Polska wschodzącą gwiazdą edukacji
Transkrypt
Polska wschodzącą gwiazdą edukacji
Biznes 12 czerwca 2012 ostatnia aktualizacja godzina 23:02 czasu GMT Polska wschodzącą gwiazdą edukacji Bill Hicks, BBC Gospodarka oparta na wiedzy Oczy piłkarskiego świata skierowane są na Polskę, współgospodarza turnieju Euro 2012. Ale kraj ten cieszy się międzynarodowym uznaniem ze względu na wygraną w innej lidze. Polska stała się bowiem jedną ze wschodzących gwiazd w dziedzinie edukacji. Wśród państw byłego bloku komunistycznego w Europie Środkowo-Wschodniej Polska osiągnęła największy sukces w zakresie edukacji w wyniku wprowadzonych pod koniec lat dziewięćdziesiątych reform. Polska uzyskała również dużo lepsze od innych efekty w tak trudnym obszarze reformy edukacyjnej, jakim jest wyrównywanie szans. Szkołom w Polsce, bardziej niż innym, udaje się zmniejszyć różnice pomiędzy słabymi a dobrymi uczniami, pomiędzy uczniami utalentowanymi a mającymi trudności edukacyjne. Żadne inne państwo europejskie w dziedzinie edukacji nie pięło się w górę tak konsekwentnie jak naród, w którego państwie dopiero co ustąpiła panująca przez dziesięciolecia władza totalitarna i zakończyły się ogromne problemy ekonomiczne. Więcej za mniej Najnowsze wyniki testów przeprowadzonych w ramach realizowanego przez OECD Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów (ang. Programme for International Student Assessment, PISA) pokazały, iż Polska zajęła 14. miejsce w dziedzinie umiejętności czytania i interpretacji, przed takimi państwami jak USA, Szwecja, Francja i Niemcy, zostawiając również daleko w tyle Wielką Brytanię, która uplasowała się na miejscu 25. Chociaż uwaga mediów skupia się na niezwykłych wynikach państw zajmujących czołowe miejsca w rankingu PISA, takich jak Chiny (Szanghaj) czy Korea Południowa, być może właśnie Polska jest w stanie zaoferować ciekawszą lekcję gospodarkom Europy Zachodniej borykającym się z trudnościami postindustrialnymi. Z czym więc Polska radzi sobie tak dobrze? OECD wskazuje, że reformy przeprowadzone w Polsce podniosły wyniki do tego samego poziomu co w USA i Norwegii, lub nawet wyższego, „mimo że w stosunku do tych państw ponosi mniejsze o ponad połowę wydatki na edukację”. Ale jeśli zasypywanie szkół pieniędzmi nie jest rozwiązaniem, to co nim jest? Dr Michał Federowicz, dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych w Warszawie, bada podstawy sukcesu od mrocznych czasów stanu wojennego wprowadzonego po zakończeniu tzw. „karnawału Solidarności” w roku 1981, kiedy to, jak ujął, „zduszono ludzi wykształconych”. Twierdzi on, że przez większość część lat 80. Polska odwracała się od edukacji - tak więc w momencie, gdy w końcu w roku 1990 roku przywrócono w kraju demokrację, oswobodzono jednocześnie masowy apetyt na zmiany w życiu gospodarczym i kulturalnym. To wkrótce przełożyło się na zapotrzebowanie na lepszą edukację. Sowieckie programy nauczania Pierwsze reformy wprowadzane na początku lat 90. skoncentrowały się na usunięciu treści ideologicznych z wzorowanych na sowieckich programów nauczania. Ale głębsze zmiany strukturalne zaakceptowano dopiero, wprowadzając ustawę o oświacie w roku 1999. Ustawa ta wprowadzała radykalne zmiany. Szkołę podstawową w Polsce skrócono z ośmiu do sześciu lat, wprowadzając jednocześnie nowe trzyletnie gimnazja, dla uczniów w wielu 13-16 lat. Dało to wszystkim uczniom tak istotny, dodatkowy rok przed podjęciem decyzji o wyborze dalszej ścieżki edukacyjnej lub kształcenia zawodowego. „Wolą polityczną było osiągnięcie znaczących zmian w jakości edukacji i innych sfer usług publicznych”, mówi dr Federowicz. „Jednakże zmiany te nie były możliwe bez całościowych reform struktury samego samorządu, dzięki czemu osiągnięto większy poziom lokalnej autonomii.” Były wiceminister edukacji i szkolnictwa wyższego w Polsce, profesor Zbigniew Marciniak, wskazuje na czynniki spoza nakazów politycznych i gospodarczych. „Stoi za tym duch ludzi. Wysiłek, jaki rodzice i rodziny włożyły w kształcenie dzieci w szkole.... Społeczeństwo zrobiło to za nas, my tylko stworzyliśmy odpowiednie ku temu warunki." Mimo, że tak istotne było zdecentralizowanie procesu decyzyjnego, konieczna była rządowa interwencja na uboższych obszarach wiejskich, a także przy tworzeniu jednolitych w całym kraju egzaminów i szkoleniu nauczycieli. „Skala problemu” Polska korzysta z badania PISA od roku 2000 w celu podniesienia swojej pozycji. „Wiedzieliśmy o naszych problemach - ale pierwsze badanie PISA pokazało nam ich skalę”, mówi profesor Marciniak. Pomogło ono ujawnić jedno z największych niepowodzeń starego systemu – „Syndrom Ósmej Klasy”, w wyniku którego połowa populacji szkolnej rezygnowała z nauki akademickiej w wieku 15 lat. „Badanie PISA wykazało, że ogromna liczba tych dzieciaków zapominała to wszystko, czego nauczyła się w szkole podstawowej... A najbardziej dramatyczny był fakt, że nie mogły dalej się uczyć”. Kolejna runda badań PISA wykonana w 2003 roku zbiegła się z ukończeniem przez pierwszy rocznik trzyletniego cyklu gimnazjalnego. „Uzyskaliśmy ogromną poprawę” dodaje profesor Marciniak. „Nie przeceniając sytuacji, zaczynaliśmy od bardzo niskiego poziomu, jednak decyzja o wymieszaniu słabszych dzieci z pozostałymi, i umożliwienie im kontynuowania ogólnej nauki zaczęło działać, a efekty były zaskakujące. Ale bardzo dla nas pozytywne”. Słabsi uczniowie radzili sobie lepiej, podobnie jak i ci lepsi. Egzaminy pod lupą Zmiana szkoły w wieku 12–13 lat dała również dzieciom szansę na nowy początek, ucieczkę od piętna wcześniejszych niepowodzeń. Stworzenie 7000 nowych gimnazjów przyczyniło się również do podniesienia poziomu przygotowania samych nauczycieli. „Nauczyciele włożyli ogromny wysiłek, aby pokazać, że są odpowiednio przygotowani do nauczania w tych szkołach. Mieli aspiracje, a to miało dużo większe znaczenie niż samo szkolenie" twierdzi profesor Marciniak. Zmianom strukturalnym towarzyszyła reforma programów nauczania i egzaminowania. Nowe podstawy programowe są cały czas doskonalone, podobnie jak uprawniający do przyjęcia na studia egzamin maturalny. Jednocześnie nastąpił ogromny wzrost liczby młodych ludzi decydujących się na podjęcie studiów. Pomimo spadającego przyrostu naturalnego Polska ma obecnie pięć razy więcej studentów niż miała w roku 1999. Oznacza to, że system edukacji wyższej musiał przejść zmiany, aby dostosować się do napływu studentów o bardzo zróżnicowanym poziomie, nie tylko tych najlepiej przygotowanych do podjęcia studiów. Gwałtowny wzrost Jako profesor matematyki, profesor Marciniak przyznaje, jak bardzo „rozpieszczeni” w przeszłości byli nauczyciele akademiccy. „Przyjmowaliśmy wyłącznie 10% najbardziej uzdolnionych. W takiej sytuacji mogliśmy naprawdę uważać, że wszyscy nasi studenci byli odpowiednio przygotowani, aby towarzyszyć nam w badaniach, a wszystkie nasze kierunki studiów prowadzono w ten sposób” przyznaje profesor Marciniak. Przy gwałtownie zwiększającej się liczbie studentów, uczelnie wyższe poproszono o zreformowanie oferty programowej. „Jedynym obszarem, na jaki państwo ma wpływ, oprócz finansowania, to stworzenie systemu akredytacji, który pokazałby, co szkoła obiecuje studentom? Jak możecie opisać prawdziwy efekt nauczania? Reszta pozostaje w rękach szkół”. Choć temperatura związana z reformami obecnie w pewnym stopniu opadła, wciąż wprowadzane są pewne zmiany. Jednym z największych osiągnięć według dr Federowicza jest sukces decentralizacji szkolnictwa. „Udowodniliśmy, że samorząd może wziąć na siebie odpowiedzialność za edukację”, mówi. Na przykład, rząd finansuje Program „Cyfrowa Szkoła”, zgodnie z którym dzieci w 380 szkołach otrzymają bezpłatne podręczniki elektroniczne. Program, entuzjastycznie przyjęty przez zwolenników, powstał w wyniku porozumienia rządu, wydawców i innych partnerów. Profesor Marciniak czeka na kolejne wyniki badania PISA, które, jego zdaniem, pokażą dalsze umacnianie się pozycji Polski. Jak bardzo? „Trudno przewidzieć, bo zmiana programu nauczania na taką skalę to jak pchanie autobusu zanim ruszy, trzeba się solidnie napracować”. „Ale dzieje się coś dobrego - pokazują to nasze krajowe egzaminy, mam nadzieję, że pokażą to również badania PISA w tym roku. Jeśli nie, to z pewnością za trzy lata. Wtedy na pewno nadejdzie czas zbierania plonów”.