość wyrzucić potężną, przelotową bombkę żywcową, jako przynęty użyć pęka rosówek lub końskich pijawek na jigowej główce i - podciągając co metr lub dwa - łowić taką przynętą niemal w pionie. Korzysta jednak także z mniej kontrowersyjnych technik. I tak właśnie będzie można łowić wielkie sumy w chwili, gdy w sposób godny Dżugaszwila wprowadzono w Polsce zakaz łowienia wędką na żywca. Na Wschodzie na taką przynętę mówi się "mietła"... Przewleka się przez bardzo duży, kuty hak - od 2/0 nawet do 4/0 - "główki" rosówek, dendroben lub końskich pijawek, nawet kilkunastu. Przynęta przypomina wiszącą miotełkę do mycia podłogi. I jest bardzo duży. Sam zestaw wygląda prosto: kuty hak nr 3/0 - 2/0 bez przyponu, niewielki ciężarek przelotowy opierający się na węźle, stały spławik o wyporności ok. 30-40 g z rurkową anteną pozwalającą na umieszczenie świetlika. I wszystko! *** Zmierzchało na dobre, kiedy utopił się pierwszy spławik. Dmytryj nie odchodził na krok od wędziska, zaciął więc natychmiast. Hol był krótki, sztywny, siłowy. Zostałem odgoniony niecierpliwym gestem, gdy podbiegłem do brzegu z osęką. - Za mały na hak - orzekł Ukrainiec, chwytem za dolną szczękę wyrzucił go na brzeg, odpiął i wkulał do wody. Maluch - jeśli znam się na sumach - miał około 10 kilo i byłby dla mnie powodem do pełnej satysfakcji. Dmytryj założył na hak kolejną "miotłę", posłał zestaw daleko na wodę. Co kilka minut będzie go ściągał po metrze, półtora. Co kilka minut będzie "kwokał". Z wody odpowie jeden sum, drugi, dziesiąty... Naprawdę tyle się ich zeszło w pobliże naszego stanowiska. Koło północy kwokanie Dmytra brzmiało niczym przekomarzanie się w rzecznymi kwokaczami http://muskie.home.pl Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 11:49 Portal Muskie.Pl Do północy będziemy mieli trzy sztuki, którymi Ukrainiec zawraca sobie głowę. Trzydzieści dwa, dwadzieścia jeden i siedemnaście kilogramów... Te ryby pojadą do Kijowa. Dmytro i wielu jego kolegów zawozi złowione ryby do darmowych jadłodajni dla nauboższych. "Takie jest teraz tutaj prawo sumienia" będzie się usprawiedliwiał podczas pozbawiania sumów życia... Na miejscu dowiem się od prawosławnego mnicha, że trzy tygodnie temu robili uchę z suma, który ważył dobrze ponad 60 kg. Do zupy zużyto pół metra ziemniaków, wiadro warzyw. Stołownicy zjedli ponad 100 bochenków chleba. - Wszystko jedno jaka rzeka: Jenisiej, Wołga, Dniepr, Wisła, Odra, Ebro... sum wszędzie jednaki, byle go podsłuchać, zwabić, sprowokować i schwytać. Policyjne metody nie są takie głupie... - powie mi Dmytro już na lotnisku. http://muskie.home.pl Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 11:49