Wielkanoc 2016 - Parafia pw św. Wojciecha w Krakowie

Transkrypt

Wielkanoc 2016 - Parafia pw św. Wojciecha w Krakowie
Wielkanoc 2016
OKRUCHY
ŚWIĘTEGO WOJCIECHA
Pismo Parafii Św. Wojciecha na os. Bronowickim w Krakowie
KONCERT CHÓRU KATEDRY LWOWSKIEJ
KONCERT PODSUMOWUJĄCY
PARAFIALNE WARSZTATY MUZYCZNE
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
3
SŁOWO KS. PROBOSZCZA
Pokój niech będzie z Wami!
Nie lękajcie się! Te słowa są obecne
na wszystkich stronach Pisma Świętego.
To Boskie słowa wypowiedziane przez
samego Jezusa po zmartwychwstaniu,
Nie lękajcie się!
św. Jan Paweł II
Życzę z głębi serca, aby pokój, płynący z chwalebnych Ran Zmartwychwstałego Zbawiciela,zagościł na stałe w każdym ludzkim sercu i owocował
wzrostem wiary i nadziei chrześcijańskiej. Niech miłość, zasilona mocą Eucharystii, podejmuje wciąż nowe dzieła i z nową energią daje chrześcijańskie świadectwo w świecie. Dziękując za wszelkie dobro, zapewniam o mojej gorącej
modlitwie. Wasz proboszcz – ks. Józef Caputa.
Wasz proboszcz ks. Józef Caputa
KALENDARIUM DUSZPASTERSKIE WIELKANOC 2016
•
3.04.2016 r. Niedziela Miłosierdzia
•
18-19.04.2016 r. Sakrament Pokuty dla dzieci, które 15 maja przystąpią do I Komunii św;
•
20-22.04.2016 r. triduum przed sakramentem
Bierzmowania dla młodzieży i rodziców.
•
23.04.2016 r. (sobota) Uroczystość patrona naszej
Parafii – Św. Wojciecha.
Msze św. zostaną odprawione o godz. 7.00, 9.00, 11.00
i 18.00
9.00 – Rocznica Pierwszej Komunii św.
11.00 – Uroczysta suma, której przewodniczyć
będzie i kazanie wygłosi J. E. Ks. Bp Damian Muskus,
udzieli młodzieży Sakramentu Bierzmowania.
Zapraszam wszystkich parafian na te Msze św., byśmy uczcili naszego Patrona, gromadząc się w świątyni
i dziękując Bogu za otrzymane łaski przez wstawiennictwo Św. Wojciecha.
• 1.05.2016 rozpoczęcie nabożeństw majowych, które
odprawiać będziemy przez cały maj o godz. 17.30.
Zapraszam wszystkich czcicieli Matki Bożej do
uczęszczania na to piękne nabożeństwo. Gdy nie możemy przybyć do kościoła, zachęcam rodziny do zrobienia
sobie ołtarzyka Matki Bożej w mieszkaniu, by tam codziennie gromadzić się na rodzinnej „majówce”.
• 3.05.2016 r. (wtorek) Uroczystość Matki Bożej
Królowej Polski. Program Mszy św. będzie następujący: godz. 7.30, 9.00, 10.30,12.00 oraz 18.00.
•
7.05.2016 r. Święcenia diakonatu w katedrze na
Wawelu. Polecam nowych diakonów Waszym modlitwom.
•
8.05.2016 r. Pielgrzymka z Wawelu na Skałkę,
w czasie której również obchodzić będziemy w naszej Archidiecezji jubileusz 1050 rocznicy chrztu
Polski. Zachęcam Drogich Parafian do wzięcia
udziału w procesji.
•
15.05.2016 r. Dzieci z klas trzecich w sposób pełny
będą uczestniczyć we Mszy św.
I Komunia będzie na Mszach św. o godz. 9.00 i 10.30.
•
26.05.2016 r. Uroczystość Bożego Ciała. Porządek
Mszy św. będzie następujący:
7.30, 9.00, 10.30, 12.00 i o godz. 17.00, po której – tradycyjną trasą – wyruszy procesja do 4 ołtarzy.
W Boże Ciało i w oktawie zapraszam dzieci do sypania kwiatów. Na zakończenie oktawy – we czwartek, po
Mszy św., udzielimy błogosławieństwa małym dzieciom.
• 28.05.2016 r. Święcenia kapłańskie w katedrze na
Wawelu. Święcenia przyjmie diakon Wojciech Baran,
który odbywał praktykę duszpasterską w naszej parafii. Polecam nowych kapłanów Waszym modlitwom.
Przypominam, że w czerwcu, lipcu i sierpniu w niedziele Msza św. wieczorna będzie odprawiana o godz.
19.00, a nie o godz. 18.00.
W czerwcu parafianie udają się na pielgrzymkę do
Matki Bożej Miłosierdzia do Wilna. W programie pielgrzymki jest zwiedzanie krajów nadbałtyckich i Sankt
Petersburga. Są jeszcze wolne miejsca.
Zdjęcie na stronie pierwszej okładki przedstawia obraz Powrót syna marnotrawnego – Pompeo Batoni, 1773 r.
Autorem zdjęć na stronach 2-4 okładki jest M. Łażewski.
4
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki,
W najbliższych dniach będziemy wpatrywać się w Jezusa, naszego Pana, który idzie drogą krzyża. Na końcu tej drogi
jest grób, a więc śmierć. Bóg Ojciec łamie jednak pieczęć położoną na grobie swojego Syna, a naszego brata i odtąd
Jezus staje się przewodnikiem i pośrednikiem pomiędzy nami i Ojcem. Jezus sam powiedział „Ja jestem bramą”.
Jest to brama do życia przepełnionego miłością, która nie boi się cierpienia i śmierci. Składamy Wam serdeczne
świąteczne życzenia: pokoju i radości płynących od Zmartwychwstałego Pana oraz odważnego przechodzenia przez
bramę która prowadzi do życia.
Redakcja
ŻYCIE PARAFII
KRONIKA PARAFIALNA
10.02.Rekolekcje wielkopostne poprowadził o. Daniel Głodniak, oblat.
15.02. Zostały wykonywane prace przy remoncie
dolnej kaplicy: osuszenie ścian, ogrzewanie, malowanie
kaplicy, nowe ławki.
06.03.2016, w sali pod plebanią odbył się wieczór
patriotyczno-historyczny poświęcony pamięci Żołnierzy
Wyklętych, przygotowany przez młodzież ze Wspólnoty
Oazowej z naszej Parafii.
Wykonawcy:
1) Inscenizacja ujęcia przez UB i skazania na śmierć Danuty Siedzikówny „Inki” (scenariusz własny).
Aktorzy:
– Inka – Marzena Paprocka
– harcerka 1 – Urszula Bosek
– harcerka 2 – Aleksandra Tatrczuch
– pułkownik bezpieki – Wojciech Jopek
– funkcjonariusz bezpieki 1 – Michał Blecharski
– funkcjonariusz bezpieki 2 – Konrad Nagórzański
2) Prezentacja historii Żołnierzy Wyklętych:
– Kamil Nagórzański
– Konrad Nagórzański
– Michał Blecharski
– Marzena Paprocka
3) Minikoncert:
Autentyczne utwory poetyckie Żołnierzy Wyklętych „Myśmy rebelianci” i „Trudny czas”, z muzyką zespołu „De Press”, w wykonaniu:
– Kamil Nagórzański – perkusja
– Felicjan Lewandowski – gitara basowa
– Michał Rudnicki – gitara 1
– Wiktor Rożek – gitara 2
– ks. Krzysztof Dębski – gitara 3
4) Nagłośnienie, światło, obraz i multimedia:
– Szymon Szumny
5) Rekwizyty i scenografia:
– Michał Rudnicki
– Naczelnik HRP ks. hm. Marcin Kostka FSSP,
dowódca Bojowej Chorągwi Harcerskiej im. rtm. W. Pileckiego.
6) Gość specjalny wieczoru:
Nasz Parafianin, pan Henryk Pawela – porucznik
AK, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK Oddział
Chrzanów.
18.03.W piątek o godz. 20.00 odbyła się Droga
Krzyżowa ulicami naszej parafii.
Marek Polański
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
5
KAPŁANI Z BRONOWICKIEJ PARAFII –
KSIĄDZ JAN DZIEDZIC
Na kolejne spotkanie byłem umówiony w budynku Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II przy ulicy Bernardyńskiej. Oczekiwał tam na mnie Ksiądz Profesor Jan Dziedzic.
Zastanawiałem się nad tym, jakiego człowieka spotkam.
Byłem pewien, że będzie to kolejna wyjątkowa rozmowa,
kolejna ciekawa historia. Poznałem człowieka serdecznego, otwartego, pełnego miłości do Pana Boga i do ludzi.
Człowieka o ogromnej wiedzy, lecz przy tym skromnego.
Miałem w głowie przygotowany zestaw pytań, które chciałem Księdzu Janowi zadać, lecz jego opowieść potoczyła
się tak, iż niemal o nic nie musiałem pytać. Ksiądz jakby
znał moje pytania i na nie odpowiadał. Chcę się z Wami,
Czytelnikami, tą rozmową podzielić. Nie sposób przytoczyć wszystkiego, co usłyszałem; postaram się napisać
o tym, co mnie szczególnie zapadło w pamięć. Zapraszam.
Ksiądz Jan Dziedzic pochodzi z miejscowości Cisiec w obecnym powiecie żywieckim. Jest to miejscowość, która w 1972 roku stała się sławna na całą Polskę
za sprawą wybudowania kościoła w ciągu jednej doby.
Ówczesne władze nie chciały wyrazić zgody na budowę
świątyni w tej miejscowości. Wydały natomiast zgodę na
budowę domu dwurodzinnego na działce Władysława
Śleziaka. Wiosną tego roku zostały wykonane fundamenty. W czerwcu, gdy stawiano pierwszą ścianę, urzędnicy, po donosach o prawdziwym przeznaczeniu obiektu,
wstrzymali budowę. Rozpoczęły się przesłuchania i naciski, aby powstrzymać dalsze prace lub zmienić właściciela i przeznaczenie budynku. W październiku, gdy władze
postawiły ultimatum – albo sprzedaż albo natychmiastowa rozbiórka – mieszkańcy zdecydowali, że zbudują kościół w jedną dobę. Poczynili w tym celu drobiazgowe
przygotowania i w niedzielny poranek, 5 listopada 1972
roku, ksiądz Władysław Nowobilski, po Mszy Świętej,
odprawionej o szóstej rano przy prowizorycznym ołtarzu, wezwał do rozpoczęcia pracy. Mimo próśb i gróźb
ze strony funkcjonariuszy, nawołujących do przerwania
robót, prace szybko postępowały. Cały czas były filmowane przez kamery Służby Bezpieczeństwa. Gdy w całej
wsi odcięty został prąd, budowę kontynuowano w świetle
reflektorów dwóch samochodów i kilku motocykli, pochodni i płonących opon. Po dwudziestu czterech godzinach świątynia była gotowa, przykryta prowizorycznym
dachem, jednak mogła spełniać swoją funkcję. Wobec
pojawiających się gróźb jej zburzenia, mieszkańcy przez
dwa lata nocami pełnili przy niej dyżury. Legalizacja inwestycji nastąpiła dopiero w 1979 roku.
To wydarzenie bardzo mocno wpłynęło na życie
księdza Jana. Do dziś ma przed oczami obrazy z tego
dnia, choć był wtedy młodym chłopcem, uczniem piątej
klasy. Pod wpływem tego wydarzenia został ministrantem, następnie lektorem. Należał do oazy i aktywnie
uczestniczył w życiu Kościoła. Mimo, iż czuł powołanie do służby Bogu, to jednak wahał się, czy wstąpić
do seminarium, czy wybrać studia na wydziale leśnym
w krakowskiej Akademii Rolniczej. Poszedł za głosem
powołania do kapłaństwa, zaś leśnictwo i zgłębianie
tajemnic przyrody pozostało jego pasją. Święcenia kapłańskie przyjął w 1987 roku. Jego pierwszą parafią była
parafia w Kasince Małej. Następnie, w 1989 roku, został
skierowany do pracy w naszej parafii.
Zapytałem Księdza Profesora o wspomnienia
z okresu pracy w naszej parafii.
– Gdy przyjechałem do Bronowic, znałem już tu trochę ludzi. Będąc w seminarium, pracowałem z osobami
chorymi z tych okolic i wtedy poznałem już część parafian.
Czas pracy w parafii Świętego Wojciecha przypadł na okres
transformacji systemowej w Polsce. Pamiętam, że wtedy
jeszcze benzyna była na kartki, a i tak ciężko ją było kupić.
Jeden z księży stał wtedy w kolejce na pobliskiej stacji benzynowej i tankował po kolei wszystkie nasze samochody.
Początkowo uczyłem religii w szkole na Złotym
Rogu. Później zostałem przydzielony do Zespołu Szkół
Budowlanych na Szablowskiego. To było ogromne wyzwanie. Szkoła liczyła czterdzieści oddziałów. To było
dwadzieścia siedem godzin katechezy w tygodniu. Trzeba
było ją tak przygotować, aby zająć pełne czterdzieści pięć
minut oraz aby uczniowie wynieśli z tych lekcji jak najwięcej. W szkole nauczyciel uczy się mówić. A to przydaje się także teraz, w pracy naukowej. Jakoś trzeba było
dotrzeć do tych młodych ludzi. Mówiłem im: – Tydzień
ma sto sześćdziesiąt osiem godzin. Jak oddasz Panu Bogu
godzinę, to ile zostaje? Sto sześćdziesiąt siedem. To dużo
czy mało? Doba ma dwadzieścia cztery godziny. Jak oddasz Panu Bogu minutę rano i minutę wieczorem, to ile
zostanie? Dwadzieścia trzy godziny i pięćdziesiąt osiem
minut. To dużo czy mało? – Relacja z Panem Bogiem
ułatwia rozwój. Człowiek jest dynamiczny, nie statyczny.
Musi wejść na drogę rozwoju. To tak, jakby wchodzić po
schodach, a nie jechać windą. Winda nic nie da. Pracować
nad sobą trzeba tak, jak się wchodzi po schodach. Małymi krokami do celu. Taka jest droga do świętości. Święty
Franciszek był człowiekiem bardzo próżnym. Przez pracę
nad sobą stał się pokorny, osiągnął świętość. Święty Karol Boromeusz łamał wszelkie zasady, poprzez pracę nad
sobą zaczął respektować prawo Boże i osiągnął świętość.
Ważne są relacje międzyludzkie, dar z siebie dla innego
człowieka. Ludzie oczekują od nas świadectwa naszego
życia. Tak starałem się to wszystko tłumaczyć, zachęcać
do nauki religii, do poznawania Boga.
Warunki do pracy miałem świetne. Dyrektor stworzył salę do katechizacji wyposażoną w telewizor i odtwarzacz wideo. Atmosfera między nauczycielami też
6
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
była dobra. Organizowaliśmy krótkie wyjścia, na przykład do kina, czy też dłuższe wyjazdy. Pamiętam długie,
często burzliwe dyskusje. O tym, czy religia powinna być
nauczana w szkole, o aborcji, o tym, czy prezydentura
Lecha Wałęsy jest dobra. Słowem na wszystkie, aktualne
wówczas, tematy. Nauka katechezy to było bardzo cenne
doświadczenie. I wiąże się z miłymi wspomnieniami.
Bardzo mocno w pamięci utkwiły mi dwie chore osoby: Pani Janina i Pani Marysia. Pani Janina była sparaliżowana, przykuta do łóżka. Mimo choroby pisała bardzo
wartościowe książki religijne. Często odwiedzali ją młodzi
ludzie, studenci. Przynosili jej książki, które ona z trudem
czytała przez szkło powiększające w poszukiwaniu źródeł
dla swojej twórczości. Później swoje książki dyktowała
studentom. Ze względu na chorobę mówiła bardzo niewyraźnie, co utrudniało tę pracę. Jednak nie poddawała się
chorobie. Żyła pełnią życia na miarę swoich możliwości.
Pani Marysia była również ciężko chora: podłączona do
respiratora i odżywiana przez sondę. Gdy odprawialiśmy
u niej w domu Mszę Świętą, Komunię Świętą przyjmowała
pod postacią wina, przez sondę. Podczas jednej z wizytacji
duszpasterskiej, mszę u Pani Marysi odprawiał ksiądz biskup. Wiem, że to było dla niego ważne duchowe przeżycie. Bardzo ważne dla parafii było to ich cierpienie i ich modlitwa. To było ogromne wsparcie dla kapłanów i parafian.
Ważna i przywodząca na myśl wiele miłych wspomnień była praca z neokatechumenatem oraz z oazą. Ja
w zasadzie tworzyłem w tej parafii wspólnotę oazową. Mieliśmy instrumenty muzyczne, organizowaliśmy wiele wyjazdów. Pierwszy do Kasinki, potem na Śnieżnicę i wiele,
wiele innych. Do oazy należało wtedy około stu osób. Do
tej pory utrzymuję kontakt z wieloma z nich, spotykamy się.
Pamiętam też orkiestrę prowadzoną przez Księdza
Prałata. Należało do niej sporo ludzi, lecz nie każdy miał
czas uczestniczyć w próbach. Natomiast grać na uroczystościach chcieli wszyscy, więc przychodzili bez prób.
Wynikały z tego zabawne sytuacje... Ale to była wspaniała inicjatywa, jednocząca ludzi, budząca w nich chęć
do wspólnego działania.
Po trzech latach pracy w parafii Świętego Wojciecha Ksiądz Jan zamieszkał w parafii Świętego Antoniego, aby mieć więcej czasu na naukę i ukończenie studiów
doktoranckich. Nadal jednak był związany z naszą parafią
poprzez katechizację w szkole przy ulicy Szablowskiego.
Pracował w tej placówce przez siedem lat. Jednak i wówczas czasu na pracę naukową brakowało. Następnie zamieszkał w konwikcie księży profesorów i doktorantów
Papieskiego Uniwersytetu Teologicznego (wówczas jeszcze akademii) w krakowskim Bieżanowie, gdzie mieszka
do dziś. Żartuje, że jest ich tam dwunastu, jak dwunastu
apostołów. W 1998 uzyskał tytuł doktora filozofii na Wydziale Filozoficznym Papieskiej Akademii Teologicznej.
W roku 2010 napisał habilitację. Od 2011 roku pełni
funkcję kierownika ds. Uniwersytetu Trzeciego Wieku
przy Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II, gdzie wśród
studentów jest kilkanaście osób z naszej parafii. Od 2015
roku jest profesorem nadzwyczajnym w UPJPII.
Zapytałem mojego rozmówcę o to, co by wybrał,
gdyby mógł się cofnąć w czasie do momentu opuszczenia naszej parafii. Czy poszedłby drogą naukową, czy
wolałby nadal pracować w parafiach.
– Doświadczenie parafii jest dla każdego księdza
bardzo ważne. Ale moja obecna praca to nie tylko praca
naukowa. To także duszpasterstwo. Głoszenie rekolekcji,
wykłady, seminaria, Praca na Uniwersytecie, na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Każde spotkanie z ludźmi to także praca duszpasterska. Już w seminarium kapłan wie, że
nigdzie nie osiądzie na stałe. Ciągle będzie zmieniał miejsce pracy, otoczenie. Takie jest życie każdego księdza. To
jest też kwestia posłuszeństwa. W moim życiu tych zmian
było mało. Inni księża przeżywają ich dużo więcej.
Chciałem się też dowiedzieć o jakąś myśl przewodnią, która towarzyszy księdzu Janowi na jego kapłańskiej drodze.
– Nie chciałbym cytować słów z obrazków prymicyjnych lub rocznicowych. Ale na obrazku z dwudziestopięciolecia kapłaństwa znajdują się takie słowa „Pan przychodzi
mi z pomocą, w Nim moja siła i moc”. To Pan Bóg daje siłę
i moc. Wzrastanie i rozwój jest możliwy tylko z Nim. Jeśli
osiągamy sukces, to dzięki naszej wytrwałości w trwaniu
przy Nim. My często mówimy „Panie Boże, masz tu listę
rzeczy, których potrzebuję, listę moich życzeń.” Pan Bóg
mówi inaczej: „Ty daj mi pustą kartkę, na której Ja będę
pisał twoje życie”. A drugie zdanie to: „Ars moriendi, ars
vivendi”. Należy dobrze żyć. Nasze życie wtedy ma sens,
gdy żyjemy dla innych. Nie możemy żyć sami, lecz musimy żyć pośród innych ludzi i dla innych ludzi. Musimy
też żyć blisko Boga. Można obrać w życiu dwie filozofie.
Pierwsza z nich: żyję pod pustym niebem, sam. Bez Boga,
bez otaczających mnie ludzi. Jestem samowystarczalny,
niezniszczalny, nieśmiertelny. Nic nie potrzebuję, ale i nic
nie daję. Druga: żyję pod niebem, gdzie mieszka Bóg. Wraz
z Nim i przez Niego wzrastam i rozwijam się. Przez Niego dostrzegam potrzeby ludzi dokoła mnie, potrafię dać
dar z samego siebie. Chcę być blisko Boga i blisko ludzi.
Te dwie filozofie można porównać do Titanica i jego katastrofy. Na jego burcie armator umieścił napis „Nie zniszczy
mnie nawet Bóg”. Ale już w pierwszym rejsie Titanic uderza w górę lodową i tonie. Jeden z ostatnich utworów, jakie
zagrała orkiestra na jego pokładzie to pieśń religijna „Bliżej
być Ciebie chcę, o, Boże mój”. Nie można żyć bez Boga.
Jak mógłbym podsumować naszą rozmowę? To
była wspaniała katecheza. O miłości do Boga i ludzi.
I o miłości Boga do ludzi. A także o posłuszeństwie
Bogu. O wierności i ufności w to, że Pan chce dla nas dobrze, że we współpracy z Nim możemy osiągnąć wiele.
To była także ciekawa i sympatyczna rozmowa z nietuzinkowym człowiekiem, jakim niewątpliwie jest Ksiądz
Jan Dziedzic. Mam nadzieję na kolejne spotkanie.
Grzegorz Leleń
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
7
ŚWIĘTA WIELKANOCNE
WIELKANOCNE TRADYCJE I OBRZĘDY LUDOWE –
WIELKI TYDZIEŃ
Ostatnia niedziela postu, zwana Niedzielą Palmową
(także Kwietną lub Wierzbną), rozpoczyna Wielki Tydzień i cykl najważniejszych obrzędów i uroczystości
związanych z Wielkanocą.
Niedziela Palmowa – Kościół święci w tym dniu
tryumfalny wjazd Jezusa Chrystusa do Jerozolimy, dokąd przybył wraz z uczniami na święto Paschy. Rzucane
przez witające tłumy na drogę przejazdu Jezusa gałązki
oliwne i palmowe stały się pierwowzorem dzisiejszych
palm. Już w IV wieku chrześcijanie w Jerozolimie obchodzili procesje z palmami, a w V i VI wieku przyjęły
się w całym Kościele zachodnim. Natomiast święcenie zielonych gałązek, później palm, wprowadzono do
liturgii Niedzieli Palmowej w XI w. W różnych regionach Polski palmy przybierają odmienne formy. Bywają
ozdobione kolorowymi kwiatami i wstążkami, małe lub
bardzo wysokie, jak w Lipnicy Murowanej. Zawsze powinny znaleźć się w nich kwitnące gałązki wierzbowe
(wierzba uważana jest za roślinę miłującą życie – rośnie w skrajnie najgorszych warunkach), a także rośliny wiecznie zielone, jak gałązki świerku, bukszpanu,
leśnych borówek, jagód i cisu (cis według medycyny
ludowej posiada właściwości lecznicze i dobroczynne).
W tradycji Kościoła palma symbolizuje zarówno męczeństwo jak i triumf – chwalebne Zmartwychwstanie Jezusa oraz nieśmiertelność duszy ludzkiej.
W tradycji ludowej palma jest symbolem sił witalnych
i życia, corocznej odnowy roślin, zapowiedzią ich kwitnienia i owocowania. Poświęcone w kościele i obniesione w procesji nabierały magicznej mocy. Skrapiano
nią dom, obejście gospodarcze i zwierzęta. Części palm
i bazie wierzby, zwane również kotkami lub bagniątkami, wkładano do gniazd ptactwa domowego, do uli, sieci rybackich, pod lemiesz pługa. W domach, zwłaszcza
na wsi, palmę wkładano za święty obraz lub – jej część
– wieszano nad drzwiami wejściowymi, aby strzegła
domu, chroniła od wszelkiego zła i przynosiła mu błogosławieństwo Boże. Na południu Polski jeszcze dzisiaj
kultywuje się zwyczaj święcenia pól w Wielkanoc kropidełkami zrobionymi z palm oraz wbijania w zagony
w polu i ogrodzie krzyżyków zrobionych z rozebranych
palm wierząc, że będą błogosławiły zasiewom i broniły
je od gradu i szkodników. Połykanie bazi (kotków) miało
chronić przed przeziębieniami i bólem gardła.
Istniał również inny obrzęd, prawdopodobnie pochodzenia niemieckiego, tj. obwożenia na wózku drewnianej figury Chrystusa na osiołku (tzw. Jezusek Lipowy,
Dębowy lub Palmowy).
Znany był w Polsce już w XV wieku i odbywał się
we wszystkich kościołach. Wózek z figurą był ciągniony
przez znamienitych rajców po nawach kościoła, po kościelnym dziedzińcu lub z kościoła do kościoła; w Krakowie z kościoła św. Wojciecha (na Rynku) do kościoła
Mariackiego. Ponieważ z czasem religijny obrzęd prze-
8
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
rodził się w hałaśliwą zabawę, w 1780 r. władze kościelne wydały zakaz wożenia figurki zwłaszcza w kościołach. W Muzeum Narodowym w Krakowie zachowała
się XVI-wieczna rzeźba Jezusa jadącego na osiołku,
pochodząca z Szydłowca. Dawny obrzęd procesji z Jezuskiem Palmowym (kopia XVI rzeźby szydłowieckiej)
został reaktywowany po dwustu latach w Tokarni przez
miejscowego, nieżyjącego już proboszcza – księdza
Jana Macha. Od 1968 roku nieprzerwanie uświetnia uroczystości Niedzieli Palmowej i rokrocznie sprowadza
do Tokarni, nie tylko rzesze wiernych, ale także turystów z różnych stron Polski i z zagranicy. Mikołaj Rej
z Nagłowic (1505-1569), arianin, z pewną drwiną pisał
w „Postylli”: W Kwietną Niedzielę, kto bagniątka nie połknął, a dębowego Chrystusa do miasta nie wprowadził,
to już dusznego zbawienia nie otrzymał...
Do naszych czasów zachował się jeszcze inny zwyczaj związany z Niedzielą Palmową. Są to krakowskie
pucheroki (od łacińskiego puer – chłopiec), znane już
w XVII w. Pucheroki, to pewnego rodzaju kwesta żaków, którzy w Niedzielę Palmową po sumie przychodzili
pod kościoły i wychodzącym wiernym recytowali rymowane teksty mówiące o ciężkim życiu studentów, niedoli, nie stronili także od przechwałek. W zamian dostawali
datki, za które kupowali jedzenie i grzane piwo. Ponieważ oracje żakowskie, pełne niewybrednych żartów, nie
współgrały z powagą kościoła, kuria biskupia w 1780
roku wydała edykt zakazujący wystąpień pucheroków
w miejskich kościołach. Wówczas żacy przenieśli się na
podkrakowskie wsie. Dziś pucheroki zobaczyć można
zaledwie w czterech miejscowościach: w Bibicach, Zielonkach, Trojanowicach i Tomaszowicach. Pucheroki to
chłopcy w wieku szkolnym; ubrani w kożuchy odwrócone futrem na wierzch; na głowach noszą wysokie, stożkowate czapki z kolorowej bibuły a twarze smolą sadzą.
W pasie przewiązani są powrósłami ze słomy. W jednej
ręce mają koszyk na jajka, wymoszczony drobną słomą,
w drugiej – pucherską laskę, tj. drewniany młotek z długą rękojeścią, oplecioną bibułą.
Wielki Tydzień. Kościół wspomina najważniejsze
wydarzenia w historii zbawienia. Jest to czas wyciszenia, pobożności, nawiedzania świątyń, udziału w nabożeństwach pasyjnych, uczestniczenia w uroczystościach
i obrzędach religijnych związanych z Triduum Świętym,
zwanym także Wielkanocnym lub Paschalnym (obejmuje Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielką Sobotę).
Oprócz bogatej liturgii obfituje także w liczne tradycje
ludowe, wywodzące się niejednokrotnie jeszcze z czasów pogańskich. Tradycje te bardzo wyraźne były kultywowane na wsiach. Na początku Wielkiego Tygodnia
gospodynie przystępowały do porządków; w domu nie
mogły pozostać stare śmiecie, trzeba było także wymieść
„wszystko złe, co sie w sercu nagromadziło, dawne kwasy i jady. Bo Wielkanoc to odnowa, stary człowiek ma
umrzeć, nowy, lepszy, ma się narodzić”.
W Wielki Czwartek w kościołach milkną dzwony,
zastępują je kołatki, a służba kościelna usuwa z ołtarza
z obrusy, kwiaty, świece i wszelkie dekoracje na znak
odejścia Jezusa, który po wieczerzy został pojmany.
Ogołocony ołtarz jest symbolem opuszczenia Chrystusa przez Jego uczniów. Liturgia upamiętnia więc Ostatnią Wieczerzę i ustanowienie Eucharystii. Na pamiątkę
umycia nóg apostołom przez Chrystusa, po dzień dzisiejszy w kościołach katedralnych biskupi umywają nogi
dwunastu mężczyznom. Dawniej obrzęd ten sprawowali
wobec nędzarzy także królowie i magnaci polscy. Biedacy byli potem ugaszczani i hojnie obdarowywani. Opis
obmywania nóg starcom na dworze Stanisława Augusta
przywołano na podstawie różnych przekazów w Ilustrowanym Kurierze Warszawskim z 1860 roku: ... Sadzano
ich potem u stołu, a król i znamienitsze osoby im usługiwali. Każdy starzec otrzymał zupełny ubiór: łyżkę, nóż
i grabki srebrne, tudzież serwetę, w której dukat był zawiązany... . Natomiast Jan Ewangelista przekazuje nam:
Jeśli tedy ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy
powinniście jeden drugiemu nogi umywać. Albowiem
dałem wam przykład, abyście jakom ja wam uczynił, tak
i wy czynili. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Sługa
nie jest większy nad swego pana ani też wysłannik nie
jest większy nad tego, który go posłał. (J 13, 14-16)
Ciemne Jutrznie – Z okresem Triduum Paschalnego związana była przez wieki tradycja odprawiania tzw.
Ciemnej Jutrzni (matutinum tenebrarum), będącej główną
częścią Liturgii uświęcenia czasu (Liturgii Godzin) Triduum. Odprawiało się ją w kościołach późnym wieczorem,
w wigilię każdego dnia Triduum, poczynając od Wielkiej
Środy, jako antycypacja Liturgii (zapowiedź przyszłych
wydarzeń). Podczas obrzędu, po kolejnych czytaniach
i psalmach, stopniowo wygasza się zapalone świece.
Zwyczaj powstał w Galii, w Rzymie znano go
w XII wieku i wówczas Ciemne Jutrznie odprawiano
przed wschodem słońca lub bezpośrednio po północy.
Od przełomu XIII i XIV wieku, ze względu na wzrastającą frekwencję wiernych, Liturgię Czasu, (obecnie Godzinę Czytań) i Jutrznię, zaczęto odprawiać wieczorem
dnia poprzedzającego.
Opis tego obrzędu znajdujemy u karmelity o. Honorata Czesława Gila (Życie codzienne karmelitanek bosych w Polsce w XVII-XIX wieku, Kraków 1997):
... po stronie epistoły umieszczano trójkątny świecznik
(trianguł), na którym znajdowało się piętnaście zapalonych świec. Zapalano również sześć świec na ołtarzu. Po
każdym psalmie kapelan lub chłopiec zakrystyjny gasił
jedną świecę na świeczniku, a podczas kantyku Benedictus po każdym wersecie jedną świecę na ołtarzu. Gdy
zgromadzenie śpiewało antyfonę Christus factus est pro
nobis, chłopiec chował ostatnią świecę ze świecznika za
ołtarz (…), następowała zupełna ciemność. Ta ostania,
najwyższa świeca, tzw. świeca Chrystusowa, pozostawała zapalona. Miała przypominać, że śmierć Chrystusa
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
„Światłości świata” ukryła się w grobie, my zaś jednoczymy się z Jego męką i śmiercią w ciemności smutku.
Po Soborze Watykańskim II w 1971 roku Ciemna Jutrznia straciła swój tradycyjny charakter. Odprawiana jest
jednak według nowych przepisów w niektórych kościołach do dzisiaj, np. w kościele. św. Marka Ewangelisty
w Krakowie. Obrzęd ten zainicjował ponad 30 lat temu
Instytut Liturgiczny przy Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jana Pawła II (d. PAT), działając w myśl zasady łączenia vetera et nova „zdrową tradycję należy zachować” i włączać w takiej formie, by obrzędy „jaśniej
wyrażały święte tajemnice, a lud chrześcijański mógł
łatwo je rozumieć i uczestniczyć w nich w sposób pełny,
czynny i społeczny”.
W przeszłości ważną tradycją związaną z Wielkim
Tygodniem był zwyczaj wodzenia, wieszania, palenia
lub topienia Judasza. Były to tzw. judaszki opisywane już w XVIII i XIX-wiecznych źródłach; popularne
były w całej Polsce. W nocy z Wielkiej Środy na Wielki
Czwartek przygotowaną ze słomy lub gałganów i trocin
kukłę Judasza wieszano na wysokim drzewie w pobliżu
kościoła (wcześniej na wieży kościelnej). W niektórych
regionach wcześniej sądzono kukłę Judasza, a potem
wieszano. Gdy już dostatecznie długo powisiała, zrzucano ją w Wielki Piątek na ziemię i wśród krzyków, drwin
i złorzeczeń, okładana kijami i obrzucana kamieniami,
była wleczona przez wieś lub uliczkami miasta. Na
koniec sponiewieraną kukłę podpalano i wrzucano do
wody. Ten zwyczaj ma swoje korzenie w pogańskim ob-
9
rzędzie topienia Marzanny, który początkowo był zwalczany przez kościół, by później nadać mu chrześcijańską
interpretację i związać z liturgią Wielkiego Tygodnia.
Dzisiaj judaszki obchodzone są lokalnie, m. in. w Pruchniku i Skoczowie. Na ziemi sądeckiej i w okolicach Gorlic podpalane są stosy zimowych śmieci, zeschniętych
ubiegłorocznych liści i rozmaitych rupieci i te płonące
wieczorem ogniska nazywa się paleniem Judasza.
W dawnych czasach i jeszcze na przełomie XIX
i XX wieku powszechny był w Polsce zwyczaj wiosennego wielkotygodniowego obmywania się w bieżącej
wodzie (w rzece, potoku, czy strumieniu). Zwyczajowo
ablucje odbywały się w nocy z Czwartku na Wielki Piątek lub w Wielki Piątek przed wschodem słońca. Przypisywano im działanie oczyszczające, ale także zdrowotne
i upiększające. W Kalwarii Zebrzydowskiej te wiosenne obmywania nazywane są cedronem, a tłumaczone
jako pobożna praktyka na pamiątkę przejścia Chrystusa,
w Czwartek przed Męką, przez rzekę Cedron.
Wielki Piątek – to dzień głębokiej żałoby w Kościele. Główną ceremonią jest Adoracja Krzyża, wnoszonego
do kościoła w uroczystej procesji. W XVII i XVIII wieku
w procesjach brali udział mężczyźni pokutnicy, zwani biczownikami lub karnikami. Pokutnicy leżeli krzyżem na
posadzce, a na znak swojego przewodnika – marszałka,
odsłaniali plecy i na oczach obecnych w kościele wiernych biczowali się, zalewając się krwią. Biczownicy
pochodzili z różnych stanów; byli nimi również polscy
królowie, np. Władysław IV i Jan Kazimierz. Obyczaj
zrodził się w Polsce najprawdopodobniej pod wpływem
średniowiecznych pochodów pokutnych, zapoczątkowanych w XIII w. we Włoszech i znanych także w Hiszpanii
i Niemczech. Zwyczaj został zaniechany w Polsce w końcu XVIII wieku. Do naszych czasów przetrwała natomiast
tradycja Grobów Chrystusa i tzw. chodzenie na Groby
czyli pobożne ich nawiedzanie oraz obyczaj straży grobowych, znany w Polsce już w XVII wieku. Były to honorowe formacje wojskowe lub parawojskowe, złożone
z przedstawicieli różnych organizacji, pełniące wartę przy
Bożym Grobie od Wielkiego Piątku po południu do rezurekcji w Niedzielę Wielkanocną. Występowały zawsze
w galowych mundurach i paradnym rynsztunku, czasem
w mundurach z elementami orientalnymi. Najciekawsze
i najbardziej malownicze straże grobowe, zwane turkami,
wystawiane są w południowo-wschodniej Małopolsce,
w okolicach Krosna, Rzeszowa, Przemyśla i in. oraz we
wsiach położonych w widłach Sanu. Oddziały turków nie
tylko pełnią straż przy Grobie Chrystusa, ale biorą także
udział w święceniu ognia, wody i pokarmów w Wielką
Sobotę. Po rezurekcji popisują się musztrą, składają życzenia i gościniec księdzu proboszczowi, a w czasie świąt
obchodzą domy i składają życzenia mieszkańcom wsi.
Szczególne miejsce wśród strażników Grobu Pańskiego
mają rycerze z Zakonu Rycerskiego Świętego Grobu Bożego w Jerozolimie. Do Polski sprowadził ich i osadził
10
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
w Miechowie w 1163 roku Jaksa z rodu Gryfitów. Stąd
też nazwa Miechowici.
Pierwotnym celem Zakonu była opieka nad Świętym Grobem w Jerozolimie oraz troska o chorych pielgrzymów. Po opuszczeniu Ziemi Świętej szerzyli kult
Grobu Pańskiego i nabożeństw pasyjnych. Oddawali się
prowadzeniu szkół i działalności charytatywnej – m.in.
prowadzili szpitale w Gnieźnie, Krakowie i Bytomiu.
Spopularyzowali budowę symbolicznego Bożego Grobu w Wielki Piątek. Organizowali uroczystości w Wielkim Tygodniu i w drugą niedzielę po Świętach Wielkanocnych. W Polsce Bożogrobcy obecni są w Gnieźnie, Przeworsku, w Chełmie k. Bochni i in. miejscach.
Najbardziej znani są Miechowici z Miechowa, gdzie
w bazylice pw. Grobu Bożego przechowywano kamień
z Grobu Chrystusa.
Innym, znanym w Polsce od XVII wieku, obrzędem,
który sprawowany był przede wszystkim w Wielki Piątek w sanktuariach zwanych kalwariami i w niektórych
przyklasztornych kościołach, były widowiska pasyjne,
zwane także Misteriami Męki Pańskiej. Teksty tych
widowisk reprezentowane są m.in. przez średniowieczną Historyję o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim
autorstwa Mikołaja z Wilkowiecka, wydaną w Krakowie
około roku 1580–1582. Z początku XVII w.zachowały
się dwa scenariusze widowisk autorstwa Abrahama Rożniatowskiego, przeznaczone dla sanktuarium w Kalwarii
Zebrzydowskiej. Misteria zanikły w okresie reformacji,
a odrodziły się w XX wieku. Obecnie w wielu miejscowościach mają miejsce te wielkanocne misteria, ale
najbardziej znane i trwające przez kilka dni odbywają
się w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tłumy wiernych mogą
być świadkami wydarzeń znanych z Pisma Świętego:
począwszy od Niedzieli Palmowej, tj. wjazdu Chrystusa
do Jerozolimy, poprzez wygnanie kupców ze świątyni,
Ostatniej Wieczerzy, czuwania w Ogrojcu, zdrady Judasza i pojmania Chrystusa, sądu u Piłata, aż po drogę na
Golgotę i ukrzyżowanie w Wielki Piątek.
W dawnej tradycji ludowej natomiast, w Wielki Piątek najpobożniejsi ludzie nie stronili od gorliwych praktyk religijnych i umartwień. Na znak żałoby zatrzymywano zegary, zasłaniano lustra, mówiono przyciszonym
głosem, niekiedy, np. na Warmii, po południu zdejmowano ze ścian krzyże i inne wizerunki cierpiącego Chrystusa, zawijano je w serwety i chowano w skrzyniach jak
w grobie. O świcie smagano się lub tylko dotykano świeżo zerwanymi gałązkami brzozy, agrestu lub tarniny, co
miało przypominać im o biczowaniu i męce Jezusa. Poza
tym wierzono, że wiosenna życiodajna gałązka daje moc
ludzkiemu ciału. W tradycji ludowej zachował się jeszcze jeden zwyczaj, ochoczo czyniony przez młodzież.
Była to zabawa nazywana pogrzebem żuru i śledzia,
którą skracano sobie czas oczekiwania na świętowanie
i perspektywę obfitego spożywania przygotowanych
w Wielki Piątek potraw i smakołyków. Garnek z żurem
wraz z różnymi śmieciami oraz rybi szkielet wieszano na
drzewie, aby potem strącić je na ziemię i ostentacyjnie
pogrzebać. Ksiądz Jędrzej Kitowicz, znawca polskich
obyczajów i tradycji, wyjaśniał za co uśmiercano żur:
...przez sześć niedziel panował nad mięsem, morząc żołądki ludzkie słabym posiłkiem swoim...
Wielka Sobota kończy Triduum Paschalne. W kościele jest dniem błogosławieństw, przeznaczonym na
święcenie wody, ognia, cierni i pokarmów wielkanocnych. Liturgia Wielkiej Soboty jest bardzo bogata i rozbudowana. Oprócz Liturgii Słowa i Liturgii Eucharystycznej jest jeszcze Liturgia Światła i Liturgia Chrzcielna. Obrzędy rozpoczynają się wieczorem liturgią światła.
Na dziedzińcu kościelnym rozpala się ognisko, następnie
kapłan święci jego płomienie, a od poświęconego ognia,
symbolu oczyszczenia i męczeństwa Chrystusa, zapala
się paschał, na którym wcześniej prowadzący celebrę
kapłan kreśli znak krzyża, litery Alfa i Omega oraz cyfry
bieżącego roku, a następnie umieszcza w paschale pięć
gwoździ symbolizujących pięć ran Chrystusa. Zapalony
Paschał wnosi się uroczyście do ciemnego kościoła; będzie się palił na wszystkich nabożeństwach przez cały
okres wielkanocny. Natomiast Liturgia Chrzcielna wiąże
się z sakramentem chrztu. Celebrans dokonuje poświęcenia wody, która przez cały rok będzie służyła przede
wszystkim do chrztu.
W tradycji ludowej woda była symbolem życia, odrodzenia ducha i ciała, zmartwychwstania i oczyszczenia, a poświęcona miała chronić przed chorobami i zapewniać bezpieczeństwo. Zabierano więc poświęconą
w kościele wodę i skrapiano nią dom, budynki gospodarskie i bydło w oborze, aby ochronić je od wszelkiego uroku i złych czarów. Także ogień był zabierany do
domu. Wierni zapalali świece, rozżarzali hubkę, opalali
cierniowe gałązki. Od świec zapalano w domu lampy
i palenisko pod kuchnią, bo ogień był wcześniej wygaszony; trzeba było zapalić go na nowo, nowym, poświęconym płomieniem. Żarzącymi się hubkami okadzano
dom i obejście gospodarskie, a następnie ogarki świecy,
ciernie i kawałeczki hubki rozrzucano w polu i ogrodzie,
na błogosławieństwo Boże i urodzaj. Ciernie odstraszały
czarownice, rozsypywano je na ścieżkach wiodących do
obory oraz na wszystkich progach. Z obrzędami ognia
w kościele łączy się jeszcze inny, zachowany przy kościele Matki Bożej Różańcowej w Koprzywnicy koło
Sandomierza, zwyczaj oryginalnego miotania ognia
podczas Wielkosobotniej procesji. Są to tzw. bziuki koprzywnickie. W uroczystości biorą udział członkowie
Ochotniczej Straży Pożarnej, założonej w Koprzywnicy
w 1911 r. Idący przed procesją strażacy wydmuchują na
zapalone pochodnie nabraną do ust naftę. Żeby płomienie były jak najwyższe i jak najbardziej efektowne, wyskakują susami do góry i energicznie wydmuchuje naftę.
Bziuk, czyli rozpryskujący się w powietrzu płomień ma
niekiedy 2-3 metry. Koprzywnicka strażacka tradycja
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
sięga przypuszczalnie czasów powstania styczniowego.
Po jego upadku, zaborcy, tępiąc polska tradycję, zakazali strzelania podczas rezurekcji. Wtedy to wymyślono
bziuki – bezgłośny salut na cześć Chrystusa Zmartwychwstałego i tak już zostało do dzisiaj.
Święcenie pokarmów – w przeszłości święciło się
wszystkie pokarmy przygotowane na śniadanie wielkanocne. Ustawiano je na odświętnie przygotowanym stole
i oczekiwano na księdza, który święcił pokarmy w domu.
Mieszkańcy wsi przynosili swoje kosze z jedzeniem do
najbogatszych sąsiadów, którzy mieli w swoich domach
duże świetlice lub ustawiali na wiejskich placykach, pod
krzyżami i przydrożnymi kapliczkami albo na dworskich
dziedzińcach. Zwyczaj święcenia w kościołach przyszedł później i obecnie, zarówno w miastach, jak i na
11
je w ludowych zabiegach medycznych. Miały odwracać
wszelkie nieszczęścia i dlatego zakopywano je pod węgły budowanych domów, rzucano je w płomienie podczas pożaru, a skorupki święconych jajek rzucano w skiby i pod drzewa owocowe oraz dodawano do paszy hodowanym zwierzętom. Umycie się w wodzie z naczynia
na którego dnie spoczywały kraszanki miało zapewnić
zdrowie, urodę i szczęście. Pierwsze znaleziska pisanek
(glinianych i skorup jaj) na ziemiach polskich pochodzą
z X wieku z okolic Opola i Wrocławia, a ich cudowne
właściwości i uzdrowienia opisują trzynastowieczne
kroniki i żywoty świętych. Jajka występowały także
w prastarych obrzędach zadusznych.
Jajko stanowi zalążek nowego życia, Stało się więc
symbolem odradzającego się życia, znanym w wielu
Włodzimierz Tetmajer (1862-1923), Święcone w Bronowicach, 1897
wsiach, święci się tylko małe koszyczki, w których muszą się znaleźć najważniejsze pokarmy – barwione jajka
symbolizują nowe życie, chleb na pamiątkę tego, którym
Jezus nakarmił tłumy na pustyni, mięsa i wędliny – pamiątka baranka paschalnego, którego Jezus spożywał
wraz z uczniami w Wieczerniku i koniecznie baranek,
symbolizujący Chrystusa Zmartwychwstałego. Jeszcze
na przełomie XVIII i XIX w. uważano, że podczas tak
ważnego święta, jak Wielkanoc, godzi się jeść tylko poświęcone pokarmy, a także, że – poświęcone – nie zaszkodzą swoją obfitością łakomczuchom i obżartuchom.
Kolorowe jajka, pisanki, kraszanki, malowanki lub
byczki (jednokolorowe bez wzoru) są nie tylko ozdobą
wielkanocnego stołu, ale także świadectwem ciągłości
naszych obyczajów i bardzo starych tradycji. Jajko od
najdawniejszych czasów było symbolem życia, płodności i miłości. Czczono je wierząc, że posiadają wiele
właściwości dobroczynnych i życiodajnych, stosowano
kulturach. Jajka używane są w obrzędowości religijnej,
znane są w symbolice różnych kultur oraz występują
jako elementy dekoracyjne. W tradycji chrześcijańskiej
jajko stało się symbolem świąt wielkanocnych, wiecznie
odradzającego się życia i przede wszystkim Chrystusa
Zmartwychwstałego. Jest pierwszym i najważniejszym
pokarmem, poświęconym w kościele, którym dzielimy
się, składając sobie nawzajem życzenia przed rozpoczęciem wspólnego wielkanocnego śniadania, gdy już wrócimy do domu z rezurekcji.
oprac. as (c-b)
Opracowano na podstawie:
– Karczmarzewski A., Ludowe obrzędy doroczne w Polsce
Południowo-Wschodniej. Rzeszów, 2011
– Kossak Z., Rok polski: obyczaj i wiara. Warszawa, 1997
– Ogrodowska B., Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne.
Warszawa. 2006
– oraz katolickie i in. źródła internetowe
12
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
OBLICZE CHRYSTUSA W EMAUS – DWA OBRAZY CARAVAGGIA
Jak łania pragnie wody ze strumieni,
tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże.
Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego,
kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?
(Psalm 42)
O Tobie mówi serce moje:
„Szukaj Jego oblicza!”
Będę szukał oblicza Twego, Panie.
Nie zakrywaj przede mną swojej twarzy,
(Psalm 27)
Niech Twoje oblicze zajaśnieje nad Twym sługą,
wybaw mnie w swoim miłosierdziu.
(Psam 31)
Ludzie kochający Jezusa Chrystusa bardzo pragną ujrzeć Jego Oblicze. Szczególną czcią otaczamy te „prawie pewne” wizerunki Chrystusa, za jakie uważa się
Całun Turyński i bisiorową chustę z Manopello. Przez
wieki także malarze i rzeźbiarze usiłowali, tak jak najlepiej umieli, oddać piękno, dobroć i doskonałość Oblicza
Pana. Wierni zaś wybierali i nadal wybierają dla siebie
te wizerunki Jezusa, które im samym wydają się bliskie
wyobrażeniu Pana we własnym sercu. Pragną je mieć
przy sobie, pragną patrzeć na nie modląc się.
W okresie Wielkanocy przychodzi na myśl wiele
scen z Ewangelii, których centrum stanowi Oblicze Pana.
Te wydarzenia biblijne były od dwóch tysięcy lat przedmiotem medytacji wielu znakomitych malarzy, którzy potem niejako ujawniali nam owoce swej myśli, wyobraźni
i modlitwy przez swoje dzieła. Tutaj pragnę zaproponować
przyjrzenie się dwóm obrazom wielkiego mistrza pędzla
z XVII-wiecznej Italii – Caravaggia; oba przedstawiają tę
samą tajemniczą i cudowną scenę – wieczerzę w Emaus.
Wszyscy pamiętamy ten rozdział z Ewangelii św.
Łukasza 24, 13-35. Wiersz 15 i 16 mówią:
15 Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam
Jezus przybliżył się i szedł z nimi. 16 Lecz oczy ich
były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali.
(…) Następuje rozmowa z pozornie Nieznajomym,
a potem mamy takie słowa:
28 Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali,
a On okazywał, jakoby miał iść dalej. 29 Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku
wieczorowi i dzień się już nachylił”. Wszedł więc, aby
zostać z nimi. 30 Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął
chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał
im. 31 Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz
On zniknął im z oczu. 32 I mówili nawzajem do siebie:
„Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami
w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” 33 W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, 34 którzy im
oznajmili: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał
się Szymonowi”. 35 Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba.
Jakże wyglądało Oblicze Pana Jezusa, Zmartwychwstałego po Męce, zanim Go poznali uczniowie z Emaus?
Co to znaczy, że „oczy ich były niejako na uwięzi”, a potem – że „im się otworzyły”? Te pytania musiał przemyśleć, pewnie też przemodlić każdy artysta przedstawiający
Chrystusa w Emaus – także i Caravaggio, zanim zabrał się
do malowania. Caravaggio namalował ową scenę w Emaus
przy stole „przy łamaniu chleba” dwa razy: pierwszy raz
w 1601 roku, drugi – pięć lat później. Za każdym razem
inaczej rozwiązał kwestię nierozpoznawania Oblicza Pana
przez uczniów.
Zanim przyjrzymy się obu obrazom, trzeba powiedzieć, że poza tymi dwoma przedstawieniami wieczerzy
w Emaus, Caravaggio malował Twarz Pana Jezusa wiele
razy, i wcześniej i później, i że była to zawsze ta sama
Twarz i Postać. Można więc sądzić, że malarz głęboko
rozważał zagadnienie: „jak naprawdę wyglądał Pan Jezus” aż doszedł do swego rozwiązania, a potem trwał
przy nim. Nie wiemy jak do tego doszedł… może i on,
choć zwykły – poza niezwykłym talentem – człowiek,
miał jakiś cudowny sen, może inny znak od Pana... pewne jest jedno: bardzo głęboko przemyśliwał Pismo święte, dowodem – wszystkie jego obrazy religijne.
Warto poszukać w internecie czy albumach i spojrzeć
na wyobrażone przez Caravaggia szlachetne Oblicze Chrystusa, pojawiające się w kolejnych dziełach. Oblicze, które jakże wielu wierzących, ale i niewierzących, przyciąga,
fascynuje, zaprasza do prawdziwej bliskości z Chrystusem
i pójścia za Nim. Najbardziej znany jest obraz „Powołanie
św. Mateusza” z rzymskiego kościoła San Luigi dei Francesi (1599-1600). Widzimy tu Twarz Pana z profilu. Jego
spojrzenie padające na Mateusza jest esencją sceny, a zarazem jest zaproszeniem widza, aby ten wzrok Pana i Jego
gest wskazujący ręki przyjął jako skierowane tak naprawdę
– do siebie samego, kontemplującego dzieło malarza.
Inne okazje do zobaczenia Twarzy Chrystusa według „wizji” Caravaggia to kolejno:
• „Niewierny Tomasz” ok. 1595-1596 (znajduje się
w Galerii Sanssouci w Poczdamie),
• pierwsza „Wieczerza w Emaus” 1601-1602 (znajduje
się w National Gallery, Londyn),
• „Złożenie do grobu” 1602-1603 (Pinakoteka Watykańska),
• „Ecce Homo” 1605 (Galleria Municipale, Genua),
• druga „Wieczerza w Emmaus” (1606) (Pinakoteka
Brera, Mediolan),
• „Biczowanie Chrystusa” 1607-1609 (Museo di Capodimonte, Neapol),
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
• „Cierniem koronowanie” 1607 (Kunsthistorisches
Museum, Wiedeń),
• „Wskrzeszenie Łazarza” 1609 (Museo Regionale di
Messina).
Istnieje też kopia pięknego ale zaginionego obrazu
„Nawrócenie św. Pawła”, oryginał – malowany w 1600 –
zaginął. Na tym obrazie do leżącego na ziemi św. Pawła
zwraca się dramatycznym gestem wychylający się z nieba
Chrystus, podtrzymywany przez anioła. To również – jak
w Emaus – Chrystus po Zmartwychwstaniu, a tutaj już także – po Wniebowstąpieniu. Twarz Jego nadal jest tożsama
z konsekwentnie malowanym przez Caravaggia Obliczem.
Przyjrzyjmy się teraz obu wieczerzom w Emaus,
i patrząc na wyobrażone przez artystę Oblicze spróbujmy odczytać malarską odpowiedź na pytanie – czemu
znający i kochający Pana nie rozpoznali Go aż do tej
chwili łamania chleba?
Pierwsza wersja, z 1601 roku, przedstawia Chrystusa
po prostu w innej postaci ludzkiej niż ta przed Męką. To
inna Twarz, to jakby inny człowiek, nieco też młodszy,
bez brody. To inne rysy. Nic dziwnego, że uczniowie na
sam widok – nie rozpoznali Jezusa. Ale potem, w miarę
jak Go słuchali – „serce w nich pałało”. Teraz, przy stole,
widząc wznoszącą się do błogosławieństwa dłoń – rozpoznają Go, prowadzeni ku temu rozpoznaniu w momencie
Przeistoczenia – przez serce właśnie. „Słuchajcie własnego serca, bo przez nie mówi Pan” – mógłby mówić ten
obraz Caravaggia. Przypomina się tu znany, cenny cytat
z XX-wiecznej poetyckiej ksiązki Antoine’a Saint’Exupery’ego „Mały Książę”: „Najważniejsze jest niewidoczne
dla oczu”. A wiemy, że najważniejsze – to miłość.
Może też Caravaggio ówczesny – nie śmiał jeszcze
wyobrazić sobie ani namalować zmian, jakie powstały
w Obliczu na skutek Męki? Bo czy można myśleć, że
prawdziwy Bóg-Człowiek po Zmartwychwstaniu nie
niósł w sobie żadnej pamięci tej Męki? To trudne pytania
i pierwsza wersja Caravaggia niejako je omija.
Po pięciu latach, w 1606 roku, w drugiej wersji
wieczerzy w Emaus odpowiedź malarza na owo pytanie
o niezdolność do rozpoznania Chrystusa jest inna. Malarz
nie miał łatwego życia, doświadczał różnych nieszczęść,
Wieczerza w Emaus z 1601 roku
13
także w konsekwencji własnej nieumiejętności panowania
nad sobą. Jest bogatszy w trudne doświadczenia życiowe,
gdy maluje drugą „Wieczerzę”. Odpowiedź „jak wyglądał
nierozpoznany Pan w Emaus” jest inna. Mamy tu ten sam
układ osób przy stole i znów widzimy Jezusa en face. Ale
tym razem my rozpoznajemy Go bez trudu – to te same
szlachetne rysy pięknego mężczyzny o długich ciemnych
włosach, z brodą, znane nam z wszystkich pozostałych
obrazów Caravaggia. Czemu więc oni Go nie rozpoznali?
Otóż Oblicze Pana nosi wyraźne oznaki cierpienia,
zmęczenia, smutku. Lecz uczniowie sami byli bardzo
przygnębieni, przestraszeni i skoncentrowani na własnych
przeżyciach. Chyba więc nie przyjrzeli się zmęczonej,
choć nadal pięknej i rozpoznawalnej, Twarzy Wędrowca.
Bywa, że gdy sami cierpimy, bezwiednie odsuwamy się
od cudzego cierpienia, „bo to już za dużo”. Chcemy, aby
to nas ktoś pocieszył, na nasze cierpienie zwrócił uwagę.
Odwracamy wzrok od cudzego. Może tak było z uczniami? „Byli zbyt zajęci własnym smutkiem, by ujrzeć Chrystusa” – zdaje się poprzez swoje dzieło mówić Caravaggio
„a zatem uważaj, widzu mego obrazu, by cierpienie nie
zasłoniło Ci Twego Pana, który przecież najlepiej pociesza”. Bo znów ratunkiem uczniów jest ich „pałające serce”, które zaczyna działać poprzez serdeczne zwrócenie
się do samotnego bliźniego chcącego wędrować w ciemnościach, przez zachęcenie go, aby schronił się na noc
w bezpiecznym miejscu, razem z nimi. A wtedy okazuje
się nagle, nad błogosławionym na wspólnym stole chlebem – że to nie zwykły bliźni, ale że to On sam.
Jak pamiętamy z Ewangelii św. Łukasza, owo rozpoznanie Chrystusa tak bardzo uszczęśliwiło uczniów, że
kompletnie zmieniło ich stan ducha i ciała i odmieniło ich
plany. Zamiast położyć się spać po trudnym dniu, ruszyli
natychmiast w długą drogę powrotną do Jerozolimy, pełni
radości, aby zanieść tę cudowną wiadomość przyjaciołom.
Emaus to szczęśliwe miejsce odrodzenia w sobie zdolności do zobaczenia Pana, miejsce znalezienia po długim
szukaniu Jego Oblicza, miejsce, w którym „spragniona łania gasi swe pragnienie w strumieniu”, miejsce, w którym
Oblicze Pana jaśnieje nad Jego sługą – nad każdym z nas.
Agnieszka Hennel-Brzozowska
Druga „Wieczerza w Emaus”, z roku 1606
14
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
Emaus – napis nad bramą wejściową na teren Sanktuarium.
Droga była trudna... Dwaj uczniowie Pana podążali nią
wracając do domu, niosąc ciężko poczucie klęski. Szli
jakby na pogrzeb swojej nadziei... Ta droga może i była
wybrukowana przez rzymskich władców ich ziemi –
ziemi dla każdego pobożnego Żyda świętej. Teraz, po
tragicznych wydarzeniach tamtego dnia przed szabatem
była najtrudniejszą drogą w życiu Kleofasa i jego syna,
Symeona. To koniec! Bezbrzeżny smutek... Oto ukochany Nauczyciel, Prorok, Mesjasz – tak się zdawało
– umiera wzgardzony, sponiewierany, umęczony, ponosząc śmierć przeznaczoną dla niewolników!! Tego nie da
się znieść! Było im dane jednak to przeżyć... Szli więc
drogą po grudach... Jakakolwiek ona była – brukowana
czy piaszczysta polna – szli nią pod ciężarem swojej klęski. „A myśmy się spodziewali...”. Tak, spodziewali się
po Nim, że On wyzwoli Izraela spod rzymskiego pano-
wania... Obaj wprawdzie wiedzieli o tym, że w przeszłości prorocy byli zabijani. Ale dlaczego Jego, tak ukochanego Mistrza, w którym pokładali nadzieję kiedy mówił
do nich a oni słuchali Jego słów – spotkał taki sam los
jak tamtych proroków z przeszłości. Dlaczego?! Co teraz? – rozważali w drodze, pełni rozterki, wymieniając
się wzajemnie bólem serc, niepewni swojej przyszłości..
[Ewangelia wg św. Łukasza w tym opisie drogi
uczniów do Emaus jest szczególnie piękna... Po co więc
jakieś moje komentarze? Chodzi mi jednak o to, aby
spróbować zrozumieć tych uczniów, ich traumatyczną
sytuację. Chociaż próbować zrozumieć bliźnich – choć
odległych w czasie. Zrozumieć drugiego człowieka, ta
próba to powinność i nauka dla siebie.]
Kleofas i Symeon nagle zauważyli, że Ktoś z nimi
idzie tą samą drogą. Pewnie ich to ucieszyło, gdyż lepiej,
Emaus – obraz „Wieczerza”, autor Giuseppe Martinetti.
Emaus – kościół „Łamania Chleba” – fasada.
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
raźniej jest przecież, gdy ktoś jeszcze towarzyszy nam
w niedoli... Wędrowiec – tak nazwijmy Jezusa – sprawił,
że Go nie poznali... „Mieli oczy jakby na uwięzi” – jak
to określa św. Łukasz Ewangelista. Poznać Boga? Tak.
na ile On pozwoli... Nieraz mamy „oczy jakby na uwięzi”, choć On może chciałby, żebyśmy Go rozpoznali...
Wędrowiec budził zaufanie – coś im mówiło, że można
mu się zwierzyć ze swojego utrapienia... Ułatwił im to
i zapytał o czym tak rozprawiają w drodze? Zdumieli się:
ten Wędrowiec chyba właśnie idzie z Jerozolimy. Jak
to możliwe, żeby nie wiedział o dramacie, jaki się tam
rozegrał? Na dodatek zapytał: „Cóż takiego?” Wtedy
wylali przed Nim całą gorycz i złożyli Mu świadectwo
o Nim. Wędrowiec-Bóg słuchał tej modlitwy – bo jakże
można inaczej nazwać to świadectwo miłości do Niego?
Tak więc zrozpaczeni mówili o tym, jak arcykapłani oraz
inni ich przywódcy wydali i ukrzyżowali „Jezusa Nazarejczyka, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu”. Mówili też, że „dziś jest
trzeci dzień jak to się stało”. Relacja Kleofasa i Symeona
była pełna rozpaczy i rozterki. A Jezus słuchał...
15
Nie wiedzieli co myśleć o tym, ich niepokój był
wielki bo słyszeli, że niewiasty o poranku tego dnia
zastały grób Nauczyciela pusty a kamień odwalony...
Powiedziały, że On zmartwychwstał! Uczniowie poszli
sprawdzić, ale Jego nie widzieli... Co o tym mają my-
śleć? Co myśleć... a gdyby... czy to możliwe...? Nadzieja
nieśmiała, maleńka, pomieszana z rozpaczą tliła się nikłym płomieniem tak skryta, że nie śmieli się przyznać
do niej... A Jezus słuchał – zawsze słucha. W końcu padły Jego słowa: „O nierozumni, jak nie skore są wasze
serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy!
Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały?”. Teraz oni słuchali... Przyjęli przyganę, jaka
była zawarta w Jego słowach. No tak – byli nieskorzy
do wierzenia prorokom, bo przecież to co głosili prorocy – począwszy od Mojżesza – jest tak trudne, trudne
i niemożliwe niemal do wierzenia... Czy można przez
cierpienia wejść do chwały? Czy człowiek może tego
dokonać? Niby prorocy mówili, ale... ale, czy może to
być prawdą? – tak pewnie myśleli. Jezus miał wykład
z historii Zbawienia! Obaj Jego uczniowie słuchali...
Może myśleli, że jest On jednym z „uczonych w Piśmie”
– skoro tak biegle Pismo zna. Jednak coraz bardziej byli
poruszeni tym co mówił. Czuli jakąś niezwykłą bliskość,
poruszenie serca, nadzieję, ufność do Niego...
Przecież ktoś już do nich kiedyś mówił w takim
duchu! W ten sposób, słuchając z coraz większym napięciem, zbliżyli się do wsi. Mówiący do nich Jezus objawił, jakoby miał zamiar iść dalej. O nie! Nie można do
tego dopuścić! On nie może teraz ich zostawić! Skoro
jest tak blisko i tak bliski dla nich. Trzeba Go zatrzymać ze wszystkich sił! Przymusili Go mówiąc: „Zostań
Emaus – kościół „Łamania Chleba” – nawa środkowa.
Emaus – kościół „Łamania Chleba” – nawa środkowa.
16
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Św. Łukasz mówi: „Przymusili”. To przymuszenie
było natarczywą prośbą. Jezus sam dał im takie prawo –
słyszeli pewnie jak mówił kiedyś „Proście a będzie wam
dane... kołaczcie a otworzą wam”. Mamy prawo domyślać się, że chciał być przymuszony – poddał ich próbie!
Na bramie wejścia na teren Sanktuarium w Emaus
widnieje łaciński napis: Domine mane nobiscum – Panie pozostań z nami. Wtedy łacina była językiem okupanta – językiem Cesarstwa Rzymskiego. Jeżeli uczniowie Jezusa znali ten język – to raczej nie przepadali za
nim. Zwrócili się więc do Niego w języku aramejskim
powszechnie używanym przez Żydów w tamtym czasie (hebrajski był językiem używanym w liturgii religii
Mojżeszowej). Kleofas i Symeon nie mogli przewidzieć
tego, że niewiele czasu upłynie a łacina stanie się językiem Kościoła!
Panie, zostań z nami... Został! Miał w tym swój cel
– pewnie taki, aby po wsze czasy takie wezwanie płynęło
ze wszystkich wierzących w Niego serc... Dlatego został
jako Gość Kleofasa i Symeona. Nie śmiem konkurować
z Ewangelistą, dlatego przytoczę ten fragment jego relacji – choć zapewne Czytelnikom znany: „Gdy zajął
miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo,
połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i po-
znali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem
do siebie: czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał
z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”. Trudno sobie wyobrazić, co oni czuli w tym najszczęśliwszym
momencie swojego życia! Jak urzeczeni musieli patrzeć
gdy Jego smukłe palce łamią chleb w charakterystyczny
dla Niego sposób. Ten ruch może już znali z innych okazji wspólnych z Nim wieczerzy. Rosło napięcie... i eksplozja szczęścia! To On!! Jezus Nazarejczyk!
Tylko Jego Łaska i Miłosierdzie sprawiły, że nie padli na zawał serca. Radość może zabić (znam taki przypadek i znałam taką osobę). To też dotyczy Jedenastu
i innych świadków Jego Zmartwychwstania. Nie wiadomo dokładnie jak długi czas upłynął zanim ochłonęli.
„O tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy”. Chyba tym razem same nogi ich niosły... Kierowało
nimi przemożne pragnienie, aby jak najszybciej innym
zanieść Dobrą Nowinę: Jezus żyje! Żyje! Widzieli Go,
był z nimi przy stole, poznali Go po łamaniu chleba! Radość, i szczęście niewyobrażalne! W Wieczerniku otrzymali potwierdzenie od Jedenastu i innych zgromadzonych tam uczniów. „Pan rzeczywiście zmartwychwstał
i ukazał się Szymonowi”. Zmartwychwstał prawdziwie!
Dla uczniów, dla nas, dla Świata...
Chcąc opisać miejsce tak szczęśliwego spotkania
uczniów ze zmartwychwstałym Panem – muszę zaznaczyć, że w przeszłości były problemy z jego lokalizacją.
Jak to możliwe? Wiemy, że historia Ziemskiej Ojczyzny
Chrystusa jest niezwykle skomplikowana i również niezwykle dramatyczna. Zaraz na początku ery chrześcijańskiej miały miejsce dwa powstania żydowskie w roku 70
i 135. Te dramaty spowodowały migrację ludności i chaos. Historycy domyślają się, że ludność – wtedy oczywiście żydowska – opuściła Emaus prawdopodobnie
zburzone. Nazwa miejscowości zagubiła się w historii
gdzieś w I lub II wieku do tego stopnia, że autorzy starożytni w IV w. i przez cały okres bizantyjski o niej nic
nie wiedzą. Jedyną miejscowością znaną w tamtych wiekach o nazwie Emaus było miasto: Emaus Nicopolis od-
Emaus – fragment zamku, obecnie Kolegium Serafickie (Niższe Seminarium).
Emaus – via Romana (droga rzymska).
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
17
ległe od Jerozolimy o 30 km Było to starożytne miasto,
znane już na kilka wieków przed Chrystusem. Ze względu na nazwę – gdzieś w IV w. – zaczęto lokalizować
tutaj ewangeliczne wydarzenia. Emaus Nicopolis stało
się miastem kultowym, do którego zaczęli zmierzać pielgrzymi. Jednak, ponieważ odległość Emaus Nicopolis od
Jerozolimy nie zgadzała się z przekazem Ewangelii wg
św. Łukasza, która określała tę odległość na 60 stadiów
– palestyńscy kopiści Pisma Świętego dokonali „korekty”, dopisując 100 aby uwiarygodnić położenie Emaus
Nicopolis. Wyszło na to, że jest to miejsce odległe od
Jerozolimy o 160 stadiów. (Stadion rzymski to miara
długości wynosząca 600 stóp, tzn. 184 m i 30 cm Tak
więc 60 stadiów to 11 km – właśnie taka odległość dzieli Emaus – al-Qubeibeh – od Jerozolimy). Jeszcze inne
miejscowości pretendowały do miana biblijnego Emaus
i wszędzie urządzano sanktuaria. Taka sytuacja spowodowana była trudną historią Ziemi Świętej. Bardzo często utrudniony był dostęp do miejsc najcenniejszych dla
chrześcijan.
Sytuacja uległa zmianie w okresie krucjat, kiedy
powstaje Państwo Łacińskie. Krzyżowcy, zdobywając
Ziemię Świętą, od razu starają się odbudować te obiekty sakralne, które były zniszczone przez muzułmanów
i odnaleźć te, które zagubiły się w dramatycznej historii. Przyszła kolej na odnalezienie Emaus prawdziwego.
Wiadomo było, że Kleofas z synem nie mógł tak szybko pokonać tego samego wieczoru odległości 30 km do
Wieczernika – więc Emaus Nicopolis nie mogło być tym
właściwym miejscem! Po długich wahaniach i opierając
się na jakiejś lokalnej tradycji – wybrano al-Qubeibeh
jako najbardziej prawdopodobne miejsce ewangelicznego wydarzenia. Później okazało się, że Krzyżowcy nie
pomylili się... Zbudowali zamek i kościół na domniemanym miejscu domu Kleofasa. Odtąd tradycja Emaus
w tym miejscu utrwaliła się, istniała nawet po upadku
Państwa Łacińskiego i nadal była podtrzymywana przez
Franciszkanów przybyłych do Ziemi Świętej w 1335 r.
aby opiekować się Sanktuariami. Odtąd oni organizowali
pielgrzymki. Niestety, tę liturgiczną tradycję przerwano
w 1687 r., gdyż droga była niebezpieczna dla pielgrzymów. Powrócono do tego już na stałe dopiero w roku
1852! Celem pielgrzymek była sala dawnego zamku,
który był w ruinie. Zachowana sala okazała się dawną
kaplicą zamkową – jak wykazały późniejsze wykopaliska. W tym czasie również w ruinie był kościół.
Z powodu zaistnienia pewnych zmian historycznych, od połowy XIX w. nastąpiło otwarcie się Ziemi
Świętej na wpływy płynące z Europy, ponieważ okupacja turecka stała się mniej dolegliwa. Wspólnoty chrześcijańskie mogły swobodniej instalować się na terenie
Palestyny, tworzyć sanktuaria, szpitale, klasztory, przytułki itd. W roku 1861 teren domniemanego sanktuarium
w Emaus zakupiła francuska tercjarka de Nicolay, która
po przeprowadzeniu pewnych napraw, teren i pozostałości ofiarowała Kustodii Ziemi Świętej. Franciszkanie natomiast nabyli teren przylegający do zamku od wschodu,
czyli miejsce przez mieszkańców osiedla zwane al-Keniset (kościół). W latach 1873-75 wykopaliska odsłoniły
resztki dużego kościoła o trzech nawach podpartych filarami z wyjątkiem lewej nawy, która opierała się – jak
przypuszczano – na murach domu w nią włączonego.
Okazało się, że budulec użyty dla tego domu wyraźnie
różnił się od resztek kościoła. Architekci, którzy to obejrzeli stwierdzili, że ta część jest znacznie starsza od pozostałych. Wyglądało na to, że jest to dom o wiele wcześniej powstały niż kościół i został weń włączony jako
czcigodna pamiątka! Badacze nie mieli wątpliwości, że
znaleziono dom Kleofasa! To odkrycie dało impuls do
odbudowy Sanktuarium – co nastąpiło za staraniem Kustodii Ziemi Świętej.
Kościół – który dziś widzimy – wzniesiono na
miejscu poprzedniego, średniowiecznego kościoła krzyżowców w roku 1901 i konsekrowano go 12 października 1902 r. Sanktuarium odbudowano wg projektu br.
Wendelina z Menden w stylu naśladującym włoską architekturę XII wieku, co uwidacznia na zewnątrz ostrołukowa fasada, obramowanie okien, tympanon i kolumienki portalu. Kościół składa się z trzech naw podzielonych filarami i ma 34 m długości i 22 m szerokości.
Emaus – cysterna przy via Romana.
Emaus – ruiny jednego z domów z czasów Krzyżowców.
18
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
W lewej nawie znajduje się prostokątna budowla o ok.
18 m długości i ok. 9 m szerokości. Badania wskazują,
że jest to dom Kleofasa... Wnętrze kościoła zbudowane jest z kamieni nietynkowanych z wyjątkiem sklepień
ozdobionych gwiazdami i gzymsu, na którym wypisane są słowa Ewangelii dotyczące wydarzenia w Emaus.
W ołtarzu głównym zachowana jest dawna mensa, podtrzymywana kolumienkami z różowego kamienia. Trzy
obrazy w antepedium przedstawiają Pana Jezusa, św.
Kleofasa i św. Symeona. Nad ołtarzem zaś widoczna
jest w absydzie płaskorzeźba przedstawiająca „Łamanie
Chleba”. Kościół zdobiony jest również malowidłami
na szkle i witrażami związanymi tematycznie z Emaus.
Posadzkę pokrywają duże płyty kamienne. Na bocznej
ścianie lewej nawy, nad domem Kleofasa, zawieszony
jest wysoko obraz przedstawiający Wieczerzę w Emaus,
którego autorem (1891) jest Giuseppe Martinetti. Grube
mury „Domu Kleofasa” od strony głównej nawy pokryte są dużymi płytami z czerwonego porfiru a posadzka
wielobarwnym marmurem kararyjskim z dekoracją geometryczną. Ołtarz jest z białego marmuru w kształcie
sarkofagu ze stopniami. W głębi kościoła znajduje się
grób markizy Pauline de Nicolay (+ 1868 r.). Lunetę portalu kościoła zdobi kolorowa majolika przedstawiająca
Jezusa z dwoma uczniami w Emaus, której autorem jest
ceramista włoski z Chiusi, D. Coltellini.
Ogrodzony teren Sanktuarium „Łamania Chleba”
obejmuje kościół, klasztor i zamek (pozostałości), w którym obecnie znajduje się Kolegium Serafickie Kustodii
Ziemi Świętej. Jest tu również duży teren wykopalisk
archeologicznych czynionych tu w latach 1940-1944.
W czasie II Wojny Światowej klasztor w Emaus stał się
obozem przymusowego pobytu franciszkanów włoskich.
Postanowili oni wykorzystać tę sytuację i przebadać archeologicznie teren wokół Sanktuarium. Działali przy
pomocy grupy ochotników pod kierunkiem o. Bagattiego. Na północny-wschód odkryli całe osiedle reprezentujące typ czysto zachodni (europejski) w układzie
Emaus – gwardian klasztoru OO. Franciszkanów o. Augustyn
Szymański OFM w towarzystwie autorki artykułu i jej męża
(16.09.1986 r.).
domów i kramów. Wszystkie znalezione monety, skorupy i drobne przedmioty pochodziły z okresu wypraw
krzyżowych i jeszcze późniejszego. Na północ od kościoła, pod domami wzniesionymi przez krzyżowców,
odkryto zupełnie nieoczekiwanie ślady osiedla bizantyjskiego i jeszcze wcześniejsze. Wywnioskowano, że teren
ten był zamieszkały od III w. przed Chrystusem aż do
VI w. po Chrystusie. Możliwe było chronologiczne ułożenie tych śladów wykopaliskowych. Osiedle zbudowane przez krzyżowców po obu stronach rzymskiej drogi
składało się z domów i kramów przylegających do siebie oraz kościoła (czyli Sanktuarium Łamania Chleba)
i zamku. Wzdłuż via Romana stoi też kilka starożytnych,
dużych cystern. W ten sposób stwierdzono, że wioska
istniała już w czasach Chrystusa a „Dom Kleofasa” nie
stanowi anachronizmu! Cały obszar wykopaliskowy razem z Sanktuarium i zamkiem znajdującym się ok. 25 m
naprzeciw fasady kościoła jest urokliwy w swojej zadrzewionej szacie! Zajmuje on obszar ok. 150 x 90 m.
Domine, mane nobiscum. Nasza droga do Emaus...
Panie! Skoro z nami idziesz – to pozostań z nami! Tylko
Ty znasz cel i kres tej drogi. Nie umiemy iść bez Ciebie,
więc pozostań z nami Jezu – Zmartwychwstały Panie!
Krystyna Ungeheuer-Mietelska
Emaus – fragment wykopalisk zamku średniowiecznego.
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
19
MIŁOSIERDZIE
NIE MÓW: JAKOŚ TO BĘDZIE!
Czy chciałbyś coś zmienić w swoim środowisku? Czy
jest coś, co przeszkadza Ci żyć w pełni? A może chciałbyś
zmienić coś w sobie, w swoim życiu? Czasem widzimy to
bardzo jasno i wyraźnie. A czasem trzeba poszukać, pomyśleć. Niełatwo jest też podjąć decyzję co do zmiany.
Sytuacja człowieka wierzącego przypomina często sytuację chorego. Jeśli coś boli, bardzo boli, tak, że trudno jest
wytrzymać, wtedy chciałby iść do lekarza. Jeśli jednak
da się wytrzymać, albo jakimś sposobem uśmierzyć ból
rezygnuje, odkłada na później. Mówi: „Jakoś to będzie.”
albo „Tak musi być.” Powiedzmy szczerze - to wielki
błąd! Tak, wielki, nie mały. Dopiero po czasie odsłoni
się cała prawda i można będzie
już namacalnie stwierdzić, że
trzeba było inaczej. Najgorsze jest wtedy spostrzeżenie,
że nie tylko trzeba, ale można
było inaczej. A teraz już jest to
niemożliwe. Minął czas, a wraz
z nim szansa, aby było lepiej.
Oczywiście w wielu przypadkach ludzie zaczynają wtedy
usprawiedliwiać siebie, że się
nie dało, że nie wiadome co by
było, że dobrze jest jak jest. Co
to oznacza? Oznacza to, że stało się coś niedobrego. Człowiek nie tylko zrobił coś nie tak, zmarnował szansę, ale
sam skarłowaciał, stał się nie taki jaki powinien być. Pozostało mu tylko pogodzić się z tym faktem i udowodnić
sobie i innym, że tak miało być.
Jednak coś po drodze się zagubiło. Co takiego? Prawda i dobro. Tak często w życiu ludzkim brakuje prawdy
i dobra. Można analizować skutki takiego braku. Warto
jednak zadać podstawowe pytania: Czym jest Twoje życie bez prawdy i dobra? Kim jesteś, kim się stajesz gdy
porzucasz prawdę, tę wewnętrzną uczciwość, szczerość
i zaczynasz myśleć pokrętnie, usprawiedliwiać życiowe
kompromisy? Co się dzieje z Tobą gdy przestajesz pytać
o to, czy naprawdę idziesz w dobrym kierunku, właściwa
drogą? To odnośnie prawdy. W kwestii dobra chciałbym
zwrócić najpierw uwagę na pewne rozróżnienie. Chodzi
o różnicę pomiędzy dobrem a dobrocią. Dobro to troska,
a czasem nawet walka o to, co w życiu jest najważniejsze.
Natomiast dobroć to życzliwość i pozytywne nastawienie
wobec innych. Może być tak, że ktoś stara się być dobry
i miły dla innych. Jednak nie troszczy się w swoim życiu
o to, co naprawdę ważne. Prawdopodobnie najbardziej
jaskrawym przykładem jest tutaj współczesny ideał mi-
łego i tolerancyjnego człowieka, który nie jest zdolny do
podejmowania ważnych życiowych zadań, ma problem
z wiernością, nie potrafi wytrwać na obranej drodze w obliczu trudności, ani zasmakować w wypełnianiu prostych
codziennych, czasem ciążących obowiązków. Ostatecznie
„bycie miłym” nie łączy się u niego z troską o dobro innych, o dobro wspólne. Tak ważne jest, aby nie rezygnować z poszukiwania tego, co najważniejsze i nie załamywać się w obliczu trudności i niepowodzeń.
Łatwo powiedzieć! Każdy kto poszedł przez życie
drogą prawdy i dobra rezygnując ze skrótów wie, że nie
jest to łatwe. Wie także, że nie chodzi o to, aby było łatwo. Trud jest potwierdzeniem,
że wybrana droga jest właściwa. Nie trud jest problemem,
ale słabość człowieka. Trud,
pokonywanie przeszkód, zwycięstwa, nawet te małe są źródłem szczęścia. Człowiek,
który idzie właściwa drogą zna
smak radości i nie zamieni jej
na uciechy, w jakie obfituje życie „byle jakie”, życie na niby.
Problemem jest słabość. Dlatego pojawia się pytanie, a nawet
wątpliwość: Czy wytrwam? Skąd wezmę siłę? To jest najistotniejsze.
Droga prawdy i dobra jest drogą zaufania. Ufność
to sekret. Co oznacza zaufać Bogu? Zaufać oznacza wybrać. Uznałeś, że istnieje Bóg, że nie jesteś sam. Idąc
przez życie z Bogiem otrzymasz siłę. On pomoże Ci
przezwyciężyć zło. Gdy zawiedziesz On na nowo poda
Ci rękę, a jeśli będzie trzeba poniesie Cię w swoich ramionach. On jest największy, jest ponad wszystkim, zna
prawdę, ma serce pełne dobra, wie dokąd Cię prowadzi.
Ufność to wybór. Dlatego pozostawisz to, co jest mniej
ważne, co od Niego odwodzi, chociaż wydawałoby się,
że warto byłoby po to sięgnąć. Uznasz, że nic innego,
tylko On jest Zbawicielem. Żadne dobro, nawet największe nie może być postawione ponad Boga, nie może być
obiektem Twojej ufności. Ono świadczy tylko i wyłącznie o dobroci Boga, ono od Niego pochodzi, jest Jego
darem dla Ciebie. Dlaczego ufność jest sekretem życiowego powodzenia? Własna słabość może przeszkodzić
Ci w drodze. Ale nie może zniszczyć ufności. Co więcej
- prowokuje Cię do jeszcze większego zaufania. A zaufanie daje siłę, aby iść dalej, do końca.
ks. Wojciech
20
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
BRAMA MIŁOSIERDZIA
Decyzją Ojca Świętego Franciszka od 8 grudnia
2015 roku czyli od uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP trwa Rok Miłosierdzia. Ks. Aleksander Wójtowicz, zastępca rektora sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach, tak kreśli cele owego
Roku: „Poprzez ogłoszenie Nadzwyczajnego Jubileuszu
Miłosierdzia papież Franciszek bardzo pragnie, aby orędzie o Bogu bogatym w miłosierdzie docierało do każdego człowieka, do świata poranionego grzechem, ludzką
biedą, niesprawiedliwością, wojną, brakiem szacunku
i poszanowania ludzkiej godności. Pragnie, aby dobroć
i czułość Boga dotknęła tych właśnie „egzystencjalnie
peryferyjnych” obszarów życia człowieka. Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia to także jeszcze jedna okazja
dla nas, byśmy na nowo doświadczyli działania Bożego
miłosierdzia w naszych sercach i sami stawali się coraz
bardziej miłosierni wobec naszych sióstr i braci oraz by
owoce tego spotkania z Jezusem Miłosiernym były nadzwyczajne, błogosławione i obfite!”
Ojciec Święty w bulli „Misericordiae vultus” nakazał ustanowić we wszystkich diecezjach Świątynie
Jubileuszowe, by lud Boży doń pielgrzymował, a „przekraczając Drzwi Święte pozwalał się objąć miłosierdziu
Bożemu”. W naszej, krakowskiej archidiecezji ks. kard.
Stanisław Dziwisz wyznaczył 11 kościołów do tej roli
(m.in. Katedra Na Wawelu, Kościół Mariacki, Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, Centrum
św. Jana Pawła II, Sanktuarium Krzyża Świętego OO Cystersów w Mogile). Przed ich głównymi wejściami postawiono tzw. Bramy Miłosierdzia, na których znajdujemy wyszczególnione uczynki miłosierdzia względem
ciała i duszy: głodnych nakarmić, spragnionych napoić,
nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzić, umarłych grzebać,
grzesznych upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych. Na zakończenie naszych parafialnych
rekolekcji wielkopostnych pielgrzymowaliśmy do Łagiewnik, by przejść przez Bramę Miłosierdzia i uczestniczyć w uroczystej Eucharystii. Było nas bardzo dużo!
Wielu zapyta, w jakim celu postawiono Bramy Miłosierdzia i co możemy uzyskać wchodząc do świątyni
przez tę bramę? Przejście przez Bramę Miłosierdzia –
Święte Drzwi jest symbolem przejścia ze śmierci grzechu do życia w łasce uświęcającej, jest znakiem naszej
ufności w Pana Jezusa i w Jego Miłosierdzie.
Papież Franciszek zachęca nas do czynów miłosierdzia. Nie jest to łatwe, ale „modlitwa, medytacja,
refleksja nad pełnieniem czynów miłosierdzia, dobre postanowienie na czas Roku Miłosierdzia, a nade wszystko
gorliwe i regularne korzystanie z sakramentów świętych:
pokuty i pojednania oraz Eucharystii, będą najlepszą pomocą, by czynić miłosierdzie!”
Ojciec Święty Franciszek, we wspomnianej już
bulli, wskazał jeden z ważniejszych aspektów Roku Miłosierdzia, którym jest sakrament pojednania: „Na nowo
kładziemy w centrum sakrament pojednania, ponieważ
pozwala nam dotknąć wielkość miłosierdzia. Będzie
to dla każdego penitenta źródłem prawdziwego pokoju
wewnętrznego”. W Środę Popielcową Papież mianował
i rozesłał misjonarzy miłosierdzia. Księża ci będą mogli
udzielać rozgrzeszenia w przypadkach grzechów, które
odpuszczać może tylko papież (m.in. profanacja Najświętszego Sakramentu, złamanie tajemnicy spowiedzi,
rozgrzeszenie wspólnika w grzechu przeciwko szóstemu
przykazaniu). Wśród mianowanych misjonarzy miłosierdzia znajduje się ks. Lech Wołowski, który pracował
w naszej parafii, a teraz studiuje w Rzymie.
Wracając do głównego
tematu, symbol Bramy Miłosierdzia uświadamia nam,
że wszyscy oczekujemy
miłosierdzia Boga i także
pokładamy ufność w miłosierdzie bliźniego. Przejście
przez te Święte Drzwi to
przejście w świat, w którym
jest więcej dobra i miłości,
więcej miłosierdzia.
Czy taką Bramą Miłosierdzia nie mogłyby być
drzwi naszych domów?
AS
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
21
MIŁOSIERNY JAK OJCIEC
A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go jest miłosierny” (Łk 6, 36). Czym jest spotkanie z Miłona próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby sierdziem Ojca?
osiągnąć życie wieczne?». Jezus mu odpowiedział: «Co
Papież Franciszek w bulli Misericordiae vultus najest napisane w Prawie? Jak czytasz?». On rzekł: «Bę- pisał: „Jezus Chrystus jest obliczem miłosierdzia Ojca.
dziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim ser- Wydaje się, iż tajemnica wiary chrześcijańskiej znajcem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim duje w tym słowie swoją syntezę. (...) Ojciec «bogaty
umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus w miłosierdzie» (por. Ef 2, 4), gdy objawił Mojżeszowi
rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a bę- swoje imię: «Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bodziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał gaty w łaskę i wierność» (Wj 34, 6), sprawił, że człoJezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Jezus nawiązując wiek mógł nieprzerwanie poznawać Jego boską naturę
do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy na różne sposoby i w wielu momentach historii. W «pełdo Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go ni czasów» (por. Ga 4, 4), gdy wszystko było gotowe
obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na według Jego planu zbawienia, zesłał On swojego Syna,
pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą dro- narodzonego z Maryi Dziewicy, aby objawić nam w spogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewi- sób ostateczny swoją miłość. Kto widzi Syna, widzi też
ta, gdy przyszedł na to miejsce
i Ojca (por. J 14, 9). Jezus z Nai zobaczył go, minął. Pewien zaś
zaretu swoimi słowami, gestami
Samarytanin, będąc w podróży,
i całą swoją osobą objawia miłoprzechodził również obok niesierdzie Boga” (nr 1).
go. Gdy go zobaczył, wzruszył
Jedną z najpiękniejszych bisię głęboko: podszedł do niego
blijnych opowieści, w której mii opatrzył mu rany, zalewając je
łosierdzie Ojca zostało wyrażone,
oliwą i winem; potem wsadził
jest przypowieść o miłosiernym
go na swoje bydlę, zawiózł do
Samarytaninie. Widzimy tu, że
gospody i pielęgnował go. NaBóg nie jest obojętny na nasze
stępnego zaś dnia wyjął dwa deżycie, że naprawdę się nami intenary, dał gospodarzowi i rzekł:
resuje, a Jego miłość nie pozwala
‘Miej o nim staranie, a jeśli co
Mu przejść obojętnie obok naszewięcej wydasz, ja oddam tobie,
go cierpienia. Papież Franciszek
gdy będę wracał’. Któryż z tych
w Orędziu na Wielki Post 2015
trzech okazał się, według tweroku napisał: „Nie jesteśmy Mu
go zdania, bliźnim tego, który
[Bogu] obojętni. Zależy Mu na
wpadł w ręce zbójców?». On
każdym z nas, zna nas po imieodpowiedział: «Ten, który mu
niu, troszczy się o nas i nas szuka,
okazał miłosierdzie». Jezus mu
kiedy Go opuszczamy. Interesuje
rzekł: «Idź, i ty czyń podobsię każdym z nas; Jego miłość nie
nie!». (Łk 10, 25-37)
pozwala Mu być obojętnym na to,
Grzech jest największym
co nam się przydarza”.
Dobry Samatytanin, Aimé Morot, 1880 r.
dramatem naszego życia, to
Cytując św. Jana, możemy
coś najgorszego, co mogło się nam przydarzyć. Śmierć powiedzieć: „My miłujemy Boga, ponieważ Bóg sam
w grzechu to nieporównywalnie większy dramat niż pierwszy nas umiłował” (1 J 4, 19). Tylko wtedy, kieśmierć fizyczna, niż choroba, utrata pracy czy jakiekol- dy doświadczysz, jak bardzo Bóg cię kocha, kim jesteś
wiek inne ludzkie cierpienie. Stracić Boże dziecięctwo, dla Niego, tylko wtedy sam możesz na tę miłość spróstan łaski uświęcającej, stracić sakramentalną obecność bować odpowiedzieć. Możesz potem z tym doświadczeBoga w swoim sercu – to najgorsza nowina.
niem miłości pójść do drugiego człowieka i okazać mu
Przeciwwagą dla naszego grzechu jest Dobra No- miłosierdzie. Wpierw jednak musisz doświadczyć tego,
wina, którą jest Jezus Chrystus, i objawione przez Niego jak Bóg kocha ciebie. Kluczem do zrozumienia tego jest
miłosierdzie Boga. Jak doskonale wiemy, hasłem Nad- przypowieść o miłosiernym Samarytaninie.
zwyczajnego Roku Jubileuszowego są słowa: „MiłoZ jednego powodu mamy bardzo duży problem
sierni jak Ojciec”, które nawiązują do ewangelicznego ze zrozumieniem tej przypowieści: najczęściej utożsanauczania Jezusa: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz miamy się z niewłaściwym bohaterem. Przykładamy
22
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
bowiem do siebie postać miłosiernego Samarytanina
i pytamy: „Czy jestem miłosiernym Samarytaninem?”.
Pytamy więc o to, jak zachowalibyśmy się, gdybyśmy
przychodzili koło zranionego człowieka? Czy zatrzymałbym się? Czy opatrzyłbym mu rany? Problem polega na tym, że ja mam się odnaleźć w tej przypowieści
w zupełnie innej postaci. To nie ja jestem miłosiernym
Samarytaninem. Ja jestem tym, który został napadnięty,
pobity, ograbiony i rozebrany leży półmartwy na drodze.
To z nim mam się utożsamiać. Oczywiście łatwiej się
nam odnajdywać w miłosiernym Samarytaninie i szukać swoich dobrych stron: „Przecież od czasu do czasu
wrzucę do koszyczka dwa złote kobiecie żebrzącej pod
kościołem”. Nie! miłosierny Samarytanin to Jezus. Ja jestem tym, który leży przy drodze.
W przypowieści powiedziano, że człowiek ten
schodził z Jerozolimy do Jerycha. Nie są to przypadkowe informacje, ale głęboko symboliczne szczegóły,
które rzucają światło na interpretację przypowieści. Jerozolima
stanowiła centrum kultu Izraela,
była centrum religijnym, miejscem obecności Boga, świętym
miastem. Informacja, że człowiek
schodził z Jerozolimy, oznacza,
że oddalał się z miejsca, w którym
jest obecny Bóg, czyli zaczyna
się pogrążać w grzechu. Idzie do
Jerycha. Droga z Jerozolimy do
Jerycha prowadzi bardzo stromo
w dół. Schodzi on w swoim grzechu coraz niżej, coraz bardziej
się w nim pogrąża. Ostatecznie
wchodzi w depresję, ponieważ
Jerycho jest jednym z najniżej położonych miast na świecie (270 m
p.p.m.).
Wiemy więc, co dzieje się
z tym człowiekiem, że schodzi
na dno, grzech sprawia, że coraz
bardziej się w nim pogrąża. Co
więcej, nagle okazuje się, że grzech odebrał mu godność, obnażył go. Leży on przy drodze zupełnie nagi.
Ostatecznie grzech odbiera wolność i czyni nas niewolnikami. Dla ludzi starożytnego świata był to jasny obraz:
nago chodził tylko niewolnik, ludzie wolni byli ubrani.
Święty Jan od Krzyża pisał, że człowiek ma trzech wrogów, którzy go napadają, ograbiają i pobitego zostawiają
nago: szatana, świat i ciało, czyli samego siebie.
Drogą przechodzą kapłan i lewita, czyli osoby, które są związane z Panem Bogiem. Podążają do świątyni
w Jerozolimie, żeby sprawować Boży kult. Idą się modlić, ale jeszcze nigdy tak naprawdę z Bogiem nie rozmawiali. Idą do Boga, ale nie noszą Go w swoim sercu.
Gdyby znali Boga, wiedzieliby, że Bóg jest miłosierny
i okazaliby człowiekowi miłosierdzie. Tymczasem boją
się stracić rytualną czystość, gdyby okazało się, że człowiek ten jest martwy. Inaczej zachowuje się miłosierny
Samarytanin, który jest w podróży, więc zapewne się
spieszy, i ma zupełnie inny cel. Kiedy jednak zobaczył
pobitego człowieka, zatrzymał się, choć mógłby przejść
obok niego obojętnie, i sprawdził, czy żyje. Mógł stwierdzić, że nie umarł i zostawić go z nadzieją, że ktoś się
nim zaopiekuje. Mógł też pomyśleć o grożącym mu niebezpieczeństwie: „Jeżeli ten człowiek został tu pobity, to
zbójcy są gdzieś niedaleko i mogą mnie napaść”. Tymczasem on nie szuka wymówek, ale konkretnie pomaga potrzebującemu. Opatruje mu rany, odkaża je winem
i łagodzi ból oliwą. Mógłby na tym zakończyć, ale on
bierze go na swoje bydle, co oznacza, że od tego momentu będzie musiał iść pieszo, i zawozi do gospody. Tu
mógłby powiedzieć: „Zrobiłem swoje, teraz wy się nim
zajmijcie, ja idę dalej”. Ale nie, zostaje z nim całą noc,
żeby się o niego zatroszczyć,
a rano daje pieniądze gospodarzowi i mówi: „Zajmij się nim,
ja za wszystko zapłacę”. Oto, jak
wielką czułość okazuje nieznanemu człowiekowi, jak bardzo
jest nim zainteresowany.
Najtrudniejsze do pojęcia w tej przypowieści jest to,
że miłosierny Samarytanin zachowuje się tak wobec Żyda;
Samarytanie nienawidzili się
z Żydami. Nie chodzi o to, że
się nie lubią ani nie szanują. Oni
się nienawidzą! Nienawiść ta
urosła do tego stopnia, że kiedy
Samarytanin wypił wodę z kubka, to Żyd tego kubka nie mógł
nawet dotknąć, bo tak się nim
brzydził. Kiedy Jezus szedł ze
swoimi uczniami przez Samarię,
Jan mówi do Niego: „Pozwól mi
zrzucić grom z nieba, żeby ich
spalił” (zob. Łk 9, 54). Taką „sympatię” okazywał Jan,
uczeń Pański.
Kim jest ten pobity człowiek leżący na drodze? To
jesteś ty – zraniony przez swój grzech. To ty jesteś nieprzyjacielem Boga. To ty jesteś wrogiem Jezusa, względem którego On okazuje taką czułość. Myślisz: „Jak to?
Przecież ja jestem Jego przyjacielem”. Na pewno?
Wiesz, co sprawił nasz grzech: mój i twój? Sprawił,
że Jezus umarł. To mój grzech Go zabił! To ja zabiłem
Jezusa przez swój grzech! To jest moja wina. Nie idę się
spowiadać z tego, że przekląłem, zapomniałem modlitwy, kogoś obraziłem albo plotkowałem o innych. Klękam w konfesjonale i wyznaję w tych wszystkich moich
grzechach, że zabiłem Syna Bożego. To jest moja odpo-
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
wiedzialność. On nie przebacza nam nieodmówionego
paciorka. Bóg przebacza nam to, że zabiliśmy Jego umiłowanego Syna. I wobec tej prawdy wszyscy jesteśmy równi. Tu nie ma grzechów lekkich i nieistotnych. Czy wobec
tej prawdy możesz powiedzieć, że nie masz grzechu, nie
masz się z czego spowiadać, nie masz się z czego nawracać? A czy morderca nie jest nieprzyjacielem tego człowieka? Czy stając przed Bogiem i wiedząc, że zabiłem
Jego Syna, nie jestem Jego nieprzyjacielem? A On względem mnie, mordercy umiłowanego Bożego Syna, okazuje
taką czułość, miłość i troskę. Kiedy jestem przy konfesjonale, opatruje moje rany, bo wie, że zostałem złamany
przez grzech. Łagodzi ból moich ran oliwą, odkaża je winem. Przyodziewa mnie na nowo swoją łaską, abym odzyskał godność Bożego dziecka i nie był już niewolnikiem.
Potem bierze mnie na swoje ramiona, zanosi do gospody,
żeby mnie nakarmić i posilić swoim Ciałem i Krwią. Na
koniec mówi: „Kocham cię. Już nie pamiętam, co zrobi-
23
łeś. Przebaczyłem ci. Żyj pełnią swojego życia”. Właśnie
takie Miłosierdzie Ojca objawione jest w obliczu Jezusa
Chrystusa – miłosiernego Samarytanina.
Krzysztof Porosło
Fragment książki „TAJEMNICA ŚMIERCI I ZMARTWYCHWSTANIA. Wprowadzenie w misterium paschalne”, eSPe, Kraków 2014.
Notka o autorze: ks. Krzysztof Porosło prezbiter archidiecezji krakowskiej, animator liturgiczny Ruchu Światło-Życie, od 2008 roku współorganizator rekolekcji
liturgicznych „Mysterium fascinans”. Interesuje się teologią liturgii, a szczególnie teologią symbolu oraz trynitarnym wymiarem liturgii. Autor książki „Jestem z wami
przez wszystkie dni... Kompendium liturgiczne w pytaniach i odpowiedziach”, „W głębi... Posługa i formacja
animatora liturgicznego” oraz rozważań prymicyjnych
„To mówi Amen”.
RECENZJE
JA ORAZ MÓJ STWÓRCA
Czy chcesz przeczytać o tym, na czym polega życie chrześcijańskie? Jeśli tak, to książka „Ja oraz mój Stwórca” jest dla
Ciebie. Niezależnie od tego, czy będzie to pierwsza książka na ten temat, jaką weźmiesz do ręki, czy też gdy posiadasz
już dużą wiedzę o praktykowaniu wiary. W pierwszym przypadku lektura zapewni Ci dobry start, co jest ważne, gdy
zaczynasz świadomie iść drogą wiary. W drugim przypadku sprawdzisz, czy idziesz w dobrą stronę. Pewność w praktykowaniu wiary jest ważna. Nie możesz jednak w tej materii opierać się
na własnym zdaniu lub też samozadowoleniu. Trzeba przejść test. W tym
przypadku będzie to lektura i porównanie własnego rozumienia wiary
z nauką prawdziwego mistrza. Tak więc, zgodnie z hasłem marketingowym, które w tym przypadku nie jest puste: „Korzyść gwarantowana!”
Książka ks. Andrzeja Muszali, mieszkajacego w Krakowie, bioetyka, duszpasterza prowadzącego min. szkołę modlitwy, poświęcona
została kardynałowi Johnowi Henry’emu Newmanowi. Nauka tego angielskiego filozofa, teologa, duchownego, kontemplatyka ogłoszonego
pięć lat temu błogosławionym przez papieża Benedykta XVI, została
tak przedstawiona w książce, że stanowi ona swoisty przewodnik po
życiu duchowym. Prezentując naukę Newmana autor akcentuje prawdę
o Bogu, który nieustannie przychodzi, jest w świecie. Jednym z ulubionych miejsc Jego obecności jest człowiek. Bóg jest we wnętrzu człowieka. Odkryć obecność Boga w sobie, skupić się na Nim odrzucając pokusę uczynienia z siebie centrum życia duchowego (do czego zachęcają,
jak pisze autor, współcześni modni kaznodzieje-nowinkarze) i pozwolić
Bogu wyprowadzić się na zewnątrz, do świata, aby tam realizować swoje
powołanie chrześcijańskie to wielka sztuka. Wielka to nie znaczy niedostępna, wielka – to znaczy sztuka, bez której życie nie może być ani
prawdziwie piękne, ani w pełni pożyteczne.
Do książki dołączona jest płyta z 32 konferencjami zawierającymi
całość jej treści. Dla tych, którzy wolą lub zmuszeni okolicznościami
muszą słuchać będzie to nieoceniona pomoc.
„Ja oraz mój Stwórca” ks. Andrzej Muszala
ks. Wojciech wydawnictwo Fundacja Pustelnia.pl
24
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
KOŚCIÓŁ: NAUKA, LUDZIE, MIEJSCA, WYDARZENIA
CHRZEST POLSKI
W Katechizmie Kościoła Katolickiego (KKK) czytamy: „Chrzest święty jest fundamentem życia chrześcijańskiego (…) Przez chrzest zostajemy wyzwoleni od
grzechu i odrodzeni jako synowie Boży, stajemy się
członkami Chrystusa oraz zostajemy wszczepieni w Kościół”, (KKK 1213). Św. Grzegorz z Nazjanzu w dziele Orationes pisał: „Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga (…) Nazywamy go darem,
łaską, zanurzeniem, namaszczeniem, oświeceniem, szatą
niezniszczalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią
i wszystkim, co może być najcenniejsze”.
W tym roku przeżywamy 1050. rocznicę chrztu
Polski. Chrzest Mieszka I i jego dworu stał się nie tylko
początkiem chrześcijaństwa na ziemiach Polan, ale także
początkiem polskiej państwowości i polskiego narodu.
kiem. Dokonując aktu chrztu wprowadził swoich pobratymców w świat chrześcijaństwa i jego kultury. Odtąd
wszystko szło od Kościoła i poprzez Kościół. Mieszko
I sprowadzał duchownych, wznosił i wyposażał świątynie. W 968 roku, za jego staraniem, powstało biskupstwo
misyjne z biskupem Jordanem, podległe bezpośrednio
Rzymowi, co podkreślało niezależność państwa. Wejście
w strefę języka łacińskiego było niezwykle korzystne dla
rozwoju kraju. Uzyskano także oczywiste korzyści natury politycznej.
Millennium Chrztu Polski
Sł. Boży ks. kard Stefan Wyszyński, prymas Tysiąclecia, podczas internowania przygotował Polaków i polski Kościół na uroczystości związane z 1000. rocznicą
chrztu Polski. Uroczystość poprzedziła Wielka Nowenna
rozpoczęta w 1957 r. Należy pamiętać, że były to czasy,
Trochę historii
Pierwsze pisane wzmianki o Polsce pojawiają się gdy rządzący Polską komuniści prześladowali Kościół,
w roku 1000 (św. Brunon z Kwerfurtu w „Żywocie św. a Prymas kard. S. Wyszyński stał się „osobistym” wrogiem I sekretarza
Wo j c i e c h a ” ) .
PZPR WładysłaZiemie w dorzewa Gomułki. Miczu Wisły i Odry
licja i ZOMO atazamieszkiwakowało wiernych
ły słowiańskie,
podczas uroczypogańskie ludy
stości religijnych.
Polan i Wiślan.
Doszło do bloPodwaliny pańkady peregrynastwa polskiego
cji kopii Obrazu
stworzył
SieMatki
Boskiej
momysł,
ojCzęstochowskiej
ciec Mieszka I.
i jego aresztowaW stosunkowo
nia (!).
krótkim czasie,
16 kwietnia
w miejsce ma1966 roku w kałych rozproszotedrze gnieźnieńnych gródków,
skiej nieszpory
powstały wielChrzest
Polski,
współczesny
fresk
w
Gnieźnie.
celebrował
ks.
kie grody w Poabp Karol Wojtyznaniu, Gnieźnie
czy Ostrowiu Lednickim. Mieszko I, za sprawą swej ła. Gdy wierni rozpoczynali śpiew: „Niechaj będzie pomałżonki Dobrawy, przyjął chrzest w roku 966 w Wielką chwalony...” odezwały się salwy armat na cześć marszałSobotę – 14 kwietnia. Miejsce chrztu nie jest dokładnie ka Mariana Spychalskiego, który opodal „odprawiał” obokreślone, wymienia się Gniezno, Poznań, Ostrowie Led- chody Tysiąclecia Państwa Polskiego, zarządzone przez
komunistów. Armaty ucichły, a ludzie nadal śpiewali...
nickie, a nawet Ratyzbonę i Pragę.
Centralne uroczystości millenijne odbyły się
Czym kierował się Mieszko I przyjmując chrzest?
Władca Polan był niewątpliwie inteligentnym człowie- 3 maja 1966 r. na Jasnej Górze. Przybyły na nie wie-
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
lomilionowe rzesze wiernych. Władze nie zgodziły
się na przyjazd papieża Pawła VI. Pusty tron papieski
z portretem Ojca Świętego i wiązanką kwiatów był nad
wyraz symboliczny. Kulminacją uroczystości był „Akt
oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi” – odczytany przez Prymasa Tysiąclecia. Ta wielka i piękna
uroczystość religijna stała się również wielką, niespotykaną w tzw. obozie socjalistycznym, manifestacją antykomunistyczną.
Warto przypomnieć, że papież Paweł VI, wiedząc,
że nie będzie mógł przybyć do Polski, rozpoczął 13
stycznia 1966 r. w Rzymie obchody Millennium Chrztu
Polski. Władze PRL nie pozwoliły prymasowi Ks. kard.
S. Wyszyńskiemu na wyjazd do Watykanu. Ojciec Święty, podczas rzymskich uroczystości, pobłogosławił Polskę, a specjalne błogosławieństwo przesłał „przewodnikowi duchowemu narodu, kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu, Prymasowi Polski, który duchowo jest tu
obecny”.
1050. lecie Chrztu Polski
Jubileuszowe obchody 1050. rocznicy chrztu Polski
przed nami. Będą one miały miejsce w Gnieźnie i w Poznaniu od 14 do 16 kwietnia br. 14 kwietnia zostanie odprawiona uroczysta Msza św. w katedrze gnieźnieńskiej
z udziałem całego Episkopatu Polski, legata papieskiego
i prezydenta RP. Z Gniezna zostaną posłani misjonarze,
by nieść Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie.
Podczas uroczystości w pobliskim Ostrowiu Lednickim zabrzmi głos dzwonu „Mieszko i Dobrawa”.
15 kwietnia w Poznaniu, oprócz dalszych uroczystości religijnych, zbierze się Zgromadzenie Narodowe,
a prezydent RP Andrzej Duda wygłosi orędzie do narodu.
25
Dziękujmy Panu Bogu za chrzest i wiarę, za Kościół i sakramenty, za otrzymane łaski i za Ojczyznę!
Ku refleksji
Gdyby Mieszko I pozostał przy pogaństwie to
prawdopodobnie nie byłoby państwa polskiego. Przykład Słowian połabskich, trwających w pogaństwie, jest
aż nad zbyt wymowny. Ulegli żywiołowi germańskiemu
i nigdy nie stworzyli odrębnego państwa.
Polska, od daty Chrztu po dzień dzisiejszy, istnieje gdyż trwa w wierze katolickiej. Była zawsze wierna
Chrystusowi i Kościołowi. Św. Jan Paweł II, podczas
pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, powiedział na placu Zwycięstwa w Warszawie: „Kościół przyniósł Polsce
Chrystusa – to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej
i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca
zrozumieć bez Chrystusa. (…) Nie można zrozumieć
dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej
wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym
z nas – bez Chrystusa”.
Święty polski Papież podczas jednej z pielgrzymek do
zeświecczonej Francji zadał wielce dramatyczne pytanie:
„Francjo, co uczyniłaś z twoimi przyrzeczeniami chrztu?
Zastanówmy się, jaką dalibyśmy odpowiedź, gdybyśmy
otrzymali dzisiaj takie pytanie skierowane do Polaków?
Pan Jezus przekazał św. Faustynie obietnicę dla Polski: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna
będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości”.
Czy będzie posłuszna, czy podzieli los zlaicyzowanych
państw: Francji, Hiszpanii i Irlandii?
AS
PRZEŚLADOWANIE CHRZEŚCIJAN –
DOWODEM NA ISTNIENIE BOGA
„Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują
was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko
złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest
wasza nagroda w niebie (Mt 5,11)
Kiedy słyszymy o prześladowaniu chrześcijan,
większości z nas stają przed oczyma sceny z powieści
Henryka Sienkiewicza „Quo vadis”, przedstawiające sutuację chrześcijaństwa w jego początkowym okresie, tj.
w czasach Nerona (póżniej Trajana, Dioklecjana...) Tymczasem, choć cała historia Kościoła znaczona jest krwią
męczenników, to największe prześladowania chrześcijan
odbywają się OBECNIE. Czasem, jakby „przy okazji”
dochodzą nas wieści o tych prześladowanych, np. o Michale Tomaszku i Zbigniewie Strzałkowskim (młodych
polskich franciszkanach, którzy zostali zamordowni
w Peru przez terrorystów z marksistowskiego ruchu
„Świetlisty Szlak” i beatyfiowani ostatnio przez papieża Franciszka) albo o chrześcijanach wśród uchodżców
z Syrii czy Erytrei...
Ci, którzy – tak jak my – bez przeszkód mogą wyznawać swoją wiarę, nie przypuszczają nawet, że tak
wielu ich współwyznawców żyje pod władzą rządów
i wśród ludzi, otwarcie okazujących swą wrogość wobec wiary chrześcijańskiej. Podobnie jak w starożytnym Rzymie, męczennicy często cierpią w samotności
i umierają anonimowo. Sądziliśmy, że męczeństwo odeszło w przeszłość, ale fakty i liczby mówią coś zupełnie
innego...
STATYSTYKI
Według niezależnych raportów, publikowanych
przez różne ośrodki i pisma (np. „Pew Reserch Center”, „Newsweek” czy „Economist”) CHRZEŚCIJANIE
26
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
SĄ OBECNIE NAJBARDZIEJ PRZEŚLADOWANĄ
GRUPĄ RELIGIJNĄ NA ŚWIECIE i – co zastanawiające – padają ofiarą wyznawców tych religii, które powszechnie są uznawane za najsilniej dyskryminowane:
muzułmanów, hinduistów i buddystów.
Podane niżej liczby są przybliżone z kilku powodów: ponieważ pochodzą z różnych żródeł, w wielu krajach brak jest jednoznacznych spisów ludności, w niektórych trwają działania wojenne, sytuacja prześladowania chrześcijan jest sytuacją dynamiczną.
– Z 6 mld wszystkich mieszkańców Ziemi – 2,2 mld
stanowią chrześcijanie.
– Od śmierci Chrystusa do dziś za wiarę oddało życie 70 mln ludzi, z czego – tylko w XX w. – aż 45 mln,
co stanowi 65% wszystkich zabójstw od początku pojawienia się chrześcijaństwa, a sytuacja stale się pogarsza
(rok 2014 był pod tym względem najgorszy).
– Każdego dnia prześladowanych lub dyskryminowanych jest ok. 200 mln chrześcijan (w zależności od
przyjętych kryteriów: od 100 do350 mln) w 75 krajach
świata.
– Każdego roku na świecie mordowanych jest co
najmniej od 150 do 170 tys. chrześcijan.
– Według różnych żródeł, co 3-5 minut ginie
1 chrześcijanin.
– Codziennie ginie ich około pół tysiąca.
– W statystykach zabójstw, których powodem było
wyznanie, chrześcijanie stanowią 80-90% ofiar.
– Aż 116 krajów świata nie szanuje prawa chrześcijan do wyznawania wiary; praktycznie w co drugim
kraju chrześcijanie doświadczają ograniczenia swobód
w wyznawaniu swej wiary.
FORMY PRZEŚLADOWAŃ
Strony internetowe pełne są zdjęć i opisów tragicznych wydarzeń, związanych z prześladowaniem chrześcijan w różnych częściach świata, co pozwala lepiej
wyobrazić sobie ogrom cierpienia i strachu tych ludzi,
ale z uwagi na szczupłe ramy artykułu prasowego oraz
niechęć autorki do epatowania ludzkim nieszczęściem,
ograniczono się do wyliczenia wszelkich form prześladowania, od bardziej subtelnych po najcięższe:
– zakłamywanie historii oraz bieżącej rzeczywistości,
– poniżanie, wyśmiewanie chrześcijan,
– zastraszanie ich i szykanowanie,
– ustawiczne kontrolowanie i nadzorowanie,
– dyskryminowanie w sferze publicznej(w pracy,
na ulicy, wśród sąsiadów)
– profanacja symboli religijnych w sztuce, reklamie...
– zakazywanie wyznawcom innej religii przyjmowania wiary chrześcijańskiej,
– zmuszanie chrześcijan do podpisywania deklaracji lojalności,
– zmuszanie ich do przestrzegania praw innej wiary (np. szariatu).
– zmuszanie do przyjęcia innej wiary,
– grabieże mienia chrześcijan,
– ściąganie okupu,
– ściąganie specjalnego podatku (np. tzw. dżidżiji
przez dżihadystów),
– niszczenie symboli chrześcijańskich,
– burzenie lub podpalanie kościołów lub domów
modlitwy,
– ataki na ludzi modlących się w kościołach lub
domach,
– porywanie klobiet, gwałty,
– zniewalanie ludzi wolnych (przetrzymywanie
ich w więzieniach i obozach koncentracyjnych),
– handel ludźmi,
– ciężkie kary chłosty,
– torturowanie,
– indywidualne morderstwa i zbiorowe rzezie,
– zabijanie chrześcijan na wszelkie sposoby: przez
podpalanie, topienie, ucinanie głowy, krzyżowanie, kamienowanie, śmierć w niejasnych okolicznościach, zgony w więzieniach z niewiadomych przyczyn (rodziny nie
dostają ciał osób bliskich).
GEOGRAFIA PRZEŚLADOWAŃ
Prześladowania pojedynczych wyznawców Chrystusa, ale przede wszystkim całych wspólnot chrześcijańskich, mają współcześnie miejsce aż w 75 krajach na
świecie, mimo że prawo poszczególnych państw i międzynarodowe dokumenty gwarantują obywatelom wolność sumienia i wyznania.
Krew chrześcijan jest przelewana przede wszystkim w 24 krajach. Są to: Afganistan, Algieria, Arabia
Saudyjska, Bangladesz, Bhutan, Birma, Chiny, Egipt,
Etiopia, Erytrea, Indie, Indonezja, Irak, Iran, Korea Północna, Laos, Nigeria, Pakistan, Somalia, Sri Lanka, Sudan, Turcja, Wietnam i Zimbabwe.
Represje i dyskryminacja w sferze publicznej mają
miejsce w 40 krajach, to: Albania, Autonomia Palestyńska, Bahran, Białoruś, Bośnia – Hercegowina, Czad, Demokratyczna Republika Konga, Dżibuti, Filipiny, Izrael,Jemen, Jordania, Kambodża, Kathar, Kazachstan, Kolumbia, Kongo, Kosowo, Kuba, Kuwejt, Liban, Libia,
Malediwy, Malezja, Maroko, Mauretania, Nepal, Oman,
Rosja, Ruanda, Senegal, Serbia, Syria, Tajlandia, Tadżykistan, Turkmenistan, Uganda, Uzbekistan, Wenezuela,
Wybrzeże Kości Słoniowej.
Ze zjawiskiem dyskryminacji chrześcian można spotkać się w Boliwii, Francji, Hiszpanii, Holandii,
Kanadzie, Norwegii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji,
Wielkiej Brytanii, Włoszech.
Przewiduje się, że już wkrótce nie będzie chrześcijan w Iraku, Afganistanie, i w... Ziemi Świętej (Izrael
i Autonomia Palestyńska). W „kolebce chrześcijaństwa”
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
przed 1948 r. chrześcijanie stanowili 1/5 obywateli, dziś
tylko 2-3% (np. w Betlejem po II wojnie światowej żyło
80% chrześcijan, dziś przeważają tam muzułmanie).
Z uwagi na ograniczenia wynikające z formy artykułu, niemożliwe jest omówienie sytuacji chrześcijan
w każdym z wymienionych krajów. Posłużono się jedynie kilkoma przykładami przy wskazywaniu przyczyn
prześladowań.
PRZYCZYNY PRZEŚLADOWAŃ
Dla lepszego zobrazowania zagadnienia, przyczyny
zostały tu wyodrębnione, ale trzeba pamiętać, że przenikają się one wzajemnie, tworząc – wraz z konkretnymi lokalnymi uwarunkowaniami – indywidualny obraz
skomplikowanej rzeczywistości w danym kraju.
Bez wątpienia, generalną przyczynę zła upatrywać
można w eskalacji agresji i przemocy we współczesnym
świecie, co wynika z kryzysu podstawowych wartości
moralnych, których odwiecznym strażnikiem jest wiara
chrześcijańska.
Spośród przyczyn szczegółowych na czoło wysuwa się ISLAMSKI EKSTREMIZM, który stoi za prześladowaniem chrześcijan w 36 z 50 badanych krajów,
a z 10 krajów, gdzie prześladowania są największe, aż
7 to państwa zamieszkane w większości przez muzułmanów. Ortodoksyjny islam stawia Żydów i chrześcijan
w roli obywateli drugiej kategorii i nie zezwala swoim
wyznawcom na zmianę religii. Na terenie wielu z tych
27
krajów toczą się otwarte konflikty i przede wszystkim
działają zbrojne organizacje islamskich ekstremistów,
jak: Talibowie w Afganistanie i Pakistanie, Al-Szabaab
w Somalii, Boko Haram w Nigerii czy Państwo Islamskie w Syrii i Iraku. Sytuację pogarszają dodatkowo
skomplikowane relacje między samymi muzułmanami:
sunnitami (70-80%) i szyitami (20-30%).
Takich państw z wojującym islamem naliczono aż
22, np. są wśród nich: Arabia Saudyjska, Irak czy Afganistan. Pogarsza się sytuacja w Serbii i Bośni, ponieważ
muzułmanie próbują na Bałkanach utworzyć państwa islamskie. Z 6 mld ludzi na świecie – 1,2 mld to muzułmanie, których liczba rośnie, choćby z powodu zmuszania
wyznawców innych religii do przechodzenia na islam.
Przykład: SUDAN. Władze Sudanu zakłamują historię twierdząc, że jest to rdzenne państwo islamskie,
gdy tymczasem, prowadzone w latach 70. XX w. przez
prof. Kazimierza Michałowskiego, prace odkrywcze
udowodniły, że są to odwieczne ziemie chrześcijańskie
(efekt prac: kościół bizantyjski z V w. w Farras w południowym Sudanie i chrześcijańskie królestwo Nubii
z VII w.).
W latach 50. XX w. była brytyjska kolonia ogłosiła niepodległość. W imię narodowej jedności zaczęto szerzyć islam oraz język arabski, którym zastąpiono
oficjalny język angielski. W 1983 r. rząd w Chartumie
wprowadził szariat jako prawo obowiązujące w całym
kraju i rozpoczął różne formy prześladowania chrześci-
28
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
jan, zamieszkałych głównie na południu kraju. Oto krótka relacja chrześcijanki z wioski Lasu po rządowych atakach bombowych: „Większość dzieci to sieroty, prawie
wszystkie kobiety to wdowy. Jesteśmy okaleczeni przez
spadające bomby i w wyniku napadów. Niektórzy z nas
nie mają rąk, nóg. Dziesiątkuje nas malaria, dyfteryt,
gruźlica, a przede wszystkim – głód. Nie ma tu wody,
szpitala, szkoły, transportu. Nie ma niczego ...”
W krajach hinduistycznych i buddyjskich elity religijne również oskarżają chrześcijan o stwarzanie zagrożenia dla tożsamości narodowych. Następnym żródłem
prześladowań chrześcijan będzie więc RADYKALNY
HINDUIZM (liczba Hindusów na świecie to 828 mln).
Tu wymienić trzeba Indie i Nepal.
Przykład: INDIE. W 1 – mld Indiach żyje tylko
2% chrześcijan, ale ich pozycja jest mocna, bo prowadzą szkoły, szpitale, pomagają biednym. Nie akceptują podziału społeczeństwa na kasty, więc „odbierają”
niewolników wyższym kastom. Władze obawiają się
dobrze wykształconych chrześcijan. Indyjski Kongres
Narodowy jest w zasadzie przychylnie nastawiony do
Kościoła, ale władze lokalne są praktycznie niezależne
, a rząd centralny nie ma uprawnień, aby zmienić lokalne prawa, dlatego w Indiach istnieją ogromne różnice
w traktowaniu chrześcijan w zależności od regionu. Niestety, nacjonalistyczna Indyjska Partia Ludowa (B.J.P)
uważa, że Hindus ma być hinduistą i nie wolno mu zmieniać wyznania, a hinduscy fundamentaliści z Rashtriya
Swayamsewag Sangh (które jest „zbrojnym ramieniem”
B.J.P.) bezkarnie prześladuje chrześcijan.
Podobnie ma się sprawa z RADYKSALNYM
BUDDYZMEM (na świecie żyje 364 mln buddystów),
czego przykładem mogą być prześladowania chrześcijan
w BHUTANIE.
Czwarta przyczyna to KOMUNISTYCZNE REŻIMY TOTALITARNE. W państwach komunistycznych
powszechną praktyką jest budowanie pozorów wolności
religijnej dla utrzymania dobrych stosunków ekonomicznych i handlowych z Zachodem. Do tych państw należą
Chiny, Erytrea, Korea Północna, Kuba, Wietnam i Laos.
Przykład: CHIŃSKA REPUBLIKA LUDOWA.
Oficjalnie jest to państwo ateistyczne , a jego podstawową doktryną – komunizm. Konstytucja Ch.R.L. gwarantuje wolność wyznania, a chrześcijaństwo, buddyzm
i taoizm – to trzy, usankcjonowane przez państwo, religie. Komunistyczna Partia Chin nie prowadzi więc
otwartej wojny z chrześcijanami, jednak rząd aktywnie
prześladuje grupy religijne, które uznaje za wrogie komunistycznemu państwu, tym bardziej, że K.P.Ch. traci
swych członków (dziś ma 85 mln członków, ale w ciągu
10 lat wystąpiło z niej ponad 170 mln. Pekin nie utrzymuje stosunków z Watykanem i nie uznaje zwierzchnictwa papieża nad Kościołem w Chinach; istnieją tu więc
dwa Kościoły: jeden oficjalny i drugi – o wiele potężniejszy – podziemny, tzw. domowy, który ustawicznie
rośnie w siłę, bo bardzo wielu Chińczyków garnie się
do chrześcijaństwa, co jest odpowiedzią społeczeństwa
chińskiego na moralny kryzys po „rewolucji kulturalnej”. Prześladowanie chrześcijan w Chinach przybiera
różne formy: od oficjalnego zakazu obchodzenia Świąt
Chrześcijańskich, poprzez przemoc podczas „nalotów”
na kościoły domowe, po nielegalny handel ludzkimi narządami wewnętrznymi więźniów.
Piąte źródło – to REŻIMY AUTORYTARNE.
W Afryce często przywództwo w danym kraju sprawuje
dyktator, który do utrzymania władzy wykorzystuje religię, najczęściej islam. Dodatkowo samo chrześcijaństwo
afrykańskie jest bardzo zróżnicowane i zostało zaadaptowane przez różne, często skonfliktowane ze sobą, ruchy.
Przykładami DYKTATUR są : Białoruś, Boliwia, Myannar, Tadżykistan, Uzbekistan, Wenezuela, Zimbabwe.
Chrześcijanie często padają także ofiarami LUDOBÓJSTWA, dokonywanego w krajach owładniętych
konfliktami wojennymi. Najlepszym przykładem może
być S U D A N, znany nam dobrze z reportaży telewizyjnych, ale wymienić tu jeszcze trzeba: oddziały Armii
Bożego Oporu w Demokratycznej Republice Konga
oraz ataki lewackich ugrupowań FARC-u w Kolumbii.
„Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze...” Okazuje się, że istnieją także EKONOMICZNE PRZYCZYNY prześladowania chrześcijan. Np.
Kiedy w latach 80. XX wieku, właśnie w południowym
SUDANIE, odkryto bogate złoża ropy naftowej, rząd
wzmógł prześladowania zamieszkałych na tych terenach chrześcijan, wysyłając przeciw nim pustynną armię prezydenta Al-Bashira – „Janjaweed”, a światowe
koncerny wydobywcze (np. kanadyjski „Talisman”,
fiński „Total – Fina – Elf”, firmy ze Szwecji, Austrii)
nie chcą widzieć niewygodnego problemu. W MEKSYKU zaś kartele narkotykowe wzięły na cel chrześcijan
i ich duchownych, którzy nawołują do walki z przestępczością i korupcją.
Nie bez znaczenia jest WYSOKA POZYCJA
EKONOMICZNA I ORGANIZACYJNA CHRZEŚCIJAN w wielu społecznościach świata (o czym była już
mowa).Chrześcijanie postrzegani są jako lepiej prosperujące wspólnoty, budzą więc zazdrość i różne obawy,
a przecież swoją działalnością przyczyniają się do rozwoju społeczeństw, w których żyją. Chrześcijan, niestety, utożsamia się z szeroko pojętym Zachodem z powodu
otwarcia na zachodnią kulturę, lepsze wykształcenie,
prowadzenie szkół, szpitali, działalność charytatywną,
dobre przygotowanie do współpracy z władzami lokalnymi itp. Napisano „niestety”, bo wszyscy Amerykanie i Europejczycy uważani są za chrześcijan i dlatego
wszelkie wydarzenia na Zachodzie odbijają się na wyznawcach Chrystusa w innych częściach świata.
Przykład : KRAJE BLISKIEGO WSCHODU.
Ostatnia przyczyna to FUNDAMENTALIZM ATEISTYCZNY...
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
29
BLISKO NAS
wem „cnota”. W wielu państwowych szkołach i przedszkoW Europie, na szczęście, nikt jeszcze chrześcijan lach zabroniono stawiania choinek i szopek. Czasem figury
nie morduje, ale wyśmiewanie i poniżanie zdarza się świętych zastępowano postaciami z bajek, a zamiast jasełek
bardzo często i można chyba zaryzykować stwierdzenie, wystawiano... baśń o Czerwonym Kapturku. (W tych spraże prześladowanie chrześcijan w Europie to tylko kwe- wach krytycznie wypowiadał się sam papież).
stia czasu.
Rocco Buttiglione, przyjaciel papieża Jana PawSyty i coraz bardziej odcinający się od chrześcijań- ła II, został pozbawiony szansy wyboru na stanowisko
skich korzeni Zachód nie interesuje się problemem prze- komisarza w jednej z Komisji Europejskich z powodu
śladowania chrześcijan na świecie; nie tylko odchodzi „braku poprawności politycznej.”
od wiary przodków, ale coraz bardziej się jej wstydzi,
W 60-milionowej FRANCJI, zwanej niegdyś „najszydzi z niej i jej symboliki. W wielu krajach europej- starszą córką Kościoła”, wiarę katolicką deklaruje 2/3
skich przyznawanie się do jakiejkolwiek wiary, zwłasz- ludności, ale połowa z nich jest niepraktykująca. Drugą
cza katolickiej, jest nietaktem towarzyskim. Nastąpiła religią stał się tam już islam (ok. 10%), ale nie mniejnawet stosowna moda, określana nowymi słowami: szym niż islam zagrożeniem są wpływy „fundamentalichristofobia (katofobia), antychrześcijaństwo (antyka- stów laickości”, wywodzących się głównie z radykalnej
tolicyzm). Informacje o prześladowanych na świecie lewicy i przeciwnych wszelkiej religijności, zwłaszcza
chrześcijanach rzadko trafiają do zachodnich mediów; okazywanej publicznie.
nie chcą ich publikować najważniejsze światowe media,
100 rocznica ustanowienia (w 1905 r.) rozdziału
np. „New York Times”, CNN, BBC; nie interesuje się państwa od Kościoła stała się okazją do „walki z klerynim zbytnio także Unia Europejska, tymbardziej obec- kalizmem”. To fundamentaliści ateistyczni sprzeciwiali
nie, zajęta problemem uchodżców. W preambule Trakta- się oficjalnemu powitaniu Jana Pawła II w czasie Jego
tu Konstytucyjnego Unii Europejskiej brak odniesienia wizyty we Francji i opuszczeniu do połowy flag narododo chrześcijańskiego dziedzictwa, stąd „politycznie po- wych na gmachach publicznych po Jego śmierci.
Co najmniej niesmak budzić musi wyśmiewanie
prawne” są przede wszystkim postawy określane miakażdej religii i przywódców
nem „nowoczesnych”, tzn.
religijnych (nb. papież Jan
aprobujące wolność we
Paweł II był stale obiektem
wszystkich dziedzinach żydrwin karykaturzystów i sacia człowieka: jak najmniej
tyryków francuskich), bo donakazów, zakazów i ograniwodzi braku poszanowania
czeń ... Kresem takiej nowodla innych ludzi i ich przeczesności jest ateizm, a atekonań, ale stanowi też dziaizmu – przemoc.
łanie nieodpowiedzialne, bo
ATEISTYCZNY FUNwywołujące tragiczne skutki.
DAMENTALIZM chce zaNp. Kiedy „Charlie Hebdo”
stąpić tradycyjną chrześciopublikował serię karykatur
jańską moralność – totalną
Allacha, zapłacili za to niewolnością, prowadzącą ludzi
do samounicestwienia. Ko- Kobieta w ruinach kościoła katolickiego na wyspie Jawa w mie- winni ludzie daleko od Paryża – w Nigrze.
ściół, który sprzeciwia się ście Taskimalaya w dzień po zamieszkach zorganizowanych
Radykalny
ateizm
aborcji, eutanazji, homosek- przez muzułmańskie ugrupowanie bojowe, 27 grudnia 1998 r.
„Charlie Hebdo” wszedł
sualizmowi, który wymaga
od człowieka uczciwości, pokory, wyrzeczeń, uważany w konflikt z fanatyzmem islamskim.
W 2005 r. grupa francuskich homoseksualistów
jest za instytucję skostniałą i staje się po prostu niewygodwdarła się do katedry Notre Dame w Paryżu. Skanduny dla zwolenników nowych idei.
We wszystkich krajach europejskich wystąpiły pró- jąc hasło: „Benedykt XVI – homofob”, pobito księdza
by usuwania krzyży i innych symboli chrześcijaństwa i przeprowadzono przed ołtarzem ceremonię homosekz przestrzeni publicznej a także komercjalizacji naj- sualnego „ślubu”.
23 kwietnia 2015 r. na cmentarzu Saint Roch de
ważniejszych Świąt Chrześcijańskich. Może niepokoić
sytuacja na Białorusi, w Serbii czy Bośni, ale pierwsze, Castres w departamencie Tavn w południowej Francji
nieśmiałe jeszcze, próby prześladowania chrześcijan we zniszczono 215 chrześcijańskich nagrobków.
W SZWECJI działa prawo, które za krytykę homoFrancji, Hiszpanii, Holandii, Norwegii, Szwecji, Wielseksualistów przewiduje karę więzienia. Jego ofiarą padł
kiej Brytanii – MUSZĄ NIEPOKOIĆ.
pastor zielonoświątkowców – Ake Green.
Oto kilka różnorodnych przykładów takich prób.
Kiedy w WIELKIEJ BRYTANII – pod pretekstem
W szkole w Como we WŁOSZECH ocenzurowano
kolędy, usuwając z nich słowo „Jezus” i zastępując je sło- zapobiegania urażaniu uczuć wyznawców innych reli-
30
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
gii – usuwano symbole Świąt Bożego Narodzenia (m.in.
słowa „Marry Christmas”), przewodniczący brytyjskiej
Rady Muzułmanów Inayat Bunglawala powiedział „Nie
rozumiem, w czym obchody Bożego Narodzenia mogłyby urazić wyznawców islamu.” (Właśnie w Wielkiej
Brytanii i Ameryce prowadzono kampanię pn.”Ocalmy
Boże Narodzenie”.)
Jeden z konserwatystów brytyjskich napisał w „The
Times”: „Czasy, kiedy ludzie wstydzili się przyznać do
homolseksualizmu, przeszły do historii, za to nie powinno się obecnie głośno mówić, że jest się katolikiem.”
WEZWANIE DO DZIAŁANIA
Kiedy prześladowania chrześcijan gwałtownie
przybrały na sile, znaleźli się ludzie, którzy podjęli różnorodne działania, najpierw apelując o zainteresowanie
problemem istniejące już instytucje i organizacje, później tworząc własne. Najbardziej znane to:
– POMOC KOŚCIOŁOWI W POTRZEBIE (w Polsce od 2006 r.) – pozarządowa, międzynarodowa organizacja („KIRCH IN NOT”, „AID TO THE CHURCH IN
NEED” – ACN ...).
– OPEN DOORS, które co roku publikuje Światowy Indeks Prześladowań.
– INTERNATIONAL CHRISTIAN CONCERN
(ICC)
– INTERNATIONAL CHRISTIAN ASSOCIATION
– GŁOS PRZEŚLADOWANYCH CHRZEŚCIAN
(członek stowarzyszony
International Christian Association)
– CHRISTIAN PERSECUTION INFO – chrześcijański biuletyn informacyjny
– RIGHTS GROUP INTERNATIONAL – pomagająca mniejszościom etnicznym i religijnym oraz zajmująca się w ogóle prawami człowieka.
– MIĘDZYNARODOWE TOWARZYSTWO
PRAW CZŁOWIEKA (ISHR)
Oto przykłady różnorodnych przedsięwzięć, podjętych na rzecz prześladowanych chrześcijan, szczególnie
po 2014 roku :
1.) Już we wrześniu 2011 r. w Rzymie odbyło się
s y m p o z j u m „Dobrzy zostaną umęczeni. Prześladowania chrześcijan w XXI wieku.”
2.) 8 listopada 2011 r. ogłoszono r e z o l u c j ę Unii
Europejskiej, wzywającą organy tej organizacji do egzekwowania praw człowieka (np. w państwach Bliskiego
Wschodu) m.in. za pośrednictwem umów gospodarczych i politycznych.
3.) 7 września 2014 r. w Warszawie zorganizowano m a r s z „Stop ;prześladowaniu chrześcijan”. Marsz
miał charakter międzyreligijny (wzięli w nim udział
chrześcijanie, Żydzi, muzułmanie, jazydzi, buddyści)
i połączony został z finansowym wsparciem dla „Caritas” i „Pomocy Kościołowi w Potrzebie”.
4.) 6 kwietnia 2015 r. papież Franciszek w a p e l u „Niech świat nie będzie bierny wobec prześladowań
chrześcijan” zwrócił się do międzynarodowej wspólnoty,
aby „nie była milcząca i bezczynna wobec prześladowań
chrześcijan, aby nie odwracała wzroku od ich cierpień.”
5.) 11 lipca2015 r. Polska przyjęła pierwszą g r u p ę
u c h o d ź c ó w – chrześcijan z Syrii (158 osób, w tym
12 dzieci).
6.) 8 listopada 2015 r. (już po raz siódmy) o b c h o d z o n o Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Tego dnia w kościołach odczytano L i s t P a s t e r s k i E p i s k o p a t u P o l s k i o prześladowaniu
chrześcijan.
7.) 27 i 28 listopada 2015 r. eksperci z zakresu prawa
międzynarodowego i polityki zagranicznej oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych i Kościoła s p o t k a l i
s i ę w Krakowie, by dyskutować o działaniach ograniczających prześladowanie chrześcijan na świecie.
8.) Na początku grudnia 2015 r. z inicjatywy vice-przewodniczącego Parlamentu Europejskiego – włoskiego europosła Antonio Tajaniego odbyła się w Brukseli k o n f e r e n c j a „Prześladowanie chrześcijan na
świecie – wezwanie do działania”, podczas której przewodniczący – Martin Schultz powiedział: „Fakt prześladowania chrześcijan w dzisiejszym świecie był dotychczas zbyt rzadko nagłaśniany, toteż Parlament Europejski
musi wszędzie przyczyniać się do tego, aby ich chronić.”
9.) Wydano k s i ą ż k i , m.in.:
– Michel – Jean Di Falco, Timothy Radcliffe, Andrea Riccardi : Czarna księga prześladowań chrześcijan
na świecie.
– Thomas Grimaud: Prześladowania chrześcijan
w świecie.
– Paul Marshall, Lela Gilbert, Nina Shea: Prześladowani. Przemoc wobec chrześcijan.
– Reinhard Backes” „Będą was nienawidzić...” –
prześladowanie chrześcijan dzisiaj.
Każdy z nas może i powinien działać w obronie
prześladowanych współbraci. Nasza obojętność, nasze
milczenie byłoby przyzwoleniem na zło.
Poświęćmy prześladowanym naszą modlitwę.
14 dzień każdego miesiąca jest Dniem Czuwania Modlitewnego za Kościół Prześladowany. Oto modlitwa:
Boże, poprzez tajemnicze zrządzenie Twej Miłości
pozwoliłeś swemu Kościołowi uczestniczyć
w cierpieniu Twego Syna.
Wzmacniaj nasze Siostry i Braci, którzy z powodu
swej wiary są prześladowani.
Daj im swoją siłę i wytrwanie, aby w każdej opresji
złożyli w Tobie całą swą ufność i okazali się wiernymi
świadkami.
Podaruj im radość uczestnictwa w ofierze Chrystusa,
która wesprze ich w dźwiganiu Jego Krzyża
a w utrapieniu ustrzeże ich chrześcijańską wiarę.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
31
Biorąc przykład z innych, wymienionych wcześniej, życie i cierpienie i w ten sposób pomagać społeczeństwu
włączajmy się we wszelkie działania w obronie prześla- odnaleźć jego moralną tożsamość.> (-) Nie oznacza to ze
dowanych: bierzmy udział w wystąpieniach publicznych strony chrześcijan rezygnacji z obrony przed dyskrymi– marszach, protestach, spotkaniach i konferencjach, pod- nacją. (-) Pełnia chrześcijaństwa w tym zakresie nie popisujmy – przygotowywane przez prochrześcijańskie orga- lega na tym, byśmy stale nadstawiali drugi policzek, ale
nizacje – petycje do rządów konkretnych krajów, do przy- na przyjęciu postawy Chrystusa, który, uderzony w jeden
wódców Europy i świata, piszmy listy do uwięzionych ...
policzek, nie nadstawił drugiego, ale rzekł . < – Jeśli źle
Działajmy na rzecz pokoju i współpracy, przeciw powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeśli dobrze,
nienawiści: uczmy dzieci godności, szacunku i toleran- to dlaczego mnie bujesz ? > (J 18,23). Chrześcijanie
cji; współpracujmy z przedstawicielami innych wyznań w Europie zaczynają pytać swoich pozornie tolerancyjna rzecz porozumienia i pokoju.
nych przeciwników: – Dlaczego atakujesz Kościół, czyli
Pomagajmy materialnie.
nas? Czy robimy coś złego, broniąc rodziny, prawa do
Przyjmijmy więcej uchodźców z krajów szczegól- życia? Czy robimy coś złego, broniąc krzyża ? Czy ronie zagrożonych.
bimy coś złego, stając w obronie najgłębszych wartości
Przede wszystkim bądźmy prawdziwymi katolika- patriotycznych naszej Ojczyzny, złączonej w ciągu całej
mi, dumnymi ze swojej wiary, dającymi zawsze i wszę- swej historii właśnie z chrześcijaństwem ?” (ks. Witold
dzie świadectwo miłości i prawdy. Oto dwa cytaty, któ- Dorsz, ks. Aleksander Jacyniak SJ).
re nam w tym pomogą: „Przez chrzest i bierzmowanie
każdy katolik został wezwany do mężnego wyznawaMIMO WSZYSTKO – OPTYMIZM
nia i obrony swojej wiary przed tymi, którzy ją atakuOkazuje się, że prześladowania hartują wiarę. I m
ją. Nasza reakcja jest
więcej prześladowań,
konieczna, gdyż często
im więcej zamordowyrafinowana, prowawanych – tym więcej
dzona przy pomocy
nowych wyznawców
wyszukanych
metod
Chrysusa i tym więcej
socjotechnicznych, krypoowołań.
tyka Kościoła może
Podczas,
kiedy
w Europie chrześcijańwyrządzić duże szkody
w duchowości wielu
stwo straciło i wciąż
osób. Ludzie o słabym
traci na znaczeniu, w inprzygotowaniu inteleknych częściach świata –
tualnym łatwo ulegają
zyskuje. W ostatnich 30
wpływom ideologiczlatach liczba chrześcinym, a zwłaszcza intejan na świecie (szczeligentnej
manipulacji Chrześcijanie, którzy uciekli z Syrii i Iraku protestują w Bejrucie.
gólnie w Afryce i Ameintelektualnej.
Biorąc
ryce Łacińskiej) wzrowzór z męczenników pierwszych wieków, musimy od- sła dwukrotnie, a w Azji – nawet trzykrotnie. W Indiach
ważnie dawać świadectwo naszej wiary. Świadectwo ma kościoły pełne są oddanych wierze, choć – ze względu
być – jak zauważa papież Franciszek – bezwarunkowe. na panującą tam sytuację – nieochrzczonych, katolików.
Ma być stanowcze, zdecydowane, dan e językiem, o któ- W Chinach ilość chrześcijan stale rośnie; obecnie jest
rym Jezus tak mocno mówi: – Niech wasza mowa będzie ich ponad 100 mln; szacuje się, że w 2030 będzie ich
tak – tak, nie – nie. Oto jest język świadectwa.” (dk Ja- 247 mln, a więc znacznie więcej niż w Brazylii, USA czy
cek Jan Pawłowicz).
Meksyku; co roku ponad 150 000 Chińczyków przyjmu„Kościół nie może zrezygnować ze swojej misji je chrzest.
głoszenia Królestwa Bożego i – wierny jej – musi być
Męczeństwo było i pozostaje w historii chrześcigotowy nawet na prześladowanie. Potrzebna jest jed- jan wyrazem najwyższego świadectwa i wyznania wiary
nak nowa forma heroizmu, związana z odwagą myśle- w Jezusa Chrystusa. Jest ono łaską i szczególnym ponia i działania. Doświadczając rosnącej dyskryminacji wołaniem, którego udziela sam Bóg swoim uczniom,
i nietolerancji, nie można poddać się lękowi przed rze- gotowym do ofiary z własnego życia. Współcześni męczywistością, ale odważnie starać się zrozumieć świat, czennicy są znakiem wiarygodności misji Kościoła, wykazując zdolność do poświęcenia w imię prawdy i dobra.
w którym żyjemy.
Niech Zmartwychwstały Chrystus umocni naszą
Kardynał Ratzinger powiedział: < – Kościół musi
być gotowy na cierpienie, musi przygotowywać miejsce wiarę, byśmy i my mogli stawać się zdolnymi do niedla boskości nie przez moc, lecz przez ducha, nie przez ustannego dawania świadectwa.
siłę instytucjonalną, lecz przez świadectwo, przez miłość,
Na podstawie materiałów internetowych – Anna Siess
32
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
O MUZYCE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ – CZĘŚĆ IV. „WHITE METAL”
Zobacz, ile tu się dzieje
Ludzie poszaleli, handlują sumieniem
Przerabiają sobie ciała, grzebią w tajemnicach
Wysuszone serca chowają po piwnicach
Jesteś, ale czy naprawdę,
czy to co robisz, ma sens, jest poważne
Spróbuj, pootwieraj okna, powtarzaj słowa:
Chcę tak jak On
Mieć tyle siły, by trwać,
I mówić „nie”, gdy cały świat krzyczy „tak”
Chcę wierzyć, że potrafię siebie dać
Tam, gdzie już nikt nie widzi żadnych szans
Powyższe słowa to fragment piosenki „Chcę tak jak On”
zespołu Anastasis. Piosenka zaczyna się nieco industrialnymi dźwiękami, potem słychać mocno przesterowane
gitary, ostre riffy i zdecydowany rytm perkusji. Całości dopełniają
– głęboki, dynamiczny
bas i intrygujący, energetyczny wokal. Tak brzmi
większość ich utworów.
Całość – charakterystyczna dla muzyki rockowej, ocierającej się
o nu metal czy też metal
industrialny. Lecz to, co
ich wyróżnia na tle wielu
innych metalowych zespołów, to treść utworów,
krążąca wokół poszukiwania sensu życia, ostrych opisów rzeczywistości oraz
wiary w Boga. Właśnie takim zespołom, pozostającym
w kręgach szeroko pojętej muzyki metalowej, wywodzącym się z polskiej sceny muzycznej, chcę poświęcić tę
część mojego cyklu.
Na początek napiszę kilka słów o tym, czym w ogóle jest metal chrześcijański. Nurt ten jest znany także
jako white metal i obejmuje różne odmiany muzyki
metalowej. Co oczywiste, stoi w opozycji do muzyków
propagujących poprzez muzykę satanizm, czy też różne
ruchy neopogańskie. Twórcy takiej muzyki prezentują
treści ewangeliczne, nawiązują w tekstach i symbolice
do chrześcijaństwa. Początków nurtu należy szukać pod
koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Pionierami tego gatunku były zespoły: amerykański Resurrection
Band oraz szwedzki Jerusalem. W latach osiemdziesiątych gatunek ten rozsławił zespół Stryper, a około 1984
powstała nazwa gatunku, white metal. Ważnymi zespołami są także Tourniqet, Mortification, Golden Resurrec-
tion, Demon Hunter czy Love And Death byłego gitarzysty Korn, Briana Welscha. Na polskiej scenie muzycznej
najbardziej znane zespoły to Broken Reed, Pneuma, Illuminandi, Malchus, 2Tm2,3 czy Luxtorpeda.
Odkąd zacząłem poznawać ten gatunek muzyczny,
intrygowało mnie, dlaczego swoje uwielbienie dla Boga
i w ogóle zainteresowanie treściami chrześcijańskimi artyści łączą właśnie z taką muzyką: gresywną, nierzadko
nawołującą do nienawiści, kojarzoną – jakże stereotypowo – z satanizmem, z brakiem poszanowania dla dobra
i wartości chrześcijańskich, nawołującą nierzadko do
zła. Czy można zmienić te stereotypy? Czy można agresję obrócić w miłość bliźniego? Czy w parze z ostrymi
dźwiękami gitar można przekazać Dobrą Nowinę? I jak
to zrobić? Czy to dotrze do właściwego odbiorcy? Postanowiłem zapytać o to kilku z nich. Dlatego, zanim napiszę o ich muzyce, o tym
czego i dlaczego (według
mnie) warto posłuchać,
oddam im głos, niech
oni opowiedzą o swojej
twórczości. Specjalnie dla
Czytelników „Okruchów”
na moje pytania odpowiedzieli muzycy z zespołów
Anastasis i Malchus.
Grzegorz
Leleń:
Skąd pomysł na takie
właśnie granie? Mocne,
energetyczne, niekoniecznie kojarzone z muzyką
chrześcijańską?
Radosław Sołek (Malchus): Muzyka rockowa
towarzyszyła mi od najmłodszych lat. Byłem zafascynowany brzmieniem przesterowanych gitar, imagem
zespołów, koncertami itd. To wszystko zrodziło twórczą
pasję, zespół Malchus.
Jurek (Anastasis): Dlaczego mocna muza? Bo
młodzież, która słucha takiej muzy nie pójdzie na koncert popowy czy disco polo. Poza tym, nadal wielu
z nich nie ma pojęcia, że muzyka rockowa może być dla
Boga. Taki stereotyp nadal jeszcze jest, ale się zmienia
i to bardzo szybko. Jak zaczynaliśmy, niewielu było stać
na komputer, nie mówiąc już o nagrywaniu w domu.
Dzisiaj to jest normą, ze muzyk nagrywa w domu. Nie
było tak rozpowszechnionego internetu, dzisiaj pędzi to
wszystko w niesamowitym tempie i koniecznie trzeba to
wykorzystać dla chrześcijaństwa.
GL: Jak Wasza muzyka jest odbierana w środowisku muzycznym: przez krytyków, wytwórnie, innych artystów, media? Jakie są ich reakcje?
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
Radosław Sołek (Malchus): Wydaje mi się, że odbiór naszej muzyki jest dobry. Świadczyć o tym może
fakt, że nigdy nie mieliśmy problemów ze znalezieniem
wydawcy, jesteśmy zapraszani na festiwale, regularnie
koncertujemy w Polsce i za granicą, nasze płyty recenzowane są w znaczących mediach muzycznych.
GL: Jeśli można, proszę o kilka słów o powstaniu,
historii zespołu.
Radosław Sołek (Malchus): Pomysł o powołaniu do życia Malchusa zrodził się w mojej głowie 12 lat
temu. Początkowo, wspólnie z kolegami, graliśmy utwory innych grup muzycznych. Pierwszą płytę demo z autorskimi piosenkami zarejestrowaliśmy w roku 2006.
Od tamtej pory dużo się zmieniło. Warto wspomnieć, że
skład grupy zmieniał się niezliczoną ilość razy. Przełomowym momentem okazał się rok 2010, kiedy zostaliśmy dostrzeżeni przez wytwórnię z Australii, która wydała naszą pierwszą profesjonalną płytę – „Didymos”.
Dystrybucja krążka była ogromna. Oprócz większych
krajów europejskich, płytę można było nabyć w USA
i Japonii. Aktualnie promujemy swoje czwarte wydawnictwo – „Dom Zły”.
Jurek (Anastasis): Wybrałeś temat długi jak rzeka. Postaram się w skrócie: Charakter zespołu tworzył
się dłuższy czas zanim postanowiliśmy wyjść do ludzi.
Na początku, gdzieś w 1997 roku, czterech facetów,
po różnych przejściach w swoim życiu, zeszło się na
spotkaniu chrześcijańskim, na którym wielbiono Boga
muzyką. Od słowa do słowa, okazało się, ze wszyscy
w sercu maja muzykę i fajnie byłoby coś z tym zrobić.
Zaczęliśmy grać. Po krótkim czasie dołączył do nas
piaty człowiek i to był moment, w którym zaczęliśmy
myśleć o zespole. Nie mieliśmy nazwy i kompletnie nie
wiedzieliśmy, jak to ugryźć. Ponieważ każdy z nas był
i jest osoba nawróconą, modliliśmy się o wskazówkę.
Poznanie przez nas Jezusa było jak zmartwychwstanie
i dlatego nazwaliśmy zespół Anastasis (grek. Zmartwychwstanie). Po paru koncertach w 2000 roku wydaliśmy singiel „Anastasis” a po nim pierwsza płytę
33
„Anastasis”. Zaczęliśmy szukać wydawcy i trafiliśmy
do SOS Music w Toruniu, który w tamtym czasie tworzył największy festiwal w Europie wschodniej Song
Of Songs. Przed festiwalem powstał drugi maxisingiel
z czterema utworami min. „Chcę Tak Jak On”. Materiał
na tyle się spodobał, że wydaliśmy drugą płytę „Jutro”,
której współwydawcą zostało Sony Music Polska. Płyta została przyjęta bardzo dobrze na rynku i dzięki temu
mogliśmy wystąpić między innymi w VIVA Polska,
TVP, oraz na wielu imprezach telewizyjnych. W 2010
roku wydalimy maxisingiel z okazji 10-lecia zespołu,
a po dłuższym okresie, bo dopiero w 2014 ukazała się
kolejna nasza płyta „Anastasis 2014”. Obecnie pracujemy nad nowym materiałem do kolejnej płyty. Zobaczymy, jak będzie.
GL: Czy łatwo się „wybić” właśnie z taką muzyką?
Radosław Sołek (Malchus): Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć z perspektywy muzyka, któremu udało
się „wybić”, gdyż za takiego się nie uważam, choć na
pewno wiele już osiągnęliśmy.
„Wybicie”, czyli zaistnienie w świadomości szerokiego kręgu słuchaczy, nie jest prostą sprawą. Muzyka
metalowa jest sztuką niekomercyjną, tzn. nie jest popularyzowana, przynajmniej w naszym kraju. Potrzeba
wiele sił, czasu, cierpliwości, pomysłów i pieniędzy, aby
rozreklamować swoją twórczość i przebić się do szerszego grona odbiorców.
W dzisiejszych czasach drogą na skróty jest tworzenie kontrowersji wokół siebie i swojej sztuki, która
niekoniecznie musi być wysokich lotów. Głupota dobrze
się sprzedaje i jest lansowana jako coś mądrego w mediach różnego nurtu.
Jurek (Anastasis): Potrafimy robić zawodowo
chrześcijańskie koncerty, festiwale, a z telewizją nam
się jakoś nie udaje. Szkoda, bo w Polsce potencjał jest
olbrzymi. Przykładów można by podawać od groma, ale
nie o to chodzi. Nasz zespół powstał, aby przekazać młodym – i nie tylko, ze zawsze jest wyjście ze śmietnika
życiowego dzięki Jezusowi.
34
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
GL: Mam wrażenie, że artyści grający rocka czy
też metal chrześcijański są pomijani w chrześcijańskich
mediach. Co Ty o tym myślisz?
Radosław Sołek (Malchus): Jest to muzyka niepopularna oraz mylnie kojarzona z czymś złym. Jednak
zawsze tak było, jest i będzie. Jeżeli medium chrześcijańskie poda informację o pojawieniu się naszej płyty
czy inne informacje o naszej działalności, temu „Bóg
zapłać”, jeśli ktoś miałby z tym problem, trudno, jakoś
to przeżyjemy.
Jurek (Anastasis): Jeżeli chodzi o rynek i media,
to faktycznie Polska nie jest gotowa na ostrzejszą muzykę, tym bardziej rynek i media chrześcijańskie. Jest
to tym ciekawsze, że kompletnie nie ma odzwierciedlenia takiej sytuacji podczas festiwali i koncertów, na
które przychodzi masa ludzi. Nie wiem, dlaczego tak
się dzieje. Mamy potężny magazyn kapel chrześcijańskich, które naprawdę fajnie grają, a nie potrafimy tego
pokazać ludziom i stworzyć profesjonalnych programów telewizyjnych, takich jak na zachodzie. Bardzo
ubolewamy, że mimo tego, iż większość naszego narodu przyznaje się do chrześcijaństwa, karmieni jesteśmy artystami świeckimi. Nie ma w Polsce zawodowej
wytworni chrześcijańskiej, nie ma żadnego młodzieżowego chrześcijańskiego programu, nie ma żadnego
chrześcijańskiego programu muzycznego oraz gali dla
chrześcijańskich artystów, w odpowiedzi na świeckie
Fryderyki. Mimo tego mamy nadzieje na zmiany i głęboko w to wierzymy.
GL: Jakie są Twoje relacje z Bogiem? Czy Wasza
muzyka jest również świadectwem Waszej wiary?
Radosław Sołek (Malchus): Podobnie jak w przypadku relacji ludzkich, raz jest lepiej, raz gorzej. Nie
uważam naszej muzyki za świadectwo. Owocem wiary,
życia chrześcijańskiego jest miłość. Jeśli ta przejawia się
w życiu codziennym i ktoś to dostrzega, to znaczy, że
daje świadectwo.
Muzyka jest pasją, oderwaniem od szarej rzeczywistości, okazją do spotkania z przyjaciółmi.
Jurek (Anastasis): Jeżeli chodzi o ludzi w „Anastasis”, to każdy kocha Pana Boga i dla Niego jest w tym
zespole.
Po płyty tych zespołów mogą śmiało sięgać fani
progresywnego metalu, zmierzającego czasem w stronę
melodyjnego death metalu, jaki prezentuje Malchus, czy
też rocka ocierającego się o nu – metal i metal industrialny w wykonaniu Anastasis. Muzyka tych zespołów jest
tak bogata w swojej formie, iż tak naprawdę nie sposób
ich włożyć w ramy konkretnego stylu muzycznego. Najlepiej posłuchać i wyrobić sobie własne zdanie, do czego
zachęcam.
O tym, jak ciężko utrzymać się na polskim rynku muzycznym, grając muzykę metalową, w dodatku
z chrześcijańskim przesłaniem, może świadczyć los
takich zespołów jak Illuminandi, Pneuma czy Broken
Reed, które po latach musiały zawiesić działalność, nierzadko ze względów ekonomicznych. Mimo, iż na ich
koncertach zjawiały się rzesze fanów i wydawali naprawdę dobre płyty, to jednak ich działalność nie przynosiła efektów, jakich by oczekiwali. To ciągle jest mało
w porównaniu do promowanych dużo mocniej zespołów
„świeckich”.
Muzycy Pneumy, zespołu, który przez piętnaście
lat grał alternatywny metal z elementami traschu i groove metalu, wydali pięć płyt, a za album „Apatia” otrzymali w 2012 roku nominację do Fryderyka w ktegorii
album roku – metal, tak mówią o rozwiązaniu zespołu:
„Wyeksploatowała się pewna formuła, ponadto mieliśmy wrażenie, że od 9 lat walimy głową w beton, starając się zwrócić uwagę na fakt, że jesteśmy absolutnie
normalnym metalowym bandem, a nie bandą nawiedzonych kaznodziejów – można przeczytać na stronie ich
wydawcy Mystic.pl. – Nigdy nikogo nie oszukiwaliśmy
i zawsze robiliśmy tylko i wyłącznie to, co nam grało
w duszy. (…) Dlatego nagrywaliśmy takie płyty, na jakie mieliśmy ochotę, kompletnie wbrew oczekiwaniom
wszystkich dookoła i na przekór panującym trendom.
Teraz część z nas zamierza zacząć nowy rozdział, pod
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
nową banderą, z nową muzyką, bez plecaka zawierającego 15 lat wspólnego grania, bez całego balastu, jaki
ciągnie się za Pneumą.”
O jaki balast może chodzić? – Pneuma padła ofiarą
ludzkich ograniczeń. Przez 15 lat działalności byliśmy
wciąż traktowani jako zespół „kościółkowy”, co powodowało, że traktowano nas gorzej, niż inne zespoły –
mówi serwisowi Gosc.pl wokalista Pneumy, Kuba „Kikut” Mańkowski.
Czy z takim oporem, niechęcią i zaszufladkowaniem jako zespół „kaznodziejski” spotykał się zespół
Illuminandi? Tego nie wiem. Otrzymałem od nich tylko
krótką informację, którą cytuję: „Hej Grzegorz, zespół
nie jest aktywny od 2013 roku, na dziś dzień trzeba jasno
powiedzieć, że zawiesiliśmy działanie na czas nieokreślony...Miło, że czasem ktoś
o nas pamięta. Pozdrawiamy
serdecznie” Szkoda, bo zespół ten grał bardzo ciekawą
mieszankę gotyckiego metalu
z muzyką folkową, okraszoną świetnym wokalem oraz
brzmieniem skrzypiec i wiolonczeli. W swoim dorobku
mieli cztery albumy, w tym jeden koncertowy.
Na szczęście są też zespoły, które ciągle grają, odnosząc
na naszej scenie muzycznej
duże sukcesy. Być może zależy to od osób, które spotkają
na swojej muzycznej drodze,
wydawców, krytyków. Być
może od charyzmy samych twórców. Choć tej nie brakowało muzykom wyżej wymienionych formacji. Dużą
rolę odgrywają media, które mogą kogoś wypromować
lub też zepchnąć w cień, na co w swoich wypowiedziach
zwracali uwagę Radosław i Jurek. Dużą rolę odgrywamy
tutaj również my, odbiorcy muzyki, wybierając między
tym co wartościowe, a muzyką pozbawioną wartości duchowych i artystycznych.
Do zespołów odnoszących sukcesy można zaliczyć swego rodzaju polską supergrupę chrześcijańską,
2 Tm2,3, w skład której weszli tacy muzycy, jak: Rober
„Litza” Friedrich, Dariusz Malejonek, Tomasz Budzyński, nieżyjący już Piotr Żyżelewicz „Stopa”, Mateusz
i Marcin Pośpieszalscy, Joszko Broda, Robert Drężek
„Drężmak” czy Krzysztof Kmiecik „Dr Kmieta”. Są to
muzycy znani z różnych formacji muzycznych, reprezentujący różne brzmienia i często odległe od siebie gatunki muzyczne. Pod szyldem Tymoteusza wykonują heavy metal, w którym możemy doszukiwać się dźwięków
charakterystycznych dla hardcoru, folkrocka czy reagge,
a nawet elementy elektroniczne. Często grają też koncerty akustyczne, na których ich muzyka nabiera dużo
35
łagodniejszego charakteru. Swoje teksty opierają głównie na Biblii, sporadycznie na naukach Ojców Kościoła.
Wplatają w nie często strofy po hebrajsku. Od 1996 roku
wydali już dziesięć, bardzo różnorodnych, albumów studyjnych i koncertowych, ciągle koncertują i oby ten stan
trwał jak najdłużej.
Kolejnym zespołem, który z powodzeniem istnieje
na rynku muzycznym, a także w mediach, jest Luxtorpeda. Zespół powstał w 2010 roku z inicjatywy Roberta
Friedricha. Tworzy bardzo szeroko pojętą muzykę rockową z elementami metalu, punka, grunge’u i tak zwanej
muzyki garażowej. Jest to iście wybuchowa mieszanka,
co uwidacznia się na koncertach, na które przychodzą
tłumy fanów. Teksty opisują otaczający nas świat, rzeczywistość, w której żyjemy; mówią o życiu człowieka,
jego walce, upadkach i powstaniach, ciemnościach i nadziei.
Zespół wydał do tej pory trzy
albumy studyjne i trzy koncertowe, które rozchodziły się
szybko i w dużych nakładach.
Płyta „ Robaki” pokryła się
złotem, a utwór „ Wilki Dwa”
dziewięć razy był notowany na
pierwszym miejscu listy przebojów radiowej Trójki. Zespół
ma też koncie Fryderyka, kilka nominacji, wygrywał plebiscyty magazynu „Teraz Rock”
oraz otrzymywał wiele innych
wyróżnień. Czy to za sprawą
Litzy, który wszystko, co rozpoczyna, przekuwa w sukces?
Tego nie wiem, lecz słuchając wywiadów z nim, ma się
wrażenie, że tak właśnie jest. Jego entuzjazm, pewność
siebie z jednej strony, a z drugiej skromność, ciepło
i otwartość w wypowiedziach, wiara w Boga, do której
się otwarcie przyznaje, a także to, iż nie ucieka przed
swoją przeszłością, lecz traktuje jako cenną lekcję pokory, może zjednywać mu fanów. I to, miejmy nadzieję, zapewni kolejne sukcesy. Bo już niedługo premierę będzie
miał nowy album Luxtorpedy „MYWASWYNAS”. Już
nie mogę się doczekać.
Czego zatem warto posłuchać? To będzie mój subiektywny wybór płyt, które lubię. Malchus „Dom Zły”,
Luxtorpeda „ Robaki” oraz „A morał tej historii mógłby
być taki, mimo że cukrowe, to jednak buraki”, Anastasis
„Anastasis” i „Anastasis 2014”, Illuminandi „ In Via”,
2Tm2,3 „888” oraz pierwsza płyta „Przyjdź”, „Wiatr
Wieje Tam Gdzie Chce” oraz „Apatia” Pneumy to te
płyty, po które chętnie sięgam, mając ochotę na mocne chrześcijańskie granie. Lecz chciałbym w tym miejscu zwrócić również uwagę na płytę naszej parafialnej
wspólnoty oazowej Oaza Na Bronxie „ Kocham Więc
Nie Muszę Się Bać”. Znajdują się tam utwory oazowe
36
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
w bardzo dobrych, zarówno mocnych, rockowych, jak
i nieco łagodniejszych aranżacjach.
Na koniec chciałbym jeszcze zaapelować do Czytelników. Słuchajcie rodzimych, chrześcijańskich wykonawców. Niekoniecznie tych grających metal. Wszystkich, niezależnie od gatunku. Zarażajcie tą muzyką
swoich bliskich i przyjaciół. Dzięki nam, dzięki temu, że
czasem kupimy płytę, pójdziemy na koncert, pomożemy
im przetrwać. Młodzi wykonawcy zobaczą sens swojej
pracy. Naszym zainteresowaniem pokażmy, że chcemy
takich wykonawców w rozgłośniach radiowych i w telewizji. Że chcemy, aby odnosili sukcesy, a nas cieszyli
swoim talentem. Wesprzyjmy ich też modlitwą, której
zapewne potrzebują, jak my wszyscy.
Jako podsumowanie zacytuję słowa piosenki „Nie
Umrę” zespołu 2Tm2,3:
Otoczyły mnie dzikie bestie,
Otoczyły mnie wściekłe psy.
Nie umrę, nie, nie umrę, nie,
On nie zostawił mnie na dnie!
Los rzucili o moją suknię,
Los rzucili o szaty me.
Nie umrę, nie, nie umrę, nie,
On nie zostawił mnie na dnie!
Oni ciągle szydzili ze mnie,
Oni ciągle wyśmiewali mnie.
Nie umrę, nie, nie umrę, nie,
On nie zostawił mnie na dnie!
Jahwe, Jahwe,
On nie zostawił mnie na dnie,
Jahwe, Jahwe,
On nie zostawił mnie na dnie,
On nie zostawił mnie.
Daj nam, Panie, Twoje zbawienie,
Daj nam, Panie, Twoje zwycięstwo,
Nie umrę, nie, nie umrę, nie,
On nie zostawił mnie na dnie!
Jahwe, Jahwe,
On nie zostawił mnie na dnie,
Jahwe, Jahwe,
On nie zostawił mnie na dnie,
On nie zostawił mnie.
Grzegorz Leleń
Zapraszam do kontaktu mailowego; [email protected]
DO CZEGO SŁUŻY POEZJA?
Refleksje nad przekładami Pisma Świętego
Na sympozjum zorganizowanym przez opactwo Benedyktynów w Tyńcu 6 listopada ub. roku z okazji 50-lecia
Biblii Tysiąclecia zadawano sobie między innymi pytanie: czy poprawiać konsekwentnie jej tekst, czy też może
potrzebne jest dzisiaj całkiem nowe tłumaczenie? I, ku
zaskoczeniu piszącego te słowa i wielu innych osób,
znalazło się kilku gorących orędowników podjęcia całkowicie nowego tłumaczenia. Głównym argumentem
była rzekoma konieczność przełożenia Biblii w języku
współczesnym, zrozumiałym dla wszystkich, zdatnym
do nowej ewangelizacji. Impet, z jakim to czynili, był
może niezbyt uprzejmy wobec gospodarzy, którzy zaprosili ich do świętowania największego dzieła dokonanego w murach tego opactwa. Przedłożenia dwóch pro-
fesorów-filologów, że poezja Psalmów, Ewangelii, księgi Wyjścia zainspirowała połowę literatury światowej, że
nawiązania językowe do Biblii Wujka nie tylko podtrzymują żywą tradycję naszej wiary, ale też są po prostu
piękne, zupełnie ich nie przekonały. Usłyszeliśmy takie
oto argumenty: „po co tłumaczyć dosłownie: ‘Dziękuję
Ci, że odrzuciłeś za siebie moje grzechy’? Któż to zrozumie, czy nie prościej będzie powiedzieć: ‘Dziękuję Ci,
że wybaczyłeś mi moje grzechy’?”
Trudno polemizować z tym, że tekst Pisma Świętego powinien być zrozumiały. Czy wskazany powyżej
fragment nie jest zrozumiały? Być może nie od razu, być
może wymaga chwili namysłu. Ale… czy Biblię można
czytać BEZ namysłu? Czy jest to lektura dla każdego
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
Pierwsze wydanie Nowego Testamentu z 1593 r.
w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka.
– roztargnionego, zmęczonego, którzy nie rozumieją jej
być może tylko dlatego, że nie jest dość zrozumiale przetłumaczona?
Przeczytajmy jednak poniższy fragment z księgi
Wyjścia:
„Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie
spłonął od niego. Wtedy […] powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku.
Dlaczego krzew się nie spala?» Gdy zaś Pan ujrzał, że
podchodzi, by się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze
środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!»
On zaś odpowiedział: «Oto jestem».
Rzekł mu Bóg: «Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały
z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą». [Wj 3].
Można zapytać: dlaczego Bóg nie mówi do Mojżesza zwyczajnie, tylko używa jakichś skomplikowanych
zabiegów? Dlaczego mówi do niego w tym konkretnym
miejscu, a nie gdziekolwiek? I dlaczego żąda od niego
jakichś specjalnych zachowań – każe mu się zbliżyć, ale
nie do końca, każe mu zdjąć sandały?
Otóż rozmowa z Bogiem to nie jest jakaś zwyczajna rozmowa. To nie jest propozycja dla roztargnionego,
leniwego, zmęczonego, kogoś, komu jest wszystko jedno. Ta rozmowa wymaga specjalnej postawy, najwyższego skupienia uwagi.
Co wspólnego z taką postawą ma język przekładu
Biblii? Ależ, wszystko. Piękny język można potraktować
jako analogię „gorejącego krzewu”: może i powinien
przyciągnąć uwagę czytelnika, żeby doprowadzić go w
„miejsce święte”.
37
Warto chyba w tym miejscu wspomnieć, że w historii Kościoła było czymś naturalnym, iż w świątyniach
umieszczano największe arcydzieła sztuki – najcenniejsze dzieła największych mistrzów. To jest dla nas oczywiste; wydaje się jednak już mniej oczywiste, że język,
którego używamy w rozmowie z Bogiem, powinien odpowiadać tym samym standardom. Praca tłumaczy Pisma Świętego pozostaje jakby niezauważona – a przecież to im zawdzięczamy niebywały rozwój wszystkich
języków cywilizowanej Europy począwszy od początku
XVI wieku. Ksiądz Jakub Wujek zrobił dla języka polskiego tyle, co Rej i Kochanowski.
Większość tłumaczy jest jednak nieznana: tzw. tradycyjne tłumaczenia wielu łacińskich pieśni brewiarzowych (jak choćby: Matko Odkupiciela, z niewiast najsławniejsza,
Gwiazdo morska, do nieba ścieżko najprościejsza,
Tyś jest przechodnią bramą do raju wiecznego, Tyś jedyną nadzieją człowieka grzesznego…) są na ogół anonimowe, choć kryją się za nimi często najwięksi artyści
pióra. Mało kto wie przecież, że autorem słów pieśni Kto
się w opiekę odda Panu swemu (w istocie tłumaczenie
psalmu 91) jest sam Jan Kochanowski.
Dlatego proponuję: zgoda, losy kolejnych tłumaczeń Biblii nie zależą od nas, zwykłych wiernych Kościoła. Ale powinniśmy dostrzec, że jest różnica między
arcydziełem dawnego języka polskiego a pojawiającymi się nieraz w Kościele kleconymi naprędce utworami,
pełnymi niezdarnych rymów a nierzadko i błędów gramatycznych… Nauczmy się cenić trud artystów słowa,
czasem nieznanych i zapomnianych – wśród dawnych
pieśni wielkopostnych czy Wielkanocnych kryją się
prawdziwe klejnoty.
Doceńmy to, co już mamy – niekiedy od wieków.
Jerzy Brzozowski
38
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
CIERPIENIE BOGA I CZŁOWIEKA
ROZMOWA JEST LEKARSTWEM
Kiedy rodzice już odejdą,
Wieczorem do mnie przyjdź...
Wtedy najgorzej jest
Gdy w sali już ciemno...
BÓL można zwyciężyć,
Ale samotność jest najgorsza...
Proszę, okaż mi litość
I do mnie wieczorem przyjdź.
Kiedy oddział uśpi się,
Opowiem ci o sobie...
Jak choroba boli – opowiem
I jak bardzo chcę żyć.
Wieczorem przyszedłem.
Świt nas zaskoczył...
Mnie znowu na kiepskie życie,
Jego na spotkanie z Bogiem... (Wieczór)
W minionym wieku w medycynie odnotowano ogromny
postęp, efektem czego jest łatwiejsze ustalanie przyczyn
chorób i wskazanie sposobów ich leczenia. Jednak dwie
formy kontaktu z chorym nie straciły pierwotnego znaczenia, są
to: badanie palpacyjne, poprzez dotyk ciała, i rozmowa. Mowa
wyróżnia człowieka
spośród wszystkich
istot żywych. Zwierzęta mogą wydawać
głos, czasami nawet
wypowiadać poszczególne słowa, lecz nie
potrafią mówić tak,
jak człowiek. Obok
postawy ciała, gestów
i wyrazu twarzy charakterystyczny dla człowieka sposób mówienia decyduje
o nawiązaniu kontaktu z innymi osobami.
Od wieków rozmowa lekarza z pacjentem jest nieodłącznym elementem sztuki leczenia. Postawienie diagnozy bez możliwości rozmowy z pacjentem i osobami,
które go znają, jest bardzo utrudnione, a w niektórych
wypadkach niemożliwe. Rozmowa z chorym jest nie
tylko źródłem informacji o jego chorobie i sytuacji życiowej, lecz także jest w niej ukryta moc terapeutyczna. Głos rozmówcy, a także treść wypowiadanych słów,
może oddziaływać przyjemnie lub nieprzyjemnie, uspokajająco lub denerwująco, może ucieszyć lub zasmucić.
Wiele dolegliwości psychosomatycznych można zmniejszyć lub w ogóle zlikwidować poprzez życzliwą rozmowę, która rozładowuje napięcie psychiczne.
Te pierwsze słowa, jeśli są proste, zrozumiałe, dostosowane do wieku, poziomu wykształcenia i pochodzenia pacjenta, mogą w nim wzbudzić zaufanie i przynieść
ulgę. Język szorstki, niedopasowany do potrzeb chorego,
bogaty w niezrozumiałą terminologię medyczną, często
niepokoi, a nawet utrudnia zrozumienie tego, co pragnie
przekazać lekarz.
Rozmowa z chorym jest nie tylko przywilejem lekarza, ale obowiązkiem całego zespołu opieki medycznej i wszystkich mających kontakt z chorym. Oczywiście zespół leczący (lekarze, pielęgniarki, psycholodzy,
kapelani) rozmowę traktują profesjonalnie. Rodzina
chorego i odwiedzający nie mają tego obciążenia psychicznego, dlatego rozmawiają z pacjentem z potrzeby
serca. Sytuacja stałaby się idealna, gdyby
zawodowa umiejętność rozmowy była
połączona z życzliwością, a jeszcze
lepiej z miłością do
człowieka cierpiącego.
Rozmowa z pacjentem może mieć
charakter
bezosobowy, pozbawiony
uczuć i ograniczać
się tylko do uzyskania potrzebnych
informacji. Lekarz
może narzucać choremu swój sposób widzenia i traktować go przedmiotowo. Takie postępowanie określane
jest jako paternalistyczne. W istocie jest to ograniczenie wolności człowieka dla powodów mających na celu
wyłącznie jego dobro. Praktyczny zakres stosowania
zasady paternalistycznej jest krytykowany. Przez wie-
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
ki obowiązujący model stosunku lekarza do pacjenta
akcentuje wielki autorytet lekarza, przy biernym podporządkowaniu się pacjenta. W środowisku lekarskim
istnieje przekonanie, że taki charakter stosunków między lekarzem a pacjentem nie jest właściwy. Leczenie posiada liczne aspekty psychologiczne i moralne
i nie ogranicza się wyłącznie do poprawy funkcji organizmu. Niedopuszczalne jest wyłączenie pacjenta ze
współdecydowania właśnie tam, gdzie chodzi o sprawy
jego życia i zdrowia.
Rozmowa może stać się dialogiem dwóch osób,
które mają równe prawa. Monolog, choćby najciekawszy, jest tego zaprzeczeniem i rzadko kiedy przynosi
terapeutyczny efekt. W rozmowie z chorym powinna
być zachowana równowaga pomiędzy przekazem informacji a umiejętnością słuchania. Gdy lekarz czuje,
że pacjent waha się z udzieleniem odpowiedzi, szukając w pamięci odpowiedniego słownictwa, to powinien
pomóc mu, sugerując odpowiednie określenia. Dotyczy
to szczególnie tematów mogących wywołać zakłopotanie. Podpowiedzenie prostych wyrażeń, w tak otwarty sposób, znacznie ułatwia komunikację. Prawdziwa
rozmowa jest długim procesem, w trakcie którego obie
strony nabierają do siebie zaufania i próbują odsłonić
swoje tajemnice. Nie można wymagać od chorego, aby
39
w rozmowie zaufał bez zastrzeżeń, jeśli lekarz sam nie
jest szczery. Jest to problem niełatwy do prostego rozwiązania.
W trakcie rozmowy lekarz nie jest tylko biernym
odbiorcą informacji przekazywanych przez pacjenta,
lecz słucha go aktywnie, używając przy tym mowy ciała. Ważną rolę odgrywa tutaj pozycja, w jakiej lekarz
słucha chorego. Jeśli stoi nad jego łóżkiem i unika kontaktu wzrokowego, to bardzo trudno będzie mu wzbudzić zaufanie. Taka postawa sugeruje pacjentowi, że
przyszedł do niego ktoś nieprzystępny i bardzo ważny,
od kogo zależy jego zdrowie i życie. A z osobą ważną
nie można porozmawiać serdecznie. Studenci i lekarze
mało doświadczeni, po wejściu do sali chorego terminalnie, nie potrafią ukryć swoich przeżyć i opanować
napięcia psychicznego. Po krótkiej rozmowie podejmują próbę wycofania się, co jest łatwo zauważone przez
pacjentów. Antoni Kępiński wyjaśnia, że: „Rytuał stosunku chory – lekarz przewiduje dla roli lekarza postawę opanowaną, tolerancyjną, życzliwą, dominującą,
z poczuciem pewności siebie i wiary w autorytet wiedzy, a dla chorego – postawę uległą (wiary w autorytet
lekarza i instytucji, którą on reprezentuje, tj. medycyny), w zamian za co daje mu dużą swobodę w ekspresji
swych uczuć (bólu, lęku, niepewności)”.
SŁOWA ZADAJĄCE BÓL
„Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi
bracia, bo wiecie, iż tym bardziej surowy czeka nas sąd.
Wszyscy bowiem często upadamy. Jeśli ktoś nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać
w ryzach także całe ciało” (Jk 3,1-2). Ten fragment tekstu
wyjęty z Listu św. Jakuba
Apostoła niech stanie się
pretekstem do rozważań
na temat terapeutycznej,
jak i niszczącej siły słów
wypowiadanych wobec
nas i innych ludzi.
Kiedy człowiek trafia pierwszy raz do szpitala (zakładu opiekuńczego), zawsze znajdzie
kogoś „życzliwego”, kto
jest gotowy wprowadzić go w ten nieznany dla niego
świat. Często jednak „społeczny informator” nie jest
kompetentny i nie przyczynia się do przekazania rzetelnej wiedzy o tym, co może spotkać nowego pacjenta, tak
ze strony służby zdrowia, jak i innych chorych.
„Informator” ma dobre chęci i chce choremu pomóc (nie wolno go posądzać o złą wolę, to zdarza się
wyjątkowo rzadko). Przekazuje więc wszystkie dostępne mu dane (bez żadnych ograniczeń), jakie uzyskał od
personelu szpitala o swojej chorobie, a także te – podsłuchane, niepełne i nie
sprawdzone – o innych
pacjentach. On koncentruje się zwłaszcza na
złych wiadomościach:
„Wie pani, wszyscy z tą
chorobą źle skończyli,
a ci co wyzdrowieli, są
inwalidami [...]. W ostatnim czasie tak wielu pacjentów na naszym oddziale zmarło”. Wymienia ich po imieniu i nazwisku, robiąc w ten sposób swoisty „apel poległych”. Słuchacz, choć nie zdradza się, ma
już wszystkiego dosyć. Jedynym jego pragnieniem jest
ucieczka do domu. W tym przekonaniu utwierdzają go
niektóre spostrzeżenia: przypadkowo widział podłużny
40
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
wózek na kółkach z obłym, zawiniętym w prześcieradło
„ładunkiem”, który pchały dwie salowe – pomyślał – to
z pewnością zwłoki wywożą, a w rzeczywistości była to
np. brudna bielizna...
„Informator” kontynuuje ten „fachowy dialog”:
„Niech pani będzie przygotowana na badania, którym
panią poddadzą...” (wymienia tutaj wszystkie, jakie
są możliwe do wykonania w tym szpitalu, włącznie
z tymi najbardziej przykrymi dla pacjenta). Po takim
przygotowaniu nowy pacjent jest już ciężko chory
z powodu wiadomości, a co dopiero mówić o jego dolegliwościach. To jednak nie koniec życzliwości „informatora”.
Następne negatywne dane dotyczą lekarzy, pielęgniarek, salowych, innych pacjentów. Te „ploteczki”
zabójcze są dla zachowania prawidłowych relacji: pacjent – pracownicy szpitala. Załóżmy, że jakaś część
z nich jest prawdziwa, choć niekoniecznie, to opisane
postępowanie pracowników nie musi się powtórzyć
w stosunku do nowego pacjenta (istnieje przecież coś takiego, jak autorefleksja i chęć poprawy).
Biały personel nie jest wolny od wad charakteru, tak jak wszyscy ludzie, więc dodatkowe straszenie i wyolbrzymianie nie przyczyni
się do niczego dobrego – przeciwnie, zniszczy
zaufanie, które jest tak ważne w przebiegu leczenia. Rodzina pacjenta „wyposażona” w taki
arsenał informacji, będzie przed każdymi odwiedzinami przeżywać negatywne uczucia
(niechęci, a nawet strachu przed szpitalem).
Aby dopełnić miary zła, „informator” powinien jeszcze obowiązkowo dopowiedzieć:
„Rozumie pani, sytuacja finansowa szpitala jest
krytyczna, ciągle protesty, kłopoty z pozyskaniem sprzętu i środków leczniczych... Tutaj nic
się nie załatwi bez pieniędzy!”
To zjawisko nadużywania słownej informacji (grzechy języka) oczywiście nie jest
wadą zastrzeżoną tylko dla chorych i pracowników służby zdrowia – z tym mają kłopoty
wszyscy... Wada ta w środowisku ludzi zdrowych może nie wywołuje tak zdecydowanie
przykrych konsekwencji dla ducha i ciała, jak
wśród chorych. Kiedy organizm jest osłabiony, nie wolno człowieka narażać na dodatkowe
stresy. Nie powinno się go obciążać ponad jego
możliwości fizyczne i psychiczne, choćby to
była nawet prawda, bo można mu zaszkodzić, a nawet
pośrednio przyczynić się do jego śmierci...
Ujmując to zjawisko szerzej, można zauważyć, że
w naszym społeczeństwie jest dziwna niefrasobliwość
w wypowiadaniu sądów i opinii o innych ludziach.
W wyjątkowych sytuacjach jest ktoś pociągany za to
do odpowiedzialności, a jeśli już, to karany jest symbolicznie.
Słowo może zabić, może i uleczyć. Jeżeli pacjent
przyjęty zostanie do szpitala i w sposób kompetentny
poinformowany o swojej chorobie, o trudnościach, które
mogą go spotkać, o relacjach międzyosobowych, zwyczajach tam panujących, to jest to fundament, na którym
można budować dialog i wzajemne zaufanie.
Służba zdrowia stara się (choć ciągle są z tym jeszcze kłopoty), jak najwięcej rozmawiać z pacjentami i ich
opiekunami. I taka postawa jest jedynym lekarstwem na
niedoinformowanie, a także błędne informowanie, które
budzi strach.
Notka o autorze:
Ks. Lucjan Szczepaniak SCJ, lekarz, teolog, kapelan Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, duszpasterz
chorych dzieci, związany z ZHR, otrzymał Order Uśmiechu, autor publikacji naukowych z zakresu deontologii medycznej
i etyki lekarskiej, poeta.
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
41
POEZJE
W ogrodzie Getsemani
Szukam cię
Wieczorami najchętniej przebywam
W Ogrodzie Oliwnym Getsemani,
Gdzie pachnie oliwkg i ziołami.
Klękam nieopodal na wilgotnej ziemi
I patrzę na Ciebie, rozmawiającego z Ojcem.
Cicho tu tak...
Tylko wiatr szumi pomiędzy drzewami,
A zapóźniony ptak kończy pospiesznie swoje trele,
Parzę na Twą jasną postać pokornie pochyloną nad ziemią,
Z twarzą ukrytą w spracowanych dłoniach
I słucham Twojej modlitwy...
Twojej walki z ludzkim lękiem...
Wtedy mam odwagę opowiadać Ci, co mnie boli.
O tym, że nie mam już sit udawać,
Bo nic się nie zmienia pomimo upływu lat,
A moja nadzieja przygasa powoli
Niczym knot kończącej się świeczki.
O kolejnej przegranej potyczce z codziennością.
O kimś, kto wydawał się przyjacielem,
A okazał się wrogiem.
O mojej wielkiej, niespełnionej miłości,
Bo tak naprawdę nigdy niezaczętej.
O żalu za minioną młodością
I straszliwym lęku przed nieznaną śmiercią...
A Ty, zanurzony w swoim olbrzymim cierpieniu,
Podnosisz ku mnie swój miłosierny wzrok
I mówisz z łagodnym szeptem:
„Nie bój się! Ja jestem z tobą!
Szukam Cię wszędzie, ciągle i na nowo.
Kto wskaże mi ścieżkę prowadzącą do Ciebie?
Gdzie Ty jesteś, Tajemniczy mój?
Czy odpoczywasz, zamknięty za drzwiami
Twojego cichego, złotego mieszkania?
Czy może gnany niepokojem,
Poszedłeś na wojnę przedyskutować z walczącymi,
Czy lepiej w życiu „mieć” czy „być”?
A może wspiąłeś się na któryś ze szczytów
I czekasz aż zacznę iść za Tobą
Pomimo mojego lęku wysokości,
Nie zważając na umykające spod stóp kamyki?
A może schowałeś się w ogrodzie,
Pomiędzy krzakami dzikiego bzu?
I cieszysz się, że tam Cię odnajdę,
Zwabiona jego intensywnym zapachem?
A może przykucnąłeś w czerwieni malin,
Licząc na to, że rozpoznam Cię po ich orzeźwiającym smaku?
Bo przecież Ty je stworzyłeś.
Tyle już razy wydawało mi się, że Cię dostrzegam
W kropelkach rannej rosy na trawie,
W gęstwinach korony wysokiego drzewa
Czy też w pierwszym, ciepłym promieniu słońca.
Zatrzymałam się na chwilę zmęczona tym bieganiem.
I wówczas przyszedłeś do mnie Ty...
Usłyszałam Cię w łagodnej muzyce wiatru...
Zobaczyłam Twój cień na drodze, połączony z moim...
Poczułam...
Notka o autorce:
Elżbieta Boduch (1961-2015), poetka, chora na zanik mięśni, w tomiku „Twarze” odsłania wewnętrzne zmagania z chorobą,
ukazuje sens dni przeżytych w poszukiwaniu Boga i dobra w napotkanych osobach, zgłębia tajemnice ważnych aspektów życia.
Czytelniku, może Ty także tworzysz poezje. Ten kącik jest dla Ciebie.
Zapraszamy Cię do zamieszczania w nim własnych wierszy.
42
Okruchy św. Wojciecha – Wielkanoc 2016
DROGIE DZIECI, NASI NAJMŁODSI PARAFIANIE!
Czy wiecie, co to takiego Ogród Biblijny? Ja, przyznam
szczerze, jeszcze do ubiegłego roku, nie miałam pojęcie, że takie ogrody istnieją, aż do pewnego wiosennego
dnia, kiedy znalazłam się w miejscowości Proszowice,
oddalonej o jakieś 35 km od Krakowa. Na jednej z ulic,
zobaczyłam znak, kierujący do Ogrodu Biblijnego. Zaciekawiona udałam się tam i... jak Alicja z krainy czarów, znalazłam się w innym świecie. Chwilę stałam
oczarowana, widząc to, co otwiera się przede mną.
Ogrody Biblijne (w Polsce jest ich kilka), są miejscem szczególnego spotkania Boga z człowiekiem
i człowieka z Bogiem w Jego Słowie, obrazach biblijnych i biblijnej roślinności.
Proszowicki Ogród Biblijny nie jest duży, ale nawet
niewielką przestrzeń udało się zagospodarować tak, aby
przypominała świat, jaki znamy z opisów biblijnych.
Teren Ogrodu podzielony jest na małe, ale niezwykle zróżnicowane poletka. Są tu grządki szafranów, lilii i wielu innych kwiatów, o których wspomina Pismo
Święte. Obok zobaczymy mini pustynię, gorące piaski
sąsiadują z zielonym ogrodem, gdzie rosną figi, daktyle, melony, gorczyca, len i kolendra. Z innej strony jest
ogród oliwny i winnica. Nie zabrakło tu łanów pszenicy i jęczmienia. Są platany i cytrusy oraz wiele innych
drzew typowych dla okolic Izraela, Jordanii, Egiptu. Na
wielkich kamiennych tablicach umieszczone zostały cytaty z Biblii, dlatego Ogród Biblijny najlepiej zwiedzać
właśnie z Biblią w ręku.
Interesujące w ogrodzie biblijnym są również wody.
Przez środek płynie rzeka Jordan, jest też Morze Czer-
wone, które rozstępuje się przed przechodniami. Opodal
– rodzaj fontanny – to studnia Jakuba, przy której Jezus
rozmawiał z Samarytanką. I wiele, wiele innych symboli, których nie opiszę, gdyż mam nadzieję zachęcić Was
do wyjątkowej wycieczki.
Do odwiedzenia Ogrodu biblijnego zachęcam Was
szczególnie wiosną lub latem, gdyż niektóre rośliny
mogą być eksponowane, kiedy temperatura na zewnątrz
jest już odpowiednio wysoka. Natomiast to, co tam zobaczycie na długo pozostanie w Waszej pamięci, a przede
wszystkim pozwali lepiej zrozumieć Wam przesłanie
nauki Jezusowej. Ogrody biblijne nazywa się niekiedy
piątą Ewangelią dla podkreślenia ich roli w poznawaniu
nauki Jezusa.
Anna Stawowiak
Okruchy św. Wojciecha
Wydawca: Parafia św. Wojciecha, ul. Św. Wojciecha 4, 30-134 Kraków, tel. 12 636 73 69
Zapraszamy do współtworzenia naszego pisma. Kontakt: ks. Wojciech Mozdyniewicz
Informujemy, że redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania zmian i skrótów
oraz nie bierze odpowiedzialności za treść nadesłanych artykułów
PARAFIALNA PIELGRZYMKA
DO SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
I CENTRUM ŚW. JANA PAWŁA II W ŁAGIEWNIKACH
PARAFIALNA PIELGRZYMKA
DO SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
I CENTRUM ŚW. JANA PAWŁA II W ŁAGIEWNIKACH

Podobne dokumenty