Debata pełna iluzji

Transkrypt

Debata pełna iluzji
Debata pełna iluzji
DR JOANNA TYROWICZ ;PAWEŁ STRZELECKI
Gazeta Wyborcza, wydanie z dnia 16/02/2012Gospodarka, str. 24
Nie ulega chyba wątpliwości, że pracować będziemy inaczej i dłużej niż nasi rodzice. Jednak ani rządowy
projekt ustawy, ani jego uzasadnienie nie odnoszą się do alternatywnych sposobów osiągnięcia tej zmiany
Po pierwsze: skutki wprowadzenia reformy emerytalnej
W dyskusji dotyczącej podnoszenia wieku emerytalnego w Polsce wiele uwagi poświęcane jest podobnym krokom dokonywanym w krajach Europy Zachodniej. Pamiętać jednak należy, że w przeciwieństwie do większości
krajów Europy Zachodniej w Polsce obowiązuje tzw. system zdefiniowanej składki. Wynika z niego bezpośrednio, że emerytury zależą od kapitału odłożonego przez całe życie oraz od czasu, przez jaki będziemy później je
pobierać. Dłuższe trwanie życia oznacza zatem, że albo ta sama ilość zgromadzonych środków będzie musiała
wystarczyć na dłużej, albo też że dłużej zdecydujemy się pracować, odkładając składki. Mechanizm podnoszenia
wieku przejścia na emeryturę jest więc wbudowany w istniejący system, tyle że poprzez indywidualne decyzje
ludzi.
Czy na proponowanym rozwiązaniu zyskają finanse publiczne? W ostatecznym rozrachunku nie, bo składki
zgromadzone na emerytury i tak trzeba będzie wypłacić wraz z waloryzacją. W okresie kilku lat sektor finansów
publicznych doświadczy ulgi związanej z mniejszą liczbą osób przechodzących na emeryturę, ale za kilka lat te
osoby i tak osiągną wiek ustawowy i będą mogły pobierać świadczenie.
Czy zyska gospodarka? Powtarza się argument o "brakujących rękach do pracy" oraz "permanentnym niżu demograficznym". Prawda jest jednak taka, że realny skutek pozostawania na rynku pracy dłużej przez osoby w
wieku przedemerytalnym będzie dość symboliczny. Obliczenia wskazują, że wzrost gospodarczy może być tylko
nieznacznie szybszy, a tzw. podaż pracy zwiększy się maksymalnie o ok. 1,2 mln osób w porównaniu z sytuacją,
gdybyśmy niczego nie zmieniali. Tę liczbę można porównać z np. niemal 4,5 mln nieaktywnych osób niepełnosprawnych w Polsce czy szacunkiem ok. 1,5 mln osób przerostu zatrudnienia w rolnictwie w Polsce. Można ją
także śmiało porównać ze wzrostem emigrantów z Polski w ciągu ostatniej dekady o ok. 1,2 mln.
Czy zyskają na tym emeryci? Wbrew potocznym opiniom podniesienie wieku nie obniży dramatycznie szans na
dożycie wieku emerytalnego, bo w międzyczasie wzrastać powinna oczekiwana długość życia. Duża część osób,
która uwierzyła w założenia reformy emerytalnej wprowadzone ponad 10 lat temu, może mieć jednak mieszane
uczucia, będąc zmuszona pracować dłużej, choć osoby te stać będzie na przejście na emeryturę wcześniej.
Szczególnie gdy państwo nie daje możliwości zwiększania oszczędności emerytalnych w systemie publicznym.
W nowym systemie każdy z nas może wybrać, czy chce niższą emeryturę, czy dłużej pracować.
Skoro powinniśmy wybierać sami, po co ustawowo określać wiek emerytalny? Dla tzw. przeciętnego Kowalskiego pomysł rządu oznacza, że trzeba będzie dłużej poczekać na emeryturę. Różnicę robi to osobom, które do
sześćdziesiątki zarobiły mniej, niż konieczne jest dla godnego życia na emeryturze. Sytuacja ta może być szczególnie częsta w przypadku kobiet. W odniesieniu do tych osób wydłużenie czasu pracy i skrócenie czasu pobierania emerytury naturalnie zmniejszy obciążenia dla systemu publicznego związane z minimalnymi świadczeniami. Gdyby utrzymać wiek emerytalny i relację minimalnej emerytury do płacy na stałym poziomie, w 2050
roku prawdopodobnie ponad 40 proc. kobiet byłoby skazane na dopłaty z budżetu państwa. Jeśli założymy, że ci
niżej zarabiający pracownicy z krótszym stażem pozostaną w zatrudnieniu do 67. roku życia, odsetek ten spadałby do ok. 13 proc. I to jest właśnie potencjalnie najważniejszy skutek proponowanej reformy. Jednak ta korzyść
zależy od wielu czynników, których reforma nie obejmuje i które niekoniecznie muszą faktycznie zmaterializować się w ciągu najbliższych 40 lat. Dla przykładu na razie najniższe emerytury w relacji do przeciętnej płacy
maleją i rząd nie analizuje, czy dziś albo za 10 lat wystarczy to na pokrycie kosztów życia emerytów.
Po drugie: po co spór o 67 lat?
Czy opóźnienie momentu pobierania emerytury przez tych, którzy na nią nie zarobili, wymaga podnoszenia
wieku emerytalnego dla wszystkich? Czy ci, którzy uzyskają maksimum dopuszczanych przez państwo limitów
w oszczędnościach emerytalnych, muszą być ustawowo pozbawiani wyboru? A może ktoś chciałby sobie "wykupić" prawo do emerytury, na którą w pełni odłożył, bardziej intensywnie pracując we wcześniejszych okresach
życia?
Po trzecie: kryteria, a nie wiek!
Głównym problemem, z którym przyjdzie nam się zmierzyć, jest tzw. spadająca stopa zastąpienia, czyli relatywnie niskie emerytury. Raczej nikt nie dopuści do sytuacji, w których emerytura nie pozwala przeżyć na poziomie
minimalnym. W indywidualnych, lecz licznych, przypadkach po przeliczeniu zgromadzone oszczędności nie
pozwolą na to minimum. Nieco dłuższa praca osób, którym nie uda się zgromadzić odpowiednich oszczędności,
pozwoli załagodzić choć częściowo ten deficyt, ale to oznacza, że nie podnoszenia wieku emerytalnego nam
trzeba, ale jasno sprecyzowanej zasady: na emeryturę można przejść tylko po osiągnięciu konkretnego poziomu
emerytury finansowanej z własnych składek. W przypadkach niezdolności do odpowiedniego zarobkowania niech decydują kryteria medyczne i socjalne. Rozwiązanie to wymagałoby jednak nie pójścia na skróty poprzez
podnoszenie wieku wszystkim, ale prawdziwego domknięcia formy emerytalnej z 1999 roku.
Po pierwsze, musiałaby zostać uregulowana sprawa wypłat emerytury, tak aby wiadomo było, kto i na jakich
zasadach będzie wypłacał emerytury z nowego systemu. Nikt dziś nie wie, jak dokładnie będą wyglądać wypłaty
emerytur. Nie ma też podstaw, by oszacować ich wartość w przyszłości.
Po drugie, uporządkowania wymagałoby przedstawianie obywatelom informacji, na jaką emeryturę mogą liczyć,
jeśli przejdą na nią w pierwszym możliwym okresie, a na jaką, jeśli poczekają jeszcze x lat. Istnieją badania,
które wskazują, że choć ludzie przeciętnie kiepsko kalkulują, są wrażliwi na informacje dotyczące emerytur,
bardziej ceniąc sobie wysokość przyszłej emerytury niż wcześniejsze przejście na emeryturę.
Po trzecie, warto być może wrócić do idei niezależnej instytucji, która czuwałaby nad funkcjonowaniem systemu
emerytalnego jako całości, a nie jedynie części związanej z ZUS. Kogoś, kto dbałby realnie o jakość przekazywanej informacji oraz zasady rynkowe wśród tych, którzy powinni dbać o naszą dostatnią przyszłość. Choć
wszyscy wciąż powtarzają, że popierają ideę powołania aktuariusza krajowego, 13 lat od reformy wciąż go nie
ma.
Jednym z zadań aktuariusza powinno być także prognozowanie wysokości minimalnego świadczenia emerytalnego uwzględniającego wzrost cen koszyka dóbr kupowanych przez emerytów, w którym duży odsetek stanowią
leki i opieka medyczna. Bez takich szacunków i autorytetu instytucji je publikującej debata w Polsce zawsze
będzie krążyła wokół sporu o liczbę lat w zamian za dziecko.
Podsumowując, na skutek podniesienia wieku emerytalnego na świadczeniach emerytalnych "zaoszczędzimy"
tylko w najbliższych latach, bo potem i tak każde z nas zacznie pobierać emeryturę. Minister finansów ma rację,
powtarzając ostrzeżenia demografów, że najbliższe dekady będą związane z permanentnym spadkiem liczby
ludzi aktywnych na rynku pracy. Samo podniesienie wieku emerytalnego nie rozwiąże tego problemu. Rynek
pracy musi się coraz bardziej otwierać - na starszych, młodszych, niepełnosprawnych, wyjeżdżających za pracą z
Polski i w ogóle na wszystkich, dla których dziś ofert pracy jest niewiele. Wreszcie, mityczny wzrost emerytur
na skutek podniesienia wieku emerytalnego zorganizowalibyśmy sobie sami. Rzetelnie informowani o wysokości własnych oszczędności (w systemie i poza nim) oraz o kosztach i korzyściach przejścia na emeryturę w danym momencie, często będziemy pozostawać w aktywności zawodowej nawet dłużej, niż wymaga tego prawo.
Po co się spierać o 67 lat? A dlaczego nie 68? Przecież oczekiwane przez rząd "korzyści" byłyby wówczas większe? Potrzebujemy rozwiązań stabilnych. W takim systemie emerytalnym, jaki mamy w Polsce, wiek wyjścia z
rynku pracy, długość życia i wysokość emerytury są automatycznie powiązane. Prawo do emerytury powinno
być automatycznym skutkiem uzbierania w systemie wystarczających oszczędności. Rolą państwa jest zapewnić
nam na ten temat rzetelną wiedzę, która pozwoli - przy danym prawie - dokonać mądrego wyboru każdemu z
nas...
Dr Joanna Tyrowicz
Paweł Strzelecki