Pobierz - Wytrych

Transkrypt

Pobierz - Wytrych
Spis artykułów
Je suis homme
Maria Jazdon
2
Małe-duże wybory
Krzysztof Kropidłowski
4
Humans of New York
Alicja Wujków
6
Rzymu mego kolumny
Adam Drożyński
8
Jan Zumbach
Borys Sadowski
11
Nieistotne istotne
Marianna Izbaner
15
Piosenka o lekkości życia
Adam Drożyński
17
ROM-antyczność
Filip Olesiński
18
zamknięta.
Aneta Zaremba
19
Niedokonana noc
Maria Jazdon
20
Recenzja “Kasacji” Remigiusza Mroza
Anna Burnicka
21
Drapieżne plantae
Firas Haj Obeid
23
Kompendium orientalnych punktów
gastronomicznych w Bydgoszczy
Mateusz Rasmus
25
Ecologists, let me drive my VW in peace
Piotr Wojnicz
27
Z życia samorządowca
Błażej Karczmarczyk
28
Je suis homme
Fot. 1: theweek.co.uk
otworzyli się na drugiego człowieka .
Je suis homme
Maria Jazdon
Nie miało tak być. Chciałam napisać o czymś
lżejszym
i przyjemniejszym,
ale
niestety
rzeczywistość zweryfikowała moje plany. Zbliżają się
święta Bożego Narodzenia (choć zdawać by się
mogło, że trwają już tak mniej więcej od połowy
listopada, patrząc na sklepowe półki wypchane po
brzegi mikołajami, czy choinki stojące przy
większych centrach handlowych), święta, które
„ustawowo” powinny przypominać nam o czymś
więcej niż o tym, co to znaczy „najeść się po wsze
czasy” czy „jak leciała druga zwrotka Last
Christmas”. Oczywiście powyższe wyrażenia już
dawno stały się, stety czy niestety, symbolami
„najpiękniejszych świąt w roku” i nie ma w tym chyba
nic specjalnie złego, ot część popkultury.
Przyzwyczailiśmy się do masowego zachwytu,
masowego potępienia, zmasowanej pomocy. Jest to
po prawdzie w pewien sposób naturalne, bądź co
bądź ludzkie, nie jesteśmy samotnymi wyspami. Ta
masowość odbiera nam jednak możliwość
przemyślenia tego, co robimy, świadomości
własnych działań. Ważne jednak jest, byśmy - jeśli
nie potrafimy robić tego częściej niż od święta przez chwilę się zatrzymali, spróbowali spojrzeć na
wszystko z szerszej perspektywy i mimo wszystko
wytrych
Ostatnio stało się to wyjątkowo trudne, sytuacja
geopolityczna jest coraz bardziej napięta, rozliczne
reportaże
w jedynych
faktach
czy
innych
wiadomościach nie napawają optymizmem. Nagle,
w wydawać by się mogło (lub wydawać by się miało)
poukładanej i zgodnej Europie, w której przyszło
nam mieszkać, coraz bardziej krystalizują się
różnice światopoglądowe, konflikty interesów. Coraz
gorzej rysuje się sytuacja na Bliskim Wschodzie, na
zapomnianej chwilowo Ukrainie nadal giną ludzie,
a rządy wielu krajów stają się coraz bardziej
autorytarne (Węgry, Turcja, Rosja). Mniejszości
narodowe domagają się swoich praw, radykalne
nurty zyskują na sile, a ISIS stale wzbogaca się,
sprzedając „nieznanym nabywcom” kolejne beczułki
ropy za pół ceny. W tym całym zamieszaniu gubimy
siebie, bezradnie obieramy mandarynki wgapiając
się w ekran telewizora, z którego mówią do nas
kolejne poważne twarze. Skala wydarzeń sprawia,
że zdajemy się na działania masowe, rezygnując
częściowo z odpowiedzialności, a właśnie ten owczy
pęd stanowi największe zagrożenie, wcale nie ISIS,
Rosja, neonaziści, uchodźcy itp. Przykładem tego
bezmyślnego, chwilowego jednoczenia się, które
niestety mało co ze sobą niesie, jest „okopywanie
się” w kolejnych sloganach. Dobrze pamiętam, gdy 7
stycznia 2015 r. po zamachu w siedzibie pisma
Charlie Hebdo, Internet zaobfitował w różnej maści
wpisy i publikacje okraszone tagiem „ Je suis
Charlie”. „Okopane” w tym sloganie społeczeństwo,
słusznie zresztą przestraszone sytuacją, żałujące
zmarłych i ich rodzin, nie dopuszczało do siebie
grudzień 2015
2
Je suis homme
jednak pytania – dlaczego stało się to co się stało?
Z sytuacji nie wyciągnięto żadnych wniosków. Wpis
na Facebooku o treści „Je suis Charlie” stał się
widocznie
wystarczającym
wyznacznikiem
poprawnej postawy obywatelskiej czy ludzkiej, mało
kto zainteresował się, co w tym piśmie było
publikowane i czy rzeczywiście publikowane być
powinno, lub czy rządy państw europejskich
naprawdę kontrolują to kto, kiedy i w jakim celu do
danego kraju przyjeżdża. Podobna sytuacja,
oczywiście w o wiele większej skali miała miejsce
podczas
listopadowego
zamachu
w Paryżu,
w wyniku którego zginęły 132 osoby. Ponownie
Facebooka zalały wyrazy współczucia, wyrażane
choćby zmianą zdjęcia profilowego na takie
z francuską flagą, czy jedyne w swoim rodzaju
napisy takie jak Je suis Paris czy Pray for Paris.
Fala masowego oburzenia, strachu, smutku przeszła
przez cały medialny świat. Nasze współczucie
jednak bardzo często ogniskuje się na jednym ,
podanym nam przez media wydarzeniu, nie
wynikając do końca ze szczerego zainteresowania
sytuacją na świecie. Wystarczy wspomnieć choćby
o tym, że mało kto zauważył, że dzień przed paryską
tragedią, w średniozamożnej dzielnicy Bejrutu
zginęły,
także
w wyniku
zamachu,
także
zorganizowanego
przez
ISIS,
43
osoby,
a kilkadziesiąt osób zostało rannych.
Oglądamy kolejne tłumy uchodźców, imigrantów,
przybyszów z Bliskiego Wschodu, przekraczających
granice kolejnych państw. Z jednej strony słyszymy
o tym, żeby przyjąć ich z otwartymi rękoma,
przyznać mieszkania, miejsca pracy, sprowadzić ich
rodziny, z drugiej, że powinni oni walczyć za swój
kraj, a nie uciekać przed wojną, że każdy człowiek
powinien żyć w obrębie swego kręgu kulturowego,
że zaraz w Europie zostanie wprowadzone prawo
szariatu. Obie strony mają częściowo rację, każda
jednak kurczowo trzyma się swojego zdania - nie
prowadzi to do żadnej sensownej rozmowy na temat
migracji, a największym argumentem obu skrajnych
stron jest to, że strona druga argumentów nie ma.
i tak znowu zajmujemy się wypisywaniem „Tak dla
uchodźców”, „ Nie dla uchodźców” na kolejnych
forach, a zarazem tym działaniem coraz bardziej
oddalamy się od zwykłego człowieka, patrzymy na
wszystkie te wydarzenia masowo. Na naszych
oczach rozgrywa się gra, w której skupiamy się nie
wytrych
na pionkach, ale na tym jakiego gracza tym razem
poprzemy, nie widząc sensu w działaniach mających
wpływ na życie jednego z morza przestawianych
pionków.
Jeszcze jeden przykład na to, jak łatwo zgadzamy
się na masowe oburzenie. Kiedy w lipcu
amerykański dentysta zastrzelił „najsławniejszego
lwa na świecie” (Newsweek), w medialnym światku
rozgorzało
piekło.
Pojawiły
się
tysiące
samozwańczych miłośników przyrody, przeciwników
ekspansji białego człowieka, fanów fauny i flory
Zimbabwe. Czy był to powód do tak wielkiego
oburzenia, można na ten temat dywagować, ale
w zasadzie po co? Dość, że to masowe oburzenie
i tysiące nagłówków dotyczących śmierci lwa Cicila
skupiły w ciągu tygodnia więcej światowej uwagi, niż
choćby fakt wykorzystywania biednych, afrykańskich
kobiet przez ogromne okołomedyczne korporacje do
testowania na nich leków, w ciągu dekady. Gdzie
podziała się owa troska o człowieka, krytyka
kapitalizmu? Czemu nikt się nie zajął tymi tysiącami
kobiet, które po testowaniu na nich leków umierają,
lub przewlekle chorują?
Nie wiem, czytelniku, czy zwróciłeś uwagę na
zamieszczoną przy artykule grafikę
ulicznego
angielskiego artysty, znanego powszechnie jako
Banksy. Nie umieszczam jej po to, by opowiedzieć
się po którejś ze stron konfliktu palestyńsko –
izraelskiego, zdaje się, że też nie o to chodziło
artyście. Wracam tym samym zgrabnie, czy też
mniej zgrabnie, do zbliżających się świąt. Budowane
przez nas mury, nie tylko te na granicy palestyńskoizraelskiej, węgiersko – resztoświatowej, szwedzkogettowej,
ale
także
wszystkie
mury
światopoglądowe, nie pozwalają dostrzec małych
potrzeb, małych ludzi ginących na co dzień
w natłoku informacji. Skupiamy się na wielkich
konceptach, na wielkich działaniach, kierowaniu
masą, a nie wpuszczamy do naszej obwarowanej
świadomości potrzeb ludzi mijanych na ulicy,
współzjadaczy kebaba przy dworcu autobusowym,
kobiet sprzedających warzywa na rynku koło
mieszkania babci. A przecież wystarczy czasem,
choćby z okazji Bożego Narodzenia i zbliżającego
się Nowego Roku, przypomnieć sobie, że po
pierwsze i przede wszystkim: Je suis homme.
grudzień 2015
3
Małe-duże wybory
Fot. 2: mojeopinie.pl
Małe-duże wybory
Krzysztof Kropidłowski
Od 1 lutego do 21 lipca 2016 roku w Stanach
Zjednoczonych odbywać się będą prawybory
prezydenckie, które wyłonią kandydata Partii
Republikańskiej na prezydenta USA. Mają one
charakter pośredni i jak zwykle będą przebiegać
w wielu fazach. W lutym swoje głosy elektorskie
rozda Iowa, New Hampshire, Karolina Południowa
oraz Nevada. W marcu kolejne 29 okręgów,
w kwietniu 7. Zwycięzca albo zwyciężczyni
prawyborów musi zdobyć 1237 spośród 2472
głosów delegatów, aby uzyskać nominację. Każdy
okręg ma przypisaną odpowiednią liczbę głosów
elektorskich, która zależy od liczby ludności,
kongresmenów wybranych z danego stanu, głosów
oddanych - w tym przypadku - na Partię
Republikańską
w poprzednich
wyborach
prezydenckich oraz tego, czy dany stan posiada
gubernatora z Partii Republikańskiej. Przykładowo:
najludniejszy stan USA, Kalifornia, ma 172 głosy
elektorskie. Z kolei pomniejsze, takie jak Delaware
i Connecticut mają ich 16. Okręgi stanowią stany
członkowskie, a oprócz nich głosy elektorskie
przysługują także Portoryko (23), Północnym
Marianom, Wyspie Guam, terytorium Samoa
Amerykańskiego oraz Wyspom Dziewiczym Stanów
Zjednoczonych (po 9).
wytrych
W większości sondaży najwyżej plasuje się Donald
Trump.
Jest
amerykańskim
przedsiębiorcą,
dyrektorem generalnym Trump Organisation , która
zarządza ponad 100 firmami, ekscentrycznym
miliarderem. W 2015 roku znajdował się na 405.
miejscu najbogatszych ludzi na świecie magazynu
Forbes. Jego majątek szacowano na 4,0 mld USD.
Krytykowany przez wielu Republikanów za zmianę
swoich poglądów - kiedyś określał się jako
demokrata- oraz przez media i kontrkandydatów
zarówno z lewej jak i z prawej strony za swój
kontrowersyjny styl wypowiedzi. W pierwszej
debacie kandydatów do nominacji Republikanów
jako jedyny zadeklarował, że jeśli nie zostanie
wybrany będzie startował niezależnie. Swój program
gospodarczy opiera na liberalizacji prawa pracy,
odciążeniu
fiskalnym
korporacji
oraz
przedsiębiorców,
wprowadzeniu
podatków
przychodowego oraz od importu i eksportu. Nie
zamierza podwyższać płacy minimalnej, określa się
jako pro-life (przeciwko aborcji) i wspiera legalizację
medycznej marihuany. Twierdzi, że globalne
ocieplenie
to
mistyfikacja,
a amerykańska
interwencja w Libii była błędem. Zobowiązał się by
przywrócić nazwę najwyższej góry w USA- Denali,
na Mount McKinley, zamierza też uniemożliwić
Iranowi zdobycie broni nuklearnej, oraz sprzeciwia
się zaangażowaniu USA w pomoc Ukrainie.
Najczęściej komentowanym jego postulatem jest
jednak ograniczenie nielegalnej imigracji poprzez
zbudowanie na granicy meksykańsko-amerykańskiej
muru . Bardzo popularna stała się jego wypowiedź
dotycząca tego tematu: "When Mexico sends its
people, they're not sending their best. (…) They're
bringing drugs. They're bringing crime. They're
rapists. And some, i assume, are good people" (ang.
Kiedy Meksyk przysyła swoich ludzi, nie przysyła
najlepszych. Oni przynoszą ze sobą narkotyki. Oni
przynoszą ze sobą zbrodnie. Są gwałcicielami. Choć
niektórzy, zakładam, są dobrymi ludźmi).
Czarnym koniem tych wyborów może okazać się
Ben Carson, który zyskał ostatnio na popularności
i w niektórych sondażach osiąga wynik powyżej 20
procent. Jest emerytowanym neurochirurgiem,
dziennikarzem i filantropem. Jako pierwszy na
świecie
pomyślnie
przeprowadził
operację
rozdzielenia bliźniąt syjamskich. Jest przeciwnikiem
aborcji, związków partnerskich, chce podwyższenia
grudzień 2015
4
Małe-duże wybory
płacy minimalnej. Jest zwolennikiem szeroko pojętej
deregulacji, wysłania amerykańskich żołnierzy na
Ukrainę, używania marihuany jedynie w celach
leczniczych.
Krytykuje
system
zdrowotny
wprowadzony przez urzędującego Baracka Obamę,
proponując system oparty w dużej mierze na
wolnorynkowych zasadach. W zakresie edukacji
uważa, że najlepiej dzieci uczą się w domu, potem
w prywatnych szkołach, a najgorzej w szkołach
publicznych. Chociaż nie ma tyle charyzmy co
Trump, jego atutem z pewnością jest opanowany
język .
Bardzo ciekawą osobowością jest także była
dyrektor generalna firmy Hewlett-Packard, Carly
Fiorina. Największy skok w sondażach odnotowała
po
prezydenckiej
debacie
kandydatów
Republikanów, w której wystąpili ci, którzy nie dostali
się do pierwszej dziesiątki stawki i tym samym nie
wystąpili w głównej debacie. Jednak taki obrót spraw
tylko przysporzył Fiorinie sposobności by wybić się
w sondażach, którą znakomicie wykorzystała.
Podczas
gdy
w głównej
debacie
wyraźnie
dominował Trump, ona jednoznacznie wygrała
debatę „autsajderów”, celnie punktując Obamę,
Hillary Clinton oraz swoich kontrkandydatów.
Chociaż
w połowie
września
zremisowała
z Trumpem w sondażu Gravis Marketing/One
America News zdobywając 22% poparcia, obecnie
jej poparcie waha się od 2 do 6 procent. W swoim
programie wyborczym kładzie nacisk na zwiększenie
konkurencyjności służby zdrowia oraz edukacji,
a także obniżaniu podatków. W kwestii kryzysu
ukraińskiego uważa, że najlepszym rozwiązaniem
jest dozbrajanie Ukrainy i militarne wsparcie
wschodniej flanki NATO. Uważa, że kwestie płacy
minimalnej oraz legalności marihuany powinny
rozstrzygać poszczególne stany.
Kolejnym wartym uwagi kandydatem jest były
gubernator Florydy, syn George’a H. Busha i brat
George’a W. Busha, Jeb Bush. W kwestiach
światopoglądowych uważa, że aborcja powinna być
legalna jedynie w przypadku gwałtu, a kwestię
związków partnerskich każdy stan ma rozstrzygać
według własnych ustaleń. Głosi też powszechne
prawo dostępu do broni palnej i sprzeciwia się
neutralności sieci. W zakresie ekonomii jest
zwolennikiem obniżania podatków i stopniowego
wytrych
podwyższania wieku emerytalnego. Jego mocną
stroną jest duża przychylność środowisk latynoskich.
Obecnie sondaże dają mu maksimum 8 procent
poparcia.
Ostatnim kandydatem, który zasługuję na dłuższą
chwilę uwagi jest wojujący leseferysta (fr. laissez
faire – pozwólcie nam działać) i senator z Kentucky,
Rand Paul.
Zasłynął długim, 12 godzinnym
przemówieniem w Senacie w dniach 6-7 marca
2013 roku, mającym na celu zablokowanie
głosowania nad powołaniem Johna O. Brennana na
dyrektora CIA. Współpracuje z ruchem TEA Party.
Swój program gospodarczy opiera, jak na
libertarianina przystało, na obniżeniu podatków
i powszechnej deregulacji. Proponuje liniowy PIT
i CIT o stawce 14,5%. Jest przeciwnikiem aborcji,
ograniczania dostępu do broni oraz dostępu do
marihuany na poziomie federalnym.
Wśród innych kandydatów można wymienić
młodego
i energicznego
senatora
z Florydy
latynoskiego pochodzenia, Marco Rubio, byłego
gubernatora Arkansas Mike’a Huckabee, byłego
gubernatora stanu Nowy Jork George’a Pataki,
gubernatora Ohio Johna Kasich, senatora z Karoliny
Południowej Lindsaya Grahama, byłego senatora
z Pensylwanii Ricka Santorum, byłego gubernatora
Virginii Jima Glimore’a oraz obecnego gubernatora
New Jersey Chrisa Christie.
Emocje sięgną zenitu w dniu prawdopodobnego
rozstrzygnięcia, który nosi nazwę super-wtorku (ang.
Super Tuesday). Tego dnia, który przypada w tych
wyborach na 1 marca 2016 roku, w największej
ilości stanów przeprowadzone będą prawybory.
Swoje głosy elektorskie rozda wtedy 13 stanów. Do
tego czasu żaden kandydat nie może być pewny
swojego przyszłego miejsca w emocjonującym
wyścigu do Gabinetu Owalnego, którego finał
zobaczymy 8 listopada przyszłego roku.
grudzień 2015
5
Humans of New York
Fot. 3: khabaristantimes.com
Humans of New York
Alicja Wujków
Wierzę w to, że każdy z nas ma w swoim życiu
do
spełnienia
jakąś
misję.
Jedyną,
niepowtarzalną, przeznaczoną tylko dla niego.
Człowiek, któremu poświęcony jest poniższy
artykuł, używając prostych środków, zaczął
zmieniać świat. Setki czy wręcz tysiące zdjęć,
wydane 3 książki, 16 milionów fanów na
Facebooku. A w 2013 roku miejsce wśród 30
najbardziej wpływowych ludzi świata przed 30
rokiem
życia
według
amerykańskiego
tygodnika Time. Wymienione osiągnięcia
należą do Brandona Stantona, założyciela
strony Humans of New York.
Amerykańskiego
fotografa,
który
swoją
przygodę z fotografią zaczął w 2010 roku,
kiedy to stracił pracę handlowca. W czasach
kiedy bloga pisze prawie każdy, Brandon
wyszedł
z czymś,
ośmieliłabym
się
powiedzieć, absurdalnym. To co robi jest
dobre, bardzo dobre. Wykorzystując media
społecznościowe pokazał życie przeciętnego
Kowalskiego i głębię, która się w nim kryje.
Nic wielkiego, a jednak nawet Barack Obama
był pod wrażeniem jego prac. Prezydent jako
jedyny ze znanych osób, znalazł się na
portalu. Co pokazuje, że nie interesują go
celebryci, ale zwykli - niezwykli ludzie. To oni
wytrych
są w centrum, to oni są bohaterami jego
portretów. Nie są to tylko fotografię. Przede
wszystkim,
w ciągu
tych
pięciu
lat
przeprowadził mnóstwo rozmów, czasem
radosnych, częściej smutnych, ale zawsze do
bólu szczerych. Brandon jednym pytaniem,
sprawia, że ludzie się przed nim otwierają.
Jest to niesamowite, ponieważ wiem, że
jesteśmy coraz bardziej zamknięci. Wszystko,
co dzieje się między słowami, a obrazem jest
zachwycające, bo jest prawdziwe – tak to
właśnie ta prawda, którą Stanton w subtelny
sposób potrafi odkryć jest tutaj kluczem do
sukcesu. Dzięki rozgłosowi, rozpoczął szereg
charytatywnych działań. Po huraganie Sandy
w 2012 roku, odwiedził najbardziej dotknięte
katastrofą
dzielnice
Nowego
Jorku,
fotografując pracę wolontariuszy i życie
mieszkańców.
W 2015 roku, rozmawiał z Vidalem – 14 letnim
chłopcem z Bronsville (gdzie odnotowano
najwyższy wskaźnik przestępczości w całym
Nowym Jorku) – który opowiedział Brandonowi
o wpływie, jaki miała na niego pani Nadia
Lopez, dyrektorka Mott Hall Bridges Academy.
Kobieta
dzięki
swojemu
niezwykłemu
podejściu do uczniów i ogromowi miłości,
którym ich obdarowywała, sprawiła, że
mnóstwo dzieciaków wyszło na prostą. Po
spotkaniu
z panią
Lopez,
Stanton
zorganizował
zbiórkę
pieniędzy,
która
zapewniła uczniom szkoły szansę nauki na
Harwardzie… i tu także swoją wielką rolę
odegrał Internet. W ciągu kilku dni udało się
zgromadzić kwotę o wartości 1.419.509
dolarów, od ponad 50 tysięcy ofiarodawców.
W wyniku kampanii, Brandon, pani Lopez
i Vidal 5 lutego zostali zaproszeni przez
prezydenta Baracka Obamę do Białego Domu
(relację
można
obejrzeć
na
stronie
www.humansofnewyork.com).
Jednak największym sukcesem była akcja na
rzecz organizacji S. G. Fatimy, walczącej
o prawa robotników w Pakistanie, której
głównym celem jest eliminacja niewolnictwa
i tworzenie specjalnych ośrodków, tak, aby
grudzień 2015
6
Humans of New York
każdy robotnik miał dostęp do pomocy
prawnej i wsparcia. W ciągu trzech dni HONY
udało się uzbierać blisko 2 miliony dolarów.
Jednym zdaniem, powyższe przykłady są
niesamowitym świadectwem dobrze użytej
siły, jaką daje rozpoznawalność. Brandon
Stanton wiele podróżuje, zawsze jest blisko
ludzi, ich radości, smutków, konfliktów.
W 2014 roku odwiedził Ukrainę, gdzie
przeprowadzał wywiady, uświadamiając cały
świat, co tak naprawdę czują żyjący tam
ludzie – jak pisze jedna z nich, pragną po
prostu pokoju.
Pod koniec września przez parę dni
podróżował wraz z falą uchodźców, którzy
uciekali do Grecji. Mężczyzna przekazał cały
ból, z którym przypłynęli Syryjczycy. Ich pełne
emocji historie oddawały ducha tej podróży.
Większość z nich ratowała się przed ISIS
i wiszącą nad nimi śmiercią. Dostanie się do
Europy wcale nie było łatwe. Jak wynika
z relacji jednej z kobiet: kiedy woda zaczęła
wlewać się do łodzi, kapitan rozkazał wyrzucić
do morza wszystkie bagaże. Niestety ich łódź
rozbiła się o skały, a kobieta już więcej nie
zobaczyła swojego męża. Przytacza także
historię kilkuletniej dziewczynki, krzyczącej
,,Nie zabijajcie mojej mamy, zabijcie mnie” do
ludzi cisnących się na pokład. Tu wcale nie
chodzi
o to
czy
powinniśmy
przyjąć
uchodźców czy też nie, zwłaszcza patrząc
przez pryzmat ostatnich wydarzeń we Francji,
chodzi po prostu o ludzi i o ich historie których jedynie urywki znalazły się w tym
tekście. Na blogu zderza nas z otaczającą
rzeczywistością, w której pełno skrzętnie
maskowanego
i ukrywanego
cierpienia.
Właśnie tym imponuje mi najbardziej. Robi coś
wbrew modom, wbrew wszystkiemu co
wmawiają kolorowe magazyny. Myślę, że to,
co go wyróżnia to autentyczność, której nie
ma co się oszukiwać, często nam brakuje.
Z pewnością dużo możemy się od niego
nauczyć. Przede wszystkim, dostrzegania
wyjątkowości każdego człowieka. Amerykanin
uświadomił mi, że skoro nie znam czyjejś
historii, nie mam prawa tej osoby oceniać,
niby banalne, ale życie pokazuje, że nie do
końca oczywiste. Jak sam mówi wszystko
zależy od naszego nastawienia do drugiego.
To dlatego bijący od niego pokój jest w stanie
roztopić lody ludzkiego serca i przekształcić
atmosferę strachu i wstydu w intymność
i zaufanie.
Dzięki
otwartym
pytaniom,
zaczynającym się od prostego 'Czy mogę
zrobić
Ci
zdjęcie',
dalej
z delikatną
ciekawością pyta o problemy czy marzenia,
które siedzą w głowach jego rozmówców.
Historia Brandona uczy nas po prostu słuchać
drugiego człowieka. Powinniśmy nie tylko
słyszeć co mówią inni, ale przede wszystkim
słuchać – od jakiegoś czasu te słowa
rozbrzmiewają coraz głośniej. Wszystko opiera
się na uczuciach. Kiedyś usłyszałam cytat,
niby strasznie trywialny, ale stanowiący dobrą
konkluzję artykułu: ,,Ludzie zapomną co
mówisz, zapomną co robisz, ale nigdy nie
zapomną tego, jak się przy Tobie czuli.”
Brandon sprawia, że ludzie czują się przy nim
dobrze i bezpiecznie. Zachęcam Cię, drogi
czytelniku do odwiedzenia strony ,,Humans of
New York”. Wchodząc tam, zobaczysz jak
świat na ułamek sekundy zatrzymuje się
i skupia na jednym człowieku.
Stanton poprzez Humans of New York stał się
głosem społeczeństwa i dotykających go
problemów. Każdego dnia inspiruje do
działania 15 milionów osób śledzących portal.
wytrych
grudzień 2015
7
Rzymu mego kolumny
Fot. 4: silesiair.com.pl
Rzymu mego kolumny
Adam Drożyński
Druga połowa VI wieku. Rzym liczy około 50 000
mieszkańców. Wszystkie dalsze dzielnice zostały
opuszczone, ze względu na brak dostępu do wody
z nieremontowanych akweduktów, niedostateczne
środki do utrzymania nawet najniższych standardów
higieny, powodujące gwałtowne rozprzestrzenianie
się chorób, cała ludność skupia się nad Tybrem
i w centralnych częściach miasta. Co doprowadziło
do takiego stanu największe miasto kilku ostatnich
stuleci, oraz prawdopodobnie pierwsze miasto
w historii,
które
sięgnęło
granicy
miliona
mieszkańców?
Żyjemy w wieku XXI, na kontynencie, który od
wieków zachowuje względną ciągłość kulturową.
Wiele mniejszych i większych miast świata
zachodniego
(bardzo
szeroko
rozumianego)
wywodzi swoją genezę sprzed ponad tysiąclecia –
Londyn, Stambuł, Damaszek, Toledo, Aachen –
wymieniać można by w nieskończoność. Jednakże,
jak to zwykle w historii bywa, patrząc na dzień
dzisiejszy widzimy tylko te projekty, które odniosły
sukces, nie zauważając dziesiątek i setek takich,
które w pewnym momencie swojej historii upadły,
a także tego, jak i dzisiejsi zwycięzcy dziejowej
konkurencji w przeszłości chwiali się na granicy
wytrych
istnienia. Więc, na te kilka minut zamiast zachwycać
się żywotnością metropolii, przyjrzyjmy się grozie
i majestatowi wiekowych ruin, zadając sobie pytanie,
dlaczego Historia odwróciła od nich swą
przychylność?
Aby znaleźć odpowiedź, warto na początek
zastanowić się nad powodem, dla którego
powstawały dawne miasta z epoki przed rewolucją
przemysłową. Pierwsze skupiska, datowane na 9-10
tys. p.n.e. miały za zadanie jedynie zapewnić
ochronę osiadłej, zajmującej się rolnictwem
ludności, nie wykazywały więc cech typowo
miejskich. Dopiero setki lat później, w regionie
Lewantu i Mezopotamii, niewielkie osady rolnicze
zaczęły puchnąć i zmieniać swoją strukturę.
Od samego początku miało to ścisły związek
z rozwojem struktur władzy – dzięki zapewnieniu
bezpieczeństwa i stabilności, rolnicze społeczności
mogły się rozwijać, wraz ze wzrostem ludności do
zapewnienia odpowiednich warunków potrzebne
było więcej mieszkańców niezajmujących się
wyłącznie rolnictwem, i tak, w wielkim skrócie
zaczęła się wykształcać bardziej rozbudowana
struktura społeczna, czyli miasto. Nałożył się na to
rozwój handlu w powoli rozkwitającym regionie,
który to dał szansę na ogromny wzrost zamożności
ludności miejskiej, a przez to na rozwój wszystkich
dziedzin
ludzkiej
działalności,
na
czele
z architekturą, po której do dziś pozostały
największe ślady.
Już od początku swojego istnienia miasta były
połączone z władzą, władza zaś, dzięki wzrostowi
grudzień 2015
8
Rzymu mego kolumny
zamożności i ludności dążyła do ekspansji.
Ekspansja zaś, karmiąc się sama sobą, napędzała
rozwój struktur wczesnych państw, a przez to rozwój
ich miast. i tak rozwój Imperium Akkadyjskiego, pod
koniec 3. tysiąclecia p.n.e. zajmującego całe tereny
nad Eufratem i Tygrysem, pociągnął za sobą
rozbudowę stolicy – leżącego w obecnym Iraku,
szacowanego w tym okresie na 30-50 tys.
mieszkańców miasta Akkad. W tym samym okresie
rozwój Egiptu przyniósł wzrost istniejącemu już
znacznie wcześniej miastu Memfis, a ponad
tysiąclecie później – na tej samej zasadzie do około
100 tys. mieszkańców urosła Niniwa, centrum
potężnego acz istniejącego jedynie około 300 lat
Trzeciego Imperium Asyryjskiego, zajmującego
tereny od Półwyspu Synaj po południową Turcję.
Skoro więc rozwój miast jest ściśle powiązany
z rozwojem władzy, państwa, to co się dzieje, gdy
tego elementu zabraknie? Doskonały przykład
takiego przypadku pochodzi z zupełnie innego
okresu i zupełnie innej części świata. Na przełomie
VIII i IX wieku n.e., na terenie współczesnej
Kambodży zaczęły rozwijać się struktury państwowe
późniejszego Imperium Khmerskiego. Apogeum
potęgi państwo osiągnęło w wieku XIII, kiedy to
obejmowało swoim zasięgiem całą Kambodżę,
Laos, większość Tajlandii i Wietnamu. Stolicą
państwa było leżące w środkowej jego części miasto
Angkor, mogące liczyć w tym okresie nawet milion
mieszkańców (wg innych źródeł – między 100 a 200
tys.)
i będące
prawdopodobnie
największym
miastem ówczesnego świata (do dzisiaj o jego
dawnej wielkości świadczą imponujące budowle
z tamtego okresu). Jednakże, kolejny wiek przyniósł
załamanie. Państwo na skutek niestabilności
wewnętrznej, niepokojów religijnych wynikłych
z konfliktów pomiędzy buddystami a hinduistami przez kilkaset lat współżyjącymi w spokoju na tych
samych terenach, oraz szybkiego rozwoju jego
sąsiadów szybko podupadało, a wraz z nim także
największa metropolia. Nałożyła się na to
pustosząca kraj dżuma, co w efekcie doprowadziło
do opuszczenia miasta przez władców w roku 1431.
Na terenie miasta przez długi okres utrzymywała się
szczątkowa populacja, która jednakże nie była
w stanie
dostatecznie
o nie
zadbać,
więc
monumentalne budowle popadały w ruinie.Gdy
Europejczycy przybyli na te tereny, po dawnej
wytrych
świetności pozostały tylko legendy o ukrytej
w dżungli opuszczonej metropolii, popularne wśród
miejscowej ludności.
Podobnie jak władza, również pieniądze potrafią
zapewnić rozkwit, oraz upadek – gdy ich zabraknie.
W kwestii pierwszego dość wspomnieć o rozwoju
miast włoskich – zwłaszcza Wenecji i Genui –
począwszy od krucjat, skończywszy na XVI wieku,
czy
też
potędze
związku
hanzeatyckiego,
pociągającej za sobą rozwój miast związkowych,
takich jak Lubeka, Hamburg, Brema, Gdańsk czy
Ryga. Drugi przypadek najlepiej obrazuje zaś
miasto-legenda,
przez
wieki
pobudzające
wyobraźnie Europejczyków swoją niedostępnością
i doniesieniami o bogactwie – Timbuktu, leżące
w obecnym Mali. Po raz pierwszy wspomniane
przez arabskiego podróżnika Ibn-Batutę w połowie
XIV wieku, jednakże to młodszy o kilkadziesiąt lat
Atlas Kataloński (zachowana do dziś mapa,
przedstawiająca całą Ekumenę, czyli świat znany
ówczesnym Europejczykom - Europę, Azję
i północną Afrykę), przedstawiający miasto jako
centrum całego regionu, oraz prace innego
arabskiego podróżnika, znanego jako Leo Africanus
(początek XVI wieku) przyniosły mu światową sławę.
W rzeczywistości, już wtedy miasto powoli traciło
swój splendor. Na skutek wielkich odkryć
geograficznych, które pozwoliły na korzystanie
z szybszej drogi morskiej, oraz niestabilności
politycznej regionu Subsacharyjskiego koniec potęgi
miasta można oszacować na wiek XVI. Pierwsi
Europejczycy dotarli do miasta dopiero w połowie
XIX wieku, co świadczy o niedostępności tego
miejsca, mając przed sobą jedynie marną namiastkę
legend
o zaginionych
światach
i odległych
bogactwach.
Zupełnie odrębną kategorię, wartą osobnego,
długiego artykułu, stanowią miasta wymordowane,
celowo zniszczone przez władców. Również takie
przypadki nie są Historii obce – jeszcze w XIX
wieku, w Chinach, w czasie tłumienia powstania
Tajpingów
(inspirowanej
chrześcijaństwem
itradycyjnymi wschodnimi filozofiami grupy religijnej,
wyrosłej na niestabliności ówczesnego cesarstwa),
którego ogólne straty bywają szacowane na
kilkanaście milionów ofiar, wojska cesarskie w ciągu
3 dni wymordowały ponad 100 000 mieszkańców
grudzień 2015
9
Rzymu mego kolumny
Nankinu, doprowadzając tą dawną stolicę dynastii
Ming na skraj ruiny. Podobnie potraktowany został
przez cara Iwana IV Nowogród Wielki - największe
miasto XVI-wiecznej Rosji, stolica dawnej Republiki
Nowogrodzkiej, potężne centrum handlu – po
masakrze w 1570 roku potrzeba było ponad 30 lat,
by jakikolwiek handel wrócił do tego dawnego
ośrodka Hanzy, a miasto do dzisiaj pozostało jedynie
metropolią na skalę lokalną.
W tym miejscu warto zastanowić się, jaki wpływ na
urbanizację ma poziom rozwoju technologicznego.
Ciężko na podstawie danych historycznych ciężko
wskazać bezpośredni związek między tymi dwiema
cechami – wymagałoby to uznania technologicznej
wyższości ludów turko-tatarskich nad XIII-wieczną
Europą,
w końcu
Saraj-Batu
czy
Merv
prawdopodobnie przewyższały wielkością wszystkie
miasta Europy, czy też dominacji Azteków nad ich
iberyjskimi najeźdźcami, gdyż nie ma wątpliwości,
że w ówczesnej Hiszpanii nie było miasta
przewyższającego Tenochtitlan, przez wielu autorów
szacowanego na kilkaset tysięcy mieszkańców.
Można jednakże zauważyć, że żadne miasto sprzed
ery przemysłowej nie przekraczało – w dłuższym
przedziale czasowym – pewnej granicy, ponad
miliona
mieszkańców.
To
bez
wątpienia
spowodowane jest brakiem technicznych możliwości
utrzymania większej ilości ludności, nie produkującej
jedzenia na własny użytek i skupionej w jednym
miejscu. Najlepiej widać to na przykładzie Rzymu,
którego wzrost również zatrzymał się na tym
poziomie, a którego władze i mieszkańcy dokonywali
prawdziwych cudów techniki (system dostarczania
wody) czy zarządzania, by zapewnić miastu tej
wielkości przetrwanie. Znacznie ważniejszą niż
poziom technologiczny rolę odgrywa struktura
społeczna, decydująca o rozmieszczeniu ludności.
By udowodnić tę tezę przyjrzyjmy się jednemu
z ważniejszych okresów w historii Europy –
pomiędzy IV a VII wiekiem n.e., kiedy na gruzach
Imperium Rzymskiego kształtowała się nowa
rzeczywistość. Rzeczywistość znacznie mniej
zurbanizowana – w końcu przez kolejne tysiąclecie
nie pojawiło
się
żadne
miasto wielkości
największych
metropolii
Imperiom
–
Konstantynopola, Rzymu, Aleksandrii, Antiochii,
mimo że okres ten, często niesłusznie określany
mianem „wieków ciemnych” przyniósł naszej części
wytrych
świata ogromny rozwój pod każdym, również
demograficznym względem.
Na koniec warto wspomnieć o metodyce badań nad
demografią i urbanizacją w dawnych wiekach, która
to pozostawia nam wiele do życzenia. Ciężko
pokładać pełną ufność w źródłach pisanych, które
często koloryzują rzeczywistość, a dodatkowo –
zazwyczaj ich po prostu brakuje. Dotyczy to
regionów pozaeuropejskich – w pierwszym rzędzie
prekolumbijskiej Ameryki, Azji Środkowej, Afryki
Subsacharyjskiej czy Azji Wschodniej. W tych
wypadkach
musimy
polegać
na
źródłach
niedokładnych, niewielkich, często spisywanych
przez Europejczyków z drugiej ręki. Pozostają
metody archeologiczne, które również nie przynoszą
jednoznacznych odpowiedzi. Można szacować ilość
ludności na podstawie zapotrzebowania na
podstawowe produkty, przede wszystkim wodę oraz
zboże. Jednakże, nawet wiedząc, ilu ludzi mógł
dany region wyżywić, nie wiemy, ilu faktycznie tam
mieszkają. Dlatego też każde szacowanie jest
obarczone ogromnym błędem – od kilkudziesięciu,
do nawet kilkuset procent, co utrudnia wyciąganie
pewnych wniosków, poza tym jednym – pewnością
kroczącej zmienności. Bowiem także tu, gdzie dziś
tętni życie, za kilkaset lat mogą stać jedynie
odsłonięte pracami archeologicznymi ruiny dawnej
chwały. W końcu – ile to już razy się stało?
grudzień 2015
10
Jan Zumbach
sytuacja na polu walki na niebie, zmusza dowództwo
Jego
Królewskiej
Mości,
Jerzego
VI
do
wprowadzenia sił polskich do batalii. i tak dywizjon
myśliwski 303, przez samych jej członków
ochrzczony kościuszkowskim, rozpoczyna pracę na
słynne zdanie Winstona Churchila - "Jeszcze nigdy
tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym"
Faktycznie do końca decydujących starć Polscy
piloci w asyście pochodzącego z Czechosłowacji
Josefa Frantiska, strącili około 170 maszyn Luftwaffe
czyli 12% ogółu strat sił Hermana Goringa. Sam
Zumbach latając na Hawker Hurricane Mk1 zestrzelił
5 myśliwców i 4 bombowce. W grudniu 1940 został
uhonorowany Virtutli Militarii i został wpisany
w poczet asów Bitwy o Anglie. Do końca wojny,
działając nad Francja i państwami Beneluksu, strącił
łącznie 13 maszyn z wymalowanymi krzyżami na
skrzydłach. 7 kwietnia trafia nieszczęśliwie do
niewoli jednak już po miesiącu wyszedł z niej bez
szwanku.
Fot 1. niezwykle.com
Jan Zumbach
Borys Sadowski
Jan Zumbach urodził się 14 kwietnia 1915
roku w podwarszawskim Ursynowie. Był synem
Szwajcara i Polki, co zapewniło mu w przyszłości tak
pożądany przez miliony helwecki paszport. W wieku
21
lat
wstępuje
nielegalnie
do
wojska,
zafascynowany lotnictwem. Na rok przed wojną
kończy słynną Szkołę Podchorążych Lotnictwa
w Dęblinie, i zostaje przydzielony do 111 eskadry
myśliwskiej. Niestety w maju 1939 przy lądowaniu
uderza w samochód obsługi lotniska i doznaje
kontuzji uniemożliwiającej mu czynny udział
w walkach obronnych z września. W dniu inwazji
radzieckiej, 17 września, ucieka do Rumunii dalej do
Libanu skąd drogą morską trafia do Francji.
Do ojczyzny sera camembert i gilotyn
Zumbach trafia w przededniu niemieckiej operacji
Fall Gelb. 10 maja 1940 hitlerowski Blitzkrieg nie
daje większych szans siłom alianckim i zmusza do
ewakuacji reszty sił przez kanał La Manche na
Wyspy Brytyjskie. 16 sierpnia nasz bohater trafia do
Bordaux i 5 dni później odpływa na statku ,,Kmicic”
na północ ku Anglii.
Początkowo nie odnajduje się nowym
otoczeniu. RAF z wyższością patrzył na polskich
lotników, nakazując im przed włączeniem do walk
przeszkolenie na rowerach. Jednak dramatyczna
wytrych
Zakończenie wojny nie było dla żołnierzy
polskich na zachodzie końcem bolączek. Kraj
opanowany przez komunistów wpadł na długo
w orbitę
Kremla.
Nowe
władze
prowadziły
sukcesywna walkę z partyzantką antyhitlerowską
i wojskami frontu zachodniego, obawiano się że
mogą utrudniać skuteczne wprowadzenie socjalizmu
nad Wisłą. Cześć oficerów po powrocie do domu
czekały represje ze strony UB i katorga
stalinowskich więzień.
Życie w państwach demokratycznych także
nie było usłane różami. Wojsko Polskie nie zostało
nawet
zaproszone
na
paradę
zwycięstwa
w Londynie (uczestniczyli w niej m.in. siły hinduskie
walczące w ramach wojsk brytyjskich). Legendarny
dowódca spadochroniarzy spod Arnhem gen.
Stanisław
Sosabowski
został
pracownikiem
fizycznym w warsztacie, gen. Maczek dowodzący
Polską Dywizją Pancerną znalazł zatrudnienie jako
barman w Edynburgu a pierwszy lider dywizjonu
kościuszkowskiego
Zdzisław
Krasndębski
wyemigrował
do
dalekiego
RPA,
gdzie
w Kapsztadzie zarabiał jako taksówkarz. Postać
Jana Zumbacha wyrywa się z szablonów. W roku
1945 rozpoczyna niejako drugą część swojego życia
– żywot przemytnika i najemnika na wagę samego
Hana Solo. W Anglii przy kieliszku (z którym rzadko
grudzień 2015
11
Jan Zumbach
Fot 2. moremaiorum.pl
się rozstawał) poznaje Adama Schulmanna. Ten
oferuje mu sporą sumę pieniędzy za przerzut
diamentów z belgijskiej Antwerpii na Wyspy. Po
upadku Rzeszy, zrzuca mundur i jedzie do Francji.
Już jako obywatel Szwajcarii zakłada ze
wspomnianym Schulmannem i Żydem, który cudem
przeżył piekło Holocaustu, Fryderykiem Ebelem
firmę ,,Flyaway”. Oficjalnie specjalizowała się
w przewozie, można powiedzieć usługach transportu
osobowego, tyle że samolotami. Ebel, będący
mózgiem całego przedsięwzięcia, dla urozmaicenia
zabawy wpada na genialny w swej prostocie plan.
Francuzi posiadają wiele przedwojennych funtów
szterlingów, wycofanych już z użycia w Anglii. Banki
nad Sekwaną nieufnie patrzą na proces wymiany
nowej waluty na starą i oferują niski przelicznik.
Zumbach jest w tej komfortowej sytuacji że
dysponuje samolotem, a samolot siedzeniami,
w których można upchać sporo grosza. i tak Ebel
skupuje od Francuzów funty za niecałe 30% ich
wartości, dalej Zumbach pakuje je gdzie popadło do
swojej ,,taksówki” i obierał kurs na Londyn. Do
czego był im Schlumann? Otóż z doklejonym wąsem
i dźwięcznie brzmiącym latynoskim nazwiskiem
wytrych
przebywał
podróże
lotnicze
z pieniędzmi,
legitymując się jako przedstawiciel dyplomatyczny
Puerto Rico. Patent na ciekawskich celników
idealny. Po wylądowaniu panowie udawali się do
Bank of England i wymieniali gotówkę w przeliczniku
1 do 1. Przeciętny zjadacz chleba byłby
dostatecznie ukontentowany tym zarobkiem ale nie
Zumbach. Ten ponownie zapalał silnik swojej
przedpotopowej maszyny i z już nowymi funtami na
pokładzie leciał do ojczyzny swego dziadkaSzwajcarii. A co można charakterystycznego tam
kupić? Czekoladki, sery, scyzoryki i zegarki. Właśnie
w te ostatnie zaopatrywał się Zumbach i wyruszał do
Paryża, tam opychał towar komu popadnie i cały
cykl zaczynał się od nowa.
Niestety wszystko co piękne szybko się
kończy. Europa powoli podnosiła się z kolan po
wojnie. Kontrola przewozu przybrała bardziej
zorganizowane kształty i wyżej opisany proceder
napotkał istotne trudności. Jan Zumbach chcąc
uszczknąć jeszcze nieco grosza, godzi się
przetransportować żydowskich ochotników do
Izraela (wojna o niepodległość 1948-49), ciężko
grudzień 2015
12
Jan Zumbach
mówić tu pobudkach ideowych, gdyż na tych
samych kursach woził złoto dla Arabów.
Szczęście opuszcza awanturniczego lotnika na
dłuższy czas, gdy okrada go wspólnik- Adam
Schulmann,
zabierając
ze
wspólnej
kasy
równowartość 50.000 funtów i ulatniając się z nimi
w urokliwej Brazylii. Rzecz jasna nie spodobało się
to zarówno Edelowi jak i Zumbachowi więc kolejne
tygodnie spędzili brodząc w amazońskich lasach
i ubijając setki insektów w poszukiwaniu złodzieja.
Cały wysiłek poszedł jednak na marne i panowie
wrócili niepyszni na Stary Kontynent. i tutaj losy
wspólników kończą się dramatycznie. Fryderyk Edel
podczas desperackiej ucieczki przed włoskimi
celnikami w Alpach ponosi śmierć. Mogłoby się
wydawać że Zumbach był typowym przykładem
tępego ale zręcznego rębajły który wiedział jak
i kiedy nacisnąć spust czy upchać nieco rolexów
w podsufitkę zdezelowanego samolotu. Jednak
gdyby tak było po śmierci Edela, Zumbach
skończyłby zapewne jako pijaczyna z długami
w którymś z większych miast świata. Tymczasem
przybył do Tangeru, nieformalnej stolicy światka
przestępczego. Był to dla niego istny raj na ziemi,
pracy miał w bród – szmuglowanie papierosów,
alkoholu, broni czy złota wywoływało uśmiech na
doświadczonej twarzy Zumbacha. Ryzyko mu nie
przeszkadzało a wręcz napędzało. Raz omal nie
został złapany przez policje francuską z 120kg
ładunkiem złota, innym razem musiał wyrzucić
kilkaset kilogramów papierosów do morza niszcząc
dowody przed strażą.
Początek lat 50 przynosi niespodziewaną
rewolucje w życiu Polaka. Zostaje dyrektorem
fabryki
ręczników
w Chartes
(Francja).
W porównaniu do strącaniu hitlerowskich Dornierów
i transportu towarów o wartości dziesiątek milionów
dolarów posada polegająca na kontroli jakości
frędzla w ręczniku musiała być dla Zumbacha
przybijająca. W roku 1955 zakłada klub w Paryzu –
Club de Saint Florentin. Dyskoteka staje się
punktem zawierania wielu lukratywnych umów
szmuglerskich i przyjaznym portem dla różnego
autoramentu hulaków. Właśnie do tego przybytku
w 1961 roku z ofertą nietypowej pracy przybywają
wysłannicy rządu Katangi, zrewoltowanej dzielnicy
Konga. Rejon ten obfitował w liczne złoża i posiadał
wytrych
znaczącą bazę kopalń. Czyje były kopalnie?
Naturalnie nie kongijskie, tylko koncernów
europejskich, w tym przypadku belgijskich (Kongo
od 1885 r. było kolonia Belgii). Potężne konsorcja
nie były zainteresowane przejęciem tych terenów
przez rząd centralny, który dość otwarcie
romansował z Sowietami, dlatego były gotowe łożyć
bajońskie sumy na powołanie wojsk kondotierskich
na służbie katangijskiej. Widocznie życie właściciela
paryskiego lokalu nie zadawalało aspiracji
Zumbacha, ponieważ rok później przybywa do
eleganckiego hotelu w Genewie gdzie spotyka się
z Mojżeszem Czombe, przywódcą secesji. Ten nie
musi długo przekonywać myśliwskiego asa
i Zumbach opuszcza Szwajcarie z podpisanym
kontraktem na sprowadzenie i zorganizowanie flotylli
powietrznej Katangi. Drogą przez Lizbonę i Angolę
dociera do Kolwesi, głównego ośrodka koncentracji
sił rebelii. W Afryce nie usłyszymy już o Janu
Zumbachu, a Johnie ,,Kamikaze” Brown, pod tym
nazwiskiem poznaje całą śmietankę najemniczego
zawodu, którzy jeszcze nie raz zapiszą się w historii
Czarnego Lądu. Początki działalności Katangijskich
Sił Lotniczych dają powody do optymizmu. Złożone
z części maszyn które dawno powinny przywitać się
ze złomiarzami, samoloty Polaka skutecznie radzą
sobie
z oporem
uzbrojonych
w dzidy
sił
plemiennych. Idylla kończy się z pojawieniem wojsk
wysłanych pod patronatem ONZ, szwedzkie
myśliwce Grippen w przeciągu kilkunastu minut
niszczą budowaną z pietyzmem eskadrę Katangi.
Także na froncie lądowym secesjoniści zostają
spychani, ostatecznie Czombe ucieka z kraju a wraz
z nim pieniądze na wypłaty dla sił najemnych. Sam
Zumbach traci około milion franków, co na ówczesne
czasu jest niemałą fortuną. Wprawia to naszego
bohatera w wisielczy humor, ale nie rezygnuje
i próbuje się odkuć przez zawarcie umowy na mocy
której ma wywieść dobytek jednego z lokalnych
kacyków w bezpieczne miejsce. Niestety wichry
wojny krzyżują plany Polaka musi zadowolić się
rocznymi ,,wakacjami” w tropikach.
Kolejne lata życia upływają mu na
prowadzeniu wspomnianego klubu urozmaiconego
okazyjnymi kursami w okolicach Paryża. Dopiero
w 1967 roku ponownie nadarza się okazja niezłego
zarobku i pokaźnej dawki adrenaliny. Znów Afryka,
tym razem Nigeria a dokładniej jej południowo-
grudzień 2015
13
Jan Zumbach
wschodnie rejony. Podobnie jak w przypadku
Katangi, Biafra stanowiła bogatą w surowce
naturalne
część
państwa.
Główne
zasoby
afrykańskiej ropy naftowej pochodziły właśnie z tej
prowincji.
Dodatkowo
dochodzi
argument
wyznaniowy. Plemię Ibo było chrześcijańskie i wcale
nie podobały mu się rządy muzułmańskiej
większości z Lagos. Rezultatem powyższych była
secesja w roku 1967. Władza rebeliantów pilnie
poszukiwała doświadczonych wojaków gotowych
rzucić komfortowe życie w Europie, w co Zumbach
wpasowywał się doskonale. Ponad 50 letni już,
siada za sterami pamiętającego prezydenturę
F.D. Rooseveta – Douglasa A-26 Invader. Słowo
prowizoryczne dobrze oddaje stan lotnictwa
będącego pod komendą Polaka. Jego samolot
z wymalowanym rekinem na dziobie był uzbrojony
w beczki wypełnione wszelkim żelastwem, prochem
i fosforem wyrzucanymi ręcznie przez wojowników
plemiennych. Dzień wcześniej kobiety i dzieci
preparowały te afrykańskie odpowiedniki rakiet
Hellfire za pomocą śrubokrętów i kluczy francuskich.
Zumbach ma też przywiązanego na sznurku
ochotnika, który siedzi w ciemnościach dziobowej
części samolotu ze starym czechosłowackim
karabinem maszynowym, zaczopowanym w otworze
wybitym w poszyciu. Na przedniej szybie kabiny
Zumbach namalował tarczę strzelniczą. Gdy cel
znajdzie się w jej centrum, pilot ciągnie za sznurek,
przywiązany
do
ramienia
pogrążonego
w ciemnościach strzelca na dziobie. Ten zaś wali na
oślep z kaemu, dopóki kolejne szarpnięcie sznurka
nie nakaże mu przestać. Niezniechęcony niezbyt
obszernym arsenałem rusza do walki i odnosi
istotne sukcesy. Podczas nalotu na lotnisko wojsk
rządowych zabija samego wodza naczelnego armii
nigeryjskiej ! Innym razem ciężko uszkadza okręt
,,Nigeria”, odblokowując port. Zumbach zostawia
strój pilota dla garnituru pośrednika który ma na celu
przerzut większej ilości zdatnego do użycia sprzętu
dla rebeliantów. Skala złodziejstwa w szeregach mu
podobnych uniemożliwia zakup odpowiedniej ilości
militariów, a w roku 1970 powstańcy ponoszą
ostateczna klęskę. Historia lubi się powtarzać i tak
ponownie
lotnictwo
Zumbacha
zostaje
zdewastowane przez radzieckie MIGi. Niewzruszony
rusza z powrotem nad Sekwanę pocieszony
wiadomościami o możliwości zaległej zapłaty za
wytrych
Katangę.
Niedane mu będzie zaznać spokoju. Dwa
lata po zakończeniu przygód z Afryką do Zumbacha
zgłaszają się dwaj Polacy składając ofertę
sprzedaży złota. Kim byli oferenci? Braćmi i to nie
byle jakimi, nazywali się Janosz i działali w ramach
słynnej operacji ,,Żelazo”. Władze wywiadu PRL
wpadły na trywialny sposób zasilenia swej kasy. Czy
jest prostszy sposób niż wyjechać na zachód i kraść
co cenniejsze rzeczy? W ten sposób obrabowano
belgijski bank i to stamtąd pochodziło wspomniane
złoto. Lotnik propozycje odrzucił, ale pomogło mu to
nawiązać
kontakty
ze
starymi
znajomymi
z dywizjonu 303. Łokuciewski i Skalski po przejściu
szykan
w latach
bezpośrednio
powojennych,
wgryzali się w struktury wojskowe, popierając
nacjonalistyczną grupę ,,Partyzantów” Mieczysława
Moczara. Nie tracąc okazji Zumbach zaczął często
odwiedzać Warszawę. Układa się nad Wisłą
z organizacjami
terrorystycznymi
z Bliskiego
Wschodu, handlując z nimi m.in. celownikami
optycznymi. Postanawia założyć firmę polonijną co
udaję się zrobić dzięki pomocy wpływowych
znajomych. Wszystkie plany krzyżuje mu śmierć 3
stycznie 1986 roku we własnym łóżku. Do dnia
dzisiejszego nie wiemy jaka była przyczyna zgonu.
Istnieją hipotezy że został zamordowany, w końcu
nie tak trudno narobić sobie wrogów walcząc
i uprawiając pokątny handel z przemytem przez
ponad 30 lat. Pół roku później prochy lotnika zostają
sprowadzone do Polski i złożone z honorami na
cmentarzu powązkowskim.
Jan
Zumbach
pozostaje
jedną
z najbarwniejszych postaci historii Polski XX
stulecia. Ocena jego musi budzić kontrowersję.
Jednak uważam, że powinniśmy oddzielić osobistą
ocenę
jego
poczynań
od
podziwu
dla
skondensowania przygód, którymi mógłby obdzielić
cały eszelon kolejowy.
grudzień 2015
14
Nieistotne istotne
Nieistotne istotne
Marianna Izbaner
Przeprowadzając obserwacje nad grupą ludzi
zamieszkujących osiedle X w mieście Y, można by
zauważyć, że część z nich regularnie odwiedza
kościół, część oddaje się nocnym rozrywkom
a część nie płaci abonamentu. Znajdą się tam i tacy,
którzy nie powiedzą o sąsiedzie złego słowa, inni
zaś z niewiadomych przyczyn będą zakłócać jego
spokój w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób.
Każde z tych zachowań można by poddać analizie
i ocenie, jako że ludzie lubują się w wydawaniu
sądów moralnych dotyczących innych. Mało kto
pamięta jednak o tym, że nie istnieje jeden
uniwersalny system etyczny, dający prawo do
wydawania prawdziwych wyroków, a i słusznie
zwraca się często uwagę, by „nie mierzyć
wszystkich swoją miarą”. Każda ocena jakiegoś
postępowania bez względu na konsekwencje jest jak twierdzi Frank C. Sharp - oceną estetyczną 1. Wg
Marii Ossowskiej „sfery moralna i estetyczna
zazębiają się tak ściśle, że nie podobna postawić
wyraźnych granic między reakcją moralną
a estetyczną2”. To, co u niektórych wywołuje
zgorszenie, przez innych może zostać odebrane
z aprobatą bądź obojętnością. Opinie wynikające
z przyjętego światopoglądu stanowią ciekawy punkt
wyjścia do rozważań na temat moralności i jej roli
w życiu człowieka.
Uważana jest za sztuczny wytwór powstały wraz
z rozwojem społeczności i stworzony na jej potrzeby.
Ten punkt widzenia, poparty stanowiskiem Johna
Locke'a3, uznawany przez większość filozofów
i psychologów przez setki lat głosił, że człowiek
przychodzi na świat jako tabula rasa4; nie tylko pod
1
2
3
4
Maria Ossowska, Podstawy nauki o moralności, wyd.
Czytelnik, Warszawa 1947, s. 289
Maria Ossowska, Wzór demokraty. Cnoty i wartości,
wyd. Daimonion, Lublin 1992, s. 31
John Locke, Rozważania dotyczące rozumu
ludzkiego, ks. II, rozdz. I, §2, Warszawa: PWN, 1955,
s. 119
(tł. niezapisana tablica); pojęcie dotyczące poglądu po
raz pierwszy opisanego przez Arytsotelesa, jakoby
dusza ludzka była w momencie urodzenia
wytrych
względem doświadczeń, ale i moralności. Jego
dusza zaś zostaje niejako zapisana dzięki procesowi
edukacji oraz empiriom. Pogląd ten, mimo krytyki ze
strony moralistów wierzących we wrodzone dobro
człowieka oraz stanowiska Emila Zoli5, zyskał na
popularności wśród prekursorów oświecenia i przez
bardzo długi czas stanowił oficjalne założenie
w kontekście pochodzenia moralności.
Wybitny amerykański psycholog poznawczy Paul
Bloom w książce „To tylko dzieci. Narodziny dobra
i zła” publikuje wyniki badań dotyczące zmysłu
moralności u niemowląt. Z pozycji naukowca skłania
się ku stanowisku wspomnianych moralistów,
dowodząc, że już kilkumiesięczne dzieci, jeszcze
zanim nauczą się chodzić, czy mówić, potrafią
odczuwać empatię, okazywać współczucie oraz
oceniać postępowanie innych w kategoriach dobra
i zła. Niezwykle powszechnym jest pogląd
o dziecięcym egoizmie, który zresztą nietrudno
zaobserwować u znakomitej większości maluchów,
a który w miarę procesu socjalizacji niweluje się,
dzięki nauce funkcjonowania w społeczeństwie.
Bloom opisuje tendencję, wg której dzieci znacznie
wcześniej potrafią dokonywać moralnych ocen
u innych, niż u siebie. Dopiero gdy ich zmysł
moralny skieruje się również do wewnątrz,
zaczynają odczuwać takie emocje jak duma, czy
wstyd. Psycholog nie neguje więc zupełnie
stanowiska Locke'a, twierdząc, że to właśnie dzięki
potędze rozumu oraz wyobraźni i doświadczeniu
człowiek jest w stanie sięgnąć dużo dalej niż tylko
w obrębie prymitywnego, choć – co należy
podkreślić – wykształconego poczucia moralności,
z jakim się rodzi. Odwołując się do przekonań
Adama Smith'a, wg którego natura obdarza
człowieka zarówno zdolnością do odróżnienia dobra
od zła, poczuciem sprawiedliwości, czy empatii 6,
jednocześnie zgadza się ze stanowiskiem Hobbesa,
niezapisaną kartą, którą zapisuje się w ciągu życia
i zdobywania doświadczeń
5 Zola w powieści Nana zawarł swoje przekonanie na
temat niejakiego fatalizmu ciążącego nad życiem
ludzkim; na przykładzie tytułowej bohaterki opisał
człowieka, który od wczesnych początków, aż do
śmierci skażony jest zepsuciem.
6. Wiktor Werner, Historyczność kultury.
W poszukiwaniu myślowego fundamentu współczesnej
historiografii,
Wydawnictwo Naukowe UAM,
Poznań 2009, s.( 100 – 102)
grudzień 2015
15
Nieistotne istotne
uznającego za naturalne egoizm, wrogość wobec
obcych oraz nietolerancję7. Bloom uważa w równym
stopniu instynktowne reakcje popychające do
nienawiści, jak i zdolności do oceny moralnej jako
cechy wrodzone. Tym samym łączy poglądy trzech
wspomnianych filozofów, które, choć pozornie
wykluczające się, w obliczu wniosków płynących
z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Yale,
ujęte w odpowiedni sposób zaczynają tworzyć
spójną całość.
bezpośrednio z zasad etycznych, które z kolei mają
swój początek m.in. w przyjętych światopoglądach
oraz systemach religijnych. Ponadto zasady moralne
przyjmują najczęściej formę zdania rozkazującego
(np. Nie kradnij!), podczas gdy zasady etyczne
przybierają zwykle formy teorii, składających się
z twierdzeń, z których wyprowadzić można nakazy
moralne. Teorie etyczne mogą przyjmować dowolny
stosunek do obowiązujących zasad moralnych, np.
kwestionując niektóre z przyjętych norm.
Na wstępie do rozważań poświęconych moralności
koniecznym będzie wyjaśnić definicję tego terminu,
a także kilku innych bezpośrednio z nim związanych.
Mieczysław Migoń uznaje pojęcie „moralność” za
niedefiniowalne8. Wymienia jednak niektóre jego
cechy oraz interpretacje. Najprościej ujmując, jest to
zbiór zasad i norm, które określają, co jest dobre,
a co złe. Nie należy przy tym dziwić się różnicom
definicji, płynącym z różnych sposobów jej badania.
Inaczej będzie opisywał moralność psycholog,
inaczej zrobi to filozof. Do naukowej analizy
moralności aspiruje wiele dziedzin, których zakresy
badań nierzadko nachodzą na siebie 9. Tak więc
oprócz najstarszej
i najczęściej kojarzonej
z przedmiotem rozważań - etyki, moralnością
zajmują się również takie nauki jak psychologia,
socjologia, czy teologia moralności. Ujmuje się ją
jednak równie w znacznie szersze ramy, badając
pod kątem historycznym, antropologicznym, czy
biologicznym. Dlatego tak ważne jest, aby próbując
sformułować funkcjonowanie moralne człowieka
opierać się na każdej z dziedzin, zajmującej się tą
tematyką.
Etyka jako najstarsza dziedzina badająca moralność
odnosi się do przedmiotu zdecydowanie najszerzej
ze wszystkich pozostałych. Należy również
zaznaczyć, jak ważną rolę odgrywała i nadal
odgrywa w filozofii. Stanowiła ona przedmiot
rozważań niemal każdego filozofa, który poszukiwał
własnej, przełomowej i jedynie słusznej koncepcji.
Powołując się na podział dokonany przez Antoniego
B. Stępienia, wyróżnić można pięć głównych
zagadnień, jakimi zajmuje się etyka10.
Warto zwrócić uwagę na związek moralności
z często mylnie utożsamianą z nią nauką, jaką jest
etyka. Ta dziedzina filozofii, zwana również filozofią
moralną zajmuje się m.in. badaniem zasad
moralnych, ich pochodzenia oraz formułowaniem
wniosków i zasad etycznych. Nie należy mylić tych
ostatnich z zasadami moralnymi, gdyż te wynikają
7
8
9
Joseph Cropsey, Leo Strauss, Historia filozofii
politycznej, wyd. Fronda, Warszawa 2010 s. (399-400)
Mieczysław Migoń, Wstęp do etyki. Skrypt,
Wydawnictwo Gdańskiej Szkoły Wyższej, Gdańsk
2013, s. 17
Piotr Żylicz, Psychologia moralności. Wybrane
zagadnienia, Academica Wydawnictwo SWPS,
Warszawa 2010, s. 8
wytrych
Są to następująco: teoria wartości moralnych, teoria
postępowania
moralnego,
teoria
sprawności
moralnych (aretologia), etyka specjalna (np.
zawodowa) oraz teoria percepcji oceny moralnej.
Po co jednak dzisiejszemu człowiekowi etyka? Czy
jej badacze uprawiają swego rodzaju sztukę dla
sztuki? A może w czasach, w których spory etyczne
toczą się o coraz drobniejsze, coraz bardziej
delikatne kwestie jest ona bardziej potrzebna, niż
kiedykolwiek?
Filozofia postrzegana jest jako nauka niedostępna,
trudna i nieciekawa. To nieprawda; każdy przecież
może być filozofem. Przestańmy bać się
skomplikowanych pojęć; zacznijmy patrzeć trochę
szerzej, niż zakłada to maturalny klucz odpowiedzi.
Musimy się stać, musimy nadejść.
10 Antoni B. Stępień, Wstęp do filozofii, Prace wydziału
filozoficznego, 65 wyd. 3, Lublin 1995, s.104
grudzień 2015
16
Piosenka o lekkości życia
Piosenka o lekkości
życia
Adam Drożyński
O! Zerwijmy gwiazdy z nieboskłonu
I kwiaty z nadwiślańskich łąk
Zatańczmy na oparciu tronu
Prędko łapiąc blask swych rąk
Przelotnym spojrzeniem pozdrówmy się wzajem
Słońce oświetli nam lica
Rozkwitną betonowe gaje
Ulic otworzą się krynice
I w pędzie, gubiąc chmurne cienie
W sekundzie siebie przeżywając
Wzniesiemy krótkie, rwane pienie
Lekkość żywota wychwalając
Bo oto spadły nam kajdany
Bierności, czasu i bezkresu
I niczym drgające membrany
Wśród bratnich sobie każdy wesół
O! Zbędne nam wyniosłe mowy
Jedno słowo wyrazi treść
Jedno spojrzenie na ten świat nowy
Jedną się chwilę będzie nieść
Lecz dojdzie – tego jestem pewny
Do Twoich oczu zwiewnych bram
I widząc obraz tak pokrewny
Na wieczną chwilę będzie tam
wytrych
grudzień 2015
17
ROM-antyczność
wskazówek,
Każdy z nas będzie kroczył w nieśmiertelność,
śmiało ku nicości.
To nie przepowiednia ja po prostu mówię.
Boje się że z tej płyty ktoś się będzie uczył miłości.
ROM-antyczność
Filip Olesiński
Znajdzie ktoś, kiedyś i gdzieś płytę starą.
Wypaloną w czerwonym świetle, gdy wolność mu
zabrano.
W dniu wydania, na tłocznie zerkała z latarni.
Rumieńce na pokaz dopóki klient nie wyjdzie ostatni.
Okładkę obejrzawszy, odkrywca przeszłości znajdzie
ciekawostkę.
Amor zmienione na Eros, ale znaczenie imion
utonęło w nurcie bezpowrotnie.
Zabiera płytę by patrzeć na to przez pryzmat
szklanych oczu.
I wiele par skierował na dysk by jego wnętrze
poczuć.
Rozdział pierwszy, o sercu zakutym w wersy.
Mistrzowie spod herbu pióra i kartki,
Trzymają je za krew, wpisane pomiędzy kratki.
Nie więzienie to dla niego, lecz rezerwat.
Wśród czerwonych od codzienności twarzy, nie dane
mu przetrwać.
Rozdział drugi, o sercu sprzedanym by spłacić
bogactwa długi.
Ludzie bez twarzy płyną w arteriach szklanych,
Już dawno powód istnienia przez nich zapomniany.
Płacą za autoportrety, wzrok nie schodzi z innych,
niech zatrzyma się na lustrze,
Bo każdy z nich zbrodni niewinny, a w piersi mają
pustkę.
Rozdział trzeci, o tym jak budują przyszłość
Babilonu dzieci.
Tańczą na placu budowy jutra i buntują się przeciw
woli poprzedników,
Bo zamiast dążenia do celu, wolą pomieszanie
języków.
Chytrze i płytko postępują nagminne.
Przekupieni przyjemnością zamiast sięgać do
gwiazd oczu wolą zasięgać języki inne.
To się wydarzy gdy, z zegarów pozostanie cień
wytrych
grudzień 2015
18
zamknięta.
zamknięta.
Aneta Zaremba
Boję się:
że następnego oddechu nie będzie,
że zniknę nie będąc sobą,
że nie będę tam gdzie chce być,
że nie trafię na kogoś z kim chcę być,
że zamknę oczy wieczorem a poranek nie nastanie,
że herbata którą kończę jest tą ostatnią,
że chcę za dużo,
że nigdy nie napiszę czegoś naprawdę dobrego,
że nie złapię się za serce, z łzami w oczach,
wiedząc że, o to właśnie chodzi w życiu.
Mając naście lat, nic naprawdę nie wiem,
a boję się że się nie dowiem..
bo ile jest osób, które się nie dowiedziały?
Tracąc za szybko człowieka, który dwa dni temu
śmiał się do łez, siedział obok, śpiewał razem ze
mną w parku do księżyca czy wykradał mi frytki
i ulubioną pastę jajeczną, a najbardziej lubił lody
ciasteczkowe.
Rozumiem dużo, a najbardziej to, że jesteśmy tu
tylko na chwilę.
I naprawdę możliwe jest że, następnego oddechu,
poranka i herbaty nie będzie. Zamknęłam się w tym
przerażeniu.
Chociaż wiem, że to ostatnia rzecz jakiej on by dla
mnie chciał...
Za to, chciałby dla mnie życia, i za mnie i za siebie
I na pewno chciałby, żebym jadła podwójną porcję
lodów ciasteczkowych.
wytrych
grudzień 2015
19
Niedokonana noc
Niedokonana noc
Maria Jazdon
Niedokonana noc
Chybotliwych doznań
poskręcany sznur spadł już ze śniegiem
wczorajszej nocy
a zamarznięte łzy na policzkach
rzekami się
mienią
odbitym gwiazd światłem
świecą
Krew cicho krążąc
przemierza me ciało
ogrzewa
i niesłyszalnie włącza się w śpiew
tej nocy cichych oddechów
a głośnych bić serc
bębnów mitycznych
szumu bladych z zimna drzew
Horyzont
granice chwili zamyka linią
górskich szczytów
ten świat złożony z szorstkiej sierści wiatru
i zimnego utulenia
czekanego z daleka
ciepła
Gdzie czas wyznacza
chylenie się duszy przed twórcą gwiazd
przez które prawie serce pękło
jutro
wyruszymy dalej przekraczając biegiem
nasz dzisiejszy ostateczny kres
Dookoła najczystsze piękno
Słońce stopi potoki łez
zniknie chwila rwanych uniesień piersi
i nagłych zdziwień
jak odrealniony, puszysty sen
czmychnie do lasu
gdy nowy śpiew obwieści
po nocy dzień
wstaniemy powiemy do siebie
Leć
wytrych
grudzień 2015
20
Recenzja “Kasacji” Remigiusza Mroza
Fot. 5: aspirujacypisarz.pl/
Recenzja “Kasacji”
Remigiusza Mroza
próbującemu go wybronić duetowi. Są to Joanna
Chyłka,
czyli
bezpośrednia,
niesamowicie
inteligentna, a przede wszystkim sarkastyczna pani
mecenas i Kordian Oryńskim zwany „Zordonem” –
zielony jak wiosenna trawa aplikant, którego
opiekunką zostaje Chyłka.
Anna Burnicka
Długo wzbraniałam się przed “Kasacją”. Thriller
prawniczy oparty na polskich realiach na początku
zdecydowanie do mnie nie przemawiał. Wydawało
mi się, że to bardzo nietrafiony pomysł. Dobrze
wiemy, że polskie rozprawy sądowe znacznie różnią
się od tych typowo amerykańskich, są nudniejsze,
mniej widowiskowe, przez co o wiele mniej ciekawe
dla przeciętnego odbiorcy. Bardzo się cieszę, że
mimo tych przeświadczeń po nią sięgnęłam, bo
zatrważająco szybko stała się jedną z moich
ulubionych powieści. Autorem „Kasacji” jest
Remigiusz Mróz, młody pisarz, a co ciekawe –
doktor nauk prawnych.
Książka, jak to bywa w thrillerach, zaczyna się od
morderstwa, tym razem podwójnego. Sprawę
komplikuje fakt, że oskarżony spędził ze zwłokami
aż dziesięć dni w swoim mieszkaniu, do tego sam
nie przyznaje się do winy i utrudnia pracę
wytrych
Właśnie oni, a przede wszystkim Joanna Chyłka to
główne powody dla których warto sięgnąć po tę
książkę. Postać Chyłki stanowczo odbiega od
klasycznego wzorca prawnika, lubi szybką jazdę,
pali jak smok, jak i nie używa wyszukanego
słownictwa. Jest to mocna bohaterka, miejscami
odrobinę przerysowana, jakby autor chciał na siłę
sprawić, żeby pod każdym względem różniła się od
stereotypu prawnika. Wspaniale napisana, jej
docinki, zwłaszcza w stronę odrobinę zahukanego
„Zordona” potrafią rozbawić do łez, a swoją silną
osobowością potrafi przyćmić resztę bohaterów.
Niecodzienny może wydawać się fakt, że autor
przedstawia nam dokładnie, jaki samochód ma pani
prawnik, jakie konkretne dania zamawia i gdzie lubi
się stołować, a nie znamy podstawowych informacji,
takich jak np. jej wyglądu. i tak, choć wiemy, że
uwielbia papierosy marlboro to trudno w powieści
grudzień 2015
21
Recenzja “Kasacji” Remigiusza Mroza
znaleźć informację jaki ma kolor włosów. Osobiście
bardziej przeszkadza mi jednak to, że autor traktuje
ją, jak i wszystkie postaci dość pobieżnie pod
względem
portretu
psychologicznego.
Zdecydowanie jest to aspekt, który powinien być
bardziej rozwinięty, gdyż mamy do czynienia
z postacią barwną, lecz nie poznajemy przyczyn jej
konkretnych zachowań, czego trochę żałuję.
Również Kordian został wyjątkowo barwnie
przedstawiony, poznajemy go jako ambitnego,
młodego aplikanta, który w swoim początkowym
zaskoczeniu, jak i naiwności jest niesamowicie
uroczy i po prostu trudno go nie lubić. Zrobiło mi się
go nawet trochę żal, gdy dowiedział się, że praca
w kancelarii nie polega jedynie na codziennym
jedzeniu sushi i chodzeniu na squasha.
Akcja powieści pędzi tak, że czytelnik nie ma nawet
chwili oddechu, wciągany jest w coraz to nowe
zwroty akcji, manipulacje, cały czas można
odczuwać napięcie, co sprawiło mi ogromną
satysfakcję. Ze względu na to, „Kasację” czyta się
bardzo szybko, praktycznie za jednym tchem.
Kolejną ważną zaletą powieści jest jej język - Mróz
mimo doktoratu z nauk prawnych nie używa
wyspecjalizowanego słownictwa, tekst zrozumiały
jest dla laików w dziedzinie prawa, przez co dzieło
jest łatwe w czytaniu i przystępne dla wszystkich.
Wspomniane już na początku rozprawy sądowe są
bardzo miłym zaskoczeniem - choć trudno mi było
sobie wyobrazić scenariusze rodem z powieści
Johna Grishama w polskich realiach, to pisarzowi
udało się je ubarwić, zachowując przy tym duży
realizm co jest niemałym osiągnięciem.
Fot. 6: empik.com
Podsumowując „Kasacja” to znakomicie napisany
thriller z ciekawą fabułą, który zdecydowanie warto
przeczytać. Jestem przekonana, że będziecie
śledzić z zapartym tchem losy głównej bohaterki, jak
i przeżywać rozgrywane na łamach powieści
wydarzenia i zwroty akcji.
wytrych
grudzień 2015
Tytuł:
Kasacja
Autor:
Mróz Remigiusz
Wydawnictwo:
Czwarta Strona
Język wydania:
polski
Język oryginału:
polski
Ilość stron:
496
Numer wydania:
I
Data premiery:
2015-02-18
Rok wydania:
2015
22
Drapieżne plantae
Fot. 7: national-geographic.pl
Drapieżne plantae
W rzeczywistości istnieją grupy roślin, które łamią te
zasady.
Firas Haj Obeid
Z czym nam się kojarzą organizmy roślinne?
Zapewne
z charakterystycznymi
barwnymi
okwiatami grupy okrytonasiennych, smacznymi
jaskrawo zabarwionymi owocami i przyjemnym
zapachem ich olejków eterycznych. Choć to
jednostki żywe w takim samym stopniu jak
przedstawiciele pozostałych królestw, nie wykazują
one
tak
wielu
dynamicznych
ruchów
charakterystycznych dla innych grup organizmów,
jak żaglica osiągająca prędkość do 130 km/h, czy
deltaproteobakteria z rodzaju Bdellovibrio, atakująca
inne bakterie z prędkością 100 μm/s[3]. A pozyskują
one potrzebne związki jedynie na drodze
fotosyntezy
i pobierania
korzeniowego.
Tak
przynajmniej wydaję się na pierwszy rzut oka.
wytrych
Muchołówki (Dionaea) to pierwsza taka grupa. Jej
liście przekształcone w pułapki działają jak klatka.
Na krańcach tych liści wydzielany jest nektar, który
ma zwabić potencjalną zdobycz. Oba fragmenty
liścia (górny i dolny) są wyposażone w trzy włoski
czuciowe. W momencie, gdy jeden z nich zostanie
podrażniony uruchamia się 'stoper', jeśli w ciągu
następnych 20 sekund, którakolwiek z tych struktur
zostanie pobudzona ponownie, pułapka zamyka się
a włosy na krańcach jej liści tworzą barierę
uniemożliwiającą owadowi wydostanie się z niej.
Dalsze bodźce mechaniczne powodowane przez
ofiarę przyspieszają uwalnianie specyficznych
enzymów hydrolitycznych, które wkrótce nie
pozostawią z niej nic prócz chitynowego oskórka.
A jeśli muchołówka nie złapie żadnych owadów,
wtedy pięknie wybarwia swoje pułapki na jaskrawy
kolor.
grudzień 2015
23
Drapieżne plantae
Rosiczki (Drosera L. ) to zbiór roślin, których gatunki
występują w Polsce, na chronionych bagnach
i torfowiskach,
gdzie
azot
nie
występuje
w dostatecznej ilości a ph gleby jest silnie kwaśne.
Możemy spotkać rosiczkę okrągłolistną, pośrednią
i długolistną. Ich liście pokrywają bardzo liczne
włoski
wydzielnicze,
na
których
krańcach
wytwarzana jest lepka mieszanina cukrów i kwasu
mrówkowego[2].
Owad
zwabiony
wydzieliną
przylepia się do pułapki, która owija się wokół niego
i stopniowo trawi.
Tłustosze (Pinguicula L.) funkcjonują bardzo
podobnie, na powierzchni ich liści wytwarzany jest
lepki śluz bogaty w cukry i enzymy trawienne,
w momencie gdy ofiara zwabiona śmiertelną
mieszaniną przylepi się do organu, ten zawija się
wokół ofiary rozkładając ją i pobierając potrzebne do
funkcjonowania
związki
azotowe.
W Polsce
występują dwa gatunki tłustoszy (tłustosz alpejski,
tłustosz pospolity) i wszystkie one są pod ścisłą
ochroną gatunkową.
Pływacze (Utricularia L.) z kolei to grupa roślin
mięsożernych, unoszących się swobodnie w toni
wodnej. Ich przekształcone liście, tworzące aparaty
chwytne, zamykają zdobycz w pęcherzykach, które
zasysając wodę do środka łapią drobne skorupiaki
m.in. rozwielitki, oczliki. Do polskich przedstawicieli
tej grupy organizmów należy 5 gatunków (pływacz
drobny, pływacz krótkoostrogłowy, pływacz średni,
pływacz zachodni, pływacz zwyczajny).
Dzbaneczniki (Nepenthes L.) to najbardziej
efektowna grupa organizmów łamiących 'roślinne
stereotypy'. Wytwarzają one ogromne, piękne
dzbankowate liście, na których obrzeżach na
znajdującym się tam kołnierzyku wydzielany jest
śliski śluz, wabiący owady do środka liścia, który
wypełniony jest sokami trawiennymi. Rośliny te
składają się również z przewodu regulującego ilość
płynów
wewnątrz
liścia
oraz
wieczka
zapobiegającego wlewaniu się do dzbanecznika
wody deszczowej. Niektóre gatunki wiewiórek
zlizując z wewnętrznej strony wieczka bogatą
w cukry wydzielinę, wydala do środka dzbanecznika
jej produkty przemiany materii. Mieszanina ta
zawiera substancje o działaniu przeczyszczającym,
czyniąc z dzbaneczników leśne toalety[1]. Czasem
wytrych
do pułapkowych liści, mogą wpaść drobne kręgowce
(żaby, szczury, ptaki wróblowe) dla których również
roślina nie ma litości.
Kapturnice (Sarracenia L.) funkcjonują podobnie do
Nepenthes. Ich liście również tworzą struktury
przypominające dzbanek, jednak ofiara wabiona
nektarem tonie w znajdującej się wewnątrz wodzie
deszczowej wzbogaconej w enzymy trawienne.
Przewody prowadzące do soków hydrolitycznych
niektórych z tych roślin, są tak zbudowane by
w podobnych odstępach promienie słoneczne
przechodziły przez przewód intensywniej niż
w innych miejscach. W ten sposób kapturnice są
w stanie zwabić wiele podążających za światłem
owadów.
Okazuję się, że otaczający nas świat jest piękny
w swej jedności i różnorodności, którą objawia
w każdej żywej formie. Natura nie przestaje
zadziwiać
inteligentnymi,
mechanizmami
i powstałymi na drodze ewolucji złożonymi
zależnościami.
Niesamowita
jest
również
umiejętność adaptacji organizmów do zmieniającego
się środowiska, w taki sposób, iż doprowadziła do
powstania jedynych w swoim rodzaju grup roślin
drapieżnych
po
raz
kolejny
udowodniając
doskonałość i maestrię swoich praw.
Piśmiennictwo:
1. https://www.youtube.com/watch?v=QBhjkBUec-4
[dostęp 01.10.2015}
2. Kopcewicz K., Lewak S.; Fizjologia roślin .
Warszawa, 1998. Str. 99 Wydawnictwo PWN (2002r)
3. Campbell N.A., Reece B. J., Urry A.L., Cain L.M.,
Wasserman A.S., Minorsky V.P., Jackson B.R.
(2014) Biologia. Str. 568 Poznań, wyd. ,,Rebis”
grudzień 2015
24
Kompendium orientalnych punktów gastronomicznych w Bydgoszczy
Fot. 8: stylowi.pl
Kompendium
orientalnych punktów
gastronomicznych
w Bydgoszczy
Mateusz Rasmus
Przemiany ustrojowe pozwoliły otworzyć się Polsce
na wiele zagranicznych rynków. Na polskich ulicach
zaczęły pojawiać się liczne bistro. Większość z nich
ma swoje źródła w Ameryce – McDonalds’, Burger
King czy KFC. Przemiany, które zaszły w naszym
pięknym kraju noszą nazwę amerykanizacji, oraz
w wersji węższej makdonaldyzacji. Z początku,
mimo bycia dość wrogo nastawionym do ww.
procesów, sam byłem zachwycony produktami
spożywczymi pochodzącymi z kraju wuja Sama.
Z biegiem czasu zdałem sobie jednak sprawę, iż
produkty pochodzące z tych fastfoodów są nie dość,
że niezdrowe (owszem!!!) to miałkie. Ile można jeść
kanapki? Okazało się, że nie są to tylko moje
odczucia! Tę gastronomiczną niszę próbowałem
z początku wypełnić produktami tfu wegetariańskimi.
Gdy za pokaźną sumę 9 złotych w popularnym
wytrych
wegańskim barze otrzymałem sałatkę o masie 30g
zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak. Niestety,
moje obawy potwierdziły się. W środku rzekomej
sałatki otrzymałem produkty, których przeznaczenia
nazwanie spożywczym byłoby faux pas (jarmuż).
Lżejszy o pół zawartości portfela, a cięższy
o amerykańskiego
reżysera
opuściłem
ten
przybytek.
Mam
nadzieję
bezpowrotnie.
Podrażniony chwilowym niepowodzeniem nie
ustawałem w poszukiwaniach. Moim wybawieniem
stała się kuchnia azjatycka. Charakteryzuje się ona
wyrazistością smaku, wyśmienitym stosunkiem ceny
do
jakości
i ilości
oraz
często
walorami
ponadsmakowymi. W moim przypadku azjatycka
sztuka kulinarna była również zachętą do poznania
tamtejszej kultury. i w tym momencie konieczne jest
doprecyzowanie. Azja jest kontynentem dość
sporym i niejednolitym kulturalnie. Na pierwszym
etapie przygody z kuchnią azjatycką z takim samym
entuzjazmem
spożywałem
potrawy
kuchni
bliskowschodniej jak (Quasi!) tureckiej, jednak pobyt
w nadbosforańskim kraju utemperował moje zapędy.
Z szokiem przyjąłem fakt, iż nikt w Turcji nie je
kebabów. Musiałem się jednak oswoić z myślą, że
kebab to potrawa europejska, a co za tym idzie –
nieciekawa, a jako, że oswojenie poszło mi całkiem
dobrze nie będę tracił czasu na recenzowanie
kebabów. Z kręgu moich zainteresowań wypadły
równie szybko kuchnie arabska i kaukaska.
grudzień 2015
25
Kompendium orientalnych punktów gastronomicznych w Bydgoszczy
Z wyjątkiem dwóch – trzech większych ośrodków
miejskich są one w Polsce właściwie nieobecne.
Zasięg mojego kompendium czy też ?cotojest?
obejmuje lokale specjalizujące się w kuchni
z półwyspu indochińskiego, koreańskiego, Chin oraz
Japonii. Teoretycznie zamiast określenia orient
powinienem używać więc określenia daleki wschód,
lecz jest ono co najmniej nieatrakcyjne. Stąd rejony
te w moim kompendium występować będą pod
nazwą orientu.
Wykaz ten najtrudniej jest zacząć. Świadomość
odpowiedzialności dziejowej długo mąciła mój
umysł. Jak najlepiej ukazać zachodzące trendy? Czy
przedstawienie jednych lokali przed innymi nie
będzie krzywdzące dla tych drugich? A wreszcie –
jakiej skali użyć by swoimi obiektywnymi ocenami
jak najlepiej oddać charakter tych wielu
nietuzinkowych miejsc? Zdecydowałem się jednak
na skalę słowną. Najlepsze lokale opatruję
wyrażeniem „restauracja”, te o niższej jakości
potraw lub marnym klimacie słowem „bar”, a te które
jedynie podszywają się pod orient wiele mówiącym
stwierdzeniem „podróba”. Z nadzieją, że pomogę
wielu osobom w wybraniu swojej życiowej drogi
kulinarnej, jak i wyborze wielu mniejszych ścieżek
od tej drogi odchodzących przystąpiłem do
recenzowania.
potrzebującym, szczególnie w późnych godzinach
weekendowych. Poszczególne bary można znaleźć
właściwie na każdym szanującym się bydgoskim
osiedlu, a nawet w Osielsku. Najpopularniejszy
produkt to kubełek. Do wyboru mamy duży i mały.
Duży jest niby duży i niby wygląda jak duży,
rzeczywistość jest jednak odmienna. Nie jest duży
tylko ma podwyższone denko. Jest on jednak
lepszym wyborem, ponieważ do małego dodawana
jest tylko jedna porcja sosu, co sprawia, że potrawa
jest zbyt sucha. A sam kubełek jest co najmniej
zjadliwy, pewnym urozmaiceniem jest duża liczba
sosów, według jednostek Scoville’a niektóre z nich
mogłyby nawet służyć za gaz pieprzowy. Niestety,
najpopularniejsze danie jest zarówno praktycznie
jedynym. Zamówić można również zapiekanki, lecz
trudno budować na nich stałą dietę. Dobrym
rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie większej
liczby potraw, a jeszcze lepszym wprowadzenie
potraw mających cokolwiek wspólnego z Chinami.
Z początku wystawiłem więc ocenę podróba, lecz
nie czułem się z tym dobrze. Przypomniałem sobie
twarze ludzi spożywających tam północne posiłki.
Jakbym oszukał przyjaciela.
Bar/Podróba
Tu bi kontińjut
Chińska Patelnia
Chińska Patelnia to szeroko znana, lokalna,
bydgoska
firma.
W czasie
swojej
9-letniej
egzystencji zdążyła rozszerzyć swoją działalność na
prawie całe województwo. Jest to popularne miejsce
stołowania się przyjezdnych do Bydgoszczy, jak
i funkcjonariuszy prawa. Dodatkowym atutem jest
lokal znajdujący się przy ulicy Długiej. Stoi on
otworem 24h na dobę i służy pomocą wielu
wytrych
grudzień 2015
26
Ecologists, let me drive my VW in peace
Fot. 9: cbc.ca
Ecologists, let me
drive my VW in peace
Piotr Wojnicz
A month or so a massive conspiracy has been
disclosed: VW group has been continuously
cheating on the emissions tests. Those tests are to
find out how much pollution does the engine
produce and how many trees will it kill during its
in-car lifetime. Since this discovery the situation has
caused a massive outrage throughout the world. It is
undisputed that this fact is a huge let-down and a big
scratch on Volkswagen’s reliable image (apart from
the past moments with Adolf Hitler), but what i would
like to focus on is the pressure for ecology that
caused all those regulations.
i have to admit that pollution is an important and
ongoing problem in the world, however not in
modern-day Europe or the USA. We started reacting
to this years ago by closing down highly-polluting
factories, developing renewable energy sources and
so forth. It is now less and less serious and this
problem’s threat rate is constantly going down in our
wytrych
environment, whereas in India or China they could
not be bothered about any of that. Yet we are still
reminded about how much damage WE bring to the
earth, shown pictures of dying polar bears,
acknowledged that a snail somewhere in the
western Hungary is on the edge of extinction due to
our actions etc. And so the witless people from
ecology department are still giving us new useless
laws to „protect the environment”(aforementioned
emissions tests are among them), even though we
are not the main factor causing pollution. Western
Europe and Northern America are not even close to
it.
Ecologists look on every motorist like on
a sociopath and do everything to limit the amount of
cars on the road. So to fulfil their plan they gave us
restrictions of maximum pollution rate a new car can
produce, even though God himself cannot live up to
their requirements. Why can’t we simply stop going
in this moronic direction? Why do these people need
to inspect the exhaust pipe in a new Golf instead of,
let’s say, working on Peru’s pollution rate? Leave my
Passat alone and at least once do something useful.
grudzień 2015
27
Z życia samorządowca
Fot. 10: archiwum Samorządu Uczniowskiego VI LO w Bydgoszczy
Z życia samorządowca
Błażej Karczmarczyk
Liście opadły już z drzew, a niedźwiedzie powoli
zasypiają, by obudzić się dopiero na wiosnę.
Samorząd nie zamierza jednak pójść w ich ślady. Po
październikowej uroczystości z okazji Dnia Edukacji
Narodowej (której, jak słusznie zauważono, byliśmy
WSPÓŁorganizatorami wraz z klasą IIa), przyszedł
czas na pomoc w organizacji Dnia Nauki. i mógłby
być
to
w zasadzie
artykuł
o uczynności
i bezinteresowności ludzi, a nie relacja z kolejnego
miesiąca działań SU, bowiem zaangażowanie w to
wydarzenie przerosło oczekiwania nawet takiego
optymisty jak ja. Pozostańmy jednak przy pierwotnej
koncepcji. W tym roku to właśnie Zarządowi SU
przypadła ta, jakby nie patrzeć, niewdzięczna rola
przydziału klas do poszczególnych wykładów.
Niektóre wykłady cieszyły się szczególnie dużym
zainteresowaniem,
dlatego
też
dyskusja
z przedstawicielami klas była bardzo burzliwa.
Negocjacje pozwoliły jednak znaleźć kompromis.
Niezadowoleni do końca uczniowie z pewnością
będą mieli okazję posłuchać upragnionych
wykładów podczas kolejnych konferencji. W czasie
Dnia Nauki przedstawiciele SU uczestniczyli
w uroczystym otwarciu Strefy Językowej na 3.
piętrze, opiekowali się wykładowcami, pomagali
odnaleźć uczniom przypisany wykład, drukowali
portrety gości, tworzyli fotorelację, a także
przeprowadzali wywiady. Tego dnia mogliśmy
posłuchać wykładów m.in o Enigmie, anatomii,
sporcie, językach obcych, prawie, astronomii czy
wytrych
nagłaśnianiu koncertów rockowych. Ten ostatni,
podobnie jak rok temu, spotkał się z wieloma
pozytywnymi opiniami.
Oczywiście, nie zapominamy również o KFA Klaps.
W listopadzie mieliśmy możliwość promować nasz
konkurs na Festiwalu Camerimage. Naszą szkołę
odwiedził również 3-krotny zdobywca OscaraWalter Murch, który przybył do Bydgoszczy
w ramach
Festiwalu.
Podczas
spotkania
przybliżyliśmy wybitnemu montażyście nasz konkurs
i otrzymaliśmy
autografy
na
materiałach
promocyjnych, które z pewnością ucieszą przyszłych
laureatów Klapsa. W ZSO nr 6 powstało także
kolejne medium. Od teraz uczniowie będą mogli
dzielić
się
swoimi
zainteresowaniami
i umiejętnościami w szkolnej telewizji tvVILO, której
efekty wkrótce zobaczycie.
Pożegnam się tradycyjnym zaproszeniem na
zebrania SU w każdy poniedziałek i czwartek na
dużych przerwach w sali 44. A jako, że Święta coraz
bliżej, składam Wam najserdeczniejsze życzenia
w imieniu swoim i całego Zarządu!
grudzień 2015
28

Podobne dokumenty