Na księdza i tętniaka

Transkrypt

Na księdza i tętniaka
SKARB PAŃSTWA STRACIŁ 15.955.000 ZŁ, BO...
MAREK POL KUPIŁ PAŁAC
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 7 (206) 19 LUTEGO 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 9
S
anktuaria bywają pod wezwaniem świętych mężów i niewiast. Nierzadko zwykłych zjadaczy chleba – dziewic, mnichów, kapucynów
i innego barachła. Czy NASZ PAPIEŻ jest od nich gorszy albo mniej zasłużony? Ten, który w pocie czoła zastępuje Boga na ziemi? Bzdura! Co
więcej – inni, pomniejsi święci, by otrzymać na własność sanktuarium,
muszą wykazać się co najmniej paroma cudami. ON nie musi. Ot, wystarczy, że gdzieś postawi swoją stopę, i już...
Pamiętacie gospodarską wizytę Papy w chłopskiej chacie na Mazurach
w 1999 roku? Jak myślicie, co tam teraz powstaje...?
Ü Str. 10, 11
Na księdza i tętniaka
Dla prawicowego polityka istnieją dwie kategorie aferzystów: swoi,
których chroni aż do moralnego dna,
oraz reszta – to cała lewicowa hołota, godna natychmiastowego rozstrzelania. Tak oto rządzi sobie na
Podlasiu katolicka frakcja PiS. Chronią oszusta, bo szczodry dla nich jest
nadzwyczaj...
Ü Str. 3
Prąd w starożytności
Dlaczego w egipskich piramidach i grobowcach ściany nie są okopcone? Takie ślady, obecne w innych miejscach świata, powinny zostawić po sobie pochodnie, którymi w starożytności rozjaśniano wnętrza budowli. Odkrycie w egipskiej Denderze płaskorzeźby przypominającej urządzenie elektryczne każe się zastanowić nad nieprawdopodobną na pozór tezą, że kapłani Egiptu znali
prąd... Ku takiej interpretacji skłaniają się przynajmniej
niektórzy inżynierowie i naukowcy.
Ü Str. 14, 15
2
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
POLSKA Wiele emocji budzi sukces zatrudniającego 4 osoby „zakładu zbrojeniowego” Ostrowski Arms (prowadzi sklep z bronią
w Warszawie...), który w ramach amerykańskiego konsorcjum Nour wygrał przetarg na sprzedaż broni dla armii irackiej. Firma, nie
mając nawet pozwolenia na międzynarodowy handel bronią, wyeliminowała doświadczony i wspierany przez państwo Bumar. Firmę
Ostrowskiego miały wskazać Amerykanom polskie wojskowe służby specjalne, czemu jednak te ostatnie gorliwie zaprzeczają.
A w ramach offsetu za samoloty F-16 jankesi mogą na przykład prom kosmiczny na Wenus zamówić u... górali produkujących oscypki.
Po ubiegłym roku zwanym „rokiem afer” bieżący lepiej się dla
SLD nie zapowiada. Trzech byłych i obecnych posłów Sojuszu
– Henryka Długosza, Zbigniewa Sobotkę i Andrzeja Jagiełłę – czeka proces za udział w aferze starachowickiej, a szefowi SLD na
Pomorzu, Jerzemu Jędykiewiczowi, prokuratura ma postawić zarzut prania pieniędzy w kościelnej spółce Stella Maris („FiM”
11/2003). Jędykiewicz, ostatni PRL-owski wojewoda gdański, miał
przepuścić przez firmę podległą arcybiskupowi Gocłowskiemu
2 mln złotych. Baron SLD na początku lat 90. miał sądowy zakaz
sprawowania funkcji publicznych. Powyższe okoliczności sprawiły,
że kilku posłów SLD wystąpiło do Millera, aby zdymisjonował ministra sprawiedliwości Kurczuka, ponieważ ten nie dość dobrze
chroni partyjnych kolegów przed wymiarem sprawiedliwości...
SdRP broniło kiedyś do końca Ireneusza Sekuły, który miał
trafić do więzienia po swoim trupie i... nie trafił.
Przed Samoobroną stoją zgoła inne dylematy. Przewodniczący Lepper nakłonił posłankę Renatę Beger do rezygnacji z udziału w rozbieranej sesji zdjęciowej, jaką zaproponował jej „Super Express”.
Popuśćmy wodze fantazji: na owsie, obok konia, na koniu, pod...
Do polityki wkracza żona przyszłego premiera – Jana Władysława
Marii Rokity – Nella Arnold-Rokita. Rokicia małżonka została
właśnie wybrana na przewodniczącą polskiej sekcji Europejskiej Unii
Kobiet, związanej z PO. Problem w tym, że zdaniem wielu działaczek (w tym Marty Fogel), Rokitowa żona awansowała nielegalnie.
Nella chce też kandydować do Parlamentu Europejskiego.
Po dynastii Kwaśniewskich – klan Rokitów?
Jan Dworak (członek PO), nowy szef TVP, rozpoczął nagonkę na
dziennikarzy podejrzewanych o sprzyjanie SLD. W pierwszej kolejności mają wylecieć: szef TAI Janusz Pieńkowski i szef Wiadomości Piotr Sławiński (ten od papieża jako lidera Watykanu). Mówi się także o powrocie do publicznej TV byłego prezentera TVN
Tomasza Lisa (wyrzuconego za politykierstwo i nielojalność, związanego z PO, znanego z napastliwości wobec TVP...) i „nabyciu”
Moniki Olejnik – oboje nie są lewicy przychylni.
No, to mamy prawdziwie „niezależną telewizję publiczną”. Zatęsknimy jeszcze za Kwiatkowskim, Czarzastym, Jakubowską...
Podczas wspólnego posiedzenia senackich Komisji: Polityki Społecznej i Zdrowia oraz Ustawodawstwa i Praworządności odbyło
się pierwsze czytanie projektu ustawy o rejestrowanych związkach
partnerskich, autorstwa senator Marii Szyszkowskiej. Prawicowi senatorzy (Teresa Liszcz i Anna Kurska) domagali się natychmiastowego odrzucenia projektu jako „sprzecznego z tradycją i obyczajowością”, ale 2/3 senatorów odrzuciło ten wniosek i skierowało
ustawę do dalszych prac.
Teraz zapewne nastąpi ruch Kościoła...
POLSKA/UE Być może od 1 maja do krajów UE będziemy wyjeżdżali na dowody osobiste, bez paszportów. Taką przynajmniej
ustawę przygotowuje nasz rząd.
Który w tej sprawie ma akurat tyle do powiedzenia, co Żydzi za
okupacji.
UNIA EUROPEJSKA Komisja Europejska sprzeciwia się żądaniom Francji i Niemiec, by ograniczyć wspólny budżet (obecnie stanowi – teoretycznie – 1,27 proc. sumy produktów narodowych brutto). Jeżeli obecny pułap zostanie utrzymany, to w latach 2007–2013
Polska może liczyć na pomoc w wysokości 75 mld euro netto (po
odjęciu naszych składek).
To na razie założenia i obietnice. Tak jak otwarcie rynków pracy...
WATYKAN... wreszcie coś komuś da! Poczta watykańska chce
sprzedać serię znaczków na rzecz budowy w Kenii wioski dla osieroconych dzieci, których rodzice zmarli na AIDS. Jest to zapewne
odpowiedź na ataki niektórych afrykańskich polityków, którzy nazwali Kościół papieski „głównym sprzymierzeńcem AIDS”.
To jest nowy rodzaj miłosierdzia – miłosierdzie cyniczne.
FRANCJA Francuska Izba Deputowanych (odpowiednik Sejmu)
głosami większości parlamentarzystów zarówno lewicowych, jak i prawicowych, przyjęła rządowy projekt zakazujący noszenia widocznych
znaków religijnych przez uczniów i nauczycieli szkół publicznych.
Wszyscy niezadowoleni mogą po 1 maja przenieść się do szkół
w Polsce.
HISZPANIA Powszechne oburzenie społeczne wywołał ostatni dokument episkopatu, który za „przemoc wobec kobiet, gwałty, wykorzystywanie seksualne” obwinił polityków i media. To właśnie te
dwie grupy miałyby uczynić z Hiszpanii „kraj pogański i postchrześcijański”. Tezy dokumentu odrzuciły wszystkie znaczące
partie polityczne, włącznie z rządzącą katolicką prawicą.
Po skandalach seksualnych kler bije się w piersi – cudze.
IRLANDIA Rząd chce utrzymać obowiązujący od 40 lat zakaz reklamowania w radiu i telewizji wierzeń religijnych i rozciągnąć go na reklamę partii politycznych oraz związków zawodowych. A wszystko to
rzekomo w obronie demokracji przed zamożniejszymi środowiskami.
Czy to aby na pewno troska o demokrację, czy może raczej ochrona katolickiego monopolu?
Para w gwizdek
J
a – Roman Kotliński, Jonasz – jestem wyrzutkiem, człowiekiem bez honoru, wyrachowanym, cynicznym dupkiem. Dlaczego? Dlatego, że nie mam zamiaru zrezygnować
z redagowania i wydawania „Faktów i Mitów”, gazety, która co tydzień „dowala” Kościołowi kat. Ta moja decyzja ma
charakter antyspołeczny i antypolski, podobnie zresztą jak
sam mój szmatławy, antyklerykalny brukowiec. Tfu!
Skąd ten nagły przypływ samokrytyki? Otóż dowiedziałem się właśnie, że więcej niż połowa Polaków badanych
w najnowszym sondażu OBOP-u ufa Kościołowi katolickiemu, który ja z zaciętością i uporem od kilku lat krytykuję.
Obecnie Kościołowi ufa 83 proc. młodzieży, 63 proc.
ankietowanych w wieku 40–49 lat, 88 proc. badanych
powyżej 60. roku życia. Naturalnie, wyższe wykształcenie
nie sprzyja wierze w papieża, ale też wielu „magistrom”
cuda kościelne nie przeszkadzają (65 proc. poparcia dla
Krk). Natomiast dla osób po podstawówce księża są autorytetami niekwestionowanymi – 89 proc. Jeśli dodatkowo ktoś mieszka na wsi (84 proc. zaufania), jest już potencjalnym kandydatem na ministranta.
Spośród miastowych
księżom ufa 53 procent. 48 proc. badanych przez OBOP jest
zdania, że Kościół za
bardzo miesza się do
polityki (w 1994 roku
twierdziło tak aż 71
proc.!), a 41 proc. wyraża z powodu tego
mieszania zadowolenie. Do 8 proc. wzrosła liczba tych, którzy uważają, iż udział
kleru w rządzeniu krajem jest zbyt mały.
Niewątpliwie takie
zdanie ma też wielu
członków i zwolenników SLD, ponieważ 63 procent z nich
zadeklarowało zaufanie do Kościoła katolickiego. To bardzo mało, zważywszy na prokościelną politykę Sojuszu,
zbiorowe nawrócenia wśród jego decydentów oraz fakt, iż
badanie odbyło się już po weryfikacji członków. Polska nie
może niestety poszczycić się silną gospodarką, nowymi
technologiami czy niską przestępczością. Ale są przecież
jeszcze inne kategorie i sfery aktywności. Tak więc mamy
– ex aequo z Maltą i Irlandią – PIERWSZE MIEJSCE NA
ŚWIECIE pod względem deklarowanego udziału w cotygodniowych praktykach religijnych. I to pomimo faktu, że spadło ono niepokojąco z 66,2 proc. w 1990 r. do ok. 55
proc. w roku 2003 (na podst. danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego). Aż dziw bierze, że polska delegacja unijnych negocjatorów, na czele z premierem Leszkiem Millerem, nie podniosła tego ważkiego argumentu za
atrakcyjnością naszego kraju w jakże trudnych negocjacjach przedakcesyjnych w Brukseli. W końcu nikt nigdy
nie wniósł takiego wiana do wspólnej Europy!
Zastanówmy się jednak na poważnie – skąd wzięło się
tak straszne (dosłownie!) poparcie dla Kościoła?
O dziwo, przecież właśnie w ostatnich latach nasiliły
się materialne żądania biskupów i księży: zabrali oni na rzecz
Watykanu tysiące hektarów ziemi; setki budynków, w tym
szpitali, szkół i przedszkoli. Kler umiejętnie – najczęściej pod
pretekstem dobroczynności i edukacji – podczepił się pod
wszelkie formy i sposoby finansowania własnych inwestycji przez państwo polskie. Każdego roku setki milionów złotych z naszych podatków przeznacza budżet centralny
(Fundusz Kościelny, budżety poszczególnych ministerstw,
dotacje spółek z udziałem Skarbu Państwa) oraz budżety
samorządów na: Caritas, kościelne budowy i remonty, prowadzenie komercyjnych domów opieki, świetlic parafialnych, stołówek, szkół, biur doradztwa dla bezrobotnych, poradni antyalkoholowych itp. Jednocześnie podobne inicjatywy świeckie upadają z braku funduszy. Oczywiście, nikt nie
śmie rozliczać urzędników państwa kościelnego, w jaki
sposób wykorzystują społeczny grosz, którego brakuje przecież na każdym kroku. Teoretycznie więc można przyjąć, że
przynajmniej część tych pieniędzy biskupi i proboszczowie
przeznaczają na wspomaganie polskiego przemysłu spirytusowego tudzież upadłych w grzechu niewiast i chłopców. Jako były ksiądz coś na ten temat wiem. W ogóle
przez kilka minionych lat działo się, oj działo... Całkiem niedawno zakończono budowę podniebnych bazylik w Licheniu i krakowskich Łagiewnikach, a także rozpoczęto wiekopomne, z dawna zaniechane dzieło powstania Świątyni
Opatrzności Bożej. Ta ostatnia inicjatywa jest cenna – zwłaszcza w kontekście „niezliczonych łask”, jakie za sprawą katolickiego boga i jego ziemskich tłumaczy spływały na
nasz kraj, czyniąc zeń ziemię mlekiem i miodem płynącą.
Z drugiej jednak strony należy przyznać, że Kościół hierarchiczny faktycznie odpuścił sobie oficjalne zaangażowanie w politykę. Nie popiera już konkretnych partii prawicowych i ich programów. Biskupi wyraźnie zmienili front
i taktykę, co najlepiej widać po tym, jak utemperowali
Maryję na falach Radia.
Teraz inwigilują i wpływają na każdą dziedzinę życia społecznego
o wiele skuteczniej, bo
własnymi kanałami i po
cichu – przez kapelanów wszelkich branż,
a zwłaszcza swoich ludzi (najczęściej z Opus
Dei) obecnych we
wszystkich partiach.
Czerwone berety wyciągnęły wnioski z ostracyzmu społecznego,
z jakim Krk spotykał się
na początku lat 90., kiedy naród wkurzały niekończące się debaty
– na temat aborcji, religii w szkołach, konkordatu – z księżmi w roli wszechwiedzących arbitrów, a najczęściej oskarżycieli. Obecne wysokie notowania watykańscy zawdzięczają też cierpiącemu papieżowi. Znamienne jest to, że niewielu Polakom przeszkadza kościelna ekspansja, choćby właśnie na gruncie szkolnictwa czy tzw. ustawy aborcyjnej; nie denerwuje zapis
o przestrzeganiu wartości chrześcijańskich w mediach publicznych, nie kłuje w oczy i uszy wszechobecność katolickich mediów. Cóż, to chyba naturalne – katolicy po prostu
cieszą się z potęgi swojego Kościoła. Ale dlaczego przechodzą obojętnie wobec grabienia publicznych pieniędzy, plagi
pedofilii, oczywistych błędów doktrynalnych? Racjonalne odpowiedzi mogą być tylko dwie: albo większość polskiego
narodu ufa kłamcom i złodziejom, albo większość ta żyje
w błogiej nieświadomości co do licznych nadużyć kleru. Jest
jeszcze ewentualność kompletnie irracjonalna – ludzie wiedzą, ale i tak ufają, i tak popierają. Zważywszy na to, gdzie
przyszło nam żyć, ja stawiam zdecydowanie na opcję trzecią. Właśnie niedawno miałem okazję jechać pociągiem
z przemiłym łódzkim adwokatem, który poznał mnie ze zdjęcia nad komentarzem, następnie przedstawił się jako wierny czytelnik „FiM” i przez dwie godziny przekonywał (mnie!),
jakie to brednie głosi Kościół papieski. Jednak największe
uznanie miało, w moim mniemaniu, zyskać jego zapewnienie, że nie waha się dyskutować o tym wszystkim z księżmi... podczas swych licznych spowiedzi. Cóż, najwięcej antyklerykałów jest wśród samych katolików – to fakt. Faktem jest jednak i to, że większość Polaków katolików nie
zna prawdy o swoim Kościele, a winne temu są usłużne
względem kleru media. Nawet jeśli sporadycznie relacjonują one jakieś skandale obyczajowe z udziałem duchownych, to utwierdzają tylko ludzi w oczywistej prawdzie, że
każdy człowiek, także ksiądz, jest grzeszny.
Jedynie „Fakty i Mity” prezentują kompleksową i merytoryczną krytykę Kościoła rzymskokatolickiego. I dlatego
właśnie – na przekór większości narodu i dla tegoż narodu
dobra – będę je dalej wydawał.
JONASZ
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
Na Podlasiu karty
rozdaje Prawo i Sprawiedliwość do spółki
z Ligą Polskich Rodzin.
Ostrzegamy:
karty są znaczone!
Nie ma uniwersalnej receptury
na bezkarny przekręt. W tej dziedzinie istnieje regionalna specyfika
i to, co jest skuteczne na Śląsku, niekoniecznie sprawdzi się w innej części Polski.
Będąc dajmy na to bogatym biznesmenem na rozmodlonym Podlasiu, należy zrobić tak: wziąć do układu kilku księży katolickich i do-
GORĄCY TEMAT
„Juvena Grygieńć” szczyciła się
na Podlasiu mianem lidera handlu
kosmetykami, chemią gospodarczą i środkami higieny. Wszystko
szło pięknie aż do jesieni 2001
roku, gdy inspektorzy kontroli
skarbowej dokonali w firmie tzw.
kontroli krzyżowej. Okazało się,
że kilkaset wystawionych „Juvenie” faktur nie zostało zaksięgowanych u kontrahentów. Ci, przyciśnięci przez „skarbówkę”, przyznali się do udziału w oszustwie,
którego mózgiem miał być sam Tadeusz G.
Postanowieniem Sądu
Rejonowego w Suwałkach
biznesmena aresztowano
na 3 miesiące.
gadać się z nimi, że forsę dostaną bez
wychylania nosa z plebanii. Zapewniamy – łykną pomysł jak pelikan.
Następnie trzeba kupić sobie
przyjaźń wpływowego posła. Koniecznie prawicowego, bo na Białostocczyźnie ci z SLD prawie się nie
liczą, i dodać do tego kilka butelek
koniaku (poważnych interesów nie
wolno obgadywać o suchym pysku).
Teraz trzeba przeczytać ten tekst
uważnie, bo szanowany obywatel
Tadeusz G., właściciel patentu oraz
najpotężniejszej w Suwałkach firmy
„Juvena Grygieńć”, nie zechce udzielić korepetycji. Nie podpowie też, jak
załatwić, żeby śledztwo o przestępcze
wyłudzenie prawie miliona złotych
podatku VAT i fałszowanie dokumentów ślimaczyło się – bagatela – grubo ponad 2 lata.
Przed kilkoma dniami prokuratura w Łomży bezterminowo zawiesiła postępowanie karne przeciwko
Tadeuszowi G. Towarzyszyliśmy sprawie przy narodzinach („Najzwyklejszy cud” – „FiM” 30/2002) i wygląda
na to, że wkrótce będziemy świadkami jej pogrzebu.
Z
Zaprawdę, powiadam wam, jakem
Jurgiel: Tadeusz jest niewinny...
złożył w urzędzie skarbowym pokwitowania darowizn na rzecz kilku parafii w Suwałkach i zażądał... zwrotu
prawie pół miliona złotych nadpłaconego podatku. Wybuchł skandal.
Z papierów wynikało, że 500 tys.
zł zainkasował ks. Jerzy Zawadzki,
proboszcz parafii pw. Najświętszego
Serca Pana Jezusa, 350 tys. zł otrzymali salezjanie z kościoła Matki Bożej Miłosierdzia, 100 tys. zł trafiło
do rąk ks. Ryszarda Gwiazdowskiego z konkatedry św. Aleksandra, a 70
tysiącami złotych obdarowany został
pleban z Pawłówki k. Suwałk.
odpowiadać za oszustwo – odgrażali się.
Tak brutalne traktowanie świątobliwych
mężów nie pozostało
bez echa. Po interwencji posła PiS, Jurgiela, śledztwo przeciwko Tadeuszowi G.
przeniesiono do Łomży. „Chociaż większość
świadków mieszka
w Suwałkach, odesłaPrawica prawicą, ale Kwiatkowski też się przyda...
nie akt do Łomży nie
wpłynie na tzw. ekonoFikcyjne darowizny na rzecz kat.
mikę procesową” – przeczytaliśmy
– Sprawa ma charakter rozwojoKościoła (ksiądz inkasuje 10-15 proc.
w decyzji Prokuratury Apelacyjnej
wy. Od roku prowadziliśmy działania
z pokwitowanej sumy, odliczanej naw Białymstoku.
operacyjne i to, co już wiemy, jest najstępnie od podatku) są procederem
Maria Kudyba, rzecznik prasoprawdopodobniej wierzchołkiem góznanym urzędnikom skarbowym. Nie
wy Prokuratury Okręgowej w Łomry lodowej – oznajmił wówczas
mieli więc wątpliwości, że deklaroważy, powiedziała nam tak:
Krzysztof Zieliński, rzecznik lokalna przez Tadeusza G. ofiarność jest
Nie potrafię określić, nawet
nej policji.
ordynarnym szwindlem. Zawiadomiw przybliżeniu, terminu zakończenia
A jednak właściciel „Juveny” znali prokuraturę i stała się rzecz – jak
postępowania karnego. Do tej pory
lazł wytrych do drzwi więziennej cena polskie obyczaje – niebywała: pożadnemu proboszczowi nie przedli. Walentyna G. dokonała kilku dalicja przeszukała plebanie obdarowastawiono zarzutów. Zeznawali jedyrowizn pieniężnych na rzecz Kościonych, badając sposób wydatkowania
nie w charakterze świadków.
ła i jej małżonek błyskawicznie wypieniędzy. Oczywiście, nigdzie nie znaMówi Grażyna Prazner, szefoszedł z mamra za kaucją w wysokoleziono nawet śladu kosztownej inwa suwalskiego Oddziału Zamiejscości 150 tys. złotych. Kapitalne znaczewestycji. Podczas przesłuchań sutanwego Urzędu Kontroli Skarbowej
nie miał również fakt, że parę mienowi wyjaśniali, że pieniądze... rozw Białymstoku:
sięcy wcześniej państwo G. nader
dawali biednym i bezdomnym. To, co
– Tadeusz G. nie otrzymał zwroszczodrze sponsorowali kampanię
im zostało, przekazali ubogim... w Rotu nadpłaconego podatku. Prowadziwyborczą do Sejmu Krzysztofa
sji i na Białorusi. Pokwitowania?
my w dalszym ciągu kontrolę mająJurgiela, barona Prawa i Sprawie– Nie braliśmy, my nie mamy obocą zweryfikować wiarygodność darodliwości na Podlasiu.
wiązku księgowania wydatków – śmiawizn. Całe postępowanie karne toczy
Po odzyskaniu wolności Tadeusz
li się w oczy śledczym.
się w Łomży, zarówno w sprawie fałG. zachorował: a to serduszko dokuszerstw i wyłudzeń, jak również rzeczało, a to tętniaka mózgu podejrzePolicjanci i prokuratorzy z Sukomych darowizn.
wano... Przysyłał prokuratorom takie
wałk jednak nie ustępowali: – DoWłaściciel „Juveny Grygieńć” nie
zaświadczenia, że ci już chyba zaczękładnie sprawdzimy, co się stało
znalazł czasu, by porozmawiać z nali składać się na wieniec.
z pieniędzmi. Znajdziemy rzekomo
mi o tym, jak załatwia się wielokrotNie wiadomo, czy to ów tętniak
obdarowanych i przesłuchamy ich.
ne odraczanie, a w konsekwencji niena mózgu, czy może chciwość spraNawet za granicą. Jeśli nie potwierchybne przedawnienie śledztwa.
wiła, że latem 2002 r. Tadeusz G.
dzą odbioru pieniędzy, księża będą
Na księdza
i tętniaka
jednoczona słupska prawica pod
przewodem posła LPR Roberta Strąka wystąpiła do władz wojewódzkich
SLD w Gdańsku o rozwiązanie struktur
partyjnych w Słupsku.
SLD jest chore, to wie każdy. W Słupsku doszło jednak do tego, że do leczenia
wziął się poseł LPR. Co ciekawe, ma rację, bo to, co lewica wyprawia w tym mieście, to istna parodia praworządności, zdrowego rozsądku, a nawet elementarnej przyzwoitości.
A wszystko zaczęło się od Ireneusza
Bijaty, szefa Aeroklubu Słupskiego i wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej
w Słupsku. Tenże miał wziąć 3 miliony złotych za załatwienie zgody na budowę elektrowni wiatrowych. Kilka dni temu Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku zakończyła postępowanie w tej sprawie i postawiła
Ireneuszowi B. zarzuty, ale nie przeszkadzało to członkom koła SLD nr 8 w dokonaniu pozytywnej weryfikacji Irka jako współtowarzysza! W nagrodę (za za-
z „Kartą nauczyciela” osoba karana
w szkolnictwie pracować NIE MOŻE, więc
dopiero po interwencji kuratorium oświaty z hukiem wyleciał z roboty.
Sojusz lewizny
rzuty?) SLD-owski wojewoda Kurylczyk
mianował go nawet dyrektorem PKS
w Słupsku!
Pozytywnie zweryfikowano też Roberta Jakubiaka, wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej Sojuszu w Słupsku. Otóż ten
młody polityk ma... prawomocny wyrok sądu za paserstwo kradzionych samochodów! Robert zataił ów fakt nawet przed
swym pracodawcą – dyrektorem szkoły,
gdzie pracował jako nauczyciel. Zgodnie
Teraz partia, a dokładnie wiceprezydent miasta Andrzej Obecny, szykuje mu
stołeczek w ratuszu, gdzie zapewne jego
doświadczenie zawodowe zdobyte w prowadzeniu „dziupli” zostanie w należyty
sposób wykorzystane. Nie muszę chyba
wspominać, że pan Obecny również pochodzi z koła nr 8.
Na ciepłą posadkę partia wysłała również bohatera głośnej afery sprzed kilku lat,
Andrzeja Gazickiego, który – posłużywszy
3
W każdym razie czuje się lepiej – tętniak na mózgu już mu nie dokucza,
co widać na zdjęciu z byłym prezesem TVP. ANNA TARCZYŃSKA
P
rokurator Bogusław Dukacz
z Prokuratury Okręgowej
w Łomży, prowadzący śledztwo
przeciwko Tadeuszowi G., powiedział nam:
– Zarzuty z art. 270 kodeksu karnego oraz art. 62 kodeksu karnego skarbowego postawiono jeszcze dwóm osobom: Bogusławowi J. oraz Zbigniewowi G. Chodzi o sfałszowanie 400 faktur;
część podrobiono, posługując się
danymi innych osób, a część dotyczyła fikcyjnych transakcji.
Śledztwo przedłuża się, ponieważ
Tadeusz G. zaskarża decyzje organów skarbowych w NSA, uruchamiając w ten sposób wielomiesięczne procedury, na których
efekty musimy niestety czekać.
Obecnie zakwestionował część
podpisów na fałszywych fakturach, co wymusza ekspertyzę grafologiczną wszystkich. Sądzę, że
biegli wydadzą opinię nie później niż w marcu br. Jeśli chodzi
o sprawę darowizn, przesłuchaliśmy już wszystkie osoby wtórnie rzekomo obdarowane przez
księży. Ten wątek zamkniemy po
zakończeniu postępowania przez
urząd kontroli skarbowej. Zapewniam, że z faktu przeniesienia sprawy z Suwałk do Łomży nie wynikną jakiekolwiek zaniedbania
czy zaniechania.
się sfałszowanymi wynikami badań lekarskich – zwolnił się z wojska i wyłudził rentę. Wkrótce potem został... wiceprezydentem Słupska, a dziś jest dyrektorem słupskiego oddziału „Ruchu”. Takie przykłady
możemy mnożyć, a wszystkie wskazują jednoznacznie, że słupskie SLD utraciło już
kontrolę nad sobą.
W ostatniej chwili zaczęły się działania ratunkowe, czyli oddolne zebrania kilku kół partii. Spędy zakończyły się konkluzjami, by do władzy dopuścić kilku
młodszych działaczy w celu tzw. odświeżenia krwi.
Dobrze mówić, postulować i uchwalać,
tylko że... Tylko że w słupskim SLD nie
ma, niestety, młodych liderów, zdolnych
do objęcia władzy po skompromitowanych
betonach.
ADAM SITO
4
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Oskarżam sąd
Siedzimy sobie czasem z Jonaszem, czarną pijemy kawę i jeszcze
czarniejsze nachodzą nas myśli. Bo
tak po prawdzie, to na jasną cholerę
wybraliśmy sobie ten zawód! Po co
nam to? Ledwie opiszemy jakiegoś
oszusta, łajdaka, aferzystę, przekręciarza, udowadniając czarno na białym, że miejsce gościa jest tam, gdzie
świat ogląda się w kratkę, a tu nie minie nawet tydzień i już „bohater” artykułu pisze do nas list. Jego
treść – pomijając nagłówek zaczynający się od słowa mylnie
pisanego na płotach przez samo „h” oraz kwestionujący fakt
naszego poczęcia z prawego
łoża w kontekście prowadzenia się szanownych rodzicielek – jest zazwyczaj jednakowa: „Czekajcie, tacy owacy, ja wam jeszcze pokażę. Adwokata wezmę najlepszego,
a i w sądzie mam spore stosunki, więc
zniszczę was, pismaki, z torbami puszczę i jeszcze zajmą się wami i waszymi rodzinami chłopcy z miasta”.
Oczywiście można taką korespondencję nadchodzącą do redakcji bagatelizować, ale doświadczenie pokazuje, że raczej należy brać
ją serio. A dlaczego? A dlatego, że
świat przestępczy ma na swoich usługach kogo niemal chce. A dziennikarz...? A dziennikarz w wersji
minimum może dostać w ciemnej
bramie po mordzie, zaś w wersji maksimum trafić za kratki. Wprawdzie
– w przeciwieństwie do Ukrainy – w
Polsce fizyczna likwidacja niewygodnych żurnalistów jeszcze się nie zdarza, ale myślę, że to tylko kwestia
czasu. Na razie okazuje się, że można dowolnego redaktora skutecznie
eliminować na jakiś czas, wsadzając do pierdla, i w dodatku
można przypiąć
mu łatkę (co tam
łatkę – ŁATĘ), że
karany.
Sprawdźmy, jak to działa.
Sprawdźmy na moim przykładzie,
bo nie będę narażał kolegów z redakcji! Zobaczymy... pójdę siedzieć
czy nie pójdę? Stawiajcie zakłady!
Oto zarzucam Sądowi Rejonowemu w Szczecinie rażące naruszenie polskiego ładu prawnego, bezprawne tłumienie krytyki prasowej
i ferowanie wyroków pozostających
w haniebnej sprzeczności z elementarnym poczuciem społecznej sprawiedliwości. Oskarżam nadto ów sąd,
że działając z własnej inicjatywy (lub
nie daj Boże na zamówienie określonych grup oligarchicznych), dał
jasny sygnał polskim mediom, co im
wolno, a od czego won. Wolno więc
chwalić i głaskać, a piętnować i demaskować... wara!
Przypomnijmy: Sąd w Szczecinie
skazał dziennikarza „Wieści Polickich” Andrzeja Marka na karę
trzech miesięcy więzienia (do bezwzględnej odsiadki) za publikacje,
które – zdaniem tego sądu – naruszały dobra osobiste jednego
z urzędników samorządowych.
Redaktor Marek opisał mianowicie, w jaki sposób urzędnik
Piotr M. otrzymał
Z
W starożytnej Grecji i Rzymie
ideałem urody była kobieta szczupła, z delikatnymi piersiami, bez owłosienia na rękach, nogach i pod pachami. W Rzymie dodatkowo preferowano wysokie czoło i prosty nos.
W Indiach oraz krajach kręgu orientalnego pożądane były pełne duże
ta używa sposobów, aby ciało nabrało otyłości”.
Jedynie u starożytnych Persów apetyt na kobiecą urodę był warunkowany nie młodością czy pięknem ciała,
ale specyficznym czynnikiem fizjologicznym. Persowie najwyżej cenili kobiety, które dzięki swej sztuce miło-
astanawiam się, jak w ciągu
wieków zmieniał się ideał kobiecego ciała. Oczywiste jest,
że nie było i nie ma stałego typu urody, cielesnej piękności człowieka...
I dobrze, że tak jest. Wszystko jest
zmienne i zróżnicowane, zależy od
człowieka i jego upodobań.
Peter Paul Rubens (1577–1640),
malarz flamandzki, jeden z największych twórców epoki baroku, malował kobiety takie, jakie podobały się
ludziom jemu współczesnym. Na obrazie „Trzy gracje” (ok. 1635 r.) widzimy więc kobiety o pełnych udach,
mięsistych pośladkach, a dwie z nich
z wyraźnie zarysowanym owłosieniem
łonowym. Śmiać mi się chce, kiedy
przypomnę sobie, że 340 lat później
Hugh Hefner, twórca „Playboya”,
musiał na fotografiach retuszować
kłaczki na łonie, bowiem – zdaniem
cenzorów – była to... pornografia.
Wykopaliska archeologiczne przynoszą nam wiele danych o dawnych
ideałach piękna. Na przykład żeńska
figura z terakoty (Iran, 3000 lat
p.n.e.)... Kobieta ma tu bardzo wąską talię, pełne uda, wypukły brzuch,
duże piersi. Z kolei znalezisko w Khajuraho (Indie, 1000 r. p.n.e.) to kobieta wyrzeźbiona zgodnie z hinduskim kanonem piękna: duże piersi,
szerokie biodra, mocne uda, talia osy.
Natomiast zupełnie inaczej jest w malowidłach egipskich mniej więcej z tego samego okresu. Na przykład grób
Djeserkaraseneb (okres XVIII dynastii) ukazuje kobiety szczupłe, długonogie, z małymi piersiami, długimi fryzowanymi włosami, mocno
uczernionymi liniami brwi i oczu.
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Obfitość ciała
piersi, obfite biodra i uda, wąska talia i duże, podłużne oczy z mocno
uczernionymi obwódkami. W Japonii – kunsztowna, wysoko upięta fryzura, bladość cery, małe piersi.
W Chinach ważnym atrybutem urody były malutkie stopy, które stanowiły pewnego rodzaju fetysz dla mężczyzn. W Afryce żyły szczepy, gdzie
najwyższy ideał kobiecego piękna stanowiła nadzwyczajna obfitość ciała.
Impulsy libidalne wzbudzały potwornie tłuste kobiety o wadze powyżej...
160 kg. „Najpiękniejsze” były te, pod
którymi wielbłąd nie mógł się podnieść. U kobiet hotentockich najwyżej były cenione monstrualnych rozmiarów pośladki.
Nawet Stanisław Staszic
(1775–1826) w swej pracy pt. „Ród
ludzki” pisał, że również „(...) U Maurów pomieszano otyłości z pięknością. Taka otyłość kobiety, że sama
z miejsca ujść nie może, że ją dwóch
lub trzech mężczyzn prowadzić musi,
jest największą pięknością. Przeto płeć
snej potrafiły opóźniać ejakulację mężczyzny. Cóż, co kraj, to obyczaj.
Okazuje się, że nawet człowiek
prehistoryczny miał podobne upodobania co w epoce rubensowskiej: pełne, zaokrąglone kobiece kształty.
Wenus z Willendorfu, najstarsza odnaleziona figurka, liczy sobie 30 tysięcy lat. Wenus ma duże pośladki, wypukły brzuch i duże piersi. Podobnie
wygląda Wenera z Aurignaciena.
Zresztą wszystkie figurki nagich kobiet pochodzące z młodszej epoki
paleolitycznej (rozpoczęła się 40 tys.
lat p.n.e.), odnajdywane na terenach
od Zachodniej Europy po Syberię,
reprezentują ten sam ideał: obfitość kobiecego ciała.
A jak jest dzisiaj? Nadal ideały są
zmienne i zróżnicowane w zależności od osobistych upodobań. I żaden
z licznie organizowanych konkursów
piękności nie da nam odpowiedzi na
pytanie, jaki jest ideał kobiecej urody. Piękne jest bowiem to, co się komu podoba! ANDRZEJ RODAN
stanowisko po znajomości, a co więcej – wykorzystywał je do promocji
własnej osoby i swojej prywatnej firmy. Dziennikarz miał na to całkiem
jasne dowody. Zbyt jasne, bo urzędas M. wściekł się jak jasna cholera i pobiegł do sądu, a ten z braku
ciekawszych zajęć (bandziorów bowiem w woj. zachodniopomorskim
już nie ma) raźno wziął się do pracy. Jak zresztą miał się nie wziąć,
skoro przewodniczącym sądu grodzkiego w Policach (od którego zaczęła się cała chryja) jest – UWAGA!
– szwagier obrażonego urzędnika.
Szwagier, który zamieszkiwał sobie
pod dachem teścia.
W znanym z hipokryzji kraju nadwiślańskim zawrzało z oburzenia. Oto
na przykład oburzył się Michał
Bogusławski z Rady Etyki Mediów
i stwierdził, że „wyrok dla dziennikarza (...) w pewien sposób ogranicza
wolność dziennikarzy prasy lokalnej”.
Słyszycie: „w pewien sposób”. Z kolei Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich ogłosiło, iż „zastosowanie w tej
sprawie kary więzienia nie służy wolności słowa w Polsce”. SDP obawia
się też, że „(...) wymierzanie kar, które mogą prowadzić do całkowitej likwidacji tytułu
prasowego i zastraszania jego
wydawców (...)
może stać się
praktyką zaraźliwą i bardzo
szkodliwie wpływać na rozwój wolnej
prasy”.
Praktyką zaraźliwą? Ha, ha! To
już nie jest praktyka zaraźliwa, to
już jest prawdziwa epidemia. Według monitoringu międzynarodowych
agend badających w Polsce wolność
słowa, blisko 80 proc. (!!!) spraw
wytoczonych przeciwko dziennikarzom, redaktorom naczelnym i wydawcom kończy się sromotną przegraną mediów, no i – oczywiście
– zasądzeniem stosownej kasiory
od tychże.
Z naszych operacyjnych informacji wynika, że co najmniej kilku
usłużnych adwokatów na zlecenie
panów w sukienkach „prześwietla”
każdy numer „FiM” pod kątem
ewentualnego procesu. Wyobrażacie sobie teraz stres Jonasza, mój
i reszty zespołu? Wystarczy mała
pomyłka i... wiecie, co znaczy to „i”.
Żeby na koniec było trochę weselej, powiem, iż zboczeniec pedofil
Pawłowicz, zanim trafił po naszych
artykułach za kratki, też próbował
zaskarżyć „FiM” za napisanie nieprawdy. Kto wie, czy przed Sądem
Rejonowym w Szczecinie nie wygrałby sprawy, a wtedy nie dewiant,
ale ja siedziałbym w pudle. Zobaczymy jednak, czy i tak tam nie trafię, bo z pełną świadomością naruszam tym tekstem dobra osobiste
sędziego ze szczecińskiego SR. Raz
na zawsze bowiem musi być wiadome, że niezawisłość sądów nie powinna być tłumaczona jako „robimy, co chcemy i z kim chcemy”.
MAREK SZENBORN
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE
Czy mamy ogólnopolskie media katolickie? Mam konkretnie na myśli Radio Maryja, telewizję TRWAM i „Nasz Dziennik” (...). Otóż wymienione media są od początku atakowane zaskakująco jako rzekomo „niekatolickie”, choć wyrastają z samego serca Kościoła polskiego. Oto „zebrali się razem” – chciałoby się powiedzieć biblijnie – komuchy, libertyni, ateiści, nowinkarze religijni, sprzedawcy Ojczyzny
i część „Sanhedrynu polskiego” i głoszą triumfalnie, że wymienione
media nie są katolickie, a nawet częściej stosują logiczny kwantyfikator większy, że mianowicie są „niekatolickie”.
(„Nasz Dziennik” 24/2004)
¶¶¶
(...) rysuje się całkiem przyjemna perspektywa powstania komunizmu
w Polsce w kształcie wyrafinowanym. (...) Na naszych oczach tworzy
się prawdziwa wspólnota. Panie i Panowie Miller, Kwaśniewski, Jaskiernia, Skórka (...) Łapiński (...) Błochowiak, Jakubowska (...) Kulczyk
budują właśnie komunę na miarę swych potrzeb. A że każdy ma potrzeby inne, czemu nie należy się dziwić, między oddanymi komunistami następuje nieskrępowany przepływ dóbr wszelakich. Nic zatem dziwnego, że Kulczyk daje synkowi Millera mieszkanko wraz z samochodzikiem lub leci z Dąbrowskim samolotem w celu zaspokojenia skrzypcowych potrzeb tegoż.
(„Nasza Polska” 2/2004)
¶¶¶
(...) miałem nadzieję, że do Unii Europejskiej nie wejdziemy. Skoro
jednak referendum przegraliśmy, uznaliśmy, że nie możemy oddawać
pola innym partiom politycznym. Reprezentacja LPR potrzebna jest
również wszędzie tam, gdzie na arenie międzynarodowej prezentowane jest stanowisko Polski.
(Maciej Giertych, LPR, „Nowa Myśl Polska” 4/2004)
¶¶¶
Gdyby tak każda partia zadbała o reprezentatywność swojej listy, dopuszczając na nią w odpowiednich (?) proporcjach kobiety, kandydatów niezależnych, filatelistów, a wreszcie (...) swoich przeciwników politycznych, to nareszcie mielibyśmy w pełni demokratyczne wybory. Tylko po co każda partia? Wystarczyłaby wtedy jedna lista, bo
i tak wszyscy by na niej byli. Lista o nazwie „bigos odgrzewany”, dawniej znany jako Front Jedności Narodu – wkład Peerelu w budowę
nowej, lepszej Unii Europejskiej.
(„Gość Niedzielny” 4/2004)
Wybrała O.H.
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
NA KLĘCZKACH
SUTANNĘ NA PASIAK
A jednak – aż trudno uwierzyć!
– ksiądz pedofil Wincenty Pawłowicz zgłosił się do więzienia
w Tarnowie, aby odbyć do końca
trzyletnią odsiadkę, na jaką w listopadzie ubiegłego roku skazał go
Sąd Okręgowy w Łodzi. Widocznie tym razem z kalkulacji zwyrodnialca wynikało jasno, że wszelkie
kombinacje mogą tylko pogorszyć
jego sytuację. Ponieważ dziennikarze „FiM” depczą mu po piętach,
więc ostatecznie pojawił się pod
więzienną bramą.
RP, MS
czyli dzień św. Walentego. Nocna
włóczęga rozpocznie się późnym
wieczorem, a trasa wiedzie z Błonia do Niepokalanowa. Trzeba zatem przebyć około 20 km. Oby
się tylko młodzi pątnicy nie zagubili w tych ciemnościach całkowicie... oraz nie poprzeziębiali sobie
tego i owego. I oby nazwy Niepokalanów nie trzeba było zmieniać
na Pokalanów...
A.K.
APAGE, CONDOMUS!
KULTURKAT
Agencja Kinoulty Research
przeprowadziła w Polsce ankietę,
w której 440 kobietom w wieku
17–25 lat z 24 miast (powyżej 20
tys. mieszkańców) zadano pytanie:
„Czy polskie kobiety akceptują stosowanie antykoncepcji i czy same
ją stosują?”. Wyniki ankiety wołają o pomstę do Watykanu – aż 90
proc. zapytanych kobiet uznało stosowanie antykoncepcji za rzecz normalną, 80 proc. nie dopatrzyło się
w niej niczego niemoralnego,
a dwie trzecie stwierdziło nawet,
że pomaga ona osiągnąć zadowolenie z seksu. Czy w trosce o katolicką poprawność panie uznały
przynajmniej, że najlepszą metodą
unikania ciąży jest metoda „na kalendarzyk”? Nic podobnego! Ze
względu na niską cenę, ochronę
przed chorobami i powszechną dostępność największą akceptację uzyskał kondom. Tuż za nim ulokowała się równie szatańska pigułka.
APOSTATA
SOLIDARNOŚĆ
INWESTUJE
Rządy SLD stały się rajem dla...
„Solidarności”. Jej szefowie zamieniają „S” w związek kamieniczników. Prym wiedzie Komisja Krajowa – właściciel wielu biurowców
i hoteli. Kolejnym inwestorem jest
podlaska struktura „S”. Szuka ona
w Białymstoku godnego siebie budynku. Region Mazowsze kupił od
Narodowego Funduszu Inwestycyjnego im. Kazimierza Wielkiego
obiekt o powierzchni 1179 mkw. ze
strzeżonym parkingiem. Ten parking jest o tyle ważny, że mazowiecka „S” dysponuje 10 służbowymi samochodami! Nas zainteresowało jedno: giełdowy NFI nie pochwalił się publicznie, że sprzedał
własny biurowiec, a przecież – zgodnie z prawem – powinien.
MP
CIEMNO
I PRZYJEMNO
Po modnych ostatnio nocnych
wyprzedażach w hipermarketach
i różnych akcjach promocyjnych
przyszła kolej na... nocne pielgrzymki. Tego rodzaju ekstremalną przygodę postanowiło zorganizować działające przy kościele św.
Anny w Warszawie duszpasterstwo
akademickie. Zapewne nieprzypadkowo wybrano termin 14 lutego,
wzbudzić u maluczkich zaufanie,
nałożył sutannę. Miał też przy sobie klucze, wytrychy, specjalne narzędzia do cięcia drutu i tzw. łamaki. Wpadł z powodu konkurencji. Na ulicy został bowiem rozszyfrowany przez... autentycznego
księdza. Wezwanym policjantom
pozostało tylko założenie oszustowi kajdanków. Sutanna, jak widać, nie stanowi doskonałej ochrony. Na przykład księdza Robaka
z Mickiewiczowego „Pana Tadeusza” przez lata chroniła przed zemstą, nie pomogła jednak byłemu
posłowi AWS Markowi Kolasińskiemu, który za liczne grzechy
stanął już przed sądem.
RP
STRAPIONYCH
POCIESZYĆ...
Krzysztof Zanussi (na zdjęciu)
został konsultantem Papieskiej Rady Kultury. Reżyser dewot twierdzi,
że Kościół odnosi się ze zbyt dużą
rezerwą do współczesnej kultury
i należy te bariery przełamać. Na
każdym posiedzeniu wypytuje kardynałów i biskupów, jakie książki
ostatnio przeczytali, jakie oglądali filmy i spektakle. Za każdym razem
odpowiedź jest... żenująca. Zanussi
zakłada jednak, że wina nie leży po
stronie hierarchów, tylko laickiej, często antychrześcijańskiej kultury, do
której ojcowie Krk mają oczywistą
i zrozumiałą awersję. Mimo to zapowiedział, że przez następnych pięć
lat będzie się starał, aby przynajmniej
młodsi biskupi wykazywali większe
zainteresowania współczesną kulturą, najlepiej w jego wydaniu. Strach
pomyśleć, co stanie się z miłością
klechów do kultury, jak zobaczą nagą Maję Komorowską w filmie „Życie rodzinne”.
I.D.
WIELKA WYCINKA
W wielu parafiach powiatu radomskiego trwa masowe wycinanie drzew na cmentarzach parafialnych, a księża mają darmowy
opał do kominków. Nieoficjalnie
wiadomo, że taki prikaz proboszczowie dostali z kurii radomskiej,
która po aferze w Dalikowie jak
ognia boi się odszkodowań za wypadki. Ciekawe, czy teraz – jak
ktoś, nie daj Boże, utopi się w parafialnym stawie – biskupi każą
osuszać jeziora.
AS
SUTANNA
OCHRONNA
Pewien 29-letni włamywacz
z Warszawy wybrał się na gościnne występy do Radomia. Żeby
W budynku przy ul. Katowickiej w Chorzowie przez sto lat mieściła się plebania kościoła ewangelicko-augsburskiego. W 1997 roku władze Chorzowa podpisały
z parafią porozumienie, na mocy
którego parafia dostała nową siedzibę, a nieruchomość przy ul. Katowickiej przejęło miasto. Dwa lata później budynek przeszedł w ręce krakowskiej spółki, która na jego zakup przeznaczyła 430 tys. zł.
Świetna lokalizacja budynku
(w centrum miasta) pozwoliła
Markowi P., nowemu właścicielowi, rozkręcić interes życia.
W niedługim czasie w dawnej plebanii powstała... agencja towarzyska. Na nic zdają się protesty parafian i miejscowego proboszcza,
bo prawo nie pozwala narzucać
kupującemu sposobu zagospodarowania nieruchomości. Marek P.
twierdzi, że charakter przybytku
wcale tak bardzo się nie zmienił:
– Do nas jak do konfesjonału przychodzą ludzie i my ich pocieszamy. Jedynie 300 zł za godzinę od
strapionego.
I.D.
WYPIŁEŚ? NIE KŁAM!
Na karę 30 miesięcy pozbawienia prawa jazdy skazał sąd w Manchesterze polskiego księdza
Andrzeja Traczyka za jazdę po
pijaku. 49-letni duchowny został
zatrzymany i przymknięty na jeden dzień przez policję, po tym
jak – mając trzykrotnie przekroczony dopuszczalny limit alkoholu we
krwi – wykonywał na jezdni gwałtowne skręty i wjechał samochodem na chodnik. Wielebny tłumaczył brytyjskiemu wymiarowi sprawiedliwości, że został poczęstowany przez przyjaciół „leczniczą nalewką miodowo-cytrynową” i... nie
podejrzewał nawet, że zawiera ona
alkohol (sic!). Traczyk nie rozpoznaje alkoholu, bo nigdy go nie
pije... Sędziowie nie uwierzyli jednak kłamstwom polskiego klechy,
który codziennie pije wino w celach rytualnych. Pytany przez prasę, czy przebaczył przyjacielowi
niefortunny poczęstunek, odpowiedział: „Jestem księdzem, muszę wybaczać”. Na zgodę strzelą sobie
pewnie po jeszcze jednym „leczniczym”. A teraz zła wiadomość dla
wszystkich użytkowników dróg publicznych: Traczyk po 17 latach spędzonych na Wyspach, wraca do Polski!
A.C.
JEZUS & BUSH
Brytyjczycy nie uszanują żadnej świętości! Dla nich najważniejszy na świecie jest piłkarz David
Beckham, potem w kolejności
sporo gwiazd sportu i show-biznesu, a dopiero na 123 miejscu ex
aequo z Jezusem Chrystusem
widnieje amerykański George
W. Bush. Tak przynajmniej wynika z sondażu popularności znanych postaci przeprowadzonego
wśród młodych Brytyjczyków.
Cóż... w końcu Chrystus był z rodu Dawida – z tym, że nie ma pewności czy Beckhama.
RP
ODKRYCIE
(KOŁDERKI)!
O „przeżywaniu darów kobiecości i męskości” dyskutowano
w Rzymie podczas seminarium
„Kobieta i mężczyzna: rozrodczość i wzajemne dopełnianie się”,
zorganizowanego przez Papieską
Radę Świeckich. Gwoździem programu było... ogłoszenie wyników
badań teologicznych i antropologicznych na temat podobieństw
i różnic między obiema płciami
(sic!). Podobne badania z dobrym
skutkiem prowadzą latorośle od
stuleci, a nazywają je zabawą
w doktora...
I.D.
POP-RAWKA
Rosyjski Kościół Prawosławny wziął wzór z episkopatu w Katolandzie i przerzucił koszt finansowania emerytur duchownych
na budżet państwa. Świadczenia
dla popów wyniosły jednak dużo mniej niż dla zwykłych pracowników. Zmieni się to od lutego 2004 r. Patriarcha Aleksy II
i szef Funduszu Emerytalnego
Federacji Rosyjskiej Michaił
Zurabow uzgodnili zrównanie
emerytur duchownych i pracowników służb specjalnych. Oznacza to nawet czterokrotny wzrost
popich świadczeń!
5
W Polsce też przydałoby się
coś podobnego. Ależ wzrosłyby
emerytury, na przykład policjantów.
MP
GRY WSTĘPNE
Prawosławny arcybiskup Jekaterynburga Wikientyj potępił gry
komputerowe jako grzeszne. Zalecił natomiast wiernym grę w szachy,
bo to „spokojna gra rozwijająca myślenie”. Coś podobnego! Naszym
zdaniem, to jest dopiero gra prowadząca do deprawacji i grzechu Onana – wszak można tam bezkarnie
zbić konia przy damie.
Mak
AGATA STRASZY
W Katanii na Sycylii w czasie
uroczystej procesji z relikwiami
świętej Agaty dwadzieścia osób odniosło rany, a jedna zmarła. Wszyscy poszkodowani zostali stratowani przez spanikowany tłum. Zamęt wywołał człowiek, który – niosąc święte szczątki – zwyczajnie
potknął się i upadł. Wierni zapewne pomyśleli, że Agata kopnęła go
w tyłek. Ciekawe swoją drogą, jak
potraktować tragiczną śmierć? Jako męczeńską? Czyli nowe relikwie i tak w kółko...
A.C.
POGRZEB
NA KSIĘŻYCU
21 kwietnia 1997 r. na orbitę
wystrzelono prochy 24 osób, w tym
twórcy serialu „Star Trek”, Gene’a
Roddenberry’ego, zaś 31 lipca 1999
r. doktor Eugene Shoemaker został pierwszym człowiekiem „pogrzebanym” na Księżycu. Kapsułę zawierającą jego prochy, wyniesiono w kosmos na pokładzie wysłanej przez NASA sondy „Lunar
Prospector” i wystrzelono na powierzchnię Księżyca w pobliżu księżycowego bieguna. Wysyłanie ludzkich prochów w przestrzeń kosmiczną stało się obecnie niezłym
interesem (niestety, nie dla Krk!).
W firmie „Celestis” w Houston napełnia się maleńką kapsułkę 7 gramami popiołów z kremacji, pakuje i do Bozi! Można sobie wybrać
rozmaite miejsca ostatniego spoczynku: orbitę Ziemi, Księżyc lub
daleki kosmos. Usługa obejmuje
poza tym wytłoczenie na kapsule
indywidualnego przesłania, zaproszenie przyjaciół na lunch i wideo
z uroczystości.
J.P.
6
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
WITAMY W KATOLANDZIE
Co po Glempie?
Popularny tygodnik „Przegląd” opublikował listę 100 najbardziej wpływowych Polaków. Na „pudle”
– obok Kwaśniewskiego i Millera
– znalazł się prymas Glemp.
Na szczytach kościelnej władzy od
dłuższego czasu trwa batalia o schedę po Glempie i miejsce w szeregach nowej hierarchii katolickiej
w Polsce. Odejście prymasa na emeryturę zbiegnie się w czasie z pożegnaniem kilku innych biskupów, którzy osiągnęli 75 lat. Będą więc nominacje i... kopy.
We wspomnianej
setce wpływowych Polaków nie brakuje innych sutannowych. Na
23 pozycji uplasował się
abp Henryk Muszyński, metropolita gnieźnieński, wiceprzewodniczący Konferencji
Episkopatu Polski, wymieniany wśród najpoważniejszych następców
Glempa. Cieszy się on
dużym poparciem paFot. Alex Wolf
pieża, ale coraz częściej
D
mówi się, że wśród hierarchów zwycięża opcja konserwatywna z bp.
Michalikiem na czele i liberalny Muszyński nie ma szans na awans.
Niemal na tej samej pozycji (27)
utrzymuje się bp Sławoj Leszek Głódź,
którego wpływy wśród polityków różnej maści nie maleją od lat. Nie stroniący od trunków, spożywanych zarówno z ludźmi z pierwszych stron
gazet, jak i prowincjonalnymi działaczami, wchodzi wkrótce w wiek emerytalny (rocznik 1945), więc będzie
wa dni po koncercie norweskiej grupy Gorgoroth w krakowskim oddziale Telewizji Publicznej rozpętała się burza. Pracownicy TVP zwrócili
się do prokuratury
o zbadanie, czy nie
doszło do obrazy
uczuć religijnych.
Prokuratura zbada
dodatkowo czy nie została naruszona ustawa
o ochronie praw zwierząt.
O co więc poszło? Muzycy kazali umieścić na scenie podczas ich koncertu cztery konstrukcje przypominające krzyże, z przywiązanymi do nich nagimi ludźmi. Przed oczami publiczności ukazały się też głowy
jagniąt powbijane na pale, pochodnie i drut kolczasty.
Dziennikarze natychmiast ruszyli w pogoń za krwistą
sensacją i informowali o „prawdziwej czarnej mszy”,
„satanistycznym rytuale”, „modelkach pomazanych baranią krwią”, „zwierzętach bezlitośnie zarzynanych na
potrzeby show”. Warto zdać sobie sprawę przed pisaniem tego typu bzdur, że ciecz koloru czerwonego nie
musiał rozstać się z wojskiem. Być
może wcześniej wyląduje na ciepłej
posadce we Wrocławiu jako następca kardynała Gulbinowicza, choć do
fotela tamtejszego metropolity pretendują także nuncjusz apostolski abp
Józef Kowalczyk i abp Władysław
Ziółek z Łodzi. Głódź w rankingu
wyprzedził wielu znanych polityków,
m.in. Leszka Balcerowicza (pozycja 29), Marka Siwca (36), Jerzego Urbana (38), Jarosława Kalinowskiego (44) i Wojciecha Olejniczaka (46).
Na 49 pozycji znalazł się o. Tadeusz Rydzyk, którego nazwisko
w poprzednich latach znajdowało się
znacznie wyżej. Obydwie tuby Rydzyka tracą gwałtownie zwolenników, co
odbija się szczególnie boleśnie
na finansach TV Trwam.
Pretendujący do prymasowskiego fotela 65-letni arcybiskup przemyski Józef Michalik, wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, zajmuje 85 pozycję i zamyka listę przedstawicieli Krk w omawianym rankingu. Uchodzi on
za przywódcę prawicowego betonu wśród watykańskiej hierarchii.
Jaki będzie krajobraz po
Glempie? Coś nam się zdaje,
że niezmiennie byle jaki. RP
zawsze jest krwią. Warto sprawdzić, czy głowy jagniąt
nie pochodzą od wcześniej ubitych zwierząt, których
inne części ciała trafią być może na talerz zniesmaczonych pracowników
TV i dziennikarzy.
Muzycy zespołu
Gorgoroth, jak się
okazuje, są studentami religioznawstwa, psychologii i historii sztuki, w dodatku zaangażowanymi w ochronę przyrody i ruchy
ekologiczne. Swoje wkurzenie na pełen hipokryzji
system chrześcijański postanowili wyrazić w ekstremalny sposób.
Trudno pogodzić się z faktem, że w tym kraju niezdrową sensację wzbudza Irreligia, rzeźba papieża
pod meteorem, film Ksiądz i aborcyjna szalupa. Każdy artysta ma pełne prawo do sięgania po takie środki wyrazu, jakie czuje i jakie mu pasują, nawet jeśli
jest to tak drastyczny kontrast. Czynienie z niego przestępcy z powodu urażenia czyichkolwiek uczuć jest
prawną farsą.
ANETA ORONOWICZ
Szatan w Krakowie
Gloria victis!
15 tysięcy ofiar III RP doczeka
się swojego pomnika.
W Uniejowicach koło Złotoryi
od kilku lat funkcjonuje prywatne
Muzeum Ludowego Wojska Polskiego. Jego pomysłodawca i właściciel,
Michał Sabadach (na zdjęciu), należy do ludzi odważnych i nieskłonnych raczej do hołdowania sutannowym dyrygentom. Organizowane
w jego muzeum coroczne obchody
Dnia Zwycięstwa odwiedza kilkaset
osób. Imprezie towarzyszy odbywający się równocześnie Festiwal Pieśni Wojennych i Wojskowych.
Ostatnio w Sabadachowie (bo
tak nazywane jest to muzeum)
trwają przygotowania do odsłonięcia wyjątkowego pomnika (w ogrodzie stoi już marszałek Konstanty
Rokossowski, a także generałowie Karol Świerczewski
i Aleksander Zawadzki). Będzie to obelisk ofiar III Rzeczypospolitej. Pomysł, jak
twierdzi „kustosz”, podsunęło samo życie. – Każdego roku z przyczyn ekonomicznych
odbiera sobie życie prawie 1,5
tys. osób. Od kiedy istnieje III
RP, dokonało tego około 20
tysięcy ludzi. Nie można wobec tego przechodzić obojętnie – uważa Sabadach.
Elementem pomnika będzie
motyw wyniszczonego człowieka oddalającego się we mgle. Ma on symbolizować postać, która wybrała
odejście śmiercią samobójczą. Na
odsłonięcie zaproszeni zostaną
Fot. archiwum
dotychczasowi przyjaciele Sabadachowa. Wielu z nich zaangażowało się w pomoc przy tworzeniu dzieła. Przewidziany jest też udział księdza kapelana LWP, kawalera orderu Virtuti Militari.
P. POLAŃSKI
Prowincjałki
Piotr P., trzydziestolatek z Sieradza, założył firmę
„Goldbud”. W ciągu zaledwie miesiąca udało mu
się wyłudzić od różnych przedsiębiorców towary wartości prawie miliona
zł: wózki widłowe, sprzęt fotograficzny, sprzęt agd, ryby, owoce, wyroby
mięsne. Trudno go było odnaleźć, bo „działalność gospodarczą” prowadził
na nazwisko i dowód osobisty swego przyjaciela, który akurat odsiadywał
wyrok w więzieniu. Niebawem obaj spotkają się za kratkami.
ŻYŁA ZŁOTA
30 tysięcy fałszywych magnetycznych kart telefonicznych podrobili dwaj mieszkańcy Tomaszowa Mazowieckiego – Wiesław M. (47 l.) i jego syn Łukasz M. (22 l.).
Karty fałszowali od kilku lat, czyli także wtedy, gdy ich bliski krewny
(szwagier i wujek), podinspektor Andrzej Z. był komendantem powiatowym tomaszowskiej policji. Rok temu razem z nimi parał się tym intratnym zajęciem Paweł B. syn ówczesnego szefa Wojskowej Komisji Uzupełnień. Mieli panowie ekstrarobotę. Teraz nie dość, że państwo musi im zapewnić wikt w więzieniu, to po jego opuszczeniu powiększą armię bezrobotnych poborców zasiłku.
SAMI SWOI
Na Śląsku właściciele kantorów, lombardów
i salonów jubilerskich mają przechlapane
w policji. Ni stąd, ni zowąd policjanci wpadają do ich sklepów i zabezpieczają mienie z prokuratorskim nakazem w ręku. Jeden z jubilerów
stracił w ten sposób 10 kg złota. Dopiero po kilku godzinach prawda
wychodzi na jaw. Policjanci to przebierańcy, a ich legitymacje i nakazy
rewizji są fałszywe. Mundury też. A co z okradzionymi? Hm, głupich nie
sieją, sami się rodzą.
NA BEZCZELNEGO
Policjanci zauważyli w lesie zaparkowanego opla,
a przy nim człowieka, który przerabiał go na...
policyjny radiowóz. 36-letni mieszkaniec Pruszkowa zdążył już zamontować
na dachu policyjnego „koguta”, a w bagażniku miał mundury i atrapy pistoletów. Prokurator przesłuchuje go teraz, zaś „radiowóz” bezużytecznie
stoi na parkingu. A mówi się, że policja ma za mało pojazdów.
STUNINGOWANY
Garnki niemieckiej firmy „Gundel” są, zdaniem pośredników i sprzedawców, niezniszczalne. I w związku z tym drogie. Najtańszy kosztuje 450 zł, a komplet – 5 tysięcy. Sprowadza
je do Polski firma Profiss Marketing z Bielska-Białej. Do tej pory sprzedano ich
kilka tysięcy. Jak głosi reklama, są niezawodne i niezniszczalne, ale mają jedną tylko wadę: rozpadają się po użyciu! A co z dystrybutorem? Zbankrutował,
zanim zdążył ludziom oddać pieniądze za szmelc.
Opracował A.R.
NABICI W GARY
Czym skorupka za młodu...
Jako młodzian trudnił się włamaniami i fałszerstwem. Później
się ustatkował, ale wrodzone
zamiłowanie do łatwej kasy pozostało... Został więc katolickim
księdzem.
Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu 9 lutego zatrzymali ubranego w koloratkę mężczyznę, który kierował
samochodem osobowym marki
Renault i legitymował się fałszywym prawem jazdy. Po przewiezieniu na komendę okazało się,
że jest księdzem katolickim oddelegowanym – jak twierdził – do
pracy na Ukrainie. Potwierdziły
to dwie starsze kobiety, które
z nim podróżowały.
W trakcie przesłuchania
33–letni ksiądz Piotr Zając przyznał, że fałszywe prawo jazdy kupił na „Górniaku” (jeden z łódzkich bazarów) za 250 złotych:
– W styczniu zgubiłem dotychczasowe, a nie miałem czasu wyrobić nowego – tłumaczył.
Stróże prawa zaczęli jednak węszyć i już wkrótce okazało się, że
ksiądz miał sporo doświadczeń kryminalnych, bowiem swój przestępczy chrzest przeszedł w wieku 17
lat. Przed wstąpieniem do seminarium duchownego był wielokrotnie notowany przez policję oraz
kilkakrotnie poszukiwany listami
gończymi za włamania, których dopuścił się w latach 1987, 1990
i dwukrotnie w 1993 roku. Ma też
na koncie jedno podrobienie dokumentu w 2002 roku.
Robert Matusz, naczelnik
sekcji kryminalnej jarosławskiej
Komendy Powiatowej Policji, zastrzega: – Sprawę wyjaśniamy,
a na razie nie mogę podać więcej
szczegółów.
Potwierdziliśmy na Ukrainie,
że ks. Zając od czerwca 2003 r. jest
duszpasterzem w parafii rzymskokatolickiej w mieście Izmaił (diecezja odesko-symferopolska) i podlega jurysdykcji biskupa Bronisława Bernackiego. Cieszy się tam
znakomitą opinią jako organizator
wyjazdów handlowych do Polski.
Wygląda na to, że Ukraina jest
ulubioną kryjówką naszych rodzimych księży kryminalistów. Chował się tam przed nami pedofil ks.
Wincenty Pawłowicz i znalazł
schronienie włamywacz ks. Zając.
Ilu ich tam jest jeszcze?
DOMINIKA NAGEL
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
POLSKA PARAFIALNA
Według sondaży, kat. Kościół i jego funkcjonariusze wciąż cieszą się wysokim
zaufaniem społecznym. W praktyce bywa
różnie: raz na wozie, raz na taczce.
Kapłaństwo może stać się wkrótce zawodem wysokiego ryzyka, gdyż
wierni są coraz bardziej rozbestwieni. Oto garść najnowszych przykładów.
Ksiądz Zenon Patelski, proboszcz
parafii w Świerczynkach (diecezja toruńska), już może pakować walizki.
Ludzie wytrzymywali jego cennik (np.
za dopuszczenie dziecka do komunii
– 150 zł, ślub – 1800 zł, pogrzeb
– 1200 zł), w milczeniu znosili przypadki odprawiania niezamówionej
mszy i domagania się później zapłaty, a dzieci spełniały żądania 10 proc.
haraczu od zawartości komunijnych
„kopertówek”. Za dopust Boży uznawali jednak wierni postawę proboszcza wobec biedniejszych mieszkańców
wsi: – Tym, którzy zapłacili mniej, niż
żądał, podczas chrztu kazał zajmować
w kościele miejsca na uboczu. Nie
wolno im było usiąść razem z bogatszymi – opowiadają.
Wytrzymałość ludzka ma jednak
swoją granicę. Pleban przekroczył ją
podczas niedawnego pogrzebu. „Wielka mi sprawa, że umarł człowiek...”
– te słowa na rozpoczęcie mszy wprawiły rodzinę zmarłego w osłupienie.
– Zakazał dzwonić, dopóki krewni nie dopłacą. Gdy już kondukt wyruszył, tak zasuwał na czele, że nie
mogli za nim nadążyć. Ale najlepsze
było, jak spuszczaliśmy trumnę do grobu – opowiada jeden z grabarzy.
Ksiądz Patelski zaintonował w tym
momencie... kolędę „W żłobie leży”.
Już po kilku jej słowach odszedł, gdyż
– jak stwierdził – miał umówione inne spotkania.
Skarga na całokształt dokonań ks.
Patelskiego podpisana przez kilkadziesiąt osób, a także kategoryczne żądanie zmiany proboszcza są badane przez
biskupa Andrzeja Suskiego.
– Jeśli kuria go stąd nie odwoła,
wywieziemy łobuza szambiarką – odgrażają się mieszkańcy wsi.
Spokojnie zapowiadający się pogrzeb może się okazać przełomowym
P
Królowej Polski. Pleban wraz z kilkoma przydupasami z rady parafialnej ustalili, że każda rodzina powinna płacić na utrzymanie kościoła i plebanii roczną daninę w wysokości 340 zł. Okazało się niestety,
że mnóstwo ludzi nie rozumie jego
Strażnicy
sumień
również w karierze księdza Stefana
Dmocha, proboszcza parafii w Berżnikach (diecezja ełcka).
– Wziął pieniądze, a nie chciał
wprowadzić trumny do kościoła. Zgodził się po ostrej awanturze, gdy już
w czasie mszy padały ostre epitety
pod jego adresem.
Potem
oświadczył, że on
na cmentarz nie
pójdzie. Znowu
posypały się wyzwiska – opowiadają krewni zmarłego.
W liście do biskupa Jerzego
Mazura, ordynariusza diecezji, parafianie zarzucają proboszczowi częste odmowy
chrztu dzieci samotnych matek i bandycki cennik za posługi duszpasterskie. Podnoszą, że sprawowana równolegle funkcja kapelana Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej jest przyczyną zaniedbywania przez ks. Dmocha
obowiązków w Berżnikach.
Kuria obiecuje, że „sprawę zbada”, a wierni, z którymi rozmawialiśmy, ostrzegają: – Niech biskup nie
próbuje badać naszej wytrzymałości.
W Nisku (diecezja sandomierska) przygotowują się do wykopania z posady ks. Bogdana Łubika,
proboszcza parafii pw. Matki Bożej
rzed kościołem św. Wita w Rogoźnie (woj. wielkopolskie) w powietrzu
latały jaja. I nie był to bynajmniej protest
przeciwko ptasiej grypie.
Epicentrum ataku stanowił niejaki Jan
Kasztelan, z zawodu ksiądz. W ten nietuzinkowy sposób parafianie witali swojego nowego proboszcza!
Wcześniej delegacja nieźle już podjaranych matek różańcowych udała się do arcybiskupa w Poznaniu. Ale Stanisław
Gądecki nie miał czasu i wystawił do rozmów sekretarza Dariusza Madejczyka.
Ten usłyszał, że jak w Rogoźnie pojawi się
Kasztelan, to dojdzie do zamieszek, jakich
tam nigdy nie oglądano. Nie było zbyt wiele czasu na dalsze negocjacje. Argumenty
władzy nie przekonały wiernych, tym bardziej że istniała już ,,czarna teczka”
na Kasztelana, wypełniona w czasach, gdy
księżulo kierował parafią w Potulicach.
Zarzuca mu się pazerność, złe traktowanie
młodzieży i niemoralne prowadzenie,
potrzeb finansowych. W rozsyłanych
im wezwaniach do zapłaty ks. Łubik skrupulatnie oblicza zadłużenie
(rekordziści mają już 1020 zł) oraz
domaga się pilnego uregulowania należności. Wprawdzie nie nalicza karnych odsetek, ale
wieść gminna niesie,
że nazwiska opornych
będą wkrótce odczytywane z ambony.
– Co mają zrobić ci najbiedniejsi?
Dać dzieciom jeść i kupić buty, czy
raczej księdzu zanieść na jego zbytki? Jeśli wyczyta ich nazwiska, tego samego dnia odeślemy go biskupowi Andrzejowi Dziędze do
bowiem ksiądz Jasio lubił sobie wyskoczyć
na panienki. Ma on też swoisty sposób porozumiewania się z wiernymi. Latem ubiegłego roku na drzwiach plebanii we wspomnianych Potulicach zawiesił karteczkę z na-
Sandomierza – odgrażają się buntownicy.
Są jeszcze takie miejsca w Polsce, gdzie wierni z determinacją walczą o „swoich” duszpasterzy, a na taczkach skłonni są wozić... biskupów.
Pod koniec stycznia kilkadziesiąt
osób posunęło się do okupacji kurii
diecezji zielonogórsko-gorzowskiej
w obronie księdza Andrzeja Lubańskiego, dotychczasowego proboszcza parafii w Wawrowie. Biskup Adam
Dyczkowski dopiero po kilku godzinach łaskawie zgodził się wysłuchać
protestujących, wśród których byli
m.in. dyrektorka szkoły, gdzie ks. Lubański uczył religii.
Niestety, żadne argumenty (w tym
petycja z 700 podpisami) nie docierały do ordynariusza: – Ksiądz Andrzej jest alkoholikiem i niemoralnie
się prowadzi. Skierowałem go na leczenie – oświadczył.
– Biskup potraktował nas jak śmieci. Wygląda na to, że jesteśmy jedynie po to, by płacić na tych pasibrzuchów. W ogóle się z nami nie liczą
– oceniła jedna z manifestujących kobiet. Ksiądz oskarżony (bezpodstawnie – jak zapewnia) o pijaństwo i łajdaczenie się wylądował w szpitalu
z objawami zawału serca, zaś jego następcy, ks. Waldemarowi Sołtysiakowi, mieszkańcy wsi zapowiedzieli:
– Nie wygonimy, ale też pieniędzy dawać nie będziemy!
Styczeń w ogóle był
fatalny dla biskupa
Dyczkowskiego: kilka
dni przed niezapowiedzianą wizytą ekipy
z Wawrowa odwiedziła kurię delegacja parafii w Lubnie. Też
mieli petycję i błagali
o pozostawienie na stanowisku proboszcza ks.
Przemysława Kaminiarza. Ten stał jednak na straconej pozycji, gdyż w ostatnich dniach grudnia ubiegłego roku po pijaku staranował na ulicach
Gorzowa kilka samochodów i skandal się z tego zrobił niemały („Msza
na klina” – „FiM” 3/2004).
– Bronicie pijaka, który usiadł za
kółkiem – obruszył się ordynariusz.
Jest więc czego bronić. W ciągu kilku godzin
przeciwnicy nowego szefa mieli zebranych
800 podpisów z protestem. Mimo to biskup
Grzegorz Balcerek, przysłany w celu bezkolizyjnego usadowienia Kasztelana, mówił
Kasztelan z jajami
pisem: „Parafia nieczynna z powodu wyjazdu na wakacje” i faktycznie dał dyla do jakichś ciepłych krajów, żeby wygrzać kości.
Innym razem w gablocie pojawił się grafik
uczennic i uczniów korzystających ze spowiedzi świętej – z dokładnością do pierwszego piątku każdego miesiąca Kasztelan obliczył procentowo wierność młodych duszyczek. Niestety, była cieniutka.
Parafia św. Wita w Rogoźnie jest jedną
z najstarszych w Wielkopolsce, a założyła ją
podobno sama Dobrawa (ta od Mieszka I).
do tłumu tymi słowy: – Przyjmijcie nowego
proboszcza, dobrego pasterza... W odpowiedzi skandowano zgodnym chórem: – Chcemy kapłana, nie Kasztelana! W pewnym momencie członkowie rady parafialnej, wsparci przez braci kurkowych i przedstawicieli
Cechu Rzemiosł Różnych sforsowali bramę
wejściową do świątyni, pokonując blokadę
z kilkuset osób.
– To sprzedawczyki! – krzyczano na
tych nielicznych, którzy pomagali biskupowi i nowemu proboszczowi w dotarciu
7
Próbowali przekonywać, że proboszcz
za posługi duszpasterskie bierze rzeczywiście „co łaska”, co jest wielką
rzadkością, ale tym akurat pogorszyli sytuację. Biskup nie ustąpił, choć
owieczki miały jeszcze jeden argument: – Poprzednik księdza to dopiero ostro pił, a wtedy bezskutecznie prosiliśmy ekscelencję o jego przeniesienie. Gdy wracali do Lubna, jeden z sygnatariuszy petycji marzył:
– Jeszcze się biskup doczeka, że i jego wsadzimy na taczkę.
Kościelni ministranci bywają nierzadko deprawowani przez lubieżników w sutannach. Księdzu Andrzejowi Hafirukowi, proboszczowi parafii w Piotrowicach (diecezja elbląska), trafiła się grupa już zdeprawowanych.
Daniel, Marcin i Seweryn (po
14 lat), którzy należeli do tzw. służby
liturgicznej ołtarza, od wielu miesięcy okradali dobrodzieja, korzystając
z dorobionych kluczy do plebanii,
garażu, a także kościoła. Brali pieniądze oraz olej opałowy. Wino mszalne konsumowali na miejscu, zakąszając... komunikantami. Nie byli pazerni, a że zapasy były duże, ks. Hafiruk nie połapał się w ubytkach. Wpadli przypadkiem, próbując sprzedać
olej opałowy jednemu z miejscowych
gospodarzy. O dalszym losie zatrzymanych przez policję chłopców zadecyduje sąd rodzinny.
I jeszcze coś z ostatniej chwili, znowu z podwórka biskupa Adama Dyczkowskiego: straszna awantura w parafii Matki Boskiej Bolesnej w Białołęce k. Głogowa. Proboszcz, ksiądz
Zbigniew Dymitruk, został schwytany przez Kazimierza O. na tzw. gorącym uczynku z panią Czesławą O.
Kobieta następnie zniknęła i jest poszukiwana przez rodzinę. Ślady uciekinierki wiodą do księdza, jednak on
stanowczo odmawia wydania Czesławowi O. jego prawowitej małżonki.
Protest podpisany przez 87 parafian
od dawna czeka na rozpatrzenie przez
ordynariusza, więc miejscowa ludność
chce wziąć sprawy (czytaj: klechę)
we własne ręce.
I tak dalej, i tak dalej... A w minioną niedzielę TVN odtrąbił, że Krk
jest instytucją najwyższego zaufania
społecznego. Niepojęte!
ANNA TARCZYŃSKA
do kościoła. Jaja leciały z góry niczym pociski przeciwpiechotne.
Nowy proboszcz zasiadł jednak w historycznym miejscu. Nie ma zamiaru niczego
komentować, a za tych, którzy rzucali w niego jajami, już rozpoczął odmawiać zdrowaśki. Kuria w Poznaniu jest pełna optymizmu. Rzecznik prasowy wydał nawet specjalny komunikat. Czytamy w nim m.in.:
„W sobotę przed bramą wiodącą na teren
kościelny zebrała się grupa osób, niektóre były pod wpływem alkoholu. Część z nich przyjechała do Rogoźna na gościnne występy.
Chcieli oni udaremnić wejście orszaku z biskupem Balcerkiem na teren kościoła”.
Przyznacie, że treść i forma jakby znajoma. Takie komunikaty publikowali funkcjonariusze PZPR, którzy też nigdy nie umieli policzyć protestujących i którym wydawało się, że na władzę krzyczą jedynie warchoły, nieroby i pijacy. Oni też – mimo
wszystko – stawiali na swoim.
JAN KALINOWSKI
8
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Jak dogodzić kruchtowym władzom Uniwersytetu Szczecińskiego szukającym
siedziby dla wydziału
teologicznego?
Najlepiej zlikwidować
którąś ze szkół
i oddać teologom.
Prezydent Szczecina Marian
Jurczyk może być niemal pewien,
że jego kolejny chytry plan zostanie
zrealizowany. Chyba że szczecińscy
radni obudzą się wreszcie z letargu
i powiedzą: dość!
Szkoła Podstawowa nr 41 jest
placówką integracyjną. Uczęszcza do
niej ponad 440 uczniów, a między
nimi kilkudziesięciu niepełnosprawnych ruchowo i niewidomych. W ciągu 10 lat właśnie dla tych uczniów
niemałym kosztem wprowadzono
– Nieoficjalnie dowiedzieliśmy
się, że do naszego budynku przeniesiona zostanie szkoła z ulicy Wielkopolskiej, bo właśnie jej siedzibę
pragnie przejąć Uniwersytet Szczeciński na wydział teologii – mówi
Kazimierz D., ojciec ucznia SP nr
41. – Oficjalnie nikt nic nie chce powiedzieć, a prezydent Jurczyk zasłania się decyzjami swoich podwładnych. Jego zastępczyni – Anna
Nowak – nie ma jednak czasu ani
dla nas, ani na spotkanie z rodzicami uczniów w celu wyjaśnienia kulis likwidacji szkoły.
– Przedstawiono nam za to wyliczenia specjalistów z Uniwersytetu Szczecińskiego. Mówią o niekorzystnych wynikach ekonomicznych
szkoły integracyjnej – dorzuca Anna P., matka jednego z uczniów.
– Już samo to, że ekspertyzę wykonała uczelnia zainteresowana likwidacją ocenianej szkoły, jest karygodne, nie mówiąc o manipulowaniu liczbami.
Prezydent
robi dobrze
sporo udogodnień. Teraz wszystko
to ma być zmarnowane, bo władze
miejskie zdecydowały się zlikwidować szkołę, a uczniów przenieść do
kilku pobliskich placówek, w których nie ma nawet prowizorycznych
podjazdów dla wózków inwalidzkich.
– Moglibyśmy na to machnąć ręką – mówi matka jednego z niepełnosprawnych – ale nie możemy zgodzić się z argumentacją likwidatorów, którzy twierdzą, że operacja
ta jest niezbędna z powodu niżu demograficznego i braku pieniędzy.
W rejonie tej placówki nie brakuje
uczniów, w tym także niepełnosprawnych, którzy od września będą chcieli się tu uczyć. Na skutek likwidacji
SP nr 41 zmarnowane zostaną olbrzymie pieniądze i wysiłek, jaki włożono w przystosowanie tej placówki dla potrzeb dzieci chorych (specjalne podjazdy, 2 sale do terapii zajęciowej, toalety dostosowane dla
dzieci w wózkach). Warto też wspomnieć o wysokiej klasy specjalistach
opiekujących się uczniami. Zapewne dlatego w poprzednim roku szkolnym placówka ta otrzymała tytuł
„Szkoły przyjaznej uczniom z dysleksją”; specjalny certyfikat i podziękowanie przekazał też kurator oświaty. Mimo to klamka zapadła – szkoła pójdzie do likwidacji.
Przewodniczący rady szkolnej
Stefan Dutko dwoi się i troi, by cofnięto decyzję o likwidacji placówki.
– Prosiłem o pomoc zarówno
prezydenta, jak i parlamentarzystów,
ale nic nie wskórałem. Jedyna nadzieja w radnych, którzy wysłuchają naszych argumentów i nie przyłożą ręki do zlikwidowania tak potrzebnej placówki oświatowej.
Decyzja rady miejskiej w tej sprawie zapadnie podczas lutowej sesji.
Z jednej strony drastycznie
oszczędza się na edukacji dzieci,
w tym także niepełnosprawnych,
z drugiej zaś – marnuje olbrzymie
pieniądze z powodu głupoty i niekompetencji władz. Ostatnio na konto niemieckiej firmy Euroinvest Saller miasto musiało przelać 10 milionów złotych z powodu przegranego
w sądzie procesu. Kilka lat temu prezydent klerykał M. Jurczyk samowolnie unieważnił przetarg wygrany
przez wspomnianą firmę. Grupa radnych podjęła teraz decyzję o wniesieniu tej sprawy do prokuratury.
Zapewne śledztwo nie spowoduje
odzyskania pieniędzy i skierowania
ich na dofinansowanie kulejącej
oświaty, ale potwierdzi niekompetencję Jurczyka i jego ekipy.
RYSZARD PORADOWSKI
Fot. archiwum
G
dzie najlepiej szukać
oszczędności? Z pewnością
w oświacie. Nauczyciele
niechętnie strajkują, a dzieci i młodzież głosu nie mają.
Rządzący Łodzią prezydent Jerzy
Kropiwnicki deklaruje na każdym
kroku troskę o miasto i jego mieszkańców. Jak to z klerykałem bywa,
w praktyce pokazał już wielokrotnie,
że tak naprawdę gardzi prostymi ludźmi i ich problemami („FiM” 51/52
z 2003 r.). Teraz chce nadgryźć oświatę. W budżecie miasta brakuje pieniędzy, więc postanowił zlikwidować... 43
placówki oświatowe. Oczywiście, li-
Oświatowy kanibalizm
kwidacyjny apetyt prezydenta rodem z ZChN nie dotyczy ani jednej szkoły katolickiej. Urzędnicy wyliczyli, że
dzięki temu „oświatowemu kanibalizmowi” miasto zaoszczędzi 17 mln złotych.
– To fikcja – oceniają posunięcie samorządu członkowie Łódzkiego Komitetu Obrony Oświaty, zawiązanego w końcu grudnia ubiegłego roku z inicjatywy placówek przewidzianych do likwidacji. – Po pierwsze: zwalnianym pracownikom trzeba będzie wypłacić odprawy, po
drugie: zanim dojdzie do przehandlowania zamkniętych
placówek, ktoś je będzie musiał ogrzewać, pilnować itp.
– Cała sprawa postawiona jest na głowie – mówi poseł Krzysztof Baszczyński. – Fałszywa jest bowiem argumentacja łódzkich władz, że niż demograficzny jest
asumptem do tak drastycznych oszczędności. Jak wynika
z danych liczbowych, już niedługo odnotujemy niewielki
przyrost liczby przedszkolaków.
– Jeśli teraz zamkniemy szkoły, to gdzie w przyszłości uczyć się będą młodzi łodzianie? – pyta dramatycznie
Wiktor Kłos ze wspomnianego Komitetu Obrony Oświaty, na co dzień nauczyciel Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 5 przy ul. Drewnowskiej, placówki przewidzianej do skasowania. – Zamiast likwidować, władze miasta
powinny zatroszczyć się o poprawę warunków nauczania
w szkołach, czemu może sprzyjać zmniejszona liczba
uczniów. Średnio w klasie może ich być 25 zamiast na
przykład 28, jak to jest dziś.
– Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych przy ul. Drewnowskiej za rok ma zniknąć z mapy Łodzi – mówi
Katarzyna Trzaskalska-Chołys, rozgoryczona szefowa ŁKOO, na co dzień zatrudniona w tej placówce.
– Do dziś nie znamy jednak kryteriów likwidacji, jakie zastosowano w naszym przypadku. Szkoła istnieje
od lat dwudziestych ubiegłego stulecia, powstała wówczas jako jedna z 7 tego typu placówek w Europie (tzw.
szkoły – pałace), obecnie uczy się w niej 1000 uczniów.
Możemy nadal kształcić przyszłych handlowców, m.in.
dla potrzeb powstającego w sąsiedztwie wielkiego kompleksu handlowo-usługowego „Manufaktura”.
M
arian Jurczyk, z braku zdolności i pomysłów na rządzenie Szczecinem, chce postawić pomnik ofiarom Grudnia ’70. Twierdzi, że bez
tego nie ustąpi z prezydenckiego stołka. To już
niedługo może się zdarzyć!
Podczas grudniowej sesji radni Rady Miasta po raz
kolejny zmienili lokalizację monumentu, który ma upamiętnić ofiary Grudnia ’70.
Przed sześcioma laty dla pomnika zarezerwowano skwer
między jezdniami Trasy Zamkowej, trzy lata później mówiono już o placu Solidarności, zaś w październiku 2002
roku podjęto decyzję o ustawieniu pomnika na placu
śś. Piotra i Pawła. Gdy jednak strażacy nie zgodzili się
na zasypanie basenu przeciwpożarowego, z tej lokalizacji również nici wyszły. Teraz znów mówi się o placu
Solidarności i ustawieniu monumentu – uwaga! – naprzeciwko Komendy Wojewódzkiej Policji. Co prawda
współczesna policja to nie Milicja Obywatelska z lat
70., ale zarówno tamci, jak i obecni mundurowi, służą
Hiobowe wieści o likwidacji szkół i przedszkoli zjednoczyły jak nigdy zarówno nauczycieli, jak i rodziców.
Zorganizowano już wiele demonstracji i protestów, a likwidowane placówki szykują się do ostrej batalii o swój
dalszy byt.
Jak znamy Kropiwnickiego – facet nie ustąpi. Postawi na swoim tak, jak w przypadku Teatru Nowego.
BARBARA SAWA
Fot. Autor
M
agistrat Łodzi nie słynie z oszczędności. W podległej mu spółce MPK nowy prezes rozpoczął
urzędowanie od remontu gabinetu za 1 mln zł. Także sam prezydent J. Kropiwnicki wydaje sporo kasy na zagraniczne wojaże (dotąd 50 tys. zł), ponadto zatrudnił „swojaków” jako doradców na ciepłych
posadkach, zwalniając jednocześnie ponad 100 urzędników i wypłacając im należne odprawy. Niewiele
brakowało, by swojemu kolesiowi załatwił „fuchę”
za 400 tys. zł (za projekt pomnika upamiętniającego
eksterminację Żydów). Przez kilka tygodni z kasy
miejskiej finansowano kursujący po Piotrkowskiej pusty autobus... udający zabytkowy tramwaj.
Z pieniędzy podatnika – wbrew pierwotnym deklaracjom – dofinansowywano również powstałą we
wrześniu ubiegłego roku publiczną szkołę podstawową i gimnazjum (przy ul. Nałkowskiej), prowadzone przez Stowarzyszenie Rodzin Katolickich. Tylko
w ciągu czterech miesięcy z kasy miejskiej przekazano tej placówce ponad 300 tys. zł, nie licząc udostępnienia za friko wielkiego kompleksu budynków.
Na takie „dary” nie może liczyć w Łodzi żadna inna
placówka oświatowa. Z publicznych pieniędzy łodzian dofinansowywane są też preferencyjnie niepubliczne szkoły katolickie.
władzy do tych samych celów. Zatem stawianie pomnika w takim miejscu jest cokolwiek nietaktowne.
Szczecińscy radni mają jeszcze jeden pomnikowy problem. Otóż po niedawnej śmierci Czesława
Niemena wróciła sprawa pomnika tego wielkiego artysty. Wróciła, bo już pięć lat temu radni sugerowali
ustawienie w mieście monumentu muzyka, który zadebiutował tutaj w 1962 r. podczas I Festiwalu Młodych Talentów, ale propozycja nie zyskała aprobaty. Teraz wszystko wskazuje na to, że pomnika Niemena nadal nie będzie. Jak ma być, skoro za
sprawą Jurczyka miasto traci olbrzymie pieniądze i w
kasie miejskiej widać dno. Na przykład 10 milionów złotych odszkodowania Szczecin wypłacił ostatnio firmie,
która na skutek unieważnienia przez Jurczyka przetargu straciła atrakcyjną działkę. Teraz szykuje się powtórka tego scenariusza z inną firmą. Pomniki muszą
zatem poczekać na lepsze czasy. A lepsze czasy dla
Szczecina nastąpią wtedy, kiedy odstąpi Jurczyk. RP
Kupa mięci
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
W Milanówku pod Warszawą jest park ze
starodrzewem (7 hektarów), a w nim pałac
cudnej urody (5 tys. metrów kwadratowych).
Park i pałac podlegały do tej pory Markowi
Polowi, a teraz zmieniły właściciela. Jest nim
stowarzyszenie, któremu prezesuje... Pol
Marek. Na owej zmianie Skarb Państwa stracił 15 955 000 zł. I to jest POL-ska właśnie.
Było tak: Pałac i park po nacjonalizacji w 1945 r. stały się własnością państwa, a dokładnie Polskich
Kolei Państwowych. Po co PKP pałac wśród drzew? A po to, aby zasłużeni (i wysłużeni) kolejarze mieli
gdzie odpoczywać i grzać swoje emeryckie kości. Starości dożywało tam
w porywach 220 kolejarzy, a obiekt
– jak na warunki komunistyczne
– był cudem ekonomii, bo finansował się sam. Emeryci płacili tylko
część swoich emerytur na papu tudzież bieżące utrzymanie personelu
i substancji mieszkaniowej.
W latach 90. przyszło „nowe”,
a wraz z nim widmo bankructwa Domu Zasłużonego Kolejarza. Nie dlatego, iżby takowych zasłużonych nie
było, tylko że ich nowe emerytury
(dzięki panu Balcerowiczowi) zaczęły wystarczać już tylko na... oddychanie zdrowym, parkowym powietrzem
i może jeszcze na kaszkę mannę zamiast obiadu (z kronikarskiego obowiązku spieszymy przypomnieć, że za
złej komuny emerytura kolejarza sięgała 120 proc. średniej polskiej emerytury, zaś za Balcerowicza wskaźnik
spadł do 60 proc.).
W tej sytuacji w połowie lat 90.
dom zaczął się wyludniać z dwu powodów: po pierwsze – biologia, czyli kres żywota; po drugie – brak nowych chętnych, bo cennik pobytu stał
się kosmiczny. Dość powiedzieć, że
emerytura na przykład zawiadowcy
stacji w Pcimiu Dolnym nie pokrywała nawet 40 procent kosztów jego
ewentualnego pobytu w Domu Zasłużonego Kolejarza. Ostatecznie
Z
Uradzono więc sprzedanie milanowskiego obiektu, ale pech pałacu nie
opuszczał. Kiedy już-już znalazł się
kupiec, to okazało się, że stop! powiedział Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który zajął hipotekę obiektu za długi kolejnictwa. Hipoteka
opiewała na kwotę 16 mln złotych
(plus rosnące wciąż odsetki). Ewentualni nabywcy pouciekali więc gdzie
pieprz rośnie, bo głupi nie byli. Szacunkowa wartość całej nieruchomo-
Społecznej (PKPS), któremu szefował (i szefuje) Marek Pol.
Stan faktyczny mamy więc taki:
Polowi z PKP nie opłaca się za cholerę utrzymywać obiektu w Milanówku, a Polowi z PKPS opłaca się jak
najbardziej. Obaj Polowie to oczywiście jeden i ten sam wicepremier
Pol Marek. Jak to możliwe? A tak,
że oto ma miejsce cud kolejny. Ni
stąd, ni zowąd ZUS odstępuje od zajmowania hipoteki pałacu i parku.
Jak POLak
z POLakiem
w Milanówku pozostało już tylko 45
emerytowanych kolejarzy – mniej niż
personelu.
PKP policzyły sobie i wyszło im,
że taniej byłoby tę grupę umieścić
w Mariotcie, niż utrzymywać dalej
wielki pałac i pielęgnować park.
nów zabłysnęli stróże prawa w woj.
kujawsko-pomorskim. Bydgoski sędzia podejrzany jest o fałszerstwa,
grupa policjantów z Inowrocławia o wyłudzenia podatkowe, a gliniarz z Bydgoszczy o paserstwo. Kilku innych sprawiedliwych czeka na rozprawy.
Bydgoski sędzia Waldemar Z. doskonale wie, co robić, aby uniknąć kary. Wkrótce
przedawni się już drugi z trzech zarzutów,
które postawił mu rzecznik dyscyplinarny
w gdańskim Sądzie Apelacyjnym. A było tak.
Rodzina K., właściciel pewnej firmy z Bydgoszczy, powiadomiła prokuraturę, że sędzia Z. domagał się od niej samochodu i pieniędzy za samą tylko gotowość do pracy. Wyszło na jaw, że przez dziesięć lat sędzia dorabiał sobie w prywatnej firmie, co jest niezgodne z prawem.
Ponieważ z sędziami raczej się nie zadziera, właściciele firmy dali Z. volkswagena minivana. Wkrótce sprawiedliwy przejechał nim
pijanego pieszego. Nie był ubezpieczony, więc
pozwał do sądu rodzinę zabitego. W trakcie
procesu skłamał, że jest właścicielem auta,
które przecież w papierach należało do firmy. Naprawa kosztowała ponad 11 tys. zł.
Żeby pieniądze odebrać, Z. podrobił na fakturze podpis jednego z właścicieli firmy.
ści (pałac i park) to około 12 mln
złotych, więc roszczenia ZUS przekraczały jej wartość.
Ale Polska jest krajem cudów
i taki cud się zdarzył! W grudniu roku 2003 nagle znalazł się kupiec. Okazał się nim Polski Komitet Pomocy
Tę nagłą zmianę stanowiska firmy znanej z nieustępliwości (wobec
maluczkich!) pani Barbara Rymaszewska, dyrektor oddziału ZUS
Warszawa I, tłumaczy tak: – Zrezygnowaliśmy z hipoteki, bo PKP obiecało, że sprzeda pałac oraz park
Stróże bezprawia
Prokuratura twierdzi, że takich lewych faktur doliczyła się ponad trzydzieści!
Aby dokonać odliczeń podatkowych, sędzia Z. zmusił księgową firmy K. do zafakturowania fikcyjnego remontu w jego mieszkaniu. Księgowa dobrze wiedziała, że wydanie
takiej faktury to przestępstwo, więc choć fakturę wydała, to napisała też stosowne oświadczenie. Sędzia Z. na dodatek i na bezczelnego wystąpił też w tych sprawach (rodziny K.
i krewnych zabitego przechodnia) z dwoma
cywilnymi powództwami. Zapomniał jednak,
iż o takich procesach powinien powiadomić
prezesa Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.
Proces sędziego Z. przed gdańskim sądem dyscyplinarnym toczył się przy drzwiach
zamkniętych od listopada 2002 r. do lipca roku ubiegłego.
Z. kilkakrotnie nie stawiał się na rozprawy i chorował. W tym czasie przedawnił się
wobec niego zarzut o niezgodne z prawem
dorabianie na lewo. Mimo to gdański sąd pozbawił go togi sędziego. No to Z. odwołał się
czym prędzej do Sądu Najwyższego, który
nakazał ponowne rozpatrzenie, ale... już tylko dwóch zarzutów: żądania od właścicieli firmy samochodu i pieniędzy za gotowość do
pracy oraz wytoczenie dwóch pozwów cywilnych bez powiadomienia prezesa Sądu Okręgowego. Rzecznik dyscyplinarny uważa, że
popełniając te czyny, Z. wykorzystał prestiż
i uchybił godności urzędu sędziowskiego. Na
początku stycznia proces miał ruszyć ponownie. Tak się jednak nie stało, bo wysłane na
początku grudnia wezwanie na rozprawę... nie
dotarło na czas do Z. Tymczasem zarzut o żądanie samochodu i pieniędzy od firmy K.
przedawni się już 1 kwietnia.
Inną aferą żyje natomiast Inowrocław.
Wkrótce prokuratura postawi zarzuty fałszowania dokumentów pięciu miejscowym policjantom oraz byłemu pracownikowi miejscowej skarbówki, Krzysztofowi Rz. Ten założył własne biuro rozliczeń podatkowych.
Chętnie korzystali z niego znajomi Rz.,
w tym policjanci. Dlaczego? Bo w biurze
fałszowano dokumentację podatkową. Dzięki temu Skarb Państwa wypłacał klientom
9
i ciupasem odda nam należność. Jeśli już pogoda dla bogaczy nastała,
to dochodzi do handlowego spotkania przedstawicieli PKP i PKPS, na
którym ustalane są warunki umowy
kupna-sprzedaży. No i teraz uważajcie! PKP mówi: – Kochany PKPS-ie,
dajecie nam 45 tys. (słownie: czterdzieści pięć tysięcy złotych) i obiekt
jest WASZ! Co więcej – nie musicie
przejmować się personelem, bo sami
ich wywalimy, wypłacając odprawy,
a jak się da, to i nie wypłacając.
Coś podobnego... Pol z PKPS
przeciera oczy ze zdumienia, że jego alter ego Pol z PKP wręcza mu
prezent za 1/266 część jego wartości!!! Co więcej – PKPS nie musiał
się zobowiązywać, że z resztką dotychczasowych pensjonariuszy ośrodka zrobi cokolwiek. Żeby choć przedyskutowano kwestę eutanazji... Ale
nie. Nic z tych rzeczy. Miłosiernie
jednak PKPS umieścił na razie część
starych kolejarzy w swoim ośrodku
w Hajnówce. Ich los jest całkiem niepewny, bowiem Polski Komitet Pomocy Społecznej nie ma żadnego
obowiązku troszczyć się o byłych pensjonariuszy ośrodka w Milanówku:
– Jak to nie mamy obowiązku?
A obowiązek moralny? – odpowiada Teodozja Kuc – dyrektor PKPS.
Daj Boże! Obyśmy tylko nie dowiedzieli się wkrótce, że emeryci zostali przekwaterowani na Dworzec
Centralny, aby czuli się jak za dawnych lat...
Résumé mamy więc takie: Polski
Komitet Pomocy Społecznej wszedł
za bezdurno w posiadanie wspaniałego obiektu i pięknego parku,
a Hausner... A Hausner martwi się,
gdzie znaleźć oszczędności w budżecie. Podpowiadamy: według naszych
ostrożnych, szacunkowych obliczeń
na transakcji Marka Pola z Polem
Markiem Skarb Państwa stracił co
najmniej 15 955 000 zł. Ile to? Dokładnie tyle, ile brakuje ministrowi
zdrowia Leszkowi Sikorskiemu do
zażegnania strajku generalnego lekarzy w woj. podkarpackim.
MarS, MP, AR
Rz. rzekomo nadpłacone podatki. Były to
kwoty od kilkuset do kilku tysięcy złotych.
W tej sprawie przed sądem stanie 11 osób,
w tym pięciu gliniarzy.
Wkrótce też rozpocznie się proces przeciwko policjantowi z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. Ten stróż porządku został
oskarżony o paserstwo. Prawie rok temu gliniarze z Włocławka zorganizowali akcję przeciwko złodziejom samochodów. Udało im się
wykryć „dziuplę”, w której przestępcy przetrzymywali skradzione auta. Przy okazji wyszło na jaw, że przy sprzedaży przynajmniej
jednego z aut złodziejom pomógł kolega po
fachu włocławskich policjantów.
Rozpoczęło się również dochodzenie przeciwko policjantowi z Lipna, który od fałszerza pożyczał sobie drukarkę do produkcji pieniędzy. W toku jest także proces (opisywany już przez „FiM”) w sprawie prokuratora
Jana M. z Inowrocławia, który udzielał porad prawnych groźnym gangom i wziął udział
w wyłudzeniu 5 tysięcy kilogramów mleka
w proszku. W związku z podejrzeniami o popełnienie przestępstw – w regionie kujawsko-pomorskim zawieszonych jest już kilku innych prokuratorów i sędziów. Jak tak dalej
pójdzie, przestępcy będą zmuszeni sądzić
się sami.
ROMAN KRAWIECKI
10
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Sanktu
Jana P
Jedną z wielu
zalet papieża jest
to, że można na
nim zarobić.
Odkryli to
w wiosce
za Suwałkami.
O
takich dziurach jak Leszczewo zwykło się mówić,
że psy szczekają tam dupami. Było to 9 czerwca
1999 roku. W nocy nic nie zapowiadało cudu, który miał rano nastąpić,
choć dziś niektórzy przysięgają, że zagrzmiało przy bezchmurnym niebie...
Około godziny 10 zobaczyli tuman kurzu. Wśród kolumny samochodów ten
najważniejszy był biały, papieski.
Z tej właśnie największej dryndy z trudem wygramolił się... ON. Jak zwykle
wyciągnął świętą dłoń, zaś Milewscy
i inni gapie rzucili się na wyścigi, żeby oddać tradycyjny, pełnoustny cmok
w Piotrowy sygnecik. Tak rozpoczynała się gospodarska, niezapowiedziana
wizyta Jana Pawła II u tradycyjnej,
rolniczej familii, klepiącej biedę na
11 hektarach piachów, gdzieś na końcu świata, za Suwałkami. Cesarz na
Watykanie wycedził: „Szczęść Boże”,
wszedł do niskiej izby i w ten sposób
dał początek nowemu sanktuarium.
Na przełomie stycznia i lutego kopnęliśmy się pod granicę z Litwą, żeby
na własne oczy zobaczyć, co słychać
u świętej rodziny Bożeny i Stanisława Milewskich oraz ich piątki pociech
(Damian, Dawid, Agnieszka,
Krzysztof i Monika) w wieku od
8 do 20 lat.
W sieni obrazy z Papą i inne świętości, a przy drzwiach zawieszone
na gwoździu różańce misyjne jako
komercyjne... pamiątki z Leszczewa.
Zwykły, bez żadnych bajerów – 8 zł,
a taki z kryształkami – już dycha. Wygląd pokoju „papieskiego” nie zmienił
się od ponad czterech lat. Odświeżono jedynie ściany seledynem ostro bijącym po ślepiach. Ogromna liczba podobizn Wojtyły wykonanych z najróżniejszych materiałów. Plastik, gips,
drewno, sznurek. Jest papież wiszący,
stojący, leżący na płytkim talerzu. Atmosfera jak w mauzoleum Kim Ir Sena. Na krześle, na którym siedział ON,
stojącym na wprost obrazu z frasobliwym Jezusem, nikt nie mógł od TAMTEJ chwili usiąść, ba – nawet kurzu
strzepnąć. Do jednej z nóg mebla przywiązano zieloną wstążeczkę, żeby
Druga Polska
O tym, że Polski są dwie (a nie tylko
jedna – rozmodlona i przykruchtowa), mogli się przekonać warszawiacy oraz dyplomaci z ambasad Francji i Niemiec.
5 lutego Antyklerykalna Partia Postępu
RACJA zorganizowała pod budynkami ambasad tych państw demonstrację, której hasła jasno sytuowały nasz kraj wśród postępowej
rodziny narodów Europy.
Kilkudziesięciu delegatów RACJI
z różnych województw rozwinęło
transparenty z hasłami „Europa
świecka albo żadna”, „Europa tak,
Watykan nie”, „Unia tak, ciemnogród nie”.
– Celem naszego zgromadzenia
jest pokazanie społeczności zagranicznej, że Polska to nie tylko społeczeństwo katolickie, ale jest w Polsce bardzo wielu obywateli o odmiennym światopoglądzie. Dlatego też
wprowadzenie do preambuły Konstytucji UE zapisu o europejskich korzeniach chrześcijaństwa będzie niezgodne z rzeczywistością – mówił
Piotr Musiał, przewodniczący APP
RACJA.
Członkowie RACJI przekazali na ręce francuskich i niemieckich dyplomatów list, w którym domagają się, aby w konstytucyjnej preambule był zapis o świeckim dziedzictwie
Europy. Dyplomaci solennie obiecali przekazać epistoły do swoich ministerstw spraw zagranicznych.
MarS
Fot. archiwum
czasami nie pomylić się i krzesła nie
zamienić. To byłby
dopiero skandal
i tragedia! Wszystko
musi być oryginalne.
Tak jak kilkaset wpisów do pamiątkowej
Staszek postawił krzyż i mały obelisk
na pamiątkę wizyty. Sam dowódca polskich czerwonych beretów Józef
Glemp poświęcił miejsce 9 czerwca
2000 roku, w rocznicę cudownego nawiedzenia. Wpisał się do księgi, pobłogosławił kustoszy sanktuarium, polecił opiekować się relikwiami.
księgi: „,Bardzo dziękujemy za spotkanie z Kochanym Ojcem Świętym. Tutaj
czuje się go tak mocno...”. Albo: „To
niesamowite przeżycie duchowe...”.
Na chałupie Milewskich widnieje
reklama Radia Maryja (tatko Rydzyk
wie, co robi!), przed chałupą solidna
kapliczka, a parę metrów dalej pan
– Ludzie przyjeżdżają się modlić,
zwiedzać, całe autobusy, coraz ich więcej – mówi Milewski. – Jak stanie taki autobus na drodze, to już nikt przejechać nie może...
Małorolny chłop snuje plany na
przyszłość: – Przydałby się okazały parking. Moglibyśmy postawić jakąś
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
uarium
Pawła II
restaurację albo na początek parę budek z jedzeniem dla pielgrzymów, bo
samą modlitwą nikt nie wyżyje – przekonuje ze znawstwem Milewski.
– Kiosk z pamiątkami też jest konieczny, dzieci miałyby utrzymanie. Kapliczka jest za mała. Najlepiej od razu postawić by kościół, bo ludzi przybywa.
Tyle że pieniędzy na nic nie ma; jaki
sponsor by się przydał...
Gmina Suwałki, powołana jak
każda inna do wspomagania inwestycji sakralnych, na razie nic nie robi w tej kwestii, ale wkrótce może
się to zmienić. Swoistą sprężyną
w rozwoju „leszczewskiego sanktuarium” może być proboszcz z Wigier
Zygmunt Bialuk. Pleban poczuł bluesa i wie, że chałupa Milewskich to
los na loterii. W tym roku, w kolejną rocznicę cudownego objawienia
się Papy, ma podobno zjechać do
Leszczewa kwiat episkopatu, co potwierdziłoby swoiste namaszczenie
placówki. Zawsze bliżej to niż do
Watykanu, a papieża u Milewskich
czuć prawie tak samo jak w Kaplicy
Sykstyńskiej czy prywatnej bibliotece. Korzyścią oczywistą jest przejrzyste powietrze lecące z Wigierskiego
Parku Narodowego, a nie to zżarte
przez toksyny Wiecznego Miasta.
Z wizyty Papy jest jeszcze jedna korzyść. Stanisław Milewski odkrył w sobie duszę rzeźbiarza...
A może to dar z nieba, który spłynął na niego 3,5 roku temu? W każdym razie
od tamtej pory zaczął strugać świątki, Chrystusy i inne takie.
– Jeden tak mi wyszedł
– wyznaje – że ksiądz
Kopiczko ze Studzienicznej natychmiast mi go zabrał i ustawił w dziupli przy
świętym źródełku.
Świętego Ojca pan Stasio jednak boi się wyciosać,
bo jeszcze nie za bardzo
wychodzą mu facjaty.
– Przykrości Ojcu Naszemu
nie sprawię, obrażać go nie
będę. Zaapelował jednak
do artystów, żeby ci wykonali dla niego Wojtyłę
z drewna, gdzieś do metra
wysokości. Papieża ustawi
pod krzyżem, a z czasem do
tej trójcy dołączy Matka Boska i będzie komplet.
JAN KALINOWSKI
Fot. Autor
11
12
Policja niemiecka aresztowała na przystanku autobusowym w Monachium 24-letnią
Chorwatkę. Czekający na autobus usłyszeli piski dobiegające z trzymanej
przez nią walizki. Okazało się, że znajdowało się w niej 2-letnie dziecko
w samej tylko pieluszce, choć na dworze był mróz. Kobieta wyjaśniła, że
w syna wstąpił diabeł i udaje się właśnie do księdza na egzorcyzmy.
TSZ
DIABEŁ W WALIZCE
KSIĘŻA, DO ROBOTY!
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
ZE ŚWIATA
Episkopat włoski wystąpił z apelem do ludności, żeby zwiększyła częstotliwość sto-
sunków seksualnych.
– Bez dzieci nie ma przyszłości! – przestrzegają hierarchowie. Przeciętna
Włoszka w roku 2002 miała statystyczne 1,26 dziecka. To nieco więcej niż
w roku poprzedzającym, ale zbyt mało, żeby uspokoić zatrwożonych biskupów. Za obecny stan rzeczy purpuraci winią egoizm, obniżone poczucie
prokreacyjnego obowiązku obywatelskiego oraz presję ekonomiczną. Przede
wszystkim jednak gromią „nieustające praktyki aborcyjne”.
Cóż, Włochy to nie Polska, Malta czy Irlandia. Zakazu przerywania ciąży
nie da się narzucić, choćby watykańczycy nie wiem jak tupali. Ale jest pewne wyjście. Likwidacja przymusowego celibatu księży już po roku zaowocuje skokiem liczby urodzonych niemowlaczków.
L.F.
Rada miejska Key West, najdalej na południe wysuniętego przyczółka USA na kontynencie amerykańskim, wydała wojnę drobiowi. Bezprizorne kury i koguty terroryzują mieszkańców ostatniej zamieszkałej wyspy w archipelagu Florida Keys. Ich populacja rozrosła się do ok. 2 tys. sztuk. Pętają się pod nogami, fajdają gdzie popadnie, budzą ludzi donośnym pianiem i bezczelnie
grzebią w starannie przystrzyżonych trawnikach okalających domy bogaczy.
Dość tego! Burmistrz walnął pięścią w stół i wyasygnował 2 tys. dolców
na położenie kresu drobiowej pladze. Funkcja terminatora przypadła miejscowemu fryzjerowi, Armandowi Parta. Ma wyłapać nieloty i przewieźć
je na farmę w centrum Florydy. Kury rozmnożyły się w ostatniej dekadzie,
gdy przestali się nimi odżywiać liczni w Key West bezdomni włóczędzy.
Władze miejskie doszły wcześniej do wniosku, że wagabundowie straszą
turystów i umniejszają walory zabytkowego miasteczka. Naruszając równowagę biologiczną, postąpiono z nimi tak jak teraz z kurami – ciupasem
odstawiono ich kawałek dalej na północ.
TSZ
KURY TERRORYŚCI
PANIE, WESPRZYJ ZBOCZEŃCA! Biskup David Ricken z diecezji
Cheyenne w Wyoming publicznie
obiecał „nieustające modły i wsparcie” swemu poprzednikowi, biskupowi
Josephowi Hartowi. Byłoby to piękne, gdyby nie fakt, że 9 mężczyzn oskarża Harta, iż molestował ich seksualnie, gdy byli małoletni.
Hart – wraz z dwoma innymi zaprzyjaźnionymi duchownymi – prowadził
darmowy dom publiczny na swój użytek. Jeden ze świadków zeznał, że
podsłuchał, jak ks. Hart kłócił się z ks. Reardonem, którego chłopca weźmie sobie na weekend. Żeby chłopcy byli łatwiejsi, kapłani do nieprzytomności poili ich alkoholem. W roku 2002 policja w Cheyenne wszczęła w tej
sprawie śledztwo, co nie przeszkadza, że Hart ma wciąż dostęp do dzieci.
Biskupowi Rickenowi jakoś nie wpadło do głowy, żeby przy okazji zadeklarować modły na rzecz ofiar swojego brata w kapłaństwie.
T.W.
Wiele już razy w historii skandal stawał
się kanwą książki czy filmu. Nie inaczej
jest teraz. Powstał właśnie dramat na podstawie afery pedofilskiej kleru
katolickiego.
Niewielki, funkcjonujący od 20 lat chicagowski teatr „The Bailiwick” przygotowuje na 1 marca premierę sztuki Michaela Murphy’ego pt. „Grzech:
Zeznania kardynała”. W warstwie dialogowej sztuka wykorzystuje autentyczne zeznania bostońskiego kardynała Bernarda Lawa, przesłuchiwanego przez ławę przysięgłych. – Degeneracja tkanki moralnej społeczeństwa
fascynuje mnie – mówi dramaturg. – Dlaczego ci księża gwałcili chłopców? Dlaczego ich bossowie to ukrywali?
Kilka innych teatrów z różnych stron USA zgłosiło chęć wystawienia
70-minutowej sztuki. Prowadzone są rozmowy na temat wystawienia jej
nawet na Broadwayu.
TSZ
Z SĄDU NA SCENĘ
Prawdziwi (czyli wierzący, moralni i nieNAUKA ZGORSZENIA
nawidzący liberałów) Amerykanie poczuli
się głęboko zgorszeni. Zgorszyła ich polityka rządu. Tak, tak... rządu Busha!
Wystosowali więc żądanie, by przedmiot zgorszenia żelazem wypalić.
Chodzi o to, że Prawdziwi Amerykanie zgrupowani w organizacji Traditional Value Coalition oskarżyli National Institute of Health (Krajowy Instytut
Zdrowia) o to, że marnotrawi pieniądze podatników na badania naukowe
dotyczące „dziwacznych praktyk seksualnych”.
Inkryminowane i tępione badania to studia dotyczące chorób wenerycznych, prostytutek, narkomanów oraz – co gorsza – zachowań seksualnych
starszych (sic!), perwersji itd.
Bush zaspał, więc doszło do tego, że dyrektor instytutu odrzucił pretensje
wielbicieli wartości tradycyjnych, twierdząc, że badania dostarczają istotnych informacji dotyczących zdrowia publicznego.
TSZ
Księżom wstęp wzbroniony
W położonym na zachodnim
skrawku Półwyspu Jutlandzkiego
miasteczku Esbjerg, w hali miejscowego stadionu, pomiędzy 30
stycznia a 1 lutego br. odbywały się targi pornograficzne. Taka sobie objazdowa impreza,
powtórka tego, co od lat pokazywane jest w poszczególnych miastach Danii i w wielu innych miejscach Europy.
W Danii, w której od lat 60.
pornografię można niemal bez
ograniczeń produkować, kupować,
sprzedawać i posiadać, pornograficzne targi, wystawy itp. cieszą
się coraz mniejszym zainteresowaniem. Tak małym, że nawet reklama niewiele pomaga. Jednak tym
razem chyba wszyscy poddani
JKM Małgorzaty II dowiedzieli
się, że coś takiego jak porno-targi
miało miejsce oraz gdzie i kiedy
impreza się odbywała. Stało się
tak za sprawą katolickiego księdza
Benny’ego Blumensaata, który
skrzyknął grupkę podobnie jak on
urażonych i razem zebrali aż... 400
podpisów pod petycją przesłaną do
ratusza w Esbjergu. W petycji tej kategorycznie żądali odwołania imprezy. „Domagamy się wyrzucenia pornografii z naszego miasta. Nie możemy
akceptować poniżania miłości i godności kobiet, których wyrazem są targi Erotic World” – można było przeczytać w petycji.
Akcja „reklamowa” wielebnego
Blumensaata zrobiła swoje. W przeddzień targów wzmianki o nich można było znaleźć w większości duńskich
mediów, które z wielką przyjemnością i nie szczędząc ironii żartowały
z antypornograficznego fanatyka.
I tak np. dziennik „Ekstra Bladet”
zamieścił w sobotę tekst zatytułowany „Pornografia nie dla katolickich
T
o nie błąd. Nie „pierwsi”, ale właśnie „piersi”.
Własnymi piersiami pewna brytyjska społecznica wspiera akcję gromadzenia pieniędzy dla tamtejszej fundacji pomocy sklerotykom.
księży”. Materiał został zilustrowany
zdjęciem Kariny Hansen, jednej
z uczestniczek targów. Widać na nim
stojącą przed wejściem do hali wystawowej młodą kobietę w „stroju targowym”, która dzierży w dłoniach
plakat następującej treści: „Katolickim księżom wstęp wzbroniony
z powodu ich skłonności do pedofilii”. Dalej została zacytowana
wypowiedź organizatora targów,
Kennetha Strandby’ego, który
– komentując tak kategoryczne dyskryminowanie tej akurat grupy zawodowej – powiedział: – Nie możemy sobie pozwolić na ryzyko,
że osoby ze skłonnościami do pedofilii wejdą na naszą imprezę.
Pytany o swoją ocenę księżej
„zadymy” wokół targów Kenneth
Strandby odpowiedział: – Byłoby
lepiej, gdyby zamiast mieszania się
w nie swoje sprawy, ksiądz skupił
swoje wysiłki na tym, aby nie miał pustek w kościele.
Na Wyspach Duńskich od wielu
lat nikt normalny nie ślini się już na
widok pornografii. Wyjątek stanowią,
jak widać, niektórzy księża. Duńczykom wystarczy, że mają żony i na drodze autopsji poznają to, co niektórzy
znają jedynie dzięki masturbacji.
Z. DUNEK
zarobioną kwotę na cel dobroczynny. Bluzka poszła więc
w górę, a 10 funtów powędrowało z kieszeni do torebki.
Dziewczę faktycznie wpłaciło 10 funtów na konto brytyjskiej fundacji Mulitiple Sclerosis Charity, która stawia
Piersi pomagają sklerotykom
O inicjatywie młodej poddanej JKM Elżbiety II doniósł w tonie pochwały i aprobaty kilka dni temu duński
dziennik „Ekstra Bladet”. Pomysł narodził się pewnego
mglistego dnia, gdy w jednym z londyńskich pubów do
goszczącej w nim dziewczyny podeszli dwaj młodzieńcy
i poinformowali, że założyli się o 10 funtów, iż pokaże
im ona swój biust.
Dziewczę natychmiast zorientowało się, że ją próbują robić w konia. Bo gdyby przystąpiła do takiego zakładu, to jeden obejrzałby sobie jej biust gratis, a drugi jeszcze na dodatek dostałby 10 funtów. Nic z tego. Ale ponieważ dziewczyna była bystra, więc wpadła na inny pomysł: zdejmie koszulkę i pokaże, co ma pod spodem, ale
10 funtów pójdzie dla niej, a ona z kolei przeznaczy tak
sobie za cel pomaganie osobom dotkniętym lub zagrożonym sklerozą. Wybrała akurat tę fundację, gdyż jej samej
już w 1998 r. postawiono jednoznaczną diagnozę: mimo
młodego wieku ma zaawansowaną i w dalszym ciągu
rozwijającą się chorobę pamięci.
Pierwsze udane pozyskanie pieniędzy na fundusz MSC
spowodowało, że dziewczyna postanowiła założyć stronę
internetową, na której każdy chętny będzie mógł obejrzeć jej biust i jednocześnie datkiem wesprzeć fundację
MSC. Droga od pomysłu do przemysłu okazała się bardzo krótka. Każdy, kto chce zobaczyć, co pod bluzką nosi pomysłowa młoda brytyjska społecznica z prawdziwego zdarzenia, może kliknąć na adres http://inner.vu/vixpix/index.html.
Z.D.
Armia darmozjadów
Z nowego wydania „Statystycznego Rocznika Papieskiego” dowiadujemy się, że w ubiegłym roku JPII mianował trzydziestu kardynałów i 175 nowych biskupów.
Utworzył 19 diecezji, jeden egzarchat apostolski, jedno biskupstwo
polowe, jedną prefekturę apostolską oraz 4 nowe metropolie.
W roczniku znajdujemy też pewne ogólne dane statystyczne dotyczące stanu całego Kościoła w 2002
roku. Ochrzczonych katolików było
wówczas miliard i siedemdziesiąt jeden milionów, czyli równo 10 mln
więcej niż rok wcześniej. Stanowiło
to ponad 17 proc. z 6 mld 212 mln
mieszkańców naszego globu.
Połowa katolików świata żyła
w obu Amerykach, nieco więcej niż
25 proc. – w Europie, 1/8 – w Afryce, 10 proc. – w Azji, a niecały 1 proc.
– w Oceanii. Na kontynencie amerykańskim katolicy stanowią ponad 60
proc. ludności, w Europie – 40 proc.,
w Oceanii jest ich więcej niż 1/4 mieszkańców, w Afryce blisko 17 proc., zaś
w Azji – 3 proc. W duszpasterstwie
zaangażowanych było przed rokiem
ponad 4 mln osób, w tym prawie 4700
biskupów, ponad 400 tys. księży diecezjalnych i zakonnych, ponad 30 tys.
stałych diakonów, prawie 55 tys. zakonników niekapłanów, ponad 780
tys. zakonnic, blisko 29 tys. osób prowadzących życie konsekrowane w instytutach świeckich, więcej niż 140 tys.
misjonarzy świeckich oraz ponad 2,5
mln świeckich katechetów. W seminariach duchownych na całym świecie kształciło się 113 tys. kleryków.
Osławiony ojciec Rydzyk twierdzi, że podobnie do niego myślących
jest na świecie „prawie 2 miliardy”.
Gdyby nawet popełnić ewidentne
oszustwo i doliczyć wyznania inne niż
katolicyzm, ale mające korzenie chrześcijańskie (czyli wszelkiego rodzaju
sekty, jak naucza Radio, które Maryja tak bardzo ukochała), to i tak
trochę jeszcze do 2 mld zostanie.
W.D.
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
K
ażdy chce zarabiać dużo,
w solidnej walucie, w dobrych
warunkach, bezpiecznie i jeszcze żeby praca była ciekawa i niezbyt męcząca. Może być za granicą.
– Tu Biuro Doradztwa Personalnego – Danuta Salomon „Centrum
Wokulski”, Słupsk.
– Dzień dobry, interesuje mnie
praca w Anglii.
– Mamy taką. Anglia. Na farmie,
na budowie, przy sprzątaniu, od 4 do
7 funtów za godzinę. Płaci pan 200
funtów, ja załatwię nocleg. Rzeczowy głos rozwiewa wszelkie wątpliwości. Czysta sprawa!
W biurze doradztwa sympatyczna pani objaśnia szczegóły wyjazdu.
– U mnie płaci pan 100 funtów.
Wypisać fakturę?
Jesteśmy w Londynie. Z dworca
trzeba zadzwonić do prokurenta chlebodawcy i zameldować swoje przybycie. W meldunku trzeba podać swój
rysopis, a w zamian dowiemy się,
jak będzie wyglądać osoba, która nas
wprowadzi w krainę lekkiej, dobrze
płatnej, zachodniej pracy.
Po godzinie, czasem trzech przyjeżdża osiłek, którego rysopis już znamy i bez zbędnych wyjaśnień zawozi nas przeważnie do Slought. W Slought rezyduje Renata, która przydzieli nam lokum i załatwi pracę.
Dostaliśmy „skierowanie” na jeden
z kilku flatów. Typowy flat (czyli
mieszkanie) to dwie, trzy sypialnie,
kuchnia i łazienka. W drodze do kwatery kasuje się od nas 100 lub 200
funtów zależnie od tego, czy zapłaciliśmy zaliczkę w Polsce. Na miejscu wybieramy sobie wolne wyro.
Mamy tu towarzystwo wyjątkowo dorodnych angielskich karaluchów.
W przypadku zamieszkiwania 12
osób, warto wyobrazić sobie kolejkę do toalety, szczególnie rano. Zainstalowaliśmy się.
Pełni optymizmu (mimo karaluchów, braku pościeli i innych niespodzianek) czekamy na następny dzień.
Kurier – przedstawiciel Renaty – kontaktuje się z nami i zapewnia, że już
jutro na pewno będzie praca.
Na początek na farmie, przy zbiorze kwiatów – za 3,5 funta. Ale to tylko początek, później będzie lepiej.
Następnego dnia o godzinie 6.50
w umówionym miejscu zatrzymuje się
możliwość, zależnie od łaskawości
bossa, wzięcia ze sobą nawet dużej
torby pomidorów. Skończył się drugi tydzień. Wypłata, ciut lepiej niż
w poprzednim tygodniu. Okazuje się
jednak, że i tym razem nasza misja
na farmie zakończyła się. Jesteśmy
bez pracy! Renata przez swoich ludzi przekazuje, że chwilowo brakuje pracy, ale to nic, wkrótce będzie
i nadrobimy straty.
Londyn wita was
bus, który zawozi nas na farmę. Stamtąd zmęczeni wracamy do domu. Tam
szybka kąpiel, bo akurat jest ciepła
woda. Odświeżeni otwieramy konserwę przywiezioną z Polski i liczymy,
ile zarobiliśmy dzisiaj. Tak więc
8 x 3,5 x 6,5 = 182 zł. Takiej dniówki w Polsce nigdy nie udało się wyciągnąć! Następnego dnia – tak samo. Za miesiąc, może półtora, zwrócą się wszystkie poniesione nakłady.
Jednak czynsz 35 funtów za tydzień
trzeba zapłacić z góry. Za trzy dni
kończy się jedzenie przywiezione
z Polski. Całe szczęście, że jest supermarket Tesco. Puszka fasolki w sosie
pomidorowym kosztuje tu tylko 8 pensów, chleb, taki najtańszy, lepiący się
do zębów i podniebienia – 19 pensów, margaryna – 20 pensów.
Nadchodzi upragniony dzień wypłaty. Jeżeli odjąć od wypłaty czynsz
i przewidywane wydatki na jedzenie,
zostaje trochę mniej niż zakładaliśmy. W piątek dowiadujemy się, że
praca na farmie już się skończyła.
Przecież to nie zmartwienie. Renata zadba o nową.
Od poniedziałku jest nowa praca. Pomidory trzeba zerwać i ułożyć
w skrzynkach. Zaletą tej pracy jest
Grzech jak ołów
Na świecie – także wśród duchowieństwa – narasta fala krytycyzmu wobec rygorystycznych nakazów moralnych Kościoła. Tymczasem ich autor
– papież – ciągle dokręca śrubę.
W Watykanie odbyła się konferencja pt. „Naturalna regulacja płodności i kultura życia”. Z tytułu łatwo
można wywnioskować, że uczestnikami byli katoliccy ultrasi, bo poważnym ludziom szkoda czasu na rozmowy
o „watykańskiej ruletce”.
Ale Jana Pawła II – a wielki to autorytet w dziedzinie prokreacji – zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych nie do końca satysfakcjonuje. (Przypomnijmy: Wyklęcie antykoncepcji to nie żaden dogmat wiary.
C
ZE ŚWIATA
zym może się zająć biskup, który nie ma za
wiele pracy na terenie swojej diecezji? Pisaniem listów.
I w taki właśnie
sposób swój wolny
czas postanowili zagospodarować biskupi czterech diecezji w stanie Massachusetts. Zamierzają wysłać do swych wiernych około... miliona listów.
Jeśli ktoś myśli, że będą to listy z duszpasterskim błogosławieństwem, głęboko się myli. Otóż każdy list to
zarazem apel do mieszkańców stanu o to, aby opowiedzieli się za tradycyjnym małżeństwem, sprzeciwiając się
związkom osób tej samej płci.
Skąd to zaangażowanie? Sąd Najwyższy stanu Massachusetts w listopadzie 2003 r. uznał, że brak możliwości
Do tego momentu SLOUGHT-STORY we wszystkich przypadkach
dla wszystkich jest takie samo. Każdy przez minimum 2 tygodnie pracował, liczył grosze i cieszył się. Po
dwóch tygodniach brakło pracy, a w
sobotę przedstawiciel Renaty egzekwuje od nas 35 funtów za czynsz.
Czekamy na nową ofertę pracy. Po
tygodniu okazuje się, że jesteśmy już
bez pieniędzy i bez roboty.
Zakładamy, że Renata ze zrozumieniem podejdzie do naszych kłopotów i przesunie nam termin zapłaty czynszu. Nic bardziej mylnego!
Renata przekazuje jedno ostrzeżenie, drugie, czasem zadowoli się zaliczką, ale tak zyskamy zaledwie tydzień, może dwa. Po tym terminie
podległe jej służby eksmitują na bruk
niewypłacalnych klientów.
W konkluzji: Przyjeżdżasz do
Londynu, płacisz haracz, płacisz
czynsz, otrzymujesz pracę na dwa tygodnie. Z tego masz znowu na
czynsz, tydzień bezrobocia, ewentualnie na następny czynsz, a potem
„spieprzaj na ulicę”.
A swoją drogą ciekawe, jak to
będzie w Unii?
ANTONI KIEŁBUS
Wprowadził go z pomocą Karola Wojtyły papież
Paweł VI, wbrew opiniom swojej własnej rady naukowej). W liście do uczestników obrad JPII ostrzega przed
„ograniczoną interpretacją naturalnej kontroli urodzin”.
„Jasne jest – oświadczył papież – że gdy mówimy o naturalnej kontroli urodzin, nie dotyczy to tylko przestrzegania rytmu biologicznego. Tylko w kontekście obustronnej miłości, absolutnej i niczym nie skrępowanej, moment
wyboru poczęcia życia przyszłego człowieka może być
z pełną godnością wybrany. A więc jeśli w momencie pożycia z zastosowaniem kalendarzyka i termometru uczucie partnerów (posiadających kościelny ślub, co jasne)
nie osiągnie pułapu miłości absolutnej i nieskrępowanej
– kopulujący popełniają grzech cięższy niż ołów”.
O, Boże! Piszący te słowa nic o owym ołowiu nie
wiedział wczoraj pomiędzy godziną 23.00 a 2 w nocy...
L.F.
zawierania małżeństw przez pary homoseksualne jest
sprzeczny z konstytucją Stanów Zjednoczonych zakazującą dyskryminowania określonych
grup społecznych.
Według orzeczenia
sądu, ustawodawcy
mają czas do końca maja 2004 roku na zmianę prawa
obowiązującego w tym stanie.
Na takie dictum zareagowała Konferencja Biskupów
USA, która natychmiast skrytykowała postanowienie Sądu Najwyższego, określając je mianem narodowej tragedii. Konferencja potępiła, więc biskupi listy piszą
i zapewniają przy tym obłudnie, że „intencją listu nie
jest propagowanie czysto kościelnego czy też nacechowanego jakimiś uprzedzeniami punktu widzenia”...
OH
Zajęcie dla biskupa
J
eśli Kościół chce przetrwać, musi zrezygnować
z anachronicznych elementów swej nauki; nie obejdzie się bez dopuszczenia wiernych do głosu w decyzjach dotyczących ich Kościoła.
Takie opinie słyszy się w ostatnich latach coraz częściej, zwłaszcza w USA i na zachodzie Europy. Zanosi się jednak, że Kościół
pozostanie głuchy zarówno na sugestie pochodzące od reformatorsko nastawionych księży i teologów, jak i osób świeckich.
Andrew Greeley, znany amerykański socjolog, pisarz i ksiądz,
porównując młodsze pokolenie
księży ze starszą generacją duchownych, którzy uzyskiwali święcenia
w latach II Soboru Watykańskiego, zwrócił uwagę na symptomatyczne zjawisko zaobserwowane
w Ameryce.
13
w sutannach i odbierać hołdy wiernych.
Analiza z 2002 roku – również
przeprowadzona na zamówienie
„Los Angeles Times” – pokazuje,
że generacja soborowa w przeważającej większości (prawie 80 procent kapłanów w wieku 55–75 lat)
sądzi, iż księża powinni mieć prawo do zawierania małżeństwa. Ideę
tę popiera tylko połowa grupy wiekowej do 35 lat. Podobnie kształtuje się stosunek do antykoncepcji, seksu przedmałżeńskiego, homoseksualizmu, roli kobiet w Kościele: poglądy starszych są przyjazne i liberalne, młodzi są dogmatyczni i surowi. Ponad dwa razy
więcej młodych jest zdania, że kontrola urodzin i masturbacja są zawsze złem, ale tylko 40 proc. młodszej generacji księży uważa – co
wymowne – że złem jest antykoncepcja.
Młoda konserwa
Czas posoborowy był okresem
rewolucyjnych zmian – stwierdza
Greeley. Kościół otworzył się na
świat współczesny, zaprosił inne
wyznania do dialogu ekumenicznego, rozszerzył kanony interpretacji Pisma Świętego, zaaprobował
tłumaczenie łacińskiej liturgii. Był
to okres afirmacji wolności religijnej i potępienia antysemityzmu.
Konserwatyści stojący u steru
Kościoła – zatrwożeni, że reformy
wymykają się spod kontroli – zareagowali szybko i zdecydowanie.
Nowo mianowani biskupi przywracali stare porządki, a teologowie,
którzy za daleko zapędzili się w interpretacjach, zostali uciszeni; odnowiono rządy twardej ręki i wróciło stare. Potwierdziły to badania
sondażowe przeprowadzone przez
„Los Angeles Times” w latach 1994
i 1999, a zwłaszcza
studium socjologa Deana Hoge’a
pt. „Pierwsze pięć
„Księża jako grupa – pisze w magazynie „The Atlantic” Greeley
– nie szukają żadnego porozumienia
z wiernymi”. Tylko 36 proc. duchownych uważa, że klerykalizm jest problemem Kościoła, zaś zaledwie 47
proc. jest zdania, że o skandalu wynikłym z pedofilii duchownych
w ogóle należy mówić. Księża wszystkich generacji nie są zdolni lub nie
są skłonni uznać, że kler ponosi
odpowiedzialność za odchodzenie
wiernych od Kościoła, co jest problemem i plagą w dzisiejszym Kościele. To niepokojące zjawisko tłumaczą, przedstawiając starą litanię
przyczyn: indywidualizm, materializm, sekularyzacja, niedostatki wiary, nieodmawianie pacierza, hedonizm, negatywny wpływ mediów,
wolność seksualna, feminizm, braki
edukacyjne, rozpad rodziny i apatia. Zaletą takiego stylu myślenia
księży jest uwolnienie się od odpowiedzialności i zrzucenie winy na
czynniki od nich niezależne. Pleba-
lat kapłaństwa”. Oto ich wyniki:
Połowa żółtodziobów rozpoczynała pracę kapłańską z przeświadczeniem, że duchowny jest osobą
z gruntu odmienną, niepodobną do
zwykłego człowieka. 30 procent
młodych księży uważa, że wierni
powinni być „lepiej edukowani, by
szanować siłę słowa kapłana”. Podobne badania przeprowadzone
w latach 70. ujawniają kontrast między postawą a poglądami starszego i młodszego pokolenia duchownych. Młodzi pragną przywrócenia
pełni władzy duchowej nad wiernymi i anulowania postanowień soboru watykańskiego, podczas gdy
starsi skarżą się, że ich młodsi koledzy są aroganccy, pompatyczni,
sztywni, uwielbiają paradować
nia staje się twierdzą oblężoną przez
wrogie siły, co stymuluje mentalność
solidarności grupowej, czyli dokładnie to, co reformy synodu watykańskiego starały się przezwyciężyć.
W tym świetle kuracja, jaką
w rozwiniętych krajach musi przejść
Kościół, żeby odzyskać zaufanie
i szacunek wiernych, wydaje się
dłuższa niż można sądzić: konieczny jest nie tylko wybór mniej konserwatywnego przyszłego papieża,
ale i zmiana mentalności ogromnej rzeszy księży. Nawet jeśli się to
nie powiedzie, to jeszcze przez lata Kościół znajdzie oparcie w pokornych i bezkrytycznych wiernych
z Trzeciego Świata. Ale w końcu
i oni zaczną zadawać pytania.
TOMASZ WISZEWSKI
14
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
NIE DO WIARY
Czy starożytni znali prąd?
Przed wynalazkiem elektryczności ludzie rozjaśniali
ciemność pochodniami, świecami i lampami na olej,
które powodowały okopcenie ścian i sufitów. Śladów
takich nie ma jednak w egipskich piramidach czy podziemnych grobach faraonów. Nie docierało tam przecież
naturalne światło, a wykonane wewnątrz napisy i dekoracje wymagały dobrego oświetlenia. Czy to możliwe,
że ich autorzy dysponowali sztucznym oświetleniem?
W świątyni w Denderze
(Egipt) odkryto płaskorzeźbę (fot.
1) przypominającą urządzenie
elektryczne. Budowlę postawiono
w czasach ptolemejskich, ale jej
podziemia (blisko dwie trzecie całej wysokości) są znacznie starsze. Jedna z inskrypcji świadczy
o tym, że świątynia powstała
w oparciu o plany sięgające legendarnego okresu przeddynastycz3
nego, który przypadał wkrótce po
biblijnym potopie.
Najbardziej intrygująca płaskorzeźba pochodzi
z krypty nr 17 (rys.
2). Ukazuje dwóch
kapłanów, którzy
trzymają wydłużone kolby przypominające lampy
katodowe. Lampy
wsparte są na filarach dżed, których
kształt zdumiewająco przypomina
czterotężnikowe
izolatory stosowane dziś w urządzeniach wysokiego
napięcia. Egipcjanie wierzyli, że
filary dżed reprezentują moc bogów. Ukazywane są czasem z symbolem anki i kulą na szczycie, która wydaje się świecić (por. rys. 4
płaskorzeźbach z Dendery były pod
wysokim napięciem”.
Filar dżed przypomina taśmowy generator wysokiego napięcia
van de Graaffa. Inżynier elektryk Michael Freedman zinterpretował filar dżed następująco
odpowiedniej sile sprawiał,
że kula była jakby otoczona poświatą. Uziemienie
dla kuli (1) stanowiła obudowa urządzenia, otoczona materiałem izolacyjnym
(6), który zapobiegał przedwczesnemu rozładowaniu
energii elektrycznej”.
Michael Freedman
obliczył, że taki generator o wysokości nieco
ponad metr, mógł wytwarzać około pół miliona woltów. Ilustracja
z Dendery zdaje się
przemawiać za tym
wnioskiem, gdyż lampy
oparte na filarach dżed
są połączone kablem ze
skrzynką, na której widnieje bożek Atum-Ra
z dyskiem solarnym na
głowie, a bożek ten symbolizował właśnie ener1 gię bogów. Kabel nie był
zapewne pojedynczym
drutem, lecz wiązką przewodów.
Co ciekawe, kabel narysowany jest
na płaskorzeźbie tak, jak na współczesnych diagramach rysuje się kable wielozadaniowe.
We wnętrzu lampy widać prostującego się węża, którego staro-
2
i 5). Inżynier elektryk Walter
Garn (fot. nr 3) stwierdził: „Konstrukcja filarów dżed odpowiada
całkowicie konstrukcji współczesnego izolatora wysokiego napięcia.
Wybierana jest taka, a nie inna forma izolatorów, aby, najogólniej mówiąc, »ścieżki pełzania« wyładowań
elektrycznych wzdłuż powierzchni
izolatora były jak największe i by
przy zmoczeniu deszczem czy zabrudzeniu powierzchni izolatora zachować bezpieczne, izolowane odcinki. Można z tego wyciągnąć
wniosek, że owe »ramiona« na
(rys. 5): „Źródłem
energii potrzebnej
do napędu takiego
generatora była zapewne bateria (11),
przy której są wyloty na gaz ulatniający się w czasie
pracy baterii (9).
Wewnątrz urządzenia był pasek (7),
który obracał się na
kołach pasowych
(4, 10). Jedno z kół
(10) napędzane było przez silnik lub
korbę. Szczotka (5)
połączona z metalową kopułą (3) przenosiła ładunek
z paska na kopułę (3). Na powierzchni tej kopuły gromadził się
ładunek, aż powstał łuk między kopułą a kulą (1). Łuk ten przy
żytni kapłani zwali „nosicielem
światła”. W sztuce egipskiej wąż
uosabiał boską energię, a w piśmie hieroglificznym oznaczał
światło. Napisy w Denderze mówią o „świecącym wężu Harsomtusie, który wyłania się z kwiatu lotosu i staje żywym”. Wąż trafnie
symbolizował fenomen elektryczności, a to ze względu na migotliwą zwinność i odgłos syczenia podobny do tego, jaki towarzyszy wyładowaniu elektrycznemu. Wąż
w naturze nigdy nie porusza się
tak, jak to ukazują płaskorzeźby.
Jego położenie natomiast dobrze
ilustruje sposób, w jaki przebiegałoby wyładowanie, a mianowicie wyłania się ze środka lotosu,
czyli z oprawy lampy, gdzie pole
elektryczne było najsilniejsze.
W czasie eksperymentów ze
szklanymi kolbami wykonanymi
4
na podstawie rysunku w Denderze pojawiał się w ich wnętrzu wąski ognik, któremu towarzyszył syczący dźwięk. Działo się tak za
sprawą wyładowań elektrycznych
wewnątrz lampy wyładowczej między elektrodami, tak jak to ukazuje wąż na płaskorzeźbie z Dendery. Jego ogon zaczyna się tam,
gdzie kabel łączy się z lampą,
a głowa dotyka drugiego końca
lampy. Wąż wyobraża więc energię elektryczną, zaś lampy były
źródłem światła. Wyjaśnia to także, dlaczego operujący nimi kapłani mieli na oczach coś w rodzaju ochronnych okularów. Tak
uważa Alfred Bielek, inżynier
elektronik, który badał rysunki
z Dendery. Według niego, płaskorzeźby ukazują generator ładunków elektrostatycznych połączony z samoładującą kolumną zakończoną lampą.
Do niedawna niewiele było
wiadomo o hieroglifach towarzyszących płaskorzeźbom z Dendery, gdyż różniły się one od innych
znanych hieroglifów. Zapisy hieroglificzne mają zakamuflowany
charakter. Doktor Fawzi Soucha,
były dyrektor kairskiego Muzeum
Starożytnej Medycyny, powiedział: „Arcykapłanom Starego
Państwa właściwa była znajomość
swoistego, tajemnego pisma, dzięki któremu mogli ukryć przed zwykłym ludem i resztą świata swą
rozległą wiedzę i nieprzeciętne
umiejętności”. Dzięki temu kapłani egipscy mogli przez długie wieki trzymać wiedzę technologiczną dla samych siebie, uchodząc
przy tym w oczach ludu za narzędzie bogów.
Hieroglify odczytał niedawno
egiptolog Wolfgang Waitkus
z Hamburga i opublikował ich
przekład w swej pracy doktorskiej
w 1991 roku. Przetłumaczone
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
przez Waitkusa hieroglify wywyższają czarodziejską moc Izydy
i kapłanów. Zawierają one wiele
pojęć związanych ze zjawiskiem
świetlnym oraz dane techniczne,
co wspiera tezę, że chodzi o urządzenie elektryczne. Teksty wydają się instrukcją, jak wytworzyć
zjawisko świecenia zwane „widzialną formą węża Harsomtusa”.
Dolną oprawę lampy nazywają lotosem, gdyż taki ma kształt, a następnie wyjaśniają, że była ze złota. Złoto ma doskonałą przewodność i odporność na utlenianie.
Inżynier Walter Garn zauważył:
„Jeżeli dane dotyczące materiału
i wielkości odnoszą się do realnie
istniejących obiektów, to można je
uznać za dowód, że model takiej
»lampy« rzeczywiście istniał”.
5
Pozostaje pytanie: czy kapłani byli konstruktorami, czy jedynie użytkownikami tego urządzenia? Mogli korzystać z resztek
wcześniejszej technologii, aby
wywołać wrażenie na laikach
i wzmocnić swoją pozycję w państwie.
O takich odkryciach jak płaskorzeźby z Dendery archeolodzy
na ogół milczą, bo mogłoby to
świadczyć o istnieniu w przeszłości zaawansowanej technologii.
Dlaczego milczą? Istnieją przynajmniej dwa powody. Po pierwsze – większość z nich nie ma
odpowiedniego przygotowania,
aby rozpoznać urządzenia techniczne; niektórzy nie rozpoznaliby starożytnej baterii czy lampy,
gdyby się nawet o nią potknęli.
Po drugie – pokutuje założenie,
że ludzie w dawnych czasach byli prymitywni, co nie pozwala naukowcom zaakceptować tez, a nawet danych sprzecznych z tym
światopoglądem.
dr A.J. PALLA
Fot. archiwum
Dawna tradycja żydowska mówi, że arka Noego
dysponowała światłem
zwanym zohar. Podobny
zapis znajdziemy
w Biblii. Główne źródło
światła w arce, umieszczone na łokieć od jej
góry (Rdz 6. 16), być
może wcale nie było
światłem dziennym.
Zohar utożsamiane jest ze
światłem wpadającym przez okno.
Jednak gdy Noe otworzył okno,
aby wypuścić kruka i gołębia (Rdz
8. 6), w biblijnym zapisie pojawia
się zupełnie inne słowo – hebrajskie hallon. W Starym Testamencie słowo zohar występuje ponad
20 razy i zawsze znaczy „światłość”
lub „jasność”, a nie okno. Czyżby arka dysponowała innym rodzajem światła? Czy zohar było
rodzajem sztucznego oświetlenia?
Tradycja żydowska powiada, że zohar był czymś w rodzaju ogromnego kryształu. Dał on początek
legendom o magicznym kamieniu filozoficznym.
Według sumeryjskiej historii
o potopie, światło wniósł do arki
bóg Utu jako dar dla Ziusudry,
czyli Noego: „Ziusudra otworzył
okno wielkiego statku, a Utu wniósł
światło do wielkiego statku. Król
Ziusudra oddał mu pokłon”. Imię
Utu wydaje się tożsame z Ubartutu (sumeryjskie Ubart-Utu), który był ósmym królem przed potopem. Identyfikuje się go z ósmym
biblijnym patriarchą, Metuszelachem (Matuzalem), który zmarł
tuż przed potopem. Taki dar
z pewnością odpowiadałby pozycji patriarchy Metuszelacha.
Przyjmijmy na chwilę, że ludzie przed potopem znali sztuczne oświetlenie. Jego wynalazcą
mógł być Kenan, mistrz ówczesnej technologii. Potwierdzałaby
to historia zapisana przez Józefa
ben Goriona. Według tego żydowskiego historyka, Aleksander
Wielki dotarł do wyspy w pobliżu Indii, której mieszkańcy wierzyli, że był tam grób Kenana.
Twierdzili, że przed potopem stała tam także wysoka wieża rażąca błyskawicami każdego, kto zbliżył się do grobu.
Etiopska saga Kebra Nagast
podaje, że sztuczne światło znano
na dworze Salomona. Według niej,
pałac Salomona oświetlały kamienie podobne do pereł, których światło przypominało słoneczne. Athanasius Kircher, jezuita zajmujący się archeologią, twórca wynalazku zwanego Laterna Magica, od
którego wywodzą się aparaty projekcyjne, w 1652 r. napisał w dziele „Oedipus Aegyptiacus” o lampach, które znaleziono w podziemnych korytarzach miasta Memfis
i które wciąż świeciły... Augustyn
z Hippony wspomniał o egipskiej
świątyni Izydy, gdzie bez względu
na pogodę paliła się lampa.
Lukian z Samosaty (120–180
n.e.) sprawozdawał, że w świątyni
NIE DO WIARY
w Hierapolis widział na głowie Hery lśniący klejnot, który nocą oświetlał całą świątynię. Pauzaniasz
podał, że widział w świątyni Minerwy świecznik, który nie gasł.
Świątynię Jowisza zbudowaną
przez Rzymian na megalitycznej
platformie w Baalbek oświetlały
świecące kamienie. Teksty rzymskie wspominają o wiecznie płonącym złotym świeczniku, który
Numa Pompiliusz kazał umieścić w kopule świątyni rzymskiej.
A w XV w., gdy mieszkańcy Rzymu otworzyli grób Pallasa, syna
Ewandra (o którym Wergiliusz
wspomina w „Eneidzie”), znaleźli w środku lampę, która oświetlała grób nieprzerwanie od ponad 2000 lat! W świątyni w syryjskim Afek także był kamień, który świecił w ciemności. W tym
mieście obchodzono w starożyt-
z kwiatu lotosu lub tajemniczego
jaja. Lotos uważano w tradycji
egipskiej za „kwiat, z którego wyłoniło się światło i życie”, dlatego podobnie jak jajo symbolizował arkę, zwaną przez Egipcjan
„barką Ra”. Według egipskich
przekazów, Tot uratował ludzkość
przed zagładą i pomógł ludziom
znaleźć schronienie na morzu.
Egipcjanie przypisywali mu całą
swoją wiedzę i kulturę, uważając, że nauczył ludzi podporządkować siły przyrody ich potrzebom. Wierzyli, że Tot przyniósł
ludziom światło i posiadał kamień
filozoficzny. Uważali go za uosobienie prawa i sprawiedliwości, co
kojarzy się z Noem, którego Biblia opisuje w podobny sposób.
Jaki rodzaj energii wykorzystano we wspomnianych wyżej przypadkach? Czy mogła to być pozo-
15
archeologom nie przyszłoby zresztą do głowy, że starożytni mogli
znać elektryczność. Naczynia miały około 14 cm wysokości i niezwykły kształt. We wnętrzu znajdował się cylindryczny wkład
z miedzi, a w nim pręt o średnicy 3 cm i długości 10 cm. Wkład
przylutowano miękkim stopem
ołowiu i cyny w proporcjach 60/40,
co jest interesujące, gdyż taki stop
uważa się za najlepszy do lutowania! Do wkładu przymocowano z obu stron miedziane dyski,
które spełniały rolę elektrody. Pokrywała je izolacyjna warstwa smoły, tak jak w dzisiejszych bateriach.
Żelazny pręt nosi ślady korozji wywołanej reakcją chemiczną kwasu, co dowodzi, że baterie były
używane do wytwarzania prądu.
Wniosek Königa, że chodzi
o starożytne baterie, potwierdził
Prąd w arce Noego
ności święto, podczas którego
opowiadano historię potopu i celebrowano dokonania Noego. Persowie wiedzieli o bezcennym diamencie zwanym Koh-i-noor, na
którego związek z Noem wskazuje to, że w języku perskim góra Ararat nosi niemal identyczną
nazwę: Koh-i-nur, czyli „Góra Noego”. Także w greckim podaniu
o Deukalionie czytamy, że po po-
1
2
topie zginął jego niezwykły kamień. Legenda o krysztale Noego
przetrwała w żydowskiej Kabale,
której najważniejsza część to Zohar („Księga Światła”).
Zohar z arki Noego przetrwał
w pamięci późniejszych pokoleń
jako lapis philosophorum, czyli kamień filozoficzny. Alchemicy i mistycy poszukiwali go przez całą
starożytność i średniowiecze, wierząc, że przedłuża życie o setki
lat. Z tego powodu arabscy alchemicy utożsamili go z eliksirem
młodości. Co ciekawe, kamień filozoficzny zwano też jajem przez
związek z arką, ukazywaną metaforycznie jako jajo, z którego
po potopie wykluło się nowe życie. Egipcjanie wiązali z kamieniem filozoficznym imię Tota, którego zwali „wszystkowiedzącym”.
Tot wynurzył się według nich
stałość po technologii opartej na
kryształach, która zaczyna odgrywać coraz większą rolę w naszych
czasach? Jeśli tak, to przychodzą
na myśl słowa Salomona: „To, co
było, znowu będzie, a co się stało,
znowu się stanie: nie ma nic nowego pod słońcem” (Koh 1. 9).
Niezależnie od tej nieznanej technologii starożytni mogli znać zjawiska elektryczne, gdyż niewykluczone, że posługiwali się bateriami elektrycznymi.
Niezwykłego odkrycia dokonał
w 1938 r. w piwnicach Muzeum
Bagdadzkiego austriacki archeolog Wilhelm König. W dużym
pudle znalazł starożytne baterie
odkryte w Khujut Rabu’a w pobliżu Bagdadu (fot. 1, rys. 2).
Wcześniej nikt nie zwrócił na nie
uwagi, gdyż wydawały się zwykłymi wazami z gliny. Współczesnym
Williard F. M. Gray
z General Electric High
Voltage Laboratory w Pittsfield w stanie Massachusetts. Wykonał ich duplikat, który wytwarza
prąd po dodaniu kwasu
owocowego (z winogron
lub cytryny), używanego
jako elektrolit.
Wiedząc, jak wyglądają starożytne baterie,
König znalazł dziesięć podobnych, które pochodziły z Ktezyfontu. Baterie
te nie były jeszcze poskładane, jakby wyszły z fabryki i czekały na montaż. Cztery starożytne baterie elektryczne znaleziono w chacie czarnoksiężnika w pobliżu Seleucji,
a z nimi pręty z żelaza i miedzi,
które mogły służyć do szeregowego połączenia baterii dla uzyskania wyższego napięcia.
Wszystkie wspomniane baterie pochodzą z czasów partyjskich
(I–III w. p.n.e.), ale prawdopodobnie są pozostałością po wcześniejszej cywilizacji, gdyż Partowie nie
pozostawili po sobie niczego, co
świadczyłoby o ich zaawansowaniu
technologicznym. Także francuski
archeolog Auguste Mariette
natrafił podczas wykopalisk
w pobliżu Sfinksa na przedmioty
galwanizowane elektrolitycznie,
a proces galwanizacji elektrolitycznej wymaga prądu. Nie są to jedyne obiekty starożytne, których
wyrób wymaga wykorzystania prądu elektrycznego. Na przykład
w 1959 roku w grobowcu starożytnego chińskiego wodza Czau Czu
znaleziono ozdobne klamry do pasa wykonane z aluminium, a proces ekstrakcji aluminium z boksytu także wymaga elektryczności.
Pozostaje pytanie: czy Alessandro Volta był pierwszym człowiekiem, który wynalazł elektryczność, skoro mogli ją znać Sumerowie, Egipcjanie, Chińczycy, Partowie...
dr A.J. PALLA
Fot. archiwum
16
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
CZUCIE I WIARA
Tytuł pontifex maximus
(najwyższy kapłan)
znaczy dosłownie „największy budowniczy
mostów” i dobrze oddaje
odwieczną politykę
Rzymu. Papieże nie
budowali jednak mostów
do Boga, lecz
do własnego tronu.
Wcześniej tytuł ten nosił cesarz
rzymski Konstantyn, który wywyższył chrześcijaństwo. Władca ten był
wszakże zainteresowany zjednoczeniem świata, a niekoniecznie czystością ewangelii. Jako pierwszy wprowadził do kościoła chrześcijańskiego
ideę ekumenizmu opartego na kompromisie zamiast na prawdzie. Dążył do podporządkowania sobie
wszystkich religii, aby wzmocnić chwiejące się Imperium. Religie mogły zachować swą formę i praktyki, pod warunkiem że akceptowały moralny
i polityczny autorytet cesarza.
Papiestwo szło jego śladami nie
tylko w średniowieczu. Na przykład
w 1986 roku papież zwołał do Asyżu
przywódców wielu religii świata na
niezwykłe spotkanie ekumeniczne.
Każdy miał się modlić do „boga”,
w jakiego wierzy, prosząc o pokój
dla naszej planety. Trzymając się za
dłonie, modlili się razem czciciele
węży i ognia, spirytyści i czarownicy, szamani i buddyści, muzułmanie i hindusi, katolicy, prawosławni
i protestanci, każdy do swego bóstwa. Papież zgodził się nawet, aby
Dalajlama zamienił krzyż na ołtarzu kościoła św. Piotra w Asyżu na
wizerunek Buddy.
Taka jedność opiera się na założeniu, że wszystkie drogi prowadzą
do tego samego Boga. Ale Biblia tego twierdzenia nie wspiera. Jezus
stwierdził, że jest tylko jedna droga:
„Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt
nie przychodzi do Ojca, tylko przeze
Mnie” (J 14. 6).
Podczas wizyty w 1993 roku
w Afryce papież spotkał się z wyznawcami wudu (praktykują czarną magię
i spirytyzm) i zapewnił, że nie muszą
porzucać swych praktyk, jeśli przyłączą się do Kościoła katolickiego,
a papieża uznają za moralnego
zwierzchnika. Taka postawa szokuje,
ale nie jest nowa w świetle misji Kościoła rzymskiego. W czasach cesarza Konstantyna Kościół akceptował
pogan, którzy czcili posągi Izydy
i Ozyrysa po zmianie ich imion na
Marię i Jezusa czy świętych (np. Dionizos stał się świętym Dionizym).
W ten sposób „chrzczono” pogańskie
zwyczaje i święta. Podobnie wyglądała „ewangelizacja” Dalekiego
Wschodu i Ameryki Łacińskiej, gdzie
pogańskie ceremonie są wciąż kontynuowane pod płaszczykiem chrześcijaństwa, tyle że teraz poprzedza je
katolicka modlitwa.
W czasie wizyty w Gwatemali
w 1996 roku papież udał się do miejscowości Esquipulus. W związku
z obchodami 400-letniej rocznicy
Czarnego Krzyża (posiada rzekomo
cudowne moce) miał ukoronować
Pontifex maximus
otoczony kultem obraz Marii. Apelował do mieszkańców Ameryki Łacińskiej o pojednanie i wyrozumiałość w sferze politycznej, ale pominął
pojednanie na płaszczyźnie religijnej,
choć wiadomo, że tysiące protestantów cierpi tam prześladowanie ze strony miejscowej ludności, czasem wręcz
podburzanej przez katolickich duchownych. Kościół rzymski długo był
w Ameryce Południowej decydującą
siłą religijną. Jednak w ciągu ostatnich lat kościoły protestanckie zanotowały tam ogromny wzrost popularności. Na przykład wśród 10-milionowej populacji Gwatemali ponad
2 miliony to protestanci z kościołów
ewangelicznych. W samej Brazylii każdego roku pół miliona katolików
zmienia wyznanie, a najczęściej
po to, by pogłębić swoją wiarę
i znajomość Biblii. Miesięcznik
„Charisma” podaje: „Zaszokowani nieprawdopodobnym
wzrostem ewangelicznych kościołów w Brazylii, przywódcy
kościoła rzymskokatolickiego
grożą »świętą wojną« skierowaną przeciwko protestantom, chyba że zaprzestaną oni odprowadzania ludzi od ich Kościoła... Katolicki biskup Sinesio Bohn nazywa protestantów poważnym zagrożeniem
dla wpływów Watykanu w jego
kraju... Według Bohna świętej
wojny nie powstrzyma nic, chyba że 13 największych protestanckich kościołów podpisze umowę, która... zobowiąże protestantów do zaprzestania ewangelizacyjnych
działań w Brazylii. W zamian
katolicy zgodzą się zaprzestać
wszystkich prześladowań skierowanych przeciw protestantom”.
„Christianity Today” pisze o prześladowaniach adwentystów dnia siódmego i zielonoświątkowców w Kolumbii czy południowomeksykańskim
regionie Chiapas, gdzie trzydzieści tysięcy członków tych kościołów wygnano z domów, tysiące pobito, wielu zamordowano, ich żony i dziewczęta
zgwałcono, a wszystko to uczynili ich
katoliccy ziomkowie. Papiestwo się
nie zmienia, toteż i dziś nie sprzeciwia się prześladowaniu mniejszości
chrześcijańskich tam, gdzie Kościół
rzymski ma przewagę, zaś konstytucja nie gwarantuje rozdziału Kościoła od państwa – na przykład w niektórych latynoskich krajach.
29 marca 1994 roku blisko 40
przywódców katolickich i protestanckich spotkało się, aby podpisać bezprecedensowe przymierze o współpracy w dziele ewangelizacji świata.
„Protestanci i katolicy razem: chrześcijańska misja w trzecim tysiącleciu”
– tak zatytułowany dokument nie
zaprzecza teologicznym różnicom pomiędzy obu stronami, ale zawiera
klauzulę skierowaną przeciw próbom
prozelityzmu (nawracania na swoje
wyznanie), która ma dość jednostronny charakter, gdyż dotyczy niemal wyłącznie katolików przechodzących do
kościołów protestanckich.
Mimo że powyższy gest sprzeciwia się poleceniu Jezusa (Mt 28.
18–20), aby głosić ewangelię wszystkim ludziom (wszystkim, a więc również katolikom, którzy tkwią w błędzie), podobne inicjatywy ekumeniczne wspierają nawet znani i zasłużeni
dla dzieła głoszenia ewangelii kaznodzieje protestanccy, na przykład Billy Graham czy Luis Palau. Graham
stwierdził: „Jesteśmy zachwyceni tym,
że Kościół rzymskokatolicki współpracuje z nami obecnie wszędzie, gdziekolwiek się udajemy”.
Przyczyna tej współpracy jest prosta. W czasie prowadzonych przez
Grahama i Palaua spotkań ewangelizacyjnych ludzie, którzy
uczynków, odpustów, mszy za zmarłych, cierpienia w czyśćcu. Samo mówienie o istnieniu odpustów i czyśćca podważa biblijną naukę o zbawieniu z łaski przez wiarę, a więc uderza w samo sedno ewangelii.
Ci, którzy łudzą się, że jest inaczej, zapominają, że Luter i wielu reformatorów to byli duchowni biegli
w katolickiej teologii, oddani kościołowi rzymskiemu i nie pragnęli wcale jego rozbicia, lecz powrotu do biblijnych nauk. Co więcej, gdy apelowali do papiestwa, aby uczyło tej
ewangelii, którą głosi Nowy Testament, palono ich za to na stosach.
decydują się na przymierze z Bogiem,
ale byli ochrzczeni jako dzieci w Kościele katolickim, kierowani są do zaproszonych w tym celu duchownych
katolickich. Sprawia to, że ludzie wracają tam, gdzie przez całe dotychczasowe życie nikt nie pomógł im zbliżyć się do Boga ani poznać prawd
biblijnych.
Wspomniana kooperacja datuje
się od 1981 roku, kiedy Billy Graham
poprosił Jana Pawła II o audiencję. Obaj poznali się kilka lat wcześniej, kiedy kardynał Karol Wojtyła
umożliwił mu wygłaszanie kazań
w katolickich kościołach w Polsce.
Graham powiedział niedawno: – Doszedłem do przekonania, że moje zasady wiary są zasadniczo tymi samymi, co konserwatywnych rzymskich
katolików” i stwierdził, że różnice między protestantami a katolikami „nie
są ważne, gdy chodzi o kwestię osobistego zbawienia. Czy faktycznie?
Ewangelia mówi, że osobiste zbawienie jest rezultatem tego, co zrobił dla nas Chrystus, i przychodzi przez
przyjęcie Jego sprawiedliwości (Ef 2.
8–9). Tymczasem Kościół rzymski naucza, że zbawienie człowieka rozpoczyna się od przyjęcia chrztu, który
obmywa z grzechu pierworodnego,
a następnie przychodzi za pośrednictwem sakramentów, dobrych
W rezultacie ta fundamentalna dla
osobistego zbawienia nauka do dziś
pozostaje w praktyce nieznana katolikom. Przyznaje to wybitny apologeta rzymskokatolicki, ksiądz prof.
Peter Kreeft: „W ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat zadałem setkom studentów katolickich szkół wyższych pytanie: »Czy gdybyś musiał dzisiaj
umrzeć i Bóg zapytałby cię, dlaczego
ma cię wpuścić do nieba, co byś odpowiedział?« Ogromna większość
z nich po prostu nie znała prawidłowej odpowiedzi, która jest przecież esencją chrześcijaństwa. Zwykle nawet nie
wspominali o Jezusie!”.
Teologiczne różnice między katolikami i protestantami uważane były
kiedyś za tak wielkie, że miliony wolały umrzeć, niż pójść na kompromis
z Rzymem. Także inkwizytorzy byli
tak przekonani o ważności tych różnic, że torturowali i zabijali innowierców. Faktem jest, że doktryna kościoła rzymskiego nie zmieniła się od czasu reformacji. Co zatem z tego wynika? Zmienili się protestanci... Wielu protestantów nie popiera takich
przymierzy jak wspomniane wyżej. Ci,
którzy je wspierają, mają zaś dobre
intencje, choć zapewne nie zdają sobie sprawy z reperkusji ekumenicznych inicjatyw Rzymu. Sądzą, że przyczyniają się do nawrócenia świata,
zapominają jednak, że dla Rzymu
ewangelizacja nie oznacza prowadzania ludzi do Jezusa, lecz do Kościoła, jak to akcentuje wydany we
wrześniu 2000 roku dokument Dominus Iesus.
W swej encyklice Ut Unum Sint
(Ku jedności) z 1995 roku Jan Paweł
II zaapelował do ludzi wierzących
na świecie, aby nie bacząc na różnice połączyli się w XXI wieku w jedną społeczność – z papieżem jako jej
moralnym przywódcą na czele.
We wrześniu 1993 roku w Chicago przywódcy większych religii świata zebrali się na spotkaniu zorganizowanym przez Parlament Religii
Świata. Wzięli w nim udział m.in. Indianie, szyici, muzułmanie, żydzi, hindusi, buddyści, czarownice i szamani,
a także przedstawiciele wielu kościołów. Podczas tego zjazdu po raz pierwszy w historii przedstawiciele wszystkich większych religii osiągnęli zgodę
w kwestii zasad, jakie ma przyjąć
świat. Prasa sprawozdała: „Zdefiniowano wspólne wartości i sformułowano globalny kodeks
etyczny. Globalna etyka opracowana przez szwajcarskiego
teologa katolickiego Hansa
Künga jest próbą określenia
wspólnego gruntu moralnego
i ustalenia minimalnych standardów etycznych, którym podporządkować musiałyby się
wszystkie wyznania i każdy człowiek na ziemi”. Pastor jednego
z największych kościołów chicagowskich, Erwin Lutzer, przerażony tym, co zobaczył podczas tego zjazdu, powiedział później: – Myślę, że ludzie w naszych
kościołach byliby wstrząśnięci rzeczywistością, gdyby mogli zobaczyć
prawie 100 stoisk z książkami i kasetami wideo z każdej możliwej grupy
okultystycznej. Wielu nie ukrywało związku z szatanem. To, co widziałem, przeraziło mnie. Ci ludzie są śmiertelnie poważni
w kwestii rozwiązania problemów świata poprzez zjednoczenie, i biada tym,
którzy staną im na drodze.
Prawdziwym celem współczesnych
wysiłków ekumenicznych nie jest jedność, o jaką apelował Jezus (J 17.
17–21), lecz kompromis polegający
na akceptacji standardów wytyczonych przez większość. Ten, kto ich nie
przyjmie, znajdzie się w niemile widzianej mniejszości.
¤¤¤
Świat tęskni za jednolitym
przewodnictwem moralnym i duchowym. Zanim jednak oddamy
się mrzonce, że przyniesie to rozwiązanie naszych problemów,
wspomnijmy, że taka sytuacja miała już miejsce w średniowiecznej
Europie, gdzie jednak zamiast raju na ziemi zapanowało piekło
cenzury i nietolerancji. Niemało
ludzi oddało swe życie za pluralizm religijny. Powrót do jedności zdefiniowanej przez większość
będzie regresem. Nie przypadkiem
system, który ją wprowadzi, nosi
w Apokalipsie nazwę Obrazu Bestii (Ap 13. 14–15) przez aluzję
do średniowiecznego porządku
rzeczy, gdzie władza była na usługach Kościoła, kler manipulował
większością, a mniejszości były uciskane.
J.D.
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
L
udzie, którzy chrześcijańskie
objawienie przyjmują za au tentyczne, cieszą się co praw da perspektywą (mniej lub bardziej
niepewną i mglistą) szczęścia wiecz nego, ale jednocześnie narażają się
na dotkliwe doczesne rozterki.
Kiedy dochodzi do gwałtownych
kataklizmów pochłaniających wiele ofiar ludzkich, niektórzy chrze-
SZKIEŁKO I OKO
problem. Każda z odpowiedzi ma
swoje wady. Jeżeli bowiem akceptuje się autonomię wydarzeń na tym
świecie, to Bóg wyda się odległy,
jeżeli zaś zwali się winę na diabła,
Stwórca ukaże się jako słaby i bezradny. Jeżeli natomiast przyznałoby się wprost, że Bóg na takie straszne rzeczy świadomie zezwala (bo
– tak jak w ewangeliach – nawet włos
ŻYCIE PO RELIGII
Dlaczego?
ścijanie zadają sobie pytanie – jak
to możliwe, że dobry, miłosierny
Bóg dopuścił do takiego nieszczęścia i cierpienia? Podobne pytania
rodzą się często także wtedy, gdy
umiera dziecko.
Temat bożej dobroci ponownie
przewinął się w mediach w ostatnich dniach grudnia 2003 r. po
zagładzie irańskiego miasta
Bam, gdzie w ciągu kilku sekund potężne trzęsienie ziemi zgładziło około 40 tysięcy
istnień ludzkich. W „Tygodniku Powszechnym”, piśmie katolickich intelektualistów (jedno kłóci się z drugim), pojawił się nawet
obszerny artykuł tłumaczący tego rodzaju kaprysy Opatrzności, a czytelnicy pisali listy do „TP” z pytaniem,
dlaczego Bóg do tej tragedii dopuścił i to... akurat w święta (sic!). Wielkie religie monoteistyczne, które wynalazły dobrego Boga zarządzającego całym światem, mają z odpowiedzią na tego typu pytania nie lada
O
z głowy nie spada
bez woli Najwyższego), to jego charakter może się wydać mocno dyskusyjny. Oto Bóg zachowuje się jak
naukowiec sadysta w swoim laboratorium cierpienia. Jego eksperymenty na żywych ludziach być może mogłyby czemuś służyć, ale jakim strasznym kosztem!
tym, że Biblia jest pełna sprzeczności, napisano już
wiele opasłych tomisk. Ostatecznie można by ją traktować jako zbiór oderwanych co prawda od historycznej
prawdy, ale umoralniających opowieści. Problem w tym,
że często są one mało budujące...
W zamierzeniu autora starotestamentowa Księga
Hioba (Księga Joba – w tłumaczeniu Polskiego Towarzystwa Biblijnego) miała być zachęcającą opowieścią
o człowieku, który mimo utraty majątku, najbliższych, zdrowia, a nawet szacunku otoczenia
pozostał wiernym Bogu.
I tak zapewne by było,
niezależnie od tego, czy
Hiob był postacią autentyczną, czy mityczną, gdyby nie... sam Bóg, a właściwie
jego charakter zaprezentowany w tym fragmencie Biblii.
Najpierw zdumiewa komitywa, w jakiej wydają się
być Bóg i szatan. Dziwi ona tych wszystkich, którzy
wiedzą, że w teologii żydowskiej i chrześcijańskiej Stwórca jest przedstawiany jako uosobienie miłości i dobroci, a nawet jako sama Miłość i Dobroć. Natomiast
szatan to jego przeciwieństwo – Zły i Zabójca. W rozdziale pierwszym Księgi Hioba widzimy diabła, który
w towarzystwie aniołów („synów Bożych”) składa wizytę Najwyższemu. Stwórca grzecznie pyta: „Skąd przybywasz?” Ot, tak jak się pyta starego znajomego: „Co
u ciebie słychać?”. Interesujące, że Boża świętość, która na innych stronach Biblii powaliła niejednego grzesznika, na diable nie robi większego wrażenia.
Mało tego, Bóg oddaje swojego najwierniejszego
sługę Hioba na łaskę i niełaskę diabła. Wszystko po
to, aby udowodnić Złemu, że Hiob jest nienaganny
w swojej pobożności. Wystarczyło zatem jedno diabelskie kuszenie, któremu Stwórca uległ w pewnym
sensie, pozwalając wymordować wszystkich najbliższych
Hioba i uczynić z niego upodlonego nędzarza.
Z laickiego punktu widzenia
ludzka śmierć i wielkie katastrofy są zwykłą koleją losu, choć to
w niczym nie umniejsza samej tragedii umierania. Skoro ludzie decydują się zamieszkać na terenach
mocno sejsmicznych, i to w dodatku w domach nieprzystosowanych
do trzęsień, ponoszą zwyczajnie
konsekwencje swoich decyzji. Podobnie z ludźmi ginącymi w wypadkach: samochody to wygodne, ale niebezpieczne
urządzenia,
więc skoro decydujemy się
na ich używanie albo znajdujemy się
w ich pobliżu
(np. przechodząc
przez ruchliwą ulicę), to mogą nas czasem spotkać przykre
wydarzenia. Nie ma
w tym żadnej mistyki i próżno tu szukać jakiegoś nadprzyrodzonego
sensu. To jest
tragicznie
zwyczajna
kolej rzeczy,
niestety.
Niereligijna wizja
świata – w odróżnieniu od
chrześcijańskiej – mniej jest skora
do udzielania odpowiedzi na trudne pytania. Problem polega jednak
na tym, że chrześcijańskie pozornie optymistyczne odpowiedzi rodzą niekończącą się falę kolejnych
trudnych pytań...
MAREK KRAK
Nikt, kto wie, co to jest miłość i przyjaźń, nie postąpiłby w tak okrutny sposób z bliską sobie osobą. Żaden zdrowy na umyśle rodzic nie potraktowałby tak
swojego dziecka, aby udowodnić sąsiadowi, że jego
latorośl jest najposłuszniejsza. A cóż dopiero ktoś,
kto sam siebie nazywa Miłością? Nic to, że próba, jakiej został poddany Hiob, okazuje się tylko kaprysem
Stwórcy, zakładem, formą zabawy z diabłem (co za
koszmar!), ostatecznie przecież
z nawiązką przywraca mu potomków, a także dobra
i siłę życiową. To
wszystko świadczy
jednak jeszcze bardziej na niekorzyść Boga – jeszcze wyraźniej odsłania
wady jego charakteru: dla niego śmierć i cierpienie zamordowanych dzieci i sług jest niczym, dobrą zabawą,
widowiskiem, o którym warto tylko zapomnieć.
Oczywiście Księga Hioba nie musi źle świadczyć
o prawdziwym Bogu, kompromituje jedynie samą siebie i całą Biblię – księgę, którą zbyt pośpiesznie uznano za świętą i natchnioną. Zamiast Absolutu objawia
ona starożytnego bożka uczynionego na obraz i podobieństwo ówczesnych władców – okrutnych, morderczych, próżnych, ale „miłosiernych dla tych, którzy się
ich boją”. Konflikt Bóg – szatan to jedynie przeniesiony w kosmos konflikt jakiegoś bliskowschodniego króla ze zbuntowanym księciem, a nie żadna walka Dobra
ze Złem.
Kłopot poważny dla wierzących polega jednak na
tym, że Biblia stanowi integralną część żydowsko-chrześcijańskiego objawienia. Jeżeli odrzucimy historię Hioba, równie dobrze możemy odstawić do lamusa wszelkie inne biblijne opowieści. Na przykład tę o dobrym
i miłosiernym nauczycielu z Nazaretu.
ALEKSANDRA FILIPOWICZ
NIEŚWIĘTE PISMO
Hiobowe wieści
17
Rozmowa z prof. Marią
Szyszkowską, filozofem,
senatorem RP
– 12 lutego mija dwusetna
rocznica śmierci Immanuela
Kanta, filozofa niemieckiego, którego wpływ na myśl europejską
można porównać do rangi, jaką
zajmuje Kopernik w astronomii.
Obaj zresztą, choć w różnych
okresach, pracowali w tej samej
okolicy: Kopernik we Fromborku, a Kant w Królewcu.
– Rzeczywiście, roli Kanta nie
sposób przecenić. Ten myśliciel
– formalnie należący do oświecenia
– wyprzedził swoją epokę. Nie tylko zainspirował wiele późniejszych
kierunków, np. pozytywizm, fenomenologię czy egzystencjalizm (do
kantowskiej idei
czasu nawiązywali w swoich
Fot. Krzysztof Krakowiak
powinien być traktowany. Moralne
są czyny, jeśli godzimy się, by nasze motywy miały walor powszechnie obowiązujący. Motyw rozstrzyga o moralności, która nie jest
w systemie Kanta możliwa do wyrażenia w postaci gotowych zakazów i nakazów, a to ma miejsce
szczególnie w koncepcjach chrześcijańskich. Zdaniem Kanta, człowiek
stanowi centralny punkt odniesienia
i świat bez niego byłby pustynią,
czymś pozbawionym sensu.
OKIEM HUMANISTY (62)
Kant dzisiaj
odkryciach Einstein i wielki przyrodnik Heisenberg), ale jest również ojcem filozofii kultury oraz nauki o pokoju, która rozwinęła się
po II wojnie światowej. Co nie mniej
ważne – Kant jest inspiratorem
współczesnej myśli socjaldemokratycznej. Niewiele osób wie, że po II
wojnie światowej japońską demokrację budowano w oparciu o myśl
neokantysty Gustawa Radbrucha.
– Jak na jednego człowieka
żyjącego w stosunkowo niewielkim mieście, z którego w dodatku prawie nigdy nie wyjeżdżał,
to rzeczywiście ogromnie dużo.
Czy to prawda, że Kanta można
uznać także za praojca agnostycyzmu, postawy bardzo ostatnio
popularnej?
– Zdecydowanie tak, choć agnostycyzm głoszono także w starożytności, by wymienić choćby Pyrrona.
Kant oceniał krytycznie możliwości
poznawcze człowieka. Zwrócił uwagę, że nie sposób dowieść istnienia
Boga i obalił dowody na jego istnienie, opracowane przez Tomasza
z Akwinu. Owszem, można w Boga wierzyć, jeżeli ktoś tego pragnie,
ale wiara i wiedza to dwie zupełnie
różne dziedziny. Rozum jest, zdaniem Kanta, zdolny poznawać jedynie w granicach możliwego doświadczenia. O Bogu czy duszy można jedynie myśleć, bo nie oddziałują na
nasze zmysły. Myślenie nie jest jednoznaczne z poznaniem. Kant dokonał syntezy racjonalizmu i empiryzmu w nowy sposób.
– Skoro istnienie Boga nie
jest pewne, to co z moralnością?
Przecież niektórzy ludzie myślą,
że „jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno...”.
– Kant zbudował moralność
opartą na poczuciu obowiązku.
Uważał, że nikogo nie należy traktować jako narzędzia do realizowania naszych celów. Każdy człowiek jest celem samym w sobie i tak
– Ale czy to wszystko ma jeszcze jakieś znaczenie w dobie globalizacji?
– Oczywiście, bo ludzie zawsze
stawiają pytania o sens i cel życia.
A co do globalizacji – Kant był jej
prekursorem. Nawiązując do myśli
stoików, ujmował człowieka jako
składnik ludzkości, nie zaś określonego narodu. Idea braterstwa wszystkich ludzi doszła do głosu w kantowskiej koncepcji państwa przyszłości. Mamy zmierzać do społeczeństwa, w którym nikt nie będzie traktować drugiego jako środek nawet
do najbardziej wzniosłego celu. Warunkiem takiej globalnej społeczności jest zmierzanie do trwałego pokoju. Kant pragnął zjednoczenia
ludzkości o wiele głębszego niż obserwowane dziś procesy ekonomicznego i politycznego jednoczenia się
państw. Radził, by zlikwidować armie w poszczególnych krajach, ponieważ uzbrojenie pochłania ogromne koszty. A ponadto najtańszym
sposobem niszczenia przestarzałego uzbrojenia jest krótkotrwała wojna. W czasie wojny człowiek jest
traktowany jedynie jako środek potrzebny do realizacji celu.
– W Polsce myśl kantowska
nie jest zbyt popularna...
– Nie jest popularna do tego
stopnia, że jestem jedynym po II
wojnie światowej polskim filozofem
kantystą. Kantyzm był zwalczany zarówno przez marksizm, jak i filozofię chrześcijańską. Do II Soboru
Watykańskiego wszystkie dzieła tego niemieckiego filozofa były na kościelnym indeksie ksiąg zakazanych.
Studiowałam w Akademii Teologii
Katolickiej i – żeby czytać Kanta
– musiałam o zgodę prosić... proboszcza. Filozofowie chrześcijańscy
krytykują głównie kantowską etykę
i teorię poznania. Marksiści oceniają neokantyzm jako rewizjonizm
w ruchu robotniczym.
Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
NASZA RACJA
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA – ul. Emilii Plater 55/81,
00-113 Warszawa, tel. (22) 620 69 66; strona internetowa: www.racja.org;
e-mail: [email protected]. Osoby zainteresowane finansowym wspieraniem
działalności partii prosimy o dokonywanie wpłat na konto: APP RACJA ING
BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi; 04105014611000002266001722. Wpłaty do
kwoty 800 PLN winny zawierać imię, nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł
wpłaty (darowizna). Wpłat powyżej 800 PLN dokonywać można TYLKO z konta bankowego lub kartą płatniczą. Biuletyn APP RACJA do nabycia: Arkadiusz Henszel, 00-950 Warszawa, skr. poczt. 491, tel. 0-602 405 282.
PODKARPACKIE
Zarząd wojewódzki – Rzeszów, ul. Słowackiego 24 (pok. 91), dyżury wtorki, czwartki 16–18,
(17) 852 98 02; [email protected].
Rzeszów – Andrzej Walas 0-606 870 540;
Dębica – Piotr Michoń 0-503 177 859;
Jasło – (13) 445 50 55;
Mielec – Szwakop Wojciech (17) 582 56 31;
Przemyśl – Maria Skowron (16) 670 10 48;
Stalowa Wola – Krzysztof Wolak 0-506 333
619;
Sanok – Klaudiusz Dembicki 0-606 636 273.
PODLASKIE
Zarząd wojewódzki – Białystok, ul. Zwycięstwa 8, tel. (85) 651 25 70 (wew.119),
dyżury: wtorki, środy, czwartki 16–18;
[email protected].
Białystok – Michał Klimiuk (85) 651 25 70
(w. 119);
Bielsk Podlaski – Stanisława Łaźny (85)
730 28 70;
Hajnówka – Stanisław Sobczak (85) 683
33 34;
Łomża – Grzegorz Kotarski 0-501 247 578;
[email protected];
Augustów – Bogdan Nagórski (87) 643 42 53;
Suwałki – Zdzisław Tyczkowski (87) 566 42 66.
POMORSKIE
Zarząd wojewódzki – Gdańsk, ul. Grodza
Kamienna 1, tel. (58) 305 17 30, dyżury sobota 10–15; [email protected].
Przewodniczący wojewódzki – Andrzej Kotłowski tel. 0-601 258 016.
Gdańsk – Jolanta Witkowska 0-503 922 328;
Gdynia – Ziemowit Bujko 0-606 924 771;
Kwidzyn – Leszek Maroń 0-502 358 947;
Pruszcz Gd. – Andrzej Białonoga 0-602 127
586;
Słupsk, Bytów, Człuchów, Chojnice – Remigiusz Dembek (59) 840 27 58;
Sztum – Andrzej Petrykowski 0-602 446 758.
ŚWIĘTOKRZYSKIE
Zarząd wojewódzki – Kielce, ul. Warszawska 6
p. 7, tel. (41) 344 72 73, dyżury: wtorki, czwartki 14–18; [email protected].
Skarżysko-Kamienna – pl. Floriański 3 p. 201,
środy 16–18.
Kielce – Józef Niedziela 0-609 483 480;
Nowiny, Chęciny, Małogoszcz – Paweł
Jaworski 0-604 445 623;
Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz
Freilich 0-503 021 744;
Pińczów – Andrzej Sędrowski 0-694 835 548;
Skarżysko-Kamienna – Wiesław Milczarczyk
0-693 424 226;
Starachowice – (41) 274 15 76;
Staszów – Dariusz Klimek 0-606 954 842;
Włoszczowa – Zbigniew Nowak (41) 394
38 20.
Zebrania:
Andrychów – 20.02, godz. 16, Lenartowicza 7,
Klub Osiedlowy.
Będzin – 16.02, ul. Małachowskiego 29
– gość: Jerzy Cnota, o godz. 17 dla osób
z Sosnowca, o godz. 18 – z Będzina.
Brzeszcze – 18.02, godz. 17, ul. Narutowicza 1, Gminny Ośrodek Kultury.
Ciechanów – 23.02, godz 17, ul. Rzeczkowska 13a.
Cieszyn – 18.02, o godz. 16, remiza OSP Bobrek, przy ul. Stawowej.
Dąbrowa Górnicza – 15.02, godz. 10, w Będzinie, ul. Małachowskiego 29.
Legnica – 29.02, godz. 15, ul. Jordana 7,
klubokawiarnia „Pod 7-ką”.
Olkusz – 15.02, godz. 16, Rynek 19, kawiarnia „Arka” (PTTK).
Ostrowiec Św. – 19.02, godz. 17, os. Słoneczne, Dziecięcy Dom Kultury.
Poznań – 23.02, godz. 18 ul. Taczaka 10
– zebranie dzielnic: Stare Miasto, Piątkowo,
Winogrady.
Poznań – 27.02, godz. 16, ul. Świt 34/36, restauracja „Słoneczna”.
Ruda Śl. – 16.02, godz. 18, Wirek, ul. 1 Maja 270, dyżury w każdy wt. 17–19, pt. 17–19.
Wałcz – 14.02, godz. 16, ul. Dworcowa 14,
bar „Kantyna” przy hotelu WAM.
Warszawa Praga – 17.02, godz. 18, ul. Grochowska 136.
Wrocław – wybory uzupełniające do Senatu RP
W związku z odejściem jednego z senatorów do Rady Polityki Pieniężnej – 28 marca we Wrocławiu odbędą się wybory uzupełniające do Senatu RP. Oddział dolnośląski APP RACJA wytypował na kandydata pana
Tadeusza Gruszeckiego (sylwetka poniżej). Termin rejestracji kandydata upływa 17 lutego i do tego czasu musimy zebrać 3 tysiące podpisów poparcia. Dlatego zwracamy się z gorącym apelem do wszystkich sympatyków
APP RACJA i czytelników „Faktów i Mitów” o pomoc w tej sprawie.
Podpisy będą zbierane we Wrocławiu:
1. Zarząd wojewódzki APP RACJA, ul. Braniborska 19/3 w godz. 9–20 – codziennie.
2. ul. Świdnicka / Rynek – w godz. 10–16 (od piątku 13 lutego do wtorku 17 lutego) – w razie złej pogody
w przejściu podziemnym pod ul. Świdnicką.
TADEUSZ GRUSZECKI, 52 l.
Wykształcenie wyższe:
doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego
absolwent studiów podyplomowych Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu
Aktywny działacz APP RACJA. Człowiek o wysokim poczuciu odpowiedzialności i wysokim morale, wychowany w duchu humanizmu.
Ekspert w dziedzinie ekonomii, przede wszystkim w zakresie zarządzania i finansowania projektów gospodarczych oraz restrukturyzacji przedsiębiorstw. Wysokie kwalifikacje nabył w ciągu 20 lat pracy zawodowej na
stanowiskach kierowniczych, m.in. jako dyrektor Oddziału Prosper Banku i prezes firmy Energoleasing SA we Wrocławiu.
W działalności senackiej, poza sprawami światopoglądowymi, chce
zająć się również problematyką określającą zasady funkcjonowania przedsiębiorstw w gospodarce rynkowej oraz miejscem państwa jako stymulatora rozwoju gospodarczego.
Zmiana siedziby partii
Siedziba partii została przeniesiona z Jabłonny do Warszawy. Korespondencję prosimy kierować na nowy adres:
Zarząd Krajowy APP RACJA, ul. Emilii Plater 55 m. 81, 00-113 Warszawa, tel.: (22) 620 69 66
Przeciwko krętactwom kurii! ZŁOWIONE W SIECI
(I NIE TYLKO)
Dzięki wszystkim Ziomom, którzy nadesłali nam spoko numery ze swojej budy. Nawijajcie do
nas dalej – co ciekawsze nawijki będziemy zamieszczać. Nara!
Córka Kochanowskiego – Urszulka – była biedna, i nie dość,
że była biedna, to jeszcze umarła.
Napoleon zmarł z głodu i niedożywienia.
Pan po całym dniu pracy kobiet w polu, szedł w nocy do nich,
by wynagrodzić im ciężką pracę.
Anielka głęboko się nasiliła
i umarła.
Dobrze rozwijający się przemysł chemiczny przerabia węgiel
na sól kamienną.
Doktor Judym do szkoły chodził w ciotki szpilkach.
Janko Muzykant był niedojedzony.
Jaro zakochał się w Bolce
i w wyniku tego złamał ręce.
Łódzki oddział APP RACJA zorganizował protest pod budynkiem
kurii archidiecezjalnej i przed katedrą przeciwko ignorowaniu
przez Kościół postanowień sądu. Chodzi o prawomocny nakaz
wypłacenia odszkodowania dziewczynce poszkodowanej na cmenFot. Jan Majdański
tarzu w Dalikowie
Gustaw, chcąc zaimponować
Anieli, ukazywał jej swoje wdzięki.
Judym postanowił czuwać nad
całkowitym brakiem higieny.
Kapłani egipscy w „Faraonie”
wywoływali podstępem zaćmienie słońca.
Korsarze wyjeżdżali na bezludne wyspy i łapali niewolników.
Kości człowieka są połączone łokciami do kolan.
Kryjąc się po zaroślach, przyroda dodawała mu otuchy.
Ludność Italii wzrasta szybko dzięki odwadze jej mieszkańców.
Ludzie ginęli z mrozu i innych chorób zakaźnych.
Ludzie pierwotni mieli wszystko z kamienia.
Krowa podobnie jak koń składa się z rogów, kopyt, wymion
i ogona.
Ludzie powinni być życzliwi,
a gdy jeden człowiek upadnie, to
drugi powinien się przejąć.
Meteorolodzy wychodzą trzy
razy dziennie oglądać swoje narządy.
Mężny Roland, leżąc na polu walki, widział swój koniec.
Richard zastrzeliwszy się, zaczął z uciechy skakać po drzewach.
Meduza żyje w jelicie grubym
człowieka i jest bardzo pożytecznym szkodnikiem.
Samiczkę od samca ropuchy
rozróżniamy po kolorze włosów
w pachwinie.
Radek to był chłop tęgi w biodrach, ale chudy w biuście.
Pierwsza klientka doktora Judyma była matroną proszącą
o datki dla źle prowadzących się
dziewic.
Po ogłoszeniu przykazań Mojżesz uznał je za nieżyciowe i rzucił w przepaść.
Po wielu staraniach lekarza
pani Mostowicka zmarła.
Skawiński usiadł na brzegu
wyspy i z zainteresowaniem zaczął połykać kartki „Pana Tadeusza”.
Nowela „Janko Muzykant”
podobała mi się, bo Janko miał
talent i marnował go.
Oprócz zabitych na polu walki leżało wielu obrażonych.
Największym błędem Bolesława Krzywoustego było, że podzielił swych synów na części.
Potrzeby fizjologiczne u chorych w szpitalu załatwia salowa.
Nauczycielka: „Dlaczego w miastach jest cieplej zimą niż na wioskach?” Uczeń: „Bo rury parują”.
Nauczycielka: „Michał, dlaczego nie uważasz na lekcji?”.
Uczeń: „Bo mam płaskostopie
mózgu”.
Wyłowił JĘDREK
Redakcja „FiM” oraz Zarząd APP RACJA apelują do wszystkich członków i sympatyków partii
o informowanie sekretariatu „FiM” o wszelkich wydarzeniach,
które mogą być tematem do artykułów publikowanych na łamach naszej gazety.
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
LISTY
Kompleks arcybiskupa
Z arcybiskupem Gądeckim (Arcymobbing „FiM” 5/2004) mam wątpliwą przyjemność spotykać się stosunkowo często. Działam w pewnym
stowarzyszeniu, któremu metropolita patronuje. Wielokrotnie byłem
świadkiem bardzo nieprzyjemnych
uwag, które pod adresem towarzyszących mu księży arcybiskup wypowiadał w obecności osób świeckich i postronnych. Nie wiedziałem,
jak się zachować, więc udawałem, że
nie słyszę. To przykre, ale arcybiskup
nie może wyzbyć się kompleksu obecnego wciąż w Poznaniu abp. Juliusza Paetza. Niezależnie od jego uwikłań w skandal seksualny był jednak człowiekiem zupełnie innego formatu i kultury. Faktem jest, że księża są zastraszeni. Słyszałem, że potajemnie szukają pomocy i rady
u byłego metropolity. Mówił mi
o tym przyjaciel, który nie wyparł się
przyjaźni z abp. Paetzem.
K.K.
nie będzie wiedziało, co się stało
i w trymiga ogłosi epidemię. Szczególnie Naczelny powinien wziąć to
pod uwagę, bo to jego elektorat!
Wiesław P.
Gliny, gliny...
Z całym szacunkiem dla nowo
mianowanego ministra i wicepremiera, ale to nie wypada, by już po
2 dniach od nominacji zapowiadał,
co to się będzie działo w Policji i jakie będą rotacje, a więc i sezonowa
praca... Bo czy się będzie lepiej pracowało, czy też nie, to i tak trzeba
odejść na osławione grzybki. Sami zaś
głoszący tę rotację pozostają na stanowiskach, i to bez kadencyjności. Te
LISTY OD CZYTELNIKÓW
zdrowotne. I właśnie ta składka została podwyższona.
Pytam zatem, dlaczego bez oficjalnego zawiadomienia rząd po cichu, jak złodziej nocą, zabiera emerytom nawet tych kilka złotych?
A przecież emeryci też płacą podatki jak ci, którzy pracują czynnie,
i przez wiele lat zapracowali na swoje emerytury. Na dodatek rewaloryzacje ulegają różnym zmianom,
a przynajmniej raz były wstrzymane.
Cała reforma służby zdrowia pochłonęła ogromne kwoty i nie udała się, a bałagan jest totalny.
Więc może najlepszą metodą rozwiązania problemów emerytów będzie ustawienie ich czwórkami i przegnanie przez autostradę, po której
pojadą tiry?
Beczka śmiechu!
Ech, Wy, Redaktorzy! Przestańcie się „znęcać” – do jasnej cholery – nad „Ojcem Świętym”, bo jeszcze jeden numer i po mnie! Nawet
mniejsza o mnie, bom już stary, to
i tak mogę umrzeć. Ale szkoda byłoby tych tysięcy narodu polskiego,
który może polec w mękach w ciągu godzin. Chodzi o to, że zobaczyłem „ojca świętego” w formalinie na
stronie 20 i mało nie skonałem ze
śmiechu. Bo najpierw rżałem, potem chichotałem, aż wreszcie rzęziłem w bólach, bo dostałem jakichś
kolek, a powstrzymać się nie mogłem. Uspokoiłem się – chociaż
z przerwami – gdy z przerażeniem
pomyślałem, iż czytelnicy „FiM” mogą być bardziej wrażliwi ode mnie,
a mniej wytrzymali, więc popękają
ze śmiechu, a Ministerstwo Zdrowia
Szukamy pieniędzy na eliminowanie nędzy i bezrobocia, a jednocześnie dla zaspokojenia chrześcijańskiej żądzy zemsty i odwetu pewnej
grupie osób wydawane są miliony,
które pochłania IPN. Pojawiają się
nawet pretensje, że wydatki te nie
są zwiększane na jego rozbudowę.
Jak wykazuje dotychczasowa działalność IPN, instytut ten – nie mając
do osądzenia za wielu prawdziwych
zbrodni – błahe postępki z okresu
PRL nazywa zbrodniami. Nie wiem,
czy nawet naziści za tego rodzaju czyny byli karani po dwudziestu latach.
Za przestępstwo uważa się podniesiony głos prokuratora albo inną „obrazę werbalną”. Uważam, że IPN winien jak najszybciej podzielić los
Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii.
Stały czytelnik
Fałszerze historii
Tańczę breakdance!
Czytam Was długo i wiele rzeczy już mnie bulwersowało, ale to,
co przeczytałem w numerze 5/2004,
uderzyło mnie strasznie! Mam 22 lata, jestem od 2 lat baptystą. Sedno
w tym, że od 4 lat tańczę breakdance. Jak słyszę lub czytam, że ktoś obwinia mnie za pomalowane okna czy
budynki, dostaję białej gorączki! Gdyby bawiło mnie malowanie, zostałbym malarzem. Spędzam codziennie
po trzy godziny na sali gimnastycznej i ani mi w głowie chuligaństwo!
Marek Kutyła
Pamięć czy zemsta
i inne zachcianki nowo mianowanych
występują też w Policji – wystarczy
przeczytać o zamierzeniach nowo mianowanego komendanta głównego Policji... A przecież poprzednia gwiazda też zapowiadała różne zmiany
i już zgasła. I to w stopniu nadinspektora generalnego. Policja potrzebuje
wysoko wykwalifikowanych dowódców, stałych, a nie sezonowych przełożonych. Nie modlitewników i kapelanów (70), nie nadzorców, jak to
zapowiedział nowy minister i co jest
sprzeczne z zapowiedziami zmniejszania stanu osobowego administracji. Nie można też wzmacniać autorytetu Policji, jeżeli się policjantów
nazywa stróżami, bo posiadają stopnie służbowe, uzbrojenie i uprawnienia nie mające nic wspólnego z funkcją stróża. Jeśli nawet przekazało się
im tysiące modlitewników, to i tak nie
mogą być aniołami stróżami, lecz
urzędnikami policyjnymi z szerokimi
uprawnieniami i środkami przymusu.
[email protected]
Złodziej nocą
W ostatnim czasie wypłaty dla
emerytów zostały pomniejszone
o kilka złotych – od 2 do 4,5 zł
– w zależności od wysokości emerytury. Na dokumencie – oprócz podatku – jest składka na ubezpieczenie
Ani Łapiński, ani Neuman do tej
pory nie ponieśli odpowiedzialności
za złą reformę służby zdrowia. A za
to odpowiada też premier Miller,
który mimo ostrzeżeń do ostatniej
chwili trzymał tych ludzi w rządzie.
Teraz poszukuje się bezwstydnych
sposobów, aby pustą kasę wypełnić.
W tym roku zapowiadane są kolejne podwyżki w różnych dziedzinach,
które również obciążą ludzi mało zarabiających i emerytów. Podrożał już
chleb i cukier. Kto to wytrzyma?
Za to oligarchowie i tuzy finansowe mają się dobrze... Wydaje się,
że obecny rząd nie kontroluje sytuacji, mimo dobrych intencji prof. Hausnera. Bankructwo państwa po kilkunastu latach eksperymentów ekonomicznych zwanych przemianami systemowymi jest oczywiste.
Społeczeństwo nie chce już takiej egzystencji w ciągłej niepewności i z poczuciem braku jakichkolwiek perspektyw. To wykazują badania socjologiczne. Nawet ludzie młodzi nie identyfikują się z własnym
państwem i wolą wyjechać za granicę, aby tam poszukiwać godziwych
zarobków. Konstatacja, że społeczeństwo czuje się obco we własnym kraju, jest niebywała.
Przyjdzie taki czas, że winni obecnego stanu biedy i bezrobocia będą
odpowiadać za swoje grzechy.
Edward Urbanowicz
17 stycznia obchodziliśmy 59.
rocznicę wyzwolenia Warszawy przez
Armię Radziecką i żołnierzy I Armii Wojska Polskiego. Jest oczywiste, że wciąż różnimy się w ocenie
naszej najnowszej historii. Niestety,
mimo że czas upływa, to niektórzy
wciąż historię traktują instrumentalnie i w sposób wybiórczy. Jadąc 17
stycznia samochodem, włączyłem
przypadkowo rozgłośnię ojca Rydzyka. Rozmawiali ojciec doktor z ojcem profesorem. Nazwisko wyleciało mi z pamięci. Boże, przebacz im,
co ci „uczeni” wygadywali o 17 stycznia i o Powstaniu Warszawskim.
Z ich rozmowy można się było dowiedzieć, że to nie wojska niemieckie spaliły Warszawę, zamieniając
ją w wielkie cmentarzysko, a Stalin
i wojska bolszewickie.
Jak można zrównać okupację niemiecką, która spowodowała zagładę sześciu milionów obywateli polskich, łapanki, ludobójstwo w obozach zagłady i egzekucje zakładników, z obecnością Armii Radzieckiej. To przecież jawne fałszowanie
naszej dramatycznej historii. Takich
porównań mogą dokonywać ludzie,
których cechuje zapiekłość, nienawiść lub kretynizm polityczny.
Artur Anusiewicz, Wrocław
ZUS robi starców
Jestem pracownikiem instytucji
powszechnie nielubianej przez społeczeństwo, a mianowicie ZUS-u.
Chciałam do was napisać w imieniu
swoim i z pewnością innych pracowników, którzy są zastraszani i raczej nigdy nie odezwą się z obawy
przed utratą pracy. Jestem Waszą stałą czytelniczką, a w pracy wiedzą, że
19
czytam „Fakty i Mity”. Jesteśmy tu
traktowani jak woły robocze, pracujemy od 7 rano do godz. 20 wieczorem (niektórzy do godz. 18) i nie
możemy zaprotestować, bo kierownicy mówią, że na nasze miejsce jest
100 chętnych. Raczej nie zanosi się
na poprawę, a będzie jeszcze gorzej. Kierownicy zmuszają nas do poświęceń dla firmy, ale w imię czego
mamy się poświęcać, skoro cierpią
na tym nasze rodziny. Ja jestem stanu wolnego, a pracując przez tyle
godzin dziennie, nie będę w stanie
znaleźć sobie męża. A przecież nie
chcę być sama do końca życia. Moje życie polega teraz na tym, że przychodzę do domu i kładę się spać,
bo jestem tak zmęczona, że na nic
nie mam już siły. Ponieważ jestem
na 5 roku studiów, więc przez cały
tydzień pozostaję na dużych obrotach. Jestem u kresu wytrzymałości.
Anka
Giordano Bruno
17 lutego 1600 r. to dzień mordu świętej inkwizycji na filozofie włoskim Giordanie Brunie za to, że
ośmielił się wyrażać myśli, które nie
były zgodne z doktryną katolicką.
O, światli profesorowie Uniwersytetu Opolskiego! To właśnie w tym
dniu będziecie bić pokłony następcy nieomylnych papieży i ich ukochanego dziecka – świętej inkwizycji, która dokonywała eutanazji inaczej myślących.
Czytelnik
Na czele gromady
Stworzenie przez Boga człowieka jako istoty wyjątkowej (o czym
głosi Biblia oraz Kościół) to lekka
przesada, żeby nie powiedzieć mijanie się z prawdą. Gdybyśmy jako jedyni na ziemi byli ssakami, wówczas
Kościół nie miałby nawet potrzeby
ciągłego i upierdliwego udowadniania naszego statusu. Fakt, że jednak
tak nie jest, stawia nas jedynie na
czele tej gromady, gdyż oddaliliśmy
się nieco od naszych braci mniejszych
na skutek wyprostowanej postawy
i sprawniej działającego rozumu, co
z kolei wynika z okoliczności posiadania inaczej niż pozostałe gatunki
ustawionych kciuków kończyn górnych, bowiem to pozwala nam na wykonywanie nawet najbardziej skomplikowanych czynności i miało bezpośredni wpływ na rozwój naszego
mózgu. Mała rzecz, a cieszy.
Trzymajmy więc te kciuki, by nasza RACJA zwyciężyła w najbliższych
wyborach. Jonasz też mi bardziej pasuje na Prezydenta RP niż woskowa Jola i mam nadzieję, że jego Ewa
nie całowałaby papieskiego pierścienia.
Kostek
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27;
Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter:
Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected]; Wydawca:
„BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie.
Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005
lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających
w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat)
88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326.
4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.
Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000
3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Teraz Polska?
PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, CZYLI
Hiperliturgia
Rys. Tomasz Kapuściński
Stojąca na krawędzi bankructwa rzymskokatolicka diecezja
w Berlinie wystawia część swoich kościołów i innych obiektów na sprzedaż. Za niewielkie pieniądze można sobie nabyć
kościółek do celów mieszkalnych, rozrywkowych lub kultowych, na hotelik lub burdelik. My czekamy niecierpliwie na
ofertę polskiego Kościoła. Dalików pierwszy?
Lekcje katolickiej religii są po
prostu nudne. Nic się w tej materii nie zmieniło od czasów salek przyparafialnych.
Sam jeszcze pamiętam, jak kołysał mnie do snu łagodny tenor „siostry”. Przypominam sobie emocjonujące partie pokera, które z najlepszym przyjacielem rozgrywaliśmy pod
ławką podczas katechezy... Obecna
młodzież, zamiast w karty, gra w minigry komputerowe albo wysyła
SMS-y. Niektórzy twierdzą, że
każde następne pokolenie jest coraz
mniej zainteresowane religijną edukacją. A może to katecheci coraz bardziej przynudzają,
a teologia katolicka
trąci myszką?
Niekoniecznie.
Oto historia uczniów
klasy przedmaturalnej jednego z warszawskich liceów i
ich księdza katechety. Pobożny ten człowiek, znudzony
widać jednostajnym programem nauczania, zapragnął z apatycznej młodzieży wykrzesać nieco więcej życia.
W tym celu zadał podopiecznym wypracowanie domowe na temat możliwości rozwoju duszpasterstwa katolickiego w... hipermarketach!
O dziwo, wywołał wyjątkowe poruszenie. Młodzież prześcigała się
w propozycjach, np. wybudowania
kaplic przy hipermarketach oraz powołania przy nich dyżurnych hiperkapelanów. W takich przybytkach
w niedziele i święta można by odprawiać msze dla wszystkich kupujących lub „na
gorąco” poświęcać nabyte
towary.
A przede wszystkim rozgrzeszać
przyszłych wiernych klientów z nieprzemyślanego trwonienia ciężko zdobytych pieniędzy czy wyjadania produktów bez wiedzy obsługi. Producenci, w ramach promocji, mogliby
dołączać do towaru bezpłatny kupon
na jego wyświęcenie. Nie mówiąc już
o możliwości zamawiania specjalnych
mszy w intencji skuteczniejszej sprzedaży tej czy innej marki odkurzaczy,
mebli ogrodowych czy rajstop. Istniałyby również w sąsiedztwie kaplicy
stoiska z dewocjonaliami, prasą i literaturą katolickiego pochodzenia.
Sensownym rozwiązaniem wydają się
również chóry przykapliczne, które
w okresie Bożego Narodzenia mogłyby śpiewać kolędy, przerywane
znienacka zapowiedzią nowej promocji czy reklamą produktu.
W ocenie uczniów pomysł jest
całkiem realny i może wszystkim przynieść wiele korzyści. Klienci nie będą bezbożnie nabywać dóbr materialnych, właściciele marketów otrzymają błogosławieństwo Kościoła,
a ten ostatni będzie przechwytywał
pieniądze niewiernych (księża mogą
chodzić z tacą między półkami), którym do kościoła w niedzielę nie po
drodze. A papież mógłby podczas następnej pielgrzymki odwiedzić wybrany hipermarket, by w czasie homilii
wspomnieć mimochodem, że ryby,
jakie tu się sprzedaje, przypominają
mu w smaku te, które jadał przed laty w Wadowicach. I zbyt murowany!
Właściciele handlowych molochów z łatwością przekonaliby papieża do mianowania kilku świętych patronami masowej konsumpcji, promocji i posezonowej wyprzedaży.
TYMOTEUSZ

Podobne dokumenty