Pobierz - Wytrych
Transkrypt
Pobierz - Wytrych
Spis artykułów Je suis homme Maria Jazdon 2 Małe-duże wybory Krzysztof Kropidłowski 4 Humans of New York Alicja Wujków 6 Rzymu mego kolumny Adam Drożyński 8 Jan Zumbach Borys Sadowski 11 Nieistotne istotne Marianna Izbaner 15 Piosenka o lekkości życia Adam Drożyński 17 ROM-antyczność Filip Olesiński 18 zamknięta. Aneta Zaremba 19 Niedokonana noc Maria Jazdon 20 Recenzja “Kasacji” Remigiusza Mroza Anna Burnicka 21 Drapieżne plantae Firas Haj Obeid 23 Kompendium orientalnych punktów gastronomicznych w Bydgoszczy Mateusz Rasmus 25 Ecologists, let me drive my VW in peace Piotr Wojnicz 27 Z życia samorządowca Błażej Karczmarczyk 28 Je suis homme Fot. 1: theweek.co.uk otworzyli się na drugiego człowieka . Je suis homme Maria Jazdon Nie miało tak być. Chciałam napisać o czymś lżejszym i przyjemniejszym, ale niestety rzeczywistość zweryfikowała moje plany. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia (choć zdawać by się mogło, że trwają już tak mniej więcej od połowy listopada, patrząc na sklepowe półki wypchane po brzegi mikołajami, czy choinki stojące przy większych centrach handlowych), święta, które „ustawowo” powinny przypominać nam o czymś więcej niż o tym, co to znaczy „najeść się po wsze czasy” czy „jak leciała druga zwrotka Last Christmas”. Oczywiście powyższe wyrażenia już dawno stały się, stety czy niestety, symbolami „najpiękniejszych świąt w roku” i nie ma w tym chyba nic specjalnie złego, ot część popkultury. Przyzwyczailiśmy się do masowego zachwytu, masowego potępienia, zmasowanej pomocy. Jest to po prawdzie w pewien sposób naturalne, bądź co bądź ludzkie, nie jesteśmy samotnymi wyspami. Ta masowość odbiera nam jednak możliwość przemyślenia tego, co robimy, świadomości własnych działań. Ważne jednak jest, byśmy - jeśli nie potrafimy robić tego częściej niż od święta przez chwilę się zatrzymali, spróbowali spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy i mimo wszystko wytrych Ostatnio stało się to wyjątkowo trudne, sytuacja geopolityczna jest coraz bardziej napięta, rozliczne reportaże w jedynych faktach czy innych wiadomościach nie napawają optymizmem. Nagle, w wydawać by się mogło (lub wydawać by się miało) poukładanej i zgodnej Europie, w której przyszło nam mieszkać, coraz bardziej krystalizują się różnice światopoglądowe, konflikty interesów. Coraz gorzej rysuje się sytuacja na Bliskim Wschodzie, na zapomnianej chwilowo Ukrainie nadal giną ludzie, a rządy wielu krajów stają się coraz bardziej autorytarne (Węgry, Turcja, Rosja). Mniejszości narodowe domagają się swoich praw, radykalne nurty zyskują na sile, a ISIS stale wzbogaca się, sprzedając „nieznanym nabywcom” kolejne beczułki ropy za pół ceny. W tym całym zamieszaniu gubimy siebie, bezradnie obieramy mandarynki wgapiając się w ekran telewizora, z którego mówią do nas kolejne poważne twarze. Skala wydarzeń sprawia, że zdajemy się na działania masowe, rezygnując częściowo z odpowiedzialności, a właśnie ten owczy pęd stanowi największe zagrożenie, wcale nie ISIS, Rosja, neonaziści, uchodźcy itp. Przykładem tego bezmyślnego, chwilowego jednoczenia się, które niestety mało co ze sobą niesie, jest „okopywanie się” w kolejnych sloganach. Dobrze pamiętam, gdy 7 stycznia 2015 r. po zamachu w siedzibie pisma Charlie Hebdo, Internet zaobfitował w różnej maści wpisy i publikacje okraszone tagiem „ Je suis Charlie”. „Okopane” w tym sloganie społeczeństwo, słusznie zresztą przestraszone sytuacją, żałujące zmarłych i ich rodzin, nie dopuszczało do siebie grudzień 2015 2 Je suis homme jednak pytania – dlaczego stało się to co się stało? Z sytuacji nie wyciągnięto żadnych wniosków. Wpis na Facebooku o treści „Je suis Charlie” stał się widocznie wystarczającym wyznacznikiem poprawnej postawy obywatelskiej czy ludzkiej, mało kto zainteresował się, co w tym piśmie było publikowane i czy rzeczywiście publikowane być powinno, lub czy rządy państw europejskich naprawdę kontrolują to kto, kiedy i w jakim celu do danego kraju przyjeżdża. Podobna sytuacja, oczywiście w o wiele większej skali miała miejsce podczas listopadowego zamachu w Paryżu, w wyniku którego zginęły 132 osoby. Ponownie Facebooka zalały wyrazy współczucia, wyrażane choćby zmianą zdjęcia profilowego na takie z francuską flagą, czy jedyne w swoim rodzaju napisy takie jak Je suis Paris czy Pray for Paris. Fala masowego oburzenia, strachu, smutku przeszła przez cały medialny świat. Nasze współczucie jednak bardzo często ogniskuje się na jednym , podanym nam przez media wydarzeniu, nie wynikając do końca ze szczerego zainteresowania sytuacją na świecie. Wystarczy wspomnieć choćby o tym, że mało kto zauważył, że dzień przed paryską tragedią, w średniozamożnej dzielnicy Bejrutu zginęły, także w wyniku zamachu, także zorganizowanego przez ISIS, 43 osoby, a kilkadziesiąt osób zostało rannych. Oglądamy kolejne tłumy uchodźców, imigrantów, przybyszów z Bliskiego Wschodu, przekraczających granice kolejnych państw. Z jednej strony słyszymy o tym, żeby przyjąć ich z otwartymi rękoma, przyznać mieszkania, miejsca pracy, sprowadzić ich rodziny, z drugiej, że powinni oni walczyć za swój kraj, a nie uciekać przed wojną, że każdy człowiek powinien żyć w obrębie swego kręgu kulturowego, że zaraz w Europie zostanie wprowadzone prawo szariatu. Obie strony mają częściowo rację, każda jednak kurczowo trzyma się swojego zdania - nie prowadzi to do żadnej sensownej rozmowy na temat migracji, a największym argumentem obu skrajnych stron jest to, że strona druga argumentów nie ma. i tak znowu zajmujemy się wypisywaniem „Tak dla uchodźców”, „ Nie dla uchodźców” na kolejnych forach, a zarazem tym działaniem coraz bardziej oddalamy się od zwykłego człowieka, patrzymy na wszystkie te wydarzenia masowo. Na naszych oczach rozgrywa się gra, w której skupiamy się nie wytrych na pionkach, ale na tym jakiego gracza tym razem poprzemy, nie widząc sensu w działaniach mających wpływ na życie jednego z morza przestawianych pionków. Jeszcze jeden przykład na to, jak łatwo zgadzamy się na masowe oburzenie. Kiedy w lipcu amerykański dentysta zastrzelił „najsławniejszego lwa na świecie” (Newsweek), w medialnym światku rozgorzało piekło. Pojawiły się tysiące samozwańczych miłośników przyrody, przeciwników ekspansji białego człowieka, fanów fauny i flory Zimbabwe. Czy był to powód do tak wielkiego oburzenia, można na ten temat dywagować, ale w zasadzie po co? Dość, że to masowe oburzenie i tysiące nagłówków dotyczących śmierci lwa Cicila skupiły w ciągu tygodnia więcej światowej uwagi, niż choćby fakt wykorzystywania biednych, afrykańskich kobiet przez ogromne okołomedyczne korporacje do testowania na nich leków, w ciągu dekady. Gdzie podziała się owa troska o człowieka, krytyka kapitalizmu? Czemu nikt się nie zajął tymi tysiącami kobiet, które po testowaniu na nich leków umierają, lub przewlekle chorują? Nie wiem, czytelniku, czy zwróciłeś uwagę na zamieszczoną przy artykule grafikę ulicznego angielskiego artysty, znanego powszechnie jako Banksy. Nie umieszczam jej po to, by opowiedzieć się po którejś ze stron konfliktu palestyńsko – izraelskiego, zdaje się, że też nie o to chodziło artyście. Wracam tym samym zgrabnie, czy też mniej zgrabnie, do zbliżających się świąt. Budowane przez nas mury, nie tylko te na granicy palestyńskoizraelskiej, węgiersko – resztoświatowej, szwedzkogettowej, ale także wszystkie mury światopoglądowe, nie pozwalają dostrzec małych potrzeb, małych ludzi ginących na co dzień w natłoku informacji. Skupiamy się na wielkich konceptach, na wielkich działaniach, kierowaniu masą, a nie wpuszczamy do naszej obwarowanej świadomości potrzeb ludzi mijanych na ulicy, współzjadaczy kebaba przy dworcu autobusowym, kobiet sprzedających warzywa na rynku koło mieszkania babci. A przecież wystarczy czasem, choćby z okazji Bożego Narodzenia i zbliżającego się Nowego Roku, przypomnieć sobie, że po pierwsze i przede wszystkim: Je suis homme. grudzień 2015 3 Małe-duże wybory Fot. 2: mojeopinie.pl Małe-duże wybory Krzysztof Kropidłowski Od 1 lutego do 21 lipca 2016 roku w Stanach Zjednoczonych odbywać się będą prawybory prezydenckie, które wyłonią kandydata Partii Republikańskiej na prezydenta USA. Mają one charakter pośredni i jak zwykle będą przebiegać w wielu fazach. W lutym swoje głosy elektorskie rozda Iowa, New Hampshire, Karolina Południowa oraz Nevada. W marcu kolejne 29 okręgów, w kwietniu 7. Zwycięzca albo zwyciężczyni prawyborów musi zdobyć 1237 spośród 2472 głosów delegatów, aby uzyskać nominację. Każdy okręg ma przypisaną odpowiednią liczbę głosów elektorskich, która zależy od liczby ludności, kongresmenów wybranych z danego stanu, głosów oddanych - w tym przypadku - na Partię Republikańską w poprzednich wyborach prezydenckich oraz tego, czy dany stan posiada gubernatora z Partii Republikańskiej. Przykładowo: najludniejszy stan USA, Kalifornia, ma 172 głosy elektorskie. Z kolei pomniejsze, takie jak Delaware i Connecticut mają ich 16. Okręgi stanowią stany członkowskie, a oprócz nich głosy elektorskie przysługują także Portoryko (23), Północnym Marianom, Wyspie Guam, terytorium Samoa Amerykańskiego oraz Wyspom Dziewiczym Stanów Zjednoczonych (po 9). wytrych W większości sondaży najwyżej plasuje się Donald Trump. Jest amerykańskim przedsiębiorcą, dyrektorem generalnym Trump Organisation , która zarządza ponad 100 firmami, ekscentrycznym miliarderem. W 2015 roku znajdował się na 405. miejscu najbogatszych ludzi na świecie magazynu Forbes. Jego majątek szacowano na 4,0 mld USD. Krytykowany przez wielu Republikanów za zmianę swoich poglądów - kiedyś określał się jako demokrata- oraz przez media i kontrkandydatów zarówno z lewej jak i z prawej strony za swój kontrowersyjny styl wypowiedzi. W pierwszej debacie kandydatów do nominacji Republikanów jako jedyny zadeklarował, że jeśli nie zostanie wybrany będzie startował niezależnie. Swój program gospodarczy opiera na liberalizacji prawa pracy, odciążeniu fiskalnym korporacji oraz przedsiębiorców, wprowadzeniu podatków przychodowego oraz od importu i eksportu. Nie zamierza podwyższać płacy minimalnej, określa się jako pro-life (przeciwko aborcji) i wspiera legalizację medycznej marihuany. Twierdzi, że globalne ocieplenie to mistyfikacja, a amerykańska interwencja w Libii była błędem. Zobowiązał się by przywrócić nazwę najwyższej góry w USA- Denali, na Mount McKinley, zamierza też uniemożliwić Iranowi zdobycie broni nuklearnej, oraz sprzeciwia się zaangażowaniu USA w pomoc Ukrainie. Najczęściej komentowanym jego postulatem jest jednak ograniczenie nielegalnej imigracji poprzez zbudowanie na granicy meksykańsko-amerykańskiej muru . Bardzo popularna stała się jego wypowiedź dotycząca tego tematu: "When Mexico sends its people, they're not sending their best. (…) They're bringing drugs. They're bringing crime. They're rapists. And some, i assume, are good people" (ang. Kiedy Meksyk przysyła swoich ludzi, nie przysyła najlepszych. Oni przynoszą ze sobą narkotyki. Oni przynoszą ze sobą zbrodnie. Są gwałcicielami. Choć niektórzy, zakładam, są dobrymi ludźmi). Czarnym koniem tych wyborów może okazać się Ben Carson, który zyskał ostatnio na popularności i w niektórych sondażach osiąga wynik powyżej 20 procent. Jest emerytowanym neurochirurgiem, dziennikarzem i filantropem. Jako pierwszy na świecie pomyślnie przeprowadził operację rozdzielenia bliźniąt syjamskich. Jest przeciwnikiem aborcji, związków partnerskich, chce podwyższenia grudzień 2015 4 Małe-duże wybory płacy minimalnej. Jest zwolennikiem szeroko pojętej deregulacji, wysłania amerykańskich żołnierzy na Ukrainę, używania marihuany jedynie w celach leczniczych. Krytykuje system zdrowotny wprowadzony przez urzędującego Baracka Obamę, proponując system oparty w dużej mierze na wolnorynkowych zasadach. W zakresie edukacji uważa, że najlepiej dzieci uczą się w domu, potem w prywatnych szkołach, a najgorzej w szkołach publicznych. Chociaż nie ma tyle charyzmy co Trump, jego atutem z pewnością jest opanowany język . Bardzo ciekawą osobowością jest także była dyrektor generalna firmy Hewlett-Packard, Carly Fiorina. Największy skok w sondażach odnotowała po prezydenckiej debacie kandydatów Republikanów, w której wystąpili ci, którzy nie dostali się do pierwszej dziesiątki stawki i tym samym nie wystąpili w głównej debacie. Jednak taki obrót spraw tylko przysporzył Fiorinie sposobności by wybić się w sondażach, którą znakomicie wykorzystała. Podczas gdy w głównej debacie wyraźnie dominował Trump, ona jednoznacznie wygrała debatę „autsajderów”, celnie punktując Obamę, Hillary Clinton oraz swoich kontrkandydatów. Chociaż w połowie września zremisowała z Trumpem w sondażu Gravis Marketing/One America News zdobywając 22% poparcia, obecnie jej poparcie waha się od 2 do 6 procent. W swoim programie wyborczym kładzie nacisk na zwiększenie konkurencyjności służby zdrowia oraz edukacji, a także obniżaniu podatków. W kwestii kryzysu ukraińskiego uważa, że najlepszym rozwiązaniem jest dozbrajanie Ukrainy i militarne wsparcie wschodniej flanki NATO. Uważa, że kwestie płacy minimalnej oraz legalności marihuany powinny rozstrzygać poszczególne stany. Kolejnym wartym uwagi kandydatem jest były gubernator Florydy, syn George’a H. Busha i brat George’a W. Busha, Jeb Bush. W kwestiach światopoglądowych uważa, że aborcja powinna być legalna jedynie w przypadku gwałtu, a kwestię związków partnerskich każdy stan ma rozstrzygać według własnych ustaleń. Głosi też powszechne prawo dostępu do broni palnej i sprzeciwia się neutralności sieci. W zakresie ekonomii jest zwolennikiem obniżania podatków i stopniowego wytrych podwyższania wieku emerytalnego. Jego mocną stroną jest duża przychylność środowisk latynoskich. Obecnie sondaże dają mu maksimum 8 procent poparcia. Ostatnim kandydatem, który zasługuję na dłuższą chwilę uwagi jest wojujący leseferysta (fr. laissez faire – pozwólcie nam działać) i senator z Kentucky, Rand Paul. Zasłynął długim, 12 godzinnym przemówieniem w Senacie w dniach 6-7 marca 2013 roku, mającym na celu zablokowanie głosowania nad powołaniem Johna O. Brennana na dyrektora CIA. Współpracuje z ruchem TEA Party. Swój program gospodarczy opiera, jak na libertarianina przystało, na obniżeniu podatków i powszechnej deregulacji. Proponuje liniowy PIT i CIT o stawce 14,5%. Jest przeciwnikiem aborcji, ograniczania dostępu do broni oraz dostępu do marihuany na poziomie federalnym. Wśród innych kandydatów można wymienić młodego i energicznego senatora z Florydy latynoskiego pochodzenia, Marco Rubio, byłego gubernatora Arkansas Mike’a Huckabee, byłego gubernatora stanu Nowy Jork George’a Pataki, gubernatora Ohio Johna Kasich, senatora z Karoliny Południowej Lindsaya Grahama, byłego senatora z Pensylwanii Ricka Santorum, byłego gubernatora Virginii Jima Glimore’a oraz obecnego gubernatora New Jersey Chrisa Christie. Emocje sięgną zenitu w dniu prawdopodobnego rozstrzygnięcia, który nosi nazwę super-wtorku (ang. Super Tuesday). Tego dnia, który przypada w tych wyborach na 1 marca 2016 roku, w największej ilości stanów przeprowadzone będą prawybory. Swoje głosy elektorskie rozda wtedy 13 stanów. Do tego czasu żaden kandydat nie może być pewny swojego przyszłego miejsca w emocjonującym wyścigu do Gabinetu Owalnego, którego finał zobaczymy 8 listopada przyszłego roku. grudzień 2015 5 Humans of New York Fot. 3: khabaristantimes.com Humans of New York Alicja Wujków Wierzę w to, że każdy z nas ma w swoim życiu do spełnienia jakąś misję. Jedyną, niepowtarzalną, przeznaczoną tylko dla niego. Człowiek, któremu poświęcony jest poniższy artykuł, używając prostych środków, zaczął zmieniać świat. Setki czy wręcz tysiące zdjęć, wydane 3 książki, 16 milionów fanów na Facebooku. A w 2013 roku miejsce wśród 30 najbardziej wpływowych ludzi świata przed 30 rokiem życia według amerykańskiego tygodnika Time. Wymienione osiągnięcia należą do Brandona Stantona, założyciela strony Humans of New York. Amerykańskiego fotografa, który swoją przygodę z fotografią zaczął w 2010 roku, kiedy to stracił pracę handlowca. W czasach kiedy bloga pisze prawie każdy, Brandon wyszedł z czymś, ośmieliłabym się powiedzieć, absurdalnym. To co robi jest dobre, bardzo dobre. Wykorzystując media społecznościowe pokazał życie przeciętnego Kowalskiego i głębię, która się w nim kryje. Nic wielkiego, a jednak nawet Barack Obama był pod wrażeniem jego prac. Prezydent jako jedyny ze znanych osób, znalazł się na portalu. Co pokazuje, że nie interesują go celebryci, ale zwykli - niezwykli ludzie. To oni wytrych są w centrum, to oni są bohaterami jego portretów. Nie są to tylko fotografię. Przede wszystkim, w ciągu tych pięciu lat przeprowadził mnóstwo rozmów, czasem radosnych, częściej smutnych, ale zawsze do bólu szczerych. Brandon jednym pytaniem, sprawia, że ludzie się przed nim otwierają. Jest to niesamowite, ponieważ wiem, że jesteśmy coraz bardziej zamknięci. Wszystko, co dzieje się między słowami, a obrazem jest zachwycające, bo jest prawdziwe – tak to właśnie ta prawda, którą Stanton w subtelny sposób potrafi odkryć jest tutaj kluczem do sukcesu. Dzięki rozgłosowi, rozpoczął szereg charytatywnych działań. Po huraganie Sandy w 2012 roku, odwiedził najbardziej dotknięte katastrofą dzielnice Nowego Jorku, fotografując pracę wolontariuszy i życie mieszkańców. W 2015 roku, rozmawiał z Vidalem – 14 letnim chłopcem z Bronsville (gdzie odnotowano najwyższy wskaźnik przestępczości w całym Nowym Jorku) – który opowiedział Brandonowi o wpływie, jaki miała na niego pani Nadia Lopez, dyrektorka Mott Hall Bridges Academy. Kobieta dzięki swojemu niezwykłemu podejściu do uczniów i ogromowi miłości, którym ich obdarowywała, sprawiła, że mnóstwo dzieciaków wyszło na prostą. Po spotkaniu z panią Lopez, Stanton zorganizował zbiórkę pieniędzy, która zapewniła uczniom szkoły szansę nauki na Harwardzie… i tu także swoją wielką rolę odegrał Internet. W ciągu kilku dni udało się zgromadzić kwotę o wartości 1.419.509 dolarów, od ponad 50 tysięcy ofiarodawców. W wyniku kampanii, Brandon, pani Lopez i Vidal 5 lutego zostali zaproszeni przez prezydenta Baracka Obamę do Białego Domu (relację można obejrzeć na stronie www.humansofnewyork.com). Jednak największym sukcesem była akcja na rzecz organizacji S. G. Fatimy, walczącej o prawa robotników w Pakistanie, której głównym celem jest eliminacja niewolnictwa i tworzenie specjalnych ośrodków, tak, aby grudzień 2015 6 Humans of New York każdy robotnik miał dostęp do pomocy prawnej i wsparcia. W ciągu trzech dni HONY udało się uzbierać blisko 2 miliony dolarów. Jednym zdaniem, powyższe przykłady są niesamowitym świadectwem dobrze użytej siły, jaką daje rozpoznawalność. Brandon Stanton wiele podróżuje, zawsze jest blisko ludzi, ich radości, smutków, konfliktów. W 2014 roku odwiedził Ukrainę, gdzie przeprowadzał wywiady, uświadamiając cały świat, co tak naprawdę czują żyjący tam ludzie – jak pisze jedna z nich, pragną po prostu pokoju. Pod koniec września przez parę dni podróżował wraz z falą uchodźców, którzy uciekali do Grecji. Mężczyzna przekazał cały ból, z którym przypłynęli Syryjczycy. Ich pełne emocji historie oddawały ducha tej podróży. Większość z nich ratowała się przed ISIS i wiszącą nad nimi śmiercią. Dostanie się do Europy wcale nie było łatwe. Jak wynika z relacji jednej z kobiet: kiedy woda zaczęła wlewać się do łodzi, kapitan rozkazał wyrzucić do morza wszystkie bagaże. Niestety ich łódź rozbiła się o skały, a kobieta już więcej nie zobaczyła swojego męża. Przytacza także historię kilkuletniej dziewczynki, krzyczącej ,,Nie zabijajcie mojej mamy, zabijcie mnie” do ludzi cisnących się na pokład. Tu wcale nie chodzi o to czy powinniśmy przyjąć uchodźców czy też nie, zwłaszcza patrząc przez pryzmat ostatnich wydarzeń we Francji, chodzi po prostu o ludzi i o ich historie których jedynie urywki znalazły się w tym tekście. Na blogu zderza nas z otaczającą rzeczywistością, w której pełno skrzętnie maskowanego i ukrywanego cierpienia. Właśnie tym imponuje mi najbardziej. Robi coś wbrew modom, wbrew wszystkiemu co wmawiają kolorowe magazyny. Myślę, że to, co go wyróżnia to autentyczność, której nie ma co się oszukiwać, często nam brakuje. Z pewnością dużo możemy się od niego nauczyć. Przede wszystkim, dostrzegania wyjątkowości każdego człowieka. Amerykanin uświadomił mi, że skoro nie znam czyjejś historii, nie mam prawa tej osoby oceniać, niby banalne, ale życie pokazuje, że nie do końca oczywiste. Jak sam mówi wszystko zależy od naszego nastawienia do drugiego. To dlatego bijący od niego pokój jest w stanie roztopić lody ludzkiego serca i przekształcić atmosferę strachu i wstydu w intymność i zaufanie. Dzięki otwartym pytaniom, zaczynającym się od prostego 'Czy mogę zrobić Ci zdjęcie', dalej z delikatną ciekawością pyta o problemy czy marzenia, które siedzą w głowach jego rozmówców. Historia Brandona uczy nas po prostu słuchać drugiego człowieka. Powinniśmy nie tylko słyszeć co mówią inni, ale przede wszystkim słuchać – od jakiegoś czasu te słowa rozbrzmiewają coraz głośniej. Wszystko opiera się na uczuciach. Kiedyś usłyszałam cytat, niby strasznie trywialny, ale stanowiący dobrą konkluzję artykułu: ,,Ludzie zapomną co mówisz, zapomną co robisz, ale nigdy nie zapomną tego, jak się przy Tobie czuli.” Brandon sprawia, że ludzie czują się przy nim dobrze i bezpiecznie. Zachęcam Cię, drogi czytelniku do odwiedzenia strony ,,Humans of New York”. Wchodząc tam, zobaczysz jak świat na ułamek sekundy zatrzymuje się i skupia na jednym człowieku. Stanton poprzez Humans of New York stał się głosem społeczeństwa i dotykających go problemów. Każdego dnia inspiruje do działania 15 milionów osób śledzących portal. wytrych grudzień 2015 7 Rzymu mego kolumny Fot. 4: silesiair.com.pl Rzymu mego kolumny Adam Drożyński Druga połowa VI wieku. Rzym liczy około 50 000 mieszkańców. Wszystkie dalsze dzielnice zostały opuszczone, ze względu na brak dostępu do wody z nieremontowanych akweduktów, niedostateczne środki do utrzymania nawet najniższych standardów higieny, powodujące gwałtowne rozprzestrzenianie się chorób, cała ludność skupia się nad Tybrem i w centralnych częściach miasta. Co doprowadziło do takiego stanu największe miasto kilku ostatnich stuleci, oraz prawdopodobnie pierwsze miasto w historii, które sięgnęło granicy miliona mieszkańców? Żyjemy w wieku XXI, na kontynencie, który od wieków zachowuje względną ciągłość kulturową. Wiele mniejszych i większych miast świata zachodniego (bardzo szeroko rozumianego) wywodzi swoją genezę sprzed ponad tysiąclecia – Londyn, Stambuł, Damaszek, Toledo, Aachen – wymieniać można by w nieskończoność. Jednakże, jak to zwykle w historii bywa, patrząc na dzień dzisiejszy widzimy tylko te projekty, które odniosły sukces, nie zauważając dziesiątek i setek takich, które w pewnym momencie swojej historii upadły, a także tego, jak i dzisiejsi zwycięzcy dziejowej konkurencji w przeszłości chwiali się na granicy wytrych istnienia. Więc, na te kilka minut zamiast zachwycać się żywotnością metropolii, przyjrzyjmy się grozie i majestatowi wiekowych ruin, zadając sobie pytanie, dlaczego Historia odwróciła od nich swą przychylność? Aby znaleźć odpowiedź, warto na początek zastanowić się nad powodem, dla którego powstawały dawne miasta z epoki przed rewolucją przemysłową. Pierwsze skupiska, datowane na 9-10 tys. p.n.e. miały za zadanie jedynie zapewnić ochronę osiadłej, zajmującej się rolnictwem ludności, nie wykazywały więc cech typowo miejskich. Dopiero setki lat później, w regionie Lewantu i Mezopotamii, niewielkie osady rolnicze zaczęły puchnąć i zmieniać swoją strukturę. Od samego początku miało to ścisły związek z rozwojem struktur władzy – dzięki zapewnieniu bezpieczeństwa i stabilności, rolnicze społeczności mogły się rozwijać, wraz ze wzrostem ludności do zapewnienia odpowiednich warunków potrzebne było więcej mieszkańców niezajmujących się wyłącznie rolnictwem, i tak, w wielkim skrócie zaczęła się wykształcać bardziej rozbudowana struktura społeczna, czyli miasto. Nałożył się na to rozwój handlu w powoli rozkwitającym regionie, który to dał szansę na ogromny wzrost zamożności ludności miejskiej, a przez to na rozwój wszystkich dziedzin ludzkiej działalności, na czele z architekturą, po której do dziś pozostały największe ślady. Już od początku swojego istnienia miasta były połączone z władzą, władza zaś, dzięki wzrostowi grudzień 2015 8 Rzymu mego kolumny zamożności i ludności dążyła do ekspansji. Ekspansja zaś, karmiąc się sama sobą, napędzała rozwój struktur wczesnych państw, a przez to rozwój ich miast. i tak rozwój Imperium Akkadyjskiego, pod koniec 3. tysiąclecia p.n.e. zajmującego całe tereny nad Eufratem i Tygrysem, pociągnął za sobą rozbudowę stolicy – leżącego w obecnym Iraku, szacowanego w tym okresie na 30-50 tys. mieszkańców miasta Akkad. W tym samym okresie rozwój Egiptu przyniósł wzrost istniejącemu już znacznie wcześniej miastu Memfis, a ponad tysiąclecie później – na tej samej zasadzie do około 100 tys. mieszkańców urosła Niniwa, centrum potężnego acz istniejącego jedynie około 300 lat Trzeciego Imperium Asyryjskiego, zajmującego tereny od Półwyspu Synaj po południową Turcję. Skoro więc rozwój miast jest ściśle powiązany z rozwojem władzy, państwa, to co się dzieje, gdy tego elementu zabraknie? Doskonały przykład takiego przypadku pochodzi z zupełnie innego okresu i zupełnie innej części świata. Na przełomie VIII i IX wieku n.e., na terenie współczesnej Kambodży zaczęły rozwijać się struktury państwowe późniejszego Imperium Khmerskiego. Apogeum potęgi państwo osiągnęło w wieku XIII, kiedy to obejmowało swoim zasięgiem całą Kambodżę, Laos, większość Tajlandii i Wietnamu. Stolicą państwa było leżące w środkowej jego części miasto Angkor, mogące liczyć w tym okresie nawet milion mieszkańców (wg innych źródeł – między 100 a 200 tys.) i będące prawdopodobnie największym miastem ówczesnego świata (do dzisiaj o jego dawnej wielkości świadczą imponujące budowle z tamtego okresu). Jednakże, kolejny wiek przyniósł załamanie. Państwo na skutek niestabilności wewnętrznej, niepokojów religijnych wynikłych z konfliktów pomiędzy buddystami a hinduistami przez kilkaset lat współżyjącymi w spokoju na tych samych terenach, oraz szybkiego rozwoju jego sąsiadów szybko podupadało, a wraz z nim także największa metropolia. Nałożyła się na to pustosząca kraj dżuma, co w efekcie doprowadziło do opuszczenia miasta przez władców w roku 1431. Na terenie miasta przez długi okres utrzymywała się szczątkowa populacja, która jednakże nie była w stanie dostatecznie o nie zadbać, więc monumentalne budowle popadały w ruinie.Gdy Europejczycy przybyli na te tereny, po dawnej wytrych świetności pozostały tylko legendy o ukrytej w dżungli opuszczonej metropolii, popularne wśród miejscowej ludności. Podobnie jak władza, również pieniądze potrafią zapewnić rozkwit, oraz upadek – gdy ich zabraknie. W kwestii pierwszego dość wspomnieć o rozwoju miast włoskich – zwłaszcza Wenecji i Genui – począwszy od krucjat, skończywszy na XVI wieku, czy też potędze związku hanzeatyckiego, pociągającej za sobą rozwój miast związkowych, takich jak Lubeka, Hamburg, Brema, Gdańsk czy Ryga. Drugi przypadek najlepiej obrazuje zaś miasto-legenda, przez wieki pobudzające wyobraźnie Europejczyków swoją niedostępnością i doniesieniami o bogactwie – Timbuktu, leżące w obecnym Mali. Po raz pierwszy wspomniane przez arabskiego podróżnika Ibn-Batutę w połowie XIV wieku, jednakże to młodszy o kilkadziesiąt lat Atlas Kataloński (zachowana do dziś mapa, przedstawiająca całą Ekumenę, czyli świat znany ówczesnym Europejczykom - Europę, Azję i północną Afrykę), przedstawiający miasto jako centrum całego regionu, oraz prace innego arabskiego podróżnika, znanego jako Leo Africanus (początek XVI wieku) przyniosły mu światową sławę. W rzeczywistości, już wtedy miasto powoli traciło swój splendor. Na skutek wielkich odkryć geograficznych, które pozwoliły na korzystanie z szybszej drogi morskiej, oraz niestabilności politycznej regionu Subsacharyjskiego koniec potęgi miasta można oszacować na wiek XVI. Pierwsi Europejczycy dotarli do miasta dopiero w połowie XIX wieku, co świadczy o niedostępności tego miejsca, mając przed sobą jedynie marną namiastkę legend o zaginionych światach i odległych bogactwach. Zupełnie odrębną kategorię, wartą osobnego, długiego artykułu, stanowią miasta wymordowane, celowo zniszczone przez władców. Również takie przypadki nie są Historii obce – jeszcze w XIX wieku, w Chinach, w czasie tłumienia powstania Tajpingów (inspirowanej chrześcijaństwem itradycyjnymi wschodnimi filozofiami grupy religijnej, wyrosłej na niestabliności ówczesnego cesarstwa), którego ogólne straty bywają szacowane na kilkanaście milionów ofiar, wojska cesarskie w ciągu 3 dni wymordowały ponad 100 000 mieszkańców grudzień 2015 9 Rzymu mego kolumny Nankinu, doprowadzając tą dawną stolicę dynastii Ming na skraj ruiny. Podobnie potraktowany został przez cara Iwana IV Nowogród Wielki - największe miasto XVI-wiecznej Rosji, stolica dawnej Republiki Nowogrodzkiej, potężne centrum handlu – po masakrze w 1570 roku potrzeba było ponad 30 lat, by jakikolwiek handel wrócił do tego dawnego ośrodka Hanzy, a miasto do dzisiaj pozostało jedynie metropolią na skalę lokalną. W tym miejscu warto zastanowić się, jaki wpływ na urbanizację ma poziom rozwoju technologicznego. Ciężko na podstawie danych historycznych ciężko wskazać bezpośredni związek między tymi dwiema cechami – wymagałoby to uznania technologicznej wyższości ludów turko-tatarskich nad XIII-wieczną Europą, w końcu Saraj-Batu czy Merv prawdopodobnie przewyższały wielkością wszystkie miasta Europy, czy też dominacji Azteków nad ich iberyjskimi najeźdźcami, gdyż nie ma wątpliwości, że w ówczesnej Hiszpanii nie było miasta przewyższającego Tenochtitlan, przez wielu autorów szacowanego na kilkaset tysięcy mieszkańców. Można jednakże zauważyć, że żadne miasto sprzed ery przemysłowej nie przekraczało – w dłuższym przedziale czasowym – pewnej granicy, ponad miliona mieszkańców. To bez wątpienia spowodowane jest brakiem technicznych możliwości utrzymania większej ilości ludności, nie produkującej jedzenia na własny użytek i skupionej w jednym miejscu. Najlepiej widać to na przykładzie Rzymu, którego wzrost również zatrzymał się na tym poziomie, a którego władze i mieszkańcy dokonywali prawdziwych cudów techniki (system dostarczania wody) czy zarządzania, by zapewnić miastu tej wielkości przetrwanie. Znacznie ważniejszą niż poziom technologiczny rolę odgrywa struktura społeczna, decydująca o rozmieszczeniu ludności. By udowodnić tę tezę przyjrzyjmy się jednemu z ważniejszych okresów w historii Europy – pomiędzy IV a VII wiekiem n.e., kiedy na gruzach Imperium Rzymskiego kształtowała się nowa rzeczywistość. Rzeczywistość znacznie mniej zurbanizowana – w końcu przez kolejne tysiąclecie nie pojawiło się żadne miasto wielkości największych metropolii Imperiom – Konstantynopola, Rzymu, Aleksandrii, Antiochii, mimo że okres ten, często niesłusznie określany mianem „wieków ciemnych” przyniósł naszej części wytrych świata ogromny rozwój pod każdym, również demograficznym względem. Na koniec warto wspomnieć o metodyce badań nad demografią i urbanizacją w dawnych wiekach, która to pozostawia nam wiele do życzenia. Ciężko pokładać pełną ufność w źródłach pisanych, które często koloryzują rzeczywistość, a dodatkowo – zazwyczaj ich po prostu brakuje. Dotyczy to regionów pozaeuropejskich – w pierwszym rzędzie prekolumbijskiej Ameryki, Azji Środkowej, Afryki Subsacharyjskiej czy Azji Wschodniej. W tych wypadkach musimy polegać na źródłach niedokładnych, niewielkich, często spisywanych przez Europejczyków z drugiej ręki. Pozostają metody archeologiczne, które również nie przynoszą jednoznacznych odpowiedzi. Można szacować ilość ludności na podstawie zapotrzebowania na podstawowe produkty, przede wszystkim wodę oraz zboże. Jednakże, nawet wiedząc, ilu ludzi mógł dany region wyżywić, nie wiemy, ilu faktycznie tam mieszkają. Dlatego też każde szacowanie jest obarczone ogromnym błędem – od kilkudziesięciu, do nawet kilkuset procent, co utrudnia wyciąganie pewnych wniosków, poza tym jednym – pewnością kroczącej zmienności. Bowiem także tu, gdzie dziś tętni życie, za kilkaset lat mogą stać jedynie odsłonięte pracami archeologicznymi ruiny dawnej chwały. W końcu – ile to już razy się stało? grudzień 2015 10 Jan Zumbach sytuacja na polu walki na niebie, zmusza dowództwo Jego Królewskiej Mości, Jerzego VI do wprowadzenia sił polskich do batalii. i tak dywizjon myśliwski 303, przez samych jej członków ochrzczony kościuszkowskim, rozpoczyna pracę na słynne zdanie Winstona Churchila - "Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym" Faktycznie do końca decydujących starć Polscy piloci w asyście pochodzącego z Czechosłowacji Josefa Frantiska, strącili około 170 maszyn Luftwaffe czyli 12% ogółu strat sił Hermana Goringa. Sam Zumbach latając na Hawker Hurricane Mk1 zestrzelił 5 myśliwców i 4 bombowce. W grudniu 1940 został uhonorowany Virtutli Militarii i został wpisany w poczet asów Bitwy o Anglie. Do końca wojny, działając nad Francja i państwami Beneluksu, strącił łącznie 13 maszyn z wymalowanymi krzyżami na skrzydłach. 7 kwietnia trafia nieszczęśliwie do niewoli jednak już po miesiącu wyszedł z niej bez szwanku. Fot 1. niezwykle.com Jan Zumbach Borys Sadowski Jan Zumbach urodził się 14 kwietnia 1915 roku w podwarszawskim Ursynowie. Był synem Szwajcara i Polki, co zapewniło mu w przyszłości tak pożądany przez miliony helwecki paszport. W wieku 21 lat wstępuje nielegalnie do wojska, zafascynowany lotnictwem. Na rok przed wojną kończy słynną Szkołę Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie, i zostaje przydzielony do 111 eskadry myśliwskiej. Niestety w maju 1939 przy lądowaniu uderza w samochód obsługi lotniska i doznaje kontuzji uniemożliwiającej mu czynny udział w walkach obronnych z września. W dniu inwazji radzieckiej, 17 września, ucieka do Rumunii dalej do Libanu skąd drogą morską trafia do Francji. Do ojczyzny sera camembert i gilotyn Zumbach trafia w przededniu niemieckiej operacji Fall Gelb. 10 maja 1940 hitlerowski Blitzkrieg nie daje większych szans siłom alianckim i zmusza do ewakuacji reszty sił przez kanał La Manche na Wyspy Brytyjskie. 16 sierpnia nasz bohater trafia do Bordaux i 5 dni później odpływa na statku ,,Kmicic” na północ ku Anglii. Początkowo nie odnajduje się nowym otoczeniu. RAF z wyższością patrzył na polskich lotników, nakazując im przed włączeniem do walk przeszkolenie na rowerach. Jednak dramatyczna wytrych Zakończenie wojny nie było dla żołnierzy polskich na zachodzie końcem bolączek. Kraj opanowany przez komunistów wpadł na długo w orbitę Kremla. Nowe władze prowadziły sukcesywna walkę z partyzantką antyhitlerowską i wojskami frontu zachodniego, obawiano się że mogą utrudniać skuteczne wprowadzenie socjalizmu nad Wisłą. Cześć oficerów po powrocie do domu czekały represje ze strony UB i katorga stalinowskich więzień. Życie w państwach demokratycznych także nie było usłane różami. Wojsko Polskie nie zostało nawet zaproszone na paradę zwycięstwa w Londynie (uczestniczyli w niej m.in. siły hinduskie walczące w ramach wojsk brytyjskich). Legendarny dowódca spadochroniarzy spod Arnhem gen. Stanisław Sosabowski został pracownikiem fizycznym w warsztacie, gen. Maczek dowodzący Polską Dywizją Pancerną znalazł zatrudnienie jako barman w Edynburgu a pierwszy lider dywizjonu kościuszkowskiego Zdzisław Krasndębski wyemigrował do dalekiego RPA, gdzie w Kapsztadzie zarabiał jako taksówkarz. Postać Jana Zumbacha wyrywa się z szablonów. W roku 1945 rozpoczyna niejako drugą część swojego życia – żywot przemytnika i najemnika na wagę samego Hana Solo. W Anglii przy kieliszku (z którym rzadko grudzień 2015 11 Jan Zumbach Fot 2. moremaiorum.pl się rozstawał) poznaje Adama Schulmanna. Ten oferuje mu sporą sumę pieniędzy za przerzut diamentów z belgijskiej Antwerpii na Wyspy. Po upadku Rzeszy, zrzuca mundur i jedzie do Francji. Już jako obywatel Szwajcarii zakłada ze wspomnianym Schulmannem i Żydem, który cudem przeżył piekło Holocaustu, Fryderykiem Ebelem firmę ,,Flyaway”. Oficjalnie specjalizowała się w przewozie, można powiedzieć usługach transportu osobowego, tyle że samolotami. Ebel, będący mózgiem całego przedsięwzięcia, dla urozmaicenia zabawy wpada na genialny w swej prostocie plan. Francuzi posiadają wiele przedwojennych funtów szterlingów, wycofanych już z użycia w Anglii. Banki nad Sekwaną nieufnie patrzą na proces wymiany nowej waluty na starą i oferują niski przelicznik. Zumbach jest w tej komfortowej sytuacji że dysponuje samolotem, a samolot siedzeniami, w których można upchać sporo grosza. i tak Ebel skupuje od Francuzów funty za niecałe 30% ich wartości, dalej Zumbach pakuje je gdzie popadło do swojej ,,taksówki” i obierał kurs na Londyn. Do czego był im Schlumann? Otóż z doklejonym wąsem i dźwięcznie brzmiącym latynoskim nazwiskiem wytrych przebywał podróże lotnicze z pieniędzmi, legitymując się jako przedstawiciel dyplomatyczny Puerto Rico. Patent na ciekawskich celników idealny. Po wylądowaniu panowie udawali się do Bank of England i wymieniali gotówkę w przeliczniku 1 do 1. Przeciętny zjadacz chleba byłby dostatecznie ukontentowany tym zarobkiem ale nie Zumbach. Ten ponownie zapalał silnik swojej przedpotopowej maszyny i z już nowymi funtami na pokładzie leciał do ojczyzny swego dziadkaSzwajcarii. A co można charakterystycznego tam kupić? Czekoladki, sery, scyzoryki i zegarki. Właśnie w te ostatnie zaopatrywał się Zumbach i wyruszał do Paryża, tam opychał towar komu popadnie i cały cykl zaczynał się od nowa. Niestety wszystko co piękne szybko się kończy. Europa powoli podnosiła się z kolan po wojnie. Kontrola przewozu przybrała bardziej zorganizowane kształty i wyżej opisany proceder napotkał istotne trudności. Jan Zumbach chcąc uszczknąć jeszcze nieco grosza, godzi się przetransportować żydowskich ochotników do Izraela (wojna o niepodległość 1948-49), ciężko grudzień 2015 12 Jan Zumbach mówić tu pobudkach ideowych, gdyż na tych samych kursach woził złoto dla Arabów. Szczęście opuszcza awanturniczego lotnika na dłuższy czas, gdy okrada go wspólnik- Adam Schulmann, zabierając ze wspólnej kasy równowartość 50.000 funtów i ulatniając się z nimi w urokliwej Brazylii. Rzecz jasna nie spodobało się to zarówno Edelowi jak i Zumbachowi więc kolejne tygodnie spędzili brodząc w amazońskich lasach i ubijając setki insektów w poszukiwaniu złodzieja. Cały wysiłek poszedł jednak na marne i panowie wrócili niepyszni na Stary Kontynent. i tutaj losy wspólników kończą się dramatycznie. Fryderyk Edel podczas desperackiej ucieczki przed włoskimi celnikami w Alpach ponosi śmierć. Mogłoby się wydawać że Zumbach był typowym przykładem tępego ale zręcznego rębajły który wiedział jak i kiedy nacisnąć spust czy upchać nieco rolexów w podsufitkę zdezelowanego samolotu. Jednak gdyby tak było po śmierci Edela, Zumbach skończyłby zapewne jako pijaczyna z długami w którymś z większych miast świata. Tymczasem przybył do Tangeru, nieformalnej stolicy światka przestępczego. Był to dla niego istny raj na ziemi, pracy miał w bród – szmuglowanie papierosów, alkoholu, broni czy złota wywoływało uśmiech na doświadczonej twarzy Zumbacha. Ryzyko mu nie przeszkadzało a wręcz napędzało. Raz omal nie został złapany przez policje francuską z 120kg ładunkiem złota, innym razem musiał wyrzucić kilkaset kilogramów papierosów do morza niszcząc dowody przed strażą. Początek lat 50 przynosi niespodziewaną rewolucje w życiu Polaka. Zostaje dyrektorem fabryki ręczników w Chartes (Francja). W porównaniu do strącaniu hitlerowskich Dornierów i transportu towarów o wartości dziesiątek milionów dolarów posada polegająca na kontroli jakości frędzla w ręczniku musiała być dla Zumbacha przybijająca. W roku 1955 zakłada klub w Paryzu – Club de Saint Florentin. Dyskoteka staje się punktem zawierania wielu lukratywnych umów szmuglerskich i przyjaznym portem dla różnego autoramentu hulaków. Właśnie do tego przybytku w 1961 roku z ofertą nietypowej pracy przybywają wysłannicy rządu Katangi, zrewoltowanej dzielnicy Konga. Rejon ten obfitował w liczne złoża i posiadał wytrych znaczącą bazę kopalń. Czyje były kopalnie? Naturalnie nie kongijskie, tylko koncernów europejskich, w tym przypadku belgijskich (Kongo od 1885 r. było kolonia Belgii). Potężne konsorcja nie były zainteresowane przejęciem tych terenów przez rząd centralny, który dość otwarcie romansował z Sowietami, dlatego były gotowe łożyć bajońskie sumy na powołanie wojsk kondotierskich na służbie katangijskiej. Widocznie życie właściciela paryskiego lokalu nie zadawalało aspiracji Zumbacha, ponieważ rok później przybywa do eleganckiego hotelu w Genewie gdzie spotyka się z Mojżeszem Czombe, przywódcą secesji. Ten nie musi długo przekonywać myśliwskiego asa i Zumbach opuszcza Szwajcarie z podpisanym kontraktem na sprowadzenie i zorganizowanie flotylli powietrznej Katangi. Drogą przez Lizbonę i Angolę dociera do Kolwesi, głównego ośrodka koncentracji sił rebelii. W Afryce nie usłyszymy już o Janu Zumbachu, a Johnie ,,Kamikaze” Brown, pod tym nazwiskiem poznaje całą śmietankę najemniczego zawodu, którzy jeszcze nie raz zapiszą się w historii Czarnego Lądu. Początki działalności Katangijskich Sił Lotniczych dają powody do optymizmu. Złożone z części maszyn które dawno powinny przywitać się ze złomiarzami, samoloty Polaka skutecznie radzą sobie z oporem uzbrojonych w dzidy sił plemiennych. Idylla kończy się z pojawieniem wojsk wysłanych pod patronatem ONZ, szwedzkie myśliwce Grippen w przeciągu kilkunastu minut niszczą budowaną z pietyzmem eskadrę Katangi. Także na froncie lądowym secesjoniści zostają spychani, ostatecznie Czombe ucieka z kraju a wraz z nim pieniądze na wypłaty dla sił najemnych. Sam Zumbach traci około milion franków, co na ówczesne czasu jest niemałą fortuną. Wprawia to naszego bohatera w wisielczy humor, ale nie rezygnuje i próbuje się odkuć przez zawarcie umowy na mocy której ma wywieść dobytek jednego z lokalnych kacyków w bezpieczne miejsce. Niestety wichry wojny krzyżują plany Polaka musi zadowolić się rocznymi ,,wakacjami” w tropikach. Kolejne lata życia upływają mu na prowadzeniu wspomnianego klubu urozmaiconego okazyjnymi kursami w okolicach Paryża. Dopiero w 1967 roku ponownie nadarza się okazja niezłego zarobku i pokaźnej dawki adrenaliny. Znów Afryka, tym razem Nigeria a dokładniej jej południowo- grudzień 2015 13 Jan Zumbach wschodnie rejony. Podobnie jak w przypadku Katangi, Biafra stanowiła bogatą w surowce naturalne część państwa. Główne zasoby afrykańskiej ropy naftowej pochodziły właśnie z tej prowincji. Dodatkowo dochodzi argument wyznaniowy. Plemię Ibo było chrześcijańskie i wcale nie podobały mu się rządy muzułmańskiej większości z Lagos. Rezultatem powyższych była secesja w roku 1967. Władza rebeliantów pilnie poszukiwała doświadczonych wojaków gotowych rzucić komfortowe życie w Europie, w co Zumbach wpasowywał się doskonale. Ponad 50 letni już, siada za sterami pamiętającego prezydenturę F.D. Rooseveta – Douglasa A-26 Invader. Słowo prowizoryczne dobrze oddaje stan lotnictwa będącego pod komendą Polaka. Jego samolot z wymalowanym rekinem na dziobie był uzbrojony w beczki wypełnione wszelkim żelastwem, prochem i fosforem wyrzucanymi ręcznie przez wojowników plemiennych. Dzień wcześniej kobiety i dzieci preparowały te afrykańskie odpowiedniki rakiet Hellfire za pomocą śrubokrętów i kluczy francuskich. Zumbach ma też przywiązanego na sznurku ochotnika, który siedzi w ciemnościach dziobowej części samolotu ze starym czechosłowackim karabinem maszynowym, zaczopowanym w otworze wybitym w poszyciu. Na przedniej szybie kabiny Zumbach namalował tarczę strzelniczą. Gdy cel znajdzie się w jej centrum, pilot ciągnie za sznurek, przywiązany do ramienia pogrążonego w ciemnościach strzelca na dziobie. Ten zaś wali na oślep z kaemu, dopóki kolejne szarpnięcie sznurka nie nakaże mu przestać. Niezniechęcony niezbyt obszernym arsenałem rusza do walki i odnosi istotne sukcesy. Podczas nalotu na lotnisko wojsk rządowych zabija samego wodza naczelnego armii nigeryjskiej ! Innym razem ciężko uszkadza okręt ,,Nigeria”, odblokowując port. Zumbach zostawia strój pilota dla garnituru pośrednika który ma na celu przerzut większej ilości zdatnego do użycia sprzętu dla rebeliantów. Skala złodziejstwa w szeregach mu podobnych uniemożliwia zakup odpowiedniej ilości militariów, a w roku 1970 powstańcy ponoszą ostateczna klęskę. Historia lubi się powtarzać i tak ponownie lotnictwo Zumbacha zostaje zdewastowane przez radzieckie MIGi. Niewzruszony rusza z powrotem nad Sekwanę pocieszony wiadomościami o możliwości zaległej zapłaty za wytrych Katangę. Niedane mu będzie zaznać spokoju. Dwa lata po zakończeniu przygód z Afryką do Zumbacha zgłaszają się dwaj Polacy składając ofertę sprzedaży złota. Kim byli oferenci? Braćmi i to nie byle jakimi, nazywali się Janosz i działali w ramach słynnej operacji ,,Żelazo”. Władze wywiadu PRL wpadły na trywialny sposób zasilenia swej kasy. Czy jest prostszy sposób niż wyjechać na zachód i kraść co cenniejsze rzeczy? W ten sposób obrabowano belgijski bank i to stamtąd pochodziło wspomniane złoto. Lotnik propozycje odrzucił, ale pomogło mu to nawiązać kontakty ze starymi znajomymi z dywizjonu 303. Łokuciewski i Skalski po przejściu szykan w latach bezpośrednio powojennych, wgryzali się w struktury wojskowe, popierając nacjonalistyczną grupę ,,Partyzantów” Mieczysława Moczara. Nie tracąc okazji Zumbach zaczął często odwiedzać Warszawę. Układa się nad Wisłą z organizacjami terrorystycznymi z Bliskiego Wschodu, handlując z nimi m.in. celownikami optycznymi. Postanawia założyć firmę polonijną co udaję się zrobić dzięki pomocy wpływowych znajomych. Wszystkie plany krzyżuje mu śmierć 3 stycznie 1986 roku we własnym łóżku. Do dnia dzisiejszego nie wiemy jaka była przyczyna zgonu. Istnieją hipotezy że został zamordowany, w końcu nie tak trudno narobić sobie wrogów walcząc i uprawiając pokątny handel z przemytem przez ponad 30 lat. Pół roku później prochy lotnika zostają sprowadzone do Polski i złożone z honorami na cmentarzu powązkowskim. Jan Zumbach pozostaje jedną z najbarwniejszych postaci historii Polski XX stulecia. Ocena jego musi budzić kontrowersję. Jednak uważam, że powinniśmy oddzielić osobistą ocenę jego poczynań od podziwu dla skondensowania przygód, którymi mógłby obdzielić cały eszelon kolejowy. grudzień 2015 14 Nieistotne istotne Nieistotne istotne Marianna Izbaner Przeprowadzając obserwacje nad grupą ludzi zamieszkujących osiedle X w mieście Y, można by zauważyć, że część z nich regularnie odwiedza kościół, część oddaje się nocnym rozrywkom a część nie płaci abonamentu. Znajdą się tam i tacy, którzy nie powiedzą o sąsiedzie złego słowa, inni zaś z niewiadomych przyczyn będą zakłócać jego spokój w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób. Każde z tych zachowań można by poddać analizie i ocenie, jako że ludzie lubują się w wydawaniu sądów moralnych dotyczących innych. Mało kto pamięta jednak o tym, że nie istnieje jeden uniwersalny system etyczny, dający prawo do wydawania prawdziwych wyroków, a i słusznie zwraca się często uwagę, by „nie mierzyć wszystkich swoją miarą”. Każda ocena jakiegoś postępowania bez względu na konsekwencje jest jak twierdzi Frank C. Sharp - oceną estetyczną 1. Wg Marii Ossowskiej „sfery moralna i estetyczna zazębiają się tak ściśle, że nie podobna postawić wyraźnych granic między reakcją moralną a estetyczną2”. To, co u niektórych wywołuje zgorszenie, przez innych może zostać odebrane z aprobatą bądź obojętnością. Opinie wynikające z przyjętego światopoglądu stanowią ciekawy punkt wyjścia do rozważań na temat moralności i jej roli w życiu człowieka. Uważana jest za sztuczny wytwór powstały wraz z rozwojem społeczności i stworzony na jej potrzeby. Ten punkt widzenia, poparty stanowiskiem Johna Locke'a3, uznawany przez większość filozofów i psychologów przez setki lat głosił, że człowiek przychodzi na świat jako tabula rasa4; nie tylko pod 1 2 3 4 Maria Ossowska, Podstawy nauki o moralności, wyd. Czytelnik, Warszawa 1947, s. 289 Maria Ossowska, Wzór demokraty. Cnoty i wartości, wyd. Daimonion, Lublin 1992, s. 31 John Locke, Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego, ks. II, rozdz. I, §2, Warszawa: PWN, 1955, s. 119 (tł. niezapisana tablica); pojęcie dotyczące poglądu po raz pierwszy opisanego przez Arytsotelesa, jakoby dusza ludzka była w momencie urodzenia wytrych względem doświadczeń, ale i moralności. Jego dusza zaś zostaje niejako zapisana dzięki procesowi edukacji oraz empiriom. Pogląd ten, mimo krytyki ze strony moralistów wierzących we wrodzone dobro człowieka oraz stanowiska Emila Zoli5, zyskał na popularności wśród prekursorów oświecenia i przez bardzo długi czas stanowił oficjalne założenie w kontekście pochodzenia moralności. Wybitny amerykański psycholog poznawczy Paul Bloom w książce „To tylko dzieci. Narodziny dobra i zła” publikuje wyniki badań dotyczące zmysłu moralności u niemowląt. Z pozycji naukowca skłania się ku stanowisku wspomnianych moralistów, dowodząc, że już kilkumiesięczne dzieci, jeszcze zanim nauczą się chodzić, czy mówić, potrafią odczuwać empatię, okazywać współczucie oraz oceniać postępowanie innych w kategoriach dobra i zła. Niezwykle powszechnym jest pogląd o dziecięcym egoizmie, który zresztą nietrudno zaobserwować u znakomitej większości maluchów, a który w miarę procesu socjalizacji niweluje się, dzięki nauce funkcjonowania w społeczeństwie. Bloom opisuje tendencję, wg której dzieci znacznie wcześniej potrafią dokonywać moralnych ocen u innych, niż u siebie. Dopiero gdy ich zmysł moralny skieruje się również do wewnątrz, zaczynają odczuwać takie emocje jak duma, czy wstyd. Psycholog nie neguje więc zupełnie stanowiska Locke'a, twierdząc, że to właśnie dzięki potędze rozumu oraz wyobraźni i doświadczeniu człowiek jest w stanie sięgnąć dużo dalej niż tylko w obrębie prymitywnego, choć – co należy podkreślić – wykształconego poczucia moralności, z jakim się rodzi. Odwołując się do przekonań Adama Smith'a, wg którego natura obdarza człowieka zarówno zdolnością do odróżnienia dobra od zła, poczuciem sprawiedliwości, czy empatii 6, jednocześnie zgadza się ze stanowiskiem Hobbesa, niezapisaną kartą, którą zapisuje się w ciągu życia i zdobywania doświadczeń 5 Zola w powieści Nana zawarł swoje przekonanie na temat niejakiego fatalizmu ciążącego nad życiem ludzkim; na przykładzie tytułowej bohaterki opisał człowieka, który od wczesnych początków, aż do śmierci skażony jest zepsuciem. 6. Wiktor Werner, Historyczność kultury. W poszukiwaniu myślowego fundamentu współczesnej historiografii, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2009, s.( 100 – 102) grudzień 2015 15 Nieistotne istotne uznającego za naturalne egoizm, wrogość wobec obcych oraz nietolerancję7. Bloom uważa w równym stopniu instynktowne reakcje popychające do nienawiści, jak i zdolności do oceny moralnej jako cechy wrodzone. Tym samym łączy poglądy trzech wspomnianych filozofów, które, choć pozornie wykluczające się, w obliczu wniosków płynących z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Yale, ujęte w odpowiedni sposób zaczynają tworzyć spójną całość. bezpośrednio z zasad etycznych, które z kolei mają swój początek m.in. w przyjętych światopoglądach oraz systemach religijnych. Ponadto zasady moralne przyjmują najczęściej formę zdania rozkazującego (np. Nie kradnij!), podczas gdy zasady etyczne przybierają zwykle formy teorii, składających się z twierdzeń, z których wyprowadzić można nakazy moralne. Teorie etyczne mogą przyjmować dowolny stosunek do obowiązujących zasad moralnych, np. kwestionując niektóre z przyjętych norm. Na wstępie do rozważań poświęconych moralności koniecznym będzie wyjaśnić definicję tego terminu, a także kilku innych bezpośrednio z nim związanych. Mieczysław Migoń uznaje pojęcie „moralność” za niedefiniowalne8. Wymienia jednak niektóre jego cechy oraz interpretacje. Najprościej ujmując, jest to zbiór zasad i norm, które określają, co jest dobre, a co złe. Nie należy przy tym dziwić się różnicom definicji, płynącym z różnych sposobów jej badania. Inaczej będzie opisywał moralność psycholog, inaczej zrobi to filozof. Do naukowej analizy moralności aspiruje wiele dziedzin, których zakresy badań nierzadko nachodzą na siebie 9. Tak więc oprócz najstarszej i najczęściej kojarzonej z przedmiotem rozważań - etyki, moralnością zajmują się również takie nauki jak psychologia, socjologia, czy teologia moralności. Ujmuje się ją jednak równie w znacznie szersze ramy, badając pod kątem historycznym, antropologicznym, czy biologicznym. Dlatego tak ważne jest, aby próbując sformułować funkcjonowanie moralne człowieka opierać się na każdej z dziedzin, zajmującej się tą tematyką. Etyka jako najstarsza dziedzina badająca moralność odnosi się do przedmiotu zdecydowanie najszerzej ze wszystkich pozostałych. Należy również zaznaczyć, jak ważną rolę odgrywała i nadal odgrywa w filozofii. Stanowiła ona przedmiot rozważań niemal każdego filozofa, który poszukiwał własnej, przełomowej i jedynie słusznej koncepcji. Powołując się na podział dokonany przez Antoniego B. Stępienia, wyróżnić można pięć głównych zagadnień, jakimi zajmuje się etyka10. Warto zwrócić uwagę na związek moralności z często mylnie utożsamianą z nią nauką, jaką jest etyka. Ta dziedzina filozofii, zwana również filozofią moralną zajmuje się m.in. badaniem zasad moralnych, ich pochodzenia oraz formułowaniem wniosków i zasad etycznych. Nie należy mylić tych ostatnich z zasadami moralnymi, gdyż te wynikają 7 8 9 Joseph Cropsey, Leo Strauss, Historia filozofii politycznej, wyd. Fronda, Warszawa 2010 s. (399-400) Mieczysław Migoń, Wstęp do etyki. Skrypt, Wydawnictwo Gdańskiej Szkoły Wyższej, Gdańsk 2013, s. 17 Piotr Żylicz, Psychologia moralności. Wybrane zagadnienia, Academica Wydawnictwo SWPS, Warszawa 2010, s. 8 wytrych Są to następująco: teoria wartości moralnych, teoria postępowania moralnego, teoria sprawności moralnych (aretologia), etyka specjalna (np. zawodowa) oraz teoria percepcji oceny moralnej. Po co jednak dzisiejszemu człowiekowi etyka? Czy jej badacze uprawiają swego rodzaju sztukę dla sztuki? A może w czasach, w których spory etyczne toczą się o coraz drobniejsze, coraz bardziej delikatne kwestie jest ona bardziej potrzebna, niż kiedykolwiek? Filozofia postrzegana jest jako nauka niedostępna, trudna i nieciekawa. To nieprawda; każdy przecież może być filozofem. Przestańmy bać się skomplikowanych pojęć; zacznijmy patrzeć trochę szerzej, niż zakłada to maturalny klucz odpowiedzi. Musimy się stać, musimy nadejść. 10 Antoni B. Stępień, Wstęp do filozofii, Prace wydziału filozoficznego, 65 wyd. 3, Lublin 1995, s.104 grudzień 2015 16 Piosenka o lekkości życia Piosenka o lekkości życia Adam Drożyński O! Zerwijmy gwiazdy z nieboskłonu I kwiaty z nadwiślańskich łąk Zatańczmy na oparciu tronu Prędko łapiąc blask swych rąk Przelotnym spojrzeniem pozdrówmy się wzajem Słońce oświetli nam lica Rozkwitną betonowe gaje Ulic otworzą się krynice I w pędzie, gubiąc chmurne cienie W sekundzie siebie przeżywając Wzniesiemy krótkie, rwane pienie Lekkość żywota wychwalając Bo oto spadły nam kajdany Bierności, czasu i bezkresu I niczym drgające membrany Wśród bratnich sobie każdy wesół O! Zbędne nam wyniosłe mowy Jedno słowo wyrazi treść Jedno spojrzenie na ten świat nowy Jedną się chwilę będzie nieść Lecz dojdzie – tego jestem pewny Do Twoich oczu zwiewnych bram I widząc obraz tak pokrewny Na wieczną chwilę będzie tam wytrych grudzień 2015 17 ROM-antyczność wskazówek, Każdy z nas będzie kroczył w nieśmiertelność, śmiało ku nicości. To nie przepowiednia ja po prostu mówię. Boje się że z tej płyty ktoś się będzie uczył miłości. ROM-antyczność Filip Olesiński Znajdzie ktoś, kiedyś i gdzieś płytę starą. Wypaloną w czerwonym świetle, gdy wolność mu zabrano. W dniu wydania, na tłocznie zerkała z latarni. Rumieńce na pokaz dopóki klient nie wyjdzie ostatni. Okładkę obejrzawszy, odkrywca przeszłości znajdzie ciekawostkę. Amor zmienione na Eros, ale znaczenie imion utonęło w nurcie bezpowrotnie. Zabiera płytę by patrzeć na to przez pryzmat szklanych oczu. I wiele par skierował na dysk by jego wnętrze poczuć. Rozdział pierwszy, o sercu zakutym w wersy. Mistrzowie spod herbu pióra i kartki, Trzymają je za krew, wpisane pomiędzy kratki. Nie więzienie to dla niego, lecz rezerwat. Wśród czerwonych od codzienności twarzy, nie dane mu przetrwać. Rozdział drugi, o sercu sprzedanym by spłacić bogactwa długi. Ludzie bez twarzy płyną w arteriach szklanych, Już dawno powód istnienia przez nich zapomniany. Płacą za autoportrety, wzrok nie schodzi z innych, niech zatrzyma się na lustrze, Bo każdy z nich zbrodni niewinny, a w piersi mają pustkę. Rozdział trzeci, o tym jak budują przyszłość Babilonu dzieci. Tańczą na placu budowy jutra i buntują się przeciw woli poprzedników, Bo zamiast dążenia do celu, wolą pomieszanie języków. Chytrze i płytko postępują nagminne. Przekupieni przyjemnością zamiast sięgać do gwiazd oczu wolą zasięgać języki inne. To się wydarzy gdy, z zegarów pozostanie cień wytrych grudzień 2015 18 zamknięta. zamknięta. Aneta Zaremba Boję się: że następnego oddechu nie będzie, że zniknę nie będąc sobą, że nie będę tam gdzie chce być, że nie trafię na kogoś z kim chcę być, że zamknę oczy wieczorem a poranek nie nastanie, że herbata którą kończę jest tą ostatnią, że chcę za dużo, że nigdy nie napiszę czegoś naprawdę dobrego, że nie złapię się za serce, z łzami w oczach, wiedząc że, o to właśnie chodzi w życiu. Mając naście lat, nic naprawdę nie wiem, a boję się że się nie dowiem.. bo ile jest osób, które się nie dowiedziały? Tracąc za szybko człowieka, który dwa dni temu śmiał się do łez, siedział obok, śpiewał razem ze mną w parku do księżyca czy wykradał mi frytki i ulubioną pastę jajeczną, a najbardziej lubił lody ciasteczkowe. Rozumiem dużo, a najbardziej to, że jesteśmy tu tylko na chwilę. I naprawdę możliwe jest że, następnego oddechu, poranka i herbaty nie będzie. Zamknęłam się w tym przerażeniu. Chociaż wiem, że to ostatnia rzecz jakiej on by dla mnie chciał... Za to, chciałby dla mnie życia, i za mnie i za siebie I na pewno chciałby, żebym jadła podwójną porcję lodów ciasteczkowych. wytrych grudzień 2015 19 Niedokonana noc Niedokonana noc Maria Jazdon Niedokonana noc Chybotliwych doznań poskręcany sznur spadł już ze śniegiem wczorajszej nocy a zamarznięte łzy na policzkach rzekami się mienią odbitym gwiazd światłem świecą Krew cicho krążąc przemierza me ciało ogrzewa i niesłyszalnie włącza się w śpiew tej nocy cichych oddechów a głośnych bić serc bębnów mitycznych szumu bladych z zimna drzew Horyzont granice chwili zamyka linią górskich szczytów ten świat złożony z szorstkiej sierści wiatru i zimnego utulenia czekanego z daleka ciepła Gdzie czas wyznacza chylenie się duszy przed twórcą gwiazd przez które prawie serce pękło jutro wyruszymy dalej przekraczając biegiem nasz dzisiejszy ostateczny kres Dookoła najczystsze piękno Słońce stopi potoki łez zniknie chwila rwanych uniesień piersi i nagłych zdziwień jak odrealniony, puszysty sen czmychnie do lasu gdy nowy śpiew obwieści po nocy dzień wstaniemy powiemy do siebie Leć wytrych grudzień 2015 20 Recenzja “Kasacji” Remigiusza Mroza Fot. 5: aspirujacypisarz.pl/ Recenzja “Kasacji” Remigiusza Mroza próbującemu go wybronić duetowi. Są to Joanna Chyłka, czyli bezpośrednia, niesamowicie inteligentna, a przede wszystkim sarkastyczna pani mecenas i Kordian Oryńskim zwany „Zordonem” – zielony jak wiosenna trawa aplikant, którego opiekunką zostaje Chyłka. Anna Burnicka Długo wzbraniałam się przed “Kasacją”. Thriller prawniczy oparty na polskich realiach na początku zdecydowanie do mnie nie przemawiał. Wydawało mi się, że to bardzo nietrafiony pomysł. Dobrze wiemy, że polskie rozprawy sądowe znacznie różnią się od tych typowo amerykańskich, są nudniejsze, mniej widowiskowe, przez co o wiele mniej ciekawe dla przeciętnego odbiorcy. Bardzo się cieszę, że mimo tych przeświadczeń po nią sięgnęłam, bo zatrważająco szybko stała się jedną z moich ulubionych powieści. Autorem „Kasacji” jest Remigiusz Mróz, młody pisarz, a co ciekawe – doktor nauk prawnych. Książka, jak to bywa w thrillerach, zaczyna się od morderstwa, tym razem podwójnego. Sprawę komplikuje fakt, że oskarżony spędził ze zwłokami aż dziesięć dni w swoim mieszkaniu, do tego sam nie przyznaje się do winy i utrudnia pracę wytrych Właśnie oni, a przede wszystkim Joanna Chyłka to główne powody dla których warto sięgnąć po tę książkę. Postać Chyłki stanowczo odbiega od klasycznego wzorca prawnika, lubi szybką jazdę, pali jak smok, jak i nie używa wyszukanego słownictwa. Jest to mocna bohaterka, miejscami odrobinę przerysowana, jakby autor chciał na siłę sprawić, żeby pod każdym względem różniła się od stereotypu prawnika. Wspaniale napisana, jej docinki, zwłaszcza w stronę odrobinę zahukanego „Zordona” potrafią rozbawić do łez, a swoją silną osobowością potrafi przyćmić resztę bohaterów. Niecodzienny może wydawać się fakt, że autor przedstawia nam dokładnie, jaki samochód ma pani prawnik, jakie konkretne dania zamawia i gdzie lubi się stołować, a nie znamy podstawowych informacji, takich jak np. jej wyglądu. i tak, choć wiemy, że uwielbia papierosy marlboro to trudno w powieści grudzień 2015 21 Recenzja “Kasacji” Remigiusza Mroza znaleźć informację jaki ma kolor włosów. Osobiście bardziej przeszkadza mi jednak to, że autor traktuje ją, jak i wszystkie postaci dość pobieżnie pod względem portretu psychologicznego. Zdecydowanie jest to aspekt, który powinien być bardziej rozwinięty, gdyż mamy do czynienia z postacią barwną, lecz nie poznajemy przyczyn jej konkretnych zachowań, czego trochę żałuję. Również Kordian został wyjątkowo barwnie przedstawiony, poznajemy go jako ambitnego, młodego aplikanta, który w swoim początkowym zaskoczeniu, jak i naiwności jest niesamowicie uroczy i po prostu trudno go nie lubić. Zrobiło mi się go nawet trochę żal, gdy dowiedział się, że praca w kancelarii nie polega jedynie na codziennym jedzeniu sushi i chodzeniu na squasha. Akcja powieści pędzi tak, że czytelnik nie ma nawet chwili oddechu, wciągany jest w coraz to nowe zwroty akcji, manipulacje, cały czas można odczuwać napięcie, co sprawiło mi ogromną satysfakcję. Ze względu na to, „Kasację” czyta się bardzo szybko, praktycznie za jednym tchem. Kolejną ważną zaletą powieści jest jej język - Mróz mimo doktoratu z nauk prawnych nie używa wyspecjalizowanego słownictwa, tekst zrozumiały jest dla laików w dziedzinie prawa, przez co dzieło jest łatwe w czytaniu i przystępne dla wszystkich. Wspomniane już na początku rozprawy sądowe są bardzo miłym zaskoczeniem - choć trudno mi było sobie wyobrazić scenariusze rodem z powieści Johna Grishama w polskich realiach, to pisarzowi udało się je ubarwić, zachowując przy tym duży realizm co jest niemałym osiągnięciem. Fot. 6: empik.com Podsumowując „Kasacja” to znakomicie napisany thriller z ciekawą fabułą, który zdecydowanie warto przeczytać. Jestem przekonana, że będziecie śledzić z zapartym tchem losy głównej bohaterki, jak i przeżywać rozgrywane na łamach powieści wydarzenia i zwroty akcji. wytrych grudzień 2015 Tytuł: Kasacja Autor: Mróz Remigiusz Wydawnictwo: Czwarta Strona Język wydania: polski Język oryginału: polski Ilość stron: 496 Numer wydania: I Data premiery: 2015-02-18 Rok wydania: 2015 22 Drapieżne plantae Fot. 7: national-geographic.pl Drapieżne plantae W rzeczywistości istnieją grupy roślin, które łamią te zasady. Firas Haj Obeid Z czym nam się kojarzą organizmy roślinne? Zapewne z charakterystycznymi barwnymi okwiatami grupy okrytonasiennych, smacznymi jaskrawo zabarwionymi owocami i przyjemnym zapachem ich olejków eterycznych. Choć to jednostki żywe w takim samym stopniu jak przedstawiciele pozostałych królestw, nie wykazują one tak wielu dynamicznych ruchów charakterystycznych dla innych grup organizmów, jak żaglica osiągająca prędkość do 130 km/h, czy deltaproteobakteria z rodzaju Bdellovibrio, atakująca inne bakterie z prędkością 100 μm/s[3]. A pozyskują one potrzebne związki jedynie na drodze fotosyntezy i pobierania korzeniowego. Tak przynajmniej wydaję się na pierwszy rzut oka. wytrych Muchołówki (Dionaea) to pierwsza taka grupa. Jej liście przekształcone w pułapki działają jak klatka. Na krańcach tych liści wydzielany jest nektar, który ma zwabić potencjalną zdobycz. Oba fragmenty liścia (górny i dolny) są wyposażone w trzy włoski czuciowe. W momencie, gdy jeden z nich zostanie podrażniony uruchamia się 'stoper', jeśli w ciągu następnych 20 sekund, którakolwiek z tych struktur zostanie pobudzona ponownie, pułapka zamyka się a włosy na krańcach jej liści tworzą barierę uniemożliwiającą owadowi wydostanie się z niej. Dalsze bodźce mechaniczne powodowane przez ofiarę przyspieszają uwalnianie specyficznych enzymów hydrolitycznych, które wkrótce nie pozostawią z niej nic prócz chitynowego oskórka. A jeśli muchołówka nie złapie żadnych owadów, wtedy pięknie wybarwia swoje pułapki na jaskrawy kolor. grudzień 2015 23 Drapieżne plantae Rosiczki (Drosera L. ) to zbiór roślin, których gatunki występują w Polsce, na chronionych bagnach i torfowiskach, gdzie azot nie występuje w dostatecznej ilości a ph gleby jest silnie kwaśne. Możemy spotkać rosiczkę okrągłolistną, pośrednią i długolistną. Ich liście pokrywają bardzo liczne włoski wydzielnicze, na których krańcach wytwarzana jest lepka mieszanina cukrów i kwasu mrówkowego[2]. Owad zwabiony wydzieliną przylepia się do pułapki, która owija się wokół niego i stopniowo trawi. Tłustosze (Pinguicula L.) funkcjonują bardzo podobnie, na powierzchni ich liści wytwarzany jest lepki śluz bogaty w cukry i enzymy trawienne, w momencie gdy ofiara zwabiona śmiertelną mieszaniną przylepi się do organu, ten zawija się wokół ofiary rozkładając ją i pobierając potrzebne do funkcjonowania związki azotowe. W Polsce występują dwa gatunki tłustoszy (tłustosz alpejski, tłustosz pospolity) i wszystkie one są pod ścisłą ochroną gatunkową. Pływacze (Utricularia L.) z kolei to grupa roślin mięsożernych, unoszących się swobodnie w toni wodnej. Ich przekształcone liście, tworzące aparaty chwytne, zamykają zdobycz w pęcherzykach, które zasysając wodę do środka łapią drobne skorupiaki m.in. rozwielitki, oczliki. Do polskich przedstawicieli tej grupy organizmów należy 5 gatunków (pływacz drobny, pływacz krótkoostrogłowy, pływacz średni, pływacz zachodni, pływacz zwyczajny). Dzbaneczniki (Nepenthes L.) to najbardziej efektowna grupa organizmów łamiących 'roślinne stereotypy'. Wytwarzają one ogromne, piękne dzbankowate liście, na których obrzeżach na znajdującym się tam kołnierzyku wydzielany jest śliski śluz, wabiący owady do środka liścia, który wypełniony jest sokami trawiennymi. Rośliny te składają się również z przewodu regulującego ilość płynów wewnątrz liścia oraz wieczka zapobiegającego wlewaniu się do dzbanecznika wody deszczowej. Niektóre gatunki wiewiórek zlizując z wewnętrznej strony wieczka bogatą w cukry wydzielinę, wydala do środka dzbanecznika jej produkty przemiany materii. Mieszanina ta zawiera substancje o działaniu przeczyszczającym, czyniąc z dzbaneczników leśne toalety[1]. Czasem wytrych do pułapkowych liści, mogą wpaść drobne kręgowce (żaby, szczury, ptaki wróblowe) dla których również roślina nie ma litości. Kapturnice (Sarracenia L.) funkcjonują podobnie do Nepenthes. Ich liście również tworzą struktury przypominające dzbanek, jednak ofiara wabiona nektarem tonie w znajdującej się wewnątrz wodzie deszczowej wzbogaconej w enzymy trawienne. Przewody prowadzące do soków hydrolitycznych niektórych z tych roślin, są tak zbudowane by w podobnych odstępach promienie słoneczne przechodziły przez przewód intensywniej niż w innych miejscach. W ten sposób kapturnice są w stanie zwabić wiele podążających za światłem owadów. Okazuję się, że otaczający nas świat jest piękny w swej jedności i różnorodności, którą objawia w każdej żywej formie. Natura nie przestaje zadziwiać inteligentnymi, mechanizmami i powstałymi na drodze ewolucji złożonymi zależnościami. Niesamowita jest również umiejętność adaptacji organizmów do zmieniającego się środowiska, w taki sposób, iż doprowadziła do powstania jedynych w swoim rodzaju grup roślin drapieżnych po raz kolejny udowodniając doskonałość i maestrię swoich praw. Piśmiennictwo: 1. https://www.youtube.com/watch?v=QBhjkBUec-4 [dostęp 01.10.2015} 2. Kopcewicz K., Lewak S.; Fizjologia roślin . Warszawa, 1998. Str. 99 Wydawnictwo PWN (2002r) 3. Campbell N.A., Reece B. J., Urry A.L., Cain L.M., Wasserman A.S., Minorsky V.P., Jackson B.R. (2014) Biologia. Str. 568 Poznań, wyd. ,,Rebis” grudzień 2015 24 Kompendium orientalnych punktów gastronomicznych w Bydgoszczy Fot. 8: stylowi.pl Kompendium orientalnych punktów gastronomicznych w Bydgoszczy Mateusz Rasmus Przemiany ustrojowe pozwoliły otworzyć się Polsce na wiele zagranicznych rynków. Na polskich ulicach zaczęły pojawiać się liczne bistro. Większość z nich ma swoje źródła w Ameryce – McDonalds’, Burger King czy KFC. Przemiany, które zaszły w naszym pięknym kraju noszą nazwę amerykanizacji, oraz w wersji węższej makdonaldyzacji. Z początku, mimo bycia dość wrogo nastawionym do ww. procesów, sam byłem zachwycony produktami spożywczymi pochodzącymi z kraju wuja Sama. Z biegiem czasu zdałem sobie jednak sprawę, iż produkty pochodzące z tych fastfoodów są nie dość, że niezdrowe (owszem!!!) to miałkie. Ile można jeść kanapki? Okazało się, że nie są to tylko moje odczucia! Tę gastronomiczną niszę próbowałem z początku wypełnić produktami tfu wegetariańskimi. Gdy za pokaźną sumę 9 złotych w popularnym wytrych wegańskim barze otrzymałem sałatkę o masie 30g zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak. Niestety, moje obawy potwierdziły się. W środku rzekomej sałatki otrzymałem produkty, których przeznaczenia nazwanie spożywczym byłoby faux pas (jarmuż). Lżejszy o pół zawartości portfela, a cięższy o amerykańskiego reżysera opuściłem ten przybytek. Mam nadzieję bezpowrotnie. Podrażniony chwilowym niepowodzeniem nie ustawałem w poszukiwaniach. Moim wybawieniem stała się kuchnia azjatycka. Charakteryzuje się ona wyrazistością smaku, wyśmienitym stosunkiem ceny do jakości i ilości oraz często walorami ponadsmakowymi. W moim przypadku azjatycka sztuka kulinarna była również zachętą do poznania tamtejszej kultury. i w tym momencie konieczne jest doprecyzowanie. Azja jest kontynentem dość sporym i niejednolitym kulturalnie. Na pierwszym etapie przygody z kuchnią azjatycką z takim samym entuzjazmem spożywałem potrawy kuchni bliskowschodniej jak (Quasi!) tureckiej, jednak pobyt w nadbosforańskim kraju utemperował moje zapędy. Z szokiem przyjąłem fakt, iż nikt w Turcji nie je kebabów. Musiałem się jednak oswoić z myślą, że kebab to potrawa europejska, a co za tym idzie – nieciekawa, a jako, że oswojenie poszło mi całkiem dobrze nie będę tracił czasu na recenzowanie kebabów. Z kręgu moich zainteresowań wypadły równie szybko kuchnie arabska i kaukaska. grudzień 2015 25 Kompendium orientalnych punktów gastronomicznych w Bydgoszczy Z wyjątkiem dwóch – trzech większych ośrodków miejskich są one w Polsce właściwie nieobecne. Zasięg mojego kompendium czy też ?cotojest? obejmuje lokale specjalizujące się w kuchni z półwyspu indochińskiego, koreańskiego, Chin oraz Japonii. Teoretycznie zamiast określenia orient powinienem używać więc określenia daleki wschód, lecz jest ono co najmniej nieatrakcyjne. Stąd rejony te w moim kompendium występować będą pod nazwą orientu. Wykaz ten najtrudniej jest zacząć. Świadomość odpowiedzialności dziejowej długo mąciła mój umysł. Jak najlepiej ukazać zachodzące trendy? Czy przedstawienie jednych lokali przed innymi nie będzie krzywdzące dla tych drugich? A wreszcie – jakiej skali użyć by swoimi obiektywnymi ocenami jak najlepiej oddać charakter tych wielu nietuzinkowych miejsc? Zdecydowałem się jednak na skalę słowną. Najlepsze lokale opatruję wyrażeniem „restauracja”, te o niższej jakości potraw lub marnym klimacie słowem „bar”, a te które jedynie podszywają się pod orient wiele mówiącym stwierdzeniem „podróba”. Z nadzieją, że pomogę wielu osobom w wybraniu swojej życiowej drogi kulinarnej, jak i wyborze wielu mniejszych ścieżek od tej drogi odchodzących przystąpiłem do recenzowania. potrzebującym, szczególnie w późnych godzinach weekendowych. Poszczególne bary można znaleźć właściwie na każdym szanującym się bydgoskim osiedlu, a nawet w Osielsku. Najpopularniejszy produkt to kubełek. Do wyboru mamy duży i mały. Duży jest niby duży i niby wygląda jak duży, rzeczywistość jest jednak odmienna. Nie jest duży tylko ma podwyższone denko. Jest on jednak lepszym wyborem, ponieważ do małego dodawana jest tylko jedna porcja sosu, co sprawia, że potrawa jest zbyt sucha. A sam kubełek jest co najmniej zjadliwy, pewnym urozmaiceniem jest duża liczba sosów, według jednostek Scoville’a niektóre z nich mogłyby nawet służyć za gaz pieprzowy. Niestety, najpopularniejsze danie jest zarówno praktycznie jedynym. Zamówić można również zapiekanki, lecz trudno budować na nich stałą dietę. Dobrym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie większej liczby potraw, a jeszcze lepszym wprowadzenie potraw mających cokolwiek wspólnego z Chinami. Z początku wystawiłem więc ocenę podróba, lecz nie czułem się z tym dobrze. Przypomniałem sobie twarze ludzi spożywających tam północne posiłki. Jakbym oszukał przyjaciela. Bar/Podróba Tu bi kontińjut Chińska Patelnia Chińska Patelnia to szeroko znana, lokalna, bydgoska firma. W czasie swojej 9-letniej egzystencji zdążyła rozszerzyć swoją działalność na prawie całe województwo. Jest to popularne miejsce stołowania się przyjezdnych do Bydgoszczy, jak i funkcjonariuszy prawa. Dodatkowym atutem jest lokal znajdujący się przy ulicy Długiej. Stoi on otworem 24h na dobę i służy pomocą wielu wytrych grudzień 2015 26 Ecologists, let me drive my VW in peace Fot. 9: cbc.ca Ecologists, let me drive my VW in peace Piotr Wojnicz A month or so a massive conspiracy has been disclosed: VW group has been continuously cheating on the emissions tests. Those tests are to find out how much pollution does the engine produce and how many trees will it kill during its in-car lifetime. Since this discovery the situation has caused a massive outrage throughout the world. It is undisputed that this fact is a huge let-down and a big scratch on Volkswagen’s reliable image (apart from the past moments with Adolf Hitler), but what i would like to focus on is the pressure for ecology that caused all those regulations. i have to admit that pollution is an important and ongoing problem in the world, however not in modern-day Europe or the USA. We started reacting to this years ago by closing down highly-polluting factories, developing renewable energy sources and so forth. It is now less and less serious and this problem’s threat rate is constantly going down in our wytrych environment, whereas in India or China they could not be bothered about any of that. Yet we are still reminded about how much damage WE bring to the earth, shown pictures of dying polar bears, acknowledged that a snail somewhere in the western Hungary is on the edge of extinction due to our actions etc. And so the witless people from ecology department are still giving us new useless laws to „protect the environment”(aforementioned emissions tests are among them), even though we are not the main factor causing pollution. Western Europe and Northern America are not even close to it. Ecologists look on every motorist like on a sociopath and do everything to limit the amount of cars on the road. So to fulfil their plan they gave us restrictions of maximum pollution rate a new car can produce, even though God himself cannot live up to their requirements. Why can’t we simply stop going in this moronic direction? Why do these people need to inspect the exhaust pipe in a new Golf instead of, let’s say, working on Peru’s pollution rate? Leave my Passat alone and at least once do something useful. grudzień 2015 27 Z życia samorządowca Fot. 10: archiwum Samorządu Uczniowskiego VI LO w Bydgoszczy Z życia samorządowca Błażej Karczmarczyk Liście opadły już z drzew, a niedźwiedzie powoli zasypiają, by obudzić się dopiero na wiosnę. Samorząd nie zamierza jednak pójść w ich ślady. Po październikowej uroczystości z okazji Dnia Edukacji Narodowej (której, jak słusznie zauważono, byliśmy WSPÓŁorganizatorami wraz z klasą IIa), przyszedł czas na pomoc w organizacji Dnia Nauki. i mógłby być to w zasadzie artykuł o uczynności i bezinteresowności ludzi, a nie relacja z kolejnego miesiąca działań SU, bowiem zaangażowanie w to wydarzenie przerosło oczekiwania nawet takiego optymisty jak ja. Pozostańmy jednak przy pierwotnej koncepcji. W tym roku to właśnie Zarządowi SU przypadła ta, jakby nie patrzeć, niewdzięczna rola przydziału klas do poszczególnych wykładów. Niektóre wykłady cieszyły się szczególnie dużym zainteresowaniem, dlatego też dyskusja z przedstawicielami klas była bardzo burzliwa. Negocjacje pozwoliły jednak znaleźć kompromis. Niezadowoleni do końca uczniowie z pewnością będą mieli okazję posłuchać upragnionych wykładów podczas kolejnych konferencji. W czasie Dnia Nauki przedstawiciele SU uczestniczyli w uroczystym otwarciu Strefy Językowej na 3. piętrze, opiekowali się wykładowcami, pomagali odnaleźć uczniom przypisany wykład, drukowali portrety gości, tworzyli fotorelację, a także przeprowadzali wywiady. Tego dnia mogliśmy posłuchać wykładów m.in o Enigmie, anatomii, sporcie, językach obcych, prawie, astronomii czy wytrych nagłaśnianiu koncertów rockowych. Ten ostatni, podobnie jak rok temu, spotkał się z wieloma pozytywnymi opiniami. Oczywiście, nie zapominamy również o KFA Klaps. W listopadzie mieliśmy możliwość promować nasz konkurs na Festiwalu Camerimage. Naszą szkołę odwiedził również 3-krotny zdobywca OscaraWalter Murch, który przybył do Bydgoszczy w ramach Festiwalu. Podczas spotkania przybliżyliśmy wybitnemu montażyście nasz konkurs i otrzymaliśmy autografy na materiałach promocyjnych, które z pewnością ucieszą przyszłych laureatów Klapsa. W ZSO nr 6 powstało także kolejne medium. Od teraz uczniowie będą mogli dzielić się swoimi zainteresowaniami i umiejętnościami w szkolnej telewizji tvVILO, której efekty wkrótce zobaczycie. Pożegnam się tradycyjnym zaproszeniem na zebrania SU w każdy poniedziałek i czwartek na dużych przerwach w sali 44. A jako, że Święta coraz bliżej, składam Wam najserdeczniejsze życzenia w imieniu swoim i całego Zarządu! grudzień 2015 28