pobierz magazyn wojskowy ARMIA - 49. Baza Lotnicza :: Aktualności

Transkrypt

pobierz magazyn wojskowy ARMIA - 49. Baza Lotnicza :: Aktualności
POLECAMY
Parlamentarzyści
z wizytą w PZL-Świdnik
10 marca delegacja Lubelskiego Zespołu Parlamentarnego razem z przedstawicielami władz Świdnika oraz samorządu złożyli
wizytę w zakładach PZL-Świdnik. Głównym celem spotkania było
uzupełnienie informacji o aktualnym potencjale świdnickich zakładów oraz dyskusja o szansie zwycięstwa śmigłowca AW149
w trwającym przetargu na 70 śmigłowców wielozadaniowych
dla Wojska Polskiego.
16
W NUMERZE:
Adam M. Maciejewski ................................................................. 36
Wojsko polskie
„Pancerne pudełka”
– starsi bracia transportera M113
Po czteroletniej przerwie ..................................................... 6
Ćwiczenie UŁAN 15 .............................................................. 7
Arktyczne ćwiczenia spadochroniarzy .................................. 7
Bezgłośne strzelanie Leopardów ........................................ 10
Goździki na bojowo ............................................................ 11
Zakończenie praktyki ......................................................... 12
Zajęcia zintegrowane 11. pułku artylerii ............................. 13
Strzelali zza węgła – 12. Brygada Zmechanizowana ........... 14
Niezastąpiony batalion logistyczny .................................... 16
Podsumowanie dywizyjnych zawodów
użyteczno-bojowych w 2015 r. ........................................... 16
Szkolenie polskich Legionistów i amerykańskich
Kawalerzystów .................................................................. 17
Wspólne szkolenie – 2. Brygada Zmechanizowana ............. 18
Polsko-amerykańska taktyka
– 12. Brygada Zmechanizowana ........................................ 20
Black Hawk nad „Mogadiszem”
– 12. Brygada Zmechanizowana ........................................ 21
Manewry Okrętowej Grupy Zadaniowej .............................. 23
Trening kierowania ogniem 4. dywizjonu ........................... 24
Leopardy 2A5 na ostro ..................................................... 25
Najlepszy pluton zmotoryzowany ...................................... 26
Zakończyło się szkolenie poligonowe 1. batalionu .............. 27
Łączność to podstawa ........................................................ 28
Wprowadzony do służby na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku gąsienicowy transporter opancerzony M113 odniósł niebywały sukces. Jego najlepszą miarą będzie zapewne liczba wyprodukowanych łącznie egzemplarzy,
która przekroczyła zawrotne 80 000 sztuk. Ten prosty, tani i łatwy
w produkcji pojazd stał się podstawą dla wielu nośników uzbrojenia, wozów dowodzenia, wozów ewakuacji medycznej a także
przypominających „ciężarówki na gąsienicach” pojazdów transportowych. Łączna liczba krajów użytkujących ów transporter
przekracza pięćdziesiąt – jednym z nich jest Polska, która niewielką
partię tych wozów otrzymała wraz z używanymi niemieckimi
czołgami Leopard 2. M113 nie pojawił się oczywiście znikąd. Jego
konstrukcja to wynik ewolucji doświadczeń czerpanych jeszcze
z II wojny światowej. Niniejszy artykuł jest próbą opisania krętej
i niekiedy pełnej ślepych zaułków drogi do w pełni satysfakcjonującego transportera opancerzonego.
Marcin Łuczak ..................................................................................... 72
Polski chlebak wojskowy
z pierwszych lat niepodległości
Lata 1918–1921 nazywane są często w polskiej historiografii okresem walk o niepodległość i granice. Bardzo często zapominamy
jednak, że obok działań zbrojnych z udziałem żołnierza polskiego
był to również czas ogromnego wysiłku poczynionego w celu zorganizowania, uzbrojenia i wyposażenia odradzającego się wojska.
Bartłomiej Błaszkowski ............................................................... 84
Na okładce:
MiG-29 z 23. Bazy Lotnictwa
Taktycznego w Mińsku Mazowieckim
pilotowany przez mjr. Grzegorza
„Icemana” Czubskiego
[Fot. Martin Scharenborg & Ramon
Wenink /Global Aviation Review Press®]
49
www.armia24.pl
Adres Redakcji i Wydawnictwa
20-258 Lublin, ul. Akacjowa 100, Turka, os. Borek
tel./faks 81 501 21 05
[email protected] • www.kagero.pl
RadA Programowa
32
40
Wiesław Barnat – przewodniczący,
Hubert Marcin Królikowski, Krzysztof Kosiuczenko,
Przemysław Kupidura, Sławomir Augustyn,
Przemysław Simiński, Mirosław A. Michalski,
Norbert Wójtowicz
redaktor naczelnY
ORP „Mewa” w składzie SNMCMG1 ..................................... 29
Patrolowa Bryza z nowymi silnikami .................................. 30
Święto artylerzystów z Bolesławca ..................................... 32
Damian Majsak
redaktor prowadzący
Adam M. Maciejewski
tel. 605-233-805
redakTor działu Historia Militaris
przemysł
Kamil Stopiński
Parlamentarzyści z wizytą w PZL-Świdnik ........................... 36
Redakcja
Adam M. Maciejewski
Sikorsky i PZL Mielec zawierają umowę z WZL Nr 1 .............. 38
Adam M. Maciejewski
Adam M. Maciejewski
str. 40
6 lutego w Warszawie przedstawiciele koncernu Raytheon zorganizowali
spotkanie prasowe, będące okazją
do chyba ostatniego przekrojowego
potwierdzenia czy doprecyzowania
szczegółów oferty złożonej w programie Wisła.
Na lądzie
Raytheon finiszuje na ostatniej prostej programu Wisła ...... 40
Adam M. Maciejewski
w powietrzu
Jerzy Garstka, Jacek Krzewiński, Maciej Ługowski,
Krzysztof Melski, Marian Moraczewski,
Tomasz Nowak, Gian Carlo Vecchi
Korekta
Adam M. Maciejewski, Karolina Kaźmierska
Dyrektor Marketingu
Joanna Majsak
[email protected]
Biuro Reklamy
Kamil Stopiński, Maciej Łacina
[email protected]
[email protected]
tel. 609-326-009
Bałtyccy strażnicy .............................................................. 49
Martin Scharenborg & Ramon Wenink
sekretarz redakcji
Śmigłowce Combat SAR ..................................................... 60
Kamil Stopiński
Leszek A. Wieliczko
[email protected], tel. 601 602 056
Historia Militaris
DTP
Marcin Wachowicz, Łukasz Maj
KAGERO STUDIO – [email protected]
„Pancerne pudełka” – starsi bracia transportera M113 ........ 72
Marcin Łuczak
Scharenborg, Wenink (fot.)
str. 48
Ostry dźwięk dzwonka alarmowego
przecina ciszę w litewskiej bazie lotniczej w Šiauliai (pol. Szawle). W ciągu
następnych kilku sekund piloci włoskich
myśliwców Eurofighter Typhoon śpieszą do swoich już uzbrojonych maszyn,
zaparkowanych w specjalnych hangarach chroniących je od przenikliwego
bałtyckiego zimna.
Polski chlebak wojskowy z pierwszych lat niepodległości .... 84
Kolportaż
Sprzedaż i prenumerata redakcyjna, prenumerata RUCH,
KOLPORTER, sprzedaż sieć Empik, salony prasowe:
RUCH i KOLPORTER, INMedio, wybrane księgarnie, podczas
pokazów lotniczych, rekonstrukcji historycznych, targów,
konferencji i wystaw przemysłu obronnego
Wydawca
Oficyna Wydawnicza KAGERO
ul. Akacjowa 100, Turka, 20-258 Lublin 62
www.kagero.pl
Bartłomiej Błaszkowski
Prezes zarządu
Damian Majsak
[email protected]
Sekretariat wydawnictwa
Kamil Stopiński
Tel. 601 602 056
Współpraca
Leszek A. Wieliczko
60
str. 60
Wśród różnorodnych zadań realizowanych przez śmigłowce wojskowe
specjalne miejsce zajmują akcje poszukiwawczo-ratownicze w warunkach bojowych (Combat Search and
Rescue, CSAR). Ze względu na duży
stopień trudności i specyficzne warunki realizacji wymagają one odpowiednio przystosowanych śmigłowców…
ISSN
1898-1496
Wszystkie materiały są objęte prawem autorskim. Przedruki i wykorzystanie
materiałów wyłącznie za zgodą redakcji. Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania tekstów i zmiany tytułów nadesłanych tekstów.
Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie opiniami sygnowanych autorów.
Redakcja nie odpowiada za treść reklam, materiałów promocyjnych.
Wydawca Ilustrowanego Magazynu Wojskowego ARMIA ostrzega P.T.
Sprzedawców, że sprzedaż aktualnych i archiwalnych numerów czasopisma
po innej cenie niż wydrukowana na okładce jest działaniem na szkodę
Wydawcy i skutkuje odpowiedzialnością karną.
Wojsko polskie
Aktualności
Po czteroletniej przerwie
P
ancerniacy z 34. Brygady Kawalerii
Pancernej (34.BKPanc) z Żagania rozpoczęli szkolenie poligonowe w Ośrodku
Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych
Żagań-Karliki.
Od wczesnych godzin porannych w Parku
Sprzętu Technicznego trwały ostatnie przygotowania do rozpoczęcia pierwszego od
kilku lat szkolenia poligonowego żołnierzy
34.BKPanc. Pierwszym jego etapem, wykonanym sprawnie i bezproblemowo przez
żołnierzy 1. Brabanckiego batalionu czołgów
(1Bbcz) i batalionu logistycznego (blog), było
przemieszczenie na obozowisko Karliki.
Punktualnie o godz. 9.00, po wydaniu
rozkazu do marszu przez kpt. Marcina
Wdowiaka, dowódcę 1. kompanii czołgów,
kolumna Leopardów 2A5 drogą Mazura ruszyła na poligon. Następnie przemieszczenie
rozpoczęły kolumny pojazdów kołowych, a na
końcu kolumny piesze żołnierzy batalionu.
6
W krótkim czasie sto procent ludzi i sprzętu
zgodnie z planem dotarło na miejsce.
Czołgi ustawiono w miejscach postoju
w polowym PST (Park Sprzętu Technicznego),
a żołnierze zostali zakwaterowani na terenie
Obozowiska Wagonowego. Podsumowaniem
pierwszego dnia był rozpoczynający szkolenie poligonowe uroczysty apel z udziałem dowódcy brygady, pułkownika dyplomowanego
Krzysztofa Pokropowicza, podpułkownika
Krzysztofa Dąbrowskiego, pełniącego obowiązki szefa szkolenia brygady oraz dowódcy
1.Bbcz podpułkownika Andrzeja Kasperskiego.
Dowódca brygady wskazał główne cele
i zadania stojące przed czołgistami. W swoim
wystąpieniu zwrócił uwagę na istotę rozpoczynającego się poligonu, czyli dokończenie
„przekwalifikowania” załóg z czołgów 2A4 na
2A5 oraz na szkolenie zgrywające w składzie
załogi w realizacji zajęć taktycznych, ogniowych i rodzaju wojsk.
Każdy poligon jest po to, by hartować osobowość. Jest też po to, by przeprowadzić zajęcia,
których nie można zrealizować w garnizonie. To
pierwszy poligon w nowej strukturze naszej brygady. Od czterech lat takiego szkolenia w brygadzie nie było, dlatego jest ono wyjątkowe. Macie
tu udowodnić, na co was stać. Stanowicie główną siłę brygady. Róbcie swoje i bądźcie z tego
dumni – motywował swoich podwładnych płk
Pokropowicz.
Na koniec uroczystego apelu przybliżono
najważniejsze kwestie organizacyjne dotyczące funkcjonowania pododdziału w czasie
szkolenia poligonowego i przeprowadzono
cykl instruktaży z zakresu bezpieczeństwa
i higieny pracy oraz profilaktyki przeciwpożarowej. Defilada pododdziałów zakończyła
apel i czołgiści rozeszli się do zajęć.
n
Tekst: kpt. Rafał Nowak
Zdjęcia: kpt. Rafał Nowak, chor. Rafał Mniedło
www.armia24.pl
Ćwiczenie UŁAN 15
O
d 2 do 6 lutego w czasie szkolenia na
terenie poligonu w Wędrzynie (OSPWL
Wędrzyn) w ramach ćwiczenia taktycznego
z wojskami UŁAN 15, żołnierze 7. batalionu
kawalerii powietrznej zostali poddani sprawdzeniu utrzymania gotowości do realizacji
zadań zgodnie z przeznaczeniem.
Ćwiczenie taktyczne pk. UŁAN-15, w którym szwadron był głównym ćwiczącym, miało
dowieść, że jest on gotów do realizacji zadań
w ramach udziału w sojuszniczej operacji
obronnej. Poza etatowymi elementami ugrupowania szwadronowi przekazano w relację
dowodzenia pluton rozpoznania z kanadyjskiej
kompani NOVEMBER.
Ćwiczenie to było pierwszym w bieżącym
roku, a kolejnym w cyklu szkolenia przedsięwzięciem przygotowującym do realizacji zadań
w wymiarze sojuszniczym oraz doskonalącym
umiejętności dowódców szczebla pododdziału.
W ramach pierwszego etapu szwadron
realizował zadania w oparciu o Centralny
Ośrodek Zurbanizowany. Odegrana sytuacja
taktyczna wymuszała na dowódcy szwadronu
zaangażowanie w walkę wszystkich organicznych i przydzielonych elementów. Pomimo
krótkiego czasu przeznaczonego na zgranie
z kompanią kanadyjską dowódca szwadronu
właściwie wykorzystał umiejętności rozpoznawcze Kanadyjczyków.
Część taktyczna zakończyła się epizodem
„powietrznego check point”, w ramach którego
szwadron kawalerii wspierany przez śmigłowce
W-3W Sokół uniemożliwił przemyt broni i amunicji przeznaczonej dla przeciwnika działającego
w rejonie odpowiedzialności szwadronu.
W ramach części ogniowej szwadron odbył
trzy kierowania ogniem; dwa w dzień wpierany
plutonem moździerzy i plutonem przeciwlotniczym oraz jedno w warunkach ograniczonej
widoczności.
Osiągnięte wyniki potwierdziły dobre przygotowanie szwadronu kawalerii powietrznej
do realizacji zadań zgodnie z jego przeznaczeniem.
n
Tekst: ppłk Piotr Gołos, zdjęcia: 7bkpow.
Arktyczne ćwiczenia spadochroniarzy
D
wudziestu żołnierzy 6. Brygady Powietrznodesantowej wzięło udział w ćwiczeniu pod kryptonimem Rafale Blanche-2015
w kanadyjskiej prowincji Quebec.
W ćwiczeniu Rafale Blanche-2015, w czasie którego głównym ćwiczącym była 5.
Zmechanizowana Grupa Brygadowa, wzięło
udział około 2800 żołnierzy kanadyjskich,
francuskich i polskich. W działaniach użyto
także ponad 800 pojazdów różnego typu,
śmigłowce oraz samoloty uderzeniowe.
Zasadniczym celem tego szkolenia było
przygotowanie żołnierzy do udziału w całym spektrum operacji wojskowych od tradycyjnych działań bojowych po konflikty asymetryczne. Dodatkowo uczestnicy ćwiczeń
musieli zmierzyć się z trudnym terenem
i niekorzystnymi, zimowymi warunkami atmosferycznymi.
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 7
Wojsko polskie
Aktualności
Po przybyciu do 1. królewskiego batalionu
22. pułku w bazie Valcartier polscy zwiadowcy-spadochroniarze zostali zapoznani z historią
i strukturą tej jednostki, a także z wyposażeniem i specyfiką działania plutonu rozpoznawczego. To właśnie z kanadyjskimi zwiadowcami szkolili się głównie polscy żołnierze
w trakcie tego ćwiczenia. W kolejnych dniach
spadochroniarze ćwiczyli pracę na kanadyjskiej broni, trenowali przemieszczanie się na
rakietach śnieżnych i z użyciem toboganów
oraz poznali kanadyjskie namioty i zestawy
do przygotowywania posiłków. Duży nacisk
gospodarze położyli także na doskonalenie
umiejętności nawigacji z użyciem współrzędnych biegunowych zwanych także polarnymi.
W trakcie pierwszych dni szkolenia zostały
również przeprowadzone wykłady, podczas
których omówiono wpływ surowych arktycznych warunków atmosferycznych na organizm
żołnierza, specyfikę działania i sprzęt.
Po tym wstępnym etapie polscy żołnierze,
zgodnie z procedurami działania kanadyj-
8
skiego plutonu rozpoznawczego, rozpoczęli
wspólne szkolenie praktyczne w zakresie
przemieszczania się, budowania bazy przejściowej i długotrwałej oraz działania w czasie
kontaktów ogniowych z przeciwnikiem. Ten
etap ćwiczeń został podsumowany zajęciami dobowymi, które miały na celu doskonalenie i utrwalenie zdobytych umiejętności.
W kolejnym etapie szkolenia polscy spadochroniarze zostali przydzieleni do jedynej
w pułku kompanii spadochronowej celem
przygotowania się do wykonywania skoków
ze spadochronem CT-1 z samolotów C-130J
Hercules. Dzięki temu polski pluton wszedł
do działania w ramach ćwiczenia Rafale
Blanche-2015 z powietrza. Bezpośrednio po
desantowaniu zwiadowcy zostali przydzieleni do kompani lekkiej, która miała za zadanie
opanować wyznaczony obiekt. W kolejnym etapie działania oba pododdziały wykonały także
konwój, a następnie rozpoznały rejon działania
i przygotowały go pod kątem rozmieszczenia
tam stanowiska dowodzenia.
Po wykonaniu tych zadań, zwiadowcy otrzymali kolejne rozkazy, tym razem ponownie we
współpracy z kanadyjskim plutonem rozpoznawczym. Pierwszym z nich było rozpoznanie i zdobycie mostu tak, by umożliwić kompanii piechoty pokonanie przeszkody wodnej.
Następnie polscy i kanadyjscy zwiadowcy
zorganizowali trzy zasadzki, aby spowolnić
i ukierunkować nacierające siły przeciwnika
na pozycje obronne batalionu. Polski pluton
został wzmocniony na potrzeby realizacji tego
ostatniego zadania dwoma sekcjami snajperów oraz parą śmigłowców rozpoznawczych
UH-1.
W trakcie pobytu w Kanadzie żołnierze z rozpoznania korzystali z systemu symulacji pola
walki, w skład którego wchodziły między innymi
kamizelki z czujnikami rozlokowanymi na ciele
każdego żołnierza. Umożliwiały one zespołowi kontrolującemu pełny wgląd w lokalizację
uczestników szkolenia, jak również informowały użytkowników o doznanych ranach. Każde
trafienie sygnalizowane było dźwiękiem, a na
specjalnym ekranie pokazywał się komunikat,
jaką czynność trzeba wykonać, by uratować
poszkodowanemu życie. Ponadto polscy zwiadowcy korzystali z kanadyjskiej broni: 5,56-mm
karabinków C7 i C8 oraz sprzętu łączności.
Udział zwiadowców z 6. Brygady
Powietrznodesantowej w ćwiczeniu Rafale
Blanche-2015 umożliwił im zdobycie nowych
doświadczeń w działaniu w warunkach arktycznych przy temperaturach sięgających -30°C,
a więc znacznie odbiegały od tych panujących
zimą w Polsce. Szkolenie było także okazją do
poznania kanadyjskich procedur w zakresie
przygotowania i desantowania pododdziałów
ze spadochronami oraz taktyki i sposobów
przetrwania w trudnych warunkach klimatycznych.
n
Tekst: por. Marta Markieta, kpt. Marcin Gil
Zdjęcia: Michał Klaczyński oraz 5e Groupe-brigade mécanisé
du Canada (Kanadyjskie Siły Zbrojne)
www.armia24.pl
Wojsko polskie
Aktualności
Bezgłośne strzelanie Leopardów
P
rzebywający na poligonie Brabantczycy
pod dowództwem podpułkownika
Andrzeja Kasperskiego rozpoczęli realizację
procesu szkolenia poligonowego.
Huku armat jeszcze nie było słychać. Wśród
wielu zajęć poligonowych na te najważniejsze
i najbardziej widowiskowe strzelanie bojowe
z czołgu Leopard 2A5 w dzień i w nocy trzeba
było poczekać. W pierwszej kolejności pancerniacy doskonalili umiejętności precyzyjnej
obserwacji, wykrywania celów i prowadzenia
ognia z wykorzystaniem laserowego symulatora strzelań AGDUS. Pozwala on na strzelanie
z czołgu bez użycia amunicji bojowej.
Polega to na prowadzeniu ognia przy pomocy wiązki laserowej, imitującej strzał z armaty.
Czujniki zainstalowane na pancerzach maszyn
sygnalizują trafienia, a komputer sterujący,
dzięki precyzyjnemu wydrukowi, umożliwia
wskazanie popełnionych przez załogę błędów oraz ich korektę. Czołgiści wykorzystują te
urządzenia, by doskonalić swoje umiejętności
prowadzenia celnego ognia. Mogą w ten sposób dobrze poznać sprzęt oraz siebie, własne
możliwości i ograniczenia. Takie symulatory
stanowią olbrzymi potencjał w doskonaleniu
ogniowych i taktycznych umiejętności załóg
Leopardów.
Po powrocie do parku sprzętu technicznego wykonywano obsługi codzienne czołgów
i uzbrojenia oraz ich przeglądy przed kolejnymi
zajęciami. – Sprawny i niezawodny sprzęt na
poligonie to podstawa. Moich żołnierzy czeka
jeszcze szereg zajęć taktycznych i ogniowych,
od różnego rodzaju ćwiczeń przygotowawczych
po strzelania bojowe – powiedział dowódca 1.
batalionu czołgów ppłk Kasperski.
Wszystko to po to, aby maksymalnie wykorzystać czas spędzony na poligonie, odpowiednio zgrać się w załogach i wykonać stawiane
przed czołgistami zadania.
n
Tekst: kpt. Rafał Nowak, zdjęcia: chor. Rafał Mniedło
10
www.armia24.pl
Goździki na bojowo
W
pierwszym tygodniu lutego dywizjon
artylerii samobieżnej (das) 10. Brygady
Kawalerii Pancernej (10.BKPanc) zakończył
szkolenie ogniowe z użyciem amunicji bojowej. Zajęcia odbyły się w Ośrodku Szkolenia
Poligonowego Wojsk Lądowych, kierunek
Karliki.
W zajęciach wzięło udział 170 żołnierzy
dywizjonu artylerii samobieżnej, a w tracie
szkolenia wystrzelono 80 pocisków.
W trakcie szkolenia żołnierze pododdziału wykonali strzelania z armatohaubic 2S1
Goździk w warunkach dziennych i nocnych.
Każda z trzech baterii ogniowych dywizjonu
w ciągu dwóch poligonowych dni intensywnie
wykonywała swoje zadania ogniowe.
W ramach szkolenia, ze względu na brak
możliwości pokonania przeszkody wodnej
przez pojazdy bojowe, sprawdzono umiejętności wykonania przez załogi Goździków
sprawnego i bezpiecznego przemieszczenia
zestawami niskopodwoziowymi Faun. Mimo
zimowej aury i obfitych opadów śniegu artylerzyści zrealizowali wszystkie zaplanowane
punkty szkoleniowe.
Zadania, które postawiłem swoim dowódcom baterii, zostały wykonane na oceny dobre
i bardzo dobre. Świadczy to o wysokim stopniu
zgrania i przygotowania zarówno plutonów wysuniętych obserwatorów, jak i baterii ogniowych.
Zwracaliśmy szczególną uwagę na bezpieczeństwo podczas strzelań. Jestem zadowolony ze
swoich żołnierzy, którzy po raz kolejny potwierdzili swój profesjonalizm – przedsięwzięcie
podsumował dowódca dywizjonu artylerii
samobieżnej podpułkownik Robert Wiese.n
Tekst: chor. Krzysztof Pałyga
Zdjęcia: archiwum das
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 11
Wojsko polskie
Aktualności
Zakończenie praktyki
N
iespełna 200 godzin w morzu i 1670
mil morskich przebytej drogi to bilans
tygodniowej zimowej praktyki morskiej podchorążych Akademii Marynarki Wojennej. 13
lutego, o godzinie 10.00, do Portu Wojennego
w Gdyni powrócił okręt szkolny ORP „Wodnik”.
ORP „Wodnik” macierzysty port w Gdyni
opuścił 5 lutego o godzinie 10.00. Trasa rejsu
wiodła po akwenach Bałtyku Południowego
oraz Cieśnin Duńskich. Podczas tygodniowego rejsu podchorążowie doskonalili umiejętności nabyte podczas dotychczasowej nauki,
zapoznali się także z warunkami nawigacyjno-hydrograficznymi panującymi zimą na
Bałtyku i sprawdzili się w trudnych warunkach
panujących obecnie na morzu. Dla słuchaczy piątego roku studiów to przypomnienie
zdobytej wiedzy. Głównie pełnić będą oni
obowiązki oficera wachtowego nawigatora
i mechanika. Natomiast najmłodszy rocznik
odbędzie praktykę marynarską i będzie to ich
pierwsza praktyka na morzu.
Powracających z rejsu marynarzy i podchorążych powitali m.in.: szef szkolenia 3.
Flotylli Okrętów kmdr Kazimierz Pulkowski
oraz rektor-komendant Akademii MW kmdr
prof. dr hab. Tomasz Szubrycht. Podziękowali
załodze, kadrze dydaktycznej AMW oraz podchorążym za realizację planu rejsu. Dla bosmana okrętowego st. chor. szt. mar. Janusza
Lewickiego, który po ponad 40 latach służby
żegna się z mundurem, był to ostatni morski
rejs. W związku z tym podziękowano chorążemu za morską edukację wielu oficerów
Marynarki Wojennej.
12
Okręt szkolny typu Wodnik przeznaczony
jest do wykonywania długich rejsów nawigacyjno-szkoleniowych. Wyszkoliło się na nim
tysiące podchorążych Akademii Marynarki
Wojennej i kadetów Szkoły Podoficerskiej
MW. Okręt brał także udział w operacji
Pustynna Burza, pełniąc rolę okrętu-szpitala w działaniach na wodach Zatoki Perskiej
w 1991 roku. Za udział w tychże działaniach
król Arabii Saudyjskiej dekretem nr 5127
z dnia 24 września 1991 roku nadał członkom załogi medal „Za wyzwolenie Kuwejtu”.
Okrętem dowodzi komandor porucznik
Paweł Ogórek.
n
Tekst: rzecznik prasowy 3. Flotylli Okrętów
kmdr ppor. Radosław Pioch
Zdjęcia: Marian Kluczyński
www.armia24.pl
Zajęcia zintegrowane 11. pułku artylerii
S
zkolenie wojsk 16. Pomorskiej Dywizji
Zmechanizowanej trwa. Na orzyskim poligonie szkoli się 9. BKPanc oraz pododdziały
15. Brygady Zmechanizowanej.
W końcowej fazie przeprowadzono zawody użyteczno-bojowe plutonów zmechanizowanych i plutonów czołgów jednostek
wojskowych 16. PDZ. 10–11 lutego, na bazie
przykoszarowego placu ćwiczeń Ogonek,
przeprowadzono zajęcia zintegrowane dywizjonów 11. pułku artylerii w Węgorzewie.
Ich tematem było przygotowanie i prowadzenie działań taktycznych dywizjonów artylerii.
Dywizjony i baterie ćwiczyły planowanie i organizowanie działań bojowych oraz przygotowanie i wykonywanie zadań ogniowych w różnych warunkach i sytuacjach taktycznych.
Ćwiczono również wykonywanie norm szkoleniowych – od załadowania jednostki ognia do
zajęcia stanowisk ogniowych. Jednocześnie
pododdziały logistyczne ćwiczyły zabezpieczenie dostaw paliwa, amunicji, zabezpieczenie
żywienia w warunkach polowych oraz stworzenie odpowiednich warunków sanitarno-higienicznych. Zajęcia posłużyły do realizacji
kolejnego odcinka programu „Nasza Armia”.
Ekipa filmowa była pod wielkim wrażeniem
zajęć dziennych i nocnych. Pozostaje nam zaprosić Państwa do obejrzenia działania pododdziałów 11. pułku artylerii w Węgorzewie
bezpośrednio na wizji.
n
Tekst: mjr Zbigniew Tuszyński
Zdjęcia: st. chor. Sławomir Tessar
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 13
Wojsko polskie
Aktualności
Strzelali zza węgła
– 12. Brygada Zmechanizowana
Ż
ołnierze kompanii rozpoznawczej Błękitnej
Brygady wykonali strzelanie z osłoniętej
pozycji, tzw. strzelanie „zza węgła”. Było to
pierwsze tego rodzaju strzelanie z wykorzystaniem strzeleckiego celownika termowizyjnego.
Strzeleckie celowniki termowizyjne SCT
Rubin trafiły do pododdziałów Błękitnej
Brygady w ubiegłym roku. Ich niewielka masa,
gabaryty oraz funkcjonalność znalazły uznanie
wśród żołnierzy pododdziałów, które mają je
na swoim wyposażeniu. Jedną z wielu zalet celownika jest możliwość obserwacji i ostrzelania
przeciwnika z osłoniętej pozycji.
Do SCT Rubin można podłączyć, za pomocą
przewodu, lekki wyświetlacz zamontowany na
hełmie, który umożliwia nie tylko prowadzenie
ognia w różnych postawach strzeleckich, ale
również obserwację i ostrzelanie przeciwnika z osłoniętego stanowiska, poprzez wystawienie, na przykład zza rogu budynku, jedynie broni z zainstalowanym celownikiem. Tę
wyjątkową funkcję postanowili przetestować
dowódcy drużyn z kompanii rozpoznawczej
Błękitnej Brygady.
16 lutego, po odbyciu wszystkich zaplanowanych strzelań, żołnierze rozpoznania rozpoczęli przygotowania do odbycia strzelania
„zza węgła”. Na komendę kierownika strzelania podporucznika Pawła Kosa żołnierze
kolejno zajmowali specjalnie przygotowane
stanowisko ogniowe i prowadzili obserwacje
przedpola. Po ukazaniu się celu, ustawionego
na odległości prawie 100 metrów, i jego namierzeniu rozpoczynali strzelanie. Bardzo istotną
rzeczą było przyjęcie przez żołnierzy właściwej
postawy strzeleckiej, która odbiega od ogólnie przyjętych zasad. Ale i z tym zwiadowcy
Błękitnej Brygady poradzili sobie dobrze. Było
to pierwsze tego typu strzelanie w brygadzie.
Wnioski, jakie nasunęły się po jego zakończeniu,
a dotyczące przygotowania celu i stanowiska
ogniowego, zostaną wykorzystane do dalszego
szkolenia i lepszego wykorzystania wszystkich
funkcji posiadanego sprzętu – zapewnił prowadzący strzelanie.
Strzelecki celownik termowizyjny SCT Rubin
jest przeznaczony do obserwacji oraz prowadzenia ognia z broni ręcznej. Umożliwia wykrycie i identyfikację celów bez względu na warunki
oświetlenia oraz niekorzystne warunki atmosferyczne. Obraz termowizyjny jest wyświetlany
we wbudowanym okularze, który wyłącza się
automatycznie po odsunięciu oka przez strzelca. Mechanizm ten eliminuje efekt oświetlania
twarzy. Celownik jest dodatkowo wyposażony
14
w zewnętrzny wyświetlacz nahełmowy, dający
strzelcowi dużą swobodę operowania i możliwość prowadzenia obserwacji i strzelań „zza
węgła”. Obsługa wszelkich funkcji celownika
jest prosta i intuicyjna. Umieszczenie dużych
funkcyjnych przycisków na górnej powierzchni
obudowy umożliwia szybką zmianę ustawień.
Można też w prosty sposób uruchomić kalibrację urządzenia lub zmienić polaryzację obrazu.
Ostatnia opcja oznacza, że zależnie od potrzeb
można ustawić termowizor tak, aby wyświetlał
najcieplejsze punkty obrazu jako najjaśniejsze,
a zimne jako ciemniejsze, lub odwrotnie. n
Tekst: kpt. Janusz Błaszczak, zdjęcia: archiwum 12BZ
www.armia24.pl
Wojsko polskie
Aktualności
Niezastąpiony batalion logistyczny
Ż
ołnierze z batalionu logistycznego 1.
WBPanc udzielili pomocy sąsiadom
O tym, jak ważny jest sprawny, gotowy do
natychmiastowej akcji sprzęt w połączeniu
z dobrze wyszkolonymi żołnierzami, mieliśmy
niedawno okazję się przekonać. Telefon do
pełniącego obowiązki dowódcy batalionu logistycznego mjr. Dariusza Gizy z prośbą o pomoc w wyciągnięciu na wpół zatopionego na
naszym poligonie pojazdu spowodował, że
w ciągu paru chwil pojazd WZT-3 wraz z załogą był gotowy do działania. Jak komentuje
mjr Giza: W takich momentach wychodzi cała
prawda – zarówno o sprzęcie, jak i żołnierzach. W naszym batalionie kładziemy duży
nacisk zarówno na szkolenie, jak i na sprawny
sprzęt. W tym przypadku potwierdziło się, że
jesteśmy – nieskromnie mówiąc – nieźle wyszkoleni. Ale muszę podkreślić, że jest to możliwe dzięki takim żołnierzom jak st. szer. Kamil
Kaliszewski czy st. szer. Grzegorz Fiedoruk.
Dzięki sprawnie przeprowadzonej „akcji
ratowniczej”, pojazd z sąsiedniej jednostki
szybko mógł powrócić do wykonywania swoich dalszych zadań.
n
Tekst: kpt. Zbigniew Gierczyk
Zdjęcia: archium 1.WBPanc
Podsumowanie dywizyjnych zawodów
użyteczno-bojowych w 2015 r.
W
piątek 13 lutego zakończyły się Zawody
Użyteczno-Bojowe Pododdziałów
Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych 16.
Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej.
Zawody, rozegrane na obiektach szkoleniowych orzyskiego poligonu, trwały pięć dni.
Po podsumowaniu wyników okazało się, że
najlepsi w kategorii plutonów czołgów byli
żołnierze batalionu czołgów 15. Giżyckiej
Brygady Zmechanizowanej. W kategorii
plutonów wojsk zmechanizowanych zwyciężyli żołnierze 20. Bartoszyckiej Brygady
Zmechanizowanej. Podczas zawodów żołnierze musieli wykazać się dużą odpornością
psychofizyczną oraz wieloma umiejętnościami praktycznymi. Konkurencje, podczas których żołnierze walczyli o „palmę pierwszeństwa”, to Biegowy Test Siłowy, bieg patrolowy
16
www.armia24.pl
Poniżej prezentujemy wyniki rywalizacji na
szczeblu 16. Dywizji:
Plutony czołgów:
1. 15. Brygada Zmechanizowana;
2. 9. Brygada Kawalerii Pancernej;
3. 1. Brygada Pancerna.
Plutony zmechanizowane:
1. 20. Brygada Zmechanizowana;
2. 1. Brygada Pancerna;
3. 15. Brygada Zmechanizowana.
n
ze strzelaniem, pętla taktyczna, ćwiczenia
w kierowaniu ogniem, a także dzienne i nocne strzelania z czołgów i BWP oraz marsz na
orientację.
Zwycięzcy rywalizacji reprezentować będą
„Bursztynową Dywizję” podczas Zawodów
Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych
oraz Aeromobilnych i Zmotoryzowanych na
szczeblu centralnym, które zostaną rozegrane w dwóch etapach już w marcu i kwietniu
bieżącego roku.
Tekst: mjr Zbigniew Tuszyński, zdjęcia: st. chor. Sławomir Tessar
Szkolenie polskich Legionistów
i amerykańskich Kawalerzystów
9
lutego na poligonie w Drawsku Pomorskim
odbył się apel rozpoczynający szkolenie partnerskie żołnierzy 12. Brygady
Zmechanizowanej z pododdziałem amerykańskim z 2. Pułku Kawalerii.
Od połowy stycznia żołnierze amerykańskiej kompanii z 3. batalionu 2. Pułku
Kawalerii, stacjonującego w Vilseck w Bawarii,
są obecni na poligonie Centrum Szkolenia
Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim.
W kolejnych tygodniach, jako tak zwany
Stryker Detachment, prowadzili szkolenie
własne oraz na przełomie lutego i marca
będą uczestniczyć w zajęciach z 1. batalionem
piechoty zmotoryzowanej Błękitnej Brygady.
Po złożeniu meldunku i wciągnięciu na maszt
flagi Wojsk Lądowych, pułkownik Dariusz
Górniak, dowódca Błękitnej Brygady, powitał
w szeregach 1. batalionu Legionów żołnierzy
amerykańskich pod dowództwem kapitana
Davida Engorena i życzył wszystkim bezpiecznego przebiegu szkolenia, jak i zrealizowania
postawionych przed pododdziałami celów.
W ramach szkolenia mamy możliwość zapo-
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 17
Wojsko polskie
Aktualności
znania się ze sprzętem naszych sojuszników. Jest
to również okazja, aby nawiązać współpracę
w zakresie realizacji wspólnych zadań, procedur,
jak i poznania swoich możliwości – podkreślił
pułkownik Górniak. Po zapoznaniu żołnierzy
polskich, a przede wszystkim amerykańskich,
z kierowniczą kadrą Błękitnej Brygady, która
jest odpowiedzialna za całokształt pobytu
wszystkich pododdziałów na poligonie drawskim, rozpoczęła się defilada. Przed trybuną
na drodze brukowanej przemaszerowali polscy i amerykańscy żołnierze oraz przejechały
transportery Rosomak i Stryker, które po raz
pierwszy w historii będą razem działać na terenie polskiego poligonu.
n
Tekst i zdjęcia: kpt. Janusz Błaszczak
Wspólne szkolenie
– 2. Brygada Zmechanizowana
W
piątek 13 lutego 2015 roku pododdziały
złocienieckiej brygady zakończyły dwutygodniowe szkolenie na obiektach Centrum
Szkolenia Wojsk Lądowych Drawsko i powróciły do garnizonu.
Podczas pierwszego tegorocznego szkolenia
w ramach zimowej szkoły ognia, pododdziały
1. batalionu zmechanizowanego zrealizowały
szereg zajęć z taktyki oraz szkolenia ogniowego, w pełni wykorzystując przydzielone obiekty
szkoleniowe na jednym z największych poligonów wojskowych w Europie.
Istotnym elementem wzbogacającym zaplanowany cykl szkolenia była współpraca
z przedstawicielami wojsk sojuszniczych.
Żołnierze wojsk amerykańskich uczestniczyli
zarówno w ćwiczeniach przygotowawczych,
z wozu bojowego wykonując strzelania do
tego samego pola tarczowego co żołnierze
złocienieckiej brygady, jak również czynnie
angażowali się w zajęciach instruktorsko-metodycznych dla dowódców plutonów. Wszystkie
zrealizowane przedsięwzięcia szkoleniowe w koordynacji z żołnierzami innych nacji to bezcenne
doświadczenie dla obu stron. To zresztą widać po
żołnierzach, którzy wykazują duże zaangażowanie podczas zajęć i chętnie dzielą się swoją wiedzą
stanowiskową – podkreślił mjr Kamil Hohm –
zastępca dowódcy, szef sztabu 1. bz. Blisko
350 żołnierzy z 2. Brygady Zmechanizowanej
uczestniczyło w pierwszym tegorocznym szkoleniu poligonowym w CSWL Drawsko.
n
Tekst: kpt. Sebastian Stawiński
Zdjęcia: mjr Kamil Hohm, por. Paweł Walukiewicz
18
www.armia24.pl
www.wb.com.pl
ul. Poznańska 129/133, 05-850 Ożarów Mazowiecki, tel.: +48 22 731 25 00, fax: +48 22 731 25 01, e-mail: [email protected]
Wojsko polskie
Aktualności
Polsko-amerykańska taktyka
– 12. Brygada Zmechanizowana
18
lutego na poligonie drawskim żołnierze polscy i amerykańscy uczestniczyli
w pierwszych wspólnych zajęciach taktycznych.
Na poligonie drawskim odbyły się wspólne zajęcia taktyczne dotyczące prowadzenia działań obronnych, w których uczestniczyli żołnierze 1. batalionu 12. Brygady
Zmechanizowanej w sile dwóch kompanii
piechoty zmotoryzowanej, wspierani przez
amerykański pluton kawalerii.
Pododdziały polskie otrzymały zadanie
zajęcia obrony w dwóch wyznaczonych rejonach, natomiast dla plutonu amerykańskiego
dowódca batalionu podpułkownik Mariusz
Ostapiak wraz ze swoim zastępcą majorem
Piotrem Puchałą przewidzieli zadanie polegające na przemieszczeniu się do wyznaczonego rejonu i zajęcie rubieży ogniowej przed
przednią linią obrony polskich pododdziałów.
Istotą tych zajęć jest współdziałanie i koordynacja działań w momencie przejścia plutonu amerykańskiego przez ugrupowanie pododdziałów
będących w obronie i zajęcie nakazanej rubieży
(z ang. Forward Passage of Lines) oraz wycofanie pododdziału amerykańskiego przez ugrupowanie wojsk własnych (z ang. Rearward Pasage
of Lines) – wyjaśnił zawiłości opracowanego
manewru major Puchała. Kolejnym ważnym elementem szkoleniowym taktyki było
doskonalenie prowadzenia korespondencji
radiowej według procedur obowiązujących
w NATO oraz właściwa reakcja dowódców na
zmieniającą się sytuację taktyczną.
Po postawieniu dla dowódców pododdziałów rozkazu bojowego i omówieniu
współdziałania w poszczególnych etapach,
o wyznaczonej przez kierownika zajęć godzinie wszystkie pododdziały zameldowały
gotowość do przemieszczenia. Jako pierwsze ruszyły plutony z 1. kompanii 1. batalionu Legionów pod dowództwem kapitana
Grzegorza Piotrowskiego. Kolejnym pododdziałem, który zajął rubież obrony, byli podwładni kapitana Macieja Jóźwiaka. Jako ostatni do akcji wkroczyli żołnierze amerykańscy,
którzy w swoich transporterach Stryker
musieli bezkolizyjnie przejechać przez dwa
ugrupowania polskich pododdziałów i zająć
najdalej wysunięty rejon. Każdy z dowódców
pododdziału zrozumiał i właściwie wykonał
postawione przed nim zadanie – ocenił major
Piotr Puchała, który czuwał nad koordynacją
całości działań taktycznych. Również i kolejny element wspólnych zajęć – wycofanie
20
www.armia24.pl
pododdziałów z walki, przebiegł zgodnie
z założonym wcześniej scenariuszem. Po
zakończeniu zajęć, dowódcy pododdziałów
„na gorąco” wymienili się poglądami i uwagami z ich przebiegu.
Po części oficjalnej szkolenia odbyła się
jego nieoficjalna część, swoiste „łamanie
lodów”. Zarówno żołnierze amerykańscy,
jak i polscy dokładnie przyjrzeli się transporterom opancerzonym, jak i uzbrojeniu
indywidualnemu, będącym na wyposażeniu
każdego z pododdziałów, a na zakończenie
nie obyło się bez wspólnych zdjęć.
n
Tekst i zdjęcia: kpt. Janusz Błaszczak
Black Hawk nad „Mogadiszem”
– 12. Brygada Zmechanizowana
W
ramach szkolenia partnerskiego żołnierze 12. Brygady Zmechanizowanej
i amerykańscy kawalerzyści wykorzystali do
działania śmigłowce Black Hawk, które na potrzeby zajęć podgrywały śmigłowce ewakuacji
medycznej.
26 lutego w rejonie lotniska Ziemsko na
poligonie drawskim po raz kolejny wspólnie ćwiczyli żołnierze 1. batalionu Legionów
Błękitnej Brygady i pododdział z kompanii Killer
3. batalionu 2. Pułku Kawalerii Armii Stanów
Zjednoczonych.
Głównym tematem zajęć było współdziałanie
plutonów w ataku na budynek, przeszukiwanie obiektu i działanie w sytuacjach ewakuacji
rannego z pola walki. W zajęciach taktycznych
uczestniczył śmigłowiec Black Hawk jako tzw.
CASEVAC (Casualty Evacuation – ewakuacja
medyczna rannych z rejonu zagrożenia).
Zanim jednak zrealizowano główny cel
zajęć, polscy i amerykańscy żołnierze prze-
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 21
Wojsko polskie
Aktualności
szli krótki kurs zapoznawczy. Przećwiczyli
sposoby zapinania pasów bezpieczeństwa
oraz wnoszenia na pokład noszy z rannym
żołnierzem.
Po postawieniu zadań i omówieniu współdziałania, międzynarodowe siły wyruszyły
do „Mogadiszu” (rejon lotniska Ziemsko), by
rozpocząć praktyczne działania taktyczne.
Zajęcia zaplanowaliśmy w taki sposób, by
akcją szturmu na budynek dowodził raz dowódca plutonu amerykańskiego, a następnie
dowódca polskiego plutonu – wyjaśnił kapitan
Michał Kostrubiec, dowódca 3. kompanii 1.
batalionu Legionów. I rzeczywiście, podczas
pierwszego szturmu na budynek polski pluton został podporządkowany dowódcy amerykańskiemu i to nasi żołnierze tworzyli tak
zwany „pierścień zewnętrzny”, a Amerykanie
szturmowali obiekt. Później role się odwróciły, to amerykańscy żołnierze osłaniali szturm
żołnierzy polskich na budynek. Zgodnie z koncepcją zajęć każdy atak na budynek kończył
się ewakuacją rannego żołnierza z rejonu zagrożenia. Dla potrzeb zajęć zapotrzebowaliśmy jeden z amerykańskich śmigłowców Black
Hawk. To, że nie jest to typowy śmigłowiec medyczny, nie ma większego znaczenia. Na tym
etapie szkolenia najważniejsze jest przećwiczenie wszystkich procedur związanych z wezwaniem śmigłowca, zabezpieczeniem lądowiska
i ewakuacji rannego z zagrożonego rejonu.
Kwestia specjalistycznej „pomocy medycznej”
jest w dzisiejszych zajęciach sprawą wtórną
– wyjaśnił major Piotr Puchała, zastępca dowódcy 1. batalionu piechoty zmotoryzowanej,
który wraz z dowódcą batalionu podpułkownikiem Mariuszem Ostapiakiem i dowódcą
amerykańskiej kompanii Killer kapitanem
Davidem Engorenem obserwowali działanie
pododdziałów.
Na kolejne dni zajęć zaplanowano wykorzystanie śmigłowców Black Hawk do
dostarczania dla walczących pododdziałów
zaopatrzenia i przerzut pododdziałów rozpoznawczych w rejon przyszłych działań.
Od połowy stycznia żołnierze amerykańskiej kompanii Killer z 3. batalionu 2.
Pułku Kawalerii stacjonującego w Bawarii
w Niemczech są obecni na poligonie
Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych
w Drawsku Pomorskim. W poprzednich tygodniach, jako tak zwany Stryker Detachment,
amerykański pododdział prowadził treningi
własne oraz uczestniczył w szkoleniu partnerskim z pododdziałami 1. batalionu piechoty zmotoryzowanej Błękitnej Brygady.
n
Tekst i zdjęcia: kpt. Janusz Błaszczak
22
www.armia24.pl
Manewry Okrętowej Grupy Zadaniowej
O
słona szlaków żeglugowych, zabezpieczenie własnego transportu morskiego,
utrzymanie panowania na morzu i niedopuszczenie do blokady morskiej państwa – były
to główne zadania przeprowadzonych na
Bałtyku ćwiczeń Okrętowej Grupy Zadaniowej.
W trakcie pięciodniowych manewrów
okręty 3. Flotylli Okrętów we współdziałaniu
z lotnictwem morskim prowadziły działania w ramach tak zwanej Okrętowej Grupy
Zadaniowej (OGZ). Celem ćwiczenia było doskonalenie umiejętności w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa morskich szlaków komunikacyjnych, którymi dostarczane są do kraju
surowce i towary o znaczeniu strategicznym.
Okręty otrzymały zadanie utworzenia swoistego rodzaju „parasola” bezpieczeństwa dla
poruszającego się po morzach transportu.
W pierwszych w tym roku manewrach
Okrętowej Grupy Zadaniowej uczestniczyły
okręty: fregata ORP „Gen. T. Kościuszko”, podwodny ORP „Sokół”, rakietowe ORP „Piorun”
i ORP „Grom”, korweta ORP „Kaszub”, ratowniczy ORP „Lech” oraz zbiornikowiec ORP „Bałtyk”,
a także komponent lotniczy: śmigłowiec SH-2G,
W-3RM oraz samoloty patrolowe Bryza.
Podczas manewrów OGZ załogi okrętów
prowadziły monitoring żeglugi oraz sytuacji
powietrznej. Przećwiczyły osłonę transportu
morskiego przed atakami z powietrza oraz
atakami okrętów nawodnych. Prowadziły
strzelania artyleryjskie oraz operacje poszukiwania i zwalczania okrętów podwodnych
(ZOP). W trakcie działań okręty wspierał zbiornikowiec, dzięki czemu mogły zaopatrywać się
w morzu bez konieczności powrotu do portu.
Równolegle do działań bojowych ćwiczone
były akcje ratownicze z udziałem między innymi grup nurkowych. Przećwiczone zostały
także umiejętności i procedury udzielania pomocy uszkodzonej jednostce. Załogi okrętów
doskonaliły także umiejętności manewrowanie w szykach oraz procedury łączności.
Ponadto załogi śmigłowca SH-2G realizowały treningowe operacje startów i lądowań
na pokładzie fregaty oraz realizację procedur
w przypadku wystąpienia sytuacji awaryjnych.
Doskonaliły także zwalczanie celów nawodnych przy wykorzystaniu pokładowej broni
strzeleckiej oraz wspierały działania koman-
dosów morskich. Do zadań załóg samolotów
patrolowych należało rozpoznanie jednostek
nawodnych na akwenach znajdujących się
poza zasięgiem środków radiolokacyjnych
okrętów, naprowadzanie samolotów Su-22
na cele nawodne, a także symulowanie naruszenia powietrznej strefy bezpieczeństwa
okrętu i zagrożeń asymetrycznych.
Podobne działania jednostki Marynarki
Wojennej realizują także podczas ćwiczeń
i operacji w ramach współpracy międzynarodowej pod auspicjami NATO i Partnerstwa
dla Pokoju.
Manewry zakończono 20 lutego w godzinach porannych. Okręty 3. Flotylli Okrętów,
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 23
Wojsko polskie
Aktualności
biorące udział w manewrach Okrętowej
Grupy Zadaniowej (OGZ), powróciły do portu
wojennego w Gdyni.
W trakcie pięciodniowych wspólnych ćwiczeń na południowym Bałtyku okręty skupiały
się głównie na osłonie strategicznego transportu morskiego i utrzymaniu panowania na
morzu w sytuacjach kryzysowych.
W ćwiczeniu uczestniczyły okręty 3. Flotylli
Okrętów sformowane w Okrętową Grupę
Zadaniową, którą tworzyły:
• korweta zwalczania okrętów podwodnych
ORP „Kaszub”;
• fregata rakietowa ORP „Gen. T. Kościuszko”;
• okręt rakietowy ORP „Grom”;
• okręt rakietowy ORP „Piorun”;
• okręt ratowniczy ORP „Lech”;
• zbiornikowiec ORP „Bałtyk”.
Do najważniejszych epizodów realizowanych przez załogi okrętów należało:
Wykonywanie zadań ogniowych do celów
nawodnych i powietrznych.
Zwalczanie zagrożeń asymetrycznych,
w tym odpieranie ataków wroga z powierzchni morza oraz obrona okrętu przed atakami
z powietrza.
Poszukiwanie okrętu podwodnego przeciwnika. Prowadzenie akcji ratowniczych na
morzu. Prowadzenie operacji boardingowych.
Uzupełnianie zapasów na morzu.
n
Tekst: Zespół Prasowy 3. FO
Zdjęcia: chor. mar. Piotr Leoniak, Marian Kluczyński
Trening kierowania ogniem 4. dywizjonu
19
lutego dowódca 4. dywizjonu artylerii
rakietowej sulechowskiego 5. pułku artylerii przeprowadził ocenę stanu wyszkolenia
4. baterii.
Do oceny stanu wyszkolenia ogniowego
przystąpiła 4. bateria artylerii rakietowej dowodzona przez porucznika Tomasza Czajkę.
Rejon stanowisk ogniowych żołnierze zajęli
wczesnym rankiem 19 lutego. Od tego momentu pododdział został poddany intensywnej kontroli sprawności bojowej przez dowódcę dywizjonu podpułkownika Zbigniewa
Janusza.
W zakres oceny wchodziło działanie artyleryjskiej grupy rekonesansowej, sposób przemieszczenia, zajęcie, a także obrona i ochrona rejonu stanowisk ogniowych – wszystkie
elementy zabezpieczenia bojowego.
Kulminacyjnym momentem zajęć było wykonywanie zadań ogniowych amunicją bojową. Pododdział realizował strzelania w dzień
i w nocy. Ćwiczenie sprawdzające było ostat-
24
www.armia24.pl
nim elementem przygotowania do zbliżającego się ćwiczenia pułkowego – MARGAJ-15,
podczas którego ocenie zostanie poddany
cały 4. dywizjon.
Na zakończenie treningu kierowania
ogniem 4. baterii dowódca dywizjonu
ppłk Janusz dokonał podsumowania –
Najważniejsze dla mnie jest zgranie bojowe
baterii i dywizjonu. Nie zawsze mamy takie
możliwości, aby strzelać na bojowo w tak doskonałych warunkach. Przed nami bardzo ważne
ćwiczenie, dzisiejsze wyniki pozwalają mi z optymizmem oczekiwać sprawdzianu dla dywizjonu.
n
Zdjęcia i tekst: chor. Tomasz Rybarczyk
Leopardy 2A5 na ostro
23
lutego żołnierze 1. Brabanckiego batalionu czołgów z 34. Brygady Kawalerii
Pancernej realizowali szkolenie ogniowe z wykorzystaniem czołgów Leopard 2A5.
Podczas kolejnego dnia szkoleniowego
żołnierze wykonywali najważniejsze i najbardziej widowiskowe zajęcia, strzelanie bojowe
z czołgu Leopard 2A5. Szkolenie obserwowali
miedzy innymi: gen. dyw. Jerzy Michałowski –
Zastępca Dowódcy Generalnego RSZ, gen.
broni Jorg Vollmer – Zastępca Inspektora
Wojsk Lądowych Niemiec, płk Joachim
Henrich Franke – Attache Republiki
Federalnej Niemiec w Warszawie oraz gen.
dyw. Jarosław Mika – Dowódca 11. Lubuskiej
Dywizji Kawalerii Pancernej.
Goście obserwowali dwa strzelania plutonów czołgów wyposażonych w Leopardy 2A5.
Najpierw strzelanie B-1, które sprawdzało
zdolność plutonu do prowadzenia skutecznego i celnego ognia do celów ukazujących
się, oraz drugie strzelanie, którym było kierowanie ogniem plutonów czołgów w obronie.
W czasie drugiego strzelania, przeciwnika
imitowało pole tarczowe, gdzie cele rozmieszczone były w odległości od 600 do 1800 metrów. Załogi musiały wykryć i zniszczyć między
innymi czołgi, wyrzutnie przeciwpancernych
pocisków kierowanych, transportery opance-
rzone. W sumie przygotowano 33 różne cele
armatnie oraz 21 celów karabinowych.
Dzisiejsze szkolenie to jeden z pierwszych
kroków do wykonywania zadań na nowych
czołgach Leopard 2A5. Chciałbym podkreślić,
iż przygotowanie załóg przebieg szybko i spraw-
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 25
Wojsko polskie
Aktualności
nie. Dlatego jestem przekonany, że nowa, formująca się 34. Brygada Kawalerii Pancernej już
w najbliższym czasie osiągnie zdolność do wykonywania zadań zgodnie z przeznaczeniem –
mówił gen. dyw. Jerzy Michałowski – Zastępca
Dowódcy Generalnego RSZ.
Natomiast Zastępca Inspektora Wojsk
Lądowych Niemiec gen. broni Jorg Vollmer
podkreślał znaczenie i wagę wspólnych
polsko-niemieckich przedsięwzięć szkoleniowych. Jednocześnie wyrażał uznanie dla
wyszkolenia i profesjonalizmu załóg czołgów,
które mógł obserwować w czasie szkolenia.
Głównym celem i zadaniem szkolenia realizowanego przez ostatnie trzy tygodnie od 2
lutego na Ośrodku Szkolenia Poligonowego
Wojsk Lądowych Żagań-Karliki było dokończenie „przekwalifikowania” załóg z czołgów
Leopard 2A4 na 2A5 oraz szkolenie zgrywające w składzie załogi w realizacji zajęć taktycznych, ogniowych i rodzaju wojsk. W szkoleniu brało udział ponad 300 żołnierzy z 1.
Brabanckiego batalionu czołgów 34.BKPanc,
dowodzonych przez podpułkownika Andrzeja
Kasperskiego.
n
Tekst: mjr Artur Pinkowski
Zdjęcia: chor. Rafał Mniedło
Najlepszy pluton zmotoryzowany
19
lutego żołnierze poddziałów piechoty
rywalizowali o tytuł najlepszego plutonu zmechanizowanego w 17. Wielkopolskiej
Brygadzie Zmechanizowanej.
Plutony piechoty zmotoryzowanej miały okazję sprawdzić, który z nich jest najlepszy w 17.
Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej.
Głównym organizatorem zawodów był Pion
Szkolenia 17.WBZ. Podoficerowie oraz oficero-
26
wie Pionu wystąpili w roli sędziów na poszczególnych punktach kontrolnych.
Zawody odbyły się w trzech konkurencjach. Pierwsza, w której skład wchodził bieg
patrolowy na dystansie 3000 m oraz strzelanie na celność i skupienie. W tej kategorii
najlepszy okazał się ubiegłoroczny zwycięzca zawodów o tytuł Najlepszego Plutonu
Zmotoryzowanego Wojsk Lądowych – 3.
pluton zmotoryzowany z 1. kompanii 1. batalionu Ziemi Rzeszowskiej z wynikiem 14,29
minut. Drugą konkurencję tworzyła pętla
taktyczna, w której poszczególne plutony
rywalizowały m.in. w dostarczaniu amunicji
skokami, nakładaniu maski czy zakładaniu
odcinka pola minowego. Zawody zakończyło
wykonywanie norm szkoleniowych z użyciem
wozów bojowych.
www.armia24.pl
Wysoki poziom wyszkolenia oraz ogromne zaangażowanie sprawiły, że ubiegłoroczni zdobywcy tytułu Najlepszego Plutonu
Zmotoryzowanego Wojsk Lądowych utworzyli nową tradycję, utrzymując miano
Najlepszego. Przewaga punktowa między
rywalizującymi sklasyfikowała ich na następujących pozycjach:
I miejsce – dowodzony przez ppor. Michała
Stefańskiego 3. pluton zmotoryzowany z 1.
kompanii 1.bpzmot (ZRz) – 273 punkty,
II miejsce – pod dowództwem ppor. Bartosza
Czeremskiego 2. plutonu 15. batalionu Ułanów
Poznańskich (15.bUP) z 206 punktami,
III miejsce – 2. pluton 5. kompani 7. batalionu Strzelców Wielkopolskich (7.bSKW).
Zwycięzcom gratulujemy oraz trzymamy
za nich kciuki, ponieważ już w marcu będą
bronić zdobytego w ubiegłym roku tytułu Najlepszego Plutonu Wojsk Pancernych
i Zmechanizowanych oraz Aeromobilnych
i Zmotoryzowanych w Wojskach Lądowych!
n
Tekst: ppor. Dorota Kusiak, zdjęcia: st. szer. Łukasz Kermel
Zakończyło się szkolenie
poligonowe 1. batalionu
W
terminie od 9 do 23 lutego 2015 roku
pododdziały 1. Batalionu Strzelców
Podhalańskich z Rzeszowa wzięły udział
w jednym z zasadniczych przedsięwzięć
szkoleniowych w ciągu roku – szkoleniu wojsk
w warunkach poligonowych.
W trakcie szkolenia poligonowego, które realizowano w Ośrodku Szkolenia Poligonowego
Wojsk Lądowych Dęba, Dowódca 1. Batalionu
Strzelców Podhalańskich ppłk Rafał Iwanek
wsparty oficerami i podoficerami sztabu batalionu przeprowadził trzy ćwiczenia z wojskami
dla swoich pododdziałów. Głównym celem
tych ćwiczeń była ocena stopnia wyszkolenia
pododdziałów. Dowódcy każdego szczebla
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 27
Wojsko polskie
Aktualności
dowodzenia mogli się sprawdzić w dziedzinie planowania i dowodzenia podczas prowadzenia działań bojowych w ugrupowaniu
batalionu w różnych sytuacjach na polu walki. Po raz pierwszy w trakcie ćwiczenia tego
szczebla do kompanii ćwiczącej przydzielono
pluton czołgów, sekcję wysuniętych obserwatorów oraz drużyny saperów, co uatrakcyjniło, a zarazem utrudniło wykonywane
manewry i zadania. Podhalańczycy w czasie
szkolenia odbyli szereg strzelań. Strzelali
strzelcy z broni osobistej, jak i z Bojowych
Wozów Piechoty, prowadzili ogień artylerzyści oraz „przeciwpancerniacy” z użyciem
z ppk Spike. Dodatkowo podczas szkolenia
w Nowej Dębie mł. chor. Karol Możdżeń we
współpracy z samodzielnym pododdziałem
antyterrorystycznym z Rzeszowa przeprowadził szkolenie dla strzelców wyborowych z 21.
Brygady Strzelców Podhalańskich. W trakcie
szkolenia zorganizowano strzelania długodystansowe, strzelania w warunkach ograniczonej widoczności i strzelania specjalne.
Na zakończenie poligonu dowódca batalionu
podziękował wszystkim żołnierzom za duże
zaangażowanie i profesjonalizm, jaki wykazali
podczas szkolenia.
n
Tekst i zdjęcia: por. Łukasz Misiora
Łączność to podstawa
N
a bazie rozwiniętego stanowiska dowodzenia 10. Brygady Kawalerii Pancernej
(10.BKPanc) przeprowadzony został kolejny
dzień szkolenia oficerów komórek S-6 (wsparcia dowodzenia i łączności) Czarnej Dywizji.
Już od wczesnych godzin porannych 18 lutego oficerowie łączności z 11. Dywizji Kawalerii
Pancernej (11.LDKPanc) doskonalili swoje
28
umiejętności specjalistyczne z zakresu organizacji i funkcjonowania węzła łączności stanowiska dowodzenia (WŁ SD) brygady. Zagadnienia,
które były przedstawione i omówione na szkoleniu, dotyczyły m.in. struktury organizacyjnej
SD brygady, osób funkcyjnych i struktury węzła
łączności, charakterystyki jego elementów, dokumentacji i zasadniczych możliwości. Podczas
szkolenia zwrócono również uwagę na system
przekazywania sygnałów powszechnego i wewnętrznego ostrzegania i alarmowania oraz
na system ochrony i obrony stanowiska dowodzenia.
Podwyższenie umiejętności specjalistycznych
łącznościowców naszej dywizji w kontekście
przede wszystkim rozwoju i możliwości tech-
www.armia24.pl
nicznych sprzętu łączności (informatyki) to jeden
z głównych kierunków szkolenia. Wiedza i trening czyni mistrza – to motto, które przyświeca nam w naszej bieżącej działalności – mówił
podczas rozpoczęcia szkolenia Szef Wydziału
G-6, podpułkownik Tadeusz Migacz. Szkolenie
było dobrą okazją do wymiany wśród biorących udział w szkoleniu oficerów 11.LDKPanc
doświadczeń i opinii oraz określenia praktycznych rozwiązań.
Zdobyta w trakcie szkolenia wiedza oraz
umiejętności na pewno zaprocentują podczas
realizowanych kolejnych przedsięwzięć szkoleniowych oraz przygotują łącznościowców
świętoszowskiej brygady do najważniejszych
zadań, jakie czekają 10.BKPanc w bieżącym
roku.
n
Tekst i zdjęcia: por. Anna Jagielnicka
ORP „Mewa” w składzie SNMCMG1
20
lutego niszczyciel min ORP „Mewa”
z 8. Flotylli Obrony Wybrzeża
wszedł w skład Stałego Zespołu Sił Obrony
Przeciwminowej NATO (SNMCMG1).
Przez najbliższe cztery miesiące okręt dowodzony przez kmdr. ppor. Michała Dziugana
weźmie udział w kilku międzynarodowych
ćwiczeniach oraz operacjach bojowych,
m.in. Open Spirit. Prowadzone będą one
u wybrzeży państw bałtyckich oraz na Morzu
Północnym.
Dowódcą obecnej zmiany SNMCMG1
jest oficer Królewskiej Holenderskiej
Marynarki Wojennej kmdr por. Peter Bergen
Henegouwen. W skład zespołu, którym dowodzi, wchodzą okręt dowodzenia FGS
„Donau” (Niemcy), niemiecki trałowiec FGS
„Auerbach” oraz niszczyciele min: brytyjski
HMS „Pembroke” i belgijski BNS „Lobelia” oraz
polski niszczyciel min ORP „Mewa”. Okręty
przez najbliższe cztery miesiące będą wykonywały wspólnie zadania pod flagą Sojuszu.
W trakcie tych operacji okręty zespołu będą
oczyszczały dno morskie z niebezpiecznych
pozostałości po I i II wojnie światowej.
SNMCMG1 (ang. Standing NATO Mine
Countermeasures Group 1) jest stałym,
międzynarodowym zespołem okrętów obrony przeciwminowej państw NATO wchodzącym w skład Sił Odpowiedzi Sojuszu
Północnoatlantyckiego. Siły te utrzymywane
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 29
Wojsko polskie
Aktualności
są w ciągłej gotowości bojowej do działań
w operacjach pokojowych, sytuacjach kryzysowych oraz w czasie wojny. Państwa Sojuszu
kierują do tego zespołu swoje jednostki na
zasadach rotacji. Okręty prowadzą ciągłe
szkolenie i zgrywanie załóg, utrzymując wysoką zdolność do działań. Wykonują operacje obrony przeciwminowej, w tym przede
wszystkim wytyczają bezpieczne tory wodne,
poszukują i niszczą miny morskie oraz inne
obiekty zagrażające bezpiecznej żegludze.
W 2010 i 2013 roku Zespołem dowodzili oficerowie polskiej Marynarki Wojennej, a okrętem flagowym zespołu był ORP „Kontradmirał
Xawery Czernicki”.
ORP „Mewa” jest jednym z trzech niszczycieli min projektu 206 FM wchodzących
w skład 13. Dywizjonu Trałowców 8. Flotylli
Obrony Wybrzeża. Jednostka przeznaczona
jest do działań z zakresu szeroko rozumianej
obrony przeciwminowej. W 2002 roku jako
pierwszy polski niszczyciel min podniósł flagę NATO, wchodząc w skład najdłużej funkcjonującego natowskiego zespołu okrętów.
W tym roku po raz czwarty w swojej historii
ORP „Mewa” wejdzie w skład elitarnych sił
przeciwminowych NATO. Wielu z członków
obecnej załogi brało udział w poprzednich
misjach okrętu, a jej dowódca – kmdr ppor.
Michał Dziugan zaledwie dwa lata temu pełnił
obowiązki oficera flagowego broni podwodnej w sztabie zespołu, który z pokładu okrętu
dowodzenia siłami obrony przeciwminowej
ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki” kierował
jego działaniami.
n
Tekst: Biuro Prasowe 8. FOW
Zdjęcia: Marian Kluczyński
Patrolowa Bryza z nowymi silnikami
W
drugiej połowie lutego zakończyła się
modernizacja zespołów napędowych samolotu patrolowo-rozpoznawczego An-28B1R.
W miejsce silników TWD-10B z trójłopatowym śmigłem AW-24AN otrzymał on silniki
PZL-10S z pięciołopatowym śmigłem Hartzell.
Podobną modernizację w ubiegłym roku
przeszły dwa samoloty monitoringu ekologicznego An-28E.
18 lutego maszyna została przebazowana z Mielca na macierzyste lotnisko 44.
Bazy Lotnictwa Morskiego w Siemirowicach.
Oprócz nowego zespołu napędowego samolot nr 1022 wzbogacił się o system nawigacyjny TACAN oraz centralny punkt tankowania.
Maszyna otrzymała również nowe, charakte-
30
www.armia24.pl
rystyczne dla statków powietrznych lotnictwa
morskiego, szare malowanie.
Samoloty patrolowo-rozpoznawcze An28B1R posiadają radar obserwacji obiektów
nawodnych ARS-400 oraz system transmisji
danych ŁS-10. Na ich wyposażeniu znajduje
się również system namierzania sygnałów
z radiostacji ratowniczych CHELTON oraz
tratwa ratownicza. Dzięki temu mogą one
uczestniczyć w misjach poszukiwawczo-ratowniczych. Bryzy 1R przystosowane są także
do przenoszenia dwóch bomb oświetlających
SAB-100MN na podwieszeniach zewnętrzr
e
nych. Bomby te wykorzystywane są jako imitatory celów powietrznych podczas strzelań
artyleryjskich okrętów oraz pododdziałów
przeciwlotniczych. W kabinie znajdują się
trzy konsole dla operatorów radaru i systemu transmisji danych. Wszystkie umieszczono przodem do kierunku lotu. W skład załogi
wchodzą dwóch pilotów (dowódca i drugi
pilot), technik pokładowy oraz, w zależności
od potrzeb, dwóch lub trzech operatorów
systemów pokładowych.
Na lotnisku 44. Bazy Lotnictwa Morskiego
w Siemirowicach bazuje siedem tego typu
k
l
maszyn, a także patrolowo-rozpoznawcza
Bryza 1RM Bis i dwa samoloty monitoringu
ekologicznego An-28E.
Samolot nr 1022 służbę w lotnictwie
Marynarki Wojennej zaczynał jako pierwsza
tego typu maszyna seryjna w październiku
1994 roku. Jak dotąd w powietrzu spędził
ponad 2500 godzin. Podobną modernizację
zespołu napędowego przejdą jeszcze dwa
samoloty An-28B1R, które weszły do służby
w 1999 roku.
n
Tekst: kmdr ppor. Czesław Cichy
Zdjęcia: kmdr ppor. pil. Grzegorz Gołas
ama
Najlepszy magazyn
dla miłośników okrętów
W numerze:
Dr inż. Kazimierz Leski. Konstruktor i budowniczy okrętów
kmdr mgr inż. w st. spocz. Stanisław Wielebski
Działania grup lotniczych lotniskowców „Sōryū” i „Hiryū”
Leszek A. Wieliczko
Geneza japońskich lotniskowców – początki. Część 1.
Mirosław Skwiot
Odnaleźć „Orła”
Mirosław Skwiot
Tajemnice Pearl Harbor – misje Tarent i Brest
Mirosław Skwiot
Niemcy i Anglia. Panowanie na morzach
Jakub Prager
KONKURS dla CZYTELNIKÓW
Wojsko polskie
Aktualności
Święto artylerzystów z Bolesławca
23.
Śląski Pułk Artylerii został sformowany na podstawie Decyzji Ministra
Obrony Narodowej z 14 lutego 2011 roku
oraz Rozkazu Dowódcy Wojsk Lądowych
z dnia 8 kwietnia 2011 roku w sprawie reorganizacji jednostek artylerii Wojsk Lądowych.
Pułk powstał na bazie stacjonującej od 1998
w Bolesławcu, 23. Śląskiej Brygady Artylerii,
która zakończyła tym samym 27-letnią działalność szkoleniową jako brygada artylerii
Wojsk Lądowych. Wprawdzie przekazanie
obowiązków pomiędzy dowódcami bryga-
32
dy i pułku oraz przekazanie sztandaru miały
miejsce 26 sierpnia 2011 roku na bolesławieckim rynku, to oficjalnie 23. Pułk Artylerii
swoją działalność szkoleniową rozpoczął
z dniem 1 stycznia 2012 roku. Równoległe logistyka pułku i pion głównego księgowego realizowały przekazanie gospodarki materiałowo-finansowej do 43. WOG w Świętoszowie.
Na podstawie Decyzji nr 495/MON Ministra
Obrony Narodowej z dnia 20 grudnia 2011
roku, z dniem 1 stycznia 2012 roku pułk
przejął i kultywuje dziedzictwo tradycji:
214. Wielkopolskiego Ochotniczego Pułku
Artylerii Polowej (1920–1921), 23. Pułku
Artylerii Lekkiej 23. Śląskiej Dywizji Piechoty
(1921–1939), 23. Kołobrzeskiego Pułku
Artylerii Lekkiej 6. Pomorskiej Dywizji
Piechoty (1944–1957), 23. Kołobrzeskiego
Dywizjonu Artylerii Armat (1957–1984) oraz
23. Śląskiej Brygady Artylerii (1984–2011).
Na podstawie powyższej decyzji pułk przejął
również sztandar rozformowanej 23. Śląskiej
Brygady Artylerii oraz wyróżniającą nazwę
„Śląski”. Od 1 listopada 2013 roku pułk wcho-
www.armia24.pl
dzi w skład 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii
Pancernej.
Święto pułku ma ścisły związek z uczestniczącym w walkach o przełamanie Wału
Pomorskiego oraz zdobycie Kołobrzegu 23.
pułkiem artylerii lekkiej, którego artylerzyści
18 marca 1945 roku stanęli nad brzegiem
odzyskanego dla Polski Bałtyku.
Ważny jest sprzęt
O sile i potencjale pułku stanowią nowoczesne środki rażenia ogniowego, rozpoznania
i teleinformatyczne. Pododdziały artylerii
wyposażone są w 122-mm wyrzutnie rakietowe WR-40 LANGUSTA, 152 mm armatohaubice DANA oraz wyrzutnie rakietowe RM-70
i BM-21. Pododdziały rozpoznania i łączności dysponują Radiolokacyjnym Zestawem
Rozpoznania Artyleryjskiego LIWIEC, systemem teleinformatycznym JAŚMIN oraz
Bezpilotowymi Środkami Rozpoznawczymi
FlyEye. Bolesławieccy artylerzyści mają możliwość testować możliwości i walory użytkowe
posiadanego sprzętu zarówno na przyko-
szarowych placach ćwiczeń, jak i Ośrodkach
Szkoleń Poligonowych m.in. w Żaganiu,
Toruniu i Drawsku Pomorskim. Ostatnim
sprawdzianem poziomu wyszkolenia pododdziałów pułku było szkolenie poligonowe,
które w ramach zimowej szkoły ognia zrealizowano OSPWL Żagań kierunek Świętoszów
w marcu br.
Służba poza granicami kraju
Artylerzyści od kilku pełnią służbę w składzie Polskich Kontyngentów Wojskowych.
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 33
Wojsko polskie
Aktualności
W 2012 roku żołnierze 23. pułku artylerii
realizowali zadania w Polskim Kontyngencie
Wojskowym w Afganistanie w składzie
Zespołu Specjalistów ds. Szkolenia Artylerii.
W roku 2013 pułk stanowił trzon XXVIII zmiany PKW KFOR Kosowo. Po raz pierwszy w historii tej misji, dowódca polskiego kontyngentu był jednocześnie Zastępcą Dowódcy
Wielonarodowej Grupy Bojowej Wschód.
Osiągnięcia
Za wzorowe wyniki szkoleniowe w 2012
i 2013 roku pułk został wyróżniony dyplomem uznania przez Dowódcę Wojsk
Lądowych, a 3. dywizjon artylerii rakietowej za
swoje osiągnięcia szkoleniowe w 2013 roku
tytułem honorowym „Wzorowy Pododdział
Wojsk Lądowych”. Jednostka otrzymała rów-
34
nież dwukrotnie wyróżnienie z rąk Sekretarza
Stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej za
działalność w dziedzinie edukacji obronnej
młodzieży, współpracę ze szkołami oraz upowszechniania wiedzy z zakresu obronności
i bezpieczeństwa narodowego.
Plany na przyszłość
Ostatnie lata działalności pułku to również
udział w procesie modernizacji artylerii
Wojsk Lądowych. Kluczowymi zdolnościami
pułku, które podlegają doskonaleniu, były
zwiększenie donośności prowadzonego
ognia oraz zwiększenie świadomości pola
walki poprzez wykorzystanie nowoczesnych
środków rozpoznania: radaru artyleryjskiego
LIWIEC oraz bezzałogowego środka rozpoznania FLY-EYE.
Zwiększone zdolności pułku wpisują się w dostosowanie pododdziałów artylerii do prowadzenia połączonego wsparcia ogniowego, a jednocześnie ograniczenie bezkarności ogniowej
przeciwnika na potencjalnym polu walki – mówi
dowódca 23. pułku artylerii pułkownik Paweł
ŚWITALSKI. Rok 2015 to również czas intensywnego szkolenia obejmujący udział w przedsięwzięciach przełożonego, a także cykl ćwiczeń
przygotowawczych w pułku. Głównymi ćwiczeniami będzie udział wydzielonych sił i środków
pułku w ćwiczeniu z wojskami pk. BORSUK-15
prowadzonym przez Dowódcę 11. LDKPanc
w maju oraz udział w ćwiczeniu z wojskami
pk. DRAGON-15 prowadzonym przez Dowódcę
Generalnego RSZ w październiku br.
n
Tekst: kpt. Remigiusz Kwieciński, zdjęcia: Michał Wajnchold
www.armia24.pl
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 35
przemysł
wokół przetargu na 70 śmigłowców
Parlamentarzyści
z wizytą w PZL-Świdnik
10 marca delegacja Lubelskiego Zespołu Parlamentarnego razem z przedstawicielami władz
Świdnika oraz samorządu złożyli wizytę w zakładach PZL-Świdnik. Głównym celem spotkania było
uzupełnienie informacji o aktualnym potencjale świdnickich zakładów oraz dyskusja o szansie
zwycięstwa śmigłowca AW149 w trwającym przetargu na 70 śmigłowców wielozadaniowych
dla Wojska Polskiego.
Adam M. Maciejewski
S
zanownych gości po terenie zakładów
PZL-Świdnik oprowadzał Prezes Zarządu i Dyrektor Zarządzający Krzysztof Krystowski oraz Wiceprzewodniczący
Rady Nadzorczej Mieczysław Majewski. Po
zakończeniu tej części programu wizyty,
przybyli goście oraz przedstawiciele PZL-Świdnik wzięli udział w konferencji prasowej dla zaproszonych mediów.
Przetarg z perspektywy
parlamentarnych ław
Jak podkreślali obecni na spotkaniu członkowie Lubelskiego Zespołu Parlamentarnego, uznali lobbowanie za wyborem AW149
przez Ministerstwo Obrony Narodowej za
swój obowiązek względem regionu oraz
jego mieszkańców, bez względu na różnice
wynikające z barw partyjnych. W ich ocenie AW149 to wybór dla polskiego wojska
optymalny, gdyż łączy w sobie najnowocześniejszą konstrukcję śmigłowca z umieszczeniem pełnej produkcji, a nie tylko montażu
w krajowym zakładzie razem z całkowitym
transferem technologii. Z tego powodu w decydującym z punktu widzenia harmonogramu przetargu okresie,
parlamentarzyści
z województwa lubelskiego postanowili
zwiększyć swoją aktywność w promowaniu
śmigłowca AW149, jak również wykorzystania swoich parlamentarnych prerogatyw
kontrolnych odnośnie prawidłowości trwającego przetargu.
Jak powiedziała posłanka Elżbieta Kruk
(PiS): Jesteśmy przed strategiczną decyzją nie
tylko dla PZL-Świdnik, nie tylko dla Lublina
i Lubelszczyzny, ale i dla Państwa. Nie mamy
tutaj wątpliwości, że ten produkt, który tutaj
jest realizowany – jedyny ostateczny – to jest
36
Konferencja prasowa w PZL-Świdnik z udziałem lubelskich parlamentarzystów i samorządowców [Fot. Redakcja]
szansa nie tylko na rozwój dla tego regionu.
[…] Mamy tutaj do czynienia ze strategiczną
decyzją dla Polski, z interesem publicznym.
To stanowisko poparła posłanka Gabriela
Masłowska (PiS), która zauważyła, że ta
wizyta dostarczyła członkom Lubelskiego
Zespołu Parlamentarnego kolejnych, nowych argumentów, które zostaną wykorzystane w rozmowach z przedstawicielami
rządu i resortu obrony. Jednocześnie parlamentarzyści wyrazili swoje zaniepokojenie dotychczasowym przebiegiem przetargu, zwłaszcza w ostatnim czasie. Posłanka
Gabriela Masłowska (PiS) akcentowała silniej
kwestie związane z parlamentarną kontrolą przetargu. Sprawy przetargu śledzimy od
dłuższego czasu, także poprzez interpelację,
i muszę powiedzieć, że odnoszę nieodparte wrażenie, że te szanse nie są równe dla
wszystkich startujących, że w trakcie przetargu
zmieniane są warunki udziału w przetargu,
wobec tego staje się nieprzejrzysty – dzieliła
się swoimi obawami posłanka Masłowska.
Zmiany warunków przetargu w trakcie jego
trwania skutkuje, w ocenie posłanek i posłów,
przede wszystkim brakiem przejrzystych zasad konkurencji. Musi dojść w najszybszym
możliwym terminie do spotkania posłów
Lubelskiego Zespołu Parlamentarnego z Panią
Premier, Ministrem Obrony, także Ministrem
gospodarki – postulowała w swym wystąpieniu posłanka Masłowska.
Wzbierające emocje starał się studzić poseł
Stanisław Żmijan (PO): Niezależnie od figur
retorycznych chciałbym powiedzieć, że nie odniosłem wrażenia, że dzisiaj na tym spotkaniu
dowiedzieliśmy się o nieprawidłowościach, bo
takich nieprawidłowości w tym postępowaniu
stwierdzić nie da się. I dodał, że członkowie
Lubelskiego Zespołu Parlamentarnego powinni skupić się na argumentowaniu, dlaczego wybór AW149 jest najlepszy w kontekście gospodarczym, ekonomicznym czy
społecznym. Nie do końca udało się posłowi
www.armia24.pl
Żmijanowi osiągnąć zamierzony efekt, gdyż
jak podkreślali w swych wypowiedziach inni
przybyli goście, można odnieść wrażenie, że
wymagania do przetargu sformułowali różni
konkretni „pułkownicy” w MON i jak można
domniemywać, mogli zrobić to w taki sposób, by z góry ułatwić zwycięstwo tylko jednemu z rywalizujących śmigłowców.
Zalety AW149
Tymczasem według członków Lubelskiego
Zespołu Parlamentarnego to właśnie AW149
oferowany przez PZL-Świdnik jest optymalnym rozwiązaniem dla armii i gospodarki.
Jak zauważyła Przewodnicząca Lubelskiego
Zespołu Parlamentarnego Genowefa Tokarska (PSL), widać olbrzymią różnicę w rozwoju PZL-Świdnik w porównaniu do ostatniej
wizyty parlamentarzystów, która miała miejsce dwa lata temu. Chodzi przede wszystkim
o wielkość poczynionych przez AgustaWestland inwestycji i rozszerzenie zakresu produkcji świdnickich zakładów.
Stanowisko samorządowców przedstawił
Artur Soboń, Sekretarz miasta w Świdniku
i radny klubu PiS w sejmiku województwa.
Podkreślił, że panuje pełna zgoda i współpraca samorządowców z różnych partii,
gdyż sprawa przetargu jest strategiczna dla
przyszłości Świdnika, Lublina i całego województwa. Największym beneficjentem zakupu
AW149 jest polska armia, drugim w kolejności
jest Państwo Polskie i polski przemysł, natomiast w dalszej kolejności jesteśmy my tutaj,
lokalnie – podkreślił Sekretarz Świdnika.
Argumentował, że wielkość przyszłego kontraktu na 70 śmigłowców oraz już obecne
w regionie kompetencje powodują, że jeżeli
rząd na poważnie traktuje postulaty o rozwoju wschodniej Polski, to wybór AW149 będzie
najskuteczniejszym sposobem ich spełnie-
Burmistrz Miasta Świdnik Waldemar Jakson przypomniał,
że AgustaWestland jako jedyny uczestnik przetargu gwarantuje przekazanie kodów źródłowych awioniki, które
będą własnością PZL-Świdnik [Fot. Redakcja]
nia. Analogiczne podejście zaprezentował
Dariusz Kołodziejczyk, starosta powiatu
świdnickiego, który wyraził wdzięczność za
tak liczne przybycie lubelskim parlamentarzystom. Podziękował też Lubelskiemu
Zespołowi Parlamentarnemu, kierowanemu
przez posłankę Tokarską, za wsparcie i dodał,
że chyba nikogo nie trzeba przekonywać, jak
wielkie znaczenie dla województwa ma zwycięstwo AW149 w trwającym przetargu.
Przewodnicząca Tokarska, nawiązując
niejako do wcześniejszej dyskusji, powiedziała: Z tego, co dzisiaj dowiedzieliśmy się
od Zarządu PZL-Świdnik, rzeczywiście nasza
oferta wpisuje się w specyfikację, że przedstawiamy helikopter, który spełnia wszystkie
oczekiwania, więc wszystkie cztery misje,
cztery funkcje będą spełnione na tym jednym modelu. Jednocześnie przewodnicząca
Lubelskiego Zespołu Parlamentarnego wyraziła wątpliwość, jak komisja przetargowa
będzie interpretować sytuację, w której do
konkursu na pojedynczą platformę zgłaszane są dwa śmigłowce. Choć, jak zaznaczyła
posłanka Tokarska, nie czuje się w tej materii
ekspertką. Podczas swoich rozmów z wicepremierem Siemoniakiem i premier Kopacz,
posłanka Tokarska uzyskała zapewnienie,
że fakt produkcji kupowanego przez MON
uzbrojenia, jak na przykład docelowego śmigłowca, ma kluczowe znaczenie przy dokonywaniu ostatecznego wyboru. I tutaj widać
zaletę AW149, gdyż w PZL-Świdnik wytwarza się od podstaw 60% gotowego śmigłowca.
W ramach uzupełnienia poprzednich wypowiedzi, Burmistrz Miasta
Świdnik Waldemar Jakson przypomniał,
że AgustaWestland jako jedyny uczestnik
przetargu gwarantuje przekazanie kodów
źródłowych awioniki, które będą własnością PZL-Świdnik, a w konsekwencji także
i Wojska Polskiego, co oznacza zupełną swobodę eksploatacji i przyszłych modernizacji
śmigłowca. PZL-Świdnik mając kody, stanie
się światowym centrum wdrożeniowo-produkcyjnym modelu AW149. A przecież przetarg na 70 maszyn dla Wojska Polskiego to
dopiero początek, gdyż w dalszej kolejności
PZL-Świdnik staje się globalnym centrum
produkcji AW149 na poczet zamówień eksportowych. A to kolejne tysiące miejsc pracy
i kolejne miliardy złotych przychodów. Jest
to wieloletnia perspektywa rozwoju w ujęciu lokalnym i ogólnopolskim, co może zapewnić w ocenie burmistrza Jaksona tylko
AgustaWestland.
Spotkanie ze strony parlamentarzystów
podsumował poseł Jacek Czerniak (SLD)
mówiąc, że Lubelski Zespół Parlamentarny
otrzymał silne argumenty przemawiające za
zakupem AW149. To jest produkt najlepszy
z najlepszych – ocenił poseł Czerniak.
W opinii prezesa Krystowskiego najważniejszym zyskiem ze spotkania była zgoda,
co do tego, że nie mówimy tylko o przetargu
na 70 śmigłowców, ale o przetargu decydującym o przyszłości całego regionu, dla którego
szczęście i szansę stanowi tak innowacyjny
zakład jak PZL-Świdnik. Wszystko zależy od
odpowiednich decyzji na szczeblu rządowym
wynikających ze świadomości, gdzie leży interes publiczny.
n
Adam M. Maciejewski
Prezes PZL-Świdnik Krzysztof Krystowski i przewodnicząca Lubelskiego Zespołu Parlamentarnego, posłanka Genowefa
Tokarska [Fot. Redakcja]
Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych
oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też
rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych
i teorii komunikowania masowego.
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 37
przemysł
Wokół przetargu na 70 śmigłowców
Sikorsky i PZL Mielec
zawierają umowę z WZL Nr 1
11 marca Konsorcjum Sikorsky Aircraft Corporation (SAC) i PZL Mielec podpisały warte ok. 200
mln USD porozumienie o możliwości przyszłej współpracy z Wojskowymi Zakładami Lotniczymi
Nr 1 w Łodzi. Warunkiem realizacji umowy jest wybór śmigłowca S-70 Black Hawk w przetargu
na nowe śmigłowce wielozadaniowe dla Wojska Polskiego. Zarazem – jako że WZL-1 wchodzi
w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej – nowa umowa jest dla Konsorcjum kolejnym etapem budowania partnerskich relacji ze strukturami PGZ. Adam M. Maciejewski
W
czasie uroczystości egzemplarze
umowy sygnowali, ze strony Konsorcjum Prezes Zarządu PZL Mielec
Janusz Zakręcki, Wiceprezes Sikorsky Aircraft ds. Sprzedaży na Region Europy i Azji
Środkowej Caroline Vandedrinck, natomiast
w imieniu WZL-1 Prezes Zarządu i Dyrektor
Naczelny Jan Piętowski oraz Członek Zarządu
i Dyrektor Handlowy Zbigniew Średziński.
Rola WZL-1
Podpisana umowa zakłada przede wszystkim
otworzenie w łódzkich zakładach WZL-1
oraz w dęblińskiej filii spółki centrum serwisowego dla śmigłowców S-70 i ich silników General Electric serii T700-GE-700,
w Dęblinie właśnie. W ramach umowy
w WZL-1 powstałoby zaplecze do serwisowania i naprawiania, prócz wspomnianych
silników, także pomocniczej jednostki napędowej, wirników i przekładni, układów
hydraulicznych i sterowania oraz podwozia.
W ten sposób zostałoby zbudowane krajowe
zaplecze wspierające eksploatację w Wojsku
Polskim dostarczonych przez PZL Mielec
śmigłowców. Więcej szczegółów dostarczyła
konferencja prasowa. Otworzyło ją wystąpienie Prezesa Zakręckiego, który nakreślił
wizję możliwej współpracy z WZL-1: Jeżeli
Konsorcjum będzie zwycięzcą przetargu na
śmigłowiec wielozadaniowy, Konsorcjum zainwestuje w Łodzi blisko 200 mln dolarów.
Te 200 mln dolarów będzie przeznaczone na
transfer technologii związany z modernizacją
i obsługami śmigłowców rodziny Black Hawk.
Oczywiście w ramach umowy będzie też pakiet
szkoleniowy czy pakiet logistyczny. Uważamy,
że podpisanie tego porozumienia otwiera też
drzwi do podpisania kolejnych porozumień
pomiędzy dostawcami firmy Sikorsky – dużymi firmami lotniczymi – takimi jak GE, Pratt
Moment podpisywania porozumienia, swoje podpisy składają: (od prawej) wiceprezes Vandedrinck, prezes Zakręcki,
prezes Piętowski i dyrektor Średziński. Pierwszy z lewej siedzi dyrektor ds. komunikacji PZL Mielec Andrzej Talaga
[Fot. autor]
38
& Whitney, Rockwell Collins, Honeywell czy
innymi firmami z firmami polskimi w ramach
pakietu, który jest wymagany w ramach tego
postępowania przetargowego. W przypadku
zwycięstwa Konsorcjum w WZL w Łodzi realizowane będą prace modernizacyjne, obsługowe, naprawcze śmigłowców S-70i Black Hawk,
śmigłowców S-70B Seahawk i będzie to jedyne
miejsce, w którym tego typu działania będą
realizowane w Polsce co do śmigłowców, które
będą nabyte przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Następnie Prezes Zakręcki przedstawił
najważniejsze zalety Black Hawka, czyli że
jest to śmigłowiec eksploatowany w liczbie
niemal 4000 egzemplarzy w 28 państwach,
w tym europejskich jak Hiszpania, Szwecja,
Grecja i Austria. Wśród potencjalnych kolejnych użytkowników Black Hawka Prezes Zakrącki wymienił Słowację, Węgry i Łotwę. Co
więcej, istnieją pewne przesłanki, aby WZL-1
świadczyło swoje usługi także dla tych krajów. Poza tym Prezes Zakręcki przypomniał
historię inwestycji SAC w modernizację PZL
Mielec i wyraził opinię, że analogiczna sytuacja z udziałem SAC może powtórzyć się
w przypadku WZL-1. Kolejną zmianą wprowadzoną w łódzkiej spółce wraz z rozpoczęciem służby S-70 w Wojsku Polskim będzie
eksploatacja śmigłowców wedle metodologii
amerykańskiej (czy w zasadzie zachodniej),
czyli według stanu faktycznego płatowca (czy
szerzej zespołu napęd-płatowiec), a nie dotychczasowego sposobu obliczania resursu
ujmowanego jako liczbę godzin lotu lub wiek
śmigłowca w latach, typowego dla radzieckich statków powietrznych.
Natomiast Prezes Piętowski potwierdzając
słowa swojego przedmówcy, oświadczył, że
podpisanie umowy z Konsorcjum SAC i PZL
Mielec jest bardzo ważnym wydarzeniem.
Porozumienie, które dzisiaj podpisujemy, jest
www.armia24.pl
Poza tym Prezes Zakręcki podał kilka innych szczegółów dotyczących realizacji zamówienia na 70 śmigłowców. PZL-Mielec może
dostarczyć pierwsze gotowe śmigłowce w 12
miesięcy od podpisania kontraktu. W filii
WZL-1 w Dęblinie będzie też rozbudowywany zakład kompozytowy. Wraz z zawarciem
środowego porozumienia widać, jak mocną
pozycję zyskał łódzki WZL, bez względu na
wybranego przez MON dostawcę śmigłowców. Oczywiście realizacja poszczególnych
umów zawieranych ze startującymi w przetargu producentami śmigłowców jest uzależniona od wyboru przez MON tylko takiej,
a nie konkurencyjnej maszyny.
Przedstawiciele PZL Mielec i Sikorsky Aircraft Corporation pozują do zdjęcia przy modelu śmigłowca Black Hawk [Fot. autor]
elementem realizacji strategii naszej spółki, ale
także strategii grupy (PGZ) i strategii państwa,
czyli udziału Polskiego Przemysłu Obronnego
w programie technicznej modernizacji Sił
Zbrojnych RP. Liczymy, że dzisiejsze porozumienie otworzy również drogę innym firmom
– światowym liderom w przemyśle lotniczym
w zakresie produkcji komponentów takich jak
awionika, systemy łączności i inne, a które to
firmy są poddostawcami Sikorsky i w przyszłości nawiążą współpracę z WZL-1 – powiedział
Prezes Piętowski i dodał, że współpraca z SAC
jest szansą na dalszy rozwój WZL-1 i podniesienia poziomu technologicznego oraz gwarancją na wspieranie eksploatacji śmigłowców
polskiej armii w kolejnych dekadach. A do
tego dochodzi możliwość przekształcenia
WZL-1 w centrum obsługowe S-70 w regionie Europy Środkowo-Wschodniej czy też nawet szerzej – dla całej Europy, gdyż obecnie
takiego europejskiego centrum obsługowego
nie ma. Tutaj w ramach dygresji można dodać, że funkcjonowanie centrum nie obejmowałoby Turcji i eksploatowanych przez nią
śmigłowców S-70, jak i przyszłych T70, gdyż
według polityki SAC Turcja jest zaliczana od
odrębnego geograficznie rynku. Kwestię tę
wyjaśniono w dalszej części konferencji.
Zakłady WZL-1 przejdą potrzebne unowocześnienie oprzyrządowania i parku maszynowego, otrzymają również pakiet szkoleniowy i będą miały zapewnione zaopatrzenie
w potrzebne części zmienne. Okres wdrożenia w WZL-1 nowych technologii potrzebnych do obsługi S-70 zająłby około trzech
lat, co zresztą wynika z wymogów MON.
Będzie to również związane z tempem dostaw
śmigłowców Black Hawk przez PZL Mielec.
Wdrażanie nowych technologii będzie przebiegało stopniowo. W przypadku oddziału
WZL-1 w Dęblinie to PZL Mielec zamierza
wykorzystać w realizacji przyszłego zamówienia otworzony tam zakład kompozytowy. WZL-1 zyskałby też z czasem techniczną
możliwość do wprowadzania pewnych udoskonaleń w konstrukcji S-70 w ramach procesu ewolucyjnej modernizacji Black Hawka.
Black Hawk z PZL Mielec
Podczas konferencji Prezes Zakręcki odniósł
się do kwestii różnic konstrukcyjnych pomiędzy produkowanym w Stanach Zjednoczonych UH-60M i mieleckim S-70i, otóż oba
modele są tą samą platformą i 80% struktury
kadłuba UH-60M jest wytwarzane w PZL
Mielec. Prezes Zakręcki powiedział, że dla
zarządzanej przez niego firmy taką sama
wartość dodaną stanowi potencjalny zakup
przez inne europejskie państwa zarówno S-70i, jak i UH-60M. Kwestia ta została poruszona w kontekście deklaracji Słowacji o chęci
zakupu śmigłowców UH-60M.
Ciekawym bez wątpienia zagadnieniem
w kontekście przetargowego wymogu pojedynczej platformy dla wszystkich przyszłych
wersji nowego śmigłowca wielozadaniowego
jest sprawa różnic między standardowym
S-70i a wersją pokładową S-70B Seahawk.
PZL Mielec będzie wykonywał pewien zakres prac integracyjnych związanych z S-70B
przeznaczonych dla Wojska Polskiego, łącznie z pewnymi pracami końcowymi. Niestety
szczegóły są utajnione ze względu na procedury postępowania przetargowego. Natomiast
w kwestii wymogu pojedynczej platformy
dla wszystkich wersji, to pokładowy S-70B
jest w dużej mierze konstrukcyjnie tożsamy
z S-70i, a różnice wynikają z wyposażania zadaniowego i dostosowania śmigłowca do operowania w środowisku morskim, co wymusza
odpowiednie zabezpieczenie przed korozją,
jak również bazowania na pokładzie okrętu.
W kwestii wyposażenia zadaniowego S-70B
oferowanych Polsce, to docelowa konfiguracja
śmigłowca może być analogiczna, jak w przypadku najnowszego MH-60R dla US Navy.
Docelowe wyposażenie w największej mierze
będzie zależeć od wymagań polskiego MON.
Rozwód UTC z SAC
Tę informację, która wypłynęła już po konferencji pod koniec tygodnia, można określić,
jako doniesienie z ostatniej chwili. Spółka-matka dla SAC, czyli United Technologies
Corporation (UTC) ogłosiła o rozdziale SAC
od UTC. Cały proces z punktu widzenia
prawniczych formalności potrwa do końca
bieżącego roku, a być może zarząd UTC jeszcze wycofa się z tego pomysłu. Niemniej teraz
UTC ogłosiło, że zamierza pozbyć się SAC,
jako spółki działającej po pierwsze w branży przede wszystkim stricte wojskowej, a po
drugie jako producenta gotowych platform,
czyli innymi słowy śmigłowców, wyróżnia
się na tle całego UTC, które jest producentem różnych systemów lotniczych, ale całych
statków powietrznych. Władze UTC uważają, że długoterminowe perspektywy zysków
dla SAC są bardzo dobre, jednak odroczone
w czasie, co związane jest z takimi programami jak np. CH-53E, które nabiorą tempa za
parę lat. A nie pasuje to za bardzo do przyjętego przez UTC modelu biznesowego. Według amerykańskich analityków, po wydzieleniu z UTC, SAC pozostanie samodzielnym
podmiotem, co wiąże się z chęcią uniknięcia
przez UTC konieczności zapłacenia bardzo
wysokiego podatku w przypadku odsprzedaży SAC innemu podmiotowi. Z drugiej strony w tej chwili trudno byłoby wskazać firmę,
która mogłaby wyłożyć odpowiednie środki
na przejęcie SAC. Na dodatek panuje przekonanie, że Pentagon nie byłby przychylny
tak dużej konsolidacji amerykańskiej branży
śmigłowców wojskowych, gdyż osłabiłoby to
wewnętrzną konkurencję. Będziemy starali się informować Czytelników ARMII, jak
obecne plany kierownictwa UTC wpłyną na
n
funkcjonowanie PZL Mielec.
Adam M. Maciejewski
Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych
oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też
rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych
i teorii komunikowania masowego.
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 39
na lądzie
między Wisłą a Narwią
Raytheon finiszuje
na ostatniej prostej programu Wisła
26 lutego w Warszawie przedstawiciele koncernu Raytheon zorganizowali spotkanie prasowe,
będące okazją do chyba ostatniego przekrojowego potwierdzenia czy doprecyzowania szczegółów oferty złożonej w programie Wisła. Wspomniane spotkanie było ku temu o tyle dobrą
okazją, że w Warszawie przebywał z wizytą prezes Raytheon Integrated Defense Systems Dan
Crowley. Nie bez znaczenia był też z pewnością udział w tej minikonferencji Jego Ekscelencji
ambasadora Stanów Zjednoczonych w Rzeczypospolitej Polskiej Stephena D. Mulla, który wsparł
marketingowe wysiłki amerykańskiego koncernu. I właśnie udział ambasadora Mulla miał chyba
za zadanie przekonać wszystkich, który system powinien kupić polski rząd.
Adam M. Maciejewski
T
egoroczna wizyta prezesa Crowleya
(Raytheon reprezentowali także m.in.
prezes Raytheon w Europie William
O. Schmieder czy wiceprezes Raytheon Integrated Defense Systems na Polskę John
Baird) była o tyle szczególna, że była jego
pierwszą podróżą do Polski od ubiegłorocznego marca (ARMIA 4/2014). Można
powiedzieć, że obie wizyty prezesa Crowleya
stanowią swoistą klamrę czasową, w ramach
której możemy prześledzić ewolucję oferty
składanej przez koncern Raytheon. Jest to
40
o tyle istotne, że rok temu Raytheon wciąż
konkurował zarówno z MEADS International, polskim konsorcjum Tarcza Polski
składającym ofertę wspólnie z MBDA i Thalesem oraz z wówczas wciąż pozostającą
w wyścigu propozycją rządu Izraela i izraelskich spółek. Rok temu wymagania polskiej
strony, zwłaszcza co do poziomu transferu
technologii w wysokości 50%, wysoko zawieszały poprzeczkę, co zmuszało wszystkich ubiegających się o kontrakt do daleko
idących ustępstw w zakresie zaangażowania
polskiego potencjału badawczo-rozwojowego. Jak wiemy, pomocną dłoń podał polski
MON, który wskazał do finałowej rywa-
lizacji dwa gotowe systemy zagraniczne –
systemy „z półki” – zrezygnował de facto
z transferu technologii i usunął z rywalizacji
polski przemysł skupiony wokół Tarczy Polski, który na dodatek został pogrążony procesem tzw. konsolidacji w ramach Polskiej
Grupy Zbrojeniowej. Struktury zajętej samej
sobą, która najwyraźniej zdezorganizowała
wszystko, co udało się przed pojawieniem
PeGaZa zbudować.
MON tłumaczy swoje niekorzystne decyzje skomplikowaną sytuacją międzynarodową, która notabene nie różni się niczym
zasadniczym od tej sprzed roku. Niemniej –
jak przekonuje polski rząd – agresywna powww.armia24.pl
◄ Należąca do US Army wyrzutnia M901 baterii Patriot
rozlokowanej w bazie lotniczej Al-Udeid w Katarze
[Fot. US Air Force/Senior Airman Hannah Landeros]
lityka Federacji Rosyjskiej stwarza realne zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski. A skoro
Rosja mogłaby dokonać zbrojnej „zmiany
reżimu” w Warszawie, to przede wszystkim
trzeba się zbroić i umacniać transatlantyckie
relacje, a nie bawić w rozwój polskiej myśli
naukowo-technicznej i wspieranie przemysłu (i to do tego państwowego). Widać
to było także w wystąpieniu ambasadora
Mulla, który tłumaczył, że kupując system
Patriot, dostaje się przede wszystkim strategiczny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi
i więcej amerykańskich żołnierzy w Polsce,
co jest przecież spełnieniem najgłębszych
pragnień polskiej klasy politycznej.
Jednak bynajmniej nie można powiedzieć,
że miniona konferencja była mało konkretna lub nieinteresująca. Wręcz przeciwnie.
Na dodatek prezes Crowley dostarczył mnóstwo interesujących informacji, więc każdy
dziennikarz obecny na spotkaniu mógł dowiedzieć się w zasadzie wszystkiego o tym,
co dostanie Wojsko Polsko w przypadku
zakupu systemu Patriot.
Od rozwiązania pomostowego
po Next Generation Patriot
Zmiana priorytetów polskiego resortu obrony na pierwszy plan wysuwa zdolność do
tymczasowego wypełnienia luki w polskim
systemie obrony powietrznej bateriami
kupionego przez Polskę systemu, do czasu wyprodukowania i wprowadzenia do
uzbrojenia tych zamówionych. Z oczywistych względów takie zobowiązanie może
przyjąć na siebie rząd, a nie komercyjny
podmiot gospodarczy. W przypadku systemu Patriot taką rolę wypełniłyby baterie US
Army przebazowane do naszego państwa.
Tak przynajmniej wyobraża to sobie polski
rząd. Poniekąd potwierdził to ambasador
Mull. Nie podał żadnych konkretów, ile
i które jednostki przeciwlotnicze trafiłyby
do Polski. Jednak jest to przedmiotem tajnych ustaleń z polskim rządem. Co więcej,
pomoc wojskowa Stanów Zjednoczonych
dla zaniepokojonych polskich władz może
być w chwili kryzysu natychmiastowa, nawet
w przeciągu 48 godzin, jak to miało miejsce
w przypadku przylotu do Polski samolotów
F-16 US Air Force.
Tyle władze Stanów Zjednoczonych, a jeśli chodzi o koncern Raytheon, to prezes
Crowley potwierdził harmonogram znany
już wcześniej, podobnie jak najważniejsze
części składowe oferty. Dość szczegółowo
omówiliśmy je w ARMII 11/2014 na podstawie informacji, które przekazał podczas
Wyrzutnia US Army uzbrojona w 16 pocisków PAC-3. Ze
względu na cenę pocisków CRI/MSE, takiego wariantu
załadunku pocisków nie stosuje nikt poza US Army. Również w Polsce z przyczyn finansowych go nie uświadczymy
[Fot. US Air Force/Senior Airman Jared Trimarchi]
MSPO wiceprezes oddziału Integrated Air &
Missile Defense Ralph H. Acaba. Z tego powodu, że nic w tej materii nie uległo zmianie, przypomnimy tylko pobieżnie główne założenia oferty. W latach 2018–2020
Polska otrzymałaby sześć baterii systemu
Patriot w obecnie najnowszej Konfiguracji
3+. Natomiast w latach 2020–2022 stałby
się dostępny Patriot nowej generacji, czyli
Next Generation Patriot (NGP), który wedle
słów prezesa Crowleya powstawałby przy
współudziale polskiego przemysłu. Należy
zadać pytanie, co wynika z tak nakreślonej
perspektywy. Z punktu widzenia przyjętej
przez MON logiki nie za bardzo widać jakiekolwiek przyśpieszenie całego programu
Wisła. Takie ramy czasowe znane są od dawna. Ale tak sformułowana oferta pokazuje coś jeszcze, co rodzi dla polskiej strony
określone skutki.
Chodzi przede wszystkim o to, że o ile
obecna wersja systemu Patriot, którą zakupi MON, jest wynikiem stałej ewolucji
tego systemu, to w przypadku NGP mamy
do czynienia z de facto zupełnie nowym
systemem, który na pewno odziedziczy
po poprzedniku pociski rakietowe i nic
więcej. Zanim przejdziemy do szczegółów
technicznych, spójrzmy na całą tę sytuację
z punktu widzenia sekwencji zakupów.
Najpierw kupujemy sześć baterii systemu
Patriot Konfiguracji 3+, a już w dwa lata
później albo dokupujemy nowe baterie
w wersji NGP, albo gruntownie modernizujemy jeszcze „ciepłe” Patrioty do wersji
NGP. A modernizacja oznacza wymianę stacji radiolokacyjnej, stanowiska dowodzenia
i wprowadzenie nowej wyrzutni (w miejsce
obecnej typu M901 lub jako jej uzupełnienie). Dotąd nie wspominano wprost o nowej wyrzutni, choć było oczywiste, że jeżeli
NGP ma strzelać także pociskiem Stunner
(w przypadku oferty dla Polski będącym tzw.
Low Cost Interceptor, LCI), to potrzebna będzie nowa wyrzutnia, albo druga oddzielna
tylko dla Stunnera. Nie dziwi więc, że podczas spotkania prezes Crowley wymieniając
Stanowisko dowodzenia i kierowania walką AN/MSQ-104 Engagement Control Station (ECS) baterii Patriot. W wersji NGP
stanowiska dowodzenia ECS i ICC mają być zastąpione przez nowe stanowisko CC2 o otwartej architekturze [Fot. US Army]
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 41
na lądzie
Jednak na razie US Army wybrało nowe uniwersalne stanowisko dowodzenia obroną powietrzną IBCS konstrukcji Northrop Grumman, które będzie dowodzić także Patriotami.
Na zdjęciu to te dwa niepozorne namioty typu DRASH [Fot. US Army via Northrop Grumman Corp.]
Holenderski radiolokator baterii Patriot na pozycji w Turcji [Fot. NATO]
składniki NGP, powiedział o nowej wyrzutni
prawie pionowego startu (dosłownie „near
vertical launch system”), czyli tak, jak startuje Stunner. Dla porównania kąt elewacji
pojemników transportowo-startowych na
obecnej wyrzutni M901 wynosi około 45°.
Poza tym NGP, jak już wiadomo od dawna, otrzyma w miejsce dotychczasowej stacji radiolokacyjnej AN/MPQ-65 całkowicie nową stację z trzema lub jedną anteną
z aktywnym elektronicznym skanowaniem
fazowym (ang. AESA). Anteny będą zbudowane z modułów nadawczo-odbiorczych
na bazie azotku galu (GaN). Natomiast
w miejsce obecnego stanowiska dowodzenia baterii AN/MSQ-104 Engagement
Control Station (ECS), zostanie zastosowane
nowe uniwersalne stanowisko dowodzenia
CC2 (Common C2) z oprogramowaniem
o otwartej architekturze. Obecnie bateria
Patriot i jej ECS łączy się z systemem obrony powietrznej poprzez stanowisko dowodzenia wyższego szczebla, czyli Information
Coordination Central (ICC), które można
nazwać batalionowym. Bez ICC poszczególne baterie Patriot nie są w żaden sposób zintegrowane z innymi składnikami
systemu obrony powietrznej, czyli ani nie
przekazują samodzielnie zebranych danych
42
dalej, ani takowych danych nie otrzymują
z zewnętrznych źródeł.
Jest w miarę oczywiste, że polscy decydenci nie zdecydują się na manewr szybkiej konwersji baterii Patriot Konfiguracji
3+ w NGP, gdyż z medialnego punktu widzenia będzie to odebrane jako przyznanie
się do błędu, której nie zaradzą ani najlepsi
PR-owcy, a nie prorządowe media. Od razu
pojawi się wówczas oczywiste pytanie, czy
nie lepiej było od początku skoncentrować
się na NGP, nawet za cenę przesunięcia realizacji programu Wisła w czasie.
Program konstruowania NGP rodzi jeszcze
kilka innych wątpliwości, natury technicznej
i finansowej. W pierwszym przypadku ostatnie 12 miesięcy dały pewne odpowiedzi. Bez
wątpienia prace nad nowym radiolokatorem
wykrywania celów i kierowania ogniem postępują. Raytheon ujawnił w tym roku informacje i zdjęcia z testów nowej anteny. Patrząc
na zdjęcia, widać, że na razie nie chodzi jeszcze o całkowicie gotową antenę, co raczej
demonstratora jej technologii. Wprawdzie
kluczowe dla przyszłości NGP jest finansowanie jego rozwoju, o czym za chwilę, jednak
z technologicznego punktu widzenia nie jest
to program ryzykowny. Moduły nadawczo-odbiorcze na bazie GaN dla nowoczesnych
radiolokatorów z AESA mogą być konfigurowane w anteny o dowolnych wymiarach.
W ten sposób można konstruować i budować anteny dla różnych stacji o różnym
przeznaczeniu. Raytheon zainwestował we
własną linię produkcyjną wytwarzającą
podkłady z GaN. Tymczasem dwaj najwięksi amerykańscy konkurenci Raytheon, czyli
Lockheed Martin i Northrop Grumman korzystają z komercyjnych zewnętrznych poddostawców. Upatruje się w tym przyczynę
zwycięstw koncernu Raytheon w kolejnych
„radarowych” konkursach ogłaszanych przez
Pentagon. Na jesieni 2013 r. Raytheon wygrał rywalizację na nowy system radiolokacyjny AMDR-S (ARMIA 11/2013), obecnie
nazywany AN/SPY-6, dla niszczycieli typu
Arleigh Burke (DDG 51) w wersji Flight III
oraz nową mobilną trójwspółrzędną stację
Ciągnik siodłowy HEMMT holuje naczepę ze złożonym radiolokatorem baterii Patriot po pustynnym poligonie. Czas
potrzebny na rozwinięcie i zwinięcie baterii Patriot predysponuje ten system do użycia z głębi własnego ugrupowania
[Fot. Raytheon/Dan Plumpton]
www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Raytheon finiszuje na ostatniej prostej programu Wisła
EUROPEJSKI SYSTEM
PRZECHWYTYWANIA
POCISKÓW BALISTYCZNYCH
I MANEWRUJĄCYCH
ROZWIĄZANIA MBDA TRAFIAJĄ W CEL
RAKIETA MBDA ASTER 30
SYSTEM SAMP/T
© MBDA / Michel Hans
www.m
bda-sys
tems.co
m
na lądzie
dalekiego zasięgu (3DELRR) dla US Air
Force (procedura przetargowa jest na etapie
batalii prawnej o wykonalność kontraktu).
Stąd nowa stacja dla NGP technologicznie
czerpie z projektów już lub wkrótce realizowanych dla Pentagonu. Nie oznacza to jednak, że sprawa finansowania rozwoju NGP
jest tak prosta.
Aspektem, który był często
podnoszony przez uczestników przetargu Wisła, a który
w powyższej sytuacji niejako schodzi na boczny tor,
jest kwestia zdolności systemu Wisła do
prowadzenia dookólnej obserwacji przestrzeni powietrznej i symultanicznego odpierania wielokierunkowego ataku. Patriot
w Konfiguracji 3+, jako system sektorowy,
takiej zdolności nie ma. NGP ma mieć
w przypadku stacji trójantenowej. Jednak
przedstawione wizualizacje z dwoma bocznymi mniejszymi antenami rodzą pytania,
co do skutecznego zasięgu wykrywania
i zwalczania celów. Zwłaszcza przy użyciu
pocisków PAC-2 GEM-T wymagających
ciągłego podświetlania celu do momentu
trafienia. Przy czym są to zmartwienia na
zapas. Na obecnym etapie polski MON nie
kupuje systemu NGP, ten nie jest jeszcze
gotowy, a nawet jak już będzie, to przecież
polski resort obrony może zdecydować się
na radiolokator z pojedynczą nową anteną.
Kto za to zapłaci?
Model finansowania rozwoju systemu Patriot, w tym pisania kolejnych wersji oprogramowania sterującego PBD, był już na łamach
ARMII przedstawiany. Grupa krajów-użytkowników (obecnie trzynastu) wspólnie ponosi koszty tego procesu. Oczywiście niebagatelne znaczenie mają wpływy ze sprzedaży
nowych systemów. Prezes Crowley podał na
przykład informację, że wartość sprzedaży
systemów Patriot do Kuwejtu, Kataru i Arabii
Saudyjskiej wyniosła 5 mld USD. Wpływy ze
sprzedaży systemu Patriot do Zjednoczonych
Emiratów Arabskich pozwoliły zmodernizować procesor radaru. W toku użytkowania
zakupionych baterii, Polska jako 14. użytkownik, będzie płacić tylko proporcjonalny
ułamek kosztów związanych z corocznymi
aktualizacjami oprogramowania, uzupełnianiem biblioteki celów, wymianą przestarzałych podzespołów na nowe, co zarazem
przekłada się na spadek docelowych kosztów
eksploatacji systemu. Dotychczas ucyfrowienie systemu Patriot i modernizację konsoli
operatorskich przeprowadzono w oparciu
o finansowanie międzynarodowe.
A co w przypadku wydatkowania rozwoju NGP? Tutaj prezes Crowley powiedział,
że dotąd koszty na poziomie 0,5 mld USD
44
Wizualizacja przyszłego radiolokatora dla NGP w konfiguracji trójantenowej [Fot. Raytheon]
zostały pokryte w połowie przez Pentagon,
a w połowie przez zagranicznych użytkowników Patriota. A ten, jak wiadomo, ma zadeklarowaną przyszłość w arsenale US Army
do 2048 r. Tyle tylko, że trzeba tę informację
widzieć w odpowiednim kontekście. Aby być
skutecznym przez kolejne dekady, Patriot będzie gruntownie modernizowany. Jak wiemy,
proces modernizacji obejmie (już obejmuje)
trzy zasadnicze elementy systemu: radiolokator, stanowisko dowodzenia i wyrzutnię
(odpalane pociski). Zaczynając od końca,
to obecnie pociskami tymi dla US Army
będą PAC-3 MSE (który w produkcji zastąpił wersję CRI) oraz PAC-2 GEM-T (trzeba
tutaj brać pod uwagę, że w swoich magazynach US Army ma zapewne jeszcze pokaźną
liczbę poprzedniej wersji GEM-C). Obecnie
Pentagon, w świetle znanych zamówień, nie
jest zainteresowany pociskiem Stunner. Ten
co najwyżej będzie oferowany użytkownikom
międzynarodowym jako element modernizacji ich systemów Patriot. Z punktu widzenia koncernu Raytheon, który rozwija ten
pocisk razem z izraelską spółką Rafael, zastąpienie MSE pociskiem Stunner w systemie
NGP jest bardzo korzystne. Drugim składnikiem do modernizacji jest stanowisko dowodzenia. Jednak
tutaj US Army postawiło na
uniwersalne sieciocentryczne stanowisko dowodzenia
IBCS (Integrated Air and Missile
Defense Battle Command System)
o otwartej architekturze. Skonstruowane
przez Northrop Grumman, IBSC ma odpowiadać za kierowanie działaniem wszystkich
systemów obrony powietrznej w arsenale US
Army. Nie zamyka to zupełnie drogi dla stanowiska CC2, jednak priorytetem na najbliższe lata dla US Army będzie rozwój IBSC.
No i wreszcie nowa stacja radiolokacyjna.
Wiadomo, że US Army planuje zastąpić
obecny radar AN/MPQ-65 zupełnie nowym. Jednak sprawa wyboru jego następcy
(a zatem i finansowania) jest odłożona do
roku 2017. I dostawca nowej stacji zostanie
wyłoniony w drodze konkursu. Oczywiście
można założyć, że dzięki tej samej technologii, która przyniosła zwycięstwo w konkursach na AMDR-S i 3DELLR, Raytheon wygra
i tym razem, ale gwarancji nie ma. I może się
zdarzyć, że opracowanie (i wdrożenie) nowego radaru dla NGP, konstrukcji wyłącznie
eksportowej, spadnie głównie na finansowe
barki międzynarodowych użytkowników
systemu Patriot, w tym być może i Polskę.
Stanowisko testowe w zakładach Raytheon w amerykańskim Pelham. Po lewej widać demonstrator technologii
radiolokatora z AESA dla NGP. W tle po prawej dotychczasowy radiolokator systemu Patriot z pasywną anteną soczewkową (PESA) [Fot. Raytheon]
www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Raytheon finiszuje na ostatniej prostej programu Wisła
do pierwszej hiszpańskiej baterii Patriot,
także odkupionej z arsenału Bundeswehry
w 2004 r. Okazało się, że pojedyncza bateria
Patriot nie wystarczy do wypełnienia sojuszniczych zobowiązań w ramach wspierania
Turcji. Ostateczna decyzja Berlina o wyborze MEADS może pociągnąć za sobą analogiczne posunięcie Holendrów, których
zestawy Patriot wymagają albo gruntownej
modernizacji, albo wymiany. Biorąc pod
uwagę częste kontakty kierownictwa polskiego MON ze swoim niemieckim odpowiednikiem, można założyć, że nasz resort
śledzi rozwój sytuacji za zachodnią granicą.
Transfer technologii
Tzw. wafel z GaN wyprodukowany przez Raytheon, z którego będą wycinane poszczególne tranzystory. Dzięki wynikom 15 lat rozwoju tej technologii, Raytheon może teraz „odcinać kupony”, oferując nowoczesne radary z AESA
[Fot. Raytheon]
Dodatkowy niepokój w tej kwestii mogło
budzić także stwierdzenie prezesa Crowleya,
że sfinansowanie rozwoju NGP będzie możliwe dzięki kontraktom zawartym z Polską,
Turcją i RFN (plus do tego wkład użytkowników Patriota znad Zatoki Perskiej i pewne udziały rządu Stanów Zjednoczonych,
np. w zakresie produkcji półprzewodników
na bazie GaN). Nawet zakładając, że polski
MON już prawie kupił system Patriot, to
w przypadku dwóch pozostałych krajów takie decyzje są mało prawdopodobne. Turcja
w ramach budowy swojego narodowego
odpowiednika Wisły (system dalekiego zasięgu T-Loramids) twardo negocjuje, dając
raz po raz do zrozumienia, że faworytem
jest chińskie przedsiębiorstwo CPMIEC
z eksportową wersją systemu HQ-9, dzięki
bardzo dużemu zakresowi transferu technologii. Pozostali finaliści, czyli Eurosam
z systemem SAMP/T i drużyna koncernów
Raytheon i Lockheed Martin z Patriotem
uważają faworyzowanie chińskiego systemu za blef i strategię negocjacyjną. Jednak
polityczne relacje na linii Ankara-Paryż
i Ankara-Waszyngton nie są najlepsze, eufemistycznie rzecz ujmując. Paryż nigdy
nie był entuzjastą tureckich aspiracji europejskich, choć teraz Ankara wyhamowała
ten kurs. Natomiast Waszyngton też ma
pod górkę po ostatniej nieudanej próbie
odsunięcia od władzy partii prezydenta
Erdoğana za pomocą tzw. twitterowej rewolucji i sponsorowanej przez siebie opozycji. Nic dziwnego, że pewny swej silnej
pozycji turecki rząd wysyła takie komunikaty, jak chociażby ten z połowy lutego, że
Ankarze nie zależy na podłączeniu systemu T-Loramids do NATO-wskiego syste-
mu obrony powietrznej, więc HQ-9 spełnia
wymagania. Nawet przyjmując, że to tylko
negocjacyjna poza, to raczej nie zanosi się
na rychłe zwycięstwo Patriota w Turcji. Tym
bardziej, że turecki resort obrony jako drugą
najlepszą ofertę po chińskiej ocenił mimo
wszystko francuską z systemem SAMP/T.
W przypadku Niemiec ponowny wybór systemu Patriot, jako przyszłego systemu TLVS
zamiast MEADS, też nie jest pewny. Po
pierwsze, oznaczałoby to zaprzepaszczenie
wszystkich nakładów poniesionych przez
MBDA Deutschland na rozwój MEADS
i powrót do punktu wyjścia z 2004 r.. A po
drugie, RFN od lat sukcesywnie wyprzedaje
swoje Patrioty. Ostatnią tego typu transakcję
ogłoszono w grudniu. Dwie baterie (wyposażone w ICC) kupi Hiszpania. Dołączą one
Ministerstwo Obrony Narodowej mocno
spuściło z tonu w tym zakresie, choć obiektywnie rzecz ujmując, oferta koncernu Raytheon nie uległa zmianie przez ostatni rok.
Wiadomo, że kupując system Patriot Konfiguracji 3+, kupujemy gotowy produkt. Na
łamach ARMII informowaliśmy o kolejnych
listach intencyjnych o współpracy i umowach zawieranych przez koncern Raytheon
z polskimi spółkami. W ich ramach polskie
podmioty już weszły lub w przypadku wybrania Patriota wejdą w system światowych
poddostawców koncernu Raytheon. Spośród rzeczonych umów (28 porozumień
ze 100 polskimi firmami), prezes Crowley
za najważniejsze uznał umowę z PIT-RADWAR o opracowaniu interrogatora IFF
do anteny systemu „swój-obcy” dla radiolokatora NGP (czyli de facto nawet nie całej anteny IFF, jak pisaliśmy wcześniej na
łamach ARMII), umowę ze spółką Teldat
o opracowaniu zmodernizowanego routera
dla systemu Patriot oraz umowy dotyczące
środków łączności podpisane z kolejnymi
czterema polskimi niewymienionymi z na-
Wizualizacja nadbudówki przyszłego niszczyciela typu Arleigh Burke Flight III z widoczną jedną z anten radiolokatora
AMDR-S. Dzięki unifikacji konstrukcji radarów z AESA, Raytheon mógł zaproponować całą gamę nowych stacji jak
AMDR-S, 3DELRR czy przyszły radar dla NGP [Fot. Raytheon]
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 45
na lądzie
zwy firmami. Oczywiście warto tutaj przypomnieć kwestię transferu technologii układu naprowadzania pocisku PAC-2 GEM-T
zaoferowanej przez Raytheon.
Na spotkaniu prasowym padło oczywiście po raz kolejny tradycyjne pytanie o dostęp polskiej strony do kodów źródłowych.
Pytanie to zadano zupełnie zbędnie. W oficjalnym stanowisku koncernu Raytheon
kolportowanym już rok temu, wyraźnie
stwierdzono, że kody źródłowe – zwłaszcza
kody sterujące procesem strzelania, czyli
przechwycenia celu przez pocisk – są własnością rządu Stanów Zjednoczonych i jako
takie są tajne. Nie ujawnia się ich żadnemu
z międzynarodowych użytkowników systemu Patriot dla bezpieczeństwa eksploatacji systemu. Milczenie ambasadora Mulla
było w tym momencie bardzo wymowne.
Nie zabrakło też słynnego pytania o tzw.
czarne skrzynki, co miało ten humorystyczny aspekt, że ambasador Mull w pierwszej
chwili zaprzeczył istnieniu takich „praktyk”
wobec sojuszników, mówiąc, że nie rozumie tego terminu, po czym prezes Crowley
najpierw podał własną definicję czarnej
skrzynki, a później potwierdził ich istnienie.
Wyjaśniając tę kwestię ostatecznie, prezes
Crowley powiedział, że poziom informacji
na temat zasad funkcjonowania systemu
Patriot jest taki sam w przypadku użytkowników międzynarodowych, co w przypadku
US Army. Czarna skrzynka to po prostu blok
elektroniki (np. w radiolokatorze), który
serwisowany jest wyłącznie przez producenta. Przeważnie są to podzespoły wykorzystywane w układach kodowania, komunikacji,
zasilania. W NGP takich podzespołów ma
być znacząco mniej niż w obecnej wersji
Patriota. Z punktu widzenia niezależności
eksploatacji, Wojsko Polskie będzie miało
wystarczającą swobodę do samodzielnej obsługi (bez udziału np. żołnierzy US Army)
wszystkich kluczowych elementów baterii,
jak wyrzutnia, stanowisko dowodzenia czy
radiolokator. Szkolenie polskich obsług
systemów Patriot obejmie przeznaczenie
wszystkich elektronicznych podzespołów,
więc polscy żołnierze będą mogli stwierdzić, czy i które podzespoły elektroniczne
uległy ewentualnej awarii, tak by zastąpić je
zapasowymi, także w warunkach polowych.
System serwisowania Patriotów jest trójszczeblowy i obejmuje serwis polowy, serwis
pośredni oraz ten w dedykowanym centrum
serwisowym. Wedle słów prezesa Crowleya,
polscy żołnierze uczestniczyliby w pewnym
zakresie w każdym z tych trzech etapów.
W zasadzie powyższe fakty wyczerpują
temat transferu technologii czy też raczej
rozmiarów współpracy koncernu Raytheon
z polskim przemysłem. Oczywiście można
46
Centrum naprawcze dla baterii Patriot wyjeżdża z transportowca C-5 Galaxy w tureckiej bazie lotniczej İncirlik.
Zdolność do utrzymania systemu przeciwlotniczego
w gotowości ma kluczowe znaczenie dla jego skuteczności bojowej [Fot. US Air Force/Staff Sgt. Daniel Owen]
Odpalenie pocisku PAC-2 GEM-T z holenderskiej wyrzutni
[Fot. Koninklijke Landmacht]
jeszcze zakładać, że najprawdopodobniej
naczepy ze składnikami systemu Patriot
będą holowane przez polskie ciągniki. Choć
to wcale nie jest przesądzone, zwłaszcza biorąc pod uwagę liczebność parku samochodowego wykorzystywanego przez baterię,
a tym bardziej batalion systemu Patriot.
W ramach podsumowania
Trzeba przyznać, że obraz oferty złożony
polskiemu MON przez koncern Raytheon
jest spójny i nie uległ większym zmianom
przez ostatnie miesiące. Modyfikacja wymagań przeprowadzona przez MON i przeniesienie akcentu z zagadnień gospodarczych
i technicznych na polityczne były bardzo dobrze widoczne w wystąpieniu ambasadora
Mulla, który doskonale porusza się w takiej
konwencji przetargu. Polskie władze dały
wyraźny sygnał, że oczekują jak najszybszego dostarczenia kupionych zestawów i tutaj
z pewnością Raytheon dotrzyma deklarowanego terminu trzech lat od momentu
podpisania kontraktu. Nie ma też powodu,
by wątpić, że wybór systemu Patriot pociągnie za sobą zwiększoną obecność amerykańskich oddziałów wojskowych na terenie
Polski, jednak prawie na pewno okresowo
i rotacyjnie. Chyba że polski rząd w celu
dalszego powiększania wojskowej obecności
Stanów Zjednoczonych wyasygnuje środki
na budowę baz dla amerykańskich sojuszników. Wedle słów ambasadora Mulla, stała
wojskowa i przemysłowa obecność Stanów
Zjednoczonych w naszym kraju jest dla nas
„key strategic objective”. I pewnie tej frazy
często polskim rządzącym Jego Ekscelencja
powtarzać nie musi.
Patriot został skonstruowany według wymagań taktyczno-operacyjnych US Army
z czasów zimnej wojny, jako składnik tzw.
bitwy powietrzno-lądowej (ang. Air-Land
Battle). Czy pasuje także do polskich realiów? Czas pokaże. Największy niepokój
budzi niska mobilność Patriota. Przede
wszystkim bardzo długi czas rozwijania
i zwijania baterii/batalionu na stanowiskach ogniowych. Spowoduje to, że polskie
baterie Patriot będą wykorzystywane jako
systemy półstacjonarne, przez co będą łatwe
do lokalizacji i w konsekwencji podatne na
zmasowany atak. Poza tym będą musiały być
rozmieszczone na bezpiecznej głębokości
operacyjnej, żeby ich pozycje nie zaskoczył
niespodziewany atak sił lądowych nieprzyjaciela, choć to w całej sprawie akurat najmniejsze zmartwienie.
Widać już natomiast, że program Wisła
w przyjętej przez MON formie nie będzie
impulsem rozwojowym dla polskiego przemysłu obronnego. Ani pod kątem zwiększenia obecnych, ani pod kątem rozwoju
nowych kompetencji. Dotyczy to zwłaszcza
technologii przeciwlotniczych pocisków
rakietowych naprowadzanych radiolokacyjnie. Co więcej, w przypadku takich obszarów jak systemy łączności i dowodzenia,
obecne kierownictwo MON doprowadza do
regresu w porównaniu z czasami Układu
Warszawskiego. Trudno dostrzec jakiekolwiek wysiłki MON w walce o transfer technologii w programie Wisła. W konkretnym
przypadku systemu Patriot wydaje się, że
dotąd największe sukcesy na tym polu zanotował płk Przychodzień, ale to było zanim
nastały czasy odnowionej demokratycznej
Rzeczpospolitej Polskiej, że posłużymy się
na koniec filmowym cytatem.
n
Adam M. Maciejewski
Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych
oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też
rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych
i teorii komunikowania masowego.
www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Raytheon finiszuje na ostatniej prostej programu Wisła
PATRIOT
SKUTECZNY DZIŚ. GOTOWY
NA WYZWANIA JUTRA.
System Patriot nowej generacji firmy Raytheon zapewnia 360-stopniowe
pole obserwacji; elastyczne systemy dowodzenia i kierowania o
otwartej architekturze, która optymalizuje wydajność oraz integrację
niskokosztowego pocisku przechwytującego (LCI). Patriot ewoluuje
podążając za zmieniającymi się zagrożeniami, zapewniając bezpieczeństwo
państwom, redukując koszty i oferując najnowocześniejszą na świecie
obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową.
Zapraszamy do nawiązania współpracy z liderem branży i
przystąpienia do globalnego sojuszu użytkowników systemu
Patriot. Więcej informacji na stronie Raytheon.com/POLAND
Połącz się z nami:
© 2015 Raytheon Company. All rights reserved.
“Customer Success Is Our Mission” is a registered trademark of Raytheon Company.
w powietrzu
NATO-wska misja Baltic Air Policing
Bałtyccy
Ostry dźwięk dzwonka alarmowego przecina ciszę w litewskiej bazie lotniczej w Šiauliai (pol.
Szawle). W ciągu następnych kilku sekund piloci włoskich myśliwców Eurofighter Typhoon śpieszą
do swoich już uzbrojonych maszyn, zaparkowanych w specjalnych hangarach chroniących je
od przenikliwego bałtyckiego zimna. Tuż po wykonaniu ostatnich czynności przedstartowych,
Typhoony błyskawicznie wzbiły się w powietrze, lecąc ku wskazanemu do przechwycenia obiektowi, poruszającemu się tuż poza litewską przestrzenią powietrzną. Cztery turbośmigłowe silniki,
wiele anten oraz charakterystyczne czerwone gwiazdy, dobrze widoczne z bliska, bezbłędnie
zdradzają typ i przynależność obcego samolotu, czyli Ił-20 (ozn. NATO Coot-A) Rosyjskich Sił Powietrznych, lecącego w kierunku obwodu kaliningradzkiego, który od południa graniczy z Litwą.
Tak wygląda codzienna rutyna pilotów służących w ramach NATO-wskiej misji Baltic Air Policing.
48
www.armia24.pl
Martin Scharenborg & Ramon Wenink Bałtyccy strażnicy
cych samoloty myśliwskie. Pierwsze kroki,
których celem było zachowanie integralności przestrzeni powietrznej trzech państw
nadbałtyckich, zostały podjęte na początku
2004 r., kiedy w ramach tzw. misji Baltic Air
Policing (BAP) wyznaczono lotnisko w Šiauliai jako przyszłą bazę dla kontyngentu BAP.
Baza lotnicza w Šiauliai
strażnicy
Martin Scharenborg
& Ramon Wenink
Air Policing
Cały pomysł Air Policing nie jest w NATO
niczym nowym i należy do jednego z filarów ochrony przestrzeni powietrznej państw
członkowskich NATO, które nie posiadają
własnych zdolności obronnych w takim
zakresie. Jako przykłady można wymienić
Islandię i Luksemburg. Członkowie NATO
regularnie wysyłają samoloty do bazy lotniczej w Keflaviku na Islandii, by bronić rubieży
NATO, podczas gdy misje Air Policing nad
Luksemburgiem wykonują belgijskie F-16.
Po rozszerzeniu NATO w 2004 r. o Słowenię,
Estonię, Łotwę i Litwę, a następnie w 2009 r.
o Albanię (i Chorwację – red.), NATO-wskie
misje Air Policing stały się ważniejsze niż
kiedykolwiek wcześniej. Osłona przestrzeni powietrznej Albanii i Słowenii przypadła
Włoskim Siłom Powietrznym (w przypadku
Słowenii oraz Chorwacji takie zadania wykonuje też lotnictwo wojskowe Węgier – red.),
natomiast ochrona nieba nad trzema państwami nadbałtyckimi to w NATO „wysiłek
zespołowy” wszystkich państw eksploatują-
Wojskowe lotnisko w Šiauliai, znane także
jako Zokniai, powstało na początku lat 20.
w północno-zachodniej części Litwy. Po
drugiej wojnie światowej, zajęta przez Armię
Radziecką, baza lotnicza przeszła radykalną
rozbudowę, otrzymując unikatowy, jak na
owe czasy, pas startowy o długości 3500 m
i stała się jedną z najważniejszych radzieckich baz lotniczych w regionie. Stosunkowo
nieduża odległość od granic NATO sprawiła,
że rozlokowano w tej bazie wyspecjalizowane jednostki. Według raportów NATO oraz
relacji naocznych świadków, pierwsze latające tankowce (chodzi o samoloty M-4-2 –
red.) na bazie bombowca Miasiszczew M-4
(ozn. NATO Bison-A) stacjonowały tu od
1955 r., uzupełniając mieszany pułk lotnictwa
transportowego, rozlokowany już wcześniej
w Šiauliai. Tankowce na bazie M-4 bazowały na tej wysuniętej pozycji, aby zapewnić
samolotom strategicznym, takim jak bombowce Tu-95 i morskie samoloty patrolowe
i zwalczania okrętów podwodnych Tu-142
(ozn. NATO Bear), zdolność do głębszej penetracji NATO-wskiej przestrzeni powietrznej w przypadku wojny. Wymienione modele
Tupolewów, jak również bombowce Tu-16
(ozn. NATO Badger), również regularnie bazowały w Šiauliai. Ze względu na swoje strategiczne położenie, baza od 1965 r. zaczęła
przyjmować samoloty wczesnego ostrzegania i dowodzenia Tu-126 (ozn. NATO Moss).
Pod koniec lat 60. samoloty M-4 wycofano
z Šiauliai, a na ich miejsce przybyły samoloty
walki radioelektronicznej Antonow An-12PP
(ozn. NATO Cub-C). W tym samym czasie
53. Gwardyjski Pułk Lotnictwa Myśliwskiego (53 GwIAP), początkowo uzbrojony
w myśliwce MiG-21 (ozn. NATO Fishbed),
najpierw uzupełnione a później zastąpione
przez nowsze MiG-23 (ozn. NATO Flogger), również stał się „mieszkańcem” Šiauliai. W 1983 r. pozostające w linii samoloty
Tu-126 zastąpiły nowe Beriew A-50 (ozn.
NATO Mainstay). Pod koniec lat 80. bazę wyposażono w schronohangary przeznaczone
dla wówczas wprowadzanych myśliwskich
MiG-29 (ozn. NATO Fulcrum), które w 53.
GwIAP zastąpiły MiG-23. Fulcrumy stacjonowały na Litwie bardzo krótko, bo już
w 1989 r. przebazowano je do Niemieckiej
Republiki Demokratycznej, gdzie zasiliły
16. Armię Lotniczą (16. WA). Na ich miejARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 49
w powietrzu
Włoski Eurofighter Typhoon na tle litewskiego krajobrazu.
W 37. zmianie BAP wzięły udział maszyny i personel z 4°, 36° i 37°
Stormo oraz Dowództwa Logistycznego i Dowództwa Sił Bojowych
sce przybyły myśliwsko-bombowe MiG-27K
(ozn. NATO Flogger-J). Wraz z końcem
komunistycznego reżimu oraz po ponownym uzyskaniu niepodległości przez Litwę
w 1990 r., Radzieckie, a wkrótce już Rosyjskie Siły Powietrzne rozpoczęły wycofywanie swojego sprzętu i personelu. W 1992 r.
ostatnie samoloty MiG-27, An-12 i A-50
odleciały do Rosji, podczas gdy ostatni rosyjscy żołnierze opuścili terytorium Litwy 31
sierpnia 1993 r. Od końca 1993 r. Litewskie
Siły Powietrzne rozpoczęły przygotowania
do wprowadzenia swoich jednostek i statków
powietrznych na teren bazy lotniczej w Šiauliai. Operację tę ukończono w 1995 r. Aby
Šiauliai mogło stać się główną NATO-wską
bazą operacyjną w regionie, z której można
byłoby prowadzić misje Air Policing, NATO
zainwestowało w latach 2004–2006 29 mln
EUR w remont pasa startowego, równoległej
Dowódca włoskiego pododdziału płk Bertoli
przed myśliwcem Typhoon w bazie Šiauliai
tuż po przechwyceniu 9 lutego 2015 r.
rosyjskiego samolotu rozpoznawczego Ił-20
Włoski Eurofighter Typhoon w trakcie przygotowań do
„Tango-Scramble”, jest to też element utrzymywania
gotowości do wykonania „Alpha-Scramble”
50
www.armia24.pl
Martin Scharenborg & Ramon Wenink Bałtyccy strażnicy
Włoscy piloci w trakcie alarmowego startu do lotu
przechwytującego nad Bałtykiem
do niego drogi kołowania – którą w razie konieczności można będzie wykorzystać jako
zapasowy pas startowy – oraz budowę niezbędnego zaplecza infrastrukturalnego.
Pilnując przestrzeni powietrznej NATO
Choć NATO zainicjowało BAP jako tymczasową misję, do czasu utworzenia przez
trzy kraje nadbałtyckie własnej obrony powietrznej, to w 2012 r. ogłoszono ją jako sta-
łą. BAP rozpoczęła się w kwietniu 2004 r.
i jest kontynuowana nieprzerwanie przez te
12 lat. Sojusznicze kraje regularnie przekazują sobie dowodzenie misją, jak to zostało
uzgodnione w Sojuszu w ramach ustaleń
dotyczących kolektywnej obrony i zapewnieniu myśliwców do ochrony przestrzeni powietrznej Estonii, Łotwy i Litwy. Jak
dotąd udział w tej misji wzięło 16 państw
NATO. Każda zmiana BAP trwa cztery mie-
siące i uczestniczy w niej średnio po cztery
myśliwce i około setka personelu. W maju
2014 r., w wyniku rosyjskiej aneksji Półwyspu Krymskiego i rzekomego udziału Rosji
w kryzysie ukraińskim, NATO zwiększyło
liczbę myśliwców przydzielonych do Baltic
Air Policing z czterech w jednej bazie do
szesnastu w trzech. Estońska baza lotnicza
Ämari została specjalnie w tym celu odnowiona za pieniądze NATO, by stać się jed-
Sojusznicze współdziałanie w praktyce, włoski Eurofighter Typhoon
pilotowany przez ppłk. „Pepe” – dowódcę 10° Gruppo z 36° Stormo
z Gioia del Colle w bliskiej formacji z polskim MiG-29 z 23. Bazy
Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim pilotowanym
przez mjr. Grzegorza „Icemana” Czubskiego
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 51
w powietrzu
SP RP dzielą obowiązki BAP w Šiauliai z Włoskimi Siłami
Powietrznymi latającymi na Eurofighter Typhoon.
Na zdjęciu polski MiG-29 w ścisłej formacji z włoskimi
Eurofighter Typhoon nad zachodnio-północną Litwą
podczas wspólnej misji treningowej
52
www.armia24.pl
Martin Scharenborg & Ramon Wenink Bałtyccy strażnicy
Pociski pow.-pow. krótkiego zasięgu R-73
(ozn. NATO AA-11 Archer), wyprodukowane
w gruzińskich zakładach Tbilisi Aircraft
Manufacturing (w zasadzie w radzieckich
Zakładach Lotniczych nr 31 – red.) to podstawowe
uzbrojenie polskich MiG-29 podczas misji BAP
ną z baz BAP, natomiast trzecim lotniskiem
przeznaczonym do tego celu jest lotnisko
wojskowe w Malborku w północnej Polsce,
gdzie działania w ramach BAP odbywają się
równolegle z tutaj funkcjonującą 41. Eskadrą
Lotnictwa Taktycznego, latającą na MiG-29.
O ile Headquarters Allied Air Command
(HQ AIRCOM) Izmir odpowiada za dowodzenie misjami Air Policing w południowej
Europie, to takimi działaniami nad północną częścią kontynentu kieruje Headquarters
Allied Air Command w Ramstein. Combined Air Operations Center 1 (CAOC 1)
w duńskim Finderup kontroluje olbrzymi,
powiększony obszar Air Policing Area 1
(APA 1), który obejmuje też Islandię. Natomiast w skład obszaru Air Policing Area 2
inaczej TSA 2 (Temporary Segregated Area
– Tymczasowo Wydzielony Obszar) wchodzi przestrzeń powietrzna nad Bałtykiem
oraz państwami nadbałtyckimi i jest on nadzorowany przez Combined Air Operations
Center 4 w Uedem w Niemczech. Raporty
z samolotów wczesnego ostrzegania i z naziemnych ośrodków Control and Reporting
Centres (CRC) spływają do CAOC i w przypadku możliwego naruszenia przestrzeni
powietrznej w CAOC zapada decyzja, które
samoloty, gdzie stacjonujące, trzeba poderwać. W litewskiej bazie lotniczej Šiauliai są
obecnie dwa pododdziały lotnicze po cztery samoloty, które mają stawiać czoła narastającej rosyjskiej aktywności w regionie,
zwłaszcza wokoło eksklawy kaliningradzkiej, od północy graniczącej z Litwą i od
północnego wschodu z Polską. Pomijając
już kwestię rosnących napięć, wzmożona aktywność Rosyjskich Sił Powietrznych może
stanowić rzeczywiste zagrożenie dla komercyjnego ruchu lotniczego, jako że rosyjskie
maszyny wojskowe latają przeważnie z wyłączonymi transponderami i bez ujawniania
planu lotu. Ósemka samolotów myśliwskich
w Šiauliai oraz czwórka w Malborku nie są
zatem frywolnym zbytkiem, ale całkowitą
koniecznością z nie mniej niż 150 przechwyceniami w 2014 r. Tak zwane „Tango-Scrambles” są ćwiczone codziennie, by sprawdzać
czas reakcji załóg lotniczych i personelu naziemnego w ramach dyżurów QRA (Quick
Reaction Alert) i tym samym dowodzić własnej przewagi powietrznej nad Bałtykiem
i leżącymi nad nim państwami. Para maszyn
z każdego pododdziału pozostaje w stanie
ciągłej gotowości przez 24 godziny na dobę,
siedem dni w tygodniu, by być gotowymi do
wykonania tzw. „Alpha-Scramble” zwanego
inaczej „prawdziwym” QRA.
37. zmiana
36. zmiana Baltic Air Policing dobiegła końca 31 grudnia 2014 r. Uczestniczyły w niej
Niemieckie Siły Powietrzne z czterema myśliwcami Eurofighter Typhoon w bazie lotniczej w Ämari, Królewskie Holenderskie Siły
Powietrzne z czterema General Dynamics
Polski MiG-29 ponad Litwą
podczas wieczornego lotu
w powietrzu
Polski MiG-29 podczas
wieczornego lotu
54
www.armia24.pl
Martin Scharenborg & Ramon Wenink Bałtyccy strażnicy
Zmiany Baltic Air Policing
Numer
zmiany
Data rozpoczęcia
misji
1
2
3
4
kwiecień 2004
lipiec 2004
listopad 2004
styczeń 2005
5
kwiecień 2005
6
19
lipiec 2005
październik
2005
styczeń 2006
kwiecień 2006
sierpień 2006
grudzień 2006
kwiecień 2007
sierpień 2007
listopad 2007
grudzień 2007
marzec 2008
lipiec 2008
październik
2008
styczeń 2009
20
maj 2009
21
22
23
wrzesień 2009
styczeń 2010
maj 2010
24
wrzesień 2010
25
26
27
28
29
styczeń 2011
maj 2011
wrzesień 2011
styczeń 2012
maj 2012
30
wrzesień 2012
31
32
33
styczeń 2013
maj 2013
wrzesień 2013
34
styczeń 2014
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
maj 2014
maj 2014
35
Typ samolotu
Miejsce
stacjonowania
Belgijskie Siły Powietrzne (Luchtcomponent)
Królewskie Duńskie Siły Powietrzne (Flyvevåbnet)
Królewskie Siły Powietrzne (Royal Air Force)
Królewskie Norweskie Siły Powietrzne (Luftforsvaret)
Królewskie Holenderskie Siły Powietrzne (Koninklijke
Luchtmacht)
Niemieckie Siły Powietrzne (Luftwaffe)
Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych w Europie (United
States Air Force Europe)
Siły Powietrzne RP
Tureckie Siły Powietrzne (Türk Hava Kuvvetleri)
Hiszpańskie Siły Powietrzne (Ejército del Aire)
Belgijskie Siły Powietrzne (Luchtcomponent)
Francuskie Siły Powietrzne (Armée de l’air)
Rumuńskie Siły Powietrzne (Forțele Aeriene Române)
Portugalskie Siły Powietrzne (Força Aérea Portuguesa)
Królewskie Norweskie Siły Powietrzne (Luftforsvaret)
Siły Powietrzne RP
Niemieckie Siły Powietrzne (Luftwaffe)
Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych w Europie (United
States Air Force Europe)
Królewskie Duńskie Siły Powietrzne (Flyvevåbnet)
Czeskie Siły Powietrzne (Vzdušné síly Armády České
republiky)
Niemieckie Siły Powietrzne (Luftwaffe)
Francuskie Siły Powietrzne (Armée de l’air)
Siły Powietrzne RP
Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych w Europie (United
States Air Force Europe)
Niemieckie Siły Powietrzne (Luftwaffe)
Francuskie Siły Powietrzne (Armée de l’air)
Królewskie Duńskie Siły Powietrzne (Flyvevåbnet)
Niemieckie Siły Powietrzne (Luftwaffe)
Siły Powietrzne RP
Czeskie Siły Powietrzne (Vzdušné síly Armády České
republiky)
Królewskie Duńskie Siły Powietrzne (Flyvevåbnet)
Francuskie Siły Powietrzne (Armée de l’air)
Belgijskie Siły Powietrzne (Luchtcomponent)
Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych w Europie (United
States Air Force Europe)
Siły Powietrzne RP
Królewskie Duńskie Siły Powietrzne (Flyvevåbnet)
F-16AM
F-16AM
Tornado F3
F-16AM
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
F-16AM
Šiauliai
F-4F
Šiauliai
F-16CJ
Šiauliai
MiG-29
F-16C
Mirage F.1M
F-16AM
Mirage 2000C
MiG-21 Lancer-C
F-16AM
F-16AM
MiG-29
F-4F
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
F-15C
Šiauliai
F-16AM
Šiauliai
JAS-39C
Šiauliai
Eurofighter/F-4F
Mirage 2000C
MiG-29
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
F-15C
Šiauliai
F-4F
Mirage 2000C
F-16AM
F-4F
MiG-29
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
JAS-39C
Šiauliai
F-16AM
Mirage F.1CR
F-16AM
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
F-15C
Šiauliai
MiG-29
F-16AM
Eurofighter
Typhoon
Rafale
F-16AM
Šiauliai
Ämari
Šiauliai
CF-188
Šiauliai
Eurofighter
Typhoon
Ämari
F-16AM
Malbork
maj 2014
Królewskie Siły Powietrzne (Royal Air Force)
maj 2014
wrzesień 2014
Francuskie Siły Powietrzne (Armée de l’air)
Portugalskie Siły Powietrzne (Força Aérea Portuguesa)
Królewskie Kanadyjskie Siły Powietrzne (Royal Canadian Air
Force)
wrzesień 2014
36
Uczestnik
wrzesień 2014
Niemieckie Siły Powietrzne (Luftwaffe)
styczeń 2015
Królewskie Holenderskie Siły Powietrzne (Koninklijke
Luchtmacht)
Siły Powietrzne RP
styczeń 2015
Włoskie Siły Powietrzne (Aeronautica Militare)
wrzesień 2014
37
38
styczeń 2015
Hiszpańskie Siły Powietrzne (Ejército del Aire)
styczeń 2015
maj 2015
Belgijskie Siły Powietrzne (Luchtcomponent)
Królewskie Norweskie Siły Powietrzne (Luftforsvaret)
Włoskie Siły Powietrzne (Aeronautica Militare)
– do potwierdzenia
do potwierdzenia
do potwierdzenia
maj 2015
maj 2015
maj 2015
F-16AM Fighting Falcon w Malborku, natomiast z Šiauliai operowały cztery McDonnell Douglas CF-188 Hornet Królewskich
Kanadyjskich Sił Powietrznych oraz cztery
F-16AM z Portugalii, która przewodziła całej
tej zmianie. Dowódca portugalskiego pododdziału podpułkownik Francisco Dionisio
wspominał z nieskrywaną dumą: Wylataliśmy ponad 300 godzin w ciągu 150 lotów
MiG-29
Eurofighter
Typhoon
Eurofighter
Typhoon
F-16AM
F-16AM
Eurofighter
Typhoon
do potwierdzenia
do potwierdzenia
Malbork
Šiauliai
Šiauliai
Šiauliai
Ämari
Malbork
Šiauliai
Šiauliai
Ämari
Malbork
bez żadnych wypadków. Wartością dodaną
była możliwość współdziałania z lokalnymi
i kontyngentowymi siłami, co razem ukazało
największą siłę NATO – Połączone Operacje
Powietrzne przeprowadzane w bezpieczny
i skuteczny sposób! Podczas 37. zmiany BAP
wykonano 70 przechwyceń. Od 1 stycznia
tego roku Włochy przejęły rolę kraju kierującego zmianą, przysyłając cztery myśliwce
Ppor. Łukasz Wojcieszko po powrocie z wieczornego lotu
nad Litwą. Z nalotem tylko 500 godzin, z czego 250 na
MiG-29, ppor. Wojcieszko jest jednym z młodszych pilotów w eskadrze – Każdy lot podczas misji BAP jest ekscytujący. Nigdy nie wiesz, z czym możesz mieć do czynienia!
Eurofighter Typhoon i personel z 4° Stormo
(4. Skrzydła) z bazy w Grosseto (ARMIA
5–6/2013), 36° Stormo z bazy Gioia del Colle oraz 37° Stormo z bazy Trapani. Polska
wniosła swój udział, kierując 5 stycznia do
Šiauliai cztery MiG-29 z 1. Eskadry Lotnictwa Taktycznego z Mińska Mazowieckiego.
Jeszcze 29 grudnia zeszłego roku, w Ämari
wylądowały cztery hiszpańskie myśliwce
Eurofighter Typhoon, a 7 stycznia do Malborka przyleciały cztery F-16 Belgijskich
Sił Powietrznych, by wypełnić swoją część
sojuszniczych zobowiązań w ramach BAP.
Włoska duma
Dowódca włoskiego pododdziału lotniczego pułkownik Marco Bertoli jest szczególnie dumny z udziału w misji Baltic Air
Policing. To jest pierwszy raz, gdy bierzemy
udział w BAP. Air Policing nie jest dla nas
czymś nowym, jako że już uczestniczyliśmy
w przejściowych misjach Air Policing nad Islandią w 2013 r., a także codziennych lotach
nad Albanią i Słowenią. Razem z tym przebazowaniem, nasze państwo jest pierwszym
w NATO, które uczestniczyło we wszystkich
sojuszniczych misjach Air Policing! Pułkownik
Marco Bertoli (lat 44) wstąpił do Włoskich Sił
Powietrznych w 1990 r. i wyjechał do amerykańskiej Columbus Air Force Base w Mississippi na szkolenie na samolotach Cessna T-37
i Northrop T-38, co miało miejsce w 1995 r.
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 55
w powietrzu
56
www.armia24.pl
Martin Scharenborg & Ramon Wenink Bałtyccy strażnicy
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 57
w powietrzu
Po „przesiadce” we Włoszech do Aermacchi
MB-339, został skierowany do 20° Gruppo
(20. Eskadry), do Jednostki Przeszkolenia
Operacyjnego w Grosseto, przygotowującej
do pilotowania myśliwców Lockheed (T)F-104G Starfighter. Po uzyskaniu kwalifikacji
dołączył do 9° Gruppo w Grosseto, gdzie
pilotował Starfightera aż do 2004 r., by zostać jednym z pierwszych włoskich pilotów
wyznaczonych do lotów za sterami nowych
Eurofighter Typhoon. W latach 2009–2011
dowodził 9° Gruppo, a w 2012 r. został mianowany Zastępcą Szefa Biura Obrony Powietrznej oraz Szefem Oddziału Szkolenia
i Standaryzacji. Przeprowadził wiele misji
podczas operacji Deliberate Force nad Kosowem w 1999 r., operacji Unified Protector
nad Libią w 2011 oraz w ramach kontyngentu International Security Assistance Force
(ISAF) nad Afganistanem w 2013 r. W trakcie swojej kariery wojskowej wylatał ponad
2600 godzin, z czego 1300 na Starfighterze,
a 1000 na Eurofighterze. Jesteśmy teraz tutaj
z 96 ludźmi z trzech włoskich skrzydeł eksploatujących Typhoony, czterema maszynami
oraz personelem pomocniczym z Dowództwa
Logistycznego oraz Dowództwa Sił Bojowych.
Pełnienie obowiązków państwa kierującego
zmianą jest wyzwaniem logistycznym, bo
łączymy szkolenie załóg i jednocześnie pozo-
Polski MiG-29 podczas ostatnich czynności przedstartowych w hangarze przed wykonaniem „Tango-Scramble”
58
stajemy w gotowości do działania przez całą
dobę, siedem dni w tygodniu. W porównaniu
z innymi misjami Air Policing, w których dotąd uczestniczyliśmy, te są dość intensywne.
Regularnie przechwytujemy rosyjskie samoloty
w międzynarodowej przestrzeni powietrznej,
w pobliżu granic państw sojuszniczych. Przez
większość czasu rosyjskie maszyny nie trzymają się planu lotu, ich transpondery nie nadają
prawidłowego kodu lub nie łączą się z kontrolą ruchu lotniczego. Większość przechwyceń
odbywa się w wąskim korytarzu pomiędzy
obwodem kaliningradzkim, a resztą terytorium Rosji. Jeżeli jest to konieczne, to eskortujemy rosyjskie samoloty w ramach ochrony
przestrzeni sojuszniczej. Myśliwiec Typhoon
to doskonały samolot do zadań zdobywania
przewagi powietrznej ze względu na swój duży
zasięg, wysoką manewrowość, bardzo dobre
silniki dające mnóstwo ciągu oraz najlepszą awionikę. W naszych misjach stosujemy
działko pokładowe Mauser BK-27, kierowane
radiolokacyjnie pociski pow.-pow. średniego
zasięgu AIM-120 AMRAAM oraz krótkiego
zasięgu IRIS-T naprowadzane termolokacyjnie. W porównaniu z myśliwcem Starfighter,
którym latałem wcześniej, Typhoon to jest
przeniesienie się 50 lat w przyszłość! Jesteśmy
dumni, że osłaniamy bałtycką przestrzeń powietrzną, więc za każdym razem, gdy startujemy do „Alpha-Scramble”, cieszymy się jako
członkowie NATO z wkładu, jaki wnosimy
do zachowania integralności przestrzeni powietrznej NATO – mówi pułkownik Marco
Bertoli.
www.armia24.pl
Martin Scharenborg & Ramon Wenink Bałtyccy strażnicy
Zmodernizowany polski MiG-29 z 23. Bazy
Lotnictwa Taktycznego w locie na niskim pułapie
nad Litwą. Myśliwiec ma podwieszone cztery
naprowadzane termolokacyjnie pociski
pow.-pow. R-73
Operacja Orlik
Już szósty raz, w tym pięć razy jako państwo
kierujące, Polska uczestniczy w misji Baltic Air Policing, przebazowując myśliwce
MiG-29 do bazy lotniczej Šiauliai. W ramach kontyngentu Orlik 6, cztery MiG-29
oraz około 107 osób personelu latającego
i naziemnego wystawiła 23. Baza Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim.
Jednostka jest w pełni operacyjna i eksploatuje niedawno zmodernizowane MiG-29.
W 2011 r. polskie Ministerstwo Obrony
Narodowej przyznało Wojskowym Zakładom Lotniczym Nr 2 i Israeli Aerospace
Industries (IAI) kontrakt warty 44,5 mln
USD na modernizację trzynastu jednomiejscowych MiG-29 oraz trzech dwumiejscowych MiG-29UB. Modernizacja objęła
nowe komputery misji, nowy system nawigacyjny, szynę wymiany danych standardu
MIL-STD-1553, układy nawigacji satelitar-
nej GPS posiadające Selective Availability
Anti-Spoofing Module (SAASM) oraz nowe
wielofunkcyjne wyświetlacze ciekłokrystaliczne (LCD). W samolotach zamontowano
też małe kamery po prawej stronie kabiny.
Kamery te ułatwiają identyfikację przechwytywanych samolotów. Pierwszy tak
zmodernizowany samolot wzbił się w powietrze w maju 2013 r. Przeprowadzona
modernizacja jest częścią planów mających
utrzymać flotę polskich MiG-29 w linii co
najmniej do 2025 r. Nasze MiG-i-29 mają
dobre, niezawodne silniki i bardzo wysoką
prędkość wznoszenia, która wynosi nie mniej
niż 330 m/s. Co więcej, nasze MiG-i-29 są
bardzo zwrotne i przenoszą uzbrojenie w postaci pocisków pow.-pow. R-73 oraz działka
pokładowego kal. 30 mm o szybkostrzelności do 1800 strz./min – mówi dowódca
polskiego pododdziału BAP podpułkownik
pilot Piotr Iwaszko. Podpułkownik Iwaszko zanim został pilotem MiG-29 w 2006 r.,
wcześniej latał na odrzutowcach TS-11
Iskra i MiG-21. W 23. Bazie Lotnictwa
Taktycznego został instruktorem oraz pilotem pokazowym. Obecnie jest dowódcą
grupy działań lotniczych z 1500 godzinami
nalotu, w tym 900 na MiG-29. Nasi piloci
są dobrze wyszkoleni i średnio osiągają 120
godzin rocznego nalotu. Tutaj w Šiauliai
nasze czynności szkoleniowe trwają nadal,
biorą w nich udział dwa samoloty, a pozostała para czuwa w ramach gotowości QRA.
Jak dotąd (stan na koniec lutego) wykonaliśmy około 50 „Tango-Scrambles” i jedno
„Alpha-Scramble”. Ten ostatni przypadek
szczególnie zapadł w pamięć, ponieważ przechwyconym samolotem był rosyjski latający
tankowiec Iljuszyn Ił-78 (ozn. NATO Midas). Zapytany, jakie są jego odczucia, biorąc pod uwagę, że przechwytywane samoloty należą do Rosyjskich Sił Powietrznych,
ppłk odpowiada krótko: Nikt nie może czuć
się spokojnie czy komfortowo podczas misji
„Alpha-Scramble”, ponieważ wszystko może
się zdarzyć, bez względu na region świata,
w którym wszystko się rozgrywa. Najważ-
niejsze, że mamy dobrze wyszkolonych pilotów, którzy są gotowi na takie misje!
Wyrazy uznania
Gościnność i współpraca ze strony Litewskich Sił Powietrznych są wysoce cenione
przez kontyngenty BAP z poszczególnych
państw. Podpułkownik Iwaszko mówi:
Współpraca układa się naprawdę dobrze i bez
żadnych problemów, a zaplecze zapewnione
przez państwo gospodarza jest wystarczające i dobrze przygotowane. Jednocześnie siły
Litwy, Łotwy i Estonii mają okazję poznać
NATO-wskie standardy podczas tzw. szkoleń
Baltic Region Training Events organizowanych przez HQ AIRCOM z Ramstein. Szkolenia te skupiają się na interoperacyjności
oraz ściślejszej współpracy. 38. zmiana BAP
rozpocznie się w maju. Pododdział Włoskich
Sił Powietrznych najprawdopodobniej zostanie na kolejne cztery miesiące, podczas gdy
pododdział Sił Powietrznych RP zostanie
zluzowany przez cztery F-16 z Królewskich
Norweskich Sił Powietrznych. W drugiej
połowie tego roku po raz pierwszy w misji
BAP wezmą udział cztery myśliwce SAAB
JAS-39 Gripen Węgierskich Sił Powietrznych. Misje Baltic Air Policing to coś więcej
niż tylko zapewnianie bezpieczeństwa trzem
państwom nadbałtyckim. Ten połączony wysiłek jest dobrym przykładem pokazującym
solidarność Sojuszu i zobowiązanie do zapewnienia identycznego poziomu bezpieczeństwa
wszystkim członkom NATO – podsumowuje
głównodowodzący Litewskich Sił Powietrzn
nych pułkownik Audronis Navickas. Tekst i zdjęcia Martin Scharenborg & Ramon Wenink/Global
Aviation Review Press®
Przekład Adam M. Maciejewski
Autorzy chcieliby podziękować NATO/HQ AIRCOM,
jak również Litewskim, Włoskim oraz Polskim Siłom
Powietrznym za wyjątkową współpracę z ich strony.
The authors would like to thank NATO/HQ AIRCOM
and the Lithuanian, Italian and Polish Air Force
for their utstanding cooperation.
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 59
w powietrzu
zagraniczni koledzy „głuszca”
Śmigłowce Combat SAR
Wśród różnorodnych zadań realizowanych przez śmigłowce wojskowe specjalne miejsce zajmują
akcje poszukiwawczo-ratownicze w warunkach bojowych (Combat Search and Rescue, CSAR). Ze
względu na duży stopień trudności i specyficzne warunki realizacji wymagają one odpowiednio
przystosowanych śmigłowców, mających wysokie osiągi i rozbudowane wyposażenie. W artykule
opisano historię rozwoju i używane obecnie wybrane typy śmigłowców CSAR.
Leszek A. Wieliczko
Trochę historii
Pierwsze użycie śmigłowca do akcji ratowniczej w warunkach bojowych na terenie zajętym
przez wroga miało miejsce już podczas II wojny światowej. 21 kwietnia 1944 roku samolot
łącznikowy Stinson L-1 z 1st Air Commando
Group, z pilotem i trzema rannymi brytyjskimi
żołnierzami na pokładzie, rozbił się w dżungli
niedaleko Mawlu w Birmie, na terenie opanowanym przez Japończyków. Do akcji ratowniczej niezwłocznie skierowano śmigłowiec
Sikorsky YR-4B (s/n 43-28247), pilotowany
przez 2nd Lt Cartera Harmana. R-4 był pierwszym w świecie śmigłowcem produkowanym
seryjnie, a użyty do akcji ratowniczej egzemplarz był jednym z zaledwie kilku dostarczonych do 1st ACG. Harman wyruszył z Lalaghat w Indiach do Taro w Birmie, pokonując
etapami w ciągu dwóch dni dystans niemal
1000 km. 25 kwietnia rano YR-4B dotarł do
wysuniętej bazy chinditów zwanej Aberdeen, znajdującej się w birmańskiej dżungli na
terenie kontrolowanym przez nieprzyjaciela,
około 200 km od Taro. Stąd Harman wykonał
w ciągu dwóch dni cztery loty, ewakuując pojedynczo pasażerów i pilota L-1.
60
Lt Carter Harman (stoi po lewej), bohater pierwszej w historii akcji ratowniczej z udziałem śmigłowca, wraz z mechanikami na tle śmigłowca Sikorsky YR-4B (s/n 43-28223) w Indiach w 1945 roku [Fot. NARA]
Zakończona sukcesem akcja wykazała niezwykłą użyteczność śmigłowców w zadaniach
ratowniczych. W następnych miesiącach
śmigłowce YR-4B przeprowadziły jeszcze
wiele lotów ewakuacyjnych w bardzo trudnym terenie, a w ramach 1st ACG utworzono nawet specjalny oddział ratowniczy 10th
(Air Force) Air Jungle Rescue Detachment.
www.armia24.pl
◄ Najnowszym śmigłowcem CSAR jest HH-101A
Caesar włoskich sił powietrznych, będący wersją
ciężkiego śmigłowca wielozadaniowego AW101
[Fot. AgustaWestland]
Z kolei w maju 1945 roku w Chinach zadebiutowała pierwsza i jedyna podczas II wojny światowej regularna śmigłowcowa jednostka ratownicza – 8th Emergency Rescue
Squadron. Głównym zadaniem dywizjonu,
wyposażonego w śmigłowce Sikorsky YR-6A
i samoloty transportowe Douglas C-47, było
poszukiwanie i ewakuacja alianckich lotników z zestrzelonych samolotów na obszarze
działania 14th Air Force. Do 10 września
1945 roku 8th ERS przeprowadził 110 akcji
poszukiwawczo-ratowniczych, z których 43
zakończyły się sukcesem.
Skokowy wzrost liczby i znaczenia śmigłowców ratowniczych nastąpił podczas wojny w Korei w latach 1950–1953. Unikatowe
możliwości śmigłowców, przede wszystkim
zdolność do zawisu i lądowania w przygodnym terenie, predestynowały je do tej roli.
Do poszukiwania i ewakuacji zestrzelonych
lotników lub odciętych od własnych sił żołnierzy wojsk lądowych wykorzystywano
głównie śmigłowce Sikorsky H-5 (R-5), a od
1952 roku także Sikorsky H-19 Chickasaw.
Te drugie były większe, dysponowały wciągarką do podnoszenia z ziemi na pokład
ratowanych osób, a w składzie ich załóg
pojawili się specjalnie przeszkoleni żołnierze-ratownicy (pararescuemen), nazywani
popularnie PJ (od parajumper). Jednostki
Air Rescue Service (ARS) uratowały podczas wojny koreańskiej w sumie 9680 osób,
w tym śmigłowce 9219. Z tej liczby 996 osób
zostało podjętych z terytorium wroga, z czego 846 przez śmigłowce.
Jeszcze większy wpływ na rozwój śmigłowców poszukiwawczo-ratowniczych oraz
taktyki ich użycia miała wojna w Wietnamie
w latach 1964–1973. Początkowo Aerospace
Rescue and Recovery Service (ARRS; tak
w styczniu 1965 roku nazwano ARS) wykorzystywała głównie niewielkie śmigłowce
Kaman HH-43B/F Huskie. Uratowały one
wiele istnień, ale miały niewielki zasięg i możliwości. Przełom nastąpił wraz z pojawieniem
się w połowie lat 60. ciężkich śmigłowców
Sikorsky HH-3E i jeszcze większych Sikorsky
HH-53B/C, nazywanych odpowiednio Jolly
Green Giant i Super Jolly Green Giant. Oba
miały wciągarki, opancerzone stanowiska
załogi, samouszczelniające zbiorniki paliwa
i mogły przenosić uzbrojenie obronne. Dzięki
temu wzrosła ich odporność na uszkodzenia
bojowe, a tym samym zdolność przetrwania
na polu walki. Z kolei dzięki możliwości uzupełniania paliwa w locie, mogły operować
daleko w głębi terytorium nieprzyjaciela.
Śmigłowiec HH-3E uzupełnia paliwo z samolotu HC-130 King Bird w locie nad Wietnamem. HH-3E, nazywane Jolly
Green Giant, były pierwszymi śmigłowcami CSAR z prawdziwego zdarzenia [Fot. NMUSAF]
Podczas akcji poszukiwawczo-ratowniczych „zielonym olbrzymom” towarzyszyły
całe zespoły wsparcia, złożone z myśliwców
osłony, samolotów szturmowych Douglas
A-1 Skyraider lub śmigłowców Bell AH-1
Cobra służących do likwidacji sił przeciwnika próbujących zakłócić przebieg misji
oraz samolotów-zbiornikowców Lockheed
HC-130 King Bird, zapewniających zarazem
koordynację działań. Podczas wojny w południowo-wschodniej Azji jednostki ARRS
uratowały 4120 osób, w tym 2780 w warunkach bojowych. Stracono 45 samolotów
i śmigłowców oraz 71 osób personelu. To
właśnie wówczas narodziło się ratownictwo
bojowe z prawdziwego zdarzenia.
Specyfika misji CSAR
Obecnie zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w NATO bojowe akcje poszukiwawczo-ratownicze (Combat Search and
Rescue, CSAR) definiowane są podobnie.
Jest to całokształt przedsięwzięć (taktyk,
technik i procedur) obejmujących wykrycie, lokalizację, identyfikację i ratowanie
załóg statków powietrznych (lub innego
odizolowanego personelu) na terytorium
zajętym przez przeciwnika bądź potencjalnie nieprzyjaznym podczas kryzysu
lub wojny. Zasadnicza różnica w stosunku do zwykłych operacji poszukiwawczo-ratowniczych (Search and Rescue, SAR)
polega na tym, że te drugie odbywają się
w warunkach pokojowych, zwykle na własnym terenie i bez zagrożeń typowych dla
działań zbrojnych. Ma to oczywiście wpływ
na wymagania odnośnie konstrukcji, wyposażenia i parametrów śmigłowców CSAR.
Bowiem o ile niemal każdy śmigłowiec
wielozadaniowy (transportowy), wojskowy
lub cywilny, można przystosować do zadań
SAR, to nie każdy śmigłowiec SAR będzie
równie dobrze nadawał się do zadań CSAR.
W warunkach bojowych nie zawsze wystarczy standardowe wyposażenie poszukiwaw-
czo-ratownicze, jak reflektory, wciągarki,
nosze (leżanki) i środki pierwszej pomocy
medycznej.
Misje CSAR charakteryzują się wielkim
ryzykiem związanym z operowaniem nad
wrogim terytorium, wymagają dużej precyzji
i orientacji w nieznanym terenie oraz szybkości działania, w celu zwiększenia szansy
na przeżycie potencjalnie ciężko rannych
osób lub zapobieżenia ich pojmaniu przez
przeciwnika. Ponadto śmigłowce CSAR zazwyczaj muszą działać w znacznej odległości od własnych baz, w różnych (nierzadko
skrajnych) warunkach terenowych i klimatycznych, często także w złych warunkach
atmosferycznych i/lub w nocy. To wszystko
stawia przed nimi bardzo wysokie i specyficzne wymagania. Śmigłowce CSAR powinny mieć jak najlepsze osiągi, rozbudowaną
awionikę i wyposażenie radio-nawigacyjne
(radar, systemy nawigacji, cyfrową mapą
terenu, czujniki podczerwieni, gogle noktowizyjne), możliwość tankowania paliwa w locie, ochronę zbiorników paliwa, odporną na
uszkodzenia konstrukcję (zwłaszcza zespołu
napędowego i wirnika), środki samoobrony
(czujniki ostrzegawcze, wyrzutnie flar i dipoli), a także opancerzenie stanowisk załogi i żywotnych elementów konstrukcji oraz
ewentualnie uzbrojenie obronne (najczęściej
w postaci ruchomych karabinów maszynowych kal. 7,62 lub 12,7 mm). Pożądana jest
opuszczana rampa, ułatwiająca szybki zai wyładunek ludzi i sprzętu.
Najbardziej rozbudowanymi organizacyjnie i liczebnie siłami CSAR dysponują Stany
Zjednoczone, które mają także największe
doświadczenie w tej dziedzinie. Zgodnie
z amerykańską doktryną wojskową każdy rodzaj sił zbrojnych oraz US Special Operations
Command (SOCOM) musi posiadać własne
środki CSAR dla zabezpieczenia prowadzonych przez siebie działań. Jednak tylko US
Air Force dysponują wyspecjalizowanymi
jednostkami CSAR, które odgrywają decyARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 61
w powietrzu
HH-60G z 83rd Expeditionary Rescue Squadron w locie nad Afganistanem w lutym 2011 roku. Pave Hawk to obecnie jedyny śmigłowiec CSAR w arsenale USAF [Fot. USAF]
dującą rolę w czasie operacji połączonych.
Także w większości innych krajów, w tym
należących do NATO, jednostki CSAR (jeśli
w ogóle istnieją) znajdują się w strukturze sił
powietrznych, mimo iż największymi użytkownikami śmigłowców są zwykle wojska
lądowe. Jest to zrozumiałe, gdyż głównym
celem misji CSAR jest ratowanie lotników
z zestrzelonych samolotów, zatem jest to naturalne zadanie sił powietrznych. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, to 1 października
2003 roku jednostki CSAR stacjonujące na
terytorium USA zostały przeniesione z Air
Combat Command (ACC) do Air Force
Special Operations Command (AFSOC).
To również ma uzasadnienie, jako że misje
CSAR często są połączone z działaniami sił
specjalnych lub wymagają ich zaangażowa-
nia. Co więcej, dzięki swojemu wyposażeniu
śmigłowce CSAR znakomicie nadają się do
wsparcia operacji specjalnych.
Przegląd wybranych
śmigłowców CSAR
Sikorsky HH-60G Pave Hawk
Obecnie jest to jedyny typ śmigłowca CSAR
w arsenale USAF. Powstał pod koniec lat
80. na bazie konstrukcji podstawowej wersji
transportowej UH-60A Black Hawk. Po modernizacji napędu i wyposażenia odpowiada
wersji MH-60G, która na przełomie wieków
także została przemianowana na HH-60G.
Jest to średniej wielkości śmigłowiec o masie
własnej 5593 kg i maksymalnej masie startowej 9980 kg. Do napędu służą dwa silniki
Wizja następcy HH-60G – śmigłowca HH-60W Combat Rescue Helicopter
(CRH) firmy Sikorsky Aircraft [Fot. Sikorsky Aircraft Corporation]
62
turbinowe General Electric T700-GE-701C
o maksymalnej mocy trwałej po 1662 shp
i mocy awaryjnej (one engine inoperative, OEI) 1940 shp przez 2,5 min. Prędkość
przelotowa (przy maksymalnej mocy trwałej) wynosi 278 km/h, pułap praktyczny 4328
m, pułap zawisu bez wpływu ziemi (out of
ground effect, OGE) 1310 m, zasięg maksymalny (bez uzupełniania paliwa w locie)
933 km. Standardowa załoga HH-60G składa
się z czterech osób: dwóch pilotów, technika
pokładowego i ratownika (PJ). Dwaj ostatni
w razie potrzeby pełnią funkcję strzelców
pokładowych.
W skład wyposażenia HH-60G wchodzi
m.in. system nawigacji bezwładnościowej
(INS) i satelitarnej (GPS) AN/ASN-149,
dopplerowski radar nawigacyjny AN/ASN137 lub AN/APN-235, radar pogodowy/
mapowania terenu AN/APN-239, czujnik
termowizyjny (Forward Looking Infrared,
FLIR) AN/AAQ-16 lub nowszy AN/AAQ29A, radiostacje z kodowaniem transmisji
AN/ARC-210, AN/ARC-220, AN/ARC-222
i satelitarna (SATCOM) AN/URC-108, czujniki ostrzegawcze przed promieniowaniem
radarowym (Radar Warning Receiver, RWR)
AN/APR-39A lub AN/APR-69 i pociskami rakietowymi (Missile Warning System,
MWS) AN/AAR-47, nadajniki zakłóceń
radiowych AN/ALQ-202 i w podczerwieni
AN/ALQ-144A, wyrzutnie flar i dipoli AN/
ALE-47 oraz system zarządzania walką elektroniczną (Electronic Warfare Management
System, EWMS) AN/ALQ-213. Oświetlenie
kokpitu jest przystosowane do użycia gogli
noktowizyjnych. Automatyczny system sterowania lotem (Automatic Flight Control
System, AFCS) sprzężony z radiowysokościomierzem ułatwia wykonywanie lotów
na bardzo małej wysokości.
Pave Hawk ma składane łopaty wirnika
i stateczniki poziome, co umożliwia jego
transport samolotami C-17A i C-5. Wloty
powietrza do silników i łopaty wirnika mają
zainstalowany system przeciwoblodzeniowy.
Na wylotach spalin z silników znajdują się
rozpraszacze (Hover Infrared Suppression
System, HIRSS), których zadaniem jest obniżenie temperatury spalin, a tym samym
zmniejszenie sygnatury cieplnej śmigłowca,
szczególnie w zawisie. Dla zwiększenia zasięgu w tylnej części kabiny można zamontować
dodatkowy zbiornik paliwa o pojemności 700
litrów. HH-60G ma też wysuwaną sondę do
uzupełniania paliwa w locie z samolotów
HC/MC/KC-130. W bocznych oknach kabiny można zamontować dwa ruchome karabiny maszynowe M240 lub GAU-2/C kal. 7,62,
albo GAU-18/A kal. 12,7 mm (ten ostatni jest
montowany na wysięgniku i może być zablokowany w pozycji pozwalającej na prowawww.armia24.pl
INSTYTUT TECHNICZNY WOJSK LOTNICZYCH
ul. Księcia Bolesława 6, 01-494 Warszawa, skr. poczt. 96
tel.: 261 851 300; tel./faks: 261 851 313
www.itwl.pl
e-mail: [email protected]
INFORMATYCZNE WSPARCIE ZARZĄDZANIA
EKSPLOATACJĄ STATKÓW POWIETRZNYCH
Ć
SI SAMANTA
WOŚ
DOKUM
TO
ENT
GO
AC
JA
S Z K OL E N I A
W LOTNICTWIE SIŁ ZBROJNYCH RP
w powietrzu
AW101 CSAR z Escuadra 751 „Pumas” Força Aérea Portuguesa. Do niedawna Portugalia była jedynym użytkownikiem
tych śmigłowców w wersji CSAR [Fot. FAP]
Pierwszy egzemplarz śmigłowca HH-101A Caesar dla Aeronautica Militare Italiana został oblatany 19 marca 2014
roku. Zwraca uwagę jednobarwne czarne malowanie całego płatowca [Fot. AgustaWestland]
dzeni ognia do przodu). Zewnętrzny zaczep
pod kadłubem ma udźwig 3630 kg. W skład
typowego wyposażenia poszukiwawczo-ratowniczego wchodzi radiowy system
lokalizacji rozbitków (odbiornik sygnałów
ratunkowych) AN/PRC-112 oraz wciągarka
o udźwigu 272 kg z wysokości zawisu 61 m,
zamontowana nad odsuwanymi drzwiami po
prawej stronie kadłuba.
W przyszłości HH-60G zostaną zastąpione
przez nowe śmigłowce ratownictwa bojowego (Combat Rescue Helicopter, CRH) HH60W. W czerwcu 2014 roku firma Sikorsky
Aircraft otrzymała kontrakt na opracowanie
i budowę pierwszych czterech ze 112 planowanych egzemplarzy. Płatowiec HH-60W
będzie oparty na wersji UH-60M, ale w jego
konstrukcji zostanie zastosowanych wiele
rozwiązań opracowanych dla śmigłowca S-92
(m.in. przekładnia, łopaty wirnika, śmigło
ogonowe). Do napędu posłużą dwa silniki
T700-GE-701D o maksymalnej mocy trwa-
64
łej po 1716 shp. Wraz z nowym wirnikiem
z kompozytowymi łopatami o większej cięciwie zapewni to wyższe osiągi, większy udźwig
i lepsze własności lotne podczas zawisu.
W porównaniu z HH-60G nowy śmigłowiec
będzie miał pojemniejszą kabinę (kadłub zostanie wydłużony o około 91 cm), większy
zapas paliwa i nowocześniejsze wyposażenie.
AgustaWestland AW101
Wersje SAR ciężkiego śmigłowca wielozadaniowego AW101 znajdują się w wyposażeniu
sił powietrznych Danii (Flyvevåbnet; 14 egz.
Model 512) i Kanady (Royal Canadian Air
Force; 14 egz. Model 511, w RCAF oznaczonych CH-149 Cormorant). W grudniu 2013
roku 16 maszyn AW101 w wersji SAR (Model
612) zakupiła także Norwegia dla swoich sił
powietrznych (Luftforsvaret). Jednak pierwszym i do niedawna jedynym użytkownikiem
tych śmigłowców w dedykowanej wersji
CSAR były siły powietrzne Portugalii (Força
Aérea Portuguesa), które zakupiły 12 egzemplarzy AW101: sześć w wersji SAR (Model
514), dwa w wersji patrolowej do ochrony
łowisk (Model 515) i cztery w wersji CSAR
(Model 516). Wszystkie zostały dostarczone
w latach 2004–2006 i służą w Escuadra 751
„Pumas” (751. Eskadrze). Stacjonują w bazie
Montijo koło Lizbony, Lajes na wyspie Terceira (Azory) i na wyspie Porto Santo (Archipelag Madery).
Portugalskie AW101 napędzane są trzema silnikami turbinowymi Rolls-Royce/
Turbomeca RTM 322-02/8 Mk 250 o maksymalnej mocy trwałej po 2000 shp i mocy
awaryjnej (OEI) 2400 shp przez dwie minuty.
Ich masa własna wynosi 9600 kg, maksymalna masa startowa 15 600 kg, udźwig 6000 kg
wewnątrz kabiny lub 4535 kg na zaczepie
zewnętrznym. Osiągają maksymalną prędkość przelotową 277 km/h, pułap praktyczny 3048 m i zasięg blisko 1400 km. Łopaty
wirnika i śmigła ogonowego są składane dla
ułatwienia transportu drogą powietrzną.
Śmigłowce mają opuszczaną rampę w tylnej
części kadłuba, co jest dużą zaletą w misjach
CSAR. Wyposażone są w dwie wciągarki
(główną i rezerwową), nadmuchiwane pływaki na wypadek awaryjnego wodowania,
dwie tratwy ratunkowe dla 20 osób, reflektor Nitesun, radar poszukiwawczy Galileo
Avionica (Selex ES) APS-717 o zakresie obserwacji 360° (z anteną umieszczoną w płaskiej obudowie pod kadłubem), czujnik termowizyjny Star Safire II firmy FLIR Systems,
lokalizator radiowych sygnałów ratunkowych
firmy Chelton, zintegrowany system łączności i nawigacji (w tym INS, GPS, TACAN,
radionamiernik) oraz system wspomagania
lądowania bez widoczności ziemi (VHF
Omnidirectional Range/Instrument Landing
System, VOR/ILS). Wyposażenie pilotażowe z cyfrowym systemem sterowania lotem
(AFCS) jest przystosowane do użycia gogli
noktowizyjnych.
AW101 CSAR (port. Busca e Salvamento
em Combate) różnią się od pozostałych maszyn zintegrowanym zestawem samoobrony
(Defensive Aids Suite, DAS), składającym się
z czujników ostrzegawczych przed promieniowaniem radarowym (RWR) i pociskami
rakietowymi (MWS) oraz wyrzutni flar i dipoli (Counter Measures Dispensing System,
CMDS). W bocznych oknach kabiny oraz na
rampie można zamontować do trzech karabinów maszynowych. Dla zwiększenia zasięgu
maszynę można wyposażyć w sondę do tankowania paliwa w locie (Air to Air Refueling,
AAR) lub podczas zawisu (Hovering In Flight
Refueling, HIFR). Oprócz liczącej trzy do
pięciu osób załogi śmigłowiec może zabrać
np. 11 osób na rozkładanych siedzeniach
i sześciu rannych na noszach.
www.armia24.pl
Leszek A. Wieliczko Śmigłowce Combat SAR
Drugim użytkownikiem śmigłowców
AW101 w wersji CSAR będzie lotnictwo
wojskowe Włoch (Aeronautica Militare
Italiana), które zakupiło 15 takich maszyn
dla zastąpienia przestarzałych Agusta/
Sikorsky HH-3F Pelican (wycofanych
ze służby we wrześniu ubiegłego roku).
Pierwszy egzemplarz, w AMI oznaczony
HH-101A Caesar (AW101 Model 611), został oblatany 19 marca 2014 roku w zakładach AgustaWestland w Yeovil w Wielkiej
Brytanii. W pierwszej kolejności nowe
śmigłowce trafią do 15° Stormo „Stafano
Cagna” (15. Skrzydła) w bazie Cervia-San
Giorgio. Będą wykorzystywane głównie
do misji CSAR (wł. Ricerca e Soccorso in
Combattimento), wsparcia operacji specjalnych i ewakuacji medycznej (MEDEVAC).
Jak w przypadku pozostałych włoskich
AW101, do napędu HH-101A zastosowano trzy silniki turbinowe General Electric
CT7-8E o maksymalnej mocy trwałej po
2041 shp i mocy awaryjnej (OEI) 2522 shp
przez dwie minuty. Śmigłowce mają opancerzone fotele załogi oraz ochronę balistyczną
stanowisk strzelców pokładowych i żywotnych elementów konstrukcji. Mogą być wyposażone w sondę do uzupełniania paliwa
w locie. W skład wyposażenia elektronicznego wchodzi m.in. radar, FLIR, laserowy
system wykrywania przeszkód terenowych
(Laser Obstacle Avoidance and Monitoring,
LOAM) i zintegrowany system samoobrony.
W bocznych oknach kadłuba i na opuszczanej rampie można zamontować do trzech
karabinów maszynowych M134 kal. 7,62
mm. W zależności od konfiguracji kabiny
HH-101A może zabrać do pięciu członków
załogi i 20 w pełni wyposażonych żołnierzy
lub sześciu członków załogi i ośmiu żołnierzy sił specjalnych wraz z ekwipunkiem.
Siły powietrzne Turcji wykorzystują do zadań poszukiwawczo-ratowniczych 20 egzemplarzy AS532UL/AL Cougar Mk I,
w tym sześć w wersji CSAR [Fot. Airbus Helicopters]
AS532A2 Cougar Mk II w wersji CSAR w barwach Royal Saudi Air Force podczas lotu próbnego we Francji (jeszcze z francuską rejestracją). Widać sondę do uzupełniania paliwa w locie i zasobnik z działkiem kal. 20 mm [Fot. Airbus Helicopters]
Jeden z czterech bułgarskich AS532AL Cougar
Mk I w wersji CSAR podczas wspólnych ćwiczeń
z US Army w Hohenfels w Niemczech w marcu 2012
roku [Fot. US Army]
Airbus Helicopters AS532 Cougar
Wśród całej gamy odmian i wersji średniego śmigłowca wielozadaniowego Airbus
Helicopters (wcześniej Eurocopter) AS532
Cougar znalazły się też wersje SAR i CSAR.
W 1996 roku Arabia Saudyjska zakupiła dla
swoich siły powietrznych (Royal Saudi Air
Force) 12 egzemplarzy AS532A2 Cougar
Mk II w wersji CSAR. Saudyjskie śmigłowce
służą w 99 Squadron (99. Dywizjonie) w bazie King Khalid w Khamis Mushayt. W latach 2000–2003 siły powietrzne Turcji (Türk
Hava Kuvvetleri) otrzymały 20 egzemplarzy
AS532AL/UL Cougar Mk I, wyprodukowanych na licencji w zakładach Turkish
Aerospace Industries (TAI). W tej liczbie
znalazło się sześć AS532AL w wersji CSAR.
Co ciekawe, w THK większość śmigłowców przydzielono po dwa–trzy egzemplarze do różnych jednostek bojowych. Z kolei
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 65
w powietrzu
Francuski EC725/H225M Caracal w wersji CSAR. Widać wciągarkę, reflektor, karabin maszynowy w oknie kabiny i głowicę z czujnikiem FLIR pod nosem kadłuba [Fot. Airbus Helicopters]
w latach 2006–2009 lotnictwo wojskowe
Bułgarii (Bŭlgarski Vojennovŭzduszni
Sili) otrzymało 12 maszyn AS532AL/UL,
w tym cztery AS532AL w wersji CSAR. Ich
użytkownikiem jest 2/24 Viertolietna Avio
Eskadrila (VAE – lotnicza eskadra śmigłowcowa) stacjonująca w bazie Krumowo
w Płowdiw.
AS532AL napędzany jest dwoma silnikami turbinowymi Turbomeca Makila 1A1
o maksymalnej mocy trwałej po 1588 shp
i mocy awaryjnej (OEI) 1783 shp przez
dwie minuty lub 1877 shp przez 30 s. Masa
własna wynosi 4610 kg, maksymalna masa
startowa 9350 kg, masa użyteczna 4930 kg.
Śmigłowiec osiąga prędkość maksymalną
278 km/h, pułap praktyczny 3450 m, pułap
zawisu bez wpływu ziemi (OGE) 1650 m i zasięg maksymalny (ze standardowymi zbiornikami paliwa) 776 km. Odmiana AS532A2
jest nieco większa (kadłub został wydłużony o 55 cm) i cięższa (masa własna 5012 kg,
maksymalna masa startowa 11 200 kg). Do
jej napędu zastosowano silniki Makila 1A2
o maksymalnej mocy trwałej po 1657 shp
i mocy awaryjnej (OEI) 1967 shp przez dwie
minuty lub 2109 shp przez 30 s, a także nowy
wirnik o średnicy 16,20 m i śmigło ogonowe
o średnicy 3,15 m (w AS532UL/AL odpowiednio 15,60 i 3,05 m).
Śmigłowce w wersji CSAR wyposażone
są w zintegrowany system nawigacji Thales
66
(Sextant Avionique) Nadir Mk 2 (obejmujący INS, GPS, TACAN, VOR/DME), radar
poszukiwawczy (w maszynach tureckich jest
to Bendix 1500B), głowicę obserwacyjną
z czujnikami elektrooptycznymi (w maszynach tureckich Aselsan AselFLIR-200),
lokalizator sygnałów ratunkowych, reflektor, wciągarkę o udźwigu 272 kg i nadmuchiwane pływaki na wypadek awaryjnego
wodowania. Oświetlenie kabiny umożliwia
użycie gogli noktowizyjnych. Dla wydłużenia zasięgu powiększono boczne sponsony,
w których umieszczono większe zbiorniki
paliwa. Ponadto można zamontować dodatkowy zbiornik w kadłubie oraz/lub sondę
do tankowania paliwa w locie. Śmigłowce
wyposażono także w zestaw samoobrony
zawierający czujniki ostrzegawcze (RWR,
MWS), urządzenia zakłócające (radiowe
i w podczerwieni) oraz wyrzutnie flar i dipoli. W bocznych oknach kabiny można
zamontować dwa karabiny maszynowe kal.
7,62 mm (np. FN MAG 58), a na zaczepach
zewnętrznych po bokach kadłuba podwieszać dwa zasobniki z działkami kal. 20 mm
(z zapasem amunicji po 180 nabojów) lub
wyrzutnie LAU-3/A z 19 niekierowanymi
pociskami rakietowymi kal. 70 mm. Fotele
załogi osłonięte są kevlarowym pancerzem.
Saudyjskie AS532A2 mają zainstalowane
rozpraszacze spalin na wylotach silników,
redukujące ich sygnaturę cieplną.
Airbus Helicopters EC725/
H225M Caracal
Pod koniec lat 90. także francuskie siły powietrzne (Armée de l’Air) planowały zakup
14 śmigłowców AS532A2 Cougar Mk II
w wersji CSAR (we Francji nazywanej RESCO – Recherche et Sauvetage au Combat).
Przewidywano nawet dla nich oddzielne
oznaczenie AS535. Ostatecznie skończyło
się na jednym prototypowym egzemplarzu,
a zainteresowanie francuskich sił zbrojnych
przeniosło się na najnowszy wówczas model rozwojowy Cougara – EC725 (czasem
nazywany Super Cougar; aktualna nazwa
tego modelu to H225M Caracal). W latach
2005–2007 Armée de l’Air otrzymały sześć
egzemplarzy EC725 w wersji CSAR (RESCO), a w latach 2011–2012 kolejne pięć.
Większość trafiła do wyposażenia Escadron
d’Hélicoptères 01.067 (EH 1/67) „Pyrénées”
(Dywizjonu Śmigłowców 1/67) w bazie
Cazaux, gdzie dołączyła do pozostających
jeszcze w służbie starszych SA330Ba Puma.
We francuskim lotnictwie wojsk lądowych
(Aviation Légère de l’Armée de Terre, ALAT)
EC725 noszą nazwę Caracal, która przyjęła
się także u kilku innych użytkowników.
Do napędu EC725 zastosowano dwa silniki
turbinowe Turbomeca Makila 2A1 o maksymalnej mocy trwałej po 1901 shp i mocy awaryjnej (OEI) 2235 shp przez dwie minuty lub
nawet 2380 shp przez 30 s. Pięciołopatowy
www.armia24.pl
Leszek A. Wieliczko Śmigłowce Combat SAR
thalesgroup.com/naval
Rozwiązania dla sektora morskiego
Wypełniamy wszystkie ważne zadania
MISJE HUMANITARNE
Koordynacja pomocy dla obszarów objętych
katastrofami i klęskami żywiołowymi, procedury
ewakuacji, poszukiwań i akcji ratunkowych.
OPERACJE MILITARNE
Wspieranie operacji specjalnych i lądowych,
obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej.
KONTROLOWANIE SYTUACJI NA MORZU
Utrzymywanie spójności terytorialnej oraz
świadomości sytuacyjnej na odpowiednim poziomie.
WYZWANIA STOJĄCE PRZED SŁUŻBAMI CELNYMI I STRAŻĄ GRANICZNĄ
Zwalczanie przemytu narkotyków, operacje antyterrorystyczne, zagrożenia związane z
nielegalną imigracją, zwalczanie kontrabandy.
Bezpieczeństwo na morzu wymaga codziennego podejmowania tysięcy
kluczowych decyzji. Firma Thales znajduje się w ich centrum. Nasze radary i
sonary, systemy przeciwpożarowe, rozwiązania C4ISR, programy integracji
dużych systemów i modernizacji okrętów wojennych wyposażone są w
inteligentne, zintegrowane technologie – jedne z najlepszych na świecie. Ufają
im i korzystają z nich marynarki wojenne z ponad 50 krajów.
Oferowane przez nas informacje i kontrola umożliwiają
podejmowanie decyzji odnośnie najbardziej skutecznego
reagowania w środowiskach mających znaczenie krytyczne.
Razem ze swoimi klientami przynosimy prawdziwą odmianę.
w powietrzu
Pierwszy egzemplarz EC725/H225M sił powietrznych Malezji. Kraj ten zakupił 12 egzemplarzy EC725/H225M przeznaczonych do misji SAR/CSAR [Fot. Airbus Helicopters]
wirnik nośny o średnicy 16,20 m może być
składany w celu ułatwienia transportu. Masa
własna wynosi 5715 kg, maksymalna masa
startowa 11 200 kg, udźwig 5285 kg wewnątrz
kabiny lub 4750 kg na zaczepie zewnętrznym.
Maksymalna prędkość przelotowa wynosi
262 km/h, pułap praktyczny 3968 m, pułap
zawisu bez wpływu ziemi (OGE) 792 m, zasięg maksymalny 909 km. Zasięg może być
zwiększony dzięki możliwości zamontowania
sondy do uzupełniania paliwa w locie (AAR)
lub w zawisie (HIFR). Oprócz dwuosobowej
załogi EC725 może pomieścić (w zależności
od konfiguracji kabiny) np. 11 rannych na
noszach i cztery osoby personelu medycznego na rozkładanych siedzeniach. W wersji
CSAR załoga składa się zwykle z pięciu osób.
EC725 ma nowoczesną cyfrową awionikę
kompatybilną z goglami noktowizyjnymi,
automatyczny system sterowania lotem
(AFCS), cyfrową mapę, system planowania misji Sirina, radar pogodowy i poszukiwawczy, system nawigacji (w tym INS,
GPS, VOR/DME) i wspomagania lądowania
(ILS), głowicę elektrooptyczną z czujnikiem
FLIR, kamerą TV i dalmierzem laserowym,
odbiornik systemu lokalizacji sygnałów ratunkowych, system samoobrony, dwie wciągarki o udźwigu 272 kg z wysokości zawisu
80 m, nadmuchiwane pływaki na wypadek
awaryjnego wodowania (do stanu morza 6),
reflektor i megafon. Na wlotach powietrza
do silników można zamontować filtry przeciwpyłowe lub instalację przeciwoblodzeniową. W tę drugą można wyposażyć także
łopaty wirnika i śmigła ogonowego oraz statecznik poziomy. Fotele pilotów oraz podłoga i burty kabiny mogą być opancerzone.
Dla zwiększenia zasięgu można zainstalować sondę do uzupełniania paliwa w locie
68
(AAR) lub w zawisie (HIFR). W bocznych
oknach kabiny można zamontować dwa karabiny maszynowe kal. 7,62 mm, a na zaczepach zewnętrznych dwa zasobniki z działkami kal. 20 mm lub wyrzutnie LAU-3/A z 19
rakietami niekierowanymi kal. 70 mm.
Oprócz Francji śmigłowce EC725 zostały
zakupione m.in. przez siły zbrojne Brazylii
(gdzie są też produkowane na licencji),
Meksyku, Malezji, Indonezji i Tajlandii.
Malezja zakupiła 12 egzemplarzy EC725
dla swoich sił powietrznych (Tentera Udara
Diraja Malaysia) specjalnie do misji SAR/
CSAR. Pierwsze dwa zostały dostarczone
w grudniu 2012 roku. Malezyjskie EC725
trafiły do wyposażenia No. 10 Skuadron
„Elephant Tusk” (10. Dywizjonu) w bazie
Sultan Ahmad Shah w Kuantanie, zastępując przestarzałe śmigłowce Agusta/Sikorsky
AS/S-61A Sea King (Nuri). Siły powietrzne Indonezji (Tentara Nasional Indonesia
– Angkatan Udara) zakupiły sześć maszyn
w wersji CSAR. Pierwsza z nich została
ukończona w listopadzie ubiegłego roku,
a w połowie tego roku, po zainstalowaniu
docelowego wyposażenia, ma trafić do
użytkownika. Indonezyjskie EC725 będą
służyły w Skadron Udara 9 (9. Dywizjonie
Lotniczym) w bazie Kalijati-Suryadarma.
Także siły powietrzne Tajlandii (Royal
Thai Air Force) zakupiły sześć egzemplarzy EC725 przeznaczonych do misji SAR/
CSAR. Maszyny mają być dostarczone w latach 2015–2017 do 2nd Wing (2. Skrzydła)
w bazie Koke Kathiem-Lop Buri, gdzie
zastąpią wysłużone Bell UH-1H. Również
w Brazylii i Meksyku część EC725 będzie
zapewne wykorzystywana do zadań poszukiwawczo-ratowniczych.
Inne konstrukcje
Od początku lat 90. w US Navy do zadań
CSAR wykorzystywane są śmigłowce wsparcia bojowego (Helicopter Combat Support,
HCS) HH-60H Seahawk, popularnie nazywane Rescue Hawk. Mają typowy zestaw
wyposażenia poszukiwawczo-ratowniczego
oraz rozbudowane systemy pilotażowo-nawigacyjne, łączności i samoobrony. W odróżnieniu od HH-60G nie mają sondy do
HH-60H Seahawk z dywizjonu HS-11 „Dragon Slayers” z lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” (CVN-71) startują
z pokładu okrętu desantowego USS „Shreveport” (LPD-12), grudzień 2001 roku. Maszyna na pierwszym planie ma
podwieszone pociski rakietowe Hellfire [Fot. US Navy]
www.armia24.pl
Leszek A. Wieliczko Śmigłowce Combat SAR
Śmigłowce UH-60L (S-70A-55) Yanshuf służą w izraelskich siłach powietrznych
m.in. do zadań CSAR, realizowanych wspólnie z tzw. jednostką 669 [Fot. IAF]
tankowania paliwa w locie, ale na zaczepach
zewnętrznych po bokach kadłuba mogą
przenosić dwa dodatkowe zbiorniki paliwa.
Zamiast nich można podwieszać do czterech
kierowanych pocisków rakietowych AGM114 Hellfire albo zasobniki z rakietami niekierowanymi lub z karabinami maszynowymi
GAU-17/A kal. 7,62 mm. Do naprowadzania
pocisków Hellfire śmigłowce wyposażono
w laserowy dalmierz/wskaźnik celów AN/
AAS-44. Dodatkowo w bocznych oknach kabiny można zamontować dwa karabiny maszynowe M60D kal. 7,62 mm. Od kilku lat,
w ramach unifikacji parku śmigłowcowego
US Navy, trwa proces zastępowania HH-60H
przez nowe śmigłowce wielozadaniowe MH-60S Knighthawk.
Siły powietrzne Korei Południowej
(Republic of Korea Air Force) realizują zadania CSAR przy użyciu ośmiu śmigłowców HH-60P, wyprodukowanych na licencji w Korean Air Aerospace Division. Ich
konstrukcja jest oparta na wersji UH-60P
(S-70A-18), czyli budowanej na licencji
UH-60L, ale mają wyposażenie zbliżone do
standardu HH-60G (m.in. wciągarkę, FLIR,
systemy samoobrony). Mogą przenosić dodatkowe zbiorniki paliwa na wysięgnikach
montowanych u góry po bokach kadłuba
(External Stores Support System, ESSS).
HH-60P służą w 233rd Combat Search and
Rescue Squadron (233. Dywizjonie CSAR)
w bazie Cheongju.
Izraelskie siły powietrzne (Heyl Ha’Avir)
wykorzystują do misji SAR/CSAR zarówno średnie śmigłowce transportowe UH60A i UH-60L (S-70A-50/A-55), w Izraelu
nazwane Yanshuf, jak i ciężkie CH-53
(S-65C-3) Yas’ur. Oba typy maszyn zostały
poddane w Izraelu licznym modyfikacjom,
obejmującym m.in. instalację nowocześniej-
CH-53 (S-65C-3) Yas’ur są wykorzystywane w izraelskich siłach powietrznych m.in. do przewożenia ciężkich ładunków,
żołnierzy, wsparcia misji specjalnych, ewakuacji medycznej oraz CSAR [Fot. IAF]
szych systemów łączności (w tym satelitarnej) i samoobrony izraelskiej produkcji,
wyposażenia nawigacyjnego i laserowego
systemu wykrywania przeszkód terenowych
(LOAM). Śmigłowce otrzymały wciągarki
i inny sprzęt niezbędny w misjach poszukiwawczo-ratowniczych. Część maszyn
UH-60 przystosowano do montowania dodatkowych zbiorników paliwa na zaczepach
zewnętrznych (ESSS) oraz sondy do uzupełniania paliwa w locie. Także CH-53 mają
zarówno sondę, jak i zewnętrzne zaczepy dla
dodatkowych zbiorników paliwa. Śmigłowce
Yanshuf służą w 123 „The Southern Bells”
Squadron (dywizjonie) w bazie Hatzerim
i 124 „The Rolling Sword” Squadron w bazie Palmachim, natomiast Yas’ur w 114
„The Night Leaders” Squadron i 118 „The
Nocturnal Birds of Prey” Squadron w bazie
Tel Nof. Misje CSAR wykonywane są przy
udziale specjalnie przeszkolonych komandosów z tzw. 669 Unit, czyli jednostki lotniczego ratownictwa i ewakuacji.
Siły powietrze Grecji (Elliniki Polemiki
Aeroporia) do zadań SAR i CSAR wykorzystują dwanaście śmigłowców
AS332C1 Super Puma. Pierwsze cztery egzemplarze Grecja zakupiła w latach
1999–2001. Wszystkie służą w 384 Mira
Erevnas Diasosis „Puma” (384. Eskadrze
Poszukiwawczo-Ratowniczej) w bazie
Elefsis. Tak jak Cougary Mk I napędzane
są silnikami Makila 1A1. W skład ich wyposażenia wchodzi m.in. system nawigacyjny
Nadir Mk 2, radar Bendix 1500B, głowica
elektrooptyczna Thomson-CSF Chlio, reARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 69
w powietrzu
AS332C1 Super Puma z 384
Mira Erevnas Diasosis „Puma” sił
powietrznych Grecji, używany do zadań
SAR i CSAR [Fot. Airbus Helicopters]
Śmigłowiec H-92 Superhawk
(wojskowa wersja S-92) jest oferowany
m.in. w wersji CSAR – jak dotąd bezskutecznie
[Fot. Sikorsky Aircraft Corporation]
flektor, megafon, wciągarka, tratwy ratunkowe i nadmuchiwane pływaki awaryjne.
Firma Sikorsky od kilku lat bezskutecznie
usiłuje zainteresować ewentualnych klientów
wersją CSAR wielozadaniowego śmigłowca
transportowego S-92, w zastosowaniach wojskowych nazwanego H-92 Superhawk. Był
on oferowany m.in. US Air Force w ramach
programu CSAR-X, ale został odrzucony na
rzecz Boeinga HH-47 (ostatecznie program
CSAR-X został anulowany). Do napędu służą
dwa silniki turbinowe General Electric CT7-
8A (S-92) lub CT7-8C (H-92). Masa własna
wynosi 7362 kg, maksymalna masa startowa
12 837 kg, udźwig na zaczepie zewnętrznym
3629 kg (docelowo ma być zwiększony do
4540 kg). S-92/H-92 osiąga maksymalną
prędkość przelotową 280 km/h, pułap praktyczny 4572 m, pułap zawisu bez wpływu
ziemi (OGE) 1981 m, zasięg maksymalny
1000 km. Śmigłowiec ma bardzo nowoczesne wyposażenie pilotażowo-nawigacyjne
z cyfrowym systemem sterowania lotem
(AFCS) fly-by-wire i radarem pogodowym.
Szwedzki NH-90 wyposażony m.in. w głowicę elektrooptyczną,
radar pogodowy i wciągarkę. Producent oferuje pakiet wyposażenia
pozwalający na przekształcenie śmigłowca NH-90 TTH w wersję CSAR
[Fot. Airbus Helicopters]
W wersji CSAR może być dodatkowo wyposażony w jedną lub dwie wciągarki, reflektor,
FLIR, radar poszukiwawczy, cyfrową mapę
terenu, gogle noktowizyjne, bezprzewodowy system łączności wewnętrznej, kodowany
system łączności radiowej, dwa dodatkowe
wewnętrzne zbiorniki paliwa (zasięg wzrasta wówczas do ponad 1500 km), sondę do
uzupełniania paliwa w locie, opancerzenie
foteli pilotów i kabiny oraz systemy samoobrony (RWR, MWS, CMDS). H-92 może
być uzbrojony w trzy karabiny maszynowe
kal. 7,62 lub 12,7 mm, montowane w oknach
po bokach kabiny i na opuszczanej rampie
w tylnej części kadłuba. Oprócz dwuosobowej załogi może zabrać standardowo 19 żołnierzy (maksymalnie 22), ale wnętrze kabiny
można dowolnie konfigurować, montując
m.in. stelaże na nosze.
Na berlińskim salonie lotniczym ILA 2010
firma Eurocopter, największy udziałowiec
konsorcjum NHIndustries, zaprezentowała
śmigłowiec NH-90 w wariancie ewakuacji
medycznej (MEDEVAC), oferując go niemieckim siłom zbrojnym. W opublikowanym
wówczas komunikacie poinformowano, że na
życzenie klienta może zostać przygotowany
pakiet wyposażenia, pozwalający na przekształcenie NH-90 TTH (Tactical Transport
Helicopter) w wersję CSAR. Obejmuje on:
ochronę balistyczną, dwie wciągarki, nadmuchiwane pływaki na wypadek awaryjnego
wodowania, filtry przeciwpyłowe na wlotach
powietrza do silników, system wykrywania
przeszkód terenowych umożliwiający loty
na małej wysokości i zintegrowany system
samoobrony. Przewidziano też możliwość
zamontowania do trzech karabinów maszynowych (dwóch w drzwiach po obu stronach
kadłuba i jednego na opuszczanej rampie).
Ponadto dla zwiększenia zasięgu można zamontować dodatkowe zbiorniki paliwa w kabinie lub na zaczepach zewnętrznych oraz/
lub sondę do uzupełniania paliwa w locie.
NH-90 to bardzo nowoczesny dwusilnikowy śmigłowiec, który nawet w standardowej
wersji transportowej może być z powodzeniem wykorzystywany do misji poszukiwawczo-ratowniczych, dzięki wyposażeniu m.in.
w radar pogodowy, cyfrową mapę, czujnik
termowizyjny (FLIR), lokalizator sygnałów
ratunkowych czy wciągarkę. Dotychczas żaden z kilkunastu użytkowników tych śmigłowców nie zdecydował się jednak na zakup
wersji CSAR. n
Leszek A. Wieliczko
Publicysta specjalizujący się w tematyce lotniczej, zwłaszcza
lotnictwa wojskowego.
70
www.armia24.pl
m
00
3000 m
55
SPZR POPRAD
POPRAD jest przeznaczony do niszczenia celów powietrznych na małych i średnich wysokościach przy
użyciu samonaprowadzających się pocisków rakietowych. Zestaw jest przystosowany do współpracy
w systemie zautomatyzowanego kierowania obroną
przeciwlotniczą, skąd otrzymuje łączami cyfrowymi
wskazanie celów do zniszczenia.
PIT-RADWAR Spółka Akcyjna
tel. centrala 22 540 22 00
ul. Poligonowa 30, 04-051 Warszawa
[email protected], www.pitradwar.com
Historia Militaris
Półgąsienicowa rodzina
„Pancerne pudełka”
– starsi bracia transportera M113
Wprowadzony do służby na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku gąsienicowy transporter opancerzony M113 odniósł niebywały sukces. Jego najlepszą miarą będzie
zapewne liczba wyprodukowanych łącznie egzemplarzy, która przekroczyła zawrotne 80 000 sztuk.
Ten prosty, tani i łatwy w produkcji pojazd stał się podstawą dla wielu nośników uzbrojenia, wozów
dowodzenia, wozów ewakuacji medycznej a także przypominających „ciężarówki na gąsienicach”
pojazdów transportowych. Łączna liczba krajów użytkujących ów transporter przekracza pięćdziesiąt – jednym z nich jest Polska, która niewielką partię tych wozów otrzymała wraz z używanymi
niemieckimi czołgami Leopard 2. M113 nie pojawił się oczywiście znikąd. Jego konstrukcja to
wynik ewolucji doświadczeń czerpanych jeszcze z II wojny światowej. Niniejszy artykuł jest próbą
opisania krętej i niekiedy pełnej ślepych zaułków drogi do w pełni satysfakcjonującego transportera
opancerzonego.
Marcin Łuczak
Część 2
Powojenne opracowania
Operacyjne użycie istnej masy wyprodukowanych „half-tracków” doprowadziło
do wielu konstruktywnych doświadczeń
i wniosków mogących przydać się w dalszym rozwoju transporterów piechoty.
„Half-tracki” same w sobie nie były może
najlepszymi konstrukcjami na świecie.
Wykazały one jednak całkowitą słuszność
koncepcji, dla której realizacji je stworzono. Wsparcie czołgów piechotą, przewożoną
w lekko opancerzonych oraz dość mobilnych
pojazdach, okazało się istotne na polu walki,
a jego rola w przyszłych konfliktach miała
tylko wzrastać. Wady i zalety „half-tracków”
były dobrze znane na długo przed zakończeniem II wojny światowej. Jesienią 1944 roku
biuro konstrukcyjne zakładów w Detroit zaproponowało stworzenie pojazdu mającego
eliminować wady pojazdów półgąsienicowych i jednocześnie posiadającego wszystkie ich zalety. Otrzymał on oznaczenie T13
i niestety z racji nikłego zaawansowania prac
projektowych informacji jego dotyczących
jest niewiele. Nowy pojazd miał mieć już
w pełni gąsienicowy układ jezdny, którego
komponenty miały być zunifikowane z czołgiem lekkim M24. Napęd, w skład którego
wchodziły dwa ośmiocylindrowe, widlaste
silniki benzynowe produkcji firmy Cadillac
(o łącznej mocy 296 KM) oraz transmisja
72
M16 MGMC. Z racji braku dogodnych celów na niebie, cztery półcalowe karabiny najczęściej ostrzeliwały cele naziemne
Hydramatic, również zaadaptowany został
wprost z tego pojazdu. Taki układ napędowy zapewnić mógł nowemu pojazdowi wystarczającą mobilność. Podwozie posiadało
pięć par kół jezdnych (tyle samo co w czołgu
M24) zawieszonych na drążkach skrętnych.
Górne gałęzie gąsienic oparte były z każdej
strony na czterech rolkach. Pancerne nadwozie zbudowane z ustawionych w sporej
części pionowo blach o grubości pół cala
(12,7 mm) pomieścić miało od 18 do 22
załogantów. W jego przedniej części zain-
stalowany został zblokowany silnik1, którego chłodnica nieco na wzór „half-tracków”
osłonięta została pancernymi żaluzjami.
Po lewej stronie silnika zajmował miejsce
kierowca, prawa strona to miejsce jego pomocnika. Każdy z nich dysponował osobnym, górnym włazem. Tył nadwozia zajęty
był przez obszerny przedział desantowy, do
którego dostać się można było przez tylne
drzwi – nie jest jednak wiadome, czy przewidywano w tym miejscu chociażby instalację włazów w dachu pojazdu. Przedział
www.armia24.pl
ten był wyższy od przedziału kierowania.
Jedyne uzbrojenie stanowił zamontowany
na obrotnicy karabin maszynowy kal. 12,7
mm, którego obsługą obarczono pomocnika kierowcy. W burtach pojazdu wycięto dodatkowo okienka strzelnicze, dzięki
którym możliwe było użycie broni desantu
z wnętrza wozu. Okienek tych miało być co
najmniej osiem – po cztery na każdej burcie, być może planowano umieścić je także
z tyłu. Masa bojowa wozu T13 wynieść miała wynosić około 17 690 kg, była ona więc
o niemal 680 kg mniejsza niż masa czołgu,
na komponentach którego powstać miał
nowy transporter.
Wóz T13 stać się miał także bazą dla nieopancerzonego pojazdu transportowego/
ciągnika artyleryjskiego o oznaczeniu T33.
To zastosowanie okazało się jednak gwoździem do trumny całego programu, gdyż
tożsamy z transporterem bazowym układ
napędowy miał okazać się za słaby w stosunku do stawianych przed nim zadań. 22
marca 1945 roku rekomendowano więc
przerwanie wszelkich prac projektowych.
Prace nad następcami „half-traków” toczyły się jednak dalej. W marcu 1945 roku
zaaprobowano pomysł zbudowania nowego
pojazdu w oparciu o komponenty niszczyciela czołgów M18 Hellcat. Jak już wiadomo, to nie był pierwszy przypadek, kiedy
zdecydowano się sięgnąć po rozwiązania
wdrożone w tym pojeździe. Tym razem
jednak chodziło o coś zgoła innego niż
proste zaadaptowanie gotowego kadłuba.
Nowy pojazd otrzymał tymczasowe oznaczenie T16.
O ile transportery opancerzone nazywa
się czasem „taksówkami pola walki”, to
w przypadku T16 śmiało można powiedzieć, że ma się do czynienia co najmniej
z „pancernym autobusem”. Nowy wóz był
widocznie większy niż jego pozostały tylko
na papierze poprzednik. Widać to najlepiej
po liczbie przewożonego w środku personelu, która wynosiła aż dwudziestu siedmiu
ludzi oraz masie bojowej sięgającej 23 133
kg. Pozostałe wymiary to 6,5 m długości,
3,03 m szerokości oraz 2,54 m wysokości
(wraz z kopułą obserwacyjną dowódcy).
Transporter T16 przejął ze wspomnianego niszczyciela czołgów niemal kompletny
układ napędowy. W jego skład wchodził
zamontowany w przedniej części pojazdu
dziewięciocylindrowy gwiazdowy2 silnik
benzynowy o pojemności 15,9 l Continental
R-975-D4, generujący maksymalnie 460
KM przy 2400 obr./min. Do chłodzenia
wykorzystywał on powietrze. Silnik ten
umieszczony był poziomo, dlatego z trzybiegową transmisją Torqmatic połączono go za
pomocą przekładni kątowej. Zarówno M18
Transporter moździerza M4A1 widoczny z góry
I jeszcze jeden samobieżny moździerz, tym razem model M21
jak i omawiany pojazd posiadają koła napędowe z przodu – w niszczycielu czołgów
aczkolwiek montaż silnika z tyłu wymusił
zastosowanie wału napędowego przebiegającego tuż nad podłogą. W podwoziu zastosowano łącznie 12 kół nośnych (o dwa
więcej niż w M18) o rozmiarze 64,7×11,4
cm, zawieszonych na drążkach skrętnych
– na dwóch pierwszych oraz dwóch ostatnich parach kół zamontowano dodatkowo
amortyzatory. Gąsienice o szerokości 53,3
cm wsparte były z każdej strony na czterech
rolkach biegu powrotnego. Stykały się one
z gruntem na długości 379 cm.
Pancerny kadłub posiadał charakterystyczny, pudełkowy kształt. W odróżnieniu
od niezrealizowanego modelu T13, został
on nieco lepiej ukształtowany pod względem pochylenia pancerza. Dodatkowo przedział kierowania oraz napędowy miały tym
razem taką samą wysokość. Wykonano go
z połączonych spawaniem elementów walcowanych oraz odlewanych. Grubość poszczególnych płyt pancernych wraz z ich
kątem odchylenia od pionu przedstawia
tabela:
Przód – płyta górna
Przód – część środkowa
Przód – część dolna
Boki – część górna
Boki – część dolna
Tył – część górna
Tył – część dolna
Strop – podzielony na trzy części
Podłoga
10 mm (60°)
16 mm (10°)
13 mm (0–68°)
13 mm (0°)
10 mm (0°)
13 mm (0°)
10 mm (53°)
10 mm (82° /90° /70°)
8 mm (90°)
W przedniej części kadłuba, po obu stronach przedziału silnikowego, zajmowali
miejsca kierowca (po lewej stronie) oraz
strzelec kadłubowego karabinu maszynowego Browning M1919A43. Każdy z tych załogantów miał do dyspozycji własny górny
właz a także po trzy peryskopy T24. Za doprowadzanie czynnika chłodzącego do silnika odpowiedzialne były wloty powietrza,
umieszczone na pochyłej przedniej płycie
oraz w przedniej części płyty stropowej. Za
silnikiem znajdowało się miejsce dowódcy. Dysponował on wieżyczką obserwacyjną o charakterystycznym, sześciokątnym,
zwężającym się ku górze kształcie. W każdej
z jej ścian znalazł się jeden peryskop T24.
W przedziale desantowym znalazło się miejsce dla 24 żołnierzy. Zajmowali oni cztery
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 73
Historia Militaris
„Half- tracki” w izraelskich rękach. Zdjęcie wykonano prawdopodobnie w 1948 roku
rzędy ławek – dwa umieszczone tuż przy
burtach oraz dwa zamontowane na środku
przedziału. Zajmowanie miejsc w pojeździe oraz jego opuszczanie zapewniała para
drzwi tylnych oraz para drzwi bocznych.
Dodatkowo do dyspozycji był właz górny,
w którym umocowano półcalowy karabin
maszynowy na podstawie T107. Dla broni
tej przewidziano zapas 550 sztuk amunicji.
Załodze pojazdu umożliwiono prowadzenie
ognia z własnej broni bez rezygnacji z oferowanej osłony pancernej – służyło do tego
łącznie 10 okienek strzelniczych (po cztery na burtach oraz po jednym na każdym
z drzwi tylnych) zamykanych zasuwami.
W przedziale desantowym zamontowano ponadto kolejne dwa peryskopy T24.
Bezpośrednio pod jego podłogą ulokowano
zaś akumulatory, zbiorniki paliwa o pojemności 250 galonów (ok. 946 litrów), chłodnicę oleju oraz zapasowy generator energii
elektrycznej. W transporterze przewożono
zapas 550 pocisków kal. 12,7 mm oraz 1000
sztuk nabojów do karabinu kadłubowego.
Zapas paliwa wystarczał na przejechanie
około 290 kilometrów, zaś prędkość maksymalna omawianego pojazdu na płaskiej nawierzchni to 51,5 km/h. T16 mógł pokonywać rowy o szerokości do 213 cm, wspinać się
na pionowe ściany o wysokości do 61 cm oraz
Ciekawa modyfikacja izraelskiego wozu M5. Zwracają uwagę dwie rzeczy – po pierwsze zamontowane zamiast prawej
połowy przedniej szyby jarzmo karabinu maszynowego, po drugie znajdująca się w przedziale desantowym brytyjska
sześciofuntowa armata przeciwpancerna
74
brodzić wodzie do głębokości 102 cm. Jego
prześwit wynosił 46 cm. Zastosowany układ
napędowy był w stanie zapewnić minimalny
promień zawracania wynoszący 13,4 m.
W drugim tygodniu kwietnia 1945 roku
zdecydowano się dokonać pierwszego, ograniczonego zakupu nowego pojazdu. Jego
produkcją zająć miała się firma Cadillac. Do
czerwca tego samego roku miano dostarczyć
pierwsze sześć egzemplarzy. Świeżo dostarczone wozy trafiły na poligon w Aberdeen,
gdzie poddane zostały wyczerpującym testom. II wojna światowa w międzyczasie
dobiegła końca i nowy transporter piechoty dla armii przestał być pilnie potrzebny.
Wyprodukowane pojazdy standaryzowano
pod oznaczeniem M44 i skierowano do dalszych prób. Wyniki tych prób są nieznane,
znane są za to modyfikacje, którym pojazd
na ich podstawie poddano. I tak wymieniono
zupełnie układ napędowy. W miejscu silnika
gwiazdowego znalazła się konstrukcja również benzynowa, produkcji firmy Continental
model AOS-895-14. Generowała ona z sześciu cylindrów moc maksymalną rzędu 500
koni mechanicznych. Połączono ją z automatyczną transmisją CD-500, która zapewniała możliwość skręcania w miejscu. Kolejne
zmiany obejmowały także nowe gąsienice
o oznaczeniu T87, których szerokość była
taka sama jak w przypadku gąsienic stosowanych standardowo na M44. Pozbyto się
ponadto niepraktycznego kadłubowego karabinu maszynowego, otworów strzelniczych
w burtach oraz zaplanowano pozbycie się
w ewentualnych wozach seryjnych bocznych
drzwi do przedziału desantowego. Tak zmodyfikowane transportery otrzymały tymczasowe oznaczenie M44E1, ich ewentualną prowww.armia24.pl
Marcin Łuczak „Pancerne pudełka” – starsi bracia transportera M113
dukcją zaś zajmować miał się Detroit Arsenal.
Zanim przejdziemy dalej, warto wspomnieć,
że na podwoziu M44 planowano umieścić
moździerz kal. 4,2 cala (107 mm). Nośnik
takiego uzbrojenia otrzymał oznaczenie T35,
lecz ostatecznie dla wspomnianego moździerza znaleziono zupełnie inne podwozie i T35
przestał być potrzebny.
M44 ani jego zmodyfikowana wersja nie
znalazły akceptacji w oczach wojskowych.
Krytykowano nadmierną liczbę przewożonych żołnierzy desantu, wadą nie do przyjęcia okazały się także iście monstrualne
wymiary pojazdu. Dzięki nim M44 byłby
dość charakterystycznym i łatwym do zniszczenia celem, przewożącym dodatkowo wielu cennych żołnierzy. Pojazd taki jak M44
nie był armii potrzebny. Konieczne stało się
więc zbudowanie mniejszego wozu.
Prace nad nowym transporterem zapoczątkowano 26 września 1946 roku, choć ich
formalnego początku można doszukiwać
się jeszcze we wrześniu roku poprzedniego. Wtedy to na podstawie pierwszych doświadczeń z transporterem M44 rozpisano
wymagania na pojazd oczywiście w pełni
gąsienicowy, zdolny do przewozu pojedynczej, liczącej dwunastu żołnierzy drużyny
piechoty. Bazować on miał na podwoziu
ciągnika T435. Użyte w nim zawieszenie
oparte na sprężynach paraboidalnych (vide
zawieszenie czołgów średnich M4 Sherman)
okazało się jednak niesatysfakcjonujące. Z konieczności więc zamieniono je na
układ wykorzystujący drążki skrętne, które stały się standardem w każdym nowym
amerykańskim pojeździe gąsienicowym.
Po modyfikacji do dotychczasowego oznaczenia ciągnika dodano sufiks „E1” – ten
właśnie model ostatecznie stał się „dawcą”
podwozia dla nowego transportera, znanego już pod własnym oznaczeniem T18.
Wyprodukowaniem czterech, różniących
się nieco od siebie egzemplarzy serii pilotażowej zająć się miała znana już doskonale
firma International Harvester. Układ pancernego nadwozia przypominał nieco ten
z wozu M44 – tutaj również widoczny był
stający się powoli standardem pudełkowaty
kształt kadłuba z pochylonymi przednimi
płytami, choć w nowym pojeździe pochylona była cała przednia płyta, nie tylko jej górna połowa. Podobny był też rozkład kadłuba
– z przodu zamontowano silnik, po jego obu
stronach zajmowali miejsca kierowca wraz
z pomocnikiem. Każdy z nich oczywiście
dysponował osobnym włazem oraz trzema
peryskopami M176. Zaraz za silnikiem znalazło się miejsce dowódcy, który i tu dysponował własną kopułą obserwacyjną. Według
oryginalnego projektu uzbrojenie pojazdu przedstawiało się niezwykle ciekawie.
Tranporter M44. Widoczne zamknięte boczne drzwi ewakuacyjne
M44 ukazany od frontu…
…oraz widziany od tyłu. Doskonale widoczne podwójne tylne drzwi z wykonanymi w nich strzelnicami. Wsiadanie
do przedziału desantowego ułatwiały widoczne poniżej drzwi rozkładane stopnie. Między drzwiami zaś usytuowany
został wlew paliwa
Stanowiły je dwa karabiny maszynowe kal.
12,7 mm zamontowane w osobnych, zdalnie
sterowanych wieżyczkach, rozmieszczonych
na prawo i lewo od dowódcy. Strzelcy ob-
sługujący tę broń zajmowali miejsca w przedziale desantowym usytuowane nieco za
uzbrojonymi wieżyczkami. Każdy z nich
miał do dyspozycji celownik peryskopowy
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 75
Historia Militaris
Pilotażowy wóz T18. Na tym ujęciu pozbawiono go obu zamontowanych w wieżyczkach karabinów maszynowych
wraz z kompletem potrzebnych manipulatorów. Za ich pomocą możliwe było sterowanie jednym bądź oboma karabinami na
raz. Podobny komplet przyrządów był także
w posiadaniu dowódcy, co umożliwiało mu
samodzielne prowadzenie ognia. Wóz miał
przewozić na raz 14 osób. Przedział desantowy zaaranżowany został podobnie jak
w M44 – zamontowano w nim cztery rzędy
ławek. Dostęp do jego wnętrza możliwy był
za pomocą pary pancernych drzwi zamon-
towanych z tyłu wozu. Dodatkowo dostępne
były dwa składane harmonijkowo dwuczęściowe włazy górne, wykonano je jednakże
tylko na wozach pilotażowych – w produkcji
seryjnej zastąpiono je prostszą, jednoczęściową konstrukcją. Pod podłogą przedziału
desantowego znalazły się dwa zbiorniki paliwa o łącznej pojemności 567,8 l benzyny
80-oktanowej.
Poszczególne egzemplarze partii pilotażowej różniły się w pewnym stopniu od
oryginalnego projektu. I tak „podstawowy”
T18 pozbawiony był pomocnika kierowcy.
Modyfikacja ta zmniejszyła liczbę załogantów
do 13, dodatkowo wkrótce później zaadaptowano ją też na innych wozach pilotażowych.
Był to też jedyny egzemplarz wyposażony
w wyspecyfikowane w projekcie uzbrojenie
montowane w wieżyczkach. T18E1 różnił
się od oryginalnego projektu brakiem jakiegokolwiek uzbrojenia. W zamian dowódca
pojazdu otrzymał znacznie podwyższoną
wieżyczkę obserwacyjną. T18E2 z kolei wyróżniał się uzbrojeniem złożonym z dwóch
karabinów maszynowych kal. 12,7 mm zamontowanych w masywnej wieżyczce T122.
Za ich obsługę odpowiedzialny był dowódca pojazdu. Z całej tej trójki egzemplarzy
próbnych tylko T18E1 został skierowany do
produkcji – zrezygnowano w nim jednakże
z absurdalnie wysokiej „wieży”, na miejsce
której trafiła niska kopuła z zamontowanymi
na jej obwodzie sześcioma wizjerami. W jej
okolicy zamocowany został półcalowy karabin maszynowy z zapasem 1800 sztuk amunicji, którego obsługa możliwa była tylko przy
otwartym włazie.
Skierowany do produkcji T18E1 został
standaryzowany pod oznaczeniem M75.
Jego wytwarzaniem zajmować miały się dwa
zakłady – znany już International Harvester
oraz Food Machinery and Chemical
Widok na wnętrze przedziału desantowego. Warto zwrócić uwagę na inną niż na poprzednim zdjęciu konstrukcję drzwi. Takie rozwiązanie zostało zastosowane na wszystkich
pojazdach, których numerów nie wymieniono wcześniej
76
www.armia24.pl
Marcin Łuczak „Pancerne pudełka” – starsi bracia transportera M113
Historia Militaris
Układ napędowy wozu M75. Doskonale widoczne prowadnice, po których możliwie było jego wysunięcie
Corporation (FMC). Pierwsza otrzymała
zamówienie na 1000 egzemplarzy, druga na
780. W toku produkcji seryjnej dokonano
w konstrukcji paru zmian – pozbawiono
ją chociażby przednich i bocznych osłon
przeciwpyłowych, zrezygnowano z instalacji pomocniczej jednostki napędowej wraz
z układem ogrzewania wnętrza, zmodyfikowano konstrukcję zawieszenia, dwa oddzielne gumowe zbiorniki paliwa zastąpiono
jednym stalowym o tej samej pojemności
oraz zmieniono grubość niektórych płyt
pancernych kadłuba. Latem 1953 roku
pewna liczba transporterów M75 trafiła do
ogarniętej wojną Korei. Nie walczyły tam
zbyt długo – konflikt zakończył się niedługo po ich przybyciu na front – lecz nawet
przez ten krótki okres zdążyły zebrać pozytywne opinie. Nowe pojazdy były szczególnie niezastąpione przy ewakuacji rannych
z pola walki oraz dowożeniu zapasów do
położonych w trudnym terenie posterunków. Charakterystyka terenu, w którym
przyszło im walczyć, nie sprzyjała działaniu formacji zmechanizowanych, tak więc
M75 nieczęsto były używane do transportu
piechoty. Pozytywne opinie nie mogły jednak przeważyć jednej, bardzo istotnej wady
M75, którą była zaporowa wręcz cena około
72 000 ówczesnych dolarów za egzemplarz.
Na tym zdjęciu doskonale widoczny jest oryginalny oręż przewidziany dla T18 – dwa zdalnie sterowane karabiny
maszynowe
78
Przy tej wadzie nawet wciąż niezadowalająca
(czytaj: czasem niedorównująca w terenie
czołgom) mobilność oraz słaba wentylacja
wnętrza były czymś łatwym do przełknięcia.
Nadmierna cena zdecydowanie utrudniła
szersze rozpowszechnienie tego skąd inąd
udanego pojazdu w amerykańskiej armii
i zmusiła jej decydentów do poszukiwania
tańszej, równie skutecznej alternatywy. Gdy
ją znaleziono, sześćset sztuk tych niepotrzebnych już Ameryce pojazdów przekazano w ramach wojskowej pomocy armii
belgijskiej.
Na podwoziu M75 planowano posadowić
także całą gamę moździerzy kal. 81, 105 i 107
mm (4,2 cala). Otrzymały one odpowiednio
oznaczenia T63, 63 i 64. Obrotowa podstawa
do montażu uzbrojenia była uniwersalna –
zaprojektowano ją pod kątem najsilniej „kopiącego” moździerza kal. 107 mm, montaż
innej wyspecyfikowanej broni możliwy był za
pomocą odpowiednich adapterów. Podstawę
tę zamontowano w tylnej części przedziału
desantowego. Aby umożliwić swobodne
prowadzenie ognia, wycięto kawałek pancerza stropu nad podstawą moździerza oraz
obniżono odpowiednio burty i ścianę tylną.
Powstała „dziura” w położeniu marszowym
kryta była plandeką. Zapas amunicji mieścił
się w stelażach amunicyjnych zamontowanych zamiast ławek wzdłuż burt pojazdu.
Serii tych ciekawie zapowiadających się pojazdów nie dane było jednak zaistnieć – po
wykonaniu pojedynczego prototypu7 modelu
T64 i jego przetestowaniu zapadła decyzja
o niekontynuowaniu dalszych zakupów
transporterów M75.
Transporter M75 napędzany był silnikiem
AO- 895-48. Ta sześciocylindrowa, chłodzona powietrzem benzynowa jednostka
o pojemności 14,7 l była produktem firmy
Continental. Powietrze wymagane do jej
chłodzenia zasysane było przez otwory wentylacyjne wykonane w przedniej górnej płycie pancernej. Otwory wentylacyjne znajdujące się na burtach pojazdu służyły z kolei
do odprowadzania rozgrzanego powietrza
poza przedział silnikowy. Generowała ona
moc maksymalną 375 koni mechanicznych,
która z pomocą automatycznej transmisji
CD-500 trafiała do zamontowanych z przodu kół napędowych9. Transmisja ta zapewniała możliwość skrętu w miejscu. Po otwarciu specjalnie wyciętego w przedniej płycie
włazu oraz opuszczeniu całej przedniej
dolnej płyty kadłuba możliwe było wysunięcie układu napędowego, zamontowanego
na specjalnych prowadnicach. Przy prawej
burcie kadłuba znalazł się początkowo pomocniczy generator prądu wraz z układem
ogrzewania wnętrza, do którego dostęp
umożliwiały drzwiczki wykonane w burwww.armia24.pl
Marcin Łuczak „Pancerne pudełka” – starsi bracia transportera M113
cie. Ciężar pojazdu opierał się na dziesięciu
kołach jezdnych – po pięć z każdej strony –
które jak już wspomniano zawieszone były
na drążkach skrętnych. Pierwsza, druga,
czwarta i piąta para kół otrzymała dodatkowo amortyzatory10. Rozmiar kół jezdnych
był taki sam jak w przypadku transportera
M44. Taka sama była także szerokość wspartych na łącznie sześciu rolkach gąsienic, to
jest 53,3 cm. Długość styku z gruntem zaś
to 294 cm.
Nadwozie zespawano z pancernych płyt
ze stali jednorodnej. Ich grubość wraz z kątem odchylenia od pionu podano poniżej:
M75 widoczny od tyłu. Doskonale widoczny wczesny kształt drzwiczek prowadzących do przedziału pomocniczego
generatora prądu, wykonanych w prawej burcie. Między drzwiami tylnymi znalazł się wlew paliwa
Przód – górna płyta
Przód – środek
Przód – dół
Boki
Tył
Strop
Podłoga
13 mm (73°)
16 mm (33°)
16 mm (27°)
16 mm (0°)
16 mm (0°)
10 mm (90°)*
32 mm (90°)*
*w
artości te dotyczą pojazdów z wczesnej produkcji.
W egzemplarzach późniejszych grubość stropu wzrosła do
13 mm, podłogi spadła zaś do 27 mm.
Ten transporter M39 brał udział w Wojnie Koreańskiej. Pojazdy te średnio nadawały się do transportu piechoty…
Warto porównać wymiary nowego transportera z jego godnym miana autobusu poprzednikiem. Wartości te prezentowały się
następująco: 5,19 m długości, 2,84 m szerokości oraz 2,76 m wysokości. Masa bojowa
wynosiła w przybliżeniu 18 824 kg. M75
zdolny miał być do rozwinięcia prędkości
maksymalnej niemal 71 km/h, pokonywania pionowych ścian o wysokości do 61 cm,
przekraczania rowów o szerokości do 168
cm oraz brodzenia w wodzie o głębokości
1,2 m (2 m po założeniu zestawu do głębokiego brodzenia). Zapas 567,8 l paliwa
zapewniał możliwość pokonania do 185 km.
… z racji doskonale widocznej tutaj wady, którą była tylko
jedna droga opuszczania przedziału transportowego
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 79
Historia Militaris
Transporter M59. Przedstawiony egzemplarz pochodzi z wczesnej produkcji, czego dowodem jest kopułka dowódcy
wyposażona w wizjery
M59 ujęty od tyłu. Widoczny doskonale jest wycięty w rampie właz ewakuacyjny – na rysunku podpisany „escape
hatch door”
Transporter, na jaki stać Amerykę
Prace nad transporterem mającym być według założeń znacząco tańszym od M75 zainicjowano 8 listopada 1951 roku. Zadanie
to zlecono znanej już z programu produkcji
wozu M75 firmie FMC. Decyzją organów
wojskowych miała ona wyprodukować łącznie sześć egzemplarzy modelowych nowego
pojazdu. Pierwsze cztery sztuki napędzane
miały być silnikami GMC Model 302, pozostałe dwie sztuki otrzymały motory ze
stajni Cadillaca, Model 331. Pierwsza z tych
jednostek była sześciocylindrowa (moc 146
koni mechanicznych), druga to ośmiocylindrowy silnik widlasty generujący maksymalnie 192 konie mechaniczne. Oba te
benzynowe agregaty chłodzone były wodą.
W stropie wykonano łącznie cztery otwory wentylacyjne, po dwa na każdy sponson
kadłuba. Otwory te tworzyły swoisty „tunel powietrzny” – powietrze zasysane było
otworem z przodu, przepływało następnie
80
przez ustawioną pionowo chłodnicę, po
czym tylnym otworem opuszczało wnętrze
transportera. Tuż pod kratką osłaniającą
tylny otwór znalazł się ponadto wylot układu wydechowego. Transmisja Hydramatic
Model 300MG rodem z cywilnych ciężarówek była dla wszystkich wozów pilotażowych elementem wspólnym. Rzucić się tutaj
w oczy może szerokie wykorzystanie produkowanych masowo podzespołów cywilnych,
w miejsce dotychczas stosowanych w ostatnich transporterach części wziętych wprost
z czołgu – niewątpliwie miało to pozytywny
wpływ na zbicie ceny nowych pojazdów.
Pierwsza czwórka – ta napędzana silnikami GMC – otrzymała oznaczenie T59. Dwa
pozostałe egzemplarze znane były wtedy
pod oznaczeniem T59E1. Przy opisywaniu
modeli silników, którymi napędzano nowe
transportery, nieprzypadkowo pojawia się
liczba mnoga. Każdy z nowych pojazdów
posiadał bowiem dwa silniki, zamontowane
wraz z automatyczną transmisją Hydramatic
(jedna na każdy z silników) w bocznych
sponsonach w tylnej części kadłuba. Moc
wyprodukowana przez oba silniki spotykała się w zamontowanym z przodu pojazdu
kontrolowanym mechanizmie różnicowym,
z którego poprzez przekładnie końcowe trafiała na koła napędowe. Gąsienice, w jakie
„obuto” rodzinę T59, były takie same, jak
w transporterze M75, a co za tym idzie także czołgu lekkim M41. Na każdą z gąsienic
przypadały po trzy podtrzymujące rolki.
Pojazd wspierał się na pięciu parach kół jezdnych o rozmiarze 64,7×11,43 cm, zawieszonych indywidualnie na wałkach skrętnych.
Amortyzatory zamontowano na pierwszej
i ostatniej parze kół. Długość styku gąsienic
z gruntem to około 3,08 m.
Niecodzienny napęd nie był jedyną innowacją w stosunku do M75. Nowy transporter przede wszystkim miał być pojazdem
pływającym. W wodzie napęd zapewniać
miał mu ruch gąsienic. Oczywiście wymóg
pływalności oznaczał konieczność odpowiedniego uszczelnienia kadłuba, na przedniej płycie pojawił się także dodatkowo falochron. Na pierwszych czterech wozach
modelowych był on rozkładany manualnie,
pozostałe dwa wozy miały ten falochron nieco większy i jeszcze na dokładkę rozkładany
hydraulicznie. W nowym transporterze zrezygnowano z pary drzwi w tyle przedziału
desantowego. Ich miejsce zajęła otwierana
i zamykana hydraulicznie obszerna rampa
ułatwiająca znacznie załadunek czy to desantu, czy to rannych czy też zaopatrzenia.
Rampa ta także otrzymała oczywiście odpowiednie gumowe uszczelnienie. W przedziale desantowym znalazło się miejsce dla
dziesięciu żołnierzy, zajmujących dwa rzędy rozmieszczonych wzdłuż burt ławek. Co
ciekawe, po złożeniu tych ławek w środku
było tyle miejsca, że można tam było spokojnie wjechać… samochodem terenowym.
Włazy w stropie także były przewidziane –
na egzemplarzu modelowym numer 1 był to
właz pojedynczy, na reszcie wozów znalazł
się właz podwójny. Pozostałych dwóch załogantów zajmowało miejsca z przodu kadłuba – po lewej stronie tradycyjnie już zasiadał
kierowca, prawa strona to miejsce dowódcy.
Każdy z nich dysponował oczywiście oddzielnym włazem, jeżeli chodzi zaś o środki obserwacyjnie, to kierowca posiadał zamontowane przed włazem trzy peryskopy
(z których środkowy można było zamienić
na przyrząd noktowizyjny M19), dowódca
korzystał z własnej kopuły obserwacyjnej
z sześcioma zamontowanymi na obwodzie
wizjerami. Załogant ten obsługiwał też
jedyne stałe uzbrojenie wozu, którym był
niezastąpiony półcalowy karabin maszynowww.armia24.pl
Historia Militaris
wy. Jego obsługa możliwa była wyłącznie
przy otwartym włazie. Załoganci zajmujący miejsca w przedziale desantowym mogli
prowadzić obserwacje albo przez otwarte
włazy górne, albo przez wycięty w tylnej
rampie wizjer.
Nowy transporter poddano serii prób.
Podczas nich zmagał się on nie tylko z wymaganiami wojskowych organów, lecz także
z pojazdem o oznaczeniu T73. Czym był ten
pojazd? Najprościej opisać go można jako
modyfikacje transportera M75, która w zamyśle miała być tańsza niż wóz podstawowy.
Redukcje ceny planowano osiągnąć przez
użycie tańszego wariantu dotychczasowego
silnika, nowej transmisji (Allison XT-500,
trzy biegi do przodu), a także zmodyfikowanie konstrukcji kadłuba. Uległ on
widocznemu obniżeniu, w tylnej części
kadłuba zaś miejsce podwójnych drzwi
zajęły drzwi pojedyncze, aczkolwiek nieco większe. Charakterystyczną cechą tego
pojazdu był „bąbel” kryjący od góry stanowisko kierowcy – z racji dość znaczącego
obniżenia kadłuba jego obecność okazała się
koniecznością. Od razu można powiedzieć,
że w starciu z T59 transporter T73 przegrał.
Nie był on przede wszystkim pojazdem pływającym, w dodatku w porównaniu z posiadającym rampę konkurentem dostęp do
przedziału desantowego był trudniejszy.
Najprawdopodobniej ceny nie udało się
także zbić na tyle, aby zakup większej ilości
takich pojazdów stał się opłacalny. 24 maja
1953 roku zwycięstwo wozu T59, standaryzowanego pod oznaczeniem M59, zostało
ostatecznie przypieczętowane. Kontrakt na
produkcję od razu 2385 pojazdów otrzymała firma FMC. Skierowany do produkcji pojazd nieco różnił się od egzemplarzy
modelowych. W tylnej rampie wykonano
prostokątny właz ewakuacyjny, początkowo stosunkowo niewielki, w późniejszych
egzemplarzach znacznie powiększony.
Nieco zmodyfikowano także konstrukcję
składanego falochronu – był on rozkładany
ręcznie za pomocą umieszczonej na przedniej górnej płycie pancerza dźwigni, znajdującej się w zasięgu któregoś z załogantów
zajmujących miejsca z przodu. Pierwsze
gotowe pojazdy seryjne FMC dostarczyła
już w sierpniu 1953 roku. Jego produkcja
zatrzymała się niemal siedem lat później,
po wyprodukowaniu około 6300 egzemplarzy. M59 rzeczywiście był pojazdem tanim
– koszt jego zakupu wynosił ledwo około
⅓11 ceny wozu M75. Pozwoliło mu to niejako znacznie bardziej rozpowszechnić się
w amerykańskiej armii. Chwalono go za
możliwość pływania, łatwość dostępu do
bardzo obszernego przedziału ładunkowego
oraz dużą ładowność. Z drugiej strony istot-
82
nym problemem były słabe osiągi zapewniane przez niezbyt mocne, komercyjne silniki.
Mobilność nie dorównywała ówczesnym
amerykańskim czołgom ani nawet transporterowi M75. Układ napędowy nie zapewniał
wystarczającej niezawodności, był także nie
lada utrapieniem dla kierowców – wystarczyła mała różnica prędkości obrotowej
między silnikami, aby kierowca co chwilę
musiał korygować tor jazdy. Krytykowano
także niewystarczający zasięg. Producent
transportera M59 przedstawił wojskowym
kilka propozycji usunięcia wad, lecz przeszły
one bez zainteresowania. Wojskowi mieli
już w głowie wyłącznie nowy, majaczący
już dość wyraźnie na horyzoncie transporter, który obecnie znamy pod oznaczeniem
M113.
Pewna liczba transporterów M59 po
wycofaniu z arsenału US Army trafiła do
użytkowników zagranicznych, takich jak
Grecja, Wenezuela czy też Brazylia. Dziesięć
egzemplarzy trafiło także do Jugosławii, lecz
służyły tam tylko do badań.
Jaki więc był produkowany seryjnie M59?
Układ napędowy został po części opisany
już wcześniej, wspomnieć tutaj tylko trzeba,
że od 591. wyprodukowanego egzemplarza
instalowano nową wersję transmisji, tym
razem Model 301MG. Była to – podobnie
zresztą jak poprzedni model – transmisja
automatyczna o czterech przełożeniach do
jazdy do przodu oraz biegu wstecznym.
Mechanizm różnicowy, do którego trafiała moc z obu silników, mógł pracować
w dwóch zakresach – wysokim i niskim.
Praca transmisji oraz mechanizmu różnicowego kontrolowana była tą samą dźwignią na stanowisku kierowcy. Istniała ponadto możliwość całkowitego odłączenia
mechanizmu różnicowego, co umożliwiało
zasilanie układów hydraulicznych podczas
postoju pojazdu. W niskim zakresie pracy
mechanizmu różnicowego możliwa była
jazda na tylko jednym silniku – aby nie
uszkodzić w takim wypadku pozbawionej
smarowania transmisji połączonej z wyłączonym silnikiem, konieczne było fizyczne
odłączenie wału napędowego. Możliwość
jazdy na jednym z dwóch silników to cecha
pożądana w warunkach bojowych, dodatkowo premiowało tutaj niejako ich rozmieszczenie na przeciwległych burtach kadłuba,
co utrudniało uszkodzenie obu jednostek
na raz.
W wozach seryjnych ewoluowały także
środki obserwacyjne dowódcy. Na egzemplarzach o numerach od 7 do 1312 miał
on do dyspozycji znaną już z pojazdów
modelowych kopułkę z sześcioma rozmieszczonymi na obwodzie wizjerami oraz
zewnętrznym montażem dla karabinu maszynowego. Od egzemplarza numer 1313 do
2941 na jej miejsce montowano podobną
konstrukcję, w której dotychczasowe wizjery zastąpiono czterema peryskopami M17.
Uzbrojenie oraz jego montaż pozostały bez
zmian, podobnie jak wynoszący 1470 pocisków zapas amunicji. Od egzemplarza 2942
aż do końca produkcji korzystano z kolei
z wieżyczki M13. Dała ona możliwość
obsługiwania broni (i tutaj był to karabin
maszynowy kal. 12,7 mm) bez rezygnacji
z ochrony pancernej. Zarówno w azymucie
jak i w elewacji naprowadzanie broni było
ręczne. Magazyn na 735 sztuk amunicji
(łączny zapas 2205 sztuk) umieszczono pod
składanym w razie potrzeby siedziskiem dowódcy. Prowadzenie obserwacji z wieżyczki
M13 umożliwiały cztery osłonięte pancer-
Egzemplarz wyposażony we wspomnianą wieżyczkę M13. Doskonale widać jej dość duże gabaryty
www.armia24.pl
Marcin Łuczak „Pancerne pudełka” – starsi bracia transportera M113
mobilność. Produkcja tego ostatecznie standaryzowanego pod oznaczeniem M84 pojazdu rozpoczęła się w styczniu 1957 roku.
Odpowiedzialna za nią była oczywiście firn
ma FMC. Zdjęcia CC
Bibliografia
Karl Farris, Growth and Change in the Israeli Defense Forces
Through Six Wars- a Individual Research Project, Carlisle
Barracks, 1987.
R.P. Hunnicutt, Half-Track. A History of American Semi
Tracked Vehicles, Novato, 2001.
R.P. Hunnicutt, Bradley. A History of American Fighting and
Support Vehicles, Novato, 1999.Maj. Michael H. Esper,
Dismounted Mechanized Infantry on the Future Airland
Battlefield: is the Squad Big Enough?, Fort Leavenworth,
1990.
Virgil Ney, The Evolution of the Armored Infantry Rifle Squad,
1965.
S. J. Zaloga, M3 Infantry Half- Track 1940-73, 1994.
TM9-2300-203-12, Operation and Organizational
Maintenance- Full Tracked Armored Personnel Carrier
M59 (T59) and 4.2 inch Full Tracked Self-propelled Mortar
M84, Waszyngton, 1958.
TM9-7418, Armored Full Tracked Personnel Carrier M75,
Waszyngton, 1956.
US Army Armor School Library, Vehicle Characteristics, Fort
Knox, 1985.
M59 "wychyla się" ostrożnie zza kamiennego muru. Zdjęcie to wykonano w Niemczech w roku 1956. Zwracają uwagę
podniesione osłony przeciwpyłowe
nym szkłem wizjery, do celowania służył zaś
celownik peryskopowy M28, zamontowany
w dachu wieżyczki.
Kadłub transportera zespawano z elementów odlewanych oraz walcowanych.
Grubość poszczególnych płyt wraz z kątem
ich odchylenia od pionu podano poniżej:
Przód – górna płyta
Przód – część środkowa
Przód – część dolna
Boki
Tył
Strop
Podłoga
16 mm (50o)
16 mm (0o)
16 mm (55o)
16 mm (0o)
16 mm (7o)
10 mm (90o)
25 mm (90o)
Masa bojowa M59 sięgała 19 323 kg. Jego
długość wynosiła 5,61 m, szerokość 3,25
m, wysokość zaś różniła się w zależności
od zainstalowanej kopułki dowódcy. Dla
wozów o numeracji 7–1312 było to 2,6 m,
dla 1313–2941 około 2,86 m, dla wozów
z wieżyczką M13 wysokość wynosiła około
2,77 m. Umieszczony z przodu, pod siedzeniami dowódcy i kierowcy zbiornik paliwa
o pojemności 511 litrów 80-oktanowej benzyny zapewniał pokonanie około 193 kilometrów. Prędkość maksymalna, jaką M59
rozwinąć mógł na płaskiej nawierzchni, to
51,5km/h12. Prędkość pływania dochodziła do 7 km/h. Nowy transporter był w stanie pokonywać rowy o szerokości do 1,68
m a także wspinać się na pionowe ściany
o wysokości do około 46 cm. Minimalny
promień zawracania wynosił nieco ponad
9 metrów.
Transporter M59 planowano wykorzystać także jako nośnik różnych systemów
uzbrojenia. Wraz z fiaskiem oparcia nośnika moździerza o wóz M75, uwaga została zwrócona na jego następcę. I tutaj
przewidywano posadowienie na nim broni
o kalibrze 81, 105 oraz 107 mm (4,2 cala).
Powstałym pojazdom planowano przyznać
oznaczenia odpowiednio T82, 83 i 84. Z początku wszelkie prace skoncentrowano na
tym ostatnim. Istotnym zmianom poddano
w nim strop przedziału desantowego. Aby
umożliwić bezproblemowe prowadzenie
ognia, wykonano w nim dodatkowe włazy,
umożliwiające w razie potrzeby „złożenie”
kawałka dachu nad podstawą moździerza.
W międzyczasie anulowano wymóg przewożenia 105 mm moździerza na podwoziu
gąsienicowym, tak więc prace nad T83 zamknięto bez rezultatów. Kolejny anulowany pojazd to T82 – przewożona przez niego
broń trafić ostatecznie miała na transporter
M113. Jedyny pozostały na placu boju T84
został zaś 25 listopada 1955 roku standaryzowany pod oznaczeniem M84. W środku,
oprócz sześcioosobowej załogi, przewożono 88 sztuk amunicji moździerzowej. Waga
tego pojazdu w stosunku do bazowego M59
wzrosła o około 2 tony. Utrudniło to nieco pływanie – cięższy pojazd zanurzał się
głębiej, więc aby uniknąć zalewania otworów wentylacyjnych na stropie, koniecznie stało się zamontowanie w ich pobliżu
składanych czerpni powietrza – ponadto
ucierpiała od tego i tak już nie najwyższa
Przypisy
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
W czołgu M24 zainstalowany z tyłu silnik przekazywał
moc na umieszczone z przodu koła napędowe. W wozie
T13 – jeśli wierzyć nielicznym dostępnym strzępkom informacji – układ ten odwrócono – silnik znajdował się
z przodu, koła napędowe zaś z tyłu. Konieczność połączenia ich długim wałem napędowym zapewne w jakimś
stopniu zmniejszała przestrzeń dostępną wewnątrz.
W amerykańskich drugowojennych pojazdach pancernych dość często sięgano po ten kojarzony raczej wyłącznie
z lotnictwem rodzaj napędu.
W dokumencie zwanym The evolution of the Armored
Infantry Squad (Fort Belvoir, 1965) doszukać można się informacji, że w jarzmie kadłubowym zamontowano karabin
maszynowy M1917, dla którego na wypadek operowania
poza pojazdem przewożono dodatkowo podstawę trójnożną.
Poszczególne litery w oznaczeniu oznaczają jednostkę chłodzoną powietrzem (Air – A), w układzie bokser
(Opposed – O), doładowaną (Supercharged – S) o pojemności 895 cali sześciennych (14,7 litra).
Głównym przeznaczeniem tego pojazdu było holowanie
haubic kal. 155 mm w każdych warunkach terenowych.
Jego wytwarzaniem miała zająć się firma International
Harvester, ostatecznie jednak nie wprowadzono go do
służby.
W wozach pochodzących z późniejszej produkcji, jeden
(środkowy) z trzech peryskopów kierowcy można było
zamienić na aktywny peryskop noktowizyjny M19.
Powstał on przez konwersję seryjnego wozu M75.
W wozach pilotażowych był to silnik wersji „2” – oba te
modele różniły się aranżacją układu wydechowego.
Można dostrzec pewne podobieństwo opisanej właśnie
konfiguracji do tej zastosowanej w wozie M44E1 – otóż
w zasadzie jedyną różnicą było zastosowanie silnika wolnossącego, na co wskazuje brak literki „S” w jego nazwie.
Taka sama kombinacja silnika oraz układu przeniesienia
napędu została zastosowana zresztą także w czołgu lekkim
M41.
Na pojazdach późniejszych serii produkcyjnych amortyzatory znajdowały się tylko na pierwszej i ostatniej parze
kół jezdnych.
Według innych źródeł M59 był tańszy o połowę.
Według opinii osób, które miały okazję przez dłuższy czas
służyć na tym pojeździe, osiągnięcie tej prędkości było
możliwe tylko „wozem prosto z fabryki i to jeszcze jadąc
z wiatrem”.
Marcin Łuczak
Z wykształcenia informatyk, miłośnik historii i militariów. Jego
pasją są fortyfikacje na Półwyspie Helskim.
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 83
Historia Militaris
Oporządzenie Wojska Polskiego z lat 1918–1921
Polski chlebak wojskowy
z pierwszych lat niepodległości
Lata 1918–1921 nazywane są często w polskiej historiografii okresem
walk o niepodległość i granice. Bardzo często zapominamy jednak, że
obok działań zbrojnych z udziałem żołnierza polskiego był to również
czas ogromnego wysiłku poczynionego w celu zorganizowania,
uzbrojenia i wyposażenia odradzającego się wojska.
Bartłomiej Błaszkowski
O
drodzone po 123 latach niewoli państwo polskie i jego siła zbrojna od
pierwszych dni swojego istnienia
musiały stanąć w obronie niepodległości
oraz całości terytorium. Zadania te przyszło
spełniać naszemu żołnierzowi w niezwykle
trudnych i złożonych warunkach militarnych, politycznych i gospodarczych.
Ówczesna sytuacja wojska we wszystkich
dziedzinach zaopatrzenia przedstawiała się
źle. Zapasy magazynowe pozostawione przez
zaborców, wobec ciągłej rozbudowy armii
i stale rosnących jej zapotrzebowań, okazały
się kroplą w morzu potrzeb. Zakupy dokonywane poza granicami kraju napotykały
na rozliczne trudności natury finansowej,
politycznej czy też transportowej. Dlatego
też uruchomienie własnej produkcji, pomimo zniszczenia i głęboko odczuwalnego wyczerpania trwającą blisko cztery lata Wielką
Wojną przemysłu, hodowli i rolnictwa oraz
dotkliwych braków surowcowych, miało tak
wielkie znaczenie. Wytwórczością zajęły się
zakłady przemysłowe, rękodzielnicze oraz
wojskowe zakłady produkcyjne, które stop-
84
Chlebak z przodu i z tyłu. Z przodu uwagę zwracają ubytki
tkaniny na klapie (w lewym górnym oraz prawym dolnym
narożniku), usunięty hak bądź szlufka do zawieszenia na
pasie głównym oraz skrócony prawy odcinek pasa nośnego
niowo, już od końca 1918 r., poczęły zaopatrywać najniezbędniejsze potrzeby. Do wojska trafiły tak potrzebne wtedy mundury,
płaszcze, nakrycia głowy, owijacze, bielizna,
buty, pasy, troki, ładownice, żabki, tornistry,
plecaki oraz chlebaki.
Po upływie ponad dziewięćdziesięciu lat
z wielkim trudem możemy odnaleźć, przeważne jednostkowo zachowane w zbiorach
muzealnych i kolekcjach prywatnych, przykłady wspomnianych przedmiotów wytworzonych w opisywanym okresie. Wpływ na
taki stan rzeczy miało z całą pewnością kilka
czynników – by wymienić tylko najważniejsze:
– nieustanne wobec panujących braków
wykorzystywanie tych elementów prowadzące, pomimo dokonywanych napraw, do
ich szybkiego zużycia;
– w niektórych wypadkach nie najlepsza
jakość zastosowanych materiałów mająca
wpływ na trwałość obiektów;
– sklasyfikowanie po zakończeniu działań
wojennych, jako modele nietypowe i zastąpienie ich nowymi wzorami.
Pamiętać należy również o tym, co tak boleśnie dotknęło nasz kraj w 1939 r. i w następstwach swoich doprowadziło między
innymi do gigantycznego zubożenia stanu
posiadania Rzeczpospolitej. To wszystko
sprawia, że obecny stan wiedzy w tej materii
prezentuje się niezbyt okazale.
Ograniczając się jedynie do oporządzenia
wojskowego z pierwszych lat niepodległości,
zauważyć trzeba, że stojąca do naszej dyspozycji literatura przedmiotu, która może
pozwolić na zaznajomienie się z opisem
ich wyglądu oraz poprawnym nazewnictwem, jest nader uboga. Wyjątek stanowią wzmianki poczynione na temat żabek
w opracowaniach monograficznych traktujących o bagnetach polskich i obcych używanych w Wojsku Polskim, spośród których
winno się w tym miejscu przywołać między
innymi publikacje Krzysztofa Szczegłowa.
Wątek ten pojawia się miejscowo w opracowaniach traktujących o umundurowaniu Wojska Polskiego, czego dobrym
przykładem mogą być prace dr. Henryka
Wieleckiego, niestety nieżyjącego już badacza i znawcy tej tematyki przez lata
związanego z Muzeum Wojska Polskiego
w Warszawie. Czasami udaje się napotykać na interesujący przyczynek, by wspomnieć chociażby artykuł pióra Tomasza
Piątkowskiego zatytułowany „Zagadkowy
plecak Wojska Polskiego z początku lat dwudziestych XX w.” zamieszczony w magazynie
Militaria, Nr 1 (13) w 2010 r.
Zasygnalizowany pokrótce stan wydaje
się być dostatecznie ważnym powodem dla
www.armia24.pl
opublikowania tego tekstu stanowiącego
w swoim zamierzeniu nieroszczącą do swojej kompletności próbę przybliżenia jednego
z elementów wojskowego oporządzenia produkcji krajowej z pierwszych lat niepodległości. Jest nim chlebak, którego opis trzeba
poprzedzić słowami niezbędnego naszym
zdaniem wprowadzenia.
Polskie chlebaki w liczbach
W momencie odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r., wśród przejętych
przez polskie władze wojskowe po zaborcach przedmiotach oporządzenia znalazło
się między innymi 79 710 chlebaków (powyższa liczba, jak również pozostałe z przywołanych, pochodzą z wydanej w 1929 roku
pracy zatytułowanej „Dziesięciolecie Intendentury Polskiej Siły Zbrojnej”). Obok nich
poczęły się z czasem sukcesywnie pojawiać
inne – działo się tak wraz z powrotem formacji wojskowych spoza granic kraju, czego
przykładem może być chociażby Armia Polska we Francji pod dowództwem gen. Józefa
Hallera, jak też pochodzące z zagranicznych
zakupów modele produkcji francuskiej, brytyjskiej, włoskiej.
Mająca być środkiem zaradczym o dużym
znaczeniu produkcja chlebaków podjęta
w Polsce – obejmująca zarówno zakłady wojskowe i prywatne, określona została ostatecznie liczbą 389 000 sztuk, z czego na kolejne lata
wojenne przypadało: 269 000 sztuk w 1921 r.
oraz 120 000 sztuk w roku następnym.
Istniejące braki próbowano również pokryć
w sposób doraźny poprzez uzupełnienie ekwipunku oddziałów wojskowych drogą zbiórki
chlebaków, plecaków, worków turystycznych,
brezentu i wyrobów z tego materiału (szerzej
zob.: Dziennik Rozkazów Ministerstwa Spraw
Wojskowych Nr 40/1919).
Interesującym uzupełnieniem przytoczonych wartości może być informacja traktująca o liczbie chlebaków naprawionych,
bowiem wobec braków zachodziła również
konieczność zorganizowania szerokiej akcji reperowania przedmiotów częściowo
zużytych przez formacje frontowe, a dokonywanych przez warsztaty naprawkowe istniejące przy wszystkich okręgowych
zakładach mundurowych. Według danych
pomijających 1919 r., w roku 1920 było to
70 000 sztuk, a w pierwszej połowie 1921 r.
– 27 000 sztuk.
Opis chlebaka
Chlebak stanowiący przedmiot niniejszego artykułu uszyty został z tkaniny lnianej,
Od góry – zbliżenie skórzanej szlufki, od dołu – sposób
jej przyszycia i wzmocnienia widoczny na wewnętrznej
stronie klapy
„Przesyłam Ci moją podobiznę jakżem wyruszał w pole
28 pażdziernika 1919 roku [...] Twój kolega Aleksander”. Na
zdjęciu z powyższą dedykacją anonimowy niestety żonierz
Wojska Polskiego w oporządzeniu – w tym chlebakiem
– niestety, model trudny do weryfikacji
której barwę, po upływie lat, jakie minęły od
jego powstania, możemy określić jako szarooliwkową w jasnym odcieniu. Do produkcji
użyto nici w kolorze do niej zbliżonych.
Wymiary zabytku są następujące: wysokość mierzona od górnej krawędzi do szwu
w dolnej części – 210 mm, szerokość mierzona wzdłuż górnej krawędzi – 210 mm,
szerokość dolnej krawędzi – 250 mm. Partia
dolna była szyta w ten sposób, że jej narożniki są zaokrąglone. Górna krawędź chlebaka posiada wzmocnienie w postaci paska
tkaniny o wymiarach 18 mm × 210 mm.
W odległości 60 mm od prawego górnego
narożnika znajduje się zagięty w połowie
i przeszyty dwukrotnie ściegiem maszynowym pasek ze skóry juchtowej o wymiarach
20 mm × 23 mm z metalowym zaczepem
w kształcie litery D służącym najpewniej
do zawieszenia manierki. Pośrodku obecny jest ślad po obustronnie odciętym, podwójnie złożonym, pasku z lnianej tkaniny
o szerokości 30 mm. Można w tym miejscu
wyrazić przypuszczenie graniczące z pewnością, że znajdował się na nim metalowy hak bądź też jest to pozostałość szlufki
służącej do zawieszenia chlebaka na pasie
głównym. Pasek ten pierwotnie był wydłużony tak, że obejmował pod klapą chlebaka
górną część jego torby. Po zapięciu stanowił jej zabezpieczenie. Niestety, o sposobie
wykończenia tego elementu nic więcej
nie wiadomo.
Klapa o zaokrąglonych narożnikach w całości zakrywająca zewnętrzną część torby,
w dolnej partii posiada wzmocnienie krawędzi obrzeża w postaci zagiętego i przeszytego fragmentu tkaniny. Na jej wierzchu,
z lekkim przesunięciem ku lewej stronie,
naszyta została szlufka ze skóry juchtowej
o wymiarach 18 mm × 60 mm w taki sposób,
że z drugiej strony jej wzmocnienie stanowi
jeden z pasków zapięcia oraz niewielki fragment skóry o kształcie nieregularnego owalu. Na wewnętrznej stronie klapy umieszczone zostały dwa skórzane paski służące
do zapinania o wymiarach 19 mm × 90 mm,
posiadające przycięte narożniki oraz dwa
nacięcia o długości około 20 mm i 15 mm.
Na wewnętrznej stronie klapy chlebaka
znajdują się dwa, niestety jedynie częściowo
Chlebak z uniesioną klapą, widoczną górną krawędzią przegrody, skórzanymi wzmocnieniami wszycia pasa nośnego, dwoma skórzanymi paskami zapięcia oraz dwiema z trzech baryłek. Środkowa przeznaczona była do zapięcia
usuniętego w tym egzemplarzu biegnącego ku dołowi paska zabezpieczającego (widoczny ślad przy wszyciu klapy)
ARMIA • 3 (77) MARZEC 2015 85
Historia Militaris
Półgąsienicowa rodzina
Zbliżenie metalowej
klamry pasa nośnego
czytelne stemple koloru czarnego. Pierwszy
z nich ma kształt koła o średnicy 35 mm
z podwójnie zaakcentowaną linią obrysu.
W jego centrum widnieje orzeł w koronie
zbliżony w zarysie swojego kształtu do wzoru godła państwowego obowiązującego w latach 1919–1927. Poniżej jego szponów widnieje skrót: WP oznaczający: Wojsko Polskie
oraz umieszczony pod nim, widoczny we
fragmencie, napis: […] V 19. Możliwe, że
wskazuje on na miesiąc i rok produkcji:
maj 1919 r. W górnej części stempla słabo
czytelny napis: 7 […] PUŁK P., określający
nazwę oddziału – w tym wypadku jest to
zapewne siedemdziesiąty (szósty, ósmy?)
pułk piechoty. Drugi stempel o wysokości
10 mm i długości 50 mm jest skrótem literowo-cyfrowym: O.Z.M.V. oznaczającym
nazwę: Okręgowe Zakłady Mundurowe V.
Torba chlebaka ze wzmocnioną przez
przeszycie górną krawędzią wewnątrz posiada przegrodę z tkaniny lnianej dzielącą
go na dwie komory, której górna krawędź,
w sposób analogiczny do wyżej opisanego,
została wzmocniona. Na jej wierzchu znalazły się trzy – w tym konkretnym przypadku
zachowane tylko dwa – zapięcia w kształcie
zbliżonym z wyglądu do baryłki o długości 15
mm i średnicy około 9 mm, powstałej ze zwiniętego paska skóry z długą na prawie 40 mm
końcówką wycięciem w „ząb”. Boczne służą
do zapięcia skórzanych pasków przyszytych
na klapie, środkowy natomiast do opisanego
już w tym miejscu usuniętego paska z tkaniny.
Pas nośny o szerokości 27 mm, wykonany
został z podwójnie złożonej i zeszytej tkaniny lnianej. Składa się z dwóch odcinków
o różnej długości naszytych w górnej części
tyłu chlebaka. Oba otrzymały wzmocnienie
w miejscu wszycia w postaci skórzanych
czworokątów w nieregularnym kształcie
i wymiarach oscylujących wokół 32 mm × 22
mm, dobrze widocznych po uniesieniu klapy.
Odcinek pasa nośnego umieszczony z prawej strony ma długość 180 mm. Jego końcówka została zagięta na odcinku o długości
60 mm i zaszyta w ten sposób, aby stanowić
punkt mocowania dla prostokątnej metalowej klamry
z poprzeczką o wypukło zarysowanych krawędziach bocznych o wymiarach 37 mm ×
20 mm. Drugi odcinek pasa
nośnego w dostępnym nam
egzemplarzu został skrócony.
To sprawia, że nie jest znana
jego pierwotna długość oraz Górna krawędź chlebaka ze zbliżeniem
sposób wykończenia koń- ukazującym metalowy zaczep w kształcówki. Trudno nam również cie litery D
stwierdzić, czy pas nośny
tego modelu chlebaka był
wyposażony w szlufki, a jeżeli
tak, to w jakiej liczbie – jedna,
czy też dwie oraz w jaki sposób były wykonane.
Zakończenie
Prezentacja chlebaka, pomimo niestety nie najlepszego
stanu jego zachowania oraz
niekompletnej o nim wiedzy,
nie jest działaniem całkowicie pozbawionym sensu.
Ten prawie zupełnie nieznany przedmiot pojawia się
bodaj po raz pierwszy w literaturze przedmiotu. Dokonany w tym miejscu jego
dokładny opis zawierający
najważniejsze wymiary oraz
towarzyszące mu zdjęcia
nie tylko dają pojęcie o jego
wyglądzie, lecz także mogą
stanowić punkt odniesienia
przy identyfikacji materiału ikonograficznego czy też
innych egzemplarzy zachowanych w gorszym stanie,
pozbawionych przez upływ
czasu chociażby czytelnych
stempli. Uwagę zdaniem
autora należy zwrócić na
dostrzegalne podobieństwo
pewnych jego rozwiązań ze
wzorami obcymi. Nie popełniając w tym miejscu jakiegoś wielkiego błędu, można
mu przypisać rolę swoistego
rodzaju łącznika pomiędzy
chlebakami produkcji au-
Skórzane wzmocnienie pasa nośnego
widoczne wewnątrz chlebaka
Szczegóły wykonania i wykończenia
górnej krawędzi chlebaka z tyłu. Widoczny sposób wszycia pasa nośnego
w prawym tylnym narożniku
Stempel tuszowy na wewnętrznej stronie klapy chlebaka
stro-węgierskiej, niemieckiej, francuskiej, brytyjskiej,
włoskiej używanymi w Wojsku Polskim, a dość dobrze
nam znanym modelem wz.
25 opracowanym i produkowanym w naszym kraju
i po drugiej wojnie światowej uznawanym za pierwszy
typ polskiego chlebaka.
Rodzi się w tym miejscu
szereg pytań, które należałoby zadać, a dotyczących
chociażby oficjalnie używanej nazwy (chlebak wz. 19?),
wytwórcy (O. Z. M. V.) czy
też wytwórców, powszechności występowania, ram czasowych produkcji i użytkowania, nie wykluczając w tym
drugim przypadku roku 1939
jako jednej z dat krańcowych.
Osobną grupę stanowi
wyjaśnienie walorów użytkowych. Dokonując jedynie
teoretycznej analizy, uwagę
zwraca niewątpliwie mała
pakowność, przypuszczalna
wrażliwość na oddziaływanie
wody, delikatność i podatność na uszkodzenia oraz niezbyt pewny sposób zapięcia.
Ważnymi pytaniami są również te, które dotyczą kosztów oraz łatwości produkcji.
W tym wypadku jego zalety
są niewątpliwe – wyróżnia się
niezwykłą prostotą konstrukcji, szeregiem przemyślanych
uproszczeń i rozwiązań obniżających zużycie materiałów,
a w szczególności deficytowego w warunkach prowadzonej wojny metalu i wytwarzanych z niego wyrobów
w postaci klamerek czy też
guzów, na rzecz elementów
skórzanych, wykonywanych
nawet z dostępnych odpadów.
Właściwym także jest pytanie
o to, czy był to jedyny model
produkowany w Polsce poprzedzający wspomniany już
n
chlebak wz. 25. Chlebak stanowiący przedmiot opisu
pochodzi ze zbiorów Pana Franciszka
Kaczmarka i Jemu autor pragnie
wyrazić serdeczne podziękowanie za
bezinteresowne udostępnienie tego
Skórzana baryłka zapięcia. U góry – wiJeden z dwóch skórzanych pasków przyszyty na wewnętrznej stronie klapy. Posiada dwa nacięcia dziana z przodu, z dołu – sposób jej moumożliwiające zapięcie w zależności od stopnia wypełnienia chlebaka
cowania wewnątrz chlebaka
86
tak interesującego zabytku. Zdjęcia
stanowiące ilustrację artykułu pochodzą
z archiwum autora.
www.armia24.pl
MiG-29 z 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim pilotowany przez mjr. Grzegorza „Icemana” Czubskiego
[Fot. Martin Scharenborg & Ramon Wenink /Global Aviation Review Press®]

Podobne dokumenty