Dziś w programie: GALERIA SAWKI

Transkrypt

Dziś w programie: GALERIA SAWKI
GALERIA SAWKI
nr 3/2015 22 kwietnia 2015
50
WIADOMOŚCI
Głosowanie na najlepszy spektakl będzie w piątek, urny zostaną wystawione w Studio S 1 i w Pleciudze.
dla czytelników – prosimy o podanie jak największej ilości tytułów spektakli Raczaka,
KONKURS wkonkurs
których wiadro było bohaterem.
Odpowiedzi możecie przesyłać do sobotniego zakończenia Kontrapunktu na adres
[email protected] – nagrody i sława czekają!
Redakcja:
Redaktor prowadząca: Agnieszka Misiewicz
Joanna Grześkowiak, Paula Jarmołowicz, Joanna Olejniczak, Maciej Pieczyński
Korekta: Joanna Żabnicka
Skład i foto: Dominika Odrowąż
foto. Dominika Odrowąż
Dziś w programie:
karnety A i BB – Berlin, wyjazd ok. 10.30 z Pleciugi
14.00 – Die Schönheit von Ost-Berlin (Deutsches Theater Berlin)
19.00 – Von einem der auszog, weil er sich die Miete nicht mehr leisten konnte (Volksbühne am Rosa-Luxemburg-Platz)
karnet B1 – Szczecin
16.00 – The HIDEOUT / Kryjówka, neTTheatre – Teatr w Sieci Powiązań, Lublin (TP)
18.00 – Mystery Magnet, CAMPO, Belgia (TW)
Szczecin na Kontrapunkcie
19.30 – Świadkowie albo Nasza mała stabilizacja, Teatr Współczesny, Szczecin (TW, Malarnia)
21.00 – Błękitna pustynia (audiobook), Radio Szczecin (TK)
22.00 – Światło w nocy (wideobook), Radio Szczecin (TK)
ROZMOWA
SPEKTAKL KONKURSOWY
Co w kuluarach piszczy?
Wielość symultaniczna
Co by się stało, gdyby ożywić obraz? Performance jest
o d p o w i e d z i ą n a n i e w y sta rc za l n o ś ć i o g ra n i c ze n i e
spowodowane statycznością malarstwa. Chociaż szczecińska
publiczność przez lata zdążyła już przywyknąć do estetyki
belgijskich artystów, to to, co wczoraj działo się na scenie Teatru
Współczesnego zaskoczyło wszystkich. O to też reżyserce
chodziło. Opisując spektakl najbardziej zwięźle, jak to możliwe,
można by rzec: kolorowy, zdumiewający i nieprzewidywalny.
W akcji Miet Warlop infantylizm i swoisty brutalizm przeplatają
się, tworząc jedyne w swoim rodzaju zestawienie sekwencji
abstrakcyjnego humoru sytuacyjnego i czarnej komedii. Kluczem
do odnalezienia wartości dzieła jest przede wszystkim
odrzucenie linearyzmu i narracji. Luźno powiązane ze sobą
obrazy nie są w stanie stworzyć nic na wzór opowieści czy historii,
aczkolwiek ocena zależy od odbiorcy. Na tym właśnie zasadza się
cała istota dzieła belgijskiej grupy Campo. Luźno powiązane
obrazy wywołują skojarzenia i aż proszą się o interpretację. Są
one jednak na tyle abstrakcyjne i wyabstrahowane, że na myśl
nasuwają się tysiące znaczeń. Zamiast tworzyć historię na scenie,
artyści dają szansę stworzenia jej w widzu. Dzięki temu nigdy nie
powstaje jeden spektakl i nigdy on nie jest taki sam, ponieważ w
naszą sytuację poznawczą uwikłane są prywatne doświadczenia i
subiektywny ogląd rzeczywistości. W tym samym momencie
powstaje kilkadziesiąt alternatywnych wersji znaczenia tego
samego obrazu, kilkadziesiąt spektakli rodzi się w głowach
odbiorców, a każdy z nich ma dokładnie jednego, a przy tym
jedynego w swoim rodzaju widza. Interpretacja jednak nie tylko
tworzy znaczenie, ale też obnaża prawdę o odbiorcy. Poprzez
skojarzenia uwidaczniają się preferencje, stereotypy, a nawet
fobie. W rzeczywistości bowiem konotowanie znaczeń zaczyna
się już na poziomie podświadomości. Przychodzi na myśl test
Rorschacha, w którym, tak jak w przypadku działania grupy
Campo, każdy widzi to, co chce widzieć. I to nie tylko w kleksach
kolorowej farby na ścianie, ale też w działaniu, postaciach, czy
dźwiękach. Oniryczno–absurdalne światy przypominają
surrealizm przepuszczony przez filtr kultury popularnej, które
przez swój kampowy charakter przywołują na myśl postaci z
Cartoon Network, sztuki użytkowej końca XX wieku, czy teledyski
lat 80.
Oczywiście jest to tylko jedna z wielu możliwych interpretacji, z
którą każdy może się zgodzić lub nie. Zastanawia jedynie, co by na
to powiedział Freud? Wy, drodzy widzowie, nie bójcie się
interpretować, nazywać i tworzyć nowych znaczeń. Niech to
będzie dla Was zabawa i przyjemność.
Paula Jarmołowicz
2
foto. Weronika Piszczek
foto. Weronika Piszczek
foto. Weronika Piszczek
Miet Warlop / CAMPO
pomysł i reżyseria:Miet Warlop
scenografia: Miet Warlop
asystenci scenografa: Sofie Durnez, Ian Gyselinck
asystent dramaturgiczny: Namik Mackic
dźwięk: Stefaan Van Leuven, Stephen Dewaele
konsultacja: Nicolas Provost
obsługa techniczna: Piet Depoortere, Ian Gyselinck, Bart Van
Bellegem
występują: Christian Bakalov, Kristof Coenen, Sofie Durnez, Ian
Gyselinck, Wietse Tanghe, Laura Vanborm, Miet Warlop
podziękowania: Katrien De Keukeleere, Jonathan De Roo, Jonas
Feys, Philip Franchitti, Pol Heyvaert, Philippe Riera, Silke
Sintobin, Barbara Vackier, Stijn Van Buggenhout, Lies Vanborm &
Geert Viane / AMOTEC
premiera:10 maja 2012
Znajdujemy się dokładnie na półmetku festiwalu. Za nami trzy
dni, dziesięć spektakli, w tym pięć propozycji do nagrody
publiczności. Dzisiaj dzień berliński – przez wszystkich
wyczekiwany cały rok (nie tylko ze względu na drożdżóweczki),
jutro natomiast ostatni dzień konkursowych propozycji, a
później sobotni wielki finał. Widzowie,zarówno karnetowi, jak
też wolontariusze i organizatorzy) pełni są werwy i energii.
Jeszcze.
Do końca zostały jeszcze trzy intensywne dni. Mamy nadzieję, ze
wszystkim wystarczy determinacji i entuzjazmu. Korzystając z
okazji, postanowiliśmy zrobić mały wywiad i zapytać o opinię
tych, którzy przyznają najważniejsze wyróżnienie tego festiwalu
– nagrodę widzów. O swoich faworytach, oczekiwaniach i
rozczarowaniach opowiadali stali bywalcy festiwalu oraz osoby,
które dopiero zaczynają swoją przygodę z Kontrapunktem.
Na co czekacie najbardziej w tym roku?
Konrad: Passini. Bo obserwuję i cenię go za to, że eksploruje
nieoczywiste estetyki.
Grażyna: Ja czekam na Ifigenię. Znam Anię Guzik osobiście i
jestem ciekawa, jak sobie poradzi.
Ewa: Nie mogę się doczekać dnia berlińskiego. Rok temu to był
odjazd i mam nadzieję, ze w tym roku też tak będzie.
Czy jest coś, co was rozczarowało? Co było waszym zdaniem
najsłabsze do tej pory?
Grażyna: Trochę uboższy jest ten program w porównaniu do
ubiegłego roku. Widzowie czują niedosyt.
Jola: To prawda. Im więcej spektakli za nami, tym bardziej widzę
sens Lupy. Tam przynajmniej coś żyło, było mięso. Poza tym
czekałam na Stenkę, ale jestem zasmucona. Przez to, że oni
chcieli zrobić taką nową formę, nie można było tego przeżyć. To
jest spektakl nierównych szans. Jak wchodzisz ostatni, to nie
widzisz nic.
Ewa: Ja też byłam zawiedziona Stenką. Taki Big Brother,
niekoniecznie. Oczekuję od teatru minimalnego aspektu
poruszenia. Tam była tylko forma. Taki rytuał mam w domu.
Niekoniecznie mnie to zadowoliło.
Czy moglibyście zdradzić, co na Was do tej pory zrobiło
wrażenie?
Konrad: Bezkonkurencyjna była właśnie Stenka. To było
aktorstwo najwyższej próby. Mając niewielkie możliwości
ekspresji utrzymała uwagę widza.
Ewa: Najmocniejszy punkt – Wycinka. Chociaż sam obiekt
pozostawił wiele do życzenia…
Konrad: Ja czekam na Berlin. Jestem przeciwnikiem estetyki
niemieckiej, ale warto trzymać rękę na pulsie.
Czy macie może jakieś życzenia jako publiczność? To jest
właśnie dobre miejsce i czas na wolne wnioski.
Jola: Mogłyby być kanapki. Często ludzie przyjeżdżają, głodni,
prosto z pracy. Nawet ktoś mógłby sobie zarobić
na takim bufecie. I dobra kawa. To podstawa.
Ewa: Chcemy dwa razy dłużej i dwa razy więcej.
Grażyna: No co ty, ja bym nie wytrzymała.
Ewa: Dobrze, to dwa razy do roku, na otwarcie i na
zamknięcie sezonu. Żeby zobaczyć to, co nowe i
to, co schodzi z afisza.
Grażyna: Obowiązkowo miejsca siedzące.
Ewentualnie obracana scena w przypadku
spektakli tego typu, co Koncert życzeń. Kiedyś już
coś takiego było w Braciach Karamazow i to był
świetny spektakl.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Jak się okazuje, zdania są podzielone. Zachęcamy
do głośnego wygłaszania opinii, debat i żywych
dyskusji. Tymczasem życzymy dobrego odbioru w
Berlinie!
Paula Jarmołowicz
ZASŁYSZANE
Po spektaklu The HIDEOUT Kryjówka
„A: Ja wiedziałam, że są miejsca na scenie,
dlatego mówiłam – weź płaskie buty.
B: No, a ta kobieta w bamboszach zasłabła.”
„A: Skończyło się już?
B: Nie, jeszcze trwa, tylko widzów zabrakło.”
O „Małej Formie”
„O, nowy numer! A nie, to tylko jakieś ulotki...”
„Całkiem zabawna ta gazetka.”
11
KONCERT
Nie samym teatrem żyje człowiek
Na program 50 edycji Festiwalu Kontrapunkt składają się nie
tylko pokazy spektakli, performansów czy poranne panele
dyskusyjne. Trzeciego dnia imprezy w Rocker Club odbył się
koncert zespołu Chorzy.
O tym, że Kontrapunkt jest festiwalem otwartym dla wszystkich
mieszkańców, można było się przekonać w środowy wieczór.
Szczecińska młodzież (i nie tylko) wypełniła klub po brzegi.
Jubileuszowa edycja festiwalu zbiegła się z premierą nowej płyty
tego szczecińskiego zespołu pod tytułem Nieznośna Lekkość
Hitów.
Chorzy sami określają rodzaj granej przez siebie muzyki jako Rock
Społeczny, jednak parodia i pastisz, jakim operują w swych
tekstach nie pozwalają brać tej „szufladki” na poważnie. Jest to
raczej kpina, która sączy się również z tekstów piosenek.
Fani zgromadzeni na koncercie śpiewali wspólnie z artystami:
„Jedzenie robi mnie w balona” czy „Nie cierpię za miliony, cierpię
za stówkę”. Tego typu językowe gry są znakiem rozpoznawczym
Chorych, tak samo jak „mocne uderzenie” i niezwykle żywiołowa
gra każdego z muzyków.
Koncert był bardzo energetycznym podsumowaniem trzeciego
dnia festiwalu.
Joanna Grześkowiak
www.teatralia.com.pl
zespół: Olek Różanek (śpiew), Bartek Orłowski (gitara, śpiew),
Maciek Cybulski (piano, kable, śpiew), Jarek Izdepski (gitara
basowa), Tomek Nawrocki (perkusja)
ZASŁYSZANE
Po spektaklu Świadkowie albo Nasza mała stabilizacja
„Ten aktor podobny do Buszka.”
„Świadkowie odmówili zeznań, więc to było dla hecy.”
„No, ustabilizowało się jakoś.”
Po spektaklu Mystery Magnet
„Bardzo mi się podobało, zwłaszcza te kozy.”
„No fajne, tylko ktoś to będzie musiał posprzątać.”
„Oni są kontrapunktem do Kontrapunktu.”
„Właśnie takie obrazy na mnie działają.”
„Zmieniam zdanie o Belgach… Nie, dalej zostaję przy swoim,
że to po…trzaskany kraj. To jest Japonia Europy.”
„Wymyślili sobie nagle, że chcą 8 ręczników i dla nich to było
oczywiste, że powinny tam być, i pełno bananów na 10 minut
przed spektaklem.”
10
DZIEŃ BERLIŃSKI
KRÓTKI PORADNIK
Dla dzielnych podróżników, którzy jadą dziś do
Berlina, mamy parę
organizacyjnych porad:
1. Karnet to, jak wiadomo, festiwalowa świętość.
Potrzebny jest wszędzie, podczas Dnia
Berlińskiego również.
2. Po pierwszym spektaklu będziemy mieć trzy
godziny wolnego czasu. Z Deutsches Theater
do Volksbühne można na piechotę dotrzeć w pół
godziny, więc osoby, które nie będą chciały od
razu pojechać tam autokarem, mają pełną
swobodę ruchu.
3. Kawę, obiad i podobne rozrywki radzimy
zaplanować raczej w okolicach Deutsches
Theater, tam jest więcej nadających się do
tego miejsc.
4. Po drugim spektaklu możliwie szybko wracamy
do autokarów, aby jak najprędzej ruszyć w drogę
powrotną. Nie jest to zatem odpowiedni czas
na pospektaklową herbatę i pospektaklową
dyskusję w teatrze. Na dyskusję zapraszamy do
autokarów, a na herbatę - do domu.
5. Powrót w godzinach nocnych - jak zwykle
rozstajemy się na parkingu przy Pleciudze.
6. Jadą z nami nasi nieodzowni wolontariusze
- w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości czy
problemów należy zwracać się do nich.
Szczęśliwej podróży, wspaniałych
wrażeń ze spektakli i pięknej pogody
w Berlinie!
SPEKTAKL KONKURSOWY
Sztuka współczesna
Chciałoby się zacząć, że Mystery Magnet, wyreżyserowany
przez belgijską artystkę sztuk wizualnych Miet Warlop, jest
spektaklem, który stanowi punkt zwrotny dla Kontrapunktu.
Jednak – czy faktycznie jest spektaklem?
Z pewnością jest nietypowy, alternatywny – w szczególności dla
sztuki polskich teatrów instytucjonalnych, z którymi przyszło mu
się mierzyć. Jest to show, performance, którego nie da się
opowiedzieć, trudno skatalogować. Z pewnością nie posiada
konkretnej fabuły. Czy może jednak posiada? Kto wie? Brak w
nim linearności, bohaterów. Jest za to bajkowo, malarsko,
współcześnie, zabawnie. Pełno wylanej farby, kolorowych
gadżetów, zabawy kiczem i modern artem. Magnetyczna sztuka,
która w żaden sposób nie przekracza bariery dobrego smaku,
choć przesuwa jej granice. Kuspit z pewnością uznałby, że to
„pocałunek śmierci” powstały z twórczej entropii. Być może, ale
co z tego, jeżeli porusza, odkrywa. Belgowie po raz kolejny
pokazują nam, w jaki sposób można podejść do twórczości. Nie
musi być ona śmiertelnie poważna, może być prosta, a przede
wszystkim wielobarwna – dosłownie i w przenośni. Pomimo iż
zagrano na typowej scenie pudełkowej, to przedstawienie
całkowicie nastawione jest na widza. To on jest kluczem.
Widzimy to, co chcemy widzieć, wynosimy tyle, ile chcemy.
Temu widowisku blisko jest do każdej sztuki. Świetnie
odnalazłby się w plenerze, muzeum lub w postaci nagrania
wideo. Można stworzyć z niego osobną wystawę, my mieliśmy
jednak okazję zobaczyć zbiór nie-statycznych obrazów, które
wreszcie porwały publiczność. Nie trzeba było pytać, czy się
podobało, udowodniły to żywe reakcje oraz gromkie brawa. Ta
szeroko pojęta sztuczka otwiera drzwiczki w naszych głowach,
łamie schematy, bawi się konwencją. Tytuł nie kłamie – to
hipnotyzujący, tajemniczy i przyciągający spektakl, obok
którego nie przejdzie się obojętnie. Kto jeszcze nie był, musi
wybrać się obowiązkowo.
Joanna Olejniczak
foto. Dominika Odrowąż
Barbara Popiel
foto. Dominika Odrowąż
3
SPEKTAKL KONKURSOWY
Pokłosie manipulacji w ciemności kryjówki
Żydów w trakcie Holocaustu wykończyli Polacy, zamykając ich w
piwnicach, głodząc i wymazując z pamięci, topiąc w studni
nieświadomości – taki przekaz niesie w sobie narracja Kryjówki,
spektaklu skądinąd urzekającego formą, kuszącego słowem z
szafy, jak w ogrodzie Getsemani.
To był ten subtelny typ interakcji z widownią, który wciąga do
świata przedstawionego nie na siłę, ale poprzez wszystkie zmysły,
podprogowo. Aktorki i reżyser, zapowiadając już w czasie
spektaklu (choć „czas” jest tu nadużyciem semantycznym spektakl, owszem, miał przestrzeń, ale czas w nim nie miał
znaczenia) jego dalszą część, ostrzegli: „teraz wejdziemy do
ciasnego pomieszczenia, w którym możecie się źle poczuć, jeśli
macie objawy klaustrofobii. Zastanówcie się, bo jak wejdziecie,
to raczej nie będzie odwrotu”, dodając jednocześnie, że tę próbę
wytrzymują nawet dziewięćdziesięcioletni widzowie. To była
zręczna gra na ambicjach widzów. Test naszej odwagi i ciekawości
świata. Gdy jedna aktorka snuła już opowieść, druga po cichu
podchodziła po kolei do widzów, zapraszając do owego
tajemniczego pomieszczenia.
Mroczna, ciasna kryjówka, pełna kartonów i sznurków,
pobudzała wyobraźnię. Nastroju dodawała hipnotyczna muzyka i
recytowane przez postaci fragmenty Wesela. Ale najważniejsze
były opowieści: ponoć na faktach, ponoć zasłyszane przez
twórców spektaklu. Prawie dwie godziny anegdot, groteskowych
i tragicznych, smutnych, wstrząsających i poruszających
opowieści o Żydach, którzy ukrywali się w czasie wojny w
kryjówkach. Jeśli wierzyć Pawłowi Passiniemu i aktorkomnarratorkom przytaczającym te historie, prawie każda polska
rodzina ma „swojego Żyda” pod podłogą – dosłownie i w
przenośni. W czasie wojny Żydów ukrywali w piwnicach, a tak
poza tym jakiekolwiek pozytywne związki z nimi ukrywali w
piwnicach nieświadomości. Ze wstydu i odrazy. W jednej z
opowieści ukrywani w piwnicach Żydzi nie dostawali nawet jeść
od złych Polaków. Jak refren powracają opowieści o gettach
ławkowych, skinheadach i wszelkiej maści antysemitach, i przy
każdej takiej wstawce narratorki nie zapominały podkreślić, że
sprawcami tego wszystkiego byli Polacy. Oczywiście, przy okazji
był Holocaust, ale to wina jakichś nieokreślonych z nacji
„brunatnych”. Twórcy spektaklu (albo ich domniemani
rozmówcy) nie zapominają co prawda o Niemcach, ale nie w
przypadku niepoprawnej politycznie tezy, że to oni są winni
Zagłady, bynajmniej. Za to jest „dobry Niemiec”, który musiał
uciekać z Polski po wojnie, bo przecież Polacy z brudnych,
nacjonalistycznych pobudek zniszczyliby mu życie.
A czym jest sama kryjówka? Widzowie, siedząc w niej pośród
aktorów i narratorek mogli poczuć zaduch, ciężką atmosferę,
grozę, które były tylko artystyczną (co do tego nie dyskutuję –
estetycznie spektakl stał na wysokim poziomie) namiastką tego,
jak mogło wyglądać życie Żydów schowanych pod podłogą, w
4
piwnicy, w szafie… To był koszmar, zapewne, taki
jest wydźwięk opowieści, i tak na pewno było.
Groteskowo wyraził to zresztą pewien sędziwy
widz, który wchodząc kiedyś do tytułowej kryjówki
na spektakl Passiniego miał ponoć w końcu
zrezygnować, tłumacząc: „ja już byłem na tym
przedstawieniu, kiedy miałem 8 lat…”. Tak czy
inaczej słuchając tych opowieści można odnieść
wrażenie, że Polacy chowali Żydów w piwnicach z
nienawiści do nich. Szargali ich świętości, każąc
przesiadywać w szafach, a przecież w synagodze
szafa odgrywa podobną rolę, co tabernakulum w
kościele. To w jej wnętrzu przechowuje się świętą
księgę judaizmu. Sacrum. A źli Polacy to
sprofanowali. Bo przecież w kryjówce Żydzi
cierpieli. Małe dzieci nie wiedziały nawet, jak
wygląda pomidor, tak długo przesiadywały w
piwnicy. Poza tym, kryjówka to nicość, pustka,
negacja wszystkiego, co żyje. To mentalna i
duchowa śmierć za życia. Niestety, dziwnym
trafem rzekomi rozmówcy twórców spektaklu nie
usłyszeli nic o tym, że Polakom, w tak nieludzkich
warunkach przechowującym Żydów ku chwale
antysemityzmu, za ten proceder groziła śmierć.
Minusy nie przesłaniają plusów. Spektakl jest
niezwykły. Nowatorski, performatywny, a
jednocześnie ma w sobie cząstkę tej tradycyjnej
estetyki, która nie musi szokować, żeby zachwycać.
Treść, wedle metateatralnych wskazówek
twórców, jest konwencją przypominający
retrospektywny dokument verbatim. Forma
jednak jest poetycka, nastrojowa, stylistycznie
tradycyjna, nawet jeśli szerokim gestem otwarta
na widza. Ale treść, jeśli to quasi-dokument –
stronniczo zmanipulowana, ideologicznie
antypolska, a przez to banalna. Bo przecież
„ p o l s k i e o b o z y ko n c e n t r a c y j n e ” t o j u ż
wyświechtany element kultury masowej, banał,
którego powtarzanie, nawet w tak zachwycającej
formie jak ta, jest albo głupotą, albo świństwem.
Maciej Pieczyński
www.eleWatorKultury.org
neTTheater – Teatr w Sieci Powiązań
THE HIDEOUT / Kryjówka
reżyseria: Paweł Passini
scenariusz: Patrycja Dołowy
projekcje: Maria Porzyc
scenografia: Zuzanna Srebrna
kostiumy: El Bruzda
światło: Maria Porzyc / Damian Bakalarz
plakat: Michał Jadczak
produkcja: Łukasz Wójtowicz
występują: Patrycja Dołowy, Joanna Kaczmarek, Daniel Moński,
Beata Passini, Paweł Passini, Maria Porzyc, Katarzyna Tadeusz,
Judy Turan
premiera: 20 września 2014
SZCZECIN NA KONTRAPUNKCIE
Zagraj to jeszcze raz
Tekstów Agnieszki Osieckiej się nie czyta, ale trzyma się je na
sercu, zawsze w pobliżu. Znamienne, że przylegają do
człowieka nawet wtedy, gdy nie wie, kto jest ich autorem.
Reżyser i autor scenariusza spektaklu Wybierz Osiecką raz
jeszcze, Dariusz Kamiński, z powodzeniem pokazał na dużej
scenie Teatru Pleciuga wszystkie twarze pisarki – nie tylko tę
rubaszną, ale i liryczną, nie deprecjonując przy tym żadnej z
nich. W końcu Osiecka wspaniała była – jest – w całości.
Spektakl pomyślany jest jako recital tekstów piosenek i prozy
artystki połączony w dość spójną fabułę. Przy użyciu
rekwizytów z jednej strony określających zabierające głos
postaci, a z drugiej przenoszących „akcję” na plan teatru formy,
do widza jeszcze wyraźniej docierają treści autorki. Wystarczy
zaledwie piosenka i pusty kieliszek nad czarnym parawanem
trzymany w dłoniach z pomalowanymi na czerwono
paznokciami, by nakreślić kontekst i zwrócić uwagę odbiorców
na pożądany aspekt czy motyw. Muzyka wykonywana na żywo
dodawała przedstawieniu klimatu „piwnicznych” koncertów
sprzed lat. Przed publicznością w różnych rolach – od
krasnoludka po kelnerkę – wystąpili znakomicie sprawdzający
się w powierzonych im zadaniach aktorzy Teatru Pleciuga:
Danuta Kamińska, Marta Łągiewka, Grażyna NiecieckaPuchalik, Rafał Hajdukiewicz, Dariusz Kamiński, Maciej Sikorski i
Przemek Żychowski. Podtrzymywanie napięcia
dramaturgicznego uzyskanego dzięki zgrabnym przeskokom od
tonacji buffo do serio i na odwrót sprawiły, że widz nie traci
zainteresowania przedstawieniem ani na chwilę. Wybierz
Osiecką raz jeszcze to przedstawienie po prostu szykowne i
pomysłowe, a Zielono mi śpiewane w trakcie wędkowania do
pluszowej (zielonej, a jakże!) gąsienicy czy Małgośka
recytowana przy zaaranżowanym stole weselnym, na którym
zasnął pijany pan młody, powinny wejść do kanonu interpretacji
tekstów Osieckiej.
Recital Wybierz Osiecką raz jeszcze jest jedną z odsłon
programu Szczecin na Kontrapunkcie. Zapraszamy do lektury
tekstów dotyczących pozostałych wydarzeń tego cyklu: Projekt:
Matka, Świadkowie albo nasza mała stabilizacja, Błękitna
pustynia oraz Światło w nocy w kolejnych numerach „Małej
Formy”.
Joanna Żabnicka
www.teatralia.com.pl
ZASŁYSZANE
O organizacji widowni, wchodzeniu,
niewchodzeniu i wychodzeniu
„Te bilety mają karnety i siedzą.”
„Jeśli ktoś chce wejść, czemu by eksperymentalnie
nie otworzyć widowni? Powinni zagrać w takim
razie ze cztery razy.”
„Mamba na pocieszenie?”
„Podczas Kontrapunktu wyszłyśmy ze spektakli
trzy razy po raz pierwszy w życiu.”
„Z balkonu Szapocznikow wyglądała bardzo ładnie.”
Na kilka chwil przed wyjściem publiczności
z Kryjówki, szatnia Teatru Polskiego w Szczecinie,
historia prawdziwa.
SZATNIARZ
Dziwna rzecz. Weszli na górę, a chwilę później
siedem osób zeszło i zabrało kurtki. Poszli.
PANI SPRZĄTAJĄCA
Bo się nie zmieszczą. Tam jest nisko i ciasno.
Więcej osób nie wejdzie niż się zmieści.
Na podłodze siedzą.
SZATNIARZ
Aaa... Tak, sto poduszek zanosiłem.
PANI SPRZĄTAJĄCA
Nie ma ich tam tyle, ale jak brudno jest. Pajęczyny
porozwieszane, duszno, kurzu, brudu tyle, nie
pozwolili posprzątać. Ja już tam nie wchodzę.
SZATNIARZ
To dlatego tamci od razu poszli – pewnie jak to
zobaczyli.
Podsłuchały: Paula Jarmołowicz, Joanna Żabnicka , Joanna Olejniczak
9
SESJA TEATROLOGICZNA
Festiwale przyglądają się sobie
Tegorocznej edycji Kontrapunktu w porównaniu z poprzednimi
odsłonami towarzyszyła rozbudowana konferencja dodatkowo
poszerzona o wieczorne panele dyskusyjne. Koncepcję sesji
naukowej (w Teatrze Małym) Święto czy konieczność? Festiwale
teatralne i ich miejsce we współczesnym życiu kulturalnym
Polski jak i połączenie jej z panelami w Brama Jazz Cafe, na
których rozmawiali dyrektorzy i organizatorzy festiwali,
przygotował prof. dr hab. Dariusz Kosiński, związany z
Uniwersytetem Jagiellońskim i Instytutem Teatralnym im.
Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie.
Pomimo nieobecności niektórych z zapowiadanych gości, udało
się zaprezentować wszystkie przygotowane referaty, podzielone
na trzy moduły: „Współczesne festiwale w Polsce – typologia i
geografia”, „Dramaturgia i narracje festiwali” oraz „Festiwal
jako element życia kulturalnego”. Tematy poruszane
na porannych sesjach były niejako
konfrontowane z wypowiedziami praktyków
na trzech wieczornych spotkaniach,
pozostając ze sobą w ścisłym związku.
Z całości wyłoniła się mapa
najważniejszych festiwali w Polsce,
ze szczególnym uwzględnieniem
specyficznej dla każdego
dramaturgii, misji (adresatów,
roli i znaczenia kuratora), a także
ujawniły się problemy związane
z rozmijaniem się oczekiwań
związanych z festiwalami w
ko n k ret nyc h o ś ro d ka c h .
Przyglądano się coraz częściej
spotykanym określeniom, takim
jak „festiwalizacja” czy
„festiwaloza” jako jednostka
chorobowa sygnalizująca niezdrowy
j u ż w y sy p fe s t i w a l i . To z ko l e i
zaprowadziło do refleksji nad ich
ko m e r c j a l i z a c j ą , s p a d k i e m j a ko ś c i ,
rozmijaniem się z pierwotnie zakładaną ideą
programów. Porównano linie dramaturgiczne
poszczególnych imprez w oparciu o przykłady krakowskiej
Boskiej Komedii, Malta Festival z Poznania oraz wrocławskiego
Dialogu, skupiano się również na historii i zmieniającej się
tożsamości festiwali łódzkich, lubelskich, zaprezentowano także
przegląd wydarzeń odbywających się na Górnym Śląsku oraz
przybliżono funkcjonowanie Festiwalu Teatralnego Kontakt w
odniesieniu do pozostałych toruńskich festiwali. Inspirując się
tytułem wystąpienia dr hab. Małgorzaty Leyko z Uniwersytetu
Łódzkiego – Miasto przegląda się w swoich festiwalach, można by
rzec, że odmienne strategie, rozwiązania, ale także często
8
powtarzające się problemy (chociażby finansowe)
– przyjrzały się sobie w dzięki skonfrontowaniu
podczas tych kilku dni.
Trudno rozwinąć wszystkie kwestie, które z
pewnością wymagałyby nie tylko napomknięcia,
ale też dłuższych dyskusji, czy też zebrać
ogólnikowe wnioski, powoli formułujące się po
debatach. Z pewnością teksty wygłoszone
podczas konferencji warto wydać w kolejnej
festiwalowej publikacji nazywanej Biblioteką
Kontrapunktu, by każdy mógł do nich sięgnąć i aby
po tych konfrontacjach pozostało źródło, do
którego będzie można odwoływać się w
przyszłości. Szkoda, by tak różnorodne aspekty
związane z festiwalami z całej Polski zebrane i
podane w pigułce, nie znalazły szerszej grupy
odbiorców i zamknęły się jedynie w ściśle
branżowym towarzystwie, które zbierało się
podczas sesji zarówno w roli
wygłaszających
r e f e r a t y, j a k i
publiczności.
Sesja teatrologiczna: Dorota Buchwald,
dyrektor Instytutu Teatralnego w Warszawie,
prof. Jan Ciechowicz, dr Halina Waszkiel,
dr hab. Jacek Kopciński, prof. Dariusz Kosiński,
dr Joanna Ostrowska, dr Monika Kwaśniewska,
Tomasz Kireńczuk, dr Zenon Butkiewicz,
dr Piotr Olkusz, dr Joanna Puzyna-Chojka,
dr hab. Robert Cieślak, dr hab. Małgorzata Leyko,
dr hab. Artur Duda, dr Jarosław Cymmerman,
dr Aneta Głowacka.
Koncepcja i opieka merytoryczna: prof. Dariusz Kosiński
Panele dyrektorów i organizatorów festiwali:
Janusz Opryński, Michał Merczyński,
Jadwiga Oleradzka, Anna Garlicka,
Bartosz Szydłowski, Zdzisław Pietrasik,
Jacek Sieradzki, Paweł Wodziński, Paweł Łysak,
Anna Bajek
prof. Jerzy Limon, Lucyna Kozień,
www.teatralia.com.pl
Anna Lewanowicz.
SPEKTAKL KONKURSOWY
Z innej szafy
Tej recenzji, notki, komentarza, felietonu, czy jakkolwiek by tę
mała formę nazwać, nie miało być. Ze spektaklu The
HIDEOUT / Kryjówka wyszłam z poczuciem doświadczenia
czegoś niezwykłego, osobistego, intymnego wręcz, czym
nawet nie chciałam się dzielić, ale egoistycznie zachować to
wzruszenie dla siebie. Muszę jednak dorzucić swoje trzy
grosze, bo coś mi się wydaje, że byłam wczoraj w nieco innej
kryjówce niż mój redakcyjny kolega.
W mojej kryjówce nie było biednych Żydów i złych Polaków. W
mojej byli ludzie. Ludzie, którzy dawali sobie tyle, na ile
pozwalała sytuacja i ludzie, którzy godzili się na takie, a nie inne
warunki, bo – po prostu – stwarzały jakąkolwiek szansę na
przeżycie. Tak, to było niejednokrotnie doświadczenie
degradujące człowieka, ale czy spektakl obwinia tych, którzy
nie musieli się ukrywać? Wprost przeciwnie: pokazuje Irenę
Solską, która – w milczeniu – ukrywała młode Żydówki,
narażając własne życie. To milczenie jest zresztą szalenie
znaczące – przez część spektaklu Solska – w strojnej sukni tak
niepasująca do tego miejsca – tylko otwiera usta, słowa
wypowiada, a właściwie szepcze za nią Passini. Oczywiście, że
narratorki, Patrycja Dołowy i Maria Porzyc wybierają historie,
które opowiadają, tworząc tym samym bardzo subiektywną
narrację, ale przecież nie z założenia antypolską, a taką, jaką
widzą ją ludzie, którym pośrednio oddają głos. Dołowy zajmuje
się problematyką pamięci niechcianej, ukrywanej, wypartej,
Passini włącza w to swoją osobistą historię – jego ciotka,
Apolonia Starzec, była jedną z uratowanych przez Solską
d z i e w c z y n e k . Ta k i e p o ł ą c z e n i e c z y n i s p e k t a k l
nieprawdopodobnie intymnym, prawdziwym i do bólu
przejmującym.
To wrażenie intymności wzmacnia jeszcze formalna,
estetyczna strona przedstawienia – Paweł Passini w swoich
spektaklach często zaskakuje rozwiązaniami przestrzennymi, a
to, co zaproponował w Kryjówce wspólnie ze scenografką
Zuzanną Srebrną jest naprawdę wyjątkowe. Spektakl, który
powstał z myślą o graniu go w prywatnych mieszkaniach, tym
razem został zaprezentowany w teatrze, ale w przestrzeni
nietypowej, bo za sceną, gdzie przez szczeliny nisko
zawieszonych nad głowami kartonów przebijało sie światło.
Ścisk i duchota, związane ze zgromadzeniem na tak niewielkiej
przestrzeni sporej ilości osób pozwalały na własnej skórze
odczuć choćby namiastkę tego, co faktycznie przezywali
ukrywający się ludzie. Passini nie oddaje żadnej konkretnej
kryjówki w skali 1:1, tworzy raczej fantazję na temat takich
miejsc, w której wiele rzeczy celowo do siebie nie pasuje. Akcja
dzieje się równocześnie „wtedy” i „teraz”, te dwa poziomy
przeplatają się – reżyser szepce czasem coś do bohaterek,
przypominając im, że nie tak wtedy zrobiły, nie tak skończyły,
bo przecież opowiadały mu później tę historię.
Całe szczęście, że opowiedziały, że podzieliły się
swoją pamięcią, a Passini – z czułością, ale i
humorem – opowiada ich historie dalej. Choć to
niewygodne, chciałabym ich tak słuchać jeszcze i
jeszcze.
Agnieszka Misiewicz
www.teatralia.com.pl
foto. Dominika Odrowąż
5
Foto Galeria
6
Dominiki Odrowąż i Weroniki Piszczek
7

Podobne dokumenty