Rewalacje - nr 4/2012
Transkrypt
Rewalacje - nr 4/2012
ISSN 1508-2776 Cena 2,50 zł Rewal, 1-10 sierpnia 2012 roku ROK XV, nr 4 (112) Pieniądze ze sprzedaży gazety przeznaczamy na potrzeby obozu dziennikarskiego „Potęga Prasy” W numerze: z Ludzie morza z Marchewka Rewalskie „złotka” i Stokowiec na tropie z Dawid i Goliat rewalskiego handlu z Niepełnosprawni w Rewalu CO SŁYCHAĆ? KIT (Krótkie Informacje Tekstowe) Pozdrowienia dla czytelników czwartego numeru Rewalacji. Do władzy w kolegium redakcyjnym doszli pierwszoroczni, ale stara gwardia dyskretnie czuwa (czuję na plecach oddech szefa działu reklamy). Atmosfera jest upalno-bananowa, ale nasz zespół nie poddaje się wakacyjnemu lenistwu. Biegamy, dzwonimy, słuchamy i piszemy, aby poruszyć tematy najważniejsze dla turystów i mieszkańców Rewala. Przygotowaliśmy wydanie w dużej mierze reportażowo-interwencyjne. Przeczytacie m. in. o tym, czy popularne lampiony stanowią zagrożenie, jak w Rewalu radzą sobie niepełnosprawni i do czego właściwie służy fontanna na placu przy platformie widokowej. Dla rozluźnienia sprawozdanie ze Święta Ratownika. Poza gazetą przemawiamy, śpiewamy i recytujemy w RewalStacji (99.2 FM), a nasze życie obozowe można śledzić na portalu www.potegaprasy.pl. Działamy też na youtube w telewizji TeVa – Rewal i mamy swój fanpage na Facebook’u. Poczujcie Potęgę Prasy! OLGA STOKOWIEC (PIERWSZOROCZNA) KAROL MOLENDOWSKI (STARA GWARDIA) 2 Fot. internet Cześć! z W piątek 3 sierpnia na plaży w Pustkowie odbędzie się druga edycja turnieju „Mistrzostwa Gminy Rewal w Tenisie Plażowym”. Impreza organizowana jest przez Centrum Informacji Promocji Rekreacji. Początek o 10.00. Wstęp wolny. z We wtorek 7 sierpnia w Rewalu zagości Kabaret pod Wyrwigroszem. Jest to trzeci z kolei kabaret po Ani Mru Mru i Paranienormalnych, który występuje w rewalskim amfiteatrze. Impreza rozpocznie się o 20.00. Bilety do nabycia w kasie. z Już w sobotę 4 sierpnia w Trzęsaczu na polu minigolfa przy ul. Kamieńskiej odbędą się II Mistrzostwa Gminy Rewal w Minigolfie. Minigolf w wersji amatorskiej to ciekawa gra, niewymagająca od zawodników szczególnego przygotowania kondycyjnego czy technicznego. Patronat nad imprez przejęli Radni Trzęsacza i CIPR Rewal. Do obejrzenia tej niecodziennej w Polsce dyscypliny organizatorzy zapraszają od godziny 10.00. z W dniach 10-12 sierpnia w Niechorzu odbędzie się turniej finałowy Beach Ball Tour 2012.Jest to cykl turniejów odbywający się w ramach Mistrzostw Polski w Siatkówce Plażowej Mężczyzn na plażach polskiego wybrzeża organizowany przez Sport Mega Marketing od 1995 roku. W turniejach biorą udział najlepsi polscy zawodnicy sklasyfikowani w rankingu PZPS. W tym roku cykl zawodów zakończy turniej finałowy na plaży w Niechorzu, gdzie poznamy nowych mistrzów Polski w Siatkówce Plażowej. AGATA POMIETŁO Redaktor naczelna: Olga Stokowiec Zastępca redaktor naczelnej: Marta A. Sak Sekretarz: Joanna Kołeczko II Sekretarz: Julia Wąsiewicz Korekta: Olga Stokowiec, Karolina Marchewka, Marta A. Sak, Patrycja Kamińska Opieka merytoryczna: Agata Zielińska Skład: Adam Owczarek Reklama: Karol Molendowski, Natalia i Janusz, Karolina Marchewka Dział foto: Patrycja Kamińska, Joanna Kołeczko, Maja Kosowska Catering: Joanna Kołeczko Konsultacja medyczna: Julia Burdzel Dżem dostarczał: Karol Molendowski Adres redakcji: Hotel California, 72-344 Rewal, ul. Saperska 3, tel. 607650742 e-mail: [email protected], URL: http://www.potegaprasy.pl Druk: PHU JAKLEWICZ 70-322 Szczecin ul.Kazimierza Pułaskiego 4/4 NASI PRZYJACIELE Bądź retroaktywny! Wyobraź sobie, że siadasz wygodnie w kolejce i odbywasz podróż do krainy dziecięcych marzeń. Może w Kolejce Retro nie ma automatów z cukierkami, ale jej klimat jest niepowtarzalny… Zrób sobie wolny dzień od wylegiwania się na plaży i zorganizuj wycieczkę do Niechorza, gdzie dowiezie Cię Kolejka Retro! Pobliski kurort warto odwiedzić chociażby dla Parku Miniatur Latarni Morskich czy jednej z największych latarni morskich na polskim wybrzeżu. Kolejka Retro to idealny wariant dla rodzin z dziećmi, a także dla grup – te mogą same wybrać i zaplanować trasę, jaką pokonają kolejką przez Rewal! W Niechorzu kolejka zatrzymuje się w centrum miasta oraz przy latarni morskiej, CENY BILETÓW: W dwie strony * Dorośli – 20 zł * Dzieci – 15 zł * Dzieci do lat 4 – bezpłatnie W jedną stronę: * Dorośli – 15 zł * Dzieci – 10 zł * Dzieci do lat 4 – bezpłatnie a w Rewalu przy dworcu PKS. Wszelkie informacje pod numerem telefonu: 609 316 792. JULIA WĄSIEWICZ PRZEMEK SINKIEWICZ Odjazdy z Rewala do Niechorza odbywają się o godz.: 10.45, 11.55, 13.05, 14.15, 15.25, 16.35, 17.45, 18.55. Powroty z Niechorza do Rewala o godz.: 11.20, 12.30, 13.40, 14.50, 16.00, 17.10, 18.20, 19.30. INFORMATOR TURYSTYCZNY WOPR 601-100-100 Ośrodek Zdrowia ul. Warszawska 31, czynny: – poniedziałek-piątek: 8-21 – soboty, niedziele i święta: 10-21 Posterunek Policji ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 38 528 61 Straż Gminna ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 384 90 30 Straż Graniczna ul. Dworcowa 2, tel.: 91 387 76 20 Urząd Gminy ul. Mickiewicza 19, [email protected] Urząd Pocztowy ul. Sikorskiego 3, tel.: 91 386 25 50 czynny: – poniedziałek-piątek: 8-18 – sobota: 8-13 Bankomaty – SGB, ul. Mickiewicza 19a (obok Urzędu Gminy) – Euronet, ul. Westerplatte (przy restauracji Robinson Crusoe) – Urząd Pocztowy, ul. Sikorskiego 3 Apteka ul. Mickiewicza 25, tel.: 91 386 27 02 czynna: – poniedziałek-sobota: 9-21 – niedziela: 10-18 Dworzec PKS ul. Westerplatte (obok oceanarium) Amfiteatr ul. Parkowa Centrum Informacji Promocji Rekreacji Gminy Rewal ul. Szkolna 1, [email protected] Place zabaw ul. Słoneczna, ul. Szkolna 1 (przy szkole) JOANNA KOŁECZKO 3 TRUDNE SPRAWY Dawid i Goliat Otworzenie POLOmarketu w Rewalu wzbudziło niemałą sensację wśród turystów i sklepikarzy. Sklep sieciowy cieszy się dużą popularnością, ale czy małe firmy to przetrwają? A może to już koniec kupieckiego Rewala? siły by chodzić na drugi koniec miasta po drobne zakupy. Nawet ja czasami wolę kupić coś niewielkiego, a jednocześnie niezbędnego w sklepiku bliżej mojego domu. Małe sklepy będą musiały lekko zmienić asortyment i obniżyć ceny, ale na pewno nie będą musiały zakończyć działalności. Turyści oceniają Przez lata gmina broniła się przed wykorzystaniem dużej powierzchni, lecz 30 czerwca przy ulicy Kamieńskiej został otworzony POLOmarket. Jest to jedyny naprawdę duży sklep w Rewalu. Kupcy się boją – Powstanie marketu może zmusić niektórych do zamknięcia swojej działalności. Dajemy pracę młodzieży i my oraz nasi pracownicy boimy się, że w przyszłym roku nie spotkamy się ponownie – mówi właściciel sklepu „Marta”. W Rewalu po sezonie działa siedem punktów sprzedaży. Drobni przedsiębiorcy obawiają się, że niedługo ta liczba może drastycznie spaść. Duża część ludzi spędzających tu wakacje to młode osoby, które znalazły zatrudnienie na wakacje. Jeśli sklepy zostaną zlikwidowane, zmniejszy się także liczba turystów. – To nieduże miasto i po sezonie nie ma tu wielu mieszkańców. Jeśli wszyscy będą kupowali w markecie, nasza działalność upadnie – mówi anonimowo pracownica sklepu. Kupcy są przerażeni a władze gminy tłumaczą, że nie było możliwości, by nie dopuścić do realizacji przedsięwzięcia. Gmina uspokaja - Nie ma przepisów, które mogłyby zapobiec budowie obiektów 4 tej wielkości. Poza tym przepisy do działania uchwala sejm, a wykonanie minister – mówi pan Mirosław Hussakowski, pracownik urzędu gminy miasta Rewal. – Market stoi na działce prywatnej i zgodnie z prawem jest zwolniony z płacenia podatków do pierwszego stycznia następnego roku. Kwota podatku jeszcze nie została ustalona gdyż sklep nadal nie złożył deklaracji – dodaje pan Mirosław, co nie nastraja optymistycznie. Na pytanie czy małe sklepy mogą upaść pan Hussakowski odpowiada jednak uspokajająco: – Myślę, że nie ponieważ rodzinne sklepiki osiedlowe i kupieckie mają swoich stałych klientów. Są ludzie, którzy nie mają Niemal wszyscy wczasowicze twierdzą, że market to świetna inwestycja gminy Rewal. Jest tam wiele niezbędnych produktów, które czasami trudno dostać w małym sklepie. Jednak duże kolejki i brak miejsc parkingowych to problem, który odstrasza część klientów. – Obsługa POLOmarketu bywa niemiła, w przeciwieństwie do osób pracujących w miejscowych sklepach. Zdecydowanie mniej chętnie kupuję w markecie – mówi jedna z mieszkanek. Co prawda POLOmarket posiada zalety i jego siłą jest to, że jak na razie nie płaci podatków, ale małe sklepy mają swoich wiernych klientów, a co najważniejsze mnóstwo uroku. MAGDA MACIEJCZAK Fot. Maja Kosowska, Agata Pomietło REWAL SPOŁECZNIE Wakacje od niepełnosprawności Wizyta na plaży czy spacer po zatłoczonej promenadzie to dla większości z nas wakacyjna codzienność. Podziwiając uroki nadmorskich kurortów nie zdajemy sobie sprawy, że to co dla nas jest czymś zwyczajnym dla kogoś może stać się spełnieniem marzeń. Niepełnosprawni żyją wśród nas. Muszą zmagać się z licznymi trudnościami. Nie chcą wyjątkowego traktowania, lecz potrzebują pomocy, także podczas wakacji. Czy miejscowości wypoczynkowe są w stanie im tę pomoc zapewnić? Osoby niepełnosprawne, decydując o letnim wypoczynku unikają miejsc, których poznanie wymaga siły i sprawności fizycznej, w związku z czym rzadko decydują się na pobyt w górach. Lubią wypoczywać nad wodą. Najważniejsze jest jednak dla nich spędzanie czasu ze swoimi bliskimi. Walory miejsca schodzą wówczas na dalszy plan. Władze gminy Rewal starają się przystosować kurort do potrzeb osób niepełnosprawnych. Ułatwianie im funkcjonowania sprawia liczne problemy, zaczynając od dużych zmian linii brzegowej, po trudności finansowe. Jedną z podstawowych niedogodności dla inwalidów jest poruszanie się po mieście. Aby to zmienić w Pustkowie, Niechorzu i Pogorzelicy powstały specjalne chodniki, które pozwalają przemieszczać się osobom na wózkach. Zejście na plażę także nie należy do najłatwiejszych. Winda, która miała powstać już dawno i umożliwić niepełnosprawnym oraz rodzicom z małymi dziećmi kom- fortowe dostanie się do kąpieliska wciąż nie istnieje. – Mamy pozwolenie na budowę oraz projekt, problem leży jednak w pieniądzach – informuje pan Łukasz Tylka – pracownik Urzędu Gminy. Czy naprawdę nic nie da się zrobić, skoro chwilę później dowiadujemy się, że państwowy fundusz rehabilitacji osób niepełnosprawnych dofinansowuje tego typu inwestycje? Nie ma windy, ale są zjazdy, które pozwalają osobom na wózkach inwalidzkich dostać się na plażę. – Nie da się przystosować wszystkich zejść na plażę do potrzeb niepełnosprawnych, szczególnie w Rewalu gdzie występuje wysoki klif – mówi Łukasz Tylka. W samym Rewalu znajdują się tylko dwa takie obiekty. Pierwszy mieści się daleko od centrum, przy skrzyżowaniu ulicy Klifowej i Brzozowej. Kolejny znajduje się przy porcie rybackim, gdzie uciążliwością jest duży ruch. Inne tego typu zejścia znajdują się w Pustkowie, Trzęsaczu i Niechorzu. Niepełnosprawni korzystając z Urzędu Gminy czy Ośrodka Zdrowia w Niechorzu używają platform, umożliwiających wejście na piętro. W ten sposób mogą dostać się także do Muzeum Rybołówstwa w Niechorzu. Niestety miejsc, które w ten sposób ułatwiają poruszanie się niepełnosprawnym jest wciąż bardzo niewiele. Podczas wyboru hotelu czy pensjonatu, w którym spędzą swoje wakacje osoby na wózkach szukają miejsc oferujących pokoje na parterze lub windy umożliwiającej dostanie się na piętro. Jak przyznaje pan Łukasz Tylka osobom, które nie mają problemów zdrowotnych trudno jest mówić o barierach spotykanych przez niepełnosprawnych. Pobyt w miejscowości wypoczynkowej to wciąż duże wyzwanie dla osób niepełnosprawnych, które bez życzliwości napotkanych ludzi nie dałyby sobie rady. NATALIA JANUSZ Fot. Joanna Kołeczko, internet 5 NASI GOŚCIE „Trzeba się pilnować, żeby nie popłynąć...” Kolejną osobistością, która pojawiła się na II turnusie Potęgi Prasy był Paweł Wakuła. Znany rysownik i autor publikowanych od lat w „Angorze” humoresek zdradził kulisy swojej pracy, opowiedział, czemu bywa ona skrajnie frustrująca, podał nam receptę na dobrą książkę dla dzieci i powiedział, czy woli... maliny, czy też truskawki. Marta Sak: Skąd czerpie pan inspiracje do swoich prac? Paweł Wakuła: Jeśli chodzi o rysunki, to nie muszę jej szukać. Dostaję od redakcji konkretny temat i zarys artykułu, jaki mam zilustrować. To w zupełności mi wystarczy, żeby stworzyć dobry rysunek. Większym problemem jest dla mnie bardzo frustrujący fakt, że około dziewięćdziesięciu pięciu procent mojej twórczości ląduje w koszu. W „Angorze”, dla której pracuję, panuje zasada, że to samo zlecenie otrzymuje kilku rysowników, ale tylko jedna praca zostaje opublikowana. Jest to jedyna redakcja, o której słyszałem, w jakiej pracuje się w taki sposób. Są tacy, którzy tego nie wytrzymują i odchodzą. W kwestii pisania humoresek mam całkowicie wolną rękę, aczkolwiek tekst musi dotyczyć spraw w miarę aktualnych. Po prostu robię przegląd prasy, znajduję temat budzący emocje 6 i zainteresowanie, zastanawiam się, jak ukazać go w żartobliwy sposób. Od dawna już trzymam w szafce pewien uniwersalny tekst na wypadek braku weny lub gdybym miał coś przygotować w czasie urlopu bez dostępu do prasy. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś go opublikuję... M. S.: Jak traktuje Pan swoją twórczość? Jest to dla Pana praca, czy też sposób na wyrażenie siebie? P. W.: Pisanie i rysowanie jest dla mnie tylko i wyłącznie pracą. Naprawdę podziwiam ludzi, którzy wracając do domu zajmują się tym, co robią zawodowo. Rysunki i teksty powstają, bo na tym zarabiam i dzięki temu utrzymuję rodzinę. Oczywiście prace odzwierciedlają w jakiś sposób charakter i osobowość autora. Żeby mogły zostać wykonane, muszą ukazywać konkretny pogląd, punkt widzenia. M. S.: Istnieje granica, jakiej nigdy Pan nie przekracza? Są tematy, których Pan nie porusza? P. W.: Moim zadaniem jest ilustrowanie rzeczywistości, więc niebezpieczeństwo, że kogoś urażę, nie jest na ogół zbyt duże. Ja nie wydaję osądu, co najwyżej tworzę rysunki odpowiadające poglądom, jakie przedstawił autor w tekście, który mam zobrazować. To, co ja sądzę, nie jest do końca ważne. Ilustracja musi zawierać w sobie coś z głównej myśli artykułu. Moja osobista opinia jest tu na drugim miejscu. Teksty satyryczne także są oparte na tym, co się akurat dzieje, na niepodważalnych faktach i opiniach innych ludzi. Tekst satyryczny musi być prześmiew- czy, ukazać kogoś w takim czy innym świetle, ale podstawą jest to, co się naprawdę wydarzyło, jakie są na to reakcje ludzi, komentarze. Moja humoreska jest tylko tego humorystycznym ukazaniem. Nie ja wyznaczam granice. M. S.: Jedną z członkiń kadry obozu jest Pana córka, Antonina. Starał się ją Pan nakierować na wybór dziennikarskiej drogi kształcenia, odwodził ją Pan od tego, czy też może była to jej samodzielna decyzja? P. W.: Nie uważam się za dziennikarza, tylko rysownika prasowego. Zarówno ja, jak i moja żona jesteśmy plastykami. Żadne z nas nie starało się nakierować dzieci na drogę prowadzącą do zawodu rysownika czy jakiegokolwiek innego. Zainteresowanie Tosi dziennikarstwem zaczęło się w dniu, gdy udzielała wraz ze mną wywiadu w radiu. Spodobało jej się, wkrótce potem poprowadziła wraz z koleżanką audycję i złapała bakcyla. Podjęła decyzję o studiowaniu w Anglii, ponieważ program tamtejszych studiów jest zupełnie inny niż w Polsce i moim zdaniem lepszy. Tosia tak postanowiła i ja to zaaprobowałem. Nigdy jednak nie starałem się w jakikolwiek sposób wpłynąć na jej wybory w kwestii kariery. M. S.: Jest pan także autorem cenionych utworów dla dzieci. Jaka jest recepta na dobrą książkę tego typu? P. W.: Nigdy nie myślałem, że zostanę autorem literatury dziecięcej. Zaczęło się od bajek, jakie wymyślałem moim dzieciom. Później pojawiły się programy komputerowe do two- TU I TAM rzenia tekstów i dopiero wtedy zająłem się pisaniem na poważnie. Nie stworzyłbym żadnego dłuższego utworu, gdybym nie mógł szybko i wygodnie zmieniać tekstu, skracać go, przestawiać utworzone już zdania. Nie znoszę i nie potrafię pisać ręcznie. Podstawą w pisaniu książek dla dzieci i jakichkolwiek innych jest możliwość swobodnego przekształcania tekstu. Za mój największy sukces uważam fakt, że moje teksty śmieszą zarówno dzieci, jak i dorosłych. Trochę tak jak w „Shreku”: dzieci śmieją się z jednego, a dorośli z drugiego. M. S.: Czy pisząc książki dla dzieci, ma Pan problem z „naleciałościami”, które pojawiły się z powodu pisania tekstów satyrycznych? Zdarza się Panu napisać coś, co potem okazuje się zbyt kontrowersyjne lub po prostu nieodpowiednie do utworu pisanego dla najmłodszych? P. W.: Owszem, zdarza mi się, że wydawcy zwracają mi uwagę, iż ja- kieś fragmenty czy wątki tekstu są nieodpowiednie. Uważam jednak, że redaktorzy często są przewrażliwieni i nie zawsze można im do końca ufać. Pamiętam, jak kiedyś musiałem zmienić pewną historię, bo znajdowała się w niej scena, w której pirat palił fajkę. Dla mnie to była paranoja. Trzeba się jednak pilnować, żeby nie „popłynąć” za daleko w tym, co się pisze. M. S.: Jest Pan absolwentem malarstwa. Studia pomogły Panu w rozwoju kariery? P. W.: Nie. Kiedy jest się, jak ja, rysownikiem prasowym, wystarczy tylko umieć posługiwać się ołówkiem. Znałem wielu znanych i cenionych autorów rysunków, które przedstawiały ludziki i przedmioty stworzone z najprostszych figur geometrycznych. Najważniejsze jest to, co znajduje się w dymku. Jeśli treść dymka jest dobra, jest szansa na karierę. Przez pewien czas pracowałem jednak w wyuczonym zawodzie – rok spędziłem w szkole podstawowej jako nauczyciel zajęć plastyczno – technicznych. Zrezygnowałem, bo bez wątpienia nie było to moim powołaniem. Trudno jest uczyć młodych ludzi sztuki, zwłaszcza w warunkach, jakie stwarza polska szkoła. Oni nie wiedzieli jeszcze po prostu, czego chcą. M. S.: Na koniec powtórzę pytanie, które zadał jeden z moich redakcyjnych kolegów w czasie spotkania z Panem. Maliny czy truskawki? P. W.: Truskawki. Można je jeść z bitą śmietaną! ROZMAWIAŁA MARTA A. SAK Rys. Paweł Wakuła, Patrycja Kamińska Jarocin i Woodstock 2012... ...czyli opowieść o tegorocznym Jarocinie i nadziejach związanych z nadchodzącym Przystankiem Woodstock. Festiwal w Jarocinie obok Przystanku Woodstock jest kultową imprezą tego typu w Polsce. Jego historia rozpoczęła się w 1970 roku, gdy był skromną imprezą muzyczną organizowaną przez jarociński klub „Olimp”. Teraz jest olbrzymim prestiżowym wydarzeniem muzycznym angażującym dziesiątki zespołów i tysiące fanów muzyki rockowej. Festiwal jest szansą dla nowych i nieznanych zespołów u progu kariery. W tym roku odbył się on w dniach 20-22 lipca. Zagrali czołowi artyści z Polski i zagranicy, między innymi: Kult, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, KSU legenda polskiej muzyki punk, Coma, Biohazard nowojorski zespół rapcore-owy, Within Temptation holenderski zespół symfonikmetalowy, Lao Che i wiele innych. Prócz koncertów po raz kolejny rozstrzygnięty został konkurs Red Bull Tourbus Rytmy Młodych. W wyniku tego konkursu wyłoniono dwa młode zespoły, które zagrały na małej scenie obok takich grup jak Power of Trinity czy Searching for Calm. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się: Kult, Within Temtation oraz Bio- ) 7 RELAKS hazard. Festiwal po raz kolejny zakończył się sukcesem, co jest zasługą organizatorów, współpracujących z nimi lokalnych władz, patronów medialnych i wspaniałej publiczności. 2 sierpnia rozpoczyna się trwający trzy dni Przystanek Woodstock. Odbędzie się w Kostrzynie na Odrą. Będzie to już osiemnasta odsłona tego festiwalu i zarazem dziewiąta w tym miejscu. Mimo 25-letniej przerwy polski Przystanek Woodstock nadal istnieje, głównie dzięki determinacji i zaangażowaniu Jurka Owsiaka. W tym roku wystąpią między innymi: Anthrax jeden z zespołów wielkiej czwórki trash metalu, The Qemists grający muzykę z pogranicza rocka i drum and bass, My Riot nowy zespół Glacy, znany głównie ze współpracy z Sweet Noise, Ministry powstały w 1981 zespół indu- strialmetalowy z Chicago, londyński The Darkness oraz wiele innych. Imprezie towarzyszą również konkursy na przykład ten organizowany przez firmę Carlsberg. Woodstock od wielu lat to przede wszystkim niesamowity klimat, który co roku przyciąga tysiące ludzi. Ilu pojawi się w tym roku? Wkrótce się przekonamy. IGOR PAWEŁEK Fot. internet Jak ciepłe morze, to zimny browarek... Kowalski po roku ciężkiej pracy jedzie na urlop. Słońce, plaża i brak kontroli ośmielają go. Jedno piwo, drugie...słowa „wszystko z umiarem” tracą znaczenie. Jak wszyscy doskonale wiemy, na plaży pić alkoholu nie wolno. Urlopowicze różnie interpretują jednak słowo „alkohol”. Tu pojawia się polska codzienność zakaz zaka- 8 zem, a życie życiem. Mimo iż kary za picie na plaży mogą sięgać nawet do 100 złotych, przepis jest martwy i nikt go nie egzekwuje. Duży procent plażowiczów wypoczywa z piwkiem, nie będąc świadomym przepisów, jakie narzuca nam polskie prawo. Obrazuje to sonda wykonana na potrzeby telewizji internetowej TeVa-Rewal. Głównymi py- taniami były: -Czy są państwo za czy przeciw piciu na plaży? i nieco już trudniejsze -dlaczego? Opinie były różne od:-Ja jestem ogólnie przeciw-przez-Alkohol to nie, bo szkodzi zdrowiu-po-Jedno piwko powinno być. Jedna z opinii wydaje się kontrowersyjna. Jak powiedziała jedna z plażowiczek – Gdybym była bez dzieci, to nie miałabym nic prze- RELAKS ciwko, ale jako matka popieram zakaz. Mamy tu do czynienia z sytuacją patową. Większość kobiet zapytanych w sondzie o alkohol odpowiadała negatywnie by nie szkodzić dzieciom. Obecność najmłodszych to jeden z argumentów przemawia- jących przeciw. Na plaży kręci się ich mnóstwo i jako, że niewiedzą co jest zawartością puszek i butelek, – dobrze by tak zostało. Wiele lat temu nad polskim morzem nie było takich problemów. Pijani plażowicze są głośni i przeszkadzają trzeźwym w wypoczywaniu. Są wulgarni i nie zwracają uwagi na to czy przeszkadzają innym. Nie jest to reguła. Sporo osób potrafi się zachowywać kulturalnie mimo spożywania alkoholu i dlatego pytani plażowicze nie uznawali małego piwa za coś złego. Teraz na plażach jak grzyby po deszczu powstają „przystanie” czyli miejsca w których można się legalnie napić piwa i rozkoszować urokami morza. Ludzie przyzwyczaili się że dużo im wolno, REKLAMA a jak wiemy przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Czują się więc bezkarni. Wyjeżdżają na wakacje szukając przygód, całkowicie pewni, że mogą sobie pozwolić na wszystko i nic im za to nie grozi. Według danych w roku 2012 odnotowano jedynie pojedyncze przypadki picia na plaży. Gdyby jednak ukarać wszystkich pijących statystyki nie byłyby aż tak chlubne. Poza tym wystarczy przejść się kilka kroków brzegiem morza by zobaczyć butelki lub puszki. Niszczy to środowisko naturalne i psuje krajobraz. Rozkładanie się butelki kosztuje naturę 4000 lat. Możemy jedynie domniemywać czy sprawdzanie plażowiczów mogłoby zmniejszyć przykre statystyki. Trzy procent utonięć wynika z nietrzeźwości ofiar. Pijanemu jest gorąco, szuka ochłody w zimnych wodach Bałtyku co prowadzi do szoku termicznego i tym samym śmierci. Czy warto poświęcić nasze życie i zdrowie dla chwili upojenia alkoholowego? Myślę że nie. Czasami trzeba wywiesić sobie czerwoną flagę i posłuchać zdrowego rozsądku. Wakacje wakacjami, ale najważniejsza jest przyszłość. AGATA POMIETŁO rys. Paweł Wakuła 9 AKTYWNE WAKACJE Z latawcem na wodzie Bałtyk zachwyca miliony ludzi, nie tylko Polaków, ale również zagranicznych turystów. Piękne widoki, niesamowity klimat i niepowtarzalne wrażenia. Podczas wakacji każdy oczekuje swego rodzaju oderwania się od codziennej rutyny. Jedni będą poszukiwali wyciszenia, spokoju. Ale są też turyści bardziej wymagający, którzy oczekują dużej dawki adrenaliny, dobrej zabawy oraz wrażeń, które będą wspominać do końca życia. Cóż więc możemy zaoferować aktywnym turystom nad naszym polskim morzem? Idąc rewalską plażą można zauważyć niepozornie wyglądajacych ludzi, ubranych w krótkie kolorowe spodenki. Walczą oni z wielkim latawcem, przepinają stalowe linki. Nagle spod ogromnej płachty wyłania się stosunkowo niewielka deska. Teraz czas wypłynąć. Wiatr odpowiedni, fale 10 także. Wystarczy tylko włożyć stopy w strapy, chwycić bar i pozwolić latawcowi unieść się do góry. Zaczęło się. Teraz jesteśmy zdani tylko na siebie i na to co wiatr zechce zrobić z naszym kite’em. Emocje są ogromne. Na początku strach, ale gdy wszystko się skończy, nie będziemy żałować. Tak właśnie wygląda kitesurfing. Mało popularny tu, w Rewalu, jednak znajdują się miłośnicy, którzy zrobią wszystko, aby wejść na swoją ukochaną deskę i dać się ponieść wiatrowi. Nie tylko kitesurfingowi towarzyszą takie emocje. Inną dyscypliną z użyciem swego rodzaju latawca jest paralotniarstwo żaglowe. Wychodzisz na zbocze o odpowiednim nachyleniu, najczęściej jest to klif, skaczesz, zaczynasz szybować. Rewalskie wybrzeża są wymarzonymi dla paralotniarzy, ze względu na to, że są czyste i pozbawione korzeni. Lądujesz na położonym niżej lądowisku. Paralotnia szybuje w kierunku ziemi a czas lotu uzależniony jest od przewyższenia pomiędzy miejscem startu a lądowiskiem oraz doskonałością paralotni. Może brzmi to banalnie, ale przysparza niemałych emocji. Do jego uprawiania potrzebna jest licencja wystawiona przez Międzynarodową Federację Lotniczą FAI – IPPI, bądź Polskie Świadectwo Kwalifikacji Pilota Paralotni. IPPI jest dokumentem opracowanym na podstawie programu szkolenia Para Pro mającego na celu ujednolicenie poziomów wyszkolenia pilotów. PŚKPP w Polsce posiada około 1200-u osób i ta liczba stale wzrasta. W miasteczku znajduje się jedna szkółka kitesurfingu. Jest to sport ekstremalny i nie każdy ma w sobie tyle odwagi, aby zacząć AKTYWNE WAKACJE go uprawiać. Pomimo to są osoby, które zajmują się tym na codzień. Kitesurfing to sport wodny, odmienny od wszystkich, nie posiadający swojego odpowiednika na lądzie, tak jak narciarstwo wodne lub zwyczajny surfing. Przepłynięcie się na desce z latawcem w ręku będzie zapewne przeżyciem, o którym nikt nawet nie będzie próbował zapomnieć. Istnieje także możliwość nurkowania w Bałtyku. Szkoła DIVINGCAT ma w swojej ofercie taką właśnie atrakcję. Przy głównym zejściu na plażę istnieje możliwość zanurkowania w basenie, tak dla spróbowania, ale niezapomniamych wrażeń dostarczy wam dopiero nurkowanie na otwartym morzu z instruktorem. Gdy niebo zasnute jest chmurami, na ziemię spada deszcz, a zimny wiatr chłoszcze ją bez litości, wizyta na basenie, gdzie jest jasno, ciepło i przyjemnie jawi się już zupełnie inaczej. Pływalnie znajdują się na terenie całej gminy. Można w nich wybrać się do sauny, na masaże lub kąpiele solankowe. Każdy ma inne potrzeby i dla niektórych dawka adrenaliny może być zbyt duża. Nie należy być z tego powodu zmartwionym. W Rewalu jest mnóstwo innych interesujących miejsc, w których można uprawiać sporty! Dla tych, którzy nie chcą spróbować kitesurfingu polecamy zwyczajny skateboarding. Tuz przy szkole w Rewalu został wybudowany skatepark, gdzie możemy podziwiać chłopców i dziewczyny, próbujących coraz to nowe tricki. Oprócz tego dla miłośników romantycznych spacerów proponujemy konną przejażdżkę brzegiem morza. W Rewalu jest ona możliwa dzięki stadninie „Koński kierat” (ul. Dworcowa 20). Prowadzi ona kursy jazdy konnej dla początkujących i zaawansowanych, organizuje także rajdy konne po okolicy. Również w Klubie Jeździeckim „Czahary”, w nieodległej Pogorzelicy (ul. Leśna 1) wszyscy chętni, pod okiem wykwalifikowanych instruktorów mogą zakosztować uroków jeździectwa zarówno na placu, na terenie klubu, jak i w otwartym terenie. Konnej jazdy można nauczyć się także w stadninie koni w Trzęsaczu. Jest ona usytuowana obok leżącego w głębi lądu, zabytkowego kompleksu pałacowo-folwarcznego Od kilku lat w Rewalu działa także ogólnodostępna hala widowiskowo – sportowa o powierzchni użytkowej prawie 1200m kw. W budynku hali sportowej skorzystać można z siłowni, i sauny. Tuz obok znajdują się jeszcze: korty tenisowe, boisko do koszykówki, skatepark oraz bardzo dobrze przygotowane boisko do piłki nożnej ze sztuczną nawierzchnią. W gminie, na terenie Niechorza, znajduję się również naturalne boisko. Jak widać, Rewal to bardzo aktywne miasto. Na każdym kroku można spotkać tu atrakcje, czy to ekstremalne, czy też nie. Każdy znajdzie coś, co będzie mu na pewno odpowiadało. PAULINA BOŃCZAK Fot. Agata Zielińska rys. Paulina Bończak 11 MARCHEWKA I STOKOWIEC NA TROPIE Toalet brak, a siku się chce! – Jak byłam dwa lata temu to było tak samo... Zdecydowanie za mało toalet – mówi pani Małgorzata z Torunia. Urzędnicy się wykręcają, babcie klozetowe mówią, że szalety publiczne należą do gminy i one pod żadnym pozorem informacji udzielać nie mogą. W samym Rewalu, jak zapewnia Ireneusz Jasiński – urzędnik gminy – jest ich sześć. Przy ulicy Szczecińskiej, koło rybaków, w centrum miasteczka, przy ulicy Klifowej, na obrzeżach Rewala oraz koło ośrodka zdrowia. Jedna jest nieczynna. Nie wiadomo, dlaczego? Urzędnik mówi, że gmina tylko wynajmuje miejsca. Podpisała umowę z dzierżawcami, którzy mają pilnować porządku w toaletach oraz dbać o czystość. To oni są odpowiedzialni za ogólnodostępne ubikacje w gminie Rewal. Piłeczka odbijana jest od paletki do paletki. Babcie klozetowe odsyłają do gminy, a gmina – do inwestorów. Gdyby toalet było więcej i byłyby lepiej wyposażone, na pewno nie byłoby problemu, kto jest za nie odpowiedzialny. Ale nie zawsze jest tak kolorowo. – Szalety miejskie nie są przystosowane, żeby mogły skorzystać z nich matki z dziećmi – mówi pani Małgorzata. – Brakuje miejsca, w którym można byłoby przewinąć malucha. Dobrze, że chociaż czystość w nich jest nienaganna. Jest ciepła woda, mydełko, ręczniki. 12 Ubikacje są czynne od 9:00 najpóźniej do 23:00, choć przeważnie zamyka się je już o 21:00. Sprawia to ogromny problem, ponieważ nie każdy schodzi z plaży przed tą godziną. Turyści póki co, nie mogą liczyć na więcej szaletów miejskich. Według gminy jest ich wystarczająco dużo. Ireneusz Jasiński chwali się, że już zebrał odpowiednie dokumenty, aby ukończyć budowę toalety w Pobierowie. Trwają prace ewelacyjno-brukarskie. Będzie ona przystosowana dla osób niepełnosprawnych. Znajdzie się w niej prysznic, z którego będzie można skorzystać schodząc z plaży. Będzie również osobny brodzik przeznaczony tylko do mycia nóg, bo jak twierdzi pani Urszula z Gniezna – jest to potrzebne. – Uważam, że powinny być również prysznice, ponieważ ludzie korzystają z fontanny, która chyba od tego nie jest – mówi pani Urszula z Gniezna. Turyści mogą również zapomnieć o budkach ToiToi na plaży, ponieważ gmina odchodzi od takich rozwiązań. Jasiński twierdzi, że to nie zapewnia odpowiedniego komfortu. A poza tym często są wykorzystywane w nieporządny sposób. Ludzie nie potrafią korzystać z dobrodziejstw toalet ogólnodostępnych. Tego typu obiekty jak ToiToi-e są wykorzystywane przez punkty, które prowadzą gastronomię. Knajpy również niechętnie udostępniają toalety. – Gdy dzieciakom zachciało się siku, a toalety były zamknięte, musieliśmy pędzić do ośrodka – mówi pani Katarzyna z Łodzi. KAROLINA MARCHEWKA Fot. Joanna Kołeczko MARCHEWKA I STOKOWIEC NA TROPIE A to Polska właśnie fontanna edyszyn Fontanna-śmiecianna. Oto jak skończyły się urzędnicze marzenia o metalowym potoku, który miałby koić zmysły turystów na rewalskim placu. Fontanna tonie w piachu, stała się miejską miniłaźnią, w której plażowicze płuczą nogi. Płynie w niej woda o wątpliwych walorach zapachowych. Lista bakterii jest kilometrowa. Dla dzieci to raj, podobno brudne dziecko to szczęśliwe dziecko, ale czy to na pewno jest bezpieczne? Gdy tylko nad morzem zaświeci słońce, ludzie chwytają koce i kremy z filtrem, i biegną na plażę. W Rewalu dopełnieniem takiego obrazka jest fontanna na placu przy platformie widokowej. Dostępu do wody nie broni w niej żaden murek, co wyzwala kreatywność wczasowiczów. Opłukują w fontannie oblepione piachem kończyny, chlapią się beztrosko, ustawiają na metalowym torze bose dzieci. Zamysł twórców był oczywiście inny. Fontanna miała być elementem ozdobnym. Cieszyć oko, dawać efekt płynącego potoku i koić zmysły. Dyskretne działanie na podświadomość urzędnikom i projektantom obiektu nie wyszło (powinni poćwiczyć psychologię z uliczną sprzedawczynią perfum, o której „Rewalacje” pisały w poprzednim numerze). Nie przewidzieli, że ludzie (Polacy zwłaszcza) mają głowy pełne pomysłów, a na to lekarstwa nie ma- jak mówi Ireneusz Jasiński z Urzędu Gminy Rewal (jasne... prosimy o kontakt z przedstawicielami oświaty, oni nie mają problemów z zabijaniem twórczej inwencji). Ten deficyt antidotum jest odpowiedzią na pytanie o brak kontroli nad sytuacją. – Nikt nie nosi przecież w stroju kąpielowym dowodu osobistego- tłumaczy Jasiński. Nie widzi problemu w tym, że wynik równania dzieci plus woda bywa boleśnie prosty. Korzysta z syndromu rozmytej odpowiedzialności. Pytany o możliwość postawienia tabliczek ostrzegawczych lub zakazujących wchodzenia na konstrukcję, zgrabnie zmienia temat. Dlaczego jednak nie wykorzystać turystycznej pasji twórczej konstruktywnie? Urlopowicze mają masę pomysłów na ulepszenie rewalskiej infrastruktury wodnej tak, by zadowalała i gminę, i przyjezdnych. Pomysły są zarówno proste (woda powinna być czysta, a nie brudna), jak i bardziej złożone (dlaczego nie zbudować brodzików dla dzieci?). Te inicjatywy trafiają jednak na mur Sanepidu i niemocy twórczej ze strony lokalnych rządzących. Był przecież przy plaży prysznic, funkcjonował jeszcze w zeszłym roku. Nikt nie musiał kąpać się w fontannach. Niestety, Państwowa Inspekcja Sanitarna zażyczyła sobie jakiejś kosmicznej formy odprowadzania ścieków (podobno pomysł oryginalny, made in Poland), na co nie było ani pieniędzy, ani możliwości logistycznych. Poza tym na płytkach pojawiały się glony, a wtedy jeszcze nie było Perfekcyjnej pani domu. Nie pozostaje więc nic innego, jak cieszyć się z uroków darmowego miniprysznica. Nikt nikogo nie wylegitymuje. Może bywa ślisko, ale przy dzisiejszym postępie protetyki tanio można wstawić nowe zęby. Jeśli tylko rodzice będą pilnować swoich pociech, nie powinno dojść do większej tragedii. Ktoś pozostaje nieprzekonany? Mamy pocieszenie dla urzędników i wszystkich, którym nie podoba się obecny sposób użytkowania finezyjnej fontanny. Jak wyznała jedna z młodych mam spotkanych przy fontannie, i tak większą atrakcją są drewnopodobne wieloryby. To cudowna wiadomość! Składanie złamanych kości jest jeszcze prostsze niż wymiana uzębienia. OLGA STOKOWIEC Fot. Joanna Kołeczko 13 CO W REWALU? Bezpieczeństwo wygrało! – Naszym największym zwycięstwem jest to, że w ciągu sezonu nikt nie utonął – to jest pierwsze miejsce – mówi nam Krzysztof Olkuszewski, szef rewalskich ratowników, którzy na XI Zawodach Ratownictwa Morskiego zdobyli złote medale. Kąpieliska gminy Rewal co roku należą do najbezpieczniejszych i najlepiej zarządzanych w Polsce. To wszystko za sprawą odpowiedniego przygotowania do sezonu letniego i pracujących tam ekip ratowniczych. Ich wyszkolenie i wieloletnie doświadczenie przekładają się na bezpieczeństwo turystów odpoczywających nad morzem. 25 lipca odbył się konkurs o tytuł „Królów plaż”. W zawodach wzięły udział cztery drużyny ratownicze: Pawła Dorantowicza „Doran” z Pogorzelicy i Niechorza, Krzysztofa Olkuszewskiego „Asekuracja” z Rewala i Trzęsacza, Romualda Kowalskiego „Romulus” z Pustkowa i Pobierowa oraz gościnnie ratownicy z gminy Kołobrzeg. Głównym sędzią zawodów był Michał Niedziela. Wyścig ratunkowy z zasobnikiem z liną, bieg – pływanie – bieg, wyścig z pasem ratunkowym, flagi plażowe i sztafeta 4x50 metrów to pięć konkurencji, w których walczyli zawodnicy konkursu. Rywalizacja była wyrównana. O wynikach zadecydowały dwie ostatnie konkurencje i emocjonująca dogrywka między ekipą „Doran” a drużyną z Kołobrzegu. Królami 14 plaż została „Asekuracja”, tuż za nią na podium stanął zespół z Kołobrzegu. Brązowe medale wywalczyli sobie ratownicy z Pogorzelicy i Niechorza, a ostatnie miejsce zajęła grupa „Romulus”. Jedynym minusem tego wydarzenia był brak oznakowania ratowników. – Oglądam te zawody już po raz piąty i zawsze pojawia się ten sam problem – nie wiem, do jakich grup należą zawodnicy, którzy akurat biegną. Powinni mieć jakieś opaski lub kąpielówki w określonych kolorach – powiedziała mi jedna z pań, która oglądała, jak dwóch jej synów walczy o zwycięstwo. Nad organizacją XI Zawodów Ratownictwa Morskiego o Mistrzostwo Gminy Rewal czuwał Referat Turystyki i Promocji, a nagrodę ufundował Plus. Zawody poprzedziła impreza pod hasłem „Uśmiechnięte wakacje to bezpieczne wakacje”, która miała na celu udowodnienie ludziom, że bezpieczeństwo powinni stawiać na pierwszym miejscu. Wśród zaproszonych gości znaleźli się przedstawiciele Straży Gminnej i Straży Granicznej w Rewalu, Komisariatu Policji, Ochotniczej Straży Pożarnej w Niechorzu oraz Ratownictwa Wodnego „Asekuracja” z Sosnowca. Zawitał również Pan Uśmiech, który był atrakcją tak samo dla dzieci, jak i dla dorosłych. Okres wakacyjny to czas wyjazdów, urlopów, które niestety często kończą się wypadkami na drogach lub na kąpieliskach. Jedynie od kwietnia do lipca na terenie całej Polski utonęło ponad 295 osób, CO W REWALU? w tym tylko w lipcu aż 130. W okresie od stycznia do czerwca doszło do 16 547 wypadków drogowych, w których 1 555 osób zginęło, a 20 531 osób odniosło obrażenia ciała. Dlatego tak ważne było to wydarzenie. – Mam nadzieję, że ludzie zrozumieją, jak istotne jest przestrzeganie przepisów drogowych i udzielanie pomocy poszkodowanym – powiedział jeden z policjantów biorących udział w pokazie sprzętu ratowniczego. Można było też obejrzeć samochody z ich wyposażeniem, quady i broń. Pojazdy wzbudziły zainteresowanie wśród turystów, którzy z przyjemnością robili sobie pamiątkowe zdjęcia. Podczas imprezy turyści i miejscowi mieli okazję skorzystać z symulatora dachowania, który został udostępniony przez Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Szczecinie. Symulator został stworzony by pomóc zrozumieć skutki niezapinania pasów oraz nieodpowiedniego zabezpieczenia przedmiotów znajdujących się w pojeźdźcie. Wszyscy odważni mogli doświadczyć sytuacji dachowania i przekonać się, co wtedy dzieje się z ciałem. Oczywiście dla bezpieczeństwa korzystających wóz obracał się powoli i na chwile zatrzymywał się w pozycji obróconej do góry nogami. Miało to na celu uświadomienie ludziom, że zapinanie pasów może uratować życie! Ratownicy wodni odpowiedzialni za plaże w Rewalu i Trzęsaczu pod dowództwem Krzysztofa Olkuszewskiego z sosnowieckiej firmy „Asekuracja” we współpracy z OSP w Niechorzu przeprowadzili profesjonalny pokaz pierwszej pomocy. Cieszył się on wielką popularnością wśród przybyłych na imprezę. Dla młodszych zostały przygotowane warsztaty przeprowadzone przez Pana Uśmiecha oraz animatorów „Wakacji za jeden uśmiech”. TEKST I ZDJĘCIA: PATRYCJA KAMIŃSKA Wywiad z Andrzejem Soroko z firmy Sorba o supernowoczesnej łodzi Whaly, jaką dysponować będą rewalscy ratownicy i Śląska Grupa Powodziowa. Olga Stokowiec: Jaką łodzią jest Whaly? Andrzej Soroko: To najnowszej generacji łódź wykonana z polietylenu, wytrzymała na wszelkiego rodzaju uszkodzenia. Nie wymaga konserwacji ani malowania. Przeznaczona jest dla służb ratowniczych i przeciwpowodziowych. Rozdarcie poszycia można zrepe- rować nawet w piętnaście minut. Wystarczy spawanie. Whaly jest niezatapialny. Całkowicie zalany wciąż może utrzymać ciężar czterech osób. O jego stabilności niech świadczy fakt, że na burcie mogą stanąć dwie osoby, a i tak się nie przewróci. O. S.: Czy jest on już w użyciu? A. S.: Tak. Użytkownicy chwalą jego zwrotność i wytrzymałość. O. S.: Ile kosztują takie łodzie? A. S.: Nie jest to tani zakup. Sama skorupa kosztuje około dwunastu tysięcy złotych, natomiast oprzyrządowanie, z nowoczesnym dwusuwowym silnikiem to razem koszt około czterdziestu ośmiu tysięcy złotych. O. S.: Czy można powiedzieć, że z takimi łodziami wszyscy turyści w nadmorskich kurortach i powodzianie mogą czuć się bezpiecznie? A. S.: Jak najbardziej. Ta łódź ma lepsze parametry wytrzymałościowe niż łodzie aluminiowe, poliestrowe oraz pontony. O. S.: Whaly jest imponujący. Szybki, zwrotny, stabilny. W każdym budzi się na jego widok marynarska żyłka. Jakie są wymagania, aby sterować łodzią? A. S.: Bez żadnych uprawnień można pływać łodzią nie dłuższą niż dwanaście metrów, o mocy nie większej niż dziesięć koni mechanicznych. Jeśli moc silnika jest większa, potrzebny jest patent sternika lub starszego sternika. O. S.: Jak zdobyć takie uprawnienia? A. S.: Trzeba ukończyć kurs, organizowany przez WOPR lub ekipę motorowodniaków. Szkolenie zwykle trwa trzy tygodnie, zajęcia praktyczne i teoretyczne odbywają się w weekendy. OLGA STOKOWIEC Fot. Patrycja Kamińska 15 CZLOWIEK I NATURA Ludzie morza Rybak to człowiek, który żyje dzięki morzu i codziennie opuszcza ląd, żeby po wielogodzinnej ciężkiej pracy powrócić ze świeżo złowionymi rybami. Przez lata swojej pracy musi stawiać czoło zmęczeniu i surowemu Bałtykowi. Jak ten ciężki i niebezpieczny zawód ich kształtuje? Kim są, co myślą i co mówią o swojej pracy ludzie morza? Blady nadmorski świt. Przystań rybacka w Rewalu. Do lądu niespiesznie zbliża się żółty rybacki kuter, na którego pokładzie trwają ostatnie przygotowania do zejścia na ląd. Łódź przybija do brzegu. Samochód wciąga statek na brzeg. Zmęczeni mężczyźni znoszą ryby z pokładu i układają je na podstawionym wózku, ktoś wita się z żoną, jakiś rybak podnosi swoją małą córeczkę, by pokazać, jak to jest wewnątrz kutra. Na nabrzeżu zaczyna się ruch, turyści za kilka godzin obudzą się i pójdą do restauracji, by rozkoszować się smakiem 16 świeżego dorsza lub mintaja. W Polsce znajduje sie obecnie 59 portów i przystani rybackich. Rybaków są tysiące, żyją głównie w małych miejscowościach. Czy mają jakieś cechy wspólne? – Na pewno odwaga, muszą też być silni, sprawni, wreszcie – muszą po prostu wstawać wcześnie rano – opowiada Marta, młoda ekpsedientka ze smażalni ryb. Jak zostaje się człowiekiem morza? To zawód, do którego trzeba mieć powołanie. Czasami jest to tradycja rodzinna, kiedy indziej pasja. Tutaj nie ma etatu i urlopu. To pewien etos, głęboko powiązany z szacunkiem do natury i tradycyjnych wartości takich jak honor, siła czy przyjaźń. Pan Jerzy Gasicki pracuje jako rybak od ponad piędziesięciu lat. Zaczynał łowiąc zwyczajną CZŁOWIEK I NATURA wędką, nie mając żadnych tego typu tradycji w rodzinie. Zna rybactwo od podszewki. Zapytany, czy w Polsce ten zawód ma przyszłość, odpowiada: – Oczywiście, że nie, zarówno w Polsce, jak i na świecie jest to zawód wymierający. Zwiększa się popyt na ryby, a każde morze ma określoną wydajność biologiczną. Nie wiem czy moje wnuki będą rybakami, może dla nich po prostu tych ryb zabraknąć. Ludzie morza nie jedno juz przeżyli, ale dzisiaj muszą zmagać się nie tylko z wodami Bałtyku. Jak podaje portal niezależna.pl, w liście do premiera Donalda Tuska przedstawiciele polskich rybaków apelują, by rząd poskarżył się na europejskie rozpo- rządzenie sprzed pięciu lat. Zakazało ono połowu dorsza na Bałtyku, tymczasem polscy rybacy w 80 procentach żyją właśnie z tych połowów. Dokonywali ich mimo zakazu, za co teraz grożą im wysokie kary finansowe. – Zakaz był absurdalny i fikcyjny. Nikt na Bałtyku go nie przestrzegał – mówi Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich. Kiedy wokół jakiejś grupy zawodowej narastają tego typu problemy trudno liczyć na wzrost zainteresowania dołączeniem do niej. Życie rybaka kręci sie wokół pogody i natury. Jest więc po pierwsze cykliczne, to co robi rybak ściśle wiąże się z porą roku. Po drugie zaś to czy rybak bedzie mógł wypłynąć w morze, powrócić z odpowiednią liczbą ryb czy po prostu powrócić do domu zawsze zależało od tego co dzieje się na niebie. Dzisiaj, w XXI wieku, ry- bacy nadal w dużej mierze polegają na wyczuciu i szczęściu zarówno w kwestii miejsca gdzie zarzuca się sieci, jak i w przewidywaniu pogody. To razem z drwalami, juhasami i myśliwymi jedna z ostatnich grup społecznych tak silnie powiązana z naturą. Ludzie morza całe życie staraja się ją poznać, co oczywiście przychodzi z czasem. Doświadczenie jest u rybaków nadal niezwykle ważne, wiąże się z tym silny szacunek dla starszych, bardziej doświadczonych. Rybacy pod wieloma względami są skarbnicą dawnych wartości i zasad, które dla ludzi żyjących w poczuciu stałego zagrożenia są nadal kluczowe. Ich zawód jest trudny i niezbędny, wykonują go z poświęceniem, często narażajac życie. Są archetypami mężczyzn, bo tego wymaga ta praca. Żyją w symbiozie z naturą. Wiele moglibyśmy się od nich nauczyć. Ludzie morza mogą być naprawdę dumni z tego, kim są. RAFAŁ STANISZEWSZKI, CEZARY DUTKIEWICZ Fot. Agata Zielińska 17 NA NIEPOGODĘ Latarnie w miniaturze Park Miniatur Latarni Morskich w Niechorzu to doskonałe miejsce na spędzenie miłego, rodzinnego popołudnia. Jest dobre do zwiedzania w każdą pogodę i w każdym wieku. Wszystkie makiety wykonane są z najwyższą dokładnością, każda w skali 1:10. Jedynym oryginałem jest bliza – żuraw, na którym w dawnych czasach unoszono kosz z ogniem, aby wskazywał żeglarzom ląd. Oprócz wspomnianej bli- zy na terenie parku znajdują się inne ważne obiekty. Najwyższą latarnią w parku jest latarnia ze Świnoujścia. Makieta ma 6,8 metra, i budowało ją ośmiu modelarzy przez trzy miesiące. Ciężka praca jednak się opłaciła, latarnia wygląda naprawdę imponująco. Najdroższym i największym modelem jest wart 350 tysięcy złotych obiekt z Kołobrzegu. Na tej makiecie znajdują się nawet tablice upamiętniające ofiary poległe w czasie II wojny światowej. Najstarsza polska latarnia, z Przylądka Rozewie, także ma swój niechorzański odpowiednik. Jest i okaz najnowocześniejszy, z Portu Północnego w Gdańsku. Dobrze zaplanowane rozmieszczenie powoduje, że park zwiedza się szybko i przyjemnie, słuchając przewodnika. Taka wycieczka trwa około godziny. Warto mieć ze sobą aparat, ponieważ zdjęcia naprawdę warto robić, a jest to nieodpłatne. Szczególnie warto sfotografować eksponat, który wyróżnia się na tle pozostałych. To dlatego, że związany jest bardziej z chłodniejszymi rejonami. Jest to latarnia „Arctowski” znajdująca się na biegunie południowym i specjalnie przystosowana do pracy w ciężkich warunkach. Została tak nazwana od imienia sławnego polskiego geografa, geologa i podróżnika który wsławił się badaniami Antarktydy. Modele wykonano według najnowszych metod. Materiały odporne są na oddziaływanie warunków atmosferycznych oraz wiernie oddają rzeczywisty wygląd budowli. Wszystkie elementy parku wykonane są z nadzwyczajną dokładnością i starannością. Z pewnością spodoba się to osobom interesującym się modelarstwem. Trasa zwiedzania przypomina polskie wybrzeże, co dodatkowo dodaje uroku temu niezwykłemu miejscu. Park Miniatur to ciekawe miejsce, które wielu gościom, zwłaszcza tym młodszym, na długo zapadnie w pamięć. Warto odwiedzić je w wolnej chwili po to, by poznać polskie latarnie morskie oraz miło spędzić czas w gronie najbliższej rodziny. TEKST I FOTO: TOMASZ CHMIELEWSKI 18 MAGICZNE MIEJSCA Różowa róża w morzu róż... Na rewalskim deptaku można kupić rzadkie okazy róż sprzedawane na deptaku. Niewątpliwie mają w sobie swego rodzaju magię – od setek lat są ofiarowywane jako dowód miłości, wdzięczności i przywiązania zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Na miłośników tych niezwykłych roślin i zakochanych czeka tuż za zatłoczonym deptakiem czarujące miejsce. Niedawno pewne małżeństwo obchodziło tam uroczyście 50. rocznicę ślubu. Główną atrakcją alei Zakochanych – bo o niej właśnie mowa – są rzeźby słynnych par. Turyści licznie ją odwiedzają, żeby podziwiać kolejny symbol miłości, jaki pojawił się w Rewalu. Wielkim zainteresowaniem cieszy się wciąż ławeczka, na której siedzą Romeo i Julia. Zakochani dosiadają się do szekspirowskich bohaterów, całują się, robią zdjęcia. Niektórzy wierzą nawet, że odwiedziny w alei Zakochanych mogą im przynieść szczęście w miłości, bez względu, czy już kogoś kochają, czy też dopiero czekają na wielkie uczucie. Tydzień temu na alei pojawili się nowi mieszkańcy – bohaterowie książki Antoine’a de Saint – Exupéry. Autor pomysłu na wygląd figur Małego Księcia i Róży, Rafał Nowak, został wyłoniony w konkursie. zobaczenia wielu prawie niespotykanych, pięknych gatunków róż. Jest ich ponad sto, o różnych kolorach i rozmiarach. Pojedyncze kwiaty liczy się natomiast w tysiącach. Jak można dowiedzieć się z tablicy informacyjnej, kolory mają duże znaczenie. Czerwony oznacza na przykład wielką, silną miłość i szacunek, biały jest symbolem czystości i niewinności, różowy – kobiecości i elegancji. Jak się okazuje, wiele może powiedzieć ilość róż, jakie otrzymaliśmy. Jedna pokazuje, że dla ofiarodawcy liczy się tylko obdarowany, podarowanie ośmiu kwiatów mówi: „Nie mogę się oprzeć!”, dwanaście wyraża uwielbienie wobec tego, komu dajemy róże, dwadzieścia ukazuje przeświadczenie ofiarodawcy, że on i osoba obdarowana są sobie przeznaczeni, natomiast cztery tuziny róż mówią o prawdziwej, wielkiej miłości. Gratka dla koneserów Aleja Róż jest fascynującym miejscem nie tylko dla zakochanych, lecz także dla miłośników kwiatów. Rosną tam takie gatunki jak wiśniowo – kremowe Nostalgie, które po przekwitnięciu przybierają ciemnozielony odcień, Sympathie – jedne z najpiękniejszych róż pnących o niesamowitym, kształtnym krzewie, czy też niepowtarzalne Bernstein Rose – bursztynowożółte kwiaty o delikatnym, ziołowym zapachu. Każda z nich jest piękna, niezwykła, ma w sobie czar. Zapach i aura, jakie roztaczają wokół siebie tworzą na alei wspaniałą atmosferę. To idealne miejsce na spacer, rozmyślania czy randkę. Wymagające piękno Aleja Róż przyciąga nie tylko turystów z Rewala, ale i okolicznych kurortów. Jak dowiedziałam się od kierownika Zieleni w Gminie Rewal, Marioli Kwiatkowskiej, róże wymagają niezwykle wprawnej i troskliwej ręki. Pielęgnacja jest skomplikowana i czasochłonna. Do zajmowania się kwiatami z alei powstała nawet specjalna jednostka. Ich podlewanie, nawożenie, pielenie czy konserwacja na okres zimowy to praca wykonywana przez wiele osób. Niewątpliwie jest to jednak coś, co się opłaca – aleja Róż jest w tej chwili olbrzymią atrakcją i przyciąga do Rewala setki turystów. Trudno uwierzyć, że zarówno ona, jak i aleja Zakochanych zostały założone niespełna trzy lata temu. Takie musiało być przeznaczenie ulicy, która od chwili powstania kilkadziesiąt lat temu nosi nazwę „Różana”, a stary, niemiecki budynek nazwano „Różanką”. Aleja Zakochanych zyskała zaś swą nazwę dopiero wtedy, gdy kilka lat temu odsłonięto słynną ławeczkę, na jakiej zasiadają Romeo i Julia. Patrząc na nich wydaje się jednak, że są tam już od wieków. MARTA A. SAK Fot. Patrycja Kamińska Kolory i liczby mają znaczenie Odwiedzenie alei Róż, która wyłania się spacerowiczom zza zakrętu, daje niepowtarzalną możliwość 19 HISTORIA Nie wszystko zabrało morze... Ruiny kościoła w Trzęsaczu to znana i najbardziej charakterystyczna atrakcja turystyczna w okolicy. Co tak naprawdę wiemy o tym wyjątkowym na skalę europejską zabytku? Co stało się z wyposażeniem dużego, trzynawowego kościoła? Sekrety kościoła w Trzęsaczu, odkrywa przed wami redakcja „Rewalacji” Historia Kościoła 26 sierpnia 1874 roku przy trzęsackim ołtarzu po raz ostatni odprawiono Mszę Świętą. Było już wówczas wiadomo, że los kościoła jest przesądzony. Pierwsze skrawki terenów ziemi przykościelnej zwaliły się do morza w 1771 roku. W następnych latach kolejne płaty gruntu osuwały się do Bałtyku. Mimo prób zabezpieczenia terenu matami z faszyny, w 1900 odpadła cała ściana. Do dziś ostała się zaledwie jedna, stanowiąca piątą część budowli. Mieszkańcy Trzęsacza zdawali sobie sprawę z konieczności budowy kościoła, który mógłby zastąpić stary. W roku 1772 wystosowano w tej 20 sprawie pismo do króla pruskiego Fryderyka II. Na decyzje w tej sprawie czekano sto siedem lat. Neogotycki kościół ukończono budowę 23 grudnia 1880 roku. W centum ołta- rza znajdował się obraz przedstawiający ruiny pośród fal wzburzonego morza. Został on zabrany do Niemiec pod koniec II wojny światowej. Znajduje się obecnie w kościele po- PROBLEMY jednania w Trawemünde – W 1945 roku, kiedy Niemcy się wycofywali, ostrzeliwali wybrzeże, ponieważ wojska radzieckie szły w tym kierunku. Na wieży widać zresztą przestrzeliny od strony zachodniej – mówi nam Szymon Finke, tutejszy kościelny – To czego nie zniszczyła wojna, zostało pogrzebane przez nową, stalinowską władzę. W ramach walki z kościołem w latach pięćdziesiątych władze zasłaniając się odbudową Warszawy podjęły akcje rozbiórki około 600 kościołów położonych wzdłóż Odry i brzegów Bałtyku – opowiada kościelny. – Szło to tym łatwiej, że te tereny były zasiedlone przez ludność napływową, która nie była tu głęboko zakorzeniona. Środek kościoła został rozerwany przez ciągnik z polecenia komunistów, runęły obie ściany nawy głównej – Kościół na dziesięciolecia popadł w ruinę. Do odbudowy przystąpiono dopiero w 1998 roku, Trzęsacz stał się mniejscem, w którym obok siebie stały dwie zrujnowane świątynie. Ofiary wojny i natury. ołtarz neogotycki, tryptyk, epitafia i rzeźby. Po zamknięciu kościoła duża część bogactw wywieziono do Kamienia Pomorskiego. Do dziś w tamtejszej konkatedrze można podziwiać polichromowane stalle. Część skarbów wywieziono do muzeów w Berlinie i Szczecinie. Otwarty w 1880 roku kościół neogotycki otrzymał dużą część wyposażenia swojego poprzednika w tym barokowy ołtarz. Najlepszym przykładem emigracji majątku kościoła jest zabytkowy tryptyk, który znajduje się obecnie w rewalskiej świątyni. To element ołtarza głównego, którego nawy boczne znajdują się obecnie na terenie Koszalina. Ciekawą kwestią jest również sprawa dachówki ceramicznej i elementów drewnianych z samego kościoła. Nie wiadomo, czy do dziś niektóre z tych elementów nie służą okolicznym mieszkańcom. Legendy Morze pożerające ogromną budowlę to coś, co musiało budzić emocje. Ludzie zaczęli poszukiwać odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego? Istnieje wiele legend związanych z zawalonym kościołem. Najpopularniejsza to ta mówiąca o złapanej przez rybaków córce Posejdona, która umarła z tęsknoty za domem. Jak wynika z opowieści, bóg mórz postanowił wówczas wyrwać z lądu pochowane przy kościele ciało córki zabierając frag- menty lądu. Tego typu legendy są tu dość powszechnie znane, a wiele tradycji ma lokalny, egzotyczny charakter. Jednym z nadal kultywowanych zwyczajów jest to że pierwszą kąpiel w dostatecznie ciepłym morzu odbywa sołtys wioski przewiązany... końską uprzężą. Miałaby ona chronić go przed ewentualnym atakiem morskich potworów. Kiedy patrzy się na kilkunastometrowa ściankę dawno nieistniejącego kościoła trudno uwierzyć, ile historii się z nią wiąże. Kościół w Trzęsaczu nigdy się nie zawalił całkowicie, rozproszony między Koszalinem a Berlinem w wielu elementach żyje do dziś, jego piękno nadal jest podziwiane. Przede wszystkim to doskonały przykład bezsilności człowieka wobec natury, pomnik potęgi morza, dla którego trzeba mieć respekt. Stojącą alegorią historyczną jest też „nowy” kościół w Trzęsaczu. Podziurawiony przez niemieckie kule, nadszarpnięty wojną przetrwał po to, by komuniści zniszczyli samo jego serce- ołtarz, pozostawiając tylko martwą skorupę. Budynek wspólnym wysiłkiem podniesiono z ruin. Mimo ciężkiego bagażu doswiadczeń i nadal widocznych ran, służy wiernym. Czy ten kościół nie jest pomnikiem wszystkich Polaków? CEZARY DUTKIEWICZ, RAFAŁ STANISZEWSKI Fot. Patrycja Kamińska, Agata Zielińska, Maja Kosowska Co zostało? Co stało się z bogatym wyposażeniem pierwszej świątyni? Wewnątrz kościoła znajdowały się drogocennie zdobione: prospekt organowy, ambona, 21 LATAJĄCY PROBLEM Lampiony (nie)szczęścia Jak małe iskierki szybują do nieba, płyną po nim wysoko i na chwilę zamieniają się w gwiazdy zdobiące firmament. Mają spełniać marzenia, ale czy tak jest zawsze? - Oby z tego szczęścia nie zrobiło się nieszczęście. W lampionie jest ogień, który pali się w sposób niekontrolowany. Zawirowania wiatru mogą sprowadzić lampion nad teren zabudowany lub zalesiony, gdzie łatwo wzniecić ogień – powiedział nam Leszek Kozłowski, komendant Straży Gminnej w Rewalu. Początki tej tradycji Stara chińska legenda głosi, że marzenia spełniają się, gdy lecą do nieba. Lampiony, które przez większość ludzi nazywane są „lampionami szczęścia”, pochodzą właśnie z Chin. Znane są tam od setek lat i nazywane Khom Loy. Na ich temat krąży wiele historii. Według jednej z nich były one używane do komunikacji i zwane Kongming. Zgodnie z inną opowieścią służyły jako narzędzie do sygnalizacji używane przez armię. Obyczaj a bezpieczeństwo Wiele osób wpisuje swoje życzenia na lampionie wierząc, że kiedy odleci do nieba, ich marzenie się spełni. Zakochani robią to, by zapewnić się o wzajemnym uczuciu. Jednak czy ludzie wypuszczający lampiony zdają sobie sprawę, jakie to niebezpieczeństwo? Te latające obiekty, które wśród większości turystów wzbudzają zainteresowanie, powinny spalić się w powietrzu, ponieważ wykonane są z papieru ryżowego i okręgu bambusowego. Zagrożenie może stanowić jednak niepodlegający biodegradacji drucik, na którym mocuje się wosk. Jak poinformował nas komendant rewalskiej Straży Gminnej, 22 osoby mieszkające na campingach dzwonią na komendę, bojąc się o własne życie. Dodaje, że gdyby wybuchł pożar (np. zapalił się namiot) lub gdyby coś uległo zniszczeniu odpowiedzialność karną ponosi osoba wypuszczająca tę latającą „lampę”. – Kiedy szłam ulicą, nagle przede mną spadła płonąca kostka od lampionu. Gdybym szła szybciej, mogłabym dostać nią w stopy lub w głowę – mówi nam jedna z napotkanych turystek. Leszek Kozłowski opowiada nam o przypadku, który miał miejsce tydzień temu. Pewien mężczyzna oglądał pokazy lampionów, gdy nagle jeden z nich zakręcił i wylądował bezpośrednio na dachu jego samochodu. Dopiero szybka reakcja właściciela pojazdu spowodowała, że płomień został błyskawicznie ugaszony. Czy ludzie to kupują? – Lampiony dobrze się sprzedają. Czasem ci, którzy kupili jeden, wracają po pięć lub sześć aby podarować je w prezencie swoim bliskim – odpowiedziała nam sprzedawczyni. Potwierdzeniem jej słów są conocne „pokazy” latających obiektów. Ludzie nabywają je ze względu na widowiskowy efekt oraz niską cenę. Są one także dobrą alternatywą dla tradycyjnych fajerwerków. Komendant Kozłowski przestrzega turystów i miejscowych aby nie puszczali do nieba lampionów lub robili to z rozwagą. – Gdyby nie fakt, że wiatr wieje dziś w stronę Szwecji, nie dokonalibyśmy takiego zakupu – powiedziała nam miła para z dzieckiem, która jest świadoma skutków tego pięknego, aczkolwiek groźnego zjawiska. Przecież marzenia mogą spełnić się bez zbędnych przedmiotów, a ludzkie życie jest ważniejsze. PATRYCJA KAMIŃSKA JOANNA KOŁECZKO Fot. Patrycja Kamińska PIESKIE ŻYCIE Z psem na plażę? Właściciele czworonogów mówią – TAK! Coraz więcej turystów, planując letni urlop, dzwoni wcześniej i pyta czy może przyjechać z psem. Kiedy słyszą, że wstęp z pupilami na plażę jest zakazany – rezygnują z wyjazdu. To się jednak powoli zmienia, gdyż gminy dochodzą do wniosku, że trzeba zadbać także o tych gości, którzy nie chcą na czas urlopu porzucać swojego czworonoga. Nadmorskie kurorty przepraszają się z właścicielami psów. Jeśli nie z przekonania, to z chęci pozyskania klienta. Pionierzy w tej dziedzinie podkreślają, że przed potrzebami własnych psów się nie ucieknie. Są kraje, choćby skandynawskie, gdzie w ogóle nie ma żadnych ograniczeń, poza tym, że właściciele są odpowiedzialni, mają psy pod pełną kontrolą i po nich sprzątają. Do takiego standardu dochodzi się latami. Czas popracować nad tym w Polsce. Turyści także wypowiedzieli się na ten temat. Jedni uważają, że nie powinni przyprowadzać psów na plażę, ponieważ jest ona dla ludzi. – Moim zdaniem plaża to miejsce do wypoczynku. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy leżę i nagle obok mnie przebiega pies. To nieestetyczne – powiedziała Agnieszka z Bytomia. Inni uznali, że nad wodę można wybrać się ze swoim pupilem, ale z rozwagą, czyli trzymając go na smyczy lub zakładając kaga- niec, dbając również o środowisko – sprzątając jego odchody. – W Polsce brakuje stref dla zwierząt, wtedy ludzie i ich zwierzęta mieliby wspaniałe wakacje – wyznał Janusz, który wraz ze swoim owczarkiem przyjechał na wakacje. „Strefy zwierząt” to miejsca wydzielone dla rodzin wypoczywających w towarzystwie swoich czworonogów. W Europie to codzienność – przykładem może być Francja, Włochy czy Chorwacja, gdzie niemal każdy kurort ma taką plażę. W Polsce wstęp na plażę z psami w sezonie letnim jest zakazany – zwykle od połowy maja do końca września. Złamanie tego zakazu grozi nawet 500-złotowym mandatem. Miejsc, gdzie psy mogą plażować z właścicielami mimo wszystko przybywa. Choć w Międzyzdrojach nie ma psiej plaży, jest sąsiadujący z nią specjalny psi wybieg. Podobnie jest tu, w Rewalu, gdzie właściciele psów mogą korzystać z około 100 metrów plaży za ostatnim zejściem. Są tam kosze na odpadki oraz akcesoria potrzebne do sprzątania po zwierzętach. W Kołobrzegu już w tym roku miała działać pełnoprawna psia plaża, o którą zabiegano od lat, ale z powodu prac remontowych nie będzie to możliwe w tym sezonie. Psie plaże mamy także w Rowach, Gdyni, Świnoujściu, Kuźnicy i na Helu. Wszystkie są wydzielone i leżą z dala od plaż strzeżonych. Polska nie jest jeszcze w czołówce miejsc przyjaznych zwierzętom, ale wszystko się zmienia. Zaczynamy uwrażliwiać się na czworonogi, rozumieć, że również zasługują na szacunek, dlatego powinniśmy wyznaczać więcej miejsc, gdzie nasi pupile będą mogli swobodnie biegać, szaleć i załatwiać swoje potrzeby. MAJA KOSOWSKA rys. Paweł Wakuła Fot. Maja Kosowska 23 ŚWIEŻYM OKIEM Kącik Wiedzy Bezużytecznej W lustrze widzisz się pięć razy bardziej atrakcyjnym niż naprawdę jesteś. *** Według badań przeprowadzonych przez Fairleigh Dickinson University z New Jersey, widzowie konserwatywnego amerykańskiego kanału informacyjnego Fox News Channel są gorzej poinformowani niż ludzie, którzy nie oglądają żadnych wiadomości. *** Erytrofobia to lęk przed zaczerwienieniem się lub czerwonymi przedmiotami. *** W Syrii, Chinach, Wietnamie i Iranie Facebook jest zablokowany. *** Dawniej poniedziałki uważano za niebezpieczny czas, który powinno się przeczekać. Z początkiem tygodnia nie wyruszano więc w podróże i nie podejmowano realizacji ważnych czynności. *** Dowiedziono, że słowa zawierające literę „K” śmieszą nas bardziej, niż te bez niej. *** W Północnej Karolinie zabronione jest oranie pola za pomocą słonia. *** W Watykanie na 1 km2 przypada dwóch papieży. *** Węgorz elektryczny, którego naładowane energią elektryczną ciało posłużyło do włączenia świateł 24 na nowojorskiej Wystawie Światowej w roku 1939, musiał zostać wpisany na listę członków związku zawodowego elektryków, aby uniknąć naruszenia przepisów związkowych. *** Podczas wyrywania brwi kobiety często formują usta w literę „O”, aby stłumić odruch mrugania. *** Potrzeba około siedmiu godzin ciągłego marszu, aby spalić kalorie zawarte w dużej Coli, Big Macu i porcji frytek. *** Jeśli tajski policjant spóźni się do pracy lub źle zaparkuje samochód, za karę musi przez jeden dzień nosić różową bransoletkę „Hello Kitty”. *** Bardziej niż kawa, z rana pobudzają jabłka. *** 18 lutego 1997 roku przez 30 minut na Saharze padał śnieg. *** Thomas Edison – wynalazca żarówki – bał się ciemności. *** Nasze sny często przepełnione są obcymi ludźmi. Nasz mózg tych twarzy nie wymyśla, należą one do osób, które już wcześniej widzieliśmy, choć możemy o tym nie pamiętać. *** Żaden z Beatlesów nie potrafił czytać nut. *** Misie polarne są leworęczne. *** Średnia długość naszych snów wynosi zaledwie 23 sekund. Większość z nich zapominamy. *** Rekord Guinnessa w najszybczej jeździe na toalecie wynosi 75 km/h. *** Na Olimpiadzie w 1920 roku organizatorzy nie mogli znaleźć hymnu reprezentacji Włoch, dlatego w zamian odegrano „O sole mio”. *** 25% posiadaczy telefonów potrafi napisać SMS bez patrzenia na klawiaturę. PATRYCJA KAMIŃSKA PRZEMEK SINKIEWICZ Fot. internet ROZRYWKA Krzyżówka Poziomo: 2. Wyspa położona na Archipelagu Indonezyjskim. 5. Często zostaje nakładany na lampę. 7. Na przykład (skrót) 8. W rękawie. 10. Butelka wódki jest... 11. Wartość, koszt... 12. Jemy nią zupę. 13. Na pastwisku, łaciata... 14. Zwierzę bardzo popularne na Wyżynie Tybetańskiej. 15. Jest jak życie, trzeba jechać dalej, aby nie spaść. 17. Żywa postać wieprzowiny. Pionowo: 1. Zwierzę psowate, żyjące na Sawannie. 3. Do jedzenia, można na nim pływać. 4. Daje miód. 6. Można na nich grać, szarpać je, stracić i są przekaźnikami. 9. Może cię uszczypnąć i można na niego zachorować. 12. Władca Rosji dawniej 16. Inaczej potok. 18. Jest elementem perkusji. 19. Tworzą go dwie szyny... 20. Tata i ... Litery z pól oznaczonych liczbami, ułożone w kolejności utworzą motto Johanna Wolfganga von Goethe 25 WRÓŻYMY Z FUSÓW Baran (21.03-19.04) Twoja siła i charyzma wzbudzą zainteresowanie płci przeciwnej. Nie obawiaj się mocnych wrażeń. Pod koniec tygodnia otwórz oczy: możliwa nieoczekiwana romantyczna randka, którą zapamiętasz na długo. Byk (20.04 – 22.05) Poczujesz przypływ gotówki, musisz jednak uważać, by wszystkiego nie wydać w jedną noc. W uczuciach różnie. Twoja druga połówka może dostrzec Twoje największe wady i coś może popsuć się między Wami. Uważaj na cichych wielbicieli. Bliźnięta (23.05-21.06) Odnajdź w sobie determinację i zapał do pracy. Pokaż ludziom, że jesteś ambitny/a i potrafisz zawalczyć o to, co ważne. Jeśli wywiążesz się z obowiązków, możesz liczyć na przypływ gotówki. Rak (22.06 – 22.07) W sprawach rodzinnych nie zawsze musi być kolorowo. Wkrótce może Cię spotkać przykra sytuacja z osobą bardzo Ci bliską. Ktoś kto potrzebował Twojej pomocy, odwdzięczy Ci się tak jak na to zasłużyłeś. Niedługo poczujesz ugodzenie strzały Amora. Lew (23.07-23.08) Rozmawiaj z ludźmi, ciesz się życiem. Nie zadręczaj się problemami póki spędzasz czas w gronie przyjaciół. Dobrze będziesz wspominać to lato, a nowo poznani ludzie będą dla Ciebie oparciem w trudnych chwilach. Panna (24.08 – 22.09) Już niedługo osiągniesz to na co długo pracujesz. Przyda Ci się trochę ruchu. Zostaw pilota od telewizora w spokoju i wybierz się na wieczorny spacer. Być może spotkasz kogoś, kto już na zawsze zamiesza Ci w głowie. Waga (23.09-22.10) Najważniejsza jest dla Ciebie harmonia. Zawirowania w życiu prywatnym pozwoli przezwyciężyć wizyta w SPA. Poświęć też czas na chwilę cichej refleksji nad własnym życiem. Droga Mleczna będzie miała Cię w opiece. Skorpion (23.10 – 21.11) Nie wtrącaj nosa w nieswoje sprawy. Zaufaj swojej drugiej połówce. Daj jej trochę swobody. Przecież nie każdy będzie chciał Ci odbić najważniejszą osobę. W sprawach finansowych nie będzie Ci się powodzić. Ktoś poprosi Cię o pożyczkę, uważaj, bo możesz już nie otrzymać pieniędzy z powrotem. Strzelec (22.11-21.12) Spotkanie w rodzinnym gronie skutecznie poprawi Ci humor i doda energii i sił do działania. W miłości chwilowy zastój, ale przecież niczego nie stracisz. Od połowy sierpnia nowe wyzwania we wszystkich sferach życia. Koziorożec (22.12 – 19.01) Nie przemęczaj się. Wrzuć na luz. Trochę swobody i zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Zabierz kumpli i idźcie na dyskotekę. Uważaj, by ktoś nie podłożył Ci świni. W sprawach sercowych musisz trochę poczekać. Wkrótce i Ciebie dopadnie Amor. Wodnik (20.01-18.02) Dobra passa Cię nie ominie. Jeśli zastanawiasz się nad powiększeniem rodziny, pomyśl o kupnie... psa. Miej oczy szeroko otwarte, nadarzy się bowiem okazja do szybkiego pomnożenia swojego majątku... Ryby (19.02 – 20.03) Daj ponieść się marzeniom. Wkrótce ktoś zabierze Cię na romantyczną wycieczkę. Postaw wreszcie siebie na pierwszym miejscu. Nie zamartwiaj się wszystkimi wokół. Jakiś Skorpion może namieszać Ci w głowie. CBA – CUDOWNIE BEZBŁĘDNE ASTROLOŻKI REKLAMA 26 Rys. Agnieszka Pukacz HOROSKOP WYŻYNY INTELEKTU Złote myśli II turnusu obozu dziennikarskiego „Potęga Prasy” # Czasami dziennikarz wykonuje kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. # Trzymamy kciuka za Toma Cruise’a! # Mikrofon lepiej działa, kiedy jest włączony. # Nie ma lepszego miejsca na poezję niż radio. # Mamusię oszukasz, tatusia oszukasz, nawet Pionka [szef działu reklamy – przyp. red.] oszukasz... Ale życia nie oszukasz. # Reportaż radiowy to literatura faktu, która nigdy nie została napisana, ale od razu udźwiękowiona. # U nas piosenek się nie puszcza, tylko emituje. Na naszym obozie wszystko się emituje. # Nie jest problemem napisać informację. Problemem jest ją streścić. # Czasami musimy mówić z głowy, czyli z niczego. # Głos niesie za sobą wyobrażenie człowieka, który mówi. # Nie spać, zwiedzać. # Dokąd jedziemy na wycieczkę i dlaczego do Kołobrzegu? # Dobry tekst to taki, który można skrócić o jedną trzecią. ZEBRAŁA OLGA STOKOWIEC Fot. Olga Stokowiec, Agnieszka Ruta 27
Podobne dokumenty
Rewalacje - nr 6/2013
w oceanarium, tłumaczy, że jest to związane z zamiłowaniem właściciela do tego typu zwierząt. Pomimo tej niespodzianki myślę, że warto odwiedzić rewalskie oceanarium dla samej tajemniczej atmosfery...
Bardziej szczegółowo