Wielkanoc 2016 - Parafia pw św. Wojciecha w Krakowie
Transkrypt
Wielkanoc 2016 - Parafia pw św. Wojciecha w Krakowie
Wielkanoc 2016 OKRUCHY ŚWIĘTEGO WOJCIECHA Pismo Parafii Św. Wojciecha na os. Bronowickim w Krakowie KONCERT CHÓRU KATEDRY LWOWSKIEJ KONCERT PODSUMOWUJĄCY PARAFIALNE WARSZTATY MUZYCZNE Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 3 SŁOWO KS. PROBOSZCZA Pokój niech będzie z Wami! Nie lękajcie się! Te słowa są obecne na wszystkich stronach Pisma Świętego. To Boskie słowa wypowiedziane przez samego Jezusa po zmartwychwstaniu, Nie lękajcie się! św. Jan Paweł II Życzę z głębi serca, aby pokój, płynący z chwalebnych Ran Zmartwychwstałego Zbawiciela,zagościł na stałe w każdym ludzkim sercu i owocował wzrostem wiary i nadziei chrześcijańskiej. Niech miłość, zasilona mocą Eucharystii, podejmuje wciąż nowe dzieła i z nową energią daje chrześcijańskie świadectwo w świecie. Dziękując za wszelkie dobro, zapewniam o mojej gorącej modlitwie. Wasz proboszcz – ks. Józef Caputa. Wasz proboszcz ks. Józef Caputa KALENDARIUM DUSZPASTERSKIE WIELKANOC 2016 • 3.04.2016 r. Niedziela Miłosierdzia • 18-19.04.2016 r. Sakrament Pokuty dla dzieci, które 15 maja przystąpią do I Komunii św; • 20-22.04.2016 r. triduum przed sakramentem Bierzmowania dla młodzieży i rodziców. • 23.04.2016 r. (sobota) Uroczystość patrona naszej Parafii – Św. Wojciecha. Msze św. zostaną odprawione o godz. 7.00, 9.00, 11.00 i 18.00 9.00 – Rocznica Pierwszej Komunii św. 11.00 – Uroczysta suma, której przewodniczyć będzie i kazanie wygłosi J. E. Ks. Bp Damian Muskus, udzieli młodzieży Sakramentu Bierzmowania. Zapraszam wszystkich parafian na te Msze św., byśmy uczcili naszego Patrona, gromadząc się w świątyni i dziękując Bogu za otrzymane łaski przez wstawiennictwo Św. Wojciecha. • 1.05.2016 rozpoczęcie nabożeństw majowych, które odprawiać będziemy przez cały maj o godz. 17.30. Zapraszam wszystkich czcicieli Matki Bożej do uczęszczania na to piękne nabożeństwo. Gdy nie możemy przybyć do kościoła, zachęcam rodziny do zrobienia sobie ołtarzyka Matki Bożej w mieszkaniu, by tam codziennie gromadzić się na rodzinnej „majówce”. • 3.05.2016 r. (wtorek) Uroczystość Matki Bożej Królowej Polski. Program Mszy św. będzie następujący: godz. 7.30, 9.00, 10.30,12.00 oraz 18.00. • 7.05.2016 r. Święcenia diakonatu w katedrze na Wawelu. Polecam nowych diakonów Waszym modlitwom. • 8.05.2016 r. Pielgrzymka z Wawelu na Skałkę, w czasie której również obchodzić będziemy w naszej Archidiecezji jubileusz 1050 rocznicy chrztu Polski. Zachęcam Drogich Parafian do wzięcia udziału w procesji. • 15.05.2016 r. Dzieci z klas trzecich w sposób pełny będą uczestniczyć we Mszy św. I Komunia będzie na Mszach św. o godz. 9.00 i 10.30. • 26.05.2016 r. Uroczystość Bożego Ciała. Porządek Mszy św. będzie następujący: 7.30, 9.00, 10.30, 12.00 i o godz. 17.00, po której – tradycyjną trasą – wyruszy procesja do 4 ołtarzy. W Boże Ciało i w oktawie zapraszam dzieci do sypania kwiatów. Na zakończenie oktawy – we czwartek, po Mszy św., udzielimy błogosławieństwa małym dzieciom. • 28.05.2016 r. Święcenia kapłańskie w katedrze na Wawelu. Święcenia przyjmie diakon Wojciech Baran, który odbywał praktykę duszpasterską w naszej parafii. Polecam nowych kapłanów Waszym modlitwom. Przypominam, że w czerwcu, lipcu i sierpniu w niedziele Msza św. wieczorna będzie odprawiana o godz. 19.00, a nie o godz. 18.00. W czerwcu parafianie udają się na pielgrzymkę do Matki Bożej Miłosierdzia do Wilna. W programie pielgrzymki jest zwiedzanie krajów nadbałtyckich i Sankt Petersburga. Są jeszcze wolne miejsca. Zdjęcie na stronie pierwszej okładki przedstawia obraz Powrót syna marnotrawnego – Pompeo Batoni, 1773 r. Autorem zdjęć na stronach 2-4 okładki jest M. Łażewski. 4 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, W najbliższych dniach będziemy wpatrywać się w Jezusa, naszego Pana, który idzie drogą krzyża. Na końcu tej drogi jest grób, a więc śmierć. Bóg Ojciec łamie jednak pieczęć położoną na grobie swojego Syna, a naszego brata i odtąd Jezus staje się przewodnikiem i pośrednikiem pomiędzy nami i Ojcem. Jezus sam powiedział „Ja jestem bramą”. Jest to brama do życia przepełnionego miłością, która nie boi się cierpienia i śmierci. Składamy Wam serdeczne świąteczne życzenia: pokoju i radości płynących od Zmartwychwstałego Pana oraz odważnego przechodzenia przez bramę która prowadzi do życia. Redakcja ŻYCIE PARAFII KRONIKA PARAFIALNA 10.02.Rekolekcje wielkopostne poprowadził o. Daniel Głodniak, oblat. 15.02. Zostały wykonywane prace przy remoncie dolnej kaplicy: osuszenie ścian, ogrzewanie, malowanie kaplicy, nowe ławki. 06.03.2016, w sali pod plebanią odbył się wieczór patriotyczno-historyczny poświęcony pamięci Żołnierzy Wyklętych, przygotowany przez młodzież ze Wspólnoty Oazowej z naszej Parafii. Wykonawcy: 1) Inscenizacja ujęcia przez UB i skazania na śmierć Danuty Siedzikówny „Inki” (scenariusz własny). Aktorzy: – Inka – Marzena Paprocka – harcerka 1 – Urszula Bosek – harcerka 2 – Aleksandra Tatrczuch – pułkownik bezpieki – Wojciech Jopek – funkcjonariusz bezpieki 1 – Michał Blecharski – funkcjonariusz bezpieki 2 – Konrad Nagórzański 2) Prezentacja historii Żołnierzy Wyklętych: – Kamil Nagórzański – Konrad Nagórzański – Michał Blecharski – Marzena Paprocka 3) Minikoncert: Autentyczne utwory poetyckie Żołnierzy Wyklętych „Myśmy rebelianci” i „Trudny czas”, z muzyką zespołu „De Press”, w wykonaniu: – Kamil Nagórzański – perkusja – Felicjan Lewandowski – gitara basowa – Michał Rudnicki – gitara 1 – Wiktor Rożek – gitara 2 – ks. Krzysztof Dębski – gitara 3 4) Nagłośnienie, światło, obraz i multimedia: – Szymon Szumny 5) Rekwizyty i scenografia: – Michał Rudnicki – Naczelnik HRP ks. hm. Marcin Kostka FSSP, dowódca Bojowej Chorągwi Harcerskiej im. rtm. W. Pileckiego. 6) Gość specjalny wieczoru: Nasz Parafianin, pan Henryk Pawela – porucznik AK, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK Oddział Chrzanów. 18.03.W piątek o godz. 20.00 odbyła się Droga Krzyżowa ulicami naszej parafii. Marek Polański Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 5 KAPŁANI Z BRONOWICKIEJ PARAFII – KSIĄDZ JAN DZIEDZIC Na kolejne spotkanie byłem umówiony w budynku Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II przy ulicy Bernardyńskiej. Oczekiwał tam na mnie Ksiądz Profesor Jan Dziedzic. Zastanawiałem się nad tym, jakiego człowieka spotkam. Byłem pewien, że będzie to kolejna wyjątkowa rozmowa, kolejna ciekawa historia. Poznałem człowieka serdecznego, otwartego, pełnego miłości do Pana Boga i do ludzi. Człowieka o ogromnej wiedzy, lecz przy tym skromnego. Miałem w głowie przygotowany zestaw pytań, które chciałem Księdzu Janowi zadać, lecz jego opowieść potoczyła się tak, iż niemal o nic nie musiałem pytać. Ksiądz jakby znał moje pytania i na nie odpowiadał. Chcę się z Wami, Czytelnikami, tą rozmową podzielić. Nie sposób przytoczyć wszystkiego, co usłyszałem; postaram się napisać o tym, co mnie szczególnie zapadło w pamięć. Zapraszam. Ksiądz Jan Dziedzic pochodzi z miejscowości Cisiec w obecnym powiecie żywieckim. Jest to miejscowość, która w 1972 roku stała się sławna na całą Polskę za sprawą wybudowania kościoła w ciągu jednej doby. Ówczesne władze nie chciały wyrazić zgody na budowę świątyni w tej miejscowości. Wydały natomiast zgodę na budowę domu dwurodzinnego na działce Władysława Śleziaka. Wiosną tego roku zostały wykonane fundamenty. W czerwcu, gdy stawiano pierwszą ścianę, urzędnicy, po donosach o prawdziwym przeznaczeniu obiektu, wstrzymali budowę. Rozpoczęły się przesłuchania i naciski, aby powstrzymać dalsze prace lub zmienić właściciela i przeznaczenie budynku. W październiku, gdy władze postawiły ultimatum – albo sprzedaż albo natychmiastowa rozbiórka – mieszkańcy zdecydowali, że zbudują kościół w jedną dobę. Poczynili w tym celu drobiazgowe przygotowania i w niedzielny poranek, 5 listopada 1972 roku, ksiądz Władysław Nowobilski, po Mszy Świętej, odprawionej o szóstej rano przy prowizorycznym ołtarzu, wezwał do rozpoczęcia pracy. Mimo próśb i gróźb ze strony funkcjonariuszy, nawołujących do przerwania robót, prace szybko postępowały. Cały czas były filmowane przez kamery Służby Bezpieczeństwa. Gdy w całej wsi odcięty został prąd, budowę kontynuowano w świetle reflektorów dwóch samochodów i kilku motocykli, pochodni i płonących opon. Po dwudziestu czterech godzinach świątynia była gotowa, przykryta prowizorycznym dachem, jednak mogła spełniać swoją funkcję. Wobec pojawiających się gróźb jej zburzenia, mieszkańcy przez dwa lata nocami pełnili przy niej dyżury. Legalizacja inwestycji nastąpiła dopiero w 1979 roku. To wydarzenie bardzo mocno wpłynęło na życie księdza Jana. Do dziś ma przed oczami obrazy z tego dnia, choć był wtedy młodym chłopcem, uczniem piątej klasy. Pod wpływem tego wydarzenia został ministrantem, następnie lektorem. Należał do oazy i aktywnie uczestniczył w życiu Kościoła. Mimo, iż czuł powołanie do służby Bogu, to jednak wahał się, czy wstąpić do seminarium, czy wybrać studia na wydziale leśnym w krakowskiej Akademii Rolniczej. Poszedł za głosem powołania do kapłaństwa, zaś leśnictwo i zgłębianie tajemnic przyrody pozostało jego pasją. Święcenia kapłańskie przyjął w 1987 roku. Jego pierwszą parafią była parafia w Kasince Małej. Następnie, w 1989 roku, został skierowany do pracy w naszej parafii. Zapytałem Księdza Profesora o wspomnienia z okresu pracy w naszej parafii. – Gdy przyjechałem do Bronowic, znałem już tu trochę ludzi. Będąc w seminarium, pracowałem z osobami chorymi z tych okolic i wtedy poznałem już część parafian. Czas pracy w parafii Świętego Wojciecha przypadł na okres transformacji systemowej w Polsce. Pamiętam, że wtedy jeszcze benzyna była na kartki, a i tak ciężko ją było kupić. Jeden z księży stał wtedy w kolejce na pobliskiej stacji benzynowej i tankował po kolei wszystkie nasze samochody. Początkowo uczyłem religii w szkole na Złotym Rogu. Później zostałem przydzielony do Zespołu Szkół Budowlanych na Szablowskiego. To było ogromne wyzwanie. Szkoła liczyła czterdzieści oddziałów. To było dwadzieścia siedem godzin katechezy w tygodniu. Trzeba było ją tak przygotować, aby zająć pełne czterdzieści pięć minut oraz aby uczniowie wynieśli z tych lekcji jak najwięcej. W szkole nauczyciel uczy się mówić. A to przydaje się także teraz, w pracy naukowej. Jakoś trzeba było dotrzeć do tych młodych ludzi. Mówiłem im: – Tydzień ma sto sześćdziesiąt osiem godzin. Jak oddasz Panu Bogu godzinę, to ile zostaje? Sto sześćdziesiąt siedem. To dużo czy mało? Doba ma dwadzieścia cztery godziny. Jak oddasz Panu Bogu minutę rano i minutę wieczorem, to ile zostanie? Dwadzieścia trzy godziny i pięćdziesiąt osiem minut. To dużo czy mało? – Relacja z Panem Bogiem ułatwia rozwój. Człowiek jest dynamiczny, nie statyczny. Musi wejść na drogę rozwoju. To tak, jakby wchodzić po schodach, a nie jechać windą. Winda nic nie da. Pracować nad sobą trzeba tak, jak się wchodzi po schodach. Małymi krokami do celu. Taka jest droga do świętości. Święty Franciszek był człowiekiem bardzo próżnym. Przez pracę nad sobą stał się pokorny, osiągnął świętość. Święty Karol Boromeusz łamał wszelkie zasady, poprzez pracę nad sobą zaczął respektować prawo Boże i osiągnął świętość. Ważne są relacje międzyludzkie, dar z siebie dla innego człowieka. Ludzie oczekują od nas świadectwa naszego życia. Tak starałem się to wszystko tłumaczyć, zachęcać do nauki religii, do poznawania Boga. Warunki do pracy miałem świetne. Dyrektor stworzył salę do katechizacji wyposażoną w telewizor i odtwarzacz wideo. Atmosfera między nauczycielami też 6 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 była dobra. Organizowaliśmy krótkie wyjścia, na przykład do kina, czy też dłuższe wyjazdy. Pamiętam długie, często burzliwe dyskusje. O tym, czy religia powinna być nauczana w szkole, o aborcji, o tym, czy prezydentura Lecha Wałęsy jest dobra. Słowem na wszystkie, aktualne wówczas, tematy. Nauka katechezy to było bardzo cenne doświadczenie. I wiąże się z miłymi wspomnieniami. Bardzo mocno w pamięci utkwiły mi dwie chore osoby: Pani Janina i Pani Marysia. Pani Janina była sparaliżowana, przykuta do łóżka. Mimo choroby pisała bardzo wartościowe książki religijne. Często odwiedzali ją młodzi ludzie, studenci. Przynosili jej książki, które ona z trudem czytała przez szkło powiększające w poszukiwaniu źródeł dla swojej twórczości. Później swoje książki dyktowała studentom. Ze względu na chorobę mówiła bardzo niewyraźnie, co utrudniało tę pracę. Jednak nie poddawała się chorobie. Żyła pełnią życia na miarę swoich możliwości. Pani Marysia była również ciężko chora: podłączona do respiratora i odżywiana przez sondę. Gdy odprawialiśmy u niej w domu Mszę Świętą, Komunię Świętą przyjmowała pod postacią wina, przez sondę. Podczas jednej z wizytacji duszpasterskiej, mszę u Pani Marysi odprawiał ksiądz biskup. Wiem, że to było dla niego ważne duchowe przeżycie. Bardzo ważne dla parafii było to ich cierpienie i ich modlitwa. To było ogromne wsparcie dla kapłanów i parafian. Ważna i przywodząca na myśl wiele miłych wspomnień była praca z neokatechumenatem oraz z oazą. Ja w zasadzie tworzyłem w tej parafii wspólnotę oazową. Mieliśmy instrumenty muzyczne, organizowaliśmy wiele wyjazdów. Pierwszy do Kasinki, potem na Śnieżnicę i wiele, wiele innych. Do oazy należało wtedy około stu osób. Do tej pory utrzymuję kontakt z wieloma z nich, spotykamy się. Pamiętam też orkiestrę prowadzoną przez Księdza Prałata. Należało do niej sporo ludzi, lecz nie każdy miał czas uczestniczyć w próbach. Natomiast grać na uroczystościach chcieli wszyscy, więc przychodzili bez prób. Wynikały z tego zabawne sytuacje... Ale to była wspaniała inicjatywa, jednocząca ludzi, budząca w nich chęć do wspólnego działania. Po trzech latach pracy w parafii Świętego Wojciecha Ksiądz Jan zamieszkał w parafii Świętego Antoniego, aby mieć więcej czasu na naukę i ukończenie studiów doktoranckich. Nadal jednak był związany z naszą parafią poprzez katechizację w szkole przy ulicy Szablowskiego. Pracował w tej placówce przez siedem lat. Jednak i wówczas czasu na pracę naukową brakowało. Następnie zamieszkał w konwikcie księży profesorów i doktorantów Papieskiego Uniwersytetu Teologicznego (wówczas jeszcze akademii) w krakowskim Bieżanowie, gdzie mieszka do dziś. Żartuje, że jest ich tam dwunastu, jak dwunastu apostołów. W 1998 uzyskał tytuł doktora filozofii na Wydziale Filozoficznym Papieskiej Akademii Teologicznej. W roku 2010 napisał habilitację. Od 2011 roku pełni funkcję kierownika ds. Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II, gdzie wśród studentów jest kilkanaście osób z naszej parafii. Od 2015 roku jest profesorem nadzwyczajnym w UPJPII. Zapytałem mojego rozmówcę o to, co by wybrał, gdyby mógł się cofnąć w czasie do momentu opuszczenia naszej parafii. Czy poszedłby drogą naukową, czy wolałby nadal pracować w parafiach. – Doświadczenie parafii jest dla każdego księdza bardzo ważne. Ale moja obecna praca to nie tylko praca naukowa. To także duszpasterstwo. Głoszenie rekolekcji, wykłady, seminaria, Praca na Uniwersytecie, na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Każde spotkanie z ludźmi to także praca duszpasterska. Już w seminarium kapłan wie, że nigdzie nie osiądzie na stałe. Ciągle będzie zmieniał miejsce pracy, otoczenie. Takie jest życie każdego księdza. To jest też kwestia posłuszeństwa. W moim życiu tych zmian było mało. Inni księża przeżywają ich dużo więcej. Chciałem się też dowiedzieć o jakąś myśl przewodnią, która towarzyszy księdzu Janowi na jego kapłańskiej drodze. – Nie chciałbym cytować słów z obrazków prymicyjnych lub rocznicowych. Ale na obrazku z dwudziestopięciolecia kapłaństwa znajdują się takie słowa „Pan przychodzi mi z pomocą, w Nim moja siła i moc”. To Pan Bóg daje siłę i moc. Wzrastanie i rozwój jest możliwy tylko z Nim. Jeśli osiągamy sukces, to dzięki naszej wytrwałości w trwaniu przy Nim. My często mówimy „Panie Boże, masz tu listę rzeczy, których potrzebuję, listę moich życzeń.” Pan Bóg mówi inaczej: „Ty daj mi pustą kartkę, na której Ja będę pisał twoje życie”. A drugie zdanie to: „Ars moriendi, ars vivendi”. Należy dobrze żyć. Nasze życie wtedy ma sens, gdy żyjemy dla innych. Nie możemy żyć sami, lecz musimy żyć pośród innych ludzi i dla innych ludzi. Musimy też żyć blisko Boga. Można obrać w życiu dwie filozofie. Pierwsza z nich: żyję pod pustym niebem, sam. Bez Boga, bez otaczających mnie ludzi. Jestem samowystarczalny, niezniszczalny, nieśmiertelny. Nic nie potrzebuję, ale i nic nie daję. Druga: żyję pod niebem, gdzie mieszka Bóg. Wraz z Nim i przez Niego wzrastam i rozwijam się. Przez Niego dostrzegam potrzeby ludzi dokoła mnie, potrafię dać dar z samego siebie. Chcę być blisko Boga i blisko ludzi. Te dwie filozofie można porównać do Titanica i jego katastrofy. Na jego burcie armator umieścił napis „Nie zniszczy mnie nawet Bóg”. Ale już w pierwszym rejsie Titanic uderza w górę lodową i tonie. Jeden z ostatnich utworów, jakie zagrała orkiestra na jego pokładzie to pieśń religijna „Bliżej być Ciebie chcę, o, Boże mój”. Nie można żyć bez Boga. Jak mógłbym podsumować naszą rozmowę? To była wspaniała katecheza. O miłości do Boga i ludzi. I o miłości Boga do ludzi. A także o posłuszeństwie Bogu. O wierności i ufności w to, że Pan chce dla nas dobrze, że we współpracy z Nim możemy osiągnąć wiele. To była także ciekawa i sympatyczna rozmowa z nietuzinkowym człowiekiem, jakim niewątpliwie jest Ksiądz Jan Dziedzic. Mam nadzieję na kolejne spotkanie. Grzegorz Leleń Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 7 ŚWIĘTA WIELKANOCNE WIELKANOCNE TRADYCJE I OBRZĘDY LUDOWE – WIELKI TYDZIEŃ Ostatnia niedziela postu, zwana Niedzielą Palmową (także Kwietną lub Wierzbną), rozpoczyna Wielki Tydzień i cykl najważniejszych obrzędów i uroczystości związanych z Wielkanocą. Niedziela Palmowa – Kościół święci w tym dniu tryumfalny wjazd Jezusa Chrystusa do Jerozolimy, dokąd przybył wraz z uczniami na święto Paschy. Rzucane przez witające tłumy na drogę przejazdu Jezusa gałązki oliwne i palmowe stały się pierwowzorem dzisiejszych palm. Już w IV wieku chrześcijanie w Jerozolimie obchodzili procesje z palmami, a w V i VI wieku przyjęły się w całym Kościele zachodnim. Natomiast święcenie zielonych gałązek, później palm, wprowadzono do liturgii Niedzieli Palmowej w XI w. W różnych regionach Polski palmy przybierają odmienne formy. Bywają ozdobione kolorowymi kwiatami i wstążkami, małe lub bardzo wysokie, jak w Lipnicy Murowanej. Zawsze powinny znaleźć się w nich kwitnące gałązki wierzbowe (wierzba uważana jest za roślinę miłującą życie – rośnie w skrajnie najgorszych warunkach), a także rośliny wiecznie zielone, jak gałązki świerku, bukszpanu, leśnych borówek, jagód i cisu (cis według medycyny ludowej posiada właściwości lecznicze i dobroczynne). W tradycji Kościoła palma symbolizuje zarówno męczeństwo jak i triumf – chwalebne Zmartwychwstanie Jezusa oraz nieśmiertelność duszy ludzkiej. W tradycji ludowej palma jest symbolem sił witalnych i życia, corocznej odnowy roślin, zapowiedzią ich kwitnienia i owocowania. Poświęcone w kościele i obniesione w procesji nabierały magicznej mocy. Skrapiano nią dom, obejście gospodarcze i zwierzęta. Części palm i bazie wierzby, zwane również kotkami lub bagniątkami, wkładano do gniazd ptactwa domowego, do uli, sieci rybackich, pod lemiesz pługa. W domach, zwłaszcza na wsi, palmę wkładano za święty obraz lub – jej część – wieszano nad drzwiami wejściowymi, aby strzegła domu, chroniła od wszelkiego zła i przynosiła mu błogosławieństwo Boże. Na południu Polski jeszcze dzisiaj kultywuje się zwyczaj święcenia pól w Wielkanoc kropidełkami zrobionymi z palm oraz wbijania w zagony w polu i ogrodzie krzyżyków zrobionych z rozebranych palm wierząc, że będą błogosławiły zasiewom i broniły je od gradu i szkodników. Połykanie bazi (kotków) miało chronić przed przeziębieniami i bólem gardła. Istniał również inny obrzęd, prawdopodobnie pochodzenia niemieckiego, tj. obwożenia na wózku drewnianej figury Chrystusa na osiołku (tzw. Jezusek Lipowy, Dębowy lub Palmowy). Znany był w Polsce już w XV wieku i odbywał się we wszystkich kościołach. Wózek z figurą był ciągniony przez znamienitych rajców po nawach kościoła, po kościelnym dziedzińcu lub z kościoła do kościoła; w Krakowie z kościoła św. Wojciecha (na Rynku) do kościoła Mariackiego. Ponieważ z czasem religijny obrzęd prze- 8 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 rodził się w hałaśliwą zabawę, w 1780 r. władze kościelne wydały zakaz wożenia figurki zwłaszcza w kościołach. W Muzeum Narodowym w Krakowie zachowała się XVI-wieczna rzeźba Jezusa jadącego na osiołku, pochodząca z Szydłowca. Dawny obrzęd procesji z Jezuskiem Palmowym (kopia XVI rzeźby szydłowieckiej) został reaktywowany po dwustu latach w Tokarni przez miejscowego, nieżyjącego już proboszcza – księdza Jana Macha. Od 1968 roku nieprzerwanie uświetnia uroczystości Niedzieli Palmowej i rokrocznie sprowadza do Tokarni, nie tylko rzesze wiernych, ale także turystów z różnych stron Polski i z zagranicy. Mikołaj Rej z Nagłowic (1505-1569), arianin, z pewną drwiną pisał w „Postylli”: W Kwietną Niedzielę, kto bagniątka nie połknął, a dębowego Chrystusa do miasta nie wprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał... Do naszych czasów zachował się jeszcze inny zwyczaj związany z Niedzielą Palmową. Są to krakowskie pucheroki (od łacińskiego puer – chłopiec), znane już w XVII w. Pucheroki, to pewnego rodzaju kwesta żaków, którzy w Niedzielę Palmową po sumie przychodzili pod kościoły i wychodzącym wiernym recytowali rymowane teksty mówiące o ciężkim życiu studentów, niedoli, nie stronili także od przechwałek. W zamian dostawali datki, za które kupowali jedzenie i grzane piwo. Ponieważ oracje żakowskie, pełne niewybrednych żartów, nie współgrały z powagą kościoła, kuria biskupia w 1780 roku wydała edykt zakazujący wystąpień pucheroków w miejskich kościołach. Wówczas żacy przenieśli się na podkrakowskie wsie. Dziś pucheroki zobaczyć można zaledwie w czterech miejscowościach: w Bibicach, Zielonkach, Trojanowicach i Tomaszowicach. Pucheroki to chłopcy w wieku szkolnym; ubrani w kożuchy odwrócone futrem na wierzch; na głowach noszą wysokie, stożkowate czapki z kolorowej bibuły a twarze smolą sadzą. W pasie przewiązani są powrósłami ze słomy. W jednej ręce mają koszyk na jajka, wymoszczony drobną słomą, w drugiej – pucherską laskę, tj. drewniany młotek z długą rękojeścią, oplecioną bibułą. Wielki Tydzień. Kościół wspomina najważniejsze wydarzenia w historii zbawienia. Jest to czas wyciszenia, pobożności, nawiedzania świątyń, udziału w nabożeństwach pasyjnych, uczestniczenia w uroczystościach i obrzędach religijnych związanych z Triduum Świętym, zwanym także Wielkanocnym lub Paschalnym (obejmuje Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielką Sobotę). Oprócz bogatej liturgii obfituje także w liczne tradycje ludowe, wywodzące się niejednokrotnie jeszcze z czasów pogańskich. Tradycje te bardzo wyraźne były kultywowane na wsiach. Na początku Wielkiego Tygodnia gospodynie przystępowały do porządków; w domu nie mogły pozostać stare śmiecie, trzeba było także wymieść „wszystko złe, co sie w sercu nagromadziło, dawne kwasy i jady. Bo Wielkanoc to odnowa, stary człowiek ma umrzeć, nowy, lepszy, ma się narodzić”. W Wielki Czwartek w kościołach milkną dzwony, zastępują je kołatki, a służba kościelna usuwa z ołtarza z obrusy, kwiaty, świece i wszelkie dekoracje na znak odejścia Jezusa, który po wieczerzy został pojmany. Ogołocony ołtarz jest symbolem opuszczenia Chrystusa przez Jego uczniów. Liturgia upamiętnia więc Ostatnią Wieczerzę i ustanowienie Eucharystii. Na pamiątkę umycia nóg apostołom przez Chrystusa, po dzień dzisiejszy w kościołach katedralnych biskupi umywają nogi dwunastu mężczyznom. Dawniej obrzęd ten sprawowali wobec nędzarzy także królowie i magnaci polscy. Biedacy byli potem ugaszczani i hojnie obdarowywani. Opis obmywania nóg starcom na dworze Stanisława Augusta przywołano na podstawie różnych przekazów w Ilustrowanym Kurierze Warszawskim z 1860 roku: ... Sadzano ich potem u stołu, a król i znamienitsze osoby im usługiwali. Każdy starzec otrzymał zupełny ubiór: łyżkę, nóż i grabki srebrne, tudzież serwetę, w której dukat był zawiązany... . Natomiast Jan Ewangelista przekazuje nam: Jeśli tedy ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy powinniście jeden drugiemu nogi umywać. Albowiem dałem wam przykład, abyście jakom ja wam uczynił, tak i wy czynili. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Sługa nie jest większy nad swego pana ani też wysłannik nie jest większy nad tego, który go posłał. (J 13, 14-16) Ciemne Jutrznie – Z okresem Triduum Paschalnego związana była przez wieki tradycja odprawiania tzw. Ciemnej Jutrzni (matutinum tenebrarum), będącej główną częścią Liturgii uświęcenia czasu (Liturgii Godzin) Triduum. Odprawiało się ją w kościołach późnym wieczorem, w wigilię każdego dnia Triduum, poczynając od Wielkiej Środy, jako antycypacja Liturgii (zapowiedź przyszłych wydarzeń). Podczas obrzędu, po kolejnych czytaniach i psalmach, stopniowo wygasza się zapalone świece. Zwyczaj powstał w Galii, w Rzymie znano go w XII wieku i wówczas Ciemne Jutrznie odprawiano przed wschodem słońca lub bezpośrednio po północy. Od przełomu XIII i XIV wieku, ze względu na wzrastającą frekwencję wiernych, Liturgię Czasu, (obecnie Godzinę Czytań) i Jutrznię, zaczęto odprawiać wieczorem dnia poprzedzającego. Opis tego obrzędu znajdujemy u karmelity o. Honorata Czesława Gila (Życie codzienne karmelitanek bosych w Polsce w XVII-XIX wieku, Kraków 1997): ... po stronie epistoły umieszczano trójkątny świecznik (trianguł), na którym znajdowało się piętnaście zapalonych świec. Zapalano również sześć świec na ołtarzu. Po każdym psalmie kapelan lub chłopiec zakrystyjny gasił jedną świecę na świeczniku, a podczas kantyku Benedictus po każdym wersecie jedną świecę na ołtarzu. Gdy zgromadzenie śpiewało antyfonę Christus factus est pro nobis, chłopiec chował ostatnią świecę ze świecznika za ołtarz (…), następowała zupełna ciemność. Ta ostania, najwyższa świeca, tzw. świeca Chrystusowa, pozostawała zapalona. Miała przypominać, że śmierć Chrystusa Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 „Światłości świata” ukryła się w grobie, my zaś jednoczymy się z Jego męką i śmiercią w ciemności smutku. Po Soborze Watykańskim II w 1971 roku Ciemna Jutrznia straciła swój tradycyjny charakter. Odprawiana jest jednak według nowych przepisów w niektórych kościołach do dzisiaj, np. w kościele. św. Marka Ewangelisty w Krakowie. Obrzęd ten zainicjował ponad 30 lat temu Instytut Liturgiczny przy Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jana Pawła II (d. PAT), działając w myśl zasady łączenia vetera et nova „zdrową tradycję należy zachować” i włączać w takiej formie, by obrzędy „jaśniej wyrażały święte tajemnice, a lud chrześcijański mógł łatwo je rozumieć i uczestniczyć w nich w sposób pełny, czynny i społeczny”. W przeszłości ważną tradycją związaną z Wielkim Tygodniem był zwyczaj wodzenia, wieszania, palenia lub topienia Judasza. Były to tzw. judaszki opisywane już w XVIII i XIX-wiecznych źródłach; popularne były w całej Polsce. W nocy z Wielkiej Środy na Wielki Czwartek przygotowaną ze słomy lub gałganów i trocin kukłę Judasza wieszano na wysokim drzewie w pobliżu kościoła (wcześniej na wieży kościelnej). W niektórych regionach wcześniej sądzono kukłę Judasza, a potem wieszano. Gdy już dostatecznie długo powisiała, zrzucano ją w Wielki Piątek na ziemię i wśród krzyków, drwin i złorzeczeń, okładana kijami i obrzucana kamieniami, była wleczona przez wieś lub uliczkami miasta. Na koniec sponiewieraną kukłę podpalano i wrzucano do wody. Ten zwyczaj ma swoje korzenie w pogańskim ob- 9 rzędzie topienia Marzanny, który początkowo był zwalczany przez kościół, by później nadać mu chrześcijańską interpretację i związać z liturgią Wielkiego Tygodnia. Dzisiaj judaszki obchodzone są lokalnie, m. in. w Pruchniku i Skoczowie. Na ziemi sądeckiej i w okolicach Gorlic podpalane są stosy zimowych śmieci, zeschniętych ubiegłorocznych liści i rozmaitych rupieci i te płonące wieczorem ogniska nazywa się paleniem Judasza. W dawnych czasach i jeszcze na przełomie XIX i XX wieku powszechny był w Polsce zwyczaj wiosennego wielkotygodniowego obmywania się w bieżącej wodzie (w rzece, potoku, czy strumieniu). Zwyczajowo ablucje odbywały się w nocy z Czwartku na Wielki Piątek lub w Wielki Piątek przed wschodem słońca. Przypisywano im działanie oczyszczające, ale także zdrowotne i upiększające. W Kalwarii Zebrzydowskiej te wiosenne obmywania nazywane są cedronem, a tłumaczone jako pobożna praktyka na pamiątkę przejścia Chrystusa, w Czwartek przed Męką, przez rzekę Cedron. Wielki Piątek – to dzień głębokiej żałoby w Kościele. Główną ceremonią jest Adoracja Krzyża, wnoszonego do kościoła w uroczystej procesji. W XVII i XVIII wieku w procesjach brali udział mężczyźni pokutnicy, zwani biczownikami lub karnikami. Pokutnicy leżeli krzyżem na posadzce, a na znak swojego przewodnika – marszałka, odsłaniali plecy i na oczach obecnych w kościele wiernych biczowali się, zalewając się krwią. Biczownicy pochodzili z różnych stanów; byli nimi również polscy królowie, np. Władysław IV i Jan Kazimierz. Obyczaj zrodził się w Polsce najprawdopodobniej pod wpływem średniowiecznych pochodów pokutnych, zapoczątkowanych w XIII w. we Włoszech i znanych także w Hiszpanii i Niemczech. Zwyczaj został zaniechany w Polsce w końcu XVIII wieku. Do naszych czasów przetrwała natomiast tradycja Grobów Chrystusa i tzw. chodzenie na Groby czyli pobożne ich nawiedzanie oraz obyczaj straży grobowych, znany w Polsce już w XVII wieku. Były to honorowe formacje wojskowe lub parawojskowe, złożone z przedstawicieli różnych organizacji, pełniące wartę przy Bożym Grobie od Wielkiego Piątku po południu do rezurekcji w Niedzielę Wielkanocną. Występowały zawsze w galowych mundurach i paradnym rynsztunku, czasem w mundurach z elementami orientalnymi. Najciekawsze i najbardziej malownicze straże grobowe, zwane turkami, wystawiane są w południowo-wschodniej Małopolsce, w okolicach Krosna, Rzeszowa, Przemyśla i in. oraz we wsiach położonych w widłach Sanu. Oddziały turków nie tylko pełnią straż przy Grobie Chrystusa, ale biorą także udział w święceniu ognia, wody i pokarmów w Wielką Sobotę. Po rezurekcji popisują się musztrą, składają życzenia i gościniec księdzu proboszczowi, a w czasie świąt obchodzą domy i składają życzenia mieszkańcom wsi. Szczególne miejsce wśród strażników Grobu Pańskiego mają rycerze z Zakonu Rycerskiego Świętego Grobu Bożego w Jerozolimie. Do Polski sprowadził ich i osadził 10 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 w Miechowie w 1163 roku Jaksa z rodu Gryfitów. Stąd też nazwa Miechowici. Pierwotnym celem Zakonu była opieka nad Świętym Grobem w Jerozolimie oraz troska o chorych pielgrzymów. Po opuszczeniu Ziemi Świętej szerzyli kult Grobu Pańskiego i nabożeństw pasyjnych. Oddawali się prowadzeniu szkół i działalności charytatywnej – m.in. prowadzili szpitale w Gnieźnie, Krakowie i Bytomiu. Spopularyzowali budowę symbolicznego Bożego Grobu w Wielki Piątek. Organizowali uroczystości w Wielkim Tygodniu i w drugą niedzielę po Świętach Wielkanocnych. W Polsce Bożogrobcy obecni są w Gnieźnie, Przeworsku, w Chełmie k. Bochni i in. miejscach. Najbardziej znani są Miechowici z Miechowa, gdzie w bazylice pw. Grobu Bożego przechowywano kamień z Grobu Chrystusa. Innym, znanym w Polsce od XVII wieku, obrzędem, który sprawowany był przede wszystkim w Wielki Piątek w sanktuariach zwanych kalwariami i w niektórych przyklasztornych kościołach, były widowiska pasyjne, zwane także Misteriami Męki Pańskiej. Teksty tych widowisk reprezentowane są m.in. przez średniowieczną Historyję o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim autorstwa Mikołaja z Wilkowiecka, wydaną w Krakowie około roku 1580–1582. Z początku XVII w.zachowały się dwa scenariusze widowisk autorstwa Abrahama Rożniatowskiego, przeznaczone dla sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Misteria zanikły w okresie reformacji, a odrodziły się w XX wieku. Obecnie w wielu miejscowościach mają miejsce te wielkanocne misteria, ale najbardziej znane i trwające przez kilka dni odbywają się w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tłumy wiernych mogą być świadkami wydarzeń znanych z Pisma Świętego: począwszy od Niedzieli Palmowej, tj. wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, poprzez wygnanie kupców ze świątyni, Ostatniej Wieczerzy, czuwania w Ogrojcu, zdrady Judasza i pojmania Chrystusa, sądu u Piłata, aż po drogę na Golgotę i ukrzyżowanie w Wielki Piątek. W dawnej tradycji ludowej natomiast, w Wielki Piątek najpobożniejsi ludzie nie stronili od gorliwych praktyk religijnych i umartwień. Na znak żałoby zatrzymywano zegary, zasłaniano lustra, mówiono przyciszonym głosem, niekiedy, np. na Warmii, po południu zdejmowano ze ścian krzyże i inne wizerunki cierpiącego Chrystusa, zawijano je w serwety i chowano w skrzyniach jak w grobie. O świcie smagano się lub tylko dotykano świeżo zerwanymi gałązkami brzozy, agrestu lub tarniny, co miało przypominać im o biczowaniu i męce Jezusa. Poza tym wierzono, że wiosenna życiodajna gałązka daje moc ludzkiemu ciału. W tradycji ludowej zachował się jeszcze jeden zwyczaj, ochoczo czyniony przez młodzież. Była to zabawa nazywana pogrzebem żuru i śledzia, którą skracano sobie czas oczekiwania na świętowanie i perspektywę obfitego spożywania przygotowanych w Wielki Piątek potraw i smakołyków. Garnek z żurem wraz z różnymi śmieciami oraz rybi szkielet wieszano na drzewie, aby potem strącić je na ziemię i ostentacyjnie pogrzebać. Ksiądz Jędrzej Kitowicz, znawca polskich obyczajów i tradycji, wyjaśniał za co uśmiercano żur: ...przez sześć niedziel panował nad mięsem, morząc żołądki ludzkie słabym posiłkiem swoim... Wielka Sobota kończy Triduum Paschalne. W kościele jest dniem błogosławieństw, przeznaczonym na święcenie wody, ognia, cierni i pokarmów wielkanocnych. Liturgia Wielkiej Soboty jest bardzo bogata i rozbudowana. Oprócz Liturgii Słowa i Liturgii Eucharystycznej jest jeszcze Liturgia Światła i Liturgia Chrzcielna. Obrzędy rozpoczynają się wieczorem liturgią światła. Na dziedzińcu kościelnym rozpala się ognisko, następnie kapłan święci jego płomienie, a od poświęconego ognia, symbolu oczyszczenia i męczeństwa Chrystusa, zapala się paschał, na którym wcześniej prowadzący celebrę kapłan kreśli znak krzyża, litery Alfa i Omega oraz cyfry bieżącego roku, a następnie umieszcza w paschale pięć gwoździ symbolizujących pięć ran Chrystusa. Zapalony Paschał wnosi się uroczyście do ciemnego kościoła; będzie się palił na wszystkich nabożeństwach przez cały okres wielkanocny. Natomiast Liturgia Chrzcielna wiąże się z sakramentem chrztu. Celebrans dokonuje poświęcenia wody, która przez cały rok będzie służyła przede wszystkim do chrztu. W tradycji ludowej woda była symbolem życia, odrodzenia ducha i ciała, zmartwychwstania i oczyszczenia, a poświęcona miała chronić przed chorobami i zapewniać bezpieczeństwo. Zabierano więc poświęconą w kościele wodę i skrapiano nią dom, budynki gospodarskie i bydło w oborze, aby ochronić je od wszelkiego uroku i złych czarów. Także ogień był zabierany do domu. Wierni zapalali świece, rozżarzali hubkę, opalali cierniowe gałązki. Od świec zapalano w domu lampy i palenisko pod kuchnią, bo ogień był wcześniej wygaszony; trzeba było zapalić go na nowo, nowym, poświęconym płomieniem. Żarzącymi się hubkami okadzano dom i obejście gospodarskie, a następnie ogarki świecy, ciernie i kawałeczki hubki rozrzucano w polu i ogrodzie, na błogosławieństwo Boże i urodzaj. Ciernie odstraszały czarownice, rozsypywano je na ścieżkach wiodących do obory oraz na wszystkich progach. Z obrzędami ognia w kościele łączy się jeszcze inny, zachowany przy kościele Matki Bożej Różańcowej w Koprzywnicy koło Sandomierza, zwyczaj oryginalnego miotania ognia podczas Wielkosobotniej procesji. Są to tzw. bziuki koprzywnickie. W uroczystości biorą udział członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej, założonej w Koprzywnicy w 1911 r. Idący przed procesją strażacy wydmuchują na zapalone pochodnie nabraną do ust naftę. Żeby płomienie były jak najwyższe i jak najbardziej efektowne, wyskakują susami do góry i energicznie wydmuchuje naftę. Bziuk, czyli rozpryskujący się w powietrzu płomień ma niekiedy 2-3 metry. Koprzywnicka strażacka tradycja Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 sięga przypuszczalnie czasów powstania styczniowego. Po jego upadku, zaborcy, tępiąc polska tradycję, zakazali strzelania podczas rezurekcji. Wtedy to wymyślono bziuki – bezgłośny salut na cześć Chrystusa Zmartwychwstałego i tak już zostało do dzisiaj. Święcenie pokarmów – w przeszłości święciło się wszystkie pokarmy przygotowane na śniadanie wielkanocne. Ustawiano je na odświętnie przygotowanym stole i oczekiwano na księdza, który święcił pokarmy w domu. Mieszkańcy wsi przynosili swoje kosze z jedzeniem do najbogatszych sąsiadów, którzy mieli w swoich domach duże świetlice lub ustawiali na wiejskich placykach, pod krzyżami i przydrożnymi kapliczkami albo na dworskich dziedzińcach. Zwyczaj święcenia w kościołach przyszedł później i obecnie, zarówno w miastach, jak i na 11 je w ludowych zabiegach medycznych. Miały odwracać wszelkie nieszczęścia i dlatego zakopywano je pod węgły budowanych domów, rzucano je w płomienie podczas pożaru, a skorupki święconych jajek rzucano w skiby i pod drzewa owocowe oraz dodawano do paszy hodowanym zwierzętom. Umycie się w wodzie z naczynia na którego dnie spoczywały kraszanki miało zapewnić zdrowie, urodę i szczęście. Pierwsze znaleziska pisanek (glinianych i skorup jaj) na ziemiach polskich pochodzą z X wieku z okolic Opola i Wrocławia, a ich cudowne właściwości i uzdrowienia opisują trzynastowieczne kroniki i żywoty świętych. Jajka występowały także w prastarych obrzędach zadusznych. Jajko stanowi zalążek nowego życia, Stało się więc symbolem odradzającego się życia, znanym w wielu Włodzimierz Tetmajer (1862-1923), Święcone w Bronowicach, 1897 wsiach, święci się tylko małe koszyczki, w których muszą się znaleźć najważniejsze pokarmy – barwione jajka symbolizują nowe życie, chleb na pamiątkę tego, którym Jezus nakarmił tłumy na pustyni, mięsa i wędliny – pamiątka baranka paschalnego, którego Jezus spożywał wraz z uczniami w Wieczerniku i koniecznie baranek, symbolizujący Chrystusa Zmartwychwstałego. Jeszcze na przełomie XVIII i XIX w. uważano, że podczas tak ważnego święta, jak Wielkanoc, godzi się jeść tylko poświęcone pokarmy, a także, że – poświęcone – nie zaszkodzą swoją obfitością łakomczuchom i obżartuchom. Kolorowe jajka, pisanki, kraszanki, malowanki lub byczki (jednokolorowe bez wzoru) są nie tylko ozdobą wielkanocnego stołu, ale także świadectwem ciągłości naszych obyczajów i bardzo starych tradycji. Jajko od najdawniejszych czasów było symbolem życia, płodności i miłości. Czczono je wierząc, że posiadają wiele właściwości dobroczynnych i życiodajnych, stosowano kulturach. Jajka używane są w obrzędowości religijnej, znane są w symbolice różnych kultur oraz występują jako elementy dekoracyjne. W tradycji chrześcijańskiej jajko stało się symbolem świąt wielkanocnych, wiecznie odradzającego się życia i przede wszystkim Chrystusa Zmartwychwstałego. Jest pierwszym i najważniejszym pokarmem, poświęconym w kościele, którym dzielimy się, składając sobie nawzajem życzenia przed rozpoczęciem wspólnego wielkanocnego śniadania, gdy już wrócimy do domu z rezurekcji. oprac. as (c-b) Opracowano na podstawie: – Karczmarzewski A., Ludowe obrzędy doroczne w Polsce Południowo-Wschodniej. Rzeszów, 2011 – Kossak Z., Rok polski: obyczaj i wiara. Warszawa, 1997 – Ogrodowska B., Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne. Warszawa. 2006 – oraz katolickie i in. źródła internetowe 12 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 OBLICZE CHRYSTUSA W EMAUS – DWA OBRAZY CARAVAGGIA Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże. Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże? (Psalm 42) O Tobie mówi serce moje: „Szukaj Jego oblicza!” Będę szukał oblicza Twego, Panie. Nie zakrywaj przede mną swojej twarzy, (Psalm 27) Niech Twoje oblicze zajaśnieje nad Twym sługą, wybaw mnie w swoim miłosierdziu. (Psam 31) Ludzie kochający Jezusa Chrystusa bardzo pragną ujrzeć Jego Oblicze. Szczególną czcią otaczamy te „prawie pewne” wizerunki Chrystusa, za jakie uważa się Całun Turyński i bisiorową chustę z Manopello. Przez wieki także malarze i rzeźbiarze usiłowali, tak jak najlepiej umieli, oddać piękno, dobroć i doskonałość Oblicza Pana. Wierni zaś wybierali i nadal wybierają dla siebie te wizerunki Jezusa, które im samym wydają się bliskie wyobrażeniu Pana we własnym sercu. Pragną je mieć przy sobie, pragną patrzeć na nie modląc się. W okresie Wielkanocy przychodzi na myśl wiele scen z Ewangelii, których centrum stanowi Oblicze Pana. Te wydarzenia biblijne były od dwóch tysięcy lat przedmiotem medytacji wielu znakomitych malarzy, którzy potem niejako ujawniali nam owoce swej myśli, wyobraźni i modlitwy przez swoje dzieła. Tutaj pragnę zaproponować przyjrzenie się dwóm obrazom wielkiego mistrza pędzla z XVII-wiecznej Italii – Caravaggia; oba przedstawiają tę samą tajemniczą i cudowną scenę – wieczerzę w Emaus. Wszyscy pamiętamy ten rozdział z Ewangelii św. Łukasza 24, 13-35. Wiersz 15 i 16 mówią: 15 Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. 16 Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. (…) Następuje rozmowa z pozornie Nieznajomym, a potem mamy takie słowa: 28 Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. 29 Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Wszedł więc, aby zostać z nimi. 30 Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. 31 Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. 32 I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” 33 W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, 34 którzy im oznajmili: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. 35 Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba. Jakże wyglądało Oblicze Pana Jezusa, Zmartwychwstałego po Męce, zanim Go poznali uczniowie z Emaus? Co to znaczy, że „oczy ich były niejako na uwięzi”, a potem – że „im się otworzyły”? Te pytania musiał przemyśleć, pewnie też przemodlić każdy artysta przedstawiający Chrystusa w Emaus – także i Caravaggio, zanim zabrał się do malowania. Caravaggio namalował ową scenę w Emaus przy stole „przy łamaniu chleba” dwa razy: pierwszy raz w 1601 roku, drugi – pięć lat później. Za każdym razem inaczej rozwiązał kwestię nierozpoznawania Oblicza Pana przez uczniów. Zanim przyjrzymy się obu obrazom, trzeba powiedzieć, że poza tymi dwoma przedstawieniami wieczerzy w Emaus, Caravaggio malował Twarz Pana Jezusa wiele razy, i wcześniej i później, i że była to zawsze ta sama Twarz i Postać. Można więc sądzić, że malarz głęboko rozważał zagadnienie: „jak naprawdę wyglądał Pan Jezus” aż doszedł do swego rozwiązania, a potem trwał przy nim. Nie wiemy jak do tego doszedł… może i on, choć zwykły – poza niezwykłym talentem – człowiek, miał jakiś cudowny sen, może inny znak od Pana... pewne jest jedno: bardzo głęboko przemyśliwał Pismo święte, dowodem – wszystkie jego obrazy religijne. Warto poszukać w internecie czy albumach i spojrzeć na wyobrażone przez Caravaggia szlachetne Oblicze Chrystusa, pojawiające się w kolejnych dziełach. Oblicze, które jakże wielu wierzących, ale i niewierzących, przyciąga, fascynuje, zaprasza do prawdziwej bliskości z Chrystusem i pójścia za Nim. Najbardziej znany jest obraz „Powołanie św. Mateusza” z rzymskiego kościoła San Luigi dei Francesi (1599-1600). Widzimy tu Twarz Pana z profilu. Jego spojrzenie padające na Mateusza jest esencją sceny, a zarazem jest zaproszeniem widza, aby ten wzrok Pana i Jego gest wskazujący ręki przyjął jako skierowane tak naprawdę – do siebie samego, kontemplującego dzieło malarza. Inne okazje do zobaczenia Twarzy Chrystusa według „wizji” Caravaggia to kolejno: • „Niewierny Tomasz” ok. 1595-1596 (znajduje się w Galerii Sanssouci w Poczdamie), • pierwsza „Wieczerza w Emaus” 1601-1602 (znajduje się w National Gallery, Londyn), • „Złożenie do grobu” 1602-1603 (Pinakoteka Watykańska), • „Ecce Homo” 1605 (Galleria Municipale, Genua), • druga „Wieczerza w Emmaus” (1606) (Pinakoteka Brera, Mediolan), • „Biczowanie Chrystusa” 1607-1609 (Museo di Capodimonte, Neapol), Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 • „Cierniem koronowanie” 1607 (Kunsthistorisches Museum, Wiedeń), • „Wskrzeszenie Łazarza” 1609 (Museo Regionale di Messina). Istnieje też kopia pięknego ale zaginionego obrazu „Nawrócenie św. Pawła”, oryginał – malowany w 1600 – zaginął. Na tym obrazie do leżącego na ziemi św. Pawła zwraca się dramatycznym gestem wychylający się z nieba Chrystus, podtrzymywany przez anioła. To również – jak w Emaus – Chrystus po Zmartwychwstaniu, a tutaj już także – po Wniebowstąpieniu. Twarz Jego nadal jest tożsama z konsekwentnie malowanym przez Caravaggia Obliczem. Przyjrzyjmy się teraz obu wieczerzom w Emaus, i patrząc na wyobrażone przez artystę Oblicze spróbujmy odczytać malarską odpowiedź na pytanie – czemu znający i kochający Pana nie rozpoznali Go aż do tej chwili łamania chleba? Pierwsza wersja, z 1601 roku, przedstawia Chrystusa po prostu w innej postaci ludzkiej niż ta przed Męką. To inna Twarz, to jakby inny człowiek, nieco też młodszy, bez brody. To inne rysy. Nic dziwnego, że uczniowie na sam widok – nie rozpoznali Jezusa. Ale potem, w miarę jak Go słuchali – „serce w nich pałało”. Teraz, przy stole, widząc wznoszącą się do błogosławieństwa dłoń – rozpoznają Go, prowadzeni ku temu rozpoznaniu w momencie Przeistoczenia – przez serce właśnie. „Słuchajcie własnego serca, bo przez nie mówi Pan” – mógłby mówić ten obraz Caravaggia. Przypomina się tu znany, cenny cytat z XX-wiecznej poetyckiej ksiązki Antoine’a Saint’Exupery’ego „Mały Książę”: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. A wiemy, że najważniejsze – to miłość. Może też Caravaggio ówczesny – nie śmiał jeszcze wyobrazić sobie ani namalować zmian, jakie powstały w Obliczu na skutek Męki? Bo czy można myśleć, że prawdziwy Bóg-Człowiek po Zmartwychwstaniu nie niósł w sobie żadnej pamięci tej Męki? To trudne pytania i pierwsza wersja Caravaggia niejako je omija. Po pięciu latach, w 1606 roku, w drugiej wersji wieczerzy w Emaus odpowiedź malarza na owo pytanie o niezdolność do rozpoznania Chrystusa jest inna. Malarz nie miał łatwego życia, doświadczał różnych nieszczęść, Wieczerza w Emaus z 1601 roku 13 także w konsekwencji własnej nieumiejętności panowania nad sobą. Jest bogatszy w trudne doświadczenia życiowe, gdy maluje drugą „Wieczerzę”. Odpowiedź „jak wyglądał nierozpoznany Pan w Emaus” jest inna. Mamy tu ten sam układ osób przy stole i znów widzimy Jezusa en face. Ale tym razem my rozpoznajemy Go bez trudu – to te same szlachetne rysy pięknego mężczyzny o długich ciemnych włosach, z brodą, znane nam z wszystkich pozostałych obrazów Caravaggia. Czemu więc oni Go nie rozpoznali? Otóż Oblicze Pana nosi wyraźne oznaki cierpienia, zmęczenia, smutku. Lecz uczniowie sami byli bardzo przygnębieni, przestraszeni i skoncentrowani na własnych przeżyciach. Chyba więc nie przyjrzeli się zmęczonej, choć nadal pięknej i rozpoznawalnej, Twarzy Wędrowca. Bywa, że gdy sami cierpimy, bezwiednie odsuwamy się od cudzego cierpienia, „bo to już za dużo”. Chcemy, aby to nas ktoś pocieszył, na nasze cierpienie zwrócił uwagę. Odwracamy wzrok od cudzego. Może tak było z uczniami? „Byli zbyt zajęci własnym smutkiem, by ujrzeć Chrystusa” – zdaje się poprzez swoje dzieło mówić Caravaggio „a zatem uważaj, widzu mego obrazu, by cierpienie nie zasłoniło Ci Twego Pana, który przecież najlepiej pociesza”. Bo znów ratunkiem uczniów jest ich „pałające serce”, które zaczyna działać poprzez serdeczne zwrócenie się do samotnego bliźniego chcącego wędrować w ciemnościach, przez zachęcenie go, aby schronił się na noc w bezpiecznym miejscu, razem z nimi. A wtedy okazuje się nagle, nad błogosławionym na wspólnym stole chlebem – że to nie zwykły bliźni, ale że to On sam. Jak pamiętamy z Ewangelii św. Łukasza, owo rozpoznanie Chrystusa tak bardzo uszczęśliwiło uczniów, że kompletnie zmieniło ich stan ducha i ciała i odmieniło ich plany. Zamiast położyć się spać po trudnym dniu, ruszyli natychmiast w długą drogę powrotną do Jerozolimy, pełni radości, aby zanieść tę cudowną wiadomość przyjaciołom. Emaus to szczęśliwe miejsce odrodzenia w sobie zdolności do zobaczenia Pana, miejsce znalezienia po długim szukaniu Jego Oblicza, miejsce, w którym „spragniona łania gasi swe pragnienie w strumieniu”, miejsce, w którym Oblicze Pana jaśnieje nad Jego sługą – nad każdym z nas. Agnieszka Hennel-Brzozowska Druga „Wieczerza w Emaus”, z roku 1606 14 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 Emaus – napis nad bramą wejściową na teren Sanktuarium. Droga była trudna... Dwaj uczniowie Pana podążali nią wracając do domu, niosąc ciężko poczucie klęski. Szli jakby na pogrzeb swojej nadziei... Ta droga może i była wybrukowana przez rzymskich władców ich ziemi – ziemi dla każdego pobożnego Żyda świętej. Teraz, po tragicznych wydarzeniach tamtego dnia przed szabatem była najtrudniejszą drogą w życiu Kleofasa i jego syna, Symeona. To koniec! Bezbrzeżny smutek... Oto ukochany Nauczyciel, Prorok, Mesjasz – tak się zdawało – umiera wzgardzony, sponiewierany, umęczony, ponosząc śmierć przeznaczoną dla niewolników!! Tego nie da się znieść! Było im dane jednak to przeżyć... Szli więc drogą po grudach... Jakakolwiek ona była – brukowana czy piaszczysta polna – szli nią pod ciężarem swojej klęski. „A myśmy się spodziewali...”. Tak, spodziewali się po Nim, że On wyzwoli Izraela spod rzymskiego pano- wania... Obaj wprawdzie wiedzieli o tym, że w przeszłości prorocy byli zabijani. Ale dlaczego Jego, tak ukochanego Mistrza, w którym pokładali nadzieję kiedy mówił do nich a oni słuchali Jego słów – spotkał taki sam los jak tamtych proroków z przeszłości. Dlaczego?! Co teraz? – rozważali w drodze, pełni rozterki, wymieniając się wzajemnie bólem serc, niepewni swojej przyszłości.. [Ewangelia wg św. Łukasza w tym opisie drogi uczniów do Emaus jest szczególnie piękna... Po co więc jakieś moje komentarze? Chodzi mi jednak o to, aby spróbować zrozumieć tych uczniów, ich traumatyczną sytuację. Chociaż próbować zrozumieć bliźnich – choć odległych w czasie. Zrozumieć drugiego człowieka, ta próba to powinność i nauka dla siebie.] Kleofas i Symeon nagle zauważyli, że Ktoś z nimi idzie tą samą drogą. Pewnie ich to ucieszyło, gdyż lepiej, Emaus – obraz „Wieczerza”, autor Giuseppe Martinetti. Emaus – kościół „Łamania Chleba” – fasada. Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 raźniej jest przecież, gdy ktoś jeszcze towarzyszy nam w niedoli... Wędrowiec – tak nazwijmy Jezusa – sprawił, że Go nie poznali... „Mieli oczy jakby na uwięzi” – jak to określa św. Łukasz Ewangelista. Poznać Boga? Tak. na ile On pozwoli... Nieraz mamy „oczy jakby na uwięzi”, choć On może chciałby, żebyśmy Go rozpoznali... Wędrowiec budził zaufanie – coś im mówiło, że można mu się zwierzyć ze swojego utrapienia... Ułatwił im to i zapytał o czym tak rozprawiają w drodze? Zdumieli się: ten Wędrowiec chyba właśnie idzie z Jerozolimy. Jak to możliwe, żeby nie wiedział o dramacie, jaki się tam rozegrał? Na dodatek zapytał: „Cóż takiego?” Wtedy wylali przed Nim całą gorycz i złożyli Mu świadectwo o Nim. Wędrowiec-Bóg słuchał tej modlitwy – bo jakże można inaczej nazwać to świadectwo miłości do Niego? Tak więc zrozpaczeni mówili o tym, jak arcykapłani oraz inni ich przywódcy wydali i ukrzyżowali „Jezusa Nazarejczyka, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu”. Mówili też, że „dziś jest trzeci dzień jak to się stało”. Relacja Kleofasa i Symeona była pełna rozpaczy i rozterki. A Jezus słuchał... 15 Nie wiedzieli co myśleć o tym, ich niepokój był wielki bo słyszeli, że niewiasty o poranku tego dnia zastały grób Nauczyciela pusty a kamień odwalony... Powiedziały, że On zmartwychwstał! Uczniowie poszli sprawdzić, ale Jego nie widzieli... Co o tym mają my- śleć? Co myśleć... a gdyby... czy to możliwe...? Nadzieja nieśmiała, maleńka, pomieszana z rozpaczą tliła się nikłym płomieniem tak skryta, że nie śmieli się przyznać do niej... A Jezus słuchał – zawsze słucha. W końcu padły Jego słowa: „O nierozumni, jak nie skore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały?”. Teraz oni słuchali... Przyjęli przyganę, jaka była zawarta w Jego słowach. No tak – byli nieskorzy do wierzenia prorokom, bo przecież to co głosili prorocy – począwszy od Mojżesza – jest tak trudne, trudne i niemożliwe niemal do wierzenia... Czy można przez cierpienia wejść do chwały? Czy człowiek może tego dokonać? Niby prorocy mówili, ale... ale, czy może to być prawdą? – tak pewnie myśleli. Jezus miał wykład z historii Zbawienia! Obaj Jego uczniowie słuchali... Może myśleli, że jest On jednym z „uczonych w Piśmie” – skoro tak biegle Pismo zna. Jednak coraz bardziej byli poruszeni tym co mówił. Czuli jakąś niezwykłą bliskość, poruszenie serca, nadzieję, ufność do Niego... Przecież ktoś już do nich kiedyś mówił w takim duchu! W ten sposób, słuchając z coraz większym napięciem, zbliżyli się do wsi. Mówiący do nich Jezus objawił, jakoby miał zamiar iść dalej. O nie! Nie można do tego dopuścić! On nie może teraz ich zostawić! Skoro jest tak blisko i tak bliski dla nich. Trzeba Go zatrzymać ze wszystkich sił! Przymusili Go mówiąc: „Zostań Emaus – kościół „Łamania Chleba” – nawa środkowa. Emaus – kościół „Łamania Chleba” – nawa środkowa. 16 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Św. Łukasz mówi: „Przymusili”. To przymuszenie było natarczywą prośbą. Jezus sam dał im takie prawo – słyszeli pewnie jak mówił kiedyś „Proście a będzie wam dane... kołaczcie a otworzą wam”. Mamy prawo domyślać się, że chciał być przymuszony – poddał ich próbie! Na bramie wejścia na teren Sanktuarium w Emaus widnieje łaciński napis: Domine mane nobiscum – Panie pozostań z nami. Wtedy łacina była językiem okupanta – językiem Cesarstwa Rzymskiego. Jeżeli uczniowie Jezusa znali ten język – to raczej nie przepadali za nim. Zwrócili się więc do Niego w języku aramejskim powszechnie używanym przez Żydów w tamtym czasie (hebrajski był językiem używanym w liturgii religii Mojżeszowej). Kleofas i Symeon nie mogli przewidzieć tego, że niewiele czasu upłynie a łacina stanie się językiem Kościoła! Panie, zostań z nami... Został! Miał w tym swój cel – pewnie taki, aby po wsze czasy takie wezwanie płynęło ze wszystkich wierzących w Niego serc... Dlatego został jako Gość Kleofasa i Symeona. Nie śmiem konkurować z Ewangelistą, dlatego przytoczę ten fragment jego relacji – choć zapewne Czytelnikom znany: „Gdy zajął miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i po- znali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”. Trudno sobie wyobrazić, co oni czuli w tym najszczęśliwszym momencie swojego życia! Jak urzeczeni musieli patrzeć gdy Jego smukłe palce łamią chleb w charakterystyczny dla Niego sposób. Ten ruch może już znali z innych okazji wspólnych z Nim wieczerzy. Rosło napięcie... i eksplozja szczęścia! To On!! Jezus Nazarejczyk! Tylko Jego Łaska i Miłosierdzie sprawiły, że nie padli na zawał serca. Radość może zabić (znam taki przypadek i znałam taką osobę). To też dotyczy Jedenastu i innych świadków Jego Zmartwychwstania. Nie wiadomo dokładnie jak długi czas upłynął zanim ochłonęli. „O tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy”. Chyba tym razem same nogi ich niosły... Kierowało nimi przemożne pragnienie, aby jak najszybciej innym zanieść Dobrą Nowinę: Jezus żyje! Żyje! Widzieli Go, był z nimi przy stole, poznali Go po łamaniu chleba! Radość, i szczęście niewyobrażalne! W Wieczerniku otrzymali potwierdzenie od Jedenastu i innych zgromadzonych tam uczniów. „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Zmartwychwstał prawdziwie! Dla uczniów, dla nas, dla Świata... Chcąc opisać miejsce tak szczęśliwego spotkania uczniów ze zmartwychwstałym Panem – muszę zaznaczyć, że w przeszłości były problemy z jego lokalizacją. Jak to możliwe? Wiemy, że historia Ziemskiej Ojczyzny Chrystusa jest niezwykle skomplikowana i również niezwykle dramatyczna. Zaraz na początku ery chrześcijańskiej miały miejsce dwa powstania żydowskie w roku 70 i 135. Te dramaty spowodowały migrację ludności i chaos. Historycy domyślają się, że ludność – wtedy oczywiście żydowska – opuściła Emaus prawdopodobnie zburzone. Nazwa miejscowości zagubiła się w historii gdzieś w I lub II wieku do tego stopnia, że autorzy starożytni w IV w. i przez cały okres bizantyjski o niej nic nie wiedzą. Jedyną miejscowością znaną w tamtych wiekach o nazwie Emaus było miasto: Emaus Nicopolis od- Emaus – fragment zamku, obecnie Kolegium Serafickie (Niższe Seminarium). Emaus – via Romana (droga rzymska). Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 17 ległe od Jerozolimy o 30 km Było to starożytne miasto, znane już na kilka wieków przed Chrystusem. Ze względu na nazwę – gdzieś w IV w. – zaczęto lokalizować tutaj ewangeliczne wydarzenia. Emaus Nicopolis stało się miastem kultowym, do którego zaczęli zmierzać pielgrzymi. Jednak, ponieważ odległość Emaus Nicopolis od Jerozolimy nie zgadzała się z przekazem Ewangelii wg św. Łukasza, która określała tę odległość na 60 stadiów – palestyńscy kopiści Pisma Świętego dokonali „korekty”, dopisując 100 aby uwiarygodnić położenie Emaus Nicopolis. Wyszło na to, że jest to miejsce odległe od Jerozolimy o 160 stadiów. (Stadion rzymski to miara długości wynosząca 600 stóp, tzn. 184 m i 30 cm Tak więc 60 stadiów to 11 km – właśnie taka odległość dzieli Emaus – al-Qubeibeh – od Jerozolimy). Jeszcze inne miejscowości pretendowały do miana biblijnego Emaus i wszędzie urządzano sanktuaria. Taka sytuacja spowodowana była trudną historią Ziemi Świętej. Bardzo często utrudniony był dostęp do miejsc najcenniejszych dla chrześcijan. Sytuacja uległa zmianie w okresie krucjat, kiedy powstaje Państwo Łacińskie. Krzyżowcy, zdobywając Ziemię Świętą, od razu starają się odbudować te obiekty sakralne, które były zniszczone przez muzułmanów i odnaleźć te, które zagubiły się w dramatycznej historii. Przyszła kolej na odnalezienie Emaus prawdziwego. Wiadomo było, że Kleofas z synem nie mógł tak szybko pokonać tego samego wieczoru odległości 30 km do Wieczernika – więc Emaus Nicopolis nie mogło być tym właściwym miejscem! Po długich wahaniach i opierając się na jakiejś lokalnej tradycji – wybrano al-Qubeibeh jako najbardziej prawdopodobne miejsce ewangelicznego wydarzenia. Później okazało się, że Krzyżowcy nie pomylili się... Zbudowali zamek i kościół na domniemanym miejscu domu Kleofasa. Odtąd tradycja Emaus w tym miejscu utrwaliła się, istniała nawet po upadku Państwa Łacińskiego i nadal była podtrzymywana przez Franciszkanów przybyłych do Ziemi Świętej w 1335 r. aby opiekować się Sanktuariami. Odtąd oni organizowali pielgrzymki. Niestety, tę liturgiczną tradycję przerwano w 1687 r., gdyż droga była niebezpieczna dla pielgrzymów. Powrócono do tego już na stałe dopiero w roku 1852! Celem pielgrzymek była sala dawnego zamku, który był w ruinie. Zachowana sala okazała się dawną kaplicą zamkową – jak wykazały późniejsze wykopaliska. W tym czasie również w ruinie był kościół. Z powodu zaistnienia pewnych zmian historycznych, od połowy XIX w. nastąpiło otwarcie się Ziemi Świętej na wpływy płynące z Europy, ponieważ okupacja turecka stała się mniej dolegliwa. Wspólnoty chrześcijańskie mogły swobodniej instalować się na terenie Palestyny, tworzyć sanktuaria, szpitale, klasztory, przytułki itd. W roku 1861 teren domniemanego sanktuarium w Emaus zakupiła francuska tercjarka de Nicolay, która po przeprowadzeniu pewnych napraw, teren i pozostałości ofiarowała Kustodii Ziemi Świętej. Franciszkanie natomiast nabyli teren przylegający do zamku od wschodu, czyli miejsce przez mieszkańców osiedla zwane al-Keniset (kościół). W latach 1873-75 wykopaliska odsłoniły resztki dużego kościoła o trzech nawach podpartych filarami z wyjątkiem lewej nawy, która opierała się – jak przypuszczano – na murach domu w nią włączonego. Okazało się, że budulec użyty dla tego domu wyraźnie różnił się od resztek kościoła. Architekci, którzy to obejrzeli stwierdzili, że ta część jest znacznie starsza od pozostałych. Wyglądało na to, że jest to dom o wiele wcześniej powstały niż kościół i został weń włączony jako czcigodna pamiątka! Badacze nie mieli wątpliwości, że znaleziono dom Kleofasa! To odkrycie dało impuls do odbudowy Sanktuarium – co nastąpiło za staraniem Kustodii Ziemi Świętej. Kościół – który dziś widzimy – wzniesiono na miejscu poprzedniego, średniowiecznego kościoła krzyżowców w roku 1901 i konsekrowano go 12 października 1902 r. Sanktuarium odbudowano wg projektu br. Wendelina z Menden w stylu naśladującym włoską architekturę XII wieku, co uwidacznia na zewnątrz ostrołukowa fasada, obramowanie okien, tympanon i kolumienki portalu. Kościół składa się z trzech naw podzielonych filarami i ma 34 m długości i 22 m szerokości. Emaus – cysterna przy via Romana. Emaus – ruiny jednego z domów z czasów Krzyżowców. 18 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 W lewej nawie znajduje się prostokątna budowla o ok. 18 m długości i ok. 9 m szerokości. Badania wskazują, że jest to dom Kleofasa... Wnętrze kościoła zbudowane jest z kamieni nietynkowanych z wyjątkiem sklepień ozdobionych gwiazdami i gzymsu, na którym wypisane są słowa Ewangelii dotyczące wydarzenia w Emaus. W ołtarzu głównym zachowana jest dawna mensa, podtrzymywana kolumienkami z różowego kamienia. Trzy obrazy w antepedium przedstawiają Pana Jezusa, św. Kleofasa i św. Symeona. Nad ołtarzem zaś widoczna jest w absydzie płaskorzeźba przedstawiająca „Łamanie Chleba”. Kościół zdobiony jest również malowidłami na szkle i witrażami związanymi tematycznie z Emaus. Posadzkę pokrywają duże płyty kamienne. Na bocznej ścianie lewej nawy, nad domem Kleofasa, zawieszony jest wysoko obraz przedstawiający Wieczerzę w Emaus, którego autorem (1891) jest Giuseppe Martinetti. Grube mury „Domu Kleofasa” od strony głównej nawy pokryte są dużymi płytami z czerwonego porfiru a posadzka wielobarwnym marmurem kararyjskim z dekoracją geometryczną. Ołtarz jest z białego marmuru w kształcie sarkofagu ze stopniami. W głębi kościoła znajduje się grób markizy Pauline de Nicolay (+ 1868 r.). Lunetę portalu kościoła zdobi kolorowa majolika przedstawiająca Jezusa z dwoma uczniami w Emaus, której autorem jest ceramista włoski z Chiusi, D. Coltellini. Ogrodzony teren Sanktuarium „Łamania Chleba” obejmuje kościół, klasztor i zamek (pozostałości), w którym obecnie znajduje się Kolegium Serafickie Kustodii Ziemi Świętej. Jest tu również duży teren wykopalisk archeologicznych czynionych tu w latach 1940-1944. W czasie II Wojny Światowej klasztor w Emaus stał się obozem przymusowego pobytu franciszkanów włoskich. Postanowili oni wykorzystać tę sytuację i przebadać archeologicznie teren wokół Sanktuarium. Działali przy pomocy grupy ochotników pod kierunkiem o. Bagattiego. Na północny-wschód odkryli całe osiedle reprezentujące typ czysto zachodni (europejski) w układzie Emaus – gwardian klasztoru OO. Franciszkanów o. Augustyn Szymański OFM w towarzystwie autorki artykułu i jej męża (16.09.1986 r.). domów i kramów. Wszystkie znalezione monety, skorupy i drobne przedmioty pochodziły z okresu wypraw krzyżowych i jeszcze późniejszego. Na północ od kościoła, pod domami wzniesionymi przez krzyżowców, odkryto zupełnie nieoczekiwanie ślady osiedla bizantyjskiego i jeszcze wcześniejsze. Wywnioskowano, że teren ten był zamieszkały od III w. przed Chrystusem aż do VI w. po Chrystusie. Możliwe było chronologiczne ułożenie tych śladów wykopaliskowych. Osiedle zbudowane przez krzyżowców po obu stronach rzymskiej drogi składało się z domów i kramów przylegających do siebie oraz kościoła (czyli Sanktuarium Łamania Chleba) i zamku. Wzdłuż via Romana stoi też kilka starożytnych, dużych cystern. W ten sposób stwierdzono, że wioska istniała już w czasach Chrystusa a „Dom Kleofasa” nie stanowi anachronizmu! Cały obszar wykopaliskowy razem z Sanktuarium i zamkiem znajdującym się ok. 25 m naprzeciw fasady kościoła jest urokliwy w swojej zadrzewionej szacie! Zajmuje on obszar ok. 150 x 90 m. Domine, mane nobiscum. Nasza droga do Emaus... Panie! Skoro z nami idziesz – to pozostań z nami! Tylko Ty znasz cel i kres tej drogi. Nie umiemy iść bez Ciebie, więc pozostań z nami Jezu – Zmartwychwstały Panie! Krystyna Ungeheuer-Mietelska Emaus – fragment wykopalisk zamku średniowiecznego. Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 19 MIŁOSIERDZIE NIE MÓW: JAKOŚ TO BĘDZIE! Czy chciałbyś coś zmienić w swoim środowisku? Czy jest coś, co przeszkadza Ci żyć w pełni? A może chciałbyś zmienić coś w sobie, w swoim życiu? Czasem widzimy to bardzo jasno i wyraźnie. A czasem trzeba poszukać, pomyśleć. Niełatwo jest też podjąć decyzję co do zmiany. Sytuacja człowieka wierzącego przypomina często sytuację chorego. Jeśli coś boli, bardzo boli, tak, że trudno jest wytrzymać, wtedy chciałby iść do lekarza. Jeśli jednak da się wytrzymać, albo jakimś sposobem uśmierzyć ból rezygnuje, odkłada na później. Mówi: „Jakoś to będzie.” albo „Tak musi być.” Powiedzmy szczerze - to wielki błąd! Tak, wielki, nie mały. Dopiero po czasie odsłoni się cała prawda i można będzie już namacalnie stwierdzić, że trzeba było inaczej. Najgorsze jest wtedy spostrzeżenie, że nie tylko trzeba, ale można było inaczej. A teraz już jest to niemożliwe. Minął czas, a wraz z nim szansa, aby było lepiej. Oczywiście w wielu przypadkach ludzie zaczynają wtedy usprawiedliwiać siebie, że się nie dało, że nie wiadome co by było, że dobrze jest jak jest. Co to oznacza? Oznacza to, że stało się coś niedobrego. Człowiek nie tylko zrobił coś nie tak, zmarnował szansę, ale sam skarłowaciał, stał się nie taki jaki powinien być. Pozostało mu tylko pogodzić się z tym faktem i udowodnić sobie i innym, że tak miało być. Jednak coś po drodze się zagubiło. Co takiego? Prawda i dobro. Tak często w życiu ludzkim brakuje prawdy i dobra. Można analizować skutki takiego braku. Warto jednak zadać podstawowe pytania: Czym jest Twoje życie bez prawdy i dobra? Kim jesteś, kim się stajesz gdy porzucasz prawdę, tę wewnętrzną uczciwość, szczerość i zaczynasz myśleć pokrętnie, usprawiedliwiać życiowe kompromisy? Co się dzieje z Tobą gdy przestajesz pytać o to, czy naprawdę idziesz w dobrym kierunku, właściwa drogą? To odnośnie prawdy. W kwestii dobra chciałbym zwrócić najpierw uwagę na pewne rozróżnienie. Chodzi o różnicę pomiędzy dobrem a dobrocią. Dobro to troska, a czasem nawet walka o to, co w życiu jest najważniejsze. Natomiast dobroć to życzliwość i pozytywne nastawienie wobec innych. Może być tak, że ktoś stara się być dobry i miły dla innych. Jednak nie troszczy się w swoim życiu o to, co naprawdę ważne. Prawdopodobnie najbardziej jaskrawym przykładem jest tutaj współczesny ideał mi- łego i tolerancyjnego człowieka, który nie jest zdolny do podejmowania ważnych życiowych zadań, ma problem z wiernością, nie potrafi wytrwać na obranej drodze w obliczu trudności, ani zasmakować w wypełnianiu prostych codziennych, czasem ciążących obowiązków. Ostatecznie „bycie miłym” nie łączy się u niego z troską o dobro innych, o dobro wspólne. Tak ważne jest, aby nie rezygnować z poszukiwania tego, co najważniejsze i nie załamywać się w obliczu trudności i niepowodzeń. Łatwo powiedzieć! Każdy kto poszedł przez życie drogą prawdy i dobra rezygnując ze skrótów wie, że nie jest to łatwe. Wie także, że nie chodzi o to, aby było łatwo. Trud jest potwierdzeniem, że wybrana droga jest właściwa. Nie trud jest problemem, ale słabość człowieka. Trud, pokonywanie przeszkód, zwycięstwa, nawet te małe są źródłem szczęścia. Człowiek, który idzie właściwa drogą zna smak radości i nie zamieni jej na uciechy, w jakie obfituje życie „byle jakie”, życie na niby. Problemem jest słabość. Dlatego pojawia się pytanie, a nawet wątpliwość: Czy wytrwam? Skąd wezmę siłę? To jest najistotniejsze. Droga prawdy i dobra jest drogą zaufania. Ufność to sekret. Co oznacza zaufać Bogu? Zaufać oznacza wybrać. Uznałeś, że istnieje Bóg, że nie jesteś sam. Idąc przez życie z Bogiem otrzymasz siłę. On pomoże Ci przezwyciężyć zło. Gdy zawiedziesz On na nowo poda Ci rękę, a jeśli będzie trzeba poniesie Cię w swoich ramionach. On jest największy, jest ponad wszystkim, zna prawdę, ma serce pełne dobra, wie dokąd Cię prowadzi. Ufność to wybór. Dlatego pozostawisz to, co jest mniej ważne, co od Niego odwodzi, chociaż wydawałoby się, że warto byłoby po to sięgnąć. Uznasz, że nic innego, tylko On jest Zbawicielem. Żadne dobro, nawet największe nie może być postawione ponad Boga, nie może być obiektem Twojej ufności. Ono świadczy tylko i wyłącznie o dobroci Boga, ono od Niego pochodzi, jest Jego darem dla Ciebie. Dlaczego ufność jest sekretem życiowego powodzenia? Własna słabość może przeszkodzić Ci w drodze. Ale nie może zniszczyć ufności. Co więcej - prowokuje Cię do jeszcze większego zaufania. A zaufanie daje siłę, aby iść dalej, do końca. ks. Wojciech 20 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 BRAMA MIŁOSIERDZIA Decyzją Ojca Świętego Franciszka od 8 grudnia 2015 roku czyli od uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP trwa Rok Miłosierdzia. Ks. Aleksander Wójtowicz, zastępca rektora sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach, tak kreśli cele owego Roku: „Poprzez ogłoszenie Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia papież Franciszek bardzo pragnie, aby orędzie o Bogu bogatym w miłosierdzie docierało do każdego człowieka, do świata poranionego grzechem, ludzką biedą, niesprawiedliwością, wojną, brakiem szacunku i poszanowania ludzkiej godności. Pragnie, aby dobroć i czułość Boga dotknęła tych właśnie „egzystencjalnie peryferyjnych” obszarów życia człowieka. Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia to także jeszcze jedna okazja dla nas, byśmy na nowo doświadczyli działania Bożego miłosierdzia w naszych sercach i sami stawali się coraz bardziej miłosierni wobec naszych sióstr i braci oraz by owoce tego spotkania z Jezusem Miłosiernym były nadzwyczajne, błogosławione i obfite!” Ojciec Święty w bulli „Misericordiae vultus” nakazał ustanowić we wszystkich diecezjach Świątynie Jubileuszowe, by lud Boży doń pielgrzymował, a „przekraczając Drzwi Święte pozwalał się objąć miłosierdziu Bożemu”. W naszej, krakowskiej archidiecezji ks. kard. Stanisław Dziwisz wyznaczył 11 kościołów do tej roli (m.in. Katedra Na Wawelu, Kościół Mariacki, Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, Centrum św. Jana Pawła II, Sanktuarium Krzyża Świętego OO Cystersów w Mogile). Przed ich głównymi wejściami postawiono tzw. Bramy Miłosierdzia, na których znajdujemy wyszczególnione uczynki miłosierdzia względem ciała i duszy: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzić, umarłych grzebać, grzesznych upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych. Na zakończenie naszych parafialnych rekolekcji wielkopostnych pielgrzymowaliśmy do Łagiewnik, by przejść przez Bramę Miłosierdzia i uczestniczyć w uroczystej Eucharystii. Było nas bardzo dużo! Wielu zapyta, w jakim celu postawiono Bramy Miłosierdzia i co możemy uzyskać wchodząc do świątyni przez tę bramę? Przejście przez Bramę Miłosierdzia – Święte Drzwi jest symbolem przejścia ze śmierci grzechu do życia w łasce uświęcającej, jest znakiem naszej ufności w Pana Jezusa i w Jego Miłosierdzie. Papież Franciszek zachęca nas do czynów miłosierdzia. Nie jest to łatwe, ale „modlitwa, medytacja, refleksja nad pełnieniem czynów miłosierdzia, dobre postanowienie na czas Roku Miłosierdzia, a nade wszystko gorliwe i regularne korzystanie z sakramentów świętych: pokuty i pojednania oraz Eucharystii, będą najlepszą pomocą, by czynić miłosierdzie!” Ojciec Święty Franciszek, we wspomnianej już bulli, wskazał jeden z ważniejszych aspektów Roku Miłosierdzia, którym jest sakrament pojednania: „Na nowo kładziemy w centrum sakrament pojednania, ponieważ pozwala nam dotknąć wielkość miłosierdzia. Będzie to dla każdego penitenta źródłem prawdziwego pokoju wewnętrznego”. W Środę Popielcową Papież mianował i rozesłał misjonarzy miłosierdzia. Księża ci będą mogli udzielać rozgrzeszenia w przypadkach grzechów, które odpuszczać może tylko papież (m.in. profanacja Najświętszego Sakramentu, złamanie tajemnicy spowiedzi, rozgrzeszenie wspólnika w grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu). Wśród mianowanych misjonarzy miłosierdzia znajduje się ks. Lech Wołowski, który pracował w naszej parafii, a teraz studiuje w Rzymie. Wracając do głównego tematu, symbol Bramy Miłosierdzia uświadamia nam, że wszyscy oczekujemy miłosierdzia Boga i także pokładamy ufność w miłosierdzie bliźniego. Przejście przez te Święte Drzwi to przejście w świat, w którym jest więcej dobra i miłości, więcej miłosierdzia. Czy taką Bramą Miłosierdzia nie mogłyby być drzwi naszych domów? AS Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 21 MIŁOSIERNY JAK OJCIEC A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go jest miłosierny” (Łk 6, 36). Czym jest spotkanie z Miłona próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby sierdziem Ojca? osiągnąć życie wieczne?». Jezus mu odpowiedział: «Co Papież Franciszek w bulli Misericordiae vultus najest napisane w Prawie? Jak czytasz?». On rzekł: «Bę- pisał: „Jezus Chrystus jest obliczem miłosierdzia Ojca. dziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim ser- Wydaje się, iż tajemnica wiary chrześcijańskiej znajcem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim duje w tym słowie swoją syntezę. (...) Ojciec «bogaty umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus w miłosierdzie» (por. Ef 2, 4), gdy objawił Mojżeszowi rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a bę- swoje imię: «Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bodziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał gaty w łaskę i wierność» (Wj 34, 6), sprawił, że człoJezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Jezus nawiązując wiek mógł nieprzerwanie poznawać Jego boską naturę do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy na różne sposoby i w wielu momentach historii. W «pełdo Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go ni czasów» (por. Ga 4, 4), gdy wszystko było gotowe obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na według Jego planu zbawienia, zesłał On swojego Syna, pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą dro- narodzonego z Maryi Dziewicy, aby objawić nam w spogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewi- sób ostateczny swoją miłość. Kto widzi Syna, widzi też ta, gdy przyszedł na to miejsce i Ojca (por. J 14, 9). Jezus z Nai zobaczył go, minął. Pewien zaś zaretu swoimi słowami, gestami Samarytanin, będąc w podróży, i całą swoją osobą objawia miłoprzechodził również obok niesierdzie Boga” (nr 1). go. Gdy go zobaczył, wzruszył Jedną z najpiękniejszych bisię głęboko: podszedł do niego blijnych opowieści, w której mii opatrzył mu rany, zalewając je łosierdzie Ojca zostało wyrażone, oliwą i winem; potem wsadził jest przypowieść o miłosiernym go na swoje bydlę, zawiózł do Samarytaninie. Widzimy tu, że gospody i pielęgnował go. NaBóg nie jest obojętny na nasze stępnego zaś dnia wyjął dwa deżycie, że naprawdę się nami intenary, dał gospodarzowi i rzekł: resuje, a Jego miłość nie pozwala ‘Miej o nim staranie, a jeśli co Mu przejść obojętnie obok naszewięcej wydasz, ja oddam tobie, go cierpienia. Papież Franciszek gdy będę wracał’. Któryż z tych w Orędziu na Wielki Post 2015 trzech okazał się, według tweroku napisał: „Nie jesteśmy Mu go zdania, bliźnim tego, który [Bogu] obojętni. Zależy Mu na wpadł w ręce zbójców?». On każdym z nas, zna nas po imieodpowiedział: «Ten, który mu niu, troszczy się o nas i nas szuka, okazał miłosierdzie». Jezus mu kiedy Go opuszczamy. Interesuje rzekł: «Idź, i ty czyń podobsię każdym z nas; Jego miłość nie nie!». (Łk 10, 25-37) pozwala Mu być obojętnym na to, Grzech jest największym co nam się przydarza”. Dobry Samatytanin, Aimé Morot, 1880 r. dramatem naszego życia, to Cytując św. Jana, możemy coś najgorszego, co mogło się nam przydarzyć. Śmierć powiedzieć: „My miłujemy Boga, ponieważ Bóg sam w grzechu to nieporównywalnie większy dramat niż pierwszy nas umiłował” (1 J 4, 19). Tylko wtedy, kieśmierć fizyczna, niż choroba, utrata pracy czy jakiekol- dy doświadczysz, jak bardzo Bóg cię kocha, kim jesteś wiek inne ludzkie cierpienie. Stracić Boże dziecięctwo, dla Niego, tylko wtedy sam możesz na tę miłość spróstan łaski uświęcającej, stracić sakramentalną obecność bować odpowiedzieć. Możesz potem z tym doświadczeBoga w swoim sercu – to najgorsza nowina. niem miłości pójść do drugiego człowieka i okazać mu Przeciwwagą dla naszego grzechu jest Dobra No- miłosierdzie. Wpierw jednak musisz doświadczyć tego, wina, którą jest Jezus Chrystus, i objawione przez Niego jak Bóg kocha ciebie. Kluczem do zrozumienia tego jest miłosierdzie Boga. Jak doskonale wiemy, hasłem Nad- przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. zwyczajnego Roku Jubileuszowego są słowa: „MiłoZ jednego powodu mamy bardzo duży problem sierni jak Ojciec”, które nawiązują do ewangelicznego ze zrozumieniem tej przypowieści: najczęściej utożsanauczania Jezusa: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz miamy się z niewłaściwym bohaterem. Przykładamy 22 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 bowiem do siebie postać miłosiernego Samarytanina i pytamy: „Czy jestem miłosiernym Samarytaninem?”. Pytamy więc o to, jak zachowalibyśmy się, gdybyśmy przychodzili koło zranionego człowieka? Czy zatrzymałbym się? Czy opatrzyłbym mu rany? Problem polega na tym, że ja mam się odnaleźć w tej przypowieści w zupełnie innej postaci. To nie ja jestem miłosiernym Samarytaninem. Ja jestem tym, który został napadnięty, pobity, ograbiony i rozebrany leży półmartwy na drodze. To z nim mam się utożsamiać. Oczywiście łatwiej się nam odnajdywać w miłosiernym Samarytaninie i szukać swoich dobrych stron: „Przecież od czasu do czasu wrzucę do koszyczka dwa złote kobiecie żebrzącej pod kościołem”. Nie! miłosierny Samarytanin to Jezus. Ja jestem tym, który leży przy drodze. W przypowieści powiedziano, że człowiek ten schodził z Jerozolimy do Jerycha. Nie są to przypadkowe informacje, ale głęboko symboliczne szczegóły, które rzucają światło na interpretację przypowieści. Jerozolima stanowiła centrum kultu Izraela, była centrum religijnym, miejscem obecności Boga, świętym miastem. Informacja, że człowiek schodził z Jerozolimy, oznacza, że oddalał się z miejsca, w którym jest obecny Bóg, czyli zaczyna się pogrążać w grzechu. Idzie do Jerycha. Droga z Jerozolimy do Jerycha prowadzi bardzo stromo w dół. Schodzi on w swoim grzechu coraz niżej, coraz bardziej się w nim pogrąża. Ostatecznie wchodzi w depresję, ponieważ Jerycho jest jednym z najniżej położonych miast na świecie (270 m p.p.m.). Wiemy więc, co dzieje się z tym człowiekiem, że schodzi na dno, grzech sprawia, że coraz bardziej się w nim pogrąża. Co więcej, nagle okazuje się, że grzech odebrał mu godność, obnażył go. Leży on przy drodze zupełnie nagi. Ostatecznie grzech odbiera wolność i czyni nas niewolnikami. Dla ludzi starożytnego świata był to jasny obraz: nago chodził tylko niewolnik, ludzie wolni byli ubrani. Święty Jan od Krzyża pisał, że człowiek ma trzech wrogów, którzy go napadają, ograbiają i pobitego zostawiają nago: szatana, świat i ciało, czyli samego siebie. Drogą przechodzą kapłan i lewita, czyli osoby, które są związane z Panem Bogiem. Podążają do świątyni w Jerozolimie, żeby sprawować Boży kult. Idą się modlić, ale jeszcze nigdy tak naprawdę z Bogiem nie rozmawiali. Idą do Boga, ale nie noszą Go w swoim sercu. Gdyby znali Boga, wiedzieliby, że Bóg jest miłosierny i okazaliby człowiekowi miłosierdzie. Tymczasem boją się stracić rytualną czystość, gdyby okazało się, że człowiek ten jest martwy. Inaczej zachowuje się miłosierny Samarytanin, który jest w podróży, więc zapewne się spieszy, i ma zupełnie inny cel. Kiedy jednak zobaczył pobitego człowieka, zatrzymał się, choć mógłby przejść obok niego obojętnie, i sprawdził, czy żyje. Mógł stwierdzić, że nie umarł i zostawić go z nadzieją, że ktoś się nim zaopiekuje. Mógł też pomyśleć o grożącym mu niebezpieczeństwie: „Jeżeli ten człowiek został tu pobity, to zbójcy są gdzieś niedaleko i mogą mnie napaść”. Tymczasem on nie szuka wymówek, ale konkretnie pomaga potrzebującemu. Opatruje mu rany, odkaża je winem i łagodzi ból oliwą. Mógłby na tym zakończyć, ale on bierze go na swoje bydle, co oznacza, że od tego momentu będzie musiał iść pieszo, i zawozi do gospody. Tu mógłby powiedzieć: „Zrobiłem swoje, teraz wy się nim zajmijcie, ja idę dalej”. Ale nie, zostaje z nim całą noc, żeby się o niego zatroszczyć, a rano daje pieniądze gospodarzowi i mówi: „Zajmij się nim, ja za wszystko zapłacę”. Oto, jak wielką czułość okazuje nieznanemu człowiekowi, jak bardzo jest nim zainteresowany. Najtrudniejsze do pojęcia w tej przypowieści jest to, że miłosierny Samarytanin zachowuje się tak wobec Żyda; Samarytanie nienawidzili się z Żydami. Nie chodzi o to, że się nie lubią ani nie szanują. Oni się nienawidzą! Nienawiść ta urosła do tego stopnia, że kiedy Samarytanin wypił wodę z kubka, to Żyd tego kubka nie mógł nawet dotknąć, bo tak się nim brzydził. Kiedy Jezus szedł ze swoimi uczniami przez Samarię, Jan mówi do Niego: „Pozwól mi zrzucić grom z nieba, żeby ich spalił” (zob. Łk 9, 54). Taką „sympatię” okazywał Jan, uczeń Pański. Kim jest ten pobity człowiek leżący na drodze? To jesteś ty – zraniony przez swój grzech. To ty jesteś nieprzyjacielem Boga. To ty jesteś wrogiem Jezusa, względem którego On okazuje taką czułość. Myślisz: „Jak to? Przecież ja jestem Jego przyjacielem”. Na pewno? Wiesz, co sprawił nasz grzech: mój i twój? Sprawił, że Jezus umarł. To mój grzech Go zabił! To ja zabiłem Jezusa przez swój grzech! To jest moja wina. Nie idę się spowiadać z tego, że przekląłem, zapomniałem modlitwy, kogoś obraziłem albo plotkowałem o innych. Klękam w konfesjonale i wyznaję w tych wszystkich moich grzechach, że zabiłem Syna Bożego. To jest moja odpo- Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 wiedzialność. On nie przebacza nam nieodmówionego paciorka. Bóg przebacza nam to, że zabiliśmy Jego umiłowanego Syna. I wobec tej prawdy wszyscy jesteśmy równi. Tu nie ma grzechów lekkich i nieistotnych. Czy wobec tej prawdy możesz powiedzieć, że nie masz grzechu, nie masz się z czego spowiadać, nie masz się z czego nawracać? A czy morderca nie jest nieprzyjacielem tego człowieka? Czy stając przed Bogiem i wiedząc, że zabiłem Jego Syna, nie jestem Jego nieprzyjacielem? A On względem mnie, mordercy umiłowanego Bożego Syna, okazuje taką czułość, miłość i troskę. Kiedy jestem przy konfesjonale, opatruje moje rany, bo wie, że zostałem złamany przez grzech. Łagodzi ból moich ran oliwą, odkaża je winem. Przyodziewa mnie na nowo swoją łaską, abym odzyskał godność Bożego dziecka i nie był już niewolnikiem. Potem bierze mnie na swoje ramiona, zanosi do gospody, żeby mnie nakarmić i posilić swoim Ciałem i Krwią. Na koniec mówi: „Kocham cię. Już nie pamiętam, co zrobi- 23 łeś. Przebaczyłem ci. Żyj pełnią swojego życia”. Właśnie takie Miłosierdzie Ojca objawione jest w obliczu Jezusa Chrystusa – miłosiernego Samarytanina. Krzysztof Porosło Fragment książki „TAJEMNICA ŚMIERCI I ZMARTWYCHWSTANIA. Wprowadzenie w misterium paschalne”, eSPe, Kraków 2014. Notka o autorze: ks. Krzysztof Porosło prezbiter archidiecezji krakowskiej, animator liturgiczny Ruchu Światło-Życie, od 2008 roku współorganizator rekolekcji liturgicznych „Mysterium fascinans”. Interesuje się teologią liturgii, a szczególnie teologią symbolu oraz trynitarnym wymiarem liturgii. Autor książki „Jestem z wami przez wszystkie dni... Kompendium liturgiczne w pytaniach i odpowiedziach”, „W głębi... Posługa i formacja animatora liturgicznego” oraz rozważań prymicyjnych „To mówi Amen”. RECENZJE JA ORAZ MÓJ STWÓRCA Czy chcesz przeczytać o tym, na czym polega życie chrześcijańskie? Jeśli tak, to książka „Ja oraz mój Stwórca” jest dla Ciebie. Niezależnie od tego, czy będzie to pierwsza książka na ten temat, jaką weźmiesz do ręki, czy też gdy posiadasz już dużą wiedzę o praktykowaniu wiary. W pierwszym przypadku lektura zapewni Ci dobry start, co jest ważne, gdy zaczynasz świadomie iść drogą wiary. W drugim przypadku sprawdzisz, czy idziesz w dobrą stronę. Pewność w praktykowaniu wiary jest ważna. Nie możesz jednak w tej materii opierać się na własnym zdaniu lub też samozadowoleniu. Trzeba przejść test. W tym przypadku będzie to lektura i porównanie własnego rozumienia wiary z nauką prawdziwego mistrza. Tak więc, zgodnie z hasłem marketingowym, które w tym przypadku nie jest puste: „Korzyść gwarantowana!” Książka ks. Andrzeja Muszali, mieszkajacego w Krakowie, bioetyka, duszpasterza prowadzącego min. szkołę modlitwy, poświęcona została kardynałowi Johnowi Henry’emu Newmanowi. Nauka tego angielskiego filozofa, teologa, duchownego, kontemplatyka ogłoszonego pięć lat temu błogosławionym przez papieża Benedykta XVI, została tak przedstawiona w książce, że stanowi ona swoisty przewodnik po życiu duchowym. Prezentując naukę Newmana autor akcentuje prawdę o Bogu, który nieustannie przychodzi, jest w świecie. Jednym z ulubionych miejsc Jego obecności jest człowiek. Bóg jest we wnętrzu człowieka. Odkryć obecność Boga w sobie, skupić się na Nim odrzucając pokusę uczynienia z siebie centrum życia duchowego (do czego zachęcają, jak pisze autor, współcześni modni kaznodzieje-nowinkarze) i pozwolić Bogu wyprowadzić się na zewnątrz, do świata, aby tam realizować swoje powołanie chrześcijańskie to wielka sztuka. Wielka to nie znaczy niedostępna, wielka – to znaczy sztuka, bez której życie nie może być ani prawdziwie piękne, ani w pełni pożyteczne. Do książki dołączona jest płyta z 32 konferencjami zawierającymi całość jej treści. Dla tych, którzy wolą lub zmuszeni okolicznościami muszą słuchać będzie to nieoceniona pomoc. „Ja oraz mój Stwórca” ks. Andrzej Muszala ks. Wojciech wydawnictwo Fundacja Pustelnia.pl 24 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 KOŚCIÓŁ: NAUKA, LUDZIE, MIEJSCA, WYDARZENIA CHRZEST POLSKI W Katechizmie Kościoła Katolickiego (KKK) czytamy: „Chrzest święty jest fundamentem życia chrześcijańskiego (…) Przez chrzest zostajemy wyzwoleni od grzechu i odrodzeni jako synowie Boży, stajemy się członkami Chrystusa oraz zostajemy wszczepieni w Kościół”, (KKK 1213). Św. Grzegorz z Nazjanzu w dziele Orationes pisał: „Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga (…) Nazywamy go darem, łaską, zanurzeniem, namaszczeniem, oświeceniem, szatą niezniszczalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią i wszystkim, co może być najcenniejsze”. W tym roku przeżywamy 1050. rocznicę chrztu Polski. Chrzest Mieszka I i jego dworu stał się nie tylko początkiem chrześcijaństwa na ziemiach Polan, ale także początkiem polskiej państwowości i polskiego narodu. kiem. Dokonując aktu chrztu wprowadził swoich pobratymców w świat chrześcijaństwa i jego kultury. Odtąd wszystko szło od Kościoła i poprzez Kościół. Mieszko I sprowadzał duchownych, wznosił i wyposażał świątynie. W 968 roku, za jego staraniem, powstało biskupstwo misyjne z biskupem Jordanem, podległe bezpośrednio Rzymowi, co podkreślało niezależność państwa. Wejście w strefę języka łacińskiego było niezwykle korzystne dla rozwoju kraju. Uzyskano także oczywiste korzyści natury politycznej. Millennium Chrztu Polski Sł. Boży ks. kard Stefan Wyszyński, prymas Tysiąclecia, podczas internowania przygotował Polaków i polski Kościół na uroczystości związane z 1000. rocznicą chrztu Polski. Uroczystość poprzedziła Wielka Nowenna rozpoczęta w 1957 r. Należy pamiętać, że były to czasy, Trochę historii Pierwsze pisane wzmianki o Polsce pojawiają się gdy rządzący Polską komuniści prześladowali Kościół, w roku 1000 (św. Brunon z Kwerfurtu w „Żywocie św. a Prymas kard. S. Wyszyński stał się „osobistym” wrogiem I sekretarza Wo j c i e c h a ” ) . PZPR WładysłaZiemie w dorzewa Gomułki. Miczu Wisły i Odry licja i ZOMO atazamieszkiwakowało wiernych ły słowiańskie, podczas uroczypogańskie ludy stości religijnych. Polan i Wiślan. Doszło do bloPodwaliny pańkady peregrynastwa polskiego cji kopii Obrazu stworzył SieMatki Boskiej momysł, ojCzęstochowskiej ciec Mieszka I. i jego aresztowaW stosunkowo nia (!). krótkim czasie, 16 kwietnia w miejsce ma1966 roku w kałych rozproszotedrze gnieźnieńnych gródków, skiej nieszpory powstały wielChrzest Polski, współczesny fresk w Gnieźnie. celebrował ks. kie grody w Poabp Karol Wojtyznaniu, Gnieźnie czy Ostrowiu Lednickim. Mieszko I, za sprawą swej ła. Gdy wierni rozpoczynali śpiew: „Niechaj będzie pomałżonki Dobrawy, przyjął chrzest w roku 966 w Wielką chwalony...” odezwały się salwy armat na cześć marszałSobotę – 14 kwietnia. Miejsce chrztu nie jest dokładnie ka Mariana Spychalskiego, który opodal „odprawiał” obokreślone, wymienia się Gniezno, Poznań, Ostrowie Led- chody Tysiąclecia Państwa Polskiego, zarządzone przez komunistów. Armaty ucichły, a ludzie nadal śpiewali... nickie, a nawet Ratyzbonę i Pragę. Centralne uroczystości millenijne odbyły się Czym kierował się Mieszko I przyjmując chrzest? Władca Polan był niewątpliwie inteligentnym człowie- 3 maja 1966 r. na Jasnej Górze. Przybyły na nie wie- Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 lomilionowe rzesze wiernych. Władze nie zgodziły się na przyjazd papieża Pawła VI. Pusty tron papieski z portretem Ojca Świętego i wiązanką kwiatów był nad wyraz symboliczny. Kulminacją uroczystości był „Akt oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi” – odczytany przez Prymasa Tysiąclecia. Ta wielka i piękna uroczystość religijna stała się również wielką, niespotykaną w tzw. obozie socjalistycznym, manifestacją antykomunistyczną. Warto przypomnieć, że papież Paweł VI, wiedząc, że nie będzie mógł przybyć do Polski, rozpoczął 13 stycznia 1966 r. w Rzymie obchody Millennium Chrztu Polski. Władze PRL nie pozwoliły prymasowi Ks. kard. S. Wyszyńskiemu na wyjazd do Watykanu. Ojciec Święty, podczas rzymskich uroczystości, pobłogosławił Polskę, a specjalne błogosławieństwo przesłał „przewodnikowi duchowemu narodu, kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu, Prymasowi Polski, który duchowo jest tu obecny”. 1050. lecie Chrztu Polski Jubileuszowe obchody 1050. rocznicy chrztu Polski przed nami. Będą one miały miejsce w Gnieźnie i w Poznaniu od 14 do 16 kwietnia br. 14 kwietnia zostanie odprawiona uroczysta Msza św. w katedrze gnieźnieńskiej z udziałem całego Episkopatu Polski, legata papieskiego i prezydenta RP. Z Gniezna zostaną posłani misjonarze, by nieść Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie. Podczas uroczystości w pobliskim Ostrowiu Lednickim zabrzmi głos dzwonu „Mieszko i Dobrawa”. 15 kwietnia w Poznaniu, oprócz dalszych uroczystości religijnych, zbierze się Zgromadzenie Narodowe, a prezydent RP Andrzej Duda wygłosi orędzie do narodu. 25 Dziękujmy Panu Bogu za chrzest i wiarę, za Kościół i sakramenty, za otrzymane łaski i za Ojczyznę! Ku refleksji Gdyby Mieszko I pozostał przy pogaństwie to prawdopodobnie nie byłoby państwa polskiego. Przykład Słowian połabskich, trwających w pogaństwie, jest aż nad zbyt wymowny. Ulegli żywiołowi germańskiemu i nigdy nie stworzyli odrębnego państwa. Polska, od daty Chrztu po dzień dzisiejszy, istnieje gdyż trwa w wierze katolickiej. Była zawsze wierna Chrystusowi i Kościołowi. Św. Jan Paweł II, podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, powiedział na placu Zwycięstwa w Warszawie: „Kościół przyniósł Polsce Chrystusa – to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. (…) Nie można zrozumieć dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas – bez Chrystusa”. Święty polski Papież podczas jednej z pielgrzymek do zeświecczonej Francji zadał wielce dramatyczne pytanie: „Francjo, co uczyniłaś z twoimi przyrzeczeniami chrztu? Zastanówmy się, jaką dalibyśmy odpowiedź, gdybyśmy otrzymali dzisiaj takie pytanie skierowane do Polaków? Pan Jezus przekazał św. Faustynie obietnicę dla Polski: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości”. Czy będzie posłuszna, czy podzieli los zlaicyzowanych państw: Francji, Hiszpanii i Irlandii? AS PRZEŚLADOWANIE CHRZEŚCIJAN – DOWODEM NA ISTNIENIE BOGA „Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie (Mt 5,11) Kiedy słyszymy o prześladowaniu chrześcijan, większości z nas stają przed oczyma sceny z powieści Henryka Sienkiewicza „Quo vadis”, przedstawiające sutuację chrześcijaństwa w jego początkowym okresie, tj. w czasach Nerona (póżniej Trajana, Dioklecjana...) Tymczasem, choć cała historia Kościoła znaczona jest krwią męczenników, to największe prześladowania chrześcijan odbywają się OBECNIE. Czasem, jakby „przy okazji” dochodzą nas wieści o tych prześladowanych, np. o Michale Tomaszku i Zbigniewie Strzałkowskim (młodych polskich franciszkanach, którzy zostali zamordowni w Peru przez terrorystów z marksistowskiego ruchu „Świetlisty Szlak” i beatyfiowani ostatnio przez papieża Franciszka) albo o chrześcijanach wśród uchodżców z Syrii czy Erytrei... Ci, którzy – tak jak my – bez przeszkód mogą wyznawać swoją wiarę, nie przypuszczają nawet, że tak wielu ich współwyznawców żyje pod władzą rządów i wśród ludzi, otwarcie okazujących swą wrogość wobec wiary chrześcijańskiej. Podobnie jak w starożytnym Rzymie, męczennicy często cierpią w samotności i umierają anonimowo. Sądziliśmy, że męczeństwo odeszło w przeszłość, ale fakty i liczby mówią coś zupełnie innego... STATYSTYKI Według niezależnych raportów, publikowanych przez różne ośrodki i pisma (np. „Pew Reserch Center”, „Newsweek” czy „Economist”) CHRZEŚCIJANIE 26 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 SĄ OBECNIE NAJBARDZIEJ PRZEŚLADOWANĄ GRUPĄ RELIGIJNĄ NA ŚWIECIE i – co zastanawiające – padają ofiarą wyznawców tych religii, które powszechnie są uznawane za najsilniej dyskryminowane: muzułmanów, hinduistów i buddystów. Podane niżej liczby są przybliżone z kilku powodów: ponieważ pochodzą z różnych żródeł, w wielu krajach brak jest jednoznacznych spisów ludności, w niektórych trwają działania wojenne, sytuacja prześladowania chrześcijan jest sytuacją dynamiczną. – Z 6 mld wszystkich mieszkańców Ziemi – 2,2 mld stanowią chrześcijanie. – Od śmierci Chrystusa do dziś za wiarę oddało życie 70 mln ludzi, z czego – tylko w XX w. – aż 45 mln, co stanowi 65% wszystkich zabójstw od początku pojawienia się chrześcijaństwa, a sytuacja stale się pogarsza (rok 2014 był pod tym względem najgorszy). – Każdego dnia prześladowanych lub dyskryminowanych jest ok. 200 mln chrześcijan (w zależności od przyjętych kryteriów: od 100 do350 mln) w 75 krajach świata. – Każdego roku na świecie mordowanych jest co najmniej od 150 do 170 tys. chrześcijan. – Według różnych żródeł, co 3-5 minut ginie 1 chrześcijanin. – Codziennie ginie ich około pół tysiąca. – W statystykach zabójstw, których powodem było wyznanie, chrześcijanie stanowią 80-90% ofiar. – Aż 116 krajów świata nie szanuje prawa chrześcijan do wyznawania wiary; praktycznie w co drugim kraju chrześcijanie doświadczają ograniczenia swobód w wyznawaniu swej wiary. FORMY PRZEŚLADOWAŃ Strony internetowe pełne są zdjęć i opisów tragicznych wydarzeń, związanych z prześladowaniem chrześcijan w różnych częściach świata, co pozwala lepiej wyobrazić sobie ogrom cierpienia i strachu tych ludzi, ale z uwagi na szczupłe ramy artykułu prasowego oraz niechęć autorki do epatowania ludzkim nieszczęściem, ograniczono się do wyliczenia wszelkich form prześladowania, od bardziej subtelnych po najcięższe: – zakłamywanie historii oraz bieżącej rzeczywistości, – poniżanie, wyśmiewanie chrześcijan, – zastraszanie ich i szykanowanie, – ustawiczne kontrolowanie i nadzorowanie, – dyskryminowanie w sferze publicznej(w pracy, na ulicy, wśród sąsiadów) – profanacja symboli religijnych w sztuce, reklamie... – zakazywanie wyznawcom innej religii przyjmowania wiary chrześcijańskiej, – zmuszanie chrześcijan do podpisywania deklaracji lojalności, – zmuszanie ich do przestrzegania praw innej wiary (np. szariatu). – zmuszanie do przyjęcia innej wiary, – grabieże mienia chrześcijan, – ściąganie okupu, – ściąganie specjalnego podatku (np. tzw. dżidżiji przez dżihadystów), – niszczenie symboli chrześcijańskich, – burzenie lub podpalanie kościołów lub domów modlitwy, – ataki na ludzi modlących się w kościołach lub domach, – porywanie klobiet, gwałty, – zniewalanie ludzi wolnych (przetrzymywanie ich w więzieniach i obozach koncentracyjnych), – handel ludźmi, – ciężkie kary chłosty, – torturowanie, – indywidualne morderstwa i zbiorowe rzezie, – zabijanie chrześcijan na wszelkie sposoby: przez podpalanie, topienie, ucinanie głowy, krzyżowanie, kamienowanie, śmierć w niejasnych okolicznościach, zgony w więzieniach z niewiadomych przyczyn (rodziny nie dostają ciał osób bliskich). GEOGRAFIA PRZEŚLADOWAŃ Prześladowania pojedynczych wyznawców Chrystusa, ale przede wszystkim całych wspólnot chrześcijańskich, mają współcześnie miejsce aż w 75 krajach na świecie, mimo że prawo poszczególnych państw i międzynarodowe dokumenty gwarantują obywatelom wolność sumienia i wyznania. Krew chrześcijan jest przelewana przede wszystkim w 24 krajach. Są to: Afganistan, Algieria, Arabia Saudyjska, Bangladesz, Bhutan, Birma, Chiny, Egipt, Etiopia, Erytrea, Indie, Indonezja, Irak, Iran, Korea Północna, Laos, Nigeria, Pakistan, Somalia, Sri Lanka, Sudan, Turcja, Wietnam i Zimbabwe. Represje i dyskryminacja w sferze publicznej mają miejsce w 40 krajach, to: Albania, Autonomia Palestyńska, Bahran, Białoruś, Bośnia – Hercegowina, Czad, Demokratyczna Republika Konga, Dżibuti, Filipiny, Izrael,Jemen, Jordania, Kambodża, Kathar, Kazachstan, Kolumbia, Kongo, Kosowo, Kuba, Kuwejt, Liban, Libia, Malediwy, Malezja, Maroko, Mauretania, Nepal, Oman, Rosja, Ruanda, Senegal, Serbia, Syria, Tajlandia, Tadżykistan, Turkmenistan, Uganda, Uzbekistan, Wenezuela, Wybrzeże Kości Słoniowej. Ze zjawiskiem dyskryminacji chrześcian można spotkać się w Boliwii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Kanadzie, Norwegii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Włoszech. Przewiduje się, że już wkrótce nie będzie chrześcijan w Iraku, Afganistanie, i w... Ziemi Świętej (Izrael i Autonomia Palestyńska). W „kolebce chrześcijaństwa” Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 przed 1948 r. chrześcijanie stanowili 1/5 obywateli, dziś tylko 2-3% (np. w Betlejem po II wojnie światowej żyło 80% chrześcijan, dziś przeważają tam muzułmanie). Z uwagi na ograniczenia wynikające z formy artykułu, niemożliwe jest omówienie sytuacji chrześcijan w każdym z wymienionych krajów. Posłużono się jedynie kilkoma przykładami przy wskazywaniu przyczyn prześladowań. PRZYCZYNY PRZEŚLADOWAŃ Dla lepszego zobrazowania zagadnienia, przyczyny zostały tu wyodrębnione, ale trzeba pamiętać, że przenikają się one wzajemnie, tworząc – wraz z konkretnymi lokalnymi uwarunkowaniami – indywidualny obraz skomplikowanej rzeczywistości w danym kraju. Bez wątpienia, generalną przyczynę zła upatrywać można w eskalacji agresji i przemocy we współczesnym świecie, co wynika z kryzysu podstawowych wartości moralnych, których odwiecznym strażnikiem jest wiara chrześcijańska. Spośród przyczyn szczegółowych na czoło wysuwa się ISLAMSKI EKSTREMIZM, który stoi za prześladowaniem chrześcijan w 36 z 50 badanych krajów, a z 10 krajów, gdzie prześladowania są największe, aż 7 to państwa zamieszkane w większości przez muzułmanów. Ortodoksyjny islam stawia Żydów i chrześcijan w roli obywateli drugiej kategorii i nie zezwala swoim wyznawcom na zmianę religii. Na terenie wielu z tych 27 krajów toczą się otwarte konflikty i przede wszystkim działają zbrojne organizacje islamskich ekstremistów, jak: Talibowie w Afganistanie i Pakistanie, Al-Szabaab w Somalii, Boko Haram w Nigerii czy Państwo Islamskie w Syrii i Iraku. Sytuację pogarszają dodatkowo skomplikowane relacje między samymi muzułmanami: sunnitami (70-80%) i szyitami (20-30%). Takich państw z wojującym islamem naliczono aż 22, np. są wśród nich: Arabia Saudyjska, Irak czy Afganistan. Pogarsza się sytuacja w Serbii i Bośni, ponieważ muzułmanie próbują na Bałkanach utworzyć państwa islamskie. Z 6 mld ludzi na świecie – 1,2 mld to muzułmanie, których liczba rośnie, choćby z powodu zmuszania wyznawców innych religii do przechodzenia na islam. Przykład: SUDAN. Władze Sudanu zakłamują historię twierdząc, że jest to rdzenne państwo islamskie, gdy tymczasem, prowadzone w latach 70. XX w. przez prof. Kazimierza Michałowskiego, prace odkrywcze udowodniły, że są to odwieczne ziemie chrześcijańskie (efekt prac: kościół bizantyjski z V w. w Farras w południowym Sudanie i chrześcijańskie królestwo Nubii z VII w.). W latach 50. XX w. była brytyjska kolonia ogłosiła niepodległość. W imię narodowej jedności zaczęto szerzyć islam oraz język arabski, którym zastąpiono oficjalny język angielski. W 1983 r. rząd w Chartumie wprowadził szariat jako prawo obowiązujące w całym kraju i rozpoczął różne formy prześladowania chrześci- 28 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 jan, zamieszkałych głównie na południu kraju. Oto krótka relacja chrześcijanki z wioski Lasu po rządowych atakach bombowych: „Większość dzieci to sieroty, prawie wszystkie kobiety to wdowy. Jesteśmy okaleczeni przez spadające bomby i w wyniku napadów. Niektórzy z nas nie mają rąk, nóg. Dziesiątkuje nas malaria, dyfteryt, gruźlica, a przede wszystkim – głód. Nie ma tu wody, szpitala, szkoły, transportu. Nie ma niczego ...” W krajach hinduistycznych i buddyjskich elity religijne również oskarżają chrześcijan o stwarzanie zagrożenia dla tożsamości narodowych. Następnym żródłem prześladowań chrześcijan będzie więc RADYKALNY HINDUIZM (liczba Hindusów na świecie to 828 mln). Tu wymienić trzeba Indie i Nepal. Przykład: INDIE. W 1 – mld Indiach żyje tylko 2% chrześcijan, ale ich pozycja jest mocna, bo prowadzą szkoły, szpitale, pomagają biednym. Nie akceptują podziału społeczeństwa na kasty, więc „odbierają” niewolników wyższym kastom. Władze obawiają się dobrze wykształconych chrześcijan. Indyjski Kongres Narodowy jest w zasadzie przychylnie nastawiony do Kościoła, ale władze lokalne są praktycznie niezależne , a rząd centralny nie ma uprawnień, aby zmienić lokalne prawa, dlatego w Indiach istnieją ogromne różnice w traktowaniu chrześcijan w zależności od regionu. Niestety, nacjonalistyczna Indyjska Partia Ludowa (B.J.P) uważa, że Hindus ma być hinduistą i nie wolno mu zmieniać wyznania, a hinduscy fundamentaliści z Rashtriya Swayamsewag Sangh (które jest „zbrojnym ramieniem” B.J.P.) bezkarnie prześladuje chrześcijan. Podobnie ma się sprawa z RADYKSALNYM BUDDYZMEM (na świecie żyje 364 mln buddystów), czego przykładem mogą być prześladowania chrześcijan w BHUTANIE. Czwarta przyczyna to KOMUNISTYCZNE REŻIMY TOTALITARNE. W państwach komunistycznych powszechną praktyką jest budowanie pozorów wolności religijnej dla utrzymania dobrych stosunków ekonomicznych i handlowych z Zachodem. Do tych państw należą Chiny, Erytrea, Korea Północna, Kuba, Wietnam i Laos. Przykład: CHIŃSKA REPUBLIKA LUDOWA. Oficjalnie jest to państwo ateistyczne , a jego podstawową doktryną – komunizm. Konstytucja Ch.R.L. gwarantuje wolność wyznania, a chrześcijaństwo, buddyzm i taoizm – to trzy, usankcjonowane przez państwo, religie. Komunistyczna Partia Chin nie prowadzi więc otwartej wojny z chrześcijanami, jednak rząd aktywnie prześladuje grupy religijne, które uznaje za wrogie komunistycznemu państwu, tym bardziej, że K.P.Ch. traci swych członków (dziś ma 85 mln członków, ale w ciągu 10 lat wystąpiło z niej ponad 170 mln. Pekin nie utrzymuje stosunków z Watykanem i nie uznaje zwierzchnictwa papieża nad Kościołem w Chinach; istnieją tu więc dwa Kościoły: jeden oficjalny i drugi – o wiele potężniejszy – podziemny, tzw. domowy, który ustawicznie rośnie w siłę, bo bardzo wielu Chińczyków garnie się do chrześcijaństwa, co jest odpowiedzią społeczeństwa chińskiego na moralny kryzys po „rewolucji kulturalnej”. Prześladowanie chrześcijan w Chinach przybiera różne formy: od oficjalnego zakazu obchodzenia Świąt Chrześcijańskich, poprzez przemoc podczas „nalotów” na kościoły domowe, po nielegalny handel ludzkimi narządami wewnętrznymi więźniów. Piąte źródło – to REŻIMY AUTORYTARNE. W Afryce często przywództwo w danym kraju sprawuje dyktator, który do utrzymania władzy wykorzystuje religię, najczęściej islam. Dodatkowo samo chrześcijaństwo afrykańskie jest bardzo zróżnicowane i zostało zaadaptowane przez różne, często skonfliktowane ze sobą, ruchy. Przykładami DYKTATUR są : Białoruś, Boliwia, Myannar, Tadżykistan, Uzbekistan, Wenezuela, Zimbabwe. Chrześcijanie często padają także ofiarami LUDOBÓJSTWA, dokonywanego w krajach owładniętych konfliktami wojennymi. Najlepszym przykładem może być S U D A N, znany nam dobrze z reportaży telewizyjnych, ale wymienić tu jeszcze trzeba: oddziały Armii Bożego Oporu w Demokratycznej Republice Konga oraz ataki lewackich ugrupowań FARC-u w Kolumbii. „Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze...” Okazuje się, że istnieją także EKONOMICZNE PRZYCZYNY prześladowania chrześcijan. Np. Kiedy w latach 80. XX wieku, właśnie w południowym SUDANIE, odkryto bogate złoża ropy naftowej, rząd wzmógł prześladowania zamieszkałych na tych terenach chrześcijan, wysyłając przeciw nim pustynną armię prezydenta Al-Bashira – „Janjaweed”, a światowe koncerny wydobywcze (np. kanadyjski „Talisman”, fiński „Total – Fina – Elf”, firmy ze Szwecji, Austrii) nie chcą widzieć niewygodnego problemu. W MEKSYKU zaś kartele narkotykowe wzięły na cel chrześcijan i ich duchownych, którzy nawołują do walki z przestępczością i korupcją. Nie bez znaczenia jest WYSOKA POZYCJA EKONOMICZNA I ORGANIZACYJNA CHRZEŚCIJAN w wielu społecznościach świata (o czym była już mowa).Chrześcijanie postrzegani są jako lepiej prosperujące wspólnoty, budzą więc zazdrość i różne obawy, a przecież swoją działalnością przyczyniają się do rozwoju społeczeństw, w których żyją. Chrześcijan, niestety, utożsamia się z szeroko pojętym Zachodem z powodu otwarcia na zachodnią kulturę, lepsze wykształcenie, prowadzenie szkół, szpitali, działalność charytatywną, dobre przygotowanie do współpracy z władzami lokalnymi itp. Napisano „niestety”, bo wszyscy Amerykanie i Europejczycy uważani są za chrześcijan i dlatego wszelkie wydarzenia na Zachodzie odbijają się na wyznawcach Chrystusa w innych częściach świata. Przykład : KRAJE BLISKIEGO WSCHODU. Ostatnia przyczyna to FUNDAMENTALIZM ATEISTYCZNY... Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 29 BLISKO NAS wem „cnota”. W wielu państwowych szkołach i przedszkoW Europie, na szczęście, nikt jeszcze chrześcijan lach zabroniono stawiania choinek i szopek. Czasem figury nie morduje, ale wyśmiewanie i poniżanie zdarza się świętych zastępowano postaciami z bajek, a zamiast jasełek bardzo często i można chyba zaryzykować stwierdzenie, wystawiano... baśń o Czerwonym Kapturku. (W tych spraże prześladowanie chrześcijan w Europie to tylko kwe- wach krytycznie wypowiadał się sam papież). stia czasu. Rocco Buttiglione, przyjaciel papieża Jana PawSyty i coraz bardziej odcinający się od chrześcijań- ła II, został pozbawiony szansy wyboru na stanowisko skich korzeni Zachód nie interesuje się problemem prze- komisarza w jednej z Komisji Europejskich z powodu śladowania chrześcijan na świecie; nie tylko odchodzi „braku poprawności politycznej.” od wiary przodków, ale coraz bardziej się jej wstydzi, W 60-milionowej FRANCJI, zwanej niegdyś „najszydzi z niej i jej symboliki. W wielu krajach europej- starszą córką Kościoła”, wiarę katolicką deklaruje 2/3 skich przyznawanie się do jakiejkolwiek wiary, zwłasz- ludności, ale połowa z nich jest niepraktykująca. Drugą cza katolickiej, jest nietaktem towarzyskim. Nastąpiła religią stał się tam już islam (ok. 10%), ale nie mniejnawet stosowna moda, określana nowymi słowami: szym niż islam zagrożeniem są wpływy „fundamentalichristofobia (katofobia), antychrześcijaństwo (antyka- stów laickości”, wywodzących się głównie z radykalnej tolicyzm). Informacje o prześladowanych na świecie lewicy i przeciwnych wszelkiej religijności, zwłaszcza chrześcijanach rzadko trafiają do zachodnich mediów; okazywanej publicznie. nie chcą ich publikować najważniejsze światowe media, 100 rocznica ustanowienia (w 1905 r.) rozdziału np. „New York Times”, CNN, BBC; nie interesuje się państwa od Kościoła stała się okazją do „walki z klerynim zbytnio także Unia Europejska, tymbardziej obec- kalizmem”. To fundamentaliści ateistyczni sprzeciwiali nie, zajęta problemem uchodżców. W preambule Trakta- się oficjalnemu powitaniu Jana Pawła II w czasie Jego tu Konstytucyjnego Unii Europejskiej brak odniesienia wizyty we Francji i opuszczeniu do połowy flag narododo chrześcijańskiego dziedzictwa, stąd „politycznie po- wych na gmachach publicznych po Jego śmierci. Co najmniej niesmak budzić musi wyśmiewanie prawne” są przede wszystkim postawy określane miakażdej religii i przywódców nem „nowoczesnych”, tzn. religijnych (nb. papież Jan aprobujące wolność we Paweł II był stale obiektem wszystkich dziedzinach żydrwin karykaturzystów i sacia człowieka: jak najmniej tyryków francuskich), bo donakazów, zakazów i ograniwodzi braku poszanowania czeń ... Kresem takiej nowodla innych ludzi i ich przeczesności jest ateizm, a atekonań, ale stanowi też dziaizmu – przemoc. łanie nieodpowiedzialne, bo ATEISTYCZNY FUNwywołujące tragiczne skutki. DAMENTALIZM chce zaNp. Kiedy „Charlie Hebdo” stąpić tradycyjną chrześciopublikował serię karykatur jańską moralność – totalną Allacha, zapłacili za to niewolnością, prowadzącą ludzi do samounicestwienia. Ko- Kobieta w ruinach kościoła katolickiego na wyspie Jawa w mie- winni ludzie daleko od Paryża – w Nigrze. ściół, który sprzeciwia się ście Taskimalaya w dzień po zamieszkach zorganizowanych Radykalny ateizm aborcji, eutanazji, homosek- przez muzułmańskie ugrupowanie bojowe, 27 grudnia 1998 r. „Charlie Hebdo” wszedł sualizmowi, który wymaga od człowieka uczciwości, pokory, wyrzeczeń, uważany w konflikt z fanatyzmem islamskim. W 2005 r. grupa francuskich homoseksualistów jest za instytucję skostniałą i staje się po prostu niewygodwdarła się do katedry Notre Dame w Paryżu. Skanduny dla zwolenników nowych idei. We wszystkich krajach europejskich wystąpiły pró- jąc hasło: „Benedykt XVI – homofob”, pobito księdza by usuwania krzyży i innych symboli chrześcijaństwa i przeprowadzono przed ołtarzem ceremonię homosekz przestrzeni publicznej a także komercjalizacji naj- sualnego „ślubu”. 23 kwietnia 2015 r. na cmentarzu Saint Roch de ważniejszych Świąt Chrześcijańskich. Może niepokoić sytuacja na Białorusi, w Serbii czy Bośni, ale pierwsze, Castres w departamencie Tavn w południowej Francji nieśmiałe jeszcze, próby prześladowania chrześcijan we zniszczono 215 chrześcijańskich nagrobków. W SZWECJI działa prawo, które za krytykę homoFrancji, Hiszpanii, Holandii, Norwegii, Szwecji, Wielseksualistów przewiduje karę więzienia. Jego ofiarą padł kiej Brytanii – MUSZĄ NIEPOKOIĆ. pastor zielonoświątkowców – Ake Green. Oto kilka różnorodnych przykładów takich prób. Kiedy w WIELKIEJ BRYTANII – pod pretekstem W szkole w Como we WŁOSZECH ocenzurowano kolędy, usuwając z nich słowo „Jezus” i zastępując je sło- zapobiegania urażaniu uczuć wyznawców innych reli- 30 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 gii – usuwano symbole Świąt Bożego Narodzenia (m.in. słowa „Marry Christmas”), przewodniczący brytyjskiej Rady Muzułmanów Inayat Bunglawala powiedział „Nie rozumiem, w czym obchody Bożego Narodzenia mogłyby urazić wyznawców islamu.” (Właśnie w Wielkiej Brytanii i Ameryce prowadzono kampanię pn.”Ocalmy Boże Narodzenie”.) Jeden z konserwatystów brytyjskich napisał w „The Times”: „Czasy, kiedy ludzie wstydzili się przyznać do homolseksualizmu, przeszły do historii, za to nie powinno się obecnie głośno mówić, że jest się katolikiem.” WEZWANIE DO DZIAŁANIA Kiedy prześladowania chrześcijan gwałtownie przybrały na sile, znaleźli się ludzie, którzy podjęli różnorodne działania, najpierw apelując o zainteresowanie problemem istniejące już instytucje i organizacje, później tworząc własne. Najbardziej znane to: – POMOC KOŚCIOŁOWI W POTRZEBIE (w Polsce od 2006 r.) – pozarządowa, międzynarodowa organizacja („KIRCH IN NOT”, „AID TO THE CHURCH IN NEED” – ACN ...). – OPEN DOORS, które co roku publikuje Światowy Indeks Prześladowań. – INTERNATIONAL CHRISTIAN CONCERN (ICC) – INTERNATIONAL CHRISTIAN ASSOCIATION – GŁOS PRZEŚLADOWANYCH CHRZEŚCIAN (członek stowarzyszony International Christian Association) – CHRISTIAN PERSECUTION INFO – chrześcijański biuletyn informacyjny – RIGHTS GROUP INTERNATIONAL – pomagająca mniejszościom etnicznym i religijnym oraz zajmująca się w ogóle prawami człowieka. – MIĘDZYNARODOWE TOWARZYSTWO PRAW CZŁOWIEKA (ISHR) Oto przykłady różnorodnych przedsięwzięć, podjętych na rzecz prześladowanych chrześcijan, szczególnie po 2014 roku : 1.) Już we wrześniu 2011 r. w Rzymie odbyło się s y m p o z j u m „Dobrzy zostaną umęczeni. Prześladowania chrześcijan w XXI wieku.” 2.) 8 listopada 2011 r. ogłoszono r e z o l u c j ę Unii Europejskiej, wzywającą organy tej organizacji do egzekwowania praw człowieka (np. w państwach Bliskiego Wschodu) m.in. za pośrednictwem umów gospodarczych i politycznych. 3.) 7 września 2014 r. w Warszawie zorganizowano m a r s z „Stop ;prześladowaniu chrześcijan”. Marsz miał charakter międzyreligijny (wzięli w nim udział chrześcijanie, Żydzi, muzułmanie, jazydzi, buddyści) i połączony został z finansowym wsparciem dla „Caritas” i „Pomocy Kościołowi w Potrzebie”. 4.) 6 kwietnia 2015 r. papież Franciszek w a p e l u „Niech świat nie będzie bierny wobec prześladowań chrześcijan” zwrócił się do międzynarodowej wspólnoty, aby „nie była milcząca i bezczynna wobec prześladowań chrześcijan, aby nie odwracała wzroku od ich cierpień.” 5.) 11 lipca2015 r. Polska przyjęła pierwszą g r u p ę u c h o d ź c ó w – chrześcijan z Syrii (158 osób, w tym 12 dzieci). 6.) 8 listopada 2015 r. (już po raz siódmy) o b c h o d z o n o Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Tego dnia w kościołach odczytano L i s t P a s t e r s k i E p i s k o p a t u P o l s k i o prześladowaniu chrześcijan. 7.) 27 i 28 listopada 2015 r. eksperci z zakresu prawa międzynarodowego i polityki zagranicznej oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych i Kościoła s p o t k a l i s i ę w Krakowie, by dyskutować o działaniach ograniczających prześladowanie chrześcijan na świecie. 8.) Na początku grudnia 2015 r. z inicjatywy vice-przewodniczącego Parlamentu Europejskiego – włoskiego europosła Antonio Tajaniego odbyła się w Brukseli k o n f e r e n c j a „Prześladowanie chrześcijan na świecie – wezwanie do działania”, podczas której przewodniczący – Martin Schultz powiedział: „Fakt prześladowania chrześcijan w dzisiejszym świecie był dotychczas zbyt rzadko nagłaśniany, toteż Parlament Europejski musi wszędzie przyczyniać się do tego, aby ich chronić.” 9.) Wydano k s i ą ż k i , m.in.: – Michel – Jean Di Falco, Timothy Radcliffe, Andrea Riccardi : Czarna księga prześladowań chrześcijan na świecie. – Thomas Grimaud: Prześladowania chrześcijan w świecie. – Paul Marshall, Lela Gilbert, Nina Shea: Prześladowani. Przemoc wobec chrześcijan. – Reinhard Backes” „Będą was nienawidzić...” – prześladowanie chrześcijan dzisiaj. Każdy z nas może i powinien działać w obronie prześladowanych współbraci. Nasza obojętność, nasze milczenie byłoby przyzwoleniem na zło. Poświęćmy prześladowanym naszą modlitwę. 14 dzień każdego miesiąca jest Dniem Czuwania Modlitewnego za Kościół Prześladowany. Oto modlitwa: Boże, poprzez tajemnicze zrządzenie Twej Miłości pozwoliłeś swemu Kościołowi uczestniczyć w cierpieniu Twego Syna. Wzmacniaj nasze Siostry i Braci, którzy z powodu swej wiary są prześladowani. Daj im swoją siłę i wytrwanie, aby w każdej opresji złożyli w Tobie całą swą ufność i okazali się wiernymi świadkami. Podaruj im radość uczestnictwa w ofierze Chrystusa, która wesprze ich w dźwiganiu Jego Krzyża a w utrapieniu ustrzeże ich chrześcijańską wiarę. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 31 Biorąc przykład z innych, wymienionych wcześniej, życie i cierpienie i w ten sposób pomagać społeczeństwu włączajmy się we wszelkie działania w obronie prześla- odnaleźć jego moralną tożsamość.> (-) Nie oznacza to ze dowanych: bierzmy udział w wystąpieniach publicznych strony chrześcijan rezygnacji z obrony przed dyskrymi– marszach, protestach, spotkaniach i konferencjach, pod- nacją. (-) Pełnia chrześcijaństwa w tym zakresie nie popisujmy – przygotowywane przez prochrześcijańskie orga- lega na tym, byśmy stale nadstawiali drugi policzek, ale nizacje – petycje do rządów konkretnych krajów, do przy- na przyjęciu postawy Chrystusa, który, uderzony w jeden wódców Europy i świata, piszmy listy do uwięzionych ... policzek, nie nadstawił drugiego, ale rzekł . < – Jeśli źle Działajmy na rzecz pokoju i współpracy, przeciw powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeśli dobrze, nienawiści: uczmy dzieci godności, szacunku i toleran- to dlaczego mnie bujesz ? > (J 18,23). Chrześcijanie cji; współpracujmy z przedstawicielami innych wyznań w Europie zaczynają pytać swoich pozornie tolerancyjna rzecz porozumienia i pokoju. nych przeciwników: – Dlaczego atakujesz Kościół, czyli Pomagajmy materialnie. nas? Czy robimy coś złego, broniąc rodziny, prawa do Przyjmijmy więcej uchodźców z krajów szczegól- życia? Czy robimy coś złego, broniąc krzyża ? Czy ronie zagrożonych. bimy coś złego, stając w obronie najgłębszych wartości Przede wszystkim bądźmy prawdziwymi katolika- patriotycznych naszej Ojczyzny, złączonej w ciągu całej mi, dumnymi ze swojej wiary, dającymi zawsze i wszę- swej historii właśnie z chrześcijaństwem ?” (ks. Witold dzie świadectwo miłości i prawdy. Oto dwa cytaty, któ- Dorsz, ks. Aleksander Jacyniak SJ). re nam w tym pomogą: „Przez chrzest i bierzmowanie każdy katolik został wezwany do mężnego wyznawaMIMO WSZYSTKO – OPTYMIZM nia i obrony swojej wiary przed tymi, którzy ją atakuOkazuje się, że prześladowania hartują wiarę. I m ją. Nasza reakcja jest więcej prześladowań, konieczna, gdyż często im więcej zamordowyrafinowana, prowawanych – tym więcej dzona przy pomocy nowych wyznawców wyszukanych metod Chrysusa i tym więcej socjotechnicznych, krypoowołań. tyka Kościoła może Podczas, kiedy w Europie chrześcijańwyrządzić duże szkody w duchowości wielu stwo straciło i wciąż osób. Ludzie o słabym traci na znaczeniu, w inprzygotowaniu inteleknych częściach świata – tualnym łatwo ulegają zyskuje. W ostatnich 30 wpływom ideologiczlatach liczba chrześcinym, a zwłaszcza intejan na świecie (szczeligentnej manipulacji Chrześcijanie, którzy uciekli z Syrii i Iraku protestują w Bejrucie. gólnie w Afryce i Ameintelektualnej. Biorąc ryce Łacińskiej) wzrowzór z męczenników pierwszych wieków, musimy od- sła dwukrotnie, a w Azji – nawet trzykrotnie. W Indiach ważnie dawać świadectwo naszej wiary. Świadectwo ma kościoły pełne są oddanych wierze, choć – ze względu być – jak zauważa papież Franciszek – bezwarunkowe. na panującą tam sytuację – nieochrzczonych, katolików. Ma być stanowcze, zdecydowane, dan e językiem, o któ- W Chinach ilość chrześcijan stale rośnie; obecnie jest rym Jezus tak mocno mówi: – Niech wasza mowa będzie ich ponad 100 mln; szacuje się, że w 2030 będzie ich tak – tak, nie – nie. Oto jest język świadectwa.” (dk Ja- 247 mln, a więc znacznie więcej niż w Brazylii, USA czy cek Jan Pawłowicz). Meksyku; co roku ponad 150 000 Chińczyków przyjmu„Kościół nie może zrezygnować ze swojej misji je chrzest. głoszenia Królestwa Bożego i – wierny jej – musi być Męczeństwo było i pozostaje w historii chrześcigotowy nawet na prześladowanie. Potrzebna jest jed- jan wyrazem najwyższego świadectwa i wyznania wiary nak nowa forma heroizmu, związana z odwagą myśle- w Jezusa Chrystusa. Jest ono łaską i szczególnym ponia i działania. Doświadczając rosnącej dyskryminacji wołaniem, którego udziela sam Bóg swoim uczniom, i nietolerancji, nie można poddać się lękowi przed rze- gotowym do ofiary z własnego życia. Współcześni męczywistością, ale odważnie starać się zrozumieć świat, czennicy są znakiem wiarygodności misji Kościoła, wykazując zdolność do poświęcenia w imię prawdy i dobra. w którym żyjemy. Niech Zmartwychwstały Chrystus umocni naszą Kardynał Ratzinger powiedział: < – Kościół musi być gotowy na cierpienie, musi przygotowywać miejsce wiarę, byśmy i my mogli stawać się zdolnymi do niedla boskości nie przez moc, lecz przez ducha, nie przez ustannego dawania świadectwa. siłę instytucjonalną, lecz przez świadectwo, przez miłość, Na podstawie materiałów internetowych – Anna Siess 32 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 O MUZYCE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ – CZĘŚĆ IV. „WHITE METAL” Zobacz, ile tu się dzieje Ludzie poszaleli, handlują sumieniem Przerabiają sobie ciała, grzebią w tajemnicach Wysuszone serca chowają po piwnicach Jesteś, ale czy naprawdę, czy to co robisz, ma sens, jest poważne Spróbuj, pootwieraj okna, powtarzaj słowa: Chcę tak jak On Mieć tyle siły, by trwać, I mówić „nie”, gdy cały świat krzyczy „tak” Chcę wierzyć, że potrafię siebie dać Tam, gdzie już nikt nie widzi żadnych szans Powyższe słowa to fragment piosenki „Chcę tak jak On” zespołu Anastasis. Piosenka zaczyna się nieco industrialnymi dźwiękami, potem słychać mocno przesterowane gitary, ostre riffy i zdecydowany rytm perkusji. Całości dopełniają – głęboki, dynamiczny bas i intrygujący, energetyczny wokal. Tak brzmi większość ich utworów. Całość – charakterystyczna dla muzyki rockowej, ocierającej się o nu metal czy też metal industrialny. Lecz to, co ich wyróżnia na tle wielu innych metalowych zespołów, to treść utworów, krążąca wokół poszukiwania sensu życia, ostrych opisów rzeczywistości oraz wiary w Boga. Właśnie takim zespołom, pozostającym w kręgach szeroko pojętej muzyki metalowej, wywodzącym się z polskiej sceny muzycznej, chcę poświęcić tę część mojego cyklu. Na początek napiszę kilka słów o tym, czym w ogóle jest metal chrześcijański. Nurt ten jest znany także jako white metal i obejmuje różne odmiany muzyki metalowej. Co oczywiste, stoi w opozycji do muzyków propagujących poprzez muzykę satanizm, czy też różne ruchy neopogańskie. Twórcy takiej muzyki prezentują treści ewangeliczne, nawiązują w tekstach i symbolice do chrześcijaństwa. Początków nurtu należy szukać pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Pionierami tego gatunku były zespoły: amerykański Resurrection Band oraz szwedzki Jerusalem. W latach osiemdziesiątych gatunek ten rozsławił zespół Stryper, a około 1984 powstała nazwa gatunku, white metal. Ważnymi zespołami są także Tourniqet, Mortification, Golden Resurrec- tion, Demon Hunter czy Love And Death byłego gitarzysty Korn, Briana Welscha. Na polskiej scenie muzycznej najbardziej znane zespoły to Broken Reed, Pneuma, Illuminandi, Malchus, 2Tm2,3 czy Luxtorpeda. Odkąd zacząłem poznawać ten gatunek muzyczny, intrygowało mnie, dlaczego swoje uwielbienie dla Boga i w ogóle zainteresowanie treściami chrześcijańskimi artyści łączą właśnie z taką muzyką: gresywną, nierzadko nawołującą do nienawiści, kojarzoną – jakże stereotypowo – z satanizmem, z brakiem poszanowania dla dobra i wartości chrześcijańskich, nawołującą nierzadko do zła. Czy można zmienić te stereotypy? Czy można agresję obrócić w miłość bliźniego? Czy w parze z ostrymi dźwiękami gitar można przekazać Dobrą Nowinę? I jak to zrobić? Czy to dotrze do właściwego odbiorcy? Postanowiłem zapytać o to kilku z nich. Dlatego, zanim napiszę o ich muzyce, o tym czego i dlaczego (według mnie) warto posłuchać, oddam im głos, niech oni opowiedzą o swojej twórczości. Specjalnie dla Czytelników „Okruchów” na moje pytania odpowiedzieli muzycy z zespołów Anastasis i Malchus. Grzegorz Leleń: Skąd pomysł na takie właśnie granie? Mocne, energetyczne, niekoniecznie kojarzone z muzyką chrześcijańską? Radosław Sołek (Malchus): Muzyka rockowa towarzyszyła mi od najmłodszych lat. Byłem zafascynowany brzmieniem przesterowanych gitar, imagem zespołów, koncertami itd. To wszystko zrodziło twórczą pasję, zespół Malchus. Jurek (Anastasis): Dlaczego mocna muza? Bo młodzież, która słucha takiej muzy nie pójdzie na koncert popowy czy disco polo. Poza tym, nadal wielu z nich nie ma pojęcia, że muzyka rockowa może być dla Boga. Taki stereotyp nadal jeszcze jest, ale się zmienia i to bardzo szybko. Jak zaczynaliśmy, niewielu było stać na komputer, nie mówiąc już o nagrywaniu w domu. Dzisiaj to jest normą, ze muzyk nagrywa w domu. Nie było tak rozpowszechnionego internetu, dzisiaj pędzi to wszystko w niesamowitym tempie i koniecznie trzeba to wykorzystać dla chrześcijaństwa. GL: Jak Wasza muzyka jest odbierana w środowisku muzycznym: przez krytyków, wytwórnie, innych artystów, media? Jakie są ich reakcje? Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 Radosław Sołek (Malchus): Wydaje mi się, że odbiór naszej muzyki jest dobry. Świadczyć o tym może fakt, że nigdy nie mieliśmy problemów ze znalezieniem wydawcy, jesteśmy zapraszani na festiwale, regularnie koncertujemy w Polsce i za granicą, nasze płyty recenzowane są w znaczących mediach muzycznych. GL: Jeśli można, proszę o kilka słów o powstaniu, historii zespołu. Radosław Sołek (Malchus): Pomysł o powołaniu do życia Malchusa zrodził się w mojej głowie 12 lat temu. Początkowo, wspólnie z kolegami, graliśmy utwory innych grup muzycznych. Pierwszą płytę demo z autorskimi piosenkami zarejestrowaliśmy w roku 2006. Od tamtej pory dużo się zmieniło. Warto wspomnieć, że skład grupy zmieniał się niezliczoną ilość razy. Przełomowym momentem okazał się rok 2010, kiedy zostaliśmy dostrzeżeni przez wytwórnię z Australii, która wydała naszą pierwszą profesjonalną płytę – „Didymos”. Dystrybucja krążka była ogromna. Oprócz większych krajów europejskich, płytę można było nabyć w USA i Japonii. Aktualnie promujemy swoje czwarte wydawnictwo – „Dom Zły”. Jurek (Anastasis): Wybrałeś temat długi jak rzeka. Postaram się w skrócie: Charakter zespołu tworzył się dłuższy czas zanim postanowiliśmy wyjść do ludzi. Na początku, gdzieś w 1997 roku, czterech facetów, po różnych przejściach w swoim życiu, zeszło się na spotkaniu chrześcijańskim, na którym wielbiono Boga muzyką. Od słowa do słowa, okazało się, ze wszyscy w sercu maja muzykę i fajnie byłoby coś z tym zrobić. Zaczęliśmy grać. Po krótkim czasie dołączył do nas piaty człowiek i to był moment, w którym zaczęliśmy myśleć o zespole. Nie mieliśmy nazwy i kompletnie nie wiedzieliśmy, jak to ugryźć. Ponieważ każdy z nas był i jest osoba nawróconą, modliliśmy się o wskazówkę. Poznanie przez nas Jezusa było jak zmartwychwstanie i dlatego nazwaliśmy zespół Anastasis (grek. Zmartwychwstanie). Po paru koncertach w 2000 roku wydaliśmy singiel „Anastasis” a po nim pierwsza płytę 33 „Anastasis”. Zaczęliśmy szukać wydawcy i trafiliśmy do SOS Music w Toruniu, który w tamtym czasie tworzył największy festiwal w Europie wschodniej Song Of Songs. Przed festiwalem powstał drugi maxisingiel z czterema utworami min. „Chcę Tak Jak On”. Materiał na tyle się spodobał, że wydaliśmy drugą płytę „Jutro”, której współwydawcą zostało Sony Music Polska. Płyta została przyjęta bardzo dobrze na rynku i dzięki temu mogliśmy wystąpić między innymi w VIVA Polska, TVP, oraz na wielu imprezach telewizyjnych. W 2010 roku wydalimy maxisingiel z okazji 10-lecia zespołu, a po dłuższym okresie, bo dopiero w 2014 ukazała się kolejna nasza płyta „Anastasis 2014”. Obecnie pracujemy nad nowym materiałem do kolejnej płyty. Zobaczymy, jak będzie. GL: Czy łatwo się „wybić” właśnie z taką muzyką? Radosław Sołek (Malchus): Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć z perspektywy muzyka, któremu udało się „wybić”, gdyż za takiego się nie uważam, choć na pewno wiele już osiągnęliśmy. „Wybicie”, czyli zaistnienie w świadomości szerokiego kręgu słuchaczy, nie jest prostą sprawą. Muzyka metalowa jest sztuką niekomercyjną, tzn. nie jest popularyzowana, przynajmniej w naszym kraju. Potrzeba wiele sił, czasu, cierpliwości, pomysłów i pieniędzy, aby rozreklamować swoją twórczość i przebić się do szerszego grona odbiorców. W dzisiejszych czasach drogą na skróty jest tworzenie kontrowersji wokół siebie i swojej sztuki, która niekoniecznie musi być wysokich lotów. Głupota dobrze się sprzedaje i jest lansowana jako coś mądrego w mediach różnego nurtu. Jurek (Anastasis): Potrafimy robić zawodowo chrześcijańskie koncerty, festiwale, a z telewizją nam się jakoś nie udaje. Szkoda, bo w Polsce potencjał jest olbrzymi. Przykładów można by podawać od groma, ale nie o to chodzi. Nasz zespół powstał, aby przekazać młodym – i nie tylko, ze zawsze jest wyjście ze śmietnika życiowego dzięki Jezusowi. 34 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 GL: Mam wrażenie, że artyści grający rocka czy też metal chrześcijański są pomijani w chrześcijańskich mediach. Co Ty o tym myślisz? Radosław Sołek (Malchus): Jest to muzyka niepopularna oraz mylnie kojarzona z czymś złym. Jednak zawsze tak było, jest i będzie. Jeżeli medium chrześcijańskie poda informację o pojawieniu się naszej płyty czy inne informacje o naszej działalności, temu „Bóg zapłać”, jeśli ktoś miałby z tym problem, trudno, jakoś to przeżyjemy. Jurek (Anastasis): Jeżeli chodzi o rynek i media, to faktycznie Polska nie jest gotowa na ostrzejszą muzykę, tym bardziej rynek i media chrześcijańskie. Jest to tym ciekawsze, że kompletnie nie ma odzwierciedlenia takiej sytuacji podczas festiwali i koncertów, na które przychodzi masa ludzi. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Mamy potężny magazyn kapel chrześcijańskich, które naprawdę fajnie grają, a nie potrafimy tego pokazać ludziom i stworzyć profesjonalnych programów telewizyjnych, takich jak na zachodzie. Bardzo ubolewamy, że mimo tego, iż większość naszego narodu przyznaje się do chrześcijaństwa, karmieni jesteśmy artystami świeckimi. Nie ma w Polsce zawodowej wytworni chrześcijańskiej, nie ma żadnego młodzieżowego chrześcijańskiego programu, nie ma żadnego chrześcijańskiego programu muzycznego oraz gali dla chrześcijańskich artystów, w odpowiedzi na świeckie Fryderyki. Mimo tego mamy nadzieje na zmiany i głęboko w to wierzymy. GL: Jakie są Twoje relacje z Bogiem? Czy Wasza muzyka jest również świadectwem Waszej wiary? Radosław Sołek (Malchus): Podobnie jak w przypadku relacji ludzkich, raz jest lepiej, raz gorzej. Nie uważam naszej muzyki za świadectwo. Owocem wiary, życia chrześcijańskiego jest miłość. Jeśli ta przejawia się w życiu codziennym i ktoś to dostrzega, to znaczy, że daje świadectwo. Muzyka jest pasją, oderwaniem od szarej rzeczywistości, okazją do spotkania z przyjaciółmi. Jurek (Anastasis): Jeżeli chodzi o ludzi w „Anastasis”, to każdy kocha Pana Boga i dla Niego jest w tym zespole. Po płyty tych zespołów mogą śmiało sięgać fani progresywnego metalu, zmierzającego czasem w stronę melodyjnego death metalu, jaki prezentuje Malchus, czy też rocka ocierającego się o nu – metal i metal industrialny w wykonaniu Anastasis. Muzyka tych zespołów jest tak bogata w swojej formie, iż tak naprawdę nie sposób ich włożyć w ramy konkretnego stylu muzycznego. Najlepiej posłuchać i wyrobić sobie własne zdanie, do czego zachęcam. O tym, jak ciężko utrzymać się na polskim rynku muzycznym, grając muzykę metalową, w dodatku z chrześcijańskim przesłaniem, może świadczyć los takich zespołów jak Illuminandi, Pneuma czy Broken Reed, które po latach musiały zawiesić działalność, nierzadko ze względów ekonomicznych. Mimo, iż na ich koncertach zjawiały się rzesze fanów i wydawali naprawdę dobre płyty, to jednak ich działalność nie przynosiła efektów, jakich by oczekiwali. To ciągle jest mało w porównaniu do promowanych dużo mocniej zespołów „świeckich”. Muzycy Pneumy, zespołu, który przez piętnaście lat grał alternatywny metal z elementami traschu i groove metalu, wydali pięć płyt, a za album „Apatia” otrzymali w 2012 roku nominację do Fryderyka w ktegorii album roku – metal, tak mówią o rozwiązaniu zespołu: „Wyeksploatowała się pewna formuła, ponadto mieliśmy wrażenie, że od 9 lat walimy głową w beton, starając się zwrócić uwagę na fakt, że jesteśmy absolutnie normalnym metalowym bandem, a nie bandą nawiedzonych kaznodziejów – można przeczytać na stronie ich wydawcy Mystic.pl. – Nigdy nikogo nie oszukiwaliśmy i zawsze robiliśmy tylko i wyłącznie to, co nam grało w duszy. (…) Dlatego nagrywaliśmy takie płyty, na jakie mieliśmy ochotę, kompletnie wbrew oczekiwaniom wszystkich dookoła i na przekór panującym trendom. Teraz część z nas zamierza zacząć nowy rozdział, pod Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 nową banderą, z nową muzyką, bez plecaka zawierającego 15 lat wspólnego grania, bez całego balastu, jaki ciągnie się za Pneumą.” O jaki balast może chodzić? – Pneuma padła ofiarą ludzkich ograniczeń. Przez 15 lat działalności byliśmy wciąż traktowani jako zespół „kościółkowy”, co powodowało, że traktowano nas gorzej, niż inne zespoły – mówi serwisowi Gosc.pl wokalista Pneumy, Kuba „Kikut” Mańkowski. Czy z takim oporem, niechęcią i zaszufladkowaniem jako zespół „kaznodziejski” spotykał się zespół Illuminandi? Tego nie wiem. Otrzymałem od nich tylko krótką informację, którą cytuję: „Hej Grzegorz, zespół nie jest aktywny od 2013 roku, na dziś dzień trzeba jasno powiedzieć, że zawiesiliśmy działanie na czas nieokreślony...Miło, że czasem ktoś o nas pamięta. Pozdrawiamy serdecznie” Szkoda, bo zespół ten grał bardzo ciekawą mieszankę gotyckiego metalu z muzyką folkową, okraszoną świetnym wokalem oraz brzmieniem skrzypiec i wiolonczeli. W swoim dorobku mieli cztery albumy, w tym jeden koncertowy. Na szczęście są też zespoły, które ciągle grają, odnosząc na naszej scenie muzycznej duże sukcesy. Być może zależy to od osób, które spotkają na swojej muzycznej drodze, wydawców, krytyków. Być może od charyzmy samych twórców. Choć tej nie brakowało muzykom wyżej wymienionych formacji. Dużą rolę odgrywają media, które mogą kogoś wypromować lub też zepchnąć w cień, na co w swoich wypowiedziach zwracali uwagę Radosław i Jurek. Dużą rolę odgrywamy tutaj również my, odbiorcy muzyki, wybierając między tym co wartościowe, a muzyką pozbawioną wartości duchowych i artystycznych. Do zespołów odnoszących sukcesy można zaliczyć swego rodzaju polską supergrupę chrześcijańską, 2 Tm2,3, w skład której weszli tacy muzycy, jak: Rober „Litza” Friedrich, Dariusz Malejonek, Tomasz Budzyński, nieżyjący już Piotr Żyżelewicz „Stopa”, Mateusz i Marcin Pośpieszalscy, Joszko Broda, Robert Drężek „Drężmak” czy Krzysztof Kmiecik „Dr Kmieta”. Są to muzycy znani z różnych formacji muzycznych, reprezentujący różne brzmienia i często odległe od siebie gatunki muzyczne. Pod szyldem Tymoteusza wykonują heavy metal, w którym możemy doszukiwać się dźwięków charakterystycznych dla hardcoru, folkrocka czy reagge, a nawet elementy elektroniczne. Często grają też koncerty akustyczne, na których ich muzyka nabiera dużo 35 łagodniejszego charakteru. Swoje teksty opierają głównie na Biblii, sporadycznie na naukach Ojców Kościoła. Wplatają w nie często strofy po hebrajsku. Od 1996 roku wydali już dziesięć, bardzo różnorodnych, albumów studyjnych i koncertowych, ciągle koncertują i oby ten stan trwał jak najdłużej. Kolejnym zespołem, który z powodzeniem istnieje na rynku muzycznym, a także w mediach, jest Luxtorpeda. Zespół powstał w 2010 roku z inicjatywy Roberta Friedricha. Tworzy bardzo szeroko pojętą muzykę rockową z elementami metalu, punka, grunge’u i tak zwanej muzyki garażowej. Jest to iście wybuchowa mieszanka, co uwidacznia się na koncertach, na które przychodzą tłumy fanów. Teksty opisują otaczający nas świat, rzeczywistość, w której żyjemy; mówią o życiu człowieka, jego walce, upadkach i powstaniach, ciemnościach i nadziei. Zespół wydał do tej pory trzy albumy studyjne i trzy koncertowe, które rozchodziły się szybko i w dużych nakładach. Płyta „ Robaki” pokryła się złotem, a utwór „ Wilki Dwa” dziewięć razy był notowany na pierwszym miejscu listy przebojów radiowej Trójki. Zespół ma też koncie Fryderyka, kilka nominacji, wygrywał plebiscyty magazynu „Teraz Rock” oraz otrzymywał wiele innych wyróżnień. Czy to za sprawą Litzy, który wszystko, co rozpoczyna, przekuwa w sukces? Tego nie wiem, lecz słuchając wywiadów z nim, ma się wrażenie, że tak właśnie jest. Jego entuzjazm, pewność siebie z jednej strony, a z drugiej skromność, ciepło i otwartość w wypowiedziach, wiara w Boga, do której się otwarcie przyznaje, a także to, iż nie ucieka przed swoją przeszłością, lecz traktuje jako cenną lekcję pokory, może zjednywać mu fanów. I to, miejmy nadzieję, zapewni kolejne sukcesy. Bo już niedługo premierę będzie miał nowy album Luxtorpedy „MYWASWYNAS”. Już nie mogę się doczekać. Czego zatem warto posłuchać? To będzie mój subiektywny wybór płyt, które lubię. Malchus „Dom Zły”, Luxtorpeda „ Robaki” oraz „A morał tej historii mógłby być taki, mimo że cukrowe, to jednak buraki”, Anastasis „Anastasis” i „Anastasis 2014”, Illuminandi „ In Via”, 2Tm2,3 „888” oraz pierwsza płyta „Przyjdź”, „Wiatr Wieje Tam Gdzie Chce” oraz „Apatia” Pneumy to te płyty, po które chętnie sięgam, mając ochotę na mocne chrześcijańskie granie. Lecz chciałbym w tym miejscu zwrócić również uwagę na płytę naszej parafialnej wspólnoty oazowej Oaza Na Bronxie „ Kocham Więc Nie Muszę Się Bać”. Znajdują się tam utwory oazowe 36 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 w bardzo dobrych, zarówno mocnych, rockowych, jak i nieco łagodniejszych aranżacjach. Na koniec chciałbym jeszcze zaapelować do Czytelników. Słuchajcie rodzimych, chrześcijańskich wykonawców. Niekoniecznie tych grających metal. Wszystkich, niezależnie od gatunku. Zarażajcie tą muzyką swoich bliskich i przyjaciół. Dzięki nam, dzięki temu, że czasem kupimy płytę, pójdziemy na koncert, pomożemy im przetrwać. Młodzi wykonawcy zobaczą sens swojej pracy. Naszym zainteresowaniem pokażmy, że chcemy takich wykonawców w rozgłośniach radiowych i w telewizji. Że chcemy, aby odnosili sukcesy, a nas cieszyli swoim talentem. Wesprzyjmy ich też modlitwą, której zapewne potrzebują, jak my wszyscy. Jako podsumowanie zacytuję słowa piosenki „Nie Umrę” zespołu 2Tm2,3: Otoczyły mnie dzikie bestie, Otoczyły mnie wściekłe psy. Nie umrę, nie, nie umrę, nie, On nie zostawił mnie na dnie! Los rzucili o moją suknię, Los rzucili o szaty me. Nie umrę, nie, nie umrę, nie, On nie zostawił mnie na dnie! Oni ciągle szydzili ze mnie, Oni ciągle wyśmiewali mnie. Nie umrę, nie, nie umrę, nie, On nie zostawił mnie na dnie! Jahwe, Jahwe, On nie zostawił mnie na dnie, Jahwe, Jahwe, On nie zostawił mnie na dnie, On nie zostawił mnie. Daj nam, Panie, Twoje zbawienie, Daj nam, Panie, Twoje zwycięstwo, Nie umrę, nie, nie umrę, nie, On nie zostawił mnie na dnie! Jahwe, Jahwe, On nie zostawił mnie na dnie, Jahwe, Jahwe, On nie zostawił mnie na dnie, On nie zostawił mnie. Grzegorz Leleń Zapraszam do kontaktu mailowego; [email protected] DO CZEGO SŁUŻY POEZJA? Refleksje nad przekładami Pisma Świętego Na sympozjum zorganizowanym przez opactwo Benedyktynów w Tyńcu 6 listopada ub. roku z okazji 50-lecia Biblii Tysiąclecia zadawano sobie między innymi pytanie: czy poprawiać konsekwentnie jej tekst, czy też może potrzebne jest dzisiaj całkiem nowe tłumaczenie? I, ku zaskoczeniu piszącego te słowa i wielu innych osób, znalazło się kilku gorących orędowników podjęcia całkowicie nowego tłumaczenia. Głównym argumentem była rzekoma konieczność przełożenia Biblii w języku współczesnym, zrozumiałym dla wszystkich, zdatnym do nowej ewangelizacji. Impet, z jakim to czynili, był może niezbyt uprzejmy wobec gospodarzy, którzy zaprosili ich do świętowania największego dzieła dokonanego w murach tego opactwa. Przedłożenia dwóch pro- fesorów-filologów, że poezja Psalmów, Ewangelii, księgi Wyjścia zainspirowała połowę literatury światowej, że nawiązania językowe do Biblii Wujka nie tylko podtrzymują żywą tradycję naszej wiary, ale też są po prostu piękne, zupełnie ich nie przekonały. Usłyszeliśmy takie oto argumenty: „po co tłumaczyć dosłownie: ‘Dziękuję Ci, że odrzuciłeś za siebie moje grzechy’? Któż to zrozumie, czy nie prościej będzie powiedzieć: ‘Dziękuję Ci, że wybaczyłeś mi moje grzechy’?” Trudno polemizować z tym, że tekst Pisma Świętego powinien być zrozumiały. Czy wskazany powyżej fragment nie jest zrozumiały? Być może nie od razu, być może wymaga chwili namysłu. Ale… czy Biblię można czytać BEZ namysłu? Czy jest to lektura dla każdego Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 Pierwsze wydanie Nowego Testamentu z 1593 r. w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka. – roztargnionego, zmęczonego, którzy nie rozumieją jej być może tylko dlatego, że nie jest dość zrozumiale przetłumaczona? Przeczytajmy jednak poniższy fragment z księgi Wyjścia: „Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy […] powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?» Gdy zaś Pan ujrzał, że podchodzi, by się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem». Rzekł mu Bóg: «Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą». [Wj 3]. Można zapytać: dlaczego Bóg nie mówi do Mojżesza zwyczajnie, tylko używa jakichś skomplikowanych zabiegów? Dlaczego mówi do niego w tym konkretnym miejscu, a nie gdziekolwiek? I dlaczego żąda od niego jakichś specjalnych zachowań – każe mu się zbliżyć, ale nie do końca, każe mu zdjąć sandały? Otóż rozmowa z Bogiem to nie jest jakaś zwyczajna rozmowa. To nie jest propozycja dla roztargnionego, leniwego, zmęczonego, kogoś, komu jest wszystko jedno. Ta rozmowa wymaga specjalnej postawy, najwyższego skupienia uwagi. Co wspólnego z taką postawą ma język przekładu Biblii? Ależ, wszystko. Piękny język można potraktować jako analogię „gorejącego krzewu”: może i powinien przyciągnąć uwagę czytelnika, żeby doprowadzić go w „miejsce święte”. 37 Warto chyba w tym miejscu wspomnieć, że w historii Kościoła było czymś naturalnym, iż w świątyniach umieszczano największe arcydzieła sztuki – najcenniejsze dzieła największych mistrzów. To jest dla nas oczywiste; wydaje się jednak już mniej oczywiste, że język, którego używamy w rozmowie z Bogiem, powinien odpowiadać tym samym standardom. Praca tłumaczy Pisma Świętego pozostaje jakby niezauważona – a przecież to im zawdzięczamy niebywały rozwój wszystkich języków cywilizowanej Europy począwszy od początku XVI wieku. Ksiądz Jakub Wujek zrobił dla języka polskiego tyle, co Rej i Kochanowski. Większość tłumaczy jest jednak nieznana: tzw. tradycyjne tłumaczenia wielu łacińskich pieśni brewiarzowych (jak choćby: Matko Odkupiciela, z niewiast najsławniejsza, Gwiazdo morska, do nieba ścieżko najprościejsza, Tyś jest przechodnią bramą do raju wiecznego, Tyś jedyną nadzieją człowieka grzesznego…) są na ogół anonimowe, choć kryją się za nimi często najwięksi artyści pióra. Mało kto wie przecież, że autorem słów pieśni Kto się w opiekę odda Panu swemu (w istocie tłumaczenie psalmu 91) jest sam Jan Kochanowski. Dlatego proponuję: zgoda, losy kolejnych tłumaczeń Biblii nie zależą od nas, zwykłych wiernych Kościoła. Ale powinniśmy dostrzec, że jest różnica między arcydziełem dawnego języka polskiego a pojawiającymi się nieraz w Kościele kleconymi naprędce utworami, pełnymi niezdarnych rymów a nierzadko i błędów gramatycznych… Nauczmy się cenić trud artystów słowa, czasem nieznanych i zapomnianych – wśród dawnych pieśni wielkopostnych czy Wielkanocnych kryją się prawdziwe klejnoty. Doceńmy to, co już mamy – niekiedy od wieków. Jerzy Brzozowski 38 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 CIERPIENIE BOGA I CZŁOWIEKA ROZMOWA JEST LEKARSTWEM Kiedy rodzice już odejdą, Wieczorem do mnie przyjdź... Wtedy najgorzej jest Gdy w sali już ciemno... BÓL można zwyciężyć, Ale samotność jest najgorsza... Proszę, okaż mi litość I do mnie wieczorem przyjdź. Kiedy oddział uśpi się, Opowiem ci o sobie... Jak choroba boli – opowiem I jak bardzo chcę żyć. Wieczorem przyszedłem. Świt nas zaskoczył... Mnie znowu na kiepskie życie, Jego na spotkanie z Bogiem... (Wieczór) W minionym wieku w medycynie odnotowano ogromny postęp, efektem czego jest łatwiejsze ustalanie przyczyn chorób i wskazanie sposobów ich leczenia. Jednak dwie formy kontaktu z chorym nie straciły pierwotnego znaczenia, są to: badanie palpacyjne, poprzez dotyk ciała, i rozmowa. Mowa wyróżnia człowieka spośród wszystkich istot żywych. Zwierzęta mogą wydawać głos, czasami nawet wypowiadać poszczególne słowa, lecz nie potrafią mówić tak, jak człowiek. Obok postawy ciała, gestów i wyrazu twarzy charakterystyczny dla człowieka sposób mówienia decyduje o nawiązaniu kontaktu z innymi osobami. Od wieków rozmowa lekarza z pacjentem jest nieodłącznym elementem sztuki leczenia. Postawienie diagnozy bez możliwości rozmowy z pacjentem i osobami, które go znają, jest bardzo utrudnione, a w niektórych wypadkach niemożliwe. Rozmowa z chorym jest nie tylko źródłem informacji o jego chorobie i sytuacji życiowej, lecz także jest w niej ukryta moc terapeutyczna. Głos rozmówcy, a także treść wypowiadanych słów, może oddziaływać przyjemnie lub nieprzyjemnie, uspokajająco lub denerwująco, może ucieszyć lub zasmucić. Wiele dolegliwości psychosomatycznych można zmniejszyć lub w ogóle zlikwidować poprzez życzliwą rozmowę, która rozładowuje napięcie psychiczne. Te pierwsze słowa, jeśli są proste, zrozumiałe, dostosowane do wieku, poziomu wykształcenia i pochodzenia pacjenta, mogą w nim wzbudzić zaufanie i przynieść ulgę. Język szorstki, niedopasowany do potrzeb chorego, bogaty w niezrozumiałą terminologię medyczną, często niepokoi, a nawet utrudnia zrozumienie tego, co pragnie przekazać lekarz. Rozmowa z chorym jest nie tylko przywilejem lekarza, ale obowiązkiem całego zespołu opieki medycznej i wszystkich mających kontakt z chorym. Oczywiście zespół leczący (lekarze, pielęgniarki, psycholodzy, kapelani) rozmowę traktują profesjonalnie. Rodzina chorego i odwiedzający nie mają tego obciążenia psychicznego, dlatego rozmawiają z pacjentem z potrzeby serca. Sytuacja stałaby się idealna, gdyby zawodowa umiejętność rozmowy była połączona z życzliwością, a jeszcze lepiej z miłością do człowieka cierpiącego. Rozmowa z pacjentem może mieć charakter bezosobowy, pozbawiony uczuć i ograniczać się tylko do uzyskania potrzebnych informacji. Lekarz może narzucać choremu swój sposób widzenia i traktować go przedmiotowo. Takie postępowanie określane jest jako paternalistyczne. W istocie jest to ograniczenie wolności człowieka dla powodów mających na celu wyłącznie jego dobro. Praktyczny zakres stosowania zasady paternalistycznej jest krytykowany. Przez wie- Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 ki obowiązujący model stosunku lekarza do pacjenta akcentuje wielki autorytet lekarza, przy biernym podporządkowaniu się pacjenta. W środowisku lekarskim istnieje przekonanie, że taki charakter stosunków między lekarzem a pacjentem nie jest właściwy. Leczenie posiada liczne aspekty psychologiczne i moralne i nie ogranicza się wyłącznie do poprawy funkcji organizmu. Niedopuszczalne jest wyłączenie pacjenta ze współdecydowania właśnie tam, gdzie chodzi o sprawy jego życia i zdrowia. Rozmowa może stać się dialogiem dwóch osób, które mają równe prawa. Monolog, choćby najciekawszy, jest tego zaprzeczeniem i rzadko kiedy przynosi terapeutyczny efekt. W rozmowie z chorym powinna być zachowana równowaga pomiędzy przekazem informacji a umiejętnością słuchania. Gdy lekarz czuje, że pacjent waha się z udzieleniem odpowiedzi, szukając w pamięci odpowiedniego słownictwa, to powinien pomóc mu, sugerując odpowiednie określenia. Dotyczy to szczególnie tematów mogących wywołać zakłopotanie. Podpowiedzenie prostych wyrażeń, w tak otwarty sposób, znacznie ułatwia komunikację. Prawdziwa rozmowa jest długim procesem, w trakcie którego obie strony nabierają do siebie zaufania i próbują odsłonić swoje tajemnice. Nie można wymagać od chorego, aby 39 w rozmowie zaufał bez zastrzeżeń, jeśli lekarz sam nie jest szczery. Jest to problem niełatwy do prostego rozwiązania. W trakcie rozmowy lekarz nie jest tylko biernym odbiorcą informacji przekazywanych przez pacjenta, lecz słucha go aktywnie, używając przy tym mowy ciała. Ważną rolę odgrywa tutaj pozycja, w jakiej lekarz słucha chorego. Jeśli stoi nad jego łóżkiem i unika kontaktu wzrokowego, to bardzo trudno będzie mu wzbudzić zaufanie. Taka postawa sugeruje pacjentowi, że przyszedł do niego ktoś nieprzystępny i bardzo ważny, od kogo zależy jego zdrowie i życie. A z osobą ważną nie można porozmawiać serdecznie. Studenci i lekarze mało doświadczeni, po wejściu do sali chorego terminalnie, nie potrafią ukryć swoich przeżyć i opanować napięcia psychicznego. Po krótkiej rozmowie podejmują próbę wycofania się, co jest łatwo zauważone przez pacjentów. Antoni Kępiński wyjaśnia, że: „Rytuał stosunku chory – lekarz przewiduje dla roli lekarza postawę opanowaną, tolerancyjną, życzliwą, dominującą, z poczuciem pewności siebie i wiary w autorytet wiedzy, a dla chorego – postawę uległą (wiary w autorytet lekarza i instytucji, którą on reprezentuje, tj. medycyny), w zamian za co daje mu dużą swobodę w ekspresji swych uczuć (bólu, lęku, niepewności)”. SŁOWA ZADAJĄCE BÓL „Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, iż tym bardziej surowy czeka nas sąd. Wszyscy bowiem często upadamy. Jeśli ktoś nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało” (Jk 3,1-2). Ten fragment tekstu wyjęty z Listu św. Jakuba Apostoła niech stanie się pretekstem do rozważań na temat terapeutycznej, jak i niszczącej siły słów wypowiadanych wobec nas i innych ludzi. Kiedy człowiek trafia pierwszy raz do szpitala (zakładu opiekuńczego), zawsze znajdzie kogoś „życzliwego”, kto jest gotowy wprowadzić go w ten nieznany dla niego świat. Często jednak „społeczny informator” nie jest kompetentny i nie przyczynia się do przekazania rzetelnej wiedzy o tym, co może spotkać nowego pacjenta, tak ze strony służby zdrowia, jak i innych chorych. „Informator” ma dobre chęci i chce choremu pomóc (nie wolno go posądzać o złą wolę, to zdarza się wyjątkowo rzadko). Przekazuje więc wszystkie dostępne mu dane (bez żadnych ograniczeń), jakie uzyskał od personelu szpitala o swojej chorobie, a także te – podsłuchane, niepełne i nie sprawdzone – o innych pacjentach. On koncentruje się zwłaszcza na złych wiadomościach: „Wie pani, wszyscy z tą chorobą źle skończyli, a ci co wyzdrowieli, są inwalidami [...]. W ostatnim czasie tak wielu pacjentów na naszym oddziale zmarło”. Wymienia ich po imieniu i nazwisku, robiąc w ten sposób swoisty „apel poległych”. Słuchacz, choć nie zdradza się, ma już wszystkiego dosyć. Jedynym jego pragnieniem jest ucieczka do domu. W tym przekonaniu utwierdzają go niektóre spostrzeżenia: przypadkowo widział podłużny 40 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 wózek na kółkach z obłym, zawiniętym w prześcieradło „ładunkiem”, który pchały dwie salowe – pomyślał – to z pewnością zwłoki wywożą, a w rzeczywistości była to np. brudna bielizna... „Informator” kontynuuje ten „fachowy dialog”: „Niech pani będzie przygotowana na badania, którym panią poddadzą...” (wymienia tutaj wszystkie, jakie są możliwe do wykonania w tym szpitalu, włącznie z tymi najbardziej przykrymi dla pacjenta). Po takim przygotowaniu nowy pacjent jest już ciężko chory z powodu wiadomości, a co dopiero mówić o jego dolegliwościach. To jednak nie koniec życzliwości „informatora”. Następne negatywne dane dotyczą lekarzy, pielęgniarek, salowych, innych pacjentów. Te „ploteczki” zabójcze są dla zachowania prawidłowych relacji: pacjent – pracownicy szpitala. Załóżmy, że jakaś część z nich jest prawdziwa, choć niekoniecznie, to opisane postępowanie pracowników nie musi się powtórzyć w stosunku do nowego pacjenta (istnieje przecież coś takiego, jak autorefleksja i chęć poprawy). Biały personel nie jest wolny od wad charakteru, tak jak wszyscy ludzie, więc dodatkowe straszenie i wyolbrzymianie nie przyczyni się do niczego dobrego – przeciwnie, zniszczy zaufanie, które jest tak ważne w przebiegu leczenia. Rodzina pacjenta „wyposażona” w taki arsenał informacji, będzie przed każdymi odwiedzinami przeżywać negatywne uczucia (niechęci, a nawet strachu przed szpitalem). Aby dopełnić miary zła, „informator” powinien jeszcze obowiązkowo dopowiedzieć: „Rozumie pani, sytuacja finansowa szpitala jest krytyczna, ciągle protesty, kłopoty z pozyskaniem sprzętu i środków leczniczych... Tutaj nic się nie załatwi bez pieniędzy!” To zjawisko nadużywania słownej informacji (grzechy języka) oczywiście nie jest wadą zastrzeżoną tylko dla chorych i pracowników służby zdrowia – z tym mają kłopoty wszyscy... Wada ta w środowisku ludzi zdrowych może nie wywołuje tak zdecydowanie przykrych konsekwencji dla ducha i ciała, jak wśród chorych. Kiedy organizm jest osłabiony, nie wolno człowieka narażać na dodatkowe stresy. Nie powinno się go obciążać ponad jego możliwości fizyczne i psychiczne, choćby to była nawet prawda, bo można mu zaszkodzić, a nawet pośrednio przyczynić się do jego śmierci... Ujmując to zjawisko szerzej, można zauważyć, że w naszym społeczeństwie jest dziwna niefrasobliwość w wypowiadaniu sądów i opinii o innych ludziach. W wyjątkowych sytuacjach jest ktoś pociągany za to do odpowiedzialności, a jeśli już, to karany jest symbolicznie. Słowo może zabić, może i uleczyć. Jeżeli pacjent przyjęty zostanie do szpitala i w sposób kompetentny poinformowany o swojej chorobie, o trudnościach, które mogą go spotkać, o relacjach międzyosobowych, zwyczajach tam panujących, to jest to fundament, na którym można budować dialog i wzajemne zaufanie. Służba zdrowia stara się (choć ciągle są z tym jeszcze kłopoty), jak najwięcej rozmawiać z pacjentami i ich opiekunami. I taka postawa jest jedynym lekarstwem na niedoinformowanie, a także błędne informowanie, które budzi strach. Notka o autorze: Ks. Lucjan Szczepaniak SCJ, lekarz, teolog, kapelan Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, duszpasterz chorych dzieci, związany z ZHR, otrzymał Order Uśmiechu, autor publikacji naukowych z zakresu deontologii medycznej i etyki lekarskiej, poeta. Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 41 POEZJE W ogrodzie Getsemani Szukam cię Wieczorami najchętniej przebywam W Ogrodzie Oliwnym Getsemani, Gdzie pachnie oliwkg i ziołami. Klękam nieopodal na wilgotnej ziemi I patrzę na Ciebie, rozmawiającego z Ojcem. Cicho tu tak... Tylko wiatr szumi pomiędzy drzewami, A zapóźniony ptak kończy pospiesznie swoje trele, Parzę na Twą jasną postać pokornie pochyloną nad ziemią, Z twarzą ukrytą w spracowanych dłoniach I słucham Twojej modlitwy... Twojej walki z ludzkim lękiem... Wtedy mam odwagę opowiadać Ci, co mnie boli. O tym, że nie mam już sit udawać, Bo nic się nie zmienia pomimo upływu lat, A moja nadzieja przygasa powoli Niczym knot kończącej się świeczki. O kolejnej przegranej potyczce z codziennością. O kimś, kto wydawał się przyjacielem, A okazał się wrogiem. O mojej wielkiej, niespełnionej miłości, Bo tak naprawdę nigdy niezaczętej. O żalu za minioną młodością I straszliwym lęku przed nieznaną śmiercią... A Ty, zanurzony w swoim olbrzymim cierpieniu, Podnosisz ku mnie swój miłosierny wzrok I mówisz z łagodnym szeptem: „Nie bój się! Ja jestem z tobą! Szukam Cię wszędzie, ciągle i na nowo. Kto wskaże mi ścieżkę prowadzącą do Ciebie? Gdzie Ty jesteś, Tajemniczy mój? Czy odpoczywasz, zamknięty za drzwiami Twojego cichego, złotego mieszkania? Czy może gnany niepokojem, Poszedłeś na wojnę przedyskutować z walczącymi, Czy lepiej w życiu „mieć” czy „być”? A może wspiąłeś się na któryś ze szczytów I czekasz aż zacznę iść za Tobą Pomimo mojego lęku wysokości, Nie zważając na umykające spod stóp kamyki? A może schowałeś się w ogrodzie, Pomiędzy krzakami dzikiego bzu? I cieszysz się, że tam Cię odnajdę, Zwabiona jego intensywnym zapachem? A może przykucnąłeś w czerwieni malin, Licząc na to, że rozpoznam Cię po ich orzeźwiającym smaku? Bo przecież Ty je stworzyłeś. Tyle już razy wydawało mi się, że Cię dostrzegam W kropelkach rannej rosy na trawie, W gęstwinach korony wysokiego drzewa Czy też w pierwszym, ciepłym promieniu słońca. Zatrzymałam się na chwilę zmęczona tym bieganiem. I wówczas przyszedłeś do mnie Ty... Usłyszałam Cię w łagodnej muzyce wiatru... Zobaczyłam Twój cień na drodze, połączony z moim... Poczułam... Notka o autorce: Elżbieta Boduch (1961-2015), poetka, chora na zanik mięśni, w tomiku „Twarze” odsłania wewnętrzne zmagania z chorobą, ukazuje sens dni przeżytych w poszukiwaniu Boga i dobra w napotkanych osobach, zgłębia tajemnice ważnych aspektów życia. Czytelniku, może Ty także tworzysz poezje. Ten kącik jest dla Ciebie. Zapraszamy Cię do zamieszczania w nim własnych wierszy. 42 Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016 DROGIE DZIECI, NASI NAJMŁODSI PARAFIANIE! Czy wiecie, co to takiego Ogród Biblijny? Ja, przyznam szczerze, jeszcze do ubiegłego roku, nie miałam pojęcie, że takie ogrody istnieją, aż do pewnego wiosennego dnia, kiedy znalazłam się w miejscowości Proszowice, oddalonej o jakieś 35 km od Krakowa. Na jednej z ulic, zobaczyłam znak, kierujący do Ogrodu Biblijnego. Zaciekawiona udałam się tam i... jak Alicja z krainy czarów, znalazłam się w innym świecie. Chwilę stałam oczarowana, widząc to, co otwiera się przede mną. Ogrody Biblijne (w Polsce jest ich kilka), są miejscem szczególnego spotkania Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem w Jego Słowie, obrazach biblijnych i biblijnej roślinności. Proszowicki Ogród Biblijny nie jest duży, ale nawet niewielką przestrzeń udało się zagospodarować tak, aby przypominała świat, jaki znamy z opisów biblijnych. Teren Ogrodu podzielony jest na małe, ale niezwykle zróżnicowane poletka. Są tu grządki szafranów, lilii i wielu innych kwiatów, o których wspomina Pismo Święte. Obok zobaczymy mini pustynię, gorące piaski sąsiadują z zielonym ogrodem, gdzie rosną figi, daktyle, melony, gorczyca, len i kolendra. Z innej strony jest ogród oliwny i winnica. Nie zabrakło tu łanów pszenicy i jęczmienia. Są platany i cytrusy oraz wiele innych drzew typowych dla okolic Izraela, Jordanii, Egiptu. Na wielkich kamiennych tablicach umieszczone zostały cytaty z Biblii, dlatego Ogród Biblijny najlepiej zwiedzać właśnie z Biblią w ręku. Interesujące w ogrodzie biblijnym są również wody. Przez środek płynie rzeka Jordan, jest też Morze Czer- wone, które rozstępuje się przed przechodniami. Opodal – rodzaj fontanny – to studnia Jakuba, przy której Jezus rozmawiał z Samarytanką. I wiele, wiele innych symboli, których nie opiszę, gdyż mam nadzieję zachęcić Was do wyjątkowej wycieczki. Do odwiedzenia Ogrodu biblijnego zachęcam Was szczególnie wiosną lub latem, gdyż niektóre rośliny mogą być eksponowane, kiedy temperatura na zewnątrz jest już odpowiednio wysoka. Natomiast to, co tam zobaczycie na długo pozostanie w Waszej pamięci, a przede wszystkim pozwali lepiej zrozumieć Wam przesłanie nauki Jezusowej. Ogrody biblijne nazywa się niekiedy piątą Ewangelią dla podkreślenia ich roli w poznawaniu nauki Jezusa. Anna Stawowiak Okruchy św. Wojciecha Wydawca: Parafia św. Wojciecha, ul. Św. Wojciecha 4, 30-134 Kraków, tel. 12 636 73 69 Zapraszamy do współtworzenia naszego pisma. Kontakt: ks. Wojciech Mozdyniewicz Informujemy, że redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania zmian i skrótów oraz nie bierze odpowiedzialności za treść nadesłanych artykułów PARAFIALNA PIELGRZYMKA DO SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO I CENTRUM ŚW. JANA PAWŁA II W ŁAGIEWNIKACH PARAFIALNA PIELGRZYMKA DO SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO I CENTRUM ŚW. JANA PAWŁA II W ŁAGIEWNIKACH