Wrzesień - Ziarno Prawdy

Transkrypt

Wrzesień - Ziarno Prawdy
I
A
R
N
O
Z RAWDY
P
W TYM
Czasopismo chrześcijańskie · wrzesień 2016 · Nie na sprzedaż
Numerze
Porzucić wszystko
Trwałość i świętość małżeństwa
Czosnek – Boży prowiant
Pięniądze to nie wszystko
Książka na dachu
Ziarno Prawdy
Spis
Wydawca:
Treści
Christian Aid Ministries
PO Box 360
Berlin, OH 44610 USA
Wydawane w Polsce
przez:
Międzynarodowa Misja
Anabaptystyczna
ul. Miłosza 8
05–300 Stara Niedziałka
[email protected]
www.ziarnoprawdy.pl
Komitet wykonawczy:
David Troyer | Paul Weaver
Roman B. Mullet
James R. Mullet
Philip Troyer | Eli Weaver
Komitet rewizyjny:
Ernest Hochstetler
Perry Troyer
Johnny Miller
Clay Zimmerman
Fred Miller
Redaktor naczelny:
Alvin Mast
Zastępca redaktora
naczelnego:
James K. Nolt
Skład komputerowy:
Kristi Yoder | SuAnn Troyer
Paweł Szczepanik
Korektorzy:
Jolanta Ławrynowicz
Szymon Matusiak
Zdjęcie na okładce:
Shutterstock
Czasopismo jest bezpłatne.
Dobrowolne ofiary można wpłacać
na nasze konto:
Fundacja „Dziedzictwo”
ING Bank Śląski nr:
91 1050 1894 1000 0022 9084 2752
© 2016 Całość niniejszej
publikacji ani żadna jej część
nie może być reprodukowana
bez pisemnej zgody
Christian Aid Ministries.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
www.christianaidministries.org
2 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
Artykuł wstępny
Porzucić wszystko. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3
Nauczanie
Ty jesteś tym mężem! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
„Daj mi tę górę”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
Dla rodziców
Trwałość i świętość małżeństwa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10
Jak ukierunkować ciekawość dziecka . . . . . . . . . . . . . . . 12
Zajęcia pozaszkolne dla nastolatków. . . . . . . . . . . . . . . . 13
Część historyczna
Dawid i Jonatan. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15
Willem Janss. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18
Część praktyczna
Czosnek – Boży prowiant. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20
Waga ciężka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21
Dla młodzieży
Podręczna lista modlitewna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23
Pieniądze to nie wszystko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24
Przypowieść o ogniu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25
„Błogosławieni...”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26
Kącik dla dzieci
Książka na dachu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27
Uważaj! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29
Fragment książki
Odwaga z uśmiechem (Część Szósta). . . . . . . . . . . . . . . . 31
Poezja
Powrót . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43
Ostatnia strona
Jak małe dziecko. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44
„Ezdrasz otworzył księgę na oczach całego ludu –
stał bowiem na podwyższeniu;
kiedy zaś ją otworzył, wszyscy zebrani wstali.”
Księga Nehemiasza 8,5
Artykuł
WSTĘPNY
Porzucić wszystko
Uczniostwo według Ewangelii Łukasza
—Alvin Mast
W
14 rozdziale Ewangelii
Łukasza Jezus podaje kryteria uczniostwa. Osoba, która do Niego przychodzi, nie stawiając Go
wyżej od swojej rodziny, a nawet od siebie
samego, nie może być Jego uczniem. Użyte
w tekście słowo „nienawidzić” rodziny i siebie
samego należy rozumieć jako „miłować mniej
niż” – tak jak w Liście do Rzymian 9:13 „Jak
napisano: Jakuba umiłowałem, a Ezawem
wzgardziłem”. Nie powinniśmy nienawidzić
samych siebie w sensie dosłownym, lecz miłować własne życie mniej niż Chrystusa.
Innym kryterium uczniostwa jest niesienie
krzyża. Jezus jest najlepszym tego przykładem. Ten wymóg oznacza oddanie wszystkiego, żeby tylko zostać Jego uczniem. Ktoś, kto
nie jest na to gotów, nie może być uczniem
Pana. Musimy Mu oddać nasz egoizm, dumę,
ambicje i cele. Jeśli świat nie widzi, że niesiemy krzyż, to nie widzi w nas Jezusa. Niesienie
krzyża jest drogą chrześcijanina.
Jezus stosował podobieństwa, by pokazać,
jak powinniśmy policzyć koszty, porzucając
wszystko. W pierwszym podobieństwie zapisanym w Łk 14,28 człowiek budujący wieżę powinien usiąść i policzyć koszty, żeby
stwierdzić, czy stać go na dokończenie budowy. Inwestor sam mógł zdecydować, czy
będzie ją budował. Jeśli jednak postanowił zacząć, ale nie może skończyć, to zostanie nazwany głupcem, który nie zaplanował sobie
wydatków prawidłowo. Każdy, kto przychodzi do Chrystusa, pokutując ze swoich grzechów i pokładając w Nim ufność jako w Panu
i Zbawicielu, musi się poważnie zastanowić
nad znaczeniem pojęcia „uczeń Chrystusa”.
Trzeba nie tylko dobrze zacząć, lecz również
dokończyć biegu. „Usiąść” znaczy w tym tekście tyle, co „dać sobie czas na poważne przemyślenie”. W wersetach 28-30 jest mowa o
człowieku, który położył fundament, lecz nie
był w stanie dokończyć budowy.
W drugim podobieństwie czytamy o królu wybierającym się na wojnę (Łk 14,31-35)
z innym królem. Po tym, jak jego kraj został
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
3
zaatakowany, musi zdecydować, czy będzie
w stanie sam się obronić. Musi usiąść i skonsultować się ze swymi doradcami. Walczyć czy
negocjować warunki rozejmu? Budowniczy
wieży musi podliczyć koszty. Król musi się
naradzić, czyli rozważyć za i przeciw, a następnie podjąć decyzję. Zanim zaczniesz budowę,
policz koszty. Zanim wyruszysz do bitwy, zastanów się, czy jesteś w stanie ją wygrać.
Te dwa podobieństwa pokazują, że uczniostwo niesie z sobą zarówno walkę, jak i budowanie na rzecz Królestwa, co wyklucza
związanie sprawami tego świata, natomiast
wymaga porzucenia wszystkiego (2 Tm 2,4).
Musimy zaangażować się w walkę przeciw
wrogowi silniejszemu od nas. Dobra wiadomość jest taka, że mamy do dyspozycji środki wystarczające do zwycięstwa! (Ef 6,10-18).
Musimy również budować. Porzućmy osobiste ambicje i traktujmy innych jako wyżej
stojących od siebie. Zachęcajmy się wzajemnie, bądźmy cierpliwi, łagodni, składając
Bogu duchowe ofiary. Nauczajmy, zachęcajmy się wzajemnie i bądźmy na tyle pokorni,
by uznać, że nasze dary powinniśmy ofiarować na służbę Kościołowi. Przypuśćmy, że
inwestor policzył koszty i nie zdecydował
się na rozpoczęcie budowy. Co wtedy? Nie
zazna przyjemności posiadania czegoś, co
naprawdę było mu potrzebne. W Chrystusie
mamy wystarczające środki do budowania
Jego Królestwa. Zatem do dzieła!
Porzucenie wszystkiego, co doczesne, jest
tak naprawdę zyskiem. W Łk 18,18-27 Jezus
kazał bogatemu młodzieńcowi sprzedać
wszystko, co ma. Ten człowiek już wcześniej
żył pobożnie, lecz religijność nie jest wyrzeczeniem się wszystkiego. Najwyraźniej ten
bogacz chciał zachować wszystko, co miał,
jednocześnie dziedzicząc żywot wieczny.
Musimy porzucić cele osobiste, żeby zostać
uczniami Chrystusa (werset 33). Musimy porzucić stare życie i te pragnienia, które zdaniem Boga powinniśmy zostawić za sobą.
Policzmy dokładnie, czy nas na to stać.
Ponieważ apostoł Paweł policzył koszty
i porzucił wszystko, mógł powiedzieć: „wiem,
komu zawierzyłem, i pewien jestem tego, że
On mocen jest zachować to, co mi powierzono, do owego dnia. (…) Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem;
a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz
i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego”
(2 Tm 1,12; 4,7-8).
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Wreszcie szukajcie umocnienia w waszym zjednoczeniu z Panem i w Jego niezmierzonej potędze. 11Przywdziejcie na siebie pełną zbroję Bożą, byście mogli oprzeć się wszystkim, nawet najbardziej podstępnym atakom diabła. 12Prowadzimy bowiem walkę nie
ze zwykłymi ludźmi, lecz mamy stawiać czoło Zwierzchnościom i Władzom, rządcom
świata tych ciemności oraz mocom duchowym zła na wyżynach niebieskich. 13Dlatego
okryjcie się dokładnie zbroją Bożą, abyście, gdy nadejdzie ów dzień zły, mogli odeprzeć
zwycięsko [ataki zła] i ostać się zwyciężywszy wszystko. 14Przygotujcie się więc do walki!
Przepaszcie swe biodra prawdą, przyodziejcie się w pancerz sprawiedliwości, 15a nogi
obujcie w gotowość głoszenia Dobrej Nowiny pokoju. 16Wiara niech wam zawsze służy
za tarczę, którą zdołacie unieszkodliwić wszystkie, najbardziej nawet rozpalone pociski
Złego. 17[Na głowę] załóżcie hełm zbawienia, [do ręki] weźcie miecz Ducha, to jest słowo Boże. 18Wszystko to czyńcie modląc się i prosząc Boga o pomoc. Módlcie się zresztą
nieustannie, poddając się działaniu Ducha [Świętego]. Bądźcie bardzo czujni i módlcie
się za wszystkich wiernych (Ef 6,10-18).
10
4 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
„Wtedy powstał Piotr razem z Jedenastoma
i przemówił do nich głosem donośnym.
Mówił zaś tak: Judejczycy i wszyscy mieszkańcy
Jerozolimy, proszę was o chwilę uwagi
i o dokładne wysłuchanie tego, co wam powiem.”
Dzieje Apostolskie 2,14
Nauczanie
Ty jesteś tym mężem!
K
ról spoglądał poprzez dziedziniec na
człowieka, który wchodził po schodach pałacu. Tak, to był prorok.
Król usadowił się na swoim tronie, nagle odczuwając jakiś dyskomfort w obecności męża
Bożego. Uciekł wzrokiem od przenikliwych,
badających go oczu.
– Chcę ci coś opowiedzieć, o królu.
Król skinął głową.
– Mów.
– W pewnym mieście żyło dwóch mężów:
jeden bogaty a drugi biedny. Bogaty człowiek
miał wielkie stada owiec, ale biedny nie miał
nic oprócz jednej małej owieczki, którą kupił i pielęgnował, a ona dorastała wraz z jego
dziećmi. Jadła z jego talerza, piła z jego kubka, spała na jego piersi i była mu jak córka.
Pewnego dnia do bogacza przybył wędrowiec,
jednak ten nie chciał mu przyrządzić owcy ze
swojego stada.
Król słuchał uważnie, a jego twarz zapłonęła gniewem.
– Mów dalej – rozkazał.
– No więc ów bogacz poszedł, zabrał
owieczkę tego biednego męża i przyrządził ją
dla swojego gościa.
Gdy tylko prorok wypowiedział te słowa,
wówczas król Dawid wybuchnął gniewem,
wołając:
– Jako żyje Pan, mąż, który tak uczynił, zasługuje na śmierć!
Prorok wyraźnie skrzywił się na ten wybuch
i spoglądając na niego ze smutkiem pomieszanym z litością, wypowiedział te rozstrzygające słowa:
– To ty jesteś tym mężem!
Możemy sobie tylko wyobrazić, jak słowa
Natana dotarły do świadomości króla. Czy
jego myśli natychmiast wyświetliły mu się
w umyśle, przypominając, że posłał na śmierć
niewinnego człowieka po to, by odebrać mu
żonę? Nie znamy dokładnie myśli Dawida, ale
jedno jest pewne: pozostawił nam pierwszorzędny przykład głębokiej pokuty.
W całej tej historii wydaje się ironią fakt, że
król tak bardzo się rozgniewał na kogoś, kto
popełnił grzech, którego on sam był winny.
W rzeczywistości grzech bogatego człowieka
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
5
był trywialny w porównaniu z jego własnym
grzechem. Jaki jest sens złościć się na kogoś,
kto pożądał owieczki swojego bliźniego, jeśli
samemu pożądało się żony swojego bliźniego?
Jaki sens ma obrzydzenie z powodu kogoś, kto
zabił ulubionego czworonoga znajomego, skoro samemu doprowadziło się do zabicia męża
znajomej kobiety?
Zanim ocenimy to negatywnie jako dziwaczne zachowanie, typowe może tylko dla
króla Dawida, przyjrzyjmy się fragmentowi z Ewangelii Mateusza 7,3–5, gdzie Jezus
komentuje podobną sytuację. Pewnego człowieka spotkało ogromne nieszczęście, kiedy utkwiła mu belka w oku. On jednak nie
zwrócił na to uwagi, ale natychmiast zauważył drzazgę w oku kogoś innego. Mimo tego, że drzazga
wobec belki to świetna analogia porównująca zabicie
czyjegoś czworonożnego ulubieńca i czyjegoś męża, warto
zauważyć, że człowiek z przypowieści Jezusa nie zauważył nikogo z drzazgą w ręce albo w nodze;
jego uwagę przyciągał ktoś, kogo
dręczył problem tej samej natury.
Obecnie odkrywamy, że analogie takie ciągle mają zastosowanie.
Weźmy na przykład dziewczynę,
która wpada w wielką frustrację z powodu flirtującej z chłopakami przyjaciółki.
Najpewniej – także i ona sama rozwinie
w sobie chęć rywalizacji o uwagę chłopców.
A mężczyzna, który gardzi swoim bliźnim, ponieważ ten zawsze tylko szuka swego
i oszukuje innych, jak się tylko da? Oskarżenie
często przychodzi od tego, kto sam nieraz korzystał z różnych okazji, „jak się tylko da”, ze
szkodą dla innego, ale los się przeciwko niemu obrócił i pozostawił go z pustymi rękami.
A może natknęliśmy się na człowieka, który
gorzko skarży się na swojego brata, gdyż ten
ciągle go obmawia i plotkuje na jego temat.
6 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
Wszystko wskazuje na to, że on sam czyni tak
samo.
Tak więc widzimy, że reakcja króla Dawida
wcale nie była taka dziwna. A w każdym razie nie bardziej dziwna, niż ludzka natura
w całości. Jeśli nie reagujemy na Boży wyrok
w związku z jakimś naszym grzechem, staje się
on bolącym miejscem, które podświadomie
rozpala się pod wpływem podobnego bodźca.
Zanim jednak uznamy, że ktoś, kto nas napomina, zwyczajnie ukrywa jakiś podobny
grzech, przyjmijmy do wiadomości, że Bóg nie
potępia braterskiego napomnienia. W Drugiej
Księdze Samuela czytamy, że to sam Bóg posłał Natana, aby skarcił króla. Jezus także uściśla tę kwestię, mówiąc, że jak już usuniemy
belkę z naszego oka, powinniśmy
dostrzec, iż nasz brat także
otrzymuje pomoc.
Tak więc głównym
celem nie jest wytknięcie niedociągnięć
naszego brata lub też
zignorowanie ich, ale
raczej zbadanie własnego serca w celu zrozumienia naszej reakcji,
kiedy jesteśmy skonfrontowani z jego grzechem. Jeśli
naprawdę jesteśmy motywowani współczuciem dla brata, to będziemy
zbyt mocno odczuwać naszą własną słabość
i niedociągnięcia, aby go potępić. Tylko wtedy Bóg może błogosławić nasze wysiłki dotarcia do naszego brata.
Jeśli jednak czujemy rosnące ponaglenie,
żeby skonfrontować naszego brata z problemem drzazgi w jego oku i czujemy się do tego
całkiem upoważnieni – lepiej dajmy sobie spokój. Najprawdopodobniej nasza drzazga (albo
nawet belka) jest ciągle nienaruszona.
Zaczerpnięto z Family Life, październik 2013
Pathway Publishers
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Daj mi tę górę”
B
ez Pana jesteśmy beznadziejnie słabi
i nieskuteczni. Gdy jednak pokornie
przyznamy się do słabości, Pan wypędza strach i daje nam siłę potrzebną do wykonania jakiegokolwiek zadania. On nas do
tego wyznacza. Bez Boga nie możemy wygrać.
Z Nim nie możemy przegrać. Przeciwnik jest
mocny, lecz Pan jest mocniejszy.
Taka była postawa Kaleba. W wieku osiemdziesięciu pięciu lat powiedział: „Jeszcze dziś
jestem silny jak w owym dniu, gdy mnie
Mojżesz wysłał [na zwiady do ziemi kananejskiej]. (…) Daj mi więc tę górę, którą Pan
przyrzekł mi owego dnia. Ty sam słyszałeś
w owym dniu, że Anakici tam mieszkają,
a miasta są wielkie i umocnione. Jeśli Pan jest
ze mną, zdobędę je, jak mi to Pan przyrzekł”
(Joz 14,11-12 BT).
Jakaż odważna deklaracja! My również możemy mieć przed sobą góry, z którymi musimy się zmierzyć. Bywają one poważną
przeszkodą w naszym chrześcijańskim życiu.
Moglibyśmy powiedzieć: „Ten problem jest
tak wielki, że nie mam szans na jego pokonanie”. Albo zareagować jak Kaleb: „Daj mi tę
górę” – z wiarą, że dzięki Bożej mocy możemy ją zdobyć. Pamiętajcie o słowach Jezusa:
„Zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli
wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego dla was nie będzie”
(Mt 17,20).
Góra, o którą poprosił Kaleb, nie była po
prostu jakimś wzniesieniem pokrytym trawą i drzewami. Była zamieszkana przez
olbrzymów tak wielkich, że dziesięciu szpiegów wysłanych przez Mojżesza powiedziało: „Wydawaliśmy się sobie w porównaniu
z nimi jak szarańcza i takimi też byliśmy w ich
oczach” (4 M 13,33). Biblia podaje nawet ich
—Alvin Zimmerman
imiona: „Achiman, Szeszaj i Talmaj, potomkowie Anaka” (4 M 13,22). Mimo to, Kaleb
powiedział: „Daj mi tę górę”.
KALEB I JEGO GÓRA
Kaleb był mężem wiary. Zwróćcie uwagę
na ostatnie słowa powyższego świadectwa:
„I rzekł PAN”. Gdy Bóg coś powiedział, Kaleb
w to uwierzył. Czterdzieści pięć lat wcześniej
jego wiara była taka sama: „Jeżeli Pan ma
w nas upodobanie, to wprowadzi nas do tej
ziemi i da nam tę ziemię, która opływa w mleko i miód, tylko nie buntujcie się przeciwko Panu. Nie lękajcie się ludu tej ziemi, będą
oni naszym pokarmem; odeszła od nich ich
osłona, a Pan jest z nami. Nie bójcie się ich!”
(4 M 14,8-9).
Kaleb był jednym ze starotestamentowych
świętych, „którzy przez wiarę podbili królestwa, zaprowadzili sprawiedliwość, otrzymali obietnice, zamknęli paszcze lwom”
(Hbr 11,33). Przez wiarę dziedziczymy Boże
obietnice.
Kaleb był mężem posłuszeństwa. Księga Liczb
14,24 relacjonuje to, co powiedział o nim sam
Bóg: „Jednakże sługę mojego Kaleba, za to, że
inny duch jest w nim i on był mi wierny całkowicie, wprowadzę do ziemi, do której poszedł, i jego potomstwo ją posiądzie”. Kaleb
nie tylko uwierzył Bogu, lecz również zrobił
to, co Bóg nakazał.
Pięć wersetów biblijnych mówi o tym, że
Kaleb „stale trzymał się Pana”: 4 M 32,12;
5 M 1,36 i Joz 14,8.9.14. Było to na tyle
godne uwagi, iż Bóg powiedział o Kalebie, że
ma „innego ducha” – czyli ducha innego niż
większość ludzi. Posłuszeństwo całym sercem
było związane z odwagą, co widać w słowach:
„Daj mi tę górę”.
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
7
Kaleb był mężem wizji. Widział tę górę,
a skoro Bóg obiecał, że miał ją zdobyć, powiedział: „Daj mi tę górę”. Doświadczył tego,
że „Bóg powiedział” – to doświadczenie wraz
z wiarą i posłuszeństwem zaowocowało wizją.
Tak samo jest dzisiaj w naszym życiu.
Mamy Słowo Boże. Jeśli wierzymy w to, co
powiedział Bóg i żyjemy w posłuszeństwie
Jego Słowu, zaowocuje to wizją. Musimy
ją mieć dla nas samych, dla naszych dzieci
i naszej społeczności, zanim będziemy mogli
osiągnąć coś wartościowego.
GÓRY W NASZYM ŻYCIU
Złe postawy i nawyki. Gdy Kaleb zdobył
swoją górę, wypędził stamtąd trzech olbrzymów: Szeszaja, Achimana i Talmaja. Naszym
olbrzymom również możemy przypisać imiona: gniew, pożądliwość czy gorycz. Te problemy rzadko ujawniają się w ciągu jednego
dnia. Jak ktoś napisał: „Góry nie przemieszczają się z dnia na dzień. Daj Bogu trochę
czasu, żeby dokonywał cudów”.
Widziałem takie cuda. Znam ludzi, których Bóg uleczył z urazy, z frustracji i napełnił ich serca Jego miłością. Jednak szczególnie
na takie problemy jak gniew nie ma lekarstwa
działającego błyskawicznie. Musimy nad tym
pracować; z Bożą pomocą pokonamy górę,
która wydaje się nie do pokonania.
Pewien starszy człowiek zapytał kiedyś:
„Czy to możliwe, żeby ktoś pałający gniewem od siedemdziesięciu lat zmienił ten nawyk?”. Odpowiedź brzmiała, że moc Boża
jest w stanie zmienić każde złe postępowanie. Dwa lata później ten sam człowiek powiedział: „Chciałbym przedstawić raport
z moich postępów. Bóg uleczył mnie z tego
problemu. Zapytajcie o to moją żonę”.
Dość łatwo można rozprawić się z takimi
„olbrzymami”, jak nieodpowiedni sposób
ubierania się czy niewłaściwe gusta muzyczne. Wrzucić do ognia i już. Złych postaw
i nawyków znacznie trudniej się pozbyć. Lecz
8 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
dzięki mocy Bożej i pomocy innych możemy pokonać również tych olbrzymów. „Gdyż
oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy Bożej; nim też unicestwiamy złe zamysły”
(2 Kor 10,4).
Niewiara. W Księdze Sędziów 1,19-20
znajdujemy pewien interesujący kontrast:
„A Pan był z Judą; objął on w posiadanie góry,
lecz nie wypędził mieszkańców dolin, gdyż ci
mieli żelazne wozy. Kalebowi dali Hebron,
jak powiedział Mojżesz. Wypędził on stamtąd trzech synów Anaka”.
Widzimy, że Kaleb (zapewne z pomocą innych) był w stanie wypędzić trzech olbrzymów – synów Anaka – z Hebronu.
A jednak całe plemię Judy nie mogło pozbyć
się Kananejczyków z doliny. Biblia wyjaśnia,
że Kananejczycy posiadali żelazne wozy bojowe. Czy w tym leżała główna przyczyna?
Wydaje się oczywiste, że mężowie z plemienia Judy nie mieli wiary takiej jak Kaleb.
Własna niewiara doprowadziła ich do wniosku, że nie są w stanie wypędzić mieszkańców
doliny. Taka sama niewiara będzie również
nam uniemożliwiać podboje w naszym życiu.
Zadowolenie z częściowego zwycięstwa.
„Gdy zaś Izrael się wzmocnił, narzucił
Kananejczykom pańszczyznę, ale ich nie
wypędził” (Sdz 1,28). Zamiast wypędzić
Kananejczyków, Izrael zmusił ich do odrabiania pańszczyzny, która wyglądała na jakąś
przewagę, bo przynosiła korzyści finansowe. W istocie jednak był to niebezpieczny
kompromis.
Mojżesz stanowczo ostrzegał przed czymś
takim: „Ale jeżeli nie wypędzicie przed sobą
mieszkańców tej ziemi, to ci z nich, których
pozostawicie, będą jak ciernie dla waszych
oczu i jak kolce w waszych bokach. Będą was
uciskać w ziemi, na której się osiedlicie. Wtedy
uczynię wam to, co im zamyślałem uczynić”
(4 M 33,55-56). Zadowolenie z częściowego
podboju przyniosło Izraelitom taki sam sąd,
jaki Bóg planował dla Kananejczyków!
Co się dzieje, gdy my sami zadowalamy się
jedynie częściowym zwycięstwem nad grzechem w naszym życiu? Te same grzechy staną się cierniem dla naszych oczu, kolcem
w boku, a utrapienia zniszczą nasz pokój
i uniemożliwią przynoszenie owocu dla Boga.
Musimy dokończyć zwycięstwa na chwałę Bogu i dla naszego własnego duchowego
dobra.
Cielesna natura. O synach Anaka Pismo
mówi, że „w owym czasie wyruszył Jozue
i wytępił Anakitów z okolic górzystych,
z Hebronu, z Debiru, z Anabu, z całego pogórza judzkiego i z całego pogórza izraelskiego. Jozue obłożył ich klątwą wraz z ich
miastami. Anakici nie uchowali się w ziemi
izraelskiej; utrzymali się tylko w Gazie, w Gat
i w Aszdodzie” (Joz 11,21-22). Goliat
z Gat był ich potomkiem i wystąpił przeciw
Izraelowi wiele lat później.
To nam przypomina o cielesnej naturze, której nigdy nie wykorzenimy do końca. Możemy ją pokonać dzisiaj, lecz będzie
wypływać na powierzchnię wielokrotnie.
Nie pozwólmy, by ten olbrzym zdominował nasze życie. Mimo iż bitwa będzie trwać
nieustannie, możemy zwyciężyć dzięki Bożej
łasce. „Bogu niech będą dzięki, który nam
daje zwycięstwo przez Pana naszego, Jezusa
Chrystusa” (1 Kor 15,57).
Dzisiaj niektórzy myślą, że choć dobrze byłoby prowadzić zwycięskie życie chrześcijańskie, to jednak w praktyce jest to niemożliwe.
Nie poddawajmy się takiemu myśleniu. Piotr
napisał, że „Boska Jego moc obdarowała nas
wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności” i że „darowane nam zostały drogie
i największe obietnice, [abyśmy] przez nie
stali się uczestnikami Boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość” (2 P 1,3-4). Bóg ma
moc uczynić to, co obiecał.
W dniu, w którym wydaje się nam, że otaczają nas wysokie góry i wielcy olbrzymi, historia Kaleba stanowi dla nas silną zachętę.
Nie dajmy się pokonać zwątpieniu i zniechęceniu, nie bójmy się gór ani olbrzymów.
Stańmy jak Kaleb i powiedzmy odważnie:
„Daj mi więc tę górę (…). Jeśli Pan jest ze
mną, zdobędę [ją], jak mi to Pan przyrzekł”.
Zaczerpnięto z The Christian Contender, styczeń 2014
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
9
„I błogosławił Pan późniejsze lata życia Hioba
bardziej niż pierwsze. Posiadł on z czasem
czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów,
tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic. Urodziło mu się
jeszcze siedmiu synów i trzy córki.”
Księga Hioba 42,12-13
D la
rodziców
Trwałość i świętość małżeństwa
—David J. Mast
J
ezus powiedział: „Ale od początku stworzenia uczynił ich Bóg mężczyzną i kobietą.
Dlatego opuści człowiek ojca swego oraz matkę
i połączy się z żoną swoją. I będą ci dwoje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno
ciało. Co tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie
rozłącza” (Mk 10,6-9).
Skoro nasi ojcowie w wierze uznali, że taki
był Boży plan dla małżeństwa, to postanowili,
iż będzie to niezmienny standard postępowania
w tej materii. Bóg obficie błogosławi nasze kościoły za to, że żyjemy w granicach wyznaczonych przez biblijne standardy. Zasada trwałości
i świętości małżeństwa zaowocowała wśród nas
uważnym szukaniem woli Bożej podczas zalotów, co w konsekwencji prowadzi do trwałości
rodzin, które są podstawą mocnych kościołów.
Obserwując świat, od razu widzimy smutne
rezultaty lekceważenia granic ustanowionych
przez Boga, określających świętość małżeństwa
i rodziny. Rozwód i powtórne małżeństwo są
w świecie na porządku dziennym. W efekcie
mamy wielu nieszczęśliwych mężczyzn, wiele
10 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
załamanych kobiet i cierpiących dzieci. Ludzie
są pozbawieni błogosławieństw i dobrodziejstw
przewidzianych przez Boga dla małżeństwa
i rodziny.
Zachwyćmy się więc tym, jak wiele przykrych
doświadczeń ominęło nas dzięki starożytnym zasadom dotyczącym trwałości małżeństwa.
Spójrzmy na słowa ślubowania małżeńskiego,
żeby stwierdzić, jak istotne są te zasady.
„Czy wierzycie, że małżeństwo jest rozporządzeniem Bożym, potwierdzonym i uświęconym przez
Jezusa Chrystusa, i dlatego jego zawarcie wymaga bojaźni Bożej?”.
Nasz wszechwiedzący Bóg ustanowił małżeństwo i dał nam prawa, dzięki którym będzie
Mu ono miłe i stanie się źródłem błogosławieństwa dla męża i żony. Zawrzeć związek małżeński
w bojaźni Bożej, znaczy zrobić to starannie
i z modlitwą, upewniając się, czy oboje działamy zgodnie z wolą Bożą i czy tak już pozostanie.
Oznacza to również szukanie porady rodziców
i usługujących w kościele.
Czy wyznajecie i oświadczacie, że jesteście wolni od jakichkolwiek innych relacji małżeńskich
i nie jesteście z nikim zaręczeni?
Pozytywna odpowiedź na to pytanie oznacza,
że narzeczeni nie są zaangażowani w żaden cudzołożny związek, jak powtórne małżeństwo po
rozwodzie. Musimy uważać, by nie naruszyć słów
Jezusa: „Ktokolwiek by rozwiódł się z żoną swoją i poślubił inną, popełnia wobec niej cudzołóstwo” (Mk 10,11).
Czy Ty, w obecności Boga i zgromadzonych
świadków, bierzesz sobie...
W obecności Boga i wielu świadków przysięga ma większe znaczenie niż wobec urzędnika
urzędu stanu cywilnego.
...oraz pomijając wszystkich innych przyrzekasz
mu [jej] wierność aż do śmierci?
Jednym z elementów trwałości małżeństwa jest
całkowita wzajemna wyłączność obojga małżonków. To oznacza, że wobec wszystkich innych
przedstawicieli płci przeciwnej zachowujemy
zdrowy dystans. Unikamy oglądania się za spódniczkami. Doceniamy zazdrosną ochronę zapewnianą przez męża.
Bojaźń Boża nie tylko zapewnia trwałość małżeństwa, lecz czyni je również świętym związkiem. Według Bożego zamysłu, relacja małżeńska
ma być najbliższa, najtrwalsza i najbardziej spełniająca ze wszystkich relacji ziemskich. Dom jest
naszą oazą na dzikiej i jałowej pustyni świata.
Znajdujemy w niej orzeźwienie, oczyszczenie
i pokarm, dzięki którym znów będziemy mogli
odważnie i zwycięsko stawiać czoła burzom życia. Mężowie i żony dzielą odpowiedzialność za
podtrzymywanie tak błogosławionej atmosfery.
Psalmista następująco opisuje te dobrodziejstwa: „Żona twoja będzie jak owocująca winnica w obrębie zagrody twojej, dzieci twoje jak
sadzonki oliwne dokoła stołu twego” (Ps 128,3).
W tego rodzaju atmosferze dzieci są szczęśliwe
i czują się bezpiecznie, co sprawia, że ich wychowanie jest skuteczne i owocne. Poruszanie
się w ramach Bożych przykazań czyni rodzinę
najpiękniejszą i najbardziej satysfakcjonującą ze
wszystkich relacji międzyludzkich.
Z drugiej strony, naruszanie Bożych praw
rządzących małżeństwem i rodziną powoduje
niewyobrażalne problemy. Smutny jest dom,
w którym małżonkowie wprawdzie pozostają sobie wierni, żyjąc pod jednym dachem, lecz przez
własny egocentryzm tracą uświęcony błogostan
zamierzony dla nich przez Boga. Błogosławiony
kościół, który nalega, by w takich sytuacjach szukali rozwiązań opartych na Biblii.
Wokół widzimy to, co świat nazywa „alternatywnym stylem życia”, a co apostoł Paweł określa
jako obrzydliwe żądze: „Podobnie też mężczyźni zaniechali przyrodzonego obcowania z kobietą, zapałali jedni ku drugim żądzą, mężczyźni
z mężczyznami popełniając sromotę i ponosząc
na sobie samych należną za ich zboczenie karę”
(Rz 1,27). Wprawdzie ten grzech staje się coraz
powszechniejszy, nadaje mu się tak wyrafinowane nazwy jak „alternatywny styl życia” i jest
popełniany przez miłych ludzi w kulturalnych
sferach; nam jednak nie wolno sobie pozwolić
na brak wrażliwości w związku z tak nikczemnymi przejawami pożądliwości.
„Małżeństwa” zgodne z tak zwanym „prawem zwyczajowym” również są w świecie bardzo rozpowszechnione. Tymczasem Bóg nawet
nie nazywa czegoś takiego małżeństwem. Biblijne
określenia takiego zachowania to „cudzołóstwo”
i „rozpusta”. Apostoł Paweł pisze: „Gdyż to
wiedzcie na pewno, iż żaden rozpustnik (…)
nie ma udziału w Królestwie Chrystusowym
i Bożym” (Ef 5,5).
Nie wolno nam pozwolić, żeby przeciwnik
przesuwał ustalone z dawien dawna granice trwałości i świętości małżeństwa, ograbiając nas i pokolenia po nas z błogosławieństwa szczęśliwych,
świętych i spełnionych rodzin.
Zaczerpnięto z The Christian Example, listopad 2014
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
11
Jak ukierunkować ciekawość dziecka
—Dwight Sensenig
– Mamo, z czego robi się wodę? – zapytała
pięcioletnia Agatka.
– Wody się nie robi. Bóg ją stworzył, kiedy
uczynił ziemię – wyjaśniła mama. – Bóg stworzył wodę, aby nieustannie okrążała ziemię.
Dzięki temu możemy mieć ją ciągle świeżą.
Poprośmy tatusia, żeby nam to lepiej wyjaśnił przy kolacji.
Zrozumienie i ukierunkowanie ciekawości
jest czymś, z czym rodzice i nauczyciele stykają się na co dzień. Wielokrotnie traktujemy
ciekawość naszych dzieci trochę bezrefleksyjnie. Innym razem znów wymaga ona z naszej
strony nieco zastanowienia. Jakie są więc zasady, które mogą nam pomóc odpowiednio
ukierunkowywać ciekawość naszych dzieci?
Ciekawość pochodzi od Boga. Pomyślcie,
jak bardzo zahamowane byłyby nasze dzieci
w rozwoju, gdyby nie miały ciekawości czy
wyobraźni. Nie zadawałyby nam pytań, które stymulują nauczanie i nie posiadałyby własnej pomysłowości do odkrywania rzeczy.
Bóg zaprojektował ciekawość jako narzędzie
nauczania.
Ciekawość jest jednak skażona naturą
Adama. Głupota tkwi w sercu młodzieńca, lecz
rózga karności wypędza ją stamtąd (Prz 22,15).
Początkowo Bóg obdarzył swoje stworzenie ciekawością doskonałą. Jednak od czasu
upadku Bóg przydzielił rodzicom odpowiedzialność za ukierunkowanie dziecięcych zainteresowań. Ciekawość bez nadzoru prowadzi
do wielu głupich i szkodliwych pożądliwości.
Ciekawość ulega zmianie wraz z rozwojem
dziecka. Chociaż ten fakt przyjmujemy jako
oczywisty, to jednak ważne jest, aby rodzice
byli pomocni i zaangażowani w dostarczanie
dzieciom odpowiednich informacji do danego poziomu wiekowego. Często rozpoznajemy to nie tylko na podstawie wieku, ale także
12 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
uważnej obserwacji i słuchania. Ciekawość
niezaspokojona będzie nadal szukać ujścia.
Co składa się na odpowiedzialność za jej
ukierunkowanie? Jako rodzice musimy praktykować rzetelne słuchanie i odpowiadanie
na pytania naszych dzieci. One często zadają pytania, zanim są w stanie przyswoić fakty. Rodzice muszą rozpoznać poziom rozwoju
swojego dziecka i odpowiedzieć stosownie do
niego. Prosta odpowiedź typu, że deszcz tworzy się w chmurach, może satysfakcjonować
czterolatka, ale siedmiolatek prawdopodobnie
będzie chciał usłyszeć bardziej naukowe wyjaśnienie. Nie oznacza to, że za każdym razem,
kiedy dziesięciolatek zapyta tatę, jak coś działa, konieczne będzie wyjaśnienie pełne mechanicznych szczegółów. Lepsza odpowiedź może
się zawierać w czymś takim: „Dam ci kilka narzędzi i trochę instruktażu, a wtedy sam będziesz mógł wymienić łożysko”.
Większość dzieci interesuje się tym samym,
co pociąga rodziców. Dlatego musimy doceniać naszą odpowiedzialność w stymulowaniu ciekawości dotyczących cudów przyrody.
Wspólna rodzinna wędrówka czy podróż nad
morze może pobudzić dzieci do wielu pożytecznych pytań i dyskusji. Wskazywanie na
Bożą mądrość widoczną w tym, że umieścił
On określone zwierzęta w określonym środowisku, że podarował człowiekowi możliwości
wykorzystania energii spadającej wody albo
też uformował różnorodność gwiazdozbiorów na niebie – wszystko to oferuje wspaniałe ujście dla ciekawości.
Ukierunkowujemy ciekawość dzieci, zaopatrując je w zdrowe, budujące książki. Książki
obfitują w fantazje i nierealistyczne motywy,
które pobudzają dzieci do niezdrowej ciekawości lub do ciekawości na wyrost. Jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni, aby czytać
naszym dzieciom i rozwijać w nich ducha
modlitwy.
Kolejnym sposobem ukierunkowania ciekawości u dzieci jest zachęcanie ich do korzystania z encyklopedii i innych źródeł informacji.
Poza naszymi wyjaśnieniami, dzieciom powinien towarzyszyć monitoring z naszej strony
w gromadzeniu informacji na tematy kulturowe i naukowe. Po znalezieniu odpowiedzi
powinny zawiadomić nas, rodziców, o swoich odkryciach.
Ukierunkowujemy także ciekawość dzieci w odpowiedni sposób, zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajdują w danej chwili
i co robią. Długie okresy zabawy bez nadzoru mogą szybko się wypełnić niewłaściwymi zajęciami. Spokojna i uważna obserwacja
w połączeniu z kilkoma właściwie dobranymi słowami może pokierować zabawę na właściwe tory, niwelując sytuacje, które mogłyby
przynieść szkody. Właściwe słowa i dyskretny
monitoring są skuteczną metodą ukierunkowania ciekawości.
Czasem, aby właściwie pokierować ciekawością dziecka, musimy powiedzieć mu, że nie
możemy w danej chwili udzielić odpowiedzi.
Możemy wyjaśnić to przykładowo w taki sposób: „Kiedy będziesz starszy, zrozumiesz to
lepiej i wtedy wytłumaczymy ci to w większym zakresie”. Następnie można odwieść
uwagę dziecka od pytania rozmową na inne,
stosowne dla niego tematy albo poddać mu
inny, pożyteczny problem do przemyślenia.
Może to uspokoić umysł dziecka, które zadaje zbyt wiele pytań, powodowane strachem
lub wrażliwością.
Przyjrzyjmy się tej pięknej scenie Abrahama
z Izaakiem: Abraham wziął drwa na całopalenie i włożył je na syna swego Izaaka, sam zaś
wziął do ręki ogień i nóż i poszli obaj razem.
I rzekł Izaak do ojca swego Abrahama tak: Ojcze
mój! A ten odpowiedział: Oto jestem, synu mój!
I rzekł: Oto ogień i drwa, a gdzie jest jagnię
na całopalenie? Abraham odpowiedział: Bóg
upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój.
I szli obaj razem (1 M 22,6–8). Komunikacja
i bycie ze sobą to dwa wielkie klucze w poznawaniu umysłu dziecka, kiedy dążymy do
skierowania jego ciekawości na chwałę Boga.
Zaczerpnięto z Home Horizons, styczeń 2014
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Zajęcia pozaszkolne
dla nastolatków
—Dwayne Heatwole
T
rzaśnięcie drzwiami, dźwięk zdejmowanych butów i beztroskie
głosy dzieci w kuchni dobiegły na
piętro do mamy, która pracowicie składała
wyprane rzeczy. Gdy zeszła na dół i w kuchni
witała się z dziećmi, usłyszała pytanie zadane
przez trzynastoletniego Marka i piętnastoletniego Janka:
– Co będziemy robić dzisiaj popołudniu?
O ile jest to naturalna część życia rodzinnego, to ten rodzaj niepewności można wyeliminować, jeśli tata poświęci odpowiednią
ilość czasu na przemyślenie możliwych pomysłów w planowaniu wolnego czasu dzieci.
Ta odpowiedzialność spada zazwyczaj na
matki, jednak ponieważ ojcowie częściej pracują poza domem, tato powinien zająć się
nieco tą sprawą, aby cały ciężar nie spoczywał
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
13
na matce podczas jego nieobecności.
Dobrym sposobem na to jest postawienie
wymogu zrobienia całego zadania domowego
przed rozpoczęciem innych dowolnych zajęć.
Jeżeli miałoby to spowodować przeciążenie
dziecka, rodzice mogą w pierwszej kolejności
zaplanować poczytanie czegoś albo jakieś zajęcia ruchowe. Jeśli jest to możliwe, cała praca domowa powinna być odrobiona do czasu
powrotu taty z pracy. Dzięki temu będzie
mógł on mieć więcej kontaktu z dziećmi.
Okres nastoletni to czas dojrzewania,
w którym rodzicielskie kierownictwo nadal pełni ważną rolę. Jest mało prawdopodobne, że nastolatek pozostawiony samemu
sobie w czasie poza szkołą wyrośnie na człowieka z pobożnym charakterem, jaki chcieliby w nim widzieć rodzice. Z drugiej strony
dobrze zaplanowane zajęcia pozaszkolne
mogą rozwijać takie cechy charakteru jak samodyscyplina, pilność i sumienność w pracy. Zajęcia typu praca w ogródku, stolarka,
majsterkowanie, lutowanie, opieka nad zwierzętami itp. mogą rozwijać różne talenty i
zainteresowania.
Zdarza się czasem, że w niektórych rodzinach dzieci interesują się tym, co robią rodzice w ramach swojej pracy, jednak należy
dać im możliwość wypróbowania różnych zainteresowań, aby w przyszłości miały szeroką gamę odniesień dla przyszłych zawodów.
Może to pociągać dodatkowe wydatki na
przykład na narzędzia albo programy komputerowe, ale korzyści są ogromne i nie można ich lekceważyć. W miarę dorastania dzieci
można je czasem włączać do pomocy w pracy rodziców, szczególnie jeśli na przykład rodzice prowadzą swoją firmę.
Pewien ojciec poczynił mądre spostrzeżenie, mówiąc: „Zajęci chłopcy to szczęśliwi
chłopcy”. To stwierdzenie, podobnie jak dobrze znany nam fakt, że nuda jest wylęgarnią złych pomysłów, wskazują, że dzieci są
szczęśliwsze i zdrowsze duchowo, jeśli czymś
14 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
się zajmują się i jeśli są to rzeczy odpowiednie dla ich wieku. Powinniśmy zaangażować
dzieci w różne pożyteczne projekty rodzinne, jednak musimy pamiętać, że potrzebują
one uwagi taty, aby prawidłowo się rozwijały. Mama także powinna popracować czasem z dziećmi, szczególnie gdy tata tego nie
może zrobić.
Umycie kuwety kota, wyprowadzanie psa,
zakupy, odkurzanie podłóg, zmywanie itp.
powinny stanowić regularne obowiązki domowe, które mogą być błogosławieństwem w
nauce odpowiedzialności, wytrwałości i wiarygodności. Niektóre czynności mogą nawet
przyczynić się do poprawy stanu budżetu domowego. Nasze dzieci nie muszą być bardzo
duże, aby wyczuwać pożytek ze swoich zajęć.
Inną okazją do takich pożytecznych zajęć
może być współpraca rodzin z danego zboru
w zakresie pomocy w różnych pracach.
Planując zajęcia dla dzieci, musimy wziąć
pod uwagę ich możliwości. Choć nie wszystkie prace są przyjemne, powinniśmy zaplanować zajęcia tak, aby przynajmniej część z nich
miała związek z naturalnymi skłonnościami i
talentami dziecka. Pomoże to rozwinąć jego
zainteresowania i zdolności, a także wzbudzi motywację do wypełnienia obowiązków.
Równocześnie nasze dzieci powinny się nauczyć wykonywać przyziemne czynności bez
narzekania i robić je tak „jak dla Pana”.
Oby Bóg dal nam, chrześcijańskim rodzicom, mądrość w kształtowaniu naszych nastoletnich dzieci poprzez pożyteczne zajęcia
pozaszkolne, które będą błogosławieństwem
w rozwijaniu ich chrześcijańskich cech, a także przyczynią się do przygotowania ich do życia i służby dla Pana.
Zaczerpnięto z Home Horizons, styczeń 2014
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Mój Bóg przysłał tu swojego anioła, który zamknął
paszcze lwom, tak że nie mogły mi uczynić nic złego,
bo okazałem się niewinnym w Jego oczach.”
Księga Daniela 6,23
Część
Historyczna
Dawid i Jonatan
– Przyszedłeś, przyjacielu. Chwała Bogu –
Peter Beek zszedł z nabrzeża, by przywitać
nadchodzącego mężczyznę.
– Tak, jestem. Długo czekałeś?
– Nie, bracie – obydwaj przywitali się pocałunkiem pokoju.
Peter wprowadził przybysza do swej łodzi.
Była już mocno zanurzona z powodu siedmiorga osób, które siedziały już w środku.
– Możesz usiąść ze mną na rufie, Williamie
– rzekł Peter, zstępując ostrożnie na przeludniony pokład.
Przybysz wszedł i zajął miejsce. Peter zwolnił łańcuch i powiedział:
– Łódź jest pełna, możemy odbijać od
brzegu.
Wioślarz umiejętnie obrócił łódź i skierował ją w stronę zatoki. Zarysy Amsterdamu
znikały powoli za nimi, gdy coraz bardziej
oddalali się od brzegu. Zachodzące słońce
oświetlało młyny i sylwetki kościelnych wież,
a tu i ówdzie widać było nadbrzeżne budynki.
Peter Beck spojrzał za siebie na miasto i powiedział do swych towarzyszy:
– Amsterdam jest ostatnio bardzo
niespokojnym miejscem! Nigdy jeszcze tak
nie było.
– Tak, to prawda – przytaknął William,
którego nazwisko brzmiało Jans. – Czułem
to napięcie w powietrzu, przechodząc wieczorem przez miasto. Ludzie przemykają ulicami, jakby się czegoś bali. Nie wiedzą, czego
się mogą spodziewać.
– To książę Alba i jego żołnierze – wyjaśnił wioślarz. Oddychał ciężko, wiosłując
i robiąc przerwy między słowami. – Nawet
najbardziej lojalni wobec króla drżą ze strachu, nie wiedząc, kiedy zostaną zatrzymani
na przesłuchanie.
– Amsterdam – zadumał się Peter. – To miasto powinno zmienić nazwę na „Morderdam”.
– Tak, rzeczywiście! – zgodził się William.
– Słyszałem już nawet, że takiej nazwy używa się w naszym kraju.
William Jans był anabaptystycznym kaznodzieją z Waterland, na północ od miasta.
Przybył do Amsterdamu porozmawiać z bliskim przyjacielem Peterem Beckiem, który
również zwiastował Słowo. Peter był przewoźnikiem i to w jego łodzi grupka anabaptystów
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
15
wiosłowała w głąb zatoki.
– Myślicie, że jesteśmy już wystarczająco
daleko? – zapytał William.
– Tak, możesz rzucić kotwicę – rzekł Peter
do wioślarza.
Wiosła położono w łodzi i zarzucono kotwicę. Łódź zakołysała się lekko na wietrze
i stanęła w miejscu. Fale monotonnie pluskały, uderzając o burtę.
Peter Beck otworzył książkę, którą miał na
kolanach. Następnie powoli podniósł się, stanął na nogach i zaczął mówić:
– Bracia i siostry w Panu, być może dziwimy się, że nasze nabożeństwa odbywają się
w łodzi, lecz jak wiecie, spotkania w mieście stały się niebezpieczne. Mamy zapewnienie, że gdzie dwóch albo trzech gromadzi się
w imię Pana, On jest wśród nich. Jest nas dzisiaj więcej niż dwoje czy troje.
Peter przeczytał rozdział z Biblii i zwrócił
się do mężczyzny obok.
– Nasz drogi brat William Jans z Waterland
wygłosi dzisiaj kazanie. Dziękuję Bogu, że
mógł przybyć, bo potrzebujemy siebie nawzajem w tych niebezpiecznych czasach.
Podczas kazania Williama zapadł już
zmierzch. Iglice kościołów w Amsterdamie
rozpłynęły się z ciemnościach.
Jakąś godzinę później głosy wierzących zestroiły się w pieśń chwały, której echo niosło
się po wodzie aż na brzeg. Stary stróż w młynie stojącym na skale wyprostował zgarbione
plecy i słuchał.
– Ci aniołowie znów śpiewają – zadumał się
i pobożnie się przeżegnał.
– Zatrzymasz się u nas na noc, Williamie,
prawda? – zapytał Peter, gdy łódź przybiła
z powrotem do nabrzeża.
– Bardzo chętnie.
Anabaptyści opuścili pokład łodzi i udali się do domów. Peter i William szli razem.
–
Narażasz
się
na
śmiertelne
16 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
niebezpieczeństwo – rzekł William po cichu.
– Ktoś mógł donieść na ciebie, widząc dziś
twoją łódź w zatoce.
– Robiliśmy tak już wcześniej i to jest bezpieczniejsze niż spotkania w mieście. To wiemy na pewno.
– Może bezpieczniejsze, ale nie bezpieczne.
– Nie chcę się z tobą spierać. Zapewne nie
jest to bezpieczne, bo moja łódź jest rozpoznawalna, a gdy władze dowiedzą się o nabożeństwach w zatoce, będę musiał uciekać.
Ale cóż nam pozostaje? Przecież chcemy się
gromadzić.
– Sam nie wiem.
– Zatem musimy nadal spotykać się w Jego
imieniu. Czymże jest narażanie życia, jeśli
miałoby to prowadzić do zbawienia naszych
dusz?
Peter Beck i William Jans znali się od dzieciństwa i zawsze byli najlepszymi przyjaciółmi. Dołączywszy do „ludu Menno” stali się
sobie jeszcze bliżsi jako bracia w Chrystusie.
– Peter i William są jak Dawid
i Jonatan – taka opinia krążyła wśród braci
w Amsterdamie. – Miłują się nawzajem jak
niewielu.
William Jans mieszkał w małej wiosce
Waterland niedaleko Doornicken. Pewnego
zimowego wieczoru w roku 1569 usłyszał
gwałtowne pukanie do drzwi.
Otworzył i ujrzał mężczyznę całego pokrytego padającym śniegiem. Na jego twarzy
malowało się podniecenie, które słuchać było
również w jego głosie.
– Bracie Williamie – zaczął. – Peter Beck
został uwięziony.
– Peter!
– Tak. Ktoś doniósł władzom o naszych
spotkaniach w łodzi. Jutro ma zostać spalony na stosie.
Twarz Williama zbladła i na moment zaniemówił. Potem zwrócił się do posłańca:
– Dziękuję za tę wiadomość. Muszę jechać
do Amsterdamu.
– Wiedziałem, że to dla ciebie ważne – odparł mężczyzna, wracając w śnieżną zawieję.
Nazajutrz wcześnie rano William Jans wyruszył do wielkiego miasta. Śpiesząc się, myślał o swoim ukochanym przyjacielu. „Mam
nadzieję, że wytrwa. Jestem pewien, że nie
wyrzeknie się wiary. Przynajmniej ucieszy się,
gdy zobaczy mnie w tłumie”.
Lecz ku wielkiemu rozczarowaniu
Williama, bramy miasta były zamknięte.
Strażnik siedział w kabinie, grając w karty ze
znajomym.
William zapukał, a potem zawołał:
– Czy nie można już wchodzić o tej porze
do miasta?
Strażnik zmarszczył brwi i odparł surowo:
– Czy nie widzisz, że brama jest zamknięta?
– Ale ja muszę wejść.
– Przykro mi.
– Dlaczego zamknięto bramy?
– Dziś po południu odbędzie się egzekucja.
Peter przewoźnik.
– I nie mogę wejść?
Strażnik przyjrzał się Williamowi uważnie.
– Jesteś uparty, prawda? – zapytał.
– Proszę!
– Opłata za otwarcie bramy wynosi złotego
guldena. I muszę wiedzieć, jak się nazywasz
oraz skąd pochodzisz.
William sięgnął do kieszeni i pokazał
monetę.
– William Jans z Doornicken – powiedział
niecierpliwie, obawiając się spóźnienia na egzekucję, jeśli te procedury będą się przeciągać.
Strażnik powoli otworzył bramę na tyle,
żeby William mógł się prześlizgnąć.
Będąc już poza bramą, William zaczął biec.
Już mógł być spóźniony. Dysząc ciężko, z determinacją zdążał na rynek. Poślizgnął się
w śniegu, ale złapał równowagę i biegł dalej.
Jakiś młodzieniec stanął i przyglądał mu się,
gdy przebiegał obok.
Na rynku zgromadził się już wielki tłum,
by oglądać spalenie przewoźnika na stosie.
William Jans stanął z tyłu i próbował zobaczyć cokolwiek nad głowami ludzi. Nie był
jednak w stanie dostrzec skazańca.
Zimny lutowy wiatr mroził twarz Williama,
a oczy zachodziły mu łzami. Usiłując coś zobaczyć, zrobił gwałtowny wdech, czym przyciągnął uwagę stojących obok ludzi. Czyżby
się spóźnił?
Zaczął się śmiało przepychać naprzód, pracując łokciami. Ludzie niechętnie ustępowali miejsca, gdy na nich napierał.
– Poczekaj, za kogo ty się masz? – zawołał
jakiś ogromny mężczyzna w czarnym odzieniu, sięgając ramienia Williama. Ten jednak
zgrabnie uszedł jego ręki i dalej parł naprzód.
Gdyby tylko mógł dojść do schodów urzędu
wag naprzeciw miejsca egzekucji, zobaczyłby skazańca.
Od czoła tłumu dał się słyszeć jakiś okrzyk.
Rozpalono stos, i gdyby William wkrótce nie
dotarł do schodów, byłoby za późno powiedzieć cokolwiek do przyjaciela. Słyszał krzyk
Petera, lecz nie rozumiał słów w gwarze głosów rozbrzmiewających wokoło.
Wreszcie William Jans dotarł do schodów
i rozepchnął się, żeby coś widzieć. Jednym
spojrzeniem ogarnął scenę, która się przed
nim rozgrywała. Peter przewoźnik stał na
stosie przywiązany sznurami, z rękami związanymi z tyłu. Nie został zakneblowany i odważnie mówił coś do tłumu. Lecz płomienie
zaczęły już robić swoje.
William pomachał energicznie w jego kierunku i zawołał głośno:
– Peter! Peter! Walcz dzielnie, drogi bracie!
Opadająca głowa Petera podniosła się i spojrzał na umiłowanego przyjaciela Williama.
W tej samej chwili przepaliły się sznury,
którymi był przywiązany do stosu i jego
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
17
ramiona zostały uwolnione. Gdy ujrzał przyjaciela, jego twarz rozjaśniła się. Z wielkim
wysiłkiem podniósł ręce nad głowę w geście
zwycięstwa i modlitwy, a po chwili ogień pochłonął swą ofiarę.
Łzy płynęły po policzkach Williama Jansa.
On również wzniósł modlitwę, która została brutalnie przerwana przez otaczających go
żołnierzy. Tłum rozstąpił się, żeby ich przepuścić, a potem falując zamknął za nimi
przejście.
Jeden z żołnierzy szturchnął Williama
w plecy, a drugi skuł mu ręce w kajdanki.
– W tym jednym dniu powinieneś trzymać
język za zębami, przyjacielu – rzekł szorstko
pierwszy żołnierz. – Jesteś aresztowany.
William Jans poszedł pokornie, zerkając raz
jeszcze na miejsce, gdzie umarł jego przyjaciel
Peter. Odchodząc, powiedział cicho, cytując
Pismo: „Jakże padli bohaterzy (…). Żal mi
ciebie, bracie mój, Jonatanie, byłeś mi bardzo
miły; miłość twoja była mi rozkoszniejsza niż
miłość kobiety”.
Dwa tygodnie później, 12 marca 1569
roku, William Jans został wprowadzony na
świeżo postawiony stos wśród popiołów pozostałych po egzekucji jego przyjaciela i brata
Petera. On również został tam spalony na stosie na świadectwo wiary w Chrystusa.
Fragment książki Martyrs’ Mirror Thelemana van Braghta;
Mennonite Publishing House, 1951; str. 738-739 i 831-832
Zaczerpnięto z książki Drummer’s Wife and other stories from
Martyrs’ Mirror
Pathway Publishing Corporation
Aylmer, Ontario, Kanada
© 1968
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Willem Janss
Willem Janss z Waterland, po straszliwych torturach spalony żywcem w Amsterdamie, na świadectwo Jezusa Chrystusa 12 marca roku Pańskiego
1569.
O
koło dwóch tygodni po śmierci wspomnianego wcześniej bohatera wiary Pietera Pieterssa
Beckjena, zgładzony został (wyłącznie ze
względu na niego) w tym samym miejscu
w Amsterdamie inny dzielny zwycięzca i żołnierz Chrystusa, który umiłował prawdę bardziej niż własne życie. Nazywał się Willem
Janss, pochodził z Waterland i mieszkał
w Doornickendam. Okoliczności, które doprowadziły do jego śmierci, były następujące:
Ów Willem Janss, usłyszawszy, że jego
umiłowany brat w Chrystusie Pieter Pieterss
Beckjen ma zostać z powodu prawdy złożony
w ofierze i rzucony płomieniom na pożarcie
18 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
w Amsterdamie, postanowił również pojawić się na miejscu jego egzekucji. Chciał
być świadkiem śmierci swego drogiego brata
i, o ile to będzie możliwe, wzmocnić jego wiarę w tej krytycznej chwili.
Jednakże po jego przybyciu do miasta okazało się, że wejście na rynek już zamknięto ze
względu na egzekucję. Ponieważ jednak jego
gorliwość była wielka, postanowił, że nie spocznie, póki nie zobaczy przyjaciela żywym lub
martwym. Dlatego za pewną sumę pieniędzy przekupił strażnika, który otworzył szlaban, i pospieszył, by zdążyć na wspomniane
ofiarowanie.
Gdy prowadzono Pietera Pieterssa Beckjena
na szafot, ów dzielny bohater i przyjaciel
Boga, stojąc niedaleko miejsca egzekucji, zawołał głośno: „Walcz dzielnie, drogi bracie!”.
Natychmiast został pochwycony przez
prześladowców, wtrącony do więzienia,
dwukrotnie torturowany z całą surowością
i okrucieństwem, a gdy odmówił porzucenia
wiary, dwa tygodnie po śmierci swego drogiego brata został skazany na stos i żywcem
spalony w tym samym miejscu, gdzie tamten zginął. Umarł, powierzając swoją duszę
w ręce Boga.
Powyższe świadectwo zostało zapisane dawno temu przez wiarygodnych świadków, choć
datę wydarzeń podano błędnie1. Poprawiliśmy
ją zgodnie z przedstawionym poniżej wyrokiem wydanym w dniu jego śmierci przez sąd
w Amsterdamie wraz z podaniem okoliczności skazania przez ówczesnych władców ciemności. Mówi on, co następuje:
Wyrok śmierci na Willema Janssa
z Waterland
Willem Janss z Waterland, zamieszkały
w Doornickendam, obecny tutaj jako więzień, niepomny na zbawienie swej duszy
i posłuszeństwo, jakie winien jest naszej świętej matce Kościołowi oraz Jego Królewskiej
Mości jako naturalnemu panu i księciu, gardząc nakazami świętego Kościoła, nigdy nie
był u spowiedzi i tylko raz, osiem lat temu,
przyjął święty sakrament. Następnie wielokrotnie uczestniczył w zgromadzeniach potępionej i przeklętej sekty menonitów, czyli
anabaptystów; poza tym, około sześć lub
siedem lat temu wyrzekł się chrztu przyjętego w niemowlęctwie z rąk świętego kościoła, ochrzcił się ponownie, a potem dwu
lub trzykrotnie łamał chleb wedle zwyczaju
wspomnianej sekty, wspierał ją jako nauczyciel, a 26 lutego ubiegłego miesiąca, gdy niejaki Pieter Pieterss Beckjen, przewoźnik, miał
1. Data śmierci Willema Janssa, jak również
Pietera Pieterssa Beckjena, wedle starych przekazów
przypadała na rok 1567, czyli 2 lata wcześniej niż
mówi o tym załączony wyrok.
być stracony w tym mieście za przynależność
do tej sekty, w swym uporze przedsięwziął
umocnienie straceńca w wierze, wołając głośno: „Walcz dzielnie, drogi bracie!”. Mimo,
że przebywając w więzieniu był upominany
przez wysoki sąd oraz wzywany przez rozmaite osoby duchownego stanu do wyrzeczenia
się i opuszczenia wspomnianej przeklętej sekty, a także do powrotu na łono świętej matki
Kościoła, odmawia, trwając w krnąbrności i uporze. W ten sposób popełnił zbrodnię
przeciwko boskiemu i ludzkiemu majestatowi, a biorąc udział w działaniach wspomnianej sekty, zakłócał spokój i naruszał dobro
kraju. W związku z tym, na podstawie dekretów Jego Królewskiej Mości w tej materii,
że takie przestępstwa ze względu na przykład
dla innych nie mogą ujść bezkarnie, wysoki
sąd po wysłuchaniu żądania władz oraz na
podstawie zeznań więźnia, biorąc pod uwagę jego upór, skazuje go na karę śmierci przez
spalenie żywcem zgodnie z dekretami Jego
Królewskiej Mości, a wszelki majątek skazanego przepada na rzecz króla. Wyrok wydano
12 marca roku Pańskiego 1569 w obecności
wszystkich sędziów i za radą władz miasta.
O dwukrotnych torturach wspomnianego
męczennika na podstawie relacji wspomnianego sekretarza.
Delikwent był torturowany dwukrotnie
na podstawie wyroku sądowego, mianowicie 26 lutego i ostatniego dnia miesiąca roku
Pańskiego 1569, jak wynika z zapisów jego
zeznań.
Powyższy materiał pochodzi z księgi wyroków sądowych miasta Amsterdam zachowanych w archiwach miejskich. N.N.
Zaczerpnięto z Martyrs’ Mirror, str. 831-832
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
19
„I mówił im wiele przez przypowieści w te
słowa: Oto wyszedł siewca siać.”
Ewangelia Mateusza 13,3
Część
Praktyczna
C zos n ek – B oż y prow iant
W
iem, że Bóg wyposażył każdą mamę
w „mamusine uszy”; rzecz w tym, iż
my, matki, nie zawsze słuchamy. Tak
było w przypadku mojej córeczki. Miała kilka kurzajek na kolanie i próbowałam je usunąć za pomocą okładów ze zmielonego czosnku. Poskarżyła
się po tym, iż jej kolano ją parzy, ale mój umysł był
zajęty innymi problemami tego dnia i powiedziałam jej, że to przejdzie. W końcu jednak zwróciłam
na to uwagę; usunęłam kompres i z przerażeniem
stwierdziłam, że poparzyłam jej skórę. To była dobra lekcja – słuchać swoich dzieci, a kompresy z
czosnku trzymać nie dłużej, niż dziesięć minut.
Trzeba przyznać, że faktycznie udało się oczyścić
kolano z kurzajek i na szczęście z oparzenia.
Trudno uwierzyć, że to już jesień i że ciepłe dni
powoli odchodzą, a te dni obecnie są coraz krótsze.
Jesień wydaje się być najlepszym czasem w roku
do sadzenia czosnku. Potrzebne nam będą ekologiczne bulwy czosnku i trochę wolnego miejsca
w ogrodzie, gdzie rośliny będą miały sześć godzin
światła słonecznego i dobre nawodnienie. Ziemia
powinna być przepuszczalna. Może być piaszczysta,
jednak wówczas dobrze jest przed zasadzeniem dodać do niej nieco obornika lub kompostu. Zanim
zdecydujemy, jaką odmianę zasadzić, dobrze jest
rozważyć różne czynniki. Na przykład odmiany o
twardej, zdrewniałej łodydze przechodzącej przez
środek znoszą dobrze chłód i są aromatyczne, jednak nie utrzymują długo świeżości po zerwaniu.
20 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
Z kolei odmiany miękkie sprawdzają się dobrze w
czasie łagodnej zimy i można je przechowywać do
roku. Przed zasadzeniem należy rozebrać główkę
czosnku na pojedyncze ząbki i sadzić na głębokość
ok. 5 cm częścią korzeniową do dołu, zachowując odległość 10 cm między ząbkami. Cały sekret
wyhodowania udanego czosnku polega na zasadzeniu największych i najzdrowszych ząbków; każdy ząbek wytworzy pełną główkę. Należy podlać
świeżo zasadzony czosnek i – o ile nie będzie suszy – do lata mamy z tym spokój. Z nadejściem
lata odrywamy zielone łodygi (szczypioru można
użyć do gotowania). Dzięki temu cała energia roślin pójdzie we wzrost i smak. Wczesną jesienią
wykopujemy nasz czosnek i pozwalamy mu całkowicie wyschnąć, inaczej zgnije. Główki należy przechowywać w przepuszczalnych torebkach,
albo powiązać ogonkami w warkocz i zawiesić w
przewiewnym miejscu.
Czosnek to wspaniały pokarm dany nam przez
Boga, który cieszy nasze kubki smakowe i stanowi
naturalne lekarstwo. Dr James Duke uważa czosnek
za „najlepszy z powszechnie dostępnych roślinnych
stymulantów naszego systemu odpornościowego;
najlepszą roślinę o działaniu przeciwzakrzepowym;
jeden z najlepszych środków grzybobójczych, i potężny sprzymierzeniec w walce z chorobami serca
oraz rakiem”. Czosnek zawiera allicynę (naturalny
antybiotyk), germanium (pierwiastek o działaniu
antyrakotwórczym), białko, fosfor, potas, witaminy
A, B, C, wapń, siarkę, selen, chlor, mangan, cynk,
miedź oraz żelazo. Czosnek może być pomocny w
przeciwdziałaniu stanom zapalnym o podłożu grzybiczym, wirusowym, zapaleniu oskrzeli, rakowi,
przeziębieniom, wysokiemu ciśnieniu, gorączce,
kaszlowi, zapaleniu okrężnicy, pasożytom, grypie,
cholerze, biegunce, zakażeniom wywołanym przez
bakterie e-coli, gronkowcom, kurzajkom, zapaleniu gardła, i również pomaga w odtruciu wątroby.
Czosnek został nazwany naturalnym antybiotykiem; w porównaniu do penicyliny zawiera on
około jedną piątą równowartości przeciętnej dawki penicyliny. W celach leczniczych czosnek należy spożywać na surowo. Obieramy i rozdrabniamy
całą główkę w miseczce; dodajemy ½ – ¼ małego
kubka miodu, tak aby pokrył całą warstwę czosnku. Przykrywamy tę miksturę folią i pozwalamy jej się przegryźć przez noc. Rano nasz syrop z
czosnku jest gotowy do użytku (należy go przechowywać w chłodzie). Dawka naszego syropu dla
dorosłych to jedna łyżka stołowa trzy razy dziennie dla chorej osoby, a raz dziennie zapobiegawczo. Aby łatwiej się przełykało tę miksturę, można
nią posmarować krakers lub kromkę chleba, można też ją połknąć razem z posiłkiem – byle nie
na pusty żołądek. Dla tych, którzy mają bardzo
wrażliwe żołądki, można zastąpić syrop czosnkowym, bezzapachowym żelem. Ponieważ czosnek
zapobiega skrzepom, przed pójściem na operację nie należy go spożywać na około dwa tygodnie przed planowanym zabiegiem, jak również
nie powinno się przyjmować żadnych przeciwkrzepowych leków.
Podczas swojej wędrówki po pustyni Izraelici
tęsknili za czosnkiem z Egiptu. „Przypominamy
sobie ryby, któreśmy jadali w Egipcie za darmo,
i ogórki, dynie i pory, i cebulę, i czosnek (...)” (4
M 11,5). Jestem pewna, że w tym przypadku chodziło o poprawienie smaku, jaki czosnek nadawał
potrawom – to za tym właśnie tęsknili. Gotowanie
z dodatkiem czosnku dodaje głębi smaku potrawom, które jedzą nasze rodziny. Ja używam go do
zup, zapiekanek, szybkiego smażenia, sosów i także do mięs. Przy smażeniu czosnku należy uważać, żeby go nie spalić. Jeśli wasze rodziny dopiero
się przyzwyczają do smaku czosnku, najlepiej jest
użyć tylko jeden lub dwa ząbki, stopniowo zwiększając ilość. Rodzina szybko doceni aromat, jaki
czosnek nadaje potrawom. Zawsze używamy świeżego czosnku. Wiem, że zgniatanie go wydłuża czas
gotowania, ale warte jest efektu. Są w sprzedaży
dobre gatunkowo wyciskacze do czosnku, które
znacznie ułatwiają to zadanie. Lepiej jest zaopatrzyć się w lepszy i pewnie droższy wyciskacz, niż
pierwszy z brzegu, ponieważ okaże się wart swojej ceny. Moja rodzina bardzo lubi pesto (używamy go do chleba, pizzy, makaronu i na krakersy).
Zaczerpnięto z Keepers at Home, jesień 2013
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
PESTO
1 szklanka liści bazylii, 1 szklanka świeżych liści
szpinaku,
2/3 szklanki parmezanu, ¼ łyżeczki soli,
2-6 ząbków czosnku.
Zgnieść powyższe składni
bardzo drobno posiekać) ki w blenderze (albo
Dodać 6-10 łyżek oliwy z i dobrze wymieszać.
aż do uzyskania gładkiej pierwszego tłoczenia
masy. Należy użyć od
razu albo wstawić do lodówk
i. Pesto także można
zamrozić.
Waga ciężka
C
o jest cięższe od Słońca i wszystkich
planet, a jednak mniejsze od miasta. Albo: Co jest większe od Słońca
i wszystkich planet, a jednak lżejsze od powietrza?
—Morris Yoder
Wszystkie gwiazdy są ciężkie, lecz niektóre są rozdęte jak balon z gorącym powietrzem
w letni dzień, a inne są tak wypalone (dosłownie
i w przenośni), że zapadają się pod własnym
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
21
ciężarem, implodując do ekstremalnej gęstości.
Zakres gęstości gwiazd jest tak ogromny, że wprawiłby każdego w osłupienie. Nasze Słońce nie
należy ani do tych najlżejszych, ani do najcięższych. Właściwie nietrudno byłoby jego część nosić w wiadrze.
Małe 3,5 litrowe wiaderko wody waży 3,5 kilograma. Gdybyśmy je opróżnili i zamiast wody
nasypali ziemi, ważyłoby około 4,5 kilograma.
Gdybyśmy opróżnili je znowu i napełnili średniej gęstości plazmą ze Słońca, jego waga wzrosłaby do prawie 5,5 kilograma. Byłoby cięższe
od ziemi, ale znacznie lżejsze od wiaderka z żelazem, które ważyłoby prawie 30 kilogramów.
Czyli materia słoneczna nie jest nawet w przybliżeniu tak ciężka jak
metal. Istnieją jednak gwiazdy inne niż Słońce, które
są jeszcze lżejsze. Wiele
superolbrzymich gwiazd
posiada masę rozrzuconą na tak ogromnej przestrzeni, że stałoby się coś
interesującego, gdybyśmy
napełnili wiaderko ich materią – byłoby ono lżejsze, niż zanim je
napełniliśmy i zaczęłoby lewitować w powietrzu! Te gwiazdy są zazwyczaj lżejsze od powietrza.
Ziemia jest najgęstszym obiektem w naszym
układzie słonecznym. Wiaderko napełnione materią średniej gęstości zebraną na Ziemi (pył, metal,
woda, skała itd.) ważyłoby prawie 21 kilogramów.
W porównaniu z tym materia z Saturna ważyłaby w nim prawie 3 kilogramy, co znaczyłoby, że
Saturn mógłby pływać w wiaderku wypełnionym
wodą (3,5 kilograma). To, że Ziemia jest królem
wagi ciężkiej systemu słonecznego, nie oznacza,
że jest rekordzistą wszechświata. Najbliższą gwiazdą po minięciu Słońca byłaby Proxima Centauri
– czerwony karzeł, który obciążyłby nasze wiaderko do wagi 204 kilogramów. Niewielu ludzi
potrafiłoby je unieść.
Podwajając odległość, dostalibyśmy się do
22 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
najbliższego białego karła, czyli Syriusza B, który jest niepodważalnym zwycięzcą w kategorii
supergęstych gwiazd. Nasze wiaderko nie byłoby w stanie utrzymać objętości jego gigantycznie gęstej materii. Wsypanie 3,5 litra skończyłoby
się katastrofą – materia przebiłaby dno, a 5 milionów kilogramów masy przebiłoby ziemię, na
której stałoby wiaderko. Posprzątanie bałaganu
byłoby niemożliwe. Łyżeczka do herbaty napełniona tą samą materią ważyłaby 5 ton!
Białe karły wyglądają jak sama definicja wagi
ciężkiej, lecz okazuje się, że są niczym waga piórkowa w porównaniu do gwiazd neutronowych.
Jedna łyżeczka materii takiej gwiazdy waży około
miliarda ton, czyli tyle, co 500 milionów samochodów! Masa takiej gwiazdy jest większa
od masy Słońca, lecz jej
średnica wynosi około
16 kilometrów. Jeśli
jeszcze nie zgadliście, to
właśnie ta gwiazda jest
odpowiedzią na pierwszą zagadkę. Ciekawe, że
gwiazda neutronowa może
również stać się końcowym rezultatem odpowiedzi na drugą zagadkę:
superolbrzymem. Superolbrzymy są wyjątkowo
niestabilne i mogą eksplodować w supernowe,
a pozostałości masy mogą potem uformować
gwiazdę neutronową.
Gdyby te wszystkie niewyobrażalne masy nie
wystarczyły, to mamy jeszcze najbardziej tajemnicze obiekty w kosmosie – czarne dziury. Są to
najbardziej zagęszczone obiekty, jakie znamy – tak
gęste, że przekracza to nasze pojmowanie gęstości. W tym przypadku nawet łyżeczka jest nieprzydatna w ramach ilustracji. Nie wiemy, jaka
jest masa czarnej dziury, albo czy byłaby na tyle
duża, żeby ją nabierać nawet na tak małą łyżeczkę!
Zaczerpnięto z Nature Friend Magazine, lipiec 2013
© Dogwood Ridge Outdoors
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„...wziął w rękę swój kij, wybrał ze strumienia pięć
gładkich kamyków, włożył je do pasterskiej torby,
która służyła mu za kieszeń. Potem w drugą rękę
wziął procę i ruszył w stronę Filistyna.”
1 Księga Samuela 17,40
Dla
MŁODZIEŻY
Podręczna lista modlitewna
Bliski jest Pan wszystkim, którzy Go wzywają, wszystkim, którzy Go wzywają szczerze
(Ps 145,18).
A
postoł Paweł zachęcał Tymoteusza
do modlitwy, pisząc, że należy zanosić błagania, modlitwy,
prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi
(1 Tm 2,1). Być może zadajecie sobie czasem
pytania: „O co zatem powinniśmy się konkretnie modlić? O kim powinniśmy pamiętać w naszych modlitwach?”.
Niektórzy uważają, że dobrze jest zrobić sobie listę spraw, o których powinniśmy pamiętać podczas modlitwy. To z pewnością jest
pomocne. Z dnia na dzień intencji modlitewnych przybywa i nasza „lista modlitewna”
może się zmieniać. Klękając do modlitwy,
dobrze jest wylać przed Panem to, co nam
leży na sercu. Mogą to być stałe sprawy albo
takie, które zmieniają się codziennie w zależności od okoliczności. Nie wolno również
zapominać o tym, żeby oddać Bogu chwałę
i wyrazić Mu dziękczynienie.
Pewna babcia opowiadała wnuczkom
historię biblijną, wyjaśniając, jak prorok
Daniel wytrwale modlił się do Boga trzy
razy dziennie.
– Jak myślicie, o co się modlił? – zapytała.
Następnie podniosła lewą rękę, żeby
wszystkie dzieci mogły ją zobaczyć.
– Spójrzcie na mój kciuk i palce – powiedziała. – Przypominają mi o sprawach, o które powinnam się codziennie modlić. Kciuk
jest mi najbliższy, więc zaczynam od modlitwy za rodzinę, która jest najbliższa memu
sercu. Modlę się także za przyjaciół i sąsiadów. I dziękuję Bogu za to, że pobłogosławił
mnie tak wieloma kochanymi ludźmi. To jest
dobre na początek mojej modlitwy.
Babcia przerwała, nadal trzymając rękę
w górze.
– Obok kciuka jest palec wskazujący – ciągnęła. – Dawno temu nauczyciel wskazywał
na mnie tym palcem. Czasem nasi kaznodzieje nim grożą w kościele, ostrzegając przed
niebezpieczeństwami. Więc gdy myślę o tym
palcu, modlę się za nauczycieli i kaznodziejów, na których ciąży wielka odpowiedzialność prowadzenia trzody, którą Bóg im
powierzył.
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
23
Wnuki słuchały z zainteresowaniem.
– Mój środkowy palec jest najsłabszy.
Myśląc o nim, modlę się za biednych, chorych i tych, którzy są bez nadziei. Proszę
Pana, żeby zaspokoił ich potrzeby oraz
wzmocnił na duszy i ciele. I o to, żebym się
mogła przydać, kiedy będzie trzeba im jakoś
pomóc. Chcę zrobić to, co do mnie należy.
Wreszcie babcia doszła do małego palca.
– Ten palec oznacza mnie – powiedziała. –
Dlatego kończę modlitwę, prosząc w sprawie
mojej i moich potrzeb.
To dobra lekcja dla nas wszystkich.
Niektórzy z nas używają list modlitewnych
przekazanych przez przodków. To może być
dobra pomoc w modlitwie i stanowić inspirację w naszych osobistych modlitwach w „komorze”, przypominając intencje modlitewne.
Z pewnością nasze modlitwy nie ograniczają się do korzystania z takich list. Modlitwa
jest wołaniem do Boga ze szczerego serca
i może być cicha lub głośna, w komorze lub
w gronie rodzinnym. Apostoł Paweł przyznał,
że czasem jego modlitwa nawet nie składa się
ze zrozumiałych słów: Nie wiemy bowiem, o
co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach (Rz 8,26).
Pewien autor pieśni wyraził tę sama myśl:
Modlitwa jest szczerym pragnieniem duszy,
niewyrażanym lub wyrażanym; ruchem ukrytego ognia, drżącego w piersi. Modlitwa jest
brzemieniem i wzdychaniem; wylaniem łzy;
podniesieniem wzroku do nieba; gdy blisko jest
tylko Bóg (James Montgomery, 1771–1854).
To prawda, modlitwa stanowi część życia
każdego szczerego chrześcijanina. Dobrze
jest mieć jakiś system lub porządek przypominający o intencjach modlitewnych. Nawet
spojrzenie na kciuk i pozostałe palce może
być taką „listą modlitewną”.
Zaczerpnięto z Family Life, grudzień 2013
Pathway Publishers
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Pieniądze to nie wszystko
—Marvin Weaver
– Wiesz co – zagadnął Jurek z nieszczęśliwą nutą w głosie – żyjemy w świecie pełnym
zamieszania.
Po chwili milczenia Piotrek zapytał:
– A czemu tak mówisz? Zdawało
mi się, że kto jak kto, ale ty to raczej cieszysz się życiem. Mieć
tyle pieniędzy, ile się chce,
plus obiecująca perspektywa
jeszcze większych zysków na
przyszłość.
– No właśnie! Ludzie żyją tylko dla kasy! – wybuchnął Jurek.
– Każdy haruje, żeby prześcignąć
24 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
sąsiada. Ludzie ciągle chcą wyższych pensji,
a kiedy już dostaną podwyżkę, zawsze im
mało. W życiu chyba musi chodzić o coś
więcej!
Czy ten fragment nie był o tobie? Czy jesteś naprawdę szczęśliwy/szczęśliwa?
Czy dostrzegasz cel i sens w życiu?
Czy twoje najgłębsze marzenia
i pragnienia serca są zaspokojone? A może – jak wiele innych osób – jesteś zakręcony
wokół pieniędzy, jakby to
była najważniejsza rzecz, choć
będąca tylko iluzją spełnienia?
Może próbowałeś wypełnić tę pustkę sportem i rozrywką, docierając nieraz do najmroczniejszych miejsc. Może myślałeś, że
prestiż i honor lub wybitna pozycja społeczna zaspokoją te potrzeby. Prawdziwe szczęście
i wewnętrzne spełnienie pochodzą tylko z jednego źródła: z poddania się całkowicie Panu
i z życia w posłuszeństwie wobec Jego Słowa.
Czy twoje serce tęskni do czegoś, czego jeszcze nie znalazło? Jeżeli tak, to oddaj siebie samego Panu Jezusowi Chrystusowi. On obiecał
pokój niespokojnym, radość przygnębionym,
zachętę zniechęconym i odpoczynek zmęczonym. On powiedział: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni,
a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje
jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy
i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla
dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe,
a brzemię moje lekkie (Mt 11,28-30).
Zaczerpnięto ze Star of Hope, październik 2012
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Przypowieść o ogniu
L
—Marvin Beachy
odowate podmuchy zimowej zawiei
uderzają o ściany chatki na wzgórzu.
Słupek rtęci opada coraz niżej. Ale
w środku trzaska ogień w kominku i skacze
w środku, jakby chciał pożreć jeszcze jedną
drewnianą kłodę. Cóż to za słodka ulga wyciągnąć się w fotelu po całym dniu ciężkiej pracy
i chłonąć kojące ciepło!
Gdy wpatruję się w skaczące płomienie, nagle przychodzi mi na myśl przypowieść. Ogień
umila życie tylko wówczas, kiedy jest zamknięty w palenisku. Wzdragam się na myśl o tragicznych pożarach, w których zginęły dzieci
uwięzione w domu. I ten ogień już nie jest przyjemny ani kojący – staje się rozszalałym demonem, który pożera cenne ludzkie istnienia. A po
nim pozostaje popiół, smutek i strata.
Pod koniec dzieła stworzenia, wiele stuleci
temu, Bóg spojrzał na pierwszego mężczyznę
i kobietę, których uformował i uznał ich za
‘bardzo dobrych’, podobnie jak całe pozostałe stworzenie (1 M 1,31). Bóg stworzył nas
z właściwymi pragnieniami. Robimy się głodni
i spragnieni. Szukamy bezpieczeństwa. Mamy
potrzeby fizyczne. I to Bóg nas z nimi stworzył.
Ale jak ogień musi pozostać wewnątrz paleniska,
aby mógł być czymś pięknym, tak samo Bóg postanowił, że nasze pragnienia mają pozostawać
wewnątrz Jego „paleniska”, żeby zostały uznane
za dobre. Znajdujemy Boże palenisko – w Jego
kierunku, Jego granicach i Jego woli – w Biblii.
Dobrze jest cieszyć się jedzeniem, bo to pragnienie od Boga. Ale On także nakazuje nam
jeść z umiarem, co wyklucza przejadanie się, jak
czytamy w 1 Liście do Koryntian, rozdz. 6.
Podobnie bliskość fizyczna między kobietą
a mężczyzną została stworzona przez Boga, jako
„bardzo dobra”. Bożym „paleniskiem” w tej
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
25
sprawie jest małżeństwo. List do Hebrajczyków
13,4 mówi: Małżeństwo niech będzie we czci
u wszystkich, a łoże nieskalane; rozpustników
bowiem i cudzołożników sądzić będzie Bóg.
W chrześcijańskim domu, gdzie Bóg jest władcą, panuje szczęście, miłość i prawdziwe spełnienie. Płomienie świętej miłości i intymnej
wierności w sercach męża i żony płoną z wzajemnością dla siebie nawzajem: tak długo, dopóki
żyją (por. Mt 19; Mk 10; Rz 7,1-3; 1 Kor 7). Jak
wielkim błogosławieństwem jest Boży przepis.
Na zewnątrz tego świętego „paleniska” są rozwiązłość, cudzołóstwo, wolne związki, rozwód
i tym podobne. Nie ma w tym nic pięknego. Nie
ma prawdziwego spełnienia ani trwałego szczęścia w tym, co Bóg nazywa grzechem. Grzech
sprowadził wielkie przekleństwo na narody
tego świata. Cierpią zranione dzieci uwikłane
w sieć palących jak ogień, złamanych związków.
I pozostaje tylko popiół.
Droga młodzieży, chrońcie swoją czystość!
Żyjcie zgodnie z Biblią, bo to jest droga do nieba. Zaś ścieżka nieczystości to niekontrolowany
pożar. Jeśli się go nie powstrzyma, zniszczy ciebie i twoich bliskich a na końcu potępi cię tym
grzechem i skaże na wieczny ogień. Wybierz dzisiaj Bożą drogę!
Choć z twojego życia może zostały dotąd
już tylko popioły – drogi przyjacielu – jest nadal nadzieja. Jezus obiecał, że może zbawić na
zawsze tych, którzy przez niego przystępują do
Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi”
(Hbr 7,25). On jedynie może dać piękno „zamiast popiołu” (Iz 61,3). Niech twoje życie będzie piękne w Jezusie!
Zaczerpnięto ze Star of Hope, luty 2013
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Błogosławieni...”
—Anthony Martin
…miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5,7).
M
iłosierny znaczy „pełen współczucia”. A [Jezus] wyszedłszy, ujrzał
mnóstwo ludu i ulitował się nad
nimi, że byli jak owce nie mające pasterza, i począł ich uczyć wielu rzeczy (Mk 6,34). Jezus widział i rozumiał, jakie są rzeczywiste potrzeby
ludu. On jest dla nas najwspanialszym przykładem, jak okazywać innym miłosierdzie.
Winniśmy przebaczać i współczuć innym,
ponieważ Bóg okazał nam miłosierdzie. Jeśli
rzeczywiście pojmujemy, od czego zostaliśmy
zbawieni dzięki dziełu Jezusa Chrystusa, nasze serca będą poruszane współczuciem dla innych ludzi. Ewangelia Mateusza 18,15 mówi,
że miłosierdzie w stosunku do innych przynagla nas, jeśli sami doświadczyliśmy odpuszczenia grzechów przez Boga.
26 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
Okazywanie miłości i współczucia wymaga
czasu i poświęcenia. Czy zawrócę ze swojej drogi, żeby pokazać bratu, że modlę się za niego?
Czy wykroję trochę czasu z napiętego kalendarza zajęć, by pomóc bratu lub bliźniemu? Albo
może Bóg chciałby, żebyś podzielił się z innymi zachętą – na przykład na kartce lub w liście.
Życie poświęcone służbie Bogu i błogosławieniu innym prowadzi do „dostąpienia miłosierdzia”. Egocentryzm i współczucie nie dadzą się
ze sobą pogodzić.
Okazywać miłosierdzie to znaczy być jak nasz
niebiański Ojciec. Jakże wiele sami potrzebujemy Jego miłości i miłosierdzia! Bądźmy naczyniami, którymi On będzie się posługiwał
do wylewania swego współczucia na innych.
Zaczerpnięto z Light of Life, tom 33 nr 1
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Wówczas Jezus powiedział: Puśćcie dzieci
i nie zabraniajcie im przyjść do Mnie. Do takich
właśnie należy królestwo niebieskie.”
Ewangelia Mateusza 19,14
Kącik dla
D zieci
Książka na dachu
—Janet Sensenig
− Jaki piękny dzień – powiedziała mama
do Kasi. − Chyba wsadzę Januszka do wózka
i pospacerujemy trochę w słońcu.
− Januszek lubi wychodzić z domu – ucieszyła się Kasia. − Ja też lubię.
− No pewnie, wszyscy lubimy – zgodziła się mama. − Weź ze sobą torbę na zakupy. Będziemy mogły pozbierać do niej śmieci
po drodze.
Kasia podskakiwała obok wózka, który
mama pchała. Januszek chichotał radośnie,
kiedy Kasia łaskotała go w nosek.
− Zejdźmy na pobocze – zaproponowała
mama. − Z tamtej drogi nadjeżdża samochód
i może nas mijać.
Kasia posłusznie wycofała się do rowu, czekając, aż czerwony samochód ich wyminie.
Kierowca pomachał do nich, a Kasia z mamą
pomachały mu w odpowiedzi. Przyglądały
się, jak samochód przejechał powoli obok
i zaczął nabierać prędkości. Na dachu samochodu coś leżało.
− Czy widziałaś na dachu książkę? – zapytała mama, kiedy znowu mogły pójść dalej.
− Tak, widziałam. Myślisz, mamo, że ten
kierowca wiedział, iż ona tam leży?
− Nie sądzę – odparła mama. − Chyba ją
tam położył, kiedy otwierał auto, a potem
o niej zapomniał.
− Czy ona stamtąd zleci? – zapytała Kasia,
kiedy samochód właśnie zniknął za zakrętem.
− Możliwe – powiedziała mama.
− O, jakaś puszka po lemoniadzie – zauważyła Kasia.
− Włóż ją do torby – poprosiła mama.
Wkrótce Kasia znalazła wiele innych puszek. Jej torba powoli się wypełniała.
Teraz obydwie dochodziły do zakrętu.
− O, książka! – wykrzyknęła Kasia na widok książki leżącej przy drodze.
Kasia popędziła małymi kroczkami
i podniosła książkę. Pośpiesznie zaniosła ją
mamie.
− Myślisz, mamo, że to książka tego pana
w czerwonym samochodzie?
Mama wzięła książkę i otworzyła ją.
− To jest notatnik – powiedziała powoli. −
I myślę, że należy do tego kierowcy. Wyjechał
z końca tamtej długiej drogi. Nazywa się
Michael Wilson.
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
27
− Co z zrobimy z notatnikiem? – zapytała Kasia.
− Pokażemy go tacie – stwierdziła mama.
− Kiedy znajdujemy coś, co nie należy do
nas, próbujemy zawsze odnaleźć właściciela. Czasem to jest niemożliwe, ale tym razem
może nam się udać, ponieważ w notatniku
jest nazwisko.
Mama włożyła notatnik do pojemnika
pod wózkiem.
Kiedy tata wrócił na obiad,
Kasia ochoczo opowiedziała mu wszystko o tym, jak znalazły
notatnik.
− Chyba należy do
pana, który mieszka na
końcu tamtej żwirowanej drogi – wyjaśniła
Kasia.
− Chyba tak – zgodził
się tata. − Mieszka tam
człowiek o takim nazwisku. Dzisiaj wieczorem zaniesiemy mu ten
notatnik.
Kiedy nadszedł wieczór,
Kasia miała wielką chęć
pójść z tatusiem odnieść
notatnik. Tata ostrożnie
wjechał w wąską wyboistą dróżkę. Wreszcie na
samym końcu ukazał się
niebieski dom, przed którym zaparkowany był
czerwony samochód.
− To ten czerwony
samochód, który miał
książkę na dachu! – zawołała Kasia.
Kiedy podeszła z tatusiem
do drzwi, zastanawiała się, czy ten
28 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
mężczyzna będzie dla nich uprzejmy. Ale
nie musiała się martwić. Tata wyciągnął
notatnik.
− Mieszkamy w domu niedaleko stąd – zaczął. − Moja żona i córka natknęły się na ten
notatnik na spacerze. Czy to pana własność?
− Tak jest! – zawołał uszczęśliwiony mężczyzna, sięgając po zagubioną własność.
− Kiedy nie mogłem go znaleźć, przypomniałem sobie, że położyłem go na dachu
samochodu, pakując rzeczy na tylne siedzenie. A potem oczywiście zapomniałem i odjechałem. Szukałem po powrocie do domu,
ale nie znalazłem. Już myślałem, że nie znajdę go nigdy. Dziękuję za odniesienie.
− Robimy tylko to, czego naucza Biblia –
wyjaśnił tata. − Jezus uczy, że powinniśmy
czynić innym to, co chcielibyśmy, żeby oni
nam czynili. Gdyby ten notatnik należał do
nas, to też byśmy się cieszyli, że ktoś nam
go zwrócił.
− Dziękuję raz jeszcze. Dobrze mieć
życzliwych sąsiadów.
− Sprawiliśmy radość temu panu – powiedziała Kasia, kiedy jechali z powrotem.
− Tak, on był zadowolony i my też – zgodził się tata. − Dobrze, że mogliśmy mu odnieść ten notes i dobrze, że mogliśmy mu
powiedzieć o Biblii.
Zaczerpnięto z Wee Lambs, maj 2014
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Uważaj!
– Kasiu, teraz twoja kolej na czytanie.
Podbródek Kasi zadrżał, kiedy roztargniona
spojrzała na nauczycielkę.
– Wiesz, gdzie jesteśmy?
Kasia gorączkowo przebiegła stronę wzrokiem i zaczęła czytać.
– „Wtedy Bóg przemówił do Mojżesza...”.
– Nie, Kasiu, następny akapit. A teraz śledź
tekst i skoncentruj się, w przeciwnym razie będziesz musiała stanąć obok mnie i czytać z mojej książki.
Mimo tego, że Kasia darzyła nauczycielkę
wielką miłością, nie chciała bynajmniej wychodzić na środek i stać obok jej krzesła. Podniosła
się w ławce i zaczęła czytać:
– „Mojżesz zadrżał...”.
Na przerwie pierwszoklasiści biegali, beztrosko kopiąc piłkę.
– Hej! Gramy? – krzyknęła Kasia, stojąc poza
boiskiem. Była gotowa przechwycić kilka piłek.
Gra toczyła się swoim torem do chwili, kiedy
ktoś wybił piłkę poza ogrodzenie. Nauczycielka
pobiegła za nią. Kiedy Kasia czekała na wznowienie gry, zauważyła starszych uczniów wychodzących na zewnątrz. Dwóch chłopców,
—Laura Wadel
biegnąc, przerzucało do siebie plastikowy krążek. Kasia gapiła się, zaciekawiona jak długo
dadzą radę tak biec, zanim krążek spadnie na
ziemię. Tak ją to wciągnęło, że nie słyszała, jak
pani woła:
– Teraz kolej na wykop Bartka!
Kasia nie widziała też, jak pani podaje piłkę
Bartkowi, a on szykuje się do energicznego wykopu. Piłka poszybowała w kierunku jej głowy.
– Kasia, uwaga! – właśnie wtedy dziewczynka poczuła uderzenie w twarz. Upadła oszołomiona – Bęc! Ależ to boli! Co… co się dzieje?
Nauczycielka pochylała się nad nią.
– Kasiu? Bardzo boli? Tak mi przykro, oberwałaś porządnie. Ale znowu nie uważałaś, zgadza się? Chodź, usiądź tu z boku, aż zrobi ci
się lepiej.
Twarz piekła ją okropnie, a przerwa była zupełnie nieudana.
Po szkole, kiedy mama po nią przyszła, nauczycielka poprosiła ją na chwilę na bok.
Czemu pani rozmawia z mamą? – zastanawiała się dziewczynka.
Potem zapytała mamę: – Czy nasza pani rozmawiała o mnie?
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
29
– Tak – mama popatrzyła na nią. – Mówiła,
że jesteś zbyt rozkojarzona na lekcjach. To wygląda tak samo jak w domu, prawda?
Kasia wiedziała, o co mamie chodzi. Nieraz
mama przyłapała ją na czytaniu książki, kiedy
powinna dokończyć podjęte wcześniej zadanie.
Podczas wspólnej rodzinnej modlitwy niekiedy przeglądała śpiewnik, zamiast słuchać historii biblijnej.
– Córeczko, pora zmierzyć się z tym problemem – zachęcała ją mama.
Następnej niedzieli po zajęciach biblijnych
Kasia weszła na salę do kościoła, kiedy już większość ludzi zasiadła w ławkach. Idąc pomiędzy
ławkami, zauważyła dwie małe ociągające
się dziewczynki i zastanawiała się, czy
ich mama je upomni. Nagle – bach!
Kasia wpadła na metalową barierkę,
która była przy ścianie. Upadła do
tyłu pod wpływem uderzenia –
co się dzieje? Gdzie jest ławka
mamy? Czy dziewczynki się z
niej śmieją? Chyba wszyscy w
kościele widzieli jej zderzenie
z barierką!
Mrugając przez łzy, Kasia rozejrzała się dookoła, odkrywając,
że powędrowała znacznie dalej,
niż ławka mamy.
Zawróciwszy śpiesznie z powrotem, starała
się ignorować uśmiechy ludzi. Wślizgnęła
się
do
ławki
i skuliła obok mamy,
przełykając łzy. Nie
wolno jej płakać.
Bolała ją głowa i chciała zapaść się pod ziemię.
Mama objęła ją ramieniem i szepnęła
łagodnie:
– Zaraz przejdzie.
Kasia nie była taka pewna. Gdyby tylko można było nacisnąć guzik i znaleźć się
w domu JUŻ TERAZ, wówczas na pewno każdy by o niej zapomniał.
30 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
Po zakończeniu nabożeństwa Kasia trzymała się mamy. Po jakimś czasie poczuła klepnięcie na ramieniu. To była babcia i uśmiechała
się do niej.
– Witaj, Kasiu – przysuwając się nieco bliżej, zapytała prawie szeptem: – Czy z twoją
głową już lepiej?
Kasia przytaknęła i odwzajemniła uśmiech,
a babcia mówiła dalej.
– Wiesz, co ci powiem? Twoja mama miała wielki problem z roztrzepaniem, kiedy
była młoda. Zawsze mówiła: „Nie próbowałam być roztrzepana!”. A wiesz, co ja
na to? Pytałam ją: „A próbowałaś NIE być
roztrzepana?”.
Czasem
przezwyciężenie problemu polega na tym, jak bardzo
próbujemy się go pozbyć! Oczywiście
z Bożą pomocą – dodała babcia.
Następnie poklepała Kasię
po ramieniu i powiedziała:
– Nie martw się, ludzie zapomną, nawet jeśli ty będziesz
pamiętać.
Z lepszym samopoczuciem Kasia przemknęła obok
mamy w poszukiwaniu
swoich koleżanek. Kiedy
ostrożnie manewrowała pomiędzy ludźmi,
próbowała uważać,
gdzie idzie. Jakiś starszy chłopiec właśnie
lada chwila miał stanąć na jej drodze, więc
Kasia pospiesznie zeszła mu z drogi.
– Oj, przepraszam! O mało na ciebie nie
wpadłem; nie patrzyłem – przeprosił.
Kasia tylko uśmiechnęła się do niego, uszczęśliwiona, że tym razem naprawdę uważała!
Zaczerpnięo ze Story Mates, wrzesień 2014
Christian Light Publications, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Wówczas Samuel ogłosił ludowi prawa
władzy królewskiej, które następnie spisał
w księdze; księga została złożona przed
Jahwe. Potem rozesłał ludzi do ich domów.”
1 Księga Samuela 10,25
Fragment
K SIĄŻKI
Ozdwaga
Uśmiechem
—Janet Martin Sensenig
CZĘŚĆ SZÓSTA
Rozdział 15
Dwa tygodnie poza domem
P
ewnego dnia Martinowie otrzymali niezwykły telefon. Dzwoniła pewna wierząca
rodzina mieszkająca kilka kilometrów dalej.
– Nasz syn ma na sercu służbę wśród niepełnosprawnych dzieci – powiedział mężczyzna. – Odkąd
zamieszkaliśmy obok niepełnosprawnego sąsiada,
który obecnie się wyprowadził, Eric cały czas interesuje się takimi osobami. Co roku w czasie wakacji próbujemy zapraszać jakieś niepełnosprawne
dziecko do uczestniczenia w różnych zajęciach
naszej rodziny. Tego roku pomyśleliśmy, żeby zaprosić Lamara na dwa tygodnie na naszą farmę.
Tego wieczoru przy kolacji trwała prawdziwa
burza mózgów.
– Co byś robił przez całe dwa tygodnie? – zapytał
Harold Lamara. – I to z rodziną, której nie znasz?
Lamar uśmiechnął się szeroko, spoglądając na
tatę w związku z pytaniem Harolda.
– To prawda, że właściwie nie znamy Landisów.
Ale znamy osoby z ich rodziny i wiemy, gdzie
uczęszczają do kościoła. Jestem pewien, że mogliby sprawić Lamarowi wielką frajdę przez ten czas
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
31
– powiedział tata. – Brat Landis wymienił wędkowanie i pływanie łódką na ich wielkim stawie.
– Nie możemy wszyscy pojechać? – jedna z dziewczynek zapytała z nadzieją.
– Nie zaprosili nas wszystkich – odparł tata. –
Mówili tylko o Lamarze. Nie musimy dawać dzisiaj odpowiedzi. Powiedzieli, żeby oddzwonić, jak
się zdecydujemy. Chcę, żeby Lamar to przemyślał
i zdecydował się, czy chce jechać, czy nie.
Lamar nic nie powiedział, ale był pogrążony
w myślach. Myślom tym towarzyszył uśmiech na
jego twarzy. Nadal zastanawiał się intensywnie,
kiedy położył się spać wieczorem. Kochał swoją rodzinę i nigdy dotąd nie myślał o opuszczeniu ich wszystkich, ale to zaproszenie naprawdę
brzmiało interesująco. Może powinien je przyjąć. Postanowił poczekać z ostateczną decyzją do
następnego dnia. Z tym postanowieniem wreszcie zasnął.
Do rana był już zdecydowany. Kiedy tata zapytał go, co myśli, odpowiedział:
– Chcę pojechać do Landisów.
– Myślę, że to wyjątkowa okazja – powiedział tata.
– Dobrze, że się zdecydowałeś. Chociaż ostatnio
nie widzieliśmy się z Landisami, wiem o nich wystarczająco dużo, żeby czuć się bezpiecznie na myśl
o wysłaniu cię tam na dwa tygodnie. Myślę, że
spędzisz tam świetny czas.
Kiedy nadszedł czas na pakowanie, naszły go
różne niepokojące myśli, ale jak zwykle nie wyjawił ich nikomu i skoncentrował się na planowaniu listy rzeczy na wyjazd.
W dniu wyjazdu pojawiło się jeszcze kilka wątpliwości, ale i tym razem Lamar nie robił zamieszania. Czasem dwa tygodnie wydawały mu się
wiecznością. Potem znów myślał, że przecież nieraz w domu dwa tygodnie mijały nie wiadomo
kiedy. Wiedział, że w końcu odwiedziny się skończą i planował dobrze spędzić ten czas.
Wyjazd rzeczywiście okazał się wspaniały,
a nawet przerósł oczekiwania Lamara. Dwa razy
chłopcy spali w namiocie. Kilka razy poszli na
ryby. Lamar był zachwycony małą rybką, którą
udało mu się złowić pewnego razu, kiedy akurat nikt inny nic nie złowił. Innym razem zrobili
32 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
pyszne hot dogi i zjedli je z domowym majonezem. Któregoś dnia w ciepłe popołudnie pluskali
się w stawie koło farmy. Lamar odkrył, że potrafi
odpychać się, pływając w nadmuchanej dętce od
opony. Kiedy jednak wyciągnęli go z wody, poczuł dziwną pustkę w żołądku, co nasunęło mu
myśli o domu. Zastanawiał się, czy jego rodzina
za nim tęskni. Ogarnęła go fala smutku.
„Nie będę płakał” – postanowił. „Nie chcę sobie
zepsuć tych wyjątkowych dwóch tygodni przez
tęsknotę za domem”.
Odepchnąwszy smutek z myśli, Lamar czerpał
nadal radość z pobytu u Landisów. Kiedy dwa
tygodnie dobiegły końca, z przyjemnością wracał do domu.
Dobrze było znowu siedzieć przy stole w domu
w sobotnie popołudnie. Czuł się trochę obco
z powodu tego całkiem samodzielnego wypadu
z dala od rodziny; oczywiście każdy chciał posłuchać jego opowieści.
– Tęskniliśmy za tobą – wyznała Lucy.
– Ja też za wami tęskniłem – przyznał – ale czas
mi szybko zleciał.
– Jechałeś na traktorze? – Harold był ciekawy.
– Tak, jednego razu po południu prowadziłem
traktor przez łąkę do lasu, tak dla zabawy. Eric
szedł obok, żeby mi pokazać, gdzie mam jechać
– wyjaśnił Lamar.
– Dobrze cię karmili? – wypytywała Jean, która jak zwykle myślała przede wszystkim o kuchni.
– O, tak! Jedliśmy często gotowaną kukurydzę
i ziemniaki. A raz, jak mieliśmy piknik, to zjadłem aż trzy hot dogi.
– A jadłeś tę rybę, którą złowiłeś? – dopytywała się znowu Jean.
– Nie, była za mała i nic by z niej nie było,
ale nikt inny nie złowił też niczego w tym dniu.
Wyrzuciliśmy ją z powrotem do wody.
– Żal ci było, że wyjechałeś? – dopytywał się
Harold.
– Ależ skąd! Było super! – odparł Lamar. – Będę
miał sporo fajnych wspomnień z tych dwóch tygodni u Landisów. Ale już chciałem wracać do domu.
– Powinniśmy wysłać im specjalny list z podziękowaniem – zasugerowała mama. – Wykazali się
wielkim poświęceniem, zapraszając cię i dzieląc
się wszystkim.
– Tak, niech Pan im wynagrodzi ich hojność –
zgodził się tata.
– Mimo wielu wyjątkowych wspomnień, nigdy bym nie chciał tam zostać na zawsze – powiedział Lamar z wielkim uśmiechem. – Nie ma
to jak w domu!
I Lamar mógł odczuć, że jego kochająca rodzina
z zadowoleniem przywitała go ponownie w domu.
Rozdział 16
Chłopiec z „Wakacji na wsi”
Pewnego wieczoru, kiedy mama szykowała kolację, zadzwonił telefon. Rozmówcą okazała się
osoba odpowiedzialna za program wysyłania dzieci
z miasta na dwutygodniowy pobyt na wsi.
– Potrzeba nam więcej domów dla tych dzieci –
tłumaczyła kobieta mamie. – Niektóre domy funkcjonujące jako stali gospodarze w naszym programie
nie mogą w tym roku przyjąć żadnego dziecka,
a nadal mamy sporo dzieci do zakwaterowania.
– Nie mieszkamy na farmie – powiedziała mama
swojej rozmówczyni. – Nie bardzo wiem, co moglibyśmy zaoferować takiemu dziecku z miasta.
– Nie wyobraża sobie pani nawet, jak inny jest
pani dom od małych mieszkań w Nowym Jorku
– odparła kobieta. – Niektóre z tych dzieciaków
ledwie wiedzą, jak wygląda zielona trawa, a co
dopiero całe pole kukurydzy czy zboża. Pani się
wydaje, że nie macie wiele do zaoferowania, ale
tak naprawdę macie wszystko, co trzeba.
Kiedy mama podzieliła się swoją rozmową z rodziną, nastąpił wybuch ożywionej dyskusji.
– Co to za program, te „Wakacje dla dzieci?” –
zapytała Lucy.
– Tak nazywa się akcja, w której dzieci z miasta
mogą spędzić dwa tygodnie na wsi – wyjaśniła
mama. – Przed laty dzieci przyjeżdżały pociągiem,
ale teraz przywożą je autobusami. Każde dziecko
potrzebuje rodziny, która by się zobowiązała do
opieki nad nim przez dwa tygodnie.
– Czy nasz Lamar też był dzieckiem z takiego programu, kiedy był u Landisów? – pytała dalej Lucy.
– Nie całkiem – wyjaśnił tata, uśmiechając się.
– Lamar nie jest z miasta. Chociaż my nie mieszkamy na farmie, to jednak przecież mieszkamy
na wsi. Tylko popatrzcie na te pola kukurydzy za
drogą. Wokół nas są same pola uprawne.
– Jeśli zdecydujemy się przyjąć takie dziecko,
możemy wybrać między chłopcem a dziewczynką?
– Tak, możemy – powiedziała mama. – Myślę,
że lepiej wybrać chłopca.
– A co, jak on zatęskni za domem?
– Będziemy starali się, żeby czuł się tu dobrze
– zapewnił tata. – Myślę, że damy radę przez te
dwa tygodnie.
– A czy ten chłopiec z miasta nie będzie tęsknił za miastem? Tutaj jest o wiele spokojniej niż
w mieście – odezwała się Jean.
Przecież nawet w Lancaster bywało głośno,
a ona wiedziała, że było to miasto o wiele mniejsze od Nowego Jorku.
– Chciałbym kiedyś zobaczyć Nowy Jork, szczególnie Statuę Wolności – oznajmił Lamar. – Ale
cieszę się, że mieszkamy na wsi.
– Oboje z mamą to omówimy i wtedy podejmiemy ostateczną decyzję – podsumował tata.
Następnego dnia decyzja zapadła.
– Postanowiliśmy przyjąć chłopca z miasta – powiedział tata do wszystkich. – Myślę, że byłoby
dobrze zaprosić jakiegoś dziesięciolatka. Lamar
pewnie chciałby mieć brata w tym wieku, prawda?
– Chyba bym chciał – potaknął Lamar z szerokim uśmiechem. – Chętnie spróbuję.
Kilka tygodni później cała rodzina Martinów
pojechała do centrum handlowego, gdzie autobusy miały przywieźć dzieci z miasta na wakacje.
Trochę było bałaganu z grupami dzieci, które krążyły wokół i zastanawiały się, do której rodziny
są przydzielone. Oczywiście, niektóre dzieci, zaznajomione od lat z daną rodziną, odnajdowały
ją bez problemu.
Martinowie nie mieli pojęcia, który chłopiec
jest im przydzielony. Wiedzieli tylko, że ma dziesięć lat i nazywa się Robert Murray. Wokół nich
znajdowały się grupki przeważnie czarnych dzieci,
które oczekiwały na swoją rodzinę. Martinowie
nasłuchiwali uważnie podczas wyczytywania nazwisk dzieci, które czekały na swoich wakacyjnych gospodarzy.
– Robert Murray! – zawołał ktoś głośno.
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
33
Tata i mama przepchnęli się do przodu, aby poznać swojego gościa. Lamar obserwował z odległości.
Czarny chłopiec, którego przywitali, był prawie
tej samej postury co on. Skóra Lamara oczywiście wyglądała blado w porównaniu z Robertem.
– Cieszymy się, że jesteś z nami – przemówiła mama w imieniu rodziny. – Będziesz naszym
wakacyjnym gościem przez następne dwa tygodnie. Zamierzamy miło spędzić z tobą ten czas.
– Tak, proszę pani – odparł Robert grzecznie, pokazując w uśmiechu rząd perłowo-białych zębów.
– Robercie, poznaj naszą rodzinę – powiedział
tata, po czym wskazując na każdego po kolei, wymienił imiona wszystkich.
Lamar zauważył, że wzrok Roberta zatrzymał
się nieco dłużej na nim niż na innych. „Może nie
widział nigdy dotąd chłopca na wózku inwalidzkim” – pomyślał i posłał Robertowi superuśmiech.
Tata załadował bagaż Roberta do bagażnika samochodu w przestrzeniach wokół wózka Lamara.
Potem wszyscy wsiedli. Podróż do domu zaczęła
się dosyć spokojnie. Rodzice pomagali podtrzymać rozmowę, zadając pytania. Wkrótce dzieci
poczuły się ze sobą bardziej swobodnie. Robert
także się rozluźnił i okazało się, że wcale nie jest
taki nieśmiały.
Okazało się, że Robert chętnie wspinał się po
drzewach. Lubił też zaglądać na farmy sąsiadów,
żeby pooglądać zwierzęta. Nigdy dotąd nie widział konia z bliska. Zainteresowała go też buda
pełna szczeniąt pudla.
– Wezmę ze sobą takiego pudelka do domu
– powtarzał.
Sprawiały mu też przyjemność gry z Lamarem
i Lucy. Najbardziej polubił warcaby i chińczyka.
Ale pod koniec swojego pobytu zaczął dokuczać
Lamarowi, co oburzyło dzieci. Nie lubiły, kiedy
ktokolwiek czepiał się ich brata.
– Mamo, Robert znowu przyczepił się do Lamara
– poskarżyła się Jean pewnego popołudnia, kiedy dokuczliwość Roberta była szczególnie uciążliwa. – Nie mogę się doczekać, kiedy wróci do
tego swojego Nowego Jorku.
– Jean, musimy okazywać miłość Robertowi –
upomniała ją mama. – Znajdę mu coś pożytecznego do roboty.
To mówiąc, mama udała się na ganek, gdzie
34 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
Robert siedział z Lamarem.
– Chodź, Robert, pozbieramy truskawki – zawołała mama.
Zabrała swój kapelusz od słońca z wieszaka
i kosz, który stał obok ganku.
– Już idę – powiedział Robert, zeskakując i biegnąc za nią do ogrodu.
Lamar westchnął z ulgą.
– Ciekawe, czy jakiekolwiek zebrane przez niego truskawki trafią do koszyka.
– Lubi truskawki jak czekoladki – oznajmiła Judy.
– Wyobraź sobie, jak by to było mieszkać na osiemnastym piętrze wieżowca jak Robert – zastanawiał
się Lamar z dalekim, nieobecnym spojrzeniem. –
Tacy ludzie nigdy nie mają okazji wdychać zapachu świeżo skoszonego siana. Nigdy nie zbierają
świeżych owoców i warzyw ze swojego ogrodu. Na
pewno ucieka im wiele cennych rzeczy. Kiedy pomyślimy sobie o tych rzeczach, stajemy się bardziej
otwarci, żeby się dzielić tym błogosławieństwem.
– Tak – dodała Jean. – Mama mówi, że powinniśmy się cieszyć, iż dzielimy się z Robertem
tym, co mamy.
– Nawet, jeśli to nie jest łatwe – wpadła im
w słowa Judy.
– Nie zawsze jest tak źle – przyznał Lamar. –
Właściwie fajne chwile przeważają nad nieprzyjemnymi, ale nie będę się martwił, kiedy dwa
tygodnie Roberta się już skończą. I myślę, że on
też chętnie wróci do swojej rodziny.
– Wyjeżdża w piątek – przypomniała Judy
pozostałym.
Kiedy nadszedł piątek, Robert był podekscytowany powrotem do domu.
– Ale będę za wami wszystkimi tęsknił – oznajmił. – Nie zapomnijcie do mnie pisać – zawołał,
żegnając się z nimi.
Dzieci machały, aż Robert wsiadł do autobusu
i zostały, dopóki autobus nie odjechał.
– Chciałabym, żeby Robert wrócił do nas znowu – oznajmiła Lucy.
– Ale nie zaraz – dodała Judy.
– Nie wcześniej niż za rok – zgodziła się Lucy. –
Mam nadzieję, że w przyszłe wakacje będzie znowu mógł przyjechać.
Pewnego sobotniego popołudnia rodzina robiła zakupy w miejscowym sklepie, który prowadził
wyprzedaż z okazji rocznicy swojego otwarcia. Wiele
osób korzystało z okazji i promocji, a także z poczęstunku. Następnego dnia ze sklepu zadzwoniono
z informacją, że znaleziony został portfel.
– Portfel jest podpisany imieniem Lamara Martina
– oznajmiła kobieta. – Czy w waszym domu mieszka jakiś Lamar?
– Tak, to nasz syn – potwierdziła mama. –
Wpadniemy niedługo i wtedy go odbierzemy.
Dziękujemy za telefon.
W następną sobotę wrócili do sklepu i mama
weszła do środka, prosząc o oddanie portfela
Lamara. Kiedy wróciła do samochodu, wyszła
z nią sprzedawczyni.
– To jest Lamar – oznajmiła mama, wskazując na tylne siedzenie.
– Rozumiem – skinęła głową kobieta. – Oto
twój portfel – wręczyła portfel Lamarowi.
– Dziękuję – rzekł Lamar nieśmiało.
– Nie ma za co – odparła kobieta.
Kiedy jechali do domu, mama wyjaśniła rodzinie:
– Sprzedawczyni nie chciała mi oddać portfela.
Nalegała, że właściciel powinien osobiście się po
niego zgłosić. Kiedy powiedziałam jej, że Lamar
nie może chodzić, złagodziła swoje wymagania
i wyszła ze mną zobaczyć Lamara.
– Ludzie na ogół mają współczucie dla niepełnosprawnych – potwierdził tata.
– Z wyjątkiem takich ludzi jak Robert Murray
– przypomniała mu Judy.
– Nie wypominajmy mu ciągle tego zachowania – poradził jej oraz innym tata. – On nie był
uczony zasad biblijnych w domu. Trudno nam
wyobrazić sobie, jak by to było wyrosnąć w domu,
gdzie rodzice nie czczą Boga i nie są posłuszni
Słowu Bożemu. To nie wina Roberta, że urodził
się w takiej rodzinie – dodała mama.
– Może kiedyś przypomni sobie swój pobyt
u nas i historie biblijne, które u nas słyszał.
– Starajmy się pamiętać dobre chwile z Robertem,
a zapomnieć te momenty, kiedy był przykry dla
Lamara – zachęcił wszystkich tata.
– Ja tam mu wybaczam – odezwał się Lamar. –
Nie żałuję, że przyjechał.
– Pewnie i pozostali też mogą mu wybaczyć –
zauważył tata.
– Tak, wybaczamy mu – potwierdziły dziewczynki.
Rozdział 17
Na wiejskim targu
Pewnego piątku, kiedy rodzina Martinów skończyła kolację, mama zapytała:
– Odpowiada wam wyjazd na targ dziś wieczorem? Musimy kupić trochę świeżych owoców
i inne rzeczy do jedzenia.
– No to jedźmy – zgodził się tata.
– Może dzisiaj wieczorem będę mógł kupić
sobie model samochodu – powiedział Lamar
z nadzieją. – Zostało mi jeszcze trochę pieniędzy
z urodzin i chcę je na to wydać.
– Możemy sprawdzić, czy mają ten, który chciałeś mieć – zauważył tata.
Dzieci pośpiesznie umyły i poukładały naczynia.
Wkrótce rodzina jechała na miejscowy targ, który mieścił się parę kilometrów dalej. Tata zaparkował obok ciężarówki jednego ze sprzedawców.
Zanim Lamar zaczął używać wózka inwalidzkiego, często zostawał razem z tatą albo z mamą
w samochodzie, obserwując ludzi. To było łatwiejsze dla niego niż ciągłe przewracanie się w zatłoczonych przejściach pomiędzy stoiskami sprzedawców.
Zresztą z samochodu całkiem sporo było widać.
„Cieszę się, że teraz mogę poruszać się po targu
bez martwienia się o przewracanie” – pomyślał
Lamar. „Mam nadzieję, że znajdę dzisiaj jakiś fajny model ciężarówki”.
Tata wyciągnął jego wózek z bagażnika i pomógł
synowi usiąść. Cała rodzina poszła w kierunku
wejścia. „Chciałbym, żeby ten wózek nie zajmował tyle miejsca w tłumie” – pomyślał Lamar. Czuł
dyskomfort, kiedy tata musiał prosić ludzi, żeby
zrobili im przejście. Czuł się też jeszcze bardziej
zażenowany, gdy ludzie rozstępowali się tak szeroko, że mogłaby tamtędy przejechać ciężarówka. Ale postanowił podejść do tego z uśmiechem,
zamiast ulegać frustracji czy goryczy.
Kiedy rodzice zamierzali właśnie kupić owoce
w jednej z hal targowych, chłopiec uświadomił sobie, że będzie musiał poczekać trochę, zanim dostaną się do miejsca z modelami. W międzyczasie
z przyjemnością przyglądał się różnorodności towarów, z zadowoleniem wdychał zapach popcornu, obserwował przechodzącą obok dziewczynkę
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
35
z wielkim czubem waty cukrowej. „Chciałbym,
żeby rodzice szybko się uwinęli z tymi zakupami. Ja w każdym razie jestem gotowy, by pójść
dalej” – pomyślał.
Chwilę potem doszli do rogu. Lamar wiedział
z doświadczenia, że tata się tu zatrzyma. Naprzeciwko
zobaczył pana Mellingera w wózku inwalidzkim.
Odkąd mógł sięgnąć pamięcią, pan Mellinger zawsze przesiadywał w tym miejscu w każdy piątek. Na małym stoliczku w zasięgu jego ramienia
stało metalowe pudełko z pieniędzmi i zapas nowych ołówków. Każdego dnia targu ktoś przywoził mężczyznę w to miejsce, gdzie mógł być
łatwo zauważony, w nadziei, że ludzie podzielą
się z nim pieniędzmi. Biedak nie miał nóg, a jego
ramiona były zesztywniałe i tak powykręcane, że
nie mógłby nimi zarobić na utrzymanie. Lamar
prawie zadrżał na myśl o siedzeniu tutaj i żebraniu o pieniądze.
„Może pan Mellinger nie ma rodziców ani kościoła, który mógłby mu pomóc” – zastanawiał
się ze smutkiem.
Tata właśnie wdał się w rozmowę z biedakiem.
– Co słychać?
– A dziękuję. Dzisiaj czuję się lepiej niż w zeszłym tygodniu – odparł jego rozmówca. – Miałem
paskudną ranę, ale wreszcie się goi.
Lamar przysłuchiwał się dalszej rozmowie. Chociaż
ciało pana Mellingera było tak kalekie, to jednak jego umysł pozostawał jasny. W tej chwili
mężczyzna doceniał zainteresowanie taty i miła
pogawędka sprawiała mu przyjemność. W pewnym momencie tata wsunął zwitek banknotów
do otworu w metalowym pudełku na stoliczku.
Mężczyzna z widocznym wysiłkiem sięgnął po
ołówek i podał go tacie. Lamar wiedział, że tata
raczej nie potrzebuje ołówka od tego człowieka,
ale on przyjął go z szacunkiem.
– Każdy powinien docenić przywilej dawania
– wyjaśnił kiedyś tata dzieciom. – I za każdym
razem, kiedy ktoś daje, ktoś inny powinien ten
dar przyjąć.
Lamar zauważył, że niektórzy ludzie, przechodząc
obok, gapili się na pana Mellingera. Inni odwracali wzrok w drugą stronę. Lamar czuł wdzięczność, że jego kalectwo nie zniekształciło mu ciała.
Był też zadowolony, że tata nie był typem osoby
36 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
unikającej niepełnosprawnych.
„Pan Mellinger też potrzebuje znajomych” – pomyślał. „Cieszę się, że zatrzymaliśmy się tutaj”.
Mimo tego że sam czuł zbyt wielką nieśmiałość,
by z własnej inicjatywy zagadnąć pana Mellingera,
cieszył się, że tata znalazł czas na to. Na pewno
był to jasny punkt w całym dniu tego biedaka.
– Jak się masz, Lamar? – pan Mellinger uśmiechnął się ciepło do niego.
– Świetnie, dziękuję – odwzajemnił uśmiech.
– Widzę, że rośniesz – ciągnął dalej pan Mellinger.
– Pewnie jesz mnóstwo szpinaku!
Lamar zachichotał. Nie jadł szpinaku, ale cieszył się, że ktoś zauważył jego wzrost. Wiedział,
że trudniej to zauważyć w przypadku osoby, która cały czas siedzi.
W końcu poszli dalej. Lamar miał nadzieję, że
nie będzie musiał przypominać tacie, co chciał
tu cały czas kupić. Miał też nadzieję, że tata nie
będzie zatrzymywał się przy większej liczbie osób
chętnych do rozmowy.
Wreszcie tata zaproponował:
– Załadujmy zakupy do bagażnika i możemy
iść do drugiej hali.
Lamar wiedział, co to oznacza. Tata nie zapomniał! I wkrótce on będzie mógł wybrać swój
model!
Po schowaniu zakupów do samochodu rodzina powędrowała do innej części targowego placu.
W tym budynku znajdowały się towary innego
rodzaju. Można było nabyć odkurzacze, buty, dywany, swetry, książki i co tylko można sobie wyobrazić. Na jednym stoisku sprzedawano wiele
typów modeli: ptaki, psy oraz pojazdy.
Lamar oglądał pudełka z modelami na wystawie. W ostatnim czasie złożył już kilka modeli samochodów, a teraz myślał o małym aucie
dostawczym. Harold okazał się bardzo pomocny
i w końcu znaleźli ciężarówkę, która im oraz tacie najbardziej się podobała. Dołożyli jeszcze do
tego tubkę kleju i zakup został dokonany.
Lamar uśmiechał się promiennie, kiedy wracali do samochodu.
„Teraz będę miał coś do robienia na jutro, szczególnie, że nie ma szkoły” – myślał sobie uszczęśliwiony, leżąc w łóżku wieczorem. „Sobota nie
będzie wiała nudą!”.
Rozdział 18
Pożar!
Pewnego dnia późną wiosną było nadzwyczaj
parno. Na zachodnim horyzoncie zaczęły formować się ciemne chmury.
– Chyba będzie padać – Lamar usłyszał, jak tata
mówi do mamy.
Podążył za wzrokiem taty. Dziwny kolor nieba
przyprawił go o ciarki.
„Mnie to wygląda na potężną burzę” – pomyślał
chłopiec. Cieszył się, że tata jest w domu w to sobotnie popołudnie.
„Gdybym mógł biegać jak inni chłopcy, burze
by mnie tak nie przerażały” – pomyślał. W każdej
niebezpiecznej sytuacji Lamar miał bolesną świadomość tego, jak wolno się poruszał. Swoje lata
biegania miał już dawno za sobą.
Harold wraz z siostrami pośpieszył schować rowery i inne rzeczy, słysząc grzmot przetaczający się
w oddali. Potem wszyscy zgromadzili się na ganku,
obserwując zbliżającą się burzę. Wreszcie zacinający deszcz zmusił ich do schowania się w domu.
– Zagrajmy w coś – zaproponowała Judy.
– Zagrajmy w chińczyka – powiedziała Jean.
Lamar ruszył w kierunku stołu, chętny do pomocy. Lucy także się przysunęła, chcąc dołączyć
do zabawy.
Nagle usłyszeli ogłuszający trzask, po którym
zaraz rozległ się huk czegoś spadającego.
– Komin! – krzyknęła mama, doskakując do okna.
– Widzę kawałki komina na podjeździe.
– Lepiej sprawdzę na strychu – rzucił tata i ruszył w kierunku schodów. Harold puścił się pędem przed nim.
W chwilę potem wycofał się, biegnąc z powrotem na dół.
– Ogień! – wrzasnął. – Dom się pali!
Mama ruszyła schodami na górę, a Harold wrzasnął do pozostałych dzieci:
– Wynośmy się stąd! Do samochodu!
– Ale leje jak z cebra – marudziła Judy.
– Lepiej zmoknąć niż spłonąć – zauważył Lamar,
kiedy Harold zaczął go pchać w kierunku samochodu.
Jak zwykle auto było zaparkowane tuż przy wejściu – tak żeby Lamar mógł łatwo do niego wsiąść
z ganku. Chłopiec zsunął się z fotela i wczołgał
do środka. Jean, Judy, Lucy i Clyde wskoczyli na
tylne siedzenie. Kiedy wszyscy już byli w środku,
Harold włączył silnik i odjechał na drogę dojazdową sąsiada.
– W razie zapalenia się silnika przynajmniej nie
będziemy blokować drogi – rozumował.
Sześcioro przerażonych dzieci obserwowało dom.
Starsze modliły się w milczeniu, mając nadzieję, że
nie wszystko przepadnie.
– Nie widzę dymu – zastanawiał się Lamar drżącym głosem. – Może jednak nic się nie pali – dodał z nadzieją.
– Na pewno widziałem płomienie, ale jeśli nie
ma dymu, może tata je ugasił – powiedział Harold.
Deszcz już prawie przestał padać, a grzmoty nikły w oddali.
– Widzicie kawałki komina na ziemi? – Jean wskazała ręką. – Komin nie jest tak wysoki, jak przedtem. Właściwie niewiele wystaje ponad dach.
– Ale straszny był huk – wspominała Judy.
Właśnie w tym momencie zobaczyli mamę, która
– otwierając okna na piętrze – przywoływała dzieci
gestem ręki. Lamar odsunął szybę w samochodzie.
– Możecie wracać – zawołała mama. – Już wszystko dobrze.
Nie zwlekając ani chwili, Harold podjechał z powrotem pod ganek. Pozostałe dzieci wbiegły zaraz
do środka i Lamar musiał sobie radzić, używając rąk
i kolan. Tata i mama byli już na dole, gdy wszyscy
zaczęli jednocześnie mówić. Tata uciszył ich ręką.
– Najpierw powiem, co odkryłem, a potem pytania – ustalił. –Piorun uderzył w komin – wyjaśniał rodzinie – bo grzmot i błyskawica były w tym
samym momencie. Zazwyczaj mija chwila pomiędzy grzmotem i błyskawicą, bo dźwięk słyszymy
po błysku światła, ale nie tym razem. Potem usłyszeliśmy huk walącego się komina. Wtedy mama
domyśliła się, że piorun uderzył w komin.
– Harold wyprzedził mnie po schodach na górę
– ciągnął dalej tata. – Kiedy pojawił się na wysokości strychu, zobaczył płomienie wokół komina.
Wtedy ostrzegł nas, że się pali. Pobiegłem na górę
i udało mi się zdusić płomienie za pomocą pudła.
Mama przyszła z wiadrem wody i wylaliśmy je na
całej przestrzeni.
– Nie powinienem był tak wrzeszczeć – przyznał
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
37
Harold, wciąż trochę roztrzęsiony. – Ale jedyne, co
mi przyszło do głowy, to to, że cały dom się pali.
– To mogło się stać, gdybyśmy tak szybko nie
zareagowali – zgodził się tata. – Mamy za co dziękować Bogu.
– Tato, cieszę się, że byłeś dzisiaj w domu – powiedział Lamar.
– Tak, to było błogosławieństwo – uśmiechnął się
tata, a reszta rodziny zgodnie przytaknęła.
– Jak to dobrze, że odkryłeś pożar, zanim wyrządził większą szkodę – zauważyła Judy.
– Tak, Bóg zaplanował to tak, żebyśmy byli
w domu i mogli zwalczyć płomienie, zanim się
rozprzestrzenią – oznajmił tata.
– I cieszę się, że padało – dodała mama. – Ogród
robił się już bardzo wyschnięty.
– Tak, doznaliśmy w tym prawdziwego błogosławieństwa – podsumował tata. – Komin się naprawi, a innych szkód nie ma. Jesteśmy tu wszyscy
razem i nikomu nic się nie stało. Naprawdę jest
nad nami troskliwa Boża ręka.
– „Chwalmy Pana za strumień Jego łask” – tata
zaczął śpiewać i wszyscy się przyłączyli.
Tego wieczora rodzina odpoczęła razem na werandzie. Po wszystkich przykrych emocjach dnia
dobrze im było ze sobą. Śpiewały ptaki i wokół
panował spokój.
– No, pora spać – oznajmiła mama, kiedy pierwsze gwiazdy zaczęły migotać na niebie.
– Nie chcę jeszcze iść – powiedział Lamar do
Harolda. – Dzisiaj wieczór jest taki cichy i spokojny.
Chociaż Lamar tego nie powiedział, podejrzewał, że długo nie będzie mógł zasnąć dzisiejszej
nocy. Dzień był zbyt niespokojny. Miał nadzieję,
że już nigdy czegoś takiego nie przeżyje.
„Pójdę na górę” – postanowił. „A jeśli nie będę
mógł zasnąć, postaram się myśleć o wszystkich tych
rzeczach, za które mogę być wdzięczny”.
I to postanowienie pomogło mu pogrążyć się
w kojącym śnie.
Rozdział 19
Zagubiony chłopiec
Lamar obudził się z uczuciem podekscytowania. Cieszył się, że chodzi do chrześcijańskiej
38 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
szkoły, gdzie obchodzono Dzień Wniebowstąpienia
i dzięki temu miał wolne od szkoły. W tym dniu miało się odbyć specjalne nabożeństwo upamiętniające
wniebowstąpienie Jezusa. Dla większości ich sąsiadów dzień ten nie różnił się niczym od innych dni.
A większość ludzi wokół nich nie wiedziała nawet
w ogóle, o co w tym chodzi.
– Wygląda na to, że na porannym nabożeństwie
będziemy mieli dużą grupę gości – zauważył tata,
gdy Martinowie wjeżdżali na parking kościoła
w Indiantown.
– Tak – przytaknęła mama. – Widzę gości z innych
naszych kościołów w obwodzie Hammer Creek.
Lamar zauważył, że przyszło mniej dzieci niż na
zwykłe nabożeństwo. Wiedział, że niektóre dzieci
z rodzin należących do kościoła chodziły do szkół publicznych, więc miały w tym dniu normalne zajęcia.
Po nabożeństwie Martinowie nie śpieszyli się do
domu, lecz poświęcili trochę czasu na pogawędki z gośćmi. Po późnym lunchu rodzice poszli się
zdrzemnąć, a dzieci w ciszy zajęły się czytaniem.
Lamar leżał na podłodze w salonie ze swoją Biblią.
Postanowił, że tego roku przeczyta ją od deski do
deski, więc wykorzystywał każdą wolną chwilę na
przeczytanie kilku rozdziałów. Następnie zaznaczał w tabeli, gdzie skończył, żeby na bieżąco badać własne postępy.
Nagle popołudniową ciszę przerwał dzwonek telefonu. To była ciocia Betty.
– Właśnie się dowiedziałam, że zaginął Shawn –
powiedziała Haroldowi, który odebrał. – Wujek
Lester z rodziną wybrali się na piknik niedaleko
Cornwall i Shawn zgubił się gdzieś w górach.
Harold od razu przekazał wiadomość rodzicom,
którzy wstali i szybko zeszli na dół, żeby przedyskutować sytuację w kuchni z całą rodziną.
– Może powinniśmy pojechać do Cornwall i pomóc w poszukiwaniach – zasugerował tata.
– Tak, jedźmy! – odezwał się dziecięcy chór.
Podobał im się pomysł wnoszący trochę emocji
w ciche popołudnie.
W ciągu kilku minut cała rodzina była już
w drodze. Myśli Lamara powędrowały ku Shawnowi
zgubionemu gdzieś w górach. Czy znajdą go przed
zmierzchem? Czy Shawn teraz płacze i boi się, będąc gdzieś z dala od szlaku?
Pomyślał o ograniczeniach swego dziesięcioletniego
kuzyna. Lamar był niepełnosprawny ruchowo, ale
Shown był opóźniony w rozwoju. Zawsze jednak
był bardzo radosny, choć wolniej się uczył niż jego
rówieśnicy. Lamarowi przypomniało się, co powiedział kiedyś tata: „Bóg wszystko robi dobrze. Nawet,
jeśli tego nie rozumiemy, On ma doskonały plan
dla każdego człowieka na ziemi”.
„Może Shawn nie zdaje sobie sprawy, że się zgubił” – myślał przez moment. Ale tak naprawdę
było to mało prawdopodobne. Wyobraził sobie,
jak samotny i przerażony musi być teraz jego kuzyn. Rozejrzał się wokół w samochodzie i ucieszył się, że Bóg dał mu chrześcijańskich rodziców,
a także braci i siostry, którzy kochają go i troszczą
się o niego. Wiedział, że Shawn również ma taką
rodzinę i na pewno teraz za nią tęskni.
– Mam nadzieję, że Shawn szybko się odnajdzie
– powiedziała Judy.
– Ja też – zgodziła się Jean. – Przynajmniej przed
nocą. Na pewno znajdą go jeszcze za dnia.
– Czy w tych górach są niedźwiedzie? – zapytała Lucy z przerażeniem w oczach.
– Nie, tam nie ma niedźwiedzi – odparła mama.
– Są jelenie, zające i wiewiórki, ale one nie zrobią
mu krzywdy. Bóg go strzeże i wie, gdzie jest w tej
chwili. Zatroszczy się o niego.
Jej słowa pocieszyły nie tylko Lucy, lecz również Lamara. Zawsze dobrze sobie przypomnieć
o Bożej trosce.
„Ja chyba nigdy się nie zgubię – pomyślał. – Nie
mogę sam wędrować jak inni chłopcy”.
Wydawało się, że pokonanie dwudziestu kilometrów do lasów Cornwall trwa dłużej niż zwykle. Po
drodze okazało się, że zrobiono nową drogę, a przy
niej wiele miejsc na piknik. Rodzina wujka Lestera
wybrała jedno z nich w Dniu Wniebowstąpienia.
Nietrudno było znaleźć miejsce ich pobytu.
Zbliżając się, Martinowie ujrzeli kilka samochodów zaparkowanych w zatoczce. Lamar rozpoznał
kombi wujka Lestera.
– Jest straż! – ogłosił podniecony Harold. – Strażacy
muszą pomagać w poszukiwaniach Shawna.
– Widzę trzy wozy policyjne – zauważył Lamar.
Właśnie w momencie, gdy tata wjeżdżał do zatoczki, przyjechał jeszcze jeden wóz policyjny, a w środku z tyłu siedział Shawn!
– Chwała Panu, znaleźli go! – zawołał tata, widząc
zapłakanego chłopca wysiadającego z samochodu.
Ciocia Marlene podbiegła i wzięła w ramiona płaczącego i brudnego syna. To była radosna chwila.
Martinowie wysiedli z samochodu, lecz z szacunkiem przystanęli z dala, czekając, aż rodzice powitają chłopca.
Rozległ się sygnał powiadamiający innych poszukujących, że zguba się znalazła. Następnie z pomocą policjanta i wujka Lestera zrekonstruowano
całą historię.
– Przez chwilę szedłem śladami Shawna – opowiadał wujek Lester. – Po ostatnich deszczach widać było je z daleka. Widziałem również świeżo
nadłamane gałązki, pokazujące drogę, którą szedł.
Ale potem las zaczął być już tak gęsty, że nie mogłem iść dalej.
Głos zabrał policjant.
– Jechałem pasem przeciwpożarowym, rozglądając się za Shawnem. Domyślałem się, że nie mógł
odejść daleko od miejsca, w którym byłem, ale nagle zobaczyłem go idącego tym pasem! Musiał ujść
przynajmniej pięć kilometrów.
Wujek Lester dokończył:
– Mieszkamy niedaleko Welsh Mountains, więc
Shawn przywykł do gór. Pewnie minęła dobra chwila, zanim się zorientował, że się zgubił. Dziękuję
wszystkim, którzy pomagali go szukać. Wygląda
na to, że nic mu się nie stało i z radością weźmiemy go już do domu. Następnym razem postaramy się mieć wszystkich na oku.
– Cieszę się, że możemy odwołać rozkaz wypuszczenia psów – powiedział rodzinie policjant. – Na
szczęście Shawn się znalazł i nie będzie to konieczne.
– Widziałeś w górach jakieś zwierzęta? – ktoś zapytał Shawna.
– Widziałem królika – odparł chłopiec przez łzy.
– Chcę już do domu.
– Już zaraz pojedziemy – obiecała ciocia Marlene.
– Czas wydoić krowy.
Grupa szybko się rozeszła, a Martinowie udali
się w drogę do domu.
– Dziś szczęśliwy dzień – skomentował Lamar.
– Tak, wszyscy się cieszymy, że Bóg zachował
Shawna – przytaknął tata.
– „On się o was troszczy” – zacytowała mama
i zaczęła śpiewać piosenkę „Bóg troszczy się o ciebie”. Wszyscy do niej dołączyli.
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
39
Rozdział 20
Być jak babcia
Pewnej ciepłej, letniej niedzieli Lamar jak zwykle
cieszył się, że może jechać do kościoła. Tego dnia
jedna z rodzin miała po południu zjazd, więc na
nabożeństwie w Indiantown pojawili się goście.
Po spotkaniu modlitewnym przyszedł czas na
pogawędki, a potem tata pchnął wózek Lamara
do wyjścia. Przejeżdżając przez drzwi, chłopiec
ujrzał wyciągniętą rękę jednego z gości, który
pragnął się z nim przywitać.
– Zawsze raduję się z twojego uśmiechu, Lamar
– powiedziała starsza pani. – Za każdym razem,
gdy tu jestem, zauważam twoje wesołe spojrzenie. Mam nadzieję, że mój najstarszy syn kiedyś
będzie tak miły jak ty. On swoje obowiązki domowe traktuje jak zsyłkę na przymusowe roboty.
Woli czytać albo się bawić. Już kilka razy przypominałam mu, że Lamar pewnie chętnie by się
z nim zamienił. To zazwyczaj mu pomaga zająć
się czymś pożytecznym, ale wciąż uważam, że
powinien się rozchmurzyć. A ty wyglądasz na
szczęśliwego, choć nie możesz chodzić.
Lamar poczuł się trochę zażenowany. Nie wiedział, jak odpowiadać ludziom zwracającym się
do niego w taki sposób. Poza tym, jakoś nie myślał o tym, że się uśmiecha. To przychodziło samo.
A teraz, nie wiedząc, jak odpowiedzieć rozmówczyni, po prostu znów się uśmiechnął.
– Nigdy nie trać tego uśmiechu, Lamarze – pożegnała go. – On rozjaśnia mój dzień i jestem
pewna, że inni też czują się zachęceni.
Gdy Martinowie wracali do domu, Lamar myślał nad słowami starszej kobiety. Po tej rozmowie poczuł w sercu jakieś ciepło. „Mam nadzieję,
że nigdy nie będę zrzędą. Nie mogę zrozumieć,
dlaczego niektórzy zdrowi ludzie tak bardzo narzekają, kiedy nie mają poważnych powodów”.
– Odwiedzimy babcię Katie po południu? –
zasugerował tata, gdy sprzątali ze stołu po obiedzie. – Nie wiemy, jak długo jeszcze będzie
z nami. Powinniśmy się z nią widywać tak często, jak tylko możemy.
– Zgadzam się – pokiwała głową mama.
– Tak, jedźmy – dzieci były również chętne.
40 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
– Dzień jest zbyt piękny, żeby go spędzić w domu.
Chłopcy cieszyli się na spotkanie z kuzynami,
którzy mieszkali obok babci. Tata zawsze jednak oczekiwał od nich, żeby spędzili trochę czasu również z babcią. Tego dnia nie było z tym
najmniejszego problemu, bo okazało się, że kuzyni wyjechali.
Rodzina zastała babcię siedzącą w wielkim bujanym fotelu z giętego drewna. Obok fotela na
podłodze leżał jej kosz z robótkami, w którym
można było zauważyć niedokończone ubranka
dla niemowląt. Była niedziela, więc babcia odpoczywała od prac ręcznych. Odwiedzając ją w
tygodniu, zawsze widzieli, jak podczas pogawędki robi na drutach.
– Mogłabym szydełkować nawet wtedy, gdybym oślepła – powiedziała kiedyś. Rzeczywiście,
zrobiła już tak wiele rzeczy na drutach, że pracując, nie musiała patrzeć na ręce.
Było widać, że babcia właśnie czytała Biblię,
która leżała otwarta na stoliku obok fotela wraz
z okularami.
– Witam, witam! – gorąco powitała gości. –
Jak miło, że wpadliście przy niedzieli.
– Byłaś w kościele? – zapytał tata.
– Tak, Philip mnie zabrał rano do Meadow
Valley. Usługiwał gościnnie kaznodzieja z Indiany.
Dobrze znałam jego rodziców. Jego ojciec również był kaznodzieją i bywali u nas w domu
w minionych latach.
Babcia zwróciła się do dzieci.
– Jak się macie? – pytała z ciekawością. – Martwicie
się, że trzeba będzie wrócić do szkoły?
– Ja nie mogę się doczekać – błyskawicznie
odparła Judy.
– A ty, Lamar? – dociekała babcia.
– Też będę gotowy. Zawsze to ciekawe zaczynać nowy rok i dostać nowe książki. Cieszę się,
że nauczycielka nam się nie zmieni. Lubię pannę Wenger.
– Ja zawsze lubiłam chodzić do szkoły – opowiadała babcia. – Było mi przykro, kiedy czasy
szkolne się skończyły, ale potem byłam zbyt zajęta, żeby o tym rozmyślać.
Po chwili pogawędka zamieniła się w rozmowę
dorosłych. Z początku dzieci siedziały i słuchały.
Potem Lamar ześlizgnął się z wózka i przemieścił
się na czworaka wąskim korytarzem do składziku, gdzie babcia trzymała zabawki. Jean i Judy
wkrótce do niego dołączyły.
Dzieci zawsze były zafascynowane ciekawymi rzeczami, jakie znajdowały się w składziku.
Jak zwykle, Lamar znalazł ciężarówkę z cysterną
i bawił się nią na podłodze. Dziewczynki bardziej interesowały się wyrobami babci, które mogły oglądać, kiedy tylko przychodziły.
– Zajrzyjmy do pudełka z ubrankami – zaproponowała Jean. Judy sięgnęła na półkę i wyjęła
pudełko po butach owinięte w papier prezentowy, w którym babcia trzymała komplety ciuszków dla niemowląt.
– Bawmy się, że każda z nas będzie wybierać
ubranko dla swojej lalki – powiedziała Judy.
– Wezmę to różowo-białe – oczy Jean błyszczały z zachwytu.
– Gdybym miała lalkę, to wybrałabym niebieskie
– zdecydowała Judy. – Zielone też mi się podobają. Mogłyby być dla chłopca i dla dziewczynki.
– Babcia podarowała nam po kilka ubranek
zeszłej zimy, więc chyba nam nie da dzisiaj nowych – rzekła Jean.
– Och, czy nie byłoby słodko mieć dzidziusia,
na którego pasowałyby te białe buciki – trajkotała Judy. – Clyde jest już na to za duży. Już nie
pamiętam, kiedy mieścił się w coś takiego.
W składziku stały również pudełka z kawałkami materiału gotowymi do zszycia w pikowaną narzutę na łóżko. Babcia zazwyczaj miała ich
całe stosy. Dziewczynki zawsze cieszyły się, gdy
babcia prosiła je o przyniesienie jednego z nich
do salonu, żeby rodzina mogła zobaczyć, co aktualnie jest „na warsztacie”.
Lamar słuchał, jak siostry w zabawie porównują
kolory i wzory bez otwierania pudełek. Czekały,
aż każda zostanie poproszona o wybranie czegoś, bo babcia postawiła sobie za cel wyposażenie wszystkich wnuczków w pikowane narzuty.
Dziewczęta ćwierkały sobie dalej, a Lamar bawił
się, że przywiózł cysterną zaopatrzenie na stację
benzynową. Przymocował mały wężyk do boku
ciężarówki. Wyglądał zupełnie jak prawdziwy.
Podczas zimowych miesięcy tata pracował czasem jako kierowca cysterny z ropą, bo z powodu niskiej temperatury rzadziej wylewano beton,
co było jego głównym zajęciem.
„Ciekawe, czy będę mógł jeździć taką cysterną,
gdy dorosnę – myślał Lamar. – Chyba jednak
będę miał problem z wspięciem się do szoferki. Muszę znaleźć jakąś łatwiejszą pracę. Może
w jakimś biurze”.
– Dzieci, pozbierajcie zabawki i odłóżcie na
miejsce – to ogłoszenie taty oznaczało, że czas
wracać do domu.
– Następnym razem zostańcie dłużej – rzekła
babcia, gdy rodzina szykowała się do wyjścia. –
Dzieci, życzę wam udanego roku szkolnego.
– Babcia jest taką pogodną osobą – zauważył
Lamar w drodze powrotnej. – Nigdy nie narzeka, ale może nie ma na co narzekać.
– To prawda, babcia nie narzeka – potwierdził
tata. – I rzeczywiście jest bardzo pogodna. A wiecie, dlaczego jest pogodna? Czy dlatego, że ma
lekkie i przyjemne życie?
– Babcia jest chrześcijanką – odpowiedział Lamar.
– Dlatego jest szczęśliwa.
– Tak, to jest główny powód – zgodził się tata.
– Ale gdyby babcia lubiła narzekać, to zawsze
znalazłby się jakiś powód.
– Myślę, że nie byłabym szczęśliwa, gdybym
miała tak słabe oczy jak babcia – zauważyła Judy.
– Tak, babcia mogłaby być rozgoryczona, wiedząc, że pewnego dnia może oślepnąć – przytaknął tata.
– A ja nie chciałabym żyć samotnie jak babcia
– przyznała Jean.
– Przypuszczam, że ona czuje się samotna, odkąd mieszka sama – ciągnął tata. – Jest wdową już
od ponad dziesięciu lat. Kiedy żył dziadek, była
zajęta przyjmowaniem goszczących kaznodziejów
i ich rodzin. Poza tym, sami dużo podróżowali.
Jej życie bardzo się zmieniło, gdy dziadek nagle
umarł, ale ona nie użala się nad sobą.
– Mówiliście kiedyś, że dziadkom umarło kilkoro dzieci – przypomniał sobie Lamar.
– Tak, dziadek i babcia mieli dużą rodzinę – odparł tata. – Urodziło im się szesnaścioro dzieci.
Pięcioro z nich umarło bardzo młodo, a jeden
z moich braci umarł w wieku jedenastu lat. Babcia
doświadczyła w życiu wiele smutku, lecz nie poddała się goryczy.
– Możliwe, że te wszystkie trudności uczyniły
„Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13
41
ją bardziej pogodną – włączyła się do rozmowy mama. – Ona z wdzięcznością przyjmuje
wszystko, co Bóg dla niej zaplanował. I ciągle
jest czymś zajęta.
– Tak, myślę, że trudności życiowe wygładziły
babcię, zamiast ją zaostrzyć – tata pokiwał głową. – Gdy wszystko idzie dobrze, ludzie mają
skłonność zapominać o Bogu i stają się samolubni. Bóg dobrze wie, kto potrzebuje trudności i jakich.
– Każdy chciałby być pogodny na starość – ciągnął. – Lecz zbyt wiele osób zapomina, że jeśli
chcą być tacy kiedyś w przyszłości, powinni zacząć tak żyć już za młodu. Żaden zrzęda nie staje się automatycznie pogodny, gdy się starzeje.
Złe nawyki trudno zmienić w starszym wieku.
Właśnie dlatego dobre nawyki są prawdziwym
błogosławieństwem.
Podczas dalszej podróży do domu Lamar jechał
głęboko zamyślony. „Chcę być taki jak babcia –
postanowił. – Chcę, żeby mnie znano jako kogoś tak szczęśliwego i pogodnego jak ona”. Nagle
przypomniały mu się słowa starszej pani w kościele, która po porannym nabożeństwie zachęcała go, żeby nie tracił uśmiechu.
„Będę się uśmiechał!” – postanowił, a jego twarz
pojaśniała.
Posłowie
Życie Lamara Martina biegło dalej po zakończeniu tej historii. Ukończył dziewiątą klasę
w szkole menonitów Efrata, a potem uczył się
indywidualnie w domu, żeby skończyć szkołę
średnią. Oprócz tego, ukończył kurs plastyczny
pod kierunkiem nauczyciela przychodzącego do
niego do domu raz w tygodniu.
W wieku lat szesnastu Lamar zrobił prawo jazdy
i mógł prowadzić normalny samochód, o ile był
wyposażony w hamulce sterowane ręcznie. Przez
wiele lat pracował jako księgowy w firmie budowlanej. Kiedy mięśnie Lamara osłabły do tego
stopnia, że nie mógł już prowadzić samochodu,
musiał zrezygnować z tej pracy. Potem spędzał
więcej czasu na robieniu transkrypcji kazań i sprzedawaniu kaset z pieśniami. Prowadził również
księgowość na zasadzie pracy zdalnej w domu.
Lamar przez kilka lat uczęszczał do szkoły
42 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016
biblijnej Numidia. Jeden rok spędził w tamtejszym internacie. Doceniał pomoc kolegów, którzy
chętnie nosili go razem z wózkiem po schodach,
kiedy tylko było to potrzebne.
Lubił także śpiewać. Przez ponad dwadzieścia lat
był członkiem chóru Eastern Echoes, umilającego
życie starszym pensjonariuszom domów opieki.
Na zewnątrz Lamar poruszał się na wózku
o napędzie elektrycznym, dzięki czemu mógł jeździć na wycieczki w okolicy, po niezbyt uczęszczanych drogach. Podczas zjazdów rodzinnych
małe dzieci chętnie go woziły, mając przy tym
świetną zabawę.
Rodzeństwo Lamara jedno po drugim zakładało własne rodziny i opuszczało dom, podczas gdy
Lamar mieszkał z rodzicami. Bardzo się cieszył na
każdą wizytę braci, sióstr, bratanków i siostrzeńców. Rodzinne spotkania były główną atrakcją
w jego spokojnym życiu.
W wieku trzydziestu czterech lat Lamar ciężko zachorował na zapalenie płuc i musiał pójść
na leczenie do szpitala. Słabe mięśnie utrudniały mu walkę z chorobą. Mimo to, Bóg go uzdrowił i podarował jeszcze prawie dziesięć lat życia.
Miał czterdzieści trzy lata, gdy znów zachorował na zapalenie płuc i tym razem Pan zabrał go
do nieba, gdzie nie ma niepełnosprawnych ciał.
—koniec
Fragment książki Courage With a Smile
Eastern Mennonite Publications
40 Wood Corner Road . Ephrata, PA 17522
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Powrót
Ty, który moim zwałeś się imieniem,
Podobny do mnie jak odbicie w wodzie,
Nie nawiedzałeś mnie od długich lat.
Dzisiaj o zmierzchu pukasz w moje drzwi,
Zgorzkniały klęską wiary i rozumu,
Aby mnie prosić o pomoc i radę.
Cóż ci odpowiem?
Nie utoniesz w fali
Po której kroczyły stopy
Namaszczone wonnym olejkiem.
I nie zabłądzisz w drodze,
Po której cię wiedzie
Ręka gwoździem przebita.
—Leopold Staff,
dobro publiczne
Jak małe dziecko
Małe dziecko jest najbardziej bezradną istotą na świecie. Wszystkie
jego zasoby osadzone są w miłości rodziców; wszystko, co może zrobić,
to płakać; jego potrzeby życiowe są komunikatem, który odbiera matczyne serce. Jeżeli przetłumaczymy ten język, zrozumiemy przesłanie:
„Mamo, umyj mnie; samo nie mogę się umyć. Ubierz mnie, mamo, bo
jest mi zimno. Mamo, nakarm mnie, bo nie umiem się nakarmić. Weź
mnie na ręce, bo nie potrafię chodzić”.
Napisane jest: „Choćby ojciec i matka mnie opuścili, Pan jednak mnie
przygarnie”.
To właśnie oznacza przyjęcie Królestwa Bożego jak dziecko – przyjść
do Jezusa w naszej bezradności i powiedzieć: „Panie, obmyj mnie!
Przyodziej mnie! Nakarm mnie i nieś mnie! Zbaw mnie, Panie, bo
zginę”.
—Rainsford
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis

Podobne dokumenty

Czerwiec - Ziarno Prawdy

Czerwiec - Ziarno Prawdy www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver

Bardziej szczegółowo

Sierpień - Ziarno Prawdy

Sierpień - Ziarno Prawdy www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver

Bardziej szczegółowo