Recenzja Grzegorza Dowlasza w Kurierze Szczecińskim

Transkrypt

Recenzja Grzegorza Dowlasza w Kurierze Szczecińskim
Filharmonia Narodowa w Szczecinie
Urok
wigoru i aksamitu
MINIONY piątek w Filharmonii Szczecińskiej zapisał się
szczególnymi zgłoskami. Na etradzie wystąpiła Filharmonia
Narodowa z Warszawy, co z oczywistych powodów budziło wiele
emocji wśród melomanów. Tak renomowane orkiestry goszczą
wyłącznie na renomowanych estradach. W dodatku maestro
Jacka Kaspszyka szczecińska publiczność dobrze pamięta
i ceni, bo dyrygował u nas IX Symfonią Ludwiga van Beethovena
na otwarciu nowego gmachu filharmonii.
Orkiestrą Filharmonii Narodowej dyrygował Jacek Kaspszyk.
TYM razem przyjechał do nas
z całą orkiestrą i zaproponował
program, który przed koncertem
mógł się niektórym melomanom
wydawać nieco ryzykowny. A jed­
nak już od pierwszych taktów Sym­
fonii nr 4 Mieczysława Weinberga
publiczność mogła się przekonać,
że ten kompozytor, urodzony i wy­
kształcony w Warszawie przed dru­
gą wojną światową, nazbyt długo
Fot. Dariusz GORAJSKI
czekał na wykonania na polskich
scenach. Orkiestra prezentowała
utwór niezwykle różnorodny, rozpo­
czynający się brzmieniem pełnym
wigoru, mocnym, by w kolejnych
częściach zachwycać aksamitną
delikatnością, a w ostatniej fa­
zie wypełnić się ponownie pory­
wającym urzekającym rytmem.
Dzieło z połowy dwudziestego
wieku dotarło do nas jako świeże,
budzące podziw swoją konstrukcją
i niezwykłą precyzją wykonania.
Reakacja publiczności była najlep­
szym dowodem, że do filharmonii
warto wprowadzać nowości.
Równie zachwycający okazał się
drugi punkt w gościnnym programie
Filharmonii Narodowej. Nazwisko
Johannesa Brahmsa jest znane aż
nadto dobrze i przyciąga rzesze
melomanów. Przed koncertem
wielu zapewne się zastanawiało,
co zrobił z koncertem fortepia­
nowym Brahmsa Arnold Schónberg. Te wątpliwości rozstrzygnął
błyskawicznie Jacek Kaspszyk ze
swoimi filharmonikami. Orkiestro­
wa wersja koncertu pisanego na
fortepian wprowadziła melomanów
w romantyczny klimat, a popisy
poszczególnych instrumentów oraz
całych sekcji wzbudzały wśród
publiczności entuzjazm, który
przejawiał się rzadko spotykaną
intensywnością, gdy maestro opu­
ścił batutę. Dyrygent kilkakrotnie
powracał na estradę, wskazywał
poszczególnych solistów i podnosił
cały skład orkiestry, aż w końcu za­
dysponował bis. Z estrady buchnęły
czyste, piękne, jakże znane takty
przypominające mazura i inne
tańce. To był fragment melodii
polskich Mieczysława Weiberga.
Publiczność wstrzymała oddech
i potem długo biła brawo. Ten
wspaniały bis był uroczą niespo­
dzianką, swoistym ukoronowaniem
warszawskiej wizyty w Szczecinie.
Grzegorz DOWLASZ