W tym numerze - Fundacja Ari Ari
Transkrypt
W tym numerze - Fundacja Ari Ari
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK O KULTURACH ORIENTALNYCH NR 5, WRZESIEO 2010 Drodzy Czytelnicy! Lato już prawie za nami i niebawem na Dalekim Wschodzie przestaną wiad zbawienne dla jednych, a dla innych katastrofalne w skutkach, monsuny. Tymczasem zaczął się Ramadan, przed nami Święto Narodzin Kryszny (Krishna Janmashtami), Święto Ganeśi (Ganesh Chaturthi), Rosz Haszana i Dzieo Szacha Masuda; zaledwie kilka dni temu na wrocławskim Rynku można było wziąd udział w obchodach Ratha-jatry a niebawem stanie na nim Dalajlama. Zapewne częśd z Was właśnie wrzesieo wybrała na realizowanie wakacyjnych podróży. Tym jednak, którzy zostają w domu, spieszymy donieśd, iż nadchodzący miesiąc obfituje we Wrocławiu i w całej Polsce w orientalne wydarzenia, niezależnie od świąt. Jest to przede wszystkim czas licznych konferencji i czas zapisów na kursy języków, taoców, sztuk walki. Szczególnie bogaty program artystyczny czeka, nie tylko w naszym mieście, na miłośników kultury japooskiej. Warto także wziąd udział w Festiwalu Fantastyki i Sztuki „Inne Sfery”, w ramach którego będzie można raz jeszcze obejrzed „Chitrę” i posłuchad prelekcji o tematyce orientalnej. Tych z Was, którzy wrócili już z wakacyjnych wojaży wzbogaceni o nowe doświadczenia, zachęcamy, by podzielili się z nami swoimi wrażeniami – czy to z wyprawy do krajów Orientu, czy to w głąb orientalnej kultury za pośrednictwem sztuki. Nie trzeba byd studentem ani mieszkaocem Wrocławia, by opublikowad artykuł w naszym biuletynie. Liczy się jedynie zainteresowanie Wschodem. Przypominamy także o nierozstrzygniętym jeszcze konkursie na haiku. Może wrześniowy kontakt z kulturą japooską zainspiruje Was do pisania. A tymczasem zapraszamy do lektury! Redakcja W tym numerze: „Dewa i asura”. Opowiadanie Jacka Tabisza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .s. 2 Pekin - miasto bram . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .s. 3 Autobusem przez Indie. Na przekór stereotypom . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .s. 6 Tradycyjny indyjski teatr lalkowy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . s. 7 Nowości na liście światowego dziedzictwa UNESCO . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . s. 9 Spis podróżny. Ormianie w Polsce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . s. 10 Nowoczesnośd a czczenie hinduskich bóstw. O książce „Kult wizerunku Kryszny”. . . . . . . s. 11 „Kathak”. Wiersz Jacka Tabisza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .s. 12 Gdzie będziemy jutro o tej porze? Recenzja filmu „Pociąg do Darjeeling” . . . . . . . . . . . . . s. 12 Samudranath i niebiaoskie dapati z Himalajów. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .s. 14 NADCHODZĄCE WYDARZENIA. . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . s. 15 DEWA I ASURA JACEK TABISZ Wciąż stają się ogrody trwania. Ich liście kołysze wiatr a deszcz okrywa je chłodnym muśnięciem życia. Niebo jest puste. Niosą się w nim zapachy kwiatów, łagodny szum kołyszących się gałęzi i kształtne smugi barw. Jest spokojnie i cicho. Czas narodzin jest światłem, towarzyszy mu poranek. Dlatego słooce gra we włosach dewy jak na strunach instrumentu. Wielośd jego ramion upodabnia go do drzewa i nie tylko przez to jest do drzewa podobny. Obojętny wobec dróg wychodzących mu naprzeciw, niewzruszony wobec tych, które już odeszły, dewa jest spokojny. Jest taki zazwyczaj – ponieważ dzisiaj właśnie trapi go niepokój. - Czy ja na pewno jestem? – pyta, patrząc na siebie krytycznie i kiwając pokrytą twarzami głową. - Widzę bramy rzeczywistości, a jednak mijam je i tutaj pozostaję. Któż inny czyni tak jak ja? Las jest ciemny i gęsty. Liczne stworzenia prześcigają się w nim w gonitwie form. Jedne są świadome i patrzą z uwagą, inne tylko gonią cienie kładące się na trawie, jak zawsze w porze wschodu. Dewa dochodzi nad urwisko, gdzie kooczy się nagle płaskowyż porośnięty lasem i patrzy w morze bijące o stromo ścięte stoki nadbrzeża. W jego oczach przypominających jeziora przeglądają się mewy i albatrosy, pozdrawiając go zadziornym krzykiem. Po chwili opadają, by rzucid się na topiel pełną śmigających zwinnie ryb. Dewa wie, że wszystko, co oferuje ten pejzaż, jest tylko metaforą, grą pojęd skrytych w załamaniach linii, w ich ruchu mylącym spojrzenie, lecz również dwiczącym umysł. - I ja jestem takim symbolem czegoś dalekiego – głos dewy niesie się nad falami jak spadający z góry podmuch bryzy. – Wiem to tak dobrze, a jednak nie porzucam moich złudzeo, wciąż tu pozostając. Gdy nadchodzi kres światów, skryty w formie martwego ziarenka ożywam w ziemi nowych czasów. Dlaczego wierzę w to, że jestem, jak te ptaki? Nici babiego lata płyną pod stopami dewa, dym przycupniętych osad drażni jego nozdrza, do jego uszu dochodzą liczne głosy ludzi biegnących pośród pól, aby coś znaleźd, aby coś wyrosło. Ogarniają ich złote kłosy pól. Dewa się uśmiecha. - Gdybym tylko miał ich słodką niewinnośd – mruczy udobruchany. – Tę bezbrzeżną pewnośd, że są najważniejsi. Arogancję pozwalającą na przejście wszystkich dróg bez spostrzeżenia, że w ogóle się szło. Gdybym mógł wybrad za swój cel te wszystkie drobiazgi, które oni tak kochają. Umiejąc to wszystko, zasnąłbym i nie obudziłbym się więcej. Rosłyby ze mnie formy, a dusza, jak przypływ i odpływ, płynęłaby przez nie jak przez piaski plaż. Tak bardzo bym chciał mied w sobie iskierkę, zamiast ognia, albo ciepły dotyk zamiast słooca... - Jak zwykle nad zatoką – smok, który jest asurą, zachodzi dewę od tyłu, jak to ma już w swoim zwyczaju. Z jego paszczy płynie dym, zielonkawe, nieco metaliczne szpony szarpią ziemię leniwie, zieleniąc się od trawy. - Miałeś stoczyd ze mną bitwę i mnie pokonad. Ile mogę czekad na bieg wydarzeo, do tej pory nie spełniony? - Ale ja chcę przegrad! – protestuje dewa. – Chcę tak jak ty zgubid te ramy i odrodzid się w innych, aby móc zacząd wszystko od nowa. - A co ci się nie podoba w starym? – potężny gad zwija skrzydła i przypatruje się uważnie swojemu rozmówcy. - Ty tego nie zrozumiesz – dewa wzrusza wielością ramion. – Narażony na ciągłe zmiany nigdy się nie nudzisz. Ledwo otworzysz oczy, zaczynasz się starad, by zawładnąd okolicą i zmieniad wszystko, co tylko możesz dostrzec. - A ja z kolei podziwiam twoją stałośd i bardzo ci jej zazdroszczę – przyznaje asura. – Tak jakbyśmy grali źle rozdane role, ja tę twoją, a ty moją, rzecz jasna. - Może po to tylko istniejemy, aby nie byd sobą – westchnął ciężko dewa. – Tyle jest w nas życia, a jednak nie możemy go pojąd, gubiąc się w swoich rolach. - Gdyby nas nie było, runąłby most łączący rzeczywistośd z jej cieniem – zęby asury wystają spod szerokiego pyska, a z jego nozdrzy buchają płomyki. - Czy nie jesteśmy martwi, jak ten ocean, który jest złudzeniem? Jak te skały go obejmujące? – ramiona dewy falują łagodnie. Odruchowo wzbiera w nich moc, spowodowana bliskością przeciwnika. - Jesteśmy świadomie skałami, jesteśmy falami świadomie – smok wznosi skrzydła najeżone kolcami. – Chod wszystko jest złudzeniem, my jesteśmy jego wzorcem, jego budulcem i siłą. Chod nas nie ma, zawsze wracamy. Ja dośd często, a ty od czasu do czasu, po pełnej zagładzie. Jesteśmy strukturą nieistniejącego. Inaczej byłaby tylko pustka, bez wyjścia i bez podążania, bez przebudzenia dla tych, którzy otwierają oczy i z mgły czynią sobie podporę, by tę mgłę odrzucid. Stao do walki. Dewa decyduje się wreszcie. Spłoszone ptaki uciekają, ocean podnosi się wysokim filarem w niebo i opada po chwili nad szczątkami smoka. Drzewa unoszą z powrotem osmolone gałęzie. Słooce wyłania się znad horyzontu, jego wolny ruch zmienia barwę nieba. Wszystko upływa kropla po kropli, krajobraz jest pusty i pełen możliwości. 2 PEKIN – MIASTO BRAM Kto przyjeżdża do Pekinu nie znając chioskiego ani historii powstania tego miasta, napotyka duże trudności przy próbach samodzielnego poruszania się w jego obrębie. Mimo że wszędzie widnieją tablice z nazwami ulic po angielsku (ciekawe, kiedy doczekamy się czegoś takiego w Polsce!), nie są one wystarczającą pomocą, gdy stanąwszy na skrzyżowaniu dostrzegamy w każdym z czterech kierunków tę samą nazwę, różniącą się jedynie dodaną sylabą (lub dwiema), oznaczającą usytuowanie wewnątrz bądź na zewnątrz, albo stronę świata. Gdy jeszcze okaże się, że sylaba ta widnieje po chiosku na mapie, a na tablicy została przetłumaczona, zorientowanie się, w którą stronę należy iśd, nie zawsze jest łatwe. To nietypowe z europejskiej perspektywy zjawisko posiada rzecz jasna swoją przyczynę. Otóż Chioczycy tradycyjnie nie nadawali ulicom nazw i nie numerowali domów. Punktami odniesienia w Pekinie dynastii Ming i Qing były cztery pasy murów miejskich, ulokowane w nich bramy, a także zdobiące wiele ulic pailou – forma architektury efemerycznej, pełniąca podobną funkcję do naszych łuków triumfalnych (chioskie pailou mają jednak bardziej kształt prostokątnej bramy). Późniejsze nazwy w dużej mierze odzwierciedlają ten sposób myślenia, istnieją zatem ulice „na wschód od bramy A”, „na północ od bramy B”, „na zewnątrz bramy C”. I chociaż gigantyczne mury miejskie rozebrano już prawie pół wieku temu, dawne bramy pozostały do dziś głównymi punktami orientacyjnymi dla mieszkaoców, którzy wciąż jeszcze zdają się w swej wyobraźni przejeżdżad przez ich wirtualne odpowiedniki. Mury odgrywają ogromną rolę już w legendzie o założeniu Pekinu. Mowa w niej o tym, że cesarz obawiał się napaści ze strony smoków, które dawniej zamieszkiwały te tereny, i dlatego zaplanowano wokół miasta wysoki mur o dziewięciu bramach. Taka liczba bram miała stanowid nawiązanie do postaci ośmioramiennego boga Nezhy (odpowiadały one kolejno jego ramionom i głowie). Oczekiwano, że taki kształt zapewni pomyślnośd miastu, gdyż to właśnie ten bóg dawniej pokonał mieszkające w tych okolicach smoki a smoczą rodzinę królewską uwięził w jednym z jezior Gór Zachodnich. Po jego zwycięstwie morze (czyli królestwo smoków) cofnęło się, odkrywając ziemię nadającą się do zamieszkania i na niej właśnie wzniesiono później Pekin. Legenda ta nie ma bezpośredniego przełożenia na rzeczywistośd historyczną, nie podaje się w niej nawet imienia cesarza. Faktem jest natomiast, że równina wokół dzisiejszej stolicy Chin była w istocie około dwóch-trzech milionów lat temu zatoką morską, stopniowo zasypaną przez piasek zsuwający się z gór. Osadnictwo na tych terenach sięga początków dynastii Zhou (ok. tysiąca lat p.n.e.). Znaczenie polityczne zyskało jednak dopiero miasto Yanjing, czyli stolica zwaśnionego z paostwem Zhou księstwa Yan, którego pozostałości znajdują się obecnie w południowo-zachodniej części Pekinu. W 226 roku p.n.e. zostało ono podbite przez pierwszego władcę z dynastii Qin, który zjednoczył pod swoim panowaniem Walczące Królestwa i koronował się na Pierwszego Cesarza. Qin Shi Huang, bo o nim mowa, to ów najbardziej chyba znany w Europie władca chioski, sportretowany chodby w filmie Hero Zhanga Yimou, który przeprowadził liczne reformy społeczne i administracyjne, ujednolicił pismo, system miar i wag oraz walutę. On także rozpoczął budowę Wielkiego Muru, by chronid swe paostwo przed najazdami barbarzyoców z północy, i on to został pochowany z armią terakotowych żołnierzy. Jego stolicą było jednak Xianyang, a nie – leżąca na dalekim wschodzie, prowincjonalna miejscowośd, nie mająca ani dla niego, ani dla kolejnych cesarzy chioskich żadnego strategicznego znaczenia. Byd może nigdy by go też nie zyskała, gdyby Pierwszy Cesarz zdołał dokooczyd budowę Wielkiego Muru albo któryś z późniejszych władców okazał się równie jak on w tym względzie zdeterminowany. Pailou u wylotu alei na południe od Bramy Przedniej (Qianmen). Sama brama w tle. Zdjęcie: K. Bryx. Nie tylko zresztą w wyobraźni, gdyż dokładnie po linii nieistniejących już obwarowao biegną dziś kilkupasmowe ulice, pełniące rolę obwodnic śródmiejskich (dosyd to rozsądne skądinąd wykorzystanie przestrzeni zyskanej po zburzeniu murów). Pod ziemią, dokładnie po obwodzie dawnego Miasta Wewnętrznego jeździ też metro a jego stacje znajdują się tam, gdzie kiedyś stały bramy, i noszą te same nazwy. Plan Pekinu, który przez blisko pięd wieków oddziaływał silnie na sposób życia oraz postrzegania przestrzeni miejskiej przez jego mieszkaoców, nie został zatem zniszczony wraz z murami. Zniknął jednak z powierzchni ziemi wspaniały zabytek chioskiego budownictwa. 3 Tak się jednak nie stało, a w X wieku, po upadku dynastii Tang, plemię mandżurskie Kitanów podbiło częśd północnych Chin i wybrało dawną siedzibę książąt Yan na swoją dodatkową stolicę. Nazwali ją Stolicą Południową, czyli Nanjing. W XII wieku miasto przeszło w ręce Dżurdżenów, którzy pokonali Kitanów i podbili większe jeszcze obszary północnych Chin, aż po Żółtą Rzekę (Huang He) i dalej na południe. Uczynili oni z Nanjingu swoją główną siedzibę, rozbudowali ją znacznie, opasali nowymi murami i przemianowali na Środkową Stolicę – Zhongdu. To jednak nie kitaoska dynastia Liao ani nie dżurdżeoska dynastia Jin położyły rzeczywiste podwaliny pod wielkośd dzisiejszego Pekinu, lecz kolejni zdobywcy, tym razem całych już Chin – Mongołowie. Wnuk Czyngis-chana, Chubilaj-chan, w 1260 roku zadecydował, że w pobliżu zajętego Zhongdu, na terenie dziewiczym, wzniesione zostanie nowe, godne jego potęgi miasto. Tak powstał wspaniały Chanbałyk (co w języku mongolskim znaczy Miasto Chana), przez Chioczyków nazywany Dadu, czyli Wielka Stolica. Pałac cesarski otoczono podwójnym pasem murów na planie prostokąta i fosą, a dalej dopiero rozciągało się ogromne jak na tamte czasy i silnie obwarowane miasto. To właśnie nim zachwycał się Marco Polo. Kompleks pałacowy wewnątrz Dadu został zniszczony w antymongolskim powstaniu, na skutek którego w połowie XIV wieku do władzy doszła chioska dynastia Ming. Dlatego pierwszy cesarz z tej dynastii obrał za swoją stolicę miasto Nankin nad rzeką Jangcy, dawną siedzibę władców z dynastii Tang i Song. Jednak w 1407 roku cesarz Chengzu postanowił odbudowad wielki Chanbałyk. Budowa, do której zatrudniono prawie sto tysięcy rzemieślników i kilkaset tysięcy robotników, potrwała blisko trzynaście lat, z czego pierwsze dziesięd zajęło przygotowywanie lub sprowadzanie z różnych regionów Chin odpowiednich materiałów (marmur, na przykład, transportowano z odległości ok. 200 kilometrów, na łodziach ciągniętych zimą lądem po specjalnie przygotowanych, skutych lodem drogach). W 1421 roku dwór Mingów przeniósł się ostatecznie do nowego cesarskiego miasta, nazwanego wówczas Północną Stolicą, czyli Peiking (współcześnie wymawiane Beijing). Wtedy też dla poprzedniej stolicy, jako leżącej na południe od Pekinu, utrwaliła się nazwa Nankin (Nanjing). Teren XV-wiecznego Pekinu pokrywał się tylko po części z obszarem Chanbałyku. Osadzono go bardziej na południe, budując nowe mury na osi wschód–zachód, a ponieważ mur północny przesunięto dalej niż południowy, zajmował on w sumie mniejszą powierzchnię niż Dadu. Miał jednak rozległe przedmieścia, szczególnie w części północnej. Sam kompleks pałacowy, dawniej usytuowany w południowej części grodu, odbudowano na tym samym miejscu – znalazł się w ten sposób niemal na środku nowego założenia urbanistycznego. Południowa brama pałacu, która pełniła funkcję reprezentacyjną, jeszcze w czasach mongolskiej dynastii Yuan połączona była specjalnym korytarzem z południową bramą miejską. Teraz korytarz ten odpowiednio przedłużono, by dalej pełnił swoją funkcję. Powodowało to znaczne utrudnienia dla mieszkaoców stolicy, gdyż aby przejśd z jej części wschodniej do zachodniej lub odwrotnie, należało obejśd cały kompleks pałacowy od północy lub wyjśd przez jedną z bocznych południowych bram na zewnątrz miasta i wejśd przez inną. W XVI wieku (w latach 1522-1566) dobudowano dodatkowy mur otaczający południowe przedmieścia, przez co powstały właściwie dwa ogrodzone murami i połączone bramami skupiska domów, zwane Miastem Wewnętrznym i Miastem Zewnętrznym. Podział ten stał się szczególnie widoczny (i szczególnie uciążliwy dla mieszkaoców) za panowania dynastii Qing (1644-1911), kiedy to w obręb Miasta Wewnętrznego wpuszczani byli jedynie Mandżurowie. Chioczycy zamieszkujący Zewnętrzne Miasto, przecięte na pół główną aleją czy też korytarzem wiodącym z pałacu na południe, nie mieli już innej możliwości dotarcia z jego wschodniej części do zachodniej i na odwrót, jak tylko poprzez opuszczenie Pekinu jedną z bram i obejście go dookoła. Plan dawnych murów miejskich Pekinu. Mury pobudowane przez Mingów oraz całe miasto musiały byd imponujące, wnioskując z relacji europejskich podróżników. Sam kompleks pałacowy, znany nam pod nazwą Zakazanego Miasta to obszar siedemdziesięciu dwóch hektarów, z czego na budynki 4 przypada powierzchnia szesnastu hektarów (16 000 m2), czyniąc go największym kompleksem pałacowym świata. Jest on otoczony wysokim murem z czterema bramami i fosą. Na zewnątrz Zakazanego Miasta rozciągał się dawniej teren miasta cesarskiego, od Tian’anmen (Bramy Niebiaoskiego Spokoju) na południu, po Di’anmen na północy (jej położenie zaznacza obecnie ulica Di’anmen Dajie), w którego skład wchodziły także rozciągające się na zachód od pałacu jeziora, obecnie częściowo leżące na terenie parku Beihai. Miasto cesarskie również otoczone było prostokątem murów. W południowym murze Miasta Wewnętrznego znajdowały się jeszcze dwie bramy. W murze północnym było o jedną bramę mniej ze względu na tradycyjną chioską zasadę planowania przestrzennego, która głosi, iż ważna dla całości symetria poszczególnych elementów powinna zostad złamana od strony północnej, od niej bowiem napływa wszelka zła energia. Z tego względu stałym elementem chioskich założeo architektonicznych są ustawiane od północy ekrany. W murze przeszkodą był po prostu brak bramy, chod swego rodzaju dodatkową zaporę dla złych mocy od strony północnej stanowił także, ale już w obrębie miasta cesarskiego, Park Jingshan ze sztucznie usypanym wysokim wzgórzem zwieoczonym świątynią Buddy. Dziś z tego wzgórza, leżącego dokładnie naprzeciw północnej bramy Zakazanego Miasta, można podziwiad kompleks pałacowy w całej jego okazałości. Fosa wokół Zakazanego Miasta. Zdjęcie: K. Bryx. Wychodząc przez jedną z jego czterech bram, wchodziło się w obręb właściwego Pekinu, który w drugiej połowie XVI wieku zaczął byd znany jako Miasto Wewnętrzne. Otoczone wysokimi murami i szeroką fosą, posiadało ono dziewięd bram. Centralna brama w południowej części muru, Qianmen (Brama Przednia), w czasach cesarskich oficjalnie nosząca nazwę Zhengyangmen, czyli Brama Prosto Ku Słoocu, zachowała się do dzisiaj w dobrym stanie. W ciągu ostatnich kilku lat władze chioskie podjęły się także na życzenie UNESCO odrestaurowania i odbudowania części wiodącej od niej na południe (przez teren dawnego Miasta Zewnętrznego) alei z jej oryginalną zabudową. Stanowiła ona dawniej najbardziej eleganckie przedmieścia Pekinu i główny trakt prowadzący do pałacu. Dziś staje się jedną z ciekawszych atrakcji turystycznych, a połączenie szesnasto- i siedemnastowiecznej (bądź stylizowanej na taką) architektury z nowoczesnymi sklepami zachodnich marek tworzy intrygujący kontrast. Południowa brama Zakazanego Miasta widziana od wewnątrz. Zdjęcie: K. Bryx. Bramy w murach zachodnim i wschodnim pochodziły jeszcze z czasów mongolskich, a po przesunięciu przez Mingów całości zabudowy na południe utraciły one swoje centralne położenie. Xizhimen (Brama Prosto na Zachód) i Dongzhimen (Brama Prosto na Wschód) znalazły się niemal przy północnych rogach miasta. Nieco bardziej na południe istniała jeszcze jedna brama po każdej ze stron, ale na południe od nich ciągnęły się w czasach Mingów i Qingów 3,5-kilometrowe odcinki bez żadnego przejścia aż do bram Xuanwu i Chongwen w murze południowym. Wszystkie te bramy oraz siedem bram Miasta Zewnętrznego zwieoczone były strażnicami i oczywiście zamykane na noc. Cudzoziemiec przybywający w poselstwie do cesarza z dynastii Ming lub Qing, musiał przebyd pięd ogromnych bram i pięd mostów, zanim znalazł się na terenie pałacowym, a u stóp jego rozpostarł się pierwszy, gigantyczny dziedziniec. Możemy sobie tylko wyobrażad, jak imponujące wrażenie wywoływało u przybyszy to monumentalne założenie urbanistyczne, nieporównywalne z niczym. Dziś jednak, gdy jedyną rzeczywistą bramą Pekinu jest lotnisko, odczuwamy byd może większy jeszcze zachwyt nad tym prężnie rozwijającym się miastem, którego zdecydowanie większa i wcale nie brzydka częśd została pobudowana w wiekach dwudziestym i dwudziestym pierwszym. Aleja na południe od Qianmen. Zdjęcie: K. Bryx. Kaja Bryx 5 AUTOBUSEM PRZEZ INDIE. NA PRZEKÓR STEREOTYPOM Siedzę właśnie na żelaznym piętrowym łóżku w tanim, multikolorowym dormitorium jednego z 1001 tanich hoteli Delhi. Upał zwiększa się z dnia na dzień. Kończy się drugi miesiąc mojej kolejnej wyprawy do Kraju Lotosu i Chaosu. Kraju, którego mimo regularnych od czterech lat wizyt, chyba nigdy nie zrozumiem. Jednak z roku na rok, w miarę jak coraz głębiej i szerzej poznaję ten subkontynent, coraz bardziej widoczne stają się dla mnie setki i tysiące stereotypów, poprzez które Indie funkcjonują w naszej „białej”, często żałośnie europocentrycznej świadomości. Nie jestem ekspertem – Indie, zwłaszcza ze względu na to, że z reguły działam na ograniczonym terenie o skrajnie odmiennej kulturze (buddyjskiej i klimacie (pustynno-wysokogórskim), poznaję wyrywkowo, choć staram się prawdziwie. Ale do rzeczy. Stereotyp „przecież tam jest tylko bieda”. Kraj, który właśnie wykupił brytyjskiego Rolls-Royce'a, którego ekonomia jako jedna z niewielu w czasie ogólnoświatowego kryzysu pnie się, mozolnie acz jednak pod górę, kraj, który podkupił mniejsze i większe firmy w słowiańskiej ojczyźnie i przedmurzu chrześcijaństwa (od Henkela w Raciborzu po Hutę Sendzimira w Krakowie) – ten kraj widzimy jako zbiorowisko wiosek, których dzieci rzadko kiedy biegają ubrane. Fakt – dwie trzecie obszaru Indii to wioski, które niewiele mają do zaoferowania poza trzema sklepikami z pepsi, papierosami i mydłem. Nie znaczy to jednak, że ludzie tam mieszkający przymierają głodem – przeciwnie, wielu z nich zarabia wystarczająco wiele, by z własnej pracy utrzymać często trzypokoleniową rodzinę. Być może dla nas, przyzwyczajonych do kupowania na obiad „gotowców” (choć i takie cuda w Indiach dostaniemy w każdym mieście), wizja jedzenia dzień w dzień ryżu z „papką” z soczewicy, warzywami i jogurtem nie wydaje się atrakcyjna, ale... no właśnie tej papki, ugotowanej z najlepszego (i najbardziej wartościowego) ryżu przy sporym udziale świeżych warzyw trzeba spróbować, żeby poczuć wszystkie najwspanialsze i najprawdziwsze smaki świata. A jeśli nadal wierzymy w ogólną biedę Indii – możemy przyjrzeć się ludziom, którzy mimo zarobków cztery razy niższych niemal zawsze będą wyglądać czyściej, schludniej, spokojniej i radośniej niż wymęczony 40-godzinnym dniem pracy biały turysta na dwutygodniowych wakacjach. A jeśli naprawdę nadal cudem widzimy wszędzie sterty ubóstwa – polecam serdecznie krótką wycieczkę do Bangalore (stolicy technologii informatycznej), Mumbaju (jednej ze stolic światowej finansjery) czy New Delhi. Mnie przepych i zaawansowanie technologii na co dzień tam używanych wciąż onieśmielają. Stereotyp „przecież tam jest niebezpiecznie”. Tak, jest. Ale z moich dotychczasowych pobytów wynika, że niebezpiecznie jest w kilku przypadkach. Po pierwsze, jeśli jesteś Indusem – tak, niestety. Biały kolor skóry w Indiach będący synonimem turysty (będącego z kolei synonimem zarobku) chroni. Za to ilość gwałtów, rabunków i zaginięć ludzi w różny sposób „niewygodnych”, zwłaszcza dla policji czy wojska, jest duża – choć, z drugiej strony, proporcjonalnie niewiele wyższa od średniej europejskiej. Większość moich znajomych Indusów powtarza do znudzenia – jeśli masz kłopoty, nie wzywaj policji. Policja to dopiero kłopot. Fakt, zdarzają się pobicia, szczególnie w trakcie ulicznych zamieszek – policja naprawdę nie cacka się i przemoc jest używana bez względu na płeć czy wiek. Po drugie – jeśli nie umiesz się zachować. Dla wielu turystów Indie (zapewne ze względu na różnorodność kultur) są synonimem raju z wolnością bez ograniczeń. Nie dalej jak miesiąc temu znajomy, z którym wylądowałam w Darjeelingu, kupił sobie nowe spodnie. Proste i „indyjskie” w kroju. Po czym zaczął się przebierać… w miejscowej restauracyjce, przy stoliku. Na mój zaniepokojony szept („Co ty robisz?!”) odparł zirytowany: „Daj spokój, przecież to Indie!”. Tak, to Indie – być może nam wydaje się, że życie tu nie ma reguł (zwłaszcza, jeśli patrzymy przez pryzmat prawa drogowego), ale zapewniam – nie ma kraju, nie ma kultury, w której istniałoby tak wiele przepisów i regulacji w sferze społecznej. Nie mam na myśli tylko tych presyjnych – po prostu jeśli jako kobieta masz zbyt głęboki dekolt (bo jest gorąco) 6 i odkryte ramiona, to bądź świadoma, że dla Indusa są to niezwykle erotyczne części ciała. Jeśli je eksponujesz – jednocześnie prowokujesz. Co więcej, jeśli publicznie całujesz się z chłopakiem na ulicy, pijesz alkohol lub palisz (a zauważ, że naprawdę niewiele Indusek tak się zachowuje w miejscach publicznych) – wiedz, że z perspektywy przeciętnego Indusa (który o twojej kulturze wie tyle, co ty o jego) głośno krzyczysz: „Przeleć mnie!”. Ja jednak, mieszkając przez trzycztery miesiące w wielu wioskach i podróżując najtańszymi „dla ludu” środkami transportu, nigdy nie spotkałam się ani z przemocą, ani z kradzieżą. Przeciwnie – przemierzając rozklekotanym autobusem himalajskie pustkowia, sypiałam pod jednym, dziurawym dachem z kierowcą, „panem biletowym i drugim pasażerem”, ponieważ w wiosce, do której dotarliśmy, nie było innego noclegu niż ten w skromnej chacie – dla pracowników sieci komunikacji autobusowej. Całą noc razem jedliśmy, piliśmy rakszi (miejscowy alkohol) i śpiewaliśmy. Przed zaśnięciem musiałam trzykrotnie zapewnić „współlokatorów”, że nie mam nic przeciwko temu, że śpimy w jednym pomieszczeniu – oddaleni o dziesięć metrów od siebie. Rano obudziłam się cała, zdrowa, z gotowym śniadaniem i pełna wdzięczności dla prostych ludzi, którzy ledwo dogadywali się ze mną po angielsku i którzy z mojego kieszonkowego wyżyliby miesiąc. Stereotyp „jak ty tam żyjesz? Przecież to jeden wielki chaos!”. Prawda, ale pod przykrywką chaosu kryje się, o czym już wspominałam, ilość reguł wprost nie do ogarnięcia. I nie mam na myśli systemu kastowego (który oczywiście istnieje, aczkolwiek dziś „niedotykalny” Dalit może być bogatszy od „świętego” bramina). Wystarczy iść kupić bilet na pociąg – system rezerwacji biletów (wraz z pełną dokumentacją – w „księdze” i w komputerze), system „quotas” ilości miejsc zarezerwowanych dla poszczególnych „cegiełek” społeczeństwa (kobiet, turystów, żołnierzy, pracowników akademickich, artystów…) i w końcu system organizowania samej podróży pociągiem, trwającej nieraz trzy dni (nieustanny catering – kawa, herbata, posiłki przygotowane na każdej stacji i dostarczane do wagonów lub przygotowywane w specjalnym „wagonie kuchennym”, dostęp do łazienek, toalet, gniazdek do ładowania telefonów... no może nie wszystko czyste i działające, ale jest). Sonam, mój przyjaciel i mentor, zwykł powtarzać, że czasami dosyć ma mieszkania w rodzinnej małej himalajskiej wiosce. Nie ze względu na nudę – przeciwnie – ze względu na ilość komitetów, wspólnych prac i obowiązków, w których jako członek wspólnoty musi uczestniczyć. Inny przyjaciel, młody filmowiec, śmiał się zawsze, że w Indiach, „kraju Chaosu”, jest zasada na wszystko. Może głupia i niezrozumiała, dodawał, ale zasada. Antonina Małowiecka TRADYCYJNY INDYJSKI TEATR LALKOWY Teatr lalkowy istnieje w Indiach od zarania cywilizacji. Już wśród wykopalisk archeologicznych z Mohendżo Daro i Harappy (ok. 2500 lat p.n.e.) znalazła się terakotowa figurka byka z odczepianą głową, którą można było w prymitywny sposób animowad za pomocą sznurka. Wiele odniesieo do teatru lalkowego pojawia się także w sanskryckiej literaturze. Mahabharata, Ramajana, Bhagawata Purana, Kamasutra, Arthaśastra, dramaty (m.in. autorstwa Kalidasy) i opowiadania oraz teksty buddyjskie wymieniają sztukę lalkarską i teatr cieni jako popularną formę rozrywki albo też posługują się metaforami wykorzystującymi odniesienia do nich. Czyni to również gramatyk Patandźali w swoim dziele Asztadhjaji Mahabhaszja. W Natjaśastrze reżyser ludzkiego teatru nazwany zostaje sutradhara jako ten, który manipuluje ludźmi pociągając za sznurki. Także w południowoindyjskim eposie Cilappatikaram, napisanym w języku tamilskim około I w. n. e., mówi się wprost o teatrze lalkowym. Nawiązania do teatru lalek znaleźd można nawet w skalnych edyktach króla Aśoki z III w. p.n.e. dotyczących praktyk religijnych i moralnych. Indyjskie lalkarstwo posiada także swój rodowód mitologiczny. W jednym z podao spisanych przez XI-wiecznego autora, Somadewę, mowa jest o tym, jak pewien cieśla wyrzeźbił tak piękne figurki, że zauroczyła się nimi Gauri, małżonka Śiwy. Ten zaś postanowił obdarzyd je życiem, aby zabawiały jego żonę taocami. Bóg wysłuchał też modlitw cieśli i spełnił jego prośbę o to, aby z daru mogły korzystad kolejne zabawki. Ten mit, a także fakt, że nazwa lalki w sanskrycie pokrewna jest słowu „dziecko” (lalka to putraka, putrika lub puttalika – wszystkie te nazwy wywodzą się z wyrazu putra (putta), oznaczającego syna lub małego chłopca), spowodowały, że lalki traktowane są ze szczególnym szacunkiem przez swoich operatorów – przechowuje się je w specjalnych skrzyniach, nierzadko w domowych sypialniach (często „dobre” i „złe” charaktery „mieszkają” oddzielnie), a gdy się zestarzeją i przestaną nadawad do dalszych występów, na wzór pogrzebów ludzkich składa się w ich intencji ofiarę, pudźę, i wrzuca do rzeki. Spektakle lalkowe często prezentowane są podczas świąt i festiwali religijnych, a same przedstawienia poprzedza się czynnościami rytualnymi, takimi jak modlitwa do Ganeśi, boga pomyślności, odśpiewanie mantry, poświęcenie miejsca, w którym odbywa się spektakl czy uroczyste rozpoczęcie. Czynione jest to zarówno z szacunku dla bogów, jak i publiczności. Widowisko ma bowiem przynieśd pomyślnośd i pokój widzom. Zdarza się także, że ktoś specjalnie zamawia spektakl z okazji uroczystości rodzinnej (narodziny dziecka, ślub) lub po prostu chce tym zapewnid szczęście społeczności, w której żyje. W Kerali teatr cieni tolpavakuthu ma charakter w pełni sakralny – widowiska mogą odbywad się tylko w specjalnych budynkach teatralnych znajdujących się na terenach kompleksów świątynnych poświęconych bogini Kali, a cały przebieg spektaklu przepełniony jest treściami i czynnościami religijnymi. Zazwyczaj zawód lalkarza jest profesją rodzinną, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. W niektórych regionach artyści zajmują się także uprawą roli. Dzieci rozpoczynają naukę we wczesnym wieku pod okiem mężczyzny stanowiącego głowę rodziny, który jest jednocześnie kierownikiem trupy. Wczesna praktyka jest bardzo ważna ze względu na brak formalnych źródeł pisanych na ten temat, dlatego też oprócz umiejętności tworzenia lalek i operowania nimi wymaga się pamięciowego opanowywania dialogów, które czasem układane są wierszem. Naucza się ich tylko ustnie. Lalkarze zazwyczaj byli i są artystami wędrownymi, występującymi najczęściej na jarmarkach i targach przy okazji świąt. W przeszłości nieraz zdarzało się, że władcy obejmowali ich patronatem, zapewniając środki na utrzymanie teatru i rodziny, a w zamian wymagali, aby układano historie sławiące ich czyny i mądrośd oraz ilustrujące królewskie edykty, które w ten sposób przekazywane były ludności. Spektakle lalkowe przyciągają jednak także i dzisiaj uwagę licznej publiczności i stanowią dla niej rozrywkę, nawet jeśli przemycają treści edukacyjne czy religijne. Prezentowane historie są powszechnie 7 znane i łatwe do zrozumienia, a wartośd widowiska zależy od pomysłowości i kunsztu twórców w ukazaniu po raz kolejny znanych opowieści (to samo zresztą dotyczy klasycznego indyjskiego teatru i taoca). Publicznośd często żywiołowo reaguje na rozwój wydarzeo, przyłącza się do śpiewów i taoców lalek. Zarówno dzieci, jak i dorośli wdają się w dyskusje z postaciami i lalkarze muszą wykazad się refleksem w udzielaniu szybkich i trafnych odpowiedzi na podchwytliwe pytania. Przedstawienia odbywają się na małej, przenośnej scenie, która składa się z tkaniny umieszczanej jako tło oraz kurtyny drukowanej w kolorowe wzory lub wykonanej z patchworku. Oświetlenie najczęściej stanowią lampy oliwne ustawione po bokach sceny, tworzące szczególną, tajemniczą atmosferę. Lalkami manipulują mężczyźni, akompaniują im zaś na instrumentach, śpiewają i wypowiadają dialogi pozostali członkowie rodziny. Najmłodsi uzupełniają instrumentarium, wydając z siebie różne odgłosy, grając na bębnach i dzwonkach. W tradycyjnym teatrze lalkowym wykorzystuje się różne rodzaje lalek: pacynki, kukiełki, marionetki oraz lalki teatru cieni. W różnych stanach w Indiach spotkad można po kilka rodzajów widowisk lalkowych. Pacynki są małe i zakłada się je na rękę jak rękawiczkę. Jeden lalkarz może jednocześnie poruszad dwiema pacynkami, kucając lub siedząc na ziemi w ukryciu przed wzrokiem widowni. Tego typu lalek używa się głównie w Orisie i Kerali. Kundhei nacha, pacynki oriskie, posiadają głowę i ręce z drewna, a reszta ciała wykonana jest z długiego spływającego kostiumu, który skrywa od razu dłoo operatora. Gdy lalkarz zakłada tylko jedną pacynkę, sam akompaniuje sobie na bębenku (czasem uderza w niego dłonią z pacynką, co ma sprawiad wrażenie, że postad sama gra). Przy dwóch pacynkach występuje dwóch artystów, z których jeden trzyma lalki, a drugi gra na instrumencie, ale obaj razem wypowiadają dialogi i śpiewają. W kundhei nacha występują tylko dwa typy postaci: Kriszna i jego ukochana – Radha. Wszystkie spektakle obrazują historię ich miłości, co wiąże się ze szczególnie silnym kultem Kriszny w tym stanie. Dla przedstawienia duże znaczenie ma poziom złożoności wykonywanych pieśni oraz umiejętności wokalne aktorów. Pacynki z Kerali to pava-kuthu (pava – lalka, kuthu – taniec). Są bardzo kolorowe i modeluje się je na wzór aktorów kathakali, którzy noszą bogaty i skomplikowany makijaż, barwne kostiumy i nakrycie głowy. Wpływ kathakali jest tak wielki, że widowisko to bywa nazywane także pava-kathakali. Towarzyszy mu identyczny akompaniament muzyczny i odtwarza się te same mitologiczne historie. Innym typem lalek są kukiełki-jawajki podtrzymywane za pomocą kijów. Mogą one mied różne rozmiary i poruszają się na wiele sposobów. Główny kij, umieszczony w korpusie lalki, zazwyczaj schowany pod kostiumem, służy do jej trzymania, a o działaniach postaci decyduje poruszanie dwoma pozostałymi kijkami, przymocowanymi do jej rąk. Niektóre lalki mogą także poruszad ustami i oczami – wówczas operuje nimi dwóch lalkarzy. Przedstawienia z udziałem jawajek spotkad można głównie w Orisie i Bengalu Zachodnim, a także w stanach banglojęzycznych takich, jak Tripura czy Assam. Istnieje tam bogata tradycja lalkarska zwana putul-nach (taoczące lalki). Kukiełki używane w putul-nach mają 1,5 metra wysokości i konstruowane są na ponad 2,5-metrowych bambusowych kijach. Korpus i ręce także tworzy konstrukcja z kijów bambusowych, oklejonych sianem i otrębami ryżowymi, uformowanymi w pożądany kształt. Z powodu braku nóg lalki ubrane są w sari lub dhoti (długi i szeroki pas materiału, który mężczyźni w różnych częściach Indii noszą zamiast spodni). Kij, na którym zbudowany jest korpus lalki, lalkarz opiera na drewnianej podstawce umieszczonej przy pasie, dzięki czemu może swobodnie operowad kijkami i sznurkami przyczepionymi do łokci postaci. Lalkarze animują lalki zza wysokiej, bambusowej ścianki. Sami przy tym poruszają się, nierzadko nawet taoczą, dzięki czemu nadają im więcej życia i energii. W putul-nach przedstawia się historie z Ramajany i dawne legendy. Lalka kathputli. Marionetki z kolei to lalki posiadające w pełni ruchome korpusy i członki. Wykonuje się je z drewna, drutu i materiału wypchanego bawełną, szmatkami lub ścinkami krawieckimi. Lalkę, zwieszaną z ręki, kontroluje się za pomocą linek przymocowanych do różnych części jej ciała. Tradycyjny teatr marionetkowy dominuje w Radżastanie, Orisie, Maharasztrze, Karnatace i Tamil Nadu. Oriskie gopalila kundhei to drewniane półmarionetki z odczepianymi ramionami. Od pasa w dół składają się z powiewającego stroju. Kiedyś tłem dla odtwarzanej akcji była mata utkana z pawich piór (paw jest ptakiem poświęconym Krisznie), obecnie jednak zastępuje się ją malowanymi dekoracjami. Odgrywa się poematy mitologiczne, fantastyczne i o tematyce społecznej, gęsto przeplatane wstawkami tanecznymi i humorystycznymi. Marionetkowy teatr z Maharasztry to kalasutri bahulya. Cieszył się on wielką popularnością do początku XX wieku, a wzmianki o nim pojawiały się już w starożytnych tekstach i pieśniach. Lalki są małe (mają od 20 do 45 cm), wykonane z gliny lub lekkiego drewna. Ich górna częśd składa się z głowy i torsu, a dolną stanowi upięty kolorowy materiał. Przyczepia się do nich trzy linki – do głowy i rąk. Figurki tancerek 8 mają dodatkowo sznurki przymocowane do nóg, a demony, które są największe, do groźnych, głośno zatrzaskiwanych szczęk. Do przedstawienia przygotowuje się specjalną ramę wznoszoną na wysokiej na metr platformie. Lalkarz, niewidoczny dla publiczności, operuje marionetkami przywiązanymi do jego palców z góry. Asystent wyśpiewuje historie do akompaniamentu ludowych melodii. Karnatacki teatr marionetek nosi nazwę sutrada gombe atta. Korpus lalek jest okrągły, wyróżnia się także nogi, ramiona, łokcie, biodra i kolana. Niektóre lalki mają ruchome szczęki i kilka głów. W jednym spektaklu może wystąpid nawet dwadzieścia postaci. Historie zaczerpnięte są z eposów i puran, a towarzyszy im dramatyczny akompaniament muzyczny łączący styl klasyczny z ludowym. W spektaklu, który może trwad całą noc, bierze udział dwóch-trzech operatorów lalek, jeden pomocnik i trzech-czterech muzyków. W Tamil Nadu teatr marionetkowy nosi nazwę bommalatam. Marionetki są największe i najcięższe w Indiach, mogą bowiem mierzyd około 130 cm i ważyd 8-10 kg (czasami, jak w Karnatace, ze względu na ciężar lalek linki zastępuje się kijkami). Wykonuje się je ze specjalnego rodzaju drewna, które następnie się maluje i ubiera w bogaty kostium. Trupa teatralna składa się z pięciu do siedmiu osób, ale tylko jeden artysta realizuje dany spektakl. Asystent pomaga przy podnoszeniu właściwej lalki, a muzycy za liderem powtarzają pieśni. Obecnie wprowadza się także współczesne tematy (na przykład świadome planowanie rodziny i zagrożenie AIDS), ale zazwyczaj spektakle są pełne komizmu, a szczególnie ważną rolę pełni w nich klaun. Jednak najbardziej znane marionetki indyjskie pochodzą z Radżastanu i nazywają się kathputli (drewniana lalka). Wykonane są z drewna i materiału. Drewnianą głowę maluje się w sposób charakterystyczny dla danej postaci występującej w opowieści, lecz jedna lalka może mied dwie głowy, umieszczone na przeciwległych koocach kawałka drewna; podczas występu jedna z głów jest ukryta pod suknią. Gdy lalkarz zręcznie „przerzuci” postad na drugą stronę, pojawia się drugi charakter, zakrywając jednocześnie pierwszy. Twarze zazwyczaj maluje się na żółto, biało lub inny jasny kolor. Korpus do pasa i ręce szyje się z materiału i wypycha bawełną lub niepotrzebnymi skrawkami tkanin. Ręce, w przeciwieostwie do innych marionetek indyjskich, nie mają stawów. Braku nóg nie zauważa się dzięki długim, kolorowym sukniom. Mimo że najczęściej przywiązane są do palców lalkarza tylko trzema linkami, artysta może manipulowad nimi z wielką zręcznością i wyobraźnią. Bardziej skomplikowane lalki, na przykład królewskie tancerki, wyposażone są w pięd-siedem sznurków. Wśród tradycyjnych postaci pojawia się na przykład żongler podrzucający piłki, jeździec na koniu, klaun, zaklinacz węży. Bardzo popularna jest postad o podwójnej twarzy: jednej przedstawiającej mężczyznę, drugiej – kobietę. Najważniejszym cyklem sztuk w repertuarze kathputli są ballady opiewające heroiczne czyny Amara Singha Rathora, legendarnego siedemnastowiecznego księcia z rodu Radżputów, odgrywane przy akompaniamencie ludowej muzyki. Podczas wypowiadania dialogów lalkarze często używają boli, świstawki zrobionej z kawałka gumy rozpiętej między dwoma bambusowymi paskami, z której wydobywają przenikliwe dźwięki. Współczesny teatr lalkowy w Indiach ma jednak konkurenta w postaci mass mediów, co powoduje, że stopniowo zanika tradycyjne lalkarstwo. Chociaż w ostatnich latach został on odkryty na nowo, zaczęto organizowad festiwale, pojawiły się na jego temat książki i artykuły, nie przyczynia się to właściwie do podtrzymania tradycji i rozwoju sztuki. Nowe pokolenia nie są zainteresowane kontynuowaniem rodzinnej profesji, zwłaszcza że nie zapewnia im ona środków do życia. Z drugiej zaś strony mimo wszystko słabe zainteresowanie ze strony środowiska uniwersyteckiego i artystycznego powoduje, że brak jest organizacji aktywnie i praktycznie wspierających teatr lalkowy. Nie tworzy się profesjonalnych grup lalkarskich ani nie uczy lalkarstwa w szkołach teatralnych. Produkcja lalek staje się kosztowna, a zapotrzebowanie na spektakle spada. Pozostają więc lalki na sprzedaż jako souveniry… Justyna Rodzioska-Nair Komitet Światowego Dziedzictwa UNESCO podczas 34. Sesji, która odbyła się w Brasilii w dniach 25 lipca – 3 sierpnia 2010 r. zdecydował o wpisaniu na Listę Światowego Dziedzictwa 21 nowych obiektów, w tym 8 obiektów kulturalnych oraz 2 naturalnych należących do krajów Orientu. Są to: Historyczne budowle "Centrum Nieba i Ziemi" w mieście Dengfeng (Chiny) Obserwatorium astronomiczne Jantar Mantar w Dżajpurze (Indie) Kompleks mauzoleum Szeika Safi al-Din Khānegāh i Sanktuarium w Ardabil (Iran) Historyczny kompleks Wielkiego Bazaru w Tabriz (Iran) Historyczne miasta Hahoe i Yangdong (Republika Korei) Twierdza At Turaif w oazie ad-Dir'iyah (Arabia Saudyjska) Stanowisko archeologiczne w Sarazm, obrazujące początki osadnictwa miejskiego w Azji Środkowej (Tadżykistan) Cytadela królewska Thang Long w Hanoi (Wietnam) Krajobraz Danxia (Chiny) Płaskowyż Centralny Sri Lanki (Sri Lanka) 9 SPIS PODRÓŻNY. ORMIANIE W POLSCE Projekt „Spis podróżny. Ormianie w Polsce” jest realizowany od kilku miesięcy przez Fundację Ari Ari dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jego celem jest stworzenie szlaku edukacyjnoturystycznego śladami polskich Ormian, który ma ukazad nieoceniony wpływ „Synów Świętego Grzegorza” na polską kulturę, naukę i gospodarkę. Na przestrzeni wieków Ormianie osiedlali się na ziemiach Rzeczpospolitej, przenosili na jej tereny wiele wspaniałych zabytków, przywozili ze sobą cząstkę swojej kultury i tradycji, która wpłynęła nie tylko na wzbogacenie, ale również orientalizację polskiej kultury materialnej. Najcenniejsze były rękopisy. Traktowano je jako przedmioty święte, o podobnym znaczeniu jak ikony w prawosławiu, niekiedy przypisywano im moc czynienia cudów, dlatego też Ormianie starali się je chronić. Gdy zmuszeni byli uciekać z własnego kraju, zabierali je ze sobą. W nowej ojczyźnie Ormianie kontynuowali narodowe tradycje i zakładali skryptoria, by w nich kopiować przywiezione księgi. Imigranci z Armenii szybko zapracowali na uznanie i szacunek Polaków. Wielu z nich znało kilka języków wschodnich, dzięki czemu pracowali jako tłumacze, dyplomaci oraz kupcy. Ponadto trudnili się rzemiosłem artystycznym, słynęli z produkcji kobierców, elementów polskiego stroju narodowego oraz zbroi. Ich wyroby trafiały na bardzo podatny grunt, ponieważ zawierały elementy zdobnictwa zaczerpnięte ze sztuki tureckiej, arabskiej oraz perskiej. Ten orientalny typ ornamentyki został bardzo dobrze przyjęty w środowisku polskich Sarmatów. Na multimedialnej mapie Fundacji Ari Ari będą zaznaczone również miejsca związane z Dolnym Śląskiem, m.in.: Wrocław, Oława, Oborniki Śląskie. Teren Wrocławia zamieszkuje znaczna diaspora ormiańska. Są to przede wszystkim Ormianie z nowej imigracji, którzy przybyli do Polski po drugiej wojnie światowej, a zwłaszcza po upadku ZSRR. Śladów Ormian można szukać, na przykład, w kościele przy Placu Dominikańskim, gdzie znajduje się tablica upamiętniająca datę rzezi Ormian (23 kwietnia), czy w bibliotece im. Ossolińskich, posiadającej w swych zbiorach iluminowane rękopisy ormiańskie. Wrocławianie oraz turyści mogą również spróbować orientalnej kuchni ormiańskiej w restauracji Armine przy ulicy Bogusławskiego 83, którą prowadzi Pani Galina. Wolontariusze z Fundacji Ari Ari podążają szlakiem Ormian i starają się odnaleźć rodziny ormiańskie, a także wszelkie ślady związane z egzystencją Ormian w Polsce. Przeprowadzają wywiady z Ormianami, poznają ich zwyczaje, obrzędy, całą kulturę ormiańską oraz płaszczyzny jej przenikania się z kulturą polską. W ramach projektu zostanie zbudowana multimedialna strona szlaku, na której znajdą się zdjęcia, filmy, wywiady, opracowania, materiały archiwalne i interaktywne mapy opowiadające o ludziach, przestrzeniach i wydarzeniach. Całość wirtualnej wizji szlaku zostanie przetłumaczona na języki: angielski, rosyjski i ormiański. Anna Kacperska Fundacja Ari Ari jest organizacją pozarządową, która powstała w 2008 roku; jej nazwa wywodzi się z języka ormiaoskiego i w wolnym tłumaczeniu oznacza „przybądź, podejdź, pomagaj”. Najważniejszymi celami fundacji są działania na rzecz rozwoju społeczeostwa obywatelskiego, ochrony praw człowieka, działania mające na celu przeciwdziałanie wykluczeniu ludzi z mniejszości etnicznych i narodowych, uchodźców, imigrantów oraz niepełnosprawnych. Dotychczasowe realizacje Fundacji Ari Ari koncentrowały się wokół trzech projektów: „Oczy szeroko zamknięte” – wspieranie osób i organizacji pomagających niewidomym i niedowidzącym w Armenii. Korzystając z doświadczeo i umiejętności licznej grupy specjalistów (tyflo- i kynoterapeutów), Fundacja zapoczątkowała proces wydobywania osób dotkniętych przez los z bezradności i społecznej izolacji, a nowoczesne formy terapii i rehabilitacji dały im szansę na samodzielne funkcjonowanie w świecie; Debaty o dziedzictwie kulturowym w Kowalu i w okolicach w ramach akcji „Masz głos, masz wybór”. Celem debat było stworzenie płaszczyzny porozumienia, dialogu, tolerancji i poszanowania wielokulturowości oraz tradycji lokalnej; „I nastała cisza... Rakutowo na Kujawach” – wolontariat dla europejskiego dziedzictwa kulturowego w Rakutowie. Dzięki wolontariuszom z wielu krajów Ari Ari uporządkowała i udokumentowała trzy zaniedbane i opuszczone cmentarze ewangelicko-augsburskie, a także żydowski kirkut. Zainteresowała także ich znaczeniem kulturotwórczym społecznośd lokalną i władze samorządowe. Obecnie Fundacja Ari Ari przeprowadza równocześnie projekty: w Polsce: wspieranie mniejszości ormiaoskiej w Łodzi, tworzenie platformy internetowej dla popularyzowania dobrych praktyk, ścieżka edukacyjna historii lokalnych w gminach Kowal i Baruchowo, wymiana młodzieży i wolontariuszy z Rosji, Armenii, Ukrainy, Gruzji i Litwy; w Armenii: budowanie organizacji Hangrvan w Erywaniu, zajmującej się terapią i rehabilitacją osób niepełnosprawnych, projekt pomocy kynologicznej, badania archeologiczne; w Gruzji: „Przyszłośd zaczyna się dzisiaj” – pomoc dla młodzieżowej organizacji uchodźców w Gruzji, wsparcie centrum dzieci niepełnosprawnych w wąwozie Pankisi, projekt dla osób niewidzących i słabowidzących, warsztaty, szkolenia; na Ukrainie: badania etnologiczne dotyczące Ormian nad Czeremoszem, wymiana młodzieży oraz transfer doświadczeo. Osoby zainteresowane działalnością Fundacji i chętne do włączenia się w tworzenie projektu „Spis podróżny. Ormianie w Polsce”, zapraszamy do współpracy i przesyłania na adres [email protected] materiałów, które mogłyby wzbogacid multimedialny szlak śladami Ormian. Zachęcamy do odwiedzenia naszej strony internetowej www.ariari.org oraz strony Fundacji Ari Ari na Facebooku. 10 NOWOCZESNOŚD A CZCZENIE HINDUSKICH BÓSTW KILKA SŁÓW O KSIĄŻCE KENNETHA R. VALPEYA KULT WIZERUNKU KRYSZNY Na polskim rynku wydawniczym pojawia się niemało prac dotyczących Indii, jednak zazwyczaj są to wspomnienia z podróży lub teksty na temat hinduizmu, które dośd powierzchownie przedstawiają przedmiot swych rozważao, ewentualnie skupiają się na aspekcie społecznym opisywanych zjawisk. Stan ten związany jest między innymi z brakiem szerszej grupy odbiorców, która byłaby zainteresowana szczegółowymi technicznymi informacjami na temat obcych kultów. Zagadnienia te okazują się ciekawe i użyteczne przede wszystkim dla wyznawców, którzy wykorzystują je, aby wzbogacid swoją praktykę religijną. W efekcie trudno jest natrafid na teksty, które w sposób krytyczny ukazywałyby istotę hinduistycznej adoracji bóstwa. Dlatego też uznałam za cenną i godną uwagi pracę prof. Kennetha R. Valpeya Kult wizerunku Kryszny (2009). Pozycja ta została opracowana przez wyznawcę krysznaizmu, zarazem jednak cechuje się akademicką rzetelnością (autor jest pracownikiem Wydziału Studiów nad Hinduizmem Uniwersytetu Oksfordzkiego, a także Uniwersytetu Walijskiego). Poruszona w tej książce tematyka pozwala zainteresowanym osobom zrozumied sens zjawisk, z którymi zdarza nam się stykad na naszym polskim gruncie. Mam tu na myśli między innymi festiwal Ratha-jatry, o którym pisałam w poprzednim numerze biuletynu (patrz: A. Krejczy, Ratha-jatra czyli indyjskie Boże Ciało). Valpey poddaje bowiem badaniu egzoteryczny aspekt wisznuizmu Dajtanji, najbardziej popularnego na Zachodzie nurtu hinduizmu, opisując obecne w nim zasady czczenia bóstwa. W nurcie tym, wywodzącym się od bengalskiego mistyka Dajtanji z XVI w., wymiar emocjonalny związku z Bogiem stał się kluczowy, a obecnośd fizycznego obiektu czci jest nieodzowna. Kult wizerunku stanowi w nim podstawowy element budowania relacji między wyznawcą a bóstwem. Valpey podaje jednak, iż tego rodzaju adoracja świątynna – kładąca nacisk na widzenie bóstwa – nie jest właściwa wyłącznie ścieżce Dajtanji, lecz charakteryzuje indyjskie kulty wielbienia już od pierwszych stuleci naszej ery (s. 47 omawianej publikacji). Pierwsi współcześni teoretycy religii, tacy jak Edward B. Tylor, James Frazer, Max Müller, Sigmund Freud czy Karol Marks uważali, że jeśli religia przetrwa, to tylko jako czysta duchowośd wolna od czczenia wizerunków. Współczesny hinduizm stał się zaprzeczeniem tej koncepcji, ponieważ okazało się, że tzw. prymitywne formy religii mają swoje miejsce w indyjskiej nieprymitywnej społeczności. Co więcej, Valpey zwraca uwagę na fakt, że kult wizerunku Dźagannathy (forma Kryszny) ma się dziś dobrze nie tylko wśród Indusów, lecz został przeniesiony na grunt zachodni, gdzie cześd oddają mu również amerykaoscy i europejscy konwertyci. Dodad należy, iż obok niego z Indii przywiezione zostały także inne przedstawienia Kryszny oraz całe zaplecze teoretyczne, opisujące, jak i dlaczego należy je wielbid. Autor podkreśla przy tym ogromne znaczenie refleksji teologicznej stanowiącej nieodzowny element opisywanej praktyki (ss. 18n). Pisząc swą książkę, Valpey postawił sobie dwa cele. Po pierwsze chciał poszerzyd badania nad kultem w tradycji Dajtanji, równoważąc tendencję obecną we współczesnej nauce, która skupia się na ezoterycznym aspekcie tej ścieżki, wiązanym często ze sferą emocjonalną. Autor zwraca uwagę na to, że obecnie tradycja ta w dużej mierze opiera się na wymiarze społecznym, gdzie ważna jest działalnośd misyjna i zakładanie nowych świątyo, a publiczny charakter czczenia wymaga zwrócenia uwagi na egzoteryczny aspekt praktyk, a więc czczenie oparte na konkretnych regułach, a nie na spontanicznych emocjach. Dodaje zarazem, że opisywana ścieżka religijna ukonstytuowana jest na ciągłym przeplataniu się obu komponentów. Drugim celem Valpeya było teoretyczne wzbogacenie badao religioznawczych poprzez oparcie się na schemacie zaproponowanym w ramach Projektu Porównawczego Idei Religijnych na Uniwersytecie Bostooskim. Zakłada on przede wszystkim ograniczenie się do idei zawartych w najważniejszych tekstach danej tradycji. Autor skupia się zatem na kluczowych pojęciach religijnych odnoszących się do wizerunków. Zawęża też swoje badania do dwóch podtradycji wisznuizmu bengalskiego Dajtanji (ss. 21, 28). Valpey opisuje dwie świątynie i stosowane w nich praktyki oddawania czci wizerunkowi Kryszny – w Indiach i na Zachodzie – które stają się odpowiednio symbolami tradycji i nowoczesności. Odwołuje się przy tym do Davida Smitha, który w swej pracy Hinduism and Modernity (2003) zestawia „współczesną ciężarówkę kapitalizmu” z wozem Ratha-jatry – atrybutem przeszłości. Wbrew tym sztywnym podziałom, to, co było jeszcze nie tak dawno utożsamiane z wstecznością i miało odejśd do lamusa, stało się dziś elementem nowoczesnego krajobrazu. Pierwsza z opisanych praktyk przekazywana jest wokół czterystuletniej świątyni Radharamany (imię Kryszny) we Wryndawanie w północnych Indiach i określona jest przez badacza – zgodnie z koncepcją Barbary Holdrege – jako „społecznośd ucieleśniona”, gdyż znajduje się w ważnym centrum pielgrzymek wyznawców, opiera się na dziedziczonej sukcesji, związana jest z kulturą sanskrycką przekazywaną przez braminów (najwyższa kasta), a także w jej ramach wzorce kultu przedstawione w pismach świętych 11 nabierają realnego kształtu (ss. 27n, 77). Druga natomiast skupia się wokół istniejącej od ponad trzydziestu lat świątyni Bhaktivedanta Manor, która znajduje się na północ od Londynu. Została ona nazwana tu „tradycją misyjną”. Miano to nawiązuje do zmian, które zapoczątkował reformator Dajtanja, a które nabrały nowego wyrazu w XIX i XX w. Zachodnia krytyka kastowości i idolatrii pociągnęła za sobą aktywnośd intelektualną, stanowiącą początek działalności misyjnej wykraczającej poza granice Indii. Jej rzecznicy zaczęli czerpad z nowoczesności, chcąc skutecznie bronid swej tradycji, a także ją propagowad (ss. 27, 135). Oba typy społeczności przedstawiają odmienne, ale nie przeciwstawne postawy. W obu goście odwiedzający miejsce czczenia kontemplują wygląd Kryszny, modlą się do niego, umilają mu czas śpiewając i grając na instrumentach, kapłani zaś każdego dnia budzą go, kapią, ubierają, karmią itd. Jednym z nas tego rodzaju praktyki kojarzą się z podobnymi obecnymi w chrześcijaostwie, gdzie obiektem kultu jest Jezus czy Maryja, inni natomiast oburzają się w myśl wschodnich ikonoklastów, odrzucając adoracje wizerunków. Badacz jednak przede wszystkim chce zrozumied znaczenie, teologiczny kontekst takiego postępowania, co zostało mu umożliwione dzięki przywołanej przeze mnie książce Valpeya. Autor stawia w niej bowiem pytanie: „w jaki sposób zachowad tradycję i dalej rozwijad się w obliczu przeciwnych nurtów współczesności”? Natomiast w odniesieniu jedynie do świątyni zachodniej: jakie jest znaczenie obecnych tam form czczenia, które wyrwane zostały ze środowiska hinduskich rodzin kapłaoskich? Czytelników zainteresowanych tych tematem odsyłam do wydanego w ubiegłym roku polskiego tłumaczenia książki Kennetha R. Valpeya: Kenneth R. Valpey, Kult wizerunku Kryszny. Murtisewa w wisznuizmie Ćajtanji jako prawda oddania, tłum. A. Owczarzak, P. Oźmina, R. Tatrowski, Wrocław: Purana, 2009. Aneta Krejczy Jacek Tabisz Kathak (zainspirowane występem Rajendry Ganganiego) Przestrzeń można stworzyć z ruchu i rytmu Można ją przyzwać z obszarów bez miejsca Tam gdzie twórcza siła składa swe wzory Obojętna na kres i początek zmian Ten taniec ma wieże kopuły świtu Ma arkady przemieszane z wiatrem Jest ciężki jak gwiazda w pustce lecąca Jest jak motyl zrodzony z jej światła On jest górami doliną i rzeką On jest horyzontem który wszystko schwytał On wraz z nocą morze pełni przebywa Rzeczywistość w swe brzegi uderza Ktoś przybył do przystani by ją wołać I nagle opadł w piany fal srebrzyste 24 stycznia 2008 Delhi Pandit Rajendra Gangani GDZIE BĘDZIEMY JUTRO O TEJ PORZE? Recenzja filmu Pociąg do Darjeeling Bajkowe krajobrazy Indii, podróż, trzech braci, przyjaźo, miłośd, tragedia, śmierd, a w tle Irfan Khan. Bollywoodzka masala? Nie, to Pociąg do Darjeeling film amerykaoskiego reżysera Wesa Andersona. Niektórzy mówią, że Anderson potrafi stworzyd lepszą masalę niż niejeden reżyser bollywoodzki. O ile z tym stwierdzeniem można polemizowad, o tyle jedno jest pewne - jego twórczośd wymyka się hollywoodzkim szablonom a sam reżyser uwielbia łączyd gatunki i doprawiad je absurdem i ironią. Mimo że Anderson to twórca o skromnym dotychczas dorobku (zaledwie sześd filmów długometrażowych, w tym animacja Fantastyczny Pan Lis nominowana w 2009 roku do Oskara), w środowisku już od kilku lat mówi się o „stylu Wesa”, typuje się go na następcę Allena, a chwali go sam Martin Scorsese. W jego historiach nie znajdziemy ani łzawo-komediowych wyczynów zakochanych w sobie bohaterów, ani też pasjonujących 12 pościgów i efektów specjalnych. Dotyczy to także Pociągu do Darjeeling. Oto w rytm piosenki Kinksów (This time tomorrow) Peter (Adrien Brody) wyprzedza w gonitwie za odjeżdżającym pociągiem everymana (Bill Murray), który pozostaje na peronie. Tak zaczyna się wyprawa mająca odmienid życie trzech ekscentrycznych braci. Francis (Owen Wilson) przeżył wypadek i chce odbudowad więzi z rodziną. To on wpada na pomysł wspólnej podróży i odnalezienia matki. Peter niedługo zostanie ojcem, ale nie dopuszcza do siebie tej myśli – ojcostwo nie było częścią jego planu. Jego umysł wciąż zajmuje tragicznie zmarły ojciec, po którym z uporem maniaka gromadzi wszelkie możliwe pamiątki. Jack (Jason Schwartzman) ucieka od byłej narzeczonej, jednak myśl o niej dalej go prześladuje – regularnie odsłuchuje wiadomości nagrane przez innych na jej automatyczną sekretarkę. Wciąż zapewnia braci, że postaci w opowiadaniach, które pisze, są fikcyjne – co oczywiście nie jest prawdą. Pozornie mężczyźni niewiele mają ze sobą wspólnego, od śmierci ojca nawet ze sobą nie rozmawiali – a jednak są tak samo sfrustrowani, zawiedzeni, uzależnieni od leków... i nieufni w stosunku do siebie. Dlatego też Francis zawiera z bradmi kolejne układy. Chce, aby znów stali się bradmi, odbudowali rodzinne więzy i odnaleźli siebie samych, a także pojednali się z matką. W jego mniemaniu wyjazd ma stad się dla każdego z nich duchową podróżą. To naiwne przekonanie o przemianie duchowej, którą ma przynieśd wspólna droga (odwiedzanie świątyo i odtwarzanie rytuałów, których nie rozumieją) oraz odnoszone fiasko (bracia wciąż nie potrafią się ze sobą dogadad i nawet pasek od spodni może stad się zalążkiem kłótni) to ironiczny śmiech samego Andersona. Reżyser kpi z Zachodnich turystów, którzy przyjeżdżają do Indii z nadzieją przeżycia oświecenia, pragnąc tak naprawdę stłamsid codzienne problemy i ukryd pustkę w swoim życiu. Kwintesencją takiej postawy jest dialog braci w jednej ze świątyo: - Myślicie, że to działa? Czujecie coś? - Mam nadzieję. - Musi. Co jednak ważne, przemawiając językiem ironii Anderson jednocześnie pokazuje swoich bohaterów w łagodnym świetle, nie ośmiesza ich, przez co nasza sympatia do braci rośnie z każdą sceną – nawet ich wybryki (w roli głównej: śmiercionośny wąż i gaz pieprzowy) traktujemy z pobłażaniem. Mimo że podróż mija braciom pod znakiem kłótni i nieporozumieo, owa wyśniona przez Francisa przemiana ostatecznie następuje. Nie daje jej jednak ani rytuał pawiego pióra, ani modlitwa w sikhijskiej świątyni, ani też... szybki seks z indyjską stewardessą. Dopiero kontakt ze śmiercią, z mieszkaocami małej bengalskiej wioski i z rytuałem pogrzebowym (przypomina on braciom o ostatnim pogrzebie, na którym byli – pogrzebie ojca) może wpłynąd na oczyszczenie wzajemnych relacji. Owego oczyszczenia dopełnia spotkanie z matką (Anjelica Huston), która ukryła się w klasztorze – i która tak naprawdę nie chce swoich synów widzied. Ostatecznie pewnego ranka odchodzi, a bracia zaczynają rozumied, że trzeba już odrzucid walizki ojca, pozbyd się bagażu dotychczasowych doświadczeo i wsiąśd w biegu do kolejnego pociągu. Co ważne, u Andersona nie ma miejsca na moralizowanie ani dramatyzm – sceny w wiosce są spokojne i leniwe, a opowieśd o matce nie przytłacza tragizmem. Pojawia się pytanie: dlaczego reżyser wybrał akurat Indie do swojej historii? Czy zadecydowała o tym miłośd Andersona do filmów Satyajita Raya? A może coś innego? W Europie przed seansem Pociągu wyświetlano krótkometrażowy film Wesa – Hotel Chevalier. W zestawieniu z owym prologiem bardziej przejrzysty staje się wątek ucieczki Jacka od byłej dziewczyny, a piosenka zamykająca film – Les Champs Elisées – zamiast pozostawiad wrażenie dysonansu, przywołuje Paryż z prologu, co tworzy swoistą klamrę kompozycyjną. Ale najważniejszy jest chyba kontrast między światami – znanym Zachodem a wciąż niepoznanym dla zachodniego widza Wschodem. Widz ma do czynienia z inną przestrzenią – jak różny jest to świat od tego prezentowanego w Hotel Chevalier, gdzie widok na Paryż zamyka się w ścianach kamienicy po drugiej stronie ulicy! Tutaj otwarta przestrzeo północno-wschodnich Indii raduje oczy widza, a w malowanym ręcznie w słoniki, niebieskim pociągu można zjeśd obiad podany na ręcznie zdobionej zastawie. To oczywiście Indie podkoloryzowane i wyidealizowane, ale to właśnie takie Indie są rewelacyjnym tłem wydarzeo – to w nich jest piękniej i ma się nadzieję na duchowe oświecenie, gdyż to właśnie nieznane miejsce może sprzyjad nieznanym wcześniej doświadczeniom. Można pokusid się o stwierdzenie, że kino Andersona to kino środka – ani nie przeintelektualizowane, ani też nie wpisujące się w ramy oczekiwao przeciętnego odbiorcy amerykaoskiego kina; tkwiące między mainstreamem a kinem niezależnym. Siła jego twórczości tkwi w prostych historiach opowiadanych w niesamowity sposób, w umiejętności doskonałej obserwacji ludzkiej natury, w dialogach i niebanalnym humorze, który może nie powoduje u nas gwałtownych wybuchów śmiechu, ale ma moc otwierania nam oczu na słodkogorzki świat bohaterów – a także na nasz własny. Piękne zdjęcia dopełniają obrazu całości. Taki też jest nominowany w 2007 roku do Złotego Lwa Pociąg do Darjeeling. Niewyszukany, ale przyciągający uwagę, czasem senny i refleksyjny, ale nie stawiający przed widzem większych intelektualnych oczekiwao. Film po prostu płynie, toczy się powoli niczym tytułowy pociąg, czasem nawet tak jak on gubi swą trasę, ale potem wraca na właściwy tor, by opowiedzied nam historię o ucieczce, wolności i rodzinnych więzach – nie mającą ani początku, ani kooca. 13 Marta Zienkiewicz SAMUDRANATH I NIEBIAOSKIE DAPATI Z HIMALAJÓW Naczytaliśmy się dużo o Haridwarze jako o miejscu, w którym przebywają mędrcy, mistycy i święci. Według Bhagawatapurany Uddhawa poinstruował Widurę, by udał się właśnie tutaj spotkad Maitreję Muniego. Inny mędrzec, Kapila Muni, spełniał tu srogie wyrzeczenia. Pradżapati Daksza odprawił tu wielką ogniową ofiarę. Nieopodal też, w Sapta Sarowaram, Ganga rozdziela się na siedem głównych nurtów, by nagrodzid błogosławieostwami siedmiu Ryszich oddających się tu tapasji (wyrzeczeniu). Po przybyciu do Haridwaru wyruszyliśmy zatem od razu na poszukiwanie joginów. Nasze umysły nie widziały jednak nic niezwykłego w ludziach z różnych części Indii koczujących u brzegów Gangi. Po parogodzinnym spacerze mieliśmy dosyd i zatrzymaliśmy się na odpoczynek w nadbrzeżnej herbaciarni (czyli w prowizorycznie skleconym namiocie, gdzie podawano czaj). Usłyszeliśmy tam, że całkiem nieopodal odbywa się jagna (ofiara ogniowa) a spełniający ją aghori przez niektórych mieszkaoców okolicy jest uwielbiany, przez innych zaś omijany z daleka. Powodowani ciekawością, postanowiliśmy złożyd mu wizytę. Poszliśmy wzdłuż brzegu Gangi, kierując się w stronę smugi dymu unoszącej się z zarośli. Wyszliśmy z nich na polanę, gdzie naprzeciw niewielkiego ognia siedział śliczny chłopiec o arystokratycznym wyglądzie, odziany w czarne szaty. Wydawał się pogrążony w głębokiej medytacji, wspominając więc przykłady z Bhagawatapurany o gniewie mędrców, którym przeszkodzono w rytuale, na wszelki wypadek usiedliśmy cichutko kilka metrów NIEBIAOSKIE DAPATI 250 gr. przesianej mąki pszennej razowej 150 ml letniej wody ½ ł. soli 2-3 Ł. stopionego masła Do miski wsypad mąkę i sól. Stopniowo dolewad wodę, tak aby powstało miękkie, wilgotne ciasto. Wyrabiad na stole, aż będzie gładkie. Przykryd wilgotną ściereczką kuchenną i odstawid na 30 minut. od niego i postanowiliśmy poczekad. Po jakichś dziesięciu minutach, nie odwracając się w naszą stronę, młodzieniec odezwał się pięknym angielskim, mówiąc, że możemy podejśd bliżej. Usiedliśmy nieśmiało koło niego, dziwiąc się, jak rozpoznał nie patrząc, że nie jesteśmy Hindusami, i zaczęliśmy tłumaczyd, co tu robimy. Młodzieniec uśmiechnął się i rzekł, że nie musimy nic mówid, bo wiedział, że przyjdziemy go odwiedzid. Woleliśmy nie wnikad, co ma na myśli i podsumowaliśmy, że ktoś z herbaciarni musiał go uprzedzid o naszej wizycie... Gdy rozmawialiśmy, urzekł nas swoim łagodnym charakterem i głęboką wiedzą na temat świata i ludzi. Był osobą wykształconą. Skooczył sanskryt na Uniwersytecie w Benaresie (Waranasi), a potem przybył nad Gangę oddawad się wyrzeczeniom, by jego studia nie pozostały suchą nauką. Chciał doświadczyd mistycyzmu, o którym naczytał się podczas studiów w różnych księgach starożytnych Indii. Miał na imię Samudranath i pochodził z bardzo pobożnej bramioskiej rodziny z Benares. Nie był najstarszym synem, więc rodzice nie wpadli w rozpacz słysząc, że obrał drogę sadhu. Matce musiał jednak obiecad, ze jego główną siedzibą pobytu zostanie Benares. W Haridwarze znajdował się tylko „przejazdem”, czyli podczas odbywania pieszej pielgrzymki do czterech świętych miejsc w Himalajach. Samudranath widząc, że jesteśmy trochę zmęczeni naszym długim spacerem, postanowił nas ugościd. Poczęstował nas pyszną ziołową herbatą i przyrządził specjalnie dla nas cieplutkie dapati. Nie wiem, czy było to działanie herbaty, ale dapati zdawały się naprawdę niebiaoskie. Rozpływały się w ustach. Czuliśmy się jak królowie, jedząc pyszne dapati i słuchając tajemniczych opowieści naszego gospodarza o joginach i mistykach, których można spotkad w Himalajach. Jednogłośnie podjęliśmy decyzję, że ruszamy wyżej i chcemy odwiedzid chod kilka miejsc z opowieści Samudranatha. Został on naszym przyjacielem i mistycznym przewodnikiem, podzielił się także przepisem na swoje wspaniałe placki. Na palniku położyd płytkę żeliwną bądź patelnię z grubym dnem. Z ciasta uformowad wałek, pociąd go na małe kawałeczki, uformowad z nich kulki, obtoczyd w mące i rozwałkowad na równe okrągłe placki o średnicy 1,5 – 2 mm. W miarę wałkowania podsypywad mąkę. Po rozwałkowaniu natomiast usunąd jej nadmiar z placka i ułożyd go na rozgrzanej patelni/płytce. Gdy na powierzchni placka pojawią się małe białe pęcherzyki, obrócid dapati na drugą stronę i piec, aż zacznie się troszkę nadymad. Wtedy szybko za pomocą szczypiec umieścid dapati bezpośrednio nad ogniem i obracad go nad nim przez kilka sekund, aż dapati nadmie się jak balonik. Kiedy będzie całkowicie upieczony, zarumieniony, bez wilgotnych miejsc, posmarowad dapati masłem i ułożyd na talerzu. Przykryd pokrywką. Postępowad z następnymi plackami w ten sam sposób. Podawad gorące! Najlepiej z warzywami, soczewicą, czatnejem bądź jogurtem. Elżbieta Bielska 14 NADCHODZĄCE WYDARZENIA: 28 VIII - 5 IX, WARSZAWA - VII edycja Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Więcej informacji: www.festiwalsingera.pl 2 IX – Święto Narodzin Kryszny (Krishna Janmashtami) 2 IX, godz. 17.30, WARSZAWA – koncert pianisty Tempei Nakamura. Miejsce: Wydział Informacji i Kultury Ambasady Japonii, Al. Ujazdowskie 51. Wstęp wolny. Liczba miejsc ograniczona. Więcej informacji: www.pl.emb-japan.go.jp 3 IX, godz. 20, WARSZAWA – drugi koncert pianisty Tempei Nakamura. Miejsce: Centrum Sztuki Współczesnej, ul. Jazdów 2. Więcej informacji: http://tpjlodz.org.pl Do 5 IX przyjmowane są zgłoszenia na międzynarodową konferencję „Global Dilemmas of Security and Development in the Middle East”, organizowaną przez Katedrę Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, która odbędzie się w dniach 9 i 10 XI 2010. Abstrakty należy wysyład na adres: [email protected]. Więcej informacji: www.globaldilemmas.pl Do 5 IX przyjmowane są zgłoszenia na ogólnopolską konferencję „Wokół ofiary” organizowaną przez KN Porównawczych Studiów Cywilizacji UJ oraz KN Myśli i Kultury Wschodu UJ. Abstrakty należy wysyład na adres: [email protected]. Więcej informacji w opisie wydarzenia na Facebooku. 6 IX, od godz. 12, POZNAO – 18. Dni Kultury Japooskiej. Więcej informacji: http://tpjwlkp.prv.pl 8 IX – Międzynarodowy Dzieo Alfabetyzacji. 8 IX po zachodzie słooca - święto Rosz Haszana, żydowski Nowy Rok 5771. 9 IX – Dzieo Szacha Masuda (święto afgaoskie). Do 9 IX trwają zapisy na bezpłatne jesienne kursy języka koreaoskiego, kaligrafii, kuchni koreaoskiej i taekwondo w Centrum Kultury Koreaoskiej w WARSZAWIE. Więcej informacji: http://pl.korean-culture.org Do 10 IX przyjmowane są zgłoszenia na międzynarodową konferencję „Saidism in the XXI century”, organizowaną przez Katedrę Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, która odbędzie się 8 XI 2010. Abstrakty należy wysyład na adres: [email protected]. Więcej informacji: www.saidism.pl 10 IX – muzułmaoskie święto Eid Al-Fitr (ostatni dzieo Ramadanu). 11 IX – święto Ganesh Chaturathi. 11 IX – warsztaty taoca brzucha z Jasmin Wachowiak. Grupa początkująca w godz. 10-12, zaawansowana w godz. 13-15. Miejsce: Akademia Dom Taoca Pałacyk, ul. Kościuszki 34. Cena: 75 zł; nieodpłatne z karnetem VIP. Zapisy: [email protected], 693-693-396, 60921-58-96. Więcej informacji: www.flamencoarte.com 12 IX - warsztaty taoca brzucha z Hayal. Godz. 12-14.30 – „Turecki folklor: cygaoski i karsilama”. Godz. 15-17.30 – „Styl Randy Kamel technika plus choreografia”. Miejsce: Szkoła Taoca RENN, ul. Krupnicza 6/8. Cena 1 warsztatu: 89 zł, 2 warsztatów: 169 zł; dla klientów RENNu zniżka 50%. Zapisy: [email protected]. Więcej informacji: www.taniec.renn.pl, www.szkolatanca.wroclaw.pl Do 15 IX można nadsyład prace literackie na międzynarodowy konkurs krótkich opowiadao „Morze słów” organizowany przez Europejski Instytut Spraw Śródziemnomorskich (IEMed) oraz Eurośródziemnomorską Fundację Dialogu Kultur im. A. Lindh, na adres: [email protected]. Więcej informacji: www.iemed.org Do 15 IX można nadsyład artykuły naukowe do kolejnego numeru Czasopisma „Studia Bliskowschodnie” wydawanego pod honorowym patronatem prof. dr hab. J. Daneckiego przy Katedrze Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, na adres: [email protected] 18 IX, godz. 18 – spektakl butō Daisuke Yoshimoto „Ruiny ciała”. Miejsce: Instytut Grotowskiego, Studio Na Grobli, ul. Na Grobli 30/32. Ceny biletów (w cenę wliczony następujący po spektaklu koncert Osjan): 25 zł, studenckie 20 zł. Rezerwacja i sprzedaż biletów: 71 344-53-20, [email protected] 18 i 19 IX, KRAKÓW – ogólnopolska konferencja „Wokół ofiary” na Uniwersytecie Jagiellooskim, dotycząca ofiar współczesnych kataklizmów, wojen i przemian politycznych oraz przedstawieo tychże ofiar, szczególnie na Bliskim Wschodzie, w Afryce i w Azji Południowo-Wschodniej. 19 – 21 IX, godz. 17-21 – sesja warsztatowa taoca butō prowadzona przez Daisuke Yoshimoto. Miejsce: Instytut Grotowskiego, Studio Na Grobli, ul. Na Grobli 30/32. Cena: 200 zł (bez zakwaterowania i wyżywienia). Informacje i zapisy: [email protected] 22 IX, godz. 14 – wykład XIV Dalajlamy Tenzina Gjamtso, przebywającego z wizytą w Polsce, w Hali Stulecia. Wstęp tylko za zaproszeniami. 24 – 26 IX – Festiwal Fantastyki i Sztuki „Inne Sfery”. Wiele punktów programu jest związanych z kulturą Orientu. Organizatorzy: Stowarzyszenie Wielosfer. Miejsce: ODT Światowid, ul. Sempołowskiej 54a. Akredytacja: 10, 15 zł. Szczegółowy program: http://is.wielosfer.pl Przez cały wrzesieo odbywają się regularne treningi: - południowego stylu indyjskiej sztuki walki kalarippajattu w Studiu Kalari. Prowadzący: Sankar Lal Sivasankaran Nair i Justyna Rodzioska-Nair. Więcej informacji: www.studiokalari.art.pl - kung-fu w Akademii Baguazhang. Prowadzący: Krzysztof Skwark. Więcej informacji: www.gongfu.com.pl - jogi w Pureyoga Studio. Więcej informacji: www.pureyoga.pl 15 Uwaga! Konkurs na haiku związane z latem zostaje przedłużony do 20 października. Wiersze własnego autorstwa (nie więcej niż pięć) przesyłajcie na adres: [email protected]. Najlepsze haiku zostaną opublikowane w listopadowym numerze biuletynu „Duniya”. Redaktor naczelna: Kaja Bryx Zespół redakcyjny: Marta Zienkiewicz (kierownik redakcji), Alicja Łozowska, Jacek Tabisz, Elżbieta Bielska Korekta: Alicja Łozowska, Kaja Bryx Skład i opracowanie graficzne: Kaja Bryx Interdyscyplinarne Koło Orientalistyczne UWr. e-mail: [email protected] www.iko.uni.wroc.pl Instytucje współpracujące: Instytut Konfucjusza, Instytut Grotowskiego, Studio Kalari, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Wydawnictwo Smak Słowa, Akademia Baguazhang, Polsko-Chioskie Stowarzyszenie Wu-shu Nan-Bei, Pureyoga Studio, Stowarzyszenie Polsko-Indyjskie Kalari, Akademia Ruchu, Szkoła Taoca Renn, Dom Taoca Pałacyk, Szkoła Taoca An Najma, Szkoła Taoca Al-Mara, Świat Chin, Kalaczakra Gallery & Coffee, Klub Falanster, Portal Internetowy Forum Studiów Indyjskich Hanuman.pl, Stowarzyszenie Integracyjne Hindusko-Polskie IPIS, Stowarzyszenie STIM, Greenway. 16