Ksiądz, który był wolny
Transkrypt
Ksiądz, który był wolny
Ksiądz, który był wolny Adam Chmielecki, „Magazyn Solidarność” nr 4/2009 W czasach gdy inni bez cienia zażenowania chwalą się historiami Tewje Bielskiego („Opór”) czy Clausa von Stauffenberga („Walkiria”), nie sposób zgodzić się z niektórymi recenzjami filmu „Popiełuszko” (pod koniec lutego wszedł na ekrany polskich kin) mówiącymi, że jest to zmarnowana szansa pokazania „prawdziwego ks. Jerzego”. Po pierwsze dlatego, że największą zaletą tego typu obrazów jest po prostu to, że są. Po drugie, choć tzw. wrażenia artystyczne to już subiektywny odbiór każdego z nas, dzieło Rafała Wieczyńskiego jest naprawdę dobre. Wspomniane wyżej recenzje zarzucają filmowi „Popiełuszko” przede wszystkim czarno-białe i hagiograficzne przedstawienie osoby głównego bohatera, co uczyniło ten film nudnym i banalnym. Porównują go do obrazów o Ojcu Świętym Janie Pawle II sprzed kilku lat – dwóch części „Karola” oraz filmu „Jan Paweł II”. One rzeczywiście lekko „trąciły hagiografią” i w dużej mierze były po prostu kliszami z wielu „kalek społecznych”, jakie funkcjonują w powszechnym odbiorze polskiego papieża. Ale czy były przez to złe, słabe, nieprawdziwe? Moim zdaniem nie, jednak nawet gdyby odpowiedź brzmiała tak, „Popiełuszko” tego schematu budowania filmowej narracji nie powiela. Owszem, w pierwszej części filmu widz jest raczony krótkimi i szybko zmieniającymi się ujęciami, ale nie są one „sztuką dla sztuki”, mają swoje konkretne zadanie – wprowadzenie w historię życia ks. Popiełuszki, pokazanie, że jak każdy z nas miał swoje źródła, korzenie, coś go ukształtowało. Dzisiejsze kino ma taką formułę, że inaczej niż w formie swoistego „pokazu slajdów” tego zrobić się nie da. Co zaś się tyczy zarzutu o jednostronnie pozytywne zaprezentowanie ks. Jerzego, aż prosi się szermujących takim orężem krytyków o pójście krok dalej i podsunięcie tych elementów z biografii kapłana z Żoliborza, które mogłyby posłużyć do owego „poszarzenia” jego postaci. Popiełuszko (notabene świetnie i z wyczuciem zagrany – co do tego akurat panuje niemal powszechna zgoda – przez Adama Woronowicza, aktora dotychczas znanego bardziej z ról teatralnych niż filmowych) wcale nie jest w filmie nudny – nie jest oczywiście bohaterem wielowymiarowym, w którym „dobro walczy ze złem” (zgadzam się, że tacy z artystycznego punktu widzenia są najciekawsi), bo takim ks. Jerzy po prostu nie był. Ale miał, i tak został pokazany, i swoje małe słabości, i swoje „niuanse”. Kamień milowy Historię życia ks. Jerzego Popiełuszki, co najmniej na tym najniższym, podstawowym poziomie, większość z nas zna (przynajmniej czytelnicy „Magazynu”), opisując jego filmową biografię warto jednak choć w telegraficznym skrócie tę historię sobie przypomnieć. Od patriotycznego wychowania w tradycyjnej podlaskiej rodzinie, przez święcenia kapłańskie z rąk Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego, przez parafie w podwarszawskich Ząbkach i Aninie po cel jego życia (jak się później okazało), czyli parafię pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. To tam ks. Jerzy powoli i niejako wbrew sobie (mowa o jego skromnym i nieśmiałym charakterze) stawał się jednym z najważniejszych kapłanów, ba – jednym z najważniejszych opozycjonistów, do którego pielgrzymowali liderzy antykomunistycznego podziemia – w Polsce. Od sierpnia 1980 r. był kapelanem hutników z Huty „Warszawa”, ale od momentu wprowadzenia stanu wojennego, gdy zaczął odprawiać słynne comiesięczne msze św. za ojczyznę, utożsamiano go już z kościelnym głosem całej zdelegalizowanej „Solidarności”. W 1983 r. przewodził dwóm wielkim wydarzeniom religijnym, które stały się także manifestacjami społeczno-patriotycznymi – w maju pogrzebowi Grzegorza Przemyka (maturzysty zamordowanemu przez Milicję Obywatelską), we wrześniu pielgrzymce ludzi pracy na Jasną Górę. W swoich homiliach i kazaniach mówił rzeczy proste prostym językiem, nie wprost o polityce, a o godności człowieka, szacunku, ale mimo tego – a może właśnie dzięki temu – jego przekaz był czytelny i skuteczny. W wydanym niedawno przez IPN zbiorze rozmów pt. „Stół bez kantów” spotkałem się z ciekawą analizą, która mówiła, że ilekroć w historii Polski zdarzały się trudniejsze chwile, gorsze dla państwa i społeczeństwa okresy, tylekroć „pojawiał się” ksiądz, duchowny, który stawał się jednocześnie i rzeczywistym, i symbolicznym (co równie ważne) wsparciem dla procesów zmiany takiej niekorzystnej sytuacji. Z pewnością jednym z takich symboli, „kamieni milowych” na drodze polskiej historii był ks. Jerzy Popiełuszko. Być może jednym z ostatnich, bo i czasy na szczęście przyszły lepsze. Oceniając znaczenie dzieła ks. Popiełuszki we wspieraniu solidarnościowej opozycji należy pamiętać o sytuacji, w jakiej była Polska w trakcie i po stanie wojennym. To już nie był Sierpień ’80 i „karnawał Solidarności”. Nastroje były przygaszone, a „Solidarność” zdelegalizowana, działająca w podziemiu. Pozycja i rola Kościoła katolickiego (zarówno jako strukturalnej całości, jak i indywidualnych księży, takich właśnie jak Jerzy Popiełuszko), jedynej praktycznie jawnie działającej instytucji opozycyjnej wobec władz, była zatem nie do przecenienia. Wróg publiczny Niezbyt imponująco wyglądający ksiądz z Żoliborza, który jednak miał w sobie specyficzną charyzmę i odwagę poruszające tłumy, szybko stał się jednym z głównych problemów dla komunistycznych władz, które szykowały go na różne sposoby. Prowadzona była niemal permanentna inwigilacja ks. Popiełuszki, do której ten (np. esbeków robiących mu zdjęcia) zresztą dość szybko się przyzwyczaił. Z jednej strony uniemożliwiano mu wyjazdy np. do Rzymu, z drugiej próbowano wysłać na studia do Paryża i w ten sposób „pozbyć się problemu”. Sam ksiądz kategorycznie odmówił takiego wyjazdu. Już we wrześniu 1982 r. założono przeciwko ks. Jerzemu Popiełuszce sprawę operacyjnego rozpoznania (SOR) o kryptonimie „Popiel”. Dziś wiemy już, że oprócz co najmniej kilkudziesięciu funkcjonariuszy bezpieki z Departamentu IV MSW (przeznaczonego właśnie do zwalczania duchowieństwa, przede wszystkim katolickiego) w rozpracowywaniu działalności ks. Jerzego brało udział kilkunastu tajnych współpracowników, w tym jego bliscy świeccy i duchowni znajomi. Część z nich ma być ujawniona w książce „Aparat represji wobec ks. Jerzego Popiełuszki w latach 1982-1984”, która zostanie wydana nakładem Instytutu Pamięci Narodowej już w marcu bieżącego roku. Kapłan z żoliborskiej parafii był wielokrotnie przesłuchiwany, na jego temat pojawiały się oszczercze propagandowe artykuły w prasie, Służba Bezpieczeństwa nie omieszkała także przeprowadzić prowokacji wobec księdza. W grudniu 1983 r. do mieszkania ks. Popiełuszki bezpieka podrzuciła m.in. materiały wybuchowe, a następnie aresztowała go na 24 godziny. Z kolei w lipcu 1984 r. władze skierowały do sądu akt oskarżenia przeciwko księdzu „za zakłócanie porządku publicznego”. Z dokumentów znajdujących się w archiwum IPN, które ujawniono w tym roku, wiemy także, że ws. ks. Jerzego władze PRL wywierały bardzo silne i długotrwałe naciski także na najwyższych hierarchów Kościoła katolickiego – prymasa Józefa Glempa czy sekretarza konferencji Episkopatu Polski. abp. Bronisława Dąbrowskiego. Z lektury tych dokumentów wynika, że choć przełożeni, także ci najwyżsi, ks. Popiełuszki bezpośrednio niczego mu nie nakazali, próbowali wpływać na złagodzenie jego działalności. Być może, więcej – prawdopodobnie – czynili tak, prowadząc własną „grę” z komunistycznymi władzami. Punkt widzenia pojedynczego kapłana, nawet tak znaczącego i zaangażowanego w sprawy publiczne jak ks. Jerzy, siłą rzeczy musi różnić się od punktu widzenia duchownych kierujących całym Kościołem. Nawet jednak biorąc pod uwagę te uwarunkowania trudno zaakceptować taką postawę kościelnej hierarchii. Tym bardziej, że nie na wiele się ona zdała, co mając – właśnie tak jak najwyżsi dostojnicy kościelni – częste kontakty z przedstawicielami władzy ludowej można było przewidzieć. Męczeństwo Okoliczności śmierci ks. Popiełuszki do dziś nie są szczegółowo znane. Wiemy jedynie, że 19 października 1984 r., wracając z Bydgoszczy (gdzie został zaproszony do odprawienia mszy św.) do Warszawy został uprowadzony niedaleko miejscowości Górsk przez specjalną grupę funkcjonariuszy Departamentu IV MSW. 30 października jego ciało wyłowiono z Wisły w pobliżu tamy we Włocławku. Przed śmiercią był torturowany, ale nie sposób przy obecnym stanie wiedzy ocenić, w którym dniu dokładnie zginął. Za zbrodnię na ks. Popiełuszce w tzw. procesie toruńskim w lutym 1985 r. skazani zostali jego bezpośredni porywacze i mordercy – kpt. Grzegorz Piotrowski, por. Waldemar Chmielewski i por. Leszek Pękala – oraz z-ca dyrektora Departamentu IV MSW płk Adam Pietruszka. Dziś wszyscy są już od kilku bądź kilkunastu lat na wolności. Jednocześnie nie udało się nawet postawić w stan oskarżenia, nie mówiąc już o choćby symbolicznym skazaniu, nikogo z realnych mocodawców tego morderstwa. Nie ulega jednak wątpliwości, że moralnie, politycznie i w każdym innym sensie męczeńska śmierć ks. Popiełuszki obciąża ówczesne kierownictwo MSW, a także najwyższe władze państwowe. Wolność jest w nas Film o księdzu Popiełuszce nosi podtytuł „Wolność jest w nas”. Z kolei równolegle z jego emisją w kinach Instytut Pamięci Narodowej, który był partnerem produkcji, prowadzi akcję edukacyjną nt. osoby księdza, której częścią jest m.in. specjalny portal multimedialny uruchomiony pod adresem www.popieluszko.pl oraz prelekcje pracowników IPN na specjalnych pokazach filmu dla młodzieży, których tematem jest ks. Jerzy i tło historyczne lat 80., w których działał. Jeśli dodamy do tego nietypową i dla niektórych kontrowersyjną promocję obrazu, w której ks. Popiełuszko jest przedstawiany niemal jak „polski James Bond” (np. plakaty stylizowane na reklamę filmu sensacyjnego), otrzymamy całość, która ma szansę zainteresować młode pokolenie i stać się dla niego spójnym i trafiającym przekazem. Jeśli z kolei popatrzymy na „Popiełuszkę” w syntezie z niedawno pokazywanym na srebrnym ekranie filmem dokumentalnym „Gry wojenne” o płk. Kuklińskim czy zbliżającą się (w kwietniu) premierą filmu „Generał Nil” nt. gen. Augusta Fieldorfa „Nila”, zobaczymy być może pierwsze efekty tzw. polityki historycznej w polskiej kinematografii. Kto wie, czy m.in. nie dzięki temu kolejne pokolenia Polaków, dziś oglądające – mam nadzieję – w kinach „Popiełuszkę” będą również mogły powiedzieć: „wolność jest w nas”. >> Więcej tekstów na: www.adamchmielecki.pl