Dziennik Polski 6 października 2010
Transkrypt
Dziennik Polski 6 października 2010
A4 www.dziennikpolski24.pl ŚRODA, 6 PAŹDZIERNIKA 2010 Kraj | Małopolska Pan po balkonik? Proszę czekać! 30 000 Z D R O W I E . Narodowy Fundusz Zdrowia wprowadził ograniczenia w refundacji wyrobów medycznych. Powód? Brak pieniędzy. Efekt? Na materac przeciwodleżynowy, balkonik czy protezę pacjenci muszą czekać kilka tygodni. W wypożyczalni sprzętu medycznego, prowadzonej przez Fundację na Rzecz Chorych na Stwardnienie Rozsiane im. bł. Anieli Salawy, ruch jest większy niż zwykle. Pacjenci, którzy nie mogą doczekać się refundacji wyrobów medycznych, przychodzą tu po pomoc. Najczęściej wypożyczane są kule, balkoniki i materace przeciwodleżynowe. – Od wakacji zgłasza się do nas coraz więcej osób. Mówią, że są kłopoty z realizacją wniosków o refundację potrzebnego im sprzę- tu – potwierdza Stefan Chłopicki, wiceprezes krakowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem. Doszło nawet do tego, że to urzędnicy NFZ kierują chorych do wypożyczalni. Zdaniem Anny Kocemby z Ogólnopolskiej Izby Specjalistycznego Zaopatrzenia Medycznego, to najgorszy rok dla pacjentów. – Kolejki pojawiły się już w marcu. Obecnie w okolicach 8.– 9. dnia miesiąca NFZ blokuje kolejne wnioski o refundacje. Pacjenci muszą więc czekać trzy–cztery tygodnie, aby otrzymać potrzebny sprzęt – mówi Anna Kocemba. Na bieżąco pomoc otrzymują jedynie pacjenci, którzy potrzebują zaopatrzenia cyklicznego: pieluch, worków na mocz, sprzętu stomij- NFZ do materaca dopłaca 350 zł, a szpitalne leczenie operacyjne odleżyn może kosztować fundusz nawet 20–30 tys. zł nego. Osoby ze schorzeniami ortopedycznymi muszą czekać. – W najtrudniejszej sytuacji są pacjenci, którzy potrzebują materaca przeciwodleżynowego. Są często w stanie bardzo ciężkim, więc nie mogą czekać kilku tygodni – mówi Robert Michniewicz, właściciel sklepu medycznego w Zakopanem. Anna Kocemba wylicza – NFZ do materaca dopłaca 350 zł, a szpitalne leczenie operacyjne od- leżyn może kosztować fundusz nawet 20–30 tys. zł. – Musieliśmy wprowadzić kolejki. Nie chcieliśmy doprowadzić do sytuacji, że w ostatnich miesiącach roku środki całkowicie wyczerpią się, a pacjenci na potwierdzenie wniosku będą czekać miesiącami – tłumaczy Jolanta Pulchna, rzeczniczka Małopolskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Studenci piszą o depresji mogę zaproponować w tej cenie tylko trzydzieści worków – mówi Robert Michniewicz. Podobnie jest z pieluchami. Kwota refundacji wystarcza na około 30 pieluch miesięcznie, podczas gdy chorzy potrzebują ich co najmniej dwa razy więcej. Obawy wzbudza również propozycja ustawy o refundacji leków, środków specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych. Dokument ma wprowadzić sztywne marże. Inicjatorzy zmian twierdzą, że dzięki temu pacjent będzie miał gwarancję, że w każdym sklepie kupi dany produkt w tej samej cenie. Ogólnopolska Izba Specjalistycznego Zaopatrzenia Medycznego twierdzi jednak, że sztywne marże zrujnują rynek. NATALIA ADAMSKA–GOLIŃSKA Nie ma miejsca dla internisty i pediatry FOT. PAP/ TOMASZ GZELL E D U K A C J A . Na Uniwersytecie Jagiellońskim powstała książka, w której studenci opisują swoje psychiczne problemy. To pierwsza w Polsce tego typu publikacja z uczelnią w tle. – Jeszcze się nie ukazała, ale już budzi żywe emocje w środowisku – mówi Ireneusz Białek, kierownik Biura ds. Osób Niepełnosprawnych UJ. Książka „Moja wędrówka” zawiera kilkanaście różnych, nieraz dramatycznych historii obecnych studentów i absolwentów uniwersytetu. Opowiadają o chorobach i problemach psychicznych, z którymi borykają się w codziennym, studenckim życiu. Przypadki są rozmaite: od schizofrenii przez depresję po anoreksję. Część autorów postanowiła podpisać się własnym imieniem i nazwiskiem, niektórzy piszą pod pseudonimem. – Chcą w ten sposób otworzyć się na innych ludzi, pokazać, że odwaga pomaga, że jeśli ma się problemy, nie warto tego ukrywać, tłumić. Choroby psychiczne to ciągle bowiem temat tabu – mówi Ireneusz Białek. Dodaje, że w społeczeństwie wciąż funkcjonują związane z tym mity. Np. nie odróżnia się niepełnosprawności intelektualnej od choroby psychicznej. Stereotypem jest też przekonanie, że osoby chorujące psychicznie nie mogą pracować zawodowo. Książka „Moja wędrówka” ujrzy światło dzienne 10 października, czyli w Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Na razie nie wiadomo jednak, czy będzie ona dystrybuowana tylko w środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego, czy trafi do szerszego grona czytelników. – Wiele zależy od tego, jak zostanie przyjęta. Już teraz budzi wiele emocji – mówi Ireneusz Białek. Książka powstała w ramach nowatorskiego projektu, który UJ realizuje dzięki grantowi unijnemu. W niepokojąco szybkim tempie przybywa bowiem studentów, którzy mają problemy natury psychicznej. W ramach projektu młodzi ludzie otrzymają kompleksowe wsparcie psychologiczne i psychiatryczne, którego będą udzielać specjaliści spoza uczelni. KATARZYNA KLIMEK–MICHNO [email protected] Nakłady na zaopatrzenie ortopedyczne na początku roku wynosiły 51,7 mln zł, czyli o ponad 3 mln zł mniej niż w 2009 r. Jak informuje rzeczniczka, po lipcowej korekcie budżetu udało się dofinansować ten rodzaj świadczeń i obecnie w budżecie małopolskiego NFZ na ten cel przeznaczono 54,2 mln zł. Podobna kwota planowana jest na przyszły rok. Kolejki to nie jedyny problem pacjentów. Limitów refundacji Ministerstwo Zdrowia nie aktualizowało od wielu lat. W rezultacie część z nich ma się nijak do cen rynkowych. – Przykładowo, limit refundacji na worki stomijne wynosi 300 zł miesięcznie, a na wniosku jest napisane, że pacjent powinien za to otrzymać około 90 worków. Tymczasem sprowadzając produkt o przyzwoitej jakości, Badanie krwi szansą na wczesne wykrycie białaczki Rocznie odnotowuje się w Polsce do 400 nowych przypadków przewlekłej białaczki szpikowej. Szansą na wczesne wykrycie jest regularne badanie krwi, ale Polacy zaniedbują badania – mówili wczoraj hematolodzy w Warszawie na konferencji „Diagnoza: białaczka...”. W konferencji uczestniczyły m.in. osoby, które zmagają się z chorobą swoją lub kogoś bliskiego, jak Dorota Rabczewska – Doda (na zdjęciu podczas pobierania krwi). (PAP) Szalone pomysły ministerstwa? K O N T R O W E R S J E . Likwidacja Lekarskiego Egzaminu Państwowego to – obok zniesienia stażu – kolejny fundament rewolucyjnych zmian w sposobie kształcenia lekarzy. Pomysły te budzą poważne kontrowersje. Studenci medycyny są przerażeni. Dr Krzysztof Kuszewski, ekspert systemu ochrony zdrowia, podkreśla, że LEP jest bardzo ważny z punktu widzenia interesu pacjenta. – Poziom kształcenia na uczelniach medycznych jest zróżnicowany. Konieczność zdania Lekarskiego Egzaminu Państwowego mobilizuje do nauki absolwentów słabszych ośrodków – podkreśla dr Kuszewski. W podobnym tonie wypowiada się prof. Tomasz Grodzicki, dziekan Wydziału Lekarskiego CM UJ. Zauważa ponadto, że LEP jest doskonałym miernikiem poziomu kształcenia przez poszczególne uczelnie medyczne. Okręgowa Rada Lekarska w Warszawie – w stanowisku sprzeciwiającym się pomysłom resortu – podkreśla, że postęp nauk medycznych sprawił, iż znacznie wzrósł zakres wie- dzy, jaką należy przekazywać studentom medycyny. A projekty rządowe idą w przeciwnym kierunku. Nie wszyscy jednak bronią LEP. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy uważa, że ten dodatkowy test – weryfikujący umiejętności nabyte podczas studiów – nie jest konieczny. W każdym razie nie powinien być warunkiem otrzymania prawa wykonywania zawodu. Jest natomiast bardzo przydatny do weryfikacji najlepszych kandydatów na najbardziej oblegane specjalizacje. Kolejny pomysł rządu na szybkie zwiększenie liczby medyków to uznanie, że wykonywaniem zawodu lekarza jest także... kierowanie placówką zdrowotną czy praca w administracji, np. w Narodowym Funduszu Zdrowia. W myśl obecnych regulacji lekarz po pięciu latach urzędowania – czyli przerwania praktyki – przed ponownym jej podjęciem musi przejść tzw. staż przypominający. Jeśli projekt resortu przejdzie, nie będzie to konieczne. Urzędnik będzie więc od razu mógł leczyć ludzi. W ocenie dr. Jerzego Friedigiera, wiceprezesa Okręgowej Izby Lekarskiej, to bardzo niedobra zmiana. Może ona skutkować wzrostem błędów popełnianych przez takich lekarzy. Prezydium Okręgowej Rady Lekarskiej w Katowicach w oświadczeniu podkreśla, że byłoby to sprzeczne „z interesem społecznym”. Dobrą zmianą w proponowanych zapisach – co podkreślają wszyscy rozmówcy „Dziennika Polskiego” – jest natomiast zniesienie limitów przy egzaminach specjalizacyjnych. Obecnie rezydent może podchodzić do egzaminu specjalizacyjnego tylko trzykrotnie. Kolejnej szansy nie ma, co oznacza, że kilka lat kształcenia, najczęściej na koszt podatnika, idzie na marne. W myśl nowych zapisów, będzie mógł zdawać do skutku. Wszystkie te zmiany znajdują się w projekcie nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza. 2 października minął termin zgłaszania uwag. Teraz rozpocznie się dyskusja. DOROTA STEC–FUS [email protected] Z D R O W I E . W placówkach Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) nie ma miejsca dla pediatrów i internistów. Są one zastrzeżone wyłącznie dla lekarzy rodzinnych, choć kształcenie w tej specjalności jest krótsze niż w dwóch wymienionych wcześniej. Internista i pediatra nie może nawet zbierać tzw. opcji, czyli podpisów pacjentów optujących za ich pracą w POZ. Za to wolno to robić lekarzowi dopiero rozpoczynającemu specjalizację z medycyny rodzinnej. Gorsze wypiera lepsze. Traci pacjent. Podczas konferencji „Miejsce interny i pediatrii w polskim systemie opieki zdrowotnej”, która odbyła się wczoraj w Krakowie, zastanawiano się nad rolą, jaką mają pełnić lekarze obu tych specjalności w systemie opieki zdrowotnej w Polsce, bowiem ich sytuacja nie jest jasna. W Polsce nie ma obecnie ani jednej specjalistycznej poradni internistycznej ani pediatrycznej. Dlatego kolejki do lekarzy wąskich specjalności pęcznieją. Chorzy, którzy nie mogą czekać na wielomiesięczne terminy kolejnych wizyt u kolejnych specjalistów, czyli ci, których nie stać na opłacenie wizyt w prywatnym gabinecie, idą na szpitalny SOR. Podobnie matki z chorymi dziećmi. Opłaca się im czekać nawet kilka godzin, bo w perspektywie otrzymają kompleksową pomoc – badania i diagnozę za darmo i w jednym miejscu. Na SOR–ach jest takich pacjentów ponad 80 proc. Niestety, skutkuje to tym, że ludzie naprawdę potrzebujący pomocy czekają w wielogodzinnych kolejkach tak samo, jak ci, którzy chcą tylko rzetelnej pomocy! – Interniści i pediatrzy potrafią zrobić dużo dobrego w tym systemie i stanowić cenne uzupełnienie tego, co mamy – przekonywał Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. – Tymczasem jesteśmy w sytuacji skrajnie niekorzystnej. Nie mamy lekarzy rodzinnych w wystar- czającej ilości i mieć nie będziemy przez najbliższe 20 lat. A jednocześnie tej nielicznej grupie zawodowej zapewniono monopol – dodaje. Jakie przesłanki przemawiają za tym, że w podstawowej opiece zdrowotnej wyżej ceniony jest lekarz rodzinny niż internista i pediatra? Nie ma żadnych logicznych przesłanek, by uznać, że interniści i pediatrzy nie mają wystarczających kwalifikacji do pracy w POZ – MÓWI DR N. MED. JERZY FRIEDIGER – W obu tych specjalnościach kształcenie jest dłuższe i bardziej specjalistyczne – mówi dr n. med. Jerzy Friediger, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Krakowie. – Nie ma więc żadnych logicznych przesłanek, by uznać, że interniści i pediatrzy nie mają wystarczających kwalifikacji do pracy w POZ. Na pozycje obronne zostali zepchnięci w wyniku głupich i złych przepisów – twierdzi. Wnioski? Trzeba podjąć działania w sprawie zniesienia ustawowego ograniczenia dostępu do pracy w POZ internistów i pediatrów. Dobrze byłoby także stworzyć sieć specjalistycznych poradni internistycznych i pediatrycznych. Przez pediatrów, internistów i samorząd lekarski przygotowywane jest memorandum – list otwarty do Ministerstwa Zdrowia. Ma być gotowe w najbliższych dniach. Sytuacja musi się zmienić, jeśli chcemy, żeby opieka internistyczna i pediatryczna (E) dobrze funkcjonowały. [email protected]