Poetycka Poczta

Transkrypt

Poetycka Poczta
Poetycka Poczta
Poetycka Poczta
Fundacja Kultury Wici
4
Noc
Katarzyna Metzger
Crazy Don
Gaja
Zapętlona implementacja,
czyli skomplikowany język
komputerowców
Katarzyna Służalska ... 11
Bu
rybb
... 12
Przemysław Suliga
Andrzej Szczodrak
... 36
... 40
Kwiat obłędu
Jakub Bors... 101
Michał Zapała
... 63
Kamil Smuga
... 64
Hubert >Hajti< Chodynicki ... 67
Korozja
Natalia Łakomska
New fetish
Michał Kaczkowski
... 68
... 70
Poemixing
Wesołych Świąt
poemix
Ekstremum
Radosław Nowakowski ... 79
Igor Kowalczyk
... 80
Kreatywne pisanie tekstów
Jak powstają nasze plakaty
Ć
Karakaus ... 15
Anna łukaszczyk-Pawlik... 41
Norbert Rybarczyk ... 16
Jasmina Parkita
... 19
Artur >Tortur< Sadłos ... 20
Marcin Białek
... 24
Klaudyna Kozieł ... 27
Anna Nogaj... 28
Dzień Wszystkich Świętych
Jolanta Malik
Tofer
Loesje
... 42
... 48
INFILTRACJA
Iga Reczyńska
Retrospekcje
spis treści
... 35
Dura
... 7
Agnieszka Łuczyńska ... 8
... 29
Egzamin z teatru,
egzamin z istnienia
Agnieszka Kozłowska-Piasta... 34
... 50
Rzeźbiarka
Maria Zając Za chwilę
... 51
Katarzyna Rostocka ... 52
Michalina Rolnik
... 59
Dominik Góral
... 60
PŁOT. Szkice do dramatu.
Sebastian Sarna
... 83
Festiwal Firmament
różne wymiary szczęścia
Happiness ... 86
Letko
... 90
Agnieszka Julia Łysak... 92
Kamil Mroczkowski ... 93
Pociąg
Paweł Chmielewski
Miasto Myśli
... 97
Mury mówią
Grzegorz Świercz
Ać Kru ... 104
Małe a ... 106
Artur Dziwirek
... 103
... 109
Vlepiam ..
Antykanty ... 110
Kochany mój
pies niebieski
Kinga Matałowska
Habahaba ... 117
... 115
Martwe Anioły
Michał Jadczak
Vlep się!
Katarzyna Hodurek ... 120
A jeśli czytanie byłoby
narkotykiem ?
Olga Adamus
... 123
Magdalena Szczykutowicz ... 124
Poezja, poezja-poezja?!?
Michał Dobrołowicz
... 127
6
Koncepcja wydawnictwa, które trafia właśnie do Ciebie,
Drogi Czytelniku, rodziła się długo. Może nie w bólach
>bardziej jak dojrzewające wino<
Zaczęło się prosto i w stylu Wici. Na skrzynkę redakcyjną
przychodziły do nas zdjęcia, rysunki i wiersze. Na stronie
www.wici.info nie było miejsca, aby je prezentować.
Dlatego ogłosiliśmy dwa nieustające konkursy: jeden
poetycki, a drugi - na projekt pocztówki. Chcieliśmy, aby
twórczość młodych ludzi ruszyła w miasto. Nazwaliśmy
to Poetycką Pocztą.
Potem oddaliśmy wierszom, które jak lawina zaczęły
spływać na naszą skrzynkę e-mail, strony
w kieszonkowym informatorze Wici.Info. To ciągle nie
było to. Pozostał ostatni krok: decyzja, aby Poetycką
Pocztę Wici.Info wydać oddzielnie, niezależnie od naszej
dotychczasowej działalności.
Od początku wiedzieliśmy, że słowo poezja nie może być
żadnym ograniczeniem. Nie chcieliśmy drukować kolejnego
tomku wierszy, okraszonego lepszymi lub gorszymi
obrazkami, zdjęciami, ilustracjami. Dla nas poezja to...
nastrój, chwile uniesienia, wena twórcza i odwaga, aby
pokazać to światu. Poezją jest wszystko, co wyrasta
ponad przeciętność, walczy z codziennością i szarością
zwykłych dni. Poezją może być vlepka w autobusie,
graffiti na murze, zdjęcie, opowieść o kimś lub o czymś,
nawet dramat i felieton.
Album jest nie tylko przeglądem twórczości. Jest
także, a może przede wszystkim, prezentacją autorów.
Znajdziecie w nim dzieła doświadczonych
i utytułowanych twórców, mniej doświadczonych, ale
także doświadczonych, ale nie utytułowanych i tych
niedoświadczonych,
debiutantów, którzy na drodze
twórczości stawiają dopiero pierwsze kroki. Niektórzy
z nich współpracują z Fundacją Kultury Wici od lat, inni
od miesięcy. Niektórych poznaliśmy podczas organizowanych
przez nas warsztatów, pozostali po prostu przysłali
swoją twórczość na ogłoszone przez nas konkursy.
Wszystkie prace łączy jedno... poezja...
w każdym wymiarze...
Miłej lektury!
8
Noc
Dotykam nocy,
Zanurzam dłonie
W ciepłym aksamicie.
Dotykam nocy,
Blaszanym
Bawię się księżycem.
Dotykam nocy,
Wieczorna zorza
Gaśnie.
Dotykam nocy,
Zanim wtulona
W noc zasnę.
Dura
>Jestem poszukiwaczem i wędrowcem.
Lubię psy, makowiec i zapach polskich
suszonych śliwek.
Kocham wolność i kociaczka.<
10
Agnieszka Łuczyńska
Od 3 lat maluje sny, wyobrażenia,
wrażenia z podróży.
W malarstwie poszukuje ukojenia, buduje własny
bezpieczny świat. Maluje bezpośrednio dłońmi,
więc jej prace mają bogatą fakturę.
12
foto: rafa
Przychodzisz
Gaja
wiesz
bociany odleciały
zapewne wystraszył je mój krzyk
a może były zazdrosne o kasztany
które rozpieszczam liśćmi swoich rąk
(ostatnio nazbierałam ich sporo
i zrobiłam ludki - ich zapałczane nóżki były
podobne do twoich)
Po wczorajszym jest tutaj jakoś mokro.
Świat zaczyna coraz bardziej pędzić.
Już wiem, że nieba nie należy zaklinać,
ani modlić się o lepsze jutro.
Ta ulewa była mi potrzebna jestem przecież kobietą Uranosa.
burze coraz częściej goszczą
w moich oczach więc
chłodne noce zaczęłam odmierzać
milimetrami oddalenia
Wystarczy, że otwierasz się,
a zaczynam zawiązywać pędy.
Szczerość to woda, ale też i pioruny.
One nas łaczą dlatego cieszę się z każdej burzy.
twoje ciepło z moich dłoni
uchodzi do atmosfery
Katarzyna Służalska
kiedy zamykam powieki
Od października 2006 roku mieszka w Krakowie,
gdzie studjuje biologię na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Pisze od zawsze. >Dzięki pisaniu jest mi łatwiej.
Staram się szanować słowo. Zawsze.<
...
rybb
15
Bu
16
Poemiksy to twórczość powstająca na styku poezji...
i komiksu, dwóch dziedzin sztuki na pierwszy rzut oka
ze sobą nie związanych. >Wynalazcą< poemiksów jest
hiszpański artysta Alvaro De Sa, który w 1991 roku
wydał tomik >Poemics (a comics meta language)<.
W Polsce poemiksy istnieją od 2005 roku i zawdzięczamy
je dr. Piotrowi Szreniawskiemu z Lublina, który zaraził
swoim entuzjazmem dla >nowej sztuki< ludzi z kręgów
komiksowych i poetyckich. Tak o poemiksie usłyszał
Rybb, czyli Norbert Rybarczyk, twórca komiksowy
z Kielc, który w swoich pracach nie raz bawił
się narracją i dość elastycznie traktował formę
komiksową. Poemiks rozwijał się w Polsce dość szybko.
W ciągu roku powstało forum internetowe Europejskie
Centrum Poemiksu, wydana została pierwsza antologia
poemiksu, powstawały blogi i strony z twórczością
poemiksową, a w czerwcu 2006 roku w Kielcach na
Bazie Zbożowej otwarto pierwszą oficjalną wystawę
poemiksu na świecie.
rys. rybb
Poemixing
Ze wspomnianych blogów wymienić należy POEMIXING.
BLOX.PL, na którym publikowali: Rybb, czyli założyciel
bloga, Marcin Białek - główny organizator pierwszej
wystawy i jeden z redaktorów mało znanego zina
poetycko poemiksowego: ~Au. Jasmina Parkita, która do
poemiksów wniosła niezwykły, wręcz folklorystyczny
koloryt i ciekawą, automitologizującą lirykę, oraz
Klaudyna Kozieł, której prace często określano jako
poemiksy z prawdziwego zdarzenia.
Cała ta czwórka wywodzi się z środowiska kieleckiego
Plastyka, a połączyło ich właśnie wspólne zamiłowanie
do
twórczego
eksperymentowania
i
łączenia
najdziwniejszych, zupełnie do siebie, nie pasujących
środków wyrazu.
Sława polskiego, albo lepiej powiedzieć kieleckiego,
poemiksu i komiksu dotarła do Hiszpanii. Tamtejszy
grafik, Luciano Lozano http://ilustracionesposibles.
blogspot.com >spoemiksował< dość melancholijny
tekst Norberta Rybarczyka o Błękitnym Wędrowcu.
Od tamtej pory nastała cisza, poemiksy zapadły w sen
zimowy. Mam jednak nadzieję, że na wiosnę zakwitną
nowe.
Karakaus
Kraków, 12.12.2007
Rocznik 82. Autor komiksów, rysownik, ilustrator.
Współzałożyciel grupy Habahaba. Autor okładek
magazynu >Jeju<, ma na koncie stałe publikacje
w wydawnictwach niezależnych i komercyjnych.
http://rybb.blogspot.com
18
poemix
Norbert Rybarczyk
21
Jasmina Parkita
Tegoroczna absolwentka kieleckiego Plastyka.
Obecnie studiuje grafikę w Krakowie.
Marzy o ilustrowaniu książek dla dzieci.
Lubi dziecięcy i dziecinny styl rysowania.
www.jasmina.digart.pl
23
Artur
>Tortur<
Sadłos
Grafik freelacer. Zajmuje
się ilustracją, conceptdesignem i komiksem,
choć nie gardzi animacją
i filmem. Należy do grupy
Habahaba.
http://artoftorturr.blogspot.com
25
Artur >Tortur< Sadłos
26
Marcin Białek
Rocznik 85. Student Instytutu Sztuk Pieknych AŚ
w Kielcach, grafik, projektant, autor poemiksów.
Człowiek o niezwykłych zdolnościach organizacyjnych,
sympatyczny, spokojny i wrażliwy.
Współorganizator pierwszej wystawy poemiksów >Czas<.
http://jeliel.digart.pl
29
Klaudyna Kozieł
Rocznik 1990. Uczennica kieleckiego Plastyka, rysowniczka
komiksów, autorka poemiksów, insturktorka jazdy konnej.
O sobie mówi: >ciuszki, fatałaszki, różowe pasy
do pończoch, mumu, dudu, big musza, botki w zebrę,
filip matematyk, banany, pasteli, koronka, gorsecik,
lakier, kreski, nauszniki, usta, ponętność<
http://klodinne.digart.pl
30
Retrospekcje
świeży powiew czasu
gładzi kartki pamiętnika
rozkleja wczorajsze uśmiechy
budzi zaspane twarze
w południe
choć żółkną myśli
na nowo
Wy
którzy odeszliście
o imionach wszystkich świętych
Pokój Wam!
włożone między kalendarze
znów pachną październikiem
i paloną kawą
dzban z twoim niebem
rozpękł się nad ziemią
Cisza krzyczy znad miejsc Waszego wiecznego
spoczynku
przyzywa obojętnie przemykających obok...
wciąż jesteś
wskazówki zegara
gonią tylko wieczność
żadna dziesiąta czy wpół do drugiej
Dzień Wszystkich Świętych
odciśnięte jak pieczęć słowo
oddycha twoim sercem
Anna Nogaj
Kielczanka urodzona w 1980 r. Absolwentka
filologii polskiej. Zamiłowania: literatura
współczesna i okresu międzywojnnego.
Od 9 lat trenuje karate kyokushin -
Jolanta Malik
Zabawa słowem sprawia mi przyjemność,
chociaż jestem inżynierem. Wszystkie wolne
chwile moich młodych lat poświęciłam
turystyce górskiej, trochę wspinaczce.
Mieszkam w przepięknym parku krajobrazowym
i próbuję opisywać piękno polskich krajobrazów.
Przybywamy dziś zapalić światełka pamięci
by z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku
przez kolejny rok nie pamiętać...
32
Międzynarodowy Festiwal Teatralny >Maski< w Poznaniu, organizowany przez teatr Biuro Podróży. Impreza ważna w świecie wielbicieli
i znawców teatru offowego. W programie tegorocznej 11. już edycji imprezy znalazł się spektakl kieleckiej grupy.
Studio Magellana pokazało >Sellę Turcicę<, bezsłowną opowieść o codzienności podeszłego wieku.
Egzamin z teatru, egzamin z istnienia
Zespół tworzy 10 pensjonariuszy Domu Opieki Społecznej w Kielcach przy ul. Jagiellońskiej: najstarszy z nich, Władysław ma... 98
lat. Małgosia porusza się na wózku, Zbyszek i Irena potrzebują kul, aby sprawniej i pewniej się przemieszczać. Józef - najbardziej
milczący sprawia wrażenie niezwykle ugodowego i nieśmiałego. Jest jeszcze Olga, która uwielbia taniec, Tadeusz - prawdziwy
kawalarz, elegancki i szarmancki Jan, Helena i Henryk, który ma wspaniałą bródkę. Od 3 lat pod przewodnictwem aktorów Joanny
Kasperek i Grzegorza Artmana >bawią się< w teatr. Udział w festiwalu Maski wskazuje, że Studio Magellana przestało być zabawą
w teatr. Stało się sztuka teatralną pełną gębą, docenianą i zauważaną przez ludzi zajmujących się teatrem.
>Z festiwalu Maski zapamiętam na pewno poruszający spektakl >Sella Turcica< teatru Studio Magellana z Kielc.(...) Uderzająca
prawda bijąca z ich działań ściska za gardło i długo nie daje o sobie zapomnieć< - tak o spektaklu w poznańskim dodatku
>Gazety Wyborczej< napisała Marta Kaźmierska. Więcej dowodów chyba nie trzeba...
fot. Antoni Myśliwiec
Występ w Poznaniu to nie pierwszy artystyczny wyjazd tej grupy. Wczesną jesienią kielecki zespół występował także w Berlinie,
na zaproszenie Międzynarodowego Ruchu ATD Czwarty Świat. >Sellę Turcicę< zaprezentowali na festiwalu >Sztuka przeciw ubóstwu<.
Wystąpili obok innych zespołów z całej Europy. Mimo wielu obaw przed wyjazdem, jak to będzie, czy spotkanie z Berlinem,
dla niektórych pierwsze, dla niektórych kolejne po latach, wypadnie dobrze, wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Aktorzy
przywieźli sporo spostrzeżeń - brawa były duże, nasz spektakl się podobał, przecież był łatwy do zrozumienia, bo nie używamy
słów - opowiadali po powrocie.
Nie chcieli przyznać się do stresu i tremy, ale z pewnością była >Trzy razy się żegnałam< - opowiada Irena o chwilach tuż przed
wyjściem na scenę. Nowa przestrzeń sprawiła im nieco kłopotów. Grali w szkole, scena była poniżej widowni. >To była wielka misa
jak basen. Postanowiłem, że zamiast na swoich krzesłach, siądą na brzegu tej misy< - opowiada Grzegorz Artman. - >Nie byłem
pewien, czy dadzą radę. Wszyscy zaakceptowali zmianę bez szemrania, mimo, że np. Janowi każde wstawanie i siadanie sprawiało
wielką trudność.< - dodaje. Inny problem miała Małgosia. Niemcy nie przygotowali wózka elektrycznego. - >Musiałam te wszystkie
kółka kręcić na zwykłym< - wyjaśnia. - >Wyszło świetnie, chyba cały czas będziesz występować na zwykłym< - mówi reżyser
i opiekun Grzegorz Artman.
>>>
35
Społecznej, z pewnością się im to uda. Równocześnie pracują
nad kolejnym spektaklem. To druga część >Selli Turcicy<.
Wystąpi w nim m.in. kobieta kredens. Ma to być wyrafinowany,
abstrakcyjny dowcip.
Premiera już w maju - wyjaśnia Grzegorz Artman.
Poza zagraniem spektaklu, zdążyli zwiedzić centrum Berlina, jeść obiad w polskiej ambasadzie i odwiedzić ewangelicki kościół.
Nie smakowało im jedzenie (mieszanina węglowodanów - komentował Henryk), zauważyli, że jest drogo i nie ma śmieci na ulicach.
Zachwycili się udogodnieniami dla niepełnosprawnych w hotelach. Tylko na kupno pamiątek czasu nie wystarczyło.
Jaką drogę musiała przejść grupka pensjonariuszy, aby wyjechać do Berlina, a potem do Poznania?
Zaczęło się 3 lata temu. >Anna Śleźnik, dyrektor DPS zaproponowała mi prowadzenie teatru< opowiada Joanna Kasperek. Zespół
nazwano >Grupą Zmontowaną<. Na początek były >Jasełka<. >Najtrudniejsze było przełamanie bariery, że mogą nauczyć się tekstów.
Potem okazało się, że ci, co najgłośniej krzyczą, że tego nie spamiętają, nauczyli się najszybciej< wyjaśnia Joanna Kasperek. Wszyscy
aktorzy bez wyjątku bardzo ciepło wspominają ten spektakl. >Pani Asia nas zapaliła i pozwoliła uwierzyć w siebie< opowiada jeden
z aktorów, Zbyszek. >Stawiała nam wysokie poprzeczki< dodaje Małgosia. >Chciałem zrezygnować, ale pani Asia wzięła mnie
na ambicję: jak to, nie zrobisz tego? i nadal jestem w zespole< dodaje Janek. Na tegoroczne święta wznowili >Jasełka<.
>Aktorzy chcieli, więc wznawiamy< tłumaczy Joanna.
Po Jasełkach przyszła pora na... wiersze dla dzieci, m. in Brzechwy, Tuwima i Doroty Gellner. Cyrkowo-kabaretowy program
o tytule: >Rym cym cym, czyli szelest w pyszczku< był zabawny i doskonale skrojony: miał rytm, ciekawe pomysły inscenizacyjne
i oczywiście wyjątkowych aktorów. >Lokomotywa<, opowiadana była przy grze w karty (Małgosia, Tadeusz i Zbyszek), Pani Słowikowa
(Irena) sugestywnie płakała nad zupą w wielkim, aluminiowym garnku, opowieść o smoku snuł Henryk, który wyszedł z ... szafy,
a elegancka Olga z torebką z niezwykłą powagą opowiadała m.in. o małpach. Najbardziej urocze było jednak... zapominanie tekstów.
Doświadczeni w >Jasełkach< aktorzy potrafili z wdziękiem i humorem >ograć< luki w pamięci.
Jesienią 2006 roku dowodzenie grupą przejął Grzegorz Artman (na zdjęciu obok), prywatnie mąż Joanny Kasperek, która próbowała
wtedy do >Trzech sióstr< Czechowa w warszawskim teatrze Polonia, prywatnym przedsięwzięciu Krystyny Jandy. Przyszła
pora na Studio Magellana i >Sellę Turcicę<. Zaczęło się od nagrywania wspomnień i rozmów z aktorami. Wytrzymały dyktafon
archiwizował wspomnienia wszystkich członków zespołu, ich opinie o ważnych sprawach, samotności, miłości. Z nagrań powstał
spektakl o codziennej krzątaninie w DPS-ie, posiłkach, spacerach po korytarzu, lekach. Pod każdym krokiem i gestem kryją się
wspomnienia zatarte przez czas, marzenia o tym, co chcieliby jeszcze dokonać i żale, z powodu rzeczy, których już nigdy nie uda
się im osiągnąć. Spektakl miał swoją premierę w lipcu 2007 roku na małej scenie KCK >Za żelazną kurtyną<. Emocje były duże:
profesjonalna scena, garderoby, kwiaty, wiele zaproszonych osób. Jeden z aktorów nie wytrzymał napięcia, tuż przed premierą trafił
do szpitala.
Przestawienie było inne od dotychczasowych spektakli grupy.
Z wielogodzinnych wspomnień, Artman wybrał po kilka zdań dla
każdego aktora, które puszczane są z taśmy podczas ukłonów.
Reszta działa się bez słów. Problem zapamiętywania tekstów
przestał istnieć, ale pojawiły się inne.
>Granie bez mówienia jest trudniejsze, to problem zapamiętać
wszystkie gesty, wiedzieć, co po czym i kiedy< wyjaśniają
aktorzy. >Do tej pory nie wiedziałem, że bez słów można
powiedzieć wszystko< tłumaczy Zbyszek.
Wszyscy aktorzy są niezwykle oddani sztuce, potrafią się
przełamać i ponieść ogromne wyrzeczenia, jak choćby rezygnacja
z krzeseł w Berlinie. Po zagranicznej wyprawie wizyta
w Poznaniu była dla nich jak bułka z masłem. Teraz szykują
się dalej: być może wystąpią w Warszawie, w marzeniach
planują zdobyć Londyn. Sądząc po harcie ducha i determinacji
ich opiekunów, a także przyjaznemu oku dyrekcji Domu Pomocy
Pracują, występują, ale ich codzienność jest przecież inna.
Mieszkają w Domu Pomocy Społecznej. Mają sąsiadów, znajomych,
którym nie do końca podoba się teatr. Wiadomość
o wyjeździe do Berlina sprawiła, że wielu złośliwych kibiców
im pozazdrościło. >Czujemy się świetnie w roli aktorów. Inaczej
groził nam uwiąd. Perspektywa teatru wyniosła nas na scenę<
malowniczo tłumaczy Henryk. >To dla nas terapia i szansa,
kiedy choć na kilka dni możemy się stąd wyrwać. Chcemy
z pasją wykorzystywać każdy dzień< dodaje. Ile takich dni
im zostało? W trzyletniej historii zespołu już trzech aktorów
(Ryszard, Józefa, Edward) odeszło na zawsze. Męczą ich choroby,
słabości, lądują w szpitalach. Czasami lekarze nie pozwalają
im występować. Mimo to, nikt się nie poddaje. >Pierwsza śmierć
aktora była dla mnie szokiem.< opowiada Joanna Kasperek.
>Zrozumiałam ulotność teatru, każde kolejne odejście oswaja
mnie ze śmiercią. Mam świadomość, że każdego dnia zdaje się
egzamin z istnienia, a zaniechania i niewykorzystane sytuacje
życiowe ciążą coraz bardziej< dodaje Grzegorz Artman.
Pewnie dlatego Grupa Zmontowana, którą niektórzy mogą uznać
jedynie za grupę arteterapeutyczną lub kółko teatralne
działające przy Domu Pomocy Społecznej, z sukcesem
przepoczwarza się w ważny, wyjątkowy teatr o nazwie Studio
Magellana. >Drzwi zostały otwarte< wyjaśnia Artman - ten
Przyszłością Studia Magellana mogło by być np. przełamywanie
stereotypów i burzenie podziałów społecznych, budowanie
społeczeństwa obywatelskiego, w którym każdy będzie zajmował
sobie przynależne, godne miejsce. >Niektórzy kielczanie myślą,
że mieszkańcy DPS to patologia. Przecież tak nie jest<
tłumaczy jeden z aktorów. Wyjazdy, tournee ze spektaklem,
wzmianki w prasie z pewnością to podejście zmienią. Za trzy
lata Przegląd ATD Czwarty Świat >Sztuka Przeciw Ubóstwu<
planowany jest w Kielcach. Może już do tego czasu Studio
Magellana, czyli Irena, Olga, Helena, Małgorzata, Henryk, Jan,
Józef, Władysław, Tadeusz, Zbyszek, Joanna i Grzegorz wyrosną
na potęgę teatralno-terapeutyczną w Polsce? Może dołączą
vdo nich inni? Z okazji Nowego, 2008 Roku tego właśnie im
życzę.
Agnieszka Kozłowska-Piasta
rys. rybb
fot. Antoni Myśliwiec
37
zespół i >Sella Turcica< już wyrasta ponad stereotyp terapii
zajęciowej. Teraz należałoby to rozwijać. Tylko konsekwencja
i budowa większej struktury, w której po jednej stronie
będzie stała sztuka, artyzm, a po drugiej terapia, fizoterapia,
ćwiczenia pozwoli iść do przodu< dodaje. Oboje Joanna
i Grzegorz, są świadomi swoich ograniczeń. Potrzebują wsparcia
nie tylko ze strony DPS (tutaj już 100-procentowe mają).
>Przydałaby się grupa muzyczna, która na żywo wspierałaby
każdy spektakl. Z pewnością znaleźliby się artyści, którzy
chcieliby popracować z naszymi aktorami< snują wizje
i marzenia.
Ty,
Ja,
On
mijamy się
czekamy...
piszemy w myśli
listy
nie wysłane...
Katarzyna Metzger
39
Crazy Don
Przemysław Suliga
Student grafiki w Instytucie Sztuk Pięknych
Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach, autor
cyklu inspirowanego historią Don Kichota.
>W swoich działaniach artystycznych staram
się używać technik, które są niejako
wytworem mojej wyobraźni.<
Marcin nie jest wyjątkiem: każdy klawiaturnik (awanturnik
używający klawiatury) ma swą damę - technologię, która
jest jego zdaniem najpiękniejsza na świecie. Komputerowi
rycerze walczą o cześć swoich dam m.in na forach
internetowych. Niektórzy za punkt honoru obrali sobie
jeden cel: udowodnienie wyższości ulubionego systemu
operacyjnego nad pozostałymi. Potyczki >systemowe<
przypominają jednak pojedynki na topory - przeciwnicy
zadają sobie ciosy silne acz mało zróżnicowane.
Coś, co ma zdeklarowanych zwolenników i przeciwników
nie może być >tylko narzędziem<. Może być nawet
prawie religią. Informatyczny angielski nie pozostawia
Kto się tym bawi? Hakerzy czyli komputerowe >złote
rączki<. Nie, nie >lepkie<, a właśnie >złote<.
Dla informatyków >haker< to spryciarz, który w pełni
wykorzystuje komputer - wymyśla lepsze algorytmy
i wybiera najbardziej odpowiednie do danego zadania
konstrukcje programistyczne. Jeśli znajdzie błąd
w czyimś algorytmie, zamiast obrabować bank, napisze do
autora lub opublikuje wyniki swych badań. Komputerowych
włamywaczy świat informatyczny nazywa crackerami.
40
>geekami< (ang. świr) uczynić jednostki choć trochę
przewidywalne. To, czy program jest zrozumiały dla jego
współtwórców, jest równie ważne jak to, czy właściwie
>zrozumie< go komputer. Steve McConnell, autor
książki zatytułowanej >Code complete< (Programista
doskonały) zaryzykował tezę, iż dobry programista to
w 80% komunikacja z ludźmi a w 20%- z maszynami.
Jak ta komunikacja międzyludzka wygląda? Po prostu
strasznie. Programiści na każdym kroku podkreślają, że
należą do grupy wybrańców zaznajomionych z wiedzą
tajemną. I tak napisanie części programu musi być
nazwane >implementacją< (bardziej polski odpowiednikwdrożenie przyjął się tylko w odniesieniu do instalacji
i uruchamiania), nowe techniki programowania, określane
są mianem >paradygmatów<.
?
Marcin mówi: >Język to tylko narzędzie<. Marcin się nie
zna. Niedocenianie języka jako zabawki czy fetyszu (a
więc także zabawki, ale dla trochę starszych dzieci) nie
przeszkadza Marcinowi być naprawdę dobrym programistą
komputerowym.
w tej materii złudzeń: marketingowca promującego
nowe rozwiązania nazywamy >technology evangelist<,
a technologię np. niezależną od języka programowania
>language agnostic<.
Język komputerowy może być także świetną zabawą.
Świadczą o tym konkursy na najbardziej nieczytelny
zapis programu, jak >poezja Perla< (programy, które są
jednocześnie... wierszami), czy tzw. języki ezoteryczne,
w których programista jako jedynym sposobem wydawania
poleceń komputerowi musi zadowolić się odstępami między
linijkami lub odpowiednio dozować słowo >please<.
41
Zapętlona implementacja,
czyli skomplikowany
język komputerowców
A sam >hack<? To według komputerowców rozwiązanie
sprytne, ale mało zrozumiałe. Czytelność kodu jest jednym
z ważniejszych postulatów inżynierii programowanianauki o tym jak z maniaków komputerowych zwanych
Rozmowa o programie bez stosowania anglojęzycznych
nazw jego elementów byłaby trudna.
Bywa i tak, że określenia opisowe takie jak >zarządca
obiektów< (cokolwiek to znaczy, ale nie chodzi
o administrację domów mieszkalnych) używane są na
początku tworzenia projektu, a gdy zbliża się tzw.
deadline ustępują miejsca nazwom używanym w kodzie
- np. >entity manager<. Komputerowcy używają także
prostych metafor np. stos to dane, które pobiera się
w kolejności odwrotnej do kolejności ułożenia, pętla
to grupa instrukcji, po wykonaniu których
sprawdzić.
coś da się
Tajemniczy czy mniej tajemniczy język programistów
nie powinien jednak być zmorą zwykłego użytkownika
PC-eta. Koderzy mogą sobie implementować tyle
entity managerów ile tylko zechcą pod warunkiem, że
informatycy pierwszego kontaktu, czyli wdrożeniowcy,
serwisanci i administratorzy będą mówić ludzkim głosem.
Tymczasem odczucia zwykłego użytkownika przy spotkaniu
z >komputerowym lekarzem< można porównać do wrażeń
jakie zapewne odnieślibyście, gdyby Wasz ulubiony
internista przywitał Was >swojskim< Quomodo te habes?
i upierał się przy prowadzeniu konwersacji po łacinie.
Początkujący użytkownik może potknąć się już na słowie
>aplikacja<. Prawnikowi może ono namieszać w głowie,
gdyż kojarzy mu się z procesem zdobywania zawodu.
Krawcowej skojarzy się z naszytym lub wyszytym na
materiale motywem ozdobnym. Oznacza po prostu program
(na którym zresztą można się zawieść). Czasem używane
jest w szerszym kontekście - dla niektórych aplikacje
dzielą się na gry i programy, inni twierdzą, iż to wśród
programów można wyróżnić gry i aplikacje. Skąd ta
różnorodność? Otóż >application< to w języku angielskim
zastosowanie.
Andrzej Szczodrak
Absolwent informatyki na Politechnice
Świętokrzyskiej, student produkcji filmowej
i telewizyjnej na łódzkiej >Filmówce<. Organizator
warsztatów filmowych i telewizyjnych na Bazie
Zbożowej. Jako programista szczególnie ceni
język Java.
http://www.artserwis.pl/portfoliobrowser.php?gid=3340
Mimo to można powiedzieć, że zawiłość języka
informatycznego tylko czasami wynika ze skomplikowanej
materii. Częściej jest wynikiem...lenistwa: znajdywania
polskich słów bliskich angielskim odpowiednikom bardziej
brzmieniowo niż znaczeniowo. Przykłady można mnożyć.
Ot choćby tytułowa implementacja, >przekalkowana<
z angielskiego (implementation - spełnienie). Do lenistwa
dodajmy szczyptę ideologii i już mamy snobizm. Algorytm
(czyli przepis) łatwiejszy w implementacji niż niniejszy
tekst.
43
Niektóre zagadnienia komputerowe są rzeczywiście
skomplikowane, zwłaszcza dla zwykłych użytkowników
pecetów. Taki internet: otwieramy przeglądarkę i już
surfujemy w sieci. A jak to się dzieje? Nasza przeglądarka
jest sekretarką, która zamawia książki dla swojego szefa
(czyli nas). Zanim wyśle zamówienie, jej podwładni - gońcy
muszą poznać adres odpowiedniej księgarni wysyłkowej
(nie mówię tu o szukaniu za pomocą wyszukiwarki,
a o przetłumaczeniu adresu takiego jak np. www.wici.info
na coś zrozumiałego dla komputera). Gdy tak się stanie,
sekretarka wysyła zamówienie, które stemplowane jest
po kolei przez 7 urzędów. W końcu trafia do księgarni,
która zamówienie realizuje, odsyła książkę, także
7- krotnie stemplowaną (w niektórych urzędach także
ważoną i mierzoną). Nim książka trafi na biurko szefa jest
jeszcze... tłumaczona przez sekretarkę...
Wesołych Świąt
Anna łukaszczyk-Pawlik
Urodzona w Kielcach w 1976 r.
Absolwentka kieleckiego Plastyka i filologii
angielskiej na UMCS w Lublinie. Tworzy przede
wszystkim dla dzieci, bo to najwspanialsi
odbiorcy. Główny cel: przekazać choć promyk
dobrej energii wszystkim oglądającym jej
gwasze i akwarele.
44
Ekstremum
Czarna księga brudnych myśli
Dobiega końca
Chciałbym ją zamknąć raz na zawsze
Tofer
http://tofer.fotolog.pl
BO MOŻE SIĘ
ROZWIĄZAĆ
BEZ CIEBIE
46
47
ZASTANAWIAJĄC SIĘ
NAD PROBLEMEM
NIE RÓB TEGO
ZBYT DŁUGO
PROKLAMOWAŁEM
MOJA WŁASNĄ
REPUBLIKĘ
ALE BYŁA
ZBYT AUTORYTARNIE
RZĄDZONA
WIĘC EMIGROWAŁEM
DO DOMU
Kreatywne Pisanie Tekstów
4.
INNY
TEMAT
TEMAT
3.
w kółku, każdy z czystą kartką
napisz na swojej
kartce tak dużo
któtkich tekstów
jak potrafisz
TEMAT
podaj kartkę
sąsiadowi po
swojej lewej
5.
przeczytaj i dopisz na
swojej kartce tak dużo
któtkich tekstów jak
potrafisz
INNY
TEMAT
TEMAT
48
1. znajdź znajomych i siądźcie
Kreatywne pisanie tekstów
DLACZEGO PRAWA CZŁOWIEKA
2. wybierzcie temat
dla każdej kartki
niech kartki
krążą między
wami przez
kilkanaście
6. minut
TEMAT
7. zaznaczcie na
TEMAT
każdej kartce
teksty, które
najbardziej wam
sie podobają
wypiszcie na
8. osobnej kartce
najczęściej
zaznaczane teksty
- efekty waszych
warsztatów
NIE SĄ KOLEJNĄ
DYSCYPLINĄ
OLIMPIJSKĄ
50
?
Jak powstają nasze plakaty
3. wysyka do
[email protected]
1. kreatywne
2. wybieranie
pisanie
tekstów
najlepszych
@
JESTEM
4. formatowanie
Jak powstają nasze plakaty
ŚWIATOHOLIKIEM
Loesje
5. publikacja
www.loesje.pl
www.loesje.org
5. udostępnienie
DOBRE POMYSŁY
STAJĄ SIĘ
JESZCZE LEPSZE
KIEDY SIĘ NIMI
DZIELISZ
52
znów czekam
coraz bliżej
wczorajsza rzeka
wciąż przesiąka
przez czarne falbanki
moje ręce
wciąż krwawią
zbyt mocno związane
wczoraj też czekałam
nie przyszedłeś
nikt nie znalazł mojego ciała
Rzeźbiarka
INFILTRACJA
bliżej
bardziej
wilgotno
czuję cię
na swoim łonie
niespokojnie
beznadziejnie
między udami
głębiej
Iga Reczyńska
Urodzona w 1987 roku w Kielcach. Studentka
filologii polskiej na Akademii Świętokrzyskiej.
>Umiejętności czytania i pisania zgubiły mnie.<
Maria Zając
Tegoroczna absolwentka filologii polskiej.
Zainteresowania: kultura i sztuka,
literatura i fotografia.
Jestem rzeźbiarką marzeń
Z dobrego do obróbki powietrza
Zrobiłam już dom pomalowany
Pyłkiem z motylich skrzydeł,
A dach mam z żółwich łusek,
W oknach powiesiłam firanki
Utkane wiatrem i zasłoną z Niagary
Dywan to chmura deszczowa
Z zeszłej soboty,
Nowy nabytek do naszego domu.
Długo buduję ten obiekt,
Bo chcę w nim zamieszkać z tobą,
Lecz ty go nie widzisz i burzysz te ściany,
Bo drzwiami z dębowej kory
Nie chcesz wchodzić.
A tak chciałeś mieć dom...
Pochodzi z Kielc. Rocznik 1974.
W 2005 roku ukończyła trzyletni master
fotografii w L- Istituto Superiore
di Fotografia e Comunicazione Integrata
w Rzymie.
Brała udział w wielu wystawach grupowych
w Rzymie: Ins di Fotografia >Final works<,
Galeria Fare >Dopo l-incoronazione<,
Kino >Quttro fontane<.
Publikacje: Kalendarz >Intercultura<
W 2006 roku przeniosła się do Dublina, gdzie
wzięła udział w wystawach grupowych: >Film
Base Studio< w dzielnicy Temple Bar, >Trinity
College<, nawiązując współpracę z Dublin
University Photographic Association.
Latem 2007 razem z przyjaciókami:
Simoną Bianchi i Marią Dahlberg zrealizowała
wystawę PISS-OFF w Galerii Lakiernia w Bazie
Zbożowej w Kielcach.
55
Katarzyna Rostocka
Za chwilę
Znałem taką parę, zresztą, nie wiem nawet czy
znałem, czy tylko po prostu przypominam sobie parę,
która zatrzymała się koło wielkiej ceglanej ściany,
wokół cisza i muchy. Nie ma psów, nie słychać żadnych
przeszkód, cegły powoli parują, kamienie w skupieniu
leżą przy jezdni. Podejrzewam, że to ta cisza ich
unieruchomiła, i może przez tą ciszę dogoniła ich jakaś
myśl, nie wiem jaka, i nie wiem nawet, czy oboje ją
pomyśleli, bo tylko stali i żadne nie odgarnęło długich
włosów. Ale już za chwilę było widać, że Rafał czekał
i Namia czekała, pierwszy raz czekała na swoje słowa,
które zaczną cisnąć się na usta i będą konieczne, a nie
tylko wystarczające.
Do tego czasu i tak wydarzyło się za dużo. Mimo,
że to były zaledwie fragmenty. Zresztą, co ja o tym
wiem? Wszystko było dopiero, działo się niby przed
chwilą. Pamiętam, że Namia (co za imię!) podróżowała:
56
Chorwacja, Włochy, Szwajcaria. Miasto Pula, kamieniste
plaże, Triest, włoskie buty, przedmieścia Turynu,
wreszcie szwajcarska wieś i szybkość Zurychu, coraz
łatwiej dały się rozróżnić na te >godne< (bliżej
niesprecyzowane określenie ze słownika Namii) i te
raczej chamskie. Tak tworzyła się w Namii mapa, która
oczywiście nie dotyczyła tylko przestrzeni, i w której
tworzeniu w istotny sposób uczestniczyła suczka Hydra.
Triest był super, ale w Turynie Hydra robiła kupę co
dwie godziny. Jednak największą białą plamą pozostaną
rodzinne Kielce. To właśnie tu stado chamskich kundli
zaatakowało bezbronną, delikatną Hydrę. Suka nigdy nie
zapomni, jak jej pani rzuciła się na psy warcząc
i szczekając wyszminkowanymi wargami tak zajadle,
że kundle nie zdążyły się nawet zdezorientować. Namia
nie dałaby nikomu skrzywdzić swojej Hydry.
Zanim doszło wszystko do tego miejsca, ba, zanim
nawet zapytała Rafała o rodzynki, spotkała dużo
niegodnych widoków, niegodnych rozmów i porównań.
Zastanawiała się na przykład, jaki jest stosunek
Matki Bożej Łaskawej Kieleckiej do Matki Boskiej
Częstochowskiej, czy siostrzany, czy może raczej
zawistny, jak to z konkurencją. Bo Oblicze Jasnogórskie
jest ciemne, wschodnie, pociągające, by nie rzec:
stylowe. A kieleckie jakieś grubawe, rumiane i prawie
spocone.
Nie wiem, czy Rafałowi zdarzały się takie rozważania.
Sam przyznawał, że nie zawsze rozumiał, co na myśli
miała Namia. Choćby w tamtą czerwcową niedzielę, kiedy
zziajana wpadła i zapytała, czy Rafał ma rodzynki.
- Mam, ale w serniku...
- No dobra, nie wyjmuj - odpowiedziała.
Nie wiedział, skąd biorą się w niej takie pytania.
Czy to są w ogóle ważne pytania? Nie wiedział,
że Namia pomyślała wtedy, że to trywialne tak
nie mieć rodzynek, arabskich, suszonych z klasą,
klasycznych rodzynek. Do niego, prawdę mówiąc nie
przemawiał podział na godne i niegodne, na klasyczne
i wulgarne; co to w ogóle za podział, klasycyzm jest
otyły, bo się już przejadł i - mówił coraz głośniej daj Panie Boże, na zdrowie, sto lat, sto lat niech tyje,
tyje nam: żółte kolumny z bolących poetyk...
- Nie o to chodzi - mówiła Namia - chodzi o coś
z klasą, o klasyczne, ale nie takie stare, profesorskie,
ale o takie odjechane, zakręcone.
Ale on wolał podział na śmieszne i poważne, podział
w istocie tragiczny, bo to nie był podział tylko
powiązanie. Tyle jest poważnych rzeczy, które ludzie
wyśmiewają i tyle śmiesznych, które brane są poważnie.
Śmieszne wiąże się z poważnym bez hamulców,
całkowite poplątanie. Na tym samym świecie żyje
przecież Namia, ale takiego głupiego ma psa (-sukę!
Powtarzam: sukę!-). Takie dziwne imię, choć taka ładna
buźka.
Zresztą ta twarz zaskoczyła go dawno, kiedy - zanim
jeszcze umówił się z jakąś dziewczyną - strzygł się
na jeża i wypisywał tematy do rozmów przeglądając
nowe wydanie Larousse-a. Wolał być przygotowany
i tego samego oczekiwał od kandydatki. Wiedział,
że to jest śmieszne, ale jednocześnie całkiem serio
sporządzał notatki, bo naprawdę mu pomagały. Działo
się to chyba w czasach, w których szczerość możliwa
była jedynie między mężczyznami, a dojrzewało się
dzięki cotygodniowym imprezom. Wówczas jeszcze
paprotka w akademiku mogła usychać spokojnie, a gdy
pewnego wieczoru wśród radosnych śpiewów zauważył,
że trzeba podlać, to pod ręką było tylko piwo, bo
wtedy akurat nie był w stanie sięgnąć po to, co nie
było pod ręką.
Namia weszła w jego życie najpierw ze swoją twarzą,
olśniewająco świeżą i smukłą, zaakcentowaną wyraźnymi
oprawkami okularów. Od razu zachwyciły go włosy, ale
nie mówił o tym, może się wstydził. Potem pojawiło
się jej dziwaczne imię, które powtórzył mu kolega,
powiedzmy wprost: imię żałośnie pretensjonalne. Starał
się poskładać to zjawisko w całość, wreszcie zaprosił
ją na udka w sosie chrzanowym, potem na wystawę ikon
(o której mu wcześniej wspomniała). Długie rozmowy,
>>>>>
wszystkiego jest nieprawdziwa. Niestety nie wiem, która
połowa, zawsze zapominam, które partie są zmyślone.
Ale i tak najważniejsze jest to, co dzieje się teraz.
Bo teraz zatrzymali się niewiadomo czemu (nie chodzi
przecież o odpoczynek i nie znaleźli się w miejscu
istotnym na mapie Namii), doszli tu równolegle i byli
zgrani jak filmowi karatecy: gdy ta ręka tam, to tamta
tam, akcja - reakcja. Stoją na brzegu wąskiej szosy,
wszystko prawie bez dźwięków, lata tylko spółgłoska
muchy i słychać powietrze wciągane przez nos. Namia
spostrzega, że Rafał ma rodzynkową opaleniznę, jest
sierpień, myśli dopasowują się do potrzeb, płuca czują
się pewnie i z klasą. Choć jeszcze niedawno nie mogła
się zdecydować, kim on jest w jej życiu i czy wydać
pieniądze na nowe doniczki, czy zbierać na większą
podróż, to zaraz poprawi okulary i powie wszystko
Rafałowi. Wszystko - nim zdążą usłyszeć daleki szum
silnika.
Co stanie się za chwilę? Czy w trakcie nie zrodzą się
wątpliwości, skoro ona pamięta, że on w ogóle nie
zauważa ludzkich twarzy, chyba że stoi na światłach
i siłą rzeczy musi spojrzeć na tych po drugiej stronie
pasów? A co z plagą kolorowych pinesek, które wpina
wszędzie, żeby pamiętać o podlaniu kwiatka? A dzieci?
Dzieci są takie dziecinne i... bezwstydne; stoją w
autobusie i, gdy od dołu wypatrzą kozę w twoim nosie,
58
choć przyjemne, nie wyjaśniały, skąd takie połączenie
Mediolanu, rodzynek i okularów, skąd irracjonalne
przywiązanie do suki i eleganckich kwiatów. Zmartwiła
go wiadomość, że Namia słucha techno, za to teraz
rzadziej odwiedzał fryzjera.
Apropos fryzjera, to trzeba wyjaśnić. Otóż w zakładzie
pana Henryka ściany były obwieszone plakatami z bardzo
różnych epok. Więc, gdy pan Henryk chciał ostrzyc lewą
stronę głowy klienta mówił tylko: >Na Sabrinę<,
a klient na obrotowym krześle zwracał się w kierunku
półnagiej brunetki, a gdy słyszał >Na Dodę<, całe
ciało skręcał w stronę gorącego spojrzenia piersiastej
blondynki. Fryzjer miał dzięki temu łatwiejszą robotę
i pokaźną drużynę stałych klientów. Ale, jak widać,
Rafał z czasem wypadł z podstawowego składu.
Namia, przeciwnie, na początku bała się, że Rafał jest
z rodzaju tych, co nie radzą sobie z długimi
i wytwornymi udami dziewcząt, skoro nie mógł dać
rady udkom w chrzanie. Czekała tylko na moment, gdy
włoży nerwowe łokcie w ciepłe ziemniaki i wytrze
spocone czoło chusteczką, którą przed chwilą tamował
uciekający z talerza sos. Się zestresowała bardzo,
można to było poznać po inwersji, stosowała ją
w stresie, w konfrontacji z >niegodnym< prostactwem.
A może to nie był stres, może ten sos wcale nie grał
roli, zresztą nie wiem, prawdopodobnie połowa tego
to zaraz wszystkich informują. Po co od razu dziecko?
Możliwe, że i Rafał się zastanawia. Czy ona potrafi
o czymś zdecydować, czy umie pomyśleć o czymś
poważnie? Jak to będzie? Będą wracali ze swoich
światów i będą opowiadali sobie nowości, chichotliwym,
podszczypywanym w tyłek szeptem. Ale przecież i tak
będzie, że Rafał usiądzie, żona włączy radio, Rafał
siedzi, a tu wiadomość uleci w przestrzeń, jemu uleci,
ale żonie wpadnie w ucho. Wiadomość o zachmurzeniu,
więc Rafał wyłączy radio, a ona powie: >Ja słuchałam
o tych psach. Dla mnie to było ważne. Bo kto z
Hydrą wyjdzie, jak będzie padać?<. Czy da się z tym
wytrzymać? Albo z ciągłymi pretensjami, że ziemia
w doniczkach śmierdzi piwem? Rafał wcale nie polubi
podróży, te kilogramy bagażów, czapeczki z daszkiem,
nadęty przewodnik czytany w wąskich uliczkach, wokół
tłok jak w dwunastnicy. Czy to nie jest tragiczne? No
i jak tu odnosić się z sympatią do tego psa, (>To jest
suka, zapamiętaj!<) do tej suki. Dobrze przynajmniej,
że nie widać z jakiej litery mówi się imiona, bo Namia
szybko zorientowałaby się, że mówię do hydry z małej...
no ja mówię, tak, ja! Wiem, wydało się, że ja tu
piszę trochę o sobie, że to ja jestem tym Rafałem.
Bo nie potrafię tak z zewnątrz opisać miłości! Ale
może nie całkiem... zresztą, nie zapeszajmy. Przecież
stoją teraz na skraju jezdni, nagrzane cegły odbijają
echem ryk zbliżających się harleyów, Namia patrzy na
Rafała i uświadamia sobie, że życie to czasownik a nie
rzeczownik, że już wie i zaczyna mówić, (ryk motorów
zagłusza słowa), a Rafał uświadamia sobie, że Hydrze
przecież może przytrafić się jakiś wypadek (na przykład
harleyowcy), Namia mówi coś, a jej oczy błyszczą jak
Kielce nocą, (ze czterdzieści, co ja... ze sto motorów),
Matko Boska Częstochowska spraw, żeby on usłyszał,
Namia mówi coś pięknego, -Słucham?- pyta Rafał
(przejeżdżają ostatnie grubasy w skórzanych kurtkach).
- Nic nie słyszę! Co mówisz? Powtórz! - krzyczy
Rafał, a kurz opada na cichnący warkot.
- Nic takiego. Wracajmy - spojrzała w bok,
ale Hydry tam nie było.
Paweł Grzesik
Laureat kilku nagród literackich, m.in
Ogólnonarodowego Konkursu na Opowiadanie >Pisz
do Pilcha< ogłoszonego w >Polityce<. Lat 28.
>Kim jestem? To jest jednak trudne pytanie.
Nie umiem tego zrobić skrótowo. Określając
się poprzez wykształcenie - jestem polonistą.
Zajmuję się teatrem. To jest moja pasja.<
60
Michalina Rolnik
Uczennica 3. klasy Liceum Plastycznego
w Kielcach. Zainteresowania: fotografia
i projektowanie
Fotografuje od roku, starając
się pokazać codzienność w niezwykły,
poetycki sposób.
63
....
nie ma odpowiedniej pory
nie ma odrobiny koloru
nie ma szeptów
o przypadku
nie ma nic
wspomina swoje źrenice
wypalając dziurę
w karku
Dominik Góral
http://doomson.republika.pl
Nie ma rozmów przy świetle
księżyca
nie ma otarć
na kolanach
nie ma żaru w źrenicach
64
Kwiat obłędu
Wykwitł w moim umyśle
Żywiąc się cierpieniem
Mojej otwarcie złamanej duszy
Odłamek absurdu
Utkwił mi w oku
Nic przez niego nie widzę
Zataczam się pijany
w kręgu tajemnicy
foto: rafa
męczennik wewnętrznej prawdy
w więzieniu własnej jaźni
nieżyt egzystencjalny
nieodwzajemniona miłość do życia
pieśń ptaka który nie może zerwać
się do lotu
popiół zamiast serca
krzyk do boga głuchy
w poszukiwaniu własnej tożsamości
w hołdzie nieznanemu światu
w rozpaczy
w smutku
ku śmierci
Michał Zapała
Urodził się 30 lat temu w Kielcach. Absolwent
socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Z zespołem MeNoMiNi nagrał płytę
>Z pierwszego tłoczenia<.
66
Kamil Smuga
Urodzony w 1978 r. Absolwent Państwowej Szkoły
Umiejętności Plastycznych w Kielcach i Akademii
Świętokrzyskiej o kierunku >Edukacja Artystyczna
w zakresie sztuk plastycznych<.
Jestem rzeźbiarzem, malarzem, a nade wszystko
fotografikiem i twórcą video.
>Nowe media pociągają mnie najbardziej. To moja pasja!
Staram się nie tylko tworzyć ale również udostępniać
swoje >produkty< jak najszerszej publiczności poprzez
tworzenie i prowadzenie własnej strony www.
Dzięki łatwemu dostępowi, możliwościom edycyjnym
i mocy oddziaływania nowe media uważam obecnie
za najcenniejszy sposób wyrażania siebie<.
http://www.kamilsmuga.neostrada.pl/
68
Hubert >Hajti< Chodynicki
Uwielbia podrózować sam w dzikie
miejsca, bo tam czuje harmonię z
otoczeniem. Fotografuje, chcąc dzielić
się tym pięknem.
71
Korozja
Natalia Łakomska
www.natka.wici.info
Urodzona w 1977 r. w Kielcach.
Ukończyła studia na Uniwersytecie Mikołaja
Kopernika w Toruniu z tytułem magistra
sztuki i dyplomem z malarstwa.
Zajmuje się edukacją artystyczną.
72
New fetish
Michał Kaczkowski
>Słyszałem kiedyś,
jak znany fotograf mówił o portrecie fotograficznym,
porównując go do biegu na sto metrów.
Mordercza konkurencja, krótki dystans,
walka z czasem i zawodnikami.
Sport jakoś mnie nie pociąga,
Chodzę wolno, przyglądam się ludziom,
słucham tego, co mają do powiedzenia,
robię zdjęcia. Tak aby one mówiły resztę.<
http://www.michalkaczkowski.greentech.pl/
>>>>>
75
>>>>>
>>>>>
PŁOT. Szkice do dramatu.
Sytuacja
j e s t
dramatyczna.
Nie umiem pisać dramatów,
a muszę dramat napisać, bo
właśnie tym razem dramat przyszedł
mi do głowy. To miałby być taki normalny,
zwykły dramat, zapewne wielce tragiczna komedia,
z didaskaliami i podziałem na role, z osobami dramatu.
Ze wszystkim co jest potrzebne do tego, żeby dramat
był dramatem. Na szczęście to nie ma być dramat
przeznaczony na scenę - na taką zwykłą, klasyczną
scenę teatralną z kurtyną i kulisami, z tekturowymi
dekoracjami. Wszystko ma się odbywać w tak zwanej
naturalnej scenerii. Wiem, nie dam zarobić scenografom,
ani oświetleniowcom. Wiem. Kompozytorom też zapewne
nie, chociaż to nie jest jeszcze takie pewne - zakładam,
że wszystkie dźwięki jakie się pojawią, pojawią się w tak
zwany zupełnie naturalny sposób, to znaczy gdyby taka
sytuacja zaistniała nie jako napisany wcześniej dramat,
lecz jako konsekwencja różnych uprzednich zdarzeń, to
towarzyszyłyby jej, czy też mogłyby jej towarzyszyć,
takie właśnie dźwięki. Akustycy też by nie zarobili -
76
chociaż
to akurat nie
jest pewne: mogłoby
się przecież zdarzyć, że ktoś
przyniósłby tubę albo jakiś niewielki
system nagłaśniający, żeby przekrzyczeć innych.
Trudno to jednak przewidzieć na samym początku. Zresztą
w ogóle trudno przewidywać cokolwiek. Wygląda bowiem
na to, że dramaturg też nie zarobi, albowiem jego rola
może sprowadzić się jedynie do początkowej prowokacji rzuci kamyczek, który spowoduje lawinę. Prawdopodobnie
aktorzy też nie zarobią, bo nie będą potrzebni - nikt
nikogo nie będzie udawał, wszyscy występujący będą
sobą i nawet nie będą wiedzieli, że występują, nie
będą mieli pojęcia, że biorą udział w jakimś dramacie,
chociaż wydarzenia mogą być doprawdy dramatyczne. Nie
o dramat pisania dramatu tu jednak chodzi - ten bowiem
jest niczym w porównaniu z właściwym dramatem...
Sytuacja jest jednak mniej dramatyczna niż była kilka
dni temu. Aczkolwiek to tylko pozory. Efekciarstwo.
Spadło trochę śniegu. Zabieliło się. Bo kiedy tu nie jest
ani zielono, ani złoto, ani biało, jest brudno i szpetnie.
Panoszy się paskuda, króluje ohyda. A cesarzem jest
betonowy płot... Co wcale nie oznacza, że mój dramat
będzie się toczył właśnie wtedy, kiedy nie jest ani zielono,
ani złoto, ani biało, kiedy jest zimno, zgnile i mgliście. To
powinien
być
ciepły,
długi jasny dzień.
Mógłby też być wieczór,
taki długi, letni wieczór niechętnie
zamieniający się w noc. Mogłaby to być też
noc. Różne pory dnia mogłyby to być - i różne pory
dnia będą - wszak dramat będzie trwał, to nie będzie
jeden epizod krótszy niż mrugnięcie okiem, niezauważalny.
Zatem pora nie jest tak bardzo istotna, byle było
ciepło. Nie lubię marznąć. Chyba nikt nie lubi dygotać
i szczękać zębami. Mam wrażenie, że intrygi się wtedy
źle snują, sztywnieją niczym druty i nie zaplątują się
należycie. Lecz może się mylę. Nieistotne... A skoro pora
nie jest tak bardzo istotna, to i miejsce też. Byle był
betonowy płot. Wzór również nie jest istotny. Każdy
się nadaje. Każdy jest wystarczająco porażający. Chociaż
bardziej porażający byłby płot pomalowany jaskrawymi,
jakby fosforyzującymi farbami: zielono-czerwono-białoniebieski (te określenia są mylące, gdyż o tym czy takie
zestawienie jest zachwycające czy paraliżujące decydują
odcienie - nie ma co jednak wybrzydzać, a tym bardziej
próbować definiować te barwy zgodnie ze wzornikiem
Pantone - trzeba zaufać wszechobecnemu bezguściu)
albo brązowo-biały. Och, nie bądźmy tacy wybredni.
Przecież akcja może się przenosić i każdy akt może
rozgrywać
się przy innym
płocie. Wybór zdaje
się
nieograniczony.
(Na
szczęście tylko zdaje - wyobraźnia
jest ograniczona nie tylko ograniczeniem
wyobraźni odbiorców.) Po co jednak tak łazić? Ale
sterczeć jak kołki w płocie też niedobrze...
AKT (czy podział na akty i sceny byłby w tym przypadku
uzasadniony? dekoracje nie ulegałyby przecież zmianie,
chyba że nastąpiłoby ich zniszczenie, lecz to byłoby
elementem dramatu - nawet jeśli doszłoby do ich
zmiany do raczej w wyniku przeniesienia się całej akcji
w inne miejsce - a sceny? ciągle ktoś będzie dochodził
i odchodził, więc sceny by się plątały i zazębiały wpadały
na siebie, nieustanna kolizja scen, więc po co jeszcze
dodatkowy zamęt? tym bardziej, że te przychodzenia
i odchodzenia odbywałyby się w jak najbardziej dowolnych
momentach, zaś ta dowolność byłaby ściśle ograniczona
zupełnie nieprzewidywalnym rozwojem akcji...)
Jest ciepło i przyjemnie. Jak to mawiają: nic nie zapowiada
burzy - wicher, granatowe chmury, trzaskające pioruny,
błyskawice rozdzierające niebo, chlustający deszcz to
ostatnie rzeczy, które przychodzą na myśl. Chociaż
leciutka duchota może trochę niepokoić. To jest jednak
tak lekka duchota, że jedni mogą ją odczuwać, podczas gdy
>
zakończenia
dramatu
jest
jeszcze
bardziej
nieokreślona niż godzina jego
rozpoczęcia. Wiadomo tylko tyle, że
nie będzie on krótki, aczkolwiek nie można
wykluczyć rozwiązania drastycznie dramatycznego,
wybuchowego.
Ludzie gromadzący się pod płotem należą do
Stowarzyszenia
Miłośników
Płotów
Drewnianych.
Z początku nikt się tego nie domyśla, ponieważ
empedecy nie różnią się od członków bardzo wielu
innych stowarzyszeń. Być może jednak różnią się jakoś
od miłośników ogrodzeń betonowych (nic nie wiadomo, czy
założyli oni swoje stowarzyszenie - może je założą i to
wkrótce). Emobetów (a może mobitów?) nie należy mylić
z peobetami (czyli posiadaczami ogrodzeń betonowych więc może jednak pobitami?) których nie należy z kolei
utożsamiać z probetami (czyli producentami ogrodzeń
betonowych) aczkolwiek może się zdarzyć, że ktoś
będzie i tym i tamtym i owym. Wszystkie kombinacje
są dopuszczalne. Nawet najbardziej skrajne zestawienia
należy brać pod uwagę; to co nam się wydaje skrajne,
ekstremalne i absolutnie niemożliwe, dla życia jest
całkiem zwyczajne i nie wymagające zdziwienia.
Sytuacja co-tu-się-dzieje?-po-co-oni-tu-stoją? czyli
78
inni
nie, ci z
trochę gorszym
krążeniem tak, a ci z
trochę lepszym - nie.
Przed betonowym płotem, który
jest statystycznie szpetny i przez to jego
szpetota staje się niezauważalna co czyni go
tym groźniejszym dla nędznych resztek estetycznej
wrażliwości pałętających się gdzieś w zachyłkach
statystycznych umysłów, zaczynają gromadzić się ludzie.
W zasadzie nie wiadomo, czy to są aktorzy czy widzowie.
Obawiam się, że nie będzie to wiadome do końca. W
zasadzie nie wiadomo od początku - ostatecznie aktor
jest także widzem: trudno zaprzeczyć temu, że ogląda
spektakl; zaś widz jest także, do pewnego stopnia,
aktorem - tutaj ten >pewien stopień< będzie bardzo
wysoki.
Godzina rozpoczęcia dramatu jest nieokreślona. To znaczy:
jeśli ktoś przyjdzie w tej chwili, to dramat zacznie się
dla niego w tej chwili właśnie; jeśli ktoś przyjdzie dwie
godziny później, to dla niego dramat zacznie się właśnie
wtedy; a jeśli ktoś pojawi się następnego dnia, to dla
niego dramat zacznie się następnego dnia, oczywiście
pod warunkiem, że do tego czasu się nie skończy, co na
obecnym etapie prac trudno przewidzieć, albowiem godzina
bezładne
kłębienie
powoli zaczyna ujawniać
swoje przyczyny. Oto z kakafonii
chaotycznych rozmów zaczynają wybijać
się stwierdzenia mające moc haseł. Są głośniejsze.
Przechodzą w krzyk. Niektóre samogłoski są nadmiernie
przeciągane, aż przeradzają się w wycie, chociaż jeszcze
nie ma w tym jęczeniu i zawodzeniu jakiejś straszliwej
agresji, wściekłości, demolującej wszystko rozpaczy.
Może nad głowami, albo na płocie, zostaje rozciągnięty
transparent: PRECZ Z BETONOWYMI PŁOTAMI! lub ostrzejszy
w tonie: PRECZ Z OHYDĄ BETONOWYCH PŁOTÓW! Niestety,
litery są nie mniej ohydne niż betonowe płoty, ale jakoś
nikt na to nie zwrócił uwagi. Może ktoś to wykorzysta.
Zaczynają się też mnożyć wystąpienia indywidualne.
Coś jakby przemówienia. Nawoływania do czegoś. Żeby
coś zburzyć, obalić. Żeby coś czymś zastąpić. Żeby
nie budować tego, a budować tamto. Pojawiają się też
wystąpienia mające charakter wykładu, lub przynajmniej
próbujące mieć znamiona takowego. Nie jest jednak łatwo.
Wolna, otwarta przestrzeń nie jest pudłem rezonansowym
uniwersyteckiej auli. Ale i argumentacja jakaś mizerna
i niezbyt przekonująca. Bo niby dlaczego drewniany płot
z krzywymi lub prostymi sztachetami ma być ładny lub
nawet piękny, a betonowa, kilkucentymetrowej grubości
płyta,
z
dosyć
precyzyjnie uformowanymi
detalami,
udająca
jednocześnie
solidny, gruby, rustykalny mur z kamienia
łamanego (łupanego) i toczone, pękate, brzuchate,
z osimi taliami tralki, ma być paskudna? Tak to
właśnie jest: najtrudniej wytłumaczyć rzeczy oczywiste.
Bo niby dlaczego miałoby to być oczywiste? Najpierw
należałoby zacząć od wyjaśnienia co to jest piękno, a co
to ohyda. I może nawet będzie na to czas. Oto bowiem
okazuje się, że po drugiej stronie płotu cisza. Żadnych
oznak życia. Żadnego kłębienia się. Nic. Nawet pies nie
zaszczeka. Nawet kot nie zamiauczy. Nawet myszka nie
piśnie. Nawet ptaki nie świergolą. Cisza jakaś taka
straszna. Nieswojo się robi. Cudzo. Okropnie. I co tu
robić? Gadać po próżnicy? Bo oto przed mówcą stoją ci,
którzy to co ma on powiedzieć słyszeli już tyle razy,
że jeszcze jeden raz może okazać się przysłowiową
kroplą powodującą efekt przelania, urwania ucha
dzbana - odwrócą się i w niepohamowanym szaleństwie
zaczną demolować drewniane płoty, z wyrwanych
sztachet układać gigantyczny stos, by dokonać na nim
samospalenia...
I wtedy, ni stąd ni zowąd, ale wyraźnie stamtąd, zza zakrętu
lub zza wzniesienia, to zależy od konfiguracji drogi lub
>
80
machikułami
(nie od parady jest
zastępcą prezesa Stowarzyszenia
Miłośników Częstokołów, Fos, Wałów i Murów
Warownych) - dlatego stanęło w końcu na betonowej
płycie, która u dołu udaje mur, a u góry siatkę, a raczej
treliaż lub maszrabiję zważywszy grubość >drutów<.
I teraz oto pojawiła się szansa przekształcić w wyobraźni
to rachityczne ogrodzenie w potężne obwarowania,
a z czasem, w ferworze bohaterskiej obrony, może
nawet je wysadzić w powietrze, tym samym udowadniając
jego słabość i nieprzydatność jak również konieczność
wzniesienia prawdziwych fortyfikacji.
Teraz dramat nabiera tempa. Wrzątek i gorąca smoła leją
się na tłum, spada deszcz strzał. Wykłady, napominania,
odezwy, analizy giną w coraz większym tumulcie. Lecz oto
nadciągają posiłki. Czy aby na pewno? To przecież pospolite
ruszenie Zrzeszenia Producentów Ogrodzeń Betonowych.
Za nimi regularne oddziały producentów cementu
wspierane przez kamieniołomiarzy, operatorów koparek
i górników powierzchniowych. Za nimi wytwórcy koparek
i taśmociągów, inżynierowie i projektanci, ci co ich leczą
i karmią i tak hen, aż po horyzont... Zaś z drugiej strony
nadciągają brygady drwali, stolarzy i tartaczników...
O tym w jakie są uzbrojeni argumenty nie będę wspominał,
81
>
ulicy,
wyłania
się
bryła błota na kołach. Sunie
powoli, choć mogła by szybko i gwałtownie,
jakby z obawy przed rozpadnięciem się, skruszeniem na
pył. Zatrzymuje się jakby nieśmiało i z wahaniem w pewnej
odległości, którą można by określić jako bezpieczną,
czyli uniemożliwiającą bezpośredni atak tłumu. Chwila
zawieszenia. Jednocześnie sflaczenia i napięcia. Groza
i ulga. Nagle bryła błota pęka. Wyskakuje z niej
właściciel betonowego płotu. Również całkiem nieźle
umorusany. Wspomagany przez kilku kolegów (o których
nie wiadomo jakiego rodzaju płotów są posiadaczami i
czy w ogóle - ubłocenie wskazuje, że byli razem na
wyprawie) zdobywa bramę gwałtownym szturmem. Już jest
po drugiej stronie. Tłum faluje zaskoczony i wzburzony.
Lecz odrobinę zachwycony, chociaż nie tak bardzo jak
właściciel obleganej posesji. Ten bowiem jest wielkim
miłośnikiem oblegania starych zamczysk - tłum nie wie
o tym, nie wie też, że ogrodzenie, którego zburzenia się
domaga, jest wynikiem wielkiego kompromisu: żona jest
zwolenniczką siatek drucianych (przemilczmy dlaczego,
nie będziemy włazić z butami w czyjeś intymne życie)
podczas gdy mąż widział wokół domu, już wyposażonego
w dwie krępe wieże obronne, raczej potężny, kamienny
mur z blankami, krenelażami i hurdycjami, a może nawet
b y
włos się zbytnio
na głowie nie jeżył, lica nie bladły,
krew nie tężała grożąc zatorami i miażdżeniem żył.
Lecz gdzie bije się siedemnastu tam osiemnasty korzysta.
I oto niespodziewanie pojawiają się tłumnie i gromadnie
zwolennicy siatek drucianych (to zapewne robota
właścicielki obleganego płotu). Krzyczą, że ich ogrodzenia
są najlepsze, bo przecież prawie niewidoczne, niczego nie
zasłaniają. Nikt ich nie słucha, nawet oni sami siebie nie
słyszą. Pędzą tratując i depcząc po drodze zwolenników
kompromisu, którzy próbują przekonywać, że przecież można
w ogrodzeniu łączyć elementy drewniane z betonowymi
i metalowymi. Ich zaś próbują zagłuszyć niezbyt zresztą
liczni, lecz potwornie wrzaskliwi, zwolennicy płotów
żywych wspierani przez nie wiadomo kogo. Bo na pewno
nie przez ekologów - ci bowiem miotają się nie potrafiąc
rozsądzić, czy bardziej szkodliwe jest wycinanie drzew na
sztachety czy mielenie gór na beton czy wydzieranie rud
żelaza czy usypywanie ziemnych wałów przekształcające
do cna krajobraz...
No i tak dalej. Aż do konfliktu między cywilizacjami. Aż do
wojny między galaktykami. Aż do katastrofy kosmicznej,
przy której to co wydarzyło się na polach Kurukszetry
byłoby ledwie pomeczową zadymą. I gdyby to dokładnie
opisać, wielki Wjasa okryłby się rumieńcem wstydu.
Radosław Nowakowski
>Od 52 lat jestem na świecie. Od 52 lat żyję
wśród książek. Od 44 lat czytam książki. Od 33 lat
piszę książki i nieopisuję świat. Od 31 lat gram na
bębnach, nagrywam płyty i koncertuję z różnymi
zespołami w różnych krajach. Od 29 lat nie studiuję
architektury. Od 18 lat tłumaczę różne książki
z różnych języków. Od 14 lat mam komputery
i drukarki. Od 13 lat mieszkam na wsi u podnóża
Łysogór, w krainie wymarłych czarownic, w miejscu
gdzie punktem zerowym spiralnego kalendarza
mógłby być rok, w którym Ts-ai Lun wyprodukował
papier nadający się do pisania. Od 13 lat jestem
mężem Krystyny. Od 12 lat jestem ojcem Sabiny.
Od 7 lat robię drewniane pudełka na moje książki.
Nie robię papieru, ale może kiedyś zacznę. Za to
czasami projektuję różne rzeczy: plakaty, okładki,
ogrody, wystawy..... Raczej nie nudzę się. <
Od dwóch lat Radek publikuje swoje teksty
w informatorze Wici.Info.
http://www.liberatorium.com/
82
Igor Kowalczyk
Zajmuje się malarstwem
sztalugowym i ściennym.
Lat 28, tancerz,
malarz grafik.
Oczy niebieskie, włosy blond.
Uczestnik projektu
komunalnego 142 zajmującego
się regeneracja przestrzeni
poprzez sztukę.
>Ce< był w mieście znany z tego,
że miał pecha.
A dlaczego
szczęścia brak doskwierał >Ce<?
Różnie o tym mówi się.
84
Ć
Ć
>Ce< żywota miał początek
trzynastego. I to w piątek.
A przez drogę, gdy był mały,
czarne koty mu biegały.
Pod drabiną chadzał stale,
choć do szkoły było dalej
oraz zawsze kiedy mógł
dawał kumplom >cześć< przez próg.
Raz, podobno, gdy swawolił,
to wysypał worek soli.
A następnie flaszką wina
rozbił luster pół tuzina.
Wiedział to już każdy kiep.
Pech się trzymał >Ce< jak rzep.
>Ce< bezczynnie nie chciał siedzieć.
Żeby pomóc sobie w biedzie
kupił słonia, co jak wiecie
jest symbolem szczęścia w świecie.
Lecz to chyba mało było.
Wciąż nieszczęście go trapiło,
więc nazbierał podków stosy.
Szczęścia przecież nigdy dosyć.
Myślał, że to dobra droga,
lecz zarwała się podłoga
pod ciężarem sterty stali.
Kominiarze się >Ce< bali,
grzęźli bowiem mu w kominie.
>Więc nadzieja w koniczynie
czterolistnej< myśli >Ce<.
Przywiózł jej wywrotki dwie.
Zieleniny wielką toń
Ale pożarł wszystko słoń.
Wybrał w końcu się do wróżki.
>Nie obiecuj z wierzby gruszki<
zaczął >Ce<, lecz mu przerwała.
W kuli wróżka już widziała,
co chce dostać od niej >Ce<.
>Twój amulet robi się<
rzekła i po chwili niesie
rzecz, co szczęście >Ce< przyniesie.
Gdy >Ce< sięgał po amulet
zbił niechcący szklaną kulę,
czym rozsierdził wróżkę strasznie.
Wściekła wróżka jak nie wrzaśnie:
>Już ja ci amulet dam!<
I po głowie bam! bam! bam!,
>Ce< patelnią tak otłukła,
że sylwetka guza smukła
wnet wyrosła mu na skroni.
A głos wróżki za nim goni:
>Oto guz jest! Noś go dzielnie!
Przy okazji weź patelnię!<
I patelnią tak rzuciła,
że >Ce< w czoło przydzwoniła.
Z guzem ciężko chodzić >Ce<.
Trzeba mocno schylać się,
by nie wadzić o balkony.
Nagle jakiś kwit zielony
>Ce< zobaczył pod nogami.
Był to kupon ze zdrapkami,
który >Ce< wydrapał równo
i nagrodę wygrał główną.
Gdy odebrał całą pulę,
to odkupił szklaną kulę
i patelnię wróżce sprawił.
Starą sobie >Ce< zostawił
i w tygodniu po dwa razy
w guza dawał sobie razy
żeby guz pozostał
i by mógł się nazywać >Ć<.
Sebastian Sarna
A utor książki dla dzieci
>Kubusiowe opowiastki<.
87
Festiwal
Koncerty, interaktywne instalacje, nowoczesne
projekty audiowizualne i muzyczne, wizualizacje,
happeningi muzyczne i wiele innych trudnych
do sklasyfikowania przejawów współczesnej
muzyki alternatywnej - tak w skrócie można
scharakteryzować Festiwal Firmament. Jego już
5. edycja odbyła się w grudniu w Kieleckim
Centrum Kultury. Impreza ma już swoją markę,
a z roku na rok grono zwolenników nowoczesnej
eksperymentującej muzyki stale się powiększa.
Firmament miał też swoją letnią odsłonę Otwarty Warsztat na Bazie Zbożowej w czerwcu
2006 roku - całodniową artystyczna akcję, pełną
warsztatów, instalacji, kulinarnych happeningów,
teatru i koncertów. Organizatorem imprezy jest
Firmament
Fundacja Kultury Wici.
www.firmament.wici.info
t
n
e
m
a
M
R
FI
l
A
w
i
fEsT
Happiness
Częściowo chyba tak. Osoby występujące na
scenie można podzielić na te >prawdziwe<
i te wymyślone na potrzeby projektu.
Te pierwsze są autentyczne, na scenie
robią to, co kochają, co jest częścią ich
życia - to bez wątpienia wokalista
i tancerki. Pozostałe osoby grają...
i w tym szczęścia nie widziałam.
>Happiness< audio-video live performance
to jeden z punktów programu tegorocznego
festiwalu Firmament. Jego twórcą jest
Piotr Domagała - JNA The AnimalMan
(JNA, czyli Ja Nie Artysta). Zebrał swoich
znajomych i razem zrealizowali projekt pod
bardzo ogólnie brzmiącą nazwą: >Szczęście<.
Performance składał się z kilku scen,
które, jak powiedział mi sam autor, miały
traktować o różnych aspektach szczęścia.
Czy tak rzeczywiście było?
http://www.myspace.com/jnatheanimalman
fot. Kamil Smuga
różne wymiary szczęścia
Mogliśmy posłuchać muzyki Karaza, który
śpiewa od 18 lat. Sam opowiada z pasją
i zaangażowaniem o początkach swojej
twórczości, o rapowych produkcjach
domowych (czyli tzw. >nielegalach<),
o zespole Karaz&theWiggas i o swoim
największym sukcesie - udziale
w festiwalu piosenki studenckiej
w Krakowie. Człowiek z pasją musi więc
być człowiekiem szczęśliwym. Radość
emanowała także z trzech tancerek,
adeptek Kieleckiego Teatru Tańca - Marty,
Igi i Pauliny. Kiedy na nie patrzyłam,
miałam wrażenie, że nic poza tańcem nie
istnieje, że gdy tańczą, to cały świat
znika. Nie przeszkadzało im to, że miały
niewiele miejsca, ani to, że podłoga była
cała w kurzu, sosnowych igłach i tłuszczu
zwierzęcym... po prostu tańczyły.
Tak, według mnie to jest wyraz szczęścia.
Dla mnie projekt Happiness to: przycinane
drzewka, Karaz śpiewający z pasją, ale
o wronach, zbyt dużo czasu poświęcająca
>>>>>
90
na dbanie o siebie kobieta, malarz-ćpun
i uzdrowiona noga tancerki. Każda ze scen
była na swój sposób ciekawa, wymagała
na pewno wiele pracy, ale w całość się
one nie łączyły. Być może ta sztuka miała
dawać szczęście osobom ją tworzącym mogę mieć tylko nadzieję, że dała.
Ogromny plus za wizualizacje (JNA The
AnimalMan) i dźwięk (Rosoul) - tworzyły
wspaniałą oprawę dla całości - żałuję, że
szukając szczęścia w kreacjach aktorów nie
mogłam więcej uwagi poświęcić temu tłu.
Dorota Kurpios
Od dziecka wolałam pisać, niż mówić
i uwielbiałam tworzyć długie zdania
do dziś nie umiem pisać krótko i zwięźle,
ale pracuję nad tym. Moją pasją jest
harcerstwo, albo szerzej - skauting, ale
w kręgu zainteresowań mieści się także
wiele innych zagadnień - lubię wyzwania
i nie zamykam się na nowe doświadczenia.
fot. Kamil Smuga
92
Letko
piszą o Letko
Projekt muzyczny istniejący
od 2003 roku, ściśle związany
z festiwalem Firmament.
Założony przez Monikę Bożykvocal, sequencer i Grzegorza
Degeyde-programowanie, sampling,
elektronika, bębny.
W roku 2004 ich muzyka pojawia
się na buddyjskim cd >Triangle
music project<. Tego samego roku
zauważył ich Piotr Kaczkowski,
Kompozycja Letko pojawia się
na płycie >Minimax.pl<.
>Pochodzące z Kielc Letko nie ma odpowiednika
na polskiej scenie. Ich zmysłowe, organiczne
brzmienia często określane są jako avant pop.
Są czymś więcej< - Łukasz Kamiński. Gazeta
Wyborcza
>Potrafią łączyć w swojej muzyce eteryczność
avant popu z niepokojem trip hopu. Muzyka
Letko grana na żywo ma w sobie dużo energii,
równocześnie zachowując dyskretny urok
niedopowiedzenia< - Ultramaryna.
http://www.letko.fan.pl
94
rozmawiamy
podtekstami
zdarzy nam się krzyknąć
niedomówieniem
szept jest garścią
półsłówek
przestrzeń pozostaje otwarta
na nowe dźwięki
Agnieszka Julia Łysak
Kamil Mroczkowski
Urodzony w 1979 r, Grafiką zajmuje się
od 3 lat, Absolwent AŚ w Kielcach, obecnie
student Wydziału Artystycznego UMCS
w Lublinie.
http://kamil m.blogspot.com
iOPXBSFXPMVDZKOB
NFUPEBTXPCPEOFHP
LPKBS[FOJB
QP[XPMJ$JTUBljTJǒ
JOUFSFTVKLJDZN
QSPXPLBDZKOZN
JV
JVS[FLBKLJDZN
SP[NÓXDLJKBLJN
[BXT[FDIDJBFǯ
CZlju
96
Pociąg
(fragment)
(Tekst nagrodzony w konkursie
Polskiego Radia i zrealizowany
jako słuchowisko >Stacja końca
świata<)
Osoby:
Podróżny
Zawiadowca Stacji
Dziewczyna
Mężczyzna Starszy
Konduktor
Scena I
>>>>>
(Wnętrze budynku, późne popołudnie, zmierzch. Jedyne
światło wpada przez szyby okienne. Przez okno
widać człowieka brnącego w błocie. Z oddali napływa
przytłumiony stuk kół pociągu, potęguje się, narasta,
grzmi, cichnie, zanika w oddali)
GŁOS (ZAWIADOWCA): Wspaniały! (z zachwytem) Wspaniały
pociąg... (pauza) Aż trudno uwierzyć, że istnieje.
(dłuższa pauza) Już drugi raz dzisiaj... Coś nadchodzi ...
(Powolne rozjaśnienie. Na krześle siedzi człowiek ubrany
w brązowe ubranie bez dystynkcji, patrzy przed siebie)
GŁOS ZZA OKNA (PODRÓŻNY): Dobry wieczór. (pauza) Dobry
wieczór! (kroki, w obręb światła wchodzi mężczyzna
w średnim wieku - płaszcz szarego koloru, szary
kapelusz, ogólnie człowiek szary, brązowa walizka
z powycieranymi rogami) Dobry wieczór. Co to za
stacja? Chciałem przenocować (przejmująca cisza)
Ja... chciałem się zapytać (brak reakcji ze strony
Zawiadowcy) Jestem tu pierwszy raz...
ZAWIADOWCA: Już bardzo dawne, całe wieki... nie jechał
tu żaden pociąg. (dopiero po chwili zauważa Podróżnego,
wstaje) A... skąd pan się tu wziął?
PODRÓŻNY: Pociąg zatrzymał się (ruch ręką
w nieokreślonym kierunku) w polu. (pauza)
Przyszedłem tutaj. (zirytowany) Co to za stacja?
ZAWIADOWCA: Nie przedstawiłem się. Jestem kierownikiem
tego punktu kolejowego albo jak staromodnie mawiał
mój ojciec zawiadowcą stacji. (wymieniają uścisk dłoni)
To pan z tego pociągu... (pauza) Walizkę tu. (Podróżny
stawia walizkę we wskazanym miejscu) Nie zginie.
PODRÓŻNY: Z pociągu? (pauza) Spałem i... (Zawiadowca
natarczywie gapi się na Podróżnego) Nie wiem co to był
za pociąg.
ZAWIADOWCA: Nie wiedział pan, gdzie jedzie?
PODRÓŻNY: (oburzony) Wiedziałem! Zawsze jedzie się do
jakiegoś celu. (Zawiadowca dalej gapi się na Podróżnego)
Co to za stacja? Mam chyba prawo wiedzieć, gdzie
jestem?!
ZAWIADOWCA: Owszem (pauza) Tylko (przejmująca cisza)
Tu... w zasadzie... nie ma stacji.
PODRÓŻNY: Jak... tooo... nieeee... maaaa? (grzebie po
kieszeniach) To gdzie ja jestem?
ZAWIADOWCA: Na stacji. (uśmiecha się)
(pauza)
PODRÓŻNY: Jest budynek... Pan jest...
ZAWIADOWCA: Wszystko się zgadza. (pauza) Ale naszej
stacji nie ma (po Podróżnym widać, że nic nie rozumie).
Jest mała, za mała. (pauza) Nie figuruje w rejestrach,
czyli nie ma. (uśmiecha się) Rozumie pan?
PODRÓŻNY: Nie.
ZAWIADOWCA: To nic. Kiedyś pan zrozumie. Z noclegiem
będzie trudno. (zapada cisza niepokojąca) Chce pan
herbaty?
>>>>
PODRÓŻNY: Więc niech pan zatrzyma. Chyba potrafi pan
zatrzymać pociąg?
ZAWIADOWCA: Potrafię. U nas jednak nie jeżdżą pociągi.
PODRÓŻNY: Nie stają, czy nie jeżdżą?
ZAWIADOWCA: Nie jeżdżą.
PODRÓŻNY: Mówił pan, że nie stają.
ZAWIADOWCA: Nie wiem.
PODRÓŻNY: Powiedział pan nie stają. Nie nie jeżdżą, ale
- nie stają.
ZAWIADOWCA: Nie pamiętam.
(pauza)
PODRÓŻNY: Mówił pan... Słyszałem o jednym pociągu.
ZAWIADOWCA: Piękny. Wspaniały pociąg. Jedzie i tak
naprawdę go nie widać. Jak we śnie. Duch, widmo. Nigdy
nie staje.
PODRÓŻNY: A inne?
ZAWIADOWCA: Nie ma innych. Ten jeden wystarczy.
PODRÓŻNY: Przyjechałem pociągiem. Ciąg wagonów, po
torach jedzie, na początku lokomotywa, przedziały,
korytarz, dwie klasy, zatrzymuje się na stacjach. Duży,
stalowy. Po torach jedzie.
ZAWIADOWCA: Muszę na chwilę wyjść.
PODRÓŻNY: Jak się stąd wydostać? (Zawiadowca wychodzi)
Poczekam. Telefon nie działa... nie ma kabla. Telefon
bez kabla. Zimno. Nie ma węgla. Jest lampa, ale nie
ma nafty. Nie ma stacji. Nie ma papierosów. (Zawiadowca
98
PODRÓŻNY: Tak.
(Zawiadowca wychodzi, po chwili wraca z parującym
czajnikiem, z szuflady stołu wyjmuje dwie szklanki,
wsypuje herbatę, wlewa wrzątek, siada na krześle)
ZAWIADOWCA: Proszę siadać. (Podróżny rozgląda się
bezradnie) Nie będzie przecież pan pił na stojąco.
(Podróżny nadal stoi) Nie ma gdzie? O tu (wskazuje)
Na tej skrzynce. (Podróżny siada)
PODRÓŻNY: Ilu was jest na tej stacji?
ZAWIADOWCA: (liczy) Ja... mój pomocnik...
PODRÓŻNY: Ma pan papierosa?
ZAWIADOWCA: Nie palę.
PODRÓŻNY: Nie wziąłem swoich.
ZAWIADOWCA: Pan pozwoli, że zatelefonuję. (podnosi
słuchawkę czarnego telefonu i wykręca numer) Nic.
(odkłada słuchawkę) Nie zgłasza się.
PODRÓŻNY: Do kogo pan dzwonił?
ZAWIADOWCA: Tajemnica służbowa. Oni nigdy nie
odpowiadają. Może ich też nie ma.
PODRÓŻNY: To po co pan dzwoni?
ZAWIADOWCA: Obowiązek.
PODRÓŻNY: Pana może też nie ma?
ZAWIADOWCA: W zasadzie...
PODRÓŻNY: Nic nie rozumiem. Jak się wydostać z tej
matni... Pociągiem?
ZAWIADOWCA: U nas pociągi nie stają.
wraca)
ZAWIADOWCA: Zimno panu? Nie mamy niestety węgla.
PODRÓŻNY: A co tu jest? Konkretnie, że jestem na
jakiejś stacji, w dodatku w nocy - to już wiem.
Nie jeżdżą pociągi, telefon nie działa, nie ma łóżka,
węgla, nafty i w ogóle wszystkiego.
ZAWIADOWCA: Lampa jest.
PODRÓŻNY: Ale nie ma nafty!
ZAWIADOWCA: Nafty..? No, nie ma.
PODRÓŻNY: Jaki w tym sens? Pociągów nie ma, stacji
nie ma, pana nie ma! Po co pan w takim razie jest?
To znaczy po co pana nie ma?
ZAWIADOWCA: Ja tu nie jestem od myślenia.
PODRÓŻNY: A gdyby coś się stało? Jak pan chce
zadzwonić skoro telefon nie działa?
ZAWIADOWCA: U nas nic się nie dzieje.
PODRÓŻNY: Telefon nie ma kabla!
ZAWIADOWCA: Kabla? Myśli pan, że to najważniejsze?
Niech pan sobie wyobrazi - nie ma semafora. Zginął.
Ktoś zabrał semafor. To jakiś znak. Trzeba będzie
zawiadomić. Zatelefonować.
PODRÓŻNY: Nie ma kabla.
ZAWIADOWCA: Kabla? (podnosi słuchawkę i wykręca numer)
PODRÓŻNY: To ja już sobie pójdę.
ZAWIADOWCA: Niech pan siada i poczeka do rana. Stąd
wszędzie jest bardzo daleko.
PODRÓŻNY: (idzie do drzwi) Ja, jednak.
ZAWIADOWCA: Cicho. Chyba jedzie. (słychać narastający
i świst lokomotywy)
PODRÓŻNY: Pociąg?
ZAWIADOWCA: Stanął. On nigdy się nie zatrzymywał.
PODRÓŻNY: Idę. To jest jakaś szansa.
ZAWIADOWCA: Idę z panem.
(wychodzą)
(...)
Paweł Chmielewski
Urodzony w Kielcach, z wykształcenia polonista, aktualnie
dziennikarz, z zamiłowania wielbiciel kina noir, braci Strugackich
i Boba Dylana, z nudów doktorant literaturoznawstwa. Autor
czterech nagrodzonych dramatów i esejów >Słowacki
w supermarkecie< (2003), >Czy romantycy jedzą hamburgery?<
(w przygotowaniu). Współpracuje m.in. ze >Studiami
Sienkiewiczowskimi<. Największe marzenie: emerytura w Polsce
dla 40-latków.
Miasto Myśli
102
103
Jakub Bors
Jakub Bors, urodzony roku pańskiego
1989. >Staram się - poprzez
technikę wielokrotnej ekspozycji
i spontaniczności zdjęcia, przekazać
ulotne uczucie zbliżone formą do
wspomnień zapadających w ludzkiej
pamięci. Jestem świadom ogromu
doświadczeń, których jeszcze nie
zdobyłem w fotografii. Nabyłem
jakiś czas temu lustrzankę
i staram się ją ujarzmić. Kolejnym
krokiem jest także organizacja
autorskiej wystawy<.
Wystawę będzie można oglądać
w Galerii >Lakiernia< w lutym 2008.
Pamiętam doskonale czasy, kiedy jako chłopiec lat
kilku, w fazie wczesnej podstawowej obserwowałem
w mej mieścinie rozwój sztuki grafficiarskiej. Ba, rozwój
i jej powstawanie. A tak zwykle bywa, że początki nie
są zbyt wysokich lotów, więc sztuka ta ograniczała
się do sloganów różnej treści na murach.
Kiedy przemierzałem ulice, zakamarki osiedli, centrum,
rynek i inne miejsca, oczom mym ukazywały się rozmaite
mądrości. Głęboko wbiło się w mą pamięć hasło:
>ZALEGALIZOWAĆ MARIHUANĘ - ZDELEGALIZOWAĆ PARLAMENT<.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co to legalizacja, marihuana,
tym bardziej parlament. Ten napis zniknął, pozostało po
nim jedynie wspomnienie. Ale obecnie, mając lat dwadzieścia
trzy, rozliczne doświadczenia i troszkę pojęcia o świecie,
sam chętnie napisałbym sprayem coś bardziej dosadnego.
Nie będę silił się na krytykę parlamentarzystów, bo
to znacznie obniżyłoby poziom tej opowieści. Dodam
jedynie, że skoro kokę i heroinę w tym kraju kupić można
w Kancelarii Prezydenta, to dlaczego nie zioło w sklepach
ze zdrową żywnością, na półce obok rumianku
i melisy na spokojność? A wszelkie płody parlamentu
przypominają..., więc po co nam Sejm - Senat?
Pewna mądrość z muru krzyczała niegdyś do mnie
foto: rafa
104
Mury mówią
trzema słowami: >KURWA NIE RZĄD<. Na ile sposobów
można
ją
interpretować?
Czy
przedstawicielka
najstarszego zawodu świata może być całą Radą
Ministrów? Chyba nie. Czy też to na tyle mało
skomplikowane - pewna pani i jej nierząd? Możliwe,
że tak wiele znacząca część parlamentarzystów jest
tak niewiele warta? Niech każdy napisze do tego własną
historię!
W centrum miasta do dziś widnieje napis, który
pamiętam od lat: >MATKA BOSKA KASZPIROWSKA<.
Nie wiem dlaczego, ale bardzo mi się podoba, to jeden
z moich ulubionych. Może to sentyment do radzieckiego
szarlatana, który w czasach głębokiego socjalizmu
atakował wszystkich, dla których nie istniała alternatywa
Canal+, HBO i Cyfrowego Polsatu. Człowiek albo poddawał
się hipnozie, albo wyłączał odbiornik telewizyjny marki
Rubin. A że telewizja była nie byle jaką rozrywką, pewnie
dlatego wszyscy byli bardzo podatni na szachrajstwa
Kaszpirowskiego. Domyślam się jedynie, że slogan ten
wywodzi się właśnie z ogromnej rysy na psychice
człowieka z puszką farby w dłoni, który chciał mieć
swoją Matkę Boską...
Choć praktycznie każde z wymienionych wcześniej haseł ma
w sobie nutkę aktualności, określa czasy (słusznie lub
nie) minione. Teraz wykształcił się nowy nurt i ma wielu
przedstawicieli. A oni swoją kontestację przedstawiają
dwojako, poprzez: >HWDP< i >Jebać policję<. Ta gałąź
sztuki malarskiej rozwija się najszybciej i najprężniej.
Deklaracje uwielbienia dla podopiecznych Ministra Spraw
Wewnętrznych widać wszędzie, niczym psie odchody, gdy
stopnieje śnieg.
* * *
Mój ulubiony napis na murze nie rzuca
Pamiętam go od zawsze i mam nadzieję,
zniknie. >NIE ZAPOMINAJ O MARZENIACH<. Od
tylko tyle: uważaj o czym marzysz, bo
spełniają! Pokój - nie wojna.
się w oczy.
że nigdy nie
siebie dodam
marzenia się
Grzegorz Świercz
Rocznik 84, syn swoich rodziców - ekonomiczny
humanista (V rok AŚ)obserwator - konstatator,
przy tym dziennikarz - amator, miłośnik
wszystkiego, co Dobre - szczególnie swojej
Przyszłej Żony
106
Ać Kru
AĆ KRU to pozytywny kolektyw ludzi
zainteresowanych sztuką.
Zajmują się szeroko pojętym >obrazem
sztuki<, przedstawiając go w różnych
formach.
Mówią, że AĆ to nic innego, jak to co
otacza nas na co dzień, to co widzimy
za szybą autobusu i to obok czego
przechodzimy.
Podsumowując AĆ to świat, ludzie i styl,
sposób w jaki rosną w siłę. Głównym
przesłaniem AĆ jest niesienie pokoju.
109
Małe a
Kielecki street art: vlepki,
szablony, graffiti, miejskie akcje,
fotografia, grafika komputerowa...
http://akielce.blog.onet.pl/
111
Artur Dziwirek
Kielczanin. Członek ZPAF.
Fotografuje głównie
krajobrazy. Prowadzi
warsztaty fotograficzne
dla młodziezy w Bazie
Zbozowej w Kielcach.
- i co się dziwisz ?
Vlepiają we mNIE wzrok ..
NIE patrzę oczami ..
Krok głębiej o krok
Krok szerzej o krok
Krok wyżej o krok ..
Ale w powierzu NIE wisze !
Słowem iskrą
Słowa słome
Słowem w zgliszcze ..
Antykanty
Osobnik rodzaju męskiego, lat 25,
>abstrakcyjny indywidualista<,
mieszkaniec Kielc. Zajmuje się
rapem, vlepkami i pisaniem.
Student dziennikarstwa
i komunikacji społecznej.
112
http://www.fotolog.com/antykantyzm
Vlepiam ..
Piszę do Ciebie, jak do samej siebie. Wiesz, mam
nowego lokatora. Wracałam do domu, i szkarłatny
liść klonu, mokry od listopadowej mgły musnął mój
policzek. Poczułam wtedy szybkie, zimne ukłucie
w piersi i to było to. Potem wizyta u lekarza.
Nie spodziewałam się takiej diagnozy. Na początku
było zaskoczenie i strach, że On jest we mnie.
W moim ciele. Po chwili była radość, że nareszcie
się udało. Spać poszłam z rumianymi policzkami,
spokojna. Szczęśliwa. Zasnęłam, spałam spokojnie.
Śniłam o bursztynowych kolczykach, które wcześniej
dostałam od fauna na mojej bezludnej wyspie. Wiesz,
te, które rozpadły się i wypuściły na zewnątrz
zaklęte w sobie muchy. Nie wiem, czy to zła, czy
dobra wróżba. Piszę o tym, bo chciałabym się
z Tobą podzielić kawałkiem mojego życia. Wczesnym
rankiem obudziłam się, niebotycznie szczęśliwa.
On - we mnie. Nigdy nie myślałam, że to nastąpi
tak szybko, spontanicznie. Wszyscy mówią żebym się
nie martwiła, że to nie to, ale ja chcę: ja marzę
o tym. Gdy dowiem się i dłońmi strach roztrącę,
pójdę w ciemność nocy, której nikt jeszcze nie
przejrzał. A oni zostaną tutaj, umarli. Bo wiem,
że świat się dla wielu skończy, kiedy odejdę.
A teraz. Mam nową zabawę. Co wieczór gdy
zmęczona leżę w łóżku pieszczę się, tam. Upewniam
się, badam, obserwuję wzrost. I przywołuję te
odległe dni, gdy dwa najbliższe mi życia odchodziły
w niebyt. Dużo widziałeś ludzkiej krwi? Ja nasiąkłam
nią, jak wszystkim tym, co razem przeżyliśmy
w naszym wspólnym śnie. Pamiętasz? Chłód zaklętej
w lodzie kuli słońca. Głód ciepła, i kłębuszki
pary, buchające z naszych ust. Szron na szaliku,
na dłoniach i sercach. Mimo najgorętszego lata
stulecia, a może właśnie latu na przekór. Jak
moja krew przebiła się przez te przedwcześnie
zamarznięte żyły? A On wzrasta i się mnoży.
Wędruje z krwią, jak zaklęte we mnie szaleństwo.
Kreśli własne szlaki po błękitnych ścieżkach mojego
krwioobiegu. Góra-dół, serce-mózg. Biega i próbuje
mnie pobudzić do podobnego biegu, nie uda mu się:
wbrew wszelkim zasadom, obrosłam
w wariacki spokój. Krążę po przydomowym ogrodzie
i łowię fruwające wszędzie martwe rybki, które
mi z wodnego oczka pouciekały. Szukają bramy do
nieba, co rusz w nocy któraś uderza w okno mojego
pokoju, budząc mnie. Moje kotki się wściekają,
wyczekują ich na tarasie, jak głupie próbują je
114
Kochany mój
łapać, ale rybki są sprytniejsze, zawsze gdzieś
uciekną.
Ech, kotek będzie mi brak najbardziej, może wiesz,
czy mogłabym zabrać je ze sobą? Trochę obawiam
się tej podróży i spotkania, nie wiem jak mam się
ubrać, w sukienkę, czy w dżinsy wskoczyć? Myślę,
że ta koronkowa z second-handu będzie dobra, ale
mnie jej czerń drażni. Myślę, że na spotkanie ze
Śmiercią wypada się ubrać raczej w zieleń. A Ty,
jak byłeś wtedy ubrany, czekaj, pijany skoczyłeś
z mostu, więc dżinsy i koszulka. Zresztą, jakie
to ma znaczenie? pac! kolejna rybka uderzyła
w ramę okienną. I znowu ukłucie w pierś, obrasta
w mit przyczyna mojej śmierci. Nie chce mi się
pisać więcej i czajnik piszczy w zimnej kuchni,
zresztą i tak niebawem się zobaczymy, wyjdź po
mnie koniecznie, nie chcę krążyć jak te rybki gdzieś
w niezrozumiałej, lodowatej przestrzeni. Tak, ja
jednak wezmę szalik, ten, który tak lubisz: poznasz
mnie po nim, i po mojej żółtej torbie, bo od
Twojego odejścia zdążyłam obciąć i ufarbować włosy,
zmieniłam też oprawki, ale o tym potem!
Póki co, całuję i ściskam,
Twoja KiniaMa
:-*
117
pies niebieski
Kinga Matałowska
>Jestem KiniaMa. Chyba nadal palę.
Szczególnie lubię pić kawę
i przyglądać się, jak słońce
prześwieca przez firanki w moim
pokoju. Fotografuję je, łapię.
Lubię dźwięk obijających się o siebie
szklanych kulek. A kawa: musi być
gorzka!<
mój pies niebieski
merda ogonem
podsikuje gwiazdy
wielka niedźwiedzica
warczy ze wściekłością
kręci kołem mały wóz
mój pies niebieski
wyłazi podczas pełni
na żer skomli
ociera się
szuka samki niepocieszony
i kości spokoju
wtedy ja nie mogę usnąć
miotam się
w pościeli
płaczę.
KiniaMa
118
Habahaba
http://habahabahaba.blox.pl
Przede wszystkim nie zajmujemy się tylko
vlepkami. Na początku istnienia grupy, która
od niedawna działa już jako oficjalne i legalne
stowarzyszenie, rzeczywiście nasze działania
manifestowane były poprzez akcje street-artowe,
bądź happeningowe. Vlepki robimy cały czas,
ale już głównie dla frajdy.
Kilku z nas czynnie udziela się w różnych
środowiskach graficznych, głównie conceptartowych i komiksowych, nie tylko w kraju,
ale też poza jego granicami. Powstaje Habahaba
Studio...
I pomyśleć, że zaczęło się od bractwa
studenckiego.
Po co to robimy? Ciężko powiedzieć, kiedy sprawy
zaszły juz tak daleko. Chcemy z tego żyć,
bo już żyjemy TYM.
Grupa zaprezentuje się na wystawie sztuki
ulicznej otwartej od 15 stycznia 2008 r.
w Galerii Lakiernia na Bazie Zbożowej.
Martwe Anioły
Michał Jadczak
Student dziennikarstwa, racjonalista o poetyckiej
duszy. Lubi poezję Leśmiana, malarstwo
Beksińskiego i prozę Lovecrafta.
Zafascynowany mitologią germańską
120
Jest na Świecie takie miejsce,
gdzie leżą martwe anioły...
Nikt nie odwiedza ich lodowych
grobów,
nikt nie pamięta.
Tylko jedna osoba zawsze
Zatrzymuje się na chwilę
Wpadając w zadumę
I roniąc łzy nad lodową pustynią
Zapomnianych dusz.
Tam zawsze pada śnieg
Tam zawsze wieje wiatr
Tam nigdy nie ma światła
Tam, gdzie leżą
Martwe Anioły...
Lecz On wie,
że gdzieś pod tymi
skutymi lodem grobowcami
tli się pierwiastek życia, który
kiedyś pozwoli powrócić ich duszom.
Ale na razie
leżą martwe
Anioły
Zemsty
Miłości
Radości
Szczęścia
Nienawiści
Gniewu
wszystkie razem
zrównane przez
Śmierć
Cierpienie
Ból
oblepione krwią
i błotem
i ziemią
zbezczeszczone
Istoty Boga
dla których Bóg już nic
nie może zrobić
I tylko On
zatrzymuje się zawsze
i roni łzy
nad ich martwymi ciałami
w lodowych grobowcach
On
jeden z nich
anioł o czarnych skrzydłach,
Asmodeusz...
122
Vlep się!
Duże, kolorowe gipsowe klocki pokryte vlepkami,
graffiti i malowanymi szablonami kieleckich grup
street-artowych Habahaba i Blaga - to efekt akcji
>Vlep się< zorganizowanej w Muzeum Zabawek i Zabawy
w ramach I edycji Off Fashion (25 maja 2007).
Kolorowe uliczne malowidło na klockach ułożonych
w logo Muzeum powstawało na oczach i przy udziale
publiczności. Gotowe vlepki przyklejali rodzice
i ...dzieci, którzy tłumnie pojawili się na muzealnym
dziedzińcu. Niektórzy próbowali swoich sił także
w technice szablonu. Kolorowe klocki można nadal
oglądać w Muzeum Zabawek i Zabawy. Pozdrowienia
i podziękowania dla wszystkich, którzy włączyli się
w akcję!
Koordynator akcji, autor tekstu i zdjęć:
Katarzyna Hodurek
Muzeum Zabawek i Zabawy
/slogan społecznej reklamy rumuńskiej agencji MC/CD Advertising dla UNICEF. Z kampanii tej
pochodzi również zdanie: >A gdyby tak czytanie też było zabronione, skusiłoby Cię to aby
spróbować??</
Z badań TNS OBOP przeprowadzonych dla Biblioteki Narodowej wynika, że tylko połowa Polaków
przeczytała w 2006 roku chociażby jedną książkę. Teraz zapytajmy sami siebie: jak to jest
z nami? Nie liczmy obowiązkowych lektur, czy książek potrzebnych do zdania egzaminu albo
napisania referatu. Ile książek czytamy dla czystej przyjemności?
Jeszcze lata temu byli pisarze >modni<, książki, których nie wypadało nie znać. Przedstawiciele
starszych pokoleń zapytani o to, bez namysłu wymieniają książki i nazwiska z ich młodości,
które po prostu trzeba było znać: Proust, Stachura, Tołstoj czy Sartre. Dziś to Harry Potter
i Katarzyna Grochola, z wyższej półki jest zaledwie Coelho i >Władca pierścieni<.
Brzmi to trochę śmiesznie.
Czytanie to strata czasu, Internet jest ciekawszy i można się z niego więcej dowiedzieć, książki
są drogie, a poza tym to nuda - to opinie młodych ludzi umieszczane na forach internetowych.
Pośród bardzo młodych osób królują wypowiedzi typu: A co do, lektur to jedyna jaka mi się
podobała to >Chłopcy z placu Broni ale to była chyba V klasa podstawówki ;) Teraz jestem
w liceum i same grube lektury typu >Potop<, >Lalka< ... Ehh a to takie nudziarstwo, że
wolę sobie przed kompem posiedzieć :). Najbardziej zaskoczyła mnie jednak wypowiedź pewnej
dziewczyny, która zauważyła, że ludziom najwięcej daje własne doświadczenie, autopsja,
samopoznanie, a nie czytanie tego, co ktoś wymyślił i przeżył. Fakt, można i tak iść przez
życie bez ideałów i wzorców. Młodzież coraz bardziej stroni od książek, a im bardziej stroni,
tym ich wiedza jest ciągle mniejsza, a może będąc bardziej dokładną: ich niewiedza się pogłębia.
Wokół nas jest wiele bibliotek, tanich księgarń, czytelni. W czym więc leży problem? Dlaczego
czytanie to nuda i wstydem jest pokazać się z książką wśród młodzieży? Jak to załamany SpaQ
napisał na pewnym forum: Czytasz - jesteś debil. Nie czytasz - dobry z Ciebie ziom.
124
A jeśli czytanie byłoby narkotykiem ?
Zastanówmy się więc, gdzie zapodziała się kultura czytania. Czy przemija ona tak samo, jak
znikają papierowe pieniądze czy tradycyjne listy?
Można by pomyśleć, że przyczyną stale zmniejszającej się liczby czytelników są nowe
technologie, Internet i SMS-y. Niestety wniosek to zbyt prosty, bo według TNS OBOP osoby
>skomputeryzowane< czytają więcej od osób, które nie mają nic wspólnego z pecetem.
Dokładnych danych na temat tej grupy komputerowej nie ma. Można jednak podejrzewać, że
to ludzie, dla których komputer to coś więcej niż konsola do gier.
Może jest wiele prawdy w porównaniu książek do narkotyków. Kiedy czegoś jest wokół pełno,
jest to dozwolone, a jeszcze bardziej polecane przez starsze pokolenia wtedy młodzież się
buntuje. Niestety taka już mentalność. Inni zasłaniają się natłokiem obowiązków. 20 letnia
Marta, która studiuje zaocznie i nie pracuje, zapytana o to, dlaczego nie czyta książek,
odpowiada prosto: Nie mam czasu. Drążąc temat dowiaduję się, że gdyby ktoś przyniósł mi
i polecił jakąś książkę, może bym przeczytała. Co więc skłoni ludzi do czytania książek?
Czy większa ilość akcji promujących czytanie wystarczy? Czy może tylko gwiazdy popkultury,
idole pokroju Dody i ciągnące się seriale są w stanie wpłynąć na połowę społeczeństwa?
Na egzaminie gimnazjalnym i maturalnym pojawiają się zadania, w których sprawdzana jest
umiejętność czytania ze zrozumieniem tekstów czy wykresów. Okazuje się, że młodym ludziom
sprawiają one wiele problemów. Wiedzy tu nie potrzeba żadnej, a jednak sprawiają one wiele
problemów młodym ludziom. Czy brak koniecznych do tego: wyobraźni, logicznego myślenia
i efektywnego czytania wypływa z odrzucenia książek? Myślę, że tak. Bo czy czytanie nie
wymaga od nas dobrej pamięci przydatnej do zapamiętania nazwisk, wielu miejscowości czy
drobnych epizodów? Czy nie potrzebujemy logicznie pomyśleć aby powiązać wszystkie wątki?
I w końcu jaką to musimy mieć wyobraźnię, aby ze słów na białej kartce
stworzyć w myślach kolorowy film?
Warto czytać książki. To pozwala nam się zrelaksować i oderwać od przytłaczającej
rzeczywistości. Nauczy nas wielu słów i podsunie liczne pomysły.
A w towarzystwie w końcu będziemy mogli zabłysnąć.
Olga Adamus
Studentka polonistyki
z zamiłowania,
lubi zmieniać szyk
w zdaniach,
i w ogóle dużo lubi..
opadam
podłoga smakuje sierścią
żyrandol umarł
i odszedł do światła
na plecach
wieczór dźwigam
Kielczanka od urodzenia,
z wykształcenia politolog
(w praktyce wszystko przed nią).
Kocha poezję PawlikowskiejJasnorzewskiej, Jana Twardowskiego
i kilku innych twórców, a także
prozę iberoamerykańską
i wszystko, co >magiczne<.
W wolnych chwilach słucha smooth
jazzu i nie tylko, amatorsko bawi
się fotografią i ucieka z bloku, aby
się głębiej zaciągnąć...powietrzem.
Magdalena Szczykutowicz
czuję kształt
blachodachówki
ścian
płaskoobły
po omacku biegnę
pięcioczłonem dłoni
fale
stalowe morza
zwiedzam
nurkuję w kominach
i z dymem
wypływam
w mroźne niebo
rury znów śpiewają
posępny hymn triumfalny
ze ściekiem uciekł właśnie
ostatni szept motyla
126
Gdy słyszymy słowo >wiersz< na myśl przychodzi nam
pewnie krótki, rymowany utwór. Wiele osób twierdzi,
że cechą dobrej poezji jest jej melodyczność wyrażona
w jednakowej liczbie zgłosek w każdym wersie czy
rytmie, który słychać podczas recytacji - Początek
XX wieku i twórczość poetów Awangardy Krakowskiej
odsłoniły nowy wizerunek poezji. Już nie tylko jej melodia
była istotna - wręcz przeciwnie, futuryzm sprawił, że
wiersz stał się dziełem plastycznym (gdy mowa była
o schodach, nieregularne wersy układały się w schodki).
Jak w baroku, bardzo ważna stała się nie tylko treść,
ale i forma utworu. Rytmy zrobiły się bardzo odległe
(pierwszy wers wiersza mógł rymować się z szesnastym;
>rymować się<? to za dużo powiedziane! często chodziło
tylko o współbrzmienie wyrazów). Nie da się ukryć, że
w takiej postaci poezja stała się rozrywką hermetyczną,
przeznaczoną tylko dla wąskiej grupy odbiorców. Surowe
wymogi męczyły także twórców.
Od działalności reprezentantów Awangardy Krakowskiej
minęło kilkadziesiąt lat. W tym czasie wiele się zmieniło.
Obecnie często zarzuca się artystom plastykom, że ich
obrazy nie spełniają podstawowej funkcji sztuki - funkcji
estetycznej. Innymi słowy: nie dają odbiorcy przyjemności
wizualnej. Jak w tej rzeczywistości odnajduje się poezja?
Jaka jest jej funkcja? W USA od lat organizuje się imprezy
odbywające się pod hasłem >Slam Poetry<. Wziąć w nich
może udział każdy, kto pisze wiersze: wystarczy przyjść
na umówione spotkanie, wyrecytować w określonym czasie
swoje utwory. W ten sposób można nie tylko wygrać
nagrodę, ale i zdobyć uznanie widzów. No właśnie. O tym,
czyje wiersze zostaną uhonorowane, decyduje publiczność.
>Slamy< mają swoje hasło - >Przyjdź nakrzyczeć na
poetów<, publiczność bardzo często, i nierzadko w sposób
dosadny komentuje to, o czym mówią poprzez swoje
utwory twórcy.
Od kilkunastu miesięcy >Slamy< regularnie odbywają
się także w Kielcach, są organizowane przez Dom
Środowisk Twórczych. Na jednym z takich spotkań moją
128
Poezja, poezja-poezja?!?
Apokalipsa mowy? Najbardziej poważna z niepoważnych
rzeczy? Określeń słowa >poezja< jest bardzo wiele.
Niektórzy, jak największy żyjący pisarz Izraela, Amos Oz,
porównują ją do przygody na jedną noc - piszemy wiersz
i jesteśmy wolni. A może poezja to po prostu językowe
eksperymenty? Może bardziej słuszne jest porównanie jej
do wiatru, który wieje, kiedy chce i jak chce? Może te
wszystkie rozważania są dobrym tematem do napisania
nowego wiersza?... A zatem: jeżeli masz chandrę czy
kaca, nie masz absolutnie nic do powiedzenia, powietrze
z Ciebie uszło, a umysł? - ten osiągnął szczyty
komara! W takiej sytuacji napisz >coś dla hecy<, czyli
- wiersz!
uwagę zwrócił młody mężczyzna, który swoje 3 minuty
przeznaczone na prezentację wiersza wykorzystał
w sposób niekonwencjonalny. Do mikrofonu wypowiedział
tylko słowo >manifest<, a potem odwrócił się plecami do
publiczności i przez 175 pozostałych sekund milczał. Warto
zastanowić się: czy to można nazwać poezją? Z pewnością
wyraża to jakąś myśl, ideę. Potrzeby estetycznej chyba
jednak nie zaspokaja (abstrahując od tego, czy autor
przykładowego >Manifestu< jest przystojny, czy nie). Być
może współczesna poezja ma przede wszystkim sprawiać,
że autor czuje się wolny, bo wyraził - w wybrany przez
siebie sposób, nawet najbardziej niebanalny - jakąś myśl,
nurtujący go problem...
Kazimierz Biculewicz, wielokrotnie nagradzany poeta,
w latach 70. w krakowskim konkursie o Jaszczurowy Laur
wyrecytował utwór, którego fragment cytuję:
>Zbadaj wpierw, co jest prezerwatywą dla oka. A potem,
co jest nią dla ucha. Możesz też po drodze sprawdzić,
co jest nią dla węchu. Umocniony tak, w filozofii
prezerwatywy jako samej a w ogóle - dopiero macaj
z elipsy zagadnienie, czymże tak sama z siebie, zaprzecza
naturze dotyku, albo i duszę uśmierca, ba?
Do czego dojdziesz w końcu? Czyżbyś nie zdołał zauważyć,
że ani człowiek nie jest z zasady zły ani jego prezerwatywa.
Bywają, dobrzy ludzie. I, złe prezerwatywy. I lepszy to
wariant trudności, niż - odwrotny, skrupulatnie. Źli
ludzie - w dobrych prezerwatywach.<
Być może we współczesnych czasach ceniona poezja
nie musi zadziwiać (choć dobrze jest, gdy zaintryguje,
na przykład oryginalną tematyką jak utwór Kazimierza
Biculewicza), nie musi od razu zachwycać, czy prosić się
o śpiewną recytację. Może we współczesnych czasach,
gdy na refleksję i zadumanie czasu brak, powinna coś
nam dawać. Odbiorcy dawać do myślenia, a autorowi dawać
satysfakcję, że w sposób najlepszy, w jaki potrafił,
coś ważnego przekazał. Tej satysfakcji życzę wszystkim
autorom wierszy i innych tekstów opublikowanych w tym
numerze Poetyckiej Poczty. Obyśmy nie musieli się trudzić
z żadną >prezerwatywą< ograniczającą formę, w jakiej
chcemy coś przekazać. Oby udawało się >przeskoczyć<
nawet język.
Michał Dobrołowicz
Uczeń klasy maturalnej I LO im. S. Żeromskiego
w Kielcach. Interesuje się dziennikarstwem i szeroko
pojętą kulturą. Jest wielbicielem poetyckich tekstów
krakowskiej >Piwnicy pod Baranami<, a sam - jako
artysta - wciąż poszukuje swojej Muzy...
>Gdybym nie był tym, kim jestem, chciałbym być...
maszyną do pisania Ryszarda Kapuścińskiego. :)<
Poetycka Poczta
ISSN 1898-6285
www.poetyckapoczta.wici.info
Wydawca
Fundacja Kultury Wici
www.fundacja.wici.info
Redakcja:
Wici.Info - Baza Zbożowa
25-416 Kielce, ul Zbożowa 4
[email protected]
Wydawnictwo współfinansowane
ze środków Funduszu Inicjatyw
Obywatelskich i Miasta Kielce
www.wici.info

Podobne dokumenty

Poetycka Poczta

Poetycka Poczta I pomimo, że forum skupia ledwie nieco ponad 100 użytkowników, to z czystym sumieniem można stwierdzić, iż w tym przypadku jakość, nie ilość jest najważniejszą miarą potęgi tego wirtualnego miejsca...

Bardziej szczegółowo