Cudna Ilona

Transkrypt

Cudna Ilona
Cudna Ilona
(baśń węgierska)
Była noc. W małym domku na wzgórzu przyszło na świat dziecko. Maleńka
dziewczynka. Gdy wydała pierwszy krzyk, księżyc wyjrzał zza chmur, rozjaśnił
promieniem ciemne oczy dziecka, które odtąd już zawsze lśniły jego srebrnym
blaskiem.
– Córeczko moja – szepnęła słabym głosem Wzruszona matka – jesteś piękna jak
światło księżyca. Damy ci więc na imię Ilona.
I tak się stało. Nazwano dziewczynkę Iloną, bo imię to znaczy księżyc.
Mieszkała Ilona w domku na wzgórzu tylko z ojcem, bo mama wkrótce po jej
narodzinach umarła. Ludzie mówili, że jest nie tylko śliczna, ale bardzo dobra, bo
pomagała wszystkim potrzebującym. Była też kochającą córką. Wieczorami, gdy
zmęczony ojciec wracał po pracy do domu, Ilona czekała na niego z gorącą kolacją,
a gdy jadł śpiewała mu jego ulubioną piosenkę:
Księżyc, księżyc
W kroplach rosy lśni,
W jego świetle błyszczą łzy.
Księżyc, księżyc
W noce kryształowe,
Czarne noce, granatowe.
Kiedy ogród pachnie mrokiem,
Księżyc, księżyc
Patrzy srebrnym okiem…
Jakiż miała piękny głos! Dźwięczny i delikatny, jakby utkany z księżycowego
blasku.
A ona sama była wprost zachwycająca. Już jako małe dziecko była śliczna
i dorastając, piękniała i piękniała, aż stała się tak cudną panną, że sława jej urody
dotarła niemal na krańce świata. Gdzieś tam właśnie, w dalekiej krainie usłyszał
1
o niej młody król, który szukał żony. Chciwie słuchał opowieści o urodziwej
dziewczynie: „cudna Ilona… piękna i dobra Ilona…”, aż wreszcie powiedział sobie:
– Muszę ją zobaczyć, muszę. Jeśli jest tak piękna i dobra, jak powiadają, ożenię się
z nią.
Ale łatwo powiedzieć: „pojadę na kraj świata”, a to nie jest takie proste,
szczególnie kiedy jest się królem. Król nie może wyjechać sobie ot tak, zostawić
swoich poddanych, różnych ważnych spraw państwowych i skarbca bez nadzoru.
Wysłał więc do kraju cudownej Ilony posłańca, swego nadwornego malarza, żeby
namalował portret pięknej dziewczyny.
– Tylko pamiętaj, abyś namalował dokładnie to, co zobaczysz. Chcę ujrzeć ją taką
jaka jest w istocie. Chcę wiedzieć, czy wieści o jej urodzie są prawdziwe.
Nadworny malarz wykonała polecenie swego władcy i bardzo starannie i dokładnie
namalował miniaturę przedstawiającą twarz cudnej Ilony.
Gdy król zobaczył jej portret, zakochał się w dziewczynie i odtąd nie rozstawał się
miniaturką. Co chwila na nią spoglądał, aż pewnego dnia poczuł, że jeśli jej nie
zobaczy na własne oczy, serce mu pęknie z tęsknoty. Wezwał więc swych dworzan:
– Przywieźcie mi tutaj jak najszybciej cudną Ilonę wraz z jej całą rodziną.
Niech czuje się w mym królestwie jak u siebie w domu. Jeśli jej bliscy będą przy
niej, będzie się tak czułą. Jedźcie więc szybko. Pędźcie co koń wyskoczy! No, dalej!
Na co czekacie?! W drogę!
Ruszyła kareta, patataj, patataj, pędzą konie. Woźnica wybrał najszybsze
w kraju rumaki. Pędzą! Galopują! Tak, tak, tak – stukają podkowy. „wio, wio!”
krzyczy woźnica „szybciej”. Wiatr rozplata końskie grzywy. Coraz bliżej i bliżej
domu cudownej Ilony. Już widać wzgórze, już widać ubogi domek. Tur, tur – toczą
się koła karety. Jeszcze chwilka i …
„Prr”… dojechali. Już są na miejscu.
Nie minęło wiele czasu i kareta pędzi z powrotem, a Ilona i jej ojczulek siedzą
w środku. Świst bata! Tętent końskich kopyt. Pędzą i pędzą przed siebie. Tak, tak, tak
– wybijają znów rytm końskie kopyta. Nagle, gdy kareta przejeżdżała przez las, konie
zarżały i stanęły dęba. Coś je spłoszyło, ale co? Szarpały głowami, brzęk, brzęk!
2
– podzwaniały uprzężą. A woźnica, choć znał te konie jak własne pięć palców, nie
wiedział, co im się stało i jak je uspokoić. Kareta zatrzymała się na rozstaju dróg i ani
drgnie… Ilona wyjrzała przez okno i spostrzegła dwie stojące między drzewami
kobiety, jedną starą, drugą młodą. Obie okrutnie brzydkie. Straszne były, że serce
Ilony waliło jak młotem i czuła przed nimi strach. Ale dlaczego, nie wiedziała.
– Pomóż nam biednym, jasna panienko. Ulituj się nad nami, nóg nie czujemy
ze zmęczenia. Podwieź choćby na skraj lasu.
Zawstydziła się Ilona swoich podejrzeń i lęku. Przecież to tylko proste wieśniaczki.
– Wsiądźcie i odpocznijcie, miejsca jest dostatek, pomieścimy się – odpowiedziała.
Zawieziemy was, dokąd chcecie – powiedziała i otworzyła drzwiczki karety.
Kobiety wsiadły dziękując i kłaniając się nisko. A gdy starucha usiadła na
aksamitnej kanapie, niby przypadkiem dotknęła kościstą ręką siwej głowy ojczulka
Ilony. W tej samej chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, staruszka
ogarnęła taka senność, że zasnął głębokim snem. Kobieta zaśmiała się cicho ale
przerażająco i, zanim przestraszona Ilona zdołała coś powiedzieć, położyła kościsty
palec na jej powiekach i coś zamruczała. Może zaklęcie? Nagle piękna dziewczyna
straciła wzrok.
– Och, jak ciemno – wyszeptała z lękiem, a spod powiek wyfrunęły dwa czarne jak
noc ptaki o oczach lśniących blaskiem księżyca. – Och! – westchnęła – tato ratuj…
Nie zdążyła jednak powtórzyć, bo starucha wypchnęła ją z pędzącej karety. Plusk!
Wpadła biedna dziewczyna do rzeki i porwana silnym prądem popłynęła gdzieś
w dal…
– Gdzie moja córeczka? Co się z nią stało?
– Tutaj siedzi! – krzyknęła czarownica, wskazując na swoją brzydką córkę
– Nie widzisz jej, głupi starcze?!
– Ależ to nie ona! To niej jest moja Ilona!
– Ona, ona! Nie poznajesz?! Wygląda tak przez ciebie, nie dbałeś o swoją córkę
podczas podróży, więc włosy jej splątał wiatr i skóra jej ściemniała, bo okna karety
były otwarte. Zły z ciebie ojciec, zły!
3
Rozpłakał się staruszek, coś chciał powiedzieć, tłumaczyć. Ale czarownica
znowu zamruczała pod nosem, i o dziwo, staruszek uwierzył w jej słowa.
A co się stało z, gdy król zobaczył szkaradę? Własnym oczom nie mógł
uwierzyć.
– Co? Ja mam poślubić to szkaradztwo, to brzydactwo? Nigdy!
Ale, że nie łamał danych obietnic i dbał, żeby jego „tak” zawsze znaczyło „tak”,
a „nie” – „nie”, głośno powiedział:
– Powiedziałem, że poślubię Ilonę i uczynię to, co powiedziałem. Ale ciebie, starcze,
zły ojcze, okrutniku, który tak zaniedbałeś własne dziecko, wtrącę do lochów na
zawsze.
– Ależ najjaśniejszy panie, błagam… – próbował prosić stary ojciec, ale dwie
czarownice jak nie zaczną go przekrzykiwać, jazgotać:
– To okrutnik! Zasłużył sobie, oj, jeszcze jak sobie zasłużył na karę! Okno karocy
otworzył! Wietrzysko wpadło do środka i splątało cudne włosy Ilony! O! O, proszę!
– pokazała starucha.
– Słońce promieniami twarz mi spaliło i taka teraz jest – dodała dziewucha,
przysuwając do twarzy króla swoją brzydką twarz.
Biedny staruszek trafił
do lochu i kto wie, czy nie przeżyłby trudy
i zmartwienia, gdyby nie dwa czarne, lśniące jak jedwab ptaki, które wymykały się z
komnat szpetnej królewskiej narzeczonej, przysiadały na kratach okna dzień w dzień.
Patrzyły na starca oczami o blasku promieni księżycowych i śpiewały swoją
piosenkę, a staruszkowi wydawało się, że w ich ćwierkaniu słyszy tę, która tak
dobrze zna:
Księżyc, księżyc
W kroplach rosy lśni,
W jego świetle błyszczą łzy.
Księżyc, księżyc
W noce kryształowe,
Czarne noce, granatowe.
Kiedy ogród pachnie mrokiem,
4
Księżyc, księżyc
Patrzy srebrnym okiem…
Lżej mu się wtedy robiło na sercu i pokochał te ptaki jak własne dzieci.
Tymczasem biedna, oślepiona dziewczyna płynęła i płynęła w dół rzeki. Prąd ją
unosił, wiatr wydął jej suknię jak żagiel i zagłuszał jej wołanie i płacz.
– Co to tak jęczy? Co to za płacz? – pytali jedni ludzie, a inni odpowiadali
– E! To stękania wiatru. To tylko wietrzysko tak narzeka.
Ale żył nad rzeką pewien stary rybak, co znał rzekę jak własną siostrę, a wiatr
jak brata, bo niejedną odbył z nimi rozmowę. On usłyszał płacz Ilony, wypłynął
łodzią na środek rzeki i piękną dziewczynę uratował. Zaopiekował się nią jak córką,
lecz ona nie przestawała płakać. Płakała, płakała i płakała a po jej policzkach nie łzy
się toczyły, lecz najprawdziwsze diamenty. Smucił się stary rybak, że taka piękna
panna nie widzi i całe dni, całe noce rozpacza.
Postanowił jej
pomóc i
pewnego razu zebrał wszystkie diamenty
do ogromnego wora i ruszył w świat. Wędrował od wsi do wsi, od miasta do miasta,
od królestwa do królestwa i próbował kupić parę oczu za wór klejnotów. Ale kto by
oddał wzrok za bogactwo? Co komu po klejnotach, jeśli nie będzie widział, jaki świat
jest piękny. Więc rybak szedł i szedł, aż zaszedł na kraj świata, do kraju króla, który
zakochał się w Ilonie. Na zamku panoszyły się dwie czarownice, a młodszej z nich
krawcy już szyli suknię ślubną. Gdy dowiedziały się o rybaku szukającym par oczu,
stara zastanowiła się chwilkę i tak mówi do córki:
– Właściwie to po co ci wzrok Ilony? Sprzedaj go i każ naszyć te piękne diamenty na
twoją suknię.
Córka podrapała się po rozczochranym łbie.
– Masz rację matko – odpowiedziała i kazała wezwać rybaka. Wręczyła mu klatkę
z dwoma czarnymi ptaszkami o błyszczących oczach i tak powiada:
– Posadź każdego z tych ptaków na jednym ślepym oku i powiedz:
Czary mary, czarny mrok
Niech lewe oko odzyska wzrok,
Czary mary, czarny mrok,
5
Niech prawe oko odzyska wzrok,
Już wraca światło, już znika mrok.
Oddał rybak z wielką radością cały wór diamentów w zamian za czarodziejskie
ptaki i ruszył w powrotna podróż. Sam nie wiedział kiedy znalazł się w swoim
domku nad brzegiem rzeki. Posadził ptaki na oczach Ilony i wypowiedział zaklęcie,
stał się cud. Ilona odzyskała wzrok i radość jej nie miała granic. A kiedy już oswoiła
się ze swym szczęściem, poprosiła rybaka:
– Zawieź mnie do królestwa na końcu świata, abym mogła spotkać się tam z moim
ojcem. Może uda mi się też poznać tego, który chciał mnie poślubić.
Zgodził się rybak, czym prędzej wyszykował swoją łódź i popłynęli w górę
rzeki. Płynęli dzień, drugi i trzeci, a czwartego dnia zobaczył łódź płynącą
z przeciwnej strony. Siedziało w niej dwóch mężczyzn jeden z nich spojrzał na Ilonę
i wykrzyknął:
– Przecież ja znam tę twarz! To nie może być nikt inny, tylko cudna Ilona. To ty,
Ilono?!
– To prawda– odpowiedziała dziewczyna– Kiedyś tak na mnie mówiono, ale nie
wiem, czy nie straciłam urody. Od roku nie oglądałam swego odbicia w lustrze…
– Jesteś piękna– zawołał nieznajomy – jesteś tysiąc razy piękniejsza niż na portrecie
– i wyjął ukrytą na sercu miniaturkę. – Bo to był nie kto inny, tylko ów król,
niedoszły narzeczony Ilony. Łodzie przybiły do brzegu i król z Iloną, trzymając się za
ręce i patrząc sobie w oczy, jak to zakochani, rozmawiali długo, długo, aż do
głębokiej nocy. A gdy nadszedł świt, wszyscy popłynęli do ojczyzny króla. Kiedy
cudna Ilona przekroczyła bramę zamku, w komnatach czarownic rozległ się straszny
wrzask. Zaniepokojeni służący wbiegli, ale nikogo tam już nie było, tylko
w powietrzu unosiła się chmura czarnego dymu. A co się stało? Nie wiadomo i niech
tak zostanie…
Król osobiście uwolnił z lochu ojca Ilony i odtąd dbał o niego jak
najtroskliwszy syn. Wkrótce odbył się ślub króla z cudną Iloną, a potem huczne
wesele. Muzykanci skocznie grali, goście tańczyli, jedli i pili. A gdy na niebie
6
pojawił się księżyc, cudna królowa Ilona zaśpiewała swemu ojcu jego ulubioną
piosenkę:
Księżyc, księżyc
W kroplach rosy lśni,
W jego świetle błyszczą łzy.
Księżyc, księżyc
W noce kryształowe,
Czarne noce, granatowe.
Kiedy ogród pachnie mrokiem,
Księżyc, księżyc
Patrzy srebrnym okiem…
Wszyscy goście z zachwytem patrzyli na młodą królową i mówili między sobą:
„piękna… i jaka dobra….” I taka jest do dziś. Nie wierzycie? To odwiedźcie
królestwo na końcu świata, gdzie w szczęściu żyje królewska para, a sami się
przekonacie.
7

Podobne dokumenty