KIELICH (NIE)SZCZĘŚCIA

Transkrypt

KIELICH (NIE)SZCZĘŚCIA
KIELICH (NIE)SZCZĘŚCIA
Tego poranka wszystko było inne, zmienione, jakby wypełnione emocjami, jakby
we wszystkim zamknięta była radość. Wstałem z łóżka i coś kazało mi iść przed siebie,
z dala od miasta, z dala od świata.
Gdy głoś ucichł, byłem w przepięknym miejscu, otaczały mnie nieduże pagórki, które
oplątywał mały strumyk, coś kazało mi się cofnąć, lecz ja krok po kroku zbliżałem się ku
dolinie. Przypominało mi dzieciństwo, wesołe i beztroskie, lecz ogarniał mnie niepokój.
Zdawało mi się, że ta chwila jest kroplą miodu przed dzbanem goryczy. Stałem między
wzniesieniami, oczami szybowałem po okalających dolinę górach i nagle potknąłem się,
a pod stopami ujrzałem kielich. Był złoty, ozdobiony diamentami, miał staranne
wykończenia, trzon przedstawiał człowieka, który trzyma górną część naczynia. Był on zły,
rozdrażniony, jakby kielich był dla niego wielkim obciążeniem. Metal i kamienie szlachetne
rozjaśniały mi całą twarz, jakby chciały mi przysłonić prawdziwe oblicze pucharu. Wnętrze
było puste.
Jeszcze raz rozglądnąłem się dookoła i nagle wypełniła mnie tęsknota, tęsknota za
marzeniami i za lepszym życiem, za planami, które nie miały prawa się spełnić. Do oczu
napłynęły mi łzy, które po chwili rzewnie pokonywały swoją drogę ku ziemi. Jedna z nich
wpadła do czary, a ta rozjaśniła się i na dnie spoczęła malutka biała kuleczka, która
z pewnością była perłą.
Wróciłem do domu, w drodze rozmyślając o kielichu, zabierał mi on wszystkie myśli.
Pomyślałem, że skoro mam jedną, to czemu nie miałbym mieć więcej pereł. Gdy niedaleko
miasta do oka wpadł mi pyłek z kwitnącej jabłoni, odruchowo sięgnąłem po puchar, w którym
moje łzy zatrzymywały się jakby na dnie czary, jakby czas się dla nich nie istniał. W tej
chwili zrozumiałem, że mam przed sobą wybór: bogactwo lub bieda, smutek lub radość.
I choć znałem prawidłową odpowiedź, ciągle, gdy przystawałem, w oczach stawał mi widok
bogaczy, ludzi, którzy mają wszystko. I tak toczyła się we mnie bitwa, lecz zrozumiałem, że
tylko jedna strona może wygrać i niestety, wkrótce triumfalnie zeszła z pola, a na nim
pozostawiła wszystkie moje wspomnienia, myśli, ludzi i mnie samego, który byłem tu,
w moich rodzimych stronach, o których wszystko wiedziałem, ale teraz już nic nie było takie
same.
Mijały dni, miesiące, lata, a ja dzień w dzień klęczałem przed kielichem i najbardziej
bolało mnie to, że musiałem wydobywać z siebie smutek, tym, czego najbardziej mi
brakowało: wspomnieniami dawnych, pięknych lat. Nie wiedziałem cóż począć, miałem coś,
ale bez wartości, tej najważniejszej, moralnej, bo perły zabierały mi szczęście. Czułem, że
jestem służącym kielicha i to ja muszę go uszczęśliwiać, w dodatku to coś zabierało mi życie,
wszystko, na co pracowałem, żeby być kimś, kimś z szacunkiem, z szacunkiem dla własnej
wartości i choć to wiedziałem, puchar nie pozwalał mi się uwolnić.
Raz poszedłem do restauracji, a gdy czekałem na zamówienie, usłyszałem rozmowę
dwóch mężczyzn, ku mojemu nieszczęściu, mówili o mnie:
-Wiesz, kto to jest? - zapytał pierwszy
-Tak, Amaru Hassan, znałem go, tylko teraz go nie widuję, zresztą inni chyba też nie a w jego głosie było coś znajomego.
-A co mu się stało?
-Podobno znalazł kielich i zmienił się, posmutniał, stracił radość.
I w tej chwili zrozumiałem, co czara ze mną zrobiła, bo tym drugim mężczyzną był
mój stary przyjaciel Maum, o którym całkowicie zapomniałem.
Następnego dnia poszedłem tam, gdzie dawno temu poprowadził mnie nieznany głos.
Zrozumiałem, że przewrócenie się na kielichu było największym upadkiem w całym moim
życiu. Później wrzuciłem kielich do strumyka, by poczuł moje nieszczęście, z którego nie
mogłem się uwolnić.
Maciej Łopusiński, klasa I a