tutaj

Transkrypt

tutaj
PODNIETY MIŁOŚCI BOŻEJ
Św. Teresa z Avila
PROLOG1
1. Widząc wielkie miłosierdzie, jakie Pan okazuje duszom, które pociąga do tych klasztorów, z łaski Jego powstających według pierwotnej Reguły Pani naszej z Góry Karmel, i podziwiając łaski nadzwyczajne, jakich Pan użycza niektórym z tych
dusz, odczuwam sama, jak również i one, jak bardzo im potrzeba kogoś, kto by im choć w części objaśnił te rzeczy głębokie,
które zachodzą pomiędzy duszą a Panem. Brak bowiem jasności w tych rzeczach, niemałym jest dla duszy strapieniem. Kilka
lat temu udzielił mi Pan łaski niewypowiedzianej pociechy wewnętrznej, jakiej doznaję, ile razy słyszę lub czytam niektóre
słowa Pieśni Salomonowej. Łaska ta tym dziwniejsza, że choć nie rozumiałam tych słów, z łacińskiego na język rodzinny
przełożonych, to jednak sprawiały we mnie głębsze skupienie i wzruszenie, niż wszelkie inne najpobożniejsze książki, które
rozumiem. Stan ten trwa dotąd. I choć mi objaśniono te słowa w języku ojczystym, niewiele więcej pojmowałam. Jednak,
choć ich nie rozumiem...2 (taką mi sprawiają rozkosz) ... że dusza nie może się od nich oderwać.
2. Teraz, drugi już prawie rok daje mi Pan, jak tego pragnęłam, zrozumienie tych słów. I sądzę, że myśli te i uczucia mogłyby
posłużyć na pociechę siostrom, które Pan tą drogą prowadzi, a także i na swój pożytek, bo takie nieraz bywa to zrozumienie,
że chciałabym go nigdy nie zapomnieć. Nie ośmieliłam się jednak tego spisywać.
3. Obecnie jednak, idąc za zdaniem osób, względem których mam obowiązek posłuszeństwa, napiszę tu nieco o tym, co się
ukrywa w tych słowach, tak jak mi to Pan daje zrozumieć i w czym się moja dusza lubuje na tej drodze modlitwy, którą Pan,
jak mówiłam, prowadzi również i siostry moje w tych klasztorach i inne dusze. Jeśli te słowa dojdą do rąk waszych, siostry,
przyjmijcie je jako ubogi dar od tej, która wam tak szczerze jak i sobie samej życzy wszystkich darów Ducha Świętego. W
Jego imię zaczynam. Jeśli potrafię tu powiedzieć co pożytecznego, nie będzie to moją zasługą. Niech boska łaskawość Jego
raczy to sprawić...3 (bym temu podołała).
ROZDZIAŁ l
Mówi o uszanowaniu, z jakim powinno się czytać Pismo święte, i trudnościach w rozumieniu przez niewiasty jego słów, a
szczególnie “Pieśni nad pieśniami”.
Niech mię pocałuje pocałunkiem ust, bo lepsze są piersi twe nad wino, itd... (Pnp 1,1).
l. Zadziwia mnie tu mocno, że dusza, o ile ze słów jej wnosić można, mówi tu z jedną osobą, a o pocałunek pokoju prosi
drugą. Mówi potem: “Niech mię pocałuje pocałunkiem ust swoich”, i zaraz potem, jakoby zwracając się do osoby, z którą
rozmawia, dodaje: “Lepsze są piersi twe nad wino.”4
Co to znaczy, tego nie rozumiem i niewymownie cieszę się z tego, że nie rozumiem. Bo w istocie, córki, dusza ma nie tyle
upatrywać i nie tyle ją do podziwiania pobudzają i czcią dla Boga ją przenikają te rzeczy, które tu sami możemy objąć samym
rozumem, ile raczej te, których żadną miarą pojąć nie zdołamy. Z tego też powodu usilnie wam zalecam, byście się zbytnio
nie wysilały w dociekaniach, gdy czytając jaką książkę albo słuchając kazania, albo rozmyślając o tajemnicach wiary świętej,
natraficie na jaki ustęp, którego nie możecie zrozumieć. Nie jest to rzecz niewieścia zgłębiać tajemnice Boże i mężczyzna nie
każdy do tego jest powołany.
2. Jeśli Bóg zechce, da nam zrozumienie bez żadnego trudu. Mówię to zarówno do niewiast jak i do wszystkich mężczyzn,
którzy nie mają obowiązku nauką swoją bronić prawdy Bożej. Co innego bowiem, gdy kogo Pan na to wybiera i ustanawia,
aby te prawdy objaśniał drugim; ten, rzecz oczywista że powinien je badać i zgłębiać i każdy to widzi, jaki z tej pracy jego
jest pożytek dla nas i dla niego samego. Lecz my z prostotą bierzemy, co Pan da; a czego nie da, o to się nie troszczmy, ale
raczej weselmy się na myśl, że tak wielkiego mamy Boga i Pana, iż jedno słowo Jego zawiera w sobie tysiące tajemnic,
których my i początku dojść nie zdołamy. Że nie rozumiemy tego, co napisano po łacinie, po hebrajsku albo po grecku, to nie
dziw; ale i w przekładzie na nasz język rodzimy, ileż jest na przykład w psalmach chwalebnego króla Dawida fragmentów,
które, choć mamy w mowie ojczystej, tak przecie dla nas są ciemne, jak gdyby były pisane po łacinie! Postanówcież sobie raz
na zawsze, wystrzegać się tych próżnych dociekań i daremnego trudzenia głowy; niewieście dość jest tyle rozumieć, ile umysł
obejmie; z tym znajdzie łaskę u Boga. Jeśli spodoba się Boskiemu Majestatowi dać nam światło, to łatwo zrozumiemy, a jeśli
czego nie rozumiemy, upokarzajmy się i — jak mówiłam — radujmy się, że mamy takiego Pana, którego słowa, nawet w
naszym języku, są dla nas tajemnicą.
3. Może wam się zdaje, że w tej Pieśni są słowa i zwroty, które mogłyby być w inny sposób powiedziane. Znając nieudolność
naszą do rzeczy duchowych, nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Znam takich, którzy mi mówili, że raczej uciekają, by nie
słyszeć tych słów. O, Boże, jakże wielka jest nędza nasza! Są takie stworzenia jadowite, w których, cokolwiek zjedzą, w jad
się obraca; podobnie dzieje się i tu z nami. Z takich łask bowiem niezmiernych, jakie Pan w tych słowach nam czyni, ukazując
nam, jak wielka jest szczęśliwość duszy, która Go miłuje i dodając jej otuchy, aby śmiało rozmawiała z Boskim Jego Majestatem i cieszyła się Jego posiadaniem, my wyciągamy obawy i niewłaściwe zrozumienie, świadczące, jak mało jest w nas
uczucia miłości Bożej.
4. O, Panie mój, jakże zły użytek czynimy z tych niezliczonych dobrodziejstw, jakimi Ty nas obdarzasz! Ty w niepojętej
dobroci Twojej coraz nowe wynajdujesz sposoby i drogi dla okazania nam tej wielkiej miłości, jaką nas miłujesz, a my, tak
mało sposobni do miłowania Ciebie, nisko tę łaskę cenimy i myślimy o tym, w czym myśl nasza zawsze się obraca i ani uwagi
nie zwrócimy na wielkie tajemnice, które się zawierają w tych słowach przez Ducha Świętego natchnionych. Czy nie dość
byłoby tych słów na wzniecenie w nas ognia Jego miłości? Czy sama świadomość, że są to Jego słowa, nie upewnia nas
dostatecznie, że nie bez wielkiego powodu takich a nie innych chciał użyć?
5. Razu jednego byłam na kazaniu pewnego zakonnika, którego przedmiotem było objaśnienie tych rozkoszy, jakimi oblubienica cieszy się z Bogiem swoim. Kazanie było dziwnie piękne, a jednak, ku zdumieniu mojemu, słuchacze tak je opacznie
zrozumieli, iż powstał między nimi śmiech ogólny, że zakonnik mówi o miłości (chociaż rozwijając słowa Pańskie o Przykazaniu, o innym przedmiocie nie mógł mówić)5. Przykład ten stwierdza naocznie to, co powiedziałam wyżej, że tak mało
jesteśmy świadomi miłości Bożej i tak mało sposobni do miłowania Boga, iż zdaje się nam rzeczą niepodobną, by dusza
mogła tak poufale obcować z Bogiem i takich z Nim używać rozkoszy. Ale znam także inne dusze, które choć zrazu, równie
jak tamte, nie odnosiły z tych słów pożytku — bo pewno ich dobrze nie rozumiały, i być może, że brały je za wymysł ludzki
— później jednak z własnego doświadczenia poznały prawdziwe ich znaczenie, i takie w nich znalazły uszczęśliwienie, taką
hojność rozkoszy, takie uśmierzenie wszystkich lęków, że miały za co dzięki czynić Bogu. On to bowiem tak zbawienną,
wszelkie pojęcie przewyższającą pociechę obmyślił dla dusz żarliwie Go miłujących, iż daje im poznać, że istotnie nie jest
rzeczą niepodobną, by On, Pan najwyższy, tak się mógł zniżać do swego stworzenia. Sama myśl o tym wydawałaby się im
zuchwalstwem, gdyby się z własnego doświadczenia nie przekonały, że tak jest istotnie.
6. Znam jedną osobę6, która przez długie lata w wielkiej była trwodze i nigdzie sobie uspokojenia znaleźć nie mogła. Dopiero
gdy usłyszała niektóre fragmenty z Pieśni nad pieśniami, przekonała się z nich, że dusza jej idzie dobrą drogą. Zrozumiała z
nich, jak mówiłam, rzeczywistą możliwość tego, co przedtem już, nie rozumiejąc i dlatego się trwożąc, w sobie czuła, że
istotnie dusza rozmiłowana w Oblubieńcu swoim może doznawać z Nim wszystkich tych pociech: i omdlewania, i konania z
miłości, i słodkich strapień miłości, i rozkoszy, i słodyczy, skoro jeno dla Jego miłości porzuci wszelkie pociechy tego świata,
i cała siebie odda w Jego ręce i to nie usty tylko — jak to czynią niektórzy — ale w zupełnej szczerości, uczynkami stwierdzonej.
O córki moje, jakże szczodrym dawcą jest Pan! Jakże wielki i wielmożny jest ten Pan i Oblubieniec nasz, iż niczego nie ma i
nic się nie dzieje, czego by On nie znał i nie widział! Cokolwiek więc dla miłości Jego uczynić możecie, choćby to były rzeczy
małe, ochotnie to czyńcie. On wam wszystko zapłaci, nie patrzy bowiem na wielkość i wagę uczynku, jeno na miłość z jaką
go spełniacie.
7. Kończę więc tym, że czego w Piśmie świętym i w tajemnicach świętej wiary naszej nie rozumiecie, w to sercem prostym i
pokornym wierzcie, bez dalszego wysilania się i dociekania; nie dziwcie się też tym słowom miłosnym, którymi Bóg w Piśmie
świętym przemawia do duszy. Więcej zaprawdę zdumiewa mnie ta miłość, jaką On nas umiłował i gdy na nią wspomnę i
pomyślę kim my jesteśmy, prawie odchodzę od siebie. I jasno to widzę, że wszystka czułość słów, jakich raczył użyć na
wyrażenie tej swojej miłości, nie tak jasno nam ją okazują, jak nam ją okazały Jego czyny. Jeślibyście jeszcze miały jaką
wątpliwość, zatrzymajcie się tu choćby na chwilę i rozważcie w myśli, co On nam wyświadczył i co dla nas uczynił, i powiedzcie potem, czy wobec tej miłości, tak potężnej i mocnej, która Go przywiodła do podjęcia takich za nas okrutnych mąk
— mogą być na określenie jej jakie słowa tak tkliwe i miłosne, by nas jeszcze zadziwiać miały?
8. Wracam do tego, od czego zaczęłam, to jest do wielkich i głębokich tajemnic, jakie się zamykają w tych słowach. Tak
trudne jest ich zrozumienie, że jak mi mówili uczeni (których prosiłam o objaśnienie, co przez te słowa chciał powiedzieć
Duch Święty i jakie jest prawdziwe ich znaczenie), wielu już doktorów napisało obszerne do tej księgi świętej objaśnienia,
ale żaden jeszcze nie zdołał trudności całkowicie rozjaśnić. Wobec tego byłby to z mojej strony dowód wielkiej pychy, gdybym chciała dawać jakiekolwiek wytłumaczenie rzeczy, której tylu światłych i uczonych mężów dojść nie mogło. Nie mam
też tego zamiaru i jakkolwiek mało jest we mnie pokory, ta myśl przecie jeszcze nie powstała mi w głowie, bym ja była zdolna
dociec tu prawdy. To jedno tylko mam na myśli, pisząc o tych boskich słowach, że pociecha, jakiej ja doznaję z tego, co Pan
mi daje poznać, gdy które z nich słyszę, może się i wam udzielić, gdy ją opiszę. I chociażby to, co czuję i rozumiem, nie
przypadało do tego, co chce powiedzieć Duch Święty, wolno mi przecie brać to tak, jak mnie przypada do serca. Bo jeśli jeno
nie odstępujemy od tego, czego uczy Kościół święty (i dlatego właśnie, abyśmy miały pewność, że tu nie ma nic z tą nauką
niezgodnego, pierwej je ściśle przejrzą uczeni teologowie, nim ono dostanie się do waszych rąk), nie broni nam — jak sądzę
— przy rozważaniu Jego świętej Męki, domyślać się wielu innych jeszcze mąk i większych, które On tam musiał wycierpieć,
niż te, które są zapisane w Ewangelii. I skoro to czynimy, nie z próżnej ciekawości, ale z prostotą, jak mówiłam na początku,
biorąc to, co Pan sam w boskiej łaskawości swojej da nam poznać, nie będzie Mu to, pewna tego jestem, niemiłe, że czerpiemy
sobie pociechę ze słów i dzieł Jego. Podobnie jak król, który by upodobał sobie i do łaski swojej przypuścił ubogiego pastuszka, z przyjemnością i z łaskawym pobłażaniem pozwoliłby mu przypatrywać się i dziwować złocistym jego szatom, i
cieszyć się blaskiem ich, i zdumiewać się, kto i jak je mógł zrobić — tak i nam niewiastom nikt tego zabronić nie może, byśmy
nie miały cieszyć się bogactwami Pana. Co innego rozprawiać o nich i nauczać, jak gdybyśmy miały jasne i pewne ich zrozumienie; tego nam nie wolno, chyba za uprzednią aprobatą uczonych i teologów. Ja też (Bóg widzi) bynajmniej nie mam tej
myśli, by to, co piszę, miało być dokładnym objaśnieniem rzeczy; piszę jedynie, co widzę i czuję, jak on pastuszek, o którym
mówiłam wyżej. Piszę dla pociechy mojej, dla podzielenia się z wami, jako córkami moimi, tym, co mi w rozmyślaniach
moich na myśl przychodzi, choć pewno wiele w tym będzie rzeczy nie do rzeczy. Zaczynam więc, ufna w łaskę Boskiego
Króla mego i za pozwoleniem tego, który mię spowiada. Niechaj On to raczy sprawić, abym jako w innych rzeczach, które
poprzednio pisałam, potrafiłam z łaski Jego powiedzieć, co i jak było potrzebne (a raczej On sam w boskiej dobroci swojej
mówił przeze mnie, aby wam było na pożytek), tak bym potrafiła i teraz. A jeśli nie, niechaj mi nie poczyta za stracony czas,
którego użyję na to pisanie, sięgając myślą do tak wysokich boskich zagadnień, o których nie wartam i posłyszeć.
9. W tym, co oblubienica mówi na początku, zwracając się do osoby trzeciej, choć to jedna i taż sama osoba, zdaje mi się, że
oznajmia dwojaką w Chrystusie naturę: Boską i ludzką. Nad tą myślą jednak zatrzymywać się tu nie będę, bo o tym tylko
zamierzam tu mówić, co nam w praktyce modlitwy wewnętrznej może być pożyteczne; choć właściwie duszy miłującej Pana
wszystko posłuży do wzniecenia w sobie coraz większego zapału i uwielbienia Pana. Co do mnie, choć nieraz słuchałam
wykładu niektórych słów tej Pieśni, i nieraz mi je na prośbę moją objaśniano. Bóg widzi, że mało z tego skorzystałam, i nic z
tego dziś nie przypominam sobie, taką mam złą pamięć. O pierwszych tych słowach nic też nie pamiętam, tyle więc tylko
będę mogła powiedzieć, ile mię Pan sam nauczyć raczy i co mi się w tym przedmiocie nasunie na pamięć.
“Niech mię pocałuje pocałunkiem ust swoich”.
10. O Panie mój i Boże mój, cóż to za słowa, by marny robak miał je mówić do Stwórcy swego! Bądź błogosławiony, Panie,
który tylu różnymi sposobami raczyłeś nas nauczyć. Ale te słowa. Królu mój, kto waży się wymówić, bez szczególnego na to
pozwolenia Twego?7 Są to słowa tak dziwne i zdumiewające, że niejeden będzie się dziwił, że ja o nich mówię. Powiedzą
może, żem niemądra, i sama nie wiem, co mówię, że miejsce to wcale nie tak się ma rozumieć, że ma ono różne inne znaczenia,
i jasna rzecz, iż człowiekowi w taki sposób do Boga mówić się nie godzi, i że w ogóle lepiej by było, gdyby ludzie prości
podobnych rzeczy wcale nie czytali.
Że tych słów oblubienicy różne są wykłady, tego nie zaprzeczam; ale dusza miłością Bożą płonąca i w zapale miłości swojej
od siebie odchodząca, nie troszczy się o żadne wykłady. Dość jej samego brzmienia tych słów i błaga Pana, by jej nie pozbawiał tego skarbu.
Wielki Boże! I cóż nas tu zaiste przeraża? Czy nie dziwniejsze od tych słów są dzieła Pańskie? Czy nie przystępujemy wszyscy
do Najświętszego Sakramentu? I właśnie w tych słowach, jak sądzę, oblubienica zawczasu prosiła o tę łaskę, którą nam później
Chrystus uczynił, oddając nam siebie na pokarm. Prosiła, jak sądzę, o to wielkie zjednoczenie, które się spełniło, gdy Bóg stał
się człowiekiem i o tę przyjaźń, jaką On zawarł z rodzajem ludzkim. Pocałowanie bowiem, jak wiadomo każdemu, jest znakiem pokoju i wielkiej przyjaźni między dwojgiem wzajemnie siebie miłujących. Jakie zaś są różne rodzaje pokoju, to w
dalszym ciągu postaramy się za pomocą Bożą rozważyć.
11. Pierwej jednak, nim postąpię dalej, jedną tu jeszcze zrobię uwagę, zdaniem moim, godną zastanowienia: dlatego też, choć
może przy innej sposobności właściwsze byłoby dla niej miejsce, nie chcę jej tu pominąć, aby nam nie wyszła z pamięci.
Mam to za rzecz pewną, niestety, że wielu jest takich (dałby Bóg, bym się myliła), którzy przystępują do Najświętszego
Sakramentu, mając na sumieniu ciężkie grzechy. A przecie, gdyby usłyszeli duszę, mówiącą te słowa i z miłości ku Bogu
umierającą, gorszyliby się z niej, i za wielką by jej to poczytywali zuchwałość. I tacy, pewna tego jestem, że tych słów nie
wymówią i słusznie, bo słowa te i inne podobne, jakie czytamy w Pieśni, mówi miłość, a oni miłości nie mają. Chociażby
więc na każdy dzień czytali księgę Pieśni, w ducha jej wniknąć nie zdołają, ani tym bardziej słów jej brać na usta się nie ważą,
bo w rzeczy samej samo wymówienie ich ma w sobie coś przerażającego, tak wielki w nich ukrywa się majestat.
A chociaż Ty, Panie mój, z tym samym Majestatem Twoim mieszkasz w Najświętszym Sakramencie, oni przecie, nie mając
wiary żywej, jeno martwą, widzą Ciebie tylko w poniżeniu Twoim pod postacią chleba, a Ty nic do nich nie mówisz, bo nie
są godni usłyszeć słów Twoich i dlatego tak są zuchwali.
12. Jakkolwiek te słowa według dosłownego brzmienia prawdziwie przerazić mogą tego, kto je pojmuje tylko według rozumu,
to jednak nie przerażą tego, kogo miłość Twoja wyprowadziła z siebie i Ty Panie, wybaczysz mu śmiałość, że takimi i gorętszymi jeszcze słowy waży się przemawiać do Ciebie. I jeśli pocałowanie oznacza pokój i miłość, czemuż by, Panie mój, dusza
nie miała prosić Ciebie, byś jej dał pokój Twój, i raczył być jej przyjacielem? Cóż lepszego możemy prosić nad to, o co ja,
Panie mój, Ciebie proszę, byś mi dał ten pokój “pocałunkiem ust Twoich”? Jest to, córki, prośba w rodzaju swoim najwyższa,
jak wam to w dalszym ciągu objaśnię.
ROZDZIAŁ 2
Mówi o dziewięciu rodzajach fałszywego pokoju, który dają świat, ciało i szatan. — Objaśnia doskonałość życia zakonnego,
które prowadzi do prawdziwego pokoju tak upragnionego przez oblubienicę z “Pieśni”.
l. Niech nas Bóg uchowa od takiego pokoju, który mają ludzie światowi!8 Obyśmy go nigdy nie zakosztowały, bo nie jest to
pokój, jeno wojna nieustająca. Gdy ktoś żyjący w ciężkich grzechach, zupełnie jednak jest spokojny i nie troszczy się wcale
o swoje występki i zdrożności, i nic mu sumienie nie wyrzuca — tego pokój, jak nieraz czytałyście, jest jawnym znakiem, że
grzesznik i czart żyją z sobą w przyjaźni. I takim, póki żyją, czart oszczędza przeciwności, by snadź nie tyle dla miłości Bożej,
ile raczej dla uchylenia się od nich, nie nawrócili się do Boga. Zwykle jednak człowiek idący tą drogą, choćby się chwilowo
upamiętał, nie wytrwa w służbie Bożej, zaraz mu diabeł podsunie ponęty rozkoszy ziemskich, i znów go do przyjaźni z sobą
pociągnie, póki go nie doprowadzi do tego kresu, gdzie pozna nieszczęsny, jak fałszywy był jego pokój. O tym nie mam tu
co mówić; takim pokojem niech cieszą się na świecie, kiedy chcą, między wami, ufam w Panu, podobne nieszczęście nigdy
się nie zdarzy. Ale i nas, córki, może szatan oszukać innego rodzaju pokojem, w zaniedbywaniu rzeczy małych; i tego zawsze,
póki żyjemy, lękać się powinnyśmy.
2. Gdy zakonnica zacznie opuszczać się w pewnych rzeczach, chociażby się zdawały małe i w tym opuszczeniu się trwa
dłuższy czas, nie mając żadnego wyrzutu w sumieniu, będzie to pokój zły, i łatwo może z niego diabeł wyprowadzić rzeczy
najgorsze. Będzie to na przykład naruszenie jakiego punktu konstytucji, co samo z siebie nie jest grzechem, albo brak ochotnej
pilności w spełnianiu rozkazów przełożonych, co choćby nie pochodziło ze złej woli, zawsze jest rzeczą niewłaściwą, bo
przełożony bądź co bądź zastępuje nam miejsce Boga — a my po to tu przyszłyśmy — abyśmy we wszystkim upatrywały, co
jest wolą Jego. Może to być mnóstwo innych tego rodzaju drobnych rzeczy, które same przez się nie zdaje się, by były grzechem, lub wiele uchybień, których nie można uniknąć, bo jesteśmy słabe i nędzne. Nie myślę temu zaprzeczać, ale to podkreślam, byśmy uznawały nasze uchybienia i żałowały za nie. Jeśli bowiem nie czynimy tego, diabeł będzie się miał z czego
cieszyć i od tych małych rzeczy powoli doprowadzi nas do nieczułości i na większe winy. Pierwsze to zwycięstwo choć w
rzeczy drobnej, niemałą już będzie dla niego wygraną i słusznie lękać się należy, że korzystając z niego, pójdzie dalej. Przeto
pilne, dla miłości Boga, miejcie na siebie baczenie. Bojowanie nieodzownym jest w tym życiu naszym udziałem. Tylu mając
dokoła nas nieprzyjaciół, niepodobna nam siedzieć spokojnie z rękoma założonymi, ale ciągłego potrzeba nam czuwania i
bacznej uwagi na zewnętrzne postępowanie i wewnętrzne nasze usposobienie.
3. Jakkolwiek by was Pan oświecał na modlitwie, i dawał wam wzniosłe łaski, o których jeszcze mówić będę, wszakże,
bądźcie tego pewne, że zawsze natkniecie się, wyszedłszy z modlitwy, na tysiączne przeszkody i drobne okazje. Będzie to
naruszenie przez niedbałość jakiego punktu przepisów, czy niedokładne spełnienie jakiego obowiązku, czy wreszcie wewnętrzne niepokoje i pokusy. Nie mówię, by zawsze i ciągle tak być miało, ale całkiem od nich być wolnym nikt nie może,
jest to wielka łaska Boża i silna dla duszy dźwignia do postępu w dobrym. Niepodobna, byśmy na tej ziemi byli aniołami;
sprzeciwia się temu nasza natura. Toteż nie bardzo się lękam o duszę, cierpiącą choćby najsilniejsze pokusy, bo jeśli jeno ma
miłość i bojaźń Bożą, wiem pewno, że wyjdzie z nich z wielką dla siebie korzyścią. Ale gdy widzę duszę zawsze spokojną,
nigdy nie doznającą w sobie żadnej walki wewnętrznej (co jest udziałem innych), o taką mimo woli się trwożę, i chociaż nie
dostrzegam w niej nic, w czym by obrażała Pana, nie mogę się uspokoić; często też sama, kiedy diabeł tego nie czyni, wystawiam ją na próby i pokusy, aby poznała czym jest. Spotykałam takie dusze, choć rzadko. Stan taki może być skutkiem wysokiej kontemplacji, do której Pan duszę podniesie.
4. Może to być i z innych przyczyn, dość, że dusza taka w ciągłym żyje spokoju i zadowoleniu wewnętrznym; choć z drugiej
strony zdaje mi się, że dusza ta niezupełnie rozumie, co się w niej dzieje i przy bliższym badaniu okaże się, że i ona miewa
niekiedy swoje choć małe i lekkie utarczki wewnętrzne. Jakkolwiek się rzecz ma, przyznam się, że takim duszom spokoju ich
nie zazdroszczę. Pilnie się nad tym zastanawiałam i przekonałam się, że daleko większe postępy czynią te, które odczuwają
walkę wewnętrzną — i nie mają takich wysokich rozumowań — w rzeczach doskonałości, jak je tu pojąć zdołamy. Nie mówię
tu o duszach, które po długich latach tej walki doszły już do wysokiego stopnia doskonałości i umartwienia, bo takim, jako
już umarłym światu, Pan zwykle daje pokój. Nie jest on jednak taki, by jeśli kiedy popełnią jakie uchybienie, nie czuły go i
żywo nad nim nie bolały.
5. Chociaż więc różnymi drogami Pan dusze prowadzi, zawsze jednak, jak mówiłam, byłabym w obawie o każdą z was, córki,
która by, uchybiwszy w czymkolwiek, za winę swą nie żałowała. Za grzech bowiem istotny, choćby powszedni tylko, żal jak
najgłębszy na wskroś powinien was przejmować, jak to — dzięki Bogu — widzę, że wszystkie rozumiecie.
Zważcie tu jedną rzecz i dla miłości mojej zachowajcie ją w pamięci. Człowiek żywy, gdy się choć lekko ukłuje szpilką albo
cierniem, czyż nie odczuwa bólu z tego ukłucia lub zadraśnięcia, choćby ono było lekkie? Czy to więc nie będzie znakiem
pewnym dla duszy, że nie jest umarła, że żyje w niej miłość Boża, gdy żywo czuje każde, choćby najmniejsze sprzeniewierzenie się temu, cośmy ślubowały, i co jest obowiązkiem naszym? Czy takie odczucie nie jest wielką łaską? O, jakże piękne
łoże, usłane różami i wszelkim kwieciem najwonniejszym, gotuje Boskiemu Majestatowi Oblubieńca dusza, której On użyczy
łaski takiej czujności i delikatności sumienia! Do takiej niepodobna, aby Pan nie przyszedł z hojnością rozkoszy swoich,
choćby przedtem dla wypróbowania jej długo się ociągał. Po cóż, o Boże, my zakonnice żyjemy w klasztorze? Po co opuściłyśmy świat? Po co tu przyszłyśmy? Jakie może być lepsze zatrudnienie naszego życia nad to, byśmy Oblubieńcowi naszemu
przygotowywały mieszkanie w naszych duszach, byśmy trzymając się w pogotowiu na Jego przyjście, mogły Go, gdy przyjdzie, prosić o “pocałunek ust Jego”? Szczęśliwa, która będzie godna wymówić taką prośbę, którą Pan, gdy przyjdzie, nie
zastanie z lampą zagasłą i poniewczasie wołającą o przyjęcie!9 O córki moje, jakie to wielkie szczęście nasze, że wolno nam
wymawiać te słowa do Boskiego naszego Oblubieńca, skoro w dniu profesji naszej obrałyśmy Go sobie za Oblubieńca, a On
nas za swoje oblubienice!
6. Niech jednak dusze skłonne do skrupułów zrozumieją dobrze, co mówię. Nie mówię tu o niedoskonałościach i uchybieniach, które się niekiedy trafiają, ani o takich prawie nieświadomych niedoskonałościach, które dusza nie zawsze może spostrzec w sobie i odczuć, ale mówię tu o takiej, która świadomie i prawie zawsze dopuszcza się pewnych uchybień i za nic je
uważając, nie stara się o poprawę i żadnego z powodu tych uchybień nie czuje wyrzutu sumienia. Taki pokój, powtarzam, jest
niebezpieczny i pilnie się go należy wystrzegać. Cóż dopiero powiedzieć o tych, co żyją spokojnie w zupełnym zaniedbaniu
Reguły swojej? Nie daj Boże, by taka kiedy znalazła się między wami! Wiele jest innych sposobów, którymi diabeł, gdy Bóg
za grzechy nasze na to pozwoli, zasiewa w duszach ludzkich ten fałszywy pokój, ale dłużej nad tym się rozwodzić nie mam
potrzeby. Tyle tylko chciałam tu o tym napomknąć, ile mi się zdawało potrzebne dla waszej przestrogi. Przejdźmy już teraz
do tej przyjaźni i tego pokoju, których Pan zaczyna nam użyczać na modlitwie. Powiem o tym, co z łaski Pana sama rozumiem.
7. Przedtem jednak, sądzę, że będzie rzeczą pożyteczną, gdy wam nadmienię jeszcze nieco o pokoju, jaki daje nam świat, albo
własna nasza zmysłowość. Są to wprawdzie rzeczy w wielu księgach lepiej opisane, niż ja je powiedzieć potrafię, ale ksiąg
tych, ubogimi będąc, nie macie za co kupić, nikt też może wam ich nie podaruje. To zaś, co piszę, pozostanie w domu, i
zawsze to będziecie miały pod ręką. Na różne sposoby mogą się łudzić ludzie tym pokojem, który świat daje. Z niektórych
przykładów, które przytoczę, łatwo się domyślicie innych, o których nie będę wspominała.
8. O nieszczęśni ludzie, opływający w bogactwa! Choć mają przeobficie wszystko, czego im do życia potrzeba, gromadzą
jednak i trzymają wielkie pieniądze w swoich skrzyniach, dla samej przyjemności ich posiadania; a że wystrzegają się grzechów ciężkich i kiedy niekiedy dają jałmużnę — więc sądzą, że wszystko jest dobrze. I ani pomyślą, że te dobra, nie są ich
bezwarunkową własnością, że Pan dał im je tylko w szafarstwo, jako włodarzom, że ścisłą zdadzą liczbę z każdego grosza
zbywającego, który bez pożytku chowali, odejmując go ubogim, głód cierpiącym. Was to tyle tylko obchodzi, że powinnyście
błagać Pana, by raczył oświecić tych ślepych, aby ich nie spotkał los złego bogacza10, i za szczególną łaskę to sobie poczytywać i dzięki czynić Bogu, iż w nieskończonej łaskawości swojej dał wam obrać sobie i poślubić ubóstwo.
9. O córki moje, jakie to szczęście i jaka swoboda, nawet pod względem spokoju tego życia doczesnego, być wolnym od tych
ciężarów! A jaki spokój w godzinę śmierci daje ubóstwo, tego i przedstawić sobie nie zdołacie. Bogaci to niewolnicy, wy zaś
ubogie jesteście paniami, o czym łatwo się przekonać możecie. Kto bowiem ma życie spokojniejsze: czy pan, który ma co
dzień u siebie stół nakryty i zastawiony wszelkim potrzebnym mu pożywieniem i wszelką odzież do okrycia, czy też rządca
jego, który wyliczyć się musi z każdego grosza wydanego? Tamten używa wszystkiego bez rachunku, jako dobra własnego;
za to biedny rządca musi się trudzić i im znaczniejszy dom i gospodarstwo, tym cięższą ma pracę. Gdy zaś przyjdzie do zdania
liczby, niejedną noc bezsenną strawi nad rachunkami, zwłaszcza jeśli się nagromadziły z wielu lat i nie zawsze z dokładnością
były prowadzone. Gdy nadto okażą się znaczne zaległości, wtedy już nie wiem, jak biedny może znaleźć choćby chwilę
spokoju.
Z głębi duszy więc dziękujcie Panu, ile razy wspomnicie na tę wielką łaskę, którą wam uczynił i starajcie się coraz doskonalej
zachowywać święte ubóstwo, by i nadal zawsze, jak dotąd, żadna nic nie posiadała własnego. Bez troski i zachodu pożywamy,
co przyśle nam Pan, i jako boska łaskawość Jego pamięta o nas, by nam niczego nie brakowało, tak też zwalnia nas od troski
zdawania liczby z tego, co zbywa. Sam ma staranie o to, byśmy nic nie miały, co byśmy rozdawać mogły, i za co byśmy przed
Nim odpowiadały.
10. Tego nam więc potrzeba, córki, byśmy poprzestawały na małym, byśmy nie pragnęły tylu różnych rzeczy, jakich pragną
ludzie światowi, niepomni na ścisłą liczbę, jaką zda każdy bogaty, choć jej nie zdaje nikomu w tym życiu, ale raczej żąda jej
od swoich zarządców. Ale tam, po śmierci, jakże surowy czeka go rachunek! Gdyby na to pamiętał, odeszłaby go wszelka
ochota do zbytkownego jedzenia i nie miałby odwagi tracić majętności na marne i próżne wydatki. Starajcie się więc, córki, i
w jedzeniu, i w ubraniu i we wszystkim mieć dla siebie to, co jest najuboższe i co tylko ludzka natura znieść zdoła. Inaczej
spotkałby was zawód, bo więcej nad to Bóg wam nie da, a zatem chęci wasze pozostałyby nie zaspokojone. Starajcie się tak
we wszystkim służyć Boskiemu Majestatowi Pana naszego, abyście nie pożywały chleba ubogich bez wysługiwania się za
niego, choć szczerze mówiąc, ten spokój i ta swoboda ducha, którą Pan wam daje, że nie potrzebujecie troszczyć się o zdanie
liczby z bogactw, których nie posiadacie, tak wielkim jest dobrem, iż wysłużyć się za nie niepodobna. Same to dobrze rozumiecie, ale dlatego też należy, byście za to w pewnych czasach szczególne Panu dzięki składały.
11. O pokoju, jaki daje świat przez zaszczyty, nie mam potrzeby wam mówić, bo ubodzy nigdy nie są w wielkiej czci u świata.
Jednym tylko sposobem mógłby wam tu świat wielką szkodę wyrządzić, gdybyście się nie miały na baczności, to jest pochwałami, które gdy raz zacznie dawać, nie ma im końca i miary, a którymi zmierza tylko do głębszego poniżenia was.
Najczęściej będzie was chwalił, że takie jesteście święte, i to w słowach tak wymownych i dosadnych, że snadź sam diabeł je
nasuwa; nieraz też diabelskie to pobudzanie żadnej nie ulega wątpliwości. Gdyby was bowiem chwalono w nieobecności
waszej, jeszcze by to uszło, ale gdy was chwalą w oczy, jaki z tego, jeślibyście się nie miały na baczności, może być skutek?
Czy nie triumf jego ze szkody waszej?
12. Na miłość Boga was proszę, nigdy nie słuchajcie z zadowoleniem takich pochlebnych wyrazów. Mogłyby one powoli
skazić w was czystość duszy, mogłybyście im w końcu uwierzyć i wziąć je za prawdę, albo wyobrażać sobie, żeście już
stanęły u szczytu doskonałości, że już nie potrzebujecie więcej pracować i walczyć. Nigdy tego nie znoście, by podobne słowa
mogły się obić o wasze uszy, bez stanowczego z waszej strony zaprzeczenia im w głębi duszy, upokorzenia i umartwiania
siebie: rzecz to bardzo łatwa, trzeba tylko przywyknąć. Pomnijcie, jak świat się obszedł z Panem naszym Jezusem Chrystusem,
a jak Go przedtem wielbił i wywyższał w Niedzielę Palmową przy wjeździe Jego do Jerozolimy! Albo jaką czcią otaczał św.
Jana Chrzciciela, poczytując go nawet za Mesjasza, a jako potem życia go pozbawił.
13. Nigdy świat nie wywyższa; a jeśli to robi, to tylko po to, aby poniżyć, jeśli ci, których wywyższa, prawdziwie są synami
Bożymi. Wiem o tym dobrze z wielokrotnego doświadczenia. Dawniej bolała mię bardzo ta wielka ślepota, jaka się objawia
w tych pochwałach, dzisiaj śmieję się z nich i słucham ich, jakbym słuchała mowy szatana. Pamiętajcie o waszych grzechach,
a jeśliby kiedy w tych pochwałach było co prawdy, mówcie sobie, że to nie wasza zasługa, jeno dar łaski Bożej, za który tym
gorliwiej obowiązane jesteście służyć Panu. Wzbudzajcie i utrzymujcie w sobie bojaźń świętą, aby dusza nie dała się uśpić
tym pocałunkiem, jaki daje on fałszywy pokój świata. Wierzcie mi, jest to judaszowski pocałunek. I chociażby ten, który
mówi wam takie rzeczy, nie miał w tym podstępnego zamiaru, zawsze go ma diabeł, na szkodę waszą czatujący i może was
zgubić, jeślibyście się nie broniły. Potrzeba tu trzymać się zawsze w pogotowiu, z dobytym w ręku mieczem rozwagi, choćby
się wam zdawało, że pochwały na was żadnego wrażenia nie robią, nie dowierzajcie sobie. Pomnijcie, ilu było i jest takich,
którzy stali niegdyś na wysokości, a teraz leżą w przepaści. Nie ma dla nas, póki żyjemy, innego bezpieczeństwa jeno w tym,
byśmy ciągłą walką z sobą i wewnętrznym upokorzeniem się odrzucały te pochlebstwa. Wtedy z każdej takiej pokusy wyjdziemy z nowym zyskiem coraz głębszej pokory, a czart i świat, czyhający na zgubę naszą, odejdą z niczym.
14. Wiele również miałabym do powiedzenia o pokoju, jakim nas oszukuje własne nasze ciało i o szkodach stąd nam grożących. Ale i tu poprzestanę na kilku punktach, z których same sobie wyprowadzicie dalsze zastosowanie i wnioski. Ciało bardzo
lubi rozkosze i wygody i z tego już łatwo poznać, jak niebezpieczną jest rzeczą, mieć z nim pokój. Nieraz się nad tym zastanawiam i żadną miarą zrozumieć tego nie mogę, na czym ludzie, dogadzający we wszystkim ciału i swoim zmysłom, opierają
ten spokój i bezpieczeństwo, w jakim żyją. Czy może ciało Najświętsze Tego, który jest wzorem naszym i światłością naszą,
mniej było godne wygód, niż nasze ciało? Czy zawiniło w czym, by miało cierpieć takie wielkie męki? Czy może czytaliśmy
kiedy o którym z tych świętych — o których wiemy z wszelką pewnością, że dziś są w niebie — by żyjąc na tej ziemi,
wygodne i rozkoszne prowadzili życie? Skądże więc ta pewność nasza przy takim życiu miękkim i rozpieszczonym? Kto nam
powiedział, by życie takie było dobre? Jakże więc to być może, by tylu było ludzi, którzy trawią dni swoje, jedząc smakowicie,
wylegując się wygodnie, goniąc za zabawą i wszelkimi możliwymi przyjemnościami, a wszystko to czynią tak spokojnie, że
ja, patrząc na to, przyznam się, wprost głupieję? Czy to może już nie ma życia przyszłego? Czy może w osiągnięciu jego
żadne już tutaj nie grozi nam niebezpieczeństwo?
15. O, gdybyście wiedziały, córki, ile złego w tym jednym złu się zamyka! Ciało się tuczy, a dusza obumiera i gdybyście
mogły wzrokiem do niej przeniknąć, ujrzałybyście, że ledwie co dyszy. Ze wszech stron ujrzałybyście, jakby wielkimi zgłoskami wypisane, jakie to straszne zło, żyć spokojnie w takim stanie. Gdybyż jeszcze ludzie uznawali, że jest w tym co złego,
byłaby nadzieja, że się może poprawią, ale to im ani w myśli; i nie dziw, bo taki już jest obyczaj świata. Ale choć w tym życiu
ciało takich ludzi ma spokój i wczasy, wszakże, jeśli jest dla nich jaka nadzieja zbawienia, upewniam was, że tysiąckroć
spotęgowane czekają ich cierpienia w przyszłości. I lepiej by im było, gdyby w porę jeszcze przejrzawszy, tutaj chcieli czynić
choć częściową pokutę, niż czekać tej, która w końcu całym ogromem na nich się zwali. Dlatego wam to mówię, córki, abyście
dziękowały Bogu, że was powołał na to miejsce, gdzie wam jest odjęta możność szukania i znalezienia takiego pokoju z
ciałem. Może ono jednak i tu wyrządzić wam szkodę podstępem, to jest pod pozorem słabości zdrowia; toteż wielkiej wam
potrzeba w tym ostrożności. Są na przykład chwile, kiedy ta lub owa nie mogłaby brać dyscypliny bez rzeczywistej szkody
dla zdrowia, a w osiem dni potem użycie jej żadnych za sobą złych skutków nie pociągnie. Innej się zdaje, że koniecznie
potrzebuje dla zdrowia lnianej bielizny, a potem jednak okaże się, że bezpiecznie może się bez niej obywać. Inna jeszcze nie
znosi pokarmów rybnych, a jednak, gdy się przezwycięży, żołądek przywyknie, i już jej to nie szkodzi. W takich i wielu
rzeczach tym podobnych, zdaje nam się, że słabość kompleksji naszej nie zdoła wytrzymać obchodzenia się bez jedzenia
mięsa, czy czasem całodniowego postu. Wiem jednak z doświadczenia, że jest to najczęściej tylko złudzenie, któremu dlatego
tak łatwo ulegamy, że nie pamiętamy, jak wiele może ten, kto umie odważnie przymusić siebie, chociażby go w danym razie
nie nagliła żadna zewnętrzna potrzeba. Z tego wszystkiego, co powiedziałam, jest taki wniosek, że gdy chodzi o zwolnienie i
uchylanie się od praktyk umartwienia i pokuty, nie powinnyśmy od razu poprzestawać na lada pozorze słabości zdrowia, ale
potrzeba najpierw raz i drugi spróbować. Wiem z własnego doświadczenia, że ciało nasze jest wielkim kłamcą, więc powinnyśmy poznać się na jego podstępach. Niechaj Pan w nieskończonej dobroci swojej raczy nas w tym oświecać. Wiele nam tu
pomoże roztropność i ufne poleganie nie na samych sobie, ale na zdaniu przełożonych.
16. Już teraz wracam do właściwego przedmiotu. Mówiąc te słowa: “Niech mię pocałuje pocałunkiem ust swoich”, oblubienica, jak widzieliśmy, prosi o pokój. Ma więc i Pan różne sposoby udzielania nam pokoju i swojej przyjaźni, inne niż te,
których używa diabeł, świat i ciało. Chcę wam teraz objaśnić niektóre z tych sposobów Bożych, abyście się przekonały, jak
wielka jest ta prośba i jaka niezmierna różnica zachodzi między prawdziwym Bożym pokojem a tym fałszywym.
O wielki Boże i Panie nasz, jaka jest niezgłębiona mądrość Twego słowa! Dość było, zdawałoby się, oblubienicy poprzestać
na tym jednym słowie: “Niech mię pocałuje”, i tak krócej i zwięźlej wyrazić swoją prośbę. Dlaczegoż więc mnoży wyrazy i
dodaje jeszcze: “pocałunkiem ust swoich”? Bo zapewne żadne z tych słów nie jest powiedziane na próżno. Dlaczego? — tego
nie wiem; wszakże powiem w krótkości, co mi się zdaje. Mniejsza o to, że to, co powiem, nie będzie może odpowiadało
istotnemu znaczeniu tych słów, byleby nam było ku zbudowaniu. Na różne więc sposoby Boski Król nasz ofiaruje duszom
pokój i swoją przyjaźń, jak o tym na każdy dzień przekonać się możemy, tak na modlitwie, jak i poza modlitwą; tylko że my
z naszej strony mało sobie ważymy te zabiegi o nas Jego Boskiego Majestatu. Jaka jest wysokość, na której potrzeba stanąć
duszy, aby mogła prosić o to, o co prosi oblubienica, o tym, córki, wtedy dopiero dowiecie się, gdy was Pan raczy podnieść
do siebie. Ale choćby tego nigdy nie uczynił, nie traćcie jednak otuchy, bo i najniższy, jakiego by wam użyczył, stopień Jego
przyjaźni, nad wszelki wyraz bogatymi was czyni, jeśli jeno z waszej strony nie zbywa na należnym współdziałaniu. Lecz na
tym właśnie często niestety nam zbywa, i dlatego, boleśnie o tym i mówić, że z własnej winy naszej nie osiągamy tej boskiej
przyjaźni i poprzestajemy na tak małym.
17. O Panie, czemuż nie pomnimy na to, jak wspaniały jest cel, do którego nas powołujesz, jak wielka nagroda, którą nam
gotujesz i jako już tutaj, gdy dojdziemy do tej przyjaźni z Tobą, zaczynasz nam tej nagrody udzielać! Skutkiem tego zapomnienia, niejeden, który mógłby wysoko wstąpić na sam szczyt, całe życie gnuśnieje pod górą. W różnych drobiazgach, jakie
dla was napisałam11, zawsze was upominałam, i teraz znowu upominam i proszę, starajcie się we wszystkich waszych myślach
i zamiarach mieć ducha mężnego. Tym zasłużycie sobie u Pana na łaskę, aby dzielne były i wasze uczynki. Wiele na tym,
wierzcie mi, zależy. Są dusze, które, choć odzyskały już przyjaźń z Panem, bo wyspowiadały się jak należało z swoich grzechów i żałowały za nie, jednak nim parę dni upłynie, znowu się do tych grzechów wracają. Nie taka bez wątpienia jest przyjaźń, o którą prosi Oblubienica. Starajcie się, córki, byście idąc do spowiedzi, nie miały za każdym razem tej samej zawsze
winy do wyznania.
18. Ustrzec się całkiem wszelkiej winy i wszelkiego uchybienia nie zdołamy, ale niechże to przynajmniej będą uchybienia
różne, nie zawsze te same, by snadź wciąż powtarzając się, nie zapuściły w nas korzeni, albo może i do wielu dalszych
wykroczeń nie doprowadziły, bo wtedy o wiele trudniej byłoby je wykorzenić. Bo jak krzew albo drzewko w ziemi zasadzone
i co dzień podlewane, tak się z czasem wzmocni i wybuja, że wyrwać go nie sposób bez użycia rydla i motyki, tak i każde
uchybienie, choćby niewielkie, jeśli się co dzień powtarza, bez żadnego starania o poprawienie się z niego, rozrasta się i
rozplenia w duszy i z wielką tylko trudnością da się jeszcze wykorzenić. Przy codziennym zaś plewieniu wyrwanie tych
chwastów z łatwością się odbywa. Ale przede wszystkim Pana na modlitwie o pomoc proście, bo same z siebie mało co
dokażemy i łatwiej jest mnożyć grzechy, niż je wyplenić. Pomyślcie, jak ciężko w dzień śmierci i sądu będą nam leżały na
duszy te ciągłe, choćby małe, niewierności, a zwłaszcza nam, które Sędzia obrał sobie w tym życiu za oblubienice.
19. O jaka to wielka godność nasza, zdolna zaiste pobudzić nas do najtroskliwszej pilności i starania o przypodobanie się temu
Panu i Królowi naszemu! Ale jakże źle za przyjaźń Jego odpłacają Mu się ci, którzy tak łatwo od Niego się odwracają i
zamieniają Mu się w śmiertelnych nieprzyjaciół! Zaprawdę, wielkie jest miłosierdzie Boże! Gdzie na tym świecie znaleźć tak
cierpliwego jak On przyjaciela? Tutaj, choć przyjaciel poróżniwszy się z przyjacielem, potem się z nim pogodzi, nigdy jednak
nie wyjdzie mu całkiem z pamięci doznana uraza, nigdy już nie będą tak sobie ufali i tak polegali na sobie, jak przedtem. A
tu, ileż razy my sprzeniewierzamy się przyjaźni tego Pana naszego, a On przecie, choćby i lata całe, czeka naszego powrotu i
przyjmuje nas “z jednakowym miłosierdziem. Bądź błogosławiony. Panie mój, że z taką miłościwą dobrocią nas znosisz i
jakoby zapominasz o boskiej wielmożności Twojej, aby nas nie karać, jak na to zasługujemy, za taką niegodną zdradę. Stan
taki, nie sądzę, by był bezpieczny, bo jakkolwiek miłosierdzie Boże nie ma granic, wszakże niejeden w tym stanie umiera,
bez możności wyspowiadania się przed śmiercią. Niechże nas Pan w nieskończonej dobroci swojej uchowa od tego nieszczęścia, byśmy miały kiedy dobrowolnie i świadomie zostawać w tym stanie tak niebezpiecznym.
20. Są inni, którzy inny, już lepszy od poprzedniego, rodzaj przyjaźni zachowują z Bogiem, ci mianowicie, którzy się wystrzegają ciężkiej Jego obrazy. Kto doszedł do tego stanu, ten, gdy weźmiemy pod uwagę, co to jest świat i jakie jego obyczaje,
przekonamy się, że niemałej już rzeczy dokazał. Sądzę jednak, że tacy, choć w zasadzie wystrzegają się grzechów śmiertelnych, mimo to przecie niekiedy w nie wpadają, bo grzechy powszednie, choćby ich wiele na dzień popełnili, za nic sobie
mają, a zatem niedaleko im do grzechu śmiertelnego. Po wiele razy z ust podobnych ludzi słyszałam takie zdania: “Na takie
rzeczy miałbym jeszcze zważać? Od tego jest woda święcona i inne lekarstwa, jakie nam podaje Kościół, Matka nasza.”12
Płakać się chce, słuchając takich rzeczy. Na miłość Boga was proszę, córki, pilnie na to zważajcie, byście nigdy lekkim sercem
nie dopuściły się grzechu powszedniego, choćby najmniejszego, tłumacząc się, że są łatwe sposoby zgładzenia tych win.
Brzydka to rzecz, z tego, że Bóg jest dobry, brać podnietę do złego. Co innego, gdy złe już się stało: wtedy i owszem, pamiętajcie, że są lekarstwa i nie zwlekając, postarajcie się z nich korzystać.
21. Wielka to rzecz, kto umie swoje sumienie w każdym czasie tak czyste zachowywać, iżby mógł bez żadnej przeszkody
prosić Pana o tę przyjaźń doskonałą, o którą prosi Oblubienica. Ta jednak przyjaźń, o której tu mówię, nie jest taka, owszem,
jest mocno podejrzana, i to z wielu powodów. Przywiązana bowiem do rozkoszy i wczasów, pełna oziębłości, żyje w tej
groźnej niepewności, czy to, co poczytujemy sobie za grzech powszedni, nie jest raczej grzechem śmiertelnym. Broń was
Boże od takiej przyjaźni! Nie widząc w sobie tych ciężkich grzechów i czując się bezpiecznie, ludzie ci potępiają ich w duchu,
a siebie mają za sprawiedliwych. Jednak ani to wynoszenie się nad drugich nie jest dowodem wielkiej pokory, ani też to
potępienie bliźniego nie będzie najczęściej sądem sprawiedliwym, bo może właśnie on jest o wiele lepszy od tych, którzy go
potępiają jako wielkiego grzesznika, jeśli tylko prawdziwie za grzechy swoje żałuje, jeśli je szczerze opłakuje i ma mocne,
mocniejsze pewno niż tamci, postanowienie, nigdy więcej, ani w wielkich rzeczach, ani w małych, Boga nie obrazić. Tamci
przeciwnie, mieniąc siebie być wolnymi od grzechu, spokojnie i swobodnie ulegają swoim zachceniem, i nie licząc się tak
ściśle ze sprawiedliwością Bożą, nie czują swojej nędzy ani potrzeby modlitwy i albo wcale się nie modlą, albo modlą się
nienależycie.
22. Jest inny rodzaj pokoju i przyjaźni, którego już Pan sam poczyna użyczać duszom, naprawdę chcącym Go nigdy nie
obrażać. Dusze te wprawdzie nie uchylają się z taką jakby należało pilnością od wszelkich okazji, ale wiernie w czasach
postanowionych przestrzegają modlitwy, a Pan daje im za to uczucia rzewne i łzy słodkie. Przy tym jednak dusze takie nie
chciałyby wyrzec się pociech tego życia: przyjemności ziemskie poczytują sobie jeśli nie za warunek konieczny, to przynajmniej za pomoc bardzo pożądaną do życia i postępu duchowego. Takie usposobienie i taki sposób życia koniecznie pociągają
za sobą niestałość i zmienność, i trudno się spodziewać, by dusza tego rodzaju mogła wytrwać w cnocie. Tym samym bowiem,
że nie chce się oderwać od przyjemności i uciech tego świata, rychło zejdzie z drogi Pańskiej, bo wielu jest potężnych nieprzyjaciół, którzy przy tej drodze na nas czatują i utrudniają nam wytrwanie na niej. Więc i ta przyjaźń nie jest jeszcze taką,
o jaką prosi Oblubienica. I wy, córki, tego rodzaju przyjaźni nie pragnijcie, starajcie się raczej w każdym czasie trzymać się
z daleka od wszelkiej okazji do złego, choćby najmniejszej, jeśli pragniecie, aby dusza wasza pomnażała się w cnoty i miała
życie bezpieczne.
23. Mówię wam to wszystko w tym celu, abyście zrozumiały, na jakie niebezpieczeństwa wystawia siebie dusza, nie mająca
odwagi stanowczego i zupełnego oderwania się od wszystkich rzeczy tego świata; i jak wiele oszczędziłaby sobie upadków i
zgryzot, gdyby się na tę odwagę zdobyć chciała. Tyle jest różnych sposobów, którymi Pan nasz zawiązuje przyjaźń z duszami,
że snadź nie skończyłabym nigdy, gdybym chciała wyliczać choćby te tylko, o których sama wiem, choć jestem tylko niewiastą. Cóż dopiero mówić o spowiednikach i przewodnikach duchownych, którzy z urzędu swego nierównie szerszą mają sposobność poznania dusz? Z tych zaś, które ja znam, przyznam się, że niektóre wprost mię w zdumienie wprawiają, bo wszystkie
dusze posiadają warunki potrzebne ku temu, aby miały przyjaźń z Bogiem, a jednak jej nie mają. Opowiem wam na przykład
o jednej, której niedawno temu mogłam się z bliska przypatrzyć. Była to osoba przystępująca do Komunii świętej często i z
wielkim pożądaniem. O nikim nigdy źle nie mówiła, wielkich doznawała pociech na modlitwie, kochała się w samotności,
nigdy prawie nie wychodziła z domu. Była przy tym charakteru tak łagodnego, że nigdy, choćby jej kto najdotkliwiej ubliżył,
nie uniosła się gniewem, nie powiedziała złego słowa, co niemałą było doskonałością. Nie była zamężną, a w czasie, kiedy ją
poznałam, sam już wiek jej nie pozwalał myśleć o małżeństwie. Patrząc na to wszystko, nie mogłam nie uznawać tak widocznych, zdawało się, dowodów wielkiej doskonałości wewnętrznej i wysokiego postępu w modlitwie, i nie widząc w niej nic,
czym by obrażała Boga, owszem, widząc, że pilnie wystrzega się najmniejszego grzechu, początkowo bardzo ją wysoko
ceniłam.
24. Za bliższym jednak poznaniem spostrzegłam, że cały ten jej spokój dopóty tylko trwa, dopóki nic nie zadraśnie jej miłości
własnej. Za pierwszym zaś dotknięciem tej rany, zaraz okazywało się, że sumienie jej, na pozór tak czułe, w istocie nie tak
bardzo się lęka grzechu. Przekonałam się, że spokój, z jakim znosiła przykrości jej wyrządzane, nie tyle pochodził z prawdziwej pokory i cierpliwości, ile raczej z tego, że miała to sobie za punkt honoru, nie okazywać w podobnych wypadkach żadnego
wzruszenia, by przez to nie ubliżyć w czymkolwiek powadze i godności swojej, tak była na wskroś tą nędzną miłością własną
przesiąknięta. Była też chciwa wszelkich nowin, i lubiła się dowiadywać o tym i owym, na co patrząc, mimo woli dziwiłam
się, jakim sposobem może przy podobnym usposobieniu, choćby godzinę sama jedna wytrzymać w domu. Przy tym wygodami
i przyjemnościami zmysłowymi bynajmniej nie gardziła. Wszystko to jednak umiała sobie jakby pozłacać pozorami pobożności i cnoty i wymawiać od wszelkiego grzechu. I rzeczywiście, w niektórych punktach przyczyny, jakimi się usprawiedliwiała, tak były przekonywające, że zgrzeszyłabym, gdybym ją za to potępiała, a przecież w innych punktach grzech był aż
nadto widoczny, choć ona może i tego nie widziała przez brak należytego poznania siebie. Przekonałam się również, że i
prześladowania, które wycierpiała i na które przede mną się skarżyła, snadź nie przyszły na nią bez winy z jej strony. Słowem,
głupiałam patrząc na takie w tej duszy sprzeczności i choć wszyscy mieli ją za świętą, takiego rodzaju świętości rzecz pewna,
że jej nie zazdrościłam. Przyznaję też, że stan jej duszy i dwu innych, podobnie jak ona poczytujących się za święte, które w
życiu moim spotkałam, więcej mię przejął obawą o ich zbawienie, niż największych grzeszników, z jakimi kiedy bądź miałam
do czynienia. Błagajmy Pana, córki, by nas raczył oświecać i od podobnych złudzeń bronić.
25. Dziękujmy Mu, że nas powołał do klasztoru, gdzie diabłu z wszystkimi jego sztuczkami nie tak łatwo nas oszukać, jak te,
które są niezależne i same sobie pozostawione. Bo choć są to nieraz dusze, którym zdawałoby się na niczym nie zbywa do
tego, by trafiły prosto do nieba, tak we wszystkim, wedle własnego rozumienia swego, trzymają się dróg doskonałości, ale
nikogo nie mają, kto by ich drogę zbadał i wedle potrzeby sprostował. W klasztorze nie widziałam nigdy, by której dano było
chodzić samopas, bez badania jej ducha i wskazania jej drogi, bo każda obowiązana czynić, nie co jej się podoba, jeno co jej
każą. Tamte przeciwnie, jakkolwiek by chciały prawdziwie poznać wolę Pańską, którą spełnić pragną, do poznania tego dojść
nie mogą, bo ostatecznie, cokolwiek czynią, czynią to wedle woli własnej, a choć niekiedy spotkają się z przeciwnościami,
nie dość stanowczo wobec nich ćwiczą się w umartwieniu. Pomijam rzadkie wyjątki, bo są także dusze, choć rzadko, które
Pan, choć nie żyją pod posłuszeństwem zakonnym, od wielu lat oświeca; ale te starają się mieć przewodnika, który by badał
ich stan wewnętrzny, i którego kierunkowi się poddają. Chociażby też wielką posiadały naukę, większą przecie mają pokorę
i nie śmieją polegać na sobie samych.
26. Są znowu inni, którzy wszystko opuścili dla miłości Pana: nie mają domu ani majętności, ani upodobania w przyjemnościach zmysłowych, przeciwnie, oddają się umartwieniu i pokucie — słowem, nie kochają się w żadnej z rzeczy tego świata,
bo Pan dał im poznać nędzę i marność wszystkiego. Dbają jednak bardzo o swoją sławę. Nie chcieliby nigdy nic uczynić, co
by nie było równie przyjemne ludziom jak i Bogu. Ale mimo ich całej roztropności, trudno pogodzić z sobą dwie rzeczy tak
przeciwne. Najgorsze zaś to, że prawie zawsze, choć oni błędu swojego nie widzą, szala więcej się przeważa w stronę świata,
niż w stronę Boga. Dusze takie po większej części żywo czują każdy sąd o nich nieprzychylny, każde słowo przykre. Nie
chwytają się oburącz krzyża, tylko go wloką za sobą i dlatego krzyż je dręczy i męczy, i serce im rozdziera, bo tylko noszony
z miłością, lekki jest i wdzięczny.
27. I ta przyjaźń nie jest tą, o którą prosi Oblubienica. Przeto, córki, uważajcie dobrze, byście (uczyniwszy już tamto pierwsze,
to jest opuściwszy świat i wszystko, co jest ze świata) nie utknęły w tym drugim. Marne to oglądanie się na zdania i sądy
ludzkie, byłoby dla was tylko mitręgą. Skoro już porzuciłyście, co było większego i do opuszczenia trudniejszego: świat, jego
przyjemności, rozkosze i dostatki, czego miałybyście jeszcze się bać? I co wam może zaszkodzić jakieś słowo na was powiedziane? A przy tym, jakże byście mogły nie widzieć, że chcąc umknąć tej przykrości ze strony świata i w tym celu starając
się o jego względy — uwikłałybyście się w tysięczne troski i obowiązki towarzyskie? Bo tyle jest tych rozmaitych wymagań,
że gdybym miała je wyliczyć wszystkie, anibym potrafiła, aniby czasu i miejsca na to nie starczyło.
28. Jest wreszcie inny jeszcze rodzaj dusz — i na tych już zakończę — którym przypatrzywszy się, zobaczymy, że one w
różny sposób zaczynają robić rzeczywiste postępy, ale się zatrzymują w pół drogi. Nie dbają także o sądy ludzkie i o dobrą u
świata opinię, ale mało są wyćwiczone w umartwianiu i w zaparciu się woli własnej, a skutkiem tego i im, choć inaczej niż
tamtym, strach o siebie zawsze, że tak powiem, siedzi za skórą. W zasadzie mają postanowienie i gotowość cierpienia dla
miłości Boga, i z tego względu mogą się na oko wydawać doskonali i święci, ale gdy się zdarzy jaka sprawa ważna, w której
chodzi o chwałę Bożą, u nich, choć sobie tego nie przyznają, wypływa na wierzch wzgląd na własny interes. Zdaje im się, że
nie boją się świata, tylko Boga, ale nastręczającego się w danym razie cnotliwego i świętego przedsięwzięcia podjąć nie śmieją
albo podjętemu przez drugich przeszkodzą, lękając się i wywlekając rozmaite niebezpieczeństwa, które by z niego mogły
wyniknąć. Sam diabeł znadź służy im za proroka, za którego natchnieniem, na tysiąc lat naprzód wróżą wszelkie możliwe złe
następstwa.
29. Nie są to dusze z rodzaju tych, które, jak Piotr święty, gotowe są na skinienie Pańskie rzucić się w morze13, albo za
przykładem tylu innych świętych umieją się zdobywać na bohaterskie czyny zaparcia i poświęcenia siebie. Chętnie by pociągały do Boga dusze ludzkie, byle by same nie potrzebowały zadawać sobie trudu i narażać się na niebezpieczeństwa, ani
zdobywać się na taką wiarę, by wpływała na ich postanowienia. Jedno tu jeszcze dodam spostrzeżenie: mało jest na świecie,
poza zakonnikami, ludzi, którzy by co do potrzeb życia i utrzymania swego z ufnością polegali na Opatrzności Boskiej; co do
mnie, znam tylko dwie takie dusze. Ale i w zakonie z zupełną wiarą pewne i spokojne są o to, za na niczym istotnie potrzebnym
nigdy im zbywać nie będzie. Kto naprawdę dla miłości Boga samego wstępuje do zakonu, ten, sądzę, o ziemskie potrzeby
swoje już się nie będzie troszczył. A jednak, ilu znajdzie się takich, którzy by zgodzili się opuścić wszystko, nie zabezpieczywszy się pierwej i nie upewniwszy się, że w klasztorze, do którego wstępują, niedostatku nie będą cierpieć? Niejednokrotnie w innych pismach14 dawałam wam, córki, odpowiednie w tym względzie przestrogi, i mówiłam wam o tego rodzaju duszach małodusznych, o szkodzie, jaką ta małoduszność im wyrządza, i o wielkim zysku, jaki by miały, gdyby się chciały
zdobywać przynajmniej na wspaniałe pragnienia, kiedy nie mogą dokonywać czynów wspaniałych. Nie będę tu już zatem
powtarzała tego, co tam mówiłam, choć o tym przedmiocie chciałabym mówić bez końca. Kiedy Pan powołuje te dusze do
tak wysokiego stanu, niechże w nim wzniosłym sercem Mu służą, i niechaj same siebie nie poniżają. Bo chociaż żyjąc w
ukryciu zakonnym, nie mogą, zwłaszcza zakonnice, przyczynić się czynem do zbawienia bliźnich15; wszakże przy mężnej
woli poświęcenia siebie i żarliwych pragnieniach zbawienia dusz, modlitwa ich będzie miała skuteczność, a może też Panu
spodoba się sprawić, że jeszcze za życia albo i po śmierci dadzą drugim zachętę do uświęcenia siebie. Tak dzieje się w tej
chwili za sprawą brata Jakuba16, który był braciszkiem tylko, i cały swój żywot zakonny strawił na pełnieniu najniższych
posług klasztornych, a teraz, w tyle lat po jego śmierci. Pan wskrzesza jego pamięć, aby nam był przykładem, za co niech
będzie chwała i dziękczynienie Jego Boskiemu Majestatowi!
30. Także i wam, córki moje, skoro Pan was pociągnął do tego stanu, niewiele już brakuje do tego pokoju i przyjaźni, o które
prosi Oblubienica. Nie ustawajcie błagać o nie ze łzami i wciąż rosnącą gorącością pragnień. Czyńcie, co jest w waszej mocy,
aby Pan raczył użyczyć tego boskiego daru swego, a przede wszystkim chrońcie się tych złudzeń, w których, jak widziałyście
wyżej, nie ma prawdziwego pokoju ani przyjaźni z Bogiem. Ale wiedzcie także, że jest to dar tak przewyższający naszą naturę,
iż zasłużyć nań sami żadną miarą nie zdołamy. Bóg go użycza, komu chce, z nieskończonego miłosierdzia swego. Nie użyczy
go zapewne, jeno temu, kto usilną modlitwą, pokutą, pokorą i pełnieniem wszelkiej cnoty do przyjęcia się go przysposobił.
Niechaj Temu Boskiemu Dawcy wszelkiego dobra, będzie chwała i dziękczynienie na wieki wieków. Amen.
Przypisy:
(1) Na marginesie o. Bańez napisał: “jest to rozważanie Teresy od Jezusa. Nie znalazłem w nim rzeczy, która by mnie raziła. — Fr. Domingo Bańez” (por. 7, 10).
(2) W odpisie przechowywanym w Alba de Tormes, który sam jeden zawiera powyższy fragment, brakuje na pierwszej stronie ostatnich pięciu linijek. Uzupełniamy więc przerwane zdanie słowami
ujętymi w nawias.
(3) Z powodu w poprzedniej nocie podanego, fragment jest nie skończony. Uzupełniamy zdanie słowami zawartymi w nawiasie.
(4) Tłumaczenie św. Teresy, jakoby słowa te były mówione do dwóch osób, jest oparte na tekście Wulgaty, która te słowa podaje rzeczywiście w podwójnej formie. W rzeczywistości zaś forma jest
jednolita. Ścisły przekład z hebrajskiego tych słów brzmi: “Pociągnął mnie nauką ust swoich, bo lepsza jest miłość Jego nad wino”. W związku z powyższym wszystkie cytaty z Pieśni nad pieśniami,
dla zgodności z komentarzem, są zaczerpnięte z tłum. Wulgaty.
(5) Św. Teresa nawiązuje tu do słów P. Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy: “Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali (J 13,34).
(6) Święta mówi o sobie samej.
(7) W znaczeniu uprawnienia przez władzę duchowną, jaką mają kapłani powołani do urzędu nauczycielskiego w Kościele świętym.
(8) Nie chodzi tu oczywiście o przeciwstawienie ludzi świeckich osobom zakonnym czy w ogóle duchownym. W rozumieniu św. Teresy termin “światowy” odnosi się do tych wszystkich, którzy
sprawy materialne przedkładają nad wierność sprawom Bożym, a tacy znaleźć się mogą i wśród świeckich jak i duchownych.
(9) Aluzja do przypowieści o pannach, Mt 25, 1-13.
(10) Aluzja do Łk 12, 20.
(11) Droga doskonałości 18, 2; 32, 7; 41, 8. — Twierdza wewnętrzna II, l, 6; VI, 4; 5, 1.6. 12.
(12) Ma tu św. Autorka na myśli tak zwane sakramentalia, do których należą: przeżegnanie się wodą święconą, odmówienie spowiedzi powszechnej, ucałowanie krzyżyka,
obrazka itd., a które pobożnie spełnione gładzą grzechy powszednie.
(13) Mt 14, 29.
(14) Droga 42, 3-4; Życie 3, 4. 6; Twierdza I, 2, 10.
(15) To znaczy apostolstwem zewnętrznym.
(16) Św. Jakub z Alkali (zm. 1463), którego sprawa beatyfikacyjna, usilnie popierana przez króla Filipa II, wówczas (1562) właśnie się toczyła. Został kanonizowany w r. 1588. Był bardzo popularny
dzięki cudownemu uzdrowieniu księcia Karola w r. 1563.