09-12

Transkrypt

09-12
edukacja
Przedszkole Publiczne w Szemudzie
Już drugi miesiąc funkcjonuje w naszej gminie pierwsze Publiczne Przedszkole. Mieści się ono w budynku Szkoły Podstawowej w
Szemudzie. Organizację pracy przedszkola, wysokość opłaty stałej za
pobyt dziecka, a także dzienny czas pracy określa statut przedszkola
uchwalony przez Radę Gminy w dniu 24 sierpnia 2005 roku.
W skład przedszkola wchodzą trzy oddziały sześciolatków oraz
jeden oddział dzieci w wieku od trzech do pięciu lat, do którego
uczęszcza dwadzieścioro maluchów. Ta grupa najmłodszych dzieci
ma możliwość korzystania z przedszkola we wszystkie dni tygodnia,
z wyjątkiem sobót, niedziel i świąt, od 6.30 do 16.00.
Nowo oddane pomieszczenia przedszkolne są wyposażone w
niezbędne pomoce dydaktyczne, kolorowe zabawki, leżaki do odpoczynku oraz stoliki i krzesełka w różnych rozmiarach – dostosowane
do wzrostu przedszkolaka. Prócz codziennych zajęć dydaktycznych
dzieci biorą udział w zajęciach dodatkowych, jak: rytmika, nauka
tańca, ćwiczenia korekcyjne i logopedyczne, a także uczą się podstawowych zasad z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego. Stałą
opiekę nad dziećmi, oprócz wychowawców i pomocy nauczyciela,
sprawuje psycholog dziecięcy. Dzieci korzystają z trzech posiłków,
tj. śniadania, obiadu i podwieczorka.
Przedszkole przywiązuje dużą wagę do stałej współpracy z rodzicami. Dzięki ich zaangażowaniu mogliśmy już odbyć wycieczkę
do Ogrodu Zoologicznego w Oliwie oraz do gospodarstwa agroturystycznego w Kamieniu, gdzie spotkaliśmy się z dużą życzliwością
gospodarzy p. A. i L. Kowalewskich, którzy przygotowali dla dzieci
różne atrakcje, w tym przejażdżkę konną bryczką.
Z wielką satysfakcją i radością pragnę poinformować o ludziach,
którzy wiedząc, iż początki są najtrudniejsze, zechcieli nam bezinteresownie pomóc. Są nimi: Krzysztof Sapletta, Izabela Penkowska, Iwona
Zając, Grażyna Zajt, Małgorzata Płotkowska, Lidia Lademan, Justyna
Rohde, Mirosława Sikora. Korzystając z okazji składam wszystkim
serdeczne podziękowania.
Wszystkie osoby zainteresowane posyłaniem dziecka do przedszkola serdecznie zapraszam. Informacje o pracy przedszkola można
uzyskać pod numerem telefonu: 676 16 36.
Kierownik przedszkola
Iwona Sikora
• październik 2005 •
9
10
pielgrzymka
W pierwszych dniach lutego do Oddziału Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego w Szemudzie dotarła wiadomość o organizowanej przez Zarząd Główny w Gdańsku pielgrzymce do Ziemi
Świętej. Było trochę czasu na podjęcie decyzji – koszt duży, ale jest
to przecież pielgrzymka życia. Od podjęcia decyzji do wyjazdu było
pół roku i był to czas na przygotowanie się do pielgrzymki.
Nareszcie nadszedł oczekiwany dzień. Około 200 osób odlatuje
samolotem z Gdańska do Egiptu. Pielgrzymkę rozpoczynamy od wejścia na Górę Synaj. Nocna wspinaczka przy świetle latarek kończy się
o wschodzie słońca na szczycie Góry Synaj. Po krótkim odpoczynku
uczestniczymy w mszy świętej – ołtarzem jest skała. Ta msza święta
zostanie na zawsze w mojej pamięci, tego przeżycia nie można opisać.
Następnym celem naszej podróży jest Jerozolima. Wysiadamy
z autobusu. Naszym oczom przedstawia się niesamowity widok:
widzimy główną część Jerozolimy z świątynią, której złota kopuła
lśni w słońcu. Jesteśmy na Górze Oliwnej – tutaj będziemy mieszkać
w hotelu przez pięć dni.
Rozpoczynamy pielgrzymkę po Jerozolimie. Na Górze Oliwnej
odwiedzamy kościół Wniebowstąpienia i Pater Noster, idziemy drogą
Niedzieli Palmowej, schodzimy do Ogrodu Getsemani. Tu drzewa
oliwne pamiętają Chrystusa, szumią tak samo, jak w tamten wielkoczwartkowy wieczór. Jak dobrze, że te miejsca są tak blisko naszego
hotelu. Wychodząc przed hotel słyszymy modły Żydów przy Ścianie
Płaczu oraz modły muzułmanów.
Każdy dzień przynosi nowe przeżycia. Pielgrzymujemy z Pismem
Świętym do kościoła Zwiastowania, Betlejem, Nazaretu, do kościoła
Kany Galilejskiej i Kafarnaum. Na Górze Błogosławieństw uczestniczymy we wspólnej mszy św., następnie udajemy się do kościoła Pani
z Karmelu. Wsiadamy do łodzi i ruszamy na Jezioro Galilejskie. Tu
III Pielgrzymka Kaszubów
i na Górę Synaj (27.
Jerozolima – Grób Pana Jezusa
Pielgrzymka Kaszubów do Ziemi Świętej
jest czas na modlitwę i refleksję: „Jest niedziela. Która to godzina?
W kościele parafialnym jest suma”. Myśli biegną do miejsc tam, w
Szemudzie...
Następnie jedziemy w dolinę Jordanu, gdzie Pan Jezus przyjął
chrzest. Tutaj odnawiamy przyrzeczenia chrztu. Stoimy w rzece Jordan,
ksiądz polewa nasze głowy wodą. Już nikt nie może powiedzieć, iż
nie pamięta chrztu.
Ostatni dzień w Świętym Mieście to Wieczernik, Droga Krzyżowa
i Bazylika Grobu. Dzień rozpoczynamy od mszy św. przy Grobie Jezusa. Tu spotykają się wszystkie cztery grupy kaszubskich pielgrzymów.
Następnie odwiedzamy kościół Zaśnięcia NMP. Wieczernik, miejsce
• październik 2005 •
11
Śp. Joanna
Majkowska
„Trochę naszego życia
pozostanie zawsze w przyjaciołach,
którzy nas zrozumieli i pokochali”
Jerozolima – Ogród Getsemani
pierwszej mszy św. – wszyscy są skupieni, zamyśleni: miejsce takie
skromne, a takie wielkie. Droga Krzyżowa – idziemy zaułkami między
straganami, rozważając przygotowaną przez nas Drogę Krzyżową.
Docieramy do Golgoty, najświętszego miejsca. Trudno uwierzyć, że
dane jest mi tu stanąć. Jestem szczęśliwa. Następnie znowu stajemy
przy grobie. Odmawiam tu modlitwy przygotowane przeze mnie dla
tej stacji Drogi Krzyżowej.
Kończą się szczęśliwe dni, trzeba wracać do domu. Przed odjazdem
żegnam wzrokiem Ogród Getsemani, Drogę Niedzieli Palmowej, Górę
Oliwną, Święte Miasto trzech religii, które modlą się obok siebie do
Jedynego Boga Ojca.
W pielgrzymce uczestniczyło pięć osób z naszej gminy. Życzę, by jak
najwięcej mieszkańców mogło uczestniczyć w takiej pielgrzymce.
w do Ziemi Świętej
09–4.10.2005 r.)
Szczyt Góry Synaj
Stanisława
Hirsz
Tak niedawno, zaledwie pół roku
temu pożegnaliśmy Franciszka Majkowskiego, wielkiego działacza na rzecz
kaszubszczyzny, a w październikową
niedzielę dowiedzieliśmy się o śmierci
śp. Joanny Majkowskiej.
Tak jak p. Franciszek nie pochodziła
z Kaszub, ale całe swoje dorosłe życie z nimi związała. Ona
wraz z mężem i Bolesławem Borkiem była inicjatorką założenia
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
Nie rozstali się na długo. Pani Joanna tak jak jej mąż była
bardzo zaangażowana w rozwój kultury kaszubskiej. Od początku założenia zespołu regionalnego „Koleczkowianie” tańczyła i
śpiewała, przez wiele lat była główna solistką zespołu. Ale nie
tylko śpiewała, również założyła i prowadziła kronikę zespołu.
W 1994 roku przejęła od p. Franciszka funkcję opiekuna zespołu. Kiedy zdrowie zaczęło coraz bardziej dokuczać rozpoczęła
przygotowywanie młodej członkini zespołu do przejęcia od niej
prowadzenie kroniki. Jako członkini i opiekunka zespołu zawsze
służyła radą i pomocą, a dla młodzieży była zawsze oparciem.
Przez 30 lat była członkiem, opiekunem i przewodnikiem zespołu, którego cechą charakterystyczną jest właśnie wykonywanie
pięknych pieśni kaszubskich.
Z pasją i zaangażowaniem uczestniczyła w jego życiu i
działalności, a swoim doświadczeniem i mądrością wspierała
nowych i młodych członków zespołu.
Po rezygnacji w 2003 roku z aktywnego udziału w zespole,
ale sercem była nadal z nim związana, a każdy młody członek
zespołu nie raz zapukał do jej drzwi. Jej zaangażowanie i oddane serce sprawiło, że zespół od początku swojej działalności
jest znany i lubiany przez wszystkich. To ona między innymi
kreowała jego wizerunek i niepowtarzalny kaszubski charakter.
Była wszędzie tam gdzie coś się działo, również w Kole Gospodyń
Wiejskich w Koleczkowie. Natomiast mieszkańcy Koleczkowa
będą Ją wspominać jako cenionego nauczyciela i pedagoga. Była
bardzo wymagająca, ale to, czego nauczyła pamiętają do dziś.
Za to wszystko Tobie Joanno dziękujemy.
Mòje żëcé
Mòje żëcé
niepëszné
miało miona:
Pòjmanié
Chòrosc i Ból.
Mòje żëcé
z kaszëbską
zrosło
stroną.
Tu Bôłt
mie rôcził
chlebem
a chòjnë
dôwa sól.
Alojzy Nagel
Redakcja
• październik 2005 •
12
historia
LESÖCCZI KÖLÃDNICË
I. Adwentowi szopkorzë
- Dzesz të lóbachu sę pôdzéwosz? Jo ce brëkuję do żôgôwãnio
buczków, a cebië jak ni ma, tak ni ma.
- Tatku, jo béł kôle Zygi. Më doch rëchtejemë peszną szopkę.
Witro zaczino sã adwent, a më jesmë jeż dalek w pôlu.
- Szopka, szopką, ale swôję robôtę w chëczach trzeba zrobic.
Ne nié?
Franck z kwasną miną ju stojéł przë kôzle ë sóm żoguje dosc
grebigô buczka. Żoga mu lota we wszesczi stronë, ale ôn na upartélca
cygnie swôją udbą. Tatk udoweł, że ti jegô szamôtaninë nie widzé.
Niech sę naszarpie, jaż mu w pësku slena wëschnie - pômeslëł. Môże
to bądzë nouczka, że noprzod je domoco robôta, a tej jini sprawë.
A môże to téż bądzë métel na upartélca?
Jak mu sę sprzikrzełë, skuńcził żogôwac ë rzekł do tatka:
- A móże pôjedzemë na grafowsczi za sechema chôjarkama?
Lesny Szterna wejachëł na jachtę. To je gwes, bô jo to sóm widzéł
na swôji ôczë. Chójka sę lepi rznie ë chutczi poli.
Marszota cerplewië słëcho paplęnigô sena, jaż w kuńcu wzę gô
nerwë ë cwiardo rzekł:
- Żebë robôta ce tak szła, jak to twoji mieleni jęzorę, to z cebie
béł bë belny knop.
Jak narznęlë razę z tatkę machtną grepã klocków, tatk deł nokoz:
- Terë werzucisz gnój ôd próchów, a tej móżesz jic dali do ti waji
szopczi. Róbta ję Bôgu na chwałę, a ledzom na ucechã. Ale, żebë
beła belno zrobiono.
- A móże jo bë te klocczi podrobnił, a do gnoju bë sę nalozł kto
jini? - Franck próbôwëł zmienic nokoz tatka.
Ale tatk le na niegô wezdrzëł, a ôn rozmieł, co to znaczi. Nie bełë
radë. Wzął sę do gnoju, a jak załatwił w chléwie, prisnął nazod do
Zygi. Tén zdążił ju wedłebac w lepôwim klocku zgrabną figurkę Pana
Jezeska. Przë szopce méstrowëł Heweltów Władi. Kuńczéł słomiani
dach. Nad ustrzechę felowa jeż betlejemsko gwiozda. Do ji wzął sę
usapąni biegę Franck. Julis z perdegónów przeniósł w starkôwi torbie
wszësczech trzech królów, a Wiktor z Kawlów pôstawił w szopce ôsła
prawie jak żewigô, ale przë tim zadzérëł nosa jak wniebôwzãti.
- Zdrzeta lë, jak ta Wika je sztolc - ze smiéchã pôwiedzëł Ziga.
- Ale wożny je to, że naszo szopka je prawie na wekuńczenim, a
nasz Wika niech zadzéro swój sznobel jak noweżi. To nama doch
nie przeszkodzo - dodeł Ziga.
- Ale ôn z tim nic złégo nie mesli, to le mu tak z gãbë welejca
- próbôweł wząc gô w ôbronę Franck.
- Terë robimë naradę, jak to naji kôlędowęni mo wezdrzec, jaką
turę më w tim roku wezniemë - zapôwiedzéł Władi, nostarszi z tegô
grónka kôlędników.
Narada déra wicé, jak trzewiertlë gôdzenë. Bełë perznę spiéręnio sę, sztrédowãnio, a nawetkę taczi mołi welowani. W kuńcu
nasza czwiórka ustaleła - jak to szkólny godo - demokratycznie - że
pô pierszi witro wszescë maszéreją na roratë do kôscóka w, żebë
pôwiedzec Noswiętszi Panience, że ôd następnigô wtórku przez szterë
niedzelë më kôlędnicë bądzemë chôdzelë ze szopką, żebë ledzom
przepômienac, że jidzë gôdowi czas, a pô dredżi, Franc, Władi ë
Julis westarają sã ô dłudżi, biołi kôszelë, baręni mucë ë zrobią sobie
larwë, ale nié jaczisz szkaradné, a ledzczi, żebë nie straszec mołech
dzecesków. Zyga skómbinejë kôżech, bëlną kreczew ë taszenlampã,
bë w cemnëch dómach nie bucac pô scãnach, przewalac kôrków,
sztórac grónków, błądzec w cemnoscach. A krekwią to ôn bądzë
ôdgóniéł złi tószë.
We wtórk ô piąti pô pełniu wszescë stawilë sę pénktlich ze swôjima strojama w chëczach u Zydżi. Jego memka pômôgła kôlędnikom
sã bëlno ôbléc, sprowdzeła szopkę ë ôstrzéga jich, żebë przë zapolęni
swiécë w szopcë nie zrobic ôgnia, bô ô to nie je trudno.
- A jak wlézeta do jizbë, to noprzod Bôga pôchwolita. Tak sę
doch na Kaszëbach noleżi. Rozmia wa? - dopôwiedza.
Kôlędnicë perznã ze strachã reknęlë we wies. Noprzod zaszlë do
pana szkólnigô, bô belë niszrich, co jich pón téż pôwi, jak ôszacejë
szopkę, strojë ë kôlędë. Jak bełë rzekłi, Zyga noprzod zaklepéł letkô
na dwiérzë. Jak ôtemkła ji szkólnigô białka, pôchwoleł Pana Bôga
ë spiteł sã:- czë zacné peństwô zechcą ôbezdrzëc kaszëbską szopkã,
bô zaczino sę gôdowi czas? Jak dostalë pôzwôleni ustawilë sę piękno
przë progu ë zaczęlë spiewac znóną kôlędę: „Aniół pasterzóm mówił ...”. Spiéwalë pô pôlsku, jak przestałë u szkólnigô. Z dredżi jizbë
przeszedł pón szkólni ë zarezkã pôdszedł do szopczi, całi szterk ję
obzérëł, szacowëł, nawetkę Jezeska dotknął polcã.W kuńcu cziwnął
głową, co ôznoczałë, że béł z ni zadowôloni. Terë zerknął na kôlędników ë Franckowi pôdniós larwã z gębë ë sę letkô usmiechnął. To
béł dobri znak.
Bełë jeż dwie jini kôlędë, a tej szkólno pôdzękôwała za wizytę (tak
rzekła pô pôlsku), wcesnã do ręczi Francka złotigô. To béł przóde wiëldżi pieniądz. Tej wszescë trzeji zrobilë dinra ë pôwiedzelë razę:
- Wieldżi Bóg zapłac. Östańta z Bôgę. Dobrëch gódnëch
swiãtów!
Buten Władi pôdskôczéł jak zejc, rozesmiëł sã ful gãbą ë wecesnął
przez zębë, jak ôn to wiedno robił, czej sę ceszi:
- Dobrze wepadłë! Szkólni nie rzekł ani słowa, a jak nick nie
godëł, to znaczi, że béł z szopczié ë z nas zadołëloni. Hej kôlãda,
kôlãda!
- Kôlejni wstãp béł do szëłtisa, a dali pudzë jak pô maslë - z
miną uceszonigô rzekł Julis.
Szëłtis pô odspiãwanim kôlãdnech piesniów kozeł szopkę pôstawic na stół, a tej wzął szopkarzów na przepetczi: - skąd wa wzę Swiętą
Maryję, kto zrobił żłóbk, jaczi kuńsztorz wedłebëł Pana Jezeska, a
czë ôd swiécë nie zapoli sę dach? Na wszesczi te zapitãnia kôlęd
nicë dowalë rzetelni ôdpôwiedzë. A jak kôlędowo trójca, nazwąno
na Lesôkach pasterzama, ju wechodała, spiteł sę, czë noprzod belë
u szkólnigô ë co ôn téż pôwiedzéł?
- Terë we wies! Dzis kôlandejemë dólną wies, a w czwiortk zińdzemë na górną - zapowiedzeł Franck, a wszescë cziwnęlë głowama,
bô tak ustalelë.
Tak sę téż stałô. W górny wsy ledzë chętno widzelë adwentowech
kôlãdników z betlejemską szopką. Blós jeden sknera na kuńcu wsë
- a béł to Szmuda - zasztekëł dwiérzë ë szopkorzów nie wpuszczéł.
Ale to wszędzë jakosz glista sę nalézë ë swôje skamżestwô pôkożë,
a kôlędnikom wcale ô zaróbk nie chôdzełë. Öd nobiédniészëch
żódnëch detków nie bralë, ale niejedny czelë sę tim urażoni ë trzeba
beło szpendę przejąc.
Pô dredżi adwentowi niedzelé naszi karno kôlãdników - bô belë
jeż jini, ô chternëch powiémë dali - reknãłë na pustczi, w Nowinë ë
na Cedżelnią. Akuratno w tim tydzéniu zrobiłë sã taczi pôszadłë, że
• październik 2005 •