Pobierz artykuł - Colloquia Anthropologica et Communicativa
Transkrypt
Pobierz artykuł - Colloquia Anthropologica et Communicativa
BARTOSZ JASTRZÊBSKI Uniwersytet Wroc³awski Pieni¹dze w strukturze codziennoœci Pieniądze to temat pospolity, metafizycznie błahy i przyziemny. Trudno tu o wzbogacającą ludzkie istnienie wzniosłość, trudno o urokliwe meandry stylu wysokiego, który powoduje, iż chociaż przez chwilę wierzymy, że życie ludzkie jest czymś więcej i czymś lepszym niż rzeczywiście jest. A przecież może to właśnie tej wzniosłości, by nie rzec – sentymentalnie nieco – duchowego piękna i głębi, brakuje człowiekowi w jego znojnej, cyklicznie przygniatanej rozmaitymi kryzysami codzienności, brakuje szybowania myślami w świecie dalekim od zwyczajnych, powtarzalnych czynności podtrzymujących fizyczną egzystencję i społeczno-ekonomiczne usytuowanie. Potrzeba zatem pogłosów i prześwitów z innego świata, by ten tutaj chciało się w ogóle podtrzymywać i troszczyć o niego, trzeba odległości, metapoziomu, by poziom „zero”, poziom manipulacyjno-zakupowej codzienności zobaczyć w jakiejś niefrustrującej i godnej uwagi perspektywie. O to jednak niełatwo. Skutecznie nas przekonano bowiem, że każde „meta”, czyli także każdy dystans, który się dzięki niemu osiąga, jest tylko słownikową ekstrawagancją szalonych marzycieli, znudzonych, zasobnych intelektualistów lub filozoficznie niedouczonych żałosnych naiwniaków, niepojmujących szlachetnych, odwiecznych zasad umysłowego ergo językowego konstruktywizmu. Wymyślili sobie oni owe słowniki nie dlatego, że coś odkryli (nie ma bowiem odkrywania, jest tylko tworzenie), lecz po to, by samemu poczuć się „meta” jako tych niezwykłych słowników włodarze, szafarze prawd przekraczających zwykłą, ludzką mizerię i potwierdzających przez to ich własną wyjątkowość oraz roszczenie do władzy. W końcu jednak zdemaskowano uzurpatorów i wyśmiano wszystkie ich sztuczki i językowe wygibasy zabaw w dualistyczną metafizykę. To właśnie usłyszeliśmy o wszelkich rzekomych metapoziomach ludzkiej egzystencji, o słowach wyrażających coś innego niż „zrazu” i „zwykle” powszedniego życia. Wygląda tedy na to, że owo życie w żaden sposób nie jest opromienione blaskiem boskiej chwały, że nie jest jutrznią wiecznej szczęśliwości, jak co niektóre z tych metafizyk ośmielały się twierdzić. Jest takie oto zwyczajne po prostu, w zwyczajności zanurzone jak ręka w kieszeni poszukująca portfela. Pozostaje więc do dyskusji namacalny konkret bieżących spraw rozpościerający się pomiędzy kuchnią, ubikacją, łóżkiem i tym wszystkim, co pozwala w niezakłócony sposób Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010 © for this edition by CNS MONETY.indb 187 2010-05-05 09:12:38 188 BARTOSZ JASTRZÊBSKI korzystać zarówno z jednego, drugiego, jak i trzeciego, i co sprowadza egzystencję do kwestii podtrzymywania socjoneurobiologicznie rozumianego życia. A w samym sercu tego – pieniądze, czyli pospolitość i małostkowość handlu oraz codziennych szacunków opłacalności. Georg Simmel zauważa w tym kontekście: faktycznie ekwiwalent, jakim jest powszechny środek wymiany – pieniądz – pozbawia rzeczy wartości także w wyższym sensie. Pieniądz jest „podły”, bo służy jako ekwiwalent dowolnej rzeczy: dostojeństwo przysługuje tylko temu, co indywidualne; to, co odpowiada wielu wartościom, odpowiada najniższej z nich i dlatego także najwyższą ściąga na najniższy poziom. Na tym polega tragizm wszelkiej niwelacji, że sprowadza całość do poziomu najniższego jej elementu1. Pieniądz zatem „spłaszcza” rzeczywistość, sprowadza byt do wspólnego mianownika, eliminuje inne wymiary sensów i znaczeń, jakby w myśl ekonomicznego odpowiednika brzytwy Ockhama: nie należy mnożyć sfer rzeczywistości (czy też schematów interpretacyjnych tejże rzeczywistości) nad potrzebę, zwłaszcza jeśli zasady ekonomiczne tłumaczą byt wystarczająco dobrze, by w nim funkcjonować. Równocześnie jednak, właśnie jako taka wszechwładna i jedyna skala wartości dla wszystkiego, jest pieniądz w dzisiejszym świecie nieodzowny, albowiem pieniądz w przeciwieństwie do wszystkich specyficznych wartości jest czymś bezosobistym i bezbarwnym, i właśnie wskutek tego braku charakteru – coraz bardziej widocznego w toku rozwoju kultury, jako że pieniądz staje się ekwiwalentem coraz większej liczby coraz różnorodniejszych rzeczy – świadczy bezmierne usługi2. O tych usługach właśnie – kupowanych niemałym egzystencjalnym kosztem – będziemy tu mówić. One stanowią bowiem, że z teoretycznym także namysłem można się nad pieniądzem pochylać. Jest zatem tak, że – pod nieobecność wieczności i wiecznych spraw, ku którym się ongiś z pietyzmem zwracano – mowy o pieniądzach nie unikniemy, bo zakotwiczają nas one wśród rzeczy, a także ludzi, czyli po prostu w tym, co jest dla nas dzisiaj rzeczywistością. W rzeczywistość trzeba się jednak wkupić. Czy raczej: rzeczywistość tę trzeba dopiero stworzyć z rzeczy zakupionych, bo przecież sami ich już robić nie potrafimy. Otoczyć się tedy przedmiotami, które pozwolą spełnić wymóg troski o swe własne bycie i uczynią to bycie znośnym, a najlepiej przyjemnym. Ponadto, przedmioty te – książki, płyty, zastawy, ubrania, obrazki, meble, samochody, domy w końcu – odwzorować mają i poświadczyć naszą tożsamość. Jakiekolwiek by były – są wszak nasze i przez nas wybrane. W przedmiotach nam poręcznych i codziennie współtowarzyszących chcemy ją nieustannie widzieć i afirmować, potwierdzić, iż jest czymś więcej niż nietrwałym obłokiem przypadkowych uwarunkowań. Ostatecznie to bibeloty i narzędzia codzienności określają naszą odmienność, ustanawiają tożsamość, 1 2 G. Simmel, Pisma socjologiczne, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 2008, s. 109. Ibidem, s. 103. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010 © for this edition by CNS MONETY.indb 188 2010-05-05 09:12:38 Pieni¹dze w strukturze codziennoœci 189 a przynajmniej jakąś jej część, w sposób wymierny i widoczny dla wszystkich. Są ekspozycją jaźni. Ktoś, kto nie miałby nic, byłby w dzisiejszym świecie – pewnie też w każdym innym – nikim. Nawet kloszardzi, pozbawieni niemal wszystkiego, przywiązują się do swoich drobnostek, do swych drobnych śmieci: tępych nożyków, starych kubków, zardzewiałych dwukółek, kolorowych wycinków, szmat i kartonów. Każdy chce coś mieć, choćby dla innych owo coś nic nie znaczyło, w czym skraplałoby się jego pożądanie bytu, z czym mógłby złączyć jakąś historię, dokleić wyobrażenia, czemu mógłby nadać jakiś sens i zobaczyć refleksy tego, co ważne. Dostrzec przebłyski świata innego niż ten, który go otacza. Niektóre spośród przedmiotów mogą o takich innych światach, innych czasach i miejscach przypominać. Słowem, mogą one stać się znakami, których signifie odsyła do głęboko zakorzenionych, konstytutywnych dla naszego jestestwa obrazów i uczuć. Przywiązanie do przedmiotów i ludzi poświadcza też, jak bardzo, na ogół, chcemy być. I nie zniknąć całkiem. Kultywujemy przedmioty, bo wiemy, że niektóre z nich mogą trwać dłużej niż człowiek i o człowieku (wraz z jego światem) już nieistniejącym zaświadczać. Dlatego też z takim pietyzmem przechowujemy pamiątki, artefakty z przeszłości, że poświadczają one zwycięstwo ludzkiej myśli i kunsztu rąk nad okrucieństwem czasu. Kultura, materializująca się przecież w przedmiotach, jest tedy namiastką nieśmiertelności, pełni funkcję konsolacyjną w obliczu nieodwołalnego unicestwienia wszystkich ludzi. W rzeczach i przez nie zwyciężamy czas, i to nawet wówczas gdy – zamiast przechowywać – nieustannie wymieniamy przedmioty. Wtedy mamy bowiem dojmujące wrażenie, iż czas ów jest ich niewyczerpywalnym zdrojem i łatwiej zapominamy, że jest także ich pełzającym kresem. Tak tedy, po pierwsze, rzeczy. Przedmioty zapełniają nasz świat, przedmioty ten świat konstytuują. Tworzą jego smak, styl i konsystencję – jakość. Są źródłem estetycznego powabu, emanują swą dodaną, symboliczną wartością, sprawiają przyjemność samym swym istnieniem i przynależeniem do kręgu tego, co moje, kręgu, który z kolei jest miarą mej pracy i zaangażowania w świat. Przedmioty, w przeciwieństwie do ludzi, zawsze pozwalają się dotykać, oglądać i w pełni, bez reszty, mieć. W tym sensie są wdzięczne i urokliwe niczym patriarchalny ideał kobiety. Poprzez nie samookreślamy się, wyznaczając kontury naszej tożsamości. Wszak widzimy w nich historię swych pragnień, których koleje wyznaczają część wewnętrznych dziejów naszego bycia. Dzięki rzeczom odsuwamy ponurą prawdę o absurdalności egzystencji, jej braku jakiegokolwiek „skąd?” i „dokąd?”, braku ostatecznego, bezwzględnie obowiązującego celu, ku któremu myśl i działanie człowieka mogłyby się kierować. A rzeczy te nabywamy właśnie za pieniądze, za sprawą kupna, transakcji. Stąd też musi się pojawić i pojawia się myśl, że nie ma nic poniżającego w kupowaniu i sprzedawaniu – nic poniżającego w pragnieniu posiadania tej koszuli (żeby ją założyć, żeby mnie w niej widziano) ani w pragnieniu posiadania tej książki (żeby ją przeczytać, żeby ją oznaczyć własnym imieniem i nazwiskiem), i nie ma nic poniżające- Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010 © for this edition by CNS MONETY.indb 189 2010-05-05 09:12:38 190 BARTOSZ JASTRZÊBSKI go w udostępnianiu tych rzeczy za pewną cenę, jeżeli nawet jest to taka cena, że nie mogę kupić obydwóch tych rzeczy zarazem3. W niektórych czasach i miejscach nie było nic poniżającego nie tylko w zakupie książki czy koszuli, lecz także żony na przykład. One też, żony, chciały – i pewnie nadal chcą, tylko w inny sposób – mieć wymierną wartość, mężczyźni zaś chcieli uczciwie nabyć to, co wartościowe, by ozdabiało im byt i potwierdzało ich status, a więc wzmacniało z kolei ich poczucie wartości. Wspomina o tym Simmel: kobiety z ludu Kaffer nie uważają ich sprzedaży za poniżenie, wręcz przeciwnie – dziewczęta są z tego dumne, i im więcej wołów i krów kosztowały, tym bardziej wartościowe się czują [...] Czyni to zrozumiałym fakt, że w niektórych plemionach amerykańskich oddanie dziewczyny bez ceny uważane jest za istną degradację jej i całej jej rodziny, i nawet jej przyszłe dzieci nie są traktowane lepiej niż bękarty4. Mamy tu więc ów powracający motyw: pieniądz wprawdzie homogenizuje wartość, ale przynajmniej ją ustala i podtrzymuje. Rzeczy owe, co ozdabiają i ulepszają istnienie, trzeba zatem nabyć, ludzi zaś – także niezbędnych do konstruowania naszego prywatnego świata – w taki czy inny sposób zjednać, czyli dowieść im, iż bycie z nami będzie dla nich źródłem psychicznego dobrostanu przy minimum cierpienia. Jak zauważa Michael Walzer: O ile nie możemy wydawać pieniędzy na poziomie wyższym niż to, co uważa się za konieczne do przetrwania, o ile nie posiadamy jakiejś dozy wolnego czasu i komfortu, które można kupić za pieniądze, cierpimy niedostatek poważniejszy niż ubóstwo jako takie, cierpimy swego rodzaju głód znaczenia społecznego, cierpimy poczucie społecznego wydziedziczenia [...] O ile nie posiadamy pewnej liczby rzeczy wymaganych społecznie, nie możemy cieszyć się uznaniem społecznym i być uważani za osoby pełnosprawne5. Przy czym nie chodzi tylko (i głównie) o dość ogólne uznanie społeczne, lecz także o to, w jaki sposób będziemy w stanie ułożyć nasze relacje z ludźmi, konkretnymi ludźmi, w tym z tymi bardzo dla nas ważnymi. Mianowicie, co będziemy mogli im zaoferować, jak bardzo będziemy w stanie ich zabezpieczyć, jakie przyjemności (lub nieprzyjemności) staną się ich udziałem, gdy będą blisko nas kroczyć. Zatem, jakimi będziemy mężami, kochankami, przyjaciółmi, rodzicami... Nie mam tu na myśli jakiejś wulgarnie rozumianej interesowności współbycia, wykorzystywania lub pozwalania się wykorzystywać, lecz możliwą formę, jakość i przestrzeń tych relacji. To, czy będziemy mogli zaprosić kogoś do kina, kawiarni lub na dobry obiad, czy będziemy mogli mu kupić naszą ulu3 Ibidem, s. 174. G. Simmel, Filozofia pieniądza, przeł. A. Przyłębski, Poznań 1997, s. 346. 5 M. Walzer, Sfery sprawiedliwości. Obrona pluralizmu i wolności, przeł. M. Szczubiałka, Warszawa 2007, s. 168. 4 Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010 © for this edition by CNS MONETY.indb 190 2010-05-05 09:12:38 Pieni¹dze w strukturze codziennoœci 191 bioną i ważną książkę. Czy będziemy w stanie zabrać go w piękne lub z innych przyczyn godne zobaczenia miejsce. Czy będzie w naszej mocy sprawić mu radość, na przykład tak jak dziecku, gdy kupujemy mu prezent, a szczęście jego jest wówczas autentyczne i przez to zniewalające, nawet jeśli jego przyczyna zdaje się marnej jakości. Uczynić więc radość, którą i my będziemy się cieszyć, bo łatwiej przecież i szlachetniej radować się z zadowolenia innych, niż generować je autotelicznie i pożywać samemu tylko. O to w końcu idzie, czy będziemy w stanie drugiemu coś dać lub pomóc, kiedy będzie tego potrzebował – ubrać go i nakarmić. Chodzi więc o rzeczy proste, zwyczajne, niezbyt wzniosłe, lecz ważne, w które pieniądze w sposób konieczny są uwikłane. Rzecz tyczy się możliwości ekspresji naszej istoty, dawania świadectwa naszym uczuciom, wyrażania i spełniania naszych i ludzi nam bliskich pragnień, nie tylko tych przyziemnych i trywialnych, ale także tych celujących (nieco) wyżej. Pieniądze zahaczają więc o rzeczy istotne i smak tej istotności w pewnej mierze im się udziela. I pieniądze z jednego jeszcze względu są nieodzowne. Dzięki nim kupujemy usługi, czyli to, czego żadną miarą nie mamy ochoty – lub możliwości – sami robić. A przyznał to nawet Zygmunt Freud, że unikanie przykrości, tego, co bolesne lub wstrętne, bywa silniejszą pobudką działania niż poszukiwanie rozkoszy. Bo wyobraźmy sobie, jakim pasmem trudów, klęsk i zgryzot byłoby nasze życie, gdybyśmy wszystko – niczym ludzie archaiczni – musieli robić sami. Byłby to niekończący się koszmar nieudanych prób, piekło przymusu robienia tego, czego nie umiemy i nie lubimy robić. Pieniądze są tedy po to, aby się wykupić od tego, co niewdzięczne, nieznośne, męczące, nie wyłączając przymusu myślenia o nich właśnie, bo ten należy do najgorszych. I tak, biorąc pod uwagę te wszystkie dobrodziejstwa, jakie za sprawą pieniędzy stają się naszym udziałem, łatwo zapominamy o początkowych zastrzeżeniach, podług których pieniądz spłaszcza i sprowadza do najniższego mianownika rzeczywistość i wszelkie wartości. Bo przecież dobrze byłoby mieć trochę gotówki. Zagarnąć ją jednym, sprytnym a zwycięskim, ruchem lub choćby uskładać powoli, jeśli już nie można inaczej. Na samą myśl o tym wyobraźnia zaczyna działać gorączkowo, jakkolwiek byśmy się od tego nie odżegnywali. Można byłoby myśleć wówczas ściślej, można byłoby działać efektywniej i bardziej „po naszemu”, załatwić z „ułańską” iście fantazją parę zaległych spraw i spełnić kilka zalegających od dawna gdzieś na dnie umysłu życzeń – wszak urok pieniędzy to w dużej mierze właśnie urok naszych pragnień i wizji. Dowieść więc niedowiarkom jak bardzo się mylili, pokazać wrogom, jaką potęgę mają naprzeciw siebie przy całej ich słabości. Można byłoby wówczas porzucić obmierzłą często pracę i oddać się błogiemu wylegiwaniu. Po prostu odpocząć w końcu, bo życie męczy, a zarabianie pieniędzy to już szczególnie źle w ekonomice sił się przedstawia. Ogólnie zatem nie chcemy wiele. Rzec można: minimum. Aż prosi się zacytować tu Heinricha Heinego, który też wyznaje ubóstwo swych życzeń: Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010 © for this edition by CNS MONETY.indb 191 2010-05-05 09:12:39 192 BARTOSZ JASTRZÊBSKI Jestem człowiekiem o najbardziej pojednawczym sposobie myślenia. I takie są moje życzenia: skromny domek pod strzechą, przy tym jednak dobre łóżko, dobre jedzenie, mleko i masło bardzo świeże, przed oknami kwiaty, przed drzwiami kilka pięknych drzew, a jeśli dobry Bóg zechce mnie całkiem uszczęśliwić, to niech mi da ucieszyć się widokiem sześciu lub siedmiu moich wrogów wiszących na tych drzewach. Ze wzruszeniem wybaczę im przed śmiercią wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządzili w życiu – tak, trzeba wybaczać swoim wrogom, ale nie wcześniej nim zawisną na gałęzi6. I – jak powiedziano – my także skromne i całkiem ludzkie mamy życzenia, nieodbiegajace daleko od tych, o których mówi poeta. I gdyby się dało spełnić je bez tykania przebrzydłej mamony, byśmy to na pewno chętnie zrobili. Ale się nie da i w tym problem. Zważywszy więc na to, co powyżej, pojawia się tu takie, oczywiste, zagrożenie: że jako środek tak cenny i użyteczny pieniądz łatwo może stać się celem samym w sobie. Niczym klucz otwierający wszystkie drzwi i eminentnie zawierający już w sobie wszystko to, co za tymi drzwiami się znajduje, niczym czarodziejska różdżka, którą sprawić można wszystko – dobrobyt, spokój, bezpieczeństwo, szczęście po prostu. Zatem rację ma Simmel, gdy powiada, iż „żaden inny przedmiot, który ma wartość tylko jako środek, nie zdołał tak energicznie, tak kompletnie i z takimi konsekwencjami dla całości życia stać się – pozornie lub rzeczywiście – celem dążeń i samoistnym źródłem satysfakcji”7. Przysłania sobą, wówczas gdy tak się stanie, wszelkie widoki, ku którym miał nas prowadzić, nakazuje nieustanne gromadzenie, bo przecież nie można – tak po prawdzie – mieć za dużo pieniędzy, tak jak nie sposób cierpieć nadmiaru szczęścia czy przyjemności. Cieszy chłodnym ciężarem monety i dyskretnym, liściastym szelestem banknotu. Zmusza do biegu i gonitwy – wszak niepodobna być apatycznym i opieszałym w rozpromienianiu siebie i innych. Wślizguje się i instaluje nieusuwalnie w życie umysłu, rozmieniając myśli na drobne. Straszy po nocach swym własnym niedoborem, co ruiną jest spraw dużych i małych. Każe się szukać na wszelkich gościńcach rzeczywistości, które przemierzamy, próbując odnaleźć siebie i to, co własne. Trochę po protestancku rzec można, iż staje się widomym znakiem przychylności bogów, za którą nieraz przecież tęsknimy. W swej obecności lub nie, to wszak wieczny towarzysz człowieka, lokator jego myśli, kieszeni i kont, jednako i władca, i służebny. Tak samo szatańska pokusa, symbol bezdusznego Imperium, zarówno dźwięczący diabelskim chichotem naszej własnej zachłanności, jak i moralnie czysty wdowi grosz. Słowem, bożek to o podwójnym obliczu i być może dlatego właśnie tak dobrze leżący nam w dłoni. I na języku, gdy w końcu staje się opłatą dla Charona. 6 7 Cyt. za: Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, przeł. J. Prokopiuk, Warszawa 1967, s. 282. Ibidem, s. 111. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010 © for this edition by CNS MONETY.indb 192 2010-05-05 09:12:39