niemcy robią wszystko, by przyciągnąć polaków do pracy

Transkrypt

niemcy robią wszystko, by przyciągnąć polaków do pracy
NIEMCY ROBIĄ WSZYSTKO, BY PRZYCIĄGNĄĆ POLAKÓW DO PRACY
EWA WESOŁOWSKA,WWW.GOSPODARKA.DZIENNIK.PL (2011-10-18 00:00:00)
gospodarka.dziennik.pl/praca/artykuly/362072,niemcy-robia-wszystko-by-przyciagnac-polakow-do-pracy.html
Niemcy dopłacają do pracy Polaków / Shutterstock Polscy elektrycy, spawacze, mechanicy czy
fachowcy budowlani rzadko już pracują w Niemczech za minimalne stawki, czyli 11 euro (45 zł) za
godzinę. Niemieckie firmy, które borykają się z dramatycznym problemem braku rąk do pracy, oferują
im bonusy i premie.
Niemcy robią wszystko, by przyciągnąć Polaków do pracy
Ewa Wesołowska
Niemcy dopłacają do pracy Polaków / Shutterstock Polscy elektrycy, spawacze, mechanicy czy fachowcy
budowlani rzadko już pracują w Niemczech za minimalne stawki, czyli 11 euro (45 zł) za godzinę.
Niemieckie firmy, które borykają się z dramatycznym problemem braku rąk do pracy, oferują im bonusy
i premie.
Dodaj do: Rekomenduj artykuł
Zapotrzebowanie na pracowników w Niemczech jest tak duże, że Polacy mogą negocjować stawki
wynagrodzeń i warunki pracy. Coraz więcej firm gotowych jest także finansować naszym rodakom
doszkalające kursy zawodowe i językowe, pomagać w wynajęciu mieszkania, a nawet płacić po
kilkadziesiąt euro dziennie tzw. rozłąkowego. To sprawia, że pensje polskich pracowników za Odrą
równają się z zarobkami ich niemieckich kolegów po fachu. Agencja pośrednictwa pracy Piening
każdemu polskiemu elektrykowi, który zdecyduje się pracować we Frankfurcie czy Hanowerze, oprócz 10
euro za godzinę płaci dodatkowo 40 euro za każdy przepracowany dzień. – To składnik wynagrodzenia za
to, że ktoś zdecydował się zostawić rodzinę, przyjaciół i przyjechać do pracy w obcym mieście – tłumaczy
Rene Reich, jeden z menedżerów firmy. W efekcie dobry elektryk, ślusarz czy mechanik może zarobić
dziś w Niemczech ponad 2 tys. euro miesięcznie, czyli stawkę podobną do tej, jaką otrzymuje niemiecki
fachowiec. Dodatkowo agencja oferuje pomoc w znalezieniu taniego mieszkania lub hotelu
robotniczego, a jeśli pracownik sobie tego zażyczy, może ściągnąć jego rodzinę. Na jeszcze lepsze
warunki mogą liczyć specjaliści: lekarze, inżynierowie czy informatycy technicy opracowujący
dokumentację budowlaną. Ich pensje zaczynają się od 4 tys. euro miesięcznie, ale najlepsi z
doświadczeniem i dobrą znajomością języka mogą liczyć nawet na 6 – 8 tys. euro. – Firmy, które zleciły
nam rekrutację, gotowe są dziś płacić nawet 10 – 15 proc. więcej niż jeszcze pół roku temu – mówi
Przemysław Osuch, menedżer z agencji pośrednictwa pracy Adecco. Sęk w tym, że chętnych do pracy
brakuje. Adecco do tej pory oddelegowała za Odrę niespełna 100 osób, z czego większość to pielęgniarki
oraz wykwalifikowani specjaliści średniego szczebla. Z kolei agencji Piening, rekrutującej pracowników
do firm z branży elektryczno-mechanicznej, udało się znaleźć niespełna 10 fachowców. To kropla w
morzu potrzeb, bo Rene Reich zapewnia, że miałby pracę nawet dla 200 – 250 osób. Z danych agencji
rekrutacyjnych, a także Polsko-niemieckiej Izby Przemysłowo-handlowej wynika, że w sumie od początku
maja (wtedy Niemcy otworzyli dla nas całkowicie swój rynek) do końca września do pracy za Odrę
wyjechało co najwyżej 30 tys. osób. To trzy razy mniej, niż szacowali eksperci. Rozwijająca się do tej pory
w tempie 3 proc. rocznie niemiecka gospodarka coraz bardziej cierpi na brak rąk do pracy. Z danych
Instytutu Badań na Rynkiem Pracy wynika, że wakaty są dziś w ponad 70 proc. tamtejszych firm.
Bezrobocie w Niemczech wynosi 6 proc. Główną barierą dla Polaków do podejmowania tam pracy jest
słaba znajomość niemieckiego. – Bez umiejętności porozumiewania się w tym języku szans na pracę nie
mają specjaliści średniego i wyższego szczebla – mówi Osuch. Mniejsze wymagania polskim
pracownikom stawiają natomiast pracodawcy poszukujący osób do prostych prac produkcyjnych czy
budowlanych. Polskie agencje pośrednictwa pracy wyspecjalizowały się nawet w tworzeniu całych
zespołów, w których tylko jedna, czasem dwie osoby znają język. Pełnią one funkcję tzw. liderów,
pośredniczących w przekazywaniu uwag i komunikatów pracodawcy. Takie ekipy montuje m.in. Work
Express, a także agencja Otto. Pośrednicy troszczą się też, żeby na miejscu były instrukcje i ulotki w
języku polskim. Agencja Piening od listopada rusza z darmowymi kursami niemieckiego w Katowicach i
Poznaniu. – Jeśli będzie zainteresowanie naszą ofertą, to uruchomimy podobne kursy w innych miastach
– mówi Rene Reich. Nie wiadomo jednak, czy z czasem popyt na polskich pracowników w Niemczech nie
będzie maleć. Federalna Agencja Pracy poszukuje już specjalistów w Hiszpanii, Grecji i Portugalii, gdzie
utrzymuje się wysokie bezrobocie. O tym, że rynek za Odrą może się skurczyć, świadczą też ostatnie
prognozy, które zapowiadają spowolnienie wzrostu gospodarczego. A w 2013 roku do pracy za Odrę
ruszą Rumuni i Bułgarzy. W 2013 roku do pracy ruszą Rumuni i Bułgarzy Komentarz prawny Polacy
wybierający się do Niemiec powinni szukać tam zatrudnienia na podstawie umowy o pracę. Alternatywą
jest zatrudnienie przez agencję pracy tymczasowej, ale jest ono zwykle mniej korzystne. Po pierwsze
pracownika agencji pracy tymczasowej łatwiej zwolnić niż pracownika na stałym etacie zatrudnionego
bezpośrednio u niemieckiego przedsiębiorcy. Po drugie płaca minimalna w agencji pracy tymczasowej
jest zwykle niższa niż obowiązująca na podstawie niemieckich układów zbiorowych pracy w popularnych
zawodach, takich jak budowlańcy, elektrycy, pielęgniarki, malarze czy dekarze. Jeśli chodzi o minimalną
pensję w tych branżach, to może ona wynosić nawet do 45 zł za godzinę, co daje nawet 7000 zł
miesięcznie przy pracy po 40 godzin tygodniowo. Zatrudniając się na umowę o pracę w Niemczech,
warto pamiętać, że przez pierwsze 6 miesięcy pracodawca może zwolnić pracownika bez podawania
przyczyny, nawet jeśli umowa jest zawarta na czas nieokreślony. W Polsce jest to niemożliwe i do
zwolnienia pracownika zatrudnionego na umowę na czas nieokreślony potrzebne są uzasadnione
powody. Warto wspomnieć, że w razie sporu sądowego koszty są ponoszone przez każdą stronę we
własnym zakresie niezależnie od tego, czy pracownik wygra, czy też przegra sprawę.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna